Oblicza PRL, nr 10 (15.01.2008): 1972–1976 Szczęście na kredyt i ...

16
Najnowsza historia Polaków Nr 10 15 STYCZNIA 2008 Oblicza PRL Instytut Pamięci Narodowej 1972 – 1976 Szczęście na kredyt i Radom Za Gierka zrobiło się w Polsce barwniej. Radosny nastrój podnosiły plakaty projektowane przez najlepszych plastyków, kolorowe stroje młodzieży, sukcesy piłkarzy oraz innych spor- towców, i – przede wszystkim – propaganda sukcesu w telewizorach, coraz częściej też kolorowych. Za tą fasadą kryło się jednak rosnące zadłużenie zagraniczne, marnotrawstwo i nadużycia. Protest robotników przeciw powyżce cen został brutalnie zdławiony w Rado- miu. Władza „ludowa” znów użyła armatek wodnych, pałek i gazów łzawiących. Robotników bito potem na tzw. ścieżkach zdrowia, więziono, wyrzucano z pracy... Fragment plakatu na VII Zjazd PZPR KARTA

Transcript of Oblicza PRL, nr 10 (15.01.2008): 1972–1976 Szczęście na kredyt i ...

Page 1: Oblicza PRL, nr 10 (15.01.2008): 1972–1976 Szczęście na kredyt i ...

Najnowsza historia Polaków

Nr1015 STYCZNIA 2008

Oblicza PRL

InstytutPamięci Narodowej

1972 – 1976Szczęście na kredyt

i Radom

Za Gierka zrobiło się w Polsce barwniej. Radosny nastrój podnosiły plakaty projektowaneprzez najlepszych plastyków, kolorowe stroje młodzieży, sukcesy piłkarzy oraz innych spor-towców, i – przede wszystkim – propaganda sukcesu w telewizorach, coraz częściej teżkolorowych. Za tą fasadą kryło się jednak rosnące zadłużenie zagraniczne, marnotrawstwoi nadużycia. Protest robotników przeciw powyżce cen został brutalnie zdławiony w Rado-miu. Władza „ludowa” znów użyła armatek wodnych, pałek i gazów łzawiących.Robotników bito potem na tzw. ścieżkach zdrowia, więziono, wyrzucano z pracy...

Fragmentplakatu na VII ZjazdPZPR

KA

RTA

15-01-PR-1-A-001-KO-1 9-01-08 15:00 Page 1

Page 2: Oblicza PRL, nr 10 (15.01.2008): 1972–1976 Szczęście na kredyt i ...

15-01-PR-1-A-002-KO-1 9-01-08 15:00 Page 2

Page 3: Oblicza PRL, nr 10 (15.01.2008): 1972–1976 Szczęście na kredyt i ...

>Oblicza PRL 3

Blok

– Panowie, od dzisiaj parkujemy na postojach zderzak w zderzak, zderzak w zderzak!– wołał młody kierowca na zebraniu warszawskich taksówkarzy prywatnych (byłem tam jakopoczątkujący reporter). Zdobył rzęsiste oklaski kolegów, którzy nie chcieli dopuszczać na postojenielegalnej konkurencji zabierającej im klientów. Entuzjazm ostudził komendant stołecznej drogówkiMO. Z nieukrywaną wrogością spojrzał na mówcę i zimno stwierdził, że przepisy nakazujązachowywanie odstępów między parkującymi pojazdami.Widać było, że nie chodzi mu o te centymetry między zderzakami, ale o to, iż ktokolwiek ośmielił siębez pozwolenia z góry zaproponować cokolwiek. Naruszono jego kompetencje. Kompetencje władzy.O jej okrucieństwie i bezkarności pisze dziś w „Znakach czasu” Krzysztof Masłoń.Kończyła się pierwsza połowa gierkowskiej dekady. Mimo bezwstydnej propagandy sukcesu Polacyprzewidywali już, że „wielki manewr gospodarczy” zakończy się klapą. Nawet w „maszynówce”produkującej samochody, o czym pisze Robert Przybylski. Nie widziała tego tylkopartyjna nomenklatura kupująca wszystko na talony, bony i asygnaty, lub za pół darmo we własnychstołówkach. Ale jej przywileje, butę i nadużycia coraz wyraźniej dostrzegali zwykli ludzie, a zwłaszczarobotnicy. Fabrycznych stołówek nie zaopatrywano tak, jak partyjnych. Kiedy jeszcze podwyższonoceny – wyszli na ulice Radomia. Ukazują to zdjęcia z archiwum IPN.Prości ludzie i opozycyjni intelektualiści zaczęli się uczyć swych praw. Pod koniec dekady staną razem.Zderzak w zderzak. —Maciej Rosalak

Zderzak w zderzak

redaktor cyklu dziennikarz„Rzeczpospo-litej”[email protected]

MAREK NOWAKOWSKIpisarz

Był to wynalazek ar-c h i t e k t o n i c z n y :maksymalna prosto-ta, oszczędność, sze-

ścian burego koloru, kilku-lub wielopiętrowy. Odeszli-śmy od tradycyjnej cegły i za-częliśmy budować z cemen-towych prefabrykatów, pu-staków, trelinek. Blokowiskapokryły całą Polskę; zaczęłypowstawać za Gomułki, żebyza Gierka osiągnąć apogeumw postaci budownictwa zwielkiej płyty. Wyrastały co-raz dłuższe i wyższe. Nawetw malowniczych uzdrowi-skach u stóp karpackich górpojawiły się rzędy tych no-woczesnych, socjalistycz-nych domostw, zasłaniającwszelki widok.

Rekord długości pobił ki-lometrowy blok w Trójmie-ście przy ulicy Lumumby. Ta-kich cudów architektury by-ło znacznie więcej i nazwanezostały mrówkowcami. Niewyrósł jednak nigdy blok

podniebny wysokości Pała-cu Kultury i Nauki. Ten re-kord nie został pobity. Blokidominowały przez kilkadzie-siąt lat w budownictwiemieszkaniowym i na pytanie,gdzie mieszka, mniej więcejco trzeci Polak odpowiadał:„W bloku!”.

Później co zamożniejsi Po-lacy zaczęli sobie budowaćwille na kształt zminiatury-zowanych bloków. Były topiętrowe sześciany, a potrze-

bę indywidualnej estetykizaspokajały frontony wyło-żone mozaiką z kolorowegoszkła lub kamieni. Chłopitakże porzucali tradycyjnewzorce budownictwa, spa-dziste dachy i masowo sta-wiali szare pudła z prefabry-katów. Toteż jadąc przez kraj,od gór do morza widziało siętylko bloki, bloki i widok tenkomponował się doskonalez szarym niebem i szarym ży-ciem.

Należy przytoczyć w tymmiejscu opowieść pana Wła-dzia, zaopatrzeniowca z du-

żego zakładu przemysłowe-go w stolicy, który z tytułuswych obowiązków pociąga-mi i autobusami nieustannieprzemierzał naszą ojczyznę.Takie mieli koczownicze ży-cie zaopatrzeniowcy poszu-kujący surowca, części za-miennych czy miejsca zbytudla produkcji swojego zakła-du. Często bywali mocno na-pici, zapadali w pijacki sen,otwierali oczy, zrywali sięi utrudzeni przedzierali mo-

zolnie przez osiedla jedna-kowych bloków w Warsza-wie, Gdańsku, Rzeszowie,Białymstoku.

Pewnego razu pan Wła-dzio miał przygodę o wy-dźwięku metaforycznym. Byłna delegacji, załatwił, co miałzałatwić, co oczywiście wią-zało się ze znaczną ilościąwypitego alkoholu, i na ła-weczce pod cienistym drze-wem zapadł w mocny sen.Zbudził się o zmierzchu i wy-dało mu się, że wrócił jużdo swego miasta. Znajomebloki. Jest nareszcie w swoim

osiedlu. Ucieszył się i ruszyłdziarskim krokiem.

Znajome ulice. Coraz bli-żej. Już jego blok. Pojechałwindą na swoje piętro, po-szedł korytarzem do drzwiopatrzonych numerem jegomieszkania. Włożył kluczw zamek i nim jeszcze goprzekręcił, drzwi otworzyłysię raptownie. Stał w nichbrzuchaty mężczyznaw podkoszulku, w jednej rę-ce trzymał młotek.

– To jest przecież... – PanWładzio zbaraniał zupełnie.

Ale nie dokończył. Brzu-chaty zamachnął się młot-kiem. Pan Władzio ledwiezdążył uskoczyć, po czymrzucił się do ucieczki.

– Łapać złodzieja – goniłgo wściekły głos z góry.

Na szczęście nikt nie za-grodził mu drogi. Wybiegłprzed dom. Spojrzał na tabli-cę z nazwą ulicy, umocowanąprzy wejściu. Ulica Rumian-kowa. Tak przecież nazywałasię jego ulica. Rozglądał siębezradnie. Dopiero po chwiliodkrył różnicę. Naprzeciwkociągnął się blok długi jak gi-gantyczny wąż. Takiego niebyło na jego osiedlu. Padłofiarą pomyłki. Zamiastw swoim mieście był w in-nym, odległym o kilkaset ki-lometrów. Czekała go jeszczedługa droga do domu.

Chłopi także porzucali tradycyjne wzorcebudownictwa – spadziste dachy, i masowostawiali szare pudła z prefabrykatów.

15-01-PR-1-A-003-KO-1 9-01-08 15:00 Page 3

Page 4: Oblicza PRL, nr 10 (15.01.2008): 1972–1976 Szczęście na kredyt i ...

skali. We Francji ten odsetek wy-nosił 58 procent z oczywistą ko-rzyścią dla nabywcy, gdyż wy-twarzane masowo przedmiotybyły tańsze i lepiej wykonaneod produkowanych w krótkichseriach.

Małoseryjna produkcja byłaspowodowana m.in. niewielkimiinwestycjami w przemysł ma-szynowy. Po 20 latach gospo-darki planowej fabryki miałystare i mało wydajne maszyny,a powiązania kooperacyjne byłysłabe i przypadkowe. Przykła-dem niewydolności ówczesne-go przemysłu mogą być losyzmywarki do naczyń, której pro-totyp konstruktorzy z OśrodkaKoordynacji Techniki i Produk-cji Przemysłowej ArtykułówKonsumpcyjnych Predom przy-gotowywali osiem lat. Maszy-na została zaprezentowa-na w 1968 roku i nie weszłado produkcji, bo nie udało sięznaleźć dostawców części.

Najważniejszy kontrakt

W ostatnich latach Gomułkijego ekipa opracowała koncep-cję rozwoju przemysłu elektro-

maszynowego w oparciu o kre-dyty zachodnie i licencje kupo-wane na zasadzie samospłaty.Rząd przetestował tę metodę,kupując pod koniec 1965 rokulicencję na Fiata 125p, któregoprodukcja została sprawnie uru-chomiona przez TadeuszaWrzaszczyka. Dlatego Gierekpowierzył mu MinisterstwoPrzemysłu Maszynowego. W la-tach 70. Polska zakupiła licencjena nowoczesne radiomagneto-fony, telewizory, buldożery,dźwigi, traktory i ten najważniej-szy dla wszystkich – samochódludowy.

29 października 1971 rokuw Turynie Pol-Mot podpisałumowę wartą 18 mld zł. Dwa ty-godnie później rozpoczęto bu-dowę nowej fabryki w Tychach.Produkcja samochodu Fiat 126miała wynosić 250 tys. sztukrocznie. Aleksander Kopećwspomina, że jednostkowekoszty wytwarzania tego pojaz-du wynosiły 35 – 40 tys. zł, nato-miast planowana cena sprzeda-ży sięgała ok. 60 tys. zł. Zakłada-no wyprodukowanie ok. 3 mlntakich aut. Następnie do pro-

dukcji miał trafić model wielko-ści fiata 127 z silnikiem o pojem-ności ok. 0,9 l.

Kontrakt był tak ważny dlaobu stron, że premiera Fiata 126odbyła się tego samego dnia, 9listopada 1972 roku, w Turynie

i w Warszawie. Pokaz przed Pa-łacem Kultury i Nauki prowadziłminister Tadeusz Wrzaszczyk,a przestronność samochodu de-monstrował wiceminister Alek-sander Kopeć, który miał 195 cmwzrostu i do tego był w kapelu-

4 Najnowsza historia Polaków

ROBERT PRZYBYLSKIdziennikarz „Rzeczpospolitej”

Gierkowski ministerprzemysłu maszyno-wego Aleksander Ko-peć wspominał, żepod koniec lat 60.

analizowano sytuację tej branży,która miała niewielki, 22,5-pro-centowy udział w produkcjiprzemysłowej. W Europie Za-chodniej odsetek ten przekra-czał 35 procent. Zakłady podle-głe Ministerstwu Przemysłu Ma-szynowego produkowały 100tys. różnych wyrobów, co pokry-wało się w 40 procentach z asor-tymentem wytwarzanymna świecie. Jednak wartościowoprawie dwie trzecie produkcjiprzypadało na wyroby w ma-łych i średnich seriach, a tylko 18procent wytwarzano w masowej

Szczęście na talon

Łódzka SB o działaczach Ruchu: „Nie zmienili swoich zapatrywań i postawy politycznej,

LESZEK PRÓCHNIAKIPN Oddział w Łodzi

Wrzesień 1974 ro-ku. Po czterolet-nim pobyciew więzieniu wy-chodzą na wol-

ność ostatni skazani w procesieantykomunistycznej organizacjiRuch: bracia Andrzej i BenedyktCzumowie oraz Stefan Niesio-łowski. Zgodnie zwyrokiem sądudo zakończenia odbywania kary

pozostało im jeszczedwa-trzy lata.Władze dotychczas konse-

kwentnie odmawiały obniżeniawyroków. Rada Państwa odrzu-ciła podpisaną przez LubowCzumę i popartą przez prymasaStefana Wyszyńskiego i kardy-nała Karola Wojtyłę prośbęo ułaskawienie synów. Z podob-nym odzewem spotkał się listprzedstawicieli środowisk inte-lektualnych, sygnowany międzyinnymi przez Władysława Bar-toszewskiego, Zbigniewa Her-berta, Edwarda Lipińskiego i Ja-na Józefa Lipskiego, postulującyułaskawienie przywódców Ru-chu. Na mocy ogłoszonej w 1974roku amnestii wymiar kary uległco prawda zmniejszeniu do latpięciu, ale nadal do końca wyro-ku pozostał rok pobytu w wię-

zieniu. Na przedterminowezwolnienie braci Czumów i Ste-fana Niesiołowskiego wpłynąłdopiero planowany na paź-dziernik 1974 roku wyjazd I se-kretarza KC PZPR do StanówZjednoczonych i związane z nimnaciski amerykańskiej Polonii.Uwolnienie skazanych ułatwiałoekipie Edwarda Gierka odparciezarzutów o nieprzestrzeganiepraw człowieka oraz pozwalałona zminimalizowanie ryzyka de-monstracji w obronie więźniówpolitycznych.

Życie na podsłuchu

W momencie pierwszycharesztowań w czerwcu 1970 ro-ku Ruch liczył już kilkudziesię-ciu aktywnych uczestników,działających m.in. w Warszawie,

Łodzi, Lublinie i Bydgoszczy.Wydawany przez organizację„Biuletyn” był pierwszym od latniezależnym pismem w Polsce.Wszystkie te czynniki motywo-wały władze do twardej rozpra-wy z Ruchem i przykładnegoukarania jego członków(przed sądem stanęło 32 osoby),a zwłaszcza nieformalne kie-rownictwo, do którego, opróczbraci Czumów i Stefana Niesio-łowskiego, należeli również Ma-rian Gołębiewski i Emil Morgie-wicz, ktory został skazany na 4 lata więzienia.

Wraz z opuszczeniem wię-ziennych murów stawali się oniobiektem dyskretnej obserwacjiSB. W mieszkaniach wielu z nichzainstalowano podsłuchy tele-foniczne, w pojedynczych przy-

Inwigilacja poetów

Nowoczesny przemysł maszynowy, a przede wszystkim samochodowy, miał zapewnić szybki

Wsiadłem i wysiadłemtylko dlatego, żewymontowano przednifotel, czego zresztą niktnie zauważył – chwaliłsię Aleksander Kopeć,który miał 195 cmwzrostu i do tego byłw kapeluszu

15-01-PR-1-A-004-KO-1 9-01-08 15:01 Page 4

Page 5: Oblicza PRL, nr 10 (15.01.2008): 1972–1976 Szczęście na kredyt i ...

>Reportaż z przeszłości 5

szu. – Wsiadłem i wysiadłem tyl-ko dlatego, że wymontowanoprzedni fotel, czego zresztą niktnie zauważył – chwalił się Ko-peć.

W kolejce po samochód

W kraju nie było nawet po-rządnej sieci serwisów i punk-tów sprzedaży samochodów,więc rząd wymyślił przedpłatyna malucha, które od 5 lute-go 1973 roku przyjmował bankPKO. Klienci wpłacali pieniądzena książeczki PKO, które byłogwarantem całej transakcji. Ce-nę ustalono na 69 tys. zł i dzien-nie przyjmowano oszczędnościod 1600 osób. Prezes PKO zało-żył, że w pięć tygodni wyprzedacałą produkcję FSM do 1978 ro-ku. Okazało się, że chętnychna auto było znacznie więceji pojazdów brakuje. Produkcjamaluchów ruszyła w czerw-cu 1973 roku i pierwsze koszto-wały na giełdzie 110 tys. zł.W 1976 roku na rynek „rzuco-no” 185,4 tys. aut osobowychz importu i produkcji krajowej(chwaląc się wzrostem o 28,7procent), ale to wszystko byłokroplą w morzu potrzeb.

Na koniec 1976 roku na ksią-żeczkach samochodowych byłouzbieranych 27,5 mld zł – o kilkamiliardów złotych więcej niż

na mieszkaniowych. Ponieważkolejka przedpłatowiczów po-suwała się powoli, bo tysiące autsprzedawano na asygnaty dają-ce prawo kupna poza kolejką,w połowie 1977 roku rząd wpro-wadził ceny ekspresowe. „Ma-luch” kosztował 120 tys. zł – tyleco na giełdzie, i odbierało się gow ciągu miesiąca, a im dłużejsystem działał, tym czas oczeki-wania stawał się dłuższy. Popytbył tak duży, że Polmozbyt, mi-mo podniesienia ceny do 150tys. zł w 1980 roku, zawiesiłwpłaty, bo dla chętnych zabra-kło samochodów.

Dyrektor FSM Ryszard Dzio-pak osiągnął ogromny sukces,uruchamiając wielką fabrykęi spłacając całą inwestycjęw kwietniu 1979 roku – półtoraroku przed czasem. W 1980 ro-ku z FSM wyjechało 214 tys. tychaut. Jednak niewiele pomogło toprzedpłatowiczom, którzy cze-kali na samochód od trzechdo pięciu lat. Rocznie kilkadzie-siąt tysięcy pojazdów polskiejprodukcji rząd sprzedawał po-za kolejką za dolary i na talony,zwane także asygnatami.

Czerwony książę

Publiczność czekająca na sa-mochody mogła przynajmniejoklaskiwać rajdowy zespół FSO,

(...) próbując im dawać wyraz na zewnątrz”

padkach również podsłuchy po-kojowe. Za pośrednictwem kon-fidentów zbierano informacjeo ich codziennym życiu, pracy,utrzymywanych kontaktach.Nie chciano przeoczyć momen-tu, w którym byli uczestnicy Ru-chu powrócą na drogę działal-ności opozycyjnej. A tego, że po-wrócą, SB wydawała się pewna.

Objęcie inwigilacją wszyst-kich byłych uczestników Ruchuspowodowało, że najwięcej siłi środków do wykonania zada-nia musiała zaangażować łódzkaSB. Szeregi Ruchu w tym mie-ście uległy znacznemu powięk-szeniu zwłaszcza na przeło-mie 1968 i 1969 r., gdy przyłą-czyło się doń kilkunastu uczest-ników Marca’68. Byli wśród nichJacek Bierezin, Joanna Szczę-sna, Stefan Türschmid, Ewa i Wi-told Sułkowscy. Większość no-wych członków studiowałana Uniwersytecie Łódzkim i Po-litechnice Łódzkiej. Od kolegów >

>

którego gwiazdą był syn pre-miera Andrzej Jaroszewicz. Ze-spół sportowy urzędowałprzy ul. Waszyngtona. Dzienni-karz i rajdowiec amator Woj-ciech Sierpowski pamięta, jakzabierał łyse opony wyrzucaneprzez zespół, bo nie miałna czym jeździć. Tymczasem Ja-roszewicz brylował najpierwna fiatach, potem polonezachi 300-konnej lancii stratos, spe-

działających wcześniej w Ruchudzieliła ich nie tylko różnica wie-ku, ale przede wszystkim bliższylewicowemu światopogląd.Dość szybko okazało się, że pro-gram przyjęty w deklaracji Ru-chu Mijają lata… jest dla tej gru-py zbyt radykalny i jej związekz organizacją zaczął ulegać roz-luźnieniu. Proces ten zbiegł sięz rozbiciem organizacji przezSB. Nowi członkowie, m.in. z ra-cji na krótkie uczestnictwow Ruchu, otrzymali z reguły sto-sunkowo niskie wyroki, częstow zawieszeniu, wobec niektó-rych postępowanie umorzono.

Wielomiesięczna obserwacjapozwoliła SB na konstatację, żebyli członkowie Ruchu pozosta-jący na wolności nie przejawiająszerszej aktywności politycznej.Wyjątek stanowili Jacek Biere-zin i Witold Sułkowski, którzy„nie zmienili swoich zapatrywańi postawy politycznej, kultywu-jąc je w swoim najbliższym oto-

wzrost gospodarczy PRL i dobrobyt mieszkańcom kraju. Niewiele z tego wyszło

cjalnie dla niego sprowadzonejz Włoch.

Telewizja nie uciekała od te-matów motoryzacyjnych. Przezdwa tygodnie pokazywała udanebicie rekordu jazdy długody-stansowej dokonane przez pol-skiego fiata 125p na podwro-cławskiej autostradzie. W czerw-cu 1975 roku polski fiat przeje-chał 50 tys. km ze średnią pręd-kością 138,27 km/h. Imprezę

czeniu, a nawet próbując im da-wać wyraz na zewnątrz”.

Przerwana próba…

Łódzka policja politycz-na miała po wielokroć ułatwionezadanie. Bierezina i Sułkowskie-go, przynajmniej z punktu wi-dzenia SB, bardzo wiele łączyło,a zdecydowanie mniej dzieliło.Siostra Sułkowskiego już od cza-sów Ruchu była żoną Bierezina.Wspólnie zamieszkiwali w do-mu rodzinnym Sułkowskich.Zbliżały ich doświadczenia po-koleniowe i w pewnym stopniudroga zawodowa. Bierezin de-biutował jako poeta w 1967 ro-ku, Sułkowski trzy lata później.Obaj byli członkami Koła Mło-dych przy Oddziale Związku Li-teratów Polskich w Łodzii współpracowali ze studenckimteatrem Studio Prób UŁ. Biere-zina relegowano ze studiówna UŁ, a jego żonę usuniętoz grona słuchaczy studium dok-

≤Fiat 125p – milionowy samochód wyprodukowany w FSO. Rok 1976.

MA

RIU

SZ

SZ

YP

ER

KO

≤Aresztanckie zdjęcia JackaBierezina, Ewy Sułkowskiej iWitolda Sułkowskiego

15-01-PR-1-A-005-KO-1 9-01-08 15:02 Page 5

Page 6: Oblicza PRL, nr 10 (15.01.2008): 1972–1976 Szczęście na kredyt i ...

wcześniej nie miało się samo-chodu – opowiadał Wróblewski.Talony były tak pożądane, bopozwalały kupić pojazd po ce-nie państwowej, znacznie niż-szej od giełdowej.

Brak samochodów nakręcał

ceny modeli używanych. W 1978roku w Polmozbycie maluchkosztował 92 tys. zł, ale na gieł-dzie trzeba było dać 135 tys. zł.Za egzemplarz z 1975 rokuz przebiegiem 50 tys. km sprze-dający żądali 90 tys. zł. Tak samo

sprawa wyglądała np. z fia-tem 125p 1500 – pod ko-niec 1978 roku fabryczna ce-na wynosiła 182,7 tys. zł, giełdo-wa 255 tys. zł za nowy egzem-plarz i 175 tys. zł za auto wypro-dukowane w 1975 roku.

6 Najnowsza historia Polaków

zorganizowała TVP pod hasłemreklamy samochodu Polski Fiati cel osiągnięto. Ówczesny dy-rektor eksportu FSO EdwardPietrzak ocenia, że sprzedażpolskiego fiata w Europie Za-chodniej znacząco wzrosła. Na-tomiast polscy dewizowi kliencimusieli czekać na opłacone automiesiącami.

Aut i części brak

Dziennikarz Andrzej Krzysz-tof Wróblewski, który pierwszysamochód kupił na talon w 1962roku, wyjaśniał, że w latach 70.,kiedy liczba talonów szła w ty-siące, przybrały one postać spe-cjalnych druków, podobnie jakbanknoty i papiery wartościo-we, sporządzonych na papierzewodnym ze znakami uniemożli-wiającymi podrobienie.– Wśród znajomych cieszyłemsię opinią człowieka, który wie,jak sformułować podanie, żebydostać talon. Pytano, czy lepiejpisać o częstych podróżachsłużbowych poza miasto czyo konieczności szybkiego poru-szania się między wielomapunktami w obrębie miasta, jakdalece wciągać w to żonę i jejpracę, czy zaznaczać, że nigdy

Szczęście na talon

Łódzka SB o działaczach Ruchu: „Nie zmienili swoich zapatrywań i postawy politycznej,

toranckiego na Wydziale Elek-trycznym PŁ. WydawnictwoCzytelnik, w porozumieniuz Głównym Urzędem KontroliPrasy, Publikacji i Widowisk, od-mówiło druku tomiku wierszyBierezina. Problemy z publika-cją swoich utworów miał rów-nież Sułkowski.

Utrudnianie realizowania am-bicji literackich obu poetomznalazło swój niezwykle istotnywyraz w skutecznych próbachodsunięcia ich od współpracyz teatrem Studio Prób, prowa-dzonym przez Pawła Nowickie-go. Preludium stanowiły działa-nia SB podjęte po prezentacjiprzez teatr podczas studenc-kich juwenaliów w 1973 rokuspektakli: „Uspokojenie” Biere-zina oraz „Zebraliśmy się” Suł-kowskiego. „Oba teksty– zwłaszcza Bierezina – relacjo-

nował szef łódzkiej SB – zawie-rały szereg napastliwych aluzjipolitycznych. W zainspirowanejprzez nas recenzji, która ukazałasię na łamach tygodnika spo-łeczno-kulturalnego »Odgłosy«,spektakl Bierezina został całko-wicie zdyskwalifikowanyi ośmieszony”.

Wspomniana recenzja rze-czywiście nie zostawiała przy-słowiowej suchej nitki na Biere-zinie (niewymienionym z nazwi-ska). Recenzent ubolewał, żeStudio Prób sięgnęło po „publi-cystyczno-poetycki koszmarek[…], w którym za podwójną gar-dą poezji kryły się również treścipolityczne, wyłożone w sposóbkolokwialny, ordynarny i naiw-ny”. Autor spektaklu „domagasię wolności słowa, walcząc tak-że – wprost o tym mówi – z beł-kotem w sztuce. Walcząc zaś

z bełkotem za pomocą własnegobełkotu, poronił »dramat«, któ-rego mimo najszczerszych chęcinie byłaby w stanie wystawić na-wet Wolna Europa.

Deprecjonowanie twórczościBierezina i Sułkowskiego miałow założeniu kierownictwa SBprowadzić do zmniejszenia siłyich oddziaływania na łódzkieśrodowisko literackie. Niesprzyjały temu bacznie śledzo-ne liczne kontakty poetów z lite-ratami warszawskimi, m.in. Zbi-gniewem Herbertem i Wikto-rem Woroszylskim. Z niepoko-jem obserwowano też związkiBierezina i Sułkowskiego ze śro-dowiskiem „komandosów”i członkami studenckiego kaba-retu Salon Niezależnych.

Zakazany „Karnawał”

Wiosną 1974 roku nasiliły się

działania policji politycznejzmierzające do całkowitego od-sunięcia Bierezina i Sułkowskie-go od Studia Prób. Pretekstemstała się sztuka „Karnawał”, na-pisana przez Sułkowskiego ofi-cjalnie w oparciu o teksty Dosto-jewskiego, a w rzeczywistościzawierająca również elementyutworów innych pisarzy rosyj-skich, w tym Aleksandra Sołże-nicyna. Na przełomie majai czerwca odbyło się kilka „próbgeneralnych” (taka formuła po-zwalała uniknąć ingerencji cen-zury), po których Zarząd ŁódzkiSocjalistycznego Związku Stu-dentów Polskich nie wyraziłzgody na wystawienie sztuki.Zespół teatru odwołał siędo rektora UŁ Janusza Górskie-go i zaprosił go na kolejną próbęgeneralną. Rektor, mimo infor-macji otrzymanych wcześniej

Inwigilacja poetów

>

>

Nowoczesny przemysł maszynowy, a przede wszystkim samochodowy, miał zapewnić szybki

≤Maluchy na działce rekreacyjnej w Pomiechówku

JAN

US

Z F

ILA

/F

OR

UM

15-01-PR-1-A-006-KO-1 9-01-08 15:02 Page 6

Page 7: Oblicza PRL, nr 10 (15.01.2008): 1972–1976 Szczęście na kredyt i ...

>Reportaż z przeszłości 7

W sklepach nie było części za-miennych, a obsługa zmotory-zowanych była na niskim pozio-mie. Z 24 tys. klientów, którzypod koniec lat 70. codzienniekorzystali ze stacji Polmozbytu,wielu miało uwagi podobnedo Antoniego Pardy z Dzierżo-niowa, który w sierpniu 1980 ro-

ku kupił za dewizy polskiego fia-ta 125p 1500 w PP Polmozbyt weWrocławiu przy Armii Radziec-kiej 45. Na zakup pożyczył pie-niądze od rodziny. Po 750 kmz miski zaczął cieknąć olej, więcParda odstawił auto do stacji ob-sługi Polmozbytu w Świdnicy.

Awarię usunięto, ale mechanikwybrał się samochodem do mia-sta, gdzie je rozbił. Polmozbytwyremontowany samochódchciał koniecznie oddać właści-cielowi, który bronił się przezwybrakowanym egzemplarzem.

Po wielkim skoku

Dekada gierkowskiego sukce-su nie zakończyła się sukcesemw motoryzacji – przedpłatyz drugiej tury, otwartej w 1980roku, zostały ostatecznie rozli-czone dopiero w latach 90. Fa-bryki samochodów nigdy nieuporały się z niską jakością pro-dukcji. Na dodatek montowanew FSO i FSM modele starzałysię, a obie fabryki nie przygoto-wywały nowych. Rozbudowy-wana produkcja ciężaróweki autobusów gwałtownie spadłana początku kolejnej dekadyz powodu braku importowa-nych części i materiałów. Nieudało się zakończyć budowyzbyt kosztownej i rozległej fa-bryki traktorów w Ursusie.

Hołubiony przemysł maszy-nowy zamykał dekadę lat 70.w marnej kondycji. MPM kupiłoprawie co drugą licencję (198umów) nabytą przez PRL w la-tach 1971 – 1980. MinisterstwoPrzemysłu Chemicznego kupi-ło 77, Ministerstwo Przemysłu

(...) próbując im dawać wyraz na zewnątrz”

od konfidenta SB, nie dopatrzyłsię w sztuce fragmentów z Sołże-nicyna. Niemniej, po przedsta-wieniu mu bezpośredniego ze-stawienia scenariusza z książką,a zwłaszcza po wizycie oficeraSB, zdecydował o zaprzestaniuprób.

Efektem interwencji SB byłorównież pozbawienie Sułkow-skiego pełnionej przez niegofunkcji kierownika literackiegoteatru i wymuszona rezygnacjazespołu ze współpracy z nimoraz Bierezinem. Jesienią,po ukończeniu przez wielu ak-torów Studia Prób studiów orazpowołaniu kilku z nich, na czelez Pawłem Nowickim, do wojska,teatr de facto przestał istnieć.

Nie wszystkie działania SBkończyły się podobnym powo-dzeniem. Wstrzymywany przezcenzurę tom poezji Wam Biere-zin wydał w 1974 roku pod wła-snym nazwiskiem w InstytucieLiterackim w Paryżu. Amnestia

uchroniła go od nowego proce-su i wyroku, został jednak objętycałkowitym zakazem druku.Wkrótce jego tropem miał podą-żyć Sułkowski, któremu nadalskutecznie uniemożliwiano pu-blikację jego utworów.

Szukając polskiego Sołżenicyna

Kilkuletnia ścisła inwigilacjarealizowana z wykorzystaniempodsłuchu telefonicznego i po-kojowego zainstalowanegow domu Sułkowskich, kontrolakorespondencji, donosy konfi-dentów i bezpośrednia obser-wacja prowadzona przez funk-cjonariuszy SB dostarczałyłódzkiej policji politycznej bez-cennej wiedzy, której ta nie po-trafiła spożytkować zgodniez oczekiwaniami MSW. W grud-niu 1975 roku odpowiedzialniza prowadzenie spraw opera-cyjnych przeciwko Bierezinowii Sułkowskiemu funkcjonariu-

Maszyn Ciężkich i Rolniczych– 65 licencji. Według raportówdoradców ekonomicznychEdwarda Gierka z kredytów do-larowych zaciągniętych w la-tach 1971 – 1980 na licencjeprzeznaczono 5 procent sum– 852,2 mln zł dewizowych.Na koniec 1980 roku wdrożo-no 80 procent (342) wszystkichnabytych przez Polskę licencji,ale tylko 48 procent wdrożo-nych osiągnęło zaplanowanąprodukcję. Nietrafionych by-ło 35 licencji. Wymienionena początku trzy ministerstwaw latach 1971 – 1980 wydały 15,3mld zł dew., w tym na licencje 8,4procent, na import inwestycyj-ny 48,6 procent, import koope-racyjno-zaopatrzeniowy 43,1procent. Wartość eksportu Mini-sterstwa Przemysłu Maszyno-

wego wyniosła 11,5 mld zł dew.Skutkiem masowego napły-

wu licencji było zaniechaniewłasnych prac konstrukcyjnych.Komisja sejmowa pod przewod-nictwem posła Stanisława Gę-bali ustaliła w 1980 roku, żew dziewięciu ostatnich latachPolska sprzedała 37 licencjio wartości 74 mln zł dew. Na terezultaty pracowało 400 tys. wy-kwalifikowanych pracownikówi 1800 jednostek badawczych.Oznaczało to, że jeden pracow-nik naukowy zarobił ok. 20 złdew. rocznie. Nic zatem dziwne-go, że udział wyrobów nowychw produkcji przemysłu maszy-nowego w 1980 roku wyniósł 8,5procent, gdy w 1960 roku się-gał 10 procent.

—Robert Przybylski

sze zostali wezwani do Warsza-wy. Otrzymane wytyczne wska-zywały, iż kierownictwo SB ży-wiło jeszcze pewne nadzieje, żedotychczasowe szykany i re-presje z jednej strony, a pokusaniewątpliwych korzyści zawo-dowych oferowanych twórcomniesprawiającym władzomwiększych problemów z dru-giej, pozwolą okiełznać opozy-cyjne ciągoty Bierezina i Suł-kowskiego. O wiele bardziejprawdopodobny, zwłaszczaw stosunku do pierwszegoz nich, wydawał się jednakżewariant odwrotny. Jak zakłada-no, „nie [jest] wykluczone, żekoła dywersji ideologiczno-po-litycznej na Zachodzie – szuka-jąc »polskiego Sołżenicyna«– postawiły na Jacka Bierezina”.Dlatego, oprócz nasilenia re-presji, zalecano szereg działań(w tym prowokacji z wykorzy-staniem prostytutek) zmierza-jących do kompromitowania

obu twórców w kręgach opozy-cyjnych. Równie ważnym na-rzędziem miało być podsycaniewszelkiego rodzaju nieporozu-mień, sporów, rozdźwięków, za-równo na gruncie prywatnym,jak i literackim.

Łódzka SB gorliwie przystą-piła do wypełniania wytycz-nych. Nie przyniosło to jednakoczekiwanych rezultatów. Fia-skiem zakończyły się równieżprowadzone równolegle działa-nia wymierzone w przywódcówRuchu, którzy we wrześniu 1974roku opuścili więzienia.

Zarówno Jacek Bierezin i Wi-told Sułkowski, jak i BenedyktCzuma i Stefan Niesiołowskikontynuowali – jedni w ramachKomitetu Obrony Robotników,drudzy w Ruchu Obrony PrawCzłowieka i Obywatela – zapo-czątkowaną w Ruchu walkęz systemem komunistycznymw Polsce.

—Leszek Próchniak

wzrost gospodarczy PRL i dobrobyt mieszkańcom kraju. Niewiele z tego wyszło

Na koniec 1980 rokuwdrożono 80 procentwszystkich nabytychprzez Polskę licencji(342), ale tylko 48procent wdrożonychosiągnęło zaplanowanąprodukcję.Nietrafionych było35 licencji

<Andrzej Jaroszewiczpodczas RajduWarszawskiegow 1975 roku

WO

JC

IEC

H K

RY

ŃS

KI/

FO

RU

M

15-01-PR-1-A-007-KO-1 9-01-08 15:02 Page 7

Page 8: Oblicza PRL, nr 10 (15.01.2008): 1972–1976 Szczęście na kredyt i ...

8 Najnowsza historia Polaków

Radom, Ursus 1976

Premier PRL Piotr Jaroszewicz ogłosił 24 czerwca1976 r. społeczeństwu „pod konsultację” pod-wyżkę cen. Mięso drożało prawie o 70 proc.,cukier – 100 proc., nabiał – 50 proc. Nazajutrzw proteście przeciwko tej decyzji zastrajkowa-ło 55 – 70 tys. robotników w ponad 90zakładach, m.in. w Radomiu, Ursusie, Płocku,Gdańsku, Elblągu, Grudziądzu, Poznaniu, Ra-domsku, Starachowicach, Szczecinie, Warszawie,Wrocławiu. Do najpoważniejszych zajść doszłow Radomiu, gdzie strajk rozpoczęła załoga Za-kładów Metalowych im. Waltera. Robotnicyprzerywali pracę i tłumnie wychodzili na ulicę,kierując się do centrum, gdzie został podpalonybudynek Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Pod-czas budowy barykady zginęło dwóch mężczyznprzygniecionych przyczepą. Do zajść doszło rów-nież w Ursusie, gdzie załoga ZakładówMechanicznych Ursus zablokowała międzynaro-dową trasę kolejową, chcąc w ten sposóbpowiadomić świat o swym proteście. Pracę prze-rwała również załoga płockiej Petrochemiii Fabryki Maszyn Żniwnych. Robotnicy przeszlitłumnie pod budynek komitetu partii. Władzeprzystąpiły do pacyfikacji Radomia, Ursusai Płocka, wysyłając na ulice tych miast tysiącefunkcjonariuszy milicji, którzy z niezwykłą brutal-nością rozprawili się z robotnikami. Do historiiprzeszły stosowane wtedy „ścieżki zdrowia” (bi-cie zatrzymanego przez szpaler milicjantów)urządzane wielokrotnie na ulicach i komendachwobec zatrzymanych (634 osoby w Rado-miu, 172 w Ursusie, 55 w Płocku). Wieczoremw telewizji Jaroszewicz odwołał podwyżkę, cozapobiegło rozszerzeniu się strajków. Z pracyzwolniono w Radomiu 939 osób, w Ursusie 180.Kolegia i sądy skazywały zatrzymanych z pogwał-ceniem nawet peerelowskiego prawa. JanKrzysztof Kelus śpiewał „czerwony Radom pa-miętam siny, jak zbite pałką ludzkie plecy (...)Strach w ludzkich oczach, upokorzenie, w spo-tniałych palcach świstki wyroków”. 18 sierpnia 1976r. zmarł ks. Roman Kotlarz, pobity przez „niezna-nych sprawców” – 25 czerwca udzielał duchowegowsparcia radomskim robotnikom, błogosławiącna ulicy, następnie mówiąc o ich krzywdachw kazaniach. Przeciwko mieszkańcom Radomiai Ursusa zorganizowano propagandową akcję po-tępienia. Na stadionach i placach setki tysięcyspędzonych ludzi, skandując hasła „Partia-Gie-rek”, manifestowały swe potępienie dla„chuliganów” i „warchołów”. —Jarosław Szarek

<≤>Zdjęcia z Archiwum IPNprzedstawiające zrewoltowanyRadom. Powyżej – pogrzeb księdzaRomana Kotlarza. Z lewej – robotnicyUrsusa na torach magistrali kolejowej

15-01-PR-1-A-008-KO-1 9-01-08 15:03 Page 8

Page 9: Oblicza PRL, nr 10 (15.01.2008): 1972–1976 Szczęście na kredyt i ...

31 STYCZNIA – Powstałkoncern wydawniczy Ro-botnicza SpółdzielniaWydawnicza Prasa--Książka-Ruch– „centralna organizacjawydawnicza PZPR”– monopolistyczna ma-china będąca do końcaPRL źródłem finansowa-nia partii komunistycznej.11 KWIETNIA – Powoła-no FederacjęSocjalistycznych Związ-ków Młodzieży Polskiej.W jej skład wchodziły:Związek Młodzieży So-cjalistycznej, ZwiązekSocjalistycznej MłodzieżyWiejskiej, SocjalistycznyZwiązek Młodzieży Woj-skowej, SocjalistycznyZwiązek Studentów Pol-skich. Wcześniej trzyostatnie dodały do swychnazw przymiotnik „socja-listyczny”, cow środowisku studenc-kim wywołałoograniczone protestyi niechęć. Do Federacjiprzystąpił też ZwiązekHarcerstwa Polskiego.Działania te były elemen-tem corazintensywniejszej indok-trynacji młodzieży.12 kwietnia Sejm PRLpodjął uchwałę o „zada-niach narodu i państwaw wychowaniu młodzieżyi jej udziale w budowaniusocjalistycznej Polski”,natomiast 13 październi-ka 1973 roku przyjął,wzorowaną na sowiec-kich rozwiązaniach,reorganizację systemuoświaty, w wyniku czegom.in. miała zostać wpro-wadzona jednolita szkoładziesięcioletnia (tzw.dziesięciolatka). Efektemtych działań była likwida-cja na wsi wielu małychszkół i tworzenie tzw.gminnych szkół zbior-czych. Przeciwko tymdecyzjom protestowałepiskopat Polski: „Naj-ważniejszym zadaniem

19

73

>Pamiętam ten dzień 9

>

Mistrzostwa świata 1974

ZBIGNIEW BONIEKpiłkarz

Mistrzostwa świataw 1974 roku byłypierwszymi, którepamiętam. Mia-łem 18 lat, a chłopak

w tym wieku, grający w piłkę, maszczególne powody do chłonię-cia każdego zagrania i analizo-wania go przed snem. Był teżdrugi powód, przybliżającymnie znacznie do tego, co siędziało na boiskach w Niem-czech. Grałem już wtedy w dru-goligowym Zawiszy Bydgoszczi w reprezentacji Polski junio-rów. Tuż przed rozpoczęciemmistrzostw w Niemczech ta re-prezentacja wzięła udział w tur-nieju UEFA, jak nazywano wów-czas mistrzostwa Europy junio-rów. Pojechaliśmy do Szwecjiw grupie kolegów, z których wie-lu dotarło później do pierwszejreprezentacji. Oprócz mnie byłJanusz Kupcewicz, Staszek Ter-lecki, Heniek Miłoszewicz, Ma-rek Dziuba. Największe talentyw Polsce. Wydawało się nam, żepodbijemy Europę, ale przegra-liśmy dwa mecze i szybko wróci-liśmy do domu. Wtedy nauczy-łem się pokory, która przydałami się w późniejszej karierze.

Nie wracałem ze Szwecji zała-many, bo miałem świadomość,że przeciwnicy byli lepsi. I my-ślałem, co zrobić, żeby to się niepowtórzyło. Grałem więc 24 go-dziny na dobę, bo to była jedy-na prawdziwa rozrywka chłopa-ków tamtych lat, nie tylko w mo-jej Bydgoszczy. Graliśmy blokna blok, ulica na ulicę, szkołana szkołę, a jeszcze potem sze-dłem na trening Zawiszy.

Kiedy odbywały się mistrzo-stwa, nie odchodziłem od tele-wizora. Podczas ceremoniiotwarcia w Monachium wraże-nie zrobiło na mnie wyjście Ma-ryli Rodowicz z wielkiej piłki,a potem piosenka o futbolu. Pa-miętam wszystkie mecze po ko-lei i najdrobniejsze szczegóływażne z mojego punktu widze-nia, 18-letniego chłopaka, który

już dobrze zna boisko i rozumiewięcej niż przeciętny kibic. Nieinteresowała mnie wtedy polity-ka, jakieś polsko-niemieckiepodteksty. Nic takiego. Piłka-rzem, na którym się wzorowa-łem, był Niemiec, pomocnikGünter Netzer. Pamiętam takimecz w roku 1972 na Wembley,kiedy Niemcy rozbili Angli-ków 3:1, a Netzera nie można by-ło zatrzymać. Brał piłkę i prowa-dził ją przez 30 metrów, a potempodawał lub strzelał. To był teżmój naturalny styl i kiedy po la-tach spotkałem Netzera, przy-pomniałem każdą jego akcjęz Wembley, co mu sprawiło wy-raźną radość.

Z idolami jest tak, że ma sięich, kiedy jeszcze samemu nicsię nie osiągnęło. A kiedy wcho-dzisz potem do takiej drużynygwiazd, to nie traktujesz ich jakoidoli, tylko kolegów. I wiesz, żeskoro jesteś z nimi, to znaczy, żemożesz im dorównać.

Kochałem się w naszej druży-nie z roku 1974 jako całości. Pa-miętam podawane w radiu i te-lewizji komunikaty z Murrhardt,gdzie przebywała nasza kadra.Czekałem na to, jak się czekałona komunikaty z Wyścigu Poko-ju. Przecież czegoś takiego jakTVN 24 nie było. Podziwiałemobcisłe dresy Adidasa naszychpiłkarzy, charakterystyczne dlasportowej mody tamtych cza-sów. A gol Kazimierza Deynyzdobyty w meczu z Włochamibył fenomenalny. Dostał poda-nie od Henryka Kasperczakaz prawej strony i prawą nogąstrzelił. To jest bardzo trudnei w większości wypadków koń-czy się wypłoszeniem wróbliz drzew. A jak trafiłeś dobrzew piłkę, to nie czujesz. Kazik tra-fił, a osiem lat później, na mun-dialu w Hiszpanii, ja w podobnejsytuacji strzeliłem bramkę Bel-gii. Deyna jest w mojej prywatnejklasyfikacji najlepszym polskimpiłkarzem obok Włodka Lubań-skiego i Grześka Laty.

Prasa próbowała nas z Deynąskłócić, ale on zachowywał sięjak trzeba. Czasami tylko, kiedywracał rano do hotelu, mówił

do mnie i Adama Nawałki: – No,młodzi, jestem trochę zmęczony,więc dzisiaj będziecie musielibiegać więcej niż zwykle.

Stał w okolicach środka bo-iska i rozdzielał piłki. My praco-waliśmy i nikt nie miał mu tegoza złe.

Byłem ciekawy, jak to będzie,kiedy zagram razem z nim. Oka-zało się to bardzo łatwe, bo dobrypiłkarz daje grać innym.Iczułem,że jemu też się podobała współ-praca ze mną. Kazio nie był skorydo zwierzeń, ale raz powiedziałmi coś takiego, czego nie zapo-mnę, bo to było jak nagrodaodmistrza. Przedpierwszym me-czem na mundialu w Argentyniepowiedział mi natreningu: –Sły-szałem, że zostaniesz naławce re-zerwowych. Uważam, że trenerpopełnia błąd.

Jestem pełen podziwu dlaGrześka Laty, który, wbrew te-mu, co mówiono, wyróżniał sięnie tylko tym, że był szybszyod wiatru. A jako pomocnikw Hiszpanii grał znakomi-cie. I świetny kumpel. Tylkow gadce nie był najmocniejszy,a po latach się okazało, że po-szedł w politykę i musi mówić.Wspaniały był Janek Toma-szewski. Bronił świetnie, był do-brym duchem reprezentacji,wszystko mu się podobało i cią-gle o wszystko się zakładał.Szkoda, że brzydko się zestarzał.

—wysłuchał Stefan Szczepłek

Futbol w obcisłych dresach

Kalendarium

<JarosławSzarekhistoryk,Oddział IPN w Krakowie

≤Podczas mistrzostw świata wArgentynie, 1978 r.

15-01-PR-1-A-009-KO-1 9-01-08 15:04 Page 9

Page 10: Oblicza PRL, nr 10 (15.01.2008): 1972–1976 Szczęście na kredyt i ...

10 Najnowsza historia Polaków

dla poprawy sytuacjiw dziedzinie wychowa-nia jest umocnienierodziny polskiej przeztakie prawa, któresprzyjałybynierozerwalnościmałżeństwa orazspełnianiu obowiązkówrodzicielskich przezojców i matkiw rodzinach. Nieprowadzi natomiastdo tego celu odbieranierodzicom ich dzieci przezsystem całodziennejszkoły zbiorczej. (...)W kwietniu 1976 rokuz połączenia ZMS, ZSMWi SZMW powstał ZwiązekSocjalistycznej MłodzieżyPolskiej przygotowującykadry dla PZPR.27 WRZEŚNIA– Elementem dalszejmonopolizacji władzyprzez PZPR byłoprzyjęcie przez Sejm PRLnowej ordynacjiwyborczej. Prawozgłaszania list otrzymałjedynie Front JednościNarodu, którego„kierowniczą siłę stanowiPZPR”, wcześniej(od „wyborów” w 1957 r.)istniała możliwośćzgłoszenia innych list, alenigdy z niej niekorzystano.30 WRZEŚNIA – PZPR„wezwał ogół komuni-stów do udziału wewspólnej pracy” w ra-mach „ogólnopartyjnegoczynu społecznego i pro-dukcyjnego”. Podobneinicjatywy – niedzielnejpracy na budowach, po-rządkowania otoczeniafabryk, ulic i placów– stały się jednym z pro-pagandowych rytuałówdekady. 29 września pry-mas Polski ks. kard.Stefan Wyszyński napisałdo Edwarda Gierka: „pro-szę bardzo (…)o położenie kresu pozba-wiania dnia wypoczynkuludzi całotygodniowej,wytężonej pracy. (…)Wszyscy obywatele Mia-sta [Warszawy] mająprawo do pokoju społecz-nego zakłóconego przezprace, do którychmobilizuje się tysiąceludzi. Prosimy, by Miastonie było zamienianena obóz pracy ciągłej… „. >

KRZYSZTOF MASŁOŃdziennikarz „Rzeczpospolitej”

Astoria, popular-na białostocka re-stauracja, nie miałaprzesadnych ambicjigastronomicznych,

bo nie musiała. Wystarczyło, żew tym lokalu – kategorii, Bóg ra-czy wiedzieć dlaczego, pierw-szej – było piwo, a sala trzeszcza-ła w szwach i znalezienie wolne-go miejsca, nie mówiąc o stoliku,

graniczyło z cudem.Klienci zadowalali się obo-

wiązkową konsumpcją w posta-ci kotleta pożarskiego lub zesta-wu obejmującego jajo, śledziai kawałek żółtego sera, popijającżytniówkę Złotymi Dojlidamilub Łomżą. Przed zamknięciemknajpy, której głównym atutembyło znakomite usytuowanieu zbiegu dwóch reprezentacyj-nych ulic grodu nad Białką: Li-powej i Sienkiewicza, rozlegałysię chóralne śpiewy patriotycz-ne, na przykład na znaną melo-dię Nino Roty: „Mój chrzestnyojciec w Białymstoku woziłgnój... „.

W listopadzie 1975 roku spę-dzałem w Astorii wieczór,na szczęście z braku środków fi-nansowych zakończony wcze-

śniej, niż można się było spo-dziewać. Na szczęście, gdyż wyj-ście z lokalu około godziny 22groziło – jak się miało okazać– mocno opóźnionym powro-tem do domu. A to za sprawądzielnych funkcjonariuszy Mili-cji Obywatelskiej i dziennikarzaorganu Komitetu Wojewódzkie-go PZPR „Gazety Białostockiej”,podówczas „Współczesną” zwa-nej. Krzysztof Próchniewicz, botak było żurnaliście, w męskimtowarzystwie popijał wódeczkęprzy sąsiednim stoliku.

Popijał do godziny 21. Na-stępnie wraz ze współbiesiadni-kami, braćmi Kozłowskimi– Sergiuszem i Aleksandrem,poszedł czy też doturlał sięna pobliski postój taksówek.Tam, zdaniem redaktora, męż-czyźni zostali napadnięci przez,nomen omen, też braci – An-drzeja i Marka Czyżunów, którzynajpierw skatowali Kozłow-skich, a następnie w radiowozieprzybyłym na wezwanie Próch-niewicza wybili szybę. Później-sze zeznania pozwoliły prokura-torowi rozszerzyć akt oskarże-nia o ciężkie pobicie przez Czy-

żunów również funk-c j o n a r i u s z yMO.

U st a l e n i aobrony byłyzupełnie inne.

Otóż braciaK o z ł o w s c yna postojup r ó b o w a l iominąć kolej-kę i na siłęwsiąść do tak-sówki. Zostali

więc rze-czywiścies k a r c e n i

przez kolej-kowiczów, ty-

le że nie było wśród nich braciCzyżunów. Gdy KrzysztofPróchniewicz, który zatrzymałprzejeżdżający radiowóz, wróciłnim na postój, napastników jużtam nie było – tylko poszkodo-wani.

Andrzej i Marek Czyżunowie,którzy z Astorii wyszli jakiś czaspo Próchniewiczu i Kozłow-

Milicjant pogryzionyprzez człowieka

Młodzieżowejmodzie,fantazyjneji „na luzie”,członkowiepartyjnejnomenklaturyprzeciwstawialigarnitury,koszulei krawatydobieranewedle bardzoswoistegogustu,a właściwiebezguścia

MA

RE

K S

ZT

SZ

KO

>

19

73

15-01-PR-1-A-010-KO-1 9-01-08 15:05 Page 10

Page 11: Oblicza PRL, nr 10 (15.01.2008): 1972–1976 Szczęście na kredyt i ...

skich, doczłapali do niedalekiejulicy Dzierżyńskiego (wtedyrównież patrona miejscowejAkademii Medycznej!). Tam za-trzymali ich prowadzący pościgmilicjanci, wspomagani przezrozjuszonego redaktora. Tak ja-koś się złożyło, że AndrzejowiCzyżunowi złamano przy tymrękę. W śledztwie natomiastmiało się okazać, że bracia Ko-złowscy żadnych śladów pobi-cia nie mają.

Czyżunowie upierali się, żeprzez cały wieczór w Astorii bylitylko we dwóch, upadła więcwysuwana przez prokuraturęhipoteza, że na postoju towarzy-szyli im niezidentyfikowaniwspólnicy. W końcu incydentz taksówką całkowicie wyparo-wał z aktu oskarżenia. Wrazz pobiciem i pogryzieniem (sic!)milicjanta przez Andrzeja Czy-żuna. Niespodzianie bowiemrzekoma ofiara Czyżunowejagresji milicjant Lepietuszkooświadczył, że ani go oskarżonyAndrzej Czyżun nie pobił, aninie pogryzł.

Pobity, i to ciężko, zostałna pewno młodszy z braci Czy-żunów, Andrzej właśnie, któregopo złamaniu mu ręki przewie-ziono do izby wytrzeźwieńna ulicę Warszawską i tam pobi-to powtórnie. Prokurator nało-żył sankcję na niego i na prze-wiezionego od razu do aresztujego brata Marka.

Wyrok był kuriozalny; mimowszystkich uchybień w śledz-twie i procesie Sąd Rejonowyw Białymstoku skazał Andrzejana trzy lata, a Marka na trzy i półroku więzienia. Sąd Wojewódzkiwyrok utrzymał, a Sąd Najwyż-szy wniosek o rewizję nadzwy-czajną odrzucił. Czyżunowie od-siedzieli dwa lata. Przed Wigiliąw 1977 roku bez słowa wyjaśnie-nia, ni z tego ni z owego, zwolnio-no ich... na bezterminową prze-rwę w odbywaniu wyroku,o którą zresztą nie prosili.

W całej sprawie najważniejszewydaje się, kto kim był i gdziepracował. Redaktor Próchnie-wicz zaraz po wydarzeniu wy-drukował w „Gazecie Współcze-snej” felieton o zdziczeniu oby-czajów w mieście i koniecznościsurowego rozprawienia sięz chuligaństwem. Bracia Czyżu-nowie byli niekarani i opiniez zakładów pracy mieli niena-ganne, cóż jednak, skoro nie byłto organ Komitetu Wojewódz-kiego, a tym bardziej MSW,w którym zatrudnieni byli obaj

stwierdzone inwalidztwo, zostałwyrzucony z pracy, a „Trybu-na Robotnicza” zaprezentowałago jako pijanego chuligana, któ-ry z pięściami rzucił się na stoją-cy na światłach samochód i wy-wołał publiczną awanturę.

Tak wyglądał w idyllicznejgierkowskiej dekadzie sojuszśrodków masowego (musowe-go) przekazu z najbardziej znie-nawidzoną (dlaczego, Kotecz-ku? – spytałby Kisiel) PRL--owską instytucją – Milicją Oby-watelską. Gdy dziś widzę na mu-rach, wyryte zapewne przezwojowniczych kiboli, napisy:„ChWDP” (lub z błędem orto-graficznym – „HWDP”), tylkowzdycham.

Kozłowscy. A ten resort, niebez-podstawnie nazywany siłowym,reprezentowany był w Białym-stoku – mimo zmian, jakie nastą-piły po usunięciu ze stołka I se-kretarza KW PZPR przyspawa-nego doń Arkadiusza Łaszewi-cza – przez obywateli, którzyw ankietach personalnychw rubryce wskazującej miejsceurodzenia jak jeden mąż wpi-sywali Trześciankę, z podzi-wem, ale i z nutą ironii nazy-waną „gorodem tałantow”.

Znany mi przypadekbiałostocki nie był bynaj-mniej odosobniony. Mniejwięcej w tym samym czasiew Zakliczynie kapral milicjiStanisław Kwaśny wyciągnąłz baru Popularny awanturujące-go się w nim podobno Kazimie-rza Kwieka, zaprowadził gona posterunek i tam zabił. Do-kładnie mówiąc, zastrzelił. Sąddał wiarę Kwaśnemu, że działałw obronie własnej, jest więc nie-winny, a pistolet... wypalił sam.Mimo skazania sąd nie wydałnakazu aresztowania milicjanta,który na rozprawie występowałz wolnej stopy.

Wcześniej, bo w 1971 roku,w centrum Katowic Jerzy Grze-bieluch z Łaz potrącony zostałna pasach przez samochódmarki Skoda. Na oczach tłumuświadków kierowca auta i jegopasażer pobili i skopali poszko-dowanego (Stanisław Barejaw „Co mi zrobisz, jak mnie zła-piesz” niczego nie wymyślił). Na-pastnikami byli kapitan Kazi-mierz Skrzyński ze Służby Ru-chu w KW MO w Katowicachi major Jerzy Kunicz z Rzeszowa.Ludzie wzięli bitego w obronę,Skrzyński musiał więc salwowaćsię ucieczką, Kunicza zaś potur-bowano, a samochód przewró-cono. Grzebieluch, kulejąc, do-wlókł się na dworzec kolejowyi bez teczki, wyrwanej przez Ku-nicza, pojechał do domu.

Nie na długo. Następnegodnia o 6 rano został aresztowa-ny, a sankcję, jaką dostał „z bom-by”, podpisał prokurator JanChart, zarzucając Grzebielucho-wi, inżynierowi zresztą, że „wziąłudział w zbiegowisku, któregouczestnicy dopuścili się gwał-townego ataku na osoby funk-cjonariuszy MO”.

Aresztowanemu odmówionopomocy lekarskiej, tak że po po-nad dwóch miesiącach, gdywreszcie został zwolniony z wię-zienia, nie mógł chodzić o wła-snych siłach. Miał komisyjnie

13 STYCZNIA – PrymasPolski ks. kard. StefanWyszyński w warszaw-skim kościele pw.Świętego Krzyża rozpo-czął cykl kazań („Kazaniaświętokrzyskie”) poświę-conych kwestiomspołecznym. Kontynu-ował je w styczniu 1975i 1976 roku. Domagał sięw nich poszanowania,deptanych i odebranychprzez komunistów, a na-leżnych Polakom praw.Zdecydowanie potępił na-rzucony politycznieateizm, upomniał sięo prawa katolikówza wschodnią granicą.22 LIPCA – W bizantyj-skim stylu obchodzonoXXX-lecie PRL. Oddanodo użytku liczne inwesty-cje, m.in. Port Północny.Stefan Kisielewski noto-wał: „Gierek masęw Warszawie buduje– Wisłostradę też już od-dano gotową oraz trzonZamku. Tylko żarcia niema… „. Leonida Breżnie-wa odznaczono m.in.Krzyżem Wielkim OrderuVirtuti Militari, co ulicaw czarnym humorze sko-mentowała, że„za Katyń”. Wielu placom,osiedlom, fabrykomnadano nazwy „XXX-le-cia PRL”, niektóreprzetrwały do dzisiaj.Z nie mniejszym rozma-chem świętowanorocznicę powstania ludo-wego Wojska Polskiego(X 1973), wtedy VirtutiMilitari wręczono sowiec-kiemu marszałkowiGreczce, za co ten od-wdzięczył się OrderemRewolucji Październiko-wej dla ministra obronynarodowej PRL Jaruzel-skiego.8 – 13 PAŹDZIERNIKA– Edward Gierek, jakopierwszy przywódca PRL,przebywał w StanachZjednoczonych, czegoefektem było przyznaniePRL kolejnych kredytówi technologii.3 GRUDNIA – W Kara-gandzie zmarł apostołKazachstanu – ks. Wła-dysław Bukowiński, którypo wojnie dobrowolnienie wyjechał ze ZwiązkuSowieckiego, aby nieśćposługę pozostałym tam

>

>Znaki czasu 111

97

4

>

MA

RE

K S

ZT

SZ

KO

15-01-PR-1-A-011-KO-1 9-01-08 15:05 Page 11

Page 12: Oblicza PRL, nr 10 (15.01.2008): 1972–1976 Szczęście na kredyt i ...

12 Najnowsza historia Polaków

Polakom, za co 13,5 rokuspędził w łagrach i na ze-słaniu. W tym samymmiesiącu 15 polskich in-telektualistówwystosowało list prote-stacyjny domagający siędla około 1,5 mln Pola-ków żyjących w ZwiązkuSowieckim własnegoszkolnictwa i kontaktuz polską kulturą. Doku-ment podpisali m.in.Jacek Bocheński, Kazi-mierz Brandys, ZbigniewHerbert, Andrzej Kijowski,Zygmunt Mycielski, MarekNowakowski, Antoni Sło-nimski, AndrzejSzczypiorski, Wiktor Wo-roszylski, ks. Jan Zieja.28 MAJA – Sejm PRLwprowadził nowy po-dział administracyjny.Zlikwidowano powiaty,a w miejsce 17 woje-wództw utworzono 49.1 SIERPNIA – EdwardGierek w imieniu PRL zło-żył w Helsinkach podpispod „Aktem Końcowym”Konferencji Bezpieczeń-stwa i Współpracyw Europie. W dokumen-cie były zapisyzobowiązujące poszcze-gólne krajedo przestrzegania pod-stawowych prawczłowieka, co w następ-nych latach stanowiłopodstawę do upominaniasię o ich przestrzeganieprzez powstałe niezależ-ne inicjatywy w PRLi innych państwach blokusowieckiego. W Helsin-kach Gierek spotkał siętakże z kanclerzem RFNHelmutem Schmidtem,z którym ustalono udzie-lenie PRL kolejnychpożyczek, wypłatę 1,3mld marek odszkodowańwojennych oraz zgodęna wyjazd z Polskiok. 125 tys. osób poczu-wających się do swychniemieckich korzeni. Pro-ceder ten określono jako„łączenie rodzin”.5 GRUDNIA – W prote-ście przeciwkozapowiadanym zmianomw Konstytucji PRL w Kan-celarii Sejmu złożonotzw. List 59 podpisanym.in. przez ZbigniewaHerberta, Stefana Kisie-lewskiego, Jacka Kuronia,Adama Michnika, Leszka

>

>

19

75

Co robi ład-na dziewczy-na z Włocławka,która ma zacię-cie dolekkoatle-tyki i lubi poezjęśpiewaną? Zda-

je naAWF iwystępuje wstudenc-kich zespołach bigbitowych, ka-baretach, naprzeglądach piosen-ki autorskiej. Trochę się waha, bowsztafecie4 x100 też odnosi suk-cesy, ale –jakby cytowała bohate-ra „Amadeusza” wjednej zpierw-szych scen filmu –wkońcu mówi„To moja muzyka!” irusza wświat.Debiut w Opolu w 1968 rokui od razu sukces. Suknie cygań-skie. Takież romanse.

Żyło się...! Wspomnieniaz lat 70. („Niech żyje bal”, War-szawa 1992) chwilami nie do od-różnienia od kroniki towarzy-skiej w najnowszej „Vivie”. Te sa-me nazwiska (Krzysztof Mrozie-wicz, Daniel Passent, Olga Lipiń-ska, Małgosia Frank[Niemczycka]) i ten sam za-chwyt: jacy my jesteśmy wspa-niali, jak się cudownie bawi-my! I to ze smakiem, z fantazją,ze stylem: przejażdżki konnenad Bugiem, tenis, jajecznicaz przepiórczych jaj. „Kolacyjki,jazdy zaczarowaną dorożką, (…)jakieś wódki, rozmowy”. Do-prawdy, w zbyt już czarnychbarwach malujemy ten PRL.

To nie jest tak, że wymiar „po-lityki” jest nieobecny w życiui wspomnieniach Rodowicz. Ca-ła ta sfera była, owszem, wszech-obecna nawet, determinującażycie codzienne – i zarazemtraktowana z dojrzałą wyrozu-miałością i dystansem, tak jakakceptujemy jesienne grypy czylutową gołoledź: nieuchronne.„Życie jest, bracie, życiem”– podsumował tę postawęw jednej z piosenek ten, co jeź-dził już w tym czasie na procesydo Radomia. Marylka jeździładalej: na Festiwal Piosenki Żoł-nierskiej do Kołobrzegu, na to-

urnée do ZSRR, NRD, CSRS,LRB, a nawet, w 1978 roku,na Kubę, gdzie poznała FidelaCastro, a nawet, nucąc mu, po-grążyła konkurentkę. No bo jak-że inaczej? – zdziwiłaby się.– Przecież najważniejsze jestśpiewanie!

Co nie znaczy, by nie widziałaśmieszności sekretarzy, ceremo-nii, zabiegów o paszport. Śmia-no się z tego, przenikliwie a ci-cho, na parties i w SPATiF. („Iro-nia, ta chluba niewolnych”, pisałjakoś w tym czasie Miłosz). I Ma-ryla zapisywała co śmieszniejszequi pro quo (izba pamięci Leni-na w kaukaskim kurorcie) i cho-wała co zabawniejsze zdjęcia(z Mieczysławem Moczarem,w 1975 r. dyrektorem InstytutuKultury Polskiej w Dreźnie– nad politurowanym blatem tę-goszyi towarzysz i łabędzioszyjamuza). I tyle.

Szczególna odwaga: efektow-nej szarży. Mistrzyni pastiszu,żartu swoim kosztem, gotowado publikacji zdjęć ze świado-mie lub niechcący groteskowąminą (nie jest to, zwłaszcza jakna salonową lwicę, mało). Czy totemperament aktorski każe tak

zmieniać przebrania? W staniewojennym – występuje w TVz parodiującą punk-rocka kape-lą „Różowe czuby”. Na koncerciekolęd tej jesieni – w sutych,ciemnych błękitach, poważnychi maryjnych. W Opoluprzed dwoma laty – w bluzcez domalowanym biustem. The-re’s nothing like fun!

I publicity. Maryla udziela siędo dziś: a to napisze coś do anto-logii wypowiedzi sławnych ludzio koniach (Czytelnik, 2007), a topogwarzy o swych podróżachz Agnieszką Perepeczko (ŚwiatKsiążki, 2003). A przede wszyst-kim – nagrywa: longplay „Mary-la Rodowicz” miał w ZSRR10 milionów egzemplarzy nakła-du. „Marysia Biesiadna” w 1994roku trochę mniej, ale i tak stałasię częścią narodowej spuścizny.Gdziekolwiek w kraju stoi butel-ka ciepłej wódki – na kursieprzewodników beskidzkich czyu cioci na imieninach – zawszeprędzej czy później zabrzmipieśń „Hej, sokoły”.

Ale „Małgośkę” – to trzebaprzyznać – pięknie zaśpiewała.

—Wojciech Stanisławski

Kontrast zgrzytliwy. „Madonna PRL”i najbardziej osobny ze śpiewaków„Sentymentalnej Panny S”.

A zaczynało się bliźniaczo,od lekkiego hipisowania końca lat 60.Salinger, Woodie Guthrie, pudło

reiE

Maryla Rodowicz | Rocznik 1945. Do tańca i do różańca:Sopot, Opole, festiwal w Soczi i koncert w Wadowicach. Coś przecież pozostaje niezmienne: mocny makijaż oczu i pedał gazu dociśnięty na maksa, czy idzie o szosę, czy o emocje. Głośno, szybko, wesoło!

≤Maryla Rodowicz podczas festiwalu w Sopocie. 1970 r.

AL

EK

SA

ND

ER

JA

ŁO

SIŃ

SK

I/F

OR

UM

15-01-PR-1-A-012-KO-1 9-01-08 15:06 Page 12

Page 13: Oblicza PRL, nr 10 (15.01.2008): 1972–1976 Szczęście na kredyt i ...

Moczulskiego, Jana Ol-szewskiego, StanisławaSkalskiego, WisławęSzymborską, JackaTrznadla, ks. Jana Zieję,ks. Stanisława Małkow-skiego, ks. Jacka Salija.Kilka tygodni później(31 I 1976) złożono ko-lejny „List 101”.Do sejmu napłynęły tak-że m.in. „Memoriałmłodszych pracownikównaukowych i studentówKUL”, list gen. Mieczysła-wa Boruty-Spiechowicza,list polskich pisarzy two-rzących na Obczyźnie,„wniosek obywatelski”z 14 stycznia 1976 orazprotesty przewodniczą-cych Klubów InteligencjiKatolickiej. Szczególniedonośnie zabrzmiałow tej sprawie kilka prote-stów episkopatu Polski,m.in. z 9 stycznia 1976:„Wywołuje obawę ten-dencja do uchwaleniaw Konstytucji przewod-niej roli jedynej partiiw Państwie polskim. (...)Równie niepokojąca jesttendencja, zmierzającado uchwalenia w Konsty-tucji przynależnościPolski do światowegobloku socjalistycznegoi nierozerwalności brater-skich więzów zeZwiązkiem Radzieckim.(...) Jeśli ta tendencja by-łaby wzięta pod uwagę,społeczeństwo – bardzowrażliwe na zagadnieniepełnej suwerenności– odczułoby ją jako za-mach na swąpaństwowość i god-ność”. 10 lutego 1976roku sejm zatwierdził po-prawki do „KonstytucjiPRL”. W jej 1 artykule do-dano stwierdzenie, że„PRL jest państwem so-cjalistycznym”, w nowymart. 3 napisano, iż „PZPRjest przewodnią siłą naro-du”, a „PRL ma umacniaćwięzy przyjaźni ze Związ-kiem Radzieckim i innymikrajami socjalistycznymi”.W głosowaniu tylko jedenposeł – Stanisław Stom-ma z koła „Znak”– wstrzymał się od głosu,reszta poparła zmiany.Stanowczy głos Kościołai akcja protestów, któradoprowadziła do aktywi-zacji oraz integracji

>Rówieśnicy 13

Mieliśmy w so-bie – wspo-mina Keluspierwszą wy-prawę z pie-niędzmi dlarodzin aresz-

towanych w 1976 roku – sporoniezgody na świat komunistycz-nego totalu, niezałatwione ra-chunki z bezpieką. I pewną oso-bowościową predyspozycję, dlaktórej w naszym języku nie madobrej nazwy, a którą Anglicynazywają sympathy for an un-derdog, emocjonalna identyfi-kacja z psem pod spodem – tymgryzionym, a nie gryzącym”.

Student socjologii u Ossow-skich, ciekaw neopozytywizmui niechętny kulturze masowej(w tym Beatlesom) pierwsząulotkę, pod mocnym tytułem„Faszyzm nie przejdzie”. Pierw-sze aresztowanie, nakaz meldo-wania się – i pierwsza próbkawiększej niż przeciętna nieza-leżności: ukrywanie się, wrazz żoną Urszulą, przez kilka mie-sięcy w schronisku na Turbaczuprowadzonym przez przyjaciół.

Sprawa przyschła? Więc wrazz zaprzyjaźnionymi taternikami

pomoc winicjatywie Macieja Ko-złowskiego: przerzucaniu wy-dawnictw Instytutu Literackiego,przemyconych wcześniej naSło-wację, przez Tatry. Podrodze, ba-gatela, zjazd w lawinie schodzą-cej z Rysów. W sprawie taterni-ków jesienią 1969 roku zapadłyjuż poważne wyroki – od trzechdoczterech ipół roku.

Wyszedł po dziewięciu mie-siącach, na mocy amnestii, jesie-nią 1970. I dalej rzucał swój„wdowi grosz na szalę historii”.Z wilczym biletem, wyrzuconyze studiów doktoranckichw PAN (choć doktorat, kilka latpóźniej, obronił!), zaczął, znówjak mało kto wówczas, żyć– z wyboru – „obok”. Prace zle-cone, prowadzenie obozów że-glarskich, badania socjologicznedla Instytutu Wenerologii AM,prowadzenie warsztatów tera-peutycznych dla pierwszychw Polsce narkomanów (m.in.z Jurkiem Owsiakiem).

Pod pokładem, przy ogniskui w schroniskach – czasem sięśpiewa. Nieestradowo. Czasemktoś sięga po pożyczoną gitaręi uczy się kilku akordów, ażdo pociętych opuszków palców.

Piosenki Kelusa rozpozna-

walne są od razu: proste akordy,niespieszna narracja i widzenieświata pełne melancholii, leczwolne od rozpaczy. Dużo sku-pienia na przemijaniu: naro-dów, odwagi i naszego własne-go, krótkiego czasu. Plus pieką-cy sarkazm wobec tanich unie-sień zbiorowych, w tym kultukupowanego na talony fia-ta 126p.

Jakoś w tym czasie właśnie,gdzieś między „Piosenką o Jac-ku Staszelisie” a „Piosenką o rze-czach białych” – Konrad Bieliń-ski zaczął szukać znajomych,którzy mogliby jeździć jako ku-rierzy do Radomia. „Co innegoprzeczytać w ulotce, że gdzieś sąjacyś represjonowani, a co inne-go zobaczyć na własne oczy, po-czuć, obwąchać – pisze Kelus.– Ludzie, którym trzęsą się ręceze strachu, płaczące baby, za-pach placków na zjełczałym ole-ju. Makrobiotyka biedy”.

Stąd – działacz Biura Inter-wencji KOR. Czasem pojawiają-cy się gdzieś z gitarą, jak w salo-nie Anny i Tadeusza Walendow-skich, skąd wziął pomysł na ko-piowanie i sprzedaż kasetpod własnym nazwiskiem, znówłamiąc jako pierwszy w blokumonopol państwa, tym razemfonograficzny. A prywatnie– na szlakach coraz dalej „w bokod szosy głównej”, zbierającszyszki z gonnych sosen i hodu-jąc, dopóki zdrowie pozwalało,pszczoły w sennych wioskachBorussii i Mazur, „pięćset milod nikąd”. Nieobecny w „życiupublicznym” przez długie lata– i pojawiający się czasem, kiedyznów jakiś underdog okaże sięw potrzebie. Mroźnym grud-niem 2004 roku Jan KrzysztofKelus i jego żona wsiedli do au-tokaru z Polską Misją Obserwa-cyjną, by pilnować uczciwościpomarańczowych wyborówprezydenckich w odległymodtrzy tysiące kilometrów Char-kowie.

—Wojciech Stanisławski

.rezonansowe ze sklejkii najłatwiejszy dla samouków akordE7. Dla niego z czasem „e siedem”

zaczęło oznaczać szosę do Radomiana procesy KOR; dla niej pozostałomocnym dźwiękiem durowym.

Jan Krzysztof Kelus | Rocznik 1942. „Osobno” jakopodstawowy kierunek kompasu. „Półgłosem” jako rdzeń poetyki.Czasem przemyca się „Kulturę” przez Tatry, czasem sypie ulotki.

Gdyby na śpiewanie zebrało się kiedyś Simone Weil, jej songibrzmiałyby pewnie jak piosenki JKK.

>

>

≤Jan Krzysztof Kelus w swojej pasiece. 1986 r.

TO

MA

SZ

MIC

HA

LA

K/

FO

TO

NO

VA

15-01-PR-1-A-013-KO-1 9-01-08 15:06 Page 13

Page 14: Oblicza PRL, nr 10 (15.01.2008): 1972–1976 Szczęście na kredyt i ...

środowisk opozycyjnych,złagodziły wcześniejszepropozycje PZPR, m.in.nie umieszczono zapi-sów o kolektywizacjirolnictwa oraz „o lojalno-ści każdego członkaKościoła katolickiego wo-bec socjalistycznegoustroju”, nie wprowadzo-no też nazwy PolskaRzeczpospolita Socjali-styczna.8 – 12 GRUDNIA – Odbyłsię VII Zjazd PZPR.W ostatnich miesiącachw Warszawie doszłodo kilku tajemniczych pożarów i prób podpaleń(m.in.: Centralnego Domu Dziecka, mostuna Trasie Łazienkow-skiej), co warszawiacy komentowali opowiadanymi dowcipa-mi: „Partia pali siędo zjazdu” czy „Siedempożarów na VII Zjazd”.Zadłużenie PRL na Zachodzie wyniosło 8,5 mld dolarów.3 MAJA – Opublikowa-no programdziałającego w konspi-racji PolskiegoPorozumienia Niepodle-głościowego. Jegokierownictwo tworzyli:Zdzisław Najder, AndrzejKijowski, Jan Olszewski,Jan Józef Szczepański.PPN za swój cel uznałoodzyskanie przez Polskęsuwerenności i publiko-wało analizy, ekspertyzy,opracowania na tematnajistotniejszych proble-mów Polski, jejprzeszłości i przyszłości.Kilka tygodni wcześniejw warszawskim mieszka-niu MaciejaGrzywaczewskiego spo-tkali się m.in. AndrzejCzuma, Adam Wojcie-chowski i LeszekMoczulski, przyjmującdokument programowy„U progu”. Za koniecznedla uratowania narodui państwa uzależnionegocałkowicie od ZwiązkuSowieckiego uznali odzy-skanie niepodległości,przyjmując, że komunizmjest niereformowalny,gdyż zmiany „są sprzecz-ne z samą jego istotą”.

—Jarosław Szarek

>

19

76

14 Najnowsza historia Polaków

ROBERT PRZYBYLSKIdziennikarz „Rzeczpospolitej”

Modne ciuchy zdobywało się wdługich kolejkach w HofflandzieBarbary Hoff. Droższe sklepymiały Cora, Telimena i luksusowaModa Polska. Słynęła z pokazówmody, na które zapraszano śmie-tankę towarzyską. W małychmiejscowościach różnorodnościnie było i zdarzało się, że całe mia-steczka chodziły w takim samymsweterku, który był dostępny wjedynym w mieście sklepie. Han-del sprzedawał spodnie chłopię-ce bez rozporków, bo „dla wyko-nania rozporka niezbędne jestdodatkowe cięcie, kilka dodatko-wych szwów, nadto guzik i dziur-ka do zapięcia. To obniża wskaź-niki ekonomiczne” – usprawie-dliwiał się producent. Butów szu-kało się miesiącami, a wygodnedamskie kupowało się za mie-sięczną pensję w komisach.

Rząd zezwolił w 1972 roku naotwieranie dewizowych rachun-ków oszczędnościowych i wpła-ty dolarów ze źródeł nieudoku-mentowanych. Szacowano, że wpolskich domach jest od 2 do 5mld dolarów. Dla zdobycia de-wiz Bank PKO oferował obywa-telom państw zachodnich prze-syłanie paczek do Polski. Np. paczka nr 70 zawierała: trzypaczki herbaty oryginalnej (100g), 0,5 kg ziarnistej kawy palonej,ekstrakt kawy naturalnej Mara-go (puszka 50 g), jedną puszkękakao (454 g), dwie 100-gramo-we tabliczki czekolady Wedla ipółlitrową puszkę soku grape-fruitowego.

Potęga gospodarcza

Propaganda PRL przedsta-wiała kraj jako dziesiątą potęgęgospodarczą świata. Poczuciesukcesu było mącone przez bra-ki najróżniejszych, często drob-nych towarów. Czas poświęconycodziennie na zakupy przez jed-ną rodzinę zwiększył się z 63 mi-nut w 1966 roku do 98 minut w1976. Czytelnicy „Życia Gospo-darczego” narzekali, że nie makieliszków, klin do pedału rowe-rowego kosztujący 3,30 zł jest

nieosiągalny, podobnie jak wen-tylki do opon oraz gumowe tu-lejki do resorów. Producenci tłu-maczyli się brakiem mocy wy-twórczych lub materiałów, ale„prawdziwą przyczyną brakówjest plan wartościowy, któryznacznie trudniej wykonać, pro-dukując drobiazgi” – ujawniałmeandry gospodarki planowejredaktor „ŻG”.

Plan musiały wykonać takżesklepy, więc ZURT (ZakładUsług Radio-Technicznych)przyjmował wpłaty (8 tys. zł) nanowoczesne radia Elizabeth iMeluzyna, ale bez określenia,kiedy będzie można je odebrać.Diora produkowała te modele wśladowych ilościach. Nie lepiejbyło z pralkami automatyczny-mi. Gdy w 1974 roku Helena Sie-wiera w sklepie Gminnej Samo-pomocy w Klukach kupiła po

Eldorado na kredyt

KRZYSZTOF FEUSETTEdziennikarz „Rzeczpospolitej”

Polska Akademia Nauk prze-prowadziła w 1975 roku sondażwśród klasy robotniczej: „Conajbardziej przeszkadza w pra-cy?”. Pierwsze miejsce zająłbrud. Redakcja dziennika „No-winy” idzie za ciosem i ustala, conastępuje: „W Łańcuckiej Fabry-ce Śrub ludzie dostają deputatproszkowo-mydlany, jednakbiorą go do domu na pranie cy-wilnych ciuchów, więc kombine-zony pozostają brudne. W kro-

śnieńskiej »Lniance« rozdanopracownicom nowe, zgrabne,kolorowe fartuchy. Na drugidzień tylko kilka przyszło w nichdo fabryki, reszta założyła stare,sponiewierane. Zarządzającymogli machnąć ręką. Ale nie:przekonali mistrzów, żeby ciprzekonali pracownice. Poskut-kowało, bo poszła wieść: „»Baby,jutro przyjeżdża telewizja!«”. Ar-tykuł wieńczy myśl, że „to na-prawdę istotne, czy człowiek ra-no myśli: znowu muszę iść do tejcholernej czarnej roboty, czyteż: tak mi się chce znowu zacząćmoją, dobrą, ciekawą pracę”.

A propos ciekawej pracy – no-we możliwości otwiera projektTowarzystwa Krzewienia KulturyŚwieckiej. „TKKŚ uczyniło jużwiele dla upowszechnieniai wdrożenia świeckiej, socjali-stycznej obyczajowości i obrzę-

dowości. Na szczególną uwagęzasługują inicjatywy dotycząceświeckiego ceremoniału pogrze-bowego. Pogrzeb wyznaniowyma na celu zapewnienie treściwyłącznie religijnych inie zawszejest w stanie zastąpić treściświeckich, które wiążą się zpoże-gnaniem człowieka jako obywa-tela, towarzysza pracy, członkaspołeczności”. Niestety, na raziebrak nie tylko mistrzów ceremo-nii, ale nawet osób, które potrafi-łyby wygłosić mowę pogrzebo-wą. „Nie ukształtowały się i nieupowszechniły kanony tego ro-dzaju przemówień –łkają „Nowi-ny”. –Dlatego nawyróżnienie za-sługuje inicjatywa Międzywoje-wódzkiego Ośrodka Doskonale-nia Kadr Laickich, który wydał„Zbiór przemówień na uroczy-stych obrzędach obywatelskich”.Znalazły się tam również wzorce

Przodownik prasy

Socjalistyczne obrzędy

„Zamknięte z powodu nawału pracy” – napis na drzwiach pralni chemicznej w

<Pierwsza kartka na cukier– od sierpnia1976 r. możnabyło za nią kupićw ojczyźnie buraka cukro-wego 1 kg cukru

15-01-PR-1-A-014-KO-1 9-01-08 15:07 Page 14

Page 15: Oblicza PRL, nr 10 (15.01.2008): 1972–1976 Szczęście na kredyt i ...

>Kosz Peerelczyka 15

znajomości pralkę automatycz-ną, sąsiadki przyszły ze stołkamii półtorej godziny przesiedziałyprzy urządzeniu, obserwując,jak pierze.

Rarytasem był także telefon.W 1975 roku na 1000 mieszkań-ców były 43 telefony – połowęmniej niż w krajach zachodniejEuropy. Na gdyńskim osiedluWitomin Telekomunikacja zało-żyła jeden telefon i zamknęła wbudce. Klucz umieszczono wszklanej, nieotwieranej gablo-cie. Instrukcja obok polecałastłuc szybę tylko w razie pożaru.Dla przeciętnego Polaka przeży-ciem było nie tylko założenie te-lefonu, ale nawet zakupy. Geno-wefa Kocia nabyła w sklepieSpołem nr 67 w Kielcach teni-sówki – obie lewe. Gdy reklamo-wała zakup, ekspedientka za-rzuciła jej kradzież butów wdwóch sklepach i zagroziła, że„da jej butem w łeb”.

Kraina bubla

W latach 1971 – 1975 ilość bu-bli wzrosła o 50 procent, ich war-tość osiągnęła 188 mld zł. Dlaporównania przychody pienięż-ne ludności w 1975 roku wynio-sły 955 mld zł. Na Kępie Potoc-kiej odbyła się wystawa dom-ków weekendowych Relaks-75.Według sprawozdawcy „Życia

Najodpowiedniejszym okresemdo zastosowania modnych no-winek jest zimowy urlop. W do-mu wczasowym czy schroniskumiejskie ciuchy nie pasują. Cośw stylu wiejskim będzie więcw sam raz.

(...) Garderoba utrzyma-na wyłącznie w tym stylu jestnieco surowa. A zatem trzeba jąuzupełnić barwnymi dodatka-mi. Zwróćmy baczniejszą uwagęna szale i rękawiczki. Wyjeżdża-jąc na urlop, trzeba konieczniemieć długi szal i pięciopalcowewłóczkowe rękawiczki. W tymsamym kolorze! Ponieważ dzia-nina jest ciągle modna, dobrzewidziane jest chodzenie po do-mu (wczasowym również) w ro-bionych na drutach papuciach,czyli skarpetce łączonej z cienkązelóweczką.

Na zimowy urlop najwygod-niej jechać w kurtce, która nica nic nie straciła na aktualności.Nadal nosi się wszystkie dotych-czasowe rodzaje, łącznie z kur-teczkami futrzanymi i łączonymiz elementami z dzianiny.Zwłaszcza te ostatnie są godnepolecenia, bo to propozycjapraktyczna i pozwalająca wyko-rzystać z pożytkiem to wszystko,co jeszcze jest w szafie, ale jużwyszło z mody. W moim przeko-naniu przeróbki nie są sprawąwstydliwą i dlatego przy róż-nych okazjach o nich wspomi-nam. Uważam, że mieć nową,modną kurtkę, tańszą o połowęniż gotowa (której zresztą niesposób kupić), jest warte zacho-du. —m. j.-l.

za tekstem „W stylu wiejskim” p. Agatyw piśmie „Kobieta i Życie Praktyczne”nr 1, 1974 r.

Ciocia Dobra Rada

Skarpetka z cienką zelóweczką

Gospodarczego” przeważał styltypu pakamera-barak, np. do-mek Diogenes o powierzchni 12 mkw. wykonano z niebieskiejblachy, w środku wyłożono pły-tą spilśnioną. Kosztował 48 tys.zł. W sam raz aby ustawić nadZalewem Zegrzyńskim, gdzieceny działek biją rekordy, i od-począć od życia w bloku na 11. piętrze z zepsutą co drugidzień windą, dopływającą odczasu do czasu wodą i zapowie-trzonymi kaloryferami – doda-wał dziennikarz.

Nie było natomiast odpo-czynku na budowach. W latach1974 – 1976 rząd wydawał na in-westycje o 20 procent więcej, niżzarabiał. W 1976 roku obsługazadłużenia pochłaniała 7 mld złdew., czyli 44 procent wpływówz eksportu, znacznie powyżejwspółczynnika bezpieczeństwa,który wynosi 25 procent. Tylkozadłużenie krótkoterminowewynosiło 5,2 mld zł dew. i wymu-szało codzienne spłacanie (i za-ciąganie) kredytów w wysokości50 mln zł dew.

Dopłaty do sztywno wyce-nionych produktów zwiększy-ły się z 50 mld zł w 1970 rokudo 141 mld zł w 1975 roku. Bu-dżet państwa nie był w stanietego wytrzymać i 24 czerwca1976 roku Sejm przyjął uchwa-

łę o podwyżce cen cukru o 100procent, mięsa o 69 procent,mleka i wyrobów mlecznych o

50 procent. 13 sierpnia 1976 ro-ku rząd wprowadził kartki nacukier.

≤Pewex to jest to...

przemówień pogrzebowych.W Katowicach zaś wydano tej je-sieni broszurę „Ceremonie sto-sowane w zakładach przemysłuhutniczego”. 21. rozdział zbiorkupoświęcony jest świeckiemu ce-remoniałowi pogrzebowemu or-ganizowanemu towarzyszowipracy”.

Ale nie wszystkim pracaw głowie. Gdańscy studenci po-witali rok akademicki 1975/1976imprezą nazwaną Piwowaria.„Sami co prawda tego piwa niewarzyli, ale porozumieli się z ta-kimi, co robią i w efekcie dyspo-nowali w klubie Żak 13 gatunka-mi tego napitku, co jest absolut-nym rekordem Polski czasównajnowszych” – piszą „Nowiny”.Kolejka na zewnątrz byłana dwie godziny stania, po wej-ściu każdy kupował karnet(maksymalnie cztery kufle).

nej w bydgoskiej dzielnicy Czyżówka

PŁACA I CENY W 1976 ROKUprzeciętna płaca 4116 złdolar na czarnym rynku 120 złkiełbasa zwyczajna 44 złmięso wieprzowe (kg) 68,44 złjabłka 11,99 złcoca-cola (0,25 l) 5,00 złpapierosy z filtrem Silesia 10 złbanany 45 złmasło eksportowe (kg) 75 złczekolada deserowa 100 g 25 złtokaj (0,75 l) 103 złwiśniówka (0,5 l) 120 złpłaszcz męski wełniany 2250 złgarnitur wełniany 2800 złpółbuty męskie skórzane 620 złchłodziarka sprężarkowa 180 l 7200 złpralka automatyczna Bio-Polar 10 500 złmagnetofon kasetowy MK-125 3440 złtelewizor kolorowy 21 500 złbenzyna LO 94 (l) 11 złmotocykl WSK M-06-B 9500 złPolski fiat 126p 87 000 złPolski Fiat 125p 1300 167 000 zł

15-01-PR-1-A-015-KO-1 9-01-08 15:08 Page 15

Page 16: Oblicza PRL, nr 10 (15.01.2008): 1972–1976 Szczęście na kredyt i ...

16 Najnowsza historia Polaków

Cykl złożony z 18 zeszytów wpinanych do segregatora, ukazują-cych się co tydzień jako dodatek do „Rzeczpospolitej”. Powstałdzięki współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej.

1. 1945 – 1947, czyli od zainstalowania przez Sowietów PKWNdo ucieczki Mikołajczyka

2. 1947 – 1949, czyli do rozprawy z „odchyleniem prawicowo--nacjonalistycznym” i wprowadzenia stalinizmuabsolutnego

3. 1949 – 1953, czyli najgorsze czasy stalinowskie (bierutowskie)4. 1953 – 1956, czyli od aresztowania prymasa Wyszyńskiego

do tzw. odwilży5. 1956 – 1958, czyli Październik i odwrót Gomułki6. 1958 – 1964, czyli mała stabilizacja, ale konflikty narastają

7. 1964 – 1968, czyli do konfrontacji ze społeczeństwem (Ma-rzec) i inwazji na Czechosłowację

8. 1968 – 1970, czyli ostatki gomułkowskie i strzały na Wybrzeżu9. 1970 – 1972, czyli początek manewru Gierka; pozory z otwar-

ciem na Zachód włącznie10. 1972 – 1976, czyli epoka „Czterdziestolatka” i Radom11. 1976 – 1978/1979, czyli opozycja rośnie w siłę12. 1979 – 1980, czyli schyłek gierkowski i wielkie strajki13. 1980 – 1981, czyli wielki karnawał „Solidarności”14. 1981 – 1983, czyli noc generałów i opór społeczeństwa15. 1983 – 1986, czyli stagnacja epoki Jaruzelskiego16. 1986 – 1988, czyli dogorywanie ustroju i światełko w tunelu17. 1988 – 1989, czyli kres PRL18. DO DZIŚ, czyli co zostało z PRL

Najnowsza historia Polaków. Oblicza PRL

Oblicza PRL – cykl dodatków „Rzeczpospolitej” przygotowywany we współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej

Redakcja: Maciej Rosalak, Tomasz Stańczyk („Rzeczpospolita”), Jarosław Szarek, Ryszard Terlecki (IPN), Fotoedycja: Aneta Siwiec, Opracowanie graficzne: Wojciech Niedzielko, Andrzej Baranowski

Wszelkich informacji o możliwości zakupu kolejnych odcinków naszych cykli historycznych udziela dział sprzedaży „Rzeczpospolitej”

≤Za tydzień m.in. zima stulecia

Batalie i wodzowie wszech czasówwe wszystkich epokach i na wszystkich kontynentachprzełomy dziejowe, symbole, starcia cywilizacji

Uwaga Czytelnicy!Spełniamy Wasze życzenia. Dziękujemy za setki listów z propozycjami nowychtematów do naszego cyklu – i uwzględniamy je. 12 stycznia 2008 roku skończyliśmycykl „Bitwy świata”, a już w następną sobotę, 19 stycznia rozpoczynamy cykl drugi.Będzie w nim opis 60 bitew, ze szczególnym uwzględnieniem wodzów i znaczących

postaci batalii wszech czasów. Napiszemy też, co ciekawego dziś znajduje się na pobojowiskachi jak do nich dotrzeć. Wszystko znajdzie miejsce miejsce w nowym, odpowiednio pojemnymsegregatorze.

15-01-PR-1-A-016-KO-1 9-01-08 15:09 Page 16