Nye Robert - Merlin (1)

296
tytul: "Merlin" autor: Robert Nye tytul oryginalu: "Merlin" przelożyl: Piotr Siemion tekst wklepal: [email protected]l drobna korekta: [email protected] Copyright by Robert Nye, 1978 Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Marabut, Gdańsk 1994 Wydanie pierwsze w języku polskim Redakcja: Malgorzata Jaworska Korekta: Aleksandra Bednarska-Apa Opracowanie graficzne: Tomasz Boguslawski ISBN 83-85893-09-1 Wydawnictwo MARABUT ul Franciszka Hynka 71, 80-465 Gdańsk, tel. (0-58) 56-54-75 Sklad: Maria Chojnicka Druk: ATEXT Sp. z o.o., ul. Zalogowa 6, 80- 557 Gdańsk, tel. 43-00-01, fax 43-10-53 * * * Fatidici vatis rabiem musamque iocosam Merlini cantare paro. Geoffrey z Monmouth, Vita Merlini Pamięci Ronalda Firbanka, Gertrudy Stein i Sir Thomasa Mallory'ego, cz lonka stanu

Transcript of Nye Robert - Merlin (1)

  • tytu: "Merlin"autor: Robert Nyetytu oryginau: "Merlin"przeoy: Piotr Siemiontekst wklepa: [email protected] korekta: [email protected]

    Copyright by Robert Nye, 1978Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Marabut, Gdask 1994 Wydanie pierwsze w jzyku polskimRedakcja: Magorzata JaworskaKorekta: Aleksandra Bednarska-ApaOpracowanie graficzne: Tomasz BogusawskiISBN 83-85893-09-1Wydawnictwo MARABUTul Franciszka Hynka 71, 80-465 Gdask, tel. (0-58) 56-54-75 Skad: Maria ChojnickaDruk: ATEXT Sp. z o.o., ul. Zaogowa 6, 80-557 Gdask, tel. 43-00-01, fax 43-10-53

    * * *

    Fatidici vatis rabiem musamque iocosamMerlini cantare paro.Geoffrey z Monmouth, Vita Merlini

    Pamici Ronalda Firbanka, Gertrudy Stein i Sir Thomasa Mallory'ego, czonka stanu

  • rycerskiego

    * * *

    Bagam was i molestuj, szlachetni panowie i panie,ktrzy jlicie czyta t ksig, abyciezechcieli si pomodli, proszc Boga, by raczy miepewien wzgld na mnie za ywota, a kiedy sczezn,abycie si modlili za spokj mej duszy.Le Morte Darthur, Ksiga XXI, Rozdzia XIII

    * * *

  • Czarna ksiga

    IZaczynamy. Jeszcze raz. Znowu. Znowu zaczynamy, prosiaczku. Zaczniemy od tego, kimjestem, a potem opiszemy zstpienie do piekie. Kim jestem? Merlinem. Jestem Merlin Ambrozjusz, czyli Merlin Sylwester. Merlin czarodziej. Merlin czarnoksinik. Najmdrszy ze wity krla Artura, a i najwikszy bazen. Powiedzmy sobie od razu: jedyny dorosy w tamtym towarzystwie. Dziao si to drzewiej, gdy rycerze bywali jeszcze waleczni. Merlin... Zrodzony z dziewicy. I z diaba. Skoro tak, zacznijmy od pieka, prosiaczku. Pieko jak pieko. Kraina umarych. Hades, Gehenna i takdalej. Dokadna nazwa nie ma znaczenia. Pieko. Wiadomo, o czym mowa. Diabe pi. Diabe pi na samym dnie pieka, a rozchrapa si niczym wieprzek. (Wybacz takie porwnania, Jezusku, ale mowa jest o moim ojcu). Imperator Lucyfer, ciemno obdarzona wzrokiem, Nioscy wiato, Majster Popsuj, byy archanio, syn poranka, wdz zbuntowanych aniow. Tene sam, ktrego na pysk wylano z nieba z przyczyny szataskiej pychy. Lucyfer, spadajca gwiazda z jzorem jak hak. Zbkany piorun, cie Boy, ktrego drugie imi jest Legion. Wysoki jest i chudy, mj wilczku. O pocigej twarzy. Po jego

  • prawicy siedzi ksi Belzebub. Po lewicy - hrabia Astarot. Oni dwaj take chrapi. Gdy wtem... PUK. PUK. Kto puka we wrota! Wrota due, solidne. Zdaje mi si, braciszkowie, e z brzu. Odwierny daleje otwiera. Do pieka wkracza poprzez prg dziewczyna. I to jaka! Wysoka, o wdzicznej postaci, z fal ciemnych wosw a po kibi. Dziewczyna ma na sobie sukni miedzianej barwy, na twarzy za czarn mask. Tu za ni postpuje mapa. Maska zasania dziewczynie ca twarz, lecz patrzc na ciao, mona atwo orzec, i jest moda, o piersiach bujnych i sterczcych, a i nk ma w kostce tak, e o Jezu. W rkach dziewczyna trzyma par mosinych talerzy. A co z map? Mapa, sodyczy i creczko moja... Mapa ma na szyi obrk, nabijan czerwonym klejnotem, a odziana jest w niebieski surducik, cay w biae gwiazdki. Z tyu surduta, uwaacie, widnieje dziura, z ktrej dynda mapi ogon. Szczeliny czarnej maski zwracaj si ku diabu. Diabe nic, chrapie. Po ostrej brodzie ciurka mu gsta, czerwona plwocina. Dziewczyna unosi talerze nad gow niczym cymba brzmicy. Straszliwy haas, bolesny, nie do wymwienia... Diabe nic. pi. Za to Belzebub powoli rozwiera prawe oko. Astarot rozwiera lewe. Para osobnych oczu wwierca si w dziewczyn. Jedno oko czerwone. Drugie, uwaacie, zielone.

  • Dziewczyna znw zderza talerze nad gow, trzymajc je pod innym ktem. IAIA. Na co mapa puszcza si w plsy. Belzebub trca swego wadc lewym okciem. Astarot czyni to samo okciem prawym. A tymczasem... Ma! Ma! Ihwh! laia! Imperator Lucyfer budzi si w piekielnej chwale. Ba! Wyszczerza si jak lis wygryzajcy chykiem gwno z ryowej szczotki Idozetowej. Mruga oczami i wwierca wzrok w taczc map. Mapa plsa, chocia za ca muzyk ma huk mosidzu. Mapie nie trzeba innej muzyki ni huk mosinych talerzy. Mapa plsa, w niespiesznym i skupionym, skomplikowanym tacu, to w keczko, to w boki, to z przytupem, wci na nowo powtarzajc chwiejne pas. A dziewczyna raz po raz huczy talerzami - to nad gow, to znw przed sob, e mao ?obie piersi nie przytrzanie. Piersi trzs si pod sukni. Japoneczko, radoci moja, auj, e nie widzisz tych sutek, sterczcych pod miedzian tkanin. Oczy w szczelinach czarnej maski lni niby klejnoty. (Ale jakie klejnoty Merlinie? Tkwic w zielonym wizieniu, Merlin zapomnia nazw klejnotw). Dziewczyna za zaczyna piewa. Posuchajcie. La, ha, ka, ba, la.Pie bez sw, prawda, Jezusiorku? Przeszywajce tony pieni bez sw nios si rano w powietrzu, ktre przesyca opar straszniejszy od zwykego mrozu. To samo dotyczy niskich tonw. Lucyfer zerka

  • pytajco na dziewczyn. Ma czym, on, obdarzony trojgiem oczu To trzecie widnieje mu porodku czoa. Zerka za pytajco dlatego,e gos dziewczyny wydaje mu si znajomy. Diabe mia okazj sucha wielu piewaczek. Tej wic zapewne take, tylko kiedy? Prbujc to sobie przypomnie, Lucyfer zapala czarnego papierosa i wydmuchuje kko z dymu. Doskonale koliste. Jedno, pniej drugie. Mapa tymczasem fika koza tu u stp Belzebuba, tak blisko, e potyka si o wycignite, piernikowej barwy, cimy diaba. Pada, zbiera si z ziemi i kania. Mapi ukon jest dworny - z lew apk wczepion w czarne futerko na brzuszku, z wymachem prawej apki w piekielnym oparze. Diaby miej si gono. Hucz i brzmi cymbay. Taniec trwa. Lecz c to? Mapa wyciga apk, proszc w tany hrabiego Astarota. Ten waha si tylko przez chwilk, a potem podejmuje zwierza pod wochate rami i w rytm taca zaczyna szura kopytami po posadzce. Na co mapa znw wyciga ap. Kog ni uapia? Ksicia Belzebuba! A trzeba ci wiedzie, prosiaczku, e w ksi obdarzony jest cienkimi, wielce rozcigliwymi ustami, ktre umiechaj si, gdy ich wacicielowi jest smutno. Belzebubowi tym razem daleko do smutku, wic nie umiecha si wcale, tylko w kaftanie ze srebrnego brokatu, z pohukiwaniem i

  • przytupem, rusza do taca. Teraz ju para diabw walcuje tam i sam pod rk z map, w takt muzyki cymbau brzmicego w rkach dziewczyny w czarnej masce. Diaby tacz i pohukuj na swojego wadc, wywijaj houbce, fikaj... Lucyfer przez chwil patrzy na to wszystko. Pali papierosa i milczy. Wyglda w tej chwili zupenie jak czapla zaczajona nad ryb. Chudy, cienki i czujny - jak czapla. Zaraz jednak i on zaczyna obcasem z koci soniowej wystukiwa rytm. Palcami strzela w takt muzyki. Ciska papierosa w bok, mieje si i wije... mieje si z mapich figli mapy, a wije rwnie ze miechu, na widok wygupw pary swych diabelskich pomocnikw. Namiawszy si, siga do kuferka i wydobywa skrzypki. Skrzypki ma, powiem ci, prosiaczku, niezgorsze, bo - stradivariusa. Stroi je w mgnieniu oka. Dla niego to aden kopot. Lucyfer ma such absolutny. A jak potrafi zagra! Fala skrzypkowej muzyki miesza si z muzyk talerzy. Mapa taczy. Taczy Belzebub. Astarot take taczy. Taczy Lucyfer, cho nie przestaje cign smyczkiem. Z przedsionka piekie tanecznym krokiem wpadaj Adam i Ewa, zwabieni muzyk, a w lad za nimi prorok Eliasz, za nim za Wergiliusz i Platon. Wszyscy kolejno ciskaj wochat do mapy w niebieskim, pstrokatym fraczku. W rytmie walca wwirowuje przez

  • wrota krlowa Izis, cho mocno nie do taktu. Na szczcie Arystoteles zaraz zaczyna j uczy, jak si prawidowo taczy walca. Izis wiruje w tacu i mieje si gono, pierwszy raz od nie wiadomo jak dawna, co si wczepiona w mapi ogon. Do piekie wsuwa si te duga broda, a na jej kocu sdziwy Abraham. Za Abrahamem rozpomieniona Safona. Za ni Homer. A tamten gruby w kcie? Demokryt. Belzebub wskakuje na palenisko i piewa spron piosenk na temat wyczynw swojej siostry ze zgraj cherubinw. Astarot hyc! Na katowski pieniek! I nue brzka krowim dzwonkiem! Jaki zgiek, winko moja, Jezusku! Dziewczyna popatruje na to wszystko przez szpary w masce. A mapa take hyc! Wskakuje jej na plecy i kuli si w futrzany kbek. Potem podnosi do pyska pucharek. Osusza go jednym haustem, jak trzeba. Beka gono. Po czym podaje kielich Ewie. Ewa zamiewa si i krci gow, pewna, e kielich jest pusty, a wszystko to jedynie mapie figle. Mapa jednak przemoc zaciska Ewie do wok nki kielicha. Jeden palec po drugim. Odchyla eb i bulgot wydaje z gardzieli, jak gdyby co pia, a kiedy koczy, znw beka, na znak, e napj przepyszny. Rajska pramatka Ewa wzrusza ramionami i udaje, e pije. Nie chce robi mapie przykroci. Napj rzeczywicie niczego. Ewa podaje kielich

  • Adamowi. Adam pije, podaje go dalej. Pij teraz wszyscy po kolei. A dokoa trwa taniec, pls z mapim wodzirejem. Lucyfer gra na skrzypkach i tacuje pod rk z map. Ani si kto obejrza, a ju cae pieko taczy do wtru diablich skrzypek i straszliwej, nie do wymwienia, grzmicej muzyki talerzy w rkach dziewczyny w masce i sukni barwy miedzi. Wszyscy lokatorzy pieka, nawet trjka diabw, pocigaj z kielicha, ktry zawsze si wydaje peny. Mwi ci, may wilczku - scena jak z wesela. Pieko ni std, ni zowd zmienia si w izb oblubienicy. Zapada zmrok, a oni nadal tacz. Dokolusia, w keczko. Padaj. Znw wstaj. I pij. Ach, jak pij! Niele, jak na umarych. Mapa w bkitnym fraczku wiedzie taneczny korowd. Mapa wodzirej. Mapa - dusza towarzystwa. C dalej, braciszkowie? Nastaje poranek. Hrabia Astarot tak si rozpali i rozochoci w tacu, e z przodu sterczy mu wzwiedziony gronie czonek, a z tyu rwnie twardy, zadzierysty ogon. Oba stercz mu jak para dyszli. Astarot prbuje podsun dziewczynie to jeden dyszel, to drugi. Podtacowuje bliej i lu! Podsuwa przed oczy. Kiedy przytupuje, obie czci ciaa wibruj do taktu, a kiedy wspina si na palce w piruecie, wyglda niczym baletnica, ktrej woono w donie par jajec. Dziewczyna ani spojrzy. Wreszcie jednak, Jezusku, hrabia

  • wynajduje plan icie szataski. Zakrada si do dziewczyny od tyu, by rzuci si na ni z rozpdu, a jednoczenie uapi za kibi. Kiedy ju ma skoczy, mosine talerze zderzaj si w grze z oskotem. JHWH.- Muzykantko nasza! - wyje hrabia Astarot. - Pokae nam liczko! I wyjc apie za maseczk. Midzy dziewczyn a hrabi wyrasta jednak mapa i jednym zrcznym ruchem odpycha diaba na bok, okrca go raz i drugi, a potem puszcza. Astarot rymsa na posadzk, przewala si i pada, wpatrzony wzrokiem bez nadziei w dalekie gwiazdy. Belzebub pada zaraz obok niego, a po niedugiej chwili i Lucyfer. Wszyscy trzej gospodarze zasypiaj, spleceni w pijackim ucisku. Po stercie za, kupie, hadzie, zwale, kopcu i piramidzie diabw tacz i przytupuj rozradowani zmarli, korowodem umykajc z pieka. Miewaem bezlik postaci, zanim zostaem Merlinem. Byem ju wodn kropelk w przestworze. Byem puklerzem pord bitewnego zgieku. Na dugi rok zaczarowano mnie w pian z morskiego odmtu. Byem ju nawet strun harfy. Wczoraj, kiedy przechodzitdy jaki czowiek, krzyknem do niego. Krzyk Merlina, idcy jak las dugi i szeroki. Czowiek przerazi si, prdko podnis spojrzenie na soce w konarach i czmychn. "Merlin!" - krzycza w ucieczce. "Moda czarodziejka zamkna Merlina w pniu

  • drzewa!" miaem si tylko, prosiaczku. Przez cae popoudnie moje licie wibroway miechem, omyte blaskiem soca. To ja byem Balanem, ktry zgadzi brata swego, Balina. Rwnie ja byem mieczem tkwicym w skale. Byem kamieniem, co pywa po wodzie. Byem uciekajcym jeleniem. Byem te owym niewidzialnym szachist, ktry Sir Percewalowida mata w pojedynku na Mount Dolorous. Jestem alchemikiem Merkuriuszem... I wreszcie jestem Merlinem, synem diaba, dzieckiem szatana. - I znw gwno! - powiada mj tata.- Fortissimo! - przytakuje mu hrabia Astarot. A robak wyje ponuro. Jak to, ktry robak? Izajaszowy, ten, ktry nie umrze.- Z tym czerwonym winem to sprytny sposb, nie ma co - odzywa si mj tata. - Skd mogem przewidzie czerwone wino? - Tak gadasz, a sam im przygrywae na skrzypkach! syczy mj wujaszek Belzebub. - Co, moe miaem jaki wybr?!- Ciekawe... - zastanawia si wujaszek Belzebub. - Naprawd ciekawe pytanie. Diaby nie roztrzsaj jednak nowej kwestii. Zamiast dyskutowa, mj tatu bierze motek i tucze nim w stradivariusa. - Od samego pocztku - powiada - od zarania dziejw liczyy si dla mnie tylko dwie najwysze, wietliste, oczywiste istoty. Ja i mj Stwrca. - Koniecznie w takiej

  • kolejnoci - dogryza mj wujaszek Belzebub, mieszajc co w swoich rozlicznych garncach z lepem na muchy. - Wiedziaem, rzecz jasna, co si stanie - podejmuje wtek mj tatu. - Nie w szczegach oczywicie, tylko z grubsza. Mam dar widzenia takich rzeczy. - Pewno je ogldasz tym swoim kaprawym trzecim oczkiem, co? - Wuj Belzebub jest w podym humorze. - Niech mnie diabli! - wybucha mj tata. - Tak wtedy powiedziaem: niech mnie diabli, jeli mam klkn i ukorzy si przed czowiekiem! - A On na to strci ci i przekl? Bo nie chciae klka? - upewnia si wujaszek Belzebub. - Wszechmocni tak zawsze. Typowe. - Archetypowe - wzdycha tata.- Suchajcie no... Wypibym co na klina... - bekocze mj wujek Astarot. (Bies tpy i wulgarny). Wrd roznieonych ogni pieka rozkwita tcza. Tatu a si od tego rozkrochmali, bo mwi: - Te pomys, wymaga od anioa, by si ukorzy przed niszym rodzajem stworzenia... "Co Ty tu nawymyla, Stary" - wal Mu prosto z mostu. "Chyba nieskoczono rzucia Ci si na mzg". Jak si nie zapieni! Zanim si obejrzaem, ju frun. Mwi wam. - Piknie wtedy wyglda, gwiazdeczko! - wspomina wujaszek Astarot. - I tak by zlecia - uwiadamia mu wujek Belzebub.- Wiecie... Ja lubi spadanie... - wyznaje im

  • tatu, chichoczc i wywijajc rkami. Donie ma wysmuke i kociste. Spadanie dobrze mi robi na odek.- Jestem mistrzem w spadaniu! - wybucha po chwili Przy okazji, Jezusku: w piekle we kopulujce tworz doskonay okrg. Mj tatu, imperator za, przyglda si parze takich wy imuska widy. Widy mojego taty wygldaj tak: OBIT APDOSELPPP. VLIDOX FATO IMO W samiec jest nienasycony. Wreszcie jednak porzuca wyc, zwinit w dygotliwy, parujcy wze. Porzuca i zaczyna dziarsko pezn ku gromadzie rowych wgorzyc. Wida, e wgorzyce troch si go wstydz, a troch boj. W samiec wyrzyguje jad, by wrd uciech nie skrzywdzi wgorzyc. Wgorzyce pokornie godz si na jego karesy. Wracajc ku samicy wycy, w samiec zlizuje i na powrt poyka swj jad. - Ta czy tamta? - zwraca si do kompanw mj tata.- Ja tam nie mam ochoty z wgorzyc - wujaszek Astarot blednie. - Nie chodzi o wgorze - mwi tata.- Z wem te nie chc - dodaje Astarot. - Chyba eby nalega. - Drogi mj... - syczy mj tatu. - Nie pytam o wgorze ani we. Wic ktra z tamtych dwch? Dziewczyna czy mapa? - A wiecie - wtrca wujaszek Astarot - znaem raz takiego inkuba z kutasem dugim akurat jak ten w! - Bo jeli dziewczyna,

  • niedobrze... - odzywa si tata. I wyobracie sobie, by taki leniwy - nie daje sobie przerwa wujaszek Astarot - e kaza kadej babie, eby sobie wetkna sam pocztek gdzie trzeba i powolutku chodzia w t i nazad.A jeeli mapa,czy to lepiej? - snuje wtek tatu.- Co za rnica? - charczy wujaszek Belzebub. - Co si stao, ju si nie odstanie - dodaje z niemiym naciskiem. zy spywajce tacie po twarzy pal si, dotykajc skry. Wujaszek Astarot bka: - Wszystko przez to czerwone wino. Kto mg przewidzie, Imperatorku? - Choby ja sam - odzywa si tata. - Tyle e manna mnie zmylia Bzdura - warczy wujaszek Astarot. A wok czarny nieg, prosiaczku. A wok, przyjacielu wilczku, wije si robactwo. A wrd caej tej scenerii wujaszek Astarot powiada: - Moim zdaniem, wszystko przez to cholerne dziewictwo.- Jakie znw cholerne dziewictwo? - dziwi si mj tatu.- No, e matka bya pann dziewicz, agodn i tak dalej - wyjania wujaszek Astarot. Mwic to, wyje, Jezusku, jak jaki potpieniec. - Ginekologia raczej nie notuje przypadku, by Sowo ciaem si stao - przypomina wujaszek Belzebub. Sami przyznacie, braciszkowie moi: niepodobna wygadywa takich rzeczy, eby nas nie zemdlio. Zemdlio. Wujaszek B. rzyga. Wujaszek A. zgrzyta zielonkawymi zbami. W

  • trzecim oku mojego tatusia migocze jednak iskra spisku. - Antychryst! - wybucha.- Na zdrowie! - yczy mu Astarot.- Nie kicham, tylko cytuj! - tumaczy mj tata, ktry uwielbia cytowa wersety z Pisma witego. - List Pierwszy w. Jana, 2,18, 22 i List Pierwszy Jana, 4, 3 - przypomina. - Tako Drugi List Jana, 7, 2. Oczywicie take List Drugi do Tesaloniczan, 2. Tam gdzie pisz o odstpstwie, czowieku grzechu i synu zatracenia. Na dokadk Mateusz, 24, 5,11 i 24, eby nie wspomnie o Objawieniu w. Jana, 13, 5 i tak dalej. Tam gdzie stoi o Bestii, ktrej liczba jest szeset szedziesit i sze. Mj wujaszek, ksi Belzebub, cho akurat rzyga sobie na piernikowe cimy, wykrztusza z gardzieli: - Nasza odpowied, tak? 19 Grb praojca Adama znajdziecie na Golgocie, w samiutkim rodku wiata. Ja sam wywodz swj rd spomidzy rojw letnich gwiazd. Czy moja winka to Chrystus? Oczywicie, e nie. To tylko imi mi si spodobao i ju. Pasuje zreszt do prosiaczka, ktry mi tutaj towarzyszy. Kiedy go nim wabi, prosiaczek podbiega truchcikiem. Stary jestem i gupi, lecz bardzo modzikowaty w gupocie. Czy naprawd dajecie wiar, e anioy uniosy Adamowe ciao i pogrzebay je w Jerozolimie, dokadnie w miejscu, w ktrym miano ukrzyowa Pana? A czy ja sam wierz, e

  • tkwi zatrzanity wewntrz zielonego, poncego drzewa? Pytanie. Odpowied: Jestem czowiekiem, ktrego wywrcono na nice. Niegdy byem mistrzem. Sztukmistrzem. Niegdy umiaem si wcieli, w co tylko zechciaem. Byem wolny, w bezliku rozmigotanych postaci. Karta odwrcia si teraz zupenie, bo dzi jestem winiem postaci, i to nie jednej, lecz wielu. Wanie z tej przyczyny, gdy mwi, e jestem uwiziony w drzewie, ktre od jednej strony wystrzela zielonymi limi, od drugiej za ponie, mwi szczer prawd. A jeeli mwi, e w tej samej chwili jestem rwnie winiem spiralnego zamku o murach ze szka, co wicej - zamku, ktry stoi na wirujcej wyspie, otoczonej metalow cian i zakotwiczonej na morzu za spraw olbrzymiego magnesu - to take jest prawd. Nawet jeli zdradz, kto zamkn mnie pod ziemi w kamiennym grobowcu - to samo. A jeeli powiem, e pi i ni w zakltym ku, ktre zsya obd... I tak dalej. W kko. Prawda jest taka, e nie wiem, gdzie si znajduj, bo cho w kadej chwili gotw jestem wam opisa to miejsce, mieni si ono w oczach. Widz ska, li, to znw kryszta. Potrafi wyczu doni te substancje, dotkn ich, posmakowa, lecz kada z nich (na przykad skaa) prdko i chtnie przemienia si w inn (w li), gdy tylko zabdz mylami - a nim

  • domyle myl do koca, odkrywam ju przed sob trzeci substancj (kryszta). Chc wic tylko powiedzie, e jestem teraz na asce i nieasce wszystkiego, nad czym dawniej umiaem panowa. Jest w tym oczywicie pewna topornawa sprawiedliwo dziejowa, ale nie przypuszczam, bym tkwi tutaj jedynie gwoli tak oczywistego morau. Czasem wyobraam sobie, e w rzeczywistoci mieszkam teraz na dnie oceanu. Bd co bd na powierzchni globu woda stanowi regu, a suchy ld wyjtek, wic moe powrciem na ono najsilniejszego z ywiow. By moe to, co bior za bieg myli, to morskie prdy, odpywy, przypywy zwyczajne okresowe fluktuacje, powodowane przyciganiem soca i ksiyca? Lecz nie. Z ca pewnoci jestem w lesie Broceliande. Inna sprawa, e w las zanurza swe korzenie w morzu i e nie ma tu cieek. Miejsce, w ktrym jestem, to mj esplumoir. Klatka pierzcego si jastrzbia. Jestem duchem zamknitym w kamieniu. W kamieniu witego Graala, ma si rozumie. Krl Aleksander Wielki znalaz w kamie u samych wrt Raju. Jest on lekarstwem na wiat. Patrzcie: musiaa mnie przemieni w lekarstwo na wiat. Skrca mnie na sam myl, a was? Wilczku, przyjacielu, teraz mi si znw wydaje, e pobdzilimy w dolinie bez wyjcia, w Val Sans Retour, pord jej innych

  • kochankw. Nie skar mi si tylko, e nie umiesz dostrzec owych innych. Suchaj mnie przecie. Wszyscy ci inni kochankowie suchaj krzyku Merlina. Odczytuj moje sowa i syc si mym sercem. Prosiaczku, rzucia na mnie zaklcie. Rozumiem to dopiero teraz, a fakt, e sam j nauczyem kltwy, powiksza moj gorycz. Z pewnoci zakla mnie po to, aeby wytrwa w dziewictwie. Dziwne, jak wszystko si powtarza, nieprawda? Mwi tak oczywicie dlatego, e moja mama przecie take bya dziewic. Diaby wybieraj dziewic z mroc krew starannoci. Dziewica liczy sobie pitnacie wiosen i jest crk zotnika z Mons Badonicus. Jej powe wosy barw mog i w zawody z tym kwiatem szczodrzewicy, Jezusku. Policzki ma czerwone jak kalina. Wargi niby miodek. Paluszki rozkoszne niby koniczynka, co ronie wrd kamykw czystych, grskich potokw. A dupcia, bracie wilku! Okrga i biaa! Piersi, ktre dopiero niemiao pczkuj pod zielon sukienk. - Ale bym j zern - szepcze mj przyszy wujaszek Astarot, hrabia babiloski, wielki skarbnik piekie. Diaby ca niewidzialn trjk przystany w sypialni i patrz, jak ich ofiara rozbiera si do snu. Jej imi brzmi Vivien. Zupenie naga, nachyla si nad srebrn miednic. We wntrzu misy skacz cienie, ktre rzuca wieca. Vivien myje rowe sutki w

  • ciepym mleku. Jak to, po co? eby prdzej rosy. Dlatego tak si z nimi pieci. - Ale bym j.. - powtarza mj wujaszek A., nadzorca domw gry i gwnodowodzcy infernalnych si zbrojnych. By doda wagi swoim sowom, dobywa pyt spod kaftana. Mj tata, diabe, rbie go w kutasa widami.- O Jezu Chryste! - skowyczy wujo Astarot.- Jeszcze jedna wzmianka na Jej temat, a pokaram ci granatow osp - przyrzeka mj tatu. I dla dodania wagi sowom, jeszcze raz ugadza widami wyprony czonek kwatermistrza piekie. - Schowaje te bahostki - rozkazuje wujaszkowi A. i obracajc si na obcasach z koci soniowej, ze wciek min rzuca do wujaszka B.: - A ty zabieraj od niej brudne apska, bo ci przerobi na ambr! Belzebub, ksi tronw, mruga, jakby nie rozumia. Rozkada rce. Wcielenie czystej niewinnoci. Tatu unosi widy do ciosu. Nage zniknicie dwch much plujek, ktre dotychczas kryy wok ramionek Vivien. - Moja ci jest! - oznajmia mj tatu. Wujaszek B., wadca much, obojtnie wzrusza ramionami.- To mnie tutaj nazywaj diabem, nie ciebie! - napiera si dalej mj tata. Dziewica dry, tknita dziwnym przeczuciem.- Dawa mi j!!! - koczy wywd tatu. Wujaszek Astarot kuca i przestaje oddycha.

  • (W tym ostatnim zrzdzeniu, prosiaczku, pozostali obecni znajduj pewn, rzekby, ulg, jako e poczciwy Astarot odznacza si zgniym oddechem, i to tak fatalnym, i czarownikom, ktrzy go przyzywaj, zaleca si wrcz nie dopuszcza hrabiego bliej ni na se, bo moe zabi samym chuchem). Mj wujaszek Belzebub, markiz entomolog, take wstrzymuje oddech. (Co jednak, braciszkowie, nie ma nic wsplnego z higien jamy ustnej). Przyczyn, dla ktrej hrabia Astarot i ksi Belzebub wstrzymuj oddech, nie jest nic innego, jak drenie Vivien, dotknitej przeczuciem. Drenie przebiega wzdu caego, nie tknitego jeszcze grzbietu dziewczyny. Udziela si take jej udom. Na lewym poladku Vivien ma liczny doeczek. (Co, nie wiedzielicie o tym? Naprawd?) Imperator Lucyfer z wysikiem przeyka lin i mwi:- Nie zapominajmy, co mwi Stary Testament. Vivien wyciera sobie piersi lnianym rczniczkiem. - Daniel, 7, 21 - dodaje Lucyfer. (Do czego ci tak spieszno, Vivien?) Vivien wcale si nie spieszy. Prawd mwic, piersi zaczy jej rosn do niedawno, wic Vivien ogromnie lubi ich dotyka. Lubi te owo uczucie, ktre ogarnia j, gdy ich dotyka.- Widziaem - cytuje mj tatu - oto rg wyda wojn witym i zwycia ich. Vivien trze si rcznikiem a mio. (Ale jest szelma z tej

  • mamusi). Mao tego: obejmuje sobie piersi domi i potrzsa nimi w d i w gr. Najbardziej lubi ciska je mocno w rku, przegldajc si zarazem w lustrze. Kiedy tak czyni, zawsze si umiecha. Tego jednak wieczora Vivien ma stale wraenie, e kto za ni stoi. Znowu przenika j dreszcz. Vivien egna si znakiem krzya i prdko przekada przez gow konierz nocnej koszuli. Niezwocznie odmawia pacierz. (Sze Zdrowa Mario i jedno Ojcze nasz). Wreszcie wskakuje do ka. A teraz patrzcie, braciszkowie moi: Diabe wyciga dugi, czarny palec wskazujcy i czarny kciuk i gasi midzy nimi wieczk. Chwila jest przedziwna, winko. Ciemno i tylko ostra wo zgaszonej wieczki. Kapanie wosku. Kropla za kropl. Jak krew. Mj tata Lucyfer szepcze:- A jednak, moi drodzy...- Co "a jednak"? - pyta ksi Belzebub, koronowany wadca bonkoskrzydego robactwa. - A jednak - ucina tata. Milknie i chichocze. Ale z niego diabe. Chichotliwy. Chwila zmienia si tymczasem w kilka chwil. Kilka uderze serca. Wo wieczki nabiera mocy, piknieje, upodabnia si wrcz do kadzida. Mao jest miejsc ciemniejszych ni sypialenka dziewicy.- No, jazda, Imperatorku! - ponagla Astarot. - Poka jej, jaki z ciebie diabe! - Jego Szataska

  • Mo - obwieszcza ksi Belzebub obojtnym tonem - alias Jego wita Cesarska Przeklta i Piekielna Cudownie Choleryczna Wysoko znw nie czuje pocigu do kobitek! - Odczep si! - burczy mj tata. Chwila. P chwili. Mama zaczyna pochrapywa. Chrapnicie jest cichutkie. Rzeklibycie, dziewicze. Ale niewtpliwie jest chrapniciem. - Nie dam szydzi z pieka! - napusz si wujaszek A. Wujaszek B. z kolei zastanawia si, co pocz i jak.Moe zacznij sobie wyobraa, e to modziutki ministrancik? - proponuje. - Nie tdy droga - gasi go mj tata. - Nigdy nie grzeszyem wyobrani. Kiedy si przestaj skupia, zaraz trac rytm. Niestety, nie potrafi dwch rzeczy naraz. - To moe zacznij od jej tylnych drzwiczek? - podsuwa wujek B. - Zaczniesz tam, a potem w miar moliwoci przejdziesz do godniejszych czynw? Tata wzdycha grymanie w ciemnoci.- Mwi ci, e nie tdy droga - mruczy cierpko. (No, tatusiu! Popychaj!)- Kiedy wreszcie, gupi widlarze, przyswoicie sobie podstawowe zasady stosunku sokratycznego? - cignie tata. Wiecznie te tanie bajeczki o mistyce mioci analnej. Na mj brzowy kapelusz! Nigdy w ten sposb nie potraktowaem nawet najndzniejszej duszy! Diabli kwatermistrz sika nosem.- adna rozmowa, jak na noc witojask! -

  • sarka. A w ogle po co te gadki? Wystarczy, e powierzysz t diaboliczn inkarnacj komu, kto si naprawd zna na rzeczy. Zostawcie mniesam na sam z dziewczynk pod t oto kodr, a w dziesi minut sprawi, e do koca ycia bdzie si ironicznie miaa na widok zwykego ludzkiego kutasa. Nie na darmo w drugim krgu pieka zowi mnie Szwancelotem. (Ostrzegaem was, e wujaszek A. ma grubiaskie maniery). - Jeszcze jeden sprony dowcip - ostrzega mj tata - a zel ci w gb jamy Malebolge, prosto do Nemroda i Tyfona. Albo ci ka rba lodow kr na Cocytusie. (Obejdzie si chyba bez przypisw?)- Skoro o wcielaniu si mowa - wpada mu w sowo wujaszek Belzebub - jak to jest, e chocia gardzimy Jego metod w tym wzgldzie, sami prbujemy dokadnie tej samej sztuki? Skd ten pomys? Jeli doda do siebie dwie haby, nie otrzyma si cnoty. Mj tatu wygasza na to mow treci nastpujcej:- Nie do mnie z uwagami o cnocie. Nie ycz sobie rozmawia na ten temat! Dwie haby s dokadnie dwa razy lepsze ni jedna, i basta. Skoro On umyli sobie zesa na wiat Swojego Czowieka, musimy uczyni to samo. Jego stworzenie bdzie musiao i w zawody z naszym. Przywrci si w ten sposb rwnowag. Rwno w skali wszechwiata. Nareszcie bdzie mia niezbywalnego

  • przeciwnika! - Diabu syn! - mwi uroczystym gosem wujek B.- Chodzi wycznie o to, bymy odzyskali, co stracone wyjania mj tata. - Ale co ma jedno do drugiego, Imperatorku? - pyta wujek A. - I tak wszystko bdzie zalee od syna, nie? Astarot zaczyna sobie duba ogonem w nosie, wic dopiero po chwili pyta: - A co bdzie, jak si urodzi dziewczynka? Mj tata na to: - O dziewczynce nie ma mowy!- Wyczytae w gwiazdach? - pyta go Belzebub.- Jego ksiyc stoi midzy Wodnikiem i Rybami- przywiadcza wujaszek A. (Oho). - Oho - oywia si Astarot. - Ale, ale... Co mymy takiego w ogle utracili? - Rodzaj ludzki - wyjania mu diabe.- Tylko tyle?- Rodzaj ludzki - janiepaskim tonem powtarza jak echo ksi Belzebub, pierwszy pokojowiec szataskiej sypialni, i piujc ulubiony temat, cignie: - Co dla niektrych z nas oznacza zarazem rodzaj niewieci. Czyli ten sam wyrodny rodzaj, ktry powije Antychrysta. - Kobiety to prawdziwe pieko - ucina mj tata. I dodaje: - W dodatku pieko bez wygd. Mija czas, moja jaboneczko, sodyczy. Jezusinku, czas toczy si jak nurt strumienia. Trzy diaby stoj niewidzialne w ciemnociach sypialni. Dziewica Vivien smacznie pi. Nad Mons Badonicus zaczyna

  • wschodzi ksiyc. Godzin po pnocy mj wuj Belzebub zauwaa:- I pomyle, e ci nazywaj smokiem o siedmiu rogach. Co saby ten roek. Mj tata wije si w ciemnociach. Nie wida tego w mroku, ale zapewniam was, e wije si jak trzeba. A si powietrze zasupuje i zawija. - Dosy tego - ostrzega. - Do, powiadam. Dosy. Jeszcze jedna wzmianka o mojej saboci i powdrujecie do Judeki. Zmieni was w sl na cierwie Judasza Iskarioty. Wujaszek Astarot beztrosko dubie sobie w zbach. Nie bez wspczucia oczywicie.- Ty, kusy... - zaczyna.- Co znowu? - pyta tata.- Moe ci niedomaga przysadka mzgowa?- Albo co ci si niedobrego przytrafio, kiedy bye malutki? - podsuwa wujaszek B. - Ech, jeba was czart! - krzyczy tatu. Diabelscy pomocnicy patrz po sobie, stary wilku, przyjacielu, i c? Astarot, hrabia nieposkromionej poogi, wybucha gromkim miechem. Belzebub, ksi nagej mierci i koni, ktre pierdz na ulicy, mieje si take. Imperator Lucyfer, Pan Za we wasnej osobie, Im Abaddon, mj tatu, wadca wszystkich wiekuistych, a nawet drobnych doczesnych udrk i mk, mierzy ich wciekym wzrokiem. Trzecie oko pulsuje mu porodku czoa jak baka balonowej gumy do ucia, ktra si

  • zaraz rozprynie. Naraz jednak gdzie pod lew pach zaczyna nim wstrzsa chichot. Po chwilitrzsie si ju cae rami. Od chichotu zaczyna drga ostry diabelski podbrdek, barwy zgliwiaego na zielono sera, tyle e poronitego wosiem. Chichot przysiada na diabelskich ustach. Diabe znw si wije. Diabe, czyli mj tatu. Wije si i kbi. Mj rodzony ojciec. Odchyla pocig, owaln gow do tyu i wydaje z siebie przenikliwe, niesyszalne renie. Wszystko to mona oglda w wietle penego ksiyca, ktrego tarcza zawisa wysoko nad Mons Badonicus i wlewa blask do sypialenki mojej mamy. miech, rzecz jasna, wprawia trjk diabw w lepszy nastrj. Tata posuwa si wrcz do tego, e wyciga kocist rk i dotyka mojej mamy. Jego do wyglda jak rozdziobany szkielet dorsza. Diabelska do zblia si do mamy z niemiaoci motyla, ktry si waha, czy przysi na nieznanym kwiatku. Vivien pi na wznak. Mio mi donie, e przestaa pochrapywa. Diabelskie szpony kr za. Diabelskie szpony kr nad ni. Diabelskie szpony kr nad aksamitn skr dziewczyny. Ostrymi pazurami diabe drapie praw pier picej. Lew pier drapie ju mocniej. Vivien wzdycha przez sen. (Ho, ho, ho). Lucyfer ciska w palcach dziewicz, wypron praw sutk. Podobn do chtnego, wesoego ciernia. Vivien jczy przez sen.

  • Lucyfer ukradkiem wsuwa do niej, przesuwajc j ku podbrzuszu picej. Jej reakcja zaciekawia go, cho sama czynno wydaje mu si ohydna. Vivien jczy przecigle, zdjta dreszczem wieku pokwitania. Lucyfer wyczuwa pod kodr, midzy jej nogami, leciutki puch dziewiczych wosw. Lucyfer gaszcze Vivien. Lucyfer, czyli mj tatu. Vivienpopiskuje przez sen. Vivien, czyli moja mama. Caa rzuca si po ku, wprost ku wypronym diablim szponom. - Tatusiu - mruczy sodko. - Ach, tatusiu. Tatusiu, jeszcze! - Wszystkie ni tylko o ojcach - dzieli si mdroci wujaszek Belzebub. W ciemnoci sycha, jak diabe zgrzyta zbami. Zgrzyt, zgrzyt, zgrzyt. Sycha te, jak zawzitymi szponami gaszcze pic. Szuruburu. Szuruburu. Mj wujaszek Astarot postanawia rozrusza towarzystwo rozmow. - Powiedz nam, Imperatorku - pyta - jak w tej sytuacji poradzie sobie z rajsk Ew? Mj tatu trze i zgrzyta zbami.- Sprawa bya duo prostsza - przypomina. - Wystarczyo, e si przemieniem w wa i j skusiem. Brudn robot odwali za mnie ten idiota Adam. Diabe z pogard dga szponem.- We mnie! Wypierdol mnie - odzywa si przez sen dziewicza Vivien. Naonczas, prosiaczku, stao si milczenie na niebie jakby przez p godziny. Tak, wilczku. Ksiyc znikn,

  • zakrywajc lico. Jasna tarcza znikna za zason oboku o ksztacie gobicy i postaci, rzekby, pachty zotogowiu. Cisz przerywa wuj Astarot, komendant trzsie ziemi:- Czy mamy absolutn pewno, e to stworzenie jest dziewic? W sowo wchodzi mu wujaszek Belzebub, opaskudzone przez muchy ksitko: - Gdzie podsuchaa takie sownictwo, do licha?- U Freuda - owieca go mj tata.- U Freuda??? - zdumiewa si wujaszek A.- U Freuda - powtarza tatu.- A dabym gow, e to nieobyta dziewka - dziwi si wujek A. - Crka zotnika - dodaje wujek B.- Z Mons Badonicus - przekrzykuje go wujaszek A.- Wic gdzie to usyszaa, skoro Freud na razie dalej siedzi w sidmym krgu i analizuje Sir Thomasa Malory'ego? koczy kwesti mj wujaszek Belzebub. - Tak si jej plecie przez sen - wyjania mj tata. - Nie zwracajcie uwagi. Szkoda zachodu. Taka ju jest uroda podwiadomoci. Mimo wszystko jego achotliwy palec zamiera.- Co tu wilgotno! - owiadcza diabe, prbujc ukry obrzydzenie.- Znaczy, e dojrzaa - oddycha z ulg wujaszek Astarot.- Wida, gotowa - obwieszcza ze sztucznym

  • oywieniem wujaszek Belzebub, schylajc si nad bezwadnym ciaem Vivien niczym alchemik nad zawartoci szczeglnie cennej retorty. Mj tatu, diabe, wszy. Kiedy mu spojrze w trzecie oko, wida przez nie, jak w gowie kopuluje mu stado krlikw. - Ciekaw jestem - zaczyna (kolejny krlik odbywa byskawiczn kopulacj) - czy si aby nie pomyli ten nasz Lucifuge Rofocale? - Lucifuge Rofocale nie myli si z definicji - podsuwa wujaszek Belzebub. - Tak samo jak papie, tylko jeszcze bardziej. - A ja mam wilgotno w zbach - oznajmia tajemniczo wujaszek Astarot i skaczc z nogi na nog, wyjania: - Jak zaraz sobie nie ul, to si zeszczam. Wujaszek Belzebub nie zwraca uwagi na t marno nad marnociami. - Cesarzu - powiada - dziewczyna nie ma braci ani tym bardziej znajomych pci mskiej. Nie mwic ju o zalotnikach. Ucz j siostry zakonne. Zapewniam ci, e bona jest na miejscu. Mj ojciec wzdryga si. Trzecie oko znw popatruje na zabawy krlikw. Po chwili wzdycha:- Ech, ebym tak sobie przypomnia, gdzie ju syszaem ten piew! - piew? - pyta wujek B.- I gos jak liliowy aksamit - dodaje tata. (Nie wiem, czy nie powiedzia "mijowy aksamit", ale nie dosyszaem). Mj wujaszek Belzebub nie umiecha si, wic ma w oczach wesoo. - Moci cesarzu - odzywa si - gupich sze

  • Zdrowa Mario i wyklepany byle jak Paternoster, a ty nazywasz to od razu aksamitnym piewem? (Notabene: Byzio take nie dosysza przymiotnika. Prawd mwic, mj tata jak zwykle przemawia zduszonym, ochrypym szeptem. Wida jednak, wilczku, jaki jest roztrzsiony. Wstrznity. Roztrajtany).- Czyby czyste uczucie miao podnie wrd nas wowy pysk? - pyta z udanym zdziwieniem wujek B. - A jeli tak, to czy twe bezprecedensowe zadurzenie nie waduje nam si w rodek witych planw? - Ruszaj na drzewo z t swoj ironi! - piekli si mj tata. - Chodzio mi o tamt w miedzianej sukni.- Daruj sobie wspominki - doradza mu mj wuj, diabelski pomocnik. - Lepiej, mistrzu, skup si nad zadaniem. Ta tutaj nie piewa i nie taczy. Nie daje buziaka. Dziewica jakich mao. - Ale moe poluje? - pyta mj tata z nadziej, mczc si z ostatni park krlikw. - Nawet kiedy jedzi konno, to nigdy okrakiem - oznajmia wujaszek Belzebub. - Mwi ci, e jeszcze nigdy w yciu nie rozwara nt. To pewne jak Ewangelia. Wujaszek Astarot wyjmuje pk lilii z wazonu, na ktrym wymalowano smoka, sow i siedzce pod jaowcem pachol z czym w rodzaju sierpa albo haka w doni. - Skoro si zgadao o dziewicach - mwi, wydobywajc kutasa i

  • wpychajc go w wylot wazonu - syszelicie moe histori o panu modym, ktry pyta drub, jak si najskuteczniej upewni, e oblubienica jest dziewic? Druba odpowiada mu, e sposb jest tylko jeden, a mianowicie uda si w podr polubn z kubekiem farby zotej, kubekiem farby srebrnej i szufl do wgla. Wywodzc tak, hrabia staje okrakiem i sika do wazonu. Czonek trzyma w prawej rce, lilie w lewej. - Po co szufla? - pyta obojtnie wujaszek Belzebub.- Pan mody by artyst - wyjania mu wujaszek A., szczajc i pogwizdujc. - Ale po co mu ten cay ekwipunek?! - skowyczy mj tata. (Oho! Bywa naprawd nerwowy). - A, niby te farby? - upewnia si wujaszek Astarot. - Ha, z tej prostej przyczyny, e druba udzieli mu najstarszej porady na wiecie. "Pomaluj sobie jedno jdro na zoto - doradzi - a drugie na srebrno. Jeli twoja kochaneczka powie ci: Ojej, jeszcze nigdy w yciu nie widziaam takich miesznych jajek!, daj jej w eb szufl dowgla, i spokj!" Wujaszek Astarot strzsa z czonka ostatnie kropelki. Tene wujaszek Astarot odstawia wazon z powrotem na nocny stolik u wezgowia mojej mamy. Wujaszek Astarot wstawia lilie z powrotem na miejsce. Wujaszek Astarot pierdzi gono i nie krpujc si owiadcza, e nie ma szczyki bez pierdyki. - Gdybym to ja by na twoim miejscu -

  • zastanawia si skromnie - dawno byoby po wszystkim. To pewne jak dwa piszczele doda dwa. Moglibymy spokojnie zaj si jtrzeniem zarobaczonych ran albo czym rwnie poytecznym. Na dobry omen mj wujaszek Astarot pluje do kielicha lilii, dodajc: - Ba, gdyby to ode mnie zaleao, dawno bymy ju zapali ludzko za kdzierzawy wos. Jeeli to naprawd takie atwe. Albo takie wane. - To naprawd wane - odyma si mj tata.- I naprawd atwe - popiera go wujaszek Belzebub. W t stron prze wszystko, co ywe. - Skoro o parciu mowa - oywia si wujaszek A. - Najlepsza recepta na sraczk to potrzyma w rku lili. Z tymi sowy galopuje wprost do okna. Otwiera je, braciszkowie. Wystawia przez nie zad. Zadziera ogon. - A skoro si zgadao o przywoywaniu i erupcji ducha - cedzi z marzycielskim umiechem na ceglastej twarzy - nie wiem, czy wam ju opowiadaem o Sir Gawainie i Numerku z Rkawem? Mj wujaszek Belzebub pokazuje mu plecy. Mj wujaszek Belzebub prostuje rk w jedwabnym mankiecie. Mj wujaszek Belzebub zachcajco gadzi mego tat. A ksiyc wieci. - Jazda, kosmokratorze - nagli. - Odwagi! Pamitasz, jak tamten typek przyrwnywa ci do ryczcego lwa? - Ojej - rozpromienia si tata. Po chwili cytuje z pamici: - Jam lew ryczcy,

  • co kry szukajc, kogo pore. A po chwili prosi: - Moe jeszcze troszk? To takie mie. Ale odrobin mocniej, co, Byziu? Masturbatorciu kochany? Wujaszek Belzebub rozpywa si w umiechach.- Czego si nie robi dla imperium - sapie wcieky. Wujaszek Astarot podciera sobie zad ogonem. Wujaszek Astarot odchyla koderk. Oba diaby pomagaj swemu cesarzowi przybra pozycj kopulacyjn ponad pic postaci mojej mamy, bia jak zmroony nieg.- Chciabym do nas przywoa mego wujaszka Astarota, eby nam odpowiedzia na pewne pytanie. ASTRACHIOSIE, ASACHU, ASARCO, ABADUMABALU, SILACIE, ABABOTASIE, JESUBILINIE, SCIOINIE, DOMOLU, Panie Boe, ktry jest w niebie i ktry przepatrujesz otcha Swym spojrzeniem,bagam Ci, zelij na mnie moc ogldania w myli i urzeczywistniania tego, co zechc, i co mog osign tylko z Twoj pomoc, Boe Wszechmocny, ktry yjesz i panujesz na wieki wiekw. Amen. No, jazda. ASTAROCIE * ADORZE * CAMESJE * VALUERITUFIE * MARESIE * LODIRZE * CADOMIRZE * ALUIELU * CALNISIE * TELY * PLEDRIMIE * YIORDY * CUREYIORYASIE * CAMERONIE * YESTURIELU * YULNAYIUSZUS BENEZIE

  • * MEUSZU *CALMIRONIE * NOARDZIE * NISO CHENIBRANBO CALELYODIUM * BRZ * TABRASOLU * Przybd * ASTAROCIE * Amen. AMEN, mwi! Ani dudu. AMEN. Starego kawalarza ani widu. Pytanie jest najprostsze w wiecie: Jak to jest, e mog si przyglda wasnemu poczciu? Odpowied: U licha, trzeba czym zabi czas, kiedy si tkwi w krysztaowej grocie!

    Jakie dwa miesice pniej moja mama, dziewicza Vivien, wstaje wczesnym rankiem, aby si przekona, i jej sen wcale nie by snem.Wstaje bowiem, Jezuku, i przeglda si w zwierciadle. Ram zwierciada zdobi snycerski wizerunek potwornej bestii o mnstwu odny. Niewykluczone, e chodzi o stonog. Sk w tym, bracie wilczku, e mama nie pamita, by na ramie widnia taki ornament. Kiedy tak mama sobie popatruje, ju to na stonog, ju to na wasne odbicie, nagle sama do siebie mruczy basem: - Patrz! Jam jest dniem wczorajszym!- Patrz! Jam dniem dzisiejszym!- Patrz! Jam wrogiem jutra! Na dwik wasnych sw mama chwieje si na nogach i zamyka oczy. Dwa razy odmawia prdko Safae Regina i oddaje si w opiek witej Felicji, witej Perpetui, witej Agacie, witej ucji, witej Agnieszce, witej Cecylii i witej Anastazji. Ordownictwo witych przynosi jej

  • niejak pociech. Mama wysuwa jzyk, pragnc si przekona, czy i na nim wykwity albo wysmaliy si jakie tajemnicze sowa. Jzyk jak jzyk. Zwyczajny i rowy, najdrosza moja creczko. Kiedy jednak mama chowa go z powrotem, znw syszy z wasnych ust hurgot nieproszonych sw: - Patrz! On jest we mnie, a ja jestem w nim! Mama egna si znakiem krzya, wzuwa chodaki i otula si kudat czerwon opocz. Byszczce wosy zaplata w trzy ciasne warkocze, spina je trzema srebrnymi szpilkami i co tchu spieszy przez perlce si od rosy gi ku czarnym murom klasztoru Gorejcego Serca. yczy sobie swka z przeorysz. Swko sprawia, e przeorysza, Im Picicea, psowieje.- Nie wierz, aby a tak obraano Pana Boga! - woa i podnosi raniec do ust, a jednoczenie prbuje dopatrze si na twarzy mojej mamy widomych oznak pieka. Bez skutku. Ba, przeciwnie: mama jest rumiana jak pczek, wzrok ma roziskrzony, a cer pyszn jak brzoskwinia, pozostawiona letni por na parapecie, by dojrzaa w socu. wiato witania powleka jej wosy blaskiem bladawego zota. Przeorysza klasztoru Gorejcego Serca umie jednak dostrzec jeszcze inne znaczce szczegy. Jej podopieczna ma liczko spuchnite od paczu. Kosmyki zotawych wosw, le upite, dyndaj jej luno

  • u czoa i skroni. Z dygotania doni daje si odczyta popoch. Im Picicea, przeorysza, ma wielkie, agodne, pene wesooci oczy i bardzo ciasny kwef, znaczony cieniem. Na sobie ma zakonny przyodziewek, tyle e z najpyszniejszego biaego jedwabiu. Kiedy si na ni patrzy w przejrzystym, tknitym mronym powiewem powietrzu poranka, mona wrcz uzna - jak wanie moja mama - e siostra jest przeliczna. Jej twarz ma w sobie wytworne, rzeklibycie, seraficzne pikno, tyle na niej agodnoci, wraliwoci, uduchowienia, tak delikatnie zaznaczone s jej rysy. Twarz wyciosana, rzeklibycie, z kamienia, podczas niezliczonych godzin modlitwy i cierpliwej adoracji. Nie adoracji kamienia, ma si rozumie, gdy to rwnaoby si panteizmowi albo bawochwalstwu, o czym mama doskonale wie. Owa Im Picicea, bieluchna przeorysza, sprawia wraenie osbki wielce sprytnej i przemylnej. Tak si wydaje mojej mamie. (Mama samej siebie nie uwaa za sprytn czy przemyln). Jest niedziela. Niedziela 4 maja. Dzie witej Moniki. wita Monika to, jak wiadomo, patronka wyrodnych matek. Nadal (jak doskonale pamitasz, prosiaczku) mamy wczesny poranek. Nie piewa ani jeden ptak. Pada deszcz. A waciwie mawka. Krople ddu. Uparty deszczyk, niby to miosierny, nikogo nie krzywdzcy. Siwy jak gobica,

  • uduchowiony deszczyk. Deszczyk, ktry zaciera zarysy dolnej czci doliny, w ktrej wije si rzeka. Deszczyk, ktry bez reszty zamaza szczyt Mons Badonicus. Mama i moda przeorysza przysiadaj na marmurowej awie w zaciszu klasztornych murw, gdzie zatarte freski ukazuj a to krla, ktry z dobytym mieczem rusza na lwa, a to mnstwo innych rwnie wymylnych scenek, teraz ju nie do odcyfrowania. Obie niewiasty patrz, jak z przeciwlegego zbocza bij ku niebu kby pary.Bliej, przed sob, maj klasztorny ogrjec, zasnuty jakby srebrn pajczyn, blad i niewyran. Mokre poacie zieleni odbijaj bladawe wiato budzcego si ju soneczka. - Wic powiadasz, crko, e nigdy...? - zawiesza gos przeorysza. - Nigdy! Przenigdy! - woa mama. Przeorysza zatrzymuje wzrok na czubkach wasnych sandaw, ktre niby dwie myszki wyciubiaj nosy spod rbka jedwabnego habitu. - Syszaam niegdy - odzywa si wreszcie przeorysza o nowicjuszce, ktra wybraa si do lasu Calidon na grzybobranie... Mama prbuje wepchn ma pistk w rozdziawion paszcz kamiennego gargulca. - Strasznie lubi, jak pada - oznajmia przeoryszy. A po chwili: - Jakie adne jest to szare wiato. Im Picicea ciska drug, woln do podopiecznej.- Nawet w ojcowskim ogrodzie? Te nie? - pyta

  • natarczywie. - Mwiam ju, e nie - tumaczy mama. - To znaczy, owszem, raz mi si zdarzyo dotkn korzenia mandragory - wyznaje. Przeorysza natychmiast puszcza do.- Dio! - woa. - Dio Santissimo! Musicie wiedzie, e jako moda mniszka Im Picicea ukoczya rzymskie fakultety. Osowiaa, zapatrzona w podoek, siedzi, wzdycha i krci w palcach koniec zotego sznura, ktrym si przepasuje. - A zatem jeste pewna, e to diabe? - pyta.- Chyba tylko diabe - wzdycha mama. Przeorysza na to:- I nie wczya si z chopakami ze wsi? Nie wdawaa si w pogwarki z ucznikami? Z tym brunetem, dzwonnikiem z Bretanii? Z karczmarzem? Moe z garbuskiem naszego biskupa? Byo co czy nie byo? Mama umiecha si, bo rana struka wody pieci jej pistk. Struga sika jej prosto do rkawa i askocze w pach. - Przyznaj si... - przeorysza cisza gos do ledwo syszalnego szeptu. Wzroku nie odrywa od sandaw. - Czy moe jaki wdrowny mnich podstpem wytumaczy ci, e wol Bo jest, aby z nim zlega? A moe ktry grzeszny ksidz ci wmwi w twej niewinnoci i niewiedzy, e musi zada twemu ciau rzekom pokut? - Nikt mnie nigdy nie rucha - odpowiada mama. Przeorysza zasania sobie uszy. - Nikt mnie nigdy nie rucha -

  • powtarza duo goniej mama. - Sysz ci, crko, sysz! - mwi przeorysza.- W kadym razie nie czowiek - cignie mama. - I nie tak, jak si to zwykle robi. Przy tych sowach umiecha si smtnie i zaczyna skuba rbek kudatej opoczy. - Jeeli sobie yczysz, moesz mnie wymaca, to zobaczysz - dodaje. - Zamilcz, moje dziecko! - ostrzega Im Picicea. - Jak moesz uywa takich sw? Dziw, e nie parz ci w usta. Gdzie ty je usyszaa? W cieniu kwefu oczy przeoryszy zmieniaj si w zielone szparki. - Ojciec tak mwi - wyznaje moja mama.- Twj wasny ojciec! - gorszy si przeorysza i oblizuje wargi. Jzyczek ma jak kotka: rowy i ostry. - Wyznaj mi, moje dziecko - zaczyna niby od niechcenia - czy to moe twj ojciec przy jakiej okazji... Oczywicie, mg by na przykad pijany... Jak si to zdarzyo biblijnemu Lotowi... - Co si zdarzyo? - pyta z ciekawoci mama, gdy jej pobona opiekunka najwyraniej nie ma zamiaru koczy zdania, ktre tak j gorszy. Przeorysza bierze gboki oddech. Surow zason jedwabnego habitu wzdyma jej para ksztatnych piersi. Przeorysza wwierca ponce,zielone oczy w chodn kurtyn oparu nad lasem. Wilgotny biay opar, peen perowego cienia, coraz gstszy, rozwijajcy si skbionymi kolumnami na tle szarozielonego

  • listowia na zboczu. - Moe ci dotyka? - syczy. - Moe twj ojciec ci... Mama a podskakuje z wraenia. Odzyskujc nagle swobod wypywu, woda z paszczy gargulca sika strumieniem i obryzguje biay habit przeoryszy. Zupenie jak gdyby gargulec j oplu. - Mj ojciec te mnie nie wyrucha! - drze si moja mama i tupie nog w drewnianym sabocie. - Nikt mnie nie... No, wiesz. Nikt, ale to nikt - dodaje tonem skargi. - Nigdy nie polegiwaam z mczyzn. Powtarzam ci to przecie w kko! Mama podnosi ze cieki spory kamie i z wielkim impetem ciska go do klasztornej sadzawki. Z sadzawki tryska wielka fontanna zielonego luzu i rzsy, plamic rbek biaego habitu Im Picicei. Mama odwraca si z rkoma na biodrach i mierzy przeorysz gniewnym wzrokiem. - A ja, gupia, mylaam, e z caego wiata ty jedna bdziesz mi chciaa uwierzy! - zawodzi. - Mwi ci zupenie powanie, e w nocy, kiedy spaam, przyszed do mnie diabe. Uczyni ze mn mroczn sprawk, ale jak, nie wiem sama, bo nie zostawi ladw. A teraz, chocia jestem dziewic, spodziewam si dziecka! Deszcz ustaje nagle. Soce ognist wczni promienia dga zoty krzy, wieczcy marmurow ska na szczycie Mons Badonicus. Naraz jednak jego pomienn chwa przymiewaj szybujce cienie trzech czarnych abdzi. Czarne ptaki jak gdyby rozmylnie

  • zaczynaj kry nad oplecion bluszczem wie klasztoru Gorejcego Serca.- Przecie to niemoliwe! - mwi przeorysza. abdzie odfruwaj z ostrym krzykiem. - Gorzej! - dodaje przeorysza. - To blunierstwo! Mama z dziecic bezradnoci wzrusza ramionami. - Powiedz mi, czemu ta chmura podnosi si z lasu na wzgrzu? - pyta przeorysz. - To chyba niemoliwe, eby pod wzgrzem pon ogie? Przeorysza podnosi si z awy i nadzwyczaj starannie zaciska wze zotego sznura od habitu. Poprawia fady biaej szaty tak dokadnie, jak gdyby przynajmniej ich nie dotyczya brutalno wiata, adne zaburzenie. Na tkaninie zostaje zielona plama luzu z sadzawki. Dzwon w oplecionej bluszczem wiey bije siedem razy. Po nim zaczyna jcze mniejsza, i prdszego serduszka sygnaturka z dzwonnicy nad kaplic. - Boe! - poszy si przeorysza. - Pora na msz!- O, jak pysznie - cieszy si mama. - Msz to ja uwielbiam. Im Picicea marszczy brwi.- Msza jest dla mnie, ale nie dla ciebie, dziecko! - mwi i potrzsa gow w kwefie. - Ty, zanim znw bdziesz moga pj na msz, musisz si wyspowiada u Braciszka Baeja. Mama garbi si smtnie. Wyglda na tak przybit i zgnbion t ostatni wieci, e przeorysza postanawia podej do niej i obj j na pocieszenie. Czyni to, a potem po czterykro

  • cauje ma Vivien. Raz w czoo. Drugi raz w podbrdek. W lewy policzek. I w prawy.- Prosz! - mwi i umiecha si. - Oto krzy pocaunkw! Tak mnie caowaa moja matka - wyjania jeszcze. - Ten pocaunek oznacza, e czuwaj nad tob cztery anioy. Anio pokoju, anio aski Boej, anio witobliwoci i anio mdroci. - Wielkie dziki - odzywa si mama. - Ale czy te anioy nie mogy czuwa troch wczeniej?

    Braciszek Baej jest wysoki, chudy jak tyka, ciemnowosy, skupiony i twardy. Wyglda zupenie niczym rysik, prosiaczku. Ma poza tym tylko jedno oko, ponce bkitem w bladej twarzy. Drugi oczod Brata Baeja jest pusty i szczelnie zaszyty. Wyznanie mojej mamy bardzo, ale to bardzo podnieca braciszka. - Jak gorce byo diabelskie nasienie? - pyta bez duszych wstpw. Mama nie rozumie pytania, wic milczy.- Czy nasienie, ktre ci zaaplikowa diabe, zaczerpn on moe od twojego ojca za porednictwem sukuba pci eskiej? - pyta badawczo Brat Baej. Mama dziwnie w to wtpi. Bo te prawd mwic, prosiaczku, moja mama, dziewicza Vivien, nijak nie nada za biegiem myli spowiednika. Woli si wic skupi mylami na twardoci klcznika uwierajcego jej kolana i na mce czowieka na

  • krzyu, ktry wisi tu przed jej zmruonymi oczami. Braciszek Baej wcale si nie zraa milczeniem grzesznicy. - Crko - powiada jej - jestemy tu sami jedni, wic miao. Moesz mi wszyciuteko wyzna pod tajemnic spowiedzi. Mw prawd, sam prawd, bo tylko prawda moe ci teraz zbawi! Obcowanie cielesne z demonami... Ohydne dze! Bierze wdech w niezomne puca i szepcze:- A wic... Zacznijmy od nowa. Mama posusznie chyli przed nim czoo. Spowiednik ciekawie si przyglda cienistej pozocie jej wosw, widocznej poprzez czarny, koronkowy szal, jaki Vivien narzucia na gow. Pod koronk wida ciasne sploty trzech zotych warkoczy. - Gotowa, moje dziecko?- Tak, ojcze.- Czy diabe ci obmaca?- Pewnie tak, ojcze. - Mw o piersiach, dziecko! Czy ugniata ci piersi?- Nie wiem, ojcze.- Czy ociera si o twoje piersi wielkim, wzwiedzionym czonkiem? - Nie wydaje mi si, ojcze. Niby po co?- Jak dugi by jego czonek? Jakiego koloru?- Ja nic nie wiem, ojcze. Nie widziaam. Braciszek Baej egna si znakiem krzya. Jedynym okiem spostrzega patek upieu na

  • szalu mojej mamy. Patek jest leciusieki, jak kwietny pyek niewinnoci. Dziewczyna wydaje si nie zdawa sobie sprawy z aury erotyzmu, jak roztacza wok siebie. Skruszona, klczy i modli si, z domi zoonymi tak ciasno, jak gdyby chciaa midzy nimi suszy kwiaty. - Crko moja - powiada jej Braciszek Baej - pytania moje s trudne, lecz bagam ci, skup si na nich. - Staram si, wielebny ojcze.- Przypomnij sobie wszystko po kolei.- Ale co takiego? Pamitam tylko sen, widziado senne. Czowiek chce o takich sprawach zapomnie, nie wspomina. - Naturalnie, dziecino. Naturalnie. Diabe jest jednakowo chytrym rozpodnikiem, a nam wypada go przechytrzy, jeli si tylko da. Najatwiej nam pjdzie, kiedy na pocztek przypomnisz sobie w najdrobniejszych szczegach wszystko, co si dziao w noc, w ktr z tob polegiwa. Mama rozkleja donie i zaczyna sobie oglda paznokcie. W duchu jczy: "O, ja nieszczsna. Trzeba mi byo wyci skrki przed spowiedzi". Ju nadgryza paznokie maego palca prawej rki, lecz powstrzymuje si w por. Znw skada donie do modlitwy, tym razem jednak zaplatajc paznokcie do rodka, jak w zabawie, ktr sobie przypomniaa: Idzie ksidz - powtarza w mylach Na kazanie (rozplatajc i wywijajc palce)

  • - Czy diabe kaza ci obmacywa swe jdra?- Nie!!! (jak si macie Parafianie!)- Czy diable jdra byy paskudnie wochate? Mw, moje dziecko! Czy porastao je czarne, gste wosie, jak nam podaje bogosawiony wity Antoni? - Nie wiem! Ja nic nie wiem!- Za pno na krtactwa, crko, a skromno take nie jest cnot, gdy stawk staje si dobro twej duszy niemiertelnej. Wierz mi, dziecko, epytam gwoli zbawienia twej duszy, nie przez wzgld na ciao. Ciao jest niczym wicej jak sukni, jak wdziaa, sukni teraz ju splugawion. Dopiero kiedy odrzucisz ow sukni, naga nagoci duszy niemiertelnej bdziesz umiaa wstpi w wieczno. Braciszek Baej pociera pusty oczod perowobladym palcem. - Crko, czy braa diabli organ w usta?- Ojcze, co te...!- Mw! Kaza ci tak zrobi, prawda? Usiad ci okrakiem na szyi i zmusi ci, by mu ssaa czonek? A potem... Mw, czy potem nie kaza ci wzi swych kosmatych jder w donie i cisn je, gdy si gi w spazmie? - Po c miaby to robi? Dlaczego miaby mnie do tego namawia? Co to ma wsplnego z dzieckiem, jakie mi zrobi? Co, ojcze? - Ach, cru moja, cru. Dopiero teraz widz, jak mocno i gboko tkwisz w diabelskich szponach. Mw jednak! I nie kam. Zastanw si dobrze. Przez

  • wzgld na swoj dusz niemierteln. Czy zabawiaa si diablim organem? - Nie, ojcze.- Czy stwardnia?- Czy kto stwardnia?- Diabli organ! Wwczas, gdy si nim bawia.- Nie bawiam si nim. Ju mwiam.- Wic stwardnia, mimo e si nim nie zabawiaa?- Na to wychodzi.- I diabe nie dotyka ci ni troch?- Ja nic nie wiem, ojcze.- Chcesz mi wmwi, e odbya cielesny stosunek ze Zym, nie wchodzc w namacalny kontakt z jego czciami wstydliwymi? Mama krci gow. Chusta zsuwa jej si z gowy. Wida, jak bardzo mama jest blada i przejta. - Jeszcze mnie nigdy nikt nie wyrucha, prosz ojca. Braciszek Baej odwraca jedyne oko ze zgroz i egna si znakiem krzya. - Przepraszam - mwi mama. - Wiem, e tak si nie mwi, ale w ten sposb atwiej mi dotrze do braciszka. Wiem, co to jest to "ruchanie", ale go nie zaznaam. To znaczy tylko raz, we nie. We nie, ktry braam za sen, ale ktry mg na mnie zesa tylko diabe, bo przecie spodziewam si dziecka. Ochrypy, szorstki gos mnicha znowu przechodzi w szept. - Powiedze mi, moje dziecko... Wybrandzlowaa go pierwej? Mama marszczy czko.

  • - Czy go wy... co?- Mona std wysnu liczne wnioski - mruczy do siebie Brat Baej - mogce si na przyszo okaza uyteczne dla Kocioa, Matki Naszej. A pod adresem klczcej dziewczyny rzuca:- Czy nasienie, ktre wyprysno z diaba, byo gorce, czy piekco zimne? - Czy co byo gorce? - zdumiewa si mama.- A czy patrzya, jak ci cieka po piersiach? - dopytuje si Braciszek Baej, a w jego gosie pobrzmiewa lekka histeria. Czy spogldaa, w ktr stron pyn piekielne spermatozoa? - Co? Co?- Czy wcieraa w siebie lepk ciecz rozrodcz szatana? Czy wsadzaa j sobie w intymne zakamarki? Czy oblizywaa palce, ktrymi ciskaa rogaty czonek przy wytrysku? - Nie! - woa wniebogosy mama. - Nie! Nie! Nie!- Ciszej, moje dziecko. Pokj z tob. Tylko wyznajc w peni grzech, dostpisz penego rozgrzeszenia. Powiedz, czy poykaa diabelskie nasienie? - O jakie nasiono ci chodzi? - dziwi si moja mama.- Co prosz?- Nie widziaam adnych nasion, ojcze. Ani gorcych, ani zimnych. Widziaam tylko diaba - wyjania rezolutnie moja mama. Braciszek wzdycha bolenie. Siga do czarnego mankietu sutanny po upakan smarkiem chustk i ociera sobie czoo, na ktrym perli si pot. -

  • Diabe upatrzy ci sobie na oblubienic - owiadcza. A skoro tak, to musisz by albo niepomiernie gupia, albo te niepomiernie sprytna. Nie umiem pozna, czy taka, czy taka.- Szatanie, ty okiem, ty dz! - huczy moja mama.- Prosz? - Braciszek Baej a zamruga.- Szatanie - chrypi mama basowym gosem, ktry pierwszy raz wydoby si z niej przed zwierciadem. - Szatanie, ty okiem, ty dz! Ty samoistn, samookrelon, samochwalcz, samoudrczon, najnisz z najwyszych wysokoci! Brat Baej zaciska powiek, moe w nadziei, e wszystko przejdzie samo. - Wracajc do tematu twej spowiedzi - zaczyna po dugim namyle - pragn ci wyjani, o ile w istocie trwasz w stanie bogiej niewiedzy, nie za drwisz ze mnie zoliwie, ze mnie, twojego duchownego ojca, udrczanego zwidami i odraajcymi sztuczkami, wiedz, e kiedy mwi o nasieniu, mam na myli w ohydny pyn, za ktrego pomoc diabe przenis (jak mnie zapewniasz) si za w obrb twego ona. Mylisz si wic, jeli mniemasz, e rozprawiam o ogrodnictwie. Mama potulnie przytakuje, leczczyni to, zdaje si, po to, by wygna z siebie moc, ktra obniya jej gos o dwie oktawy i zmusia do perory o szatanie. - Rozumiem - mwi wreszcie cichutko i z wielkim rozsdkiem pyta: - Ale posuchaj, ojcze: co by si stao,

  • gdybym rzeczywicie pokna to, jak je nazywasz, nasienie? Choby i diabelskie nasienie? Od tego nie robi si dzieci. Nawet ja to wiem. A ty nie wiedziae? Braciszek Baej psowieje. Rumieniec wypeza mu na suche policzki jak szminka. Braciszek mruga nerwowo. Prdko chowa twarz w doniach. W ogle sprawia wraenie kogo, kto tumaczy wasne myli z jednego jzyka na inny, sabo wyuczony. - Wiem, dziecko, czym s dze - mwi, dobierajc kade sowo z pieczoowitoci, w ktrej pobrzmiewa fasz. - Jednak chu diaba przerasta wszelkie dze miertelnikw. Milknie, cho mamie wydaje si, e nie ma po temu najmniejszego powodu. Odrywa blade donie od twarzy i z namaszczeniem przyglda si dziewczciu. Czyni znak krzya, nie zwyczajny, lecz po bizantyjsku, od prawej do lewej i za pomoc trzech zoonych palcw, w tym kciuka. - Zatemdo rzeczy - mwi. - Twierdzisz, e diabe uczyniz tob mroczne dzieo? - No, tak mi si wydaje.- Wydaje ci si? Jak to? Nie jeste pewna?- Pewna to jestem tylko tego, e mam mie dziecko mwi mama. - Ju drugi miesic z rzdu nie mam okresu. Rano mnie mdli. Chyba mi puchn piersi. Wychodzi na to, prosz ojca, e jestem w ciy. A przy tym nadal jestem dziewic. Brat Baei nieoczekiwanie podaje ciao w przd i wwierca si w mam

  • spojrzeniem jedynego oka. Oko migocze przez kratk konfesjonau jak czubek rozarzonego pogrzebacza. - Wyznam ci szczerze, co gnbi m dusz, dziecko - zaczyna. - Amen, i niech tak si stanie. Wszystko, o czym mi tu plota, to duby smalone. Albo gorzej ni duby, bo dubys niewinne, a ty, dziecko, blunisz! Przychodzisz tu optana diabli wiedz jakim wystpkiem, a nadto rozparzona od zowrogich,lepkich fantazmatw, wynionych noc w ku, a twym zamiarem jest zatru i splugawi myli witobliwego ma, ktry stara si najlepiej jak umie wie w czystoci ywot chrzecijaskiego pustelnika! Mama patrzy zdumiona na mnicha, uwiadamiajc sobie, i z twarzy spowiednika, ktry j tak gromi, nie znika umiech mao stosowny w tych okolicznociach. - Blunierstwo to zowrogi grzech - cignie Braciszek Baej. - Blunierstwo stanowi zniewag i obraz nie tylko Boga, ale i jego sugi, a twego duchownego ojca, to jest mnie! Ten rodzaj grzechu gorszy jest po stokro od zwykych grzechw ciaa, takich jak caowanie czerwonej obwdki wok diablego napletka, lizanie diablego organu czy zgoda na to, by diabe wsadza swj parzcy zimnem lub gorcem czonek w twoj mysi dziurk, zarazem diabl sztuczk zostawiajc hymen bez uszczerbku. Mama na powrt otula gow czarn chust,

  • zasaniajc ponce policzki. To, co opowiada mnich, budzi w niej lk i odraz. - Wybacz mi, ojcze - kwili. - Ach, wybacz mi, wybacz. Trzeba ci wiedzie, prosiaczku, e dochodzi poudnie. Klasztorne re zaczynaj gubi patki i odsaniaj serca. Licie wielkiego drzewa, ktre ocienia cel mnicha, kurcz si i kn w socu. - Odpokutuj za blunierstwo - mwi mama - lecz wiedz, e mwi szczer prawd. - To niemoliwe!- Moesz mnie zbada, jeeli tak mylisz! - podsuwa pomys mama i rumieni si pod czarn chust. - Rozmyliam si, prosz ojca. Niech mnie zbada siostra przeorysza! Braciszkiem wstrzsa drenie. Zarazem mnich modli si gono i prdko po acinie. Oczy ma szeroko otwarte. Kiedy koczy, pyta:- Czy jeste czarownic?- A co, wygldam na czarownic? - pyta moja mama. Brat Baej pomija t kwesti milczeniem. Zamiast co odrzec, z umiechem, lecz stanowczo kadzie praw do na czole mamy i intonuje z powag: - Zaklinam ci w imi gorzkich ez wylanych na krzyu przez umczonego Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa gwoli odkupienia wiata, a tako w imi ez gorcych wylanych nad Jego ranami onego dnia przez bogosawion Dziewic Maryj, matk Jego, a jeszcze w imi wszystkich ez wylanych na wiecie przez

  • witych Paskich i reszt umiowanych sug Boga Jedynego (ktry w Swym miosierdziu otar ju z ich oczu owe zy), aby, o ile jeste niewinna czarw, rozpakaa si rzewnie lub, jeli winna czarom, aby tego nie czynia adn miar, w imi Ojca i Syna, i Ducha witego, amen. Braciszek Baej odejmuje do od czoa i wyciera j o manipularz. Wysoko nad cel wiergocze na niebie skowronek - ttno soca. - e jak, prosz? - pyta moja mama.- A wic nie umiesz paka?! - cieszy si z gry Brat Baej. - Oczywicie, e umiem paka.- To czemu nie masz w oczach ez? - pyta mam Brat Baej. - Uwaaj, dziecko, co czynisz. Znam ja wasze wiedmie sztuczki, kiedy to robicie paczliwe miny i smarujecie policzki i oczy plwocin, by si wydawao, e paczecie. Bg nie spuszcza ci z oka, crko. Nie uda ci si Go omami. - Tereferekuku! - przerywa bezceremonialnie moja mama. - Jeszcze jak umiem paka, tylko najpierw musz mie do tego jaki powd. - Tereferejak? - pyta mnich, miejc si od ucha do ucha. Cay si trzsie z wciekoci. - Przebacz mi - mwi mama. - Nie powinnam bya tak pytlowa. Nie miejsce i nie pora na tereferekuku, czy nawet na kurcz, kuchnia i ko by si umia. Ale wierz mi, naprawd ko by si umia. Wybacz mi, ojcze, e to powiem, ale to, co wygadujesz, to ju nie

  • terefrekuku, tylko kuku na muniu! Mama przyglda si gracko przedziurawionym stopom na krucyfiksie, ktrego prawie ju dotyka nosem. Zamyla si i dodaje: - Bo, na przykad, kiedy drugi raz nie dostaam okresu, pakaam ca godzin. A kiedy szam tu przez las, eby si wyali matce przeoryszy, te pakaam, i to tak, e a mi twarz napucha. Jak nie wierzysz, moesz si jej spyta. - Zaprzeczasz wic, jakoby sama si szczypaa w policzki, by wyglday na czerwone od paczu? I e wysmarowaa sobie powieki plwocin? - Terefere, terefere, a kuku zrb sobie sam! - wykrzykuje mama, bliska miechu. - Wszystko bzdura i kuku na muniu. Pewnie, e umiem paka, i pewnie, e nie smaruj si plwocin, i pewnie, e nie jestem czarownic, a we nie nie byo adnych nasion, niewane, czy zimnych, czy gorcych, ani adnych plam po tych twoich obrzydliwych gupich cieczach. We nie by tylko diabe! A poza tym to by tylko sen. - Jake, sen?- Nie, to byo jak we nie - poprawia si mama i gestykuluje, by odmalowa przed spowiednikiem sytuacj. - Bo, tak naprawd, nic a nic nie czuam ani nie widziaam, ani nawet nic nie robiam, wierz mi. Musiao mi si to przydarzy wtedy, kiedy wyniam, e si zdarza, z diabem i ca reszt kramu, bo teraz bd miaa dziecko, a przecie ja nigdy w yciu

  • si nie zbliyam do mczyzny. Nawet eby piewa kantyczki w duecie. A bonk te mam nietknit. Braciszek Baej po cichu odmawia ca dziesitk raca, tak zajadle, e nawet nie wzdycha. Jedyne oko zasania sobie perowobladymi domi, przez co odcina si od wiata. Gdy si wreszcie odzywa, mwi gosem jak z ambony - gosem, w ktrym brzmi ekstaza i mdro, chocia nie zawsze w jednym i tym samym zdaniu. - Dwa lata upywaj - zaczyna - od Wielkiego Czwartku, kiedym to sucha spowiedzi w przybytku witego Ciernia w Glastonbury. Tame uklkn przede mn pewien mody czowiek i chocia Koci, Matka Nasza, w swej odwiecznej mdroci zabrania mi oczywicie wyjawi treci jego wyznania, wolno mi zauway, e gdy si spowiada przede mn, wykrzykn wielkim gosem: "Ojcze wity, pomocy, albowiem postradaem czonek!" Przyznam ci si, dziecko moje, e oniemiaem i zapomniaem wrcz jzyka w gbie, ogupiay niby ta kaczka, kiedy strzeli piorun. Jednake zwracajc si o askawe ordownictwo do witej Pelagii Pokutnicy, owej tancerki z Antiochii, ktra dopenia ywota przebrana za mczyzn w jaskini na Grze Oliwnej, uzmysowiem sobie, i nie godzi si zbyt atwo dawa wiary sowom skruszonego grzesznika, zwaszcza jeli w opinii ludzi mdrych

  • lekkomylnoci jest bra takie wyznanie za dobr monet. Poprosiem tedy grzesznika, aby askawie zwlk z siebie porcita. Gdy tak uczyni, w mig pojem, o czym mwi. Midzy nogami, moje dziecko, by w mody czowiek gadziusieki jak lalka. Nigdym nie oglda jeszcze takiej gadzi, nawet u wgorzy ani w bryle wosku. Znw wic przyszo mi prosi o wsparcie bogosawion wit Pelagi. Z jej to bowiem natchnienia zapytaem owego modzieca, czy podejrzewa moe, kto czarnoksisk sztuczk doprowadzi go do tak aosnej postaci. Modzieniec odrzek, i w samej rzeczy ywi niejakie podejrzenia, lecz w kto, czy raczej owa kto, dawno wyjechaa i zamieszkaa w Carlisle, opodal rzymskich wodotryskw. Rzekem mu wic: "Ruszaj do Carlisle, modziecze. Znajd ow osob przy rzymskich wodotryskach i korn mow li te sodk prob sko j, by si ualia nad tob. Padnij przed ni na kolana. Plwaj na wasn pier. Obiecaj, e si z ni oenisz, jeli tylko zgodzi si przywrci ci twj mski wyrostek w jego dawnym ksztacie". Modzieniec wyruszy w drog i doczoga si mimo wszystkie trudy do Carlisle, gdzie klkn przed ow osob. Nim upyno niedziel kilka, wrci do Glastonbury i podzikowa mi ze zami w oczach, mwic, i ozdrowia i odzyska wszystkie czonki. Wierzyem wprawdzie jego

  • sowom, lecz idc znowu za porad bogosawionej witej Pelagii, uwierzytelniem,co mi opowiedzia, przekonujc si o prawdziwoci jego sw na wasne oczy. Za czym uklklimy rami w rami, by odmwi modlitw dzikczynn. - A czy polubi tamt czarownic? - pyta moja mama.- A skd - wzdycha Brat Baej. Mama na klczkach zastanawia si nad przypowieci. Historia wydaje si jej wzruszajca, lecz w aden sposb nie pasuje do jej wasnego pooenia. Mama ma ochot powiedzie to gono, lecz nim udaje jej si odzia t myl w grzeczne sowa, mnich podejmuje wtek. Ba, wydaje si wrcz zapomina, e tkwi w konfesjonale, a nie na ambonie, bo ku zaskoczeniu mamy wdaje si w kazanie. Melancholijnej treci, prosiaczku. Kac za, umiecha si bez przerwy. KAZANIE BRACISZKA BAEJA- Czytanie z Ksigi Tobiasza, rozdzia szsty - grzmi Braciszek Baej. - "Albowiem ci, ktrzy chuci swojej zadoczyni, nad tymi czart ma moc". Wiedz, creczko moja, e byo w Macedonii mode dziewcz, ktre uwierzyo, i ze moce przemieniy j w klaczk. Do cna zapara si owa dzieweczka w faszywej wiedzy, a z ni i jej matka, a wraz z matk ojciec, a tako bracia i siostry, cho trzewej natury, a nadto wielu macedoskich przyjaci owej

  • rodziny. Wszystkie te duszyczki, patrzc na mode dziewcz, mniemay to samo co ona, mianowicie, ie ogldaj klaczk. Chc rzec, w owej dalekiej Macedonii widziano w miejscu dziewczcia... rebaka pci eskiej! Dzieweczka owa umylia jednak klkn przed obliczem witego Makariusza Starszego, ktry dawno schowa si przed pokusami ywota w pustaciach Sketis, a takiej by wiary, e diabe najmniejszego nie mia przystpu do zmysw jego, wic co za tym idzie, kiedy przywiedziono dzieweczk przed pustelni gwoli uleczenia, ujrza Makariusz niewiast, nie rbk, cho wszyscy inni gono powiadali, ie maj przed sob najprawdziwszego konika. Wiedz, i dobry Makariusz, dziki modlitwie, suplikacjom, postom i dobrym uczynkom, uwolni dzieweczk, jej krewnych, a nawet ssiadw od owych koskich omamw, po czym wszem wobec ogosi, i nieszczcie owo przytrafio si dziewczciu, gdy za mao gorliwie przykadaa si ona do suby Boej, gardzia yciem duchowym i miaa zwyczaj stroni od Sakramentu Pokuty i od Ofiary Mszy witej. Ta oto szczelina w jej zbroi bogobojnoci pozwolia diabu wspomc niecne zamiary modzieca, ktry zapragn posi owe dziewcz, a kiedy dziewcztko nie chciao si podda jego dzom, diabe podszepn modziecowi, by ten wszed w pakt ze starym

  • ydem czarownikiem, na co w yd czarownik tak zbaamuci dziewczyn, e ta, zwiedziona diabl moc, zmienia si dla wiata w konia. Gdy moja mama na klczkach sucha tych sw, na jej twarzy pojawia si wielka niepewno. - Uchybiam Panu! - wykrzykuje cieniutkim gosikiem i chyli czoo, uderzajc nim w ostr kratk konfesjonau. - Wybacz mi, Boe, wybacz! Zgrzeszyam, zgrzeszyam, ach jake okropnie zgrzeszyam! Ma zacinit pistk bije si trzykrotnie w piersi. Po ptora ra na pier, braciszkowie. Finezyjna kratka konfesjonau mile uwiera w czoo, zostawiajc na nim znaki niby ukszenia pche albo stygmaty. - Litoci! - szepcze mama. - Litoci! Zmiuj si nade mn, Maryjo! Maryjo, matko miosierna! Kiedy to mwi, jej gos na powrt staje si gboki i szorstki. Braciszek Baej nie zwraca jednake uwagi na to kolejne objawienie basbarytonu u grzesznicy. Najspokojniej w wiecie cignie swoje kazanie: - "Albowiem ci, ktrzy chuci swojej zadoczyni, nad tymi czart ma moc". Zaprawd, tak jest powiedziane i tak jest. Dla wasnego dobra i korzyci diabe potrafi zepchn dobrego czowieka ze cieki cnoty albo, co gorsza, odrze go z takich doczesnych radoci, jak gotwka, sawa i przymioty ciaa. Takiej samej lekcji udziela nam przykad bogosawionego Hioba, ktrego diabe

  • pognbi w tene sposb. Owe jednak diabelskie szkody nie maj swego rda w duszy, a przeto ludzie dotknici nieszczciem nie mog brn i nie brn w grzech, cho mog czu tak pokus, cielesn lubo te duszn. Skrajnej bowiem uudy - podobnej do zudzenia macedoskiej dzieweczki, majcej si za klaczk - diabe nie jest w mocy narzuci ani biernie, ani te czynnie ludziom dobrym. Czynnie nie moe, powiadam, gdy diabe nie umie zamci zmysw ludziom prawym, tak jak je zamc tym* ktrym nie dostaje stanu aski. Biernie za, powiadam, te nie moe, jak choby wwczas, kiedy z moc pozbawia nieprawych ludzi ich czonkw mskich. Zwa bowiem, i nawet za ywota bogosawionego Hioba diabe nie umia ani na sposb bierny, ani te czynny podej owego Hioba, zwaszcza ju na sposb bierny, odbierajc mu narzdzie dz cielesnych. Hiob bowiem, jako m wielkiej wiary, otwarcie gosi: "Zawarem z oczyma przymierze, by nawet nie spojrze na pann, nie mwic ju o onie bliniego". A jednak, crko... A jednak, dziecko moje, diabe dobrze wie, jak wielk moc roztacza nad grzesznikami wszelkiej maci i rodzaju - co moesz wyczyta u witego ukasza w rozdziale jedenastym: "Gdy mocarz uzbrojony strzee swego dworu, bezpieczne jest jego mienie". Tej samej nauki udziela nam

  • przypowie o ubogim kmieciu i jego crce, ktrzy jechali wozem penym dobra na targ do Jeruzalem. Na gocicu opadli ich zbjcy i odarli do cna z wszelkiego mienia, nie zabrawszy jeno garsteczki klejnotw, ktre crka ukrya przezornie w swych czciach rodnych. A kiedy zbjcy odeszli, crka oddaa ojcu klejnoty, by uradowa serce jego. Ojciec za rzek do crki: "Ach, daby dobry Bg, by zamiast ciebie jechaa dzisiaj ze mn twoja matka. Ocalilibymy i konia, i wz". Zaprawd wic jeeli kto spyta o omamy tyczce czonkw mskich, owszem, skoro diabe nie umie w sposb bierny narzuci tutaj swej woli ludziom bezgrzesznym - a to z tej przyczyny, e czowiekowi w stanie aski Boej oszczdzona jest prawda, gdy w dobroci swojej postrzega swj czonek na zwykym, przyrodzonym miejscu, cho zarwno wiadectwo zmysw, jak opinia blinich podpowiadaj, e diabe porwa mu w jego organ i ukry - wic jeli kto o to zapyta i jeli nawet uznasz, e diabe zdolny jest do tak bezkarnych uczynkw, c z tego? Czy wiat stanie w miejscu? Czy czas wywrci si na nice? Czy Salomon w caej swojej chwale zayczy sobie Numerka z Rkawem? Nie, nie i nie! Nie, do pioruna! Co za z tego wynika, gseczko, jak noc wynika z dnia, a ten znw z nocy, e chocia czowiek w stanie aski Boej zdolny jest spostrzec utrat

  • czonka u bliniego swego - na tyle bowiem diabe jest w stanie zamci umysy dobrych ludzi - tene sam prawy i bezgrzeszny czowiek w stanie aski nie potrafi biernie pozna podobnej utraty u samego siebie, z tej mianowicie przyczyny, e nie poddaje si on chucil Aby odczu strat, potrzeba wpierw dzy. Amen. Z tego za wynika, e - niechaj Bg nas bogosawi i strzee prawdziwa jest take rzecz odwrotna, mianowicie, jak mwi anio do Tobiasza: "Kiedy kto luboci swojej zadoczyni, nad tym czart ma moc". Zacinite powieki mojej mamy nabrzmiewaj zami. Po chwili mama szlocha ju cichutko i bije czoem o krucyfiks. - Panie nasz! - cignie kazanie Brat Baej. - C nam tedy mniema w witym miosierdziu naszym w kwestii wiedm, ktre idc za diabelsk rozrywk, zbieraj wielk liczb mskich czonkw, czasem wrcz po dwadziecia, trzydzieci albo i trzydzieci pi, i trzymaj je zniewolone w ptasim gniedzie albo zamykaj w pudle do robtek, gdzie biedne bezpaskie organki egzystuj niczym ywe istoty, poywiajc si na podobiestwo wygodniaych koni owsem i ytem, o czym nam zawiadczaj rozliczni wici Kocioa oraz podania ludowe? (Gdy czonek mski pozbawiony pana ywi apetyt jak kade yjce stworzenie i aby y, aknie poywienia i wody). Powiadam ci wic, dziecko

  • moje, opamitaje si i otrznij z diabelskich podszeptw w imi aski Boej, a te przez wzgld na ordowniczk nasz wit Pelagi i jeli nie jest ju za pno, uznaj, i wszystko to narzucone ci jest, zawyrokowane i sprawione widami diaba na mocy diabelskiej iluzji, gdy zmysy ludzi ogldajcych rozhasane czonki w pudle do robtek zmcone s w sposb, jaki ci wyoyem. A czemu? Dlatego, e pewien czek w Carbone rzek mi, i gdy utraci czonek, uda si do znanej w tamtych stronach wiedmy i kaza go sobie przywrci. Wiedma polecia nieszczliwcowi wspi si na jeden z pobliskich cisw i wybra sobie dowolny instrument z gromadki, jak znajdzie w ptasim gniedzie. A kiedy w czek skwapliwie chwyci za najwikszy czonek, wiedma rzeka do niego: "Ten zostaw, bo to proboszcza parani". Braciszek Baej byska okiem przez kratk.- I dlatego wanie - koczy kazanie - i dlatego wanie wiemy, i wszystkie te sprawki czyniones przez diaba za spraw iluzji i czarw na sposb, jaki ci tutaj opisaem, czyli przez zamcenie zmysu wzroku i przeinaczenie obrazw widzialnych w wyobrani. Nie dawaj wic posuchu heretykom, ktrzy ci wmawiaj, i mskie czonki w ptasich gniazdach i pudachdo robtek to wanie same diaby udajce czonki, gdy to nieprawda. Owszem, zdarza si czasami, e diaby ukazuj si wiedmom pod

  • postaci czonkw i tym sposobem tocz z czarownicami pogwarki, a bywa, e bezlikiem haniebnych sposobw obcuj wwczas z wiedmami jeszcze bliej, ale ten rodzaj czarw osigaj sposobem atwiejszym, to jest wysysajc wewntrzne wyobraenie organu z zapasu wyobrae w gowie wiedmy, po czym odmieniony wizerunek odciskajc w wiedmiej wyobrani. Gdy jak powiada wity Tomasz: "Tam gdzie jest moc anielska, tam stpa i anio". Przez anioa Tomasz rozumia niewtpliwie diaba. A czemu? Temu, crko, i diabe niegdy sam by najwikszym z aniow, nioscym wiato Lucyferem, anioem najbardziej przewrotnym, nieubaganym wrogiem oraz kusicielem ludzkiego rodzaju, bogiem tego wiata, kosmatym diabolosem, rkodzielnikiem grzechw ciaa, moc, dla ktrej ciao jest odpadkiem, niczym, i ktra dlatego potrafi by nicoci dla ciaa albo te tego ciaa stwrc oraz wadc, niby Bg. Diabe jest bowiem Bogiem, tyle e takim, jakim go pojmuj istoty upade. Powiedziane jest u witego Pawa, e sam Szatan bdzie przemieniony w anioa wiatoci. Tako i u proroka Izajasza: "Jake to spade z niebios, Lucyferze janiejcy, synu Jutrzenki". A wreszcie sam Pan nasz gosi, e ujrza Szatana jako byskawic spadajc z nieba. Radz ci wic, crko, rozway to, co powiedziaem, w

  • sercu twoim, pilnowa si i modli, ba si Dnia Sdnego, a te i mki wiekuistej w piekle. W imi Ojca i Syna, i Ducha witego! - Amen - mwi moja mama. Po jej zapadych policzkach spywaj zy i rozpryskuj si na doniach, kurczowo ciskajcych kratk. Braciszek Baej przyglda si temu nie bez szorstkiego wspczucia. - Powiedziane jest - zauwaa - i aska ez to najwikszy dar zesany pokutujcym grzesznikom. Sam wity Bernardpoucza, e zy skruszonych pyn prosto do nieba, wiercc najbardziej niewzruszon opok. - Ale ja nie jestem wiedm! - szlocha mama. - Masz moje zy na dowd! Nie jestem! Mog sobie by okropn ciarn dziewic, winn blunierstwa, zgoda, ale nie jestem wiedm! Braciszek Baej krci gow. Wzdycha. Umiecha si wreszcie.- Czasem i pacz potrafi by diabelsk sztuczk - przypomina. - zy niczego nie dowodz u wiedmy. Diabe je wyciska, oczywicie jeli Bg zezwoli. - Dlaczego? - pacze mama. - Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? - Dlatego, e niewiecie dane s z przyrodzenia trzy rzeczy: talent do tkania, pakania i gania - powiada jej Braciszek Baej. - Nic to, dziecko moje. Odmy te roztrzsania do jutra. Tak, crko. Wrcimy do rozmowy wtedy, kiedy ci zbada siostra przeorysza. A tymczasem mdl si. Gos mojej mamy opada sam z siebie o kilka oktaw

  • niej. Z jej ust sypi si basowe sowa: - Adonaju, Zebocie, Adonie, Shadaju, Elionie, Tetragrammatonie, Eloju, Elohimie, Messjasie... - Ma by modlitwa, nie adne haasy! - napomina j Braciszek Baej. - Chc, ojcze, ale nie mog. Nie wiem, co mnie naszo...- Modlitwa jest najdoskonalsza wwczas - wtrca Brat Baej - gdy si modlimy nie wiedzc, do kogo. Mimo wszystko, ku wielkiemu zaskoczeniu mamy, Braciszek Baej zadaje jej pokut i rozgrzesza. Ba, bogosawi j. Ju bez umiechu. A potem mruga do niej. 10 Patrzcie! Jam dniem wczorajszym! Patrzcie! Jam jest dniem dzisiejszym! Patrzcie, jam jest wrogiem jutra, ty za, Szatanie, ty okiem, ty dz, Adonaju, Zebocie, Adonie, Szadaju, Elionie, Tetragrammatonie... Jednym sowem, braciszkowie, ruszamy. Innymi sowy - mam nadziej, e ju pojmujecie? To ja jestem owym basowym gosem, ktry przemawia z mojej mamy. 11 (1) Numerek z Rkawem. (2) Dwr Diany. (3) Suka gonica jelenia i pidziesit czarnych brytanw gonicych za suk. (4) Wolna wola. (5) JHWH. (6) Wcznia Longinusa. (7) Kto pisze t ksik? (8) Mskie czonki w pudach do robtek, itp. (9) Miecz tkwicy w skale. (10) O naturze za. (11) Jak brzmi pytanie do witego Graala. (12) Moje liczne narodziny i mierci. (13) Krl Artur i rycerze Okrgego Stou. O tym wszystkim,

  • midzy innymi, bd tu zaraz opowiada. 12 Klasztorna cela Im Picicei wieci pustk. Jest tu tylko gliniany dzban. Drewniany st. Figura Bogosawionej Maryi, cznie z wem zdeptanym pod stopami. Krucyfiks. elazne ko z czarnym siennikiem. I wiszca na haku brzozowa rzga. Zalkniona, samotna dziewica Vivien, przychodzc noc do celi przeoryszy zauwaa z pocztku tylko tyle. Dopiero pniej zdaje sobie spraw z innych szczegw wystroju. W pamici utrwala jej si jednak owo pocztkowe wraenie, obraz surowej prostoty. Wiatr skowyczy w dugich krugankach, naszeptuje w sekretnych zakamarkach klasztoru Gorejcego Serca. Zblia si pora pomidzy komplet i jutrzni.- Brat Baej mnie tu przysa - zaczyna moja mama. A dlaczego, to chyba wiadomo. W jej gosie pobrzmiewa hardo, ktrej mama wcale w sobie nie czuje. Mama klka i cauje piercie na palcu Im Picicei. Przeorysza nie odpowiada ani swkiem. Pochyla nieznacznie gow, dajc do zrozumienia, i w samej rzeczy rozumie doskonale, jaka jest przyczyna nocnej schadzki, i zamiatajc chodnymi poami biaej szaty, spieszy zapali dwie wiece przed figur Dziewicy Maryi. Klka zaraz i zatapia si w modlitwie. Mama zauwaa od niechcenia:- Cigle si dziwi, e braciszek chce to sprawdza. Uczono mnie, e ludzie dobrzy

  • natychmiast odrni prawd od faszu. Pogrona w modach przeorysza nie zwraca na ni uwagi. Mama, przeraona, e znowu palna co, co wiat wemie za blunierstwo lub oznak pychy, cho przecie chciaa tylko zagada strach, jaki czuje w sercu, rzuca si na klczki obok postaci w bieli. Im Picicea nie zaszczyca jej choby krzywym spojrzeniem i w tej samej chwili, kiedy kolana mamy dotykaj posadzki, sama podrywa si z klczek i w energicznym utrapieniu ducha zaczyna kry po celi. - Co si stao? - pyta j moja mama. Przeorysza pilnuje si, by ani przez sekund nie spojrze na klczc.- Wisielec! - mamrocze pod nosem, przydeptujc czubkiem sandaa rbek habitu. - przepraszam, nie dosyszaam - odzywa si mama.- Wiea trafiona byskawic! - terkocze Im Picicea, nie przestajc kry. - Bazen! Papieyca! Amarant! - Co to znaczy Amarant? - pyta mama.- Chodzi chyba o bosk powiat - zbywa j zakonnica takim tonem, jakby prbowaa powiedzie co innego. - Rozumiem - mwi mama. - Nie. Nic nie rozumiem. Co te matka wygaduje? Przeorysza staje w p kroku. Za sob ma jedyne okno celi, wskie i funkcjonalne, bo zaprojektowane z myl o tyn,by dopuszcza do wntrza powietrze i wiato,

  • lecz broni widokw wiata, ktre mogyby zmci skupienie mieszkanki. Ksiycowe wiato wscza si przez okno strug blasku, sprawiajc, e biaa szata przeoryszy wydaje si jeszcze bielsza. Oczy Im Picicei zieleniej, ocieniane kornetem, kiedy zakonnica patrzy na wysokie ciany z kamienia. Najwyraniej przychodzi jej do gowy, e wiato ksiyca, nawet w poczeniu z pegajcym blaskiem wieczek zapalonych przed figur Matki Boskiej, to iluminacja zbyt skromna. Siga wic po cztery pochodnie z sitowia i zapala je, po jednej w kadym z naronikw elaznego ka, gdzie pon niczym cztery sine, gorejce pici. Uporawszy si z tym, zauwaa: - Mwi o czarnoksistwie, moje dziecko.- Nudy! - krzywi si mama.- Jak to, "nudy"?! - przeorysza a si zachystuje. - Co ci nudzi w Kluczach Salomonowych albo w Grimorium Verum, albo w Osculum Infame, ha?! - Nie znam jzykw obcych, prosz matki - szepcze w odpowiedzi mama i przykada paluszek do ust, ktre s jak pczek ry. Im Picicea okrca si na picie i patrzy na ni przy pochodni. - Osculum Infame, czyli niesawny pocaunek! - syczy. Jak to, nie syszaa o caowaniu diaba w zadek? - To jakie brzydkie zabawy - mwi mama, wydymajc usteczka i tkajc w nie paluszek.- Nie o brzydocie tam mowa - upiera si

  • przeorysza lecz o takim zepsuciu i zgnilinie ciaa, umysu i ducha, e rozumna istota nie zechce nawet temu da wiary. Mowa tam o krzyowaniu ropuch i co pitkowym omywaniu mandragory czerwonym winem, przy czym korze trzyma si zawinity w rbek caunu wasnej babki ze strony matki. Mama potrzsa rozplecionym warkoczem. Jej wosy lni w wietle pochodni jak zota przdza, ciemniejsza nieco w miejscach, gdzie dotyka jej promie ksiyca. - A ja mylaam, e to wszystko bzdura.- Jake, bzdura?! - przeorysza klasztoru Gorejcego Serca podskakuje, jak gdyby mama obrazia j miertelnie. Moe mi jeszcze powiesz, e czarny kogut to te bzdura? e jego ohydne serce to bahostka? Albo jego jzyk, ktry pieje nawet po wyrwaniu? Pierwsze piroz jego lewego skrzyda, piro, ktrym napisa mona list, przyprawiajcy o nowotwr oczu tych, co go przeczytaj? Czy moe Apollyon to bzdura, albo Belial? Mama nie ma bladego pojcia, jak odpowiedzie na takie pytania, wic milczy. Zakonnica nie zauwaa bynajmniej, e podopieczna przestaa si odzywa, bo krzta si przy stole. Otwiera szuflad i wyciga z niej pmisek. Nalewa na pmisek wody z glinianego dzbana i rozciera sobie na rce gar zmoczonych zi, a powstaje piana. Czynic to wszystko, tumaczy:

  • - Troszk rozmarynu... Pomaga pamici, a take odpdza widziada. Troszk rutki... Nasza Ruta graveolens strzee przed chuci. renifera... Wrcz przeciwnie. Sproszkowany rg, nie byle jaki, bo z afrykaskiego nosoroca... Przeorysza zagryza warg i patrzy gniewnie na mam:- Zdajesz sobie spraw, co tu robi, moje dziecko?- Rozrabiasz pian na talerzu - stwierdza mama. - Nie wiedziaam, e zakonnice musz si goli. Im Picicea patrzy nieco zawstydzona na bia pian w lewej doni. - Nie w tym rzecz! - szepcze prdko. - Czy rozumiesz znaczenie skadnikw, ktre wymieniam? Zauwaya, e wszystkie zaczynaj si na liter "r"? Mama w zdumieniu i skrajnym pomieszaniu krci gow. Na policzek spada jej kosmyk powych wosw, niewinny jak wierzbowy kotek. Przeorysza chichocze krtko.- wietnie - powiada. - Skoro nie wiesz, niewane. agodnym zielonym okiem mierzy Vivien od stp do gowy.- A teraz - mwi - prosz ci, by zdja z siebie t sukienczyn.- Sukienczyn? - powtarza za ni mama.- Tak, dziecko. I reszt fataaszkw, jeli takowe masz na sobie. Przeorysza mwi to tonem tak miym i tak wielce rozsdnym, e mama sucha jak zaczarowana. Potulnie zsuwa

  • przez gow sukienk, a za ni lnian koszulk, zzuwa sanday, zdejmuje dwie bransoletki. Po chwili wahania wyciga take z wosw srebrne szpilki i przeczesuje palcami warkocze. Potrzsa rozplecionymi wosami, pozwalajc im opa na ramiona zot ulew. Zakonnica odwrcia si skromnie, czekajc, a mama skoczy si rozbiera. Nie ogldajc si, mwi:- A teraz po si. Na ku.- Mam si pooy? - pyta mama zdziwiona.- Na wznak! - poleca przeorysza.- Ale dlaczego? Po co?- Rb, co ci ka, moje dziecko. Ton sw znamionuje, e lepiej si nie sprzeciwia. 1 c powiesz, wilczku? Moja mama kadzie si na ku. Im Picicea odwraca si ku niej. Odwraca si i patrzy na nag dziewczyn. Mama ley na wznak na elaznym ku. Jej blade ciao odcina si wyranie na tle czarnego siennika. Wosy spadaj jej wprawdzie na ramiona, lecz nie s w stanie zasoni nienych pagrkw piersi, z ktrych kad wieczy rowy kwiat sutki. Z czterech rogw elaznego ka migocz cztery pochodnie. Mama zakrywa sobie doni przyrodzenie. - Zabierz stamtd rce - poleca przeorysza. Mama oblewa si rumiecem. - Ojciec mnie zabije, jaksi dowie...- Rb, co ka! Mama powoli odsuwa do, a po niej drug. Oczy zakonnicy staj si

  • podobne do gwiazd na nieboskonie zimowej nocy. W spojrzeniu, jakie pada na ciao dziewczyny, pieszcz si ze sob w ucisku odraza i fascynacja. Podbrzusze mojej mamy obrasta zoty, mikki puch. Mama umiecha si nerwowo.- Co chcesz mi zrobi? - pyta. Przeorysza czyni znak krzya. Przy okazji, prosiaczku, wida, jak jej piersi dr pod biaym jedwabiem. Z wyprostowanej lewej doni, Jezusku, kapie piana.- Chc ci wygoli - mwi przeorysza.- Jake, wygoli? Po co? Na co? Im Picicea zaszczyca podopieczn skromnym umiechem. Z jej oczu znika nienaturalnie ywy wyraz. Jeszcze przed chwil z jej wzroku bia jasno trzech gwiazd, lecz teraz przypominaj dwa zielone stawy, na ktrych dnie spoczywaj, byskajc poprzez gbin, zote piercienie i ozdbki. - Ich gosy s jak wiatr choszczcy, a gos jako syczenie wy - odzywa si przeorysza. Czyni to dziwnie drcym gosem. Natychmiast klka u wezgowia ka przy wietle czterech pochodni. - Pytaje! Pytaj, crko - zaczyna, zarazem mydlc mojej mamie wzgrek onowy. - Wszystkie krlestwa tego wiata upady za spraw niewiasty. Troja, synna z niebotycznych wie, runa ku zgubie tysicy, a imi rozpustnicy brzmiao Helena. Przeoryszy udaje si ubi midzy nogami mojej

  • mamy spory wzgrek piany. - Krlestwo Izraela - cignie - zniszczya Jezabel i jej crka Atalia, krlowa Judei, ktra to niewiasta kazaa zabi synw jej wasnego syna, by po ich mierci sama moga zasi na tronie. Mama rozchyla buzi jak paczuszek ry, eby doda co od siebie. - Improbe amor - przerywa jej jednake przeorysza, mydlc jak optana - quid non mortalia pectora cogis? Mama znw zamyka usta. Im Picicea siga do czarnej sakiewki, jak ma u pasa i dobywa z niej brzytw. Brzytwa jest na oko doskonaa, z cienkiej, ostrej stali, oprawna w ko soniow. Przeorysza siga do uda po rzemie. Rzemie do ostrzenia brzytwy suy jej jako podwizka. Przeorysza ostrzy brzytw. Ostro sprawdza na kosmku wasnych wosw, wysupanym spod kwefu. Wprawnie rozczapierza palce w pianie midzy udami mojej mamy i bierze si do golenia jej dziewiczej kpki. - Katon z Utiki pisze - przypomina tytuem konwersacji - e "gdyby tylko oczyci wiat z kobiet, sam Bg by nam towarzyszy w mioci cielesnej". Mama milczy. Brzytwa troch j askocze, ale wraenie jest mie. Wkrtce dziwnej przeoryszy klasztoru Gorejcego Serca udaje si wygoli do cna cay obszar wok miosnych narzdw dziewczyny. 13 Wszystkiemu temu, braciszkowie, przyglda si pewne oko. Przyglda si i notuje. Bkitne oko. Oko

  • chodne. Oko, ktre przypomina szafir. Zimniejsze jednak ni szafir. Moe wic oko, ktre przypomina lapis lazuli. Albo podobny krzemian o bkitnym odcieniu. Oko jak brykalapis lazuli, przecita jednak y siarki. Spjrzcie: Oko przycinite do judasza w powale celi. Oko, Jezusiku. 61 Chodne. Bkitne. Jasne. Nieruchome. Oko owo, prosiaczku, naley do Braciszka Baeja. Nie kto inny, jak we mnich przycupn w tajemnej alkowie nad cel Im Picicei. Aby si tam dosta, musia wspi si rwnie tajemnymi schodkami na tyach dormitorium, znanymi tylko jemu i przeoryszy. Alkowa jest nie wiksza ni pospolita szafka, lecz do tam miejsca, by dorosy mnich mg uklkn. Braciszek Baej pilnie klczy. Skrajnie korna postawa, w jakiej si modli mnich, w obrzdku znana jest pod nazw prostracji. Jest to ulubiona postawa kartuskich mnichw z Saint Bruno. Klczy si tak, by tonsur dotyka posadzki u wasnych kolan. O mj Chryziu - ten mnich si nie modli. Dokadnie nad elaznym kiem, w powale wywiercono dziur. Judasza. Cztery pochodnie pon niczym lampy w sypialni nowoecw. Braciszek Baej moe si miao napawa t scen. 14- Donne - powiada przeorysza, ktra jako moda mniszka studiowaa w Rzymie. - Donn,

  • asini e noci voglion le niani atroci. Mwic to, ciera z palcw resztk mydlanej piany. - A teraz, dziecko, szeroko rozsu kolana. Mama posusznie spenia polecenie. - Szerzej! - syczy zakonnica. - Jakby na ca szeroko otwieraa ksig! Mama stara si, jak moe. Ley wpatrzona pustym wzrokiem w biel poway, ktr mci tylko czarna kropka muchy dokadnie nad kiem. elazne ko uwiera j w pup. - Zamknij oczy, dziecko - rozkazuje jej im Picicea. Mama sucha jej, lecz w ostatniej chwili przed zamkniciem oczu zauwaa, i mniszka podkasuje przyodziewek. Dla62 tego mama odrobin rozchyla powieki i przez zmruone rzsy patrzy, jak migaj blade nogi przeoryszy. Im Picicea zalega obok niej na czarnym sienniku. Po chwili mama czuje municie palcw na podbrzuszu. Chichocze wic. - Oj, bo mam askotki! - ostrzega. - Dopiero co mnie tam golia, wic troch szczypie. - Le w spokoju, dziecko - zaleca jej przeorysza surowo. - Masz lee nieruchomo, i tyle. O nic ci wicej nie prosz. Mama czuje, jak palce przeoryszy kr raz za razem u wejcia do jej dopiero co ogolonej norki. Wraenie jest tak dziwne, e mama musi gry si w jzyk, by nie wybuchn gonym miechem. Potem znw gryzie si w jzyk. Tym razem bolenie. Czemu? Temu, e zrczne palce zakonnicy napotkay may guziczek w grnej

  • partii jej czci wstydliwych. Napotkay i cisn, bracie wilczku. Nie ustaj w zabawie. Bawi si one mianowicie czym, co nawet mama odkrya u siebie zupenie niedawno, w mrocznym zaciszu swego panieskiego ka, i w czym w bezsenne noce szukaa rda przyjemnoci i pociechy. Mama nie umie opanowa ani nawet poj przyczyny przemiych, pynnych, miodnych dozna i coraz gbszych dre, jakie pyn spod paluszka przeoryszy. Chce si jej krzycze. Chce si jej za wszelk cen unie z posania albo przynajmniej tak przesun, by rane rdeko rozkoszy znalazo si wewntrz niej, nie na zewntrz. Chce jej si paka. Chce jej si mia. Chce jej si caowa do, ktra zsya jej w darze tak sodycz i taki ar. Lecz mimo to mama wci posusznie ley i milczy. Lecz c to, prosiaczku...? Och, Jezuniu. Figlarne palce prbuj si przemkn do rodka. Mama czuje ich pracowity ruch. Palce s twarde i ostre. Chytre. Arystokratyczne. Spiczaste. 63 Potem za... (Czyli teraz). Palec znajduje wejcie! I pcha si gbiej, prosiaczku. Maca wejcia, winko. Zaglda tu i tam, knuruniu. A czynic to, rozsya wkoo mie ciernie rozkoszy. Moja modociana mama nigdy jeszcze nie odczuwaa takiej przyjemnoci jak teraz, pod dotykiem pracowitego paluszka, uwijajcego si po jej panieskim ogrdku. Paluszek to przystanie, to

  • znw zabiera si do pracy. Przystanie... Zabiera si... Powiem ci, wilczku, e paluszek zna si na tym fachu doskonale. Zatrzymuje si dokadnie na tak dugo, by mama moga odetchn i znw zapragn tego ruchu - zapragn bardziej, ni pragna czego czy akna dotd w caym yciu. Za kadym za razem, gdy paluszek zatrzymuje si i rusza dalej, askocze zdradziecko pod coraz to nowym, chytrze obmylanym ktem, tak rano, e mama wyobraa sobie, i musia si na jeg