Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja...

74
C hociaż wszystkich nas łączy wspólne miano: ludzie, to jakże bardzo różnimy się jedni od drugich. Jakże jesteśmy wielobarwni. Zaczynając od koloru skóry. I jakże jesteśmy podzieleni. I bynajmniej nie przez granice krajów, w których mieszkamy. Nie przez odległości między kontynentami naszego globu. Te dystanse już dawno nauczyliśmy się pokonywać. Szybko i wygodnie. I istnieje tylko jedna odległość, której nie możemy w żaden sposób pokonać: od jednego do drugiego człowieka. Dzielą nas zbyt wiel- kie przepaście: religia, poglądy polityczne, upodo- bania, przyzwyczajenia. Dzieli nas nasz upór: wszystko ma być tak, jak my tego chcemy. Zdanie innych – nie ma znaczenia. Liczy się tylko nasza racja. Jesteśmy nieprzejednani. Kompromis – to nie dla nas! To dobrze, jeśli swoich przekonań, swojej odmienności bronimy przy pomocy słownych argumentów. Wyłącznie słownych. Ale coraz częściej widzimy, jak dyskusje między oponentami odbywają się przy pomocy rąk i nóg. Przy pomocy krwawych rozpraw. Aktów terrorystycznych. Bo albo wszystko będzie takie i tak, jak ja tego chcę, albo… przemówi siła. Tacy różni. Podzieleni. Niepogodzeni z innością współmieszkańców Ziemi. A ona jest tylko jedna. Dla nas wszystkich. A nad nami, tak różnymi i tak nieprzejednanymi w swojej inności – to samo niebo. Jedno. Dla wszystkich. A na nim GWIAZDA. Ta jedna. Wyjątkowa. Oczekiwana. Wypatrywana w grudniowym niebie. Z utęsknieniem… Niech przyniesie nam Zgodę na odmienność innych ludzi. Niech przyniesie Radość, której tak bardzo nam brakuje. Niech przyniesie Nadzieję, bez której trudno będzie nam żyć w następnym, 2016 roku. Niech przyniesie „na Ziemi pokój ludziom dobrej woli…” Dorota JAWORSKA Nr 90 Nr 90 Nr 90

Transcript of Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja...

Page 1: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Chociaż wszystkich nas łączy wspólne miano: ludzie, to jakże bardzo różnimy się jedni od

drugich. Jakże jesteśmy wielobarwni. Zaczynając od koloru skóry. I jakże jesteśmy podzieleni. I bynajmniej nie przez granice krajów, w których mieszkamy. Nie przez odległości między kontynentami naszego globu. Te dystanse już dawno nauczyliśmy się pokonywać. Szybko i wygodnie. I istnieje tylko jedna odległość, której nie możemy w żaden sposób pokonać: od jednego do drugiego człowieka. Dzielą nas zbyt wiel-kie przepaście: religia, poglądy polityczne, upodo-bania, przyzwyczajenia. Dzieli nas nasz upór: wszystko ma być tak, jak my tego chcemy. Zdanie innych – nie

ma znaczenia. Liczy się tylko nasza racja. Jesteśmy nieprzejednani. Kompromis – to nie dla nas!

To dobrze, jeśli swoich przekonań, swojej odmienności bronimy przy pomocy słownych argumentów. Wyłącznie słownych. Ale coraz częściej widzimy, jak dyskusje między oponentami odbywają się przy pomocy rąk i nóg. Przy pomocy krwawych rozpraw. Aktów terrorystycznych. Bo albo wszystko będzie takie i tak, jak ja tego chcę, albo… przemówi siła.

Tacy różni. Podzieleni. Niepogodzeni z innością współmieszkańców Ziemi. A ona jest tylko jedna. Dla nas wszystkich. A nad nami, tak różnymi i tak nieprzejednanymi w swojej inności – to samo niebo. Jedno. Dla wszystkich. A na nim GWIAZDA. Ta jedna. Wyjątkowa. Oczekiwana. Wypatrywana w grudniowym niebie. Z utęsknieniem…

Niech przyniesie nam Zgodę na odmienność innych ludzi. Niech przyniesie Radość, której tak bardzo nam brakuje. Niech przyniesie Nadzieję, bez której trudno będzie nam żyć w następnym, 2016 roku. Niech przyniesie „na Ziemi pokój ludziom dobrej woli…”

Dorota JAWORSKA

Nr 90Nr 90Nr 90

Page 2: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

WyDARZENIA

Ćwierćwiecze odrodzonej polskości (Franciszek MICIŃSKI) . . . . . . . . . 2

VIII Dni Kultury Polskiej w Żytomierzu (Wiktoria LASKOWSKA-SZCZUR, ks. Jarosław gIŻYCKI TChr) . . . . . 3

O deportacjach raz jeszcze (Stanisław PANTELUK) . . . . . . . . . . . . . . . 4

„Co nasi dziadkowie śpiewali, kiedy byli mali” (Andżelika PŁAKSINA) 5

Jubileusz Polonistyki Kijowskiej (Antoni KOSOWSKI) . . . . . . . . . . . . . 6

Święto radości i dumy (A.P.) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 6

15 lat w rytmie folkloru (Łesia JERMAK) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7

Jesteśmy Polką i Polakiem (Wojciech CACKOWSKI) . . . . . . . . . . . . . . . 8

„Polacy Nieżyna” (Andżelika PŁAKSINA) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9

„Raz, dwa, trzy i po polsku mówisz ty!” (A.P.). . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9

Nie mamy prawa milczeć… (Dorota JAWORSKA) . . . . . . . . . . . . . . . 10

W KRAJU

Nowe otwarcie (Eugeniusz JABŁOŃSKI). . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 12

GOSPODARKA

W Stowarzyszeniu Eksporterów Polskich . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16

POLSKA-UNIA-ŚWIAT

Warszawskie felietony Mikołaja Oniszczuka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18

POSTACI

Stanisław Moniuszko – twórca polskiej opery narodowej (Jan CIECHANOWICZ). . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22

HyMNIKA POLSKA

U źródeł hymniki polskiej (Wojciech Jerzy PODgÓRSKI) . . . . . . . . . . 30

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Tamten dawny Kijów. Cz. I (Włodzimierz BARTOSZEWICZ) . . . . . . 40

PROZA

Babciu, ratuj! (Małgorzata ŻURECKA). . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 52

Do siego roku! (Edward gUZIAKIEWICZ) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 55

POEZJA

„Z głową pełną lasu”. Wiersze Edwarda Marszałka . . . . . . . . . . . . . . . 58

REFLEKSJE

Taniec – dobry na wszystko (Beata ONISZCZUK) . . . . . . . . . . . . . . . 64

LEGENDy POLSKIE

Legendy Lipskie. Cz. IV (Jerzy DRZEWI). . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 66

KRYNICAKRYNICAkwartalnik mniejszościpolskiej na Ukrainie

Zespół redakcyjny:Dorota Jaworska (red. naczelny)Mariusz Woźniak OPStanisław PantelukOłeksij Brasławiec

Stali korespondenci:Teresa Dutkiewicz (Lwów)Stanisław Stępień (Przemyśl)Jan Ciechanowicz (Wilno)Wiktoria Wachowska (Żytomierz)Michał Micel (Nowy Jork)

Skład i łamanie:Wydawniczy Oddział Instytutu NaukReligijnych Św. Tomasza z AkwinuRed. tech. Mychajło RojikZdjęcie na 1–4 str. okładki:Jelena gonczarowa

Projekt jest współfinansowany ześrodków finansowych otrzyma-nych z Ministerstwa Spraw Zagra-nicznych w ramach konkursu narealizację zadania „Współpraca zPolonią i Polakami za granicą w2014 r.”

Koordynator projektu:Fundacja Wolność i Demokracja

Adres redakcji:Ukraina, Kijów, 04119, ul. Jakira, 13tel/fax: (044) 570 19 45e-mail: [email protected]

SPIS TREŚCI:

Page 3: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Chmielnicki Obwodowy Ośrodek Związku Pola-ków na Ukrainie, działający w jednym z największychi najprężniejszych skupisk Polaków na ZachodniejUkra inie świętował 26 września br. swoje 25-lecie.

Salę Recepcyjną Obwodowego Muzeum Sztukidawnego Płoskirowa do ostatniego miejsca wypełnilichętni uczestnictwa w jubileuszowych uroczystościach.

Otwierając okolicznościową akademię wieloletniprezes chmielnickiego ośrodka ZPU (jeden z założy-cieli tej ogólnoukraińskiej organizacji Polaków) Fran-ciszek Miciński sięgnął do prahistorycznych czasów,kiedy ziemie te tysiące lat zasiedlali Dulebowie, Uhli-cze i Polanie, dalecy potomkowie których zbudowalitu wspaniałe zamki i pałace, jak na przykład: zamekSieniawskich w Międzybożu, Pałac Sanguszków w Za-sławiu, Pałac Potockich w Antoninach czy Pałac Przeź-dzieckich w Czarnym Ostrowie. Pan Franciszek przy-pomniał tragiczne losy Polaków w XX stuleciu. Istotnapoprawa sytuacji nastąpiła dopiero w czasach gorba-czowskiej „pierestrojki”. W lipcu 1988 roku na bazieUkraińskiego Towarzystwa Przyjaźni i Łączności Kul-turalnej z Zagranicą założono Polską Sekcję Kultu-ralno-Oświatową, zaś w maju 1990 roku pierwszyKongres Polaków Ukrainy dokonał wyboru na prze-wodniczącego Stanisława Szałackiego. W tym samymroku prezesem chmielnickiego ośrodka ZPU został wy-brany Stanisław Kostecki.

Na Podolu powstały pierwsze polskie szkoły – naGreczanach (m. Chmielnicki), w Gródku Podolskimoraz w Kamieńcu-Podolskim. Założono nowe organi-zacje regionalne. Regularnie odbywają się takie im-prezy, jak: festiwale, Dni Kultury Polskiej, seminaria,koncerty, wystawy w różnych miejscowościach regionu.„Zrobiono niemało, ale godzi się zrobić jeszcze więcej” –konstatował prezes najstarszej organizacji zrzeszającejPolaków regionu.

O pierwszych polskich świętach obchodzonychwspólnie 25 lat temu w Szkole Ogólnokształcącej nr 20 wspominał m.in. wikariusz kościoła pw. Niepo-kalanego Serca Maryi w Chmielnickim – marianinWiktor Tkacz.

Na jubileusz organizacji z serdecznymi pozdrowie-niami przybyli przedstawiciele władz miasta i obwoduchmielnickiego na czele z p.o. mera miasta Kostianty-nem Czernylewskim i jego zastępcami Hryhorijem Da-wydenko i Ludmiłą Czerewczenko. Gratulacje z okazji25-lecia złożył zastępca Przewodniczącego Rady Ob-wodowej Wiktor Adamski, który przypomniał o nie-dawnym odsłonięciu Znaku Pamięci ku czci powstań-ców styczniowych pod Sławutą. Najaktywniejszymspołecznikom organizacji wręczył on dyplomy uznaniai prezenty.

Za wybitną aktywność i znaczny dorobek ChOOZPU podziękował przybyły z Kijowa prezesZwiązku Polaków na Ukrainie Antoni Stefanowicz.

W części artystycznej burzliwymi oklaskami powi-tano gości z Polski – zespół skrzypków z BydgoskiejAkademii Muzycznej. Wielkimi brawami nagrodzonotakże zespoły „Podolscy Muzycy” i „Rozmaryn”. Znanina Podolu pianiści – Witalij Samoluk i Eugenia Bog-dan zaprezentowali obecnym utwory Paderewskiego,Ogińskiego i Szopena.

Dyrektor Muzeum Obwodowego Łarysa Czernowai Prorektor ds. Spraw Międzynarodowych Chmielnic-kiego Uniwersytetu Narodowy Mykoła Jochna opo-wiedzieli, jak mieszkańcy miasta odbierają nowe kie-runki preferowane dziś w sztuce.

A wspaniałym finałowym akordem obchodów stałasię uroczysta Msza święta w Kościele Chrystusa Króla,po której zabrzmiał wspaniały koncert skrzypków zAkademii Bydgoskiej pod batutą Wojciecha Chora.

Franciszek MICIŃSKI

2 KRYNICA nr 90

WYDARZENIA

ĆwIERĆwIECzE odRodzonEj PolSkoŚCI

Do tradycyjnego zdjęcia pamiątkowego z okazji 25-lecia organizacji stanęli w Chmielnickim jej aktywiści

Page 4: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

W dniach 8-11 października 2015 r. odbyły się VIIIDni Kultury Polskiej na Żytomierszczyźnie i XXI Mię-dzynarodowy Festiwal „Tęcza Polesia”, których organi-zatorem jest Żytomierski Obwodowy Związek Polakówna Ukrainie. Tegoroczna edycja poświęcona była 155.rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna-cego Jana Paderewskiego, który przez większą częśćżycia związany był z Żytomierzem.

VIII Dni Kultury Polskiej odbywały się pod Patro-natem Honorowym Marszałka Senatu RP, MarszałkaWojewództwa Śląskiego i Prezydenta Miasta Żytomie-rza. Wydarzenie to miało nadzwyczajny charakter, gdyżpodczas Międzynarodowego Festiwalu „Tęcza Polesia”na scenie byłego teatru polskiego (a obecnie Żyto-mierskiej Obwodowej Filharmonii im. S. Richtera),przy wypełnionej po brzegi widowni zostało uroczyściepodpisane „Porozumienie o współpracy i rozwoju przy-jaznych stosunków pomiędzy Województwem Śląskim aŻytomierską Obwodową Administracją Państwową”.

Wśród gości honorowych Dni Kultury Polskiej wŻytomierzu znalazły się delegacje z Polski: z Woje-wództwa Śląskiego na czele z wicemarszałkiem S. Dąb-rową, oraz miasta Płocka, na czele z sekretarzem miastaKrzysztofem Krakowskim. Obecna była również p/oPrezydenta Żytomierza Lubow Cymbaluk, Konsul RPw Winnicy Mikołaj Cholewicz, Prezes ŻOZPU Wi -ktoria Laskowska-Szczur. Przybyli także deputaci RadyNajwyższej oraz Kapelan Polaków ŻytomierszczyznyJarosław Giżycki TChr.

Program Dni Kultury Polskiej obfitował w wieleróżnorodnych wydarzeń. Już w czwartek odbył siępierwszy koncert pt. „Wołyńska Ziemia – ZjednoczonaEuropa”. Następnego dnia w tejże Szkole Muzycznejzaprezentowana została wystawa wycinanek na temat:„Ignacy Jan Paderewski: Ukraina – Polska – Świat”. Jesz-cze jedno wydarzenie związane było ze Szkołą Mu-zyczną w Żytomierzu, mianowicie seminariumnaukowe przygotowane przez dr Irenę Kopoć przywspółpracy prof. dra hab. Włodzimierza Jerszowana temat: „Literacko-artystyczna przestrzeń Wołynia-Żytomierszczyzny: historia i perspektywy”.

W piątkowy poranek goście udali się do 28Szkoły Średniej na Kroszni, aby uczestniczyć w

uroczystości pasowania na ucznia pierwszej klasy o pol-skim profilu nauczania. Akcent dziecięcy zabrzmiałrównież w Żytomierskiej Obwodowej Bibliotece Nau-kowej, gdzie uczniowie Polskiej Szkoły Sobotnio-Nie-dzielnej razem z teatrem dziecięcym „ModernPol”przygotowali przedstawienie o św. Janie Pawle II zokazji otwarcia wystawy pt. „Jan Paweł II – Dar Polskidla świata”, zorganizowanej przez KUL pod Patrona-tem Honorowym Marszałka Senatu RP.

Głównym wydarzeniem VIII Dni Kultury Polskiejw Żytomierzu był Międzynarodowy Festiwal KulturyPolskiej „Tęcza Polesia”, który zgromadził artystów zkraju i zza granicy na scenie Filharmonii Obwodowej.„Tęcza Polesia” cieszy się niezmiennie wielką popular-nością wśród Polaków na Żytomierszczyźnie. Na wi-downi zasiadło prawie tysiąc osób.

Wszyscy entuzjastycznie przyjęli podpisanie umówmiędzy Województwem Śląskim i Obwodem Żyto-mierskim, a potem nie żałowali braw dla artystów. Swójkunszt prezentowały zespoły „Jaskółeczka”, „KolorowePtaszki”, „Ażur” i „Srebrne Głosy” oraz „Dzwoneczki”,Teatr „ModernPol”, „Koroliski” i „Poleskie Sokoły”.

W niedzielę z okazji Dni Polskiej Kultury zostałaodprawiona uroczysta Msza święta w katedrze św. Zofii.

VIII Dni Kultury Polskiej na Żytomierszczyźniezostały uwieńczone koncertem w wykonaniu gwiazdpolskiej estrady ze Śląska.

Na zakończenie koncertu Wiktoria LaskowskaSzczur, Prezes ŻOZP na Ukrainie razem z p.o. Prezy-denta Miasta Żytomierz Lubow Cymbaluk serdeczniepodziękowali Gościom z Polski i wszystkich uczestni-kom Dni Kultury Polskiej.

Wiktoria LASKOWSKA-SZCZURks. Jarosław gIŻYCKI TChr

KRYNICA nr 90 3

WYDARZENIA

VIII dnI kUlTURY PolSkIEj w ŻYToMIERzU

Uczestnicy, goście i gospodarzena wspólnym zdjęciu pamiątkowym

Page 5: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Trzecia, zamykająca część konferencji zatytułowa-nej: „Wspólna przeszłość. Ukraińcy i Polacy jako ofiaryterroru komunistycznego” zorganizowana 20 paździer-nika br. przez Kijowskie Polskie Stowarzyszenie Kultu-ralno-Oświatowego odbyła się w czytelni Biblioteki im.A. Mickiewicza w Kijowie.

Dotyczyła ona deportacji ludności polskiego po-chodzenia w głąb ZSRR, na Syberię i do Kazachstanu.Przedsięwzięcie zgromadziło sporą grupę osób nieobo-jętnych wobec historii ukraińskich Polaków, jak teżbieżących wydarzeń politycznych. We wprowadzeniudo tematu płk w st. sp. resortu sprawiedliwości AndrijAmons przypomniał zebranym historię bezkarnychdziałań wielkiego systemu zbrodniczego w końcu lat30. XX w.

Do 1939 roku szczytowa fala stalinowskich represji,która wypadła na lata 1937-38, nie dotyczyła UkrainyZachodniej, jednak w roku 1939, kiedy w ciągu dwóchtygodni Armia Czerwona zajęła jej terytorium, odpierwszego dnia znaczna część mieszkańców poddanazostała represjom.

Sformowano specjalne grupy NKWD, których za-daniem było sporządzanie list „niewiarygodnych” – takwówczas kodowano „element niepewny politycznie” –czyli najczęściej „bogu ducha winnych” cywili podle-gających represjom. Reżym stalinowski przystąpił dorealizacji akcji, sprawdzonych, co do swej skuteczno-ści, w latach poprzednich.

Wszystko rozpoczęło się od tego, że w niewoli zna-lazło się ponad 240 tysięcy polskich jeńców wojen-nych. Znaczna część z nich została po pewnym czasiezwolniona, jednak korpus oficerski, liczący ostatecznieokoło 40 tysięcy jeńców (dokładnych danych brak) pozostawał w radzieckim systemie łagrów. Liczba tawzrosła po anektowaniu krajów bałtyckich, gdzie zna-

lazło się wcześniej wielu polskich wojskowych. Częśćpolskich jeńców znajdującą się w obozach starobiel-skim, ostaszkowskim oraz kozielskim wymordowanowiosną 1940 roku. Ale na tym machina represji nie za-trzymała się. Kolejnymi ofiarami masowych deporta-cji stała się ludność cywilna.

Pierwsza fala deportacji na Ukrainie Zachodniej ru-szyła 10 lutego 1940 roku i objęła głównie miejscowąludność. Polacy stanowili w tym kontyngencie 70%wszystkich wywożonych. W czasie drugiej deportacji(13.04.1940 r.) wysiedleniu podlegały rodziny wrogówustroju; 80% z nich stanowiły kobiety i dzieci. Lud-ność tę osiedlano głównie w Północnym Kazachstanie.

Trzecia deportacja (maj-lipiec 1940 r.) objęła głów-nie uchodźców z Polski, przybyłych w czasie działańwojennych na tereny, które znalazły się potem podokupacją radziecką. Większość w niej stanowili Żydzi(do 80%), Białorusini i Ukraińcy.

Ludność ze środowisk inteligenckich i pozostałe ro-dziny osób aresztowanych w czasie drugiego roku oku-pacji zostały wywiezione w ramach czwartej fazy depor-tacji (maj-czerwiec 1941 r.).

W swoim wystąpieniu Andrij Amons opowiedziałteż o losach własnej rodziny, wywiezionej nad MorzeBiałe, w okolice subarktycznego Archangielska.

Następnie wspomnieniami dotyczącymi losów de-portacji bliskich im osób podzielili się: Irena Gołybard,Stanisław Panteluk, Ludmiła Lemieszko, Stanisław Po-nomarenko, Wołodymyr Pawłowski, Aleksander Dłu-gosz i Jarosław Sawenko.

Każda z tych relacji mogłaby stać się ciekawym wąt-kiem dla napisania książki czy też scenariusza drama-tycznego filmu.

Moderator spotkania, zastępca dyrektora ukraiń-skiego Instytutu Pamięci Narodowej Ołeksandr Zin-czenko, podsumowując wystąpienia powiedział: „Dzię-kując wszystkim za możliwość zapoznania się z losamiwaszych rodzin, podkreślę wyraźnie, że takiej wymianyinformacji bardzo nam na Ukrainie nie wystarcza.”.

Stanisław PANTELUK

4 KRYNICA nr 90

WYDARZENIA

o dEPoRTaCjaCh Raz jESzCzE

Od lewej: moderator konferencji Ołeksandr Zinczenko,ekspert płk Andrij Amons i autor niniejszej relacji red. Stanisław Panteluk

Page 6: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Pod takim oryginalnym hasłem w pomieszczeniuCentrum Kultury dla Dzieci i Młodzieży sołomiań-skiej dzielnicy Kijowa na początku października br. od-był się Konkurs Piosenek Karaoke zorganizowany przez Polską Szkołę Sobotnią przy Związku PolakówUkrainy. Wzięli w nim udział także członkowie Ki-jowskiej Polskiej Młodzieżowej Asocjacji „Młodzi ikreatywni” oraz zespołu pieśni i tańca „Polanie znadDniepru”.

Na konkurs ten, przeprowadzany w Centrum od2005 roku, zawitała niespotykana liczba zawodnikówi gości pragnących zaprezentować swoją wiedzę i umie-jętności. I była to znakomita okazja, aby się spotkać,pośmiać, ale przede wszystkim pośpiewać w przyjazneji miłej atmosferze, którą stworzyli organizatorzy. A jakoże z roku na rok zwiększa się liczba uczestników i gościkonkursu i dziś już ta wypełniona po brzegi sala niemieści wszystkich chętnych do udziału w konkursie –w tym roku zdecydowano przeprowadzić go w dwóchrundach.

Swoją obecnością imprezę zaszczycili dostojni go-ście: Konsul RP w Kijowie Agnieszka Rączka, przed-stawiciel Ambasady RP na Ukrainie Marcin Misiek,Prezes Związku Polaków na Ukrainie Antoni Stefano-wicz, Dyrektor Polskiej Szkoły Sobotniej Łesia Jermak.Obecna była także wolontariusz i wykładowczyni sztukpięknych Olga Galczyńska, która w ubiegłym rokuprowadziła w Centrum Twórczości sobotnie warsztatyplastyczne. Tym razem artystka zaprezentowała tutajswoje nowe płótna. Prawdziwą perłą programu stał sięwystęp rodziny Weksninych, podczas którego obecni

mieli okazję usłyszeć wspaniałe brzmienie odrodzonegodawnego instrumentu – torbanu.

Inaugurując konkurs, prowadząca Łarysa Bułanowa– prezes KMA „Młodzi i kreatywni” i nauczycielka Pol-skiej Szkoły Sobotniej powiedziała:

„Dawno temu, jeszcze w połowie XIX wieku, znanyna Ukrainie a główne uwielbiany w Polsce – polski poetaAdam Mickiewicz powiedział, że piosenka ludowa – tooblicze narodu. Dlatego nazwaliśmy nasze spotkanie «Conasi dziadkowie śpiewali, kiedy byli mali». A zatem dziśśpiewać będziemy również znane wszystkim z dzieciństwapolskie pieśni ludowe”.

W konkursie uczestniczyły dzieci w 4 kategoriachwiekowych. Rozpoczęły występy, oczywiście, dziecinajmłodsze (w wieku przedszkolnym), które dopierozaczęły poznawać język polski, ale wraz z kreatywnąnauczycielką Łarysą Bułanową dzielnie zaśpiewały popolsku znane każdemu z dzieciństwa piosenki, w tymulubioną kołysankę „Wlazł kotek na płotek”.

Dzieci i młodzież w starszych kategoriach wieko-wych przedstawili już bardziej poważny repertuar. Wi-downia nagrodziła ich występy burzliwymi brawami.

Nie jest tajemnicą, że wszystkie dzieci na świeciechcą się śmiać, bawić i otrzymywać prezenty! I każdyuczestnik konkursu został wyróżniony dyplomemuczestnictwa oraz upominkiem.

Konkurs Karaoke pokazał, że hasło przyświecającespotkaniu „Co nasi dziadkowie śpiewali, kiedy byli mali”wybrane było bardzo trafnie oraz że można się świetniebawić ucząc i uczyć się bawiąc...

Andżelika PŁAKSINAZdj. autora

KRYNICA nr 90 5

WYDARZENIA

„Co naSI dzIadkowIE ŚPIEwalI, kIEdY bYlI MalI”

Konsul Agnieszka Rączka wręcza dyplomjednemu z najstarszych uczestników konkursu,

Antoniemu Peregudzie

Page 7: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

W dniach 21-24 września br. Instytut Filologii Ki-jowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Tarasa Hry-horowycza Szewczenki był gospodarzem Między-narodowej Interdyscyplinarnej Konferencji Naukowejp.n. „Tradycja – Współczesność Pogranicza: Piśmien-nictwo, Oświata, Historia”, zorganizowanej z okazji 15-lecia Katedry Polonistyki.

Na otwarciu sesji plenarnej w auli Instytutu Filolo-gii wystąpili: Ambasador Nadzwyczajny i PełnomocnyRP na Ukrainie Henryk Litwin, dyrektor Instytutu Li-teratury im. T. Szewczenki NAN Ukrainy prof. My-koła Żułynskyj, dyrektor przedstawicielstwa PolskiejAkademii Nauk w Kijowie prof. Henryk Sobczuk, pro-fesor Katedry Ukrainistyki Wydziału Lingwistyki Sto-sowanej Uniwersytetu Warszawskiego Walentyna So-bol, prof. Wołodymyr Jerszow (Żytomierz), prof. Jaro-sław Ławski (Białystok) oraz kierownik obchodzącejjubileusz Katedry Polonistyki, członek korespondentNANU prof. dr hab. Rostysław Radyszewskyj.

W imieniu Jego Świątobliwości Patriarchy Kijowa icałej Rusi-Ukrainy Filareta uczestników konferencji po-błogosławił profesor arcykapłan Witalij Kłos, który wrę-czył nagrody Cerkwi prof. R. Radyszewskiemu i pro-fesorowi Katedry Teorii Literatury i Badań Porównaw-czych Instytutu Filologii Aleksandrowi Astaewowi.

Cztery dni literaturoznawcy, kulturoznawcy, języ-koznawcy, literaci, tłumacze, historycy, pedagodzy, socjologowie i inni znawcy problematyki polonistycz-

nej w siedmiu sekcjach debatowali na temat historiistosunków ukraińsko-polskich w przestrzeni pograni-cza kulturowego: od dawnych czasów do współczes-ności.

Zgodnie z programem konferencji w Umaniu od-było się też wyjazdowe spotkanie „Przy Okrągłym Stole”na temat: „Klasztory bazylianów w transkulturowej prze-strzeni Europy Wschodniej” oraz zwiedzanie słynnegoparku „Zofijówka”.

Wszystkie referaty prezentowane na konferencji zo-staną opublikowane w XXVIII tomie „Kijowskich Stu-diów Polonistycznych”.

Antoni KOSOWSKI

6 KRYNICA nr 90

WYDARZENIA

jUbIlEUSz PolonISTYkI kIjowSkIEj

ŚwIęTo RadoŚCI I dUMY11 listopada br. w stolicy Ukrainy odbyło się uro-

czyste przyjęcie z okazji Narodowego Święta Niepo-dległości Polski wydane przez Ambasadę RP na

Ukrainie. Wzięli nim udział m.in. polscy dyplomaci,pracownicy ambasad krajów akredytowanych w Ukrai-nie, przedstawiciele duchowieństwa różnych konfesjioraz Polacy Ukrainy.

Do licznie zebranych gości zwrócił się AmbasadorRP na Ukrainie Henryk Litwin, który powiedział m.in.: „To jest dzień, który szczególnie docenia się właś-nie w kontakcie z Polakami mieszkającymi za granicą.To jest święto, kiedy odczuwamy wspólnotę ogarniającąPolaków rozsianych po całym świecie, kiedy odczuwamyradość i dumę z tego, że razem współtworzymy nie tylkopolską rzeczywistość, lecz również rzeczywistość tych oj-czyzn, w których to Polacy zamieszkują”.

A.P.

„Pragnę, żeby Katedra Polonistyki była kulturologicznym centrum, badania którego ogarniają całą Ukrainę i pełny całokształt polsko-ukraińskich

stosunków” – powiedział na konferencji kierownik Katedry Polonistyki, członek korespondent NANU prof. dr hab. Rostysław Radyszewskyj

Page 8: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Emocjonującym kalejdoskopem, złożonym z pol-skich tańców, pieśni narodowych i ludowych, suit, cho-reograficznych scenek, grotesek tanecznych, loteriifantowej i przemyślnej oprawy audiowizualnej obda-rowali licznie zgromadzoną publiczność artyści kijow-skiego zespołu „Polanie znad Dniepru” na koncerciegalowym z okazji swego 15-lecia. Koncert odbył się 7listopada br. w Centrum Kultury i Sztuki KNEU.

Zespół „Polanie znad Dniepru” ma na swoim kon-cie mnóstwo koncertów na Ukrainie i za granicą, alesądząc z wypowiedzi samych artystów i słuchaczy,można przyznać, że to jubileuszowe show było prezen-tacją najpiękniejszych osiągnięć w promowaniu warto-ści ojczystej kultury i tradycji.

15 lat wspaniałej przygody z folklorem Polski tookres, który pozwolił zapracować na zasłużony prestiż.O etapach tej drogi i dniu dzisiejszym zespołu opo-wiada jego twórczyni i kierownik Łesia Jermak.

Historia i dzień dzisiejszy zespołuAby odrodzić polski folklor w Kijowie, ożywić kon-

takty między polską młodzieżą zamieszkującą Ukrainę,w listopadzie 2000 roku, z inicjatywy niżej podpisanej,powstał zespół „Polanie znad Dniepru”, który z czasemstał się zespołem reprezentacyjnym ZPU.

Zespół nasz jest znany zarówno w Kijowie, jak i nacałej Ukrainie. Systematycznie uczestniczy w festiwa-lach, dniach kultury, koncertach, imprezach dobro-czynnych, uroczystościach państwowych oraz licznychinnych imprezach kulturalnych. Ponad 40 występówrocznie cieszy oko ukraińskich Polaków, jak równieżkijowian i gości stolicy, wszystkich tych, którzy pragnąpoznać piękno kultury polskiej: pieśni i tańce w wy-konaniu zespołu „Polanie znad Dniepru”.

Zdobyliśmy liczne dyplomy, po-dziękowania, nagrody państwowe, je-steśmy laureatami wielu ogólnoukraiń-skich festiwali. Inicjujemy i organizu-jemy imprezy polonijne w Kijowie i naUkrainie. Zainteresowanie zespołemwciąż wzrasta, zwiększa się liczba jego

uczestników i dzisiaj jest nas około 80 osób. Są todzieci i młodzież polskiego pochodzenia.

Aktualnie zespół składa się z czterech grup wieko-wych: maluchy (5-7 lat), młodsza (8-11), grupa śred-nia(12-14) oraz starsza (od 14 i starsze – bez ograni-czeń). Dzieci i młodzież uczestnicząca w zespole poz-naje pieśni i tańce, tradycje ludowe i obrzędy, a takżema możliwość uczenia się języka polskiego. W reper-tuarze zespołu znajdują się polskie (i ukraińskie) tańceludowe i narodowe, regionalne przyśpiewki.

Każdy uczestnik zespołu jest zafascynowany i zaan-gażowany w to, co wspólnie robimy.

„Polanie zapraszają!” – tak brzmi tytuł corocznejimprezy-koncertu rozpoczynającego nowy szkolny rok.Corocznie razem obchodzimy Dzień Polonii: organi-zujemy koncert i – wspólnie z całymi rodzinami – fe-styny nad Dnieprem. Tworzymy wielką „Polańskąrodziną nad Dnieprem” i z chlubą potwierdzi to każdyuczestnik zespołu.

Mamy wielu przyjaciół na wszystkich kontynen-tach. Poznaliśmy ich na polonijnych festiwalach ze-społów folklorystycznych, na których mieliśmyszczęście gościć czterokrotnie. Odbywają się one raz na3 lata w Rzeszowie (młodzieżowy) i Iwoniczu-Zdroju(dziecięcy). Czym jest dla mnie zespół „Polanie z nadDniepru”? – Pasją, trybem i sensem życia. Dziękiuczestnikom zespołu nauczyłam się wielu rzeczy: cier-pliwości, wyrozumiałości, szacunku do każdego czło-wieka. Jestem dumna, że mimo różnych trudności, wciągu 15. lat wypielęgnowałam wiele młodych polskichserduszek. Wierzę, że razem z uczestnikami zespołu bę-dziemy jeszcze długo popularyzować polską kulturę po-przez pieśń, taniec i miłość do folkloru.

Łesia JERMAK

KRYNICA nr 90 7

WYDARZENIA

15 laT w RYTMIE folkloRU

Łesia Jermak i jej „dzieci” – „Polanie znad Dniepru”

Page 9: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

14. listopada br. Dzień słotny. Deszcz niezbyt silny,a jednak… Wiatr porywisty, potęgujący chłód, choćdzień jak na listopad niezbyt zimny. Centrum Kijowa.Majdan Niepodległości. Jak w każdym kraju, jest tupunkt, od którego zaczyna się pomiar odległości we-wnątrz państwa i poza jego granicami. Obelisk podglobusem. Stąd do Warszawy 800 km. Do najbliższegoprzejścia granicznego z Polską 506 km.

Ale do Domu Architekta – zaledwie dwieście met-rów. Krótkie podejście, lekko pod górę i odległość doPolski skurczyła się do… zera. Wewnątrz budynku jużna schodach słychać polszczyznę. Wszędzie weseli mło-dzi ludzie w kolorowych kostiumach ludowych z róż-nych regionów Polski. Nad sceną napis przypomina-jący wszystkim, że jest to akademia patriotyczna.

Z niewielkim opóźnieniem zaczynamy. Krótkieprzedsłowie w wykonaniu pani Łarysy Bułanowej i„Lekcja patriotyzmu” – tak nazwano akademię – roz-poczęła się.

Lekcję oparto przede wszystkim na poezji patrio-tycznej, przeplatanej tańcami ludowymi w wykonaniuzespołu „Polanie znad Dniepru”. Była także i muzyka.Mnie szczególnie zapadła w serce scena z udziałem 13młodych skrzypków z Makarowa (Kijowszczyzna).Grali tak, że wspierała duma, że wśród ukraińskiej Po-lonii są takie talenty. Były tańce ludowe w wykonaniudzieci i młodzieży z różnych ośrodków polonijnych Ki-jowa, Białej Cerkwi, Makarowa, Bykowni.

Prezentacja młodzieży była bardzo udana, choć nieuniknięto drobnych potknięć, bo jakby nie było –trema w takich występach jest zawsze obecna.

Patrzyłem na tańczącą młodzież i wciąż przypomi-nałem sobie widziane jeszcze w Polsce, w młodości, za-bawy na wsi. Popisy chłopaków, którzy w tańcu starają

się wykonać figury czasem niebezpieczne dla życia izdrowia. Tańczące pary dziewcząt, bo chłopców przy-szło mniej, a przecież wszystkim chciało się tańczyć. Nascenie nie tylko królował taniec, ale także dobra zabawa.To zresztą – obok bardzo dobrego zgrania – jest nie-wątpliwie bardzo ważną cechą „Polan znad Dniepru”

Występy recytatorskie były dość nierówne. Zresztąrepertuar też mnie nie zachwycił. Uważam, że w obec-nych realiach Ukrainy trzeba było zademonstrować po-ezję walczącą. Poezję, która by porywała do walki,pokazywała, co Polakom pomagało w walce o niepo-dległość. Ukraina nie miała takich doświadczeń, więcmoże polskie byłyby bardzo na miejscu.

Warto opisując przebieg akademii wspomnieć ojeszcze jednej rzeczy. Na scenie wystąpiły najmłodszedzieci. 6- i 7-latkowie jeszcze nieporadnie, ale bez kom-pleksów wykonali dwie piosenki. I to jest bardzo waż-ne. Rośnie następne pokolenie wykonawców. Jest cią-głość pokoleniowa – a zespół ma już 15 lat!

Trzeba pogratulować paniom, które prowadzą zaję-cia w sobotniej szkole. Które uczą dzieci nie tylko po-prawnej polszczyzny, ale i obycia ze sceną, swobody wwystąpieniach publicznych. Są to cechy, których nie dasię wyuczyć teoretycznie, a bez nich dorosłe życie bę-dzie zdecydowanie trudniejsze.

Ostatnia piosenka wykonana przez uczniów pol-skiej sobotniej szkoły w Kijowie okazała się głównymmottem akademii. Słowa: „Jesteśmy Polką i Polakiem”głośno zabrzmiały w sali odległej o 200 metrów odpunktu, od którego mierzy się wszystkie odległości wUkrainie, czyli od jej serca, nazwę którego w językuukraińskim zna cały świat – od Majdanu!

Wojciech CACKOWSKI

8 KRYNICA nr 90

WYDARZENIA

jESTEŚMY Polką I PolakIEM

Na scenie artyści i goście akademii

Page 10: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Pod takim tytułem ukazał się drukiem nowy kata-log informacyjny, poświęcony 390. rocznicy przyzna-nia miastu Nieżynowi Praw Magdeburskich i 15. rocz-nicy powstania Kulturalno-Oświatowego Stowarzysze-nia Polaków „Aster”.

Katalog informacyjny jest pierwszą publikacją po-święconą optymalnej katalogizacji informacji biogra-ficznej o Polakach z Nieżyna. Zamieszczono w nimblisko trzysta biograficznych deskrypcji o Polakach,losy których od pierwszego dziesięciolecia XVII wiekui do chwili obecnej były czy też nadal są powiązane zNieżynem, z jego społeczno-kulturalnym środowi-skiem. Zdecydowana większość danych publikowanajest po raz pierwszy. Książka skierowana jest do nauko-wców, krajoznawców, wszystkich tych, których intere-suje historia i kultura tego sławnego miasta, ukraińsko-polskie więzi, kwestie genealogii.

Katalog rozpoczyna się słowem wprowadzającymAmbasadora RP na Ukrainie Henryka Litwina, którym.in. zaznaczył: „Nieżyn jest jednym z najstarszych miastukraińskich Polesia, politycznym i gospodarczym centrumnajwiększego pułku kozackiego, potężnym kulturalno-

oświatowym ośrodkiem współczesności. Ważną rolę w jegorozwoju odegrali zamieszkujący tu przedstawiciele róż-norakich grup etnicznych. Wśród nich szczególne miejscenależało do Polaków. […] Dzięki utworzonemu tu w1999 r. stowarzyszeniu Polaków stało się możliwym otwo-rzyć nowe stronice historii, aby wyświetlić rolę narodu pol-skiego we wszystkich dziedzinach powojennego i współ-czesnego Nieżyna. […] Uważam, że znaczącym osiąg-nięciem Kulturalno-Oświatowego Stowarzyszenia Pola-ków „Aster” jest, to że było ono w stanie zintegrowaćtutejszą polską wspólnotę, uaktywnić jej działalność, zaj-mując poprzez to właściwe jej miejsce w życiu kultural-nym współczesnego Nieżyna”.

Zaznaczyć należy, że katalog ujrzał świat przedewszystkim dzięki tytanicznej pracy Stowarzyszenia Po-laków „Aster”, na czele z niewyczerpalną w pomysłachi konsekwentną w ich realizacji prezes Feliksą Bielińską.

W tym roku prezentację zaszczycili swoją obecno-ścią Radca-Minister Ambasady RP na Ukrainie GerardPokruszyński, Konsul RP w Kijowie Agnieszka Rączka,redaktor „Dziennika Kijowskiego” Stanisław Panteluk.

Andżelika PŁAKSINA

KRYNICA nr 90 9

WYDARZENIA

„PolaCY nIEŻYna”

„Raz, dwa, TRzY I Po PolSkU MówISz TY!”

Pod takim tytułem ukazał się dru-kiem nowy podręcznik (I tom) do naukijęzyka polskiego na Ukrainie. Podręcz-nik przeznaczony jest dla nauczycieli iuczniów szkół sobotnio-niedzielnych.Inicjatorem i współwydawcą skryptu jestFundacja „Wolność i Demokracja”.

Prezentacje książki odbyły się w róż-nych miastach Ukrainy, w tym i w Kijo-wie. Zawitali na nie: członek rady pro-gramowej Fundacji „Wolność i Demo-kracja” Rafał Dzięciołowski i sekretarzZarządu Fundacji Robert Czyżewski.Wraz z przedstawicielami Fundacji naprezentację przyjechał także redaktor podręcznika PiotrKajak.

Podręcznik wydały, wspólnym nakładem sił, Wy-dawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, Fundacja„Wolność i Demokracja”, Centrum Języka Polskiego iKultury Polskiej dla Cudzoziemców „Polonicum” UW

przy współpracy z Centrum Metodycz-nym w Drohobyczu.

Autorkami są: Katarzyna Kołak, Mał-gorzata Malinowska, Anna Rabczuk, Do-rota Zackiewicz. Redaktorem metodycz-nym i programowym Piotr Kajak. Zailustracje i szatę graficzną odpowiadałaMarta Zabłocka.

Podręcznik jest współfinansowany ześrodków Ministerstwa Spraw Zagranicz-nych uzyskanych w ramach konkursu narealizacje zadania „Współpraca z Polonią iPolakami za granicą w 2105 roku” za po-średnictwem Fundacji „Wolność i De-

mokracja” w ramach projektu „Biało-czerwone ABC.Program wspierania oświaty polskiej na Ukrainie”.

Po prezentacji podręczniki rozdano przedstawicie-lom szkół sobotnich Kijowa i obwodu kijowskiego.

A.P.

Okładka nowego podręcznika

Page 11: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

„Holocaust – to nie tylko ból i tragiczna stronica his-torii narodu żydowskiego. Holocaust – to część historii XXwieku, to żydowska historia, to nasza historia. My, współ-cześni, zobowiązani jesteśmy dokonać analizy niezgłębio-nej spuścizny Holocaustu, tej tragedii, która przepełniłanasze uczucia i myśli; tragedii, która zniszczyła ogromnąwarstwę kultury europejskiej…

Jestem głęboko przekonany, że istnieje jedyna drogawiodąca do zrozumienia tej humanitarnej tragedii, któ-rej dokonali sami ludzie. […] Ta jedyna droga znajdujesię wyłącznie w sferze uczuć, uświadomienia sobie tego, żeHolocaust, katastrofa europejskich Żydów w czasach na-zizmu i II wojny światowej – to wspólna tragedia,wspólna historia: żydowska, polska, ukraińska… Żydziżyli wśród nas, byli częścią naszej historii i kultury. Tylkopod warunkiem, że zgodzimy się przyjąć i przyjmiemyhistorię Holocaustu jako naszą własną, a nie «ich» histo-rię, wyłącznie pod takim i tylko pod takim warunkiemmamy szansę ostać się w tym świecie…

Jak zawsze, literatura nas ratuje. Dzisiaj właśnie li-teratura, poezja, są w stanie wywołać empatię, zrozumie-nie, że była to wspólna tragedia, poczucie odpowie-dzialności za pamięć o niej. Pod tym względem niezwykle„silny emocjonalnie” jest tomik wierszy polskiego poetyMateusza Pieniążka «Lamentacje» i cykl utworów pt.«Siedem świec». I oto teraz – dzięki doskonałemu, peł-nemu ekspresji przekładowi Ihora Pizniuka – ukraińskiczytelnik może niejako «dotknąć» poezji M. Pieniążka.

Polski poeta, ukraiński tłumacz, żydowska tematyka!Właśnie takie wyjście ma ludzkość: pamiętać, że to byłanasza wspólna historia, poczuć odpowiedzialność zawspólne historyczne szlaki, pamiętać, że Holocaust to częśćżydowskiej, polskiej i ukraińskiej historii.”

Te słowa pochodzą ze wstępu do dwujęzycznejksiążki „Lamentacje”, a ich autorem jest dr AnatolijPodolski – dyrektor Ukraińskiego Centrum BadańHistorii Holocaustu.

…Wiele lat temu, na cichy cmentarz żydowski wPrzemyślu zaczął przychodzić bardzo utalentowanypoeta i jednocześnie niezwykle wrażliwy człowiek –Mateusz Pieniążek. To właśnie tam, na ciepłych pły-tach nadgrobnych powstał wspaniały cykl wierszy pt.„Lamentacje”. Każdy z utworów tego cyklu opowiadao losie konkretnej osoby, która spoczywa na tym właś-nie cmentarzu. Autor zadał sobie wiele trudu, by wy-jaśnić w archiwach, kim był, czym się zajmował każdyz bohaterów jego wersetów. W ten sposób powstało 20wierszy, z których każdy opowiada o losie, dodajmy,tragicznym losie żydowskich kobiet, mężczyzn i dzieci.I każdy wiersz jest wołaniem zmarłego o zadumę, o pa-mięć i o łzę…

Kiedy w 2006 roku przywiozłam te wiersze do Ki-jowa, tłumacz Ihor Pizniuk postanowił przetłumaczyćje na język ukraiński, bowiem wywarły na nimogromne wrażenie. Dowiedziałam się o istnieniu prze-kładu i postanowiłam doprowadzić do tego, by ukra-iński czytelnik mógł zapoznać się z tymi pięknymi iwzruszającymi utworami. Zanim jednak to nastąpiło,zaproponowałam poecie, by napisał cykl wierszy o tra-gedii Babiego Jaru – 7 wierszy jak 7 świec w menorze.Po tygodniu były gotowe. Nigdy nie zapomnę wraże-nia, jakie na mnie wywarły. Długo, cicho płakałam.Były ogromnie wzruszające, były zapisem bólu tysięcy,dziesiątek tysięcy niewinnych ludzi, którzy zginęli tylkodlatego, że byli Żydami.

I wtedy właśnie nie miałam już żadnych wątpliwości:moim obowiązkiem jest wydać te utwory. Wydać w for-mie albumu z czarnobiałymi fotografiami z przemy-skiego cmentarza i kijowskiego Babiego Jaru. Fotografie„przemyskie” wykonał autor wierszy – Mateusz Pienią-żek. Zapewne dlatego są tak wzruszające, że zrobił je sampoeta. Fotografie z Kijowa są dziełem Serhija Ferina –znakomitego profesjonalisty. Całości nadał piękny, arty-

10 KRYNICA nr 90

WYDARZENIA

nIE MaMY PRawa MIlCzEĆ…

Page 12: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

styczny kształt Mychajło Rojik – redaktor techniczny.Pomoc okazała mi także moja koleżanka Jana Ilnicka,która zredagowała teksty. Książka została wydrukowana,i to znakomicie, w drukarni należącej do Antona Kor-wina-Piotrowskiego. To dzięki wszystkim tym wspania-łym ludziom powstał unikalny wolumin.

Ale był jeszcze ktoś, ktoś bardzo ważny, bez kogo taksiążka nie mogłaby ujrzeć światła dziennego. Ktoś,komu należą się szczególne słowa wdzięczności. To panAnatolij Podolski – dyrektor Ukraińskiego CentrumBadań Historii Holocaustu (a jednocześnie autora pięk-nego wstępu), którego poznałam w trakcie przygotowańdo wydania książki. Serdeczność, zrozumienie i pomoc,jakie okazał mi pan Podolski, utwierdziły mnie w prze-konaniu, że pora zabrać się do realizacji tej szczytnej idei.

Prezentacja książki odbyła się w dniu 10 czerwca2008 r., w Centrum Studiów Polsko-Europejskich Ki-jowsko-Mohylańskiej Akademii.

…Wszystko ma swój czas. Moment właściwy, abyzdarzyło się coś, o czym nawet nie można było marzyć.Oto minęło 7 lat od tamtego wydarzenia. W piwnicymojego domu leżało jeszcze kilkadziesiąt egzemplarzy„Lamentacji”. Jeden z nich postanowiłam podarowaćpaństwu Denekom-Białuckim: Oldze i Eugeniuszowi,których bezinteresowna pomoc i wielkie serca dobrzeznane są Polakom Kijowa (oboje są lekarzami).

Państwo Denekowie uśmiechnęli się wówczas ta-jemniczo. Chyba już wtedy wiedzieli, co zrobią…

A zrobili rzecz niezwykłą. Postanowili podarować100 egzemplarzy tomiku „Lamentacje” instytucji,gdzie już dawno – ich zdaniem – powinien się był znaj-dować: Żydowskiej Miejskiej Bibliotece im. OszeraSzwarcmana, która znajduje się w stolicy Ukrainy przyul. Striteńskiej 4/13 a którą kieruje osoba niezwykła –Pani Tatiana Babuszkina.

Jedno spotkanie „robocze” z Panią Tatianą i współ-pracownikiem biblioteki Panem Maratem Strakow-skim i oto… 1 października br. sala biblioteki wy-pełniła się ludźmi, którzy pamiętają. Pamiętają o tam-tej potwornej zbrodni i o jej niewinnych ofiarach. Otragedii Babiego Jaru, którego ból wciąż jeszcze od-czuwa każde wrażliwe serce…

W wieczorze pamięci męczenników Babiego Jarupt. „Świece nie gasną – serce krają”, w ramach któregoodbyła się „powtórna” prezentacja tomiku wierszy Ma-teusza Pieniążka „Lamentacje” i ceremonia przekaza-nia przez Państwa Deneków-Białuckich Bibliotece im.Oszara Szwarcmana 100 jego egzemplarzy wzięli

udział, oprócz samych Darczyńców, m.in.: Konsul RPPani Agnieszka Rączka, Dyrektor Ukraińskiego Cen-trum Badań Historii Holocaustu Anatolij Podolski,Dyrektor Kijowskiego Miejskiego Stowarzyszenia Ży-dów – Anatolij Szengajt, znawca sztuki, wdowa po zna-nym działaczu społecznym Ołeksandrze Szłajenie –Ałła Rowenko, członkowie Kongresu Literatów Ukrai-ny Ludmiła Usenko i Anatolij Zarecki, działaczki sto-łecznych organizacji Polaków Ukrainy: Maria Siwko iIrena Gilowa, pracownicy biblioteki oraz młodzi i starsiludzie o wrażliwych sercach.

Wieczór poprowadził Władlen Portnikow – znanyaktor, kierownik Centrum Inicjatyw Twórczych. Mi-nutą ciszy uczczono pamięć ofiar Holokaustu. Wysłu-chano wierszy pochodzących z tomiku „Lamentacje”,poematu Jewhenii Mołczanowej „Babij Jar”, wzrusza-jących pieśni w wykonaniu młodej, utalentowanej śpie-waczki Adeli Szurubury. Wspominano…

Podczas wieczoru pamięci Konsul RP Pani Agnie-szka Rączka powiedziała znamienne słowa: „Trzebawciąż mówić o tamtych wydarzeniach. To dobrze, że mło-dzież chce o nich wiedzieć i czytać. Jednak wydaje mi się,że historyczna literatura nie może tak głęboko i tak jasnoodzwierciedlić uczucia, jak jeden wiersz…” To prawda.„Literatura nas ratuje”…

Serdecznie dziękuję Pani Dyrektor Biblioteki im.Oszera Szwarcmana i jej miłym współpracownikom zawspaniale zorganizowany wieczór pamięci, za głębokiewzruszenia, za łzy…

Dziękuję Państwu Oldze i Eugeniuszowi Dene-kom-Białuckim za to, że – jak na lekarzy przystało –podarowali książce „Lamentacje” jeszcze jedno życie…

Dorota JAWORSKAZdj. Marat Strakowski

KRYNICA nr 90 11

WYDARZENIA

Od lewej: Eugeniusz Deneka-Białucki, Dorota Jaworska, Władlen Portnikow,Konsul RP Agnieszka Rączka

Page 13: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Łaska wyborców na pstrym koniu jeździ. Przeko-nały się tym najbardziej podczas wyborów parlamen-tarnych 25 października bieżącego roku rządzące przezosiem lat, od 2007 r., co jest w warunkach polskichswoistym wyczynem – Platforma Obywatelska i jejmniejszy koalicjant Polskie Stronnictwo Ludowe orazlewica. Wygląda na paradoks to, że w sytuacji, gdysprawy w Polsce szły dobrze, kraj piękniał i się rozwi-jał, publiczne dochód państwa wzrastał, finanse publi-czne osiągnęły stabilność, a bezrobocie spadło poniżej10%, poparcie dla koalicji PO-PSL malało i zmierzałodo porażki. Złożyło się na to wiele czynników. PO stra-ciła masę głosów w najmłodszym pokoleniu, którezmiany uznały za powolne, niewystarczające i poło-wiczne, i swe poparcie przerzuciło na ugrupowanie po-pulisty Pawła Kukiza oraz inne partie. Platformiezaszkodziły również niepochlebne zachowania niektó-rych czołowych polityków, zwłaszcza wypowiedzi i opi-nie wyrażone w nagranych potajemnie i opubliko-wanych w mediach rozmowach przy kolacji w drogichrestauracjach, w dodatku na koszt podatników. Nato-miast PSL straciło głosy w swych tradycyjnych bastio-nach – wśród rolników i na wsi. Polska wieś i rolnicyzyskali najwięcej na wejściu Polski do Unii Europej-skiej i żyją nieporównanie lepiej niż w czasach PRL. Wtym jednak roku w całej Europie i w Polsce spadły cenyskupu na mleko i mięso wieprzowe, a to zasadniczeźródła przychodów dla wielu gospodarstw. Ponadtorolnicy ponieśli duże straty z powodu suszy. Ministerrolnictwa z PSL Marek Sawicki robił, co tylko mógł,aby ratować sytuację. Wielu wyborców uwierzyło jed-nak w to, co mówiło Prawo i Sprawiedliwość, iż możnabyło zrobić więcej i oni, mając władzę, by to zrobili. Aoprócz tego liczni politycy PO i PSL już się ludziom

opatrzyli i chcieli oni jakiejkolwiek zmiany, byle tylkonastąpiła.

Wszystkie te okoliczności zręcznie i bezlitośnie wy-korzystało Prawo i Sprawiedliwość. Prezes tej partii Ja-rosław Kaczyński, kandydatka na premiera BeataSzydło i inni czołowi politycy PiS powtarzali wszędziei w kółko, że Polsce potrzebna jest duża, dobra zmiana,że oni taką zmianę, korzystne reformy i postęp gwa-rantują, że to nieprawda, iż pewnych rzeczy nie da sięzrobić, oni takich przeszkód nie widzą. W dodatku PiS,jak uprzednio obecny Prezydent Andrzej Duda, wszyst-kim i każdemu obiecywali złote góry, a zwłaszcza dodatki na każde dziecko po 500 zł miesięcznie, pod-niesienie kwoty wolnej od podatku dochodowego,przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego, czylinie 67 lat dla wszystkich – tylko 60 dla kobiet i 65 dlamężczyzn, bezpłatne leki dla seniorów po ukończeń 75lat, itd. itp. PiS zręcznie grało także na ludzkich emo-cjach, rozbudzało uczucia patriotyczne, narodowe ichrześcijańskie, odwoływało się do chlubnych tradycjibiało-czerwonych i rozbudzało wielkie nadzieje naprzyszłość.

Wszystko to sprawiło, że w wyniku wyborów wPolsce zaczyna się nowe otwarcie, wielki zwrot w poli-tyce państwowej i w sposobie rządzenia. Nie każdy jesz-cze uświadamia sobie, co się może wydarzyć. Czybędzie to wielki skok do przodu i w dobrym kierunku,czy wręcz przeciwnie, jak to przeczytałem w jednej wy-powiedzi, paradoksalnie członka PiS, iż ten pociągzmierza nieuchronnie do wykolejenia, tylko nie wia-domo, kiedy to nastąpi.

Ta zasadnicza zmiana na polskiej scenie politycznej,przekazanie władzy z PO-PSL do PiS, nie jest niczymnadzwyczajnym. W systemach demokratycznych jest

12 KRYNICA nr 90

W KRAJU

nowE oTwaRCIE

Page 14: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

to na porządku dnia. Jedni odchodzą, a drudzy przy-chodzą, kraj zaś trwa w swych fundamentach i dalej sięrozwija. To, co zaszło 25 października, świadczy jaknajlepiej o polskiej demokracji i systemie prawnym. I tak jest przez większość Polaków przyjmowane.

W wyborach parlamentarnych w Polsce startowało7 partii i 1 koalicja. Pięć z nich jest na scenie politycz-nej od lat. PSL ma nawet ciągłość historyczną ruchuludowego od 120 lat. Trzy partie powstały dopiero nie-dawno, w tym roku. Są to: ugrupowanie (nie partia)śpiewaka Pawła Kukiza, liberalna Nowoczesna Ry-szarda Petru i Partia Razem utworzona przez młodychzwolenników lewicy. Ich powstanie zaprzecza tezie, ja-koby polska scena polityczna była zabetonowana i nicnowego nie da się utworzyć oraz rozwinąć skrzydła.

Rezultaty wyborcze są następujące:

PiS – 37,58% głosów, 235 mandatów poselskich;PO – 24,09 35, 138 posłów;Kukiz’15 – 8,81%, 42 posłów;Nowoczesna – 7,60%, 26 posłów;PSL – 5,13%, 18 posłów;Mniejszość Niemiecka – 1 poseł;Koalicja Zjednoczona Lewica – 7,55%;Korwin-Mikke – 4,76%;Partia Razem – 3,62%.

Próg wyborczy dla partii to 5%, dla koalicji – 8%.Frekwencja głosujących była niezła – 50,9%. Po raz

pierwszy w Sejmie zasiądzie 215 posłów – na 460 ogó-łem. Kobiet w Sejmie Jest 119 (27%), tj. o 7 więcej niżw poprzednim. PiS przekroczył konstytucyjną więk-szość, która wynosi 231 posłów, co oznacza, że rządmoże tworzyć samodzielnie, bez koalicjanta. Po 1989 r.zdarzyło się to pierwszy raz. Jest to niewątpliwy sukcesPiS.

W Senacie zasiada zaś: 63 senatorów z PiS, 31 zPO, 1 z PSL, 5 jest niezależnych. Tak więc i w SenaciePiS ma zdecydowaną większość. Kobiet jest 13, czyli13%, ciut więcej.

Sejm i Senat podjęły pracę 12 listopada. Marszał-kiem Sejmu został Marek Kuchciński, doświadczonyposeł i długoletni wicemarszałek, a Marszałkiem Se-natu Stanisław Karczewski. Obaj, rzecz jasna, są z PiS.

Wyniki wyborów są spodziewanym, ale jednak suk-cesem większym niż się spodziewano. To niewątpliwytriumf nie tyko tej partii, lecz osobiście jej prezesa Ja-rosława Kaczyńskiego. Przegrał on po 2007 r. siedemkolejnych wyborów o znaczeniu krajowym, ale nie

zniechęcił się. Powtarzał, że PiS potrzebna jest taka wy-grana i ona nadejdzie, żeby móc rządzić samodzielniei wcielić w życie taką wizję i kształt państwa, jaka jemuwydaje się najbardziej racjonalna i pożądana. I swegodopiął. Gdy na dwa tygodnie przed dniem głosowaniakampania Beaty Szydło poczęła nieco „siadać”, wyszedłz cienia, z pewnego ukrycia, wyruszył na spotkania zwyborcami w całej Polsce i w płomiennych przemó-wieniach, dobrze przemyślanych i problemowo nie po-wtarzających się, zagrzewał do walki o zwycięstwo. I toposkutkowało.

W obecnym układzie politycznym nie pełni on ża-dnej funkcji w rządzie ani w Sejmie. Wiadomo jednakpowszechnie, mocno pociąga za sznurki, o wszystkichdecyzjach programowych i personalnych decyduje. Jestjakby naczelnikiem państwa, głównym jego obecniestrategiem. Przychodzi mu to o tyle łatwiej, że ma bez-pośredni i przemożny wpływ na prezydenta, premiera,rząd, Sejm i Senat. Czy to okaże się atutem i przynie-sie korzyści Polsce – nie tylko doraźne, ale w dłuższejperspektywie – trudno na razie powiedzieć. A w obec-nym układzie wszelkie osiągnięcia będą przypisywaneKaczyńskiemu i PiS, jak i porażki pójdą na ich konto.To dwoista sytuacja.

A co dzieje się w szeregach dzisiejszej opozycji? POstraciła ponad 70 mandatów poselskich, około 30 se-natorskich i pozycję lidera w kraju. PSL ledwo prze-kroczył barierę progu wyborczego, uzyskując najgorszywynik w 25-leciu. Lewica po raz pierwszy po transfor-macji nie ma żadnego przedstawiciela w parlamencie,jeśli nie liczyć dawnego przewodniczącego Sojuszu Le-wicy Demokratycznej Grzegorza Napieralskiego, którymandat senatora zdobył z listy PO w Szczecinie. To poprostu klęska. Z przegranych zadowolenie wykazują

KRYNICA nr 90 13

W KRAJU

Beata Szydło – premier rządu RP

Page 15: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

tylko młodzi lewicowcy z Partii Razem, którym wostatniej chwili złe notowania poprawił świetnym wy-stępem w debacie telewizyjnej Adrian Zandberg, dziękiczemu przekroczyła 3%, a więc uzyskała prawo do fi-nansowania z budżetu państwa, a zatem środki na dal-szy rozwój. W szeregach opozycji trwa leczenie ran,ocena błędów z kampanii wyborczej, rozliczanie przy-wódców i poszukiwanie dróg i strategii dalszej działal-ności. Najszybciej ze stanowiska prezesa PSL ustąpiłbyły już wicepremier Janusz Piechociński. Zastąpił go35-letni były świetny minister pracy Władysław Kosi-niak-Kamysz. Dotychczasowa premier Ewa Kopaczzrezygnowała z ubiegania się o funkcję przewodniczą-cej PO. W grudniu na zjeździe ma ustąpić przewodni-czący SLD Leszek Miller. Nie wiadomo, jak w Sejmiebędą się zachowywali posłowie Pawła Kukiza, wśródktórych jest dziesięciu narodowców, głoszących częstohasła skrajnie nacjonalistyczne. Sam Kukiz zapowie-dział, że w okresie dwu lat rozwali obecny system wła-dzy i doprowadzi do przyjęcia nowej konstytucji.Nowoczesna Ryszarda Petru zapewne stać będzie nastraży interesów polskiego biznesu i pilnować, abyfirmy prywatne miały dogodne warunki do rozwoju.Ogólnie można powiedzieć, że partie opozycyjne będąwspierać dobre pomysły i działania PiS, a krytykowaći obnażać złe zakusy władz oraz strzec demokracji i sa-morządności.

Rząd premier Beaty Szydło przystąpił do pracy 16.listopada. Pani Premier ma 62 lata, jest z wykształceniaetnografem, ale uchodzi za znawczynię problemów fi-nansowych (przez 7 lat była burmistrzem Brzeszcz),pełni obowiązki wiceprezesa PiS. Jest trzecią w Polscekobietą na funkcji premiera – po Hannie Suchockiej iEwie Kopacz. Istnieją obawy, że nie będzie zbyt samo-dzielna, tylko pod silnym wpływem Jarosława Kaczyń-skiego. Właśnie on, wraz z paroma zaufanymi osobamiz rady politycznej, konstruował rząd. Beata Szydło włą-czyła się do rozmów z kandydatami na ministrów do-piero w końcowej fazie. Jakoby dlatego, że musiałaodpocząć po dwu kampaniach wyborczych (była teższefową sztabu A. Dudy w wyborach prezydenckich).Dlatego mówi nie „mój rząd”, tylko „rząd PiS”. Po-czekamy, zobaczymy, jak to będzie w praktyce.

W skład rządu wchodzi trzech wicepremierów i 21ministrów, o 4 więcej niż w poprzednim. Mniej więcejpołowa a nich ma doświadczenie pracy w rządzie PiS wlatach 2005 – 2007. Zmieniono nazwy i kompetencjewielu resortów, zwłaszcza gospodarczych, powołanonowe, np. energii oraz gospodarki morskiej i żeglugi

śródlądowej. Specjaliści-publicyści za udany oceniajądobór ludzi na stanowiska ministrów ze sfery gospo-darczej. To nadzieja, że nic nie sknocą, a coś dobregozainicjują. Natomiast zdziwienie i obawy wywołały no-minacje na ministra obrony Antoniego Macierewicza,ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i na mi-nistra koordynatora służb specjalnych Mariusza Ka-mińskiego.

Rząd przystąpił do pracy bardzo ostro. Niezwykleważne będzie pierwszych sto dni pracy. Pokażą one naco Polacy mogą liczyć. A trudnych spraw już na starcienie brakuje. To w pierwszej kolejności korekta przygo-towanego przez poprzedników budżetu państwa tak,oby było z czego pokryć realizację obietnic z kompaniiwyborczych Andrzeja Dudy i Beaty Szydło. A chodzi okwoty sięgające po kilkadziesiąt miliardów złotychrocznie. W skarbcu takich rezerw nie ma. PIS mówi, żeznajdzie je w uszczelnianiu ściągalności podatków iopłat oraz w nowym podatku bankowym i od obrotóww sklepach wielkopowierzchniowych. Wielu finansis-tów i polityków twierdzi, że może się to nie udać.

Pilnych jest sporo innych problemów, np. na-brzmiała sytuacja w górnictwie węgla kamiennego, de-ficytowe kopalnie, brak funduszy na wypłaty gór-nikom. Emocje rozpala sprawa uchodźców – wywią-zać się z ustaleń w Unii Europejskiej, że Polska przyj-mie ich około 7 tysięcy czy też, jak chcą niektórzy,uchylić się od tego obowiązku. Na porządku dnia stająinne problemy i zapowiedzi, jak zmiany w sądownic-twie i prokuraturze, w Trybunale Konstytucyjnym,zmiany w mediach publicznych, budowa tanich miesz-kań na wynajem, likwidacja gimnazjów, cofnięciewdrażanego w życie obowiązku szkolnego z 6 lat na 7,jak dawniej itd., można byłoby wyliczać. Obserwatorzykrytykują, że zamiast doskonalić to, co już jest i nieźlefunkcjonuje, jak to bywa w krajach dojrzałej demo-kracji, PiS wiele spraw cofa, odwraca przyjęte jużustawy. Niepokój wzbudzają tendencje o charakterzeustrojowym, dążenie do wzmacnianie władzy wyko-nawczej, czyli prezydenta i premiera kosztem władzustawodawczych i sądowniczych. Głośno i otwarcieprzekonuje się też o konieczności zmiany obowiązują-cej konstytucji, którą większość uznaje za wyważoną idobrze się sprawdzającą w praktyce. By jednak tego do-konać PiS nie ma w Sejmie wystarczającej większości2/3 ogółu posłów, tj. co najmniej 307.

Nowa władza, na samym starcie, staje więc przedwieloma trudnymi dylematami. A jest jasne, że jak nieprzystąpi – i to stosunkowo szybko – do spełniania za-

14 KRYNICA nr 90

W KRAJU

Page 16: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

powiedzianych ulg, dodatków, zmian w spłacie kredy-tów i podobnych przyrzeczeń, elektorat PiS może sięod tej partii odwrócić, zwłaszcza ten roszczeniowy,który z siebie daje mało, a od państwa oczekuje dużo,najlepiej za darmo, bo mu się to, rzekomo, należy.

W konsekwencji politycy, nawet ci z opozycji,życzą, by PiS się powiodło, bo dobrze życzą Polsce i Po-lakom. Jednocześnie Polacy spodziewają się, że – jak tozapowiadał Jarosław Kaczyński – zwycięski PiS nie bę-dzie szukał odwetu i zemsty na swych przeciwnikachpolitycznych, a będzie zmierzał do budowy zgody iwspólnoty narodowej. I że wreszcie przyczyni się dowyciszenia wojny polsko-polskiej, oczyści atmosferęnienawiści i wzajemnych oskarżeń, zwłaszcza na liniiPiS-PO. Partia Kaczyńskiego cieszy się przychylnościąKościoła katolickiego. To ją poniekąd obliguje, by naco dzień kierować się zasadami Dekalogu i cnót chrze-ścijańskich. Należy wierzyć, że nieuniknione kontaktyi współdziałanie toczyć się poczną w tym duchu.

W ponad godzinnym exposé wygłoszonym 18 lis-topada w Sejmie Prezes Rady Ministrów Beata Szydłopodkreśliła, że rząd PiS wywiąże się z wszystkich przed-

wyborczych deklaracji, a ich spełnianiem zajmie się jużw okresie pierwszych stu dni urzędowania. Dziennika-rze od razu wyłapali, iż tych obietnic przytoczyła 43.Zaznaczyła, że polska polityka musi być inna niż do-tychczas. Koronnym zadaniem będzie przyspieszenierozwoju gospodarczego, skala i wyższe nakłady inwe-stycyjne, aby jak najszybciej wyrwać się z poziomuśredniego rozwoju. Służyć będzie temu racjonalniejszewykorzystanie funduszy unijnych i własnych oraz ela-styczna polityka kredytowa. Polacy w większym zakre-sie będą korzystać z owoców rozwoju kraju. Politykarządowa sprzyjać będzie pomyślności polskich rodzin,zdrowiu, edukacji dzieci i młodzieży, twórcom kultury,sprawiedliwości społecznej, bezpieczeństwu narodo-wemu i obywateli. Służby zagraniczne zatroszczą się owyższą pozycję Polski w świecie, o ściślejszą więź iwspółpracę z Polonią, a w razie konieczności Polacy cibędą ewakuowani do kraju. Premier wyraziła przeko-nanie, że w zgodnej współpracy, razem, Polacy spros-tają najtrudniejszym i najambitniejszym wyzwaniom.

Eugeniusz JABŁOŃSKIWarszawa

KRYNICA nr 90 15

W KRAJU

Sala posiedzeń Sejmu RP

Page 17: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

W dniu 19 listopada 2015 r. w Ministerstwie Roz-woju w Warszawie odbyły się XIV Kongres Eksporte-rów Polskich (KEP), Gala oraz uroczystość poświęceniaSztandaru Stowarzyszenia Eksporterów Polskich zor-ganizowane przez Stowarzyszenie Eksporterów Pol-skich (SEP), pod honorowym patronatem MinistraGospodarki, Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi orazMarszałków Województw. Tematem XIV KEP byłaperspektywa finansowa na lata 2014 – 2020 na rzeczrozwoju polskiego eksportu. Tematyka ta wyszła na-przeciw oczekiwaniom eksporterów w zakresie wyko-rzystania funduszy unijnych na cele proinnowacyjnegoi proeksportowego rozwoju gospodarki.

Celem XIV KEP było dalsze pogłębienie więzi iwspółpracy eksporterów z przedstawicielami resortówgospodarczych oraz Wydziałami Promocji Handlu i In-westycji Ambasad RP na rzecz eksportu stanowiącegosiłę motoryczną rozwoju gospodarki. XIV KEP pro-wadzili Prezes Zarządu SEP Mieczysław Twaróg i Prze-wodniczący Rady Głównej SEP Stefan Tkaczyk.

Na wstępie XIV Kongresu Jego Eminencja KsiądzKardynał Kazimierz Nycz, Metropolita Warszawski,dokonał poświęcenia Sztandaru SEP i udzielił błogo-sławieństwa uczestnikom Kongresu i eksporterom zewszystkich branż i regionów Polski. Poczet Sztanda-rowy wystawiła Wojskowa Akademia Techniczna wWarszawie.

Następnie Przewodniczący Rady Głównej SEP Ste-fan Tkaczyk przeczytał List Prezydenta RP AndrzejaDudy skierowany do uczestników XIV Kongresu iwszystkich eksporterów polskich.

Należy podkreślić, że w XIV KEP wzięli udziałm.in. przedstawiciele Ministerstwa Gospodarki, Mi-nisterstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz przedstawi-ciele ambasad i ministerstw: finansów, gospodarki,rolnictwa, infrastruktury i rozwoju oraz spraw zagra-nicznych, izb gospodarczych i stowarzyszeń, a takżedziennikarze z prasy, radia i telewizji.

W części merytorycznej XIV Kongresu przedsta-wiono ocenę działań w zakresie aplikacji funduszy unij-nych w latach 2014 – 2020 na rzecz urzeczywistnianiaproinnowacyjnego i proeksportowego rozwoju gospo-darki polskiej. Omówiono działalność MG i Wydzia-łów Promocji Handlu i Inwestycji Ambasad RP na rzeczpromocji rozwoju eksportu oraz zagranicznej ekspansji

przedsiębiorstw. Przedstawiono zagadnienia dotyczącedziałań w zakresie wykorzystania funduszy unijnych wlatach 2014 – 2020 na rzecz rozwoju eksportu.

Podczas XIV KEP zwrócono uwagę na potrzebę dal-szego usprawniania rozwiązań systemowych nakierowa-nych na proinnowacyjny rozwój gospodarki i optymalnywzrost eksportu. Odniesiono się także do strategii zagranicznej ekspansji przedsiębiorstw, a zwłaszcza pro-mocji i możliwości otwierania nowych rynków zagra-nicznych oraz pogłębienie w tym zakresie działań eks-porterów. Zwrócono także uwagę na potrzebę bardziejotwartej współpracy z mediami, w tym z prasą krajowąi zagraniczną, a także z mediami polonijnymi.

Celem nadrzędnym XIV KEP było określenie dzia-łań na rzecz przekształcenia gospodarki na proinnowa-cyjną i proeksportową. Wychodząc naprzeciw potrze-bom eksporterów – XIV KEP dokonał oceny stanu iperspektyw urzeczywistnienia „Strategii proeksportowegorozwoju gospodarki polskiej”.

W trakcie XIV KEP eksporterom i publicystomwręczone zostały nagrody Ministra Gospodarki. SEPwręczyło Medale Honorowe „Zasłużony dla Eksportu”,puchary i Listy Gratulacyjne „Wybitny EksporterRoku 2015”, Medale SEP „Wybitny Eksporter Roku2015”, Listy Gratulacyjne i Medale „Publicysta Eko-nomiczny Roku 2015”.

SEP pragnie serdecznie podziękować eksporterom,którzy zorganizowali degustacje swoich produktów dlauczestników XIV KEP oraz Hucie Szkła GospodarczegoTadeusza Wrześniaka za wykonanie Pucharów dla lau-reatów Konkursu „Wybitny Eksporter Roku 2015”.

Należy stwierdzić, że w Stanowisku XIV KEP pod-kreślono dążenie eksporterów do dalszego rozwoju eks-portu oraz nadania mu priorytetowego znaczenia wramach długofalowej polityki społeczno-gospodarczej inowej perspektywy finansowej na lata 2014 – 2020.W tym zakresie winny być wykorzystane odpowiednieinstrumenty wsparcia eksportu, aby nadal pozostał onwizytówką gospodarki polskiej.

Mając na uwadze przede wszystkim koniecznośćutrzymania dynamiki rozwoju eksportu zadeklarowanezostało pogłębienie współdziałania SEP z organamipaństwowymi, rządowymi i samorządowymi w urze-czywistnianiu „Strategii proeksportowego rozwoju gospo-darki polskiej”.

16 KRYNICA nr 90

GOSPODARKA

w STowaRzYSzEnIU EkSPoRTERów PolSkICh

Informacja o przebiegu XIV Kongresu Eksporterów Polskich

Page 18: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

SEP wspierać będzie działania przedsiębiorców orazorganów państwowych, rządowych i samorządowychna rzecz wzrostu eksportu stanowiącego siłę napędowąrozwoju gospodarki. Działania te będą kompatybilne znową perspektywą finansową na lata 2014 –2020 narzecz rozwoju eksportu polskiego, którego wielkość w2020 roku prognozuje się na poziomie 250 mld euro,w tym żywności około 40 mld euro.

Wychodząc naprzeciw realnym potrzebom ekspor-terów – XIV KEP zwraca uwagę na potrzebę poprawywarunków działania przedsiębiorstw produkujących naeksport poprzez implementacje instrumentów zawar-tych w „Strategii proeksportowego rozwoju gospodarki pol-skiej”. Istotne znaczenie może mieć Rada Rozwoju Eks-portu przy Ministrze Rozwoju jako forum monitoro-wania i programowania polityki proinnowacyjnego iproeksportowego rozwoju gospodarki. Ponadto bardzoważne znaczenie będzie miało działanie: 1. Banku Eks-portu i Importu (Eximbanku) zapewniającego komple-ksową obsługę finansową eksportu i importu; 2. AgencjiRozwoju Eksportu ukierunkowanej na budowanie po-zytywnego wizerunku gospodarki i eksportu.

XIV KEP widzi potrzebę usprawnienia rozwiązańsystemowych w zakresie: koncentracji sił i środków napromocję branż, które mają największe możliwości po-tencjalnego i realnego wzrostu polskiego eksportu (wtym: meblarskiej, motoryzacyjnej, elektronicznej, lot-niczej, spożywczej, biotechnologicznej, chemicznej,aparatury pomiarowej i usług: informacyjnych, teleko-munikacyjnych, biznesowych i badawczo-rozwojo-wych); aktywizacji eksportu na rynkach zagranicznychjak: Turcji, Chin, Indii, Indonezji, Japonii, Mongolii,Wietnamu, Malezji, krajów bałkańskich oraz krajówMaghrebu, latynoamerykańskich i w krajach ościen-nych; pogłębienie współpracy resortów: gospodarki,rolnictwa i spraw zagranicznych na rzecz wzrostu eks-portu; uproszczenia procedur w celu wykorzystaniaunijnych funduszy proinnowacyjnych i proeksporto-wych; wzmocnienia kadrowego Wydziałów PromocjiHandlu i Inwestycji Ambasad i Konsulatów RP orazdziałań dyplomacji ekonomicznej w krajach o priory-tetowym i perspektywicznym znaczeniu dla rozwojueksportu polskiego, w tym mięsa i jego wyrobów, ja-błek oraz innych produktów żywnościowych; współ-pracy informacyjno-promocyjnej poprzez organizacjęcyklicznej wymiany dziennikarzy z prasy, radia i tele-

wizji, w tym z mediami polonijnymi dot. wymianyhandlowej i współpracy gospodarczej; poprawy obsługikonsularnej, a zwłaszcza usprawnienie obsługi wizowejw Ambasadach oraz usprawnienie działań KonsulatówHonorowych RP, wykorzystania dobrych stosunków zkrajami Bliskiego Wschodu, a zwłaszcza ze Zjedno-czonymi Emiratami Arabskimi w celu rozwoju sto-sunków handlowych i gospodarczych z Iranem orazwspieranie wysiłków, inicjatyw i działań na wszystkichszczeblach – zmierzających do przywrócenia normal-nych stosunków ekonomiczno-handlowych, w tym zUkrainą, Białorusią, Kazachstanem i Rosją; współ-działania i wspierania inicjatyw i działań na rzeczwspółpracy międzyregionalnej w kraju i za granicą;upowszechniania i wspierania aktywnych, konstruk-tywnych i efektywnych inicjatyw informacyjno-pro-mocyjnych, władz i struktur wojewódzkich; współdzia-łania i wspierania współpracy z mediami; wiązanie zesobą branż, które mogą wykorzystywać kompatybil-ność oferowanych produktów.

XIV KEP uważa, że sprostanie wyzwaniom w za-kresie wzrostu eksportu zgodnie z perspektywą finan-sową na lata 2014 – 2020, przyczyni się do rozwojucałej polskiej gospodarki. Zmiany dokonane w ostat-nich latach oraz obecny napływ funduszy unijnych po-zwoli na dalszą modernizację infrastruktury, rozwójprzemysłu rolno-spożywczego, zwiększenie innowacyj-ności przemysłu na rzecz skuteczniejszego konkurowa-nia gospodarki na rynkach zagranicznych. Na utrzy-manie tego postępu będą miały wpływ korzystne zja-wiska zachodzące w polskim eksporcie. Poprawa ta,wzmocniona działaniami promocyjnymi – chodzizwłaszcza o koncentrację sił i środków – przyczyni siędo dalszego pogłębienia tendencji utrzymania wzrostueksportu stanowiącego siłę motoryczną rozwoju pol-skiej gospodarki.

XIV KEP mając na uwadze potrzebę optymalnegowzrostu eksportu, deklaruje współdziałanie Stowarzy-szenia Eksporterów Polskich z bankami, przedsiębior-cami, instytucjami, organami rządowymi i samorząda-mi w celu wykorzystania potencjalnych możliwościgospodarczych i kadrowych, a także zaplecza naukowo-badawczego na rzecz proinnowacyjnego i proekspor-towego rozwoju polskiej gospodarki.

Stowarzyszenie Eksporterów PolskichWarszawa, 20 listopada 2015 r.

KRYNICA nr 90 17

GOSPODARKA

Stanowisko XIV KEP w sprawie urzeczywistniania perspektywy finansowejna lata 2014 – 2020 na rzecz rozwoju eksportu polskiego

Page 19: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Po okresie dominacji problematyki wyborczej i po-litycznej – na arenę wydarzeń krajowych powraca te-matyka ekonomiczna. Z całą jaskrawością potwierdziłto X Kongres Obywatelski, zorganizowany 7 listopadaw gmachu Politechniki Warszawskiej. Tematyka Kon-gresu była konkretna i rzeczowa.

Obejmowała aż dziesięć zagadnień, rozpisanych natyleż samo sesji, stąd ich prezentacja zajęła przeszło pięćgodzin czasu. Ale nudno nie było. Przede wszystkimdlatego, że ich autorami byli znani, doświadczeni i uty-tułowani prelegenci o bogatym dorobku analitycznym.

Już sam temat Kongresu „Polska jutra. Możemy byćlepsi” – brzmiał zachęcająco do udziału, a cóż dopierojego prowokująca do rozmyślań szczegółowa struktura,ujęta w formie pytań. A były to pytania osadzone wrealiach naszej codzienności, z wizją bliższej i dalszejprzyszłości. A w oryginale wyglądały one tak:

– Na jakich wartościach oprzeć rozwój Polski?;– Polska gospodarka – czy czas na ekosystemy roz-

woju?;

– Edukacja dla rozwoju: jakich postaw i kompe-tencji potrzebujemy i jak je rozwijać?;

– Cyfrowe szanse – co zrobić, aby zaawansowaneusługi IT stały się polską specjalizacją?;

– Sport dla zdrowia, rozwoju osobistego i budowywięzi społecznych…;

– Jakiej przestrzeni publicznej potrzebujemy?;– Polska lokalna – jak się rozwijać?;– Czas na godną pracę i lepszy rynek pracy…;– Las – źródło tożsamości, edukator i kreator

więzi…;– Co możemy zaoferować Europie i światu?A myśl przewodnią Kongresu ujęto w jego artykule

programowym w sposób następujący: „Jeśli chcemy wy-rwać się z pułapki średniego rozwoju i dochodu – musimyzmienić reguły naszej polskiej gry. Odejść od zachowańskrajnie egoistycznych, gdzie jeden wygrywa kosztem dru-giego, na rzecz konkurowania zbiorowego i wygrywaniarazem. Nauczmy się gry drużynowej, przy jednoczesnymwydobywaniu tego, co najlepsze, z każdego z nas. Tylko wten sposób możemy zbudować nasz dobrobyt”.

18 KRYNICA nr 90

POLSKA-UNIA-ŚWIAT

waRSzawSkIE fElIETonY MIkoŁaja onISzCzUka

Powrót do gospodarki

Polski eksport w dobrej kondycji

Są już świeże dane GUS za 8 miesięcy br. A z nichwynika, że sytuacja w naszym eksporcie jest lepsza niżprzed rokiem, gdzie też było dobrze. Mam na wzglę-dzie poziom i dynamikę dostaw na rynki zagraniczne.

Ujmując wartości dostaw w eurowalucie – polskieksport w okresie styczeń-sierpień br. wyniósł 115,6mld euro, a import – 113,4 mld euro. A to oznaczawzrost eksportu globalnego o 7,2%, a importu – o

3,3%. W efekcie – dodatnie saldo wyniosło 2,2 mldeuro, wobec ujemnego salda przed rokiem w wysoko-ści 1,8 mld euro. A to jest też fakt pozytywny. To jestobraz makro.

A z kim i jak handlujemy? Oto najbardziej charak-terystyczne informacje.

EksportGłównymi rykami zbytu polskich towarów są kraje

rozwinięte. Eksport doń sięga ponad 98,9 mld euro,czyli 85,6% jego wartości globalnej, w tym do krajówUnii Europejskiej wynosi ponad 91,5 mld euro stano-wiąc 79,2%.

W czołowej dziesiątce odbiorców polskiego eks-portu jest 8 krajów europejskich i 2 spoza Europy. ToUSA i Chiny. Eksport do poszczególnych krajów i ichudziały w eksporcie (w %) przedstawiają się następu-jąco:

– Niemcy – 27,1;– W. Brytania – 6,7;

Page 20: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

– Czechy – 6,5;– Francja – 5,6;– Włochy – 4,8;– Holandia – 4,5;– Rosja – 2,9;– Szwecja – 2,7;– Węgry – 2,6;– Hiszpania – 2,6.I już dla ciekawości tylko – Ukraina zajmuje osiem-

naste miejsce na liście naszych partnerów w eksporciei dwudzieste drugie – w imporcie.

ImportNajwiększy import pochodzi też z krajów rozwi-

niętych (66,4%), w tym z krajów UE (59,7%). A z kra-jów rozwijających się pochodzi 24,3% importu, zaś zkrajów Europy Środkowo-Wschodniej tylko 9,3%.

Import polski pochodzi z takich krajów, jak:– Niemcy – 22,8;– Chiny – 11,3;– Rosja – 7,9;– Włochy – 5,3;– Francja – 3,9;

– Holandia – 3,7;– Czechy – 3,5;– USA – 2,7;– W. Brytania – 2,6;– Belgia – 2,5.

Udziały w globalnym imporcie podane w procen-tach.

Saldo

Najwyższe dodatnie salda obrotów osiągamy whandlu z krajami rozwiniętymi, bo rzędu 23,6 mldeuro, w tym w zasadzie w całości z krajami UE. Tylkoz Niemcami sięga ono 5,5 mld euro.

Najwyższy poziom ujemnych sald mamy w obro-tach z krajami rozwijającymi się, bo rzędu 16,9 mldeuro, i z krajami Europy Środkowo-Wschodniej –nieco ponad 4,5 mld euro, w tym głównie z Rosją.

Na kilka miesięcy przed końcem roku – sytuacjajest więc korzystna.

I nie ma racjonalnych przesłanek, by ją zakłócić lubzmienić. Rok dla eksporterów, po raz kolejny, będziewięc udany.

KRYNICA nr 90 19

POLSKA-UNIA-ŚWIAT

Dobra inicjatywa

To dobry i konkretny przykład konstruktywnegodziałania w obszarze ukraińsko-polskich stosunkówgospodarczych. A sprowadza się on do tego, że 20 paź-dziernika br. w Warszawie powołane zostało Ukraiń-skie Stowarzyszenie Biznesu w Polsce.

W skład stowarzyszenia wchodzi 25 polskich firm,których założycielami są ukraińscy inwestorzy, a któ-rzy zapoczątkowali swoją działalność gospodarczą naterenie naszego kraju.

Są to reprezentanci takich dziedzin i branż, jak IT,przemysł elektromaszynowy, w tym narzędziowy, ener-getyka alternatywna, przemysł rolno-spożywczy i rol-nictwo. Działalność merytoryczna stowarzyszenia jestma być dość szeroka i różnorodna.

Główne jej obszary, to lobbing i promocja ukraiń-skiego eksportu na rynek polski i rynki unijne, wy-miana doświadczeń i informacji, prawna troska iobrona ukraińskich interesów i inwestycji bizneso-wych, a także przygotowywanie propozycji adaptacyj-nych do wymogów prawodawstwa unijnego.

Asocjacja ma wspierać organizacyjno-prawnie pro-jekty współpracy i współdziałania. Wśród prioryteto-

wych kierunków działania stowarzyszenia wymienia sięwspółpracę systemową z polskimi organami władzy iinstytucjami regionalnymi oraz wyższymi uczelniami iinstytutami naukowo-badawczymi. W tym ostatnimobszarze przewiduje się stworzenie Polskiej Ligi Ukra-ińskich Studentów, uwzględniając fakt, że aktualnie ichliczba w naszym kraju sięga 28 tysięcy.

Prezesem Stowarzyszenia wybrany został JarosławRomanczuk, adwokat i kierownik warszawskiego biuraMiędzynarodowego Centrum Prawniczego EUCON,działającego od 2006 roku w Warszawie. Wicepreze-sem został Ireneusz Derek, szef firmy Plastiks Ukraina.Szefem Rady Stowarzyszenia, czyli najwyższego jegoorganu, został Oleg Dubisz, a jego zastępcą WadimSień, zawiadujący przedsiębiorstwem Alfa-Centrum,zajmującym się precyzyjną obróbką mechaniczną.

Z uczestnikami inauguracyjnego posiedzenia Sto-warzyszenia spotkał się Ambasador Ukrainy w Polsce,Andrij Deszczyca, który zapewniał o pełnym poparciudla działań powołanego Stowarzyszenia. Na takiewsparcie może też liczyć ze strony Stowarzyszenia Eks-porterów Polskich.

Page 21: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

O dobrych wynikach polskiego eksportu decydujew znacznej mierze działalność promocyjna na rynkachzagranicznych. Oto jeden z przykładów.

7 listopada br., w ramach obchodów Dni PolskiegoMięsa i Nabiału, w centrum wystawienniczym Metro-politan Expo w Atenach, z inicjatywy Wydziału Pro-mocji Handlu i Inwestycji Ambasady RP, odbyło sięseminarium dla ponad 120 polskich i greckich przed-siębiorców z branży mięsnej i mleczarskiej. W częścimerytorycznej wprowadzenia dokonał Mirosław Gojdź– kierownik WPHI, odpowiedzialny za organizacjęspotkania, po czym omówiono dwa tematy wiodące,tj. wzrost polskiego eksportu do Grecji, w tym towarówz branży mięsnej oraz bardziej szczegółowo – polskąofertę współpracy w tym zakresie. Z zainteresowaniem

odebrano także informację specjalistki ds. promocjieksportu z WPHI, Marty Szajbel, o wartościach sprze-daży poszczególnych asortymentów towarów w latach2014 – 2015.

Stwierdziła m.in., że asortymentem „flagowym” jestmięso wołowe.

Potem występowali zaproszeni goście. Wśród nichbył m.in. dr Christos Constanti-Zarifi – konsultant ds.żywności greckich organizacji wspierających biznes. Wswojej wypowiedzi podkreślił przyjacielskie relacje mię-dzy Polską i Grecją, a potem zaprezentował analizęgreckiego rynku mięsa i nabiału oraz perspektywy roz-woju współpracy w imporcie mięsa i nabiału z Polski.Ponadto głos zabrał Stylianos Staikos, wiceprezesGrecko-Polskiej Izby Przemysłowo-Handlowej, zapo-wiadając dynamizację działań Izby oraz zachęcając dowspółpracy przedsiębiorców obu stron.

Atrakcyjność spotkania i stopień zainteresowaniapodnosiły imprezy towarzyszące. A obejmowały oneprezentację firm polskich i degustację polskich wyro-bów i potraw, a także występ zespołu ludowego zeszkoły polskiej w Atenach. Pięknie wyglądała tańczącamłodzież w strojach krakowskich. Ręce same składałysię do oklasków.

Przykładów podobnie dobrej roboty jest sporo, wtym na rynku niemieckim, francuskim czy włoskim.Wszystkie są godne naśladowania i wsparcia.

20 KRYNICA nr 90

POLSKA-UNIA-ŚWIAT

Rzetelna robota

Realia ukraińskiego rolnictwa

O tym, że sytuacja gospodarcza Ukrainy jest trudnai dlaczego – wiemy. A jak na tym tle wygląda aktualnystan i problemy w rolnictwie – raczej niewiele. I jakbyna zamówienie, w połowie października, przesłano mi– prosto z Kijowa – ciekawy materiał na ten temat.Wielce autorytatywny, bo powołujący się na informa-cje z Ministerstwa Polityki Agrarnej, a nawet samegoministra Aleksieja Pawłenki.

Ograniczając się tylko do tych informacji – nauwagę zasługują następujące, najbardziej charaktery-styczne dane i zjawiska oraz podejmowane przedsię-wzięcia:

– Po pierwsze, że rolnictwo jest zaniedbane i nie-doinwestowane – i to od lat. Jedyne, co robiono, tozmieniano ministrów odpowiedzialnych za politykęrolną. Aktualnie jest nim 38-letni dr nauk ekonomicz-

nych, z relatywnie bogatym już stażem zawodowym, wtym holenderskim. Zna te słabości i bierze się do ro-boty, mimo że przeszkadza mu m.in. opozycyjna frak-cja Partii Regionów byłego prezydenta i premiera, a iczęść oligarchów.

– Po drugie, mimo potencjalnie dużego potencjałuzasobów ziemi i wynikających stąd możliwości pro-dukcyjnych, eksport rolno-spożywczy jest niski. Sek-tor rolno-spożywczy stanowi 37 proc. wpływów go-tówkowych.

W okresie 7 miesięcy br. eksport rolno-spożywczywynosił:

– do krajów azjatyckich – 3,6 mld USD;– do krajów Unii Europejskiej – 2,0 mld USD;– do krajów afrykańskich – 1 mld USD; – do krajów WNP – tylko 863 mln USD.

Page 22: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

W sumie – to około 7,5 mld USD, z tego przypa-dało więc:

– na kraje Azji – 46,6 proc.;– na kraje unijne – 25,3 proc.;– na kraje Afryki – 14,0 proc.;– na kraje WNP – 11,1 proc.Mimo tego poziomu sektor rolno-spożywczy za-

pewnia 37 proc. wpływów gotówkowych. Ale jest topozycja mało znacząca kwotowo. To kropla w morzupotrzeb. Dla porównania – polski eksport rolno-spo-żywczy w tym roku wyniesie 22 mld euro, a w przy-szłym – nawet 25 mld euro.

– Po trzecie, fatalny jest stan ilościowy i jakościo-wy parku maszyn rolniczych. Dla przykładu – liczy on 50 tys. traktorów i kombajnów, ale aż 72 proc. z nich liczy ponad 16 lat, stąd ich awarie i niska wydaj-ność.

– Po czwarte, plony zbóż z 1 ha są 2,2 razy niższe odśredniej europejskiej.

– Po piąte, zbiory zbóż, nawet w granicach 55-60mln ton, ograniczają ich możliwości eksportowe i za-opatrzenia na potrzeby krajowe. Te ostatnie szacuje sięna co najmniej 24 mln ton. Eksport bywa nierzadko li-mitowany.

Należy aktualizować wiedzę na temat artykułówrolno-spożywczy. A co z tego wynika lub może wyni-kać dla nas, czyli dla producentów rolnych, eksporte-rów i inwestorów, a także dla polityków rządowych?Na pewno wymaga dobrej, stale aktualizowanej wie-dzy o produkcji rolnej i popycie na artykuły rolno-spo-żywcze, poziomie cen, a już obowiązkowo, o zdol-

nościach płatniczych i kondycji ukraińskich podmio-tów gospodarczych. I nie dać się nabrać na „atrakcyjne”oferty pośredników, bo można źle skończyć. Nie ulegaćteż bezwiednie łapówkarzom, których pełno na każ-dym kroku.

Współpracować trzeba, ale rozważnie i przezornie!Trzeba walczyć o akcesję Ukrainy do UE. Trzeba przytym patrzeć i działać na rzecz perspektywy. Na dzieńdzisiejszy – wspierać moralnie proeuropejski kurs po-lityki aktualnego rządu Ukrainy, w tym jej przyszłą ak-cesję do Unii Europejskiej. A jeżeli tak – to w pierw-szym rzędzie z trudem konstruowany program reformgospodarczych i podejmowane kroki realizacyjne. Jed-nocześnie sprzyjać i wspierać proces mentalnej prze-budowy społeczeństwa na rzecz korzyści proeuropej-skości, nowoczesności, reformowalności i możliwej lep-szej przyszłości.

By to realizować, potrzebne są z naszej strony m.in.trzy formy działania.

– Pierwsza to nasilenie kontaktów informacyjnych.Tyle w kraju różnych konferencji i spotkań, a zUkrainy nie ma nikogo, nawet z ich ambasady w War-szawie.

– Druga to zwiększenie wizyt przedstawicieli śro-dowisk rolniczych w naszym kraju. Warto im pokazaćkonkretne przykłady dobrej roboty.

– A trzecia to nasilenie kontaktów medialnych. Jakżyję, nie pamiętam, by odbyło się choć jedno spotka-nie polskiej i ukraińskiej prasy rolniczej. A może by za-prosić ukraińskie „Silskie Wisti” do którejś z redakcji.To żadne koszty, a korzyści dla obu stron.

KRYNICA nr 90 21

POLSKA-UNIA-ŚWIAT

Page 23: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Dawne przysłowie niemieckie nakazuje: „Nie wierzczłowiekowi, który nie lubi muzyki”, tej sztuki sztuk,emanującej z najgłębszej istoty nie tylko duszy ludzkiej,lecz może nawet całego Wszechświata. Jak wiemy, mu-zyka cieszyła się w świecie antycznym wielką miłością,a umiejętność grania na instrumencie muzycznymuchodziła (podobnie jak w arystokratycznych kołachostatnich stuleci) za istotną cechę człowieka kultural-nego. Kwintylian (I wiek n.e.) podaje, że w dawnej Gre-cji i Rzymie istniał zwyczaj, że „przy biesiadach poposiłku podawano sobie po kolei lirę, by każdy na niej cośzagrał”. A kiedy przy jednej z takich okazji Temistoklesoświadczył, że nie umie na niej grać, uznano go za czło-wieka mało wykształconego i nieokrzesanego prostaka.

Arabski filozof al-Farabi pisał: „Muzyka zaiste madar pochłaniania nas, rozpraszania zmęczenia, spowodo-wanego przez ciężką pracę. Zmusza nawet do zapomnie-nia czasu spędzonego przy pracy, pomaga pokonywaćznużenie, tą pracą spowodowane.” Ale przecież oddzia-ływanie tej sztuki jest jeszcze szersze i głębsze. Nie przy-padkiem toteż XVI-wieczny poeta polski AndrzejKrzycki wywodził, zwracając się do muzyki:

„Ty smutnych rozweselasz,a szał umiesz koić.

Znużone pracą ciałoprzywracasz do sił.

Tyś dla więźnia nędznego,w kajdanach, pociechą.

I dla tego, co pływaw wirze morskich wód.

Srogie serce dziewczynyty dla chłopca zmiękczasz,

Ty wzruszasz lasy, zwierza,rzeki, twardość skał.

A jak mężów uczonychświadczą o tym księgi,

Obrotem ty niebieskichnawet rządzisz sfer”.

Nic tedy dziwnego, że muzyka odgrywa tak donio-słą rolę w życiu duchowym narodów i uchodzi za waż-kie kryterium ich rozwoju kulturalnego.

Jeśli idzie o muzykę polską, to osiągnęła ona zna-czny poziom rozwoju już w wieku XIV, a w „złotym”XVI doznała wspaniałego rozkwitu, zachowując tę dy-

namikę także w XVII. Po istotnym „wyciszeniu” w kry-zysowym wieku XVIII, wybuchła potężnym andanteponownie w XIX i XX, a wstępne akordy do tej feeriinapisał Stanisław Moniuszko, jeden z największych ge-niuszy muzyki europejskiej.

Przyszedł na świat 5 maja 1819 roku w dobrach ro-dowych Ubiel niedaleko Śmiłowicz, położonych wZiemi Mińskiej, w sercu dawnej Litwy, zwanej obecnieBiałorusią. Wielkie gniazdo tego rodu znajdziemy takżew postaci miejscowości Moniuszki w Ziemi Bielskiejna Podlasiu („maniuszka” w gwarze tutejszej znaczy„kłamczuch” albo zdrobnienie od imienia „Marian”).

Moniuszkowie byli rozgałęzioną rodziną szlachecką,używającą herbów rodowych Radwan, Lubicz, Krzy-wda, Dołęga i Wadwicz. Dobrze toteż byli ongiś znaniw Polsce Środkowej i na Kresach od wieku XVI. PiotrMoniuszko z powiatu goniądzkiego wspomniany jest wprzywileju króla Zygmunta I z 19 października 1529 r.W 1536 r. wzmiankowany jest prócz Piotra także Szy-mon Moniuszko. Według legendy „dwóch braci, no-szących nazwisko Monco, rycerzy w XV wieku, z Rzymudo Polski przybyli i w istniejących wtedy rozterkach kra-jowych czynny wzięli udział, przyczem tak dobrze się za-służyli stronie zwycięskiej, iż w nagrodę nadano imindygenat z nazwiskiem Moniuszków i herb Krzywdę.Obaj osiedlili się nasamprzód w Ziemi Bielskiej w Woje-wództwie Podlaskiem około rzeki Biebrzy i dali począteklicznie rozrodzonemu potomstwu.

Pierwszy ślad urzędowy o Moniuszkach znajduje się wprzywileju «libertatis totius Nobilitatis districtus gonia-dzensis Rajgrodensis», datowanym w zamku wileńskimprzez króla Zygmunta I w roku 1529... Przywilej ten, pi-sany w języku łacińskim na pergaminie, złożono wprawdzienajprzód w Tykocinie, gdzie się znajdowały wszystkie inneksięgi Ziemi Bielskiej, ale następnie w roku 1610 przenie-siono go do aktów grodu goniądzkiego. W przywileju tym,wydanym Piotrowi Moniuszce, odnowionem jest nadaniedostojeństwa szlacheckiego i herbu Krzywda Moniuszkomoraz przyznanie władania siedzibami: Wielkie Moniuszki,Klenianki i Smogornika, należącemi do parafii goniądz-kiej” (T. Żychliński, „Złota księga szlachty polskiej”).

Z 1642 roku zachowały się akta sądowe lubelskie oprocesowaniu się Mateusza, Tomasza i Wojciecha Mo-niuszków z kanclerzem wielkim koronnym Janem Za-moyskim, krzywdzącym swych spokojnych sąsiadów.

22 KRYNICA nr 90

POSTACI

STanISŁaw MonIUSzko –TwóRCa PolSkIEj oPERY naRodowEj

Page 24: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Być może to właśnie nieudane sąsiedztwo spowodo-wało „rozklonowanie się” Moniuszków na Grodzień-szczyznę, Mińszczyznę i Wileńszczyznę. W każdymbądź razie spotykamy ich tu już pod koniec XVII wie-ku. Moniuszkowie, osiedli na Mińszczyźnie, uchodziliza ludzi wyjątkowo zamożnych, fortunę ich pod ko-niec XVIII stulecia obliczano na miliony złotych. Spo-krewnieni byli z Wojniłłowiczami, również zamożną,patriotyczną szlachtą, oraz z Korsakami, Wańkowi-czami, Jelskimi, Prusińskimi, Łopacińskimi, Bułha-kami, Rzewulskimi, należącymi do najlepszych rodzinkresowych.

Michał Moniuszko, pełnomocnik króla Augusta II(1721), wymieniany jest przez akta Trybunału Głów-nego Litewskiego. W dziale rękopisów Centralnej Bi-blioteki Akademii Nauk Litwy w Wilnie znajduje się dokument archiwalny z 1722 roku, który brzmi:„Przed nami, sędziami głównymi na Trybunał w Wiel-kim Xięstwie Litewskim z województw, ziem y powiatówna rok teraźniejszy [...] obranymi [...] J W. Pan MichałMoniuszko prezentował y ku aktykowaniu list wieczystyzapis na rzecz w nim niżey wyrażoną od Jegomości PanaThomasza Wołłowicza, podsędka ziemskiego grodzień-skiego wielebnym xiężom Dominikanom konwentu gro-dzieńskiego dany y służący, podał [...]”. Chodziło w tymdokumencie o to, iż pan Wołłowicz w 1667 roku zrzekłsię pewnych swych uprawnień majątkowych na rzeczOO. Dominikanów grodzieńskich. Michał Moniuszkowystępował w tej sprawie jako patron dominikanów. 4 października 1765 roku do pospolitego ruszenia oby-wateli powiatu grodzieńskiego między innymi stanął„Jan Moniuszko, na koniu tarantowym”.

W 1809 roku Walenty Moniuszko, po wysłucha-niu na Wszechnicy Wileńskiej kursów z matematyki,fizyki, architektury, przyrodoznawstwa i mineralogiiotrzymał dyplom kandydata filozofii.

„Wywiad Familii Urodzonych Moniuszków herbuKrzywda” z 1804 roku stwierdza: „Piotr Moniuszko, wpiątym stopniu pradziad wywód ninieyszy czyniących Mo-niuszków, przy zaszczycie honoru szlacheckiego posiada-jąc majątki Kuczyn, Bohdanów, czyli Bohdańca yMoniuszki, one w spadku synowi swemu Krzysztofowi, aten podobnież Mikołajowi, synowi swemu, zostawił. –Który to Mikołaj Krzysztofowicz, zostawszy całkowitychrzeczonych majątków dziedzicem, pojął w zamęście AnnęSieklucką, y synów sześciu z nią spłodził; pierwszego księ-dza Tomasza, misjonarza doliszowskiego, który w roku1662 zapisał majątki Kuczyn y Bohdańce bratu swemuJakubowi [...]; drugiego Woyciecha, z którego pochodzi

Stanisław Moniuszko, sędzia wileński, majątek Śmiłowi-cze w guberni Mińskiej posiadający; trzeciego księdzaWawrzyńca, dziekana augustowskiego; ... czwartego syna,księdza Aleksandra, altarystę doliszowskiego; piątegoPiotra, [...], szóstego Jakuba [...]”. W 1804 roku depu-tacja wywodowa wileńska uznała Walentego i Karola,synów Adama, Moniuszków „za rodowitą y starożytnąszlachtę polską”.

Wielki kompozytor Stanisław Moniuszko był po-tomkiem w linii prostej Piotra, figurującego w przywi-leju króla Zygmunta I z roku 1529.

Latem 1812 roku, gdy wojska francusko-polskiewyzwoliły wschodnie połacie byłej Rzeczypospolitej,zakładano tu miejscowy samorząd w postaci tzw. ko-misji powiatowych i prowincjonalnych, do których wy-bierano ludzi najbardziej patriotycznych i godnych podwzględem etycznym. Oto np. jak brzmi jeden z ów-czesnych protokołów:

„Działo się na sessyi Kommissyi Rządu tymczasowegoprowincyi Mińskiey Roku 1812-go miesiąca Lipca 15-godnia.

Kommissya prowincyonalna, spełniając dekret Jaśnieoświeconego Xiążęcia d’Eckmühll na dniu 13-m teraznie-yszego miesiąca wydany, przystąpiła do ustanowieniaKommissyów powiatowych [...] i wybrała do onych osobyjako to: do powiatu borysowskiego Jaśniewielmożnych Jó-zeffa Wołowicza, Raffała Korsaka, Józeffa Śliźnia, JanaNorwida y Piusa Tyszkiewicza, którym niezwłoczne zaję-cie się obowiązkami porucza. Przekonana jest KommissyaRządowa prowincjonalna, że osoby do Kommissyi Powia-towey wezwana znajomą gorliwością y patriotyzmem,jakie każdy Polak ze krwią posiada, odpowiedzą wewszystkim wielkim zamiarom Nayjaśnieyszego CesarzaWielkiego Napoleona, Wybawiciela Naszego, oraz spełniaćtroskliwie y ochoczo będą włożone na siebie obowiązki.

Podpisy: Michał Xiążę Puzyna – prezydent, kawalerorderu Św. Stanisława; Ignacy Moniuszko. Ludwik Ka-mieński. Jan Chodźko. Wincenty Wołodkowicz. RomanIwanowski, sekretarz generalny prowincyi Mińskiey”...

Także ojciec Stanisława Moniuszki, Czesław, służyłwojskowo w oddziałach Napoleona, w randze kapitanapełnił obowiązki adiutanta sztabu marszałka JoachimaMurata, jednego z najbardziej brawurowych dowód-ców tego okresu; był zresztą również oficerem wielkiejodwagi, mężnym i pełnym poświęcenia.

W okresach pokojowych członkowie tego roduchętnie oddawali się naukom i sztukom wyzwolonym.

KRYNICA nr 90 23

POSTACI

Page 25: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Dominik Moniuszko, „major byłego wojska pol-skiego”, od 1836 roku znajdował się pod tajnym nad-zorem policji za to, iż znaleziono u niego „niektórepapiery masońskie”. Gospodarował w majątku Łat-kowszczyzna, powiatu ihumeńskiego. Jak odnotowy-wała policja, „pozbawiony jest zdrowego rozsądku iprowadzi dziwny tryb życia”. W powiecie zaś bobruj-skim, w majątku Czapy był pilnowany przez policjęFerdynand Moniuszko, też eks-powstaniec. Około1840 r. nauczał prywatnie muzyki.

N. Moniuszko około 1841 r. pełnił obowiązki pro-tokolisty Litewskiej Konsystorii Duchownej. Po roku1863 za polityczną nieprawomyślność w guberni ko-wieńskiej zwolniony ze służby został m.in. w powiecieszawelskim „radca tytularny Aleksander syn StanisławaMoniuszko. Środków na utrzymanie nie ma”.

W 1896 r. Kazimierz Roman, Stefan Ludwik i JózefWincenty Moniuszkowie zostali potwierdzeni w rodo-witości przez Departament Heroldii Senatu Rządzą-cego w Petersburgu. Tak więc, jak wynika z przyto-czonych zapisów archiwalnych, byli panowie Mo-niuszkowie rodem czynnym, ruchliwym, obdarzonymenergią witalną i rozmaitymi uzdolnieniami.

***

Czesław Moniuszko, ojciec Stanisława, po dymisjiz armii francuskiej w 1813 roku osiadł w Ubielu. Pojąłza żonę pannę Elżbietę Madżarską (zdaje się, że pano-wie Madżarscy byli jedni z Możarskimi vel Możaj-skimi, herbu Pogoń Ruska, wywodzącymi się zWołynia, lecz osiadłymi też w Ziemi Słuckiej), którateż powiła mu z biegiem lat aż sześciu dzielnych synów.

Od wczesnego dzieciństwa Stanisław Moniuszko,jak wyznawał, „czuł nieprzeparty pociąg do muzyki”, ajego pierwszą nauczycielką w tej materii była właśniematka, świetnie grająca na fortepianie i śpiewająca pol-skie piosenki rodzinne i patriotyczne.

Rodzice wcześnie zauważyli i docenili talent syna,by zaś go należycie rozwinąć, porzucili na pewien czasdobra dziedziczne i przenieśli się do Warszawy, gdziechłopiec pobierał lekcje gry na fortepianie i organach,jak też teorii muzyki i kompozycji, u Augusta Freyera,sławnego niemieckiego mistrza. Pobyt w Warszawietrwał od 1827 do 1830 roku i odegrał doniosłą rolę wkształtowaniu się talentu i światopoglądu StanisławaMoniuszki. Względy majątkowe zmusiły rodzinę do po-wrotu do Ubiela, gdzie młodzian jednak nadal pracowałnad doskonaleniem swych umiejętności i wiedzy.

Po zdaniu egzaminów w gimnazjum mińskim w1837 roku S. Moniuszko udał się na studia do berliń-skiej Singakademie, gdzie się kształcił pod okiem kom-pozytora i dyrektora tejże uczelni Franciszka Rungen-hagena. A po kilku miesiącach w stolicy Prus ukazałysię drukiem trzy pierwsze kompozycje młodego twór-cy: „Trzy pieśni” do słów A. Mickiewicza. Może to dzi-wić i zaskakiwać, ale polska krytyka – piórem An-toniego Woykowskiego – zareagowała życzliwie na tenpierwszy głos geniusza: „Z prawdziwą przyjemnością do-nosimy o tych pieśniach jednego z młodych kompozytorów,w których miło nam poznać utalentowanego kompozytoraśpiewów, jakich prawie dotąd nie posiadamy”...

Doprawdy niezwykłe to zjawisko w kulturze pol-skiej, by tak autentyczny talent został życzliwie powi-tany (potem zresztą pismakom gazeciarskim „odbiło” inadrobili z nawiązką w dziele bluzgania błotem), bo tuwielbi się głupców i hochsztaplerów, a ludzi utalento-wanych zaszczuwa się do twórczego... milczenia... Jakwidać, nie ma reguły bez wyjątków.

***

23-letni Stanisław Moniuszko po raz pierwszy przy-jechał do Petersburga w 1842 r., mając za sobą trzylet-nie studia muzyczne w Berlinie oraz skromny dorobekkompozytorski, i począł zabiegać o protekcję i pracę.Jednak nie zdołał uzyskać stałego zatrudnienia. Cho-ciaż podczas dwumiesięcznego pobytu uzyskał zgodęcenzury na publikację swojego zbioru pieśni „Śpiew-nika domowego”. Niewątpliwie ważne były też inspiru-jące wrażenia artystyczne: Petersburg, jako miasto wiel-kiej kultury, wręcz go oszołomił, życie zaś teatralne imuzyczne wzbudziło szczery zachwyt („O teatrach, oich doskonałości słów mnie braknie, ażeby Ci dać jakie-kolwiek wyobrażenie, którego sam wcale nie miałem” –pisał do żony).

Kiedy po siedmiu latach, na początku 1849 roku,Moniuszko pojechał ponownie do stolicy Cesarstwa,wiózł ze sobą materiał orkiestrowy „Bajki”, kantatę„Milda” i pierwszą wersję opery „Halka”. Jak pisał bio-graf Moniuszki, Aleksander Walicki, „w Petersburgu daćkoncert nie jest rzeczą łatwą, a cóż dopiero zyskać powo-dzenie. Imię jego było wcale nie znanym w tym mieście,występując zaś z własnymi wyłącznie kompozycjami wzbu-dzić mógł w profanach tylko nieufność, w artystach tylkozawiść. [...] gdy jednakże na pierwszej próbie po odegra-niu pierwszego ustępu orkiestra w zapale klaskać poczęła,wtenczas i sam kompozytor i życzliwe jemu osoby nabrałyotuchy, że i publiczność dobrze przyjmie. I rzeczywiście,

24 KRYNICA nr 90

POSTACI

Page 26: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

„Milda” w Petersburgu ogromne wywarła wrażenie. Je-dnozgodnie artyści i krytycy miejscowi przyznali Moniuszcetwórczość oryginalną, na wskroś przejętą swojskością. [...]Cały świat artystyczny, a nawet arystokratyczny, starał siępoznać go osobiście i składano mu wizyty w skromnymmieszkaniu przy ulicy Milionnaja, w suterenie. Najwięk-sze uwielbienie dla Moniuszki okazywali znakomici kom-pozytorowie ówcześni: glinka i Dargomyżski, i nawzajemwielki też szacunek w nim wzbudzili”.

Głównym celem trzeciej podróży polskiego kom-pozytora do Petersburga, przedsięwziętej w lutym 1856r., znowu było zorganizowanie koncertu. W sali księciaJusupowa brzmiała uwertura „Bajka” i fragmenty z„Mildy”, w połowie zaś utwory dotąd tu nieznane –uwertura „Kain” oraz kantaty „Nijola” i „Madonna”(tłumaczem tekstów był bardzo znany wówczas poetaWładimir Bieniediktow). W gazetach pisano: „Wszyst-kie numery jego koncertu publiczność wysłuchała z roz-koszą”, „kompozytor jest pełen twórczości, a twory jego sągenialne”, „w utworach jego, obok wielkiej płodności irozmaitości, daje się widzieć głębokość myśli, pewnośćuczucia, prawdziwie mistrzowskie poczęcie i wyrobieniew sobie przedmiotu i w ogóle rzadki przymiot poddawa-nia w każdym razie własnych natchnień pod wymaganiadelikatnego smaku”.

Ostatni raz Moniuszko przybył do Petersburga w1870 r. na premierę opery „Halka”. Wtedy był już na-czelnym dyrygentem opery w warszawskim TeatrzeWielkim. Temat opery jest prosty, codzienny, a jedno-cześnie dramatyczny. Jest to po wielokroć powtarzającasię historia dziewczyny uwiedzionej i porzuconej, koń-cząca się obłąkaniem i samobójstwem. Za 10 lat wWarszawie miała już 150 przedstawień, wystawiano jąw Pradze (gdzie w 1868 r. przygotował ją B. Smetana)i w Moskwie.

W Teatrze Maryjskim obsadę zapewniono na naj-wyższym poziomie. Halkę śpiewała jedna z najwięk-szych rosyjskich śpiewaczek drugiej połowy XIX wiekuJulia Płatonowa, Jontka – Fiodor Komissarżewski, stol-nika kreował znany bas-baryton Giennadij Kondra-tiew. Znakomici byli też tancerze; w I akcie w polo-nezie i mazurze występowali najlepsi soliści – ulubie-niec publiczności, Polak, Feliks Krzesiński, Sofia Ra-dina, Lew Stukołkin, Pawel Gerdt. Premiera odniosłazasłużony sukces. Natychmiast pojawiły się recenzje;głos zabrali niemal wszyscy najznakomitsi krytycy mu-zyczni Petersburga tego czasu, generalnie wyrażającopinię pozytywną.

W ciągu trzech lat w Teatrze Maryjskim zaprezen-towano 31 spektakli „Halki”. Podobną liczbę uważanowówczas za dowód niewątpliwego sukcesu. Ale Mo-niuszko już tego nie doczekał – 4 czerwca 1872 r. od-szedł na zawsze. Cezary Cui opublikował obszernyartykuł poświęcony jego pamięci w „Sankt-Pietier-burgskich Wiedomostiach”. Autorytetu i uznania, jakiezdobył sobie Moniuszko w kręgach rosyjskiej inteli-gencji twórczej, dowodził fakt, że w tymże 1872 r. IliaRiepin umieścił jego podobiznę na swym wielkim płót-nie „Kompozytorzy słowiańscy”. Dziś obraz znajduje sięw foyer Wielkiej Sali Konserwatorium Moskiewskiego.

Rosja stała się krajem, gdzie opery Moniuszki zdo-były największą poza ojczyzną kompozytora popular-ność. Premiery przygotowywali czołowi rosyjscy dyry-genci, w głównych partiach święciły triumfy najzna-komitsi śpiewacy, m. in. Marianna Czerkasska, LeonidSobinow. W mieście nad Newą w 1953 r., w MałymTeatrze Operowym po raz pierwszy wystawiono „Stra-szny dwór”. Spektakl utrzymywał się w repertuarze ażprzez 8 sezonów. Minęło pół wieku, a w dniu 19 czer-wca 2003 r. na Małej Scenie w Teatrze Muzycznym„Zazierkalje”, odbyła się rosyjska premiera opery Sta-nisława Moniuszki „Verbum Nobile”.

Spektakl, reżyserowany przez Andrieja Swiackiegozostał zrealizowany przez grupę młodych śpiewaków

KRYNICA nr 90 25

POSTACI

Stanisław Moniuszko

Page 27: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Teatru – studentów i aspirantów Akademii Sztuki Teat-ralnej, jako wspólny projekt Instytutu Polskiego i „Za-zierkalja”.

***

W 1840 roku, po pomyślnie ukończonych studiach,młody kompozytor powrócił na ziemię ojczystą, doWilna. Pobyt nad Wilią rozpoczął się pod szczęśliwągwiazdą: idąc za głosem serca pan Stanisław poślubiłswą dawną młodzieńczą miłość, pannę Aleksandrę Mil-lerównę (szlachciankę herbu Pomian), w zgodnym po-życiu z którą dochował się z biegiem lat ośmiorga dzieci.

W 1841 przyjął posadę organisty w kościele św.Jana w Wilnie, ale tą pracą zarobkową wcale nie ogra-niczał swej aktywności. W latach pobytu nad Wilią po-wstał cały szereg małych oper i operetek, jak „Nocleg wApeninach”, „Loteria”, „Karmantol”, „Żółta szlafmyca”,„Jawnuta, czyli Cyganie” (wystawionych głównie namałych scenach prowincjonalnych); pisał również Mo-niuszko tzw. „wkładki” do oper i przedstawień teatral-nych innych autorów. Stanowisko organisty u św. Janazaowocowało twórczością religijną: kilkoma mszami(polskimi i łacińskimi), „Litaniami ostrobramskimi”oraz kantatami. Niektóre z nich powstały dla założo-nego przez kompozytora Towarzystwa im. św. Cecylii.

Moniuszko – poza komponowaniem – całym ser-cem zaczął też pracować nad upowszechnianiem mu-zyki. W kościele św. Jana, w którym objął posadęorganisty – dawał koncerty (na wspaniałych organachroboty Gaspariniego). Wykonał po raz pierwszy w Wil-nie m. in.: „Requiem” Wolfganga A. Mozarta oraz frag-menty „Stworzenia świata” Józefa Haydna. Opubliko-wane w Wilnie pieśni „berlińskie” wraz z kilkoma no-wymi utworami wzbudziły ogromne zainteresowanie:„Kto owego czasu pamięcią zasięgnąć nie może, temutrudno pojąć będzie, jakie to wrażenie na wszystkich wy-warło zjawienie się pierwszych śpiewów Moniuszki.Przedtem u nas bardzo mało było swojskich kompozycji dośpiewu” (Aleksander Walicki).

Moniuszko widząc zapotrzebowanie społeczne napieśni polskie i zachęcony gorącym przyjęciem do-tychczasowych utworów, postanawia wydawać pieśniw zeszytach pod wspólnym tytułem „Śpiewnik domo-wy”. Poza umuzykalnieniem polskiego społeczeństwaprzyświeca mu drugi, nie mniej ważny cel, nazwany wpóźniejszym czasie przez Sienkiewicza twórczością kupokrzepieniu serc, pomocą w przetrwaniu ciężkich cza-sów, podtrzymaniem patriotyzmu. Pokrzepienie sercstaje się coraz bardziej potrzebne. W latach czterdzie-

stych XIX w. wzmaga się na Wileńszczyźnie politycznyi w nie mniejszym stopniu kulturalny ucisk. W 1842r. zamknięto „resztki” wileńskiego Uniwersytetu (wpostaci Akademii Medyczno-Chirurgicznej), a Semi-narium Duchowne przeniesiono do Petersburga.

Aby pozyskać nabywców i rozpropagować ideę„Śpiewnika”, Moniuszko dzięki uprzejmości redaktoraPrzecławskiego drukuje w wydawanym po polsku „Ty-godniku Petersburskim” (Nr 72, 1842 r.) prospekt za-chęcający do prenumeraty dzieła: „Śpiewnik mój za-wierać będzie zbiór śpiewów na jeden głos z towarzysze-niem fortepianu. Wiersze starałem się wybierać z najlep-szych naszych poetów, mianowicie Piosnki sielskie tudzieżPiosnki wieśniacze znad Niemna w nim umieściłem,będąc tego przekonania, że te utwory poetyczne najwięcejw sobie charakteru i barwy krajowej okazywały”. Ów„charakter i barwy krajowe” stanowią klamrę spinającąwszystkie pieśni Moniuszki. Z. Jachimecki – autor mo-nografii napisanej dla uczczenia setnej rocznicy uro-dzin twórcy opery narodowej – zwraca uwagę napodobieństwo postaw Moniuszki i wielkiego kompo-zytora Renesansu Mikołaja Gomółki. Gomółka wprzedmowie do „Melodii na Psałterz Polski” w przekła-dzie Jana Kochanowskiego pisze, że „Dawidowe Psal-modyje są łacniutko uczynione, prostakom nie-zatrud-nione, nie dla Włochów, dla Polaków, dla naszych pro-stych domaków.” Łączy więc Gomółkę i Moniuszkę po-dwójna służba, artystyczna i społeczna, jakże znamien-na i ponadczasowa dla roli i zadań polskich twórców.

Za życia wydał Moniuszko sześć zeszytów „Śpiew-ników”. Niektóre wydawane były parokrotnie. Pośmierci kompozytora kolejne sześć „Śpiewników”, wopracowaniu ucznia Moniuszki, Władysława Rzepki,wydała Sekcja Moniuszki w Warszawskim Towarzy-stwie Muzycznym w latach 1897 – 1910. Łącznie„Śpiewniki” zawierają 262 pieśni, które nie są ułożonechronologicznie, według kolejności powstawania, aniteż tematycznie czy monograficznie ze względu na au-tora tekstów. Jedynie szósty „Śpiewnik” utrzymany jestw jednolitym charakterze, zawiera bowiem wyłączniepieśni do słów Mickiewicza, a wśród nich ulubioneprzez kompozytora pieśni typu balladowego (np. „Po-wrót taty” i uznane za arcydzieło „Czaty”). Moniuszkowybierał teksty poetyckie nie zawsze najwyższej miary,jednak znaczna część pieśni napisana jest do wierszy ta-kich autorów, jak wspomniany już Adam Mickiewicz,Kazimierz Brodziński, Jan Czeczot, Jan Kochanowski,Józef I. Kraszewski, Wincenty Pol, Antoni Odyniec,Tomasz Zan; a z obcych William Szekspir, Johann

26 KRYNICA nr 90

POSTACI

Page 28: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Wolfgang Goethe, Heinrich Heine i Wiktor Hugo. Spośród kantat – oprócz tak znanych, jak „Sonety

krymskie” czy „Widma” (ta ostatnia do tekstu II częściMickiewiczowskich „Dziadów”) – na uwagę zasługuje„Milda”, skomponowana w Wilnie w latach 1847 – 48do słów Kraszewskiego z opartej na starolitewskich po-daniach epopei „Witolorauda”. Z utworem tym zetknąłsię Moniuszko wcześniej, bo już w roku 1842 miał go-tową muzykę do kilku pieśni (które ukazały się dru-kiem), a przed napisaniem „Mildy” odbył podróż folk-lorystyczną, w czasie której zbierał pieśni ludowe. Nie-raz też prosił Kraszewskiego o libretto do opery albodo kantaty; autor „Witoloraudy” jednak, niezbyt ufająctalentowi Moniuszki, zwodził go obietnicami i dopierow okresie warszawskim traktował nieco życzliwiej, anawet osobiście dokonał adaptacji tekstu przed wyko-naniem „Mildy” w Warszawie. Wybór tematu tej kan-taty, w której bogowie i ludzie działają wspólnie lubprzeciwko sobie, wskazuje na niewątpliwie roman-tyczne zainteresowania kompozytora i nasuwa porów-nanie z tetralogią „Pierścień Nibelungów” RyszardaWagnera, wystawioną w całkowitej wersji dopiero trzy-dzieści lat później.

Stosunki twórcze między Stanisławem Moniuszką aJózefem Ignacym Kraszewskim układały się dość cieka-wie, o nich właśnie ongiś (17 czerwca 1988 r.) suges-tywnie opowiadał na łamach wileńskiego „CzerwonegoSztandaru” profesor Wojciech J. Podgórski, pisząc m.in.:„Moniuszko starał się – bezskutecznie zresztą – o pozys-kanie pióra Kraszewskiego jako librecisty operowego. Wkońcu musiał zadowolić się librettem jednej jedynej kan-taty oraz zapożyczeniem pomysłu do dwóch innych utwo-rów tego gatunku. Wymagania stawiane przed poetami –współpracownikami kompozytora – najkrócej można bytak ująć: „...Muzyka potrzebuje wyrazów jak najmniej,ale tak one mają dokładnie myśl rozwijać, że niby jak ło-patą do głowy sadzić słuchaczowi” (S. Moniuszko w liściez Wilna do S. Kowerskiego, 10.05.1850 r.).

Kantaty „Milda”, „Nijoła” i „Krumine” stanowią splottrudny do rozsupłania. Zacznijmy od końca. O „Kru-mine” wiemy tylko tyle, że była to nie ukończona i niedrukowana kantata mitologiczna Stefana Kowerskiegooparta – jak twierdzi W. Rudziński – na „Witoloraudzie”J.I. Kraszewskiego. Uwerturę do „Krumine” wykonanopublicznie raz jeden w Wilnie, w 1852 r. Jej rękopis póź-niej zaginął. Pewne poszlaki wskazują na związek „Kru-mine” z kantatą „Nijoła” (tekst Edwarda Chłopickiego),związek na zasadzie nadrzędności-podrzędności, bowiem„Nijoła” miała być pierwotnie częścią składową tej pierw-

szej, tj. „Krumine”. Aby zaś dojść do „Nijoły”, trzeba niecodłużej zatrzymać się na „Mildzie”.

Partyturę mitologicznej kantaty litewskiej „Milda”,wraz z głosami orkiestrowymi i wyciągiem fortepiano-wym, wydano w Warszawie dopiero w 1909 r. (Jedyneznane egzemplarze powyższej edycji – rzadkość biblio-graficzna – znajdują się w Warszawie i Poznaniu.) Słowado tej kantaty – to w rzeczywistości mutacja pieśni pierw-szej poematu „Anafielas”, najambitniejszej objętościowopróby poetyckiej Kraszewskiego z lat 1839 – 1845. Tytułpieśni I – „Witolorauda” – należałoby tłumaczyć jako„opłakiwanie Witolda”; „rauda” znaczy płacz, żal żywychza zmarłymi, a termin ten w zastosowaniu genologicz-nym litewskim oznacza pieśń żałobną. Warto odnotować,że na temat pierwodruku „Mildy” istnieje różnica poglą-dów między muzykologami a historykami literatury,ujawniająca się w bibliografii tzw. „Nowego Korbuta”oraz w pracy źródłowej Krzysztofa Mazura „PierwodrukiStanisława Moniuszki” (Warszawa 1970). Zdaniem au-torów „Nowego Korbuta” „Witolorauda” została opubli-kowana w Wilnie w 1846 r. jako „wydanie 2 przerobionei powiększone, z 50 drzeworytami Wincentego Smokow-skiego i muzyką(!) S. Moniuszki”, następnie zaś opraco-wane przez J.I. Kraszewskiego libretto wydano pt. „Mil-da”. Kantata mitologiczna, muzyka S. Moniuszki” (War-szawa 1859). „Nowy Korbut” niesłusznie stawia znakrówności między dwiema edycjami: „W-wa 1859 toż W-wa 1909” („Nowy Korbut” t. 12: „Józef Ignacy Kra-szewski. Zarys bibliograficzny”, Kraków 1966, s. 44-45).Muzykolog K. Mazur edycję z 1909 r. traktuje na pra-wach pierwodruku, o poprzednich w ogóle nie wspomi-nając.

Kto ma rację? Na szczęście możemy sięgnąć po blokkorespondencji Stanisława Moniuszki, tam znajdując wy-jaśnienie zagadki. Otóż pieśni żałobnych Moniuszki dosłów „Witoloraudy” (edycja 1846) nie należy utożsamiaćz „Mildą”, podobnie jak edycji „Mildy” (1859) nie wolnomylić z edycją 1909. „Napisałem teraz kantatę czy tamballadę(!), treść z mitologii litewskiej. Nazywa się„Milda”. Libretto ułożone z urywków wstępu „Kraszew-skiego...” – donosił Moniuszko listownie J. Komorow-skiemu 4.11. 1848 r. Prapremiera odbyła się w Wilnie,18 grudnia tr., w sali Müllerów przy ul. Niemieckiej, aświadkiem jej był m. in. Władysław Syrokomla. Podstawęwystawienia „Mildy” stanowiła tzw. pierwsza redakcjalibretta w opracowaniu E. Chłopickiego, natomiast pod-stawę edycji warszawskiej 1859 – już libretto oryginalneKraszewskiego (autograf tego libretta zachował się w zbio-rach Sekcji im. Moniuszki Warszawskiego Towarzystwa

KRYNICA nr 90 27

POSTACI

Page 29: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Muzycznego). Przypomnijmy też na marginesie, że rokwcześniej Moniuszko włączył „Trzy piosnki Romussy” z„Witoloraudy” do kolejnego wydania „Trzeciego śpiew-nika domowego” (Wilno 1858). Jak powiedzieliśmywcześniej, wyposażenie edycji 1909 w stosunku do pier-wodruku warszawskiego 1859 było znacznie bogatsze podwzględem muzycznym (partytura, głosy orkiestrowe, wy-ciąg fortepianowy). „Nijoła”, jak się przyjmuje, zostałaskomponowana w Wilnie, w najbliższych latach po „Mil-dzie”. Tekst tej trzeciej kantaty Moniuszko zaczerpnął czę-ściowo z „Witoloraudy”, ale już niczego więcej na tentemat powiedzieć się nie da. Istnieje bowiem tylko wyciągfortepianowy kantaty „Nijoła” w autografie przechowy-wanym przez Sekcję im. Moniuszki WTM.

Inną dziedzinę twórczości muzycznej Moniuszki re-prezentuje motet na chór mieszany z towarzyszeniem or-ganów „Agnus Dei. Z krzyża boleści”, Warszawa 1904.Słowa do tego utworu kompozytor zaczerpnął z to-mu wierszy J.I. Kraszewskiego „Hymny boleści” (Paryż, 1857 r.), nawiązujących do poezji religijnej Krasińskiegoi Ujejskiego.”

1 stycznia 1848 r. Moniuszko wystawił po raz pier-wszy swą wielką operę „Halka”, prawdziwe arcydziełomuzyki powszechnej, przyjęte jednak początkowo bezspecjalnego aplauzu. W 1849 roku kompozytor złożyłwizytę w Petersburgu, zawarł – jak już zaznaczyliśmypowyżej – znajomość z Glinką i Dargomyżskim, wy-bitnymi twórcami rosyjskimi, nota bene! – polskiegopochodzenia. (Por. Jan Ciechanowicz, „Musica Pere-grina”, Mołodeczno 2002). Od samego początku twór-czość naszego kompozytora cieszyła się wielką sympatiąw całej Rosji, a w jakim polskim środowisku „kultu-ralnym” żył i tworzył ten wybitny artysta – jedno-znacznie mówi następujący drobny szczegół. Popremierze „Halki” w Wilnie kompozytor zapytał swegoznajomego, starego szlachcica kresowego, jak mu siępodoba opera. – „E, tam. Bardzo długa historia. Dałbystolnik dziewczynie krowę w pierwszym akcie i wszystkoby się zaraz skończyło”... Trudno, każdy geniusz tworzywśród mniej lub bardziej (raczej bardziej) głupiej masy„prostego ludu” i stanowi coś w rodzaju perły – prze-praszamy za dosadne porównanie! – na kupie gnoju.Jest to reguła bez wyjątku…

Wpływowy jednak rosyjski krytyk muzyczny Alek-sander Sierow nieco później miał – wśród wielu po-dobnych głosów – odnotować: „Dla tych, co znają językpolski, pieśni p. Moniuszki są istnym skarbem. Nie zawa-ham się postawić je w jednym rzędzie z najlepszymi, jakiesą w muzyce w tym lirycznym, pieśniarskim gatunku, któ-

rego głównymi przedstawicielami są w Niemczech F. Schu-bert i R. Schumann, a w naszej ojczyźnie M. glinka i A. Dargomyżski”... Nawet sława nie zawsze przychodziw porę, a przecież i za nią trzeba nieraz płacić.

W kwietniu 1849 roku Stanisław Moniuszko wy-stosował z Petersburga list do swej matki zamieszkałejw Wilnie, który się rozpoczynał zdaniem:

„Najłaskawsza Mamo Dobrodziejko! Stało się! Skończyło się! Jak najpomyślniej wyszliśmy z

honorem i z trochę pieniędzmi, bo gdybyśmy nie musielisiedzieć półtrzecia miesiąca, mielibyśmy po 150 rubli sreb-rem na osobę!! a gdyby nam ktokolwiek pomagał, to jest,gdyby mnie kto pomagał w załatwianiu kolosalnych trud-ności koncertu, pewnieby o 100 koszt był mniejszy – dlaciekawości załączam regiestr wydatków.... [...]

To jest smutny a wierny rachunek – wszyscy domagająsię drugiego koncertu, który choć niewiele, przynajmniejdrugie tyle nam może przynieść. – Zdecydowaliśmy się,uzbroiwszy się w cierpliwość przenajświętszą, w dniu 24.kwietnia wystąpić po raz drugi. – Westchniciesz tam aszczerze do Boga, ażeby choć w połowie tak nas przyjęto– jak pierwszy raz –

Uściskam [...]”.

Tak więc koncert dany 2 kwietnia 1849 roku stałsię wielkim sukcesem młodego kompozytora. Nawia-sem mówiąc, bardzo wysoko oceniono natychmiastmuzykę Moniuszki także w Niemczech, Austrii, Fran-cji, nieco później – także w Polsce. W 1860 odbyła sięw Warszawie premiera opery „Hrabina” oraz w kościeleKarmelitów w Lesznie hymnu „Boże, coś Polskę”... W1865 r. warszawska publiczność Teatru Wielkiegoprzyjmuje owacyjnie operę „Straszny dwór”.

Po triumfalnym wystawieniu „Halki” w WarszawieMoniuszko uzyskał stanowisko dyrygenta Opery War-szawskiej. Mógł wtedy poświęcić się kompozycjomwiększych rozmiarów i głębszej treści muzycznej. Napi-sał wtedy „Hrabinę”, „Verbum nobile”, „Flisa”, „Strasznydwór” i „Parię”. Szczególnie z tą ostatnią operą, osnutąna tle dramatu Delavigne’a, wiązał duże nadzieje. „Pa-ria” nie miała jednak żadnego powodzenia – egzotyczny,choć modny temat okazał się Moniuszce obcy i nie zdo-łał zainspirować go do stworzenia oprawy muzycznej,która dorównywałaby operom o tematyce polskiej.

W roku 1854 założył kompozytor Towarzystwo Św.Cecylii, w którym skupił zaprzyjaźnionych amatorówsztuki sakralnej. Celem Towarzystwa było wykonywa-nie wartościowych dzieł muzyki religijnej, przedewszystkim polskich. Był zresztą głównym autorem tych

28 KRYNICA nr 90

POSTACI

Page 30: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

dzieł. Wykonywał z tymi amatorami również sweCztery Litanie Ostrobramskie. I Litania pochodzi z roku1843, druga z 1849. Nie wiadomo dokładnie, kiedypowstała III Litania. Miała być wykonana pod koniec1854 lub na początku 1855 roku. Wydana później wParyżu została dedykowana Rossiniemu. IV Litania da-tuje się r. 1855. Po przeniesieniu się Moniuszki doWarszawy, Towarzystwu zabrakło ofiarnego i sprężys-tego animatora, toteż się rozpadło.

W 1872 roku publiczność warszawska przyjęła nie-słychanie wrogo operetkę „Beata”. Opinie ludzkie sązmienne, a tłum, zdarza się, linczuje dziś tego, kogowczoraj jeszcze entuzjastycznie wielbił. Tacy są ludzie.O tym wiedział też Moniuszko, lecz wciąż nie mógł ztym się pogodzić, przejmując się głosem byle pisma-ków na łamach warszawskich szmatławców. To zaś two-rzyło jak najbardziej sprzyjające warunki do rozwojuczyniącej groźne postępy choroby serca. Rok 1872 byłostatnim rokiem życia wielkiego kompozytora.

4 czerwca rano mistrz „wyszedł do kościoła i następ-nie, załatwiwszy niektóre w mieście interesa, o godzinie10 wrócił do domu. Właśnie wchodził na schody, kiedygo chwycił atak sercowy. Wprowadzono go do mieszkania,wezwano lekarza, lecz na próżno. O godzinie 6 po połu-dniu już nie żył, zostawiwszy rodzinę bez żadnych środ-ków” – wspominał w swej książce o Mistrzu Walicki.

7 czerwca odbył się uroczysty pogrzeb, mszę w ko-ściele Św. Krzyża celebrował biskup Baranowski, arty-ści Teatru Wielkiego wykonali „Requiem” Moniuszki;kompozytora odprowadzała na Powązki 80-tysięcznarzesza wielbicieli jego talentu. Wszyscy zdali sobiesprawę, kim był dla narodu polskiego ten skromny,cichy człowiek. Czasopismo „Bluszcz” pisało: „PogrzebMoniuszki był najwymowniejszym świadectwem, jakaspójnia duchowa, mimo naszej wiedzy nawet, łączyła naswszystkich z Nim. Poczuliśmy się nagle osieroceni”.

Wielki kompozytor zmarł w wieku zaledwie 53 lat,będąc naprawdę w apogeum swej twórczości. Nikt niewie, iloma by jeszcze arcydziełami wzbogacił kulturępowszechną, gdyby przedwczesna śmierć nie przecięłanici jego jakże pracowitego żywota. Cała Warszawa zesmutkiem żegnała swego geniusza. Tygodnik „Kłosy”odnotował o dniu pogrzebu: „Jakkolwiek sam obrzędmiał się rozpocząć o godzinie jedenastej z południa, już odgodziny dziewiątej prawie rano kościół Ś-to Krzyski, wktórym spoczywały dostojne zwłoki zmarłego muzyka-poety, zaczął się napełniać. O godzinie jedenastej rozpo-częło się żałobne nabożeństwo, odprawiane przez biskupaBaranowskiego, podczas którego artyści opery polskiej wy-

konali „Requiem” utworu śp. Moniuszki. Tysiące ludzinapełniało już Krakowskie Przedmieście; w oknach i nabalkonach pełno było zebranych osób. O godzinie wpół dopierwszej ruszył pochód żałobny... grobowe milczenie za-legło wszystkie ulice, którymi orszak pogrzebowy postępo-wał, przerywane tylko odgłosem dzwonów kościelnych, tożałobnym śpiewem kapłanów, to orkiestrami teatrów war-szawskich i Bilsego. Pochód od Św. Krzyża szedł Krakow-skim Przedmieściem do posągu Zygmunta III, ulicąSenatorską... Zebrane tłumy do 80 000 wynosiły, którewyległy na te ulice i place miasta. Szła droga przez Bie-lańską i Nalewki; cmentarz Powązkowski już od dawnabył przepełniony około miejsca, gdzie trumna złożoną byćmiała... Jan Chęciński, artysta i pisarz dramatyczny, prze-mówił i przypomniał stratę, jaką kraj cały poniósł”.

S. Moniuszko nie znalazł naśladowców. Bo i jak?Aby naśladować skutecznie geniusza, trzeba samemubyć geniuszem, ale gdy się jest geniuszem, nikogo sięnie naśladuje. Tak więc każdy geniusz w dziejach kul-tury to zawsze samotny „wilk stepowy”. I właśnie tojest piękne w losie wybitnych artystów, filozofów iuczonych, że nie można ich powielać. Warto dodać, iżwe współczesnej Litwie i Białorusi dzieła StanisławaMoniuszki są uważane za istotną część składową kul-tury narodowej i nie schodzą ze sceny ani w Wilnie,ani w Mińsku.

Dr Jan CIECHANOWICZ

KRYNICA nr 90 29

POSTACI

Grób Stanisława Moniuszki na warszawskich Powązkach

Page 31: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

1. Z pruską pedanterią krok po kroku realizowanona byłych ziemiach Rzeczypospolitej program germa-nizacji młodego pokolenia w szkołach elementarnychi gimnazjach. Rugowanie polszczyzny odbywało sięstopniowo: najpierw zakwestionowano ją jako językwykładowy, by w końcu zlikwidować język polskinawet jako przedmiot nadobowiązkowy oraz w nau-czaniu religii klas najmłodszych.

Rok 1887 stanowił datę krytyczną zapoczątkowującąten proces; w czerwcu 1906 r. padł ostatni szaniec – donauczania religii użyto języka niemieckiego.

Pod koniec października 1906 r. uczestniczy wstrajkach 47 000 uczniów w 733 szkołach na tereniepowiatów czarnkowskiego, wieluńskiego, wyrzyskiego,bydgoskiego i inowrocławskiego, zaś do połowy grud-

nia przyłącza się kolejnych 300 szkół Pomorza Gdań-skiego. Petycja domagająca się przywrócenia języka pol-skiego w nauczaniu religii – liczyła na przełomie1906/1907 r. 34 369 podpisów.

Przebieg ofensywy antypolskiej ilustrują szczegól-nie wyraziście dokumenty. Oto przykład bezpardono-wego gwałtu zadawanego kulturze ojczystej ziemrozbiorowych w akcie całopalenia jej pośredniczki uni-wersalnej – książki.

Tak brzmi jedno z wielu orzeczeń sądu w Ostrowie.

„W sprawie karnej dotyczącej zniszczenia druków wy-dała II izba karna [...] na rozprawie z dnia 30.06.1905 r.wyrok prawomocny. Wszystkie znajdujące się na terenieRzeszy Niemieckiej i będące w posiadaniu czy to autora,czy drukarza, wydawcy, nakładcy albo księgarza publicz-nie wyłożone i publicznie oferowane egzemplarze nastę-pujących druków:

1. Adam Mickiewicz. Wydawnictwo Polskiej PartiiSocjalistycznej. Londyn, w drukarni Związku Zagra-nicznego Socjalistów Polskich 1898.

2. III scena aktu 3 dramatu „Pokonani zwycięzcami,dramat w 3 aktach. Napisał Janko”. Wyd. II Londyn, wdrukarni partyjnej 1904.

3. „Do Boju” nr 3. Organ PPS, Proletariat. Z dru-karni Proletariatu.

4. „Jak się narody rządzą?” Opisał Michał Luśnia.Kraków 1904. Książka t. z z.o.p.

5. „Promień”. Pismo postępowej młodzieży polskiej.Rok 7 nr 1, Lwów, styczeń 1905.

6. Wybór poezji, a). tomik pierwszy, b). tomik drugi,jedenasty tysiąc, Londyn, drukarnia PPS 1903.

30 KRYNICA nr 90

hYmNIKA POLSKA

U źRódEŁ hYMnIkI PolSkIEj

Pieśni polska, tyś jak rosa,Co na spiekłą duszę spada![…]Szczęsny, ponad czyją głowąSkrzydło swoje tyś rozpięła,gdy mu z piersi rzucisz słowo:„Jeszcze Polska nie zginęła!”

Władysław Bełza

„Rota”„«Rotą» Konopnickiej zmartwychwstała Polska dzisiejsza. Należy się jej za to od narodu pomnik.”

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Maria Konopnicka

Page 32: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

7. „Do młodzieży”. Piotr Krapotkin, wolny przekład zfrancuskiego, wyd. drugie. Londyn 1903. Z drukarni PPS.jak i potrzebne do wydania tych druków płyty i formy na-leży zniszczyć. Wyrok jest prawomocny.”

Rzeczywistość Królestwa Polskiego odbijała ko-rzystnie na tym ponurym tle. Od 1905 r., gdy szkol-nictwo prywatne w Królestwie wywalczyło sobie prawonauczania w języku ojczystym, edukacja patriotycznaotrzymała poważniejszy wymiar, doczekała się równieżgłębszego oddechu światopoglądowego.

Oto obrazek z warszawskiej pensji lewicującej (Jad-wigi Kowalczykówny i Jadwigi Jawurek”:

„Zbliżał się 1 Maja. Solidarność ze świętem pracy,wzięcie udziału w międzynarodowym święcie robotni-czym zostało zdecydowane. Przecież robotnicy poparlistrajk szkolny, przyczynili się do wywalczenia polskiejszkoły. Przygotowywałyśmy się do wzięcia udziału w po-chodzie. Na dużych pauzach ćwiczyłyśmy chóralnie pieśnirewolucyjne: «Czerwony Sztandar» (Bolesława Czer-wieńskiego), «Na barykady» (pieśń anonimowa), obie«Warszawianki» (Casimira Delavigne’a w przekładzieKarola Sienkiewicza oraz pieśń Wacława Święcickiego),pieśń o Meyerze i Skałłonie (Brunona Winawera «Mar-sylianka robotnicza», «Marsyliankę» i wiele innych.”

2. Jedną z inicjatorek akcji protestacyjnej przeciwkogwałtom Prusactwa wobec polskości ziem i ludzi byłaMaria Konopnicka. Przypomnijmy na marginesie, żeheroizm sławnych Dzieci Wrzesińskich – bohaterówstrajków szkolnych 1901/1902 i 1906/1907 r. – znamydziś również dzięki celnym wypowiedziom poetyckimautorki „Roty”.

Na tę właśnie porę przypada ostatnie zwycięstwopoetyckie Marii Konopnickiej.

Wiersz okolicznościowy w bogatym dorobku Ko-nopnickiej to zjawisko dość częste. Pojmując pisarstwojako rodzaj służby społecznej, była Pani na Żarnowcupoetką żywo i spontanicznie reagującą na wydarzeniachwili.

Konopnicka prowokuje i dziś jeszcze opinie nierazsprzeczne. Trudność ich wzajemnego pogodzenia ma zaprzyczynę zróżnicowanie stanowisk badawczych orazmotywacji czytelniczych. Jest więcej niż pewne, że w ka-tegoriach estetycznych poezja autorki „A jak poszedł królna wojnę” nie może liczyć na wysoką lokatę; niewątpli-wie również warsztat Konopnickiej, rozmijając się z za-łożeniami tzw. poezji intelektualnej, jest nastawiony na„inne piętro” obiegu społecznego. Właśnie ze społecz-nego punktu widzenia twórczość poetycka bojowniczki

KRYNICA nr 90 31

hYmNIKA POLSKA

Słowa: Maria KonopnickaMuzyka: Feliks Nowowiejski

ROTANie rzucim ziemi, skąd nasz ród,Nie damy pogrześć mowy!Polski my naród, polski ród,Królewski szczep piastowy.Nie damy, by nas zniemczył wróg –Tak nam dopomóż Bóg!

Do krwi ostatniej kropli z żyłBronić będziemy Ducha,Aż się rozpadnie w proch i w pyłKrzyżacka zawierucha.Twierdzą nam będzie każdy próg –Tak nam dopomóż Bóg!

Nie będzie Niemiec pluł nam w twarzNi dzieci nam germanił,Orężny wstanie hufiec nasz,Duch będzie nam hetmanił.Pójdziem, gdy zabrzmi złoty róg –Tak nam dopomóż Bóg!

Page 33: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

o Polskę i polskość osiągnie rangę „poezji masowej” wdobrym tego słowa znaczeniu, poezji obliczonej na po-wszechny odbiór i powszechne oddziaływanie.

Toteż nie mogą nas dziwić potoczne reakcje na Ko-nopnicką „wykwintnych smakoszów literatury”. Z ichopinii zresztą naigrawa się – słusznie – Paweł Hertz,cytując nadawane przez nich epitety całemu niemalgarniturowi znanych twórców dziewiętnastowiecznych,w takim oto stylu: „Lenartowicz ckliwy, Syrokomlanudzi, Krasiński pisze kulawo, Słowacki jest zbyt po-etyczny, Asnyk to orzeł, który ma skrzydła, ale nie poleci,Konopnicka...”

Tym ostatnim zwycięstwem jest „Rota”.Mówi się o niej zwyczajowo, że została napisana z

myślą o 500. rocznicy bitwy pod Grunwaldem. Istot-nie, na rok 1910 przypada opublikowanie utworu wczasopismach „Kurier Warszawski” (w numerze nowo-rocznym jako „Przysięga”), „Nowiny Krakowskie”,„Gazeta Samborska”, „Gwiazdka Cieszyńska” i „GazetaPolska” (Chicago). Co więcej, zdaje się tę intencję po-twierdzać sama Konopnicka w liście do redakcji„Gwiazdki”:

„Szanowny Redaktorze,Pozwalam sobie na ten Rok grunwaldzki przesłać

«gwiazdce Cieszyńskiej» wiersz napisany dla Wielkopol-ski. Wy tam, na Śląsku, drodzy Rodacy, tak samo prze-śladowani jesteście i myślę, że dobrze jest umacniać duchanarodowego w szeregach walczących z germanizacją.

Pragnęłabym, aby Ślązacy nie tylko powtarzali w sercutę rotę przysięgi na wierność Ojczyźnie, ale żeby to byłapieśń ich i wyraz ich duszy.

Przyjmij, Szanowny Panie, bratnie pozdrowienia –Maria KonopnickaNizza (Nicea), d. 17.02.1910. Nice. France – rue de

Prance 63.”

Jednocześnie znany jest autograf innego przezna-czenia, a mianowicie – na prośbę redaktora chicagow-skiej „Gazety Polskiej” Jerzego Watry-Przewłockiego –„Rotę” dedykowała Konopnicka (tegoż 17 lutego 1910 r.!)Polonii Amerykańskiej.

Rozważmy jednak wymowę stwierdzenia auto-rskiego, iż jest to wiersz napisany „dla Wielkopolski”,oraz przypomnijmy wypowiedzi świadków podtrzy-mujących opinię, jakoby ksiądz Londzin, redaktor„Gwiazdki”, dysponował tekstem „Roty” już w 1908 r.

Wreszcie – co najważniejsze – wskażmy pierwodruk„Roty” w rocznika 1908 czasopisma krakowskiego„Przodownica”, dedykowany „Ludowi Śląskiemu”.

Wszystkie te argumenty przemawiałyby za powią-zaniem utworu z okresem szczególnej kulminacji wy-siłków germanizacyjnych na obszarze zaboru pruskiego(bismarckowskie „rugi pruskie”, działalność tzw. Ko-misji Kolonizacyjnej i Związku Kresów Wschodnich –„Hakaty”). Istotniejsze zatem wydaje się sąsiedztwo„Roty” z projektem ustawy wywłaszczeniowej 1908 r.aniżeli z rocznicą grunwaldzką.

Muzykę do „Roty” skomponował Feliks Nowowiej-ski. Istnieją co najmniej cztery domniemania na tematokoliczności zetknięcia się kompozytora z tekstem wier-sza Konopnickiej. Autorem wersji najpopularniejszejjest Edward Ligocki, publicysta i pisarz, a jak wynikaze sposobu podejścia do problemu skomponowaniamelodii „Roty” – również utalentowany poeta.

Wyobraźnia podpowiedziała Ligockiemu takie otorozwiązanie zagadki:

„ – Dostałem ja te słowa (od Laury Pytlińskiej, córkiMarii Konopnickiej) – miał rzekomo powiedzieć No-wowiejski – i tak mi się jakoś dziwnie zrobiło na duszy.Pojechałem za miasto, do lasu. Chodzę wśród drzew, las szumi, a w sercu mi coś gra... No i zanotowałem«Rotę»...”

Jeśliby podtrzymać obie sugestie Ligockiego, co doosoby pośredniczącej (córka poetki) i co do momentuprzekazania tekstu „Roty”, ów spacer wśród drzew wy-padłby Nowowiejskiemu w lesie pod Berlinem.

Inny plener – Błonia krakowskie – i inną porę: czer-wiec 1910 r. proponują natomiast synowie słynnegomuzyka, powołując się na tradycje rodzinne i na kąśliwąuwagę ich ojca, który miał powiedzieć kiedyś, iż „jak po-wstała «Rota», wiedzą doktorzy lepiej niż kompozytor...”

Próbowała w tej sprawie interweniować jeszczejedna osoba, a mianowicie córka profesora StanisławaBursy, Danuta. Jej argumenty – zmierzające, ślademwielu opinii wypowiadanych poprzednio, do cofnięciakompozycji w czasie „co najmniej o trzy lata” zostałyjednak odrzucone przez jednego z synów, Feliksa MarięNowowiejskiego.

Jak się wydaje, najbliższy prawdy jest w swej próbierekonstrukcji wydarzeń Stanisław Zetowski, posiłku-jący się dodatkowo autorytetem wymienionego przedchwilą Stanisława Bursy; faktografia przynajmniej niebudzi tu zastrzeżeń, mimo że nie kieruje się Nowo-wiejski ani do lasu, ani na Błonia...

Zacznijmy od sięgnięcia po egzemplarz „NowinKrakowskich” z 9.01.1910 r. Tegoż dnia profesorBursa, współpracownik tychże „Nowin”, a ponadto dy-rygent chóru Sokołów, spotkawszy się z Nowowiejskim

32 KRYNICA nr 90

hYmNIKA POLSKA

Page 34: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

(mieszkającym wówczas w Krakowie przy ulicy Wol-skiej 14 lub 17) zaatakował go wprost: „ – «Nowiny»przedrukowały dziś śliczny wiersz Konopnickiej... Prosisię on o muzykę. Panie Feliksie, dla Sokołów na obchódgrunwaldzki potrzeba pieśni. Oto jest stosowny tekst,trzeba tylko melodii!”

Nowowiejski nie odmówił. 13 stycznia 1910 r. rzeczbyła gotowa. Taką właśnie datą jest opatrzony autografkompozycji, ongi własność profesora Bursy, reprodu-kowany po ćwierćwieczu w czasopiśmie „Śpiewak”. Doprawykonania pieśni doszło już 23 stycznia, kiedy tochór Sokołów krakowskich pod batutą Bursy na spe-cjalnym wieczorze – „Rotą” uczcił czterdziestą siódmąrocznicę wybuchu Powstania Styczniowego, w siedzibieSokoła (przy zbiegu ulic Wolskiej i Wenecji).

Jako pierwsze wykonanie publiczne można uznaćdopiero udział „Roty” w programie muzycznym ob-chodów grunwaldzkich, których punktem kulmina-cyjnym było odsłonięcie krakowskiego pomnika Wła-dysława Jagiełły, 15 lipca 1910 r. Nie od rzeczy będzieprzypomnieć, że na te manifestacje patriotyczną zje-chało do Krakowa ponad 100 000 ludzi.

Bohaterem dnia był fundator pomnika Ignacy JanPaderewski. Swą mowę okolicznościową rozpoczął odstwierdzenia: „Dzieło, na które patrzymy, nie powstało znienawiści...” Można to pierwsze zdanie wypowie-dziane publicznie wobec wielotysięcznych tłumówuznać za motto jubileuszu grunwaldzkiego. Po kolej-nym przemówieniu (Marszałka Stanisława hr. Bade-niego) „spadły opony osłaniające pomnik”.

Odśpiewanie „Roty” przez chór męski, stojący w tlepomnika na specjalnej estradzie, przypadło właśnie nasam moment odsłonięcia, kiedy to oczy wszystkichzwróciły się w stronę osoby fundatora, a potem kudziełu artysty rzeźbiarza Antoniego Wiwulskiego.

„Hymn – zdaniem korespondenta „Kuriera War-szawskiego” – wywarł dobre wrażenie.” Po jego odśpie-waniu zgromadzona publiczność zaintonowała „Boże,coś Polskę”.

3. Niewątpliwie to pierwsze skojarzenie „Roty” zpomnikiem grunwaldzkim zaważyło na opinii obiego-wej wiążącej pieśń z ową rocznicą. Tak zresztą równieżrozumiał „Rotę” sam Nowowiejski, tytułując autografofiarowany profesorowi Bursie dwiema datami: „1410– 1910”. Takąż formułą posłużyły się „Nowiny Kra-kowskie”, donosząc w numerze z 20.10.1910 r. oskomponowaniu melodii do – cytujemy – „Hymnugrunwaldzkiego”. Podobnie wydawca S.A. Krzyża-nowski zatytułował pierwodruk utworu: „Ojczyźnie!

Hasło, uroczysta pieśń na obchód grunwaldzki”, Kraków1910. Było w tym przynajmniej tyle racji, że pieśń is-totnie zrodziła się „z okoliczności”, podczas gdy samwiersz funkcjonował od 1908 r.

Komponując „Rotę”, Nowowiejski – według opiniiniektórych muzykologów – posiłkował się motywemzapożyczonym z „malborskiego hymnu krzyżackiego”.Inni są zdania, że kompozytor dokonał parafrazy mar-sza ułożonego parę lat wcześniej ku czci cesarza. Jeśli toprawda, byłoby to jeszcze jedno symboliczne zwycię-stwo odniesione nad „krzyżacką zawieruchą”. Nie są tojednak informacje sprawdzone; obawiamy się, że sąwręcz niesprawdzalne. Zdumiewa tylko, że tych pod-stawowych kwestii nie rozstrzygnięto u źródła, że w eu-forii jubileuszowej 25-lecia „Roty” nie dość eksploa-towano jej kompozytora, wówczas laureata nagrodypaństwowej i szambelana papieskiego (1935). Na za-sadnicze pytania z łatwością odpowiedziałby on sam.

„Nie było dziełem przypadku – pisze Justyna Leo –że właśnie autochton Prus odczuł i zrozumiał Konop-nicką, że słowa «Nie damy pogrześć mowy» znalazły na-tychmiastowy odzew w uczniu germanizatorów szkoły wŚwiętej Lipce.” Nie bez racji interpretatorka okoliczno-ści towarzyszących skomponowaniu melodii do „Roty”wskazuje na porozumienie ideowe między obojgiemautorów pieśni. Mocne akcenty antyniemieckie i uwy-datnienie historycznej ciągłości oporu Polaków wobecgermańskiego parcia na wschód – wyjaśniają, dlaczegowśród zainteresowanych „Rotą” znaleźli się redaktorzykrakowskiej „Przodownicy”, „Gwiazdki Cieszyńskiej” ikompozytor pochodzący z Wartemborku Warmiń-skiego (dziś Barczewo).

Tekst „Roty” uderza przede wszystkim stylizacjąpiastowsko-staropolską opartą na archaizmach wyraże-niowych („pogrześć mowy: szczep piastowy”) i na skró-conej formie osobowej czasownika („rzucim”, „pój-dziem”), znanej już nam z „Pieśni Legijonów Polskichwe Włoszech”. Archaizacja tego rodzaju może budzićskojarzenia z właściwościami polszczyzny gwarowej, ale – w naszym przekonaniu – jest obliczona na uzys-kanie efektu „dawności” tekstu, czemu służy też ar-chaizm składniowo-gramatyczny formuły przysięgi wrefrenie: „Tak nam dopomóż Bóg”.

Stylizacja staropolska tworzy odpowiednie tło dlazastosowanych przez Konopnicką motywów: „złotegorogu”, „Ducha”, „progu” (= drzwi), „hufca”(= oddziału,wspólnoty). Okazuje się, że w sferze motywów obo-wiązują bezapelacyjnie wzorce literackie romantyzmu imodernizmu. „Złoty róg” aż nadto wyraźnie brzmi, nie-

KRYNICA nr 90 33

hYmNIKA POLSKA

Page 35: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

dawnymi doświadczeniami Wyspiańskiego w „Weselu”,kiedy to akordem sceny końcowej czyni poeta rzekomoludową (intonowaną przez Chochoła) piosnkę:

Miałeś, chamie, złoty róg,miałeś, chamie, czapkę z piór:czapkę wicher niesie,róg huka po lesie,ostał ci się ino sznur,ostał ci się ino sznur...

(„Wesele”, akt III, sc. 37, w. 1164-1169)

W rzeczywistości tylko melodia piosnki Chochołaposiada rodowód chłopski; słowa, a zatem równieżwzajemne usytuowanie rekwizytów (czapka z piór,złoty róg, sznur), należą do koncepcji artystycznej Wy-spiańskiego.

„Duch” (= siła ducha), jest mocnym punktem ideo-logii romantycznej (również pogłosem mesjanizmu!),odnawianej z powodzeniem przez neoromantyków iuzewnętrznianej za sprawą przygotowań do setnej rocz-nicy urodzin Mickiewicza. Zwłaszcza działalność filozo-ficzno-wychowawcza Wincentego Lutosławskiego, pro-fesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, spotkała się z ży-wiołową reakcją ze strony młodzieży, tworzącej na nowokółka filareckie z programem „odrodzenia duchowego”narodu poprzez rygoryzm etyczno-religijny oraz ideali-zowanie wzorców osobowych – Mickiewicza, Krasiń-skiego, Słowackiego („Duch będzie nam hetmanił”).

„Hufiec” – to z kolei dwa konteksty: rycerski i bi-blijny (hufce anielskie), oba przywoływane na fali fas-cynacji neoromantycznych, owocujących cyklem dra-matów Wyspiańskiego („Warszawianka”, „Noc Listo-padowa”, „Legion”), także fantazją dramatyczną Kazi-mierza Przerwy-Tetmajera („Zawisza Czarny”). Podwpływem tego ostatniego Wyspiański wyposaży boha-tera „Wesela”, Poetę, w „wewnętrzny dialog” ze zjawą– z Rycerzem, ucieleśnieniem Mocy i Ducha:

... Ja Moc:Za mną, przede mnąognia kurz;po drogach, po których lecę,drzewa się palą jak świece,ciskają się błyskawice,jak lecę, Duch:wytężaj, wytężaj słuch!

(„Wesele”, akt II, sc. 9, w. 551-558)

Oto zakończenie „Roty” w nie istniejącej wersjibrulionowej, harmonizujące zarówno z nadziejami

„Koroniarzy”, jak i Polaków spoza Królestwa – zeŚląska, Galicji czy Warmii i Mazur.

Nie damy miana Polski zgnieść,Nie pójdziem żywo w trumnę,W ojczyzny imię i w jej cześćPodnosim czoła dumne.Odzyska ziemię dziadów wnuk –Tak nam dopomóż Bóg!

Rozpoczęliśmy ten rozdział od stwierdzenia, żeróżne mogą być, i są, reakcje na słowo poetyckie MariiKonopnickiej. O tym, jak różne, świadczyć możenawet przykład tej odrzuconej strofy pieśni.

Ocenił ją niegdyś bardzo wysoko profesor StanisławPigoń. Natomiast jeden z powojennym monografistów„pieśni grunwaldzkiej”, Jan Baculewski, wyraził poetcewdzięczność, że „oszczędziła nam tej strofy, pozostawia-jąc ją w brulionie”.

O gustach się nie dyskutuje. Profesorowie zwyklitraktować jednak zgodnie sam tekst autorski jakoswego rodzaju świętość. Tymczasem inaczej wyglądałypoczątki „Roty” w obróbce dziennikarskiej. Już wczes-ny przedruk w numerze noworocznym „Kariera War-szawskiego” (1910 r.) różni się od autografu – na cozwrócił uwagę Baculewski – znaczącą zmianą w dysty-chu trzecim strofy trzeciej: „Orężny wstanie hufiec nasz”zamiast autorskiego „Orężny sercem...”.

Jest to, trzeba przyznać, wyraźne „zmilitaryzowa-nie” wymowy ideowej utworu, zgodne zresztą – jakwiększość poprawek w utworach tego typu – z odczy-taniem społecznym „Roty”.

4. O popularności „Roty” pisać byłoby nietaktem.Pieśń Konopnickiej i Nowowiejskiego stała się wszech-obecnym składnikiem polskości w kraju i poza jegogranicami.

Warto jednak przypomnieć kilka znamiennych eta-pów jej sławy.

Pierwszym adresatem pieśni był, jak pamiętamy, kra-kowski chór Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego„Sokół”. Sprawiło to, że w najwcześniejszej fazie rozpo-wszechniania „Rota” przeszła przez środowiska sokole iharcerskie zanim stała się pieśnią ogólnonarodową. His-toryk harcerstwa T. Strumiłło wypowiedział się o zale-tach wychowawczych „Roty” bardzo pochlebnie. „Jejtwarde a podniosłe strofy śpiewane w dni uroczystości skau-towych i narodowych, a zwłaszcza przy ogniskach obozo-wych – pisał Strumiłło – [...] zapadały najgłębiej w dusze,czyniąc ze skautów [...] istotnie najwierniejszy, zaprzysię-żony hufiec młodych rycerzy ojczyzny.”

34 KRYNICA nr 90

hYmNIKA POLSKA

Page 36: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Jednocześnie precedens odśpiewania „Roty” w dniurocznicy styczniowej, a potem jubileuszu grunwaldz-kiego, uczynił z pieśni podniosły akcent różnych uro-czystości patriotycznych. Tak było 26.07.1910 r. wRzeszowie (rocznica grunwaldzka), podobne względyzadecydowały o obecności „Roty” 6.11.1910 r. w Cie-szynie (wieczór kościuszkowski), 3.05.1917 r. w Woj-sławicach (rocznica Konstytucji) czy 17.10.1917 r. wPoznaniu (stulecie zgonu Kościuszki).

Wypada tu stwierdzić raz jeszcze, że parafrazuje siętylko utwory naprawdę powszechnie znane. Tym is-totniejszy dla obrazu powodzenia „Roty” będzie mo-ment jej najwcześniejszej przemiany tekstowej (nielicząc ingerencji „Kuriera Warszawskiego”: „Orężnywstanie...”). Otóż pierwsze na większą skalę odstępstwood tekstu autorskiego obserwujemy w lwowskich „Wi-ciach”, rocznik 1912, nr 1.

Czas wojny światowej uczynił z „Roty” równieżpieśń żołnierską. Był to jej drugi etap powodzenia.Gwarancją powszechności zasięgu wieszczych słówobietnicy „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród” – stały siępierwsze żołnierskie parafrazy tekstu pieśni. Poeta-żoł-nierz por. Józef Relidzyński odwoływał się do „Roty”dwukrotnie, pisząc „Rotę Piłsudczyków” („Nie rzucimCiebie, wodzu nasz...”) i jeszcze bardziej apologetycznęw tonie „Rotę Brygadierowi Piłsudskiemu” („Pójdziemynaprzód, nigdy wstecz...”). Inni przekładali formułę uni-wersalną ponad apostrofy hołdownicze. Tak postąpiłJan Szczęsny Mayzel, pisząc jedną z szerzej znanych pa-rafraz „Roty” („Nie damy, by nasz polski huf...”).

Wydawnictwa Naczelnego Komitetu Narodowegoobracają teraz „Rotę” w sposób jednoznaczny prze-ciwko wspólnemu wrogowi cesarstwa austriackiego ipodporządkowanych mu Legionów. Jest więc sprawęjasną, że kierunek uderzenia, jaki ongiś obrała MariaKonopnicka, trzeba ze względów politycznych odwró-cić o 180°. Rezultaty tego znajdujemy w kolejnychśpiewnikach legionowych: od „Polskie pieśni wojennei piosenki obozowe”. Zebrał A. Zagórski, Piotrków1915, „Żołnierskie piosenki obozowe”, Piotrków 1916,Z.W. Mroczek: „Śpiewnik legionisty polskiego 1914 –1916. Oryginalne śpiewy i śpiewki wojenne z melo-diami zebrał...”, zeszyty I-III, Kraków 1914 – 1916, A. Piątek-Herwinówna: „Śpiewnik wojenny 1915 –1916”, Kraków 1916 – po „Hej! kto Polak, na bagnety!Zbiór piosenek żołnierskich”, Warszawa 1920, i „Pol-ski śpiewnik narodowy zawierający pieśni patriotyczne,narodowe, hymny i deklamacje”, Warszawa (1920?).

Można też wskazać parafrazy regionalne, lokującekapitał uczuć patriotycznych w przywiązaniu do ziemi,do „mniejszej ojczyzny” (Stanisław Radzikowski: „RotaPodhalańska” – Nie damy ziemi szczytów Tatr... – i ano-nimowa „Rota Ziemi Czerwieńskiej” – Nie rzucimziemi, skąd nasz ród...).

„Rota” dzięki pośrednictwu czasopism emigracyj-nych znalazła też trwałe miejsce w środowiskach pol-skich na obczyźnie. Zatem nie powinno nas dziwićintonowanie jej przez Hallerczyków – żołnierzy stuty-sięcznej armii polskiej utworzonej we Francji w1917/1918 r. pod dowództwem gen. Józefa Hallera.Hallerczykom z kolei poświęcił odrębną pieśń do me-lodii „Roty” Edward Ligocki: „Rota ochotników Hal-lera” („Ostał nam jeszcze w piersi gniew...”).

Odnotujmy znamienny epizod z okresu RewolucjiPaździernikowej. Kiedy Bohdan Żyranik, pseudonimAdam Koziarski, poszukiwał melodii do swej nowej,napisanej w 1918 r., pieśni żołnierskiej dla Czerwo-nego Pułku Rewolucyjnego Warszawy, walczącego uboku bolszewików z kontrrewolucją, wybór jego padłna „Rotę” Nowowiejskiego.

Oto słowa pierwszej zwrotki, która łatwo daje sięśpiewać na znaną melodię:

Nie panom wysługiwać się,Nie tron ich wspierać krwawy –Wolności ludu bronić chceCzerwony Pułk Warszawy![…](B. Żyranik: „Pieśń Czerwonego Pułku Warszawy”)

Podobnego zabiegu dokonał niewiele później, napograniczu 1918/1919 r., więzień polityczny Modlina,działacz SDKPiL, Józef Krasny, pisząc „CzerwonąRotę” („Od lat idziemy w krwawy bój…”).

Z pieśni bojowej impulsy patriotyczne „Roty” prze-kształciły się wkrótce w „pieśń budującą”, gdy uschyłku działań wojennych dochodziło już na ulicachWarszawy i na ziemiach Królestwa Polskiego do spon-tanicznego rozbrajania żołnierzy niemieckich, a wcoraz bliższej perspektywie rysowała się POLSKA.

Dnia 10 listopada 1918 r. o godzinie 7 minut 50 wdrzwiach balkonowych na pierwszym piętrze kamienicywarszawskiej przy ulicy Matejki 2 – ukazał się przybyływłaśnie z niewoli magdeburskiej Józef Piłsudski. Byłoto pierwsze zetknięcie wodza Legionów ze stolicą. Jegosłowa wzbudziły nadzwyczajny zapał. Ulica wrzała.Przeczuwając znaczenie tej chwili, warszawiacy wznieśliśpiew: najpierw porywający apel „Czerwonego Sztan-

KRYNICA nr 90 35

hYmNIKA POLSKA

Page 37: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

daru”, później zbiorową przysięga „Roty”. Śpiew niósłsię daleko. Znamionował Wolność i Polskę. Cztery dnipotem Rada Regencyjna przekazała Piłsudskiemu funk-cję naczelnika Państwa i rozwiązała się.

5. W śpiewniku żołnierskim wydanym już w wol-nej Polsce – „Rotę” odnajdziemy bez trudu, rzecz tooczywista.

Nastąpi zwrot ku tekstowi kanonicznemu autor-stwa Marii Konopnickiej, ale znów pod zmienionymtytułem: „Hymnu bojowego”. Formuła ta utwierdzanas w przekonaniu, że sprzężenie owej pieśni z posłan-nictwem żołnierza, sprzężenie, które dokonało się napolu walki, jest trwałe. Toteż udział „Roty” jako „pieśnibudującej” w rozmaitych manifestacjach patriotycz-nych i uroczystościach państwowych nada jej nie tylkonajwyższą godność hymnu (oficjalnie była już wtedyhymnem Stronnictwa Ludowego), lecz ponadto udziałten będzie równoznaczny z zaszczytem reprezentowaniaWojska Polskiego. W tak rozumianej podwójnej roliwystępuje pieśń Konopnickiej i Nowowiejskiego wie-lokrotnie, podczas uroczystości tej miary, co zaślubinyPolski z morzem (Puck, 10.02.1920 r.), odsłonięcie po-mnika Tadeusza Kościuszki na Wawelu (1920 r.) czy zokazji obchodów rocznicowej Konstytucji 3 Maja iŚwięta Odrodzenia 11 listopada.

Ważyły się losy „Roty” jako pieśni kandydującej –obok „Boże, coś Polskę” Alojzego Felińskiego, „Cho-rału” Kornela Ujejskiego, „Warszawianki” Casimira De-lavigne’a/Karola Sienkiewicza i „Mazurka” Józefa Wy-bickiego – do rangi oficjalnego hymnu narodowego.

Dyskusję zapoczątkował jeszcze w listopadzie 1914 r.Czesław Jankowski na łamach „Przeglądu Warszaw-skiego” (nr 2, s. 12), opowiadając się za hymnem„Boże, coś Polskę”. Jego pierwszy polemista, sygnującyswą wypowiedź skrótem „J.Les.”, zakwestionowałwszystkie tytuły rozpatrywane przez Jankowskiego –„Mazurek Dąbrowskiego”, „Chorał” Ujejskiego i „Bo-że, coś Polskę” – nieoczekiwanie wysuwając osiemnas-towieczną pieśń Szkoły Rycerskiej „Hymn do miłościojczyzny” („Kurier Polski” 1916 nr 119 z dnia 30.04.s. 3). Nasilenie dyskusji przypadło na lata 1920 –1921, kiedy spodziewano się, że Konstytucja Rzeczy-pospolitej Polskiej – uchwalona 17 marca 1921 r. – do-kona ostatecznego wyboru. Tak się jednak nie stało.

Rozważając ówczesne teoretyczne szanse „Hymnubojowego”, trzeba przypomnieć spór wokół trzeciej,najostrzejszej jego strofy: „Nie będzie Niemiec pluł namw twarz”. Fatalna dosadność wyrażenia, pasująca dosytuacji zaboru pruskiego w 1908 r., raziła już dziesięć

lat później niektórych dyskutantów. Protestował prze-ciw temu zwrotowi teatralnym gestem, podczas zlotuczłonków „Sokoła” krakowskiego, „wskakując na sto-łek”, artysta rzeźbiarz Ludwik Puget (Puszet), uzys-kawszy niebawem sojusznika w osobie TadeuszaBoya-Żeleńskiego. Obaj, Puget i Boy, ogłosili w tejsprawie „memoriały”. Wtórował im autorytet nie bylekogo, z wyżyn profesorskich – w odczycie publicznymwygłoszonym w Krakowie 9.02.1922 r.

„Czy te słowa nie lepiej przystoją ustom naszym –zwracał się profesor Ignacy Chrzanowski do słuchaczy,przytoczywszy strofę „Mazurka Dąbrowskiego” (Nie-miec, Moskal nie osiędzie...) – aniżeli te, któreśmy takczęsto śpiewali, nie zdając sobie sprany, że one są dla nasnie tylko upokarzające, ale wręcz hańbiące: «Nie będzieNiemiec pluł nam w twarz!» Aż dziw, aż wstyd, że tegonie czujemy!”

Zwycięstwo „Mazurka Dąbrowskiego” usankcjo-nował dopiero okólnik Ministerstwa Wyznań Religij-nych i Oświecenia Publicznego z 15.10.1926 r.

Ale i ten fakt nie uśmierzył dyskusji nad „Rotą”. Naszalę rzucił wtedy swój autorytet syn chłopski z Kom-borni, profesor Stanisław Pigoń. Nie było w słowachprofesorskich ani dotychczasowego zacietrzewienia po-lemistów, ani nuty goryczy zwolenników pieśni. Zna-lazło się tam natomiast – co gdy powiemy, nie będzienietaktem – zdrowe, chłopskie rozumowanie i spra-wiedliwy osąd wszelkich racji za i przeciw.

Pigoń dowodzi na przykładach, iż nie mamy w na-szym śpiewniku takiej pieśni hymnicznej, która byłabydo zaakceptowania we wszystkich swych szczegółach.Cyprian Kamil Norwid powiadał na temat zwrotu oNapoleonie w „Mazurku Dąbrowskiego”: „Kiedy kto wswojej Epopei Narodu wyśpiewuje, że dopiero nauczy goktoś obcy, jak zwyciężać – tedy naturalnie [...] on z siebiewywieść tego nie umie...” Czy jest to powód do kwes-tionowania rangi hymnu?

I wreszcie słowo podsumowujące tok wywodówprofesora Pigonia, słowo ważne nie tylko ze względuna przyszłość „Roty”, lecz także każdej innej, choćbynajskromniejszej, pieśni żołnierskiej. „Rota” – stwierdzaPigoń – pozostaje niezagrożona, gdyż „ciężka jest odwspomnień z nią związanych. Tego rodzaju ładunekuczuciowy przyda wartości pieśni nawet niepozornej.”

„Rota” nie znalazła się na straconej pozycji, mimoże „Mazurkowi Dąbrowskiego” ustępowała znacznieskromniejszymi doświadczeniami historycznymi. Wobronę wziął ją Kościół. Ojciec Aleksander Piotrowskinapisał w 1927 r. nowe słowa, którym nadał tytuł:

36 KRYNICA nr 90

hYmNIKA POLSKA

Page 38: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

„Rota katolików” („Nie rzucim, Chryste, świątyńTwych…”). Pieśń ta zadomowiła się w Polsce i pozagranicami kraju, w skupiskach polonijnych.

6. Warmia przyjęła „Rotę” dość późno, ale w porę.Tekst pieśni ogłoszono drukiem po raz pierwszy20.11.1919 r. w „Gazecie Olsztyńskiej” (nr 137, s. 2)i powtórzono go w numerze plebiscytowym.

Wydaje się prawdopodobne, że „Rotę” włączył Aleksander Sosna – obok „Mazurka Dąbrowskiego”,„Leć, Orle Biały”, „Pobudki”, „Dopóki w sercu na-szym” i „Powstańmy z cześcią”(!) – do programu naukiśpiewu na dwóch kursach przygotowawczych dla nau-czycieli szkół polskich w 1919 r.

Im bliżej było plebiscytu, tym częściej intonowano„Rotę” na zebraniach, wiecach, festynach polskich.Świętem pieśni Konopnickiej i Nowowiejskiego stał sięzjazd kół śpiewaczych Warmii, 29.06.1920 r. w Gietrz-wałdzie. Oczywistą wymowę miała pierwsza od 22 latwizyta Feliksa Nowowiejskiego w rodzinnym Wartem-borku, 3.06.1920 r. Doszło przy tej okazji do „próbysił” w śpiewie zbiorowym: Niemcy witali kompozytorapieśnią „Deutschland, Deutschland uber alles”, lud-ność przychylna sprawie polskiej podjęła strofę „Roty”– „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród”, co kompozytorpoparł akompaniamentem na fortepianie. Autor„Roty” postanowił zdyskontować popularność i zaufa-nie, jakim darzyli go Warmiacy. Własnym nakłademwydał pocztówkę z tekstem i melodią pieśni, cały do-chód przeznaczając na rzecz polskich komitetów ple-biscytowych.

Święto powrotu Działdowszczyzny do Macierzy(17.01.1920 r.) wypadło akurat w momencie, gdygrupa 22 uczestników kursu nauczycielskiego zorgani-zowanego w Działdowie zbliżała się ku egzaminom.

Wieczór 17.01.1921 r. poświęcono więc wspom-nieniom, wzbogaciwszy je referatem o odrodzonej Pol-sce i skromnym programem artystycznym. „Słucha-liśmy wszyscy z całą powagą ołów referatu i deklamacji(wierszy o Polsce), a potem nagle wszyscy powstali i za-intonowali: «Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród, nie damypogrześć mowy...»”

O tym, jak powszechnie była już wtedy znana„Rota”, świadczy epilog opisywanej przez Małłka uro-czystości, bynajmniej nie najmilszy dla pamiętnlkarza.Autor wraz z jeszcze kilku nauczycielami nie mógł wtó-rować śpiewającym. Pisze o tym otwarcie, dając zara-zem „dowód nie wprost” popularności pieśni:

„Pełną piersią śpiewali ci wszyscy, którzy pochodzilispoza Działdowszczyzny, ale my – ludzie z tej właśnie

ziemi – nie znaliśmy ani tekstu, ani melodii. Nikt nasnie nauczył, więc staliśmy milcząc – i odczuwając okropnezawstydzenie. Nie wiedzieliśmy, co czynić, czując na sobiegniewne spojrzenia kolegów i inspektora.”.

7. W dniach 16-17.08.1919 r. doszło do walkizbrojnej w powiatach rybnickim, pszczyńskim orazczęściowo w okręgu przemysłowym przeciwko posta-nowieniu traktatu wersalskiego dotyczącemu rozpisa-nia plebiscytu na Górnym Śląsku. Konflikt ten jestpowszechnie znany jako pierwsze powstanie śląskie.

Wyłoniona Komisja Międzysojusznicza nie roko-wała pomyślnego i sprawiedliwego rozstrzygnięciasprawy przynależności Śląska, czego wyrazem był wy-buch drugiego powstania zbrojnego(19-25.08.1920 r.),połączonego – jak i poprzednie – z akcją strajkową pro-letariatu.

Trzecia i ostatnia faza walki powstańczej (2/3.05.-5.08.1921 r.) stanowiła protest przeciwko rezultatomplebiscytu, przewidującym utrzymanie prawie całegoGórnego Śląska w rękach niemieckich. Krew i poświę-cenie powstańców nie były daremne: decyzje podzia-łowe Rady Ambasadorów zmieniono, odstępując odrażących dosłownych efektów plebiscytu.

Pieśń powstańcza na Śląsku wywodziła się z boga-tych tradycji śpiewaczych tego regionu. Jak wszystko,co polskie, także ładunek patriotyczny wierszy i pieśniśląskich był solą w oku zaborców. Do indeksu utworówzakazanych Izba Karna Sądu Królewskiego wpisała wgrudniu 1910 r. pieśń Franciszka Wilczka „Ja, Ślązak”(Ja, Ślązak, Tyś Ślązak, Obaj Ślązacy; Ślązacy od wiekówteż są Polacy...), jednocześnie cofając prawo debitu po-pularnemu „Śpiewnikowi polskiemu” J. Gallusa.

Śląsk walczący o powrót do Macierzy uznał „Rotę”za swoją już u zarania zmagań powstańczych w 1919 r.Powodzenie tej pieśni – jak ongi powodzenie „MazurkaDąbrowskiego” – pójdzie dwoma torami. Nic nie tra-cąc ze swej uniwersalnej prawdy, przemawiającej doŚlązaków słowami Marii Konopnickiej, „Rota” ożyjerównież w nowych wcieleniach słownych dostosowa-nych do okoliczności.

Haniebny wrogu, wara ciOd górnośląskiej Ziemi!Te nasze grody, nasze wsiOd wieków są polskiemi.Precz stąd, tyrani, precz nam z dróg– Tak nam dopomóż Bóg!

Nie będzie Prusak truł nam dusz,Z rąk mu wytrącim berło.

KRYNICA nr 90 37

hYmNIKA POLSKA

Page 39: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Tyś, górny Śląsku, wolny już,Korony Polskiej perło!Obwarujemy polski próg– Tak nam dopomóż Bóg!

(Jan Nepomucen Jaroń: „Rota Górnośląska”)

W śląskim cyklu nowych tekstów pieśni Konop-nickiej i Nowowiejskiego wymieńmy jeszcze „HymnPowstańców” Emanuela Imieli, „Rotę Ślązaków” PiotraRysiewicza oraz – jako przejaw solidarności z zewnątrz– „Rotę Górnośląską” legionisty Józefa Relidzyńskiego.

Wyjąwszy zaskakujący przykład wzorowania siępieśniarstwa powstańczego 1919 – 1921 na francuskiej„Marsyliance” (naśladownictwem takim są m.in. „Si-lezjanka” Augustyna Świdra i pieśń pobudka Olgi Za-rzyckiej „Do broni”), wszystkie pozostałe związki pieśniśląskich ze śpiewnikiem ogólnopolskim, ludowym i ar-tystycznym, stanowią jeszcze jeden dowód siły ciążeniaku Polsce. „Szliśmy do Ciebie, Polsko, poprzez wiekicałe...” – tymi oto słowami podsumuje ten proces apo-strofa poetycka (Janiny Zabierzewskiej „Szliśmy do Cie-bie, Polsko”).

8. Z potrójnej dedykacji autorskiej – Ludowi Ślą-skiemu, Wielkopolsce i Polonii Amerykańskiej – wy-nikło również szczególne przywiązanie pokoleńemigrantów polskich do „Roty”. Informacje na tentemat są niestety fragmentaryczne, a ogólna ocena –zaledwie intuicyjna. Badaniami nad funkcjonowaniemspołecznym „Roty’ w środowiskach polonijnych nale-żałoby objąć tamtejszą prasę oraz wszelkiego rodzajujednodniówki i druki ulotne stanowiące odzwiercied-lenie przebiegu życia kulturalnego. Osobną poszlakądla badań nad pokłosiem hymnu Konopnickiej i No-wowiejskiego jest bezkompromisowa, oskarżycielska wtonie odpowiedź na zew „Nie rzucim ziemi, skąd naszród”, odpowiedź, jakiej w imieniu współbraci emi-grantów udzielił poeta polsko-amerykański SewerynSkulski.

Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród...A jednak my rzucili...W lądach pośród dalekich wódMyśmy się rozprószyli.

Do krwi ostatniej kropli z żyłMy mieli bronić ducha.Obcy przysiada nam go pył,Drze nam go zawierucha...

[…]

Pieśń polską mieli kochać z sił –Świetlany jej brzask złoty.Brzęk się dolara w duszę wrył,Zabija cne poloty.

[…]

(S. Skulski: „Nasze przysięgi”, strofy 1-2 i 7)

9. „Rota” była orężem w walce. Niejeden epizodostatniej wojny potwierdził wyjątkową rangę pieśniKonopnickiej i Nowowiejskiego.

Monografię społecznego obiegu pieśni patriotycz-nej lat 1939 – 1945 przyniesie bliżej nieokreślona przy-szłość. Nie mając takich ambicji ani takich możliwości,dokonamy wyboru jedynie kilku sytuacji, symptoma-tycznych dla zastosowań „Roty”.

Nie może wśród nich zabraknąć pewnego szczegól-nego świadectwa – świadectwa obecności „Roty” w naj-młodszych sercach polskich i zarazem świadectwazbrodni wyjątkowo perfidnej.

Oddajmy głos naocznemu świadkowi, poecie-żoł-nierzowi, więźniowi stalagu Stefanowi Mierzejew-skiemu:

„Luckenwalde, miasteczko położone na linii kolejowejBerlin-Lipsk, z dwu przyczyn znane było wielu tysiącompolskich szarych ludzi.

Po pierwsze, w Luckenwalde zlokalizowany był obózjeńców, a po drugie – w miasteczku tym odbywały pa-rodniową kwarantannę setki polskich dzieci, wyrwanychz własnej ojczyzny do Niemiec w celu germanizacji. Sze-ścio- dziesięcioletnie maleństwa o delikatnych rysach twa-rzy, najczęściej przemocą wydzierane z rąk przerażonychrodziców lub opiekunów, przywożone były do Lucken-walde, by stąd, po odbyciu przepisowej dezynfekcji, mogłybyć następnie odtransportowane w głąb Rzeszy.

I doprawdy, patrząc na tę jakże smutną i tragicznąmaskaradę, nie wiadomo było, co właściwie podziwiać:czy barbarzyństwo hitlerowskich szakali – czy te maleń-stwa o duchu jak ognia słup, śpiewające w pogodnym na-stroju różne patriotyczne piosenki, nie wyłączając nawetprzejmującej «Roty»? Czy też wreszcie tych żołdackich au-gustów konwojujących dzieci pod karabinem do łaźni?”

Przejmująca musiała być cisza po wyśpiewaniuostatnich taktów pieśni, kiedy milkły dziecięce głosy,a dorośli obserwatorzy tej sceny – jeńcy stalagowi – od-czuwali dojmującą bezsilność, spotęgowaną do ostat-nich granic wytrzymałości ludzkiej.

„Rota” pozostała też nadal pieśnią walki. Upo-wszechniano jej słowa w drukach konspiracyjnych, na-

38 KRYNICA nr 90

hYmNIKA POLSKA

Page 40: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

dawano jej melodię przez głośniki w okupowanychmiastach Generalnej Guberni.

„«Tu stacja megafonowa Kierownictwa Walki Cywil-nej! Nadajemy audycję specjalną z okazji święta narodo-wego 3 Maja!» Nad Żoliborzem zadzwoniła «Rota»:

Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród,Nie damy pogrześć mowy...

[…] «– Polacy! […] Moment wyzwolenia, momentwolności, wielkości i siły Polski jest już niedaleki!»

Ludzie słuchają tych słów wzruszeni, z rozjaśnionymitwarzami, a potem cały plac jednym wielkim głosem roz-brzmiewa słowami «Roty»:

Twierdzą nam będzie każdy próg...– Tak nam dopomóż Bóg!”

Gdy na warszawskim placu Wilsona (dziś .KomunyParyskiej) 3 maj 1943 r., z inspiracji żołnierzy i tech-ników tzw. małego sabotażu podłączających się spryt-nie do sieci „szczekaczek” hitlerowskich, rozległ sięspontaniczny śpiew „Roty”, w getcie stołecznym od 19 kwietnia trwało już powstanie. Londyn tegoż dnia3 maja ogłosił komunikat o stanie liczebnym ArmiiPolskiej w Wielkiej Brytanii: 100 000 żołnierzy, 12 000lotników, 3 000 marynarzy. Dokładnie po pięciudniach – 8 maja – oświadczono w Moskwie, iż rząd ra-dziecki i Rada Najwyższa akceptują sformowanie na te-rytorium ZSRR dywizji polskiej, przyszłej Dywizji im. Tadeusza Kościuszki.

„Kompanie powracały z zajęć około godziny drugiej.Nadciągały ze śpiewem ze wszystkich stron, z placów ćwi-czeń i z pobliskich lasów. Płynęły rozmaite melodie, zle-wając się w jeden potężny chór... […]

Pracowity żołnierski dzień kończył się wieczornym ape-lem i odśpiewaniem «Nie rzucim ziemi…». Słowa «Pol-ski my naród, polski lud» brzmiały z każdym dniemmocniej i bardziej uroczyście, a refren «Tak nam dopomóżBóg!» był jakby ponawianiem przysięgi wobec ojczyzny.”

Świadectwo Jana Pokrzywy nie było odosobnione.Można stwierdzić z dużą dozą prawdopodobieństwa,że każdy tom wspomnień znad Oki umacnia czytelni-ków w przekonaniu o słuszności wyboru „Roty” nahymn I Dywizji im. Tadeusza Kościuszki.

Czyja była to sugestia? Zapewne wywodziła się zkręgu czołowych działaczy Związku Patriotów Polskich,których troską stało się ja najskuteczniejsze oddziały-wanie propagandowe na żołnierzy wchodzących w składarmii kościuszkowskiej. Pamiętajmy, że przekrój socjo-logiczny ochotników napływających do Sielc, Wakini,

Biełoomutu i innych miejscowości, będących punktamizbornymi, wykazywał duże zróżnicowanie Trzeba więcbyło znaleźć pieśń-pośredniczkę, która zjednoczyłabykresowiaków i rdzennych Koroniarzy, byłych powstań-ców śląskich i byłych żołnierzy Wehrmachtu wcielo-nych pod przymusem do armii niemieckiej.

Ten warunek spełniała „Rota”. Na pieśń tę wszyscyoni reagowali jednakowo.

Sięgnijmy dla przykładu po wypowiedź żołnierza-Ślązaka:

„O świcie, zaraz po pobudce, wszystkie pododdziałystawały przed swoimi namiotami do apelu, w którego cza-sie śpiewaliśmy zawsze «Nie rzucim ziemi, skąd naszród...» Był to dla nas niezwykle wzruszający moment. Na-stępnie, po skromnym śniadaniu, maszerowaliśmy z pol-ską piosenką na pobliskie leśne polany na zajęcia.”.

10. Autografy „Roty” istnieją do dzisiaj i należą docenniejszych pamiątek Biblioteki Miejskiej w Byd-goszczy.

Jako pierwszy trafił tam po odzyskaniu niepodle-głości w 1918 r. manuskrypt Marii Konopnickiej – tenamerykański – zakupiony bezpośrednio od redaktora„Gazety Polskiej” w Chicago, Jerzego Watry-Przewłoc-kiego. Później wpłynął jako dar autograf melodii Feli-ksa Nowowiejskiego. Losy tekstu najwcześniejszego,skierowanego przez poetkę w 1908 r. do cieszyniaków,na ręce księdza Londzina, dotychczas nie są znane.Wiadomo tylko, że spadkobierca archiwaliów ks. Lon-dzina, ksiądz Rudolf Tomanek, prezes TowarzystwaSpołeczno-Kulturalnego „Dziedzictwo”, zginął w Da-chau, w obozie koncentracyjnym.

Przetrwanie obu rękopisów bydgoskich zakrawa naparadoks. Rekomendowane przez prasę hitlerowską(„Deutsche Lundschau”, 1940 r.) jako „polskie pasz-kwile i pisma podburzające przeciwko Niemcom”,uczestniczyły w specjalnej, prowokacyjnej wystawie wGdańsku i Berlinie. Z takiego właśnie tytułu zobowią-zano niemieckich „opiekunów” Biblioteki Miejskiej wBydgoszczy do szczególnego nadzoru nad obu auto-grafami „Roty”.

Pod koniec działań wojennych skarby bydgoskie –w tym także „Rotę” – przeznaczono do wywiezienia wgłąb Rzeszy. Daremnie. Szybkość ofensywy wojsk ra-dzieckich i polskich uniemożliwiła zrealizowanie zło-dziejskiego zamiaru.

Była to jeszcze jedna wygrana, jeszcze jedno sym-boliczne zwycięstwo „Roty”. Pieśń uszła cało.

Wojciech Jerzy PODgÓRSKI

KRYNICA nr 90 39

hYmNIKA POLSKA

Page 41: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Wstęp do wspomnień W. Bartoszewicza

Sekcja Wychowanków Politechniki Kijowskiej, któraw Polsce działa od 1922 r., ogłosiła w 1962 r. konkursliteracki na utwory związane z Kijowem. Wpłynęły 73prace. Sąd konkursowy pod przewodnictwem wybit-nego pisarza Jarosława Iwaszkiewicza (mieszkał w Kijo-wie do 1918 r.) nagrodził 6 autorów i wyróżnił 7 prac.20 maja 1962 r. w sali Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej w Warszawie odbyło się uroczyste wręcze-nie nagród laureatom konkursu, połączone z czytaniemfragmentów nagrodzonych prac. Zebrani na uroczysto-ści autorzy postanowili społecznie udostępnić swojeutwory czytelnikom poprzez wydanie ich w postaci bro-szury okolicznościowej. Po wielu latach w 1987 r. Sek-cja, korzystając ze wsparcia Naczelnej Organizacji Tech-nicznej, wydała tomik zawierający nagrodzone i wyróż-nione utwory.

Autorzy wspomnień byli świadkami życia w Kijowiew okresie caratu, tu ucząc się lub pracując pielęgnowalipolskie tradycje kulturalne, czyniąc to niekiedy wbrewprzepisom carskiej Rosji, co narażało ich na prześlado-wania. Na kartach wspomnień, zwłaszcza najstarszych,widać wspólnotę dziejów naszych słowiańskich naro-dów, wspólnotę ich losów, przenikanie kultur narodo-wych. Współpraca z przedstawicielami innych narodów,wspólna walka z caratem nie przeszkadzały w dbałości owłasną kulturę, w studiowaniu dzieł polskich pisarzy.Większość autorów kończy swoje wspomnienia rokiem1918. Powstanie niepodległej Polski bowiem otworzyłomożliwości wyjazdu do Ojczyzny, z czego skorzystałowielu kijowskich Polaków.

Redakcja „Krynica” i kierownictwo Sekcji Wycho-wanków Politechniki Kijowskiej wspólnie postanowiłyudostępnić Czytelnikom niektóre z utworów nagrodzo-nych w konkursie sprzed połowy wieku. Zaczynamy dziś

wspomnieniami Włodzimierza Bartoszewicza, który wkonkursie uzyskał pierwszą nagrodę. Autor zilustrowałtekst swoimi żartobliwymi rysunkami, przedstawiają-cymi postacie i zdarzenia ze starego Kijowa.

Ojciec autora był znanym polskim działaczem. Joa-chim Bartoszewicz po przyjeździe do Kijowa w 1906 r.został wybrany prezesem kijowskiej grupy Ligi Narodo-wej i objął funkcję prezesa Patronatu Polonii (polskiejorganizacji studenckiej obozu narodowego). Patronatstanowiły starsze osoby, wspierające, także finansowo,studencką organizację. Został redaktorem „DziennikaKijowskiego” (po Witoldzie Lewickim) i kierował re-dakcją 8 lat. W 1914 r. działał w oddziale Polskiego Towarzystwa Pomocy Ofiarom Wojny. W 1917 r. prze-wodniczył Polskiemu Komitetowi WykonawczemuZgromadzenia Organizacji Polskich (na Rusi). Jego synWłodzimierz Bartoszewicz był w czasie I wojny świato-wej członkiem polskiej tajnej organizacji uczniowskiej.Jako harcerz w 1918 r. pomagał ukrywającemu się w Ki-jowie brygadierowi Józefowi Hallerowi po rozbiciu jegobrygady przez Niemców w bitwie pod Kaniowem wmaju 1918 r. Dzięki pomocy harcerzy J. Haller podzmienionym nazwiskiem wyjechał z miasta do rosyj-skiego portu w Murmańsku. Opisał to wszystko Stani-sław Grzymałowski, pierwszy powojenny przewodni-czący Sekcji, w pracy historycznej „Polska młodzież aka-demicka w Kijowie 1834 – 1918”.

Autor zamieszczonych niżej wspomnień nie odniósłsię ani do działalności politycznej ojca, ani do swojej.Postanowił raczej przybliżyć czytelnikowi tamten dawnyKijów, z jego sympatycznymi ludźmi i historycznymibudowlami.

Niech ta lektura spowoduje, Czytelniku, że otacza-jące Cię mury kamienic i starych budowli Kijowa ożyjąwspomnieniami sprzed stu lat.

Janusz FUKSA

40 KRYNICA nr 90

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Włodzimierz BartoszewiczWłodzimierz Bartoszewicz

TAMTEN DAWNY KIJÓW (cz. I)

Niewielu już jest chyba w Polsce ludzi, pamię-tających tamten dawny Kijów sprzed pierw-szej wojny światowej. Pomimo wielu lat,

które upłynęły od chwili, kiedy to paradowałem po uli-cach Kijowa w gimnazjalnym mundurze, wiele obra-zów z tamtych lat widzę jeszcze dokładnie i zezdziwieniem spostrzegam, że coraz mniej jest wokół

mnie osób, z którymi mógłbym podzielić się moimiwspomnieniami.

W 1906 r. rodzice moi postanowili osiedlić się nastałe w Kijowie. Pewnego lutowego pochmurnegoranka wylądowałem wraz z matką na dworcu kijow-skim. Brodaty „nosilszczik” załadował walizki do paro-konnej dorożki i ruszyliśmy w stronę naszego nowego

***

Page 42: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

mieszkania na ulicę Instytucką. Nieogumione koładryndy rozgłośnie klekotały po haniebnym bruku. „Iz-wozczik” zatrzymał konie przed niewielkim, pomalo-wanym na żółty kolor i krytym zieloną blachą domem.W progu oczekiwał nas mój ojciec.

Mieszkanie nie uzyskało aprobaty matki. Było ob-szerne, ale niewygodne i pozbawione komfortu. Ła-zienkę zastępowała blaszana wanna, ustawiona ni wpięć ni w dziewięć w ciemnawej kuchni. Trzeba byłojednak rozgościć się do czasu, gdy trafi się inne do-godniejsze mieszkanie.

Na pierwszym piętrze, pod nami, mieszkała dama odziwacznym, nasuwającym jakieś zoologiczne skoja-rzenia nazwisku Obiezjanowa. Mały drewniany gane-czek, o balustradach wycinanych w esy-floresy, ocieniałparę schodków, prowadzących do drzwi wejściowych.Wieczorami na schodkach tych siadywał „dwornik” iprzygrywał tęsknie na bałałajce, nie przestając ani nachwilę zaśmiecać trotuaru słonecznikowymi pestkami,wypluwanymi z nieprawdopodobną maestrią.

Codziennie około południa mijał nasz dom pojazdgubernatora. Rozłożysty, błyszczący świeżym lakieremfaeton zaprzężony był w trójkę tłustych karogniadychkoni o bardzo długich grzywach i ogonach. Środkowykoń szedł wyciągniętym kłusem pod pomalowaną naczerwono „dugą”. Dwa boczne, tzw. „pristiżnyje”, galo-powały bezładnie, trzymając głowy przepisowo zwró-

cone na zewnątrz. Wydawało się, że każdy koń ciągniegubernatora w inną stronę i było wręcz zdumiewające,dlaczego w tych warunkach rozpędzony pojazd w ogóleposuwa się naprzód. Na koźle siedział furman, ubrany wczarny aksamitny kaftan, suto marszczony po bokach iprzepasany kolorową krajką. Z kaftana wystawały jas-krawo pomarańczowe, sztywno wyciągnięte przed sie-bie, jedwabne rękawy. Na obficie wysmarowanej sadłemgłowie sterczała mała, okrągła czapeczka, umajona doo-koła pawimi piórami. Ta groteskowa postać tak pochła-niała moją uwagę, że zwykle zapominałem przypatrzećsię rozpartemu na poduszkach powozu gubernatorowi.

Niebawem przenieśliśmy się do innego mieszkaniana ulicę Funduklejowską 44. Mieściło się ono w jed-nopiętrowym domku, położonym w głębi podwórza.Mieszkanie było bardzo obszerne, o dużych widnychpokojach, korytarzach i zakamarkach, rozplanowane zrozrzutnym rozmachem. Odwrotną stroną medalubyły roje karaluchów i prusaków, beztrosko spacerują-cych po ścianach i podłogach. Gdy matka moja wyra-ziła zdziwienie, jak można było dotychczas mieszkać wtych warunkach, odpowiedziano jej, że owady te przy-noszą domowi szczęście i że tępienie ich byłoby lekko-myślnością. Ale matka była innego zdania. Ryzykującutratę szczęścia domowego wydała bezlitosną walkę in-sektom. Przez dłuższy czas cały dom pachniał karbo-lem, terpentyną i innymi ingrediencjami, dopóki

KRYNICA nr 90 41

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Page 43: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

ostatni prusak nie wyciągnął nóg i nie został wymie-ciony na śmietnik. Domek nasz, zasłonięty od ulicywysoką kamienicą, przylegał do sporego ogrodu. Nawiosnę ogród ten przybierał białoróżowe barwy, a wońkwitnących jabłoni wlewała się przez otwarte okna donaszych pokoi. Wieczorami, gdy siedzieliśmy na bal-konie, roje chrabąszczy przelatywały z brzękiem nadnaszymi głowami.

Pod nami, na parterze, mieszkało podstarzałe mał-żeństwo. Starszy pan z rzadka tylko ukazywał się naro-dowi. W oknie siadywała zwykle pani. Była to nie-młoda już, ale zdradzająca minione czasy pięknościbrunetka o bujnych kształtach, prawie zawsze opiętychw kolorowy szlafrok. Z okna opuszczona była doogrodu, niby zwodzony most, długa, uginająca siędeska, po której co chwila zbiegały z miękkim tupo-tem krótkich łapek dwa jamniki.

W tym to mieszkaniu zaczęto przygotowywać mójumysł do czekających mnie zadań życiowych. Pod kie-runkiem pani Marii Foltańskiej, starzejącej się rudejpanny o rubensowskich kształtach, stawiałem pierwszekroki po stromej ścieżce wiedzy, która z czasem do-prowadzić mnie miała do wrót szkoły, a potem do gim-nazjum. Panna Maria miała złote serce i bardzo brzydkicharakter pisma, a pamiętam też, że używała tanich,bardzo złych perfum, których zapach snuł się po po-koju długo po zakończeniu lekcji.

Zaczynałem powoli oswajać się z Kijowem, z jego napoły europejskim, na poły azjatyckim charakterem. Poz-nałem oczywiście dopiero później różne zalety i wadytego rozległego, pięknego miasta. Na razie prowadzanomnie jeszcze za rękę po ulicach, nie zawsze tam, dokądbym pragnął, a pozwalano swobodnie poruszać się tylkow obrębie rozległego naszego podwórza i ogrodu. Ale itam udało mi się zawrzeć interesujące znajomości. Oka-zało się, że we frontowej kamienicy mieszkali pocho-dzący z Warszawy państwo Szostkiewiczowie, którzymieli syna Tadeusza i córkę Zosię. Zosia przychodziła donaszego ogródka ze swą boną, fertyczną Niemeczką. Za-warcie znajomości nie nastręczyło większych trudności iodtąd spotykaliśmy się niemal codziennie.

Z czasem przyłączył się do nas mieszkający nieopo-dal Zygmunt Knothe i zabawy nasze stały się bardziejurozmaicone. Zygmuś nie wiedział jeszcze wtedy, że zo-stanie kiedyś historykiem sztuki i konserwatorem wGdańsku, i nosił zamiast łysiny krótko przystrzyżone bar-dzo czarne włosy. Był bardzo nerwowy, dowcipny, cho-dził drobnym, szybkim kroczkiem i umiał bardzo prędkobiegać po alejach ogródka. Czas upływał nam tym milej,

że fertyczna Niemeczka pozostawiała nas w spokoju, cał-kowicie pochłonięta rozmową z o wiele starszym od nasTadziem, pożerającym ją łakomym wzrokiem.

Przyszedł wreszcie czas, gdy zaprowadzono mnie doszkoły. Szkoła była polska. Dyrektorką była znana wKijowie pani Zofia Żukiewiczowa. Jej wygląd i zacho-wanie dokładnie odpowiadały doskonałemu wcieleniucnót społecznych i towarzyskich. Wysoka, bardzo przy-stojna, zawsze nieskazitelnie i elegancko ubrana, mó-wiąca powoli i autorytatywnie, łączyła w sobie majestatkrólowej Jadwigi z temperamentem idealnej przełożo-nej pensji. Szkołę prowadziła w swoim mieszkaniu. Wdwóch pokojach, zamienionych na klasy, kilkorochłopców i dziewcząt wkuwało gramatykę, język ro-syjski, arytmetykę i geografię. Podczas wielkiej pauzyprzechodziliśmy do jadalnego pokoju, gdzie pod czuj-nym okiem matki pani Żukiewiczowej, żwawej, aledość zrzędliwej staruszki, trzeba było grzecznie zjeśćwszystko, co starsza pani do jedzenia przygotowała.

W wyprowadzeniu nas na ludzi dopomagały paniŻukiewiczowej dwie nauczycielki. O ile panna Mat-kowska należała do tych na pozór srogich, wybucho-wych nauczycielek, nie szczędzących co tępszym ucz-niom gorzkich słów i zjadliwych epitetów, o tyle jej kole-żanka, chuda brunetka o oliwkowej cerze i wielkich czar-nych oczach, umiała tylko łagodnie do nas przemawiać.

***Tak przeszły dwa lata. Kijów tonął w świeżej, jas-

krawej zieleni drzew. Brzydkie żółte fasady domówbłyszczały w jaskrawym słońcu, jakby obmyte z zimo-wego brudu. Stoki Carskiego Ogrodu pokryły sięburym puchem młodych listków. W dole u stóp Wło-dzimierskiej Górki szumiał niebieski, szeroko rozlanyDniepr. Z wody sterczały żałośnie dachy zatopionejSłobódki i Truchanow-Ostrowa. Daleko, jak okiemsięgnąć, niby morze, niebieszczała woda. Błyszczałyoślepiająco w słońcu kopuły Pieczerskiej Ławry i Sofi-jowskiego Soboru, strzelały w niebo smukłe, przez Ras-trellego budowane, wieżyce Andrejewskiej Cerkwi.

Po bruku obmytym wiosennym deszczem przeraźli-wie stukały żelazne obręcze kół. „Izwozczycy” pocili sięw swych watowanych tułubach. Pot spływał spod śmiesz-nych, karykaturalnych cylinderków. Na schodkach, przedbalustradkami drewnianych wycinanych w desenie ga-neczków, siedzieli brodaci „dwornicy”. Od czasu do czasucienko zawodziła bałałajka lub słychać było przeciągły,tęskny śpiew. Na ulicach pojawili się sprzedawcy lodóww białych fartuchach i wołali przeciągle: „saachar moroo-żenyj…” Po podwórzach domów wystawali handlarze

42 KRYNICA nr 90

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Page 44: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

starzyzną, Tatarzy, wołając gardłowym głosem: „Uisz,stary uisz, pakpaj...” (wieszczi, staryje wieszczi, pokupaju).Na placu przed operą nudził się stójkowy. Na głowie miałjuż letnią czapkę z białym denkiem.

Była wiosna. Wraz z paroma kolegami wkuwaliśmy,przygotowując się do egzaminu.

Pani Matkowska po raz ostatni usiłowała wbić namdo głowy skomplikowane zasady arytmetyki. Po raz niewiem który gorzko wymawiała lenistwo i z rozmachempodkreślała czerwonym ołówkiem wołające o pomstędo nieba błędy w rosyjskim dyktandzie.W obliczu bli-skiego niebezpieczeństwa czuliśmy ogrom winy. Duszacoraz wyraźniej sadowiła się na ramieniu.

***

Pierwsze wrażenie, jakie odebrałem, wkraczając wmury prywatnego gimnazjum Włodzimierza Pawłowi-cza Naumenki, nie było zachęcające. Gimnazjum mie-ściło się w starej czynszowej kamienicy przy ulicyPodwalnej 25. Klatka schodowa, dość porządna, aleciemnawa, ze szklanym dachem oświetlającym ka-mienne schody, prowadziła do klas, przerobionych zpomieszczeń mieszkalnych. Na każdym piętrze mie-ściły się spora sala rekreacyjna i pokoje nauczycielskie.Na pierwszym piętrze, otoczony nimbem nieznanej miwówczas jeszcze grozy, był gabinet inspektora PawłaAleksandrowicza Dołguszyna.

Wprowadzono mnie do korytarza. Za zamkniętymidrzwiami odbywał się egzamin. Wraz z paroma, równie

jak ja przepłoszonymi aspirantami do tytułu uczniapierwszej klasy gimnazjalnej, oczekiwałem swej kolejki.Od razu na wstępie uderzył mnie widok, zdolny ode-brać najśmielszemu kandydatowi na gimnazistę resztkiodwagi. Zobaczyłem tłustawego chłopaka, ryczącegowniebogłosy i zalanego łzami. Matka próbowała go po-cieszać i coś do niego mówiła, ale każde jej słowo wy-woływało jeszcze żałośniejsze jęki i chlipania. Z dys-kretnej odległości grupka chłopców ze zgrozą przyglą-dała się scenie. Ktoś szepnął tajemniczo: „Zrył z geo-grafii. To Bylina”.

Spotkałem go po kilku dniach w klasie. Kolegowa-liśmy potem aż do matury. Ów niefortunny, płaczliwygeograf okazał się z czasem bohaterskim, wielokrotnieza odwagę odznaczanym oficerem. „Tempora mutanturet nos mutamur in illis” (Czasy się zmieniają i my zmie-niamy się z nimi – przyp. JF).

Z bolesnego osłupienia wyrwało mnie wezwanie naegzamin. Nie pamiętam już jak go zdałem. Faktem jest,że zostałem uczniem pierwszej klasy gimnazjalnej. Kumemu zmartwieniu kupno munduru odłożono do po-wrotu z wakacji. Udało mi się tylko wytargować naby-cie granatowej czapki z blado niebieskimi wypustkami.Nad ceratowym daszkiem olśniewająco błyszczały złotepalmy, okalające srebrne litery „CZ.N.G” (CzastnajaNaumenki Gimnazja). W tej urzędowej czapce, ale wcywilnym jeszcze ubraniu, wyjechałem nazajutrz z ro-dzicami na wakacje.

KRYNICA nr 90 43

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Page 45: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Gimnazjum Naumenki należało do szykownych inajdroższych zakładów naukowych w Kijowie. Było togimnazjum prywatne „z prawami”. Uczęszczali doń sy-nowie zamożniejszych rodzin rosyjskich, trochę boga-tych Żydów i spora grupa Polaków. Gimnazjum byłoliberalne i na owe czasy bardzo postępowe. Szkoła stałana wysokim poziomie naukowym, a dobór uczniów za-pewniał też wyższy poziom moralny i towarzyski.

„Naumenczaki” nosili się górnie, z wyższością spo-glądając na sztubaków z „kazionnych” gimnazjów, odzianych w czarne „rubaszki”, przepasane skórzanympaskiem z klamrą, podczas gdy my mieliśmy kurtkigranatowe szyte austriackim krojem i jaśniejsze niebie-skie spodnie. „Kazionni” gimnaziści wymyślali nam od„paniczyków” i „maminsynków”. Znosiliśmy to z po-gardliwą pobłażliwością, ponieważ i tak było wiadomo,że nie kto inny, tylko my mieliśmy największe forywśród uczennic polskiego gimnazjum żeńskiego paniPeretiatkowiczowej, tzw. „peretiatek”. A to w gruncierzeczy było najważniejsze.

Po powrocie z wakacji otrzymałem upragnionymundur i po raz pierwszy zetknąłem się z nieznanymmi dotychczas światem rosyjskich belfrów i kolegów.Na każdym kroku napotykałem niespodzianki. Od razuna wstępie popełniłem towarzyską gafę. Jako dobrzeułożony młodzieniec, napotkawszy w sali rekreacyjnejnauczycielkę rosyjskiego Nadieżdę Pietrownę, gdy tacoś do mnie przemówiła, szurnąłem nogą i pocałowa-łem ją z galanterią w rękę. Ku memu zdziwieniu mojaszarmanteria wywołała widoczne zakłopotanie u Na-dieżdy Pietrowny. Marszcząc i tak już pomarszczone,pucołowate oblicze i przymrużając małe skośne oczkauśmiechnęła się i powiedziała: „Nie trzeba, nie trzebacałować w rękę. Ot tak: ukłonić się i wystarczy”.

Dyrektorem szkoły był bardzo kulturalny starszypan Włodzimierz Pawłowicz Naumenko. Wytrawny,światły pedagog, wyrozumiały, choć surowy wycho-wawca młodzieży, cieszył się ogólnym szacunkiem idużym autorytetem. Umiał w sposób taktowny rządzićszkołą, traktując jednakowo obiektywnie i sprawiedli-wie zarówno Rosjan, jak Polaków i Żydów. Umiał teżdobierać nauczycieli. Na ogół byli to ludzie inteligentnii kulturalni, znający swój fach i umiejący zaintereso-wać uczniów tematem, który wykładali.

Może największym autorytetem moralnym cieszyłsię nauczyciel łaciny, Polak, pan Stanisław Trapszo. PanaStanisława Trapszo my, Polacy, uważaliśmy trochę zaswego duchowego przywódcę i opiekuna. Wiedzieliśmy,że jest członkiem wielu polskich organizacji i stowarzy-

szeń. Wiedzieliśmy, że należy do Polskiego TowarzystwaGimnastycznego. Spotykaliśmy go nieraz na wieczor-nych ćwiczeniach gimnastycznych, ubranego, tak jakmy, w sokolską białą koszulkę z czerwonymi wypust-kami i w granatowe trykotowe spodnie. Mówiło się doniego wtedy: „Druhu”. Wspólnie wykonywaliśmy nakomendę druha Radomskiego różne ewolucje, przy-siady, ćwiczenia na drążku i zwroty. Druh StanisławTrapszo, ubrany w sokolską koszulkę, wydawał się namjakiś bliski, zwłaszcza gdy uśmiechał się przyjaźnie zzabinokli. I trudno nam było wyobrazić sobie, że zjawisię nazajutrz w klasie z groźną zmarszczką na czole iwciśniętą w wykrochmalony kołnierzyk hiszpanką i żezamiast białej koszulki z czerwonymi wypustkami bę-dzie miał na sobie długi granatowy surdut ze złotymiguzikami, a my, zapytani przezeń, czy nauczyliśmy sięzadanej lekcji, odpowiemy: „Da, my wyuczili, StanisławBolesławowicz”. Zawsze nienagannie ubrany, z gładkoprzyczesaną siwiejącą czupryną, podkręconym staran-nie wąsem i hiszpanką, spoglądał surowo zza binokli,nękając deklinacjami i tłuma czeniem Cezara. Nie byłoz nim żartów. Dla nas, Polaków, był specjalnie wyma-gający. Gdy któryś z nas coś przeskrobał, Trapszo umiałni stad, ni zowąd wtrącić takie zdanie, które tylko dlanas było zrozumiałe i niby batem podcinało nasza am-bicje. „Nie spodziewałem się tego po was, myślałem, żeinaczej rozumiecie swoje obowiązki.”

Nauczycielem języka francuskiego był wysoki ichudy jak szczapa Maurice Maillard. Wymagający, lo-giczny, nie pozbawiony poczucia humoru umiał, jaknikt inny, utrzymać w ryzach klasę i zainteresować wy-kładem. Jemu to zawdzięczam znajomość literaturyfrancuskiej. Rzutki i pomysłowy, przeprowadził wysta-wienie na scenie gimnazjalnej sztuki „Cyrano de Berge-rac”, odegranej po francusku przez uczniów najstar-szych klas z dużym powodzeniem. W ostatnim rokumoich studiów, z inicjatywy Maurice Maillarda, klasanasza odegrała jednoaktówkę Anatola France’a „L’hom-me qui epouse une femme muette” (Człowiek, któregożona była niemą kobietą – przyp. JF). Grałem w tejsztuce rolę tytułową. Kostiumy wypożyczono z teatruSołowcowa, a scenę udekorowano pięknymi meblami-antykami, wypożyczonymi z mieszkania ojca mego ko-legi i przyjaciela, mecenasa Stanisława Żeromskiego.Sztuka wystawiona została niezwykle starannie, a fran-cuski tekst w wykonaniu uczniów był bezbłędny.

Nie mógł popisać się takimi osiągnięciami niefor-tunny kolega Maurice Maillarda – nauczyciel językaniemieckiego Karł Pietrowicz Rudin. Dzielił on trady-

44 KRYNICA nr 90

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Page 46: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

cyjny, a opłakany los wszystkich bodaj wykładowcówjęzyka niemieckiego w szkołach rosyjskich. Klasa wczasie jego wykładów szalała. Zajmowano się wszyst-kim, tylko nie językiem Schillera i Göthego. Co prak-tyczniejsi uczniowie odrabiali lekcje „na jutro”. Bar-dziej lekkomyślni grali w „piórka”, czytali powieści lubrozmawiali. Nieszczęsny Rudin krążył bezradnie wśródławek w nadziei, że przecież może znajdzie u kogośotwartą na właściwej stronie „Marię Stuart” Schillera.Ale książki nikt nie miał. „Unglaublich – wołał zrozpa-czony Karłusza – kein einziges Buch”. (Niewiarygodne,ani jednej książki – przyp. JF).

Jeszcze gorszy bałagan panował na lekcji fizyki.Wśród nieopisanego zamętu, wrzasków i bójek wkra-czał do klasy fizyk Aleksander Iwanowicz. Pod pachąniósł wielki „Dziennik klasowy”. Wcisnąwszy koziąbródkę w kołnierzyk, wytrzeszczał błędne oczy. Małykartoflowaty nosek błyszczał opalizującą czerwienią.Zatrzymywał się przed katedrą i długą chwilę stał mil-czący i nieruchomy. Dookoła kłębiło się i wrzało jak wgarnku. Ogłuszające wrzaski, śpiewy, nawoływania niedocierały do świadomości nauczyciela. Leniwy i roz-trzepany teraz dopiero zastanawiał się nad tym, co manam do powiedzenia. Aż, skończywszy „obdumkę”,chwytał niespodziewanie dziennik, unosił go nad gło-wę i z całej siły walił nim w pulpit. Przypominało to

wystrzał z pistoletu. „Nu, dowolno!” Na ten odgłos gwarnieco się uspokajał i zaczynała się lekcja. AleksanderIwanowicz tracił wątek swych wywodów i zbaczał naślepe tory, gdy specjaliści od zbijania fizyka z panta-łyku wtrącali znienacka bezsensowne uwagi i zapyta-nia. Czasami doprowadzało to nieszczęsnego belfra dowybuchów wściekłości. Rzucał w nas wtedy różnymi,napotkanymi pod ręką przedmiotami, a po-tem wsty-dził się swego nieopanowania przez długie lata. Powie-dział nam o tym na pomaturalnej bibce, gdy już jako„dorośli” maturzyści rozmawialiśmy sobie swobodnieprzy kieliszku.

Nie sposób, dla dopełnienia obrazu, nie wspomniećo najbardziej charakterystycznym przedstawicielu ów-czesnego urzędowego świata pedagogicznego – o na-szym inspektorze i matematyku, Pawle Aleksandro-wiczu Dołguszynie. Reprezentował on wśród ciała pe-dagogicznego narzucony przez kuratorium czynnik po-licyjno-rządowy. Zdaje się, że obawiali się go zarównouczniowie, jak nauczyciele. Kontrolował on bowiem„błagonadiożnost” i jednych, i drugich. Był to niewy-soki, barczysty mężczyzna, o ruchach kocich i spręży-stych. Przystojną twarz o oliwkowej cerze i wystającychkościach policzkowych okalała szpakowata broda.Czarne, gładko uczesane włosy wieńczyły wysokieczoło. Spod ciemnych brwi patrzyły przez ciemne oku-

KRYNICA nr 90 45

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Page 47: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

lary przenikliwe czarne, wszystko dostrzegające oczy.Dołguszyn nosił zazwyczaj długi, granatowy surdut ibuty bez obcasów. Dzięki tym butom stąpał bezsze-lestnie jak kot, co pozwalało mu zjawiać się niepo-strzeżenie w najbardziej nieodpowiednich miejscach.Nieraz zacietrzewieni dysputą uczniowie znajdywali goraptem za swoimi plecami, z lekko przechyloną głową,podsłuchującego ich wywody. To znów Dołguszyn za-glądał do ubikacji lub stał niezauważony w drzwiachklasy. „Pawki” bano się jak ognia, a jego gorliwość, niezawsze licujące z powagą pedagoga policyjne metodysprawiały, że był on przedmiotem nieustannych prze-kpinek, zarówno ze strony Rosjan, jak i Polaków.

Dołguszyn wykładał matematykę. Czynił to z dużąumiejętnością. Umiał mówić jasno i logicznie. Umiałnawet największym w tej dziedzinie hebesom (łac. głu-piec – przyp. JF), do których, niestety, należałem,wmówić, że znajomość logarytmów jest w życiu równieniezbędna, jak umiejętność posługiwania się widelcemi nożem, a należyte zrozumienie teorii Dedekinda jestkardynalnym warunkiem życiowego powodzenia. Naj-większym jednak osiągnięciem pedagogicznym Doł-guszyna było chyba to, że jego uczniowie potrafilinauczyć się wszystkich tych niezrozumiałych mądrościi zdawać z nich egzamin z dobrym wynikiem.

Zapowiedź klasówki równała się wiadomości o nad-chodzącym, a nieuniknionym kataklizmie. Dołguszynnie tylko był surowym i wymagającym pedagogiem, alemiał swój własny, wyrafinowany system sprawdzanianaszych umiejętności. Gdy zadźwięczał dzwonek, pa-dano sobie w objęcia, żegnając się „na zawsze” przeddecydującą próbą. Wreszcie wartownik, czatujący wedrzwiach klasy, wbiegał z panicznym okrzykiem: „Idzie!idzie!”. Zalegała śmiertelna cisza. We drzwiach zjawiałsię Dołguszyn i od progu już wołał: „Razdwigajtie par-ty!”. Siedzieliśmy w pięciu rzędach. Rzecz polegała natym, by nasze jednoosobowe ławki odsunąć od siebiejak najdalej. Wówczas inspektor brał kredę do ręki iogłaszał: „W sieriedinie i po krajam sidiaszczije: zadaczanomier pierwyj”. Po czym dyktował tekst zadania. Za-danie numer 2 otrzymywały rzędy drugi i czwarty. Wten sposób „ściąganie” od sąsiadów z lewej i prawejstrony stawało się niemożliwe. Rozstęp zaś pomiędzyławkami, stojącymi z przodu i z tyłu, był tak duży, żeporozumiewanie się było praktycznie niewykonalne.

Podyktowawszy zadanie Dołguszyn zasiadał nakrześle, wyjmował gazetę i zatapiał się w jej czytaniu.Po pewnym czasie poniektórzy uczniowie zaczynalizdradzać zaniepokojenie. Ten i ów, widząc, że nigdy nie

dojdzie, kiedy turysta, który przejechał parostatkiem o3 wiorsty więcej niż łódką, zostanie dopędzony przezswego kolegę, poczynał dawać rozpaczliwe znaki, wzy-wając ratunku. W odpowiedzi zwinięta w kulkę „ścią-gaczka” niby koło ratunkowe leciała przez klasę. Ale wtym samym momencie Dołguszyn zrywał się z krzesłai w paru susach stawał przy rozbitku. Długo nie mo-gliśmy zrozumieć, co było powodem tego niezwykłegojasnowidzenia. Okazało się, że była nim po prostu maładziurka w gazecie, przez którą przemyślny pedagog ob-serwował swoich wychowanków.

Uczniowie Polacy prowadzili z Dołguszynem głu-chą walkę o fason czapek, którym starali się nadać wy-gląd polskich „maciejówek”, wyjmując z szerokiegoronda usztywniający drut. Dołguszyn czapki takie na-zywał pogardliwie „blinczykami”, przeciwstawiając impiękno urzędowych „kłapouchów”. Co roku też po-wtarzała się heca z Zaduszkami, na które demonstra-cyjnie nie przychodziliśmy do szkoły. Pomimo tychdrobnych szykan Dołguszyn był dla nas, Polaków, za-wsze sprawiedliwy, gdy chodziło o ocenę naszych umie-jętności. Karcąc nas za różne przekroczenia, w których– może i słusznie – wyczuwał chęć podkreślenia naszejkulturalnej odrębności, nie szczędził też gorzkich wy-mówek swoim współrodakom.

Z kolegami Rosjanami łączyły nas – z małymi wy-jątkami – dobre koleżeńskie stosunki. Ograniczały sięprzeważnie do współżycia w szkole, gdzie wzajemnieprzestrzegaliśmy wobec siebie reguł lojalnej koleżeń-skiej współpracy.

Z pobytu w Gimnazjum Naumenki zachowałem jaknajlepsze wspomnienia. Kolegów miałem dobrych, kul-turalnych, o dużych ambicjach i wysokim poczuciuetycznym, wesołych i koleżeńskich. Przyjaźnie nawią-zane w szkolnych murach przetrwały kataklizmy wo-jenne, przemiany społeczne i wszystkie te karkołomnesalta mortale, których nie szczędziła naszemu pokoleniuhistoria ostatnich czterdziestu lat. I gdy spotykamy sięteraz w jakże odmiennych warunkach, czujemy się znówmłodzi, tacy sami, jakimi byliśmy wtedy, gdy wymkną-wszy się na wagary zbiegaliśmy po stromych zboczachWłodzimierskiej Górki do Mogiły Askolda, by popa-trzeć na szeroko rozlany Dniepr płynący u naszych stóp.

***Ówczesny Kijów był miastem, w którym spotykały

się i przenikały wpływy europejskie z azjatyckimi. Obokwykwintnych pałacyków, stawianych na modłę pary-skich arystokratycznych rezydencji, stały w cieniu drzewpomalowane na żółto, kryte zieloną blachą „osobniaki”

46 KRYNICA nr 90

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Page 48: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

bliźniaczo podobne do swych moskiewskich czy peter-sburskich, jak się to wówczas mówiło, pierwowzorów.Wysokie, wielopiętrowe nowoczesne kamienice sąsia-dowały z małymi, parterowymi domkami. Po bruko-wanych „kocimi łbami” ulicach o głębokich rynszto-kach, nad którymi przerzucone były drewniane mostki,podskakiwały na żelaznych obręczach kół groteskowedorożki, tzw. „pietuchy”, zaprzężone w poszerszeniałe,łękowate szkapy. Mijały one eleganckie karety, sprowa-dzone z Wiednia czy z Warszawy.

W zimie, gdy puszysty śnieg pokrył bielą ulice,przechodnie przystawali, by popatrzeć na mknące środ-kiem jezdni „lichacze”. Jeżdżenie „lichaczami” nie na-leżało do najlepszego tonu. Jeździli nimi przeważnieoficerowie gwardyjscy, bogaci kupcy lub rzucający pie-niędzmi lekkomyślni birbanci. Podczas gdy normalnykurs dorożki kosztował 25, 20, a nawet 15 kopiejek,lichaczowi płaciło się po rublu i więcej. Ale też była tokawalerska jazda! Na mikroskopijnym koziołku sanekna wpół stał, na wpół siedział karykaturalnie gruby„kuczer”. Wywatowany tułub powiększał jeszcze natu-ralną tuszę. W sztywno wyciągniętych przed siebie rę-kach trzymał lejce. Orłowski rysak mknął z zawrotnąszybkością, wyciągnięty jak chart goniący zająca.Grudy śniegu, wzbijane kopytami końskimi, pryskały,obijając się o przód sanek i ochronną siatkę, zwisającą

z „dugi”. Pęd tamował dech w piersiach. „Hop, bierie-giś!” – pokrzykiwał kuczer. Było na co popatrzeć.

Gdym chodził do szkoły, dostawałem od rodzicówpo 10 kopiejek dziennie na drugie śniadanie. Za te pie-niądze kupowałem sobie dużą pajdę chleba za 1 ko-piejkę, dwie kiełbaski, przypominające nasze kabanosypo 3 kopiejki sztuka i ciastko za 3 kopiejki. Pamiętamteż, że dziesiątek moreli (morele, brzoskwinie i jabłkasprzedawano na „dziesiątki”) kosztował 2 kopiejki.

Żyło oczywiście w Kijowie wielu ludzi, którym do-skwierała bieda, a było i wielu nędzarzy. Faktem jest, żenędza i zaniedbanie ocierały się w Kijowie o bogactwo,przepych i rozrzutność, o jakiej my dziś nie mamy ża-dnego pojęcia.

W czasie tych kilkunastu lat, które spędziłem w Ki-jowie, miasto rozbudowało się i unowocześniło. Nagłównych ulicach kocie łby zastąpiono brukiem zeszwedzkiej kostki. Powstało kilka nowych linii tram-wajowych. Sprowadzono nowoczesne luksusowe wozyo wyściełanych, pokrytych rafią siedzeniach. Znikłygłębokie rynsztoki i drewniane mostki, ułatwiająceprzechodniom przebrnięcie przez rwące po każdymdeszczu potoki. Zmodernizowane, jaskrawo oświetlonewitryny sklepów nadawały Kreszczatikowi i kilku głów-niejszym ulicom europejski charakter.

KRYNICA nr 90 47

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Page 49: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Zamykam oczy i próbuję wydobyć z mroku za-pomnienia wygląd tamtego dawnego Kijowa.

Ulica Funduklejowska, przy której mieszkaliśmy,była szeroką, wysadzaną drzewami magistralą o wyso-kich, nowoczesnych kamienicach. Szedłem codzienniedo szkoły nieco dalszą, wygodniejszą drogą. Najbliższaprowadziła przez ulicę Nestorowską, łączącą ulicę Fun-duklejowską z Podwalną. Była ona tak stroma, że kie-dyś zużyłem około pół godziny na jej pokonanie. Byłoto w zimie. Gołoledź była tak straszna, że nie mogącutrzymać się na nogach i zjeżdżając co chwila w dół,musiałem wspinać się krok za krokiem, czepiając sięsztachet płotów, ogradzających ogrody domów.

Ulicą Funduklejowską dochodziło się do placuOpery. Kijów był miastem muzykalnym, a publicznośćumiała niezwykle entuzjastycznie przyjmować występysławnych śpiewaków, niejednokrotnie przyjeżdżającychtu na występy gościnne. Pamiętam tłumy, oblegającekasy operowe i zalegające plac przed gmachem, gdy doKijowa przybyła słynna Gay, niezrównana w roli Car-men. Tłumy gromadziły się tak wielkie, że porządekmusieli utrzymywać konni policjanci. Ci, którym udałosię dostać na przedstawienie, opowiadali potem codziało się na widowni. Publiczność szalała. Znakomitąśpiewaczkę dosłownie zarzucono kwiatami, a także... rę-kawiczkami, bransoletami i czapkami. Był to swoisty,rosyjski sposób wyrażania swego entuzjazmu. Dawałoto pratekst do pójścia za kulisy po odbiór rzuconych nascenę przedmiotów, co czasem pozwalało zobaczyć zbliska śpiewaczkę i złożyć jej osobiście gratulacje.

Naprzeciw Opery mieścił się jeden z najlepszych ki-jowskich hoteli – hotel „Francois”. Właścicielem jegobył Polak, pan Gołąbek, ten sam, który po pierwszejwojnie światowej osiedlił się w Poznaniu, gdzie założyłfabryczkę doskonałych cukierków. Hotel „Francois”miał przy ul. Funduklejowskiej obszerną, bardzo ele-gancką cukiernię, znaną z doskonałych wyrobów cu-kierniczych, kawy i herbaty. W cukierni „Francois”spotkać było można najwytworniejszą publiczność. Zewzględu na właściciela stałymi gośćmi hotelu i cukierni„Francois” bywali Polacy zamieszkujący w Kijowie, jaki przyjeżdżający z prowincji. Niektórzy z nich mieli tamswoje stałe apartamenty.

Rodzice moi urządzali od czasu do czasu przyjęciadla swoich licznych znajomych. Jedno z nich było spe-cjalnie liczne. Zaproszonych było około 80 osób. Wsalonie tańczono. Potem podano kolację. Goście za-siedli przy ustawionych w podkowę stołach. Nadeszłachwila, w której na stole pojawić się miał deser – za-

mówione od „Francois” lody. Dojadano już pieczyste imoja matka rzucała coraz rozpaczliwsze spojrzenia nadrzwi, w których powinien był ukazać się służący z deserem. Wreszcie ktoś zatelefonował do cukierni. Od-powiedziano z zakłopotaniem, że zaszło nieporozu-mienie, ale że za chwilę lody przyniosą. Upłynęło jesz-cze kilkanaście minut w napiętym oczekiwaniu, ma-skowanym sztucznie podtrzymywaną rozmową. I otonareszcie wniesiono półmiski, na których stały żałośnieprzekrzywione, na wpół rozpuszczone, lodowe wieże.

Nazajutrz, około południa, zadzwonił dzwonek i wprogu ukazał się boy z cukierni „Francois” z olbrzymiątacą. Na tacy piętrzyła się piramida z pięćdziesięciuciastek. Boy oświadczył, że p. Gołąbek przysyła ciastkana przeprosiny za wczorajszą kompromitację z lodamii bardzo przeprasza za kłopot, na jaki naraził mojąmatkę. Na próżno ojciec zaraz zatelefonował, że niemoże przyjąć tak kosztownego daru – nic nie pomogło.Musieliśmy rozdawać ciastka znajomym i sami omalnie pochorowaliśmy się z przejedzenia.

Poza hotelem „Francois” było jeszcze w Kijowiekilka pierwszorzędnych hoteli. Na Kreszczatiku –„Grand Hotel”, należący do Włocha, pana Lancia, aprzy ulicy Mikołajewskiej – hotel „Continental”, rów-nież jeden z najelegantszych i najlepiej prowadzonych.

Minąwszy plac Opery szło się dalej, lekko spadającąku Kreszczatikowi, ulicą Funduklejowską. Można było,minąwszy kawiarnię „Francois”, skręcić w prawo ulicąWłodzimierską i dojść do Uniwersytetu św. Włodzimie-rza. Uniwersytet znajdował się w cieniu starych drzew,prawie na rogu ul. Marino-Błagowieszczeńskiej. Możnateż było skręcić w lewo w stronę Placu Sofijowskiego.Idąc prosto ku Kreszczatikowi szło się zwykle lewąstroną ulicy. Prawa mało była zabudowana i nieciekawa.Natomiast po lewej mijało się szereg dobrze zaopatrzo-nych sklepów i można było pogapić się na wystawy.

Zaraz gdzieś niedaleko Włodzimierskiej mieścił sięniewielki sklep papierniczy Pigłowskiego. Pigłowski byłPolakiem. Sam sprzedawał za ladą papier listowy, ka-jety, atrament, pióra i inne materiały piśmienne. Alenie to stanowiło magnes przyciągający sztubaków dojego sklepiku. Atrakcją były znaczki pocztowe, któremożna było u pana Pigłowskiego kupić lub długo jeoglądać i wybierać, a także radzić się gospodarza, któryuchodził za znakomitego i zamiłowanego filatelistę.Nieco dalej, nad bramą prowadzącą na błotniste po-dwórze, wielki kalosz reklamował znaną w całej Rosjifabrykę wyrobów gumowych „Treugolnik”.

48 KRYNICA nr 90

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Page 50: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Niedaleko „Treugolnika” mieścił się mały, wieczo-rami jaskrawo oświetlony sklepik. W witrynie i na pół-kach sklepu błyszczały mosiężne i niklowane samo-wary, emaliowane tace i lakowe pudełka na herbatę zezłoconymi wizerunkami smoków, Chińczyków i żu-rawi. Za ladą dwaj starsi, bardzo uprzejmi panowiesprzedawali herbatę i kawę, której zapach czuć było ażna ulicy. Matka moja zawsze zaopatrywała się w her-batę w tym sklepie. Do każdej zakupionej paczkiuprzejmi sprzedawcy dołączali kupon, opiewający naodpowiadającą zakupowi kwotę. Zależnie od ilości ze-branych kuponów można było po pewnym czasie do-stać premię. W ten sposób matka moja doszła doposiadania niklowego samowara na 40 szklanek her-baty i dużej porcelanowej tacy.

Już po wybuchu pierwszej wojny światowej po pra-wej stronie ulicy Funduklejowskiej w małym partero-wym domku otworzył polską księgarenkę przybyły zGalicji pan Narcyz Gieryn. Warto było wtedy prze-chodzić „na drugą stronę”, by przejrzeć najnowsze pol-skie wydawnictwa i zobaczyć jeszcze coś, co pan Gierynpokazywał tylko swym znajomym w małym, przylega-jącym do księgarni pokoiku. Była to pieczołowiciezbierana kolekcja okładek i obwolut, starannie wklejo-

nych do kilku grubych albumów. Pan Gieryn z błogimuśmiechem pokazywał swój skarb, zwracając uwagę napiękniejsze czy rzadsze okładki. Trzeba przyznać, że po-mysł kolekcjonowania okładek był oryginalny. Nigdypotem nie spotkałem już takiego zbioru.

Minąwszy ulicę Timofiejewską i ulicę Puszkińską,dochodziło się wreszcie do Kreszczatiku, spotykając podrodze jeszcze dwie kawiarnie – filię cukierni „Fran-cois” i „Udziałową”, po prawej stronie ulicy, uczęsz-czane przez Polaków, a zwłaszcza studentów, którzyjadali tam zwykle tanie kolacje.

Ale wróćmy jeszcze na plac Opery i pójdźmy ulicąWłodzimierską w lewo aż do miejsca, w którym nawprost stromo zbiegającej do Kreszczatiku ulicy Pro-reznej widnieje niewielki, ocieniony starymi drzewamiskwer, dający początek ulicy Wielkiej Podwalnej. Pośrodku skweru, ukryte w gęstwie wysokich drzew iokolone żelazną balustradą, wznosiły się ruiny ZłotejBramy. Chodziliśmy tam nieraz po lekcjach całą paczkąkolegów i przysta waliśmy przed szacownymi ruinami.Starałem się wyobrazić sobie Bolesława Chrobrego,przejeżdżającego przez ciasną, teraz ściągniętą żelaz-nymi klamrami bramę, na próżno wypatrując na jejczerwonych cegłach śladów królewskiego miecza.

KRYNICA nr 90 49

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Page 51: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Ale rozmyślania nad przeszłością nie trwały długo.Spieszono nam było skręcić w ulicę Włodzimierską,gdzie, po przeciwnej stronie, mieściło się polskie gim-nazjum żeńskie pani Peretiatkowiczowej. Czasami, gdypogoda była piękna i słoneczna, można było dojrzeć wotwartych oknach na piętrze czerwone, kraciaste mun-durki pensjonarek. Gdy się miało wyjątkowe szczęście,zdarzało się zobaczyć całe grono „peretiatek”, czerwie-niejące, niby pelargonie na balkonie. Niejednemu z nasżywiej zabiło serce na widok tej, w której małą foto-grafię z „Kalotechniki” wpatrywał się skrycie podczaslekcji, a która teraz wyszła niby przypadkiem na bal-kon, wiedząc, że on się tu zjawi. Defilowaliśmy więcpod balkonem gęsiego, nie bacząc na niebezpieczeń-stwo napotkania któregoś z naszych belfrów lub, cogorsza, samej przełożonej – pani Peretiatkowiczowej,nieprzychylnym wzrokiem patrzącej na tego rodzajuimprezy.

Ulicą Wielką Podwalną dochodziło się do naszegogimnazjum, mijając po drodze świątynię karaimską iulicę Stołypinowską. Dzięki dwóm naszym kolegomkaraimom, Iljuszy i Michałowi Duwanom, byliśmykiedyś na nabożeństwie karaimskim. Pamiętam jakieśwspaniałe chóry, zawodzące psalmy, i ołtarz, nad któ-rym zawieszona była czarna aksamitna zasłona z heb-rajskim napisem haftowanym złotem. Przybrany wciemną szatę kapłan miał na głowie wysoki czarny koł-pak i mówił coś gardłowym basem. Zapamiętałemtylko jedno słowo „czokołe, czokołe”. Peszyło nas to, żemusieliśmy stać cały czas w czapkach na głowie.

Przy ulicy Stołypinowskiej mieścił się szpital. Po za-machu dokonanym przez Bagrowa na Stołypina, ran-nego ministra przewieziono do tego właśnie szpitala,gdzie wkrótce umarł. Przez parę dni ulica przed gma-chem szpitala zasłana była grubą warstwą słomy dlastłumienia hałasu, który mogłyby robić przejeżdżającewozy i pojazdy.

***Pod numerem 37-ym przy ulicy Włodzimierskiej

stał solidnie zbudowany dwupiętrowy dom. Bywałemw tym domu częstym gościem. Na parterze mieszkalipaństwo Polheimowie. Znałem ich tylko z widzenia.Natomiast z córką ich, Zosią, kolegowałem w szkolepani Żukiewiczowej i podkochiwałem się w niej skry-cie, aż do czasu, gdy zostawszy uczniem pierwszej klasygimnazjalnej przeniosłem owe uczucia na „peretiatki”.

Na pierwszym piętrze mieszkał znany w Kijowie ibardzo ceniony przez Polaków i Rosjan adwokat me-cenas Stanisław Żeromski. Z jego synem, również Sta-

nisławem, łączyła mnie od najmłodszych lat serdecznaprzyjaźń, którą przerwała dopiero jego przedwczesnaśmierć w 1955 r. Państwo Żeromscy zajmowali ob-szerne, pięknie urządzone mieszkanie. Tam to nauczy-łem się cenić stare meble, piękne makaty i dywany,rzeźby i obrazy. Mówiono o mecenasie Żeromskim:„małeńkyj, ałe ważneńkyj”. Był to istotnie karykatural-nie maleńki człowieczek, tak niskiego wzrostu, że nielubił siadać na kanapie, by – jak mówił – „nie czuć zasobą nieskończoności”. Najchętniej usadzał swego roz-mówcę na fotelu, a sam mówił doń stojąc, gdyż wtedydopiero mógł patrzeć na niego trochę z góry. Na krót-kim, krępym tułowiu osadzona była okrągła, jak kulabilardowa, łysa głowa. Spod ciemnych brwi patrzałyzza binokli oprawnych w złoto czarne, przenikliwe,mądre oczy. Mały, kartoflowaty nosek, ciemne, „po an-gielsku” przystrzyżone wąsy, wydatna, gładko ogolonabroda. Cała ta mała figurka mogłaby być groteskową,gdyby nie jakaś powaga, bijąca od tej postaci, nakazu-jąca od pierwszego wejrzenia respekt i szacunek. Cóżdopiero, gdy po pierwszych słowach wypowiedzianychz charakterystycznym naciskiem i akcentem, okazywa-ło się, że jest to człowiek, posiadający niezwykle jasnyi logiczny umysł, olbrzymią i wszechstronną wiedzę,popartą znakomitą pamięcią, a także błyskotliwy ciętydowcip, którym jak nikt inny umiał się posługiwać.

Pan Stanisław Żeromski, gdy go poznałem, był jużczłowiekiem bardzo bogatym. Majątek zawdzięczałswej wyjątkowej inteligencji, wielkim zdolnościom iogromnej pracowitości. Znakomity prawnik, świetnymówca i obrońca sądowy, był jednocześnie wyrafino-wanym estetą, znawcą sztuki i literatury. Doskonalewychowany, w każdym towarzystwie swobodny i umie-jący zabłysnąć erudycją i dowcipem, niezrównany cau-seur (franc. dowcipny gawędziarz – przyp. JF) od razustawał się centrum zainteresowania towarzystwa. Umiałrównie interesująco i zabawnie mówić o prawie rzym-skim, jak o potrawach, o polityce, czy o najnowszychsztukach teatralnych, o pobycie na Riwierze, czy o za-jazdach żydowskich w Berdyczowie, o rzeźbie greckiej,czy o ostatnim filmie z Max Linderem. Władał bieglekilkoma językami. Potrafił cytować na pamięć długieteksty Wirgiliusza czy Horacego. Wszystkie te zdolno-ści odziedziczył po nim jego syn Stanisław, z którymkolegowałem i przyjaźniłem się od pierwszej klasy gim-nazjalnej. Zawdzięczam mu wiele miłych i interesują-cych chwil w życiu, a także zainteresowań, które podjego wpływem obudziły się we mnie.

50 KRYNICA nr 90

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Page 52: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Na drugim piętrze tejże kamienicy zamieszkiwał zeswą rodziną doktor Tadeusz Ruszczyc. Z jego najstar-szym synem Władysławem kolegowałem również odpierwszej klasy i nieraz bywałem na „kinderbalach”,urządzanych przez panią doktorową, z domu Gna-towską, dla swej córki Janiny. Pętał się na tych balikachbrat Władysława Henio, o kilka lat młodszy od nas, cosprawiało, że niewiele zwracaliśmy nań uwagi. Całatrójka młodych Ruszczyców przeżyła jakoś wszystkiekataklizmy, przez które przeszło nasze pokolenie. Tyle,że zmieniły się role i wyrównały różnice wieku. DziśNinka jest znaną, często publikującą swe prace histo-ryczką sztuki, Władzio – urzędnikiem bankowym, aniezauważany przez nas mały i dość nieznośny wów-czas chłopak Henio jest pełnym poświęcenia opieku-nem niewidomych w Laskach pod Warszawą, uwielbia-ny przez swych podopiecznych.

Wówczas jednak nie zastanawialiśmy się nad przy-szłością, chwaląc sobie raczej doskonałą czekoladę zciastkami, którą raczyła nas przezacna pani JadwigaRuszczycowa. Czasami do salonu, w którym zabawiałasię młodzież, wkraczała wysoka i sztywna postać dok-tora Ruszczyca. Na jego łysinie, niby w lustrze, odbijałysię błyski zawieszonej u sufitu lampy. Sucha, rasowatwarz o półprzymkniętych oczach nie wyrażała niczego.Nikły uśmiech pojawiał się na jego ustach, gdy po koleiwitał się z nami. Najczęściej, zlustrowawszy zgroma-dzenie i nie powiedziawszy ani słowa, wychodził, a pochwili słyszeliśmy przez okno stukot kopyt końskich iturkot oddalającego się powozu, który doktor trzymałzawsze przed domem do swej dyspozycji.

Nie wiem już, w którym to roku naprzeciw domu,w którym mieszkali państwo Żeromscy i Ruszczyco-wie, wyrósł okazały, chyba sześciopiętrowy budynek zkawiarnią „Praga” na tarasie dachu, stanowiący atrak-cję, o której wiele mówiło się wówczas w Kijowie.

CDN

Słowniczek ulic kijowskich wymienionych we wspomnieniach W. Bartoszewicza

Aleksandrowska – zbudowana w latach 1830., od 1860 Ale-ksandrowska, od 1919 ul. Rewolucji, od 1934 ul. SiergiejaKirowa, dziś ul. Mychajła Hruszewskiego. Funduklejewska – dawniej ul. Kadecka, od 1869 ul. Fun-duklejewska, od 1919 ul. Włodzimierza Lenina, dziś ul.Bohdana Chmielnickiego. Instytucka – dawniej Droga Iwanowska, ul. Begiczewska, od1842 ul. Instytucka, od 1919 ul. 25 Października, od 1944ul. Rewolucji Październikowej, dziś ul. Instytucka, w częściul. Niebiańskiej Sotni.

Kreszczatik (Chreszczatyk) – dawniej Kreszczata Dolina,Jewsiejkowa Dolina, Piaski, zabudowa Kreszczatika odXVIII w., od 1891 tramwaj konny, od 1892 tramwaj elek-tryczny, od 1935 trolejbus, zburzona przez Niemców, powojnie Kreszczatik poszerzono dwukrotnie, od 1960 metro.

Marino-Błagowieszczeńska – zbudowana w l. 1840. jakoMała Żandarmska i Wielka Żandarmska, połączone w 1881w Żandarmską, później zwaną Mariinsko-Błagowieszczeń-ską, od 1919 ul. Leonida Piatakowa, od 1937 ul. Panasa Sa-ksagańskiego.

Meryngowska – zbudowana w l. 1880. jako Meryngowska,od 1937 ul. Abulkasima Firdousi, od 1944 ul. Marii Zań-kowieckiej.

Michajłowski piereułok – założony w l. 1830.

Mikołajewska – powstała w l. 1880. jako Nikołajewska, od1919 ul. Karola Marksa, dziś ul. Architekta Władysława Ho-rodeckiego.

Nestorowska – znana od 1869, w części jako Nestorowska,w części Afanasjewska, od 1926 ul. Iwana Franki.

Podolska – przebita w stoku góry w 1711 r. droga, zwanapóźniej ul. Mostową, Aleksandrowskim spuskiem, a od lat1950. Władimirskim spuskiem.

Podwalna – zbudowana w l. 1840. w miejscu wału obron-nego jako Podwalna, od 1869 Jarosławów Wał, od 1928 ul.Klimenta Woroszyłowa, od 1957 ul. Andreja Połupanowa,od 1963 Wielka Podwalna, od 1977 ponownie JarosławówWał.

Prorezna – znana od 1840 jako Prorezna, później Marty-nowska, Zołotokreszczatikska, Wasylczykowska, od 1919 ul.Jakowa Swierdłowa, dziś ponownie ul. Prorezna.

Puszkińska – znana od poł. XIX w. jako Jelisawietińska, od1869 Nowojelisawietińska, od 1899 ul. Puszkińska.

Stołypinowska – znana od poł. XIX w. jako Małowłodzi-mierska, od 1911 Stołypinowska, od 1919 ul. Grigorija Ger-szuni, od 1937 ul. Władimira Kecchoweli, od 1939 ul.Walerija Czkałowa, dziś ul. Ołesia Honczara.

Timofiejewska – później Ilji Repina, dziś ul. Tereszczen-kowska.

Triochswiatitielska – znana w XVII w. jako Triochswiatitiel-skaja, od l. 1830. Teatralna, od 1919 Ofiar Rewolucji, od1955 Bohaterów Rewolucji, dziś ul. Triochswiatitielska.

Włodzimierska – powstała w czasach Rusi Kijowskiej, w1869 połączona z 4 ulic jako Wielka Włodzimierska, krótkoul. Władimira Korolenki, później ul. Włodzimierska.

Sporządził: Janusz FUKSA

KRYNICA nr 90 51

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Page 53: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Wioskę Skoszów przykryła gruba pierzyna śniegu.Dachy domów w śnieżnych czapach pykały leniwiesmugi dymu z kominowych cybuchów. W krystaliczniewymrożonym powietrzu echem roznosiły się poszcze-kiwania psów i pisk dzieciarni biegnącej za kolędni-kami.

Nusia wyjrzała ostrożnie przez okno… i przerażonatym, co zobaczyła, schowała się pod stołem.

– Babciu, ja się boję!.. Ja się boję!.. Śmierci!.. – roz-darła się histerycznie.

– Ta ty, głupia, się nie bój, to tylko kolędnicy, prze-bierańcy. Taż to sami koledzy wujka Adama! – próbo-wała swoim śpiewnym, kresowym głosem uspokoićdziewczynkę babcia Wiesia.

Nusia jednak, ciągle przebierając nogami w panice,siedziała w kucki pod stołem.

– No, zaraz ich przegonię. Taż nie bój się! – powta-rzała w kółko babcia.

Widząc nadchodzącą grupę podchmielonych prze-bierańców, niosących na wysokim drągu wielką, kolo-rową gwiazdę betlejemską, babcia ustawiła się przedwejściem do domu i broniąc drzwi rozłożonymi rękamiwołała:

– Proszę nie wchodzić! Tu jest małe dziecko, onosię boi! A idźcie wy precz!

Nic to nie pomogło. Rozochoceni kolędnicy ode-pchnęli babcię i wtargnęli do domu w poszukiwaniudziecka. Kiedy odkryli schowek Nusi, podnieśli obrus iposzturchiwali ją pod stołem – Śmierć kosą z tektury, aDiabeł drewnianymi widłami – pokrzykując przy tym:

– Za twe grzechy, za twe zbytkichodź do piekła, boś ty brzydka!

Gdy tylko Nusia zobaczyła postać w białym prze-ścieradle, z wyciętymi otworami na oczy, a obok niejczarnego diabła o usmolonej sadzą twarzy, z czerwo-nymi rogami i długim włochatym ogonem – rozdarłasię w niebogłosy:

– Boję się!.. Babciu, ratuj!..Babcia – w strachu, że dziecko wpadnie w histerię

– próbowała ze wszystkich sił odciągnąć i wyprzeć ko-lędników. Nawet się z nimi mocowała, nie dała jednakrady ich rozgonić.

I wtedy nagle pospieszył z odsieczą wujek Adam!Błyskawicznie wygarnął spod pieca popiół do wiaderkai groźnie nim wymachując groził kolędnikom, że jeślimałej nie zostawią w spokoju, wysypie na nich cały tenpopiół.

Diabeł i Śmierć – przepychając się między Hero-dem, Pasterzami, Aniołem i całą pozostałą ciżbą prze-bierańców – próbowali w pośpiechu przedostać się nazewnątrz, widząc, że Adam nie żartuje.

Jakże bardzo było mu wtedy żal ukochanej sio-strzenicy! Pogonił więc całe to kolorowe, rozochoconetowarzystwo, a gonił ich dotąd, aż pomścił małą, wy-sypując Śmierci cały popiół na głowę.

Babcia pocieszała Nusię:– Ta i patrz no ty! Taż wujek Adam wysypał Śmierci

popiół na głowę! Nie płacz, już tu nie wrócą. Ta wyjdźspod stołu, babcia ugotuje ci kakałka.

Mała jednak nic się nie odzywała, siedząc nadal sku-lona i trzęsąc się cała. Babcia musiała ją siłą wyciągnąćspod stołu.

Tymczasem Adam pochwycił w ręce swoją gitarę i pu-ścił się w śmieszny, pokraczny taniec, aby rozbawić ma-łą… Śpiewał przy tym, komicznie wykrzywiając twarz:

HECCAA!... HECCA!...Koło piecca!..Cielę mnie pobodło!..Matka maścią smarowała –Nic mi nie pomogło!..

Mocno poirytowana Babcia przegoniła Adama:– A pójdziesz ty stąd!.. Spokój ma być i cisza!.. A

jutro zabierzesz ją na górkę, na sanki.Posadziła wnuczkę na kolanach. Kołysała i głaskała

po plecach, mocno przyciskając jej głowę do piersi. Ci-chutko chlipiąc, Nusia poprosiła:

– Opowiedz mi coś.Kiwając się na krześle wraz z małą, babcia zaczęła:

– Opowiem ci bajkę, jak kot kurzył fajkę,na krótkim cybuszku, upalił sobie uszko,a kocica papierosa, upaliła kawał nosa.

Resztę Nusia dobrze znała, ale bez końca mogła słu-chać bajania ukochanej babci:

A gdzie to ucho? – Woda porwała.

52 KRYNICA nr 90

PROZA

Małgorzata ŻureckaMałgorzata Żurecka

BABCIU, RATUJ!

Page 54: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

A gdzie ta woda? – Gołębie wypiły.A gdzie te gołębie? – W lesie na dębie.A gdzie ten dąb? – Siekierka ścięła.A gdzie ta siekierka? –Chłop ma za pasem.A gdzie ten chłop? – Umarł pod progiem.A kto za nim płakał? – Pies i kot.A jak płakali? – Hał, hał, miał, miał.A jak mu grali? – Baranim rogiem.A jak mu dzwonili? – Bim bom, bim bom.

Jeszcze długą chwilę trwały razem w ciszy. Słychaćbyło tylko senne tykanie zegara. Prawie się ściemniało,gdy mała ożywiła się i powiedziała:

– Babciu, a ja wolę pójść jutro nad rzekę – na łyżwy,nie na sanki.

– No, zobaczymy – jak nic ci nie będzie z tego pła-czu, to pójdziesz. A teraz chodź, zrobimy kolację.

Wzięła małą za rękę i poszły do kuchni. W du-chówce schowana była brytfanka z drożdżową bułkąposypaną makiem, upieczoną specjalnie na święta.Babcia ukroiła kromkę, posmarowała masłem i śliw-kowym powidłem, a potem wręczyła małej, mówiąc:

– Jedz… a ja tu zaraz zagrzeję mleko i zrobimy ka-kałko.

– Adam, a chodź no tu! – zawołała nazajutrz z ranababcia Wiesia. – Masz tu Nuśki trzewiki, idź do sienii przykręć łyżwy.

Adam zręcznie, specjalnym kluczykiem przykręciłmetalowe łyżwy do skórzanych bucików siostrzenicy.

– Gotowe! – zawołał zżądzą pochwały w głosie.

– Wujek, wujek! Ale ty jes-teś kochany! – świergotałaNusia.

– Nie marudź, tylko ubie-raj się szybko, a ja naszykujęsanki – odpowiedział Adam zzadowoleniem.

Babcia starannie ubrałamałą w wełniane rajtuzki,ciepłe spodnie i sweter – a nato wszystko płaszczyk ze skó-rek królika, przez którego rę-kawy przewlekła sznurek. Najego końcach dyndały włócz-kowe rękawiczki z jednympalcem.

Jeszcze tylko szalik iczapka, zrobione w sanato-rium na drutach przez mamę.

Adam założył małej buty z łyżwami, solidnie sznurująctrzewiczki – i już była gotowa do wyjścia na mroźnyświat.

– Adam, a jeszcze kocyk połóż na sanki.– No, Nusia, tylko tam ostrożnie, nie zrób se czego,

bo skąd ja ci teraz lekarza wezmę? A i pod most się niepchaj, jak pociąg pojedzie – ostrzegała wnuczkę.

– Wskakuj, Nuśka, jedziemy! – zawołał Adam. Sil-nymi ramionami pociągnął za sznur u sanek, aż małaomal z nich nie spadła… i tak oto ruszyli w stronęrzeki.

– No i jak? Cymes jest? – dopytywał się Adam.A ona śmiała się i piszczała, gdy tak biegł szybko

przed siebie, a za nim płozy sanek cięły śnieg i lód naścieżkach, aż pryskało.

Nad rzeką ślizgało się kilkoro wyrostków – niektó-rzy na łyżwach, niektórzy na samych podeszwachbutów. Rzeka tu, przy moście kolejowym, nigdy niebyła zbyt głęboka. W siarczyste mrozy zamarzała nie-mal do dna. Tylko gdzieniegdzie widok cieńszego loduna pęcherzach powietrza świadczył o tym, że podlodem toczy się jakieś życie.

– No, Nusia, zostawiam sanki! Wracam za godzinę!– wrzasnął Adam, bo rozradowana Nusia już pobiegłado dzieci.

Mała miała większą wprawę w łyżwiarstwie, niż tu-tejsze dzieci. W swoim miasteczku lubiła chodzić z ko-leżankami na prawdziwe lodowisko. A i nad Wisłą

KRYNICA nr 90 53

PROZA

Page 55: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

niejeden raz jeździła po zamarzniętych łachach, w wiel-kiej tajemnicy przed mamą.

Kiedyś nawet uciekała stamtąd ze strachem – gdynieoczekiwanie lód z głuchym hukiem zaczął pękać podjej nogami, a w wielkiej szczelinie ujrzała czarne lustrowody. Na jej szczęście i szczęście całego towarzystwa –hałastry podobnych smarkaczy z osiedla – udało sięwtedy uciec… a mamie nigdy się do tego nie przyznała.

Teraz zaś chciała popisać się przed chłopcem, któryszczególnie jej się przyglądał. Jeździła więc kreśląc łyż-wami koła i ósemki, a nawet szusowała do tyłu.

– Pociąg!.. Jedzie! Jedzie! – wrzasnęły piskliwie dzie-ciaki i wszystkie jak na komendę zbiegły pod stalowymost kolejowy.

Gdy olbrzymia lokomotywa z wagonami towaro-wymi toczyła się z hukiem po szynach na moście a echoten huk potęgowało, odbijając go od wysokich, beto-nowych ścian mostu – wszystkie piszczały z całych sił,szeroko otwierając buzie.

Nusia również piszczała i ze strachu zamykała oczy.Bardzo jej się to podobało, choć babcia tak bardzoostrzegała: „Może kamień spod koła odskoczyć, spaśći rozbić ci głowę, a nawet zabić!”.

Nie zwracając najmniejszej uwagi na chłopca,często najeżdżała na pęcherz z powietrzem, który od-różniał się ciemną plamą od białej pokrywy lodu. Ma-newrowała tam i z powrotem – chociaż wcześniej tensam chłopiec ostrzegał ją, aby szczególnie uważała wpodobnych miejscach. Zapamiętała jego uszczypliwesłowa, które wtedy powiedział:

– Te „miastowe” to chcą być zawsze mądrzejsze, anawet słomy od siana nie odróżniają!

Nusia wiedziała, że była to złośliwy przytyk do nie-dawnego zjeżdżania z górki na workach wypchanychsłomą. Nusia wzięła ją wtedy za siano.

– Oooo!.. Znalazł się mądrala! Patrzcie go!.. – od-gryzła się.

Nie trzeba było jednak długo czekać – nagle lód napęcherzu zgrzytnął pod łyżwą… i oto prawa noga Nusipo kolano wpadła do nagle powstałej dziury w lodo-wej pokrywie!

Dzieciaki zbiegły się wokół niej i śmiejąc się po-krzykiwały:

– Nuśka! Kacza Noga!– Gdyby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała!– Nuśka, miastowa koza!Jej zaś wcale nie było do śmiechu – noga uwięzła w

szczelinie i… do trzewika wlewała się lodowata woda.Z zimna już prawie nie czuła palców u stopy…

Chłopiec podbiegł do niej, stanowczym ruchemzłapał za kolano i uwolnił nogę – tylko but z łyżwą po-został w szczelinie. Potem pobiegł po sanki, usadowiłna nich Nuśkę w jednym bucie i żwawo powiózł ją wkierunku domu babci. Nusia w żaden sposób nie pro-testowała, nie odezwała się też ani jednym słowem.

Jakież było zdziwienie babci, kiedy Nusia – prze-marznięta i przemoczona – stanęła w drzwiach domuw jednym bucie!

W jej własnym domu, tam daleko, w mieście, pew-nie poszedłby od razu w ruch nieubłagany „PanPasek”… ale tu, u babci, straszakiem na niegrzecznedzieci był stary, brzozowy kij nazywany „Pan Drąg” –a jego Nusia się już nie bała…

– Skaranie boskie z tym dzieckiem! – biadoliła bab-cia. – Zawsze se coś musi zrobić. A chodź no tu zaraz!– zawołała, nie zważając na wybawcę Nusi.

A chłopiec tylko rzucił: – Trza iść buta z rzeki ratować, bo został w dziurze

– i mrugnął porozumiewawczo do Adama. – O, Adam, a skocz no, dziecko, po tego buta! Bo

gdzie ja teraz takie buty kupię, a co dopiero łyżwy! – za-rządziła energicznie babcia.

I już po chwili Nusia – rozebrana z łyżwiarskiegorynsztunku i owinięta w gruby koc – trzymała gołenogi w miednicy z ciepłą wodą.

Dopiero teraz poczuła ból w zaczerwienionych sto-pach. Na dodatek nie dawała jej spokoju przykra myśl,że jest okropną niewdzięcznicą – nie podziękowała prze-cież chłopcu i nie zrobił tego też nikt z domowników.

– Auuu! Au! Boliii! – postękiwała.– Ta mróz ci zalazł za paznokcie, to i boli. Na drugi

raz nie będziesz się pchała, gdzie nie trza! – pouczałababcia, niosąc już w dłoniach kubek z gorącym napa-rem z lipy i rumianku, posłodzonym miodem, zado-wolona, że nie stało się nic więcej, że mała – naprzykład – nie skręciła sobie nogi.

Nusia uwielbiała taką herbatkę, zawsze dostawałają przy przeziębieniu.

Przypominała się jej wtedy lipa rosnąca niedalekodomu, przy małym mostku kolejowym. I opowieśćbabci o Janie z Czarnolasu, który pod lipą pisał smutnewiersze po śmierci swojej małej córeczki Urszulki.

Nusia marzyła, że jeśli będzie miała kiedyś córeczkę,to da jej na imię Urszulka i sama też będzie pisać wier-sze, siedząc pod babcinym domem, pod wielkimorzechem.

Ale na razie poczeka, aż buty wyschną na piecu… iaż znowu przyjdzie lato.

54 KRYNICA nr 90

PROZA

Page 56: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Miała na sobie sukienkę z delikatnego kaszmiru wkwiaty, uszytą jakby specjalnie na tę wyjątkową okazję.Materiał na nią nabyły z mamą w listopadzie, odwie-dzając sklepy i rozglądając się za czymś odpowiednim naświęta. Tańczyła, poddając się nastrojowi. Przyszło kilkuchłopaków, których nie najgorzej znała, ale w myślachwybrała właśnie tego... Z ukrytych za bordowymi za-słonami wibrujących głośników wydobywały się głośnedźwięki. Atmosfera była niczego sobie. Dlaczego właś-nie tego?.. Poruszała się zgrabnie w takty melodii wswych czarnych lakierkach na obcasie i mimowolnie du-mała nad odpowiedzią. Klaskali w dłonie. Pomysł, byurządzić tu sylwestra był znakomity. Jeszcze jeden obrót,i jeszcze jeden. Czuła się nieomal jak długonoga mo-delka na wybiegu. Spotykali się od dwóch lat, a latemwyprawiali się z księdzem w malownicze Pieniny, roz-koszując się flisackim spływem przełomem Dunajca.

Rytmy stały się mniej forsowne, pozwalając chwilęodetchnąć. Miejsca nie brakowało, bo mieszczący się tużobok kościoła i cieszący oczy licem z czerwonej cegły bu-dynek katechetyczny był przestronny. Zdecydowali sięna salę na parterze. Judyta pomachała do niej gałązką je-mioły, przybraną w kolorowe wstążki i anielskie włosy.Radośnie się uśmiechała. Edyta odwzajemniła uśmiech.Dlaczego właśnie tego?.. Dlaczego tego, a nie innego?..Intuicja jej podpowiadała, że trafiła na księcia z bajki.Poszła za głosem serca... Mirek był sympatycznym dry-blasem z kręcącymi się, ciemnymi włosami, nieomal cy-gańską urodą, miał ładny głos i grywał na gitarze.Popisywał się też na flecie i na fletni Pana, ale tych ostat-nich instrumentów nie przynosił często ze sobą. Tegowieczora wskoczył w nowiutki garnitur z czarnej krepy,a białą koszulę ozdobił eleganckim krawatem. Domy-ślała się, że pląsów z nim nigdy już nie zapomni. Ach,jaka szkoda, że taką balangę urządzali tylko raz do roku!..

Nastrój się zmienił. Słuchali teraz rocka. Przysiadła znim przy jednym ze stolików, wszystkie były nakryte bia-łymi obrusami, a Mirek obejrzał uważnie swoją gitarę.Kiedy trzymał instrument w rękach, zmieniał się na twa-rzy, stawał się skupiony, tajemniczy i jakby nieobecny.Czuła się tak dobrze obok niego. Nalała mu do szkla-nicy pepsi-coli. Nie chciała mu przeszkadzać i sięgnęłapo kanapkę z szynką. Dziewczyny dwoiły się i troiły, szy-

kując zakąski i przystawki. Zadbały o zimne i gorące na-poje. Markotna Agnieszka siedziała nieopodal i wpatry-wała się w jej partnera, bezmyślnie skubiąc liść zielonejsałaty. Była ubrana naprawdę szałowo, na czarno, a dospódnicy za kolana i rajstop z dużymi oczkami, założyłakoronkową bluzkę z szerokimi rękawami, jednak tamtenzatańczył z nią tylko raz. Edyta nie pamiętała już tego,kto pierwszy wpadł na pomysł urządzenia wspólnej za-bawy. Może ksiądz, a może któryś z lektorów? Sylwesterodbywał się – oczywiście – bez alkoholu, bo czy mogłobyć inaczej w grupie apostolskiej? Nikt z nich nie pił inie palił, nie mówiąc o narkotykach. Rozejrzała się zdumą po sali, którą sama dekorowała. Płonęły świece ilampki na sięgającej sufitu przystrojonej choince.

Melodia nagle się urwała. Blondas Darek utknąłprzy magnetofonie i przeglądał kasety z nagraniami.Była ciekawa, co teraz usłyszy. Skłaniała się ku czemuśmniej rytmicznemu.

Był nieco starszy od Edyty i chodził do klasy ma-turalnej. Przyłączył do ich grupy młodzieżowej przedniespełna rokiem, jednakże szybko się zaadoptował.Teraz majstrował coś przy gryfie i wsłuchiwał się wciche dźwięki. Zerkała na niego z podziwem, któregowcześniej nigdy nie odczuwała. Nie interesowała siędotąd serio chłopcami i właściwie nigdy nie była zako-chana, pominąwszy powierzchowne i przemijające fas-cynacje. I właśnie tego wieczoru, ona... Oczyma

KRYNICA nr 90 55

PROZA

Edward GuziakiewiczEdward Guziakiewicz

DO SIEGO ROKU!*

* Tekst z tomiku „Randka i inne opowiadania”

Page 57: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

wyobraźni ujrzała siebie w jego objęciach na stu-dniówce szkolnej. Ta miała przecież wkrótce nadejść.Nie wiedziała, czy znalazł już partnerkę i postanowiła,że sprytnie podpyta go o to w sprzyjającej chwili.

Z głośnika popłynęła melodia, więc zachęcająco zerknęła na chłopaka. Uśmiechnął się, wstał i odłożyłgitarę. Poprowadził ją lekko na środek sali. Za nimipoderwało się do tańca kilka innych par. Znowu klas-kali w dłonie.

Dopasował się do zwyczajów panujących w grupie izaczął rychło w niej przewodzić, pod nieobecność księ-dza Piotra prowadząc ewangeliczne rewizje życia i kręgibiblijne. Edyta, tańcząc, myślała o ostatnim przedświą-tecznym spotkaniu, w czasie którego pogadywali o róż-nych sposobach kulturalnego spędzania wolnego czasu.Chłopak inteligentnie łączył różne wątki dyskusji, spra-wiając, że stawała się ona coraz bardziej zajmująca.

Następny utwór był spokojny i kręcąc się powoli poparkiecie mogli ze sobą rozmawiać. Kołysali się w taktymelodii. Stan Borys tęsknym głosem śpiewał o tym, żeszuka prawdziwego przyjaciela. Ktoś przygasił światła.

– Świetnie tańczysz – powiedziała. – Pewnie ukoń-czyłeś jakiś kurs. A może chodziłeś na lekcje baletu?

Uśmiechnął się, a w jego oczach pojawiły się fi-glarne ogniki.

– W ogóle jestem utalentowany – rzekł. – Wszech-stronnie. Ach, to były żarty. Ty też świetnie tańczysz –dodał. – Kręcisz się jak baletnica. I ani razu nie nade-pnęłaś mi na nogę!

Zachichotała. Starała się nie zmylić kroku.

– Mam to po mamie – rzekła. – W młodości byłatancerką!

– A ja po tacie – zripostował. – Gdy był chłopcem,grywał na saksofonie!

Parsknęli śmiechem. Edycie przyszło do głowy, żezawsze już tak będą cieszyć się sobą, a wzajemna fascy-nacja nigdy nie przeminie.

Około dwudziestej trzeciej trzydzieści przerwali za-bawę. Odziani w białe alby chłopcy służyli do Mszyświętej, a Mirek zaśpiewał psalm responsoryjny. Wy-biła północ, kiedy ksiądz przy ołtarzu kończył kró-ciutką homilię, a z miasta dobiegły wybuchy rac. Naulicach witano Nowy Rok sztucznymi ogniami i pe-tardami, zaś oni w kaplicy składali sobie nawzajem ży-czenia. Przed pierwszą w nocy wyszli z kościoła. Cichosypał śnieg i ulice pokryły się warstwą białego puchu.Zostawiali za sobą widoczne ślady, co ich niezmierniecieszyło. Wojtek wydeptywał, stopa za stopą, dużecyfry. Najpierw ich oczom ukazała się jedynka, potemdziewiątka, i znowu dziewiątka, wreszcie ponownie je-dynka. Było przy tym trochę krzyku i śmiechu.

Bez pośpiechu wracali do domów. Tu i ówdzie woknach mieszkań paliły się jasne światła. Inni jeszczesię bawili, nie przejmując się późną porą. Rozstali się namiejskim placu przy sięgającej wysokości drugiegopiętra ogromnej choince, obwieszonej kolorowymi ża-rówkami. Stawiano ją w tym miejscu każdego roku.Dalej Edyta udała się już tylko z Kamilem, gdyż miesz-kała przy tej samej co on uliczce. Nie mogła oprzeć sięwrażeniu, że ciśnie im się na usta podobny temat. Mi-jali kawiarenkę, z której dobiegały odgłosy zabawy. Wy-sypało się z niej akurat kilka osób, widocznie chcącychsię ochłodzić. Próbowała ulepić śnieżkę, zgarniającśnieg z parapetu witryny sklepu z zabawkami. Zzaszyby wyglądały lale, a pluszowy miś słodko się uśmie-chał. Pomyślała o Mirku, zaś słowa popłynęły same.

– Wiesz? To fajny chłopak, prawdziwy kumpel, nie?– rzekła do Kamila. – Chciałabym się z nim zaprzyjaźnić.

Wyrzuciła to z siebie bez namysłu, nie dodając, okogo jej chodzi.

Przytaknął, myślami będąc gdzieś daleko. Miał wustach resztki gumy do żucia.

– Nie ty pierwsza na to wpadłaś – wypluł je i od-powiedział. Próbował również ulepić gałkę ze śniegu.Cisnął nią mocno i poszybowała w powietrzu, lądującna dachu stojącego nieopodal poloneza. – Ale nie wieszo nim wszystkiego!..

– Wszystkiego?! – jego ostatnie słowa zabrzmiałyjak wystrzał. Zatrzymała się, czując, że raptem zabrakło

56 KRYNICA nr 90

PROZA

Page 58: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

jej tchu. Nieufnie zlustrowała kolegę. – Chyba nie jestto żadną tajemnicą?

– Oczywiście, że nie – uspokoił dziewczynę.Ruszyli dalej. Asfaltowa szosa biegła między parte-

rowymi domkami o stromych dachach, krytych da-chówką. Latarnie stały nieco rzadziej i była zadowo-lona, że nie widać jej twarzy, na której rysowały sięsprzeczne uczucia, to radości, to zmieszania, to lęku.

– On się wybiera do seminarium duchownego –wyjawił, wbijając jej szpilę w serce.

Spadło to na nią jak grom z jasnego nieba. Trzy-mana w ręce kula śniegu stała się naraz bardzo ciężka iupuściła ją, jakby chcąc pozbyć się uciążliwego balastu.

– Jesteś pewien? – zapytała, nie wierząc własnymuszom.

– Jak najbardziej – potwierdził z powagą. – Nie-którzy z naszej grupy już o tym wiedzą. Dziwne, że niktci wcześniej nie powiedział. Przecież ksiądz Piotr o tymwspominał.

Podniosła kołnierz kożucha i mocniej zawiązała sza-lik. Dalej szli w zupełnym milczeniu. „Taki cudownychłopiec!” – pomyślała z żalem. Czy mogła mieć dokogoś o to pretensje? Krwawiło jej serce. Mijali właśnieostatnie skrzyżowanie i przypomniała sobie raptem o ży-czeniach, które mu nieopatrznie złożyła. Dopiero terazzdała sobie sprawę z treści słów, które rzuciła do Mirka,całując go potem w oba policzki. Gdyby wcześniej znałajego skryte zamiary, na pewno by ich od niej nie usłyszał.

Przybita i markotna, rozstała się z Kamilem. Podałamu lodowatą dłoń na pożegnanie i pchnęła furtkę. Taprzymarznięta cicho zaskrzypiała. Jej najwierniejszyczworonożny przyjaciel wybiegł z głębi ogrodu, ma-chając radośnie ogonem na powitanie. Pogłaskała gopo kudłatym łbie, zapiszczał i liznął ją po twarzy. Naganku zatrzymała się na krótką chwilę, spoglądając nawidoczne na czarnym niebie gwiazdy.

– Do siego roku! – w mroku nocy z rozmysłem rzu-ciła w stronę okrytych chochołami krzewów róż.

Psiak zaszczekał, podskakując jej do ramion i dopiersi. Nie wiedział jednak, bo jakże miał wiedzieć, żeto przepełnione żalem pozdrowienie nie było skiero-wane do niego.

– Niech się ziści to, co Bóg wobec ciebie zamierzył– dodała cicho, gdy znalazła się już w korytarzu. Otarłałzę z policzka. Dokładnie tak brzmiały słowa, które wkościele bezwiednie rzuciła do chłopaka. „Niech sięziści, co Bóg wobec ciebie zamierzył!” – powtórzyła wmyślach, czując, że tylko to się liczy. Czy mogło byćcoś ważniejszego?

KRYNICA nr 90 57

PROZA

Edward GUZIAKIEWICZ

Urodził się w1952 w Mielcu. Pisarz, dziennikarzkulturalny i self-publisher. Członek Związku Litera-tów Polskich i Stowarzyszenia Polskich Mediów. Ab-solwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Jego młodzieńczą biografię wzbogaca zaangażowa-nie w działalność Ruchu Światło-Życie oraz wspólnotneokatechumenatu.

Po studiach uniwersyteckich wciągnęły go publi-cystyka i dziennikarstwo z racji związków z tygodni-kiem „Gość Niedzielny”, na łamach którego zamiesz-czał pierwsze teksty.

Od lat 80. XX w. zajmuje się twórczością literacką,mieszczącą się w trzech nurtach: dziecięcym, młodzie-żowym i fantastyczno-naukowym. Jego dorobek twór-czy obejmuje szereg powieści, mikropowieści i opo-wiadań, dramat, ponadto poradniki dla młodzieży(know-how), nie licząc publikacji prasowych orazdrobnych utworów poetyckich. Należy do twórców,kładących nacisk na obecność w Internecie.

Edward Guziakiewicz o sobie…W przestrzeniach poezji i prozy odnajduję swoistą al-

ternatywę dla moich osobistych doświadczeń i przeżyć.Przetwarzam świat, który widzę wokół siebie, pokazując,że może być lepszy, pełniejszy i że może zawierać więcejbarw. Powstają więc utwory z przesłaniem.

Nie unikam również twórczych deformacji, szczegól-nie w fantastyce. Jak zauważa dr Zofia Brzuchowska zUniwersytetu Rzeszowskiego, kiedy odwołuję się do kon-wencji science fiction, operuję dosyć przewrotnie kalkamikultury masowej i tworzę parodię postmodernistycznejobyczajowości.

Teksty dla nastolatków są najczęściej swoistym foto-graficznym zapisem młodej świadomości, szczerej, świeżeji dalekiej od zepsucia, cechującego często świat dorosłych.Ukazują ich w różnych, newralgicznych momentach ichżycia, najczęściej w obliczu ważnych, a jednocześnie głę-boko ukrytych wyborów egzystencjalnych.

Page 59: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

LASOM ŚPIEWAM

Póki struna w gitarze choć jedna,Nie pękniemy jak garnki gliniane.Zaśpiewamy pieśń nieśmiertelną Nocą sami a z ptakami nad ranem.

Z gardła chrypi rezonans świerkowy,Górą buczyn zawodzą fagoty.Huk potoku dał głos jaworowi,Idą dęby ku jodłom w zaloty.

Nowe w lesie porządki i zieleń;Gra kapela pod dębem, pod grubym,Wielkie w lesie będzie wesele –Drzewa mają dziś swoje śluby.

Dobrze wiem już, że niewieluMoże nas na weselu zagościć;Drzewa proszą nas, przyjacielu,Nie z przymusu, lecz po znajomości.

Trąćmy strunę ostatnią, niech zadrży,Z równowagi wytrąci ten świat.Nie zważajmy na ludzi – las patrzy,Czeka naszej pieśni idącej pod wiatr.

Lasom śpiewam i nie słucham plotek,Co już pewnie idą przez wieś.Lasom śpiewam – myślę tylko o tym!Siebie i muzy mam gdzieś.

A

CMENTARZ ŁEMKOWSKI

Mogiłki ukryły przeszłośćcałej wsi

Jesionem i lipąskrzypią dziejenadziane na losówtryzubowy widelec

Beznadzieja porasta bluszczemkrzyże pod barwinkiempokrzywione w pokrzywachmiędzy śmiercią a snemłemłemłem

A

KALINA

Koralowa nadzieja kochankówprzez Beskid się skradajak zdrada

Na pogrzeb i weselena niewinność i młodośćna mnogość ludzkich wcieleń

Niech z nami zostaniena zabawę i taniecna korale dziewczynomna wieczorne Polaków śpiewanie:

Kto pójdzie górą,A kto doliną?

58 KRYNICA nr 90

POEZJA

„Z głową pełną lasu”WIERSZE EDWARDA MARSZAŁKA

„Z głową pełną lasu” – portret Edwarda Marszałka

Page 60: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Kto zakwitnie różą,A kto kaliną?

A

LITANIA DO DRZEW

Sosno ludzkich sumień, rozdarta do nieba,Rozgrzesz, gdy trzeba.

Lipo, znużona poetów strofami,Zabrzęcz pszczołami.

Buku, zbolały od armat huku,Ucz nas rozumu.

Kochanków świadku, jaworze luby,Przyjmij ich śluby.

Ty, szorstki brzoście, dziuple swe ptakomOtwórz na oścież.

Świerku, co rośniesz z byle kamienia,Rzuć cień wytchnienia.

Dębie mocarny, siła w twym ciele,Użycz jej wiele.

Jodło, co szumisz na górskim szczycie,Daj siłę życia.

Człowiek się modli, drzewa słuchają,Jak w świętym gaju.

A

SZEPTY GÓR

Idzie za mną przez wieś i miastoi nie cichnie pod wieczór i siedziwe mnie samym ten szept i narastajak grzech i pytanie bez odpowiedzi

Może czas przestać po Beskidzie ganiaćniech się szepty gór we mnie wycisząale coś dużo mają mi do przekazaniacoraz więcej też chcę od nich usłyszeć

Muszę kajet wyjąć z kieszenii zapisać na gorąco z nasłuchuby czasami na drobne nie rozmienićo czym góry mi szepcą do ucha

Odbijają się kolejnym echemwieści z dawnych i z tych nowszych czasówczujnie słucham prawie na bezdechuszeptów gór i podszeptów lasu

A

CHODZĄC PO CHODAKU*

Ożywają duchy kresowych rycerzyOd chreptiowskiej stanicy.Pan Michał jak archanioł ku rubieżomBieży na czele konnicy.

Hej, wietrze, mały pułkowniku,Wiej w dzikie pola dmuchawceZakrwawione karminem goździków,Zabielone krwawnikiem, wyżółcone dziurawcem.

Niech się sieją aż po porohy dnieproweOstrożenie, co ostrożnie szeleszczą.Niech głuszą kroki jeleni płowychI kruków krakanie złowieszcze.

Jakby nienawiści nie było już dosyć,Krzyk się niesie złowrogi, bez potrzeby;A łąki, co dawno nie widziały kosy,Ciupagami jałowców wygrażają niebu.

Krzyczą: spokojnych czasów koniec,Dzikie pola ktoś znów chce zadiablić;Znów od wschodu słychać rżenie koni –Pana Michała brak tylko i jego szabli.

Ponuro mruczą w trawach świerszcze,Żab rechot idzie i szepty ciche ptaków,I klują się pisklęta moich wierszy,Gdy końcem lata chodzę po Chodaku.

A

CZAS LEŚNYCH ŚWIĘTYCH

W kapliczkach słówdrzemią moje świątkidłubanecudzym dłutem

KRYNICA nr 90 59

POEZJA

* Wzgórze nad Lutowiskami, gdzie w latach 60. XX w. realizowano zdjęcia do „Przygód Pana Michała”

Page 61: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Święty Mikołajznieczulonymiłosiernym spojrzeniemMatki Boskiej Pękalskiegoz Balnicydrętwiejewidząc Świętego Józefacieślę z siekierą

Drżący z zimnicyFrasobliwy uchylił kapeluszasłucha wilków skowytuco lasu głuszęzagłusza

Święty Trybaldz wypałudziegciem smarujei węglem sypiewisi jak wrytyw pniu lipypod Otrytem

Kwiatki świętego Franciszkarozkwitły po lasachsmotrawy baldaszkiemzłotogłowiem lelijina łąkachna wypasach

Dzwonki dzwoniąna mszę z ptakamipolowy ołtarzpajęczych nici rozpiętymiędzy jodeł kolumnamina modlitwę leśnych świętychna odkupienie winna odpust bez karyna pokutęw kapliczkachw leśnych śladach wiary

A

WOŁANIE

Goprowcom bieszczadzkimGóry wołają na nocny taniec.Idziesz bez łaski, sam się prosiłeśbyć na wezwanie.

Gdzieś w stronę Rawkigraniczna strefa, tam wilki wyją.„Skrajnie zmęczeni!” – skrzeczy telefon –„musicie zdążyć, nim jeszcze żyją…!”

Miarowe kroki, oszczędne ruchy,równe oddechy, wiatru podmuchy;drobiny lodu pod powiekamipatrzeć nie dają – „Tamci… czy wytrzymają?”

Oni zapewne tylko czekają,Zamarzną siedząc! Muszą się ruszyć!Chyba to wiedzą? Ale czy czują?Pewnie chcą żyć, lecz kto ich zmusi?

„Czekać spokojnie!” – dobrze powiedzieć,Nam ciepło, łatwo i szlak nas wiedzie.Łatwiej też siły z siebie wydusić,Kiedy masz pewność, że przecież musisz.

A

BRZEGIEM POŁONINY

Od rana chodzę w szronie,w wytartych dżinsach buków leciwych;w kieszenie dziupli zanurzam dłoniei gwiżdżę z wiatrem kołomyjki kłótliwe.

Jak marynarz na morzu uśmiecham się błogouśmiechem nie całkiem dzisiejszymi krok niepewny nadaję swym nogom.Niech rzuca się w oczy, żem swój – tutejszy.

Szurają buty zdarte od mieszania błota;one też o czymś tam sobie marzą.Wystarczy szum wiatru bez fali łoskotu.Idę brzegiem połoniny – moją górską plażą.

A

CHORAŁ NIECAŁKIEM GREGORIAŃSKI

Rury trombit podnieśliZgodnym chóremZaśpiewali swoje pieśniWznieśli toast za góry

60 KRYNICA nr 90

POEZJA

Page 62: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Wiele dziewczyn jest na świecieAle chlapci w jaworinieMały rycerz w step szerokiPas czerwony dumnie płynie

I buczała bukowinaBelonem zbudzonaPorudziały borowinyHarasymem kraszone

Trzeba było trawęDo tańca zaprosićNa czworakach kozakaZ nią pląsać po rosie

Potem w huku potokuCo w głowie już wzbierałWrota nocy na ościeżOtwierać! O-twie-raaać!!!

A

CMENTARZ WOJENNY W BANICY*

Wiatry świszczą zuchwałeGdzie wiek temuZ okopów kuleDziś tuzin honwedówI mendel kozakówMatka ziemia przytula

Na stoku niżej i wyżejZapadli w nicośćI prężą się krzyżeZ modrzewiaW jednym szereguNad Banicą

Szept nart w śnieguJak dotyk nieśmiertelnikaBez pienia chóruBez dzwonówZa spokój wśród gór

I pamięć uczczona szusemOdbicia kijów jak paciorki odliczam

Za wojaków duszeZa dzieło Dušana Jurkoviča

A

W BENIOWEJ

Ryba z kamienia nie ma głosuwiatr tylko śpiewa pomyłuj Hospodyi kolibę kolebie czesząc trawie włosySan toczy swe wody

W trawę wdeptane szkłoze stopionych witrażyczasem zapali tu świeczkęktoś o ludzkiej twarzy

Dawny cmentarz rusińskio modlitwę prosina piaskowcu lilia niezwiędłai dzban który wody nie nosił

Wieś co tu byławiatry przemijania starły

W cieniu lipyoczekuję wskrzeszenia umarłych

A

LASU PRZYBYWANIE

Z głową pełną lasuz ukryciaz drzewami gadamjak z bliskimibo mi życiewypadłomiędzy nimi

Przyglądam się krukomkrążącymnad padlinąbuków

Ich martwe pniewyłożę jedlinąpamięci znicze zapalęz czołem odkrytymale na traki tartaczne

KRYNICA nr 90 61

POEZJA

* Banica w Beskidzie Niskim, wyludniona miejscowość, w którejw okresie I wojny światowej toczyły się ciężkie walki w ramachtzw. operacji gorlickiej. Cmenatrz poległych tu żołnierzy projek-tował słynny architekt Dušan Jurkovič

Page 63: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

nie patrzę z wyrzutemhipokryty

W każdej szczapieWsuniętej w gardło piecawidzę kromkęchleba

Chcę nazbierać grzybów i jeżynna sarny się pogapićwiatru opowieściom zawierzyćz lasu wrócićjak z nieba

Korony drzew do snu kołyszę pieśń nucąc Bogu miłąi słyszę szept szyszek

Tyle we mnie lasuprzybyło

A

TURZYCOWY WIANEK

Idę rymem trawionywśród traw Bieszczadówz niebytu spraw wyławiamstrofy nienapisane

Zajęci zaklinaniem bukówwierzymyw trwałość wierszymusiały tu być pierwszeskoro są góryi rymy

Nietrwałym cieniom nieobecnychniepamięci wiję wianekz turzycywłasnym butem zdeptanej

Zapalę ogień nowyna pamięćna przetrwaniewielki uwiję wianekturzycowy

Płomień go strawinad ranem

A

BLIŻEJ LASU

Jak się nauczyć dużego miasta,gdzie w ulic korytarzachludzie twarze tracą,a nad głowami po chodnikusunie błędny wzrokniemyślących pracoholików.

Jak tu widokiem ludzioczu nie strudzić do końca,gdy ich twarze z bliska płaskie jak ekranyprzywiązane do sznurków komórek?

Żadnej pewności, że mają nazwiskoi resztki swej osobowości,która w łaskawości swej,jak mamrot, wymamrocze: sorki, okay!

A bliżej lasu łatwiej o ludzkie oblicze,co grymasi, uśmiecha się, ponarzeka,da poznać swe złe i dobre zamiary,na „dzień dobry” odpowie,kichniesz – krzyknie: „na zdrowie!”Pozazdrości, przygani, podjudzi –w końcu ludzka istotanajbardziej podobna do ludzi.

Dlatego trzeba zawczasu,szukając człowieka,gdzieś bliżej lasuna niego poczekać.

A

SKORODNE

Świętym ikonomwłosy już bielejąoczy wysychajągdy ukradkiemprzez opłotkiprzez potoków wężedo sadów się skradają

A skoro świtskoro dniejew Skorodnemnucą anielice tarningodzinki

62 KRYNICA nr 90

POEZJA

Page 64: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Z każdej jabłonizdziczałarozpacz spadajabłkiem dzwoni na trwogęi niesie w lasżale z dziada pradziada

Nie idzie przez wieśklangor żurawi znad cembrowinyzatrutych studnico wody w usta nabrały

Czas płynie łagodniezajęty gojeniem ranw Skorodnem

A

WZDŁUŻ SANU

Łatwiej z przełęczywodospadem spadaćpo stoku zbiegaćniż przełamywaćlody między ludźmina obu rzeki brzegach

Trawy wyczesaćczochrane wiatrempstrągi wyłuskać pod włosna cały głos wykrzyczećrzeki samotnośći spłynąć na Hulskie

Tam brodompokłonią sięczarne bocianyi łby zanurzą czerwonepo szyjegdzie Eskulap Sanupod Tworylnemz bólu się wije

F

KRYNICA nr 90 63

POEZJA

Edward MARSZAŁEK

Mgr prawa, dr nauk leśnych. Pracuje jako rzecznikprasowy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych wKrośnie. Udziela się społecznie jako ratownik ochotnikw Grupie Bieszczadzkiej GOPR. Członek Rady Pro-gramowej dwutygodnika „Las Polski”. Członek hono-rowy Speleoklubu Beskidzkiego. Członek PolskiegoTowarzystwa Leśnego i Stowarzyszenia Inżynierów iTechników Leśnictwa i Drzewnictwa. W rodzinnymKrościenku Wyżnym pełni funkcję prezesa Stowarzy-szenia Kulturalnego „Dębina”.

Autor i redaktor kilkunastu publikacji książkowych(m. in. „Leśne opowieści z Beskidu”, „Z karpackichlasów”, „Ballady o drzewach”, „Skarby podkarpackichlasów”, „Leśne ślady wiary”, „Wołanie z połonin”, „Żubrprzywrócony górom”, „Od siekiery, czyli wstęp do toporo-logii” oraz tekstów do albumów „W lasach Podkarpacia”i „Lasy Polski”). Na łamach ogólnopolskiej prasy przy-rodniczo-leśnej opublikował ponad 400 artykułów.

Laureat m.in.: – głównej nagrody w Turnieju Jednego Wiersza na

Ogólnopolskim Festiwalu Sztuk Różnych „Biesz-czadzkie Anioły” w 2003 roku;

– nagrody Podkarpacki Dziennikarz Roku 2004 zacykl artykułów w kwartalniku „Echo Połonin”;

– nagrody im. Dyrektora Adama Loreta przyzna-nej przez Dyrektora Generalnego Lasów Państwowychza publikacje promujące leśnictwo (2005);

– tytułu „Leśnik Roku 2006” nadany przez kapi-tułę „Przeglądu leśniczego” w Poznaniu;

– Mistrz Mowy Polskiej 2014.

„Czym dla mnie jest poezja? Nie wiem! Ja się na tymnie znam! Czasem tylko jakiś – przepraszam poetów –wiersz napiszę.

Uwierzcie mi.”Edward Marszałek

Page 65: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Radość, śmiech, łzy szczęścia, wzruszenia… To jestwłaśnie TO, za co kocham taniec. Oderwanie się odświata, poczucie bycia piękną... Tak, dzięki tańcowi towszystko jest możliwe. Emocje są bowiem tutaj pięk-nym, nieodłącznym elementem i zdecydowanie grają„pierwsze skrzypce”. Bez emocji – nie ma tańca! Todzięki nim nabiera on „barw”, uroku, gracji. Nie jesttylko suchym, odtańczonym układem, a czystą, wyra-finowaną poezją, którą ukazuje tancerz na parkiecie.Tak jak człowiek nie mógłby żyć bez serca, gdyż jest tonajważniejszy organ w naszym ciele, tak i taniec nie maracji bytu bez emocji włożonych w każdy krok. Ja oso-biście, odkąd zostałam trenerką Zumby, muszę przy-znać, że odczuwam te emocje podwójnie. Najbardziejlubię ten moment tuż po zajęciach, gdy widzę, coprawda zmęczone, ale uśmiechnięte, pewne siebie ko-biety, które jeszcze zaledwie godzinę wcześniej były nie-śmiałe i zakompleksione niczym nastolatki. To taniecpozwolił im się otworzyć, poczuć się wolną, zaakcep-tować siebie. Nie chodzi tu tylko o perfekcyjnie od-tańczony układ, ale właśnie o takie poczucie własnejwartości, wyzbycie się pewnych obaw, poznawanie sie-bie. To jest właśnie to, co najistotniejsze w tym wszyst-kim i co nam daje taniec. Z prawdziwą radością i dumąpatrzę, jak z treningu na trening przychodzą coraz topiękniejsze, pewniejsze, i proszą o „jeszcze trudniejsze”układy, bo przecież wcześniejsze już opanowały, dziel-nie ćwicząc w domu. Dla mnie, jako trenerki, jest

to najlepsza nagroda, gdyż widzę, że moja praca, mójczas, który przeznaczam na wymyślanie przeróżnychchoreografii – nie idzie na marne. Uśmiech na twa-rzach moich „zumbistek” jest absolutnie bezcenny – ito on jest dla mnie największą zapłatą. Gdy jakiś czastemu postanowiłam zostać trenerką tej właśnie formytańca i wybrałam się na pierwsze szkolenie umożliwia-jące mi później prowadzenie zajęć, nie sądziłam, że ażtak mocno wpadnę w te „sidła”. Zumba jednak takkompletnie zakręciła mi w głowie, że absolutnie osza-lałam na jej punkcie! Najbardziej spodobało mi się to,że jest przede wszystkim bardzo radosnym tańcem, wy-zwalającym ogromne pokłady pozytywnej energii. A,że należę do osób, które optymistycznie przemierzająprzez życie, to na dobre utożsamiłam się z moją jużteraz najlepsza przyjaciółką, czyli – ZUMBĄ. Mówisię, że człowiek uczy się przez całe życie i że na każdymkroku może go spotkać coś niesamowitego. Absolut-nie zgadzam się z tym stwierdzeniem i wydaję mi się,że doskonale mogę to odnieść do swojej przygody ztańcem. Bo to właśnie „on” był, a właściwie jest moimnajlepszym nauczycielem. Jestem bowiem tą szczę-ściarą, która napotkała na swojej drodze „coś niesamo-witego” i czym mogę dzielić się z innymi, zarażając ichswoją pasją i energią. Tak… taniec zdecydowanie ode-grał w moim życiu znaczącą rolę. I to dlatego jestemdzisiaj taką, a nie inną osobą. Gdy tylko przypomnęsobie moje trudne początki, to aż nie mogę się nadzi-wić, że to JA jestem teraz trenerką i uczę tańczyć in-nych. Od małej, nieśmiałej dziewczynki – do pewnejsiebie tancerki, świadomej swojej kobiecości, przeszłamdługą drogę. Tak, jak napisałam, to taniec był moimnauczycielem i to on jest sprawcą zmian, które prze-szłam. Dał mi bowiem najlepszą lekcję życia, bo nadał,po pierwsze, przebojowości mojej osobie, która jest takbardzo cenną cechą w dzisiejszych czasach, ale nauczyłtakże pewnej pokory i cierpliwości, i tego, że nie za-wsze od życia dostanę wszystko „na już”. Dostanę bo-wiem tyle, ile sama pracy w to włożę. I tak oto zostałamtrenerką zumby, chodząc dzielnie na wszystkie treningi,szkolenia, ucząc się pod okiem profesjonalistów w tejdziedzinie, znosząc każdą porażkę czy potknięcie, aż wkońcu sama doszłam do perfekcji. Na moich zajęciachchcę nie tylko zarazić tańcem moje uczestniczki, alewłaśnie nauczyć ich takiej świadomości o możliwo-ściach własnego ciała, bo jeżeli ktoś czuje się pewnie w

64 KRYNICA nr 90

REFLEKSJE

TANIEC – DOBRY NA WSZYSTKO

Page 66: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

tańcu, to nie ma już krótszej drogi do osiągniecia suk-cesu. Jak pokochamy siebie, to pokocha nas cały świat!I to jest właśnie moje motto na zajęciach. Zumba tonie tylko forma tańca, ale i pewien „styl życia”. Idealnatancerka zumby to właśnie pozytywna, pewna siebie,energiczna kobieta, bawiąca się w rytm muzyki, wy-zbyta wszelkich kompleksów. Jest tylko ona i taniec,któremu się poddaje w szaleństwie. Oczywiście w po-zytywnym znaczeniu tego słowa. Moje zajęcia więc,dodam to skromnie, cieszą się dużą popularnościąwśród kobiet, bo taka forma tańca, jak zumba, jest ab-solutnie dla każdego, bez względu na wiek, płeć – choćw absolutnej większości uczestnicy moich zajęć toprzede wszystkim płeć żeńska. Moja w tym jednakgłowa, aby to się zmieniło i w niedalekiej przyszłości.Mam taką nadzieję, że na zumbę będą przychodzićtakże mężczyźni. Podsumowując, mogę posłużyć siępewnym pięknym cytatem, który jest moim ulubio-nym dotyczącym tańca i także najlepiej go opisującym:„O tańcu nie da się pisać, taniec trzeba tańczyć”. Nie zro-zumie go w pełni zatem ten, kto nigdy nie miał z nimdo czynienia .

Beata ONISZCZUKStudentka wydziału dziennikarstwa

w Społecznej Akademii NaukWarszawa

KRYNICA nr 90 65

REFLEKSJE

ZUMBA – taniec zainspirowany połączeniem elementów tańców latynoamerykańskich oraz elementów fit-ness. Został opracowany przez tancerza i choreografa Alberto „Beto” Pereza w Kolumbii w latach 90. XX wieku.

Zumba zawiera w sobie elementy tańca i aerobiku. Choreografia Zumby łączy hip-hop, soca, samba,salsa, merengę, mambo, sztuki walki, oraz elementy Bollywood i tańca brzucha. Wykorzystywane są takżeelementy treningu siłowego (squat, lunge). Prowadzenie treningów Zumby nie wymaga opłat licencyjnychod siłowni lub klubów fitness – licencję muszą uzyskać indywidualni instruktorzy.

Poza podstawowym rodzajem Zumby (Zumba Fitness) wykształciły się także bardziej specyficzne jej ro-dzaje, których ciągle przybywa. Można korzystać z takich odmian Zumby jak: Zumbini, Toning, Sentao,Gold, Gold Toning, Zumbatomic, Zumba Kids, Aquazumba czy In the circut.

Page 67: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

KapliczkaPo okolicznych wsiach i lasach jest niezliczona

liczba krzyży i kapliczek. Jedne są ładne, inne mniejudane. Jedne są malutkie na drzewach jak karmniki dlaptaków, inne większe, posadowione na ziemi, zazwy-czaj otoczone drzewami lub krzewami. Jedno, co łączywszystkie bez wyjątku to fakt, że są postawione nachwałę Boga i mają swoją historię.

Jest jedna malutka kapliczka w lesie między Lipą i Goliszowcem. Nazywana jest przez miejscowychChmurową kapliczką. Z Chmurami ma tyle wspól-nego, że stoi na ich działce leśnej przy drodze. Jest nadwyraz skromna, ale wartościowa. Już kilkakrotnie od-nawiana świadczy o pewnym zdarzeniu, które powoliodchodzi w zapomnienie.

Kiedyś Goliszowiec był bardzo mocno związany zLipą. Tam były łąki lipskie, działki lipskie. Ludzie siężenili między sobą, a także dużo ludzi z Goliszowcapracowało w Lipie w zakładach i na kolei. Było toprzed wojną. Jeden z gospodarzy lipskich miał weselena Goliszowcu. Jak to zwykle bywało, była to okazjado wspólnej biesiady, rozmów oraz spotkania znajo-mych i rodziny. Przyszedł czas odjazdu do domu, alenasz weselnik ani myślał wsiadać na furmankę. Nic nieskutkowało. Ani prośby, ani groźby. Chłop jeszcze za-deklarował, że jak mu nie dadzą spokoju, to zobaczą. Iniech do domu jadą, jak im tak pasuje.

Żona, widząc opór i znając upartość męża, zrezyg-nowała z dalszych prób namowy go do powrotu. Zre-zygnowana rzuciła:

– Niech cię diabli wezmą!– Lepiej mi z diabłami, niż z tobą – odparł mąż.I zajął się dalej rozmowami ze znajomymi. Albo-

wiem nigdy lepiej nie wychodzi rozmowa na weseluniż wówczas, jak cała marynarka od garnituru udeko-rowana jest kreskami z kredy.

Tak jak wszystko, tak i to wesele musiało się skoń-czyć i trzeba było wracać do domu. Tyle tylko, że nawłasnych nogach. Ruszył tedy nasz weselnik w stronęLipy. Jako się rzekło, cała marynarka była pokreślonakredą, a każda kreska to „pięćdziesiątka” samogonu.Tak dawniej znaczono wypity alkohol w naszych stro-nach.

Droga była długa, nierówna, noc ciemna, a w gło-wie potężnie szumiało. Szedł tedy chłopina, tyle tylko,że nijak nie mógł pomiarkować, gdzie jest. Łaził po ja-kichś gąszczach, smugach i pagórkach. Pomimo że wlesie wychowany, w żaden sposób nie wiedział, jak od-naleźć właściwy kierunek. Przysiadł zatem na zwalo-nym drzewie i myśli.

– Jak tu natrafić na znajomy kawałek drogi? Prze-cież chodzę już pół nocy i diabeł jeden wie, gdzie jes-tem. Jak tu trafić? Siły coraz mniej, pić się chce, aratunku nie ma.

Jeszcze dobrze nie skończył, jak od moczarów po-kazała się słaba smuga światła i zaczęła sunąć w jegostronę.

– Ki diabeł – pomyślał chłop. – Pewno mnie szu-kają, jednak martwili się o mnie.

Pomyślał ciepło o żonie i najstarszym chłopaku, zktórym się najlepiej rozumieli. Światełko zgasło przednim, a spomiędzy drzew wyłonił się jakiś stwór – niczłowiek, ni jeleń. Chłop zamarł.

– Jako myślisz, tako jestem – rzekł stwór.– Ktoś ty? – wymamrotał chłop.– No, jak kto? Jam jest diabeł Mazurowski. Tyś jest

na moim terenie. Dopiero co pomyślałeś, że diabeł wie,gdzie jesteś. Tedy przybyłem, aby nieść ci pomoc. A za-służyłeś na nią na weselu jak nic. Tego obgadałeś,owemu dałeś w twarz, gorzałki wypiłeś za trzech, a nakoniec obraziłeś żonę i dzieci. Tak, przysłużyłeś mi siędobrze, dlatego należy ci się moja pomoc. Jeszcze tylkosolennie mi przyrzeknij, że postępowania nie zmienisz.Dalej będziesz pił, bił i raz na rok tu się spotkamy, to

66 KRYNICA nr 90

LEGENDY POLSKIE

Jerzy DrzewiJerzy Drzewi

LEGENDY LIPSKIE (cz. IV)

Page 68: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

zdasz mi relację. A może uda ci się jeszcze kogoś dlamnie zdobyć?

Diabeł mówił, a chłop przypominał sobie wszystko,co zaszło. Wszystko się zgadzało.

– A jak nie będę chciał mieć spółki z tobą? – spytałchłop nieśmiało.

– To żywy stąd nie wyjdziesz. Będę cię dotąd wodziłpo lesie, aż ducha mi oddasz.

– Słuchaj, kosmaty. Ducha oddam nie tobie, aleBogu. Na żadne cyrografy z tobą nie pójdę. A teraz ru-szam i ile siły jeszcze mam, tyle będę drogi szukał dodomu.

Chłop wstał, przeżegnał się i ruszył przed siebie.Modlił się do świętego Antoniego, aby mu drogę dodomu pomógł znaleźć. Cisza i ciemność w lesie nastałanieprzenikniona. Chłop ze strachu zaczął trzeźwieć.Pod nogami poczuł drogę i pomyślał, że każda drogagdzieś prowadzi. Spojrzał w górę. Pomiędzy koronamisosen widać było przesmyk nad drogą i kawałek ciem-nego nieba. Chłop przyśpieszył kroku. Nagle usłyszał,jak drzewa zaczynają szumieć głośniej i głośniej. Z lasudochodził szept diabła:

– Nie uciekniesz przede mną.Chłop zaczął biec, wiatr nasilał się. Drzewa chwiały

się niebezpiecznie tak, że korony dostawały niemal doziemi. Chłop biegł coraz szybciej. Wokół rozpętało siępiekło burzy. W pewnej chwili gałąź spadająca z sosnyuderzyła go lekko w głowę. Przewrócił się na drogę i...wszystko ustało. Nastała cisza. Powoli podniósł się i za-czął iść. Burza znów nadchodziła. Zaczął znowu biecile siły w nogach. Za sobą słyszał ryk wiatru, spadającegałęzie i straszny szept:

– Nie uciekniesz.Bez siły wybiegł z lasu na pola i upadł. Wszystko

ustało. Długo leżał. Widział, jak na wschodzie nadKrasnolasem powoli zaczyna się rozwidniać.

– Poleżę tu aż się rozwidni – pomyślał.Do domu doszedł ledwo żywy. Ciężko zachorował.

Nikt nie mógł dociec powodu tak szybkiej choroby iutraty sił.

W Goliszowcu mieszkał znachor. Ten przyjechałfurmanką i wysłuchał opowieści chorego chłopa.

– Słuchajcie – rzekł. – Trzeba własnoręcznie zrobići powiesić krzyż lub kapliczkę w miejscu, gdzie spot-kaliście diabła. Pamiętacie gdzie to mogło być?

– Tak na pewno to nie – odparł chłop.– To gdy jako tako dojdziecie do zdrowia, dajcie mi

znać.

Po dwóch miesiącach od tej rozmowy spotkali się wlesie. Długo chodzili i szukali miejsca, gdzie mogłodojść do spotkania z diabłem Mazurowskim. Jest takiemiejsce, które miejscowi nazywają Rowki.

– To było tu, tak czuję – rzekł znachor. – Tu, natym drzewie powieście kapliczkę. Ona ochroni was iinnych przed takim spotkaniem.

Kapliczka zawisła na drzewie. Mała, skromna, zro-biona ręką prostego lipskiego chłopa. Już wiele razy odtego czasu była odnawiana i przerabiana. Ale dalej trwa.

***

Legendę tę słyszałem jako mały chłopiec. Gdy pa-trzyłem na tę kapliczkę, przed oczami widziałem tegochłopa. I tego diabła. Słyszałem tę burzę, która goniłachłopa i słyszałem wiatr. Ta kapliczka opowiada, żetrzeba tylko przystanąć, pomodlić się przy niej i umiećjej posłuchać.

Obok tej kapliczki jako chłopak rąbałem drzewo dodomu. Tam mieliśmy swoją działkę leśną. Na szczęścieMazurowskiego nie spotkałem póki co. Może to za-sługa kapliczki? Zastanawiało mnie, dlaczego tam za-wsze słychać wiatr w koronach drzew? Zawsze!

Znachor z GoliszowcaKiedyś w puszczańskich osadach lasów lipskich

ciężko było o lekarza. Lecz ludzie chorowali tak samo,jak wszędzie. Ktoś musiał tym ludziom pomagać. Wkażdej z tych wsi i osad mieszkał lokalny znachor. Znałsię na ziołach, trochę na psychice ludzkiej, ale najważ-niejsze co umiał, to nawiązywać kontakt z duchami.Tymi dobrymi – duchami zmarłych, lecz także – nie-stety – tymi złymi.

Jako dziecko z otwartymi ustami słuchałem opo-wieści mojej babki, jak to w Lipie stawiała bańki cho-rym, wylewała wosk, leczyła opuchnięcia krów jademżmij. Ale nic mnie tak nie poruszało jak to, gdy opo-wiadała o wzywaniu jej do ubierania umarłych i – co zatym idzie – odmawiania w domu zmarłego modlitwyróżańcowej. Opowiadała mi kiedyś, jak to pewnegorazu podczas ubierania zmarła uniosła głowę, spojrzałana nią i wydała ostatnie tchnienie. Uderzało mnie, żegdy wylewała wosk nad dzieckiem lub robiła innegusła, zawsze, ale to zawsze zaczynała od modlitwy.

Dlaczego to takie ważne? To się okaże dalej. Alemoja babka do pięt nie dorastała znachorowi z Goli-szowca. Nikt już nie zna jego imienia i nie wskaże do-

KRYNICA nr 90 67

LEGENDY POLSKIE

Page 69: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

kładnie miejsca, gdzie mieszkał. Myślę, że jeżeli nieznalazłby się na tych kartkach, pamięć o nim umarłabyrazem ze mną. A tak... jest jakaś nadzieja.

Dawno temu, gdy ludzie żyli wolniej i krócej, mielimniej, ale byli bardziej szczęśliwi, jako się rzekło, wGoliszowcu mieszkał znachor. Sława jego sięgała da-leko, dlatego też zjeżdżali się ludzie z całej okolicy poporady i dla ratowania zdrowia, bo był przy tym bardzodobrym zielarzem.

Legendy o nim chodziły, jak to każdego wyleczy ima bardzo dobry kontakt z duchami. Trwało to długielata. Aż pewnego ranka znaleziono go ledwo żywegoprzy drodze do Lipy na Białych Górach. Wokół leżałyporozrzucane snopki słomy.

Znachor od zawsze mieszkał w Goliszowcu. Praco-wał w polu i przy gospodarce. Obok wsi był post gra-niczny wachty carskiej Goliszowiec i stacjonowaływojska ochrony granicy.

Służbę pełnił lejtnant podporucznik w średnimwieku, którego żona i dwie córki mieszkały w głębiRosji. Dowódca postu co dwa lata mógł odwiedzić ro-dzinę, także rodzina mogła go odwiedzić co jakiś czas.Gdy nasz znachor był młodym, niespełna dwudziesto-letnim chłopakiem, do Goliszowca przyjechała żona zdwiema dorastającymi córkami i zamieszkały w są-siedztwie znachora. Jak to zwykle bywa, oficer z żonąbyli zapraszani do co znamienitszych gospodarzy, nafolwark i do miasta. Jeździli także często do Rozwa-dowa na zakupy, bo to przecież zagranica. Lecz byłychwile, gdy córki siedziały w domu i wówczas zapo-znały się z naszym młodym znachorem. Ten brał je nawycieczki, pokazywał przyrodę i – jak to młodzi – roz-mawiali o różnych sprawach. Dla dziewcząt była to od-skocznia od codzienności w Rosji, a i inny kraj, innyjęzyk i obyczaje budziły ciekawość panien.

Po kilku tygodniach chłopak zaczął faworyzowaćstarszą córkę, co nie za bardzo podobało się młodszej,

a w ogóle rodzicom. Nie mogli jednak upilnować mło-dych. I tak mijał dzień za dniem.

Chłopak był tak zafascynowany dziewczyną, że od-dałby wszystko, aby mogli być razem. Pewnej niedzieliposzedł w ulubione miejsce w lesie. Położył się podsosną i zaczął marzyć o niej. Pogoda była piękna.Ciepło i słońce rozleniwiło go i chłopak popadł w le-targ. Wydawało mu się, że widzi jelenia, który pod-chodzi do niego i zaczyna mówić. Lecz jeleń ten stałna dwóch łapach.

– Wiem o twoim kłopocie, jak i wiem, jak z niegowybrnąć.

Chłopak patrzył na stwora i nie wiedział, co po-wiedzieć.

– Jestem w stanie ci pomóc, ale nic nie ma zadarmo. Tedy czy chcesz mojej pomocy?

– Nie wiem o czym mówisz? – odparł chłopak.– Masz tu przed tobą leżące szablę i chleb. Masz

jedno do wyboru, ale możesz niczego nie wybrać. Toteż będzie wybór. Dobrze się zastanów, bo to, co wy-bierzesz, będzie twoją drogą życia. Kiedyś przyjdę pozapłatę. Jeżeli nic nie wybierzesz, więcej mnie nie zo-baczysz. Co zatem wybierasz?

– Czy możesz mi powiedzieć, co oznacza mójwybór tego lub tamtego?

– Nie mogę, ponieważ to jest twój los, a los jest za-kryty przed wyborem. Dopiero, gdy wybierzesz, po-wiem ci wszystko.

Chłopak spojrzał dokładnie. Przed nim leżałapiękna szabla lśniąca w słońcu i duży pachnący bo-chen chleba. W żołądku poczuł głód, ale szabla takapiękna.

– Czy muszę tylko jedno wybrać i teraz? – spytał.– Tak – odparł stwór.– Wybieram zatem chleb, bo zawsze nam go bra-

kuje. Co mi po szabli.– Zatem wybrałeś drogę znachora. Otworzę przed

tobą tajemnice, które przed innymi będą zakryte. Bę-dziesz miał zaszczyty, pieniądze i sławę o jakiej się ni-komu nie śniło. W zamian nigdy nie wolno ci sięmodlić ani zrobić znaku krzyża, jak i rozpoczynać obrzędu modlitwą. Kiedyś zgłoszę się do ciebie.

– Co oznaczała szabla? – spytał chłopak.– To, że miałeś poślubić córkę lejtnanta. Lecz wa-

runki były takie same.– Ale ja ją kocham! – krzyknął chłopak.– Już nie. Gdy się obudzisz, wszystko minie.Chłopak zerwał się jak oparzony. Po stworze i chle-

bie nie było śladu.

68 KRYNICA nr 90

LEGENDY POLSKIE

Page 70: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

– Co za głupi sen – pomyślał.Pędem ruszył w kierunku domu.U sąsiada było dziwnie cicho i pusto. Okazało się,

że matka z córkami musiała nagle wracać do domu doRosji. Młodzi nawet się nie pożegnali.

Mijały tygodnie, nic się nie działo. Chłopak powolizapominał o dziewczynie i śnie pod sosną. Po kilkumiesiącach dowiedział się, że ktoś we wsi zachorował itrzeba mu pomóc. Coś kazało mu iść do domu i zapa-rzyć zioła. Za parę dni chory wyzdrowiał. Do chłopakazaczęli przychodzić ludzie po porady i lekarstwa. Roz-niosło się po okolicy, że w Goliszowcu jest najlepszyznachor.

Chłopak ożenił się, założył rodzinę. Wiodło mu siębardzo dobrze. Nikt nie znał jego tajemnicy. Gdy byłjuż w średnim wieku, zaczął zachowywać się jakośdziwnie. Stronił od ludzi, mamrotał coś pod nosem, zkimś rozmawiał. Coraz częściej nocował w stodole. Lu-dzie zaczęli mówić, że ma kontakty z diabłem, ale niktnic nie widział.

Przyszedł czas, kiedy znachor się zbuntował i zacząłkontakt z duchem zmarłej matki pewnej kobiety odprzeżegnania się. Nagle źle się poczuł, a duch zmarłejnie pojawił się. Poszedł spać do stodoły i wówczas zja-wił się ten sam stwór, co pod sosną.

– Jak się umawialiśmy? Złamałeś obietnicę i twójczas się skończył. Zabieram cię stąd i przenoszę do mo-jego królestwa. Tam zapłacisz za to, że całe życie ci po-magałem i dzięki mnie opływałeś w dostatki.

Znachor usłyszał nadciągającą wichurę. Kurczowozłapał się przyciesi stodoły, lecz wichura wyrwała gorazem z posłaniem i wyciągnęła. Na snopkach słomynosiło go nad śpiącymi chałupami Goliszowca, aż za-częło znosić na las. Włożył wtedy rękę do kieszeni i wy-czuł mały krzyżyk, który wcześniej schował na wszelkiwypadek.

Wichura wzmogła się. Zaczęło nim kręcić i rzucać.Znachor zaczął powtarzać dawno już nieużywane słowamodlitwy. Wiatr jeszcze raz targnął nim i rzucił o zie-mię. Leżał bez siły, aż znalazł go rano gajowy na BiałychGórach przy drodze. Wezwaną furmanką został od-wieziony do domu. Nigdy już nie zajmował się zna-chorstwem. Ludzie mówili, że diabeł znachora nasnopkach po lesie poniewierał.

***

Po długiej chorobie ufundował krzyż jako wotumza ocalenie. Krzyż ten stoi do dzisiaj. Stary już jest ichyli się ku upadkowi. Kiedyś ktoś go ogrodził i ubrał

kwiatami. Krzyż na rozstajnej leśnej drodze. Tam,gdzie diabeł powiedział dobranoc znachorowi z Goli-szowca.

KołyskaOd nagłej śmierci matki minęły dwa miesiące. Tra-

gedia niewyobrażalna biorąc pod uwagę to, że zosta-wiła dziewięcioro małych dzieci. Wszystkie obowiązkispadły na najstarszą córkę, zaledwie dwunastoletnią.Dziecko jak mogło, starało się dbać o dom i opieko-wać rodzeństwem. Bieda w Lipie w owym czasie byłanie do opisania, a tu jeszcze to.

Gdy przyszedł wieczór, dziewczynka padała z nóg.Wszystkie większe dzieci nie rozumiały, że matka jużnigdy do nich nie przyjdzie i domagały się, aby zapro-wadzić je do mamy. Najmłodsze dziecko było jeszcze wkołysce i cały czas płakało z głodu. Ogromu nieszczę-ścia dopełniło trzykrotne spalenie się domu tej rodziny.Zimno, głód i nieszczęście zadomowiły się na dobre inie było żadnej nadziei.

Tego wieczoru jak zwykle dziewczynka obrządziłazwierzęta w zagrodzie i dała jeść starszym dzieciom.Dom mieszkalny był dopiero co postawiony po ostat-nim pożarze i nie miał jeszcze drzwi wejściowych. Do-chodziła godzina jedenasta, gdy dziewczyna zajęła sięnajmłodszym dzieckiem. Dała mu trochę mleka odkrowy, lecz to nie zaspokoiło głodu i dziecko płakało.Nie pomagała szmatka umoczona w cukrze. Cały czastrzeba było dziecko kołysać. Zmęczenie tak dawało sięwe znaki, że dziewczyna usypiała na siedząco. Lecz gdytylko kołyska przestawała się bujać, dziecko zaczynałopłakać. Po godzinie jedenastej dziewczynka nie miałajuż siły kołysać dalej dziecka. Położyła się w poprzekłóżka, nogą naciskając na koniec bieguna. Przed za-śnięciem zaczęła płakać.

KRYNICA nr 90 69

LEGENDY POLSKIE

Page 71: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

– Mamo, dlaczegoś mnie zostawiła? Już nie mamsiły dać temu rady.

Dziecko znowu płakało.– Już nie mam więcej siły. Niech się dzieje co chce.Zamknęła oczy. Na zewnątrz było ciemno i cicho.

Od wejścia jakby jakieś wątłe światło mignęło i zgasło.Dziewczyna usypiała. Zdążyła jeszcze zauważyć, żeświatło było coraz silniejsze i jakby wypełniło całyotwór, w którym nie było jeszcze drzwi wejściowych.Tuż przed zaśnięciem poczuła, że kołyska sama się buja,dziecko przestało płakać i zaczęło coś ssać.

Gdy otworzyła oczy, był już ranek. Dziecko spałosmacznie. Aż się przestraszyła, że coś mogło mu się stać,gdyż nigdy nie było takie spokojne. Sprawdziła, zdzieckiem było wszystko w porządku. W kuchni usły-szała krzątającego się ojca. Zapytała, czy był u dzieckaw nocy. Nie był i nie słyszał, aby ktoś wchodził.Dziecko zaczęło się budzić. Dziewczynka wróciła domaluszka i zobaczyła szmatkę wiszącą przy jego głowiena kołysce. Nigdy tej szmatki nie widziała wcześniej.Wzięła ją do ręki. Na szmatce były kropelki pokarmu.Dziecko zaczęło znów płakać. Machinalnie włożyła doust dziecka tę szmatkę, a ono natychmiast się uspo-koiło.

– Dziękuję, mamo. Dzisiaj na ciebie poczekam.Nigdy więcej się to nie powtórzyło. Po tym zdarze-

niu została tylko szmatka ze śladami pokarmu, którapodana dziecku natychmiast je uspokajała. Dziew-czynka nikomu nie mówiła o tym, co ją spotkało.Tylko kiedyś sąsiadka spytała:

– Któż tam u was co noc z naftową lampą łaził podoknem w tamtym tygodniu? Nic wam nie zginęło?

– Nic nie zginęło, bo cóż u nas mogło zginąć? Mynic nie mamy.

***

Pod koniec lat 70. XX wieku przyjechałem pocią-giem Kraków – Lublin o 2.40 na urlop. Było po-chmurno. Dopiero co skończył padać deszcz i szosabyła mokra. Było zupełnie cicho i ciemno. Idąc samszosą zobaczyłem wątłe światło przemieszczające sięprzede mną drugą stroną drogi. Przystanąłem niepew-nie. Światło oddalało się w kierunku końca Lipy. Nicnie było słychać ani widać. Tylko to sunące światło. Niewiem już dzisiaj, czy to mi się przywidziało, lecz gdy-byście coś takiego kiedyś dostrzegli, to może czyjaśzmarła matka idzie pocieszyć swoje dziecko. A możejuż widzieliście to kiedyś w Lipie?

Wachta granicznaJeden z lipiaków opowiadał o tym, co wydarzyło się

w latach 70. XX wieku.W tym czasie już od połowy listopada do Lipy przy-

jeżdżali „kolejarze”, aby skupować choinki. Ceny byłyod 15 do nawet 80 złotych za sztukę. Kto mógł i chciałchodził do lasu, aby takie drzewka przynieść i sprzedaćprzy tym zarabiając.

Po przyjściu z roboty w tartaku w Lipie szybko sięściemniało, a że święta za pasem, parę groszy trzebabyło dorobić. Tu się wychowałem, więc las znałem do-kładnie. Pomyślałem, że dobrze byłoby skoczyć w De-lbasówkę coś przynieść . Gdy wyszedłem z domu okołoszesnastej, szarzało. Rano popadał mały śnieg i ścisnąłmrozik, tak gdzieś do pięciu stopni. Droga do Delba-sówki wiodła przez Mazurowską koło wieży przy dru-giej smudze i przed Goliszowcem w prawo. Z górymiałem upatrzone trzy drzewka, więc wiedziałem comam ciąć bez chodzenia i szukania.

Już od początku jakoś mi nie szło. A to mi pękłarączka przy piłce, a to jedno drzewko mi spadło tak, żewierzchołek się złamał.

– Ale dobre i dwa – pomyślałem. Zapaliłem„Sporta” i wracam.

Było około 19.00. Przechodziłem przez łąki i wi-działem światła w domach w Goliszowcu, gdzieś tamzaszczekał pies. Miałem zapalić, gdy pomyślałem otym, jak znajomy mówił, że ochrona mocno w tymroku pilnuje lasu i trzeba uważać. A niech to pioruntrzaśnie! Ale zapalę po minięciu smugi goliszowskiej.Do smugi doszedłem szybko i z ulgą wyciągnąłem„Sporta”. W smudze było dużo wody i była lekkozmarznięta. Na śniegu były tylko moje ślady, nikt pomnie ani przede mną nie szedł. Smugę pokonałem bo-kiem, bo idąc do Delbasówki zamoczyłem buty. Przedemną było ze trzy kilometry prostej i szerokiej drogi ażdo wieży przy drugiej smudze. Papieros zrobił swoje,od razu poczułem się pewniej i przyśpieszyłem kroku.

W lesie było cicho i widno. Niebo było wyiskrzone,a kryształki zmarzniętego śniegu na gałęziach piękniemieniły się w blasku gwiazd. Pomyślałem, że takiepiękno lasu jest nietrwałe. Gdy przyjdzie odwilż – znik-nie. Przystanąłem, przerzuciłem jodełki na drugieramię i zaciągnąłem się sportem. Przez dym z papie-rosa odniosłem wrażenie, jakby daleko przede mną po-ruszył się ciemny zarys. Nie wiadomo co to, alepapierosa trzeba zgasić.

Zszedłem na bok drogi i stanąłem w cieniu sosny.Widoczność była duża na tle śniegu i gwiazd. Zacząłem

70 KRYNICA nr 90

LEGENDY POLSKIE

Page 72: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

przyglądać się zarysowi, który, wydawało mi się, że sięporuszył. Koło wieży rośnie dużo jałowców, więc po-myślałem, że to przywidzenie i nie ma co, tylko trzebaiść dalej. Już miałem ruszać, gdy znowu mi się wydało,że ten sam kształt się poruszył. Odległość nas dzielącamiała jakieś półtora kilometra. Stoję i patrzę, ale terazjuż mniej pewnie. A cóż to? Teraz już zobaczyłem napewno, że to się przemieszcza.

Nic tylko ochrona! Co robić? Mam jeszcze czas.Rozglądam się. W odległości jakichś siedmiu do dzie-sięciu metrów jest duża kępa jałowców i małych drzew.Czy schować się tam, czy rzucić tam drzewka, piłkę iwyjść na drogę idąc do Lipy jakoby z Goliszowca? Terazwidzę dokładnie kilka postaci, w tym jedną jakoś nie-naturalnie wysoką. Liczę – cztery mniejsze i jakiś po-twór ogromny. Nie, nie będę tu czekał. Chowam się.

Odrzuciłem dalej w krzaki drzewka, piłkę, resztęsznurka do związania drzewek i czekam w tej kępie, comówiłem. Ale bym zapalił! A tu nic. Czekam z pięćminut. Cisza. Ja się patrzę, a tu nie wiadomo skąddrogą przede mną przechodzą – widzę dokładnie jakna dłoni – cztery postacie w długich jasnopomarań-czowych kożuchach z czarnymi kołnierzami, w czar-nych skórzanych butach. Na głowie mają białe czapkiz jakiegoś futra i długie karabiny na paskach na ple-cach. A ten potwór to jeździec na koniu podobnieubrany. Pierwsza myśl: to może wojsko z poligonu wLipie lub ta nieszczęsna ochrona? Ale nigdy nie wi-działem, aby ktoś na poligonie w tych latach używałkonia i takich karabinów.

Pochód przechodził wolno. Nikt się nie odezwał.Cisza całkowita. Nawet stuku kopyt i szczęku broni oubiór nie było słychać. Nie wiem, czy serce mi biło, czynie. Chyba nie. Nie słyszałem nic, a widziałemwszystko. Powoli szli w kierunku Goliszowca – odda-lali się.

KRYNICA nr 90 71

LEGENDY POLSKIE

Jerzy Witold DRZEWI rocznik 1960.

Z zawodu projektant konstrukcji budowlanych prowa-dzący swoje biuro projektowe „Projekt – Service” wLipie na Podkarpaciu.Przygoda z pisaniem zaczęła się od poradnika budowla-nego „Jak zbudować, ale się nie zrujnować”. W 2009 r.ukazało się I a w 2014 r. II wydanie rozszerzone.Jako autor idei budowy uzdrowiska Lipa-Zdrój (nabazie występujących tam wód mineralnych siarka-wych o wysokich walorach leczniczych), mając nauwadze rozsławienie Lipy wydał następujące opowia-dania:

– „Legendy Lipskie” – legendy ludowe wsi Lipa (2011 r.);

– „Opowieści Lasów Lipskich” – jako II część „Le-gend Lipskich” (2012 r.);

– „Rozdroże” – opowiadanie historyczne o Lipieprzed drugą wojną światową (2012 r.);

– „Biały nietoperz” – tragiczna historia miłosna żoł-nierza na poligonie Lipa (2013 r.);

– „Die Jagd Polowanie” – o pacyfikacji wsi Goliszo-wiec (2014 r.).

Obecnie powstaje pozycja pod roboczym tytułem„Dziedzictwo” mówiąca o drodze, jaką przeszedł jedenz wielu ludzi zaczynających i prowadzących działalnośćgospodarczą po przemianach ustrojowych po 1989 r. wPolsce.Jerzy Witold Drzewi okresowo publikuje artykuły zdziedziny poradnictwa budowlanego w czasopismachregionalnych.

Page 73: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

Gdy już ich nie było widać, powoli podszedłem dodrogi i wyjrzałem. Spojrzałem w kierunku Goliszowca.W oddali widać było zarys postaci, które się oddalały.Stałem z dziesięć minut za nimi, mogłem się ruszyć zmiejsca. Spojrzałem pod nogi na ślady na śniegu –tylko moje. Ukląkłem, aby dobrze widzieć. Żadnychinnych śladów – tylko moje. Jeszcze raz spojrzałem zażołnierzami – no, widzę, że odchodzą! W domu byłemza dwadzieścia minut.

– No i jak tam? Przyniosłeś coś? – spytali domo-wnicy.

– Ochrona mnie zatrzymała i wszystko odebrali –powiedziałem.

***Po latach dowiedziałem się, że to była droga gra-

niczna od kordonu Brody do kordonu Goliszowiec.Czy to wachta carska? A może duchy żołnierzy pilnująichniejszej granicy? Kto wie. Drzewka i piłka zostały wlesie.

Bliźniacze sosny lipskieNikt dokładnie nie wiedział, skąd byli. On praw-

dopodobnie z Łychowa, ona z Rzeczycy Ziemiańskiej.Jak się nazywali? Może Romek i Julia? Może inaczej?W czasach, kiedy o małżeństwie decydowali ojcowieoraz status społeczny i materialny, a Lipa była miejs-cowością na granicy dwóch imperiów, zdarzyła się his-toria znana i do bólu banalna. Chcę wam ją opo-wiedzieć.

Jako się rzekło, Lipa była miejscem przerzutu przezgranicę wszystkich, którzy chcieli dotrzeć do wolnegoświata. Więc wokół Lipy lasy były pełne ludzi. Szcze-gólnie nocą.

Pewnego razu pod Lipę od strony Kraśnika dotarłodwoje młodych ludzi. Planowali przekroczyć granicę,ale, niestety, nic z tego nie wyszło. Tych dwoje ludzi tobyli uciekinierzy z domu, którzy chcieli się pobraćwbrew woli rodziców pana młodego. Dziewczyna byłaprostą chłopką, natomiast pan młody – synem bardzozamożnego ziemianina. Ojcowie już dawno znaleźlimu kandydatkę na żonę ze swojej warstwy społecznej.Jak to często bywa, chłopak znalazł sobie inną kandy-

datkę i powstał konflikt pokoleń. Natura chłopska dałaznać o sobie u ojca i syna. Syn nie chciał słyszeć o oj-cowej woli i na siłę próbował przekonać rodziców doswojej dziewczyny. Zaiste, mocna to musiała być mi-łość między młodymi, gdyż postanowili uciec z domu,a że w tym czasie granica była blisko, mieli zamiarprzedostać się przez nią i dalej do Ameryki.

Przygotował się chłopak na drogę. Wziął wszystkoco niezbędne oraz pieniądze na opłacenie kurierów ipodróży dalej. Przed wyruszeniem przysięgli sobieoboje, że nigdy nic ich nie rozdzieli. Jeżeli będzie takakonieczność, to prędzej się zabiją niż dadzą rozłączyć.Na dowód tego zabrali ze sobą dwie fiolki trucizny.Wcześniej uzgodnili sobie kuriera, który miał ich prze-prowadzić na drugą stronę.

Wszystko szło dobrze. Podeszli pod Lipę, spotkalikuriera i szli w kierunku granicy. I tyle było dobrego.W lesie, w odległości około kilometra od pasa granicz-nego w Koziełkach dopadł ich ojciec chłopca. Anigroźby, ani prośby o powrót nie dawały żadnegoskutku. Chłopak ostrzegał ojca, że się otrują, lecz ojciecwidocznie uważał, że to puste gadanie i kazał swoimfornalom pojmać oboje. Niestety, nie zdążyli. Młodzizażyli truciznę i skonali w drgawkach na rękach for-nali. Jak opowiadał świadek tego zdarzenia, widok byłprzerażający. Zapłakana umierająca dziewczyna i chło-pak w konwulsjach.

Według ówczesnego prawa śmierć na tym tereniemusiała być zgłoszona władzom carskim w Zaklikowie.Do tego czasu młodzi leżeli przy drodze. Ojciec po-dobno zwariował i powiesił się nie dochodząc dodomu. Koło Łychowa były trzy pogrzeby, każdy o innejgodzinie i inni ludzie byli żałobnikami. Pochowali mło-dego, młodą i ojca. Tak się to skończyło.

***

W miejscu, gdzie młodzi zażyli truciznę i leżeli cze-kając na policję carską, wyrosła sosna. Nie taka zwy-czajna sosna. Sosna bliźniacza. Sprawia wrażenie, jakbychłopak z dziewczyną stali przy drodze trzymając się zaręce. Przemytnik bardzo często chodził tą drogą i opo-wiadał, że raz w roku, w nocy, można zobaczyć dwojemłodych ludzi, jak w świetle księżyca tańczą ze sobą.Tylko nikt nie wie, która to noc w roku. Ja nie widzia-łem, ale może kiedyś będę miał okazję?

72 KRYNICA nr 90

LEGENDY POLSKIE

F

Page 74: Nr 90 - Kresy24.pl · nychz i ste rw aSp Zg - nicznych w ramach konkursu na ... Tegoroczna edycja poświęcona była 155. rocznicy urodzin wielkiego Polaka i męża stanu Igna- ...

***

Mrok na schodach. Pustka w domu.Nie pomoże nikt nikomu.Ślady twoje śnieg zaprószył,Żal się w śniegu zawieruszył.

Trzeba teraz w śnieg uwierzyćI tym śniegiem się ośnieżyć –I ocienić się tym cieniem,I pomilczeć tym milczeniem.

Bolesław LeśmianZ tomu „Dziejba leśna”