Nr 4(44) Grudzień 2016 ISSN 1895-7331 - pronauka.org · niacze eliminują wolne rodniki i inne...

44
Nr 4(44) Grudzień 2016 ISSN 1895-7331

Transcript of Nr 4(44) Grudzień 2016 ISSN 1895-7331 - pronauka.org · niacze eliminują wolne rodniki i inne...

Nr 4(44)Grudzień 2016ISSN 1895-7331

Kwartalnik „Natura – Przyroda Warmii i Mazur” wydawany jest przez Wydawnictwo Mantisprzy współpracy z Fundacją proNaukawww.wydawnictwo-mantis.eu/natura

Czasopismo finansowane przez Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnejw Olsztynie

Redakcja: Andrzej S. Jadwiszczak (Redaktor Naczelny) tel. (89) 523 84 14, kom. 602 587 136; Marian Szymkiewicz (Zastępca Redaktora Naczelnego) tel. (89) 533 47 80; Michał Jadwiszczak (redakcja techniczna).

Rada Programowa: Marian Szymkiewicz (Przewodniczący), Zygmunt Gawron, Paweł Janiszewski, Maria Mellin, Alicja Nowak, Tadeusz Ratyński, Alina Rodziewicz, Krzysztof Słowiński, Alicja Szarzyńska, Marian Tomoń, Lucjan Wołos.

Adres Redakcji: ul. Słowicza 11, 11-041 Olsztyn, e-mail: [email protected]łów niezamówionych Redakcja nie zwraca. Zastrzegamy sobie prawo do dokonywania skrótów w nadsyłanych

materiałach.Druk: Drukarnia Gutgraf, OlsztynNakład: 3 000 egz.

Na okładce: Płomiennica zimowa (Flammulina velutipes) (fot. M. Jadwiszczak)

Szanowni Czytelnicy!

Śnieg otulił białą kołderką lasy i pola, a mróz pobielił szyby w oknach naszych do-mów. W tym morzu bieli tylko wprawne oko potrafi odnaleźć ledwie tlące się iskierki życia. Podczas zimowych spacerów leśnymi lub parkowymi dróżkami warto poszukać płomiennicy zimowej zwanej również zimówką aksamitnotrzonową – grzyba, który właśnie zimową porą, podczas odwilży pojawia się na pniach i grubszych gałęziach obumierających drzew liścia-stych. Ten gromadnie występujący grzyb, prezentowany na pierwszej stronie okładki „Natu-ry”, nie tylko zachwyca swoją urodą, ale również może wzbogacić naszą kuchnię.

W okresie Świąt Bożego Narodzenia wszystkie dzieci (i nie tylko) oczekują prezentów od św. Mikołaja, który przyjedzie saniami zaprzężonymi w kilka par reniferów. Zwierzęta tę należą do rodziny jeleniowatych i żyją w surowych warunkach dalekiej północy. Chociaż obecnie nie należą do naszej fauny, to dawniej w okresie zlodowaceń występowały nie tylko w Polsce, ale również w cieplejszych obecnie rejonach Europy, jak np. Hiszpania i Francja. Wiele ciekawych informacji o tych sympatycznych zwierzętach znajdziemy w artykule Pani Katarzyny Tajchman.

Wszystkim naszym Czytelnikom i Współpracownikom składam w imieniu Redakcji „Na-tury” najlepsze życzenia noworoczne i życzę niezapomnianych wrażeń przyrodniczych w 2017 roku.

Andrzej S. Jadwiszczak

1

Stanowisko rojownika pospolitego (Jovibarba soboli-fera) na terenie Nadleśnictwa JedwabnoMarian Szymkiewicz

Podczas badań faunistycznych prowadzonych w lipcu 2015 r. na terenie byłego poligonu Muszaki w Nadleśni-ctwie Jedwabno wykryto bogate stanowisko rojownika pospolitego (Jovibarba sobolifera). Rojowniki tworzyły trzy położone blisko siebie skupienia, z których każde liczyło po kilkadziesiąt osobników. Stanowisko znajdu-je się na skraju rozleglej, dawnej polany poligonowej, zajętej przez murawy napiaskowe i fragmenty młodych zadrzewień sosnowo-brzozowych będących wynikiem postępującego procesu sukcesji. Ponieważ jest to jedno-cześnie teren dawnego tokowiska cietrzewi i ważny frag-ment wciąż utrzymującej się, niewielkiej populacji tego kuraka, co kilka lat z inicjatywy Nadleśnictwa Jedwabno prowadzi się tu usuwanie powstałych w wyniku sukce-sji płatów samosiewów sosny i brzozy. Obok stanowisk rojownika pospolitego występują płaty żarnowca miot-lastego, nieliczne kępy jeżyny popielicy, ponadto kępy szczotlichy siwej, kostrzewy owczej, jastrzębca kos-maczka, pojedyncze okazy jasieńca piaskowego i kilka niewielkich, inicjalnych kęp wrzosu.

Rojownik pospolity, zwany także rojnikiem pospo-litym, jest bardzo charakterystyczną rośliną, której na Warmii i Mazurach nie można pomylić z żadnym innym

Rojownik pospolity fot. M. Szymkiewicz

gatunkiem. W Polsce tylko w Tatrach i Pieninach wystę-puje bardzo podobny rojownik włochaty (Jovibarba hia-tus), który uważany jest za endemit zachodniokarpacki. Rojownik pospolity jest byliną z rodziny gruboszowatych (Crasulaceae). Tworzy on bardzo charakterystyczne ku-liste, płonne różyczki liściowe o średnicy do 4 cm. Rośli-na jest barwy jasnozielonej, a jej łodyga kwiatowa osią-ga wysokość od 10 do 20 cm, niekiedy nawet do 40 cm. Liście różyczkowe są wzniesione, łukowato zagięte do środka, krótko zaostrzone. Łodyga kwiatowa jest gru-ba, ulistniona i zwieńczona wiechowatym kwiatostanem barwy żółtawobiaławej, wyrasta z kilkuletniej różyczki. Kwitnie od lipca do września. Roślina ta rozmnaża się zarówno generatywnie, jak i wegetatywnie. Rozmnażanie wegetatywne jest znacznie częstsze i polega na wytwo-rzeniu nowych różyczek u boku różyczki macierzystej lub na końcu rozłogów. Ten właśnie sposób dominował w trzech opisywanych tu skupieniach rojownika w Nad-leśnictwie Jedwabno. Niektóre z różyczek macierzystych były wręcz oblepione małymi różyczkami. Znacznie rza-dziej obserwuje się rozmnażanie generatywne. W 2015 r. na opisywanym stanowisku kwitł tylko jeden osobnik.

Rojownik pospolity jest sukulentem, a jego grube,

2

mięsiste liście są znakomicie przystosowane do groma-dzenia wody. Dzięki temu roślina jest odporna na suszę. Gatunek ten występuje w miejscach silnie nasłonecz-nionych, takich jak wzgórza, zbocza, ponadto skały, prześwietlone ubogie bory sosnowe. Lubi gleby suche, bardzo ubogie w próchnicę i składniki pokarmowe. Od dawna był jednym z częstszych gatunków ozdobnych na cmentarzach, dziś częściej spotkać go można w przydo-mowych skalniakach.

W Polsce jest to gatunek występujący na rozproszo-nych stanowiskach: w pasie wyżyn, w Sudetach oraz na niżu. Brak go w Karpatach oraz na Pobrzeżu Bałtyku. Na Warmii i Mazurach w przeszłości znany był z wie-lu stanowisk. W monumentalnym dziele Flora von Ost – Und Westpreussen autorstwa J. Abromaita i współ-pracowników, powstałym w latach 1898–1940, przy-taczanych jest wiele miejsc występowania tej ciekawej rośliny. W pobliżu Lidzbarka Warmińskiego stanowisko rojownika pospolitego znajdowało się na Krzyżowej Górze, gdzie dziś usytuowany jest jeden z najbardziej znanych w regionie wyciągów narciarskich, a kolejne znajdowało się na piaszczystym wzgórzu k. Miłogórza. Inne znane wówczas stanowiska dotyczyły okolic Kru-tyni, w ówczesnym powiecie giżyckim, rojownik wystę-pował k. miejscowości Ublik, gdzie roślina ta pokrywała całe wzgórze. Spotykany był na terenie dawnego Nad-leśnictwa Grądówka (dziś teren Nadleśnictwa Drygały), w kilku miejscach w okolicach Ełku, na nasłonecznionym wzgórzu nad j. Warnołty, w kilku miejscach w okolicach

Nidzicy (na zboczach pomiędzy Nidzicą i miejscowością Szerokopaś, na wzgórzu pomiędzy Nidzicą i Litwinkami oraz pomiędzy Nidzicą i Waszulkami).

O współczesnych stanowiskach tej rośliny w regionie obecnie niewiele wiadomo. Jeszcze do niedawna jej wy-stępowanie podawano z terenu Mazurskiego Parku Kra-jobrazowego. Prawdopodobnie na Pojezierzu Mazurskim istnieją jeszcze inne stanowiska. W Puszczy Napiwodz-ko-Ramuckiej, oprócz opisywanego wyżej stanowiska w Nadleśnictwie Jedwabno, w końcu lat 80. XX w. zna-lazłem niewielkie skupienie rojownika na nasłonecznio-nym poboczu śródleśnej drogi prowadzącej z Wielbarka do miejscowości Wały. Jednakże późniejsze próby od-szukania tego miejsca zakończyły się niepowodzeniem. Roślina ta występuje również na terenie leś. Szymany w Nadleśnictwie Wielbark, skąd przed kilkunastu laty otrzymałem fotografie rojownika wykonane przez tra-gicznie zmarłego leśniczego p. Dariusza Jaskulskiego, dobrego znawcę roślin.

Rojownik pospolity jest rośliną objętą ścisłą ochroną gatunkową. W naszym regionie do największych zagrożeń dla tej ciekawej byliny należy wykopywanie i przenoszenie do przydomowych ogródków i skalniaków, a także zabu-dowa, wydobywanie surowców mineralnych (żwirownie) oraz zanik wypasu, a w rezultacie zarastanie w wyniku sukcesji nasłonecznionych zboczy i wzgórz.

Muzeum Przyrody w Olsztynie(Oddział Muzeum Warmii i Mazur)

Rojownik pospolity fot. M. Szymkiewicz

3

Rośliny znane, ale niedoceniane – berberys „polska cytryna|”Barbara Juśkiewicz-Swaczyna

Berberys pospolity lub berberys zwyczajny (Berbe-ris vulgaris) znany również pod ludową nazwą kwaś-nica pospolita, czy kwaśniec, to jeden z ok. 450 gatun-ków krzewów należących do rodziny berberysowatych (Berberidaceae). W stanie dzikim występuje najliczniej w centralnej i południowej Europie, w Skandynawii i na Wyspach Brytyjskich jest gatunkiem zadomowionym, natomiast w południowych i środkowych Niemczech występuje rzadko. Poza Europą berberys został naturali-zowany w Ameryce Północnej, rośnie także w północnej Afryce i w Azji.

Do XIX wieku berberys występował pospolicie w stanie naturalnym – na brzegach lasów, w zaroślach, na miedzach, zboczach. Kiedy odkryto, że jest żywi-cielem pośrednim rdzy źdźbłowej (Puccinia graminis), ponieważ na jego liściach rozwija się wiosenne stadium rozwojowe tego grzyba, zalecano usuwanie krzewów berberysu w odległości mniejszej niż 500–1 000 m od upraw zbożowych. W ten sposób był skutecznie tępiony przez rolników. Obecnie w stanie dzikim berberys rośnie na słonecznych wzgórzach, w zaroślach, w świetlistych lasach liściastych i iglastych. Preferuje lekkie, kwaśne gleby piaszczyste, ale rośnie także na żyznych i wapien-nych glebach gliniastych.

Berberys zwyczajny jest dużym (2–3 m wysokości), gęstym ciernistym krzewem z kanciastymi gałązkami. Ciernie zwykle 3-dzielne, długości 1–2 cm. W ich kątach na krótkopędach wyrastają pęczki liści odwrotnie jajo-watych, delikatnie kolczasto ząbkowanych, o długości od 3 do 6 cm. Kwiaty żółte, niewielkie, pachnące, z trze-ma płatkami korony wykształconymi jak działki kielicha i z sześcioma miodnikami przypominającymi wyglądem płatki korony. Kwiaty zebrane w zwisające grona o dłu-gości 4–6 cm. Kwitnie w maju i czerwcu. jest gatunkiem miododajnym – wytwarza nektar i pyłek. Owocem jest jajowata, podłużna albo cylindryczna, wielonasienna,

lśniąca czerwona jagoda. Owoce są kwaśne w smaku, dość twarde, dojrzewają we wrześniu i w październiku.

Berberys odgrywa znaczącą rolę w ziołolecznictwie od ponad 2 500 lat – w czasach starożytnych stosowany był w Indiach i Babilonie. Starożytni Egipcjanie stosowa-li go w leczeniu dżumy, lekarze ajurwedyjscy zalecali go w terapii czerwonki. Nazwę berberys po raz pierwszy zasto-sował w XII wieku arabski filozof, prawnik, teolog i lekarz Awerroes opisując zastosowanie owoców jako produktu żywnościowego, dodatku do potraw, a także środka poma-gającego w niezliczonych chorobach. W średniowieczu propagatorką stosowania berberysu do leczenia żółtaczki i malarii była święta Hildegarda. W XVII wieku zaczął być powszechnie stosowany w Anglii jako środek przeciw schorzeniom wątroby. W Azji Środkowej zielarze kiero-wali się tzw. doktryną „zewnętrznych znaków” – berberys ma żółte kwiaty, a sok uzyskany z jego korzenia również zawiera żółte barwniki, oznaczano go jako „żółtaczkowe jagody”, gdyż sądzono, że ma korzystny wpływ na cho-roby wątroby i pęcherzyka żółciowego z towarzyszącą żółtaczką. Rosyjska medycyna ludowa polecała berberys w leczeniu nadciśnienia tętniczego, różnych stanów zapal-nych oraz w nadmiernych krwawieniach menstruacyjnych. Gdy osadnicy zawieźli tę roślinę do Ameryki Północnej (gdzie została naturalizowana) Indianie nazwali go „gro-nem Oregonu” i używali w praktykach rytualnych jako

Berberys – kwiaty fot. B. Juśkiewicz-Swaczyna Berberys – owoce fot. B. Juśkiewicz-Swaczyna

4

rośliny o nadprzyrodzonej mocy leczącej różne choroby i zapobiegającej im.

W medycynie ludowej napary i odwary z liści sto-sowane są jako środek pobudzający wydzielanie soków trawiennych, pobudzające apetyt, skuteczne w chorobach wątroby i dróg żółciowych. Liście i korzenie mają właś-ciwości antybiotyczne, przeciwbakteryjne, przeciwpier-wotniakowe, przeciwbiegunkowe, antynowotworowe, przeciwcukrzycowe, obniżające ciśnienie, antydepresyj-ne i przeciwzapalne oraz obniżające poziom cholesterolu. Owoce wykazują działanie moczopędne, przeciwgorącz-kowe, regulujące przemiany metabolizmu, stanowią po-nadto źródło witaminy C i E, karotenoidów, pektyn i soli mineralnych. W ostatnich latach pojawiły się w publika-cjach naukowych na świecie informacje o dużej skutecz-ności owoców berberysu w leczeniu trądziku. Ostatnie doniesienia naukowe wskazują też na wysoką zawartość przeciwutleniaczy w suszonych owocach berberysu – dla porównania owoce berberysu zawierają 3,8 razy więcej antyoksydantów niż jagody goji uznawane dotychczas za ich najlepsze źródło. Należy podkreślić, że przeciwutle-niacze eliminują wolne rodniki i inne reaktywne formy tlenu i azotu, przez co mają korzystny wpływ na zdrowie, indukując w organizmie człowieka mechanizmy obrony antyoksydacyjnej oraz naprawy DNA komórek.

Tak szerokie zastosowanie lecznicze berberysu wy-nika z obecności w nim licznych substancji aktywnych, w tym 22 alkaloidów izochinolinowych, głównie berbe-ryny, barbaminy, palmatyny, magnofloryny.

Od czasów starożytnych medycyna naturalna nie zna rośliny o tak szerokim zastosowaniu dla zdrowia czło-wieka. Badania nad substancjami czynnymi w berberysie trwają na świecie nieustannie. Niewątpliwie jest to bardzo

cenny surowiec zielarski, mogący często zastąpić z po-wodzeniem tradycyjne leki. Pamiętać jednak należy, że powinno się go stosować z dużą rozwagą i ostrożnością, przy nadmiernym i długotrwałym używaniu mogą poja-wić się działania niepożądane – alkaloid berberyna odkła-da się w sercu, wątrobie i trzustce.

Oprócz zastosowania medycznego, owoce berberysu wykorzystuje się w sztuce kulinarnej do wytwarzania soków, konfitur, dżemów, wina, nalewek. Ze względu na kwaśny smak są dobrym dodatkiem zastępującym cytrynę. Suszone owoce można dodawać bezpośrednio do wielu potraw, np. ryżu, owsianki. Podnoszą walory smakowe i działają korzystnie na organizm.

Berberys – suszone owoce fot. B. Juśkiewicz-Swaczyna

Chrząstkoskórnik purpurowy (Chondrostereum pur-pureum)Łukasz Auguścik

Leśne ostępy dla spacerowiczów to idealne miejsce na relaks i odpoczynek od codziennych obowiązków. Przy sprzyjających warunkach pogodowych krajobraz pięknej jesieni otwiera się przed nami pełną paletą barw złota, żółci i czerwieni. Czasami jednak zdarzają się me-lancholijne dni wypełnione ciężkimi mgłami, za który-mi często nic nie widać. Jednakże i w takie dni przyroda potrafi nas zadziwiać. W takiej aurze z otaczającą nas szarością doskonale kontrastuje czerwień muchomorów, czy też wyściełająca dno lasów żółć opadłych liści. Je-żeli jednak nieco dokładniej przeczesać wzrokiem je-sienne otoczenie, można dostrzec jeszcze wiele innych ciekawych barw, a jedną z nich jest chociażby purpura chrząstkoskórnika – grzyba z rodziny stroczkowatych (Meruliaceae).

Na pierwszy rzut oka owocniki chrząstkoskórnika purpurowego sprawiają wrażenie bliżej nieokreślonego Chrząstkoskórnik purpurowy fot. Ł. Auguścik

5

tworu przypominającego nieregularne grube płaty pleśni o sinym zabarwieniu. W związku z tym nazywany jest on także pleśniakiem purpurowym. Owocniki są bokiem przyrośnięte do podłoża i najczęściej rozrastają się w for-mie rozpostartej, choć bywa też tak, że ich rozrastające brzegi odchodzą od podłoża i tworzą one wtedy formy rozpostarto-odgięte. Formy te, z wyraźnie odgiętymi brze-gami najczęściej spotykane są, gdy owocniki rozwijają się na pionowych powierzchniach Widząc jeden twór nie oznacza to, że mamy do czynienia z jednym owocnikiem. Pojedynczy owocnik chrząstkoskórnika osiąga zazwyczaj wymiary do ok. 4 cm szerokości. Jednakże bardzo często owocniki te zrastają się ze sobą, zachodząc przy tym da-chówkowato na siebie i tworzą jednocześnie jeden twór, który niejednokrotnie osiąga duże rozmiary. Jeżeli zbliży-my się do owocnika i będziemy się w niego uważnie wpa-trywać, zaczyna on odkrywać przed nami swe zakamarki. Powierzchnia owocnika pokryta jest krótkimi włoskami, przez co w dotyku jest ona aksamitna. W przypadku form rozpostartych powierzchnia jest bardzo nierówna, ufor-mowana z „wypiętrzeń i kraterów” o różnych wielkoś-ciach i kształtach. Wspomniane wypiętrzenia to wierzch-nia warstwa, która jest jaśniejsza od pozostałej części owocnika i może ona przybierać barwy od białawej po przez różowawą, czasem jasno fioletową, aż po szarawą. Z kolei swoiste kratery to warstwa hymenalna owocni-ków. Powierzchnia hymenoforu jest pofałdowana, nieco grudkowata i przyjmuje ciemne barwy purpury, fioletu, a niekiedy brązu. U młodych owocniku ich barwy są wy-raźne, a w miarę upływu czasu płowieją. Brzeg stanowią-

cy przejście pomiędzy wierzchnią, a hymelnalną warstwą wchodzi w kolorystykę hymenoforu, lecz w jaśniejszych odcieniach. Choć owocniki sprawiają wrażenie niemal-że płaskich, to jednak w ich wnętrzu kryje się cienka ok. dwumilimetrowa warstwa miąższu. U młodych owocni-ków ma on elastyczną, żelatynowatą konsystencję, która po wyschnięciu twardnieje. Miąższ ma białoszary kolor. We wnętrzu jest jasny, a im bliżej wierzchu tym jest ciem-niejszy, aż pod samą skórką przechodzi w czarny kolor. W przypadku, gdy owocniki rozwijają się na pionowych powierzchniach i przyjmują formę rozpostarto-odgiętą, wówczas tworzę się u nich małe, półkoliste, nieregularne w zarysie kapelusiki o wspomnianych powyżej barwach. Często można spotkać również pojedyncze, niewielkie owocniki formujące się w kształt zbliżony do kieliszka o mniej lub bardziej pofalowanych brzegach.

Takie ciekawe wytwory natury możemy zaobserwo-wać zarówno przemierzając leśne ostępy, jak i w parkach, ogrodach, czy też w przydrożnych zadrzewieniach. Owoc-niki wyrastają na obumierających pniach, gałęziach oraz pniakach drzew liściastych i bardzo rzadko na drzewach iglastych. Przy odrobinie zainteresowania światem grzy-bów, nie problem napotkać owocniki chrząstkoskórnika purpurowego, gdyż występuje on pospolicie w naszym kraju i można je spotkać w ciągu całego roku.

Chrząstkoskórnik purpurowy jest organizmem o charak-terze pasożyta, a także saprotrofa. W zainfekowanej przez tego grzyba ofierze, jego enzymy najpierw rozkładają ligni-nę, przez co pozostająca celuloza nadaje temu, co niegdyś było drewnem białawego koloru. Tym samym dochodzi do

Chrząstkoskórnik purpurowy fot. Ł. Auguścik

6

powstania intensywnej zgnilizny białej drewna. Ponadto grzyb ten wywołuje tzw. srebrzystość liści – chorobę drzew owocowych, przez co dobrze znany jest przez ogrodników i sadowników. Przez zranienia i odarcia kory dochodzi do zakażenia drzewa za sprawą zarodników. Wskutek rozwoju grzyba w zainfekowanym drzewie następuje rozkład drew-na oraz obumarcie i odpadanie kory. Ważnym objawem tej choroby, od którego zawdzięcza ona swoją nazwę jest charakterystyczna barwa liści. Działanie enzymów rozwi-jającego się patogenu powoduje oderwanie się od miękiszu palisadowego, mającego zieloną barwę ze względu na za-wartość chlorofilu, bezbarwnej cienkiej skórki. Powoduje to powstanie wypełnionej powietrzem przestrzeni pomiędzy skórką a miękiszem o charakterystycznym zabarwieniu, barwiąc srebrzyście liście. Aby zapobiec powstawaniu tej choroby ogrodnicy i sadownicy zabezpieczają uszkodzenia drzew za pomocą odpowiednich środków grzybobójczych. W przypadku wczesnego zdiagnozowania rozwoju choroby na gałęziach, ich usunięcie pozwala na uratowanie zdrowej części drzewa przed „inwazją” tego patogenu. Jeżeli nastą-piło silne porażenie drzewa, na którym doszło już do rozwo-ju owocników chrząstkoskórnika purpurowego, konieczne jest usunięcie i spalenie całego drzewa w celu uniknięcia zainfekowania pozostałych drzew.

Nadleśnictwo Kudypy

Chrząstkoskórnik purpurowy fot. Ł. Auguścik

Chrząstkoskórnik purpurowy fot. Ł. Auguścik

7

Smolucha bukowa (Ishnoderma resinosum)Łukasz Auguścik

Przemierzając lasy w podolsztyńskiej gminie Dywi-ty w poszukiwaniu grzybowych przysmaków, poza do-rodnymi koźlarzami, borowikami i rydzami można na-tknąć się również na inne bardzo ciekawe grzyby. Choć co prawda nie jest jadalna, ale na pewno dla konesera grzybowego świata interesującym znaleziskiem będzie tytułowa smolucha bukowa.

Podobnie jak pniarek obrzeżony (Fomitopsis pinico-la), czy też żółciak siarkowy (Laetiporus sulphureus), smolucha bukowa (Ishnoderma resinosum) zalicza się do rodziny pniarkowatych (Fomitopsidaceae). Może-my ją spotkać na martwych pniach oraz pniakach drzew liściastych. Jej owocniki można zaobserwować przede wszystkim na bukach, a także na klonach. Choć rzadko, ale grzyb ten spotykany jest również na martwym drew-nie brzozowym, grabowym, lipowym, a nawet na jabło-niach i jarzębinach.

Owocniki smoluchy bukowej mają postać półkolistych lub nieco konsolowatych tworów, przyrośniętych bokiem do podłoża, ale także występują w formie rozpostarto-od-gietej. Pojedyncze owocniki są średniej wielkości i mogą mieć do ok. 30 cm szerokości i grubości do ok. 5 cm. Z ko-lei, gdy rosną w grupach kilku zrośniętych ze sobą owoc-ników, tworzą one obiekty dużych rozmiarów.

Młode owocniki są nieregularnego kształtu i mają jas-nobeżową barwę. W miarę rozwoju zaczyna być widocz-

na warstwa hymenalna o brudnobiałej barwie. Następnie wierzchnia warstwa zabarwia się na purpurowobrązowy kolor. Wraz z wzrostem owocnika wierzchnia warstwa zmienia barwę. Zewnętrzna część tuż przy brzegu ma purpurowobrązową barwę, zaś wewnętrzna warstwa u nasady owocnika jest rdzawoochrowa. Bywają jednak owocniki, zwłaszcza te starsze, które mają ciemno za-barwioną, niemalże czarną wierzchnią warstwę. Ponad-to wierzchnia warstwa u młodych owocników jest nieco filcowata. Z kolei u starszych owocników jest ona naga i pofałdowana oraz mogą na niej występować nierów-ności przypominające nieregularne brodawki. Pod po-wierzchnią wierzchniej skórki mieści się niezbyt gruba warstwa o żywicznej konsystencji i ciemnordzawej bar-wie. Brzeg owocnika jest na ogół gruby i pofalowany oraz nieco zaokrąglający się w dół. Ma on jasną, kre-mową lub lekko żółtawą barwę. Hymenofor tworzą rur-ki o drobnych porach i długości do ok. 1,5 cm. Ma on brudnobiałą lub jasnoochrową barwę. Ponadto zarówno na wierzchniej warstwie, jak i na hymenoforze obecne są krople jasnej, bądź też ciemnej wydzieliny o oleistej konsystencji. Wnętrze owocnika stanowi gruba warstwa miąższu o soczyście mięsistej strukturze, która po wy-schnięciu zmienia się w korkową i kruchą. Pod wpływem działania wodorotlenku potasu przybiera on brunatną barwę.

Smolucha bukowa fot. Ł. Auguścik

8

Grzyb ten jest organizmem saprotroficznym, który przyczynia się do rozkładu martwej materii. Wywołuje na białą zgniliznę drewna, a rozkładane przez nią drewno przybiera żółtawy odcień. Z rozkładanych przez smolu-chę bukową pni i pniaków wydziela się charakterystycz-ny, intensywnie anyżowy zapach.

Smolucha bukowa występuje na terenie dwóch kon-tynentów. Szeroko rozprzestrzeniona, a zarazem często spotykana jest w Ameryce Północnej, natomiast w Euro-pie, choć występuje od Rosji aż po Hiszpanię, jest o wiele rzadsza i częściej występuje w południowej części kon-tynentu. W naszym kraju jest grzybem nielicznym, a jej rzadkość potwierdza status „V” na Czerwonej liście roślin i grzybów Polski. Status ten oznacza, iż smoluchy jest tak mało, że jest narażona na wyginięcie. Z kolei w takich krajach, jak Dania i Szwecja występuje ona jedynie na po-jedynczych stanowiskach. Wyjątkowość i rzadkość smo-luchy w Europie potwierdza jej obecność na listach ga-tunków zagrożonych na terenie Słowacji, Austrii, Niemiec oraz Szwecji i Danii.

Mimo tego, że smolucha bukowa nie jest grzybem, który zachwyciłby nas kulinarnie, to nie mniej jednak spotykając się z nim pośród leśnych ostępów możemy go traktować, jako grzybowy rarytas.

Nadleśnictwo Kudypy

Smolucha bukowa fot. Ł. Auguścik

Smolucha bukowa fot. Ł. Auguścik

Smolucha bukowa fot. Ł. Auguścik

9

Trzęsak pomarańczowożółty (Tremella mesenterica) – grzyb widoczny z dalekaEwelina Frydrych

Spacerując jesienią przez las liściasty, bądź miesza-ny możemy dostrzec wyróżniające się pomarańczowe owocniki na opadłych gałązkach i konarach drzew. Są to owocniki trzęsaka pomarańczowożółtego (Tremella me-senterica). Trzęsak ten należy do grzybów podstawko-wych i w polskiej literaturze mykologiczej został po raz pierwszy opisany przez Władysława Wojewodę w 2003 roku. W Polsce zwany jest także jako trzęsak pomarań-czowy, trzęsidło pomarańczowe, galaretowiec pospolity czy też kisielec pomarańczowy.

Owocniki są jednoroczne, w młodości wystające i przedzierające się przez korę, a w miarę starzenia są szeroko przyrośnięte do podłoża. Owocniki jakie mo-żemy zaobserwować są średnicy około 1–6 cm, lśnią-ce, pofałdowane oraz barwy żółtej z odcieniami koloru pomarańczowego. Dodatkowo w przyrodzie występuje rzadka bezbarwna forma, zwana przez mykologów cry-stalliną. Kształt główki jest mózgowaty z podziałem na płaty i zwoje. Miąższ jest konsystencji galaretowatej, co w starości skutkuje rozpłynięciem się w bezkształtną masę. Ciekawą cechą tego gatunku jest higroskopijność owocników, które w czasie suszy kurczą się, natomiast w okresie wilgotnym ponownie pęcznieją i wracają do pełnej sprawności.

Cechą specyficzną opisywanego trzęsaka jest roz-mnażanie. Młode owocniki rozmnażają się bezpłciowo za pomocą konidiów, kolejno grzyb tworzy podstawki, i na tym tworze dojrzewają zarodniki, które powstały w procesie płciowym.

W polskich lasach obserwując pomarańczowe owoc-niki istnieje możliwość popełnienia pomyłki trzęsaka pomarańczowożółtego z łzawnikiem złocistozarodniko-wym (Dacrymyces chrysospermus), lecz występuje on na obumarłych konarach, pniach drzew iglastych naj-częściej w położeniach górskich. Kolejnym gatunkiem podobnym jest trzęsak listkowaty (Tremella foliacea), którego owocniki są lekko brązowe, w kształcie wyrasta-jących listków, tak jakby z jednego punktu.

Trzęsak pomarańczowożółty jest saprotrofem drzew takich gatunków jak: buk, grab, klon, jesion, dąb oraz leszczyna. Wartym uwagi jest fakt, że w pewnych przy-padkach grzyb ten jest pasożytem innych przedstawicieli królestwa Fungi, min. skórnika krwawiącego (Stereum sanguinolentum). Możemy je zaobserwować w ciągu ca-łego roku, głównie w okresach wilgotnych wiosną, jesie-nią a nawet zimą.

Pomarańczowy grzyb jest gatunkiem niejadalnym, gdyż nie ma wartości kulinarnych, a dodatkowo jest galaretowatej konsystencji. A zatem pozostaje nam fo-tografowanie tych niezwykłych jaskrawych owocników i zachwycanie się okazałością otaczającej nas przyrody.

Trzęsak pomarańczowożółty fot. Ł. Jabłoński

Trzęsak pomarańczowożółty fot. A.S. Jadwiszczak

Trzęsak pomarańczowożółty fot. Ł. Jabłoński

10

Opieńka ciemna (Armillaria ostoyae) – groźny patogen korzeni drzewŁukasz Jabłoński

Jesienne grzybobranie w polskich lasach niejedno-krotnie zaskakuje zbieraczy różnorodnością owocników lub obfitością plonu. Jednym z wielu grzybów, których owocniki możemy znaleźć w koszyku grzybiarza jest opieńka ciemna (Armillaria ostoyae). To jeden z pięciu gatunków opieniek najczęściej występujących w Polsce, pojawiających się od początku września, aż do pierw-szych mrozów. Nazwa tego grzyba wywodzi się ze spo-sobu wyrastania owocników wokół pniaków lub pni rosnących drzew. Owocniki opieńki ciemnej możemy bowiem znaleźć w małych lub dużych skupieniach na rozkładających się pniakach, czy też szyjach korzenio-wych drzew, a nawet na strzałach zamierających drzew stojących. Jest patogenem drzew iglastych – sosny zwy-czajnej i świerka pospolitego.

Owocnik niemal każdego grzyba zbudowany jest z trzonu i kapelusza. Młode owocniki opieńki ciemnej mają wydatny, masywny trzon i w porównaniu z nim niezbyt duży kapelusz, który wraz z wiekiem powiększa swoje rozmiary nawet do 10 cm średnicy. Dojrzałe kape-lusze są mięsiste i pokryte na zewnątrz brązowymi łuska-

mi ułożonymi najgęściej w części centralnej kapelusza. Brzeg owocnika jest podwinięty i połączony z trzonem osłoną częściową, która w miarę dojrzewania ulega roze-rwaniu i wówczas na trzonie pozostaje błonkowaty biały pierścień. Trzon jest pełny, pokryty za młodu białymi kosmkami, które z wiekiem zanikają; przybiera wów-czas barwę jasnobeżową. Warstwa spodnia kapelusza, to hymenofor blaszkowy, który pełni rolę generatywną w rozmnażaniu opieńki ciemnej. Blaszki hymenoforu są koloru białego i mają różną długość – jedne dochodzą do trzonu, inne kończą się w połowie hymenoforu. Póź-ną jesienią, po dojrzeniu owocników, następuje wysyp zarodników. Z uwagi na skupiskowy charakter wzrostu tego grzyba możemy zaobserwować na innych pobli-skich owocnikach białe plamy zarodników uwalnianych z podstawek hymenoforu. W przypadku wzrostu na sta-nowiskach cienistych owocniki Armillaria ostoyae wy-twarzają kapelusze małe i niedostatecznie wybarwione, natomiast trzony są bardzo długie.

W lasach gospodarczych Polski opieńka ciemna jest groźnym patogenem korzeni drzew. Wywołuje opieńkową

Owocniki opieńki ciemnej fot. Z. Sierota

11

zgniliznę korzeni. Choroba ta rozprzestrzenia się głów-nie przez kontakt ryzomorf – czyli specjalnych splotów strzępek grzybni o charakterze przetrwalnikowym i in-fekcyjnym – z korzeniami drzew, a także dzięki dojrza-łym zarodnikom uwalnianych jesienią z hymenoforu. Ryzomorfy, znane także jako sznury grzybniowe, to ograny wegetatywne, infekujące korzenie drzew przez cały rok. Przypominają czarne sznurówki butów lub roz-łogi perzu. Rozgałęziają się dychotomicznie, a w miej-

scach ich przerwania lub uszkodzenia ryzmomorfa ma zdolność regeneracyjną (tworzy się merystem apikalny), w wyniku której powstaje wiele nowych, rozgałęzionych ryzomorf. Ich koncentracja oraz infekowanie korzeni następuje w warstwie próchnicznej gleby. W początko-wej fazie kolonizacji podkorowej korzenia wytwarza białą grzybnię – na pniaku, po usunięciu kory widoczna jest wachlarzowodłoniasta, obfita grzybnia. Roślina bro-ni się, wydzielając obficie żywicę, co u młodych sosen

Opieńka ciemna na pniaku fot. Z. Sierota

Biała grzybnia podkorowa fot. Ł. Jabłoński Buła żywiczna wraz z ryzomorfami fot. Ł. Jabłoński

12

przyjmuje formę tzw. buły żywicznej – mieszaniny żywi-cy wraz z glebą w formie niekształtnej bryły otaczającej korzeń gospodarza.

Gdy zniszczeniu przez strzępki grzyba (a właściwie przez wydzielane enzymy) ulega miazga i łyko na ca-łym obwodzie szyi korzeniowej – porażone drzewo bar-dzo szybko zamiera. Igły w koronie drzewa początkowo przybierają barwę seledynową (niezdrewniały pęd zwisa do dołu), a z czasem rudzieją.

W czasie długotrwałej choroby powodowanej przez opieńkę ciemną, drewno ulega białej zgniliźnie drewna (niszczona jest przede wszystkim lignina ścian komórko-wych). Występująca wada znacząco pogarsza jakość tech-niczną surowca drzewnego i przynosi straty leśnikom.

Rozpoznanie gatunku danej opieńki w terenie jest trud-ne. Cechy morfologiczne Armillaria spp. występujących w Polsce są bardzo zbliżone i często ocena makroskopowa nie jest wystarczająca, co do precyzyjnej diagnozy dane-go gatunku. Początkowo uważano, że jest jeden gatunek opieńki. Dopiero w latach 90. XX wieku w Polsce wy-odrębniono 5 gatunków: Armillaria ostoyae, Armillaria borealis (opieńka północna), Armillaria cepistipes (opień-

ka maczugowata), Armillaria mellea (opieńka miodowa) oraz Armillaria gallica (opieńka bulwiasta).

Owocniki grzybów wyżej wymienionych gatunków są bardzo podobne do siebie. Do ważnych cech ma-kroskopowych różnicujących je możemy zaliczyć pier-ścień na trzonie i łuski wyrastające ze skórki kapelusza. Tylko u opieńki ciemnej łuski na kapeluszu występują w licznych skupieniach i są ciemnobrązowe, podczas gdy u innych gatunków są zdecydowanie delikatniejsze oraz mają zabarwienie żółtawe lub oliwkowe.

Owocniki wszystkich gatunków opieniek są jadal-ne. W kuchni polskiej opieńkę ciemną wykorzystuje się głównie do marynowania (tylko kapelusze), gotowa-nia, a także smażenia. W sklepach opieńki marynowane sprzedawane są pod dawną nazwą opieńki miodowej – i nie wykluczone, że ta nazwa została przypisana z uwagi na słodkawy smak owocników, jak i na miodową barwę kapeluszy.

Ciekawostką jest fakt, że w roku 2001 w Oregonie (USA) znaleziono osobnika opieńki ciemnej o powierzch-ni grzybni prawie 9 km2. Uważa się, że jest to najwięk-szy, jak dotąd, opisany organizm na naszej planecie.

Uwiędnięty pęd przyrostu sosny zwyczajej – objaw opieńkowej zgnilizny korzeni fot. Ł. Jabłoński

Wachlarzowatodłoniast grzybnia podkorowa fot. Ł. Jabłoński

Młode owocniki opieńki ciemnej fot. Ł. Jabłoński Ryzomorfy pod korą fot. Ł. Jabłoński

13

Fruczak trutniowiec (Hemaris tityus) w Puszczy Napi-wodzko-RamuckiejMarian Szymkiewicz i Elżbieta Szymkiewicz

Podczas badań faunistycznych prowadzonych w Puszczy Napiwodzko-Ramuckiej w dwóch różnych miejscach zaobserwowaliśmy dwa osobniki fruczaka trutniowca (Hemaris tityus), jednego z naszych najmniej-szych motyli z rodziny zawisaków (Sphingidae).

W dniu 25 maja 2016 r. w czasie poszukiwań błon-kówek na suchym pastwisku o charakterze murawy napiaskowej, położonej w pobliżu miejscowości Szuć k. Jedwabna, spostrzegliśmy nieznanego nam dotychczas motyla. Posiadał częściowo przezroczyste skrzydła z wą-ską, brunatną obwódką na zewnętrznym brzegu. Gruby masywny odwłok był od góry barwy oliwkowej z czarną przepaską w środku. Motyl był niewielki, a ogólny ton ubarwienia i budowa przypominały nieco trzmiela. Owad był bardzo ruchliwy. Na krótko przysiadał na źdźbłach traw i natychmiast przelatywał kilka, kilkanaście metrów dalej. Szybki lot, charakterystyczny kształt skrzydeł oraz masywny tułów wskazywały na nieznanego nam dotych-czas z autopsji przedstawiciela rodziny zawisaków. Nie-stety duża ruchliwość motyla uniemożliwiała zrobienie ostrego zdjęcia. Musieliśmy się pogodzić z faktem, że nie uda się wykonać dobrego zdjęcia motyla, którego na tym terenie spotkaliśmy po raz pierwszy i dlatego z pewnym

niedosytem opuszczaliśmy pastwiska k. Szuci udając się do następnego celu naszej wyprawy. Ale wkrótce humor nam się poprawił. Po około dwóch godzinach od pierw-szej obserwacji nieznanego nam zawisaka dotarliśmy na południowe krańce byłego poligonu wojskowego Mu-szaki, położonego w granicach Nadleśnictwa Jedwabno. Wędrując skrajem rozleglej polany w pobliżu byłej wsi Sadek ponownie spostrzegliśmy identycznego motyla, ja-kiego już dziś spotkaliśmy w pobliżu Szuci. Tym razem warunki obserwacji były komfortowe. Motyl siedział na źdźble trawy i praktycznie się nie ruszał. Można mu było się przyglądać z bliska, a także fotografować. Oczywi-ście staraliśmy się robić to ostrożnie, aby go nie spłoszyć. Jego spokój i brak ruchu nasunęły nam myśl, że prawdo-podobnie są to pierwsze godziny życia tego owada, jako osobnika dorosłego. Gdy już nacieszyliśmy wzrok nowym gatunkiem, a towarzyszący nam kolega wykonał zdjęcia, delikatnie dotknęliśmy motyla. Reakcja była zaskaku-jąca. Pozostający dotychczas niemal w bezruchu owad, natychmiast zaczął się szybko wspinać na wierzchołek źdźbła, na którym siedział, a następnie odleciał. Po po-wrocie do domu i wgraniu zdjęć do komputera przystąpi-liśmy do próby oznaczenia napotkanego zawisaka. Dobre

Fruczak trutniowiec fot. H. Thiessen

14

zdjęcia i pomoc atlasu motyli nocnych nie pozostawiały wątpliwości, że napotkany przez nas motyl to fruczak trutniowiec. Niestety w dostępnych, popularnych opra-cowaniach poświęconych motylom nocnym, do których zaliczane są zawisaki niewiele znaleźliśmy szczegółów dotyczących występowania i biologii napotkanego przez nas gatunku.

Spośród 20 gatunków zawisaków, jakie dotychczas obserwowano w granicach Polski (łącznie z gatunkami obserwowanymi sporadycznie), fruczak trutniowiec, ra-zem z fruczakiem bujankowcem (Tityus fuciformis), na-leżą do gatunków najmniejszych. Rozpiętość skrzydeł trutniowca liczy zaledwie od 38 do 42 mm. W przeci-wieństwie do większości zawisaków, które aktywne są nocą oba te fruczaki aktywne są w dzień przy słonecznej pogodzie. Swym wyglądem fruczak trutniowiec bardziej kojarzy się z trzmielem i to zewnętrzne upodobnienie się do niego jest jednym ze sposobów ochrony przed wro-gami, którzy unikają trzmieli, jako swoich ofiar. Motyle te możemy obserwować od pierwszej dekady maja do pierwszej dekady lipca. Zasiedlają śródleśne łąki, pola, ugory i przydroża, a roślinami pokarmowymi gąsienic są: świerzbnice polna (Knautia arvense) i leśna (Knautia silvatica), driakiew gołębia (Scabiosa columbaria) oraz inne pokrewne gatunki.

Motyl spotykany jest w całej Polsce, miejscami licz-nie. Mamy wątpliwości co do częstego występowania tego gatunku na Pojezierzu Mazurskim, przynajmniej

obecnie. Może nie mieliśmy szczęścia, ale było to na-sze pierwsze spotkanie tego gatunku po 30 latach mniej lub bardziej intensywnego zwracania uwagi na motyle. Bardzo możliwe, że w przeszłości na Warmii i Mazurach motyl ten występował liczniej. W wydanej w 1903 r. w Królewcu obszernej publikacji autorstwa lekarza z Biskupca – P. Speisera poświęconej motylom ówczes-nych Prus Wschodnich i Prus Zachodnich (Die Schmet-terlingsfauna der Provinzen Ost- und Westpreussen) wy-nika, że w XIX w. był to gatunek na naszym terenie licz-ny i rozpowszechniony. Jego występowanie stwierdzono, między innymi w okolicach: Morąga, Ostródy, Olsztyna, Sorkwit, Gołdapi, Ełku, Wielbarka, Pisza, Orzysza i Ni-dzicy. Prawdopodobnie w XX w., a zwłaszcza w drugiej połowie minionego stulecia, był on notowany dużo rza-dziej. Na stronie internetowej pt. „Zawisaki Polski”, po-święconej stwierdzeniom przedstawicieli zawisaków na terenie naszego kraju w okresie od 1900 do 2014 r., wy-nika, że dokonano w tym czasie 27 obserwacji fruczaka trutniowca w 21 miejscach, notując łącznie 34 osobniki. Na dołączonej mapie brak jest stwierdzeń z terenu War-mii i Mazur. Być może postępujące ocieplenie sprawi, że fruczaka trutniowca będziemy w naszym regionie obser-wowali częściej, tak jak miało to miejsce w poł. XIX w.

Muzeum Przyrody w Olsztynie(Oddział Muzeum Warmii i Mazur)

Fruczak trutniowiec fot. H. Thiessen

15

Czy renifer to tylko atrybut św. Mikołaja?Katarzyna Tajchman

Renifery to zwierzęta, które każdy zna od dzieciń-stwa, kojarzą się przede wszystkim z zaprzęgiem ciągną-cym sanie Świętego Mikołaja i pomagającym dostarczyć bożonarodzeniowe prezenty. Jednak prawdziwa wiedza na temat tego gatunku jest znikoma. Renifery zamiesz-kiwały przecież północną część naszego kraju w czasie, kiedy lodowiec pokrywał Bałtyk, a na obszarze Polski występowała śnieżna pustynia.

Wyjątkowy jeleniowaty

Renifery (Rangifer tarandus), jako zwierzęta żyją-ce na co dzień w ostrym i trudnym klimacie, wykształ-ciły szereg cech charakterystycznych i odmiennych w porównaniu z innymi gatunkami jeleniowatych (Cer-vidae). Mają bardzo gęste owłosienie, z długą grzywą na szyi, widoczną szczególnie u samców. Wyjątkowo gęsta sierść chroni przed mrozem. Wiosną renifery linieją, na chwilę pozostając w „sukni letniej” o ciemnym kolo-rze, aby wkrótce zacząć nakładać z powrotem zimowe, biało-szare futro. Pysk renifera również jest owłosiony,

co zapewnia ochronę przed zimnem podczas żerowania w śniegu. Nogi kończą się mocnymi, szeroko rozstawio-nymi racicami, ułatwiającymi poruszanie się po śniegu zimą i bagnistym terenie podczas wiosenno-letnich roz-topów.

Co ciekawe, zarówno samce, jak i samice reniferów nakładają poroże. U samca służy ono do walki o samice podczas jesiennej rui (przypadającej na okres od wrześ-nia do listopada), po czym zostaje zrzucone. Samice, choć obdarzone są mniejszym porożem, zrzucają je do-piero późną wiosną (maj), po urodzeniu potomstwa. Po-roże służy samicy do ochrony potomstwa w pierwszym okresie jego życia.

Renifery są roślinożerne. Żywią się trawami, bylina-mi i porostami (wśród których przysmakiem jest chro-botek reniferowy). Zimą potrafią wykopać pożywienie spod grubej warstwy śniegu. Szukają wtedy m.in. zmarz-niętych jagód, pączków krzewów, pędów i nasion roślin. Potrafią doskonale trawić nawet zamarznięty pokarm.

Renifer fot. P. Janiszewski

16

Renifery a człowiek

U ludów, które zamieszkują tereny naturalnego wy-stępowania reniferów, zwierzęta te pełnią kluczową rolę gospodarczą. Jest to szczególnie widoczne wśród społe-czeństw tradycyjnych, nie objętych wysokim stopniem rozwoju cywilizacyjnego. Renifery służą jako zwierzę-ta juczne, wierzchowe i pociągowe. Dostarczają mleka, mięsa skór i kości.

W Europie relacje między człowiekiem a reniferem sięgają środkowego paleolitu. Zwłaszcza w kulturze magdaleńskiej (około 13 500–12 000 lat p.n.e.) i ham-burskiej (około 12 500–12 000 lat p.n.e.). Były one znane w północnej Hiszpanii (Kantabria, Kraj Basków) i sądząc po ilości ich szczątków występowały też w po-łudniowo-zachodniej Francji. Podczas ostatniego zlo-dowacenia zwierzęta musiały przemieścić się na północ Europy, gdzie były głównymi zwierzętami, które pozy-skiwano celu wszechstronnego użytkowania. Jak wspo-mniano, renifery to zwierzęta żyjące w zimnym klimacie. W sezonie jesiennym ich ciała przygotowane na okres srogich warunków zimowych są tłuste i mocne, a futro dość grube. To najlepszy okres na polowanie na ten gatu-nek. Wówczas myśliwi mogli pozyskać najlepsze mięso, kości, najmocniejsze ścięgna i najgrubsze futro, a dzięki temu całe rodziny mogły przetrwać długie zimy.

W dawnych czasach pozyskiwano je najczęściej pod-czas migracji pomiędzy letnimi i zimowymi pastwiska-mi, w specjalnych miejscach-zasadzkach, którą często była dolina – tunel. Zwierzęta przemieszczały się praw-dopodobnie z zimowych pastwisk w okolicach Schles-wig-Holstein na nieznane obecnie obszary Morza Pół-nocnego. Myśliwi polowali na nie latem i zimą również w rejonach Łaby. Główną metodą polowania na renifery było zagonienie zwierząt do dołu ograniczonego ściana-mi skalnymi w kształcie litery V, a następnie były one od razu masowo ubijane lub przetrzymywane przez jakiś okres. Przykładem takiego miejsca jest półwysep Va-ranger w dalekiej północy Norwegii, leżący na granicy przenikania się świata Samów, Rosjan, Finów i Norwe-gów. Varanger stał się barwną mozaiką kultur, języków, tradycji i zwyczajów, ludzie zamieszkiwali te tereny już 10 000 lat temu. Pozostawili po sobie głazy grobowe i ryty naskalne.

Innym przykładem sposobu pozyskiwania tego ga-tunku jest odkryty w Stelmoor w Północnych Niemczech zespół paleolitycznych stanowisk gdzie w torfowiskach znaleziono liczne szkielety reniferów oraz narzędzia krzemienne i kościane w dwóch poziomach: dolny – za-liczany do kultury hamburskiej, górny – kultury ahrens-burskiej. Nad brzegiem dawnego jeziora rozpoznano kilka całkowitych szkieletów których klatka piersiowa i żołądek wypchane były dużymi kamieniami. Odkrycie to w literaturze religijnej uznano jako 14 ofiar z renów, które miano rzekomo zatopić w jeziorze po uprzednim zastąpieniu trzewi kamieniami. Fakt że chodzi tu o sa-mice przydaje temu obrazowi tajemniczej wymowy ob-rządku związanego z płodnością. Jednak znawcy biologii tego gatunku mogą upatrywać się bardziej prozaicznych

powodów tego znaleziska. Wiadomo jest że samice dzi-kiego renifera wędrują oddzielnie i polowania podczas których zabijane są tylko samice nie mają w sobie nic niezwykłego. Okazuje się też że zatapianie na kilka dni zwierząt było wygodnym sposobem chronienia nadmier-nego zapasu upolowanej zwierzyny przed zębami dra-pieżników. Można było tego dokonać jedynie obciążając uprzednio wypatroszone zwierzęta dużymi kamieniami, aby w wodzie nie pęczniały i nie wypływały. Jednak aspektu religijnego nie można całkowicie wykluczyć.

Próby udomowienia

W przeciwieństwie do większości innych gatunków zwierząt, których dzicy przodkowie wymarły (np. bydło, konie), są obecnie zagrożone (np. osły, lamy, alpaki) lub ich zasięg geograficzny bardzo się skurczył (np. owce, kozy) dzikie populacje reniferów są nadal szeroko rozpo-wszechnione w północnej Euroazji i północnej Ameryce (karibu). Obecnie prawie 50% z około 3 000 000 renife-rów Starego Świata to dzikie zwierzęta, a dzikie i hodow-lane stada cały czas współistnieją. Stanowi to wyjątkową okazję do analizy interakcji między populacjami dzikimi i hodowlanymi. Uważa się, że renifery przeszły tylko wczesną fazę udomowienia, mogą być wiec modelowym przykładem do analizy pierwszych etapów tego procesu. Renifery prawdopodobnie udało się częściowo udomo-wić ze względu na ich uległy charakter i chęć przeby-wania w pobliżu ostoi ludzkich. Jednak zwierzęta te są bardzo niezależne, nie muszą być karmione ani trzymane przez człowieka, w związku z tym prawdopodobnie nie doszło do całkowitego ich udomowienia.

Najstarsze dowody na próby udomowienia renifera sięgają V wieku p.n.e. W Górach Ałtaju odkryto grób z Pazyryk, w którym był zamrożony koń, pochowany prawdopodobnie w tym okresie. Zwierzę miało maskę, która miała je upodobnić do renifera, co stanowi wska-zówkę na próby ujeżdżania tych zwierząt. Rysunki na-skalne sięgające początku ery chrześcijańskiej, w górnej części rzeki Jenisej również potwierdzają próby oswoje-nia tego gatunku, przedstawiając renifera ciągnącego sa-nie. W górach Sajany znaleziono drewnianą figurę renife-ra pochodzącą z II wieku n.e. mającego na sobie uprząż. Najwcześniejsze znaleziska archeologiczne wskazują zatem na południowo syberyjskie próby udomowienia renifera. Sądzono, że utrzymanie i pasterstwo reniferów w tym regionie było naśladowaniem analogicznych prak-tyk, jakie prowadzono z bydłem i końmi przez inne są-siednie narody.

Kiedy populacja dzikich reniferów została uszczuplona przez praktyki łowieckie w średniowieczu, lud Saami (za-mieszkujący głównie Laponię – północne krańce Norwegii, Finlandii, Rosji oraz Szwecji) opracował intensywną i na dużą skale hodowlę tego gatunku. Egzystencja Saamów zależała głównie od połowów ryb słodkowodnych, polo-wań na dzikie renifery, wyłapywania ptaków, wędkarstwa morskiego, zbierania jagód i wykorzystywania innych od-nawialnych zasobów. Długo przed hodowlą renifery były użytkowane jako zwierzęta pociągowe i juczne oraz jako

17

specyficzny „wab”, aby przyciągnąć inne dzikie renife-ry. Praktyki takie były stosowane już w od 1400 roku w górach Szwecji. Pasterstwo małych stad, jak również dojenie i wycielenia były kontrolowane w niektórych re-jonach. Na początku 1600 roku liczba oswojonych zwie-rząt znacznie wzrosła. Koczownicza hodowla reniferów rozprzestrzeniała się od Laponii do Półwyspu Kolskiego. Styl życia hodowców, migracje, użytkowność gruntów i obłożenie terenu były dyktowane przez intensywną ho-dowlę tego gatunku na przełomie XVI i XVII wieku.

Badania genetyczne norweskich naukowców wykaza-ły niezależne pochodzenie hodowlanych reniferów w Ro-sji i Fennoskandii (dzisiejsza Norwegia, Szwecja i Finlan-dia). Oznacza to, że lud Saami oswajał zwierzęta odrębnie od rdzennych kultur zachodniej Rosji. Odkryto również, że powiększanie lokalnych stad odbywało się powszech-nie poprzez krzyżowanie z dzikimi zwierzętami.

Zmienność genetyczną można także wytłumaczyć zmianami klimatu, jakie zachodziły w przeszłości, głównie związane ze zlodowaceniami. Wraz z topnieniem lodowca renifer podążał za nim na tereny gdzie jeszcze występo-wał. Ocieplenie klimatu nadal może powodować dalsze kurczenie się obszarów naturalnego występowania tego gatunku. Tereny w Kanadzie pod koniec XXI wieku mogą skurczyć się nawet o 90%, w Norwegii zwierzęta mogą się odizolować tylko do terenów górzystych i w tundrze dalekiego wschodu. Renifery to jeden z niewielu gatun-ków mega fauny, które przeżyły na terenach wolnych od lodu w północnych regionach Euroazji podczas ostatniego zlodowacenia. Prawdopodobnie posiadają pewne cechy przystosowawcze, które umożliwiły im dalsze funkcjono-wanie. Jednak ich fizjologia nie toleruje wysokich tempe-ratur, ponieważ nie mają prawie żadnych gruczołów poto-wych. Obecnie zamiany klimatyczne bardzo szybko po-stępują i nie jest pewne czy zwierzęta za nimi nadążą. Już pod koniec plejstocenu renifery opuściły tereny północnej Hiszpanii i północnych Włoch, a w Ameryce Północnej obszar Mississippi.

Zróżnicowanie reniferów

Proces udomowienia przebiegał prawdopodobnie w dużych stadach w tundrze, a nie w mniejszych prze-bywających w lesie (tajdze). Typ zasiedlający tereny otwarte jest bardziej towarzyski niż ten zamieszkujący lasy i posiada bardziej wyrafinowaną organizację spo-łeczną. Niektórzy naukowcy wyróżniają dwie podpopu-lacje: renifera leśnego (tajga) oraz otwartych przestrzeni (tundra). Ponad 200 000 lat temu drogi osobników typu tundry oraz lasu rozdzieliły się. Forma leśna reniferów charakteryzuje się większym ciałem, długimi nogami i krótszym i cięższym porożem, zaś renifery z tundry za-zwyczaj noszą długie i smukłe poroża. Co ciekawe, oko-ło 30–40% samic leśnego renifera nie nakłada poroża, może to wskazywać na adaptację do nowych warunków życia.

Arktyczne renifery natomiast są mniejsze i mają krót-szy pysk. Mały rozmiar ciała to również kierunkowa se-lektywna presja w ekstremalnych warunkach środowiska.

Potwierdzać tą tezę może reguła Bergamanna, która głosi, że zwierzęta stałocieplne (ssaki, ptaki) klimatów chłodnych mają większe rozmiary ciała w porównaniu do blisko z nimi spokrewnionych zwierząt, które żyją w klimatach ciepłych. Jest tak dlatego, że większe cia-ła mają mniejszą powierzchnię w stosunku do objętości, a tym samym tracą mniej ciepła na jednostkę masy (co jest korzystne w niskich temperaturach).

W literaturze naukowej istnieje do dzisiaj pewna niejasność dotycząca sklasyfikowania hodowanych re-niferów. Czy są to zwierzęta udomowione, pół-udomo-wione, czy tylko oswojone? Udomowienie jest bardzo powolnym procesem, który we wczesnych fazach może wiązać się z zarządzaniem i kontrolą dzikimi stadami, która może prowadzić do późniejszej hodowli w niewoli. Istnieje coraz więcej dowodów i powiązań historyczno-kulturowych na oddziaływania renifer – człowiek. Jest też kluczowym elementem zrozumienia historii naszego gatunku zamieszkującego północne szerokości geogra-ficzne.

W dziedzinie hodowli nie zostało jednak naukowo zdefiniowane określenie „pół-udomowione”. Wielu ba-daczy twierdzi, że gatunek ten jest tylko pół-udomo-wiony w porównaniu do innych zwierząt. Poskramianie natomiast to proces szkolenia i nie jest związany z pro-cesem selekcji genetycznej, jaka występuje podczas udo-mowienia. Tolerancja reniferów w stosunku do ludzi jest wciąż mniejsza w porównaniu z bydłem, owcą czy psem. Cechy charakterystyczne dla udomowionych zwierząt to np. większa wrażliwość na zmiany środowiskowe, dlate-go że zwierzęta te są pod ciągłą ochroną i brak jest bodź-ców, które mogą oznaczać zagrożenie. Renifery nigdy nie były szczególnie chronione, ani też nie znaleziono dla nich stałych siedlisk. Dlatego też prawdopodobnie zachowały wiele cech dzikiego odpowiednika. Zacho-wują się też podobnie w przypadku zagrożenia. Tundra sprzyja bardziej stadnemu życiu w porównaniu z tajgą. Jest to rodzaj strategii unikania drapieżników krajobrazie otwartym. Od paleolitu po dziś dzień renifery ciągle na-rażone są na polowania.

Przysmak reniferów – chrobotek fot. A.S. Jadwiszczak

18

Jeleniowate i światłoPaweł Janiszewski

Człowiek od zarania dziejów obserwował cykliczne zmiany zachodzące wokół niego. Jednocześnie zastana-wiał się nad mechanizmami i czynnikami odpowiedzialny-mi za sezonowość różnorodnych zjawisk występujących w świecie zwierząt. Bardzo szybko zauważył olbrzymią rolę zmian długości okresu, w którym do zwierząt dociera światło słoneczne i kiedy zapada ciemność.

Fotoperiodyzm

Fotoperiodyzm – [słowo pochodzące z j. greckiego] – jest to zjawisko dotyczące przebiegu rozwoju i funk-cjonowania różnorodnych procesów u roślin oraz zwie-rząt w zależności od długości okresów ciemności i świat-ła (nocy i dnia), które występują w 24 godzinnym cyklu dobowym.

Proces ten ogrywa olbrzymią rolę w świecie zwierząt, podczas regulowania czasu oraz długości występowania różnorodnych zjawisk przebiegających sezonowo. W za-leżności od długości trwania słonecznego dnia w odpo-wiednim czasie dochodzi m.in. do: zmiany cyklu poroża u jeleniowatych, hibernacji, sezonowych migracji, proce-sów rozrodu, zmian okrywy włosowej, czy gromadzenia się warstwy tłuszczowej przed okresem zimowym.

Większość procesów regulowanych fotoperiodyzmem pozwala na przetrwanie zwierząt w ciężkim czasie. Przy-kładowo, na terenach położonych na półkuli północnej,

gdzie panują ostre warunki podczas zimy, cielęta jeleni oraz wielu innych ssaków, rodzące się o niewłaściwej porze roku, miałyby minimalne szanse na przeżycie. W drodze ewolucji, zarówno jeleniowate, jaki inne gatunki zwierząt stałocieplnych, rozwiązały tego typu zagrożenie poprzez uregulowanie występowania okresu rozrodu (m.in. czasu okresu rujowego, a tym samym czasu narodzin potom-stwa) w oparciu o całoroczny cykl zmian długości dnia świetlnego. Gdyby nie to zjawisko zwierzęta te nie mia-łyby możliwości rozpoznawania pory roku odpowiedniej do wydania na świat potomstwa, w czasie kiedy miałoby ono jak największą szansę na przeżycie. Naturalna selek-cja wśród zwierząt bytujących na północnych terenach „promowała” osobniki, których okres rujowy przypadał na jesień, a tym samym czas narodzin występował późną wiosną i latem, a więc przy najlepszych warunkach żywie-niowych i klimatycznych.

„Słoneczne” informacje

Część przebiegu i mechanizmów procesów fizjologicz-nych związanych z wpływem długości dnia na codzienne życie zwierząt została już poznana i opisana w literaturze naukowej. Jednak nadal nie wiadomo wszystkiego, gdyż są to zależności bardzo skomplikowane.

Wiadomym jest, że źrenica oka rejestrując zmiany zwią-zane ze skracaniem się dnia świetlnego jesienią wysyła

Daniele fot. P. Janiszewski

19

sygnały do szyszynki, która jest gruczołem znajdującym się w mózgu. Szyszynka, poprzez funkcję wydzielniczą hor-monów reguluje różnorodne funkcje i procesy organizmu, w tym cykl poroża, zmiany okrywy włosowej i inne, zależ-ne od długości dnia.

Kiedy jesienią wydłuża się okres ciemności szyszyn-ka rozpoczyna bardziej intensywną sekrecję specjalnego hormony – melatoniny. W okresie najdłuższej nocy może dochodzić do nawet pięciokrotnie większego jej wydzie-lania, w porównaniu do okresu długiego jasnego dnia. Ta zmienność poziomów malatoniny w okresie 24 godzin jest sygnałem do wydzielania złożonego zespołu kolejnych hormonów, które kierują zmianami zachodzącymi w cy-klu poroża, jak i innymi procesami fizjologicznymi.

Mazurskie prace naukowe nad fotoperiodyzmem

Jednym ze światowych pionierów badań związanych z zależnością pomiędzy światłem dziennym a cyklem po-roża u jeleni był prof. Zbigniew Jaczewski, z ówczesne-go Zakładu Doświadczalnego PAN w Popielnie (obecnie Stacja Badawcza PAN), położonego nad Śniardwami. W latach 50-tych XX wieku przeprowadził on doświadcze-nie, podczas którego utrzymywał byki jelenia szlachetne-go w specjalnym pomieszczeniu, symulując krótszy dzień i dłuższą noc w okresie letnim, czyli odwrotnie niż miało to miejsce w warunkach naturalnych. Samce te zmineralizo-wały swoje poroże w połowie normalnego okresu wzrostu, po czym usunęły scypuł (owłosiony naskórek chroniący rosnące poroże). Byki te stały się także agresywne i we-szły w okres rozrodu w połowie lata, zamiast we wrześniu. Ze względu na agresywność, nie mogły one dłużej prze-bywać w zamkniętym pomieszczeniu badawczym, więc zostały wypuszczone na pobliskie pastwiska. Co ciekawe, następnie byki te bardzo szybko zrzuciły poroże nałożone w sztucznych warunkach i jeszcze tego samego lata wytwo-rzyły kolejne. Wytarły je ze scypułu w terminie podobnym, jak u zwierząt nie biorących udziału w doświadczeniu.

Badania prof. Jaczewskiego wykazały istotny wpływ fotoperiodyzmu w regulowaniu zmian zachodzących w rocznym cyklu poroża. Zainicjowały także innych ba-daczy, do prowadzenia dalszych prac naukowych doty-czących tego zagadnienia. Przykładowo, w latach 60-tych ubiegłego wieku Richard Goss przeprowadził cykl podob-nych badań na bykach jelenia sika, dzięki którym jeszcze dokładniej poznano i opisano zależność zmian długości światła dziennego na przebieg cyklu poroża.

Ciąża utajona

Niektóre gatunki ssaków na drodze ewolucji „wypraco-wały” mechanizm oparty na długości dnia, który zapewnia przyjście na świat ich potomstwa w optymalnych warun-kach. Bardzo ciekawym przykładem jest zjawisko ciąży utajonej (diapauzy, ciąży przedłużonej), która występuje między innymi u naszej popularnej sarny.

Okres rujowy u sarny występuje latem, głównie na prze-łomie lipca i sierpnia, czyli nieco odmiennie, w porównaniu do pozostałych naszych krajowych jeleniowatych, u których

ruja występuje jesienią. Natomiast pora narodzin u po-szczególnych gatunków Cervidae występuje w podobnym czasie – w miesiącach maj–czerwiec. Tak jak wspomnia-no powyżej, takie zsynchronizowanie okresu narodzin, za-pewnia największe szanse na przeżycie potomstwa.

Od lipca do około grudnia u sarny występuje ciąża utajona, podczas której zarodek podlega specyficznemu „uśpieniu” i nie rozwija się. Jeżeli nie byłoby tego okre-su, a zarodek podległaby nieustannemu rozwojowi już od okresu zapłodnienia latem, to sarnie koźlęta przychodziły-by na świat w czasie bardzo niekorzystnym, a ich śmier-telność byłaby wysoka.

Za długość tej diapauzy oczywiście odpowiada gospo-darka hormonalna organizmu, która zależy od warunków środowiska, a przede wszystkim od długości dnia świet-lnego. Za termin implantacji zarodka odpowiada prolakty-na, hormon wydzielany przez gruczołową część przysadki mózgowej. Wydzielanie prolaktyny regulowane jest przez fotoperiodyzm. Odpowiednia długość dnia świetlnego pobudza wydzielanie prolaktyny z przysadki, a ta z kolei aktywuje działalność wydzielniczą ciałka żółtego, co pro-wadzi do implantacji zarodka. Ten mechanizm hormonal-ny, regulowany światłem, umożliwia narodziny sarniego potomstwa w okresie dostępności dużej ilości dobrego po-karmu, dzięki czemu samica może wyprodukować odpo-wiednią ilość mleka, aby wykarmić młode.

Jak wynika z powyższego tekstu, promieniowanie słoneczne to nie tylko źródło ciepła, ale także czynnik re-gulujący bardzo wiele istotnych procesów w świecie ro-ślin i zwierząt. Czasem warto przyjrzeć się pewnym zja-wiskom zachodzącym w przyrodzie i docenić olbrzymi wpływ „naszej gwiazdy” na życie na Ziemi.

Jeleń fot. P. Janiszewski

20Głuszec

Dudek

Rycyk

21

Ptakiw obiektywie Pawła Gierycza

Bączek zwyczajny

Czapla siwa

22

Kanał Ostródzko-Elbląski. Sukces czy katastrofa ekologicznaDariusz Łuczak

Kanał Ostródzko-Elbląski jako szlak wodny funkcjo-nuje niemal nieprzerwanie od ponad 150 lat. Ze względu na swe unikalne w skali światowej urządzenia technicz-ne, stanowi jeden z najbardziej atrakcyjnych turystycznie obiektów w Polsce. W 1978 fragment kanału został uznany za zabytek techniki, w roku 2007 w plebiscycie „Rzeczpo-spolitej” cała arteria znalazła się w gronie siedmiu cudów Polski. W roku 2011 Prezydent RP uznał Kanał za pomnik historii. Trwają też starania o wpisanie obiektu na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Głównym celem jego budowy był przewóz towarów między okolicą Ostródy i Iławy na południu a Elblągiem na północy, drogą pięciokrotnie krótszą niż wcześniej używa-ny szlak rzeki Drwęcy. Budowniczowie kanału połączyli w jednolitą drogę wodną ciąg jezior rynnowych biegną-cych na północ od Ostródy. Łączna długość tej śródlądo-wej drogi wodnej ze wszystkimi odnogami wynosi około 200 km, z czego tylko 45 km to sztuczne przekopy. Na-jistotniejszym odcinkiem, różniącym ten kanał od innych tego typy obiektów, jest system pochylni pokonujący na przestrzeni 10 km wysokość 100 m pomiędzy jeziorem Druzno i jeziorem Piniewo. Na tym odcinku jednostki pły-wające pięciokrotnie przewożone są wózkami szynowymi po suchym lądzie. Warte obejrzenia są także śluzy wyrów-

nujące poziom jezior w południowym odcinku kanału, jak również akwedukt Jeziora Karnickiego, gdzie kanał bieg-nie w nasypie rozdzielającym jezioro na dwie części.

Obok obiektów hydrotechnicznych o atrakcyjności ka-nału stanowi też jego usytuowanie krajobrazowe – biegnie on odcinkami przekopanymi i pięknymi jeziorami, wśród łąk, pól i lasów, przecinając różnorodne strefy krajobrazu polodowcowego. W jego otoczeniu występują różne typy rzeźby związane z działalnością lądolodu lub wód roztopo-wych, formy powstałe w efekcie budowy kanału, przykłady siedlisk leśnych, łąkowych i jeziornych, form użytkowania ziemi, liczne obiekty przyrody chronionej w postaci po-mników przyrody, rezerwatów i parków krajobrazowych. Na szlaku kanału leży też szereg miejscowości będących świadectwem urbanizacyjnej działalności człowieka. Tym samym stanowi on doskonały obszar eksploracji i edukacji przyrodniczej.

Jak doszło do jego budowy? Historia wykonywania sztucznych przekopów w celu wykorzystania ich jako wod-nej drogi transportowej sięga czasów starożytnych. Pierw-sze ślady wiodą do Mezopotamii i Egiptu czasu faraonów. W Europie pierwsze kanały powstały w starożytnym Rzy-mie, ale początki nowoczesnej hydroinżynierii wywodzą się z XV-wiecznych Włoch. Na tym tle warto wspomnieć

Kanał między Jeziorem Drwęckim a śluzą Zielona fot. D. Łuczak

23

doskonała do konstrukcji okrętowych masztów. Spływ Drwęcą był uciążliwy, długotrwały, a czasem niebezpiecz-ny, dlatego myśli kupców często kierowały się na północ od Ostródy. Istniał tu ciąg jezior i obniżeń biegnących ku Elblągowi – miastu portowemu nad Zalewem Wiślanym. Trudnością nie do przezwyciężenia była przez stulecia znaczna różnica poziomu wód między leżącym koło El-bląga jeziorem Druzno (0,3 m n.p.m.) a jeziorem Piniewo (wtedy około 105 m n.p.m.).

Przełom nastąpił w XVIII i XIX wieku. Nastał okres, który nazwany został w historii hydrotechniki „manią bu-dowy kanałów”. Wtedy to, jak grzyby po deszczu, powstało w Europie i Ameryce Północnej wiele arterii wodnych. Przy

o Kanale Dobrzyckim (odnodze Kanału Ostródzko-Elblą-skiego), łączącym jezioro Ewingi z Jeziorakiem, a wyko-nanym przez mieszkańców Zalewa już na początku XIV wieku. Kanał ten jest prawdopodobnie najstarszy w Polsce, jednym z najstarszych w Europie.

Najważniejszym komunikacyjnym szlakiem wodnym naszego regionu już od czasu Prusów była rzeka Drwęca. Nią odbywał się transport towarów do Wisły i dalej do mo-rza. Doceniając rolę Drwęcy, Krzyżacy usytuowali na jej brzegach liczne zamki i grody, jak na przykład Kurzętnik, Brodnica, Golub, czy leżąca już nad Wisłą Złotoria. Wśród przewożonych płodów lasów i pól występowała też słynna na cały ówczesny świat sosna taborska, zwana królewską,

Fragment doliny dawnej rzeki Liwy fot. D. Łuczak Śluza Zielona – ręczna obsługa urządzeń fot. D. Łuczak

Śluza Miłomłyn – punkt zerowy kanału fot. D. Łuczak

24

Kamienny most na kanale w Karczemce fot. D. Łuczak

ich konstrukcji stosowano najnowsze zdobycze techniki. Budowa kanałów zdawała się być rozwiązaniem większości lądowych trudności transportowych dręczących dynamicz-nie rozwijającą się gospodarkę czasu Rewolucji Przemy-słowej. Dawała możliwość przewozu towarów na masową skalę. W takich warunkach również w Prusach Wschodnich dojrzewała myśl połączenia rolniczo-leśnej krainy Oberlan-du z Bałtykiem. Po wielu zabiegach i staraniach (chodziło przecież o wyasygnowanie olbrzymich środków) Pruski Parlament Krajowy w 1825 roku podjął rezolucję prze-sądzającą budowę kanału. Uzyskała ona także akceptację władcy – króla Fryderyka Wilhelma III. Początkowo prace projektowe szły bardzo opornie. W roku 1837 do zespołu projektantów dołączył inżynier Georg Jacob Steenke. On też stał się głównym realizatorem przedsięwzięcia. W roku 1844 ruszyły prace budowlane, właściwie głównie ziemne. W tym miejscu warto wspomnieć o dwóch kwestiach po-jawiających się w starszych przewodnikach turystycznych . Pierwsza to narodowość inżyniera Steenke – powszech-nie pokutował pogląd, że był on Holendrem. Georg Jacob Steenke urodził się w Królewcu 30 czerwca 1801 r., zmarł w Elblągu 22 kwietnia 1884 r. Jego dziadek Gottfried Steenke był pilotem portowym w Królewcu, a ojciec – Jo-hann-Friedrich był komendantem portu i dowódcą pilotów portowych w Pilawie (dziś Bałtijsk) i królewskim radcą handlowym. Z tego względu, nawet jeśli rodzina Steenke ma holenderskie korzenie, to trudno ich potomkowi nada-wać holenderską narodowość. Inna kwestia to pojawiająca

się w przewodnikach anegdota, jakoby do budowy kanału Steenke przekonał władcę Prus twierdzeniem, że nikt na świecie nie ma podobnej budowli. Jest co najmniej wątpli-we, aby władca państwa opierał swoje decyzje na takich podstawach. Ponadto faktem jest, że rozwiązania podobne do zastosowanych przez Steenke’go (pochylnie) istniały już na przykład w Anglii, a na ukończeniu był Kanał Morrisa w Stanach Zjednoczonych. Nawet w Królestwie Pruskim, na Śląsku funkcjonował Kanał Kłodnicki z dwiema pochyl-niami. Dodać również trzeba, że projekt zakładał począt-kowo pokonanie różnicy poziomu wód między jeziorami Druzno i Piniewo za pomocą powszechnie znanych śluz komorowych i jako taki nie wyróżniał się niczym szcze-gólnym. Pomysł budowy pochylni dojrzewał już w trakcie budowy kanału, w czasie podróży Steenke’go po Europie i Ameryce. Wobec powyższego wspomniana anegdota nie ma racji bytu.

Z punktu widzenia kształtowania współczesnego krajo-brazu, najistotniejsze znaczenie w trakcie budowy kanału było obniżenie do jednakowego poziomu luster jezior mię-dzy Jeziorakiem a jeziorem Piniewo. Osiągnięto cel syste-matycznie spuszczając wodę z jezior poprzez rzekę Liwę do Jeziora Drwęckiego i dalej do Wisły. Proces ten trwał 6 lat. I tak jeziora Piniewo i Sambród obniżono o ponad 5 m, Rudą Wodę o 1,7 m, a Ilińsk o 1,5 m. Jeziora ryn-nowe, z którymi mamy do czynienia, cechuje wydłużony kształt i (najczęściej) dość strome zbocza. Dlatego w efek-cie procesu obniżania poziomu wody jeziora Ilińsk i Ruda

25

Woda nie utraciły znaczącej części powierzchni, jednak dla jezior Sambród, a zwłaszcza Piniewo skutek był wręcz ka-tastrofalny. Dziś jezioro Piniewo praktycznie nie istnieje – kanał biegnie właściwie jego dnem. Natomiast w jeziorze Sambród nastąpiła całkowita zmiana warunków hydrobio-logicznych i przyspieszony został proces zarastania. Nie do pominięcia są też utracone bezpowrotnie masy wody. Nawet jeśli założymy, że powierzchnia jezior zmieniła się nieznacznie, to w przypadku Rudej Wody strata wynosi ponad 10 mln m3 wody. Jeziora Piniewo i Sambród zajmu-ją dziś około 2 km2. Mnożąc tą wartość razy 5 m uzyskamy kolejne 10 mln m3, a przecież tu straty powierzchni były znaczne. Oceniając to dzisiejszą miarą, użylibyśmy pojęcia „katastrofa ekologiczna”. W literaturze zwraca się uwagę na zyski w postaci połaci łąk. Jest to jednak kwestia ra-czej dyskusyjna. Wiele z pozyskanych terenów jest pod-mokłych, porośniętych roślinnością turzycową. Ich wyko-rzystanie rolnicze jest zatem problematyczne. Obniżenie poziomu wód w jeziorach odbiło się także na terenach otaczających i lustrze wód podziemnych. Tu jednak trudno o szacunki, zważywszy też na prowadzony od XIX wieku proces melioracji.

Budowniczowie kanału uznali zapewne straty wody za drobny efekt uboczny. Trzeba podkreślić, że dzięki temu zabiegowi uniknęli budowy kilku stopni wodnych (śluz), a także przyspieszyli żeglugę na kanale. Statki między Iła-wą, Miłomłynem i Buczyńcem płyną po równym poziomie wód (99,5 m n.p.m.).

W tym miejscu warto też wspomnieć o innej ciekawost-ce, jaką jest akwedukt na Jeziorze Karnickim. Poziom tego zbiornika leży 2 m poniżej bazowego dla kanału poziomu Jezioraka. Problem rozwiązano (nie bez kłopotów) usypu-

jąc wał ziemny, w którym z kolei usytuowano kanał. Pro-wadząc eksplorację Kanału Ostródzko-Elbląskiego warto pamiętać także o tym zabytku hydrotechniki.

Jeszcze niżej niż pozostałe (4 m) leży Jezioro Drwęckie. Tu nie było już możliwości zrównywania poziomu wody. Dlatego też przystosowano do żeglugi płynącą między Miłomłynem a Ostródą rzekę Liwę. Została ona skanali-zowana, a jej naturalny spadek zniwelowano budując śluzy w Zielonej i Miłomłynie (łącznie na kanale funkcjonują 4 śluzy). Śluza to, najkrócej rzecz ujmując, komora zamknię-ta z obu stron wodoszczelnymi bramami. Umożliwia prze-mieszczanie jednostek pływających na poziom wyższy lub niższy poprzez napełnianie lub opróżnianie komory. Łódź wpływa do komory, drzwi są zamykane i może nastąpić proces zmiany wysokości lustra wody. Po osiągnięciu po-ziomu docelowego można otworzyć drugą bramę.

Jednak największym wyzwaniem inżynierskim był bez wątpienia odcinek między jeziorem Piniewo a jezio-rem Druzno. Na przestrzeni 10 km następuje tu spadek terenu o około 100 m (5 m zniwelowało obniżenie lustra wody jeziora Piniewo). Początkowy projekt zakładał „tra-dycyjne” rozwiązanie – budowę 32 śluz komorowych. Do roku 1850 zbudowano pierwszych pięć. Rozwiązanie to nie satysfakcjonowało inżyniera Steenke. I nie chodzi tu o ilość stopni i czas poświęcony na śluzowanie. Na świe-cie funkcjonowało wtedy wiele bardziej skomplikowanych dróg wodnych. Problemem było zaopatrzenie śluz w wodę. Rzeka Klepina, której doliną prowadzony był kanał, mia-ła jej zbyt mało. Doskonały fachowiec, jakim był inżynier Steenke, od początku zdawał sobie sprawę z niedoskona-łości pierwotnego projektu. Poszukiwania odpowiedniego rozwiązania zaprowadziły go między innymi do Stanów

Izba Historii Kanału Elbląskiego (pochylnia Buczyniec) fot. D. Łuczak

26

Zjednoczonych. Tam zapoznał się z pochylniami funkcjo-nującymi na Kanale Morrisa. Uznał, że zastosowany tam sposób przemieszczania statków najbardziej odpowiada lokalnym warunkom. Po powrocie nastąpiło przeprojekto-wanie ostatniego odcinka – 27 śluz zastąpiły 4 pochylnie.

Cóż to jest pochylnia? To konstrukcja wykorzystująca maszynę prostą zwaną równią pochyłą. Umożliwia prze-mieszczanie jednostek z wykorzystaniem znacznie mniej-szych sił, niż ma to miejsce przy podnoszeniu pionowym. Generalnie można wyróżnić pochylnię suchą i mokrą. W tej drugiej statek przenoszony jest w komorze wypeł-nionej wodą. Na wielu działających na świecie w XIX wie-ku pochylni suchych jednostki były przeciągane po lądzie

na stałych lub obrotowych belkach. Największe niebezpie-czeństwo czekało na statki w czasie pokonywania grzbietu. Podparcie w jednym punkcie groziło wtedy przełamaniem statku. Z oczywistych względów przeciągane jednostki nie mogły być zbyt ciężkie. Zupełnie inne, nowoczesne roz-wiązania zastosowano na Kanale Morrisa i to one stały się inspiracją dla inżyniera Steenke. Czerpiąc z amerykańskich wzorców zastosował jednocześnie wiele ulepszeń i zmian, które zaprowadziły pochylnie Kanału Elbląskiego na karty wszystkich podręczników traktujących o budowlach hydro-technicznych na świecie. Po pierwsze wózki (raczej wago-ny) przewożące statki poruszają się na kołach po torowisku o zmiennym nachyleniu, na niektórych odcinkach tory są podwójne, po wtóre wózki są dwa i równoważą wzajem-nie swój ciężar poruszając się w przeciwnych kierunkach ciągnięte przez stalową linę. Mało kto wie, że ten rodzaj liny złożonej z pęku metalowych drutów, opatentowano dopiero w połowie XIX wieku. Wcześniej korzystano z lin konopnych lub żelaznych łańcuchów. Statki wpływają na platformy wózków, których tory kończą się w wodzie. Całość konstrukcji napędzana jest przez koło wodne usy-tuowane poza linią kanału, a wykorzystywana do napędu woda wraca do głównego koryta kanału. Uzyskany system pozwala na transport jednostek o łącznym ciężarze nawet 80 ton oraz zużywa bardzo mało wody.

Do 1860 roku zbudowano cztery pochylnie w miej-scowościach Jelenie, Oleśnica, Kąty i Buczyniec. Jesienią tego roku nastąpiło oficjalne otwarcie kanału. Nie oznacza to, że dopiero wtedy zaczęły kursować barki i statki. Już 8 lat wcześniej rozpoczęła się żegluga, jednak towary były przeładowywane w Karczemce, skąd wozami konnymi

Pomnik ku czci Georga Jacoba Steenke’go fot. A. Szarzyńska

Pochylnia Buczyniec widok ogólny na odcinek dolny fot. D. Łuczak

27

wędrowały do Elbląga. Oczywiście, w XIX wieku głów-ną siłą napędową barek były mięśnie ludzkie oraz wiatr. Pierwsze parowce pojawiły się na kanale w latach 60. XIX wieku i służyły głównie do holowania.

Z chwilą uruchomienia żeglugi nastał dla regionu czas prosperity. Trudno dziś wskazać wszystkie korzyści pły-nące z jego funkcjonowania. Powstawały porty, spichle-rze, cegielnie, tartaki, młyny. Okoliczne folwarki zyskały możliwość zwiększenia sprzedaży swoich płodów rolnych. Nastąpił napływ nowoczesnych maszyn, urządzeń uspraw-niających pracę. Wąskim gardłem systemu było 5 śluz koło miejscowości Całuny. W roku 1874 rozpoczęła się budo-wa nowego odcinka kanału, na którym usytuowano piątą pochylnię. Inwestycja została zakończona w roku 1881.

Rok ten często podawany jest jako kończący budowę ka-nału. Oczywiście nie jest to prawda. W zasadzie nie można jednoznacznie wskazać momentu zakończenia. Cały czas trwały na kanale inne prace, wykonano odgałęzienie do Sta-rych Jabłonek, pogłębiano istniejące już odcinki, budowano i remontowano jazy, przepusty, zastępowano pierwotnie drewniane mosty bardziej nowoczesnymi konstrukcjami. Jedną z nich jest zbudowany w roku 1851 kamienny most w Karczemce, inną most żelbetowy z roku 1894 w Drulitach. Dziś to najstarsza tego typu konstrukcja w Polsce. Jedynym drewnianym mostem pozostała przeprawa na drodze Wie-lowieś – Karnity z roku 1852, choć pierwotnie drewniane dźwigary w 1941 roku wymieniono na stalowe.

Pochylnia Buczyniec – wózki przewożące statki fot. D. Łuczak

Statek żeglugi pasażerskiej na platformie wózka (pochylnia Buczy-niec) fot. D. Łuczak

Pochylnia Buczyniec, stanowisko górne, po prawej stronie budynek maszynowni fot. D. Łuczak

28

Niestety, gdy na kanale trwały jeszcze prace, a żeglu-ga nabierała rozpędu, na horyzoncie pojawił się konkurent – kolej żelazna. W latach 1871–73 Ostróda uzyskała połą-czenie z Toruniem. W 1882 roku otwarta została linia ko-lejowa Bogaczewo – Pasłęk – Małdyty – Morąg (40 km), a w 1893 linia Małdyty – Malbork, która przecięła trasę kanału. W latach następnych dynamicznie rozwijające się kolejnictwo zaczęło przejmować transport towarów na tym obszarze. W 1909 ukończono odcinek Morąg – Miłomłyn (20 km) tym samym całkowicie powielając szlak wodny. Znaczenie transportowe kanału stopniowo malało, zaczął służyć głównie do spławiania drewna. Jednak jego sława rozchodziła się szerokim echem po kraju i świecie, wiele osób pragnęło zobaczyć miejsca, „gdzie statki po górach pływają” (Wo Schiffe über Berge fahren). W 1912 roku odbył się pierwszy rejs turystyczny po kanale – łodzią motorową „Róża Morska”, należącą do Adolfa Tetzlaffa, mieszkańca Zalewa. Statek zabierał 79 osób i poruszał się z prędkością 10 km/h. W ten sposób zapoczątkowany zo-stał nowy okres w dziejach kanału.

Po 150 latach eksploatacji i okazjonalnych naprawach Kanał Ostródzko-Elbląski wymagał przeprowadzenia szer-szych prac remontowo-konserwatorskich. Opracowany został więc projekt rewitalizacji obiektu, który otrzymał dofinansowanie z udziałem środków unijnych. Prace roz-poczęły się w 2011 roku, a zakończyły w roku 2015. W ich ramach przebudowano łącznie około 10 km odcinków szla-ku, wyremontowano wszystkie śluzy, kompleksowej rewi-talizacji poddano pochylnie oraz wprowadzono oznakowa-nie turystyczne. Całkowity koszt wyniósł ponad 100 mln zł. Oczywiście, przedsięwzięcie należy uznać za sukces, choć

ponad 30 km odcinków kanału nie podlegało modernizacji. Dziś żegluga na kanale ogranicza się przede wszystkim do stosunkowo krótkich odcinków w okolicach Ostródy i El-bląga. Z tych miast organizowane są rejsy turystyczne, na przykład z Elbląga można popłynąć w rejs po pochylniach, a wrócić autobusem. Z jednej strony to słuszny kierunek – rejs z Ostródy do Elbląga trwa cały dzień i po pewnym czasie staje się nudny. Z drugiej jednak strony pozostałe, nieużywane odcinki zamulają się i wypłycają. Już teraz żegluga nimi wymaga wprawy. A są tu prawdziwe per-ły. Wystarczy wskazać jeden – odcinek Małdyty (jezioro Ruda Woda) – Buczyniec (z przejściem przez pochylnię). Płynąc tym fragmentem kanału mamy okazję zobaczyć niemal wszystko, co istotne: odcinki przekopów, naturalne fragmenty jezior, zdegradowane jezioro Piniewo i najlepiej zagospodarowaną turystycznie pochylnię Buczyniec.

Czy wobec zaniku pierwotnej funkcji kanału, jaką był transport towarów, jego budowę można uznać za porażkę? Zdecydowanie nie. Po stronie minusów należy wskazać koszty budowy i eksploatacji kanału. Według znawców problemu nigdy się nie zwróciły, mimo wpływów z opłat za korzystanie z drogi wodnej. Jednak nie do policzenia są zyski osiągnięte przez kupców i przedsiębiorców regionu, którzy uzyskali „okno na świat”. Minusem jest też utrata znacznych ilości wody. Dziś dostrzegamy ten problem, w wieku XIX traktowano go raczej w kategoriach zysków. Pozyskane łąki mogły być źródłem dodatkowej paszy dla zwierząt hodowlanych. Dalej idąc, nawet w momencie za-łamania się transportu towarowego, zrodził się nowy nurt, transport turystyczny. Dla przedsiębiorców i handlowców nastąpiła tylko zamiana (korzystna) sposobu przewożenia

Pochylnia Buczyniec – stanowisko górne fot. D. Łuczak

29

towarów z wodnego na kolejowy. Z kolei ruch turystyczny wywołał tworzenie małych, lokalnych przystani i punktów obsługi turystów. W latach 30-tych XX wieku rejsy statka-mi połączone z piknikiem stały się bardzo modne. Także dziś kanał zaczyna ożywczo wpływać na region. Powstały w 1997 roku Związek Gmin Kanału Ostródzko-Elbląskie-go i Pojezierza Iławskiego stawia sobie za cel promocję, tworzenie warunków do zagospodarowania kanału i prze-strzeni wokół niego, a co za tym idzie, tworzenie warun-ków do rozwoju turystyki. O sam kanał dba właściciel, czyli Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gdańsku. Niewątpliwie jest dużo do zrobienia. Brak marin z praw-dziwego zdarzenia, miejsc noclegowych dla wodniaków i turystów, punktów gastronomicznych. W Małdytach, le-żących w środkowej części kanału, nie ma nawet przysta-ni. Historia tej okolicy ułożyła się tak, że najdogodniejsze tereny inwestycyjne znalazły się poza władaniem władz gminy. Innym czynnikiem blokującym jest sezonowe wy-korzystanie drogi wodnej. Nie zachęca to do inwestowania w ruch turystyczny, chyba że znalazłby się pomysł na za-pewnienie całorocznego napływu turystów (i dochodów).

Na zakończenie kilka zdań na temat nazwy kanału. Pierwotna, niemiecka nazwa brzmiała Elbing-Oberlän-discher Kanal. Potem przechodziła ewolucję i w czasach przedwojennych najczęściej pojawiało się określenie Ober-ländischer Kanal. Nawiązywało do nazwy regionu. Ober-land to kraina rozciągająca się na obszarze od Olsztynka po Pasłęk. W polskim nazewnictwie pojawiał się Kanał Staro-pruski, Kanał Elbląg-Wyżyna, a nawet Kanał Warmiński. Szczególnie to ostatnie określenie jest kompletnym niepo-rozumieniem i wynika chyba z nieznajomości historii re-gionu. Dziś najbardziej popularną i powszechnie stosowa-ną nazwą jest Kanał Ostródzko-Elbląski. Budzi ona z kolei niesnaski między ostródzianami i elblążanami, bo przecież

nie wiadomo, czy kanał łączy Ostródę z Elblągiem czy Elbląg z Ostródą, no i przede wszystkim pomija zupełnie Iławę. Ponadto jest długa. Stąd coraz częściej, zwłaszcza w notatkach prasowych, pojawia się skrót „Kanał Elblą-ski”. Wyrazu Oberland nie da się przetłumaczyć sensownie na język polski – Górny Kraj brzmi dziwnie i kojarzy się z górami. Dlatego najrozsądniej byłoby używać spolszczo-nego określenia „Kanał Oberlandzki”. Taka nazwa łączy historię z teraźniejszością i podkreśla przywiązanie do ko-rzeni, dziedzictwa. Oddaje też hołd dawnym mieszkańcom Oberlandu i budowniczym kanału.

Literatura dotycząca Kanału, zarówno polska, jak i nie-miecka jest bardzo bogata. Większość pozycji jest jednak trudno dostępnych. Zainteresowanym polecam obfite zbio-ry Biblioteki Elbląskiej.

Zarastające jezioro Sambród fot. A. Szarzyńska

Najstarszy w Polsce most żelbetowy koło Drulit fot. D. Łuczak

30

Bunkry Trójkąta Lidzbarskiego a sprawa nietoperzyLech Pietrzak i Joanna Duriasz

Fortyfikacje Trójkąta Lidzbarskiego przez długi czas pozostawały stosunkowo mało znane. Wiedzieli o nich oczywiście miłośnicy historii, jednak w przeciwieństwie do takich „sław”, jak Wilczy Szaniec czy OKH w Ma-merkach, nie funkcjonowały w masowej świadomości jako atrakcja naszego regionu. Stosunkowo niewielkie, zagubione w lasach, w znacznej części wysadzone, nie budziły większego zainteresowania. Sprawa zmieniła się diametralnie w ostatnich latach za sprawą pasjonatów – Waldemara Ostrowskiego, Arkadiusza Woźniakowskie-go i Piotra Mściwojewskiego, którzy odszukali i zinwen-taryzowali pozostałości dawnych fortyfikacji. Okazało się, że w lasach i na polach wokół Ornety i Lidzbarka Warmińskiego kryje się kilkaset różnorodnych obiektów. Dzięki zaangażowaniu Nadleśnictwa Orneta ukazała się mapa obrazująca położenie bunkrów, powstała ścieżka dydaktyczna, ukazały się liczne artykuły i audycje, o for-tyfikacjach stało się głośno i jednocześnie stały się one znacznie lepiej dostępne dla pasjonatów historii.

Dawne bunkry są jednak interesujące nie tylko dla hi-storyków ale również dla przyrodników. W ciągu dekad funkcjonowania w lokalnych ekosystemach bunkry stały się dla wielu gatunków istotnym elementem środowiska. Tak właśnie jest w przypadku nietoperzy, które wyko-rzystują te obiekty jako zimowiska. W największych

bunkrach naszego regionu zlokalizowane są też nasze największe zimowiska nietoperzy (Gierłoż, Mamerki). Wśród umocnień Trójkąta Lidzbarskiego nie ma tak im-ponujących obiektów, wrażenie robi jednak wielka licz-ba obiektów. W rejonie Trójkąta Lidzbarskiego mamy opisanych ponad dwieście fortyfikacji, jeżeli na każdą średnio przypada choć jeden zimujący nietoperz, to jest to w sumie znacząca liczba osobników. Wyobraźnia pod-powiada niesamowite scenariusze – a jeżeli w każdym zimuje ich więcej? Przecież mogą być ich tysiące! No właśnie, jak to jest z nietoperzami w umocnieniach Trój-kąta Lidzbarskiego?

Przyznać trzeba, że nie jest to problem w pełni po-znany, jednak od kilu lat przy wsparciu Waldemara Os-trowskiego z Nadleśnictwa Orneta, prowadzimy wstęp-ne badania rozpoznawcze nad zimującymi nietoperza-mi. Przede wszystkim podkreślić należy, że większość obiektów Trójkąta Lidzbarskiego nie nadaje się na zimo-wiska nietoperzy. Są to w większości obiekty zniszczo-ne, które nie zapewniają tym zwierzętom odpowiedniego mikroklimatu. Zatem rozgrzewające wyobraźnie przy-puszczenia o nietoperzu w każdej z kilkuset fortyfikacji należy włożyć między bajki. Niemniej w największych obiektach nietoperze zimują. Dotychczas stwierdziliśmy w nich trzy gatunki: mroczki pozłociste, gacki brunatne

Wiele obiektów nie zapewnia nietoperzom odpowiedniego mikroklimatu, znaczna część została po wojnie wysadzona w powietrze fot. L. Pietrzak

31

oraz nocki rude. W sumie zimujących nietoperzy jest tu więcej niż w podobnych obiektach w innych rejonach na-szego województwa, są więc podstawy by twierdzić, że fortyfikacje Trójkąta Lidzbarskiego mają istotne znacze-nie dla lokalnych populacji nietoperzy.

W tym kontekście obawy może budzić wzrost zainte-resowania bunkrami. Obecnie wydaje się, że nie wpływa on negatywnie na nietoperze – od paru lat obserwujemy podobną liczbę hibernujących osobników. Być może wy-nika to z prostego faktu, że zimą presja turystyczna jest najmniejsza. Poza tym opracowana przez Nadleśnictwo Orneta ścieżka dydaktyczna kanalizuje ruch turystyczny

Część zachowanych fortyfikacji stanowi jednak doskonałe miejsce na zimowanie fot. L. Pietrzak

i zmniejsza oddziaływania na obiekty ulokowane poza ścieżką.

Odwiedzając zimą bunkry warto pamiętać o tym, że mogą w nich występować nietoperze. Zwróćmy uwagę, by ich w żaden sposób nie niepokoić. Pamiętajmy, że nadprogramowe wybudzenia są jednym z największych zagrożeń dla hibernujących organizmów i nasze niewin-ne z pozoru zachowania mogą oznaczać dla nich wyrok śmierci. Odwdzięczą nam się za to latem wyjadając tak nielubiane przez nas komary!

Fundacja proNauka

Nietoperze często hibernują w różnego rodzaju szczelinach i za-kamarkach, dzięki czemu nie są narażone na bezpośredni kontakt z turystami fot. L. Pietrzak

Niejednokrotnie nietoperze zimują bezpośrednio na ścianach bun-krów, tak jak ten mroczek pozłocisty fot. J. Duriasz

32

Geoogród przy Zespole Szkół Budowlanychw OlsztynieHanna Kamińska i Regina Urbaniak

W minionym roku szkolnym 2015/16 – w Zespo-le Szkół Budowlanych im. Żołnierzy Armii Krajowej w Olsztynie zostały podjęte działania, których celem było zrealizowanie projektu „Geoogród” z zakresu edukacji ekologicznej współfinansowanego ze środ-ków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Olsztynie poprzez Olsztyńskie Centrum Edukacji Ekologicznej. Założeniem projektu było stworzenie takiego miejsca, które służyłoby eduka-cji przyrodniczej, ekologicznej i zawodowej. Od jesieni 2015 roku do wiosny 2016 roku trwały intensywne prace związane z zagospodarowaniem działki szkolnej położo-nej między szkołą a bursą od strony ulicy Obiegowej.

W październiku 2016 roku został uroczyście otwarty Geoogód przy ZSB w Olsztynie. W uroczystości wzięło udział wiele osób, które wspierały w różnym zakresie re-alizację tego przedsięwzięcia, przedstawiciele instytucji współpracujących ze szkołą, osoby prywatne i uczniowie zaangażowani w prace projektowe i wykonawcze. Szcze-gólnymi gośćmi byli: zastępca Prezydenta Olsztyna pan Jarosław Słoma, przedstawiciele Wydziału Edukacji Urzędu Miasta Olsztyna, przedstawiciele Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, a także przedsta-wiciele Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska

i Gospodarki Wodnej w Olsztynie. Interesujący wykład „Formy geomorfologiczne terenu i ich znaczenie w krajo-brazie młodoglacjalnym” wygłosił dr hab. inż. Arkadiusz Bieniek z Katedry Gleboznawstwa i Rekultywacji Grun-tów Wydziału Kształtowania Środowiska i Rolnictwa na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie.

Dzięki podjętej inicjatywie na niewielkiej powierzch-ni utworzono ciekawy obiekt edukacyjny. Z różnych materiałów skalnych i drewna, wykonana została wyjąt-kowa ścieżka sensoryczna nawiązująca do historii bu-dowy dróg. Z kamienia naturalnego wykonane zostały elementy małej architektury (ławki, murki ogrodowe, fragment muru dzikiego). Dobrano i nasadzono rośliny odpowiednie do tego stanowiska. Zgromadzona została kolekcja skał narzutowych i kruszyw występujących na terenie Warmii i Mazur. Aby zapewnić pełniejszą ofer-tę edukacyjną, wykonany został również model rzeźby młodoglacjalnej.

Ze względu na specyfikę szkoły projekt zakładał ko-relacje międzyprzedmiotową pomiędzy przedmiotami przyrodniczymi a zawodowymi. Było to innowacyjne podejście do edukacji zawodowej poprzez powiązanie jej z edukacją ekologiczną.

Geoogród – prace wykonawcze fot. H. Kamińska

33

Zgodnie z założeniami projektu w szkolnym Geo-ogrodzie można:– nauczyć się rozpoznawać skały narzutowe i kruszywa,– rozpoznawać elementy rzeźby polodowcowej,– odbywać zajęcia dydaktyczne z wielu przedmiotów

zawodowych i ogólnokształcących,– dostrzegać geooróżnorodność Warmii i Mazur,– poznać materiały skalne, z których były budowane dro-

gi na przykładzie wykonanej ścieżki sensorycznej,– zobaczyć elementy małej architektury wykonane

z naturalnego kamienia,– zwrócić uwagę na wykorzystywanie skał występują-

cych naturalnie w regionie Warmii i Mazur i w innych regionach Polski,

– nauczyć się rozpoznawać nasadzone rośliny, – przejść się ścieżką sensoryczną, – odpocząć.

W realizację projektu zaangażowanych było wielu uczniów Technikum Nr 4, kształcących się w zawodach: technik budownictwa, technik drogownictwa, technik ar-chitektury krajobrazu, technik technologii drewna i tech-

nik geodeta, jak również uczniowie Zasadniczej Szkoły Zawodowej Nr 4, kształcący się w zawodach: monter zabudowy i robót wykończeniowych w budownictwie i stolarz. Prace wykonywane były podczas zajęć lekcyj-nych i pozalekcyjnych.

Szczególną pomoc merytoryczną w zakresie wiedzy geologicznej okazali pani Alicja Szarzyńska (Olsztyń-skie Centrum Edukacji Ekologicznej) i dr Dariusz Gałąz-ka (Państwowy Instytut Geologiczny w Warszawie).

Geoogród przy Zespole Szkół Budowlanych to poligon edukacyjny, dostępny również dla innych szkół. Korzystając z powstałego obiektu dydaktycz-nego można realizować zajęcia dydaktyczne z przed-miotów przyrodniczych. Zapraszamy nauczycieli ze wszystkich typów szkół do skorzystania z możliwości jakie daje Geoogród przy ZSB w Olsztynie.

Zespół Szkół Budowlanychim. Żołnierzy Armii Krajowej w Olsztynie

Geoogród fot. A. Klich Geoogród – ścieżka sensoryczna fot. A. Klich

Geoogród – kolekcja kruszyw i skał fot. H. KamińskaOtwarcie Geoogrodu fot. A. Klich

34

Hubertus Arena 2016Mirosława Gromacka i Krystyna Jarczyk

7 października 2016 r. uczniowie Szkoły Podstawo-wej im. Jana Pawła II w Biesalu na zaproszenie Expo Mazury w Ostródzie oraz Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych, Polskiego Związku Łowieckiego oraz Urzędu Marszałkowskiego w Ostródzie wybrali się na 3. edycję targów łowieckich Hubertus Arena.

Wizyta uczniów rozpoczęła się od wykładów na te-mat lasu. Zajęcia poprowadzili Pan Mariusz Jakubowski i Pani Urszula Dyl-Nadolna. Wykład cieszył się ogrom-nym zainteresowanie. Była to niezapomniana lekcja przyrody.

Kolejnym elementem spotkania była wizyta na ścież-ce edukacyjnej, na której znajdowało się 7 stanowisk. Każde stanowisko dotyczyło innego zagadnienia zwią-zanego z lasem. Każdy uczeń biorący udział musiał wy-kazać się leśną wiedzą m.in. jak należy zachowywać się i jak chronić las. Pracownicy Lasów Państwowych opo-wiadali, co daje nam las i w jaki sposób dokonuje się pomiarów drzew.

Później przeszliśmy na wystawę ze zwierzętami leś-nymi na której obejrzeliśmy lisy, wilki, sarny, jelenie, dziki i ptaki drapieżne.

Atrakcją dnia była wystawa egzotycznych zwierząt. Każdy mógł obejrzeć z bliska, m.in. wielkiego nosoroż-ca, sprytną gazelę, szybkiego jaguara, krzykliwego pa-wiana, odważnego bawoła i woła piżmowego.

W tym dniu również zorganizowano wystawę nade-słanych prac na konkurs plastyczny „Las i jego przyja-ciele”. Uczniowie naszej szkoły wykonali 37 prac. Wy-różniona została uczennica klasy III Natalia Stanka, któ-ra otrzymała czek w wysokości 200,00 zł. Fundatorem nagrody był Starosta Ostródzki.

Na targach zobaczyliśmy największe firmy produku-jące i sprzedające wszystko to, co jest potrzebne myśli-wym, wędkarzom, jeźdźcom i miłośnikom psów. Mo-gliśmy poznać najnowsze trendy w wyposażeniu i tech-nikach myśliwskich, spróbować pysznych potraw oraz zakupić produkty prosto od ich producentów.

Targi Hubertus Arena to jedyna taka impreza dedyko-wana miłośnikom łowiectwa, myślistwa i jeździectwa na obszarze północno-wschodniej Polski. Cieszymy się, że nasza szkoła znalazła się wśród 3 324 uczniów biorących w niej udział. Kolejna edycja niestety za rok, a my już nie możemy się jej doczekać.

Tego dnia spotkała nas jeszcze jedna niespodzianka. Otóż wyróżnieni uczestnicy konkursu plastycznego zo-stali docenieni przez Koło Łowieckie Kudypy Olsztyn ciekawymi książkami i drobnymi upominkami. Dzięku-jemy za nagrody.

Szkoła Podstawowa im. Jana Pawła II w Biesalu

Uczennice z Biesala na Huberusie fot. M. Gromacka

35

Tropem skarbów – lapidarium, czyli minimuzeumpolnych kamieniMonika Szefer

W październiku rozpoczęliśmy działania w celu zbu-dowania lapidarium.

W gromadzeniu skał i kamieni pomagali nam rodzice naszych przedszkolaków, pracownicy oraz zaprzyjaźnio-ne instytucje.

Następnie przetransportowaliśmy kamienie do przed-szkola, przygotowaliśmy podłoże (zakupiliśmy włókni-nę), otrzymaliśmy kostkę brukową do utworzenia ście-żek między okazami.

Przy głównym wejściu do przedszkola założone zo-stało lapidarium. To miedzy innymi miejsce przechowy-wania i prezentowania zgromadzonych okazów kamieni naturalnych. Realizację naszego projektu wsparli swoim wykonaniem nasi panowie konserwatorzy: Władysław Sowa oraz Jan Jankowski. Kolejnym krokiem było za-kupienie tablicy edukacyjnej „Skały wokół nas”. Wy-konaliśmy tabliczki, znaczki oraz gablotę z kamieniami i skałami z całego świata. Zorganizowaliśmy wycieczki, spacery do parku miejskiego w celu poznania historii rzeźb z kamienia oraz odbyły się zajęcia w grupach nt. powstania Ziemi.

7 listopada nasze lapidarium odwiedziły dzieci 6-let-nie z iławskich przedszkoli, które dołożyły swój kamyk do naszego lapidarium. Dzieci dowiedziały się co to jest

„lapidarium” i jaką rolę spełnia w ochronie przyrody nie-ożywionej.

Przedszkolacy uczestniczyli również w warsztatach przygotowanych przez Nadleśnictwo Iława: „Przyroda ożywiona i nieożywiona” oraz obejrzały inscenizację do wiersza J. Tuwima „Rzepka”, w wykonaniu dzieci z grupy „Motyle”. Otrzymały od nas pamiątkowe znacz-ki z logo WFOŚiGW w Olsztynie.

fot. A. Szarzyńska

Otwarcie lapidarium fot. A. Szarzyńska

36

9 listopada odbyło się uroczyste otwarcie lapidarium. W otwarciu udział wzięli Burmistrz Miasta Iława Pan Adam Żyliński, w-ce Burmistrz Pani Mariola Zdrojew-ska, w-ce Burmistrz Pani Ewa Junkier, Kierownik OCEE Pani Alicja Szarzyńska, Przedstawiciel Nadleśnictwa Iława Pan Jacek Słowik, Dyrektorki Iławskich Przed-szkoli, Przyjaciele przedszkola, koordynatorzy działań uzyskania Certyfikatu Zielona Flaga. Na wiosnę zostaną

Występ artystyczny przedszkolaków fot. A. Szarzyńska

umieszczone tabliczki z nazwami kamieni oraz zostanie ogłoszony konkurs na tablicę z nazwą „Lapidarium”.

W przedszkolu odbył się również cykl zajęć przy wy-korzystaniu gabloty „Skały i kamienie z całego świata”. Dzieci młodsze oglądały, dotykały różne skały, porów-nywały ich kolor i wielkość. Z dziećmi starszymi prze-prowadziłyśmy szereg zajęć i zabaw, w czasie których przedszkolaki próbowały określać skały i nazywać je korzystając z przewodników po skamieniałościach War-mii i Mazur. Obserwacje te były też okazją do pozna-wania historii naszego regionu, procesu jego tworzenia oraz przekazywania ciekawostek na temat dziedzictwa kulturowego regionu Warmii i Mazur. Zajęcia te były poprzedzone rozmowami w sali, w czasie których dzie-ci poznawały sposoby badania skał oraz oglądały tablice edukacyjne przedstawiające skamieniałości.

Nasze lapidarium jest odwiedzane przez rodziców dzieci, budzi też zaciekawienie mieszkańców osiedla i gości, którzy odwiedzają nasze przedszkole. W miarę możliwości będziemy starać się wzbogacać nasze lapida-rium o nowe okazy.

Zachęcamy też rodziców, aby zwiedzając z dziećmi nasz region zwracali uwagę na ciekawe okazy skamie-niałości, robili zdjęcia, które dzieci mogą przynieść do przedszkola i podzielić się ciekawostkami z innymi. To rozbudza ich ciekawość poznawczą i poszerza wiedzę przyrodniczą, uczy również szacunku do dziedzictwa kulturowego swojego regionu.

Przedszkole Miejskie nr 6 w Iławie fot. Arch. PM nr 6 W Ilawie

37

Słynne budowle Olsztyna oraz skrzydlaci i czworo-nożni mieszkańcy budynków na Warmii i MazurachElżbieta Szymkiewicz

Z okazji Światowych Dni Dziedzictwa 21 września 2016 r. w Muzeum Przyrody w Olsztynie odbył się werni-saż wystawy pt. „Słynne budowle Olsztyna oraz skrzydla-ci i czworonożni mieszkańcy budynków na Warmii i Ma-zurach”. Jest to wystawa, która łączy kulturę materialną ze światem przyrody, a w tym konkretnym przypadku ze zwierzętami. Kulturę materialną na prezentowanej wysta-wie stanowiły przepięknie wykonane miniatury znanych olsztyńskich budowli. Autorem miniatur jest mieszkaniec Olsztyna p. Henryk Drajer. Dzięki jego technicznemu ta-lentowi, pasji modelarskiej, determinacji oraz dużemu za-angażowaniu finansowemu i czasowemu powstały modele prawdziwych pereł olsztyńskiej architektury. Wśród dzie-więciu prezentowanych obiektów znalazły się, między in-nymi: Stary Ratusz, kościół ewangelicki, dawny kościół garnizonowy, kamienica Naujacka – obecnie siedziba Miejskiego Domu Kultury, Wysoka Brama. Zwiedzający z dużym zainteresowaniem i podziwem oglądali wiernie wykonane detale elewacji i inne szczegóły architektonicz-ne znanych olsztyńskich zabytków. Wszyscy z uznaniem wypowiadali się na temat dzieł stworzonych przez p. Hen-ryka Drajera. Rzeczywiście są to prawdziwe dzieła, które z pewnością będą prezentowane jeszcze na niejednej wy-stawie, zwłaszcza że ich twórca pracuje nad tworzeniem

kolejnych obiektów, w tym olsztyńskiego ratusza oraz za-mku – obecnej siedziby Muzeum Warmii i Mazur.

Z budynkami w naszym regionie związanych jest wiele gatunków ptaków i ssaków. Największym gatunkiem pta-ka, który upodobał sobie budynki i jednocześnie budują-cym najokazalsze, czasami wręcz ogromne gniazda, jest bocian biały. Niestety od wielu lat znaczenie budynków, jako miejsc gniazdowania bocianów cały czas się zmniej-szenia. Obecnie już znacznie mniej niż połowa populacji bocianów białych gniazduje na budynkach, większość gniazd, także w naszym regionie, posadowiona jest na słu-pach energetycznych.

Warmia i Mazury to region, gdzie nierzadko w obrę-bie budynków gniazdują ptaki z rzędu blaszkodziobych. Ewenementem w skali kraju jest olsztyński zamek – sie-dziba Muzeum Warmii i Mazur, gdzie od lat nieregularnie gniazduje samica tracza nurogęsi. W regionie odnotowano też kilka przypadków gniazdowania w budynkach gągoła.

Ptaki drapieżne reprezentowane są przez jeden gatunek – jest nim pustułka. W naszym regionie największa popu-lacja tych sokołów zasiedla Olsztyn, gdzie z myślą o tych ptakach wywieszane są na budynkach specjalne skrzyn-ki lęgowe. Lęgowe pustułki obserwować możemy także w innych miastach w regionie, między innymi w: Elblągu,

fot. E. Szymkiewicz

38

Lidzbarku Warmińskim, Lubawie, Szczytnie, Nidzicy.Z budynkami związane są także trzy gatunki sów: pło-

mykówka, pójdźka i puszczyk. Pierwszy z nich egzystuje u nas tylko i wyłącznie w budynkach. Jest nielicznym, ale regularnym mieszkańcem większości miast i miasteczek regionu, a także niektórych wsi. Także pójdźka w naszym regionie związana jest przypuszczalnie tylko z budynka-mi. Na Warmii i Mazurach ta mała sowa jest gatunkiem bardzo rzadkim i zagrożonym. Najmniej związany z bu-dynkami jest obecnie puszczyk, którego znaczna część po-pulacji gnieździ się w lasach. Puszczyki zasiedlają również opuszczone stodoły, strychy, wieże zamkowe. W ostatnich latach w związku z zakrojonym pracami termomoderniza-cyjnymi, a także coraz powszechniejszym instalowaniem iluminacji, np. w obrębie zabytkowych zamków i kościo-łów, sytuacja sów związanych z zabudowaniami bardzo się pogorszyła i nadal pogarsza.

Wydłuża się lista gniazdujących na budynkach gołę-bi. W ostatnich latach do związanych z budynkami gołębi miejskich oraz sierpówek coraz częściej dołącza grzy-wacz. Liczba przypadków gniazdowania na budynkach grzywaczy powiększa się z każdym rokiem i dotyczy to już nie tylko dużych miast, ale także mniejszych miej-scowości. Podobnie rzecz przedstawia się w przypadku ptaków z rodziny krukowatych. Obok powszechnie gniaz-dującej w obrębie budynków kawki coraz częściej notuje się przypadki gniazdowania na budynkach sójek. Tylko i wyłącznie z budynkami związane są gniazdujące w re-gionie jerzyki. Także ten gatunek ponosi ogromne straty w związku szeroko zakrojonymi pracami związanymi z termomodernizacją i generalnie remontem wielu obiek-tów. Na wystawie zaprezentowano też długa listę ptaków z rzędu wróblowych, które kojarzone są z ludzkimi sie-dzibami, zarówno budynkami mieszkalnymi, przemysło-wymi, obiektami użyteczności publicznej, jak i obiektami sakralnymi. Należą do nich dobrze znane dla większości z nas ptaki, jak np. wróbel, mazurek, szpak, pliszka siwa, dymówka, oknówka, kopciuszek, często też pleszka i mu-chołówka szara.

Spośród ssaków największym gatunkiem regularnie zamieszkującym budynki jest kuna domowa, zwana też kamionką. Jest to stały mieszkaniec naszych wsi, miaste-czek i dużych miast, nie wyłączając ich centrów. Kolejną grupą są gryzonie, w tym najbardziej rozpowszechnio-ne i kłopotliwe, czyli mysz domowa i szczur wędrowny. Pod względem liczby gatunków związanych z naszymi budynkami i budowlami przodują nietoperze. W naszym regionie w różnego typu budowlach wzniesionych przez człowieka, zaczynając od bunkrów, studni, domów i blo-ków mieszkalnych, a kończąc na domkach letniskowych, stwierdzono co najmniej 12 gatunków tych ssaków.

Prezentowana wystawa jest dobrą okazją, aby przybli-żyć zwierzęta, które są naszymi bliskimi sąsiadami. Intere-sujący jest fakt, że liczba gatunków zwierząt związanych z naszymi siedzibami cały czas się powiększa.

Muzeum Przyrody w Olsztynie(Oddział Muzeum Warmii i Mazur)

fot. E. Szymkiewicz

fot. E. Szymkiewicz

fot. E. Szymkiewicz

39

„Welski Park Krajobrazowy – monografia przyrod-nicza” – recenzjaAndrzej Łachacz

Kolejny Park Krajobrazowy doczekał się systematycz-nego naukowego opracowania swoich walorów. Jest to efekt pracy kompetentnego zespołu naukowców, głównie z Uniwersytety Mikołaja Kopernika w Toruniu, Uniwer-sytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie oraz pracow-ników Parku. Walory Welskiego Parku Krajobrazowego wynikają w dużej mierze z jego pogranicznej lokalizacji. Teren parku w dawnych wiekach stanowił granicę pań-stwową między Rzeczpospolitą a Prusami, granicę ad-ministracyjną między powiatami brodnickim, lubawskim i nidzickim, a rzeka Wel oddziela dwa regiony etnogra-ficzne – ziemię lubawską i Mazury. Welski Park Krajobra-zowy położony jest na styku mezoregionów fizycznogeo-graficzne: Garbu Lubawskiego i Równiny Urszulewskiej.

W poszczególnych rozdziałach omówiono budowę geologiczną, geomorfologię i gleby, warunki klimatyczne, hydrografię, ekosystemy wodne i szuwarowe, ekosyste-my torfowiskowe, roślinność leśną, zbiorowiska łąkowe i pastwiskowe, a także roślinność synantropijną. Następ-nie podsumowaną wiedzę na temat roślin naczyniowych, mszaków, grzybów i porostów Parku, skupiając uwagę na gatunkach chronionych, zagrożonych i rzadkich. Kolejne rozdziały dotyczą fauny parku, w których omówiono bez-kręgowce, w tym grupy najlepiej rozpoznane z tego tere-nu, jak na przykład owady. Na uwagę zasługują rozdzia-ły dotyczące pijawek i chruścików. Stosunkowo dobrze poznana jest fauna kręgowców Parku, której poświęcono obszerny rozdział. Na końcu opracowania zamieszczono podsumowujące rozdziały dotyczące walorów krajobrazo-wych i zagospodarowania przestrzennego, historii osadni-ctwa i dziedzictwa kulturowego oraz zagospodarowania turystycznego i edukacji przyrodniczej.

Szczególnie dużo uwagi poświęcono wodom po-wierzchniowym i ekosystemom od wody zależnym, jak różnego typu mokradłom. Najważniejszym elementem sieci hydrograficznej jest rzeka Wel o długości 107,45 km, która dała nazwę Parkowi. Rzeka ta na niektórych odcin-kach ma charakter rzeki górskiej, z typową florą i fauną, w tym ichtiofauną. Na terenie Welskiego PK liczne są tor-fowiska, które stanowią o specyfice tego obszary. Jak wy-kazała inwentaryzacja na terenie Welskiego PK i jego otu-linie znajduje się 70 torfowisk o powierzchni ponad 1 ha. Torfowiska zajmują ok. 18% powierzchni Parku, co jest znacznie większym udziałem niż dla całego kraju (4%).

Obszerna monografia podsumowuje obecny stan badań nad przyrodą Parku. Z opracowania wynika, że cechują go wybitne walory przyrodnicze, różnorodność krajobra-zów przyrodniczo-kulturowych, siedlisk przyrodniczych i związana z tym duża różnorodność biotyczna. Jak wyni-ka z opracowania, flora roślin naczyniowych Parku liczy 913 taksonów. Jednak aż 73 gatunki nie zostały potwier-dzone w ostatnich kilkunastu latach, stąd współczesna flo-ra Parku obejmuje 840 taksonów, w tym 212 gatunków

chronionych i zagrożonych. Świadczy to o dużych walo-rach Parku. Liczna jest także flora mszaków, licząca 269 gatunków. W tej grupie roślin częste są gatunki torfowi-skowe, w tym relikty glacjalne i postglacjalne. Najbardziej wartościowe z przyrodniczego punktu widzenia gatunki szczegółowo opisano, a rozmieszczenie wybranych ga-tunków roślin naczyniowych i mszaków przedstawiono na kartogramach.

Fauna kręgowców Welskiego Parku Krajobrazowego liczy 270 gatunków, w tym 39 gatunków ryb i kręgoustych, 13 gatunków płazów, 6 gatunków gadów, 163 gatunki pta-ków oraz 47 gatunków ssaków. Bogata jest także fauna bezkręgowców licząca 317 gatunków. Zróżnicowany jest stopień poznana tej grupy zwierząt. Podsumowując, należy stwierdzić, że jest to ważna pozycja dokumentująca obec-ny stan wiedzy na temat Welskiego Parku Krajobrazowe-go. Opracowanie przynosi bogactwo treści, odsłania także dotychczas mniej znane szczegóły z bogatej księgi przyro-dy tego regionu. Odbiór pracy ułatwiają liczne mapy, wy-kresy, zestawienia tabelaryczne i fotografie. Z pewnością książka zainteresuje szerokie grono czytelników – spec-jalistów zajmujących się ochroną środowiska i ochroną przyrody, a także miłośników przyrody i mieszkańców regionu. Z uwagi na aktualną i rzetelną wiedzę, powinna być wykorzystana w edukacji przyrodniczej w szkołach różnego szczebla.

40

Nagroda Marszałka Województwa Warmińsko-Ma-zurskiego im. prof. Janiny WengrisGrzegorz Drozdowski

Profesor Janina Wengris dla wielu z nas, absolwen-tów Akademii Rolniczo-Technicznej w Olsztynie była postacią symboliczną, nauczycielem pełnym ciepła, bar-dzo życzliwym studentom. Byłem studentem ostatnie-go rocznika na Wydziale Zootechnicznym, który miał z Panią Profesor wykłady. Profesor Janina Wengris pro-wadziła zajęcia na wielu wydziałach. Liczne jest grono jej absolwentów, którzy pracują na Warmii i Mazurach oraz w całym kraju w rolnictwie, w hodowli zwierząt, w oświacie, w ochronie przyrody.

Więcej informacji o Pani Profesor na stronie https://wrota.warmia.mazury.pl/srodowisko/nagroda-im-prof-janiny-wengris.

Samorząd województwa warmińsko-mazurskiego wraz z samorządem podlaskim uczestniczył w organi-zowanym przez NOT w Suwałkach corocznym konkur-sie w zakresie ochrony przyrody im. Prof. Alfreda Li-tyńskiego. Co drugi rok mogliśmy przedstawić kapitule konkursu kandydatów z naszego województwa, którzy mogli ubiegać się o tę nagrodę. Uroczystość wręczania nagrody odbywała się w siedzibie Wigierskiego Parku Narodowego.

Wówczas narodził się pomysł ustanowienia nagro-dy Marszałka Województwa Warmińsko-Mazurskiego w zakresie ochrony środowiska. Patronką miała być Pani profesor Janina Wengris.

Konsultowałem projekt z prof. Ryszardem Góreckim rektorem Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, prof. Alicją Boroń kierownikiem Wydziału Biologii Biotech-nologii, prodziekanem Wydziału Biologii i Biotechnolo-gii, Stanisławem Dąbrowski dyrektorem Regionalnej Dy-rekcji Ochrony Środowiska, Marią Mellin wojewódzkim Konserwatorem Przyrody, Marianem Szymkiewiczem kierownikiem Muzeum Przyrody w Olsztynie i wieloma innymi osobami.

Od wszystkich osób otrzymałem opinię pozytywną i wsparcie dla tego pomysłu.

Skierowałem wówczas prośbę do ówczesnego Mar-szałka Województwa Warmińsko-Mazurskiego pana Jacka Protasa o ustanowienie Nagrody Marszałka Wo-jewództwa Warmińsko-Mazurskiego. Uzyskałem jego akceptację i wsparcie dla tego pomysłu.

Ta prestiżowa nagroda przyznawana jest od trzech lat. Jej laureatami są:

dr Andrzej Krzywiński, wieloletni pracownik Stacji Badawczej Polskiej Akademii Nauk w Popielnie, właści-ciel Parku Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie. Twórca no-watorskiej metody reintrodukcji zwierząt metodą „born to bee free”.

Alicja Szarzyńska, kierownik Olsztyńskiego Centrum Edukacji Ekologicznej w Warmińsko-Mazurskim Ośrod-ku Edukacji Ekologicznej, bardzo aktywna organizatorka konkursów na temat przyrody, akcji „Wiosenne sprząta-nie Warmii i Mazur”, inicjatorka wielu działań proeko-logicznych.

prof. Roch Mackowicz wieloletni współpracownik Pani prof. Janiny Wengris. Biolog, ornitolog, wycho-wawca wielu roczników studentów, wspaniały nauczy-ciel i człowiek.

Zapraszam serdecznie do udziału w kolejnej edy-cji konkursu. Zgłoszenia kandydatów należy przesyłać corocznie do 31 marca. Więcej informacji pod adresem https://wrota.warmia.mazury.pl/srodowisko/nagroda-im-prof-janiny-wengris

Departament Ochrony ŚrodowiskaUrzędu Marszałkowskiego Województwa

Warmińsko-Mazurskiego

Kalendariumkonkursy * konferencje * wydarzenia

1 października 2016 r. – Grupa 50 nauczycieli z Warmii i Mazur uczestniczyła Ptasim Pikniku organizowanym w ramach Europejskich Dni Ptaków. W wyjątkowym miejscu na Mierzei Wiślanej uczestnicy prowadzili obserwacje ptaków z punktów nad morzem, mierzeją i zalewem (z punktu na Piracie i okolicach). Ptasi Piknik był także okazją do zwiedzania stoisk edukacyjnych różnych organizacji przyrodniczych, udziału w licznych quizach i konkursach.

10 października 2015 r. – Muzeum Przyrody w Olsztynie, wspólnie z Towarzystwem Miłośników Lasu przy Arboretum Leśnym Nadleśnictwa Kudypy, zorganizowało wycieczkę ornitologiczną do rezerwatu „Rozlewisko Sątopy” w gm. Bisztynek. W ciągu 7 godzin 8 uczestników wycieczki obserwowało 50 gat. ptaków, w tym aż 5 gatunków dzikich gęsi.

12 października 2016 r. – W Zespole Szkół Budowlanych w Olsztynie odbyło się uroczyste otwarcie „Geoogrodu” – lapi-darium na terenie szkoły. Prace związane z realizacją projektu „Geoogród przy Zespole Szkół Budowlanych w Olsztynie” z za-kresu działalności ekologicznej, priorytet 1: Georóżnorodność Warmii i Mazur zostały rozpoczęte we wrześniu 2015 roku. Projekt współfinansowany był ze środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Olsztynie i przy wspar-ciu Olsztyńskiego Centrum Edukacji Ekologicznej w Olsztynie.

14 października 2015 r. – W Muzeum Przyrody w Olsztynie, w ramach cyklu pt. „Spotkania z przyrodą”, współfinansowanego przez WFOŚiGW w Olsztynie, Marian Szymkiewicz wygłosił wykład pt. „Osobliwości przyrody lasów Skaliskich”.

22 października 2016 r. – OCEE zorganizowało warsztaty „Kultura i nauka, czyli leśne warsztaty artystyczne”, które odbyły się w Leśnym Ośrodku Edukacji Ekologicznej Nadleśnictwa Spychowo.

W październiku 2016 r. Olsztyńskie Centrum Edukacji Ekologicznej podsumowało wojewódzki konkurs „Mały entomolog”, w którym udział wzięło ok. 1 000 dzieci z 20 z przedszkoli i szkół podstawowych (klas I–III) z Warmii i Mazur. Kapituła konkursu przyznała 10 nagród.

28 października 2015 r. – W Muzeum Przyrody w Olsztynie, w ramach cyklu „Spotkania z przyrodą”, prof. dr hab. Roman Ku-jawa z UWM wygłosił wykład pt. „Różanka Rhodeus sericeus – ryba niezwykła”. Wystąpienie było bogato ilustrowane fotografiami i fragmentami filmów autora – podwodnymi ujęciami różanki i innych gatunków ryb, które wykonano w wodach Warmii i Mazur.

8 listopada 2016 r. – Odbyły się zajęcia terenowe „Durąg – tajemnice parkowego lasu nad Dylewką”. Uczestnikami zajęć była młodzież z Gimnazjum im. Żołnierza Polskiego w Durągu. Głównym celem wyprawy było zainicjowanie edukacji w zakresie dziedzictwa przyrodniczego i kulturowego, którego śladów młodzież poszukiwała w dawnym parku dworskim i lesie w dolinie rzeki Dylewki. Organizatorzy zajęć: Urząd Gminy w Ostródzie, Pracownia Aktywności Obywatelskiej i Dokumentacji Dzied-zictwa w Ostródzie i Olsztyńskie Centrum Edukacji Ekologicznej.

9 listopada 2016 r. – Odbyło się otwarcie lapidarium geologicznego w Przedszkolu Miejskim nr 6 w Iławie.18 listopada 2015 r. – W Muzeum Przyrody w Olsztynie odbył się wieczór wspomnień poświęcony zmarłemu przed 5 laty

olsztyńskiemu fotografowi i filmowcowi przyrody Ryszardowi Czerwińskiemu.19 listopada 2016 r. – Odbyła się wizyta studyjna ponad 40 nauczycieli Warmii i Mazur w Zespole Szkolno-Przedszkolnym

w Purdzie. Wyjazd odbył się w ramach szkolenia Uczenie się przez doświadczanie – przykłady dobrych praktyk. Wizyta studyjna w Szkole Podstawowej w Purdzie. Celem szkolenia było zaprezentowanie ciekawych i nowoczesnych metod pracy z uczniami w szkole podstawowej i w przedszkolu na przykładzie małej, wiejskiej szkoły.

25 listopada 2015 r. – W Muzeum Przyrody w Olsztynie, w ramach cyklu „Spotkania z przyrodą”, współfinansowanego przez WFOŚiGW w Olsztynie, fotograf przyrody i leśnik Roman Rogoziński z Nadleśnictwa Augustów wygłosił wykład pt. „Rezerwaty Przyrody Polski Północno-Wschodniej”.

25 listopada 2016 r. – W Gimnazjum nr 13 im. Huberta Wagnera w Olsztynie odbył się regionalny Zjazd Szkół dla Ekorozwoju, podczas którego wręczone zostały międzynarodowe Certyfikaty Zielonej Flagi i krajowe Lokalnego Centrum Aktywności Eko-logicznej. Województwo warmińsko-mazurskie jest od kilku lat liderem jeśli chodzi o liczbę przyznanych Certyfikatów. W roku szkolnym 2015/2016 aż 87 placówek zostało wyróżnionych certyfikatami (w Polsce 185 placówek).

26 listopada 2016 r. – OCEE zorganizowało warsztaty „Chemiczne i fizyczne czary mary, czyli eksperymenty i doświadczenia w przedszkolu”. Zajęcia dotyczyły zagadnień związanych z chemią i fizyką. Uczestniczki zajęć pod kierunkiem Pani Anny Be-reznowskiej, uczennice I Liceum Ogólnokształcącego w Olsztynie przeprowadzały doświadczenia, m.in. wybuchowy suchy lód, ziemniaczana bateria, chemiczny podwodny ogród, pasta dla słonia, chemiczna ciuchcia i wiele innych.

29 listopada 2016 r. – W Zakładzie Utylizacji Odpadów w Elblągu odbyło się podsumowanie Programu Szkoły dla Ekorozwoju, podczas którego elbląskim placówkom zostały wręczone certyfikaty Zielonej Flagi i Lokalnego Centrum Aktywności Ekologicznej. Organizatorami konferencji były: Zakład Utylizacji Odpadów w Elblągu, Szkoła Podstawowa nr 18 w Elblągu, Olsztyńskie Cen-trum Edukacji ekologicznej.

9 grudnia 2015 r. – W Muzeum Przyrody w Olsztynie odbył się wernisaż wystawy fotograficznej pt. „Kraina łagodności – XXX lat powstania Parku Krajobrazowego Wysoczyzny Elbląskiej”. Autorami fotografii są pracownicy Parku: pp. Zygmunt Gawron i Daniel Kalwajtys.

12 grudnia 2016 r. – OCEE zorganizowało warsztaty „Chemiczne i fizyczne czary mary, czyli eksperymenty i doświadczenia w przedszkolu”. Uczestnikami zajęć były dzieci z Przedszkola Miejskiego nr 1 w Olsztynie. Pod kierunkiem Pani Anny Be-reznowskiej uczennic I Liceum Ogólnokształcącego w Olsztynie dzieci przeprowadzały doświadczenia i eksperymenty.

SPIS TREŚCI

M. Szymkiewicz – Stanowisko rojownika pospolitego (Jovibarba sobolifera) na terenie Nad-leśnictwa Jedwabno ....................................................................................................................... 1

B. Juśkiewicz-Swaczyna – Rośliny znane, ale niedoceniane – berberys „polska cytryna” ............. 3

Ł. Auguścik – Chrząstkoskórnik purpurowy (Chondrostereum purpureum) ................................... 4

Ł. Auguścik – Smolucha bukowa (Ishnoderma resinosum) .............................................................. 7

E. Frydrych – Trzęsak pomarańczowożółty (Tremella mesenterica) – grzyb widoczny z daleka ... 9

Ł. Jabłoński – Opieńka ciemna (Armillaria ostoyae) – groźny patogen korzeni drzew ................. 10

M. Szymkiewicz, E. Szymkiewicz – Fruczak trutniowiec (Hemaris tityus) w PuszczyNapiwodzko-Ramuckiej .............................................................................................................. 13

K. Tajchman – Czy renifer to tylko atrybut św. Mikołaja? ............................................................ 15

P. Janiszewski – Jeleniowate i światło ........................................................................................... 18

D. Łuczak – Kanał Ostródzko-Elbląski. Sukces czy katastrofa ekologiczna .................................. 22

L. Pietrzak, J. Duriasz – Bunkry Trójkąta Lidzbarskiego a sprawa nietoperzy .............................. 30

H. Kamińska, R. Urbaniak – Geoogród przy Zespole Szkół Budowlanych w Olsztynie ............. 32

M. Gromacka, K. Jarczyk – Hubertus Arena 2016 ...................................................................... 34

M. Szefer – Tropem skarbów – lapidarium, czyli minimuzeum polnych kamieni ......................... 35

E. Szymkiewicz – Słynne budowle Olsztyna oraz skrzydlaci i czworonożni mieszkań-cy budynków na Warmii i Mazurach ........................................................................................... 37

A. Łachacz – „Welski Park Krajobrazowy – monografia przyrodnicza” – recenzja ....................... 39

G. Drozdowski – Nagroda Marszałka Województwa Warmińsko-Mazurskiego im. prof. JaninyWengris ........................................................................................................................................ 40

GALERIA. Ptaki w obiektywie Pawła Gierycza ................................................................... 20–21

KALENDARIUM .............................................................................................. III strona okładki