nr 195 - LISTOPAD 2012 CIERPIEĆ ZA MILIONYdziejów wszechœwiata, temat: „Czym jest sztuka?”....

1
14 nr 195 - LISTOPAD 2012 Na co komu ta ca³a artystyczna kla- sa pró¿niacza? Czy zajmowanie siê sztuk¹ to tylko wyrób przedmiotów, które siê sprzedaje, kariera jak ka¿da inna, a w³aœciwie nie jak ka¿da inna, bo niepowi¹zana z takim wysi³kiem jak praca fizyczna, ani odpowiedzial- noœci¹ jak bycie lekarzem, ani stresem jak bycie prawnikiem? W³aœciwie to móg³bym siê zadowoliæ sam¹ t¹ œwia- domoœci¹, ¿e nie uczestniczê w ¿yciu spo³ecznym bardziej ni¿ muszê, kiedy wychodzê do sklepu po zakupy, albo odbieram nowy dowód osobisty. ¯e nie przyk³adam siê do powiêkszania produktu krajowego brutto, ¿e przez myœl mi nie przesz³o zapisanie siê do partii politycznej, ¿e mogê zarabiaæ na ¿ycie produkuj¹c obrazki, chodz¹c na wystawy i poklepuj¹c siê po plecach. Jest w tym du¿a wartoœæ, któr¹ doce- niam, jakoœ mi to jednak nie wystar- czy. Próbujê znaleŸæ jakiœ sens moje- go bycia artyst¹, coœ, co zdefiniowa- ³oby moj¹ rolê w spo³eczeñstwie. Po co zajmowaæ siê dzia³alnoœci¹ artys- tyczn¹, a nie czymœ innym? Byæ mo¿e odpowiedzi na te pytania znajduj¹ siê gdzieœ w definicji sztuki? Raczej na pewno nie. Dyskusja na temat tego, czym jest sztuka, jest tak d³uga, szeroka i bez konkluzji, ¿e do- robek teorii sztuki czy estetyki s³u¿y ju¿ g³ównie jako zbiór wykluczaj¹- cych siê i zaprzeczaj¹cych sobie teo- rii, z których mo¿na czerpaæ, lub nie. Jeœli zatem p³aczesz przy kompozyc- jach Rubika (tylko psychopaci nie p³a- cz¹), to jesteœ zapewne zwolennikiem emocjonalnej teorii sztuki. Wed³ug niej sztuka s³u¿y do tego, aby pobu- dzaæ wzruszenia, aby za poœrednict- wem dzie³a sztuki - kompozycji, ksi¹¿- ki, obrazu – wspó³prze¿ywaæ wraz z artyst¹ jego stan emocjonalny, z któ- rego dane dzie³o wynik³o. Jeœli uwielbiasz „Taniec z gwiazda- mi”, zachwycaj¹ ciê pe³ne gracji ru- chy, b³yskotliwe stroje i osza³amiaj¹ca scenografia tego teleturnieju, to praw- dopodobnie przekona³aby ciê bardziej estetyczna teoria sztuki. Wed³ug niej istot¹ uprawiania sztuki jest tworze- nie wartoœci estetycznych – piêknych przedmiotów, piêknych czynnoœci, piêknych melodii. Kwestia „czym jest piêkno”, to ju¿ sprawa bardziej skom- plikowana (nieskoñczenie skompliko- wana), ale jeœli faktycznie lubisz „Ta- niec z Gwiazdami”, to pewnie by³a- byœ/by³byœ sk³onny uznaæ, ¿e piêkno to coœ, co sprawia przyjemnoœæ. Inna sprawa, ¿e je¿eli przyjemnoœæ sprawia ci ogl¹danie tego typu produkcji, to jesteœ zapewne masochist¹, ale kim¿e ja jestem, aby o tym przes¹dzaæ. Wreszcie mo¿esz nale¿eæ do naj- wiêkszej chyba grupy „teoretyków sztuki”, których nie obchodzi ani tro- chê ten, sk¹din¹d niezbyt istotny dla dziejów wszechœwiata, temat: „Czym jest sztuka?”. Bez wiêkszych rozterek i w¹tpliwoœci przyjmujesz jako fakt to, ¿e sztuka po prostu jest, ¿e sztuk¹ siê nazywa pewne typy dzia³alnoœci, a dzie³a sztuki umieszcza siê w gale- riach. Sztuka jest w muzeach, i wy- starczy coœ nazwaæ sztuk¹, aby sta³o siê artystyczne. Pewnie nie zdajesz so- bie z tego sprawy, ale tego typu wie- rzenie nosi miano „instytucjonalnej CIERPIEĆ ZA MILIONY MACIEJ CHODZIÑSKI teorii sztuki”. Teoria ta jest nie tyle te- ori¹, co stwierdzeniem stanu faktycz- nego – to instytucje sztuki decyduj¹, co jest sztuk¹. Dziêki temu skonster- nowana publika i ciemny lud zostaje postawiony przed faktem dokonanym pisuar Duchampa to fontanna, dzie- ³o sztuki i eksponat. Kto nie rozumie, ten g³upi, na nic wszelkie protesty i oburzenie, za póŸno, pisuar jest ju¿ na ok³adce albumu Taschena, wiêc jest dzie³em sztuki. Do tego jest sygnowa- ny przez zmar³ego papie¿a dadaizmu, dlatego jest wart wiêcej ni¿ ca³y twój dom i firma produkuj¹ca ceg³y. Za to p³yta Rubika jest do znalezienia w Empiku po przystêpnej cenie 30 z³. Zachodnia jakoœæ, polska cena. Jedno jest pewne – nie ma jedynej, przekonywuj¹cej teorii sztuki, a ju¿ na pewno nie ma teorii sztuki prze- konuj¹cej ka¿dego. Ca³y dorobek es- tetyki i filozofii sztuki nie dochodzi i nigdy nie dojdzie do obiektywnej prawdy. Wartoœæ tej dziedziny hu- manistyki polega na tym samym, na czym polega ca³y niemal dorobek fi- lozofii – stanowi katalog alternatyw- nych opcji i mo¿liwoœci, wœród któ- rych ka¿dy zainteresowany znajdzie coœ, co mu odpowiada, lub co pokry- wa siê z ustalonym ju¿, œwiatopogl¹- dowym przekonaniem na ten temat. Ja osobiœcie uwa¿am, ¿e aby odpo- wiedzieæ na pytanie o istotê sztuki, nale¿a³oby znaleŸæ coœ, co odró¿nia sztukê od innych form ludzkiej dzia- ³alnoœci. Jak¹œ wartoœæ, która bardziej nale¿y do sztuki, ni¿ do ca³ej reszty cywilizacji i kultury. I wydaje mi siê, choæ chcia³bym byæ tu bardziej ory- ginalny, ¿e du¿o racji mia³ Roman In- garden jako przedstawiciel koncepcji prze¿yæ estetycznych. Sztuka zajmuje siê po prostu wytwarzaniem estetycz- nych przedmiotów. U¿ywam s³owa „przedmiot” w najbardziej ogólnym sensie. Przedmiotem sztuki mo¿e byæ rysunek, rzeŸba czy obraz, ale tak¿e utwór muzyczny, tekst, film b¹dŸ dzia- ³anie. W przypadku sztuki konceptual- nej to myœl jest przedmiotem estetycz- nym, estetyka zawarta jest w zawar- toœci intelektualnej dzie³a konceptual- nego. A brzydota w jego g³upocie. Ja jako artysta (czy kiedyœ to s³owo przestanie brzmieæ naiwnie?) ceniê so- bie umiejêtnoœci, jakie naby³em i mo¿- liwoœæ wypowiadania siê za pomoc¹ œrodków specyficznych dla dzia³al- noœci artystycznej – warsztatu i œrod- ków artystycznych. Nie pamiêtam ju¿ dok³adnie pobudek, które sprawi³y, ¿e postanowi³em zajmowaæ siê sztuk¹ i j¹ studiowaæ. Na pewno by³y to przy- czyny g³upie i naiwne. Wiem za to, ¿e kiedy pozna³em jêzyk sztuki, a œciœlej jêzyk plastyczny, wizualny, to okaza- ³o siê, ¿e jest to jêzyk, który mi naj- bardziej odpowiada. I od tej pory to ten jêzyk najbardziej sobie ceniê dla wyra¿ania treœci, które chcê rozpo- wszechniaæ. A jeœli napotykam na opór materia³u i uznajê, ¿e nie potra- fiê czegoœ przedstawiæ za pomoc¹ ob- razów, to po prostu o tym mówiê, albo piszê. Kiedy jednak nie piszê, lecz ma- lujê, rysujê, b¹dŸ robiê coœ innego, co w taki czy inny sposób „wygl¹da”, to przyk³adam du¿¹ wartoœæ do tego, jak to coœ wygl¹da. To co robiê bynaj- mniej nie ogranicza siê (ju¿) do wartoœ- ci estetycznych, ale pewnym niezbêd- nym minimum ka¿dego przedmiotu, jaki tworzê, jest nadanie mu formy, która mi odpowiada, która jest dla mnie piêkna po prostu. Bynajmniej nie uwa¿am jednak, ¿e „estetyczna wartoœciowoœæ” tworu sztuki wystarcza, aby uznaæ go za dobr¹ sztukê. Dla mnie jest to jedynie pewne minimum, jakie dzie³o sztuki powinno spe³niaæ; coœ, co sprawia, ¿e mam ochotê zg³êbiaæ je dalej. Brzy- dota niektórych dzie³ sztuki, ale nie brzydota pojmowana jako nie³adnoœæ, lecz jako wyczuwalna (przeze mnie, w danym momencie) nieudolnoœæ, brak harmonii pomiêdzy form¹ a treœ- ci¹ sprawia, ¿e momentalnie odczu- wam zgrzyt, pora¿kê danego twórcy. Nie rozumiem, po co wybra³ on jêzyk sztuki jako swój, skoro nie potrafi b¹dŸ nie chce siê nim pos³ugiwaæ. To jak fa³szuj¹cy muzyk, nie chcê s³u- chaæ œpiewaka, który fa³szuje, niech ju¿ lepiej napisze pamiêtnik. Tak samo, lub bardziej nawet ni¿ treœæ o nieudanej formie, odrzuca mnie forma bez treœci. Najgorsza jest oczywiœcie pusta sztuka o nieudolnej formie, czyli najzwyklejszy kicz, ale sztuka „³adna” i pusta nie jest du¿o lepsza (tym bardziej, ¿e jest ona Ÿród- ³em wielu mylnych opinii, jakie wy- stêpuj¹ w spo³eczeñstwie na temat funkcji sztuki i bycia artyst¹). No bo skoro sztuka jest jêzykiem, to nie mo- ¿e siê ona ograniczaæ do samej formy, choæby nie wiem jak atrakcyjnej wi- zualnie. Jeœli domen¹ sztuki jest sze- roko pojête piêkno, to niemo¿liwe jest ono do osi¹gniêcia poprzez czyste i puste dekorowanie rzeczywistoœci kolorowymi kolorami i wzorowymi wzorkami. Sztuka bez myœli to zwyk- ³e rzemios³o, i to rzemios³o nie naj- wy¿szych lotów, barokowe meble i poz³acane figurki ze sklepów z anty- kami. Chyba dlatego w³aœnie œwiat sztuki wysokiej odrzuca estetyzm ja- ko coœ, czego nie wypada ju¿ upra- wiaæ, ostentacyjnie operuje brzydot¹ (w odczuciu drobnomieszczañskim w ka¿dym razie), lub odchodzi od tworzenia przedmiotów w ogóle. Dla- tego sam te¿ ³apiê siê na tym, ¿e gdy- by moja twórczoœæ podoba³a siê mojej cioci, to bynajmniej nie uzna³bym tego za komplement. Nie ma co jednak po- padaæ w ekstremizm, gdy siê pamiêta, ¿e m¹dra sztuka zawsze bêdzie piêkna (nawet, jeœli operuje oczywist¹ brzy- dot¹), a piêkna sztuka zawsze bêdzie m¹dra. Sztuka oprócz formy operuje treœ- ci¹ i znaczeniami. I w tym w³aœnie znaczeniowym terytorium jest chyba miejsce na rozpatrzenie miejsca artys- ty w spo³eczeñstwie. Artyœci maj¹ na- rzêdzia – warsztat i wiedzê – aby mó- wiæ jêzykiem sztuki, i to ju¿ odró¿nia ich od nie-artystów. Co jednak mówi¹ oni takiego, co warte jest s³uchania? Czy istnieje jakiœ zakres semantycz- ny, jakaœ postawa wobec œwiata, która bardziej pasuje do ekspresji artystycz- nej ni¿ coœ innego? Wydaje mi siê, ¿e ten dylemat sprowadza siê do roz- patrzenia dwóch mo¿liwoœci udzia³u œwiata artystowskiego w spo³eczeñst- wie: kooperacji z nim, b¹dŸ jego kon- testacji. Artystyczna kooperacja z ¿yciem spo³ecznym, jak to wygl¹da? Pomni- ki papie¿a, o³tarz bursztynowy w koœ- ciele œw. Brygidy, koncerty na 700-le- cie miast, letnie festiwale, wystawy pod patronatem firm ubezpieczenio- wych, dofinansowanie z ministerstwa kultury (pod warunkiem, ¿e ¿o³nierze z Westerplatte nie pij¹ wódki), arrasy dla ratusza miejskiego, „Olimpia” Leni Riefenstahl, ptasie gniazdo w Pekinie. Czy to jest tendencyjny do- bór przyk³adów? Tak brzmi, ale... Co innego? Pozostaje wspomniane ju¿ wczeœniej dekoratorstwo, tworzenie pod gusta publiki. Zreszt¹, aby uczest- niczyæ w tych wszystkich intratnych kontraktach z kasy publicznej, trzeba w³aœnie spe³niaæ ten warunek – podo- baæ siê na tyle du¿ej iloœci ludzi, aby wydatek z bud¿etu by³ do obronienia przed opini¹ publiczn¹. Dotyczy to za- równo formy jak i treœci w³aœnie, bo przecie¿ ma³o kto chce p³aciæ za to, ¿eby ich opluwano. Staram siê tu od- nosiæ do sztuki tzw. wysokiej, ale nie sposób nie wspomnieæ w tym miejscu o sztuce popularnej, której obecny, ¿e- nuj¹cy kszta³t wynika w³aœnie z tego, ¿e odpowiada na oczekiwania wiêk- szoœci. Postêpuj¹ca demokratyzacja spo³eczeñstwa, dopalana rozwojem interaktywnych mass mediów, dotyka w najwy¿szym stopniu tak¿e kultury i sztuki. Ca³e to gówno - które a¿ wstyd komentowaæ, bo to zbyt proste - to przecie¿ rezultat autentycznych po- trzeb zwyk³ych ludzi, wybadanych i przekalkulowanych przez sztaby ba- daczy rynku i opinii publicznej. Krót- ko mówi¹c, jeœli zadaniem sztuki mia- ³oby byæ partnerskie wspó³istnienie z ¿yciem publicznym, to sztuka jako ca³oœæ zosta³aby zredukowana do roli zwyk³ej popkulturowej rozrywki, a w najlepszym (najgorszym?) wypad- ku - lizusowskiej i s³u¿alczej namiastki sztuki wysokiej, akceptowanej przez polityków, w³adze cywilne i wojsko. Sukces (spo³eczny i artystyczny) „Do- tleniacza” Joanny Rajkowskiej stano- wi ewenement, gdzie zamys³ twórcy spotka³ siê ze spontaniczn¹, przychyl- n¹ reakcj¹ laickiej publicznoœci. Krytyka, zatem. A mo¿e raczej – ob- serwacja i krytyka. Bycie artyst¹ to wolny zawód, daje nieco odmienny status spo³eczny i ekonomiczny, ni¿ ma wiêkszoœæ spo³eczeñstwa. Artyœci maj¹ szansê staæ z boku systemu pra- cy od 8 do 16, zale¿noœci szef-pod- w³adny, groŸby zwolnienia i obietni- cy awansu, dwutygodniowych urlo- pów i weekendowych zakupów. Œro- dowisko artystyczne przypomina nie- co rodzaj cyganerii, która dosta³a pra- wo sta³ego pobytu na ³onie zwyk³ego spo³eczeñstwa. Nie zapomnê tych po- ranków, kiedy zdarza³o mi siê wracaæ z imprezy o pi¹tej nad ranem, a w ko- lejce widzia³em stoczniowców jad¹- cych do pracy na szóst¹. Jedyne, co nas ³¹czy³o to to, ¿e i oni i ja byliœmy pijani. Jak zatem odp³aciæ siê temu spo³eczeñstwu za to, ¿e nie przepêdza nas jeszcze z pochodniami i wid³ami niczym niechciane paso¿yty? Te specyficzne warunki, na jakich funkcjonuj¹ artyœci w rzeczywistoœci spo³eczno-ekonomicznej, daj¹ im nie- zbêdny czas i energiê na spe³nianie wyczerpuj¹cej funkcji obserwatora i krytyka rzeczywistoœci. Gdybym pra- cowa³ w stoczni, z pewnoœci¹ nie mia³bym si³y ani ochoty rozgl¹daæ siê, zastanawiaæ i psuæ sobie humor. Ten niewielki zasób wolnego czasu i si³, jaki by mi pozosta³, z pewnoœci¹ przeznaczy³bym na bycie bezkrytycz- nym konsumentem oferty rynkowej, Szybka Kolej Miejska – stacja Gdañsk G³ówny Fot. Andrzej C. Leszczyñski

Transcript of nr 195 - LISTOPAD 2012 CIERPIEĆ ZA MILIONYdziejów wszechœwiata, temat: „Czym jest sztuka?”....

Page 1: nr 195 - LISTOPAD 2012 CIERPIEĆ ZA MILIONYdziejów wszechœwiata, temat: „Czym jest sztuka?”. Bez wiêkszych rozterek i w¹tpliwoœci przyjmujesz jako fakt to, ¿e sztuka po prostu

14 nr 195 - LISTOPAD 2012

Na co komu ta ca³a artystyczna kla-sa pró¿niacza? Czy zajmowanie siê sztuk¹ to tylko wyrób przedmiotów, które siê sprzedaje, kariera jak ka¿da inna, a w³aœciwie nie jak ka¿da inna, bo niepowi¹zana z takim wysi³kiem jak praca fizyczna, ani odpowiedzial-noœci¹ jak bycie lekarzem, ani stresem jak bycie prawnikiem? W³aœciwie to móg³bym siê zadowoliæ sam¹ t¹ œwia-domoœci¹, ¿e nie uczestniczê w ¿yciu spo³ecznym bardziej ni¿ muszê, kiedy wychodzê do sklepu po zakupy, albo odbieram nowy dowód osobisty. ¯e nie przyk³adam siê do powiêkszania produktu krajowego brutto, ¿e przez myœl mi nie przesz³o zapisanie siê do partii politycznej, ¿e mogê zarabiaæ na ¿ycie produkuj¹c obrazki, chodz¹c na wystawy i poklepuj¹c siê po plecach. Jest w tym du¿a wartoœæ, któr¹ doce-niam, jakoœ mi to jednak nie wystar-czy. Próbujê znaleŸæ jakiœ sens moje-go bycia artyst¹, coœ, co zdefiniowa-³oby moj¹ rolê w spo³eczeñstwie. Po co zajmowaæ siê dzia³alnoœci¹ artys-tyczn¹, a nie czymœ innym?

Byæ mo¿e odpowiedzi na te pytania znajduj¹ siê gdzieœ w definicji sztuki? Raczej na pewno nie. Dyskusja na temat tego, czym jest sztuka, jest tak d³uga, szeroka i bez konkluzji, ¿e do-robek teorii sztuki czy estetyki s³u¿y ju¿ g³ównie jako zbiór wykluczaj¹-cych siê i zaprzeczaj¹cych sobie teo-rii, z których mo¿na czerpaæ, lub nie. Jeœli zatem p³aczesz przy kompozyc-jach Rubika (tylko psychopaci nie p³a-cz¹), to jesteœ zapewne zwolennikiememocjonalnej teorii sztuki. Wed³ug niej sztuka s³u¿y do tego, aby pobu-dzaæ wzruszenia, aby za poœrednict-wem dzie³a sztuki - kompozycji, ksi¹¿-ki, obrazu – wspó³prze¿ywaæ wrazz artyst¹ jego stan emocjonalny, z któ-rego dane dzie³o wynik³o. Jeœli uwielbiasz „Taniec z gwiazda-mi”, zachwycaj¹ ciê pe³ne gracji ru-chy, b³yskotliwe stroje i osza³amiaj¹ca scenografia tego teleturnieju, to praw-dopodobnie przekona³aby ciê bardziejestetyczna teoria sztuki. Wed³ug niej istot¹ uprawiania sztuki jest tworze-nie wartoœci estetycznych – piêknych przedmiotów, piêknych czynnoœci, piêknych melodii. Kwestia „czym jestpiêkno”, to ju¿ sprawa bardziej skom-plikowana (nieskoñczenie skompliko-wana), ale jeœli faktycznie lubisz „Ta-niec z Gwiazdami”, to pewnie by³a-byœ/by³byœ sk³onny uznaæ, ¿e piêkno to coœ, co sprawia przyjemnoœæ. Inna sprawa, ¿e je¿eli przyjemnoœæ sprawia ci ogl¹danie tego typu produkcji, to jesteœ zapewne masochist¹, ale kim¿e ja jestem, aby o tym przes¹dzaæ. Wreszcie mo¿esz nale¿eæ do naj-wiêkszej chyba grupy „teoretyków sztuki”, których nie obchodzi ani tro-chê ten, sk¹din¹d niezbyt istotny dla dziejów wszechœwiata, temat: „Czym jest sztuka?”. Bez wiêkszych rozterek i w¹tpliwoœci przyjmujesz jako fakt to, ¿e sztuka po prostu jest, ¿e sztuk¹ siê nazywa pewne typy dzia³alnoœci, a dzie³a sztuki umieszcza siê w gale-riach. Sztuka jest w muzeach, i wy-starczy coœ nazwaæ sztuk¹, aby sta³o siê artystyczne. Pewnie nie zdajesz so-bie z tego sprawy, ale tego typu wie-rzenie nosi miano „instytucjonalnej

CIERPIEĆ ZA MILIONYMACIEJ CHODZIÑSKI

teorii sztuki”. Teoria ta jest nie tyle te-ori¹, co stwierdzeniem stanu faktycz-nego – to instytucje sztuki decyduj¹, co jest sztuk¹. Dziêki temu skonster-nowana publika i ciemny lud zostajepostawiony przed faktem dokonanym – pisuar Duchampa to fontanna, dzie-³o sztuki i eksponat. Kto nie rozumie, ten g³upi, na nic wszelkie protesty i oburzenie, za póŸno, pisuar jest ju¿ naok³adce albumu Taschena, wiêc jest dzie³em sztuki. Do tego jest sygnowa-ny przez zmar³ego papie¿a dadaizmu,dlatego jest wart wiêcej ni¿ ca³y twój dom i firma produkuj¹ca ceg³y. Za to p³yta Rubika jest do znalezienia w Empiku po przystêpnej cenie 30 z³. Zachodnia jakoœæ, polska cena.

Jedno jest pewne – nie ma jedynej, przekonywuj¹cej teorii sztuki, a ju¿ na pewno nie ma teorii sztuki prze-konuj¹cej ka¿dego. Ca³y dorobek es-tetyki i filozofii sztuki nie dochodzi i nigdy nie dojdzie do obiektywnej prawdy. Wartoœæ tej dziedziny hu-manistyki polega na tym samym, na czym polega ca³y niemal dorobek fi-lozofii – stanowi katalog alternatyw-nych opcji i mo¿liwoœci, wœród któ-rych ka¿dy zainteresowany znajdzie coœ, co mu odpowiada, lub co pokry-wa siê z ustalonym ju¿, œwiatopogl¹-dowym przekonaniem na ten temat.Ja osobiœcie uwa¿am, ¿e aby odpo-wiedzieæ na pytanie o istotê sztuki, nale¿a³oby znaleŸæ coœ, co odró¿nia sztukê od innych form ludzkiej dzia-³alnoœci. Jak¹œ wartoœæ, która bardziej nale¿y do sztuki, ni¿ do ca³ej reszty cywilizacji i kultury. I wydaje mi siê, choæ chcia³bym byæ tu bardziej ory-ginalny, ¿e du¿o racji mia³ Roman In-garden jako przedstawiciel koncepcjiprze¿yæ estetycznych. Sztuka zajmujesiê po prostu wytwarzaniem estetycz-nych przedmiotów. U¿ywam s³owa„przedmiot” w najbardziej ogólnym sensie. Przedmiotem sztuki mo¿e byæ rysunek, rzeŸba czy obraz, ale tak¿eutwór muzyczny, tekst, film b¹dŸ dzia-³anie. W przypadku sztuki konceptual-nej to myœl jest przedmiotem estetycz-nym, estetyka zawarta jest w zawar-toœci intelektualnej dzie³a konceptual-nego. A brzydota w jego g³upocie.

Ja jako artysta (czy kiedyœ to s³owo przestanie brzmieæ naiwnie?) ceniê so-bie umiejêtnoœci, jakie naby³em i mo¿-liwoœæ wypowiadania siê za pomoc¹œrodków specyficznych dla dzia³al-noœci artystycznej – warsztatu i œrod-ków artystycznych. Nie pamiêtam ju¿ dok³adnie pobudek, które sprawi³y, ¿epostanowi³em zajmowaæ siê sztuk¹ i j¹ studiowaæ. Na pewno by³y to przy-czyny g³upie i naiwne. Wiem za to, ¿e kiedy pozna³em jêzyk sztuki, a œciœlejjêzyk plastyczny, wizualny, to okaza-³o siê, ¿e jest to jêzyk, który mi naj-bardziej odpowiada. I od tej pory to ten jêzyk najbardziej sobie ceniê dla wyra¿ania treœci, które chcê rozpo-wszechniaæ. A jeœli napotykam na opór materia³u i uznajê, ¿e nie potra-fiê czegoœ przedstawiæ za pomoc¹ ob-razów, to po prostu o tym mówiê, albopiszê. Kiedy jednak nie piszê, lecz ma- lujê, rysujê, b¹dŸ robiê coœ innego, co w taki czy inny sposób „wygl¹da”, to przyk³adam du¿¹ wartoœæ do tego, jak

to coœ wygl¹da. To co robiê bynaj-mniej nie ogranicza siê (ju¿) do wartoœ-ci estetycznych, ale pewnym niezbêd-nym minimum ka¿dego przedmiotu, jaki tworzê, jest nadanie mu formy, która mi odpowiada, która jest dla mnie piêkna po prostu.

Bynajmniej nie uwa¿am jednak, ¿e „estetyczna wartoœciowoœæ” tworu sztuki wystarcza, aby uznaæ go za dobr¹ sztukê. Dla mnie jest to jedyniepewne minimum, jakie dzie³o sztukipowinno spe³niaæ; coœ, co sprawia, ¿e mam ochotê zg³êbiaæ je dalej. Brzy-dota niektórych dzie³ sztuki, ale nie brzydota pojmowana jako nie³adnoœæ, lecz jako wyczuwalna (przeze mnie, w danym momencie) nieudolnoœæ, brak harmonii pomiêdzy form¹ a treœ-ci¹ sprawia, ¿e momentalnie odczu-wam zgrzyt, pora¿kê danego twórcy. Nie rozumiem, po co wybra³ on jêzyksztuki jako swój, skoro nie potrafi b¹dŸ nie chce siê nim pos³ugiwaæ. To jak fa³szuj¹cy muzyk, nie chcê s³u-chaæ œpiewaka, który fa³szuje, niech ju¿ lepiej napisze pamiêtnik.

Tak samo, lub bardziej nawet ni¿ treœæ o nieudanej formie, odrzuca mnie forma bez treœci. Najgorsza jest oczywiœcie pusta sztuka o nieudolnej formie, czyli najzwyklejszy kicz, ale sztuka „³adna” i pusta nie jest du¿o lepsza (tym bardziej, ¿e jest ona Ÿród-³em wielu mylnych opinii, jakie wy-stêpuj¹ w spo³eczeñstwie na temat funkcji sztuki i bycia artyst¹). No bo skoro sztuka jest jêzykiem, to nie mo-¿e siê ona ograniczaæ do samej formy,choæby nie wiem jak atrakcyjnej wi-zualnie. Jeœli domen¹ sztuki jest sze-roko pojête piêkno, to niemo¿liwe jest ono do osi¹gniêcia poprzez czyste i puste dekorowanie rzeczywistoœci kolorowymi kolorami i wzorowymi wzorkami. Sztuka bez myœli to zwyk-³e rzemios³o, i to rzemios³o nie naj-wy¿szych lotów, barokowe meble i poz³acane figurki ze sklepów z anty-kami. Chyba dlatego w³aœnie œwiat sztuki wysokiej odrzuca estetyzm ja-ko coœ, czego nie wypada ju¿ upra-wiaæ, ostentacyjnie operuje brzydot¹ (w odczuciu drobnomieszczañskim w ka¿dym razie), lub odchodzi od tworzenia przedmiotów w ogóle. Dla-tego sam te¿ ³apiê siê na tym, ¿e gdy-by moja twórczoœæ podoba³a siê mojej

cioci, to bynajmniej nie uzna³bym tego za komplement. Nie ma co jednak po-padaæ w ekstremizm, gdy siê pamiêta, ¿e m¹dra sztuka zawsze bêdzie piêkna (nawet, jeœli operuje oczywist¹ brzy-dot¹), a piêkna sztuka zawsze bêdzie m¹dra.

Sztuka oprócz formy operuje treœ- ci¹ i znaczeniami. I w tym w³aœnie znaczeniowym terytorium jest chybamiejsce na rozpatrzenie miejsca artys-ty w spo³eczeñstwie. Artyœci maj¹ na-rzêdzia – warsztat i wiedzê – aby mó-wiæ jêzykiem sztuki, i to ju¿ odró¿nia ich od nie-artystów. Co jednak mówi¹ oni takiego, co warte jest s³uchania? Czy istnieje jakiœ zakres semantycz-ny, jakaœ postawa wobec œwiata, która bardziej pasuje do ekspresji artystycz-nej ni¿ coœ innego? Wydaje mi siê, ¿eten dylemat sprowadza siê do roz-patrzenia dwóch mo¿liwoœci udzia³u œwiata artystowskiego w spo³eczeñst-wie: kooperacji z nim, b¹dŸ jego kon-testacji.

Artystyczna kooperacja z ¿yciem spo³ecznym, jak to wygl¹da? Pomni-ki papie¿a, o³tarz bursztynowy w koœ-ciele œw. Brygidy, koncerty na 700-le-cie miast, letnie festiwale, wystawy pod patronatem firm ubezpieczenio-wych, dofinansowanie z ministerstwa kultury (pod warunkiem, ¿e ¿o³nierze z Westerplatte nie pij¹ wódki), arrasy dla ratusza miejskiego, „Olimpia” Leni Riefenstahl, ptasie gniazdo w Pekinie. Czy to jest tendencyjny do-bór przyk³adów? Tak brzmi, ale... Co innego? Pozostaje wspomniane ju¿ wczeœniej dekoratorstwo, tworzenie pod gusta publiki. Zreszt¹, aby uczest-niczyæ w tych wszystkich intratnych kontraktach z kasy publicznej, trzeba w³aœnie spe³niaæ ten warunek – podo-baæ siê na tyle du¿ej iloœci ludzi, aby wydatek z bud¿etu by³ do obronieniaprzed opini¹ publiczn¹. Dotyczy to za- równo formy jak i treœci w³aœnie, boprzecie¿ ma³o kto chce p³aciæ za to,¿eby ich opluwano. Staram siê tu od-nosiæ do sztuki tzw. wysokiej, ale nie sposób nie wspomnieæ w tym miejscuo sztuce popularnej, której obecny, ¿e-nuj¹cy kszta³t wynika w³aœnie z tego, ¿e odpowiada na oczekiwania wiêk-szoœci. Postêpuj¹ca demokratyzacja spo³eczeñstwa, dopalana rozwojem interaktywnych mass mediów, dotyka

w najwy¿szym stopniu tak¿e kultury i sztuki. Ca³e to gówno - które a¿ wstydkomentowaæ, bo to zbyt proste - to przecie¿ rezultat autentycznych po-trzeb zwyk³ych ludzi, wybadanych i przekalkulowanych przez sztaby ba-daczy rynku i opinii publicznej. Krót-ko mówi¹c, jeœli zadaniem sztuki mia-³oby byæ partnerskie wspó³istnieniez ¿yciem publicznym, to sztuka jako ca³oœæ zosta³aby zredukowana do rolizwyk³ej popkulturowej rozrywki, a w najlepszym (najgorszym?) wypad-ku - lizusowskiej i s³u¿alczej namiastki sztuki wysokiej, akceptowanej przez polityków, w³adze cywilne i wojsko.Sukces (spo³eczny i artystyczny) „Do-tleniacza” Joanny Rajkowskiej stano-wi ewenement, gdzie zamys³ twórcy spotka³ siê ze spontaniczn¹, przychyl-n¹ reakcj¹ laickiej publicznoœci.

Krytyka, zatem. A mo¿e raczej – ob-serwacja i krytyka. Bycie artyst¹ to wolny zawód, daje nieco odmienny status spo³eczny i ekonomiczny, ni¿ ma wiêkszoœæ spo³eczeñstwa. Artyœcimaj¹ szansê staæ z boku systemu pra-cy od 8 do 16, zale¿noœci szef-pod-w³adny, groŸby zwolnienia i obietni-cy awansu, dwutygodniowych urlo-pów i weekendowych zakupów. Œro-dowisko artystyczne przypomina nie-co rodzaj cyganerii, która dosta³a pra-wo sta³ego pobytu na ³onie zwyk³ego spo³eczeñstwa. Nie zapomnê tych po-ranków, kiedy zdarza³o mi siê wracaæ z imprezy o pi¹tej nad ranem, a w ko-lejce widzia³em stoczniowców jad¹-cych do pracy na szóst¹. Jedyne, co nas ³¹czy³o to to, ¿e i oni i ja byliœmy pijani. Jak zatem odp³aciæ siê temu spo³eczeñstwu za to, ¿e nie przepêdza nas jeszcze z pochodniami i wid³ami niczym niechciane paso¿yty?

Te specyficzne warunki, na jakich funkcjonuj¹ artyœci w rzeczywistoœci spo³eczno-ekonomicznej, daj¹ im nie-zbêdny czas i energiê na spe³nianie wyczerpuj¹cej funkcji obserwatora i krytyka rzeczywistoœci. Gdybym pra-cowa³ w stoczni, z pewnoœci¹ nie mia³bym si³y ani ochoty rozgl¹daæ siê, zastanawiaæ i psuæ sobie humor. Ten niewielki zasób wolnego czasu i si³, jaki by mi pozosta³, z pewnoœci¹ przeznaczy³bym na bycie bezkrytycz-nym konsumentem oferty rynkowej,

Szybka Kolej Miejska – stacja Gdañsk G³ówny Fot. Andrzej C. Leszczyñski