„Nie chcę czegoś takiego w domu” - z Robertem Koniecznym rozmawia Dorota Leśniak - Rychlak,...

3
36 37 Dorota Leśniak-Rychlak: Czy mógłbyś opisać swoją przestrzeń prywatną? Robert Konieczny: Moją, w której mieszkam? dl-r: Tak, o nią mi właśnie chodzi. rk: Moja przestrzeń prywatna, z racji zawirowań w życiu prywatnym, często się zmieniała. Teraz moja najnowsza przestrzeń prywatna to dziesiąte piętro w wielkiej płycie. dl-r: A jak jest w środku? rk: W środku – tak zwany ciągły remont. Bardzo biało, bo lubię. Moja kobieta za bardzo nie lubi, więc zatrzymaliśmy się w pół drogi, bo ona chce kolorowo, a ja chcę biało. Ponieważ nie lubię kompromisów, rzucam hasłem: ok., albo rób po swojemu, albo robimy tak, jak ja chcę, do końca. To jest groźne, przyznaję [śmiech]. Ale z drugiej strony chcę się u siebie czuć w miarę dobrze. Ja naprawdę się w czymś takim dobrze czuję. To nie jest żaden manifest. Lubię białe jasne wnętrza, lubię światło. W tym mieszkaniu nie mam dziury tam, gdzie chciałbym, żeby była. Bo jeżeli zostaję w kuchni, a wszyscy znajomi są oddzielnie i sobie rozma- wiają, czuję się tam wyobcowany, wyalienowany. Brakuje mi tej dziury. A moja narzeczona twierdzi, że dziura już tam jest niepotrzebna... I wiesz, ta przestrzeń.... dl-r: staje się przestrzenią negocjacji? rk: Dokładnie tak. dl-r: A meble? rk: Z pewnością ukryte. Takie, których nie widać. dl-r: W ogóle? rk: Tak. To nie chodzi już nawet o względy czy- sto estetyczne, tylko o funkcjonalność. Popatrz, tu mamy te półeczki w biurze i zobacz, jak to wygląda... Założenie było takie, że tu nic nie będzie odkładane. A jest jeden wielki syf i kurz. Gdyby tu nie przycho- dziła pani Janka, która sprząta, kichalibyśmy na okrągło. Nie chcę czegoś takiego w domu, bo chcę sobie żyć na luzie. dl-r: A gdy odkładasz colę, gazetę, ściągasz wysłużone kapcie... rk: Jeżeli zrobisz takie wnętrze, że nie masz tego gdzie położyć, to zmuszasz się sama do tego... dl-r: Ale po co się zmuszać? rk: Żeby nie było syfu... dl-r: Bo jak gdzieś popuścisz, to on już wejdzie wszędzie? rk: Właśnie tak. W domu mamy na wejściu jeden taki fotel, który wygląda jak wielki barłóg. Bo każdy, kto wchodzi, albo kto tamtędy przechodzi, coś na nim odkłada i potem sprzątanie polega na tym, że opróżniamy ten mebel. Dlatego nie chciałbym takich mebli. Dom musi być bardzo praktyczny, funkcjonal- ny, ale te wnęki... Inaczej – te meble, to muszą być wnęki. Które zamykam i mam fajnie, czysto. dl-r: Ale dlaczego fajnie to znaczy czysto? Czy nie masz takiego wrażenia, że powinno być przytulnie? Słowo „przytulnie” jest w ogóle praktycznie nieużywane przez architektów, a przecież do tego ludzie dążą. rk: Wczoraj właśnie użyłem tego słowa. Po- wiedziałem w jakiejś rozmowie, że moje wnętrza są przytulne, że muszą być przytulne, ale przytulne inaczej. Nie na takiej zasadzie, że małe bibelociki, półeczki, serduszka, dzbaneczki... dl-r: Przecież to też jest życie... ktoś może ze sobą coś takiego nieść... i naturalne jest, że chce to mieć w domu. rk: Ale to musisz lubić. Ja nie jestem w taki sposób sentymentalny. dl-r: Załóżmy, że Twój klient lubi... rk: Jeśli klient lubi, to mu to daję. dl-r: Ale jak? Jak to łączysz z pustą przestrze- nią? Pamiętam takie zdarzenie, jak kiedyś fotografując Wasz Dom z ziemi śląskiej, wyno- siliście ogromną choinkę, żeby było tak ładnie, pusto. Jak Twoje domy, jeżeli w nich bywasz dl-r: Czy Twoja narzeczona też ma kompeten- cje zawodowe, czy też jej udział w urządzaniu domu wynika z tego, że to zazwyczaj kobiety urządzają wnętrza i ona chce mieć wpływ na swoją przestrzeń? rk: Nie, profesjonalnie nie jest przygotowana, ale ma wyczucie i fajne pomysły. Ma też naturalną świeżość, jaką może mieć tylko laik. Ja już jestem mocno ukierunkowany, pewne rzeczy mi się kiedyś bardziej podobały, teraz już mniej, dojrzewam też do czegoś. Jestem już na innym etapie. dl-r: A zatem zakładamy, że mieszkasz w przestrzeni tymczasowej. A Twoja idealna przestrzeń prywatna? rk: To będzie dom. Dom, który – nie wiem, czy moja narzeczona będzie to czytać [śmiech], chyba nie przyniosę „Autoportretu” do domu – urządzę tak naprawdę po swojemu. Oczywiście zostawię takie miejsca, w które będzie można ingerować. dl-r: Jak tam będzie wrażeniowo? Oprócz tego, że będzie biało. rk: Tego jeszcze nie wiem. Na pewno będzie jasno, dom będzie się otwierał na to, co się dzieje na zewnątrz. Te światy się gdzieś będą przenikały. U nas w biurze projektujemy, za każdym razem zaczynając jakby od początku – zanim wpadniemy na pomysł, nigdy nie wiemy, co nam wyjdzie. Toteż uczciwie powiem, że nie mając nawet działki, nie jestem w stanie tego określić.

Transcript of „Nie chcę czegoś takiego w domu” - z Robertem Koniecznym rozmawia Dorota Leśniak - Rychlak,...

36 37

Dorota Leśniak-Rychlak: Czy mógłbyś opisać swoją przestrzeń prywatną?Robert Konieczny: Moją, w której mieszkam?dl-r: Tak, o nią mi właśnie chodzi.rk: Moja przestrzeń prywatna, z racji zawirowań

w życiu prywatnym, często się zmieniała. Teraz moja najnowsza przestrzeń prywatna to dziesiąte piętro w wielkiej płycie.

dl-r: A jak jest w środku?rk: W środku – tak zwany ciągły remont.

Bardzo biało, bo lubię. Moja kobieta za bardzo nie lubi, więc zatrzymaliśmy się w pół drogi, bo ona chce kolorowo, a ja chcę biało. Ponieważ nie lubię kompromisów, rzucam hasłem: ok., albo rób po swojemu, albo robimy tak, jak ja chcę, do końca. To jest groźne, przyznaję [śmiech]. Ale z drugiej strony chcę się u siebie czuć w miarę dobrze. Ja naprawdę się w czymś takim dobrze czuję. To nie jest żaden manifest. Lubię białe jasne wnętrza, lubię światło.

W tym mieszkaniu nie mam dziury tam, gdzie chciałbym, żeby była. Bo jeżeli zostaję w kuchni, a wszyscy znajomi są oddzielnie i sobie rozma-wiają, czuję się tam wyobcowany, wyalienowany. Brakuje mi tej dziury. A moja narzeczona twierdzi, że dziura już tam jest niepotrzebna... I wiesz, ta przestrzeń....

dl-r: staje się przestrzenią negocjacji?rk: Dokładnie tak.

dl-r: A meble?rk: Z pewnością ukryte. Takie, których nie widać.dl-r: W ogóle?rk: Tak. To nie chodzi już nawet o względy czy-

sto estetyczne, tylko o funkcjonalność. Popatrz, tu mamy te półeczki w biurze i zobacz, jak to wygląda... Założenie było takie, że tu nic nie będzie odkładane. A jest jeden wielki syf i kurz. Gdyby tu nie przycho-dziła pani Janka, która sprząta, kichalibyśmy na okrągło. Nie chcę czegoś takiego w domu, bo chcę sobie żyć na luzie.

dl-r: A gdy odkładasz colę, gazetę, ściągasz wysłużone kapcie...rk: Jeżeli zrobisz takie wnętrze, że nie masz tego

gdzie położyć, to zmuszasz się sama do tego... dl-r: Ale po co się zmuszać?rk: Żeby nie było syfu...dl-r: Bo jak gdzieś popuścisz, to on już wejdzie wszędzie?rk: Właśnie tak. W domu mamy na wejściu

jeden taki fotel, który wygląda jak wielki barłóg. Bo każdy, kto wchodzi, albo kto tamtędy przechodzi, coś na nim odkłada i potem sprzątanie polega na tym, że opróżniamy ten mebel. Dlatego nie chciałbym takich mebli. Dom musi być bardzo praktyczny, funkcjonal-ny, ale te wnęki... Inaczej – te meble, to muszą być wnęki. Które zamykam i mam fajnie, czysto.

dl-r: Ale dlaczego fajnie to znaczy czysto? Czy nie masz takiego wrażenia, że powinno być przytulnie? Słowo „przytulnie” jest w ogóle praktycznie nieużywane przez architektów, a przecież do tego ludzie dążą.rk: Wczoraj właśnie użyłem tego słowa. Po-

wiedziałem w jakiejś rozmowie, że moje wnętrza są przytulne, że muszą być przytulne, ale przytulne inaczej. Nie na takiej zasadzie, że małe bibelociki, półeczki, serduszka, dzbaneczki...

dl-r: Przecież to też jest życie... ktoś może ze sobą coś takiego nieść... i naturalne jest, że chce to mieć w domu.rk: Ale to musisz lubić. Ja nie jestem w taki

sposób sentymentalny.dl-r: Załóżmy, że Twój klient lubi...rk: Jeśli klient lubi, to mu to daję.dl-r: Ale jak? Jak to łączysz z pustą przestrze-nią? Pamiętam takie zdarzenie, jak kiedyś fotografując Wasz Dom z ziemi śląskiej, wyno-siliście ogromną choinkę, żeby było tak ładnie, pusto. Jak Twoje domy, jeżeli w nich bywasz

dl-r: Czy Twoja narzeczona też ma kompeten-cje zawodowe, czy też jej udział w urządzaniu domu wynika z tego, że to zazwyczaj kobiety urządzają wnętrza i ona chce mieć wpływ na swoją przestrzeń?rk: Nie, profesjonalnie nie jest przygotowana,

ale ma wyczucie i fajne pomysły. Ma też naturalną świeżość, jaką może mieć tylko laik. Ja już jestem mocno ukierunkowany, pewne rzeczy mi się kiedyś bardziej podobały, teraz już mniej, dojrzewam też do czegoś. Jestem już na innym etapie.

dl-r: A zatem zakładamy, że mieszkasz w przestrzeni tymczasowej. A Twoja idealna przestrzeń prywatna?rk: To będzie dom. Dom, który – nie wiem, czy

moja narzeczona będzie to czytać [śmiech], chyba nie przyniosę „Autoportretu” do domu – urządzę tak naprawdę po swojemu. Oczywiście zostawię takie miejsca, w które będzie można ingerować.

dl-r: Jak tam będzie wrażeniowo? Oprócz tego, że będzie biało.rk: Tego jeszcze nie wiem. Na pewno będzie

jasno, dom będzie się otwierał na to, co się dzieje na zewnątrz. Te światy się gdzieś będą przenikały. U nas w biurze projektujemy, za każdym razem zaczynając jakby od początku – zanim wpadniemy na pomysł, nigdy nie wiemy, co nam wyjdzie. Toteż uczciwie powiem, że nie mając nawet działki, nie jestem w stanie tego określić.

38 39

– a zakładam, że bywasz, bo nie wszyscy inwestorzy mają Cię dość – jak one asymilują codzienność? To jest dla mnie bardzo ważne pytanie. Są przecież sceną dla normalnego życia – jak to życie tam wygląda? Czy nie ma estetycznego zderzenia?rk: Myślałem o tym. Kiedyś, na samym po-

czątku, mieliśmy inne podejście. A teraz też już jest inne, bo do pewnych rzeczy musiałem auten-tycznie dojrzeć i zrozumieć. W Domu trójkątnym, pierwszym naszym budynku, dochodziło do tego, że nawet sztućce próbowaliśmy dobierać naszym klientom, żeby jak je już wyjmą z szuflady, całość była perfekcyjna. To już było bardzo chore. Z drugiej strony, oni się na to godzili, a nawet tego oczekiwali. Nie mieli świadomości pewnych rzeczy i cieszyli się, że im pomagamy. Ale nie wszyscy się na to godzą, bo chcesz mieć w domu jakąś prywatność... i czasami było bardzo niefajnie, dochodziło do spięć, awaryjnych sytuacji. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że tak nie można. Pomógł mi w tym Dom otwarty, z szufladami. Pomysł sprawił, że udało się stworzyć dwa rodzaje przestrzeni: prywatną, w której klienci robią, co chcą, i tę ogólnie dostępną, czystą, bardzo nowoczesną, którą realizują pod moje dyktando. To się bardzo dobrze sprawdziło i na etapie realizacji, i potem w życiu, bo oni już tam mieszkają, chociaż dom nie jest jeszcze skończony. Po tym doświadczeniu odczułem sporą ulgę, a przy okazji zwietrzyłem coś...

dl-r: ...szansę?rk: Szansę, ale i wygodę, bo jednak ta szar-

paczka z klientami była morderczą sprawą. Gdzieś się spalałeś, wykańczałeś na jakiś pierdołach, które nie miały tak naprawdę żadnego znaczenia. A tu pojawił się pomysł, który jest sposobem na klienta. I na siebie, w sumie. Tak projektujesz, że on jest za-dowolony i ty jesteś zadowolony. Te perspektywy się w jakiś sposób dopełniają i nawet fajnie kontrastują. W kolejnym projekcie, w Domu bezpiecznym, klient robi już, co chce. Oczywiście dotyczy to wnętrza, bo skorupa zewnętrzna jest nasza i stanowi sens tego budynku.

dl-r: A co we wnętrzu?rk: Wnętrze tak naprawdę zaprojektował

sobie właściciel, a ja mu je tylko dopracowałem i poprawiłem, likwidując błędy funkcjonalne. Ma być utrzymane w biało-szarych barwach, dobrze kontrastujących z brązem skorupy. Właściciel robi,

co chce, jak chce i ja się z tym już pogodziłem. Nawet nie jeżdżę na budowę. Zależy mi tylko na tym, żeby ta skorupa była dobrze zrobiona. Jest to eksperyment, dla mnie wygodny. Oczywiście kłamałbym, gdybym powiedział, że nie marzy mi się, żeby wnętrze było takie, jak ja chcę. Każdy architekt o tym myśli, każdy architekt o tym marzy... Udało się to w Domu aatrialnym, ale tylko dlatego, że mieliśmy klienta, który wręcz nie lubi ciepłych rzeczy, który lubi chłodne wnętrza, jest perfekcjo-nistą, pedantem. Wszystko sprząta. Ludzie mówią, że tam jest jak w muzeum, a ja odpowiadam: ten dom wygląda jak muzeum, bo on się dobrze w tym czuje. Kiedy wszedłem do jego poprzedniego domu, kiedy zaczynaliśmy projektowanie, to nawet mi tam było za zimno. Wszystko było białe i takie lodowate, żadnego drewna, płytki na ziemi. Czułem się tam nie najlepiej.

dl-r: A w Domu aatrialnym na posadzce jest beton?rk: Tak, jest beton w połączeniu z granitem. dl-r: Raz mówisz, że biały jest przyjemny i przy-tulny, a przed sekundą powiedziałeś, że u tego klienta było biało, więc lodowato i nieprzyjem-nie. Na czym polega to przejście?rk: To jest kwestia niuansów. Bo jeżeli masz

na ziemi płytki, które są zimne zarówno optycznie, jak i fizycznie, to poczucie zimna towarzyszy Ci ciągle. Ale kiedy masz białe wnętrze z wstawkami drewnianymi (a ja lubię drewno), kiedy masz fajną panoramę na ogród, który Cię otacza, na lasek – to rewelacyjna sprawa. Wtedy bardziej myślisz o tym, co jest na zewnątrz, niż o tym, co jest w środku. Wnętrze Cię odsyła do czegoś innego.

dl-r: Chcę Cię jeszcze zapytać o biel. Niektórzy architekci projektują tak jakby kolorów w ogóle nie było. Ubierają się na czarno – no, nie wszy-scy. Czy to nie jest tak, że to jest jakiś rodzaj ucieczki przed kolorem? Przed kolorem się tro-chę ucieka, bo jest to taki instrument, na którym trzeba umieć grać. Może to jest bezpieczniejsze – robić wszystko na biało?rk: Pewnie też.W moim wypadku jednak jest

tak, że biel bardzo lubiłem od zawsze, jak sięgam pamięcią. Kiedy w ogólniaku chciałem sobie zrobić pokój, to on mi się zawsze marzył biały. Lubię ten kolor.

dl-r: Czy eksperymentowałeś z różnymi barwami?

wszy

stkie

fot. w

artyk

ule: ©

kwk p

rome

s

40 41

Dom ślimak

Dom na działce, której mankamentem jest dojazd od strony południowo-zachodniej.

Aby zlikwidować kolizję między dojazdem a ogrodem, droga została zagłębiona

w ziemi. Część wejściowa znalazła się dwa i pół metra pod poziomem ogrodu,

dlatego cały dom został ułożony na wznoszącej się pochylni. Jego zawinięty kształt

umożliwia płynne przemieszczenie się od wejścia znajdującego się od strony

północnej do części dziennej, otwartej na południe, znajdującej się na poziomie

ogrodu. Dalej pochylnia prowadzi do oderwanej od ziemi części nocnej. Podłoga

domu staje się więc przedłużeniem drogi dojazdowej, a zielony dach naturalną

kontynuacją ogrodu.

rk: Dzieje się... z różnym efektem. O gustach się nie dyskutuje, ale są ludzie, którzy gustu po prostu nie mają i nic na to nie poradzisz. Teraz skupiam się na tym, żeby zrobić jakąś sensowną otoczkę, ramę dla tego wszystkiego, co się nazywa życiem.

dl-r: Czyli bardziej demokratycznie?rk: Tak.dl-r: Ale w Domu aatrialnym, który jest przecież świeżą realizacją, nie jest demokratycznie...rk: Ależ właśnie jest. To klient doprowadził do

tego, że pojawiły się wstawki czerni w tym minimali-stycznym budynku. Początkowo założenie było takie, że będzie tylko beton i szkło. Właściciele oczekiwali jednak chłodu, a nie nudy, więc pojawiły się zmiany.

dl-r: Ich było dwoje? I ona też taka?rk: Ona też taka, on ją bardziej temperował,

chociaż tak naprawdę, kto tam podejmował decyzje, to nie wiem – ciężko powiedzieć. Chyba jednak ona. Tak jak kobieta: drąży, drąży, aż wydrąży... Mebli tam nie wybierałem.

dl-r: Popatrz, gdyby oni sobie tam wstawili wy-poczynek [komplet mebli wypoczynkowych – przyp. red.], jakiś klasyczny wypoczynek, to czy Ty byś miał szansę na Dom Roku?

rk: Myślę, że tak. Mimo wszystko. Bo Dom Roku, jak podkreślają ci, którzy wręczali tę nagrodę, nie jest przyznawany za realizację neomodernistyczną. To już przeszłość. To nagroda za znalezienie nowego typu budynku będącego odwrotnością domu atrialnego, znanego od czasów rzymskich. Dom atrialny zamyka się z zewnątrz, a otwiera się do środka. W Domu aatrialnym jest odwrotnie. Specjalnie posłużyłem się klasyczną już formą budynku, by nie odwracała uwagi od tego, co naprawdę ważne.

dl-r: Przecież nowoczesność, wyraz moder-nistyczny, to już jest kostium, jakiś rodzaj historyzmu.rk: Oczywiście. Często mówię, że zrealizowaliśmy

dwa czy trzy obiekty, które przypominają modernizm, a już wszyscy automatycznie utożsamiają nas z tym nurtem. Tymczasem w Domu ślimaku zastosowaliśmy to samo myślenie, a on w ogóle nie jest modernistycz-ny, jest tylko logiczny, wynikowy. My jesteśmy koncep-tualistami, to pomysł przynosi nam rozwiązanie.

Jeszcze raz wrócę do Domu aatrialnego, który jest taki, a nie inny, z dwóch powodów. Po pierwsze, znajduje się w miejscu, gdzie dominują kostki z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Nawiązujemy zatem do architektury otoczenia poprzez transforma-cję kostki. A drugi powód: dla mnie w tym projekcie najważniejszy jest nowatorski podjazd, dlatego chciałem, by dom nie odciągał uwagi od tego, co się

rk: Bawiliśmy się kolorami przy kilku projek-tach, które nie zostały zrealizowane. Przy czym doszedłem do tego, że lubię taki kolor, który wy-nika z natury materiału. Można zrobić coś bardzo mocnego dlatego, że dany materiał taki jest. Wtedy przestajesz kombinować i wyczuwać. Faktycznie mam duże wyczucie koloru, jednak staram się z niego nie korzystać. Wybrałem taką drogę, gdzie to projektowanie na wyczucie jest zminimalizowane – choć oczywiście zawsze ma swój udział. Jest zmarginalizowane po to, żeby projekty były logiczne, wytłumaczalne, żeby w pewnym sensie broniły się przed upływem czasu.

dl-r: Właśnie – jak się Twoje domy/realizacje starzeją? Bo to też w jakiś sposób bywa, albo przynajmniej powinno być, zaplanowane.rk: Niektóre lepiej, niektóre gorzej. Z tego też

trzeba wyciągać wnioski. Na początku byłem zafa-scynowany samą budową – dlatego moment, kiedy coś już powstawało, uważałem za zakończenie. Nie myślałem, co będzie dalej.

dl-r: To jest też etap, który najczęściej chwyta fotografia.rk: Tak. Masz zdjęcie i obiekt już dla Ciebie nie

istnieje. To był błędny sposób myślenia, chociaż także znak czasu, bo tak funkcjonuje większość młodych ar-chitektów. Nie myśli się o starości, i w podobny sposób nie myśli się też o starzeniu się budynków. Teraz już inaczej na to patrzę i szukam takich rozwiązań, które dadzą za chwilę tę patynę na budynku, spowodują, że zacznie się on ładnie starzeć. Lubię drewno, ale z zastosowaniem sklejki, która mi się zawsze podo-bała, jest problem, bo sklejka się źle starzeje, zaczyna się paczyć. Deski możesz wymienić, a tu masz jedną wielką płaszczyznę, której warstwa wierzchnia zaczyna bardzo pracować i całość przestaje dobrze wyglądać. To już nie jest kwestia ładnego czy brzyd-kiego starzenia się materiału, to jest dramat.

dl-r: Chciałam jeszcze wrócić do kwestii kontroli. Loos pisał, że jak ktoś sobie buduje dom, powinien wnętrze urządzać sam i nie wpuszczać tam architekta, Ewentualnie po-magał swoim klientom wybrać dywany czy krzesła. Jak Ty to widzisz? O Twoich domach można przecież powiedzieć, że są nowoczesne; przymiotnik nowoczesny sam się ciśnie na usta. Jak byś widział na przykład starą szafę w Twojej przestrzeni czy w tych przestrzeniach, które projektujesz dla innych?rk: Teraz już widzę.dl-r: Ale tak się dzieje, czy tylko dopuszczasz taką możliwość?

dzieje pod spodem. Stąd jest on bardzo klasyczny w wyrazie; prosty, betonowy, ale nic nowego. Nie powiem, kusiło nas, żeby zrobić jakąś geometrycznie bardziej zawiłą bryłę – tylko po co? Osłabiłaby ona oddziaływanie tego, co jest na dole. Zrezygnowali-śmy, i to się sprawdziło.

dl-r: W każdym z tych przypadków, o których rozmawiamy, mówisz o idei, która wynika z działki. Ale gdzie jest człowiek kupujący działkę? Czy on jakoś na projekt wpływa? Bo przecież to on będzie na tej działce – w swojej przestrzeni prywatnej – przebywał cały czas. Czy on jest obecny w fazie samej koncepcji, czy jesteś tylko Ty i miejsce?rk: My ją tworzymy od razu dla niego, żeby mu

się wygodnie żyło. Bo przecież jest dużo projektów, w których wjeżdżasz na działkę od południa, i jest tam droga dojazdowa. To był ukłon w jego stronę – bardzo pragmatyczne podejście do tematu, żeby nie było ko-lizji, żeby właściciel się w tym ogrodzie czuł zupełnie na luzie, żeby mu tam żadne auta nie jeździły, żeby listonosz mu nie wchodził przez taras do domu. I teraz to naprawdę działa, oboje są zadowoleni.

Na początku oni nawet z nami nie podpisali umo-wy (teraz już tak nie robimy [śmiech]). Pokażcie nam jakiś pomysł – powiedzieli. Narysowaliśmy drogę, która się zagłębia. To było absolutnie szyte dla klienta.

dl-r: Czy oglądacie wnętrza mieszkań Waszych klientów, zanim zaczniecie projektować dla nich dom, spotykacie się tylko w biurze czy też u inwestora w mieszkaniu, w prywatnej przestrzeni?rk: Jeżeli u klienta, to na zasadzie przypadku.

Byliśmy w domu inwestorów Domu aatrialnego, ale już na późniejszym etapie. Najpierw oni do nas przyjeżdżali.

Dla mnie, a to są doświadczenia wyciągnięte na przestrzeni lat, najważniejsza w architekturze jest dobrze wygrana przestrzeń. Jeżeli chodzi o materiał, to już nie jest takie ważne. Niektórzy się strasznie spinają, wyczuwając materiały. To jest istotne, ale dla mnie na drugim miejscu. Gdy wygenerujesz jakąś przestrzeń, to kwestia, czy ona będzie wykończona tradycyjnie, czy nowocześnie, nie ma już takiego znaczenia; sama przestrzeń jako taka ma już być ciekawa. To mnie w projektowaniu najbardziej pociąga i cieszę się, że zaczął się teraz w architekturze taki okres, w którym bardziej szanuje się człowieka.

dl-r: Sądzisz, że to jest już tendencja?rk: Myślę, że to jest trend, który się kiedyś skoń-

czy. Ten mi o tyle pasuje, że mogę się skupić na tym, co jest naprawdę ważne w architekturze.