Nasze rozstania

26
Nasze rozstania Nasze rozstania

description

David Foenkinos: Nasze rozstania Przeznaczenie i miłość lubią czasem płatać figle, zwłaszcza tym, którzy nie mogą bez siebie żyć Fritz i Alice nie mogą bez siebie żyć. Z sobą tym bardziej. Schodzą się i rozchodzą i choć przeciwieństwa się przyciągają, to brak podobieństw wszystko komplikuje. W zasadzie nie powinni mieć z sobą nic wspólnego, nie powinni się nawet spotkać. On jest synem niepoprawnych hipisów, ona córką wielbicieli trzydaniowych obiadów. Kiedy od wspólnego szczęścia dzielą ich już tylko słowa małżeńskiej przysięgi, wszystko nagle rozsypuje się jak domek z kart. Fritz chciałby naprawić swój błąd, ale na to jest już za późno. Wsiada do pierwszego lepszego pociągu i rozpoczyna podróż, która całkowicie zmienia jego życie. Zostaje obwoźnym sprzedawcą krawatów, poznaje kobietę, żeni się, płodzi syna i zanim zasadzi drzewo, znów spotyka Alice. Wszystko zaczyna się od początku.

Transcript of Nasze rozstania

Page 1: Nasze rozstania

David Foenkinos urodził się w 1974 roku w Paryżu. Nauczyciel gry na gitarze, który został pisarzem, bo nie skompletował zespołu muzycznego. Do szesnastego roku życia nie przeczytał podobno żadnej książki, jednak jego erudycja literacka świadczy o czym innym. W 2002 wydał swoją pierwszą powieść, teraz ma ich na koncie już jedenaście, większość z  nich to bestsellery. Laureat wielu prestiżowych nagród, zakochany w  Polsce i  Polakach. Tworzy scenariusze fi lmowe, ostatnio sam wyreżyserował Delikatność, która stała się hitem we Francji i  została wysoko oceniona w kręgach fi lmowych.

Fritz i Alice nie mogą bez siebie żyć. Ze sobą tym bardziej. Schodzą się i rozcho-dzą. Choć różnice się przyciągają, brak podobieństw wszystko komplikuje. W za-sadzie nie powinni mieć ze sobą nic wspólnego, nie powinni się nawet spotkać.

David Foenkinos z czułością i ironią miesza namiętność i wyrachowanie, po-wagę i groteskę, szczerość i oszustwo. Z tych składników powstaje jedyna w swoim rodzaju słodko-gorzka opowieść o miłości.

Angielskie poczucie humoru i czeska ironia podane z francuską zmysłowością. Bardzo trudno napisać o relacjach damsko-męskich coś oryginalnego. Foenkinosowi bez wątpienia się udało. Ewa Bukowska

Ta książka jest jak francuska kuchnia – wszystko jest smaczne i świetnie podane. Z niecierpliwością czekam na deser, czyli następną książkę Davida Foenkinosa.

Marek Bukowski

Można kogoś bardzo kochać, ale nie móc z nim być. Można się rozstawać, ale dalej bezgranicznie kochać. Nasze rozstania to opowieść, w której nie ma ani jednego przypadkowego zdania i żadnego fałszywego dźwięku. Gorąco polecam!

Marzena Rogalska

To niezwykła książka o miłości, delikatności uczuć, umiejętności kochania. Powieść nie tylko dla kobiet, ale dla każdego, kto po-szukuje idealnej miłości. Kamilla Baar

Kolejna powieść Davida Foenkinosa, Potencjał erotyczny mojej żony, ukaże się w Znaku w sierpniu 2013 roku.

Cena detal . 29,90 z ł

Piękna historia przypadkowego pocałunku.

Milion sprzedanych egzemplarzy we Francji.

W Znaku ukazała się także:

Nasze rozstania

FOEN

KINO

SN

asze rozstania

Miłość i inne rozstania

David Foenkinos to Haruki Murakami i Woody Allen w jednej osobie.

Page 2: Nasze rozstania

Nasze rozstania

Page 3: Nasze rozstania

FOENKINOSFOENKINOSDavidDavid

Nasze rozstaniaNasze rozstania

Wydawnictwo Znak • Kraków 2013

Przek ładAgnieszka Rasińska-Bóbr

Page 4: Nasze rozstania

Nasze rozstania

Page 5: Nasze rozstania

• Część pierwsza •

Page 6: Nasze rozstania
Page 7: Nasze rozstania

9

• 1 •

Mam wrażenie, że śmierć bez przerwy śledzi mnie swoim spojrzeniem. Każdy mój gest jest analizowany przez siłę wyższą, która decydu-je o mojej przyszłości jako rozkładających się zwłok. Tak jest od najmłodszych lat. Żyję, nie-ustannie myśląc o tym, że pewnego dnia przesta-nę żyć. Wyzwala to wiele pozytywnych doznań, chociażby daje smakować każdą przeżywaną chwilę: jestem w  stanie odnaleźć coś sympa-tycznego nawet w najbardziej beznadziejnych momentach. Na przykład jadąc metrem w ści-sku, zlany potem, mogę całkiem śmiało pomy-śleć sobie: „Mimo wszystko co za szczęście, że żyję”. Podobnie jest ze związkami uczuciowymi.

Page 8: Nasze rozstania

10

Patrzę, jak kocham, czując się w obowiązku nie zmarnować bicia serca. Kiedy budzę się obok ko-biety, wpatruję się w jej ucho, staram się utrwa-lić w pamięci jego niepowtarzalność. Wiem, że pewnego dnia będę nieruchomo leżał w obliczu śmierci i pozostaną mi jedynie wspomnienia mi-nionej zmysłowości.

• 2 •

Na świecie żyją trzy miliardy kobiet. A  zatem mam prawo zadać sobie pytanie: dlaczego właś-nie Alice? Zwłaszcza wtedy, gdy się kłócimy. Dla-czego właśnie ona pośród tych wszystkich Chi-nek i Rosjanek? Dlaczego to ona jest w moim życiu, dlaczego to ona mnie podnieca i dopro-wadza do rozpaczy? Myślę sobie, że niewątpli-wie istnieje Australijka, z którą byłbym bardzo szczęśliwy. Z pewnością zdarzają się łagodne i kochające Australijki (ideałem byłaby Austra-lijka urodzona w Szwajcarii). Ale miałoby to negatywne strony: trzeba by spędzić cały dzień w samolocie, żeby odwiedzić rodzinę żony, co

Page 9: Nasze rozstania

11

za horror! Nienawidzę samolotów; ostatecznie mógłbym je znieść, gdyby w niebie położono szyny. W sumie sądzę, że jestem szczęśliwy.

– Alice, mogłem trafić na dziewczynę znacz-nie gorszą od ciebie.

– Męczysz mnie, Fritz*. Naprawdę mnie mę-czysz.

– No to dobranoc.Pamiętam tę rozmowę. Pamiętam także, że

położyłem się obok Alice. W ciszy tej nocy wy-dawaliśmy się tacy szczęśliwi. Mieliśmy wtedy zaledwie po dwadzieścia parę lat. Próbowałem jednocześnie uprawiać sport, żeby mieć pięk-ny tors, i przeczytać dzieła wszystkie Schopen-hauera, żeby wyrobić sobie jasny pogląd na to, czym jest gorycz. Kilka osób nie całkiem bezin-teresownie przyznało, że ta mieszanka daje mi

* Tak, wiem, dziwnie nazywać się Fritz. Zwłaszcza gdy nie jest się Niemcem. Mój ojciec był wielbicielem powie-ści Mars Fritza Zorna. W związku z tym pozostaje mi tylko cieszyć się, że noszę imię zmarłego na raka w wie-ku trzydziestu dwóch lat autora, który mówił: „Uważam, że każdy, kto przez całe życie był grzeczny i miły, nie za-sługuje na nic innego niż rak”.

Page 10: Nasze rozstania

12

pewną elegancję. Mogłem wręcz liczyć, że zosta-nę nowoczesnym bohaterem. Jedyną przeszko-dę na drodze do potencjalnego bohaterstwa sta-nowiła bezsenność. Nie można ocalić ludzkości bez ośmiu godzin snu na dobę. Żaden bohater nie ma problemów ze snem, nawet jeżeli śpi z ot-wartymi oczami. Jest panem nocy, podczas gdy ja liczę wszystkie barany na świecie; żaden ni-gdy nie przeskoczył mi nad głową. Wypadałoby, żeby któremuś skok się nie udał. Człowiek, na którego spada wełnista masa, z całą pewnością zasypia. Z biegiem lat nauczyłem się cierpliwo-ści. W nocy wstaję i całymi godzinami czytam. Często słowa dają mi schronienie aż do świtu, a litery zlewają się z marzeniami na granicy snu.

Alice zawsze ubierała się za szybko. Błagałem, żeby dała mi chwilę, abym mógł spojrzeć na jej majtki.

– Ale ja się spóźnię! – krzyczała.Powinno się zabronić kobietom krzyczeć.

Zwłaszcza rano, gdy walczę jeszcze z sobą w na-dziei na erotyczny sen. Rozważałem nawet prze-stawienie budzika na wcześniejszą godzinę. Nie miałem nic przeciwko skróceniu snu o  parę

Page 11: Nasze rozstania

13

minut, by móc przez ten czas podziwiać uda mojej narzeczonej. Zostawiała mnie w łóżku sa-mego i byłem szczęśliwy, znajdując czasem kilka włosów na dowód jej krótkiego w nim pobytu. Kiedyś powiedziałem coś na temat pozostawia-nych przez nią śladów. Odpowiedziała:

– W takim razie byłabym bardzo złą kochanką.Takie właśnie odpowiedzi przyprawiają mnie,

choć nie wiem dlaczego, o mocniejsze bicie serca. Zgodnie z logiką miłosną widzimy w tej drugiej osobie Alberta Einsteina. Alice wypowiadała zdania, które uznawałem za wspaniałe, podczas gdy dla innych mężczyzn byłyby pozbawione wartości:

– Zimno mi, ale wolę spać nago. – Moglibyśmy może któregoś dnia pójść

do kina. – Zawsze w lodówce powinieneś mieć żółty ser. – Przypomina mi to sen, który mi się śnił, ale

już go nie pamiętam. – Powinnam mimo wszystko pójść w którąś

niedzielę na mszę. – Żałuję, że to zrobiłam. Czy jeszcze mnie

kochasz?

Page 12: Nasze rozstania

14

– Woody Allen kręci też filmy, które nie są śmieszne.

I tak dalej. Jeżeli te zdania nie robią na was żadnego wrażenia, to dlatego, że nie jesteście za-kochani w Alice.

Wychodziła, a wtedy ja z kolei się ubierałem. Gdy zamykała za sobą drzwi, był to znak, że dzień może się otworzyć. Byłem wtedy studen-tem, do tego stopnia wahałem się nad wybo-rem kierunku studiów, że chodziłem na zaję-cia z  tak różnych dziedzin jak historia sztuki i fizyka molekularna. Chciałem poznać wszyst-kich możliwych Robertów: Musila, Schuman-na, Bressona czy Zimmermanna. Wmawiałem bliskim, że moje pozorne błąkanie się jest owo-cem wyrafinowanej strategii zawodowej. Strate-gii, którą ujawnię we właściwym czasie. To była jedna z metod, które stosowałem w życiu: za-wsze uspokajać innych, wmawiając im, że moje działania mają racjonalne podstawy. Ale czy to moja wina, że wszystko mnie interesowało? Dla-czego zawsze trzeba dokonywać wyboru? Życie było ciągiem ograniczeń. Trzeba być wiernym,

Page 13: Nasze rozstania

15

trzeba być za lewicą, trzeba jeść obiad o trzyna-stej. A ja chciałem mieć kochankę, która głosu-je na prawicę, i zabierać ją na obiad o piętnastej.

Może to właśnie pociągało mnie w Alice. Od pierwszego spojrzenia poczułem, że nasza relacja wykroczy poza utarte szlaki. A właściwie nie. To nie było moje pierwsze odczucie. Na początku był pewien gest. Przypomniało mi to Nieśmiertelność Milana Kundery, książkę, której bohaterka rodzi się z gestu. Alice mogłaby pojawić się w powieści wielkiego czeskiego pisarza, ale wybrała moje ży-cie. W sobotni wieczór zaproszono nas na imprezę. Okoliczności nie miały w sobie nic niezwykłego, a często właśnie to jest najlepszym sposobem, aby coś niezwykłego nas spotkało. Znaleźliśmy się tam przypadkiem, idąc za przyjaciółmi przyjaciół, i ten piękny łańcuch przyjaźni pozwolił nam odnaleźć miłość. Mam tu na myśli prawdziwą miłość, tę, która przenosi nas do kategorii istot śmiesznych.

Było chyba po trzeciej w nocy. Mimo że dokład-nie pamiętam szczegóły naszego spotkania, przy-znaję, że nie potrafię precyzyjnie określić czasu.

Page 14: Nasze rozstania

16

Nadchodzi chwila, w której godziny się już nie li-czą. Tłoczyliśmy się w kuchni w poszukiwaniu al-koholu. W takich przypadkach zawsze znajdzie się komik, który stara się dominować nad resztą towa-rzystwa, i czasem wystarczy, by mówił nieco głoś-niej niż inni. Niezależnie od tego, gdzie jesteśmy, zawsze toczy się walka o miejsce w hierarchii. Tam-tego komika otoczyła rozweselona grupka utwier-dzająca go w mniemaniu, że jest niesłychanie za-bawny. Poznaliśmy się z Alice w tym roześmianym kręgu. Staliśmy naprzeciwko siebie. Śmiech uno-sił się nad naszymi głowami, zniekształcony przez mglistą atmosferę. Słychać było chi, chi, chi i cha, cha, cha. Twarz Alice była bardzo blisko mojej, gdy wykonała ten niesamowity gest. Wolno pod-niosła dłoń, pogłaskała się po nosie, a potem po le-wym uchu. Chyłkiem, jakby kradła własną twarz. Trudno dokładnie opisać, co zrobiła z palcami, ale połączenie tych dwóch pieszczot stanowiło gest, który uderzył mnie z wielką siłą. I zaraz potem zobaczyłem, że na mnie patrzy. Wydawała się nie-mal zmieszana i posłała mi uśmiech. Ten uśmiech nie był przeznaczony dla roześmianego kręgu. Był przeznaczony dla mnie. Ponieważ natychmiast

Page 15: Nasze rozstania

17

odpowiedziałem jej uśmiechem, utworzyliśmy krąg, do którego należeliśmy tylko we dwoje. Nasz uśmiechnięty krąg był niezależnym podzbiorem roześmianego kręgu, prywatnym odstępstwem.

Gdy komik opadł z  sił, publiczność się roz-pierzchła. Po takiej ilości śmiechu wydawało się to niemal smutne. Wreszcie byliśmy sami.

– Bardzo mi się podobał twój gest przed chwilą – powiedziałem.

– Tak? Jaki gest? – spytała nieco rozczaro-wującym, trochę ochrypłym głosem, ale pew-nie było to spowodowane tytoniem i alkoholem.

– Kiedy bardzo szybko dotknęłaś nosa, a po-tem ucha. Musnęłaś dwie części twarzy, wyglą-dało to na jakiś tajny kod.

– Upiłeś się? – Nie, jestem trzeźwy. Trzeba być trzeźwym,

żeby uchwycić taki gest. – Nie pamiętam go. – Czekaj, pokażę ci.To była okazja, żeby wziąć ją za rękę. Łatwo

dała się prowadzić. Jej palce znowu musnęły twarz. Natychmiast zrozumiałem, że będzie to

Page 16: Nasze rozstania

18

zaledwie wulgarny pastisz. W tym geście całe ulotne piękno kryło się w czubkach palców. Ni-gdy nie da się go powtórzyć. Później Alice tyle razy na próżno usiłowała odtworzyć tę jedyną chwilę. Zapewne po to, żeby sprawić mi przy-jemność. Ale także, aby odnaleźć błysk tego ma-gicznego momentu. Bo wiedziała, że podbiła mnie właśnie tym gestem. A ja wiedziałem, że podbiłem ją swoim uwielbieniem dla tego gestu.

– Jak ma na imię autorka tego gestu? – spy-tałem.

– Alice. – Alice… Alice to niezłe imię. Krótkie, ale

niezłe. – Uważasz, że jest zbyt krótkie? – Nie, w porządku. Najważniejsze, żeby nie

mieć krótkich włosów. – Zawsze taki jesteś? – Będziesz miała masę czasu, żeby się prze-

konać, jaki jestem. – A jak ty masz na imię? – …Nie wiem dlaczego, ale potrzebowałem dłuż-

szej chwili na odpowiedź. W tym momencie nie

Page 17: Nasze rozstania

19

chciałem mieć na imię Fritz. Myślę, że nie mia-łem ochoty zamykać się w literach, nie chciałem określać niczego, co przeżywaliśmy, chciałem dać nam jeszcze możliwość pozostania niezna-jomymi. Potem nigdy nie będziemy już mogli się cofnąć do tego momentu, gdy się jeszcze nie znaliśmy. To była ostatnia chwila naszej anoni-mowej relacji i raz, i dwa, i trzy:

– Mam na imię Fritz.W żaden sposób nie skomentowała mojego

imienia. Choćby z tego względu nie było wyklu-czone, że pewnego dnia ją poślubię* albo jeszcze lepiej: że kupimy razem psa.

• 3 •

Alice jest młodą dziewczyną z dobrej rodziny. Lepiej przyznam się bez bicia: to bezsprzecz-nie mnie podnieca. Fizycznie posiada wszyst-kie charakterystyczne cechy potulnej córeczki.

* Oczywiście nie wiedziałem wtedy jeszcze, jak bardzo dramatyczna będzie nasza historia.

Page 18: Nasze rozstania

20

Gładkie włosy, nieraz z opaską, i  taki grzecz-ny sposób mówienia „tak”. Uwielbiałem te do-bre maniery, w  jej sposobie życia odnajdywa-łem tyle rzeczy, których mi brakowało. Trzeba powiedzieć, że byłem wychowywany (to zbyt mocne słowo) przez rodziców przejętych idea-mi sześćdziesiątego ósmego roku. Nie możecie sobie nawet wyobrazić, jaką traumą są dla dzie-cka wakacje w Indiach. To tylko szczegół, o któ-rym wspominam mimochodem. Teraz rzadko się z nimi widuję: żyją na szczycie góry gdzieś w cieniu wąsów José Bovégo. Albo podróżują na drugi koniec świata biedy. Uczestniczą we wszystkich manifestacjach alterglobalistów. Cza-sem myślałem, że jestem dla nich mniej waż-ny niż ziarnko brazylijskiego ryżu sprzedawane zgodnie z  zasadami zrównoważonego handlu. Z mojego punktu widzenia bilans nie był zrów-noważony, ale udało mi się jakoś zbudować własną osobowość, czerpiąc z ich wartości, nie skupiając się zbyt mocno na ich brakach. Nie mogę powiedzieć, żeby brakowało mi miłości; po prostu musiałem się nią dzielić ze wszyst-kimi potrzebującymi na tej ziemi. W  sercu

Page 19: Nasze rozstania

21

moich rodziców było nas wielu i  zawsze towa-rzyszyło mi to uczucie: nie oschłości, ale pew-nej ciasnoty.

Klasyczny stereotyp: syn hippisów z córką miesz-czuchów. Nic na to nie poradzę, wszyscy jeste-śmy stereotypami. Przeważnie wychowanie to tylko codzienny trening skłaniający nas do tego, żeby nie upodabniać się do rodziców. O ile Ali-ce zachowała wiele z ich zasad, o tyle nigdy do końca nie dopasowała się do ich świata. Szanuje go, nigdy nie próbuje naruszyć najmniejszej re-guły. Odwiedza ich co niedziela, to równie nie-zmienny rytuał jak dzień wolny od pracy. Ale żyje jak osoba wolna i z dużą skutecznością sta-ra się, by nie przytłoczyły jej rodzinne nakazy. Innymi słowy jest gotowa zapalić skręta, słuchać alternatywnego rocka, czytać markiza de Sade, a przede wszystkim mnie kochać. Tak, myślę, że kochanie mnie ma w sobie coś z nieświado-mego buntu. Doskonale wiem, że nie mam za-datków na idealnego zięcia. Marzyłem jednak o tym, żeby poznać jej rodziców. Mimo że wie-działem, iż są sztywni, w moim przekonaniu byli

Page 20: Nasze rozstania

22

wzorem stabilności. A tak bardzo brakowało mi codziennego życia w naoliwionych trybach za-sad. Gdy Alice wychodziła w każdą niedzielę, żeby się z nimi spotkać, pytałem:

– Kiedy mi ich przedstawisz? – Niedługo. – Tak jakbyś się wstydziła. Powiedziałaś im

przynajmniej o mnie? – Tak… właściwie poniekąd… – To znaczy? – No więc kiedyś opowiadałam im o tobie…

wspomniałam o twoich rozlicznych studiach… – I co? – Widziałam po oczach ojca, że wcale go to

nie bawi. Więc wolałam powiedzieć, że jesteś moim kolegą. Dobrym kolegą.

– Dobrym kolegą? – Fritz! Chyba możesz to zrozumieć! – O  ile dobrze zrozumiałem, żeby poznać

twoich rodziców, trzeba skończyć ENA*.

* École nationale d’administration – Państwowa Szko-ła Administracji, jedna z najbardziej prestiżowych szkół wyższych we Francji (przyp. tłum.).

Page 21: Nasze rozstania

23

– Ależ nie… ale… lepiej poczekać… aż do-staniesz prawdziwą pracę.

Byłem zbulwersowany, widząc, jak bardzo się mnie wstydzi. Oczywiście w moim zdener-wowaniu było nieco złej woli, bo rozumiałem jej podejście. Ale przecież mogła dać mi szansę. Byłem rzecz jasna roztrzepanym, ale poważnym chłopcem. Alice mogła podkreślić ten aspekt w rozmowie z ojcem, ale wolała ograniczyć się do moich studiów. A więc, żeby ich poznać, mu-siałem znaleźć pracę. Na szczęście niedługo znaj-dę posadę znakomicie odpowiadającą mojej sze-rokiej wiedzy. Będę zarabiał pensję i dostawał bony na obiady, i zacznę żyć w świecie dorosłych.

• 4 •

Z pewnością uprawiałem w młodości za mało sportu, aby znosić zmienne porywy serca. Tak bardzo męczą te wieczne przeskoki od szczęścia do nieszczęścia. Z Alice chwile euforii, kiedy chcia-łem zabrać ją na weekend na Księżyc, nieustannie przeplatały się z momentami międzygwiezdnej

Page 22: Nasze rozstania

24

agresji, kiedy to najchętniej zakopałbym ją w sa-mym sercu Ziemi. Myślę, że ona odczuwała do-kładnie to samo. Zwykle taka łagodna i  szep-cząca, była w stanie nagle krzyknąć, wlać ostre dźwięki do moich zakochanych uszu. Kręcili-śmy się na karuzeli tonów. I nawet przychodziło mi na myśl, że miłość przede wszystkim ogłusza.

Któregoś wieczoru zapytałem, dlaczego ma taką minę. Tak, miała trochę dziwną minę, jak ktoś, kto zapomniał parasola. Nic nie irytowało jej bardziej od pytań o humor.

– Przestań mi się tak przyglądać! Przestań wszystko analizować! Mam tego dość!

Ale nie mogłem przestać i zaczynałem od nowa: – Dlaczego doprowadzasz się do takiego stanu?Wystarczy, jeśli powiem, że tego zdania nie

powinienem był wypowiadać. Nigdy nie należy pytać kobiety o  jakiekolwiek racjonalne wyjaś-nienie jej zachowania. Wyszła nagle zaczerpnąć powietrza. Często myślę o  tym wyrażeniu „za-czerpnąć powietrza”. Oznacza ono, że idzie się gdzie indziej, żeby je znaleźć. Oznacza dosłow-nie: w miejscu, w którym jestem, duszę się.

Page 23: Nasze rozstania

25

Psuliśmy chwile szczęścia, przez całe dni zacho-wywaliśmy się dziecinnie, marzyliśmy o  tym, żeby się przestać kochać, a  jednak tkwiliśmy w miejscu, fizycznie niezdolni do ucieczki z za-mkniętego świata naszego związku.

– Jak udało nam się tak nisko upaść? – spy-tałem któregoś dnia, kiedy byłem znużony ko-chaniem jej.

– To wina naszego Anioła Stróża. Za dużo wypił tamtego wieczoru. Może kobietą twoje-go życia była ta, która stała tuż koło mnie. Pa-miętasz ją?

– To prawda, że była niezła… – Tak, doskonała dla ciebie. Łagodna i przy-

gaszona. Z pewnością zawsze by się z tobą zga-dzała. Jestem pewna, że to ona. Anioł przesunął się o kilka milimetrów. Z tego biorą się wszyst-kie nasze kłótnie. Ze śmiesznego kąta nachyle-nia łuku, z którego strzała chybiła.

Pomyślałem: następnym razem, gdy się za-kocham, wezmę także numer od dziewczyny stojącej obok (nigdy nie wiadomo: może moim przeznaczeniem jest poznawanie wyłącznie tych, które są tuż obok kobiet mojego życia).

Page 24: Nasze rozstania

26

Przypomnieliśmy sobie nasz pierwszy wieczór. Nostalgia zawsze jest dobrym schronieniem. Pochylała ku mnie główkę, była moim zepsu-tym zegarem, nieskończonością w zasięgu mo-ich warg. Kto wie, dlaczego tak się nakręcaliśmy, może tylko dla dziecinnej i pierwotnej przyjem-ności godzenia się. Podróż poza granice łagod-ności jest dla śmieszności adrenaliną. Szepną-łem więc:

– Tak bym chciał, żebyśmy już byli starzy i mieszkali w Szwajcarii.

– Tak, najdroższy. – Nie ruszalibyśmy się już wiele. Nie mogli-

byśmy się kłócić. I wieczorem wkładalibyśmy sztuczne szczęki do jednej szklanki. Nasze zęby byłyby razem szczęśliwsze.

Wyobrażałem sobie życie naszych zębów. Kie-dyś porównaliśmy je (każdy robi to, co lubi) i okazało się, że mamy wiele punktów wspól-nych. Na przykład identyczną rysę na lewej gór-nej trójce. Czyżby istniała mistyka zębów? Może to one decydują o naszej miłości? Wtedy denty-ści byliby osobami, które rozpaczliwie szukają bratniej duszy.

Page 25: Nasze rozstania

Spis treści

Część pierwsza . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7Część druga  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 61Część trzecia  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 143Część czwarta  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 209Epilog  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 241

Page 26: Nasze rozstania

David Foenkinos urodził się w 1974 roku w Paryżu. Nauczyciel gry na gitarze, który został pisarzem, bo nie skompletował zespołu muzycznego. Do szesnastego roku życia nie przeczytał podobno żadnej książki, jednak jego erudycja literacka świadczy o czym innym. W 2002 wydał swoją pierwszą powieść, teraz ma ich na koncie już jedenaście, większość z  nich to bestsellery. Laureat wielu prestiżowych nagród, zakochany w  Polsce i  Polakach. Tworzy scenariusze fi lmowe, ostatnio sam wyreżyserował Delikatność, która stała się hitem we Francji i  została wysoko oceniona w kręgach fi lmowych.

Fritz i Alice nie mogą bez siebie żyć. Ze sobą tym bardziej. Schodzą się i rozcho-dzą. Choć różnice się przyciągają, brak podobieństw wszystko komplikuje. W za-sadzie nie powinni mieć ze sobą nic wspólnego, nie powinni się nawet spotkać.

David Foenkinos z czułością i ironią miesza namiętność i wyrachowanie, po-wagę i groteskę, szczerość i oszustwo. Z tych składników powstaje jedyna w swoim rodzaju słodko-gorzka opowieść o miłości.

Angielskie poczucie humoru i czeska ironia podane z francuską zmysłowością. Bardzo trudno napisać o relacjach damsko-męskich coś oryginalnego. Foenkinosowi bez wątpienia się udało. Ewa Bukowska

Ta książka jest jak francuska kuchnia – wszystko jest smaczne i świetnie podane. Z niecierpliwością czekam na deser, czyli następną książkę Davida Foenkinosa.

Marek Bukowski

Można kogoś bardzo kochać, ale nie móc z nim być. Można się rozstawać, ale dalej bezgranicznie kochać. Nasze rozstania to opowieść, w której nie ma ani jednego przypadkowego zdania i żadnego fałszywego dźwięku. Gorąco polecam!

Marzena Rogalska

To niezwykła książka o miłości, delikatności uczuć, umiejętności kochania. Powieść nie tylko dla kobiet, ale dla każdego, kto po-szukuje idealnej miłości. Kamilla Baar

Kolejna powieść Davida Foenkinosa, Potencjał erotyczny mojej żony, ukaże się w Znaku w sierpniu 2013 roku.

Cena detal . 29,90 z ł

Piękna historia przypadkowego pocałunku.

Milion sprzedanych egzemplarzy we Francji.

W Znaku ukazała się także:

Nasze rozstania

FOEN

KINO

SN

asze rozstania

Miłość i inne rozstania

David Foenkinos to Haruki Murakami i Woody Allen w jednej osobie.