Narzeczona oficera

52
Charles Todd Narzeczona oficera ZACZYTAJ SIĘ Sp Sp Sp Sp Sp Sp S S Sprz rz rz rz rz rz r rzec ec ec c c c c e iw iw iw iw iw iw iw iwa a a a a a a a si si si si si si si s s ę ę ę ę ę z z za za a a zasa sa a sa sa a s do d d do d do dom. m. m. m. m m Rz Rz Rz Rz Rz Rz Rz Rz R R uc uc c c uc i ła a a a a a wy w wy wy wy wyzw z zw zw zw z zw z an n n n an an a a a a ie ie ie ie w w w w w w w w woj oj oj oj oj oj o ni ni ni n ni ni nie e e e. e e. Ws Ws Ws Ws W W W W zy zy zy y y s st st st st ko ko ko k ko ko ko w w w w w w i i imi mi mi i i mi mi mię ę ę ę ę ę ę ę mi mi mi mi mi i mi mi m ło ło ło ło ło ło ł łośc śc śc śc ci… i… i… i… i i… DUŻA CZCIONKA

description

Charles Todd: Narzeczona oficera Sprzeciwiła się zasadom. Rzuciła wyzwanie wojnie. Wszystko w imię miłości Rok 1914. Młodziutka Lady Elspeth Douglas właśnie zaręczyła się z przystojnym bratem przyjaciółki. Szczęście nie trwa jednak długo: wybucha wojna, a Alain zostaje powołany do wojska i wyrusza na front. Odważna dziewczyna nie zamierza jednak czekać na ukochanego z założonymi rękami. Wbrew woli rodziny zostaje sanitariuszką. Na froncie los styka ją z dawnym przyjacielem jej brata, kapitanem Peterem Gillchristem. Kiedy Peter zostaje ranny, Elspeth zaczyna rozumieć, że jej serce zostało rozdarte na dwoje...

Transcript of Narzeczona oficera

zaczytaj się

Charles Todd

Narzeczona ofi cera

ZACZYTAJ SIĘ

SpSpSpSpSpSpSSSprzrzrzrzrzrzrrzecececcccce iwiwiwiwiwiwiwiwiłiłiłiłiłiłiłiłaa a aa a aa sisisisisisisiss ęęęęę zzzazaaazasasaasasaas dodddoddodom.m.m.m.mm RzRzRzRzRzRzRzRzRR ucucccucu iłiłiłiłiłiłaaa a a a wywwywywywyzwzzwzwzwzzwz annnnananaaaa ieieieie wwwwwwwwwwojojojojojojojninininnininieeee.ee. WsWsWsWsWWWWW zyzyzyyyyyysststststkkokokokkokoko wwwwww iiimimimiiimimimię ę ęę ęę ę ę mimimimimiimimim łołołołołołołłoścścścścci…i……i…i…ii…

DUŻA CZCIONKA

Cena 14,90 zł

duża czcionka

Charles ToddN

arzeczona ofi cera

Rok 1914. Młodziutka lady Elspeth Douglas właśnie zaręczyła się z przystojnym bratem przyjaciółki. Szczęście nie trwa jednak długo: wybucha wojna, a Alain zostaje powołany do

wojska i wyrusza na front.

Odważna dziewczyna nie zamierza jednak czekać na ukochanego z założonymi rękami. Wbrew woli rodziny zostaje sanitariuszką.

Na froncie los styka ją z dawnym przyjacielem jej brata, kapitanem Peterem Gilchristem. Kiedy Peter zostaje ranny, Elspeth zaczyna rozumieć,

że jej serce zostało rozdarte na dwoje…

Todd_Narzeczona oficera_okl_pocket_druk.indd 1 2013-04-17 15:57:57

Todd_Narzeczona_oficera.indd 2odd_Narzeczona_oficera.indd 2 2013-04-15 13:07:342013-04-15 13:07:34

Charles Todd

Narzeczonaoficera

tłumaczenie

Grażyna Smosna

Todd_Narzeczona_oficera.indd 3odd_Narzeczona_oficera.indd 3 2013-04-15 13:07:342013-04-15 13:07:34

Książki z dobrej strony: www.znak.com.plSpołeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected] Wydanie I, Kraków 2013

Druk: Drukarnia Colonel, Kraków

Tytuł oryginałuTh e Walnut Tree

Copyright © 2012 by Charles Todd

Copyright © for the translation by Grażyna Smosna

Fotografi a na pierwszej stronie okładkiGeanina Bechea/iStockphoto.com

Opieka redakcyjnaAleksandra Kamińska

Ewa Polańska

Opracowanie tekstuBarbara Gąsiorowska

Opracowanie typografi czneDaniel Malak

ŁamaniePiotr Poniedziałek

ISBN 978-83-240-2391-2

Todd_Narzeczona_oficera.indd 4odd_Narzeczona_oficera.indd 4 2013-04-15 13:07:342013-04-15 13:07:34

7

rozdział

francja, lipiec

Byłam w Paryżu, kiedy ogłoszono mobilizację fran-cuskiej armii.

Dla Francuzów rozpoczęła się Wielka Wojna. Ale nie dla Brytyjczyków...

Kiedy ciepłego lipcowego poranka w 1914 roku opusz-czałam Anglię, zbierały się nad nią wojenne chmury, lecz większość z nas wierzyła, że wszystko rozejdzie się po koś-ciach. A później wojna rzeczywiście wybuchła i nie było czasu, żeby myśleć o czymkolwiek innym.

Jechałam do Francji odwiedzić Madeleine Villard, moją koleżankę z klasy w paryskiej L’Académie des Jeunes Filles, gdzie wysłano mnie, żebym nauczyła się mówić po fran-cusku bez szkockiego akcentu. Gościłam też na weselu jej i Henriego. Teraz Madeleine była w zaawansowanej ciąży z pierwszym dzieckiem, które miało przyjść na świat we wrześniu, i  lekarz zabronił jej podróżować do wiejskiej

Todd_Narzeczona_oficera.indd 7odd_Narzeczona_oficera.indd 7 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

8

posiadłości Villard w  chłodniejszej Dolinie Marny. Bła-gała mnie, żebym odwiedziła ją w Paryżu, a ja się zgodzi-łam, obiecując, że będę jej dostarczać rozrywki i podtrzy-mywać ją na duchu.

Henri, mąż Madeleine, nie był optymistą w  kwestii uniknięcia wojny, ale robił dobrą minę do złej gry, żeby zaoszczędzić żonie zmartwień. Jej brat, przystojny Alain, przychodził niemal każdego dnia i  z  początku wydawa-ło mi się, że to troska o siostrę tak często przyciąga go do domu. Wkrótce dowiedziałam się, że przyczyną była moja obecność. Nie wiedziałam, jak na to zareagować: czy po-winnam czuć zadowolenie czy rozbawienie.

Prawdę mówiąc, w  szkole podkochiwałam się w Alai-nie. Nie powiedziałam o tym nikomu, nawet Madeleine.

Pod koniec każdego semestru przyjeżdżał do Paryża, żeby zabrać ją do domu, i wszystkie dziewczęta oczekiwa-ły jego wizyty z nosami przyciśniętymi do szyby. Wysoki, jasnowłosy, na dodatek student, wprawiał dziewczęce ser-ca w drżenie. Po raz kolejny spotkałam go na weselu Ma-deleine, ale on nadal widział we mnie szkolną koleżankę swojej siostry. Podczas ślubnej fety spędziliśmy w swoim towarzystwie nie więcej niż pięć minut, nie licząc kolacji i przyjęć, stanowiących część uroczystości. Raz poprosił mnie do tańca i choć uczynił to z obowiązku, Madeleine nie posiadała się ze szczęścia.

– Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszej kandydatki na siostrę – wykrzyknęła, kiedy Alain odprowadził mnie na miejsce i,  skoro już spełnił swoją powinność, odszedł do bardziej interesujących partnerek.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 8odd_Narzeczona_oficera.indd 8 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

9

Wcześniej tego wieczoru zauważyłam u jego boku ślicz-ną brunetkę.Nie miałam serca powiedzieć Madeleine, że jego zainteresowanie było powierzchowne i nic nie wska-zywało na to, by miało się to zmienić. Naturalnie, wyro-słam już z dziewczęcego zauroczenia, ale nadal uważałam Alaina za niezwykle atrakcyjnego i  ekscytującego męż-czyznę. Niestety, on chyba nie postrzegał mnie w podob-ny sposób, więc starałam się zachować dystans, co zresztą wyszło mi na dobre.

Nie byłam już nieopierzonym podlotkiem. Zaliczyłam debiut w towarzystwie i nabyłam ogłady podczas rygory-stycznych przygotowań do prezentacji na dworze. Poza tym w wieku osiemnastu lat otrzymałam spadek po matce, która zmarła, gdy miałam zaledwie trzy lata, zostawiając mojego ojca i mnie w nieutulonym żalu. Sądzę, że właśnie dlatego ojciec tak rzadko spuszczał mnie z oka: ze strachu, że i mnie mógłby stracić. Żadne z nas nigdy nie pogodziło się z jej śmiercią. Moja matka byłaby zadowolona, gdyby wiedziała, że wyrosłam na kobietę równie niezależną jak ona i decydującą o własnej garderobie, ku rozpaczy moje-go drogiego kuzyna, który był teraz głową rodziny. Miał tylko synów, żadnych córek, i jego zdaniem młode damy powinny się ubierać skromnie, w  biały muślin i  błękit-ne satynowe szarfy, schlebiając powszechnie obowiązują-cej, rozkosznej i niewinnej modzie. Mój ojciec rozumiałby, dlaczego skłaniam się ku większej elegancji, ale już nie żył. Kuzyn Kenneth nie tylko odziedziczył jego ziemię i tytuł, lecz także mnie w charakterze podopiecznej.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 9odd_Narzeczona_oficera.indd 9 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

10

– Ta różowa suknia, którą włożyłaś wczoraj wieczorem na bal... – odezwał się do mnie sześć miesięcy temu. – Wy-daje mi się, że coś w kolorze jasnego błękitu lub cytryno-wej żółci byłoby bardziej odpowiednie.

– Jestem ciemnowłosą Szkotką – odparłam. On i jego rodzina mieli ogniście rude włosy – i nie do twarzy mi w bladych kolorach. Wyglądam w nich, jakbym umiera-ła na suchoty.

Kenneth szeroko się uśmiechnął. – Z pewnością nieco lepiej.Nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu, ale i  tak

nie ustąpiłam. – Nie jesteś kobietą, kuzynie Kennecie. Zapytaj kuzyn-

kę Catrionę, ona zrozumie. Jego żona była znana z  doskonałego gustu w  kwestii

sukien. – Jak mam znaleźć dla ciebie męża, moja droga, skoro

masz taki trudny charakter? – zapytał z irytacją. – Musia-łaś go odziedziczyć po ojcu.

– Wolałabym sama sobie wybrać męża, jeśli pozwolisz – odparłam, choć wiedziałam, że szanse na to są niewielkie.

Zgodnie z testamentem mojego ojca, miałam przebywać pod opieką kuzyna Kennetha aż do swoich trzydziestych urodzin. Ojciec pragnął mnie chronić nawet po swojej śmierci. Ku mojemu wielkiemu smutkowi, tak właśnie się stało. Czyżby wiedział, czyżby miał przeczucie, że umrze młodo?

Na samą tę sugestię mój kuzyn zmarszczył czoło, a gdy się odezwał, w jego głosie pobrzmiewał niepokój:

Todd_Narzeczona_oficera.indd 10odd_Narzeczona_oficera.indd 10 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

11

– Chyba nie masz na myśli nikogo konkretnego? Męż-czyzny poznanego w Londynie czy Francji? Kogoś... nie-odpowiedniego?

Jedno trzeba Kennethowi przyznać: wykazał się wielką cierpliwością, ale też poważnie traktował swój obowiązek i, koniec końców, obstawał przy swoim, kiedy czuł, że tak będzie dla mnie lepiej.

– Raczej nie ucieknę z Cyganami ani którymś z parob-ków – odrzekłam możliwie beztrosko, lecz ponieważ się nie rozchmurzył, dodałam: – Nie, nie musisz się martwić, że uczynię podobne głupstwo. Wiem, do czego zobowią-zuje mnie nazwisko i pozycja, jednak chciałabym mieć coś do powiedzenia w tej sprawie. W końcu to ja będę musiała żyć z konsekwencjami twojego wyboru.

Moi rodzice pobrali się z miłości i byli doskonale dobra-ną parą. Powoli zaczynałam odkrywać, jak wielką stano-wili rzadkość w naszych kręgach.

– Zgłosiło się do mnie już kilku znakomitych kandy-datów do twojej ręki, Elspeth, i nie mogę ich dłużej zwo-dzić. Musisz zrozumieć, że małżeństwo to twoja przyszłość i nie można go lekko traktować. – A po chwili dodał: – Je-śli wybuchnie wojna, najlepsze partie zginą jako pierwsze.

Mogłam tylko obiecać, że wezmę sobie jego radę do serca.I oto znalazłam się we Francji, zaś Alain Montigny nagle

zdał sobie sprawę z mojego istnienia. Im częściej go spotyka-łam, tym bardziej mi się podobał. Z łatwością potrafi łam so-bie wyobrazić spędzenie reszty życia u jego boku. Przypomi-nał mi trochę Bruce’a, średniego syna kuzyna Kennetha. Być może dlatego tak dobrze czułam się w towarzystwie Alaina.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 11odd_Narzeczona_oficera.indd 11 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

12

Madeleine co i rusz wynajdowała nowy sposób na to, by-śmy spędzali razem czas. Koncerty, opera, przyjęcia. Na-kłaniała Henriego, by przyjmował zaproszenia w moim imieniu, upewniwszy się wcześniej, że Alain również bę-dzie obecny. Nieszczęsny Henri, chcąc nie chcąc, zamie-nił się w swatkę.

– Ona nie może spędzać całych dni w  domu. Wiesz przecież, jak wcześnie kładę się spać. Elspeth przywykła do londyńskiego towarzystwa – Madeleine perswadowa-ła mężowi. – Musimy jej zapewnić rozrywki. Spójrz tyl-ko, jak mnie uszczęśliwiła. Chciałabym się jej odwzajem-nić tym samym.

Streściła mi ich rozmowę kilka tygodni później.Henri, niech go Bóg błogosławi, był cudownym męż-

czyzną, który mocno kochał swoją żonę i rozpieszczał ją bez umiaru. Jednak podczas naszych wieczornych eskapad zdarzało nam się rozmawiać o wojnie i pewnego wieczoru, kiedy wracaliśmy z przyjęcia, powiedział:

– Anglia nie bierze w  tym momencie udziału w  woj-nie, lecz to może się zmienić. Mówisz po francusku jak rodowita paryżanka, ale masz brytyjskie papiery. Jeśli nie uda się powstrzymać Niemców, możesz zostać oskarżona o szpiegostwo.

Nie zastanawiałam się nad grożącym mi niebezpieczeń-stwem, lecz mimo to odparłam:

– Na pewno mamy mnóstwo czasu. Dopóki Niemcy nie przekroczą granic Belgii, Anglia nie przyłączy się do wojny.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 12odd_Narzeczona_oficera.indd 12 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

13

– Cóż, wydaje mi się, że nasza granica z Niemcami jest zbyt dobrze chroniona. Będą musieli przejść przez Belgię, nawet jeśli to zmusi Anglików do wojny.

Przed wyjazdem z Londynu słyszałam o podobnej moż-liwości od jednego z naszych znajomych z Ministerstwa Wojny. Świadomość, że i Henri w nią wierzył, nie była po-cieszająca, szczególnie teraz, gdy Madeleine spodziewała się dziecka, a moja przyjaźń z Alainem z każdym dniem zamieniała się w coś poważniejszego. Czy go kochałam? To musiała być miłość. Spędziliśmy razem cudowne chwi-le: wycieczki jego samochodem, pikniki na wsi, wieczo-ry w teatrze lub na przyjęciu, w towarzystwie jednego ze znajomych Henriego lub Madeleine w charakterze przy-zwoitki. Nie potrafi łabym zliczyć osób, zdaniem których tworzyliśmy piękną parę, on ze swoimi jasnymi, ja z ciem-nymi włosami. Mówili tak nawet nieznajomi, chociażby ksiądz z  Chartres czy kwiaciarka pod bramami Wersa-lu. W kwestii uczuć Francuzi są znacznie bardziej wylew-ni niż Anglicy.

Pewnego popołudnia, po tym jak odwiózł mnie swoim samochodem z wycieczki do Saint-Denis, Alain zapytał:

– Czy trudno byłoby ci mieszkać we Francji, lady Elspeth? Od Szkocji dzieli ją bardzo długa droga.

Jednak moje serce dawno już nie należało do Szkocji, od momentu nagłej, tragicznej śmierci mojego ojca. Byliśmy sobie bliscy i w dalszym ciągu opłakiwałam jego odejście. Jego umiłowanie prędkości  – podczas jazdy łodzią, sa-mochodem czy nawet samolotem – czyniło z ojca najbar-dziej ekscytującego mężczyznę, jakiego znałam. Właśnie

Todd_Narzeczona_oficera.indd 13odd_Narzeczona_oficera.indd 13 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

14

ta słabość go zabiła. Lord Douglas żył tak jak jego przod-kowie, wierny duchowi Highlands*, który kazał im podą-żyć za księciem Karolem i oddać życie w bitwie pod Cul-loden, zamiast ugiąć kark przed królem Anglii. W galerii zamku wisi obraz przedstawiający księcia w towarzystwie jednego z moich przodków i jeszcze jednego mężczyzny, stojących razem na gościńcu. Ojciec dorównywał elegan-cją owemu przodkowi, dumnie wyprostowanemu i ubra-nemu w kilt, jakby sam był księciem.

Zawsze miałam własne zdanie, podobnie jak mój ojciec. – Nie łączą mnie już żadne bliskie więzi ze Szkocją – od-

parłam. – Przez ostatnie dwa lata mieszkałam w Anglii.W domu w Kornwalii należącym niegdyś do brata mojej

matki, urokliwej starej kamiennej posiadłości z widokiem na morze, wybudowanej ponoć przez jednego z kapitanów Drake’a za panowania czcigodnej królowej Elżbiety, zna-nej z pokonania Wielkiej Armady i miłości do olśniewa-jąco przystojnych mężczyzn.

– I ukończyłaś szkołę we Francji.Uśmiechnęłam się. – To prawda. – Pamiętam ciebie z tamtych czasów. Byłaś najpiękniej-

szą z uczennic, a twoje dostojeństwo w tak młodym wie-ku wprost zadziwiało.

Nie sądziłam, że zwrócił na mnie uwagę. Z pewnością nie miał dla mnie czasu na weselu swojej siostry.

* Highlands – górzysty region północnej Szkocji, na który skła-dają się Góry Kaledońskiei Grampiany (przyp. tłum.).

Todd_Narzeczona_oficera.indd 14odd_Narzeczona_oficera.indd 14 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

15

Jakby słysząc moje myśli, dodał: – Na weselu byłaś jeszcze bardzo młoda, a ja byłem zbyt

niedojrzały, żeby myśleć o małżeństwie. Miałem cały świat do obejrzenia i zawojowania.

– W takim razie dobrze się stało, że szczęśliwym trafem wróciłam do Paryża.

– To nie zasługa szczęśliwego trafu, lecz moja  – wy-szczerzył zęby w uśmiechu. – Nie musiałem zbyt długo przekonywać Madeleine, by uległa mojej prośbie.

Padłam więc ofi arą spisku. Nie wiedziałam, czy powin-nam się ucieszyć, czy raczej zezłościć. Nie byłam przyzwy-czajona do tego, by inni kierowali moim życiem.

Kiedy wjeżdżaliśmy na dziedziniec domu Villardów, Alain spojrzał na mnie i zobaczył moją minę.

– Zaplanowałem już podróż do Anglii we wrześniu, kie-dy tylko Madeleine urodzi. Może pozwolisz się odwieźć do domu? Chętnie poznałbym twojego kuzyna.

– Och.Tylko tyle udało mi się wydusić, zanim jeden ze służą-

cych przyszedł mi pomóc przy wysiadaniu z samochodu. Miałam w  głowie mętlik. Jeśli Alain poprosi Kennetha o moją rękę, co wyraźnie zasugerował, to jaką dam mu odpowiedź? Nie wiedziałam.

– Czy będziesz miała coś przeciwko? – zapytał Alain, kiedy wchodziliśmy do zimnego korytarza posiadłości Vil-lardów. Chociaż na mnie patrzył, nie podniosłam wzroku.

– Sądzę, że powinniście się polubić z  kuzynem Ken-nethem. – Nie zdołałabym wymyślić bardziej idiotycznej odpowiedzi, nawet gdybym zastanawiała się nad nią przez długie tygodnie.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 15odd_Narzeczona_oficera.indd 15 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

16

Dżentelmen nigdy nie rozmawiał o małżeństwie z damą, dopóki nie poruszył tego tematu z głową jej rodziny. Jed-nak Alain zapytał mnie o zgodę w zawoalowany sposób, a ja mogłam mu równie elegancko odmówić. Zachował się niezwykle uprzejmie, biorąc pod uwagę moje uczucia. Jak wkrótce miałam się przekonać, zawsze postępował w prze-myślany sposób.

– W takim razie jesteśmy umówieni.Dotknął z  uśmiechem ronda kapelusza i  pojechał do

domu, żeby się przebrać. Patrzyłam za odjeżdżającym sa-mochodem, rozmyślając nad lepszą odpowiedzią, której mogłabym udzielić, gdybym tylko miała więcej czasu na zastanowienie.

Co kuzyn Kenneth pomyślałby o  francuskim kandy-dacie na męża? Uśmiechnęłam się pod nosem. Gorzej niż o Cyganie, bo był cudzoziemcem? Mój kuzyn nie przepa-dał za obcokrajowcami, często to powtarzał, lecz przecież to nie on miałby się za jednego z nich wydać. I chociaż ro-dzina Alaina nie miała tytułu, jego krew była pewnie bar-dziej błękitna niż moja, a fortuna znaczniejsza. Alain był więc doskonałym kandydatem w każdym calu.

Tylko czy ja byłam w nim zakochana?Jakżeby inaczej?Odwróciłam się na pięcie i wbiegłam po schodach, by

opowiedzieć Madeleine o naszej przejażdżce, ale nie o póź-niejszej rozmowie.

Wtedy jednak do Francji wmaszerowali Niemcy, mając za nic cudze plany.

Co więcej, nie wtargnęli przez doskonale chronioną gra-nicę niemiecko-francuską, lecz maleńkie, nowo powstałe

Todd_Narzeczona_oficera.indd 16odd_Narzeczona_oficera.indd 16 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

17

państwo belgijskie. Według wszelkich doniesień Belgowie stawiali silny opór, lecz wyglądało na to, że złamanie go było kwestią dni. Uciekinierzy napływali do Francji, przy-nosząc ze sobą mrożące krew w żyłach opowieści o nędzy, szabrownictwie i innych okropnościach.

Brytyjczycy postawili Niemcom ultimatum – wycofają się z Belgii albo poniosą konsekwencje.

Wojna stała się nagle realnym zagrożeniem.Madeleine wpadła w histerię na wieść o tym, że Henri

został powołany i musi się zgłosić do swojego dowództwa. Nie było ostatniej kolacji ani długich pożegnań; natych-miast posłano po doktora.

Lekarz z obawy o dobro dziecka nakazał jej się uspo koić, bo inaczej może je stracić.

Musiałam ująć dłonie Madeleine i  przemówić jej do rozsądku:

– Nie możesz wysłać Henriego do walki z Niemcami ze świadomością, że jego dziecko urodziło się martwe, i ska-zując go na samotną żałobę. To by było zbyt okrutne, Ma-deleine. Musisz mu pokazać, jaka jesteś dzielna, równie dzielna jak on. Poza tym krążą plotki, że wojna skończy się przed Bożym Narodzeniem. Do tego czasu Henri bez-piecznie wróci do domu, przekonasz się.

– Dlaczego nie pozwolą mu zostać przynajmniej do na-rodzin dziecka? Czy proszę o zbyt wiele?

– Ja przy tobie będę – zapewniłam. – Pewnie wydaje im się, że jeden mieszkaniec Highlands wystarczy do obro-ny jednego dziecka.

Madeleine mimowolnie się uśmiechnęła.Od tej pory nic już nie było takie samo.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 17odd_Narzeczona_oficera.indd 17 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

18

Godzinę później Henri wyjechał. Madeleine zapadła w  niespokojny sen, a  ja samotnie zeszłam na dół, żeby zjeść kolację. Spotkałam Alaina, który właśnie wchodził do domu ubrany w mundur. Serce podeszło mi do gardła. Czyżby i jego powołali? Tak szybko?

– Jak ona się czuje? – Stał u podnóża schodów, spoglą-dając w górę.

– Już lepiej, ale jeśli zobaczy cię w tym stroju... – Głos mi się załamał, gdy wskazywałam na jego mundur.

– Wiem, ale zostało niewiele czasu. Musisz być silna, lady Elspeth, ze względu na nią. – Odwrócił się i uważ-nie mi się przyjrzał, jakby właśnie coś postanowił. – Czy zgodzisz się na krótką przejażdżkę? Wiem, że zrobiło się późno, a moja prośba jest wysoce niestosowna, ale rano już mnie tu nie będzie.

Nie zawahałam się ani chwili. – Pójdę tylko po szal. – A ja pożegnam się z Madeleine.I już go nie było. Wbiegł po schodach na górę, przeska-

kując po dwa stopnie naraz, i zniknął w pokoju swojej sio-stry, skąd dobiegło mnie echo jego radosnego głosu, kiedy się z nią przekomarzał.

Ruszyłam w przeciwnym kierunku, dotarłam do kory-tarza i zabrałam szal. Emocje gotowały się we mnie i my-ślę, że Alain czuł się podobnie.

Kilka minut później zszedł po schodach z  poważną miną.

– Musiałem ją okłamać – oznajmił cicho w drodze do samochodu i pomógł mi do niego wsiąść. – Powiedziałem

Todd_Narzeczona_oficera.indd 18odd_Narzeczona_oficera.indd 18 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

19

jej, że będę szkolił rekrutów. Nie wolno ci się zdradzić. – Przekręcił korbę, a później wsiadł do auta. – Pewnie i cie-bie ominęła kolacja?

Nie czekając na odpowiedź, wyjechał przez bramę i ru-szył ulicą w  stronę zakrętu prowadzącego do labiryntu ocienionych drzewami ulic, po obu stronach których stały dobrze utrzymane, komfortowe domy. Zobaczyłam przed nami jasno rozświetlone okna niewielkiej restauracji. Alain przejechał obok szyldu: „Le Chat Bleu” – Niebieski Kot.

–Musi nam wystarczyć – powiedział, zatrzymując samo-chód w pobliskiej alejce.

Kiedy zawracaliśmy w stronę restauracji, dodał: – To porządny lokal, serwujący posiłki ludziom z klasy

średniej, a czasami także pracującej, którzy chcą miło spę-dzić wieczór. Nie spotka cię z ich strony żadna przykrość. Wybrałbym bardziej znane miejsce, ale nie chcę, żeby zo-baczono nas razem bez przyzwoitki. A tutaj nikt nas nie rozpozna, obiecuję.

Weszliśmy do długiego wąskiego pomieszczenia, z rzeź-bionym drewnianym barem po jednej stronie i niewielki-mi stolikami po drugiej. Ściany zdobiły urocze plakaty – jeden z  nich zapamiętałam z  wystawy w  Paryżu, drugi przedstawiał parę uśmiechniętych młodych kobiet jadą-cych wiejską drogą i reklamował rowery. Trzeci zachwa-lał uroki Wenecji: gondolier na pierwszym planie wskazy-wał słomkowym kapeluszem słynny plac. Plakaty wnosiły odrobinę koloru do niezwykle sennej atmosfery restauracji.

Kilku starszych biesiadników zajmowało stoliki na ty-łach lokalu. Zastanawiałam się, czy ich synowie lub wnuki

Todd_Narzeczona_oficera.indd 19odd_Narzeczona_oficera.indd 19 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

20

również zostali powołani do wojska, gdyż najwyraźniej nie mieli sobie zbyt wiele do powiedzenia. Ich wzrok błądził w przestrzeni, jakby myślami byli z najbliższymi, odesła-nymi rozkazem w nieznane miejsce. Jeszcze kilka dni temu Paryż wyglądał zupełnie inaczej, pełen radości i śmiechu, nietknięty strachem. Spojrzałam na Alaina, wysokiego i przystojnego w wojskowym mundurze. Nie maszerował jednak w paradzie, lecz wybierał się na wojnę. Nagle po-czułam, że zbiera mi się na płacz.

Alain odprowadził mnie do stolika, nad którym wisiał plakat z widokiem Wenecji, a później poszedł porozmawiać z kobietą przy ladzie, która wkrótce przyniosła nam pie-czonego kurczaka, półmisek warzyw i koszyk pieczonych ziemniaków, a do tego grube pajdy chleba, kawałek masła i butelkę białego wina, na koniec zaś deskę serów. Był to wiejski poczęstunek: prosty, lecz smacznie przyrządzony.

Mimo wszystko miałam apetyt. Jedzenie smakowało tak dobrze, jak pachniało. Alain też był głodny i przez chwilę jedliśmy w milczeniu, a później powiedział:

– Niedługo Niemcy pokonają Belgów. Za kilka dni znaj-dą się na naszej granicy. Myślę, że zdołamy ich zatrzymać. W twoim kraju wojska zebrały się już w portach kanału, o ile jeszcze go nie przekroczyły i nie pomaszerowały w kie-runku Mons. Brytyjczycy zobowiązali się strzec niepodle-głości Belgii przez długie dziesięciolecia, więc nie zawaha-ją się przed walką.

Ludzie tacy jak najstarszy syn kuzyna Kennetha Rory, który był zawodowym ofi cerem, i to dobrym, na pewno tego nie zrobią.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 20odd_Narzeczona_oficera.indd 20 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

21

Alain mówił dalej: – Chciałbym, żebyś wróciła do domu, póki jeszcze możesz. – A co z Madeleine? Była taka zdenerwowana po wyjeź-

dzie Henriego. A teraz jeszcze i twoim. Alainie, złożyłam jej obietnicę. Madeleine będzie mnie teraz potrzebować bar-dziej niż kiedykolwiek. Nie proś mnie, żebym zostawiła ją w obcych rękach.

Z grymasu na jego twarzy domyśliłam się, jak trudno było mu się z nią rozstać.

– Mojej siostrze nic się nie stanie, to o  twoje bezpie-czeństwo się martwię. Mamy kuzynów, a  Henri też ma liczną rodzinę. Madeleine musi tylko po nich posłać, za-opiekują się nią.

– A co z dzieckiem? Możliwe, że urodzi się słabsze, lekarz powiedział... – zaczęłam, ale nie pozwolił mi dokończyć.

– W Bogu nadzieja, że urodzi się zdrowe. Musimy jed-nak spojrzeć prawdzie w oczy. Jeśli Henri przeżyje, będą mieli kolejne dzieci. Prawda, że spodziewamy się zatrzy-mać Niemców na granicy z Belgią. Tylko widzisz, ich ce-lem będzie Paryż. Jeśli zdobędziemy nad nimi przewagę, zmusimy ich do odwrotu w głąb Belgii, jeśli wszystko pój-dzie po naszej myśli, wojna skończy się przed Bożym Na-rodzeniem. W przeciwnym razie któż to wie?

– Odmalowałeś przede mną dość ponury obraz. Czyż-byś celowo próbował mnie przestraszyć i zmusić do wy-jazdu?

– Wojna nie jest dla kobiet. Nie masz pojęcia, co nasz czeka, nawet jeśli wygramy. Będzie brakowało jedzenia, benzyny, wszystkiego. Przestaną organizować większość

Todd_Narzeczona_oficera.indd 21odd_Narzeczona_oficera.indd 21 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

22

koncertów i  przyjęć. Miasto zapełnią uchodźcy, do mo-mentu aż nic nie będzie takie samo jak przedtem. Moja siostra jest Francuzką, jej dziecko też będzie Francuzem. Będą musieli zaryzykować albo przenieść się na południe, ale ty musisz wrócić do domu. Elspeth, za bardzo mi na to-bie zależy, bym pozwolił ci zostać we Francji, choćby przez wzgląd na dobro mojej siostry. Zrozum, walki nie dotrą do Anglii, Francuzi i Belgowie wezmą cały ich ciężar na sie-bie. Jestem ci wdzięczny za wszystko, co zrobiłaś dla Ma-deleine. Bóg jeden wie, że mówię szczerze, ale chcę, żebyś bezpiecznie wróciła do domu.

Była to żarliwa prośba i wydawało mi się, że wiem, co się za nią kryje. Moje domysły się potwierdziły, kiedy Alain odstawił kieliszek i powiedział:

– Chcę się z tobą ożenić, Elspeth. Nie mam tytułu rów-nego twemu, ale czy to źle? Jestem zamożny, będę mógł cię utrzymać i zadbam o to, by niczego ci nie brakowało. Co ważniejsze, kocham cię całym sercem. Nie rozmawia-łem z twoim kuzynem – nie uda mi się tego zrobić przed ranem, lecz gdy tylko uwolnię się od wojennych obowiąz-ków, pojadę do niego. A tym chciałbym przypieczętować swoją obietnicę.

Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej niewielkie aksamitne pudełko, które otworzył i podał mi przez stół.

– Ten pierścionek należał do mojej matki. Nosiła go z dumą, będąc żoną mojego ojca. Teraz daję go tobie.

Wzięłam pudełeczko z  pierścionkiem i  przytrzyma-łam je w dłoni. Poruszona do głębi, mogłam się mu tyl-ko przyglądać. Patrząc na klejnot, rozmyślałam o tym, że

Todd_Narzeczona_oficera.indd 22odd_Narzeczona_oficera.indd 22 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

23

nazajutrz Alain pomaszeruje prosto w ręce wroga. Wkrót-ce stanie twarzą w twarz z nacierającą armią, która już zdą-żyła się sprawdzić podczas najazdu na Belgię. Co będzie, jeśli zginie na samym początku wojny? Co, jeśli wróci do domu oślepiony lub okaleczony?

W tej samej chwili uzmysłowiłam sobie, że najbardziej przeraża mnie odpowiedź na inne pytanie: jak wygląda-łoby moje życie bez Alaina?

Podobnie jak wiele młodych kobiet we Francji wyjęłam pierścionek z aksamitnego pudełeczka i podałam mu, żeby mógł mi go wsunąć na palec. Ciemnoczerwony rubin oto-czony diamentami mienił się w blasku świecy i przez chwi-lę wyobrażałam sobie wyłącznie krew. A później pierścio-nek znalazł się na swoim miejscu, ogrzewając moją dłoń, podczas gdy Alain przeszywał mnie gorącym spojrzeniem błękitnych oczu.

– Nie mam prawa cię pocałować – powiedział miękko – ale tylko ten jeden raz... bardzo tego pragnę.

W tamtej cichej restauracyjce wstaliśmy od stołu, a on pocałował mnie w usta, trzymając mnie za ręce. Wydaje mi się, że miał to być skromny pocałunek, lecz kryła się w nim namiętność, głęboka i pulsująca, jakby miała trwać wiecznie. Alain odsunął się, uśmiechnął do mnie i ponow-nie usiedliśmy.

Nie pamiętam, o czym rozmawialiśmy przez kolejne pół godziny spędzone w restauracji. Głos Alaina był głęboki, jego słowa trafi ały prosto w moje serce. Pragnęłam je za-chować w pamięci raz na zawsze, lecz nie zdołałam. Potra-fi łam myśleć tylko o jednym: nazajutrz Alain wybierał się

Todd_Narzeczona_oficera.indd 23odd_Narzeczona_oficera.indd 23 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

na wojnę, i rozumiałam już, dlaczego Madeleine wpadła w tak silną histerię. Kiedy nie mamy na coś wpływu, kiedy desperacko pragniemy kogoś przy sobie zatrzymać i wie-my, że nie posiadamy takiej władzy, coś w nas pęka.

W tamtej chwili odwzajemniałam uczucie Alaina, a jego pierścionek idealnie leżący na moim palcu przypieczęto-wał naszą miłość.

Jednak jak już mówiłam, zawsze miałam własne zdanie.Czasami okazywało się to błogosławieństwem, a kiedy

indziej – przekleństwem.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 24odd_Narzeczona_oficera.indd 24 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

25

rozdział

Następnego ranka z Paryża zniknęli niemal wszyscy mężczyźni. Po ulicach snuli się już tylko ci najsę-dziwsi, bardzo młodzi, ułomni i kulawi. Stanowili

przejmująco smutny widok.Nie powiedziałam Madeleine o wieczorze spędzonym

w restauracji. Nie musiałam. Dotknęła pierścionka na moim palcu, po czym spojrzała na mnie błyszczącymi, pełnymi czułości oczami.

– Zostaniesz moją siostrą. Och, Elspeth, jestem taka szczęśliwa, że prawie zapomniałam o nieobecności Henriego.

Nie zdjęłam pierścionka. Był jak talizman, obietnica, że Alain do mnie wróci.

– To tylko symbol – odparłam. – Nic jeszcze nie zosta-ło postanowione, przecież Alain nie rozmawiał z kuzynem Kennethem. Musimy zdobyć jego przychylność.

– Nawet twój kuzyn Kenneth musi polubić Alaina. Jed-nak masz rację, nie powinnyśmy tego upubliczniać, póki tradycji nie stanie się zadość. Ale tak między nami, jestem przeszczęśliwa.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 25odd_Narzeczona_oficera.indd 25 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

26

Uściskała mnie, a później znowu opadła na poduszki. – Żałuję, że nie mogę urodzić dziecka w Villard. Jeśli

to będzie syn, powinien przyjść na świat właśnie tam. Czy jeśli pogoda się poprawi, pomożesz mi przekonać lekarza, że powinnam się przenieść na północ, oczywiście zacho-wując wszelką ostrożność? Zabiorę ze sobą położną, jeśli takie będzie jego zalecenie.

Pamiętałam słowa Alaina, że Niemcy będą szli na Paryż, że to na nim najbardziej im zależy. Jeśli to była prawda, czy istniała lepsza droga do stolicy niż ta wiodąca przez Doli-nę Marny, prosto przez Villard? Poprzedniej nocy patrzy-łam na mapę. Nie mogłam zasnąć, więc przespacerowałam się po piętrze, a później zeszłam do biblioteki, żeby spraw-dzić, co nas czeka. Malująca się na ciężkim papierze mapy przyszłość nie wydawała się taka straszna. Płaskie błękitne linie oznaczające rzeki, czerwone punkty miast. Żadnego wyobrażenia odległości ani czasu. Nie sposób było ocenić, do czego była zdolna armia maszerująca przez kraj, siejąca śmierć i zniszczenie. Rozumiałam jednak, że Dolina Mar-ny nie jest najlepszym miejscem dla ciężarnej kobiety na rodzenie tam swojego pierwszego dziecka.

– Pogoda się nie poprawiła – powiedziałam. – Jeśli po-prosimy lekarza o zgodę już teraz, na pewno nam odmó-wi. Powinnyśmy się uzbroić w cierpliwość.

– Ale to dla mnie ważne. Henri się tam urodził, podob-nie jak jego ojciec, dziadek i, o ile mi wiadomo, także ich przodkowie. To bardzo stary ród, i do tego słynny. Myślę, że Henri chciałby wiedzieć, że jego dziecko kontynuowa-ło tradycję.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 26odd_Narzeczona_oficera.indd 26 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

27

Wbiła sobie do głowy, że zrobi Henriemu niespodzian-kę, kiedy ten wróci do domu. Kobieta w średnim wieku wynajęta przez niego do opieki nad Madeleine uprzedza-ła mnie, że ciężarne miewają dziwne kaprysy.

– U mojej ostatniej podopiecznej to były cytryny – zwie-rzyła mi się siostra Berthe. – W sezonie czy poza nim ma-dame musiała mieć cytryny.

Zachcianka Madeleine była o  wiele bardziej niebez-pieczna.

– Wiem, jakie to dla ciebie ważne – powiedziałam ła-godnie, poprawiając jej poduszki – lecz jeśli wojna szybko się skończy, Henri sam będzie mógł cię odwieźć do Villard.

Ta odpowiedź wystarczyła jej na kilka dni, lecz w ciągu następnego tygodnia Madeleine jeszcze kilka razy wróci-ła do tematu.

Belgowie ulegli Niemcom. 4  sierpnia Brytyjczycy wy-powiedzieli Niemcom wojnę i wysłali przeciwko nim woj-ska. Jednak niemiecka armia postawiła już sobie za cel in-wazję Francji.

Wieści nie były dobre. Granicy nie obroniono. Mija-ły tygodnie, napływały kolejne wiadomości. Brytyjski Korpus Ekspedycyjny strzegł dróg na wybrzeżu, jak się okazało, bezskutecznie. Raz po raz był zmuszany do wy-cofania się. Francuska 5. Armia nie nawiązywała walki z wrogiem. Uchodźcy blokowali drogi, uniemożliwiając wojskom aliantów przesunięcie się na północ. Katastro-fa goniła katastrofę. Do miasta dotarli pierwsi uchodźcy, przynosząc opowieści o tak potwornych okropieństwach i  cierpieniu, że pokojówka Marie i  ja starałyśmy się ich

Todd_Narzeczona_oficera.indd 27odd_Narzeczona_oficera.indd 27 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

28

trzymać z daleka od Madeleine. Wioski, domy, a nawet kościoły ostrzeliwano i  łupiono, cywilów raniono i zabi-jano, a  zwierzęta i  żywność zabierano ich właścicielom, żeby wykarmić armię.

Od chwili wyjazdu Henriego i Alaina nie mieliśmy od nich żadnych wieści. W tych okolicznościach nie było to dla nas zaskoczeniem, lecz ulżyłoby nam na sercu, gdyby-śmy wiedziały, że nic im nie jest.

Gazety starały się komentować na bieżąco wszystkie wydarzenia, lecz ich liczba skutecznie to uniemożliwiała.

W dniu, w którym usłyszeliśmy, że armie 5. i 6. nie zdo-łały powstrzymać najeźdźcy, że Dolina Marny stoi przed nim otworem, Madeleine zaczęła rodzić.

Mogłam tylko dziękować Bogu, że nie znajdowałyśmy się w Villard.

Mimo ostrzeżeń Alaina i Henriego pozostałam we Fran-cji. Czułam, że jestem to winna Madeleine. Kiedy wyszłam poszukać taksówki, która miała przywieźć lekarza, na-tknęłam się na widok, którego nie zapomnę do końca życia.

Szłam i szłam, nie mając w zasięgu wzroku żadnej tak-sówki, aż wreszcie dostrzegłam je tuż przed sobą. Wszyst-kie zbiły się ciasno, jakby przyciągane magnesem, wy-pełniając serce stolicy. Żołnierze byli dosłownie wszędzie. Wojskowych upchnięto do małych renault i gdy tylko za-trzasnęły się wszystkie drzwi, samochody odjechały na północ.

Jakiś mężczyzna zatrzymał się obok mnie, by popatrzeć na to widowisko, i po chwili powiedział na wpół błagal-nym, a na wpół zbolałym głosem:

Todd_Narzeczona_oficera.indd 28odd_Narzeczona_oficera.indd 28 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

29

– Oto ich ostatnia próba ocalenia miasta. Dobry Boże, na co nam przyszło?

Zobaczyłam obserwującego całą tę scenę francuskiego ofi cera. Podeszłam do niego i chwyciłam za rękaw, by od-wrócić uwagę mężczyzny od taksówek.

– Co się dzieje? Co to wszystko znaczy?Spojrzał na mnie, dostrzegł na moim palcu pierścionek

i domyślił się, że ktoś, na kim mi należy, musi być w armii. – Przegrywamy na wszystkich frontach. Niemcy posu-

wają się w dół Marny. Wysyłamy oddziały, żeby ich zatrzy-mać, i niestety taksówki to jedyny sposób. Gdyby skorzy-stali z pociągów, żołnierze musieliby długo maszerować, a na to nie mamy czasu.

Stałam jak słup soli, podczas gdy sześćset taksówek wy-pełniło się żołnierzami i odjechało w kierunku przedmieść. Czy zdążą na czas? Czy dla Paryża istniał jeszcze ratunek? Podobno ubiegłej nocy na północ od miasta słychać było strzały. Portier z Villard przyniósł tę wiadomość dziś rano.

Oderwawszy się od niewiarygodnego widoku, poszłam do domu monsieur le médecin. Panował w  nim rozgar-diasz, domownicy pakowali bagaże, a  meble były przy-kryte prześcieradłami.

Lekarz przygotowywał rodzinę do wyjazdu do Lyonu, dla jej bezpieczeństwa, na wypadek gdyby armia nie zdo-łała powstrzymać ataku Niemców.

Przypomniałam mu, że jest potrzebny swojej pacjentce, na co niechętnie zgodził się ze mną pójść do domu Villardów. Idąc, przeklinał brak taksówek i to, że zarówno jego kierow-ca, jak też kierowca Villardów został wezwany do wojska.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 29odd_Narzeczona_oficera.indd 29 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

30

Kiedy dotarliśmy do domu, Madeleine była już w  za-awansowanej fazie porodu i zaledwie godzinę później dziec-ko przyszło na świat.

– Chłopiec  – oznajmił lekarz, wychodząc z  pokoju.  – Zdrowy syn. Siostra Berthe zajmie się nim i jego matką. Teraz jestem potrzebny własnej rodzinie.

– Czy jeśli nastąpi najgorsze, będzie ją można przenieść? – W  ciągu najbliższych kilku dni nie. Istnieje niebez-

pieczeństwo wystąpienia krwawienia lub infekcji. Wszyst-ko, co otacza matkę i dziecko, powinno być możliwie czy-ste. To jej jedyna szansa. Umieszczenie jej w  obecnym stanie w  samochodzie... Nie mógłbym niczego zagwa-rantować.

Chwilę później poszłam się zobaczyć z Madeleine. Mar-twiła się, że nie może poinformować Henriego o narodzi-nach syna.

– Nie udało mi się dotrzeć do Villard – dodała płacz-liwie. – Tak bardzo chciałam tam urodzić nasze dziecko.

– Paryż jest w  niebezpieczeństwie  – powiedziałam chłodno  – a  Dolina Marny zamieniła się w  pole bitwy. Powinnaś się cieszyć, że tam nie pojechałaś.

Madeleine wzdrygnęła się. – Naprawdę? – Naprawdę. – Co w takim razie zrobimy? – Musisz jechać na południe, nad Loarę, do swojej ro-

dziny. Tam powinnaś być bezpieczna. – Ale Henri nie będzie wiedział, gdzie mnie szukać!

Todd_Narzeczona_oficera.indd 30odd_Narzeczona_oficera.indd 30 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

31

– Oczywiście, że będzie. On też ma świadomość, że w Paryżu nie jest bezpiecznie. Domyśli się, że wyjedziesz, gdy tylko pozwoli ci na to stan zdrowia.

Madeleine uśmiechnęła się uspokojona. Zastanawiałam się, czy Henri i Alain nadal żyją. Według wszelkich donie-sień, wojna pochłonęła już mnóstwo ofi ar.

Zaczekałam jeszcze kilka dni. Do tego czasu sytuacja uległa poprawie. Żołnierze, którzy odjechali taksówka-mi, wrócili w mgnieniu oka, a Niemcy musieli się wycofać.

Pobiegłam z dobrymi wiadomościami do Madeleine. Jej twarz rozjaśniły szczęście i ulga. Trudno mi było podzielić się z nią podjętą podczas śniadania decyzją, lecz nie mia-łam innego wyjścia.

– Madeleine, przyjechałam tu, żeby dotrzymać ci towa-rzystwa podczas ciąży, lecz teraz, kiedy dziecko jest już na świecie, a ty tak znakomicie sobie radzisz...

– Nie możesz mnie zostawić! Alain na pewno chciałby wiedzieć, że jesteś tu ze mną bezpieczna.

– Wielka Brytania jest w stanie wojny, Madeleine. Ko-cham swój kraj podobnie jak ty swój. Muszę wracać do domu.

– W jaki sposób chcesz pomóc ojczyźnie? Nie jesteś prze-cież mężczyzną i nie zaciągniesz się do wojska. Czyżbyś za-mierzała uprawiać jarzyny na trawniku przed zamkiem ku-zyna Kennetha? A może jeździć omnibusem po Londynie?

Madeleine miała rację. Co mogłam zrobić? Jednak nag-le zatęskniłam za domem. Od kilku dni śniłam o domu w Kornwalii i o Szkocji, co nie zdarzało mi się od lat. Nawet świadomość tego, że listy Alaina będą szły do Kornwalii

Todd_Narzeczona_oficera.indd 31odd_Narzeczona_oficera.indd 31 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

32

dwa razy dłużej niż do Francji, nie mogła mnie zmusić do pozostania w Paryżu. Wmawiałam sobie, że będę mogła tu wrócić, gdy już spędzę trochę czasu w Anglii.

– Czy gdyby to Francję zaatakowano, zostałabyś w Lon-dynie? – zapytałam wreszcie.

– Nie, ale ja mam tu męża i dziecko, a ty Alaina. – Wrócę, Madeleine, tak szybko, jak to będzie możli-

we. Ale najpierw muszę pojechać do Anglii. Moi krewni i przyjaciele, z którymi tańczyłam, grałam w tenisa, cho-dziłam na przyjęcia, są już pewnie w armii, w niebezpie-czeństwie. Muszę wrócić do domu i coś zrobić, choćby pi-sać listy i podtrzymywać ich na duchu.

– A co z Alainem? W przyszłości to Francja będzie two-im domem. Zostań tutaj i zaczekaj na jego powrót.

– Nie jestem jego żoną. Jeszcze nie. Madeleine, muszę to zrobić i sądzę, że Alain życzyłby sobie mojego wyjazdu. Próbował mnie do niego przekonać podczas naszego ostat-niego spotkania. Muszę też pozamykać sprawy w Anglii, zanim go poślubię. Być może Alain zrozumiał to wcześ-niej niż ja.

Madeleine posłała mi smutny uśmiech. – Jeśli tego właśnie życzył sobie Alain, oczywiście po-

winnaś jechać, chociaż wolałabym, żebyś została. – Ja też. – To było niewinne kłamstwo, dla jej dobra.

Dotknęłam pierścionka na swoim placu. – Dotrzymałam złożonej ci obietnicy, czyż nie? Dotrzymam też obietnicy danej jemu. – Próbowałam się uśmiechnąć, bezskutecznie. – Alain musi poprosić kuzyna Kennetha o moją rękę. Odnaj-dzie mnie w Anglii, sama się przekonasz.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 32odd_Narzeczona_oficera.indd 32 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

33

Usiłowałam nakłonić Madeleine do przeprowadzki nad Loarę, ale skoro Paryż został ocalony, nie chciała o  tym słyszeć.

Kilka dni później smutno się pożegnałyśmy. Wsiadłam do pociągu jadącego do Calais z walizką z najpotrzebniej-szymi rzeczami.

Oczywiście nikt mnie nie odprowadził na pociąg. Szofer dołączył do swojego pułku, a taksówkarz podwiózł mnie tylko do Gare du Nord. Nikt też nie kupił mi wcześniej bi-letu. Przemierzyłam gwarny peron i sama wszystkim się zajęłam. Kiedy jednak wsiadłam do przedziału, mężczy-zna stojący za mną w kolejce do kasy biletowej powiedział:

– Niech pani pozwoli.Wziął ode mnie walizkę, zaprowadził na miejsce, a na-

stępnie umieścił mój bagaż w zatłoczonym przedziale tuż za moim.

Spodziewałam się, że usiądzie obok mnie, lecz kiedy mu podziękowałam, skinął głową, a później wycofał się na ko-rytarz i poszedł odszukać własne miejsce. Pasażer siedzą-cy obok mnie okazał się milczkiem i byłam wdzięczna lo-sowi, że nie muszę się silić na rozmowę.

Pociąg co i rusz się zatrzymywał mijany przez rozpędzo-ne pociągi wojskowe oraz te wracające z frontu, wypełnione rannymi – zmierzały na południe do zorganizowanych na-prędce punktów medycznych dla tych, którym nie można było pomóc na polu bitwy. Przez zabrudzone okna widzia-łam zakrwawione bandaże przyciśnięte do szyb i zastana-wiałam się, ilu spośród tych mężczyzn wyjechało pospiesz-nie na północ paryskimi taksówkami i czy Alain, Henri

Todd_Narzeczona_oficera.indd 33odd_Narzeczona_oficera.indd 33 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

34

lub któryś z mężczyzn poznanych przeze mnie w operze, na koncercie bądź przyjęciu znajdował się w jednym z tych pociągów. Próbowałam odsunąć od siebie tę myśl i skon-centrować się na odnalezieniu pierwszego statku płynące-go do Dover.

Czułam się dziwnie rozdarta między dwoma krajami.Wkrótce usłyszeliśmy potężne wystrzały, dudniące sal-

wy, od których zatrzęsła się ziemia, i rozbolała mnie głowa.A później zobaczyliśmy przed sobą Calais. Francuski

port wypełniony był brytyjskimi żołnierzami czekający-mi na swój statek.

Mieliśmy niewielkie opóźnienie. Pasażerowie zostali po-proszeni o pozostanie na swoich miejscach: wezwano am-bulans po człowieka, który rozchorował się podczas jaz-dy. Wkrótce zjawili się sanitariusze – widziałam ich przez okno. Kiedy wynosili pasażera z pociągu, przykrywające go prześcieradło lekko się zsunęło. Rozpoznałam w nim uprzejmego mężczyznę, który pomógł mi z walizką. Nie miałam wątpliwości, że nie żyje.

Musiałam chyba głośno westchnąć, gdyż siedzący obok mnie pasażer odezwał się po angielsku:

– To musiało być serce.Odwróciłam się, zastanawiając się, czy mam do czynie-

nia z lekarzem, lecz mój towarzysz wyglądał raczej na skle-pikarza. Widziałam wielu przyjezdnych Anglików na pary-skim Gare du Nord, którzy spieszyli do domu, by zaciągnąć się do wojska.

Kiedy ambulans odjechał, wysiadłam z pociągu i z przy-zwyczajenia rozejrzałam się dookoła, szukając bagażowego, który poniósłby moją walizkę, a później sama się tym zajęłam.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 34odd_Narzeczona_oficera.indd 34 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

35

Ciężko było znaleźć taksówkę. Ulicami szły tabuny lu-dzi, wracających z portu lub zmierzających w jego kierun-ku. Podróż trwała dwa–trzy razy dłużej niż wtedy, gdy przyjechałam z Anglii, lecz w końcu dotarłam do portu.

Statki wszelkich możliwych rozmiarów i kształtów stały zacumowane przy brzegui pozbywały się ludzi oraz sprzę-tu. Inne wpływały do kanału lub z niego wypływały. Ko-lumny żołnierzy maszerowały w  moim kierunku, sani-tariusze nieśli rannych przez molo, a stamtąd na pokład.

Spojrzałam przed siebie i dostrzegłam w oddali wyso-kiego mężczyznę z ofi cerską czapką nasuniętą na niesfor-ną rudą czuprynę, który wydawał rozkazy młodemu po-rucznikowi.

– Rory? – zawołałam i pobiegłam za nim, lecz zniknął, zanim zdołałam go dogonić.

Czy to był Rory, najstarszy syn kuzyna Kennetha i jego dziedzic? Byłam wstrząśnięta. Nie zdziwiło mnie to, że spotkałam go w porcie, w drodze na pole bitwy. Czym in-nym byłoby go zobaczyć maszerującego prosto na uzbro-jonego po zęby wroga. Bolesny widok...

Podszedł do mnie ofi cer. – Panienko? Nie powinna tu pani przebywać. – Muszę złapać statek do Anglii. Chciałabym wrócić

do domu. Byłam akurat w Paryżu, kiedy wybuchła wojna. – Wątpię, żeby to było możliwe. Wszystkie miejsca są

zarezerwowane dla rannych. Radziłbym pani znaleźć ho-tel i zaczekać w nim, aż coś się uda zorganizować.

I już go nie było.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 35odd_Narzeczona_oficera.indd 35 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

36

Rzadko zdarza mi się nie mieć pojęcia, co powinnam zrobić, ale ta sytuacja tak bardzo odbiegała od znanej mi rzeczywistości, że nie potrafi łam myśleć logicznie. Wte-dy właśnie zobaczyłam szyld hotelu i  weszłam do środ-ka. Czekał mnie długi dzień, a walizka w moim ręku wy-dawała się z minuty na minutę cięższa. Potrzebowałam pokoju.

Jednak w hotelu nie było wolnych miejsc. Miasto było przepełnione mężczyznami, a ci, którzy byli ranni, lecz nie obłożnie chorzy, zajmowali każdy skrawek wolnej prze-strzeni. Straciłam rachubę hoteli, które odwiedziłam, za-nim wreszcie trafi łam do kolejnego i dostrzegłam dwóch ofi cerów akurat regulujących rachunek. Podeszłam po-spiesznie do recepcji, zamierzając poprosić o pokój, zanim ktoś mnie ubiegnie.

Jeden z  ofi cerów odwrócił się, spojrzał na mnie i  wy-krzyknął:

– Wielkie nieba! Lady Elspeth? Co ty, u diabła, robisz w Calais?

Był to Jeremy Martin-Ward, z którego siostrą spędziłam swego czasu uroczy weekend w Surrey.

– Jeremy? Przez cały czas byłam w Paryżu, a teraz roz-paczliwie próbuję wrócić do Anglii.

– Chyba tak jak my wszyscy? – wtrącił jego towarzysz. – My się chyba jeszcze nie znamy.

Jeremy zignorował go i odwrócił w  stronę recepcjoni-sty bombardowanego prośbami o dopiero co zwolniony pokój.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 36odd_Narzeczona_oficera.indd 36 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

37

– Cette jeune femme est ma soeur*. Proszę jej dać mój pokój. – W mgnieniu oka podał mu kilka banknotów, któ-re recepcjonista schował do kieszeni z kamienną twarzą.

– Ależ oczywiście, mon capitaine. Ma się rozumieć.Ten świat rządził się zupełnie innymi zasadami niż nie-

śmiała uprzejmość, której doświadczyłam jako gość pary-skiej posiadłości Villardów. Postanowiłam szybko się ich nauczyć.

Jeremy wyszedł, a portier zaniósł moją walizkę do poko-ju, który okazał się ciasny i duszny, z niezbyt czystą poście-lą. Poprosiłam o świeżą i portier obiecał, że przyniesie ją tout de suite**. Miałam przy sobie kilka monet; wymiana świeżej pościeli na pieniądze przebiegła gładko.

Ci ludzie żyli pod presją wojny, ich przyszłość była nie-pewna. Któż by ich winił za to, że próbowali jak najlepiej wykorzystać każdą nadarzającą się okazję?

Otworzyłam walizkę, żeby wyjąć świeżą chusteczkę, i  zamrugałam z  zaskoczenia, widząc na wierzchu moje-go skromnego dobytku pakunek owinięty grubym brązo-wym papierem i przewiązany sznurkiem.

Z początku myślałam, że to któryś ze służących z domu Villardów zapakował mi pożegnalny prezent. Wzruszo-na, rozwiązałam sznurek, odwinęłam papier i zobaczyłam obraz przedstawiający szkocką scenkę: trzech mężczyzn w kiltach na tle zamku.

* (Fr.) Ta młoda dama jest moją siostrą (przyp. tłum.). ** (Fr.) Natychmiast (przyp. tłum.).

Todd_Narzeczona_oficera.indd 37odd_Narzeczona_oficera.indd 37 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

38

Obraz był kiepskiej jakości, a wzór kraty nie taki jak po-winien. Nie potrafi łam go dopasować do żadnego z klanów. Co więcej, zamek był bardziej francuski niż szkocki: uro-czy i romantyczny, pozbawiony charakterystycznych dla Szkocji nierównych wież i fortyfi kacji.

A jednak komuś z domostwa Villardów wydawało się, że jest to rzeczywiste wyobrażenie mojej ojczyzny, której widok sprawi mi przyjemność.

Rozłożyłam brązowy papier, lecz nie znalazłam kartki ani listu. Cóż, łatwo było temu zaradzić, pomyślałam, pa-kując obraz i ponownie zawiązując sznurek. W następnym liście do Madeleine zapytam ją o to, komu powinnam po-dziękować za prezent. Odszukałam chusteczki, włożyłam wszystkie rzeczy z powrotem do walizki i schowałam ją do wiekowej szafy.

Zamknąwszy drzwi do pokoju, udałam się na poszuki-wanie statku płynącego do Dover.

Na drodze prowadzącej do portu rozłożono wiele par no-szy, a leżący na nich mężczyźni sprawiali wrażenie sprag-nionych, ich bandaże były czarne od much i zaschniętej krwi. Zszokowana, weszłam do najbliższej kawiarni, zna-lazłam dzbanek z wodą i wyniosłam go na zewnątrz. Właś-ciciel mógł mi dać tylko jeden cynowy kubek, który mu-siał mi wystarczyć. Dałam każdemu z mężczyzn odrobinę wody, a kiedy przyszli po nich sanitariusze, podeszłam do tych, którzy czekali na swoją kolej.

– Dlaczego oni tu leżą? – zaczepiłam jednego z mijają-cych mnie sanitariuszy.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 38odd_Narzeczona_oficera.indd 38 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

39

– Karetki musiały zawrócić, panienko, nie mogły tu zo-stać. Jedynym wyjściem było wyładować rannych. Czeka-ją, aż przeniesiemy ich na pokład.

Statek do Anglii mógł zaczekać. Wróciłam do kawiar-ni, zapłaciłam za dwa kolejne dzbanki wody, a w sklepie obok kupiłam skórzaną torbę z rodzaju tych używanych przez mężczyzn do noszenia narzędzi. Zrobiłam jeszcze kilka kursów do okolicznych kawiarenek, lecz i  tak mia-łam wrażenie, że nie zdołam napoić wszystkich rannych.

Zanim zjawił się następny konwój karetek, byłam już gotowa. Odnalazłam krzepkiego sierżanta mówiącego ze szkockim akcentem, kierującego jedną z nich, a gdy skoń-czyłam z nim rozmawiać, miałam już zapewnione miej-sce w jego karetce jadącej z powrotem do punktu, z któ-rego odbierano rannych. Podróż była trudna, mijaliśmy zniszczony krajobraz, zawalone budynki i dziurawe dro-gi. Wszystko to w niczym nie przypominało wiosek, które musiały się tam znajdować przed wojną. Cóż za strata – po-myślałam. I gdzie się podziali ludzie? Zdążyli już wyruszyć w długą i ciężką drogę do pozornie bezpiecznych miejsc.

Przyjechaliśmy do tymczasowego punktu pomocy me-dycznej. Wydawało mi się, że czuję zapach linii frontu: potu, krwi, brudnych ciał i strachu. Dźwięk bombardowa-nia był ogłuszający, przedzierały się przez niego odgłosy wystrzałów z pistoletów, karabinów maszynowych i ludz-kie krzyki. Wstrząsały nami kolejne eksplozje, które pod-rywały do góry ogromną ilość ziemi tam, gdzie walki były najbardziej zacięte.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 39odd_Narzeczona_oficera.indd 39 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

40

Miałam niejasne pojęcie, gdzie jesteśmy, ponieważ oglą-dałam mapę w  gabinecie Henriego. Gdzieś przed nami leżało Ypres, w płytkiej dolinie otoczonej z trzech stron wznoszącym się lądem, w  tym pasmem Passchendaele. Miałam straszne przeczucie, że sytuacja nie wygląda do-brze: Niemcy atakowali zaciekle, a Brytyjczycy ledwie się trzymali.

Wysiadłam z  karetki i  zaczęłam szukać rannych. Za-miast tego natrafi łam na żołnierzy, którzy wycofali się na tyły po wielu dniach walki na pierwszej linii frontu, i dałam im całą wodę, jaką ze sobą przywiozłam. Okazali mi taką wdzięczność, jakbym ofi arowała im coś bardzo cennego.

Idąc dalej, odnalazłam punkt pomocy medycznej na placu miasteczka. Nikt mnie nie odesłał, kiedy zaofero-wałam swoją pomoc.

Chmury przesłoniły słońce, przynosząc upragnioną ulgę od skwaru późnego lata. Na chwilę przysiadłam na przewróconym kamieniu, który wyglądał tak, jakby ode-rwał się ze szczytu budynku. Za moimi plecami sanitariu-sze i przepracowani lekarze robili, co mogli, żeby pomóc rannym. Nigdy wcześniej nie widziałam tyle krwi i nie-dobrze mi się robiło od widoku potwornych ran, zżerają-cych ludzkie kości, ciało i duszę. Wydawało mi się, że od wielu godzin biegam w tę i z powrotem, przynosząc po-trzebne rzeczy i wykonując prace odpowiednie dla niedo-świadczonych rąk. Mój bladokremowy strój podróżny był cały zakurzony, poplamiony krwią i brudny na kolanach od ciągłego klękania.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 40odd_Narzeczona_oficera.indd 40 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

41

Pomyślałam w  duchu, że nigdy wcześniej nie widzia-łam odwagi równie wielkiej jak ta, którą wykazywali się ci mężczyźni. Wychowałam się na opowieściach o waśniach i wojnach klanów, Robercie de Bruce, który został królem, Williamie Wallasie, zabitym przez innego władcę, o księ-ciu Karolu i bitwie pod Culloden. Wszystko to były podno-szące na duchu świadectwa waleczności i odwagi, wiaro-łomnych i śmiałych uczynków. Tutaj miałam do czynienia z czymś zupełnie innym: krwią, pogruchotanymi ciałami i mężczyznami, którzy walczyli do upadłego. Odwróciłam się, żeby nikt mnie nie zobaczył, i zaczęłam opłakiwać ich cierpienie. A później wstałam i ponownie zapytałam, co mogę zrobić. Odesłano mnie do trzymania za rękę umie-rających. Była to najbardziej rozdzierająca serce czynność, jaką w życiu wykonałam.

Wracając na swój gzyms, czułam w  kościach przeszy-wające zmęczenie. Lady Elspeth Douglas, która potrafi ła tańczyć przez całą noc i następnego ranka być rześka jak skowronek, która mogła grać w  tenisa całe popołudnie, a później zjeść kolację z przyjaciółmi albo pójść na wie-czorek taneczny, odkryła, że jej wytrzymałość ma grani-ce, o czym wcześniej nie miała bladego pojęcia. Było to dla mnie szokiem.

W moją stronę szedł jakiś mężczyzna z gniewnymi sło-wami na ustach:

– Młoda damo, co, u diabła, pani tu robi?Gdy się odwróciłam, gniew na jego twarzy ustąpił miej-

sca zdumieniu. – Lady Elspeth? Dobry Boże, co ty robisz we Francji?

Todd_Narzeczona_oficera.indd 41odd_Narzeczona_oficera.indd 41 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

42

Był to Peter Gilchrist, głowa jednej z najliczniejszych ga-łęzi jego klanu. Znałam go jako dziecko, lecz nie widzia-łam od wielu lat. Miał twarz pobrudzoną sadzą i zaschnię-tą krwią, z pewnością nie jego własną, a jego mundur był rozdarty w  kilku miejscach. Nawet buty miał przetarte od stąpania po ostrych kamieniach. Nigdy nie widziałam równie smutnych i zmęczonych oczu – dopiero tutaj, gdzie stanowiły odznakę honoru.

– Wycofujemy się z Ypres. Nie powinno cię tu być. – Wiem. Chciałam przywieźć wodę rannym, nie mia-

łam pojęcia, dokąd trafi ę.Pocisk świsnął tuż obok nas. Peter Gilchrist chwycił

mnie za rękę i brutalnie wciągnął za wysoki mur, jedyną pozostałość ogrodu, za którym w miejscu ziemi znajdo-wały się błoto i gruz. Dostrzegłam pod stopami pojedyn-czy pączek geranium, którego białe płatki były okaleczone i poszarpane. Tak jak ci mężczyźni – pomyślałam.

Nadleciał kolejny pocisk, tym razem rozpryskując wo-kół nas ziemię i gruz. Usłyszałam krzyki mężczyzn dobie-gające z dalekiego krańca muru.

– Chodźmy, musimy stąd uciekać  – powiedział Peter, podrywając się do góry, i pociągnął mnie za sobą. – Tędy, jeśli nie chcemy, by dosięgnął nas kolejny pocisk.

Odwrócił się i krzyknął do jednego ze swoich sierżan-tów. Żołnierze rzucili się dawną drogą, teraz pokrytą wszystkim, począwszy od ziemi, a na wojskowym bucie skończywszy. Inni chwycili nosze. Lekarz biegł tuż obok nas. Na jego twarzy malowała się troska, gdy próbował za-tamować krwawienie u opatrywanego właśnie mężczyzny.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 42odd_Narzeczona_oficera.indd 42 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

43

Czułam się bezużyteczna i bezradna, ale wciąż mogłam biec, i to robiłam, starając się nie wchodzić w drogę żoł-nierzom zaciekle broniącym naszego odwrotu ani sanita-riuszom dźwigającym nosze. Uważałam, żeby się nie prze-wrócić i nie sprawić nikomu kłopotu.

Ostatni raz biegłam tak szybko w  czasach szkolnych, kiedy uprawiałam popołudniami sport.

Z boleśnie wyschniętym gardłem, nie mogąc złapać tchu, starałam się nie stracić z oczu Petera.

W końcu znaleźliśmy się poza zasięgiem pocisków. Zdą-żyłam jednak zauważyć, że mur w ogrodzie został wysa-dzony mniej niż kilka minut po tym, jak opuściliśmy na-sze schronienie.

Zatrzymaliśmy się, żeby złapać oddech. Peter sprawdził, co z jego ludźmi, a później przyszedł do mnie.

– Musisz wracać – powiedział stanowczo. – Nadal ist-nieje ryzyko, że zostaniemy najechani lub zbombardo-wani. Od dwóch godzin nie przyjechała żadna karetka. Co mam z tobą zrobić, lady Elspeth? – W jego głosie po-brzmiewała rozpacz.

– Nic mi nie będzie. Skoro przeżyłam atak, poradzę so-bie i teraz. Powiedz mi tylko, gdzie nie będę nikomu prze-szkadzała, chyba że mogę wam jakoś pomóc?

Peter rozejrzał się dookoła. Na końcu ulicy dostrzegł zniszczony kościół, z  którego zostało już tylko wejście i  jedna ze ścian. Reszta zamieniła się w  stertę kamieni w miejscu, gdzie kiedyś znajdowały się nawa i prezbi terium.

– Tam. Schowaj się między ścianą i drzwiami kościo-ła. Powinnaś być w miarę bezpieczna, ale jeśli zobaczysz,

Todd_Narzeczona_oficera.indd 43odd_Narzeczona_oficera.indd 43 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

44

że żołnierze uciekają, nie czekaj na mnie. Biegnij za nimi ile sił w nogach.

Jeden z żołnierzy znalazł czas, by zagrzać wodę nad ma-leńkim ogniem, a ja nadal miałam przy sobie cynowy ku-bek. Kapral, młody Szkot z Highlands, z włosami rudymi jak u kuzyna Kennetha, zbliżył się do mnie nieśmiało i po-częstował odrobiną własnej herbaty. Miałam zamiar od-mówić, lecz zobaczyłam, że zależy mu na tym, żebym ją przyjęła, więc z wdzięcznością się napiłam.

– Pochodzisz z Douglasów – powiedział kapral nieświa-domy tego, że mam tytuł przed nazwiskiem. – Jesteś krew-ną majora Rory’ego Douglasa?

– Kuzynką – odparłam. – Czy on żyje? Nic mu nie jest? – Kiedy go ostatnio widziałem, miał się dobrze, ale stra-

cił brata.Moje serce zamarło. Tylko nie Bruce, który tak pięknie

grał na pianinie i miał fi glarne chochliki w szarych oczach. – Nie dosłyszałem którego – mówił dalej, nim zdąży-

łam zapytać. – Ale służyłem u tego majora, to doskonały żołnierz. Jeśli go jeszcze zobaczę, powiem mu, że pozdra-wia go kuzynka.

I już go nie było. Powiadają, że Szkot przemierzy pół świata za swoim krewnym, i  ten mężczyzna  – a  właści-wie chłopiec – to właśnie zrobił, uspokajając mnie i dzie-ląc się nowinami. To samo zrobiłby dla własnego kuzyna w  Londynie, Kanadzie czy Australii. Byłam wzruszona jego gestem.

Zmierzchało, kiedy Peter przyszedł do ruin kościoła. Z frontu nie dobiegał już dźwięk wystrzałów i uznałam,

Todd_Narzeczona_oficera.indd 44odd_Narzeczona_oficera.indd 44 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

45

że Niemcy również udali się na spoczynek. Tylko przed czym – jutrzejszym atakiem?

Peter oparł głowę o kamienne sklepienie drzwi, znalazł nieco wygodniejszą pozycję i westchnął.

Widziałam, jak troszczy się o swoich ludzi, a oni odwza-jemniają się mu szacunkiem i pokładanym w dowódcy za-ufaniem. Widziałam, jak martwi się o rannych, świadomy wszystkiego, co się wokół niego dzieje. Znalazł dla mnie czas podczas odwrotu i mimo potwornego zmęczenia nie tracił nadziei w to, że szczęście odwróciło się od nich tyl-ko na chwilę i wkrótce uda im się odzyskać straconą po-zycję. Przede wszystkim jednak widziałam, że chłopiec, którego kiedyś znałam, przyjaciel kuzyna Bruce’a, zamie-nił się w mężczyznę. Miał w sobie coś, co podobało mi się bardziej, niż powinno.

– Dobry Boże, co to był za dzień. Francuzi skiero wali niemieckie oddziały z powrotem na nas. Próbujemy je te-raz powstrzymać od przedarcia się na południe. Nie mają zamiaru wycofać się do Belgii. Przyszli tu walczyć i łatwo nie odpuszczą.

– Z pewnością mają przewagę liczebną – powiedziałam, przypominając sobie paryskie taksówki. Tutaj też rozpacz-liwie przydałyby się posiłki. Armia brytyjska była rozrzu-cona po całym imperium, a Korpus Ekspedycyjny, choć tworzony przez zaprawionych w boju żołnierzy, nie mógł się rozmnożyć w ciągu nocy.

– Rzeczywiście, brakuje nam ludzi. Przyszliśmy tu walczyć z oddziałem skrzydłowym, ponieważ większość

Todd_Narzeczona_oficera.indd 45odd_Narzeczona_oficera.indd 45 2013-04-15 13:07:352013-04-15 13:07:35

46

jednostek niemieckiej armii ruszyła na Dolinę Marny. Z tego, co słyszałem, są bliskie zajęcia Paryża.

Powiedziałam mu, że widziałam oddział wysłany do walki renaultami.

Peter roześmiał się z podziwem. – Muszę przyznać, że to sprytne posunięcie. Szkoda, że

nie możemy liczyć na podobną pomoc... – zawiesił głos. – Nie mam cię czym poczęstować, a  ty pewnie umierasz z głodu.

Pomyślałam o wieczorze spędzonym z Alainem i pro-stym, lecz przepysznym jedzeniu w restauracji, w której stołował się lud Paryża, gdzie nie mógł nas spotkać nikt znajomy i nie groziły nam plotki.

– Muszę przyznać, że zjadłabym kawałek sera i piętkę pysznego chrupiącego chleba.

– O tak. – Zapadła cisza. – Nie widziałem cię od śmierci ojca. Przykro mi, wiem, jacy byliście sobie bliscy.

– Byłeś na pogrzebie? – Nie zauważyłam go. Szok spra-wił, że nie widziałam w zasadzie nikogo.

– Zjawiłem się w ostatniej chwili. Pociąg z Londynu się spóźnił i nie miałem okazji z tobą porozmawiać przed na-bożeństwem, a później wolałaś zostać sama.

Wydałam instrukcje, że nikogo nie chcę widzieć. Na pogrzebie zjawiło się tylu żałobników, że ich smutek mnie przytłoczył. Potrzebowałam czasu, by stawić czoła włas-nym emocjom.

– Miło, że przyjechałeś – wydusiłam, a później, chcąc odepchnąć od siebie bolesne wspomnienia, dodałam:  – A ty? Co wydarzyło się w twoim życiu, nie licząc wojny?

Todd_Narzeczona_oficera.indd 46odd_Narzeczona_oficera.indd 46 2013-04-15 13:07:362013-04-15 13:07:36

47

– Ja również straciłem ojca, ale pewnie o tym słyszałaś. Wybrałem armię, podobnie jak on.

– Kto się opiekuje waszym klanem? – Mój młodszy brat, ten kulejący. Poradzi sobie lepiej

niż ja. – Wątpię w to. – Nie, poważnie, jest tyle rzeczy do zrobienia, a mnie

nie ma na miejscu. – I nigdy się nie ożeniłeś? – Był ode mnie starszy o pięć lat.

Nie byłabym zaskoczona, gdyby mi powiedział, że się ożenił, chociażby po to by zapewnić ciągłość klanu. W naszych krę-gach dziedziczenie było ważne. Doskonale to rozumiałam.

– Nie. Kiedy stacjonowaliśmy w  Kanadzie, poznałem dziewczynę, która mi się podobała, ale nic z tego nie wy-szło. – Spojrzał na pierścionek na moim palcu. – A ty?

Z jakiegoś powodu nie mogłam mu powiedzieć, że je-stem po słowie, chociaż oczywiście ofi cjalne zaręczyny nie mogły się odbyć, dopóki Alain nie porozmawia z moim kuzynem. Bałam się wypowiedzieć te słowa głośno, ze strachu przed bóstwami wojny. W tym równaniu było zbyt wiele niewiadomych. Czy Alain wyjdzie z wojny cało, czy mój kuzyn zgodzi się na zaręczyny, czy po tak długim roz-staniu żadne z nas nie zmieni zdania?

Powiedziałam zatem: – Kuzyn Kenneth na pewno by się ucieszył z moich za-

ręczyn.Peter uśmiechnął się, błyskając białymi zębami. – Gdyby mógł cię teraz zobaczyć, oddałby cię pierwsze-

mu mężczyźnie, który przekroczyłby próg, byle tylko cię

Todd_Narzeczona_oficera.indd 47odd_Narzeczona_oficera.indd 47 2013-04-15 13:07:362013-04-15 13:07:36

48

stąd zabrał. – Przez chwilę milczał, a później dodał: – Po-winnaś była zostać w Paryżu. Byłabyś tam bezpieczniej-sza niż w Calais.

Pokręciłam głową. – Musiałam zostać aż do rozwiązania przyjaciółki, przy-

rzekłam jej to. Kiedy dziecko przyszło na świat, poczułam zaskakująco silną tęsknotę za domem. Musiałam znaleźć sposób, by wrócić do Anglii, a przynajmniej spróbować.

– Nigdy nie wydostaniesz się z Calais. Nie mogą przyjąć na statki nawet tych rannych, którzy chodzą o własnych siłach. Brakuje dla nich miejsca.

– Widziałam ich szturmujących hotele. – To prawda. Potrzebujesz koca? Sprawdzę, czy uda mi

się go dla ciebie załatwić. – Nic mi nie jest. Kamień jest wciąż ciepły. – Po tak upalnym dniu noc może być dość chłodna. –

Ponownie poruszył głową, a  później odwrócił się, żeby sprawdzić, co go uwiera. – Stopa świętego – oznajmił, do-tykając wystającego palca. – Jak myślisz, kogo przedstawia ta rzeźba? Nie mogę rozpoznać jego atrybutów. – Odchylił się do tyłu. – Niewątpliwie jest to francuski święty. – Wy-dawało mi się, że zasnął, gdyż przez dłuższą chwilę milczał. Później jednak, nie otwierając oczu, oznajmił:  – Muszę zrobić obchód, porozmawiać z sanitariuszami. – Podniósł się, rozciągnął strudzone mięśnie i odszedł.

Wrócił po półgodzinie. Znalazł dla mnie koc, co praw-da mocno zalatujący koniem, i rozłożył mi go na kolanach.

– Później go docenisz. Niestety, nie mamy już więcej her-baty. Amunicja też się prawie skończyła. Jeśli nie dostaniemy

Todd_Narzeczona_oficera.indd 48odd_Narzeczona_oficera.indd 48 2013-04-15 13:07:362013-04-15 13:07:36

49

wkrótce zaopatrzenia lub rozkazu do odwrotu, będziemy zgubieni. Potrzebujemy też pomocy medycznej. Zmarło dwóch kolejnych żołnierzy.

Było coś intymnego w sytuacji, gdy siedzieliśmy razem w ciemności, stopa przy stopie, a moja spódnica dotykała jego butów. Mogłam wyciągnąć rękę i dotknąć jego dło-ni. Peter nieco się odsunął, jakby właśnie zdał sobie spra-wę z tej bliskości.

– A może powinienem znaleźć dla ciebie wygodniejsze miejsce? Poradzisz sobie?

– Powinieneś się przespać, zamiast martwić się o mnie.Podałam mu koc, żeby mógł położyć na nim głowę. Póź-

niej oboje zasnęliśmy, chociaż sen nie był zbyt krzepiący. Peter kilkakrotnie robił obchód, a gdy za którymś razem się obudziłam, leżałam pod kocem obolała i spragniona, lecz przynajmniej nie było mi zimno.

W pewnym momencie poczułam drżenie kamieni nad głową. Z początku myślałam, że to wystrzały, lecz później zorientowałam się, że dźwięk dobiega z przeciwnej strony. Wtedy właśnie zjawił się Peter.

– Przyjechały po nas karetki i ciężarówki. Wstawaj, chcę cię widzieć w pierwszym transporcie.

Zapakowaliśmy rannych do karetek. Większość męż-czyzn wsiadła do któregoś z pojazdów, reszta miała osła-niać nasz odwrót.

W ostatniej chwili Peter wskoczył do karetki i  usiadł obok mnie. Stłoczyliśmy się we troje na miejscu przezna-czonym dla dwóch osób. Siedziałam przyciśnięta do klatki

Todd_Narzeczona_oficera.indd 49odd_Narzeczona_oficera.indd 49 2013-04-15 13:07:362013-04-15 13:07:36

50

piersiowej Petera, który wsunął mi rękę pod głowę, żeby było nam choć odrobinę wygodniej.

– Przepraszam  – powiedział, kiedy moje włosy zaha-czyły o jeden z guzików jego płaszcza. – Nie ma już więcej wolnych miejsc. Dostałem rozkaz wyjazdu z większością oddziału. Żołnierzami osłaniającymi nasz odwrót będzie dowodził inny ofi cer.

Byłam wdzięczna, że siedzi obok i bierze na siebie więk-szość uderzeń i stłuczeń. Podskakiwaliśmy na wyboistej drodze rozpędzeni do maksymalnej prędkości, zachowując bezpieczną odległość od pojazdów za nami. Światła roz-trzaskanych karetek niewiele nam pomagały, lecz wkrót-ce zaczęły oświetlać posępne twarze brytyjskich żołnierzy, którzy maszerowali w milczeniu, by zająć nasze miejsce i na jakiś czas powstrzymać atak. Wiedzą, co ich czeka – pomyślałam. Nie mogą odwrócić wzroku od karetek wy-pełnionych rannymi.

Patrzyłam na nich ze smutkiem. Byli tacy odważni.Nasz kierowca siedział pochylony nad kierownicą. Mięś-

nie jego nagich ramion – zdjął bowiem koszulę – były na-pięte jak postronki, kiedy z całych sił walczył, by nie stra-cić kontroli nad pojazdem.

– Musimy się zatrzymać – powiedział do Petera krótko po tym, jak spotkaliśmy odsiecz. – Trzeba opatrzyć rannych.

– Jeszcze osiem kilometrów – odparł tamten. – Biorąc pod uwagę długość naszej kolumny, musimy przejechać jeszcze osiem kilometrów.

Ponownie przypomniałam sobie wyjeżdżające z Paryża taksówki, ale tym razem miałam do czynienia z pełnym

Todd_Narzeczona_oficera.indd 50odd_Narzeczona_oficera.indd 50 2013-04-15 13:07:362013-04-15 13:07:36

51

odwrotem w pojazdach naprędce zorganizowanych przez armię. Nie sądziłam, by nowi żołnierze zdołali stawić czoła niemieckiej determinacji lepiej niż oddział Petera, ale wie-rzyłam w ich waleczność.

Kierowca zaklął po gaelicku, wskazując przed siebie.Peter Gilchrist powiedział cicho: – Może to i lepiej, że go nie rozumiemy.Ja zrozumiałam. – Powiedział, że widzi przed sobą parę z lokomotyw.Kapitan Gilchrist pochylił się do przodu i wyjrzał przez

zabrudzoną szybę. – Dobry Boże, on chyba ma rację! – Czyżbyś nigdy nie uczył się gaelickiego? – zapytałam. – Mój ojciec należał do Gwardii Szkockiej. Wychowy-

wałem się w Anglii. Nie było nikogo, kto mógłby mnie na-uczyć, chociaż to, co podłapałem od jego ludzi, było bar-dziej przydatne w bójce niż na salonach.

Był równie zmęczony jak ja, lecz ponownie się ożywił, wiedząc, że jego ludzie wkrótce będą bezpieczni. Obser-wował, jak otwierająca kolumnę karetka toruje sobie dro-gę między oddziałami żołnierzy wyskakujących z pocią-gów i tymi, którzy spieszyli zająć ich miejsce.

– Opanowanie tego chaosu zajmie resztę nocy – powie-dział Peter, sięgając w stronę klamki. – Ale i tak należy dzię-kować Bogu. Zostań tutaj. Załatwię ci miejsce w pociągu, gdy tylko zaprowadzę tu porządek. Obiecaj, że nigdzie nie odejdziesz. Bóg jeden wie, kiedy przyjedzie kolejny pociąg, skoro Niemcy depczą nam po piętach.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 51odd_Narzeczona_oficera.indd 51 2013-04-15 13:07:362013-04-15 13:07:36

52

Kiedy dałam mu słowo, wysiadł z  ambulansu, a  jego miejsce zajęło chłodne poranne powietrze płynące znad morza. Zadrżałam z zimna.

Obserwowałam Petera i innych ofi cerów, jak zajmo wali się nowo przybyłymi ludźmi i z pomocą wycofujących się jednostek rozpoczęli wyładunek rannych. Radzili sobie całkiem dobrze. W pewnej chwili do naszej karetki pod-szedł major.

– Wracajcie na pole bitwy, najszybciej jak się da. Spodzie-wamy się kolejnych ofi ar jeszcze przed zachodem słońca.

Później zobaczył mnie. – A to kto, u licha? – zwrócił się do kierowcy po gaelicku. – Dziewczyna, która pomagała rannym. Kapitan chce

ją odesłać z powrotem do Calais. – Kim pani jest i  co robi wśród żołnierzy?  – zapytał,

schylając się, żeby mnie lepiej widzieć.Odezwał się po francusku, myśląc pewnie, że jestem

uciekinierką lub, co gorsza, szpiegiem. Odpowiedziałam mu po angielsku.

– Lady Elspeth Douglas. Wracałam do Anglii, lecz zo-stałam rozdzielona z moimi towarzyszami podróży pośród całego tego zamieszania.

Musiałam bardziej przypominać włóczęgę niż ary-stokratkę, ponieważ zdjął czapkę dopiero wtedy, gdy się przedstawiłam.

– Nic z tego. W Calais nie ma miejsca dla kobiety. – To prawda – odparłam. – Kapitan Gilchrist... – Obowiązki kapitana Gilchrista nie pozwalają mu

w  tym momencie zajmować się uchodźcami. Proszę za

Todd_Narzeczona_oficera.indd 52odd_Narzeczona_oficera.indd 52 2013-04-15 13:07:362013-04-15 13:07:36

mną. – Obszedł ambulans, żeby otworzyć mi drzwi, a do kierowcy powiedział: – Macie swoje rozkazy – i pomógł mi wysiąść.

Karetka odjechała. Widziałam, jak pozostałe, opróżnio-ne z rannych ambulanse również odjeżdżają, a żołnierze z pociągu zaczynają za nimi formować szyk.

Zaprowadzono mnie do służbowego samochodu zapar-kowanego na poboczu z włączonym silnikiem. Od dymu z silników zaczęły mi łzawić oczy, lecz nigdzie nie mogłam dostrzec kapitana Gilchrista.

– Sierżancie – zwrócił się do swojego kierowcy mój towa-rzysz – popilnujcie tej pani, byle dyskretnie. Zrozumiano?

– Tak jest, panie majorze – odparł posłusznie mężczyzna.Później major zniknął. Siedziałam na tylnym siedzeniu

samochodu, obserwując zaprowadzanie porządku przez dowódców, w nadziei, że Peter odnajdzie mnie przed po-wrotem majora. Jednak w ciemności trudno było odróż-nić jednego ofi cera od drugiego. Szczęście mi nie dopisało: major wkrótce wrócił i zajął miejsce obok mnie. Jego po-rucznik musiał usiąść z przodu, obok sierżanta.

Odjechaliśmy bez słowa.Żałowałam, że nie mogę się pożegnać z Peterem Gilchri-

stem. Major miał jednak rację – Peter był zbyt zajęty, żeby bawić się w niańkę, a gdybym została, mógł zginąć rozdar-ty między dbaniem o bezpieczeństwo moje i swoich ludzi.

Ponownie rozległ się odgłos karabinów, najpierw nie-mieckich, a później, nieco bliżej, angielskich. Noc dla Pe-tera Gilchrista jeszcze się nie skończyła.

Todd_Narzeczona_oficera.indd 53odd_Narzeczona_oficera.indd 53 2013-04-15 13:07:362013-04-15 13:07:36

zaczytaj się

Charles Todd

Narzeczona ofi cera

ZACZYTAJ SIĘ

SpSpSpSpSpSpSSSprzrzrzrzrzrzrrzecececcccce iwiwiwiwiwiwiwiwiłiłiłiłiłiłiłiłaa a aa a aa sisisisisisisiss ęęęęę zzzazaaazasasaasasaas dodddoddodom.m.m.m.mm RzRzRzRzRzRzRzRzRR ucucccucu iłiłiłiłiłiłaaa a a a wywwywywywyzwzzwzwzwzzwz annnnananaaaa ieieieie wwwwwwwwwwojojojojojojojninininnininieeee.ee. WsWsWsWsWWWWW zyzyzyyyyyysststststkkokokokkokoko wwwwww iiimimimiiimimimię ę ęę ęę ę ę mimimimimiimimim łołołołołołołłoścścścścci…i……i…i…ii…

DUŻA CZCIONKA

Cena 14,90 zł

duża czcionka

Charles ToddN

arzeczona ofi cera

Rok 1914. Młodziutka lady Elspeth Douglas właśnie zaręczyła się z przystojnym bratem przyjaciółki. Szczęście nie trwa jednak długo: wybucha wojna, a Alain zostaje powołany do

wojska i wyrusza na front.

Odważna dziewczyna nie zamierza jednak czekać na ukochanego z założonymi rękami. Wbrew woli rodziny zostaje sanitariuszką.

Na froncie los styka ją z dawnym przyjacielem jej brata, kapitanem Peterem Gilchristem. Kiedy Peter zostaje ranny, Elspeth zaczyna rozumieć,

że jej serce zostało rozdarte na dwoje…

Todd_Narzeczona oficera_okl_pocket_druk.indd 1 2013-04-17 15:57:57