Na rozstaju dróg

19

description

Richard Paul Evans: Na rozstaju dróg Kiedy po śmierci żony Alan postanowił sprzedać wszystko, co miał, i rozpoczął swoją przedziwną pieszą wędrówkę przez kontynent, nie wiedział, co może spotkać go po drodze. Szukał nadziei i ukojenia, pytał o sens cierpienia. Był skupiony na sobie. A jednak podczas wędrówki okazało się, że to on może pomóc innym i dzięki temu zapomnieć o własnej stracie i smutku. Zrozumiał to dzięki kilku wspaniałym kobietom, z którymi zetknął go los.

Transcript of Na rozstaju dróg

Page 1: Na rozstaju dróg
Page 2: Na rozstaju dróg

Evans_Na rozstaju drog.indd 12 2012-07-04 14:13:05

Page 3: Na rozstaju dróg

Na rozstaju dróg

Evans_Na rozstaju drog.indd 1 2012-07-04 14:13:03

Page 4: Na rozstaju dróg

Evans_Na rozstaju drog.indd 2 2012-07-04 14:13:03

Page 5: Na rozstaju dróg

RICHARD PAULEVANS

Na rozstaju dróg

tłumaczenie Hanna de Broekere

Kraków 2012

Evans_Na rozstaju drog.indd 3 2012-07-04 14:13:03

Page 6: Na rozstaju dróg

Książki z dobrej strony: www.znak.com.plSpołeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Wydanie I, Kraków 2012Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]

Druk: Drukarnia Abedik S.A., Poznań

Tytuł oryginałuMiles to Go

Copyright © for the translation by Hanna de Broekere 2012

Projekt okładkiKatarzyna Borkowska

[email protected]

Fotografia na pierwszej stronie okładki© Stephen Carroll/Arcangel Images

Opieka redakcyjnaEwa Polańska

Bogna Rosińska

AdiustacjaMałgorzata Biernacka

KorektaKatarzyna Onderka

Opracowanie typograficzne i łamanieIrena Jagocha

ISBN 978-83-240-1726-3

Evans_Na rozstaju drog.indd 4 2012-07-04 14:13:03

Page 7: Na rozstaju dróg

13

Prolog

Że słońce wstanie, to pewne. Niepewne jedynie jest to, czy my wstaniemy, aby je powitać.Z dziennika Alana Christoffersena

K ilka miesięcy po tym, jak zostałem napadnięty, pchnięty no-żem i pozbawiony przytomności przy autostradzie numer 2

w stanie Waszyngton, znajoma zapytała mnie, jakie to uczucie mieć rany zadane nożem. Odpowiedziałem, że bolesne.

Jak opisać ból? Czasami lekarze proszą nas, abyśmy określili od-czuwany przez nas ból w skali od jeden do dziesięciu, jakby taki wskaźnik mógł cokolwiek wiarygodnie oddać. Moim zdaniem po-winien istnieć bardziej obiektywny sposób oceny, jakiś system po-równawczy, na przykład: czy zamieniłbyś swoje odczucia na leczenie kanałowe, czy może na bóle porodowe?

A z czym porównać cierpienie psychiczne – z bólem fizycznym? Prawdopodobnie ból psychiczny jest gorszy od fizycznego. Czasami ludzie zadają sobie ból fizyczny, aby uśmierzyć cierpienie duchowe. Rozumiem to. Gdybym miał do wyboru: być ugodzonym nożem czy utracić moją żonę McKale jeszcze raz, wybrałbym nóż – bo gdyby nóż mnie zabił, przestałbym cierpieć. Gdyby mnie nie zabił, prędzej czy później rana by się zagoiła. Tak czy owak, ból by minął. Nie ma jednak żadnego sposobu na uleczenie bólu po utracie mojej McKale. I nie sądzę, aby kiedykolwiek ból ten ustał w moim sercu.

Evans_Na rozstaju drog.indd 13 2012-07-04 14:13:05

Page 8: Na rozstaju dróg

Mimo wszystko jest nadzieja – nie że ją zapomnę ani nawet że zrozumiem, dlaczego musiałem ją utracić – ale że pogodzę się z tym, co się stało, i będę starał się żyć dalej. Niedawno pewna kobieta po-wiedziała mi, że bez względu na to, co będę robił, McKale zawsze będzie częścią mnie. Pytanie tylko, jaką częścią? Źródłem wdzięcz-ności i radości czy goryczy i cierpienia? Pewnego dnia będę musiał się zdecydować. Słońce wstaje codziennie. Niepewne jest jedynie to, czy ja wstanę, aby je powitać.

Na razie tym, na co liczę najbardziej, jest nadzieja. Piesza wędrów-ka mi pomaga. Szkoda, że nie mogę być teraz na trasie. Wolałbym być gdziekolwiek, byle nie tu, gdzie obecnie jestem.

Evans_Na rozstaju drog.indd 14 2012-07-04 14:13:05

Page 9: Na rozstaju dróg

15

Rozdział 1

Planujemy, że nasze życie będzie biegło niezakłócenie od realizacji jednego marzenia do spełnienia drugiego, przypominając tym samym mapę samochodową, na której nitki autostrad łączą ze sobą punkciki

miast. Jednak z czasem przekonujemy się, że życie toczy się na bocznych drogach, w objazdach i w czasie przymusowych postojów.

Z dziennika Alana Christoffersena

N azywam się Alan Christoffersen i zaczynam drugi tom za-pisków z mojej wędrówki. W tej chwili piszę w szpitalnym

pokoju w Spokane w stanie Waszyngton. Nie mam pojęcia, jak do-szło do tego, że trzymacie w ręku tę książkę – prawdę mówiąc, nie wiem nawet, czy ją trzymacie – jeśli jednak czytacie moją opowieść, zapraszam was w tę podróż.

Nie wiecie o mnie zbyt wiele. Mam trzydzieści dwa lata, jestem byłym prezesem agencji reklamowej, szesnaście dni temu wyszed-łem z mojego domu w Bridle Trails, dzielnicy Seattle, zostawiając wszystko, czego prawdę mówiąc, nie było dużo w tamtym momencie. Idę do Key West na Florydzie – to około pięciu tysięcy sześciuset kilometrów, z dokładnością do jednego czy dwóch kroków.

Zanim zawalił się mój świat, byłem, jak to określił jeden z mo-ich klientów, „chłopcem z plakatu reklamującego amerykański sen” – wziętym fachowcem od reklamy, szczęśliwym mężem wspania-łej kobiety (McKale), właścicielem świetnie prosperującej agencji

Evans_Na rozstaju drog.indd 15 2012-07-04 14:13:05

Page 10: Na rozstaju dróg

16

reklamowej, na której ścianach wisiały liczne nagrody i dowody uzna-nia, oraz wartego prawie dwa miliony dolarów domu, konia i dwóch luksusowych samochodów stojących w garażu.

Jednak przyszedł moment, gdy szczęście odwróciło się ode mnie. W ciągu pięciu tygodni straciłem wszystko. Moja tragedia zaczęła się w chwili, gdy McKale złamała kręgosłup w wyniku upadku z ko-nia. Cztery tygodnie później zmarła z powodu powikłań. Gdy zaj-mowałem się nią w szpitalu, mój wspólnik Kyle Craig podkradł mi klientów, co doprowadziło do mojej katastrofy finansowej i w efekcie utraty domu z powodu długu hipotecznego oraz przejęcia samocho-dów przez komorników.

Po stracie żony, firmy, domu i samochodów spakowałem rzeczy niezbędne do tego, by przeżyć, i wyruszyłem w pieszą wędrówkę do Key West.

Nie próbuję ustanowić żadnych rekordów ani trafić do gazet. Wiem, że nie jestem pierwszym, który na piechotę przemierza wszerz cały kontynent; jestem spóźniony co najmniej o cały wiek. Jeśli cho-dzi o fakty, pierwsza taka próba została podjęta ponad dwieście lat temu przez podróżnika o nazwisku John Ledyard, który zamierzał przejść całą Syberię, potem statkiem handlującym futrami przepły-nąć Cieśninę Beringa i dotrzeć do (obecnej) Alaski, po czym dojść do Waszyngtonu, gdzie Thomas Jefferson z pewnością gorąco by go powitał w Gabinecie Owalnym. Taki był plan. Ledyardowi udało się dojść jedynie do Irkucka na Syberii, gdzie z rozkazu carycy Ka-tarzyny Wielkiej został aresztowany i deportowany na teren Polski.

Od tamtego czasu co najmniej kilka tysięcy pionierów, poszuki-waczy oraz osadników przemierzyło Amerykę Północną bez butów z poduszkami powietrznymi, utwardzonych dróg ani, w co trudno uwierzyć, bez jednego McDonalda.

Liczba osób, które osiągnęły ten cel w naszych czasach, również jest całkiem pokaźna. Jest wśród nich osiemdziesięciodziewięcioletnia

Evans_Na rozstaju drog.indd 16 2012-07-04 14:13:05

Page 11: Na rozstaju dróg

17

kobieta, która przeszła z Kalifornii do Waszyngtonu, oraz mężczy-zna z New Jersey, który przebiegł trasę z Nowego Brunszwiku do San Francisco w równo sześćdziesiąt dni.

Prawie każda z tych osób przemierzyła kontynent, by pokazać swoje wsparcie dla jakiejś ważnej sprawy, od reformy politycznej po otyłość u dzieci. Ze mną jest inaczej. Mnie motywuje jedynie mi-łość do mojej żony.

Jeśli przypuszczacie, że miejsce, do którego chcę dojść, wybra-łem ze względu na jego balsamiczny klimat, oślepiająco białe plaże oraz błękitne jak topaz wody, to jesteście w błędzie: Key West to po prostu punkt najdalej oddalony od miejsca, z którego wyruszyłem.

Powinienem jeszcze dodać, że Key West to mój planowany cel wę-drówki. Z mojego doświadczenia wynika, że nasze podróże rzadko przebiegają tak, jak chcemy. Steinbeck napisał, że „to nie my decydu-jemy o podróży, ale podróż decyduje o nas”. Istnieje różnica pomiędzy czytaniem mapy a rzeczywistą podróżą – tak duża jak różnica po-między czytaniem karty dań a zjedzeniem potrawy. I to jest właśnie życie. Jak w znanym powiedzeniu: „Życie to jest to, co nam się przy-trafia, gdy planujemy coś innego”. Od początku mojej wędrówki prze-konuję się, jak prawdziwe są te słowa. Nawet odgałęzienia od mojej drogi głównej miały swoje odgałęzienia.

W wyniku najnowszego takiego „odgałęzienia” znalazłem się na ostrym dyżurze szpitala Świętego Serca ze wstrząsem mózgu oraz trzema ranami zadanymi nożem, po tym jak zostałem napadnięty przez młodzieżowy gang około pięciu kilometrów przed Spokane. I tu właśnie do mnie dołączacie.

Tych, którzy podążają za mną od pierwszego kroku (lub wcześ-niej) mojej wędrówki, uprzedzam, że moja opowieść nie będzie z ga-tunku lekkich i nieskomplikowanych. To chyba jednak nie powin-no stanowić zaskoczenia, nie ma przecież człowieka, którego losy byłyby proste i nieskomplikowane. Nikt nie przechodzi przez życie

Evans_Na rozstaju drog.indd 17 2012-07-04 14:13:05

Page 12: Na rozstaju dróg

bez bólu – tego jestem pewien. Ceną za radość jest smutek. Ceną za posiadanie jest utrata. Można narzekać, lamentować i odgrywać rolę ofiary – i wielu tak robi – ale tak po prostu już jest. Miałem dużo czasu, aby to przemyśleć. To jedna z zalet pieszej wędrówki.

W pierwszym dzienniku mojej podróży uprzedzałem was rów-nież, że być może nie uwierzycie albo nie będziecie jeszcze gotowi, by uwierzyć w to, o czym chcę wam opowiedzieć. To samo dotyczy tej książki. Nie ma to jednak znaczenia – przyjmijcie lub odrzućcie to, co chcecie.

Przeszedłem do tej pory zaledwie pięćset jedenaście kilometrów, mniej niż dziesięć procent odległości do Key West. Jednak już ta dotychczasowa podróż przyniosła mi głębokie przeżycia, ponieważ spotkałem ludzi, których, jak wierzę, miałem spotkać, i jestem pe-wien, że takich osób będzie więcej.

Jest to opowieść o przeciwieństwach – o życiu i śmierci, nadziei i rozpaczy, bólu i ozdrowieniu, oraz o wąskich obszarach pomiędzy tymi skrajnościami, na których przebywa większość z nas.

Nie wiem jeszcze, czy uciekam od przeszłości, czy idę w kierun-ku przyszłości – czas i kilometry pokażą, a nie brakuje mi żadnej z tych rzeczy. Mogę o sobie powiedzieć słowami Roberta Frosta: „I wiele mil dzieli mnie od snu”.

Cieszę się, że mogę wam opowiedzieć o tym, czego doświadczy-łem. Zapraszam was w podróż.

Evans_Na rozstaju drog.indd 18 2012-07-04 14:13:05

Page 13: Na rozstaju dróg

19

Rozdział 2

Jak dziwnie ułożyło się moje życie – kiedyś żyłem z dokładnością co do godziny i minuty, teraz nie wiem nawet, jaki jest dzień miesiąca.

Z dziennika Alana Christoffersena

M oja druga noc w szpitalu okazała się bardzo ciężka. Byłem mokry od potu i rozpalony z powodu wysokiej temperatury.

Zacząłem kasłać, a każde kaszlnięcie było tak bolesne, jakby ktoś za-dawał mi cios nożem w brzuch. Pielęgniarka sprawdziła moje ban-daże i powiedziała, żebym nie kasłał, czym mi wcale nie pomogła. Pomimo środków, jakie dano mi na sen, większość nocy przeleżałem, nie zmrużywszy oka, samotny i cierpiący. Pragnienie, by zobaczyć McKale, było silniejsze niż chęć pozostania przy życiu. Zdecydo-wanie silniejsze. Gdyby ona była przy mnie, na pewno nie byłbym w tym opłakanym stanie. W końcu, po jakimś czasie, zmogło mnie zmęczenie i zasnąłem około czwartej lub piątej nad ranem.

Gdy obudziłem się rano, przy moim łóżku chodziła młoda pie-lęgniarka. Sprawdzała monitory i coś zapisywała na karcie. Od mo-mentu przyjęcia mnie do szpitala kręciła się przy mnie cała groma-da pielęgniarek i lekarzy, których dostrzegałem jedynie w krótkich przebłyskach świadomości jako ruchliwe, nieostre postaci. Nie zapa-miętałem twarzy żadnej z nich. Ta pielęgniarka była pierwszą oso-bą, którą widziałem zupełnie świadomie. Była filigranowa, niewiele wyższa od lampy podłogowej. Przypatrywałem się jej przez chwilę.

Evans_Na rozstaju drog.indd 19 2012-07-04 14:13:05

Page 14: Na rozstaju dróg

20

– Dzień dobry – odezwałem się.Podniosła wzrok znad karty, którą trzymała na podkładce. – Dzień dobry. – Która godzina? – zapytałem. Było to trochę śmieszne pytanie,

ponieważ nie wiedziałem nawet, jaki to dzień. Od kiedy wyruszy-łem w drogę, straciłem rachubę czasu.

– Prawie dwunasta trzydzieści – odpowiedziała i dodała: – Piątek.Piątek. W piątek wyszedłem z Seattle. Byłem zatem w drodze od

czternastu dni. Tylko czternaście dni, a dla mnie całe moje nowe życie. – Jak masz na imię? – zapytałem. – Norma. Jesteś głodny? – Mam jakieś szanse na McMuffina z jajkiem i bekonem? Uśmiechnęła się, wyraźnie rozbawiona. – Tak, jeśli znajdziesz gdzieś takiego z galaretki. Może trochę

puddingu? Karmelowy jest jadalny. – Karmelowy pudding na śniadanie? – Na lunch – poprawiła mnie. – Poza tym za parę godzin wysy-

łamy cię na tomografię komputerową całego ciała. – Kiedy będę mógł wyjąć cewnik? – Kiedy będziesz w stanie samodzielnie pójść do łazienki, co

spróbujemy zrobić po otrzymaniu wyniku tomografii. Masz klau-strofobię?

– Nie. – Czasami pacjenci dostają klaustrofobii w komorze tomografu.

Mogę ci dać coś na uspokojenie. Valium. – Niczego nie potrzebuję – odparłem. Nie przejmowałem się

tomografem, chciałem jak najszybciej pozbyć się cewnika. Z ostat-nich czterdziestu ośmiu godzin mgliście pamiętałem, jak wyciągną-łem sobie cewnik i narobiłem bałaganu.

Miałem dwa poważne powody, żeby chcieć się go pozbyć. Po pierwsze, dlatego że przysparzał mi bólu. Nikt nie powinien niczego

Evans_Na rozstaju drog.indd 20 2012-07-04 14:13:05

Page 15: Na rozstaju dróg

wciskać w tę część męskiej anatomii. Po drugie, infekcja spowodo-wana cewnikowaniem zabiła moją żonę. Im szybciej ten przedmiot zniknie z mojego ciała, tym lepiej.

Około drugiej zjawił się młody, krzepki sanitariusz o piegowatej twarzy i w jaskrawofioletowym fartuchu. Odczepił przewody i rurki od mojego ciała, po czym przetoczył moje łóżko przez korytarz do pracowni radiologicznej. O tym, że nie była to moja pierwsza wizyta w tym miejscu, dowiedziałem się, gdy technik obsługująca tomograf powiedziała do mnie:

– Witam ponownie. – Już tu byłem? – Tak, ale za pierwszym razem był pan nieprzytomny.

*

Badanie było żmudne, zadziwiająco głośne i trwało około godziny. Gdy się skończyło, sanitariusze zawieźli mnie z powrotem do mo-jego pokoju, gdzie zasnąłem. Gdy się obudziłem, Angel znowu była przy mnie.

Evans_Na rozstaju drog.indd 21 2012-07-04 14:13:05

Page 16: Na rozstaju dróg

22

Rozdział 3

Gdzieś pomiędzy ciosami noża a przebudzeniem się w szpitalu doświadczyłem czegoś, co trudno opisać. Nazwijcie to snem lub wizją, ale przyszła do mnie McKale. Powiedziała, że jeszcze nie nadeszła moja pora by umierać – że wciąż są ludzie, których mam poznać.

Gdy ją zapytałem, kto to taki, odpowiedziała: „Angel”.Kim jest ta kobieta?

Z dziennika Alana Christoffersena

G dy pierwszy raz obudziłem się w szpitalu, na krześle obok mojego łóżka siedziała nieznajoma kobieta. Była mniej wię-

cej w moim wieku i miała na sobie dopasowany T-shirt oraz jean-sy. Gdy już mogłem mówić, zapytałem ją, kim jest. Powiedziała, że spotkaliśmy się kilka dni wcześniej tuż za niewielkim miastem Wa-terville. Siedziała w swoim samochodzie na poboczu drogi z powo-du przebitej opony.

Przypomniałem sobie. Próbowała samodzielnie wymienić koło, ale nakrętki wypadły jej z rąk i stoczyły się w dół stromego zbocza. Gdy się tam zjawiłem, była bezradna i wystraszona. Odkręciłem po jednej nakrętce od pozostałych trzech kół i przymocowałem nimi zapasowe koło.

Zaproponowała, że podwiezie mnie do Spokane, ale nie zgodzi-łem się. Zanim odjechała, wręczyła mi swoją wizytówkę z numerem telefonu komórkowego, który (ponieważ wyrzuciłem swój telefon

Evans_Na rozstaju drog.indd 22 2012-07-04 14:13:05

Page 17: Na rozstaju dróg

23

w pierwszym dniu wędrówki) był jedynym numerem kontaktowym, jaki znalazła przy mnie policja. Zadzwonili do niej, a ona, z niezro-zumiałych dla mnie powodów, przyjechała. Miała na imię Annie, ale powiedziała, abym zwracał się do niej Angel.

– Tak mówią do mnie przyjaciele – wyjaśniła.Była przy mnie, gdy lekarka powiedziała, że będę potrzebował

kilku tygodni rekonwalescencji w domu. – Jestem bezdomny – powiedziałem.Zapadło kłopotliwe milczenie. – Mogę go zabrać do siebie – odezwała się Angel.Od tego momentu przychodziła do mnie co wieczór i zostawała

przez mniej więcej godzinę. Nasze rozmowy były sztywne i nienatu-ralne, jakbyśmy byli parą nastolatków na randce w ciemno. Nie prze-szkadzało mi, że przychodzi – czułem się samotny i byłem wdzięczny za towarzystwo – ale po prostu nie wiedziałem, dlaczego przychodzi.

Dzisiejsze odwiedziny (angeliczna wizyta, jak ją nazwała) miały miejsce później niż zwykle. Gdy się obudziłem, Angel czytała bro-szurową książkę o miłości wydaną przez amiszów. Gdy na nią pa-trzyłem, w mojej głowie zabrzmiały słowa piosenki:

Jestem w siódmym niebie…

Kilka paradoksalnie radosnych taktów odtwarzało się w kółko, denerwująco uporczywie, jak zacinająca się płyta winylowa. Była to melodia piosenki z początku lat siedemdziesiątych, którą pamiętałem z mojego dzieciństwa. Duet The Carpenters. Moja mama ich uwiel-biała. O Karen i Richardzie mówiła tak, jakby byli członkami rodziny.

Nawet gdy umierała na raka, puszczała ich płyty. Szczególnie wtedy, gdy umierała. Mówiła, że ich muzyka podtrzymuje ją na du-chu. Jako dziecko znałem na pamięć słowa ich wszystkich piosenek. I nadal je pamiętałem. Close to you, Rainy Days and Mondays, Hurting

Evans_Na rozstaju drog.indd 23 2012-07-04 14:13:05

Page 18: Na rozstaju dróg

24

Each Other. Pamiętam, jak kopiowałem ich logo na papier maszy-nowy, a potem próbowałem je poprawić, co prawdopodobnie było moją pierwszą wprawką w grafice reklamowej.

Mama odtwarzała ich albumy na konsoli stereo marki Zenith w okładzinie z drewna orzechowego (było to ogromne urządzenie, które zajmowało prawie całą wschodnią ścianę w naszym salonie), a ich muzyka wypełniała cały dom, co dawało mi poczucie spokoju, ponieważ wiedziałem, że mama była wtedy w radosnym nastroju.

Obserwując pochłoniętą czytaniem książki Angel, uświadomiłem sobie, dlaczego pomyślałem o Carpentersach. Angel była podobna do Karen, choć nie całkowicie. Miała blond włosy i była trochę ładniej-sza, ale na tyle podobna, aby przyciągnąć drugie spojrzenie. Byłem ciekaw, czy Angel potrafi śpiewać. Gdy rozmyślałem o jej podobień-stwie, podniosła wzrok. Uśmiechnęła się, widząc, że na nią patrzę.

– Cześć – powitała mnie.Miałem spierzchnięte wargi i żeby móc coś powiedzieć, musia-

łem najpierw zwilżyć je językiem. – Cześć. – Jak się czujesz? – Trochę lepiej niż wczoraj. Długo tu jesteś? – Chyba około godziny. – Cisza. Po chwili dodała: – Mówiłeś

przez sen. – Powiedziałem coś sensownego? – Chyba wołałeś kogoś… McKay albo McKale?Drgnąłem, ale nic nie powiedziałem. – Rozmawiałam z pielęgniarką. Powiedziała, że jeśli twoja tomo-

grafia nic nie wykaże, możliwe, że wyjdziesz już za kilka dni. Może nawet w poniedziałek. – Nieznacznie skrzywiła usta. – Halloween. Dzień strachów.

– Byłoby fajnie – powiedziałem.Po chwili odezwała się ponownie:

Evans_Na rozstaju drog.indd 24 2012-07-04 14:13:05

Page 19: Na rozstaju dróg

– Moja propozycja jest nadal aktualna. Chętnie zabiorę cię do sie-bie. Poprzestawiałam już niektóre sprzęty w mieszkaniu… – urwała, po czym dodała: – Na wszelki wypadek.

– To bardzo miłe z twojej strony – powiedziałem ze sztuczną uprzejmością.

Spojrzała na mnie z niepokojem. Upłynęła prawie minuta, za-nim zadała mi pytanie:

– Co o tym myślisz?Co ja o tym myślałem? W ostatnim czasie wielokrotnie rozwa-

żałem możliwości, jakie miałem do dyspozycji. Po tym, jak zawalił się mój świat, moim jedynym przyjacielem była Falene, moja była asystentka z Seattle. Pomimo łączącej nas przyjaźni nie mogłem wrócić do tego miasta.

Był jeszcze mój ojciec, który mieszkał w Los Angeles. Wiedziałem jednak, że jeśli pojadę do Kalifornii, nigdy nie wrócę na trasę mojej wędrówki. A ja musiałem wrócić. Musiałem dojść do celu.

Po raz pierwszy od chwili, gdy wyszedłem z domu, zdałem so-bie sprawę z tego, że moja wyprawa miała nie tylko wymiar fizyczny, ale również duchowy – podobnie jak wędrówki australijskich Abo-rygenów czy migracje pierwotnych mieszkańców Ameryki Północ-nej. Coś, co nie w pełni rozumiałem, zmuszało mnie do podążania naprzód.

Poza tym siedząca obok mojego łóżka kobieta stała się częścią mo-jej podróży. Istniał jakiś powód, dla którego nasze drogi się skrzyżo-wały. Na razie nie miałem pojęcia, jaki by to mógł być powód.

Po chwili odpowiedziałem: – Jeśli nie sprawię zbyt wielkiego kłopotu.Jej wargi rozchyliły się w nieznacznym uśmiechu. Skinęła głową. – Żadnego.

Evans_Na rozstaju drog.indd 25 2012-07-04 14:13:05