MOJA OJCZYZNA - pm33.pl · Ojczyzna Włodzimierz Domaradzki Wszystko dokoła: Dom i przedszkole,...

62
MOJA OJCZYZNA

Transcript of MOJA OJCZYZNA - pm33.pl · Ojczyzna Włodzimierz Domaradzki Wszystko dokoła: Dom i przedszkole,...

MOJA OJCZYZNA

2

SYMBOLE

NASZEGO

KRAJU

3

F l a g a P o l s k i

4

Godło P o l s k i

5

H y m n P o l s k i

„Mazurek Dąbrowskiego”

Jeszcze Polska nie zginęła, Kiedy my żyjemy,

Co nam obca przemoc wzięła, Szablą odbierzemy.

Ref.: Marsz, marsz Dąbrowski,

Z ziemi włoskiej do Polski, Za Twoim przewodem

Złączym się z narodem.

Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę, Będziem Polakami,

Dał nam przykład Bonaparte, Jak zwyciężać mamy.

Ref.: Marsz, marsz Dąbrowski…

Jak Czarniecki do Poznania

Po szwedzkim zaborze, Dla Ojczyzny ratowania Wrócim się przez morze.

Ref.: Marsz, marsz Dąbrowski…

Mówił ojciec do swej Basi,

Cały zapłakany: "Słuchaj jeno, pono nasi

Biją w tarabany."

Ref.: Marsz, marsz Dąbrowski…

6

Podział administracyjny Polski

W każdym rejonie geograficznym Polski rozwija się odrębna

kultura ludowa. Społeczność lokalna, która tą kulturę tworzy

charakteryzuje się specyficznym strojem, działalnością

artystyczną oraz obyczajowością.

7

WYBRANE STROJE

REGIONALNE

8

Strój łowicki

9

Strój krakowski

10

Strój góralski

11

Strój rzeszowski

12

Strój kaszubski

13

Strój lubuski

14

LEGENDA

POWSTANIU

PAŃSTWA

POLSKIEGO

15

Legenda O Lechu, Czechu i Rusie

16

17

18

Pierwsze polskie osady

19

Wygląd grodu z lotu ptaka

20

WIERSZE

O OJCZYŹNIE

21

Katechizm polskiego dziecka

W.Bełza

Kto ty jesteś? — Polak mały.

Jaki znak twój? — Orzeł biały.

Gdzie ty mieszkasz? — Między swemi.

W jakim kraju? — W polskiej ziemi.

Czym ta ziemia? — Mą ojczyzną.

Czym zdobyta? — Krwią i blizną.

Czy ją kochasz? — Kocham szczerze.

A w co wierzysz? — W Polskę wierzę.

Coś ty dla niej? — Wdzięczne dziecię.

Coś jej winien? — Oddać życie.

Co to jest Polska?

Czesław Janczarski

Co to jest Polska? –

spytał Jaś w przedszkolu.

Polska - to wieś

i las,

i zboże w polu,

i szosa, którą pędzi

do miasta autobus,

i samolot, co leci

wysoko nad tobą.

Polska - to miasto,

strumień, i rzeka,

i komin fabryczny

co dymi z daleka,

a nawet obłoki,

gdy nad nami mkną -

Polska to jest także

twój rodzinny dom.

22

A przedszkole?

Tak – i przedszkole,

i róża w ogrodzie,

i książka na stole.

Ojczyzna

Włodzimierz Domaradzki

Wszystko dokoła:

Dom i przedszkole,

Fabryczne dymy, żelazna kolej,

Kwiaty przy oknie,

Klon koło bramy,

Słoneczny uśmiech

Kochanej mamy,

I las, co cieniem

Dzieci zaprasza

Wszystko to Polska -

Ojczyzna nasza.

To jest Polska

Zbigniew Jerzyna

Kiedy nagle las zaszumi,

Mowę sosny gdy zrozumiesz …

To jest Polska.

Gdy zobaczysz gdzieś topole

królujące ponad polem

To jest Polska.

Ujrzysz biały krzyż wycięty,

Hełm i pod nim piasek święty….

To jest Polska.

Piękna jest nasza ziemia

Czesław Janczarski

23

Piękna jest nasza ziemia,

Przejrzysty nad nią błękit.

piękna jest nasza mowa

i pieśni, i piosenki.

Piękna jest nasza Wisła

Od gór dalekich do morza,

Piękne są nasze dęby,

Topola sosna i brzoza.

Piękna jest nasza szkoła

I piękna zieleń boiska.

Strumień jest piękny i łąka,

I zboża fala złocista.

I piękna jest Warszawa

W blasku neonów i okien,

I szybki lot odrzutowca,

Co ginie pod obłokiem.

Piękny jest Biały Orzeł

Piękna jest biel i czerwień.

Piękna nasza Ojczyzno,

Kochać będziemy cię wiernie!

Barwy Ojczyste

Czesław Janczarski

Powiewa flaga,

Gdy wiatr się zerwie,

A na tej fladze

Biel jest i czerwień.

Czerwień – to miłość,

Biel – serce czyste….

Piękne są nasze barwy ojczyste.

Nasze Polskie ABC

Zygmunt Stawecki

Już w przedszkolu dzieci wiedzą,

24

Co to Wisła

Co to Bałtyk.

Że na Śląsku mamy węgiel,

A znów góry

To są Tatry.

Taki polski elementarz,

Raz zobaczysz

I pamiętasz.

Kiedy będę taki duży,

Jak na przykład

Są rodzice

Z książek, z kina i z podróży

Poznam kraju okolice.

Jak zakładka

Wisły wstążka,

No a Polska

Jest jak książka.

Nasze polskie ABC

Każde dziecko

o nim wie.

Wchodzi w głowę,

Wchodzi w serce,

jak literka po literce.

Coraz lepiej czytasz je,

Nasze polskie ABC.

Znak

Maria Łuszczuk

Czy ty wiesz, jaki to znak:

W czerwonym polu

Biały ptak?

-wiem-

Odpowiedział Jędrek mały –

To jest znak Polski:

Orzeł Biały.

25

GNIEZNO

PIERWSZA

STOLICA POLSKI

26

Herb Gniezna

27

Gniezno, miasto we wschodniej części województwa

wielkopolskiego, w obrębie Pojezierza Gnieźnieńskiego, położone na

siedmiu wzgórzach, otoczone jeziorami: Jelonek, Świętokrzyskie,

Winiary. Na początku tworzenia się państwa polskiego Gniezno

odegrało znaczącą rolę jako stolica państwa Polan. Tutaj rozpoczął się

proces łączenia plemion słowiańskich.

Rynek w Gnieźnie

28

Katedra gnieźnieńska

29

KRAKÓW

DRUGA

STOLICA POLSKI

30

Herb Krakowa

31

Kościół Mariacki

Sukiennice

32

Zamek Królewski na Wawelu

Dzwon Zygmunta uruchamiany jest ręcznie,

przez zespół 8-12 ludzi, rozhuśtanie go

wymaga sporo siły i czasu. Przywilej bicia

w ten dzwon ma 35 dzwonników. Jest to

grono zamknięte. Część dzwonników

stowarzyszona jest w Bractwie

Dzwonników Zygmunta.

Bicie w dzwon Zygmunta oznajmia tylko

święta i uroczystości kościelne i

państwowe oraz najważniejsze

wydarzenia w życiu Polski lub Kościoła

katolickiego.

33

Lajkonik krakowski

Lajkonik (konik zwierzyniecki, tatarzyn) to jeden z nieoficjalnych symboli

Krakowa, mający postać małego konika z siedzącym na nim brodatym jeźdźcem w

charakterystycznej spiczastej czapce.

Legenda konika zwierzynieckiego

W 1287 roku horda tatarska zbliżyła się wieczorem do bram miasta. Tatarzy atak

odłożyli na rano, postanawiając przenocować nad Wisłą, w pobliżu wsi

Zwierzyniec (obecnie dzielnica Krakowa). Zauważyli ich wiślańscy flisacy (tzw.

włóczkowie – od tego nazwa jednej z ulic – Ulica Włóczków) z Półwsia

Zwierzynieckiego, a pojmawszy Tatarów postanowili zażartować z mieszkańców

Krakowa: przebrali się w stroje azjatyckich wojowników i na zdobycznych koniach

wjechali do miasta. Szybko jednak mistyfikacja się wydała, ku zadowoleniu

krakowian, a burmistrz Krakowa podał do wiadomości, że od tej pory co roku

obchodzona będzie tradycja nawiązująca do tego wydarzenia.

34

LEGENDY

KRAKOWSKIE

35

Anna Świrszczyńska

Jak Krak zbudował Kraków

Nad Wisłą góra wysoka,

a koło góry pieczara.

W pieczarze błyszczy łeb smoka.

Ach, jaka groźna poczwara!

Jak wygląda ten smok,

można by mówić rok.

Bo on ślepiami błyska

I ostre ma zębiska,

I nietoperze skrzydła

furkoczą u straszydła.

Ogonem macha bez przerwy,

Co może działaś na nerwy,

Na łapach ma łuski jak ryba,

A łap ma dziesięć chyba.

I ciągle nimi rusza,

Że aż truchleje dusza,

i pazury ma przy każdej łapie,

a do tego jeszcze – sapie.

Sapie, syczy,

chrapie, ryczy,

gdy w tej jaskini siedzi,

jak sto wilków albo tuzin niedźwiedzi.

Zbój z tego smoka nie lada.

Na wsie i drogi napada,

Porywa owce, jagnięta,

Porywa chłopców, dziewczęta,

porywa małe dzieci

pasterzy, rybaków, kmieci.

Więc smutno nad brzegiem Wisły,

z niejednych oczu łzy trysły.

Zebrał się naród na wielki wiec.

Każdy tam może swe słowo rzec.

I rzekła cała gromada:

- Czas zabić złego gada.

Ale kto zabić go pójdzie?

- pytają ludzie.

- Ja pójdę, niech zginie, niech!

- myśliwych woła trzech.

Więc lud na lewo i prawo

Bije im brawo.

Pobiegł pierwszy wnet,

Ciął mieczem w smoczy grzbiet .

Lecz smok go pożarł zaraz.

Oj, siłę ma poczwara!

Zginął junak śmiały,

niewiasty płakały.

36

Biegnie myśliwy drugi,

Ma łuk i oszczep długi.

Chce trafić w szyję smoczą,

tam, gdzie skrzydła furkoczą.

Lecz smok go pożarł zaraz.

Oj, siłę ma poczwara!

I poległ junak śmiały,

niewiasty znów płakały.

Teraz trzeci zuch śpieszy.

Ach, lęk mu serce przeszył,

Lecz gdy patrzy gromada,

cofnąć się nie wypada.

Więc idzie, krok za krokiem,

zginąć w walce ze smokiem.

Dziewczęta leją łzy,

żałują młodej krwi.

Wtedy wybiegł z gromady

pasterz Krak, bardzo blady.

I woła: - Bracie stój!

Kiedy daremny bój,

Cofnąć się nie wstyd.

Tu wygra tylko spryt.

I skoczył Krak

Na jakiś pniak,

Do ludzi wkoło

Mówi tak:

- Słuchajcie, ludzie znad Wisły,

bo dobre mam pomysły.

Smok mocny jest lecz głupi,

na tym chce myśli skupić.

I taka moja rada:

Trza skórę wziąć owieczki,

do środka siarkę wkładać

i smoły wlać pół beczki.

Rzucę smokowi to jadło,

By przed jaskinię padło.

Mówi gromada:

- Mądrze Krak gada. –

No i pobiegli wszyscy szparko,

wypchali owczą skórę siarką.

Ciemną nocą wziął Krak tę skórę,

Skrada się cicho pod smoczą górę.

Słyszy, jak smok przez sen sapie,

Jak syczy i chrapie.

Skórę cichutko kładzie.

- Koniec twój, gadzie. –

Ze strachem czekają ludzie,

Czy wróci żywy Krak.

Powraca żyw! O cudzie!

Do braci mówi tak:

- Dziś rano zginie gad,

37

Odmieni nam się świat.

Zjadł owcę z siarką smok.

Oj, chwiejny jego krok.

Z pyska mu leci dym

- niedobrze z nim.

Ogonem bije,

Syczy i wyje.

Idzie do Wisły

I wodę pije.

Wypił Wisłę całą

I jeszcze mu mało.

Aż od tego picia

pękł i padł bez życia.

Cieszą się ludziska,

Każdy Kraka ściska.

- Zróbmy księciem Kraka,

Gdy w nim mądrość taka! –

A on pod boki się ujął,

Oczy mu się radują.

Stuka się palcem w czoło,

Mówi wesoło:

- Pamiętaj, ludu znad Wisły,

że grunt - to dobre pomysły.

Jak chcecie – będę księciem,

choć trudne to zajęcie.

Gdy został księciem Krak,

To chodził wkoło po woskach

i mruczał: - Czegoś tu brak. –

I mocno się czymś troskał.

Zaglądał do szałasów

Ubogich w głębi lasów,

do starych lepianek i chat,

Gdzie żyły dzieci

myśliwych, kmieci

w biedzie od lat.

Aż wreszcie zawołał na radę lud

i mówi: - Bracia, Trza stawiać gród.

Gród stanie piękny jak sokół,

Jakiego nie ma wokół.

Gród stanie mocny jak orzeł,

a wkoło – wały i bramy.

Żaden nas smok nie zmoże,

Gdy bramy pozamykamy.

W grodzie moc ulic będzie,

przy każdej – domy w rzędzie.

Domy modrzewia i sosny,

a każdy dom wyniosły,

a każdy jasny i ciepły,

by mieszkać było w nim lepiej

i dzieciom naszym, i nam.

I głowę dam,

38

że sławny będzie to gród

na zachód i wschód.

Słucha gromada,

Co Krak powiada.

- Oj, masz ty Kraku,

głowę nie lada.

Ludzie nad rzeką Wisłą

radzi są nowym pomysłom.

Lecz to za trudne dla nas,

To rzecz jest niesłychana.

Nasi ojcowie mili

też tego nie robili.

Z garścią chłopów, rybaków,

pasterzy nieboraków

Nie postawisz ty grodu,

książę Kraku.

Krakowi oczy zabłysły

i zaśmiał się szeroko.

- Ej, ludzie, ludzie znad Wisły,

daliśmy radę smokom.

Gdy pięść masz słabą, niebożę,

to rozum ci pomorze.

Pójdę ja w święty las,

co szumi wkoło nas.

W puszczę świętą od wieka,

przyjazną dla człowieka.

Tam leśne dziady żyją,

co się w gęstwinie kryją.

Każdy dziad

ma tysiąc lat,

dobrym ludziom sprzyja rad.

Mądre są, to wiadomo.

Poproszę ich o pomoc.

Idzie nocą w puszcze Krak,

gdzie szumią dęby i sosny.

I na polanie

odwiecznej stanie,

i woła tak

głosem doniosłym:

- Hej, leśne dziady z borów nad Wisłą!

Hej, leśne dziady zielone!

Przychodzę do was z poczciwą myślą,

przychodzę do was z pokłonem.

Chcemy nad Wisłą gród wielki stawiać,

Ten kraj i puszcze nad świat rozsławiać.

Lecz ciężki to jest trud

zbudować gród.

Trza rąbać dęby i sosny,

aby z nich domy wyrosły.

Pomóżcie dziady w tym trudzie.

Proszą was ludzie. –

39

Słucha leśny dziad,

na gałęzi siadł.

Zielone ramiona

opiera o konar,

zieloną brodę targa mu wiatr.

Oczy lśnią jak u żbika,

a głos ma jak muzyka,

jak szum odwiecznych sosen,

gdy mówi potężnym głosem:

- Pomożemy ci, junaku.

Postaw gród

u Wisły wód

i gród ten nazwij Kraków. –

Idą drwale z toporami,

lecz nie rąbią drzewa sami.

Leśne dziady z nimi wraz

rąbią las.

Daje puszcza na ofiarę s

najpiękniejsze dęby stare.

I sosny, i modrzewie

padają drzewo przy drzewie.

- Junaku, junaku,

zbuduj teraz Kraków. –

Wiozą woły ścięte drzewa,

Ciągną woły, ludzie pchają.

Ludziom oczy pot zalewa,

Gdy domy stawiają.

Chwycił topór Książe Krak,

odrąbuje belkę.

Ciężki topór bije w takt

Sosny twarde, wielkie.

Słony pot mu z czoła ściekł,

Po ramionach spada.

Z księcia Kraka dzielny człek,

Widzi to gromada.

Przeszedł roczek, przeszły dwa,

a robota ciągle trwa.

Przeszedł rok i trzy i pięć,

już do pracy mniejsza chęć.

Słabną siły junaków

Trudno postawić Kraków.

Spuścił głowę książe Krak

i chodzi po mieście.

Myśli sobie tak i siak,

aż wymyślił wreszcie.

- Hej, hej junacy,

Nie ustawać w pracy!

Przyślę wam bez liku

pomocników.

W każdej starej chacie

siedzi skrzat przy skrzacie.

40

Małych skrzatów sprytny ród

Pomoże nam stawić gród. –

Chodzi po wioskach książę Krak,

Domowe skrzaty woła tak:

- Skrzacie, skrzacie,

co strzeżesz ognia w chacie,

będziesz żyć w nowym domu,

tylko musisz nam pomóć.

Stawiamy gród,

Wielki trud.

Potrzeba nam bez liku

pomocników. –

Mały skrzat

po izbie się kręci rad,

pilnuje ogniska,

drewno w płomień ciska,

kołysze małe dzieci,

zmiata pajęcze sieci,

porządki w izbie czyni,

gdy wyjdzie gospodyni.

Mały skrzat lubi ruch,

bo jest zuch.

Więc na wezwanie księcia

biegnie pełen przejęcia.

On też, niebożę,

Kraków stawiać pomoże.

Pomoże – jeszcze jak!

Bo to mu sprytu brak?

Ach, wesoły to jest widok,

Gdy do grodu skrzaty idą.

Małe toto jak wiewiórka,

a każdy pyzaty.

Tylko im czupryna furka,

Tak się śpieszą skrzaty.

- Kraku, Kraku, masz bez liku

pomocników! –

Jeden skrzat już bieli ściany,

drugi myje próg drewniany.

Ten zatyka belkach szpary

Mchem zielonym albo szarym,

żeby ciepło było dzieciom,

gdy zimowe wichry wlecą.

Tamten śmiałek wlazł na dach,

choć mu pewnie trochę strach,

inny wodę niesie cieśli

i śpiewają wszyscy pieśni.

I śpiewają – jeszcze jak!

Bo to im humoru brak?

- Rośnie, rośnie piękny Kraków,

buduje go stu junaków.

A my biegniem tu jak w dym,

41

a my pomożemy im.

Długo Kraków budowano

Nad tą falą, nad wiślaną.

Bo to przecież wielki trud,

gdy się stawia taki gród.

Ale jak już stanie wreszcie,

Będziem żyli w sławnym mieście.

I zawoła cały świat:

- Kto to zrobił, ten jest chwat! –

Słuchają pieśni junacy,

znów biorą się do pracy.

Ten i ów topór złapał,

powraca dawny zapał.

Nowe w nich siły

nagle wstąpiły.

A Krak do skrzatów krzyczy:

- Dzielni z was pomocnicy! –

I wkrótce gromada junaków

Skończyła budować Kraków.

Gdy wszystkie domy były gotowe,

raz jeszcze poszli do strych chat

i wzięli z tamtąd na życie nowe

ogień rodzinny, święty od lat.

Szły niewiasty sędziwe,

co miały włosy siwe,

w glinianych dzbanach niosły

nigdy nie gaszony

ogień miły, rodzony,

przy którym dzieci i wnuki ich rosły.

Szły też młode dziewczęta,

Ubrane jak we święta.

Zaś skrzaty biegły obok

drogą.

Cicho, uważnie biegły,

bo w drodze – ognia strzegły.

Już w nowych domach błyszczy żar,

niewiasty obiad warzą.

Siedli junacy

Po ciężkiej pracy,

Jedzą z radosną twarzą.

Chodzi ulicą książe Krak,

Pod oba boki się ujął.

Wesół jest dzisiaj niby ptak,

oczy mu się radują.

- Hej, gromado junaków,

postawiliśmy – Kraków! –

42

Legenda o krakowskim hejnale

43

44

45

Legenda o stopce królowej Jadwigi

46

47

48

Wawel

Cz.Janczarski

Tu przed wiekami

smok żył potężny.

Tu szewczyk Skuba

smoka zwyciężył.

Tu przed Tatarem

bronił się Kraków.

Stąd szedł Jagiełło

gromić Krzyżaków.

Tu bije Dzwonu

spiżowe serce.

Tu są pamiątki

nasze najszczersze.

Czy to Kraków?

J. Kierat

Z Mariackiej wieży na srebrnej trąbce,

Co to za koncert?

A pod Wawelem do jamy ścieżka.

Kto w jamie mieszka?

Kogut na rynku macha skrzydłami.

Kto jeździł na nim?

Konno z buławą, z brodą do pasa

Któż to tak hasa?

U czapki pióro i wiatr w sukmanie.

Co to za taniec?

Kłębami dymów światła zasnute.

Czy znasz tę Hutę?

Ten Wawel, Rynek, gołębi dwieście,

W jakim to mieście?

49

Piosenka ludowa

Hej na Krakowskim Rynku

Maki i powoje, maki i powoje,

Chłopcy i dziewczęta, malowane stroje.

Nasz Lajkonik, ten Lajkonik

Po Krakowskim Rynku goni.

Laj, koniku, laj, laj,

Poprzez cały kraj, kraj.

Hej na Krakowskim Rynku

Gołębie wzleciały

I słychać jak grają krakowskie hejnały.

Nasz Lajkonik……..

Piosenka o Krakowie

Kto z was jeszcze nie wie,

No to niech się dowie,

Że dawniej królowie

Mieszkali w Krakowie.

Tysiąc lat ma Kraków.

To wprost nie do wiary,

Że nasz stary Kraków

Jest aż taki stary!

Zagadka

Kto mieszkał w jamie

Tuż nad Wisłą

I zionął ogniem,

Jak ognisko?

SMOK WAWELSKI

50

WARSZAWA

OBECNA STOLICA

POLSKI

51

Herb Warszawy

52

Pałac Kultury i Nauki w Warszawie

53

Pałac na wodzie - Łazienkowski

54

Kolumna Zygmunta i Zamek Królewski

Wiślana Syrenka

Tadeusz Kubiak

Wypłynęła z Wisły

Srebrzysta Syrenka

55

Miała ogon rybi

Ta dziwna panienka.

Nagle zobaczyła

Dom u brzegu Wisły.

- Tutaj będę właśnie mieszkać –

Powiedziała wszystkim.

- Będę was broniła

Tym wiślanym mieczem.

Niech w spokoju rybak łowi,

Piekarz chleby piecze.

I tak zamieszkała

Syrenka w Warszawie.

Wczoraj w parku ją widziałem,

jak tańczyła z pawiem.

Warszawskie Serce

Czesław Janczarski

Niejedną piosenkę

znam o Warszawie

i wiersz niejeden

umiem na pamięć.

Wiem, że to nasza

piękna Stolica,

że pod mostami

płynie tam Wisła.

Wiem, że jest sławna

i bohaterska,

że słyną z męstwa

warszawskie serca.

Że się buduje,

że się rozrasta,

że od neonów

noc tam jest jasna.

56

Gdy mówię wierszyk,

gdy śpiewam piosnkę –

tobie, Warszawo,

dar ten przynoszę.

Słowa serdeczne,

słowa najszczersze…

Chyba mam także

warszawskie serce!

Piękna jest Warszawa

Maria Terlikowska

Piękna jest Warszawa

przy zimowym słonku,

rozdzwoniona dźwiękiem

tramwajowych dzwonków.

Piękna jest Warszawa

o zimowym zmierzchu,

srebrnobiałym śniegiem

przyprószona z wierzchu.

Piękna jest Warszawa

zimą, wiosną, w lecie-

najpiękniejsza w Polsce

Najpiękniejsza w świecie.

Warszawa

Julian Tuwim

Jaka wielka jest Warszawa!

Ile domów, ile ludzi!

Ile dumy i radości

W sercach nam stolica budzi!

Ile ulic, szkół, ogrodów,

Placów, sklepów, ruchu, gwaru,

Kin, teatrów, samochodów

I spacerów i obszaru!

Aż się stara Wisła cieszy,

Że stolica tak urosła,

57

Bo pamięta ją maleńką,

A dziś taka jest dorosła.

Wszyscy kochamy stolicę

Czesław Janczarski

Wszyscy kochamy naszą Stolicę,

stare ulice, nowe ulice.

Mosty nad rzeką i fale Wisły,

statek na fali i piach złocisty.

Szerokie place, parki zielone

I tramwajowy srebrzysty dzwonek.

Stado gołębi, co chmurą białą

Nad ulicami szybuje śmiało.

I każdy kamień, drzewo i trawę…

Wszyscy kochamy naszą Warszawę!

Stolica Polski, piękna Warszawa,

to nasza duma, to nasza sława.

W walce o wolność zawsze najpierwsza,

a wiemy o tym z książki i wiersza,

I z opowiadań ojca i mamy.

Wszyscy stolicę naszą kochamy!

58

LEGENDY

WARSZAWSKIE

59

Legenda o syrence

Jak głosi legenda dawno, dawno temu do brzegu Bałtyku przypłynęły dwie siostry

- syreny, mieszkające w głębinach morza. Były to kobiety-ryby o wielkiej urodzie.

Jedna z sióstr postanowiła popłynąć dalej w stronę cieśnin duńskich, gdzie została

aż po dzień dzisiejszy. Możemy ją zobaczyć siedzącą na skale u wejścia do portu

w Kopenhadze. Druga syrena przypłynęła do nadmorskiego miasteczka Gdańsk,

skąd Wisłą popłynęła w górę rzeki. Podobno właśnie u podnóża dzisiejszego

Starego Miasta wyszła z wody na piaszczysty brzeg, aby odpocząć, i tak spodobało

jej się miejsce, które zobaczyła, że postanowiła tu zostać.

Rybacy, zamieszkujący pobliską osadę zauważyli, że ktoś podczas połowów

wzburza fale Wisły, plącze sieci i wypuszcza ryby z więcierzy. Postanowili więc

schwytać szkodnika i rozprawić się z nim raz na zawsze. Jednakże, kiedy usłyszeli

przepiękny głos syreny, zaniechali swoich zamiarów i szczerze pokochali piękną

kobietę-rybę, która od tej pory co wieczór umilała im czas przepięknym śpiewem.

Pewnego dnia zobaczył syrenkę bogaty kupiec przechadzający się brzegiem Wisły.

Postanowił schwytać ją i uwięzić, żeby za pieniądze pokazywać na jarmarkach. Jak

pomyślał, tak też zrobił. Podstępem ujął syrenę i uwięził w drewnianej szopie..

Skargi syreny usłyszał młody syn rybaka i z pomocą przyjaciół, pod osłoną nocy

uwolnił ją. Syrena z wdzięczności za uratowanie życia obiecała im, że zawsze -

kiedy tylko będą potrzebowali pomocy, stanie w ich obronie. I odtąd warszawska

syrenka, uzbrojona w miecz i tarczę broni miasta i jego mieszkańców.

60

Legenda o Warsie i Sawie

Z nowej stolicy, Krakowem zwanej, do starego przodków Gniezna dwie, jakże

różne wiodły drogi.

Jedna prowadziła lądem, przez dzikie puszcze i knieje, pełne - według twierdzeń

naocznych świadków - okrutnych diabłów, paskudnych wiedźm, brzegami jezior,

z których wzywały ponętne, kuszące, a jakże zdradliwych panny głębinowe.

Druga wiodła rzeką Wisłą, spod samego krakowskiego Wawelu aż do odległego

Płocka, skąd do Gniezna był tylko rzut patykiem, który to dystans najczęściej

przemierzano już na wierzchowcach.

Tę drugą drogę obrał król Kazimierz, Odnowicielem zwany, na co rok odbywaną

podróż do Gniezna.

Już drugiego dnia wyprawy wielce zatęskniło się królowi do świeżego i pachnącego

jedzenia, bo jak każdy Słowianin dobrze jeść lubił, a przygotowane jeszcze w

Krakowie na drogę suszone jedzenie do najsmakowitszych nie należało.

I kiedy o świeżym mleku i świeżej rybie tylko pomyślał, ujrzał dym, a za chwilę

małą chatę.

Wbrew przestrogom załogi wioślarskiej, król do brzegu przybić kazał i ostrożnie z

łukiem w ręku w stronę chaty kroki skierował.

Daleko sam nie uszedł, bo zaraz za nim, jak kot skradał się jego wierny sługa

Gniewko, który zarzekał się jeszcze niedawno iż "w ręce zbójów nie polezie".

Kiedy podeszli bliżej, zagroda okazała nie żadną zbójecką siedzibą, tylko zwykłą

chatą rybacką.

Gospodyni bardzo serdecznie przywitała niespodziewanych gości, poczęstowała

dostojnika świeżym mlekiem, a na rybę poczekać radziła, mąż bowiem - Pietrko

Rybak - lada chwila z nocnych połowów miał wrócić.

Na Pietrka długo czekać nie było trzeba. Wkrótce, tak jak przewidziała gospodyni,

z pełnymi koszami różnorodnych ryb przybył.

W trakcie spożywania wyśmienicie przyrządzonych ryb, jakich jeszcze król w

życiu nie jadł, opowiedział rybak o swojej rodzinie, która w ostatnim czasie

powiększyła się o dwoje cudownych bliźniąt.

Niemałe kłopoty mieli rodzice z ochrzczeniem dzieci. Świątyni bowiem w pobliżu

nie było, a do pobliskiej wsi Bródno kapłan przybywał rzadko i jako że do

bródnowskiej kaplicy tuż przed urodzeniem bliźniąt zawitał, do kolejnych

odwiedzin minie sporo czasu.

Król za wspaniały poczęstunek monety złote na stół gospodarzom położył, uznając,

że za tak dobre jedzenie się zapłata należy. Jednak zgodnie ze starym ludowym

zwyczajem i zasłaniając się przysłowiem "Gość w dom, Bóg w dom" gospodarze

zapłaty nijak wziąć nie chcieli.

61

Tymczasem nie omieszkał król o jeszcze dwie przysługi poprosić: o gościnę w

drodze powrotnej z Gniezna i o zaszczyt bycia ojcem chrzestnym bliźniąt na

chrzcie, do którego sam miał doprowadzić.

Jak obiecał, za dwa miesiące, we wrześniu przybił do brzegu już nie jedną, ale

kilkoma łodziami, jakże oczekiwany przez Pietrka Rybaka i jego żonę.

Przybył jak obiecał z kapłanem, dostojnymi gośćmi, którzy mieli swoją obecnością

uświetnić

uroczystość oraz darami dla obydwojga przyszłych królewskich chrześniaków.

Przed przygotowanym na wzgórzu ołtarzem kapłan nadał na życzenie Kazimierza

imiona Wars chłopcu, a dziewczynce - Sawa.

Po uroczystości, przy suto zastawionym stole, oświadczył uroczyście król

Kazimierz, iż odtąd Pietrko Rybak, Piotrerm Warszem nazywany będzie,

królewskim rybakiem, ojcem Warsa i Sawy, właścicielem rozległej dookoła

puszczy.

A kiedy wokół zagrody rybackiej osada wyrośnie, swoim rodowym imieniem

nazwę jej nada, którą po wieki nosić będzie.

Jednak do dziś uczeni nie są do końca pewni pochodzenia słowa Warszawa. Jedni

twierdzą, iż wzięło się od imion legendarnych bliźniąt Warsa i Sawy.

Drudzy, iż od Pietrka Rybaka, któremu król Kazimierz nazwisko zmienił na Piotr

Warsz i jak król przewidział, wokół gospodarstwa wyrosła wieś. Wieś Warsza czyli

Warszewa. I pod taką nazwą przetrwała Warszewa do czasów Jagiellończyka -

Zygmunta Augusta, za którego to panowania sam Jan Kochanowski uraczył nas w

swym kunszcie słowotwórczym fraszką "Na most warszewski":

Nieubłagana Wisło, próżno wstrząsasz rogi,

Próżno brzegom gwałt czynisz i hamujesz drogi;

Nalazł fortel król August, jako cię miał pożyć,

A ty musisz tę swoje dobrą myśl położyć,

Bo krom wioseł, krom prumów już dziś suchą nogą

Twój grzbiet nieujeżdżony wszyscy deptać mogą.

Legenda o Bazyliszku

Razu pewnego chłopcy terminujący się u szewca Pomykały na Podwalu

zastanawiać się zaczęli, kogo lub czego w Warszawie bać się trzeba bądź należy.

Skąd to pytanie się zrodziło? Nie wiadomo. We Franku największy strach

wzbudzała miotła pani majstrowej, ciężka ręka pana majstra, która to nie raz

62

spadała na biedną głowę chłopaka. Bać się należy także niejakiego imć pana

halabardnika Bartłomieja, który to zaraz za malutkiego psikusa przed ławę rajców

ciągnie.

Ale w tym miejscu przypomniało się drugiemu - Jaśkowi - kogóż to jednak

rzeczywiście bać się należy.

Jest bowiem przy Krzywym Kole stara, waląca się kamienica, a w niej straszna

piwnica. Podobno - wieść niesie - iż tę piwnicę zajął stwór okrutny, wykluty z jaja

złożonego przez siedmioletniego koguta, a wysiedziany przez jadowitego węża.

Wielu, jak powiadają, którzy zakradają się do owego smoczego lochu w

poszukiwaniu skarbów, których jest tam podobno niezliczona ilość, znika bez

wieści. Tak stało się z Kulawym Ziuto i kilkoma innymi złodziejaszkami. Jednak

nie zastanawiali się nad tym dalej dwaj przyszli szewczykowie, w żołądkach głód

poczuli i na ulicę Miodową na wspaniałe pierniczki się wybrali. Daleko jednak nie

uszli, gdy przeraźliwe wołanie o pomoc w okolicach Podwala usłyszeli. Jakieś

nieszczęście się stało na Krzywym Kole.

Siedmioletni syn wdowy Smolikowej, bawiąc się nadmuchiwanym pęcherzem

świńskim, wpadł za swą zabawką do lochu, w którym okrutny stwór rezydował.

Ludzi zebrało się co niemiara, głównie z ciekawości, czy rzeczywiście legendarny

potwór istnieje. A znalazł się w tym tłumie tylko jeden bohater, który Piotrusia

uratować się odważył i postanowił. Obmyśliwszy plan misterny do kramów na

rynek szybko pobiegł i po chwili powrócił cały obwieszany lustrami i z garnkiem

na głowie.

Tak się bowiem postanowił zabezpieczyć przed śmiertelnym, jak powiadali,

wzrokiem Bazyliszka.

Po kilku minutach grobowej ciszy, jak zapadła gdy Franek zniknął w czeluściach

piwnicy bazyliszkowej, powrócił bohater z na poły omdlałym Piotrusiem na

rękach.

A potwór? Bazyliszek zginął, jak wyznał Franek, od własnej broni - wzroku, który

odbił się od frankowych lusterek. A samym bohaterem postanowiła zająć się rada

miejska i co bogatsi mieszkańcy Warszawy.

Wysłać go do szkół postanowiono, ubierać, karmić i strzyc za darmo przez długie

lata.

Od owego, pamiętnego dnia, nikt już o Bazyliszku nie słyszał, ale za to jeszcze

przez długie lata z ust do ust przekazywano mit o nim. Bardzo jest możliwe, że

opowiada się do dziś, przy kawiarnianych stołach "U Dekerta", w "Manekinie" czy

w "Bazyliszku", ale ja rozmów nie podsłuchuję.