Moi święci

40
Moi święci J an Paweł II

description

Jan Paweł II: Moi święci

Transcript of Moi święci

Moi święci

Jan Paweł II

okladka_JP2_Moi_swieci_DRUK_.indd 1 2011-03-15 12:28:43

Jan Paweł II

tytulowa_JP2_Moi_swieci_DRUK.indd 2 2011-02-28 15:34:17

Moi święci

WYDAWNICTWO ZNAK kraków 2011

wybór i układ JUSTYNA KILIAŃCZYK-ZIĘBA

tytulowa_JP2_Moi_swieci_DRUK.indd 3 2011-02-28 15:34:17

1 1 7

ŚWIĘCI NASZYCH CZAS ÓW

Człowiek jest powołany do świętości (…). W nauczaniu Soboru Watykańskiego II Kościół przypomniał, że „wszyscy chrześcijanie jakiegokolwiek stanu i zawodu powołani są do pełni życia chrze-ścijańskiego i do doskonałości miłości” (Lumen gentium, 40). Lu-dzie wierzący są wezwani, aby dzięki świętości swego życia stawać się światłem dla innych na drogach świata.

Nasza epoka wydaje się bardziej okresem zaskakujących od-kryć naukowych i technicznych niż epoką świętych. Jeżeli jed-nak człowiek nie urzeczywistnia się duchowo przez wewnętrzne upodobnienie się do Chrystusa, wszystkie jego zdobycze pozosta-ją ostatecznie bez znaczenia i mogą się nawet stać niebezpieczne. Właśnie dlatego, że powszechne jest dziś dążenie do pełnej reali-zacji osobistej, bardziej potrzebni są święci. Nasza epoka domaga się ludzi dojrzałych, którzy pojęli wartość świętości i starają się ją urzeczywistniać w codziennym życiu.

Przyglądając się bliżej współczesnemu społeczeństwu, możemy dostrzec, że głęboko odczuwa ono potrzebę świętych, to znaczy lu-dzi, którzy dzięki ściślejszej więzi z Bogiem mogą w pewien sposób czynić dostrzegalną Jego obecność i przekazywać Jego słowa. Nie

Ś w i ę c i n a s z y c h c z a s ó w

brak, niestety, ludzi młodych i dorosłych, którzy błędnie rozumie-jąc tę potrzebę, ulegają fascynacji magią lub też próbują w gwiaz-dach odczytać swoją przyszłość. Przesądy i praktyki magiczne przy-ciągają niemało osób, szukających prostych i natychmiastowych odpowiedzi na złożone problemy życiowe.

Tego niebezpieczeństwa trzeba się wystrzegać. Dla ludzi po-szukujących bezpiecznym i łatwo dostępnym punktem odniesienia są święci. Mocą własnego przykładu potrafi ą oni wskazać drogę prowadzącą we właściwym kierunku [1].

Zapytacie mnie: ale czy dziś można być świętym? Gdybyśmy mieli liczyć wyłącznie na ludzkie siły, cel ten rzeczywiście zdawał-by się nieosiągalny. (…)

Choć droga jest trudna, wszystko możemy w Tym, który jest naszym Odkupicielem. Nie zwracajcie się zatem do nikogo poza Jezusem. Nie szukajcie gdzie indziej tego, co tylko On może wam dać (…). Z Chrystusem świętość – czyli cel, jaki Bóg wyznacza każdemu ochrzczonemu – staje się osiągalna. Liczcie na Niego: wierzcie w niezwyciężoną moc Ewangelii i z wiary uczyńcie fun-dament swojej nadziei. Jezus idzie z wami, odnawia wasze serca i pomnaża wasze siły mocą Ducha Świętego.

(…) nie lękajcie się być świętymi nowego tysiąclecia! [2]

1 19

B ŁO G O S Ł A W I O N A M A T K A T E R E S A Z K A L K U T Y

( 1 9 1 0 – 1 9 9 7 )

Albanka, która jako osiemnastoletnia dziewczyna zapragnęła zostać misjonarką. Wyjechała do Indii, gdzie pracowała jako nauczycielka i złożyła śluby zakonne. W 1946 roku w drodze na rekolekcje zobaczyła swoje powołanie – misjonarską pracę wśród najbiedniejszych. Razem z niewielką grupą uczennic

zaczęła opiekować się trędowatymi, porzuconymi dziećmi, chorymi i umierającymi, a po kilku latach założyła w Kalkucie Zgromadzenie

Sióstr Misjonarek Miłości, habit zamieniając na białe sari.

1 20

Ś w i ę c i n a s z y c h c z a s ó w

W 1979 roku otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla. Została beatyfikowana w 2003 roku, zaledwie sześć lat po swojej śmierci.

Istotą świętości jest doskonała miłość. Istnieją jednak różne jej od-miany, ponieważ miłość przyjmuje wiele postaci w zmiennych wa-runkach ludzkiego życia. Pod działaniem Ducha Świętego człowiek pokonuje mocą miłości wrodzoną skłonność do egoizmu i rozwija lepsze siły swojej natury, na sobie właściwy sposób ofi arowując się innym. Jeśli sposób ten odznacza się szczególną siłą ekspresji i su-gestii, Duch Święty sprawia, że wokół takiego człowieka gromadzą się grupy uczniów i naśladowców (chociaż on sam pozostaje nieraz w ukryciu). W ten sposób powstają nurty życia duchowego, szko-ły duchowości i instytuty zakonne: ich różnorodność w wielości jest zatem owocem Boskiej interwencji. To Duch Święty rozwija i pomnaża zdolności wszystkich – osób i grup, wspólnot i insty-tutów, kapłanów i świeckich [1].

W Liście apostolskim na początek nowego tysiąclecia przy-pomniałem wszystkim o potrzebie kształtowania twórczej miło-ści. „Potrzebna jest dziś nowa »wyobraźnia miłosierdzia«” (Novo millennio ineunte, 50). Jak nie wspomnieć w tym kontekście tej, którą znamy jako prawdziwą „Misjonarkę Miłosierdzia”, Mat-ki Teresy.

Już w pierwszych dniach po wyborze na Stolicę Piotrową spotkałem tę małą, wielką siostrę, która odtąd często do mnie przychodziła, żeby mi powiedzieć, gdzie i kiedy udało się jej otworzyć nowe domy, ogniska opieki nad najbiedniejszymi. Po upadku partii komunistycznej w Albanii dane mi było nawiedzić ten kraj. Była tam również Matka Teresa. Albania to przecież była

1 2 1

B ł o g o s ł a w i o n a M a t k a Te r e s a z K a l k u t y

jej ojczyzna. Spotkałem ją jeszcze wiele razy, odbierając coraz to nowe świadectwa jej pełnego pasji oddania sprawie najuboższych wśród ubogich. Matka Teresa zmarła w Kalkucie, pozostawiając po sobie czułą pamięć i dzieło wielkiej rzeszy jej duchowych có-rek. Już za jej życia wielu uważało ją za świętą. Za taką została po-wszechnie uznana, gdy zmarła. Dziękuję Bogu, że dane mi było beatyfi kować ją w październiku 2003 roku, w czasowej blisko-ści dwudziestopięciolecia pontyfi katu. Mówiłem wtedy: „Świa-dectwo życia Matki Teresy przypomina wszystkim, że ewangeli-zacyjna misja Kościoła dokonuje się poprzez miłość, karmiona modlitwą i słuchaniem Słowa Bożego. Bardzo wymownie ten styl misjonarski przedstawia obraz ukazujący nową błogosławioną, która jedną ręką trzyma dziecko, a w drugiej przesuwa pacior-ki różańca. Kontemplacja i działanie, ewangelizacja i promocja człowieczeństwa; Matka Teresa głosi Ewangelię swoim życiem w całości ofi arowanym ubogim, ale jednocześnie w całości spo-witym modlitwą” (…). Oto tajemnica ewangelizacji przez mi-łość człowieka płynącą z miłości Boga [2].

Jestem osobiście wdzięczny tej odważnej kobiecie, której bliskość zawsze odczuwałem. Była uosobieniem Dobrego Sa-marytanina: gdzie tylko mogła, służyła Chrystusowi w najuboż-szych z ubogich. Nawet konfl ikty i wojny nie były w stanie jej powstrzymać.

Czasami opowiadała mi o swojej służbie wartościom ewan-gelicznym i związanych z tym doświadczeniach. Pamiętam jej wy-stąpienia w obronie życia i przeciw aborcji, między innymi (…) [3] skierowane do uczestników Międzynarodowej Konferencji ONZ na temat Zaludnienia i Rozwoju, jaka miała miejsce w Ka-irze w 1994 roku: „Mówię dziś do was z głębi serca – do każde-go człowieka we wszystkich krajach świata, (…) do matek, ojców

1 2 2

Ś w i ę c i n a s z y c h c z a s ó w

i dzieci w miastach, miasteczkach i wsiach. Każdy z nas jest (…) tutaj dzięki miłości Boga, który nas stworzył, i naszych rodziców, którzy nas przyjęli i zechcieli obdarzyć nas życiem. Życie jest naj-piękniejszym darem Boga. Dlatego z tak wielkim bólem patrzy-my na to, co się dzieje (…) w wielu miejscach świata: życie jest umyślnie niszczone przez wojnę, przemoc, aborcję. A przecież zostaliśmy stworzeni przez Boga do wyższych rzeczy – by kochać i być kochanymi.

Wiele razy powtarzam – i jestem tego pewna – że najwięk-szym niebezpieczeństwem zagrażającym pokojowi jest dzisiaj aborcja. Jeżeli matce wolno zabić własne dziecko, cóż może po-wstrzymać ciebie i mnie, byśmy się wzajemnie nie pozabijali? Je-dynym, który ma prawo odebrać życie, jest Ten, kto je stworzył. Nikt inny nie ma tego prawa: ani matka, ani ojciec, ani lekarz, żadna agencja, żadna konferencja i żaden rząd. (…) Przeraża mnie myśl o tych wszystkich, którzy zabijają własne sumienie, aby móc dokonać aborcji. Po śmierci staniemy twarzą w twarz z Bogiem, Dawcą życia. Kto weźmie odpowiedzialność przed Bogiem za miliony i miliony dzieci, którym nie dano szansy na to, by żyły, kochały i były kochane? (…) Dziecko jest najpięk-niejszym darem dla rodziny, dla narodu. Nigdy nie odrzucajmy tego daru Bożego” (…). To wszystko, ten długi cytat, to są sło-wa Matki Teresy z Kalkuty [4].

Wielokrotnie miałem okazję spotkać ją osobiście, dobrze więc pamiętam jej drobną postać, przytłoczoną brzemieniem życia (…), ale zawsze pełną niewyczerpanej energii wewnętrznej: energii mi-łości Chrystusa.

Misjonarka Miłości: takim mianem określała się Matka Teresa i tym była rzeczywiście (…). Jej misja rozpoczynała się każdego dnia o świcie przed Eucharystią [5]. W całkowitym oddaniu się

B ł o g o s ł a w i o n a M a t k a Te r e s a z K a l k u t y

Bogu i bliźnim Matka Teresa osiągnęła najdoskonalsze spełnienie (…). Pragnęła być znakiem „Bożej miłości, Bożej obecności, Bo-żego miłosierdzia” i w ten sposób przypominać wszystkim o war-tości i godności każdego dziecka Bożego „stworzonego, aby ko-chało i było kochane” [6].

1 2 4

ŚW I Ę T Y O J C I E C P I O

( 1 8 8 7 – 1 9 6 8 )

Włoski zakonnik, stygmatyk. Niezwykle popularny spowiednik, surowy, ale – jak mówiono – czytający w ludzkich duszach.

Najwięcej czasu spędzał w konfesjonale, ale założył też przy klasztorze nowoczesny szpital, Dom Ulgi w Cierpieniu.

Karol Wojtyła spotkał Ojca Pio w 1947 roku. Spowiadał się u niego i uczestniczył w odprawianej przez kapucyna Mszy świętej, podczas której, jak po latach wspominał, Ojciec Pio „cierpiał fi zycznie”. W 1962 roku Karol Wojtyła listownie poprosił Ojca Pio o modlitwę za swoją koleżankę

1 2 5

Ś w i ę t y O j c i e c P i o

Wandę Półtawską, u której rozpoznano nieuleczalny nowotwór. Przed planowaną operacją stwierdzono, że guz niespodziewanie zniknął. Jan Paweł II powiedział amerykańskiemu pisarzowi, George’owi Weiglowi, że miał pewność, iż był to cud, który sprawiło wstawiennictwo Ojca Pio, jeszcze jeden przykład niezwykłości, będącej inną stroną tego co zwykłe.

Ten pokorny zakonnik ze zgromadzenia kapucynów zadziwił świat swoim życiem oddanym bez reszty modlitwie i słuchaniu braci.

Niezliczone rzesze ludzi przybywały do klasztoru w San Gio-vanni Rotondo, aby się z nim spotkać, i to pielgrzymowanie nie ustało nawet po jego śmierci. Podczas moich studiów w Rzymie ja sam miałem sposobność poznać go osobiście (…) [1].

Na czym polega sekret (…) wielkiego podziwu i miłości dla tego nowego świętego? On jest przede wszystkim „bratem ludu”, co jest tradycyjną cechą kapucynów. Jest ponadto świętym tauma-turgiem, o czym świadczą niezwykłe wydarzenia, liczne w jego ży-ciu. Przede wszystkim jednak Ojciec Pio jest zakonnikiem szczerze miłującym Chrystusa ukrzyżowanego. W tajemnicy krzyża uczest-niczył on w ciągu swego życia również w sposób fi zyczny [2]. Jego ciało, naznaczone „stygmatami”, było świadectwem głębokiej wię-zi między śmiercią a zmartwychwstaniem, cechującej tajemnicę paschalną. Dla (…) [Ojca Pio] uczestnictwo w męce było do-świadczeniem szczególnie dojmującym: specjalne dary, jakie zo-stały mu udzielone, oraz towarzyszące im cierpienia wewnętrzne i mistyczne sprawiały, że przeżywał udręki Chrystusa całym sobą i w każdej chwili (…).

Nie mniej bolesne, a po ludzku biorąc może nawet bardziej do-tkliwe, były cierpienia, jakie musiał znosić z powodu – można po-wiedzieć – swoich szczególnych charyzmatów. W dziejach świętości

Ś w i ę c i n a s z y c h c z a s ó w

bywa czasem, że osoba wybrana spotyka się – za specjalnym przy-zwoleniem Bożym – z niezrozumieniem. Gdy tak się dzieje, po-słuszeństwo staje się dla niej (…) pogłębieniem autentycznej świę-tości. (…)

Wielu ludzi, którzy spotkali go bezpośrednio lub pośred-nio, odzyskało wiarę; „grupy modlitewne”, ukształtowane w jego szkole, powstały w wielkiej liczbie na całym świecie. Tym, którzy zwracali się do niego, wskazywał drogę świętości, powtarzając im:

„Zdaje się, że Jezus nie ma innych zmartwień poza tym, żeby uświę-cić wasze dusze” (…) [3].

Ten święty kapucyn, do którego zwraca się tak wiele osób ze wszystkich zakątków ziemi, ukazuje nam, w jaki sposób osiągnąć świętość – cel naszego życia chrześcijańskiego. Iluż wiernych po-chodzących z różnych warstw społecznych i miejsc, gdy znajdowa-ło się w najtrudniejszych sytuacjach, spieszyło do niego po radę! Wszystkim potrafi ł dać to, czego najbardziej potrzebowali i cze-go często szukali jakby po omacku, nawet nie zdając sobie z tego w pełni sprawy. Przekazywał im niosące pociechę i światło słowo Boże, umożliwiając każdemu czerpanie ze źródeł łaski dzięki swej wytrwałej i pełnej oddania posłudze spowiedzi oraz żarliwości w sprawowaniu Eucharystii. (…)

Msza święta była sercem i źródłem całej jego duchowości. (…) Wiernych, którzy tłumnie gromadzili się wokół ołtarza, do głębi poruszała intensywność jego „zanurzenia” w Tajemnicy; czuli, że

„Ojciec” osobiście uczestniczył w cierpieniach Odkupiciela.Święty Pio z Pietrelciny jest dla wszystkich – kapłanów, zakon-

ników, zakonnic i świeckich – wiarygodnym świadkiem Chrystusa i Jego Ewangelii [4].

1 2 7

ŚW I A D K O W I E Z F A T I M Y –

B Ł . F R A N C I S Z E K , B Ł . H I A C Y N T A , ŁU C J A

Troje portugalskich dzieci, które od 13 maja 1917 roku miały w Fatimie widzenia Matki Boskiej, wzywającej świat do nawrócenia

i modlitwy. Jan Paweł II w roku 2000 beatyfi kował zmarłych w dzieciństwie Franciszka i Hiacyntę. Łucja, która została

karmelitanką i spisała fatimskie tajemnice, zmarła w 2005 roku.

1 2 8

Ś w i ę c i n a s z y c h c z a s ó w

Podobnie jak w Lourdes, także w Fatimie Maryja postanowiła po-wierzyć swoje orędzie dzieciom – Franciszkowi, Hiacyncie i Łu-cji. One przyjęły je tak wiernie, że nie tylko zasłużyły na uznanie jako wiarygodni świadkowie objawień, ale same stały się wzorem ewangelicznego życia. (…) Franciszek był dzieckiem dobrym, my-ślącym, skłonnym do kontemplacji, natomiast Hiacynta była bar-dzo ruchliwa, dość porywcza, ale bardzo łagodna i miła. Rodzice wychowywali ich w duchu modlitwy (…).

W osobach pastuszków z Fatimy Kościół beatyfi kował dwoje małych dzieci, choć nie były męczennikami, ponieważ dowiod-ły, że mimo młodego wieku potrafi ą praktykować chrześcijańskie cnoty w stopniu heroicznym. Był to heroizm dziecięcy, ale hero-izm prawdziwy.

Ich świętość nie jest owocem objawień, ale wierności i zaan-gażowania, jakie okazały, odpowiadając na szczególny dar otrzy-many od Boga i od Najświętszej Panny. Po spotkaniu z Aniołem i z piękną Panią odmawiały różaniec kilka razy dziennie, często czyniły pokutę w intencji zakończenia wojny oraz za dusze najbar-dziej potrzebujące Bożego miłosierdzia; bardzo mocno pragnęły też „pocieszyć” Serce Jezusa i Serce Maryi. (…)

Nawzajem dodawali sobie odwagi, pokładając ufność w Bogu i w pomocy „tej Pani”, o której Franciszek mówił, że „jest naszą przyjaciółką” [1].

Objawienie się Dziewicy, którego świadkiem była w dzie-ciństwie razem ze swoimi kuzynami Franciszkiem i Hiacyntą w Fatimie w 1917 roku, stało się początkiem szczególnego po-słannictwa Łucji, któremu pozostała wierna aż do ostatnich dni swego życia. (…) Zachowuję w pamięci wzruszające spotka-nia z nią oraz więzi duchowej przyjaźni, które z upływem cza-su wciąż się pogłębiały. Odczuwałem zawsze wsparcie jej co-

Ś w i a d k o w i e z F a t i m y – b ł . F r a n c i s z e k , b ł . H i a c y n t a , Ł u c j a

dziennej modlitwy, zwłaszcza w trudnych chwilach doświadczeń i cierpienia [2].

I oto przyszedł dzień 13 maja 1981 roku. Kiedy zostałem ugo-dzony kulą zamachowca na Placu Świętego Piotra, (…) nie uświa-damiałem sobie tego, że jest to właśnie ów dzień, w którym Ma-ryja objawiła się trzem dzieciom w portugalskiej Fatimie (…) [3]. Agca wiedział, jak strzelać, i strzelał z pewnością bezbłędnie. Tyl-ko że jak gdyby „ktoś” tę kulę prowadził… [4] We wszystkim, co się wydarzyło, zobaczyłem (…) specjalną opiekę macierzyńską Matki Bożej. I poprzez zbieg okoliczności – a proste zbiegi oko-liczności nie istnieją w planach Bożej Opatrzności – dostrzegłem także wezwanie, a być może zwrócenie uwagi na przesłanie (…) z Fatimy [5].

Czy poprzez całe to wydarzenie jeszcze raz Chrystus nie wy-powiedział swojego: „Nie lękajcie się!”? [6]

1 30

ŚW I Ę T A T E R E S A Z L I S I E U X

( 1 8 7 3 – 1 8 9 7 )

Teresa Martin, nazywana później także Małą Tereską. Już jako czternastoletnia dziewczyna chciała wstąpić do zakonu

karmelitanek bosych. Początkowo odmawiano jej ze względu na młody wiek i słabe zdrowie, po roku została jednak przyjęta. W Karmelu otrzymała imię Teresy od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza. Twierdziła, że do świętości każdy, nawet najbardziej niedoskonały

człowiek, może dążyć „małą drogą”. O sobie pisała: „kiedy porównuję się ze świętymi, stwierdzam nieustannie, że między nami ta sama

1 3 1

Ś w i ę t a T e r e s a z L i s i e u x

różnica, jak między niebotyczną górą a zagubionym ziarnkiem piasku, deptanym stopami przechodniów. Lecz zamiast zniechęcać się, mówię sobie: Dobry Bóg nie dawałby mi pragnień nierealnych, więc pomimo że jestem tak mała, mogę dążyć do świętości. Niepodobna mi stać się wielką, powinnam więc znosić się taką, jaka jestem, ze

wszystkimi swymi niedoskonałościami; chcę jednak znaleźć sposób dostania się do Nieba, jakąś małą drogę, bardzo prostą i bardzo

krótką, małą drogę zupełnie nową. Żyjemy w wieku wynalazków, nie ma już potrzeby wchodzić na górę po stopniach schodów; u ludzi bogatych z powodzeniem zastępuje je winda. Otóż i ja chciałabym znaleźć taką windę, która by mnie uniosła aż do Jezusa, bo jestem

zbyt mała, by wstępować po stromych stopniach doskonałości”.

(…) do niedawna jeszcze przecież była naszą „współczesną” świętą. Tak to widzę osobiście z perspektywy mojego własne-go życia. Czy jest jeszcze dalej „współczesną” świętą? Czy nie przestała nią być dla pokolenia, które dziś dojrzewa w Kościele? Trzeba by o to zapytać ludzi tego pokolenia. Niech mi jednak wolno będzie zauważyć, że święci właściwie nigdy się nie starzeją i nie „przedawniają”. Stale pozostają świadkami młodości Ko-ścioła. Nigdy nie stają się tylko postaciami z przeszłości, ludźmi jakiegoś „wczoraj”. Wręcz przeciwnie: zawsze są ludźmi „jutra”, ludźmi ewangelicznej przyszłości człowieka i Kościoła, świadka-mi „świata przyszłego” [1].

Teresa z Lisieux nie tylko pojęła i opisała głęboką prawdę o Mi-łości jako centrum i sercu Kościoła, ale żyła nią bardzo intensyw-nie w ciągu swego krótkiego życia. Właśnie ta zbieżność doktryny i konkretnego doświadczenia, prawdy i życia, nauczania i praktyki jaśnieje szczególnie wyraźnie w osobie tej świętej i czyni z niej wzór

1 3 2

Ś w i ę c i n a s z y c h c z a s ó w

pociągający zwłaszcza młodych i tych, którzy poszukują prawdzi-wego sensu swego życia [2].

Teresa (…) żarliwie pragnęła być misjonarką. I była nią (…). Sam Jezus ukazał jej, w jaki sposób może realizować to powoła-nie: żyjąc w pełni przykazaniem miłości, miała zanurzyć się w sa-mym sercu misji Kościoła, wspierać tajemniczą mocą modlitwy i komunii głosicieli Ewangelii [3]. Ją to Kościół ogłosił patronką misji (…): Małą Tereskę z Lisieux, zamkniętą w karmelitańskiej klauzurze, pozornie odciętą od świata [4].

Kiedy umierała (…) w Karmelu, na gruźlicę, której zarodki nosiła w sobie od lat, była prawie że dzieckiem. I zostawiła po so-bie wspomnienia dziecka: świętego dziecka [5]. (…) pisma, które słusznie zyskały jej tytuł mistrzyni życia duchowego. Najważniej-szym dziełem pozostaje historia jej życia, opisana w trzech auto-biografi cznych rękopisach (…), opublikowanych po raz pierwszy pod tytułem, który szybko stał się powszechnie znany: Histoire d’une âme [Dzieje duszy] [6].

W obliczu pustki wielu słów święta Teresa proponuje (…) z rozbrajającą prostotą swoją „małą drogę”, która powraca do tego, co najistotniejsze, i prowadzi do odkrycia sekretu wszelkiego istnienia: Miłości Bożej, która ogarnia i przenika całe ludzkie do-świadczenie. (…) Droga, jaką szła, aby osiągnąć ten ideał życia, nie była drogą wielkich dokonań, które są udziałem nielicznych, ale przeciwnie – drogą dostępną dla wszystkich, „małą drogą” ufno-ści i całkowitego zawierzenia siebie łasce Bożej. Nie jest to droga, którą można zlekceważyć, jak gdyby była mniej wymagająca. Jest doświadczeniem wymagającym, bo taka jest zawsze Ewangelia. Ale na tej drodze człowiek zostaje przeniknięty poczuciem ufnego za-wierzenia miłosierdziu Bożemu, które sprawia, że nawet najbar-dziej intensywny wysiłek duchowy staje się łatwy.

Ś w i ę t a T e r e s a z L i s i e u x

Właśnie ze względu na tę drogę, na której Teresa przyjmuje wszystko jako „łaskę”, oraz na fakt, że w każdej dziedzinie swe-go życia przyznaje centralne miejsce swojej więzi z Chrystusem i miłości, a w swoim rozwoju duchowym kieruje się także pory-wami serca, jest ona świętą zawsze młodą mimo upływu lat i jawi się jako znakomity wzorzec i drogowskaz dla chrześcijan naszej epoki (…).

Teresa była dzieckiem (…) heroicznie „ufnym” – i dlatego he-roicznie „wolnym”. Ale właśnie dlatego, że heroicznie, ona jedna znała wewnętrzny smak, ale także wewnętrzną cenę tej ufności, która nie pozwala się „pogrążyć w bojaźni”; tej ufności, która po-zwala nawet spośród najgłębszych mroków i cierpień duszy wo-łać: „Abba, Ojcze!” [7].

1 3 5

RÓŻNE SĄ DARY ŁASKI

(…) każdy z was wezwany jest do świętości: (…) Świętość nie oznacza doskonałości, którą można oceniać na podstawie ludzkich kryteriów; nie jest zastrzeżona dla niewielkiej liczby jednostek wy-jątkowych. Jest dostępna dla wszystkich (…).

Pisze (…) święty Paweł: „Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich. Wszystkim zaś objawia się Duch dla [wspólnego] do-bra” (1 Kor 12, 4–7) [1].

(…) świeccy ochrzczeni, jak wszyscy inni, są oczywiście powo-łani do Królestwa Bożego. A więc nie są skazani na to, ażeby świat sam – ten świat, za który Chrystus nie chciał się modlić – był ich ostatecznym przeznaczeniem. Żeby byli niejako z tym światem ra-zem pogrążeni w złu. Są przeznaczeni do tego, ażeby miłować to, co Bóg stworzył. To, co Bóg stworzył i co umiłował.

Czytamy u tego samego świętego Jana, że Bóg umiłował świat. Dowody na to są w Księdze Rodzaju. Bóg patrzył z podziwem na stworzony przez siebie świat. Wszystko było dobre, bardzo dobre. Więc ten świat – tak jak jest stworzony przez Boga, zamierzony

R ó ż n e s ą d a r y ł a s k i

przez Stwórcę, odkupiony przez Chrystusa – jest polem ich po-wołania, ich działalności. Polem. Na tym polu mają jako chrześci-janie – świeccy chrześcijanie – działać, skutecznie działać w kie-runku odnowy świata, to znaczy wyzwolenia świata z grzechu, ze zła. Mają skutecznie działać w kierunku uświęcenia świata, uświę-cenia rzeczywistości doczesnych, rzeczywistości ziemskich. To jest powołanie własne świeckich [2].

1 3 7

ŚW I Ę T Y J O S E M A R Í A E S C R I V Á D E B A L A G U E R

( 1 9 0 2 – 1 9 7 5 )

Hiszpański duchowny, który wiele lat przed II Soborem Watykańskim głosił, że wszyscy wierzący mogą dążyć do świętości

w codziennym życiu, że praca, powszednie zajęcia, czas dany rodzinie i bliskim prowadzą do Chrystusa. W 1928 roku założył Opus Dei

(dzieło Boga), ruch, który na całym świecie zrzesza dziś kilkadziesiąt tysięcy członków, przede wszystkim świeckich.

1 3 8

R ó ż n e s ą d a r y ł a s k i

Istnieje niezawodne kryterium świętości: wierność w wypełnia-niu woli Bożej ze wszystkimi tego konsekwencjami. Dla każdego z nas Pan ma swój plan, każdemu powierza na ziemi pewną misję. Święty nie jest zdolny zrozumieć siebie w oderwaniu od Bożego planu: żyje wyłącznie po to, by go realizować.Święty Josemaría został wybrany przez Pana, by głosić powszech-

ne powołanie do świętości i ukazywać, że codzienne życie i zwykła praca są drogą do świętości. Można powiedzieć, że był on świętym zwyczajności. Był bowiem przekonany, że ten, kto żyje w świetle wiary, we wszystkim widzi okazję do spotkania z Bogiem, wszystko jest dla niego bodźcem do modlitwy. W tej perspektywie odsłania się nieoczekiwana wielkość codziennego życia. Świętość okazuje się naprawdę dostępna dla wszystkich [1].

Josemaría Escrivá de Balaguer, urodzony w rodzinie głęboko chrześcijańskiej, już w młodości usłyszał głos powołania, wzywa-jącego go do pełniejszego poświęcenia się Bogu. Kilka lat po przy-jęciu święceń kapłańskich dał początek dziełu, któremu poświęcił 47 lat życia, wytrwale i z miłością służąc kapłanom i świeckim członkom ruchu, z którego wywodzi się dzisiejsza Prałatura Opus Dei [2]. Prałatura Opus Dei, nierozerwalna jedność kapłanów i świeckich, w ciągu (…) lat, które minęły od jej założenia, przy-czyniła się do tego, że zbawcze orędzie Chrystusa dotarło do wie-lu środowisk. [3].

Escrivá de Balaguer był świętym wielkiej dobroci. Wszyscy, którzy się z nim spotykali, niezależnie od swej przynależności kul-turowej czy społecznej, widzieli w nim ojca poświęcającego się cał-kowicie służbie bliźnim (…) [4]. Święty Josemaría był mistrzem modlitwy, którą uważał za niezwykłą „broń”, zdolną odkupić świat. Zalecał zawsze: „Na pierwszym miejscu modlitwa; następnie, po-kuta; na trzecim miejscu – ale zdecydowanie dopiero na trzecim –

1 39

Ś w i ę t y J o s e m a r í a E s c r i v á d e B a l a g u e r

działanie” (Droga, n. 82). To nie paradoks, lecz nieprzemijająca prawda: skuteczność apostolatu zależy przede wszystkim od mo-dlitwy oraz od głębokiego i regularnego życia sakramentalnego. W tym właśnie kryje się tajemnica świętości i prawdziwego suk-cesu świętych [5].

(…) Josemaría głosił niestrudzenie prawdę o powszechnym powołaniu do świętości i apostolatu. Chrystus wzywa wszystkich, by się uświęcali w rzeczywistości dnia codziennego; dlatego także praca jest środkiem osobistego uświęcenia i apostolatu dla czło-wieka, który żyje w jedności z Jezusem Chrystusem, ponieważ Syn Boży poprzez wcielenie zjednoczył się w pewien sposób z całą rze-czywistością człowieka i z całym stworzeniem (…) [6].

Z tego przesłania można wyciągnąć wiele pożytecznych wnio-sków dla ewangelizacyjnej misji Kościoła. Wspiera ono chrystia-nizację świata „od wewnątrz”, ukazując, że nie musi być konfl ik-tu między Bożym prawem i wymogami autentycznego ludzkiego postępu. Ten święty kapłan uważał, że Chrystus powinien być ce-lem wszelkiej ludzkiej działalności (por. J 12, 32). Jego przesłanie wzywa chrześcijan do działania w miejscach, gdzie kształtuje się przyszłość społeczeństwa [7].

Podążając jego śladami, uświadamiajcie wszystkim ludziom, bez względu na rasę, stan społeczny, kulturę i wiek, że wszyscy je-steśmy powołani do świętości. Przede wszystkim starajcie się o to, byście wy sami byli święci, zachowując ewangeliczną postawę po-kory i służby, zawierzając się Opatrzności i nieustannie wsłuchując się w głos Ducha Świętego. W ten sposób będziecie „solą ziemi” (Mt 5, 13) i zajaśnieje „wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (por. tamże 5,16) [8]. Modlitwa, praca i apostolat, jak nauczyli-ście się od (…) Józefa Marii, spotykają się i łączą ze sobą (…). On

R ó ż n e s ą d a r y ł a s k i

zawsze zachęcał was, byście „namiętnie kochali świat”. I dodawał ważne uściślenie: „Ludzie, żyjcie w świecie, ale nie zeświecczeni” (Droga, 939). W ten sposób uda wam się uniknąć niebezpieczeń-stwa uzależnienia od mentalności świata, która pojmuje zaangażo-wanie duchowe jako coś, co dotyczy sfery prywatnej i tym samym jest nieistotne dla działalności publicznej.

Jeśli człowiek nie przyjmuje w swoim wnętrzu łaski Bożej, je-śli się nie modli, jeśli nie korzysta często z sakramentów, jeśli nie dąży do osobistej świętości, gubi sens swojego ziemskiego piel-grzymowania [9].

1 4 1

B ŁO G O S Ł A W I E N I A L O J Z Y I M A R I A

B E LT R A M E Q U A T T R O C C H I

( Z M . 1 9 5 1 I 1 9 6 5 )

Przykład i inspiracja dla par, by razem, w codziennym życiu, dążyć do świętości. Pierwsze małżeństwo w historii Kościoła wspólnie wyniesione na ołtarze. W beatyfi kacji dokonanej

w 2001 roku uczestniczyło także ich troje (wiekowych już) dzieci.

1 4 2

R ó ż n e s ą d a r y ł a s k i

(…) dwoje małżonków, żyjących w Rzymie w pierwszej połowie dwudziestego wieku, stulecia, w którym wiara w Chrystusa pod-dana została ciężkiej próbie. Nawet w owych trudnych latach mał-żonkowie Alojzy i Maria nie pozwolili zgasnąć światłu wiary – lu-men Christi – i przekazali je czwórce swych dzieci (…). Ale ten żywy płomień wiary (…) przekazywali także przyjaciołom, zna-jomym, kolegom… (…)

Inspirowani słowem Bożym i świadectwem świętych, ci błogo-sławieni małżonkowie przeżywali swoje zwyczajne życie w sposób nadzwyczajny. Wśród radości i trosk normalnej rodziny potrafi li wieść życie o niezwykłym bogactwie ducha. Jego ośrodkiem była codzienna Eucharystia, z którą łączyło się dziecięce oddanie Naj-świętszej Maryi Pannie, wzywanej w modlitwie różańcowej odma-wianej co wieczór. Szukali też rad u światłych kierowników du-chowych. Dzięki temu potrafi li towarzyszyć dzieciom w wyborze powołania, ucząc je oceniania każdej sprawy zgodnie z miarą „od dachu w górę”, jak często powtarzali.

Bogactwo wiary i miłości małżonków Alojzego i Marii Beltra-me Quattrocchi jest żywym przykładem tego, co II Sobór Waty-kański mówi o powołaniu wszystkich wiernych do świętości, pre-cyzując, że małżonkowie osiągają ten cel (…) „idąc własną drogą” (…), że można dążyć do świętości razem, jako para małżeńska, i że jest to droga piękna, niezwykle owocna i ważna (…) [1]. Kościół w szczególny sposób potrzebuje świętych rodzin, to znaczy takich, które prowadząc normalne, codzienne życie, są prawdziwymi „Ko-ściołami domowymi”. W takich właśnie rodzinach kiełkują ziarna najbardziej heroicznej świętości. Pan Bóg może oczywiście powo-łać świętych także w trudniejszych okolicznościach, ale doświad-czenie poucza nas, że zazwyczaj pierwszym środowiskiem dojrze-wania świętości jest rodzina [2].

B ł o g o s ł a w i e n i A l o j z y i M a r i a B e l t r a m e Q u a t t r o c c h i

Życie małżeńskie i rodzinne jest duchową wędrówką. W mał-żeństwie i w rodzinie wszystkie relacje wymagają umiejętności od-noszenia się do drugiego człowieka z szacunkiem i delikatnością. Wiecie, jaką rolę odgrywa tutaj dialog. W naszym świecie, w któ-rym dążenie do zysku we wszystkich sferach życia pozostawia nie-wiele miejsca na bezinteresowne kontakty, ważne jest, aby mał-żeństwa i rodziny umiały znajdować czas na rozmowę, co pozwoli im umocnić więzi miłości.

Elementem życia małżeńskiego jest także doświadczenie prze-baczenia: czymże bowiem byłaby miłość, gdyby nie była zdolna do przebaczenia? (…) Przebaczenie jest szczególną formą daru, który potwierdza godność drugiego człowieka i uznaje jego wartość ze względu na to, kim jest, a niezależnie od tego, co uczynił. Każdy, kto przebacza, pozwala temu, który dostępuje przebaczenia, od-kryć nieskończoną wielkość przebaczenia Bożego. Przebaczenie pozwala odzyskać zaufanie do siebie i odbudować komunię mię-dzy osobami, nie ma bowiem autentycznego życia małżeńskiego i rodzinnego bez nieustannego nawracania się i pokonywania wła-snego egoizmu [3].

Drodzy małżonkowie, nie lękajcie się być jak Chrystus „zna-kami sprzeciwu” w tym świecie, który na wszystko pozwala i po-szukuje tylko przyjemności, co często prowadzi go do „odrzucenia nierozerwalności małżeństwa i ośmieszania zobowiązań małżon-ków do wierności” (…). Kochać drugiego człowieka znaczy chcieć jego dobra bardziej niż własnego, troszczyć się o niego i dzielić z nim wszystkie trudy i radości życia [4].

1 4 4

ŚW I Ę T A J O A N N A B E R E T T A M O L L A

( 1 9 2 2 – 1 9 6 2 )

Głęboko wierząca Włoszka, lekarka, szczęśliwa żona i matka trójki dzieci. Kiedy była w drugim miesiącu

kolejnej ciąży, dowiedziała się, że ma włókniaka, złośliwy nowotwór, który można było skutecznie usunąć tylko wycinając macicę.

Joanna Molla nie zgodziła się na zabieg: „Jeśli musicie wybierać między moim życiem i życiem tego dziecka, wybierzcie jego życie.

Taka jest moja wola” – powiedziała.Zmarła w kilka dni po urodzeniu córeczki, mając trzydzieści dziewięć lat.

1 4 5

Ś w i ę t a J o a n n a B e r e t t a M o l l a

Po śmierci Joanny jej mąż powiedział: „Aby zrozumieć jej decyzję, trzeba pamiętać o jej głębokim przeświadczeniu – jako matki i jako lekarza – że dziecko, które w sobie nosiła, było istotą

mającą takie same prawa, jak pozostałe dzieci, chociaż od jego poczęcia upłynęły zaledwie dwa miesiące. (…) Była przekonana,

jako żona i matka, że jest potrzebna mnie i naszym dzieciom, lecz że w tym konkretnym przypadku była bardziej potrzebna

tej małej istocie, która się w niej poczęła”.Jan Paweł II ogłosił Joannę świętą w 2004 roku, podczas

ostatniej kanonizacji swojego pontyfikatu.

Joanna Beretta Molla była zwykłym, ale jakże wymownym świad-kiem Bożej miłości. Kilka dni przed zawarciem małżeństwa pisa-ła: „Miłość to najpiękniejsze uczucie, jakie Pan zaszczepił w ludz-kich duszach” [1].

Uwieńczeniem życia Joanny Beretty Molli, która była najpierw wzorową studentką, potem aktywnie zaangażowała się w działal-ność wspólnoty kościelnej oraz została szczęśliwą żoną i matką, stało się złożenie ofi ary z siebie, by mogło żyć dziecko, które no-siła w łonie (…). Jako chirurg była w pełni świadoma grożących jej konsekwencji, lecz nie cofnęła się przed ofi arą, potwierdzając w ten sposób heroiczność swoich cnót [2].

Naśladując Chrystusa, który „umiłowawszy swoich (…) do końca ich umiłował” (J 13, 1), ta święta matka rodziny w sposób heroiczny dochowała wierności zobowiązaniom podjętym w dniu zawarcia sakramentu małżeństwa. Najwyższa ofi ara, którą uwień-czyła swe życie, świadczy o tym, że tylko wtedy człowiek może się zrealizować, gdy ma odwagę całkowicie poświęcić się Bogu i bra-ciom [3].

R ó ż n e s ą d a r y ł a s k i

Macierzyństwo może być źródłem wielkiej radości, ale może także stać się źródłem cierpień, a niekiedy wielkich zawodów. Wówczas miłość staje się próbą, czasem heroiczną, która wiele kosztuje macierzyńskie serce kobiety. Dziś pragniemy uczcić (…) wszystkie te kobiety, które nie szczędzą siebie dla wychowania wła-snych dzieci. (…) I nie zawsze te heroiczne matki znajdują opar-cie w swoim środowisku. Wręcz przeciwnie, modele cywilizacji, często kreowane i propagowane przez środki społecznego przeka-zu, nie sprzyjają macierzyństwu. W imię postępu i nowoczesności prezentuje się jako przestarzałe takie wartości, jak wierność, czy-stość, poświęcenie, którymi wyróżniały się i nadal się wyróżniają rzesze chrześcijańskich matek i narzeczonych.

Dzieje się tak, że kobieta, która jest zdecydowana żyć w zgo-dzie z własnymi zasadami, czuje się często głęboko osamotnio-na. Pozostaje sama ze swą miłością, której nie może zdradzić i której musi pozostać wierna. Jej przewodnikiem jest Chrystus, który objawił, jaką miłością obdarza nas Ojciec. Kobieta, któ-ra wierzy Chrystusowi, znajduje potężne oparcie w tej właśnie miłości. Jest to miłość, która wszystko przetrzyma. Ta miłość pozwala jej wierzyć, że wszystko, co czyni dla dziecka poczęte-go, narodzonego, dorastającego czy dorosłego – czyni równo-cześnie dla dziecka Bożego. Albowiem, jak głosi święty Jan (…):

„zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jeste-śmy” (1 J 3, 1). Jesteśmy dziećmi Bożymi. Gdy rzeczywistość ta w pełni się ujawni, będziemy podobni do Boga, bo ujrzymy Go takim, jaki jest [4].

1 4 7

DOSKONALE ŚWIĘTA – TOTUS TUUS

Matka Boska Częstochowska

1 48

D o s k o n a l e ś w i ę t a – T O T U S T U U S

Maryja jest w sposób szczególny święta – poniekąd inaczej święta niż inni święci, którzy również swoją świętość zawdzięczają dzie-łu odkupienia [1].

„Totus Tuus”… Formuła ta nie ma tylko charakteru poboż-nościowego, nie jest wyrazem tylko dewocji, lecz jest czymś wię-cej [2]. Nabożeństwo do Matki Bożej w postaci tradycyjnej wy-niosłem z domu rodzinnego i z parafi i wadowickiej. W kościele parafi alnym pamiętam boczną kaplicę Matki Bożej Nieustającej Pomocy, do której rano przed lekcjami ciągnęli gimnazjaliści. Po-tem z kolei w godzinach popołudniowych, po zakończonych lek-cjach, ten sam pochód uczniów szedł do kościoła na modlitwę.

Prócz tego (…) zapisałem się do szkaplerza, mając chyba dzie-sięć lat i do dzisiaj ten szkaplerz noszę. (…)

Kiedy znalazłem się w Krakowie na Dębnikach, wszedłem w krąg „Żywego Różańca” w parafi i salezjańskiej, co było zwią-zane ze szczególnym nabożeństwem do Maryi Wspomożycielki Wiernych. Na Dębnikach w okresie, w którym krystalizowała się sprawa mojego powołania kapłańskiego, mój sposób poj-mowania nabożeństwa do Matki Bożej uległ pewnej przebudo-wie [3]. Przedtem zdawało mi się, że powinienem odsunąć się nieco od dziecięcej pobożności Maryjnej na rzecz chrystocen-tryzmu. Dzięki świętemu Ludwikowi Grignon de Montfort zro-zumiałem, że prawdziwe nabożeństwo do Matki Bożej jest wła-śnie chrystocentryczne, a co więcej, jest najgłębiej zakorzenione w Trynitarnej tajemnicy Boga, związane z misterium Wcielenia i Odkupienia.

Tak więc nauczyłem się na nowo Maryjności i ten dojrzały kształt nabożeństwa do Matki Bożej idzie ze mną od lat, a jego owocem jest zarówno Encyklika Redemptoris Mater, jak i List Apo-stolski Mulieris dignitatem [4].

1 49

D o s k o n a l e ś w i ę t a – T O T U S T U U S

Droga ta, w pewnym sensie od dziecka, ale bardziej jeszcze później, kiedy byłem kapłanem i biskupem, prowadziła mnie wie-lokrotnie na „dróżki maryjne” w Kalwarii Zebrzydowskiej. Kal-waria jest głównym sanktuarium maryjnym Archidiecezji Kra-kowskiej. Często tam przyjeżdżałem, aby samotnie wędrować po owych „dróżkach”, omadlając różne sprawy Kościoła, zwłaszcza w trudnym okresie zmagania się z komunizmem [5].

Osobny rozdział stanowi Jasna Góra ze swą Ikoną Czarnej Ma-donny. Dziewica Jasnogórska czczona jest od wieków jako Królo-wa Polski. Jest to sanktuarium całego Narodu. U swej Pani i Kró-lowej Naród polski szukał przez wieki i nadal szuka oparcia i siły duchowego odrodzenia. Jest to miejsce szczególnej ewangelizacji. Wielkie wydarzenia w życiu Polski są zawsze jakoś z tym miejscem związane. (…)

Jasna Góra została wpisana w dzieje mojej Ojczyzny (…) jako swoiste: „Nie lękajcie się!” wypowiedziane przez Chrystusa ustami Jego Matki. Kiedy w dniu 22 października 1978 roku przyjmo-wałem rzymskie dziedzictwo posługi Piotrowej, miałem z pewno-ścią głęboko w pamięci przede wszystkim to polskie doświadcze-nie Maryjne.

(…) Wiedziałem też z ust Kardynała Stefana Wyszyńskiego, że Jego poprzednik, Kardynał August Hlond, umierając wypowiedział te znamienne słowa: „Zwycięstwo, jeśli przyjdzie, przyjdzie ono przez Maryję”… Na przestrzeni kilkudziesięciu lat mego posłu-giwania pasterskiego w Polsce byłem świadkiem, w jaki sposób te słowa urzeczywistniały się.

Wchodząc w sprawy Kościoła powszechnego, wraz z wyborem na Papieża, przynosiłem z sobą to przeświadczenie, że również w tym uniwersalnym wymiarze zwycięstwo, jeśli przyjdzie, będzie odniesione przez Maryję. Chrystus przez Nią zwycięży, bo chce,

D o s k o n a l e ś w i ę t a – T O T U S T U U S

aby zwycięstwa Kościoła w świecie współczesnym i przyszłym łą-czyły się z Nią [6].

„Czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy Pan wasz przybędzie” (por. Mt 24, 42) – te słowa przypominają mi ostateczne wezwanie, któ-re nastąpi wówczas, kiedy Pan zechce. Pragnę za nim podążyć i pra-gnę, aby wszystko, co składa się na moje ziemskie życie, przygoto-wało mnie do tej chwili. Nie wiem, kiedy ona nastąpi, ale tak jak wszystko, również i tę chwilę oddaję w ręce Matki mojego Mi-strza: Totus Tuus. W tych samych rękach matczynych zostawiam wszystko i Wszystkich, z którymi związało mnie moje życie i moje powołanie [7].

9 788324 011490

ISBN 978-83-240-1149-0

Cena detal. 27,90 zł

Święci Jana Pawła II – nie tylko na ołtarzach

Książka przygotowana specjalnie na beatyfikację papieża Polaka

Ta książka jest przykładem, że istnieje wiele rodzajów świętości, a każdy z nas jest do niej powołany.

Jan Paweł II to papież świętych. Beatyfi kował ponad tysiąc trzystu wiernych i kanonizował prawie pięciuset. Dziś sam dołączył do grona błogosławionych.

Moi święci to zbiór tekstów Jana Pawła II o ludziach, którzy byli dla niego wzorem i  ukształtowali jego osobistą drogę do świętości jak na przykład św.  Brat Albert Chmielowski, św. Karol Boromeusz, Karol Wojtyła senior, a także św. Jadwiga czy św. Stanisław. Znajdziemy tu również portrety świętych męczenników – Maksymiliana Kolbe i Edyty Stein – oraz współczesnych świętych z pięknym obrazem Matki Teresy z Kalkuty.

okladka_JP2_Moi_swieci_DRUK_.indd 1 2011-03-15 12:28:43