Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

44
Miniatury____Prozą __\_|?-___________________?_-_---- !””©||||||||\___________M___

description

Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku tom jest owocem konkursów i koncertów prozy przeprowadzanych na forum http://dokunamente.mojeforum.net/index.php

Transcript of Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Page 1: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Miniatury____Prozą __\_|?-�™

___________________?_-_----

!””©||||||||\___________M___

Page 2: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Prezentuje I zbiór miniatur prozą, pod nazwą:

ODŁAMKI PROZAKU

Wszystkie teksty są dziełem członków Forum kulturalno-literackiego Dokunamente i jako takie są ich wyłączną, chronioną prawem własnością. Ilustracja z okładki: Kluska Projekt okładki: Mateusz Dawiec Korekta tekstów: Na podstawie uwag Oxyvii, Mateusz Dawiec Logo forum: Wojtek Bezdomny Dokunamente 2010©

Page 3: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

ODŁAMKI PROZAKU

Page 4: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Ewa mówi do siebie

Rzeczy nie zapadają się w sobie, najdalsze galaktyki nie zderzają się,

dryfują oddalone od siebie o pustkę. W cieniu osiedla skakanka

wyrzuca kolejne dzieci, które uciekają w trawy. Składają rączki i

modlą się do krzywej gałęzi, jeszcze niezrozumiałej, która jest jak

dłoń, wiecznie czujna i mądra dorastaniem w liściach i starzeniem się.

Kroki zatrzymują się przed Ŝaluzją. W najwyŜszych rejonach upływają

chmury. Smutne jest niebo bez świata.

Kluska

Page 5: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Brakuje nam świątyni !

Nie wiem, o czym tak naprawdę miałbym pisać, to głupie nawracać

ludzi na felietonistykę, czy romantyczną poezję. Stałbym się

kaznodzieją - Bóg wie kim bym się stał. To śmieszne dla niektórych,

Ŝe posiadam własnych bogów i mocno w nich wierzę. Mogłoby się to

wydać bez sensu ale ta wiara daje mi siłę, moŜe kiedyś umrę, wtedy

nikt o mnie nie będzie pamiętał. Czy pójdę do raju ? Nie, to

niemoŜliwe, poniewaŜ jestem jednym z tych, którzy daremnie szukali

natchnienia, wśród pogan. Odrzuciłem Boga dla małych śmiesznych

drewnianych figurek, w które chciałem uwierzyć. BoŜki te miały mi

pomóc, w przejściu do raju.

Nigdy, przenigdy nie widziałem fresków katedry Sykstyńskiej podobno

coś przedstawiają - chyba niebo. Zresztą niewaŜne. Moja matka

opłakuje szare groby poetów (jakieś stowarzyszenie). Kiedyś jednego

z nich widziałem Ŝywego i rzeczywiście: płakał. Opowiadał mi o

ptakach, które nigdy nie nauczą się latać. O tych, które za wcześnie

wypadają z gniazda. Oczywiście nie uwierzyłem...

Kamil

Page 6: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

On codziennie wysyła pięćdziesiąt kopert z zapakowanymi w nich

Ŝyletkami, po jednej w kaŜdej kopercie, do kaŜdego niepotrzebnego

człowieka w mieście. Napisz o tym. coś trzeba zrobić, bo przecieŜ tak

dalej nie moŜna Ŝyć.”

Zanim podjąłem temat, sprawdzałem co i jak, wypytywałem kogo

trzeba, obserwowałem. Starszy męŜczyzna kaŜdego dnia wychodził do

drogerii, trafiał na pocztę, skąd około godziny dziewiątej, gdy

wszystko miał juŜ pozałatwiane, wracał do bloku. Firana na trzecim

piętrze odsuwała się w zwolnionym tempie, okno rzucało w eter

krótkotrwałe odbicie nieba. Z papierosem w ustach gość wychylał się

do świata. Gęste jak tytoniowa chmura poczucie spełnienia rzedło w

spalinach i odgłosach ulicy. Niebiesko-szare o tej porze miasto

zgadzało się na tę całą strategię.

Jimmy

Page 7: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Pani Basia wyszła ze świetlicy wyraźnie rozgoryczona. Jak zwykle

nie udało się osiągnąć porozumienia. Dyrekcja swoje, baby swoje, a

oni i tak zrobią jak zechcą.

Za panią Basią wyszła grupka kobiet, wszystkie z opuszczonymi

głowami, wszystkie w zgodnym pomruku niezadowolenia. Ustawiły sie

w kółko, zapaliły papierosy i wymieniały uwagi:

- Nic z tego nie będzie, ani podwyŜki, ani nadgodzin nie zapłacą! -

jęknęła jedna z nich, po czym rzuciła ze złością niedopałek i zdusiła go

obcasem.

- Takie przeznaczenie - dodała pani Basia - moŜe w przyszłym

wcieleniu będzie nam lepiej.

Kiedy kobiety rozeszły się, podszedł do mnie pijaczek i zaczął:

- Tak to nie działa.

- Słucham?

- Przeznaczenie. Losy są rozdzielone juŜ od początku świata, kto ma

przejebane teraz, ten miał przejebane wcześniej i będzie miał

przejebane w przyszłym Ŝyciu. Karmy przywódców są ściśle wyliczone

i niezmienne, ludzi przybywa, ale karm przywódców nie. Ta babka, co

tak głośno mówiła o tym przeznaczeniu, widziałem to wyraźnie. Ta

babka była w poprzednim ciele niemiecką chłopką. Miała ziemię pod

Berlinem. Jej mąŜ poszedł z Hitlerem w `39 i zginął gdzieś w

Czechach. W `45 ruscy dotarli do jej chaty, splądrowali wszystko i

zaczęli ją gwałcić. Tak się im spodobało, Ŝe gwałcili ją tydzień. Nie

zauwaŜyli nawet, ze Hitler kaput. Swoją drogą, moŜe być z siebie

dumna. Mało który niemiecki Ŝołnierz potrafił powstrzymywać trzech

ruskich przez tydzień.

Marcepan

Page 8: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Niedziela, dwudziesta druga pięćdziesiąt osiem. Czas się zbierać.

Kolejny weekend przeleciał jak z bicza trzasł. Prostuję zesztywniałe

plecy. Przez uchylone Ŝaluzje widać jak srebrzą się dachy. Brr, zimno.

Na termometrze minus szesnaście. Ile dobije do rana? Jutro znów ten

cholerny poniedziałek! Jak ja nie cierpię poniedziałków! Ekran gaśnie z

ociąganiem. Zanoszę do kuchni kubek z wystygłą herbatą. Odwracam

się plecami do sterty brudnych naczyń w zlewie. Nawet im się nie

chciało wstawić do zmywarki. Ferie. Sesja. Projekt. KaŜdy w tym

domu ma milion wykrętów na zawołanie, tylko ja mam wiecznie

sprzątać po wszystkich? O nie! Zapomnij, jeden z drugim!

Napuszczam gorącej wody do wanny. Garść soli z Morza Martwego.

Świeczka z zapachem lawendy. Mam jeszcze trzy kwadranse

weekendu.

Ania

Page 9: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Jeśli na potrzeby tego tekstu uznamy Ŝe mocz posiada kolor

właściciela: pod ścianą dworca zeszczał się rudy koń. W hallu go nie

widać, ale to wcale nie znaczy. Co najwyŜej moŜna by na potrzeby

tekstu uznać, Ŝe wybiegł i torowiskiem dotarł do poznania tudzieŜ

innych miast, które po drodze równieŜ uraczył rudą uryną.

Powtarzalność opisywanego zjawiska świadczy o małych potrzebach

tekstu.

Jimmy

Page 10: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Widzę jak codziennie przemierza ulice miasta. Węszy, garbi się,

przewraca sterty gazet w śmietnikach. Wyciąga butelki, sprzedaje je w

pobliskich sklepach, kupuje chleb i mleko. Jego jedyne poŜywienie. Nie

lubi ludzi, warczy na nich, krzywi się na ich widok, przeklina. Kiedyś

było mi go zal. Zaprosiłem go na działkę, dałem szpadel, taczkę,

grabki. Powiedziałem, Ŝe zapłacę, Ŝe jak będzie chciał, to częściej dam

mu takie prace. MoŜe starczy na schabowego, albo pierogi z jagodami

polane śmietaną.

Kiedy wróciłem po kilku godzinach, na działce nie było radia,

srebrnego krzyŜa po dziadku i starej skarbonki - świnki do której

wrzucałem jednogroszówki. Zniknął zabierając wszystko bez pytania.

Nie pomogłem mu juŜ więcej.

Widzę go teraz przez szybę samochodu. Drepcze skulony, przysiada

przy śmietniku, grzebie. Wyciągam dłoń, rozprostowuję wskazujący

palec, "nakrywam" go opuszkiem. Zgniatam na przedniej szybie jak

robaka, strzępuję resztki za okno i odjeŜdŜam ochlapując błotem

chodnik.

Marcepan

Page 11: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Kiedy pewnego wieczoru, moja (wtedy jeszcze) dziewczyna z

powodu przechodzącego gwałtownie frontu atmosferycznego dostała

silnego napadu migreny, wieczór automatycznie skazany został na

niepowodzenie. Wino wylądowało w lodówce, koreczki serowe w misce

kota, a marzenie o upojnej nocy wciśnięte między bajki. Wytrzymałem

to. Jakoś to wytrzymałem. Ale najgorsze miało dopiero nadejść. Jej

rodzice wyjechali na weekend, więc postanowiła zostać na noc.

Niestety, narastająca migrena sprawiała, Ŝe świat mój został zatruty.

Kaloryfery buczały zbyt głośno, zegarek walił jak oszalały, a najgorsza

była pompka w akwarium. Jej praca doprowadzała ją do szału, a mnie

do szału doprowadziło jej marudzenie.

Zerwałem się, wyłączyłem pompkę, trzasnąłem drzwiami i zasnąłem

na sofie w salonie. JakŜesz rano przeraził mnie widok martwych rybek!

Wszystkie, jak jedna padły uduszone i ich malutkie ciałka pokryły dno

akwarium! Przebolałem to i juŜ następnego dnia kupiłem zupełnie

nowy zestaw, nowych gatunków rybek.

A co, jeśli Bóg miał podobnie? Jeśli konkubina Boga miała migrenę i

przeszkadzał jej huk świata? Bóg wyjął wtyczkę, zgasły słońca, naszły

nawałnice i dinozaury w jedną noc podusiły sie z braku tlenu.

Później Bóg wyszedł do sklepu i zobaczył tam zestaw pięknych

ssaków, kupił je i do dzisiaj patrzy zza grubej szyby, jak ich przybywa.

Marcepan

Page 12: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Stanąłem przed zadaniem bojowym. Pan Janek z kiosku powołał

mnie na degustatora nowego, zamówionego na handel produktu.

Normalnie wcale nie polegałby na mojej opinii, tym razem jednak

przyszedłem tu nie po gazetę, co więcej nie byłem sam. Moi

towarzysze, Mirek i Maciek, uznani juŜ "kiperzy" Pana Janka wymogli

na staruszku wzięcie mnie pod uwagę.

- Zobaczcie chłopaki, wziąłem jedną skrzynkę na próbę, pijcie i

mówcie czy brać tego więcej...

Nigdy nie mieliśmy tutaj piwa za dwa złote. Cała nasza trójka czuła, Ŝe

spoczywa na nas wielka odpowiedzialność. Z jednej strony jeśli

popatrzeć na cenę - zgadzamy się w ciemno, z drugiej - nie moŜemy

przecieŜ odpowiadać za wybory wszystkich tutejszych smakoszy. A co

będzie, gdy się pomylimy?

Cena rzeczywiście przemawiała do nas bardziej niŜ wszystko inne, a w

szczególności bardziej, niŜ smak. Potrzebowaliśmy całej skrzynki aŜ i

ten przypadł nam do gustu.

:

3x TAK

Jimmy

Page 13: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Pewnego razu, Basieńka w czasie zabawy, zemdlała. Okazało się,

Ŝe w jej mózgu jest błąd. Zawsze, gdy zaczyna się śmiać, z jakiś

dziwnych przyczyn, mózg odcina dopływ tlenu do kilku waŜnych części

samego siebie i Basieńka mdleje. Lekarze do końca nie rozumieją

przyczyn i próbują wytłumaczyć rodzicom, Ŝe malutki procent ludzi tak

ma.

Z pokoiku dziecka zniknęła róŜowa kołderka, pościel w misie, a

wszystkie kolorowe tapety zastąpił szarobury odcień. Zniknęły

kolorowe ksiąŜeczki, bajki na DVD i kuzyni, którzy mogliby ją

rozśmieszyć.

Basieńka nie pójdzie do przedszkola, w szarym pokoju, w szarym

kocu, z szarymi meblami, przyklejona do smutnego, szarego nieba

wypatrywać będzie pierwszych kropel jesiennego deszczu.

Jesień jest bezpieczna, nie ma się z czego smiać.

Marcepan

Page 14: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Mówi, Ŝe mógłbym być jej pacjentem i zaraz zmienia zdanie. Bo

rozumiesz - mówi - jeśli nie łączy nas Ŝadna więź emocjonalna, to

mogę cię leczyć. Ale naprawdę nie ma potrzeby na razie - to rzucam

prosto w jej oczy, o których kolorze pierwszy raz mogę powiedzieć

ciepły zielony.

Potem przyznaje: sama łapię się na tym "prześwietlaniu ludzi". Od

pierwszej chwili się zastanawiam dlaczego ty się tak zachowujesz,

dlaczego tak stoisz i dlaczego tak się ubierasz, chłopczyku...

Moment mija a ja wciąŜ nie wiem, czy ten chłopczyk, to jakiś

przykładowy chłopczyk, czy chłopczyk ja. -Ale na razie naprawdę nie

mam problemów - potakuję swoim wcześniejszym słowom.

-To będą cię leczyć moi znajomi.

-To moŜe lepiej naraję moich znajomych tobie?

Uf, wygląda na to, Ŝe umowa stoi. Leczenie mnie, leczenie mnie. Nie

na ten czas naprawdę podziękuję. Zielonooka dziewczynko z

pierwszego roku psychologii, leczenie mnie z ciebie mogłoby boleć.

Jimmy

Page 15: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Szłyśmy zagadane, kiedy raptem Anka powiedziała: Wejdźmy tu,

musisz coś koniecznie zobaczyć. Mała galeria, jeszcze pustawa o tej

porze. Chyba z miejsca coś zaczęłam komentować gestykulując, nie

pamiętam dobrze. Sięgnęłam po papierosa i mimowolnie przejechałam

po sali wzrokiem szukając popielniczki.

Szok. Patrzył na mnie. Nie w moją stronę, na mnie. Panika. Nie

radość, nawet nie zaskoczenie. Panika. Jak wyglądam? Chyba OK.

Dobrze. Tylko spokojnie. JuŜ wie, Ŝe go widzę. Idzie.

KoleŜeńskie powitanie. Uciekam z oczami, chowam ręce Ŝeby nie było

widać jak drŜą. Wymuszona swoboda. Ani słowa o rodzinie. Bezwładne

informacje o wspólnych znajomych. Idiotyczne uwagi na temat.

Dowcip. Nie klei się. Anka patrzy z namysłem. Nie wiem, czy dobrze

czy źle, Ŝe nie jesteśmy sami.

Ukradkiem zapamiętuję wyostrzone rysy, wychudzone policzki, zbyt

szczupłe dłonie. Takie inne. Oczy jakby większe. MoŜliwe Ŝeby był

niŜszy? Nie, to ja mam obcasy. Kiedyś nie nosiłam. Kiedyś. Czuję coś

w gardle. Jeszcze jeden papieros. Kiedy podaje mi ogień niechcący

dotykamy się palcami. On teŜ mi się przygląda. Co myśli?

Wreszcie Ŝegnamy się. Nie ma powodu przedłuŜać. Nie wymieniamy

adresów. Nie wymieniamy telefonów. Jedno długie spojrzenie jest jak

cienka niteczka. Nie ma o czym mówić. Idziemy kawałek w tę samą

stronę.

Ania

Page 16: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Chciałem to załatwić od razu. Wręczyć kwiaty, rzucić ogromne,

nieco grzęznące w gardle "przepraszam" i przejść przez próg. Co mnie

aŜ tak zmieniło? Pamiętam, jak na wakacjach kochały się we mnie te

wszystkie brzydkie dziewczęta, a ty wcale nie patrzyłaś w moją

stronę. W szkole, to samo - ani jednego spojrzenia. Twoja koleŜanka

nawet rzuciła się wtedy ze schodów, bo się jej bałem. A ty się mnie

wtedy bałaś? MoŜe teŜ powinienem się rzucić?

Po latach odezwałaś się pierwszy raz. I było tak, jak wiedziałem, Ŝe

moŜe być. Pewnie czekałaś na gorsze czasy, kiedy będzie nam

brakowało słodyczy. Mądrze. Tymczasem spadł pierwszy śnieg.

Przyszły mrozy i w kieszeni zimowej kurtki znalazłem zapomnianą

czekoladę. Potem przyszła dziewczyna, która rzucała się ze schodów.

PrzeŜyła, ale widziałem ją po raz pierwszy od tamtej pory. O dziwo juŜ

się nie bałem. "Londyn tonie a ja mieszkam nad rzeką..."- przez te

wszystkie lata śpiewała tę samą piosenkę, co ja. Nie mogłem się

oprzeć - w końcu juŜ się nie bałem. Zjedliśmy tę tabliczkę. Potem

przyszłaś Ty i teraz znów, jak przed laty, nie zauwaŜasz mnie.

Chciałem to załatwić od razu. Kwiaty. "Przepraszam".

Tymczasem Londyn tonie a ja, ja mieszkam nad rzeką...

Jimmy

Page 17: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Nie mów do niego, kiedy głaska niedźwiedzie. Wiesz, co by się stało,

gdyby Adam się teraz zaśmiał? Lewa ręka to i tak juŜ tylko proteza.

Wiem, wygląda całkiem normalnie i rusza się tak, jak powinna. Ale to

proteza. Nowej generacji. Prawdziwą kończynę stracił właśnie przez

takich Ŝartownisiów a ta samica cholernie nie lubi śmiechu. …

Oczywiście, Ŝe mógł to rzucić w diabły, ale głaskanie niedźwiedzi, to

jedyne, co potrafi. Jedyne, co mu w Ŝyciu wychodzi. Oprócz tej ręki,

oczywiście, ale to się nie liczy: byliśmy wtedy mocno pijani. I całkiem

moŜliwe, Ŝe zwierzak nie obruszył się przez rechot a przez bijący od

nas zapach przetrawianej wódy. Hm, w takim razie lepiej się odsunę.

Dziwne, Ŝe wcześniej nie przyszło mi to do głowy. …

Bo, widzisz, te niedźwiedzie potrzebują głaskania. Jesteś młody, nie

moŜesz tego pamiętać, ale kiedyś wszystkie niedźwiedzie świata

zaczęły nagle, jednego dnia, umierać. W dzikiej agonii robiły zupełnie

nielogiczne rzeczy. Który jesteś rocznik?

No i naukowcy z U.S.A zostali po godzinach i znaleźli przyczynę

zaistniałego. Okazało się właśnie, Ŝe wszystkie niedźwiedzie świata

potrzebują, by ktoś je głaskał. Reszty juŜ się pewnie domyślasz.

Ale skąd, to niedźwiedź, to na pewno niedźwiedź. Tyle, Ŝe rzadki

gatunek. Mogłeś nie widzieć.

Rafał ma inny kolor włosów.

Jimmy

Page 18: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Wstęp do Dziewczyny z ksiąŜką

Wolność zniewolona taki tytuł nosi drugi rozdział ksiąŜki, którą czyta

dziewczyna w autobusie.

Ma na sobie czarne rajstopy, spódniczkę po kolana, cielisty jasny

sweterek – spod niego przebija

czarny stanik. Przebija wszystko.

Na przejściu dla pieszych czekam z nieznajomą na zielone. Światło. W

jednej ręce trzyma

siatkę z zakupami. W drugiej, jak na szali, pięć ksiąŜek Mastertona. Co

więcej waŜy?

Światło. Idziemy.

Wrzesień. Gnój na polach, zaduch w dalekobieŜnym autobusie. Siada

przy szybie

po przeciwnej stronie, siedzenie w siedzenie, noga na nogę. Czyta i

spogląda w moją stronę,

jeszcze niezapisaną.

Tomasz

Page 19: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Moje Ŝycie nie było szczególnie ekscytujące. Nie. Było nudne i

pozbawione jakiegokolwiek sensu. Przynajmniej do czasu. Wszystko

zmieniło się w chwili, gdy postanowiłem zabić. Proszę, nie myślcie

sobie Ŝe jestem jakimś zwyrodnialcem. Nic z tych rzeczy. To było

silniejsze ode mnie. A ile razy Wy nie potrafiliście oprzeć się kolejnej

kostce czekolady czy lampce wina? No właśnie. W ubiegłym roku

policja wszczęła 729 postępowań w sprawach o zabójstwo. Jedno

mniej czy więcej chyba nie zrobi jakiejś kolosalnej róŜnicy. Wróćmy

jednak do meritum. Największym problemem było znalezienie ofiary.

Mimo Ŝe jestem zimny jak lód, muszę przyznać iŜ targały mną

wątpliwości. Wahałem się czy zamordować jakiegoś przestępcę, czy z

zimną krwią pozbawić Ŝycia niewinną osobę. Nie potrafiłem podjąć

decyzji, zdałem się zatem na ślepy los. Wreszcie nadszedł ten dzień.

Jak okazało się później był to 14 luty. Mój wybór padł na męŜczyznę z

bukietem kwiatów w dłoni. Chyba na kogoś czekał. Stał tuŜ pode mną

co znacznie ułatwiło mi zadanie. Policzyłem do trzech….

Adam

Page 20: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Bułhakow pisał, Ŝe Małgorzata miała lekkiego zeza. Dziadek

klozetowy na krakowskim głównym pogrąŜony był w lekturze. RównieŜ

miał zeza. W jego przypadku była to dolegliwość naprawdę mocna.

Przyszedłem spytać o drogę i nie wiedziałem w które patrzeć oko.

Wybrałem lewe, bo wydawało mi się, Ŝe lewym tłumaczy. Potem

stwierdziłem, Ŝe jednak drogą z prawego dotrę szybciej. Koniec

końców podzieliłem swoją uwagę i dostałem to co chciałem. Gość znał

miasto jak własną kieszeń. KsiąŜka otworzyła się ponownie, gdy

powiedziałem, Ŝe wszystko rozumiem.

- Dziękuję. Dobra ksiąŜka – luźno wskazałem na tom, który juŜ był

jego całym światem.

- Niech pan juŜ lepiej idzie, jeśli nie chce się pan spóźnić do tego

teatru – powiedział nie odrywając oczu od jakiegoś uchwyconego

słowa. Wyczuwszy cień zdziwienia na mojej twarzy dodał- No idź, idź

juŜ, Małgorzata właśnie lata nago na miotle…

Jimmy

Page 21: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Ona straciła wiarę. To sączy się przez ściany. Pachnie z oddali.

Pewnie prodiŜ nie chciał jej oddać ciasta w porę. Albo ktoś zrobił coś

równie złośliwego. MoŜe te kwiaty na parapecie zaczęły wiotczeć z

nadmiaru wilgoci. Albo coś równie nie do odwrócenia. W kaŜdym razie

rolet przez resztę dnia nie odsłoniła. Nie przyjęła gości. WaŜnych

gości. Mnie, który minąłem się z nimi na klatce, równieŜ widzieć nie

chciała.

- Ale chyba się tam nie zabiłaś, powiedz coś, Ŝebym nie musiał

dzwonić na policję...

- śyję i nie chcę się zabić. – Więcej nie usłyszałem.

Mogłem się domyśleć. MoŜna siedzieć w łóŜku cały dzień, nie

wpuszczać do siebie ani światła, ani ludzi. Powinienem wiedzieć: to, Ŝe

się traci wiarę, nie daje powodu do większych wariactw.

Jimmy

Page 22: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Chciałoby się, Ŝeby wiosna była w pełni, ale ona ledwie

raczkuje, pewnie dlatego ptaszek pod moim oknem, zamiast snuć

romantyczne trele, wyraŜa swój bunt z manierą początkującego

rapera donośnym i rytmicznym: PI-TU, Pi-TU, Pi-TU, Pi-TU!

I nawet kiedy z wysiłkiem i determinacją urozmaica swój koncert,

przechodząc w nieco bardziej płynne: pitPITU, pitPITU, pitPITU, nie

staje się przez to przyjemniejszy w odbiorze, niŜ dzwonek budzika.

Więc Romeo, do jasnej cholery, nie mów mi, Ŝe to był skowronek...

Julka

Page 23: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Lustro

Wchodzisz w noc. A miasto ugina się miękko, przepuszczając na drugą

stronę szyby. Tu świat ma bursztynowy kolor i gorzki posmak

tymczasowości.

Zanurzasz się. Tydzień z wolna zatraca kontury, zniekształca w tym

krzywym zwierciadle. Wreszcie przestajesz obijać się o kanty twardej

logiki. Ból przerysowany odbierasz jako nierealny, a zbyt głośna

radość zagłusza myśli.

Płyniesz.

(Wracając znów trzeba przebić się przez taflę. Pewnie stąd ten ból w

całym ciele.)

Julka

Page 24: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Nocą oglądam łyŜwiarstwo figurowe. Dzisiaj. Wczoraj

była zagadkowa gra ze skąpo odzianą prowadzącą. Program, w którym

niewyŜyte nocne marki mogą powiedzieć, co im tak naprawdę chodzi

po głowach o pierwszej z hakiem. W istocie zawyŜają nieco statystyki

z rodzaju: ile razy na minutę męŜczyzna myśli o seksie. Jak myślisz

ile?

Na K w Kuchni, do jedzenia. Do jedzenia. Na Ka. Trzy telefony. Trzy

razy pod rząd:

K u t a s.

- Słuchajcie, ja nie wnikam, naprawdę nie chcę wnikać, co wy jecie…-

skąpo ubrana prowadząca jest nie tylko skąpo ubrana, ale i

inteligentna. Z pewnością wie, Ŝe te wszystkie kutasy nie mogą brać

się z nikąd. Jest jej trochę wstyd. MoŜe po prostu nie dotarło do niej

poczucie humoru rozmówców – rozwaŜa i tę opcję. W ręku trzyma plik

pieniędzy, wcale nie ułatwia jej to zadania.

- Kochani, słuchajcie, muszę rozdać te pieniądze, dzwońcie, dzwońcie.

W kuchni na Ka, do jedzenia, do jedzenia na Ka…

I znów ona z tysiącem dwieście w ręku, ona kontra męska część tego

kraju. Kraju, gdzie demotywatory są jedyną prawdziwą formą rebelii.

Seks Zombie w natarciu. Nic, tylko płakać. Ale łyŜwiarstwo: Solistki

jeŜdŜą do Paganiniego, ciała czułe na kaŜdą nutę, kaŜdy wybity takt

odwzorowany na białej tafli. Gdyby ktoś trzy razy pod rząd powiedział

k u t a s powtórzono by konkurs.

Jimmy

Page 25: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Są nasiona róŜnych rodzajów, rozmiarów, kształtów, róŜne

kryją w sobie przepowiednie. Spadają na beton, na ziemię, do rzek, do

mórz, bywają niesione przez wiatr, przez zwierzęta, wczepione w ich

sierść albo na łapkach owadów, jeśli są małe jak pyłki. To one

mieszczą w sobie przyszłe drzewa, lasy, puszcze...

Najczęściej jednak giną szybko i bez śladu - po przejściu zimy lub

poŜaru nie zostaje po nich NIC. Czasami zachowują w sobie potencjał

uśpionego Ŝycia przez wiele lat, czekając, aŜ wpadną w niszę

sprzyjających warunków - i z rzadka im się to udaje. Wtedy zostają

twórcami, czyli wydają na świat to, co istniało w nich

zminiaturyzowane i pogrąŜone w letargu. Bardzo niewielki jest procent

takich szczęściarzy.

Bywa teŜ tak, Ŝe to specjalne miejsce czeka latami na nasienie,

przygotowawszy dlań idealną ziemię z optymalnym zestawem

minerałów i wilgoci, idealny dostęp promieni słonecznych, idealną

temperaturę, pogodę, nawet porę roku, ba! - świat przygotowuje dla

tego jednego nasienia nawet odpowiednie przeszkody i poprzeczki w

tym magicznym miejscu czasoprzestrzeni!... Kiedy nasienie tam

nareszcie wpadnie, wystrzela w niebo rośliną tak piękną, wybujałą i

barwnie kwitnącą, Ŝe wszystkim istotom wokół dech zapiera z

zachwytu!

To właśnie jest geniusz.

Oxyvia

Page 26: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Zostaw, niech pływa. Będzie chciała to przyjdzie. Ze znalezieniem

chętnego nie powinna mieć problemu, my męŜczyźni często całujemy

przypadkowo napotkane rzeczy. KsięŜniczka, której tak bardzo

spodobało się Ŝycie Ŝaby. Niech się jeszcze rozmyśli, ale nie łap jej,

nie rzucaj kamieniami. Na pewno się rozmyśli. A moŜe boi się stanąć

przed nami nago? Bo jak taka księŜniczka się zmienia, to pewnie

suknia nie spada jej z nieba. O, odpłynęła. Zacznij czytać Fale,

Virginia zawsze przyciąga co lepsze sztuki. Pamiętasz wczorajszą, tę

ropuchę? Adek ją cmoknął dzisiaj. Mówił, Ŝe to blondynka z duŜymi

piersiami, ale farbowana. Jeszcze nie powiedziała mu jak ma na imię,

doszliśmy do wniosku, Ŝe to wina szoku. Musiał ją upuścić, podtopiła

się, czy coś. Czytaj.

Nie ma nikogo – wśród tych czarnych sklepień i lamentujących gołębi,

i radosnych gier, i tradycji, i rywalizacji, wszystkich tych rzeczy, tak

zręcznie ułoŜonych, by zapobiec uczuciu samotności.

Bardzo moŜliwe, Ŝe one wszystkie mają tu jakiś rytuał. W nocy

wychodzą, zmieniają się i tańczą w świetle księŜyca, boso i zupełnie

bez ubrań. Oczywiście rechot się utrzymuje, stoją za nim prawdziwe

Ŝaby. Adek mówił, Ŝe był kiedyś na takiej dyskotece.

Jimmy

Page 27: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Nie ma tu miejsca, gdzie moŜna by sobie spokojnie zwariować.

Wszystkie stare placówki porośli alkoholicy i ulicznice, wszędzie zalągł

się mróz, wszystko puściło korzenie. Hyyyy – wdech głośnego

powietrza. PrzecieŜ mam jeszcze kochające oczy, gdzieś tam, na

jednej drobnej dziewczynie. Niebieskie jak oaza. Piasek sypie się do

środka i trumna podnosi swe wieko. Wstawaj, wstawaj. A potem

śpiewa, pod refren Nirvanowego, In bloom. O sobie w trzeciej osobie:

„on jest sam Aniu, wszystko robi sam Aniu, nawet nie wie, kim chce

być…nie wie, kim chce być… raczej.” Nie ma tu miejsca, gdzie moŜna

by sobie spokojnie zwariować.

Jimmy

Page 28: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Zimno łóŜka w pojedynczej liczbie(jeden) straszy cięŜkością

niemówionego „dobranoc”. Gwiazdy spadają razem z deszczem na

moją twarz w oknie. Tylko poduszka słyszała, co mam do

powiedzenia. W kaŜdej sprawie (jeden). Zbyt lekka kołdra domaga się

czterech nóg, a prześcieradło narzeka, bo brzydkie, gdy niewymięte.

Alkohol skończył się dawno. GTGGA-GATCCAC-GGCGCGCACGGCT-

ACC-TCCT… Błąd genetyczny! Ile tego dzisiejszego księŜyca jest w

nas?

Unknown Paulina

Page 29: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

-Ze studnią jak z barem – mówiła - cięŜko z niej

kogokolwiek wyciągnąć. Przychodzą zmartwieni, posiedzieć a

wychodzą martwi, z ust leje się ślina. Nawet jak się im mówi: nie

siadaj tu, na rozchybotane, kamienne wieko…

- Piękna jesteś jakaś…- mówi reporterzyna.

- Tu mieszkał kiedyś seryjny morderca. Właśnie w tej studni znaleźli

trzydzieści cztery ciała… – pokazuje ręką jakiś widok za oknem, za

którym wcale nie widać studni, bierze głęboki wdech -…zasypane

jakimś środkiem, takim Ŝeby nie było czuć…

- Ale piękna jesteś… albo po prostu tak wyglądasz… - rozwaŜa

moŜliwości ze szklanką kolorowej wódki przy ustach.

- Ze studnią jak z barem – powtarza kelnerka - czasem choćbyś

próbował, nie unikniesz zdemaskowania. Jak go złapali to się wyrwał,

nawet pobiegł i chciał się utopić, ale ciała sięgały juŜ powyŜej poziomu

wody.

- PokaŜ cycki. – wypalił nagle wydymając wargi i celując obiektywem

aparatu w kobietę.

- Teraz dom stoi pusty, sąsiedzi mają klucze. – Kontynuowała w

zaczerwienienu.

- A zaprosisz mnie do siebie?

- Jestem u siebie – uśmiechnęła się dziewczęco, niby nie rozumiejąc

pytania.

- Matyś zluzuj, pani opowiada mi, co chcieliśmy wiedzieć- mając u

boku pijanego Matysia byłem dla Kamili, tak się nazywała nasza

informator, jak ten dobry glina.

- A w dupie to mam…- powiedział zły glina i wyszedł z knajpy.

- Przewietrzy się, dobrze mu zrobi, jak długo masz otwarte?

- Do ostatniego klienta?

- Ostatni klient właśnie wyszedł. – powiedziałem rozejrzawszy się

wokół. Zaświeciło się jej spojrzenie, ale umiejętnie ukryła ten błysk

podnosząc przypadkiem upuszczone serwetki.

- JuŜ, tylko zamknę. – Tym razem patrzyła mi prosto w oczy.

Jimmy

Page 30: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Ewa chce pisać

W taką pogodę niełatwo jest uchwycić komórkę nerwową przy pracy, a

ja zaobserwowałam taką interwencję w tramwaju. Światło padło na

moją łopatkę, dalej promieniowało w dół. Mimo zapewnień wszystkich

bliskich i dalekich o długoterminowym zawieszeniu pisania, jakaś bliŜej

nieokreślona pierwotna siła zmusiła mnie do niezwłocznego wszczęcia

notatek. Tematem stało się ciało męŜczyzny. No dobrze, część ciała.

Wycinek. Mały. Jest jasne i waŜne, zasiadam i piszę, jak mnie pan Bóg

stworzył - tramwaj i skłębione ulice, popęd i ja. Wolne? JuŜ, juŜ za

chwilę… ZbliŜam się do wyjścia. W domu nie przestaję, najpierw piszę

na kuchennym blacie, później na pralce. Szybciej powtarzam,

szybciej. I piszę szybciej, aŜ cierpnie mi mała moja dłoń, aŜ zabiera

mnie na swoich długich palcach na plaŜę, na wzgórze, na podłogę.

Nie, nie jestem cyrkową małpką, która zna tylko jedną sztuczkę, znam

przynajmniej trzy, więc zmieniam język i rękę. Z czasem staje się to

leniwe jak wciskanie w wiatr. Tak piszę, Ŝe aŜ zasypiam na stercie A

cztery. Rano budzę się z kawałkiem kartki w ustach. Sterta zniknęła.

Jest tak, jak powinno być, podłoga jest twarda, cycki są twarde, więc i

taki nie mogą być z papieru.

Kluska

Page 31: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

śywe mięso na śniadanie, czyli jak

wyjąć statek z butelki

Wiedziałeś, Ŝe myśli składa się na zewnątrz butelki? To tak jak statki

wpływające przez gwintowe nozdrza w morza kory mózgowej. Z

początku wszystkie przyciśnięte masztem na zawiasach świadomości

podtrzymywane cieniutkim sznurkiem. Wpływając w morze

magazynujemy wspomnienia na pokładach pamięciowych. Gdy osiądą

na mieliźnie, rozwijają swe Ŝagle, a nitki chowają w falach wypustek.

Seksualność, w teorii Freuda, to tylko dąŜenie do przyjemności.

Neurony masturbują się wysyłając sygnały. Sztorm. Sekret Zygmunta

to jego pomyłka- w mowie, działaniu, zapomnieniu. Wszystkie

powrotne szlaki, przez mimowolne oddziaływanie wiatrów bogatych w

treści, zostały zdmuchnięte do nieświadomości. Nocą spuszczanie

kotwicy odbywa się nieświadomie. Popadamy w łaski sentymentu,

emocji i motywacji. Ciągnąc sznurki brodzimy po dnie, zostawiając

krwawe ślady. Nigdy nie znajdą szlaków powrotnych. To Freud kroi

mój mózg

robiąc sobie z niego śniadanie.

unknown Paulina

Page 32: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Łopatki w słońcu

Tak naprawdę nie pamiętam dokładnie, w jaki sposób się tam

dostaliśmy. Było to pewnie dzieło przypadku; odchodzenie od siebie

po kilku złocistych, zwykła chęć ucieczki, na chwilę. A moŜe inaczej –

wzbogacenie. O kilka rodzajów ciszy (tej przed, tej w trakcie i tej po),

o dotyk ziaren piasku (innego kalibru). Cokolwiek. W kaŜdym razie

leŜeliśmy na brzuchach, podczas gdy wiatr po swojemu lizał nam

skórę. Zasnąłeś, a ja przymusowo wysłuchałam krótkiej rozmowy:

- PrzecieŜ jestem pojebany! Trzymaj się z daleka od takich, jak ja.

Dobrze?

- Dlaczego tak mówisz?

- Bo to prawda!

Byłam ciekawa. Jakaś specyficzna para wybrała to samo, co my,

miejsce. W pewnym sensie naruszyła dziewiczość tego terenu

(splamiła świętość?). Męczyło mnie to. Podniosłam się i zobaczyłam

dwa (opalone jak cegły) ciała, pogrąŜone w pocałunku. Ekstaza? Być

moŜe, choć pierwsze skojarzenia nie wiązały się z Klimtem. Chyba, Ŝe

takim w wersji hard z udawanym orgazmem. Zamknęłam oczy i

postanowiłam skupić się na opalaniu. Po chwili jednak (przy

pierwszych odgłosach) przypomniałam sobie o przenośnym

odtwarzaczu. Odnalazłam go. W uszach zabrzmiała jedna z post-

rockowych melodii, więc odpłynęłam. Musiał być sztorm, tak, to

musiał być niepokój. Śniłam o dwóch całkiem nagich kobietach, które

stały na kamienistej plaŜy. W pewnym momencie zaczęły się

przytulać, bardzo nieprzyzwoicie: pierwsza chwyciła drugą za pośladki,

podczas gdy tamta skierowała dłoń na dokładnie wygolone łono tej

pierwszej. Powoli zaczęło się robić gorąco, czerwone placki, ślady po

dotyku. Przebudzenie. I myśl, Ŝe mogliśmy się spalić, lecz słońce

skapitulowało.

Karolina

Page 33: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Ooops! I did it again!

Bycie supergwiazdą to wcale nie taka bułka z masłem jak co

poniektórym moŜe się wydawać. To katorŜnicza praca dwadzieścia

cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. śądacie dowodu?

Pff…JuŜ samo utrzymanie przy Ŝyciu mojego ociekającego seksem

ciała wymaga zaangaŜowania sztabu ludzi. Implanty wypełnione Ŝelem

sylikonowym, zastrzyki z jadu kiełbasianego czy kwasu

hialuronowego. Do dziś czuję ból po operacji wydłuŜenia nóg w

chińskiej klinice – swoją drogą, kto by pomyślał, Ŝe dziesięć

centymetrów moŜe doprowadzić kobietę do ekstazy - całe szczęście,

łzy po tamtym wydarzeniu ociera mi mała, chińska sierotka którą

adoptowałam. Cudne dziecko. śywe srebro. Mieszkanie jeszcze nigdy

nie było tak czyste. Pytacie czym się zajmuję? JuŜ mówiłam. Jestem

supergwiazdą. Czy moja twarz nie wydaje się wam znajoma?

Przyjrzyjcie się. Tak! To twarz nr 32 z najnowszego katalogu. Mój

dzień? Wstaje z łóŜka, dzięki permanentnemu makijaŜowi zawsze

wyglądam świeŜo i kwitnąco. Patrzę w lustro i myślę sobie – jesteś

zajebista - potem zamawiam taksówkę i wracam do domu. Tam, przy

kubku gorącej kawy przeglądam plotkarskie portale. Jeśli na Ŝadnym z

nich nie ma chociaŜ fragmentu dotyczącego mojej cudnej osoby,

anonimowo wysyłam jakieś zdjęcie. Nic specjalnego. Lesbijski

pocałunek, wymioty nad muszlą klozetową czy próba pobicia

fotografa. To wystarczy. Potem codzienna ścieŜka zdrowia – solarium,

kosmetyczka, fryzjer. Wieczorem czas udać się na imprezę. I wiecie co

wam powiem na koniec? Wszystko byłoby całkiem znośne, gdyby nie

ten koszmarny dylemat przed kaŜdym wyjściem z domu – załoŜyć

majtki czy ich nie zakładać? Ooops! I did it again!

Adam

Page 34: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Powód

- Zośka, ty chyba oszalałaś! - Ewelina nerwowo krąŜyła po pokoju

wymachując rękoma na wszystkie moŜliwe strony. Od czterdziestu

minut próbowała odwieść swoją najlepszą koleŜankę od szalonego

pomysłu. - Przestań wygadywać te bzdury! MoŜe to okrutnie zabrzmi,

ale nie ty pierwsza i nie ostatnia, która zbyt wcześnie zaszła w ciąŜę.

- Ewela, nie wiesz, co ja teraz czuję i nie moŜesz zrozumieć tego, co

chcę zrobić - Zosia dla odmiany była spokojna. Siedziała w miękkim

fotelu z podkulonymi nogami i wodziła wzrokiem za koleŜanką.

- Jestem w beznadziejnej sytuacji. Mam siedemnaście lat, chłopak

rzucił mnie, bo dowiedział się, Ŝe zbyt szybko zostanie tatusiem,

rodzice powiedzieli, Ŝe muszę ponosić konsekwencje swojego

postępowania, dlatego kazali wynająć mieszkanie i samej się

utrzymywać, a ty twierdzisz, Ŝe to nie jest tragedia. Zgadzam się, dla

ciebie nie, ale dla mnie świat stanął do góry nogami. Fiknął koziołka i

śmieje się w twarz.

- Wiem, Ŝe jest to trudna sytuacja - Ewelina uklękła przed koleŜanką i

chwyciła ją za ręce. Teraz mówiła juŜ bardzo spokojnym i

opanowanym głosem. - Bardzo trudna sytuacja, ale moŜna temu jakoś

zaradzić. UwaŜam, Ŝe samobójstwo nie jest tu sposobem na

rozwiązanie tego problemu.

- Dla mnie jest - Zosia uśmiechnęła się, ale nie do koleŜanki, tylko do

swoich myśli, z którymi teraz była daleko stąd. - Ja juŜ wszystko

zaplanowałam. Zrobię to tutaj, w tym pokoju. PołoŜę się na moim

ulubionym, miękkim i włochatym dywanie, wezmę Ŝyletkę i podetnę

sobie Ŝyły. Będę patrzyła, jak uchodzić będzie ze mnie Ŝycie, aŜ w

końcu zasnę snem wiecznym.

- Przestań!!! Słyszysz? Przestań wygadywać takie rzeczy!!! - Ewelina

zerwała się na równe nogi. Wyczerpała juŜ wszystkie argumenty i nie

wiedziała, czym ma przekonać koleŜankę, aby porzuciła idiotyczny

pomysł. - Nie moŜesz tego zrobić! - krzyknęła desperacko.

- Dlaczego?

- Bo pobrudzisz krwią dywan! Abigaile

Page 35: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Dlaczego kruk jest podobny do

biureczka?

Kruk wleciał do urzędu z garścią pyłków miejskich, Ŝeby zaanektować

kilka lśniących, złotych monet, które zobaczył w locie przez okno.

Lądując spojrzał w blat małego, nowoczesnego biureczka (róŜa

chińska połysk), gdzie łysnęło mgliście jego mroczne odbicie.

- AleŜ jestem podobny do tego biureczka! – zawołał ze zdumieniem.

- O co pan ma pretensję? – uprzejmie zapytał siedzący po przeciwnej

stronie urzędnik w garniturze – Jestem przekonany, Ŝe wyjaśnię kaŜdy

problem – rzekł (kruczoczarny tweed połysk).

- Nno... Ŝe wyglądam jak to cholerne biureczko... – mruknął kruk

niepewnie.

- Ach, o to chodzi! – optymistycznie kruknął mruk – To akurat da się

łatwo i racjonalnie wytłumaczyć! Zapewniam pana, Ŝe nie ma w tym

nic dziwnego ani niepokojącego. OtóŜ, widzi pan, kruk i biureczko

mają jednego ojca. To znaczy, biureczko jest dzieckiem biurka, czyli

wie pan, takiego powaŜnego juŜ mebla ministerialnego, a

przynajmniej dyrektorskiego. No a biurko, rzecz jasna, jest dzieckiem

biura. Zaś w biurze rodzą się małe kruczki, zwłaszcza w biurze

prawnym czy bankowym, czy skarbowym, wie pan. Małe kruczki stale

rosną, rosną, aŜ stają się... O, z pana to juŜ całkiem spora sztuka

kruka! – roześmiał się urzędniczek, aŜ biureczko się zachwiało.

- A, tak, teraz rozumiem... – zasępił się kruk, spojrzawszy w lustrzany

blat biureczka.

I nie wiedzieć, dlaczego, stał się podobny do... mruczka.

A jego złote monety diabliczki wzięli, jakoś.

Oxyvia

Page 36: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Bez tytułu

Miałem mówić krótko, to będę. Czy pani moŜe nagrywać? Czemu nie?

Spoko luzik. Pyta się pani,

JAK do tego doszło? Jak mogłem zrobić coś tak głupiego? Bo co? I tak

pani nic nie zrozumie. Taka

MODA jest, Ŝe najlepiej to w telewizorze się pokazać. Jeden raz i

jesteś gość, laski same się pchają

NA ciebie. Same z siebie. A ja zawsze byłem dla nich jak ze szkła

zrobiony. Taki lajf. Jakiś sukces?

SUKCES to miałem raz, kiedy Kaśka zrzygała się w dyskotece, bo

dostała od kogoś trefnego jointa

CZYLI skręta, no, wie pani, z farszem coś było nie tak. Mało co jarzyła,

to puknąłem ją w kibelku,

KRÓTKA akcja, nie ma się czym chwalić. Inaczej miało być, wie pani,

inaczej, jak na tym filmie.

RZECZ w tym, mówi pani, Ŝe Ŝycie to nie film? Nie? Gówno prawda!

Lans blans i cukierki! Tak!

O to biega! Musiałem tylko coś zrobić, coś takiego, Ŝeby im wszystkim

kopary opadły. Cały czas o

TYM myślałem, przewracałem się w wyrze i miałem przed oczami te

ich rozdziawione gęby. Tylko

JAK? Czym mógł ich zaŜyć taki cienias, jak ja? No? Co się pani tak

głupio uśmiecha? Ja sobie nic

ZAGMATWAĆ nie dam. śe niby co? śe nie sam na to wpadłem? śe

starczy raz na mnie spojrzeć?

śYCIE jest jak pudełko czekoladek, w moim samo badziewie. Dziwi się

pani, skąd ja to znam? Na

BOHATERÓW kino było, zajebiste. Ziomali za free puszczali. Teraz tam

wieŜowce. Aha, o tych z

TELENOWELI miało być? Zaraz będzie, nigdzie mi się nie śpieszy.

Koniec? Jak to, koniec? JuŜ? Ania

Page 37: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Łopatki w słońcu

Zeszłe wakacje. Kołobrzeg. PlaŜa. Na wschodzie molo. Na zachodzie

wejście do portu. TuŜ za plecami latarnia morska. Słońce świeci. Mewy

się drą rozdzierając szum morza na strzępy. Wiatr słaby od Szwecji.

Trzy kobiety, trzy ręczniki.

- Widzicie tego ratownika na wieŜyczce? Fajne ma spodenki - zagaduje

seniorka A – Ach, gdyby tak te parę wiosen mniej – rozmarzyła się

wciągając do płuc nikotynowy dym.

- Babciu, daj spokój. On nawet nie ma futerka na klacie. To jakiś

metro seksualny synek, który się podpina pod Don Juana i zza

ciemnych okularów obcina kaŜdą małolatę – rzuca C wyraźnie

zniesmaczona gustem babci, po czym kontynuuje wsmarowywanie

kremu do opalania w uda i brzuch.

- Czy któraś z was moŜe mi poprawić ramiączko biustonosza? Cycek

mi oklapł. Trzeba coś z tym zrobić. No, pomoŜecie? -

rozhisteryzowanym głosem wtrąca B. Matka i córka w jednej osobie.

- Dopalę – krótko i leniwie mówi A.

- Rozprowadzę krem – ripostuje C.

- Ale tu jest pełno facetów i czuję, Ŝe wszyscy się na mnie gapią –

rozmarzyła się B pochlebiając sobie - na rodzince to zawsze moŜna

polegać. O, teraz dobrze. Poprawiłam sama. No i jak? Równiutkie,

prawda?

- Ta, prawie jak moje, tylko o beret większe – podśmiewa się C.

- Nawet nie spojrzałaś – ucina B. – O, ten młody, śliczny patrzy na

mnie.

- Mamo przestań – wtrąca C. – On patrzy na laskę, która stoi przy

wejściu.

B. odwraca głowę w stronę wejścia na plaŜę. Dziewczyna, która tam

stoi, macha ręką na przywitanie „młodego, ślicznego”, ten idzie w jej

stronę.

- Idę po drinka. Coś komuś przynieść? – pyta A. i podnosi się z

ręcznika.

- Dla mnie piwo z sokiem, proszę – odpowiada C.

Page 38: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

- Dla mnie to coś ze skrzydłami – błagalnym tonem B.

- Chyba to coś co dodaje skrzydeł – z uśmiechem A.

- Tak, tak naturalnie – krótko B.

Fale leniwie rozbijają się o siebie, o plaŜę, o stopy wczasowiczów.

Dzieci bawią się w piachu. Łopatkami usypują kopce, budują zamki.

Gdyby Bałtyk umiał mówić, przegoniłby ich wszystkich do stu diabłów,

i szumiałby wydmom i kutrom rybackim.

Do B. i C. podszedł ten „Młody, śliczny” z zapytaniem.

- Ten wysoki dŜentelmen w białym garniturze, słomkowym kapeluszu,

bez butów zaprasza do baru, co panie na to? - Babcia zachęcająco

przywołuje córkę i wnuczkę ruchem ręki.

- Dlaczego nie? – odpowiedziała B. i biorąc pod rękę C. pociągnęła ją

za sobą.

DŜentelmen w białym garniturze na powitanie pocałował ją w

zewnętrzną część dłoni, po czym się przedstawił.

- Mam na imię Łebaid. Miło mi, Ŝe przyjęły panie moje zaproszenie.

Obserwuję panie od dłuŜszego czasu i myślę, Ŝe mógłbym dostarczyć

paniom wraŜeń.

- Tak? A jakich to wraŜeń według pana, potrzebują kobiety takie jak

my – niegrzecznie wtrąciła C.

- Właśnie do tego zmierzam – szybko odparł Łebaid – Mam na myśli

wraŜenia artystyczno–cielesne, które ocucę kilkoma kroplami trunków,

wedle upodobań. Co panie na to?

A., B. i C. popatrzyły na siebie, a ich spojrzenia obiły się o oczy

nieznajomego i niemal jednogłośnie odpowiedziały.

- Chętnie.

- Wyśmienicie! – odpowiedział Ł., skinął głową na „Młodego, pięknego”

i rzekł do niego:

– PokaŜ paniom drogę.

- Proszę za mną – „Młody, piękny” szedł w stronę morza.

- Chyba pomyliły się panu kierunki. Tam jest morze! – stwierdziła

zdziwiona B.

- Proszę za mną – powtórzył nie odwracając głowy.

Na brzegu stała łódź.

- Łał – powiedziała C.

Page 39: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

- O w mordę – szepnęła A.

- Psia krew – dodała B.

- Tylko nie krew – dało się słyszeć w tyle głos Łebaida – Jest zbyt

droga.

Wsiedli do łodzi i odpłynęli w kierunku zakotwiczonego na głębszych

wodach jachtu.

- Pan jest biznesmenem? – spytała zachowawczo B.

- MoŜna tak powiedzieć – uśmiechnął się szeroko Łebaid, pokazując

śnieŜnobiałe uzębienie – kupuję, sprzedaję. Handel wymienny,

szeroko pojęty.

- A co pan kupuje? – pociągnęła temat C.

- MoŜe to zabrzmi dziwnie, ale kupuję miłość, szczęście, doczesność i

uprzedzając pytanie kolejne, sprzedaję uśmiech, nadzieję, jutro i

urodę – wyjaśnił Łebaid.

- To doprawdy fascynujące! – zaciekawiła się A. – W takim razie, ile

kosztuje uroda?

- Uroda kosztuje doczesność.

- A miłość, jakbym chciała sprzedać to, co dostanę? – spytała C.

- Za miłość daję wszystko – odparł.

- To niech mi pan powie, ile warta jest nadzieja? – wtrąciła pytanie B.

- Nadzieje daję gratis.

Dopłynęli do jachtu, który przyciągał wymalowaną na burcie nazwą

„śycie wieczne”. Ktoś podciągnął kotwicę. Dzień był piękny. Syren nie

było na horyzoncie.

Rafał

Page 40: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

A czym się kruczek od biureczka róŜni?

Dni stały się krótsze, ale nie miało to nic wspólnego z porą roku. I

noce były krótsze. W trzydzieści dwie do drugiej, światła blokowisk

zaczynały uprzykrzać Ŝycie najbardziej wytrwałym widzom i

czytelnikom. Alicja czekała na uderzenie, mały stuk w okienku i juŜ na

paluszkach schodziła do mnie. Rodzice zabrali jej telefon po naszej

ostatniej nocnej wycieczce. Krrrrrrr.

Co prawda jeszcze nie znalazłem sposobu, by nie musiała wychodzić

drzwiami – stwarzało to zbyt wiele problemów – jednak myślałem

intensywnie a coś podpowiadało mi, Ŝe lada moment znajdę

rozwiązanie. Mgła w krainie czarów gęstniała. Dwa razy spudłowałem i

rzucane kamienie biły w niewłaściwe szyby. Krukowate badając

jadalność skalnych okruchów otoczyły mnie i z dziką śmiałością

obsiadały. W lewej ręce wciąŜ miałem połowę kanapki z dŜemem. Gdy

Alicja domyśliwszy się moich niecelnych strzałów wyjrzała przez okno,

krzyczałem tak głośno, Ŝe rozmowę rozpoczęła zdecydowanym: „Cicho

bądź!”

- Dziobnął mnie! – Na ślepo wymachiwałem ręką. We mgle nie widać

było ani napastnika, ani ukochanej. – Kruk! Dziobnął mnie.

- Słuchaj, Pietruś, ja dzisiaj nie dam rady. Złamałam nogę.

Zawieszałam firankę i biurko się rozjechało…- Krrr. Krrrrr.

- Biurko, kruk, co za róŜnica? Alicjo, musimy być dzisiaj razem!- Krrrr.

Krrrrrrrr. Krr.

- Ale nie dam rady, jutro, jutro!

- Mogę tam do ciebie wejść, zwiąŜ prześcieradła i zaczep o nogę

łóŜka.- Krrr.

- Jutro, jutro! – okno zamknęło się bezgłośnie i musiało minąć co

najmniej pięć minut, nim zauwaŜyłem, Ŝe dziewczyna nie słucha juŜ

moich chytrych planów wspinaczki. Mgła w krainie czarów zaczęła

opadać. Podobno kruki nadają sobie imiona i wołają się nimi. Krrr.

Krrr. Krrrrrrr. Krrr. Krrrrrrrr. MoŜe to do mnie?

Jimmy

Page 41: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Wina

Spróbuj. Dobre, prawda? Takie słodkie, a jednak za falą słodyczy

zjawia się dziwny posmak - ni cierpki, ni gorzki. Wprowadza odrobinę

niepokoju, ale sprawia, Ŝe nas nie zemdli jak po ulipku. Bo we

wszystkim musi być zachowana równowaga.

Taki smak ma tylko to moje pierwsze wino. Nie mam pojęcia, dlaczego

się udało. Nie znając receptury, zdałam się jedynie na instynkt, który

nakazywał zebrać spadłe owoce i wrzucić je do dymiona. Podnosiłam

chłodne, lekko wilgotne śliwki i wrzucałam je za pazuchę. Ześlizgiwały

się po skórze wywołując zabawny, pseudoerotyczny dreszczyk. W

powrotnej drodze z sadu uwaŜnie stawiałam kroki, dźwigając przed

sobą podkoszulek pełen owoców, jak cięŜarny brzuch. Wkrótce

pochłonął go szklany balon, w którym miały się odprawić bulgotliwe

czary. Nie pamiętam, ile trzeba było czekać, aŜ wino dojrzeje. Ile

radości dawała obserwacja biegających bąbelków powietrza, jaka

gnała mnie ciekawość, by spróbować ukończonego dzieła. Ile w

oczekiwaniu było dumy, a ile niepokoju, bo przecieŜ mogło zamienić

się w ocet. To trwało bardzo długo.

Jednak dzisiaj moŜesz oceniać efekt. To juŜ ostatnia butelka, tego

mojego wina. Ostatnia butelka dzieciństwa. Smakuje ci?

Pomyślałam, Ŝe moglibyśmy razem sporządzić całkiem inny trunek...

Czuję, Ŝe owoce są słodkie, a droŜdŜe pochodzą ze szlachetnych

szczepów. Przygotujmy wszystko. Zdamy się na niepewność i

oczekiwanie, ale czeka nas teŜ radość i duma. Z tobą nie boję się

znaleźć cierpkiej nuty w morzu słodyczy.

Co o mi odpowiesz?

Julka

Page 42: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

11 kwietnia

Wczoraj w wiadomościach podali, Ŝe rozbił się Samolot. I Ŝe Ludzie nie

Ŝyją. I Ŝe Kraj z Narodem są w szoku i generalnie nikt nie wie, o co

chodzi. Nikt a nikt. Jest godzina dwunasta, budzę się i idę się wysikać.

Oddając mocz słyszę syreny. Potem dowiaduję się od Darka o

dwuminutowej Minucie Ciszy czy coś. A ja wtedy cholera sikałem. No

ale co to za Minuta Ciszy, kiedy trąbią syreny i która do tego trwa

dwie minuty?

Wychodzę. Tragedia na mieście wisi w powietrzu. Tragedia na mieście

objawia się flagami, wstąŜkami, zniczami i kwiatami. Oraz

zamkniętymi drogami, objazdami i mundurami na ulicach, joł. Mój

autobus staje w korku, więc wysiadam. Na ulicach mnóstwo ludzi.

Mijam dwóch facetów przebranych za starych rockmanów. Mijam

wąsacza, który mówi do kogoś coś o pełnieniu Urzędu. Docieram na

piechotę do metra. Tam wszędobylska Tragedia objawia się nadal.

Flagami i mundurami. W metrze ścisk taki, Ŝe stoję jak… jak… No

cholernie ciasno jest ogólnie. Dopiero, gdy wysiadam na stacji

Racławicka jest wręcz niepokojąco cicho. Wychodzę na powierzchnię,

gdzie nawet ruch na ulicach jest mało natęŜony, szczególnie w

porównaniu z okolicami choćby Placu Bankowego.

I nagle okazuje się, Ŝe nawet warszawskie ptaki nadal śpiewają, a ja

w tym dniu idę do dziewczyny, Ŝeby z nią zerwać.

Wtedy nie wiedziałem, Ŝe dokładnie za sześć dni zobaczę na

Krakowskim Przedmieściu takie przejęcie na twarzach ludzi, Ŝe

pomyślę sobie: „cholera, znów czuję się, jak ostatni skurwiel.”

Mr. śubr

Page 43: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Kolizyjność

Chciałbym bardzo włoŜyć palec w jedną z tych dziur w twoich

spodniach. Idziemy spychając się barkami w przeciwne strony, w

efekcie czego: idziemy prosto. Coś jest teraz między nami takiego, Ŝe

nic, kompletnie nic, by się między nami nie zmieściło. To lgnięcie.

Lgniemy ku sobie w sposób naturalny. Dotykamy się gdzie popadnie.

UŜyteczność publiczna. Chciałbym bardzo włoŜyć palec w jedną z tych

dziur w twoich spodniach.

Ściana przed nami - rozbijemy się na niej. Niedługo potem zleci do

nas Michał Anioł i mimo, Ŝe to tylko artysta, będzie miał jakieś

skrzydła. Namaluje poŜądanie się i lgnięcie ku sobie naszych szczątek

nie do rozpoznania. Michał Anioł, który wszystko zwykł odczytywać

wedle zawartości pasji i namiętności, zostanie przywołany na miejsce

naszym nie adresowanym apelem. Scenariusz zderzenia napisze

Markiz de Sade. Zawsze chciałem go czytać a on akurat, jak się

dowiemy, zawsze pałętał się pod spódnicą Michała. Będzie to historia

trafiona w dziesiątkę.

Chciałbym bardzo włoŜyć palec w jedną z tych dziur w twoich

spodniach. Zanim to się jednak stanie zatrzymasz mnie jakimiś

słowami albo ja zatrzymam czymś ciebie. Bo to się jeszcze nie moŜe

wydarzyć. Ani to, ani ściana, ani Michał Anioł zlatujący z nieba. I jak

to zwykle bywa, oboje nie wiemy dlaczego.

Jimmy

Page 44: Miniatury Prozą : Odłamki Prozaku

Szczęście alternatyw

Nic się nie dzieje z duszą. Jak pies do jeŜa zaleca się ciało do kartek

papieru. Kartki. Kartki. Jedna sfrunęła do mnie z daleka; A4 zapisane

tajmsem niu romanem dwanaście. Wiatr przywiał ją z ulicy prosto na

parapet. Druga i trzecia leŜały w owym czasie na biurku, ale poczuły

zew i kiedy ratowałem tę pierwszą od dalszej tułaczki, wyleciały w

szare powietrze miasta, by juŜ nie wrócić. Tyle na nich

pozapisywałem. Zupełnie genialne rozwiązania, rady, aforyzmy. śalom

nie będzie końca.

W dni samotne jak ten z kaŜdym zdjętym ze mnie drobiazgiem tracę

nie tylko ów drobiazg; tu dwie karty własnych myśli. Wydaje się, Ŝe

poleciałem cały z nimi i wątpię o własnym powrocie. Mógłbym jeszcze

krzyknąć za sobą:

- Gdzie, kurwaaa?!?

Na pewno bym się zrozumiał jeszcze nie mogąc być daleko, ale juŜ

mogąc być szczęśliwym. Oho, to to mnie tak zjada. Szczęście

alternatyw.

Jimmy