Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie...

68
I NR 26-27 (1101-1102) z 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011 Rok XXII Nr 26–27 (1101–1102) 25.06–2.07 2011 Cena 7 zł Rok XXII Nr 26–27 (1101–1102) 25.06–2.07 2011 Cena 7 zł Śmiglecki XVI-wieczny koliber Śmiglecki XVI-wieczny koliber Grecja tonie powoli Grecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER PODWÓJNY NUMER PODWÓJNY w tym 8% VAT w tym 8% VAT www.nczas.com Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami?

Transcript of Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie...

Page 1: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

INR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

Rok XXII

Nr 26–27 (1101–1102)

25.06–2.07 2011Cena 7 zł

Rok XXII

Nr 26–27 (1101–1102)

25.06–2.07 2011Cena 7 zł

ŚmigleckiXVI-wiecznykoliber

ŚmigleckiXVI-wiecznykoliber

Grecja tonie

powoli

Grecja tonie

powoli

Wolniewicz: Sojusz Żydów

z muzułmanami?

INDEKS 366692 ISSN

0867-0366

NUMER PODWÓJNYNUMER PODWÓJNY

w tym 8% VATw tym 8% VAT

www.nczas.com

Wolniewicz: Sojusz Żydów

z muzułmanami?

Page 2: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

II NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

Now

a Pr

awic

aS

TA

RT

!

Page 3: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

IIINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

FOT.

R. G

RA

D

OD REDAKTORA

Brońmy wolności słowa!

TYGODNIK KONSERWATYWNO-LIBERALNY

Najwyższy CZAS!Nr 26-27 (1101-1102) 25 czerwca-2 lipca 2011

Indeks 366692, ISSN 0867-0366

Założyciel: JANUSZ KORWIN-MIKKE

Redaktor Naczelny: TOMASZ SOMMER

Redaktor Prowadzący: TOMASZ SOMMER

Publicyści: Stanisław Michalkiewicz, Marek Jan Chodakiewicz (Waszyngton), Kataw Zar (Tel Awiw), Adam Wielomski, Marian Miszalski,

Wojciech Grzelak (Gornoałtajsk), Krzysztof M. Mazur, Marek Arpad Kowalski, Rafał Pazio, Tomasz Teluk, Marcin Masny.

Okładka: Radosław Watras

Opracowanie grafi czne i łamanie: Robert Lijka RLMedia

Korekta i adiustacja: Maciej Jaworek

Adres do korespondencji: ul. Lisa Kuli 7/1,01-512 Warszawa,

E-mail: [email protected]

Strona internetowa: www.nczas.com

Sklep internetowy: www.nczas.com/sklep książki można zamawiaćtakże telefonicznie pod nr: 796 207 936

Wydawca:3S MEDIA SP. Z O.O. ul. Lisa Kuli 7/1,01-512 Warszawa,NIP 113-23-46-954, REGON 017490790, Tel/fax. 0-22 831 62 38

Druk:Drukarnia Bałtycka Sp. z o.o.ul. Wosia Budzysza 780-612 Gdańsk

www.drukarniabaltycka.com.pl

E-prenumerata: http://ewydanie.nczas.com/

Biuro reklamy: tel.: 606 88 88 82

Prenumerata:Prenumeratę pocztową prowadzi Redakcja. Koszt w prenumera-cie krajowej wynosi 229 złotych. Zamówienia dokonuje się po prostu poprzez wpłatę tej sumy na konto 63 1910 1048 2256 0156 5988 0003,podając jednocześnie dokładny ad-res, na który ma być wysyłane pismo. Prenumerata wysyłana priorytetem (teoretycznie powinna wszędzie do-cierać w środę) kosztuje 289 zł. Reklamacje dotyczące prenumeraty proszę zgłaszać pod nr: 796 207 936 lub na adres mailowy: [email protected] Sprzedaż i kolportaż za granicą wymagają pisemnej zgody Wydawcy.

Redakcja zastrzega sobie prawo zmiany tytułów, skracania i redagowania nadesła-nych tekstów, nie zwraca materiałów nie zamówionych, nie ponosi odpowiedzialno-ści za treść ogłoszeń.Redakcja zastrzega sobie prawo do nieopłacania materiałów opublikowa-nych w internecie za wiedzą ich au-torów w przypadku opublikowania ich wcześniej niż dwa tygodnie po mo-mencie wydrukowania ich w tygodniku „Najwyższy CZAS!”.

Od pewnego czasu we współpracy z Markiem Chodakiewiczem pu-blikuję teksty w amerykańskich pismach naukowych i publicy-

stycznych. Przy czym z założenia są to teksty ostre, mające na celu pokazanie, że w Polsce istnieje także inna polityczna rzeczywistość od tej, która kreuje wizerunek naszego kraju na Zachodzie.

Wrzucamy te teksty różnym redakcjom z głupia frant i czekamy, co się zdarzy. Co cie-kawe, w zasadzie nie ma kłopotów z ich pu-blikacją. Zdarzają się jednak symptomatyczne wyjątki. Przykładowo: gdy wysłaliśmy tekst o postsowieckim rewizjonizmie do „Foreign Affairs”, zostaliśmy poproszeni, by... bardziej wyeksponować wątek żydowski. W sumie żadne zaskoczenie, ale żeby formułować takie życzenia wprost? Ostatecznie tekst ten po-szedł w konkurencyjnym, starszym, ale mniej silnym marketingowo „World Affairs”.

Aż sześć pism konserwatywnych odrzuciło natomiast mój tekst poświęcony fi nansowa-niu polskiego lobby homoseksualnego przez Unię Europejską i rządy różnych państw zachodnich (był w numerze wielkanocnym „NCz!”), który celowo został napisany dosyć ostro. Jak stwierdził jeden z recenzentów, ję-zyk jest zbyt wojowniczy (Language is too strident. I’m all for „calling a spade a spa-de” but there are better and more charitable ways to explain things that will not be off put-ting to the general public. Mr Sommer is ma-king excellent points but how he makes them matters. This is something that conservatives in the US have learned to do through much hard experience)!

Okazuje się więc, że otwarta krytyka lob-by homoseksualnego jest nie do przyjęcia dla politycznej poprawności amerykańskich konserwatystów – i to nawet tych najtward-szych! Tak samo zresztą jak krytyka lobby żydowskiego – choć tu muszę się przyznać, że dokonałem autocenzury i nie odważyłem się wysłać żadnego tekstu, który dotykałby tej dziedziny.

Wniosek z tego jest dość jasny: wbrew róż-nym opiniom, w Polsce, choć zaczyna się to niestety zmieniać, panuje cały czas większa wolność słowa niż gdziekolwiek indziej na świecie. I trzeba robić wszystko, by tak zo-stało!

TOMASZ SOMMER

PS W tym numerze po raz drugi zamiesz-czamy plakat Nowej Prawicy. Sądząc po liczbie nadsyłanych zdjęć (patrz str. XIX), akcja plakatowa zaczyna się rozkręcać. Jed-nak aby odniosła skutek, trzeba, by włączyło się w nią jak najwięcej osób. Po raz kolejny proszę więc o poświęcenie tych paru złotych i paru chwil na skserowanie i zawieszenie w legalnych miejscach naszych plakatów. Przy-pominam też, że dla tych, którzy przyślą nam fotorelację z plakatowania, mamy 100 ksią-żek naszego wydawnictwa.

OTWARTA KRYTYKA LOBBY HOMOSEKSUALNEGO JEST NIE DO PRZYJĘCIA DLA POLITYCZNEJ POPRAWNOŚCI AMERYKAŃSKICH KONSERWATYSTÓW

PRAWIE PERFEKCJA

Pan generał Marian Janic-ki oświadczył po wypadku w Płocku, że „przygotowanie po-kazu było perfekcyjne”...

...tymczasem Marek Szufa zginął dlatego, że żaden z ra-towników, którzy uszkodzili sobie ręce, próbując przerwać pasy przypinające tonącego pi-lota, nie miał zwykłego noża!!!

JKM

Page 4: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

IV NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

LISTYPomysły na przedwyborczy marketing(…) Kilka lat temu, gdy JKM startował we

Wrocławiu w wyborach uzupełniających do Senatu, brałem udział w akcjach plaka-towych. Jeździliśmy wtedy po okolicznych miejscowościach i rozwieszaliśmy plakaty o szerokości ok. 1 metra, które sponsoro-wał zaprzyjaźniony drukarz. (…) Niestety plakaty ginęły bardzo szybko, zerwane lub zaklejone czymś o jakości papieru toale-towego (to ewidentnie nie były reklamy). Uważam, że należy promować wieszanie plakatów w dobrze eksponowanych, strze-żonych, ale legalnych miejscach. O wiele bardziej skuteczne będzie powieszenie pla-katu w witrynie sympatyzującego z KNP piekarza, rzeźnika, szewca, cukiernika, etc. (…) Co więcej, czynna reklama będzie zawsze skuteczniejsza od biernej. Nie trze-ba pewnie tłumaczyć, że próba wręczenia przypadkowym przechodniom ulotek bez słowa komentarza jest mniej skuteczna niż wręczanie z hasłami: „Prawica znowu zjednoczona”, „Korwin startuje z Nowej Prawicy”, „Nowa Prawica rośnie w siłę” etc. Ale do czego zmierzam: moim zdaniem, dobrym pomysłem jest przygotowanie dużej liczby koszulek z logiem KNP (które bardzo mi się podoba) i ze skróconą nazwą KWW, z którego będziecie startować – i rozprowa-dzanie w niewygórowanych cenach (moim zdaniem, cena takiej koszulki w sprzedaży przed wyborami powinna być nie większa niż koszty jej produkcji). Dodatkowo trzeba nagradzać młodych licealistów/studentów, którzy mają czas, energię i mogą stanowić Waszą siłę. (…) Ostatnia sprawa. (…) My, kapitaliści, nie mamy dwóch miesięcy wol-nego, Wy, kapitaliści/politycy/kandydaci do parlamentu, dwa miesiące przed wyborami pracujecie na pół gwizdka, zmieniając tryb wydawniczy na dwutygodniowy? Czy to na pewno dobry pomysł? Skąd ludzie przy-zwyczajeni do informacji drukowanej mają wiedzieć, co się dzieje w KNP? Rozumiem sezon urlopowy, ale tak samo jest w szpi-talu lub porządnych prywatnych fi rmach – produkcja nie może stawać. Nie macie pomysłów na zapełnienie miejsca po oso-bach, które idą na urlop?

Łukasz Waszczuk

Od Redakcji: W wakacje mniej osób sięga po prasę. Na urlopy dłuższe niż ty-dzień nie liczymy. Przygotowanie numeru podwójnego (więcej stron i równie ostra selekcja tekstów!) zajmuje odpowiednio więcej czasu. Nasi dziennikarze będą więc pracować prawie normalnie, odpocznie je-dynie skład tekstu. Czas wolny poświęcimy na dokończenie kolejnych wolnościowych książek, rozbudowę nczas.com oraz liczne

spotkania z Czytelnikami/Wyborcami w ramach klubów „NCz!” (to nasz wkład w postulowaną przez Pana czynną reklamę). Co się zaś tyczy proponowanych przez Pana działań to: a) jak dotąd informacji o masowo zrywanych plakatach nie mamy – takie akty sabotażu będą miały miejsce we wrześniu i październiku; b) jak już za-powiadaliśmy, nagradzać będziemy książ-kami (specjalna dedykacja?); wiek nie ma znaczenia – liczy się aktywność!; c) na ko-szulki, gazetki, skromną akcję bilbordową będzie czas pod koniec wakacji.

Zamieszanie przez wewnętrzne sporyDla przeciętnego wyborcy wolnościowe-

go (w tym dla mnie) dość skomplikowanym wyborem będzie: głosować na NP czy na UPR. Wielu sądzi, że obie partie idą do wy-borów razem (!); dwie listy, a tym bardziej kilka, oznaczają porażkę. Dziwne wydają się również sugestie możliwych mariaży – a to z PJN, a to z LPR. (…) Jeżeli nie będzie wspólnej listy UPR-NP, przegramy, jak zwykle, z kretesem. Nie wiem, dlaczego do tej pory miałem wręcz pewność, że UPR jest z nami. Czy zdajemy sobie sprawę, ile głosów dostaniemy? Ułamek procenta. Jeżeli ludzie zobaczą dwie czy trzy listy konserwatywnych liberałów, zagłosują na „mniejsze zło” (by, jak zwykle, nie marno-wać głosu) – i tu mają do wyboru PO lub PiS. Wielka szkoda – nie umieć się doga-dać na samym fi niszu!

Tomasz Łomża

Od Redakcji: Semantyczne zamieszanie z listami wyborczymi (różnie kojarzona, ale kojarzona UPR obok zupełnie nowej mar-ki prawicowej) zażegnała deklaracja lidera biało-czarno-niebieskich o starcie z list... Prawicy Rzeczypospolitej. Na wolnościo-wym archipelagu prawdopodobnie pozo-stanie tylko bandera partii Marka Jurka oraz Kongresu Nowej Prawicy. Jeśli niebagatel-ne znaczenie ma dla Pana ideowa ortodok-sja (brak skłonności do koalicyjnych ma-riaży), to wybór będzie prosty... Większość redaktorów „NCz!” – również tych dobrze zaznajomionych z kulisami secesji frakcji p.Korwin-Mikkego z nieudolnie zarządza-nego UPR p.Witczaka – ubolewa nad bra-kiem porozumienia Unii z Nową Prawicą. A że do wyborów jest jeszcze trochę czasu, partyjnym decydentom dedykujemy na-stępny list...

Zjednoczenie prawicy albo PRL-bisAktualne działania PO i transfery oso-

bowe zdają się prowadzić tę partię do odegrania roli Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Po ewentualnym zjednoczeniu PO z SLD będziemy mie-

li odwzorowanie PRL-owskiego układu z PiS/SD i PSL/ZSL. Po całej transformacji lat 90. wracamy więc do punktu wyjścia. Jeśli środowiska wolnościowe nie porozu-mieją się i nie wystartują w najbliższych wyborach z jednej listy, dającej szansę na wprowadzenie do Sejmu wolnorynkowej reprezentacji, obudzimy się w listopadzie w PRL-bis!

Krzysztof Haładus

„Jedynkowy” podstępSkoro PO ochoczo przyjmuje jak leci

wszystkich „uciekających” z innych par-tii, oferując im „jedynki” na listach wy-borczych, to taktyka opozycji powinna być taka, że wszyscy przenoszą się z opozycji do PO i obsadzają „jedynki”. Po wybo-rach „jedynki” znów wracają na swoje dawne stanowiska i PO jest na śmietniku historii. Zepchnięci starzy towarzysze z PO na dalszych miejscach pozostają za burtą. A poważnie: ciekawe, czy ludzie Nowej Prawicy tego zagrania nie mogliby właśnie przećwiczyć w tych wyborach...

Grzegorz Matusiak

Od Redakcji: Pytanie, czy ktoś z zadekla-rowanych wolnościowców – bez wcześniej-szej pokuty u bram Salonu – ma szansę na pierwszą trójkę na listach „Bandy Czworga”. Pytanie również, czy walenrodyzm przystoi konserwatywnemu liberałowi. Wreszcie: czy – parafrazując Machiavellego – taki ko-liberalny lis („sprytny na tyle, by móc swo-jego przeciwnika przechytrzyć”) miałby wystarczająco dużo wewnętrznej siły, aby po wygranych wyborach znów zostać lwem w macierzystej partii.Za wszelkie pomyłki przepraszamy, prosimy o wyrozumiałość i nadsyłanie nam informacji o dostrzeżonych błędach.

Page 5: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

VNR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

ŚSWIAT

KRAJ PUBLICYSTYKA

FELIETON

INNE DZIAŁY

VI ■ Postęp w krajuVIII ■ Siła Polski w Unii – ze STANISŁAWEM MICHALKIEWICZEM rozmawia Tomasz SommerXI ■ Maj, czerwiec czy październik? – MAREK ŁANGALISXII ■ Moralność Kalego – LESZEK SZYMOWSKIXIV ■ Skoncentrujmy się na jednym działaniu – z PAWŁEM KOWALEM rozmawia Rafał PazioXVI ■ Między teorią a praktyką – KRZYSZTOF M. MAZURXVIII ■ Ranczerzy postępu – ZDZISŁAW KOŚCIELAKXIX ■ Fotostory – akcja plakatowaXX ■ Krwawi ubecy z Myślenic – TADEUSZ M. PŁUŻAŃSKI

XXIII ● Postęp w świecieXXV ● Litwa: Wilno nie chce Polaków – MAREK A. KOPROWSKIXXVI ● UE: Uroki euro – TOMASZ MYSŁEKXXVIII ● USA: Wszystkie drogi skręcają w lewo – PAWEŁ ŁEPKOWSKIXXX ● Izrael: Co „Bibi” nachlapał – KATAW ZARXXXII ● Rosja: Mózg na cenzurowanym – WOJCIECH GRZELAKXXXIV ● Ukraina: Element antysowiecki – MAREK A. KOPROWSKI

XXXIX Postępy postępuXLIV Odwracalność przymierzy – BOGUSŁAW WOLNIEWICZXLVI Pańszczyzna a śmieci – JACEK KOBUSXLVIII Podzielone mniejszości – MARCIN PALADELI Czy w III RP potrzebna jest kon-spiracja? – MARIAN MISZALSKILII Pierwszy „Austriak” w historii Pol-ski – JAKUB WOZINSKILIV Kościół nie chce nawracać ży-dów – RAFAŁ PAZIOLVI Sprawiedliwość, cwaniactwo czy głupota? – JANUSZ KORWIN-MIKKELVIII Bitwa pod Beresteczkiem – JACEK DROZD

XLII MAREK JAN CHODAKIEWICZ LXI MAREK ARPAD KOWALSKILXII JANUSZ KORWIN-MIKKELXIII STANISŁAW MICHALKIEWICZLXVI ADAM WIELOMSKI

XLI FilmLXI Czarna KsięgaLXIV Największe Głupstwo TygodniaLXIV SzachyLXV BrydżLXV W pajęczynie

W NUMERZE

KOWAL O INTEGRACJIRuchy integracyjne na prawicy trwa-

ją – z tej okazji zamieszczamy wywiad z Pawłem Kowalem, niegdyś wicemini-strem spraw zagranicznych w rządzie PiS, a obecnie szefem PJN. Czy możliwe jest wystąpienie w większej grupie prawico-wych organizacji jeszcze w zbliżających się wyborach? Jak taki sojusz stworzyć, by nie doszło do rozczarowania? A może podobne działania można będzie rozpo-cząć dopiero po tych wyborach?

Wywiad na str. XIV.

Żydzi w sojuszu z islamem?Czy jest możliwe, że w obliczu zamętu w Europie Żydzi porzucą Zachód, odwrócą sojusze i staną się przyjaciółmi świata islamu? Prof. Bogusław Wolniewicz twierdzi nie tylko, że jest to możliwe, ale wskazuje także na pierwsze symptomy takiego przesunięcia pozycji. Zwraca uwagę również na fakt, że taki sojusz mógłby stać się początkiem swoistej re-rekonkwisty. Bo gdzież Żydzi mieli lepiej niż na muzułmańskim Półwyspie Pirenejskim? Czytaj na str. XLIV

CO MOŻEMY W UNII?Rozpoczynająca się właśnie polska pre-

zydencja w UE jest dobrą okazją do od-powiedzenia sobie na pytanie, czy to, co będziemy oglądać przez pół roku w dzien-nikach, to jedna wielka bajka, czy jednak to wszystko jest naprawdę. Innymi słowy: czy rzeczywiście mamy coś do powiedzenia w UE, czy tak naprawdę straciliśmy już całko-wicie suwerenność? Stanisław Michalkie-wicz i Tomasz Sommer, którzy w rozmowie na str. VIII analizują to zagadnienie, skła-niają się ku tej drugiej odpowiedzi.

FOT.

WIK

IPE

DIA

Page 6: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

VI NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

POSTĘP W KRAJUWCzc. Jarosław Kaczyński

ujawnił Agencji Reutera, że PiS ma własne sondaże, w których wygrywa z PO. Uważa też, że JE Donald Tusk będzie chciał wykorzystać polską prezy-dencję w czasie kampanii wyborczej do parlamentu.

Też odkrycie! Tyle że gdyby PiS był przy władzy, to równie chętnie by podobną okazję wykorzystał. Bo o ile nam wiado-mo, stosunek PiS do Eurokołchozu nie zmienił się. Chyba że czegoś nie zauwa-żyliśmy.

1 lipca, z okazji objęcia tego dnia przez Polskę przewodnictwa w Radzie UE, pla-nowane jest uroczyste posiedzenie Sejmu i Senatu. NCzc. Grzegorz Schetyna zapewnia, że Polska jest dobrze przygo-towana do sprawowania prezydencji.

Tym bardziej że na tę szopkę nie mu-sieliśmy niczego budować, jak choćby autostrad, co nie znaczy, że nie będzie to nas nic kosztować. Oj, będzie, i to niema-ło, by Tusk i reszta mogli się polansować przed wyborami.

Raport końcowy komisji badającej śmierć Barbary Blidy ma zawierać wniosek o postawienie przed Trybuna-łem Stanu pp.Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry. WCzc. Ryszard Kalisz, przewodniczący tej komisji, uważa, że obaj panowie powinni stanąć przed Trybunałem Stanu za złamanie konstytucji. Klub SLD będzie zbierał podpisy pod wnioskami. Praca komisji, wg mediów, kosztowała ok. 1 mln złotych.

Ciekawe, czy PiS będzie stać na kontrę – żądanie postawienia przed Trybunałem Stanu Kwaśniewskiego i Millera za tajne więzienie CIA na Ma-zurach? Czy też zmowa milczenia, jak przystało na „bandę czworga”, okaże się decydująca?

Wbrew wcześniejszym zapowie-dziom, izba zrzeszająca operatorów nie podpisze kodeksu zabraniającego organizowania oszukańczych loterii SMS-owych. Problem jest poważny – wiele takich loterii organizowanych jest tak, by naciągnąć klientów na nawet kilkusetzłotowe rachunki. Opinia urzędu antymonopolowego, o którą poprosiła izba, jest niejednoznaczna, więc nie zdecydowała się ona, poprzez opublikowanie i zachęcenie do stoso-wania kodeksu, na narażenie przedsię-biorców na ewentualne postępowania antymonopolowe. P. Anna Streżyńska, prezes Urzędu Komunikacji Elektro-

nicznej, chce więc zaproponować prze-strzegającym zasad firmom certyfikat i opublikować listę tych firm, które do certyfikatu przystąpiły, i tych, które nie zechcą tego zrobić.

Nie żebyśmy bronili naciągaczy, ale warto pamiętać, że udział w takiej lo-terii to takie samo płacenie podatku od głupoty jak gra w totka. Kto chce, niech go płaci.

PO i PiS zagłosowały w Senacie za od-rzuceniem sprawozdania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Jeśli sprawozda-nie odrzuci też Sejm i potwierdzi to pre-zydent, zgodnie z ustawą o radiofonii i telewizji, kadencja wszystkich członków Krajowej Rady wygaśnie w ciągu dwóch tygodni od tego z głosowań w parlamen-cie, które odbyło się później.

Czyli czeka nas kolejna walka buldo-gów pod dywanem o wpływy w mediach reżymowych. Buldogi od lat te same, tyl-ko konfi guracje się zmieniają. Najpierw buldogi z PiS wespół z buldogami z SLD pogoniły buldogi z PO, a teraz buldogi z PO razem z buldogami z SLD dogryzają buldogi z PiS.

Od styczniowej zmiany przepisów sane-pid boi się o płynność fi nansową. Gdyby wybuchła epidemia, byłby kłopot z jej opanowaniem. Podobno brakuje pienię-

dzy na wynagrodzenia, utrzymanie bu-dynków, media, a ostatnio ledwo starczy-ło środków na akcję „ogórek”. Brak też pieniędzy na odczynniki do badań. Wg przedstawicieli związków zawodowych, każde zachwianie płynności fi nansowej niesie ze sobą zagrożenie dla bezpieczeń-stwa ludzi. Główna Inspekcja Sanitarna przyznaje, że inspektoraty mogą mieć problemy z pieniędzmi. Wcześniej stacje zarabiały na badaniach komercyjnych, np. zlecanych przez przedsiębiorców. Teraz zarobione w ten sposób pieniądze muszą oddawać do budżetu państwa, po czym są im one zwracane w formie dota-cji – z reguły po kilku miesiącach.

Jak państwo mówi, że zabierze, to za-bierze, a jak mówi, że da, to mówi.

JE Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych, wracając do Polski rządowym samolotem, zabrał ze sobą 16 uchodźców z Tunezji. Minister zapewnił uchodźców, że mogą liczyć na polską gościnność. Ma też nadzieję, że polubią Polskę i gdy spotkają się w przyszłości, będą mogli już mówić w języku polskim.

Zdanie rachunkowe dla III klasy szkoły podstawowej. Uchodźcy z krajów pozaeu-ropejskich płacą za przemyt do Europy średnio 750 €uro. Oblicz, ile minister zarobił na tym rejsie, wiedząc, że uchodź-ców było 16.

Wg OBOP, 22% Polaków chciałoby, żeby po wyborach po-wstała koalicja PO-SLD. 14% pytanych chciałoby kontynuacji współpracy PO i PSL. Z kolei co dziewiąty ankietowany uwa-ża, że najlepszy byłby sojusz PiS i PO. 10% badanych najle-piej ocenia ewentualną koalicję PiS z PSL, zaś 8% stawia na alians PiS i SLD. Sondaże poparcia niezmiernie od czterech lat pokazują, że największe poparcie ma PO. Dlatego naj-prawdopodobniej to ona utworzy przyszły rząd. Zapewne nie zdobędzie większości mandatów, więc będzie musiała wejść w koalicję bądź z PSL, bądź z SLD.

Wyniki wynikami, ale przy okazji sączy się informację, że jedyni uczestnicy naszego życia politycznego to PO, PiS, SLD i PSL, czyli ,,banda czworga’’. A my zrobimy im psikusa!

Page 7: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

VIINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

WASIUKIEWICZ

KTO CZYTAKTO CZYTA, NIE BŁĄDZIJeden obraz wart tysiąc słów. Autor bloga Leica.salon24.pl

napisał: Stara zasada fotografowania manifestacji niemiłej sercu i redakcji nakazuje uchwycić na zdjęciu moment, kie-dy osoba uwieczniana ma szeroko otwarte w okrzyku usta. Dodatkowy bonus – jeśli ma braki w uzębieniu. Do takie-go zdjęcia nie potrzeba już tekstu – wystarczy odpowiedni tytuł, złożony stosownie dużą czcionką i czytelnik już wie, co ma myśleć. W myśl tej samej zasady, ileś tam lat temu, kiedy fotografowano Krzaklewskiego (a było to w czasach, kiedy Krzaklewskiego żaden szanujący się czytelnik „GW” nie lubił), to szerokim kątem, nieco od dołu, przez co uzy-skiwano efekt wysuniętej żuchwy à la Mussolini. Oba przy-toczone powyżej przykłady wymagają od fotografa pewnej wprawy i umiejętności uchwycenia właściwego momentu w sytuacji dynamicznej. Portret konwencjonalny jest pod tym względem zdecydowanie łatwiejszy. By czytelnik od jednego spojrzenia wyrobił w sobie odruch wewnętrznego fuj, wy-starczy zastosować się do kilku prostych zasad. Po pierw-sze – zdjęcie en face robimy szerokokątnym obiektywem. Im szerszym, tym lepiej. Im bliżej fotografowanego obiektu znajdziemy się, tym efekt będzie bardziej wyrazisty: wyol-brzymiony nos i zniekształcone proporcje głowy. Jeśli obiekt nosi okulary – tym lepiej, podkreślą uzyskany rezultat. Po drugie – staramy się umieścić obiekt na tle silnego źródła światła. Może być lampa albo światło słoneczne wpadające przez okno. Po trzecie – i tu wchodzimy w etap Photosho-pa – mocno podciągamy nasycenie barw w zrobionym już zdjęciu. Skóra obiektu zyskuje odpowiedni czerwonawy od-cień, podkreślony dodatkowo przerysowaną czerwienią in-nych elementów obecnych na fotografi i. Wreszcie po czwar-te – mając w pamięci Clintonowską zasadę it’s the contrast, stupid!, ostro podciągamy kontrast całości. Możemy dzięki temu podziwiać wyraziste cienie pod oczami, bruzdy, silnie

skontrastowany zarost i dodatkowo zdeformowaną tylnym oświetleniem głowę.

Temat pociągnął styx na swoim blogu styx.salon24.pl: Za-wsze zastanawiało mnie, jak to się dzieje, że artykuły z „Gazety Wyborczej” ozdobione są zdjęciami zrobionymi przez zawodowych fotografów, które jednak sprawiają wra-żenie, jakby ich autor miał aparat w rękach po raz pierw-szy w życiu. Najnowszym przykładem cudów nad cudami jest zdjęcie autorstwa Mateusza Skwarczka przedstawiają-ce Małgorzatę Wassermann [zdjęcie na blogu]. (...) Portret Małgorzaty Wassermann sprawia zaś wrażenie, jakby pan artysta nigdy w życiu jeszcze nie słyszał o czymś takim jak warsztat, nie mówiąc już o podstawowych zasadach w mia-rę udanego sportretowania człowieka. Nie wiem, co spowo-dowało, że pan Skwarczek nagle doznał amnezji; z innych dokonań wynika, że raczej nie ma on większych trudności z neutralnym przedstawieniem ludzi. Zadziwiające jest także, że skoro wyprodukował zwykłą chałę nad chałami, to sko-ry był do chwalenia się tym. Cóż, można z tego wszystkiego wnioskować jedynie, że marzeniem pana Skwarczka nie jest fotografi a portretowa, ale załapanie się do branży porno. Szkoda jedynie, że do tej pory nie znalazł się nikt, kto do-ceniłby jego talent i zaproponował mu pracę dla jednego z rosyjskich producentów w tej branży.

Na koniec wyjaśnienie Złotej Jagody na forum Rebelya.pl: Kolega z pracy dorabia jako fotoreporter dla East News. To jest tak, że oni pstrykają foty, wrzucają na serwis EN i stamtąd redakcje sobie wybierają, co im potrzebne. Dobry reporter pstryka wszystkie możliwe ujęcia, bo nigdy nie wie, co zostanie kupione. Tak więc taki, a nie inny dobór zdjęć to wyłącznie robota fotoedytora, nie reportera. Nie pierzcie ich po mordach zatem (tu apel od kolegi właśnie :-).

KL

Page 8: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

VIII NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

KRAJ

– Zacznijmy bardzo ogólnie. Jaka jest siła sprawcza polskich polityków w UE? Co oni mogą, a czego nie mogą?

– Siła sprawcza polskich polityków w UE jest pochodną ciężaru gatunkowego Polski w UE. Jest on bardzo niewielki z uwagi na różne okoliczności, toteż i siła sprawcza polskich polityków w UE nie może być duża. Weźmy takiego chary-zmatycznego premiera Jerzego Buzka – niby jest przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, ale tak naprawdę to nie potrafi ł nawet zapobiec ocenzurowaniu wystawy na terenie Parlamentu w roczni-cę katastrofy smoleńskiej, chociaż podob-no faktem ocenzurowania był „wstrzą-śnięty”. Mechanizmy decyzyjne w UE nie dają Polsce, zwłaszcza po wprowadzeniu w życie traktatu lizbońskiego, specjalnych możliwości, toteż polscy politycy pełnią raczej rolę pasa transmisyjnego Komisji Europejskiej do Polski – tak samo jak związki zawodowe za komuny były trans-misyjnym pasem polityki partii do szero-kich mas pracowniczych.

– Jednak z propagandy rządowej wy-nika, że polscy politycy w UE odnoszą same sukcesy. Odnosili je w kontak-tach z UE Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller, a Kazik Marcinkiewicz to nawet ciągle krzyczał „Yes, yes, yes”. Potem bardzo zadowoleni byli Lech i Jarosław Kaczyńscy, a teraz uszczęśli-wiony nadzwyczajnym powodzeniem jest Donald Tusk. Czy te wszystkie sukcesy to blaga?

– Oczywiście. Co Polska miała z tych sukcesów? Nie potrafi ę podać ani jednego przykładu, natomiast na pas transmisyj-ny – proszę bardzo! Komisja Europejska bombarduje Polskę dyrektywami w licz-bie co najmniej jednej dziennie – które nasi mężykowie stanu przekuwają potem własnymi słowami na ustawy. To jest wła-śnie przyczyna owej biegunki legislacyj-nej, o której na Kongresie Nowej Prawicy mówił pan Krzysztof Habich.

– Jak wytłumaczyć fakt, że w Polsce przedstawiciele „bandy czworga” – jak określamy obecne partie parlamentar-ne – kłócą się zawzięcie o każdą, wy-dawałoby najbłahszą sprawę, a jeśli chodzi o UE to stoją na stanowisku po-dziwu godnej zgody – nawet konstytu-

cję zmieniają jednogłośnie, gdy trzeba, a wszystkie unijne ustawy przechodzą bez najmniejszego wahania i zastano-wienia?

– No właśnie tak – że są pasem trans-misyjnym. Wprawdzie Jarosław Kaczyń-ski w retoryce polemicznej z Donaldem Tuskiem czasami odsłania rąbek praw-dy, mówiąc o „kondominium” rosyjsko-niemieckim nad Polską – ale w sprawie Anschlussu mówi jednym głosem z Plat-formą, PSL i SLD. Widać skądś wie, że uniosceptycyzm jest największą zbrodnią przeciwko ludzkości, wobec której nie ma przebaczenia.

– Bawiąc się w adwokata diabła, moż-na by powiedzieć, że w sumie to nic dziwnego, bo wchodząc do ekskluzyw-nego klubu, nuworysze zwykle dość długo nie mają prawa głosu. Tylko się słuchają i cieszą z uczestnictwa.

– Jest jednak różnica, że nuworysze w końcu przestają być nuworyszami i za-czynają zabierać głos, podczas gdy Pol-ska została wciągnięta do UE w celu zoperowania jej pod kątem niemieckich oczekiwań. Nasze możliwości zatem nie zwiększają się z upływem czasu, tylko się zmniejszają.

ROZPOCZYNA SIĘ POLSKA PREZYDENCJA W UE. PRZEZ PÓŁ ROKU BĘDZIEMY FASZEROWA-NI SZCZEGÓLNIE INTENSYWNĄ PROPAGANDĄ UNIJNĄ, KTÓRA BĘDZIE STARAŁA SIĘ UKRYĆ FAKT, ŻE CORAZ WYRAŹNIEJ WIDAĆ, IŻ POLSKA ŻADNEJ ROLI DO ODEGRANIA W UE NIE MA – POZA DOSTARCZANIEM GOTÓWKI I RĄK DO PRACY. PONIŻSZY WYWIAD JEST FRAGMEN-TEM NOWEGO WYWIADU-RZEKI PT. „MICHALKIEWICZ – WARIANT ROZBIOROWY”, KTÓRY JEST JUŻ W SPRZEDAŻY W SKLEPIE INTERNETOWYM NA NASZEJ STRONIE www.nczas.com

Ze STANISŁAWEM MICHALKIEWICZEM rozmawia Tomasz Sommer

Siła Polski w Unii Donald Tusk i Radek Sikorski podpisują traktat lizboński

Page 9: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

IXNR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

KRAJ– Jednak w UE można działać co

najmniej na dwóch zupełnie różnych poziomach. Poziom pierwszy jest syste-mowy – chodzi o ogólne pomysły ustro-jowe. Nie widziałem z polskiej strony właściwie żadnego pomysłu, który wy-płynąłby na ogólnounijnym gremium – może poza promowaniem przyjęcia Ukrainy. Poziom drugi to poziom bar-dziej partykularnych interesów. Tutaj też chyba przede wszystkim brakuje jakiejkolwiek strategii poza przyjmo-waniem szmalu, które w sensie bilan-sowym być może jest po prostu dobrze ufryzowanym płaceniem szmalu. Może ta impotencja wynika nie tyle z braku możliwości, co z braku pomysłów?

– Polska nie kształtuje ustroju UE – co było widać podczas prac nad traktatem konstytucyjnym. Przygotował go Wale-ry Giscard d`Estaing z jakimiś swoimi masońskimi pomocnikami, zaś dla Pol-ski i podobnych jej krajów tubylczych pozostawiono rolę cmokiera i klakiera. Przecież wszystko to nam się podobało, z wyjątkiem „Nicei albo śmierci” – o czym wykrzykiwał Jan Maria dwojga imion Ro-kita z sejmowej trybuny. Ale i to, przeciw-ko czemu protestował Jan Maria, nam się teraz podoba – skoro taki jest rozkaz. Jak już wspominałem, proszę zwrócić uwagę na przyjętą w traktacie lizbońskim zasadę lojalnej współpracy – zobowiązującą pań-stwo członkowskie do powstrzymania się przed każdym działaniem, które mogłoby zagrozić urzeczywistnieniu celów UE. To jest zasada przyznająca pełną suweren-ność władzom UE, bo tylko one mogą miarodajnie ocenić, jakie działanie pań-stwa członkowskiego mogłoby zagrozić urzeczywistnieniu celów UE – niezależnie od zakresu przekazanych kompetencji.

Jeśli chodzi o przyjęcie Ukrainy, to Pol-ska na tamtym etapie realizowała linię amerykańskiej dywersji wobec strate-gicznych partnerów – za co prezydenta Kaczyńskiego zgodnie krytykowało i Stronnictwo Pruskie i Stronnictwo Ruskie – że „skłóca” Polskę z sąsiadami. Kiedy jednak USA wycofały się z forsowania czy udawania forsowania udziału Gruzji i Ukrainy w NATO, to i Polska dała sobie spokój – zwłaszcza że Niemcy stanowczo mówiły „nein”. A jeśli idzie o partyku-larne interesy, to są one realizowane, ale na poziomie poszczególnych osób: jeden zostanie komisarzem, drugi – przewod-niczącym PE, trzeci dostanie trafi kę w Brukseli, czwarty – prezesurę europej-skiego towarzystwa wagonów sypialnych – i wystarczy. Przecież poza futrowaniem różnych Danut Hübnerowych i Róż Thun Polska z UE nie ma korzyści – biorąc pod

uwagę składkę, jaką wpłaca. 11 mld zło-tych rocznie wystarczyłoby na zbudowa-nie 500 km autostrady.

– Czy obecność tych osób rzeczywiście postrzega Pan jako jedno wielkie prze-kupstwo?

– Ci, których znam, zawsze byli wraż-liwi na takie argumenty – a cóż dopiero, gdy w grę weszły naprawdę duże pie-niądze, dzięki którym za jedną kadencję można założyć nawet nową rodzinę? Któż z naszych gołodupców oprze się takiej po-kusie? Przecież widzimy, jak się sprzedają za znacznie mniejsze pieniądze – i to w jakich podskokach!!

– W Unii Europejskiej istnieje, jak wiadomo, Parlament Europejski, któ-rego kompetencje są dość ograniczone. W dodatku jego wielkość oraz wielona-rodowość, nie wspominając już o prze-prowadzkach, sprawiają, że w zasadzie jest dysfunkcjonalny. A może w rzeczy-wistości jest jednak w stu procentach sprawny, tyle że jego prawdziwa funk-cja jest inna niż deklarowana? Może to parawan dla defi cytu demokracji oraz oczywiście gigantyczna międzynarodo-wa łapówka służąca zaspokojeniu chci-wości lokalnych kacyków?

– Najlepiej określił Parlament Europej-ski nasz wspólny znajomy Władimir Bu-kowski – że to „obóz cygański” kursujący między Brukselą a Strasburgiem. On nie tylko nie ma żadnych ważnych kompe-tencji, ale – jak Pan wie – każdy mężyk stanu może tam przemawiać najdłużej dwie minuty. Cóż można powiedzieć w dwie minuty? Najwyżej „ch** w d***

komunistom”. A że parlamentarzyści się przed nami nadymają, to całkiem inna sprawa. PE jest takim demokratycznym kwiatkiem do biurokratycznego kożucha. Retoryka demokratyczna używana jest w UE aż do obrzydzenia – ale decyzje po-dejmują gremia rekrutowane na zasadzie kooptacji, o której decyduje dyrektoriat rzeczywiście kierujący całym interesem: Niemcy, Francja i Wlk. Brytania.

– Formalnie w tym dyrektoriacie mamy polskich przedstawicieli. Są jacyś komisarze – teraz Janusz Lewandow-ski zajmuje się unijnymi fi nansami, co zresztą Unii nie najlepiej chyba wróży. Czy może jednak to też tylko pozór, a w rzeczywistości ci polscy przedstawiciele nie mają zbyt wiele do powiedzenia?

– Janusz Lewandowski się czymś tam „zajmuje”. To zdaje się on wpadł na po-mysł wprowadzenia unijnych podatków, które miałyby zastąpić składki wpłacane przez poszczególne państwa? Nie sądzę, żeby ten pomysł był zgodny z polskim in-teresem państwowy. Jeśli już, to z niemiec-kim – bo to Niemcy forsują regionalizację.

– Właśnie – jak to właściwie jest? Pol-scy przedstawiciele w UE to są jeszcze ciągle polscy przedstawiciele czy już przedstawiciele unijni, nie związani narodowym interesem? U nas też jest przecież niby taki model przedstawi-cielstwa, że poseł nie jest związany inte-resem lokalnym?

– Komisarz nie jest żadnym „polskim przedstawicielem” – nawet formalnie. Jest raczej przedstawicielem KE na Pol-skę. Podobnie europosłowie. Przecież

Większość polityków PiS, podobnie jak PO, PSL i SLD, poparła w 2003 roku Anschluss, a 1 kwietnia 2008 roku głosowała za upoważnieniem prezydenta do ratyfi kacji traktatu lizbońskiego. W końcu podpisał go i Lech Kaczyński (na zdjęciu).

FOT.

ww

w.p

rezy

dent

.pl

Page 10: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

X NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

KRAJzakazane jest tworzenie na terenie PE re-prezentacji narodowych, a dozwolone tyl-ko politycznych. Nie ma zatem żadnych „przedstawicieli”. Jeśli ci ludzie uważają się za jakichś przedstawicieli, to tylko biurokratycznej międzynarodówki wobec krajów swego pochodzenia.

– Jak Pan ocenia pomysł tworzenia list ponadnarodowych w wyborach do Par-lamentu Europejskiego? Moim zdaniem, nikomu nie będzie się chciało iść na takie wybory, gdzie będzie miał głosować na ponadnarodową listę polityczną.

– Te listy ponadnarodowe, podobnie jak unijne podatki, to tylko kolejne kroki na drodze do likwidacji państw członkow-skich, przynajmniej niektórych, i zastą-pienia ich „regionami”, które mogłyby pełnić również rolę „ponadnarodowych” okręgów wyborczych.

Nikomu nie będzie chciało się chodzić na takie wybory – uważa Pan? No to niech nie chodzi! Wystarczy, jak pójdą kandy-daci z rodzinami – i się wybiorą. Co to w końcu za różnica, ilu ludzi wybiera jakie-goś fagasa, który w Brukseli załatwi sobie swoje problemy socjalne?

– Wspomniał Pan o problemie unijnego „prawa powielaczowego”, które chyba obecnie, w związku z tym, że powielaczy

już nie ma, powinno się nazwać „pra-wem skanowanym”. Czy słyszał Pan o nowym pomyśle – żeby było zabawniej, posłów PiS, w dodatku uważających się za liberałów gospodarczych – znanym pod roboczym hasłem „prawo UE + 0”?

– Nie, nie słyszałem – a co to takiego?

– Otóż jeden z posłów PiS wpadł na genialny pomysł – by nie komplikować życia obywateli oczywiście – żeby par-lament nie przyjmował poza unijnymi żadnych innych regulacji. W tym po-myśle jest rzeczywiście jakiś sens, choć poseł być może nie zwrócił uwagi na to, że w takim razie powinniśmy wybierać do parlamentu już tylko tłumaczy. Co Pan sądzi o takim pomyśle?

– No cóż, myślę, że to było szczere. Po cóż posłowie mają sobie „myśleniem zbytniem głowy psować” – jak pisał nasz Jan Kochanowski? Rzeczywiście – tłu-macz by wystarczył. To pewnie dlatego Jarosław Kaczyński radził Zbigniewowi Ziobrze, by uczył się angielskiego.

– Podobno w najbliższym czasie ma zostać zmieniona konstytucja, do któ-rej ma zostać dołączony zapis, z którego wynika, że w gruncie rzeczy konstytucją będzie to, co przychodzi z UE. Czy to nie jest zbyt bezczelna zabawa prawem

i wszystkimi pojęciami zwią-zanymi z państwem, którymi faszeruje się ludzi?

– Drogi Panie Tomaszu! Prze-cież właśnie o to chodzi. Środki ostrożności, jakie podjęte zosta-ły w traktacie lizbońskim, skie-rowane są tylko na to, by naro-dów europejskich niepotrzebnie nie płoszyć, ale w perspektywie konstytucją będzie traktat li-zboński – może z wyjątkiem państw tworzących dyrektoriat, które zachowają fundamenty własnej państwowości. To na-wet może być dobry test – które kraje członkowskie zmieniają swoje konstytucje i w jakim kie-runku. Proszę zwrócić uwagę, że nowa węgierska konstytucja nie spodobała się Komisji Eu-ropejskiej. Znaczy: poszła pod zatwierdzony prąd.

– Wszystkie partie, w tym PiS, ogłosiły, że poprą tę zmia-nę, która de facto oznacza li-kwidację polskiej konstytucji. Czy oznacza to, że spośród tzw. nowych członków polscy politycy są najbardziej zdecy-

dowani, by jak najszybciej zlikwidować atrybuty niezależności?

– Jak się powiedziało „a”, to trzeba po-wiedzieć „b”. Przecież większość polity-ków PiS, podobnie jak PO, PSL i SLD, po-parła w 2003 roku Anschluss, a 1 kwietnia 2008 roku głosowała za upoważnieniem prezydenta do ratyfi kacji traktatu lizboń-skiego. Brak między nimi sporu w spra-wach zasadniczych jest właśnie przyczyną takiego zajadłego jazgotu w kwestiach z punktu widzenia egzystencji państwa dru-gorzędnych albo w ogóle pozbawionych znaczenia. No bo jakie znaczenie dla egzy-stencji państwa ma sprawa pomnika ofi ar katastrofy smoleńskiej – i to w dodatku hurtem, że niby wszyscy byli niezwykle zasłużeni i w ogóle. I wokół takich spraw gotowi są rozhuśtywać emocjonalnie swo-ich zwolenników i przeciwników, podczas gdy o sprawach z punktu widzenia egzy-stencji państwa naprawdę ważnych – cyt!

– Konkludując ten rozdział: doszli-śmy do wniosku, że polscy uniokraci w zasadzie pozbawieni są jakichkolwiek kompetencji, nic samodzielnie nie mogą postanowić, a ich jedyny całościowy pomysł to zarzucenie jakiejkolwiek ak-tywności i przyjmowanie bez zastana-wiania się unijnego prawa. Udział Polski we władzach UE to fi kcja, tym bardziej że z uwagi na defi cyt demokracji i nie-przejrzystość tych struktur, trudno do końca się zorientować, kto właściwie tam rządzi. O samych Polakach w UE wypowiedzieliśmy się skrajnie negatyw-nie, pomawiając ich w gruncie rzeczy o sprzedawczykostwo połączone z piecze-niarstwem. Czy ten obraz nie jest jednak malowany w zbyt czarnych barwach? Może jakieś pozytywy tej naszej obecno-ści w UE i postawy polskich polityków w UE da się jednak wskazać?

– Ja nie potrafi ę i szczerze mówiąc, nie mam specjalnie ochoty podejmować się tego zadania. Bo cóż z tego, że w Sodo-mie i Gomorze znalazłbym jednego czy dwóch sprawiedliwych? Czy to cokolwiek zmienia? A pozytywów polskiej obecności w UE nie widzę, bo UE wcale nie zamie-rza położyć kresu kapitalizmowi kompra-dorskiemu w Polsce – od czego trzeba by zacząć wszelkie działania reformatorskie. Gdzież zatem miałbym wskazać ten po-żytek? Układ z Schengen, polegający na otwarciu granic, mógłby funkcjonować i bez Unii, podobnie jak jednolity obszar celny – więc to, co jest dobre, nie jest orga-nicznie związane z Unią.

– Dziękuję za rozmowę.ROZMAWIAŁ TOMASZ SOMMER

Już w sprzedaży na www.nczas.com

Page 11: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

KRAJ

Od wielu już lat Dzień Wolności Podatkowej ogłasza Centrum im. Adama Smitha. Metoda, jaką stosują eksperci CAS, jest

bardzo racjonalna. Ponieważ trudno poli-czyć wszystkie podatki, te jawne i te ukryte, przyjęto, że państwo wydaje tyle pieniędzy, ile udaje mu się wyciągnąć w różnej postaci od swoich obywateli. Czyli CAS najpierw sprawdza, ile państwo wydało pieniędzy, potem porównuje te wydatki do produk-tu krajowego brutto i przekłada te dane na kalendarz. Przykładowo: gdyby państwo w Polsce wydawało 50% PKB, Dzień Wolno-ści Podatkowej przypadłby 1 lipca. Plusem takiej metody liczenia jest fakt, że uwzględ-nia zarówno podatki płacone bezpośrednio (dochodowe), jak i pośrednio (konsumpcyj-ne) oraz ukryte (bardzo popularne ostatnio podatki infl acyjne i długowe). W końcu tyle pieniędzy, ile państwo wyda, musi prędzej czy później wyciągnąć z naszych kieszeni. Minusem tej metody jest fakt, że CAS wy-znacza Dzień Wolności Podatkowej na dany rok, opierając się na rozmaitych progno-zach. I tak np. w zeszłym roku na podstawie wskaźnika 47,5% wydatków publicznych w stosunku do PKB ogłoszono, że popularny Dzień Podatnika przypadł 23 czerwca. Gdy rok się skończył, okazało się, że wydatki publiczne wyniosły 45,7%, a więc dzień ten

powinien mieć miejsce kilka dni wcześniej. Nie zmienia to faktu, że na podstawie

wyliczeń CAS można założyć, iż średnio z każdej zarobionej w zeszłym roku zło-tówki 45,7% zostało lub zostanie (infl acja i dług publiczny) zabrane przez fi skusa. Osoby pracujące na etacie oddadzą zapew-ne więcej, osoby zatrudniane na umowę o dzieło lub prowadzące dosyć dochodową działalność gospodarczą – mniej.

Kościuszko wie lepiej niż Smith?

Oddzielną metodą jest liczenie nie na podstawie wydatków państwowych, lecz na podstawie pobieranych podatków. I taką metodę przyjął Instytut Kościuszki do spół-ki z paryskim Institut Economique Molina-ri. I wyszło im, że w Polsce podatki wyno-szą tylko ok. 42% wynagrodzenia brutto, a tym samym Polska może pochwalić się jed-nymi z najniższych podatków w Europie. Informację taką podały największy gazety

w Polsce, bez większego zagłębiania się w szczegóły i metodę liczenia. Oto duża rzesza Polaków przeczytała 7 czerwca, że to koniec płacenia w tym roku podatków (oczywiście czysto symbolicznie) – przy czym Centrum im. Adama Smitha jeszcze takiego dnia nie ogłosiło. Skąd więc taka rozbieżność? Otóż paryski instytut przyjął bardzo uproszczoną wersję podatków. Zaliczył do nich podat-ki dochodowe, wszystkie składki płacone przez pracownika i w jego imieniu przez pracodawcę oraz VAT. Porównał to z pensją netto i w ten sposób wyszło, że Polacy płacą bardzo niskie podatki w stosunku do reszty Europy. Niestety taka metoda nie uwzględ-nia wielu dodatkowych podatków, z których największym jest akcyza.

Matematyka à la PWCJest to już kolejny raport (wcześniej po-

kazano w raportach Price Waterhouse Co-opers, że Polacy również płacą stosunkowo

niewysokie podatki – więcej na ten temat w artykule „Ile płacimy haraczu?” w ostat-nim „NCz!”), który ma przekonać Pola-ków, że na tle europejskim nie wypadamy najgorzej i że jest jeszcze miejsce na pod-niesienie podatków. To, że powstają takie raporty, nie dziwi, ale to, że są przyjmowa-ne bezkrytycznie – już tak. W niedawnych prognozach Ministerstwa Finansów widać wyraźnie, że planuje się znaczną dynamikę wpływów z tytułu podatku dochodowego od fi rm (patrz tabela). W związku z tym przygotowuje się już Polaków do myśli, że chcąc być prymusikiem w Europie, trzeba ją w każdym aspekcie naśladować. A do tego potrzebne jest przeświadczenie, że w Polsce nie płaci się wysokich podatków – by móc je podnieść.

Fakty jednak są inne. Oprócz wysokości podatków ważna jest również łatwość ich obsługi (sposób wyliczenia, ilość czasu poświęconego na zrobienie przelewów itp.), która też zresztą jest po prostu przeli-

czalna na pieniądze. Według raportu Ban-ku Światowego „Doing Business 2011”, Polska ma jeden z najbardziej uciążliwych systemów podatkowych na świecie – za ostatni rok zajęła 121. miejsce (za nami są tylko cztery państwa unijne: Czechy, Słowacja, Włochy i Rumunia). Samo wy-pełnienie wszystkich formularzy podat-kowych (bez ich wyliczenia) zajmuje 325 godzin rocznie (dla spółki zatrudniającej 60 pracowników). To tak jakby przez dwa miesiące robocze jeden pracownik wypeł-niał tylko formularze dla wszystkich pań-stwowych instytucji.

Gdyby doliczyć pieniądze stracone na te wszystkie czynności, okazałoby się, że Dzień Wolności Podatkowej nie przy-pada ani w maju (PWC), ani na począt-ku czerwca (Kościuszko), ani nawet na przełomie czerwca i lipca (jak ogłosi w tym roku CAS), tylko znacznie, znacznie później.

Pozycja 2011 2012 2013 2014 DynamikaVAT 119,3 132,5 136,3 137,1 14,92%Akcyza 58,7 63,6 65,9 68,4 16,52%podatek od gier 1,7 1,6 1,5 1,5 -11,76%CIT 24,8 30,7 36,1 42,2 70,16%PIT 38,2 42,4 45,2 48,6 27,23%

Popularny Dzień Wolności Podatkowej to data w roku, od której każdy pracow-nik zaczyna pracować na siebie, zamiast na podatki idące na zmarnowanie przez urzędników państwowych. W tym roku różne instytucje wskazały na trzy różne daty. Kto ma rację?MAREK ŁANGALIS

KIEDY PRZYPADA DZIEŃ WOLNOŚCI PODATKOWEJ

Maj, czerwiec czy październik?

Dynamika planowanych wpływów podatkowych w latach 2011-2014 Źródło: Wieloletni Plan Finansowy, Warszawa, kwiecień 2011 r., str. 18

MAREK ŁANGGALISI

FOT.

R. L

IJK

A

Page 12: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XII NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

KRAJ

Zbigniew Ziobro i Jarosław Ka-czyński powinni zostać posta-wieni przed Trybunałem Stanu – triumfalnie ogłosił w minionym

tygodniu Ryszard Kalisz, przewodniczący sejmowej komisji śledczej powołanej do wyjaśnienia okoliczności śmierci byłej posłanki SLD Barbary Blidy. Oczywiście komisja zakończyła pracę tuż przed zbli-żającymi się wyborami parlamentarnymi, aby skorzystać z okazji i obrzucić błotem PiS, którego wyborczego sukcesu Platfor-ma Obywatelska, po czterech latach nie-udolnych rządów, obawia się najbardziej. Jeśli posłowie rzeczywiście przegłosują wniosek o postawienie obu polityków PiS przed Trybunałem Stanu (potrzeba do tego 3/5 głosów), Jarosław Kaczyński, zamiast o kampanii wyborczej, będzie musiał my-śleć o obronie własnej przed sędziami. Obronie tym trudniejszej, że Trybunał Stanu będzie się zapewne składał z sę-dziów osobiście nienawidzących PiS (ta-kich przecież w polskich „niezawisłych” sądach mamy najwięcej), więc efekt osta-teczny wydaje się łatwy do przewidzenia. Sam pomysł postawienia Kaczyńskiego przed Trybunałem Stanu wydaje się ku-riozalny – trudno przecież premiera rządu oskarżać o to, że grupa funkcjonariuszy ABW spartaczyła robotę. Kuriozalny jest też pomysł, aby przed trybunałem sta-wiać Zbigniewa Ziobrę. Rzecz jasna, nie jestem i nigdy nie byłem zwolennikiem Ziobry, którego ciemne sprawy opisywa-łem kilkakrotnie na łamach „Angory”. Jednak prokurator generalny nie może być stawiany przed Trybunałem Stanu tylko dlatego, że instytucja, która mu nie podlegała, popełniła błędy. Odpowiedzial-ność za to powinien ponieść co najwyżej ofi cer ABW odpowiedzialny za akcję (tak też się stało – kapitan Grzegorz S. usły-szał zarzut prokuratorski i trafi ł na ławę oskarżonych), ale nie premier i nie proku-rator generalny. W przeciwnym wypadku może dojść do sytuacji, że każdy bandyta poturbowany podczas zatrzymania będzie starał się pozwać do sądu premiera i obwi-nić go za swoją krzywdę. Jeśli też dojdzie do jakiejś tragedii przy zatrzymywaniu kolejnego podejrzanego – czy wówczas również powołamy komisję śledczą do zbadania tego wydarzenia?

Kuriozalny raportRaport komisji kierowanej przez Ryszar-

da Kalisza napisany jest w taki sposób, że od pierwszej strony widać, iż jego celem było przyłożenie politykom PiS. W tej sytuacji poseł Kalisz robi to, o co oskar-żał partię Kaczyńskiego – wykorzystuje tragiczną śmierć Barbary Blidy do bieżą-

W Polsce sejmowe komisje śledcze przestały służyć do wyjaśniania afer, a stały się narzędziem politycznej gry wymierzonej w opozycję i umacniania podwójnych stan-dardów etycznych.

Moralność Kalego

LESZEK SZYMOWSKI

Ryszard Kalisz wykorzystuje tragiczną śmierć Barbary Blidy do bieżących rozgrywek politycznych

Page 13: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XIIINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

KRAJcych rozgrywek politycznych (przestrze-gała przed tym rodzina tragicznie zmarłej posłanki). W raporcie brak jest jakichkol-wiek konstruktywnych wniosków, a takie nasuwają się dwa. Pierwszy: całej „mafi i węglowej” i afery z tym związanej nie by-łoby, gdyby zlikwidowany został wpływ urzędników państwowych na sektor wę-glowy, na kopalnie i spółki węglowe. Dla-czego tego sektora nie można po prostu sprywatyzować? Prywatyzacja doprowa-dzi do zamknięcia kopalń nierentownych, poprawi sytuację spółek rentownych i wy-eliminuje wszelkie patologie.

Wniosek drugi: cała akcja Agencji Bez-pieczeństwa Wewnętrznego w ogóle nie była potrzebna. Barbara Blida nie była przecież podejrzewana o działanie w zor-ganizowanej grupie przestępczej o cha-rakterze zbrojnym, nie była osobą niebez-pieczną, nie mogła stanowić zagrożenia. W normalnym kraju otrzymałaby po prostu drogą pocztową wezwanie z prokuratury do osobistego stawiennictwa w celu prze-słuchania lub postawienia zarzutów. Jeśli popełniłaby samobójstwo z przerażenia, czytając wezwanie, nie byłoby wokół tego całej awantury politycznej. A jeśli nie, pani Blida mogła normalnie stawić się w proku-raturze, usłyszeć zarzuty, wrócić do domu i przygotować się do obrony.

Inna sprawa to zbędny udział w całej sprawie ABW – służby specjalnej powo-łanej do ochrony wewnętrznego bezpie-czeństwa państwa (głównie do ochrony kontrwywiadowczej). Osławiona „afera węglowa” była sprawą, która powinna być powierzona lokalnej policji, ewentualnie strukturom zwalczającym zorganizowaną przestępczość (jak np. CBŚ), ale nigdy służbie specjalnej odpowiedzialnej za zwalczanie szpiegostwa i terroryzmu. Ta-kich aferek jak ta z udziałem Blidy w całej Polsce są tysiące i nie ma sensu angażo-wać do nich ABW. Trudno oprzeć się wra-żeniu, że cała sprawa miała być kolejnym, głośnym zatrzymaniem i akcją popisową, po której Zbigniew Ziobro mógłby brylo-wać w mediach (być może z takim samym skutkiem jak po zatrzymaniu kardiochi-rurga Mirosława G. – tego nie wiemy). Jednak ABW winna być instytucją trakto-waną poważnie i zajmować się sprawami poważnymi, czyli wykrywaniem obcych szpiegów i zwalczaniem terroryzmu, a nie rozpracowywaniem szajek kolesiowskich zwanych szumnie „mafi ami”.

Nieudolność KaliszaFakt, że pracom komisji ds. Blidy prze-

wodniczył poseł Ryszard Kalisz, wygląda jak złośliwy chichot historii. Poseł Kalisz winien już wielokrotnie sam zostać pocią-

gnięty do odpowiedzialności w związku ze sprawą uprowadzenia i zabójstwa Krzysz-tofa Olewnika. Znamienne są w tej kwestii zeznania Danuty Olewnik-Cieplińskiej, siostry zamordowanego: – Kalisz przyjął nas bardzo niegrzecznie, trzymał nogi na stole – zeznawała siostra Olewnika. Opo-wiadała też (m.in. na komisji śledczej) o tym, że Kalisz nic nie robił, choć rodzina błagała go o pomoc ze łzami w oczach i na klęczkach. Sam Kalisz, pytany przez dziennikarzy o tą sprawę, zawsze powta-

rzał jak mantrę: – Pytali mnie o sprawy objęte tajemnicą państwową; gdybym udzielił odpowiedzi, to sam musiałbym tłumaczyć się przed prokuratorem.

To oczywista nieprawda, bo lenistwo i opieszałość Kalisza były jednym z po-wodów, dla których policji nie udało się odbić Olewnika, gdy jeszcze żył. Rodzi się więc pytanie: czy Ryszard Kalisz ma moralną legitymację, by stać na czele ko-misji wyjaśniającej inną śmierć?

Wyjaśnianie niepotrzebneSamo powołanie komisji śledczej, któ-

ra miała wyjaśnić okoliczności śmierci byłej posłanki SLD, wydaje się decyzją mocno przesadzoną i motywowaną jedy-nie politycznie. Komisje śledcze służą do wykrywania afer z udziałem polityków, do obnażania przed społeczeństwem gi-gantycznych nieprawidłowości w funk-cjonowaniu władzy. Pierwsza w dzie-jach Polski komisja śledcza, badająca tzw. aferę Rywina, mogła mieć uzasad-nienie, bo obnażyła bałagan w mediach publicznych, poziom zdemoralizowania polityków i fakt, że w Polsce za łapówkę można zawsze i wszędzie kupić dowolną rzecz. Także i tu brakło konstruktywnych postulatów w postaci choćby wniosku o

sprywatyzowanie mediów publicznych i ograniczenie urzędniczej kontroli nad środkami przekazu. Niewątpliwie po-trzebna była komisja śledcza ds. PKN Orlen, która ujawniła, iż najwyżsi urzęd-nicy państwowi, z prezydentem Aleksan-drem Kwaśniewskim i premierem Lesz-kiem Millerem na czele, uczestniczyli w przestępczej wyprzedaży polskiego sektora naftowego Rosjanom, co mo-gło doprowadzić do uzależnienia Polski od rosyjskiej ropy na wiele lat. Plusem ubocznym tej komisji był fakt, że na wie-le lat (miejmy nadzieję, że na zawsze) zmarginalizowała wpływy szkodliwego dla Polski SLD. Żadnego sensu nie miały natomiast komi-

sje wyjaśniające „naciski” i „aferę hazar-dową” (na tej ostatniej skorzystała jedynie warszawska restauracja „Pędzący królik”, która urosła do rangi atrakcji turystycznej). Komisja naciskowa – podobnie jak komisja ds. Blidy – była bowiem od początku wy-mierzona w jedną partię – w PiS. Dowodzi tego choćby reakcja na zeznania Bogdana Święczkowskiego – byłego szefa ABW. Święczkowski zeznał, że z naciskami spo-tkał się tylko jeden raz. Do popełnienia przestępstwa usiłował go namówić Bogdan Borusewicz – dzisiejszy marszałek Senatu. Rzecz jasna, komisja nie pociągnęła tego wątku dalej, bo nie pasował do scenariu-sza (Borusewicz nie jest członkiem PiS). Pole działań komisji ograniczono do epoki rządów PiS, choć prawdziwe naciski poli-tyczne na służby specjalne zaczęły się po dojściu do władzy Donalda Tuska. Wtedy też służby zaczęły masowo podsłuchiwać i inwigilować dziennikarzy (niżej podpisany doświadczył tego wielokrotnie). Dlaczego więc komisja wyjaśnia tylko naciski jednej ekipy, a nie drugiej?

W krajach zachodnich komisje śledcze powstają w celu wyjaśnienia spraw na-prawdę poważnych i najwyższej rangi. Najgłośniejsza w USA komisja śledcza (pod przewodnictwem senatora McCar-thy’ego) wyjaśniała penetrację amery-kańskich struktur państwowych przez sowiecki wywiad. We Włoszech w latach 80. działała komisja wyjaśniająca związki politycznego establishmentu z mafi ą sycy-lijską. Ich prace owocowały politycznymi skandalami. W Polsce na komisję śledczą nadają się bezsprzecznie kulisy umów gazowych z Rosją, które do 2045 roku uzależniły nasz kraj od rosyjskich dostaw („NCz!” jako pierwszy ujawnił ich treść).

Wydaje się jednak, że rolą polskich komisji śledczych jest to, aby wyjaśniać sprawy niepotrzebne, a przez to odciągać uwagę opinii publicznej od istotnych pro-blemów.

Page 14: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XIV NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

KRAJ– Które założenia programowe PJN

traktuje Pan jako rozwiązania typowo prawicowe?

– „Prawicowość” to nie jest jedna dok-tryna; kluczowe jest zdefi niowanie, co dzisiaj w jej ramach powinno być po-wiedziane, zaproponowane Polakom. Dla nas najważniejsze jest pokazanie, że wzrastająca ingerencja państwa, a zatem polityków w życie obywateli nie jest je-dyną możliwością prowadzenia polityki. Chcemy pokazać, że w ramach praktycz-nej parlamentarnej polityki ktoś musi po-wiedzieć zdecydowanie, że nie chcemy, by wychowano w Polsce kolejne poko-lenie młodzieży „przywiązanej do pań-stwa” za pośrednictwem rozrastającej się administracji, coraz większej liczby regulacji itd. Konieczne jest postawienie na kategorię praw rodziny jako racjo-nalnego czynnika kształtowania sytuacji społecznej w Polsce, dobrych i mądrych decyzji podejmowanych w domu, a nie w urzędach.

– Jak dziś interpretuje Pan swoją wy-powiedź, że misja PJN to wyprawa sa-motnych rycerzy?

– Że jesteśmy w parlamencie jedyni, którzy zakwestionowali zasady działa-nia czworogłowego Światowida. Kiedy się okazało, że powiedzieliśmy, iż na-prawdę zakładamy partię i chcemy pójść do wyborów, rozpoczęła się kanonada szyderstwa i walka o zniszczenie klubu parlamentarnego, żebyśmy nie mogli składać projektów ustaw. Przyznaję, że wówczas bardziej doceniłem, iż nasza samotność może być osłodzona tym, że poza Sejmem jest przecież wiele środo-wisk o wolnościowych poglądach i są dla nas partnerami.

– Czy PJN planuje, zakłada koalicję wyborczą na przykład z Nową Pra-wicą? Czy trwają rozmowy z innymi ugrupowaniami?

– Mamy kontakt z kilkoma środowi-skami; myślę, że po kilkunastu dniach spotkań wypracowaliśmy już jakąś propozycję współdziałania taktyczne-go przed wyborami. Jest oczywiście w tej mierze kilka niebezpieczeństw. Po pierwsze – brak zrozumienia, że teraz możemy mówić o działaniach doraź-nych, które pozwolą w najbardziej sku-teczny sposób wprowadzić do Sejmu choćby małą grupę sprzeciwu wobec panującego systemu partyjnego i idei rozbudowy władzy państwa, a więc brak poczucia upływającego czasu. Po drugie – publiczne komentowanie tych międzyśrodowiskowych rozmów, które

Z PAWŁEM KOWALEM, szefem partii Polska Jest Najważniejsza, rozmawia Rafał Pazio.

Skoncentrujmy się na jednym działaniu

FOT.

R. P

AZI

O

Page 15: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XVNR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

KRAJczęsto kompromitowało centroprawi-cę. Zawsze tak jest, że takie negocjacje udają się tylko w jakimś stopniu. Jeśli jednak liderzy małych organizacji poro-zumiewają się na konferencjach praso-wych, to wytwarzają atmosferę, w któ-rej wszyscy wyglądają mniej poważnie. Po trzecie – że w tych debatach brakuje miejsca na normalną komunikację z wy-borcami, a w to miejsce wchodzi nie-ustający „dialog międzypartyjny”.

– Czy widzi Pan możliwość przełama-nia dominacji czterech partii na pol-skiej scenie politycznej? W jaki sposób można to zrobić?

– Podstawowa rzecz to przywrócenie choćby minimalnej reprezentacji po-litycznej w parlamencie tym środowi-skom prawicy, które praktycznie jej nie mają. To powinien być taktyczny cel. Uważam, że to, co ma dzisiaj PJN – nową strukturę, posłów i posłów do PE – powinien temu poświęcić. To bardzo ważne, bo przez trzy lata może nie być wyborów – tak wynika z kalen-darza. Środowiska o których mówimy, taki okres „suszy” mogą znieść bardzo źle. Jeśli jednak powrócą do Sejmu, zyskają ważną trybunę do perswazji i działania. Nie ma tu wiele czasu na zastanawianie się. Następnym etapem powinna być praca nad nową, większą konstrukcją polityczną centroprawicy.

– Jakie rozwiązania dotyczące podat-ków proponuje PJN?

– Podstawowa kwestia to przekonać Polaków, że w sytuacji kłopotów finan-sowych budżetu możliwości działania rządu nie polegają tylko na podwyż-szaniu podatków. Dzisiaj premier Tusk, jeśli ma kłopoty z budżetem, mówi Po-lakom z właściwą sobie frazą: nie ma innego wyjścia, muszę podnieść podat-ki. To wielka ściema, bo po pierwsze – powinien szukać możliwości zdobycia środków w zmianach w administracji, w samej konstrukcji budżetu, który co do struktury przetrwał od czasów PRL. Wiemy, że tam są możliwości, jedna-kowoż szukanie ich w tym obszarze to zbyt trudne zadanie dla rządów pla-stykowej polityki. Dzisiaj podstawową sprawą jest wymuszenie na premierze i liderach opozycji deklaracji, że nie będą podwyższali podatków przynajmniej przed zreformowaniem budżetu, obcię-ciem zbędnych etatów w administracji itd. W naszym programie proponujemy pójście tą drogą. Jeśli chodzi o podatki, to proponujemy: wprowadzenie linio-wej stawki PIT w wysokości 19% z co

najmniej dwukrotnie większą niż dziś kwotą wolną od podatku (powiązaną z minimum socjalnym). Proponujemy m.in. likwidację zwrotu części VAT od zakupu materiałów budowlanych. Utrzymywanie tego mechanizmu kosz-tuje rocznie podatników około 1,5 mld złotych. To są jednak kwestie, które po-winny być ciągle dyskutowane m.in. z innymi środowiskami, które chciałyby wspólnie pójść na wybory, z ośrodkami pozarządowymi, które pracują nad pro-blemami polskiej gospodarki, m.in. po-datków – jak Centrum im. Adama Smi-tha czy Fundacja Jagiellońska. Ważne jest przyjęcie wyjściowej zasady, że nie podwyżki podatków i tworzenie nowych

quasi-podatków powinny być źródłem zwiększania dochodów budżetu, oraz żeby w taktycznym planie wymuszać na ten temat deklarację tych sił politycz-nych, które mogą w tym roku formować nowy gabinet.

– Dlaczego partie dominujące na sce-nie politycznej posiadają tak wysokie poparcie?

– W sensie programowym przyzwycza-iły wielu Polaków do tego, że nie ma in-nego systemu rządzenia krajem niż różne formy poszerzania ingerencji państwa. W sensie organizacyjnym zapewniły sobie monopol funkcjonowania w regulacjach dotyczących procesu wyborczego oraz za-sad funkcjonowania partii. Mimo że mają po zaledwie kilkadziesiąt tysięcy człon-ków (dla porównania: wielkie niemieckie partie, także korzystające z dofi nansowa-nia z budżetu, mają po kilkadziesiąt razy więcej członków), uzurpują sobie – sku-tecznie jak dotychczas – prawo do mono-polu na reprezentowanie opinii Polaków. Wydają na to ogromne środki pochodzące z naszej kieszeni: na głupawą najczęściej reklamę, na parotysięczne festyny poli-tyczne, podczas których nic ważnego nie mówią, na badania opinii publicznej.

– Co jest, według Pana, największym dziś zagrożeniem dla Polski, wynikają-cym z zaniechania pewnych rozwiązań przez panujące władze?

– Strukturalne obniżenie pozycji w UE. Składa się na to kilka przyczyn. Po pierwsze – bardzo słaba i strukturalnie rozsypana władza wykonawcza w Polsce zapisana w konstytucji. Gdyby ktoś źle życzył Polsce, powinien ją właśnie tak skonstruować. Po drugie – pozorny parla-mentaryzm: posłowie są trybikami partii, produkują tony niepotrzebnych ustaw, ale praktycznie zostali pozbawieni mechani-zmów, które pozwalają im kontrolować rząd. To bardzo sprawne przedłużenie władzy partii na państwo, o czym mówi-łem. Po trzecie – prowadzi to, szcze-gólnie nadmiar ingerencji państwa i socjalny typ polityki ekonomicznej, do zahamowania rozwoju kraju jako podmiotu chociażby minimalnie kon-kurencyjnego w Europie. Nakłada się na to bezprecedensowy kryzys demo-grafi czny – ciekawa sprawa, że prak-tycznie przemilczany przez polityków wielkich partii jako problem, z którym nie jest łatwo się zmierzyć.

I sprawa może najważniejsza, czyli kryzys rodziny w wielu wymiarach: politycy PiS, PO i SLD na różne spo-soby starają się ingerować w jej prawa, podstawy ekonomiczne jej rozwoju są

coraz gorsze. Jest obniżany jej status przez zapowiedzi forsowania ustawy o związkach partnerskich w następnym Sejmie, a próby podejmowane są już dzisiaj. Słuchając PO, obawiam się, że ta partia już jest gotowa, by przyłożyć do tego rękę w najbliższych miesiącach po wyborach, a politycy wewnątrz tej par-tii, którzy rozumieją ten problem, są w wyraźnej defensywie i tylko po cichutku protestują.

– Jaka jest recepta na przekroczenie wyborczego progu?

– Pragmatyczne podejście do tego, co będzie możliwe w najbliższych kilkuna-stu tygodniach do wyborów. Czyli użycie w wyborach tego, co mamy, i koncentra-cja na tym jednym zadaniu. Jeśli nawet najbardziej trafne diagnozy nie trafi ają na Wiejską, to droga do ich realizacji sta-je się o wiele dłuższa. Jeśli nawet najbar-dziej zasłużone środowiska nie znajdą w sobie siły, by się skoncentrować na wy-borach, żeby miały w Sejmie chociażby małą reprezentację, ich myśli nie znajdą przez kolejne lata wyrazu w praktycznej, konkretnej polityce.

– Dziękuję za rozmowę.

Page 16: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XVI NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

KRAJ

Nie wdając się w szczegóły: naj-bardziej rażące było nieco bez-myślne operowanie – szczególnie przez ówczesne młode pokolenie

liberałów – pojęciami wyciętymi żywcem z teorii popytowej vel neokeynesowskiej oraz – delikatnie ujmując – dość swobod-ne podejście do empirycznej weryfi kacji określonych postulatów społeczno-eko-nomicznych. Wśród konserwatywnych liberałów zapanowała wtedy nawet swo-ista moda na kontestowanie ofi cjalnych danych i statystyk; pamiętam doskonale, jak sam musiałem niejednokrotnie tłuma-czyć zainteresowanym, że problem nie tkwi w samych danych czy statystyce, ale w sposobie wykorzystania tych narzędzi, którymi dysponuje statystyka rozumiana jako narzędzie opisywania rzeczywistości i weryfi kowania hipotez. Dla przykładu: dzisiaj nie trzeba specjalnie przekonywać co sprytniejszych obserwatorów życia pu-blicznego, że tzw. sondaże służą bardziej przedwyborczej, partyjnej lub komercyj-nej propagandzie niż rzeczywistemu we-ryfi kowaniu hipotez dotyczących opinii społeczeństwa na dany temat. Ale swój artykuł sprzed prawie dziesięciu lat po-święcony właśnie temu tematowi uważam praktycznie za pionierski. Pisałem wtedy, że „zdziwienie może budzić powtarzanie się pewnych prawidłowości dotyczących kierunku i wielkości błędów zawartych

w przedwyborczych sondażach opinii pu-blicznej. (...) Komentatorzy ze wszystkich stron bardzo łatwo prześlizgują się nad oczywistymi i naprawdę już kompromitu-jącymi wynikami ośrodków badania opi-nii publicznej, a przecież ostatnie miesią-ce były nieustannym zalewem wyników sondażowych i przeliczaniem tychże wy-ników na fotele parlamentarne”. Już wte-dy wydawało mi się oczywiste, że albo pracownie sondażowe są uczciwe, ale nie-kompetentne, albo jeżeli są kompetentne, to podawane przez nich wyniki świadczą, że służą manipulacji. Tak czy owak w obu wypadkach można było wnioskować, że badania takie nie tylko są zbędne, ale na-wet powinny być zakazane jako element zniekształcający wybory lub wprost jako czynnik nieuczciwej walki politycznej. Tymczasem po dziesięciu latach wszyscy wiedzą, że sondażownie podrasowują wy-niki – można w ciemno obstawiać, że jak jedna sondażownia (nazw nie podaję je-dynie z ostrożności procesowej) poda, że Platformie przybyło poparcia, to na drugi dzień inna ogłosi, że przybyło PiS-owi, a prezes tej ostatniej partii wprost oświad-cza, że „według własnych sondaży jego partii, przewaga PO nad PiS wynosi tylko kilka punktów procentowych, a w dwóch przypadkach PiS wyszedł na pro-wadzenie”.

Co było, to jest, a co jest, to...Powyższe reminiscencje wynikają nie

tyle ze wspomnianego na wstępie „cyno-wego” jubileuszu publicystycznego, co z powtarzających się ostatnio rozmów, podczas których obecni młodzi zwolen-nicy prawicy konserwatywno-liberalnej podsuwają mi pod nos artykuły – także z „NCz!” – dotyczące np. problemów po-lityki fi skalnej czy konkretnych założeń polityki liberalnej, jaką będziemy realizo-wać, gdy już wreszcie uda nam się zdobyć jakiś bezpośredni wpływ na stanowienie prawa czy rządzenie. W takich momen-tach nachodzą mnie tzw. ambiwalentne odczucia, wynikające z jednoczesnego krzyżowania się w świadomości informa-cji na temat wszystkich tych publikacji, jakie głównie na tych łamach popełniłem – by użyć wałęsizmu – „w temacie” poli-tyki podatkowej, fi skalnej (tj. dotyczącej wydatków publicznych), państwowego

zadłużenia czy chociażby polityki pie-niężnej (ile to polemik na ten temat było z panami Machajem, Bartelskim czy nawet ówczesnym redaktorem naczelnym – p.Ja-nuszem Korwin-Mikkem), z konstatacją, że po iluś tam latach wypadałoby temat zaczynać od początku, gdyż cały czas na rynek polityczny wchodzą nowe roczniki, które bardziej interesuje, co ktoś pisze i mówi obecnie, niż to, co ktoś powiedział czy napisał dziesięć czy nawet pięć lat temu. Ten terror teraźniejszości jest w tym wypadku przygnębiający. Tymcza-sem gdy Marek Belka nie był jeszcze pre-zesem polskiego banku centralnego, czyli NBP, z poręki obecnej koalicji rządzącej i prezydenta Komorowskiego, ale kandy-datem na ministra fi nansów zawiązującej się dziesięć lat temu koalicji SLD-PSL, opublikowałem, także na tych łamach, artykulik (pt. „A Belki w swoim oku nie dostrzegasz...”) nawiązujący m.in. do pro-blemów z fi nansowaniem OFE, którego konkluzja była następująca: „Najlepszy fundusz uzyskał w ciągu dwóch lat stopę zwrotu na poziomie 28% (przynajmniej tak się sami pochwalili), co oznacza, że złotówka włożona w ten interes przynio-sła po dwóch latach 28 groszy (z czego 20 groszy dawno zjadła infl acja), a i tych pieniędzy nie można wypłacić, pozosta-je jedynie wątła wiara, że gdzieś tam są. Gdyby na tę samą złotówkę założyć roczną lokatę terminową w banku, przykładowo na 16% [wtedy stopa infl acji i tym samym wysokość oprocentowania były nieco wyższe niż obecnie – przyp. K.M.M.], po roku odebrać i wraz z odsetkami ponowić depozyt – to po dwóch latach bank wypła-ciłby (powtarzam: wypłaciłby, a nie obie-cał, że ma i kiedyś może wypłaci) samych odsetek ponad 34 grosze. I nie łudźmy się, że kiedyś te pieniądze zobaczymy”.

Przypominam ową konkluzję sprzed dziesięciu lat, gdyż obecnie różni ekono-miczni neofi ci nagle odkrywają to samo, co było już oczywiste u początku opisy-wanego i de facto bardziej politycznego niż ekonomicznego projektu. Analogicz-nie mógłbym jeszcze długo przywoływać różne cytaty odnoszące się do szeregu innych spraw dotyczących fi nansów pu-blicznych, jak i innych rozwiązań syste-mowych – dlatego uważam, że dzisiejsza formacja konserwatywno-liberalna ma

Gdy zaczynałem publiko-wać na łamach „Najwyż-szego CZASU!”, a było to prawie dokładnie 10 lat temu (jak ten czas leci!), inspiracją do tego była nie tylko ambicja podzielenia się z Czytelnikami swoimi przemyśleniami, ale także w pewnym stopniu rosnąca irytacja na niektóre elemen-ty zauważalne w ówczesnej prawicowej publicystyce dotyczącej tematów gospo-darczych i politycznych.

JAK REFORMOWAĆ PAŃSTWO W STYLU WOLNOŚCIOWYM

Między teorią a praktyką

KRZYSZTOF M. MAZUR

Page 17: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XVIINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

KRAJ

podane pewnego rodzaju gotowce doty-czące tych rozwiązań i w pewnych spra-wach nie musimy zaczynać dyskusji od początku.

Fakty i zabobonyNa pewno istotną i pozytywną zmianą,

jaka nastąpiła w minionych latach, było zwrócenie większej uwagi na konkretne wielkości, wartości, ceny, relacje, co spro-wadziło debatę publiczną – przynajmniej w określonych obszarach – z poziomu ide-ologicznych ogólników do konkretów. Bo właśnie w takich kwestiach jak podatki, wydatki czy zadłużenie konkretne wartości więcej przemawiają do wyobraźni niż naj-bardziej uzasadnione, ale ogólne przestrogi dotyczące dyscypliny fi nansowej państwa. Także nawet proste zestawienie tych wiel-kości sprzed np. dziesięciu lat i obecnych doskonale pokazuje stan fi nansów kraju oraz metody, którymi kolejne rządy do tego stanu doprowadziły. W tym miejscu chciałbym nawiązać do ostatniej publikacji p.Marka Łangalisa pt. „Ile płacimy hara-czu” i wskazać dwie sprawy warte spre-cyzowania. Otóż w ciągu minionej dekady rosły także ceny, co również wynikało z polityki państwowych instytucji i charak-teru obowiązującego systemu fi nansowe-go, a skumulowana infl acja w tym okresie wyniosła blisko 32,5 procent. Trudno za-tem porównywać np. wielkość wydatków publicznych z pominięciem tego czynni-ka, gdyż wielkość tych wydatków w 2000 roku wyrażona w cenach z roku 2010 była znacznie wyższa niż podana wielkość no-minalna. Dlatego realnie wydatki publicz-ne wzrosły nie o 130 proc., ale o 72 proc. – przy założeniu, że rok 2000 jest rokiem

bazowym. Nie zmienia to oczywiście fak-tu, że wzrost ten był ogromny, natomiast aby lepiej zrozumieć destrukcyjny mecha-nizm, który z roku na rok stawia nasz kraj w coraz gorszym położeniu ekonomicz-nym, wystarczy zauważyć, że w minio-nych dziesięciu latach nasz skumulowany dochód narodowy (PKB) wzrósł realnie o ok. 55 proc., w tym samym okresie wydatki publiczne wzrosły o wspomniane wcześniej 72 proc., natomiast łączny państwowy dług publiczny przyrósł o ponad 100 procent. Jest to dość oczywiste, gdyż w przypad-ku gdy wydatki przyrastają szybciej niż dochód, konsekwencją musi być wzrost zadłużenia. Natomiast o stanie świado-mości naszych elit politycznych świadczy chociażby ostatnia wypowiedź premiera Tuska dotycząca pomocy fi nansowej dla Grecji, w której ma partycypować również nasz dziurawy budżet. Premier wyraził się mianowicie w następujących słowach: „Odpukać, w przyszłości też możemy znaleźć się w takiej potrzebie. Dlatego Polska była jednym z pierwszych krajów, które deklarowały pomoc w postaci gwa-rancji czy gotówki – Islandii, Łotwie czy Mołdowie”. Warto zwrócić uwagę, że pre-mier kraju jakby nie zauważył, że to, czy nasz kraj znajdzie się w takiej sytuacji jak Grecja, nie zależy zasadniczo od nie-przewidzianych czynników losowych lub zjawisk przyrody, ale właśnie od polityki uprawianej przez rząd. Dlatego w tej kon-kretnej sytuacji nic nie pomoże zabobonne „odpukiwanie” (jak rozumiem, w niema-lowane drewno), a co najwyżej popukanie się we własne czoło; nie wierzę jednakże, by premier o tym fakcie nie wiedział. Mam natomiast przekonanie, że wierzy on, iż

można wmówić narodowi, że za stan naszych fi nansów i ekono-miki odpowiadają jakieś czynniki wyższe.

Ekstrema funkcji państwa

Wracając natomiast jeszcze na chwilę do artykułu p.Łangalisa, to mieszane uczucia mogą budzić także końcowe wnioski zawarte w podrozdziale pt. „Państwo mi-nimum”. Otóż doskonale jest wie-dzieć, że gdyby wydatki państwa nie przekraczały 10 proc. PKB, administracja była „szczątkowa” etc., to więcej forsy pozostało-by w naszych portfelach – mam jednakże wrażenie, że nie chce-my najbliższej przewidywalnej przyszłości strawić na debatach o ideale „państwa minimum”, ale na debacie o konkretnej sytu-

acji naszego państwa, w którym samych emerytów i rencistów żyje już obecnie ok. 9,3 mln. Średnia emerytura z ZUS prze-kroczyła już w ubiegłym roku 1700 zł, zaś średnia renta – 1200 zł, więc nawet jeśli uwzględnimy podatki oraz niższe świadczenia ubezpieczonych w KRUS, to i tak na same, i to nawet zmniejszo-ne wydatki emerytalno-rentowe należa-łoby przeznaczać ponad 10 proc. PKB. Doskonale wiemy, że tych pieniędzy realnie nigdzie nie ma, a zabezpiecze-niem ich wypłaty mogą być tylko po-datki nazywane obecnie eufemistycz-nie składkami emerytalno-rentowymi. Moim skromnym zdaniem, w naszej obecnej sytuacji dobrym krokiem we właściwym kierunku, a przy tym moż-liwym do zrealizowania już w pierw-szym nowym budżecie, byłaby likwi-dacja wszystkich funduszy celowych, których funkcjonuje obecnie bodajże 27 (podaję ową wielkość „z głowy”, więc może jest to o jeden więcej lub mniej) i włączenie tych środków do budżetu państwa, a następnie zrównoważenie wpływów i wydatków, czyli likwidacja instytucji deficytu budżetowego oraz zmniejszenie wydatków publicznych o ok. 150 mld złotych (nie obyłoby się także bez cięć świadczeń emerytalno-rentowych). Nie chciałbym po raz ko-lejny szczegółowo rozwijać tych kon-cepcji, natomiast konkretne programy nie mogą bazować na zgrabnych bon motach, tak samo jak programów ta-kich, odnoszących się do konkretnych sytuacji, nie mogą zastępować ogólne – nawet najmilej brzmiące dla liberalnego ucha – teorie.

Czy Donald Tusk już wie, że i u nas zdarzy się „wariant grecki”?

Page 18: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XVIII NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

KRAJ

Nadawany w najlepszym czasie antenowym, w niedziele zaraz po głównym wydaniu jedynkowych „Wiadomości”, bił

rekordy oglądalności: emitowana w 2009 roku czwarta seria mia-

ła 10-milionową widownię, każdy odcinek tegorocznej serii oglądało średnio 7,8 mln telewidzów! Sukces pierwszych odcinków „Rancza” sprawił, że zrealizowano cztery następne serie – w sumie 65 odcinków. Jak zapowiedział reżyser, Wojciech Adamczyk, piąta seria nie będzie ostatnia.

Pomysł fabuły serialu wzorowany jest na popularnych swego czasu i u nas powie-ściach włoskiego satyryka, zarazem zago-rzałego prawicowca, Jana Guareschiego, której bohaterem był małomiasteczkowy proboszcz Don Camillo, toczący na co dzień boje z burmistrzem-komunistą, w razie po-trzeby potrafi ący wszakże z nim zgodnie współpracować. Oto do leżącej w powie-cie Radzyń Podlaski gminnej wsi Wilko-wyje, w której rządy ciał i dusz sprawują tęskniący za komuną wójt Paweł Kozioł i jego brat-bliźniak, proboszcz Piotr Kozioł (grani perfekcyjnie przez Cezarego Żaka), przybywa wnuczka przedwojennej dzie-dziczki, Amerykanka Lucy Wilska (Ilona Ostrowska). Wieś jest oczywiście fi kcyjna, niemniej ukazane w niej mechanizmy są – a przynajmniej w pierwszych odcinkach były – jak najbardziej realne.

Niestety, do czasu. Po pierwszej, bardzo udanej serii każda następna – z małymi wy-jątkami (np. znakomity odcinek „W samo południe”) – była coraz gorsza, przedsta-wiane sytuacje coraz bardziej wydumane, a humor momentami wręcz łopatologiczny. Z czasem serial stał się zwykłą propagando-wą agitką, w której ukazane niezwykle po-zytywnie siły postępu reprezentowane przez

Amerykankę i jej partnera Kusego (Paweł Królikowski) – malarza „nowoczesnych” bohomazów i eks-alkoholika – zmagają się z odwieczną ciemnotą podlasko-lubelskiej wsi, będącej wszak matecznikiem prawi-cy: wilkowyjscy chłopi, w przeważającej masie prymitywni i leniwi, jak ognia boją się funduszy europejskich, chociaż – jak po wielokroć pada z ekranu – leżą one wręcz na ulicy; skłonić ich do skorzystania z tych pieniędzy może tylko zawiść wobec sąsia-da. Są nietolerancyjni, nie akceptują seksu przedmałżeńskiego i życia bez ślubu, nie stosują antykoncepcji, maltretują swoje i cudze zwierzęta. Główna pozytywna boha-terka serialu, wspomniana Lucy, ciemnotę ową energicznie zwalcza czynem i słowem, zakładając we wsi uniwersytet ludowy, w którym oprócz propagowania unijnych do-brodziejstw prowadzi edukację seksualną i ratuje przeznaczane na rzeź konie – zaś sympatycznemu, owszem, acz bezradnemu plebanowi wygłasza

postępowe tyrady w rodzaju: „jak się ludzie kochają, nie jest

im potrzebny żaden papier” (tzn. ślub lub chociaż rozwód z poprzedniego związku) albo: „jeśli Kościół jest przeciwko aborcji, to dlaczego sprzeciwia się antykoncepcji” etc. Na takie dicta proboszcz nie ma żad-nych argumentów poza sakramentalnym: „taka jest nauka Kościoła”.

Tymczasem – jak zdradził jeden z kato-lickich tygodników – nagrywany w mazo-wieckim Jeruzalu serial znajduje się pod „duszpasterską opieką” kurii warszawsko-praskiej. Zgodę na wykorzystanie tamtejszej świątyni wydał, po zapoznaniu się ze scena-riuszem pierwszej serii, ówczesny ordyna-riusz, abp Sławoj Leszek Głódź. Jeruzalski proboszcz otrzymywał scenariusze odcin-ków i wnosił nawet do nich swoje uwagi; jest zresztą szczęśliwy, gdyż fi lmowcy i aktorzy pomogli zebrać fundusze na remont XVIII-wiecznej świątyni.

Walka o postęp wymaga poświęceń, to-też dzielną bojowniczkę co rusz spotykają rozmaite świństwa, za którymi stoi perfi dny wójt: najpierw próbuje ją nastraszyć ducha-mi mieszkającymi rzekomo w starym dwor-ku jej babci, potem śle anonimy do Kurii donoszące o nauce antykoncepcji w para-fi alnej salce, wreszcie publicznie oskarża ją o defraudację 50 tys. zł, które mieszkańcy wpłacili jej na (rzecz jasna, dotowany przez Unię) internet, a które ufna Lucy przekaza-ła bez pokwitowania sekretarzowi gminy Czerepachowi (znakomicie kreowanemu

przez Artura Barcisia). W tym miejscu fi lm zmienił się zresztą w łzawy melodramat: zamiast wyjść jakimś sprytnym fortelem, główna bohaterka rozpamiętuje ów niecny czyn przez trzy kolejne odcinki, jak gdyby w Ameryce – bo przecież nie w UE! – ta-kie kwoty przekazywało się „na gębę”. A pomyśleć, że kiedyś pół Polski zaśmiewa-ło się, że w brazylijskim tasiemcu tytułowa niewolnica Isaura przez kilka odcinków deliberowała, czy przyjąć małżeńską ofertę swego pana Leoncia...

Pomimo przeciwności Lucy wygrywa wy-bory, zostaje nowym wójtem i zaprowadza

światłe rządy kobiet – jej najbliższymi współpracowniczkami

zostają: żona eks-wójta oraz wyzwolona ze strachu przed owym samczym tyranem głów-na księgowa urzędu, niejaka pani Lodzia. Se-rial utrwala więc stereotypy z PRL, dodając do nich nowe – mianowicie że radni (oczy-wiście mężczyźni) to bez wyjątku kłótliwe oszołomy zajmujące się jedynie zmianami nazw ulic i bogoojczyźnianą frazeologią.

Także i przegrany wójt Kozioł odwołuje się jawnie do haseł nacjonalistycznych i an-tyeuropejskich („my tu unijnych srebrników nie potrzebujemy!”), podkreśla swoją pol-skość i swojskość – postawa ta jest wyraźnie napiętnowana. Podobnie z całej masy mło-dzieżowych subkultur, których implantacją we wsi zajmuje się skonfl iktowana z ojcem córka wójta, jednoznacznie potępieni (wraz z wypowiedzianą przez Kusego groźbą fi -zycznego „wybicia z głowy”) zostali jedy-nie skinheadzi, głoszący hasło „Polska dla Polaków”. Oczywiście zły jest tylko „praw-dziwy Polak” – kiedy do wsi przyjeżdżają policyjni praktykanci z Włoch, cała karcz-ma wraz z nimi śpiewa: Sono un italiano vero („Jestem prawdziwym Włochem”)...

Ktoś powie: o co kruszyć kopie – przecież to tylko komedia. Ale skoro poprzez spo-sób ukazywania bohaterów i wypowiadane przez nich kwestie opowiada się wyraźnie po jednej stronie światopoglądowej bary-kady, staje się ukrytą, a przez to znacznie groźniejszą, propagandą. Jakie bowiem być mogą poglądy i postawy szerokich warstw społeczeństwa, skoro milionom widzów w najlepszym czasie antenowym „publicz-nej” telewizji, za pieniądze ze ściąganego od wszystkich abonamentu serwuje się tak jednoznaczną ideologicznie strawę?

TVP 1 zakończyła edycję piątej serii serialu „Ranczo”, który już po swej premierze wiosną 2006 r. zyskał miano „kultowe-go”, stając się pierwszym od czasów „Alternatywy 4” pol-skim serialem komediowym, podczas którego widz śmiał się sam, bez „podpowiedzi” w postaci sztucznie dogra-nych salw śmiechu.ZDZISŁAW KOŚCIELAK

Ranczerzy postępu

Page 19: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XIXNR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

W bieżącym numerze po raz drugi zamieszczamy plakat Nowej Prawicy i za-chęcamy wszystkich, by poświęcili trochę czasu na odbicie go i powiesze-nie w jakimś widocznym, ale legalnym miejscu. Jeśli masowo weźmiemy

udział w tej akcji – to skutki mogą przerosnąć nasze najśmielsze oczekiwania. W ciągu ostatnich kilku dni dostaliśmy zdjęcia z plakatowania od Jakuba Dyragi, Wiktora Zie-lińskiego, Dawida Wachowicza, Adriana Borkowskiego, Piotra Dybowskiego, Pawła Pokrzywińskiego i Pawła Lewandowskiego. Część z nich zamieszczamy powyżej i przypominamy, że najlepsze nadesłane fotki wezmą udział w losowaniu nagród książ-kowych. A za dwa tygodnie – nowy plakat!

AKCJA PLAKATOWA SIĘ ROZPĘDZA

Nie wahaj się – pomóż!

KRAJ

Page 20: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XX NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

KRAJ

Czyny Stanisława B. IPN zakwa-lifi kował jako zbrodnię komu-nistyczną i zbrodnię przeciwko ludzkości. Były krwawy ubek,

a dziś 89-letni emerytowany nauczyciel, nie przyznał się do winy. Twierdzi, że ni-kogo nigdy nie uderzył, a nawet że żaden z więźniów nie był bity w jego obecności. O tym, że było inaczej, świadczą nie tyl-ko zeznania żyjącego do dziś pokrzyw-dzonego, ale również protokoły z prze-słuchań. Wyrok nie jest prawomocny. – Sprawa Stanisława B. jest jednym z wątków śledztwa dotyczącego zbrodni-czej działalności Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Krako-wie i Powiatowego Urzędu Bezpieczeń-stwa Publicznego w Myślenicach – mówi prokurator Marek Kowalcze z pionu śled-czego krakowskiego IPN. – Uzyskaliśmy obszerny materiał dowodowy dotyczący kilkuset osób.

Myśleli, że nie żyjeJedną z tych spraw jest śledztwo prze-

ciwko innemu myślenickiemu ubekowi – Julianowi S. IPN oskarżył go o katowanie więźniarki.

Marysię M. ubecy aresztowali w grudniu 1948 roku, gdy miała 17 lat. Przewieźli ją najpierw do Bochni, a następnie do My-

ślenic. – Tam zaczę-ło się piekło – wspo-mina dziś kobieta. Czterech śledczych przesłuchiwało ją bez przerwy przez dwa tygodnie grud-nia 1948 roku. Wie-logodzinne tortury stosowali też w styczniu 1949 roku. Bili ją i kopali po całym ciele – brzu-chu, głowie, pier-siach – okładali pej-czami po piętach, przypalali stopy, wbijali igły i szpilki pod paznokcie rąk. Katom nie przeszkadzało, że byli niewie-le starsi od swojej ofi ary. Kiedy wrzucali ją siną na kocu do celi, współwięźniowie myśleli, że nie żyje.

Ubecy z Myślenic byli znani z „fanta-zji”. Sami przygotowywali sobie narzę-dzia tortur. Kable na kiju, bykowce ze skóry, metalowe sprężyny, a nawet pasy z nabojami do karabinu maszynowego. Podłączali przesłuchiwanych – nieważne: mężczyzn czy kobiety – do prądu (nazy-wali to „słuchaniem francuskiego radia”).

– Chcieli wytłuc ze mnie informacje o moim bracie, ale ja nic nie wiedziałam, prócz tego, że w czasie niemieckiej okupacji był w Ar-mii Krajowej – mówi Maria M.

Najsławniejsza akcjaJózef Mika, ps. „Wrzos”, „Leszek”,

był jednym z dowódców partyzanckiej grupy, która działała głównie w powie-cie myślenickim i bocheńskim. Należał do poakowskiego oddziału Jana Du-baniowskiego „Salwy”, który po 1945

roku nie zamierzał się ujawniać przed Sowietami, uznając swoją zależność od Narodowych Sił Zbrojnych. W czerwcu tego roku „Salwa” został mianowany komendantem Okręgu Bocheńskiego NSZ. Oddział przyjął nazwę „Żandar-meria” (czasem też „Salwa” – od pseu-donimu dowódcy). Ponieważ składał się przede wszystkim z ludzi miejscowych (z powiatów: bocheńskiego, brzeskie-go, myślenickiego i limanowskiego), miał silne oparcie w terenie. Był dobrze uzbrojony i umundurowany.

W jednym z raportów (kwiecień 1946 r.) Jan Du-baniowski określił główne zadania „Żandarmerii”: paraliżowanie działalności władz komunistycznych, przygotowanie się do an-tysowieckich działań dy-wersyjnych na wypadek wybuchu nowej wojny i likwidacje pospolitych sza-jek bandyckich nękających ludność. Jego żołnierze przeprowadzili szereg uda-nych akcji, np. 20 listopada 1945 roku zabili w zasadzce

w Raciechowicach dwóch funkcjonariu-szy UB z Myślenic, którzy chcieli aresz-tować Józefa Mikę.

Ppor. AK Józef Mika (ur. 6 stycznia 1927 r. w Gruszowie) objął dowództwo grupy południowej po zamordowaniu przez UB w marcu 1946 roku Józefa Trute-go, ps. Lis, zostając jednocześnie zastępcą Dubaniowskiego. „Wkrótce potem oddział »Salwy« zorganizował zasadzkę pod Ła-panowem, która była najsławniejszą akcją »Żandarmerii«” – napisał dr Maciej Kor-

Sąd skazał byłego szefa Powiatowego Urzędu Bez-pieczeństwa w Myślenicach, Stanisława B., na dwa lata więzienia za znęcanie się nad więźniem w 1946 i 1947 roku. Ubek bił go rękami po twarzy i całym ciele, kopał, zgniatał palce rąk linijką, groził pozbawieniem życia i wyzywał wulgarnymi słowa-mi. Próbował w ten sposób zmusić Stanisława S., aby przyznał się, że należał do niepodległościowej organi-zacji Błyskawica. Drugi my-ślenicki oprawca, Julian S., ma być wkrótce sądzony.

Krwawi ubecy z Myślenic

TADEUSZ M. PŁUŻAŃSKI

Oddział Jana Dubaniowskiego „Salwy”. Pierwszy z prawej Józef Mika ps. „Wrzos”, „Leszek”.

UBECY Z MYŚLENIC BYLI ZNANI Z „FANTAZJI”. SAMI PRZYGOTOWYWALI SOBIE NARZĘDZIA TORTUR. KABLE NA KIJU, BYKOWCE ZE SKÓRY, METALOWE SPRĘŻYNY, A NAWET PASY Z NABOJAMI DO KARABINU MASZYNOWEGO. PODŁĄCZALI PRZESŁUCHIWANYCH – NIEWAŻNE: MĘŻCZYZN CZY KOBIETY – DO PRĄDU (NAZYWALI TO „SŁUCHANIEM FRANCUSKIEGO RADIA”).

Page 21: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

KRAJkuć z krakowskiego IPN. „Na niedzielę, 31 marca 1946 roku, »Salwa« zamówił za duszę Józefa Trutego mszę św. żałobną w kościele parafi alnym w Łapanowie. Na ten sam dzień pepeerowcy zaplanowali przed-referendalny wiec propagandowy w bu-dynku Szkoły Powszechnej w Łapanowie. Nie wiadomo, czy akcja była zaplanowana wcześniej, czy też stanowiła żywiołowy odruch zemsty. (...) Po wiecu, ok. godz. 16.00, cała delegacja wracała do Bochni. Zasadzkę »salwowcy« urządzili niecałe dwa kilometry za Łapanowem. (...) Stra-ty komunistów były bardzo duże. Według różnych relacji i dokumentów zginęło od 7 do 10 ludzi. Wśród nich powiatowy ko-mendant milicji z Bochni Gruszka, trzech ubowców i czterech innych milicjantów. Ciężko rannych było jeszcze dziesięć osób: w tym Chlebowski i Zygmunt Młynarski z KW PPR w Krakowie, sekretarz PPR Smajda, kolejnych trzech ubowców i pię-ciu milicjantów. Sukces partyzantów był trudny do przecenienia”.

Nie chce już zabijaćMaciej Korkuć pisze dalej: „Bezpieka,

bezsilna w stosunku do partyzantów, do-konała krwawej zemsty na okolicznych mieszkańcach, głównie na działaczach PSL. (...) Dubaniowski odpowiedział na-stępnymi akcjami zbrojnymi”.

14 marca 1947 roku „Salwa” wraz z od-działem ujawnił się i złożył broń w PUBP w Bochni. Wydał też apel o wyjście z pod-ziemia. Jednak próba powrotu do cywil-nego życia w Krakowie się nie powiodła. Można przypuszczać, że podobnie jak inni dowódcy Dubaniowski był w tym czasie nachodzony przez ubowców w celu wy-rażenia zgody na współpracę agenturalną bądź objęcie komendy nad ubowskimi od-działami prowokacyjnymi.

„W sierpniu 1947 roku »Salwa« wznowił działalność konspiracyjną na czele kilku-osobowego oddziału” – kontynuuje histo-ryk IPN. „Tym razem nie trwało to długo. Już 27 września 1947 r. w miejscowości Ruda Kameralna Dubaniowski wraz z kil-koma żołnierzami oddziału został zaatako-wany przez UB. W czasie strzelaniny jego podkomendni zdołali się wycofać, jednak sam »Salwa« poległ w walce”.

Wkrótce kolejni żołnierze Jana Duba-niowskiego ginęli w walce lub żywi tra-fi ali w ręce UB. Zagrożony Józef Mika, któremu też nie udało się wrócić do nor-malnego życia, objął dowództwo nad sa-modzielnym oddziałem zbrojnym. Jego partyzanci wsławili się szeregiem bra-wurowych akcji, likwidując konfi den-tów, funkcjonariuszy UB i PPR-owców. Wspominany jest jako dobry żołnierz,

sprawny organizator, który uciekł wielu obławom, a jako człowiek nie był pozba-wiony poczucia humoru. Ale działalność w lesie stawała się coraz trudniejsza. „Za-czął zwierzać się swojej rodzinie, że pra-gnie doczekać lat, gdy nie będzie musiał nikogo zabijać” – napisała Apolonia Ptak w książce „Prawem wilka”.

Renegat „Reniak”„Coraz trudniej było im znaleźć bez-

pieczne miejsca na meliny. Musieli się więc rozdzielić, bo pojedynczo łatwiej im było szukać schronienia. Mróz ciągle trzy-

mał się swojego terenu. Pod koniec całej tej tułaczki (...) był już tak wykończony, taką miał skołataną głowę, że zapominał, gdzie i u kogo zostawił granaty i naboje. Często zapominał też miejsca, gdzie scho-wał pieniądze”.

Mróz to Franciszek Mróz, ps. Żółw, Bóbr, Dziadek, Halniak, towarzysz bro-ni i niedoli Józefa Miki. W 1943 roku utworzył jeden z pierwszych oddziałów dywersyjnych na ziemi myślenickiej, wchodzący w skład AK. Pomagał ucie-kinierom z niemieckiej niewoli – głów-nie Rosjanom, a także kilku rodzinom

R E K L A M A

Już w sprzedaży!Tylko w pdf-ie

Page 22: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXII NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

KRAJżydowskim. W lecie 1946 roku zorgani-zował oddział zrzeszenia Wolność i Nie-zawisłość, podporządkowany Józefowi Kurasiowi „Ogniowi”. Na skutek aresz-towań pod koniec 1946 i ujawnień w ra-mach amnestii 1947 roku oddział przestał istnieć. Mróz ukrywał się na własną rękę, aby w październiku 1947 roku stanąć u boku Józefa Miki.

„Pewnego dnia Mróz przyszedł do za-przyjaźnionego z nim od lat człowieka w Winiarach. Był pewny, że tu go przenocu-ją. Gospodarz jednak wyszedł przed dom, przywitał go serdecznie, ale odmówił noclegu. Tłumaczył, że boi się o swego syna. Mróz się wtedy rozpłakał. To zda-rzało się również w innych zaprzyjaźnio-nych domach” – czytamy dalej w książce „Prawem wilka”. „Józek [Mika – T.M.P.] pod koniec robił takie wrażenie, jak by już sam szukał śmierci (...). Nie wiem, w co on wierzył albo i nie wierzył, ale było mu już chyba wszystko jedno”.

Józef Mika i Franciszek Mróz wal-czyli aż do początku października 1950 roku. Wpadli w wyniku zdrady. Wydał ich Marian Strużyński, były żołnierz AK i WiN na Górnym Śląsku, zwerbo-wany do współpracy z bezpieką w 1947 roku. Przed partyzantami podawał się za łącznika z Delegaturą Zagraniczną WiN o pseudonimie Karol. Strużyński okazał się bardzo skutecznym agentem, który przyczynił się wcześniej do likwidacji post-„Ogniowego” oddziału „Wiarusy”, następnie oddziału Stani-sława Nowaka „Iskry”, a po wydaniu oddziału ppor. Józefa Miki brał udział w rozpracowaniu oddziału kpt. Kazimierza Kamień-skiego „Huzara” oraz w największej grze operacyj-nej MBP – tzw. Operacji „Cezary”. Jako TW używał pseudonimów „Henryk”, „Karol”, „Zbigniew”, „Ka-zimierz”, „Teodor”, był na-stępnie kadrowym pracow-nikiem SB MSW. W PRL-u pod nazwiskiem Marian Reniak opublikował w zbeletryzowanej formie wielokrotnie wznawiane wspomnienia „Sam wśród obcych”.

Akcję przeciwko „bandytom” z oddziału Józefa Miki opisał z kolei w książce „Czło-wiek stamtąd”. Ta prowokacja zakończyła się pełnym sukcesem. Mika i Mróz zostali ujęci. Dwaj pozostali żołnierze zginęli w walce podczas próby aresztowania ponad dwa tygodnie później – 23 października 1950 roku. Renegat Strużyński jako wy-

bitny prozaik, scenarzysta fi lmowy i te-atralny Reniak zmarł w 2004 roku.

„Byliśmy na procesie brata wszyscy”

Po aresztowaniu Mika i Mróz zostali poddani brutalnemu śledztwu. „Widzia-łem Mikę na procesie księdza Muniaka. Leżał sobie najspokojniej w świecie na ławie, z nogą uniesioną w górę (...) Zachowywał się wtedy cynicznie, bo wiedział że zginie”.

Proces mieli wspólny – ekspresowy. Sędzia Wojskowego Sądu Re-jonowego w Krakowie nie pozwolił na przesłu-chanie 18 świadków we-zwanych przez obrońcę, m.in. rodzin żydowskich oraz sowieckich żoł-nierzy – uciekinierów z niemieckiej niewoli ukrywanych w czasie wojny przez Mroza. Wyrok zapadł 12 maja 1951 roku.

„Byliśmy na procesie brata wszyscy (...), w Gruszowie nie dało się żyć. Byłam w ciąży, kiedy nas nachodziło UB. Mówili, że jak nie złapią Józka, to się na nas ze-mszczą (...). Dom nam rozwaliła bezpie-ka. Nasze pole kupili sąsiedzi za bezcen. (...) Jeszcze po śmierci Józka prześlado-

wali naszą rodzinę. Brata Janka zamykali co dwa dni, zawsze wtedy gdy miał egzaminy. Gdyby wiedzieli wcześniej, z których jest Mików, nie przyjęliby go na studia”.

Po wypuszczeniu z katowni w Myślenicach Marysia M. starała się normalnie żyć. Przenio-sła się do Krakowa. Jed-nak i tu ubecy nie dawali jej spokoju. Jej brat, Jó-zef Mika, razem z Fran-ciszkiem Mrozem został skazany na karę śmier-ci. Rozstrzelano ich w Więzieniu Montelupich

w Krakowie 25 czerwca 1951 roku i po-chowano w jednym grobie na Cmentarzu Rakowickim.

Zmarł po trzech godzinachJulian S. „służbę” w myślenickim UB

zaczął w 1946 roku. „Zwracam się z proś-bą o przyjęcie mnie do szeregów Bezpie-czeństwa. Prośbę swą motywuję tym, że

widząc wysiłek pracowników Bezpie-czeństwa w budowie Demokracji, pra-gnąłbym swą pracą choć częściowo w po-wyższym dopomóc” – napisał w podaniu. Skończył sześć klas, dokształcał się w szko-le bezpieki. „Pracowity, zdyscyplinowany, ale brak mu zdolności decyzyjnych. Poziom intelektualny średni” – czytamy w jednej z ubeckich charakterystyk. W 1948 roku

dostał nagrodę, 6 tys. zł, za udział w rozbiciu party-zanckiej grupy „Mściciela”. W 1949 roku, trzy miesiące po tym jak UB wypuści-ło skatowaną Marysię M., Julian S. został oskarżony, a potem skazany za współ-udział w śmiertelnym pobi-ciu innego więźnia myśle-nickiego UB, Stanisława Janiczaka. Ten szef straży pożarnej z Dobczyc, podej-rzewany o sprzyjanie par-tyzantom, zmarł 3 kwiet-nia 1949 roku po trzech godzinach przesłuchania. Powodem był uraz głowy.

Julian S. dostał pięć lat i został dyscyplinarnie zwolniony z UB. Po wyjściu z więzienia pracował w różnych krakowskich przedsiębiorstwach.

W sprawie Marii M. jego podpis widnie-je pod jednym z protokołów przesłuchań – 19 grudnia 1948 roku. Zwyrodnialec oczywiście do winy się nie poczuwa. – Powiedział, że ktoś podsunął mu pismo do podpisu – mówi Marek Kowalcze, oskarżający prokurator IPN, który 9 mar-ca 2011 roku przedstawił Julianowi S. za-rzuty popełnienia przestępstwa polegają-cego na tym, że:

„W okresie od 15 grudnia 1948 r. do 17 stycznia 1949 r. w Myślenicach będąc urzędnikiem – funkcjonariuszem Powia-towego Urzędu Bezpieczeństwa Publicz-nego w Myślenicach popełnił zbrodnię komunistyczną oraz przeciwko ludzkości poprzez to, że w ramach represji za dzia-łalność w organizacji o charakterze nie-podległościowym i pomoc jej członkom, wraz z innymi funkcjonariuszami znęcał się fi zycznie i moralnie nad pozbawioną wolności Marią M., poprzez bicie ręka-mi po głowie i całym ciele, kopanie, bi-cie pejczami w szczególności po stopach, przypalanie stóp, wbijanie szpilek pod paznokcie, a to w celu zmuszenia jej do składania wyjaśnień wskazujących miej-sce ukrycia się jej brata Józefa Miki oraz posiadanej przez niego broni”. IPN zapo-wiedział skierowanie aktu oskarżenia do sądu.

TADEUSZ M. PŁUŻAŃSKI

Marian Strużyński vel Reniak. Renegat i zdrajca, agent UB.

Franciszek Mróz „Bóbr", „Żółw", stracony 25 VI 1951 r.

Page 23: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXIIINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

POSTĘP W ŚWIECIE

EUROPA Dwudniowe referendum we Włoszech

zostało uznane za ważne, ponieważ gło-sowało 57% wyborców. Centroprawica p.Sylwiusza Berlusconiego poniosła klę-skę, gdyż ponad 90% obywateli opowie-działo się za uchyleniem obowiązujących ustaw i przepisów, m.in. w sprawie za-rządzania usługami publicznymi, takimi jak dostawa wody przez prywatne fi rmy, a także ustawy, na mocy której premier i ministrowie mogą usprawiedliwić swą nieobecność w sądzie na procesie karnym obowiązkami wynikającymi z pracy w rządzie. Włosi pożegnają się też z plana-mi budowy elektrowni atomowych.

Wbrew trendom dominującym w Euro-pie, Włochy dokonują zwrotu w lewo. Ale co się dziwić – ci makaroniarze to zawsze jacyś tacy lewi byli.

Greccy demonstranci chcieli uniemoż-liwić deputowanym przeprowadzenie

debaty na temat nowego progra-mu oszczędno-ściowego. Na ulicach Aten znowu doszło do gwałtownych starć z policją przed gmachem parlamentu. Premier, p.Jerzy Papandreu, zapowiadał nawet podanie się do dymisji, żeby ułatwić utworzenie rządu jedności narodowej. Warunkiem jest poparcie przez ewentualny nowy rząd wy-mogów mię-dzynarodowego pakietu ratun-kowego przy-znanego Grecji, ale opozycyjna partia Nowa Demokracja oświadczyła, że ugrupowa-nie wejdzie do takiego rządu tylko wtedy, gdy warunki, na jakich UE i MFW przyznały pomoc, zostaną

renegocjowane.Kiedyś dzieci będą się uczyć o Gre-

kach dwóch chwalebnych rzeczy: że powstrzymali marsz Persów na Europę i doprowadzili do upadku Unię Euro-pejską.

Bułgaria zdecydowała się na współpra-cę z amerykańskim koncernem nafto-wym Chevron przy zagospodarowaniu złóż gazu łupkowego. W maju Chevron wygrał przetarg na poszukiwanie gazu łupkowego w północno-wschodniej Buł-garii. Według wstępnych ocen spółki, zasoby tego surowca w Bułgarii mogą wynosić od 300 mld do 1 bln m3, a jego eksploatacja będzie kosztować Chevron ok. 50 mln €uro. Na ochronę środowiska przewidziano 4 mln €uro. Sofi a liczy na to, że zagospodarowanie zasobów gazu łupkowego pozwoli jej na zmniejszenie zależności energetycznej od Rosji. Opo-zycja jest przeciwna.

Ciekawe, ile Moskwę kosztuje utrzymanie tej opozycji?

P. Piotr Passos Coelho, przywódca Partii Socjaldemokratycznej (PSD), zwycięzca wyborów parlamentarnych (38,6%) w Portugalii z 5 czerwca, został mianowany premierem przez JE Hani-bala Cavaco Silvę. Nowy rząd powinien niezwłocznie zacząć wdrażać drastyczny program reform, cięć i oszczędności, dzięki któremu Portugalia dostała 78 mld €uro zewnętrznej pomocy.

Jak na lewicowców to odważnie. Jesz-cze moment i będziemy trzymać za nich kciuki.

Rosyjski monopolista energetyczny Inter RAO wznowił dzisiaj pełne dosta-wy energii elektrycznej na Białoruś po osiągnięciu w piątek porozumienia, że białoruska fi rma Biełenergo do 5 lipca spłaci dług wysokości 37 mln €uro. Rosyjskie dostawy energii elektrycznej pokrywają 10-12 proc. zapotrzebowania Białorusi.

Jakoś nie słychać u nas głosów pełnych oburzenia, że Rosja szantażuje Białoruś, jak to się działo w wypadku Ukrainy.

W ub. tygodniu Czechy całkowicie sparaliżował ogólnokrajowy strajk pracowników transportu. Nie jeździły pociągi, tramwaje i autobusy i metro. Akcję zorganizowała koalicja związków zawodowych pracowników transportu, protestując w ten sposób przeciw wpro-wadzanym przez centroprawicowy rząd reformom systemu socjalnego i emerytal-nego, służby zdrowia oraz zmianom po-datkowym. Do strajku dołączyły szkoły i opieka zdrowotna.

E tam, to nic, prawdziwym ciosem dla Czechów byłby strajk w browarach.

JE Dymitr Miedwiediew, prezydent Rosji, kontynuuje największe od lat zmiany w strukturach MSW, które są elementem szeroko zakrojonej reformy organów ścigania, mającej podnieść ich skuteczność i ukrócić panującą w nich korupcję. Z MSW odchodzą generałowie, którzy awans w jego strukturach za-wdzięczali poprzedniemu prezydentowi, a obecnie premierowi – p.Włodzimierzo-wi Putinowi. Ich miejsca zajmują ludzie utożsamiani z obecną głową państwa. Prezydent zdymisjonował już kilkudzie-sięciu policyjnych generałów.

Gazeta Wyborcza uzna, że w Rosji jest już naprawdę w porządku, dopiero wtedy, gdy Miedwiediew zamknie Putina, a wypuści Chodorkowskiego.

Francuskie Zgromadzenie Narodowe odrzuciło socjalistyczny projekt legalizacji „małżeństw” homoseksualnych. Przeciw głosowali niemal wszyscy przedstawiciele rządzącej centroprawi-cy. Partia Socjalistyczna uznała jednak za swój sukces to, że po raz pierwszy na forum parla-mentu udało się doprowadzić do debaty na ten temat. Socjaliści zapowiedzieli, że jeśli tylko dojdą do władzy w wyniku wyborów parlamen-tarnych w przyszłym roku, doprowadzą do legali-zacji „małżeństw” osób tej samej płci.

Zawsze podejrzewaliśmy, że ten Marks z Engelsem to była para gejów.

FOT.

WIK

IPE

DIA

Page 24: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXIV NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

P. Ajman al-Zawahiri został mianowany szefem Al-Qaidy. Al-Qaida zapowiedziała, że pod nowym przywództwem będzie kontynuowała dżihad przeciw-ko USA i Izraelowi.

Trudno się było spodziewać, że oświadczy co innego.

POSTĘP W ŚWIECIEAMERYKA P. Ben Bernanke, prezes Fed,

ostrzegł, że bez zwiększenia wynoszące-go 14,3 bilionów dolarów limitu długu publicznego Stanom Zjednoczonym gro-zi katastrofalny spadek wiarygodności kredytowej, utrata najwyższego ratingu kredytowego AAA, jak też osłabienie pozycji dolara jako waluty światowej.

Obyś żył w ciekawych czasach – na naszych oczach raptem w ciągu 20 lat rozpadł się Związek Sowiecki i jego system państw satelickich, Chiny wyro-sły na supermocarstwo, a USA stanęły na krawędzi bankructwa. A był taki wykształciuch w USA, który 20 lat temu wieścił „koniec historii”.

JE Barack Obama wydał walkę mar-notrawstwu w administracji federalnej, obiecując redukować wszystkie zbędne wydatki państwa. Jego zdaniem należy wyeliminować „niepotrzebne programy rządowe” i „głupie wydatki, które niko-mu nie przynoszą korzyści”. Mianował też wiceprezydenta Joe Bidena szefem specjalnego zespołu do walki z marno-trawstwem w administracji.

No proszę, jak szybko mądrzeje nawet taki Obama, tyle, że wszystko to może być za późno.

P. Michalina Bachmann, republikańska kongreswoman, oświadczyła, że zamie-rza ubiegać się w wyborach w 2012 roku o urząd prezydenta USA. Złożyła już ona wszystkie niezbędne dokumenty, by najpierw ubiegać się o nominację swej partii w wyborach prezydenckich.

Ponoć jej szanse szybko rosną i może się okazać, że to ona będzie mieć największe szanse w walce z Obamą, bo pozyska bar-dziej centrowy, niezdecydowany elektorat.

Nasila się spór między JE Barackiem Obamą a Kongresem w sprawie udziału USA w operacji NATO w Libii. Ustawo-dawcy uważają, że nie ma ona znaczenia dla interesów narodowych i kosztuje zbyt wiele. Twierdzą też, że prezydent powi-nien uzyskać na nią zgodę Kongresu, a p.Jan Boehner, republikański przewodni-czący Izby Reprezentantów, zażądał od prezydenta wyjaśnień, dlaczego siły USA nadal uczestniczą w operacji NATO w Libii, chociaż minął okres 90 dni od po-czątku tej akcji. Biały Dom argumentuje, że operacja w Libii nie jest wojną, a więc nie wymaga akceptacji ustawodawców zgodnie ze wspomnianą ustawą. Udział amerykańskich sił powietrznych kosztuje miesięcznie 350 mln dolarów.

A to się porobiło – lewicowo-liberalny

prezydent z Partii Demokratycznej atako-wany przez Republikanów za wciąganie USA w wojnę. Obama, ty Buszu!

Chilijska policja starła się w Santiago z tłumem protestujących studentów, używając armatek wodnych i gazów łzawiących, by rozproszyć tłum. Według chilijskiej rozgłośni Radio Cooperativa, co najmniej 10 osób zostało rannych, w tym trzech fotoreporterów. Studenci i młodzież licealna podczas wspólnych protestów domaga się od kilku dni prawa do darmowego korzystania z publicznych środków transportu i dostępu do lepszego wykształcenia o profi lu technicznym.

Rower, droga młodzieży, rower jest bardzo zdrowy i ekologiczny!

ŚWIATZwycięzcą wyborów parlamentarnych w

Turcji jest partia premiera Recepa Tayyipa Erdoğana, która ma ponad 50-procentowe poparcie. Centrolewicowa Republikańska Partia Ludowa zdobyła 26% głosów, a Na-cjonalistyczna Partia Działania ponad 13%.

Turcja ma wzrost gospodarczy na pozio-mie 8% – i to bez łaski Eurokołchozu, a raczej dzięki temu, że pozostaje poza nim. I po co ona tak się do niego pchała? Tak tylko przy okazji o tym mówimy, by nasi Czytelnicy wiedzieli, co myśleć o tym, gdy słyszą, jakie to nas szczęście spotkało pod rządami Brukseli.

Wg p.Kim Kwan Dzina, ministra obrony Korei Południowej, Korei Północnej udało

się prawdopodobnie zminiaturyzować ładu-nek jądrowy, co oznacza, że Phenian może teoretycznie umieścić głowicę nuklearną w rakiecie balistycznej. Nie podał on jednak żadnych dowodów na poparcie swego twierdzenia, zaznaczając tylko, że Północ miała wystarczająco dużo czasu na opraco-wanie takiego rozwiązania technicznego.

Niech Korea Płn. zrobi wreszcie te głowice nuklearne, to może nam po starej znajomości sprzeda trochę.

Wg p.Daniela Benjamina, śmierć Osa-my ibn Ladena w czasie operacji USA w Pakistanie 2 maja ma na Al-Qaidę więk-szy wpływ, niż oczekiwano, ponieważ okazało się, że lider siatki był zaangażo-wany w opracowywanie jej nowej stra-tegii. Wbrew pojawiającym się opiniom, ibn Laden „nie tylko stanowił ikonę, lecz był również głęboko zaangażowany w strategiczne kwestie” Al-Qaidy.

Będą podgrzewać ten temat aż do wyborów prezydenckich. Obama liczy, że kilka procent głosów na tym może zyskać. A my możemy się spodziewać dalszych sensacji – np. że ibn Laden szykował atak nuklearny na Nowy Jork, tylko mu agenci w ostatniej chwili przycisk wyrwali z rąk. Może nawet stosowny fi lm zaprezentują?

Od kilku dni trwa strajk części posłów w afgańskim parlamencie. Odmawiając wykonywania pracy, mają oni nadzieję skłonić JE Hamida Karzaja, by mianował brakujących ministrów oraz trzech sędziów w Sądzie Najwyższym. Prezydent od półtora roku zwleka z mianowaniem sied-miu ministrów w liczącym 25 członków gabinecie. Chodzi o ministrów ds. kobiet, wody i energii, rozwoju miast, transportu i lotnictwa, telekomunikacji i technologii informacyjnej oraz szkolnictwa wyższe-go. Rzecznik prezydenta oświadczył, że prezydent zdaje sobie sprawę z sytuacji, ale obecnie bardziej zajmuje go walka z taliba-mi i zły stan afgańskiej gospodarki.

Co się będzie spieszył – zawsze to kon-kurenci przy braniu łapówek.

JE Róża Otunbajewa, prezydentka Kir-gistanu, oświadczyła, że jej kraj nie ma pieniędzy, żeby zorganizować planowane na jesień wybory prezydenckie. Parla-ment przewidział przeznaczenie 500 mln somów (7,8 mln €uro) na orga-nizację wyborów prezydenckich, co jest dla budżetu kwotą zbyt dużą. Dokładna data wyborów prezydenckich ma być znana w przyszłym miesiącu.

Hmm, jak PO podpatrzy ten pomysł, to gotowa pod pretekstem dalszych oszczęd-ności odwołać jesienne wybory.

IECCCCCCCCCCCIIIIIIIIEIECCIECCCCCCCCCCCCCCCCCCCIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIEIECCCCCCCCCCCCCCCCCCCCIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIEEEEEEEEEEE

Page 25: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXVNR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

ŚSWIAT

Sytuacja ta jest tym bardziej dziw-na, że koncern jest największym płatnikiem do litewskiego budże-tu, odprowadzającym 4 mld litów

rocznie. W tej sytuacji nie da się wykluczyć, że sprzeda on rafi nerię w Możejkach i wyco-fa się z Litwy. Polscy inwestorzy planujący działania w tym kraju powinni wyciągnąć z tej sytuacji daleko idące wnioski.

Kłody pod nogiGdy Orlen kupił rafi nerię w litewskich

Możejkach, nie przypuszczał, że nie będzie tam witany z otwartymi rękami. Będąc największym płatnikiem do litewskiego budżetu, a także największym inwestorem zagranicznym na Litwie, spodziewał się, że Wilno będzie zainteresowane jego rozwo-jem. Tymczasem rzecz przybrała zgoła od-wrotny obrót. Orlen zaczął być traktowany jako desant obcego państwa. Można nawet zaryzykować tezę, że od momentu wejścia tego koncernu na litewski rynek stosunki polsko-litewskie, zamiast się ożywiać i rozwijać, zaczęły się oziębiać, by dojść do całkowitego załamania. Kłopoty Orlenu powiększały się zaś z miesiąca na miesiąc i dziś nie jest pewne, czy koncern nie sprze-da litewskiej rafi nerii. Jej kupno okazało się bowiem błędem ekonomicznym. Rafi neria w Możejkach cienko przędzie i przy obec-nym stosunku władz litewskich do niej nie ma szans na ekonomiczny sukces.

Kłopoty Polaków w Możejkach zaczęły się po przejęciu głównego pakietu udzia-łów w rafi nerii. Najpierw wybuchł w niej potężny pożar, który spowodował ogrom-ne straty. Następnie Rosja, powołując się na problemy techniczne, przerwała dosta-wy surowca rurociągiem „Przyjaźń”.

Medialna nagonkaPotem Litewskie Koleje Państwowe

wydłużyły trasę przewozu produkcji z rafi nerii do portu w Kłajpedzie. Rozebra-ły też tory prowadzące na Łotwę, żeby Możejki, które zmieniły nazwę na Orlen Lietuva, nie mogły eksportować swojej produkcji bezpośrednio na Łotwę oraz za granicę via porty łotewskie. Rząd Litwy kategorycznie odmówił również sprze-daży Możejkom terminalu naftowego w Kłajpedzie, twierdząc, że groziłaby ona zmonopolizowaniem litewskiego rynku paliw przez Polaków. Na polski koncern litewskie media zaczęły też prowadzić nagonkę, oskarżając go o działania na szkodę Litwy. Orlen odpowiedział skargą do Komisji Europejskiej, która jak dotąd ofi cjalnie się do niej nie ustosunkowała.

Zachowanie władz Litwy wobec pol-skiego koncernu jest tym dziwniejsze, że kraj ten nie jest kwitnącym ekonomicz-

nym mocarstwem, ale faktycznym ban-krutem, czego nie da się zamaskować do-brymi wynikami gospodarki w pierwszym półroczu br. Wystarczy porozmawiać z przeciętnymi mieszkańcami Wilna czy Kowna, by się o tym przekonać. Każdy z nich z trudem wiąże koniec z końcem. Po przystąpieniu Litwy do UE ogromna liczba Litwinów wyjechała do państw zachodniej Europy i nie zamierza wracać do kraju. Około miliona Litwinów, czyli jedna trzecia mieszkańców kraju, pobie-ra świadczenia emerytalne. Te zaś na Li-twie są bardzo niskie – wynoszą tylko 37 proc. średniego wynagrodzenia (w Polsce 54 proc.) i są znacznie niższe niż na Ło-

twie i w Estonii. Znacznie niższa na Li-twie jest też siła nabywcza emerytury. Na Litwie emerytura wynosi średnio 220 euro, w Polsce 432 euro.

Na progu ubóstwaPróg ubóstwa na Litwie wynosi obecnie

1092 lity miesięcznie. Z sondażu insty-tutu Sprinter Tyrimai przeprowadzonego w marcu br. na zamówienie tygodnika „Veidas” wynika, że 35 proc. społeczeń-stwa otrzymuje mniej niż 1 tys. litów, a około 50 proc. od 1 tys. do 2 tys. litów. Dane Litewskiej Inspekcji Podatkowej za ubiegły rok wskazują, że tylko 0,5 proc. mieszkańców kraju zarabiało ponad

Mimo że sytuacja gospodarcza Litwy jest zła, a perspek-tywy jej poprawy w najbliższym czasie niewielkie, Wilno wciąż po macoszemu traktuje polskich inwestorów. Orlen, który kupił rafi nerię w Możejkach, nie tylko nie jest hołu-biony, ale wręcz jest tępiony przez władze litewskie.

Wilno nie chce Polaków

MAREK A. KOPROWSKI

Orlen jest na Litwie traktowany jako desant obcego państwa

LITWA

Page 26: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXVI NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

ŚSWIAT

W Europie rośnie przeko-nanie, że grecki krach to nie jakiś nagły kryzys wywołany przez obcych,

ale skumulowany rezultat kilkunastu lat nadmiernych państwowych wydatków, dotacji, biurokracji i pochopnego przyję-cia waluty euro.

Europodatnik wybuli na bank(i)Po berlińskim spotkaniu szefów rządów

RFN i Francji (17 czerwca) ogłoszono wolę „szybkiego sfi nalizowania” drugiego „pakietu” fi nansowej pomocy dla Grecji – z udziałem Europejskiego Banku Centralne-go. Kanclerz Merkel oświadczyła, iż Fran-cja i Niemcy są zdecydowane bronić ich wspólnej waluty. – Uczynimy wszystko, by utrzymać i wzmocnić euro – zapewnia-ła. Konkrety mają ustalać w ostatniej deka-dzie czerwca ministrowie fi nansów państw strefy euro. W grę wchodzi suma co naj-mniej kolejnych 60-90 mld euro pożyczek i gwarancji dla władz Grecji – udzielanych w transzach do połowy roku 2014. Do tej kwoty mają się też dołożyć: Polska i inne państwa UE spoza strefy euro. Wstępna zgoda na to rządu w Warszawie i premiera Tuska nastąpiła już kilkadziesiąt minut po zakończeniu wspomnianego spotkania w Berlinie. Natomiast brytyjski premier Ca-meron natychmiast odrzucił tego rodzaju pomysły i roszczenia.

Europolitycy i bankierzy już przyzna-ją, że mimo udzielenia Grekom wielkiej pomocy od maja ub. roku – w wysoko-ści aż 110 mld euro (!) – władzom tego kraju nie udało się odzyskać zaufania fi nansowych rynków, agencji ratingo-wych i zagranicznych banków. Bo dług i bieżący defi cyt Aten stale rośnie – mimo drobnych „reform” i rządowych oszczęd-ności. Eurokraci, komisarze UE i bankie-

rzy spierają się więc teraz głównie o to, w jakiej mierze i na jaki okres w ratowa-nie bankrutującej Grecji powinny się też zaangażować komercyjne, niepaństwowe banki, fundusze emerytalne i inwestycyj-ne oraz fi rmy ubezpieczeniowe – posiada-jące liczne greckie obligacje. Jaką część swoich greckich wierzytelności te wielkie fi rmy miałyby odpisać na straty już teraz i rozrzutnym Grekom odpuścić?Świadomość zbliżania się dnia podjęcia

nieuchronnej „restrukturyzacji”, czyli po-litycznego zmniejszenia, a przynajmniej odłożenia w czasie o pięć-siedem lat spłaty ogromnego długu Greków, irytuje szczególnie Francuzów i Niemców – bo to ich banki i państwa na takiej „restruk-turyzacji” długu straciłyby najwięcej – w sumie co najmniej 20 mld euro (więcej niż Niemcy straciliby Francuzi). Nic więc dziwnego, że niemiecka prasa chętnie przypominała w połowie czerwca skan-daliczną historię beztroskiego zadłużania się władz Grecji i niektóre mało znane, a ciekawe fakty z tym związane.

Popłynęli na dotacjach i euroWszystko zaczęło się już w połowie lat

80. minionego wieku – od pierwszych, niemal bezwarunkowych dużych dotacji i funduszy EWG/UE. Parę lat później za-częła szybko rosnąć grecka biurokracja, „państwo socjalne” i „kreatywna” spra-wozdawczość kierowana do Brukseli. Ale prawdziwym przełomem na drodze do eu-rosocjalizmu i fi nansowej katastrofy z tym związanej stało się przyjęcie politycznej waluty UE. W żadnym innym kraju stre-fy euro ceny żywności i innych podsta-wowych dóbr nie poszły bowiem w górę tak mocno i szybko – w styczniu, lutym czy maju 2002 roku – jak w Grecji. Ani w Hiszpanii czy Portugalii, ani we Włoszech

WIEŚCI Z EURO-RZESZY

Uroki euroSocjalistyczno-biurokratyczna Grecja bankrutuje, a euro-politycy i bankierzy zastanawiają się nadal, co przyniesie im mniej strat: kontrolowane przez UE i MFW bankructwo tego kraju czy redukcja spłat greckich zobowiązań? A może ich znaczne odroczenie, np. o siedem lat – jak postuluje Berlin?

TOMASZ MYSŁEK

10 tys. litów. Największe miesięczne wy-nagrodzenie wypłacone w minionym roku wynosiło blisko 140 tys. litów. Cztery osoby posiadające akcje przedsiębiorstw otrzymały dywidendy w wysokości 10 mln litów. Sytuację przeciętnych miesz-kańców Litwy pogarsza wzrost cen pod-stawowych artykułów, które na Litwie w zestawieniu np. z polskimi są wyższe o 40 procent. Jak działa to na nastroje społeczne, nie trzeba dodawać. Tym bardziej że ceny artykułów żywnościowych dalej rosną.

Według ofi cjalnych litewskich statystyk, wydatki na żywność, opłaty komunalne, opiekę zdrowotną oraz transport stano-wią 57,8 proc. wydatków przeciętnego Litwina. Bezrobocie na Litwie wynosi 17,4 proc., co jest jednym z najwyższych wskaźników w krajach UE. Wyprzedzają ją tylko Łotwa i Hiszpania. Drastycznie na Litwie rozszerzyła się szara strefa. Według ofi cjalnych danych Banku Litwy, obecnie w tym kraju wypłaca się w sza-rej strefi e 30 mld litów w formie wyna-grodzeń. Analogiczną kwotę ma legalny fundusz płac, od którego odprowadzane są wszystkie podatki. Płaca minimalna na Litwie należy do najniższych w UE i wy-nosi 358 euro. W kraju kwitnie również korupcja. Według danych Transparency International, 34 proc. mieszkańców Li-twy przyznało się do wręczenia łapówek w minionym roku. Za najbardziej sko-rumpowane instytucje uważane są partie polityczne, Sejm oraz sądy.

Niesprawiedliwe społeczeństwo

Zdecydowana większość Litwinów nie wierzy w szybką poprawę sytuacji eko-nomicznej kraju – liczą się raczej z jej pogorszeniem. Z sondażu przeprowa-dzonego na zamówienie Kowieńskiego Uniwersytetu Technologicznego wynika, iż 80 proc. obywateli Litwy twierdzi, że żyje w niesprawiedliwym społeczeństwie. Sondaż wskazuje, że zarówno mieszkań-cy miast, jak i wsi uważają, iż litewskie społeczeństwo składa się z małej grupy tzw. elit, niewielkiej klasy średniej, zaś zdecydowaną jego większość stanowią ludzie biedni, o niskich dochodach.

Wydaje się, że z sytuacji tej władze pol-skie powinny wyciągnąć wnioski przy ocenie dalszych inwestycji na Litwie. Skoro Wilno ich nie chce, to nie należy ich forsować. Niech Litwini sami budują sobie nową elektrownię atomową i szu-kają nabywców na produkowany przez nią prąd. Zobaczymy, czy siłownia ta nie przekształci się wtedy w kolejny w tym kraju grobowiec inwestycyjny.

MAREK A. KOPROWSKI

Page 27: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXVIINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

ŚSWIATczy Słowenii. Władze Grecji – rządzący dziś ponownie socjaliści i „opozycyjna” od dwóch lat tzw. Nowa Demokracja – nie chciały jednak słuchać rad niektórych gospodarczych ekspertów, aby waluty UE nie przyjmować.

Greccy urzędnicy i politycy urządzili też sobie bardzo kosztowne Igrzyska Olim-pijskie w roku 2004 i pobudowali sporo mało dziś potrzebnych, a wielce kosztow-nych w utrzymaniu obiektów sportowych i innych. Jednocześnie kwitła propaganda sukcesu – dzięki niej możliwe było oszu-kiwanie ciemnego w tych sprawach ludu, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, że nieustanne rozwijanie „programów” i projektów rządowych – w stronę wskazy-waną przez władze i przepisy UE – jest OK. Tymczasem nie było OK, bo wskutek wzrostu biurokracji i podatków, kosztów importu i produkcji, postępującej droży-zny towarów i usług grecka gospodarka utraciła swoją wcześniejszą konkurencyj-ność – nawet w paru ważnych gałęziach rolnictwa czy np. usług transportowych. To wszystko sprowadziło na ten kraj obec-ny krach fi nansowy i gospodarczy.

Grecy sobie wykrakali

W styczniu 2002 roku, gdy wprowadza-no walutę UE do obiegu gotówkowego, kurs wymiany drachmy wynosił 340 za 1 euro. Za 3400 drachm można było jesz-cze w roku 2001 sporo kupić w tawernie czy sklepie. Już po kilku miesiącach roku 2002 okazało się jednak, że za nowe 10 euro można dostać w tawernie już tylko skrom-ny obiad, a w tym samym sklepie moż-na kupić już o 1/4 albo 1/3 towaru mniej. W związku z tym mądrzy szefowie paru par-tii politycznych i związków zawodowych zażądali natychmiastowych i znacznych podwyżek płac oraz nowych socdotacji. Ni-kolaos Garganas, ówczesny szef greckiego NBP, ostrzegał więc już w sierpniu 2002 roku: jeżeli takie żądania i taka polityka będą kontynuowane, Grecja utraci swoją konkurencyjność, a już niestety nie mamy możliwości dewaluacji własnego pieniądza, aby zrekompensować naszej gospodarce utratę jej wcześniejszej konkurencyjności wobec zagranicy. Apelował więc do szefów związków i partii o zaniechanie tego rodza-ju polityki – nadaremnie.

Rok później drożyzna i regres gospodar-ki były jeszcze większe. Ekonomista Gior-gios Alogoskoufi s ostrzegał więc jesienią 2003 roku na łamach niemieckiej prasy, że konsolidacja budżetu i fi nansów pań-stwa jest pozorna i udaje się rządowi tyl-ko dzięki „kreatywnej księgowości”. Gdy wiosną roku 2004 partia Nea Dimokratía

wygrała wybory i mianowała tego ekono-mistę ministrem gospodarki, ta „kreatyw-na księgowość” rządu była jednak nadal utrzymywana, a nawet twórczo rozwijana. Zamiast zwalczać rosnącą infl ację i rosną-ce wydatki państwa, rząd wynajdywał coraz bardziej kombinacyjne metody, aby bieżący defi cyt fi nansowy i dług utrzy-mywać w pozornej normie, a komisarzy i urzędników UE w stanie socbiurokra-tycznego zadowolenia. Nowy rząd Grecji zgodził się i w roku 2004 na powszechne podwyżki płac o ponad 6 proc., na dalsze „gwarancje socjalne”, specjalne „taryfy” etc. Nikt z władz państwa nie chciał słu-chać byłego ministra gospodarki Stefana Manosa, krytykującego niesolidną poli-tykę budżetową, proinfl acyjną i płacową władz i ostrzegającego przed katastrofą, jeżeli taka polityka będzie kontynuowa-na. Od czasu jego pierwszych ostrzeżeń do momentu wystąpienia pierwszej fazy greckiego krachu (wiosną ub. roku) minę-ło niecałe sześć lat.

W roku 2005 i 2006 infl acja w Grecji utrzymywała się nadal na poziomie ponad dwukrotnie wyższym niż przeciętna w UE, tj. ok. 4,5-5 proc. rocznie. Nikolaos Garga-nas, nadal szef greckiego NBP, wskazywał tym razem głównie na konieczność znacz-nej reformy systemu emerytalnego i prawa pracy, ograniczenia uprawnień związków zawodowych etc. Zachęcał do dłuższej pracy i podwyższenia wielu emerytalne-go ze statystyczno-faktycznego 59,5 roku do co najmniej 62 lat. Daremnie. Grecka centrala związków zawodowych GSEE i większość polityków protestowała przeciw tym i podobnym postulatom. Krzyczeli: to byłaby redukcja praw socjalnych! Infl acja musi zostać wyrównana poprzez wyższe

płace! A emisje rządowych obligacji i za-dłużenie państwa przez cały ten czas rosły w tempie od siedmiu do kilkunastu proc. PKB rocznie.

Zaduszeni drożyzną eurosocjalu

Tymczasem skutki postępującej droży-zny zaczęła mocno odczuwać branża tu-rystyczna – najważniejsza w Grecji obok dziedziny kontenerowego transportu mor-skiego. Coraz więcej gości z Zachodu czy Wschodu omijało Helladę i wybierało tańszą Turcję czy Tunezję. Te niedobre tendencje pogłębiały się w latach następ-nych. Wskutek nacisków władz UE i Mię-dzynarodowego Funduszu Walutowego, w latach 2009-2011 kilkakrotnie podno-szono podatki VAT, co drożyznę i niekon-kurencyjność greckiej gospodarki jeszcze umocniło. Aktualnie np. jest już bardzo trudno znaleźć w Atenach jednoosobo-wy pokój w hotelu za kwotę mniejszą niż 120 euro za dobę (!) („Frankfurter Allge-meine Zeitung”).

Oto nieuchronne rezultaty beztroskiego rozwijania „przyjaznego” eurosocjali-zmu, budowanego od roku 2001 również i w naszym kraju, który jest przecież – bio-rąc pod uwagę niektóre wskaźniki ekono-miczne, jak np. dochody netto ludności – nadal znacznie biedniejszy od Grecji. Kiedy więc nadejdzie czas fi nansowo-go-spodarczego krachu Polski? Za dwa lata czy za cztery? O ile jakimś demo-cudem, na co się jednak absolutnie nie zanosi, polityka tego czy następnego rządu oraz już całkiem ogłupiałego i skorumpowane-go Sejmu szybko nie ulegnie generalnej zmianie – w kierunku dawnych postula-tów UPR.

Za turystyczne atrakcje Grecji trzeba teraz słono płacić

FOT.

M. J

AWO

RE

K

Page 28: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXVIII NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

ŚSWIAT

Amerykańska klasa politycz-na jest zainfekowana marksi-zmem, a podział rządzących na obóz Demokratów i Republika-

nów jest sztucznym tworem medialnym.

Obama czy Romney – który gorszy?

Jeżeli kandydatem GOP na prezydenta w 2012 roku zostanie były gubernator Massa-chusetts, Mitt Romney, to Ameryka zosta-nie pozbawiona politycznego wyboru mię-dzy lewicową a prawicową wizją państwa.

Nie widzę specjalnych różnic między Romneyem a Obamą, chociaż ten drugi jest w mojej opinii esencją tego, co się nazywa skrajnym populizmem w wydaniu afry-kańskim. Natomiast Willard Mitt Romney, 70. gubernator stanu Massachusetts, popu-larnie nazywany „Mittem”, jest politykiem o wyraźnych inklinacjach marksistowskich. Świadczy o tym jego polityka fi skalna.

W 2008 roku, jeszcze przed prawyborami republikańskimi, podpisał on „Zobowią-zanie do ochrony podatników” („Taxpayer Protection Pledge”) – deklarację wszyst-kich kandydatów na prezydenta, że w razie zwycięstwa wyborczego żaden z nich nie podniesie podatków federalnych i zacho-wa ulgi fi skalne wprowadzone za kadencji George’a W. Busha.

Obietnica ta stała jednak w jawnej sprzeczności z działalnością Mitta Rom-neya jako gubernatora Massachusetts. W 2002 roku Mitt Romney przekonywał stanowych przedsiębiorców, że nie podnie-sie podatków w żaden pośredni lub bezpo-średni sposób. Słowa dotrzymał, ale żaden przedsiębiorca w Massachusetts nie powie o nim dobrego słowa. Dlaczego? Ponieważ

Romney znalazł inną, równie dokuczliwą dla przedsiębiorczości metodę wyciągnię-cia 300 milionów dolarów haraczu z kie-szeni stanowego biznesu, którą nazwał „polityką wymuszeń podatkowych” (tax enforcement policy). Później tłumaczył się, że to nie było bezpośrednie podniesienie podatków, a jedynie likwidacja różnych ulg i „furtek prawnych”, które dawały przedsiębiorcom możliwość zmniejszenia zobowiązań wobec fi skusa. Romney twier-dził, że chciał w ten sposób uniknąć pod-wyższenia defi cytu budżetowego z 2,5 do 3 miliardów dolarów. Jednak przedsiębior-cy stanowi mają inny pogląd na tę sprawę.

Brian Gilmore, wiceprezydent Zrzesze-nia Przemysłowców Stanu Massachusetts (Associated Industries of Massachusetts), największej grupy lobbingowej w tym stanie, potwierdził, że w czasie kadencji Romneya nastąpił w Massachusetts od-czuwalny wzrost podatków i chorobliwe poszukiwanie przez urzędników nowych źródeł wpływów fi skalnych.

Co znamienne, do policyjnej polityki fi skalnej namawiali gubernatora jego re-publikańscy koledzy z legislatury Wspól-noty Massachusetts – ci sami ludzie, któ-rzy publicznie głosili postulat obniżenia podatków.

W 2004 roku nakłaniali oni Mitta Rom-neya do likwidacji ulg podatkowych z lat 90. dla zakładów zbrojeniowych i dla fun-duszy powierniczych takich jak Raytheon and Fidelity. I chociaż gubernator nie zgo-dził się na ten krok, to sam pomysł świad-czy, jakie poglądy faktycznie reprezentują przedstawiciele GOP.

Stosunek gubernatora Mitta Romneya do kwestii nadmiernych podatków świadczy,

jak bardzo na lewo skręciła w ostatnich dekadach Ameryka. Żaden rozsądny przedsiębiorca nie chce

budować swojej przyszłości na rucho-mych piaskach amerykańskiego systemu fi skalnego. Stąd ogromny exodus amery-kańskiego kapitału do Meksyku i Kanady w ramach układu gospodarczego NAF-TA czy cicha ucieczka fi rm do krajów o nieporównywalnie bardziej liberalnym systemie prawa podatkowego i rozsąd-nych rozwiązaniach prawa pracy w Azji Wschodniej czy Ameryce Południowej.

Polityka wymuszeń podatkowych

Warto przemyśleć słowa, które guberna-tor Mitt Romney wypowiedział w swoim exposé: „W przyszłości czeka nas długa debata publiczna nad tym, jak powinni-śmy defi niować podatki i ulgi od nich”.

To ukryte motto strategii republikań-skiej – jałowe obietnice obniżenia podat-ków z jednoczesnym poszukiwaniem na ich miejsce nowych sposobów wykrada-nia pieniędzy z kieszeni podatnika. Nie wiem, kto jest bardziej niebezpieczny dla przyszłości świata – czy politycy, którzy jawnie namawiają do socjalizmu, czy też polityczni krzywoprzysięzcy strojący się w liberalne piórka, którzy w zależności od koniunktury politycznej manipulują defi -nicją podatków i traktują politykę fi skalną jako instrument opresji politycznej?

Mitt Romney, który dzisiaj próbuje stworzyć obóz politycznej alternatywy dla Baracka Obamy, należy bez wątpienia do politycznych farbowanych lisów.

Od początku swojej gubernatorskiej ka-riery konstruował aparat fi skalny pod ką-tem polowań na ludzi przedsiębiorczych. Od 2002 roku montował sztab prawników i ekonomistów, których zadaniem było po-szukiwanie wszystkich furtek prawnych sprzyjających ulgom podatkowym. Kla-sycznym przykładem agresywnej polityki wymuszeń podatkowych była likwidacja furtki podatkowej, z której od lat korzysta-ły banki. Gubernator doszedł do przekona-nia, że banki działają pod szyldem agencji

STANY ZJEDNOCZONE

Wszystkie drogi skręcają w lewoNaiwny ten, kto wierzy, że w najbliższych wyborach pre-zydenckich w Ameryce do władzy dojdzie polityk pokroju Ronalda Reagana. Republikanie i Demokraci niewiele się od siebie różnią.

PAWEŁ ŁEPKOWSKI

Mitt Romney – farbowany lis

FOT.

WIK

IPE

DIA

Page 29: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXIXNR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

ŚSWIATnieruchomości i w ten sposób unikają pła-cenia podatku bankowego. W 2003 roku Romney zakazał takich praktyk i nakazał około 60 fi rmom real estate zwrócić po-datek za ostatnie cztery lata. Dla klientów oznaczało to jedno: droższe nieruchomości i zastój na rynku.

Banki zaskarżyły decyzję gubernatora i po długim procesie uzyskały ugodę, która nakazywała zapłatę podatku bankowego za połowę okresu „zaległości”.

Polityka wymuszeń podatkowych mia-ła charakter typowo bolszewicki. Guber-nator Romney nie podnosił podatków od osób fi zycznych, ale syste-matycznie nękał przedsiębior-ców. Jednak w 2005 roku jego metoda uderzyła łbem w sufi t. Biznes stanu Massachusetts oświadczył, że ma dosyć rzą-dów takiego „liberała gospo-darczego” w Bostonie.

Zrzeszeni wspólnym celem przedsiębiorcy okazali się potęż-nym przeciwnikiem, przed którym Romney musiał się ugiąć. Pod naci-skiem środowiska biznesowego zre-zygnował z likwidacji ponad połowy ulg, których skasowanie miało przynieść stanowi 170 mln dolarów zysku. Romney musiał też porzucić upiorny pomysł utwo-rzenia czterech specjalnych agencji stano-wych, które śledziłyby fi rmy chcące unikać podatków przez wywóz kapitału ze stanu Massachusetts w rejony bardziej przyjazne przedsiębiorczości.

W sumie – jak wyliczył narodowy an-tyfi skalny Klub Wzrostu Gospodarczego (Club For Growth), instytucja zrzeszają-ca 500 amerykańskich organizacji kon-serwatywnych – „polityka wymuszeń podatkowych” Romneya przyniosła ok. 300-400 milionów dolarów, dławiąc jedno-cześnie wzrost PKB rzędu kilku miliardów.

Romney – wzór dla Obamy Nie rozumiem, dlaczego Mitt Romney

chce wystąpić w wyborach przeciw pre-zydentowi Barackowi Obamie. On tak naprawdę powinien być kandydatem na wiceprezydenta w administracji Obamy.

Obama może się obawiać Romneya je-dynie chyba jako konkurenta we własnym obozie politycznym. Przecież żaden kla-rownie myślący konserwatysta społeczny i liberał gospodarczy nie zagłosuje na czło-wieka o inklinacjach wręcz bolszewickich.

Wyprzedził ObamęPolityka społeczna gubernatora Mitta

Romneya może wywoływać zasadnicze obawy środowisk prawicowych. Przykła-dowo: jeśli chodzi o politykę zdrowotną,

Romney wprowadził niemal powszechne ubezpieczenie zdrowotne w Massachusetts trzy lata wcześniej niż Obama przeforsował na Wzgórzu Kapitolińskim swoją sztanda-rową reformę systemu opieki zdrowotnej.

Czym obie reformy się od siebie różnią? Chyba jedynie tym, że ustawa „The Mas-sachusetts Health Care Insurance Reform Law”, podpisana przez Mitta Romneya 12 kwietnia 2006 roku, jest nieporównywal-nie bardziej radykalna pod wzglę-

dem socjalnym niż ustawa federalna „The The Patient Protection and Affordable Care Act”, podpisana 23 marca 2010 roku przez prezydenta Baracka Obamę.

Jak Mitt Romney zamierza krytykować politykę społeczną Baracka Obamy? Jak skutecznie może mu wypomnieć błędy i fatalne konsekwencje narodowej refor-my systemu opieki zdrowotnej, skoro w Massachusetts trzy lata wcześniej zaczęło obowiązywać prawo, które przewiduje, że każdy mieszkaniec stanu niezależnie od swojego wyboru zostaje objęty obowiąz-kowym ubezpieczeniem zdrowotnym?

Absurdem jest wystawiać przeciw socja-liście jeszcze większego lewaka! Ustawa spowodowała, że dopłatą do ubezpiecze-nia zdrowotnego objętych zostało ponad 6 milionów osób w stanie Massachusetts.

Każdy obywatel tego stanu, który zara-bia mniej niż 150% federalnego poziomu ubóstwa (FPL) otrzymuje z budżetu dar-mowe ubezpieczenie zdrowotne. Jeżeli dochód obywatela stanowi 300% FPL, ubezpieczenie zdrowotne jest częściowo subsydiowane ze środków publicznych.

Oznacza to, że rodzina czteroosobowa, której roczny dochód wynosi poniżej 33.525 $ (ok. 90 tys. zł) otrzyma dar-mowe ubezpieczenie pokryte z kieszeni zamożniejszych podatników. Taka sama rodzina wykazująca zarobki poniżej 60.050 $ (181.035 zł) rocznie otrzyma z budżetu częściowe, proporcjonalne po-krycie połowy składki ubezpieczeniowej.

Na marginesie tych danych pozwolę so-

bie na małą dygresję do wypowiedzi pre-miera Donalda Tuska, który podczas wi-zyty Baracka Obamy w Warszawie gadał coś o zakupach Polaków na Piątej Alei w Nowym Jorku.

Jako człowiek dobrze znający Pią-tą Aleję, doradzam panu premierowi, żeby więcej się nie kompromitował tak głupimi wypowiedziami. Spieszę poinformować naszego narodowego cu-dotwórcę, że próg skrajnego ubóstwa w USA zaczyna się dochodów rzędu 10.980 $ (czyli ok. 22 tys. zł) na osobę rocznie, a średnia pensja krajowa w Stanach wy-niosła w 2010 roku ok. 41 tys. $ na osobę

(110 tys. zł – połowa zarobków premiera RP). Przed wyprawą do Nowego Jorku proponuję panu premierowi zapoznać się z cenami na piątej alei bazaru rol-nego pod Warką, ponieważ nie wszy-scy mieszkańcy Polski mogą sobie

pozwolić na swobodne zakupy w tym równie prestiżowym ośrodku handlu.

Wilk w owczej skórzeJanusz Korwin-Mikke napisał kiedyś, że

socjaldemokracja to taki system, w którym „mam trzy krowy; rząd skupuje ode mnie mleko i rozdaje za darmo w szkołach, gdzie dzieci wylewają je do zlewu”. Stosując to porównanie, mam wrażenie, że Ameryka jest krajem bez przyszłości. Chociaż od lat piszę bardzo krytycznie o prezydencie Obamie i jego zapleczu politycznym, nie znajduję dla niego alternatywy w jedynym zdolnym przejąć władzę obozie politycz-nym. Z rozczarowaniem śledzę poczynania GOP na Kapitolu i w legislaturach stano-wych. „Nie można całe życie uważać za idiotyzm wszystkiego, co robią komuniści, i jednocześnie przykładać do tego rękę” – pisał Jean-Paul Sartre. Albo się ten system uważa za zły i bezwzględnie odrzuca ze wszystkimi jego chimerami, albo tkwi się w nim po dziurki w uszach jak zając, który wpadł do dołu kloacznego.

Kandydatura Mitta Romneya na prezy-denta jest wielkim nieporozumieniem. To nie jest żaden kandydat środowisk kon-serwatywnych ani człowiek otwarty na reguły wolnego rynku. To farbowany lis, o którym Graucho Marx powiedziałby: „Oto mężczyzna z otwartym umysłem – nawet tutaj czuć tę bryzę”.

Kiedy patrzę na niego i jemu podob-nych, których wysyp mamy pod każdą szerokością geografi czna, przypomina mi się fragment „Folwarku zwierzęcego” Georga Orwella: „ Stworzenia zgroma-dzone na dworze spoglądały to na świnię, to na człowieka, znów na świnię i znów na człowieka, ale nie można już było rozpo-znać, która twarz do kogo należy”.

wych mia-cki. Guber-odatków yste-or-got.s --

em otęż-órym

d naci-go zre-

USA z$ (czyla średnniosła

(110RP)prosięnesc

pozwrówn

Wilk wJanus

socjald

Page 30: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXX NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

ŚSWIAT

Nieostrożne chlapnięcie ozorem szefa syjonistycznego Juden-ratu miało miejsce w Rzymie, gdzie Netanjahu na czele mini-

strów, doradców i wysłanników hebraj-skich mediów pojawił się na salonach bunga-bunga Silvio Berlusconiego.

Pismak „NCz!” domyśla się, że „Bibi” nie chlapnąłby, co chlapnął, gdyby pilno-wała go Sara, ale Sara obrażona w stylu swojej alter ego, miss Piggy z Muppet Show, pozostała w Jerozolimie. Zagotowa-ła Sarę życzliwa rada kancelarii premiera, by „Bibi” nie pokazał się na dworze rzym-skiego bawidamka w stadle małżeńskim – i to na domiar złego z połowicą nie pasująca do frywolnych fresków ściennych, stano-wiących dumę gospodarza.

Ogary poszły w lasWizyta u Berlusconiego zainaugurowa-

ła Tour de Europa złotoustego premiera i jego ekipy rządowej. W ślad za Rzymem również inne wybrane stolice (ponoć także Warszawę) czeka zaszczyt gosz-czenia Netanjahu i jego latającej świty, nie szczędzącej argumentów i środków, by państwa członkowskie UE zaprotesto-wały przeciwko uznaniu Palestyny pod-czas głosowania na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ w sierpniu br.

„Haaretz” idzie na całośćPesymistyczne chlapnięcie Netanjahu

podkablowane przez Kereta było dla wy-dawcy „Haaretz”, Amosa Szokena, jak maska tlenowa podsunięta tropikalnemu Żydowi czującemu śmierci paraliże. Tym bardziej że przypadkowo bądź nieprzy-padkowo biedująca gazeta, przyduszana przez tabloidy jak Anioł przez masywną kochankę we frywolnym opowiadaniu Babla, honorowała właśnie obchodzony w Kurniku „Tydzień Książki”, powierza-jąc łamy miejscowym pisarzom, którzy w środę (15 czerwca br.) zastąpili redak-torów, publicystów i dziennikarzy. Jed-nym poszło lepiej, innym gorzej, ale na darmo grafomani płci obojga wychodzili z siebie stadami hebrajskich robaczków, bo i tak wykwintne przedstawienie zosta-ło skradzione przez pisarza/poetę Etgara Kereta, któremu „Haaretz” powierzyła opisanie wizyty Netanjahu u Berlusco-niego.

Bez Sary klapaZa podszeptem doradców „Bibi” zgodził

się na udzielenie wywiadu Keretowi face to face, przez co wpadł w sidła pisarza, przed którym iwtach (otworzył) et nafszo (duszę). Pod karygodną nieobecność Sary nikt nie ostrzegł Netanjahu przed Keretem.

Szczęście ślepej kuryRzymski „Bibi-show” trafi ł się wydaw-

cy „Haaretz” jak ślepej kurze ziarno. Zanotowana skwapliwie przez Kereta spowiedź Netanjahu, że „konfl ikt jest

niemożliwy do rozwiązania”, zyskała status światowej sen-sacji. Jeśli nie ma szans na porozumienie – jak zdradza „Bibi” – to Obama walczy z wiatrakami, szukając recepty na pokój na Bliskim Wscho-dzie! Poza tym objawiony w Rzymie akt szczerości Ne-tanjahu potwierdza zdanie Abu Mazena, że wymuszane na nim dyskusje z premie-rem Kurnika stanowią jedynie stratę czasu.

– Bibi tonie jak Titanic! – ko-loryzowała w Knesecie szefo-wa opozycji Cipora (Kakadu)

Liwni, potrząsając reportażem Kereta, zakończonym katastrofi cznym stwier-dzeniem, że Netanjahu wpędził pisarza w bezgraniczny smutek.

Pomoc NiewzlinaNa krótko przed wojażem Netanjahu

do Berlusconiego robiąca bokami „Ha-aretz” pozyskała nadzianego sponsora w osobie Żydo-Rusa Leonida Niewzlina, który schronił się w Kurniku przed prze-śladowcami z Moskwy, pragnącymi mu wlepić dożywocie za zlecenie czterech morderstw. Dzięki szczodremu wsparciu uciekiniera-oligarchy, sięgającemu głę-boko do kieszeni w zamian za akcje ga-zety, ocalony mini-tajkun Szoken mógł wysłać do Rzymu Kereta wraz z redak-cyjnym fotografem Kohenem. Inwesty-cja się opłaciła, owocując uczuciowym tekstem, okraszonym czterema zdjęciami pisarza, uchwyconego w różnych pozach – na siedząco i na stojąco, z Netanjahu i bez Netanjahu, z kobietą-minister Limor Liwnat i bez Liwnat – byle tylko niko-mu nie przyszło do głowy, że wysłannik „Haaretz” wyssał swój reportaż z palca. Idąc za ciosem także nazajutrz, tzn. w czwartek 16 czerwca br., „Haaretz” opu-blikowała piąte zdjęcie Kereta w rzym-skiej dekoracji.

A propos LiwnatKurnikowa minister kultury gotowa

była zbojkotować polski pawilon na Biennale, ale ostatecznie nie zbojkoto-wała. „Limor opuściła polski pawilon

Nie na darmo dokucza „Bi-biemu” Netanjahu ponura świadomość, że strzelił sobie w kolano, pouczając pisarza Etgara Kereta, że „konfl ikt żydowsko-pale-styński jest nie do rozwią-zania”. Wrogowie Sztejtla triumfują, a Oszust Pokojo-wy Peres, określony przez Icchaka Rabina epitetem hoter (drążący pod fotelem premiera), rozpowszech-nia swoje ostrzeżenie, że „z winy Netanjahu Kurnik będzie dwunarodowy”.

FAKSEM Z TEL AWIWU

Co „Bibi” nachlapał

KATAW ZAR

„Bibi” Netanjahu wyjawia Etgarowi Keretowi swoje credo, że konfl ikt Sztejtla z Palestyńczykami nie ma szans na rozwiązanie

Page 31: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXXINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

ŚSWIATz martwą twarzą” – doniosły z Wene-cji kurnikowe media, przemilczając, że „martwa twarz” Liwnat nie świadczy o dezaprobacie, lecz o ostrożności, żeby szwy nie puściły. Natomiast bawiący w Wenecji sędziwy Oszust Pokojowy Peres (o czym cicho w Warszawie) demonstra-cyjnie ominął polski pawilon, tłumacząc bojkot wymogami bezpieczeństwa.

Keret w stroju abnegataZamieszczona na pierwszej stronie

„Haaretz” pokaźna fotka, ustrzelona w renesansowym saloniku oddanym do dyspozycji Netanjahu, potwierdza obie-gową teorię, że fotografi a potrafi rzec więcej od tysiąca słów: na tle odesłanej do kąta fl agi Sztejtla i ścian pokrytych jedwabną tapetą i stylowymi obrazami przysiadł Netanjahu na pozłacanym zy-dlu w krawacie w kolorze kwiatu poma-rańczy i w ciemnym garniturze od Zegni, sprawdzonym na występie w Kongre-sie. Natomiast Keret, siedzący vis a vis premiera i pozujący na barbarzyńcę w ogrodzie, wybrał na wizytę w pałacach Berlusconiego dżinsy i parciany pajacyk, spod którego wyziera biały podkoszulek. Uczulony na odzienie Netanjahu zlek-ceważył to, że łachmaniarz Keret patrzy na niego wilkiem, wysłuchał łaskawie pytań, zgodnych z linią „Haaretz”, i nie zwlekając, wziął się do autorytatywnego pouczania pisarza moralnego niepoko-ju, za jakiego Keret uchodzi w Sztejtlu i poza Sztejtlem.

Inny ŻydPismak „NCz!” nie zna Etgara Kereta,

ale nie musi, bo od szeregu lat zna p.Hen-ryka Szafi ra, który jest do Kereta podobny jak dwie krople wody z postury, z fi zjono-mii i wzrostu, a także z myśli, z mowy, z pióra i z poczucia przyzwoitości. Omnam (wprawdzie) Henryk jest starszy od Et-gara, ale za to ładniejszy, dzięki czemu kryteria rządzące prawami podobieństwa zostają zachowane.

Znając Henryka, można mniemać, że zna się Etgara i jego przychówek, bo po-znając w Sztejtlu jednego tropikalnego Żyda, poznaje się wszystkie egzempla-rze wyżej wymienionego gatunku. Tym bardziej że w wypadku tandemu Henryk-Etgar mowa o odnodze żydostanu wywo-dzącej się z Polski.

Tajemnica KeretaKeret pracowicie markuje i ułaskawia

żydostan Sztejtla, dzięki czemu miejsco-wy rynek wydawniczy, nie znający pier-wowzoru literackiego sprzed pół wieku, trzyma go za mesjasza hebrajskiej pro-

zy, a w roli rycerza byłej żydowskiej moralności, spalonej przez hordy Hitle-ra, cieszy się Keret poczytnością także poza granicami Kurnika. Deklaratywny do bólu zębów Netanjahu wyleciał na Kerecie jak na minie, kiedy na widok skromnego wdzianka i znoszonych kap-ci pisarza uruchomił swoje zwyczajowe, protekcjonalne gęganie. Omamienie Ke-

reta, kurnikowego pięknoducha błądzą-cego po rubieżach niepewności, wyda-wało się premierowi Sztejtla zadaniem nieporównywalnie łatwiejszym niż kar-kołomne zabiegi o uznanie hebrajskich wyrobników klawiatury starszego poko-lenia, A. B. Jehoszuy, Amosa Oza i Da-wida Grossmana, lewicujących jak Róża Luksemburg.

Dlaczego Keret nie śpiewaNa gust pismaka „NCz!” Netanjahu

chlapnął, co chlapnął, bo mu w salonach Berlusconiego zaświecił kuszący pomysł zjednania dla Likudu idola gramotnej części żydostanu. – Ach, gdyby on jesz-cze śpiewał i grał na organkach jak Bob Dylan! – modlą się w Sztejtlu wielbiciele Kereta.

Nie odrobił lekcjiNie doszłoby do fatalnego chlapnięcia,

gdyby Netanjahu przed próbą przybliże-nia Kereta przeczytał i zrozumiał felieton byłego polityka lewicy, Josiego Sarita, wynoszącego pod niebiosa „Haaretz” za pełnienie w Kurniku roli opozycji zamiast opozycji parlamentarnej, której nie ma.

Licentia poetica Keret rozpoczął reportaż z Rzymu od

sceny pożegnania z żoną, która chciała, by pisarz przekazał Netanjahu kartelu-szek z jej prośbą o działalność na rzecz

pokoju. Keret wyśmiał życzenie połowi-cy sprośnym komentarzem, że „Netan-jahu nie jest Ścianą Płaczu i nie wetknie sobie karteluszka w szczelinę”. Hmm, hebrajskie klawiatury widziały dosad-niejsze gasut ruach metunefet (świntu-szenia), ale w gazecie kurnikowej inte-ligencji „Haaretz” podobna błyskotka to niejakie novum.

Także arabsko-hebraj-ski skryba Said Kaszua większość swoich tek-stów publikowanych w „Haaretz” zaczyna od scen rodzajowych z udziałem rajato (mał-żonki Arabki). Obaj pa-nowie – tropikalny Żyd (Keret) i tropikalny Arab (Kaszua) – przywołu-ją z pamięci pismaka „NCz!” postać krakow-skiego satyryka Mariana Załuckiego, który zwykł zabawiać uczestników swoich spotkań literac-kich barwnymi opisami połowicy.

Keret popisał się wy-czulonym nosem, odrzucając naiwny pokojowy karteluszek żony, mogący ostrzec Netanjahu, z kim ma do czy-nienia, bo Netanjahu wie po sobie, że w Kurniku na mocy mojżeszowej ge-netyki, śródziemnomorskiej fizjologii i tropikalnej dialektyki pary małżeńskie są do siebie podobne strojem, gustem, pyskiem i duchem. Której partii służy Kajus – tam tkwi i knuje Kaja.

Pieszczoch tabloidów Pieszczoch tabloidów Netanjahu nie

wyczuł niebezpieczeństwa, zwierzając się Keretowi przebranemu za łachudrę. Myślał, że przekabaciwszy na swoje wysłannika Szokena, zjedna sobie „Ha-aretz” bądź przynajmniej stępi ostrze napaści prasowych. Ponadto czujność premiera zasnęła na warcie uspokojo-na, że gazeta Szokena znalazła się na garnuszku miliardera Niewzlina, hono-rowego członka klubu właścicieli Kur-nika, wśród których Netanjahu czuje się jak na łonie rodziny.

Netanjahu byłby ostrożniejszy, gdyby poszperał w Wikipedii i zapoznał się z wypowiedzią Kereta: „Mój kraj jest w jakiejś mierze paranoiczny, moi rodacy są owładnięci paranoją. Ta paranoja ma korzenie w przeszłości, w czasach dia-spory, w doświadczeniu Holokaustu”. Takiego faceta nawet Niewzlin nie na-wróci.

Nowy sponsor gazety „Haaretz”, uciekinier z Rosji, oligarcha-miliarder Niewzlin, zapowiada, że położy kres nieodpowiedzialnej krytyce wielkiego biznesu

Page 32: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXXII NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

ŚSWIAT

W rzeczywistości Gena-diusz Oniszczenko może całkiem sporo – jego pomysły związane z, po-

wiedzmy, dietetyką społeczną są bardzo śmiałe. Zresztą tresowanie ludu poprzez wpływanie na stopień napełnienia jego żołądków to przecież stara sztuczka, bezwzględnie powtórzona przez bolsze-wików, o czym można przekonać się, zwiedzając choćby kijowskie Muzeum Hołodomoru.

Terror RospotriebnadzoruNaturalnie Oniszczenko, który szefuje

Rospotriebnadzorowi, jednemu z ak-tywnych instrumentów terroru państwa rosyjskiego, dla zmyłki ucharakteryzo-wanemu na organizację broniącą praw konsumenta, przysięga, że leży mu na sercu wyłącznie dobro Rosjan. Niektórzy kremlowscy poddani traktują swojego kulinarnego nadzorcę z przymrużeniem oka, inni jednak są już poirytowani cią-głym zaglądaniem do ich garnków i tale-rzy. Oniszczenko bolszewickim zwycza-jem traktuje swoich rodaków jak dzieci, którym trzeba łopatologicznie tłumaczyć, co jest be, a co cacy. On wie przecież le-piej, co dla nich dobre.

Takie wydarzenia jak wrzawa wokół dolegliwości pokarmowych w Niem-

czech sprawiają, że naczelny lekarz sanitarny Federacji Rosyjskiej jest w swoim żywiole. Może się nareszcie popisać, a przede wszystkim pokazać. Embargo na wwóz do Rosji warzyw z Europy to oczywiście typowe zagranie Kremla prowadzące do poprawienia i wzmocnienia międzynarodowej pozycji Moskwy. Szef Rospotriebnadzoru nie po raz pierwszy zręcznie łączy troskę o zdrowie ludności z politycznym zapo-trzebowaniem. Oniszczenko wsławił się zakazem importu win gruzińskich i moł-dawskich, a od dwóch lat prowadzi woj-nę mleczną z Białorusią, ograniczając sprowadzanie stamtąd nabiału. Rosjanie już dawno przekonali się, że białoruskie mleko i jego przetwory są od rodzimych smaczniejsze i tańsze, ale władza jak zwykle wie lepiej, zarzucając Mińskowi uchybienia w dokumentacji sanitarnej. Oczywiście naprawdę idzie o rozmięk-czenie Białorusi i odzyskanie dawnej sowieckiej prowincji.

Rosjanie stosunkowo wyrozumiale od-noszą się do ksenofobicznych fanaberii Oniszczenki, który z wirtuozerią gra na szowinizmie współplemieńców, cią-gle podkreślając, że ojczyste produkty są najlepsze. Latem 2009 roku popisał się propozycją ograniczenia masowych wieców oraz stosunków z krajami, gdzie stwierdzono przypadki świńskiej grypy.

Namawiał Rosjan, aby dla własnego bezpieczeństwa nie jeździli na wczasy zagraniczne. Wcześniej Oniszczenko wpadł na pomysł, aby zabronić sprzeda-ży wyrobów tytoniowych. Nie od razu, rzecz jasna, ale – jak zsyłka na Syberię – etapami, stopniowo. To już ogółowi Rosjan, przyzwyczajonemu rozpoczy-nać dzień od m.in. papierosa, nie spodo-bało się. No, może wyjątkiem byli ci bardziej wrażliwi, którzy nie mogą już znieść charakterystycznego pieriegara, czyli odoru nikotynowego przesycają-cego miejskie autobusy, korytarze biur i klatki schodowe bloków. Ponieważ machorka dla wielu poddanych Putina-Miedwiediewa to niemal element dzie-dzictwa narodowego, tym razem ob-łudnie Oniszczenko użył zupełnie innej argumentacji, wyjaśniając, że palenie jest niemodne... na Zachodzie. Cóż, on sam, afiszujący się ze swoją absolutną abstynencją, nie ma zrozumienia dla ludzkich słabostek.

Dwóch OniszczenkówNie wiem, czy Genadiusz Oniszczenko

jest spokrewniony z Borysem Oniszczen-ką, ale z pewnością obu łączy coś wspól-nego. Ten drugi był słynnym sowieckim pięcioboistą, wielokrotnym mistrzem świata i ulubieńcem rosyjskich kibiców do momentu, gdy podczas olimpiady w Montrealu okazało się, że swoje sukce-sy zawdzięcza sprytnemu urządzeniu zamontowanemu w rękojeści szpady. W trakcie pojedynku szermierczego lampki sygnalizowały trafienia także wówczas, gdy Oniszczenko zamykał ob-wód, dyskretnie naciskając przycisk. Po wykryciu oszustwa naturalnie sowiec-cy działacze sportowi zapałali świętym oburzeniem i zdyskwalifikowali doży-wotnio pechowego sportowca. A potem wysłano go w dość odludne okolice największego państwa świata – pewnie dlatego, aby przypadkiem nie chwalił się, na czyje polecenie używał „ulep-szonej” szpady. Histeryczne zabieganie Sowietów o sukcesy we wszelkich dzie-dzinach, także w sporcie, nie pozosta-wia bowiem wątpliwości, że na świetne wyniki Borysa Oniszczenki pracował cały kolektyw.

Trudno w to uwierzyć, ale bywają w Rosji momenty, kiedy gwiazdą medialną pierwszej wielkości staje się nie Putin, nie Miedwiediew, lecz zupełnie inna postać z obrzeży – jak mogłoby się zdawać – świata polityki, która wpływ na sprawo-wanie władzy ma na pozór znikomy, a zajmowane przez nią stanowisko to tylko for-ma quasi-demokratycznego ozdobnika we wschodnim systemie rządzenia.

ROSJA

Mózg na cenzurowanym

WOJCIECH GRZELAK

Rosjanie stosunkowo wyrozumiale odnoszą się do ksenofobicznych fanaberii Oniszczenki, który z wirtuozerią gra na szowinizmie współplemieńców, ciągle podkreślając, że ojczyste produkty są najlepsze

Page 33: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXXIIINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

ŚSWIATOniszczenko młodszy – od lat pięt-

nastu naczelny państwowy lekarz sani-tarny Federacji Rosyjskiej, utytułowa-ny akademik, zasłużony lekarz Rosji i Kirgizji, posiadacz paszportu Osetii Południowej, a nawet honorowy ko-lejarz – ma dla swoich działań, nawet tych, które propaguje w formie cokol-wiek ekstrawaganckiej, bezwzględne poparcie Kremla. Władcy Rosji mają okazję pokazać, jak cenne jest dla nich zdrowie poddanych, a dyspozycyjność Oniszczenki pozwala w razie potrzeby posługiwać się szantażem importowym wobec tych państw, na które Moskwa zamierza wywrzeć presję.

Naturalnie i tym razem władze rosyj-skie udają, że na ich własnym podwórku panuje idealny porządek. Kilka dni temu wybuchła afera z trującymi pielmienia-mi sprzedawanymi w sklepach Omska. Te mięsne pierożki są najbardziej popu-larnym daniem w Rosji. Czy Bruksela zabroni w odwecie importu rosyjskich pielmieni?

Tajga żywicielkaRosjanie zjadają dosyć osobliwe rze-

czy. Mają wprawdzie mizerne pojęcie o befsztyku tatarskim, flaczkach czy choćby twarogu przyrządzanym inaczej niż na słodko, ale widywałem za to, jak potrafią wysysać zawartość rybich ości cieńszych od szpilki. Kiedyś wybrałem się na wycieczkę w mieszanej kompanii polsko-rosyjskiej; była jesień i jarzębiny stały we wspaniałej czerwieni. Słowia-nie wschodni zrywali grona, przegryzali cierpkie owoce, niekiedy krzywiąc się

niemiłosiernie. Pewien czteroletni Le-chita dumnie odrzucił propozycję po-częstunku, oświadczając: – My, Polacy, tego nie jemy.

Na progu wakacji Oniszczenko znów przypomniał o sobie. Według danych Rospotriebnadzoru, „przypadki ma-sowych zachorowań związane są ze spożywaniem zainfekowanych potraw, przygotowywanych z naruszeniem norm technologicznych”. W związku z tym

opublikowano długi spis produktów oraz dań, które mają być wykluczone z menu obozów dziecięcych. Na liście tej figu-ruje niepasteryzowane mleko z baniek i beczek, mleko zsiadłe, kwas chlebowy, kawa naturalna, soki i inne napoje w postaci sproszkowanej, soki przygoto-wywane domowym sposobem, surowy zielony groszek oraz konserwy w sosie pomidorowym. Ta ostatnia pozycja nie zdziwi kogoś, kto choć raz znalazł się w pobliżu otwartej rosyjskiej puszki z

rybą w tomacie. Dalej zabronione są surowe ryby. Na stole rosyjskim ryby zajmują, jak wiadomo, miejsce wybitne. W postaci surowej szczególnie popular-na jest wołba, kaspijska płoć poławiana w Wołdze, mumifikowana w soli, oraz stroganina, zamrożone i cienko pokro-jone ryby egzotycznych na ogół dla nas

gatunków, przepis podpatrzony w kuchni jakuckiej. Nie trafią także na kolonie po-droby – dzieci nie będą miały okazji skoszto-wać m.in. móżdżku, co akurat, pomijając zubożenie przeżyć ga-stronomicznych, może mieć swój pozytywny aspekt. Kilkakrotnie widywałem dziatwę

rosyjską bawiącą się w zombie (zgub-ny wpływ amerykańskich horrorów) i zastanawiałem się, czy ma to jakiś związek z przypadkami kanibalizmu, o jakich od czasu do czasu bywa w Rosji głośno. Rzecz jasna, krew również wy-padła z letnich jadłospisów, a „krwawa kiełbasa”, podpatrzona z kolei u ludów tureckich, udaje się na Wschodzie cał-kiem nieźle; przypomina naszą kaszan-kę, ale nie ma w niej kaszy. Oniszczenko

zabronił również karmienia dzieci twa-rogiem i różnymi serkami, pierogami i blinami z mięsnym farszem, galaretami mięsnymi, pasztetami, jajecznicą oraz ciastkami z kremem. Dostało się także jeszcze kilkunastu innym, bardziej wy-szukanym potrawom. Z przypraw mają zniknąć ostre sosy, musztarda, chrzan, pieprz i ocet.

Normy sanitarne są w Rosji bardzo wyśrubowane, należą być może do naj-bardziej restrykcyjnych na świecie.

W teorii oczywiście – odwiedziłem bowiem w Rosji kilka letnich obozów dziecięco-młodzieżowych i nie odniosłem wrażenia, aby przesadnie dbano w nich o higienę. Sa-nitariaty i umywalnie pozostawiały bardzo wiele do życzenia; na stołówkach kręciły się wprawdzie kucharki w czepkach na głowie, ale ceratowe obrusy na sto-likach śmierdziały starą ścierką i woń ta zdecy-dowanie wybijała się ze zwykłego tła zapa-

chowego jadłodajni, także niezbyt ape-tycznego. Na aluminiowych sztućcach, pomiędzy groteskowo powykręcanymi zębami widelców, zachowały się osady, na podstawie których zapewne udałoby się odtworzyć karty dań turnusów z lat powszednich. A na obiady serwowano dokładnie te dania, które teraz Onisz-czenko uznał za niebłagonadiożnyje.

Zapewne w tym roku lotne brygady Rospotriebnadzoru będą skrupulatnie kontrolować kolonijne kotły. W efekcie budżet zasilą nałożone kary, a znacznie poważniejsze środki powędrują natural-nie wprost do kieszeni urzędników, ubra-nych w zaprojektowane przez Onisz-czenkę resortowe uniformy. Ciekawe, jaką głębokość kieszeni przewidział w nich pierwszy lekarz Rosji.

W każdym razie o dzieci, które poja-dą na wypoczynek do azjatyckiej części kraju, jestem raczej spokojny. Doświad-czenie Sybiraków w dziedzinie survi-valu jest bogate – pożywne są rozma-ite korzonki, a gotowane igliwie, choć niezbyt smakowite, ma także swoją wartość kaloryczną. Gdyby zatem kie-rownictwo któregoś z obozów upadło na głowę i zamierzało ściśle przestrze-gać rozporządzenia Oniszczenki, nie ma zmartwienia – dzieci same się w tajdze wyżywią.

NORMY SANITARNE SĄ W ROSJI BARDZO WYŚRUBOWANE, NALEŻĄ BYĆ MOŻE DO NAJBARDZIEJ RESTRYKCYJNYCH NA ŚWIECIE. W TEORII OCZYWIŚCIE – ODWIEDZIŁEM BOWIEM W ROSJI KILKA LETNICH OBOZÓW DZIECIĘCO-MŁODZIEŻOWYCH I NIE ODNIOSŁEM WRAŻENIA, ABY PRZESADNIE DBANO W NICH O HIGIENĘ.

Page 34: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXXIV NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

ŚSWIAT

Pomimo wieku trzyma się jeszcze krzepko i nie tylko nie ogląda się na opiekę ze strony bliskich, ale opiekuje się jeszcze żoną, już nie-

stety obłożnie chorą. Trzeba ją podnosić i wykonywać przy niej wszystkie czynno-ści. Wśród sławuckich parafi an pan Bro-nisław wyróżnia się nie tylko żywotnością i wyprostowana postawą, a także tym, że mówi wciąż piękną polszczyzną i w oj-czystym języku potrafi swoje myśli prze-lewać na papier. Chodził bowiem przed wojną do polskiej szkoły, która – cokol-wiek by powiedzieć o jej ideologicznym obliczu – bardzo dobrze uczyła swych uczniów języka polskiego. Pan Bronisław chłonął – jak mówi – wszystkie przedmio-ty nauczane w języku polskim, osiągając z nich celujące oceny. Gdy skończył czte-roklasówkę w rodzinnej wsi, robił wszyst-ko, by móc kontynuować naukę w sied-mioklasowej szkole polskiej w Sławucie. Urodził się w Sielcu – czysto polskiej wsi leżącej tuż przy dawnej granicy między Polską a sowiecką Ukrainą, na terenach której znajduje się obecnie Chmielnicka

Elektrownia Atomowa i część samego miasta Netyszyna.

Syn wroga ludu– W Sielcu mieszkaliśmy do 1935 roku

– wspomina dzieje rodziny. – W środku zimy, w lutym, wywieziono naszą rodzinę do Donbasu. Została uznana za element an-tysowiecki. Było to dla mnie straszne prze-życie. Najbardziej doskwierał mi w nowym miejscu brak polskiej szkoły. W tym czasie chodziłem do piątej klasy szkoły w Sławu-cie, mieszkając w internacie od poniedział-ku do piątku, a na sobotę i niedzielę pie-chotą wędrowałem do domu. Latem 1935 roku uciekłem w rodzinne strony. W Sielcu mieszkał dalej brat mojego ojca i myślałem, że w nim znajdę oparcie. Gdy jednak poja-

Pan Bronisław Borkow-ski, rocznik 1921, to je-den z nestorów parafi i w Sławucie. To dzięki takim osobom jak on przetrwała tutaj polskość i wiara. Był jednym z animatorów pod-ziemnej katolickiej wspól-noty, działającej w czasach, gdy kościół w Sławucie był zamknięty. Zawsze dużo się modlił i do dziś chodzi z ró-żańcem w kieszeni. Nadal, mimo wieku, nie spoczywa na laurach. Dba o religijne wychowanie czteroletniego wnuka i jest dumny z tego, że potrafi on już po polsku mówić pacierz.

UKRAINA

Element antysowieckiMAREK A. KOPROWSKI

Wierni ze Sławuty z ks. Antonim Andruszczyszynem

Page 35: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXXVNR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

ŚSWIAT

wiłem się w Sielcu, zostałem natychmiast zatrzymany przez milicjanta i odprowa-dzony na posterunek do Starego Krywina. Tam wrzucono mnie do lochu, w którym przesiedziałem pięć dni. Na posterunku tym dowiedziałem się też, że jestem wrogiem ludu, który nie ma prawa przebywać w stre-fi e nadgranicznej. Po pięciu dniach razem z inną zatrzymaną kobietą wsadzono mnie do pociągu i kazano jechać do Szepietówki. Tam mieliśmy udać się do władz, które mia-ły wręczyć nam bilety do Donbasu, byśmy mogli wrócić. Kobieta miała krewnych w Sławucie, więc nie oglądając się na groźby milicjantów – że jak nie zameldujemy się w Szepietówce o oznaczonej porze, to wróci-my nie do Donbasu, ale na Syberię, i to pod konwojem – wysiedliśmy tam. Ja od razu poszedłem do szkoły do dyrektora i mówię mu, że chcę wrócić do nauki. Ten się prze-raził. Oświadczył, że jestem synem wroga ludu i nie mogę być przyjęty. Z pomocą przyszła mi jednak kucharka z internatu. Zawołała mnie do siebie, pomogła napisać podanie i ostatecznie zostałem przyjęty. Dyrektor pomógł mi zalegalizować pobyt,

Kościół w Połonnem, w którym modlił się Bronisław Borkowski w czasach sowieckich. U góry wnętrze kościoła.

Page 36: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXXVI NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

ŚSWIAT

pisząc że jestem wybitnym uczniem. Musia-łem cofnąć się do piątej klasy, którą zdałem celująco. Później zdałem również szóstą klasę jako najlepszy uczeń. Mieszkałem w internacie, a na sobotę i niedzielę przycho-dziłem do wujka. Gdy skończyłem szóstą klasę, przyjechała matka i zabrała mnie do rodziny. Okazało się, że uciekła ona z Don-basu i przebywa w rejonie makarowskim w obwodzie kijowskim – już znacznie bliżej. Mieszkaliśmy tam w dużej wsi, a do pracy latem chodziliśmy do lasu: ja, starszy brat i ojciec. Musieliśmy jakoś zarabiać na chleb. Nie trwało to jednak długo. Przedstawiciele gminy przyszli do mojego ojca i oświadczy-li, że przebywamy tu nielegalnie i musimy się wynosić, bo inaczej zawiadomią milicję. Rodzice postanowili przenieść się do obwo-du żytomierskiego, do wioski Krymek. Była to duża polska wieś, w której była czynna polska szkoła i kościół. Tam osiedliliśmy się na dłużej. Skończyłem tam siódmą klasę z wyróżnieniem i dostałem się do szkoły śred-niej w Żytomierzu. Ukończyłem tam tylko jedną klasę. W klasie drugiej uczyłem się tylko do listopada w 1940 roku, bo wtedy powołano mnie do służby wojskowej, którą odbywałem za Moskwą. W 1941 roku wy-ruszyłem na front.

Długo nie wojowałPan Bronisław Borkowski długo nie wo-

jował. Tak jak większość skierowanych na Białoruś żołnierzy zakończył swoją wo-jaczkę już po miesiącu. Całe zgrupowanie, w skład którego wchodziła jego jednost-ka, zostało okrążone i wzięte do niewoli na terenie Białorusi. Z kilkoma kolegami uciekł, ale po paru dniach zostali ponownie złapani i przewiezieni do obozu w Siedl-cach. Po kilku miesiącach pobytu został z niego zwolniony w zorganizowanej grupie jeńców-Ukraińców i przez obozy w Rze-szowie i Przemyślu przetransportowany do Lwowa, gdzie uzyskał dokumenty i prawo powrotu do Żytomierza. Wtedy – co sobie wyrzuca po dziś dzień – jedyny raz w życiu zaparł się polskości. Kilkakrotnie przekony-wał ukraińskiego urzędnika na służbie nie-mieckiej, że jest Ukraińcem. Ten bowiem nie chciał uwierzyć, że Ukrainiec może się nazywać Bronisław Borkowski. Ostatecznie jednak dokumenty wydał. Przez Zdołbunów pan Bronisław wrócił w rodzinne strony. Pierwotnie chciał jechać do Żytomierza, ale postanowił zajrzeć do Sielca. Ku swojemu zdziwieniu zastał tam swoja rodzinę miesz-kającą w domu wujka, u którego wcześniej mieszkał. Okazało się bowiem, że dom ro-

dziców został rozebrany, a rodzinę wujka wywieziono do Kazachstanu. Był już rok 1942 i życie zaczęło wracać jakby trochę do normy. Resztka Polaków odebrała ziemię z kołchozu i zaczęła ją uprawiać. Pojawienie się banderowców i zwalczających ich so-wieckich partyzantów zakłóciło ten spokój. I jedni, i drudzy chcieli traktować Sielec jako swoją bazę zaopatrzeniową i często go odwiedzali. W październiku 1943 roku Niemcy dokonali pacyfi kacji wioski. Wy-wieźli mieszkańców do obozu koło Szepie-tówki, a część wsi spalili.

– Gdy wróciliśmy po kilku tygodniach, bo pilnujący nas ukraińscy policjanci na żądanie partyzantów nas wypuścili, na miejscu zastaliśmy tylko kupę popio-łów. – Chłopi z okolicznych wsi rozebrali wszystko, co pozostało i przedstawiało jakąkolwiek wartość. Zabrali nawet ziem-niaki z kopców. Nie było czego w Sielcu szukać, musieliśmy tułać się po okolicz-nych wsiach. Na szczęście w 1944 roku Armia Czerwona wyzwoliła te tereny i mogliśmy przenieść się do Sławuty. Tu mieszkaliśmy w wynajętym pokoju i ima-liśmy się różnych zajęć. Dopiero w 1948 roku dostałem pierwszą ofi cjalną pracę jako pomocnik kierownika rejonowej

Ks. Andrzej Gładysiewicz, z którym współpracował Bronisław Borkowski

Page 37: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXXVIINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

ŚSWIAT

spółdzielni zaopatrującej mieszkańców w chleb i zostałem ofi cjalnie zameldowany.

W 1951 roku ożeniłem się i na działce przydzielonej przez miasto zbudowałem dom. Żona bardzo nalegała, żebyśmy mieli coś swojego. Nie było to proste. W radzie miejskiej spytano mnie, dlaczego nie mieszkam na wsi. Rezolutnie odpowie-działem, że tam nie ma kolektywu i cała wieś jest spalona. Tu zaś jestem członkiem kolektywu i chcę budować socjalizm. Przy-dzielono mi więc działkę na Nadbrzeżnej, na której zbudowaliśmy z żoną dom.

Nie budował socjalizmuW spółdzielni pan Bronisław pracował

aż do emerytury, czyli do czasów, gdy Michał Gorbaczow rozpoczął pieriestroj-kę. Nie budował w tym czasie oczywiście socjalizmu. Wprost przeciwnie. Można nawet powiedzieć, że stanowił element wybitnie antysocjalistyczny.

Nigdy nie ukrywał, że jest Polakiem i ka-tolikiem, a także że na Polaków i katolików wychowuje dwóch swoich synów. Demon-stracyjnie jeździł do kościoła w Połonnem i bynajmniej nie ukrywał się w tłumie. Ak-tywnie uczestniczył we Mszy św. i śpiewa-jąc swoim głosem, zwracał na siebie uwa-

gę wszystkich obecnych. Od razu zwrócili na niego uwagę informatorzy KGB, którzy poinformowali Komitet Rejonowy Komu-nistycznej Partii Ukrainy w Szepietówce, że w Sławucie niedostatecznie walczą z re-ligią. Sekretarz KPU w Sławucie odpowie-dzialny za postęp i zwalczanie opium dla ludu sporo za „fanatyzm” pana Borkow-skiego oberwał. Porządnie zrugał sekreta-rza partii w spółdzielni, który natychmiast pobiegł do niesfornego pracownika.

– Przybiegł do mnie zdyszany wieczo-rem – wspomina pan Borkowski. – Zro-biłem rozliczenie z wydanego chleba i już miałem zamykać magazyn, gdy wpadł do środka i przerażony oświadczył mi, że musi ze mną porozmawiać, bo ma do mnie wielką sprawę. Od razu wiedziałem, że chodzi o moje wyjazdy do Połonnego. Członkiem partii nie byłem, więc czego mógł ode mnie chcieć sekretarz partor-ganizacji. Od razu, nie czekając na jego atak, powiedziałem, że pewnie chodzi o to, że jeździłem do Połonnego. On ski-nął głową i powiedział: tak. Wtedy ja mu oświadczyłem, że nie jeździłem do Połon-nego nikogo mordować czy okradać, tylko się modlić. Powiedziałem, że członkiem partii nie jestem i nie będę, do kościoła

jeździłem i będę jeździć, i nikomu nic do tego. Dodałem też, że więcej na ten temat nie będę z nikim rozmawiał. Spytałem go, czy zrozumiał. Odpowiedział, że tak. Wię-cej istotnie nikt ze mną nie rozmawiał. On sam później zawsze odnosił się do mnie z dużym szacunkiem. Przed wszelkimi atakami bronił mnie też prezes – Żyd, ale porządny człowiek. Wszystkim mówił, że Bronek to dobry pracownik, który nie kradnie i innym nie pozwala, i nie zwolni go tylko za to, że chodzi do kościoła.

Bywało jednak, że za pana Bronisła-wa obrywali inni. Swojego stanowiska o mało nie stracił dyrektor sowchozu, który nieopatrznie pożyczył panu Bronisławowi służbowy gazik z kierowcą, którym ten pojechał na Mszę św. do Połonnego. Mi-licjant, który miał dyżur pod świątynią, zabrał kierowcy dokumenty... i na drugi dzień zaczęła się chryja. Dyrektor sowcho-zu został wezwany na dywanik do rajkomu i oskarżony, że wspiera religijne wyprawy Borkowskiego.

Obrywali inni– Takich sytuacji przeżyłem wiele – wspo-

mina pan Bronisław. – Nigdy jednak nie by-łem napadnięty czy pobity. KGB także mnie

Chmielnicka Elektrownia Atomowa – w tym miejscu była wieś Bronisława Borkowskiego

Page 38: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXXVIII NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

ŚSWIATnie wzywało, mimo że w podtrzymywanie wiary w Sławucie zaangażowałem się na całego. Od razu zwrócili na niego uwagę posługujący tam proboszczowie: ks. An-toni Chomicki i ks. Andrzej Gładysiewicz. Szczególnym zaufaniem darzył go ks. An-drzej, który uczynił go kimś w rodzaju swo-jego pełnomocnika na teren Sławuty.

– Jak tylko zobaczył mnie w kościele, mówił do organisty: powiedz Bronkowi, żeby po Mszy św. przyszedł do mnie – wspomina pan Borkowski. – Na takim spotkaniu pytał mnie, co słychać w Sła-wucie i „nastawiał”, co mam robić z grupą wiernych tworzących podziemną wspól-notę. Tłumaczył mi, jakie święta katolic-kie będą przypadać w najbliższym czasie, jakie modlitwy odmawiać itp. Uczynił mnie też lektorem w kościele w Połon-nem, dzięki czemu znałem wszystkie sta-łe części Mszy św. W Sławucie często prowadziłem dla wiernych tzw. Msze św. bez kapłana. Prowadziłem też katechezę, przygotowywałem dzieci do sakramen-tów. Średnio raz w miesiącu ks. Andrzej, oczywiście w największej tajemnicy, przyjeżdżał do Sławuty, by w wybranej chacie spotkać się z naszą grupą i odpra-wić dla niej Mszę św., wyspowiadać peni-tentów itp. Na co dzień spotykaliśmy się sami. Nie tylko w niedzielę, ale w różne dni tygodnia, w kolejnych chatach, by nie wzbudzać podejrzeń. Kobiety bardzo nie lubiły, kiedy wyjeżdżałem do Połonnego. Mówiły: Bronek, nie jedź. Co my będzie-my robić bez ciebie...

Po śmierci ks. Andrzeja Gładysiewicza opiekę nad wspólnotą w Połonnem objął jego następca – ks. Stanisław Szyrokora-diuk. Były to już inne czasy i nielegalną dotąd wspólnotę udało się zarejestrować. Za zebrane pieniądze udało się kupić pół domu od pewnej staruszki i urządzić w nim już prawdziwą kaplicę. Mieściła ona niewiele osób, ale ks. Stanisław przyjeżdżał do niej już co niedzielę. Latem wokół niej na Mszy św. gromadziło się już sporo osób.

– Ksiądz Stanisław, wiedząc, że kaplica jest za mała, osobiście uczynił mnie odpo-wiedzialnym za jej powiększenie – mówi pan Bronisław. – Powiedział mi: Bronek, porozmawiaj z kobietą, która mieszka w drugiej połowie domu, by jej nikomu nie sprzedawała i jeżeli się na to zdecyduje, natychmiast ją kupcie. Porozmawiałem z nią i obiecała mi, że jak się będzie prze-prowadzać do syna, to nikomu nie sprzeda, tylko nam. Na wszelki wypadek zrobiliśmy zbiórkę wśród wiernych i byliśmy w każ-dej chwili gotowi do kupna drugiej poło-wy domu. Po kilku miesiącach transakcję ostatecznie sfi nalizowaliśmy. Przebudowa-liśmy wtedy kaplicę, powiększając ją i wy-

posażając w zakrystię. Wiernych jednak przy-bywało i nowa kaplica też szybko okazała się za ciasna. Ksiądz Sta-nisław uznał, że nie ma na co się oglądać, tylko trzeba budować nową kaplicę. Ka-zał nam wystąpić do władz o zezwolenie. Te oczywiście ani sły-szeć o tym nie chcia-ły. Ksiądz Stanisław orzekł wtedy, że nie będziemy się oglądać na władzę i korzysta-jąc z pomocy Polaków z Energopolu, budu-jących w Netyszynie elektrownię atomową, wzniesiemy dużą ka-plicę. My mieliśmy wykonywać wszelkie prace pomocnicze, a oni specjalistyczne. Jak tylko wykopa-liśmy fundament i zaczęliśmy wylewać ławę, zjawiła się ko-misja z rady miejskiej. – Priekratitie, prie-kratitie (zatrzymajcie, zatrzymajcie), kto wam dał razrieszenie (pozwolenie)! – dar-ła się wniebogłosy przerażona urzędniczka stojąca na jej czele.

Uzbrojeni w kilofyPan Bronisław z uśmiechem wspomina

tamten epizod. Były to już inne czasy i urzędników nikt się nie bał. Wierni uzbro-jeni w kilofy, łopaty i szpadle byli gotowi bronić siłą swoich racji...

– Ksiądz Stanisław atakowany przez urzędniczkę uśmiechnął się tylko i nie przestając wrzucać piasku do betoniarki, odpowiedział fl egmatycznie, że nam ra-zrieszenie nie jest potrzebne i budujemy bez niego, a jak jest jej potrzebne, to niech sobie załatwi – wspomina pan Bronisław. Następnie zaprowadził komisję do kaplicy mieszczącej się w chacie, w której strop był podparty stemplami, żeby się nie za-walił. Tu stwierdził, że nowa kaplica jest wiernym potrzebna, bo on nie będzie od-powiadać, jak kaplica się zawali i zginą w niej ludzie... Urzędniczka z komisją poszła, ale po południu, gdy przyjechali Polacy z Energopolu, zjawiła się milicja i usiłowała legitymować pracujących ludzi i spraw-dzać rachunki na posiadane materiały. Czynili to jednak bez przekonania i użycia siły. Sławucka rada w swojej nadgorliwo-ści powiadomiła pełnomocników ds. religii

nie tylko w Chmielnickim, ale również w Kijowie. W swoim raporcie napisała, że w bezprawnej budowie kaplicy w Sławucie pomaga polska fi rma Energopol, która po-winna za to zostać wydalona z Ukrainy. Jak pełnomocnik z Chmielnickiego dowiedział się o sprawie, poinformował Sławutę, że osobiście przyjeżdża. Rada miejska chcia-ła wtedy urządzić „pokazuchę”. Ściągnęła oddział milicji i w obecności pełnomocni-ka chciała położyć kres nielegalnej budo-wie. Jeden z Polaków z Energopolu miał jednak kamerę i zaczął fi lmować plac bu-dowy i oddział milicji. Jak to pełnomocnik zobaczył, kazał milicję wycofać i zrugał sławuckich urzędników. Oskarżył ich, że chcą wywołać międzynarodową aferę. Powiedział, że władze ofi cjalnie głoszą, iż w Związku Radzieckim religia cieszy się wolnością, i jak to będzie wygląda-ło, gdy ktoś z pracowników Energopolu nakręci fi lm, że jest zupełnie inaczej, że wiernym nie pozwala się budować kaplic. Taka „reklama” Związkowi Ra-dzieckiemu nie jest w Polsce potrzebna. Bez żadnych problemów dostaliśmy zgo-dę na budowę kaplicy...

Walka o kaplicę nie była ostatnią „wojną religijną”, w której wziął udział pan Bro-nisław. To już jednak temat na następną okazję.

MAREK A. KOPROWSKI Fot. Autor

Ks. Stanisław Szyrokoradiuk – pierwszy proboszcz w Sławucie

Page 39: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XXXIXNR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

POSTĘPY POSTĘPUSerwis dailymail.co.uk informuje,

że p.Wiluś Warren z Kalifornii zaczął podwodne poszukiwania ciała Osamy ibn Ladena, byłego lidera Al-Qaidy. Amery-kanie powiedzieli tylko, że ciało terro-rysty pochowano w morzu w zeszłym miesiącu na okręcie USS „Carl Vinson” na północy Morza Arabskiego. P. Warren zaczął poszukiwania, ponieważ uważa, że JE Barack Obama nie dał wystar-czającego dowodu śmierci, i ujawnił, że do pomocy ma wyspecjalizowane urządzenia i kilka łodzi podwodnych. Całe przedsięwzięcie wycenia na kilkaset tysięcy dolarów.

To niewiele jak na możliwość skom-promitowania Obamy i pozbawienia go szans na ponowną elekcję. Może warto wesprzeć datkami tę akcję?

Wg „New York Times”, rząd USA opracowuje system „alternatywne-go” internetu i telefonii komórkowej, którego będzie mogła używać opozycja demokratyczna w krajach dyktatorskich, omijając cenzurę miejscowych sieci telekomunikacyjnych. Zestaw kompute-rowy, nazwany „internetem w walizce”, trzeba będzie przewieźć przez granicę do kraju, w którym państwo cenzuruje obieg informacji przekazywanych przez to medium. Zawiera on m.in. bezprze-wodowe anteny, laptop do zarządzania systemem, kable ethernetowe (ether-net to technologia wykorzystywana w sieciach lokalnych) i dyski do przekazy-wania programów do kolejnych kom-puterów oraz szyfrowania przekazów. „Internet w walizce” umożliwi bezpo-średnią łączność między komputerami a telefonami komórkowymi, zamiast korzystania z systemu kontrolowanego przez państwo.

Ciekawe – będą te walizki zrzucać na terytorium „krajów dyktatorskich” przy pomocy balonów?

Lokatorzy wynajmowanych bez umowy mieszkań we Włoszech są zachęcani do tego, by zadenuncjować ich właścicieli w urzędzie skarbowym za to, że nie płacą podatków. Przepisy, które weszły w życie, przewidują nagrody dla najemców za zgłaszanie takich przypadków. Osoba, która zgłosi, że wynajmuje na czarno mieszkanie, zapłaci czynsz czterokrot-nie mniejszy z gwarancją kilkuletniego zamieszkania w tym lokalu.

U nas donosicielstwo ma się dobrze, lecz jak dotychczas władze tak otwarcie do tego nie nawoływały. Ale jak znamy życie, lada moment i u nas pojawią się takie pomysły.

Przedstawiciele KE, PE oraz prezyden-cji UE podpisali wstępne porozumienie w sprawie napisów na opakowaniach żyw-ności: informowanie o wartości odżyw-czej produktów, m.in. o liczbie kalorii, zawartości soli, cukru, protein, węglowo-danów, tłuszczu i tłuszczów nasyconych będzie więc obowiązkowe – obecnie jest dobrowolne. Ma to pomóc w zwalczaniu otyłości w UE. Wymóg nowego ozna-kowania nie będzie dotyczyć alkoholu. Nowe przepisy przewidują też obowiązek wskazania kraju pochodzenia drobiu, wieprzowiny, baraniny i mięsa koziego.

Eurokołchoz bierze się za centralne odchudzanie. Na początek dość nie-śmiało, szczególnie gdy się porówna ze skutecznością podobnych akcji w takim Auschwitz czy na Kołymie.

Wg ostatnich badań na temat stanu sto-sunków polsko-niemieckich, jedynie 8% Niemców ocenia, że polskiej gospodarce dobrze się wiedzie, a 31% uznaje Polskę za kraj, z którym należy blisko współpra-cować. Raport z badań opracował Insty-tut Demoskopii Allensbach na zlecenie Fundacji Współpracy Polsko-Niemiec-kiej w związku z 20. rocznicą podpisa-nia przez oba kraje traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z 17 czerwca 1991 roku. Z raportu wynika, że Polska jest na dziewiątym miejscu

wśród państw uważanych za najbliższych partnerów RFN – po takich krajach jak USA, Francja, Chiny, Rosja, Austria, Wielka Brytania, Japonia i Holandia.

Lepiej niech zapłacą za zniszczoną Warszawę!

Estonia chciałaby, żeby UE rozwi-nęła własną politykę cyberobrony, tak by chronić przed hakerami nie tylko systemy wojskowe, ale przede wszystkim sektor prywatny i zwykłych obywateli. Dotychczas NATO rozwinęło system obrony cyberprzestrzeni, ale skupia się on na części wojskowej, szczególnie obronie natowskich systemów informacji i łączności. W ramach cyberobrony UE powinna zapewnić ochronę sieci interne-towych w państwach członkowskich i na poziomie unijnym.

Estonia to malutki posowiecki kraj, który pod względem wykorzystania internetu wyprzedza kraje takie jak Niemcy czy Wielka Brytania, nie mówiąc już o naszym, który jest na szarym końcu w Europie.

Naukowcy z USA ostrzegają, że zbyt długi czas spędzony przed telewizorem oznacza zwiększone ryzyko cukrzycy typu 2, chorób układu sercowo-naczy-niowego i przedwczesnej śmierci. Wg statystyk, przeciętny Europejczyk spędza przed telewizorem 40% swojego czasu

Rząd Austrii wstrzymał zamierzoną sprzedaż dwóch alpej-skich szczytów w Tyrolu Wschodnim, gdyż plan prywatyzacji pary szczytów w Alpach Karnickich, Grosse Kinigat (na zdję-ciu) i Rosskopf, za 121 tys. €uro wzbudził powszechne oburze-nie w kraju. Planem sprzedaży tyrolskich wierzchołków wzbu-rzeni byli lokalni politycy i zwykli obywatele, którzy zasypywali ministerstwo gospodarki pełnymi oburzenia telefonami i e-mailami. Chętnych na zakup szczytów było ponad 20 osób.

Bali się, że „prywaciarz” zabierze szczyt i postawi go gdzie indziej?

FOT.

WIK

IPE

DIA

Page 40: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XL NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

POSTĘPY POSTĘPUwolnego, a Australijczyk aż 50% – co oznacza około trzech-czterech godzin codziennego oglądania telewizji. W USA problem jest

jeszcze poważniejszy.A według naszych badań, w naszym

kraju najbardziej szkodzi oglądanie wia-domości telewizyjnych – zwiększa to w znacznym stopniu ryzyko matołectwa.

Wg niemieckich agencji pracy tymczaso-wej zainteresowanie wyjazdem do pracy do Niemiec okazało się po 1 maja tak małe, że Niemcy będą zmuszeni obniżyć wymaga-nia. Niemcy są bardzo ostrożni w zatrud-nianiu Polaków. To dlatego dziś największy wzrost wyjazdów do pracy jest w tych branżach, które już były dla nas otwarte i gdzie Polacy zdobyli dobrą opinię. Agencja podtrzymuje swoją prognozę, iż w ciągu trzech lat wyjedzie około 300 tys. pracow-ników. W tym roku największa fala ma wystąpić w trzecim kwartale, kiedy pierw-sze szlaki zostaną przetarte, a oczekiwania pracodawców urealnione.

Wyjazdy do pracy do Niemiec mają dłu-gą i bogatą tradycję, zresztą z Niemców do nas także – wystarczy przypomnieć postać znanego niemieckiego specjalisty Franciszka Kutschery.

Funkcjonariusze policji więziennej z zakładu karnego w Genui są atakowani przez rezydujące na jego dachu wiel-kie mewy. W obawie przed kolejnymi atakami ptaków muszą oni nosić kaski ochronne. Ptaki uwiły gniazda na dachu więzienia, w którego czterech rogach znajdują się budki wartownicze. Kiedy przewodniczka mewiego stada widzi co kilka godzin zmianę warty, podnosi straszliwy wrzask, po którym dochodzi do zmasowanego ataku pilnujących swych gniazd ptaków na intruzów chodzących po dachu. Dyrekcja zakładu zwróciła się o pomoc do odpowiednich służb, ale okazało się, że nie można nic w takiej sytuacji zrobić, gdyż w regionie Liguria obowiązują przepisy chroniące gniazda ptaków. Nie można ich usunąć, póki pisklęta nie urosną. Ten gatunek mew jest też pod ochroną.

To i tak mają szczęście, że nie zagnieź-dziły się im kondory. Taki kondor to ponoć potrafi i człowieka porwać!

Grupa hakerów nazywana Lulz Security poinformowała, że zablokowała strony internetowe Centralnej Agencji Wywia-dowczej. Ta sama grupa odpowiada za niedawne cybernetyczne ataki na Senat USA, fi rmy Sony i News Corp oraz tele-wizję publiczną PBS. Wg p. Galfryda

Carra, eksperta od bezpieczeństwa sys-temów komputerowych, autora książki o wojowniczym „cybernetycznym pod-ziemiu”, hakerzy nie mogli dostać się do poufnych danych agencji, włamując się zaledwie na ogólnie dostępne strony internetowe CIA.

Do czasu, do czasu…

Na polecenie ministra zdrowia Włoch karabinierzy skonfi skowali w czwartek 5 ton francuskich hamburgerów i pul-petów „Steak Country”. To produkty mięsne francuskiej fi rmy były przyczyną zatrucia siedmiorga dzieci bakterią E. coli w rejonie Lille we Francji.

Słusznie, tym bardziej że nosiły jakąś idiotyczną angielską nazwę!

Izraelczycy rozpoczęli „serkową rewo-lucję” na Facebooku. Ponad 65 tys. ludzi przyłączyło się już do bojkotu granulo-

wanego wiejskiego serka, którego ceny w izraelskich sklepach są ponad dwa razy wyższe niż w USA. Opozycja zaciekle atakuje w tej sprawie rząd. Miesięczny bojkot miał się rozpocząć 1 lipca, ale po-mysł tak szybko zyskał rozgłos, że trwa już teraz, zajmując czołówki w mediach i prowokując burzliwą debatę w parlamen-cie. Gabinet p.Beniamina Netanjahu nie wyraża jednak zgody na umieszczenie wiejskiego serka na liście produktów, których ceny są kontrolowane przez rząd.

E tam, u nas za komuny bywało, że rządząca ekipa leciała ze stołków po pro-testach z powodu podwyżki cen żywności. I żadnego Facebooka nie było.

Żydzi i muzułmanie protestują w Ho-landii przeciwko planom wprowadzenia zakazu rytualnego uboju zwierząt. W Holandii prawo nakazuje ogłuszanie zwie-rzęcia przed jego ubojem. Ze względów religijnych zrobiono wyjątek dla rytual-nych rzeźni żydowskich i muzułmańskich. Teraz jednak Partia Zwierząt, posiadająca swoich przedstawicieli w holenderskim parlamencie, zaproponowała, żeby zabro-nić uboju rytualnego. Media donoszą, że propozycja ma dużą szansę na przyjęcie.

No proszę – żydzi i muzułmanie w jednym froncie. A zjednoczyła ich jakaś idiotyczna Partia Zwierząt.

Europejska Komisja przeciwko Rasi-zmowi i Nietolerancji (ECRI) donosi w najnowszym raporcie, że rasizm zako-rzenia się w Europie i jeżeli rządy nie podejmą odpowiednich działań, zadomo-wi się tutaj na stałe. Negatywne tenden-cje, zdaniem tej instytucji, pogłębiają się m.in. wskutek kryzysu ekonomicznego. Dowodem na to ma być m.in. sukces wyborczy skrajnej prawicy w wielu krajach w 2010 roku. Komisja podkreśla, że „same środki prawne nie wydają się wystarczające” w celu przeciwdziałania tendencjom dyskryminacyjnym.Środki prawne niewystarczające? Czyli

co – obozy koncentracyjne dla rasistów?

P. Kewin Rudd, australijski minister spraw zagranicznych, i szefowie wiel-kich przedsiębiorstw spędzili noc, śpiąc na ulicach Sydney. W ten sposób możni Australii postanowili zebrać pieniądze dla prawdziwych bezdomnych w ramach akcji „Dyrektor pod chmurką”. Kampania po-zwoliła uzbierać 4 mln AU$ (2,9 mln euro) na rzecz Stowarzyszenia św. Wincentego a Paulo, które pomaga bezdomnym.

Ech, zobaczyć Radzia Sikorskiego, jak śpi gdzieś na ławce w pobliżu Dworca Centralnego w Warszawie – bezcenne.

W stolicy Macedonii, Sko-pje, rozpoczęto montaż gi-gantycznego, 22-metrowego pomnika Aleksandra Wielkie-go, który z pewnością stanie się kolejną kością niezgody z Grecją, dla której ten słynny władca także jest bohaterem narodowym. Sama postać siedzącego na koniu Alek-sandra Wielkiego zwanego Macedońskim ma 12 m wyso-kości i będzie usytuowana na 10-metrowym postumen-cie. Pomnik, według władz, przedstawia „wojownika na koniu”, lecz przypomina on postać króla Aleksandra III, który żyjąc jedynie 32 lata, pokonał imperium perskie i opanował wiele innych ziem, które stały się częścią sta-rożytnej Grecji. Zmarł w 323 roku przed Chrystusem.

Aleksander Wielki wiedział, jak się takie nierozwiązywalne pro-blemy załatwia. Ale cóż, ani ta Grecja, ani ta Macedonia, więc i Aleksandra Wielkiego nie należy się spodziewać. Nawet Średniego.

Page 41: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XLINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

FILM

Filmowa modlitwa„DRZEWO ŻYCIA” („Tree of Life”), USA, 2011. Reżyseria: Terrence Malick. Wykonawcy: Brad Pitt, Sean Penn, Jessica Chastain, Brauden Whisenhunt i inni. Dystrybucja: Monolith Films.

Na ostatnim festiwalu w Cannes pomiędzy krytykami z wielu krajów – w tym wysłannikami „Gazety Wyborczej” i „Rzecz-

pospolitej” – rozegrał się zacięty spór o wybór najlepszego fi lmu. Wspomniani nasi eksperci wychwalali „Melancholię” Larsa von Triera, w czym nie przeszko-dziła im nawet afera z wyrzuceniem z fe-stiwalu tego psychopatycznego i cierpią-cego na permanentne depresje duńskiego reżysera za głupawe ględzenie o Hitlerze i Holokauście na konferencji prasowej, o czym skrupulatnie donosiły światowe media. Tymczasem osławiona depresyjna i nihilistyczna „Melancholia”, impresja o domniemanym bliskim końcu świata (pi-sałem o niej w „NCz!”), przegrała wyścig o Złotą Palmę z amerykańskim „Drzewem życia” w reżyserii Terrence’a Malicka, autentycznego intelektualisty kina, autora kilku autorskich i eksperymentujących – jak na produkcję hollywoodzką – fi lmów. Po stronie Malicka w Cannes stanęło wie-lu krytyków, w tym amerykańskich, któ-rych nie wystraszyła sława von Triera i afera z nim związana.

Moim zdaniem, jury pod przewodnic-twem Roberta De Niro słusznie dało Złotą Palmę „Drzewu życia”, a nie „Melan-cholii”. Konfrontacja tych dwóch fi lmów wydaje się zresztą ciekawa nie tylko ze względów artystycznych, lecz także świa-topoglądowych i ideologicznych.

Ponad dwugodzinne dzieło Malicka – w

odróżnieniu od „Melancholii” – jest przej-mującym fi lmowym esejem odnoszącym się bezpośrednio do sfery religijnej. We współczesnej produkcji fi lmowej w kra-jach zachodnich wydaje się to obecnie bardzo rzadkie. Na międzynarodowych festiwalach promuje się dziś zazwyczaj obrazy o wymowie lewicowej, przesiąk-nięte ideologią politycznej poprawności.

W „Drzewie życia” jest inaczej. W luź-no i niechronologicznie zmontowanych scenach oglądamy wspomnienia z dzie-ciństwa – myśli, refl eksje, wyobrażenia? – pewnego architekta, który młodość spędził w latach 50. minionego wieku w pewnym miasteczku w Teksasie. Obraz rodziny przypomina tu typowy, klasycz-ny hollywoodzki fi lm. Surowy i nado-piekuńczy ojciec i łagodna, wspaniała matka wychowują trzech synów według pewnych zasad moralnych sprzed okresu buntu, kontrkultury i kontestacji. Przy-padkowa śmierć jednego z braci prowo-kuje refl eksje całej rodziny nad podsta-wowymi kwestiami: sensem tej tragedii, sensem życia, ofi ary, poświęcenia i relacji człowieka z Bogiem. Autor fi lmu przy-wołuje tu biblijną historię Hioba i Chry-stusową naukę o miłosierdziu z Nowego Testamentu, a w paradokumentalnych impresjach na temat stworzenia świata, przyrody i ludzi zadaje odwieczne meta-fi zyczne pytania o sens cierpienia i ży-cia wiecznego. Malick konstruuje formę fi lmu, posługując się odniesieniami do

symbolicznych i klasycznych dzieł wiel-kich reżyserów, w tym Orsona Wellesa, Stanleya Kubicka, Andrieja Tarkowskie-go i kilku innych. Z jednej strony widzi-my tu płaszczyznę realistyczną, z drugiej zaś oniryczną, bowiem „Drzewo życia” przypomina jeden wielki sen, w którym na jednym poziomie funkcjonuje realizm rodem z kina hollywoodzkiego i senne majaki, jakby wyjęte z fi lmów ekspery-mentalnych. Świadczy o tym dobitnie zakończenie, w którym autor wykreował obraz braterstwa wszystkich ludzi w raju po zmartwychwstaniu.

Trzeba przy tym podkreślić, że fi lmowa wizja Malicka nie ma nic wspólnego z modnym dziś religijnym synkretyzmem – mieszanką buddyzmu, Kriszny, pogań-stwa, ekologii itd. Autor odnosi się jedno-znacznie do Boga z Biblii i chrześcijań-stwa, który łatwo nie spełnia wszystkich zachcianek ludzi. Los człowieka pozosta-je zaś w fi lmie metafi zyczną tajemnicą.

Niektórzy krytycy zarzucają reżysero-wi „Drzewa życia” zbytni patos i kiczo-watość. Nie podzielam tego poglądu. Na tle wszechobecnej mody na autoironię, parodię i karykaturę we współczesnym kinie, poważna tonacja dzieła Malicka może rzeczywiście zadziwiać, a nawet szokować. Dobrze się jednak stało, że ten oddziałujący silnie na emocje, przypomi-nający modlitwę utwór-esej został wypro-mowany na festiwalu w Cannes.

MIROSŁAW WINIARCZYK

Page 42: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XLII NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

V KOLUMNA

Wiosenne sympozjumW maju Katedra im. Ko-

ściuszki przy The Institute of World Politics zorga-nizowała sympozjum o

„sprawach bieżących dotyczących Polski i Europy Środkowo-Wschodniej”. A spra-wy bieżące to energia, restytucja mienia, mniejszość polska na Litwie oraz katastro-fa smoleńska. Po co takie sympozjum? Po to, aby uszeregować sprawy ważne, przyj-rzeć się im oraz poinformować amerykań-skich specjalistów na tematy, które zarów-no tzw. mainstreamowe media, jak i tzw. czynniki ofi cjalne przedstawiają zwykle w innym świetle albo w ogóle pomijają.

Poniżej zamieszczam moje sprawozda-nie z sympozjum. Swobodnie mieszam opinię innych ze swoimi refl eksjami.

Jako keynote speaker dr Adam Szafrań-ski, nasz visiting research fellow z kra-ju, bardzo kompetentnie omówił sprawę bezpieczeństwa energetycznego. Krót-ko mówiąc: Polska takiego nie posiada. Warszawa kołacze do Brukseli o ochro-nę. W tzw. międzyczasie nie udaje się wiele załatwić z Oslo, więc zaczyna się gra z Moskwą, która na polskie zabiegi odpowiada z jednej strony obietnicami łask i rzekomych preferencji, a z drugiej dogaduje się nad głowami wszystkich z Berlinem, który zresztą przecież szefuje europejskiej Ostpolitik. Polscy politycy desperacko kombinują z rurociągami – może wyjdzie Nabucco, a może odwróci się przepływ w rurociągu Brody-Odessa, a może coś przez Gruzję. Czyli wishful thinking.

Sytuacja geopolityczna jest taka sama jak zawsze, trudno liczyć na cud. Cho-ciaż naturalnie trzeba próbować coś ro-bić. Stąd zabiegi MSZ, aby wmanewro-wać się humanitarnie w sytuację w Libii – a nuż skapnie coś z tego rurociągu, o ile padnie Kaddafi . Bo jeśli nie padnie, to na pewno da kopa tym chętnym na ropę, którzy popierali opozycję, każe im płacić ceny rynkowe i ustawiać się w kolejce. Nie będzie taryfy ulgowej. Zresztą spe-cjalnego traktowania przez kraje arab-skie nie będzie, od kiedy Polska stanęła jednoznacznie po stronie amerykańskiej w Iraku i Afganistanie. W tym względzie nie pomaga także zdecydowanie proizra-elska polityka post-PRL.

Geopolityka regionalna i globalna ska-zuje Polskę na osamotnienie. Stąd roz-dmuchana nadzieja związana z gazem łupkowym. Co z tego będzie, nie wia-

domo; naturalnie trzeba próbować. Tu-taj anegdotka. Na początku lat 90. moja ciocia sprowadziła z Ameryki ekspertów od poszukiwań gazu i ropy z poważnej fi r-my; nic z tego nie wyszło, władze polskie nie były zainteresowane, chociaż sprawa oparła się o świeżo wybranego demokra-tycznie pierwszego prezydenta. Niestety był jednak zbyt zajęty puszczaniem ko-munistów w skarpetkach.

Inna nadzieja to gazyfi kacja węgla. Pol-ska ma wciąż go w bród. Technologię mają Amerykanie (na przykład Chevron). Słyszeliśmy zakulisowe dyskusje na ten temat, m.in. zna się na tym z racji zawo-du wyuczonego (a nie wykonywanego) prof. Jerzy Buzek. Można spróbować coś zrobić. Tylko trzeba chcieć.

Trzecia opcja w prezentacji dr. Sza-frańskiego pojawiła się powodu charak-terystycznego głosu amerykańskiego. Chodzi o opcję nuklearną. Otóż jeden z gości, raczej zdumiony tym wszystkim, zadał kluczowe pytanie: „Dlaczego Pol-ska nie współpracuje bliżej z Niemca-mi? Przecież Niemcy to sojusznik USA, Polska też i oba państwa reprezentują Zachód, więc o co chodzi? Dlaczego na przykład Berlin nie zacznie sprzedawać Warszawie ropy i gazu, który dostaje po preferencyjnych cenach od Moskwy? Przecież jest to w interesie i Polski, i Niemiec, szczególnie że Niemcy wyco-fują się z energii nuklearnej”.

Odpowiedź była taka: w interesie War-szawy jest budować elektrownie ato-mowe i sprzedawać energię nuklearną Berlinowi. Polska musi mieć niezależ-ność energetyczną. W tej chwili jedyne realistyczne rozwiązanie to energia ato-mowa. I naturalnie nie mogą to być elek-trownie na sowiecki wzór Czarnobyla. Technologię można kupić albo z Francji (gdzie większość energii pochodzi z tego źródła i gdzie standardy bezpieczeństwa są bardzo wysokie), albo z USA. Jedna z kalifornijskich fi rm oferuje przenośny reaktor nuklearny, który można wozić na wielkiej ciężarówce. Co więcej, rdzeń jest skonstruowany z takich materiałów i w taki sposób, że nie może się stopić. Bezpieczeństwo jest zagwarantowane. Czysta energia. Trzeba tylko chcieć.

Dalej była dyskusja panelowa o resty-tucji mienia. Stwierdziłem, że restytucja musi mieć miejsce z powodów pragma-tycznych i moralnych. W Europie Środ-kowej i Wschodniej miały miejsce dwie

inwazje i dwie re-wolucje: narodowo-socjalistyczna niemiecka oraz między-narodowo-socjalistyczna sowiecka. Obie były wrogie wobec własności prywatnej. Ta pierwsza uwzięła się szczególnie na własność żydowską oraz mienie państw podbitych i ich elit chrześcijańskich. Ta druga nie dyskryminowała i rabowała wszystko – zarówno majątek elit, jak i mienie ludu. Po 1989 roku mieliśmy do czynienia z transformacją, czyli z prze-kształceniem komunizmu w demokrację. Dokonano tego w taki sposób, aby zmie-nić kształt systemu, ale nie jego właści-wości. Integralną częścią tego procesu był rabunek mienia publicznego na wiel-ką skalę. Uwłaszczała się nomenklatura. Najbardziej patologicznym przypadkiem była tu postsowiecka Rosja, gdzie – jak niektórzy szacują – mienie wartości 400 miliardów dolarów „sprzedano” za 6 miliardów.

Jednocześnie komuniści i ich socjalli-beralni sojusznicy robili wszystko, aby zapobiec restytucji mienia. Dlaczego? Po pierwsze – z praktycznego punktu wi-dzenia restytucja pomogłaby odtworzyć przedwojenne elity (dotyczy to raczej krajów bloku niż samej post-Sowiecji, z wyjątkiem Estonii i Łotwy). Stałyby się one przeciwwagą dla czerwono-różowej koalicji. Po drugie – restytucja byłaby sygnałem dla zagranicznych inwestorów, że Polska i inne kraje postkomunistyczne szanują własność prywatną i traktują ją poważnie. Odpowiedni klimat prawny stanowi bezwzględną gwarancję bezpie-czeństwa dla inwestorów. Po trzecie – z moralnego punktu widzenia restytucja naprawiłaby krzywdy wyrządzone ofi a-rom totalitaryzmu, czyli prawowitym właścicielom i ich spadkobiercom.

W Polsce ogólna restytucja właściwie nie miała miejsca, z kilkoma ważnymi wyjątkami. Przede wszystkim Kościół, dzięki zakulisowym manewrom, odzy-skał część swojej własności. To była cena za ustabilizowanie Polski i wyga-szenie impetu kontrrewolucyjnego po 1989 roku. Komuniści po prostu opła-cili się w taki sposób, aby zagwaranto-wać sobie bezpieczeństwo transformacji. Nie ryzykowali nic. Gdyby nie implozja Sowietów, PRL wróciłaby do znajomej, historycznej formy i zapewne ponownie skonfi skowano by mienie Kościoła, o ile wymagałaby tego bieżąca polityka.

Page 43: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XLIIINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

V KOLUMNAPrzecież po 1956 roku religia też wróci-ła chwilowo do szkół, bo komuniści dali Kościołowi koncesje w zamian za spacy-fi kowanie skłonnych do antysowieckiego powstania Polaków. Ale wkrótce potem religia zniknęła ze szkół (nota bene stało się to w harmonii z sowiecką kampanią antyreligijną – tyle o „niezależności” Gomułki).

Przy okazji, dzięki wstawiennictwu Ko-ścioła katolickiego, część mienia zwró-cono innym związkom wyznaniowym, w tym luteranom i żydom. Stało się to zarówno dzięki grze w kuluarach, jak i legislacji. Podobnie udało się rozmaitym wyznaniom odzyskać mienie w bloku i zachodniej post-Sowiecji. W Interma-rium głównie dotyczy to mienia Cerkwi prawosławnej, ale katolicy też odzyska-li pewną część. Na zachodniej Ukrainie naturalnie zyskali na tym głównie unici, ale na Litwie i Białorusi katolicy rzym-scy też nie mają powodów do narzekania (chyba że podkreślają swoje związki z polskością). Protestanci odzyskali głów-nie w państwach bałtyckich, ale synagog zwrócono raczej niewiele – z wyjątkiem krajów bloku, głównie Węgier, Polski i Czech.

Co do restytucji dla prywatnych właści-cieli i społecznych instytucji, to sprawa ta została załatwiona legislacyjnie chyba najsprawniej w Czechach i na Węgrzech. Najlepiej jednak jest w Estonii. Tam na-wet korporacje studenckie odzyskały swoją własność. Wynika to z przywró-cenia w największym stopniu spośród krajów, które doświadczyły komunizmu, ciągłości prawno-konstytucyjnej z przed-wojenną republiką. Zresztą w państwach bałtyckich mamy do czynienia z restytucją etniczną. To znaczy w pierwszym rzędzie dostają rdzenni (etniczni) Estończycy, Łotysze i Litwini. Na Litwie na przykład prawie każdy Litwin, który o to wystąpił, dostał z powrotem swoje mienie (do tego dochodzi dalece zakrojona prywatyzacja i reprywatyzacja, na Wileńszczyźnie często kosztem mniejszości polskiej).

Gdzie indziej w post-Sowiecji nie jest tak różowo z oddawaniem własności prywatnej prawowitym spadkobiercom. Zyskaliby bowiem na tym głównie Pola-cy i Żydzi. Tych pierwszych wystrzela-no, wywieziono, wypędzono, a pozostały niedobitki (nota bene wypadałoby MSZ podjąć sprawę restytucji mienia polskie-go w Rosji, w Moskwie i Petersburgu, szczególnie przejętego przez bolszewi-ków). Żydów w większości wymordowa-no. Ci, co przeżyli, w większości wyje-chali na Zachód. Garstka, która pozostała na miejscu, jeszcze się nie zorganizowała

się dobrze w sprawach restytucji mienia (nawet gminnego – wyjątkiem są tu w pewnym stopniu państwa bałtyckie), choć radzą sobie całkiem dobrze w by-łym bloku, szczególnie na obszarach pod władzą Unii Europejskiej.

W Polsce indywidualna restytucja mie-nia zaledwie pełznie przez post-PRL-owskie sądy. Legislacyjnie nie zaistniała mimo wielu prób. Środowiska postko-munistyczne i socjalliberalne podnoszą

populistyczne hasła o „powrocie panów”. Pamiętam artykuł w jednym z post-PZPR-owskich tygodników dla „inteligencji”, który przyrównywał próby odzyskania mienia przez prawowitych właścicieli, szczególnie ziemian, do rabunku przez okupantów i zaborców, począwszy od szwedzkiego „Potopu”. No, ale i środowi-ska populistyczne i nacjonalistyczne stra-szą powrotem „Żydów” i Niemców.

Otóż własność prywatna nie ma naro-dowości. Ma tylko prawowitych wła-ścicieli. Jeśli ktoś jest obywatelem pol-skim zamieszkałym w Polsce, powinien tę własność odzyskać w pierwszym rzędzie. Inni mogą starać się o rekom-pensaty, szczególnie tam, gdzie działa prawo przez zasiedzenie (czyli obecni mieszkańcy zamieszkują od ponad 10 lat i płacą podatki za daną nieruchomość). Należy też wprowadzić en masse odpo-wiednie korekty do ksiąg wieczystych. I rząd polski musi dążyć do korekty trak-tatu z Niemcami: rząd w Berlinie po-winien wziąć na swoje barki wszelkie koszty roszczeń za mienie pozostawione przez obywateli niemieckich na terenach obecnej Polski. Nie można uznać żadnych roszczeń niemieckich do mienia, w tym i

pojedynczych obywateli, bo byłoby to od-wrócenie wyniku II wojny światowej.

A co się stało z moim powyższym twierdzeniem, że własność nie ma naro-dowości? Niekonsekwencja? Absolutnie nie. Traktat międzypaństwowy uregulu-je sprawy kompensaty-restytucji mienia poszczególnych Niemców. Ich państwo rozpętało wojnę światową, a więc jest odpowiedzialne za jej skutki. Niemcy powinny rekompensować Niemcom. Zresztą Polacy powinni się też osobno domagać od Niemiec rekompensaty za dobra utracone na Kresach Wschodnich. Od Niemiec i od Rosji.

Na temat pewnych aspektów resty-tucji nie zgodziła się ze mną po części prof. Juliana Pilon. Pokazała nam zdję-cie swego domu rodzinnego w Braszo-wie. Należał do zmarłego niedawno jej ojca, spadek przeszedł na nią. W willi tej mieszka teraz 50 osób. Juliana podkre-śliła, że po pierwsze – ani jej ojciec, ani ona nie mieli zamiaru wracać do Rumu-nii, z której uciekli spod komunistyczne-go panowania i mają o tym jak najgorsze wspomnienia, przy których tylko do-świadczenia Holokaustu są dla jej rodzi-ny gorsze. Po drugie – prof. Pilon uważa, że nie można ludziom zabierać mienia i nieruchomości, do których de facto na-byli prawo przez zasiedlenie. Po trzecie – poszczególni spadkobiercy, którzy mimo wszystko chcą odzyskać mienie, powinni to robić indywidualnie za pośrednictwem sądów, które muszą rozpatrzyć osobno każdą sprawę. Czyli Juliana uważa, że restytucja totalna to zawracanie głowy i jeszcze jedna niesprawiedliwość.

Absolutnie odrzuciła taką argumentację następna panelistka, dr Tania Mastrapa. Jest ona specjalistką od restytucji mienia na Kubie, w Wenezueli i gdzie indziej w Ameryce Łacińskiej gdzie miały miejsce czerwone konfi skaty. Tania podkreśla, że komunistom i ich ideologicznym krew-nym nie można odpuścić. Ofi arom na-leży się zadośćuczynienie. Dr Mastrapa zilustrowała swoje wystąpienie prezenta-cją slajdów z Kuby – własność prywatna przed komuną i obecnie. Zgroza. Całko-wita dewastacja, którą więźniowie PRL znali z autopsji.

Na koniec profesor Eugene Poteat mó-wił o katastrofi e smoleńskiej, podkreśla-jąc, że wszystko jest bardzo podejrzane i wygląda na zamach.

A przedtem, w trakcie i potem delek-towaliśmy się wspaniałym jedzonkiem ufundowanym przez mojego Jaremkę. Czyli jeszcze jedna rodzinna impreza w IWP.

MAREK JAN CHODAKIEWICZ

„DLACZEGO POLSKA NIE WSPÓŁPRACUJE BLIŻEJ Z NIEMCAMI? PRZECIEŻ NIEMCY TO SOJUSZNIK USA, POLSKA TEŻ I OBA PAŃSTWA REPREZENTUJĄ ZACHÓD, WIĘC O CO CHODZI?”

Page 44: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XLIV NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

PUBLICYSTYKA

Oto prasa doniosła niedawno („Rzeczpospolita” z 30 maja 2011 r. oraz jej strona interne-towa), że do władz Unii Euro-

pejskiej skierowany został wspólny apel żydowsko-muzułmański, by „Europej-czycy” – jak ich tam określono – posta-wili wreszcie tamę wszelkim przejawom „antysemityzmu, islamofobii, ksenofobii i rasizmu”. W związku z tym przypomina się w owym apelu „o horrorach XX wie-ku: Holokauście i masowych mordach na muzułmanach w Bośni”. Apel podpisało 33 przedstawicieli obu wyznań z różnych krajów Europy, a przekazali go razem naczelny rabin Brukseli Albert Guigui i wielki mufti Bośni Mustafa Cerić.

Jak widać, apel rozszerza znaną do-tąd walkę z „antysemityzmem” do wal-ki z „antysemityzmem i islamofobią”. Stwarza w ten sposób wspólny front arabsko-żydowski, a więc dwu ludów wschodnich, ustawiony przeciw ludom Zachodu. Jak serio rozszerzenie to się w apelu traktuje, widać z niego same-go: na jednej płaszczyźnie postawiono w nim niemiecki mord na Żydach euro-pejskich i serbski mord na bośniackich muzułmanach, czyli Srebrenicę i Tre-blinkę. Żydzi odchodzą w ten sposób od całej swojej dotychczasowej linii, która polegała na konsekwentnym sprzeciwie wobec przyrównywania Wielkiej Zagła-dy do jakiejkolwiek innej masakry dzie-jowej. Czemu to czynią? Chyba tylko po to, by wykazać swoją wolę zbratania.

Transakcja polityczna byłaby prosta: my pomożemy wam umocnić się w Eu-ropie, wy dacie nam za to spokój w Pa-lestynie. Na długą metę mogłoby to być całkiem racjonalne. Ameryki nie zdoła-ło wyrwać ze stuporu nawet islamskie uderzenie w Nowy Jork. Nad Europą zaś woń rozkładu unosi się całkiem nie-dwuznacznie (w Niemczech słychać na przykład głosy, że rozwiązaniem trudno-ści z tamtejszymi muzułmanami mógłby być wybór jednego z nich na prezydenta państwa; a w Polsce Sejm uchwalił wła-śnie kolejną ustawę antyrodzinną, by zyskać poklask brukselskich zgniłków). W dalszej perspektywie na Zachód nie ma zatem co liczyć, pozostaje więc jed-no: zwrócić się na Wschód (w tym świe-tle jaśniejsze staje się też lekceważące potraktowanie prezydenta Obamy przez premiera Netanjahu podczas wizyty w Waszyngtonie 20 maja – co tak zmiesza-ło wielu, np. tygodnik „Time”).

Zwiastuny, że przymierza się odwraca-ją, były zresztą już wcześniej. W inter-netowych „2007 News Releases” można znaleźć informację, że Centrum Wiesen-

Rok temu w książce-wywiadzie, jaki przeprowadził ze mną dr Tomasz Sommer („Wolniewicz. Zdanie własne”, Warsza-wa 2010, str. 114-117), wyraziłem przypuszczenie, że Żydzi, widząc zatrważający upadek Zachodu, mogą odwrócić swoje przymierza i zbratać się przeciw niemu z islamem i Arabami. Dalej tak sądzę, a utwierdzają mnie w tym pewne fakty. Wskazują one, że bliżej im w istocie do islamu niż do chrześcijaństwa – wbrew pobożnym nadziejom Kościoła.

Odwracalność przymierzy

BOGUSŁAW WOLNIEWICZ

Święte miejsce islamu, Al-Aksa, znajduje się tuż obok żydowskiej Ściany Płaczu. Pierwsza żona Mahometa, Chadidża, była Żydówką, a on sam ponoć zabiegał o status proroka także wśród żydów i chrześcijan.

FOT.

WIK

IPE

DIA

Page 45: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XLVNR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

PUBLICYSTYKAthala wystąpiło 7 czerwca 2007 roku ze wspólnym żydowsko-muzułmańskim wezwaniem do 56 krajów należących do Organizacji Bezpieczeństwa i Współ-pracy w Europie, by nie ustawały w tropieniu plag, jakimi są „anty-semityzm i dyskryminacja mu-zułmanów”. W tym wezwaniu mówi się: „Mimo wydarzeń na Bliskim Wschodzie, żydzi i muzułmanie muszą przeciwsta-wiać się ramię w ramię wszel-kiemu przesądowi i nietoleran-cji”. Wezwanie podpisali: Shimon Samuels – dyrektor centrum Wie-senthala w Paryżu; Mohammed Amin – przewodniczący Federacji Islamskich Związków Religijnych w Hiszpanii; Mark Weitzman – kierownik „grupy operacyj-nej przeciwko nienawiści” (Task Force against Hate) przy centrum Wiesenthala w Nowym Jorku; oraz Mohamed Boudje-nane – przywódca Kanadyjskiej Federacji Arabskiej w Toronto. Mamy tutaj znowu ten sam front: żydowskie i muzułmańskie „grupy operacyjne” ustawione naprzeciw Zachodu i jego łacińsko-chrześcijańskie-go dziedzictwa, niosącego jakoby w sobie „przesąd i nietolerancję”. Tymczasem to właśnie ono wydało z siebie ideę toleran-cji religijnej oraz rozdział władzy świec-kiej i duchownej – nie judaizm ani islam, oba z założenia teokratyczne.

Jedną z idei judaizmu wyraził w ze-szłym roku sławny rabin Owadia Josef – przywódca duchowy jednej z partii politycznych rządzących obecnie w Izraelu („Rzeczpospolita”, 22 paździer-nika 2010 r.). Jego słowa godne są za-pamiętania. Powiedział w synagodze: „Goje rodzą się tylko po to, by nam służyć. Bez tego nie mieliby po co ist-nieć na tym świecie”. Tamtejszy znaw-ca judaizmu Uri Huppert rzekł na to: „Tak o nie-Żydach myślą tylko najbar-dziej radykalni ortodoksi”. Zakłopotany chciał tym tamtą mowę jakoś stonować, a mimowiednie tylko ją potwierdził: że ich ortodoksja takie myślenie o gojach w granicach swoich mieści. Wyobraźmy sobie bowiem, co by się działo, gdyby coś analogicznego o Żydach powiedział jakiś biskup katolicki! A tu nic, krótka nota w gazecie i na tym koniec.

Odwrócenie przymierzy miałoby również swoją gotową już legitymację historyczną. Jest nią nostalgia Żydów za ich „złotym wiekiem” w średnio-wiecznej Hiszpanii, pod panowaniem Maurów i kalifów z Kordoby – zanim ich wszystkich nie wypędzili stamtąd chrześcijanie. Ta nostalgia sama nie jest naturalnie niczym nowym, ale w świetle

dzisiejszych konfliktów politycznych nabiera nowego koloru, tym bardziej że się o owym złotym wieku raz po raz po-lemicznie napomyka.

Najbardziej znamienna zdaje mi się jed-nak owa zgoda Żydów na propagandowe przyrównanie Srebrenicy do Treblinki; a była to nie tylko zgoda, lecz także czyn-ny w tym współudział. To nie mogła być pomyłka, punkt ów jest na to zbyt czuły. To był krok z premedytacją.

Krok tak doniosły winien był wywo-łać liczne komentarze, a nie wywołał żadnych. Dlaczego? Dlatego, że ludzie znowu boją się mówić, co myślą. Co-raz mocniej zaciska się na nich – jak to określił red. Michalkiewicz – „pierścień tolerancji”, który można by też nazwać obrożą. Szerzy się niemy strach, by nie powiedzieć lub chociażby wysłuchać

czegokolwiek, co ktokolwiek mógłby poczytać za krytykę poczynań żydow-

skich lub muzułmańskich. Krytyko-wać wolno tylko chrześcijaństwo

i Polaków; a także ośmieszać, oczerniać, wyszydzać i znie-

ważać.Zacisk pierścienia tolerancji

widać najlepiej w mnożących się aktach konformizmu i czo-łobitności, profi laktycznych niejako. Oto świeży przykład

(„Rzeczpospolita”, 7-8 maja 2011 r.): „Senat Uniwersytetu

Warszawskiego jednomyślnie po-stanowił nadać doktorat honoris causa

UW Szewachowi Weissowi. Rektor UW podkreśla, że to wyraz hołdu dla osią-gnięć wielkiego przyjaciela Polski”. Hoł-du za co? I w czym konkretnie ta „wielka przyjaźń” się objawiła? O tym ni słowa – i nic dziwnego. Wskazać bowiem u pana Weissa – byłego przewodniczącego Kne-setu, potem rady naukowej instytutu Jad Waszem, wreszcie ambasadora Izraela w Warszawie – można łatwo coś wręcz prze-ciwnego. Weiss był współorganizatorem haniebnej nagonki na Polskę, jaką rozpę-tano pod pretekstem sprawy Jedwabnego. Tenże Weiss poparł potem aktywnie i dalej popiera horrendalne roszczenia majątko-we wobec Polski wysuwane przez stronę żydowską bez żadnego tytułu prawne-go, drogą czysto politycznego szantażu. Wsparł też kolejny antypolski paszkwil tego Grossa, otwierający następną rundę owej nagonki (np. w programie TVP1 z 15 marca 2011 r., półtora miesiąca przed hołdowniczą uchwałą senatu UW.)

Szewach Weiss nie jest żadnym „przy-jacielem Polski” – jest jej obrotnym przeciwnikiem politycznym. Temu prze-ciwnikowi rektor i senat UW składają jednomyślnie swój „hołd”. Znaczy to, że nie znalazł się tam nikt, kto by takiej czołobitności wobec przeciwnika ośmie-lił się sprzeciwić. Ta „jednomyślność” daje miarę strachu, jaki w Polsce pod powierzchnią życia już pulsuje. Miara ta przygnębia zarazem i wzburza.

Przygnębia też ewentualność odwró-cenia przymierzy, o jakiej była mowa – choć ta nie wzburza. Europę spotka jedynie to, na co swoją dwuznaczną poli-tyką wobec Izraela sama sobie zasłużyła. Zamiast poprzeć to państwo z całą mocą i bez ogródek jako ważny bastion Zacho-du, lawiruje wciąż między nim a jego muzułmańskim kontestatorem. Czyż nie jest możliwe, że ich w końcu sama prze-ciw sobie zjednoczy? Bogusław Wolniewicz, ur. 1927 w Toruniu, nestor polskiej fi lozofi i i logiki.

roku ze mańskim ących do Współ-wały y--

onnno WWWWWiieieiei -d AAAAmAmAAA inlammmskskskksksksss ici h nii; MaMaMaMaaarkrkrkrkrrr operacyjjj-sk Force esenthala

d Boudje-Federacji aj znowu

czegokolwpoczytać z

skich lwać

i Po

(22222000

WWWWaWaaaaarrrsstannnnoooowowowi

UW SSSSSSSzzzzzez wpooooddkdkdkdkdkkkrrreśla, gggngngngngng iiięć wielkdu za co? Iprzyjaźń” i nic dziwnWeissa – bsetu, potem

SZEWACH WEISS BYŁ WSPÓŁORGANIZATOREM HANIEBNEJ NAGONKI NA POLSKĘ, JAKĄ ROZPĘTANO POD PRETEKSTEM SPRAWY JEDWABNEGO. TENŻE WEISS POPARŁ POTEM AKTYWNIE I DALEJ POPIERA HORRENDALNE ROSZCZENIA MAJĄTKOWE WOBEC POLSKI WYSUWANE PRZEZ STRONĘ ŻYDOWSKĄ BEZ ŻADNEGO TYTUŁU PRAWNEGO, DROGĄ CZYSTO POLITYCZNEGO SZANTAŻU.

Page 46: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XLVI NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

PUBLICYSTYKA

Wedle poglądu skrajnego owa sytuacja była gorsza niż położenie niewolnika na brazylijskiej czy wirginij-

skiej plantacji i gorsza niż życiowe per-spektywy Żyda w warszawskim gettcie A.D. 1942. A to dlatego, że skrajny ego-izm, zacietrzewienie, krótkowzroczność, umysłowa tępota oraz wyssane z mlekiem matki przesądy klasowe naszej szlachty, która chłopów w ogóle za ludzi nie uwa-żała, wykluczały jakikolwiek postęp w tej materii. Dopiero oświecona ingerencja państw zaborczych przyniosła ulgę udrę-czonemu ponad ludzką miarę chłopstwu – czego zresztą pełno jest materialnych świadectw, w postaci chociażby galicyj-skich „kapliczek pańszczyźnianych“, pod fundamentami których uwolnieni przez dobrego Cesarza chłopi grzebali w obec-ności miejscowego landrata, a chociażby i policjanta z cyrkułu spisy swoich po-winności wobec pana-krwiopijcy. Owo uwolnienie z pańszczyźnianego jarzma tak zapadło chłopstwu w pamięć, że jesz-cze w latach międzywojennych podczas budowy drogi próba przesunięcia takiej kapliczki, z pogrzebanymi pod nią „na wiek wieków” powinnościami, wywołała zamieszki z ofi arami w ludziach.

Charakterystyczne dla tego stanowiska jest postrzeganie stosunków między dwo-rem a wsią w kategoriach „gry o sumie ze-rowej” – taka gra wyklucza jakiekolwiek korzyści ze współpracy. Zysk dworu jest stratą wsi i odwrotnie.

Co ciekawe, do stanowiska tego skłania się także co najmniej jeden zwolennik po-zytywizmu prawniczego – co o tyle nie dziwi, że prawodawstwo polskie z całą pewnością z pozytywizmem nic nie mia-ło wspólnego – o czym zresztą między innymi pisałem w „Rzeczypospolitej Ry-cerzy Bożych”. Prawnik powinien jednak

wiedzieć, że częste powtarzanie pewnych zakazów i ciągłe zaostrzanie kar za ich nieprzestrzeganie dowodzi raczej niesku-teczności owych zakazów niż tragicznego położenia dotkniętej nimi grupy ludności.

Rozstrzygnięcie, jak to naprawdę z chło-pami pańszczyźnianymi było, wymagało-by mrówczej pracy, do wykonania której brak mi i środków, i kompetencji. Swoją drogą ciekawe, dlaczego nikt się tego zadania do tej pory nie podjął. Na dok-torat zbyt skomplikowane (trzeba by się przekopywać przez archiwa sądowe, szla-checkie testamenty, księgi parafi alne, listy i pamiętniki – a zrobienie tego na skalę, która by już sensowną syntezę umożliwia-ła, wymagałoby wielu lat pracy i raczej w pojedynkę jest nie do zrobienia...), na habilitację – jako praca jednak przyczyn-karska, od ważkich tematów politycznych czy militarnych odległa – zbyt skromne?

Efekt jest taki, jaki jest. O ile wiem, po-łożenie i losy chłopstwa w Polsce średnio-wiecznej są już w lepszy lub gorszy spo-sób opracowane. Podobnie opracowane są też dzieje chłopstwa pod zaborami (tu jest o wiele łatwiej, bo pojawia się nieznany wcześniej twór biurokratyczny w posta-ci policji, której raporty, łatwo dostępne, bo skoncentrowane na ogół w jednym miejscu, znacznie ułatwiają pracę dziejo-pisa...), a pośrodku – dziura. Nie wiemy więc, czy zjawisko zbiegostwa chłopów ze wsi było incydentalne, czy powszech-ne. Czy panowie bez trudu zbiegłych chłopów łapali (świadectwa mówiące o łatwym, masowym wręcz wyłapywaniu chłopów zbiegłych przez granicę do ja-kiegoś węgierskiego magnata na Spiszu, są mimo wszystko czysto lokalnym feno-menem – można założyć, że ów magnat, w dodatku węgierski, zwyczajnie nie dbał o takie drobiazgi jak zaludnienie swoich dóbr albo nie umiał ich kontrolować...), czy zgoła wprost przeciwnie. Nie wiemy, skąd się brali osadnicy np. w dobrach ta-kiego Jaremy Wiśniowieckiego (nie wie-my też tak do końca, ilu tych osadników było: Romuald Romański, którego bio-grafi ę kniazia trzymam w tej chwili na kolanach, podaje, że wedle spisu z 1640 roku, dobra książęce liczyły 7603 „dymy” chłopskie, a wedle spisu z 1645 roku już 38.460 „dymów” – że jednak liczba głów chłopskich na każdy „dym“ przypada-jących to jedynie szacunek, a nie żaden konkret, to nie wiadomo, czy mówimy

o liczbie 100-150 tys., czy też ponad 200 tysięcy poddanych, których się książę w pięć lat dorobił). Nie wiemy, skąd się brali osadnicy w setkach, jeśli nie w tysią-cach wsi w całej Polsce, których nazwy przechowują pamięć o tym, iż ich miesz-kańcy korzystali ze zwolnienia z świad-czeń na rzecz dworu, musieli zatem być w czyichś dobrach świeżo osadzeni. Jak na przykład pierwotni mieszkańcy mojej Boskiej Woli, na części gruntów sąsied-niej wsi Boże gdzieś w XVII, może w XVIII wieku osadzeni.

Możemy na ten temat snuć jedynie do-mniemania oparte na wiedzy pozaźródło-wej. Nie mam na to żadnych dowodów – ale pomysł, że wszyscy mieszkańcy wszystkich „Wól” w Polsce przywędro-wali do nas z zagranicy, wygląda na szalo-ny. Zresztą wsie zasiedlane przez obcoję-zycznych przybyszów zwykle nazywano tak, że fakt ich obcego pochodzenia nie ulega wątpliwości. Równie szalony wy-daje się pomysł, że takie masowe osad-nictwo, zwykle następujące po ciężkich klęskach wojennych i spustoszeniu kraju (stąd większość wsi w Polsce datuje swo-je istnienie albo od drugiej połowy XVII, albo od połowy XVIII wieku, kiedy to od-budowywaliśmy się po Potopie i po wiel-kiej wojnie północnej), opierało się tylko i wyłącznie na naturalnym przyroście demografi cznym wsi i polegało na prze-siedlaniu nadwyżki chłopskiej młodzieży z jednej wsi do drugiej w obrębie dóbr tego samego właściciela.

A skoro te dwa pomysły wyglądają na szalone, to już mniej szalony wydaje się pomysł, że gros osadników i na Ukrainie, i w Polsce właściwej było zbiegami, którzy w ten sposób, „głosując nogami”, przeno-sili się tam, gdzie im wolnizny i inną po-moc w zagospodarowaniu obiecano. Jeśli tak, to owych zbiegów było tysiące (sko-ro sam tylko Jarema zdołał – fakt, że na niespokojnej Ukrainie, gdzie mobilność ludności była większa niż gdzie indziej – w pięć lat zgromadzić między 100 tys. a 200 tys. przybyszów). A jeśli było ich tysiące, to znaczy, że ustawodawstwem przeciw zbiegostwu chłopów mogli so-bie wielmożni posłowie zadki podcierać. Zakładając, że spisywano je na miękkim papierze ze szmat, a nie na pergaminie...

Nie można też, dyskutując o problemie chłopskim w dawnej Polsce, pominąć wpływu owych wielkich zniszczeń, które

Pogląd na sytuację chłopa pańszczyźnianego w daw-nej Polsce oczywiście zale-ży od sympatii politycznych – i od, najogólniej rzecz biorąc, myślowych przyzwy-czajeń wypowiadającego się we tej sprawie.

Pańszczyzna a śmieci

JACEK KOBUS

Page 47: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XLVIINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

PUBLICYSTYKA

dwukrotnie, w połowie XVII i na początku XVIII wieku, zamieniły prawie cały kraj w pustynię – taką jak nie przymierzając moje grunta w Boskiej Woli, przez zdycha-jącą komunę w połowie lat 80. porzucone na pastwę samosiejek oraz poszukiwaczy piasku budowlanego i miejsc nielegalnego składowania śmieci (zbliżamy się już do konkluzji, a więc do miejsca, w którym ujawnię tym z Państwa, którzy się jeszcze tego nie domyślają, dlaczego te dwa wątki zbiegły mi się w jednym artykule). Jasne jest, że najbiedniejszym taką katastrofę było przeżyć najtrudniej. Jasne też jest, że w tym właśnie momencie ujawniało się – o czym już pisałem na łamach „NCz!” – że stosunki między dworem a wsią nie były bynajmniej grą o sumie zerowej. Wsie prywatne odbudowywały się szybciej od kościelnych, a kościelne szybciej od kró-lewskich. Czy nie dlatego, że właściciele tych wsi – we własnym interesie – poma-gali chłopom w odbudowie? Jak inaczej wytłumaczyć ten fenomen?

Jak dla mnie jednak najpoważniejszym felerem owego zerojedynkowego opisu jest ukryte pod nim założenie, że chłopi pragnęli wolności. No bo przecież wła-śnie dlatego tacy byli uciśnieni i zniewo-leni, że wolności nie mieli – prawda? Dla-tego można porównywać ich sytuację do położenia niewolników na wirginijskiej plantacji.

Wiele zachowań chłopskich z okresu dobrze już zbadanego, czyli zaborczego, pozwala określić, czego chłopi pragnęli. Chłopi pragnęli z całą pewnością najeść

się: dlatego np. na przednówku tłumnie ciągnęli do cesar-skich punktów wer-

bunkowych w Galicji, bo służba w wojsku przynajmniej gwarantowała jakąś strawę. Nie jest też przypadkiem, że powtarzające się lata nieurodzajów, zagrażające wyży-wieniu chłopstwa, były najpewniejszą po-

budką do buntu.Chłopi pragnęli mniej praco-wać – najlepiej oczywiście, jak można by domniemywać, wcale. To przecież swoje ob-

ciążenie pracą na rzecz dzie-dzica grzebali pod owymi

„kapliczkami pańszczyź-nianymi”.

Ponieważ mamy też, prawie tak samo często powtarzane jak prawa przeciw zbiegostwu, także i prawa przeciw ha-zardowi, pijaństwu i zbytkowi wśród

chłopstwa (a tak...) – możemy też do-mniemywać, że i zabawić się chłopi by nie odmówili. Kozacy zresztą, wzniecając swoje powstania na Ukrainie, jako jeden z częstszych postulatów wysuwali i ten, żeby im wolno było gorzałkę destylować w dowolnych ilościach i nie tylko na wła-sne potrzeby, ale i na sprzedaż. Widać był to popytny towar.

Gdzie tu jest jakaś abstrakcyjnie rozu-miana „wolność”? Źródła nic o żadnej wolności nie mówią – to badacz, zwo-lennik pewnego określonego poglądu na świat, ową abstrakcyjną „wolność” pod chłopskie czapki wkłada. Czy ona pod owymi czapkami sama z siebie by się pojawiła, choćby i niejasno wyartykuło-wana? Nie sposób rozstrzygnąć. Wydaje mi się jednak, że jest to pojęcie dla opisu sytuacji chłopstwa w dawnej Polsce po prostu zbędne. Jako takie powinno więc podpadać pod brzytwę Ockhama.

I właśnie owe śmieci zalegające stosa-mi wokół miast, miasteczek i wsi w ca-łej Polsce są idealnym przykładem na to, że należy unikać wkładania ludziom pod czapki zbędnych dla opisu ich zachowań ideałów. W zupełności wystarczy założyć, że reagują na bodźce.

W naszej gminie, która jest pod tym względem zapewne typowa, mieszkaniec może sobie wybrać jedną z dwóch fi rm wywożących śmieci, które mają na tym terenie praktyczny monopol, wynikają-cy z posiadania umów z odbiorcą śmieci – wysypiskiem. Wysypisko nie przyjmie śmieci przywiezionych prywatnie (podob-

nie jak schronisko dla zwierząt na Paluchu w Warszawie nie przyjmuje kotów i psów innych niż dowiezione przez straż miejską – oryginalny sposób na przerzucenie cię-żaru utrzymania lub uśpienia błąkającego się zwierzęcia na barki mieszkańców, któ-rzy okazali się na tyle naiwni, by takowe-go odłowić i na chwilę przygarnąć...).

Rozbestwione tym monopolem fi rmy starają się oczywiście, w miarę możliwo-ści, nie robić nic innego poza pobieraniem opłat od mieszkańców, z którymi mają umowy. Na początku naszego zamieszka-nia w Boskiej Woli usiłowałem sprawić, aby śmieciarka odwiedzała także i nasze, w pewnym oddaleniu od wsi położone gospodarstwo. Bezskutecznie. Czy to z przyrodzonej tępoty umysłu (skoro ro-bota lekka, łatwa i przyjemna – to geniu-szy do niej nie trzeba...), czy to z małpiej złośliwości i lenistwa moi rozmówcy po drugiej stronie trubki nie zadali sobie jed-nak nawet trudu, by zrozumieć i zapamię-tać moje krótkie przecież i łatwe nazwisko – bez czego oczywiście nie byli w stanie odszukać w swoich rejestrach podpisanej przeze mnie umowy. Dałem sobie spokój. Na Nowy Rok fi rma, która dalej, z upo-rem godnym lepszej sprawy wystawia mi co miesiąc faktury za jeden obowiązkowy worek śmieci miesięcznie (ani myślę ich płacić, skoro nigdy, ani razu do mnie przez trzy lata nie przyjechali), przysłała mi też kalendarzyk, w którym zaznaczone są dni (po jednym na miesiąc), gdy teore-tycznie owe obowiązkowe worki odbiera. Rozumiem, że mam taki worek wziąć na plecy i przespacerować się kilometr do wsi, tak?

Oczywiste jest też, że nikt nie będzie tak naiwny, by wykupić drugi czy trzeci worek ponad ten obowiązkowy pierwszy, który czy chce, czy nie chce, napełnić śmieciami przez miesiąc i zdać musi.

Systemy bywają zresztą różne. W nie-których gminach nie ma obowiązku od-dawania worka co miesiąc – można so-bie dowolnie przywołać śmieciarkę, gdy worek się napełni. Wówczas, rzecz jasna, worki nie napełniają się w ogóle nigdy, bo naiwny by był ten, kto płaciłby za coś, co może mieć za darmo.

W gminie sąsiedniej bardziej widać real-nie podchodząca do życia władza pozosta-wiła publiczne kontenery na śmieci. Co jest jeszcze w miarę najrozsądniejsze – trzeba sobie co prawda zadać trud dostarczenia śmieci do kontenera, ale że jest on w sumie mniejszy niż trud wyrzucenia tych samych śmieci gdzieś za wsią, gmina sąsiednia jest znacząco czystsza od naszej.

Zauważmy bowiem, że na ogół nikt nie zaśmieca własnego obejścia (no... zależy,

FOT.

R. L

IJK

A

Współczesna „pańszczyzna” polega na tym, że czy masz

śmieci, czy nie, musisz za nie zapłacić

bunkowych w Galiprzynajmniej gwarNie jest też przypadsię lata nieurodzajwieniu chłopstwa,

budką do bunChłopi wać – jak mowcale.

ciążedzic

„kan

FOT.

R. L

IJK

A

Współczesna „pańszczyzna” polega na tym, że czy masz

śmieci, czy nie, musisz zanie zapłacić

Page 48: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XLVIII NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

PUBLICYSTYKAco kto uważa za śmieci jeszcze...), wła-snych łąk, pól czy lasów. Śmieci wyrzuca się tam, gdzie można zakładać, iż nikt się o ich obecność nie będzie kłócił. Sąsiedzi się śmieją że ja, osiedlając się w Boskiej Woli, zabrałem wsi śmietnik – bo moje obecne grunty, przez dziesięciolecia leżąc bezpańskie, były właśnie najporęczniej-szym, jako że stosunkowo najbliżej po-łożonym miejscem, gdzie można się było rzeczy niechcianych pozbyć. Stąd też o śmieciach wiem więcej niż niejeden śmie-ciarz – jak sądzę. Wiele też wiem o sekret-nym życiu wsi, stosy wytworzonych przez jej mieszkańców odpadów przerzuciwszy (wszystkie noworodki, jakie się we wsi przez ostatnie 20 lat rodziły, zostawiły swoje pieluchy na mojej ziemi – nie ma gorszego rodzaju odpadu, to się w ogóle nie rozkłada! Tak samo wiem o długim i ciężkim życiu z cukrzycą jakiejś babci, po której została mi góra ampułek po insu-linie i druga góra strzykawek i igieł – a i ofertę miejscowego sklepu znałem na wylot, nim się w nim pierwszy raz poja-wiłem, bo wszystkie opakowania można było u mnie znaleźć).Śmieci trafi ają na bezpańskie – na dział-

ki należące do nieobecnych właścicieli (drżyjcie Warszawiacy, którzyście kawałki gruntu za miastem wykupili!), na grunty gminne lub państwowe (najczęściej do lasu właśnie), na nieużytki wszelkiego rodzaju.

Mechanizm tego zjawiska jest prosty. Z jednej strony jest potrzeba – rzeczy nie-chcianych jakoś pozbyć się należy. Z dru-giej sposobność – istnienie w całym kraju wielu bezpańskich i niepilnowanych dzia-łek, na których bezkarnie można śmiecić.

Można by oczywiście – i tak się też robi – apelować do morale Polaków: nie śmiećcie, gdzie popadnie, bo w ten sposób i sobie szkodzicie – czyż nie jest rzeczą obrzydliwą spacerować po lesie pełnym śmieci, spod śmieci grzyby czy jagody zbierać, wodę z zaśmieconych ujęć pić czy jeść chleb z ziarna wyrosłego na po-kładach wyrzuconego azbestu? Każdy się z tym przecież zgodzi. I każdy będzie dalej robił swoje – ponieważ ma potrzebę pozbycia się rzeczy zbędnych i ma spo-sobność zrobienia tego bezkosztowo, jeśli tylko w rozsądnej odległości od obejścia znajdzie jakiś bezpański, niepilnowany kawałek gruntu (z czego, tak na margine-sie, jasno też wynika, że Polacy wcale nie śmiecą, gdzie popadnie!).

Jest z tym morale dokładnie tak samo jak z ową wolnością w stosunkach pańsz-czyźnianej wsi ze szlacheckim dworem. Pojęcie to jest całkowicie zbędne i do opi-su sytuacji niczego nie wnosi.

JACEK KOBUS

N iemcy wystartowali samo-dzielnie. Białorusini zrobili to częściowo poprzez Bia-łoruski Komitet Wyborczy

(BKW) i Komitet Wyborczy Prawo-sławnych (KWP), ale przede wszyst-kim poparli postkomunistyczną lewicę. Pozostali, w tym Ukraińcy, Łemkowie, Litwini, Czesi oraz Słowacy, zorgani-zowali się w Wyborczy Blok Mniejszo-ści (WBM).

Niemcy – w poszukiwaniu miliona

Od końca lat 80. obserwowaliśmy – głównie wśród autochtonicznej ludności śląskiej, zamieszkującej byłe wojewódz-two opolskie, częstochowskie i katowic-kie – dynamiczny rozwój niemieckich organizacji społeczno-kulturalnych.

Liczba działających w nich członków sięgnęła 200-300 tysięcy, a z Berlina zaczęły docierać nad Wisłę głosy oce-niające liczebność Niemców w Polsce na milion. Zwykle niezawodna pod każdym względem precyzja naszego zachodniego sąsiada musiała szybko ustąpić miejsca twardym danym. W wy-borach 1991 roku listy niemieckie zo-stały zarejestrowane w dziewięciu na 37 ówczesnych okręgów, a głosowało na nie nieco ponad 138 tysięcy wyborców.

W okręgu Warszawa były to raptem 344 osoby. Nieco więcej w okręgu Nowy Sącz i Krosno-Przemyśl, przy czym wskazania na listę niemiecką dotyczy-ły w dużej mierze gmin zamieszkanych przez Ukraińców i Łemków (Gorlice, Sękowa, Uście Gorlickie, Ropa, Osiek Jasielski czy Krempna). Ponad 800 gło-sów padło na Niemców w byłym woje-wództwie wrocławskim. Podobną liczbę sympatyków zmobilizowano w byłym województwie szczecińskim.

W byłym województwie częstochow-skim było to już ponad 11 tysięcy. Najwyższe poparcie odnotowano w „śląskich” gminach Ciasna, Olesno, Gorzów Śląski, Dobrodzień i Radłów, ale na listę niemiecką głosowali też mieszkańcy gmin należących do Polski przed drugą wojną światową, a wcze-śniej wchodzących w skład zaboru pru-skiego: Lubliniec, Kalety, Koszęcin, Woźniki, Herby, Kochanowice i Pa-wonków. Na listy niemieckie w byłym województwie katowickim głosowało 51 tysięcy osób, w tym w okręgu Gli-wice ponad 27 tysięcy, a w okręgu Ka-towice prawie 24 tysięcy (z uwzględ-nieniem regionalnej niemieckiej listy „Pojednanie i Przyszłość”). W tym pierwszym wyróżniły się gminy: Py-skowice, Racibórz, Krupski Młyn, Pil-

WYBORY 1991

Podzielone mniejszości

MARCIN PALADE

Na początku lat 90. Polskę zamieszkiwało, według szacun-ków, około miliona osób deklarujących inną niż polska narodowość. W pierwszych demokratycznych wyborach w 1991 roku ich aktywność polityczna przyjęła co najmniej trzy zróżnicowane formy. Nie udało się, podobnie jak w okresie międzywojennym, doprowadzić do wystawienia jednej wspólnej listy grupującej mniejszości narodowe i etniczne w naszym kraju.

Page 49: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

XLIXNR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

PUBLICYSTYKAchowice, Toszek, Wielowieś, Tworóg, Kuźnia Raciborska, Zbrosławice, So-śnicowice, Krzyżanowice, Rudziniec, Nędza, Rudnik, Pietrowice Wielkie i Krzanowice. Wszystkie one należały administracyjnie do państwa niemiec-kiego do 1945 roku. W drugim były to gminy: Siemianowice, Chorzów, Świę-tochłowice, Piekary Śląskie, Bytom i Zabrze, mieszane pod względem przy-należności państwowej do 1939 roku. Wreszcie na Opolszczyźnie na listę niemiecką zagłosowało ponad 74 ty-siące osób. Ponad połowa wskazań na komitet miała miejsce w gminach: Chrząstowice, Cisek, Dobrzeń Wielki, Izbicko, Jemielnica, Leśnica, Kolo-nowskie, Lasowice Wielkie, Łubniany, Polska Cerekiew, Prószków, Reńska Wieś, Strzeleczki, Tarnów Opolski, Tu-rawa, Ujazd, Walce, Zębowice, Biała, Bierawa, Dąbrowa, Głogówek, Gogo-lin, Komprachcice, Murów, Ozimek, Pawłowiczki, Popielów, Zawadzkie i Zdzieszowice.

Białorusini – swoje dobre, lewicowe lepsze

Mniej konsekwentną niż Niemcy po-stawę w ubieganiu się o reprezentację

na Wiejskiej przyjęli polscy Biało-rusini. Ich głosy rozłożyły się aż na trzy listy. Białoruski Komitet Wybor-czy (BKW) w dawnym województwie białostockim otrzymał 4281 głosów

(2,0 proc.) Najwyższe poparcie dla BKW miało miejsce w gminach z najwyższym odsetkiem osób posługujących się ję-zykiem białoruskim: Narew, Dubicze Cerkiewne, Gródek, Czyże, Narewka, Orla, Bielsk Podlaski oraz Hajnówka. Z kolei Komitet Wyborczy Prawosław-nych (KWP) otrzymał 13.224 głosy (6,1 proc.). Najwięcej sympatyków KWP za-mieszkiwało gminy: Czyże, Bielsk Pod-laski, Dubicze Cerkiewne, Kleszczele, Michałowo, Mielnik, Narew, Narewka i Nurzec-Stacja.

Większość podlaskich Białorusinów głosowała jednak na Sojusz Lewicy De-mokratycznej. O ile w skali kraju postko-munistyczną formację poparło 12 proc.

wyborców, o tyle w dawnym wojewódz-twie białostockim było to aż 19 procent. Tak dobry rezultat lewica mogła za-wdzięczać przede wszystkim mieszkań-com wschodniej jego części. W ośmiu

„białoruskich” gmi-nach wskazania na SLD przekroczyły 50 proc. (Czerem-cha, Czyże, Dubicze Cerkiewne, Gródek, Hajnówka, Klesz-czele, Milejczyce

i Orla). W kolejnych zamknęły się w przedziale od 20 do 50 proc. (Białowie-ża, Bielsk Podlaski, Boćki, Hajnówka, Michałowo, Mielnik, Narew, Narewka i Nurzec-Stacja).

Ukraińcy – liderzy bloku mniejszości

Fiasko koncepcji wspólnego ubiegania się o sejmową reprezentację wszystkich mniejszości narodowych i etnicznych spowodowało, że powołany Wyborczy Blok Mniejszości (WBM) już na starcie miał małe szanse na odniesienie sukcesu. Niemcy i Białorusini, a więc pierwsza i trzecia pod względem liczebności mniej-szość, poszły własną drogą. Drugiej – Ukraińcom – przypadło więc liderowanie wyborczemu przedsięwzięciu przy współ-pracy z Łemkami, Litwinami, Czechami i Słowakami. Ostatecznie WBM zareje-strowano w 15 okręgach wyborczych. Łącznie lista otrzymała 29.428 głosów, co stanowiło tylko 0,3 proc. poparcia w skali całego kraju.

Najsłabiej WBM wypadł w okręgu piotrkowskim, w którym na komitet padły raptem 173 głosy (0,1 proc.). In plus wyróżniły się tylko dwie gminy: Kleszczów i Zelów, gdzie żyją do dziś nieliczni potomkowie przybyłych na te tereny kolonistów czeskich. W okręgu chełmsko-zamojskim na WBM oddano 471 głosów (0,2 proc.). Uwagę przycią-gnął jedynie wynik komitetu w gminach Wyryki i Lubycza Królewska. W okręgu gdańskim komitet mniejszości otrzymał 587 głosów (0,1 proc.), a w Warszawie 680 głosów (0,1 proc.). Niewiele więcej sympatyków tego komitetu zamieszki-wało dawne województwo wrocławskie, gdzie krzyżyk przy kandydatach z mniej-szościowej listy postawiło 836 osób (0,2 proc.) – najwięcej w gminie Wołów i Wińsko.

W woj. krośnieńskim na listę mniej-szości padło 967 głosów (0,6 proc.). Tu udało się nieco zmobilizować miesz-kających na tych terenach Ukraińców i Łemków (Cisna, Krempna, Olszanica

GMINY Z NAJWYŻSZYM POPARCIEM DLA WBM (1991)

MNIEJ KONSEKWENTNĄ NIŻ NIEMCY POSTAWĘ W UBIEGANIU SIĘ O REPREZENTACJĘ NA WIEJSKIEJ PRZYJĘLI POLSCY BIAŁORUSINI

Page 50: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

L NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

PUBLICYSTYKAi Komańcza). W leżącym po sąsiedzku woj. nowosądeckim lista mniejszości uzyskała dobry wynik zarówno w gmi-nach „łemkowskich” (Krynica, Ropa, Sękowa, Uście Gorlickie), jak i „sło-wackich” (Nowy Targ, gm. Łapsze Wy-żne i Bukowina). Dało to w sumie 2042 głosy (0,9 proc.). W woj. przemyskim w pasie przygranicznych gmin: Fredropol, Krasiczyn, Medyka, Przemyśl, Radym-no i Stubno swoją obecność zaznaczyli Ukraińcy. WBM poparło 1290 wybor-ców (1,0 proc.).

WBM a akcja „Wisła”W pozostałych okręgach, leżących na

tzw. ziemiach odzyskanych, poparcie dla list WBM widoczne było głównie w gminach zasiedlonych w ramach ak-cji „Wisła”. W 1947 roku w pasie po-łudniowo-zachodnim znalazło się oko-ło 28 tysięcy, w północno-zachodnim 51 tysięcy, a w północno-wschodnim 56 tysięcy osób pochodzenia ukraiń-skiego lub łemkowskiego.

W okręgu gorzowsko-pilskim listę mniejszości poparło 1481 wyborców (0,6 proc.). W byłym woj. gorzow-skim na komitet mniejszości głosowali mieszkańcy gmin: Bledzew, Dobie-gniew, Strzelce Krajeńskie, Skwierzy-na oraz Zwierzyn, a w pilskim: Czło-pa, Mirosławiec i Tuczno. W okręgu jeleniogórsko-legnickim większość z ponad 2200 głosów oddanych na WBM przypadło na część legnicką, w tym gminy: Gromadka, Przemków, Radwa-nice, Rudna i Ruja. Z kolei w okręgu leszczyńsko-zielonogórskim większość głosów na WBM oddana została w woj. zielonogórskim – 1171 (0,7 proc), w tym w Łagowie, Szprotawie i Świd-nicy. W dawnym woj. szczecińskim na listę mniejszości (1886 głosów – 0,7 proc.) wskazywali głownie miesz-kańcy gmin: Karnice, Kozielice, Rewal, Stara Dąbrowa, Suchań, Trzebiatów i Ińsko. W dawnym woj. koszalińskim akceptacja dla WBM sięgnęła 2,1 proc. (2775 głosów), a widoczna była wśród mieszkańców: Bobolic, Gościna, Koło-brzegu, Polanowa, Sianowa, Siemyśla, Sławoborza, Szczecinka oraz Białego Boru, uchodzącego za jedną z dwóch największych – po Górowie Iławeckim – „twierdz” Ukraińców w północnej Polsce. Nieco niższy w ujęciu licz-bowym (2407), ale wyższy w ujęciu procentowym (2,3 proc.) wynik WBM obserwowaliśmy w byłym woj. słup-skim. Kandydatów z listy mniejszości wskazywali najczęściej mieszkańcy gmin: Bytów, Debrzno, Kępice, Miast-

ko, Smołdzino, Trzebielino, Rzecze-nica i Borzytuchom (patrz tabelka na poprzedniej stronie).

Największy udział w wyniku WBM miało poparcie udzielone temu ko-mitetowi w okręgu elbląsko-olsztyń-skim, a także w byłym woj. suwalskim. W części elbląskiej na listę mniejszości padło 2787 głosów (2,3 proc.). Miała ona sympatyków w gminach: Branie-wo, Godkowo, Markusy, Ostaszewo, Pieniężno, Płoskinia, Rychliki, Stary Dzierzgoń, Wilczęta i Lelkowo. W daw-nym woj. olsztyńskim WBM poparły 4163 osoby (2,2 proc.). Byli to zarówno mieszkańcy gmin „ukraińskich”: Bar-ciany, Bartoszyce, Górowo Iławeckie, Kolno, Lidzbark Warmiński, Reszel, Sępopol, Srokowo, jak i autochtoni z Dywit, Gietrzwałdu, Jonkowa, Łukty i Sorkwit. W okręgu białostocko-su-walskim WBM otrzymał 3065 głosów (1,0 proc.). Na część białostocką, wobec braku jakiegokolwiek zainteresowania tym komitetem ze strony Białorusinów, przypadło tylko 78 głosów. Zaś w daw-nym województwie suwalskim głosy oddane na WBM w liczbie 2987 stano-wiły 2,8 procent. Tu wyróżniły się po pierwsze – gminy zamieszkane przez mniejszość litewską: Szypliszki, Sejny i Puńsk. Po drugie – gminy „ukraiń-

skie”: Banie Mazurskie, Budry, Kru-klanki, Miłki, Pozedrze, Węgorzewo i Wydminy, leżące na terenach przyłą-czonych do Polski po 1945 roku.

Mniejszości jak większośćPierwsze demokratyczne wybory po

1989 roku stworzyły możliwość zbu-dowania parlamentarnej reprezentacji przez zamieszkujące Polskę mniejszo-ści narodowe i etniczne. Najlepiej swo-ja szansę wykorzystali Niemcy, którzy startując samodzielnie, wprowadzili na Wiejską siedmiu posłów. W izbie niż-szej zasiadał też wybrany z listy Ko-mitetu Wyborczego Prawosławnych jeden poseł białoruski. Łącznie na listy mniejszości niemieckiej (w tym „Po-jednanie i Przyszłość”), KWP, BKW oraz Wyborczy Blok Mniejszości gło-sowało ponad 187 tysięcy wyborców (1,7 proc.). Nie był to co z całą pew-nością wynik oczekiwany przez lide-rów stowarzyszeń mniejszościowych. Kolejne głosowania w III RP pokaza-ły też, że polscy Niemcy, Białorusini, Ukraińcy, czy Litwini chętnie identyfi-kują się z formacjami ogólnokrajowy-mi, wspierając przede wszystkim kan-dydatów oraz ugrupowania lewicowe i centrowe.

MARCIN PALADE

POPARCIE DLA LIST MNIEJSZOŚCI NIEMIECKIEJ NA ŚLĄSKU (1991)

Page 51: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

LINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

PUBLICYSTYKA

Rok 1989 nie przyniósł nam ani wolności, ani suwerenności – za-rysował ledwo cień takiej szansy. Także z powodu bezsiły opozy-

cji – bezsiły intelektualnej, organizacyjnej, moralnej i militarnej. Bezsiła intelektualna brała się ze złego rozpoznania sytuacji – tak międzynarodowej, jak i wewnętrznej – przez elity opozycji autentycznej (tej, która nie kumała się z komunistami). To, co było uzgodnionym wstępnie między Waszyng-tonem a Moskwą demontażem sowieckie-go imperium w Europie Wschodniej (kon-kretniej: demontażem militarnej obecności Rosji), brano za „rozpad sowieckiego im-perium”, a to, co w Polsce było zaplano-waną siuchtą „okrągłego stołu” dla zapew-nienia komunistom miękkiego lądowania ekonomicznego i dalszego sprawowania władzy, brano za „transformację ustrojo-wą” i „demokratyzację”.

Toteż państwowość nasza w latach 1989-2009 (do przyjęcia traktatu lizboń-skiego), jakkolwiek nieco umocniona i usamodzielniona w porównaniu do PRL-owskiego satelity sowieckiego, wpi-sywała się w zasadzie nadal w tę linię pochyłą zapoczątkowaną w wieku XVII. Była niewykorzystaną szansą.

Traktat jako gwóźdź do trumnyTraktat lizboński grzebie ją dość bezna-

dziejnie – bo nawet w PRL silna była na-dzieja, że socjalizm, jako ustrój całkowicie niewydolny ekonomicznie, musi kiedyś skończyć się bankructwem, wielkim kry-zysem, co stworzy możliwość zmiany. Stąd w haśle „Im gorzej – tym lepiej” (im gorzej gospodarczo funkcjonuje socjalizm – tym większe szanse na kryzys, z które-go wyłoni się samodzielniejsze państwo)

była pewna racjonalność. Dyktat bruk-selski, przypieczętowany utratą suwe-renności zawartą w traktacie lizbońskim, odwraca tę logikę: teraz jakby „im lepiej gospodarczo – tym gorzej politycznie”.

Można pocieszać się, że niby zawsze jest „coś za coś”, ale dlaczego właściwie Polacy mieliby rezygnować ze zdrowej, maksymalistycznej idei: lepiej gospodar-czo i lepiej politycznie? Dobra gospodar-ka i suwerenne państwo...

Po wtóre – ta brukselska marchewka „lepiej gospodarczo – gorzej politycznie” wcale nie jest pewna, jest wręcz coraz bar-dziej wątpliwa. „Lepiej gospodarczo” może już wkrótce skończyć się, jak skończyła się gierkowska modernizacja za cudze pienią-dze... Grecja jako unijna „gierkowszczy-zna” pokazuje, co może się zdarzyć.

Wydaje się, że nadzieja na realizację zdro-wej idei „dobra gospodarka i suwerenne państwo” może ziścić się obecnie... znów tylko w warunkach poważnego kryzysu międzynarodowego, tym razem kryzysu Unii Europejskiej – tak jak z międzynaro-dowego kryzysu, jakim była I wojna świa-towa, odrodziła się suwerenna II Rzeczpo-spolita. Rzecz jasna, niekoniecznie musi to być dzisiaj jakiś konfl ikt militarny. Tyle że na okoliczność „poważnego kryzysu mię-dzynarodowego” powinniśmy być lepiej przygotowani niż na militarną rejteradę sowieckiego imperium z Europy Wschod-niej w początkach lat 90. Potrzebna jest so-lidnie przemyślana wizja państwa, jakiego chcemy zamiast obecnej kontynuacji PRL w warunkach demokratycznych.

Nie wydaje się, żeby taka wizja mogła swobodnie kształtować się w medialno-dyskursywnej rzeczywistości III Rze-czypospolitej, z jej polityczną cenzurą, medialnymi bastionami konfi dentury, te-matami tabu, przy postokrągłostołowym zdominowaniu władzy przez żydokomunę

i bezpieczniackie ośrodki władzy poza-konstytucyjnej. Jeszcze mniej prawdopo-dobne, żeby w ewentualnym „momencie dogodnym” obecne tzw. elity były zdolne pokusić się o realizację idei „suwerennej Polski o dobrej gospodarce”.

Taki program nie powstanie w ofi cjal-nym, mainstreamowym obiegu myśli, bo jest tam tej myśli tyle, co kot napłakał.

Co ważniejsze, ów „dogodny moment” (jeśli kiedyś nastąpi, czego wykluczać nie można i nie należy) wymagać będzie ist-nienia niezależnej organizacji, silnej ide-owo i moralnie, dysponującej siłą zbroj-ną – aby idei „suwerennego państwa o silnej gospodarce” nie realizowali znów spodstolni agenci „starego porządku” i obcych państw.

Taka niezależna organizacja, zwłaszcza dysponująca ramieniem zbrojnym, nie po-wstanie w ramach legalizmu „demokracji brukselskiej”, wyzutej z suwerenności traktatem lizbońskim.

Czas na konspirację?Wykrzyknie ktoś oburzony: „Ależ za-

chęcasz pan do konspiracji w III Rzeczy-pospolitej! Pod prokuratora!”...

Zachęcam? Taki głupi to ja nie jestem, znam przecież i „niezależną prokuratu-rę” III Rzeczypospolitej, i jej „niezawisłe sądy”, i jej „wolność słowa”, wiem też przecież o tych kilku tajnych służbach inwigilujących obywateli i stojących na straży zarówno ustaleń „okrągłego stołu”, jak i „brukselskiego ładu... Toteż ostroż-nie do niczego nie zachęcam, tylko roz-ważam: czy w obecnej III Rzeczypospoli-tej potrzebna jest konspiracja?

Konspirowano u schyłku I Rzeczypospo-litej, konspirowano w II Rzeczypospolitej, konspirowano w PRL... Gdy taki Kwa-śniewski powiada publicznie i bezkarnie, że pod rządami PiS „nie liczono się z ofi a-rami” (a żaden komunistyczny zbrodniarz nie został po 1989 roku ani powieszony, ani wtrącony do lochu, ani nawet odsunię-ty od władzy), przypominają się nie tylko słowa Szymka z Budziejowic („nachalne są te k**** i zuchwałe”), ale i państwowo-twórcza myśl kieruje się ku pytaniu: czy w III RP potrzebna jest konspiracja? Żeby-śmy na okoliczność ewentualnego nowego „dogodnego momentu” historycznego, jaki przynieść może nowy kryzys międzynaro-dowy, nie byli tak bezbronni i niedoświad-czeni jak w roku 1989.

Spoglądając wstecz na historię Polski, widzimy postępującą od XVII wielu linię ciągłą upadku polskiej państwowości: od jagielloń-skiego imperium europej-skiego, poprzez kolejne rozbiory, do zaniku pań-stwa, które na przeszło 120 lat zniknęło z mapy.

ZA POZWOLENIEM NIEZALEŻNEJ PROKURATURY:

Czy w III RP potrzebna jest konspiracja?

MARIAN MISZALSKI

Page 52: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

LII NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

PUBLICYSTYKA

Mowa o jezuicie, Marcinie Śmigleckim (1564-1618), który światu był znany głów-nie jako logik. Jego monu-

mentalne dzieło „Logica” było przez dziesiątki lat jednym z najważniejszych podręczników logiki na zachodnich uni-wersytetach i miało wiele wznowień. Dla autora „Podróży Guliwera”, Jonathana Swifta, Śmiglecki stał się niemal synoni-mem ówczesnego zamiłowania do logi-ki, gdyż Brytyjczyk pisał z przekąsem o ludziach, którzy „śpią ze Smigleciusem pod poduszką”.

Późniejszy profesor Akademii Wileń-skiej studiował w Rzymie fi lozofi ę pod bokiem Francisco Suareza (1548-1617) – tomisty, najwybitniejszego fi lozofa tamtej epoki (który jednak zanieczyścił nieco tomizm elementami idealizmu). Bardzo możliwe, że to właśnie od Suare-za – który dokonał wielkiego wysiłku na rzecz obalenia teorii o boskim pochodze-niu władzy oraz przekonywał, że władza uzależniona jest wyłącznie od woli lud-ności – Śmiglecki przejął swój wolno-rynkowy zapał. Urodzony w Kordobie Suárez wykładał także w Avili, Alcali,

Valladolidzie oraz Coimbrze, na których krajobraz intelektualny wielki wpływ wywierali w tym czasie protoplaści au-striackiej szkoły ekonomii – grupa uczo-nych zwana dziś szkołą z Salamanki.

W ten sposób Śmiglecki uzyskał do-stęp do dorobku najbardziej wolno-rynkowych myślicieli w historii aż do czasów Richarda Cantillona, Frédérica Bastiata czy Turgota. Po powrocie do

Zgłębianie historii myśli ekonomicznej w Polsce nie jest na pewno zajęciem, które mogłoby wywołać w nas nadmierny optymizm. Większość rodzimych myślicieli żywiła poglą-dy posiadające z ideałem społeczeństwa opartego na dobrowolnych interakcjach niewiele wspólnego. Od tej smutnej reguły był jednak światły wyjątek, który zo-stał niestety niemal całko-wicie zapomniany.

Pierwszy „Austriak” w historii Polski

JAKUB WOZINSKI

Mimo iż powszechnie sądzi się dziś, że Polska uległa rozbiorom ze względu na słabość państwa, tak naprawdę doszło do tego z zupełnie innej przyczyny. Nasz kraj upadł, gdyż zamiast realizować zasady wolnego przepływu dóbr i usług zalecane m.in. przez Śmigleckiego, pogrążył się w matni ceł, społecznych ograniczeń i absurdalnych przepisów, zalecanych przez ludzi o konstrukcji umysłu przypominającej Gostomskiego.

Page 53: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

LIIINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

PUBLICYSTYKAkraju zajął się popularyzowaniem ich poglądów w czasach, kiedy szlachta nie zdążyła jeszcze uczynić z państwa in-strumentu wyzysku na ogromną skalę. Choć Śmiglecki opublikował na tematy ekonomiczne tylko jedną książkę pt. „O lichwie”, która opublikowana w 1596 roku miała później jeszcze kilkanaście wydań, jej znaczenie było kapitalne z punktu widzenia toczonych wówczas debat. Usprawiedliwiał w niej pożycza-nie na kredyt, które współcześni mu ga-nili jako lichwę, oraz przekonywał, że taka praktyka stanowi odzwierciedlenie ryzyka ponoszonego przez kredytodaw-cę i nie kłóci się z zasadami moralnymi. Potępiał pożyczki na procent jedynie wówczas, gdy ktoś przeznaczał je na konsumpcję. Z naszego punktu widze-nia może się to wydawać nieco dziwną teorią, ale dzięki autorytetowi Śmiglec-kiego kredyt zaczął się stawać w Polsce coraz bardziej naturalnym i legalnym narzędziem prowadzenia przedsię-biorstw. Śmiglecki walczył także z mylną kon-

cepcją ceny sprawiedliwej, kwestio-nując tym samym poglądy samego św. Tomasza. Według niego, warunkami ceny sprawiedliwej są: konkurencja bez ograniczeń i obciążeń podatkowych oraz brak monopoli. Pokazał tym samym, że jego myśli sięgały ku temu, czego tak panicznie boją się dzisiejsi ekonomiści – konstrukcji myślowej bezpaństwowe-go ładu. Śmiglecki stwierdzał wprost, że słuszna cena to taka, którą ustala „referent i potrzebujący”. Jednocześnie zdecydowanie bronił jakże doniosłej, choć niezrozumiałej dla wielu do dziś tezy, że na wymianie zyskują obydwie jej strony. „Krzywda po żadnej stronie być nie może, bo na to dobrowolnie ze-zwolili” – pisał.

Przez całe swoje życie walczył także z nieuczciwościami Rzeczypospolitej szlacheckiej, wstawiając się za chłopami oraz broniąc ich wolności. W czasach, gdy szlachecka dyktatura panoszyła się na ogromnych połaciach Korony i Li-twy, Śmiglecki proponował ograniczenie pańszczyzny do trzech-czterech dni w tygodniu oraz apelował o niepodwyższa-nie należności narzucanych na chłopów. W czasach, gdy chłop był dożywotnio przywiązany do swojej ziemi i swego pana (doprawdy, choćby ten fakt świad-czy, iż nieskończonym absurdem jest na-zywanie Polski w wiekach XVII i XVIII „anarchią”), wielki uczony postulował wolność przemieszczania dla chłopów, choć za rekompensatą dla pana.

I w ten sposób możemy płynnie przejść

do odpowiedzi na pytanie, dlaczego je-zuita i wolnorynkowiec Śmiglecki stał się postacią na tyle zapomnianą, że jego nazwisko znane jest być może garstce badaczy historii. Przede wszystkim na-leży pamiętać, że był on tomistą, a fi-lozofia ta, utożsamiana z katolicyzmem, stała się w pewnym momencie persona non grata na uczelniach całego kon-tynentu. Ludzie uważali, że nadeszły nowe czasy (odrodzenie, oświecenie) i

bezmyślnie porzucili dorobek wieków ubiegłych – niemal wyłącznie dlate-go, że w modzie było dystansowanie się od rzekomo ciemnych czasów śre-dniowiecza. Po drugie: w Polsce górę wzięła myśl (a raczej bezmyśl) szla-checkich konserwatystów, którzy – w przeciwieństwie do Suareza i uczonych z Salamanki – uważali władzę za po-chodzącą od Boga oraz uznawali niższe stany społeczne za bydło. Prawdziwym uosobieniem tępego szlacheckiego kon-serwatyzmu był Anzelm Gostomski (1508-1588) – „wybitny” polityk Rze-czypospolitej, którego poglądy można śmiało uznać za radykalne przeciwień-stwo myśli Śmigleckiego. Ów kal-winista był autorem „Gospodarstwa” – rozprawy pokazującej, jak najlepiej zarządzać szlacheckim folwarkiem. Go-spodarstwo było oczywiście metaforą państwa szlacheckiego, a Gostomski zalecał eksploatację chłopów, podbój zagranicznych kolonii oraz ekspansję na Kresach. Negował wszelkie prawo naturalne, twierdząc, że słuszne jest tyl-ko to, co zdecyduje państwo. Hołdował także dwóm wielkim przesądom tamtej epoki: merkantylizmowi oraz przekona-niu, że na wymianie jedna ze stron traci, a druga zyskuje.

Ostatecznie więc idee Śmigleckiego, tak jak myśl uczonych z Salamanki, zo-stały zignorowane przez współczesnych, którzy dali się zwieść koncepcjom po-stulującym jeszcze większe umocnienie władzy państwa. Mimo iż powszechnie sądzi się dziś, że Polska uległa rozbio-rom ze względu na słabość państwa, tak naprawdę doszło do tego z zupełnie in-nej przyczyny. Nasz kraj upadł, gdyż za-miast realizować zasady wolnego prze-pływu dóbr i usług zalecane m.in. przez Śmigleckiego, pogrążył się w matni ceł, społecznych ograniczeń i absurdalnych przepisów, zalecanych przez ludzi o konstrukcji umysłu przypominającej Gostomskiego.

Idee zbliżone do szkoły z Salaman-ki zostały w Polsce podjęte ponownie bardzo późno. Dopiero pod koniec XVIII wieku polscy naśladowcy fran-cuskich fizjokratów podnieśli postula-ty ograniczenia władzy i umożliwienia swobodnej wymiany, ale i oni nie zdo-łali wpłynąć znacząco na bieg zdarzeń. Dwa kolejne wieki także nie rozpiesz-czały nas nadmierną liczbą ludzi zdro-wo myślących o ekonomii. Czy los bę-dzie dla nas kiedyś bardziej łaskawy? Niewykluczone, ale najpierw trzeba odgrzebać z niepamięci takich ludzi jak Śmiglecki.

Przez całe swoje życie Śmiglecki walczył także z nieuczciwościami Rzeczypospolitej szlacheckiej, wstawiając się za chłopami oraz broniąc ich wolności. W czasach, gdy szlachecka dyktatura panoszyła się na ogromnych połaciach Korony i Litwy, Śmiglecki proponował ograniczenie pańszczyzny do trzech-czterech dni w tygodniu oraz apelował o niepodwyższanie należności narzucanych na chłopów.

Page 54: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

LIV NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

PUBLICYSTYKA

Kościół katolicki nie prowadzi czegoś, co można by nazwać duszpasterstwem żydów. Jak pisze David Bosch w swojej

książce „Oblicza misji chrześcijańskiej”, zagadnienie ewangelizacji żydów pozo-staje nierozwiązane w „rozkładzie zajęć” Kościoła.

Jednocześnie Bosch pokazuje, że nawet słowa świętego Pawła (Rz. 9-11) pozosta-wiają furtkę dla interpretacji, czy ewan-gelizacja żydów jest w ogóle konieczna. Dlaczego Kościół nie prowadzi misji ewangelizacyjnej pośród wyznawców ju-daizmu? Decyzje w tej sprawie zapadają i są uzasadniane w Stolicy Apostolskiej.

Nie prowadzimy misji wśród żydów

Potwierdza to kardynał Walter Kasper – przewodniczący Papieskiej Rady ds. Po-pierania Jedności Chrześcijan i Komisji ds. Kontaktów Religijnych z Judaizmem. Tłumacząc potrzebę wprowadzenia nowej wersji modlitwy za żydów odmawianej podczas liturgii Wielkiego Piątku, zauwa-żył, że „Kościół katolicki, w odróżnieniu od pewnych ugrupowań ewangelikalnych, nie prowadzi zorganizowanej i zinstytu-cjonalizowanej misji wśród żydów. Przy-pominając o tym, trzeba jednak stwierdzić, że problem misji wśród żydów faktycznie nie został jeszcze wyjaśniony przez teolo-gię. I tu jest właśnie meritum nowej for-muły modlitwy wielkopiątkowej, której druga część stanowi pierwszy zarys za-sadniczej odpowiedzi teologicznej”.

Obecna wersja modlitwy, obowiązująca od 2008 roku, przedstawia się w sposób następujący: „Módlmy się także za żydów, aby Bóg i Pan nasz oświecił ich serca, by

uznali w Jezusie Chrystusie zbawiciela wszystkich ludzi.

Wszechmogący wieczny Boże, który chcesz, żeby wszyscy ludzie zostali zba-wieni i doszli do poznania prawdy, spraw łaskawie, aby z wejściem wszystkich na-rodów do Twego Kościoła cały Izrael zo-stał zbawiony”.

Ewangelizacja żydówWśród wywodzących się z dawnego

Związku Sowieckiego emigrantów po-chodzenia żydowskiego, którzy osiedlają się w Niemczech, a nie w Izraelu, pro-wadzona jest skuteczna ewangelizacja. Prowadzą ją głównie misjonarze Wolnych Kościołów oraz stowarzyszenia ewange-lickie. Kościół protestancki odcina się od ewangelizacji żydów na podstawie sta-rych decyzji Synodu, które odrzucały ją całkowicie i bezwarunkowo.

Gminy żydowskie czują się zagrożone przez działania ewangelizacyjne. Jeden z rabinów, Nathan Peter Levinson, stwier-dził nawet, że ewangelizacja Żydów to nic innego jak „holokaust przy użyciu innych środków”.

Katechizm określa wspólne cele

Podpisany przez Jana Pawła II obowią-zujący Katechizm Kościoła Katolickiego powołuje się na konstytucję Soboru Wa-tykańskiego „Lumen gentium”, w której zapisano że „Także ci, którzy jeszcze nie przyjęli Ewangelii, w rozmaity sposób przyporządkowani są do Ludu Bożego”.

Katechizm głosi również, że w odróżnieniu od innych religii niechrześcijańskich wiara żydowska jest już odpowiedzią na Objawie-nie Boże w Starym Przymierzu. Jak pisał

św. Paweł, to do narodu żydowskiego „na-leżą przybrane synostwo i chwała, przymie-rza i nadanie Prawa, pełnienie służby Bożej i obietnice. Do nich należą praojcowie, z nich również jest Chrystus według ciała” (Rz 9, 4-5), ponieważ „dary łaski i wezwa-nia Boże są nieodwołalne” (Rz 11,29).

Katechizm Kościoła Katolickiego zakła-da także, że Lud Boży Starego Przymierza i nowy Lud Boży dążą do analogicznych celów: oczekują przyjścia (lub powrotu) Mesjasza. „Oczekiwanie jednak z jednej strony dotyczy powrotu Mesjasza, który umarł i zmartwychwstał, został uznany za Pana i Syna Bożego, a z drugiej – przyj-ścia Mesjasza, którego rysy pozostają ukryte, na końcu czasów; oczekiwanie to jest złączone z dramatem niewiedzy lub nieuznawaniem Chrystusa Jezusa”.

Kolejne zapisy Katechizmu wskazu-ją, że bez Chrystusa nie ma zbawienia i człowiek, który o tym wie, a Chrystusa nie przyjmuje, zbawiony być nie może. Na Kościele zaś spoczywa konieczność i święte prawo głoszenia Ewangelii wszyst-kim ludziom.

Żydzi głosicielami EwangeliiBiblia nie opisuje zbyt wielu ewange-

lizujących nie-Żydów. Początkowo wy-znawcom religii mojżeszowej Ewangelię głosili ci, którzy religię, mentalność i fi lo-zofi ę żydowską znali najlepiej, czyli sami Żydzi. Natomiast Biblia mówi wyraźnie, że w Kościele nie ma już żyda ani poga-nina. Już jednak we wczesnym Kościele pojawiają się chrześcijanie pogańskiego pochodzenia głoszący Ewangelię żydom, np. Justyn Męczennik – autor „Dialogu z Żydem Tryfonem”.

Kościół katolicki nie bierze udziału

Tak więc Kościół katolicki nie bierze udziału w procesie ewangelizacji żydów.

Nastawienie Kościoła katolickiego do ewangelizacji wyznawców judaizmu wyrażone zostało podczas dyskusji o modlitwie za żydów podczas wielkopiąt-kowej liturgii. Kardynał Walter Kasper zauważa, że Kościół nie powinien po-chopnie uzasadniać negatywnych reakcji środowisk żydowskich na treść modlitwy tylko ich przewrażliwieniem. „Również na przykładzie żydowskich przyjaciół, którzy od kilkudziesięciu lat angażują się w intensywny dialog z chrześcijana-mi, widać, że wciąż żywa jest zbiorowa pamięć o przymusowych katechezach i nawróceniach. Pamięć o Szoah jest dla współczesnego judaizmu traumatyczną cechą tożsamości, która tworzy wspólno-tę. Wielu żydów uważa, że prowadzenie

„Idźcie i nauczajcie wszystkie narody” – mówi Jezus Zmartwychwstały do uczniów. Jednak te słowa, zapisane w Ewangelii według św. Mateusza, ostatnio traktowane są wybiórczo. Kościół zachowuje się tak, jakby Jezus powiedział „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody z wyjąt-kiem Żydów”.

Kościół nie chce nawracać żydów

RAFAŁ PAZIO

Page 55: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

LVNR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

PUBLICYSTYKA

wśród nich misji stanowi zagrożenie dla ich istnienia; niekiedy mówi się wręcz, że jest to Szoah przy użyciu innych środ-ków” – pisze przewodniczący Komisji ds. Kontaktów Religijnych z Judaizmem.

Kardynał Kasper zaznacza, że wiara w

FOT.

ww

w.b

estfi

lm.p

l

kwota

tytułem

Koszt prenumeraty: Ce na nu me ru po je dyn cze go: 4,40 zł; Ce na nu me ru po dwój ne go: 6,40 zł; Ce na bez numerów 1-26/27/2011

nazwa odbiorcy3S Media Sp. z o.o.ul. Lisa Kuli 7/101-512 Warszawa

3S Media Sp. z o.o.01-512 Warszawa ul. Lisa Kuli 7/1

Prenumerata tygodnika „Najwyższy CZAS!”

Prenumerata tygodnika „Najwyższy CZAS!” za 2011 rok

118 zł

118 zł Sto osiemnaście złotych

za 2011 rok

63 1910 1048 2256 0156 5988 0003 63 1910 1048 2256 0156 5988 0003118 zł

Prenumerata tygodnika„Najwyższy CZAS!”za 2011 rok

data podpisSłownie:

Do zapłaty:Pre nu me ra ta re dak cyj na jest wy sy ła na we wtor ki o godz. 13.00 pocz tą zwy kłą. Czas do tar cia za le ży od spraw noś ci Pocz ty Pol skiej SA.Uwaga: Na blankiecie proszę wpisać dokładny adres pod który ma być wysyłana gazeta

nr rachunku odbiorcy

nazwa zleceniodawcy

Prenumerata wysyłana jest poprzez Pocztę Polską we wtorki. Prenumerata priorytetowa powinna docierać do adresatów krajowych we środy, natomiast zwykła po 3-4 dniach. Prenumerata zagraniczna priorytetowa dochodzi w ciągu 2-3 dni, na zwykłą trzeba czekać średnio 7-10 dni, a czasem nawet do 2 tygodni. W prenumeracie zwykłej krajowej numer zwykły kosztuje 4,40 złotego, a podwójny 6,40 złotego. Pieniądze prosimy wpłacić na nasze konto podane w powyższym kuponie z dopiskiem „Prenumerata 2011”.

gKardynał Kasper

Koszt

nazwa odbior3S Medul. Lisa 01-512

63 1910 1

118 zł

Prenumer„Najwyższza 2011 ro

Pre nu me ro godz. 13od spraw nUwaga: Napod który

gg

nr rachunku

nazwa zlecenio

PPPPPPPPPPPrPPPPPrPPPrreenenumumereratttata aaa wyww syyłałann

PR

EN

UM

ER

ATA

2011

Szanowni Państwo, oto cennik prenumeraty na 2011 rok. We wpłacie prosimy podać dokładne nazwisko i adres wraz z kodem pocztowym oraz numerem telefonu. Prosimy przypilnować Panie na poczcie, by na przelewie znalazły się kompletne informacje – dzięki temu unikniemy reklamacji.

Kraj: prenumerata zwykła – 229 złotych, prenumerata priorytetowa – 289 złotych; Europa, Rosja i Izrael: prenumerata zwykła – 419 złotych, prenumerata priory-tetowa – 549 złotych; Stany Zjednoczone i Kanada: prenumerata zwykła – 449 złotych, prenumerata priorytetowa – 689 złotych; Australia i Oceania: prenumerata zwykła – 449 złotych, prenumerata priorytetowa – 969 złotych.

Chrystusa, która odróżnia chrześcijan od żydów, czę-sto zamieniała się w „język pogardy” (Jules Isaac), co pociągało za sobą poważne konsekwencje.

„Skoro dziś zabiegamy o wzajemne poszanowanie, to można je oprzeć jedynie na wzajemnym uznaniu naszej odmienności. Dlatego nie oczekujemy, że żydzi zgodzą się z chrystologiczną treścią modlitwy wielkopiątkowej, lecz że uszanują to, że my modlimy się po chrześcijań-sku zgodnie z naszą wiarą, podobnie jak my oczywiście szanujemy ich sposób mo-dlitwy. W tym zakresie obie strony muszą się jeszcze wie-le nauczyć” – pisze kardynał.

Kontrowersje wokół nawróceniaWatykański hierarcha zauważa także, że

naprawdę kontrowersyjne staje się pyta-nie: czy chrześcijanie muszą się modlić o nawrócenie żydów? Czy można prowa-

dzić misję wśród żydów? W przeformu-łowanej modlitwie wielkopiątkowej nie pojawia się słowo „nawrócenie”. Zawiera się ono jednak pośrednio w modlitewnym wezwaniu, by żydzi doznali oświecenia i uznali Jezusa Chrystusa.

Kardynał Kasper przywołuje jedno z pism św. Bernarda z Clairvaux, które mówi, że katolicy nie muszą zajmować się żydami, lecz że sam Bóg się nimi zajmie.

Z kolei „Wykluczenie specjalnej i zin-stytucjonalizowanej misji wśród żydów nie oznacza, że chrześcijanie mają stać z założonymi rękoma. Czym innym jest zorganizowana misja o określonym celu, a czym innym chrześcijańskie świadec-two. Oczywiście kiedy jest to stosowne, chrześcijanie muszą dawać swym star-szym braciom i siostrom w wierze Abra-hama (Jan Paweł II) świadectwo własnej wiary oraz bogactwa i piękna swej wiary w Chrystusa. Robił to również Paweł. W czasie swych podróży misyjnych Pa-weł najpierw udawał się zawsze do syna-gogi, a dopiero wtedy, gdy nie znajdował tam wiary, szedł do pogan” – pisze kar-dynał Kasper.

Już św. Bernard z Clairvaux stwierdził, że katolicy nie muszą zajmować się żydami, lecz że sam Bóg się nimi zajmie

Page 56: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

LVI NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

PUBLICYSTYKA

Pierwsza myśl, jeszcze przed prze-czytaniem jej, była następująca: po co wydawać coś o praktyce, która w Polsce – o ile wiem – w

ogóle nie występuje? Tyle jest ciekawych rozważań o problemach gospodarczych, które można zilustrować polskimi, doku-czającymi nam przykładami, że to chyba nie ten kierunek?

Z drugiej strony ludzie chętniej sięgają po książki o zebrach niż o osłach – choć zebry występują w Europie znacznie rza-dziej, o ile w ogóle. Więc jeśli problem jest ciekawy, może i warto?

Otóż: problem jest ciekawy, a ponieważ mało kto w Polsce o tym słyszał, przeto streszczę, o co chodzi. Otóż grono ludzi (szczegóły w broszurze) uznało w swo-im czasie, że plantatorzy kawy to ludzie biedni. I ci biedni ludzie dostają za swoją kawę tylko ułamek ceny kawy, którą pije biały Bwana Kubwa. Co jest, ich zdaniem, niesprawiedliwe.

I ludzie ci stworzyli cały łańcuch „cen sprawiedliwych” – tzn. wyższych niż ryn-kowe. Drobni plantatorzy jednoczą się w spółdzielnie, specjalne fi rmy kupują tę kawę po cenach wyższych niż rynkowe – i sprzedają sieci sklepów „Fair Trade”, które sprzedają je – demonstracyjnie – po cenach wyższych.

Czyli – jak słusznie zauważa Autor – klienci kupują kawę plus poczucie, że po-mogli ubogim, a ciężko pracującym Me-tysom, Murzynom, Indianom, Azjatom czy komu tam jeszcze. Tyle relacji.

Pan dr Claar otrzymał stopień naukowy na Uniwersytecie Wirginii Zachodniej, a wykłada na Uniwersytecie stanu Arkan-

sas. Jego myślenie jest więc anglosaskie – i warto porównać je z europejskim kon-tynentalnym.

My tu rozumujemy prosto: ktoś usiłuje ingerować w wolny rynek. Ingerencja w wolny rynek jest Złem Wcielonym – więc nie ma sensu zastanawiać się nad konse-kwencjami społecznymi i gospodarczymi tej praktyki: muszą być złe. Analizujemy tylko, kto na tym zarobił, a kto stracił – i czy mamy do czynienia z oszustami, czy z idiotami. A najlepiej nie analizujemy w ogóle, bo po co?

Anglosasi są pragmatykami – w każdym poszczególnym przypadku usiłują wyba-dać wszelkie złe i dobre strony takiego działania. Tracą na to masę czasu – bo je-śli wykażą, że ta praktyka daje złe skutki w dziedzinie kawy (co Autor wykazuje – analizując przez pół broszury różnice między gatunkiem arabica a gatunkiem robusta!), to za chwilę będą musieli wy-kazać, że jest to równie złe przy handlu kakao, mączka rybną, soją, kokosami itd. – bo być może w tej akurat dziedzinie działalność sieci „Fair Trade” jest właści-wym postępowaniem?

Z drugiej strony ta metoda budzi zaufa-nie: Autor nie jest dogmatykiem, z sza-cunkiem traktuje argumenty przeciwni-ków, bada je wszechstronnie – i po takiej analizie nie mamy wątpliwości. Co do kawy przynajmniej.

Ja się na kawie nie znam. Kawę, ow-szem, pijam – powinna być rozpuszczal-na, słaba, chłodna, słodka i z mlekiem. Narkotyki działają na mnie słabo albo ujemnie – kofeina nie jest tu wyjątkiem. Więc bez gadania o rodzajach kawy mogę powiedzieć kilka uwag ogólnych.

Jeśli macherzy od „Fair Trade” uważa-ją, że pośrednicy, zwani „kojotami”, biorą za dużo (płacąc biednym plantatorom za mało) – to czemu nie przejmą roli kojotów i nie robią tego samego taniej? Sprzedając kawę po tej samej cenie, a płacąc planta-torom więcej i zadowalając się „sprawie-dliwym zyskiem”???

Ponieważ tego nie robią – a oskarżają „ko-jotów” o chciwość – są to zapewne oszuści. Przyjmijmy jednak, że nie. Załóżmy, że są to ludzie naprawdę chcący pomóc ubogim, plantatorom – i znajdują dobroczyńców gotowych za ich pośrednictwem dać tym plantatorom parę centów.

Z tym, że nie jest to żadna „sprawiedliwa cena”, bo jedyną sprawiedliwą jest cena rynkowa. Jest to ukryta jałmużna. Tyle że

klient płaci za taką kawę średnio o 18 cen-tów więcej, a planta-tor dostaje o 3 centy więcej.

Nawet wtedy prof. Cla-ar nie oświadcza, że jest to więc kupa oszustów – tylko dobrotliwie twierdzi, że jeśli kawiarze wiedzą, iż płacą drożej, i wiedzą, że tylko część tej różnicy trafi a do plantatorów – i mimo to kupują – to jest to ich sprawa.

Niby rzeczywiście. Bo co? Mielibyśmy zakazać działania tej sieci? A może zaka-zać używania nazwy „Fair Trade”, która jest oszukaństwem?

Eee tam – kto chce się dowiedzieć, to się dowiedział. Jeśli ktoś nie chce – trudno, ignorancja szkodzi. Zresztą: na argumen-ty „Sprawiedliwych Handlarzy” czuli są ludzie o nastawieniu socjalistycznym, a ograbianie socjalistów z pieniędzy jest czynem niewątpliwie miłym Bogu! Popu-lus vult decipi – ergo: decipiatur!

Tyle że p.Claar zauważa, iż przyczyną niskich cen kawy jest duża ilość kawy. I działalność „Sprawiedliwych Handla-rzy” powoduje, że jej produkcja rośnie.

Nie dodaje, że gdyby nie „Fair Trade”, część najbiedniejszych producentów zbankrutowałaby – i produkcja by zmala-ła, więc właśnie wtedy zyski pozostałych by wzrosły... Działalność „Sprawiedli-wych Handlarzy” temu szkodzi.

A co z tymi bankrutami? Cóż, niech prze-rzucą się na plantacje kukurydzy – albo cze-go innego... Czegoś, czego nie jest za dużo.

To jest argument przeciwko twierdzą-cym, że jest to przypadek „dylematu więź-nia” (sytuacji, w które wszyscy, działając racjonalnie, otrzymują wynik niechciany przez nikogo). Nie – to jest chciane – przez tych, co nie zbankrutują!

Jedna uwaga związana z tym, co napi-sałem na początku: czy, o zgrozo, dzia-łalność wydawnicza PAFERE nie jest do-

W tym tygodniu zebrało mi się nieoczekiwanie na czyta-nie. Między innymi przeczyta-łem broszurkę p.Wiktora V. Claara pt. „Sprawiedliwy handel? Czy »Fair Trade« rzeczy-wiście zwalcza problem ubóstwa”, wydaną przez wydawnictwo p.Pawła Tobo-ły-Pertkiewicza PROHIBITA – ze wsparciem PAFERE.

Sprawiedliwość, cwaniactwo,

JANUSZ KORWIN-MIKKE

osaskie m kon-

usiłuje ncja w – więc konse-rczymi zujemy acił – i mi, czy emy w

ażdym wyba-akiego

– bo je-skutki kazuje óżnice

unkiem eli wy-handlu

klient płaci za taką kawę średnio o 18 cen-tów więcej, a planta-tor dostaje o 3 centy więcej.

Nawet wtedy prof. Cla-ar nie oświadcza, że jest to więc kupa oszustów – tylko dobrotliwie twierdzi, że jeśli kawiarze wiedzą, iż płacą drożej, i wiedzą, że tylko część tej różnicy trafi ado plantatorów – i mimo to

Page 57: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

LVIINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

POLEMIKA

Rozbroić bombę aborcyjną!

kładnie tak samo szkodliwa dla polskiego rynku wolnych idei – przez to, że broszu-ry na tematy „amerykańskie” wypierają broszury krajowe?

Przeczytanie tej broszury nie było jed-nak czasem straconym – tym bardziej że dzięki p.Claarowi zapoznałem się z pięk-nym argumentem p.prof. Russa Robert-sa z Mercatus Centre w George Mason University...

Dr Roberts analizuje akcję w amerykań-skich „Biedronkach”, czyli „Wal-Mar-tach”. Kasjerzy WM zarabiali 10,84 $/h. Jest to znacznie więcej niż płac-min, ale zwolennicy „sprawiedliwej płacy” twier-dzą, że za mało. Dyrekcja WM pozwoliła więc postawić koło kas puszki z napisem: „Twój kasjer i tutejsi pracownicy zarabia-ją mniej, niż wynosi średnie wynagrodze-nie w USA. Pomóż im, proszę!”.

Jaki może być tego efekt? Może nie być żadnego – i wtedy nie ma o czym pisać. Powiedzmy jednak, że w efekcie średnie wynagrodzenie kasjera WM wzrośnie do 13,84 $/h. Co się stanie?

Cóż... Na rynku są lepsi i gorsi pracowni-cy. Gdy rozejdzie się wiadomość, że w WM zarabia się 14 dolców za godzinę, o pracę w tej sieci zaczną się ubiegać ci lepsi...

Oczywiście ją dostaną. Dyrekcja WM woli zatrudnić lepszych kasjerów, którzy szybciej obsłużą klientów. Być może będą dzięki temu mogli zredukować liczbę ka-sjerów? W każdym razie klienci WM na tym zarobią, bo będą lepiej obsługiwani – co nie dziwne, skoro więcej płacą. Stracą ci, którzy kupowaliby wyroby, przy któ-rych pracowaliby ci nowo zatrudnieni ka-sjerzy WM – powiedzmy sklepy ABCD.

czy głupota?

Tam ceny wzrosną, bo po-zostałym trzeba będzie płacić więcej – lub wydłużą się kolejki do kas.

A co z tymi najbiedniejszymi, obecnie pracującymi w kasach WM – tymi, którym chciano pomóc? Jak to co? Pójdą na bruk!

Dziwne, że ani prof. Ross, ani prof. Claar nie zauważają jeszcze innej, prostszej moż-liwości, która się wręcz narzuca: dyrekcja WM obniży kasjerom zarobki do 8,04 $/h!!

kładnie tak samo szkodliwa dla polskiego rynku wolnych idei – przeeeeezee to, że brossssssssssssszuzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz -ry na tematy „amerykańskie” wypierajajajaaaaaaajaa ą broszury krajowe?

Tam ceny wzrosną, bo po-zostałym trzeba będzie płacićwięcej – lub wydłużą się kolejki do kas.

A co z tymi najbiedniejszymi, obecccccnininiininininnnnnnn e

Kasjerzy i tak będą zarabiali o 20 centów więcej niż przed wprowadzeniem puszek. Zresztą klienci, dowiedziawszy się, że kasjerzy zarabiają tak mało, pewno sypną cenciwem jeszcze hojniej!

No i jeszcze jedna konsekwencja takiego systemu: kasjerów, którzy najlepiej obsłu-gują klientów, zaczną wypierać kasjerzy najładniej uśmiechający się do klientów!

Tak daleko analizy Amerykanów jednak nie sięgają.

Lektura to, powtarzam, krótka, ale po-uczająca. Jedna tylko prośba: język! Tłu-macz albo tłumaczy szybko, roboczo i po-tem nie raczy przełożyć tego na poprawną polszczyznę – albo po prostu nie zna pol-skiego. Co trzecie zdanie razi ucho. Weź-my dwa kolejne:

„Kiedy pozwalamy rolniczemu lobby na prowadzenie nieuczciwych interesów z Izbą Reprezentantów i Senatem, ubodzy z innych krajów nie są w stanie konkuro-wać z amerykańskimi hodowcami wielu upraw, ponieważ przepisy handlowe zu-pełnie różnią się od tych w innych krajach. Dla przykładu: w Stanach Zjednoczonych nielegalne jest kupowanie cukru z zagra-nicznych źródeł, mimo że jego cena na świecie jest niższa niż ustanowiona fede-ralnie cena cukru w USA”.

Niby wiadomo, o co chodzi – ale... Może by P.T. Wydawca wielu krajowych

słów wziął to pod uwagę, mimo że dofi -nansowywany jest przez PAFERE?

W Polsce trwają działania mające na celu wprowadzenie całko-witej ochrony życia w fazie

prenatalnej. Popierające je dziennikarki z mediów świeckich i chrześcijańskich publicznie wyraziły swój zdecydowany sprzeciw przeciwko przerywaniu ciąży w „Liście dziennikarek przeciwko abor-cji”. List, adresowany między innymi do parlamentarzystów, ma im pokazać, że Polki nie godzą się na zabijanie niewin-nych i bezbronnych ludzi w fazie przed-urodzeniowej. Nie godzą się również na

naciski lobby aborcyjnego, nie działają-cego w interesie kobiet i społeczeństwa, ale we własnym. Sygnatariuszki liczą na naprawę polskiego prawodawstwa i tym samym zaprowadzenie prawnego ładu moralnego. Wprowadzenie ochrony wszystkich poczętych ludzi unieszkodli-wi swego rodzaju bombę aborcyjną, która już teraz niszczy matki, ojców, całe rodzi-ny oraz powoduje rozkład społeczeństwa. Sygnatariuszki liczą również na reakcję innych środowisk, które odważnie wy-stąpią w obronie kobiet i dzieci. Jako pierwsi na apel odpowiedzieli dzien-nikarze: „Szczególnym obowiązkiem mężczyzn jest dbać o bezpieczeństwo kobiet i dzieci. Także tych kobiet i dzie-ci, które zagrożone są przez zbrodnicze zapędy aborcjonistów” – czytamy w ich liście. Czekamy na reakcje kolejnych grup społecznych i liczymy, że posłowie staną na wysokości zadania.

Więcej informacji pod adresem: http://za-zyciem.pl.

Page 58: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

LVIII NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

PUBLICYSTYKA

Zwycięstwo to przywróciło blask oręża polskiego po nieudanych kampaniach 1648 i 1649 roku. Siły Rzeczypospolitej wyko-

rzystały także nową strategię walki, co w znacznym stopniu przyczyniło się do pokonania sił kozacko-tatarskich. Był to sukces na polu wojskowym oraz psycholo-gicznym, podbudowującym morale strony polskiej, jednakże nie wykorzystany poli-tycznie. Świadek tych wydarzeń zanotował już po bitwie, że „chciało się do żon, do gospodarstwa, do pierzyn, a na pokrycie swego lenistwa wyszukiwali z pod zie-mi argumenta”. Pozwoliło to Bohdanowi Chmielnickiemu na wydostanie się z nie-woli u swego dotychczasowego sojuszni-ka, chana tatarskiego Islama Gereja, oraz na zebranie przez niego pozostałych po pogromie beresteckim sił, a także posiada-nych jeszcze rezerw. Skutkiem tego było stoczenie we wrześniu 1651 roku przez siły polsko-litewskie kolejnej bitwy, tym razem pod Białą Cerkwią na Kijowszczyźnie.

Przed bitwą berestecką Kampania roku 1648 przyniosła Ko-

zakom wiele sukcesów (Korsuń, Żółte Wody, Piławce), które owocowały także w następnym roku. W maju 1649 roku

Zbliżająca się szybkimi kro-kami 360. rocznica jednej z najciekawszych bitew w naszej historii – bitwy pod Beresteczkiem na Wołyniu, stoczonej w dniach 28-30 czerwca 1651 roku – skłania do przypomnienia tego trochę zapomnianego zwycięstwa wojsk Rzeczy-pospolitej nad połączonymi siłami kozacko-tatarskimi. Jak pisał pamiętnikarz tego okresu Jakub Łoś: „Te-goż roku w wilią śś. Piotra i Pawła wielką wiktoryją otrzymali nasi pod Bere-steczkiem… Chan sam ze wszystkimi ordami ledwie uciekł, także i Chmielnicki”.

Bitwa pod Beresteczkiem

JACEK DROZD

wznowiono działania wojenne. W lipcu tegoż roku rozpoczęło się oblężenie Zbaraża, którego sytuacja szybko się pogarszała. Dlatego też król Jan Kazimierz zdecydował się na odsiecz oblę-żonej twierdzy. 3 lipca przybył do Lublina, by 6 sierpnia być już pod Toporowem. Wskutek decy-zji króla, nakazującej marsz spod Toporowa pod Zbaraż inną trasą niż pierwotnie planowana, armia polska została zaskoczona przez połączone siły kozacko-tatarskie. Bitwa, jaka wtedy rozegrała się pod Zborowem, nieomal zakoń-czyła się całkowitą i hańbiąca klęską kró-la i Rzeczypospolitej. Do tego jednak nie doszło. Ostatecznie działania militarne prowadzone w tym okresie zakończyły się podpisaniem 18 sierpnia 1649 roku tekstu tzw. ugody zborowskiej. Ugoda ta skazana była jednak na krótki żywot, nie zadowa-lała bowiem żadnej ze stron. Dla Rzeczy-pospolitej oznaczała pójście na ustępstwa

równe utracie kontroli nad obszarami nad-dnieprzańskimi. Dla Kozaków wiązała się z powrotem do poddaństwa wobec króla polskiego oraz ponownym objęciem przez szlachtę polską jej majątków.

Formalny pokój między Rzecząpospolitą a Kozaczyzną trwał do wiosny roku 1651. Sytuacja była jednak tak napięta, że po-

nowne stracie było nieuniknione. Bohdan Chmielnicki, chcąc poprawić swoją sytu-ację strategiczną, zdecydował się na roz-poczęcie na tyłach polskich akcji dywer-syjnej. Polegała ona na wysyłaniu w głąb Polski i Litwy emisariuszy i posłańców, którzy oprócz działań wywiadowczych mieli podburzać chłopów do wystąpień przeciwko swoim panom. Jedno z takich

wystąpień, zorganizowane na Podhalu, jest znane w historii pod nazwą buntu Kost-ki-Napierskiego. Zaznaczyć trzeba, że do większych wystąpień, „ruchawek” czy też „powstań” na takich ziemiach jak Wielko-polska, Małopolska, Pomorze czy Wielkie Księstwo Litewskie nie doszło. Jednak ak-cja Bohdana Chmielnickiego miała wpływ

Bitwa pod Beresteczkiem, 30 czerwca 1651 roku, wg rysunku Verniera

Page 59: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

LIXNR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

PUBLICYSTYKA

na szlachtę zebraną pod Beresteczkiem, co znalazło wyraz w chęci jak najszybszego powrotu do domów rodzinnych po bitwie i ewentualnego zabezpieczenia swojej wła-sności przed „buntownikami”.

Bitwa pod Beresteczkiem Po wykonaniu wszystkich niezbędnych

przygotowań oraz po przeprowadzeniu manewrów taktycznych siłami będącymi do dyspozycji obu stron, w dniu 27 czerw-ca dwie wrogie armie stanęły naprzeciw siebie pod Beresteczkiem. 28 czerwca 1651 roku rozpoczęła się wielka bitwa. Wojska Rzeczypospolitej liczyły mniej więcej 63 tysiące ludzi, w tym blisko 17 tysięcy jazdy oraz 30 tysięcy tzw. po-spolitego ruszenia szlachty. Połączone siły kozacko-tatarskie liczyły 80 tysięcy Kozaków i około 20-28 tysięcy Tatarów, w sumie jakieś 100-108 tysięcy ludzi. Według Albrychta Stanisława Radziwiłła, który nie brał udziału w bitwie, wojow-nicy Jana Kazimierza czynili imponujące wrażenie „Ale gdy ustąpiła mgła, jaśniej-sze słońce jakby zrywając zasłonę poka-zało najpiękniej ustawione wojsko, które sam król rozciągnął prawie na pół ruskiej mili”. Diaryści tamtych czasów odnoto-wują także karność armii polskiej: „We środę o ósmej z rana (…) wyprowadzić zaraz król wojsko w pole rozkazał i przed samym obozem w lepszym szyku, niż był na papierze namalowany, one postawił”. Pierwszy dzień walk nie przyniósł żadne-go rozstrzygnięcia, w drugim (29 czerw-ca), po zażartych walkach, głównie pol-sko-tatarskich, szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na stronę wojsk Chmielnic-kiego i chana. Zdawało się, że i tym razem powtórzą się sukcesy znad Żółtych Wód, spod Korsunia i spod Piławiec. Wieczór

29 i noc z 29 na 30 czerwca obie strony spędziły na gorączkowych przygotowa-niach do decydującej rozprawy.

Bohdan Chmielnicki ustawiał szyki z nowo nadciągających sił kozackich, jed-

nocześnie zaś formował potężny, złożony z 11 rzędów wozów, tabor. Król Jan Ka-zimierz zwołał wieczorem radę wojenną. Obaj hetmani koronni, wielki – Mikołaj Potocki i polny – Marcin Kalinowski, pro-ponowali przyjąć w następnym dniu walki wypróbowany staropolski obronny szyk taborowy, król natomiast opowiadał się zdecydowa-nie za przyjęciem zaczepne-go szyku zwanego szwedz-kim lub holenderskim, polegającym na ustawieniu wojska w szachownicę, któ-rej każde pole stanowił tzw. szwadron, złożony na prze-mian z piechoty i dragonów oraz rajtarów. Przed pierw-szą linią obrony postawiono artylerię, z tyłu zaś jazdę pospolitego ruszenia. Tak uszykowanemu centrum

polskiemu, dowodzonemu przez samego króla, towarzyszyć miały ataki obu skrzy-deł (dowódcy: Stanisław Lanckoroński i Marcin Kalinowski, a faktycznie Jeremi Wiśniowiecki) złożonych z jazdy. Mimo

oporu hetmanów, król, poparty przez młodszych dowódców – miedzy innymi Stefana Czarnieckiego i Bogusława Ra-dziwiłła – przeforsował swój plan, dzięki czemu, co trafnie zauważył współcze-sny historyk Tadeusz Wasilewski, „wy-świadczył tym Polsce wielką przysługę

ŻRÓ

DŁO

: W

IKIP

ED

IA

POLECAMY KSIĘGARNIĘW WARSZAWIE

przy ul. Marszałkowskiej 7wejście od Zoli

czynnąod pon. do pt. od 10 do 17;

prowadzimy sprzedaż wysyłkową

tel. 22 405 66 30, 501 037 074e-mail: [email protected]

R E K L A M A

KRÓL JAN KAZIMIERZ ZWOŁAŁ WIECZOREM RADĘ WOJENNĄ. OBAJ HETMANI KORONNI, WIELKI – MIKOŁAJ POTOCKI I POLNY – MARCIN KALINOWSKI, PROPONOWALI PRZYJĄĆ W NASTĘPNYM DNIU WALKI WYPRÓBOWANY STAROPOLSKI OBRONNY SZYK TABOROWY, KRÓL NATOMIAST OPOWIADAŁ SIĘ ZDECYDOWANIE ZA PRZYJĘCIEM ZACZEPNEGO SZYKU ZWANEGO SZWEDZKIM LUB HOLENDERSKIM, POLEGAJĄCYM NA USTAWIENIU WOJSKA W SZACHOWNICĘ, KTÓREJ KAŻDE POLE STANOWIŁ TZW. SZWADRON, ZŁOŻONY NA PRZEMIAN Z PIECHOTY I DRAGONÓW ORAZ RAJTARÓW.

Page 60: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

LX NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

PUBLICYSTYKAi słusznie zyskał sławę doskonałego wo-dza”. Kolejna faza bitwy nie zaczęła się jednak rankiem 30 czerwca, lecz dopiero po południu tego dnia, kiedy Jan Kazi-mierz wydał Wiśniowieckiemu, na jego zresztą prośbę, rozkaz do ataku. „Dzień piątkowy naznaczył P. Bóg na poniżenie hardości nieprzyjacielskiej i na oddale-nie tak oczywistych od ojczyzny, na jakie się było niebezpieczeństw”. Jazda „Jare-my” odniosła poważny sukces, rozbijając konnicę kozacką i docierając do taboru, którego szyk udało się jej rozerwać. Na pomoc Kozakom ruszyła wtedy poważna część Tatarów, co zmieniło sytuację na polu bitwy, gdyż Wiśniowiecki zmuszony został do zmiany kierunku swojego ataku. Tymczasem ruszyło do natarcia centrum polskie dowodzone osobiście przez króla, uszykowane na wzór szwedzki i dysponu-jące silnym ogniem muszkietów i dział. Główne siły tatarskie, przeciw którym to uderzenie było skierowane, nie wytrzy-mały długo naporu polskiego i rzuciły się wkrótce do ucieczki. Straż tylna Tatarów została rozbita przez jazdę prawego skrzy-dła polskiego, sam zaś chan, zagrożony bezpośrednio ostrzałem polskim, rzucił się do ucieczki. Jak podaje jedna z ów-czesnych relacji: „Pocisk zabił znacznego murzę tak blisko, aż chana krew oprysnę-ła”. Jak podają niektóre źródła, porwał za sobą Chmielnickiego, który daremnie usi-łował go powstrzymać od ucieczki.

Pogrom Tatarów oraz ucieczka chana i Bohdana Chmielnickiego przesądziły wprawdzie losy bitwy, nie zakończyły jej jednak. Liczne siły kozackie wycofały się na bagna przy rzece Płaszówce i okopa-ły się tam w taborze. 7 lipca oblężonych ogarnęła panika, którą wyzyskały wojska polskie – wdarły się w szeregi kozackie, zadając im ostateczną klęskę.

Zwycięskie oddziały polskie, ujrzawszy pomordowanych jeńców polskich, urzą-dziły rzeź Kozaków, ich żon i dzieci. Zna-ny historyk polski Ludwik Kubala pisał na ten temat tak: „Cokolwiek bądź ludz-kość wyparła się samej siebie, mordowa-no starców, kobiety i dzieci”. Sebastian Oświęcim porównywał rozmiary zwycię-stwa do bitwy grunwaldzkiej: „Nie wiem, jeżeli nie tylko ojczyzna nasza, ale i świat kiedy widział po grunwaldzkiej bitwie co podobnego”. Wzniesiona po zwycięstwie pieśń „Te Deum laudamus” miała po-świadczyć, że było ono miłe Bogu.

Po bitwie beresteckiej Siła połączonych wojsk polskich i litew-

skich została osłabiona przez ucieczki, choroby i głód. Ponadto prowadzenie woj-ny na tak odległym terenie przez szlachtę

z pospolitego ruszenia przekraczało moż-liwości aprowizacyjne armii, zwłaszcza iż dziedziny polskie i kozackie dzielił 200-kilometrowy pas spustoszonej ziemi. Również Jan Kazimierz trochę przed-wcześnie uznał, że sprawa jest już roz-wiązana, i wraz z częścią armii udał się do Gdańska w celu nadzorowania negocjacji ze Szwecją na temat dziedzicznej korony Wazów. W ręce zwycięzców wpadła za to kancelaria wojskowa Kozaków, a tam „listy od cesarza tureckiego, chana krym-skiego, cara moskiewskiego i od Rakoce-go… i między listami znaleziono diploma cesarza tureckiego, które Chmielnickiemu daje na księstwo ruskie”.

W tym samym czasie kiedy trwały wal-ki w okolicach Beresteczka, siły Janusza Radziwiłła pokonały Kozaków broniących granicy swych terytoriów od północy, za-jęły Kijów, połączyły się z oddziałami Po-tockiego i rozpoczęły wspólna kampanię przeciw Kozakom. „We wrześniu 1651 roku obie strony były już zmęczone truda-mi wojny. Gdy więc Chmielnicki zaapelo-wał do Potockiego o pokój, hetman wielki koronny wyraził zgodę, ponieważ zdawał sobie sprawę, że dalsze walki nic nie da-dzą. W tych okolicznościach negocjacje pomiędzy dwoma stronami zostały wzno-wione i z biegiem czasu zawarto pokój”. W myśl tej ugody „Kozacy wprawdzie zgodzili się na redukcję rejestru do 20 ty-sięcy ludzi (traktat zborowski przewidywał rejestr w wysokości 40 tysięcy), przy czym tak uszczuplone pułki kozackie mogły sta-cjonować tylko na terenie województwa kijowskiego, nie miało to jednak większe-go znaczenia, gdyż ugoda białocerkiewska,

podobnie jak inne układy polsko-kozackie, właściwie nigdy nie weszła w życie”. Zo-stała jednak zachwiana pozycja Bohdana Chmielnickiego w hierarchii kozackiej, zaczęły się także pojawiać wystąpienia skierowane przeciwko niemu, prowoko-wane przez co ambitniejszych pułkowni-ków. Ograniczeniu uległ też zakres władzy hetmańskiej, gdyż zakazano Bohdanowi Chmielnickiemu i jego następcom prowa-dzenia jakiejkolwiek niezależnej polityki zagranicznej. Nadawano jemu i jego na-stępcom na urzędzie hetmańskim Czehryń, ale mieli oni – tzn. Bohdan Chmielnicki i jego następcy – pozostawać pod ścisłą kontrolą hetmanów koronnych. Jak zazna-cza jeden z badaczy tego okresu, Andrzej Bolesław Pernal: „Poważne komplikacje pojawiły się prawie natychmiast po zawar-ciu traktatu białocerkiewskiego. Koncesje, które musiał udzielić Chmielnicki, spo-tkały się z wielka dezaprobatą Kozaków chłopów. Sytuację zaognił powrót szlachty do ukraińskich majątków oraz rozmiesz-czenie wojska koronnego na Ukrainie. W niektórych okolicach ludność opuści-ła swoje osady i udała się do Moskwy. W wielu miejscach Kozacy i chłopi nie tylko podnieśli broń przeciwko nowo przybyłym dziedzicom czy oddziałom koronnym, ale także przeciwko Chmielnickiemu, którego oskarżano o wszelkie nieszczęścia”. Ugoda białocerkiewska stanowiła jednak istotne ograniczenie przywilejów kozackich zawar-tych w zborowskiej „Deklaracji łaski”.

Zwycięstwo pod Beresteczkiem i traktat białocerkiewski dwór królewski wyko-rzystał do celów propagandowych w kra-ju i za granicą – były one gloryfi kowane zarówno w prozie, jak i w poezji.

Legacja królewska na sejmiki przedsej-mowe (sejm zwyczajny sześciotygodnio-wy zaplanowany na 26 stycznia – 8 marca 1652 r.) była określana w bardzo optymi-stycznych słowach. Szlachcie wmawiano, że Chmielnicki prawdziwie pragnie po-koju i bez wątpienia dotrzyma złożonej przysięgi. Dzięki temu szlachta przyjęła tę wiadomość z pełną satysfakcją. Jednak-że bardziej oświeconym wydawało się, że porozumienie z Kozakami nie przyniesie niczego dobrego. W ich przekonaniu trak-tat mógł służyć tylko jako rozejm. Na po-czątku grudnia suplement do legacji, któ-ry przedstawiał stan rzeczy w ciemnych barwach, jeszcze bardziej potwierdził te obawy. Stawiano więc pytania odnośnie Beresteczka i Białej Cerkwi. Padały także różne oskarżenia pod adresem osób odpo-wiedzialnych za powyższe wydarzenia.

JACEK DROZD Autor jest doktorantem na Wydziale Historii UMCS w Lublinie.

Iwan Bohun wydostaje z okrążenia resztki wojsk kozackich w czasie bitwy pod Beresteczkiem

Page 61: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

LXINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

NAIWNY CYNIK

MAREK ARPAD KOWALSKI

CZARNA KSIĘGA

Niedawno przysłuchiwałem się obronie dokto-ratu swojej młodszej koleżanki. Później było zwyczajowe, tradycyjne przyjęcie: lampka

wina i poczęstunek. Rozmowy ze znajomymi, ko-leżankami i kolegami. Ale w trakcie tego przyjęcia zwróciłem uwagę na pewną dziewczynę. Nie wyda-wała mi się obca, lecz uporczywie powracało pytanie: „Skąd ja ją znam?”. Ona też, jak dostrzegłem, czasa-mi zerkała na mnie. Nagle olśnienie. Ależ to Ona!

Była to dobra znajoma. Z nią i jej mężem jakiś czas temu utrzymywaliśmy ożywione kontakty towarzy-skie. Często spotykaliśmy się, odwiedzali. Ale kilka lat temu, przed sześciu czy siedmiu laty (zresztą nie pamiętam dokładnie), kontakty się urwały. Oboje przenieśli się z Warszawy do pewnego miasta woje-wódzkiego i tam kontynuują karierę naukową. Jeszcze przez jakiś czas fruwały między nami mejle, ale i one po pewnym czasie zamarły. Więc teraz skorzystałem, żeby odnowić znajomość, a i ona chętnie to podjęła.

Zastanowiłem się później nad przemijaniem czasu. Jeszcze do niedawna z wieloma znajomymi utrzy-mywałem ożywione kontakty. Mejle, telefony, wza-jemne odwiedzanie się. Teraz z niektórymi spośród osób, z którymi łączyły nas przyjacielskie stosunki, kontakty te zaczęły ustawać, stawały się coraz rzad-sze, aż wreszcie niemal zupełnie zamarły. Jeszcze tylko na Boże Narodzenie i Wielkanoc składamy so-bie życzenia, ale to wszystko. Nie to, co było kiedyś. Ot, tylko takie formalne utrzymywanie znajomości w najlepszym razie.

Lecz na miejsce tych, po których zostały tylko wspomnienia, pojawiają się nowe osoby. Kontakty

z tymi, którzy byli kiedyś jedynie zdawkowymi zna-jomymi, stają się coraz bardziej ożywione, bliskie, przyjacielskie, mamy sobie do przekazania coraz więcej rzeczy, wymieniamy poglądy, rozmawiamy. Częste spotkania, telefony, wizyty. Następuje zmia-na. Taka scena obrotowa.

Zastanawiam się, czy jest w tym jakaś prawidło-wość. Bo rzeczywiście, znajomość z jednymi za-miera prawie całkowicie, a z innymi staje się częsta i ożywiona. Powiedzenie mówi, że „nowe sito jest na kołku”. Lecz to niczego nie tłumaczy. Bo te niegdy-siejsze znajomości, zmieniające się w zamazane teraz twarze, urywały się nie wiadomo dlaczego. Nic nas nie dzieliło, nie było między nami konfl iktów ani – co też mogłoby być wytłumaczeniem – znudzenia. Rozumiem, ludzie są zajęci, poświęcają się własnym sprawom i nie mają czasu na pielęgnowanie dotych-czasowych znajomości. Ale mają czas na nawiązy-wanie nowych. Więc dlaczego? Czy nie dlatego, że znamy się jak łyse konie i wiemy niemal na pamięć, co każdy z nas powie? Więc zainteresowanie i fascy-nacja mija. Lecz z drugiej strony nadal utrzymują się ożywione kontakty z wieloma dawnymi znajomymi, których też znamy na wylot, a jednak chętnie się z nimi widzimy, rozmawiamy i jest to nadal świeże uczucie. Albo – jak w przykładzie wspomnianym na początku – następuje ponowne zbliżenie.

Może to wynika po prostu z natury ludzkiej? Z jednej strony przywiązanie do znajomych, z który-mi dobrze się czujemy, z drugiej niewytłumaczalne rzeczowo zamieranie znajomości bez jakichkolwiek przyczyn, z trzeciej zaś – w przypadku nowych, bli-skich znajomości – zainteresowanie czy fascynacja czymś nowym?

Zamazane twarze

Lokalnym przykładem rozrastającej się biurokracji jest war-szawski ratusz. Jeszcze w trakcie zeszłorocznych wyborów samorządowych Janusz Korwin-Mikke przypominał, że za rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz stołeczna admi-

nistracja powiększyła się o prawie 1500 etatów. Według wyliczeń Adama Wojtasiewicza („NCz!” nr 23), urzędnicy kosztują miesz-kańców nadwiślańskiej stolicy ponad 600 mln zł rocznie. W 2007 roku podatnicy łożyli na ten cel „tylko” 450 mln złotych. Warszaw-ska biurokracja – podobnie jak każda inna z opisanych przez Fe-liksa Konecznego – „żyje i żywi się fi kcjami”. I nie chodzi tylko o urzędników, którzy „załatwiają sprawy, jakich nigdy nie obserwo-wali w życiu”, ani oto, że „nie znając się na niczym, rozstrzygają o wszystkim”. Pomysł „przeistoczenia Warszawy w europejską metropolię” za pomocą gigantycznych (i często zupełnie niepo-trzebnych!) inwestycji to przejaw bizantyjskiego zadęcia pani pre-zydent, która przyczyniła się do zadłużenia każdego mieszkańca na prawie 3 tys. złotych! „Europejskości” miało przydać miastu m.in. zastąpienie przynoszących zysk Kupieckich Domów Towarowych przez – z natury rzeczy – defi cytowe Muzeum Sztuki Nowoczesnej (nota bene w Warszawie od 1985 roku funkcjonuje bardzo podob-nie sprofi lowane Centrum Sztuki Współczesnej).

W kontekście wzrostu opłaty za użytkowanie wieczyste (do 2000%), kosztów korzystania z transportu miejskiego (docelo-

wo: z 2,80 zł do 4,80 zł za bilet normalny), opła-ty za wodę (z 3,33 do 4,32 zł/m3), odprowadzanie ścieków (z 4,34 do 5,65 zł), przedszkole (ok. 160 zł drożej), żłobek (ok. 174 zł więcej) itp. szokuje suma pie-niędzy przeznaczonych na premie i nagrody dla warszawskich urzędników. Oprócz zakontraktowanych pensji dostaną oni dodat-kowo aż 49 mln złotych! Według wyliczeń „Faktu”, na etat śred-nio wypada po 1600 złotych. Najwięcej (ok. 17 tys. zł) otrzymają wiceprezydenci, skarbnik i sekretarz stolicy. Jak zaznaczył Bartosz Milczarczyk (rzecznik Ratusza), doroczne nagrody nie powinny dziwić, ponieważ „są zapisane w regulaminie wynagradzania urzę-du miasta”. Innymi słowy – parafrazując Feliksa Konecznego: „Nic to! Wszystko jest dobrze, bo zgadzają się papiery”.

Powyższy przejaw administracyjnego bizantynizmu aż tak Czytelników „NCz!” nie zdziwi. Nie od dziś wiemy, że „biu-rokracja jest to system papierów kancelaryjnych (...), który porządek w administracji rozumie jako porządek w papierach, choćby i kraj cały pogrążony był w straszliwym nieporządku”. Szokuje jednak zestawienie 49 mln zł na nagrody z oszacowaną przez Zakład Transportu Miejskiego sumą 50 mln zł, która po podwyżce cen biletów trafi do budżetu miasta! Innymi słowy: czekający warszawiaków w sierpniu 30-procentowy wzrost kosztów podróży autobusem, tramwajem lub pociągiem prawie całkowicie wchłonie administracja…

Podsumowując: warszawiacy do samochodów i na rowery! Na złość HGW! INKWIZYTOR

HGW drenuje

Page 62: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

LXII NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

FELIETON

Czerwona mszaPan Bohdan Urbankowski, KPN-owiec, napisał

– a Wydawnictwo Penelopa wydało – dwuto-mowe (1300 stron) kompendium pt. „Czerwo-na msza, czyli uśmiech Stalina”. Autor zajmuje

się w nim wyważaniem otwartych (moim zdaniem) drzwi – czy-li wykazaniem, że dzisiejszym życiem literackim rządzą dzie-ci, wnuki i prawnuki ludzi zniewolonych jeszcze w latach 40. przez system sowiecki. Przy czym – zdaniem Autora – chodzi nie tylko o lewicowe wartości, które ludzie ci wyssali z mlekiem matek w kolejnych pokoleniach, ale o swoiste skrzywienie mo-ralne; jak gdyby upodlenie się czy załamanie w tamtym okresie było dziedziczone.

Tu zacytuję z bloga {kokos26} (http://blogmedia24.pl/node/3702):

Podobny wstydliwy rodzinny epizod miał ojciec salonowego profesora prawa i bardzo wpływowej postaci Marka Safjana.

Oto fragment mojego starego wpisu pt. „Donosy”.„Jako młody partyzant niejednokrotnie narażałem swoje ży-

cie, walcząc z odwiecznym wrogiem. (...) Proszę Pana Generała o darowanie mi życia, gdyż mam dopiero 21 lat i dotąd tylko uczyłem się, poświęcałem dla ogółu. Jeżeli mam już zginąć, to chociaż żeby z korzyścią. Proszę mi zezwolić na szukanie śmier-ci na Polu Chwały”.

To dramatyczny list z prośbą o łaskę skierowany przez młode-go żołnierza LWP, byłego akowca Jana Nesslera, do generała Karola Świerczewskiego. Niestety, prośba została odrzucona, a słynny sędzia wojskowy Dancyg wydał wyrok śmierci, który 11 lutego 1945 roku wykonano.

Jaką zbrodnie popełnił? Cóż takiego się stało, że młody, 21-letni chłopak został rozstrzelany?

Cała historia, opisywana i udokumentowana w „Arce” („Arka”, nr 6 z 1993 r., s. 168), znana jest nielicznym.

Jan Nessler padł ofi arą donosu swojego „przyjaciela” – ofi -cera LWP Zbigniewa Safjana, zagorzałego komunisty, znanego pisarza i scenarzysty. Donos w języku rosyjskim zawiadamiał rosyjskiego ofi cera informacji Romanowskiego, że „Jan Nessler był członkiem AK, starał się nawiązać kontakt z AK i konty-nuować robotę”.

Krótko po tym donosie Safjan awansował na politruka kompanii, rozpoczynając błyskotliwą karierę trwającą aż do późnego PRL-u.

Jeżeli dzisiaj ktoś twierdzi, że takie rodzinne czarne historie nie miały wpływu na późniejsze postawy wielu „autorytetów”, to ja pozwolę sobie być odmiennego zdania.

Właśnie: czy to jest dziedziczne? Sądzę, że nie. Autor nie zauważa mianowicie, że podobne

wartości zawarte były w lewicowej poezji nie tylko w przedwo-jennej Polsce, ale i w Niemczech, Francji, Hiszpanii, Włoszech – przy czym we Francji i Włoszech, gdzie terror bolszewicki ani stalinowski w ogóle nie dotarły, nie widać wielkich różnic w sto-sunku do Niemiec i Hiszpanii (gdzie okresami panował) czy do Polski i Rumunii. Autor całe zło przypisuje nie Idei Socjalizmu, lecz znienawidzonym przez siebie (słusznie zresztą) Sowietom. Skoro sowietyzm był zły, to znaczy, że wszelkie Zło bierze się z sowietyzmu – zdaje się rozumować p.Urbankowski.

Można by tę książkę odrzucić a limine jako „oszołomską” (co prawda w stopniu znacznie mniejszym, niż jest to widoczne u większości PiS-maków!), gdyby nie to, że Autor bardzo inteli-gentnie konfrontuje ze sobą utwory poetów zaprzedanych reży-

mowi komunistycznemu i tych, którzy mimo wszystko zacho-wali niezależność.

Dokonuje też wielkiej rzeczy, bo różnicuje. Oszołomy dzielą wszystkich na Czerwonych i Białych. Tymczasem Autor do-kładnie analizuje postępowanie różnych twórców – i dostrzega tych, co kolaborowali, ale starali się zachować godność; albo kolaborowali, ale świadomie przemycając ważne treści; albo kolaborowali, ale prowadzili własną grę. Równie starannie analizuje postępowanie tych, którzy nie zostali pieczeniarzami Czerwonego Dworu.

I chwała Mu za to. Wykazuje przy tym doskonałe zrozumienie uwarunkowań – i potrafi je w sposób przystępny wyjaśnić.

Jednocześnie prowadzi w tej książce swoją własną polemikę z niektórymi ludźmi. Książka całkowicie traci przez to obiektyw-ny charakter – ale to tym lepiej. Wiemy, że jest to świadectwo kogoś, kto brał udział w tamtych potyczkach. Czy ponosił w nich klęski, czy przechwala się urojonymi zwycięstwami? A co za różnica? Oceniamy nie szermierza, tylko kronikarza.

Kronikarz czasem tworzy zdumiewające interpretacje. W stylu dowcipu: „Wchodzi w Londynie do autobusu typowy Anglik: w meloniku, z parasolem i czarną teczką. Stojąca staruszka przy-gląda mu się i mówi: „Pan jest Chińczykiem!”. „Ależ skąd!” – protestuje jegomość. „Tak, tak, Pan jest Chińczykiem” – kon-tynuuje babcia. „Bzdura, nie jestem żadnym Chińczykiem!”. „Mnie Pan nie oszuka! Wiem, że Pan jest Chinczykiem!”... Pasażer się poddaje: „Dobrze, ma Pani rację, jestem Chińczy-kiem”. Babcia z tryumfem: „A niepodobny!”.

Rozbawiła mnie imputacja, wyssana z jakiegoś palca, że pier-wowzorem komunisty Szczuki z „Popiołu i Diamentu” śp. Je-rzego Andrzejewskiego był jakiś ubek Foremniak – jak gdyby nieboszczyk Andrzejewski nie potrafi ł sobie takiej historyjki w całości zmyślić! P. Urbankowski potem opisuje niechlubną śmierć tego Foremniaka i stwierdza: „A niepodobna!”.

I na tej podstawie oskarża Andrzejewskiego o fałszowanie hi-storii!!

Tak czy owak: to jest dzieło świadka historii PRL – świadka, który osobiście był na polu bitwy, choć raczej w charakterze giermka.

Z tą książka jest tylko jeden problem. Otóż według Stalina, pisarze to „inżynierowie dusz ludzkich”.

Z jednej strony Autor pokazuje więc, jak precyzyjnie ówczesne władze manipulowały swoimi wojskami. Z drugiej obserwu-jemy pojedynki Gigantów Słowa. Pojedynki tych, co przeszli na Czerwoną Stronę Mocy – i tych, którzy nieugięcie walczyli dalej. Ciskali w siebie wspaniałymi poematami, elegiami, na-miętnymi strofami porywającymi tłumy do walki – albo chociaż do wytrwania.

Tyle że dziś nikogo to nie interesuje. Nikt dziś nie czyta poezji – a przynajmniej poezji politycznej.

Zamiast aluzji, wali się dziś wroga słowem rąbanym, a nie mową wiązaną – bo dziś poeci mowy nie wiążą. Jeszcze w 1956 roku piosenka „Furman” porywała ludzi. Dziś ludzi interesują losy bohaterów seriali albo opisy prawdziwych afer. Konkretne.

Ja straciłem całą noc, by przeczytać te 1300 stron. Moje dzieci czegoś takiego nie wezmą do ręki.

Co znaczy, że Wydawnictwo Penelopa opublikowało to w ostatniej chwili...

JANUSZ KORWIN-MIKKE

Page 63: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

LXIIINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

FELIETON

Grecy! Bankrutujcie!Co się dzieje z tymi wszystkimi cywilami? W Tunezji

wiadomo: mieli tam tyrana, który wszystko sam po-zjadał, więc dla tamtejszych młodych, wykształco-nych nic już nie zostało. A jak nic już nie zostało, to

wiadomo – zbuntowali się przeciwko tunezyjskiemu tyranowi. W sukurs pospieszyli im tyrani z Francji i Italii. Oni też grabią swoich cywilów na potęgę, ale co innego cywile tunezyjscy czy, dajmy na to, libijscy – a co innego hiszpańscy czy greccy. Musi być jakaś zagadkowa różnica, bo o ile w obronie libij-skich cywilów przed tamtejszym tyranem Muammarem Kad-dafi m NATO ciska bomby i strzela strzałami, a do cywilów tunezyjskich i egipskich wysyła a to naszego Kukuńka, a kiedy już nacieszą się Kukuńkiem – to wtedy wysyła ministra Sikor-skiego. Z nim dopiero mają uciech co niemiara: a to zrobi mar-sową minę, a to nauczy demokracji – słowem: jedna przyjem-ność goni drugą. Tymczasem cywile greccy i hiszpańscy też nieźle dokazują, a NATO jakby tego nie widziało; ani jednej bomby, ani jednego strzału – chyba że bez prochu. A przecież i w Tunezji, i w Libii chodzi o to samo – cywile buntują się przeciwko tyranom.

No tak, ale tyran tyranowi nierówny. W takiej, dajmy na to, Tu-nezji, tyran wszystko chciał zjeść sam, to znaczy nie chciał po-dzielić się z lichwiarską międzynarodówką. Libijski tyran zdaje się jeszcze gorszy – nie dość, że szura lichwiarskiej międzyna-rodówce, to jeszcze podjudził córkę, by pozwała NATO przed niezawisły sąd. Ładny interes! Co teraz będzie, jeśli niezawisły sąd nakaże, by NATO się rozbroiło? Zresztą nie martwmy się o NATO, już tam niezawisłe sądy krzywdy mu nie zrobią – co przewidział jeszcze w XIX wieku Adam Mickiewicz, wkładając w usta Klucznika Gerwazego te spiżowe słowa: „wygraj w polu, a wygrasz i w sądzie!”

Wróćmy do różnicy między tyrany: otóż o ile tyranowie północ-noafrykańscy albo szurają, albo brużdżą lichwiarskiej między-narodówce, to tyranowie greccy i hiszpańscy międzynarodówce owej nadskakują i gotowi są wycisnąć ze swoich niewolników nie tylko krew, pot i łzy, ale wszystkie inne cielesne sekrecje, żeby tylko ją udelektować. Po co lichwiarzom te wszystkie se-krecje organizmu ludzkiego – tajemnica to wielka, bo wskazy-wałaby na to, że są oni nie tylko krwiopijcami. Dlatego i NATO ani tym tyranom nie robi krzywdy, ani greckim czy hiszpańskim niewolnikom. Przyczyny tej chwalebnej powściągliwości obja-śnił był w swoim czasie Janusz Szpotański malinowymi ustami Carycy Leonidy: „Niszczyć swą zdobycz – kakij smysł?”. Jakby NATO, dajmy na to, zbombardirowało Hiszpanów na Puerta del Sol czy Greków w Atenach, to kto by potem wypracował dla lichwiarskiej międzynarodówki odsetki?

A tymczasem cały świat, a w każdym razie cała Europa wstrzymuje oddech w obawie przed bankructwem Grecji. Bankructwo – straszna rzecz, jednak z drugiej strony: „zdrada panowie, ale stójcie cicho!”. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wyobraźmy sobie, że Grecja rzeczywiście bankru-tuje, to znaczy ani nie wykupuje obligacji, ani nie płaci odsetek – słowem: „trup baronowo, grób baronowo, plajta, klapa, kry-zys, krach!”. I co się dzieje? Starsi pewnie pamiętają sławną piosenkę Andrzeja Rosiewicza z czasów pierwszej komuny, to znaczy strajków z roku 1980, o zachodnich bankierach: „Legi-tymację partyjną oddał Wincenty Kalemba, a tam zachodnim bankierom to włosy stają dęba”. Chodziło o to, że napożyczali

mnóstwo forsy najmiłościwiej nam panującemu Edwar-dowi Gierkowi i kiedy las birnamski ruszył z posad, tknęło ich straszliwe podejrzenie, że zbuntowany lud pokaże im gest Ko-zakiewicza: widziały gały, komu pożyczały. Na szczęście dla nich lewica laicka wyszlamowała łatwowierny naród tubylczy i teraz szykuje się do operacji kolejnej.

Cóż zatem lichwiarze mogą zrobić złego Grecji? Ano, za-mrożą, dajmy na to, wszystkie aktywa greckiego rządu. Ale czy zbankrutowany grecki rząd ma w ogóle jeszcze jakieś ak-tywa? Nawet jeśli ma, to czort z nim, niech mu zamrażają. Bo przecież rząd to jedno, a obywatele Grecji to całkiem inna sprawa. Każdy z nich czymś się zajmuje: jeden uprawia wi-norośl i produkuje znakomite wino, inny tłoczy oliwę, jeszcze inny prowadzi hotel dla turystów – i tak dalej, i temu podob-nie. Oni żadnych pieniędzy od lichwiarzy nie pożyczali, więc i lichwiarskiej międzynarodówce nic ani do ich własności, ani do ich dochodów, ani też do ich przedsiębiorstw. Na wszel-ki wypadek NATO, jeśli w ogóle chce być jeszcze do czegoś obywatelom przydatne, mogłoby dać lichwiarzom rewolwer do powąchania. Zatem mimo bankructwa greckiego rządu na-dal młyny mogą mleć zboże, tłocznie – tłoczyć oliwę, rzeźnicy – sprzedawać mięso, elektrownie – dostarczać prądu, fabryki – produkować towary na rynek, słowem: gospodarka nadal może funkcjonować. Problem będzie miał rząd i ci, którzy od rządu dostawali forsę. Rząd bowiem, nie mogąc się zapożyczać, będzie musiał drastycznie ograniczyć wydatki. Ale przecież właśnie o to chodzi, żeby rząd drastycznie ograniczył wydatki – i to nie tylko na pasożytów, którzy dzięki niemu rozmnażają się w postępie geometrycznym, ale również na te dziedziny, którymi wcale nie powinien się zajmować: ochronę zdrowia, edukację, działalność charytatywną... Przy rutynowo funkcjo-nujących procedurach demokratycznych zmuszenie rządu do redukcji tych wszystkich wydatków graniczy z niepodobień-stwem, bo przecież pasożytująca na państwie szajka polityków nie tylko na to nie pozwoli, ale w dodatku zręcznie zmobilizu-je setki tysięcy, a może nawet miliony idiotów przekonanych, że rząd powinien się wszystkim zajmować, a ci, wbrew wła-snemu interesowi, w podskokach „biegną za orkiestrą, co gra capstrzyk królom”. Ale w sytuacji gdy rząd przestanie być roz-dawcą forsy, procedury demokratyczne mogą z dnia na dzień stracić swoją atrakcyjność („ustrojona w purpury, kapiąca od złota nie uwiedzie mnie jesień czarem zwiędłych kras, jak pod szminką i pudrem starsza już kokota, na którą młodym chłop-cem nabrałem się raz” – pisał generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski), więc i zmiana modelu państwa z socjalnego na wolnorynkowy nagle staje się możliwa – bo co innego, gdy rząd drze podatki i kusi socjalem, a co innego, gdy już tylko drze. W takim momencie jest szansa, że nawet najgłupszy zro-zumie, iż im mniej rząd będzie się nim zajmował, tym dla nie-go lepiej – a to znaczy, że pojawia się też szansa na dokonanie zmiany modelu państwa bez uciekania się do recepty Kisiela, by „wziąć za mordę i wprowadzić liberalizm” – tylko przy zachowaniu, a nawet swoistym wzmocnieniu ustroju republi-kańskiego. Wzmocnieniu, bo rządowy klientyzm raczej ustrój republikański osłabia, podczas gdy samodzielni ekonomicznie obywatele raczej go wzmacniają. Zatem Grecy – bankrutujcie jak najprędzej!

STANISŁAW MICHALKIEWICZ

Page 64: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

LXIV NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

REDAGUJE KATARZYNA RADZIEWICZ

ROZRYWKAnajwiększeZIREDAGUJE KATARZYNA RADZgłupstwotygodnia

CZARNY KOŃ

Turniej Królów

Sześciu czołowych szachistów świata zagościło w Rumunii. Od 11 czerw-ca w Mediaş Magnus Carlsen, Ba-

zyli Iwanczuk, Sergiusz Kariakin, Hikaru Nakamura, Timur Rəcəbov oraz Liwiusz Dyter Nisipeanu rywalizują ze sobą, gra-jąc systemem dwukołowym każdy z każ-dym. Po ośmiu rundach prowadzi faworyt, niespełna 21-letni Norweg, z dorobkiem 5,5 pkt. z ośmiu partii. Tuż za nim plasuje się Karjakin – zaledwie pół punktu za Carl-senem. Trzecią pozycję zajmuje Nakamura ze stratą półtora oczka do prowadzącego

Nisipeanu – Iwanczuk, Mediaş, 2011

Posunięcie Czarnych

Iwanczuk znalazł się w ciężkim poło-żeniu. Figury jeszcze nie wyprowadzo-ne, a Król prawie bezbronny na środku szachownicy. W tej sytuacji najlepiej byłoby spróbować wymienić aktywne fi -gury przeciwnika na swoje, np.: 19...Se3 20.Wd2 Wd8 21.W:d8+ K:d8 22.c4 Ge7 23. Kf2 – z trochę lepszą pozycją Białych. Ukrainiec jednak miał swój plan i zagrał 19...a5?! Posunięcie to pozwoliło Ni-sipeanu utrzymać inicjatywę i zaatako-wać: 20.We1 Wd8 21.Sf6+! Skoczka nie można bić z uwagi na duże straty mate-rialne: 21...g:f6 22.e:f6+ Se7 23.W:d8+ K:d8 24.f:e7+ G:e7 25.G:h8 – z wygraną. 21...Ke7 22.e6 W:d5 23.S:d5+ Kd6 24.e-:f7 K:d5 25.We5+ Kd6 26.W:f5 Ke6 27.Wg5 K:f7 28.Ge5. Mimo chwilowej równowagi materialnej sytuacja Iwanczu-ka jest już beznadziejna. Wszystkie fi gu-ry jego przeciwnika stoją aktywnie i jest tylko kwestią czasu zdobycie któregoś z pionków: 28... c4 29.G:c7 Gc5+ 30.Kf1 Wc8 31.Ge5 g6 32.f5 g:f5 33.W:h5 Wd8 34.Gc3 c:b3 35.c:b3 Kg6 36.Wh8 Wd3

37.Wh3 Ge3 38.Ge1 f4 39.Ke2 Wd8 40.g3 Wc8 41.g:f4 G:f4 42.Wc3 We8+ 43.Kd1 Wd8+ 44.Kc2 We8 45.Gg3 Ge3 46.Kd3 Gc5 47.Kc4 a4 48.Kb5 a:b3 49.a-:b3 We2 50.Gc7 We6 51.b4 Ge7 52.Wc4 Kf5 53.G:b6 Gd6 54.Gc7. 1-0.

Dukaczewski – Pribeanu, Linares, 2003

Posunięcie Białych

Plan Piotra Dukaczewskiego jest oczy-wisty: doprowadzić pionek do przemiany. Wystarczyło zagrać 26.Sc6, żeby wspo-móc pionek, ale Polak zbyt szybko pod-jął decyzję: 26.a5? Dacjan Pribeanu nie spodziewał się, iż przeciwnik zrobi mu taki prezent. Polak planował na: 26.Wb8 27.H:b8+ G:b8 28.Sc6 – i dopiero gdy Ru-mun zagrał to 26.Wb8, dojrzał, że po wtrą-conym: 28...G:h2+ 29.K:h2 Hc7+ 30.Kg1 Sd7 – szybko przegrywa. Musiał więc oddać swoją jedyną broń: 27.Hd3 W:b1+ 28.H:b1 H:a5 – i po długiej grze został ostatecznie pokonany.

Jędrzej Fritz, „Tijdschrift”, 1952

Białe zaczynają i wygrywają

Narzucające się 1.W:h4 niewiele daje z uwagi na 1...W:g1. W takim razie co? Odpo-wiedź nasuwa się sama: 1.Gd4+! H:d4 (1...Ka2 2.Sb4×) 2.W:h1+ Ka2 – ale po 3.S:d4 jest pat... Trzeba popisać się znajomością końcówek: 3.Wa1+ K:a1 (3...H:a1 4.Sb4×) 4.S:d4 Ka2 5.Se2 Ka1 6.Sc1 a2 7.Sb3×.

W tym tygodniu Nagrodę Kwa-śnego Ogórka za Największe Głupstwo Tygodnia otrzy-

muje (Pog), który na portalu ONET.PL tak komentuje wyniki uzyskane przez merkurochoda:

„Sonda wysłana na planetę Merkury przebywa tam już trzeci miesiąc, a jej misja ma trwać rok. Do tej pory udało się odkryć, że planeta ma bardzo sil-ne, nierówne pole magnetyczne, któ-re jest mocniejsze na północy niż na południu. (...) Oznacza to, że planeta może mieć zupełnie inną budowę niż Wenus, Ziemia czy Mars”.

A teraz komentarz:

„Idea, która wcześniej przyświecała naukowcom, okazała się więc wątpli-wa. Według wcześniejszych ustaleń Merkury posiada jądro podobne do tego, jakie posiada Ziemia”.

Moim zdaniem jest odwrotnie. Idea wysłania sondy na Merkurego byłaby wątpliwa, gdyby sonda potwierdziła hipotezy naukowców. Badania są cen-ne właśnie dlatego, że tych hipotez nie potwierdzają.

Tak mi się wydaje – więc Ogórek przyznaję.

[a.f.]

Page 65: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

LXVNR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

JANUSZ MIKKE

Męskie ambicjeROZRYWKA

W PAJĘCZYNIEhttp://www.wisniowiecki.com

Kto by pomyślał, że jeden z głównych bohaterów spod Beresteczka, znany Po-lakom pewnie głównie dzięki Sienkie-wiczowi, Jarema Wiśniowiecki, będzie miał swoją stronę internetową? Tymcza-sem ma, w dodatku pod dwiema dome-nami – ta druga to http://www.jarema.art.pl. A jego szef spod Beresteczka, król Jan Kazimierz, jak na razie na wła-sną stronkę się nie załapał.

http://ik.org.pl

Instytut Kościuszki zasłynął ostatnio przesadnie optymistyczną oceną opodat-kowania Polaków. Może na podatkach się specjalnie eksperci tej instytucji nie wyznają, ale ma za to IK ma całkiem fajną stronkę. Przy okazji obejrzeliśmy nową stronę Centrum im. Adama Smitha – http://www.smith.org.pl. Najstarszy polski think tank wreszcie ma witrynę na poziomie (choć nie najwyższym).

http://www.kontestacja.com

Nie prezentowaliśmy jeszcze strony będącej wejściem do internetowego ra-dia wolnościowego. Naprawiamy ten błąd, zwłaszcza że wokół Kontestacji rozgorzał właśnie spór w związku z tym, że jeden z jej twórców, Martin Lecho-wicz, zachwycił się ostatnio pedałpara-dą. Czy znaczy to, że radio wolnościowe już niedługo będzie radiem rewolucji obyczajowej?

W POZNANIU rozpoczęły się V Otwarte Mistrzostwa Europy. Otwarte – czyli mogą w nich uczestniczyć dowolne drużyny, jed-nak zaaprobowane przez krajowe związki brydżowe. To – oraz fakt, że wpisowe też nie jest małe – powoduje, że słabeuszy tam nie ma. Przekonał się o tym silny włoski team Lavazza w rozgrywkach mixt:

W rozgrywkach mieszanych dla wyrów-nania szans kobiety siedzą zawsze na po-zycjach E i S. Powoduje to, że większość kontraktów rozgrywanych jest z rąk N i W – bo mężczyźni, rozgrywający lepiej i agresywniej (a mający o swojej grze mniemanie jeszcze wyższe...), z reguły zajmują 3BA lub jakąś końcówkę, uważa-jąc – nie zawsze słusznie – że i tak wezmą o jedną lewę więcej niż partnerka.

To wyrównanie szans nie zawsze oczywi-ście pomaga. Tu p.Yan-Hung Wang otwo-rzyła 1♦, na co p.Alfred Versace wkroczył po męsku 1♠. P. Dong Lu spasował (na ogół daje się tu kontrę oznaczającą czwórkę Kierów), a p.Monika Cuzzi brawurowo sko-czyła w 3♠!! Pani Wang, zamiast dać kontrę wywoławczą, powiedziała 4♥, co nawet mężczyznom zaparło dech. Partner wykazał chińską cierpliwość, pasując (!!!)...

Przyniosło to Chińczykom 15 IMP, gdyż na drugim stole znakomita p.Sabina Auken w parze z p.Norbertem Bocchim (którego przedstawiać nie muszę) przy milczeniu Chińczyków licytowała: 1♦ – 1♥ – 3♠ (fi t w Kierach, singleton) – 3BA (mam war-tości w Pikach) – 4♦ – 4♥ – 4♠ (a może jednak?) – 4BA (OK, spróbujmy: ile masz Asów?) – 5♣ (trzy – wli-czając jako Asa Króla atu) – 6♥ – i tu p.Ru Yan skon-trowała. Bez dwóch.

Pech... Dwa rozdania później Włosi postanowili to odbić:

W tamtym rozdaniu licytacja Włochów powstrzymała Chińczyków przed pechowo nie idącym szlemikiem – w tym licytacja Chińczyków wciągnęła Włochów w szle-mika: 1BA (15-18) – 2♣ (na starszych!) – 3♣ (kolor) – i p.Meng Kang powiedział 3♥. Po dwóch pasach p.Auken powiedziała 4♦ – pas – i gdy p.Bocchi powiedział 5♣, dopchnęła do szlemika.

Na drugim stole p.Lu znów wykazał chiń-skie opanowanie i wyhamował w 5♣.

Szlemik jest niepoprawny. Wymaga im-pasu ♦Damy, a oprócz tego korzystnego układu Kar lub superkorzystnego układu Pików – ale przecież mógł wyjść...

I błąd – i pech. Ciekawe było rozdanie nr 8:

P. Kang otworzył 1♣, na co p.Bocchi, w równych założeniach przecież, skoczył w 3♥. Gdyby zamiast ♣Asa miał ♥Asa, by-łoby to usprawiedliwione – ale bloki, gdy jeden z przeciwników pokazał swoją rękę, są zawsze nad wyraz niebezpieczne. Ta od-zywka to pełen rasizm i seksizm: p.Bocchi ocenił, że niedoświadczona Chinka nie da sobie rady w trudnej sytuacji. Nastąpiło: 4♦ – pas – 5♣ – pas – 5♦ – i trzy pasy...

To, że p.Yan nie zdołała zgłosić Pików, wyszło Chińczykom na dobre. P. Yan spokojnie wzięła 12 lew, natomiast Wło-si zagrali 5♣.

Jak? P. Lu wszedł po 1♣ tylko 2♥, dając Włochom prze-strzeń. P. Cuzzi powiedziała 3♦. P. Versace wszedł 3♥, proponując 3BA, ale p.Cuzzi powiedziała 3♠. P. Versace posta-nowił po męsku skończyć dysku-

sję i przejął grę na swoją pierś: 5♣.

Bez dwóch.

A D 7 3 D 10 5 4 5 4 3 D 7

W 9 6 5 2 – 10 9 6 W 10 9 6 3

K 8 4 W 9 8 7 6 8 7 A 5 2

10 A K 3 2 A K D W 2 K 8 4

♠♥♦♣

♠♥♦♣

♠♥♦♣

♠♥♦♣

NW E

S

W 9 3 D 8 4 A 5 4 A K W 8

D 9 7 5 3 2 D 8 3 2 9 3 2

K 10 6 5 4 2K W 10 6 10 7 6

A 8 7 A K W 9 6 D 10 7 5 4

♠♥♦♣

♠♥♦♣

♠♥♦♣

♠♥♦♣

NW E

S

4 2 D 8 7 6 4 3 2 5 4 A 7

A K W 10 5 K K D W 9 8 3 2

W 10 8 5 3 A A W 10 8 6 3 2 –

D 9 7 6 K 9 D 9 7 10 6 5 4

♠♥♦♣

♠♥♦♣

♠♥♦♣

♠♥♦♣

NW E

S

Page 66: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

LXVI NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

PRO FIDE REGE ET LEGE

Wariaci i złodziejeNa wstępie chciałbym zaznaczyć,

że celem tego tekstu nie jest znieważenie i obrażenie ko-gokolwiek, lecz wskazanie na

pewne ciekawe zjawisko socjologiczne. Aby zaś nikogo autentycznie nie obrazić, nie będę w tym tekście posługiwać się nie tylko nazwiskami, ale nawet informacja-mi pozwalającymi ustalić, o kogo może mi chodzić.

Właściwie nigdy nie zajmowałem się czynnie polityką, choć incydentalnie zda-rzało mi się wmieszać w jakieś sprawy i inicjatywy. Mimo to całe moje dorosłe życie kręciłem się i kręcę w pobliżu poli-tyki, choć zdecydowanie preferuję ją jako przedmiot badań w mojej pracy zawodo-wej (jako politologa będącego wykładow-cą akademickim) i obiekt prześmiewczy w publicystyce, stanowiącej moje hobby i rodzaj odreagowania po pracy po godzi-nach. Z tego też powodu całe życie byłem blisko polityki, widziałem i poznałem wielu polityków, partyjnych aktywistów, działaczy różnego rodzaju, sympatyków. W sumie prowadzę te obserwacje już 20 lat, czyli mniej więcej od czasu kiedy wszedłem w dorosłe życie.

Te 20 lat spostrzeżeń umacnia we mnie przekonanie, że do polityki garną się ge-neralnie ludzie nienormalni, a ci normalni i normalniejsi trzymają się od niej z da-leka, co zdaje się sugerować, że polityka musi być opanowana przez osobników zasługujących na leczenie lub więzienie. Moje obserwacje skłaniają mnie do po-stawienia tezy, że istnieją trzy typy osób zajmujących się polityką i aktywną dzia-łalnością polityczną i partyjną. Można te grupy umownie nazwać: wariaci, złodzie-je i psychopaci.

Osoby określone tu jako wariaci przy-ciągani są przez stowarzyszenia i partie antysystemowe, radykalne – tak rewolu-cyjne, jak i kontrrewolucyjne. Zjawisko to o wiele słabiej znam na skrajnej lewicy, bowiem mniej mam tam znajomych, ale na prawicy widzę je doskonale. Nie wy-mieniając żadnych nazwisk, nie jest trud-no orzec, kto przewija się przez środowi-ska prawicowe: chroniczni nieudacznicy życiowi, którzy za swoje niepowodzenia winią agentów lub „wiadome siły”; ufolo-dzy; osoby z zaburzeniami psychicznymi, często leczące się psychiatrycznie (lub wymagające leczenia); rozmaici fanatycy i głosiciele oderwanych od rzeczywisto-ści genialnych teorii; fanatyczni archaiści

debatujący o wyższości dziedziczenia władzy w monarchii hiszpańskiej w XVI wieku w porównaniu z francuską w wieku XIII. Wystarczy przejść się na jakiekol-wiek spotkanie „prawicowe” i zobaczyć, że jest to typ dominujący na takich spo-tkaniach. Podobny jest ton komentarzy na prawicowych forach internetowych. Niestety, jest to spora liczba ludzi także w szeregach partii i stowarzyszeń prawi-cowych. Są zwykle bardzo ideowi, często wręcz za bardzo, ponieważ są fanatyka-mi niezdolnymi do dyskusji. Niestety, w praktyce nie nadają się kompletnie do ni-czego.

Partie systemowe, rządzące lub mające nadzieję na rządzenie przyciągają inny typ psychiczny – złodziei i złodziejaszków najrozmaitszego autoramentu. Ludzie ci zbiegają się tam, gdzie są „konfi tury”. Nie interesują ich żadne programy, idee, poglądy. Sami niczego takiego nie posia-dają i uważają, że jest to zbędny balast w robieniu kariery. Swobodnie zmieniają partie, kierując się intuicją, kto i kiedy dojdzie do koryta i pozwoli im zarobić. To w sumie naturalne: wariaci nie kradną. Nie tylko nie chcą – są wszak fanatyka-mi wielkiej idei – ale nawet gdyby mieli taką możliwość, nie umieliby tego zrobić. W praktyce są przecież zupełnie nieudolni i w swoim radykalizmie właśnie odbijają sobie rzeczywistą impotencję. Złodziej zaś musi być człowiekiem praktycznym. Jeśli na ogrodzeniu jest kłódka, to nie zdejmą jej ideologiczne zaklęcia. Trzeba wziąć piłkę do metalu lub wytrych. To zaś wymaga czegoś, co moglibyśmy nazwać „inteligencją praktyczną”, wyzbytą wiel-kich teorii i fanatycznego zadęcia. Więk-sza łatwość w posługiwaniu się prostymi narzędziami idzie w parze z osobistą de-grengoladą moralną.

Wreszcie jest w polityce i trzeci typ – psychopaci. Jest to typ ludzki, które-go jedynym celem jest prestiż i władza. Lud myli się, sądząc, że czołowym poli-tykom chodzi o pieniądze, iż chcą tylko „nakraść”. Popęd do władzy wynika z niezaspokojonych potrzeb psychicznych, czyli z kompleksu niższości. Nazywam to kompleksem „niedopieszczenia w dzie-ciństwie przez mamusię” (przepraszam psychologów za idiotyczne określenie). Polityczni przywódcy są to ludzie o nie-zwykle ubogiej psychice, których cały ogląd świata sprowadza się do relacji zwierzchność-poddaństwo, „niszczenia

ludzi”, promieniowania radością z tytu-łów, stanowisk oraz służbowych luksusów i gadżetów. Ich największym marzeniem jest pokazanie się w telewizji, występ w radiu, bowiem z uwielbieniem słuchają własnego głosu. A przede wszystkim raj-cuje ich władza, pomiatanie ludźmi, roz-kazywanie, oglądanie strachu na twarzach podwładnych, których kariera zależy od ich widzimisię. Bawią ich paradne wi-zytówki służbowe, rządowe samochody (koniecznie z kierowcą), fl esze. Pieniądze mają znaczenie zupełnie drugorzędne, ponieważ tylko sprawowanie władzy i wiążący się z nią prestiż są zdolne – choć na chwilę – zakryć drążący ich psychikę kompleks niższości. Psychopata ma to do siebie, że jeśli nie stoi „ponad” innymi, jeśli otaczają go równi mu lub podobni – jest przekonany, że jest gorszy. W sumie jest gówniarzem latającym po podwórku z pistoletem na wodę i strzelającym do tych, co chcą go „zniszczyć”.

Ci, których nazwałem tu wariatami i złodziejami, są prości do przypisania poszczególnym segmentom sceny poli-tycznej. Wariaci dominują na obszarze pozasystemowym, a złodzieje pośród partii systemowych. Inaczej jest z psy-chopatami, którzy pojawiają się wszędzie – tak w głównym nurcie, jak i poza nim. Ich celem nie jest wszak ani fanatycznie pojęta idea, ani dająca pieniądze władza. Ich celem jest władza jako taka, ponieważ (chwilowo) leczy kompleksy.

Tak oto pojawia się nam odpowiedź, dlaczego ludzie normalni polityki unika-ją. Wariaci, złodzieje i psychopaci. Kto by chciał obracać się w takim towarzystwie?

ADAM WIELOMSKI

PARTIE SYSTEMOWE, RZĄDZĄCE LUB MAJĄCE NADZIEJĘ NA RZĄDZENIE PRZYCIĄGAJĄ INNY TYP PSYCHICZNY – ZŁODZIEI I ZŁODZIEJASZKÓW NAJROZMAITSZEGO AUTORAMENTU.

Page 67: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

LXVIINR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

Prz

ecz

yta

j!D

ołą

cz!

Wsp

om

óż!

ww

w.n

czas.c

om

ww

w.k

orw

in-m

ikke.p

lw

ww

.now

apra

wic

a.o

rg.p

l

Page 68: Śmiglecki Wolniewicz: Grecja - Donutsdocshare01.docshare.tips/files/5883/58832904.pdfGrecja tonie powoli Wolniewicz: Sojusz Żydów z muzułmanami? INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 NUMER

LXVIII NR 26-27 (1101-1102) 25 CZERWCA – 2 LIPCA 2011

Historia ruchu anarcho-indy-widualistycznego w USA. Odkolebki aż po grób. Mało zna-na w Polsce tematyka. Autoropisuje kolejne fazy rozwoju

tego kierunku ideowegoi osobiste losy jego twórców.CE NA: 22,90 zł

Niniejsza pozycja jest rodzajem kroniki agonii obecnego świata, nie napawa optymizmem

jednak aby znaleźć rozwiązanie trzeba

poznać źródło problemu.CE NA: 29,99 zł

Opus ma gnum pa pie ża wol no -ścio wej eko no mii. Je śli chceszdo wie dzieć się jak na praw dę

dzia ła go spo dar ka i jak mo gła -by dzia łać gdy by nie so cja li -stycz ne ab sur dy, mu sisz się

z tą książ ką za po znać.CENA: 99 zł

Publikacją polscy badaczez kraju i zagranicy starają sięprzywrócić debacie o posta-wach Polaków w czasie oku-pacji niemieckiej wymiar nau-

kowy, od którego konsek-wentnie ucieka Gross.

CE NA: 33,90 zł

Oto pierwszy wywiad-rzekaz najbardziej niepokornympolskim filozofem Bogusła-

wem Wolniewiczem, związa-nym ze środowiskami sku-

pionymi wokół Radia Maryja.

CENA: 28,90 zł

Autor „NCz!”

Liberalna wizja mediów daje jed-nostce możliwość doboru dowol-nego filtra w ich wyborze. Komer-

cjalizacja telewizji i gazet jestw stanie odpowiednio regulować

rynek i – przede wszystkim –ograniczyć wpływy polityczne.

CENA: 28,90 zł

Autor „NCz!”

Stanisław Michalkiewicz wyjaśnia w pierwszym wywia-dzie-rzece co to jest razwied-ka, czym jest „Żywa Cerkiew”

i kapitalizm kompradorskioraz kim są polscy żydofile.

Musisz to wiedzieć!CENA: 28,95 zł

Autor „NCz!”

Tego jeszcze nie było! Pierwszywywiad-rzeka z Januszem Kor-win-Mikkem przeprowadzony

przez Tomasza Sommera. Jeślichcesz dowiedzieć się kim na-

prawdę jest JKM to jest to pozy-cja obowiązkowa.

CENA: 24,99 zł

Tego polska historografia jesz-cze nie widziała! Zbiór dokumen-

tów pisanych ręką Józefa Stali-na, Mikołaja Jeżowa i HenrykaJagody dotyczący ludobójstwa

popełnionego przez Sowietów naPolakach w latach 1937-1938.

CENA: 28,90 zł

Aby za ku pić książ kę za po śred nic twem na szej księ gar ni pro szę wpła cić na kon to 73 1500 1777 1217 7009 1480 0000 (3S Media Sp. z o.o., ul. Lisa Kuli 7/1,

01-512 Warszawa) od po wia dnią kwotę oraz w tre ści prze ka zu po dać jej ty tuł oraz swój do kład ny ad res (z kodem pocztowym) i numer telefonu. Ce nę książ ki pro szę po więk -

szyć o koszt prze sył ki w wy so ko ści 9 zł. Książ ki wy sy ła ne są pocztą. Np: „Li ber ta ria nizm” – koszt 20,99 + 9 = 29,99. ZAMÓW MIN. 6 KSIĄŻEK – WYSYŁKA BĘDZIE GRATIS!

Chcesz zabrać swoją ulubioną lekturę na wakacje lubw podróż, masz mało miejsca w bagażu...– Kup książkę w wersji elektronicznej! Łatwa nawigacja, szybka wysyłka, mniejsze koszty!

Rozprawia się z socjaldemo-kracją, interwencjonizmem,

państwem opiekuńczym i teoriami ekonomii dobrobytu,wykazując ich miałkość inte-

lektualną, żeby nie powiedzieć utopię, a nawet fałsz.

CE NA: 49,99 zł

Książka ta jest wynikiemśledztwa Leszka Szymowskie-go który od 10 kwietnia 2010roku prowadził dochodzeniew sprawie przyczyn,  które doprowadziły do rozbicia

polskiego samolotu.CE NA: 28,99 zł

Autor „NCz!”

Autor „NCz!”

Autor „NCz!”

Autor „NCz!”

Autor „NCz!”

Autor „NCz!”

Autor „NCz!”

Najbardziej niepoprawnaksiążka o Unii Europejskiejna całym świecie! Powstała

na podstawie „Postępu w Eu-ropie” „Postępu Postępu”

z „NCz!”. Pośmiej się z nami z uniokratów!

CE NA 18,90 zł

Amerykański bestseller poru-szający stosunki na linii USA-Izrael. Książka spotkała się

z ostrym sprzeciwem środo-wisk żydowskich, zwłaszczaw Stanach Zjednoczonych,

we Francji i…o dziwo, Niemiec. CE NA: 44 zł

Tom pierwszy antologii najlep-szych tekstów NCZ! (1990-

1996). Jest to zbior artykułówtych autorów, którzy w naszym

konserwatywno-liberalnym świecie, szczególny akcent kła-

dli i kładą na konserwatyzm. CENA: 28,90 zł

Aby za ku pić książ kę w wersji elektronicznej (e-book) za po śred nic twem na szej księ gar ni pro szę wpła cić na kon to 73 1500 1777 1217 7009 1480 0000su mę od po wia da ją cą war to ści książ ki oraz w tre ści prze ka zu po dać jej ty tuł oraz swój ad res mailowy na który wyślemy e-booka.

w wersji elektronicznej

CENA: 18,95 zł

Dlaczego przez ponad 20 lat IIIRP nie udało się ukarać niemalnikogo spośród tysięcy zbrod-niarzy, którzy wprowadzali ko-

munizm do Polski? Co stało sięz ludźmi mordującymi w latach40. i 50. minionego wieku pol-

skich patriotów?

Autor „NCz!”

Tylko w wersji elektronicznej

CENA: 18,95 zł

w wersji elektronicznej

CENA: 18,95 zł

w wersji elektronicznej

CENA: 18,95 zł

w wersji elektronicznej

CENA: 18,95 zł

w wersji elektronicznej

CENA: 18,95 zł

w wersji elektronicznej

CENA: 18,95 zł

w wersji elektronicznej

CENA: 18,95 zł

NOWOŚĆNOWOŚĆ

NOWOŚĆNOWOŚĆNOWOŚĆNOWOŚĆNOWOŚĆNOWOŚĆNOWOŚĆNOWOŚĆ

Druga część bestsellerowego wywiadu-rzeki z jednymz najlepszych piór polskiej publicystyki! Stanisław

Michalkiewicz - pod gradem pytań Tomasza Sommera- wyjaśnia m.in. na czym polega suwerenność oraz

czym charakteryzuje się „myślenie rozbiorowe” nad-wiślańskiej kasty politycznej. Ocenia (jako praw-

nik!) obecną sytuację Polski w kontekścieUnii Europejskiej i poka-

zuje dokąd zmierzaWspólnota.

KSIĘGARNIA „NCz!”KSIĘGARNIA „NCz!”e-book, czyli......wersja elektroniczna

Ro sja za czy na zno wu gro zić. Ale czym jest tak na praw dę

dzi siej sza Ro sja? CENA: 28,90 zł

w wersji elektronicznej

CENA: 14,95 zł

Kto stoi za zielonym terrorem?Dlaczego UE tak łatwo ulega

szaleństwom ekologów?CE NA: 21,80 zł

w wersji elektronicznej

CENA: 18,95 zł

Drugie, poprawione wydanieksiążki o najbardziej radykal-nych zwolennikach swobody. CE NA: 20,99 zł

Autor „NCz!”

w wersji elektronicznej

CENA: 14,95 zł

Pierw sza w Pol sce książ ka pre -zen tu ją ca po li tycz nej uspra wie -

dli wie nia wy mu sza nia po dat ków. CE NA: 18,95 zł

Trzy tomowa historia chrześcijaństwa to

najsłynniejsze dziełoWarrena  Carolla.

Tom I CENA: 74,90 złTom II CENA: 88,9 złTom III CENA: 98,9 złPakiet CENA: 258,9 zł

www.nczas.com www.sklep-niezalezna.plNOWOŚĆ!w wersji e-book!NOWOŚĆ!w wersji e-book!

Tylko w wersji elektronicznej

CENA: 19,95 zł

NOWOŚĆNOWOŚĆ

Książka przedstawia syntezę kultury sowieckiej

w Polsce. Autor przedstawia pełny

obraz tamtych strasznych lat.Tom I CENA: 44,9 złTom II CENA: 44,9 złPakiet CENA: 84,9 zł