Miedzy Regalami 3

16
PISMO STUDENTÓW INFORMACJI NAUKOWEJ I BIBLIOTEKOZNAWSTWA TORUŃ CZWARTEK, 14 STYCZNIA 2010 r. NR 1/2010 (3)

Transcript of Miedzy Regalami 3

Page 1: Miedzy Regalami 3

PISMO STUDENTÓW INFORMACJI NAUKOWEJ I BIBLIOTEKOZNAWSTWA

TORUŃ CZWARTEK, 14 STYCZNIA 2010 r. NR 1/2010 (3)

Page 2: Miedzy Regalami 3

Pismo Studentów Informacji Naukowej i Bibliotekoznawstwa Adres redakcji

87-100 Toruń, ul. Gagarina 13 a tel. 668 360 820

e-mail: [email protected]

Zespół redakcyjny: Joanna Edwarczyk, Paulina Kwiatkowska,

Piotr Rudera, Małgorzata Szymczyk, Milena Śliwińska, Anna Urbanek

Opiekun redakcji:

dr Dorota Degen

Korekta: Milena Śliwińska

Skład:

Anna Urbanek

MIĘDZY REGAŁAMI STYCZEŃ 2010 (3)

Słowo wstępne ______________________________________ 2

Polskie Pulitzery _____________________________________ 3

E-book, e-czytnik, e-ink, e-papier czy e-reader?_____________ 6

Collegium Humanisticum ______________________________ 7

Wędrując bezdrożami uniwersum________________________ 8

V Debata Kopernikańska _____________________________ 10

Listy z ostem: Ucz się, ucz ____________________________ 12

Listy z ostem: Nowe porządki w bibliotece________________ 13

Listy z ostem: Doktoranta portret (nie) własny _____________ 13

I stanie się koniec...__________________________________ 14

W osiemdziesiąt dwie minuty dookoła Galerianek__________ 15

Rozkosz w stylu vintage ______________________________ 16

Lista bestsellerów MR________________________________ 16

Spis treści

„Do [czech]? Do [czech] to ja mam za darmo” A my jesteśmy i po raz trzeci, i to za darmo! Jak widać ani przerwa wakacyj-na, ani świąteczna nie rozleniwiła nas na tyle, aby zarzucić wydawanie „MIĘDZY REGAŁAMI”. Z zakasanymi rękawami do pracy i z lekko po-większonym składem osobowym Redakcji, witamy w styczniowym numerze. Znajdziecie w nim m.in. dział Listy z ostem z artykułami na temat spraw, któ-re w pewien sposób nas poruszyły, dotknęły, zirytowały. Chcielibyśmy na stałe wprowadzić rubrykę z naszymi recenzjami filmów, książek, spektakli, płyt (niekoniecznie tych na czasie i na topie, ale także lekko odkurzyć filmo-tekę czy biblioteczkę). Może zachęcimy Was do sięgnięcia po gatunki, o któ-rych nawet nie słyszeliście. Mamy nadzieję, że spotka się to z Waszym pozy-tywnym odbiorem. Zatem smakowitej lektury! Nie ukrywamy, że z naszej strony należą się podziękowania za finan-sowy patronat dla Dziekana Wydziału Nauk Historycznych – dra hab. Stani-sława Roszaka, dzięki któremu kolejne wydania „MIĘDZY REGAŁAMI” mają realną szansę trafić do Czytelnika. Jesteśmy wdzięczni. Praca nad po-szczególnymi numerami, gdy wiemy, że jesteśmy „bezpieczni finansowo”, jest niezwykle komfortowa.

Tytułem końca i korzystając, iż rok 2010 dopiero raczkuje, możliwe, że się jeszcze nie obudził po sylwestrowych szaleństwach, cała Redakcja ży-czy, aby był on dla Was łaskawy i nie doświadczał Was zbytnio (chyba że pozytywnie!).

W imieniu Redakcji – Asia Edwarczyk

Page 3: Miedzy Regalami 3

Nagrody mają wyłaniać najlepszych, mają ich promować, czasem mają być ukoronowaniem działalności zawodo-wej, a innym razem mają mobilizować nagradzaną osobę. Podobnie jest z nagrodami dziennikarskimi – mają one skierować uwagę na osobowości dziennikarskie, wskazać tych najlepszych i wyróżnić najciekawszy materiał ubie-głego roku. Dla jednych dziennikarzy nagrody są rodza-jem podziękowania za całokształt działalności, dla innych zaś są wyróżnieniem, mającym dopiero otworzyć przed nimi drzwi popularności. Na polskim rynku nagród dziennikarskich jest kil-ka wyróżnień. Polskim Pulitzerem określana jest określa-na jest Główna Nagroda Wolności Słowa przyznawana dla autorów publikacji zaangażowanych w obronę demokracji i w prawidłowe funkcjonowanie państwa. Mianem tym określane są również pozostałe nagrody przyznawane przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, o czym bę-dzie mowa w dalszej części referatu.

KATALOG NAGRÓD

Najbardziej prestiżową nagrodą przyznawaną dziennika-rzom jest Grand Press. Wyróżnienie, za najlepsze teksty, audycje radiowe, programy telewizyjne oraz materiały internetowe, kapituła przyznaje w następujących katego-riach: news, dziennikarstwo śledcze, publicystyka, repor-taż, dziennikarstwo specjalistyczne, wywiad. Wśród kry-teriów branych pod uwagę przez kapitułę są wybitne wa-lory warsztatowe, znaczenie materiału dla opinii publicz-nej, ciekawy, indywidualny charakter materiału oraz za-chowanie standardów etycznych dziennikarstwa.

Press przyznaje również nagrodę, która – jak chcą organizatorzy – charakteryzuje się misyjnością: „Miesięcznik, dbając o profesjonalizm w dziennikarstwie, przestrzeganie etycznych kanonów tego zawodu, promo-wanie najwyższych standardów pracy w mediach, ustana-wia nagrodę dla Dziennikarza Roku. Może ja otrzymać osoba, której praca spełnia wszystkie trzy wymienione wyżej warunki”. Wyróżnienia „Press” uznawane są za najbardziej prestiżowe, ale obok nagród przyznawanych przez to czasopismo można wyróżnić nagrody przyznawa-ne przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich.

O Głównej Nagrodzie Wolności Słowa wspo-mniałam już na początku artykułu, poza tą nagrodą Stowa-rzyszenie przyznaje jeszcze: Nagrodę im. Eugeniusza Kwiatkowskiego: za publikacje o inicjatywach gospodar-czych. Nagrodą im. Dziewanowskiego odznaczane są pu-blikacje dotyczące wydarzeń międzynarodowych; Za publikacje o tematyce społecznej SDP przyznaje Nagrodę im. Stefana Żeromskiego. Nagroda Watergate, przyzna-wana jest w zakresie dziennikarstwa śledczego. Dzienni-karz zajmujący się tematyką sportową może się ubiegać o Nagrodę im. Stana Musiała i Edwarda J. Piszka, nato-miast redakcjom lokalnym przyznawana jest Nagroda im.

Bolesława Wierzbiańskiego. Publicystów, zajmujących się kwestiami ekologii, SDP odznacza Nagrodą im. Profe-sora Stanisława Myczkowskiego. Publikacje, których główną tematyką jest edukacja odznaczane są Nagrodą im. Jerzego Zielińskiego. Dziennikarzom przyznawany jest także Laur SDP. Wyróżnienie to można otrzymać za najwyższą jakość dziennikarstwa. Stowarzyszenie przy-znaje corocznie również antynagrodę – „Hienę Roku”, która dostać można z publikacje i postawę wykraczającą poza etykę dziennikarską.

Nagroda im. Andrzeja Woyciechowskiego przy-znawana jest za najlepszy materiał dziennikarski, wypły-wający na życie Polaków. W kapitule, poza dziennikarza-mi, zawsze znajduje się członek rodziny patrona. Nomina-cje nie są pogrupowane na kategorie, jedynym warun-kiem, aby otrzymać nagrodę jest to, jakie znaczenie dany program czy tekst miał dla opinii publicznej. Pod tym względem Nagroda im. Woyciechowskiego bardzo różni się od Dziennikarskiej Nagrody Związkowej OPZZ, która jest skategoryzowana oraz bardzo precyzyjna tematycznie.

Nagroda Związkowa przyznawana jest w trzech kategoriach: prasa, radio i telewizja. Wyróżnienie ma trzy stopnie. Przyznawana jest za szeroko pojęte sprawy pra-cownicze i związkowe. Inną nagrodą dla publikacji o te-matyce społecznej jest powołana 17 lutego br. przez Komisję Europej-ską nagroda przy-znawana z publi-kacje o tematyce zdrowotnej.

Organiza-torzy zwracali uwagę, że nagroda ma mieć dwie funkcje: ożywiać europejską dysku-sję o zdrowiu oraz ma być wyróżnie-niem dla kunsztu wa r sz t a t owe g o uhonorowanych dziennikarzy, ma być ona również mobilizacją dla publicystów, aby ci opisywali dzia-łania Komisji Eu-ropejskiej w za-kresie dbania o zdrowie. Nagro-da przyznawana jest jedynie za publikacje praso-

MIĘDZY REGAŁAMI 3

Polskie Pulitzery – sukces czy chwyt marketingowy? Przegląd nagród dziennikarskich

Page 4: Miedzy Regalami 3

MIĘDZY REGAŁAMI 4

we lub elektroniczne. Sito wyłaniające laureatów nagrody jest dwuetapowe – najpierw etap krajowy, następnie etap europejski. To nie jest jedyna nagroda przyznawana przez administrację europejską dla dziennikarzy. Parlament Eu-ropejski przyznaje wyróżnienie dla publicystów, którzy zajmują się ważkimi sprawami, dotyczącymi Europy – Dziennikarską Nagrodę Parlamentu Europejskiego.

Te dwa wyróżnienia, jak i nagrody przyznawane przez SDP, są odznaczeniami za działalność w określonej tematyce. Tak samo jest również Nagrodą Dziennikarską im. Mariana Krzaka.

Wyróżnienie to przyznawane jest od 1998 roku przez środowisko bankowe. Inną nagrodą przyznawaną publicystom zajmującym się sprawami ekonomicznymi jest Nagroda im. Władysława Grabskiego. Kolejnym wyróżnieniem ekonomicznym są Ostre Pióra, której fun-datorem jest Business Centre Club. Wyżej wymienione nagrody przyznawane są pod względem tematycznym, w wąskiej dziedzinie; natomiast szeroko pojęty wymiar społeczny ma Nagroda im. Dariusz Fikusa, jest przyzna-wana dziennikarzom, którzy dążą do umocnienia wolnych mediów oraz przestrzegają zasad etyki zawodowej.

Pierwsza edycja nagrody (w 1998 roku) była przyznana za cykl reportaży, które zmobilizowały społe-czeństwo do pomocy powodzianom. Kolejne wyróżnienia były przyznawane m.in. za cykl artykułów w „Gazecie Wyborczej”, które pomogły odzyskać skradzione staro-druki z Biblioteki Jagiellońskiej. Nagroda jest przyznawa-na w dwóch kategoriach – twórca mediów i twórca w me-diach. W sierpniu br. pojawiły się głosy spadkobierców Dariusza Fikusa jakoby „Rzeczpospolita”, jako czasopi-smo, odbiegała od idei gazety, którą redagował Fikus. Wokół nagrody narastało nieporozumienie, tak samo jak w 2007 roku wokół Nagrody Kisiela.

Nagroda Kisiela została ufundowana przez same-go Stefana Kisielewskiego i przez niego przyznawana. Po śmierci inicjatora w 1990 roku, przyznawaniem nagród zajęła się Kapituła, w skład której weszli wszyscy dotych-czasowi laureaci, syn Kisielewskiego – Jerzy, i Marek Król – były Redaktor Naczelny „Wprost”. Nagradzano osoby (polityków, publicystów i przedsiębiorców), któ-rych działalność jest zgodna z duchem działalności Kisielewskiego. Ostatnie nagrody przyznano w 2006 roku.

Nagrody dziennikarskie przyznawane są przez dziennikarzy, przez specjalistów lub przez auto-rytety. Również studenci dziennikarstwa mają swoje nagrody, które przyznają dziennikarzom, są to Media-Tory. Studenckie Nagrody Dziennikarskie przyzna-wane są w dziewięciu kategoriach – MediaTORY specjalne i MediaTORY główne: „auTORytet, nawi-gaTOR, TORpeda, detonaTOR, akumulaTOR, prowo-kaTOR, inicjaTOR oraz reformaTOR. Zwycięzcy wyłaniani są poprzez głosowanie studentów z ośmiu kierunków dziennikarskich. Organizatorami są Koło Naukowe Studentów Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UJ oraz Stowarzyszenie MediaTory. Wśród nagród dziennikarskich można również wyróżnić nagrody niszowe i mniej spektakularne. Do takich nagród należą Polsko-Niemieckie Nagrody Dziennikarskie; Nagroda Dziennikarzy Małopolskich;

Nagroda dla dziennikarzy Mediów Lokalnych im, red. Piotra Różyckiego; Nagroda im. Łopieńskiej (przyznawana za najlepszy wywiad prasowy); Ogólnopol-ski Konkurs na Reportaż im. Ryszarda Kapuścińskiego; Konkurs im. Szumowskiego.

SUKCES CZY MARKETING?

Można się zastanawiać dlaczego dziennikarze dostają na-grody czy dlatego, bo są profesjonalistami, czy też nagro-dy czynią z nich profesjonalistów. Można też zapytać ina-czej: czy dziennikarze dostają nagrody i wtedy stają się znani czy też nagrody są przyznawane znanym i popularnym. Każda z możliwości w jakimś sensie jest prawdziwa i stanowi przyczynek do chyba nierozstrzygal-nej dyskusji. Nagrody są osobistym sukcesem publicysty, ale stają się one również swoistą akcją marketingową, promującą dziennikarza. W artykule Sumy marzeń w „Press” przedstawieni są czołowi polscy dziennikarze, którzy jeśli zdecydowali-by się na udział w reklamie, mogliby zainkasować bardzo duże honoraria. Monika Olejnik znalazła się na trzecim miejscu tegoż rankingu, zaraz za nią uplasował się To-masz Lis, na szóstym miejscu Justyna Pochanke, a na trzynastym Jacek Żakowski, który wyprzedził m.in. Kubę Wojewódzkiego. Ten ranking pokazuje, kto w Polsce jest znany i popularny. Do miejsca trzynastego jest aż czterech dziennikarzy, którzy dla rynku reklamowego są cenni, bo są niedostępni. Wszyscy wymienieni dziennikarze byli laureatami Grand Press. Ten ranking ma również swoje potwierdzenie w artykule Zbigniewa Bajki, Dziennikarze lat 90., zamieszczonego w „Zeszytach Prasoznawczych z 2000 roku, nr 3-4. Dziennikarze na zadane im pytanie o najbardziej wiarygodnego publicystę w Polsce w 71% odpowiedzieli, że nie ma takiego, a tylko 29% powiedzia-ło, że taki jest. Wśród dziennikarzy o najwyższym stopniu wiarygodności wymieniono Monikę Olejnik, Ryszarda Kapuścińskiego, Tomasza Lisa, Krzysztofa Skowrońskie-go. Po jednym procencie mieli m.in. Bogdan Rymanow-ski, Piotr Zaremba, ks. Adam Boniecki, Grzegorz Miecu-

Page 5: Miedzy Regalami 3

gow. Zdecydowana większość opowiedziała się za tym, że nie ma wiarygodnych dziennikarzy w Polsce, taka sytuacja jest bezpośrednio związa-na z innymi problemem, mianowicie ze spadkiem oglądalności serwisów informacyjnych. Odpo-wiedzi dziennikarzy były właściwie takie same, kiedy zapytano, którzy publicyści są godni naśla-dowania. Nie ma takiego – opowiedziało 74% pytanych, a 26% podaje nazwisko dziennikarza. Lista nazwisk jest taka sama jak podczas odpo-wiedzi na pytanie pierwsze. Czołowe miejsca zajmują dziennikarze, który byli nagradzani w różnego typu plebiscytach dziennikarskich. Nagrody pomagają tworzyć prestiż i pozytywny wizerunek danej osoby. W jakimś sensie sprawiają też, że publicysta staje się popu-larny i lubiany, a markę lubianą zawsze postrze-gamy jako rzetelniejszą, bardziej obiektywna i lepszą. Koncerny medialne zabiegają o takie twarze i skupiają w swoich szeregach najpopular-niejszych dziennikarzy, a to służy obu stronom, bo i dany koncern promuje się dzięki twarzom publicystów i dani publicyści promują się po-przez współpracę z prestiżowym konsorcjum medialnym. Tak jest np. w TVN, gdzie obie stro-ny, i TVN, i pracujący tam dziennikarze, tworzą silnie zintegrowaną medialną markę, kojarzoną jednoznacznie z nowoczesnością i profesjonali-zmem. Marketingowa symbioza jest i dla jed-nych, i dla drugich bardzo korzystna, choć dla odbiorcy czasem zagadkowa, gdyż nie wiadomo kto, kogo bardziej promuje. Krzysztof W. Ka-sprzak twierdzi, że dążenie do obecności w me-diach, do kształtowania swojego pozytywnego wizerunku jest czymś naturalnym. Dziennikarze są właścicielami swojej marki medialnej i chcą ją promować zarówno poprzez profesjonalizm, któ-rego poparciem są nagrody, jak i poprzez działal-ność poza zawodowa. Każdy „pragnie ów pro-dukt wypromować, zareklamować, przyzwyczaić doń konsumenta, za pomocą różnych skojarzeń”. Taki jest zasadniczy schemat PR dla każdego produktu, produktu jakim jest również marka dziennikarza. Nagrody są wykrzyknikiem stawianym przy nazwisku publicysty. Jeżeli uprościmy i spróbujemy uschematycznić powody przyzna-wania nagród, to właściwie można zamknąć je w kilku hasłach: profesjonalizm, pasja, misja, obiektywizm, zaangażowanie. Dziennikarze soli-darnie twierdzą, iż wyróżnienia są dla nich ol-brzymim sukcesem, potwierdzeniem, że to, co robią jest słuszne i akceptowane. Nagrody jedno-cześnie są dla wyróżnionych ogromnym cięża-rem, gdyż zobowiązują do tego, aby z każdym dniem byli tylko lepszymi. Jacek Dąbała tak mó-wi o nagrodach dziennikarskich: „Takie wyróż-nienie mają dla dziennikarzy olbrzymie znacze-nie. Świadczą o uznaniu i prestiżu, jakim cieszą się w środowisku, ale też informują opinię pu-bliczną o stanie dziennikarstwa i kierunkach, w jakich ono zmierza”.

MIĘDZY REGAŁAMI 5

Dziennikarze nie stają się lepsi dzięki nagro-dom, ale dzięki pracy i talentowi. Jednak czy tylko te czynniki mają wpływ na popularność dziennikarzy? Publicyści udzielają wywiadów w prasie, stają się bohaterami tabloidów, biorą udział w programach rozrywkowych. Pobudki takich udziałów są różne, różne są również ich oceny. Komercjalizacja wśród dziennikarzy staje się poważnym problemem. Obejmuje ona wiele pól m.in.: zajmowanie się błahostkami a ignorowanie problemów znaczących czy nie podejmowanie poważnych tematów przez dbałość o wskaźniki oglądalności. Te wszyst-kie problemy z jakimi boryka się współczesne dziennikarstwo, stawiają pod znakiem zapyta-nia trafność nagród przyznawanych dziennika-rzom. Tę samą wątpliwość wyraził Piotr Pace-wicz, pisząc obrazoburczy list po przyznaniu rok temu nagrody Grand Press B. Rymanow-skiemu. List ten obił się echem, odpowiedzieli na niego inni laureaci nagrody: „Zdajemy sobie sprawę, że temperatura tegorocznych dyskusji związana jest z narastającym jako-ściowym kryzysem polskich mediów, z emo-cjami politycznymi ostatnich lat i z głębokimi podziałami w naszym środowisku. Nie przy-mykamy oczu na te problemy. Widzimy potrzebę dyskusji i szukania środków zarad-czych. Zgadzamy się z niektórymi krytyczny-mi uwagami Piotra Pacewicza pod adresem polskiego dziennikarstwa […]. Nale-żymy do różnych szkół dziennikarstwa i nurtów warsztatowych. Mamy sobie samym i naszym kolegom wiele do zarzucenia. Ale nagroda Grand Press ma dla naszego podzielo-nego środowiska szczególne znaczenie. Jest wartością, której nie powinniśmy utracić. Bo poza nią nie mamy wspólnych, łączących nas instytucji, na których moglibyśmy coś lepsze-go budować”. Środowisko dziennikarskie szu-ka dla siebie wspólnego mianownika, tym mianownikiem ma być najbardziej prestiżowa nagroda w polskim świecie dziennikarskim. List ten pokazuje, że nagrody, poza tym wła-ściwościami, o których była mowa wcześniej, w jakimś stopniu integrują środowisko, nagro-da staje się synonimem uznania i poparcia.

Pomagają tworzyć markę, nie są tylko świadectwem próżności, przyznawanym przez „towarzystwo wzajemnej adoracji” – nagrody dziennikarskie – są dowodem na to, że środo-wisko czy też eksperci potrafią docenić coś, co robi inny dziennikarz. Nagrody są niezbędne w środowisku dziennikarzy, tak jak niezbędne są nagrody literackie, bo poza tym, że dają prestiż osobie nagradzanej, to również są sygnałem dla opinii publicznej, na czyją publi-cystykę warto zwrócić uwagę, mówią kto stara się oddzielać ziarno od plew i mówić wyłącz-nie o ziarnach.

Milena Śliwińska

Page 6: Miedzy Regalami 3

Lubisz czytać, a uparcie twierdzisz, że książki i gazety w klasycznej postaci nie da się zastąpić? Jeśli zapach świeżej farby drukarskiej i szelest przewraca-nych kartek decydują o twoim stanowisku, to rewolucyjne zmiany w formie książek, jakich jesteśmy świadkami, wkrótce mogą sprawić, że staniesz się entuzjastą e-papieru. Druga połowa listopada 2009 roku przyniosła długo oczekiwaną premierę na polskim rynku nowych technologii związanych z książką. Wtedy to pojawiło się elektroniczne urządzenie czytelnicze Iliad holenderskiej firmy Irex Technologies. Technologia e-papieru, przy użyciu której powstał Iliad, niesie ze sobą rewolucyjną możliwość zastąpienia dokumentów, gazet i niektórych książek jednym poręcznym urządzeniem. Urządzenie, ważące niespełna 400 gramów, pozwala na dotarcie do nieograniczonej ilości gazet, magazynów i książek w wer-sji elektronicznej, zastępując ich dotychczasowe, papiero-we odpowiedniki. Ale to dopiero początek rewolucji!

E-CZYTNIK

Oparte na tej technologii urzą-dzenie zwane czytnikiem książek elektronicznych, funkcjonujące na rynku także jako czytnik e-książek, e-booków bądź e-czytnik. Jest to przenośne urządzenie cyfro-we, które daje możliwość wy-świetlania, czytania, czy też słuchania książek elektronicz-nych (e-booków i audiobo-oków), czasopism (e-gazet) oraz wszelkich innych doku-mentów. Dzięki wyposażeniu e-czytnika w pamięć we-wnętrzną i nowoczesny wy-świetlacz pozwala na przecho-wywanie wielu dokumentów i pobieranie ich z różnych serwisów. Urządzenie jest ponadto wyposażone w dotyko-wy ekran – obecnie wykonany w technologii e-papieru – o przekątnej wahającej się od 6 do 8 cali w zależności od modelu. Za pomocą kabla będącego standardowym wypo-sażeniem każdego e-czytnika, możemy się łączyć z kom-puterem, a komunikację bezprzewodową zapewnia WiFi, dzięki któremu możemy dokonywać aktualizowania prze-chowywanych w nim plików. E-czytnik posiada także wbudowane wejście słuchawkowe, co pozwala słuchać muzyki lub odsłuchiwać audiobooki. Istnieje również możliwość subskrypcji e-gazet, czasopism oraz blogów. Urządzenie umożliwia robienie notatek i adnotacji oraz rysowanie. Ten stosunkowo niewielki sprzęt oferuje kom-pleksowe usługi multimedialne. Co w takim razie wyróżnia e-czytniki – biorąc pod uwagę jedynie jakość i funkcje – od oferowanych na ryn-ku palmtopów, notebooków, czy nowoczesnych telefonów

multimedialnych? Zainteresowanie e-czytnikami przypi-sywać można zastosowaniu interesującej i innowacyjnej technologii, która opracowywana jest począwszy od lat 70. Dopiero jednak wyniki uzyskane w latach 90. dały podstawy do wyobrażenia sobie nieprzeciętnych możliwo-ści, jakie mógłby oferować e-papier.

E-PAPIER

E-Papier to technologia XXI wieku, dająca wręcz nieogra-niczone możliwości. Dzięki niej już wkrótce jedna giętka, cienka, możliwa do złożenia lub zrolowania kartka praw-dopodobnie zastąpi dzisiejsze drukowane gazety, a może nawet i książki. Badacze pracujący przy opracowywaniu e-papieru wyja-śniają jego innowacyjność: e-papier jest technologią wy-świetlania obrazu, opartą na elektronice polimerowej. Jej podstawowym założeniem jest zastąpienie klasycznych układów krzemowych, układami realizowanymi na two-rzywach sztucznych. Dzięki zastosowaniu tej technologii

w procesie produkcyjnym e-czytników, są one rewolucyj-ne pod względem wyświetlania obrazu. W przeciwieństwie do klasycznych wyświetlaczy nie promieniują one światłem wła-snym – obraz raz wyświetlony nie podlega ciągłemu odświe-żaniu, dzięki czemu użytkow-nik uzyskuje wysoki komfort czytania tekstów. Ekran urzą-dzenia, podobnie jak tradycyj-ny papier, charakteryzuje się wręcz doskonałym kontrastem i jest czytelny w różnych wa-runkach oświetleniowych, a jak zapewniają producenci – daje możliwość komfortowego

czytania również w bezpośrednim świetle słonecznym. Tak samo, jak zwykła kartka papieru, można z niego czy-tać pod każdym niemal kątem, a wysoka wytrzymałość baterii tego zapewnia pracę bez ładowania przez długi czas. Wyświetlacze e-papierowe są wydajne energetycz-nie, gdyż zużywają energii tylko podczas zmiany obrazu wyświetlanego na ekranie.

RYNEK POLSKI I ECLICTO Wspomniana na początku listopadowa premiera e-czytnika Iliad, którego specyfikacja została przedstawio-na w ramce, zapoczątkowała rozwój rodzimego rynku e-czytników do tego stopnia, że na początku grudnia firma Kolporter rozpoczęła sprzedaż polskiego czytnika e-książek o nazwie eClicto. Wiceprezes Kolporter Info – Tomasz Ziąbka informuje, że urządzenie można zakupić tylko za pośrednictwem strony internetowej eClicto.pl

MIĘDZY REGAŁAMI 6

E-book, e-czytnik, e-ink, e-papier czy e-reader?

Page 7: Miedzy Regalami 3

MIĘDZY REGAŁAMI 7

i w sklepie internetowym Kolporter.pl. Zarówno oprogra-mowanie, jak i projekt, to dzieło spółki Kolporter Info. Sprzęt składany jest w Azji, a jedynym mankamentem urządzenia – porównując go do oferty innych producen-tów – jest to, że nie można się za jego pośrednictwem łączyć bezprzewodowo z Internetem. Użytkownik pozba-wiony jest zatem możliwości pobierania nowych doku-mentów. Producent zapewnia, że kolejna wersja eClicto będzie miała większy ekran i możliwość łączenia z inter-netem za pomocą Wi-Fi. W ofercie czytelniczej jest, póki co, tysiąc polskich tytułów, ale Kolporter prowadzi nego-cjacje z wydawcami zagranicznymi i prawdopodobnie rozszerzy ofertę. Producent podaje, że pojemność urzą-dzenia jest w stanie zmieścić 400 książek, można rozsze-rzyć pojemność pamięci podłączając do niego kartę SD. Koszt nowinki technologicznej to 899 zł (w pamięci czyt-nika jest zapisanych 100 książek). Cena polskiego e-czytnika wydaje się być rozsądna, biorąc pod uwagę to, że w ofercie, na polskim rynku, nie znajdziemy tańszego czytnika e-booków. Jednym z tańszych urządzeń tego typu jest Cybook Opus, którego cena wynosi ok. 1200 zł, do zestawu dołączony jest kabel USB i futerał. Z kolei, kupując nieco droższy jetBook, kosztujący 1218 zł, do-staniemy w zestawie kabel, ładowarke i słuchawki. Jeśli możemy sobie pozwolić na wydatek rzędu 3000 zł, to idealny będzie ulepszony technologicznie czytnik Iliad 2nd Edition, do którego dołączane są kabel USB, łado-warka, adapter podróżny i stylus.

Przyczyn braku zainteresowania polskiego społe-czeństwa e-czytnikami i ofertą e-książek można upatry-wać do niedawna w braku polskiego sprzętu i stosunkowo wysoką ceną czytników oferowanych przez producentów zagranicznych. Ewidentnie, niesprzyjający może być brak aktywności polskich czytelników, choć pojawia się coraz więcej osób zafascynowanych e-bookami, a ich aktyw-ność czytelnicza ogranicza się prawie wyłącznie do ksią-żek w postaci elektronicznej. Czytelnicy e-booków nie są jeszcze uwzględniani w badaniach czytelnictwa organizo-wanych przez Instytut Książki i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej, więc trudno ocenić skalę zainteresowania e-bookami i e-czytnikami na polskim rynku. Wkrótce miernikiem czytelnictwa, w jakimś stopniu, może stać się liczba pobieranych e-booków i sprzedawanych e-czytników, które będą cieszyły się coraz większym za-interesowaniem

Piotr Rudera

W 2011 roku, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Wydział Nauk Historycznych czeka kolejna przepro-wadzka. Do tego czasu w miasteczku uniwersyteckim ma zostać ukończony pierwszy etap budowy nowego obiektu – Collegium Humanisticum. Inwestycja pochło-nie około 70 mln złotych i będzie finansowana ze środ-ków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego oraz budżetu miasta. Znaczącą część niezbędnych funduszy pozyskano również z Minister-stwa Finansów. Do nowego gmachu, poza historykami, zostaną przeniesione również pedagogika, socjologia, filozofia oraz w dalszej perspektywie filologie, które teraz mieszczą się w Collegium Maius.

Docelowo Collegium Humanicticum ma skła-dać się z pięciu segmentów – jednego dydaktycznego, w którym znajdą się sale wykładowe, ćwiczeniowe i biblioteka oraz czterech administracyjnych z dzieka-natami, oraz pokojami dla pracowników naukowych. Budynek ma być bardzo nowoczesny i naszpikowany elektroniką. Sterowane komputerowo będą m.in. ogrze-wanie i oświetlenie. Drzwi do pokoi kadry mają być otwierane przy użyciu kart magnetycznych. W całym budynku możliwy będzie bezprzewodowy dostęp do Internetu. W czasie projektowania nie zapomniano tak-że o zmotoryzowanych pracownikach i studentach, dla których wokół Collegium powstaną miejsca parkingo-we.

Warto wiedzieć, że Collegium Humanisticum nie jest jedyną z planowanych inwestycji UMK. Na Bielanach ma stanąć również Interdyscyplinarne Cen-trum Nowoczesnych Technologii, przy Instytucie Fizy-ki budowane jest Centrum Optyki Kwantowej, a przy Wydziale Sztuk Pięknych planowana jest budowa Cen-trum Konserwacji Zabytków. Miejmy nadzieję, że uda się zrealizować także projekt powstania Centrum Spor-towego, gdyż wśród wielu toruńskich żaków słychać głosy niezadowolenia z aktualnego zaplecza sportowe-go, jakim dysponuje uczelnia.

Paulina Kwiatkowska

Collegium Humanisticum

E-czytnik Iliad Elektroniczne urządzenie czytelnicze Iliad to praktyczne zasto-sowanie wcześniej opiasanej technologii e-papieru, niosącej przełomowe rozwiązanie w zakresie wyświetlania obrazu. Urządzenie wyposażono w 8,1" dotykowy ekran o rozdzielczości 1024x768 pikseli, 160 DPI, wyświetlający obraz w 16 odcieniach szarości, łącze Bluetooth, Wi-Fi, złącze USB 2.0, procesor Intel® 400MHz XScale™ procesor o pamięci 64 MB RAM, wewnętrzny dysk o pojemności 256 MB wewnętrozszerzalnej kartami pamięci SD - w zestawie znajduje się karta o pojemności 2 GB oraz stereofoniczne gło-śniki (oprócz czytania można też na nim posłuchać plików MP3). Czytnik pracuje pod kontrolą systemu operacyjnego np. Windows CE 5.0, co oznacza że użytkownik ma dostęp do dodatkowego oprogramowania, takiego jak przeglądarka inter-netowa.

Page 8: Miedzy Regalami 3

Czy zdarza się Wam czasami odkładać właśnie przeczyta-ną książkę z uczuciem niedosytu, z wrażeniem, że autor urwał jakiś wątek w połowie, że zmarnował potencjał postaci, że nie dopracował zbytnio świata…, że ktoś inny mógłby to napisać lepiej? Cóż, możecie być niemal pew-ni, że jakiś natchniony czytelnik postarał się już wypełnić tę lukę. Fan fiction, czyli opowiadania tworzone przez fa-nów do istniejących książek, filmów, komiksów, gier czy seriali, to zjawisko szczególnie rozpowszechnione w świe-cie miłośników fantastyki. W latach 60. XX wieku, na fali popularności serialu Star Trek, w magazynach jego miło-śników (fanzinach) zaczęły ukazywać się opowiadania umieszczone w tym uniwersum, przedstawiające nowe przygody bohaterów, pogłębiające psychologię czy dobu-dowujące ich przeszłość.

Popularność fan fiction wzrosła jednak niepo-miernie wraz z rozwojem Internetu. W 1998 roku powstał największy serwis z opowiadaniami tworzonymi przez fanów – FanFiction.net* – który gromadzi twórczość związaną z książkami, mangą i anime (japońskie komiksy i filmy animowane), filmami, komiksami, kreskówkami, grami, serialami, a nawet sztukami teatralnymi (sic!). W większości kategorii liczba zamieszczonych opowiadań osiąga kilkadziesiąt, a niektóre nawet kilkaset pozycji! Ba,

dział „Książki” wymyka się wszelkim statystykom – sek-cja poświęcona Harry’emu Potterowi sama zawiera ponad 430 000 opowiadań. Gdy do tego dodać tzw. crossovery, czyli historie łączące ze sobą dwa lub więcej światów (choćby Jane Eyre porwana przez Kapitana Haka**), powstaje gigantyczna liczba dłuższych i krótszych – od złożonych ze stu słów – drabble – po wieloodcinkowe i bardzo rozbudowane powieści, sięgające kilkuset stron maszynopisu, teksty, na których przeczytanie zwykłemu czytelnikowi nie starczyłoby życia. A to tylko jeden portal z wielu!

Przytaczam te liczby – może i niezbyt dokładne, ale one zbyt szybko wzrastają, by przywiązywać wagę do dziesiątek czy nawet setek. Błyskawicznie rosnąca popu-larność najlepiej pokazuje, jak istotne w dzisiejszej kultu-rze popularnej jest się to zjawisko. Co ważne, twórczość ta nie przynosi żadnych materialnych korzyści, ponieważ prawnie bohaterowie i świat utworu należą do ich „prawdziwych” autorów. Cała gałąź literatury jest zatem tworzona dla samej przyjemności, „radości pisania”. Nie-komercyjność fan fiction przyczynia się w pewnym stop-niu do zróżnicowania jego tematyki i ujęcia, które nie musi być dostosowane do popytu na rynku książki czy trendów panujących w mainstreamie. Dzięki temu wśród przebogatych zasobów opowiadań fanowskich, przy odro-binie szczęścia czy uporu, można znaleźć utwór nie tylko w konkretnym języku czy gatunku***, ale również z ulu-bionym bohaterem, romansem (także tym niezgodnym z oryginalną historią) czy w określonym stylu narracji.

W tym miejscu należałoby odnieść się do tzw. kanoniczności, pojmowanej tu jako zgodność z powieścią czy filmem, stanowiącym kanwę twórczości fanów. Dotyczy ona zarówno ogólnych założeń autora,

jak i szczegółów uniwersum, charakteru i psychi-ki bohaterów czy fabuły. Zależnie od stopnia akceptacji tych elementów przez autora fan fiction powstają historie, pozostające w różnym stopniu oderwania od dzieła orygi-nalnego: od bardzo bliskich wersji pierwotnej po skrajnie alternatywne opowieści „co by było, gdyby”.

Ich jakość jest zróżnicowana w tym samym stop-niu, co tematyka. Ograniczając się choćby do polskiego

MIĘDZY REGAŁAMI 8

Wędrując bezdrożami uniwersum

czyli o fenomenie fan fiction

* www.fanfiction.net ** Cazzah1990, James vs Jane, [online] [dostęp 29 listopada 2009] Dostępny w World Wide Web: http://www.fanfiction.net/s/5490402/1/James_vs_Jane *** Mówienie o „opowiadaniach” jest bowiem znacznym uproszczeniem. W zasobach fan fiction znajdują się również powieści, eseje, komedie, tragedie, ballady, eposy, hymny, ody, scenariusze, limeryki, pieśni, nowele czy haiku.

Historia fan fiction w jego współczesnym rozumieniu nie jest wcale taka krótka. Zaczęła się bowiem już w XVII wieku od nieautoryzowanych „ciągów dalszych” Don Kiszota, a nawet jeszcze wcześniej – od opowieści umieszczanych w świecie eposów Homera i rozmaitych wariacji na temat legend arturiańskich. Często stosowano ją w celu parody-stycznym – tworzono kolejne opowieści w stylu Tysiąca i jednej nocy, dopisywano nowe przygody Sherlockowi Holmesowi i Alicji Lewisa Carolla, wysyłano Fitzwillia-ma Darcy’ego i Conana z Cimmerii na podboje – czy to kobiecych serc, czy kolejnych państw. A któż nie pamięta kilkudziesięciu tomów Pana Samochodzika?

Page 9: Miedzy Regalami 3

MIĘDZY REGAŁAMI 9

fandomu Harry’ego Pottera, można znaleźć i utwory pogardliwie zwane „dzieuami” (jak nagrodzony Zło-tym Tłuczkiem przez użytkowników Forum Literackie-go Mirriel Harry Potter i płomień miłości****), i opo-wiadania pod względem stylu, psychologii bohaterów czy rozwiązań fabularnych znacznie przewyższające książkowy oryginał (patrz: ramka).

Co na to autorzy dzieł, które stanowią inspira-cję dla twórców fan fiction? Jak można było się spo-dziewać, ich zdania są bardzo podzielone. Joanne K. Rowling twierdzi, że jest zaszczycona tym, że czy-telnicy chcą pisać własne historie o jej bohaterach. Stephenie Meyer (autorka serii Zmierzch) na swojej stronie internetowej podaje nawet adresy internetowe konkretnych opowiadań bazujących na jej powie-ściach. Z drugiej strony, Anne Rice (Wywiad z wampi-rem i następne) aktywnie i czasem wręcz agresywnie przeciwdziała temu zjawisku – na jej żądanie usunięto z FanFiction.net wszystkie opowiadania związane z Kronikami wampirów. Większość autorów patrzy jednak na to przez palce ani zachęcając, ani zniechęca-jąc do pisania. Cóż, w dobie Internetu walka z fan fic-tion przypominałaby walkę z wiatrakami – i byłaby nierozsądna: gdzie autor mógłby znaleźć lepszy sposób na utrzymanie swojego dzieła w wyobraźni czytelni-ków?

Anna Urbanek

alternative universe, AU – opowiadanie pozostające w opozycji do oryginału, różniące się od niego w dużej mierze. Powstaje w wyniku rozmyślań czytelnika nad przypadkowością świata; ten rodzaj myślenia zwany jest popularnie „gdybaniem”. angst – rodzaj opowiadania przepełnionego „złem i mrokiem”, charakteryzującego się ciężką atmosferą zagrożenia, niebezpieczeństwa i lęku. Niemal zawsze przeznaczone tylko dorosłych. beta reader, beta – osoba dokonująca redakcji i korekty tekstu przed opublikowaniem go w Internecie. Posia-danie takowej jest wysoce polecane, choć często uznawane za zbędne przez część autorów (zob. blogasek) blogasek – slangowe określenie opowiadań marnej jakości, często publikowanych na blogach w postaci nie-zmiernie długich (i równie często niedokończonych) romansów bohatera kanonicznego z alter ego autorki tekstu. Zwykle pozbawione jakiejkolwiek dbałości o formę zapisu, ortografię czy logikę (zob. Mary Sue). drabble – 1. krótkie opowiadanie; 2. opowiadane złożone z dokładnie 100 słów. Istnieją również: półdrabble, podwójne drabble, potrójne drabble... Mary Sue, Maryśka Zuzanna – postać fikcyjna, najbardziej rozpowszechniona kalka literacka występująca nie tylko w fan fiction. Postać w przeważającej liczbie przypadków żeńska (męska odmiana nazywana jest w polskim fandomie Marianem Zenonem), będąca często wcieleniem autorki opowiadania. Osobniczka pięk-na, utalentowana i uwielbiana przez wszystkich, zwłaszcza przez najprzystojniejszych bohaterów książki czy filmu. pairing – słowo rzadko występujące samotnie, zwykle z określeniem osób, których związek stanowi ważną część opowiadania. Przykładowo opis: „pairing NT/RL” oznacza, że znaczące dla fabuły będzie połączenie Nimfadory Tonks z Remusem Lupinem. prequel – historia rozgrywająca się przed tą opisaną w oryginalnej książce, filmie etc. sequel – dobrze znany miłośnikom Pana Samochodzika i Sagi Ludzi Lodu „ciąg dalszy”. slash - opowiadanie zawierające męski związek homoseksualny. Zwykle pisane przez młode heteroseksualne dziewczęta dla innych młodych heteroseksualnych dziewcząt. spoiler – dowolnego typu przesłanka w opowiadaniu czy innej informacji, zdradzająca fragmenty książki lub odcinka serialu. Istotne, gdy mamy do czynienia z fikcją opartą na nowym, nieczytanym jeszcze przez niektó-rych tomie serii.

Jak polubić Harry’ego Pottera, czyli subiektywny wybór bardzo dobrych polskich i na język polski tłu-maczonych fan fiction w uniwersum cyklu J. K. Rowling

Arianrod, Mdłości Arien Halfelven, cykl Rozmowy trumienne

Arthur Weasley, Oswoić smoka Gumochłon, Temat: Voldemort Ida Lowry, cykl o Lucy Potter

Koko, Prosta historia Maya (tłum. NocnaMaraNM), Światło pod wodą

Mithiana, cykl Dni Założycieli Nilc, R.A.B.

Toroj, cykl Slytheriniada Valley (tłum. Vianne), Szare kamienie w pytaniach i błędach

Wendy Nat (tłum. vixen), Wybór Wszystkie dostępne są na Forum Literackim Mirriel (http://forum.mirriel.net) Albowiem powszechnie znana prawda głosi, iż osoba, która nie lubi Severusa Snape’a, po prostu przeczytała jeszcze za mało fan fiction.

**** .::TRINITY::., Harry Potter i płomień miłości [online] [dostęp 29 listopada 2009] Dostępny w World Wide Web: http://forum.mirriel.net/viewtopic.php?t=782. Opowiadanie to zasłynęło zdaniami typu: „Jennifer miała szesnaście lat i zeszła na śniadanie”.

Słowniczek kilku ważnych pojęć fan fiction:

Page 10: Miedzy Regalami 3

MIĘDZY REGAŁAMI 10

Już na kilka godzin przed rozpoczęciem V Debaty, za-częły pojawiać się informacje, że swój udział w niej mu-siał odwołać Mariusz Ziomecki. A ponieważ w każdej plotce jest ziarenko prawdy… były redaktor „Superstacji” i „Super Expresu” rzeczywiście nie doje-chał. Co mnie osobiście trochę zawiodło, gdyż liczyłam, że redaktor przedstawi smakowite kąski z kierowania tego rodzaju pismem (bądź co bądź – budzącym wiele kontrowersji). Najwyraźniej tym razem nie było mi to dane. Mimo to postanowiłam udać się na Debatę.

Obserwując osoby zebrane przed Aulą Wydzia-łu Nauk Ekonomicznych i Zarządzania UMK tuż przed godziną 18.00, nie spodziewałam się, że po wejściu do środka zastanę takie tłumy. Pozostało mi zadowolić się miejscem w ostatnim rzędzie – jeszcze o tyle szczęśli-wym, że siedzącym. Zaczęło robić się coraz tłoczniej. Ludzie stali w drzwiach i na schodach, które również posłużyły za miejsca siedzące.

Z małym poślizgiem oficjalnie przywitano gości i rozpoczęto Debatę. Do dyskusji zaproszono: Grzegorza Miecugowa – szefa grupy wydawców TVN, Andrzeja Stankiewicza – publicystę „Newsweek Polska” oraz Marka Nienartowicza z toruńskich „Nowości”.

V Debata Kopernikańska, jak podkreślił Marek Jeziński – kierownik Zakładu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Instytutu Politologii UMK – była zwieńczeniem dwudniowej konferencji „Dziennikarstwo jako zawód i powołanie”. Podczas jej obrad zastanawiano się m.in. nad tym czy istnieje coś takiego, jak misja dziennikarska.

Podobną refleksję poddano dyskusji w czasie Debaty – misja dziennikarska w kontekście postępującej tabloidyzacji mediów i zastanawiano się również czy owe zjawisko jest dla nich zagrożeniem.

W sprawie konfrontacji zawód vs. powołanie, a może jedno i drugie, Miecugow opowiadał się za zawo-dem. Dla niego powołanie brzmiało zbyt napuszenie. Dziennikarstwo to nadal zawód, ale który odchodzi od klasycznej postaci. Według Miecugowa, aby być dobrym dziennikarzem, trzeba umiejętnie pokonać cztery kroki: wiedzieć, czego chce odbiorca; wiedzieć, kogo pytać; zrozumieć; wytłumaczyć. Największy nacisk powinno się kłaść na krok trzeci, gdyż prawdziwy dziennikarz musi umieć wyciągać sedno sprawy na światło dzienne.

Dla Nienartowicza dziennikarstwo wiązało się zarówno z powołaniem jak i z zawodem, i jego zdaniem, nie można tych dwóch elementów od siebie oddzielać. Trzeba czuć jakieś powołanie, gdyż ono chroni przed ruty-ną w pracy.

Natomiast Stankiewicz odbiera dziennikarstwo przede wszystkim jako misję, bo dziennikarze są ostatnią instancją, której ludzie jeszcze wierzą.

W kwestii postępującej tabloidyzacji mediów,

publicysta „Newsweek Polska”, jasno wyraził swoje sta-nowisko – „nienawidzę tabloidów”. Po czym dodał, że miał na myśli tabloidyzację, jako grę, sposób wpływania na odbiorcę. Inaczej w kwestiach graficznych – tutaj to zjawisko bardzo pozytywne, gdyż łatwo można zauważyć, jak zmieniają się poszczególne tytuły.

Z kolei zdaniem Miecugowa wspomniana tablo-idyzacja nie bierze się znikąd. Powszechną opinią jest fakt, że najsłabszą częścią mediów są ich odbiorcy. Stacje telewizyjne stają się uzależnione od ich oczekiwań. Re-daktor TVN 24 pokusił się ponadto o stwierdzenie, że być może szeroko pojęty spokój jest przyczyną występowania rozrywkowości w mediach. Tytuły czy stacje telewizyjne walczą o odbiorcę i używają przeróżnych środków, by ich do siebie przekonać (np. portal „Onet.pl” specjalizuje się w zagadkowych tytułach).

W dalszej części Debaty poruszono problem – jak we współczesnym świecie wygląda wywieranie wpły-wu przez dziennikarzy na społeczeństwo, jeśli pracy dziennikarza towarzyszy ciągły pęd za sensacją. Miecu-

Newsem nie jest, jak pies ugryzie człowieka, ale jak człowiek ugryzie psa

Debata Kopernikańska po raz kolejny zgromadziła setki zainteresowanych

Page 11: Miedzy Regalami 3

MIĘDZY REGAŁAMI 11

gow nie do końca zgodził się z faktem pogoni za sensacją. Jego zdaniem media „świecą światłem odbitym” i tak na-prawdę „newsem nie jest, jak pies ugryzie człowieka, ale jak człowiek ugryzie psa”. Podkreślił, że media nadal słu-żą porządkowaniu świata, tylko obecnie największy na-cisk kładzie się na rozrywkę.

Stankiewicz zaś uważał, że gonienie za sensacją jest zdrowym zjawiskiem (np. dziennikarstwo śledcze). Można używać emocji, sensacji w dobrym celu. Podkre-ślił, że rządzący muszą zdawać sobie sprawę, że po dru-giej stronie są dziennikarze, którzy nie zawahają się użyć newsa. Fakt, zarzucił dziennikarzom brak konsekwencji w działaniu i nieumiejętność rozliczenia polityków z za-pewnień i obietnic – chociażby tych przedwyborczych. Przykładem z rynku lokalnego, obrazującym jak duży wpływ na odbiorcę mają media, posłużył się Marek Nienartowicz. Przywołał sytuację, jak w jednym z nume-rów „Nowości” umieszczono listę sklepów, w których nie trzeba płacić za reklamówki jednorazowe. Po czym okazało się, że w przypadku jednego z nich po-pełniono błąd i w nim akurat opłatę należało uiszczać, z czym oczywiście nie zgadzali się klienci, bo „skoro w <Nowościach> napisali, że płacić nie trzeba, to nie trze-ba!”. Podczas Debaty nie obyło się także bez poruszenia problemu manipulacji w mediach i tego, jak ona się ma w stosunku do etyki dziennikarskiej. W zdolność manipu-lacji medialnej w ogóle nie wierzył Stankiewicz. Uważał, że każdy może czytać/oglądać, co mu się podoba. Każdą informację, każdy komentarz można poznać w różnych miejscach, w różnych stacjach, z różnych źró-deł, dlatego nie może być mowy o manipulacji. Podobnego zdania był Miecugow, przywołujący czasy PRL-u, gdy była jedna stacja telewizyjna i jedna gazeta w ręku władzy, a mimo wszystko ludzie nie byli zindoktrynowani. W tym miejscu ponadto odrzucił tezę, że media mogą być obiektywne. Z własnego doświadcze-nia podał, że skoro na przykład przeprowadza z kimś wy-wiad, to siłą rzeczy on sam, subiektywnie, wybiera pyta-nia, decyduje, jakie zadać następne. Przed oddaniem głosu osobom zebranym w Auli, podjęto jeszcze kwestię, czy w dobie komercjalizacji dziennikarz z powołania opłaca się wydawcy. Zgodnie

stwierdzono, że nade wszystko opłacają się dziennikarze, którzy są najbardziej poczytni, popularni, gdyż to oni „podbijają” redakcyjne słupki. Tradycyjnym zakończeniem Debaty były pytania skierowane do gości, bezpośrednio od osób przybyłych do Auli. Zainteresowano się między innymi wolnością słowa w Polsce. Padło pytanie czy skoro opłaca się zatrudniać tego dziennikarza, który poprawia słupki, to czy rzetel-ność jest komercyjna. Była to pierwsza z Debat Kopernikańskich, w któ-rej miałam okazję uczestniczyć. Przyzwyczajona do przy-tulnych sal macierzystego Instytutu Informacji Naukowej i Bibliologii, ponadto pierwszy raz widziałam tyle osób zgromadzonych w jednej sali wykładowej. Wychodząc z Auli miałam poczucie ciekawie spędzonego wieczoru. Ciekawie, co znaczy – interesujące tematy, ważne proble-my i wszystko okraszone jeszcze nutką humoru. Tak, jak Grzegorz Miecugow, odpowiadając między innymi na pytanie, czy TVN24 promuje Platformę Obywatelską, przytoczył wypowiedź Lecha Kaczyńskiego. Prezydent w jednym z wywiadów zapytany, a raczej postawiony przed stwierdzeniem, że „podobno to państwo Kaczyńscy rządzą w telewizji”, odpowiedział: „My? Nieprawda! Ostatnio słyszałem, jak mnie krytykowali”.

Asia Edwarczyk

Debaty Kopernikańskie – to cykl spotkań organizowanych przez Fundację Kopernikańską z przedstawicielami polskiego życia publicznego. Ich głównym celem jest „ożywienie debaty dotyczącej kluczowych dla zrozumienia proce-sów mających wpływ na dzisiejszą rzeczywistość tematów z dziedziny polityki, gospodarki oraz kultury”*. Do tej pory miało miejsce pięć Debat. Dotyczyły one kolejno: - pierwsza z dnia 9 stycznia 2009 roku – „Światowego kryzysu finansowego. Przyczyn, odpowiedzi oraz konsekwencji dla Polski” (gościła: Leszka Balcerowicza, Roberta Gwiazdowskiego, Jacka Niteckiego, Andrzeja Rzońca); - druga z dnia 9 marca 2009 roku – „Nowej Europy w oczach nowej administracji USA” (z takimi gośćmi, jak: Victor Ashe, Marek Kolasiński); - trzecia z dnia 30 marca 2009 roku – „Bezpieczeństwa zjednoczonej Europy” (goście: Radosław Sikorski, Maciej Kali-ski, Ryszard Zięba, Roman Bäcker); - czwarta z dnia 17 kwietnia 2009 roku – „Dziedzictwa <Solidarności>” z Lechem Wałęsą; - piąta z dnia 5 listopada 2009 roku – „Dziennikarstwa jako zawodu i powołania” (gościła: Grzegorza Miecugowa, Andrzeja Stankiewicza, Marka Nienartowicza); - szósta z dnia 15 grudnia 2009 roku – „Showbiznes.pl” z Krzysztofem GRABAŻEM Grabowskim, Zbigniewem Krzy-wańskim oraz Maurycym Męczekalskim. * Informacja o Debatach Kopernikańskich na stronie Fundacji Kopernikańskiej [online]. [dostęp 22 listopada 2009 ]. Dostępny w World Wide Web: < http://www.f.orkg.pl/index.php?strona=12 >

Page 12: Miedzy Regalami 3

W dniu 19 czerwca 1999 roku ministrowie edukacji 29 krajów podpisali Deklarację Bolońską. Jest to dokument zawierający zadania prowadzące do zbliżenia systemów szkolnictwa wyższego krajów europejskich. Głównym celem Deklaracji Bolońskiej jest stworzenie do 2010 r. Europejskiego Obszaru Szkolnictwa Wyższego. System boloński wprowadza jednolity system studiów w rajach, które podpisały deklarację. Studia pierwszego stopnia – licencjackie lub inżynierskie i studia drugiego stopnia – magisterskie. W 2003 r. do systemu włączono także studia doktoranckie, trzeciego stopnia, tworząc tym samym sys-tem trzystopniowy. W skład programu wchodzi także przyjęcie systemu porównywalnych dyplomów i prowadzenie Suplementu do Dyplomu. Oprócz tego w Europejskim Obszarze Szkolnictwa Wyższego obowią-zuje punktowy system zaliczania zajęć przez studentów, czyli powszechnie znane punkty ECTS (European Credit Transfer System). Wszystko po to, by móc zwiększyć mobilność studentów i pracowników akademickich oraz ich możliwości na europejskim rynku pracy. Korzyści, jakie mają czerpać studenci z wprowadzenia wielostop-niowego systemu nauczania oraz ujednolicenia szkolnic-twa wyższego, są wieloaspektowe. Po pierwsze studenci, chcąc skończyć studia, mogą zakończyć naukę po pierw-szym stopniu. Przerwanie nauki po studiach pierwszego stopnia nie jest przeszkodą w późniejszym powrocie na uczelnię w celu podjęcia dalszych studiów. W ten sposób studiowanie staje się bardziej elastyczne. Elastyczność przejawia się także w fakcie, iż po ukończeniu studiów pierwszego stopnia, niekoniecznie trzeba decydować się na studia magisterskie na tym samym kierunku. Kształce-nie można kontynuować w innej dziedzinie, wystarczy spełnić określone wymagania uczelni, w której chcemy studiować.

Zatem trzy lata studiów nie zobowiązują do dal-szej edukacji na wcześniej wybranym kierunku. Zgodnie z zasadami podziału szkolnictwa wyższego zmiana fakul-tetu jest możliwa, ale zależy od regulaminu danej uczelni. Tutaj właśnie zaczyna się problem. Nie każdy dyplom ukończenia studiów pierwszego stopnia upoważnia do dalszej edukacji na zmienionej specjalizacji. Przyjrzyjmy się Informacji Naukowej i Bibliotekoznawstwu na Wydziale Nauk Historycznych UMK. Dyplom każdego innego kierunku upoważnia studenta do wyboru studiów uzupełniających w Instytucie Informacji Naukowej i Bibliologii, o czym może poświadczyć obecność absol-wentki matematyki na I roku studiów. Zatem przynajm-niej jeden instytut wypełnia cele i spełnia oczekiwania związane z podziałem toku nauczania na uniwersytecie. Idźmy jednak dalej i poznajmy sytuację z punktu widzenia studenta bibliotekoznawstwa. W tym wypadku zmiana kierunku po uzyskaniu dyplomu nie jest już taka łatwa. Przeglądając warunki rekrutacji na rok 2009/2010, można zauważyć, iż nawet poruszanie się w ramach jednego wy-

działu jest bardzo ograniczone. Zgodnie z regulaminem, bibliotekoznawcy nie mają prawa ubiegać się o miejsce na studiach uzupełniających z etnologii, archiwistyki czy historii sztuki. Mała elastyczność i brak możliwości w ramach tego samego wydziału dziwi. Nie powinien zatem dziwić fakt, że inne jednostki też hamują możliwo-ści rozwoju bibliotekoznawcom. Chociaż mniej zaskakują ograniczenia ze strony kierunków ścisłych, to humanisty-ka powinna być bardziej „otwarta”. Niestety, jeśli ktoś wybrał informację naukową, zamknął sobie drogę rozwoju wielokierunkowego na wyższym etapie. Może bowiem studiować dalej w tym samym Instytucie i… dołożyć do tego historię bądź archeologię, na tym wachlarz możliwo-ści się kończy. Osobiście byłam zainteresowana studiami drugiego stopnia z filologii polskiej. Jak się okazało mam zły dyplom ukończenia studiów licencjackich, o czym nie omieszkała mnie poinformować Komisja Rekrutacyjna. Nie mogąc się z tym pogodzić, udałam się do Prodziekana ds. Studenckich na Wydziale Filologicznym, dra hab. Ma-cieja Wróblewskiego, prof. UMK. Potwierdził on, iż bibliotekoznawcy nie mogą ubiegać się o miejsce. Zapew-nił mnie jednak, że dla niego to również nieporozumienie oraz iż na przyszłej Radzie Wydziału podniesie ten pro-blem. Zgodnie z informacjami, jakie uzyskałam od Pana Dziekana, zgoda środowiska polonistycznego jest, ale w tej chwili to nie wystarczy, ponieważ musi się odbyć jeszcze Rada Instytutu Języka Polskiego i Literatury Pol-skiej, formalne głosowanie i powtórne przedyskutowanie kwestii. Skoro wszyscy teoretycznie się zgadzają, czemu zatem zaistniała taka sytuacja?

System boloński miał pomóc m.in. w stworzeniu większych możliwości studiowania. Skąd zatem biorą się te wszystkie ograniczenia? Na to pytanie usłyszałam tylko jedną odpowiedź, że taki jest regulamin uczelni. Dla mnie to nie jest uzasadnienie, ponieważ nie tłumaczy podstawo-wej kwestii - dlaczego regulamin tak został opracowany, że utrudnia poszerzanie własnej wiedzy? Ponadto czy w takim razie nie można tego zmienić? Czy biblioteko-znawcy, którzy mogą wybrać opcjonalne zajęcia na Wydziale Filologicznym oraz uczęszczają na ćwiczenia w swoim Instytucie – prowadzone przez tych samych wykładowców, którzy uczą filologów – nie mogą starać się o tytuł magistra filologii polskiej? Czy to tylko para-doks, czy może w tym wszystkim jest jakiś ukryty sens, którego nikt nie chce wyjawić?

Obecna sytuacja nie jest zadowalająca. Zatem pamiętajcie przyszli bibliotekoznawcy: jeśli chcecie studiować w Instytucie Informacji Naukowej i Bibliologii, miejcie wystarczająco dużo czasu i pieniędzy, żeby w razie chęci wielokierunkowego rozwoju móc zacząć inny kierunek od podstaw!

Małgorzata Szymczyk

MIĘDZY REGAŁAMI 12

Listy z ostem Ucz się, ucz... ale tylko tam, gdzie ci wolno,

czyli jak System Boloński nie sprawdza się na UMK

Page 13: Miedzy Regalami 3

Nowy rok akademicki powitał nas, stałych użytkowników Bibliote-ki Głównej, pewną niezwykle ciekawą zmianą. Nasze oczy, które przez wakacje stęskniły się już za widokiem rzędów regałów zasta-wionych książkami, pięknych paprotek i uroczych pań biblioteka-rek, natrafiły na tarasującą przejście potężną sylwetkę ochroniarza, ze znudzeniem wskazującego nam wywieszkę o konieczności oka-zania legitymacji. To kolejny pomysł z serii: „Jak utrudnić czytelnikowi korzy-stanie ze zbiorów - dla dobra jednych i drugich, rzecz jasna”. Przy-pomnijmy: wchodząc do Biblioteki Głównej UMK, najpierw wy-cieramy buty, potem oddajemy kurtkę paniom w szatni i próbujemy nie zgubić numerka, później odstajemy swoje 10 minut, żeby zdo-być szafkę, do której kluczyk nie został jeszcze ukradziony, upy-chamy do niej torbę (czasem też kurtkę, jeśli nie skorzystaliśmy z uprzejmości pań szatniarek), dołączamy kluczyk do rzeczy, któ-rych usiłujemy nie zgubić, podchodzimy do bramek, sięgamy do kieszeni tylko po to, by sprawdzić, że legitymacja została w torbie, pięć zawiedzionych spojrzeń później (nie, jeszcze nie zwalniam tej szafki...) wracamy z kartą, okazujemy ją, wdrapujemy się po scho-dach. Potem na szczęście już z górki: tylko orientujemy się w bar-dzo wygodnym schemacie klasyfikacji, korzystamy z materiałów w wolnym dostępie, zamawiamy przy odrobinie szczęścia ostatni egzemplarz poszukiwanej książki elektronicznie... - i wracamy na dół, wybierając opcję spokojnego poczekania na dostarczenie książ-ki zamiast ponownej procedury „przyjścia do biblioteki”. Dość jednak moich wynurzeń, poczytajmy, co mają na ten temat do powiedzenia inni studenci uniwersytetu. Przyjemnej lektu-ry i owocnych przemyśleń. Irytujący dodatek do biblioteki, szczególnie, kiedy idzie się na zaję-cia bądź ma się coś do załatwienia jak najszybciej. Wtedy lepiej nie zapominać legitymacji, bo i tak nikt nas bez niej nie wpuści. To śmieszne. Tak naprawdę ostatnio nikt tego nie sprawdza, wy-starczy machnąć byle czym zbliżonym do zieleni i można iść dalej. Nie wiem, jak to ma chronić książki przed zniszczeniem. Tak, jestem zagorzałą miłośniczką tego rozwiązania. Naprawdę, ono ma nawet zalety. Teraz już nigdy nie wybiorę się do czytelni bez legitymacji. Ciekawe tylko, kiedy wprowadzone zostanie obowiąz-kowe tatuowanie PESEL-u na czołach. Tak, żeby nie zapomnieć. Jaki to ma związek z ochroną książek? Przeprowadzili badania sta-tystyczne, z których wynika, że osoby częściej zapominające o legi-tymacji są bardziej skłonne do nadgryzania opraw? Wychodząc z czytelni, zapomniałam o odebraniu swojej legitymacji. Nie powiem, jakie miałam problemy z przekonaniem ochrony, żeby mnie wpuściła z powrotem na górę. Dobrze, że znalazłam w torbie jeszcze starą kartę biblioteczną.

Z wyrazami szacunku i sympatii [nazwisko znane redakcji]

Na początku października odebrałam nową legi-tymację doktoranta i niczego nieświadoma, kupu-jąc bilet w kasie PKP wypowiedziałam słowa, towarzyszące mi od pięciu lat: „studencki do Torunia, proszę”. Zapłaciłam i zasiadłam w po-ciągu. Po kilkunastu minutach jazdy usłyszałam, nie mniej obce dla mych uszu: „dzień dobry Pań-stwu, bileciki do kontroli, proszę”. Wyjęłam bilet, legitymację i czekałam. Podszedł do mnie konduktor, przyjrzał się biletowi, następnie legi-tymacji i ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu oświadczył, że doktoranci nie mają zniżek na przejazdy PKP. Naturalną reakcją z mojej strony była obrona. Urywane: „jak to?”, „przecież je-stem studentką”, „do 26 roku życia” etc., na co pan w granatowym mundurku spokojnie odpo-wiedział: „ale Pani jest doktorantką, a nie stu-dentką”, wg PKP doktorant to nie student. Po czym wystawił bilet za całą kwotę, bez zniżek i jeszcze gratis dorzucił opłatę za wypisanie bile-tu w pociągu (jakby już niemało niespodzianek mi sprawił) i pozostawił otępiałą.

Pracownik PKP jednym zdaniem zbu-rzył całą wizję mojego „ja”. Do tej pory „ja” identyfikowało się z byciem nadal (!) studentką. Do końca trasy zastanawiałam się „kim więc jestem?” Co z trójstopniowym podziałem stu-diów wyższych? A może PKP ma jakąś inną wi-zję tej całej piramidki szczęścia? Przyznaję, moja wina – powinnam spraw-dzić, czy nadal przysługują mi zniżki, ale szcze-rze mówiąc nawet mi przez myśl nie przeszło, że mogłoby być inaczej. Dopiero, gdy już doświad-czyłam tej niemiłej sytuacji, wstukałam adres www.pkp.pl i w zakładce Centrum Obsługi Pasa-żera znalazłam inną zakładkę – Zniżki ustawowe. A w niej rzeczywiście ani słowa o doktorantach, jedynie punkt 18. głosił, że uprawnieni do ulgi są „studenci do ukończenia 26 roku życia, w tym słuchacze kolegiów nauczycielskich, nauczyciel-skich kolegiów języków obcych i kolegiów pra-cowników służb społecznych”. I w sumie nadal, po jego przeczytaniu, nie wiem kto zdaniem Pol-skich Kolei Państwowych, zasługuje na miano studenta.

Asia Edwarczyk

Żeby było śmieszniej, w kilka dni po całej historii otrzymałam maila, że doktoranci będą wznawiać roz-mowy z PKP odnośnie ulg. Dlaczego mam wrażenie, że skończy się to tak samo, jak wtedy, gdy próbowano zwiększyć studencką zniżkę z 37 na 50%?

Doktoranta portret (nie) własny Nowe porządki w bibliotece

Listy z ostem to nowy dział w MIĘDZY REGAŁAMI, nazwany ku czci i pamięci Listów z fiołkiem - najciekawszej polskiej prozy donosicielskiej. Oset zaś symbolizuje w mowie kwiatów granice przyzwoitości i cierpliwości.

W tym przypadku więc - jest jak ulał.

Jeśli jest jakaś sprawa, która Was wyjątkowo porusza, i chcecie, żebyśmy o niej napisali - dajcie nam znać!

MIĘDZY REGAŁAMI 13

Page 14: Miedzy Regalami 3

I stanie się koniec…* 11 listopada br. trafił do polskich kin film amerykańskiej produkcji – 2012. Kiedy weszłam do kina poczułam się jak… w hipermarkecie przed świętami Bożego Narodze-nia. Kolejka do kasy, w której spędziłam pół godziny, biegające i krzyczące dzieci, podirytowani dorośli. Atmosfera daleka od świątecznej, a w głowie myśli, że mogłam z obejrzeniem tego filmu poczekać.

Choć film swoją premierę miał w Święto Niepod-ległości (o dziwo premiera w USA odbyła się później niż premiera polska), to nie dotyczył on ani polskiej walki o wolność, ani 4 lipca w USA. 2012 to obraz opowiadają-cy o tym, co nas czeka po 21 grudnia** tegoż właśnie roku: początek kataklizmów, które mają sprawić, że życie na Ziemi przestanie istnieć. Reżyserem filmu jest Roland Emmerich – twórca takich hitów jak: Uniwersalny żoł-nierz, Gwiezdne wrota, Dzień Niepodległości, Godzilla, Patriota, Pojutrze, 10000 BC. A główną rolę – ojca-pisarza – gra John Cusack, który wcielił się m.in. w postać detektywa w Locie skazańców. Rola Cusacka jest prawie identyczna z rolą Toma Cruise’a w Wojnie światów – schemat jest ten sam: ojciec, który nie mieszka z rodziną, zabiera na rodzinny wypad swoje dzieci i w czasie tego wypadu zaczyna się najgorsze. Między tymi rolami jest jednak różnica. W 2012 Jackson Curtis ocala dzieci i swo-ją byłą żonę, natomiast w Wojnie światów reżyser pokazu-je jedynie walkę ojca o przetrwanie swoich dzieci i swoje. Wróg Cruise’a i Cusacka także nie jest ten sam: w Wojnie światów to kosmici, w 2012 – niszczycielskie siły natury.

Pierwsza część filmu, dość s p o k o j n a , wręcz senna, mówi o tym, jak szybko podnosi się t em p er a t u r a skorupy ziem-skiej, co ma to związek z wy-buchami na powi er z chn i słońca. Poka-zuje również to, jak głowy państw mają zamiar pora-dzić sobie z tym proble-mem, który nieuchronnie nas czeka. Część druga

zapiera dech w piersiach, akcja choć schematycznie, toczy się błyskawicznie. Ziemskie metropolie zmieniają się w zwalisko gruzów, a tylko wybrani mogą zostać ocaleni. Grupa świadomych zagrożenia i bardzo wpływowych ludzi musi się dostać do statków, które są budowane w Chinach. Jednak nie tylko ludzie mają zostać ocaleni – organizatorzy akcji ratunkowej zabierają na arkę po parze zwierząt oraz dzieła sztuki – m.in. Mona Lizę i Dawida. Nie trzeba być erudytą, aby odnaleźć aluzję do biblijnej arki Noego. Różnica jest prosta: wybór osób na arkę jest oczywisty – ocalona zostaje rodzina Noego, bo to są ostat-nimi sprawiedliwymi i bogobojnymi ludźmi. W arce, któ-ra jest budowana współcześnie, biletem wstępu jest stan konta. Mało humanitarna pobudka. Czy zatem jesteśmy godni tego, by przetrwać, skoro tracimy poczucie człowie-czeństwa? To pytanie, choć w bardzo banalny i przewidy-walny sposób, to jednak zadają sobie również bohaterowie filmu.

2012 ubarwiony jest rewelacyjnymi efektami specjalnymi. Rozpadające się drapacze chmur, pękające autostrady, estakady i spektakularne wybuchy. Oczywi-ście naszej rodzinie, która szaleńczo walczy o przetrwanie udaje się uciec z rozpadającego się miasta. Jaki jest ich dalszy los… Musicie zobaczyć sami, bo jak to jest z planami, często trzeba je zmienić w czasie realizacji i zacząć improwizować. Podobno przypadek i zbiegi oko-liczności nie istnieją, jednak oglądając film ma się wraże-nie, że jest wręcz przeciwnie – że to właśnie przypadek rządzi światem.

Film jest przewidywalny i schematyczny – dla kogoś, kto ogląda choćby w małym stopniu amerykańskie kino – jest kompilacją Pojutrze, w jakimś stopniu Wojny światów oraz biblijnej opowieści o potopie. Historia o tyle banalna, co intrygująca, bo przecież każdy chce znać choćby cienie swojej przyszłości, a akcja marketingowa bazowała właśnie na tej ludzkiej ciekawości. Jednak może się zdarzyć – i pewnie się zdarzy – że koniec świata nie odbędzie się z przyczyn niezależnych od pomysłodaw-ców.

Milena Śliwińska

** Dla fanów piłki nożnej: Euro 2012 powinno się od-być bez problemów, gdyż koniec świata będzie dopiero w grudniu, a Euro zaplanowane jest na przełom czerw-ca i lipca.

*Tytuł zaczerpnięty jest z filmu End of Days z 1999 roku, kiedy to była pierwsza fala lęku przed końcem świata, poprzedzająca rok 2000, która zaowocowała serią filmów z wątkami apokaliptycznymi.

Polecamy, odradzamy...

MIĘDZY REGAŁAMI 14

Page 15: Miedzy Regalami 3

W osiemdziesiąt dwie minuty dookoła Galerianek Minuta pierwsza – pójść czy nie pójść? O zjawisku „galerianek” usłyszałam na długo przed fil-mem Katarzyny Rosłaniec. Trzydziestominutową etiudę, na której podstawie powstała wersja pełnometrażowa, obejrzałam na tydzień przed samym filmem. A wybrałam się na niego prawie miesiąc po premierze, gdy miałam za sobą przeczytanie miliona recenzji. Pięćset tysięcy z nich biło brawa, drugie pięćset buczało z niezadowolenia. Jed-nak mimo „bagaża cudzych doświadczeń” do sali kinowej wchodziłam nienastawiona na cokolwiek, ani na oklaski, ani na buczenie. Jaka była moja ostateczna reakcja? Między minutą drugą, a dwunastą – kto z kim i dlaczego? Bohaterkami filmu Rosłaniec są gimnazjalistki. Poznaje-my trzy gwiazdeczki klasowe, a w zasadzie gwiazdę Mile-nę (mocno wychwalana Dagmara Krasowska) i pomniej-sze gwiazdki: Kaję (Dominika Gwit) oraz Julię (Magdalena Ciurzyńska). Dziewczyny błyszczą na tle całej klasy i to w dosłownym znaczeniu – żarówiaste stro-je (odpowiedniej, a raczej – nieodpowiedniej długości), białe kozaczki, mocny makijaż, sprawiają, że nie można ich nie zauważyć w tłumie. Poznajemy również reprezen-tantkę drugiej, szarej strony – Alicję (Anna Karczmar-czyk). Jak łatwo można zgadnąć, rozpoczyna się historia rodem z „Panny Nikt”, gdzie słaby lgnie do silniejszego. Alicja, nowa w mieście, szukająca akceptacji, niczym ta szara myszka daje się zwabić na wonne zapachy „galeriankowego sera”. Imponuje jej przede wszystkim Milena, przywódczyni stada. I to dzięki próbie wtargnię-cia Alicji w świat Mileny, poznajemy kim są galerianki. Niejako przez pryzmat wtajemniczania „nowej”, my sami zostajemy wtajemniczeni. Jakie dziwy czekają nas po drugiej stronie lustra? Pechowa minuta trzynasta? Alicja w świątyni konsumpcji Świat galerianek to świat rządzący się własnymi prawami. Milena, jako guru-mistrzyni i najbardziej wyra-zista postać w filmie, z irytującym lekko głosikiem i od-wiecznie przeżuwaną gumą, sprzedaje Alicji co ciekawsze mądrości życiowe. W jej świecie nie ma miejsca na mi-łość – „Miłość w naszych czasach nie istnieje, trzeba ro-bić melanż i się nie przyzwyczajać, nie?”. Uznaje zasadę: pokaż mi swój telefon, a powiem ci kim jesteś – „Po tele-fonie to już można rozpoznać człowieka (…) jak fanty są w porządku, to później już jakoś pójdzie (…) bo jak mi wyciąga starego alcatela, to mu numeru nie dam – jeszcze by mi później rozklekotanym seicento przyjechał”. Jawi się jako prawdziwa businesswoman, która wie jak zara-biać: „To nie jest tak, że facet płaci mi za seks sto złotych, bo płaci mi dużo więcej – dwieście, trzysta”. Ale przede wszystkim i nade wszystko zna swoją wartość, bo „jak dziewczyna jest ładna i w ogóle atrakcyjna, to musi swoje atuty wykorzystywać, swoją atrakcyjność, nie?”. I to jest właśnie film o nich. O dziewczynach (dziewczynkach?), które uprawiają jawną prostytucję, swoich klientów wypa-trując w centrach handlowych. Co je do tego skłoniło? Gorzkie minuty od czternastej do osiemdziesiątej pierw-

szej – skąd się biorą galerianki? Sama Rosłaniec o swoim filmie powiedziała, że „jest on o pragnieniu wyjścia z samotności oraz potrzebie akcepta-cji”. Film pokazuje (może trochę tendencyjnie), że na bycie galerianką kuszą się dziewczyny z rodzin o trudnej sytuacji finansowej. Można by stwierdzić, że wszystkie-mu winien panoszący się konsumpcjonizm. Takie czasy! Każdy chce być konsumentem, a jeśli kogoś nie stać na nową kieckę, to przecież można na nią zarobić. Jednak jak silną trzeba mieć w sobie potrzebę bycia takim, jak inni, żeby spojrzeć na swoje ciało jak na towar, element prze-targowy – „jak kupisz mi jeansy, to zrobię Ci loda”. Reży-serka zadaje pytanie – ale czego się spodziewamy? Dla-czego jesteśmy tacy zdziwieni? Skoro dzieci, nastolatki wychowywane są przez czasopisma, Internet i centra han-dlowe, to ku jakim wartościom mają się skłaniać? Nie ma w ich życiu osoby, instytucji, z której mogliby brać przy-kład. Nauczyciele nie radzą sobie z młodzieżą, szkoła nie jest już placówką wychowawczą. W jednej ze scen zała-mana nauczycielka, po kolejnym sprawdzianie poprawko-wym, który i tym razem wypadł fatalnie, z bezsilnością i tak wstawia wszystkim oceny dopuszczające, tym samym klasyfikując do następnej klasy. W domu dzieje się po-dobnie. Poszczególni mieszkańcy są dla siebie obcy, nic o sobie nie wiedzą. Alicja nakrywa matkę na zdradzie. To bardzo gorzki obraz polskiego społeczeństwa. Osiemdziesiąt dwa, czyli czym nie są „Galerianki”? „Galerianki” nie są filmem, w którym zachwycimy się piękną, wysublimowaną polszczyzną. Wulgarność, nie-chlujstwo i ordynarność? – owszem! „Galerianki” nie są tzw. dalszymi losami dziew-czyn z etiudy z 2006 roku. W niej rolę Alicji grała filmo-wa Julia. Dla tych, którzy widzieli na początku etiudę, może to wywołać efekt zakłopotania – jak to? dalsze losy bohaterki? Później okazuje się, że to zupełnie inna postać, ale mimo wszystko powoduje mały zgrzyt. „Galerianki” nie są filmem poważnym. Mimo całej powagi tematu i okrutnej prawdy, jaką przedstawia film, sala kinowa wybuchała śmiechem i to nie sporadycznie. Dlaczego? Mądrości życiowe, porady jednej z galerianek były aż tak dosadne, że aż śmieszne? A może, gdy coś nas przeraża wspomnianą dosadnością, to najłatwiej jest to ukryć pod maską śmiechu? I wreszcie „Galerianki” nie są filmem edukacyjnie obojętnym. Bo jaki może mieć wydźwięk scena, gdy Julia po stosunku wchodzi do wanny i myje się dokładnie, a gdy dowiaduje się, że jest w ciąży, reaguje przerażona: „To niemożliwe, ja potem wszystko wypłukałam”? Napisy końcowe Debiut reżyserski Katarzyny Rosłaniec to ciekawe pochy-lenie się nad zjawiskiem wymiany nastoletniej usługi za towar (czasem jest to kolejna, różowa opaska do włosów). Dużym plusem jest na pewno muzyka skomponowana głównie przez O.S.T.R.-ego, jak i wstawki, napisy poja-wiające się między poszczególnymi scenami filmu, jak na przykład – bardzo adekwatne: „Prawdziwych przyjaciół poznasz w supermarkecie”. Cały obraz daje do myślenia. Jednak ani nie buczałam, ani nie klaskałam, gdy opusz-czałam kino.

Asia Edwarczyk

MIĘDZY REGAŁAMI 15

Page 16: Miedzy Regalami 3

Lista bestsellerów MIĘDZY REGAŁAMI (kolejność przypadkowa)

Mario Vargas Lossa - Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki. Jak sam autor ją określił: "to studium miłości odciętej od całej miłości romantycznej"; z pieprzykiem! Izabela Sowa - Ścianka działowa. To już nie "Sowa-owocówka", to zdecydowanie najbardziej zaskakują-ca książka autorki; dalej z humorem, dalej z lekko-ścią, a jednak zakończenie długo trawiło się w moim umyśle. Jarosław Grzędowicz - Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3. Tak, już jest! Po kilku latach oczekiwania, miłośnicy Dobrej Polskiej Fantastyki dostają w swoje ręce kolejny tom przygód Drakkainena. Na-prawdę warto. Susanna Clarke - Jonathan Strange i pan Norrell. Książka może i nienowa, ale niezbyt w naszym kraju popularna - a szkoda. Rozbudowana, skomplikowana opowieść w nurcie realizmu magicznego. Charakte-rystycznie angielska, niedosłowna, intrygująca. Naj-lepiej smakuje przy dobrej herbacie Elizabeth Kostowa - Historyk. Fantastyka, opierają-ca się na książkach i bibliotece, prowadzących do mitycznego, a może realnego świata Drakulii. Krew się nie leje ale tajemnica goni tajemnicę. Michaił Bułhakow - Mistrz i Małgorzata. To już klasyka fantastycznej powieści, historia z mrocznym tłem i kropelką magii, idealna na zimowe wieczory Olga Tokarczuk - Prowadź swój pług przez kości umarłych. "Już jestem w takim wieku i na dodatek w takim stanie, że przed snem zawsze powinnam porządnie umyć nogi, na wypadek gdyby mnie w nocy miało zabrać pogotowie...". Wyznanie sta-ruszki, staje się wyznaniem kobiety, rozwiązującej zagadkowe morderstwa w kryminalnej powieści To-karczuk Milan Kundera, Spotkanie. "Spotkanie moich re-fleksji i moich wspomnień, moich starych tematów (egzystencjalnych i estetycznych) i moich starych miłości" - tak uszczegóławia tytuł swojej powieści Kundera. Prawdziwa uczta dla miłośników wyrafino-wanej prozy . Janusz Głowacki, Ostatni cieć. Pozycja charaktery-zująca się niezwykłym i ponurym humorem prezentująca opowieść o postępującym zidioceniu i szaleństwie świata, na którym przyszło nam istnieć. Jerzy Pilch, Miasto utrapienia. Miłośnicy prozy Pilcha i tu odnajdą typowo pilchowskie (autobiograficzne?) motywy, pełne humoru opisy i błyskotliwe dialogi. Roland Topor, Cztery róże dla Lucienie. Zbiór opo-wiadań, który gorąco polecam wielbicielom czarnego humoru, czytelnikom z dużą dozą dystansu do rze-czywistości oraz wielbicielom klimatów gore. Pozo-stałym powyższą lekturę stanowczo odradzam. William Shakespeare, Sen nocy letniej. Lepiej oglą-dać niż czytać, ale fabuła jest tak niezwykła, pobu-dzająca wyobraźnię i wyostrzająca zmysły...

Rozkosz w stylu vintage

W planach wydawniczych WAB można dostrzec ostatnimi czasy ciekawą tendencję: za wszelką cenę postanowili uprzyjemnić życie mojej mało współczesnej duszy. Efektem tego jest chociaż-by wydana w listopadzie ostatnia już prawdopodobnie książka Magdaleny Samozwaniec (wnuczka jednego Kossaka, córka dru-giego, siostra Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, pani kilku kotów), Z pamiętnika niemłodej już mężatki. To zbiór niepublikowanych nigdzie wcześniej zapisków i notatek, pełnych pysznych anegdot i błyskotliwych ocen rzeczywistości. Niby niewiele - ale w jakim stylu! Dowcipne, pełne prze-kory, przekąsu, przewrotności i czułości opowieści o przedwojen-nym Krakowie, niewygodach damskich niewymawialnych, pa-skudnym stworze: babozwierzu kanapowym, pożytku z kota i sposobach leczenia zatrucia po wypiciu buteleczki farby do włosów. O podróżach, rodzinie, sposobach na zdobycie (i utrzy-manie!) mężczyzny i o klaczy, która beztrosko wędrowała po salonie. Czyli to, czego można było się spodziewać po Królowej Polskiej Satyry - cokolwiek, a i tak czytając wybuchamy co chwi-lę śmiechem, czasem wzdychamy z zachwytem i tęsknotą, nie-rzadko też zżera nas zazdrość pt. „ja też chcę umieć tak pisać!”. Niektórym jednak dane jest tylko oglądać piękne czarno-białe fotografie i marzyć o świecie sprzed lat. A skoro dano mi taką możliwość - nie omieszkam skorzystać. Na koniec trzeba pozwolić książce bronić się samej: Przypomniała mi się przezabawna historyjka. Otóż, było to już po wojnie, z moją ukochaną Kucharcią na Kossakówce hodowały-śmy kotkę syjamkę. Pewnego razu kotka dostała rui. Dbając o jej samopoczucie i zdrowie psychiczne, sprowadziłam jej rasowego kawalera. Koty się obwąchały – syjamczyk wypił kotce mleko i nic... Zła, pobiegłam zadzwonić do przyjaciółki, żeby sobie za-brała tego leniwca. Pobiegłam do „Noworolskiego”, tam za nie-wielką opłatą był ogólnodostępny telefon. Aparat stał na bufecie między stolikami. Zrozpaczona, że ten syjamczyk tak się nie udał, podbiegłam do nieszczęsnego telefonu, a krakowskie dewotki sie-dzące naokoło przy stolikach, już nadstawiły uszy. – Coś ty mi za samca przysłała?! – Wykrzyczałam przyjaciółce do słuchawki. – Najadał się, wyspał i nic! Na moją zgubę zapomniałam głośno dodać, że mowa o kocie... Na drugi dzień cały Kraków huczał, że Samozwaniec znalazła sobie dużo młodszego chłopa, ale za to beznadziejnego w alkowie...

Niezwykle zachwycona (choć jak zawsze marudna) Ania Urbanek

MIĘDZY REGAŁAMI 16