Marek Hłasko - 'Pamiętasz, Wanda'

download Marek Hłasko - 'Pamiętasz, Wanda'

of 13

Transcript of Marek Hłasko - 'Pamiętasz, Wanda'

  • 7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'

    1/13

    1

    Marek Hasko

    Pamietasz, Wanda

    Daleko w ciemno wybiega ulica. Jest to waciwie taka sama ulica, jakichdziesitki sw naszym i innym miecie, a jednak... Jej domy ze zmrokiem trac

    swj zarys, w dzie wrzynaj si w jasne niefrasobliwe wiosenne niebo; w

    podwrkach na balkonach wisz kolorowe bety... wic wanie taka normalna

    zwyka ulica, nie ma w niej nic zgoa nadzwyczajnego: ani adna ani brzydka.

    Czsto pytam: co mnie tak wie z t zwykulic? Nie umiem sobie na to

    odpowiedzie. Dalekie wiat Dworca Gdaskiego mrugaj niepewnie: zielone,

    niebieskie.

    Wyje gdzie daleko parowz, rozdziera gwatownie cisz wieczorn tak

    niespodziewanie, e a drgna i przytulia si silniej do mnie. Teraz ju wanie

    wiem, wanie teraz, gdy idziemy razem, gdy widz twj agodny profil z zadartym

    noskiem, jasne woski, ktre rozwiewa wieczorny wiatr wiem, dlaczego kocham

    t zwyka ulic, dlaczego kot miauczy przyjanie, dlaczego przykro mi jest, gdy

    widz paczce dziecko, jak podnosi brudne pistki do oczu to wszystko waniedziki Tobie.

    Moe nawet sama si nie domylasz, gdy tak idziesz koo mnie w swojej

    powiewnej sukieneczce, machajc zerwan gazk. Nie, nie moesz si

    domyla, jak bardzo Ci kocham. Ciebie, twoje wosy, ki bzu w Twojej rce.

    Czuje agodne ciepo Twojego ramienia, przytulam policzek do Twoich jasnych,

    mikkich wosw, chon nozdrzami ich delikatny, cierpki zapach, w milczeniu

    ciskam Twoj ma, ciep do. Kochamy si, jest nas dwoje, a przecie

    tworzymy jednego czowieka, mylimy razem, czujemy razem: jest nam dobrze.

    Idziemy razem przytuleni do siebie, nie widzimy mijajcych nas ludzi,

    wyskakujemy spod przejedajcych samochodw; ten may grubas, ktry wpad

    na nas, jest taki zagniewany. Ze zocipoprawia okulary, mruczy co pod nosem,

    dlaczego? miejemy si troch z niego troch do siebie. Stajemy na wiadukcie

    Gdaskiego Dworca, szepczesz:

    - Wyjmij rk z kieszeni.

  • 7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'

    2/13

    2

    Wpatrujemy si w migocce kolorowe wiata semaforw, stoimy cichutko

    przytuleni do siebie, a sposzy nas znowu jkliwy ryk parowozu. Schodzimy na

    d; mija nas grupa robotnikw z metra: chudy i wysoki jak tyka chmielowa zajrza

    Ci w twarz i cmokn z uznaniem, adna jeste. Przytulasz oburzona do mnie, a ja

    chtnie ucaowabym go. Ludzie patrz za nami z sympati, znajomy dozorca

    kania nam si, przez chwil rozmawiamy z nieznajomym ysym panem, ktry prosi

    mnie o ogie. On uchyla kapelusza, ja w zakopotaniu targam swojrozwichrzon

    czupryni znw, idziemy razem.

    Pomyl sobie, jak to cudownie, e nie czujemy si obco i wrogo wrd tych

    wszystkich ludzi, spaw, maszyn. e wszystko jest nasze chodny asfalt ulicy, po

    ktrym idziemy, niebo, ktre ma teraz kolor Twoich oczu, drzewo, z ktrego

    zerwaa przed chwil gazk akacji i wrysz z niej: Kocha nie kocha...

    wyrywam ci jz rki kocha, przecie kocha. miejesz si i ja simiej. Czeka

    nas nasz dom, w ktrym wszystko jest pikne, nawet ten may kulawy stolik,

    ktremu codziennie przybijamy nog. Zamek w drzwiach chrobocze tak swojsko.

    Stoimy teraz obok siebie na balkonie, ogarniam Ci ramieniem, odsuwasz si

    agodnie szepczc: Csss, Malinowska patrzy:. miejc si cauj twoje ciepe

    usta, na ssiednim balkonie Malinowska mruy oczy.Pod nami miasto usypia. Ko grzechocze podkowami po bruku, dozorca ze

    zgrzytem zamyka nasz bram, m Malinowskiej wlizguje si jak piskorz, aby

    nie paci nocnego.

    Kierowca klnc zamyka mask nawalonego samochodu i patrzy w niebo,

    jakby stamtd oczekiwa pomocy w naprawie. Zapada noc, pomau wykrela z pola

    naszego widzenia ulice i place, pachnie sodko bez, dentysta gra na pianinie i

    piewa swym beczcym gosem.

    Gwiazdy, ktre zapalaj si na niebie, migocw Twoich oczach. Milczymy.

    Silnik zaskoczy, kierowca z zadowoleniem trzaska drzwiami, ona woa dentyst

    na kolacj, dziecko ssiadki zaczyna swojcowieczornserenad. A nasza mio

    nie koczy si o wicie, bdzie trwa wiecznie, bdzie mocna jak ci ludzie, z

    ktrymi pjdziemy rano do pracy, prawda? A pamitasz? Widz, e pamitasz,

    przytulasz si w milczeniu do mnie, czuj, e nie chcesz tych wspomnie, e nie

    chcesz psu tego wieczoru pachncego bzami. Syszysz ten daleki abi rechot,

    bzykanie konikw polnych? No dobrze, nie bdziemy wspomina.

  • 7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'

    3/13

    3

    Rustecki pobieg w popiechu do okienka. Gdy pieszy si i biega po

    podwrku, jego kulawa noga. Zataczajca niezdarne krgi, dziaaa nader

    sprawnie.

    - Wszyscy ju wyjechali? wyrzuci z siebie jednym tchem.

    Dyspozytor Kokoszka, stateczny, powolny, o obwisym brzuchu, spojrza na

    tablic.

    - Jeszcze Stefana nie ma.

    Techniczny zakl.

    - Pewno znowu si zachla. To jest czowiek, jak boga kocham.

    - Zaraz nadejdzie mrukn dyspozytor.

    W tej chwili w okienku pojawia si gowa Stefana.

    - Sto siedem poda numer wozu.

    Rustecki spojrza na jego blad, pomit twarz z podpuchnitymi oczami i

    trci Kokoszk w bok.

    - A co nie mwiem? Znowu po pijastwie.

    - No i co mu pan zrobisz? pyta obojtnie Kokoszka.

    - Wyrzuc, na zbity pysk

    Kokoszka wzruszy ramionami.- Nie wolno mu?

    Stefan podszed do wozu. W gowie szumiao mu jeszcze po wczorajszej

    pijatyce , pod powiekami czu piasek. Bdnie sprawdzi oliw, zapuci silnik i nie

    czekajc na rozgrzanie ruszy z miejsca. Rustecki spojrza za nim ze zoci.

    - On zapiuje tego demsa zobaczysz pan.

    Dyspozytor umiechn si zgryliwie.

    - Chcecie modzie macie modzie.

    Stefan lecia przez puste jeszcze ulice. Z bazy na port handlowy mia adne

    par kilometrw. Spojrza na zegarek: dochodzia szsta. By ju spniony, doda

    gazu, a donony gong silnika przeszed w jednostajny buczcy jk. Opuci

    przedni szyb powietrze silnym strumieniem uderzyo mu w twarz i potargao

    wosy. Moe otrzewiej troch pomyla. Ile tego wczoraj byo, cholera. I jak to

    byo potem? Stasiek ju cakiem trup, Henek kupi jeszcze flaszk, a dalej? Dalej

    rozwiewao si. Czyje zamazane twarze, skrzeczce gosy, dobiegajce przez

    mg, obcy wasny gos, ranne przebudzenie w butach, w ubraniu.

  • 7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'

    4/13

    4

    Z nieprzepisow szybkoci wjecha na teren portu, a stranik na branie

    zachysn si z oburzenia. Podstawi wz pod ramp i ruszy na poszukiwanie

    Henka. Znalaz go w kcie magazynu, jak zlewa pod kranem swoje jasne, a do

    przesady barankowe wosy. Uderzy go w plecy, a tamtemu woda poleciaa za

    koszul.

    - No jak, Heniu, kak paywajesz?

    Pkaa wyszczerzy w umiechu swoje drobne mysie zby.

    - Daj ty spokj, ale byo tego wczoraj. Chyba ze dwa litry. A Stasiek trup.

    - Nie ma go dzisiaj w robocie?

    - A skd. Szewski poniedziaek sobie zrobi. A ty jak si czujesz?

    Kamiski usiowa si umiechn.

    - Jak zoto. Ale trzeba bdzie si chyba zaprawi, co?

    Wysupali z kieszeni ostanie drobne. Henek skrzywi si.

    - Starczy?

    - Musi. Na czterdziestk starczy, skocz, Heniu.

    Wstrzsajc si pili ukryci w koncie magazynu .Zaprawka naleaa do

    codziennego rytuau.

    - Co dzisiaj wozimy?- Warzywo

    - O cholera, znowu po fajrant.

    Pamitasz? Tak byo codziennie. Cigle bez grosza, cigle pijany.

    Przemykaem si chykiem pod obstrzaem ludzkich pogardliwych spojrze.

    Patrzyli rozmaicie; jedni z umiechem penym pobaliwoci: Trudno musi pi

    alkoholik, drudzy wrcz z pogard, gdy czasami prosiem o poyczk.

    Organizacja kazaa mi si leczy. Braem antabusy przez par tygodni, a potem

    znowu, po kamarysku. Heniek mwi: Stefan amiesz si? Nie, nie amaem

    si. Zaczem unika ludzi, zamykaem si w sobie. Nocami przychodziy rozmaite

    postacie bez gw i rk. Straszyy, rozryway moje ciao, chichotay obkaczo.

    Wtedy zaczo si ze mn dzia co dziwnego. Twarze ludzkie byy

    jednakowe wszystkie mode, stare , brzydkie. Wtedy sam sprbowaem przesta

    pi ale ju nie mogem.

  • 7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'

    5/13

    5

    Wtedy Ty zacza u nas pracowa. Byo chyba lato prawda? Bya opalona

    na taki zocisty kolor; twj nosek by obsypany piegami. Na fartuszku miaa

    znaczek zetempowski.

    Siedziaa w swojej centralce telefonicznej, przychodzilimy razem do pracy,

    jeszcze wtedy na szst. Nie znalimy si. Dopiero wtedy, jak przechodzc obok

    Ciebie zatoczyem si, spojrzaa ze zdumieniem. Mylaa pewnie, e to

    zaczepka. Dopiero Rustecki podszed do Ciebie i powiedzia Ci na ucho

    zrozumiaa. Widziaem jak machn rk, wiedziaem dobrze, co Ci powiedzia

    Tumaczylimy wszyscy nic nie pomaga. Trzymamy go przez ...

    Wanie przez co?

    Sam czsto zastanawiaem si: przecie powinni mnie dawno wyrzuci.

    Wszyscy pokazywali mnie palcami, te stare paniusie z ksigowoci a oczy

    przymykay, gdy przechodziem obok nich. Caa baza wiedziaa, e takich jak

    Kamiski to nie ma , nie byo i nie potrzeba, jak mwi artobliwie Kokoszka.

    Niektrzy mwili: Wyrzucie go, do cholery, co to szpital dla alkoholikw?

    Wanie tego dnia po pracy podesza do mojego demsa. Zaczlimy rozmawia.

    Chwil milczaa, zakopotana wpatrujc si w moje przekrwione biaka ( im

    zawdziczam przezwisko Angor). Twj fartuszek mia na okciu tak malekcer. Pamitasz Wanda?

    Palc papierosa przyglda si, jak robotnicy koczyli ldowa wz.

    Samochd by naadowany warzywami pod sam plandek, nawet na

    opuszczonym na acuchach borcie stay kosze z warzywami.

    - Nakitowali chyba z pi ton pomyla i schyli si, eby zobaczy, czy

    resory nie siady. Nie. Potny dems wytrzymywa takie adunki. Zgnit

    niedopaek papierosa i ruszy szuka konwojenta. Zobaczy go, jak kci si z

    magazynierem o towar. Magazynier, z wciekoci purpurowy, wymachiwa

    tamtemu przed nosem plikiem kwitw.

    - Waga jest krzycza jest! No to czego?

    - Oho, Henek robi go na wadze przemkno Stefanowi przez myl.

    Wskoczy na ramp.

    - Co jest, panie Zdzisiu? zapyta magazyniera.

    Stary odwrci si.

    - No co, wariata szuka! Ma wag i fartu szuka!

  • 7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'

    6/13

    6

    Henek umiechn si krzywo, odsaniajc sprchniae pieki.

    - Nie krzycz pan. Czego pan krzyczysz? Ile pan tary daje?

    Malinowski mia starcz, pomarszczon twarz, bezzbne zaklnite usta,

    spod ktrych wystopercza podbrdek: ostry, obronity siwo brudn szczecina.

    Gdy zdenerwowa si, nie mona go byo zrozumie: sycha byo pomlaskiwanie

    bezzbnej szczki. Krzyczc wyrzuca z siebie strugi liny. Malinowski bryzgn na

    Stefana, a ten odskoczy, wycierajc twarz rkawem.

    - Ile twj wz way?

    Dems way cztery osiemset, ale bez bliniakw waga malaa o przeszo

    trzysta kilo.

    - Cztery osiemset skama bez zajknicia.

    Stary a podskoczy.

    - Wariata szukacie? klapn tumacz wam przecie...

    - Nie tumacz pan przerwa mu Henek. Swojej przyjacice moesz pan

    tumaczy, eby si nie martwia, ze wiesz pan co. Stefan, daj no ksik.

    Kamiski wycign ksik.

    Napisane byo czarno na biaym cztery osiemset.

    - No i co? podsun mu pod nos.Malinowski westchn. Zaklsy podbrdek opad aonie.

    - Chopaki powiedzia - nie rbcie mnie na wadze. Nie mam z czego

    dokada, a ju raz wpadem.

    W gosie jego zabrzmiay bagalne nutki. Stefan odwrci gow. Porwaa go

    zo na Henka. Co ten stary czowiek mg poradzi przeciw bandzie zodziei,

    ktra go zgodnie okradaa? Z czego mia dokada? Wiedzia dobrze, e Henek

    zrobi go na adne par zotych.

    Ale Henek pokwitowa ju towar.

    - Odjedaj. Stefan.

    Stefan ruszy z miejsca. Henek w biegu wskoczy do szoferki i waln Stefana

    w plecy.

    - No?

    To no miao by zaczepkdo pochway ze strony Stefana Globus Henka

    dobrze pracowa. Ale Stefan nic nie odpowiedzia.

    - Z czego on dooy myla Stefan z czego?

  • 7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'

    7/13

    7

    Nie byy to wyrzuty sumienia. Nie po raz pierwszy kombinowali z Henkiem.

    Fors mieli zawsze, wdka , dziwy, oko. Pili razem od trzech prawie lat: dzie

    w dzie.

    A pomyla gwno mnie to obchodzi. Jak frajer niech dokada. Bi

    frajerw to bya yciowa zasada i Stefan trzyma si jej nogami i rkami.

    W ostatnim sklepie w Falenicy sprzeda kierowniczce sklepu lewy towar.

    Henek od razu kupi wd, zagrych. Od dugiego czasu obsugiwa wu-es-

    esy na trasie Warszawa Falenica, bya to tak zwana zielona Warszawa. Tu byo

    najlepiej: gliny nie apali, z wu-es-esu te nikt nie zaglda. I wypi mona byo czy

    jaki lewy kurs...

    Wracajc do bazy zatrzymywali si za Miedzeszynem. Wycignli z wozu

    siedzenia i rozoyli si wygodnie na trawie. Jednym pchniciem doni Henek

    otworzy flaszk i poda Stefanowi.

    - Masz, cig.

    Stefan sign po butelk, zawaha si chwil i odda Henkowi z powrotem:

    - Pij, pij. Ja potem wypij. Dzisiaj lotna apie na miecie skama. Nie ba si

    lotnej kontroli z MO. Czu si po prostu nie sosie...

    Henek palcem naznaczy lini na flaszce i podnis jdo ust. Pi na otwartegardo; wdka przelatywaa z gulgotem. Wypi co do jednego milimetra: tyle dla

    mnie tyle dla Stefana.

    Stefan lea na wznak. Niebo byo czyste, daleko ganiay si mae.

    Strzpiaste oboczki. Lekki wiatr przynosi ze sob zapach ziemi, bzu, trawy. Nie

    dokoczona flaszka walaa si na trawie.

    Henek zacz piewa: tak ni z ego ni z owego. Gos mia wysoki, wibrujcy

    nabrzmiay z tsknoty do wasnych piosenek. Ach, pod ten gos mandolina albo

    guzikwka.

    Ujrzaem jpord firanek okna,

    Ujrzaem, gdy w objciach trzyma j.

    Z rozpaczy swej chwyciem za rewolwer,

    By skaza jza strasznpodo jej...

    Strzeliem raz, trupem padli oboje,

    Mierzyem tak, by prosto w serce jej...

    Ach, Boe mj, naraz zabiem dwoje...

  • 7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'

    8/13

    8

    Wpatrywali si w niebo, w jasne i pogodne niebo. Ziemia pachniaa upajajco,

    powietrze byo czyste, agodne. I skd tu nagle ten gos: przepity, paski, chrypicy

    aonie.

    Wysoko nad gowwierkotay wrble, za laskiem zaklekota bociek.

    O kim, o czym tedy mylaem nie wiem. Moe o swoim brudnym yciu, a

    moe ... o Tobie? Dalekie wspomnienia powracay z bardzo daleka, krystalizoway

    si we mgle jaki zdarze, wspomnie. Wypyway na wierzch, to znw, to znw

    nie mogem ich odszuka: zacieray si w perspektywie lat, gubiy w gmatwaninie

    spraw ludzkich. Henek zawodzi swoim podwrzowym gosem Szesnacie lat

    wizienia si nie bije, szesnacie lat to fraszka dla mnie jest. Wtedy na skrawku

    zmitej trawy pod Miedzeszynem, zrodzio si we mnie pragnienie, pragnienie

    czego lepszego, pikniejszego od tamtej na wp wypitej butelki i zdartej piosenki

    o nieszczliwym zabjcy. Uczepiem si tego, ale nie wiedziaem, co robi, jak?

    Angor, Angor, Angor, Rustecki, baza, nawet ten stary dems z demobilu. Myli

    kbiy mi si pod czaszk, wybiegay i wracay z powrotem. I wiesz, wtedy

    wanie, wtedy pomysem o tobie. Dlaczego? nie wiem. Moe oywiajca ziemia

    pachniaa tak upajajco, a moe niebo miao kolor Twoich oczu? Powraca do

    mnie Twj obraz takiej, jakzobaczyem Ciebie pierwszego dnia: w tym czarnymfartuszku z malekcer. I wiesz co?

    Wtedy, tak wanie zrozumiaem, no po prostu, e Ci kocham. Wtedy

    zrozumiaem, ze musze jako inaczej, jako lepiej y. Bya wtedy wiosna:

    pachnca, niefrasobliwa.

    Poderwaem si, kopnem butelk, a potoczya si do pytkiego rowu,

    skoczyem do wozu tak gwatownie, e Henek dopad mnie w biegu i rwaem do

    Ciebie. Och, gdyby dems mg nady za moimi mylami, za pragnieniem

    zobaczenia Ciebie. Strzaka bia pidziesit mil, silnik rozdziera powietrze swoim

    wysokim rykiem. Blady ze strachu Henek apa mnie za rce.... Chciaem tylko ci

    zobaczy, usysze Twj gos... Stanem jak gupi przed drzwiami Twojej

    centralki, Henek lata po placu i krzycza, e Angor zwariowa.

    Staem minut, dwie, piec, w kocu zapukaem. Umiechna si do mnie,

    ten umiech przynis ze sob i bkit nieba pod Miedzeszynem, i zapach pl...

    wtedy w myli nazwaem Ci Wiosenk.

  • 7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'

    9/13

    9

    - Ja ci wicej broni nie bd powiedzia Stolarczyk chcesz to chlaj. Ale

    wtedy ja pierwszy -waln kuakiem w pier postawi wniosek: wywali na zbity

    eb. Rozumiesz? I to ty modzieowiec, cholera, zamiast da przykad, to... ech...

    gada si nie chce, pomocnikw rozpijasz, wz haratasz...

    - Tylko nie wz warkn Kamiski.

    - Mniejsza z tym. Nie chcemy pooy nacisk na tym sowie pi-ja-kw. I to

    ja pacn si doniw czoo dawaem sowo, gwarantowaem, e Kamiski nie

    bdzie pi. Do przychodni za rczk emy ci wszyscy po kolei prowadzili

    chodzisz?

    - Nie mrukn.

    - Dlaczego?

    - Nie mam czasu.

    - A co robisz po pracy wstrzyma krtkpauz chlasz? No to faktycznie

    nie masz czasu.

    - A po choler bd chodzi? Ju i tak wszyscy wiedz, e pije, co? Ju i tak

    kady: Kamiski opj, do cholery, nie potrzebuj niczyjej aski, Zreszt: po co ta

    mowa?

    Stolarczyk ochon. Popatrzy przez chwil na Kamiskiego, odwrci si napicie i odszed.

    - Jak sobie chcesz - rzuci na poegnanie. Kto Stefana uj za rami.

    Odwrci si - Henek.

    - Stefan ty wisz. Niech oni ci w dup przez bibuk pocauj. Myli, e jak jest

    przewodniczcym Rady Zakadowej, to ju mu wszystko wolno? Niech si nie

    wchrzania w nie swoje sprawy...

    Stefan popatrzy chwil w te kocie renice tamtego. Targna nim zo.

    - Ty si nie wchrzaniaj w nie swoje sprawy. Odejd...

    - Angor, co ty gupi - amiesz si?

    - Tylko nie Angor. Won, no ju - krzykn prawie.

    A zatrzs si ze zoci.

    Rzuc ten cay bajzel w choler myla, idc do wozu ask robiczy co?

    Robot wszdzie znajd.

    Ale zrobio mu si nagle al tego szeregu samochodw stojcych na placu,

    haasw dobiegajcych z warsztatu, kulawej postaci Rusteckiego biegajcego po

  • 7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'

    10/13

    10

    placu, gorczkowego rytmu wytonej pracy w bazie, a wreszcie swego ycia,

    zmarnowanego, brudnego, przepitego w bramach i gruzach. Przypomnia mu si

    ten dzie w lasku pod Miedzeszynem, czyste wiosenne niebo, Wanda.

    - Czy pan musi pi? - Zapytaa wtedy.

    A czubki uszu zrobiy mu si purpurowe ze wstydu. Chwil sta w milczeniu,

    patrzc tpo przed siebie, zanim wykrztusi:

    - Nie.

    Potem unika jej. Dziwna to bymio: ukryta w sobie, gorzka, przeklinana to

    znw czczona jak sakrament. Smuka dziewczyna z centralki bya symbolem

    czego lepszego, nieosigalnego. Krtko wtedy rozmawiali. Siedzia, jak zwykle,

    milczcy, skryty, ze wzrokiem wbitym w ziemi. Czu si w jej obecnoci jak

    niepotrzebny mebel w pokoju, prbowa artowa: nie wychodzio. Potem widzia j

    kiedy idc ulic, ale nie mia odwagi podej. Uczucie beznadziejnoci,

    zniechcenia potgowao si z dnia na dzie. Na to nie byo rady, nie pomagaa

    ju butelka i przearty gos Henka.

    Po co wtedy poszedem do Ciebie? Czego chciaem? Rozmawialimy krtko

    na obojtne tematy, natarczywe dzwonki przeryway nam co chwila pamitasz?

    Potem wyszlimy razem z bazy: bya ju jesie. Szlimy oboje w ten smutny,mglisty dzie. Deszcz sipi bezustannie, spywa nam po twarzach, kaue wody

    rozpluskiway si pod nogami.

    Taki mglisty, deszczowy dzie. Ile emy sobie wtedy powiedzieli radosnych i

    smutnych rzeczy. Wanie w ten dzie.

    Podune, tawe wiata latar kady si przez cadugo jezdni. Opony

    przemykajcych samochodw syczay na mokrym asfalcie. W takim monotonnym,

    uporczywym deszczu wszystko traci swj zarys; drzewa, ulice, ludzkie sprawy.

    Bdzce bez celu w labiryncie zamokych ulic zawdrowali a na Ciep. Stefan

    zatrzyma si na chwil przed jakimi zgliszczami.

    - Tu by kiedy mj dom powiedzia. - Ciepa dziesi.

    Wanda spojrzaa na niego z boku. Sta jak zwykle lekko przygarbiony,

    zacisnwszy usta w jakim gorzkim wyrazie, kosmyk mokrych wosw opad mu na

    czoo, pochylony do przodu patrzy w milczeniu na zwa gruzu, z ktrego

    wystaway pokrcone tygle.

  • 7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'

    11/13

    11

    - Tu by kiedy mj dom powtrzya w myli usyszane sowa. Co kryo w

    sobie to bezadne rumowisko? I jakby w odpowiedzi na jej myli za chwil

    powiedzia, zataczajc rka uk nad pogorzeliskiem.

    - Wszyscy zostali: matka, brat, ojciec. Ja akurat wyszedem po wod.

    Wszyscy.

    Chciaa mu powiedzie co ciepego, co bardzo ludzkiego, ale sowa nie

    chciay przej przez gardo. Sam przerwa milczenie pocigajc jdalej.

    - A tu szsty. Podczas okupacji jedzilimy tu z chopakami na sankach. To

    ju w tedy byo rozwalone. Chcesz zobaczy?

    Potakna. Poda jej rk. Zaczli przeskakiwa po kupach gruzu porosego

    zielskiem.

    - O tu, widzisz? Robio si takie sanki ze starych skrzy, pozy na kant ojciec

    cina pik, potem obijao si pozy tam, kado si na brzuch i z gruzw w d.

    W cale nie chciay i, takie byy cikie i niezdarne. Tam z ceglanej przychodzi

    do nas taki chopiec.

    Jego tata by lekarzem czy diabli wiedz kim. On mia sanki; lekkie, dugie,

    siedzenia wyplatane ze skry, wszystkie chopaki marzyli wtedy o takich sankach.

    A byo nas na Ciepej wtedy: Borkowszczaki, Jankowscy, Gienek Balcerzak. Zacz wylicza na palcach.

    - A wiesz, w lecie to kombinowao si dwa oyska, deski zbijao si

    rzemieniem i hulajnoga. Sto metrw asfaltu w jedni sto w drug. Czasem ojciec

    da par groszy, to szo si na Pask. Tam mieszka taki facet, co rowery

    wypoycza po dwadziecia zotych za godzin, za legitymacj albo kartki.

    To bya najwiksza rado, jechao si, z tyu na sznurku bieg chopak

    waciciela. Na rogu Twardej by taki lekarz lalek. Od niego kupowao si takie

    zeszyty Ken Maynard, Zorro jedziec w masce Lord Lister, czyli tajemniczy

    nieznajomy, Jerzy Rolicz, bohaterski chopiec. Wszyscy czytali z caego

    podwrka. A potem zabawa: szo si do Haberbuscha po kapsle od butelek i

    nawalana w kowboi.

    Przerwa na chwil zdumiony dugoci wasnej oracji i spojrza na ni.

    Przykucna na stercie cegie i patrzya na niego.

    - No mw dalej poprosia.

  • 7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'

    12/13

    12

    Mwi bezadnie; to uciekajc w przeszo, to sigajc do dnia dzisiejszego.

    Dziwna to bya opowie bez pocztku i koca., pogmatwana jak ycie tego

    chopca; raz tragiczna, raz mieszna, nierwna, przerywana, wyrzucana z pasjz

    gbi duszy, to znw snujca si leniwie, monotonna jak ten deszcz dzisiejszy.

    - Podczas powstania wszystko diabli wzili, dom, rodzin. Z obozu z

    Pruszkowie wyjechaem do znajomych w Mszczonowie. Mieli tam myn. Je

    dostaem, ale tam ju musiaem harowa. Po wyzwoleniu prysnem do ciotki do

    Wrocawia, chodziem troch do szkoy. Potem ciotka umara i znowu sam. Wtedy

    zaczem pracowa. Arkadia-Dancing Bar. W nocy, ju po wszystkim

    froterowaem posadzki, myem zarzygan toalet. Na razie za samo arcie,

    pienidzy nie doczekaem si. Potem w hotelu za pikolaka. Mundurek,

    czapeczka a na noc gociom dziwki sprowadzaem ze Stawowej. Po sto zoty od

    ebka. Rozumiesz? Przerwa i szarpn jza rk.

    - Wanda!

    Podniosa na niego oczy.

    - Co?

    - Nie, nic powiedzia i zamia si krtko.

    miech zabrzmia nieszczerze jak zgrzyt metalu po szkle. Wanda zrozumiaago to byo jak spowied. Odsania przed nicazgryzot swego ycia ycia, o

    ktrym nigdy nikomu nie mwi. To wiedziaa. Przeszo jego by nie jasna,

    pogmatwana. By zawsze skryty, milczcy, zamknity w sobie i pi na umr, po

    szewsku z dnia na dzie, do ostatniego grosza. Przekrwione oczy Angor. Unika

    podnoszenia rki dray mu jak starcowi. Kady palec podrygiwa osobno,

    histerycznie. Nie usuwano go tylko dlatego,, ze nie mia ani rodziny, ani nikogo

    bliskiego. Mieszka gdzie katem u takiego samego pijaczyny jak on.

    Ludzi ciekawia ta posta moda, zgarbiona, zamknita w sobie, z wyrazem

    jakie beznadziejnoci wyrytej na twarzy. Zamknity milczcy a teraz ta

    spowied? Wanda wiedziaa, e trzeba mu teraz da co ciepego, jaka matczyn

    pieszczot, ktrej nie mia.

    Wstaa i przytulia si do niego swoim gorcym, dziewczcym ciaem. Oczy

    ich spotkay si na jeden krtki moment, przebiegy po sobie spojrzeniem. Caowali

    si wrd ulewnego deszczu, wrd gruzw. Czua na ustach sony smak jego ez

    spywajcych ciurkiem po policzkach.

  • 7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'

    13/13