Marek Hłasko - 'Pamiętasz, Wanda'
-
Upload
sylwia-adamczuk -
Category
Documents
-
view
214 -
download
0
Transcript of Marek Hłasko - 'Pamiętasz, Wanda'
-
7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'
1/13
1
Marek Hasko
Pamietasz, Wanda
Daleko w ciemno wybiega ulica. Jest to waciwie taka sama ulica, jakichdziesitki sw naszym i innym miecie, a jednak... Jej domy ze zmrokiem trac
swj zarys, w dzie wrzynaj si w jasne niefrasobliwe wiosenne niebo; w
podwrkach na balkonach wisz kolorowe bety... wic wanie taka normalna
zwyka ulica, nie ma w niej nic zgoa nadzwyczajnego: ani adna ani brzydka.
Czsto pytam: co mnie tak wie z t zwykulic? Nie umiem sobie na to
odpowiedzie. Dalekie wiat Dworca Gdaskiego mrugaj niepewnie: zielone,
niebieskie.
Wyje gdzie daleko parowz, rozdziera gwatownie cisz wieczorn tak
niespodziewanie, e a drgna i przytulia si silniej do mnie. Teraz ju wanie
wiem, wanie teraz, gdy idziemy razem, gdy widz twj agodny profil z zadartym
noskiem, jasne woski, ktre rozwiewa wieczorny wiatr wiem, dlaczego kocham
t zwyka ulic, dlaczego kot miauczy przyjanie, dlaczego przykro mi jest, gdy
widz paczce dziecko, jak podnosi brudne pistki do oczu to wszystko waniedziki Tobie.
Moe nawet sama si nie domylasz, gdy tak idziesz koo mnie w swojej
powiewnej sukieneczce, machajc zerwan gazk. Nie, nie moesz si
domyla, jak bardzo Ci kocham. Ciebie, twoje wosy, ki bzu w Twojej rce.
Czuje agodne ciepo Twojego ramienia, przytulam policzek do Twoich jasnych,
mikkich wosw, chon nozdrzami ich delikatny, cierpki zapach, w milczeniu
ciskam Twoj ma, ciep do. Kochamy si, jest nas dwoje, a przecie
tworzymy jednego czowieka, mylimy razem, czujemy razem: jest nam dobrze.
Idziemy razem przytuleni do siebie, nie widzimy mijajcych nas ludzi,
wyskakujemy spod przejedajcych samochodw; ten may grubas, ktry wpad
na nas, jest taki zagniewany. Ze zocipoprawia okulary, mruczy co pod nosem,
dlaczego? miejemy si troch z niego troch do siebie. Stajemy na wiadukcie
Gdaskiego Dworca, szepczesz:
- Wyjmij rk z kieszeni.
-
7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'
2/13
2
Wpatrujemy si w migocce kolorowe wiata semaforw, stoimy cichutko
przytuleni do siebie, a sposzy nas znowu jkliwy ryk parowozu. Schodzimy na
d; mija nas grupa robotnikw z metra: chudy i wysoki jak tyka chmielowa zajrza
Ci w twarz i cmokn z uznaniem, adna jeste. Przytulasz oburzona do mnie, a ja
chtnie ucaowabym go. Ludzie patrz za nami z sympati, znajomy dozorca
kania nam si, przez chwil rozmawiamy z nieznajomym ysym panem, ktry prosi
mnie o ogie. On uchyla kapelusza, ja w zakopotaniu targam swojrozwichrzon
czupryni znw, idziemy razem.
Pomyl sobie, jak to cudownie, e nie czujemy si obco i wrogo wrd tych
wszystkich ludzi, spaw, maszyn. e wszystko jest nasze chodny asfalt ulicy, po
ktrym idziemy, niebo, ktre ma teraz kolor Twoich oczu, drzewo, z ktrego
zerwaa przed chwil gazk akacji i wrysz z niej: Kocha nie kocha...
wyrywam ci jz rki kocha, przecie kocha. miejesz si i ja simiej. Czeka
nas nasz dom, w ktrym wszystko jest pikne, nawet ten may kulawy stolik,
ktremu codziennie przybijamy nog. Zamek w drzwiach chrobocze tak swojsko.
Stoimy teraz obok siebie na balkonie, ogarniam Ci ramieniem, odsuwasz si
agodnie szepczc: Csss, Malinowska patrzy:. miejc si cauj twoje ciepe
usta, na ssiednim balkonie Malinowska mruy oczy.Pod nami miasto usypia. Ko grzechocze podkowami po bruku, dozorca ze
zgrzytem zamyka nasz bram, m Malinowskiej wlizguje si jak piskorz, aby
nie paci nocnego.
Kierowca klnc zamyka mask nawalonego samochodu i patrzy w niebo,
jakby stamtd oczekiwa pomocy w naprawie. Zapada noc, pomau wykrela z pola
naszego widzenia ulice i place, pachnie sodko bez, dentysta gra na pianinie i
piewa swym beczcym gosem.
Gwiazdy, ktre zapalaj si na niebie, migocw Twoich oczach. Milczymy.
Silnik zaskoczy, kierowca z zadowoleniem trzaska drzwiami, ona woa dentyst
na kolacj, dziecko ssiadki zaczyna swojcowieczornserenad. A nasza mio
nie koczy si o wicie, bdzie trwa wiecznie, bdzie mocna jak ci ludzie, z
ktrymi pjdziemy rano do pracy, prawda? A pamitasz? Widz, e pamitasz,
przytulasz si w milczeniu do mnie, czuj, e nie chcesz tych wspomnie, e nie
chcesz psu tego wieczoru pachncego bzami. Syszysz ten daleki abi rechot,
bzykanie konikw polnych? No dobrze, nie bdziemy wspomina.
-
7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'
3/13
3
Rustecki pobieg w popiechu do okienka. Gdy pieszy si i biega po
podwrku, jego kulawa noga. Zataczajca niezdarne krgi, dziaaa nader
sprawnie.
- Wszyscy ju wyjechali? wyrzuci z siebie jednym tchem.
Dyspozytor Kokoszka, stateczny, powolny, o obwisym brzuchu, spojrza na
tablic.
- Jeszcze Stefana nie ma.
Techniczny zakl.
- Pewno znowu si zachla. To jest czowiek, jak boga kocham.
- Zaraz nadejdzie mrukn dyspozytor.
W tej chwili w okienku pojawia si gowa Stefana.
- Sto siedem poda numer wozu.
Rustecki spojrza na jego blad, pomit twarz z podpuchnitymi oczami i
trci Kokoszk w bok.
- A co nie mwiem? Znowu po pijastwie.
- No i co mu pan zrobisz? pyta obojtnie Kokoszka.
- Wyrzuc, na zbity pysk
Kokoszka wzruszy ramionami.- Nie wolno mu?
Stefan podszed do wozu. W gowie szumiao mu jeszcze po wczorajszej
pijatyce , pod powiekami czu piasek. Bdnie sprawdzi oliw, zapuci silnik i nie
czekajc na rozgrzanie ruszy z miejsca. Rustecki spojrza za nim ze zoci.
- On zapiuje tego demsa zobaczysz pan.
Dyspozytor umiechn si zgryliwie.
- Chcecie modzie macie modzie.
Stefan lecia przez puste jeszcze ulice. Z bazy na port handlowy mia adne
par kilometrw. Spojrza na zegarek: dochodzia szsta. By ju spniony, doda
gazu, a donony gong silnika przeszed w jednostajny buczcy jk. Opuci
przedni szyb powietrze silnym strumieniem uderzyo mu w twarz i potargao
wosy. Moe otrzewiej troch pomyla. Ile tego wczoraj byo, cholera. I jak to
byo potem? Stasiek ju cakiem trup, Henek kupi jeszcze flaszk, a dalej? Dalej
rozwiewao si. Czyje zamazane twarze, skrzeczce gosy, dobiegajce przez
mg, obcy wasny gos, ranne przebudzenie w butach, w ubraniu.
-
7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'
4/13
4
Z nieprzepisow szybkoci wjecha na teren portu, a stranik na branie
zachysn si z oburzenia. Podstawi wz pod ramp i ruszy na poszukiwanie
Henka. Znalaz go w kcie magazynu, jak zlewa pod kranem swoje jasne, a do
przesady barankowe wosy. Uderzy go w plecy, a tamtemu woda poleciaa za
koszul.
- No jak, Heniu, kak paywajesz?
Pkaa wyszczerzy w umiechu swoje drobne mysie zby.
- Daj ty spokj, ale byo tego wczoraj. Chyba ze dwa litry. A Stasiek trup.
- Nie ma go dzisiaj w robocie?
- A skd. Szewski poniedziaek sobie zrobi. A ty jak si czujesz?
Kamiski usiowa si umiechn.
- Jak zoto. Ale trzeba bdzie si chyba zaprawi, co?
Wysupali z kieszeni ostanie drobne. Henek skrzywi si.
- Starczy?
- Musi. Na czterdziestk starczy, skocz, Heniu.
Wstrzsajc si pili ukryci w koncie magazynu .Zaprawka naleaa do
codziennego rytuau.
- Co dzisiaj wozimy?- Warzywo
- O cholera, znowu po fajrant.
Pamitasz? Tak byo codziennie. Cigle bez grosza, cigle pijany.
Przemykaem si chykiem pod obstrzaem ludzkich pogardliwych spojrze.
Patrzyli rozmaicie; jedni z umiechem penym pobaliwoci: Trudno musi pi
alkoholik, drudzy wrcz z pogard, gdy czasami prosiem o poyczk.
Organizacja kazaa mi si leczy. Braem antabusy przez par tygodni, a potem
znowu, po kamarysku. Heniek mwi: Stefan amiesz si? Nie, nie amaem
si. Zaczem unika ludzi, zamykaem si w sobie. Nocami przychodziy rozmaite
postacie bez gw i rk. Straszyy, rozryway moje ciao, chichotay obkaczo.
Wtedy zaczo si ze mn dzia co dziwnego. Twarze ludzkie byy
jednakowe wszystkie mode, stare , brzydkie. Wtedy sam sprbowaem przesta
pi ale ju nie mogem.
-
7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'
5/13
5
Wtedy Ty zacza u nas pracowa. Byo chyba lato prawda? Bya opalona
na taki zocisty kolor; twj nosek by obsypany piegami. Na fartuszku miaa
znaczek zetempowski.
Siedziaa w swojej centralce telefonicznej, przychodzilimy razem do pracy,
jeszcze wtedy na szst. Nie znalimy si. Dopiero wtedy, jak przechodzc obok
Ciebie zatoczyem si, spojrzaa ze zdumieniem. Mylaa pewnie, e to
zaczepka. Dopiero Rustecki podszed do Ciebie i powiedzia Ci na ucho
zrozumiaa. Widziaem jak machn rk, wiedziaem dobrze, co Ci powiedzia
Tumaczylimy wszyscy nic nie pomaga. Trzymamy go przez ...
Wanie przez co?
Sam czsto zastanawiaem si: przecie powinni mnie dawno wyrzuci.
Wszyscy pokazywali mnie palcami, te stare paniusie z ksigowoci a oczy
przymykay, gdy przechodziem obok nich. Caa baza wiedziaa, e takich jak
Kamiski to nie ma , nie byo i nie potrzeba, jak mwi artobliwie Kokoszka.
Niektrzy mwili: Wyrzucie go, do cholery, co to szpital dla alkoholikw?
Wanie tego dnia po pracy podesza do mojego demsa. Zaczlimy rozmawia.
Chwil milczaa, zakopotana wpatrujc si w moje przekrwione biaka ( im
zawdziczam przezwisko Angor). Twj fartuszek mia na okciu tak malekcer. Pamitasz Wanda?
Palc papierosa przyglda si, jak robotnicy koczyli ldowa wz.
Samochd by naadowany warzywami pod sam plandek, nawet na
opuszczonym na acuchach borcie stay kosze z warzywami.
- Nakitowali chyba z pi ton pomyla i schyli si, eby zobaczy, czy
resory nie siady. Nie. Potny dems wytrzymywa takie adunki. Zgnit
niedopaek papierosa i ruszy szuka konwojenta. Zobaczy go, jak kci si z
magazynierem o towar. Magazynier, z wciekoci purpurowy, wymachiwa
tamtemu przed nosem plikiem kwitw.
- Waga jest krzycza jest! No to czego?
- Oho, Henek robi go na wadze przemkno Stefanowi przez myl.
Wskoczy na ramp.
- Co jest, panie Zdzisiu? zapyta magazyniera.
Stary odwrci si.
- No co, wariata szuka! Ma wag i fartu szuka!
-
7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'
6/13
6
Henek umiechn si krzywo, odsaniajc sprchniae pieki.
- Nie krzycz pan. Czego pan krzyczysz? Ile pan tary daje?
Malinowski mia starcz, pomarszczon twarz, bezzbne zaklnite usta,
spod ktrych wystopercza podbrdek: ostry, obronity siwo brudn szczecina.
Gdy zdenerwowa si, nie mona go byo zrozumie: sycha byo pomlaskiwanie
bezzbnej szczki. Krzyczc wyrzuca z siebie strugi liny. Malinowski bryzgn na
Stefana, a ten odskoczy, wycierajc twarz rkawem.
- Ile twj wz way?
Dems way cztery osiemset, ale bez bliniakw waga malaa o przeszo
trzysta kilo.
- Cztery osiemset skama bez zajknicia.
Stary a podskoczy.
- Wariata szukacie? klapn tumacz wam przecie...
- Nie tumacz pan przerwa mu Henek. Swojej przyjacice moesz pan
tumaczy, eby si nie martwia, ze wiesz pan co. Stefan, daj no ksik.
Kamiski wycign ksik.
Napisane byo czarno na biaym cztery osiemset.
- No i co? podsun mu pod nos.Malinowski westchn. Zaklsy podbrdek opad aonie.
- Chopaki powiedzia - nie rbcie mnie na wadze. Nie mam z czego
dokada, a ju raz wpadem.
W gosie jego zabrzmiay bagalne nutki. Stefan odwrci gow. Porwaa go
zo na Henka. Co ten stary czowiek mg poradzi przeciw bandzie zodziei,
ktra go zgodnie okradaa? Z czego mia dokada? Wiedzia dobrze, e Henek
zrobi go na adne par zotych.
Ale Henek pokwitowa ju towar.
- Odjedaj. Stefan.
Stefan ruszy z miejsca. Henek w biegu wskoczy do szoferki i waln Stefana
w plecy.
- No?
To no miao by zaczepkdo pochway ze strony Stefana Globus Henka
dobrze pracowa. Ale Stefan nic nie odpowiedzia.
- Z czego on dooy myla Stefan z czego?
-
7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'
7/13
7
Nie byy to wyrzuty sumienia. Nie po raz pierwszy kombinowali z Henkiem.
Fors mieli zawsze, wdka , dziwy, oko. Pili razem od trzech prawie lat: dzie
w dzie.
A pomyla gwno mnie to obchodzi. Jak frajer niech dokada. Bi
frajerw to bya yciowa zasada i Stefan trzyma si jej nogami i rkami.
W ostatnim sklepie w Falenicy sprzeda kierowniczce sklepu lewy towar.
Henek od razu kupi wd, zagrych. Od dugiego czasu obsugiwa wu-es-
esy na trasie Warszawa Falenica, bya to tak zwana zielona Warszawa. Tu byo
najlepiej: gliny nie apali, z wu-es-esu te nikt nie zaglda. I wypi mona byo czy
jaki lewy kurs...
Wracajc do bazy zatrzymywali si za Miedzeszynem. Wycignli z wozu
siedzenia i rozoyli si wygodnie na trawie. Jednym pchniciem doni Henek
otworzy flaszk i poda Stefanowi.
- Masz, cig.
Stefan sign po butelk, zawaha si chwil i odda Henkowi z powrotem:
- Pij, pij. Ja potem wypij. Dzisiaj lotna apie na miecie skama. Nie ba si
lotnej kontroli z MO. Czu si po prostu nie sosie...
Henek palcem naznaczy lini na flaszce i podnis jdo ust. Pi na otwartegardo; wdka przelatywaa z gulgotem. Wypi co do jednego milimetra: tyle dla
mnie tyle dla Stefana.
Stefan lea na wznak. Niebo byo czyste, daleko ganiay si mae.
Strzpiaste oboczki. Lekki wiatr przynosi ze sob zapach ziemi, bzu, trawy. Nie
dokoczona flaszka walaa si na trawie.
Henek zacz piewa: tak ni z ego ni z owego. Gos mia wysoki, wibrujcy
nabrzmiay z tsknoty do wasnych piosenek. Ach, pod ten gos mandolina albo
guzikwka.
Ujrzaem jpord firanek okna,
Ujrzaem, gdy w objciach trzyma j.
Z rozpaczy swej chwyciem za rewolwer,
By skaza jza strasznpodo jej...
Strzeliem raz, trupem padli oboje,
Mierzyem tak, by prosto w serce jej...
Ach, Boe mj, naraz zabiem dwoje...
-
7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'
8/13
8
Wpatrywali si w niebo, w jasne i pogodne niebo. Ziemia pachniaa upajajco,
powietrze byo czyste, agodne. I skd tu nagle ten gos: przepity, paski, chrypicy
aonie.
Wysoko nad gowwierkotay wrble, za laskiem zaklekota bociek.
O kim, o czym tedy mylaem nie wiem. Moe o swoim brudnym yciu, a
moe ... o Tobie? Dalekie wspomnienia powracay z bardzo daleka, krystalizoway
si we mgle jaki zdarze, wspomnie. Wypyway na wierzch, to znw, to znw
nie mogem ich odszuka: zacieray si w perspektywie lat, gubiy w gmatwaninie
spraw ludzkich. Henek zawodzi swoim podwrzowym gosem Szesnacie lat
wizienia si nie bije, szesnacie lat to fraszka dla mnie jest. Wtedy na skrawku
zmitej trawy pod Miedzeszynem, zrodzio si we mnie pragnienie, pragnienie
czego lepszego, pikniejszego od tamtej na wp wypitej butelki i zdartej piosenki
o nieszczliwym zabjcy. Uczepiem si tego, ale nie wiedziaem, co robi, jak?
Angor, Angor, Angor, Rustecki, baza, nawet ten stary dems z demobilu. Myli
kbiy mi si pod czaszk, wybiegay i wracay z powrotem. I wiesz, wtedy
wanie, wtedy pomysem o tobie. Dlaczego? nie wiem. Moe oywiajca ziemia
pachniaa tak upajajco, a moe niebo miao kolor Twoich oczu? Powraca do
mnie Twj obraz takiej, jakzobaczyem Ciebie pierwszego dnia: w tym czarnymfartuszku z malekcer. I wiesz co?
Wtedy, tak wanie zrozumiaem, no po prostu, e Ci kocham. Wtedy
zrozumiaem, ze musze jako inaczej, jako lepiej y. Bya wtedy wiosna:
pachnca, niefrasobliwa.
Poderwaem si, kopnem butelk, a potoczya si do pytkiego rowu,
skoczyem do wozu tak gwatownie, e Henek dopad mnie w biegu i rwaem do
Ciebie. Och, gdyby dems mg nady za moimi mylami, za pragnieniem
zobaczenia Ciebie. Strzaka bia pidziesit mil, silnik rozdziera powietrze swoim
wysokim rykiem. Blady ze strachu Henek apa mnie za rce.... Chciaem tylko ci
zobaczy, usysze Twj gos... Stanem jak gupi przed drzwiami Twojej
centralki, Henek lata po placu i krzycza, e Angor zwariowa.
Staem minut, dwie, piec, w kocu zapukaem. Umiechna si do mnie,
ten umiech przynis ze sob i bkit nieba pod Miedzeszynem, i zapach pl...
wtedy w myli nazwaem Ci Wiosenk.
-
7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'
9/13
9
- Ja ci wicej broni nie bd powiedzia Stolarczyk chcesz to chlaj. Ale
wtedy ja pierwszy -waln kuakiem w pier postawi wniosek: wywali na zbity
eb. Rozumiesz? I to ty modzieowiec, cholera, zamiast da przykad, to... ech...
gada si nie chce, pomocnikw rozpijasz, wz haratasz...
- Tylko nie wz warkn Kamiski.
- Mniejsza z tym. Nie chcemy pooy nacisk na tym sowie pi-ja-kw. I to
ja pacn si doniw czoo dawaem sowo, gwarantowaem, e Kamiski nie
bdzie pi. Do przychodni za rczk emy ci wszyscy po kolei prowadzili
chodzisz?
- Nie mrukn.
- Dlaczego?
- Nie mam czasu.
- A co robisz po pracy wstrzyma krtkpauz chlasz? No to faktycznie
nie masz czasu.
- A po choler bd chodzi? Ju i tak wszyscy wiedz, e pije, co? Ju i tak
kady: Kamiski opj, do cholery, nie potrzebuj niczyjej aski, Zreszt: po co ta
mowa?
Stolarczyk ochon. Popatrzy przez chwil na Kamiskiego, odwrci si napicie i odszed.
- Jak sobie chcesz - rzuci na poegnanie. Kto Stefana uj za rami.
Odwrci si - Henek.
- Stefan ty wisz. Niech oni ci w dup przez bibuk pocauj. Myli, e jak jest
przewodniczcym Rady Zakadowej, to ju mu wszystko wolno? Niech si nie
wchrzania w nie swoje sprawy...
Stefan popatrzy chwil w te kocie renice tamtego. Targna nim zo.
- Ty si nie wchrzaniaj w nie swoje sprawy. Odejd...
- Angor, co ty gupi - amiesz si?
- Tylko nie Angor. Won, no ju - krzykn prawie.
A zatrzs si ze zoci.
Rzuc ten cay bajzel w choler myla, idc do wozu ask robiczy co?
Robot wszdzie znajd.
Ale zrobio mu si nagle al tego szeregu samochodw stojcych na placu,
haasw dobiegajcych z warsztatu, kulawej postaci Rusteckiego biegajcego po
-
7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'
10/13
10
placu, gorczkowego rytmu wytonej pracy w bazie, a wreszcie swego ycia,
zmarnowanego, brudnego, przepitego w bramach i gruzach. Przypomnia mu si
ten dzie w lasku pod Miedzeszynem, czyste wiosenne niebo, Wanda.
- Czy pan musi pi? - Zapytaa wtedy.
A czubki uszu zrobiy mu si purpurowe ze wstydu. Chwil sta w milczeniu,
patrzc tpo przed siebie, zanim wykrztusi:
- Nie.
Potem unika jej. Dziwna to bymio: ukryta w sobie, gorzka, przeklinana to
znw czczona jak sakrament. Smuka dziewczyna z centralki bya symbolem
czego lepszego, nieosigalnego. Krtko wtedy rozmawiali. Siedzia, jak zwykle,
milczcy, skryty, ze wzrokiem wbitym w ziemi. Czu si w jej obecnoci jak
niepotrzebny mebel w pokoju, prbowa artowa: nie wychodzio. Potem widzia j
kiedy idc ulic, ale nie mia odwagi podej. Uczucie beznadziejnoci,
zniechcenia potgowao si z dnia na dzie. Na to nie byo rady, nie pomagaa
ju butelka i przearty gos Henka.
Po co wtedy poszedem do Ciebie? Czego chciaem? Rozmawialimy krtko
na obojtne tematy, natarczywe dzwonki przeryway nam co chwila pamitasz?
Potem wyszlimy razem z bazy: bya ju jesie. Szlimy oboje w ten smutny,mglisty dzie. Deszcz sipi bezustannie, spywa nam po twarzach, kaue wody
rozpluskiway si pod nogami.
Taki mglisty, deszczowy dzie. Ile emy sobie wtedy powiedzieli radosnych i
smutnych rzeczy. Wanie w ten dzie.
Podune, tawe wiata latar kady si przez cadugo jezdni. Opony
przemykajcych samochodw syczay na mokrym asfalcie. W takim monotonnym,
uporczywym deszczu wszystko traci swj zarys; drzewa, ulice, ludzkie sprawy.
Bdzce bez celu w labiryncie zamokych ulic zawdrowali a na Ciep. Stefan
zatrzyma si na chwil przed jakimi zgliszczami.
- Tu by kiedy mj dom powiedzia. - Ciepa dziesi.
Wanda spojrzaa na niego z boku. Sta jak zwykle lekko przygarbiony,
zacisnwszy usta w jakim gorzkim wyrazie, kosmyk mokrych wosw opad mu na
czoo, pochylony do przodu patrzy w milczeniu na zwa gruzu, z ktrego
wystaway pokrcone tygle.
-
7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'
11/13
11
- Tu by kiedy mj dom powtrzya w myli usyszane sowa. Co kryo w
sobie to bezadne rumowisko? I jakby w odpowiedzi na jej myli za chwil
powiedzia, zataczajc rka uk nad pogorzeliskiem.
- Wszyscy zostali: matka, brat, ojciec. Ja akurat wyszedem po wod.
Wszyscy.
Chciaa mu powiedzie co ciepego, co bardzo ludzkiego, ale sowa nie
chciay przej przez gardo. Sam przerwa milczenie pocigajc jdalej.
- A tu szsty. Podczas okupacji jedzilimy tu z chopakami na sankach. To
ju w tedy byo rozwalone. Chcesz zobaczy?
Potakna. Poda jej rk. Zaczli przeskakiwa po kupach gruzu porosego
zielskiem.
- O tu, widzisz? Robio si takie sanki ze starych skrzy, pozy na kant ojciec
cina pik, potem obijao si pozy tam, kado si na brzuch i z gruzw w d.
W cale nie chciay i, takie byy cikie i niezdarne. Tam z ceglanej przychodzi
do nas taki chopiec.
Jego tata by lekarzem czy diabli wiedz kim. On mia sanki; lekkie, dugie,
siedzenia wyplatane ze skry, wszystkie chopaki marzyli wtedy o takich sankach.
A byo nas na Ciepej wtedy: Borkowszczaki, Jankowscy, Gienek Balcerzak. Zacz wylicza na palcach.
- A wiesz, w lecie to kombinowao si dwa oyska, deski zbijao si
rzemieniem i hulajnoga. Sto metrw asfaltu w jedni sto w drug. Czasem ojciec
da par groszy, to szo si na Pask. Tam mieszka taki facet, co rowery
wypoycza po dwadziecia zotych za godzin, za legitymacj albo kartki.
To bya najwiksza rado, jechao si, z tyu na sznurku bieg chopak
waciciela. Na rogu Twardej by taki lekarz lalek. Od niego kupowao si takie
zeszyty Ken Maynard, Zorro jedziec w masce Lord Lister, czyli tajemniczy
nieznajomy, Jerzy Rolicz, bohaterski chopiec. Wszyscy czytali z caego
podwrka. A potem zabawa: szo si do Haberbuscha po kapsle od butelek i
nawalana w kowboi.
Przerwa na chwil zdumiony dugoci wasnej oracji i spojrza na ni.
Przykucna na stercie cegie i patrzya na niego.
- No mw dalej poprosia.
-
7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'
12/13
12
Mwi bezadnie; to uciekajc w przeszo, to sigajc do dnia dzisiejszego.
Dziwna to bya opowie bez pocztku i koca., pogmatwana jak ycie tego
chopca; raz tragiczna, raz mieszna, nierwna, przerywana, wyrzucana z pasjz
gbi duszy, to znw snujca si leniwie, monotonna jak ten deszcz dzisiejszy.
- Podczas powstania wszystko diabli wzili, dom, rodzin. Z obozu z
Pruszkowie wyjechaem do znajomych w Mszczonowie. Mieli tam myn. Je
dostaem, ale tam ju musiaem harowa. Po wyzwoleniu prysnem do ciotki do
Wrocawia, chodziem troch do szkoy. Potem ciotka umara i znowu sam. Wtedy
zaczem pracowa. Arkadia-Dancing Bar. W nocy, ju po wszystkim
froterowaem posadzki, myem zarzygan toalet. Na razie za samo arcie,
pienidzy nie doczekaem si. Potem w hotelu za pikolaka. Mundurek,
czapeczka a na noc gociom dziwki sprowadzaem ze Stawowej. Po sto zoty od
ebka. Rozumiesz? Przerwa i szarpn jza rk.
- Wanda!
Podniosa na niego oczy.
- Co?
- Nie, nic powiedzia i zamia si krtko.
miech zabrzmia nieszczerze jak zgrzyt metalu po szkle. Wanda zrozumiaago to byo jak spowied. Odsania przed nicazgryzot swego ycia ycia, o
ktrym nigdy nikomu nie mwi. To wiedziaa. Przeszo jego by nie jasna,
pogmatwana. By zawsze skryty, milczcy, zamknity w sobie i pi na umr, po
szewsku z dnia na dzie, do ostatniego grosza. Przekrwione oczy Angor. Unika
podnoszenia rki dray mu jak starcowi. Kady palec podrygiwa osobno,
histerycznie. Nie usuwano go tylko dlatego,, ze nie mia ani rodziny, ani nikogo
bliskiego. Mieszka gdzie katem u takiego samego pijaczyny jak on.
Ludzi ciekawia ta posta moda, zgarbiona, zamknita w sobie, z wyrazem
jakie beznadziejnoci wyrytej na twarzy. Zamknity milczcy a teraz ta
spowied? Wanda wiedziaa, e trzeba mu teraz da co ciepego, jaka matczyn
pieszczot, ktrej nie mia.
Wstaa i przytulia si do niego swoim gorcym, dziewczcym ciaem. Oczy
ich spotkay si na jeden krtki moment, przebiegy po sobie spojrzeniem. Caowali
si wrd ulewnego deszczu, wrd gruzw. Czua na ustach sony smak jego ez
spywajcych ciurkiem po policzkach.
-
7/30/2019 Marek Hasko - 'Pamitasz, Wanda'
13/13