M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom...

16
M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom XVII. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA". W Warszawie: rocznie rs. 8, kwartalnie rs. 2 Z przesyłk pocztowa: rocznie rs. 10, półrocznie rs. 5 Prenumerować można w Redakcyi „Wszechświata* 1 we wszystkich ksi garniach w kraju i zagranic . Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowi Panowie Deike K., DicksteSn S., Hoyer H. Jurklewici K., Kwietniewski Wł., Kramsztyk S., Morozewicz J., Na tanson J„ Sztolcman J., Trzciński W. i Wróblewski W. A.dres Geografia krain antarktycznych. Wyprawy w celu zbadania okolic podbie gunowych antarktycznych s obecnie na po rz dku dziennym. "Wyruszyła już w te stro ny Belgica, której los żywo interesuje świat naukowy, świeżo wybiera si w drog , wy prawa pod dowództwem p. Borchgrevinka, a któr organizuje p. George Newnes. Niemcy postanowiły również zorganizować wypraw . Nakoniec w Anglii objawia si żywy ruch w tym kierunku i Eoyal Society poświ ciło cale jedno posiedzenie tej kwestyi. Podajemy tu w streszczeniu zajmuj ce roz prawy podczas tego posiedzenia. Mowa p. M. Murraya. Nie ulega najmniejszej w tpliwości, że do brze uorganizowana i umiej tnie kierowana wyprawa antarktyczna przynieść może nie obliczone korzyści dla wszystkich gał zi nau ki. Szczególne znaczenie mog posiadać systematycznie prowadzone spostrzeżenia, bez pomocy których nigdy nie b dziemy w stanie wyjaśnić i poj ć otaczaj cych nas zjawisk—nawet w zamieszkiwanych i dobrze znanych krajach. Przedewszystkiem wypada nam zwrócić uwag na zasadnicz , różnic pomi dzy topo grafi , krain arktycznych i antarktycznych. Na półkuli północnej naokoło lub pod sa mym biegunem znajdujemy morze prawie ze wszystkich stron otoczone wieńcem l dów, tak że na tej półkuli przeważaj warunki l dowe. Przeciwnie—na południowej można przypuszczać prawie napewno istnienie pod biegunowego l du, otoczonego ze wszech stron oceanem—st d przewaga oceanicznych warunków. Jednym z najbardziej godnych uwagi fak tów z meteorologii ziemi jest niskie ciśnienie atmosferyczne na półkuli południowej, na południe 45° szer. połudn. W około obszaru podbiegunowego antarktycznego panuj za chodnie i północno zachodnie wiatry, którym towarzysz obfite deszcze i opady śnieżne. Przeci tnie ciśnienia, zdaje si , s niższe od 0,736 m, t. j . znacznie niższe niż w odpo wiednich szerokościach północnych. Niektó rzy meteorologowie s dz , że ten obszerny układ cykloniczny i ten obszur niskiego ciś nienia ci gnie si do samego bieguna, a naj bardziej południowe cz ści przecinaj cyklo ny podrz dne. Istniej jednak niektóre wskazówki, że w najbliższej bieguna miej scowości panuje obszerny antycyklon, na któ

Transcript of M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom...

Page 1: M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom XVII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2314/42wszech98_nr_40.pdf · tury. Badania nad ciężarem właściwym i za-wartemi w wodzie gazami wskazują,

M 4 0 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom XVII.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".

W Warszawie: rocznie rs. 8, kwartalnie rs. 2Z przesyłką pocztowa: rocznie rs. 10, półrocznie rs. 5

Prenumerować można w Redakcyi „Wszechświata*1 we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią PanowieDeike K., DicksteSn S., Hoyer H. Jurklewici K.,Kwietniewski Wł., Kramsztyk S., Morozewicz J., Na-tanson J„ Sztolcman J., Trzciński W. i Wróblewski W.

A.dres

Geografia krain antarktycznych.

Wyprawy w celu zbadania okolic podbie-gunowych antarktycznych są obecnie na po-rządku dziennym. "Wyruszyła już w te stro-ny Belgica, której los żywo interesuje światnaukowy, świeżo wybiera się w drogę, wy-prawa pod dowództwem p. Borchgrevinka,a którą organizuje p. George Newnes.Niemcy postanowiły również zorganizowaćwyprawę. Nakoniec w Anglii objawia siężywy ruch w tym kierunku i Eoyal Societypoświęciło cale jedno posiedzenie tej kwestyi.Podajemy tu w streszczeniu zajmujące roz-prawy podczas tego posiedzenia.

Mowa p. M. Murraya.

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że do-brze uorganizowana i umiejętnie kierowanawyprawa antarktyczna przynieść może nie-obliczone korzyści dla wszystkich gałęzi nau-ki. Szczególne znaczenie mogą posiadaćsystematycznie prowadzone spostrzeżenia,bez pomocy których nigdy nie będziemyw stanie wyjaśnić i pojąć otaczających naszjawisk—nawet w zamieszkiwanych i dobrzeznanych krajach.

Przedewszystkiem wypada nam zwrócićuwagę na zasadniczą, różnicę pomiędzy topo-grafią, krain arktycznych i antarktycznych.Na półkuli północnej naokoło lub pod sa-mym biegunem znajdujemy morze prawieze wszystkich stron otoczone wieńcem lądów,tak że na tej półkuli przeważają warunki lą-dowe. Przeciwnie—na południowej możnaprzypuszczać prawie napewno istnienie pod-biegunowego lądu, otoczonego ze wszechstron oceanem—stąd przewaga oceanicznychwarunków.

Jednym z najbardziej godnych uwagi fak-tów z meteorologii ziemi jest niskie ciśnienieatmosferyczne na półkuli południowej, napołudnie 45° szer. połudn. W około obszarupodbiegunowego antarktycznego panują za-chodnie i północno-zachodnie wiatry, którymtowarzyszą obfite deszcze i opady śnieżne.Przeciętnie ciśnienia, zdaje się, są niższeod 0,736 m, t. j . znacznie niższe niż w odpo-wiednich szerokościach północnych. Niektó-rzy meteorologowie sądzą, że ten obszernyukład cykloniczny i ten obszur niskiego ciś-nienia ciągnie się do samego bieguna, a naj-bardziej południowe części przecinają cyklo-ny podrzędne. Istnieją jednak niektórewskazówki, że w najbliższej bieguna miej-scowości panuje obszerny antycyklon, na któ-

Page 2: M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom XVII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2314/42wszech98_nr_40.pdf · tury. Badania nad ciężarem właściwym i za-wartemi w wodzie gazami wskazują,

626 WSZECHŚWIAT Nr 40.

rego brzegu wieją wiatry na stronę pierście-nia cyklonicznego, t. j . owego pasa niskichciśnień, położonego już za strefą lodowatą,.Na poparcie tego zdania można przytoczyćspostrzeżenia barometryczne Rossa, wykazu-jące stopniowe wznoszenie się barometrupoza 75° szer. poludn. Wszyscy podróżnicy,którzy zwiedzali krainy antarktyczne, zga-dzają się na to, że w sąsiedztwie lodów wie-jące najczęściej wiatry południowe i połud-niowo-wschodnie sprowadzają pogodę i obni-żenie temperatury, kiedy przeciwnie wiatrypółnocne sprowadzają mgłę i podwyższenietemperatury.

Nasze wiadomości o meteorologicznych wa-runkach obszarów antarktycznych ogranicza-ją się do kilku spostrzeżeń, dokonanych pod-czas środkowych miesięcy lata : wszystkie tespostrzeżenia wskazują, że temperatura po-krytego śniegiem lądu podbiegunowego w tejepoce jest zawsze niższa, niż temperaturamórz otaczających. Zdaje się więc, źe istnie-je stały antycyklon u bieguna południowego,a podczas zimy, kiedy i przyległe części ocea-nu pokrywają się lodem, strefa antycyklonuznacznie wzrasta. Okoliczność tę wskazująwiatry południowo-wschodnie, wiejące niekie-dy w czerwcu i lipcu na lądzie południowo-amerykańskim.

Wszystkie spostrzeżenia, dokonane pod wy-sokiemi szerokościami południowemi, wska-zują temperatury bardzo niskie. Brak nambezpośrednich spostrzeżeń, dokonanych w mie-siącach zimowych, ale przeciętna temperatu-ry powietrza, otrzymana przez Rossa na po-łudniu 63° szer. wynosi —2,6° O, t. j . tempe-raturę bliską punktu marznięcia wody mor-skiej, inaximum zaś wynosiło 6,39° O. Wił-kes i Dumont d'Urville napotykali stawywody słodkiej na wielu górach lodowych,a Hoss żeglując wzdłuż baryery lodów, u każ-dego występu skał napotykał olbrzymie bryłylodu, zdaje się więc, że topnienie lodu odby-wa się niekiedy na wielką skalę.

Pod kołem biegunowem południowem po-wietrze jest często nasycone, lub bliskie na-sycenia parą wodną, stąd opady w postacideszczu, śniegu lub gradu są częste i obfite."Większość jednak spostrzeżeń, dokonanychw pobliżu lądów pokrytych lodami, wskazujedaleko suchsze powietrze, tak, że opady za-pewne odbywają się tu, podobnie jak na

Grenlandyi, w postaci delikatnych kryształ-ków śniegu.

Z powyższego wynika, że mamy dosyć da-nych do przypuszczenia istnienia pod biegu-nem południowym stałego antycyklonu, któ-rego obszar podczas zimy znacznie się po-większa. Jest też więcej niż prawdopodo-bieństwem, że panujące tu wiatry wieją odbieguna ku otaczającym morzom, podobniejak to ma miejsce w Grenlandyi; ale w prze-ciwieństwie do tej ostatniej, cyklony rzadkoprzerzynają strefę antycyklonu podbieguno-wego.

Widzimy, jak skąpe są nasze wiadomości0 warunkach atmosferycznych krain antark-tycznych. Paroletnie dokładne obserwacyedałyby nieocenione dla całej meteorologiiszczegóły.

Pod wielu względami byłoby rzeczą zaj-mującą posiadać wskazówki o warunkach1 rozmieszczeniu lodowatych mórz antark-tycznych podczas miesięcy zimowych, a szcze-gólniej o położeniu i ruchach wielkich górlodowych we wszystkich porach roku. Tegóry lodowe, 300—500 m grube, ze swojemuwarstwieniem i prostopadłemi brzegami,na 45—60 m wznoszącemi się nad powierzch-nię morza, stanowią, najbardziej uderzającyrys mórz antarktycznych. Ich kształt i bu>dowa dowodzą ich pochodzenia lądowego:powstały one na obszernych lądach i ześliz-nęły się do morza.

Ross żeglował około 600 km wzdłuż ławylodowej, 45—60 m wysokiej, wokoło którejołowianka wskazywała głębie 240—720 m.Widocznie był to koniec olbrzymiego lodow-ca, zsuwającego się i znajdującego się w wa-runkach tworzenia tych gór lodowych, ma-jących po kilka kilometrów długości, o któ-rych napotykamy niejednokrotne wzmiankiu żeglarzy.

Nie wszystkie jednak lądy antarktyczneotoczone są taką nieprzebytą baryerą lodo-wą, gdyż na stokach wielkiego łańcucha górZiemi Wiktoryi śniegi i lody nad morzemtworzą tylko 3— 6 m gruby pokład, a w ro-ku 1895 Kristensen i Borchgreyink wylądo-wali w małej zatoce, znajdującej się w pobli-żu przylądka Andare, w której znaleźli kolo-nią bezlotków; tu wybrzeże było zupełniewolne od skox'upy lodowej. W miejscach,gdzie spotykamy bezlotki, można być pew-

Page 3: M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom XVII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2314/42wszech98_nr_40.pdf · tury. Badania nad ciężarem właściwym i za-wartemi w wodzie gazami wskazują,

Nr 40 WSZECHŚWIAT 627

nym, że ląd w przeciągu znacznego czasu•wolny je»t od lodów i że wylądowanie jest tumożliwe. W dodatku w podobnych miej-scach wyprawa może urządzić stacyą, gdyżbezlotki stanowią obfity zapas pokarmui opału. Dobrze uorganizowana wyprawamogłaby tu założyć stacyą i dokonać w ciąguparu lat ciekawych spostrzeżeń nad klima-tem, prawdopodobną grubością lodów, tem-peraturą na różnych wysokościach, nad ru-chem lodowców i wielu innemi zjawiskami,co do których w świecie uczonym panująsprzeczne zdania.

Czy istnieje ląd antarktyczny? Wspom-nieliśmy, że góry lodowe antarktyczne mająwszystkie cechy lodowcowego, a zatem lądowe-go pochodzenia; lody te płyną ku północy,topnieją, kruszą się i rozsiewają na dnieoceanu okruchy skał uniesionych z lądu, jak0 tem świadczą dragowania Challengera.Wydobyte z dna kawałki skał świadczą, żelodowce antarktyczne suną po gnejsie, gra-nicie, łupku mikowym (łyszczykowym), dyo-rytach kwarcowych, kwarcytach, piaskow-cach i wapieniach. Te okruchy świadcząniezbici© o istnieniu lądu; d'Urville wspomi-na, że przed Ziemią Adeli leżą wysepki gra-nitowe i gnejsowe; Wilkes w tychże okoli-cach znalazł na górze lodowej kawałki czer-wonego piaskowca i bazaltu; Borchgreyink1 Buli przywieźli z przylądka Andare próbkiskał i łupku mikowego; M. Donald przywiózłz wyspy Joinville kawałek jaspisu czerwone-go, zawierający radiolarye i gąbki; kap.Lar-sen zebrał na wyspie Seymur skamieniałedrzewo szpilkowe i takież muszle Oucullaea,Cytherea, Cyprina, Teredo i Natica, bardzopodobne do gatunków, napotykanych w dol-nych częściach pokładów trzeciorzędowychWielkiej Brytanii i Patagonii. Wykazująone istnienie w dawnych epokach daleko ła-godniejszego klimatu i potwierdzają istnienielądu antarktycznego.

Wyprawa antarktyczna wyświetliłaby nie-jedne zagadkę geologiczna. Skamieniałości,znalezione pod wysokiemi szerokościami po-siadają szczególne znaczenie; kawałki ska-mieniałego drzewa z wyspy Seymur są możejedynemi śladami życia roślinnego "w okoli-cach antarktycznych z epoki trzeciorzędowej,a może i dawniejszych. Formacya trzecio-rzędowa, mezozoiczna i paleozoiczna, są do-

syć rozwinięte w okolicach arktycznyclii obecność podobnych formaoyj w krajachantarktyeznych pozwala na wysnucie wieluwniosków co do przemian geograficznychi klimatycznych, jakie zachodziły w tych oko-licach.

Ważne zadanie dla wyprawy antarktycz-nej stanowić będą spostrzeżenia magnetycz-ne. Znaczenie ich niejednokrotnie wykazy-wali fizycy i żeglarze. Gdyby grupa obser-watorów mogła przepędzić parę lat na przy-lądku Andare, można byłoby dokonać do-świadczenia z wahadłem nietylko na głównejstacyi, ale w innych miejscowościach, a nawetna górach lodowych. Spostrzeżenia nad kie-runkiem ruchu gór lodowych przyczyniłybysię niemało do wyjaśnienia kierunku prądówmorskich, a spostrzeżenia nad przypływamiu wybrzeży lądu antarktycznego byłyby bar-dzo cennym przyczynkiem do ogólnej teoryiprzypływów. Dotąd nie posiadamy żadnychspostrzeżeń, dotyczących przypływów w tychstronach ziemi.

Nie więcej wiemy o głębokości mórz ant-arktycznych : byłoby do życzenia dokonanielicznych pomiarów głębokości morza; pomia-ry te, wraz z badaniami dna, pozwoliłyby nadokładniejsze oznaczenie granic lądu antark-tycznego. Obecnie wiemy, że Ross na całejwielkiej ławicy, ciągnącej się na wschód Zie-mi Wiktoryi, znalazł głębokości 180 — 900 mi że podobne głębie otrzymywano aż kuwschodowi wyspy Joinvilłe; Wilkes znalazłgłębokości od 900—1 500 m w odległościokoło 40 km od Ziemi Adeli. Challengerwymierzył w okolicach koła biegunowegogłębie na 2 300—3 200 m, a trochę dalej kupółnocy 2 200—4680 m. Na południo-za-chodzie Georgii południowej nie znalazł dna,a sondowania jego zasługują na zupełne zau-fanie.

Kilka tych wskazówek," dotyczących głębo-kości oceanu w tej części świata, zdaję sięże dowodzą stopniowego zmniejszania sięgłębokości w miarę zbliżania się ku zie-mi podbiegunowej, oraz braku podwodnychgrzbietów, dzielących morze na poszczególnezlewiska, jak to ma miejsce na półkuli póinocnej.

Osady, zalegające dno w pobliżu lądu ant>arktycznego, składają po większej części siny-muł, zawierający glaukonit i utworzony głów-

Page 4: M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom XVII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2314/42wszech98_nr_40.pdf · tury. Badania nad ciężarem właściwym i za-wartemi w wodzie gazami wskazują,

628 WSZBCHŚWJAT Nr 40.

nie ze starych cząstek lądowych z domieszką,znacznej ilości szczątków organicznych mor-skiego pochodzenia. Dalej ku północy znaj-dują się okruchy gór lodowych i niektóreforaminifery oceaniczne. Osady te prawdo-podobnie tworzą pod tą szerokością pas na-około lądu; na nieszczęście i pod tym wzglę-dem brak dostatecznych wiadomości.

Przeciętna temperatura wody na powierzch-ni mórz antarktycznych, ku j>ołudniowi od63° szer. połudn. według Rossa, wynosi 3° do0,9° O, a przeciętna ze wszystkich obserwa-cyj—2,4°, widzieliśmy, źe temperatura po-wietrza jest cokolwiek niższa. Wszystkiespostrzeżenia zdają się potwierdzać, że pod-czas lata woda na powierzchni jest cieplejszaniż powietrze.

Pomiary temperatury, dokonane przez sta-tek Ohallenger w głębi oceanu, wykazałyistnienie warstwy zimniejszej pomiędzy ciep-lejszą powierzchowną i cieplejszą, zalegającądno oceanu. Warstwa ta posiada około 12°szerokości i sięga 50° szer. połudn.; grubośćjej zmniejsza się ku północy, temperaturawaha się pomiędzy —2,2° O w części naj-grubszej, na południu, a 0,3° w części naj-dalej położonej na północ. Temperaturawarstwy powierzchownej zmienia się od1,7° O na południu do 3,3° O na północy,zaś wody zalegającej dno od 0° do 1,7° O;stosuje się to jednak tylko do miesięcy let-nich, gdyż prawdopodobnie podczas zimycieplejsza warstwa powierzchowna nie ist-nieje.

W wielkich głębokościach oceanu antark-tycznego panuje temperatura od 0° do 1,7° Ci niewiele się różni od temperatury w głę-biach oceanu podzwrotnikowego. Istnienietej głębinowej warstwy stosunkowo ciepłejmoże być wyjaśnione na zasadach ogólnegokrążenia wód oceanicznych. Ciepłe wodyzwrotnikowe, które napływają ku południowiwzdłuż wschodnich brzegów Ameryki, Afry-ki i Australii, stopniowo oziębiają się podwpływem pędzących je wiatrów zachodnich.Wskutek wielkiej słoności mogą one rozpły-wać się i mieszać z wodami antarkfcycznemi,zachowując większy ciężar właściwy, niż wo-dy pod tą szerokością i tej samej tempera-tury. Badania nad ciężarem właściwym i za-wartemi w wodzie gazami wskazują, żeznaczna część zimnych wód, znajdowanych

w głębi oceanu, zaczyna od powierzchni za-głębiać się ku dnu pomiędzy 45 a 56° szer.Warstwy wody stosunkowo ciepłej stanowiąpotężny czynnik niszczący góry lodowe pół-kuli południowej.

Powierzchowne wody oceanu antarktycz-nego unoszą wielkie ilości okrzemków (Diato-maceae) i innych wodorostów morskich. Teławice pływające nietylko dostarczają obfite-go pokarmu zwierzętom pelagicznym (plank-ton), ale żywią również obfitą faunę głębino-wą (bentos). Zwierzęta pelagiczne, jak rakiwiosłonogie (Oopepoda) i obunogie (Amphi-poda), mięczaki i inne twory morskie są turównie obfite jak w wodach zwrotnikowych,gatunki jednak są mniej liczne. Liczne ga-tunki opatrzone muszlami, skrzydłopławy(Pteropoda), otwornice (Poraminifera), ko-kolity i rhabdolity, które zamieszkują wodyzwrotnikowe, znikają stopniowo w miarę jakzbliżamy się do koła biegunowego, pod któ-rem jedynym przedstawicielem skrzydłopła-wów jest limacina, a przedstawicielamiotwornic dwa gatunki globigerriny, jak sięzdaje jednakowe z gatunkami mórz ark-tycznych.

Aż dotąd posiadamy bardzo skąpe wiado-mości o faunie wód niegłębokich lądu antark-tycznego; ale sądząc z wysp tego obszaru,wody do 45 m głębokości posiadają faunębardzo ubogą, przeciwnie fauna głębinowa(bentos) jest bogata wyjątkowo. Ogólna ilośćzwierząt, należących do metazoa, zebranychprzez Ohallenger u wyspy Kerguelen w głę-bokości do 90 m, wynosi 130, prócz tegoprzez ])óźniejsze wyprawy 11.2—razem 242,t. j . o 30 mniej niż podczas 8 dragowań,dokonanych w tejże miejscowości w głębo-kości 2000 m. Spostrzeżenia, dokonanew innych miejscach Oceanu południowego,dają też same wyniki, fauna w głęboko-ści 45 m jest znacznie uboższa, niż faunapasa zajętego przez szlam, a położonegona 180 m głębokości, a nawet niż głębi-ny S km.

W r. 1842 Hoss stwierdził tożsamość zwie-rząt wyJowionych dragą w znacznych głę-bokościach arktycznych i antarktycznych;przypuszcza on, że organizmy te mogłyprzejść z jednej półkuli do drugiej przezzimne wody zalegające wielkie głębie. Póź-niejsze badania wskazały jednak przerwę

Page 5: M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom XVII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2314/42wszech98_nr_40.pdf · tury. Badania nad ciężarem właściwym i za-wartemi w wodzie gazami wskazują,

Nr 40. WSZECHŚWIAT 629

•w ich rozmieszczeniu w pasie zwrotnikowym,tak jak to ma miejsce i dla organizmów pe-lagicznych. Najbardziej uderzającą cechąfauny ichtyologicznej wybrzeży Oceanu po-łudniowego jest rozmieszczenie pod tą samąszerokością typów, znajdowanych w Oceaniearktycznym, których jednak brakuje w mo-rzach równikowych. Istnienie tejże przerwypotwierdza Gunther, wyliczając 11 gatunkówi 29 rodzajów. Ogólny charakter fauny cieś-niny Magiellana i wyspy Kerguelen jest—mówi ten autor—nadzwyczaj podobny dofauny Islandyi i Grenlandyi.

Też same uwagi stosują się do bezkręgo-wych. Badania Challengera wykazały, żeokoło 250 gatunków, znajdowanych w strefieantarktycznej, zamieszkuje również strefęarktyczną, nie istnieje jednak w zwrotniko-wej. Toż samo stosuje się do 54 gatunkówroślin morskich.

W strefie zwrotnikowej przeważają orga-nizmy wydzielające znaczne ilości węglanuwapnia, jako to : koralowce, raki, blaszko-skrzelne (Lamellibranchiata), brzuchopławy;w wodach podbiegunowych przeciwnie prze-ważają jestestwa wydzielające węglan wap-nia w nieznacznych tylko ilościach : Hydro-idea, strzykwy (Holoturiae), pierścienice(Annelidae), obunogie (Amphipoda), równo-nogie (Isopoda) i osłonnice (Tunicata).Różnica ta pozostaje w ścisłym związkuz temperaturą wody, w której zamieszkująte organizmy, gdyż w wodzie ciepłej węglanwapnia daleko prędzej i obficiej wchodziw działanie chemiczne z węglanem amonujednym z wytworów życia organicznego.

W każdym razie wyprawa antarktycznaprzyczyniłaby się znakomicie do wyjaśnieniawielu tych zjawisk i rzuciłaby żywe światłona rozmieszczenie organizmów na kuli ziem-skiej.

Istnieje wiele innych kwestyj naukowychoczekujących od wyprawy biegunowej da-nych, przy pomocy których nasze wiadomościprzybrałyby charakter mniej hypotetyczny;otrzymalibyśmy np. dokładniejsze pojęciao stosunku objętości lądów i wód i ich roz-mieszczeniu.

Nikt nie wątpi, że wcześniej czy późniejobszary antarktyczne muszą być zbadane;idzie o to, kiedy i przez kogo. Byłoby do ży-czenia, ażeby tego dokonali uczeni i maryna-

rze angielscy i ażeby do budżetu w tym celuzostała wstawiona suma 150000 funtówszterlingów.

(Dok. iinst,).W. W.

Czy istnieją organizmy nieśmiertelne?(Kilka uwag w kwestyi domniemanej nieśmiertelności

pierwotniaków).

(Dokończenie).

Rozpatrzmy teraz, po powyższych ogólni-kowych uwagach, fakty.

Przedewszystkiem doniosłe znaczenie po-siada dający się uogólnić fakt, wykryty przezMaupasa, że rozmnażanie się pierwotniakówprzez podział nie może trwaó do nieskończo-ności. Maupas przekonał się, że jeżeli pod-czas trwania dzielenia się wymoczków izolu-jemy kolejno osobniki następujących po sobiepokoleń, to w rezultacie otrzymamy pokole-nie, które zaczyna okazywać objawy zwyrod-nienia i które niechybnie wymarłoby, gdy-byśmy uniemożliwili dojście do skutku t. zw.konjugacyi, —aktu, odpowiadającego proceso-wi płciowemu u wielokomórkowców. Dopieropo odbyciu się konjugacyi, poszczególne osob-niki odzyskują zdolność do rozmnażania sięnadal przez podział. Wynika więc, że jed-nak mamy tu zamiast nieskończonego pasmażyciowego, zamknięty cykl, z drugiej zaś stro-ny widzimy, że pierwotniaki, w razie nie doj-ścia do skutku konjugacyi, niechybnie skaza-ne są na śmierć.

Wprawdzie co do drugiego punktu można-by zrobić pewną uwagę na korzyść Weisman-na, a mianowicie : skoro osobniki, które nieodbyły konjugacyi, umierają, konjugacya zaś,podobnie jak i zapłodnienie u wielokomór-kowców jest aktem zasadniczym i normal-nym, w takim razie i śmierć osobników, jeżelinastąpiła wśród takich okoliczności, należa-łoby uważać raczej za katastrofę, przypomi-nającą obumieranie jaja, które nie zostałozapłodnione przez ciałko nasienne. Wypa-dałoby więc, że pierwotniaki istotnie nie zna-ją śmierci, ponieważ normalnie konjugująceosobniki żyją nadal, nie pozostawiając tru-pów. Sąto jednak ułudne pozory. U wielo-komórkowców, jak to zaznacza zresztą sam1

Page 6: M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom XVII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2314/42wszech98_nr_40.pdf · tury. Badania nad ciężarem właściwym i za-wartemi w wodzie gazami wskazują,

630 WSZECHŚWIAT Nr 40.

Weismann, staje się trupem tylko somatycz-na część organizmu, podczas gdy ciągłośćżycia pozostaje tylko przy komórkach płcio-wych. Obumieranie więc organizmów jesttylko częściowe. Takież częściowe obumie-ranie widzimy właśnie i u pierwotniaków.Rozpatrzmy rzecz, począwszy od wymocz-ków, które przedewszystkieiu brano w rachu-bę. Dokładne obserwacye nad przebiegiemkonjugacyi tychże wykazały, że pewne częściich organizmu istotnie obumierają, z tą jedy-nie różnicą, że epizodyczna strona samegoobumierania odznacza się pewnomi subtelno-ściami, które łatwo przeoczyć. Pierwotniaki,podobnież jak i typowe komórki, posiadająw swem ciele osobliwy aparat jądrowy.U wymoczków ma on dość skomplikowanąbudowę i zazwyczaj stanowi nader pokaźnączęść ogólnej masy ciała. Typowo aparatjądrowy składa się z jądra głównego (Macro-nucleus) i ubocznego (Micronucleus). Toostatnie jest zazwyczaj stosunkowo niewiel-kie i niekiedy występuje w liczbie mnogiej.Otóż stwierdzono dokładnie, że w osobnikachskonjugowanych cały aparat jądrowy ulegazupełnemu zburzeniu. Ważną chwilę stano-wi tutaj kilkakrotnie powtarzające się dziele-nie jądra ubocznego, jakoteż następujące pokoTjjugacyi i odłączeniu się osobników odro-dzenie czyli odbudowanie aparatu jądrowegowyłącznie z niewielkiej cząstki dawnego jądraubocznego. Najciekawszem za§ jest to, żejądro główne (u gatunków Paramecium two-rzy ono nawet stosunkowo olbrzymie ciało)zazwyczaj rozpada się na liczne fragmenty.Te dość długo tkwią w ciele pod postacią na-gromadzonych bezładnie większych i mniej-szych bryłowatych ciał, które powoli obumie-rają. Biitschli podaje w tej kwestyi, źe prze-ważająca większość badaczy przypuszczazgodnie z nim, że owe fragmenty jądra po-woli obumierają i w rezultacie zupełnie giną(„allmahlich absterben und scbiesslich zuGrrunde gehen") Przypuszcza on, że rozpadjądrapozostaje w przyczynowym związku z po-wolnem jego obumieraniem. Samo użycie wy-razu „obumieranie", „śmierć" uzasadnionotu przez wykrycie objawów istnego nekro-tycznego rozpadu, jaki ma miejsce przyzwykłem obumieraniu.

W podobny sposób ginie także i większaczęść fragmentów, pochodzących z podziału

jądra ubocznego. Oo dotyczy dalszego losufragmentów, o których mowa, to różniautorowie zgodnie podają, że ulegają onezmarnieniu w drodze powolnej resorpcyiwśród żywej zarodzi. Niezależnie zaś od te-go stwierdzono z wszelką ścisłością, że obu-marłe fragmenty jądra zostają również wy-rzucane (np. przez odbyt) nazewnątrz. Biit-schli obserwował wprost podobne zjawiskau Oolpidiuin i Stylonychia mytilus. Pozby-wanie się obumarłych części ciała przez żywyorganizm jest zrozumiałe samo przez się.Czy uskutecznia się ono przez resorpcyą, czyteż—proste wyrzucenie z siebie, jesttojużkwestya drugorzędna. Sądząc na zasadzielicznych danych, należy przypuszczać, źe tendrugi sposób jest bardziej pierwotnym i w nie-których razach jest może bardziej pospoli-tym ').

Mamy więc i u wymoczków „śmiertelneszczątki", a nadto konstatujemy fakt ichpozbywania się przez pozostałą przy ży-cia część ciała. Jestto już zupełnie wystar-czające; ilościowy zaś stosunek części obu-marłych do pozostałych przy życiu, jak tosądzi i Verworn 2), nie może tu mieć zasadni-czego znaczenia. Gdyby jednak wydało sięto komuś zupełnie niewystarczającem, w ta-kim razie zwróćmy uwagę na stosunki u in-nych pierwotniaków, jako to : gregaryn i sar-kodników, gdzie w sprawie rozmnażania się,poza dzieleniem i niezależnie od dzielenia,występuje na scenę łatwo dające się obser-wować tworzenie zarodników. Otóż tutaj,wraz z produkcyą tych ostatnich, następujeśmierć osobnika macierzystego, po którympozostaje typowo formalny trup, a poszcze-gólne epizody, towarzyszące powyższemuaktowi, najzupełniej dają się porównać zeszczegółami obumierania niektórych zwie-rząt wielokomórkowych zaraz po złożeniu jajlub larw młodego pokolenia. Znakomiteprzykłady w tym względzie widzimy u radio-laryj (Radiolaria), zwłaszcza u gatunków

') Szczegóły, dotyczące zjawisk, o którychmowa powyżej, czytelnik znajdzie w wielkiejobfitości w znakoraiiem dziele Biitschlego : Pro-tozoa, Bronns Klassen und Ordnungen. III Abth.(str. 1 610-1618).

2) M. Yerworn : Allgemeiue Pbysiologie. Je-na, Fischer, 1895; str. 339—314.

Page 7: M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom XVII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2314/42wszech98_nr_40.pdf · tury. Badania nad ciężarem właściwym i za-wartemi w wodzie gazami wskazują,

Nr 40.

Thalassicolla. "Wewnątrz ciała znajdujemy•u nich wyraźnie wyodrębnioną i stosunko-wo niewielką centralną torebkę, wypełnionąprzez protoplazmę i zawierającą jądro.Miąższowata masa ciała, leżąca poza toreb-ką, odznacza się zazwyczaj silną wakuoliza-cyą i zresztą, pozostaje w ścisłym związkuz miękiszem protoplazmatycznym wewnątrz-torebkowyin wskutek obecności licznychotwórków w błonie torebki centralnej; wsku-tek tego sieć protoplazmatyczna miąższu, le-żącego poza torebką i ilościowo stanowiącegoprzeważającą część ogólnej masy ciała, łączysię z siecią zarodzi, zalegającej wewnątrz to-rebki. Otóż, niezależnie od procesu dziele-nia, daje się tu obserwować w pewnych chwi-lach cyklu życiowego następujące zjawisko:Jądro, zawarte w torebce centralnej, rozpa-da się na mnóstwo drobniutkich ciałek; tezaś, otoczywszy się—każde z osobna—pewną,niewielką ilością protoplazmy, stają się po-woli samodzielnemi komórkami i te w na-stępstwie przeobrażają się w zarodniki, zao-patrzone w biczyki, któremi posługują się dożwawego poruszania się w wodzie. Po pęk-nięciu błony torebki zamknięte do czasu za-rodniki opuszczają tłumnie organizm macie-rzysty, który też wkrótce marnieje zupełnie.Mamy więc przed sobą obraz śmierci, niewymagający nawet komentarzy. Podobnyobraz nie jest bynajmniej czemś odosobnio-nem. Podobne stosunki dla niektórych gruppierwotniaków, z wyjątkiem wymoczkóWjmożna uważać nawet za regułę. Zresztącoś podobnego daje się obserwować naweti u orzęsionych wymoczków, jak to stwierdziłBihumbler na wymoczku Colpoda cucullus.Dojrzały osobnik otacza się podwójną cystą;ciało zmienia się w bezkształtną zbitą brył-kę zarodzi. Po pewnym czasie ta ostatniaprzyjmuje postać plasmodyum, w którem po-wstają liczne zaro.lniki i te, oddzielając sięod macierzystej masy w postaci drobniutkichkomórek, w następstwie przeobrażają sięw małe ameby i ostatecznie otrzymująkształty, właściwe osobnikom dojrzałym.

Tak więc pierwotniaki nietylko umierająi produkują twory, odpowiadające produktompłciowym wielokomórkowców, lecz nawet, jaksię okazuje chociażby ze spostrzeżeń Rhum-blera, mają one i swoje ontogenią, czyli roz-wój osobnikowy. Jednem słowem, widzimy

WSZECHŚWIAT 631

tu stosunki zupełnie takie same, jak u wielo-komórkowców.

Żałuję bardzo, że nie mogę tu przytoczyćlicznych, a wielce pouczających szczegółów,dotyczących gregaryn (Sporozoa). Rozsze-rzyłoby to zanadto zakres niniejszej notatki.Niezmiernie pouczające sa, również stosunkiu jednokomórkowych ustrojów roślinnychz pośród grzybów i wodorostów, które nie po-winnyby znać śmierci zupełnie w tej samejmierze, jak i zwierzęta-pierwotuiaki. Tym-czasem mamy tu przykłady uderzająco przy-pominające te, które skonstatowano np. u ra-diolai-yj. Weźmy np. Botrydiuin granula-tum. Jestto stosunkowo olbrzymi jednoko-mórkowy i wielojądrowy wodorost, roślinabardzo pospolita na wilgotnej ziemi. Otóżosobniki Botrydiuin produkują w wielkiejilości wewnątrz swego ciału, kosztem zarodzii jąder t. zw. gamety. Sąto osobliwe komór-ki, kształtu gruszkowatego, zaopatrzonew dwa biczyki, zapoinoca których zdolne sądo żwawego poruszania się w wodzie. Obser-wując w kropli wody gamety, pochodzącez różnych kultur, można zauważyć niezmier-nie ciekawy objaw: gamety łączą się parami,poczem następuje zlanie się między sobąosobników każdej pary i takim sposobem po-wstają w rezultacie t. zw. zygoty, t. j . spory,z których w następstwie kształtują się skoń-czone osobniki. Przy sposobności godzi siętu zaznaczyć jeszcze i tę uderzającą okolicz-ność, że u niektórych roślin owe gamety sąniejednakowe i wówczas jedne z nich zdra-dzają, niejako naturę płciowych komórek żeń-skich, drugie zaś—męskich, t. j . ciałek na-siennych. Coś podobnego stwierdzono i u wie-lu gatunków radiolaryj.—Widzimy zatemuderzające podobieństwo do organizmów wie-lokomórkowych : marniejące po wydaniu naświat gamet ciało Botrydium—jestto owaśmiertelna somatyczna część organizmu; ga-mety zaś—to komórki płciowe, które po do-konanym akcie płciowym dają w następ-stwie początek nowemu pokoleniu osobników.U zwierząt-pierwotniaków takie stosunki są,szeroko rozpowszechnione.

Na zakończenie niniejszego szkicu pozwolęsobie jeszcze dotknąć jednej bardzo ważnejkwestyi. Jednokomórkowe ustroje—zarównozwierzęce jak i roślinne—jak widziiny^niczemw istocie nie różnią się od wielokomórkow-

Page 8: M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom XVII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2314/42wszech98_nr_40.pdf · tury. Badania nad ciężarem właściwym i za-wartemi w wodzie gazami wskazują,

632 WSZECHŚWIAT INr 40.

ców : pierwszy lepszy pierwotniak odbywatak samo różne funkcye życiowe, juk i każdyz wielokomórkowców, i tak samo w pewnymokresie produkuje potomstwo i umiera. Od-mienny charakter, jaki cechuje poszczególnesprawy życiowe pierwotniaków, pochodzi je-dynie stąd, źe ciało tych ostatnich nie posia-da rozczłonkowania na części, resp. komórki.Jeżeli mówimy, że ciało pierwotniaka składasię z jednej komórki, ciało zaś wielokomór-kowca składa się z wielu komórek, to oczy-wiście traktujemy rzecz zbyt formalnie. Re-zultaty najnowszych badań nad pierwotnia-kami doprowadzają nas do nieco szerszegopoglądu na tę sprawę. Owa jedyna komór-ka, z której się składa ciało pierwotniaka,w istocie swej jest równowarta każdemuwielokomórkowemu kompleksowi. Jednoko-mórkowość bowiem jednych organizmów, rów-nież dobrze, jak wielokomórkowość innych,jest oczywiście tylko wynikiem przystosowa-nia się. Ustroje jednokomórkowe, jak nasuczij badania porównawcze, nie są ograniczo-ne ani co do masy swego ciała, ani—funkcyonalnego zróżnicowania jego części.Stąd to pochodzi, źe wśród jednokomórkow-ców mamy obok istot nader drobnych, jakie-mi są. np. niektóre bakterye, istne olbrzymy(np. wodorost Oaulerpa); jeden zaś z wy-moczków, stentor, jest wielokrotnie większyod niektórych robaków, chociażby np. nie-których wrotków, któremi się karmi. Z dru-giej zaś strony pomiędzy wymoczkami napo-tykamy formy, które ze względu na swą,misternie skomplikowaną budowę ciała stojąnierównie wyżej od niektórych wielokomór-kowców. Zbyt formalistyczne traktowaniekomórkowego złożenia ciała Metazoa byłoteż główną przyczyną powstania teoryi Weis-manna. Całe bowiem rozumowanie tego uczo-nego sprowadza się mniej więcej do zapyta-nia : w jaki sposób mogłyby istnieć różnegatunki pierwotniaków, skoro wraz ze śmier-cią jedynej komórki, składającej ciało tychżei, jednocześnie między innemi atrybucyamiposiadającej także znaczenie komórki płcio-wej, niechybnie musiałaby nastąpić i zagładagatunku?

Otóż teraz dopiero widzimy, gdzie tkwiłcały błąd. Na powyższe zaś zapytanie ma-my mniej więcej taką odpowiedź : osobnikiróżnych gatunków jednokomórkowców umie-

rają tak samo, jak i organizmy wielokomór-kowe. Przypuszczalna zaś zagłada gatun-ków nie następuje dlatego, ponieważ podlegaśmierci nie całkowity kompleks ciała osobni-ka, lecz tylko pewna część jego, podczasgdy pozostałe partye zarodzi wraz z częścia-mi jądra kontynuują życie w tej lub owejpostaci, na podobieństwo komórek płciowychu Metazoa. Możność kontynuowania życiajest tu, pomimo braku preformowanyoh ele-mentów rozrodczych, również dobrze zagwa-rantowana, jak np. sprawa poruszania się,pomimo braku wyodrębnionych komórekmięsnych.

Streszczone powyżej wywody wynikły z mo-ich osobistych studyów, jakoteź zestawieńdanych, wziętych z literatury. Ten sposóbpojmowania ukształtował się u mnie stosun-kowo dość dawno, bez czyjegokolwiek wpły-wu. W odnośnej zaś literaturze ostatnichlat, gdzie wpływ Weismanna zapanował pra-wie niepodzielnie, dopiero M. Verworn pod-dał gruntownej krytyce poglądy tego uczo-nego, wypowiadając zdania, nie różniące sięw zasadzie od wyłożonych w niniejszymszkicu.

Józef Eismond.

0 najnowszej maszynie termicznejw przemyśle.

(Dokończenie).

III.

Pomysł Diesla nie mógł ujść baczeniatych kół technicznych, które nie poprzestająna ślepem naśladownictwie lub, w najlepszymrazie, na drobnostkowem ulepszaniu form1 wzorów istniejących lub dawniej zdobytych,Kilka wybitnych fabryk niemieckich pochwy-ciło w lot myśl rzuconą: zbiorowemi siłamii środkami fabryki te ufundowały w Augsbur-gu, w miejscowej fabryce maszyn, formalnąstacyą doświadczalną, zasobną w odpowied-nie narzędzia i środki i opatrzoną w troskli-wie wypracowany program pracy do zbada-nia nowej maszyny. Nie było to łatwem za-daniem. Miano do czynienia z niezwykłemiw technice praktycznej ciśnieniami, temper

Page 9: M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom XVII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2314/42wszech98_nr_40.pdf · tury. Badania nad ciężarem właściwym i za-wartemi w wodzie gazami wskazują,

N r 40. WSZECHŚWIAT 633

raturami i prędkościami. Każdy szczegół,każda część maszyny wymagały mozolnychposzukiwań i studyów. Ogromne trudnościnastręczało wyszukanie odpowiedniego mate-ryału, obmyślenie i uskutecznienie regulacyi,tłoków i wentylów, a nadewszystko wstrzyki-wanie paliwa w ilościach drobnych i ściśleodmierzonych.

Po dwu latach mozołu puszczony zostałmotor dwunastokonny, stojący, o jednym cy-lindrze. Wykonanie tego motoru wiele jesz-cze pozostawiało do życzenia, bo dużo szcze-gółów wyrobiono z materyałów i części podawnych maszynach; pomimo to w bieguciągłym, przy zastosowaniu gazu oświetlają-cego i nafty, wyniki doświadczenia były takdalece pomyślne,źe można byłomyśleć o budowiemotoru zupełnienowego i jednoli-tego. W istociena początku r.1897 puszczonow ruch motoro sprawności 20k. p., który dzia-łał już nieprze-rwanie. W d. 27kwietnia tego ro-ku Diesel wystą-pił poraź pierw-szy publicznie zeswojem dziełemw Augsburgu, adnia 28 kwietniaw Monachium

wobec zebranegogrona techników.Doświadczenia i

Fig. 3.

P—powietrze; W—wylot;N-nafta; VR

cjm. Przebieg pracy w motorze Diesla jestnastępujący:

Poczynając od górnego martwego punktu,tłok ssie podczas swojego ruchu nadół po-wietrze atmosferyczne na całej długości sko-ku. Podczas ruchu powrotnego dogói-y ob-jętość owa powietrza ulega ściśnięciu adiaba-tycznemu na 30 do 40 atmosfer. W chwili,gdy tłok dochodzi do położenia górnegomartwego, otwiera się klapa injekcyjna i ma-teryał opałowy zaczyna wchodzić pod nad-ciśnieniem kilku atmosfer, na przestrzeni wy-równywającej mniej więcej l/1 0 całego skoku(trzeciego); pHliwo natychmiast się zapala,przyczem powstaje okres spalenia, oznaczonyna diagramie przez d—e (fig. 1), przjczem

postać i długośćkrzywej spale-nia zmieniać sięmoże, stosowniedo pracy maszy-ny, jedynie przezczas wprowadza-nia paliwa i wiel-kość ciśnienia.

Pod koniec te-go okresu spala-jącego dostęp pa- •li w a naraz sięzamyka i wysocerozgrzane powie-trze poczyna sięrozprężać adiaba-tyGznie aż do koń-ca skoku. Bezpo-średnio przed je-go ukończeniemotwiera się wylot;ciśnienie spadaniemal odrazu do

Fig. 4.

DVR - do wału regulującego;— wał regulujący.

pomiary, dokonane wtedy przez prof. Schrote-ra, Musila i innych, dowodzą, że technika istot-nie znalazła się w posiadaniu nowego moto-ru termicznego o wyższej, niż to było dotądw innych maszynach, wydajności ciepliko-wej i mniejszem zużyciu materyału pal-nego.

Z załączonych przekrojów, podłużnego i po-przecznego (fig. 3 i 4), czytelnik może opą-dzić, jak wygląda ta maszyna, z pozoru przy-pominająca maszynę parową stojącą nowszejbudowy, o wale karbowanym głęboko leżą-

atmosferycznego i w następnym (ostatnim)skoku powietrze zostaje wypchnięte naze-wnątrz.

Praca więc motoru odbywa się w czterech,prawidłowych taktach.

Kierowanie dokonywa się zapomocą dwuwentylów talerzykowa tych, z których jedensłuży do wpuszczania powietrza do komorykompresyjnej nad tłokiem, drugi do wypusz-czania go, otwierających się podczas ruchutłoku nadół. Wentyl injekcyjny m do naftyszczególnego kształtu, t. zw. igielkowaty,.

Page 10: M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom XVII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2314/42wszech98_nr_40.pdf · tury. Badania nad ciężarem właściwym i za-wartemi w wodzie gazami wskazują,

634 WSZECHŚWIAT N r 40.

mieści się w środku pomiędzy wentylemwpuszczającym c, a wypuszczającym d. Wen-tyle poruszane są zapomocą ukiadu drążkówprzez krótki wał regulacyjny, umieszczonyz~boku nad cylindrem, równolegle do osi kor-bowej; wał ten poruszany jest przez wał ko-ła rozpędowego.

Do wytwarzania powietrza mocno ściśnię-tego w ilości, potrzebnej do spalenia inate-i-yału, służy pompka kompresyjna dwutakto-wa systemu Plungera, otrzymująca ruch odgłównego drąga maszyny. Skok tej pompkiwyrównywa około '/as skoku cylindra robo-czego. Jestto praca negatywna, którą odjąćnależy od pracy cylindra roboczego, jeżelichcemy otrzymać pracę wskazaną maszyny.

Pompka ta zaopatruje zbiornik b, którysłuży z jednej strony do wytworzenia stałegociśnienia injekcyjnego, z drugiej strony dopuszczania maszyny. W tym celu maszynanastawia się pod względem obrotu korby napunkt górny martwy; regulacya przestawiasię ręcznie i zbiornik łączy się z cylindrem.Powietrze pędzi tłok nadół i pod koniec sko-ku wychodzi przez wentyl wylotowy. Pokilku obrotach maszyna posiada już swojeprędkość normalną, regulacya przestawiaBię zapomocą sprężyny w położenie normalnedla biegu, poczem bieg prawidłowy ustala Bięi rozpoczyna się praca ciągła.

W ten sposób, możliwie prosty i wielce po-dobny do puszczania maszyny parowej, ma-szyna Diesla daje się wprowadzić w ruchkażdej chwili. Ta ciągła gotowość nawetpo wypoczynku dłuższym jest cenną własno-ścią tego motoru. Zapalanie jest niechybnei zupełnie dokładne, przedwczesne zapaleniasą a priori wykluczone na mocy samej zasa-dy samozapalania zapomocą bardzo ściśnię-tego powietrza. "Wobec tego przypuszczaćwolno, że maszyna ta zdolną jest do pracyrównej, bez uderzeń.

Nafta dopływa regularnie i stosownie dopracy maszyny z pompki niewidocznej nafigurze, poruszanej przez wał regulacyjny.Pompka ta znajduje się pod wpływem regu-latora i do każdego skoku roboczego z liczbyczterech taktów maszyny dostarcza niezbęd-nej ilości nafty. Nafta zbiera się w ciąguprzerw w spaleniu, warunkowanych przezcztery takty, we wnętrzu wentyla wstrzyku-jącego m tak że po otworzeniu wentyla

nafta może się dostawać do komory kompre-syjnej pod wpływem nadciśnienia.

Praca maszyny reguluje się więc zupełniejak w maszynach parowych przez zmianę na-pełnienia, względnie dopływu paliwa; po każ-dym przeto drugim obrocie, odpowiednio doczterech taktów, następuje popęd roboczyi diagram staje się węższy lub szerszy, sto-sownie do wykonywanej pracy; bieg jest zu-pełnie równy, wolny od przeskakiwania, któ-re się wydarza zwykłym motorom gazowym.Musil zaręcza, że podczas przejścia nagłegood pełnego obciążenia aż do biegu próżnegomaszyna nie traci panowania nad sobą i pokilku ruchach osięga normalną liczbę obro-tów. Pod względem regulowania motorDiesla stoi narówni z maszyną parową i prze-wyższa motor gazowy eksplozyjny, w którymregulacya bądźcobądź ma charakter skoków.

Do charakterystyki motoru tego należymiędzy inueini brak zanieczyszczeń we-wnętrznych po najdłuższej pracy i czystośćproduktów spalenia; gazy wylotowe w ogól-ności są niewidzialne i widzialnemi stają siędopiero po mocnem obciążeniu. Okolicznośćta, oraz analiza gazów wylotowych dowodząnajlepiej, że spalenie w cylindrze bywa zu-pełne. Niema tu, rzecz prosta, nieprzyjem-nego zaduchu, jaki wydają pospolicie motorynaftowe i benzynowe.

Załączona tabelka zestawia wyniki prze-ciętne ze znacznej liczby doświadczeń, wyko-nanych w Augsburgu z 20 k. p. motoremnaftowym Diesla.

Obciążenie Obciążeniepetne połowiczne

Przeciętna liczba obrotów naminutę 163 156

Przeciętne ciśnienie, wskaza-ne dla cylindra roboczegow kg/omi 7,41 5 ^ 1

Przeciętna sprawność, wska-zana dla cylindra robocze-go w k. p 26,13 17,72

Przeciętne ciśnienie wskazanepompy powietrzn. w fcff/cm2 4,41 4,37

Przeciętna sprawność wskazana pompy powietrznejw k. p —1,05 —1,17

Przeciętna sprawność wska-zana maszyny w k. p. . . Nj 25,08 N/16,55

Przeciętna sprawność rzeczy-wista maszyny w k. p . . . N„ 18,85 N e9,76

Przeciętna wydajność mecha-N

niczna —- 0,75 0,59

Page 11: M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom XVII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2314/42wszech98_nr_40.pdf · tury. Badania nad ciężarem właściwym i za-wartemi w wodzie gazami wskazują,

Nr 40. WSZECHŚWIAT 635

Zużycie nafty na rzeczywist.konia i godzinę w t j ,

Zużycie nafty na wskazań,konia i godzinę w leg .

Ciepło rozporz%dzalne w jed-nostkach ciepia . . . .

Wartość termiczna pracy wska>zanej w jednoistkach ciepła

Wydajność termiczna .Wartość termiczna pracy rzecz,

w jednostkach ciepła ,Wydajność ekonomiczna .Przeciętna temperatura ga

zów wylotowych . . ,Przeciętna wartość opałowa

użytej nafty w jednos'kachciepła w 1 kg . . . .

Obciążeniepełne

0,242

0,182

46210

159700,345

12 0000,26

Obciążeniepołowiczne

0,277

0,163

27 360

105370,385

62150,225

390« o 260° 0

10134 10134

Tabelka ta pozwoli nam zrobić kilka uwagzajmujących.

Najlepsze motory naftowe obecnie w naj-lepszych warunkach i przy pełnem obciąże-niu zużywają przeciętnie 0,48% nafty na rze-czywistego konia i godzinę; zużycie to w nichi zresztą we wszystkich motorach gazowychi naftowych znakomicie rośnie przy zmniej-szaniu pracy. Tymczasem motor Diesla wy-maga tylko 0,24 kg nafty przy pełnemi 0,28 kg przy połowicznem obciążeniu narzeczywistego konia i godzinę. Wysoką tęzalet? przypisać musimy temu, że spalenieprzy zmianie warunków nie przestaje być zu-pełnem, gdy we wszystkich dotychczasowychmotorach,^ opartych na spaleniu, jest onocoraz niedokładniejszem w miarę zmniejsza-nia sprawności.

Tabelka wskazuje, że wydajność termicznazwiększa się przy zmniejszaniu sprawnościtak dalece, że przy połowicznem obciążeniuwynosi 12% (0,385 wobec 0,345). Przez tostrata wydajności mechanicznej przy zmniej-szaniu się sprawności, wynosząca przy poło -wicznetn obciążeniu, dajmy na to, 20% (0,59wobec 0,75) po największej części znowu sięwyrównywa. Mały przyrost zużycia paliwana rzeczywistą jednostkę sprawności przyprzejściach maszyny od pełnego obciążeniado zmniejszonego nabiera rzeczywistego zna-czenia wobec tego, że praca maszyny zazwy-czaj nie bywa ciągłą ani nawet przez czasdłuższy największą, lecz musi się naginać dowarunków i potrzeb miejsca. Wydajność

mechaniczną - ^ — = 0,75 przy pełnej pra-

cy maszyny około 20 k. p. należy uważać zawynik dosyć pomyślny pod względem ekono-micznym. Świetnym wynikiem jest wysokawydajność termiczna, 0,345 względnie 0,385,oraz wydajność ekonomiczna, 0,26 względnie0,225, gdy wydajność ekonomiczna najlep-szych tegoczesnych motorów naftowych wy-nosi tylko 0,13.

Przypatrzmy się różnicy, jaka zachodzimiędzy temi motorami, a nowym motorem.W motorach naftowych, które pracują prze-ważnie w czterech taktach, powietrze i roz-pylona para naftowa w okresie ssania dosta-je się jednocześnie do cylindra i tutaj naj-częściej zaraz mieszają się, poczem razemw drugim skoku ulegają zgęszczeniu. Jed-nak wobec znanej wybuchowości tej mieszani-ny—już bowiem pod ciśnieniem 4 do 5 tyjcm?-mieszanina pary naftowej i powietrza dajebardzo silny wybuch—zgęszczanie nie możebyć doprowadzone aż do temperatury zapal-ności tej mieszaniny. Gdyby to nastąpiło, towybuch mógłby być tak potężny i przytemjednoczesny w całej mieszaninie, że wobecniego nie ostałyby się maszyny dzisiejszejkonstrukcyi najlepiej zbudowane. Tym spo-sobem wielkość ściśnięcia w teraźniejszych,motorach naftowych musi pozostawać niższąod granicy, zakreślonej przez temperaturęwybuchu. Względy te zmuszają do wpro-wadzania zapalenia odzewnątrz. W motorzeDiesla wessane bywa i ściskane czyste po-wietrze, a przez to ściśnięcie może być swo-bodnie doprowadzone aż do temperatury za-palności materyału opałowego, który wchodzipod koniec skoku zgęszczaj.-icego i następne-go ekspansyjnego i ulega spaleniu.

Rozpatrzmy tę sprawę z punktu widzeniaskończonego przebiegu Carnota, który jakwiemy, stanowi ideał marzeń mechanika,konstruktora maszyn. Przebieg ten w za-stosowaniu do idealnego gazu daje następu-jący stosunek pracy AL (według oznaczeniaZeunera), zamienionej na ciepło, do całkowi-tej ilości ciepła doprowadzonego Q, :

T.-T,Ti

gdzie T, i T 2 są temperatury stałe, w któ-rych odbywa się dopływ i odpływ ciepła doidealnej maszyny Oarnota.

Wynika stąd oczywiście, źe stosunek ten

Page 12: M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom XVII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2314/42wszech98_nr_40.pdf · tury. Badania nad ciężarem właściwym i za-wartemi w wodzie gazami wskazują,

636 WSZECHŚWIAT Nr 40.

rośnie przy wzrastaniu T, i ubywaniu %,a stąd prawo, że chcąc otrzymać machinęnajlepiej urządzoną pod względem wydajno-ści termicznej, należy

1) dążyć do tego, by ciało pośrednicząceotrzymywało ciepło przy możliwie najwyższejtemperaturze i traciło je przy możliwie naj-niższej.

Przejdźmy do ciśnień i objętości.Jeżeli ciśnienie, objętość właściwa i tempa,

ratura absolutna na początku procesu, t. j -przy dopływie ciepła są p,, vlt T l t a w końcuprocesu, t. j . przy odpływie ciepła p 2, ua, T 2

tedy, według prawa Bojlea - Gay Lussaca,dla gazów idealnych istnieją stosunki

P l », - RT,p2v2 — RTa .

gdzie R jest stała nazawsze określona. A po-nieważ wiemy, że według prawa Poissonadla krzywej adiabatycznej istnieje stosunek

gdzie % oznacza stosunek ciepła właści-wego przy stałem ciśnieniu i stałej objętości

% = —£, przeto wydajność termiczna daje

się przedstawić w sposób następujący :

_ 1 T a _ 1 /-Pi-y*"1

l i ^-V\J

51-1

T,Wynikają stąd jeszcze dwa prawa dla

idealnie urządzonej maszyny termicznej :2) należy dążyć, by dopływ ciepła do

ciała pośredniczącego w obiegu następowałprzy możliwie największem ciśnieniu, odpływzaś przy możliwie najuiniejszein ciśnieniu;

3) należy dążyć, by dopływ ciepła dociała pośredniczącego odbywał się przy moż-liwie najmniejszej objętości, odpływ zaś przymożliwie największej.

Te są dezyderata, do których z konieczno-ści dążyć musi konstruktor maszyny termicz-nej, a zatem : możliwie wysoka temperatura,wysokie ciśnienie i możliwie mała objętośćprzy dopływie ciepła; możliwie niska tempe-ratura, niskie ciśnienie i możliwie wielkaobjętość przy odpływie ciepła. Jednakżew rzeczy samej tenże konstruktor liczyć się

musi z pewnemi względami, o których, kilkasłów powiemy.

W czterotaktowych motorach gazowychgranica objętości przy odpływie ciepła da-na jest przez to, że ekspansya musi ustaćw chwili, gdy tłok dochodzi do zewnętrznegopunktu martwego, gdy więc objętość, jakąpowietrze miało na początku ściśnięcia, na-nowo została osięgnięta. Podobnież granicąobjętości najmniejszej przy dopływie ciepłajest owa stała objętość, której przekraczaćniewolno z obawy przedwczesnych zapaleńi wybuchów. W poczuciu owego najkorzyst-niejszego działania maszyny termicznej,współcześni konstruktorowie czterotaktowe-go motoru Otto starali się możliwie zbliżyćdo owego skrajnego ściśnięcia i zdaje się,doszli już dzisiaj do kresu w tym względzie.Dalsze posuwanie się w tym kierunku byłobybardzo niebezpieczne. Co zaś do najwięk-szej objętości przy rozprężaniu, to i tu pró-bowano granicę skoku tłoka rozszerzyć przezdodanie powtórnej ekspansyi w drugim cy-lindrze, praktyka jednak dowiodła dostatecz-nie niekorzystności, a raczej bezcelowości te-go środka, który okazał się tak dzielnymw maszynach parowych.

W motorze Diesla obawy o wybuch przyściskaniu czystego powietrza niema i dlategokonstruktorowi udało się osięgnąć w tym ra-zie nader małą objętość i ciśnienie, dotych-czas nie stosowane nigdy, a jednak zupełniemożliwe—45 hjmi1 • Przez to konstruktorzbliżył się do idealnego przebiegu bardziej,niż to uczyniono w zwykłych motorach gazo-wych i przez to diagram pracy musiał sięrozszerzyć. Stąd wysoka wydajność ekono-miczna, narazie niezrozumiała, tego motoru.Obawiano się z początku, że skutkiem tegobudowa maszyny, cylindra, tłoków, drągo-wania i t. p. musi być potężniejsza : prakty-ka jednak wykazała, że zwykłe normy przy-jęte dla innych maszyn wystarczają, tylkoszczelność musi być większa, a więc staran-ność wykonania maszyny.

Na tein kończę ten referat o nowej maszy-nie termicznej, zastrzegając sobie możliwośćpowrócenia do niej przy jakiej sposobności.Pisałem o niej nie na podstawie osobistegodoświadczenia, ani widzenia, lecz prac cu-dzych, które musiałem tylko rozważyć.Wieści głoszą, że nowy motor znalazł już

Page 13: M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom XVII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2314/42wszech98_nr_40.pdf · tury. Badania nad ciężarem właściwym i za-wartemi w wodzie gazami wskazują,

>ir 4'.) WSZECHŚWIAT 6'J7

zagranicą zastosowanie w przemyśle, żeistnieją fabryki i towarzystwa, które już gowyrabiają do nafty i gazu oświetlającegoi oddają do użytku. Osądzenie tej stronyprzedmiotu nie może należyć do piszącego tesłowa.

8. Stetkiewicz.

KRONIKA NAUKOWA.

— Okres obrotu gwiazdy JJ.2 Wolarza. Nazasadzie licznych pomiarów, prowadzących odr. 1878 Doberck obliczył orbitę obrotu Oka-zuje się, że peryod obrotu gwiazdy drugorzędnejwokoło pierwszorzędnej wynosi 276 lat.

(La Naturę). Jan T.

— Nowy sposób telegrafowania bez drutupolega na fakcie, zauważonym przez Hertza, żepromienie świetlne o krótkich falach, a osobliwiepromienie pozafijolkowe wywołują wyładowanienaelektryzowanych przewodników.

Wysyłacz nowego telegrafu składa się z lampyłukowej, której światło skierowane jest ku stacyiodbierającej przez cały system soczewek; so-czewki te są z kwarcu, ponieważ szkło jest nie-przezroczysiem dla pozafiołkowych promieni;zato szklana płyta służy, do dowolnego przery-wania tycli promieni. Umieszczając ją przedotworem wysyłacza, przerywamy wysyłanie pro-mieni pozafiołkowych, niewywołując zmianw świetle lampy.

Odbieracz składa się z rury szklanej, zamknię-tej z jednej strony płytą kwarcową, pozwalającąprzenikać promieniom pozafiołkowym. Promie-nie te padają wewnątrz rury na platynową płyt-kę, służącą jako jedna z elektrod, pomiędzy któ-remi następuje wyładowanie. Druga elektroda,umieszczona w odległości 10 mm od pierwszej,ma kształt kuli. Z rury wypompowują powie-trze i wprowadzają jakikolwiek gaz rozrzedzony.Elektrody połączone są z wtórną szpulką malejcewki Suhmkorffa; opór między niemi jest takustosunkowany, że iskra może pojawić się tylkowtedy, jeżeli promienie pozafiołkowe ułatwiąwyładowanie.

Dotychczas czyniono doświadczenia tylko namałych odległościach, ale wynalazca, p. K. Zic-kler, przypuszcza, że z lampą łukową o 25 am-perach można będzie telegrafować o kilka kilo-metrów. 7 r

(Elektr. Zeit.) J a n h'

— Zorza północna była zauważona dnia 9września w obserwatoryum w Meudon około 9-ejgodziny. Masimum jasności zjawiska przypadło

około w pól do dziesiąfej, chociaż i wówczas zo-rza była zaledwie dostrzegalna. P. Melloclmujednakże zdołał dać dwa rysunki powyższego zja-wiska. Kierunek promieni zorzy był równoległydo południka magnetycznego, a najjaśniejszasmuga przechodziła przez Małą Niedźwiedzicę.Zielonkawy kolor zorzy pochodził od przewagizielonych promieni o długości fali, odpowiadają-cej linii, zauważonej przez Berthelot.i w widmiekryptonu. Należy zwrócić uwagę, że zorza po-wyższa zabłysła jednocześnie z przejściem przezpołudnik środkowy słońca wielkiego zbiorowiskaplam, składającego się z jednej ogromnej plamyi dwu mniejszych. Zbiorowisko to było dostrze-gane gołem okiem, ukazało się w okresie mini-mum plam na słońcu i zaznaczyło koniec upałówwrześniowych ').

(0. E,). Jan L,

— Powstawanie CUniUlusÓW nad ogniem byłoobserwowane przez p. Warda w Harward College(Areąuipa), W odległości 20 km. od obserwa-toryum na 14 000 stóp nad poziomem morzawzbijał aię słup dymu ze znacznego ogniska.Nad tym dymem, na wysokości 3—4000 stóp,pojawiła się i zniknęla niebawem mała chmurka,na jpj miejscu powstała druga i t. d. W ciągupół godziny p. Ward naliczył 8 chmurek. Pozgaszeniu ognia i zniknięciu dymu ustało i two-rzenie się chmurek. Pogoda była bardzo jaięk—na, niebo zupełnie czyste, wiatru wcale nie było.

Jan L.

— Morze Śródziemne w okresie liasowyrarozprzestrzeniało się od Europy zachodniej ażdo wschodnich części gór Alburs w Persyi, jaktego dowodzą najnowsze badania p. Ponapeckj,ogłoszone w „Zeitschrift der deutach. geolog.Gesellschaft". Znacznych jednakże wymiarówn wyspa wschodnia" dzieliła to długie lecz wąskiemorze na dwie części : wschodnią, azyatycko -per-ską i zachodnią—italijsko-sycylijsko-alpejską.Dwie tylko cieśniny łączyły te morza : północna,bardzo wąska, węgiersko-siedmiogroizka i po-łudniowa, bułgarsko wołoska, na tyle szeroka, żepozwoliła na ujednostajnienie się faun obudwuczęści morza.

Jan L.

— Stacya sejsmiczna w Strasburgu. Po-ruszono kwestyą założenia w Sfcrasburgu, dlaprowadzenia badań zjawisk seismicznych dolinyreńskiej, stacyi, któraby się komunikowała zestacyami tego rodzaju założonemi w Niemczech.Niemiecki Eeichstag zajmował się tym projek-tem na sesyi ostatniej.

(Rev. Scient.) 81. M.

') Otrzymaliśmy w naszej redakcyi wiado-mość, że zorza 9 września była dostrzeganatakże i w Mińskiej gubernii.

Page 14: M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom XVII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2314/42wszech98_nr_40.pdf · tury. Badania nad ciężarem właściwym i za-wartemi w wodzie gazami wskazują,

638 WSZECHŚWIAT Nr 40.

— Skład gradu. W czasie gradu dnia 30kwietnia r. b. około Dęblina pp. Czerniki Karpinskij zujęli się bliższem zbadaniem kulekgradowych. Były one dwu gatunków i padaływ kierunkach przeciwległych. Kulki pierwszejkategoryi, w formie gruszki i posiadające dużąobjętość, odznaczają się tem, że w ich centrum,ciemnem, znaleziono czarne kuleczki, które, poich zanalizowaniu, okazały się żelazem ze ślada-mi niklu, kobaltu i krzemu. Prócz żelaza znaj-dowano także augit, siarek żelaza i ślady siarki.Obecność lego jądra metalicznego -wskazuje, żekulki gradowe utworzyły się wokoło nich, tak żepowstanie gradu znajduje się w związku z py-łem powietrznym, który wpływa według badańAitkena na powstawanie mgły; z drogiej stronyskład chemiczny jądra wykazuje jego pocbo-duenie kosmiczne. Ciekawym jeat fakt, że p.Czernik parę lat temu rozbierał grad, w którymznalazł popiół wulkaniczny z Wezuwiusza.

(R. S.) 8t. M.

— Powiększanie się lądu kosztem morza.Powszechnie znanym jest fakt wdzierania się mo>rza w granice lądu : morze podmywa podnóżaskał nadmorskich, zwala je i rozsiewa szczątki,wskutek czego powierzchnia ziemi zmniejsza siępowolnie, lecz ciągle. Są jednak miejsca, w któ-rych następuje do pewnego stopnia kompensata,gdaie morze się cofa i ląd wdziei-a się w granicemorza. Widzimy to u ujścia większości rzek.Szczątki aluwialne, unoszone przez rzeki z góri dolin i składane u ich ujścia, nagromadzają siępowolnie, rozszerzając granice lądu. Przykładytego widzimy w sławnych deltach, a p. Marinelliw Geografical Journal podaje kilka interesują-cych szczegółów dotyczących delty rzeki Po,Porównywając mapy z początku bieżącego stule-cia z dzisiejszemi i zestawiając mapę z roku1823 z mapą z roku 189& p. Marinelli dochodzido wniosku, że przyrost roczny powierzchni lądustałego wynosił 0,762 km2. Posługując sięwszystkietni danemi, jakie mu się udało zdobyć,doszedł on do przekonania, że przez prze-ciąg czasu ostatnich 6 wieków przyrost, wynosi516 km2 co stanowi liozbę godną zastanowienia,ponieważ ogółem sama rzeka Po przysporzyłaItalii '/„ot, część jej dawnej powierzchni. Dziełoto nie zostało ani przerwane, ani też nie odbywasię wolniej i piaski aluwialne w dalszym ciąguukładają się i rozszerzają prawidłowo, a co zatem idzie można przypuszczać, że po jakich 100do 120 wieków cały Adryatyk na północ od44°45' stopnia szerokości północnej ustąpi miej-sca lądowi atałemu.

(Kev. Scient.) Sł.M.

— Nowy sposób osiewania wysokich tempe-ratur opiera się na pozostawionej dotychczas bezuwagi własności glinu, jako „akumulatora ciep-ł a " . Na posiedzeniu ogólnem niemieckiego To-warzystwa elektro chemicznego p. Goldscbmidt

demonstrował i objaśniał sposób otrzymywaniawysokich temperatur zapomocą odtleniającegodziałania glinu na tlenki metalów.

Żeby zużytkować otrzymane przytem ciepło,należy tylko silnie rozgrzać w jednem miejscumieszaninę glinu i tlenku metalu; i-eakcya roz-przestrzeni się sama w całej masie, bez przypły-wu ciepła zzewnątrz. W ten sposób Gold-schinidt otrzymał temperatury dochodzące do3 000° i mógł je zużytkować do ogrzewania me-talów w różnych celach, a głównie do otrzyma-nia czystych, nie zanieczyszczonych węglem me-talów i stopów. Dla ogrzewania przedmiotówmetalowych Goldschmidt otacza je zbitą masą,składającą się z opiłków glinowych, z tlenku że-laza i piasku; wszystko razem otacza się złymprzewodnikiem ciepła, np. piaskiem. Do roz-poczęcia reakcyi używa się specyalnego zapałuw postaci kuli z tlenku jakiegobądź metalui sproszkowanego glinu; do tej kulki dotyka siękawałek wstęgi magnezowej. Po zapaleniuwsięgi zaczyna się żarzyć zpoczątku zapał;stopniowo rozgrzewa się do białości cala masa.

Dla otrzymania czystych metalów należyosięgnąć możliwie najwyższą temperaturę.W tym celu unika się wszelkich obojętnych do-mieszek, i masa składa się tylko z glinu i tlenkumetalu, który chcemy otrzymnć w stanie czys-tym. W ten sposób p. Goldschmidt otrzymałpodczas swojego wykładu w wyłożonym magne-zyą tyglu z mieszaniny glinu i tlenku chromuokoło 5 kg czystego chromu, i okazywał bryłęz 25 kg chromu, otrzymaną w ten sam sposób.

Jan L.

— Metody chemiczne otrzymywania złotaZ piasku Złotego coraz bardziej wypierają sto-sowaną oddawna metodę mechanicznego oddzie-lania złota zapomocą szlamowania. Najszerszezastosowanie znajdują one tam, gdzie piasekstosunkowo ubogi jest w kruszec i gdzie tenostatni znajduje się w stanie drobnego proszku.W Transwaalu, w Ameryce południowej, rywali-zują obecnie za sobą dwa sposoby, opatentowanejeden przez Mc. Arfchura, drugi przez znaną, fir-mę berlińską Siemensa i Halske. Pierwszy wy-ciąga złoto ze sproszkowanych kruszców zapo-mocą, dość mocnego ługu cyanku potasu, z któ-rego złoto osadzone zostaje następnie zapomocą,cynku. Patent Siemensa pozwala na używaniebardzo rozcieńczonych roztworów cyanku, z któ-rych złoto osadzone zostaje zapomocą prąduelektrycznego. Ostatnia metoda z powodu swejtaniości bierze coraz bardziej górę nad patentemMc. Arthura.

(Zeischr. f. Elektrochemie, V, 103).M. C.

— Szczątki zagadkowego ssaka kopalnegoopisał świeżo p. Ameghino pod nazwą Necrole-mur Soalabrinii. Czaszka, znaleziona w pokła*dach trzeciorzędowych okolic Parany, przed-

Page 15: M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom XVII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2314/42wszech98_nr_40.pdf · tury. Badania nad ciężarem właściwym i za-wartemi w wodzie gazami wskazują,

Nr 40. WSZECHŚWIAT 639

stawia cechy wspólne z jednej strony malpiatkom(lemurom), z drugiej zaś—nietoperzom; niektó-re znów cechy zbliżają tę czaszkę do typu pJa-zów. Autor zaznacza, że ta nowa forma jestprawdziwą niespodzianką paleontologiczną, i nieda się związać z żadnenii z dotychczasowych po-jęć o przebiegu rozwoju dziejowego ssaków.

(C. R.) Jan T.

— Szkielet ichtyozaura doskonale zachowanyzostał znaleziony w Stockon (Warwickshire).Egzemplarz ten posiada sześć metrów długościi zostanie umieszczony w Muzeum historyi na-turalnej w South-Kensington.

(Rev. scient,). Jan T.

— Obecność lasecznika tężca (fetanus) w żo-łądku ludzkim skonstatował Pizzini. Że tendrobnoustrój przebywa stale w kanale pokarmo-wym koni, bydła, psów, królików i świnek mor-skich, nie powodując żadnych zgoła zaburzeńchorobowych—znanem było oddawna. Lasecz-nik tężca był znnleziony w 3 przypadkach na 10u woźniców, stale w sąsiedztwie koni przebywają-cych, i w 2 na 90 u włościan rolników.

(Rev. Scient.) Jan T.

— Owady w źródłach gorących mieszkające,podhig badali Brunnera należą do rodziny Stra-tyomiidae. Larwy ich napotykamy w źródłachw Uinta-Country (Wyoming), których tempera-tura waha się pomiędzy 82° i 85,5° C.

(1'Annśe biol.) Jan T.

— Odpowiadająca hemoglobinie substancyaU roślin. Zamieszkujący obecnie na Jawie znanybotanik p. Maryan Raciborski odnalazł u bar-dzo wielu roślin pewną substancya, której właś-ciwe są wszystkie reakcye chemiczne, charak-terystyczne dla hemoglobiny, składającej, jakwiadomo, czerwone ciałko krwi zwierzęcej. Jak-kolwiek substancya ta napotyka się w różnychtkankach roślinnych, jednakże głównem jej sied-liskiem są rurki sitkowe, przedstawiające naj-ważniejszą część systemu tkanek, noszącegou niektórych aułorów nazwę leptomy; stąd teżsubstancya tę p. Raciborski nazwał leptominą.

Leptomina w czystym stanie stanowi biały pro-szek, rozpnszczający się w wodzie i glicerynie,nierozpuszczalny w alkoholu. Charakterystycznąjej właściwość stanowi to, że łączy się z wielkie-mi ilościami tlenu i tworzy z nim związki nad-zwyczaj nietrwałe, przedstawiając skutkiem tegodzielny środek utleniający.

Znaczenie tedy leptominy polega przedewszyst-kiem na tem, że niby wehikuł, obciążony tlenem,roznosi swój ładunek po całym organizmie roś-linnym, umożliwiając utlenianie zawartości ko-mórek, które jest źródłem energii dla czynnościżyciowych organizmu.

Dotychczas p Raciborski ogłosił tylko krótkienotatki, obiecując w niedalekiej przyszłości

przedstawić obszerne i dokładne sprawozdaniez dokonanych w tej sprawie badań. W każdymrazie jestto rzecz bardzo ciekawa, a, ostatecznejej wyświetlenie przyczyni się w znacznym stop-niu do rozszerzenia widnokręgów nauki o prze-jawach życia rośliny.

Edward S.

ROZMAITOŚCI.

— Tajemnicze głosy morza. Znanym jestfakt, że w wielu punktach wybrzeży morskich,a nawet i na oceanie dają się słyszeć oddalonehałasy i odgłosy, których przyczyna i pochodze-nie są nie .zbadane. Otóż Cleyeland Abbe za-uważył w Weather Review, że hałasy, o którychmowa często dają się słyszeć w Fundy w pięknespokojne dnie letnie; przypominają one łudzącoodgłosy dające się słyszeć w pobliżu akwaryum,•w którem znajduje się pewna ryba, Pogoniascłiromis. Ryba ta jest obdarzona zdolnościąwydawania dźwięków, które słychać z dużej od-ległości. Do pewnego stopnia spostrzeżenie toobjaśnia nam pochodzenie tych odgłosów, aletylko do pewnego stopnia, jest bowiem rzecząpewną, że słyszane hałasy są rozmaitego pocho-dzenia : jedno wyjaśnienie i to w dodatku hy-potetyczne nie może objaśnić pochodzenia wszyst-kich, tembardziej, że wiele z nich prawdopodob-nie pochodzi od fal, inne od pękania skorupyziemskiej, inne jeszcze od wstrząśnięć podmor-skich i innych przyczyn dotąd nieznanych. Bar-dzo możliwem jest jednak, że i Pogonias chromisbierze w nich udział.

(Rev. Scient.) Sł. M.

— Leczenie Żółtej febry odpowiednią suro-wicą daje, ó ile dotychczas sądzić można dobrerezultaty; p. Sanarelli, poddając takiej kuracyi8 chorych w szpitalu św. Sebastyana w Rio-Ja-neiro, wyleczył z nich 6. W szpitalu w SanCarlos z 22 osób leczonych surowicą zmarło 6,t. j . 27°/0; zazwyczaj świsrtelność przeno-si 9 5 % .

Podziwu godna jest także własność prewen-cyjna surowicy; w więzieniu w San Carloa w cią-gu paru dni kilku więźniów zachorowało na fe-brę; po zaszczepieniu wszystkim zdrowym suro-wicy, zaraza przestała się szerzyć.

(Annales de 1'institut Pasteur). Jan L.

— Przyrost ludności miast. Na całym świe-cie miasta powiększają się kosztem wsi, leczrogólnie mało znanym jest fakt, podany niedawnodo wiadomości publicznej przez p. Ripley, żewiększość miast europejskich rośnie szybciej ani-żeli miasta amerykańskie. Berlin prześcignąłNew-York; przez przeciąg 21 lat ludność jego-powiększyła się tak jak lndność Chicaga, a dwa

Page 16: M 40 Warszawa, d. 2 października 1898 r. Tom XVII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2314/42wszech98_nr_40.pdf · tury. Badania nad ciężarem właściwym i za-wartemi w wodzie gazami wskazują,

€40 WSZECHŚWIAT Nr 40.

razy więcej aniżeli ludność Filadelfii. Ham-burg zyskał dwa razy tyle mieszkańców co Bo-ston licząc od roku 1875. Stockholm podwoiłBwą ludność, Kopenhaga powiększyła się, 2'/2

raza,Chrystyania zaś potroila liczbę swych miesz-kańców przez przeciąg trwania jednego poko-lenia. Ludność Rzymu -.w roku 1860 wynosiła184000 mieszkańców, w 1895 miał on ich450000. Ludność Wiednia licząc i przedmieś -cia potroiła się w tym samym czasie. Na Paryżod roku 1881 do 1891 przypada ł/5 ogólnego

' przyrostu ludności Francyi. W Anglii więcejniż polowa miast liczących przeszło 25 000mieszkańców powstała w wieku XIX-tym; z licz-by 105 miast 60 powstało dopiero w 1825 r.8 ° / o I Q i e s z ' 5 a u o o w tniwb ssk dziećmi mieszczuchów,jeżeli za takich uważać będziemy ludzi miesz-kających w mieście przez trzy pokolenia.W Londynie i w Paryżu przybysze stanowią wię-cej niż '/g część ludności. W 40 miastach głów-nych Europy tylko '/s część przyrostu ludnościprzypada na mieszkańców miast.

(Rev. scient.). Sl. M.

— Olbrzymie budowle w Stanach Zjednoczo-nych. D .mdziestopigtrowe i wyższe domy, ja-kie zbudowano w niektórych miastach StanówZjednoczonych, mają widocznie wiele złychsh-on, skoro komisya wysadzona w Chicago dlaułożenia nowych przepisów budowlanych i zło-żona z właścicieli domów, przedsiębiorców, przed-stawicieli miasfa i towarzystw asekuracyjnychograniczyła wysokość domów do 40 m, t. j . dodziesięciu pięter. Wszystkie domy wyższe nad4 piętra muszą posiadać metalowe przyrządyratunkowe, a windy powinny się znajdowaćw oddzielnej murowanej klatce. Ta sama usta-wa budowlana zaleca używanie okiennic ze szkła;inowacyą tę osobliwie gorąco popierały towa-rzystwa asekuracyjne i straż ogniowa. Szklaneokienice ojńerają się, ogniowi i wodzie nie gorzejod stalowych, mając tę wyższość, że z łatwościąmożna dojrzeć pożar wewnętrzny i wrazie po-trzeby stłuc okienice.

(Rev. scient). Jan L.

B u l e t y n m e t e o r o l o g i c z n yza tydzień od d. 21 do 27 września 1898 r.

(Ze spostrzeżeń na stacyi meteorologicznej przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie),

1o

21 S.22 C.23 P..24 S.25 N.26 P.27 W.

Barometr !

700 mm +

7r.

46,944,941,646,44^,65o,l54,1

1 p.

47.34S,S43,046,047,45o,754,1

9 w.

45,345,346,246,6

52/S52,7

Temperatura w st

7 r. ; 1 p.1

12,5 ] l l ,o12,3 ! 14,49,5 ! 11,76,7 | 11,27,6 J 10,06,4 : 11,66,2 13,9

9 w. |Najw.

14,5 j 14,511,2 1 15,69,6 | 12,68,8 | l3,o8,2 | 11,68,5 ! 14,68,6 1 I V

I

C.

Najn.

io,511,29,36,06,45,45,o

filg.

śr.

[P=

9081707619m69

Kierunek wiatruSzybkość w metrach

im sekundę

w9,'w i J'w3

W5,SWS,W«W2,W6,SW3

SWJ,W*,SW«SW',SW3,S»

Sumaopadu

9,62,31,20,10,84,7

U w a g i

0 cały dzień z przerwami• kilkakrotnie drobny• kilkakrot.; / cały dzień• chwilowy 0 g. 3 3 0 p.0 Aokolu południa i wiecz.# ulewny od 3 h. Bo m. do

[4 h. p. m.

47,7 18,7

Objaśnienie znaków. • deszcz; >j« śnieg; A krupy; • grad; = mgła; -o. rosa; u szron; f£ burza;T odległa burzą; Ą* zawieja; V błyskawice bez grzmotów; ś wicher; ffi koło wielkie białe naokołosłońca; Q) wieniec naokoło słońca; o? koło wielkie białe naokoło księżyca; £ wieniec naokoło księżyca;|*J oznacza, że przynajmniej połowa powierzchni gruntu, otaczającego stacya,, jest pokryta śniegiem. —Głoska a. (lub a. m.) dopisana do liczby, oznacza godziny od 12 w nocy do 12 w południe; głoska p.(lub p. m.) oznacza godziny od 12 w południe do 12 w nocy. Np. 9 a. lub 9 a. m. oznacza godzing 9-ta.zrana; 7 p.—godzing 7-% wieczorem.

T E E Ś ó. Geografia krain antarktycznych, przez W. W. —< Czy istnieją organizmy nieśmiertelne?przez J. Eismonda" (dokończenie). — O najnowszej maszynie termicznej w przemyśle, przez S.

Stetkiewicza;(dokończenie). — Kronika naukowa, ~ Eozmaitości. — Buletyn meteorologiczny.

Wydawca W. Wróblewskł. Redaktor Br. inatowicz.

I^eHBypoio. BapuiaBa, 18 ceHTafipa 1898 r. Warszawa, Druk Emila Skiwskiego.