Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ......

176

Transcript of Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ......

Page 1: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich
Page 2: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich
Page 3: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Ludzie,góry,książki

Page 4: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

PRACENAUKOWE

UNIWERSYTETU ŚLĄSKIEGO

W KATOWICACH

NR 2449

Page 5: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Krystyna Heska-Kwaśniewicz

Ludzie,góry,książki

Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego Katowice 2006

Page 6: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Redaktor serii: Bibliotekoznawstwo i Informacja Naukowa Krystyna Heska-Kwaśniewicz

RecenzentJacek Kolbuszewski

Projektant okładki Krzysztof KwaśniewiczNa fot. siklawa w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Fot. Madej Gąsienica

Copyright © 2006 by Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego Wszelkie prawa zastrzeżone

ISSN 0208-6336 ISBN 83-226-1580-9

WydawcaWydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego ul. Bankowa 12B, 40-007 Katowicewww.wydawnictwo.us.edu.pl e-mail: [email protected] I. Nakład: 250 + 50 egz. Ark. druk. 10,0 + 1 wklejka. Ark. wyd. 10,5. Przekazano do łamania w lipcu 2006. Podpisano do druku w listopadzie 2006 r. Papier offset, kl. III, 80 g

RedaktorWiesława Bulandra

Redaktor techniczny Małgorzata Pleśniar

KorektorLidia Szumigała

Cena 18 zł

Łamanie: Pracownia Składu Komputerowego Wydawnictwa Uniwersytetu ŚląskiegoDruk i oprawa: EXPOL, P. Rybiński, J. Dąbek, „SPÓŁKA JAWNA" ul. Brzeska 4, 87-800 Włocławek

Page 7: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Spis treści

Od autorki 7

„Lepsze sto Giewontów, Liliowych i Mnichów niż jedna blondynka o nie­bieskich oczach". S ezon ow a m iłość z Tatrami w tle

9

„O serce, serce! Tatry moje". O Sonetach tatern ickich Mariusza Zaruskiego22

„[...] tylko tatrzańskie jeziora". Dwa epizody w Sław ie i ch w a le Jarosława Iwaszkiewicza

29

Maria i Magdalena w Zakopanem42

„Chciałbym tu jeszcze wrócić..." Góry w życiu i poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego

56

„[...] postawił góry jako symbole swej wielkości". Księdza Emila Szramka kazanie o górach

70

„Zapach Tatr". O fascynacjach górskich Jana Izydora Sztaudyngera74

Beskidzkie gronie Pawła Łyska101

Kornela Filipowicza cieszyński pejzaż poruszony113

Page 8: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

O jciec i córka. Legendarny przewodnik tatrzański i góralska poetka124

Nota bibliograficzna 151

Indeks osobowy 153

Summary157

Resume158

Page 9: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Sponad wiślanych leci falWiosenny, chłodny wiatr,

leci ku ziemi mojej w dal, ku śnieżnym szczytom Tatr.

Wichrze, nad wzgórza, pola nieś, me pozdrowienie stąd,

rodzinną moją pozdrów wieś i dunajcowy prąd.

Kazimierz P r z e r w a -T e tm a je r : Pozdrowienie

Od autorki

Góry były zawsze obecne w moim życiu, przez miejsce uro­dzenia - Krościenko nad Dunajcem, potem były Beskid Makow­ski i górska rzeka Pałeczka, w końcu pierwsze wycieczki z ojcem w Pieniny. Góry zobaczone w dzieciństwie i przemierzane w cza­sie wakacji, oraz Dunajec i las stały się czasoprzestrzenią najpierw- szych lat życia, harcerska młodość prowadziła w Beskid Śląski. Potem nastąpiło zachłyśnięcie się Tatrami, tam wiodły wycieczki z najdroższymi przyjaciółkami, miało miejsce spotkanie z przy­szłym mężem, i odbyła się „lekcja" chodzenia po Tatrach, dana niefrasobliwym dziewczynom przez Tadeusza Giewonta Gąsieni­cę, lekcja zapamiętana na całe życie i przekazywana młodszemu pokoleniu. Do tego doszły wreszcie zebrania Klubu Wysokogór­skiego i nauki wspinaczki udzielane przez wybitnych alpinistów.

Temu wszystkiemu zawsze towarzyszyła książka. Młodzieńcza lektura Koleby na Hliniku Mieczysława Rytarda zapadła w pamięć na całe życie. Przyszedł czas czytania Legendowych postaci zako­piańskich Ferdynanda Hoesicka, Przygód ze skałą, dziewczyną i śmiercią Jana Alfreda Szczepańskiego, Tragedii tatrzańskich Waw­rzyńca Żuławskiego, Gór i dolin po m ojemu Konstantego Steckie- go i wielu innych. Ale największe wrażenie wywarł Komin Pokut­ników Jana Długosza - jedna z książek życia. Tak ważna, że trud­no o niej pisać. Pochłaniane tomy literatury tatrzańskiej i alpini­stycznej nie mogły zgasić zafascynowania Kominem... Wraz z tymi książkami pogłębiała się umiejętność odczytywania symbolicznych znaczeń gór, z nich płynęła inspiracja badawcza.

O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma współpraca z zespołem „górskim" profesora Jacka Kolbuszewskie- go i niezwykłymi „Wierchami". Teksty zebrane w tej publikacji są

Page 10: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

wyborem najważniejszych, w odczuciu autorki, szkiców o górach1 i układają się w pewną całość. Zawsze na pierwszym planie jest człowiek postawiony z wyboru czy przypadku w obliczu gór. Bywa­ją one dla niego wyzwaniem, miłością lub miejscem ukojenia dla duszy umęczonej codziennym życiem, czasem udręką, a czasem miejscem zdrady. One też budzą najgłębszą tęsknotę z kamien­nego miasta, którego rytm przecież też ma swój urok. Zawsze są jednak bardzo ważne i ściśle splatają się z literaturą czy ogólniej- z książką.

★ ★ ★

O Tatrach literackich, o związkach gór z kulturą, napisano już tomy i autorka ma tego pełną świadomość. Wystarczy tu tylko wymienić dorobek Jacka Kolbuszewskiego, Jana Majdy, Poli Ku­leczki i wydawnictwa Centralnej Biblioteki Górskiej PTTK w Kra­kowie. Do tego bogactwa pragnę dołożyć swoją książkę w nadziei, że zabrzmi ona głosem wspólnym, ale i odrębnym w bogatej bi­bliografii górskiej.

Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ­rymi idę przez góry i przez życie.

1 Publikowane były wcześniej w „Wierchach", „Śląskich Miscellaneach", Górach - literaturze - kulturze. Niektóre z nich zostały przeredagowane i uzupeł­nione, niektóre napisane na użytek niniejszego tomu. Pełny wykaz zob. Nota bibliograficzna, s. 151.

Page 11: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

„Lepsze sto Giewontów, Liliowych i Mnichów niż jedna blondynka o niebieskich oczach" Sezonowa miłość z Tatrami w tle

Gabriela Zapolska (1857-1921) w Zakopanem bywała od roku 1895. Najpierw spędziła tam lipiec i sierpień, następnie od kwiet­nia 1903 do stycznia 1904 roku (dziesięć miesięcy) przebywała w Zakładzie Hydropatycznym doktora Andrzeja Chramca, gdzie leczyła swe wielorakie dolegliwości, potem była jeszcze raz w roku 1911, w lecie od połowy czerwca. Raczej brała udział w życiu to­warzyskim1, seansach spirytystycznych, i pisała, niż chodziła w góry. Liczne opisy zabaw, restauracyjnych uciech i spektakli tea­tralnych w powstającej tam powieści Sezonowa miłość były za­pewne czynione z autopsji i mieściły się w nieustającym kar­nawale odbywającym się u podnóża Tatr. O zabawach i pisaniu, czasem krótkich spacerach informowała też często swego męża, Stanisława Janowskiego. Na przykład w grudniu 1903 roku dono­siła w liście, że pisze Sezonową miłość po „500 wierszy dzien­nie"2 i już w kwietniu 1904 roku powieść zaczął drukować „Ku­rier Warszawski".

Maria Komornicka, współczesna Zapolskiej, wnikliwie zauwa­żyła, że powieść zastanawia „nieprzeciętnym talentem fotografii migawkowej, który znakomicie pochwycił zapach lata w Zakopa­nem, a do wyżyn artyzmu wzniósł się bajecznie wypukłą postacią »gaździny«"3. Jednak wątek Tatr, jako tło miłosnych uczuć w Sezo­nowej miłości, nie zainteresował specjalnie krytyki, raczej zajmo­

1 Por. J. C z a c h o w s k a : Gabńela Zapolska. Monografia bio-bibliograficzna. Kraków 1966, s. 302 i nast.

2 G. Za po l s ka : Listy. T. 2. Warszawa 1970, s. 131.3 [M. K o mo r n i c k a ] Włast.: „Chimera" 1905, z. 26, s. 335.

Page 12: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

wano się sposobami kompromitowania moralności mieszczań­skiej, o czym pisała Maria Ossowska4.

Jacek Kolbuszewski poświęcił tej książce tylko kilka uwag, pisząc: „Dla dziejów literatury o Tatrach powieść ta ma niewiel­kie znaczenie, mimo że jeden z jej punktów kulminacyjnych sta­nowi tatrzańska wycieczka, przedstawiona zresztą blado i nieudol­nie". Pochwalił tylko „krytyczne spojrzenie na degenerującą się góralszczyznę i zdzierstwo gaździn wobec letników" i wysunął refleksję, że „obcowanie z górami wymaga szczególnej wrażliwo­ści oraz psychicznej gotowości", zwrócił również uwagę na opis pierwszej reakcji męża Tuśki, Żebrowskiego, na widok Tatr i kon­wencję prozy liryzowanej, w jakiej opisane zostało piękno tatrzań­skiej nocy. Od tej opinii uczonego chciałoby się wnieść odwołanie z nadzieją na złagodzenie surowego wyroku i dostrzeżenie w po­wieści Zapolskiej jeszcze innych wartości. Z pewnością należy do nich wątek góralszczyzny, postać starej gaździny oraz kreacja pej­zażu tatrzańskiego, która będzie stanowiła główny wątek naszych rozważań.

Generalnie górale wydają się inteligentniejsi od przyjezdnych, sprytni, umiejący znakomicie wykorzystać „popyt" na góralszczy­znę, ale i bardziej ludzcy, autentyczni i namiętni. Patrzą na przy­jezdnych z pewnym pobłażaniem. Oni są z górami na co dzień i obce są im wszystkie postawy estetyzujące. Czują też pewną sztuczność postaw „miastowych" wobec gór, a różne „sezonowe miłości", będące tu na porządku dziennym, budzą ich gniew i zgor­szenie, zwłaszcza kobiet. Widać to zwłaszcza w postaci starej gaź­dziny Obidowskiej, która jest kreacją znakomitą. Porównanie jej do zranionej wilczycy uwydatnia jej namiętność, ostrość rysów, błysk w oczach, ale i waleczność. Przyzwala ona na romans swego wiele młodszego męża z inną góralką, ale dramatycznie protestuje przeciw chodzeniu na wycieczki z „miastowymi". Do zdziwionej Tuśki mówi: „A!...to je co inszego! Ona była przede mną, to wia­domo, jej prawo. A potem ona górska je, nasza, to jensza sprawa. A te mieńskie, jak idom na wirchy, to ino zęby scyrzec..."5.

Tatry oglądamy przede wszystkim oczami Tuśki Żebrowskiej, żony biednego, choć wiecznie zapracowanego, warszawskiego

4 M. Os s ows ka : Moralność mieszczańska. Łódź 1956, s. 48-62.5 G. Zapo l s ka : Sezonowa miłość. Kraków 1957, s. 112; wszystkie cytaty

pochodzą z tego wydania. Cyfra w nawiasie po cudzysłowie oznacza numer strony.

Page 13: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

urzędnika, która wraz córką Pitą (skrót od Józefiny) przyjeżdża na kurację do Zakopanego. Jej ciasne, zatęchłe mieszkanie przy ulicy Wareckiej w Warszawie zostaje skontrastowane z górską przestrze­nią - ogromną, wolną, pełną zapachów i barw, a jej widzenie świa­ta, uwarunkowane „ulicą Warecką", przełamie uczucie rozwijają­ce się na tle pejzażu tatrzańskiego,- dla wstrząsu psychicznego „żony urzędnika" będzie stanowił on siłę sprawczą. Żebrowska jakby przeczuwa już w pierwszych dniach pobytu w Zakopanem, że jest to idealne tło dla przeżycia miłości:

W ogóle w tym Zakopanem jest jakiś niepokojący powiew. Tak dziwnie wszyscy się tu jedni względem drugich zachowują - myśli Tuśka - ta górska swoboda objawia się w sposób co najmniej niewła­ściwy.

s. 72

Drugi ogląd gór dokona się oczami męża Tuśki - ubogiego urzęd­nika i, jak się początkowo wydaje, dość ograniczonego, o bardzo sła­bej kondycji fizycznej, któremu zabraknie słów na określenie wra­żenia, jakie wywrą na nim góry. Potrafi tylko powiedzieć do Porzyc- kiego: „Nie spodziewałem się!" Trzeci punkt widzenia to spojrze­nie aktora Porzyckiego, bywalca Zakopanego, wielkiego amatora wycieczek tatrzańskich. Nocna rozmowa w górach męża z niedo­szłym kochankiem jest, według Józefa Rurawskiego, jedną z najlep­szych scen powieści6 i wydaje się to sąd jak najbardziej słuszny.

Zapolska patrzyła na góry za pośrednictwem twórczości młodo­polskich poetów, zgodnie z wypracowanymi przez nich „wzorca­mi". Tuśka będzie w Tetmajerowskich7 barwach oglądać pejzaże tatrzańskie. Kazimierz Tetmajer operował bogatą kolorystyką8 i jego artystycznie wykreowany krajobraz wyzwalał w bohaterach określone uczucia, to z jego poezji wywodzi się także związek erotyki z moty­wami górskimi.

Tuśka początkowo widzi góry oczami mieszczki, narrator ko­munikuje to czytelnikowi już w pierwszym rozdziale książki. Sto­

6 J. Rurawski : Gabriela Zapolska. Warszawa 1987, s. 322.7 W liście do męża z dnia 20( ?) kwietnia 1903 roku pisała z pewną niechęcią,

ale i nieskrywaną zazdrością, o poecie: „Przyjechał dziś Tetm[ajer Kazimierz). Wszedł jak rabin do sali, wszyscy go tu nie lubią, bo strasznie się odyma i do obiadu przynosi skrypta, pisze, poprawia przy stole, gra komedię. Wszyscy się z niego śmieją". G. Z a po l s ka: Listy. T. 2..., s. 70.

8 J. Kol bus zews ki : Tatry w literaturze polskiej. 1805-1939. Kraków 1983, s. 311, 315.

Page 14: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

jąc na ulicy Nowotarskiej, bohaterka myśli: „Ogromne - ale po co właściwie się ludzie na to drapią?" (33). Nawet później, gdy zza mgły i deszczu wyłonią się wyraźniej zarysy gór, nie wywrą na niej silniejszego wrażenia - bardziej interesujące wydają się zakopiań­ska ulica, cukiernia, plakat teatralny. „Nie było kontaktu tych dwóch dusz z duszą przyrody" (Tuśki i Pity - K.H.-K., s. 35). Roztaczają­cy się przed ich oczami zza chmur łańcuch gór został odmalowa­ny w trzech „warstwach" i kolorach: szmaragdu, szafiru i opalu, i taka kolorystyka będzie pojawiała się we wszystkich krajobra­zach opisywanych w Sezonowej miłości. Układają się te barwy w trzy plany. Pierwszy - szmaragdowy - komponuje się z różnych odcieni zieleni: od szczytów smreków po jasnozieloną strugę łąki, ma on w sobie miękkość aksamitu. Drugi - wyższy, „taras z sza­firu, przetykanego srebrem śniegu" (35) - przypomina archaniel­skie skrzydła, które pną się ku warstwie opalu - warstwie trzeciej, wyniosłej, dalekiej, nieziemskiej. Od tej krainy płynie woń świe­żej żywicy i spływa ku ludziom dobro, a gdy krajobraz ten prze­świetli słońce „złotopurpurowym paskiem", staje się on metafi­zyczny, prawie nierealny, i linie gór robią się świetlane. Ten „me­chanizm" prześwietlania krajobrazu wschodzącym, jak i zacho­dzącym słońcem będzie się u Zapolskiej powtarzał, by swe apo­geum osiągnąć nad Morskim Okiem. Początkowo skontrastowa- ny jest z przyziemnością małych mieszczek, uważających, by nie uszkodzić nowych bucików i patrzących pod nogi, a nie na górski pejzaż, na dalszych kartach powieści sytuacja ulegnie zmianie - Tuśka i Pita nauczą się spoglądać w górę. Zanim to się stanie, Żebrowska ulegnie czarowi nocy zakopiańskiej, gdy wiedziona cie­kawością i zaniepokojeniem, spowodowanymi góralską kłótnią małżeńską, wyjdzie z pokoju na pole:

Srebrno i błękitno. Cała kaplica! Cała baśń czarodziejska zaklęta dookoła. Nic nie zdoła wysłowić uroku takiej powodzi, takiej topieli opływającej ziemię. Smreki szafirowe, zda się zawisły w przestrzenii pławią się nieruchomo przepojone rozkoszą.

s. 127

Będzie to jednak zaledwie przeczucie tego, co przeżyje w słoń­cu, choć określenia: baśń, urok czy rozkosz niejako te przeżycia zapowiadają.

O charakterze krajobrazu decyduje jednak słońce, wszystko, co ono prześwietla, staje się piękne, pełne jakiegoś przepychu - pojawi się określenie „biło od złota" (68). Ozłaca ono nie tylko

Page 15: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

widoki, ale też ludzkie serca i dusze. To wszystko będzie tłem dla rozwijającej się miłości: dla Porzyckiego „sezonowej", dla Żebrow­skiej - przełomowej. Elementy tatrzańskiego krajobrazu mają cha­rakter głównie kolorystyczny i one tworzą emocjonalną nastrojo- wość. Zapolska, podobnie jak Tetmajer9, wprowadza do literackiej wypowiedzi obiekty topograficzne nie dla ich wartości turystycz­nych, ale dla podkreślenia „jakości subiektywnych doznań kon­templacyjnie nastawionego podmiotu lirycznego". Najbardziej widać to w opisie wycieczki do Morskiego Oka, przede wszystkim we wspominanej kolorystycznej zmienności. Tak jak w poezji, naj­ważniejsze są wschody i zachody słońca oraz wszystkie rodzaje słonecznego blasku. Te opisy świadczą najdobitniej, iż istotnie to poezja „stała się szkołą pokoleniowego sposobu rozumienia gór"10.

Przyjeżdżający do Zakopanego chcą przy porannej kawie spo­glądać na Giewont - „widmowy, liliowy, rozpływający się we mgle, to znów jakby z szafiru jednego przez olbrzymów wykuty" (85). Dla tych przeżyć filister wynajmuje dom obowiązkowo z werandą.

Muszą też koniecznie być nad Morskim Okiem. Wycieczka drogą prowadzącą koło Wodogrzmotów Mickiewicza otwiera przed oczyma Tuśki wciąż zmieniające się widoki; szafir nieba, smreki, całe pola gencjan11 (określenie, że w nich, jak w stawach, przeglą­da się szafir nieba, podkreśla intensywność kolorów), tu i ówdzie płaty śniegu, zieleń paproci i „kandelabry złotogłowiu". Te wszyst­kie barwy przenika zapach żywicy, świeżości. Pachnie pięknem - przeczytamy, i będzie w tym określeniu tak znamienna dla mło­dopolskiej poezji synestezja.

Tuśka i Pita, które początkowo traktowały wycieczkę jak pa­radny przejazd Alejami Ujazdowskimi, pod wpływem barw, zapa­chów, dźwięków (Anioł Pański) zaczynają tracić początkową sztyw­ność i zaczyna je przenikać ciepło nieznanych wcześniej uczuć. Przeżywają obcą wcześniej „rozkosz zagłębiania się w góry" (179), doznawania i rozumienia piękna, które potęguje rozwijające się uczucie między Tuśką a Pokrzyckim.

Im bliżej do Morskiego Oka, tym większe „rozpanoszenie się roślinnego świata" i więcej barw; ametystowe, topazowe i koralowe

9 Ibidem, s. 331.10 Ibidem, s. 337.11 Wydaje się, iż to właśnie gencjany, czyli goryczki kwitnące na niebiesko,

fioletowo i żółto, zdominowały kolorystykę opisów Zapolskiej, głównie odmiana fioletowa i szafirowa. Poświęciła im nawet szkic pt. Gdńe gencjany kwitną I. Droga do willi Sas. „Kurier Codzienny" [Warszawa] 1903, nr 134.

Page 16: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

kwiaty układają się w aleje „na podłożu szmaragdowych lub mie­dzianych mchów i paproci" (178). Wrażenie ich bezmiaru potę­gują określenia akwatyczne: „morze mchu", „płaty gencjan zdają się stawami"; „deszcz brylantów" nadaje górom dodatkowej eks­presji. U Zapolskiej woda jest żywa, czysta, czasem tajemnicza, ale nie symbolizuje cierpienia.

Kobiecy makijaż, perfumy, woalki, falbanki i inne atrybuty kobiecości przy krajobrazie tatrzańskim wyglądają jak sztuczna, tandetna biżuteria przy autentycznych klejnotach. Razi miernotą i - jak określi to narrator - „urąga Tatrom, urąga przyrodzie, urąga słońcu" (168).

W opisach dominują odcienie fioletu i błękitu, których głębię i nadmiar mają oddać takie określenia, jak: „gamy", „pęki", „bo­gactwa", „masa". „Koronki smreków", „wachlarze paproci", „ko­łyszące liliowe płatki dzwonków" różnicują odcienie zieleni, na­dając jej „niesłychanej subtelności". Pierwsze spojrzenie na wodę w Morskim Oku również wydobędzie jego szmaragdowo-zielony kolor, jakby przetkany srebrną nitką. Na tym tle zaznaczy się ary- stokratyczność i elegancja limb. Dźwięki góralskiej muzyki, or­kiestry napotkanej przy wodogrzmotach, zrazu jakby hałaśliwe i kawiarniane, w miarę oddalania się będą subtelniały i sączyły się, nie mącąc górskiej ciszy.

Krajobraz najwidoczniej ulega przebóstwieniu, co podkreśla nie tylko wysokie uniesienie narratora, ale także słownictwo sa­kralne: „rozmodlenie istnienia". Nawet przyrównanie pobojo­wiska wśród drzew po halnym do „wieczystej kaplicy pogrzebo­wej", do „wieczystego strojnego katafalku", nie kładzie się cieniem smutku na pejzażu, ale przydaje mu dostojności. Częstotliwość tego słownictwa zwiększy się w miarę wchodzenia w głąb gór: głazy tatrzańskie zostaną porównane do ofiarnych ołtarzy stoją­cych w zacienionych świerkowych świątyniach. Ten zabieg prze- bóstwienia pejzażu wystąpi nie tylko w opisie wycieczki do Mor­skiego Oka, ale także przy innych okazjach, gdy pojawią się sło­wa: „cała kaplica", „las z baldachimem", „mech jakby cudem za­wieszony".

Noc zaskoczy turystów już nad Morskim Okiem i wtedy góry ukażą swą grozę - noc nie zapada od góry, lecz wysuwa się spod ziemi, wraz z ciemnością pojawi się ostry chłód. Góry bez kwiatów i zieleni budzą trwogę, są jak potwory porażające dwie mieszczki. Ten świat będzie odmieniony dopiero przez jasność poranka.

Siedzi więc Tuśka z aktorem Porzyckim o świcie nad Mor­skim Okiem i patrzą oboje na szczyty Mięguszowieckiej Turni:

Page 17: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Wędrowne, blade góry zarysowały się purpurową, przepyszną li­nią na mlecznobiałym tle. Każda zasłona, każdy szczyt, obwiedziony purpurą, zdawał się opalem drogocennym, oprawnym w pasek gore­jącego żelaza.

Poza tym ani śladu jeszcze słońca, tylko ten przebłysk purpuro­wy, gorący i krwawy. [... ]

W tej chwili dopiero widzi Tuska, że to, co brała za zatopienie się w szarości i bieli, to był szron, który krystalicznie pokrył mchy, kosodrzewinę, limby, upłazy - wszystko. I nagle rozczerwieniło się niebo, a od Żabiego ptakiem o szafirowym sercu i brylantowych skrzy­dłach wzbiło się z przerażaj ącą szybkością słońce. [... ]

Jakby od góry, od tych skrzydeł słonecznych nagle wstrząśnię­tych sypie się deszcz brylantów na skały. Migoce się, zapala, gra sza­firem, rubinem, szmaragdem, tęczą. To szron topnieje rosą i ocieka. Brylanty te zaczynają spływać strumykami migocącymi ku wodzie i oto woda, już zupełnie czarna, porusza się, żyje...

s. 190-191

Ten świat staje się na ich oczach, w nocy i ciemności go nie było. Prześwietlony słońcem wydaje się odmianą Raju odzyska­nego, służą temu metafory drogich kamieni, symbolizujących do­skonałość. Jest to rodzaj hymnu na cześć Słońca12. W literatu­rze Młodej Polski kult solarny często wiązano z okultyzmem, ale u Zapolskiej nie dostrzega się tego typu postaw, to raczej wejście w swoje własne wnętrze za pośrednictwem piękna natury. Tę swo­istą terapię wstrząsową Porzycki funduje mieszczkom; Tuśka za­czyna przekraczać granice własnych możliwości uczuciowych, „rozumieć piękno kwiatu i rozkosz, jaką w tym rozumieniu zna­leźć można" (179).

Pejzaż rozświetla się od góry, od szczytów, najpierw jakby tyl­ko obrysowanych czerwienią na mlecznym tle; potem od słońca przemienia się cały krajobraz. Przepych barw pisarka oddaje, zwie­lokrotniając nazwy drogich kamieni: szafirów, rubinów, szmarag­dów, brylantów, opali. Pojawiają się ciągi skojarzeniowe typu emo­cjonalnego, wywołane mnożeniem nazw klejnotów. Cały krajobraz staje się drogocennym skarbem, przypominając waloryzację po­dobną do romantycznej, gdy tradycyjnie stosowano semantykę kolorów: błękit i złoto oznaczają życie i dobro, czerń i czerwień symbolizują śmierć i zło.

Jeśli nawet chwilami opisywane kosztowńości sprawiają wraże­nie sztucznych, to być może dlatego, że, jak pisała Maria Podraza-

12 Por. szerzej: M. P o d r a z a - K w i a t k o w s k a -.Symbolizm i symbolika wpo- ezji Młodej Polski. Kraków 1994, s. 178 inast.

Page 18: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

-Kwiatkowska: „Sztuczność jego [opisu - K.H.-K.] nie polega na podstawianiu diamentu lub rubinu w miejsce słońca, i szafiru czy lapis-lazuli w miejsce wody"13, lecz na tym, iż wyrażone w ma­teriale językowym zbyt często spłaszczają się , czasem przywołu­jąc skojarzenia raczej z biżuterią niż z wartościami, jakie mogą symbolizować.

Wraz ze światłem narasta ruch, który określają czasowniki: wzbiło się, sypie się, migoce się, zapala, topnieje, ocieka, spływa, żyje. Nie słychać natomiast żadnych głosów, siłę barw potęguje cisza. Wraz ze słońcem wzmaga się w Tuśce uczucie, „bo Tuśka nie czuje się być »widzem«, ona sama niejako budzi się razem z tym dźwigającym się słońcem i bramuje się tak purpurą linii jak owe wichry wysoko na tle krwawiącego się już nieba" (100). Jacek Kolbuszewski, pisząc „o nastrojowych wartościach widoku w specyficznie słonecznym oświetleniu", stwierdzał, że cała na- strojowość pejzażu zasadza się właśnie na niepowtarzalności tego oświetlenia14. Ono też potęguje niewątpliwą malarskość opisów Zapolskiej.

W literaturze modernistycznej częstsze były opisy zachodzą­cego słońca, które zawsze w Młodej Polsce miały dodatnią walory­zację semantyczną; w utworze Zapolskiej najważniejszy staje się opis słońca wschodzącego. Choć to właśnie zachód słońca, doda­jący górom majestatu, pierwszy raz wyzwolił w Tuśce jakąś tęsk­notę, pojawi się w niej pragnienie większej bujności życia, chęć pójścia w górę i doświadczenia cudu przemiany świata i człowieka, wejścia na ścieżki wijące się pomiędzy kosodrzewiną i srebrem nici potoków.

„Jasny solaryzm młodopolski" - określi ten typ przedstawie­nia Jerzy Kwiatkowski15. W Sezonowej miłości będzie to zdecydo­wanie witalistyczna wersja solaryzmu, pobudka do życia. Słońce- „partner miłości" to sytuacja nierzadka w poezji młodopolskiej, użycza ono Tuśce siły i odwagi do miłosnych przeżyć.

Pochyla się ku niej Porzycki.- No... kocha słońce?...

13 Ibidem, s. 194.14 J. Ko l b us z e ws k i : Tatry w literaturze polskiej..., s. 333.15 J. Kwi at kows ki : Od katastrofizmu solarnego do synów słońca. W: Młodo­

polski świat wyobraźni. Studia i eseje. Red. M. P o d r a z a - K wi a t k o w s k a . Kra­ków 1977, s. 262. Por. też J. M a j d a: Młodopolskie Tatry literackie. Kraków 1989, s. 141.

Page 19: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

W oczach jego migocą takie same brylanty, jak na powierzchni wody.

Uśmiecha się do niego, do tych słonecznych piękności, które drgają w głębi jego źrenic.

A jego kocha? ... - pyta dalej Porzycki.s. 191

Robi to wrażenie snu, a gdy się on skończy, Tuśka wróci do tego, czym jest i do bruków miejskich. I choć narrator nie wspo­mina, że Tuśka wchodzi w rzeczywistość senną, wszak właśnie przebudziła się w schronisku, to właśnie nad Morskim Okiem wyzwala się, jak we śnie, z tego, co ją więzi na jawie.

Przemieni się także Pita, która niezabrana przez matkę na poranną wyprawę głośno wyraża swą pretensję, a raz zbuntowaw­szy się, buntuje się już stale i zaczyna na matkę patrzeć z pewnego dystansu; wydoroślała nad Morskim Okiem. Tak przyroda podpo­rządkowuje sobie człowieka - odwrotnie niż w antropocentrycz- nym nurcie ujmowania natury, choć jest to nadal więź emocjonal­na i intymna. Potęga Tatr niesie w dzień radość, a w nocy może porazić grozą. To w linii prostej dziedzictwo romantyzmu, wcze­śniej sentymentalizmu16.

Będą jeszcze inne wycieczki, np. spacer ścieżką pod Reglamio zachodzie słońca, wzdłuż potoku prowadzącego w głąb lasu, gdzie rośnie moc szafirowych, fioletowych i różowych kwiatów. Tu jed­nak bardziej niż góry swój czar roztacza las - jeden z kluczowych symboli młodopolskich17, opisany zgodnie z konwencją: od mchu aż po wierzchołki drzew.

Zupełnie inaczej wygląda wejście w góry męża Tuśki. Górskie wzniesienia pokonuje on z wielkim wysiłkiem, nie jedzie w po­wozie jak żona. Jego początkowo jakby lekceważące odzywki - „zmierzymy się z Giewontem" - kończą się przy pierwszym po­dejściu, nie pomaga wzmacniający łyk koniaku. I znów mamy wycieczkę, tym razem do Czarnego Stawu, a w dalszym planie jest Zmarzły Staw18, są lasy, jodły splątane z limbami, potoki, ściany skalne - ale nad wszystkim dominuje zmęczenie warszawskiego

16 Por. A. Kowal czykowa: Pejzaż romantyczny. Kraków 1982, s. 25.17 Zob. W. Gut o ws k i : Tajemnice młodopolskich lasów. O kluczowym sym­

bolu poetyckim. W: Literacka symbolika roślin. Red. A. Ma r t u szewska. Gdańsk 1997.

18 Zapolska pisze „Stawek", ale chodzi chyba o Zmarzły Staw Gąsienicowy, inaczej Zmarzły Staw pod Zawratem, leżący powyżej Czarnego Stawu Gąsieni­cowego.

2 Ludzie. 17

Page 20: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

urzędnika. Nie ma w opisach kwiatów, słonecznych blasków i lśnień, żadnej fascynacji, nawet wzniosłości, jest tylko przytło­czenie ogromem przyrody:

Przed nimi ogromna, prawie gładka ściana skalna z fioletowymi rozpadlinami. Z tych rozpadlin zwieszają się jakby cudem zawieszo­ne, olbrzymie płaty ciemnozielonego mchu. Robi to wrażenie, jakby król Tatr, idąc w górę, darł o skały swą aksamitną szatę i strzępy zosta­wiał z magnacką niedbałością. We mchu słońce rozpala jakieś dziw­ne, tęczowe iskierki. Skąd się biorą, tego zrozumieć nie można.

s. 367

Żebrowski idzie na czworakach, odzież ma podartą, oddycha ciężko - oglądamy go oczyma Porzyckiego, myślącego z obrzydze­niem: „Czemu ja ciebie brałem, karakonie jeden [...] zaplugawi- łeś mi wspomnienia gór" (367), „śmieszna pchła okulawiała, chcą­ca skakać i padająca na słabe łapy" (368). Pogarda i obrzydzenie aktora udzielają się czytelnikowi, tak jakby uroda gór zależała od ludzkiej urody - lub jej braku. Dopiero noc spędzona w górach, przy ognisku przełamie coś w niedobrych uczuciach aktora. Na­strój zmroku wyzwoli w mężu Tuśki potrzebę zwierzeń i opowie on aktorowi o swoim biednym, od dzieciństwa umęczonym ży­ciu: biciu przez ojca, poniewierce, urzędniczym przemęczeniu. „Taki widoczny czar był nocy tej górskiej, ciszy tej wielkiej, wśród której dusza Tatr senna a dobroci pełna rozsnuwała się cała jakby mgła, jakby to najlepsze, co przenika w serce ludzkie i zastygłe łzy roztapia na dobroczynną rosę" (374). Przeżywając ten nastrój, Porzycki zmienia swoje nastawienie do Żebrowskiego, rodzi się w nim początkowo współczucie, potem sympatia, potem zalążek przyjaźni i uczucie wstydu, że temu tragicznemu i żałosnemu człowiekowi uwodzi żonę19. Będzie to zarazem początek końca uczucia do Tuśki, „sezonowej miłości", wyzwolonej w górach i koń­czącej się w górach. Zanika w nim „kochanek", a rodzić się poczy­na współczujący człowiek.

Nierozumiejąca tego Tuśka zacznie męczyć teraz aktora swą obecnością i coraz jawniej okazywanym uczuciem. Zniecierpli­wiony, nie mogąc się od niej uwolnić, rozdrażniony pomyśli: „Wolę sto Giewontów, Liliowych, Mnichów i wszystkie zatracone percie niż jedną o niebieskich oczach blondynkę!... Tamte umęczą nogi,

19 Na fakt, iż w kreacji antropomorficznej Tatry stawały się symbolem Dobra przyrody, zwracał uwagę J. Maj da: Młodopolskie Tatry literackie. Kraków 1989, s. 132.

Page 21: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

a taka duszę rozklekoce na strzępy" (396). Dla aktora Porzyckiego bowiem Tatry są przestrzenią oswojoną, w której porusza się swo­bodnie, uważając je za swoją własność i którą, jak wyzna, „strzeże zazdrośnie od jakiegoś brzydkiego wspomnienia" (368). On sam jest jakby stworzony do pokonywania górskich ścieżek - „prosty, śmigły jak sosna, a świeży jak te górskie potoki, co mu pod stopa­mi rwą się jak szalone, waląc o kamienie z furią i zapałem" (368), znakomicie wkomponowuje się w ten krajobraz. Narrator, przy­równując aktora do sosen i potoków, a więc wyrazistych elemen­tów górskiego pejzażu, podkreśli zarazem jego młodość i męskość. To on będzie dla Tuśki odkrywał urodę gór i uwodził ją, zręcznie wykorzystując wrażenie, jakie wywierają na mieszczce. W gruncie rzeczy więc piękno gór widzimy tylko oczyma Tuśki i widzimy je w zadziwieniu, w sposób emocjonalny, związany z rozwijającą się miłością.

Trzeba jednak postawić pytanie, skąd pisarska, nieustannie chora i odbywająca z polecenia lekarskiego tylko dwa razy dzien­nie krótkie spacery, znała Tatry20. Jej częste listy do męża z Zako­panego niewiele zawierają opisów górskich wrażeń. Znajdujemy informacje o „wyciu halnego", że jest ślicznie, cudnie, „Drzewa rozwijają się powoli, ale że jest dużo świerków, więc wygląda zie­lono. Ja leżę teraz ciągle"21, „Okna mają widok na góry i na morze świerków"22. Z listów zatem wiemy, że pisarka oglądała krajobraz górski głównie z okna.

W owych latach (1901-1910) Zapolska była żoną malarza Stanisława Janowskiego, autora znanych obrazów o tematyce le­gionowej i tatrzańskiej, takich jak: Morskie Oko (1898), Z Mie­dzianego, widok na Tatry (1899), Widok na Hruby (1899), Biała Woda (rys. piórkiem, 1900), Nad Dunajcem (1902), Z Podhala (1903), W Tatrach (1904), Szczyt Mnich (olej), Widok z Miedziane­

20 W liście do S. Janowskiego z 12 maja 1903 roku pisała: „Rano budzi mnieo 7 i pół. Piję wodę marienbadzką, 1 szklankę. O 8 '/2 śniadanie. Potem spacer do 4 kilometrów, dalej kąpiel ‘/2 godziny i masaż nogi. Następnie obiad. Po obiedzie ‘/2 godziny siesta - znów spacer, np. do miasta tam i nazad piechotą, co już dla mnie jest niczym. O 5-tej herbata. Po herbacie piszę - do kolacji. Wieczorem masaż nogi przed pójściem spać". Listy Gabrieli Zapolskiej. T. 2. Zebrała S. L i­no wska. Warszawa 1970, s. 92. Pisarka cierpiała w tym czasie na krwotoki kobiece, przygotowywała się do operacji i wszelki wysiłek fizyczny jej szkodził.

21 G. Zapolska:Listy. . . , s. 81.22 Ibidem, s. 98.

Page 22: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

go (sygnowany także przez L. Bollera). Był on również autorem portretu ojca doktora Chramca23 i współtwórcą Panoramy Tatr, malowanej pod kierunkiem monachijskiego panoramisty Ludwi­ka Bollera24 wraz ze Stanisławem Radziejowskim, Kacprem Żele­chowskim oraz innymi malarzami25. Autorem sztafażu figural­nego do Panoramy Tatr był Teodor Axentowicz, który wmalował w krajobraz grupę turystów, a wśród nich dr. Tytusa Chałubiń­skiego, ks. Józefa Stolarczyka, prof. Walerego Eliasza oraz Wojcie­cha Gersona. Bazą było schronisko w Morskim Oku, a jako miej­sce do malowania obrano wierzchołek Miedzianego. „Stąd rozpo­ściera się rozległy widok na Dolinę Pięciu Stawów, przeciętą srebr­nymi szarfami potoków z rozległymi wodospadami, oraz na naj­wyższe i najdziksze szczyty i pasma górskie: Świnicę, Zawrat, Czer­wone Wierchy, Rysy i Grubego, tudzież na wystrzelający z tyłu Krywań. Stąd też roztacza się groźny widnokrąg skał i śniegów z mrocznymi przepaściami, żlebami i wiszarami"26.

Taki też krajobraz odtworzony został w Panoramie... Malo­wano przez dwa sezony letnie (1894, 1895), aż dziewiętnaście razy wchodząc na szczyt Miedzianego. Janowski był autorem dwóch dużych szkiców, zachowanych w Muzeum Narodowym w Kra­kowie, które spotkały się z dużym uznaniem krytyki27. Tak więc kolorystykę i wygląd wysokich partii Tatr poznała Zapolska z ob­razów męża, dobrego znawcy okolic Morskiego Oka; zapewne też jego oczami oglądała wschody słońca nad Morskim Okiem. I to byłby drugi, po poezji Kazimierza Tetmajera28, klucz do czytania nie tylko Sezonowej miłości, ale i felietonów zakopiańskich autorki

23 Z. i W.H. Paryscy: Wielka encyklopedia tatrzańska. Poronin 1995, s. 456, podają wprawdzie, że Janowski malował portret dr. Andrzeja Chramca, podobnie jest w Polskim słowniku biograficznym, lecz w tym wypadku informacja Zapolskiej wydaje się wiarygodniejsza.

24 L. Boiler już w Monachium w czasie wykańczania głównego obrazu spadł z rusztowania i w dziewiątym dniu po wypadku zmarł.

25 Por. Z. i W.H. Paryscy: Wielka encyklopedia..., s. 873-874. Panoramę znisz­czył potem J. Styka, przeznaczając płótno na kompozycję Męczeństwo pierwszych chrześcijan (por. I . Duni kows k a : Janowski Stanisław. W: Polski słownik biograficz­ny. T. 10. Red. K. Lepszy. Wrocław 1962-1964, s. 572-574). W Muzeum Narodo­wym w Krakowie znajduje się około 300 rysunków Janowskiego, wśród nich sceny rodzajowe i pejzaże; informację tę zawdzięczam p. red. Wiesławowi A. Wójcikowi.

26 J. B i e n i a s z: Zapolska. Warszawa-Kraków 1960, s. 117.27 Dokładniej opisuje to wydarzenie J. B i e ni a s z , ibidem, s. 117-121.28 Niezwykle interesujący wydaje się fakt, iż K. Tetmajer napisał wiersz Ob­

jaśnienie do obrazu „Tatry" Janowskiego.

Page 23: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Córki Tuśki, zwłaszcza że sześć obrazów z Tatr i Podhala oraz por­tret Chramca Janowski malował w czasie trwania małżeństwa z Zapolską. W liście z czerwca 1903 roku do malarki Bronisławy Rychter-Janowskiej, siostry męża, pisała Zapolska: „Stacha tu ogromnie lubią. Chramcowie za nim przepadają. Ożywił się i pra­cuje bardzo. Zaczął wspaniały portret ojca Chramca, starego górala, i cudowny krajobraz tęczowy, który zachwyca wszystkich"29. Ta­kież „cudowne krajobrazy tęczowe" oglądamy wraz z Tuśką w Se­zonowej miłości-, przetworzone na malarskim płótnie, a potem na kartach książki, zawierały w sobie jakby podwójne widzenie Tatr - malarskie i literackie. Czytając powieść Zapolskiej, oglądamy za­razem obrazy Stanisława Janowskiego, w których nastrój kształ­towała gra światła i barw.

29 G. Zapolska: Listy..., s. 98.

Page 24: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

„ O serce, serce! Tatry moje" O Sonetach taternickich Mariusza Zaruskiego

Zapewne rację miał Jacek Kolbuszewski, pisząc o jaskrawej młodopolskości i wtórności poezji Mariusza Zaruskiego1. Ten sam uczony jednak zauważył, iż Zaruski „zajmuje w dziejach litera­tury Tatr miejsce specjalne jako pierwszy poeta taternicki". Opinieo wartości artystycznej poezji Zaruskiego są jednak podzielone. Witold Paryski, bądź co bądź w sprawach tatrzańskich wielki au­torytet, stwierdził, że Zaruski to jeden z najwybitniejszych pisa­rzy taternickich i tatrzańskich i jego pisma po dziś dzień nie stra­ciły swej aktualności2. Zapewne prawda jest też taka, że „życie Za­ruskiego było ciekawsze, a jego szlachetna, pełna prostoty i dyna­miki postać piękniejsza niż jego twórczość"3. Legenda Mariusza Zaruskiego to z pewnością legenda biograficzna, w której pisar­stwo stanowi jeden, nie najważniejszy element.

Tatry bywały już wielokrotnie przedmiotem opisu poetyckie­go, przedstawianie zaś reakcji człowieka na ich piękno i grozę na­leżało do tradycyjnej tematyki poetyckiej, samo jednak taternic­two długo nie miało poetyckiej nobilitacji. Warto przeto zaintere­sować się taternickimi sonetami Zaruskiego...4. Zatrzymajmy się

1 Por. J. Ko l b us z e ws k i : Tatry w literaturze polskiej. 1805-1939. Kraków 1983, s. 469.

2 Z. i W.H. P a r y s c y: Wielka encyklopedia tatrzańska. Poronin 1995, s. 1392- 1394.

3 Cyt. za: H. S t ępi eń : Mariusz Zaruski. Opowieść biograficzna. Warszawa 1997, s. 222.

4 Ibidem, s. 486.

Page 25: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

więc na chwilę i zastanówmy, dlaczego teksty te godne są refleksji, czy na tle bogatej poezji tatrzańskiej, tak bujnie rozkwitającej w okresie Młodej Polski, dostrzec w nich można ton odrębny i oryginalny?

Sonety taternickie to niewielki cykl składający się z ośmiu wierszy. Drukowane były po raz pierwszy w czasopiśmie „Zakopa­ne" w 1914 roku; w wydaniu książkowym ukazały się wraz z in­nymi pismami tatrzańskimi Zaruskiego w tomie Na bezdrożach tatrzańskich w roku 1923. Są to tradycyjne sonety włoskie o kla­sycznej budowie: zwrotki pierwsza i druga mają charakter opisowy, trzecia i czwarta refleksyjny, ale w najoryginalniejszych dwóch wierszach: Gdy przyjdzie pora... i Procul Profani, jest odwrotnie,- do tych właśnie sonetów przyjdzie zresztą nam jeszcze powrócić.

Treść sonetów Zaruskiego stanowi opis wspinaczki jako wal­ki i uczucia szczęścia ogarniającego człowieka po zdobyciu szczy­tu. Trud wspinania jest uwznioślający, ale nie każdy okazuje się godzien podjęcia tego trudu. Zaruski pisze o Tatrach z pewną pokorą, poczuciem małości człowieka wobec ogromu gór, ale nieo małości fizycznej jedynie tu mowa, raczej o wielkości wewnętrz­nej człowieka, o jego uczuciach, myśli i woli.

„Z czystym idź tylko sercem w Tatry" - pisał w sonecie Pro­cul Profani; chodzi więc o czystość i szlachectwo wewnętrzne czło­wieka, o jego rycerskość, jak najbardziej zgodną z etosem rycerza5. To właśnie wynika z opozycji góra - dół. To, co górne, jest wznio­słe, szczytne, to, co niskie (dolinne), bywa podłe, złe, zbrukane. Człowiek, który chce dotknąć gór, pokonać je, musi wpierw siebie uwznioślić, oczyścić. Wejście w góry porównuje poeta do przekro­czenia progu świątyni. I wszystko, co napotkać można w górach: skały, watry, wzgórza, śniegi, naznacza świętość. I właśnie z sakra­lizacją gór musi być zharmonizowana wspomniana już wewnętrz­na czystość wchodzącego w nie człowieka.

Uświęcenie Tatr nie jest w polskiej literaturze ani czymś no­wym, ani oryginalnym,- było jedną z cech poezji młodopolskiej - motywy tatrzańskich mszy czy tatrzańskich ołtarzy pojawiały się w utworach modernistów bardzo często. Cecha ta u Zaruskiego nie wynika jednak z mody literackiej, nie jest pozą, ale czymś au­tentycznym, mającym źródło we własnym, głębokim przeżyciu ze­tknięcia się z górami. Ta postawa bierze swój początek zarówno z biografii, jak i filozofii twórcy. Podobnym zżyciem z Tatrami nie mógł się pochwalić żaden z literatów młodopolskich.

Page 26: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Zaruski, wybitny taternik, twórca Tatrzańskiego Ochotnicze­go Pogotowia Ratunkowego, miał na swoim koncie sporo wybit­nych przejść i wiele heroicznych akcji ratunkowych6. Miał moral­ne prawo do tego, by wiele żądać od innych, bo też wiele żądał od siebie: „[...] podkreślał zawsze społeczne znaczenie taternictwa, turystyki i narciarstwa jako szkoły charakterów i jako lekarstwa na cherlactwo duchowe i fizyczne. Przez nakłanianie do pokony­wania trudów i niebezpieczeństw na wyprawach górskich chciał wyrabiać tężyznę u młodzieży i starszych"7. Dodajmy, że tak też pojmował walkę z przeciętnością.

Jan Alfred Szczepański, wybitny znawca spraw taternickich, stwierdził: „Zaruski jest jednym z niewielu taterników, którzy całkowicie wypracowali sobie ideologię górską i tę ideologię umieli narzucić swemu otoczeniu"8. Otóż pewna perswazyjność Sone­tów taternickich stanowi także refleks narzucania ideologii oto­czeniu. W tej walce Zaruski chciał wykorzystać każdą broń - tak­że poezję. Dlatego sonety bardzo harmonijnie współgrają z arty­kułami i rozprawami Zaruskiego, są właściwie przełożeniem ich treści na język poetycki.

Mariusz Zaruski, gdy przybył do Zakopanego w roku 1904, był już doświadczonym podróżnikiem, a w swym życiu, co dla naszych rozważań najistotniejsze, widział wiele rozmaitych gór: Olimp, Taurus, Synaj, Atlas, Sierra Nevada, Nordkap i Fudżi, wspinał się w fiordach północnej Norwegii i na lodowcach wyspy Seiland. A jednak, gdy zobaczył Tatry, uznał ich wyjątkowość i na­pisał:

Czas przyszedł - poznałem Tatry. Góry wysokie i piękne. Ze stoków Gubałówki patrzyłem na grań ich szczerbatą, od czasu do czasu bielejącą śniegiem - ale nie spieszyłem rączo do ich wnętrza zajrzeć: tyle gór już wszelakich widziałem... Oto wynurza się z fal morskich Sierra Nevada, Czarny Taurus drogę okrętowi zagrodził, a oto znowu stożkowata Kompira-Jama na zielonej wyspie Kinsiu... Synaj... Olimp... Nordkap...

Poszedłem jednak w Tatry i przekonałem się, iż trwałem w głę­bokim błędzie.

6 M. Pi nkwar t : Zakopiańskim szlakiem Mariusza Zaruskiego. Warszawa- Kraków 1983.

7 W.H. Paryski : Mariusz Zaruski 1867-1941. W. M. Zar u s ki: Na bezdro­żach tatrzańskich. Wycieczki, wrażenia i opisy. Warszawa 1958, s. 8-9.

8 Cyt. za: WH. Paryski : Mariusz Zaruski..., s. 8.

Page 27: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Stały się one dla mnie objawieniem, deską ratunku dla udręczo­nej zwątpieniami duszy9.

Jest w tej perspektywie - gór najbardziej własnych, polskich - zadziwiona fascynacja światem, w którym człowiek dotyka jakiejś wielkiej siły: „brata się z kamieniami", „nurza głowę w [...] prze­stworzach, po których szybują orły", wchodzi w zażyłość z nie­skalaną niczym, najpierwotniejszą przyrodą, dotyka transcenden­cji. Spotkanie z Bogiem w górach objawia się rozmaicie: przez zo­baczenie najdalszych horyzontów, poczucie mocy, absolutnej ci­szy, spojrzenie w oczy śmierci.

Góry zdecydowanie są dla Zaruskiego miejscem teofanii, stąd pojawia się w sonetach słownictwo o charakterze sakralnym: „boży chram", „znaki Ducha", „chrzest skalny". Ale oprócz niego spo­tykamy frazeologię typowo taternicką: „chwyt", „ściana", „wanta", „zwarcie się ze skałą" itp. I to jest właśnie w poezji o Tatrach pewnym novum. Sąsiadowanie ze sobą słownictwa sakralnego i taternickiego z jednej strony uświęca i uwzniośla samą wspi­naczkę, z drugiej - czyni świat gór godnym najwyższego (w całym bogactwie znaczeniowym tego wyrażenia) trudu. Można nawet mó­wić o swoistym odrodzeniu przez góry, na tym polega właśnie wspomniany już „chrzest skalny". Temu wszystkiemu towarzy­szy także - tak typowa dla Młodej Polski - stylizacja archaiczna.

Ten świat został w Sonetach... opisany w sposób bardzo sen- sualistyczny. Podmiot liryczny chłonie go wszystkimi zmysła­mi: widzimy więc smreki i granit skał, słyszymy, jak się „sikla­wa z hukiem pieni" i hurkoczą głazy, czujemy dotyk twardości skały i pot na czole. To bogactwo wrażeń zmysłowych skonden­sowane w ośmiu sonetach stanowi świadectwo zarówno dobrej znajomości opisywanej przestrzeni, jak i wrażliwości w jej przeży­waniu. Dodajmy do tych wrażeń jeszcze uczucie radości ogarnia­jącej człowieka po osiągnięciu szczytu, a wyrażanej wykrzyknie- niami, bardzo lapidarnymi i wyrazistymi w nastroju: „zwycięstwo! szczyt!"; „O ziemio! o niebo! o słońce!". Pojawiają się one po prze­życiu zwątpienia, słabości, przeczuciach końca - ale właśnie po nich następuje wejście na szczyt i poczucie tak niewysłowionego szczęścia, że nie poddaje się ono opisowi, lecz właśnie najlepiej uzewnętrznia je wykrzyknik. „Krzyczeć z radości" - to słyszymy w sonetach Zaruskiego.

9 M. Zaruski : Tatry jako pustynia. W: Idem: Na bezdrożach tatrzańskich..., s. 18.

Page 28: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Warto też zwrócić uwagę na poetykę tytułów: Wezwanie, Ry­cerz, Walka, Zwycięstwo - są krótkie, jednoznaczne, można po­wiedzieć, że mają charakter militarny - kojarzą się wyłącznie z wojowaniem i zdobywaniem, komendą wojskową, w ten sposób dobrze oddając istotę wierszy. Zupełnie inaczej jest w wypadku dwóch ostatnich sonetów, które przenoszą punkt ciężkości na czas. Mają poza tym tytuł wieloznaczny, a dzięki użyciu wielokropka otwarty, pozwalający czytelnikowi wykazać się inwencją wyobraź­ni. I już tytuł zapowiada odmienność tych sonetów od całego cy­klu, do czego jeszcze przyjdzie powrócić.

Największe jednak wrażenie, jeszcze dzisiaj, robi chyba poko­ra owych sonetów, najwyraźniej występująca w dwóch ostatnich: Gdy przyjdzie pora... i Procul Profani. Pisane są one z zupełnie innej perspektywy - człowieka, któremu pokonanie gór przychodzi z trudem. Oto idą lata, płynie czas...

Złotem się mieni turni szata...A gdy po skwarach, w czas jesieni Na wichrach trawa się czerwieni I rozgwar ludzki z gór ulata10

a jednak góry stoją od wieków niewzruszone, są trwaniem, tylko ich barwa - zmienna o różnych porach roku - jest znakiem czasu. Inaczej dzieje się z człowiekiem, idące lata pochylają go ku ziemi, są przemijaniem. Ludzka obecność w górach łączy więc przemi­janie z trwaniem. Te sonety nie zostały napisane z pozycji zdo­bywcy gór - nie mają one perspektywy szczytu. Mówi w nich utru­dzony wiekiem wędrowiec stojący u podnóża gór, które spoglądają nań „dumnie i surowo". Pisał te sonety Zaruski, mając lat 47, a więc wtedy, gdy już przeważnie miara ludzkiego czasu zaczyna prze­chylać się na drugą stronę, gdyż już dostrzega się ostateczny hory­zont spraw, który to właśnie określa charakter tych wierszy. Pod­miot liryczny już nie chce zdobywać Tatr, lecz marzy o nich jakoo miejscu wiecznego odpoczynku. Odwieczność Tatr sprawia, że nic nie zmąci ostateczności tego odpoczywania. Ale ten wybór naj­dobitniej ujawnia niezwykle emocjonalny stosunek do gór, miłość do nich, silniejszą niż śmierć, bo w górach nie ma śmierci - jest tylko ostateczny sen.

Motyw snu (obecny w całym cyklu) w ostatnich sonetach po­wraca dwukrotnie, zawsze w kontekście wielkiego uspokojenia.

10 Wszystkie cytaty pochodzą z tomu: M. Zar us k i : Na bezdrożach tarzań- skich...

Page 29: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Sytuacja ta nie mieści się w tatrzańskiej typologii onirycznej Sta­nisława Majdy11; sen, o którym pisze Zaruski, choć zbliżony nie­co do arkadyjskiego i nirwanicznego, ma jednak inny charakter. Nie jest ani tęsknotą za utraconym rajem, ani remedium na ży­ciowe zawody, ale wielkim uspokojeniem, jakby powrotem do po­tężnego bezpiecznego domu. Na tym też polega oryginalność owej kreacji. Czytamy: „Tam spałbym cichy i bezpieczny", innym ra­zem poeta napisze:

Od trosk i smutków tego świata Bezpieczny spałbym wśród kamieni.

Sen jest własnym światem człowieka; według Heraklita, „na jawie ludzie żyją we wspólnym świecie, ale we śnie każdy wędruje po swoim własnym"12. Właśnie to marzenie Zaruskiego uświa­damia, do jakiego stopnia Tatry były także jego światem wewnętrz­nym, ile z tych gór czerpał - jak w nich znajdował wytchnienie, jaką były one bezpieczną ucieczką od „trosk i smutków tego świa­ta". Uczucie to wyraża słowami najprostszymi, bez młodopolskiej maniery, jest za to autentyzm wielkiego zafascynowania, które nie poddaje się presji czasu, które nie blednie pod wpływem innych emocji. Ogarnia ono cały łańcuch Tatr „od Kieżmarskiego po Ro- hacze". Te dwa sonety są najbardziej „tatrzańskie", nie „taternic­kie", zawierają całą potęgę gór; słychać wszystkie ich głosy i widać wszystkie barwy. I właśnie pisząc o Tatrach z pokorą, nie z per­spektywy zdobywcy, lecz z bólem i miłością, osiągnął Mariusz Zaruski najlepsze efekty artystyczne. Nazwał je swym sercem, a więc źródłem życia.

A kiedy przyj dzie na mnie pora [... ]Chciałbym swój w Tatrach mieć grobowiec;Odwieczna z szarych want komora,Ta sama jutro, co i wczora.

Mariusz Zaruski umarł z dala od swych ukochanych Tatr, okru­cieństwo sowieckie nie oszczędziło sędziwego generała. W końcu sierpnia 1939 roku planowany rejs „Zawiszą Czarnym" nie do­szedł do skutku i generał po krótkim pobycie w Warszawie (ze względu na zaawansowany wiek nie przyjęto go do wojska) wyje­

11 S. Ma j d a: Młodopolskie Tatry literackie. Kraków 1989.12 Por.: W. Ko p a l i ń s k i : Słownik symboli. Warszawa 1991, s. 369.

Page 30: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

chał do przyjaciół na Wołyń, a później przeniósł się do Lwowa. Tam w grudniu 1939 roku aresztowało go wraz żoną NKWD i najprawdopodobniej osadziło w osławionych Brygidkach, skąd został przesłany do więzienia w Chersoniu pod Odessą. Świadek podróży wspominał, że generał trzymał się nadzwyczaj dzielnie. W więzieniu chersońskim „opowiadał współtowarzyszom o gó­rach, Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym, o mo­rzu, i »Zawiszy Czarnym«, a także o wielkich Polakach, z którymi zetknął się w życiu: Strugu, Żeromskim, Reymoncie, Staffie i Szy­manowskim"13. Bo trzeba dodać, że Zaruski głęboko tkwił w za­kopiańskim świecie literackim. To tutaj poznał Bolesława Miciń- skiego, Władysława Orkana, Kazimierza Przerwę-Tetmajera, Wła­dysława Reymonta, Henryka Sienkiewicza, Andrzeja Struga, Ste­fana Żeromskiego, a także wielu wybitnych pianistów i kompo­zytorów. Dużo czytał i odznaczał się głęboką kulturą literacką. Na wieczorze literacko-artystycznym, zorganizowanym z inic­jatywy Żeromskiego w Bibliotece Publicznej w Zakopanem, czy­tał fragmenty z Ksiąg narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego Adama Mickiewicza. Miał więc teraz co wspominać i o czym opo­wiadać.

Ciężko chorego przeniesiono go do szpitala więziennego, gdzie zmarł w marcu 1941 roku, mając 72 lata. W Chersoniu też go pochowano.

Dzisiaj na cmentarzu zasłużonych na Fęksowym Brzyzku w Za­kopanem znajduje się jego symboliczna mogiła. Jeśli jednak jest prawdą, że człowiek po śmierci wraca w to miejsce, które najbar­dziej ukochał - to Zaruski wrócił w Tatry, tak jak marzył, pisząc sonet Gdy przyjdzie pora...

Graniami szedłbym tak jak drzewiej Od Kieżmarskiego po Rohacze w doliny patrzeć, staczać bojeW halnego wichru dzikiem wiewie Słuchać, jak woda w ścianach płacze ...O serce, serce! Tatry moje!

13 H. S t ępi eń : Mariusz Zaruski..., s. 180-181.

Page 31: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

„[...] tylko tatrzańskie jeziora" Dwa epizody w Sławie i chwale Jarosława Iwaszkiewicza

Oczywiście, gdy przyjechali do Zakopanego, padał deszcz. Mimo to wybrali się na Halę. Mgła była tak gęsta, że nie tylko zakrywała góry szczelnym woalem, ale nawet w dole nie widać było nic na dwa kroki. Z białego mleka tu i ówdzie wynurzały się połyski świerkowych pni i gromady kosówek, które wyglądały jak przyczajone wojsko. W tej mgle zbyrczały tylko dzwonki krów i baranów. Suche postukiwania pasterskich dzwonków rozlegały się daleko, zbliżały i oddalały1.

W polifonicznej powieści Jarosława Iwaszkiewicza Sława i chwała wątek tatrzański nie jest wiodący, wydawać by się mogło nawet, że nie odgrywa większej roli. To jednak tylko wrażenie po­zorne. Tatry - ukochane góry Jarosława Iwaszkiewicza - w życiu bohaterów powieści są miejscem znaczącym. Tu bowiem ich ży­cie przełamuje się, znajdują oni nowy punkt odniesienia w spoj­rzeniu na świat. W ich przeżycia wpisał też autor wiele własnych odczuć związanych z górami. W Książce moich wspomnień wy­znał wszak pisarz, że chodzenie po górach było jego pasją, tu mógł „naprawdę obcować z tym wielkim światem, tak wstrząsającym w swoim kosmicznym zamarznięciu i w swojej »światowej sa­motności« (Welteinsamkeit). Owo metafizyczne znaczenie gór - gdzie się najbardziej doznaje jakichś wewnętrznych wstrząsów - zawsze miało dla mnie większe znaczenie niż czysto sportowe prze­zwyciężanie jakiejś niemożliwej wspinaczki"2. Podobnie będzie

1 J. Iwaszki ewi cz : Sława i chwała. T. 1. Warszawa 1989, s. 241-242. Wszyst­kie cytaty pochodzą z tego wydania; cyfry w nawiasie po cytacie oznaczają tom i strony.

21 d e m: Książka moich wspomnień. Kraków-Wrocław 1968, s. 341.

Page 32: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

odczuwał Tatry jeden z głównych bohaterów Sławy i chwały Ja­nusz Myszyński.

Stefan Melkowski w książce o poetyce Sławy i chwały, zatytu­łowanej Powieść na rozdrożu, zwraca, uwagę, że Iwaszkiewicz „jak gdyby wyjmuje z rwącego potoku czasu fragmenty, niektóre chwi­le dłuższe, krótsze, bardzo krótkie, dość długie - i unieruchamia je, wyłącza z wszechobejmującego biegu czasu, osłania przed nisz­czącą siłą przemijania i ukazuje w powieści jako rzeczywistość pozornie nieruchomą, którą można dokładnie oglądać, analizo­wać, przeżywać, podziwiać. Tak sprecyzowane odcinki czasu stają się w świecie przedstawionym Sławy i chwały jak gdyby przestrze­nią, która została namalowana słowem"3.

Taką właśnie przestrzenią są w powieści Iwaszkiewicza Tatry. Pojawiają się one dwukrotnie; raz w tomie pierwszym i raz w dru­gim, w rozmaitych momentach biografii powieściowych bohate­rów, są to kolejno lata 1920 i 1939.

Pierwsze spotkanie z Tatrami to młodość hrabiego Janusza My­szyńskiego, spontaniczny wyjazd w góry, taki, jaki właśnie przytra­fia się tylko młodym. Myszyński ogląda Tatry pierwszy raz w ży­ciu. Ich krajobraz stanowi kontrast z pejzażami jego dzieciństwa: z ukraińskimi równinnymi przestrzeniami i morzem w Odessie. Dlatego jego spojrzenie jest wyostrzone i sensualistyczne, dostrzega wszystkie elementy górskiej przestrzeni i jednocześnie odczuwa jej archetypiczne znaczenie. I tym razem potwierdzone zostaje spo­strzeżenie Małgorzaty Baranowskiej, która napisała o „pejzażu kon­kretnym, nazwanym, a zarazem niejednoznacznym i metaforycz­nym"4 jako znamiennym dla całej twórczości Iwaszkiewicza.

Towarzyszem Myszyńskiego w wycieczce jest Henryk Anto- niewski, malarz abstrakcjonista, dość dobrze w Tatrach zorien­towany, ale po świecie gór oprowadza Myszyńskiego i jego mło­dych przyjaciół narrator, ktoś zadomowiony w tej przestrzeni, dla którego ten świat jest własny. Wywołuje to swoistą dynamikę mię­dzy odczuciami osób, które widzą góry po raz pierwszy, a wraże­niami kogoś, kto zna tu każdy szczegół. W takiej konstrukcji nar­racyjnej nie ma jednak żadnej sprzeczności, wręcz odwrotnie - te dwa spojrzenia wzajemnie się dopełniają i tworzą pełną harmonii wizję górskich przestrzeni.

' S. Me l k o ws k i : Powieść na rozdrożu. Poetyka „Sławy i chwały" Jarosława Iwaszkiewicza. Toruń 1994, s. 49.

4M. B a r a n o ws k a : Muza krajobrazu ojczystego. W; O twórczości Jarosława Iwaszkiewicza. Red. A. Brodzka. Kraków-Wrocław 1983, s. 109.

Page 33: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Trasa pierwszej wycieczki tatrzańskiej Myszyńskiego prowa­dzi na Halę Gąsienicową, gdzie pod schroniskiem Bustryckich czwórka turystów ogląda zamglony pejzaż. Następnego dnia wę­drują przez Zawrat i Dolinę Pięciu Stawów do Morskiego Oka. Dzień trzeci to wspinaczka na Przełęcz pod Chłopkiem. Tak zor­ganizowana wyprawa ma swoje głębokie symboliczne i artystycz­ne uzasadnienie, jest bowiem stopniowaniem wrażeń i trudno­ści. Następuje eskalacja trudności, bo trasa wycieczki staje się co­raz cięższa do pokonania i prowadzi w coraz wyższe partie Tatr- ma ona, rzec by można, kierunek wznoszący - ku szczytowi. Potęgowane są też wrażenia, bo krajobrazy górskie opisywane są w różnych konwencjach: impresjonistycznej, realistycznej i eks- presjonistycznej, a zarazem mają one charakter wybitnie sensua- listyczny: oddają zapach, smak, barwę, dźwięki. Przeżyciom towa­rzyszy zawsze zmienność pogody: od deszczowej do słonecznej, przy czym słoneczność będzie charakterystyczna dla wchodzenia na szczyt.

Dzień pierwszy tonie we mgle, porównywanej do mleka, woa­lu, białej mazi. Ograniczając możliwości widzenia, wyostrza ona zarazem wrażliwość na wrażenia słuchowe: rozlegają się dzwon­ki krów i baranów, dobiega szemranie strumyka i słychać ciszę, jaka dźwięczy tylko w górach. I wtedy właśnie Janusz Myszyń- ski - oddalając się w myślach od Warszawy, Paryża i całego niepo­koju ludzkiego, który wcześniej był też jego udziałem - zdobywa się na refleksję: „Dlaczego oni tak się męczą, kiedy tu jest taki spokój" (1, 242). To wyraźne przełamanie przestrzeni na tam i tu. Tam jest nizinne, tu górskie i stają do siebie w opozycji nie tyl­ko pionowej, ale i jakościowej. Spokój przyrody górskiej i gór sa­mych - przeciwstawiony ludzkiemu niepokojowi, udręce codzien­nej egzystencji - jawi się jako sama istota życia uwolnionego od męki spraw powszednich. Tej chwili refleksji na Hali Gąsie­nicowej potrzebuje Janusz, aby w dniu następnym móc pójść wyżej.

Dzień drugi przynosi więcej różnorodnych wrażeń: smak czar­nych borówek zrywanych wzdłuż ścieżki wiodącej do Czarnego Stawu - są żywicznie gorzkawe, pachną smrekami i smakują jak górska woda. To wszystko zawiera jedno zdanie, które wyraźnie sugeruje, iż w górach wszystko ma górski charakter - nawet smak owoców leśnych.

Od Czarnego Stawu podchodzeniu towarzyszy coraz większe zmęczenie; klamry i łańcuchy leżące w śniegu parzą zimnem, wieje

Page 34: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

wiatr, obsuwają się piargi. Wtedy Piotruś mówi: „Ja nie wiedzia­łem, że w górach jest tak straszno" (1, 244). To kolejne określenie świata gór: naprzód był spokojny, teraz jest straszny - tak góry uczą pokory, zanim młodym wędrowcom ukażą swoje piękno. Groza gór polega na ich przytłaczającym ogromie, nieskończono­ści sięgającej nieba. Następny obraz będzie już nagrodą za wytrwa­łość i wspomnianą pokorę:

(...) i nagle cała mgła zaczęła ulatywać szybko ku górze, czyniła się przejrzystsza, dzieliła się na smugi i pasemka i w jednej chwili oto­czenie doliny, dzikie, ponure, obnażyło się i stanęło w świetle słońca w całej swojej wspaniałości. W dole stawy, dotychczas matowoszare, zabłysły niespodziewanym szafirem i nim wędrowcy ochłonęli ze zdu­mienia, ujrzeli nad sobą niebieskie, bardzo intensywne w kolorze nie­bo, jak jedwab napięty nad głowami czarnych szczytów.

1, s. 244

„Niespodziewany szafir" daje zaskakujący efekt kolorystycz­ny, będący zarazem znakiem intensywności barw górskich; narra­tor wprowadzi je teraz w każdym prawie zdaniu, z wyraźną troskąo olśnienie czytelnika a zarazem pragnieniem oddania intensyw­ności doznań młodych wędrowców. Przyczyną sprawczą tej prze­miany krajobrazu staje się słońce, które maluje góry bogatą paletą barw. Znajdziemy wreszcie trzecie określenie górskiego świata: „Janusz oniemiał z zachwytu", „drżał z wewnętrznego podziwu" - powie narrator. Krajobraz staje się ruchomy i zantropomorfizo- wany: bura skała „idzie połyskując żółtymi płomyczkami", szmer potoku bije w górę, błyszczą kępy szafirowych gencjan - nie ma w tym widoku nic statycznego. Ruchomość pejzażu pochodzi z dwóch źródeł: własnego wewnętrznego ruchu i poruszających się wędrowców.

Uczucie zachwytu będzie narastało w miarę podchodzenia na Świstówkę; roślinność staje się coraz bujniejsza, zarośla gęstsze, trawa dłuższa, pojawią się jarzębiny, maliny i gencjany. Świat gór­ski jawi się przed wędrowcami w całym przepychu swego orygi­nalnego piękna, otwierając przed podchodzącymi, jak karty w al­bumie, wciąż nowe widoki. Tworzą one wyraźne segmenty tekstu, wyodrębnione akapitami, robiącymi wrażenie obrazów, dla któ­rych ramę stanowi zachwycone spojrzenie turystów. Takie wła­śnie bardzo malarskie wyłania się pierwszy raz ujrzane Morskie Oko z trzema lukami Szczytów Mięguszowieckich w tle. Z oddali wydaje się zapadnięte i zasłonięte od świata, ciemnogranatowe,

Page 35: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

przechodzące w zieleń i błyszczące jak ołowiany talerz. „Klejnot porzucony w górach" - określi go narrator, wyraźnie ujawniając romantyczny rodowód swojego widzenia krajobrazu5.

Z tego miejsca wędrowcy wyznaczą cel wędrówki w dniu na­stępnym, właśnie Szczyty Mięguszowieckie, które w pierwszym momencie wydają się nie do zdobycia. W przeciwieństwie do barw pełnej życia roślinności na Świstówce - Mięguszowieckie jawią się jako ciemne, zębate grzbiety. Ale właśnie wtedy Janusz poczu­je wyraźnie po raz pierwszy radość chodzenia po górach, a do jego doznań, dotąd czysto estetycznych, dołączy się nowe - filozoficz­na refleksja związana z potrzebą pokonywania gór „jako utwier­dzenia się w swojej woli" (1, 245). Tam też zostanie między opisy górskiego krajobrazu wpleciona myśl, że „Człowiek zawsze wy­najdzie ścieżkę, nawet na niemożliwe szczyty" (1, 245).

Dzień trzeci od rana jest pogodny. Smak gorącego mleka i gór­ski chłód, dźwięk podkutych butów uderzających o kamienie, ha­łas siklawy, szafir nieba - wszystkie przeżycia tego poranka są harmonijne. Narrator i teraz ujawnia, jak znakomicie zna te góry; nazywa każdy ze szczytów, charakteryzuje ich kształty jak wytraw­ny przewodnik, rozpoznaje charakterystyczne cechy i typ roślin­ności. Pierwszy etap wycieczki to Czarny Staw, tu opuści wędrow­ców uczucie zmęczenia i podchodzenie nabierze tempa. Wraże­nia krajobrazowe w najwrażliwszym z turystów, Januszu, wywo­łają skojarzenia literackie - przypomną mu wiersz Bolesława Mi- cińskiego.

Zbliżanie się do szczytu zmienia perspektywę widzenia: w gó­rze obłoki są bliskie, jakby dotykalne, w dole wszystko maleje, uspo­kaja się. I tak turyści dochodzą na Przełęcz pod Chłopkiem - sce­na tu opisana jest typowym odczuciem szczytu, ale jest to opis mistrzowski:

Stanęli i patrzyli na tamtą stronę. Pomiędzy Szatanem a czarny­mi odgałęzieniami Wysokiej leżała tutaj głęboka dolina i na niej ja­sny Hińczowy Staw, który z daleka robił wrażenie płytkiej wody. Ale to nie było najpiękniejsze. Najpiękniejsza była wielka żółta równina, która odkrywała się poniżej, i zalana słońcem, spiętrzona jak morze, ciągnęła się aż po sam horyzont.

To była Słowacja.Gdy tak stali na ciemnej i chłodnawej przełęczy (było tu jednak

świeżo) i spoglądali nie ku ciemnym, lasem obrośniętym brzegom

Page 36: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Morskiego Oka, ale ku tamtej jasnej równinie, wydawało się Janu­szowi, że patrzy na ziemię obiecaną. Jasna równina zdawała się cała nalana błyszczącym winem, jasna, szczęśliwa i daleka. Gdzieś tam na niej tkwiły jakieś punkciki i kwadraciki i posuwał się mały pióro­pusz białej pary, podobny do wróblego puchu gnanego wiatrem.

1, s. 248-249

Schemat: szczyt - widok - przeżywanie6 jest tu oczywiście tak­że obecny, ale w postaci oryginalnej. Januszowi bowiem otwiera­jący się widok na południe przywołuje właśnie mit Europy jako krainy piękna, jasności, szczęśliwości, ojczyzny ojczyzn. To pew­na odmiana hierofani, na co wyraźnie wskazuje określenie „zie­mia obiecana", a więc kraina dana przez Boga. W powieści Iwasz­kiewicza nie jest to jednak sakralizacja typowa (nie w takim zna­czeniu, w jakim stosuje ją Mircea Eliade7), gdyż świat Boży nie znajduje się na wierzchołku góry, natomiast z owego wierzchołka można go dostrzec. Dla tej sceny można znaleźć także bardzo pięk­ny kontekst biblijny: przypomina ona epizod, gdy Mojżesz przed śmiercią ogląda ze szczytu Pisga na górze Nebo całą Ziemię Obie­caną, wiedząc dobrze, że do niej już nie dojdzie. Pojawiające się później uczucie patriotyczne zostanie skonstruowane w opozycji do sacrum i nie w konwencji romantycznej, którą wyraźnie prze­łamują słowa Henryka: „To nie jest nasza ojczyzna i nie dla nas słoneczne wino południa. Ojczyzna nasza za plecami, na półno­cy" (1, 249).

Zdobycie szczytu otwiera zatem perspektywę południa i zie­mi obiecanej, do której ludzie północy, tak jak Mojżesz, nie doj­dą nigdy: „Bo jesteśmy Polakami. Widzisz, taka nam już wypadła dola" (1, 294), skomentuje to Henryk. Szczyt więc staje się ostrą granicą (tak jak odczuwali go romantycy) przełamującą świat na północ i południe, Polskę i ziemię obiecaną, przestrzeń geogra­ficznie prawdziwą i przestrzeń mityczną. Tej granicy Polakowi przekroczyć nie wolno: „Na ciebie czeka twój karabin, a na mnie armatka" (1, 249), mówi ostro Henryk do rozmarzonego Janusza i te słowa w czystym, pełnym spokoju krajobrazie brzmią jak dy­sonans.

„Granica - pisze Piotr Kowalski - należy do rudymentarnych kategorii antropologicznych, a doświadczenie graniczności określa

6 Por. E. Si o k u : Romantyczne przeżywanie szczytu. W: Góry-literatura-kul­tura. T. 1. Red. J. Ko l b us z e ws k i . Wrocław 1996, s. 37.

7 M. E 1 i a d e: Sacrum, mit, histońa. Warszawa 1974, s. 63.

Page 37: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

sposoby orientowania się w świecie i radzenia sobie z wszelkimi potrzebami porządkowania otaczającej rzeczywistości"8.

Na szczycie właśnie odczuje Myszyński tę graniczność, która przełamie jego widzenie na północ i południe. Pola semantyczne obu tych określników kojarzą się z zimnem, brakiem słońca lub ciepłem i jasnością. Przestrzeń pierwsza jest przywołaniem do obowiązku, druga natomiast - otwarta i wyzwala poczucie wol­ności, stanowi dla Janusza symbol piękna, szczęścia i harmonii. W Polsce toczy się wojna, a w ziemi obiecanej są najpiękniejsze miasta: Rzym i Paryż z muzeami i salami koncertowymi. Ten od­legły krajobraz nie jest w powieści Iwaszkiewicza zatarty ani roz­myty, ale uszczegółowiony dzięki konkretnym nazwom geograficz­nym. Jego cechą znamienną staje się też oświetlenie: narrator dwu­krotnie powtórzy epitet „jasna" - ta jasność niejako ową przestrzeń organizuje, wszystko jest w niej świetliste i słoneczne, tutaj też pojawi się charakterystyczne porównanie akwatyczne „spiętrzona jak morze", również o proweniencji romantycznej, wydobywające rozległość opisywanej przestrzeni. Północ - strona ojczysta - to obrośnięte ciemnym lasem brzegi Morskiego Oka, owej jasności w niej nie ma. Tatry w takiej postaci stają się jakby wrotami do korzeni cywilizacji, takimi, jakimi w ujęciu romantyków kiedyś były Alpy9.

Miejscem tej graniczności uczynił Iwaszkiewicz Przełęcz pod Chłopkiem, zwaną inaczej Mięguszowiecką (dla Stanisława Sta­szica miejscem graniczności była Łomnica, dla Seweryna Gosz­czyńskiego - Ornak), opisywaną już wcześniej przez Stanisława Witkiewicza, z której rozciąga się istotnie bardzo piękny i rozległy widok. Charakterystyczne dla twórczości Jarosława Iwaszkiewi­cza przeciwstawienie wizerunku Południa i Północy czy inaczej europejskości i rodzimości jest w tej scenie waloryzowane jedno­znacznie. Janusz, jak bohaterowie liryczni autora Album tarzań- skiego, nie chce się jednak europejskości wyrzec, jego pełne za­chwytu wyznanie: „[...] tam jest południe, tam wino, tam są pięk­ne miasta, tam jest nasza ojczyzna" (1, 249), Henryk przerwie jednym wulgarnym i brutalnym słowem.

Wejście na Przełęcz ma znaczenie wyraźnie symboliczne jesz­cze w innym sensie. Następuje w dniu trzecim, kiedy skala trud­ności górskiej wycieczki staje się najwyższa. Trójkę, w kulturze

8 P. K o w a 1 s k i: Granice i mediacje. Uwagi o antropologicznej naturze świata. W: Góry - literatura-kultura. T. 1. Red. J. Kol bus z e ws ki . Wrocław 1996, s. 19.

9 J. Wo ź n i a k o ws k i : Góry niewzruszone. Kraków 1995.

Page 38: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

i religii nacechowaną symbolicznie, spotyka się od najdawniej­szych czasów. „Trójka symbolizuje bóstwo, świętość; trójcę, trój­kąt, swastykę; światło, Słońce, ogień; wielkość, to, co najlepsze; wzrost, rozwój, owocowanie, harmonię; siłę, męskość, akcję, na­tchnienie; szczęście, medytację, świadomość; pokutę" - pisze Władysław Kopaliński10.

Trójka, uważana za liczbę boską, doskonałą i szczęśliwą, była najświętszą z liczb od najdawniejszej starożytności (wystarczy przy­pomnieć biblijne konteksty trójki). Taki też staje się trzeci dzień Iwaszkiewiczowskiej wycieczki: daje Januszowi poczucie szczę­ścia i spełnienia, otwiera widok na ziemię obiecaną. Prowadzi zarazem do prostego wniosku, że aby ją ujrzeć, trzeba przejść przez mękę, utrudzenie i lęk, które towarzyszyły pierwszemu i drugie­mu dniu wycieczki. Trzeba odczuć, że góry bywają straszne, aby ujrzeć z nich - ziemię obiecaną.

Sugestywność tej sceny wiąże się zapewne z jej autobiogra­ficznym charakterem. W Książce moich wspomnień znajdziemy bowiem takie wyznanie:

Najprzyjemniej było wyruszać „na Europę" nie zwyczajną drogą, ale przez Tatry. Parę razy to czyniłem i przyznam się, że do najoso­bliwszych przyjemności należał moment, kiedy gdzieś z Mięguszo­wieckiej Przełęczy czy ze szczytu Rysów otwierała się przede mną ta kraina zielona i pełna słońca, jaka się zawsze marzy wędrowcowi i która miała być właśnie terenem mojej wędrówki. W mgliste, nawet dżdży­ste dnie, z dzikich i jakże nieludzkich szczytów naszych Tatr, raptem ta ziemia żółta i zielona, dostrzegana z oddali, zdawała się ziemią obiecaną. Z daleka pachniała winem i kwiatami przedziwna, stara i ta­jemnicza Słowacja, kędy się jechało i na Węgry, i do Włoch, i do połu­dniowych Niemiec11.

Nawet pobieżna lektura obu fragmentów: powieściowego i wspomnieniowego, pozwala dostrzec uderzające podobieństwa: w odczuwaniu pejzażu, jego kolorystyce. W obu urywkach pojawi się również określenie „ziemia obiecana". Stefan Melkowski stwier­dził, że Myszyński ma wiele cech samego Iwaszkiewicza (por. roz­dział Powieściowe postacie i sztuka postaciowania), a ten tatrzań­ski epizod ową obserwację potwierdza.

Dla Janusza (jak niegdyś dla Iwaszkiewicza) przeżycie tatrzań­skiej wyprawy będzie bardzo ważne; na długo da mu uspokojenie

10 W. K o p a l i ń s k i : Słownik symboli. Warszawa 1991, s. 433.11 J. I wa s z k i e wi c z : Książka moich wspomnień ..., s. 338.

Page 39: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

i pozwoli patrzeć na świat z innej perspektywy, będzie zarazem w jakimś symbolicznym sensie przejściem do dojrzałości. Epizod ów jest także znamienny dla owego „wyjmowania z rwącego poto­ku czasu fragmentów", o którym pisał cytowany już Stefan Mel- kowski. To jest właśnie ta przestrzeń namalowana słowem, która nie poddaje się niszczącemu upływowi czasu, jest spod jego dzia­łania wyjęta i trwa niezmiennie piękna, nie ma w niej ani Erosa, ani Tanatosa.

Wspomnienie owej wycieczki przypłynie do Janusza już w Pa­ryżu, gdy usłyszy orkiestrę góralską zaproszoną na uroczyste spo­tkanie w ambasadzie polskiej. Wtedy też dowie się Myszyński, że jeden z uczestników wycieczki - Piotruś - zginął przed rokiem na Zamarłej Turni, o której opowiadali tyle, strasząc się wzajemnie, w pierwszym dniu wycieczki.

Janusz znajdzie się w Tatrach po raz drugi w roku 1939 jako już zupełnie inny człowiek i jakość jego przeżyć tatrzańskich bę­dzie też zupełnie inna. Właśnie owa „inność" wysunie się na plan pierwszy opisywanej wyprawy, której towarzyszem będzie i tym razem artysta - młody kompozytor Artur Malski:

Oczywiście wszystko było inne w Zakopanem i w górach, bo czasu sporo upłynęło od owej pamiętnej wycieczki z 1920 roku, i lu­dzie byli inni, i stosunek do gór całkiem inny, a przede wszystkim sam Janusz był inny i inaczej na wszystko reagował. Nie umiał się oprzeć smutkowi, gdy widział tłumy na Krupówkach, gdy się musiał wykłócać w kolejce po bilety na Kasprowy. Tak, bo już teraz miały ich wynieść wagoniki na Kasprowy i stamtąd mieli ruszyć. Ale gdzież mogli „ruszyć", skoro Malski miał na swych malutkich stopkach ładne żółte buciczki, które zaraz mu się podrą, nim zejdą z Liliowego do schroniska? Przełęcz na Liliowem nabrała teraz dla Janusza zupeł­nie innego kształtu, gdy się do niej dochodziło „z góry"; wówczas kie­dy się ją osiągało z dołu marszem nudnym, a jednocześnie tak pięk­nym - istniała perspektywa ujrzenia tego dawniej najpiękniejszego widoku - zadumy i samotności Doliny Wierchcichej.

2, s. 380

Ten drugi epizod tatrzański zdominowany jest przez odmianę czasu, przełamanego na dawniej i teraz. Teraz - to przede wszyst­kim inność wewnętrzna samego Janusza, który boleśnie doświad­czony przez życie w ciągu tych prawie dwudziestu lat, odczuwa wypalenie uczuciowe oraz „bolesność i niezrozumiałość swoje­go istnienia" (2, 374). Ów stan ducha przenosi na oglądany kraj­

Page 40: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

obraz. Najistotniejszy może w tej odmienności jest kierunek wy­cieczki górskiej. Pierwsza była podchodzeniem pod górę, druga jest schodzeniem w dół, co stwarza inną perspektywę oglądania górskich widoków, które „otwierają się" przed podchodzącym pod górę, a „zamykają" przed schodzącym w dół. Inne też staje się na­cechowanie semantyczne i inna symbolika „góry" i „dołu". Nar­rator wyraźnie podkreśla wyższość podchodzenia - męczącego, a jednak dającego radość. To jednak tylko spojrzenie Janusza, bo towarzysz jego wycieczki, muzyk Artur Malski, który jest w gó­rach po raz pierwszy, nie ma takich wspomnień i porównań; wy­szedłszy z kolejki na Kasprowym Wierchu odbiera tatrzańską pa­noramę jako coś nierzeczywistego, niemożliwego w swej dosko­nałości. Od przesadnych i egzaltowanych zachwytów Malskiego, skontrastowanych z milczeniem Janusza Myszyńskiego, prowa­dzi nas nastrój tej sceny do malarskiego opisu krajobrazu. Scena ta - opis Czarnego Stawu Gąsienicowego w samo południe - prze­łamuje nastrój:

Staw rozścielał się przed nim jak dywan, gładki, niebieski, o tym głębokim szafirowym tonie, który mają tylko tatrzańskie jeziora.

2, s. 381

Nad jeziorem pojawi się czerwony motyl jako wyrazisty punkt kolorystyczny. „Znakomita kompozycja tej kotliny" - powie nar­rator, przywołując - nieprzypadkowo - określenie pozornie z zu­pełnie innego kontekstu, z zakresu sztuki. Iwaszkiewicz maluje obraz techniką impresjonistyczną, podkreślając zmysłową konkret­ność świata tatrzańskiego, ostro oświetlonego południowym słoń­cem, którego światło przenika wszystkie kolory i kształty, decy­duje o ich czystości (znamienny jest tu motyw motyla, który choć jest czarny, w świetle słonecznym wydaje się czerwony). To uchwy­cenie momentu, gdy krajobraz wydaje się doskonały, rzec by moż­na - namalowany w pełnym oświetleniu. Są to góry światłem odzia­ne, by posłużyć się określeniem Jacka Woźniakowskiego12. Tę do­skonałość wychwytuje natychmiast artystyczne oko Artura Mal­skiego. Warto też zwrócić uwagę na barwy dominujące w obrazie: szafir i czerwień - mające bardzo wyrazistą symbolikę. Pierwsza- barwa pogodnego nieba, oddali i wody - spina w pejzażach Iwasz­kiewicza te dwie przestrzenie, przywołując skojarzenia z ogromem, nieskończonością, wiecznością, ale i zmiennością. Druga - sym­

Page 41: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

bolizująca m.in. serce, ale też krew, ofiarę i oczyszczenie - wno­si w spokój krajobrazu nutę jakiegoś niepokoju. W refleksyjnym i milczącym Januszu ten widok nasuwa głębokie, pełne smutku porównanie: „Janusz nie powiedział ani słowa, ale wszystko wsta­wało przed nim - jak góry. Równie nieprzebyte jak życie - i równie nie do opanowania" (2, 381).

W tę chwilę spokoju i oddalenia od świata wtargnie jak dyso­nans swastyka wykuta na głazie niedaleko miejsca, gdzie zginął Karłowicz. W Januszu wprawdzie nie budzi ona żadnych złowro­gich skojarzeń, widzi w niej tylko prastary znak mistyczny, nato­miast u Malskiego wzbudza ona lęk, jako symbol faszyzmu. Scena ta, choć zaledwie migawkowa, jest bardzo znacząca, bo z jednej strony łączy - przez przywołanie nazwiska Karłowicza - krajobraz i kulturę, z drugiej - niesie zapowiedź dalszego losu bohaterów, wszak to sierpień 1939 roku. Nastrój końcowych partii tej sceny kojarzy się z poetycką refleksją z Album tarzańskiego:

I nie wiem, do czego wracać?Schodzić przez Orlą Perć?Niczego nie rozumiemI tak mnie zastanie śmierć13.

Po zejściu do schroniska - tym razem do Murowańca - Ja­nusz dostrzega dzieci Oli Gołąbkowej: Helenkę i Andrzeja i ich przyjaciela Bronka Złotego. Najmłodsze pokolenie bohaterów po­wieści wybierało się właśnie na wycieczkę przez Dolinę Pańszczy- cy na Krzyżne i Janusz pozazdrościł im „tego jedynego w Tatrach widoku" (2, 382).

Ta scena ma też swoją głęboką symbolikę. Właśnie w Tatrach następuje charakterystyczna zmiana pokoleń: Janusz schodzi w dół- młodzi idą w góry. Janusz pojmuje ostatecznie, że stanowią dwie inne generacje, ich drogi są odmienne.

Następny rozdział powieści otworzy już czas wojny. Scena ta­trzańska będzie więc zamykać okres wolności nie tylko w życiu bohaterów, ale i narodu. I tak dwa epizody tatrzańskie jakby klam­rą spinają lata niepodległości. Tatry pojawiają się dwukrotnie, za każdym razem z innej perspektywy: biograficznej i dziejowej, oglą­dane z podnóża i ze szczytu. Z perspektywy „zewnętrznej" i „we­wnętrznej" - wrażeń zmysłowych i przeżyć psychicznych bohate­

Page 42: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

rów. Dwukrotnie Januszowi Myszyńskiemu w wycieczce towa­rzyszy artysta: po raz pierwszy malarz, później muzyk. Ich odczucia, ich widzenie i słyszenie gór dopełniają wrażenia Myszyńskiego.

Dominantę kolorystyczną krajobrazu tatrzańskiego stanowi przede wszystkim szafir, rzadziej pojawiają się zieleń i biel. Szafi­rowe są przede wszystkim tatrzańskie jeziora:

W dole stawy, dotychczas matowo szare, zabłysły niespodziewa­nym szafirem i nim wędrowcy ochłonęli ze zdumienia, ujrzeli nad sobą niebieskie, bardzo intensywne w kolorze niebo, jak jedwab na­pięty nad głowami czarnych szczytów.

l, s. 245

Czarny Staw spał jeszcze cały w cieniu, o wiele ciemniejszy od Morskiego Oka, które widniało w dole, częściowo tylko widoczne, podobne do szafirowego kółka na pawim piórze.

1, s. 247

Kiedy wdrapali się na wielki głaz przy Czarnym Stawie, słońce stało wysoko na granatowym niebie, ale paliło za bardzo. Staw roz­ścielał się przęd nimi jak dywan, gładki, niebieski, o tym głębokim szafirowym tonie, który mają tylko tatrzańskie jeziora.

2, s. 380-381

W opisach najpiękniejszych tatrzańskich jezior: w Dolinie Pięciu Stawów, Czarnego Stawu nad Morskim Okiem, Czarnego Stawu Gąsienicowego, dominuje szafir, od którego błękitnieje cały tatrzański pejzaż, powtarzający wszystkie odcienie tej barwy- od ciemnogranatowej przez szmaragdowy aż do jasnoniebieskie­go, rozmytego bielą obłoków. Niebo, skały, cienie, wszystko po­wtarza barwę wody. To wrażenie potęguje powracający jak lejtmo- tyw w każdej z analizowanych scen fragment wiersza B. Miciń- skiego:

Nade mną leci w szafir morza Obłok pojony mlekiem gór.

Iwaszkiewicz znał - można to chyba stwierdzić bez przesady- wszystkie najpiękniejsze krajobrazy Europy14, a jednak jeziorom tatrzańskim przyznawał wyjątkową urodę, czar doskonałej kom­pozycji.

Tatrzańskie krajobrazy w Sławie i chwale są z pewnością pej­zażami romantycznymi, ale imponująca liczba konkretów topo­

Page 43: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

graficznych wskazuje na genezę tych opisów, związaną z osobi­stym związkiem z Tatrami, które pisarz kochał (użył tego okre­ślenia w Książce moich wspomnień) i z którymi był bardzo zżyty. Wszak w Zakopanem, w „Atmie" Karola Szymanowskiego, napi­sał wiele swych znaczących utworów. Tu też przeżywał różnorakie fascynacje, których liczne ślady odnajdujemy w Album tatrzań­skim, stanowiącym doskonały komentarz do motywu tatrzańskiego w Sławie i chwale, bo potwierdzający głębokie ślady, jakie w życiu i pisarstwie Jarosława Iwaszkiewicza pozostawiły Tatry. Album ta­trzańskie jest zarazem egzemplifikacją najistotniejszych postaw estetycznych i filozoficznych obecnych w twórczości autora, ta­kich jak: pasja życia i fascynacja śmiercią, skontrastowanie sa­motności człowieka z jego bliskim związkiem z przyrodą, wy­jątkowo silne odczucie polskiego pejzażu15. Właśnie w opisach świata gór pojawią obiegowe słowa-klucze, kojarzące się z oj­czystym krajobrazem: kłosy, zapach chleba, jarzębiny, szumią­ce świerki, stokrotki. Tatry Iwaszkiewicza mienią się wszystki­mi barwami,przesycone są zapachami; można je usłyszeć, pra­wie ich dotknąć. Wystarczy otworzyć stronice Sławy i chwały lub Album tatrzańskiego i już jest „ten wał siny, wieczny, wzruszają­cy swą dobrotliwą powagą. Już są one, góry, Tatry najpiękniejsze na świecie"16.

15 Por. J. K w iatkow skK M iejscelw aszkiew iczaw poezjipolskieiX X w ieku . W: O twórczości Jarosława Iwaszkiewicza. Red. A. Brodzka . Kraków-Wrocław 1983.

16 J. Iwaszki ewi cz : Dojazd do Zakopanego. W: I dem .Album tatrzańskie...,

Page 44: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Maria i Magdalena w Zakopanem

Ach, to Zakopane! Ileż wspomnień, ile przeżyć - wprost uwolnić się od tych obrazów nie można!1

W życiu poetki - Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, i saty- ryczki - Magdaleny Samozwaniec, córek słynnego malarza Woj­ciecha Kossaka, Zakopane odegrało szczególniejszą rolę. Choć obie panie dużo podróżowały i po Polsce, i po Europie, a nawet Afryce, to jednak miasto położone u podnóża Tatr miało dla nich charakter wyjątkowy - zarówno ze względów osobistych, jak i ar­tystycznych.

Tak wiele w ich życiu wydarzyło się tutaj po raz pierwszy: nie tylko pierwsze zetknięcie się z pejzażem wysokich gór, ale także poznanie pierwszego narzeczonego Madzi, pana Tola w zakładzie dr. Chramca w Zakopanem, pierwsza noc poślubna Marii (z Wła­dysławem Bzowskim) w roku 1916, pierwszy papieros siedem­nastoletniej Magdaleny, spotkanie kilkuletniej Madzi z Josephem Conradem, ujrzenie na własne oczy spacerujących w pelerynach brodatych panów: Jana Kasprowicza, Władysława Orkana, Kazi­mierza Przerwy-Tetmajera, a także Henryka Sienkiewicza z dzieć­mi, pełne metafizycznych dreszczy seanse spirytystyczne. To wszystko zdarzyło się w Zakopanem.

Tam zresztą Wojciech Kossak, bardzo kochający tę miejsco­wość i górskie wycieczki, poznał swą przyszłą żonę Maniusię (Ma­rię Kisielnicką), i pół omdlałą ze strachu powiódł na Zawrat; była to ich podróż poślubna. A później także tam (w Zakopanem, nie na Zawracie) miał wytworną „flamę", hrabinę - miłośniczkę sztuk

Page 45: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

pięknych oraz pana Wojciecha ars amandi, bo na niego i w tej materii góry działały „ożywczo". Miał w parku, w posiadłości pań­stwa Szczeniowskich, własny domek w stylu góralskim, z pracow­nią o wyszukanym wystroju (takim, aby wpływał obezwładniająco na piękne modelki). Zakopane więc w dziejach tej rodziny miało także - rzec by można - charakter inicjacyjny.

Tu ojciec uczył swoje córki postrzegać piękno górskiego kraj­obrazu, np. mówiąc: „Popatrz, Magdusiu, spójrz tylko na ten ko­loryt! - Panny, przestańcie kłapać i popatrzcie stąd na łańcuch ośnieżonych Tatr"2. Tatry znał Wojciech Kossak istotnie znako­micie, odbywał w młodości długie wysokogórskie wycieczki; cho­dził z gwardią świetnych przewodników: z Tytusem Chałubińskim, ks. Stolarczykiem, Janem Sabałą, kapelą Bartka Obrochty. Opis owych wycieczek utrwalił w pełnym uroku szkicu Zakopane3. Jego korespondencja do żony z lat 1883-1942 również pełna jest wąt­ków tatrzańsko-zakopiańskich4. Wcześnie więc Kossak powiódł swoje córki, zwłaszcza Madzię, w góry, Lilka bowiem autentycz­nie bała się tych wycieczek. Madzia natomiast, w długiej sukien­ce, kapeluszu ze wstążkami, wysokich butach, w towarzystwie podobnie ubranego Mamidła (niosącego jeszcze parasol „od słoń­ca" na długiej bambusowej rączce) i ojca, radośnie kroczyła na Giewont. Wojciech Kossak miał atrakcyjne pomysły:

Zawsze cieszyłyśmy się na przyjazd Tatki, on m iał zawsze mnó­stwo pomysłów urozmaicających nasz pobyt w Zakopanem. Zabierał nas wówczas na Halę Gąsienicową lub wąsągiem woził do Morskie­go Oka - zakochałam się w nim od razu5

- wspominała po latach Magdalena. W Zakopanem rodzina Kos­saków czuła się „u siebie".

„Za austriackich czasów stanowiło ono jakąś małą wysepkę polskości, do której nie docierały żadne c.k. napisy i żółto czarne kolory. Było zawsze czerwono białe [!] ze swoimi ośnieżonymi szczytami i czerwonymi od promieni słońca zboczami górskimi. Tu nie słyszało się języka niemieckiego i nie widziało reklam wie­deńskich wyrobów"6.

2 Ibidem, s. 396.3 W. Kossak: Wspomnienia. Warszawa 1973, s. 92.4 Idem: Listy do żony i przyjaciół (1883-1942). T. 1-2. Kraków 1985.5 Z. N i e w i d o w s k i: 30 lat życia z Madzią. Wspomnienia o Magdalenie Sa­

mozwaniec. Wrocław-Warszawa [i in.] 1988, s. 157-159.6 Ibidem, s. 80.

Page 46: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Zakopane było też modną miejscowością leczniczą, dokąd wysyłano panny Kossakówny, gdy tylko zaczynały słabować. W życiu Madzi pobyt w tym miejscu zaważył na losach poczętego dziecka, ponieważ gorączkującą pisarkę, w pierwszych miesiącach ciąży, pulmonolog dr Majewski kazał wywieźć do Zakopanego, gdzie istot­nie temperatura ustąpiła. W podobny sposób leczono wszystkie dolegliwości. Tam też uczyły się jazdy na nartach, poznawały emocje skikjringa, a wieczorem bywały na szalonych tańcach i szumnych balach, z najgłośniejszym z nich w „Bristolu", organizowanym przez potęgę prasową owych czasów - Mariana Dąbrowskiego, właściciela IKC-a.

Magdalena zobaczyła Zakopane po raz pierwszy, mając trzy lata, czyli w roku 1897. Widok górskich szczytów w pierwszej chwili tak ją przeraził, że zareagowała płaczem, potem jednak w czasie wędrówek po górskich ścieżkach oswoiła się z nimi. Później, już jako coraz bardziej znana satyryczka, zaistniała jeszcze inaczej w Zakopanem: dawała wieczory autorskie, np. w Tatrzańskim Klu­bie. Zakopane w życiu Magdaleny zapisało się i tym, że w czasie zjazdu członków Pen Clubu w roku 1930 poznała pisarzy o sławie światowej: Galsworthy'ego i Julesa Romains oraz austriacką, mod­ną wówczas pisarkę Vicki Baum. Ten zjazd zakończył się zresztą tragicznie: w czasie powrotu z Morskiego Oka, w wyniku brawu­rowej jazdy zakopiańczyka Dominika Domaniewskiego, będącego zresztą na lekkim rauszu, zginął w kraksie samochodowej poeta Julian Ejsmond.

W Zakopanem siostry obracały się w znakomitym towarzy­stwie cyganerii artystycznej, pełnej oryginałów, ale i postaci wy­bitnych: Witkacego, Stanisława i Zofii Stryjeńskich, Karola Szy­manowskiego, Rafała Malczewskiego, Augusta Zamoyskiego i in­nych. Atmosfera miłości, alkoholu i wysokogórskiego powietrza działała na talenty inspirująco.

Wyjątkową rolę tego miejsca potwierdziła Magdalena Samo­zwaniec w swoich dwóch książkach wspomnieniowych: Marii i Magdalenie (1956) oraz Zalotnicy niebieskiej (1973), w których na dziesiątkach stronic rozsnuła zakopiański wątek, a także wy­odrębniła go w osobnych rozdziałach noszących tytuły Zakopane oraz Dom pod Jedlami. Wpisała w nie wiele faktów z dziejów Za­kopanego, zarówno w warstwie historycznej, jak i anegdotycznej i związała je z biografią swej niezwykłej siostry - poetki Marii, zwanej Lilką - oraz własną, splatając je w sposób nierozerwalny Maria Pawlikowska-Jasnorzewska natomiast motyw tatrzański

Page 47: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

wpisała w wiele świetnych wierszy, z których pierwszy pt. Mor­skie Oko powstał w sierpniu 1911 roku w Zakopanem, gdy poet­ka miała lat dwadzieścia. Już w tym wierszu, pochodzącym z okresu jeszcze sprzed jej pierwszego małżeństwa, z Bzowskim7, widać po­rażenie wielkością tatrzańskiego pejzażu: „ślepe olbrzymy", „po­tworne rondo wiekuistych głazów", „groźna tęsknota", „drogi nie dla stóp ludzkich", jezioro „poczerniałe w męce" to tylko część metafor górskich określających posępny nastrój tego utworu. Jest jeszcze dominujący nad tym wszystkim męski władczy ton „Bo ja tak każę", znakomicie komponujący się z przytłaczającym górskim krajobrazem. Góry i mężczyzna to wymiar makro, kobieta - to mikrokosmos, i ta antynomia, zarysowana w młodzieńczym wier­szu, powróci jeszcze wielokrotnie w poezji o tematyce górskiej. W ten sposób twórczość obu sióstr w realizacji tego motywu zna­komicie się dopełnia, tworząc barwną, pełną różnorodnych treści, a zarazem zupełnie wyjątkową całość. W tle tych przeżyć i wspomnień snuje się modne w dwudziestoleciu tango Czy pam ię­tasz tę noc w Zakopanemł, stanowiąc bardzo stosowne pendant.

Zakopane „przeklęte - zaklęte", jak je później określi Magda­lena Samozwaniec, miało wówczas atmosferę romantyczno-ero­tyczną i sprzyjało rozwijaniu się uczuć miłosnych. Spacerując po dolinach i „Nosalach", Magdalena doprowadziła Jana Starzewskie- go do oświadczyn.

Swego drugiego męża, Jana Gwalberta Henryka Pawlikowskie­go, poznała Maria oczywiście w Zakopanem w kawiarni „U Prza- nowskiego" za pośrednictwem Hani Pawlikowskiej, córki dyrek­tora krakowskiego teatru. Jan Gwalbert Henryk był wysportowa­ny, silny i zwinny, po górach chodził znakomicie, znany był jako świetny taternik. Z Zakopanego słał do ukochanej bardzo młodo­polskie listy, na które poetka odpowiadała nie mniej młodopolski­mi epistołami. Zygmunt Leśnodorski pisał o nim jako człowie­ku, „który reprezentował wysoką kulturę umysłową i artystyczną,i był głęboko wrażliwy na poezję i piękno"8. To pozwalało mniemać,

7 Myliła się M. S a m o z w a n i e c , pisząc w Zalotnicy niebieskiej (Kraków 1973, s.148), iż wiersz ten powstał w okresie małżeństwa z Pawlikowskim. Trze­ba jednak dodać, iż w biografii Pawlikowskiej panuje bałagan: Polski słownik bio­graficzny podaje, że poetka poślubiła W. Bzowskiego w roku 1916, tymczasem nie­które listy pisane przez Lilkę z Mödling pochodzą sprzed tej daty, a Magdalena Samozwaniec podaje, że Lilka wyszła za Bzowskiego mając lat 18 (czyli byłby to rok 1911!). Nie ma też dokładnych dat zawarcia przez poetkę drugiego i trzeciego małżeństwa.

8 Z. Le ś no do r s k i : Wśród ludzi mojego miasta. Kraków 1963, s. 228.

Page 48: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

iż związek owych dwojga pięknych dusz i ciał okaże się idealny. W Zakopanem wreszcie odnajdzie Pawlikowska swój wymarzony pałac, dom „Pod Jedlami" na Kozińcu, z którego widać śnieżne szczyty Tatr. Wtedy jeszcze nie przeczuwała, że ów pałac dość szyb­ko zmieni się w grobowiec miłości.

Weszła bowiem w rodzinę bardzo silnych i oryginalnych osobo­wości. Willa „Pod Jedlami" stanowiła przez wiele lat (1900-1962) ważny ośrodek życia kulturalnego Zakopanego9. Wszyscy Pawli­kowscy: ojciec Jan Gwalbert oraz synowie Jan Gwalbert Henryki Michał byli twórcami. Ojciec, zafascynowany Królem Duchem, był znanym uczonym o szerokich zainteresowaniach, którymi obejmował zarówno naukę o literaturze, ekonomię, jak i ekologię- był jej propagatorem na miarę światową. Michał też był publicy­stą i literatem, zięciem Maryli Wolskiej, uznawanej na Kozińcu za najwybitniejszą polską poetkę, a Jan Gwalbert Henryk, miło­śnik gwary góralskiej i także literat, napisał między innymi Balla­dę o Niemrawcu, którą wysoko ocenił prof. Stanisław Pigoń. Jan Gwalbert Henryk

mieszkał przeważnie w Zakopanem, wraz z rodzicami i rodzeństwem, na Kozińcu, w wielkim dworzyszczu w góralskim stylu, projektowa­nym przez artystę malarza Stanisława Witkiewicza, ojca Witkacego. Wszystko w tym drewnianym dworzyszczu było na najwyższym arty­stycznym poziomie, ale dziwne i niepokojące, z tą skalną ścianą za­śnieżonych tatrzańskich szczytów naprzeciwko i górskimi wichra­mi, które zginały rosnące w ogrodzie sosny i świerki i nagle otwierały z trzaskiem drewniane drzwi rzeźbione w góralskie motywy. Miesz­kańcy tego tatrzańskiego pałacu też byli bardzo dziwni, jakby żyw­cem wzięci z jakiejś powieści skandynawskiej10.

Obraz tej zasłużonej rodziny, który namalowała M. Samozwa­niec, uległ zapewne pewnemu wypaczeniu. Opisy chorobliwego skąpstwa, zaniedbania, zbytniej swobody erotycznej, nakreślone zręcznym i złośliwym piórem satyryczki, spowodowane były krzywdą siostry i dlatego pewnie dalekie od obiektywizmu.

Wiatr więc hulał, na korytarzach willi słychać było łomotaniai niepokojące kroki, a Lilka siedziała przeważnie samotna, opusz­czona i zabiedzona, bo piękny Jaś szalał towarzysko i turystycznie- bez Lilki, którą sypianie po tatrzańskich schroniskach męczyłoi czyniło nieszczęśliwą, zwłaszcza że wędrowała w długim grana­

9 Por. K. S t ecki : Przewodni literacki po Zakopanem. Warszawa 1980, s. 21.I0M. S a m o z w a n i e c : Zalotnica niebieska. Kraków 1973, s. 124.

Page 49: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

towym płaszczu i bucikach na obcasie. Nie było też nieco roz­pustnej i wyszukanej Kossakowskiej kuchni i matki myślącej tyl­ko o wygodach córeczki.

Lilka cierpiała, czuła się brzydka, zdeptana, zapuszczona. Starała się, jak mogła, utrzymać miłość ukochanego męża i poświęcała się, chodząc z nim po górach, co ją szalenie męczyło, i sypiając po ta­trzańskich schroniskach, wracała wymęczona, często zaziębiona i nie­szczęśliwa11.

Jeśli chodzenie po górach ma być poświęceniem, to wiadomo, że nie wyniknie z tego nic dobrego. I w wymiarze osobistym istot­nie nie wyniknęło - środowiskiem naturalnym tej poetki był prze­cież salon; wykwint potrzebny był jej jak powietrze! Małżeństwo trwało krótko i stało się wielkim dramatem dla Lilki, nawet dość liczne grono zakopiańskich wielbicieli, wśród których był i Leon Chwistek, i S.I. Witkiewicz, nie mogło jej pocieszyć. A wszystko, co wówczas przeżyła, miało scenerię typowo tatrzańską: nawet gdy Jan Gwalbert wyznawał Lilusi, że począł nieślubne dziecię - więc rozwód będzie chyba nieunikniony - wył wiatr halny, tworząc zło­wieszczy nastrój.

Dom jednak zapadł głęboko w psychikę poetki. W jednym z listów do Jana Gwalberta opisała swój bardzo symboliczny sen, z owym domem w roli głównej:

Oto śnił mi się dom taki nadzwyczajny - był to drugi Kozinieci ten się właśnie nazywał „dom pod Jedlami". Był wysoki jak drapacz nieba, a przy tym drewniany jakby modrzewiowy i w góralskim stylu. Przed nim gęstym rzędem stały wysokie jodły. Ale co najciekawsze to to że nie miał żadnego wejścia, tylko wysoko bardzo drzwi, a do nich wznosiła się drabina wysoka i szeroka ogromnie, pochyło oparta0 szczeblach w tak wielkich odstępach, że chyba olbrzym albo halny mógł po nich wybiec - i to takie szalone, nadludzkie robiło wrażenie1 Ty tam mieszkałeś. Z dumą pokazywałeś mi ów dom i to wejście12.

Ten dom oniryczny poetki, do którego nie ma wejścia, tak bar­dzo niepodobny do jej domu rodzinnego, znakomicie poddaje się Bachelardowskiej interpretacji13 i równie doskonale oddaje sytua­cję psychiczną poetki w domu na Kozińcu. Ten bogaty w znacze-

11 E a d e m: Maria i Magdalena..., s. 237.12 E a d e m: Zalotnica niebieska..., s. 158.13 G. Ba c he l a r d : Wyobraźnia poetycka. Wybór pism. Warszawa 1975.

Page 50: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

nia symbol bezpieczeństwa, porządku i ładu, w śnie poetki wydaje się nie do zdobycia; prowadząca doń drabina czyni go nieosiągal­ną twierdzą.

Artystycznie pobyt w willi „Pod Jedlami" przyniósł natomiast piękne owoce. Wraz z nim bowiem weszły do poezji autorki Różo­wej magü motywy tatrzańskie i zakopiańskie. Była zbyt wielką estetką i zbyt wrażliwą, by pozostać obojętną na ogrom niezwykłe­go piękna, jakie rozciągało się przed jej oczami. Uwzględnienie uwarunkowań biograficznych jest jednak konieczne dla zrozumie­nia twórczości z tym okresem związanej14.

Pojawiły się początkowo drobne motywy: w prześlicznym wier­szu pt. O zachodzie - „Stary kościółek modrzewiowy", stojący przy szosie zakopiańskiej, a w innym utworze mała przytulona do skał szarotka (Szarotka) lub serdak góralski z kolorowym wyszyciem. Później, już w okresie związku z Pawlikowskim, powstanie też wiersz, w którym poetka utrwaliła podwójne dostrzeganie gór: zdo­bywcze - młodego wysportowanego mężczyzny (z pewną ironią), oraz pełne przerażenia i grozy - kobiety, jakby przytłoczonej i sa­mymi górami, i ogromem piękna. Wiersz zatytułowany Wspo­mnienie z gór wyraźnie ukazuje to pęknięcie między „ty" i „ja", spowodowane przez góry:

Przez tablice kamienne przez stosy tabliczekszedłeś przede mną piękne niosący oblicze,i to mi pokazując właściciela gestem15.

Następuje później wyliczenie zdumiewających fenomenów tatrzańskich: krzaku włochatego agrestu, świstaka, krokusów, go­ryczek, skalnych turni, wodospadów, owiec, kozic, ukazanych tak, aby uniezwyklić wizję górskiego świata. Jacek Kolbuszewski za­uważył trafnie, że „Tatry w poezji Pawlikowskiej utraciły atrybut idylliczności"16, co widać bardzo wyraźnie w omawianym wier­szu. Każdemu ze wspomnianych fenomenów dodaje poetka epi­tet lub komentarz wyzwalający całkiem nowe pole semantyczne -

14 Celem niniejszego szkicu nie jest analiza „tatrzańskich" wierszy poet­ki, ponieważ uczynił to już J. K o l b u s z e w s k i w książce pt. Tatry w literaturze polskiej. Część 1: (1805-1888); Część 2: (1889-1939). Kraków 1982; idzie na­tomiast o wskazanie silnych związków tej poezji z biografią poetki.

15 M. P a w l i k o w s k a - J a s n o r z e w s k a : Poezje. T. 1-2. Warszawa 1974, s. 402.

16 J. Ko l b us z e ws k i : Tatry w literaturze polskiej..., s. 527.

Page 51: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

albo związane z grozą, albo mające charakter drwiący: niezwykłość agrestu to złudzenie wywołane... oglądaniem przez lunetę Zeissa, płatki „leluji" są jak dłonie świętych w agonii, „zamarła turnia" to „gniazdo skalnej śmierci", a siklawy są „krwotokami czasu", i po­dobnych przykładów można znaleźć więcej. Właśnie to zauważyła Elżbieta Hurnikowa: „Z sensualistycznej struktury świata oraz z powszechnej analogii, jaką wyrażają połączenia synestezyjne, wy­nikają w liryce Pawlikowskiej określone konsekwencje: przedmiot relacji opisywany jest innym konkretem, zjawiska przyrodnicze nacechowane są właściwościami różnych innych organizmów żyjących"17.

Słychać też w tym krajobrazie płacz boginki zazdrosnej o mi­łość - to bardzo ważny komentarz. Ta boginka zazdrosna o miłość do gór - to sama poetka. Ma też znaczenie owo „szedłeś przede mną niosący piękne oblicze", które oddaje pewną nonszalancję przewodnika a zarazem jego łatwość w pokonywaniu górskich ście­żek, przy czym owa łatwość ma znaczenie pejoratywne. Wiersz stanowi również znakomity przykład dla formuły, jakiej użył Jerzy Kwiatkowski: „żartobliwe oswojenie świata", polegające na „świa­domym epatowaniu kobiecym punktem widzenia, operującym odmienną hierarchią wartości, niż narzucona światu jako panują­ca oficjalnie »hierarchia« męska"18.

Podobnie jest też w wielu innych wierszach o tematyce tatrzań­skiej [Góry, Zabity w górach) z tomu Cisza leśna (1919), w któ­rych odbił się tragiczny refleks licznych wypadków w Tatrach, gdzie zginęli Mieczysław Szczuka (1927), Zofia Krokowska (1919), Je­rzy Leporowski i inni - „najlepsi turyści", jak napisała o nich po­etka. Inne wiersze, jak Krzyż na Giewoncie, Zeszłoroczne śniegi, pełne są realiów krajobrazowych, dostrzeżonych jednak okiem zmęczonej turystki. Zwłaszcza stosunek poetki do śmierci w gó­rach cechuje wspomniane wcześniej odwracanie wartości.

Można zresztą zauważyć, że przeżycia wycieczkowe bardzo wyraziście przenikają w materię poetycką. Magdalena Samozwa­niec pisze:

Odwiedzając często ukochaną siostrę w Zakopanem, robię z nimi wysokogórskie wycieczki. Kiedyś zaszliśmy do Ciemnosmreczyńskiego

17 E. Hur n i k o wa : Natura w salonie mody. O międzywojennej liryce Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Warszawa 1995, s. 56.

18 J. Kwi at kows ki : Wstęp. W: M. Pa wl i kows ka - J a s no r z e ws k a : Wy­bór poezji. Wrocław 1980, s. XXXIII-XXXIV.

4 Ludzie. 49

Page 52: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Lasu po czeskiej stronie19, który potem Lilka opisała w swoim pięk­nym wierszu pod tym właśnie tytułem. Była to niesamowita i groźna dżungla. Paprocie rosły tam wielkości człowieka, pełno było nigdzie nie spotykanych kwiatów i krzewów20.

Pawlikowska tak to opisała:

- Tu - ciepło, duszno, zgniło - czarny torf lepką piersią karmi potwory:Rumianki ludzkiego wzrostu, paprocie, jakich nie było, buki o mięśniach atletów, kukły i mandragory21.

Jacek Kolbuszewski o wierszu tym napisał, że stanowi on trans­pozycję mitu o strąconych aniołach, a wyznacznikiem mityczno- ści jest niezwykłość świata nakreślonego w utworze przez poetkę- „zielone piekło": „[...] w jej lesie ciemnosmreczyńskim rosną »rumianki ludzkiego wzrostu, paprocie, jakich nie było, bukio mięśniach atletów, kukły i mandragory« tworzące scenerię dla jeszcze bardziej mitycznych boginek, Mnicha i Krwawego Juhasa, którzy tu »krzyczą i straszą wściekle, dając upust grozie swojego istnienia«"22.

Godząc się z zasadniczym nurtem rozważań wrocławskiego uczonego trzeba jednak dodać, że wiersz Pawlikowskiej wiernie odtwarza realia Lasu Ciemnosmreczyńskiego, istotnie wyglądają­cego dość niesamowicie, w którym zachowały się (aż do dnia dzi­siejszego) bardzo stare drzewa. Pawlikowska miała upodobanie do opisywania konkretów, i odnosi się to stwierdzenie także do świa­ta przyrody23.

„Paprocie rosły tam wielkości człowieka" - pisze satyryczka, niezdolna do mitologizowania niczego poza rodem Kossaków,- „pa­procie, jakich nie było" rosną także w wierszu jej siostry poetki. Magdalena Samozwaniec też podkreśla niesamowitość i grozę owego lasu. Interesujące, że i ojciec poetki, Wojciech Kossak, opi­sując wycieczkę do tego lasu w roku 1880, odniósł bardzo podob­ne wrażenie i również uwydatnił jakąś niesamowitą potęgę rosną­cych tam roślin:

19 To oczywista pomyłka - mowa o stronie słowackiej.20 M. S a m o z w a n i e c : Zalotnica niebieska..., s. 179.21 M. J a s n o r z e w s k a - P a w l i k o w s k a : Poezje. T. 1..., s. 242.22 J. Ko l b us z e ws k i : Tatry w literaturze polskiej..., s. 534.23 E. Hur ni kowa : Natura wsalonie mody..., s. 56.

Page 53: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Wśród wysokich szczytów i przełęczy leży ta wspaniała dolina. Złomy butwiejacych drzew zaścielają ją doszczętnie, ledwie widocz­ną z pokrywających je gąszczy bujnej roślinności. Z nich wyrastają nowe - Arkadia natury. Nic tam się nie rąbie, bo jakże to drzewo przez wszystkie szczyty i przełęcze stamtąd sprowadzić? Rozpano­szyła się też i rozbujała całym bogactwem smreków, limb, modrzewii kwieciem wszelakim, urągającym dumnie siekierom i piłom24.

Niezwykłą wizję Lasu Starosmreczyńskiego jednakowo do­strzegły trzy osoby, wskazujące wielkość okazów przyrodniczych jako dominantę krajobrazu. Dla poetki lubiącej miniaturę, deli­katność i finezję - to „zielone piekło"; dla malarza lubiącego sce­ny monumetalne - to Arkadia, czyli jakby drugi biegun odczuć córki. Wszakże źródłem obu optyk tego miejsca był jego rzeczywi­sty wygląd.

Dodajmy jeszcze, że pewnej niesamowitości temu krajobra­zowi dodało - jak to odczuła Pawlikowska - znalezienie przez nią wśród mchu kawałka drzewa z owiniętymi wokół długimi kobie­cymi włosami. Dla poetki, skłonnej do magicznego myślenia, był to tajemniczy przedmiot, którym „ktoś chciał jakąś osobę zacza­rować, rzucić na nią urok..."25. Dla jej męża było to zwykłe „pa­skudztwo", które stało się momentalnie przyczyną poróżnienia małżonków.

W Tatrach będzie się toczyć akcja pisanej wierszem sztuki Pawlikowskiej Bracia syjamscy, wyraźnie nawiązującej do znuże­nia, jakie zaczęło się pojawiać w małżeństwie poetki. Jedna z waż­niejszych scen owego dramatu rozegra się w górach. Ukazuje ona małżeństwo przeżywające kryzys i dopiero po wypadku w czasie wspólnej wycieczki w góry, gdy bohaterka leży w tatrzańskim schro­nisku, powraca ze strony męża, jakby w poczuciu winy i zagroże­nia, dawna miłość, ale tylko na moment. W sztuce pojawi się też bardzo dramatyczna Inwokacja Flory, w której znajdą się słowa odzwierciedlające sytuację psychiczną poetki w okresie, gdy pięk­ny Jasio coraz bardziej interesował się młodą tancereczką z ze­społu Rity Sachetto (żoną rzeźbiarza Augusta Zamoyskiego), po­znaną oczywiście w Zakopanem:

Góry! Szczyty rozpaczy, przepaście tęsknoty zwróćcie mi go. Na chwilę. Zaklinam was. Góry!

24 W. Ko s s ak: Wspomnienia..., s. 92.2̂ M. S a m o z w a n i e c : Zalotnica niebieska..., s. 175.

Page 54: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Siła moja limbowa, halna, kosodrzewna Serce kwitnące w piersi czerwonym gwoździkiem Zamknięte w sobie, ciche, taternicze, dzikie Wzywa was górskie moce. Zwróćcie mi kochanka.Matko przyrodo. Jeśliś matka nie macocha Spraw niechaj z gór wróci. Ten który mnie kochał26.

Ten wiersz równie dobrze może odnosić się do wypadku w gó­rach, jak i do dramatycznego wygasania wielkiego uczucia i wiel­kiej zazdrości kobiecej o góry, które dla ukochanego mężczyzny są większą namiętnością niż miłość do kobiety. W nim także, jak we wszystkich wierszach Pawlikowskiej o tematyce górskiej, wszystkie przedmioty są ostre, ekspresywne, mają formy, kształ­ty, kolory, widać konkret; realia tatrzańskie rysowane są wyrazistą linią.

Motyw tatrzański występował w poezji Pawlikowskiej właści­wie tak długo, jak długo kochała Pawlikowskiego. Wraz z wyjaz­dem z „Domu pod Jedlami" wątek zaczął zanikać. Wydaje się, że wyobraźni poetyckiej autorki Ciszy leśnej bliższe były motywy akwatyczne od górskich. Potwierdziła to nie tylko cyklem Akwa- tyki i liczbą wierszy tematycznie związanych z wodą27, ale przede wszystkim osobistym wyznaniem w wierszu Drzewo genealo­giczne:

Wiem, żeś ojczyzną moją, o morze prześliczne!Jak krew mi własna szumi twoja głąb trawiasta.Moje drzewo genealogicznekoralem z dna twojego tajemnie wyrasta28.

Tatry miały powrócić do poezji dopiero w czasie wojny, gdy Pawlikowska znalazła się na emigracji. Wtedy właśnie góry stały się jednym ze znaków ojczystego krajobrazu:

Tęskny Tyńcu, srebrna skało Kmity,Druidyczne moje Bielany,Tatry w błękicie, bystrym dostrzegalne okiem,I ty, groźny klasztorze o murach bez okien Na brzegu Wisły29.

26 M. Pawl i kowska- J as nor zewskai Poez/ e . T. 2..., s. 274.27 Wskazuje też na to E. Hu m i k o w a: Natura w salonie mody...28 M. Pawl i kowska- Jasnorzewska: . Poez/e . T. 1..., s. 352.29 Ibidem, T. 2..., s. 195.

Page 55: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

W tym wyliczeniu miejsc najbliższych dominuje „ekspresja bezpośrednia, liryczne nazywanie uczuć po imieniu"30. Znamien­ne, że Tatry zostają wymienione obok Krakowa - będącego dla po­etki synonimem domu. Podobnie w wierszu Wierzby dwa znaki krajobrazowe są symbolami Ojczyzny:

Całą Wisłą krew ojczysta płynie,Całym Tatr łańcuchem krzywda rośnie — 31.

Pojawiło się też zupełnie nowe widzenie Tatr, „wolności oł­tarzy", tak dobrze już znane z poezji młodopolskiej. W jednym z wierszy pt. Legenda Tatr nawiązała do motywu rycerzy śpiących w górach i zlokalizowała ich w grocie pod Pisaną (tradycyjnie spali pod Giewontem). Tworząc zaktualizowaną wersję legendy, poetka dostrzegła rycerzy w polskich lotnikach walczących w czasie woj­ny w przestworzach. Czytelny jest też osobisty kontekst tego wier­sza, wszak trzeci mąż poetki - Stefan Jasnorzewski - był lotni­kiem. Najistotniejszy jednak dla omawianego zagadnienia wydaje się wiersz Ucieczka w Tatry, który warto przytoczyć w całości:

Gdzie na halach szałasy w twardym światłocieniu Są jak stożki, w niebieskim rzeźbione kamieniu,Gdzie gencjana-goryczka, nieulękła w pustce,Wspina się jak góralka w szafirowej chustce,Gdzie skrawkiem czystej wełny wspina się szarotka,Gdzie wśród piargów kozicę lub świstaka spotkasz,Gwiżdżącego na baczność; gdzie wonna leluja Różanym rusztowaniem na powietrzu buja,Gdzie dziki krzak agrestu blisko strony czeskiej Stroi się w szkiełka rosy podłużne, niebieskie Jak świecznik zagraniczny - tam pokłoń się Tatrom,Tam myślą się zatrzymaj. Drzemią na kształt matronO suchych, orlich twarzach... Matron nietykalnych!Spokojne pośród wichrów orawskich czy halnych,Trwają, obce nizinom. Ani wiedzieć nie chcąO grzmotach, które łunę wśród ciemności niecą,Niszcząc świat. - Tu, jak cicho! Kędy sięgniesz wzrokiem,Niewoli nie dostrzeżesz. Progi za wysokie...32

30 K. Wy ka: Jasnorzewska: 91ipca 1945. W i d e m : Odeszli. Warszawa 1983, s. 239.

31 M. P a w l i k o w s k a - J a s n o r z e w s k a : Poezje. T. 2..., s. 78.32 Ibidem, T. 2, s. 80.

Page 56: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Narzucające się podobieństwo cytowanego wiersza do oma­wianego wcześniej Wspomnienia z gór dotyczy tylko sfery realiów górskich - nastrój jest już zupełnie inny: nie ma owego drwiącego dystansu (widać to zwłaszcza w opisie krzaka agrestu), podkreśla­nia odmiennego, od widzenia przewodnika, spojrzenia na góry. Teraz wartości Tatrom przydało oddalenie, czyniące je symbolem ojczyzny: jej metaforą są ich niezmienność, nieulękłość, spokój, wyniosłość, nawet jakaś sakralność. Bardzo znamienna wydaje się refleksja: „trwają, obce niziniom". W aksjologii przeciwstawienie tego, co górne, wzniosłe - temu, co niskie, nizinne, jest bardzo istotne.

Ze wspomnieniem Tatr, zazdroszcząc Karłowiczowi:

Że go zabiła, pośród górskich szczytów, pociskiem śniegu Siła przyrody, czysta i dziewicza!33

- umierała Maria Pawlikowska-Jasnorzewska w dalekim Manche­sterze.

Magdalena Samozwaniec powracała natomiast, już po wojnie, do Zakopanego wielokrotnie, czuła jednak że to już nie było „to" Zakopane, brakowało ludzi tworzących niezwykłą atmosferę: część zmarła lub zginęła z rąk niemieckich, inni wyjechali za granicę. Szalona Madzia już nie chodziła po Tatrach, raczej królowała w lokalach i pensjonatach, grywała w bridża i kariokę, ale zawsze z górami w tle. Ze swym drugim mężem - Zygmuntem Niewi- dowskim - już w latach czterdziestych, często wyjeżdżała do stoli­cy Tatr. Spotykała tam Kornela Makuszyńskiego, bardzo źle trak­towanego przez ówczesne wydawnictwa, i przy kieliszku usiłowa­ła rozproszyć jego smutek. Autor Panny z mokrą głową podsunął jej pomysł napisania książki wspomnieniowej o rodzinie Kossa­ków a zarazem całej plejadzie polskich artystów otaczających nie­zwykłe siostry... i tak narodziły się Maria i Magdalena.

Prawie aż do końca życia, co roku musiała być pisarka choć raz w Zakopanem - dla zdrowia. Zatrzymywała się w „Watrze", „Murowanej Piwnicy", „Orbisie", w „Halamie" (Domu Pracy Twórczej ZAiKS-u). Jedyną wycieczką zostawało Morskie Oko, do którego dochodziła piechotą z Włosienicy; w schronisku czekała

Ibidem, s. 139.

Page 57: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

niemal rytualna herbata z kiełbasą na gorąco, a potem było kar­mienie pstrągów w stawie i wrzucanie drobnych monet..., aby tam znów powrócić. Do tradycji też należało odwiedzanie Wikty Bigo­sowej na Głodówce, u której bywał świat kultury, sztuki, spotykali się znani narciarze i alpiniści - Magdalena od lat przedwojennych była nią zafascynowana.

Niezapomniane i urocze były wieczory na Głodówce. [...] Goście schodzili się do oświetlonej lampą naftową werandy, rozsiadali się wokół pieca, w którym każdego wieczoru buzował wesoło ogieńi trzaskały suche szczapy drewna, popijali znaną góralską herbatę. Wnet weselało towarzystwo. Jak z rękawa sypały się góralskie gadki przeplatane soczystymi kawałami ceprów, wspomnienia, pogwarki34.

Piknie pani wyglądacie - witała Bigosowa autorkę Na ustach grze­ch u - ino wam trochę roków przybyło, ale komu ich z latami uby­wa?35.

Właśnie w Zakopanem pisarka odczuła upływ lat, gdy w cza­sie jesiennego halnego w 1959 roku dostała ciężkiego ataku sercai w popłochu musiała opuścić miasto.

Z tych lat pozostało kilka drobnych utworów literackich, w któ­rych z właściwą sobie złośliwością opisywała zakopiańskie skan­dale erotyczne i małżeńskie. Dziś już z takich tekstów, jak Zako- panoptikum (będącego może aluzją do Strugowego Zakopano- ptikonul) czy Wielkanoc w kuźni literatów polskich36, humor jak­by wywietrzał; życie satyry jest krótkie. Stanowią one raczej do­wód stałej obecności wątku zakopiańskiego w twórczości pisarki.

Najpiękniejsze i najtrwalsze świadectwo, czym było Zakopa­ne i Tatry w życiu Marii i Magdaleny, wpisała satyryczka w swe dwie powieści wspomnieniowe, oddając pełen wzruszenia hołd w słowach:

Zakopane - świadek życia obu sióstr od ich najmłodszych lat, Za­kopane - miejsce na ziemi, o jakiejś przedziwnej atmosferze wszel­kich szaleństw i możliwości, jak to określił angielski pisarz Chesterton, którego Zakopane od pierwszego wejrzenia oczarowało; uroczy zaką­tek - w którym rozwijały się i kwitły największe polskie talenty37.

34 Z. Ni e wi do ws k i : 30 lat życia z Madzią..., s. 183.35 Ibidem, s. 187 i nast.36 Znajdują się one w tomie M. S a m o z w a n i e c : Moja wojna trzydziesto­

letnia. Warszawa 1965.37 E a d e m: Maria i Magdalena..., s. 80.

Page 58: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

„Chciałbym tu jeszcze wrócić" Góry w życiu i poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego

Badacze twórczości Krzysztofa Kamila Baczyńskiego zwracali uwagę, iż dominującym żywiołem w jego twórczości jest woda, więc i symbolika akwatyczna występuje w całej jego poezji1. Wszak­że już wcześniej pojawiły się w niej motywy przeciwstawne wobec wody - góry, obecne jako typ krajobrazu w całym dwudziestoleciu. Zwrot ku poezji pejzażu obserwujemy jako wyraźny nurt już w połowie lat trzydziestych. Były to konkretne góry - Tatry, a także góry jako pionowy wymiar świata. Motywy te dość szybko zanik­ną, pojawiają się zresztą najczęściej w juweniliach i nigdy nie wy­stąpią na taką skalę, jak woda czy nawet ogień. Gdyby nie koszmar wojennej zagłady woda nie zdominowałaby do tego stopnia wyobraź­ni poetyckiej autora Śpiewu z pożogi - wówczas być może temat gór zaistniałby w jego utworach w stopniu pełniejszym, zwłaszcza że ilekroć wątek ten powraca, to jako znak czasu szczęścia i pogo­dy, czasem jako opozycja do teraźniejszości okupacyjnej.

★ ★ ★

Z górami poeta zetknął się dość wcześnie - jako mały chło­piec spędzał wraz z matką w roku 1928 wakacje w Ustroniu na Śląsku Cieszyńskim, gdzie mógł podziwiać rozległą panoramę Beskidu Śląskiego. Gdy miał lat 8 (rok 1929), w czasie prawie trzymiesięcznych wakacji przebywał w Szwajcarii, w Onex pod Ge­newą, nad jeziorem Leman otoczonym Alpami. To samo miejsce

1 J. Kwi a t k o ws k i : Potop i posąg. W: Idem: Klucze do wyobraźni. Warsza­wa 1964: K. Wyka: List do fana Bugaja. W: Idem: Rzecz wyobraźni. Warszawa 1959; S. Za b i e r o ws ki : Krzysztof Kamil Baczyński: Biografia i legenda. Spotkania z literaturą. Wrocław-Warszawa-Kraków 1990.

Page 59: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

oglądał niegdyś Juliusz Słowacki i opisał w wierszu Rozłączenie oraz poemacie W Szwajcarii. W dniu 15 sierpnia wraz z innymi

uczestnikami genewskiej Szkoły Międzynarodowej odbył wyciecz­

kę na szczyt Mont Saleve. W wieku młodzieńczym wielokrotnie

bywał w Zakopanem (w pensjonacie „Bajka", należącym do Józefy

Winnickiej, wdowy po burmistrzu Zakopanego i znajomej matki

poety). W Bukowinie Tatrzańskiej z kolei, gdzie młody Baczyński

także często bywał na wakacjach zimowych i letnich, wujostwo

poety - Paulina i Zygmunt - mieli willę „Kmitówkę" na Olczań-

skim Wierchu. Tak opisuje ją Kazimierz Wyka: „Idąc w lewo od

bukowińskiej krzyżówki drogą w stronę Gliczarowa i Bachledz-

kiego Wierchu, ten drewniany, poczerniały, rozległy dom odnaj­

dziecie wysoko na spadzistym stoku. Nakierowany ku Tatrom,

w cienistej kępie starych świerków, jesionów i wiązów"2.

Znał ten dom od dzieciństwa i tam „brykał jak szalony"3 naj­

pierw na sankach, a potem na nartach. Fascynował go folklor gó­

ralski, w zadumę wprawiały świątki bukowińskie i ślad tych za­

uroczeń odezwie się później w takich wierszach, jak Z szopką czy Ballada o trzech królach. Świetnie jeździł na nartach; umie­

jętność tę posiadł w czasie kolejnych wakacji w Bukowinie. Za­

chowały się zdjęcia poety na nartach4. Uczestniczka owych wa­

kacji zimowych, pani Anna Szanecka z domu Olszewiczówna,

wspomina:

Baczyński był w tym sporcie bardzo dobry. Czas poobiedni ozna­czał najczęściej łyżwy i relaks na ślizgawce. Wieczory organizował Krzysztof. Za oknami jaśniała przytulna biel. Wnętrze zakopiańskiej „Bajki" wypełniała woń drewna i blask świec. Była to oprawa zako­piańskich wieczorów poezji Baczyńskiego5.

O zafascynowaniu Tatrami wspominają wszystkie osoby pa­

miętające pobyty Baczyńskiego w górach. Ewa Winnicka, córka

właścicielki pensjonatu, w swym wspomnieniu pt. W Zakopanem pisała o ogromnym zauroczeniu poety górami: „Zima [1937/1938

2 K. Wyka: [Wstęp], W: K.K. Baczyński : Utwory zebrane. T 1. Kraków 1970, s. XII.

3 E. S e m i 1: Ojciec i syn. W: Żołnierz, poeta, czasu kurz. Wspomnienia o Krzysz­

tofie Kamilu Baczyńskim. Red. Z. Wa s i lewski . Kraków 1967, s. 35.

4 Reprodukuje je m.in. W. B u d z y ń s k i: Testament Krzysztofa Kamila. War­

szawa 1998, s. 50, 51.

5 B. Poremba-Wolkowa:Za skrawków wspomnień. Krzysztof Kamil Ba­czyński. „Gość Niedzielny" 1998, nr 31, s. 16.

Page 60: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

- K.H.-K.] była piękna. Krzysztofa oczarowały Tatry. Często wpa­

trywał się w ich daleką panoramę z ciekawie zmieniającymi się

półcieniami i kolorytem zależnym od pory dnia i oświetlenia. Nie

mówił jednak o tym"6. A nieco dalej dodaje:

W Nowy Rok 1938 urządziliśmy wycieczkę do Doliny Roztoki. Do Wodogrzmotów Mickiewicza podwiozła nas taksówka. Krzysztof stał oparty o poręcz mostu i patrzył, jak mróz zatrzymał w pędzie pieniący się latem wodospad, rzeźbiąc go w fantastyczne kształty o ko­lorze lekkiego seledynu. Smreki po obu stronach szosy do Morskiego Oka jakby przystanęły, a ich gałęzie, ciężkie od śniegu, rozbłysły w słoń­cu tysiącem brylantów.

Potem wszyscy już trochę zmarznięci zeszliśmy do schroniska w Roztoce. Na dworze leżała obdarta ze świecidełek choinka, a przy karmnikach dla saren i jeleni widać było ich świeże ślady na śniegu. W schronisku było ciepło i przytulnie. Usiedliśmy na długich ła­wach przy heblowanych tylko stołach i piliśmy gorącą herbatę. Krzysz­tof rozcierał zziębnięte ręce. Cieszył się, że jeszcze raz zobaczy te wspa­niałe lasy po obu stronach szosy. - Ale w drodze powrotnej padał gęsty śnieg i już nic nie widzieliśmy.

W parę dni później pojechaliśmy kuligiem na Bukowinę. Znów zadźwięczały dzwonki u sanek. Wszyscy co chwila wybuchali śmie­chem, a najwięcej śmiechu było wtedy, gdy sanki wywróciły sięi wszyscy padliśmy do śniegu.

Kiedy Krzysztof zobaczył góry z Bukowiny, stanął jak wryty. Spoj­rzeniem obejmował panoramę Tatr i cicho, prawie szeptem powie­dział: „Chciałbym tu jeszcze wrócić"7.

Jednej z owych zakopiańskich zim, być może na przełomie

1937 i 1938 roku8, poznał piękną dziewczynę Zofię Gerlich. Ocza­

rowanie nią stało się przyczyną sprawczą żartobliwego wiersza

zatytułowanego O von und zu [...] dla Andrzeja.W lutym 1939 roku znów wakacje spędzał w Zakopanem,

gdzie spotkał się ze swą młodzieńczą sympatią Zuzanną Chuweń

i sankami pojechali na Cyhrlę9. Poznali się w lecie 1938 roku w Ju­

gosławii na wyspie Solta, niedaleko Splitu, i chodzili na długie spa­

cery. Łagodna górzysta okolica, pokryta cyprysami i winnicami, na

długo pozostała w jego pamięci.

6 E. W inn icka : W Zakopanem. W: Żołnierz, poeta..., s. 114.

7 Ibidem, s. 115.

8 Podaję za W. Budzyńsk i : Testament Krzysztofa Kamila..., s. 50-51.9 Por. Z. C h u w e ń: Wakacje. W: Żołnierz, poeta..., s. 113.

Page 61: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Ostatnie wakacje, w lipcu 1939 roku, także spędził w Tatrach,

w Bukowinie, dokąd wyjechał ze swoim przyjacielem Ryszardem

Bychowskim. Bardzo lubił kwitnące bukowińskie łąki i widok

z Galicowej Grapy. Hanna Mortkowicz-Olczakowa wspomina:

Siedzieliśmy na zboczu łąki w Tatrzańskiej Bukowinie. Był li­piec 1939 roku. Błękit gorący, przejrzysty, prawie jaskrawy, taki jaki bywa tylko latem na Podhalu, pałał nad Tatrami. Świeże pokosy traw, złocieni, mieczyków, dzwonków więdły dookoła, pachnąc mocno. Po­tem, gdy słońce zaczęło się zniżać, ziemia i niebo nabrały rumianych kolorów, a połyskliwa krystaliczna ściana Giewontu i otaczających go gór zaświeciła jaskraworóżowym tonem. Różowość zabarwiła tak­że profile zwrócone ku górom, młodziutkie, jasne twarze dwóch chłop­ców i trzech dziewczynek: Krzysia i Rysia, Marysi, Janki i Krysi10.

Perspektywę , z jakiej patrzył wówczas Baczyński, opisał Kazi­mierz Wyka: „Musiała otwierać panoramę Tatr, groźne i czarne

uskoki Lodowego i Jaworowego, ostrą brzytwą wsparty o lasy Haw­

rań z Muraniem, tak musiała rozwierać Tatry, jak czynią to tylko bukowińskie wierchy i grapy...".

Tego tatrzańskiego lata musiał czuć się bardzo dobrze, napi­

sał11 bowiem nie tylko wiersz W górach, ale również z Zakopane­go 4 lipca 1939 roku wysłał list do redaktora „Sygnałów" Karola

Kuryluka, z kilkoma swymi utworami, proponowanymi do dru­

ku, które zostały uznane jednak za „nazbyt młodzieńcze"12.

Taki był koniec beztroskiej młodości Krzysztofa zarówno w wy­miarze jednostkowym, jak narodowym. Wkrótce -27 lipca - dotarł telegram z wiadomością o śmierci ojca, Stanisława Baczyńskiego, nieco później, 1 września wybuchła II wojna światowa. Pobyt w Tatrach w sposób niejako symboliczny wyznaczył cezurę w życiu poety oraz jego pokolenia13.

Podobno po ślubie pragnął z żoną choćby parę dni spędzić

w Zakopanem14, ale tego pragnienia już nie zrealizował.

10 H .M or tkow ic z-O lc zakowa : Wspomnienie o Krzysztofie Kamilu Ba­czyńskim. W: Eadem: Bunt wspomnień. Warszawa 1959, s. 387.

11 K. Wyka: \Wstęp}..., s. 10.12 Wspomina o tym K. Wyka: Krzysztof Baczyński (1921-1944). Kraków

1961. List do Kuryluka został zamieszczony w: K.K. B a c z y ń s k i: Utwory zebra­

ne. T. 2. Kraków 1970, s. 424.

13 Kolega z owych ostatnich tatrzańskich wakacji - Ryszard Bychowski, zginął w lipcu 1944 roku jako nawigator Dywizjonu 303 Ziemi Mazowieckiej RAE

14 Tak podaje Ewa W in n i c k a : W Zakopanem..., s. 116.

Page 62: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Te chwile przeżyte w górach, przede wszystkim w Tatrach, za­

padły na trwałe w pamięć Krzysztofa Kamila i poruszyły jego wy­

obraźnię, przeniknęły więc i do poezji - jednak im bardziej ogar­

niał go okupacyjny mrok, tym rzadziej pojawiały się motywy gór­

skie, tak jakby wypierała je woda. Ostatni wiersz, w którym zna­

lazł się temat gór, pochodzi z roku 1943.

Początkowo stylistyka wierszy z motywami górskimi była wy­

raźnie nacechowana transcendentnie: góry to „szklane warownie

nieba", a po halach przechadza się Bóg - „poeta zielonego lasu".

Góry będą się stopniowo charakteryzowały grozą i przytłaczającą

wielkością, ale nigdy w takim stopniu, jak woda.

Najwięcej żywiołowej radości zawierają wiersze „narciarskie".

Doznania szczęścia powrócą w ciągu jeszcze kilku okupacyjnych

zim jako jasne radosne wspomnienia, przełamujące grozę i mrok okupacyjnych dni. Najwcześniejszy z tych wierszy, zatytułowany

Narty, regularny sonet, napisał w kwietniu 1938 roku, czyli po tej

radosnej, pełnej narciarskich szaleństw zimie:

Pozłotą słońca oślepiona, pozłotą słońca śnieżno gładka płaszczyzna wielka w szybkich spadkach bujała nas na swych ramionach.

I bezszelestny puch, pył biały pod słońce sypał się w przestrzeni.Świst się stopylnie w krople zmienił w płatkach od słońca rozgorzałych.

A pieśnią nam huczały w głowie zaparty dech i pęd bezsłowie, i wiatru śmiech,

a w piersi parła głąb otchłani przepastnej; znad gór białej grani nawisłych strzech.

W wierszu dom inują wrażenia wzrokowe i słuchowe, jego

kolorystyka jest złoto-biała. To biel ze słoneczną pozłotą, dlatego

nie jest ani zimnem, ani martwotą, bo wszystko jest „rozgorzałe"

od słonecznego blasku. Śnieg to puch, pył, płatki miękko otulają­

ce człowieka, a ogromne białe płaszczyzny bujają go w swych ra­

mionach. Epitety określające rzeczowniki mają charakter realistycz­

ny i przenośny, rozbudowują one elementy poetyckiego obrazu,

dając wizję świata pięknego, prawdziwego i baśniowego zarazem.

Page 63: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Barwy występują w pionie, który ma wymiar makro-, i to one prze­

cinają płaszczyznę. Źródłem kolorów staje się silne światło - słoń­

ce15, i dlatego mają one siłę blasku i lśnienia (podobne efekty poja­

wiały się w poezji Słowackiego). Blask koloru złotego - najinten­

sywniejszy - najsilniej oddziałuje na otoczenie. M. Siemieniuk-

-Fręś16 zwróciła uwagę, że w poezji Baczyńskiego pod wpływem

światła słonecznego przedmioty znajdujące się w jego zasięgu sta­

ją się białe; tę cechę poetyckiego obrazowania dostrzec można już

w tym wczesnym wierszu.Dźwięki jakby kontrastują ze sobą: z jednej strony brzmi „bez­

szelestny puch", z drugiej - rozlegają się „huczące pieśni" i „wia­

tru śmiech", ale te dźwięki słyszalne są raczej w człowieku, który

pokonuje przestrzeń bez słów i z zapartym tchem. To młodość

wolna, wewnętrznie poruszona i zafascynowana wielką urodą ota­

czającego świata.Ten kontrast między ludzkim wnętrzem a wielką cichą prze­

strzenią gór nie przytłacza m imo „głębi przepastnej otchłani", po­

nieważ człowiek porusza się po niej szybkim, przecinającym ru­

chem, płynnie pokonując spadki. Dom inują łagodność, miękkość

i jasność budzące nadzieję. Jasność i świetlistość nie mają jednak

charakteru ornamentacyjnego - takie są zimowe góry, prześwie­

tlone słoneczną jasnością, i ten obraz staje się malarsko-realistycz­

ny. Złoto słoneczne w ośnieżonych górach istotnie przemienia

całą rzeczywistość, przydaje jej baśniowości, wspaniałości. Świat

staje się cudowny a zarazem w coraz większym stopniu symboli­

zuje rzeczywistość wyższego rzędu, wspanialszą, wymarzoną. Zie­

mia w złocie i słońcu łączy się z niebem, świat napełnia się świa­

tłością. Pojawiają się związki frazeologiczne kojarzące się z sacrum, spełniając wyjątkowe funkcje. Pisał Manfred Lurker: „Kolory są

nośnikami znaczeń, nadają przedmiotom sens. [...] W aspekcie

symbolicznym barwa widzialna na zewnątrz stanowi o wewnętrz­

nej istocie rzeczy; byt jako taki jest bezbarwny, dopiero poprzez

barwy otrzymuje życie, lub, jak czytamy w Fauście Goethego: W barw­

nym odblasku ujmujemy życie"17.W tym wierszu z pewnością podmiot liryczny postrzega cały

świat w blasku złota. Barwa rzutuje też na dźwięk. Doświadczenia

15 Por. M. S iem ien iuk-F rę ś : Romantyczne inspiracje kolorystyczne

w poezji Baczyńskiego. „Poezja" 1989, nr 1, s. 72.

16 Ibidem, s. 72.17 M. Lurker: Przesłanie symboli w mitach, kulturach i religiach. Kraków

1994, s. 188.

Page 64: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

wzrokowe i słuchowe łączą się w jedną całość i wzajemnie przej­

mują swoje funkcje, nabierają cech synestezyjnych. Podkreśla to

aliteracja, głoski miękkie, płynne, radosne, śpiewne i dźwięczne.

W miarę zjazdu zmienia się perspektywa widzenia gór; potęż­

nieją i ujawniają się „otchłanie przepastne", a oddalająca się grań

przypomina nawisłe strzechy, nie ma jednak w tych wersach gro­

zy, góry nie przytłaczają człowieka. Początkowe wrażenie blasku,

słoneczności określa nastrój całego tekstu. Ruch krajobrazu jest

łagodny i płynny, co nie oznacza płynięcia pejzażu, bo to w nim -

stałym i niezmiennym - przesuwa się zwinnym, łagodnym ru­

chem - narciarz. Nie jest to jeszcze ten kierunek obrazowania,

który jako dominanta pojawi się później18. Cytowany wiersz to je­

den z najjaśniejszych i najpogodniejszych tekstów w poezji Ba­

czyńskiego, znakomicie egzemplifikuje on twierdzenie Kazimie­

rza Wyki, iż „pełnia poetyckiego i obrazowego konkretu pozwala

na nie zmniejszoną pełnię ulotnej chw ili"19.

Wspomnienia wszystkich tatrzańskich zim , jeśli powrócą

w poezji, będą właśnie takie słoneczne i śnieżne. Nawet wówczas,

gdy w tytule zastrzegał Już nie pamiętam - to pamiętał znakomi­

cie. Ten interesujący wiersz warto przytoczyć w całości:

Już nie pamiętam, jak las szumi śniegiem, jak słońce złotem w ciszę lasu pryska, kiedy płaszczyzna obłąkana biegiem ucieka pędem szalona i śliska.

Już nie pamiętam gór ogromnych wiecznią I nocy gęstej, gwiazdami nabitej,I pól płaszczyzny bezmiernej konaniem,Śniegiem zmierzchnącej i puchem skro-litej.

Już nie pamiętam, jak słońce w śnieg prószy I w biele sypie ciszą pyłem złota,Dzwonki polami biegną i szeleszczą,Cisza osiada śniegu mgłą na płotach.Już nie pamiętam! miasto zaczajone zza murów, mgłą mi dusi jaźń zamarłą i krwią już nieb ulice i dławi mi gardło...20

18 Por. J. Kw ia tkowsk i : Potop i posąg..., s. 11 inast.

19 K. Wy ka: Krzysztof Baczyński (1921-1944). W: I dem: Baczyński i Róże­

wicz. Kraków 1994, s. 32.20 K.K. Baczyński : Już nie pamiętam. W: Idem: Utwory zebrane. T. 2...,

s. 485.

Page 65: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Wiersz wyraźnie uwydatnia opozycję przestrzeni górskiej

i miasta. Radosny nastrój pierwszych wersetów zostaje wyraźnie

przełamany przez przygnębiające oddziaływanie miasta i mdłych,

przegniłych dymów.

Dwanaście początkowych wersetów, ich tonacja i kolorystyka

to znów biel i złoto, to ten sam klimat, co w wierszu Narty, wystę­

pują w nim te same barwy i dźwięki. Atmosfera wersetów - na­

zwijmy je umownie, „miejskich" - staje się wręcz katastroficzna,

pojawiają się określenia związane z polem semantycznym śmier­

ci: „dusi", „jaźń zamarła", „krew", „dławi m i gardło". Podkreśla

to przytłaczająca kolorystyka: niebo ma barwę „mdłych, przegni­

łych dymów". Omawiany tekst, bez dokładnej daty napisania,

wydawca21 zamieścił w Juweniliach, powstałych późną jesienią

1938 roku lub na przełomie lat 1938/1939, ponieważ znalazł się

wśród rękopisów stanowiących własność Zuzanny Chuweń, któ­

ra wówczas na stałe mieszkała we Lwowie. Nie był to więc jeszcze

czas okupacji.

Jeszcze inny wiersz, pochodzący ze stycznia 1939 roku, za­

czynający się od incipitu Nocą, gdy sanie szeptem przesuną po drodze..., przypomni nastrój nocnej sanny przez ciemny, ośnie­

żony i bardzo cichy las, który - jak pamiętamy ze wspomnienia

Ewy Winnickiej, zrobił na poecie wielkie wrażenie.

Warto go także przytoczyć w całości, by zobaczyć, jak tym ra­

zem światło księżyca odmienia krajobraz, który - mimo iż ten

sam, co za dnia, i też biały nie będzie już m iał beztroskiej radości

i ciepła, a wśród wrażeń zmysłowych pojawi się dojmujące odczu­

cie zimna:

Nocą, gdy sanie szeptem przesuną po drodze, niebo wysoko rośnie na kolumnach smreków i gwiazdami oddzwania modrym śniegom odzew nad wsiami płynącymi w dole ciszy rzeką...Wonna kaplica nocy gaśnie w ostrych świecach drzew ucichłych o zmroku jasną gęścią bieli, drogi płyną niebieską polewą księżyca w zgęstniałe morze nieba, w dzwonną, czystą ciszę.Mróz otarł szorstkie futro w nasze ciche usta, zmrok pogasił strumienie jak błękitny płomień i noc rozpięta miękko na zastygłych drzewach zgaśnie cicho na matach wietrznych oszołomień.

Page 66: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

A wtedy oczy zajdą w szklane, śliskie niebo, które głębią odpłynie smutnie i bezchmurnie, przepastne, modre stropy pękną wielką ciszą i wyżej pojedziemy... w diamentowe turnie22.

Cisza jest w człowieku i w przyrodzie. Blask i światło są zu­

pełnie inne, inne jest też niebo: przeniknięte światłem gwiazd,

sprawiającym, że świat staje się nie złoty, ale modry. Są też „śnie­

gi modre" i „modra polewa księżyca", ostre świece, jasna „gęść"

bieli, szklane śliskie niebo, modre stropy, diamentowe turnie.

I dźwięki naśladujące ciszę, tak trudną do opisania: szept, rzeka

ciszy, ucichłe drzewa, dzwonna czysta cisza, ciche usta, noc

zgaśnie cicho, wielka cisza. Cisza stanowi pewien stan koncen­

tracji dźwięków, bo jest w niej głębokie utajone życie. Język wyda­

je się zbyt konkretny dla wyrażenia tego stanu, lepsze jest milcze­

nie - to kontemplacja tajemnicy. Lepsze - wsłuchanie w siebie

i transcendencję. To kres nocy, jednak te brzmienia nie są mato­

we, głuche, ale dźwięczne i znaczące. Pojawia się naturalne do­

pełnienie dialogu między tym, co wewnętrzne, a tym, co zewnętrz­

ne, a zarazem metafora tego, co nie zostało napisane, porozu­

mienie pionu i poziomu: To niebo oddzwania gwiazdami śnie­

gom. Wrażenia sakralności dopełnia „wonna kaplica nocy", która

stapia obraz w całość i wznosi się na kolumnach świerków aż po

turnie.

Turnie są diamentowe. Diament uznaje się za „króla dro­

gocennych kamieni"23, to atrybut królewskich koron i pierście­

ni, do jego zdobycia dążą poszukiwacze szlachetnych kruszców,

„jest to najdroższy i najcenniejszy klejnot, jaki zna ludzka cywi­

lizacja"24. Diamenty mają niezwykły tęczowy blask, najbardziej

cenione są przezroczyste lub z odcieniem błękitu, symbolizują

one moc i siłę charakteru, a także światło i blask. To mistyczne,

promieniujące „centrum" . Diament bywał talizmanem na zbro­

jach rycerskich, ale i kusił swą urodą, przypisywano mu pocho­

dzenie pozaziemskie i nadprzyrodzone moce, wierzono w jego

wpływ na ludzkie losy. W Tatrach zbójnicy strzegli diamentowych

komnat.

Wspomnienie sanny powróci jeszcze w pogodnej, radosnej

Pieśni wagabundów, w której znajdziemy taki fragment:

22 Ibidem, s. 500.

23 B. i R. S t o n e: Kamienie astrologiczne. Warszawa 1992, s. 27.24 Ibidem, s. 28.

Page 67: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Przez góry w płynnych dzwonach bielone oddalą w wysokich zamkach turni przesypiamy otchłań wtuleni w futro lasu noc jak ogień paląc i czekamy na porty jak inni na statki [...].

luty 1939

Poeta opisywał też urodę tatrzańskiego lata, wiemy że był to

lipiec 1939 roku:

W górachNa pokładzie łąki odpływam w róże nieba - obłoki pełne nadziei i odpoczywamw wesołych portach szałasów na halach.W chmurach - beczkach po gorzkim winie - słyszę: dudni głos wiatrów bijących się w piersi i noc ociężałą zielenią płynie w żaglówki ptaków wzdętych miękką ciszą.

Co dzień napinam żagle -- szyby stopniałych skwarów.Przez pożółkły parów szybuję do szczytów zasianych na niebie szukać poziomek mgławic skrzydeł zmiażdżonych motyli

zrywać księżyc przejrzały, który zasnął w trawie.Płynę czytać bekowiska jeleni biegnących przez wieczór i wiosny błękitne i jesień a widzę gdy czasemchodzi po halach Bóg - poeta zielonego lasu25.

Nietrudno w przytoczonym wierszu dostrzec dokładnie te

same barwy tatrzańskiego lata, o których pisała w cytowanym już

wspomnieniu Hanna Mortkowicz-Olczakowa: łąka, róże nieba,

obłoki pełne nadziei - to właśnie ten błękit i róż odbijający się od

skalnych ścian pojawiają się w upalny dzień tylko w Tatrach. Prze­

chadzający się Bóg przydaje halom atrybutów Raju. Rzecz to inte­

resująca, że relacja wspomnieniowa i poetycka wizja oddają aż tak

dokładnie nastrój i koloryt miejsca oraz chwili. W innym miejscu

Mortkowicz-Olczakowa doda, że młodzież opalona, jasnowłosa,

w jasnych letnich strojach, w różowozłotym słońcu podobna była

„do motyli czy może ptaków, tylko dużych i jeszcze nieśmiałych,

25 K.K. Baczyński : Utwory zebrane. T. 1..., s. 333.

Page 68: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

które dopiero za chwilę rozpostrą skrzydła i polecą"26. Autorka przy­

znaje, że i ona sama, choć dorosła, ani przez moment nie prze­

czuwała narastającej już okupacyjnej grozy. Więc i ci młodzi mieli

prawo jej nie odczuwać. Ten wiersz radosny, pełen niezwykłej po­

gody, rozmachu, zawiera niczym nieskażoną chwilę szczęścia;

nawet „skrzydła zmiażdżonych motyli" są właściwie dodatkowym

efektem kolorystycznym, nie kładą się cieniem na nastroju wier­

sza. Tę radość zwielokrotnia powtarzalność określona zwrotem „co

dzień", co zarazem wyznacza jej rytmiczność.

O tych górach marzył poeta na początku 1940 roku, pisząc

Powrót w Tatry, wiersz, którego tytuł zawierał pewien kod infor­

macyjny: wraca się bowiem do miejsc „oswojonych", własnych,

dobrze znanych. Powrót łączy się z podróżą, a ta ma swoją literac­

ką poetykę. Teraz podróż w sensie dosłownym nie była możliwa -

powraca się więc w świecie wyobraźni, którą wyzwala obraz let­

niego dnia, pełnego pogody, takiego, jak tamten utrwalony w wier­

szu W górach:

Jak dzień powitać, który smrekiem do chmur odrósł?Holale, halom kolędować o pułap nieb?Gdy potokami krzyk skał ziemię przeszył, przez upłaz patrzy prosto w oczy żleb Regle kolumnadami - lasem koturnieją.Horyzont niżej o niebo świat zwężył, a naokoło pejzaż przystanął.Jeszcze jeden krok, a głową zawadzę o księżyc27.

Znać w tym utworze wyraźny wpływ wierszy tatrzańskich Ju­

liana Przybosia. Wydaje się, że można nawet mówić o aluzyjności

owego tekstu, zwłaszcza w sposobie postrzegania lin ii horyzontu,

a werset „horyzont niżej o niebo świat zwężył" robi wrażenie kryp-

tocytatu. Świat jest poruszony i zantropomorfizowany, a żleb -

patrzy prosto w oczy. Te najprostsze ale i najbardziej oczywiste

znaki górskiego świata, oglądanego zarówno z góry, jak i z dołu, od­

dają słowa: smrek, hale, upłaz, żleb, regle. W tym świecie podmiot

liryczny czuje się dobrze i pewnie. Świadczą o tym zapamiętane

realia, które pozwalają też twierdzić, iż jest to tęsknota za konkret­

nymi górami, a nie w ogóle za krajobrazem górskim. Tytuł mówi

wprost - jest to powrót w Tatry. Cały dzień spędzony w górach -

26 H. M or tkow ic z-O lc zakow a : Wspomnienie..., s. 388.27 K.K. Baczyński : Utwory zebrane. T. 1..., s. 72.

Page 69: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

pierwszy werset mówi bowiem o powitaniu dnia, a w ostatnim

pojawi się już księżyc - zdaje się przeżyciem kosmicznym.

Jeszcze inny tekst wywiedziony z bukowińskich wspomnień

- wiersz Z szopką, zaliczył Kazimierz Wyka do utworów oryginal­

nych „skończonej piękności, nikogo na myśl nie przywodzą­

cych"28. Utwór został napisany 2 grudnia 1941 roku, gdy zbliżał

się czas Bożego Narodzenia. Przypłynęło wówczas wspomnienie

jasnych bukowińskich dni i zaraz zgasło, przyćmione okupacyj­

nym nastrojem. Wspaniały kontrast strofy pierwszej i ostatniej -

pisze Wyka - zdumiewa subtelnością i ostrym realizmem. Pierw­

sze wersety opisują szopkę, którą oglądał młody Baczyński nie­

zapomnianą bukowińską zimą roku 1934 lub 1935, gdy u górala

Króla, o przydomku „Borsuk", przyglądał się tworzeniu postaci do

jasełek. Emil Semil, przyjaciel Stanisława Baczyńskiego, ojca

Krzysztofa, i świadek tamtych dni, wspomina:

Borsuk majstrował postacie do szopki. Niosąc taką szopkę, chłop­cy poprzebierani w dziwaczne stroje, z gwiazdą betlejemską na czele oraz z Herodem i diabłem w orszaku, wędrowali po nocy i popisywali się kolędami i jasełkowymi przedstawieniami własnego lub tradycyj­nego układu, w który włączali taneczne figury zbójnickiego29.

Silne to musiały być doznania, skoro powróciły jeszcze po kil­

ku latach, wyzwalając zdumiewające skojarzenia:

Górą białe konie przeszły, trop dymiący w kłębach stanął, w gwiazdach płonąc cicho trzeszczy wigilijne siano.Spoza gór czy sponad ziemi anioł biały? kruchy mróz?Starcy w niebo nachyleni?Anioł biały szopkę niósł.

W kolejnych strofach zmienia się nastrój, wszystko szarzeje,

figurki szopki gasną w męce, a i ona sama traci swój nieziemski

nastrój. Zwrotka ostatnia to już realia okupacyjne 1943 roku -

poczerniałe, zsiniałe i poskręcane postacie szopki, anioł odwraca­

jący się od ziemi, to wszystko, co zaprzecza tradycyjnemu nastro­

jowi świąt:

28 K. Wyka: List do fana Bugaja..., s. 87.29 E. Semil : Ojciec i syn..., s. 35.

Page 70: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

[...] W nieba plusk poczerniałą szopkę niósł30.

To była właśnie Polska, ojczyzna, jak ją opisywał w bolesnym,

przejmującym wierszu, napisanym 5 kwietnia 1942 roku, a więc

jakby w połowie okupacyjnego czasu. Sakralny porządek oglądu

rodzimego kraju: Tatry, morze, człowiek i Bóg, ustanawia utwór

Prolog (Ojczyzna):

Ojczyzna moja tam, gdzie zboża niosą wiatr i gdzie zielony krąg zamyka pierścień Tatr, i gdzie jak posąg złoty morze wygina luk, i człowiek, gdy z człowieka przemawia żywy Bóg.

Kazimierz Wyka, na dziesięć miesięcy przez śmiercią, w ostat­

nim swoim tekście zatytułowanym Droga do Baczyńskiego31, wy­

głoszonym 27 marca 1974 roku na zebraniu Pen Clubu powie­

dział między innymi:

Kto zna i kocha Bukowinę, kto wie, czym Bukowina jest, temu nie trzeba więcej Bukowiny Tatrzańskiej zalecać. Sadzę, że w pobliżu domu, gdzie wakacje spędzał Krzysztof - on ocalał, istnieje po dziś dzień na Bukowinie - należałoby postawić jakąś skromną kapliczkę związaną z jego pamięcią. [... ] Ten dom był własnością państwa Kmi­tów, wujostwa Baczyńskiego, a rodziców pani Anieli Piorunowej. Jeśli kto zna lepiej Bukowinę, to nawet powiem, gdzie on leży: jak się przejdzie na krzyżówkę, na „klin", w lewo do góry koło takiego stare­go pensjonatu „Morskie Oko" prowadzi droga na Gliczarów. To jest ta wysoka, piękna część Bukowiny, z cudownym widokiem na Tatry.

I tam by pamięć Baczyńskiego należało uczcić, żeby ktokolwiek tam będzie błądził, przypomniał sobie, nie tylko przez tablicę na miej­scu jego śmierci, za pomnikiem Nike, że ten młody chłopak także i tutaj był, i że pamiętamy o nim wszędzie, gdziekolwiek nasz kraj, nasz krajobraz poezja jego upamiętniła32.

Postulat nie stracił swej aktualności - wręcz odwrotnie, wyda­

je się tym ważniejszy, że już dzisiaj nikt nie potrafi (nawet starsi

30 K.K. Baczyński: Zszopką. W: Idem: Utwory zebrane. T. 1..., s. 156-157.

31 Panu prof. dr. hab. Stefanowi Zabierowskiemu najserdeczniej dziękuję za

zwrócenie uwagi na ten tekst.32 K. Wyka: List do Jana Bugaja. Droga do Baczyńskiego. Warszawa 1986,

s. 40-41.

Page 71: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

mieszkańcy Bukowiny) wskazać domu państwa Piorunów. Jest więc

już chyba czas na ostateczne „zbieranie głosów" po Krzysztofie

Kamilu Baczyńskim w panoramie Tatr. Dlatego wypada niniejsze

rozważanie zakończyć przytoczeniem, znów za Kazimierzem Wyką,

fragmentu Norwidowskiego wiersza pt. Laur dojrzały:

Rozwrzaskliwe czasów przechwałki,Co mniemałbyś, że są trąb graniem?To padające w urnę gałki...Gdy cisza jest głosów zbieraniem33.

33 Ibidem, s. 42.

Page 72: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

//[•••] postawi! góry jako symbole swej wielkości" Księdza Emila Szramka kazanie o górach

Ksiądz Emil Szramek (1887-1942), błogosławiony proboszcz

kościoła pw. Najświętszej Marii Panny w Katowicach, znany jest

głównie jako kapłan wielkiego formatu zamęczony na śmierć

w Dachau, wybitny mecenas sztuki oraz właściciel legendarnego

księgozbioru, jednej z najlepszych bibliotek na Górnym Śląsku.

Na temat jego biblioteki, jej zasobności, unikatowych silesiaków

napisano wiele artykułów i jedną pracę doktorską1.

Nie napisano jednak dotąd o jeszcze jednej pasji autora licznych

prac historycznoliterackich, którą były góry. To połączenie - góry

i książki - nie jest zresztą takie rzadkie w naszej kulturze. W swo­

jej książce Śląsk jako problem socjologiczny ks. Szramek zamie­

ścił rozdział Symbolika krajobrazu. Wskazał w nim jako pierwszy

charakterystyczną dla Śląskiego pejzażu opozycję nadir i zenit: ko­

palniane szyby i beskidzkie szczyty, w podobny sposób, jak widział

to przeciwieństwo Julian Przyboś w wierszu Król. Huta - Wisła1.

1 W roku 2000 Katarzyna Tałuć obroniła na Uniwersytecie Śląskim roz­prawę doktorską pt. Emil Szramek, fan Kudera, Konstanty Prus - pierwsze pokole­

nie badaczy śląskiego regionalizmu literackiego-, w roku 2002 pozycja ukazała się

drukiem. W roku 2004 na Uniwersytecie Śląskim Weronika Paw łow icz obro­

niła dysertację doktorską pt. Księgozbiory polskiego duchowieństwa katolickiego

na Górnym Śląsku w XIX i XX wieku (do roku 1939), w której sporo miejsca

poświęciła bibliotece ks. Szramka. Zob. też: Duszą Śląska jest Ślązak. Materiały konferencji zorganizowanej w 50. rocznicę śmierci ks. Emila Szramka. Red. S. G a j -

da, A. Kwia tek. Opole 1993; K. Tałuć: Emil Szramek, fan Kudera, Konstanty

Prus - pierwsze pokolenie badaczy śląskiego regionalizmu literackiego. Katowice

2002; Nowe oblicza bł. Emila Szramka. Red. K. H eska-K w aśn iew ic z i J. M y ­

sz o r. Katowice 2003.

2 J. Przyboś: Król. Huta - Wisła. „Zaranie Śląskie" 1933, nr 4, s. 189. Oba teksty ukazały się w tym samym roku. I oba, co znamienne, dotyczą Wisły.

Page 73: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Pisał: „Ta ziemia śląska należy i pod względem krajoznawczym do

najciekawszych zakątków świata; jest to kraj największych wyobra-

żalnych kontrastów"3. Wskazywał pola orne obok obszarów leśnych

i wysokich gór, śmigające auta i pasące się żubry, mistykę śre­

dniowiecznych kapliczek i nowoczesność urządzeń przemysło­

wych, w końcu stalownię hut i kopalnianą głębię obok pasterzy

pasących owce na stokach. M it Śląska dostrzegał też w górach:

Sobótce i Górze św. Anny.

Traktując krajobraz jako tekst kultury4, ks. Szramek był abso­

lutnym nowatorem, gdyż w jego czasach w ten sposób nie analizo­

wano przestrzeni. To najwyraźniej znaczeniowy stosunek do kraj­

obrazu5. Emil Szramek „czytał" góry jako świętą księgę, znak Bo­

ski postawiony dla ludzi, aby ich wzrok oderwać od tego, co n i­

skie, przyziemne, i skierować wzwyż. Czytał po kapłańsku.

Błogosławiony był wielkim miłośnikiem gór, nie tylko na pi­

śmie. Tam spędzał najchętniej czas wolny, wypoczywał i tam się

leczył. Zestawiając na podstawie dokumentów znajdujących się

w Archiwum Kurii Archidiecezjalnej w Katowicach6 miejsca wy­

jazdów wypoczynkowych i leczniczych7 Szramka od 1924 do 1939

roku, można stwierdzić, że ks. Szramek z upodobaniem w zimie

i w lecie wyjeżdżał w góry, także dla ukończenia ważniejszych prac:

do Zakopanego i na Podhale, do Krynicy, w Beskid Śląski (okolice

Jabłonkowa). Był to świadomy wybór, a nie brak innych możliwości.

Ksiądz Szramek, jako wytrawny podróżnik, zwiedził prawie

całą Europę: Anglię, Czechosłowację, Francję, Niemcy, Włochy.

W okresie kierowania budową katedry śląskiej wyjeżdżał oglądać

świątynie włoskie (Rzym i Neapol), francuskie i niemieckie

(zwłaszcza w Moguncji), odbył w roku 1933 pielgrzymkę do Zie­

3 E. Szramek: Śląsk jako problem socjologiczny. Katowice 1934, s. 63.

4 Jak bardzo uwrażliwiony był na symbolikę krajobrazu, świadczy także jego

Homiletyczne pokłosie z podróży do Ziemi Świętej, w którym czytamy: „Jakaż pięk­

na jest symbolika piramid! Ze wszystkich stron czworoboku dźwigają się trójkąty

i schodzą się w czubie, który niekiedy bywał złocony. Z szerokiej podstawy przy­ziemnej zdąża piramida do tego jednego punktu, który jest szczytem i celem

i końcem wszystkiego". „Przegląd Homiletyczny" 1934, s. 4.

5 Na ten temat zob. J. Kolbuszewsk i : Krajobraz i kultura. Sudety w litera­

turze i kulturze polskiej. Katowice 1985.

6 AP 825.

7 Znajdujemy jedno zaświadczenie lekarskie z dnia 8 lutego 1938 roku,

w którym dr Henryk Jarczyk zaleca proboszczowi kościoła Najświętszej Marii

Panny w Katowicach wyjazd zdrowotny do Krynicy w celu poddania się kuracji

przewodu pokarmowego.

Page 74: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

m i Świętej, pojechał do Rzymu na kanonizację św. Andrzeja Bo-

bołi. Był w pewnym sensie światowcem. A jednak nade wszystko

lubił z plecakiem wędrować po polskich górach. Zapewne dobrze

znano górskie pasje księdza proboszcza i dlatego w roku 1933 ks. bp

Stanisław Adamski polecił mu wygłosić „przemówienie" w cza­

sie poświęcenia nowego toru kolejowego w Wiśle Głębcach.

Uroczystość odbyła się 11 września (wiadomo, jak pięknie

prezentuje się wówczas Beskid!). Ze słów Szramka8 bije auten­

tyczne zafascynowanie górami, ich znajomość i umiejętność „czy­

tania" znaków górskiej przestrzeni w kontekście - można by po­

wiedzieć - ewangelicznym. Kreując wielką metaforę gór, ksiądz

Szramek nawiązywał nie tylko do romantycznej estetyki, ale też

do osobistego doświadczenia; zmagania się z własną słabością przy

podchodzeniu do szczytu, przeżywania sakralności górskiego pej­

zażu9 i odczuwania opozycji góra - dół. Silne przekonanie o tym

doprowadzi go nawet do stwierdzenia, że w górach i poganin od­

czuwa nastrój religijny. Poczucie szczęścia po dotarciu na szczyt, wywyższenie człowieka stojącego na wierzchołku góry jest efek­

tem właśnie takiego doznawania piękna przestrzeni górskiej.

Kazanie ks. Szramek wygłosił wprawdzie w Beskidzie, ale

monumentalizacja gór pozwala przypuszczać, iż autor myślał

o Tatrach. Szramek był znakomitym stylistą, dlatego nawet po la­

tach jego przemowa o górach robi wielkie wrażenie. Warto więc ją

przytoczyć w całości, zwłaszcza, że jest tak mało znana.

Przy poświęceniu nowego toru kolejowego Wisła-Głębce10Ekscelencjo Panie Ministrze, Panie Wojewodo, Szanowni Państwo!Od dawna mówi się o Dolnym Śląsku, mając na myśli Legnickie

Pola, i o Śląsku Górnym, mając na myśli okręg przemysłowy około Bytomia i Tarnowskich Gór. W najnowszym czasie, odkąd władze polskie uprzystępniły piękny zakątek Śląska, w którym obecnie się znajdujemy, zasłynął także Śląsk Górzysty. Władzom polskim i Sej­mowi Śląskiemu należy się szczera podzięka za to uprzystępnienie Śląska Górzystego. Dawniej kolej w tym miejscu kończyła się w Ustroniu. Za czasów polskich poprowadzono ją dalej tak, że perło-

8 O tym kazaniu pisałam również w artykule: O sztuce kaznodziejskiej bł.

ks. Emila Szramka .W. Nowe oblicza bł. Emila Szramka..., s. 32-41.

9M. Lurkerw Przesłaniu symboli w mitach, kulturach i religiach (Kraków

1994, s. 404) pisze: „Za szczególnie ulubioną siedzibę bogów uchodzą góry".

10 „Gość Niedzielny" 1933, nr 39, s. 449.

Page 75: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

wy sznur uzdrowisk polskich pomnożył się o nową perłę, o perłę śląską, Wisłę. Dziś otwieramy i poświęcimy nowy tor kolejowy, któ­ry jeszcze dalej prowadzi w górę, jeszcze bliżej ku źródłom Wisły. Tym torem całe rzesze ludzi z dolin i równiny będą przyjeżdżać, cią­gnione dziwną tęsknotą za górskim krajobrazem, za górskim powie­trzem i za górskim słońcem.

Jakaś tajemnicza siła ciągnie człowieka do gór. Na gór szczytach czuje radość, czuje satysfakcję, bo czuje się zwycięzcą nad materią. To sprężyna ducha pędzi człowieka w górę. Wszak nie jest on mate­rią, co toczy się w dół i ma tendencję ku nizinom, lecz w najszlachet­niejszych uniesieniach swoich dąży ponad to, co materialne. Toteż na górach przychodzi sam od siebie nastrój religijny. Człowiek my­śleć musi o Bogu, który postawił góry jako symbole swej wielkości i wieczności. Jakże małym jest człowiek wobec gór, mały w prze­strzeni i mały w czasie! Co u niego jest wielkim i nieśmiertelnym, to duch jego, który zwycięża materię.

Takim zwycięstwem nad materią są wszystkie wynalazki ludz­kie, jest na przykład maszyna parowa lub samoloty. Lecz człowiek, z woli Bożej postanowiony królem stworzenia i zwycięzcą materii, staje się parodią samego siebie, gdy zwycięża materię około siebie, a nie zwycięża jej w sobie. Na tym zwyciężaniu materii, czyli życiu duchowym, polega właśnie religia stosowana albo praktykowana.

W świątyni przyrody i poganin czuje religię. Dla chrześcijanina jednak nie wystarczy religia odczuta i uczuciowa. Znając i przyjmu­jąc Objawienie Boże, przyjąć i praktykować musi religię zdyscyplino­waną według przykazań i obowiązków.

Patrzcie na ten tor kolejowy. Ten tor żelazny wyklucza swobodę parowozu. Dopóki parowóz trzyma się toru, jedzie celowo i dojedzie szczęśliwie. Skoro by się wykoleił, byłaby katastrofa. To dla nas na­uka. Torem naszego życia są przykazania Boże. Dopóki trzymamy się ich, dopóty idziemy dobrze i dojdziemy szczęśliwie do celu. Lecz sko­ro z ich drogi zbaczamy, pędzimy w przepaść i nieszczęście.

Mając poświęcić ten nowy tor kolejowy, wyrażam w imieniu Kościoła katolickiego życzenie, by wszyscy, co tu pojadą, trzymali się toru przykazań Bożych, by mogli dojść do celu wiecznego.

Page 76: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

„Zapach Tatr" O fascynacjach górskich Jana Izydora Sztaudyngera

Kochałem nade wszystko Myślenice i Rabę, gdzie dane mi było przebywać przez miesiące wakacyjne w raju mojej Babki.

Kocham Sandomierskie, gdzie lata okupacji spędziłem, nocami

wertując stare pisma, pleśnią wieku okryte, a porankami zbierając grzyby latem i zimą - dzisiejsze, wczorajsze [...].

I kocham teraz, gdy los mnie zagnał, na życzenie Matki i Orka- na, Zakopane - Skalne Podhale. Białka, od białych kamieni podobno tak zwana, dała mi zapomnieć o raju mej Babki. Wiele razy mi smut­

no, jadę do Białki i znajduję moją ukochaną Rabę. Może jeszcze pięk­

niejszą, bardziej bystrą i czystą1.

Jana Sztaudyngera (1904-1970) postrzega się przede wszyst­

kim jako autora fraszek; jego twórczość - zarówno proza, jak

i delikatne liryki - raczej nie dociera do świadomości nie tylko

zwykłego odbiorcy, ale także badaczy. Podobnie niewielka jest wie­

dza o jego miłościach, pasjach i nawracających wątkach tematycz­

nych, wśród których na czołowe miejsce wybija się zafascynowa­

nie pejzażem, zwłaszcza górskim. Sztaudynger należał bowiem do

twórców, u których krajobraz występuje zarówno jako odrębny te­

mat, jak i element przedstawianego świata. Sztaudynger żyje w kraj­

obrazie (nie tylko górskim, ale też miejskim, gdy zamieszkiwał

w Poznaniu czy Łodzi), a zarazem nadaje mu bardzo wysoką ran­

gę. To sytuacja nieco podobna do tej widocznej w utworach Juliana

Przybosia, którą znakomicie scharakteryzował Kornel Filipowicz:

„Uzyskuje [krajobraz Przybosia - K.H.-K.] w zamian to, że istnie­

1 A. Sz taudynger-Ka l i s iewic z : Życie nie jest fraszką. Opowieść o pa­

sjach, przyjaźniach i przesądach fana Sztaudyngera. Bielsko-Biała 1994, s. 6.

Page 77: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

nie w nim człowieka, jego przeżycia, wielkość i jakość jego uczuć

osiągają najwyższy stopień powagi i wiarygodności"2.

Sztaudynger również nie był statycznym „podziwiaczem" kraj­

obrazu, ale egzystował w nim , poruszał się (widać to zwłaszcza

w prozie), dotykał wszystkiego, o czym pisał; nawet gdy posługi­

wał się metaforą, był konkretny. Krajobraz i przyrodę obserwuje­

my u niego wszędzie: w żartobliwych fraszkach, śmiałych eroty­

kach, lirykach, wspomnieniach i prozie eseistycznej, bo wszystko

się dzieje w krajobrazie. Począwszy od pierwszego spojrzenia dziec­

ka, przez rozszerzający się horyzont i odkrywanie kręgów świata

w coraz to dalszych wędrówkach, ciekawość tego, co będzie dalej

i wyżej, towarzyszyła Sztaudyngerowi do końca życia.

Jego dzieciństwo było związane z Beskidem Średnim, niewy­

sokimi, oswojonymi górami, niemal wchodzącymi do domu. M ło­

dość i wiek dojrzały - to przede wszystkim Tatry, ale i Beskid Ślą­

ski, który upodobał sobie zwłaszcza zimą, zauroczyły go także

Karkonosze, nic więc dziwnego, że pejzaż górski najgłębiej prze­

niknął w jego twórczość...

Początek i koniec to były góry: te, które ogarniał dziecięcym

spojrzeniem, i te, za którymi tęsknił, umierając w krakowskim

szpitalu. Myśląc o miejscu ostatniego spoczynku, wskazywał sal­

watorski cmentarz - z jego południowego stoku w pogodny dzień

widać zarysy Tatr. W roku 1954 w profetycznym wierszu Salwa­tor napisał:

Z daleka Tatry jak na dłoni,A z bliska Wisła sobie goni,Pod bokiem Kopiec, jak wykrzyknik,Prowadzi Kraków w gajów piknik.I salwatorski śliczny cmentarz,Na którym każdy grób pamiętasz,Na którym może i twój będzie,Gdy umkniesz życiu i legendzie3.

Ostatnia fotografia poety pochodzi z Zakopanego. W nastro­

jowej, pełnej uroku opowieści o czasie dzieciństwa - Szczęściu z datą wczorajszą - pisał: „Start jest metą"4. W odniesieniu do

Jana Sztaudyngera były to góry. Jakże trafnie spostrzegł Ryszard

1 K. F i l ip ow ic z : Krajobraz Przybosia. „Profile" 1970, nr 12.

•’ J. Sz taudynger: Krakowskie piórka. Kraków 1956, s. 63.

41 d e m: Szczęście z datą wczorajszą. Kraków 1974, s. 17.

Page 78: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Kosiński, że Sztaudynger „nasiąknięty jest powietrzem gór, nasy­

cony najpiękniejszym górskim widokiem, jaki dać może polska

ziemia"5. „Narkotyczny" czar gór będzie więc działał na niego przez

całe życie i przeniknie wszystkie słowa.

„[...] niewysokie, ciche góry"

Urodzony w roku 1904 w Krakowie, na wakacje jeździł stale

do Myślenic, gdzie państwo Kokowscy, rodzice matki, posiadali

dom, pole, ogród i las nad urodziwą górską rzeką Rabą: kolorową,

gadatliwą i zmienną. Ten czas opisał już z perspektywy dorosłości

w opowieści wspomnieniowej Dom na Rzeczkach, włączonej do

większej całości zatytułowanej Szczęście z datą wczorajszą, opu­

blikowanej dopiero w roku 1974. „Czuję na sobie nacisk czaru

Myślenic"6 - pisał we Wstępie do książki. Z tego napierającego

powabu wspomnień narodziła się urokliwa opowieść o zatopio­

nym w górach miasteczku: Myślenicach.

Myślenice nad Rabą, stare, o ponad 600-letniej historii, oto­

czone Beskidem Średnim (Makowskim), leżą u wylotu doliny rze­

ki, która tutaj toczy swe wody szeroko, wolno, leniwie. Okrążają je

niewysokie, łagodne wzniesienia z najwyższym z nich Uklejną

(Ukleiną); dzielnica wyrosła za rzeką, gdzie pobudowano liczne

wille i pensjonaty, nazwana została Zarabiem. Miejscowość jest

pełna czaru: na starym zabytkowym rynku wznosi się gotycko-

-renesansowy kościół parafialny Najświętszej Marii Panny, z u li­

cy Zamkowej na Zarabiu droga prowadzi do rezerwatu krajobra­

zowego „Zamczysko" z ruinami niewielkiej średniowiecznej straż­

nicy i pnączami dzikiego bluszczu. Z niewysokich wzniesień moż­

na już podziwiać rozległą panoramę miasta i błyszczącą wstążkę

rzeki. Z Myślenic liczne szlaki prowadzą w góry, aż na stoki naj­

wyższego pasma Beskidu Średniego - Zamiennika, Łysiny, Gro­

dziska i nieco niższego pasma Koslcowej Góry. To najkrócej zakre­

ślony krajobraz kraju lat dziecinnych Jana Sztaudyngera, który

utrwalił w jednych ze swych liryków, pt. Uwertura:

5 Cyt. za: W N a t a n s o n: Uśmiech i poezja fana Sztaudyngera. Łódź 1976, s. 152.

6J. Sz taudynger: Szczęście z datą wczorajszą..., s. 17.

Page 79: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

O niewysokie góry,Góry mojej młodości,Byłyście czymś tak pełnym Najprostszej oczywistości,

A dzisiaj nie ma was Dyskretnego pełnych ogromu,Nie zaczynacie się, jak wtedy,Niemal na progu domu.

Kradłyście ranki mi,Okradałyście z zachodów,O góry łaknę cieniów Balsamicznego miodu!7

Jeden pobyt w Myślenicach na Zarabiu starczy, by ten wiersz

stał się zrozumiały.

Miasto czy miasteczko Myślenice - pisał Sztaudynger - ma w sobie coś z niefrasobliwego czaru rozsypanego w trawie kosza tru­skawek, bo domy są czerwone, dachy małe i przeważnie rozrzucone w zieleni. Na rynku, który uczciwym prostokątem się zakroił i równo­legle do podnóża Ukleiny dłuższym bokiem rozłożył, stoi w jednym rogu studnia, a w drugim św. Florian, w kępie drzew akacji skulonych na pokaz. Rynek jest czyściutki, drzewa spacerujące wzdłuż boków rynku są grzeczne, dobrze wychowane i jeszcze lepiej zbudowane [.. ,]8.

Mimo realiów jest w tym opisie coś baśniowego: zantropomor-

fizowane są drzewa, a krajobraz, porównany do kosza rozsypanych

w trawie truskawek, przypomina obrazy ekspresjonistów. Szczegó­

łowy opis miasta, jego ulic i uliczek, ocembrowanej studni, sklepów,

gruszy na Księżej Górze, szacownej apteki, „zakopianki" i ludzi

tamtego czasu świadczy, jak głęboko to wszystko zapadło w pamięć.

Z wielkim uczuciem twórca opisywał myślenickie drzewa - były

to dla niego „drzewa domowe" pełne symbolicznej mocy: akacje,

bzy, kasztany, lipy oraz tuż przy domu prześliczne drzewka migda­

łowe, żyjące swym cudownym życiem, zawsze bujne i zielone.

Myślenice, mimo iż poeta przyjeżdżał tu tylko na wakacje9,

było miejscem, gdzie stał „jego dom", prawdziwy dom ze wszyst­

7 Idem: Uwertura. W: Idem: Kantyczki śnieżne. Poznań 1934. Biblioteka

Stu Dwudziestu, nr 18.

8 Ibidem, s. 84.9 M. C z e r m iń s k a (Autobiograficzny trójkąt. Świadectwo, wyzwanie i wy­

znanie. Kraków 1998) zwraca jednak uwagę, iż przyjazd na wakacje w literaturze

wspomnieniowej jest jedną z form powrotu do domu.

Page 80: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

kim i przestrzeniami: piwnicą, strychem, otoczony ogrodem przed­

łużającym jego terytorium poza próg, więc - bezpiecznym. Ten

dom dawał poczucie intymności i bezpieczeństwa, to gniazdo peł­

niło swą naczelną funkcję - chronienia. Dom powraca w całej

twórczości poety, a gdy już zrozumie, że utracił go bezpowrotnie,

będzie żył w jego marzeniach i snach. Był on dobrem rodzinnym

- gdy zmarła babka i dziadek, należało go zostawić. Ból opuszcze­

nia domu i krajobrazu, w którym istniał, przewinie się przez całą

twórczość autora Kropli lirycznych. Dom dla Sztaudyngera stano­

w ił centrum świata, wyznał to sam, już w wieku dojrzałym, pi­

sząc o sobie jako „domokrążcy", bo wciąż kręcił się wokół domu

i jego spraw10.

Tak jawiła się okolica dzieciństwa poety z wszystkimi atrybuta­

m i tej krainy11, bliskiej, przyjaznej, w której wszystkie przestrze­

nie przenikały się wzajemnie i której centrum stanowił dom z naj­

ukochańszą babką - gwarantem owego spokoju i szczęścia. Ma­

rzył zabawnie i po dziecięcemu, by w miejsce kultu Napoleona

stworzyć kult swojej babki12. Raj babki (sam użył tego określenia)

to jakby podwojony raj matki. Dziadek, wyborny grzybiarz, na

całe życie wpoił mu fascynację grzybami. Ogród pachniał czere­

śniami, truskawkami, węgierkami, lasy - grzybami, pola i łąki -

poczuciem swobody; wszystko było sprawdzalne, możliwe do do­

tknięcia i ogarnięcia wzrokiem. Było tłem zabaw, przygód i wiel­

kiej miłości do matki, babki i dziadka. Dom uświęcał czasoprze­

strzeń, a podstawowa relacja tej przestrzeni: góra - dół, miała stwo­

rzyć podstawy aksjologii na całe życie, bo dom łączył się z górami,

świat więc m iał charakter wertykalny, i to, co w górze, było oswo­

jone. Środek świata to miejsce domu i gór, to przestrzeń święta,

która dla poety stała się początkiem wszystkiego, uwerturą życia

i twórczości, pasji przyrodniczych (zwłaszcza grzybiarstwa), sen-

sualizmu w postrzeganiu świata i potrzeby zaklinania piękna

i radości w słowo. Tutaj dostrzegł ruchomość i zmienność pejza­

żu. Intensywne uczucie szczęścia, o którym tak często pisał, za­

wsze będzie przeżywał wtedy, gdy w zasięgu wzroku pojawią się

góry i rzeka. Wyznał to wprost, pisząc: „[...] szczęśliwy czułem się

idąc wzdłuż Raby wąską polną dróżką, gdy cały horyzont zamknię­

10 J. Sztaudynger : Nie jestem typem. W:Idcm: Piórka. Wybór A. S z t a u -

dynger-Ka l i s iewicz . Kraków 1999, s. 7.

11 Szczegółowo wyliczył jej. C ie ś l i k ow sk i : Literatura i podkultura dzie­

cięca. Wrocław-Warszawa-Kraków [i in.] 1975.

12 J. Sztaudynger: Szczęście z datą wczorajszą..., s. 31.

Page 81: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

ty był górami, pola zbiegały niemal aż do rzeki, a lasy wychodziły

pod górę - gdy fale rzeki błyszczały do słońca i białe spody ryb

wybłyskiwały między łuskami fal"13.

Przed dzieckiem o dużej wrażliwości estetycznej i głębokiej

uczuciowości roztaczał się zaczarowany świat baśni, wszędzie

kryła się propozycja przygody, a kształty gór wydawały się fanta­

styczne; świat zaczynał się zaraz za progiem: do domu wchodziły

rzeka, las, góry i sad pełen aromatycznych owoców. Taką sytuację

znakomicie oddaje określenie „zakorzenienie", które zdefiniowa­

ła Simone Weil: „Zakorzenienie jest, być może najważniejszą po­

trzebą duszy ludzkiej. Zarazem jest to potrzeba, którą zwykle trudno

określić"14. Dla Sztaudyngera, w ogóle dobrze czującego się w ży­

ciu, zakorzenionego jednak w krajobrazie górskim, dom był wów­

czas, gdy góry zaczynały się - jak sam napisał - „niemal na progu"

i zamykały horyzont.Oprócz gór w tym pejzażu najważniejsza była Raba płynąca

nieopodal dworku, na który mówiono „dom na rzeczkach". „Bie­

gła na wyścigi z płotem" - określi pisarz jej szybki nurt, przyspie­

szający dzięki wpadającemu do niej, tuż obok domu, górskiemu

strumieniowi. Odbijające się w jej wodzie drzewa, góry, ludzie

podwajały piękno krajobrazu, w którym rzeka była najwyraźniej

zakochana. Wydawała się czymś spokojnym, dobrym, kochanym;

dziecko, patrząc w jej nurt, wyczuwało kosmogeniczną funkcję

wody. Aż do momentu powodzi.

Gaston Bachelard w znanym studium Woda i marzenie pisze:

„Woda to krew i życie ziemi. To woda determinuje właściwy los

krajobrazu, nade wszystko zaś woda określa charakter doliny"15.

Ta konstatacja znajduje znakomitą egzemplifikację we wspomnie­

niach Sztaudyngera, który Rabie poświęcił wiele słów. W Szczę­ściu z datą wczorajszą znajduje się rozdział w całości poświęcony

tej wodzie, która zresztą płynie przez całą książkę. To bardzo ważny

tekst - nie tylko ze względu na swe piękno i niezwykle dynamiczny

opis, ale także dlatego, że stanowiąc studium jednej górskiej rzeki,

zarazem niesie w sobie prawdę ogólniejszą o wszystkich górskich

rzekach i potokach. Jest to ponadto studium gniewu, odmieniają­

cego oblicze przyrody i przydającego jej mocy. Zawiera też czytelnie

13 Ibidem, s. 105.14 S. Weil: Zakorzenienie. W: Eadem: Wybór pism. Przel. Cz. M i łosz .

Warszawa 1983, s. 247.15 G. Bachelard: Wyobraźnia poetycka. Wybór pism. Warszawa 1975, s. 137.

Page 82: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

wpisany topos potopu i ocalenia; dom ma wyraźnie cechy arki.

Ten dość długi fragment warto więc przytoczyć w całości:

Przeważnie przez większość roku spokojna i w miarę cicha. Zda­wałoby się - cała pochłonięta sprawą nieba i obu brzegów. Ze ślepym zakochaniem się, z bezgraniczną, choć spokojną miłością chowała na dnie wszystko, co widziała. Bez wyboru, bez kaprysów. Domy stały kominem w dół, dymiły w głąb ziemi. Drzewa rosły korzeniami ku górze. Ludzie mieli głowę tam, gdzie nogi i nogi tam, gdzie głowę. Wszystko przy tym drgało i ruszało się, pękało i sklejało znowu, ale budziło bezgraniczne zaufanie. Nikt nie podejrzewał niczego złego, każdy myślał „Raba", i wydawało mu się, że mówi o czymś dobrym, kochanym. O czymś, co się zna na wylot, gruntownie i dobrze. Ale nie było tak. Pewnego dnia sprzykrzyło się Rabie. Z nienawiścią, z wściekłością wzdymała się, pęczniała, rosła, aby zatopić to wszystko,o czym poprzednio śniła. Nagle wychodziło na jaw, że ten obraz na dnie rzeki to było jej marzenie, aby istotnie nad tym wszystkim po­płynąć. Ze srebrnej stawała się mętna, brudna, żółta, zła. Upodob­niała się do Wisły. Kamyków na dnie nie raczyła już pokazywać, nie­ba nie chciała w sobie chować. Była głucha na wszystko. Obojętna. Sama dla siebie, sama sobą zajęta. Szalała. Rwała drzewa z korzenia­mi. Topiła ludzi i konie. Wylewała, jak najdalej mogła, niszczyła, zatracała. Co roku dochodziła niemal do drogi wiodącej nad nią. Co kilka lat zalewała drogę i partię lasku (tak zwanego Sokolego).

Brudne języki wody lizały dróżkę wiodącą ku naszemu dworko­wi. Co roku był lęk, że zaleje i nasz dom. Co rok modliliśmy się pod figurą Matki Boskiej o odwrócenie nieszczęścia16.

Całość rozłamuje się na dwie części. Początek to pogodny opis

Raby, ze wszystkimi jej cechami - nieustającym ruchem, głębią,

tonią zmienną i połyskliwą - towarzyszki zabaw dziecięcych, któ­

ra odbija cały otaczający ją świat. Interesujące, że ten odwrócony

porządek nie jest wynikiem katastrofy, lecz dodatkowym istnie­

niem świata, jego własnym, normalnym życiem.

Część druga to rzeka wezbrana powodzią, odmieniona, zła.

Znamienny okazuje się dobór epitetów. W części pierwszej woda

jest wesoła, spokojna, cicha, dobra, kochana, znana, srebrna. To

epitety zwyczajne, występujące w mowie potocznej, raczej mało

oryginalne. Sytuacja odmienia się w części drugiej, teraz Raba sta­

je się mętna, żółta, brudna, zła, głucha, zachłanna, obojętna - epi­

tety mają charakter pejoratywny, niosą lęk i zagrożenie. Towarzy­

Page 83: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

szą im czasowniki oddające ruch: wzdyma się, pęcznieje, rośnie,

szaleje, rwie, topi, niszczy, zatraca. Utrwalony zostaje narastający

ruch i uchwycona ambiwalencja wody, która jest i święta, i prze­

klęta. Woda przejrzysta i czysta to woda życia,- mętna i ciemna -

jest śmiercią. Symbolikę tę utrwala ludowe widzenie świata i taka

jest poetycka jej wykładnia. Podobnie w opowieści Sztaudyngera

topika akwatyczna ma przeważnie nacechowanie dodatnie, bo jego

rzeki są radosne i czyste - odróżnia się tylko ten jeden opis. Druga

część odznacza się nie tylko większym dynamizmem, ale i stop­

niem antropomorfizacji. Na końcu pojawia się krajobraz po po­

wodzi, odmieniony jak po katastrofie kosmicznej - to zarazem

jeden z szoków przeżywanych w dzieciństwie, kiedy nagle ujawnia

się obcość oswojonego, zdawałoby się, świata. Ten lęk i zdumie­

nie oddał Sztaudynger bardzo sugestywnie - nie tylko zresztą w tym opisie; w każdym zantropomorfizowanym ujęciu rzeki za­

chowało się dziecięce widzenie świata, który, w pewnym sensie,

odchodzi wraz z dojrzewaniem.

W jakimś momencie już dojrzałej refleksji nad przemijaniem poeta zauważy: „Drzew myślenickich już nie będzie, nie będzie

takiej rzeki jak Raba, nawet ona sama jest inna, nie będzie takich

właśnie ścieżek jak myślenickie"17. Pozostaną one w pamięci na

całe życie, stanowiąc punkt odniesienia do wszystkiego, co jeszcze

m iał przeżyć i zobaczyć. Taka okazuje się siła trwania kraju lat

dziecinnych. Rzeka, góry, las stają się także nową miarą czasu,

którą dziecko bardziej odczuwa, niż rozumie - to czas ich trwania

a zarazem zmienności. To był zarazem czas raju, bo jego „tam

i wtedy" zostaje przeciwstawione dorosłości; wtedy właśnie uformował się naturalny związek z ziemią, która była górzysta,

a dolina stanowiła jej centrum. Ta ojczyzna najbliższa stała się

prototypem całego dorosłego widzenia świata; dobrze i prawdzi­

wie było tam, gdzie wznosiły się góry i płynęła rzeka.

Kolejnym miejscem oczarowania - po rzece - stał się las. Pro­wadzi nas poeta przede wszystkim do lasów myślenickich, i bez

ryzyka przesady można porównywać ich opis z obrazami puszczy

litewskiej w Panu Tadeuszu. Szczegółowość i barwność wizji lasu,

ale zwłaszcza poszycia, ujawnia oko nie tylko malarza, ale i przy­

rodnika. Sztaudynger nazwie las krainą baśni:

Las obdarza cię tym, co w danej chwili posiada, hojnie, ze staro­polską i staroleśną gościnnością.

Page 84: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Niełatwo zliczyć wszystkie czary leśne.Ten potok leśny płynący zygzakiem, głęboko wkopany pomiędzy

dwie góry, ten buk rozsiadły szeroko wśród pułków jodeł, te skrzypy tańczące nad wodospadem na leśnej łączce, te łopuchy sejmujące nad żwirem i kamykami, te sosny. A w każdej porze roku i w każdej partii lasu inne grzyby. Pod szpilkowym prawdziwki.

A jakże rozmaite, jedne o główkach blond, inne ciemne, a jesz­cze inne w piachu i glinie u podnóża sosen wyrastające, ciemne, aż czamoczerwone.

A jakże różne gatunki rydzów. Także w szpilkach zakochane. Te najpospolitsze świerkowe, często robaczywe, dochodzące do znacz­nych kapeluszy, i te jodłowe, grubsze, do środka zawinięte, i te sosno­we najtwardsze, najpiękniejsze, najczerwieńsze, bez przymieszki na- sturcjowej żółci. Jakby symetrycznymi piegami okryte. A jest jeszcze inny gatunek rydza, nie rowkowany spodem, ale biały. Kogóż z was pochwyciła w swe objęcia dzika pasja zbierania? Kto z was poczuł rozkosz rannego wstawania i myszkowania po krzakach? Czy kłaniał wam się osikacz, uroczy jak wymalowany i do muchomora z lekka podobny?

Czy widzieliście, jak tańczą kozaka - kozaki?Czy wydostawaliście z piachu zielonkę? Czy wydłubywaliście spod

ziemi trufle? Czy kiedy olśniła wam oczy pieczarka, baletniczka łą­kowa, zawsze wystrojona jak do pierwszej komunii w białe welony, od spodu różowa w młodości, a na starość czarna? Czy ośliniły wam palce maślaki, do złudzenia smakiem swym prawdziwka przypomi­nające, jeno do suszenia niezdatne? Czy surojadka skropiła wam pal­ce swym sokiem, jedliście ją może na surowo, jak sama jej nazwa każe? Łamaliście zęby na lisiczkach, cieszyliście oczy mnogością pod- pieniek, a podziwiali wzrost i parasolowatą urodę sówek? Czy skaka­liście po głazach potoków, w jego szumie tak milczącym i wieczność przelewającym, przez siebie? - tam i sam, aby przyboczną gwardię potoków - rydze - wyszukać i w koszyk schować? Czy uciekały wam spod nóg salamandry, deszczu leniwe miłośniczki, jakby sparaliżo­wane rozkoszą - o ruchach hipnotycznie wolnych i lubieżnych? Czy pochylaliście się nad niebieskim ślimakiem jak z bajki tysiąca i jed­nej nocy, czy znaleźliście się nagle pośrodku roztańczonych leśnych skrzypków, dematerializujących się nagle na leśnej polance i czy chro­niliście głowę przed słońcem liściem ogromnego łopuchu jakby naj­wspanialszym parasolem? A może za parasol wam służył, może za talerz, półmich potworny na leśne jagody.

Ach, jeśli nie, to nigdy nie zrozumiecie i nie poddacie się w pełni narkozie lasu. Czyż można znać go i [nie - K.H.-K.] pokochać? Nie macie na twarzy znaków od gałęzi ani nóg przemoczonych po kolana od leśnych trzęsawisk, nie wyjmowaliście kolców z waszych stóp ani

Page 85: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

nie znacie miłosnej drapieżności ożyny, gdy obejmie znienacka pod kolana i chce odpędzić od swych wonnych jagód, a może na odwrót - przemocą schwytać i nasycić.

Nie czołgaliście się na brzuchu i na rękach, nie przyszło wam na myśl rozchylać troskliwie gałęzie niskopiennych jodeł, aby zbadać, co kryją. Nie przetrząsaliście każdego zakamarka puszczy, szukając grzybów, a znajdując piękno?

O nieszczęśliwi, pokrzywdzeni i biedni.Odsunięci od najczystszych uciech ziemi18.

W lesie dokona się też misterium umierania ukochanego dziad­

ka, który upadł pod wysoką sosną i wysmukłym świerkiem, po­

chylając się nad ostatnim rydzem swego życia. Poeta do końca ży­

cia zazdrościł mu tej śmierci.Las Sztaudyngera, las magiczny, ma w sobie coś pierwotnego

i baśniowego, jest pełen czarów i zaklęć; poeta sam używa określe­

nia „narkoza lasu". To kluczowy symbol w literaturze młodopol­

skiej19! ślady tego spojrzenia można dostrzec w opisie Sztaudyn-

gerowskim. Poeta bowiem dostrzega nie tylko pojedyncze drzewa,

ale właśnie las, jako pewną całość, w której „dziwny porządek bytu,

równie sugestywny, co do końca nie wyjaśniony, ambiwalentny,

niepokojący"20, kryje w sobie tajemnicę. I choć u Sztaudyngera n i­

gdy nie jest groźny, ponury ani niesamowity, to przecież cechuje

się charakterystyczną dla Młodej Polski migotliwością znaczenio­

wą, dzięki antropomorfizacji całego leśnego świata, oraz niezwy­

kłą barwnością kreacji. Obcowanie z lasem to czerpanie „najczyst­

szych uciech ziemi", a owa czystość wprowadza dodatkowy ele­

ment aksjologiczny. W przestrzeni leśnej „symbolicznie mówią"

przede wszystkim grzyby, nie tylko jako współtworzące pejzaż, ale

także jako indywidualności. W senniku zawierającym symbolikę

grzybów odnajdziemy i taką wykładnię: „Zbierać: spotkasz szczę­

ście z dala od światowego zgiełku"21. Wydaje się, że za tego typu

szczęściem rozglądał się poeta w lesie i szukając grzybów - znaj­

dował piękno. Z miłości do lasu i grzybów narodzi się później za­

bawny poemat heroikomiczny pt. Wojna grzybów, stylizacją wyraź­

nie nawiązujący do Mickiewicza:

18 Ibidem, s. 82-83.19 Zob. W. Gu towsk i : Tajemnice młodopolskich lasów. O kluczowym sym­

bolu poetyckim. W: Literacka symbolika roślin. Red. A. Mar tuszewska . Gdańsk

1997.

20 Ibidem, s. 126.21 H. Kurth: Leksykon symboli marzeń sennych. Wrocław 1994.

Page 86: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Cny grzybie borowiku. Ty jesteś jak zdrowie.

Ile cię cenić trzeba, ten tylko się dowie,

Kto się struł innymi; dziś w całej ozdobie

Opisuję twą piękność, bo potrawkę robię,

Posiekałem Cię drobno, dodałem cebulę,

Teraz jem, teraz zjadłem, teraz śpiewam czule22.

Przyjaźń z przyrodą przez całe życie wydawała się Sztaudynge­

rowi czymś najcenniejszym na świecie. To miejsce dla poety stało się początkiem, uwerturą wszystkiego - życia i twórczości, pasji

przyrodniczych (zwłaszcza grzybiarstwa), sensualizmu w postrze­ganiu świata. Intensywne uczucie szczęścia, o którym tak często pisał, zawsze będzie przeżywał wtedy, gdy w zasięgu wzroku poja­

wią się góry i rzeka. Dla dziecka żyjącego na co dzień w mieście,

już sama odmienność krajobrazu budziła zachwyt.

Gdy ogląda się dzisiejsze Myślenice oczyma poety - mimo

zmian, jakie poczynił czas - dostrzeżemy ten sam rynek, zobaczy­

my Rabę wypływającą z serca gór, i te same wzgórza zamykające horyzont, które poeta ogarniał swym chłopięcym spojrzeniem.

Wśród tych „myślenickich olśnień" - jak je określił Wojciech Na-

tanson23, była miłość pozazmysłowa i zmysłowa: pierwsze niepo­

koje erotyczne, które komponowały się przedziwnie, lecz zgodnie

z barwnością i bujnością otaczającego świata. Rozstanie z Myśleni­cami po śmierci babki w roku 1920 - zadało mu nie zagojoną aż do

końca życia ranę, której bolesność wyraźnie wyczuwamy w wierszu:

Dom wykołysał, staruszek, tę miłość,

Gościnne bramy otworzył przed nami,

Jak dwoje piskląt nakrył nas skrzydłami,

Owinął snami. Wszystko się skończyło...24

Przeżycia te i uczucia powrócą we fraszkach, poematach, drob­

nych lirykach. To była zagłada Arkadii, odtąd dostępnej już tylko

we wspomnieniach. Nietrudny jest np. do zrozumienia myśle­nicki szyfr w poemacie Wielbłąd klęka, gdzie czytamy:

Szmerem cichym, srebrzystym rzeka z dala dolata

Niby zawiew poszumu - niby jakaś woń.

21J. Sztaudynger: Wojna grzybów. Łódź 1991, s. 1.

23 W. N a t a n s o n: Uśmiech i poezja Jana Sztaudyngera. Łódź 1976, s. 39.

24 J. Sztaudynger: Dom opuszczony. Cyt. za: W. Na tanson : Uśmiech i poezja..., s. 62.

Page 87: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Nad rzeką wiedzie droga - w obie strony świata,Przynęca ją, opóźnia szmaragdowa toń.

Po drodze na pół widnej furka jedzie za furką;To się w drzewa pochowa, to wypłynie z nich,W falach miękkich, okrągłych donosi się turkot,Aby potem po kwiatach długo gasł, cichł.

A na góry wierzchołku stopy w rzece chłodzącej W chmurach biało naszytych na błękitny pas,W słońcu garby rozwidla - w dal nieznaną idący Wielbłąd jakiś mistyczny, niezwyczajny las25.

W jednej z późniejszych fraszek, zatytułowanych znacząco Kraj lat dziecinnych, boleśnie żartował:

Zacierasz mi się w pamięci, Rabo - - To szczęście, że mam pamięć słabą26.

To jednak nie wspomnienie się zacierało, po prostu miłość do

Raby przeniósł, jak sam wyznał, z konieczności „na miłość do

Białki", której przełom go zachwycał27. Wyznanie to ujawnia, że

każdą napotkaną rzekę porównywał z rzeką swego dzieciństwa

i od podobieństwa do Raby uzależniał jej piękno. Raba i Beskid

Średni, myślenicki rynek i drzewa stały się miarą i punktem od­

niesienia dla wszystkiego, co w kolejnych latach swego życia w i­

dział, przeniknęły wszystkie oglądane później pejzaże.

Gdy leżał w krakowskim szpitalu w ostatniej, śmiertelnej cho­

robie, zapytany przez córkę, czy wreszcie Myślenice stały mu się

obojętne, odpowiedział: „I mnie też wydawało się już tyle razy, że

ze wszystkim oswoiłem się, wszystko przebolałem, a tymczasem,

jak feniks z popiołów, co jakiś czas odżywa nowy ból i żal"28.

„Zapach Tatr"

Na zakopiańskim domu poety, przy ulicy J. Piłsudskiego, na

tablicy pamiątkowej, umieszczonej tam 12 września 1980 roku,

25 Cyt. za: W. N a t a n s o n: Sztaudynger prozaikiem .W: J. Sztaudynger:

Szczęście z datą wczorajszą..., s. 9.26 J .Sztaudynger: Kraj lat dziecinnych. W: I d e m: Piórka..., s. 19.27 A. Sz taudynger-Ka l i s iew ic z : Chwalipięta, czyli rozmowy z Tatą,

styczeń-wrzesień 1970. Łódź 1982.28 Ibidem, s. 375.

Page 88: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

w dziesiątą rocznicę śmierci Sztaudyngera, wyryto jedną z najpięk­

niejszych jego górskich fraszek, zatytułowaną Tęsknota:

Skądkolwiek wieje wiatr,Zawsze ma zapach Tatr.

Te dwa słowa - „skądkolwiek" i „zawsze" to klucze do określe­

nia, czym były te góry, tym razem wysokie, dla autora Piórek z gór.

W Zakopanem znalazł się z wyboru rodziców, którzy tutaj

kupili w roku 1929 w pobliżu Dużej Krokwi stylową drewnianą

chatę góralską, którą nazwano „Koszysta" na cześć jednego z ta­

trzańskich szczytów. Dom otaczał ogród, który w przyszłości sta­

nie się wielką miłością i pasją Sztaudyngera. Na stałe poeta za­

mieszkał tu wprawdzie dopiero w roku 1955, ale motyw Tatr zna­

lazł się w jego utworach już dużo wcześniej; tym górom poświęcił

najwięcej fraszek.

Zachował się opis spaceru z matką w Dolinę Strążyską; ta prze­

chadzka była dla poety jednym z najczarowniejszych wspomnień

dzieciństwa:

Czarował nas śnieg - puszysty, od słońca srebrny, złoty, fioleto­wy. Czarowały nas tysiące śladów saren, zajęcy, lisów, krzyżujących się najfantastyczniej i narzuconych na las jak siatka z pajęczyny. Czarował nas potok pod lasem, jak serce pod bluzką pulsujący. Cza­rowały nas skały nagle niespodziewanie nadbiegłe, aby przyjrzeć się - kto to doliną w głąb gór się posuwa?29

Malarskość opisu, mająca w sobie coś z ekspresjonizmu, a za­

razem wyrazisty rysunek otaczającego świata świadczą o sile do­

znania. Pozostał też inny ślad przeżycia: pierwszy wiersz o górach,

napisany przez wówczas ośmioletniego poetę:

Żegnajcie, góry i chmury,Zegnaj, niedźwiedziu bury,Żegnaj, maleńkie źródełko,Żegnaj, maleńkie pieścidełko,Długo na tobą stałem,I piosenki me śpiewałem30.

29 J. Sz taudynger: Szczęście z datą wczorajszą..., s. 177-178.30 Ibidem, s. 178.

Page 89: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Warto zwrócić uwagę na fakt, iż góry wymienił on w tym wier­

szyku na pierwszym miejscu, a więc już wtedy m iał określoną hie­

rarchię wartości. Były więc Tatry także górami oswojonymi, w któ­

rych był zadomowiony od dziecka. Gdy zamieszkał tu na stałe,

mimo iż dom był zrujnowany, poczuł się, jakby po długiej podró­

ży powrócił wreszcie do siebie. Lubił wycieczki w góry i w doliny.

Kochał zwłaszcza Czerwone Wierchy, Dolinę Małej Łąki i Halę

Miętusią. Na Czerwone Wierchy lubił chodzić z profesorem Be-

nedyktowiczem, biologiem - z upodobaniem nazywali po polsku

i po łacinie spotykane roślinki. Bohaterem wielu fraszek uczynił

Giewont.Zakopane pogłębiło też fascynacje zwierzętami, a zwłaszcza

górskimi ptakami, które potrafił obserwować godzinami, siedząc

np. w Dolinie Białego.W Piórkach z gór, tomiku fraszek „górskich", dzisiaj już bi­

bliofilskim rarytasie (zapewne jakiś bibliofil skradł go nawet z Bi­

blioteki Jagiellońskiej), wyróżnić można kilka wątków tematycz­

nych. Wśród nich wybija się ten, który można by nazwać „ekolo­gicznym": poeta walczy w nich z hałasem, z brudem, plagą nieod­

powiedzialnych turystów. Ponieważ, jak już wspomniano, tom jest

rzadkością, warto z niego przytoczyć nieco fraszek. Piórka z gór rozpoczyna znamienna dla nurtu ekologicznego fraszka, stanowiąca

zarazem motto całości:

W góry, w góry, miły bracie,Góra śmieci czeka na cię31.

Córka poety - Anna Sztaudynger-Kalisiewicz - wspomina:

„W połowie lat pięćdziesiątych Ojciec zwrócił uwagę na zaśmie­

canie Tatr i Zakopanego. Już wtedy zaczął czynem i słowem wal­

czyć o czystość Tatr i okolicy. Na każdym spacerze m iał przy sobie

specjalną torbę lub mały plecak, do którego zbierał papiery, butel­

ki, puszki po konserwach i wszelkie inne śmieci"32. W ten sposób

poeta organizował prywatne Dnie Ziemi (czy Gór) na długo wcze­

śniej, zanim zapanowała na to moda. Z jakąś bolesną dokładno­

ścią zapamiętał datę 3 września 1968 roku, gdy na Hali Gąsieni­

cowej zwrócił uwagę obozującym taternikom na mnóstwo śmieci,

a oni lekceważąco odnieśli się do poety. Uwiecznił ich w „odwe­

cie" we fraszce:

łl Wszystkie fraszki górskie pochodzą z tomu Piórka z gór. Kraków 1961.32 A. Sz taudynger-Ka l i s iew ic z : Życie nie jest fraszką..., s. 174.

Page 90: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Są małe świnki, są duże knurska I jest odmiana wysokogórska33.

Fraszek jest naprawdę dużo, warto by wywiesić je we wszyst­

kich tatrzańskich schroniskach, tu zaś przytoczmy kilka - wydaje

się - najcelniejszych.

Oj, kręci GiewontOj, kręci Giewont, kręci swym nosem z kamienia,Na tę publiczkę, co go w śmietnik zmienia.

ZapytanieSerdeczna matko, opiekunko ludzi,Czemu z nich każdy tak śmieci i brudzi.

ZakopaneBrud na brudzie,Papier na papierze,A nad tym w górze Powietrze świeże.

Szept widłakaSzepnął do mnie widłak:Zrywa mnie tylko bydlak.

Sto wierszySto wierszy przeciw śmieciom w górach naszych kropnę,Bo to okropne.

Wiele jest w Piórkach z gór fraszek, które nazwiemy umownie „ekologicznymi". Te przytoczone uznać można za reprezentatyw­

ne dla sposobu poetyckiej walki o czystość i poszanowanie Tatr:

mieści się w nich apel o szanowanie górskiej roślinności i nieza- śmiecanie gór. Oprócz rozpaczliwych protestów i żalów, obrońcy

przyrody towarzyszy zarazem poczucie pewnej bezradności. Tak

też objawiała się miłość do gór.

Zakopane były miłością nie do końca odwzajemnioną - prze­

żył tu także niejedną przykrość. W latach sześćdziesiątych władze

miasta z własnej inicjatywy wyremontowały domek poety, a po­

tem obciążyły go kosztami, które przekraczały jego możliwości

finansowe. Sprawa oparła się o sąd; wreszcie ją umorzono, ale prze­

życie to bardzo nadszarpnęło zdrowie twórcy. Doświadczenie to

33 Cyt. za: ibidem.

Page 91: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

również znalazło swe odbicie we fraszkach o Zakopanem; bije

z nich nietajona irytacja:

Wszędzie kopią

Oj, Zakopane jest prawdziwie miłe,Nie na letnisko, ale na mogiłę.

Zakopiański autobus

Zakopiański autobus obsługuje gości,Dwóch rzeczy ma niewiele: drobnych i grzeczności.

Bolało go zaniedbanie grobu matki Orkana na zakopiańskim

cmentarzu, i nawet tę przygnębiającą sprawę odnotował we fraszce:

Oby

Oby

Zasłużonych grobyDoczekały się choć jednego kwiatka,Cóż, Zakopane to wyrodna matka!

Wszystkie te przykrości łagodziły zakopiańskie przyjaźnie

i życie towarzyskie, o którego bujności także świadczą fraszki. By­

wał w zakopiańskiej księgarni prowadzonej przez Stefana Gaspa-

rego, znakomitego bibliofila, opiekował się wdową po Kornelu

Makuszyńskim, z góralskim poetą Stefanem Kapeniakiem, pierw­

szym przewodniczącym zarządu Klubu Literackiego w Zakopanem,

i jego żoną grywał w brydża, biesiadował z literatem Adamem Pa­chern i prozaikiem Włodzimierzem Wnukiem, sycił oczy piękny­

m i sąsiadkami - Michaliną, Mirą i Jolą Witowskimi. Inne urocze sąsiadki - Stanisława i Helena Łąckówny - grabiące z wdziękiem

siano, tak go zachwyciły, że uwiecznił je w znanej fraszce:

Pouczenie

Nie da ci ojciec, nie da ci matkaTego, co może dać ci sąsiadka34.

Cytat ten dopełniają pyszne anegdoty, których tak wiele utrwalił

w swych wspomnieniach.

Wyraźnym nurtem płyną też fraszki poświęcone góralom i gó­

ralszczyźnie: jest w nich zarazem irytacja i fascynacja, przy czym

Page 92: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

akcenty rozkładają się tak, że irytacja dotyczy górali, a fascynacja -

góralek. Ich uroda znakomicie komponuje się z specyfiką górskie­

go krajobrazu, jak to zręcznie, bawiąc się podobieństwem dźwię­

kowym słów, zauważył we fraszce Góry góralki:

Sterczą góry, sterczą nadobnym wirsyckiem I tobie się prężą piersi pod stanickiem.

Każda góraleckaKażda góralecka, zgrabna jak kozica,Pokażcież mi tego, co się nie zachwyca.

Żartobliwa, choć czasem dość śmiała erotyka stanowi wła­śnie pochodną owego zachwytu:

Pochwała sianaI spanie i kochanie Najlepsze na sianie.

Z tego względu i wiatr halny stał się jego przyjacielem, gdy

odkrył jego walory poznawcze; więc go uwiecznił we fraszce:

PoznanieWiatr halny ci sukienkę zarzucił na głowę I w ten sposób poznałem twą lepszą połowę.

Tak jak góralki zachwycały go pracowitością, inteligencją, urodą,

to górale zasmucali go, co wyznawał wprost:

Górale, góraleGórale, górale, zasmucacie mnie,Bo na wódkę macie, a na portki nie!

Żadna sztukaOj, płaczą, płaczą góry, gdy góral oszuka,Bo to i honor żaden a i żadna sztuka.

Niech znówO Boże, znów górali w groźne orły przemień,Niechaj kradną znów zamki, niech ostawią rzemień.

Ostatnia fraszka była efektem przykrych osobistych doświad­

czeń. Tęsknie więc wspominał zbójnickie czasy, bo zdawało mu

Page 93: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

się, że było w nich więcej prawości. Jednak nawet o najbardziej pijanym góralu nie pisał tak lekceważąco, jak o ceprach. W „góral­

skich" fraszkach pojawia się gwara, umiejętnie wykorzystywana

jako tworzywo artystyczne i wnosząca specyficzną odmianę hu­

moru, a także rytmikę skocznych góralskich piosenek. W końcu

wszystko spointuje podsumowującą fraszką Nie ma takich górali, w której za miłość do gór rozgrzesza wszystkich, a w zgrabnym

sześciowersowym wierszyku pt. Region podhalański wywiedzie

historię Zakopanego od Chałubińskiego aż do czasów, gdy „chło­

py zmalały // I baby wreszcie doszły do swej chwały".

Nigdy nie odczuwał przytłaczającego ogromu Tatr, lecz barwę

i ruch, chłonął zdumiewającą rzeźbę i zjawiska przyrody. W po­wściągliwych formalnie dwu- i czterowierszach stworzył niejed­

no maleńkie arcydzieło, zaskakujące porównaniem i zadziwiające

świeżością metafory. Można z nich ułożyć małą antologię tatrzań­

skich dziwów, już ich tytuły puentują cudowność i czar najuko­

chańszego świata:

Idą chmurkiIdą chmurki po niebie, złote mają runo,Rozwinęły skrzydła. Chwila i pofruną.

Złoto i srebroAżeby te potoki srebrzyste zrozumieć,Trzeba milczeć jak złoto, lub jak srebro szumieć.

Zalotne mgłyMgły się po reglach włóczą opieszale,Strojne zalotnie w kaszmirowe szale.

Bukowe skarbyOj, szumi, szumi potok, szumi potoczyście,Oj, buk se nad nim stanął, roni złote liście.

KosodrzewinaKosodrzewina, czyż nie święta racja,W górze a niska, jak arystokracja.

Niebo w czerwonej łunieNiebo w czerwonej łunie! Choć już po fajerancie,Jutro się zerwie wicher, przyrodo górska, znam cię!

Szafirowe goryczkiSzafirowe gencjany, mój świecie ukochanySkąd się twe kolory biorą, równe alpejskim jeziorom.

Page 94: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Wiersze układają się w ciągi i obejmują cały górski świat: od

sasanki i goryczki, poprzez buki, sosny i szalejący w ich gałęziach

wiatr, kosówkę, aż po mgły snujące się po graniach. Opisując zło­

to i srebro gór, czerwień i szafir, przywołując alpejskie jeziora, czy­

ni dyskretną aluzję do romantycznego uwielbienia krajobrazów

alpejskich, którym przecież tatrzańskie są równe. To nie tylko by­

stry obserwator i znawca, ale też liryk umiejący jednym słowem

uchwycić lśnienia i migotliwość ukochanego pejzażu: w jego deli­

katności, lecz i przepychu. W jego opisach harmonijnie łączyła

się zarówno wiedza oraz doświadczenie (wszak um iał tu nazwać

każdą trawę), jak i tradycja literacka.

Cudowny świat wysokich gór uczył życia i śmierci zgodnej

z rytmem przyrody. Nawet odejście tak bardzo kochanej matki

w zakopiańskim szpitalu, wtopione w górski zmierzch, miało dla

poety dodatkowy sens. Przywołując wydarzenie, wpisywał je w od­

ległą, zjawiskową panoramę Tatr, a zapowiedź pogody rysowała mu

się jak „znak przymierza między niebem a ziemią. I zapowiedź

czegoś, co skończyło się na ziemi, a zaczyna gdzieś hen, za góra­

mi. Matka prosiła nas, abyśmy nie żałowali jej i nie smucili się

z powodu jej odejścia. Cudowny górski wieczór nie opłakiwał jej,

lecz błogosławił"35.

W przytoczonych zdaniach ujawniła się - niedostrzegana we

fraszkach - sakralność postrzegania gór: za nim i żyje to, co skoń­

czyło się na ziemi, to one udzielają umierającemu człowiekowi

końcowego błogosławieństwa.

Na ostatni tatrzański spacer poeta wyruszył jesienią 1969 roku

nad Czarny Staw, gdzie długo stał „zapatrzony, zadumany, zasłu­

chany"36; jego Piórka z gór to najlżejszy pomnik, jaki Tatrom po­

stawiła polska literatura.

„Srebrna śmietanka świata"

Zimą 1933 roku, z inspiracji znanego typografa Jana z Bogu-

mina Kuglina, znalazł się Sztaudynger w Wiśle na Śląsku Cieszyń­

skim. Łagodność beskidzkich wzgórz bardzo przypominała mu

J. Sz taudynger: Szczęście z datą wczorajszą..., s. 238.

56 A. Sz taudynger-Ka l i s iew icz : Chwalipięta...

Page 95: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

pejzaż myślenicki, poczuł się znów jak w dzieciństwie. Był więc

„u siebie" i zapewne to m .in. zadecydowało o natychmiastowej

akceptacji nowego otoczenia. W wierszu Potoku bełkot pełno jest

odniesień do Raby:

Tfen sam potoku bełkot,Jaki od dziecka znam,Tfen sam potoku bełkot I zachwyt taki sam.

Jakżesz wysłowić zdołam Urok tych wodnych słów,Które na środku drogi Jęły mi gwarzyć znów37.

Słowa „ten sam" i „znów" to klucze do zrozumienia tego na­

tychmiastowego zadomowienia w pejzażu. Jeszcze inne wiersze

z Kantyczek śnieżnych potwierdzą to uczucie.

W Beskidzie - jak sam napisał - znalazł „mniejsze góry i więk­

szych ludzi"38.1 jedno, i drugie wprawiło go w podziw. Górale be­

skidzcy, w porównaniu z zakopiańskimi, bardzo zyskiwali w jego

oczach, byli mniej zmanierowani, bardziej pierwotni i autentycz­

ni. W pełnym uroku eseju U źródeł Polski zamieścił wnikliwe

studium porównawcze góralszczyzny, opisał strój (zachwycał go

zwłaszcza niewieści, zawierający w sobie głęboką symbolikę), oby­

czaje, zachowanie górali beskidzkich, dochodząc do wniosku, że

znamionuje je „rdzenna, prosta, uroczysta polskość"39. Podobały

mu się bardzo stare Ślązaczki, mające w sobie coś z grzybów

(w ustach Sztaudyngera był to najwyższy komplement): „są jakby

same z przyrody wyszły i z przyrodą związane"40. Podobała mu się

zwłaszcza Istebna i skromny, ale jakiś pierwotny i uroczysty jar­

mark, który wprawdzie „nie umył się nawet do przepychu myśle­

nickich", ale robił na poecie wrażenie. Zachwycali go istebniacy,

których nazywał „arystokracją". Sporo trafnych obserwacji socjo­

logicznych poczynił poeta na temat istebniańskich górali, ich reli­

gijności, obyczajowości, talentów. Pisał: „Istebnianie są wartościo­

37 J. Sz taudynger : Kantyczki śnieżne. Ponieważ tom nie ma numeracji,

więc przy kolejnych wierszach zaznaczono jedynie, że pochodzą z Kantyczek śnież­

nych.

381 d e m: U źródeł Polski. (Impresje regionalne). Poznań 1933, s. 6.

39 Ibidem.

40 Ibidem, s. 7.

Page 96: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

wi, spokojni i sympatyczni, ale posiadają dusze rogate i okrutną

fantazję"41. Te dwie ostatnie cechy, o zdecydowanie zbójnickiej pro­

weniencji, budziły najwyraźniej sympatię pisarza.

Sztaudynger odnalazł się szybko w tutejszym środowisku lite­

rackim: zaprzyjaźnił z Gustawem Morcinkiem, którego jako okrut­

nego nauczyciela sztuki narciarskiej uwiecznił w kapitalnym por­

trecie, odwiedził Zofię Kossak-Szczucką w Górkach Wielkich,

podziwiał duszpasterzowanie ks. Emanuela Grima, proboszcza

z Istebnej, z szacunkiem pisał o Zofii Degen-Ślusarskiej, dyrek­

torce szkoły we Włocławku oraz właścicielce willi „Gospoda Po­

etów" w Wiśle Głębcach42. Poznał pastora Wantułę z Wisły i zna­

nego bibliofila „starego Wantułę" w Ustroniu. W Muzeum Gu­

stawa Morcinka w Skoczowie zachowało się zdjęcie, na którym

poeta w sportowym stroju uśmiechnięty i zadowolony stoi w lite­

rackim i damskim towarzystwie przed schroniskiem beskidzkim.

W tym gronie zasmakował także w borowiczce - wódce „radują­

cej ducha", wyrabianej z jałowca i ujmującej - jak to poeta określił

- „duszę boru". Nazwał ją eliksirem, „który jakby drogą guseł za­

klął w sobie leśne dziwo"43, co w ustach znawcy i miłośnika lasu było niebywałym komplementem.

Ale Beskid Śląski to były przede wszystkim Kozińce - góry w śniegu i szaleństwo narciarstwa:

Tu w miejscu, gdzie półkole gór jeży się igłami szpilek; tu gdzie lasy defilują w czapach i szubach ze śniegu, przed oczarowanym wzro­kiem narciarza, tu gdzie słońce gładzi promieniami swych rzęs śniegi nietknięte ludzką stopą czy nartą, każdy staje na moment przed naj­istotniejszą sprawą swej duszy.

Góry w zimie to pewnego rodzaju narkoza, człowiek nieczuleje na wszystkie swoje strapienia i troski, jakie w sobie nosi, ale nim podda się pod ten urok, przez moment przejściowy najdobitniej je odczuwa44.

Kozińce poznał w towarzystwie Morcinka, i rzecz interesują­

ca: można dostrzec zbieżność doznań obu pisarzy. Autor Wyrąba­nego chodnika pisał o nastroju ogarniającym narciarza:

Zima beskidzka posiada tak bardzo swoisty urok, że człowiek patrzy zdumiony, niedowierzającymi oczyma, zrozumieć nie mogący,

41 Ibidem, s. 32.

42 O „GospodziePoetów"obszerniej w:K. Heska-Kwaśn iew icz :Zapo­

mniana ciocia Gustawa Morcinka. „Kalendarz Cieszyński" 1985 (wyd. 1984).

4-’ J. Sz taudynger: U źródeł Polski..., s. 34.

44 Ibidem, s. 23.

Page 97: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

że może coś podobnego istnieć na ziemi. I nie wie wtedy, czy płakać z radości, czy śmiać się i krzyczeć, pijany urodą zimy beskidzkiej, czy też modlić się najpiękniejszymi słowami, jakie człowiek stworzył, myśląc o Bogu45.

Opisy Morcinka i Sztaudyngera różni tylko jedno: Morcinek

jest liryczny, refleksyjny, u Sztaudyngera pojawia się spojrzenie

humorysty - po nastrojowych akapitach szybko przechodzi do

dynamicznego opisu zjazdu narciarskiego, czasem ukazywanego

z perspektywy koziołkującego narciarza.Te przeżycia upamiętnione zostały także w formie poetyckiej.

W roku 1934 wydał Sztaudynger tomik wierszy zatytułowany Kan- tyczki śnieżne, dedykowany ojcu „jednemu z pierwszych polskich narciarzy". Większość tekstów (poza jednym) to utrwalone w sło­

wie wiązanym wrażenia zimy beskidzkiej i narciarskiego szaleń­

stwa: to górskie potoki, rzeka Wisła, szczyty: Czantoria, Kozińce,

drzewa stojące w śniegu i skrząca się wszędzie biel:

ZjazdUnosi nas pęd nart głuchych od wichru i szumu,Drzewa mijają nas w pędzie, zakręty gonią tłumem,Bariera, mostek, rzeczułka, nagle, płomienne depesze,Biegnę po oddech świata, światem odetchnąć spieszę!Chcę wstać i runąć w górę i biec powietrzem i frunąć,Zygzakiem drogi kreślony dyktować drogę piorunom!46

Drugi wiersz, o takim samym tytule, jest bardziej zwięzły,

w skrócie oddaje sam pęd, będący jego poetycką syntezą:

Po ścieżce Arabesce,Biegnę zygzakiem,Ptakiem.Zgubiłem czapę.Posiałem mapę,Pędzę...Przewracam chłopkę I stawiam kropkę Całym rozpędem47.

45 G. M o r c i n e k: Wisła. W: I d e m: Śląsk Cieszyński, z życia gospodarczego.

Cieszyn 1937.46 J. Sz taudynger : Zjazd. W: Idem: Kantyczkiśnieżne...

47 Ibidem.

Page 98: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Cały krajobraz zostaje wprawiony w ruch: drzewa mijają nas

(a nie my mijamy drzewa), zakręty gonią. Poeta gromadzi czasow­

niki określające zmianę miejsca, położenia, zaznaczając ich mo-

mentalność a zarazem istnienie w specyficznym rytmie,- człowiek

stanowi centrum owego ruchomego świata, który chłonie wszyst­

kim i zmysłami. Antropomorfizacji podlegają także narty, które

„gryzą wędzidła", mają „dzioby łakome pędu" i muskają zbocza

gór.

Jednym z najpiękniejszych wierszy beskidzkich jest dziewię-

ciozwrotkowy poemacik dedykowany ks. E. Grimowi pt. Matka Boska na nartach48. Ten uroczy tekst, o cechach ludowych jase­

łek, znakomicie wpisuje się w poetykę tytułu tomu; wyraźnie na­

wiązujący do „Gromnicznej" opowiada jak

Matka Boska na nartach Zjechała z gór Beskidu49.

Śliczna, znakomita narciarka, z zapalonymi świeczkami w dło­

niach, łączy niebo z ziemią, niesie pojednanie i pokój, godzi zwie­

rzęta i rośliny, a narciarze całują jej ślady:

A z łaski przenajświętszej,Gdzie padły ich całusy,Tam wiosną się rozkwitły Śnieżyczki i krokusy50.

Wyraźnie widać w tych zwrotkach ślady sakralizacji zimowej

urody gór, których biel i czystość nazywał „muzyką Bożą świata".

W milionach śnieżnych gwiazdek dostrzegał kosmiczny wymiar

świata bez końca i brzegu. Wśród wierszy tego nurtu znalazła się

również Biblia śnieżna, w której poeta przebóstwił biały świat,

czysty, bez zbrodni, z cudem komunii. Jest to też panteistyczne

i żartobliwe credo Jana Sztaudyngera:

48 Stał się on przyczyną małego skandalu literacko-obyczajowego, gdyż Z. Kossak-Szczuckaw „Dzienniku Poznańskim" z 1 maja 1938 roku zaata­

kowała poetę za „akatolicką parodię" Najświętszej Marii Panny. Oczywiście pi­

sarka nie miała racji, po prostu nie odczuwała zupełnie klimatu lekkich, rado­

snych wierszy Sztaudyngera.

49 J. Sz taudynger : Matka Boska na nartach. W: Idem: Kantyczki śnież­

ne...

50 Ibidem.

Page 99: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Wierzę, że ludzkość zmartwychwstanie,Że się odrodzi w duchu,Jeżeli każdy jeździć będzie Po wzgórzy śnieżnym puchu.Jeżeli zamiast księgi zbrodni Szeroka i bezbrzeżna Roztworzy się przed każdym z ludzi Najprostsza biblia: śnieżna51.

Wszystkie te wiersze wyrażają głębokie przekonanie poety o od­

radzającym wpływie na człowieka przyrody - doskonałego tworu

Bożego. Kolejny wiersz - Śnieżna Ewangelia - to zarazem dla świa­

ta dobra nowina o oczyszczeniu, o słodkim śniegobraniu czekają­

cym na swoich wybrańców.

Lecz jest to prawda żywa!Świat się czarownie bieli,Słuchajcie słów natchnionych Mej śnieżnej Ewangelii52.

W końcu pisarz wybucha Modlitwą o śnieg, gdyż w zimowych

górach odnajduje zgubioną radość życia, pije „szalony, szczęściem

pojony / srebrną śmietankę świata"53 i modli się żarliwie o czy­

stość świata:

Boże, bądź nam miłościw i wybiel świat do czysta,Niech w żyłach drzew popłynie biel jasna, biel soczysta,Ręce mamy gotowe i nogi nasze w przysiadzie,I oczy nasze patrzą, czy biel po świecie już kładziesz?O każdym listku pamiętaj i każdą szpilkę przyodziej,Ty coś jest gazda jasny i śnieżny świata dobrodziej,Całuj nam rzęsy szronem, zaprósz nam śniegiem oczy,Najbliższyś naszej duszy wśród tych rozkwitłych zboczy,(Opowiedz baśń o świecie, roztwórz, jak książkę przed nami, Odczytamy ją pełni skupienia rozpędzonymi nartami)54.

Oto modlitwa o wielkie oczyszczenie świata, każdego człowieka

i każdego listka, napisana w natchnieniu, mieniąca się wszystkimi

odcieniami bieli, zaskakująca świeżością metafor, pieśń o bliskości

51 Ibidem.

52 Ibidem.

53 Idem: Szczęście zgubione. W:Idem: Kantyczki śnieżne...

54 Ibidem.

Page 100: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

człowieka i Boga w czystym, jasnym świecie. Boga, który przeni­

ka wszystkie listki i szpilki drzew, który czyni świat doskonałym.

Modlitwa łączy euforię i przekraczanie samego siebie, ale i pogo­

dzenie ze sobą. Jak trafnie wyczuł Sztaudynger, przepych bieli i zło­

ta, poczucie bezmiaru świata wyzwalają w człowieku pewien na­

strój mający w sobie coś z katharsis, oczyszczenia pozwalającego

na rozmowę z Bogiem.Sztaudynger ukazuje zimowy las i jako zbiorowość, i jako po­

jedyncze drzewa. Z jednej strony symbolizuje on potęgę i bogac­

two, z drugiej - samą istotę zaczarowanego piękna. W buku widzi

poeta kapelana rozdającego jodłom komunię, dostrzega odmien­

ność zimowych zachowań gruszy, dębu, jodeł; widzi gałązki, szpilki

i listki szepczące do siebie „zleciał śnieg". Interesujące, że te wier­

sze nie są kolorowe, tylko białe i srebrzyste, lecz nie ma w nich

zimna, martwoty; jest lśnienie, jasność, czystość oraz świętość -

to misterium przeistoczenia świata.

W tej krainie wzruszyła też Sztaudyngera głęboko żywa pa­

mięć o Orkanie i jego dziełach, twierdził, że właśnie na Śląsku

Cieszyńskim najgłębiej realizują się idee regionalistyczne autora

Drzewiej.Wyjeżdżając, w zabawnym wierszu Pożegnanie, językowo na­

wiązującym do ulubionych powiedzeń Morcinka, obiecywał, że

będzie tu powracał co roku. I istotnie powracał; na pewno był tu

jeszcze na Boże Narodzenie 1934 roku z żoną Zofią, potem znów

w lecie 1936 roku.

„Zarysy gór"

W roku 1947 wynajął poeta w Szklarskiej Porębie zrujnowany

dom z dziurawym dachem, ale za to położony w stromym ogro­

dzie w gęstwinie starych drzew. Nieopodal szumiał srebrzyście

„słodki potoczek", któremu poświęcił osobny wiersz; cisza i od-

ludność miejsca zachwyciły go od pierwszej chwili. Istotne było

i to, że przed oknami rozciągały się Karkonosze, w drzewach zado­

mowione były wiewiórki, w dolinach rosły zaczarowane dziewan­

ny, a i w pobliżu rozciągały się świetne „tereny grzybowe". Odżyła

miłość pisarza do „niewysokich cichych gór". To następny przy­

stanek poetycki Sztaudyngera, który zainspirowany kolejną odmia­

Page 101: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

ną górskiego pejzażu napisał cykl dziewięciu wierszy pomieszczo­

nych w tomie Puch ostu (1958) - słychać w nich tony podobne do

tych, które dźwięczały w Myślenicach i Zakopanem. Na nowo był

dom, prawdziwy jak w Myślenicach - z zarysami gór, strugą wody:

Za oknem noc, murawa cienia.Zarysy gór ledwie przeczuwalne.Potok przerywa psalmem Słodycz milczenia.Z dolin wychodzi mgła Pontyfikalna.Głóg traci ustek koralowe mrowie,Czym ucałuje wilgotny poranek,Gdy zejdzie z gór?55

Znów odczuwał świętość krajobrazu: psalm, „mgła pontyfi­

kalna" - podniosły uroczysty nastrój, słodycz ciszy. W tym peł­

nym delikatności krajobrazie barwi się tylko kolorowy głóg. Wiersz

zapowiada powrót do Arkadii. Wkrótce jednak zaczęły się kłopoty

z gospodarzami miejscowości, gdy więc zmarli jego rodzice, zre­

zygnował z dalszej walki o istnienie domu w Szklarskiej Porębie.

Powrócił do Zakopanego, lecz na zawsze czuł sentyment do tej

miejscowości, i zachował o niej dobrą, serdeczną pamięć.

★ + *

Krajobraz kochamy dlatego, że wciela się w niego jakaś cząst­

ka nas samych, która nieświadomie czy podświadomie łączy się

z naszym dzieciństwem, a także z uczuciami dla matki. Sztaudyn­ger matkę ogromnie kochał. Bachelard pisał: „Kochając bezkre­

sny świat, nadajemy materialny, obiektywny sens nieskończonej

miłości do matki. Gdy - opuszczeni przez wszystkich - kochamy

samotny pejzaż, znaczy to, że kompensujemy sobie bolesną nie­

obecność, że wspominamy tę, która nie opuszcza... Jeśli tylko z całej

duszy kochamy jakąś rzeczywistość, znaczy to, iż owa rzeczywi­

stość sama jest duszą, że jest wspomnieniem"56. W krajobraz gór­

ski wpisywały się wspomnienia i matki, i babki, była to więc po­

dwójna kompensacja „bolesnej nieobecności". „Odmawiał" ten kraj­

obraz polski - więc najpiękniejszy - jak w modlitwie różańcowej:

551 d e m: Z mojego domu. W: I d e m: Nie tylko piórka. Fraszki, wiersze, bajki.

Łódź 1968, s. 69.56 G. Bachelard: Wyobraźnia poetycka..., s. 169.

Page 102: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Krajobrazy jak ziarnkaKrajobrazy jak ziarnka różańca odmawiam, Nie pragnę nowych, stale stare wznawiam. I na tych samych, z pasją ciągle nową Nalepiam moje niedołężne słowo.Widać mnie tknęła Sopliców choroba,Nic prócz Ojczyzny mi się nie podoba57.

Tak było aż do końca; zachłanność, radość i zachwyt w przeży­

waniu świata nie opuszczały go nigdy. W trakcie jednej z ostat­

nich rozmów z córką, w krakowskim szpitalu, powiedział: „Świat

jest cudownie piękny. Spojrzenie na pączek róży, na szczyt górski,

na fale morza uderzające o brzeg, grzybobranie - to wszystko na­

pełniało mnie szczęściem nieopisanym"58.

Wystarczyło więc dojrzeć zarysy szczytów, choćby z daleka, by

już powstała fraszka

GóryGóry dalekie - jak sine śliwy,Patrząc - już czuję się szczęśliwy.

57 J. S z t audynge r :Piórka..., s. 7.

58 A. S z taudynger-Ka l i s iew icz : Chwalipięta..., s. 403.

Page 103: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Beskidzkie gronie Pawła Łyska

Paweł Łysek (1914-19 7 8) m iał dwadzieścia pięć lat, gdy w po -

łowię grudnia 1939 roku żegnał Beskidy i Śląsk Cieszyński, swo­

je rodzinne strony. Ogarniając rozkochanym spojrzeniem beskidz­

ki krajobraz, nie sądził, że na stałe powróci tu dopiero na isteb-

niański cmentarz. Uciekając z domu rodzinnego w Jaworzynce

przed gestapowską obławą, powędrował na emigracyjną tułaczkę.

Droga do Francji prowadziła przez Węgry i Jugosławię, a następnie

do Szkocji - służył tam w Wojsku Polskim. Delegowany na studia

uczył się na Uniwersytetach w Birmingham i Londynie. W 1949

roku przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych, gdzie na stu­

diach podyplomowych poznawał historię, socjologię i biblioteko­

znawstwo. W roku 1952 został zaangażowany jako bibliotekarz

i wykładowca w Queen's College w Nowym Jorku. Tam też prze­

bywał do śmierci.Odległe państwa, bogate, kolorowe miasta nie zatarły jednak

w jego wspomnieniach urody „kraju lat dziecinnych", nie odebra­

ły im piękna. Skazany na los uchodźcy, ożywił ten pejzaż na kar­

tach swych książek, stwarzając niepowtarzalną i jedyną w swym

rodzaju wizję Beskidu Śląskiego.

Pierwszą książkę, mającą charakter wspomnieniowy, pt.

Z Istebnej w świat wydał w roku 1960 w Londynie, podobnie jak

drugi tom autobiograficzny Poszło na marne (1965). Następna

publikacja Przy granicy (1966) zapowiadała już bardzo oryginalny

talent, ale dopiero wydane w latach siedemdziesiątych powieści:

Twarde żywobycie Jury Odcesty (1970), Marynka, cera gajdosza

Page 104: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

(1973) oraz Jano i jego zbójniccy kamraci (1977)1, złożyły się na oryginalną i piękną trylogię, której akcja przebiega w najwyżej

położonych wsiach Beskidu Śląskiego: Istebnej, Jaworzynce, Ko­

niakowie i Jabłonkowie. Nakreślił w niej autor barwne obrazy ludz­

kiego losu, ściśle splecionego z rytmem przyrody, życia surowego,

lecz w swej surowości pięknego, zgodnego z prawami Bożymi i człowieczymi.

Akcja tych powieści toczy się na pograniczu polsko-czesko-

-słowackim, przede wszystkim we wsi Jaworzynka, w której żyją lu­

dzie różnych narodowości i wyznań, tworząc specyficzną, złożoną,

lecz zgodną społeczność. Ma ona ścisły związek z przyrodą gór­

ską, nie zawsze przyjazną, z ziemią, rodziną i obyczajem. Z Jawo­

rzynki wędrują bohaterowie w daleki świat i do niej powracają.

W bogate poznawczo powieści wtopił pisarz małe monografie

beskidzkich miejscowości: Jabłonkowa, Nawsia, Jaworzynki i in­

nych, a także obszerne gawędy o przeszłości Śląska Cieszyńskiego,

jak również liczne opisy obyczajów: świąt, wesel, chrzcin, pogrze­

bów i innych. Z etnograficzną dokładnością przedstawił stroje

ludowe (np. bardzo piękny strój weselny Marynki), sprzęty, wnę­

trza izb. Wplótł też w narrację wiele pieśni, tak że po górach niesie

się ludowe śpiewanie. Równie wnikliwe są małe „studia" przy­

rodnicze, głównie na temat lasu i jego tajemniczego życia.

Świat bohaterów Pawła Łyska to świat gór - Beskidów; tu żyją,

pracują, kochają i umierają, przekonani, że w każdym szczególe jest

on dziełem Bożym. Góral nie spoufala się z Panem Bogiem, ale

wielbi Go w każdym wschodzie słońca, w każdym spojrzeniu na

znaczony szczytami widnokrąg. Podkreśla to także autor, pisząc,

że ponad górami słychać wieczorem i nocą, a potem wczesnym

porankiem pieśni religijne, „to polskie, to słowackie, to czeskie,

a raczej wszystkie wzajemnie pomieszane i poplątane rozlegały się

po lasach i polach, po naszych gróniach i słowackich wyrębach.

Lasy szumiały od pieśni, wrzały od nawoływań, huczały i żniały2

od tego wszystkiego, co żyło i w Boga wierzyło" (Przy granicy, s. 110-111). Wspólnota modlitwy jednoczy narody, wszyscy chwa­

lą jednym głosem jedynego, wszechmocnego Stwórcę, zanikają róż­nice językowe, granice i strażnicy.

Pisarz rysuje całą panoramę górskiej przestrzeni, ogarnia

spojrzeniem horyzont z dalszymi i bliższymi szczytami, lasy, rzeki

1 Wszystkie cytaty pochodzą z wymienionych wydań, cyfra w nawiasie po zakończeniu tekstu oznacza numer strony.

2 Rozbrzmiewały (gw.).

Page 105: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

i doliny oraz wtopione w nie wsie i miasteczka. Jest przy tym ści­

sły, zawsze nazywa szczegóły topograficzne. Pejzaż, przyroda i czło­

wiek stanowią całość, której życie wyznacza przemienność pór

roku. Opisy górskiego pejzażu są liczne, lecz lapidarne a zarazem

sensualistyczne; jak już wspomniano, pisarz jest konkretny, na­

wet gdy posługuje się symbolem. Zawsze jednak obrazy nasyca

emocjonalnie. I choć wszystkie góry są piękne, to przecież nie

wszystkie jednako zachwycają. Na przykład Girową, której nie

porasta żaden las, pisarz określa z pewnym odcieniem pogardy -

jako „górsko łyse" albo „puste gronisko". Inne szczyty, jak Bara­

nia, Kiczora, Mładohora, Złoty Groń, Ochodzita, mają odmienny

charakter, tętnią życiem, szumią na nich lasy, śpiewają ptaki, szem­

rzą potoki.

Antropomorfizacja zjawisk przyrody jest powściągliwa, lecz

wyrazista; jednym sprawnym pociągnięciem pióra wydobywa au­

tor cechy pór roku, głównie ukazując zmienność barw, zapachów,

głosów, ale przede wszystkim ilustrując dominantę krajobrazową

- przemieniające się odcienie zieleni. Bohater, którego oczyma czy­

telnik ogląda rozległą panoramę Beskidów, obejmuje wzrokiem

świat od nadiru po zenit, od leśnego mchu - po wschodzące słoń­

ce. Człowiek znajduje się w centrum krajobrazu, który sprawia

wrażenie ruchomego. Znaczą go szczyty górskie, wioski, drogi,

przełęcz i rzeki:

Widok z chaty Kubowej był piękny. Z jednej strony, wspartao północny widnokrąg i prawie że nieba sięgająca szczytem, leżała góra Barania. Koło niej, jak gromadka dzieci, ciągnęły się pomniejsze gro­nie: Kiczora, Mładohora i Złoty Groń, a następnie, tuż koło drogi ze Śląska do Polski, usadziła się Ochodzita, na której stoku przykucnę­ła wioska Koniaków. Od Ochodzitej aż ku granicy słowackiej przytu­liły się do widnokręgu niewysokie gronie: Śliwkula, Szyroki, Maciej­ka i Kikula. Już po stronie czeskiej znajdowała się Girowa, górsko gołe i puste, nocą zamieszkałe przez wszelkiego rodzaju duchy, stra­chy, sotóny i tym podobne niestwory, żyjące w bogatej wyobraźni tutejszego człowieka. W głębi, za Przełęczą Jabłonkowską, ciemniały w dali góry morawskie, gubiąc się na dalekim widnokręgu. Pomiędzy gronie polskie a wyrchy słowackie wżłobiła się i wryła Przełęcz Jabłonkowska, która cestą cysarską jakby chciała połączyć i przybli­żyć dwa bratnie, choć wiecznie zwaśnione narody.

[ano..., s. 26-27

Krajobraz cechuje się żywym ruchem; gronie się ciągną, przy­

tulają, usadzają, wioski przykucają, droga się wryła. Góry są blisko,

Page 106: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

ale i ciemnieją z dali. Najwyższa z nich sięga szczytem nieba; z niej

schodzi się coraz niżej, aż do cesarskiej „cesty". Taka jest prze­

strzeń geograficzna wszystkich powieści Łyska: rozległa, wynio­

sła i wolna. Konkretność obrazów oddaje wprowadzanie nazw geo­

graficznych i lokalizacja każdego miejsca akcji.

Inny opis jeszcze bardziej antropomorfizuje górę, przyrównu­

jąc ją, porośniętą lasem, bogatą w roślinność i zwierzęta, do gaź­

dziny w świątecznym stroju:

Siedzi sobie ta Antkowa góra jako szerokozadna gaździna, co w świąteczny strój przybrana, w drodze do dalekiego kościoła zatrzy­mała się przy potokach, by odpocząć, by nabrać siły do dalszej wę­drówki. Ale zasiedziała się tak od wieków i zapatrzyła w daleki świat,

do którego pójść już się nie kwapi.Świat nad nią i świat wokoło niej, ba, świat w niej samej. Bo

gdy niebo zwisa nad nią ze słonkiem za dnia, a w nocy z gwiazdami, to wtedy górsko zaczyna żyć; pachnie lasem; szumi wodami poto­

ków; gwarzy ustami drzew, które zbiły się w gromadę, jak te dziew­częta przed kościołem, co nagadać się do syta nie mogą; durzy wonią żywicy i dzikich konwalii leśnych. Woda w potokach szemrze żało-

śliwie, potykając się o ostre kamienie. Rozłożyste paprocie tak bliskoi nisko poschodziły na brzegi, że pierzastymi główkami pozasłaniały

potokom spojrzenie ku niebu. Jest tu chłodno, ale za to pachnie

mocniej macierzanką i innymi ziołami.

Choć na górze jest niewiele chat, to jednak zamieszkują w jej lasach tysiące, ba, miliony ptaków, które swoim szczebiotem zdają się dziękować drzewom za gościnność, za to, że je, bezdomne istoty

Boże, przygarniają na noc pod swoje gałęzie; że je nakrywają liśćmi, chroniąc je od wiatru, deszczu i zimna.

Mieszkają też tu mrówki, osy, szerszenie,- mieszkają roje dzi­kich pszczół, które nazbierawszy na dzikich koniczynach miodu, wlewają go do małych, woskowych dzbanuszków. Rozigrane wiewiórki skaczą z drzewa na drzewo lub wprost na ostre, wystające z ziemi

korzenie.Przy granicy, s. 145

Obrazowanie jest bardzo sensualistyczne, góra gwarzy, szem­

rze, szumi, durzy wonią, pachnie macierzanką i dzikim i kon­

waliami, ma kolor paproci i drzew, miękkość paproci i smak dzi­

kiego miodu - jest samym istnieniem, zarówno w dzień, jak

i w nocy. We wszystkich powieściach Łyska góry wiodą własne, uta­

jone życie: gwarzą ustami drzew, szumią potokami, odmawiają

w ciszy swoje pacierze, kryją się w nich „bezdomne istoty Boże".

Page 107: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Są zaczarowanym światem, krainą baśni, czarów, ułudy. Wpro­

wadzenie pojęcia „baśń" przygotowuje czytelnika do odczucia

wszelkiej cudowności, którą można w górach napotkać. Powie nar­

rator, że życiu Antka, bohatera książki Przy granicy, góra nadała

sensu.

Krajobraz zimowy również kojarzy się z przykucniętą gaździ­

ną w białym kożuchu. Tym razem w opisie dominuje biel i zimne

srebro. Słychać w nim ciszę:

Na dworze świeżo nasypany suchy śnieg iskrzył się ku niebu, a miesiąc, który cicho wszedł na nieboskłon, rozwidnił okolicę. Gwiazdy wyglądały, jakby były utkane na krosnach nieba ze srebr­nych, lśniących notek. Zdały się zamierać z zimna. Gronie, przywa­lone białą gunią śniegu, wyglądały jak przykucnięte do ziemi baby, w białych, baranich kożuchach, co to idąc z daleka, tu poprzysiadały,

by spocząć na chwilę i pójść dalej w świat./ano..., s. 68

W innym miejscu pisarz przyrównał śpiące góry do ogrom­

nych potworów. Zarazem jednak określając, że się tulą, przycup­

nięte do siebie, nadał im charakteru jakby bezbronnego, kojarzą­

cego się ze zwierzętami. Czytamy:

Gronie, poukładane koło siebie i jakby tulące się jeden do dru­giego, wyglądały jak ciemne, ogromne potwory, które powyłaziły gdzieś zza światów i tu przykucnęły niby to na chwilę, ale zostały tak od wieków. Tylko od lasu szedł lekki powiew wiatru, który zdał się mą­cić tę zaczarowaną ciszę, a drzewa, rozbudzone ze snu, nachylały się ku sobie, jakby szeptały jedno do drugiego, że coś wielkiego wnet się stanie; a że znały odwieczną prawdę i wiedziały wszystkie zaklęcia, więc mogły i przepowiadać przyszłość.

Zbliżał się poranek. Gwiazdy, jak się niespodziewanie z wieczo­ra pojawiły, tak też niespodziewanie teraz zniknęły: przepadły gdzieś na wysokim nieboskłonie, pogubiły się, czy potopiły w dalekich prze­stworzach.

Od Złotego Grónia zaczęło się bielić, bo tam, za jego gołym ciel­skiem, wstawało słonko. Jeszcze go długo nie było widać, ale białość wczesnego poranka już je zwiastowała.

Przy granicy, s. 178-179

Szepczące drzewa dodają opisowi tajemniczości, ich cichy sze­

lest zapowiada cud przemienienia świata: za chwilę wstanie słoń­

ce, stanie się jasność. W cytowanych obrazach dostrzegamy wy­

Page 108: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

raźną zmianę kolorystyczną. Góry w lecie są zielone i złociste.

W zimie srebrzą się i bielą - niemal odczuwa się dotkliwe zim ­

no, wszak „zima w Beskidzie jest sroga, surowa, złośliwa i prze­

nikliwa" (Przy granicy, s.12). Ich masywy zawsze są żywe dzięki

nagromadzeniu wielu czasowników związanych z wędrówką i prze­

mieszczaniem.

Beskidy, pokazane we wszystkich porach roku, wydają się naj­

barwniejsze jesienią, co zauważają wędrujący po nich o tym cza­

sie. Pisarz jednak wielokrotnie podkreśla, że najpiękniej wygląda­

ją na wiosnę:

Nadszedł maj. Piękny maj. Gronie już były całe spowite w zie­leń, sady w kwiecie, a wszystko naokoło w woń i ciepłotę. Słonko, zarumienione i uśmiechnięte, wstawało wcześnie i budziło wszyst­kich. Zresztą człowiek miał to już we krwi, w kościach, że jak była robota, czy to w domu, czy na polu, to wstawał przed słonkiem, wy­przedzał je; nieraz już będąc na polu czekał na jego przywitanie.

Przy granicy, s. 65

Uprzywilejowanie wiosny być może wiąże się z tym, że zapo­

wiada ona powrót do pełni życia - do lata. Jesień natomiast po­

przedza zimę, kiedy w górach wszystko zamiera.

Od gór nadchodzą najważniejsze wieści o ludzkim losie. Stam­

tąd w wigilijny wieczór zbliża się wyczekiwany przez dziewczęta

odgłos - od niego będzie zależało ich przeznaczenie: „[...] jak od góry

Baraniej, to przyszły mąż przyjdzie z sąsiedniej dziedziny Isteb­

nej: jak od Ochodzitej, to przyjdzie z Koniakowa; jak od Girowej,

to pochodzić będzie ze słowacka, gdy głos się odezwie bardzo bli­

sko, mąż będzie miejscowy, z Jaworzynki" (Przy granicy, s. 40).

W tym przesądzie zachował się ślad najdawniejszych wierzeń lu­

dowych.

Wiadomo, że jedynie góry mają udział w transcendentnej sym­

bolice przestrzeni - opisy w Łyskowych powieściach wyraźnie to

podkreślają. Nad górami rozciąga się niebo, a spoza gór wstaje

rano słońce - najpiękniejszy twór Boży, i swym blaskiem prze­

mienia cały świat: od szczytów przenika w lasy, doliny i potoki, by

w końcu rozświetlić ludzkie domy. Nad całą krainą górską w dzień

świeci słońce. Wschodzi ono nad Baranią, a zachodzi nad Przełę­

czą Jabłonkowską. Świeci jednako dla dobrych i złych ludzi, dla

wszystkiego, co żyje. Wschody dynamizują pejzaż, a zachody go

liryzują. Wschód słońca barwi i rozświetla cały ten krajobraz. Z gó­

ry, z nieba - dociera do każdego człowieka:

Page 109: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Od strony góry Baraniej zaczynało świtać. Niebo w tym właśnie miejscu nabierało bladych rumieńców, które wnet przemieniły się w jaskrawą czerwień. Smugi światła oblały wierzchołki pobliskich gróni, by po ich stromych stokach rozpłynąć się na pobliskie lasy. doliny i potoki. Chaty zalane niespodziewanie światłem odpowiedziały niebu oczami szyb, które odbiły światło ku górze, bo go nie mogły zmieścić w małe obramowania.

TWarde żywobycie..., s. 13

W zimie, gdy słońce z trudem „wdrapuje" się na oblodzony

szczyt Baraniej Góry, zastygły w bieli świat ożywa i zaczyna lśnić, jakby pojawiły się tysiące zwierciadeł.

Inaczej przy zachodzie - słońce stacza się za najniższy w tym

pejzażu punkt topograficzny: Przełęcz Jabłonkowską. Barwy są

intensywniejsze niż przy wschodzie: to przepych płynnego, czer­

wonego, dymiącego złota rozlewa się na cały świat, łączy niebo

i ziemię, a potem zapada ciemność:

Przełęcz Jabłonkowska, za którą staczało się właśnie co zacho­dzące słonko, była wypełniona po brzegi czerwonym, jeszcze dymią­cym złotem. Cała przełęcz wyglądała jak jakie zagubione pomiędzy gróniami morze, którego wody, nie mogąc pomieścić się w wąskim przesmyku, zdały się podnosić w górę, zalewając wszystko, co napo­tkały po drodze. Runęła więc czerwień na zbocza gróniowe, by po nich spełznąć niżej, rozlać się na okoliczne lasy, doliny, pola i chaty, by wreszcie rozlać się gdziesi aże na dalekie Morawy. I wnet ta prze- głęboka i przeogromna czerwień zalała wszystko, bratając niebiosa z ziemią, jak to było kiedyś, gdy ziemia i niebo tworzyły jeden wielki wszechświat i dopiero Bóg oddzielił ziemię od niebios, a wodę od lądu.

Jano..., s. 8

Trudno nie zauważyć dynamiczności krajobrazu; słońce jest zhiperbolizowane (porównanie do morza przydaje mu ogromu),

stacza się, dymi, zalewa, pełznie - wszystko staje się jednym płyn­

nym ruchem, o spokojnym, refleksyjnym nastroju. Szczególny kli­

mat ma wieczór wigilijny, gdy narrator mocno podkreśla wspól­

notę całego świata. Obraz staczającego się słońca z nieba ku szczy­

tom górskim i niżej - aż do potoków, gdzie jego światło łączy się

z oknami chat, w których już płoną świece, charakteryzuje się nie­

zwykłą malarskością i symbolicznością zarazem. To przygotowanie

do zstąpienia z nieba Tego, który narodzi się tej nocy:

Na polu wicher strzepuje nadal biały, srebrny szron z łochtuszy pozawieszanych na niebie białych chmur. Słonko zaczyna już się chylić

Page 110: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

ku zachodowi. Wnet zaczyna czerwienieć, a po chwili ta czerwień, jak złote dukaty, spada z szeroko rozciągniętej dłoni nieba; toczy się po wysokich a stromych wierchach gromowych, by po ich zboczach skulać się w dół i ubarwić potoki i doliny. Pełno wszędzie tej żywej czerwieni, tak pełno, że przelewać się zaczyna poprzez Przełęcz Ja­błonkowską, aż gdzieś na dalekie Morawy.

I gdy tak niebo brata się z ziemią, gdy szczodra dłoń nieba sypie na ziemię czerwone złoto, jakby spłacało jej jakieś odwieczne długi, to tam, w chatach już oświetlonych świecami na drzewkach, ludzie przed wilijną wieczerzą gotują się w swych prostych a szczerych du­szach na przyjęcie Tego, który w dalekim Betlejem nie miał gdzie swej świętej głowy złożyć. Jakże chętnie podzieliliby się z Nim wszyst­kim, co sami posiadają, choć nie jest tego wiele!

Pizy granicy, s. 41

W powieściach Łyska, obfitujących w opisy zjawisk przyrody,

najczęściej pojawiają się wschody i zachody słońca - zawsze uczło­

wieczone, z twarzą, która blednie lub rumieni się z wysiłku czy

czerwieni ze wzruszenia. Za każdym razem ich obrazom towarzy­

szy myśl o stwarzaniu świata, bo te dwa zjawiska ogarniają całą górską krainę. Pisarz użyje określenia, że wtedy „niebo brata się

z ziemią" i następuje misterium przemienienia ziemi, wpisywa­

nia jej w sakralny porządek, wyczuwa się w nich największą ta­

jemnicę istnienia. To jakby przetworzony symbolicznie obrządek

stwarzania. Gwiazdy nie mają tych atrybutów co słońce - są dale­

kie i zimne.

Krajobraz przemienia także wiatr, który czasem „hasa po Gi-

rowej", a od Przełęczy Jabłonkowskiej gna ostry i chłodny, zrywa­

jąc z drzew omdlałe liście, czasem trzebi lasy i bywa najgroźniej­szym sojusznikiem powodzi.

Miejscowość jest najpiękniejsza i najbardziej malownicza, gdy

otaczają ją szczyty górskie. Widać to bardzo wyraźnie przy opisie

Zwardonia, miejsca, które „było położone malowniczo. Naokoło

widać było góry pokryte pięknymi lasami. W pobliżu szemrało parę

wartkich potoków, które zimą po wierzchu zamarzały, a w miej­scach głębszych i w przyrębach, gdzie łowiono raki, szmer ich nie ustawał" (fano..., s. 69).

Nawet pieśni, którymi Łysek bogato inkrustuje swoje teksty, głoszą urodę gór:

Gronie nasze, gronie,Szlój ska wy ozdobom, wśród was sierco płonie, człek czuje się sebóm

Page 111: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

- śpiewają górale w TWardym żywobyciu fury Odcesty (s. 123).

Podobną pochwałę gór wyśpiewywaną przez górali znajdziemy we wszystkich powieściach Pawła Łyska.

Góry odgradzają ludzi od świata, ale oni nie odczuwają tego

jako ograniczenia, tylko jako granicę między tym, co swoje i obce.

Dlatego rzadko pojawiają się nazwy dalszych miejscowości; są one

znakami obcego świata, tak odległego, jakby naprawdę nieistnieją­cego.

W pejzażu górskim najważniejszym elementem są lasy. Dla

Łyska są one magiczne i realistyczne zarazem, mają w sobie coś

pierwotnego, ale i baśniowego, pełne są potężnych drzew, dzikich

konwalii, jałowców, wrzosów, mchów i wysokich paproci, domi­

nuje w nich kolor zielony w różnych odcieniach. W lesie żyje bo­

gactwo dzikich zwierząt: sarny, jelenie, wiewiórki, zające i liczne

ptactwo, szemrzą w nim potoki - to one wraz z poszumem drzew

tworzą mowę lasu. Dzieją się w nim czary, zaklęcia i żyją fanta­

styczne twory, rośnie kwiat paproci. Pisarz opisuje pojedyncze

drzewa, głównie świerki (słynne świerki istebniańskie, z których

robiono maszty do okrętów) i sosny, rzadziej buki, ale także las

jako całość, w którym „dziwny porządek bytu, równie sugestyw­

ny, co do końca nie wyjaśniony, ambiwalentny, niepokojący"3 kry­je w sobie tajemnicę.

Autor maluje lasy i nieprzeniknione bory z pogranicza Polski,

Czech i Słowacji, ciągnące się w nieskończoność i zamykające cały

horyzont. Opisuje je o różnych porach dnia i roku, ukazuje ich

zmienność barw, zapachów, głosów, zawsze podkreślając bliski

z nim i związek górali beskidzkich. Lasy beskidzkie są przeważnie

świerkowe i sosnowe. Wyniosłe, odwieczne, ogromne, przeogrom­ne, tajemnicze - to najczęściej pojawiające się w powieściach Ły­

ska epitety. Las, zwłaszcza w lecie, stanowi przestrzeń oswojoną i bezpieczną - jest naturalnym miejscem „żywobycia" beskidzkich

górali. Nic też dziwnego, że ludzi porównuje się do drzew: kobiety do sosny, a mężczyzn do świerków. Tak więc Antek był smukły

i rosły jak świerk gromowy, Marynka zaś - silna i mocna jak m ło­da sosna.

Kolejnym istotnym, oprócz lasu, elementem krajobrazowym jest woda. W powieściach Łyska oglądamy dwie górskie rzeki -

Olzę i Czadeczkę, a także liczne potoki i jeziorka leśne. Woda

w nich bywa przejrzysta i czysta - staje się wówczas symbolem

31. Sikora: Las - bór - puszcza. W: Przyroda i wyobraźnia. O symbolice

roślinnej w poezji Młodej Polski. Red. M. Kwia tkowska . Wrocław 1992, s. 126.

Page 112: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

życia; mętna, ciemna i wzburzona oznacza śmierć. Taką symboli­

kę utrwaliło ludowe widzenie świata; podobnie wyjaśnia ją poe­

zja. Topika akwatyczna w utworach Łyska ma przeważnie nace­

chowanie dodatnie, bo jego rzeki i potoki są radosne i czyste -

zmieniają się natomiast w czasie powodzi, niosącej zniszczenie

i zagładę, przypominającej potop. Opisy powodzi w górach, wzbu­

rzonych, groźnych, dzikich rzek są piękne i niezwykle dynamicz­

ne, ale także zawierają prawdę ogólniejszą o wszystkich górskich

rzekach i potokach, stanowiąc ponadto uniwersalne studium ich

gniewu. Wobec ich furii, odmieniającej oblicze przyrody i przyda­

jącej jej mocy, wobec ich niszczącej siły ludzie i zwierzęta są cał­

kowicie bezbronni.

Woda płynie też życiodajna i oczyszczająca, traktowana jak

świętość i porównywana do chleba. W jej opisach odnajduje się

echa transgenicznej roli wody, która oczyszczając, gładzi grzechy

i leczy choroby. Nawet gdy jest lodowata, przynosi zdrowie. Świę­

tość wody podkreśla porównanie wystających z niej kamieni do

kościelnej posadzki, a jej mocy - do kromki chleba, będącej wiel­

kim darem Bożym. Picie wody w górach przypomina modlitewny

obrządek:

Klękali na mokrych, wystających z wody kamieniach, jak na ka­miennej, kościelnej posadzce, i chciwie i zachłannie łykali czystą jak kryształ groniową wodę; ten wielki dar boży, o który należało dbać jak o kromkę chleba. Gdy w upalne lato w gróniach zapanowała su­sza, a potoki potraciły wodę, trza było odprawiać specjalne suplika- cje, by Bóg się zlitował i zesłał choć nieco deszczu.

Jano..., s. 47

Lasy i rzeka się zmieniają - góry trwają niezmiennie, jakby

nie podlegały działaniu czasu.

Bohaterami powieści Łyska są prości górale. Twarde „żywoby-

cie" wyposażyło ich w mądrość, która wyraża się zgodą na swój

los, na miłość, życie i śmierć, a także umiejętnością odnajdywa­

nia własnego miejsca w każdej chwili i w każdej sytuacji. Kreśląc

ich portrety, autor oddawał hołd własnemu ojcu, będącemu ostat­

nim owczarzem w Jaworzynce. Epitet „ostatni" ma tu specjalne zna­

czenie, zaznacza kres pewnej epoki, przydaje tekstowi epickiego od­

dechu4. Ojciec pisarza stał się prototypem Jury Odcesty, o którym

4 Zwraca uwagę na to również M .D a n i l e w ic z- Z ie l i ń s k a : Szkice o lite­

raturze emigracyjnej. Wrocław-Warszawa-Kraków 1992, s. 283.

Page 113: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Łysek powiedział: „Postać Jury ma dla mnie specjalne znaczenie,

bo w żywobyciu Jury są pewne, ale powtarzam tylko, pewne mo­

menty życiowe, które pokrywają się z twardym życiem mojego

własnego ojca [...]"5. W Marynce, cerze gajdosza narrator zauwa­

żył: „Człowiek prowadzący w gróniach twarde żywobycie wzoro­

wał się może w swym zachowaniu na srogiej naturze, która go

zewsząd otaczała" (s. 17).

Do trudnego życia „naród góralski" wychowywany jest od wcze­

snej młodości, co ukazuje każda z książek. Przednówek trwa tu

zawsze dłużej niż w dolinach, wiosna przychodzi później, śnieg

długo zalega na zboczach gór. Pisarz zauważa, że w niżej położo­

nych wioskach już dawno zielenią się pola i pasie na nich bydło,

a „w groniach" wciąż jeszcze trwają wiosenne roztopy, głodują lu­

dzie i zwierzęta. Tę wspólnotę losu wielokrotnie autor podkreśla.

Gdy już góry się zazielenią, gazdowie i juhasi, mieszkający w sza­

łasach na wierzchołkach groni, zajmą się wypasem owiec na

ogromnych obszarach, na stokach górskich, łąkach i leśnych po­lanach, wielkich przestrzeniach, trudnych do obejścia w jednym

dniu. A jednak ta praca pociąga młodych chłopców.

Daje ona [...] doświadczenie, nabyte przy rozumnym bacy, [a] twarde żywobycie w prymitywnych warunkach pod kolibą zahar­tuje młodzików na przyszłe życie. Rok czy dwa, spędzone prawie że w samotności leśnej, da holcom sposobność do zastanowienia się nad ich przyszłym losem. Skoro już zdecydowali się pójść w świat z rodzicielskiego domu, to niech z tego mają rzetelny osóg.

[ano..., s. 44

Paweł Łysek kreśli malowniczy obraz stada snującego się bia­

ło-czarną plamą po zboczach gór. Ludzie, owce i pomagające przy

pasieniu psy tworzą jedność wtopioną w górski świat. Przebywa­

nie na wypasie pozwala pasterzom jeszcze bardziej dostrzec urodę

górskiego świata; oderwanie od domowej codzienności jakby ich

pogłębiało i uszlachetniało. Przedstawiając wypas owiec na Za­

dnim Groniu, narrator zauważa: „Stary baca Jura wraz z juhasami

Alkiem i Antonim siedzieli przed kolibą, a że m ieli otwarte oczy

i dusze na piękno, które ich otaczało, więc je wchłaniali w siebie,

5 Twarde żywobycie Jury Odcesty. Rozmowa z Pawłem Łyskiem o jego epopei

beskidzkiej. Rozmawiał Janusz Kowalewski. „Tydzień Polski" 1970, 1 sierpnia,

s. 3; zob. też J. Ko lbuszewsk i : Powrót Pawła Łyska. „Przegląd Powszechny"

1983, nr 1; Idem: O twórczości Pawła Łyska. W: „Annales Silesiae". T. 18. Red.

J. Ko lbuszewsk i . Warszawa-Kraków-Gdańsk 1988.

Page 114: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

jak się wchłania najlepszy i najsmakowitszy napój" (fano..., s. 45).

Pasąc, prowadząc niekończące się rozmowy, będą juhasi doj­

rzewać do zbójnikowania lub właściwego wyboru innej drogi ży­

ciowej.

Całe ludzkie życie związane jest z górami, człowiek stanowi

część natury i podlega tym samym prawom co ona. Napisze to

Łysek wprost: „I dziwnie blisko człowiek żył tu z naturą, a natura

z człowiekiem: byli oni połączeni jak dusza z ciałem, jak dzień

z nocą" [Twarde żywobycie..., s. 65). Człowiek dzieli z naturą każ­

dą chwilę, każde wydarzenie jest w nią włączone. W góralach żyje

pamięć o dawnych czasach, ale są one zapisane też w górach, z któ­

rych górale potrafią czytać jak z otwartej księgi. Gdy ponad szczy­

tami gór przeleci we wrześniu 1939 roku nieprzyjacielski samo­

lot, będzie on dla góralskiej społeczności zapowiedzią niewoli.

Książkę Na granicy poprzedził pisarz dedykacją: „Góralom

beskidzkim i moim drogim stronom rodzinnym poświęcam".

Takim tekstem można by poprzedzić całą twórczość Pawła Łyska,

na którego mogile w Istebnej, gdzie kazał złożyć swoje prochy, wy­

ryto napis: „Wierny Beskidom aż do końca".

Page 115: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Kornela Filipowicza cieszyński pejzaż poruszony

Gustaw Morcinek jeszcze w dwudziestoleciu międzywojen­

nym określił Śląsk Cieszyński - dla jego niezwykłej urody - jako

ziemię z „uśmiechu Boga zrodzoną". Nie ma w tej pięknej meta­

forze cech przesady nie jest ona nacechowanym emocją określe­

niem pejzażu przez pisarza zakochanego w ojczystych stronach.

Na piękno ziemi cieszyńskiej składa się zarówno urozmaicenie

krajobrazu, tak zmiennego w kształtach i barwach, jak i wysoka

kultura materialna mieszkańców, wyrażająca się m .in. w pełnej uroku schludności miast i miasteczek.

Pejzaż Beskidu Śląskiego ma także swoistą dynamikę: drzewa

przechodzą „starodrzewiem w dąbrowę", barwne kopuły szczytów górskich zmieniają kolory zgodnie z porami roku, żywe srebrzy­

ste potoki górskie i rzeki: Wisła, Olza i Czadeczka, nadają kraj­

obrazowi nieustanny ruch, wszystko w nim żyje, zmienia się, fa­luje. Kraina ta od dawna jest obecna w polskim pisarstwie, bo wie­

le było literackich przystanków na tej ziemi, zagadnienie to ob­

szerne i odrębne1. Wśród przedstawień cieszyńskiego pejzażu zwra­

ca uwagę wizja Kornela Filipowicza, który w latach 1922-1933 mieszkał wraz z rodzicami w Cieszynie2.

Przybył tu jako dziewięcioletni chłopiec z kresów wschodnichi tu znalazł szczęśliwy „kraj lat dziecinnych", zawarł znaczące przy­

jaźnie, a w latach gimnazjalnych zetknął się z Julianem Przybo­

siem, który uczył go języka polskiego3. Wielka poezja współtwórcy

1 Por. E. Rosner: Cieszyńskie okruchy literackie. Cieszyn 1983.2 K. F i 1 i p o w i c z: Odkrycie nowego lądu. „Zaranie Śląskie" 1967, z. 2.

3 Por. K. Heska-Kwaśn iewicz: Śląskie lata i wiersze Juhana Przybosia.

W: „Prace Historycznoliterackie". T. 5. Red. T. B u j n i c k i i I. Opack i . Kato­wice 1977.

Page 116: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

polskiej Awangardy pokrywała się z młodzieńczym widzeniem

świata, a niezwykła osobowość nauczyciela miała w sposób istot­

ny zaważyć na kolejach życia ucznia.

„[...] cały widzialny dookoła świat był w ustawicznym ruchu,

horyzont przelewał się, plany krajobrazu tasowały się, widok otwie­

rał się i zamykał, lasy nasuwały się na lasy, drzewa zbliżały się,

okręcały jak w tańcu, odchodziły, aby za chwilę powrócić i ukazać

w innym układzie jakąś nową, nie widzianą kreację: swojej posta­

ci"4 - pisał Filipowicz o krajobrazie w poezji Przybosia ̂ ale także

o własnym widzeniu pejzażu, w szczególności pejzażu Śląska Cie­

szyńskiego, bo on właśnie w całej twórczości autora Białego pta­ka jest krajobrazem poruszonym. Mistrz i uczeń jednako nań re­

agowali. Pierwsze widzenie tego krajobrazu, widzenie dziewięcio­

letniego dziecka, eksponowało właśnie jego ruchomość:

Okolica, w której wyrzuciło mnie ze snu morze, była zupełnie niepodobna do krajobrazu mojej ojczyzny, to jest do miejsca, gdzie się urodziłem. Ziemia tu nie była płaska jak w moich stronach, tylko pofalowana. Była jakby w ciągłym, bardzo powolnym, prawie nie­dostrzegalnym dla oka ruchu. Wznosiła się i opadała, tworzyła dolinyi wzgórza. Wzgórza porośnięte były kolorowymi pasami zagonów albo porośnięte lasem. Daleko poza i ponad nimi wznosiły się góry, były granatowe. Ponad górami piętrzyły się chmury, bardzo do gór podob­ne. [...] Tu wystarczyło tylko patrzeć: ziemia sama nachylała się ku mnie i ukazywała mi swoją powierzchnię. W tym osobliwym kraj­obrazie były też domy, mosty, wieże kościołów, a także ludzie, gdyż ląd, jak się okazało, nie był wyspą bezludną.

Wojny religijne

Opis ten, w nieco zmienionej wersji, występuje w opowiada­

niach Filipowicza trzykrotnie (Wojny religijne, Odkrycie nowego lądu, Ziemia obiecana). Widok ów zapewne był istotnie wstrzą­

sem dla wyobraźni dziecka. Wśród tych wersji jeden wszakże ele­

ment powtarza się stale: motyw ruchu całej widzialnej dla oka prze­

strzeni. Warto zatem przyjrzeć się dynamice przytoczonego opi­

su. Nagromadzone w nim czasowniki oddają ruch poziomy, bar­

dzo rytmiczny. Na pierwszym planie faluje ziemia - jej ruch jest

wolny. Na drugim planie są wzgórza stworzone przez tamten ruch,

ich rytm wyznacza przemienność kolorystyczna zagonów i lasów.

Góry - na trzecim planie - „się wznoszą" i one właśnie są sprawca­

4 K. F i 1 i p o w i c z: Krajobraz Przybosia. W: Julian Przyboś. Życie i dzieło po­

etyckie 1901-1970. Red. S. Frycie. Rzeszów 1976, s. 157.

Page 117: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

mi przemiany kierunku ruchu: z poziomego w pionowy. Góry są granatowe i przechodzą w chmury które się „piętrzą". W ten spo­sób ukazany świat staje się jednym ruchem: faluje i unosi się rów­nocześnie. Poszczególne segmenty przestrzeni nakładają się na siebie w sposób kolisty, jakby się wspólnie toczyły, ale nie osacza ona człowieka. „Ziemia sama nachylała się ku mnie i ukazywała mi swoją powierzchnię" - to wejście w pejzaż, istnienie w nim,i taka sytuacja nadaje mu odpowiednią rangę. Człowiek żyje w kraj­obrazie: porusza się wraz z nim, otwiera nowe widnokręgi, dotyka ziemi i przekracza linię horyzontu. Autor nigdy nie obserwuje tyl­ko konturów zjawisk: mówi o nich językiem rzeczowym, dotyka ich. Mrowisko czy przejrzysty nurt ulubionej rzeki, czy stok Rów­nicy - nigdy nie będą dekoracjami, ale zawsze bytami niezależny­mi i we wspólnocie przestrzennej odrębnymi.

Opisy zjawisk przyrody, zmieniających się pór roku i dnia wy­dobywają przede wszystkim ich ruch, są „podpatrywaniem" zmien­ności: skąd przychodzi i co jest jej istotą:

Robiło się coraz ciemniej. Gasły stopniowo światła nad wzgó­rzami i łąkami: ostatnie - nad lasem, gdzie zaszło słońce - świeciło najdłużej. Wysoki brzeg rzucał mroczny, gęstniejący z każdą chwilą cień na wodę. Jan widział jeszcze przez chwilę ryby, ale nadeszła taka chwila, kiedy kontury ich zaczęły się rozpływać, jakby z wolna roz­puszczały się w wodzie, potem przestały istnieć.

Po trzydziestu latach

Zapadał, jak zwykle w tych okolicach, wczesny wieczór. Po obu stronach drogi gęstniała ciemność. Na zachodzie przeświecało jesz­cze przez wąską szparę światło, ale niebo było już ciemne, zniżało się, przykrywało coraz szczelniej horyzont. Panowała głucha cisza; z daleka, z bardzo daleka próbowały się czasem przebić jakieś głosy- dźwięk radia czy harmonii - przeciskały się szczelinami, usiłowały prześliznąć się między nimi, ale dusiły się i milkły. Świat nakrywał się coraz szczelniej głuchą pokrywą ciemności i ciszy.

Po trzydziestu latach

Kiedy powracam i staję znów nad grobem mojego ojca, jest już noc. Ciemność osunęła się na ziemię i połączyła ją z czarnym, pu­stym, bezgwiezdnym niebem.

Jak dmuchawiec

Wszystkie trzy przytoczone cytaty ukazują zapadanie zmroku: od zenitu w kierunku pionowym ku nadirowi. Zapada on, a raczej przenika kolejne warstwy (wzgórza, łąki, las, brzeg rzeki) kraj­obrazu, przykrywając szczelnie ziemię. Ciemności towarzyszy cisza

Page 118: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

i zacieranie konturów przedmiotów. Wszystko staje się mrokiem. Zatapia się w nim pejzaż i bohater-narrator, co tworzy niezwykłą jedność człowieka z przyrodą. Inaczej dzieje się w słońcu:

Siedziałem na trawie, na wysokim, stromym brzegu. Było połu­dnie, słońce przeświecało przez liście i rzucało na powierzchnię wody kolorowe plamy.

Kulifant

Podniosłem głowę: dookoła mnie była pusta łąka, dalej zboża, jeszcze dalej wzgórza i lasy. Ponad lasami na niebie stały nierucho­me, białe chmury. W powietrzu słychać było śpiew ptaków, w trawiei w zbożu grały bez przerwy koniki polne; jeden terkotał zawzięcie bardzo blisko mnie.

Pistolet

Słońce dynamizuje i liryzuje pejzaż, wydobywa z tła wszystkie szczegóły, a równocześnie poszerza krąg wrażeń zmysłowych bo­hatera. Opis zawiera wszystko: barwę, dźwięk i zapach. Wzrok leci daleko, coraz dalej. Właśnie w świetle słonecznym najwyraźniej­szy jest „schemat" widzenia krajobrazu: człowiek - dalej - coraz dalej - wyżej - coraz wyżej. Świat bez słońca staje się wielką ciem­nością albo kamienny i martwy (Zaćmienie słońca).

Człowiek w realnej przestrzeni jest jednym z jej ruchomych punktów, ale równocześnie jej kreatorem: może przestrzeń go ota­czającą wprawić w ruch oraz ją zatrzymać. Może on mijać kraj­obrazy, ale też krajobrazy mogą mijać jego. Tak dzieje się w poezji Juliana Przybosia, a także w prozie Kornela Filipowicza: zamieniają się role, stale przypisywane określonym sytuacjom i bohaterom.

Widziałem mały lasek świerkowy na szczycie sąsiedniego wzgó­rza; koło lasku będzie mały mostek zrobiony z dwóch belek, potem dwa na wpół wyschnięte stawki, kapliczka - i zobaczę już przed sobą miasto i drogę do domu. Biegłem, rzeczy, które były blisko mnie, mijały szybko - te dalsze i odległe okrążały mnie powoli z daleka, cofały się w tył i otwierały nowe, coraz bliższe domu.

Zaćmienie słońca

Zresztą mogę zawsze poprosić Andrzeja, żeby kazał szoferowi zatrzymać wóz. Świat wtedy zbliża się, zatrzymuje, nieruchomieje. Widzimy trawę, drzewa, kwiaty, kamienie na poboczu jezdni. W powie­trzu śpiewają bardzo głośno skowronki, z lasu odzywa się kukułka albo jakiś inny ptak. Z wnętrza zatrzymanego teraz, nieruchomego świata, z obrazów, które dokładnie widziałem, i dźwięków, które wy­

Page 119: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

raźnie słyszałem, dochodziły też zapachy, które czułem, i lekkie ru­chy powietrza, które dotykały mojej twarzy.

Wszystko, co można mieć

Transformacja języka, nieczęsta w ascetycznym pisarstwie Filipowicza, ma na celu zmianę podstawowego znaczenia słów („rzeczy okrążały mnie powoli", „świat się zatrzymuje") i wydo­bycie treści najbardziej niespodziewanych: ruchu trwającego w spo­sób utajony. To także próba wyjaśnienia świata za pomocą rozbi­cia tradycyjnych związków frazeologicznych (to jedna z cech po­etyki awangardowej), a także dążenie do skrótu i zwięzłości, zna­miennych dla całej twórczości Filipowicza.

Widoki Filipowicza są przeważnie dwuplanowe. Pierwszy plan ma charakter ogólny, obejmuje jakąś całość, a dopiero następny przechodzi do szczegółu i wydobywa z niego element ostro kon­trastujący z całością:

Widzieliśmy szare pasy kartoflisk, przedzielone czarnymi pasa­mi podorywek. Było spokojnie, bez wiatru, niebo było zaciągnięte rzadkimi, nieruchomymi chmurami. Brzozy o białych, szorstkich pniach stały spokojnie, nie poruszał się na nich ani jeden listek. Niedaleko nas, na pniu brzozy, usiadł pstrokaty dzięcioł z czerwo­nym brzuchem.

Zaćmienie słońca

Koloryt obrazu jest stonowany, jednostajny, o swoistym ryt­mie, pogłębiają to wrażenie określenia „pasy", a także takie epite­ty, jak „spokojne", „rzadkie", „nieruchome chmury". W takie tło wprowadza pisarz pstrokatego dzięcioła z czerwonym brzuchem- ostry kontrastowy punkt kolorystyczny przypomina technikę malarską impresjonistów. W tej scenie jest znów ten charaktery­styczny rytm, budowany przez przemienność kolorystyczną i kon­sekwentnie stosowany czas przeszły. W spokoju wizerunku ukry­wa się ruch, obecny mimo pozornej nieruchomości.

W opowiadaniach Filipowicza o tematyce cieszyńskiej jest kraj­obraz i wszystko w nim się dzieje. Cała przestrzeń, fantastyczna i re­alistyczna zarazem, jest naznaczona ruchem i obecnością człowie­ka. Kręgi przestrzeni układają się tak jak w przytoczonym na po­czątku opisie. W centrum stoi dom. Stanowi on punkt wyjścia dla dziecka żyjącego w przypisanym mu środowisku macierzystym5.

5 Por. M. Czermińska: Autobiograficzny trójkąt. Świadectwo, wyznaniei wyzwanie. Kraków 1998.

Page 120: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

To właśnie dziecko ogląda świat dwojako. Po raz pierwszy z okna. Pejzaż przypomina wtedy obraz oprawiony w ramy i ta sytuacja przydaje mu wielkości a zarazem oddala. Po raz drugi, gdy przybli­żamy się do niego, oglądamy go wraz z dzieckiem opuszczającym dom. Wówczas wraz z „bandami" chłopców wędrujemy ulicami miasteczka, uczestniczymy w bitwach na Placu Teatralnym, prze­chodzimy przez Wysoką Bramę i Plac Solny, gdzie można zdobyć fantastyczne obrzynki drewna. Podziwiamy odjazd pociągu i za­wiadowcę, w sposób niezwykle odpowiedzialny sprawującego swój urząd, odwiedzamy sklep „Konczakowski i synowie" i kupujemy leki w aptece bonifratrów. Opisy nie zawierają żadnej niejasności, miejsce akcji jest zawsze dokładnie zlokalizowane. Wraz z chłop­cami wchodzimy do ich domów. Poznajemy zamożniejsze i uboż­sze mieszkania cieszyńskie, meble, sprzęty, obyczaje ich miesz­kańców. Przede wszystkim jednak oglądamy rzekę, dokąd chło­piec chodzi po piasek do akwarium, park, gdzie są kije leszczyno­we, a potem górkę, skąd już widać lasy, do których bohater wędru­je z ojcem na grzyby.

Z opowiadań zdaje się wiać niezwykła atmosfera, doskonale odtwarzająca genius loci Cieszyna. Mają one przy tym dwojaką perspektywę: dzieciństwa i dojrzałości. Świat przeżyć dziecka, ukazany już z pewnego dystansu, zachowuje zadziwiającą świe­żość, pamięć nawet barw i zapachów, ale i odcień pewnej zadumy nad przemijaniem. Ważnym czynnikiem uszczegółowienia pejza­żu są też konkretni ludzie, cieszyniacy, których ogólną oraz szcze­gółową charakterystykę dał Filipowicz w swych utworach.

Ludzie tamtych stron, to wzory solidności i pracowitości; potom­kowie wołoskich pasterzy, dziś zajmujący się rolnictwem, uspokoje­ni, o wyżytych namiętnościach. Widzę ich, jak z kancjonałami pod pachą, w czarnych tużurkach i białych jak śnieg kołnierzach koszul suną statecznie do zboru ewangelickiego. Cechuje ich upór i poczu­cie swoistego, regionalnego patriotyzmu...

Ulica Gołębia

Ludzie pojawiają się zawsze na tle pejzażu Cieszyna, jego wą­skich, stromych ulic, charakterystycznych budowli. Niektórym z nich poświęcił nawet specjalne „portrety" zamieszczone w to­mie pt. Profile moich przyjaciół. Są to: Feliks, Czesław, Michał, Wiktor, Ernest i Klementyna. Podobny charakter mają opowiada­nia z innych tomów, takie jak: fa ciebie nie kocham; Guttman, czyli ostatnia przed wakacjami lekcja języka niemieckiego;

Page 121: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Wszystko, co można mieć oraz Stałość uczuć. Postaci występują­ce w tych opowiadaniach można zidentyfikować, szczególnie w Profilach... A więc np. „Feliks" to Jan Jędrusik, strażnik granicz­ny w Cieszynie, współtowarzysz wypraw wędkarskich Kornela Fi­lipowicza. Jego sylwetka rysuje się na tle „rozlewisk rzecznych, nad ciężką, głęboką wodą, zamkniętą z jednej strony oczeretami, z drugiej wysokim trawiastym brzegiem" [Feliks). „Czesław" to kolega gimnazjalny Leszek Zabawski, syn redaktora katowickiej „Polonii". Po latach jego wspomnienie wywołuje natychmiast wi­dok „oświetlonej słońcem ściany dwupiętrowej oficyny obwieszo­nej zagraconymi balkonami kuchennymi" (Czesław). Pierwowzo­rem „Michała" był natomiast Bolesław Kantor, były bokser, ulu­bieniec cieszyńskich gimnazjalistów. Z fego młodszym bratem chodził bohater opowiadań do szkoły, stąd też tłem tej relacji jest szkoła.

Centralne miejsce wśród cieszyńskich sylwetek zajmuje Ta­deusz Reger, bohater opowiadania pt. Wiktor. Opowieść o nim nasy­cona jest ciepłem i uczuciem, a nawet pewną żarliwością, którą nieczęsto spotykamy w pisarstwie Filipowicza. Postać Regera mocno osadzona w historycznym kontekście, doskonale się wtapia w pej­zaż Cieszyna, w jego wąskie, kręte uliczki: „Spotykałem go niemal co dzień na tej stromej ulicy naszego prowincjalnego miasta, nad­granicznego miasta - miasta mojego dzieciństwa" (Wiktor).

Filipowicz namalował dwa portrety kobiece: Klementyna - subtelna, utalentowana pianistka - to Jolanta Unger, blisko w la­tach młodości zaprzyjaźniona z autorem Światła i dźwięku, nato­miast bohaterka Ja ciebie nie kocham - Anna, siostra kolegi gim­nazjalnego - była córką krawca cieszyńskiego W Pilcha. Odnaleźć można zresztą prototypy literackie także bohaterów pozostałych opowiadań. Wszystkie te „portrety" cechują się subtelnym rysun­kiem psychologicznym oraz wspólnotą czasu i miejsca biografii ich postaci. Każdy z życiorysów zawiera wydarzenie, które na trwale wpisało się w pamięci mieszkańców Cieszyna. Czytelna jest też sceneria opowiadań, pozwalająca zlokalizować je zawsze w kon­kretnych miejscach.

Postaci te nie starzeją się, żyją w pamięci i, jak pisze autor, mają się tam całkiem dobrze:

Tb nieprawda - przeczytamy w Czesławie - że czas płynie jak rze­ka, a przedmioty wspomnień zostają unoszone coraz dalej wstecz. Bo ile razy pomyślę o Czesławie, tylekroć zastaję go w pewnych określo­nych, zawsze tych samych miejscach mojego dzieciństwa i młodości.

Page 122: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Wyznanie zawiera pewną ogólniejszą prawidłowość, że kraj­obraz dzieciństwa nie przemija: widoki, a wśród nich ludzie trwa­ją nienaruszeni czasem w pamięci. Obserwację tę potwierdzałoby kolejne zwierzenie, z opowiadania Po trzydziestu latach, że po­wracając do najpiękniejszych krajobrazów dzieciństwa, przekra­czamy czas: „Zbliżając się do tego miejsca, Jan przekroczył w ja­kimś punkcie cienką, rozpostartą i niewidoczną w powietrzu li­nię dzielącą teraźniejszość od tego, co było lat temu trzydzieści".

W miarę dorastania przestrzeń poszerza się tak, że okazuje się szczególnym znakiem ludzkiego universum6. Ważnym jej sym­bolem staje się woda - jeden z najpiękniej malowanych piórem motywów pejzażowych w pisarstwie Kornela Filipowicza. To za­wsze woda płynąca: rzeka lub potok, nawet tam, gdzie stoi ona jak­by nieruchoma, w rozlewiskach, jest zawsze żywa - ożywiona przez ryby i słońce. Trzy charakterystyczne rzeki płynące przez Cieszyn są obecne w opowiadaniach Filipowicza: Olza, Młynówka i Puń- cówka.

Zbliżył się więc powoli, zatrzymał się, rozchylił gałązki - i zo­baczył to miejsce: było takie, jakie je widział, może jeszcze bardziej wyraziste, bo oświetlone jaskrawo słońcem. Wśród otaczającej ziele­ni, w obramowaniu z cienia - świeciło tak jasno, jakby skierowano na nie olbrzymi reflektor [...]. Woda od strony, gdzie siedział Jan, była przejrzysta jak szkło: widać było leżące na dnie drobne, płaskie ka­mienie. Dalej, w miarę jak dno opadało, woda stawała się mniej przej­rzysta, nabierała zielonego koloru, który gęstniał i pod czarną, nurza­jącą się w wodzie faszyną tworzył tajemniczą czeluść, w której nie było widać nic.

Po trzydziestu latach

Przytoczony fragment opisuje głębokie rozlewisko w miejscu, gdzie do granicznej Olzy wpada rzeka Bobrówka. Była to ulubiona okolica pisarza, nasycił więc jej obraz światłem i barwą, znakomi­cie odtworzył grę światłocieni. Wizja tej przestrzeni jest bardzo malarska, przy czym barwy przechodzą jakby niepostrzeżenie jed­na w drugą: jaskrawy blask, zieleń lekko ocieniona, przejrzystość szkła, znów zieleń, lecz ciemniejąca w czerń. Nie ma granicy mię­dzy niebem, ziemią i wodą: tworzą one doskonałą całość kolory­styczną. Wspomnienie tego miejsca pozostało w pamięci autora

6 J. S ł a w i ń s k i: Przestrzeń w literaturze: Elementarne rozróżnienia i wstęp­ne oczywistości. W: Przestrzeń i literatura: studia. Red. M. Głowińsk i , A. Oko- pień-Sławińska. Warszawa 1976.

Page 123: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Dnia wielkiej ryby żywe na zawsze, nie zblakło z upływem czasu, oglądane „po trzydziestu latach" nie straciło swej atrakcyjności, wydawało się nawet jeszcze piękniejsze.

Drugim urokliwym zakątkiem było połączenie Młynówki i Puńcówki, gdzie toczy się akcja opowiadania Kulifant. I tu całą przyrodę: rzekę i zieleń, prześwietla słońce, którego promienie za­łamują się na powierzchni wody w opalizujące barwy; w przejrzy­stej strudze widać rośliny, czyste kamyczki i piękne, kolorowe ryby. Takie były rzeki płynące przez Cieszyn: żywe, czyste, prześwietlo­ne słońcem, takie spotykamy niestety już tylko w opowiadaniach Kornela Filipowicza.

Kolejnym elementem krajobrazu są drzewa. Najwięcej ich widać nad wodą, ale są wszędzie: otaczają miasto lasami, rosną w kępach i pojedynczo, wzdłuż dróg i wokół domów. Tak też „ro­sną" w opisach Filipowicza. Idąc przez las - miejsce chłopięcych przygód - dostrzega pisarz nie tylko zbiorowisko wielu roślin, ale także szczegóły: zróżnicowane konary, różnorodne kształty koron i liści, połamanego grzyba i omszały pień. Las jest miejscem akcji kilku opowiadań, wśród nich dwa: Formikańum oraz Mój ojciec śmieje się ze mnie, mają najwyraźniejszy głębszy podtekst filozo­ficzny. Mówią na przykładzie życia mrówek (Formikańum), że nie można żyć w niewoli, nawet gdyby dawała pewien komfort, oraz że nie zawsze zwycięża silniejszy.

W miarę dorastania, jak już wspomniano, poszerza się wid­nokrąg. To powiększanie ma także charakter kolisty. Pojęcie „krąg" wprowadza sam narrator:

Codzienny powrót ze szkoły nie odbywał się już tak prostą dro­gą, jak poranny marsz do szkoły. Wracałem zataczając coraz dalsze kręgi - aż po Olzę, Lasek Miejski, koszary, Puńcówkę, Cieślarówkę, Bobrówkę, Zamek - albowiem byłem w wieku, kiedy poznawanieświata i doznawanie przygód jest potrzebą życiową główną.

Odkrycie nowego lądu

Interesujące, że dla dziecka wszystkie te punkty są wciąż „bli­sko domu" i nie rozumie, dlaczego to „zataczanie kręgów" niepo­koi dorosłych (Formikańum). Dla bohatera oczywista jest praw­da, że dobrze być w domu, ale gdzie indziej również bywa wspa­niale. Inne miejsca to góry, rzeka, las. Droga (jej motyw pojawia się w opowiadaniach Filipowicza nieustannie) nie stanowi opozy­cji domu. Są to podróże z perspektywą powrotu i dlatego ich linia przybiera kształt kolisty - powraca się do punktu wyjścia, który

Page 124: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

można wyznaczyć w rzeczywistej przestrzeni. W dorosłym życiu ta droga wyprowadzi bohatera w świat, daleko od stron cieszyń­skich - ale i stamtąd będzie tu wracał. Przesunięty zostanie jed­nak w przestrzeni jeden punkt: zamiast domu pojawi się cmen­tarz, na którym znajduje się grób ojca. Będzie to punkt ostateczny, gdyż zamykający widnokrąg miasta. Do niego też, zataczając naj­szerszy krąg, będzie powracał już dorosły bohater opowiadań Kor­nela Filipowicza. Cmentarz cieszyński - piękny, usytuowany na wzgórzu - góruje nad całą okolicą.

To miasto leży na szczycie wzgórza panującego nad całą okolicą. Prowadzi do niego długa, łagodnie podnosząca się i wijąca wśród pól droga. Z początku droga wysadzana jest po obu stronach drzewami, potem biegnie wśród pustych łąk. Ale tam, w mieście, do którego idę, jest dużo rozmaitych drzew, rosną kępami, z daleka wyglądają jak bukiety ułożone ręką człowieka.

Wejście do tego leżącego wśród drzew i otoczonego murami mia­sta prowadzi przez wysoką, półkolistą sklepioną bramę. Przekraczam ją i oto jestem w mieście umarłych.

Jak dmuchawiec

Pisarz w sposób niemal fotograficznie wierny ukazuje drogę wiodącą na cieszyński cmentarz. Jak dmuchawiec - jedno z naj­piękniejszych opowiadań Filipowicz w całości poświęcił opisowi tego miejsca. Narrator zna tu doskonale każdą ścieżkę i każdy ka­mień. Wraz z nim zwiedzamy cieszyńskie miasto zmarłych, mi­jamy nagrobki i zapadające się już mogiły. Właśnie tutaj, w sce­nerii nadchodzącego zmierzchu, rozmawia on z cieniem swego ojca, by zadać mu w końcu przejmujące pytanie: „Jak spożytkować te lata, które mi jeszcze zostały?". Opis cechuje się swoistym dy­namizmem, którego cechą jest łagodność. Czasowniki oddają spo­kojny ruch, „rozkładający się" w trakcie łagodnej i lekko wijącej się alei, którą prowadzi nas narrator po cieszyńskim cmentarzu. Łagodność ruchu, rozsnutego w czasie i przestrzeni, odbiera cmen­tarzowi smutek, a kolorystyczna dominanta zieleni sprawia, że nie ma w nim beznadziei. Cmentarz jest ostatecznym powrotem do punktu wyjścia, zamyka koło czasu i przestrzeni.

Krajobraz Śląska Cieszyńskiego nie stanowi jedynego pejzażu, jaki pojawia się w pisarstwie Kornela Filipowicza, gdyż jego twór­czość nasycona jest widokami przyrody. Narrator zawsze „wypro­wadza" akcję utworów w przestrzeń - nad wodę, do lasu, do ogrodu, każe bohaterowi daleko wędrować i wciąż odkrywać nowe perspekty­

Page 125: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

wy. Może w ogóle w polskiej literaturze niewielu było twórców tak

jak Filipowicz wrażliwych na krajobraz i przyznających mu istot­

ną i niezależną rolę w kreowaniu świata fabularnego. Pisarstwo

autora Dnia wielkiej ryby zawiera archetypiczne uniwersalia prze­

strzenne: pion i poziom, drogę, dom, rzekę i góry, i nigdy nie są

one tylko ekwiwalentem stanów uczuciowych człowieka, lecz za­

wsze bytem samoistnym, choć z człowiekiem nierozerwalnie zwią­

zanym.Wykreowany przez pisarza krajobraz Śląska Cieszyńskiego jest

jednak najbardziej „poruszony" i zdynamizowany. Wszystko jest

w nim ruchome: elementy widokowe przesuwają się, przetasowu-

ją, nakładają jedne na drugie i odsłaniają nowe: właśnie tak, jak

w opisie drogi na Równicę.

Z początku szedł wąską, kamienną drogą, uskakując na boki przed

furami z sianem. Potem jeszcze z pół kilometra piąć się musiał pod

górę stromą, gliniastą ścieżką oślizłą od strużek wody cieknących ze

ścian jaru. Jar kończył się, otwierał się nagle jak wylot tunelu - i było

się już na miejscu. To znaczy prawie na miejscu, bo jeszcze trzeba

było przejść koło omszałego, dłubanego jak łódź z jednego pnia, kory­

ta, do którego po rynience sączyła się źródlana woda, i kilkadziesiąt

kroków mokrą łączką - dopiero było się na miejscu. Działka, przyle­

gająca jednym, krótszym bokiem do świerkowego lasu opadała łagod­

nie w stronę południową i otwierała daleki i szeroki widok na dolinę,

z której się przyszło.Wieża Babel

W jednym ze swoich opowiadań Filipowicz zdefiniował „kraj­

obraz doskonały"7 - to taki, który pamięta się przez całe życie, bo

jego ład i harmonia sprawiają wrażenie, jakby nic w nich nie było

dziełem przypadku, a wszystko zostało starannie i celowo skom­

ponowane. Takim krajobrazem dla wielkiego pisarza był pejzaż

Śląska Cieszyńskiego, „ziemi obiecanej" jego dzieciństwa. Nie­

ustannie powracając do niego, starał się dotrzeć do jego niepowta­

rzalnej istoty i utrwalić ją na zawsze.

7 K. F i 1 i p o w i c z: Krajobraz doskonały. W: I d e m: Dzień wielkiej ryby. Kra­ków 1978.

Page 126: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Ojciec i córka Legendarny przewodnik tatrzański i góralska poetka

Tadeusz Giewont Gąsienica

Gdzie owe typowe postacie pierwszych przewodników tatrzań­skich, towarzyszy wypraw Chałubińskiego, Jędrzeja Wali, Szymona Tatara, Wojciecha Ślimaka, Jędrzeja Tadziaka, i tych prawdziwych Ajaksów tatrzańskich, braci Pęksów, Józka i Jędrka? Gdzie wreszcie najmłodszy z taterników, Karłowicz, który rozkochany w przepast­nych turniach Tatr, na stałe zamieszkał u ich stóp, pisał i tworzył pod ich wrażeniem, wsłuchując się w ich „odwieczne pieśni" pod­czas samotnych wycieczek, aż w końcu znalazł śmierć pod lawiną. Gdzie oni wszyscy?... Myśląc o nich, widząc ich oczyma duszy na tle wyszczerbionej ściany Giewontu, mimo woli powtarza się za Krasiń­skim: „Wszyscy zniknęli jedni po drugich; przeszłość ich zgarnęła i jak matka tuli do łona"1.

Do tego przejmującego apelu poległych dopisać trzeba ostat­niego legendarnego przewodnika w wielkim stylu - zmarłego w roku 1999 - Tadeusza Giewonta Gąsienicę.

Tadeusz Giewont Gąsienica urodził się 29 maja 1915 roku w Zakopanem. Należał do góralskiej arystokracji: najstarszego gó­ralskiego rodu Gąsieniców. Jego ojciec Jan Giewont Gąsienica miał dwuhektarowe gospodarstwo, matka Józefa Giewont Gąsienica z Janików, twardą ręką wychowywała synów. Gdy skończył szkołę

1 F. H o e s i c k: Legendowe postacie zakopiańskie. Warszawa 1959, s. 335-336.

Page 127: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

podstawową i miał 14 lat, rozpoczął praktykę u elektroinstalatora. Nie ten zawód jednak miał określić kształt jego przyszłego życia; określiły je zdolności i pasje, które rozwijały się w nim od wcze­snego dzieciństwa.

Przede wszystkim „ciągnęło" go do muzyki. Za zbierane i sprze­dawane letnikom grzyby i poziomki kupił sobie za 10 zł „gęśle", tak twarde, że można było nimi walnąć w głowę i nic się nie stało (oczywiście skrzypcom). Ze wzruszeniem wspominał je do końca życia. Gdy po przyjściu ze szkoły szedł paść krowy, zabierał skrzypki- w polu nikomu jego granie nie przeszkadzało, a w domu czasem złościło matkę, bo, jak sam mówił, „strasznie zgrzypioł". W wie­ku 17 lat związał się z kapelą Jana Obrochty, przeważnie grając jako prymista; poznał wtedy Karola Szymanowskiego. Muzykowa­nie było pasją całego jego życia. Z pewnością w odniesieniu do Tadeusza Giewonta Gąsienicy można mówić o wybitnym talen­cie. Na jego koncerty przychodzili, oprócz Szymanowskiego, Ju­liusz Zborowski, bracia Zwolińscy, Pawlikowski z „Domu pod Jedlami", czasem Witkacy i inni.

Szymanowskiego widywał też na zabawach, chrzcinach i we­selach góralskich. Na jednym z takich wesel (Heli Obrochcianki, wnuczki Bartusia i Gąsienicy-Sieczki), na którym grał Giewont, Szymanowski siedział zasłuchany i zapisywał nuty i rytmy; poja­wiły się one później w Harnasiach2. Po latach Tadeusz Giewont Gąsienica wspominał:

Szymanowski to był telo fajny ciek i piękny chłop, corny, ino chromy na noge. Mom wrażenie, co on był płucny. Pamiętam jak Szymanowski był w 1935 na weselu Władka Sobczaka. Siedział cały cas i słuchał ino i nawet się wódki z nami nie napił. Siedzioł taki zasmucony, bez humoru, niedługo po tym zmarł3.

W zespole Obrochty grał przez siedem sezonów, w czasie jed­nego z tournee poznał Wilno.

Kolejną pasją i miłością Giewonta były góry. Już jako dziecko zetknął się z wybitnymi ratownikami, pionierami GOPR-u: Sta­nisławem Byrcynem-Gąsienicą, Stanisławem Gąsienicą z Lasa, Szymonem Zaryckim. Jako dwunastolatek zdobył mistrzostwo

2 Podaję za: J. Strzelecka: Listy do pani B. „Głos Podkowy" [Podkowa Le­śna] 1992, nr 3 (24), s. 11.

3 Cieszyły mnie hole od małego. Z Tadeuszem Gąsienicą Giewontem, bohate­rem filmu dokumentalnego nakręconego we wrześniu ubiegłego roku, rozmawia Wojciech Szatkowski. „Tygodnik Podhalański" 1997, nr 1 (367), s. 18.

Page 128: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Zakopanego w dziecięcych zawodach narciarskich, których inspi­ratorem był Kornel Makuszyński, autor słynnego Koziołka Ma- tołka} były to trzykilometrowe biegi i skoki na Chyclówce. Nagro­dę wręczył mu sam pisarz, „straśnie fajny i śmiesny cłek".

Gdy miał 22 lata, pierwszy raz wziął udział w wyprawie ratun­kowej TOPR-u. Było to 6 września 1937 roku, gdy Zofia i Witold Paryscy4 na grani Cubryny od strony północno-wschodniej wspi­nali się z angielską alpinistką Ruth Hale. Po rozwiązaniu się w par­tiach szczytowych Ruth Hale runęła w przepaść wraz z blokiem skalnym. Wówczas to w Tadeuszu Giewoncie narodził się ratow­nik. W tym czasie także jeszcze inaczej poznawał Tatry - przy ro­bieniu drogi na Szpiglasową Przełęcz z Morskiego Oka. Praca była ciężka, lecz dobrze płatna, tę „perć" nazwano wówczas „ceprostra- dą", i tak już pozostało.

W 1938 roku otrzymał z Krakowa powołanie do wojska do batalionu telegraficznego. Stąd pojechał na manewry na Wołyń, a po miesiącu wkraczał wraz z wojskami polskimi na Zaolzie, gdzie spędził trzy miesiące. W 1939 roku, akurat gdy dostał sześć dni urlopu, wybuchła wojna. Walczył na wschodzie, we Lwowie dostał się do niewoli sowieckiej i tak trafił do łagru w pobliżu Kijowa. Wraz z kolegą z Zakopanego, Stanisławem Koszyczkiem, zaczęli myśleć o ucieczce. Przez Ukrainę, w straszliwym zimnie i gło­dzie, przez granicę na Sanie przedostali się do Polski, tam ich zła­pali Niemcy i umieścili w obozie, gdzie trzymali 2 dni, a potem skierowali do transportu jadącego do Niemiec,- w Bierzanowie, w czasie postoju, znowu uciekli. Tadeusz Giewont, ogromnie wy­cieńczony, wrócił do Zakopanego - to już był czas okupacji. Gdy odzyskał, siły zatrudnił się przy wycince lasu w Dolince Spado- wiec i Strążyskiej, a potem zgłosił się jako cieśla w firmie „Ho- wag". „Końskie" zdrowie pozwalało przetrzymać mu i tę ciężką 12-godzinną pracę. W lutym 1941 roku ożenił się z Katarzyną Pia- seczną, swoją sąsiadką, z którą znali się od dzieciństwa. Ślub wzięli nietypowo, w pośpiechu, tuż przed Popielcem, bo znajomi zatrud­nieni w Arbeitsamcie ostrzegli Kazię (tak zdrobniale mówiono na żonę Tadeusza), że w każdej chwili może być wywieziona do przy­musowej pracy do Niemiec. Anna - ich pierwsza córka, przyszła na świat w listopadzie 1941, druga - Antonina - w 1947 roku.

W dniu 29 stycznia 1945 roku do Zakopanego weszli „Ruscy", a z nimi NKWD; zaczęły się wywózki „na białe niedźwiedzie". Za

4 Taka data została podana w: Z. i W. P a r y s c y: Wielka encyklopedia tatrzań­ska. Poronin 1995, s. 456.

Page 129: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

udział w ruchu oporu uwięziony został Józef Krzeptowski. Z Krzep­towskim łączyła Giewonta bliska przyjaźń, legendarny „król ku­rierów tatrzańskich" nieraz ukrywał się w czasie okupacji u Gie­wontów. A gdy wrócił z przeprawy na Węgry, Tadeusz mówił 6 nim czule i z podziwem „przeskurczybyk".

Rok po zakończeniu wojny Tadeusz Giewont Gąsienica zwią­zał się z Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiem Ratunkowym, w którym przepracował 27 lat, a od roku 1948 został członkiem Klubu Wysokogórskiego w Zakopanem. Kilkakrotnie nakłaniany do współpracy z UB zawsze stanowczo i dosadnie odmawiał. Był już wtedy wytrawnym przewodnikiem i ratownikiem: chodził w mrozy, dujawice, w upały, brał udział w sumie w 350 akcjach, nierzadko rozgłaszanych w prasie, 200 razy zwoził „połamańców" z Kasprowego do Kuźnic.

Praca była trudna, niebezpieczna i bardzo źle płatna. W roz­mowie z Tomaszem Jastrunem powiedział: „Sakramencko trzeba było kochać góry i tę robotę, żeby w takich warunkach pracować"5. Pamiętać bowiem trzeba, że wtedy nie tylko nie było telefonów komórkowych ani nawet radiotelefonów, początkowo nie było też szelek Gramingera, rannych na toboganie zwożono nieraz aż do szpitala. Na północnej ścianie Giewontu wspinał się około 13 razy. Dyżurował od schroniska do schroniska; dwa tygodnie w Mor­skim Oku, dwa - w Pięciu Stawach, dwa - na Hali Gąsienicowej. Później znowu po dwa tygodnie na Kondratowej, na Ornaku i Cho­chołowskiej. Po dwóch tygodniach zjeżdżało się do domu na dwa dni, z czego pół dnia zajmowało zdawanie sprzętu, i z powrotem w góry. Taki tryb życia rzutował na jego psychikę oraz rodzinę, żona sama musiała się zmagać z wychowaniem córek i problema­mi domowymi.

W czasie dyżurów i w każdej wolnej chwili pochłaniał książki, był bowiem namiętnym czytelnikiem. Czytał literaturę górską, przyrodniczą, geograficzną, bardzo lubił polską powieść XIX-wiecz- ną. A ponieważ chętnie też rozwiązywał krzyżówki, więc zdobywa­ną wiedzę natychmiast wykorzystywał. Książki stanowiły znako­mitą pożywkę dla jego wybitnej inteligencji.

Służba w Pogotowiu, ciężka i w nieustannym napięciu, ocie­rała się o śmierć. Brał udział w tragicznych wyprawach, na któ­rych zginęli jego przyjaciele ratownicy, np. w 1964 roku - Fafik, Janusz Olszewski w czasie schodzenia przez zachód Abgarowi-

5 T. Jastrun: Ja, Tadeusz Gąsienica z przydomkiem Giewont. „Tygodnik Kulturalny" 1977, nr 6 (1026), s. 10.

Page 130: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

cza6. Zapewniał jednak, że nie ma takiego miejsca w Tatrach, skąd jego zespół nie potrafiłby ściągnąć turysty. W TOPR-ze pracował do roku 1976, lecz i później, w razie konieczności, brał udział w akcjach. Niektóre z nich były tak ciężkie i makabryczne (zwoże­nie zmasakrowanych ciał ludzkich), że nawet ten twardy, zaharto­wany w trudach człowiek nie chciał nigdy o nich opowiadać. „Za­liczył" 30 wypraw ratunkowych z Wawrzyńcem Żuławskim. Było na nich tak, jak w wierszu napisanym przez córkę:

WspomnienieSzedłeś mój Ojcze W zamieć, wiatr,Nieprzeniknioną noc ciemną,Czy rozszalałe gromy.Twardy i nieugięty,W pomocy innym Niezłomny!7

Znał wielu wybitnych ratowników słowackich, bo tworzyli „jed­ną brać", wspólnie podejmowali akcje na Mięguszowieckich. Wkrótce po wojnie oprowadzał słowackich taterników po polskich Tatrach, a oni oprowadzali go po słowackich. Uczestniczył w zjeź- dzie gwiaździstym na Krywaniu.

Szczególny rozdział w jego życiu stanowiło przewodnictwo8. Miał swego rodzaju talent pedagogiczny - naukę trudnej sztuki mądrego chodzenia po górach łączył ze znakomitą gawędą, aneg­dotą (raczej adresowaną tylko do dorosłych), ogromnym poczu­ciem humoru, ale i wrażliwością na urodę świata gór. W jego opo­wieściach odżywał świat starych ratowników tatrzańskich - i tych skupionych wokół Jędrzeja Marusarza, i tych zgromadzonych przy Jędrzeju z Lasa. O ich humorze, odwadze, dzielności opowiadał tak sugestywnie i barwnie, że ich postaci jawiły się jak żywe. Opo­wiadał np., że gdy raz z Józefem Wawrytką, „piyloiym chłopem", który uczył Tadeusza Giewonta wspinaczki, zwozili w zimie z Kasprowego dwie połamane niewiasty, w chwili gdy Giewont wyprzedzał Wawrytkę, usłyszał: „Ty sie psiokrew na mojom pa-

6 B. Srebro: Janusz Olszewski. „Taternik" 1964, nr 3/4 (184-185), s. 121-122.7 Cytowane teksty znajdują się w posiadaniu Anny Giewont Gąsienicy-Fryje-

wicz.8 Przewodnikiem został w 1946 roku, klasę drugą otrzymał w 1953, a pierw­

szą w 1964; „blachy" serdecznie gratulował mu sam Józef Krzeptowski - „Ujek". W 1959 roku był członkiem Zarządu Koła Przewodników Tatrzańskich.

Page 131: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

niom nie obzieroj, bo mos swojom!"9. W opowieściach pojawiał się też inny przyjaciel - Stanisław Gąsienica Byrcyn, „figlorz sto­ry", i Stanisław Gąsienica z Lasa, „telo śmiały chłop". Opowiada­jąc o nich, uczył zarazem szacunku dla gór, trzymania się wyty­czonych szlaków, wędrowania w odpowiednim stroju i obuwiu, zgrania kroku z oddechem i słynnych „miękkich kolan". Gorzko mówił o niefrasobliwości ludzkiej, braku rozsądku, wychodzeniu śmierci naprzeciw. Przepadali za nim turyści, a zwłaszcza turyst­ki, bo uosabiał prawdziwie męską urodę. Szybko też stał się bo­haterem licznych anegdot, w których jego osobisty czar nie naj­mniejszą odgrywał rolę. A że, jak już wspomniano, miał znako­mite poczucie humoru i błyskotliwą inteligencję, potrafił zabawić się kosztem naiwnych turystów, którzy chcieli jednego dnia być w Morskim Oku, na Gubałówce i w Dolinie Kościeliskiej. Gdy dojeżdżał do Kościeliskiej, którą zostawiał na koniec wycieczki, już po wyjściu z autobusu zatroskanym wzrokiem spoglądał na zegarek i mówił: „O, to już wpół do siódmej! Niestety, Brama Kra­szewskiego10 już jest zamknięta!".

Kiedyś obiecał turystom pokazać, jak wygląda porządna baców­ka; opowiadał jak w niej jest czysto, jaki ma urok i ład. Jednak gdy doszli do bacówki w Starej Robocie, przed szałas wyszedł niechluj­ny, po „cepersku" ubrany jegomość, a wewnątrz pomieszczenia panował brud nie do opisania. Nie speszony Tadeusz Giewont po­wiedział, że źle trafili, bo na rumuńskiego bacę i poprowadził wy­cieczkę dalej.

Pewnej zimy wyprawiał się z piechurami 28 razy na Czerwone Wierchy, gdzie groziły lawiny i należało doskonale orientować się w terenie - była to jego wielka pasja. W przewodnictwie tatrzań­skim szczycił się niewątpliwym mistrzostwem. Patrząc na jego po­stać, chciałoby się przytoczyć słowa, które Ferdynand Hoesick, na­wiązując do Pana Tadeusza, napisał o Klimku Bachledzie: Patrz­cie, patrzcie, młodzi! Bo to ostatni już, co was tak w góry wodzi..."11.

Jego szczególna przygoda przewodnicka wiązała się z Bliklem, słynnym warszawskim cukiernikiem, którego poznał przez Józe­fa Krzeptowskiego:

9 Cyt. za: Dawni przewodnicy - moi przyjaciele. Druga część wywiadu z Ta­deuszem Gąsienicą Giewontem. Tym razem Wojciech Szatkowski rozmawiao wyprawach w góry. „Tygodnik Podhalański" 1997, nr 4 (370), s. 7.

10 Żart polegał na tym, że Bramą Kraszewskiego nazwane zostało przewęże­nie wąwozu skalnego w Dolinie Kościeliskiej.

11 F. Hoesick: Legendowe postacie zakopiańskie..., s. 336.

Page 132: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

A Blikle to był taki, ze se seł bez plecoka, a wszystko trza mu było nosić.

Tobie nałodował tyle do plecoka, a sam gonił jak pies. Kiedyś mówi: dzisiaj pójdziemy na Halę Gąsienicową, przez Kozią Przełęcz do Pięciu Stawów, przez Szpiglasowom do Morskiego Oka, a stam­tąd na Rysy. A prze to wycieczka na dwa dni. Ale jo się nic nie ode- zwoł, jak iśc to iśc. Poszliśmy. Na Hali Blikle mówi: - Wstąpmy na herbatę. A ja: Przed nami długa wycieczka i nie mamy czasu. I po­szliśmy fajnie przez Kozią do Pięciu Stawów. Zaś pyto się: - Wstąpi­my do Pięciu Stawów, do schroniska. Jo godom: Nie, bo nie ma casu. W Morskim Oku weszliśmy do schroniska i Blikle usnon. Jo go budzę: wstawajcie, bo jesce kawał drogi. A Blikle na to: A dajcież mi święty spokój! No, bo wiedziołek, ze w jeden dzień tej drogi nie zrobimy, ale przynajmniej trza fantazje trzymać12.

Z tą postacią wiązał się wyjazd do Warszawy, na stulecie fir­my. Pojechali Jerzy Ustupski z żoną, Jędrzej Krzeptowski z Pięciu Stawów, także z żoną, Józef Krzeptowski, Tadeusz Giewont Gąsie­nica z bratem Stanisławem. Wybrali się w strojach góralskich i grali przez tydzień; Blikle ufundował hotel, wikt, a na koniec dał każdemu po 500 zł (wówczas dużo) i po paczce ciastek. Jazda po­ciągiem, suto zakrapiana spirytusem, z góralską muzyką, budziła zainteresowanie innych podróżnych.

Piękny rozdział w biografii bohatera naszej opowieści stano­wi wspinaczka. Od roku 1948 jako członek Klubu Wysokogórs­kiego w Zakopanem podejmował wiele trudnych wypraw w Tatry Wysokie. Po raz pierwszy z Józefem Wawrytką wspinał się na gra­ni Czarnych Ścian, z Zofią i Witoldem Paryskimi, z Eugeniuszem Strzebońskim - na Żabim Mnichu, ze Stanisławem Gąsienicą z Lasa przeszedł Żabiego Konia, kant Mnicha i Zamarłą Turnię, a zimą zachód Abgarowicza i Wielką Buczynową Turnię.

„Zaliczył" wiele trudnych przejść, przeżył niejedną ciężką chwi­lę, np. gdy porwała go lawina i spadał na Czarny Staw pod Rysami. Przeżycie to wyryło głęboki ślad w jego psychice. Jeszcze po wielu latach opowiadał o tym, tak jakby się to wydarzyło wczoraj:

W największych opałach byłem, jak mnie wzięła kiedyś lawina. Nic wtedy nie myślałem, bo nie było czasu myśleć. Wchodziliśmy na Rysy i polecieliśmy lawiną właśnie rysą, od której nazwa góry. Było tam paru taterników, nasz kierownik Pawłowski, potem Strzeboński,

12 Dawni przewodnicy - moi przyjaciele...

Page 133: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Władek Roj. Był Krzysztof Brun, Tadek Nowicki, Węgrzynowicz i Ku- ralówna. Lawina pozostawiła tylko Węgrzynowicza, a reszta pojecha­ła z lawiną. Nie wiadomo, co się dzieje, ciemno w oczach..., ale wszystko skończyło się dobrze. Trochę nas tylko pokaleczyło. Wła­dek Roj miał złamaną nogę, Nowickiemu ucho naderwało, pewnie rakiem, a ja miałem pękniętą kość, strzałkę. Władka Roja, Strzeboń- skiego... i kogoś tam jeszcze trzeba było nawet odkopywać, bo ich przykryło... Raz, dwa żeśmy się tam uwinęli. Potem schodzić było trudno z tymi obrażeniami, bo śniegu nasypało po pas, ale nie mogli­śmy czekać na pomoc, bo byśmy zamarzli. To była niebezpieczna przygoda, ale praca ratownika zawsze niebezpieczna i zawsze może się to źle skończyć13.

Dodajmy, że na Rysy szli wówczas taternicy wieszać flagę z okazji jakiegoś kongresu.

Jego życie cechowały jakaś wszechstronność i rozmach: po­magał Witoldowi Paryskiemu w zbieraniu materiałów do słownika gwary podhalańskiej, pasjonował się zawsze muzyką i ogarniała go radość, gdy brał skrzypce do ręki, był teatr i film. Miał wybitne uzdolnienia artystyczne, które odziedziczyły po nim obie córki.

Występował w sztukach dramatycznych reżyserowanych przez Helenę Roj-Kozłowską, w których ujawnił duży talent aktorski. W Diable na Podhalu powierzono mu główną rolę. Z zespołem teatralnym objechał prawie całą Europę; kilka razy był we Francji, Włoszech i w Norwegii, a także odwiedził Hiszpanię, Grecję, Ju­gosławię, Anglię i Belgię. Brał też udział w przedstawieniach gó­ralskiego teatru Marii Curusiówny i Juliana Pawlicy, grał i śpie­wał w zespole „Echo Tatrzańskie". Z jego inspiracji powołany zo­stał zespół artystyczny im. Klimka Bachledy - muzyce zawsze do­chowywał wierności.

Były też filmy: Czarci Żleb, Błękitny krzyż, Kocie ślady, grał epizodyczną rolę z Lucyną Winnicką w Eroice Andrzeja Munka, duży epizod w Zniczu olimpijskim, większą rolę w Wyścigu ze śmiercią - filmie o pracy GOPR-u. W jednym z filmów kreował przewodnika Tetmajera, w innym przeprowadzał Wincentego Wi­tosa na Słowację. Występował również w Rodzie Gąsieniców, na­kręconym przez Konrada Nałęckiego na podstawie powieści Je­rzego Kapeniaka, w dwóch filmach poświęconych wspinaczce, a także w Białej etiudzie wraz ze Zbigniewem Korosadowiczem. W sumie wziął udział w około 20 filmach. Gdy jednak zapropo-

13 T. J a s t ru n: Ja, Tadeusz Gąsienica...

Page 134: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

nowano mu rolę w filmie o Leninie powiedział: „To mi nie zowra- cojcie głowy, nie denerwujcie mnie, bo gdybym słowo w tym fil­mie powiedzioł, to bym się samego siebie wstydził!"14.

Konsultował także wiele filmów telewizyjnych i kinowych re­alizowanych w Tatrach i w Zakopanem. Na kilka lat przed śmier­cią Giewonta dokumentaliści Lucyna Smolińska i Mieczysław Sroka, autorzy filmów wyprodukowanych w latach dziewięćdzie­siątych: Sabała i Ujek (o Józefie Krzeptowskim), nakręcili o nim film Ciesyły mnie hole od małego. Tytuł filmu w znakomitym skrócie ujął samą esencję egzystencji Tadeusza Giewonta Gąsie­nicy: świadomość mocnego związku ze swoim miejscem na zie­mi - górami. Wszystko inne, nawet wysokie odznaczenia (Krzyż Komandorski, Krzyż Oficerski i Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, honorowe członkostwo TOPR-u i Związku Podhalan i inne), było tylko pochodną tego najważniejszego faktu - życia w górach.

Postępująca utrata wzroku i uporczywe bóle nóg bardzo utrud­niały mu życie, ale - co ze zdumieniem wszyscy zauważali - na widok ładnej dziewczyny zawsze prostował się i starał ukryć la­skę. Gdy 24 sierpnia 1997 na posiadach w Domu Ludowym w Ko­ścielisku opowiadał, jak to Tadeusz Gąsienica Giewont zakonni­cę w Tatrach ratował, zebrani płakali ze śmiechu.

Na posiady chodził z wielkim upodobaniem, zwłaszcza gdy był już starszy, grał wtedy na „skrzypeczkach" i słuchał góralskich gadek, sam niemało mając w nich do powiedzenia. Góry, muzyka i ładne kobiety cieszyły go aż do końca, tak wielkie było w nim ukochanie życia. W jednym z ostatnich wywiadów, z właściwą sobie przekorą powiedział: „Lubię góralszczyznę, a w góralskich portkach chodzę, są ciepłe i o dawnych czasach przypominają. Gwarą nie mówiłem, bo byście mnie nie zrozumieli, pić też już nie będę, bo mi smyczek z ręki wypadnie"15.

Zmarł w domu swej córki Anny 1 kwietnia 1999 roku, po dłu­giej, pełnej cierpienia chorobie, z którą zmagał się dzielnie i z god­nością. Gdy już cierpienia stały się trudne do wytrzymania, po­prosił swą „Hanusię", by odstawiła leki i pozwoliła mu odejść. Jego śmierć poruszyła całe Zakopane i wszystkich ludzi gór. Po­grzeb odbył się tłumny i podniosły. Mszę św. w Starym Kościółku odprawił w koncelebrze wnuk zmarłego - ks. Tomasz Żaczkiewicz, który w pięknej, wzruszającej i bardzo osobistej homilii powie­dział, że wiele odpuszczone będzie temu, który uczył go kochać

14 Dawni przewodnicy - moi przyjaciele..., s. 19.15 T. J a s t r u n: Ja, Tadeusz Gąsienica...

Page 135: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

góry. Spoczął na Pęksowym Brzysku, a w czasie spuszczania trumny do grobu grała góralska kapela z Janem Karpielem Bułecką. Był jedną z ostatnich „legendowych postaci zakopiańskich"16. Córka Anna w nastrojowym wierszu utrwaliła postać ojca, na zawsze wpisaną w tatrzański pejzaż.

Córka - poetka spod Giewontu

Córka Tadeusza Giewonta - Anna - jest prawdziwą artystką: maluje, rzeźbi, śpiewa i tworzy piękne wiersze, przepojone miło­ścią do tatrzańskiego świata, Stwórcy, rodziny, Polski. Wiele po ojcu odziedziczyła: różnorakie talenty, fantazję, rozmach, żywio­łowość i radość życia. Szczęście czerpie z oglądania każdego po­ranka masywu Giewonta, którego barwy odmieniane przez pory roku widzi ze swego domu przy Drodze do Walczaków. Z tego wszystkiego najważniejsze okazało się pisanie wierszy.

Przyszła na świat w czasie II wojny światowej w Zakopanem, przy ulicy Kościeliskiej, w starym, drewnianym domu, pamiętają­cym poprzednie pokolenia (rodzinie góralskiej wywodzącej się z rodu Gąsieniców dano przydomek Giewont), jako córka Kata­rzyny i Tadeusza Giewontów. Ukończyła Państwowe Liceum Pe­dagogiczne dla Nauczycieli w Zakopanem i w roku 1962 zdała egzamin dojrzałości.

Dwanaście lat pracowała w przedszkolach w Zakopanem i Krakowie. Lubiła swoją pracę, bo w ogóle lubi dzieci, a jednocze­śnie cały czas tkała, malowała i pisała; jej zręczne palce tworzyły między innymi śliczne kasetki dla Cepelii. Dużo czytała, w dzie­ciństwie była tzw. pożeraczem książek. Do dzisiaj jest najczęstszą klientką biblioteki miejskiej w Zakopanem. W młodości jej ulu­bioną lekturą było Witaj smutku Franęoise Sagan, chętnie sięga po Spiżową bramę Tadeusza Brezy, ale książką życia jest Nad Nie­mnem Elizy Orzeszkowej. Powraca do niej nieustannie, lubi roz­lewny tok narracji, podoba się jej życie tamtych ludzi. Z pasją też czyta powieści i opracowania historyczne, zwłaszcza z dziejów najnowszych Polski; interesuje ją polityka i pochłania wszystkie nowości. Lektury te kształtują jej wysoką kulturę literacką.

16 Jest to aluzja do tytułu książki F. Hoesicka.

Page 136: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Od roku 1974 podjęła pracę w hotelu orbisowskim „Kaspro- wy- Giewont" w świetlicy dla dzieci gości hotelowych. We wrze­śniu 1980 roku założyła Tymczasową Komisję Zakładową „Soli­darność", wkrótce wybrano ją na przewodnicząca Komisji Zakła­dowej NSZZ „Solidarność" hoteli i pensjonatów orbisowskich w Zakopanem.

Po wprowadzeniu stanu wojennego w nocy z 12 na 13 grud­nia 1981 roku do domu Anny i Krzysztofa Fryjewiczów brutalnie wdarła się grupa funkcjonariuszy zakopiańskiej Służby Bezpieczeń­stwa, Milicji Obywatelskiej i ORMO. Przyjechali czterema woza­mi, uzbrojeni w odbezpieczone karabiny i pistolety; grożąc ich użyciem w razie oporu, wyrąbali drzwi sielderą. W domu przeby­wało dwoje dorosłych i dziecko - Tomek. Krzysztofa aresztowano, skuto, a następnie wywieziono i internowano w więzieniu w Za­łężu koło Rzeszowa. Anna musiała przez pierwsze miesiące sta­nu wojennego się ukrywać i wraz z synem często zmieniać miej­sce pobytu. Nie zaniechała jednak działalności konspiracyjnej, pomagała rodzinom uwięzionych działaczy, a także więźniom po wyjściu na wolność.

Po 13 grudnia straciła pracę i aż do roku 1990 była wraz z mężem inwigilowana. Służba Bezpieczeństwa próbowała wymu­sić na nich wyjazd z kraju za granicę bez możliwości powrotu. Od tego czasu uległa całkowitej destabilizacji rodzina nie może odzy­skać dawnej kondycji.

Dzisiaj najstarszy syn Anny, Tomasz, jest księdzem palloty­nem, dorośli też młodsi synowie, Piotr i Grzegorz,- wnuczka Na­talia stała się wielką miłością Anny i Krzysztofa. Dom - mimo ciężkiej choroby Hanki - tętni życiem, dzwoni telefon, przewijają się goście. W nastrojowej izbie z kominkiem, pełnej obrazów na szkle, czyta poetka swoje piękne wiersze, które są tak mało znane. Mimo nagród i wyróżnień na wielu konkursach nigdy nikt nie zebrał w jednym tomie jej teksów. Tylko zasłużone „Wierchy" opu­blikowały skromny Arkusz poetycki17 Anny Giewont Gąsienicy- -Fryjewicz, dlatego w niniejszym szkicu zostaną one obszernie za­prezentowane.

★ * ★

Tętni w jej wierszach góralska muzyka, dźwięczą wszystkie głosy gór i słychać płacz poetki za ojcem, wielką miłością jej życia.

Page 137: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Anna Fryjewicz pisze wiersze gwarą i językiem literackim, w tym bardzo udane wiersze dla dzieci. Teksy gwarowe wydają się oryginalniejsze, autentyczniejsze, bliższe świata otaczającego au­torkę, ale i w jednych, i w drugich znać głęboką kulturę literacką, którą zdradza także sprawne posługiwanie się aluzją. Poetka ma idealne wyczucie barwy gwary góralskiej, malowane przez nią kraj­obrazy są pełne ekspresji, a górskie żywioły, antropomorfizowa- ne, bywają dynamiczne, groźne lub przyjazne, bliskie, przeniknię­te słońcem i zapachem lasu. Nie „uślicznia" gór, bo nie jest w nich gościem, lecz stałą mieszkanką i wiersze jej są nasycone konkre­tami. Walory dźwiękonaśladowcze gwary góralskiej sprawiają, że wiersze brzmią muzyką gór i góralskiego świata. To poezja bardzo sensualistyczna, są kolory, zapachy, dźwięki, można dotknąć skał. Dźwięków ujawnia się najwięcej, ale równie dużo odkrywamy ru­chu, oddawanego nawet przez kształt graficzny tej poezji. Kolory­stykę zdominowała zieleń - barwa smreków i kosówki, a zapach tych wierszy jest żywiczny, głęboko leśny.

Motywy tatrzańskie przewijają się w całym jej pisarstwie. Za­wierają one topografię tatrzańską: przede wszystkim Giewont, z którym związana jest nazwiskiem i miejscem zamieszkania i który nazywa „wiyrchem rodzinnym", dalej Regle, Krzeptówki, Jaworzyna, Mnich, Rysy, Swistówka i inne. Poetka porusza się po tatrzańskim świecie swobodnie jak po własnym domu, nazwie swo­ją miłość „giewontowym zauroczeniem".

Cały cykl wierszy poświęciła tatrzańskim żywiołom. W tych tekstach najbardziej dochodzi do głosu „muzyka Tatr"; absolutny słuch poetki pozwala przetworzyć w słowo wszystkie nuty halne­go wiatru, każdy dźwięk strumienia, lasu, plusk jeziora. Góry dla niej, nawet najgroźniejsze, to przestrzeń, którą rządzi prawo pięk­na, ładu i harmonii natury z sacrum.

Czyta z nieba jak z książki, po najmniejszych chmurkach prze­czuwa, kiedy nadchodzi halny. Wyczuwa lęk przyrody: widzi tulą­ce się do siebie smreki, nisko kładące się gałęzie kosówki, zwie­rzęta chowające się do głębokich nor, ptaki skryte w jedlinie, ciem­niejące niebo. Tak rodzi się muzyka, w której wszystko drży, burzy się, która sieje grozę, ogarnia wszechświat, budzi przerażenie. Nagromadzenie czasowników oddających ruch, od kłaniających się smreczków aż po zbójecki skok szatana, pozwala stopniować narastający niepokój. Najtwardszym bukom pękają serca - an- tropomorfizowane drzewo zachowuje się jak człowiek ginący pod naporem przemocy. Upersonifikowany wiatr, ukazany w hiper­boli, wszystko spycha w dół. Potem śmiertelnym tańcem schodzi

Page 138: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

w doliny i szeroko się rozlewa. Niesamowity nastrój rozpryśnie się w ostatnim wersecie i przemieni w lekki żart, gdy przeczyta­my, że halny posprzątał Podhale i opuszcza je z żalem. Przeobraże­nie nastroju nie wynika tylko z opozycji góra - dół, ale staje się przemianą płynącą z łagodności krajobrazu. Góry są granicą dwóch światów: żywiołów przyrody i świata ludzkiego. Spadając w doli­nę, wiatr przekracza granice swego naturalnego terytorium18. Taka kreacja wiatru jest wyznacznikiem romantycznego19 rodowodu poezji Anny Giewont.

Reaguje żywo na każdą tragedię tatrzańską. Po zniesieniu z Ry­sów przez lawinę śnieżną 28 stycznia 2003 roku uczniów tyskiej szkoły, napisała wiersz oddający swym układem kształt lawiny Tradycyjną zieleń jej utworów tym razem zastąpiła biel, morze bie­li - kolor symbolizujący czystość, doskonałość, wieczność, ale i chłód, i śmierć (w niektórych kulturach oznacza żałobę), a także zmartwychwstanie, wszak szaty zmartwychwstałego Chrystusa mają świetlistą biel. Wszystkie te znaczenia zbiera Spod Rysów. Telegram do mamy!, w którym odwraca się kierunek lawiny i śmierć w śniegu przemienia się w zmartwychwstanie.

Często w jej poezji powraca motyw krzyża na Giewoncie, szczy­cie poetce specjalnie bliskim, rodzinnym - rzec by można. Zwie­lokrotniona twardość żelaza i skały stanowi gwarancję trwania. To jakby szczyt na szczycie. Dla ludzi idących z dołu krzyż jest naj­wyższym punktem widnokręgu, dla orłów spadających z góry - pierwszym miejscem odpoczynku. Badaczka zagadnienia pisała: „Wierzchołek góry, umożliwiający wywołanie uczuć religijnych, staje się [...] przestrzenią sacrum. Sakralizacja taka pociąga z ko­lei za sobą uznanie szczytu góry za »środek świata«"20. W oma­wianym wierszu mamy podwójną sakralizację, bo na szczycie gór­skim stoi krzyż - z natury swej będący symbolem świętości. Wy­wyższa on zarazem same góry i ramionami swymi obejmuje cały świat. Wpisuje góry w nadnaturalny kontekst, wywołuje sakrali­zację wszystkich elementów przestrzeni górskiej

W ten sposób podróż ku szczytowi okazuje się też wędrówką ku krzyżowi, co nabiera dodatkowego znaczenia symbolicznego.

18 Zob. E. Grzęda: Góry jako granica - ujęcie romantyczne. W: Góry-litera- tura - kultura. T. 1. Red. J. Kolbuszewski . Wrocław 1996, s. 21-30.

19 E. S ł o k a: Romantyczne przeżycie szczytu. W: Góry-literatura-kultura..., s. 51. Zob. też A. K o w a 1 c z y k o w a: Pejzaż romantyczny. Kraków 1986; H.A. M e - yer: Wiatr - odpowiednik stanów duchowych. „Pamiętnik Literacki" 1971, z. 4.

2 0 E. S ł o k a: Romantyczne przeżycie szczytu. . .

Page 139: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

W ten sposób powstaje niezwykła „droga krzyżowa", bo to nie tyl­ko wyprawa na szczyt, ale też w głąb siebie - jakby do pełni wła­snych możliwości psychicznych. Anna Giewont jest osobą głębo­ko wierzącą i elementy religijne dochodzą do głosu w wielu jej wierszach. Krzyż na Giewoncie, przejmująca, bardzo osobista roz­mowa ze szczytem i z krzyżem, również wpisuje się w ten nurt.

Szczególnym nastrojem wyróżniają się wiersze o ojcu, rozdzie­rające treny, w które wpisuje się błagalna modlitwa dziecka o zba­wienie swego rodzica. Świadczą one, że poetka ma świadomość korzeni rodzinnych, poczucie nierozerwalnego związku ojca z gó­rami. Zawierają przy tym credo światopoglądowe poetki, głęboko wierzącej w Boże Miłosierdzie. Córka nie wychwala bezkrytycz­nie ojca, ale stosuje do niego miarę rozumiejącej miłości. W Gie- wontowej grani widzi jego profil: wysokie czoło, orli nos, twarde męskie rysy (to podobieństwo faktycznie się narzuca). Twardość charakteru ojca porównuje z twardością skały. Zgrabnie wplata też w utwór elementy legendy o śpiących w Giewoncie rycerzach.

Jej rozpacz jest szczera, a poszukiwanie w górach tego, co po ojcu pozostało, ma swoją dramatyczną logikę. Góry jawią się jako przestrzeń pamięci, dalszego trwania ojca. Tam na turniach odna­leźć można nuty, które utrwalał w muzyce, słychać go w wichro­wym śpiewie, w potoku, szeleście piargów, szumie drzew. Sikla­wami płyną łzy, stawy ciemnieją z bólu, świat bez ojca porównany zostaje z kosmiczną katastrofą. Pisze o ojcu w gwarze i w polsz- czyźnie literackiej, ale w tekstach gwarowych mieści się więcej jakiejś rozpaczy, chwilami aż dzikiej, którą koi dopiero modlitwa usłyszana w górach, wielkie błaganie przyrody wspominającej nie­zwykłego ratownika i przewodnika.

Inny motyw wyraziście obecny w jej poezjowaniu to wierszeo Janie Pawle II, o jego tęsknocie za Tatrami i Tatr za nim, o zama­chu na jego życie, o odejściu do domu Ojca. Tęskniący za Tatrami Ojciec Święty jawi się jako zatroskany baca, rzucony przez los w dalekie kraje, które nie są jego światem, więc dla pokrzepienia, dla pociechy wraca myślami w tatrzańskie strony. Inne wiersze opisują łzy giewontowe po zamachu na życie Jana Pawła II i po­wszechną błagalną modlitwę Podhala o cud uratowania Papieża. W tej poezji nie ma czułostkowej egzaltacji, jest żarliwość, prosto­ta autentycznej przejmującej modlitwy.

W utworach Anny Fryjewicz nie brak i znakomitego humoru, przymrużenia oka w spoglądaniu na ludzkie słabości, zwłaszcza na chorobę „bycia z Warszawy". Ale to humor refleksyjny, ciepły,

Page 140: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

życzliwy ludziom, nie ma w nim gryzącej ironii - raczej wyrozu­miałość dla ich ułomności. Po mistrzowsku posługuje się też krót­kimi formami, celnymi fraszkami,w których żartować potrafi na­wet z samej siebie.

Zabawna jest turystka z Warszawy, co bliziutko wącha gorycz­ki, ponieważ w butach na obcasach wybrała się w góry. Ale żart poetycki nie gryzie. Poetka z dobrotliwym rozbawieniem pochyla się nad sponiewieraną „ceperką". Górale nie lubią lekceważenia gór, pogardliwe patrzą na modę na góralszczyznę, na przyjezdnych naśladujących nieudolnie górali. Ich górskie „upadki" obserwują z niekłamaną satysfakcją. Ten ton odnajdujemy też w jednym z cytowanych dalej wierszy, gdy czytamy o wartkim zjeździe pod same schronisko. Nawet kształt graficzny strof doskonale oddaje tempo zjazdu niefrasobliwej zdobywczyni gór. Dla przyjaciół, zbyt długo nie przyjeżdżających do Zakopanego, pisze dowcipne, pona­glające utwory. Zaprasza ich do swojego ogródka, którego spokoj­ny niedramatyczny pejzaż kontrastuje jakby ze ścianą Giewontu stojącego vis-ä-vis. Ten ogródek to locus amoenus, przestrzeń odpoczynku, nieomal miejsce domowe, któremu chwasty i zioła dodają swobody i lekkości.

Wybór tekstów

Teksty wybrane z całego bogactwa poezji Anny Giewont Gą- sienicy-Fryjewicz stanowią skromną reprezentację dorobku autor­ki, która pisze od wczesnej młodości „dla siebie", do walizki, prze­konana w swej skromności o niewielkiej wartości swej pracy. To pisanie „domowe", to słowa czytane tylko najbliższym w ciszy domu, przy kominku lub w ogródku. Bierze jedynie udział w ka­meralnych konkursach, z których zawsze przywozi nagrody lub wyróżnienia.

Muzyka holnego wiatruKie zzo Giewontu Choć nomniyjso chmurka We słonko poziyro,Cuć, ze ś niom

Page 141: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Siyła wiatru holnego Nad Tatrami sie zbiyro.

A kielo w nim Nut przepiyknyk,W jynk muzyki hol Ozedrgo się, ozśpiywo.I całe Tatry zołościom jyncom, Turnia do turni się obzywo.

Smrecki do sobie, wzajem Kłaniajom się nisko,Kosówka ozkłado gałynzie, Zwiyrz dziki głymboko się chowo W górskie, matecne siedlisko.

A w tobie siyła sie zbiyro...I skrynco tobom na grani Z dziwozonami w tońcu,Z wselinijakimi mocami!

I niejeden smrecek Przed tobom uklynknie, Niejednemu bukowi Notwardse serce pynknie!A cłek, choć telo hardy,Twojyj siyły sie zlynknie!

I juz calućkie niebo Cyrniom się zochmurzy,A twoja muzyka holno Dźwiyncy!Gromi się!Burzy!

Skała ze skałom echem Ukwaluje w dziedzinie.Potoki się tłukom w korycie!Ptok się chowo w jedlinie.

Aty!..Z jancyjosami walis Dumny Regiel smrekowy W zbójeckim skoku siatana Odprawios toniec wiyrchowy!

Kie już się puścis z wiyrchów Ozsalały w doliny,Mietłami, co ik nie widno Wymiatos drógi, kominy!

Page 142: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Syćko w jeden kłymb wielgi Wyónacys! Wyzwyrtos!!Na kwilke kansi sie stracis... Zaś syćko wykopyrtos!

I już sie zegnos z Tatrami, Zwyprzontanym Podholem.Z cichom nutkom odchodzis, Kieby z tynsknotom i zolem...

Zakopane 16 września 2001

Z cyklu poświęconego młodzieży zniesionej lawiną śnieżną z Rysów 28 stycznia 2003 roku

Spod Rysów Telegram do mamy!Rysy...Oczekiwanie.Chwila uniesienia.Majestat gór.To Tatry.Moment przerażenia.Lawina śnieżna!Jak biało...Siła uderzenia!Płynę w jej bieli.Świata nie ma.Unoszą mnie anieli.Blask bije.Świeci słońce.Nie płacz mamo.Boga serce gorące Tuli mnie...Kocham Cię.

Zakopane 28 stycznia 2003

fest tako dolinkaJest tako dolinka w Tatrak...„Miyndzy Ściny"Ukryta przed światem.Mało fto wiy... kany.

Page 143: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Klamrom dzikości zaparto Tatrzańska dziedzina.Niedźwiedź na niej bacuje,Sałasem mu jedlina.

Bóg Se jom upatrzył I przed światem schował,Kie fto ku niyj trafi, coby se dziwował Polanie...Co ze samiućkiego wierchu Zieleniom się wyloła Pod nogi turniom,Ółtorzom górskiego kościoła,Co w prawyj nawie ścianami wierchów, Kieby na modlitwie stojom.Septajom wroz z holnym Bogu kwolbe swojom!

Zakopane 8 kwietnia 2003

Żółto turniaŻółto Turnia Honomo...Klinem w niebo się wbij o Zaziro bez chmury,Ka Jezus z Maryjom.Ozłocono słonkem,Żółciom ozesklono Ceko na ludzi i Boga,Kieby błogosławiono

Zakopane 29 maja 2005

Krzyż w GiewoncieKrzyzu w Giewoncie,Coś nowego wieku Odlicanie zacon Sto roków temu Syndziwyś już.

A i ludzie, co cie stawiali Pomarli.Ksiondz Jegomość,Co wom wtej bacowoł,Downo u BogaSpowiydź świyntom odprawiył.

Page 144: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Tyś syćkik siyłom,Żelazem kwardo osadzonym w skale. Nowy cas lo Tobie nastoł Scynścio i ciyrpiynio z norodem,Na nowe sto roków w trzecim tysioncleciu

Kielo ludzi pod Tobom przyklynknie, Zadumo się, zawierzy...?Kielo orłów z wysokik lotów Na Tobie przycupnie,Odpocnie...?

A Ty - Krzyzu w Giewoncie,Ostojo nasaZ ryncami osłozonymi syroko We świat Obłapios nos,Ze my syćka Twoi.

I pokazujes tele dole,Patrzojcie hań!Ponad granie!Choćby nic nie ostało We świecie,Krzyz na Giewoncie Ostanie

Zakopane 16 kwietnia 2001

Pradziadek GiewontGiewoncie ostomiyły,Mój wiyrchu rodzinny Jo Cie pokochała Juz wtej,Kie na tyn świat piykny Matka mnie wydała.A ociec mój,Co z dowiyn downa Nosiył twoje nozwisko Piykne, siumne, dumne Rós w ciyniu skalnego pradziada Bliziusiyńko, blisko.Nas pradziod w rycerskiyj zbroi Co lezy zakuty w skale Poziyroł z miyłościom na wnuka Kie przyseł ku dziadku w hole.

Page 145: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

I barz podobni do sobie.Rysy ostre, nos orli Bruzdami pociynte lica.Nie ugnie sie,Nie zdradziKie przydzie nowołnica.Włos holnym potargany Ocy wpatrzone do góry Case, ka słonko wschodzi,Case, na niebo i chmury.Łzami dyscu zorane Wysokie mondre coło,Wargi septajom ozkazy,Choć Śmiejom się case wesoło.Harde Giewonta serce Bije spod kamiynnego puklyrza I choć se drzymie We wiyrchu,

- Kie cas przydzie - Ożyje serce rycerza.Rynceś słozył na piersiak,Choć sabla śrybłem błysko,Nogi w kyrpce obute,Gotowyś lo ludzi Na syćko!Na włosak siwyk Sto roków krzyż nosis Nie piórko w kapelusie Tym znake wióry, zwyciynstwa Poziyros ku Krystusie

Kiejsi obudzis rycerstwo Gazdowskim, honornym ozkaze Śwamyk i gibkik chłopców Bronić ślebody raze.

Hej, Ojce mój kochany Głymboko tkwiom twoje korzynie.Nie dziw ześ telo miyłowoł Tatry -To Giewontowe zaurocynie.

Zakopane 15 września 2000

Krzyzowe królowanie- Telo ciynskiś był- Krzyzu -- Kie cie nieśli.

Page 146: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

A jak leko na sercu,Kies już znakem stanon Obłapiony skolnyk rycerzy rynkom Tatrzańskom graniom.

I bez wiek nom już królujes We mgłak i słonka pogodzie,W biydak wselinijakik I radości ślebodzie.

Kie zorzom ranom ozbłyśnies,W noc ciymnom ośrybrzy Cie niebo, Hyr niesom wiyrchy o tobie,Oreł skrzydłami zaśpiywo.

Zelazem-eś wkuty W kwardom opokę, we skały,Coby Cie zodne biydy Z Tater nie wyduchały.

Do dziś-eś nom sie ostoł W piykności I znaku wiary.Takiś jest jesce młody,A teloś juz stary.W Giewoncie Twoje miyjsce

-Nawiyrchu!- Nad Polskom!- Nad Tatrami!My Cie tu przygarnyni!- Ostoń na wieki S nami!

Zakopane 17 kwietnia 2001

Zolobne zbocowanie o OjcuGynśle po Tobie ostały,Po turniak potracone niespisane nuty, Ratunek niesiony ludziom,Hyr ślebody na graniak ozsuty.

To tak duzo...I mało...,Kie cas zbocowania przydzie.Tyś groł górom z lubości,

Page 147: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Z wielgiyj radości I w biydzie.

Dziś... Kie wsłuchom sie sercem...W przyśpiywki zbiyrajom się Syćkie potracone nuty,W wielgom muzykę mgieł Nad Tatrami ozesnutyk.

Kozdy wiyrk, to muzykant,To gynśle, złóbcoki, to basy. Grajom wiyrchowom muzykę Tobie...Z wdziyncnościom po syćkie easy.

Zakopane 31 października 2000

Zołobne zbocowanie o Ojcu IIHej...! Zapłakojcie góry Po tyk, co was kochali,Co niejednom rzewnom nute Kiejsi wom ofiarowali.

Dzisok cas zbocowanio, Wypominków... Za wami.Niek ku Bogu się niesom Pociórze za pociórzami.

Ze siumem smreków,Potoków na skolak pomrukowaniem, Z jynkem holnyk Z echem po tumiak Wypominanie... Zbocowanie.

I po Tbbie... Mój tato...Niek łzom popłynom siklawy,W źlebak posujom się piorgi I pociymniejom stawy.

Ze juz nie zagros im wiyncyj Staroświyckiyj nuty,Boś ostoł juz na wieki W skolnom ziym zokuty.

Zbocujcie Go!I syćkik, co góry umiyłowali A dziś na wiecnom słuzbe U Boga w górak ostali!

Zakopane 31 października 2000

Page 148: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Z serii: Wspomnienia o Ojcu

Wspomnienie

Szedłeś mój Ojcze W zamieć, wiatr,Nieprzeniknioną noc ciemną,Czy rozszalałe gromy.Twardy i nieugięty,W pomocy innym Niezłomny!

Niech Bóg zaliczy Ci czyny,- Strącając w przepaść tatrzańską - Lawiny kamieni win Twoich I duszę czystą wyrwie Do swych górskich pokoi.

A gdy muzykę swą niosłeś W majestat boskich szczytów,Każdą struną śpiewałeś Bogu Hymny miłości, zachwytów.

I teraz wyśpiewaj Bogu Żałobną pieśń uwielbienia I błagaj w niej dla siebie Bożego przebaczenia

Niech włączą się w chór błagalny,Ci... co, gdy byli w potrzebie,Niosłeś im z serca ratunek,A teraz. U Boga,W niebie.

Przecież TY, Ojcze drogi Boga w sercu miałeś W każdym zachwycie światem, Wielkością czynów,Grą strun,Zawsze Go uwielbiałeś.

Panie!!Przesyp w klepsydrze czasu Czerń brudnych jego kamieni,By czyny płynące z serca W złoty piasek zamienić.

Proszę...Panie Miłości Twoją Wszechmoc Boską Zbaw duszę mego ojca To... moją największą troską!

Zakopane 2 listopada 2000, Dzień Zaduszny

Page 149: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Tynsknica Ojca Świętego Jona Powła IIKie na Piotrowym tronie Siedze se hań w doli Nieroz za grzychy ludzkie Serce mie zaboli.

I wtej tynsknica wielgo,I luto mi się robiyło,I wołom Niebieskom Paniom Matko Moja Miyło!

Zawiydź mnie hań w hole,W tatrzańskie doliny,Bo choćek Ociec Swiynty,Casem ni mom siyły.

Tam widno, ka pojrzeć Spod Mnicha „w kapturze" - Wielgość Pana Boga Na samiuckiyj górze.

Tam-ek cie wielbić chodzowoł Jaworzyńsko Pani.Teroz eś se mnom tutok,Jakby na wygnaniu

I casem Cie pytom Przeniyś mojom duse,Bo ino na kwilke Przypatrzeć se muse.

I przyklynknońć krapke,Bok cłek utrudzony.Zoroz się wrócem z Tobom W Watykańskie strony.

Razem będziemy pytać Boga Wszekmocnego,Niek mi dodo siyły Do dźwiganio syćkiego.

Kraków 15 czerwca 2000

Klinika Chorób Zakaźnych

Łzy GiewontuCud uratowanio Ojca Świyntego

bez Fatimskom Paniom

13 maja 1981 roku

Bocys nos Giewoncie Co nosis krzyz Swiynty,

Page 150: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Kieś się łzami zaloł W bólu niepojyntym?

Bo Noświyntym głowę Miyłość świata tego Fcioł okrutnie zabić Zbój z kraju insego.

A Giewont spod Krzyza Spoziyroł w doliny,Septoł sumem smreków „I odpuść mu winy".

A my syćka klynkli Przed Fatimskom Paniom I Piyknie pytali Ty się wstawioj za nim.

Po całyk się Tatrak Hyr poniós Reglami,Ze Go uratuje Ta Noświyntso Pani,

Co go od kołyski W opiece swojyj miała Teroz Go nie oddo,- Bogu będzie Kwała.

Giewont ozweseloł,Choć był w smutku cały, Ze Bóg cud ucynił Lo Niebiyskiyj Rwały.

Matecka Fatimsko Z Krzeptówek poźrała,Jyj macyno rynka Kulom kierowała.

I żyje nas Papiyż Ociec Umiylony Bez góroli ccony Z płacem wymodlony

Kraków 10 czerwca 2000 Klinika Chorób Zakaźnych

4

LetnickaKiesi...Wiyrchem w Tatrak

Page 151: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Ceperka,Cy pani?Kulawiyncy śtómpko Po oślizgłyj grani.

Ułomany obcos Do kuferka cisko.Pazdurami z butów Znacy wywiyrzysko.„Cóż to za niedbalstwo! Kamienista droga!Ktoś za to zapłaci!Kara będzie sroga!

To!!!U nas w Warszawie Nie do pomyślenia!!! Marszałkowska za przykład! Żegnaj Zakopane!Adieu!Dowidzenia!"

Kie się nie ukiełźnie!Ryje żlybem nisko!Wartko dojechała Pod samo schronisko!Gorycki we trawie Bliziućko woniała,Kie się z kufrem, z góry Na dół kopyrtała!W schronisku na ławie Miała huk roboty,Bo wyjmała z siortów Siutrowe nognioty.Z butów na śpileckak Rzemcyki ostały.Za paniusiom- Pyrci -Blizny dziur łotały!

Zakopane 4 lutego 2002

Nadpöcynte jabkoUsiadłak se wygodnie na ławecce sama, podniebiynie naciesyć jabłkem ze samego rana.

Page 152: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Obziyrom... Nadpocynte krapke Bez tłustom gąsienice. A ja co...?Tyz z „Gąsieniców"... Cy jo sie nie licem... ?

Do widzenia...Rzekło tocząc się wesoło urwanesamochodowe koło.

Zaproszenie do Zakopanego1Przyjedźcie na popas Na chwasty, na zioła Regiel spod Giewontu Do stołu Was woła

Siedniemy se społem Nad mlycem, pokrzywom,Do zielnego stołu Piyknie Wos pozywom!

Cobyście pokrzywom gymb nie poparzyli Zyntyce z sałatom będziemy pón piyli.

Hej!

Zakopane maj 2003

1 Wiersz napisany dla Krystyny Heskiej-Kwaśniewicz.

Page 153: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Nota bibliograficzna

W książce wykorzystano wersje rozpraw, które wcześniej zostały opu­blikowane.

Kornela Filipowicza cieszyński pejzaż poruszony. W: „Śląskie Miscellanea". T. 5. Literatura - Folklor. Red. J. Mal icki , K. Heska-Kwaśnie- w i c z. Warszawa 1993.

„O serce, serce Tatry moje”. O Sonetach taternickich Mariusza Zaruskiego. W: Góry - literatura -kultura. T. 3. Red. J. Kolbu szewski. Wro­cław 1996.

„. ..tylko tatrzańskie jeziora ”. Dwa epizody w „Sławie i chwale” Jarosława Iwaszkiewicza. W: Góry - literatura - kultura. T. 2. Red. J. Ko lbu ­sz e w s k i. Wrocław 1996.

Zapach Tatr. O fascynacjach górskich Jana Izydora Sztaudyngera. „Wier­chy" 1999 (wyd. 2000).

Beskidzkie gronie Pawła Łyska. „Wierchy" 2002 (wyd. 2003).Maria i Magdalena w Zakopanem. W: Góry - literatura - kultura. T. 4.

Red. J. Kolbuszewski . Wrocław 2001.Człowiek gór. Szkic do portretu Tadeusza Giewonta Gąsienicy. „Wierchy"

2001 (wyd. 2002).Poetka spod Giewontu -Anna Gąsienica Giewont-Fryjewicz. Literacki ar­

kusz „Wierchów”. „Wierchy" 2004, s. 61-74.„Sezonowa miłość” z Tatrami w tle. W: Pejzaże kultury. Prace ofiarowane

Profesorowi Jackowi Kolbuszewskiemu w 65. rocznicę Jego urodzin. Red. A. Dynak i M. Ursel. Wrocław2005.

Page 154: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich
Page 155: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Indeks osobowy

Adamski Stanisław 72 Axentowicz Teodor 20

Bachelard Gaston 47, 79, 99 Bachleda Klimek 129, 131 Baczyński Krzysztof Kamil 5,56, 57,

59, 61, 62, 65-69 Baczyński Stanisław 59, 67 Baranowska Małgorzata 30 Baum Vicki 44 Benedyktowicz, prof. 87 Bieniasz Józef 20 Bigosowa Wikta 55 Blikle Antoni 129, 130 Bobola Andrzej św. 72 Boiler Ludwik 20 Breza Tadeusz 133 Brodzka Alina 30, 41 Brun Krzysztof 131 Budzyński Wiesław 57, 58 Bujnicki Tadeusz 113 Bychowski Ryszard 59 Bustryccy Agnieszka, Jędrzej 31 Bzowski Władysław 42, 45

Chałubiński Tytus 20, 43, 91, 124 Chesterton Gilbert Keit 55 Chramiec Andrzej 9, 20, 21, 42 Chuweń Zuzanna 58, 63 Chwistek Leon 47 Cieślikowski Jerzy 78 Conrad Joseph 42

Curusiówna Maria 131 Czachowska Jadwiga 9 Czermińska Małgorzata 77, 117

Danilewicz-Zielińska Maria 110 Dąbrowski Marian 44 Degen-Ślusarska Zofia 94 Długosz Jan 7 Domaniewski Dominik 44 Dunikowska I. 20 Dynak Władysław 151

Ejsmond Julian 44 Eliade Mircea 34 Eliasz Walery 20

Filipowicz Kornel 5, 74, 75, 113, 114, 116-123, 151

Florian, św. 77 Frycie Stanisław 114 Fryjewicz-Giewont Gąsienica Anna

128, 133-138, 151 Fryjewicz Krzysztof 134

Gajda Stanisław 70 Galsworthy John 44 Gaspary Stefan 89 Gąsienica-Sieczka Józef 125 Gąsienica Byrcyn Stanisław 125, 129 Gąsienica Giewont Jan 124 Gąsienica Giewont Józefa 124 Gąsienica Giewont Stanisław 130

Page 156: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Gąsienica Giewont Tadeusz 7, 124- 128, 130-133, 151

Gąsienica Maciej 4 Gąsienica z Lasa Stanisław 125, 129,

130Gerlich Zofia 58 Gerson Wojciech 20

Giewont Anna zob. Fryjewicz-Giewont Gąsienica Anna

Głowiński Michał 120 Goethe Wolfgang 61 Goszczyński Stefan 35 Grim Emanuel 94, 96 Grzęda Ewa 136 Gutowski Wojciech 17, 83

Hale Ruth 126 Heraklit 27 Herod 67Heska-Kwaśniewicz Krystyna 3, 4, 70,

94, 113, 150, 151 Hoesick Ferdynand 7, 124, 129, 133 Hurnikowa Elżbieta 49, 50, 52

Iwaszkiewicz Jarosław 5, 29, 30, 34- 36, 38, 39, 41, 151

Jan Paweł II 137,147 Janowski Stanisław 9, 19-21 Jarczyk Henryk 71 Jasnorzewski Stefan 53 Jastrun Tomasz 127, 131, 132 Jędrusik Jan 119 Jędrzej z Lasa 128

Kantor Bolesław 119 Kapeniak Jerzy 131 Kapeniek Stefan 89 Karłowicz Mieczysław 39, 54, 124 Karpiel Bułecka Jan 133 Kasprowicz Jan 42 Kisielnicka Maria 42 Kmitowie 68 Kokowscy 76Kolbuszewski Jacek 4, 7, 8, 10, 11, 16,

22, 34, 35, 48, 50, 70, 111,136,151 Komornicka Maria 9 Konczakowski Bruno 118

Kopaliński Władysław 27, 36 Korosadowicz Zbigniew 131 Kosiński Ryszard 7 6 Kossak-Szczucka Zofia 94, 96

Kossak Wojciech 42, 43, 50, 51 Koszyczek Stanisław 126

Kowalczykowa Alina 17, 33, 136 Kowalewski Janusz 111 Kowalski Piotr 34 Krokowska Zofia 49 Krzeptowski Jędrzej 130 Krzeptowski Józef 127-130, 132 Kudera Jan 70 Kuglin Jan 92 Kuleczka Pola 8 Kuralówna 131 Kurth Hans 83 Kuryluk Karol 59 Kwaśniewicz Krzysztof 4 Kwiatek Aleksander 70 Kwiatkowska Maria zob. Podraza-Kwiat-

kowska Maria Kwiatkowski Jerzy 16, 41, 49, 56, 62

Lenin Włodzimierz 132 Leporowski Jerzy 49 Lepszy Kazimierz 20 Leśnodorski Zygmunt 45 Linowska Stefania 19 Lurker Manfred 61, 72

Łąckówny Stanisława i Helena 89 Łysek Paweł 5, 101, 102, 104, 108-112,

151

Majda Jan 8, 16, 18, 27 Majewski dr 44Makuszyński Kornel 54, 89, 126 Malczewski Rafał 44 Malicki Jan 151 Martuszewska Anna 17, 83 Marusarz Jędrzej 128 Melkowski Stefan 30, 36, 37 Meyer Howard Abrams 136 Michał Pawlikowski 46‘Miciński Bolesław 28, 33, 40 Mickiewicz Adam 13, 28, 58, 83 Miłosz Czesław 79

Page 157: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Morcinek Gustaw 94, 95, 98, 113 Mortkowicz-Olczakowa Hanna 59,65,66 Munk Andrzej 131 Myszor Jerzy 70

Nałęcki Konrad 131

Napoleon 78Natanson Wojciech 76, 84, 85 Niewidowski Zygmunt 43, 54, 55 Nowicki Tadek 131

Obrochcianka Hela 125

Obrochta Bartek 43 Obrochta Jan 125 Olszewski Janusz 127, 128 Opacki Ireneusz 113 Orkan Władysław 28, 42, 89, 98 Orzeszkowa Elica 133 Ossowska Maria 10, 23

Pach Adam 89

Paryscy Zofia i Witold 20, 22, 126, 130 Paryski Witold 22, 24, 131 Pawlica Julian 131Pawlikowska-Jasnorzewska Magdalena

42, 44-46, 48-54 Pawlikowska Hanna 45 Pawlikowski Jan Gwalbert 46 Pawlikowski Jan Gwalbert Henryk 45-

48, 52, 125 Pawłowicz Weronika 70 Pawłowski 130Pęksowie, bracia Józek i Jędrek 124 Piaseczna Katarzyna 126 Pigoń Stanisław 46 Pilch Anna 119 Pilch W., krawiec 119 Piłsudski Józef 85 Pinkwart Maciej 24 Piorunowa Aniela 68 Piorunowie 69Podraza-Kwiatkowska Maria 15, 16,109 Poremba-Wolkowa Barbara 57 Prus Konstanty 70Przyboś Julian 66, 70, 74, 75, 113, 114,

116

Radziejowski Stanisław 20

Reymont Władysław 28

Roj-Kozłowska Helena 131 Romains Jules 44 Rosner Edmund 113 Rój Władek 131 Różewicz Tadeusz 62 Rurawski Józef 11 Rychter-Janowska Bronisława 21 Rytard Mieczysław 7

Sabała Jan 43 Sachetto Rita 51 Sagan Franęoise 133 Samozwaniec Magdalena 42, 43-46,

49-51, 54, 55 Semil Edmund 57, 67 Siemieniuk-Fręś Maria 61 Sienkiewicz Henryk 28, 42 Sikora Ireneusz 109 Sławińska-Okopień Aleksandra 120 Sławiński Janusz 120 Słoka Ewa 34, 136 Słowacki Juliusz 57, 61 Smolińska Lucyna 132 Sobczak Władek 125 Srebro B. 128 Sroka Mieczysław 132 Staff Leopold 28 Starzewski Jan 45 Staszic Stanisław 35 Stecki Konstanty 7, 46 Stępień Henryka 22, 28 Stolarczyk Józef, ks. 20, 43 Stone Beryl Ruby 64 Strug Andrzej 28 Stryjeńscy Zofia, Stanisław 44 Strzebiński Eugeniusz 130 Strzelecka Jaśmina 125 Stupski Jerzy 130 Styka Jan 20 Szanecka Anna 57 Szatkowski Wojciech 125, 129 Szczepański Jan Alfred 7, 24 Szczuka Mieczysław 49 Szramek Emil 5, 70-72 Sztaudynger-Kalisiewicz Anna 74, 78,

85, 87, 92, 100 Sztaudynger Jan Izydor 5, 74-86, 92-

96, 98-100, 151 Szymanowski Karol 28, 41, 44, 125

Page 158: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Ślimak Wojciech 124

Tadziak Jędrzej 124 Tałuć Katarzyna 70 Tatar Szymon 124Tetmajer-Przerwa Kazimierz 7, 11, 20,

28, 42, 131

Unger Jolanta 119

Wala Jędrzej 124 Wantuła, pastor 94 Wasilewski Zbigniew 57 Wawrytko Józef 128, 130 Weil Simone 79 Węgrzynowicz 131 Winnicka Lucyna 131 Winnicka Ewa 57, 58, 59 Winnicka Józefa 57 Witkiewicz Stanisław Ignacy 44, 46,

125Witkiewicz Stanisław 35, 46, 47

Witkowskie Michalina, Mira, Jola 89 Witos Wincenty 131 Wnuk Włodzimierz 89 Wolska Maryla 46 Woźniakowski Jacek 35, 38 Wójcik Wiesław A. 20 Wyka Kazimierz 53, 56, 57, 59, 62,

67-69

Zabawski Leszek 119 Zabierowski Stefan 56, 68 Zamoyski August 44, 51 Zapolska Gabriela 9-21 Zaruski Mariusz 5, 22-28, 151 Zarycki Szymon 125 Zawisza Czarny 28 Zaworska Helena 40

Zaczkiewicz Tomasz 132 Żelechowski Kacper 20 Żeromski Stefan 28 Żuławski Wawrzyniec 7, 128

Sporządziła Maria Kwaśniewicz

Page 159: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Krystyna Heska-Kwaśniewicz

People - mountains - books

Summary

The book was devoted to mountain experiences of selected Polish literature and culture writers and one Tatra guide. It shows the role the mountains, especial­ly the Tatra Mountains and the Silesian Beskidy Mountains, played in shaping the personality and writing of the following people: Gabriela Zapolska, Mariusz Za­ruski, Jarosław Iwaszkiewicz, Maria Jasnorzewska-Pawlikowska, Magdalena Sa­mozwaniec, Krzysztof Kamil Baczyński, father Emil Szramek, Jan Izydor Sztau­dynger, Paweł Łysek, Kornel Filipowicz, Tadeusz Giewont Gąsienica and his dau­ghter Anna. The whole work is chronologically structured, from the turn of the 19th and 20th centuries up till the present day.

The author, when discussing the connections the above-mentioned had with the mountains, shows the way their biographies were shaped, the way they perme­ated into writing, and the way they helped to build new interpersonal relathion- ships. Such a bond of the people of the mountains brings about a wider problema­tic aspect of the book. The author also analysed the mountain motives present in the writing of the selected writers, showing numerous manifestations of their fascination with the mountains.

Page 160: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Hommes - montagnes - livres

Resume

Le livre a ete consacre ä des experiences et evenements vecus ä la montagne par des auteurs choisis de la litterature et culture polonaises et par un guide de Tatry. Le livre demontre la part qu'ont prise les montagnes, particulierement les monts Tatry et Beskid Śląski, dans la formation de leurs personnalites et leurs oeuvres. Nous parlons des auteurs suivants: Gabriela Zapolska, Mariusz Zaruski, Jarosław Iwaszkiewicz, Maria Jasnorzewska-Pawlikowska et Magdalena Samo­zwaniec, Krzysztof Kamil Baczyński, prfitre Emil Szramek, Jan Izydor Sztaudyn­ger, Paweł Łysek, Kornel Filipowicz, Tadeusz Giewont Gąsiennica et sa filie Anna. L'ensemble est organise chronologiquement, ä partir du detour du XIXe et XXC siecles jusqu'ä present.

L'auteur, en presentant des relations des personnes mentionnees avec les montagnes, demontre comment elles modelaient des biographies, comment elles influenęaient l'oeuvre et de quelle faęon elles aidaient ä construire les rapports interpersonnels. La communaute des hommes de montagnes, esquissee ainsi, constitue un aspect plus profond du livre. L'auteur analyse aussi le motif des montagnes dans la production litteraire des auteurs choisis, en etalant de nom- breuses empreintes de leur fascination par des montagnes.

Page 161: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich
Page 162: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich
Page 163: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Fot. 1. Wschód słońca nad Morskim Okiem. Fot. Maciej Gąsienica.

Page 164: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Fot. 2. Symboliczna mogiła Mariusza Zaruskiego na Pęksowym Brzyzku. Fot. Wiesław Kwaśniewicz.

Page 165: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Fot. 3. Jezioro w Dolinie Mięguszowieckiej w nocy. Fot. Maciej Gąsienica.

Page 166: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Fot. 4. „Dom pod Jedlami". Fot. Wiesław Kwaśniewicz.

Page 167: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Fot. 5. Widok z Bukowiny Tatrzańskiej na Tatry. Fot. Maciej Gąsienica.

Page 168: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Fot. 6. Pismo ks. Emila Szramka do Kurii Diecezjalnej w Katowicach. Ze zbiorów Archiwum Archidiecezjalnego.

Page 169: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Tan Jzydor Sztaudynger

? t § t

1

PIÓRKA Z GOR

W YDAW NICTW O L IT E R A C K IE KR A K O W

Fot. 7. Jan Izydor Sztaudynger Piórka z gór.

Page 170: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Fot. 8. Mogiła Pawła Łyska na cmentarzu w Istebnej. Fot. Wiesław Kwaśniewicz.

Page 171: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Fot. 9. Z drogi na Równicę. Fot. Wiesław Kwaśniewicz.

Page 172: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Fot. 10. Portret Tadeusza Giewonta Gąsienicy namalowany przez Adama Dole- żuchowicza. Fot. Wiesław Kwaśniewicz. Na portrecie napisany czterowiersz:

Siwy jo już siwy Krziwe we mnie kości Zońdem do dziewcyny Piyknie mnie wyprości

Page 173: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

Fot. 11. Anna Giewont Gąsienica-Fryjewicz z autorką książki. Fot. Wiesław Kwaśniewicz.

Page 174: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich
Page 175: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich
Page 176: Ludzie, góry, książki · O górach piszę więc przez całe życie. Niemałe znaczenie ma ... Książka ta ma stanowić także spłatę długu wobec ludzi, z któ ... polskich

nr in w . : BFP - 67914

BFP 67914

d- >rą Ha >t- dr!St O-iej

w iiie id iu ize . rewne jej prace z tego zakresu mają prymarne znaczenie dla w iedzy o górskich aspektach histo­rii literatury i kultury polskiej, czego dowodzą także studia zawarte w oma­wianym tomie.

Tytuł omawianej książki jest nie ty l­ko adekwatny w stosunku do jej zawar­tości, ale nadto - co bardzo ważne - zawiera także istotną wskazówkę meto­dologiczną, określając jej charakter i przesłanie. W triadzie: ludzie , góry, k s ią żk i na planie pierwszym znaleźli się nie przypadkiem ludzie, co jednak niczego w spólnego nie ma z postpozy- tyw istycznym biografizm em . Autorka śledzi bowiem górskie doświadczenia i fascynacje wybranych postaci z dzie­jów literatury i kultury polskiej, by w ykazać, jaki m iały one udział w kształ­towaniu ich dzie ł i postaw. I na tym polega szczególna wartość i odrębny charakter jej książki...

z recenzjiprof. dr. hab. Jacka Kolbuszewskiego

O

Cena ISSN 0208-6336

ISBN 83-226-1580-9