Link Polska Magazine 03/2009

44
March/marzec 2009 ISSN 1756-3542 3 (33) Powody, by żyć | Irlandzki napój bogów | 135 cm wzrostu Emigracja jest 14 KOBIETĄ

description

Monthly glossy magazine for Polish community. Life style, art, photography.

Transcript of Link Polska Magazine 03/2009

Page 1: Link Polska Magazine 03/2009

March/marzec 2009ISSN 1756-3542

3(33)

Powody, by żyć | Irlandzki napój bogów | 135 cm wzrostu

Emigracja jest 14

KOBIETĄ

Page 2: Link Polska Magazine 03/2009
Page 3: Link Polska Magazine 03/2009

„Ja obchodzę Dzień Kobiet cały rok” – mawiał mój przyjaciel, kiedy rozmawialiśmy o 8 marca. Było to prawdą – przyjaciel kocha kobiety z całej siły, namiętnie i hurtem, między innymi dlatego nie był w stanie długo ułożyć sobie życia. Teraz pokutu-je za te wszystkie złamane serca, bo oprócz żony ma dwie córeczki, więc faktycznie świętuje Dzień Kobiet cały rok.

Bardzo feministycznie jest powiedzieć, że w dniu 8 marca obchodzimy święto komunistyczne, że kobieta gardzić powinna kwiatkiem, który ma odwrócić uwagę od jej dyskryminacji, uprzedmiotowienia, itp., itd. Ale feminizm się kończy. Dawno już nastała era postfeminizmu. I zaczyna być odwrotnie. Kobiety stają się tak wpływowe i dominujące, spełniają się zawodowo, migrują, iż wydaje się, że zaczynają powoli tęsknić za czasami (albo chwilami), kiedy przypominano sobie o ich kobiecości. Kiedy stawiano je na piedestale, poświęcano im obrazy, wiersze i obsypywano kwiatami. Jesteśmy już tak silne, że, doprawdy, przypomnienie nam o tym, że jesteśmy kobietami, niech będzie przy pomocy kwiatu, okazuje się nie być wstrętną dla nas my-ślą. W głębi duszy. Bo feministka tego nie powie. Postfeministka już tak.

Dlatego w imieniu całej redakcji życzę paniom pięknych kwiatów i wspaniałych ludzi wokół (płeć obojętna).

March 2009 | marzec 2009 | 3www.linkpolska.com

Aleksandra Łojek-Magdziarz

Kilka słówna początek

Zobacz: Monika Drożyńska, 29 lat. Artystka, projektantka ubrań. Dwa lata temu wygrała walkę z guzem macicy. Lubi seriale „Gotowe na wszystko” i „Przystanek Alaska”, malować paznokcie, zupę z soczewicy z mlekiem kokosowym i gotować obiady swojemu mężowi. Ale najbardziej lubi żyć. Zdjęcie z wystawy fotograficznej „Masz wiele powodów, by żyć”.

Fot

. Gra

żyna

Mak

ara/

Tygo

dnik

Pow

szec

hny

marzec 2009March 2009

Page 4: Link Polska Magazine 03/2009

POLSKAPolska w NATO jest już od 10 lat. Jak układa się nasze członkostwo w Sojuszu?Paweł Bruger

ŚWIATHolandia, ten niewielki kraj na skraju Europy oferuje emigrantom podobne warunki życia i pracy, co Wielka Brytania.Tomek Kurkowski PERYSKOP

TEMAT NUMERUPolskie nauczycielki, lekarki, stu-dentki, sprzątaczki i kelnerki, osie-dlając się w UK, przekroczyły grani-cę tradycyjnych kobiecych wartości. Aleksandra Kaniewska

FOTOGALERIACodziennie z powodu raka piersi umiera w Polsce 13 kobiet, a pięciu innym kobietom życie odbiera no-wotwór macicy. Zbadaj się, bo masz powody, by żyć!

20

23

24

27

29

LINKw numerze

Turystyka - Napój bogów

3 (33)

Link Café - Pożegnanie z frytkami

PUBLICYSTYKAP jak Polska, p jak porno... Czy dwie dekady wolności nauczyły nas też umiejętności korzystania z przyjemności liberalnego świata, czy wciąż jesteśmy jeszcze na rozdrożu?Szymon Kiżuk

KULTURARozmowy aktorów w garderobie. Anna Kozłowska

KULTURA„Kinoteka” – polski festiwal filmowy na Wyspach. Rozmawiamy z jego dyrektorką Marleną Łukasiak. Aleksandra Kaniewska

HISTORIAO wielowiekowym zainteresowaniu Polaków morzem i przygodami z nim związanymi.Piotr Miś

FELIETONPóźniej może być za późno. Przeszczepy. Maciej Przybycień

OBOK NASMały człowiek – wielki człowiek. Opowieść o Miłoszu, najmniejszym polskim emigrancie na Wyspach. Jakub Świderek

TURYSTYKATam, gdzie rodzi się irlandzki napój bogów. Wizyta w dublińskiej wytwórni Guinnessa.Szymon Kiżuk

SPORT28 marca polska reprezentacja w piłce nożnej zagra przeciwko Irlandii Północnej. Tomasz Kurkowski

LINK CAFÉGordon Ramsay, Nigella Lawson i Jamie Oliver to liderzy rewolucji w brytyjskiej kuchi. Może dzięki nim z barów i pubów znikną tłuste ryby z frytkami?Aleksandra Łojek-Magdziarz

LINK CAFÉHelena gotuje kisz, czyli tartę na słono.Helena Kubajczyk

37

Świat - Holandia, ziemia obiecana? 8

4 | marzec 2009 | March 2009

30

32

34

37

38

6

8

11

14

18

Zespół redakcyjny/

Magazine team

Paweł Bruger,

Piotr Miś,

Tomasz Kurkowski

Współpraca/

Contributors

Piotr Adamczyk,

Tomasz Karolak,

Aleksandra Kaniewska,

Dorota Mazur,

Helena Kubajczyk,

Maciej Przybycień,

Anna Kozłowska,

Szymon Kiżuk,

Jolanta Reisch,

Dorota Suchy,

Barbara Pięta

Adres/Address:

1a Market Place

Carrickfergus BT38 7AW

Tel.: +44 28 9336 4400

www.linkpolska.com

[email protected]

Redaktor prowadząca/Editor

Aleksandra Łojek-Magdziarz

[email protected]

Sekretarz redakcji/Deputy Editor

Sylwia Stankiewicz

[email protected]

Reklama/Advertising

Aneta Patriak

+44 7787588140

[email protected]

Redakcja i wydawca nie po-

noszą odpowiedzialności za

treść ogłoszeń, reklam i in-

formacji. Redakcja nie zwra-

ca materiałów niezamówio-

nych i zastrzega sobie prawo

do skracania i redagowania

tekstów. Nadesłane materiały

przechodzą na własność re-

dakcji, co jednocześnie ozna-

cza przeniesienie na redak-

cję magazynu „Link Polska”

praw autorskich z prawem

do publikacji w każdym ob-

szarze. Przedruk materiałów

publikowanych w magazynie

„Link Polska” możliwy tylko

za zgodą redakcji.

* na okładce: Emigracja jest kobietą. Fot. Jakub Świderek

32

Kuchnia Heleny 38

Dział foto/Photo Editor

Jakub Świderek

[email protected]

Dział graficzny/Art Room

Irka Laskowska

[email protected]

Tomasz Zawistowski

Wydawca/Publisher

Link Polska Limited

Dyrektor/Director

Ewa Grosman

Druk/Print

GPS Colour Graphics Ltd.

Alexander Road

Belfast, BT6 9HP

Page 5: Link Polska Magazine 03/2009

* na okładce: Emigracja jest kobietą. Fot. Jakub Świderek

Kuchnia Heleny 38

MLodziez pije na ulicach

staje sie coraz bardziej awanturnicza

mieszkancy narzekaja

chca zebys to rozwiazal

albo oni zrobia to za ciebie

CZY SPROSTASZ TEJ SYTUACJIZapewniamy pełne i profesjonalne szkolenie, które pozwoli ci podołać podobnym sytuacjom.

Z początkowym wynagrodzeniem w wysokości £22 000 rocznie* i szerokimi perspektywami rozwoju będziesz miał możliwość zaangażowania się w życie lokalnej społeczności.

Jeżeli jesteś w wieku 18-57 lat (ważne, żeby z datą 3.09.2009 r. osoby te miały nie mniej niż 18 i nie więcej niż 57 lat) i jesteś zainteresowany zatrudnieniem na pełny etat w PSNI, skontaktuj się z nami.

Zgłoszenia przyjmowane będą do dnia 3.04.2009 r. do godz. 17:00

Rekrutacja kandydatów przeprowadzana jest przez Deloitte MCS Limited w imieniu Police Service of Northern Ireland. *Wynagrodzenie początkowe £22 104 wzrastające do 24 675 po ukończeniu szkolenia. Stawki obowiązujące od dnia 1.09.2008 r. Zależy nam, by w szeregi PSNI przystępowali przedstawiciele wyznania katolickiego, zarówno kobiety, jaki i mężczyźni, oraz przedstawiciele mniejszości narodowych. PSNI należy do Equal Opportunities Employer.

Wyślij swoje zgłoszenie online: www.joinpsni.co.uklub zadzwoń na bezpłatną infolinię: 0800 028 4411Kontakt dla osób z Republiki Irlandii: 1800 509305

Page 6: Link Polska Magazine 03/2009

Członkostwo w NATO to główny cel polskiej polityki bezpieczeństwa od czasu upadku ko-munizmu. Traktat Północnoatlantycki, na mo-cy którego została powołana Organizacja Pak-tu Północnoatlantyckiego (North Atlantic Tre-aty Organization) jest prostym dokumentem 14 artykułów określających zobowiązania wszyst-kich państw przystępujących do Sojuszu. Naj-ważniejszym z nich jest art. 5. Mówi on, że ja-kikolwiek atak zbrojny z zewnątrz, skierowany przeciwko jednemu lub kilku państwom nale-żącym do NATO, będzie traktowany jako atak na całą organizację, czyli „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Dla Polski jest to podsta-wowa gwarancja bezpieczeństwa. W różnych okresach od 4 sierpnia 1949 roku, kiedy to w Waszyngtonie przedstawiciele 10 krajów euro-pejskich (Wielkiej Brytanii, Francji, Belgii, Ho-landii, Luksemburga, Danii, Islandii, Norwegii, Portugalii, Włoch) oraz USA i Kanady podpisa-li Traktat Północnoatlantycki, do Sojuszu przy-stąpiło kolejnych 16 państw świata.

Podstawowym bodźcem do powstania NATO było utworzenie międzynarodowej koalicji po-lityczno-militarnej mogącej przeciwstawić się sile ówczesnego Związku Radzieckiego i ca-łego Układu Warszawskiego. ZSRR jednak się

rozpadł, więc NATO otworzyło się na współ-pracę polityczno-wojskową z krajami Europy, Azji Środkowej oraz Bliskiego Wschodu i Afry-ki Północnej. Polska zaś była jednym z trzech pierwszych krajów byłego Układu (obok Czech i Węgier), które w 1999 roku przystąpiły do So-juszu. Od tamtej pory nasze wojska regularnie wysyłane są jako część sił pokojowych w różne rejony świata ogarnięte wojnami. To dlatego na-si żołnierze brali udział m.in. w misjach w Bo-śni i Hercegowinie, Kosowie, a obecnie również w Afganistanie.

Głównym organem decyzyjnym Sojuszu jest Rada Północnoatlantycka, ponieważ to ona po-dejmuje najważniejsze decyzje dotyczące poli-tyki NATO na świecie. Składa się ona z przed-stawicieli wszystkich krajów członkowskich, w jej pracach uczestniczą również ministrowie spraw zagranicznych krajów sojuszniczych. Jej szefem jest sekretarz generalny, którego kaden-cja trwa 4 lata. To on kieruje pracami Rady, re-prezentuje również Sojusz na arenie międzyna-rodowej. Od czasu powstania NATO każdy ko-lejny sekretarz pochodził z krajów Europy Za-chodniej, ale powszechnie wiadomo, że żad-na kandydatura na to stanowisko nie ma szans bez aprobaty Waszyngtonu. W kwietniu upływa pięćdziesięciolecie powstania tej organizacji, a

kończącego latem kadencję obecnego sekreta-rza, pochodzącego z Holandii Jaapa de Hoop Scheffera, zastąpi nowy, być może pochodzą-cy tym razem z Europy Środkowo-Wschodniej. W mediach europejskich aż huczy od domysłów na temat potencjalnych kandydatur na to stano-wisko. Większość gazet powtarza jednak głów-nie dwa nazwiska: duńskiego premiera Andersa Fogha Rasmussena i polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego.

Rok ten może być dla Sojuszu przełomowym, bowiem organizacja stoi na rozdrożu. Sojuszni-cy nie mogą się zgodzić, co do kursu przyszłej polityki, więc nowy szef będzie miał niełatwe zadanie. Najważniejszymi kwestiami do roz-wiązania są wojna w Afganistanie oraz polity-ka wobec Rosji. Nowy prezydent USA Barack Obama zapowiedział, że przerzuci część wojsk z Iraku do Afganistanu. Amerykanie oczeku-ją również zwiększenia kontyngentów wojsko-wych od swoich natowskich sojuszników, a więc i Polski. Nowy sekretarz będzie musiał po-kazać, że nierozwiązywalny, jak się teraz zdaje, konflikt afgański NATO może rozwikłać. „Nie ma lepszego kandydata niż Sikorski” – uważa generał Sławomir Petelicki, pierwszy dowódca jednostki GROM. „W latach 80. był na wojnie w Afganistanie, ma tam doskonałe kontakty, któ-re pomogą mu nie tylko w skutecznym organi-zowaniu misji wojskowej, ale także w odbudo-wie kraju. On jak mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że od misji w Afganistanie zależy wiary-godność i wizerunek Sojuszu”. Przeciwko nie-mu świadczy jednak sprawa kontaktów z Ro-sją, która ostro sprzeciwia się planom rozsze-rzenia NATO o Ukrainę i Gruzję, a Polska jest gorącym orędownikiem włączenia tych dwóch państw w struktury Sojuszu. Prestiżowy belgij-ski dziennik „Le Soir” zaznacza, że być może Sikorski zdobędzie poparcie Obamy, ale kandy-daturę Polski, która ma wizerunek kraju anty-rosyjskiego, pod byle pretekstem będą chciały zablokować najbardziej prorosyjskie kraje euro-pejskie, jak Niemcy i Francja.

Dotychczasowe doświadczenia wskazują, że zazwyczaj pierwsi typowani kandydaci prze-grywają rywalizację, dlatego każdy z nich kon-sekwentnie zaprzecza w mediach, jakoby kan-dydował. W podobnym tonie wypowiada się również sam Sikorski, a w najbliższym czasie obok niego i Rasmussena zapewne pojawią się jeszcze inni kandydaci. Teoretycznie nowego szefa NATO musi wyłonić do lata, jednak eks-perci przypuszczają, że nowy sekretarz zosta-nie przedstawiony światu podczas jubileuszo-wego szczytu Sojuszu, który odbędzie się w dniach 3-4 kwietnia w Strasburgu, Kehl i Ba-den-Baden, na granicy francusko-niemieckiej. Wtedy też okaże się, czy rok 2009 będzie dla Polski, jako członka NATO, ważny nie tylko ze względu na marcową okrągłą rocznicę przystą-pienia naszego kraju do Sojuszu.

6 | marzec 2009 | March 2009

LINKpolska

Polska w NATOPaweł Bruger

Mija właśnie 10 lat od czasu, gdy 12 marca 1999 roku ówczesny minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek podpisywał akt przystąpienia Polski do NATO. W okrągłą rocznicę tamtego wydarzenia Polska może odnieść kolejny sukces.

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego

Media typują kandydatów

NATO w kryzysie

Radosław Sikorski (na zdjęciu po lewej), potencjalny kandydat na sekretarza generalnego NATO oraz Jaap de Hoop Scheffer, który obecnie piastuje to stanowisko

Fot.

Hel

ene

C. S

tikke

l, D

efen

selin

k Ph

otos

Fot.

Che

rie C

ulle

n, D

efen

selin

k Ph

otos

Page 7: Link Polska Magazine 03/2009

Takie wnioski wynikają z badań prof. Józefa Baniaka, so-cjologa z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Profesor przeprowadził roz-mowy o celibacie z ponad 800 polskimi duchownymi. Jego zdaniem, takie wyniki sondażu to dla Kościoła bardzo poważny problem, bo dla miłości i relacji z kobietą wielu kapłanów jest gotowych zrzucić sutannę. Z jego badań wynika również, że wielu duchownych marzy o tym, by możliwe było łączenie życia rodzinnego z pełnieniem kapłaństwa. Kontrowersyjny prof. Baniak optuje także za zmianą obowiązkowego celiba-tu na dobrowolny. (SzK)

Polski Kościół rusza do walki z kryzysem gospodarczym – czytamy w dzienniku „Polska”. Biskupi kilku diece-zji przejęci rosnącym bezrobociem two-rzą programy pomocy ludziom, którzy właśnie stracili pracę bądź są zagrożeni zwolnieniem. W tym celu hierarchowie Kościoła tworzą fundusze pieniężne, z pomocy których będą mogli skorzystać bezrobotni. Takie inicjatywy powstały już w Sandomierzu, Radomiu i Kielcach.

Pomysły na walkę z bezrobociem, tyle że na Wyspach, ma również brytyj-skie Ministerstwo ds. Imigracji – czy-tamy w „Dzienniku”. W pośredniakach na terenie Anglii pojawiły się plakaty i ulotki reklamujące oferty pracy m.in. z Polski i Litwy. Minister ds. imigracji Phil Woolas twierdzi, że nie chodzi o pozby-cie się z Wysp Polaków, bo ulotki skiero-wane są też do Brytyjczyków, którzy nie mogą znaleźć pracy na Wyspach.

Pracowali za granicą, wrócili do Polski, chcą kupić mieszkanie. Ale odło-żona kwota nie wystarcza, a o kredyt trudno. Receptę na to podsuwa „Życie Warszawy”: „Szukam czegoś do wy-najęcia, chociaż na rok, aż się sytuacja ustabilizuje” – mówi Jacek Ozga, który wrócił z Londynu – „ale szukam miesz-kania nowego, którego nie będę musiał remontować”. Dlatego zainteresowaniem cieszą się mieszkania deweloperskie, któ-re można wynająć, a potem wykupić.

Niemieckie linie lotnicze Lufthansa rozpoczęły kampanię reklamową skie-rowaną do Polaków – donosi „Gazeta Wyborcza”. Niemieccy specjaliści zaini-cjowali projekt, wykorzystując głośną w Polsce sprawę wyrzucenia z samolotu tych linii Jana Rokity. Zachowującego się agresywnie ekspolityka wyprowadzono z samolotu w kajdankach. Hasło nowej kampanii reklamowej Lufthansy brzmi: „Europa w obie strony od 399 złotych. Warto przeżyć taką chwilę”.

Saba, sznaucerka Ludwika Dorna, znów w centrum życia publicznego – czytamy w „Newsweeku”. Wydział I Cywilny Sądu Rejonowego w Tczewie przysłał do „pani Saby Dorna”, pod adres biura poselskiego w Warszawie, list pole-cony z postanowieniem sądu w sprawie, w której była pozwana. Saba to naj-słynniejsza psia dama w polityce. Jako pierwsza przechadzała się po Sejmie, na spacery była wyprowadzana przez funk-cjonariuszy BOR-u, pojawiła się nawet w reklamówce wyborczej.

March 2009 | marzec 2009 | 7

LINKpolska

Codzienna porcja newsów na www.linkpolska.com

Księża chcą żonPonad połowa polskich księży deklaruje, że chciałaby mieć rodzinę. 12 procent przyznaje się do posiadania konkubiny, a co trzeci duchowny miał kontakty seksualne i związki z kobietami.

prasówka

Posłowie uchwalili zmianę prawa wybor-czego, zatwierdził ją również senat, teraz powinien podpisać ją prezydent. Dzięki niej będzie można przeprowadzić czerwcowe wy-bory do Parlamentu Europejskiego w ciągu dwóch dni. Wyborcy będą mogli pójść do urn nie tylko w niedzielę (7 czerwca), ale i w so-botę (6 czerwca). Posłowie liczą, że zwiększy to frekwencję.

Okazuje się jednak, że korzystna dla obywateli zmiana prawa wyborczego rodzi poważny kłopot dla odpowiedzialnego za organizację głosowania Krajowego Biura Wyborczego. W jego budżecie brakuje bo-wiem pieniędzy na pokrycie kosztów głoso-wania dłuższego niż jednodniowe. Ile pienię-dzy brakuje? Wicepremier Waldemar Pawlak, który ostro krytykuje zmianę przepisów w dobie kryzysu, mówi nawet o 50 mln zł. Według informacji KBW, aż tak źle nie jest. Na organizację czerwcowych wyborów biuro ma przygotowane ok. 80 mln zł. Tyle mniej więcej kosztuje głosowanie jednodniowe. Drugi dzień wyborów oznaczać będzie ko-nieczność znalezienia dodatkowo co najmniej 20 mln zł. (SzK)

Wybory do europarlamentuSejm zdecydował, że czerwcowe wybory do europarlamentu potrwają dwa dni. Ich koszt wzrośnie o co najmniej 20 mln zł.

O nowych rządowych pomysłach mówił przewodniczący klubu parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski. Według projektu, każdy, kto będzie posiadał status bezrobotnego, będzie mógł otrzymać od rządu pożyczkę na spłatę kre-dytu hipotecznego. Pomoc otrzymają ci, którzy stracą zatrudnienie np. na skutek zwolnień gru-powych, indywidualnych czy spowodowanych upadłością firmy. „Najistotniejsze będzie to, że osoba musi mieć statut bezrobotnego, musi być zarejestrowana w powiatowym urzędzie pracy i musi mieć problemy ze spłatą swojego kredytu” – powiedział przewodniczący.

„Sądzę, że będzie to mniej niż tysiąc zło-tych” – dodał Chlebowski, określając wysokość wypłacanej miesięcznie pożyczki. Nie określił, jakiego czasu miałaby dotyczyć ta kwota. Nie są jeszcze znane zasady, według których pożycz-kobiorca musiałby później zwrócić pieniądze.

Gospodarki naszych sąsiadów, również Niemców, do których w większości wysyłamy produkowane u nas towary, są w poważnych tarapatach. Z tego powodu również w Polsce spada zatrudnienie. Minister pracy Jolanta Fedak przyznała ostatnio, że według szacunków jej resortu w 2009 roku bezrobocie w Polsce wzrośnie do 12 procent. (Bru)

Polski rząd pomoże w spłacie kredytów hipotecznychBudowa sieci wsparcia oraz pomocy w spła-cie kredytów hipotecznych tym Polakom, któ-rzy stracili pracę – to nowe pomysły rządu na walkę z coraz bardziej pogrążającym polską gospodarkę kryzysem ekonomicznym.

O procedurach udziału w wyborach parlamentar-nych na Wyspach czytaj na www.linkpolska.com

Wnętrze budynku europarlamentu w Strasburgu. Fot. J. Logan

Page 8: Link Polska Magazine 03/2009

8 | marzec 2009 | March 2009

Holandia stanowi fenomen na skalę świato-wą. Ten miniaturowy kraj w zachodniej części Europy sprawia wrażenie jakby celowym zamy-słem stwórcy był jego udział w sprawach wiel-kiej wagi. Jeszcze w średniowieczu dzięki geniu-szowi rodzimych hydrologów poskromił żywioł Morza Północnego i skutecznie odsunął widmo własnej zagłady. W dobie podbojów potrafił wy-rwać dla siebie niemały kawałek z kolonialne-go tortu i podporządkować część ówczesnego świata (do dziś w jego władaniu pozostają Anty-le Holenderskie i Aruba). W międzyczasie odci-snął silne piętno na rozwoju nauk humanistycz-nych (Erazm z Rotterdamu) i ścisłych (Christia-an Huygens), a dzieła jego rodzimych malarzy błyskawicznie podbiły rynek sztuki (m.in. Rem-brandt i Vermeer). W pierwszej połowie XX wie-ku w jego malowniczym krajobrazie rozegrała się także największa bitwa powietrznodesanto-wa II wojny światowej (bitwa pod Arnhem).

Po przeszło 60 latach od tamtych wydarzeń Holandia uchodzi za ostoję światowej demokra-cji, chełpi się szerokim zakresem swobód oby-watelskich (m.in. zalegalizowała związki homo-seksualne, eutanazję, aborcję i narkotyki mięk-kie) i siłą własnej gospodarki (w grudniu 2008 roku zanotowała najniższy poziom wyrównanej sezonowo stopy bezrobocia w UE – 2,7%). Sta-ła się domem dla ponad 16 milionów obywate-li i przynajmniej dwa razy większej liczby rowe-rów. Na co dzień każdy Holender korzysta z do-brodziejstw najlepszych na świecie dróg rowero-wych i szerokiej oferty połączeń lotniczych re-alizowanych przez narodowego przewoźnika – królewskie linie lotnicze KLM. Nie bez kozery czwarte największe lotnisko w Europie, amster-damski Schiphol, nazywany jest europejską bra-mą na świat.

Współczesna Holandia to także producent wy-sokiej jakości towarów, uznany na świecie eks-porter piwa (Heineken, Grolsch, Amstel), se-rów (Gouda, Edam, Leerdamer) i sprzętu elek-tronicznego (siedziba Philipsa w Eindhoven). Z jej urodzajnych pól uprawnych (polderów) po-chodzą też najlepsze gatunki kwiatów (na cze-le z tulipanami i różami), które na światowe ryn-ki wypływają z Rotterdamu, największego portu

morskiego na świecie. Trudno też wyobrazić so-bie współczesną Europę bez dusznej atmosfery Dzielnicy Czerwonych Latarni i gęstej sieci cof-feeshopów rozsianych po całym kraju.

Na przestrzeni dziejów relacje holendersko--polskie kształtowane były poprzez wzajemne kontakty handlowe. Holandia częściej spoglą-dała jednak na zachód, ku Ameryce, zapomina-jąc o swoich sąsiadach na wschodzie. „Holen-drzy są mentalnie połączeni wielkimi autostrada-mi z Waszyngtonem, ale nie chcą mieć zbyt wie-le wspólnego z tym, co dzieje się za wschodnią granicą, poczynając od Niemiec” – powiedział

Geert Mak, autor cyklu reportaży „W Europie”. W pierwszej połowie XX wieku losy obu naro-dów splotły się w walce z hitlerowską agresją. Do dziś w wielu zakątkach Holandii możemy na-tknąć się na groby polskich żołnierzy. Na cmen-tarzu w Bredzie spoczywa m.in. gen. Stanisław Maczek, którego skuteczny manewr oskrzydla-jący w 1940 roku ocalił miasto od zniszczenia. W uznaniu tych zasług przyznano mu honorowe obywatelstwo Holandii.

1 maja 2007 roku wraz z pełnym otwarciem holenderskiego rynku pracy relacje Polaków z Holendrami weszły w zupełnie nowy wymiar. Dziesiątki tysięcy pracowników z Polski zdecy-dowały się na emigrację zarobkową. Co prawda jeszcze przed wstąpieniem Polski do UE wielu Polaków legalnie podejmowało pracę w Holan-dii (byli to posiadacze tzw. „czerwonego pasz-portu”), ale jej zakres był nieporównywalnie mniejszy. Holenderskie agencje pracy przeżyły prawdziwe oblężenie. Szacuje się, że do dzisiaj pracę w Królestwie Niderlandów podjęło ponad 120 tysięcy Polaków. Proces migracji z pewno-ścią przyspieszyło relatywnie bliskie położenie kraju – w dogodnych warunkach podróż samo-chodem z Polski trwa 10-12 godzin. Do Holandii napłynęła też duża grupa polskich emigrantów z Wielkiej Brytanii rozczarowana sytuacją gospo-darczą na Wyspach, wysokimi kosztami utrzy-mania i słabością brytyjskiego funta. Tymcza-sem Holandia kusi nie tylko atrakcyjnymi zarob-kami i mocnym kursem euro, ale przede wszyst-kim łatwością w znalezieniu pracy i wysokimi zasiłkami rodzinnymi.

Choć i Holendrzy zaczynają wykazywać pierwsze oznaki znużenia najazdem polskiej si-ły roboczej. Jeszcze pod koniec 2007 roku w Rotterdamie przedstawiciele ponad połowy ho-lenderskich gmin zastanawiali się, jak poradzić sobie z „hałaśliwą” polską imigracją. Od kilku zaś tygodni żywe emocje wywołuje projekt no-wego zbiorowego układu pracy, zgodnie z któ-rym Polacy mieliby zarabiać o 10% mniej niż Holendrzy zatrudnieni na tym samym stanowi-sku. Czas więc pokaże, czy Holandia okaże się ziemią obiecaną dla tysięcy polskich obywateli, szczególnie w obliczu kryzysu gospodarczego, który dopiero zaciska swoją pętlę.

W pogoni za ziemią obiecaną

Tomek Kurkowski

LINKświat

W maju 2007 roku, w trzy lata po wstąpieniu Polski do UE, holenderski rząd zdecydował się na otwarcie swojego rynku pracy. Dość szybko okazało się, że ten niewielki kraj na skraju Eu-ropy oferuje emigrantom podobne warunki życia i płacy, co Wielka Brytania. Bardziej prag-matyczni Polacy bez sentymentu spakowali manatki i przenieśli się w łagodniejszy holender-ski klimat. Część z nich z myślą, by osiąść tam na stałe.

Czy wiesz, że...Terytorium Holandii jest tylko nieco więk-sze od województwa mazowieckiego (35 579 km kw.) i wynosi 41 526 km kw.; 25 proc. po-wierzchni kraju zajmują depresje.

Holandia posiada jeden z najwyższych na świecie wskaźników dotyczących gęstości zaludnienia – 477 osób na km kw.

Minimalne miesięczne wynagrodzenie dla osób powyżej 23 lat wynosi w Holandii 1335 euro.

Rowerowy rekord prędkości należy do Ho-lendra Freda Rompelberga i wynosi 268,8 km/h.

W 2008 roku lotnisko Schiphol w Amsterda-mie obsłużyło 48 milionów pasażerów.

Na cmentarzu wojskowym w Oosterbeek (5 km na zachód od Arnhem) znajdują się groby polskich żołnierzy z 1 Samodzielnej Bryga-dy Spadochronowej, która poniosła dotkliwe straty w bitwie pod Arnhem.

Pomarańczowy fenomen

Śladami naszych przodków

Page 9: Link Polska Magazine 03/2009

Zakup ten wzbudził poważne zaniepokoje-nie niektórych reprezentantów brytyjskiego rządu. Powołali się oni na jedną z ustaw, mówiącą, że sekretarz stanu powinien zain-gerować w sprzedaż gazety, jeśli transakcja może godzić w interes publiczny, pluralizm poglądów czy swobodę wypowiedzi.

Lebiediew, który mieszka w Londynie wraz z wykształconym w Wielkiej Brytanii synem, powiedział, że jest otwarty na wszel-kie kontrole. Przyznał jednak, że w młodych latach, kiedy jako szpieg KGB pracował w stolicy, korzystał z „The Evening Standard”, które traktował jako źródło informacji wywiadowczej.

Rosjanie stanowią bardzo prężną grupę na-bywców nieruchomości w Wielkiej Brytanii, a szczególnie w Londynie – dokonują 60 procent najdroższych inwestycji. Najbardziej spektakularne zakupy też przypadają w udzia-le przedstawicielom tej narodowości; w 2003 roku Roman Abramowicz, rosyjski oligarcha, wykupił klub piłkarski Chelsea. (AŁM)

Były szpieg KGB i brytyjska gazetaByły szpieg KGB, Aleksander Lebiediew, któ-ry część swojej służby w latach osiemdziesią-tych spędził w stolicy Wielkiej Brytanii, kupił ostatnio 76 procent udziałów w „The Evening Standard”, regionalnej gazecie londyńskiej.

Polska pielęgniarka z Belfastu wygrała 1,5 miliona funtów w loterii – donosi „Sunday Life”. Mimo że jej konto zasiliła siedmiocyfrowa suma, kobieta pracuje w domu opieki i nie chce z tej pracy rezygnować. Sukces nie uderzył jej do głowy, dodaje gazeta. Pielęgniarka nie chciała skomentować swojej wygranej.

Krytycznie o działaniach brytyj-skiego rządu wypowiedziała się była szefowa MI5. Stella Rimington uważa, że rząd nie radzi sobie ze wzrostem nastrojów ekstremistycznych. „Byłoby lepiej, gdyby władze dostrzegły istnieją-ce niebezpieczeństwa, zamiast straszyć ludzi po to, by móc wprowadzać regula-cje ograniczające swobody obywatelskie. O to właśnie chodzi terrorystom. Chcą, żebyśmy żyli w strachu na zasadach pań-stwa policyjnego” – mówiła dla hiszpań-skiego dziennika „La Vanguardia”.

„Nie zamierzaliśmy nikogo ura-zić, a jedynie skrytykować nieudolnie przygotowany plan gospodarczy” – tłu-maczą się dziennikarze tabloidu „New York Post” z rysunku opublikowanego na łamach gazety, który wywołał w USA burzę. Przedstawia on Baracka Obamę jako małpę. Na czarno-białym rysunku policjant zabija ją z pistoletu, a stojący obok kolega komentuje, że „będą musieli znaleźć kogoś innego, by przygotował nowy pakiet stymulacyjny”.

Z Wysp masowo wyjeżdżają wyso-ko wykwalifikowani polscy pracownicy – narzeka „Daily Telegraph”. Gazeta, powołując się na dane Zjednoczenia Polaków w Wielkiej Brytanii, donosi, że w ubiegłym roku szacowana na ok. 700 tys. ludzi polska emigracja zarobko-wa w UK skurczyła się o całe 200 tys. Według gazety, emigranci decydują się na przeprowadzkę do Australii, która zadeklarowała otwarcie rynku pracy na zagranicznych pracowników, ale tylko wykwalifikowanych. Zainteresowanie wizami emigracyjnymi na antypody wzrosło aż o 70 proc.

Południowa Polska mogłaby oszczędzić dużo energii i ogrzewać domy wodami geotermalnymi – zwraca uwagę brytyjska Agencja Reutera. Wszystko dlatego, że górskie rejony Polski posia-dają niewykorzystany potencjał złóż wód geotermalnych, a skorupa ziemska jest tam cieńsza niż w innych częściach świa-ta, dzięki czemu można się do nich łatwo przewiercić i wydobywać gorącą wodę niskim kosztem.

Sprzeciwia się temu pomysłowi nowo po-wstała grupa producentów napojów alkoho-lowych Portman Group, argumentując, że we Francji dzieci dostają alkohol w niewielkich ilościach do posiłku, dzięki czemu uczą się tzw. rozsądnej kultury picia. Tymczasem, jak mówią badania Alcohol Health Alliance, najczęstszą przyczyną śmierci młodych mężczyzn w wieku od 16 do 24 lat w UK jest... nad-mierne spożycie napojów wyskokowych.

Tzw. binge drinking, czyli niepohamowane picie, jest zjawiskiem społecznym w Wielkiej Brytanii, dotykają-cym już nie tylko dorosłych. Ostatnie badania wykazują, że 20 procent 13-latków pije przynajmniej raz w tygo-dniu, a brytyjskie szpitale przyjmują dziennie trzy-naścioro dzieci z powodu

zatrucia alkoholowego. „Mózgi dzieci przed piętnastym rokiem życia znajdują się wciąż w fazie rozwojowej, dlatego warto przypominać rodzicom, że alkohol może w nich uczynić po-ważne spustoszenia” – mówi Liam Donadson, rządowy ekspert medyczny. (AŁM)

Za napaść na przywódcę obcego państwa grozi mu nawet 15 lat więzienia. Muntadar al-Zeidi stał się bohaterem dla części muzuł-mańskiego świata, gdy na wspólnej konfe-rencji prasowej Busha z irackim premierem Nurim al-Malikim cisnął – niecelnie – butami w prezydenta USA. Rzucając, Irakijczyk krzyknął po arabsku: „Masz, psie, na poże-gnanie”. Nazwanie kogoś „psem” i rzucanie butem jest wśród muzułmanów uznawane za obrazę, więc potraktowanie w ten sposób niepopularnego w Iraku Busha uchodzi za usprawiedliwiony akt patriotyzmu wśród zwo-lenników Zeidiego. Iracki dziennikarz od 14 grudnia przebywa w areszcie. (Bru)

March 2009 | marzec 2009 | 9

LINKświat

Codzienna porcja newsów na www.linkpolska.com

Pijane dzieci

Proces za rzut butem w Busha będzie wznowiony

Rząd brytyjski zastanawia się nad wprowadzeniem kar dla rodziców, którzy pozwalają dzieciom poniżej 15 roku życia pić alkohol. Projekt przewiduje, że starsze dzieci będą mogły spożywać alkohol, ale tylko pod nadzorem rodziców lub opiekunów.

12 marca ma zostać wznowiony proces irac-kiego dziennikarza, który w grudniu zeszłego roku rzucił butami w amerykańskiego prezy-denta George’a W. Busha.

Jesteśmy ciekawi Twojej opinii. Podziel się z nami swoim zdaniem! Najciekawsze listy opublikujemy. Nasz adres:[email protected]

prasówka

Znak ostrzegający o zmianie jednostek długości z mil na kilometrypomiędzy Irlandią Północną a Republiką Irlandii. Fot. Dantadd

Częstym błędem rodziców jest przyzwolenie, by dzieci sięgały po alkohol w trakcie rodzinnych imprez. Fot. MK Media Productions/Jakob Montrasio

Protesty w Montrealu. Uczestnicy rzucają butami w plakaty z wizerunkiem George’a W. Busha. Fot. Anirudh Koul

Page 10: Link Polska Magazine 03/2009

LCC na świecieLCC posiada ponad 45000 zarejestrowanych klientów, którymi są w większości osoby długotrwale pozostające w podróży oraz firmy posyłające pracowników na międzynarodowe delegacje. To właśnie na ich zlecenie przez systemy komputerowe jest obecnie realizowanych kilka tysięcy transakcji każdego dnia. Gwarancją bezpiecznych i szybkich transferów gotówkowych jest całodobowa łączność wszystkich światowych placówek.

Prestiż i zaufanie ogromnej liczby osób LCC International zyskało nie tylko dzięki nowoczesnym systemom komputerowym. Dodatkowym podkreśleniem wiarygodności firmy jest także jej zaangażowanie w walkę z praniem brudnych pieniędzy – powstał specjalny departament zajmujący się dostosowywaniem działań LCC do lokalnego ustawodawstwa w tym zakresie.

W centrum swojej działalności firma stawia na równouprawnienie wszystkich narodowości. Pracownicy LCC International tworzą prawdziwy zlepek języków i kultur. Przykładem na to jest londyńska placówka, gdzie pracują Polacy, Brazylijczycy, Filipińczycy, Anglicy, Australijczycy, osoby pochodzące z Ameryki oraz Afryki. Znacznie ułatwia to komunikację z klientami, zwłaszcza niemówiącymi po angielsku. Łatwy i tani dostęp do usług sprawia, że może z nich skorzystać dosłownie każdy i kiedykolwiek zechce.

LCC w SzkocjiDzięki szybkiej ekspansji firmy z dumą można oświadczyć, iż rynek polski w Szkocji jest niezwykle chłonny na propozycje tanich, szybkich i korzystnych przekazów w odniesieniu do dziennego kursu walut u konkurencji. Posiadamy 3 polskie agentury w Edynburgu: 2 sklepy Polskie Delikatesy oraz Wyższą Szkołę Humanistyczno-Ekonomiczną w Łodzi - oddział w Edynburgu. Dlatego, dzięki agenturom LCC, Polacy mogą skorzystać z transferów pieniędzy do Polski, gdzie niezależnie od kwoty każdy transfer wynosi jedyne £3.

LCC International świadczy tanie usługi transferu pieniędzy dla klientówna całym świecie.

Masz pomysł na własny interes?Program Points of Presenceoferujedarmowe poradyosobom, które chcą rozpocząćwłasną działalność lub rozszerzyćjuż istniejącą.

www.belfastcity.gov.uk/enterprise

☎ 9027 0229✉ 14 Wellington Place Belfast, BT1 6GE

!

Chcesz otworzyć firmę? To nie takie trudne!Belfast City Council oferuje darmowe porady biznesowe dla osób, które myślą o założeniu własnej działalności gospodarczej lub rozszerzeniu działalności już istniejącej.

Jeśli chciałbyś otworzyć firmę, ale nie wiesz jak to zrobić, zgłoś się do nas:

Pomożemy Ci wybrać najlepszą formę działalności gospodarczej

Powiemy, co trzeba zrobić, aby założyć firmę

Udzielimy niezbędnych informacji o prowadzeniu spółki

Belfast City Council oferuje również warsztaty z planowania biznesowego, na których zapoznasz się m.in. z tematami zarządzania strategicznego, planowania marketingowego, zakładania działalności gospodarczej czy prowadzenia handlu elektronicznego.

Jeśli chciałbyś zdobyć więcej informacji i umówić się na spotkanie, zadzwoń lub napisz:

Rhonda LynnTel.: 028 9027 0229 E-mail: [email protected]

Page 11: Link Polska Magazine 03/2009

Stowarzyszenie „Krokus” w swoich założe-niach pomaga osobom z uzależnieniem alkoho-lowym wytrwać w abstynencji, a ich rodzinom zrozumieć problem i podpowiedzieć, jak sami mogą pomóc swoim najbliższym. „Z moich obserwacji wynika, że problem wśród Polaków w Irlandii Północnej jest naprawdę duży” – mówi Janusz, inicjator grupy. „Kontaktować się

z nami powinien każdy, kto widzi problem u siebie lub u swoich bliskich”.

„Krokus” chce współpracować z podobnymi polskimi grupami w UK oraz z instytucjami rządowymi i placówkami zdrowia. „Pracownicy szpitali nie wiedzą, gdzie odsyłać Polaków po odtruciach” – wyjaśnia Janusz i zaznacza, że ogromną rolę w pomocy uzależnionym odgry-wają osoby najbliższe, które powinny zdobyć się na delikatną rozmowę z nadużywającymi alkohol. „Oczywiście nie daje to gwarancji skuteczności w rozwiązaniu problemu” – mówi Janusz – „jednak po takiej rozmowie uzależnio-ny otrzymuje już sygnały, że coś może być nie tak”. Inicjator „Krokusa” dodaje, że w kwestii pomocy osobom uzależnionym od alkoholu najważniejsza jest determinacja i konsekwen-cja, ale niczego nie wolno robić na siłę. Grupa powstała dzięki wsparciu Stowarzyszenia Polskiego w Irlandii Północnej. (JŚ)

Jeśli chcesz skontaktować się ze Stowarzyszeniem Abstynenckim „Krokus”, zadzwoń: Janusz - 07988210711 Barbara - 07783950583 Telefon zaufania - 07542907097

www.linkpolska.com

LINKperyskop

Celem stowarzy-szenie jest krzewienie polskiej kultury wśród studentów, zarówno Polaków, jak i obcokra-jowców, promowanie lepszego zrozumienia polskiej historii, życia politycznego i społecz-nego w Polsce, wyja-śnianie zjawisk socjo-logicznych charaktery-stycznych dla krajów Europy Wschodniej.

Poza tym Polskie Sto-warzyszenie Studentów LSE organizuje wy-kłady i konferencje, na które zaprasza najwy-bitniejszych profesjona-listów z Polski. Gośćmi stowarzyszenia byli m.in. Marek Belka, Danuta Hübner, Jan Maria Rokita. Stowarzyszenie trak-tuje swoją działalność jako przygotowanie przy-szłych liderów w świecie biznesu i polityki.

Obecnie na LSE pracują czterej polscy akademicy: prof. Adam Ostaszewski, dr Anita Prazmowska, dr Malwina Łuczak i dr Ela Klecuń. (AŁM)

Polacy w London School of Economics

Walcz z uzależnieniem

W London School of Economics, renomowanej uczelni, w której pracowali m.in. słynny polski antropolog Bronisław Malinowski i socjolog Zbigniew Bauman, od 2003 roku działa Polskie Stowarzyszenie Studentów LSE.

Alkoholizm dotyczy coraz większej liczby Polaków zamieszkujących Irlandię Północną. Nowo powstałe Stowarzyszenie Abstynenckie „Krokus” pomaga ludziom dotkniętym tym problemem.

Irlandia Północna

Anglia

March 2009 | marzec 2009 | 11

Forum Polonijne ma na celu inicjację aktyw-nej współpracy między organizacjami polonij-nymi z terenu Irlandii Północnej. Jego działal-ność miałaby również pomagać w docieraniu do miejsc, w których Polakom jeszcze nie udało się zorganizować. „Chcemy nieco zmienić konwen-cję pierwszego Forum” – mówi Justyna McCa-be – „tym razem o problemach porozmawiamy przy okrągłym stole”.

Pierwsze Forum zorganizowane przez Stowa-rzyszenie Polskie zdominował temat polskich szkół w Irlandii Północnej. „Pomocy dla szkół możecie nie tylko oczekiwać, ale nawet żądać. Jesteście obywatelami Polski, więc macie pra-wo do tego, by państwo pomogło wam w orga-nizacji polskich placówek szkolnych” – powie-dział Maciej Płażyński ze Wspólnoty Polskiej.

Organizatorzy drugiego spotkania Forum Po-lonijnego wciąż zbierają tematy, które zostaną poruszone podczas spotkania w Newry. (JŚ)

Więcej informacji: Justyna McCabe, tel.: 02830250799, e-mail: [email protected]

Według autorki warsztatów, Polacy na emigracji bywają zagubieni. Ocze-kiwania rodzin żyjących w kraju, kariera, pie-niądze, problemy, jak żyć, co trzeba mieć, jakie kursy kończyć wywołują presję, której ulegamy, zapominając o swoich prawdziwych potrzebach. „Nasza sytuacja jest trudna. Często doskwiera nam poczucie izolacji, wyobcowania, czujemy się samotni, pełni lęku, mamy czarne myśli” – mówi Barbara Liwa, socjolog i pracownik społeczny. „Wysoki poziom umiejętności so-cjalnych pomaga radzić sobie z życiowymi zmianami, a nasza postawa i zachowanie są bardziej plastyczne”.

Istotą warsztatów Basi jest aktywny udział wszystkich uczestników w spotkaniach. (JŚ)

Więcej informacji na temat zajęć można uzyskać drogą mailową bezpośrednio od Basi Liwy: [email protected]

Drugie spotkanie Forum Polonijnego

Wygraj z własnym stresem

Drugie Forum Polonijne odbędzie się 4 kwiet-nia w Newry Art Centre o godzinie 14:00. Gospodarzem spotkania będzie Justyna McCabe i projekt Challenge of Change.

Irlandia Północna

Irlandia Północna

Asertywność, komunikacja i walka z wła-snym stresem to zdolności, których można nauczyć się na Warsztatach Umiejętności Społecznych w Irlandii Północnej, prowadzo-nych przez Barbarę Liwę.

Budynek London School of Economics

W Stowarzyszeniu „Krokus” wszyscy potrzebujący odnajdą niezbędne wsparcie. Fot. Brenna Lorenz

Page 12: Link Polska Magazine 03/2009

12 | marzec 2009 | March 2009 www.linkpolska.com

LINKperyskop

„Wiemy już, że ta emigracja nie jest jedno-wymiarowa. Nie ma powodzi powrotów, nie ma już też masowych przyjazdów do Anglii. Jest kryzys, więc nigdzie nie jest już bezpiecznie. Dlatego robimy kontynuację historii Polaków sprzed dwóch lat, wracamy do kilku naszych starych bohaterów i pokazujemy nowych” – opowiada Mateusz Kucaj, polski koordynator projektu.

Film realizuje telewizja NHK, jedyny pu-bliczny nadawca w Japonii. Pierwszą część dokumentu o polskiej emigra-cji Japończycy nakręcili w 2007 roku. Film pokazujący przygotowania Polaków do wy-jazdu na Wyspy oraz oczekującą na nich rzeczy-wistość okazał się hitem w Kraju Kwitnącej Wiśni. W samym Tokio obejrzało go ponad 3 miliony widzów, a producentom od razu zamarzyła się konty-nuacja projektu. „To był dokument, który miał pokazać przeciętnemu Japończykowi, dlaczego Polacy decydują się opuścić swój kraj i często bez znajomości języka wyjechać za granicę” – opowiada Kucaj. „Dla Japończyków sama idea emigracji jest egzotyczna. Chcieli zrozumieć, jak po rozszerzeniu Unii Europejskiej zmienił się kontynent oraz w jaki sposób ludzie zaczęli się przemieszczać, zostawiając za sobą rodziny i przyjaciół”.

W 2007 roku film pokazał kilkoro bohate-rów – Polaków, którzy przygotowywali się do wyjazdu na Wyspy. Między innymi Krzysztofa i Gosię, parę z Częstochowy, którą realizatorzy poznali na jednym z portali ogłoszeniowych. Para szukała szybkiej możliwości wyjazdu do Wielkiej Brytanii. Bez znajomości języka, bez żadnych kontaktów.

Tym razem producenci chcieli pokazać, jak zmienili się Polacy pracujący na Wyspach. Dlatego dotarli do ludzi, których losy pojawiły

się w pierwszej czę-ści filmu. Kamera jeszcze raz wróci do szkockiego miesz-kania Krzysztofa i Gosi, u których w ciągu dwóch lat wiele się zmieniło. Para się rozstała, a kobieta sprowadziła do Szkocji dzieci i mamę. Pracuje na cztery etaty, ale jest szczęśliwa. „To Gosia reprezentuje w filmie

sukces polskiego emigranta. Przyjechała do Wielkiej Brytanii nie znając języka i tutejszychzwyczajów. Teraz pracuje, uczy się i sama wy-chowuje dzieci. Ale pojawi się u nas też wątek kryzysowy. Pokażemy przedsiębiorcę, który ledwo wiąże koniec z końcem. Będzie też hi-storia bankruta. Jednym z ciekawszych wątków jest Polak, który postanowił wrócić do swojego miasteczka na Śląsku i tam szuka pracy” – zdra-dza Kucaj.

Emisja filmu o Polakach zaplanowana jest na wiosnę tego roku. (AK)

Koncerty rozpoczną 3-miesięczny maraton polsko-szkockich wydarzeń kulturalnych. In-nymi atrakcjami festiwalu będą m.in. kabaret Ani Mru-Mru, Smile, Łowcy.B, a także recitale muzyki klasycznej w wykonaniu znamienitych sław.

Główną atrakcję miesiąca będzie bez wąt-pienia koncert Kultu. Zespół wystąpi 7 marca w Perth Concert Hall, w sali mieszczącej 1500 osób. Będzie to największy koncert tej formacji w Wielkiej Brytanii. Kazik Staszewski wraz

zespołem już kilkakrotnie występowali na Wy-spach Brytyjskich, jednak nigdy w Perth i nigdy przed tak liczną publicznością. (JŚ)

„Wiosennie” w Perth

Japoński film o Polakach

Kult, Kapela ze Wsi Warszawa i popularna szkocka grupa Peatbog Faeries zagrają w pierwszym tygodniu marca w ramach festiwa-lu Scottish Tides - Polish Spring.

Japońskim filmowcom tak spodobały się losy polskich emigrantów, że właśnie nakręcili drugą część filmu dokumentalnego o Polakach. W pierwszej turze odbyły się zdjęcia na Wyspach. Ostatni klaps padł jednak w Polsce, na Śląsku, gdzie przeprowadził się jeden z polskich bohaterów filmu.

Wielka Brytania

Szkocja

„Organizacje, jak Polish Art Scotland, uła-twiają polskim artystom dalszy rozwój na płasz-czyźnie artystycznej i kulturalnej w Wielkiej Brytanii” – zgadzają się Agnieszka Kwapień i Mateusz Jarża, dyrektorzy PAS. „Ukazują one również raczej niewidoczny na co dzień prze-krój artystów polskich na emigracji, którzy mają wiele do zaoferowania tutejszej społeczności, ale czasem nie są w stanie wyeksponować tego samodzielnie”.

Imprezy organizowane przez PAS cieszą się dużą popularnością wśród Brytyjczyków. Jedną z wystaw, która odbyła się w ramach prestiżo-wego festiwalu teatralnego Fringe, odwiedził znany aktor Tom Hanks z rodziną, co natych-miast zanotowała lokalna prasa.

Stowarzyszenie będzie aktywne przez cały 2009 rok. Więcej informacji na temat działalno-ści PAS-u znaleźć można na stronie www.polishartscotland.com (JŚ)

„W tym dniu możemy dostrzec jak bardzo multikulturowe jest społeczeństwo, w którym żyjemy” – mówi Marlena z organizacji Seeds, która jest jednym z organizatorów festiwalu. „Jest to okazja, by celebrować zróżnicowanie kulturowe mieszkańców miasta i okolic wspól-nie dzielących przestrzeń Irlandii Północnej”. Marlena dodaje, że festiwal jest imprezą otwar-tą. „Chcemy zachęcić do współpracy różne grupy reprezentujące interesy społeczne mniej-szości narodowych w Irlandii Północnej”.

Tegoroczny One World Festival odbędzie się 30 maja. Wszyscy zainteresowani zaangażowa-niem w organizację imprezy proszeni są o kon-takt pod numerem telefonu 02871370989 lub e-mail: [email protected] (JŚ)

Jeszcze więcej polskiej kultury w Szkocji

Festiwal Jednego Świata

Polish Art Scotland (PAS) to stowarzysze-nie, które promuje polską sztukę i kulturę w Szkocji. PAS chce przyczynić się do zrozu-mienia złożoności zjawiska, jakim jest emi-gracja i podkreślić potrzebę dialogu także na poziomie kulturalnym.

Szkocja

Irlandia Północna

Polska kultura obecna będzie na One World Festival w L’Derry. Podczas tej cyklicznej im-prezy władze na jeden dzień oddadzą miasto w ręce reprezentantów różnych narodowości i kultur.

Kazik, wokalista zespołu Kult. Fot. Aotearoa

Dla całej rzeszy emigrantów, nie tylko tych z Polski, Wielka Brytania stała się drugim domem. Fot. Adela Marzá

Andrzejki w PAS-ie. Fot. Jaromir Gąsiorek, www.edinburgh.com.pl

Page 13: Link Polska Magazine 03/2009

„Warsztaty prowadzę od 1995 roku” – mówi Agnieszka. „Życie w Londynie jest ogromnie stresogenne i widzę, jak bardzo jego mieszkań-cy potrzebują narzędzi, by ze stresem walczyć, zwłaszcza ostatnio. Zapotrzebowanie na moje warsztaty jest bardzo duże. Nastały trudne cza-sy. Władze i instytucje rządowe oferują ludziom kursy głównie praktyczne, jak nauka komputera czy innych podobnych umiejętności, co oczywi-ście jest bardzo ważne, ale nie mniej istotne jest odbudowanie poczucia własnej wartości”.

Agnieszka poza prowadzeniem warsztatów „Dance of life” współpracuje jako wolontariusz-ka z organizacją Crisis Skylight, która zajmuje się bezdomnymi i pomaga im odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

Więcej informacji na temat warsztatów na stronie www.sypek.wordpress.com (AŁM)

March 2009 | marzec 2009 | 13www.linkpolska.com

LINKperyskop

RYSUNEK MIESIĄCA

Magazyn „Link Polska” zaprasza wszystkich do nadsyłania propozycji swoich prac wraz z krót-kim komentarzem autora pod adres: [email protected]

Na autorów prac wybra-nych do publikacji cze-kają nagrody! Nadesłane prace (zdjęcia, rysunki, grafiki) przechodzą na własność redakcji, co jednocześnie oznacza przeniesienie na redakcję magazynu „Link Polska” praw autorskich z pra-wem do publikacji w każdym obszarze.

Grzech pierworodny. Rys. Krystian Kowalski. Rysunek wykonany techniką pasteli suchej. Odnaleźć swoją wartośćW trudnych czasach ważne jest, by ci, którzy borykają się z codziennością, mieli skąd czer-pać na to energię. Siły tej uczy Agnieszka Sypek, terapeutka tańca i performerka z Londynu, na warsztatach „Dance of life”. Jak twierdzi, terapia przez sztukę otwiera ludzi na nowe wyzwania i kontakty.

Anglia

Tegoroczny sezon kulturalny nie należy do ubogich. „Musimy się chyba przygotować na tzw. overbooking, czyli sytuację nakładających się na siebie w kalendarzu ważnych wydarzeń” – komentowali w kuluarach goście Instytutu.

Na pewno jednym z mocniejszych akcentów będzie Rok Polski w Wielkiej Brytanii, przygotowywany przez warszawski Instytut Adama Mickiewicza wspólnie z Instytutem Kultury Polskiej w Londynie. Podczas prawie dwustu wydarzeń na terenie całej Wielkiej Brytanii pojawią się największe nazwiska polskiej sceny muzycznej, teatralnej i filmowej, literatury i sztuk wizualnych. Niecodzienność tego projektu potwierdza fakt, że patronat nad tym przedsięwzięciem potwierdziła sama królowa Elżbieta II. „To precedens, bo brytyjska królowa zazwyczaj nie angażuje się w hermetyczne projekty kulturowe jednego kraju. Ostatni raz takiego zaszczytu doznali kilka lat temu Węgrzy” – zapewniał dyrektor londyńskiego Instytutu, Roland Chojnacki.

Dzięki współpracy Instytutu Kultury Polskiej i Instytutu Adama Mickiewicza, polskich

akcentów nie zabraknie na najlepszych brytyj-skich festiwalach i w największych domach sztuki. „Będą polskie filmy, dużo projektów poetyckich i literackich, m.in. spotkanie z twór-czością Ryszarda Kapuścińskiego, polski folklor i wycinanki, sztuka nowoczesna Goshki Macugi i wiele innych wydarzeń. A to i tak tylko skra-wek tego, nad czym pracujemy i pracowaliśmy. Więc śledźcie nasze poczynania” – zachęcała Anna Tryc-Bromley, wicedyrektor Instytutu.

„Będziemy na bieżąco informować, co się u nas dzieje. Może dobrze byłoby wprowadzić rytuał medialnych wieczorków?” – zastanawiał się na pożegnanie Roland Chojnacki.

Spragnionym polskiej kultury emigrantom pozostaje więc tylko zaopatrzyć się w dobry ka-lendarz. Więcej informacji na temat aktualnych i planowanych projektów Instytutu Kultury Polskiej w Londynie znajduje się na stronie: www.polishculture.org.uk (AK)

Rok pod znakiem kulturyZespół Instytutu Kultury Polskiej w Londynie zaprezentował swoje plany artystyczne oraz przedstawił nowy zespół, który – jak zapew-nił niedawno mianowany dyrektor Roland Chojnacki – będzie dbał o wizerunek polskiej kultury na Wyspach.

Wielka Brytania

Na zdjęciu od lewej zespół Instytutu Kultury Polskiej w Londynie: Grzegorz Skorupski, Paulina Latham, Marlena Łukasiak, Roland Chojnacki (dyrektor), Anna Tryc-Bromley (wicedyrektor), Magda Raczyńska, Karolina Kołodziej, Ewa Plesnar

Page 14: Link Polska Magazine 03/2009

14 | marzec 2009 | March 2009 www.linkpolska.com

Emigracja jest kobietąTysiące polskich nauczycielek, lekarek, studentek, sprzątaczek i kelnerek, które z różnych powodów osiedliły się w Wielkiej Brytanii, przekroczyły nie tylko granicę innego państwa, ale też tradycyjnych kobiecych wartości.

tekst: Aleksandra Kaniewska, zdjęcia: Jakub Świderek

Page 15: Link Polska Magazine 03/2009

LINKtemat numeru

March 2009 | marzec 2009 | 15www.linkpolska.com

„Hm, Polki… Jesteśmy miłymi, dobrze wychowanymi ko-bietami. Ale, jak mówią moje polskie przyjaciółki, zostały-śmy wychowane w kulturze, gdzie kobiety opiekują się inny-mi i dbają o ich komfort. Czy coś zmieniło się od czasów na-szych matek? One nie odważyłyby się narzekać, my możemy. Przestałyśmy być niewolnicami” – pisze 28-letnia Ela w swo-im opowiadaniu ze zbioru „Exiles – Wygnane”, wydanego pod redakcją Nicka Hewsona.

Ela jest polską pielęgniarką, która cztery lata temu zdecydo-wała się na przyjazd do Anglii. Chociaż w Polsce miała pra-wie wszystko – skończone studia, dobrą posadę w prywatnej klinice, rodzinę i sprawdzonych przyjaciół – zaczęła się nu-dzić. Goryczy dopełniły wspomnienia o trudnym małżeń-stwie i jeszcze gorszym rozwodzie. Szybko znalazła zajęcie,

które dawało jej poczucie bezpieczeństwa i niezależności. Ale brakowało jej miłości. I tak rozpoczął się eksperyment – rand-ki z Brytyjczykami poznanymi w Internecie.

Pierwsze spotkanie – brytyjski prawnik z domem i dłu-giem hipotecznym na następne 30 lat. Kolejny – przedsiębior-ca z pasją do romantycznych rozmów telefonicznych i przepo-wiedni wróżek. „Rozchwiany emocjonalnie, uważał, że za da-leko mieszkam” – pisze Ewa. Dalej – rozwodnik i ojciec dwój-ki dzieci, księgowy z rodziną, która nie akceptowała Polek, przystojniak z domkiem na plaży i syndromem silnej matki, znerwicowany policjant, skąpy nauczyciel…

„Wszystko w życiu ma jakąś przyczynę. Dlaczego więc tra-fiłam na tych wszystkich mężczyzn? Żeby zbadać, co to są te różnice kulturowe? Zobaczyć siebie z innej strony? Albo za-pomnieć o eksmężu?” – pisze Ela. „Koniec teatralnego show! (…) Teraz żyję już tylko dla siebie, swoich studiów, przyjaciół. To, czego się nauczyłam, sprawia, że czuję się dumna z tego, co robię i jaka jestem. Wreszcie (...) w Anglii znalazłam swój dom. Mogę sobie pozwolić, żeby żyć, jak chcę”.

Wiele Polek, które w kraju nie zostawiają dzieci, mężów i narzeczonych, wyjazd za granicę traktuje jak wyzwanie i wal-kę o siebie. Jakby wcielały w życie słowa Szymborskiej: „Ty-le wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. Tak jak Ewa, córka oficera i absolwentka dobrej uczelni wojskowej, która wyje-chała z Polski w poszukiwaniu tego niesprecyzowanego „cze-goś”. „Trochę chciałam wyrwać się spod skrzydeł rodziców, a

Emigracja jest kobietątekst: Aleksandra Kaniewska, zdjęcia: Jakub Świderek

Szczęście bezgraniczne

Porażkę przekuć w sukcesAleksandra Kaniewska - dziennikarka „Dzienni-ka” i „Gońca Polskiego”, absolwentka rocznych Modern Japanese Studies na Oxford University i dziennikar-stwa na Uniwersytecie Warszawskim.

Katarzyna (32 lata), na zdjęciu po prawej, przyjechała do Wielkiej Brytanii w maju 2006 roku. Rozpoczęła pracę na Wyspach od zmywania naczyń w restauracji. Obecnie pro-wadzi własną działalność. Jest manikiurzystką.

Wiola (33 lata) przyjechała do Irlandii 2 lata temu. Tutaj wyszła za mąż i urodziła syna.

Page 16: Link Polska Magazine 03/2009

trochę zrobić coś ekscytującego, poznać ludzi, może nawet się zakochać. Byłam tuż po studiach i miałam właśnie wstąpić do armii, ale zamiast te-go kupiłam bilet na samolot” – tłumaczy.

Rzeczywistość, którą zastała w miasteczku Milton Keynes, była inna od wyobrażeń świeżo upieczonej absolwentki. Język angielski brzmiał inaczej niż na lekcjach w szkole, brytyjscy klienci w barze, w którym pra-cowała, byli bardziej wymagający niż z opowieści koleżanek. „Ile razy słyszałam za plecami komentarze: »Czy może mnie wreszcie obsłużyć ktoś, kto mówi po angielsku?«. Ale to tylko motywowało mnie do nauki. Chłonęłam wszystko jak gąbka”.

Obiecała sobie, że się nie podda. Dopóki nie poznała Tommy’ego, star-szego od siebie, żonatego mężczyzny, który pracował z nią w salonie

sprzedaży telefonów komórkowych. Uwodzenie, obietnice, romans i znów obietnice. Tym razem, że się rozwiedzie. Dla Ewy ten związek był prze-łamaniem barier. Ona, grzeczna dziewczynka z dobrego domu, stała się czyjąś kochanką. „Czułam się brudna, niegodna. I to tak trwało do mo-mentu, kiedy jego żona ogłosiła, że spodziewa się dziecka. To już było za dużo” – pisze w opowiadaniu.

Swoją emigracyjną porażkę miłosną Ewa przekuła w sukces w pracy. Jak bardzo była dumna, kiedy dostała swoją pierwszą biurową posadę, w której trwa już dwa lata. „I znów doszłam do miejsca, gdzie życie wyda-je się nudne. Stoję przy drodze rozwidlającej się na kilka małych ścieżek. 28-letnia singielka żyjąca na emigracji. A może już wystarczy tej Anglii? Może by już wrócić do Polski? Czekam na coś, co popchnie mnie w któ-rąś ze stron…”

23-letnia Maja, polska koordynatorka projektu oraz autorka jednego z opowiadań „Wygnanych”, do Anglii przyjechała dwa i pół roku temu. Przez ten czas zdążyła już raz do Polski wrócić i znów wyjechać na Wy-spy. „Zawsze ciągnęło mnie za granicę, w nieznane. Chciałam uciec z mojego małego miasteczka. A potem po prostu zakochałam się w swo-im angielskim życiu. W metrze spotykasz ludzi o różnych kolorach skóry, uśmiechają się do ciebie, zagadują. Pracowałam ostatnio przez kilka mie-sięcy w polskim hotelu. Nie mogłam się odnaleźć. Życie poza swoim kra-jem zmienia ludzi, i mnie również zmieniło. Szukam większej przestrze-ni” – mówi Maja.

W opowiadaniu „Notting Hill” Polka porusza tak częsty wśród młodych dziewczyn wyjeżdżających za granicę wątek naiwności i zaufania. Gwałt, kradzież, bezdomność – tego wszystkiego mogą doświadczyć dziewczy-ny, dla których emigracja jest jak witryna z kolorowymi zabawkami. Ma-ja, która w Londynie przeżyła traumatyczne chwile, zdecydowała się opi-sać swoją historię… ku przestrodze. „Wiele dziewczyn marzy o życiu w innym kraju, nie myśląc o konsekwencjach. A tutaj łatwo z bohaterki stać się ofiarą” – wyjaśnia.

Jedno z opowiadań, które Maja przetłumaczyła z języka polskiego na angielski, to historia młodej Polki, spotkanej w autokarze na londyńskim dworcu Victoria Station. Opowieść prawdziwa, wypłakana w rękaw i za-pisana na skrawku papieru podczas kilkunastogodzinnej podróży. „Długo

jej nie zapomnę. W Anglii nie spotka-ło jej nic dobrego – straciła pracę, ma-leńkie dziecko zostawiła w Polsce. A mimo to wcale nie chciała wyjeżdżać. Na stację zwabił ją podstępem kuzyn, zapakował do autobusu i kazał wracać do kraju. Przez całą drogę płakała” – opowiada Maja.

Jak mówi jedna z autorek zbioru „Wygnane”, gdyby emigracja miała płeć, byłaby kobietą. „Tylko kobiety są na tyle silne, żeby wytrzymać pro-ces adaptowania się w nowym środo-wisku, żeby przetrwać część trudnych doświadczeń i dalej iść po swoje” – pi-sze w mailu. I prosi o anonimowość.

Na pomysł stworzenia książki w ca-łości napisanej przez emigrantki z Eu-ropy Środkowo-Wschodniej wpadł rok temu Brytyjczyk Nick Hewson. Na co dzień jest dyrektorem dobrze prospe-rującej firmy konsultacyjnej. Opraco-wuje raporty i wydaje książki bizne-sowe. A w czasie wolnym pisze opo-wiadania literackie, między innymi o kobietach zza żelaznej kurtyny. „Eu-ropejki z tej części kontynentu są ta-jemnicze, mają wewnętrzną siłę i wo-lę przetrwania, których nie zauważy-

łem u Brytyjek, czy w ogóle kobiet z Zachodu. Tą melancholią uwiodła mnie po raz pierwszy moja była dziewczyna, Czeszka” – opowiada Nick. „Kiedy wyjechała, zacząłem się przyglądać brytyjskiej rzeczywistości jej oczami… Czy Anglicy mogą zrozumieć doświadczenia kobiet z tamtej części świata, z krajów byłego Paktu Warszawskiego? Czy jest tu coś wię-cej niż tylko fascynacja innością?” – mówi Nick.

Treść książki redagowanej przez Brytyjczyka wypełniają losy kilkuna-stu kobiet – Rosjanek, Polek, Czeszek i Słowaczek. Wszystkie łączy pod-jęta w którymś momencie decyzja, żeby wyruszyć w świat. Do Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Kanady – krajów, które, czasem pozor-nie, dają poczucie wolności i niezależności. Emigrantki piszą po angiel-sku, czasem chropowato i nieporadnie, słowiańską składnią. Czytelnik ma czasem wrażenie, jakby wkradł się do pamiętnika młodszej siostry. Ale to właśnie brak szlifu sprawia, że ich historie tak dobrze się czyta.

Historie „Wygnanych” na pewno nie są niczym odkrywczym, tak jak nie jest nowe samo zjawisko emigracji. Czym doświadczenia Ewy, Mai czy Eli mają różnić się od tych, które przeżywają Francuzki, Szwedki czy Chinki… Może tylko odrobiną słowiańskiej nostalgii?

Bohaterki reportażu swoje doświadczenia opisują w pierwszej antologii emi-gracyjnych opowiadań „Exiles – Wygnane”, która ukaże się pod koniec roku na Wyspach. Kobiety, które chciałyby podzielić się swoimi doświadczeniami z emigracji, mogą przesyłać opowiadania – w jęz. angielskim, do ok. 10 tys. zna-ków – na adres [email protected]

www.linkpolska.com

LINKtemat numeru

16 | marzec 2009 | March 2009 www.linkpolska.com

Porażkę przekuć w sukces

Tajemnicze Europejki

Wioleta (21 lat) przyjechała do Irlandii Północnej we wrześniu 2006 roku z czystej ciekawości. Pracuje ma uniwersytecie i opiekuje się dziećmi. Chce zostać w Irlandii.

Page 17: Link Polska Magazine 03/2009

Darmowy numer:0800 999 0777

Page 18: Link Polska Magazine 03/2009

LINKfotogaleria

by żyć!Masz wiele powodów,

Dorota Segda, 42 lata. Ak-torka. Lubi pokoje z wido-kiem, spotkania z przyja-ciółmi, podróże w nieznane i czytanie wierszy. Lubi też grać w brydża, lenić się w swoim domu w górach, zbie-rać grzyby i wzruszać ludzi na scenie. Ma jedno wielkie marzenie... Fot. Katarzyna Mirczak/Visavis.pl

Page 19: Link Polska Magazine 03/2009

LINKfotogaleria

tekst: Małgorzata Wach

Łucja Nagacz, 49 lat. Sołtyska Skrzeszowic, wioski liczącej około 600 mieszkańców. Ma trzy córki, spodziewa się wnu-ka lub wnuczki. Zachęca inne kobiety do badań, bo jej mama zmarła na raka piersi w wie-ku 55 lat. (Na zdjęciu z teścio-wą). Fot. Paweł Piotrowski/Lumenum

Lubisz spacery wiosną, zapach poran-nej kawy i wschody słońca nad morzem? Potrafisz cieszyć się każdym nowym dniem? Powinnaś to przeczytać!

W Krakowie zorganizowano wysta-wę fotograficzną pod hasłem: „Masz wiele powodów, by żyć”. Zdjęcia wyko-nało pięciu krakowskich fotoreporterów. Prace przedstawiają 48 kobiet w wieku od 26 do 65 lat. Wystawa ma zachęcać do systematycznego robienia mammo-grafii i cytologii. Część kobiet ze zdjęć wygrała walkę z rakiem, inne nigdy po-ważnie nie chorowały, ale wszystkie cie-szą się życiem, dlatego systematycznie się badają.

Codziennie z powodu raka piersi umie-ra w Polsce 13 kobiet, a pięciu innym ko-bietom odbiera życie nowotwór szyjki macicy. Panie mieszkające na Wyspach nie są wolne od tych statystyk. Za każ-dą z cyfr kryją się konkretne imiona, na-zwiska, historie życia, pasje... Wcześnie wykryty nowotwór jest całkowicie ule-czalny, a badania mammograficzne i cy-tologiczne są proste, krótkie i bezbole-sne. Trwają zaledwie kilkanaście minut. Warto o tym pamiętać. Każda z kobiet ma przecież wiele powodów, by żyć!

Organizatorami wystawy są Mało-polski Oddział Narodowego Funduszu Zdrowia i Ministerstwo Zdrowia.

Sylwia Salwińska, 37 lat. Pro-ducentka teatralna. Mama 2-letniego Wojtka i 3-letnie-go Antosia. Twierdzi, że naj-lepszym miejscem do życia na Ziemi jest Kraków. Lubi to mia-sto za jego tajemniczość i hi-storię. Cieszy ją każdy no-wy dzień. Fot. Tomasz Żurek/Inimage

Milena Ostrowsky, 28 lat. Kupiec. Mama 3,5-miesięcznej Clary. Czeka, aż wspólnie będą mogły pleść wianki z mleczy i robić korale z jarzębiny. Lubi pierwszy łyk gorącej czekolady, widok męża śmiejącego się z córką, rozmowy z przyjaciółmi. Marzy o tym, żeby konno przejechać przez Mongolię. Fot. Tomasz Wiech/GW

Ewdoksia Papuci-Władyka, 55 lat. Archeolog śródziemno-morski, specjalność: ceramika antyczna. Ma greckie korze-nie. Lubi słońce, kąpiele w cie-płym morzu i dni, gdy nie mu-si się śpieszyć. Marzy o wła-snych wykopaliskach w Gre-cji lub na Cyprze i o tym, że-by mieć wnuczkę (wnuka już ma). Fot. Katarzyna Mirczak/Visavis.pl

Masz wiele powodów,

Page 20: Link Polska Magazine 03/2009

Sytuację, jaką z „tymi rzeczami” mamy nad Wisłą, wyśmiewa najnowszy film duetu Tomasz Konecki i Andrzej Saramonowicz. „Idealny chłopak dla mojej dziewczyny” to nie tylko komedia o związkach damsko-męskich, ale i jednocześnie obraz starcia dwóch mocno obecnych w Polsce idei i oby-czajowo-moralnych racji reprezentujących myśl radykalno-prawicową oraz lewicowo-liberalną. A pośrodku, między tymi dwoma warczącymi na siebie obozami, znajduje się większość polskiego społeczeństwa, a w nim cały polski seks, erotyzm czy nawet polskie porno. Bo przecież nie jest tak, że na produkcję filmów pornograficznych decydują się tylko, tak jak w filmie, zdeklarowane i do tego w większości homoseksualne feministki.

Osoby, które miały jakikolwiek związek z polskim przemysłem porno, boją się oficjalnych wypowiedzi. „Może wydawać się, że to kusząca praca, połączenie przyjemnego z pożytecznym...” - opisuje sytuację mężczyzna, który w latach 90., jak twierdzi, związany był „producencko” z tą bran-żą. „Rzeczywistość jest brutalna. W dobie Internetu trzeba mieć naprawdę duży kapitał, żeby cokolwiek robić w tej branży, pieniądze w Polsce można było na tym zrobić krótko po przemianach. Potem pojawiły się płyty doda-wane do czasopism erotycznych i to już był początek końca. Bo kogo stać, żeby wyłożyć 20 tysięcy na film, który potem trzeba sprzedać? A prawo do filmu z zagranicy można nabyć za jakieś 1000 dolarów, a w Internecie można sobie ściągnąć film za darmo... Dzisiaj dominuje Ameryka i Daleki Wschód”.

To świat prawdziwego pornograficznego przemysłu filmowego, gdzie głównym nośnikiem jest płyta DVD. Jednak przyszłość to Internet, a tu już można popracować taniej. To widać również nad Wisłą. Internet sprawia, że „produkcje” powstają nawet w M-3 w wielkiej płycie. Tu też oczywiście potrzebne są nakłady – chociażby na zbudowanie sieci serwisów zapewnia-jących odpowiedni ruch, a co za tym idzie – dochód z płatnych odwiedzin, reklam i sprzedaży erotycznych gadżetów.

To akurat nie powinno dziwić, bo przecież najczęściej wpisywanym wy-rażeniem do internetowych wyszukiwarek na całym świecie, a Polska nie jest pod tym względem żadnym wyjątkiem, jest słowo „sex”. Komputerowi eksperci wyliczyli kiedyś, które powszechnie używane przez internautów udogodnienia zawdzięczamy przemysłowi porno w sieci. Pierwsze płatno-ści online oferowano właśnie w serwisach pornograficznych, wyskakują-ce okienka reklamowe to również początkowo domena stron erotycznych, technologia umożliwiająca oglądanie filmów w przeglądarce, której dzisiaj sztandarowym przykładem jest YouTube, także wzięła swój początek na porno stronach.

To już było, natomiast przyszłość jest jeszcze ciekawsza. Żyjemy w czasach, kiedy Internet zaczyna być dostępny wszędzie i symbolem tej

LINKpublicystyka

20 | marzec 2009 | March 2009

Szymon Kiżuk

P jak Polska, p jak porno...

Polskie porno w tajemnicy

Internet stworzono dla porno?

Czy dwie dekady wolności nauczyły nas też umiejętności korzystania z przyjemności liberalnego świata, czy wciąż jesteśmy jeszcze na rozdrożu?

Page 21: Link Polska Magazine 03/2009

powszechności powoli staje się na przykład iPhone. A posiadacze tego urządzenia mogą już teraz korzystać z kilkudziesięciu erotycznych serwi-sów przeznaczonych tylko dla nich. Eksperci zaś szacują, że w roku 2012 wartość mobilnego rynku porno ma osiągnąć 4,6 mld dolarów.

Wydawcy prasy erotycznej pocieszają się, że skoro wideo nie zabiło kin, to i ich branża obroni się przed Internetem, ale dane mówią co innego. W latach 90. w Polsce wychodziło kilkadziesiąt różnego rodzaju pisemek dla panów i pań. Dzisiaj, wydawanych regularnie, zostało kilkanaście liczących się tytułów. Zdaniem specjalistów, powołujących się na to, co działo się np. w USA, niedługo nastąpi zmierzch „świerszczyków”. Polscy wydawcy erotyki sami przyznają, że dziś ich głównym czytelnikiem jest mężczyzna po 50 roku życia. Młodzi ludzie wybierają Internet.

Trzeba jeszcze pamiętać o polskiej specyfice. W salonach prasowych znajdujących się w wielkich miastach czasopisma dla dorosłych leżą

wyeksponowane na specjalnych półkach i nikt nie robi z tego sensacji. Jed-nak ponad połowa polskiego społeczeństwa mieszka na wsiach i w małych miasteczkach. A tu mentalność jest już inna, a dodatkowo jeszcze swą rolę odgrywa Kościół katolicki – bo przecież „wyczytanie” z ambony może przynieść spore kłopoty w niewielkich społecznościach.

Nieco ponad rok temu tygodnik „Gość Niedzielny” rozpoczął akcję, która doprowadzić ma do usunięcia czasopism erotycznych z widocznych miejsc w sklepach. Mieszkańcy podwarszawskiego Józefowa zebrali blisko trzysta podpisów w tej sprawie. Zagrozili bojkotem sklepów. Po kilku tygodniach część sprzedawców zrezygnowała ze „świerszczyków”. W zamian dosta-li tytuł „Sklepu przyjaznego rodzinie” i plakietkę z napisem „Zapraszamy z dziećmi. Sklep bez pornografii”. W Internecie (bezpornografii.wiara.pl) znajdują się do pobrania specjalne formularze na podpisy dla kolejnych grup, w tym lista sklepów, na której przeciwnicy golizny mogą odnotować „reakcję kierownictwa na akcję” oraz fakt „dostępności pornografii”.

Czy jednak polskie społeczeństwo jest inne od pozostałych? Być może tkwią w nas jeszcze pozostałości kilkudziesięciu minionych lat. Za „ko-muny” za produkcję i rozpowszechnianie pornografii można było trafić za kratki. „Oficjalne” rozluźnienie obyczajów, o ile to było możliwe w warun-kach realnego socjalizmu, nastąpiło dopiero w połowie lat 70. Wtedy to też w czasopismach zaczęły się pojawiać zdjęcia modelek topless, a wieczorem w telewizji zobaczyć można było filmy z mocniejszymi scenami.

Dzisiaj prawo sankcjonuje tylko sposób rozpowszechniania pornografii. Nie wolno jej pokazywać osobom małoletnim. Oczywiście, nie można też do produkcji pornografii wykorzystywać nieletnich, zakazana jest prze-moc oraz porno ze zwierzętami. Poza tym – wszystko dozwolone. „Nie ma racjonalnego powodu, by dorosłemu człowiekowi zabronić obejrzenia na obrazku tego, co w każdej chwili może oglądać u swego seksualnego partnera” – uważa karnista, prof. Marian Filar.

Oczywiście, my, Polacy, nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie chcieli wpro-wadzać własnych rozwiązań. Nie tak dawno prawicowe środowiska próbo-wały zmieniać prawo, sugerując wprowadzenie kary za rozpowszechnianie „twardej pornografii” – czyli takiej, która ukazuje... narządy płciowe w trakcie stosunku. Projekt pozostał projektem, a zmagania między prawem a pornografią są w zasadzie odwieczne. I tylko ulegają falom bądź większej penalizacji, bądź, co częstsze, liberalizacji. Bo przecież w kojarzącej się też z charakterystycznymi produkcjami Japonii pornografia jest zakazana, ale przepisy od prawie dwóch dekad są martwe. W badaniach prowadzonych przez Miltona Dimonda nie stwierdzono zaś, co często podnoszą zwolen-nicy penalizacji pornografii, żadnego wzrostu przestępczości seksualnej spowodowanego złagodzeniem prawa. Dzisiaj walczy się z pornografią dziecięcą, a „zwykłe” pornograficzne imperia stają się częścią światowego biznesu. Brytyjczyk Richard Desmond wprowadził swe porno imperium na londyńską giełdę, natomiast amerykański król porno, Larry Flynt, zwrócił się do Kongresu USA o wsparcie finansowe, podobne do tego udzielonego bankom.

Na zmianę polskiej obyczajowości na pewno wpłynie pokolenie emigran-tów XXI wieku. „Mieszkałem i pracowałem przez jakiś czas w Holandii” – opowiada Marek, trzydziestokilkuletni informatyk. „W weekendy jeździ-liśmy często do Amsterdamu, a tam zdarzyło się też i zajrzeć do słynnej Dzielnicy Czerwonych Latarni” – mówi dalej. „Kiedy pytałem znajomych Holendrów, czy nie przeszkadza im takie miejsce, byli zdziwieni. Dla nich to prywatna sprawa, co kto z kim robi w łóżku, co ogląda i czym się bawi. A jednocześnie są zadowoleni, bo nad tym całym biznesem ma kontrolę państwo. Z ideologią już dawno dali sobie spokój”.

Być może, kiedy nauczeni takimi doświadczeniami Polacy wrócą do swych domów, pornografia nad Wisłą stanie się podobną do wielu innych „używką” dla świadomych, dorosłych ludzi. Wtedy łatwiej będzie wal-czyć z prawdziwymi problemami, które niesie ludzka seksualność. Stres, poczucie osamotnienia i zagrożenia we współczesnym świecie powodują, że liczba uzależnionych od rozładowania napięć poprzez pozbawiony ja-kichkolwiek głębszych uczuć seks systematycznie rośnie. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia może sięgać nawet kilku procent populacji. W USA o problemie seksoholizmu, który powoli może rosnąć do miana poważnego problemu społecznego, mówi się głośno, tworzone są specjalne kliniki. W Polsce specjalistów można policzyć na palcach.

LINKpublicystyka

March 2009 | marzec 2009 | 21

P jak Polska, p jak porno... „Świerszczyki” na wymarciu

Czy my jesteśmy inni?Dzisiaj walczy się z pornografią dziecięcą, a „zwykłe” pornograficzne imperia stają się częścią światowego biznesu.

Page 22: Link Polska Magazine 03/2009

Rafał (35 lat) od razu wiedział, że rozpocznie własną działalność. „Ja muszę prowadzić jakiś interes” – mówi – „taką już mam naturę”. W Polsce miał m.in. firmę transportową, dyskotekę i restaurację. Wszystko sprzedał przed wyjazdem do Wielkiej Brytanii.

W Irlandii Północnej szukał branży, którą mógłby się zająć, ale nie myślał o działalności skierowanej do Polaków. Zauważył jednak, że jego rodacy tęsknią za polskim pieczywem, sprawdził liczbę pol-skich sklepów i już nikt nie zdołał zniechęcić go do pomysłu otwo-rzenia piekarani. „Mówiono mi, że to ciężki biznes, że będą nieprze-spane noce, problemy z ludźmi, z maszynami i samochodami” – opowiada Rafał – „ale ja działam pod wpływem chwili”. Mimo że nie znał języka angielskiego, zainwestował ok. 200 tys. funtów, z czego najbardziej kosztowne okazały się maszyny piekarnicze. Ponieważ sam niewiele wiedział o wypieku chleba, doświadczonych piekarzy odszukał w Polsce i zaprosił do Irlandii. W tłumaczeniach i innych sprawach organizacyjnych pomógł mu Tomasz Danek.

„Początek był koszmarny. Straciłem kilka tysięcy funtów. Koszty rosły, a efektów nie było widać” – mówi Rafał. Był załamany. Brakowało logistyki i nic nie działało tak, jak powinno. Pomagały mu wówczas 4 osoby. Ta walka trwała przez kilka miesięcy. „Po jakimś czasie zacząłem się przebijać. Ustabilizował się transport i wszyst-ko zaczęło działać” – wspomina polski przedsiębiorca. Dzisiaj pie-karnia obsługuje większość polskich sklepów w Irlandii Północnej. Każdy z nich jest zaopatrzony w firmową półkę, na której regularnie ląduje chleb z piekarni Rafała.

Kierownikiem produkcji jest Waldemar Rogalski (47 lat). „Receptura i składniki są polskie, i to jest to, co odróżnia nasz chleb od miejscowego” – mówi Waldemar. „Chleb musi być pszenno-żyt-ni, czyli pulchny jak pszenny, a w smaku jak żytni. Najważniejsze jest wypośrodkowanie tej receptury i właściwe przeniesienie jej na grunt irlandzki”. Waldemar analizował skład innego polskiego pie-czywa dostępnego w Irlandii Północnej i doszedł do wniosku, że to irlandzka mąka używana do wypieków wypacza prawdziwy pol-ski smak.

Rafał nie odczuł skutków kryzysu, który dotknął Wielką Brytanię. Są tylko dwa miasta w Irlandii Północenj, w których zauważył nie-znaczny spadek sprzedaży - Ballymena i Coleraine. Ale nie mar-twi go to specjalnie i już planuje ekspansję swojej działalności na Republikę Irlandii. „Teraz euro zrównało się z funtem i war-to ten moment wykorzystać” – mówi Rafał. „Do tego, jako firma z

perspektywami, ubiegamy się o fundusze unijne i wygląda na to, że je dostaniemy”.

Rafał jest świadomy, że konkurencja w Republice jest duża. Do tego niektóre piekarnie zaniżają ceny, co na dłuższą metę nie da-je szans na utrzymanie firmy. „Pewnych kosztów stałych nie da się przeskoczyć” – mówi Rafał. „Polscy przedsiębiorcy powinni mierzyć siły na zamiary. Odradzam otwieranie firmy, dysponując półśrodka-mi. Zaplecze finansowe jest niezbędne. Do interesu trzeba dokła-dać przez pierwsze miesiące. Taki jest biznes”.

Dzisiaj dla Rafała pracuje 12 osób. „To ciężka praca” – mówi przedsiębiorca. „Piekarze nie mają życia prywatnego. Konsumenci powinni szanować ich pracę. W końcu polski chleb to odrobina pol-skości, której daleko od domu wszyscy potrzebujemy”.

Pod wpływem chwiliRafał Strong przyjechał na Wyspy 1,5 roku temu. Wkrótce potem w L’Derry otworzył piekarnię, która dzisiaj zaopatruje większość polskich sklepów Irlandii Północnej.

www.linkpolska.com22 | marzec 2009 | March 2009

LINKreklama

Old Polish Bakery - Staropolskie wypiekiProdukty z naszej piekarni można dostać w sklepach w Coleraine, Ballymenie, Randalstown, Newtownabbey, Belfaście, Bangor, Portadown, L’Derry, Dungannon, Lurgan, Armagh, Newry, Omagh, Moy, Lisburn i Antrim.

Rafał Strong 07912749595Tomasz Danek 07515670351Old Polish Bakery, Greysteel BT47 3GH

Pieczywo, Wyroby Cukiernicze, Torty Okolicznościowe, Ciasta

Page 23: Link Polska Magazine 03/2009

TOMASZ KAROLAK: Oglądałem ostatnio doku-ment na temat okrągłego stołu i trochę mnie zadzi-wiło, że tam były przeką-ski, mięsa na przystawki, kołduny w bulionie. Wyobrażałem sobie, że roboczym obradom towa-rzyszyły jakieś zrobione przez matki Polki kanap-

ki. A tymczasem był kucharz i prawdziwe menu.PIOTR ADAMCZYK: W ten sposób powstało konklawe, czyli pod kluczem. Kardynałowie jechali do jakiegoś miasteczka i mieszkańcy mu-sieli ich żywić do momentu, aż wybiorą papieża. Kiedyś obradowali przez pół roku i wszyscy bied-ni wieśniacy wokół głodowali. Zamknęli ich na klucz i powiedzieli, że nie dadzą jeść dopóki nie wybiorą papieża. I wybrali. Ale mów dalej, bo ci przerwałem.TOMASZ: Rozmyślałem o okrągłym stole i bezkrwawej rewolucji, mknąc przez Słowację supernowoczesną autostradą. Najwięcej korzy-ści z naszej operacji wyciągnęły sąsiednie kraje: Litwa, Łotwa i Estonia oraz Słowacja i Czechy, gdzie ulokowały się filie wszystkich najważ-niejszych światowych firm. Tam są prawdziwe inwestycje.PIOTR: I to też jest optymistyczne, bo wszystko przed nami (śmiech).TOMASZ: Narody, które odzyskały wol-ność, wzięły sprawy w swoje ręce. Oglądam Bratysławę i choć wiele tam nowoczesnej archi-tektury, to widzę bardzo ładne miasto. A u nas ciągle grajdoł. Polacy nie tworzą swoich małych ojczyzn w miasteczkach typu Pułtusk. Pojedź tam ze mną, to zobaczysz, jakie ma możliwości.PIOTR: Byłem i widziałem najdłuższy chyba plac w Europie. A perła architektury - Zamość? Albo Przemyśl!TOMASZ: Rewelacyjny, ma najwięcej kościo-łów po Krakowie. Fredro założył tam pierwszy amatorski teatr. Mam wrażenie, że wolność nie przełożyła się na tworzenie lokalnych wolności. Cały czas dzieci wysyła się do stolicy, bo tu się robi karierę. PIOTR: Teraz ci, którzy mogą, to raczej my-ślą, jak wysłać dzieci za granicę. Myśmy ta-kich perspektyw nie mieli. Na przykład przez brak telefonu nie zagrałem u boku Tadeusza Łomnickiego, gdy szukano młodego chłopaka do przedstawienia „Kartoteka”. Chodziło o epizod harcerza w szafie, który mówi o trzepa-niu kapucyna. Jak czytałem wtedy ten tekst, to nie rozumiałem, o co chodzi (wybuch śmiechu).

Byłem zobowiązany dzwonić do teatru, ale wciąż słyszałem: „Zadzwoń jutro, chłopcze”. Ale zbyt kłopotliwe było stanie na dworze w zimnie w kolejkach do jedynego działającego aparatu. Zresztą mieliśmy na osiedlu cudowny telefon, z którego można było za darmo dzwo-nić za granicę. Pewnego dnia tragedia, bo ktoś urwał słuchawkę. Szybko naprawiono własnym sumptem, żeby tylko nie wzywać operatora, bo by się kapnął, że automat nie pobiera monet. Pamiętam radość, gdy założono nam telefon. Poczułem, jak do mojego mieszkania weszła Europa. TOMASZ: Ja natomiast byłem tak otumanio-ny komunistyczną propagandą, że zdawało mi się słuszne, że Wojciech Jaruzelski zo-stał pierwszym prezydentem Polski. Zresztą Breżniew przypominał mi mojego dziadka, więc komunizm mi się dość ciepło kojarzył. Przeżywałem wtedy pierwsze miłości. Na liście przebojów kró-lował „The Final Countdown” zespołu Europe. I Oddział Zamknięty. Byłem w liceum i nauczyciele, którzy nas uczy-li, nie odważyli się jeszcze po-wiedzieć na głos, że dzieje się coś ważnego dla Polski. PIOTR: A ja mia-łem szansę uczyć się historii od pana Krzysztofa Jabłonki, któ-ry opowiadał o Katyniu, o rewolucji październikowej i rzeczach przekłamanych w podręcznikach. Mówił wprost, tylko prosił, żebyśmy nie za-pisywali. Potem powtarzałem lekcję historii dziadkowi, który przeżył wojnę i nie wiedział o Katyniu. Nie mogłem w to uwierzyć.TOMASZ: Ja wychowałem się w rodzinie woj-skowych i była bardzo duża blokada na infor-macje wolnościowe. Mój tata był oficerem, więc obowiązkowo musiał być w partii, ale wysyłał nas po kryjomu do kościoła. To zresztą spowo-dowało, że kariera mojego ojca została zabloko-wana. Ktoś na niego donosił. Po latach okazało

się, że to jego najbliższy przyjaciel. PIOTR: Z tamtego czasu pamiętam pierwszy dzień wiosny i wagary na placu Dzierżyńskiego, czyli teraz Bankowym. Tam Słowacki chodził do urzędu i pisał jakieś bzdury. Na szczę-ście myślał też o sztuce. Pamiętam moment, kiedy zdejmowano pomnik Dzierżyńskiego. Zauważyłem, że operator specjalnie szarpnął, żeby postument złamał się wpół. I taka staru-szeńka miała wówczas niezwykły upust agresji. Przyniosła ze sobą młotek, podbiegła do pomni-ka Dzierżyńskiego i biła go młotkiem po twarzy. Oczywiście wokół było mnóstwo suk i wszyscy byliśmy gotowi, że nas spałują. Ale na szczęście pomarańczowa alternatywa zrobiła swój hap-pening. Pamiętam też moment, gdy w szkole w patriotycznym uniesieniu przyczepiliśmy nasze-mu orłowi nad tablicą koronę naprędce wyciętą z żółtej kartki papieru. I niezwykły strach naszej pani, która nie wiedziała, jak nam powiedzieć,

żebyśmy zdjęli tę koronę. To było niesamowite, bo ona nie czuła, że już można przestać się bać. TOMASZ: Co z tego wszystkiego wynikło? Ostatnio oglądałem jakiś program, że komuniści przy okrągłym stole zabezpieczali swoje wpły-wy i jest coś jeszcze, o czym nie wiemy, że były jakieś ustalenia „pod stołem”. PIOTR: Spiskowa teoria dziejów…TOMASZ: Konkludując: w 1989 roku wielu pracowników środowiska artystycznego zostało posłami i senatorami, ale nic wielkiego dla kul-tury polskiej z tego nie wynikło.

A u nas ciągle

grajdołPiotr Adamczyk

ROZMAWIAJĄ:

PODSŁUCHUJE:Anna Kozłowska

Tomasz Karolak

www.linkpolska.com

LINKkulturaRozmowy aktorów w garderobie

March 2009 | marzec 2009 | 23

Rekonstrukcja filmowego misia z kultowego dzieła Stanisława Barei pod Pałacem Kultu-ry i Nauki w Warszawie. Fot. Logofag

Pamiętam radość, gdy założono nam telefon. Poczułem, jak do mojego mieszkania weszła Europa.

Page 24: Link Polska Magazine 03/2009

W zeszłym roku wprowadziliście kilka re-wolucyjnych zmian…

To prawda. Nowy trailer, logo i plakat – je-steśmy z nich bardzo dumni. Zdecydowali-śmy także, że Polish Film Festival to nazwa zbyt ogólna. Festiwal dostał więc nową nazwę – „Kinoteka”. Przetestowaliśmy ją na kilku-nastu Anglikach i bardzo się podobała. Od ra-zu mieli skojarzenie z Europą Centralną i ki-nem. Poza tym nazwa ich intrygowała, budzi-ła ciekawość.

Czy w tym roku szykujecie jakieś nowości? Tym razem „Kinoteka” będzie krótsza – po-

trwa tylko miesiąc. Ale przygotowań wcale nie było mniej niż rok temu. Dużo pracy poświę-ciliśmy fantastycznemu i nowatorskiemu wy-darzeniu, które zamknie festiwal. 8 kwietnia w londyńskim Barbican wystąpi jeden z bar-dziej szanowanych brytyjskich kompozytorów współczesnych, Michael Nyman. Zagra kon-cert razem z polskim zespołem akordeonowym Motion Trio. Publiczność usłyszy premierę no-wej wersji utworu „MGV” („Musique à Grande

Vitesse”). Artyści wspólnie zaprezentują też niecodzienne dzieło ze styku dwóch artystycz-ne gatunków – kina i muzyki. Zdradzę tylko tyle, że to kilkunastominutowy utwór zainspi-rowany najbardziej znanymi polskimi filmami.

Jak wam się udało zaprosić do współpra-cy Nymana, tak uznanego na Wyspach ar-tystę? Czyżby „Kinotece” się po prostu nie odmawiało?

Michaela Nymana poznałam podczas Festi-walu Filmowego „Era Nowe Horyzonty” we Wrocławiu. Już w drugim zdaniu przyznał się, że ma polskie korzenie – jego dziadkowie z obydwu stron byli Polakami. Zgodziliśmy się wtedy, że warto zrobić wspólnie jakiś projekt, w którym on spróbowałby odkryć swoje korze-nie. Zaczęliśmy się spotykać, poznawać i tak narodził się pomysł tego koncertu.

Z ubiegłego roku publiczność zapamięta-ła na pewno jedną niezupełnie filmową in-formację – że nie ma „v” w słowach „wód-ka” i „festiwal”. Przyczynili się do tego

znacząco bracia Quay – wybitni twórcy ani-macji i autorzy kultowego już zwiastuna z ubiegłego roku. Jak tym razem będą wyglą-dały film reklamowy i plakat zapowiadają-ce „Kinotekę”?

Cieszymy się, bo podtrzymaliśmy współpra-cę z braćmi Quay, zwłaszcza że oni autentycz-nie fascynują się Polską. Bracia, którzy w ze-szłym roku stworzyli chwytliwy zwiastun „Ki-noteki”, wzmocnili swoje wsparcie dla festi-walu przez projekt nowego plakatu. Jak zwykle jest trochę surrealistycznie i bardzo intensyw-nie. A film? Ten sam, co rok temu… Tak się w nim zakochaliśmy, że sami chcemy go jesz-cze pooglądać. Na pewno zasługuje na kolej-ną premierę.

Jakimi arcydziełami i smaczkami wypełnio-na będzie tegoroczna „Kinoteka”?

Rozpoczynamy dużym uderzeniem i nie schodzimy już później z tego tonu. Pierw-szy film „Kinoteki” to dramat Małgorza-ty Szumowskiej „33 sceny z życia”, który za-powie sama reżyserka. To piękna opowieść o

www.linkpolska.com

Największy festiwal filmu polskiego na Wyspach, a także najbardziej znacząca promocja dorobku filmowców z Polski – wiosną Festiwal Polskich Filmów „Kinoteka” znowu zago-ści na Wyspach. Ale tym razem nie tylko w Londynie… O szczegółach 7. edycji „Kinoteki” opowiada dyrektor festiwalu Marlena Łukasiak.

Z roku na rok coraz lepsza 7. edycja Festiwalu Polskich Filmów „Kinoteka”

Marlena Łukasiak w towarzystwie dokumentalisty i reżysera Marcela Łozińskiego podczas ubiegłorocznej edycji festiwalu filmowego „Kinoteka”

rozmawia: Aleksandra Kaniewska

24 | marzec 2009 | March 2009

LINKkultura

Plakat „Kinoteki” autorstwa braci Quay

Page 25: Link Polska Magazine 03/2009

relacjach międzyludzkich. Spodziewam się, że ten pokaz będzie cieszył się dużym powodze-niem też wśród Brytyjczyków, bo polska ar-tystka jest tu znana i ceniona. Kolejną atrak-cją będzie na pewno brytyjska premiera filmu „Cztery noce z Anną” Jerzego Skolimowskie-go. Reżyser odwiedzi nas w Londynie. Będzie to dla niego na pewno podróż sentymentalna, bo kiedyś tu mieszkał i nakręcił na Wyspach kilka swoich filmów.

Będą same najnowsze produkcje czy zmie-rzymy się też z historią polskiego filmu?

Zaplanowaliśmy oryginalną wystawę, która tak naprawdę jest osobistym wglądem w życie i twórczość jednego z najbardziej szanowanych polskich autorów, Krzysztofa Kieślowskiego. W holu londyńskiego Riverside Studios będzie można obejrzeć wiele zdjęć, plakatów i pamią-tek z filmowej pracy i życia reżysera. Otrzy-maliśmy je ze zbiorów Muzeum Kinematogra-fii w Łodzi. Będą też oczywiście specjalne po-kazy „Dekalogu”, które wymyśliliśmy z okazji 20. rocznicy powstania cyklu oraz projekcje z serii „Dekalog po Dekalogu”. Tutaj współcze-śni twórcy na zaproszenie TVP przygotowu-ją swoją wersję dzieła Kieślowskiego. Ważnym elementem festiwalu będzie na pewno anali-za tzw. Polskiej Nowej Fali w galerii Tate Mo-dern. W tej części programu pokażemy awan-gardowe filmy fikcji, dokumenty oraz arty-styczne filmy wideo z lat 1964-2006, m.in. pre-kursora tego nurtu – „Rysopis” Jerzego Skoli-mowskiego oraz „Hydrozagadkę” Kondratiuka. Większość z tych produkcji jest tak niekomer-cyjna, że rzadko ma się okazję obejrzeć je po-za Polską. Fenomen Nowej Fali przedstawi wi-dzom Andrzej Żuławski, który będzie się starał udowodnić, że…. Nowej Fali w Polsce nigdy nie było. Będzie inspirująco, to na pewno.

Pokażecie coś typowo dla młodych?Jak zwykle odbędą się pokazy filmów krót-

kometrażowych, których program przygotował Jan Naszewski z Shorts International. Projekt ten powstał we współpracy z organizacją Po-lish deConstruction. Na duży hit zapowiada się film „Idealny chłopak dla mojej dziewczyny”, najnowszy produkcja twórców tak popularnych w Polsce „Lejdis” i „Testosteronu”.

W tym roku „Kinoteka” wychodzi poza Londyn. Gdzie będziecie?

Z racji na to, że wielu pasjonatów filmu mieszka też i poza stolicą Anglii, inauguruje-my tzw. „Kinotekę on Tour”, z którą objedzie-my kilka miast. Zaczynamy 20 marca w Belfa-ście pokazem filmu „33 sceny z życia”. Później pokażemy m.in. „Boisko bezdomnych”, „Ideal-nego chłopaka dla mojej dziewczyny” oraz do-kumenty wielokrotnie nagradzanego reżysera Marcina Koszałki. Cały sześciodniowy tour w Irlandii Północnej zamykamy produkcją Sko-limowskiego „Cztery noce z Anną”. „Kinoteka on Tour” w Belfaście powstała dzięki współ-pracy ze stowarzyszeniem Artlinks oraz Kon-sulatem Generalnym w Edynburgu.

Pojedziecie gdzieś jeszcze? W maju „Kinoteka” będzie miała jeszcze

jedną odsłonę – podczas Festiwalu Nowych Dźwięków w Canterbury. Tutaj skoncentruje-my się na filmach, które wykorzystują muzykę Kilara i Pendereckiego. Pojawią się klasyki fil-mowe – „Dracula” Coppoli, „Dotknięcie ręki” Krzysztofa Zanussiego oraz „Katyń” Andrzeja Wajdy. „Kinoteka” pojedzie także do Bristolu. Cały czas rozmawiamy z kolejnymi miastami. „Kinoteka” rozwija skrzydła…

Aleksandra Łojek-Magdziarz

LINKkultura

Niewiele jest książek i jeszcze mniej autorów, którzy podejmując trudny te-mat, potrafią rozprawić się z nim nie tyl-ko metodycznie, ale i w sposób bardzo klarowny. Dla nowo przybyłych pol-skich mieszkańców Irlandii Północ-nej książka Davida McKittricka i Da-vida McVea pt. „Making Sense of the Troubles” powinna stać się lekturą obo-wiązkową (ale nie do poduszki, bo za-nadto porażająca).

Autorzy bardzo obiektywnie i z we-rwą wyjaśniają genezę północnoirlandz-kich wojen sektariańskich. Od począt-ku do końca, z każdej strony, co jest bezcenne, bo czytelnik uczy się uwraż-liwiać na wszelkie niuanse, których z życzliwej naiwności i niewiedzy nie spostrzegał. Trzeba bowiem pamiętać mroczny dowcip – kiedy w Belfaście, nocą, w ciemnym zaułku podejdzie do turysty grupa osiłków i zapyta o wyzna-nie, występuje duże prawdopodobień-stwo, że turysta-ateista, udzieliwszy od-powiedzi, usłyszy prośbę o uściślenie: „Ateista katolik czy protestant?”.

Pisarze nie przedstawiają jednak Pół-nocnej Irlandii ani ironicznie, ani po-błażliwie. Tłumaczą, dlaczego jej mieszkańcy mają poturbowane dusze i bywają nieufni, co sprawia, że zaprzy-jaźnienie się z nimi może zająć więcej czasu niż z przeciętnym Wyspiarzem. Doświadczali oni bowiem jeszcze do niedawna zdrady, szpiegostwa i strachu, który musiał się przełożyć na to, jak ży-ją i jak się zachowują. Jednocześnie nie jest to książka smutna, raczej analitycz-no-informacyjna z powieściowym za-cięciem. Jedno jest pewne – po jej lektu-rze patrzy się na Irlandię Północną ina-czej. Ze zrozumieniem.

Zrozumieć Kłopoty

www.linkpolska.com

dobr

a ks

iążk

a

David McKittrick, David McVea, Making Sense of the Troubles (Zrozumieć The Troubles), Penguin Books 2001, cena ok. £11

Więcej informacji na www.kinoteka.org.uk

Film „33 sceny z życia” Małgorzaty Szumowskiej otworzy „Kinotekę” w Londynie i w Belfaście.Na zdjęciu kadr z filmu z jednym z odtwórców głównych ról, Maciejem Stuhrem

Page 26: Link Polska Magazine 03/2009

Polski Festiwal Filmowy

Queen’s Film Theatre, Belfast20-26 marca 2009

18:30

20 marca 33 sceny z życia

Reżyseria: Małgorzata SzumowskaW rolach głównych: Julia Jentsch, Peter Gantzler, Maciej Stuhr Bohaterką filmu jest 33-letnia, odnosząca sukcesy w życiu zawodowym i prywatnym artystka Julia. „33 sceny z życia” to przejmująca i bardzo osobista opowieść o doświadczeniu, jakim jest śmierć bliskiego członka rodziny.

Polska 2008, 97 min

18:45

21 marca Boisko bezdomnych

Reżyseria: Kasia AdamikW rolach głównych: Marcin Dorocinski, Jacek PoniedzialekKsiądz, kosmonauta, minister, wariat, górnik, rolnik i facet z wyrokiem. Co może ich łączyć? Na razie miejsce zamieszkania – Dworzec Centralny. Wkrótce dołączy do nich były piłkarz. Choć trudno w to uwierzyć, wyruszą po mistrzostwo.

Polska 2008, 126 min

18:45

22 marca

Takiego pięknego syna urodziłam Filmy dokumentalne Marcina Koszałki

Dokumenty Koszałki są kontrowersyjne i często wywołują oburzenie. Tematy, które poruszają są w Polsce przemilczane i objęte dozorem kultury. W pokazie zostaną zaprezentowane filmy „Istnienie”, „Takiego pięknego syna urodziłam” oraz „Do bólu”.

18:45

23 marca Pora umierać

Reżyseria: Dorota KędzierzawskaW rolach głównych: Danuta Szaflarska, Krzysztof Globisz Osnuta na prawdziwej historii opowieść o starszej kobiecie, której niecodzienne poczucie humoru oraz specyficzny dystans do świata i ludzi sprawiają, że życie nabiera zupełnie nieoczekiwanych walorów.

Polska 2008, 104 min

18:30

24 marca

Idealny chłopak dla mojejdziewczyny

Reżyseria: Tomasz Konecki W rolach głównych: Marcin Dorociński, Iza Kuna, Magdalena Boczarska, Tomasz Karolak Kostek spotyka Lunę i od początku oczywiste jest, iż para jest dla siebie stworzona. Jednak Lunę i Kostka dzieli tak wiele, że ich związek wydaje się graniczyć z cudem. Film opowiada o ogromnej sile miłości.

Polska 2008

18:45

25 marca Rysopis

Reżyseria: Jerzy SkolimowskiW rolach głównych: Jerzy Skolimowski, Elżbieta Czyżewska Debiut fabularny Jerzego Skolimowskiego, a zarazem pierwsza część dyptyku o losach Andrzeja Leszczyca – młodego, wrażliwego człowieka, za-gubionego we współczesnym świecie, rozpaczliwie szukającego wyjścia z bezcelowej codzienności.

Polska 1964, 80 min

18:30

26 marca Cztery noce z Anną

Reżyseria: Jerzy SkolimowskiW rolach głównych: Artur Steranko, Kinga Preis, Małgorzata Burczkowska Oparta na faktach polsko-francuska koprodukcja to kameralna opowieść o pracowniku spalarni odpadów medycznych w prowincjonalnym mieście obsesyjnie zakochanym w pielęgniarce.

Polska 2008, 91 min

Więcej informacji: www.kinoteka.org.uk, www.queensfilmtheatre.comRezerwacja biletów: www.queensfilmtheatre.com

PART OF THE POLSKA! YEAR 2009-2010 www.PolskaYear.pl

Pokaz specjalny

Resolution 819

Reżyseria: Giacomo Battiato

W rolach głównych: Benoît Magimel, Hippolyte Girardot, Karolina GruszkaOpowieść o tragicznych zdarzeniach w Srebrenicy. 35-letni francuski polic-jant rozpoczyna współpracę z Międzynarodowym Trybunałem ds. Ścigania Zbrodni w Hadze. Zostaje wysłany do Bośni, gdzie ma przeprowadzić dochodzenie w sprawie tysięcy zaginionych osób w lipcu 1995 roku w rejonie Srebrenicy. Spotyka tam młodą polską lekarkę sądową Klarę Górski. Francuski policjant i jego ekipa znajdują dowody okrutnych działań, których dopuścili się serbscy wojskowi pod dowództwem Mladica...

Pokaz specjalny Polskiego Klubu Filmowego Kinogranie w ramach Belfast Film Festival

1 kwietnia Rezolucja 819

Francja, Polska, Włochy 2008, 95 min18:45

Więcej informacji na: www.belfastfilmfestival.orgwww.queensfilmtheatre.com | www.linkpolska.com

Page 27: Link Polska Magazine 03/2009

Nie mamy wprawdzie na koncie bojowym takich bitew morskich jak lą-dowe. Żadna potyczka, nawet w skromnym stopniu, nie daje się porów-nać z takimi starciami, jak zwycięstwo Anglii nad Wielką Armadą Filipa II czy późniejszy pogrom pod Trafalgarem. Jedna wszelako bitwa z czasów nowożytnych zasługuje na uwagę, jako duża w bałtyckiej skali i przede wszystkim zwycięska dla Rzeczypospolitej. Jest nią victoria pod Oliwą z 1627 roku w starciu ze Szwecją.

Zanim jednak przyszło świętować zwycięstwo, trzeba było wygrać bi-twę, a do tego niezbędne były okręty, których nikt w Polsce w owych la-tach budować specjalnie nie umiał. Z pomocą przyszedł przybysz z dale-kiej Szkocji, znakomity inżynier, żeglarz i zawadiaka, Jakub Murray, któ-rego nazwisko spolszczono później na Jakub Mora.

W 1601 roku zawitał on na dwór króla Polski i Szwecji Zygmunta III Wazy. Jako że w niedługim czasie zyskał sławę świetnego kapitana i mary-narza, już osiem lat później monarcha powierzył Szkotowi budowę pierw-szej floty polskiej z prawdziwego zdarzenia, która zagwarantowała try-umf oliwski.

Nie wszystko jednak, jak to zwykle bywa, szło jak po maśle. Niewielu mieszkańców ówczesnej Polski popierało budowę okrętów, upatrując gwarancji nadwiślańskiego pokoju w silnej armii lądowej. Na przeszko-dzie stała głównie szlachta, której obce były morskie przygody, a samą flo-tę traktowała raczej jak coś niegodnego jej kawaleryjskich aspiracji i zwią-zanego z domeną mieszczan. Sytuacja uległa zmianie, gdy Szwedzi zaczę-li blokować nasz największy port w Gdańsku. Wpłynęło to na ogranicze-nie możliwości handlu zbożem, a co za tym idzie – uszczuplenie szlachec-kich kies, studząc nieco kawaleryjskie ambicje na rzecz morskich. Prace nad budową floty uległy przyspieszeniu. Pierwszym okrętem, jaki zwo-dował Jakub Murray dla Rzeczypospolitej, była niewielka pinka „Żółty Lew”. Za nią poszły kolejne, większe galeony, m.in. „Król Dawid”, któ-ry zyskał miano okrętu kontradmiralskiego i kapitana w osobie samego Murraya. Całość floty, po małych perypetiach związanych z przeniesie-niem warsztatów do Pucka, miała się składać z 10 dużych okrętów bojo-wych, nie licząc statków transportowych czy pomocniczych.

Rekrutacja załóg dla nowych jednostek nie nastręczała problemów. Chłopów, którzy niespecjalnie kwapili się do odrabiania pańszczyzny było w owych latach bez liku. Nie brakowało także ubogich mieszczan. Bałtyckie przygody i łupy z nimi związane stanowiły wystarczającą mo-tywację. Gorzej przedstawiała się sytuacja z dowódcami. Na lądzie dys-ponowaliśmy znakomitymi wodzami, jak hetman Stanisław Koniecpolski (nota bene wielki propagator budowy polskiej floty), na morzu właści-wie nikim poza wspomnianym Szkotem. Oficerów przyszło rekrutować w Danii i Holandii.

Jak się wkrótce okazało, Jakub Murray poza talentami inżynieryjnymi dysponował także umiejętnościami w dziedzinie taktyki. Pośród licznych przewag, jakimi się wykazał, należy szczególnie zwrócić uwagę na przy-godę spod Białej Góry, gdzie Polacy natknęli się na duży konwój szwedz-ki złożony z 24 jednostek. Dowodząc „Królem Dawidem” w towarzystwie zaledwie dwóch galeonów polskich, udało mu się uniknąć niechybnej ka-tastrofy i bez specjalnego uszczerbku, spokojnie dopłynąć do Kołobrzegu. Dla polskiego króla okazało się to jednak za mało, by powierzyć naszemu bohaterowi dowództwo nad świeżo powstałą flotą. Zaszczyt ten przypadł w udziale Holendrowi Arendowi Dickmanowi. Murray otrzymał zaledwie funkcję w radzie wojennej, co uraziło znacząco jego ambicję i miało wpły-nąć na efektywność w nadchodzącym starciu pod Oliwą.

Eskadra szwedzka wpłynęła na Zatokę Gdańską z wiatrem, co zawsze bardzo utrudnia skomplikowane manewry. Szybko pojawiły się kolej-ne zwiastuny klęski. Polacy sprawnie rozbili szyki przeciwnika i świet-ną taktyką, brawurowymi abordażami i salwami burtowymi doprowadzi-li do zatopienia dużego galeonu „Solen” i uprowadzenia okrętu admiral-skiego „Tigern”. Bitwa była wygrana. Do zwycięstwa jednak nie przyczy-nił się urażony pominięciem w awansach kapitan „Króla Dawida” Jakub Murray. Przez całą bitwę unikał starcia ze Szwedami, zaniechał abordażu i pościgu, ponosząc za to pokaźne straty. Zygmunt III zarządził śledztwo, słusznie dedukując, że tak znamienity dowódca nie mógł tylko przez błę-dy taktyczne unikać walki. Murraya wyrzucono z polskiej floty oraz praw-dopodobnie aresztowano. I to skutecznie, bo wszelki słuch w późniejszych dziejach o nim zaginął. Po latach miał się znowu pojawić, ale już w zgo-ła innej roli...

Polacy, mając do dyspozycji skromną ilość okrętów, pod banderą któ-rych mogliby zaznać przygód morskich na własnej skórze, musieli po-przestać na wyobraźni. A ściślej na literaturze marynistycznej, w której przodujemy do dzisiaj. Kapitan Murray znalazł tam właśnie swoje miej-sce. Po raz pierwszy w powieściach przedwojennego prawnika, maryna-rza i podróżnika, a później także sędziego Sądu Najwyższego, Jerzego Bohdana Rychlińskiego. Perypetie jednego z twórców polskiej floty wo-jennej zawarł on w barwnie pisanych książkach: „Galeon kapitana Mory”, „Fama kapitana Mory”, „Madonna ze złota” i w „Latającym Szkocie”. Dzieje szkockiego dowódcy opisuje również znany entuzjasta historii Rzeczypospolitej szlacheckiej Jacek Komuda w „Galeonach wojny”.

Nie tylko współcześni Polacy wykazują zainteresowanie tematyką mor-ską. Ta pasja ma już „długą brodę” i można ją z powodzeniem uznać za nad-wiślański „sport narodowy”. Nieprzypadkowo jednym z czołowych mary-nistów w dziejach światowej literatury, który pisał o niezaprzeczalnej tra-dycji morskiej Wielkiej Brytanii i w języku angielskim, był Joseph Conrad. Polak pochodzący z dalekiego morzu Wołynia - Józef Korzeniowski.

Piotr Miś, dziennikarz, prawnik. Wielbiciel historii, pieniędzy oraz płci przeciwnej. Z redakcją związany od początku powstania magazynu. Obecnie mieszka w rodzinnej Łodzi.

LINKhistoria

March 2009 | marzec 2009 | 27www.linkpolska.com

Szkot pod banderą RzeczypospolitejW ciągu długiej, tysiącletniej historii nie udało się w Polsce stworzyć floty z praw-dziwego zdarzenia. Nie zmienia to jednak wielowiekowego zainteresowania sa-mych Polaków morzem i przygodami z nim związanymi. Afekt nie słabnie do dziś, co sprawia, że mimo dostępu do płytkiego zaledwie Bałtyku można nas spokojnie zaliczyć do ludów morza, nawet obok Anglików, Hiszpanów czy Portugalczyków.

Bitwa pod Oliwą. Obraz autorstwa Stefana Płużańskiego.

Źródła: Eugeniusz Koczorowski, Oliwa 1627, Wyd. Bellona SA, Warszawa 2008; Henryk Wisner, Rzeczpospolita Wazów, Wyd. Neriton, Warszawa 2008.

Polski Festiwal Filmowy

Queen’s Film Theatre, Belfast20-26 marca 2009

18:30

20 marca 33 sceny z życia

Reżyseria: Małgorzata SzumowskaW rolach głównych: Julia Jentsch, Peter Gantzler, Maciej Stuhr Bohaterką filmu jest 33-letnia, odnosząca sukcesy w życiu zawodowym i prywatnym artystka Julia. „33 sceny z życia” to przejmująca i bardzo osobista opowieść o doświadczeniu, jakim jest śmierć bliskiego członka rodziny.

Polska 2008, 97 min

18:45

21 marca Boisko bezdomnych

Reżyseria: Kasia AdamikW rolach głównych: Marcin Dorocinski, Jacek PoniedzialekKsiądz, kosmonauta, minister, wariat, górnik, rolnik i facet z wyrokiem. Co może ich łączyć? Na razie miejsce zamieszkania – Dworzec Centralny. Wkrótce dołączy do nich były piłkarz. Choć trudno w to uwierzyć, wyruszą po mistrzostwo.

Polska 2008, 126 min

18:45

22 marca

Takiego pięknego syna urodziłam Filmy dokumentalne Marcina Koszałki

Dokumenty Koszałki są kontrowersyjne i często wywołują oburzenie. Tematy, które poruszają są w Polsce przemilczane i objęte dozorem kultury. W pokazie zostaną zaprezentowane filmy „Istnienie”, „Takiego pięknego syna urodziłam” oraz „Do bólu”.

18:45

23 marca Pora umierać

Reżyseria: Dorota KędzierzawskaW rolach głównych: Danuta Szaflarska, Krzysztof Globisz Osnuta na prawdziwej historii opowieść o starszej kobiecie, której niecodzienne poczucie humoru oraz specyficzny dystans do świata i ludzi sprawiają, że życie nabiera zupełnie nieoczekiwanych walorów.

Polska 2008, 104 min

18:30

24 marca

Idealny chłopak dla mojejdziewczyny

Reżyseria: Tomasz Konecki W rolach głównych: Marcin Dorociński, Iza Kuna, Magdalena Boczarska, Tomasz Karolak Kostek spotyka Lunę i od początku oczywiste jest, iż para jest dla siebie stworzona. Jednak Lunę i Kostka dzieli tak wiele, że ich związek wydaje się graniczyć z cudem. Film opowiada o ogromnej sile miłości.

Polska 2008

18:45

25 marca Rysopis

Reżyseria: Jerzy SkolimowskiW rolach głównych: Jerzy Skolimowski, Elżbieta Czyżewska Debiut fabularny Jerzego Skolimowskiego, a zarazem pierwsza część dyptyku o losach Andrzeja Leszczyca – młodego, wrażliwego człowieka, za-gubionego we współczesnym świecie, rozpaczliwie szukającego wyjścia z bezcelowej codzienności.

Polska 1964, 80 min

18:30

26 marca Cztery noce z Anną

Reżyseria: Jerzy SkolimowskiW rolach głównych: Artur Steranko, Kinga Preis, Małgorzata Burczkowska Oparta na faktach polsko-francuska koprodukcja to kameralna opowieść o pracowniku spalarni odpadów medycznych w prowincjonalnym mieście obsesyjnie zakochanym w pielęgniarce.

Polska 2008, 91 min

Więcej informacji: www.kinoteka.org.uk, www.queensfilmtheatre.comRezerwacja biletów: www.queensfilmtheatre.com

PART OF THE POLSKA! YEAR 2009-2010 www.PolskaYear.pl

Pokaz specjalny

Resolution 819

Reżyseria: Giacomo Battiato

W rolach głównych: Benoît Magimel, Hippolyte Girardot, Karolina GruszkaOpowieść o tragicznych zdarzeniach w Srebrenicy. 35-letni francuski polic-jant rozpoczyna współpracę z Międzynarodowym Trybunałem ds. Ścigania Zbrodni w Hadze. Zostaje wysłany do Bośni, gdzie ma przeprowadzić dochodzenie w sprawie tysięcy zaginionych osób w lipcu 1995 roku w rejonie Srebrenicy. Spotyka tam młodą polską lekarkę sądową Klarę Górski. Francuski policjant i jego ekipa znajdują dowody okrutnych działań, których dopuścili się serbscy wojskowi pod dowództwem Mladica...

Pokaz specjalny Polskiego Klubu Filmowego Kinogranie w ramach Belfast Film Festival

1 kwietnia Rezolucja 819

Francja, Polska, Włochy 2008, 95 min18:45

Więcej informacji na: www.belfastfilmfestival.orgwww.queensfilmtheatre.com | www.linkpolska.com

Page 28: Link Polska Magazine 03/2009

Kancelaria PrawnaReavey & Company

Solicitorsoferuje swoje usługi prawne w języku polskim

Więcej informacji znajdziesz na Naszej

stronie internetowej:

www.reavey-ni.com/polish

•tel.: 028 90 860335 (Newtownabbey)

•tel.: 028 93 355535 (Carrickfergus)

Oferujemy usługi tłumacza.Polaków niemówiacych po angielsku prosimy o wysłaniee-maila na [email protected], Polaków władających językiem angielskim w stopniu komunikatywnymprosimy o telefon pod numer:

Adresy sklepów:POLITA, Unit 1, 156 North Street, Belfast, BT1 1LF

POLITA, 366 Newtownards Road, Belfast, BT 4 1HG (blisko Connswater Shopping Centre)

EUROPEAN DELICATESSEN, 5 Central Avenue, Bangor, BT20 3AF

udane zakupy!

Zapewniamy najniższe ceny w Belfaście!

Chleb staropolski za £0,79 Świeży towar co tydzień! Konkurencyjne ceny plus 10% rabatu! Rabat obowiązuje przy zakupach na £10 i więcej

Z nami kryzys Cię nie dotknie!

Page 29: Link Polska Magazine 03/2009

Dochodzę do rubryki „Organ donation”. „Chciałbym zarejestrować się w NHS Organ Donor Register jako osoba, której organy/tkanki mogą zostać użyte do celów transplantacyjnych po śmier-ci”. Pierwszy kwadracik to wszystkie organy, później są kolejno wyszczególnione: nerki, rogówka, serce, płuca itd. Bez wahania za-kreślam – wszystkie. Refleksja pojawia się w następnej sekundzie; po śmierci… znaczy się po mojej śmierci. Niesłychane! Ktoś ma czel-ność wyobrażać sobie świat po mojej śmier-ci! Mnie to nawet nie przychodzi do głowy.

To prawdopodobnie jedyny kanadyjski film, jaki w życiu oglądałem i z pewnością je-den z najważniejszych. „Jezus z Montrealu” według scenariusza i w reżyserii Denysa Ar-canda. Premierę miał dwadzieścia lat temu, ja widziałem go osiem lat później. Film zro-bił wtedy na mnie piorunujące wrażenie – po-wiem więcej – wstrząsnął mną. Była to nieco kontrowersyjna opowieść o współczesnym Jezusie na podstawie Ewangelii wg św. Mar-ka. Mieszkający w Kanadzie główny boha-ter odgrywa rolę Jezusa w zorganizowanym misterium pasyjnym. Rolę, która wymyka się spod kontroli. W finałowej scenie główny bo-hater ginie. Niezwykle znamienny jest obraz jego zmartwychwstania. Reżyser pokazuje szczęście chorych, którym transplantowano organy głównego bohatera. Transplantacja stała się metaforą zmartwychwstania dawcy. Jego oczy znów zobaczyły, jego płuca wypeł-niły się powietrzem, a jego serce znów za-częło bić.

Inna scena. Czerwiec 2007. Holenderska telewizja publiczna BNN rozpoczyna emi-sję nowego programu typu reality show o na-zwie „De Grote Donorshow”. Światła, flesze, publiczność klaszcze. Wchodzi prowadzący i staje pomiędzy czterema pustymi fotelami – tłumaczy zasady programu. Za chwilę na krzesłach usiądą jego uczestnicy. Śmiertel-nie chora 37-letnia kobieta – Lisa, a naprze-ciwko niej trójka osób oczekujących na ner-kę. Dwojgu z nich Lisa odda własne. Komu? O tym zadecyduje ona oraz te-lewidzowie za pomocą SMS-ów. Wejście Lisy poprzedzone jest krótkim fil-mem prezentującym jej sylwetkę. W filmie kobieta spaceruje po parku, wy-gląda zdrowo, jest ubrana w dres. Na tle kwiatów opowiada o swojej de-cyzji. Jest poważna, skupiona, ale nie zrezygnowana. Gdy wchodzi do stu-dia publiczność wstaje. Brawa zdają się nie mieć końca, niektórzy ukrad-kiem ocierają łzy. Po krótkiej rozmowie prowadzący zabiera Lisę na spacer

do portu. Wchodzą do wielkiego hangaru, zapala się światło. Wokół nich pojawia się krąg nienaturalnych postaci – to szereg zdjęć. Przypominają

fotografie reklamowe, przedstawiają jednak prawdziwe osoby, które łączy jedna cecha – wszystkie oczekują na nerkę. Spośród nich Lisa wybierze trójkę, z której dwójka wy-gra nagrodę – będzie nią życie. Przez Euro-pę przetacza się medialna burza. „Tego już za wiele” – oburzają się dziennikarze. „To poszło za daleko” – grzmią prezenterzy te-lewizyjni. „Nie wolno tak robić” – ostrze-ga Komisja Europejska. Holendrzy twierdzą jednak, że jedynym celem show jest zwró-cenie uwagi na niedobór organów do trans-plantacji. W 2002 roku zmarł Bart de Graaff – twórca telewizji BNN. Odszedł w wieku 35 lat po roku oczekiwania na nerkę. „Oczy-wiście, zgadzamy się, że to ma zły smak, ale uważamy, że rzeczywistość ma jeszcze gor-szy smak” – mówi Laurens Drillich, ówcze-sny szef BNN. W połowie stycznia 2008 roku okazuje się, że program był mistyfika-cją. Chociaż w show wystąpili prawdziwie oczekujący na nerkę, Lisa jest aktorką. Cho-rzy oczywiście wiedzieli, że biorą udział w mistyfikacji. Po zakończeniu emisji dyrek-tor Endemol Paul Römer powiedział: „Nie chcemy być źle zrozumiani, nigdy nie zro-biłbym programu takiego jak »De Grote Do-norshow« w rzeczywistości. (…) Wzywam wszystkich do (…) wypełnienia formularza dawcy”.

Po pierwszym dniu emisji programu „De Grote Donorshow” formularz dawcy wypeł-niło ok. 30 tys. osób, po dwóch dniach 50 tys. Ilość dawców w Holandii gwałtownie wzrosła.

Nie łudźmy się – umrzemy wszyscy. Ja, Pan, Pani, społeczeństwo. Każdego to cze-ka. I wydawałoby się, że w sytuacji tak bez-nadziejniej jak śmierć, gdy już nic nie mo-żemy… okazuje się, że jednak możemy. I to bardzo wiele. Możemy dać komuś nowe ży-

cie, spełnić jego marzenia. Możemy „wpuścić” w świat taką dawkę dobra, o jaką często w życiu trudno. A to wszystko tak małym kosztem – jednym podpisem.

Nikt z nas nie wie, kiedy umrze. To jeden z największych boskich da-rów, świadomość byłaby przekleństwem. Część z nas z pewnością będzie zaskoczona. Dlatego trzeba wypełnić formularz teraz. Później może być za późno.

LINKfelieton

www.linkpolska.com

Później może być za późnoMaciej Przybycień, dziennikarz, redaktor, publicysta, absolwent polonistyki krakowskiej Akademii Pedagogicz-nej. Współpracował z telewizją BBC podczas tworzenia programu dokumentalnego do-tyczącego środowisk polonijnych w Hull.

March 2009 | Marzec 2009 | 29

„Chciałbym zarejestrować się w NHS Organ Donor Register jako osoba, której organy/tkanki mogą zo-stać użyte do celów transplantacyjnych po śmierci”. Pierwszy kwadracik to wszystkie organy, później są kolejno wyszczególnione: nerki, rogówka, serce, płu-ca itd. Bez wahania zakreślam – wszystkie.

Formularze, druczki, ankiety… Któż ich nie kocha?! W urzędzie, w pracy, u leka-rza. Tak, te u lekarza są najlepsze. Z odrazą przeglądam druk i odkreślam panora-mę nieszczęść serwowaną w ramce. Nie mam epilepsji, nie jestem narkomanem ani nie mam parkinsona. Nigdy sobie nic nie złamałem i nigdy nie leżałem w szpitalu. Najwyżej czasami mam kaca, co zresztą skrzętnie odnotowuję w odpowiedniej ru-bryce dotyczącej spożycia alkoholu.

Page 30: Link Polska Magazine 03/2009

LINKobok nas

www.linkpolska.com30 | marzec 2009 | March 2009

„Polak? Polak?” – ze zdziwieniem reagują inni Polacy, którzy spotykają Miłosza. „Tak, jestem Polakiem” – pada odpowiedź. Kiedyś wybrał się na Polski Piknik w Belfaście. „O kurwa, patrz, jaki karzeł” – słyszał wokół siebie. Czuł się tam jak intruz. Zachował się jednak z klasą i nie reagował na złośliwe zaczepki. „To nie brzmi dobrze, ale ja wolę poprosić o pomoc Irlandczyka niż Polaka” – mówi z zażenowaniem Miłosz. „Jestem poza po-działami i wiem, że między Polakami jest walka. Niby trzymają się razem, ale widzę, że chętnie by sobie dokopali”.

Ostatnie kilka lat w Polsce to seria rozczarowań. Studiował zarządza-nie i marketing. Zrezygnował jednak na rzecz resocjalizacji: 3 lata studiów licencjackich, 2 lata magisterki. Napisał pracę, ale dyplomu nie obronił. „Sam nie wiem, dlaczego. W Polsce byłem bardzo zniechęcony” – opo-wiada dzisiaj Miłosz. „Nie mogłem pracować, tak jak chciałem. Wszystko musiało być według zasad, choć życie w domu społecznym, o którym pisa-łem, nie jest normalne. Jest właściwie przeciwieństwem normalnego życia i doktorskiego sposobu myślenia”. Naukowy strach przed nowatorstwem sfrustrował Miłosza.

Była też miłość. Poznali się przez Internet i byli razem przez 2 lata. Nie udało się. „No, ale jak on będzie dziecko nosił? Obrazu na ścianie nie przy-bije, koła w samochodzie nie zmieni” – mówili rodzice dziewczyny. Miłosz zastanawia się teraz, czy warto dalej próbować, bo z kimś takim jak on, dziewczyna może cierpieć. „Po tym związku zwątpiłem w sens słów i w sens bycia” – mówi. Wyjechał do Belfastu.

„Ktoś wie, gdzie jest moje piwo?!” – pada pytanie w domu pełnym go-ści. „Jasne! Wszyscy wiedzą!” – odpowiada uszczypliwie Miłosz, po czym obecni wybuchają śmiechem. Miłosz mieszka z Włochami, Hiszpanami, Francuzami i Niemcami. Odwiedzają go Turcy, Ormianie i Słoweńcy. Za-przyjaźniona Włoszka po powrocie do swojego kraju w dowodzie przyjaź-ni przysłała Miłoszowi paczkę z włoską kiełbasą. Wszyscy przyjechali na programy dla wolontariuszy organizowane przez placówki unijne. Wspól-nie spędzają wieczory, słuchają muzyki i dzielą się swoją kulturą. Miłosz ogrywa wszystkich w grach PlayStation. „Wkurzają się, bo nikt nie lubi przegrywać z kaleką” – komentuje z przymrużeniem oka.

Nie wydaje dużo na drogie garnitury, ale jest zawsze w centrum uwagi. Nie chce jednak wyjąt-kowego traktowania. „Nie oczekuję specjalnego miejsca w autobusie” – mówi Miłosz (27 lat). „Jestem zadowolony, gdy ktoś mnie najnormalniej w świecie opieprzy”.

tekst i zdjęcia: Jakub ŚwiderekSto trzydzieści pięć centymetrów

Sens słów i sens bycia

Frajer, bo robi za darmo

Page 31: Link Polska Magazine 03/2009

Pasjonuje go fotografia. Fotografuje ciekawe twarze, spontaniczne sytu-acje i architekturę Belfastu. Tęskni za swoim daewoo tico, którym jeździł w Polsce. Swobodne przemieszczanie dawało mu poczucie wolności. Egza-min na prawo jazdy zdał za pierwszym razem, choć nie wszyscy wierzyli, że w ogóle może mu się udać. Miłosz jest wolontariuszem w Shopmobility, organizacji, która udostępnia niepełnosprawnym wózki i skutery elektrycz-ne. „Jest częścią zespołu. Na początku miał problemy z językiem, ale teraz jest pewniejszy siebie” – mówi Ann, szefowa Shopmobility. „My uczymy się od niego, a on od nas. On zawiezie do Polski to, co widzi tutaj – nasz stosunek do niepełnosprawności. Jestem dumna z tego, że Miłosz czuje się tu dobrze. To smutne, że nie odczuwał tego w swoim kraju, ale z drugiej strony myślę, że to tylko kwestia czasu i niepełnosprawni w Polsce też znaj-dą swoje miejsce”.

Projekt, w którym Miłosz bierze udział, właśnie się skończył. W ciągu ostatnich 12 miesięcy mieszkał w domu opłacanym przez organizację, dzię-ki której wyjechał. Na wyżywienie dostawał 55 funtów tygodniowo. Jak sam mówi, to niewiele, ale takich rzeczy nie robi się dla pieniędzy. „W Polsce słyszę: »głupek, frajer. I za darmo tam robisz? Może dla nas byś coś za darmo zrobił?«” – mówi Miłosz. „Oni nie wiedzą, że w emigracji nie chodzi tylko o pieniądze”.

– Nie przejmuj się, w niebie będzie lepiej – powiedziała do Miłosza starsza kobieta napotkana na ulicy w Polsce.– A ja właśnie stamtąd – odpowiedział Miłosz. –Bluźnisz! Przeproś Pana Boga! – oburzyła się kobieta.

Miłosz opowiada z rozczarowaniem, że w Polsce życie niepełnospraw-nych organizuje się wokół Kościoła i na festynach. „Taki trzydziestoletni facet, który chętnie z dziewczynkami by się pobawił, siedzi i wycina drzew-ka z papieru, mamusia głaszcze go po głowie: »Chodź, synku, zjemy kieł-baskę z rożna, a później sobie zatańczysz«. A my potrzebujemy normalnego traktowania!” – mówi Miłosz.

Katarzyna ma do niego właśnie taki normalny stosunek. Poznali się w niecodziennej sytuacji. „Zadzwonił do mnie koleś i pyta, czy mogę mu ob-ciąć paznokcie” – opowiada Katarzyna. „Zapytałam, czy to jest takie trud-ne, że sam nie może tego zrobić. A on na to, że jest inwalidą. Niezręcznie mi się zrobiło”. Katarzyna nie jest przekonana, czy powinna o tym opowiadać.

Który mężczyzna nie czułby się zażenowany, nie mogąc obciąć sobie pa-znokci? „Miłosz opowiadał mi o tym Polskim Pikniku, a ja nie wiedziałam, jak zareagować. Bo ja tego nie rozumiem. Czy do ludzi nie dociera, że mogli się tacy urodzić? Po prostu ręce opadają. Czasami myślę, że nic nie trafi do takiego buraka”.

Według Katarzyny niepełnosprawni dobrze czują się w Irlandii Północ-nej, bo spotyka się ich tutaj po prostu więcej. Nie są zamknięci w domach i próbują żyć jak inni. Ale im też przytrafiają się przykre incydenty. Jak ten, o którym opowiedział Miłosz.

Jak co dzień rano wsiadł do miejskiego autobusu. Tym razem większość miejsc zajmowała grupa irlandzkich dzieciaków. Na jego widok natych-miast wybuchły śmiechem, a podróż do centrum Belfastu okazała się kosz-marem. Telefonami komórkowymi robiły Miłoszowi zdjęcia i nagrywały filmy. „Nie wiedziałem, jak się zachować, ale wiem, że to nie pierwszy i nie ostatni raz” – mówi Miłosz. „Mimo to myślę, że Irlandia Północna jest bardziej otwarta na dziwactwa. Facet, który jeszcze niedawno biegał z ka-rabinem, jest wrażliwszy niż niejeden »inteligent« z Polski”.

Teraz przyszedł czas prawdziwej próby. Skończył się kontrakt Miłosza z Shopmobility i nie może być już odnowiony. Rozgląda się więc za za-trudnieniem w różnych miejscach. „Od dawna szukam spokoju. Normal-nego zajęcia, normalnego życia” – mówi Miłosz. „Mam już dosyć ciągłych zmian. Chciałbym stabilizacji. Tu i teraz. Nie kiedyś, w przyszłości”.

Mimo złych doświadczeń w ojczyźnie, powrót do Polski jest dla niego kuszący. Tam jest jego rodzina, najważniejsi dla niego ludzie. „Ojciec to mój największy autorytet. Nauczył mnie zdrowego podejścia do życia” – mówi Miłosz. „Może w Polsce znajdę jakieś nowe wyzwania?” Już raz za-rezerwował bilet. Rozmyślił się jednak i podjął kolejne próby. „Najbardziej brakowałoby mi przyjaciół. Spotkałem ich tutaj więcej niż przez całe życie w Polsce”.

Miłosz nie ma wielkich oczekiwań. Chce tylko normalności. Chciałby, aby ludzie nie oceniali go po wyglądzie i próbowali lepiej poznać. A o to najtrudniej u innych Polaków, którzy przecież od Wyspiarzy sami oczekują akceptacji.

LINKobok nas

March 2009 | marzec 2009 | 31www.linkpolska.com

tekst i zdjęcia: Jakub ŚwiderekSto trzydzieści pięć centymetrów

„Najbardziej brakowałoby mi przyjaciół. Spotkałem ich tutaj więcej niż przez całe życie w Polsce”

Nic nie trafi do buraka

Między rodziną a przyjaciółmi

Jeśli chciałbyś skontaktować się z Miłoszem, napisz do niego: [email protected]

Miłosz i jego hiszpańska przyjaciółka Paula

Page 32: Link Polska Magazine 03/2009

To bez wątpienia atrakcja turystyczna numer jeden w Irlandii. W ubiegłym roku zwiedził ją milion gości, w tym roku z racji 250. rocznicy rozpoczęcia warzenia piwa w browarze St James Gate odwiedzających powinno być jeszcze więcej.

Zwiedzanie Guinness Storehouse to podróż niezwykła. Bo wchodząc tam, nagle znajdujemy się na dnie gigantycznej szklanki do piwa – tak właśnie przerobiono konstrukcję daw-nego browaru, by zwiedzający na samym początku wyprawy do królestwa Arthura Guinnessa i jego „potomstwa” poczuli się trochę jak bąbelek w stoucie, który powoli zaczyna wędrować w górę. A w wielkiej szklanicy, w której codziennie – jak guin-nessowe bąbelki – kłębi się tłum zwiedzających, może zmieścić się podobno ponad 14 milionów klasycznych pint. Niezły za-

pas, ale to tylko niewiele więcej niż dzienne spożycie guinnessa na całym świecie.

„Na dnie” szklanki zobaczyć można wyeksponowany pod przezroczystą płytą w podłodze dokument, od którego zaczę-ła się cała historia. W 1759 roku Arthur Guinness przybył do Dublina. Miał doświadczenie w warzeniu piwa, jego ojciec prowadził mały browar w Kildare, miał też i plan. Korzystając z niepewnych kryzysowych czasów postanowił wydzierżawić mały browar na przedmieściach Dublina i tam zacząć realizo-wać swe pomysły. Umowa podpisana została na 9000 (tak, to nie pomyłka, na dziewięć tysięcy) lat, roczny czynsz ustalono na 45 funtów. Przez 250 lat z małego rodzinnego piwnego inte-resu wyrosło wielkie światowe imperium.

Biografowie Guinnessa zauważają, że miał on niesamowite wyczucie rynku – w Irlandii piwo było wówczas marne, królowały

On nie jest czarny, chociaż mówią o nim „czarny towar”. Kiedy spojrzysz nań pod światło, zobaczysz, że jest czerwony. Trzymając się dalej kolorowej stylistyki - to najsłynniejsze dziecko Zielonej Wyspy. Guinness w tym roku świętuje 250. urodziny. A życzenia warto złożyć osobiście.

tekst i zdjęcie: Szymon Kiżuk

www.linkpolska.com32 | marzec 2009 | March 2009

Na dworze Króla

Szymon Kiżuk, dziennikarz, czasem bloger, czasem fotograf. Dumny ze swych krzyżackich korzeni (pochodzi z Torunia). Obserwuje i pisze – ostatnio przeważnie o Irlandii Północnej, ale nie tylko.

9000 lat na dnie szklanki

Page 33: Link Polska Magazine 03/2009

wysokoprocentowe napitki, a Arthur dość szybko zarzucił produkcję „zwykłych” piw. Postawił na nieco mocniejsze portery i szukał własnej receptury. Po kilku latach prób odkrył, że na smak i kolor rewelacyjny wpływ ma zastosowanie dodatku palonego jęczmienia. Tak narodził się draught – słabszy od porterów, ale o niepowtarzalnym smaku – Król Guinness. Później, w latach 20. XVIII wieku pojawiły się kolejne gatunki – mocniejsze stouty. Wtedy już produkty browaru z Dublina podbijały także i Anglię – guinness był pierwszym piwem importowanym na tę wyspę.

Dzisiaj Guinness to światowe imperium. Jeden z browarów od lat 60. XX wieku działa w Nigerii. „Black stuff” na Czarnym Lądzie to zresztą pewna ciekawostka. Otóż afrykański oddział Guinnessa jest jedynym produkującym bezalkoholowy rodzaj tego napitku. Podobno w wielu miejscach Afryki jest on o wiele bardziej popularny niż coca--cola...

Takich historii można poznać wiele, zwiedzając muzeum, gdzie jeszcze przed kilkunastoma laty warzono piwo. I nieko-niecznie trzeba korzystać z usług bardzo przyjaźnie nastawionych do gości z różnych stron świata przewodników – oprowadzają-ca „Linkową” ekipę Caroline bardzo starała się, by różnorakie ciekawostki wypełniły nasze głowy jak stout pintę, można bowiem wypożyczyć sobie specjalny zestaw audio, który krok po kroku poprowadzi nas po ko-lejnych piętrach. Co ważne dla polskich tu-rystów, są też zestawy w naszym języku.

Podążmy więc drogą, jaką musi przebyć jęczmień – z najlepszych irlandzkich pól,

krystalicznie czysta woda spływająca z otaczających Dublin gór, chmiel – sprowadzany z wyselekcjonowanych plantacji (m.in. również z Czech) oraz drożdże, by w końcu zamienić się w ten niepowtarzalny napitek. I cho-ciaż w środowisku piwowarów krążą wciąż legendy o jakimś dodatkowym tajemniczym składniku zapewniającym guinnessowi ten charakterystycz-ny smak, to klucz do sukcesu leży właśnie w tych komponentach. W ich sprawdzanej od pokoleń jakości i w niezwykłej staranności przy produkcji piwa. Również dlatego zwiedzający nie mogą przyjrzeć się samej właści-wej produkcji – niemalże kosmiczne technologie zapewniania jakości mają swoje wymogi. Być może jednak w opowieściach o niezwykłym składniku jest jakieś ziarenko prawdy, bowiem za fermentację odpowiada wciąż ten sam szczep guinnessowych drożdży, od którego zaczęła się cała historia. Na wypadek jakiejś nieprzewidywalnej katastrofy specjalne próbki tych drożdży znajdują się zamknięte w jednym z najbardziej strzeżonych sejfów browaru.

Sekretem Guinnessa, przekazywanym potem z pokolenia na pokolenie – a sir Arthur, który przez znaczną część swego życia mieszkał na terenie bro-waru, dochował się 21 dzieci, z czego dziesięcioro osiągnęło wiek dojrzały, robiąc później kariery nie tylko w browarnictwie – jest też na pewno sposób palenia ziarna jęczmienia. Charakterystyczny lekko kawowy posmak jest przecież znakiem firmowym tego trunku rozpoznawanym przez każdego piwosza.

Cykl produkcyjny przedstawiony jest na dwóch kondygnacjach muzeum. Zwiedzanie tej części kończy się przedsmakiem, w dosłownym tego słowa znaczeniu, pracy, uważanej przez wielu za jedną z najlepszych pod słoń-cem. Trafiamy bowiem do „Laboratorium smaku”, gdzie możemy skoszto-wać, czy guinness z najnowszej partii ma odpowiedni smak i aromat. Oczy-wiście, w rzeczywistości turyści po prostu próbują i uczą się pić guinnessa

według wskazówek przewodnika, zaś profesjonalną degustacją zajmują się fachowcy. Podobno jest to jedna z najlepiej opłacanych posad w koncer-nie, z zapewnionym transportem do domu po niewątpliwie ciężkim dniu pracy...

Tu warto wspomnieć o charakterystycznym etosie pracy w browarach Guinnessa, ukształtowanym przez niesamowite, nawet chyba i na dzisiejsze warunki, udogodnienia socjalne, jakie zapewniał swym pracownikom sir Arthur i jego następcy. Stąd też pokoleniowe przywiązanie wielu dubliń-skich rodzin do browaru przy St James Gate. A sama praca często wiązała się też i ze specyficznymi wyrzeczeniami – bednarze produkujący beczki musieli być… kawalerami. Dzisiaj nie ma już drewnianych beczek, więc i takie wymogi poszły do lamusa. Ale wciąż żyją nestorzy bednarskiego klanu, a jeden z najstarszych, dzisiaj już ponad dziewięćdziesięcioletni staruszek, twierdzi, że w dobrej kondycji utrzymuje go właśnie codzienna szklaneczka guinnessa, która zresztą wraz z darmowym posiłkiem przysłu-guje mu dożywotnio w przyzakładowej kantynie...

Następne piętra Guinness Storehouse to podróż przez kolejne etapy pod-bijania świata przez dubliński trunek. Zobaczyć możemy modele statków z „prywatnej” flotylli browaru, kolekcjonerzy na pewno westchną z zachwy-tu nad wielkim zbiorem pokali, szklanek i butelek, w których sprzedawano i podawano przez te wszystkie lata guinnessa. Nie można również zapo-mnieć o części ekspozycji poświęconej dopracowanej do perfekcji przez guinnessowych specjalistów od marketingu reklamie. Tam też można się dowiedzieć, czemu właśnie tukan jest symbolem piwa z Zielonej Wyspy.

„Irlandia bez Guinnessa?” – oprowadzająca nas po Guinness Storehouse Caroline zastanawia się przez chwilę. „Nie, to niemożliwe. Bez guinnessa nie byłoby nas chyba nawet na mapie. Bo co mamy oprócz niego, co znają ludzie na całym świecie? Kuchnię irlandzką?” – pyta ironicznie i wybucha śmiechem.

Guinnessa zna cały świat. I chociaż lekarze uważają, że słynne hasło re-klamowe „Guinness is good for you” może nie być zbytnio zgodne z praw-dą (choć historia bednarza może mówić coś zupełnie innego), to rzeczywi-ście wypada życzyć Guinnessowi co najmniej następnych 250 lat w równie dobrej kondycji.

LINKturystyka

tekst i zdjęcie: Szymon Kiżuk

Vademecum piwoszaJak pić? Kiedy bąbelki przestaną już krążyć w szklance i guinness nabierze dostojnej czarnej barwy, to znaczy, że to już. Wypuść nosem po-wietrze, weź dużego łyka i rozprowadź płyn po podniebieniu, po-tem połknij i na końcu wciągnij powietrze nosem. Wtedy poczujesz dokładnie niezrównany smak guinnessa.

Guinness Storehouse znajduje się kilkanaście minut piechotą od ścisłego centrum Dublina. Otwarty jest codziennie od 9:30 do 17:00 (w sezonie letnim do 19:00). Bilety kosztują 15 euro, są zniżki ro-dzinne, dla dzieci i studentów, a rezerwując wejściówki w Interne-cie, można wejść jeszcze taniej. Każdy bilet dla pełnoletniej oso-by upoważnia do wypicia jednej pinty guinnessa w pubie „Gravity”, znajdującym się na samym szczycie budynku.

Niedługo guinness będzie produkowany w supernowoczesnym, budowanym kosztem niemal 650 milionów euro, browarze w Le-ixlip. W 2013 roku, gdy pracować ma on już pełną parą, będzie pro-dukować miliard butelek guinnessa rocznie.

Specjalna wkładka do puszki guinnessa, umożliwiająca nalanie pi-wa z piękną charakterystyczną pianką uznana została swego cza-su za ważniejszy wynalazek od... Internetu.

Na 200. urodziny browar rozsypał na dnie Atlantyku 200 tysięcy bu-telek guinnessa. Znajdowano je potem na plażach Anglii, Irlandii, a nawet Kanady. I właśnie „kanadyjska” butelka osiągnęła potem na aukcji rekordową cenę 200 tysięcy dolarów. Niespodzianki na 250. rocznicę browar trzyma jeszcze w tajemnicy, zapowiadając ich pre-mierę na wiosnę. Być może ich przedsmak poczujemy jednak już podczas marcowego Dnia Świętego Patryka...

Weź udział w paradzie z okazji Dnia Świętego Patryka! Wygraj bilety na przejazd kolejowy do Dublina.Więcej szczegółów na www.linkpolska.com. Bilety ufundowane przez Translink, www.translink.co.uk

Na dworze Króla

Drogą piwnych składników

Tukan z guinnessem na dziobie

Page 34: Link Polska Magazine 03/2009

Historia wzajemnych kontaktów obu drużyn nie jest zbyt imponująca i, co zadziwiające, mamy wyjątkowo wyrównany bilans wzajemnych spotkań. Do tej pory obie drużyny grały ze sobą siedmiokrotnie, każdy z zespołów odniósł po trzy zwycię-stwa i tylko raz, w 1988 roku, padł remis. Polacy dwa razy scho-dzili z boiska pokonani w 1962 roku (oba mecze przegraliśmy 2:0) i raz na początku lat 90. W lutym 1991 roku Irlandczycy zwyciężyli naszą ekipę 3:1. Honorowego gola w tym meczu dla polskiego zespołu zdobył Robert Warzycha. Na kolejne starcie obu drużyn przyszło nam poczekać bez mała 11 lat. W 2002 roku Polacy w meczu towarzyskim w cypryjskim Limassol zno-kautowali rywali, strzelając im aż cztery bramki. Irlandczycy zdołali odpowiedzieć tylko jednym trafieniem. Nadspodziewa-nie gładko przyszło nam też zwycięstwo w Belfaście w elimi-nacjach do MŚ w Niemczech w 2006. W październiku 2004

roku Polacy łatwo uporali się z gospodarzami 3:0, po bramkach Macieja Żurawskiego, Piotra Włodarczyka i Jacka Krzynówka. Do dziś w reprezentacji występuje tylko Krzynówek i jako je-den z najbardziej doświadczonych zawodników stanowi o sile naszego zespołu. W rewanżu na Łazienkowskiej w Warszawie w 2005 roku Polacy po bardzo przeciętnym meczu wygrali 1:0. Gola na wagę zwycięstwa zdobył w końcówce spotkania Ma-ciej Żurawski.

Dla obu zespołów droga na mundial wydaje się jeszcze dość długa. Obie drużyny w dotychczasowych spotkaniach grupo-wych radziły sobie ze zmiennym szczęściem. Irlandczycy na inaugurację doznali bolesnej porażki w Bratysławie, ulegając gospodarzom 2:1. Później zanotowali niezły występ przed własną publicznością, przeciwko utytułowanym Czechom, re-

misując 0:0. I kiedy wydawało się, że pod-opieczni Nigela Worthingtona, uskrzydleni dobrą postawą w ostatnim meczu, zaczną w końcu wygrywać, na ziemię sprowadziła ich drużyna Słowenii. Kolejna wyjazdowa porażka, tym razem 2:0, mocno ograniczy-ła szanse Irlandczyków na awans z grupy. Wiarę w końcowy sukces przywróciły im dopiero dwa kolejne wysokie zwycięstwa nad europejskim słabeuszem, reprezentacją San Marino. Na własnym stadionie Irland-czycy okazali się mało gościnni dla pił-karzy z Półwyspu Apenińskiego i wygrali różnicą aż czterech bramek. W rewanżu na stadionie w Serravalle wymierzyli im nie-co niższy wymiar kary, trafiając do siatki gospodarzy tylko trzykrotnie. Na chwilę obecną Irlandczycy z dorobkiem 7 punktów w tabeli plasują się na drugiej pozycji, co premiuje ich do gry w barażach (zwycięz-cy baraży zagrają w turnieju finałowym). Teoretycznie więc ich sytuacja wyjściowa, w kontekście potencjalnego udziału w tur-nieju mistrzowskim, wydaje się dość kom-fortowa. Jest jednak małe „ale”... Po pierw-sze, „Norn Iron” mają rozegrane o jedno spotkanie więcej niż najgroźniejsi rywale grupowi, w tym Polska. Poza tym mają już za sobą dwa mecze z najsłabszym w grupie San Marino. Przed nimi zaś w drugiej po-łowie roku dwa bardzo trudne wyjazdowe spotkania w Szczecinie z Polakami i na za-kończenie rozgrywek w Pradze z Czechami. Po drodze czeka ich także ciężki pojedynek ze Słowacją w Belfaście.

W tej perspektywie Polacy, którzy aktu-alnie zajmują niską czwartą lokatę w tabeli,

Eliminacje do przyszłorocznych piłkarskich Mistrzostw Świata, które po raz pierwszy w historii odbę-dą się na Czarnym Lądzie - w RPA, wchodzą w decydującą fazę rozgrywek. 28 marca o godz. 17:15 lokalnego czasu na stadionie Windsor Park w Belfaście gospodarze - drużyna Irlandii Północnej - po-dejmą reprezentację Polski. Gospodarze uczynią w tym meczu wszystko, by zdobyć komplet punktów. Porażka lub remis może dla nich oznaczać koniec marzeń o występie na afrykańskim mundialu.

Tomek Kurkowski, absolwent nauk politycznych, zapa-lony kibic sportowy i miłośnik dalekich wypraw. Interesuje się kulturą Indian amery-kańskich, w wolnym czasie szusuje na nartach.

Tomek Kurkowski

LINKsport

www.linkpolska.com34 | marzec 2009 | March 2009

Piłkarska wojna na Windsor Park

Miejsce w rankingu FIFA (stan na 11 lutego 2009 roku)Polska: 28. miejsceIrlandia Północna: 48. miejsce

drużynaSłowacjaIrlandia PółnocnaCzechyPolskaSłoweniaSan Marino

m.454445

z.322220

r.011110

p.121115

bramki8:58:45:26:45:31:15

pkt.977770

Stadion Windsor Park w Belfaście. Fot. L_J / Laura, www.flickr.com/people/mrss/

Przelotny romans

Pożegnanie z Afryką?

Page 35: Link Polska Magazine 03/2009

LINKsport

March 2009 | marzec 2009 | 35www.linkpolska.com

wydają się być w dużo lepszym położeniu niż ich marcowi rywale. Mimo że nasi reprezentanci pogubili punkty ze Słowenią (1:1) i przegrali bardzo pechowo ze Słowacją (do 85. minuty byliśmy na prowadzeniu po bramce Smolarka, by na swoje życzenie przegrać 2:1), to wciąż zachowują duże szanse na wyjazd na mundial. Przed nami w dalszym ciągu mecze na wła-snym boisku: z San Marino (na ich terenie ograliśmy ich 0:2), Irlandią Północną i ze Słowacją. Jeśli w tych meczach uda się nam wywalczyć 9 punktów, to nawet porażka w Pradze z Czechami (u siebie wygraliśmy 2:1) powinna dać nam awans z pierwszego miejsca bądź prawo gry w barażach (zarezerwowane dla drużyn, które zajmą drugie miejsce w grupie). Musimy jednak ograć Słoweńców na ich terenie.

Na kilkanaście dni przed arcyważnym meczem w Belfaście właściwie trudno przewidzieć, w jakim ustawieniu zagrają oba zespoły. Pewne nato-miast jest to, że aż trzech podstawowych graczy północnoirlandzkich nie wystąpi w tym spotkaniu ze względu na ilość żółtych kartek. W zespole go-spodarzy zabraknie obrońcy angielskiego Sunderlandu – George’a McCart-neya oraz dwóch graczy szkockiego Glasgow Rangers – pomocnika Ste-ve’a Davisa i napastnika Kyle’a Lafferty’ego. To duże osłabienie dla tego zespołu, zważywszy na brak wartościowych zmienników. Jeśli Polakom uda się zagrać w optymalnym zestawieniu, z doświadczonymi Michałem Żewłakowem i Mariuszem Lewandowskim, skutecznie dyrygującymi grą obronną, ze zdrowym Jakubem Błaszczykowskim (jego występ stoi pod dużym znakiem zapytania), Jackiem Krzynówkiem i Rogerem w linii po-mocy (nie wiadomo, w jakiej dyspozycji będzie Ebi Smolarek), z Piotrem Brożkiem i Robertem Lewandowskim w ataku, o wynik powinniśmy być

spokojni. Zwłaszcza, gdy do polskiej kadry powrócą wielcy nieobecni: Ar-tur Wichniarek (zbiera świetne recenzje w meczach Bundesligi) i Ireneusz Jeleń (powoli wraca do wysokiej formy we francuskim Auxerre). Bo nie da się ukryć, że siła rażenia polskiego zespołu jest zdecydowanie większa. Oczywiście, nie możemy sobie pozwolić nawet na chwilę dekoncentracji i lekceważenie rywala (pamiętając, że na Windsor Park gubiły punkty ta-kie ekipy, jak Anglia, Szwecja, Dania i Hiszpania). Nasi obrońcy muszą za wszelką cenę odciąć od prostopadłych podań bramkostrzelnego Davida He-aly’ego (rekordzista w ilości zdobytych bramek w ostatnich eliminacjach do ME).

Klucz do zwycięstwa na Windsor Park leży w skutecznym kontrataku polskiego zespołu i mądrej grze obronnej. Na naszą korzyść przemawiają przynajmniej trzy rzeczy. Przede wszystkim korzystny dla nas bilans ostat-nich kilku spotkań z Irlandczykami, poważne braki kadrowe rywali oraz doświadczenie zdobyte na trzech ostatnich wielkich imprezach mistrzow-skich (MŚ w Korei Płd. i Japonii w 2002 roku, MŚ w Niemczech w 2006 roku i ME w Austrii i Szwajcarii w 2008 roku). W tym przypadku mniej istotna wydaje się być wyższa lokata Polski w rankingu FIFA. Bo i tak wszystko zweryfikuje boisko. Na Windsor szykuje się prawdziwa piłkarska wojna. Do boju Polska!

Historia udziału obu drużyn w MŚPolska: 1938 (pierwsza runda), 1974 (trzecie miejsce), 1978 (miejsca od piątego do ósmego), 1982 (trzecie miejsce), 1986 (1/8 finału), 2002 (faza grupowa), 2006 (faza grupowa)Irlandia Północna: 1958 (ćwierćfinał), 1982 (druga runda), 1986 (faza grupowa)

Atuty i achillesowe pięty

Page 36: Link Polska Magazine 03/2009

3

Page 37: Link Polska Magazine 03/2009

Kiełbasa brytyjska, przedmiot uwielbienia tubylców i wielka zagadka smakowa dla reszty świata, jest wyrobem, najdelikatniej ujmując, kontro-wersyjnym. W dodatku dość smutno wygląda na talerzu polana sosem obok rozpaczliwej paćki ziemniaków. Warto też wspomnieć o straszliwym wy-nalazku (świadczącym o dużym poczuciu humoru tubylców lub też szcze-gólnie wyrachowanym okrucieństwie), jakim jest marmite. Czyli brązowa lepka maź z akcentem anyżkowym, którą patriotycznie jada się na tostach. Naprawdę są tacy, którzy to lubią, choć trudno w to uwierzyć. I oczywi-ście nie sposób zapomnieć o serwowanej w barach tłustej rybie z frytkami wielkości kciuka, podawanej, nie wiedzieć czemu, z zielonym groszkiem o smaku plastykowej łyżki.

Biorąc pod uwagę powyższe, można zrozumieć żarty i kpiny dotyczące kuchni brytyjskiej. Ale i ona się zmienia. Chicken tikka masala, czyli zama-rynowane w jogurcie z imbirem i pomidorami pasy grillowanego kurczaka z indyjskimi przyprawami stały się potrawą narodową i okazuje się, że bry-tyjscy kucharze prześcigają się ostatnio w smacznym i twórczym gotowa-niu, chcąc zreformować przykry obraz wyspiarskiej kuchni.

I tak, Brytyjczycy zaczynają gotować. Wygrywać nagrody. I uwaga – wy-kazywać się wyobraźnią w kuchni, co, jak zwykli przypominać złośliwie najbardziej zagorzali wrogowie wszystkiego, co brytyjskie – Francuzi, jest ostatnią rzeczą, jakiej można się było po nich spodziewać.

Trzy nazwiska zrewolucjonizowały brytyjską kuchnię: wulgarny Gordon Ramsay, piękna Nigella Lawson i chłopczykowaty Jamie Oliver. Każda z tych osób zaistniała inaczej.

Gordon Ramsay niszczy psychicznie szefów kuchni, upokarza personel i nie ma ani odrobiny poczucia humoru, ale za to krewetki w tequili robi jedyne w swoim rodzaju. Poza tym znanym socjologicznym faktem jest, że ludzie uwielbiają oglądać czyjeś nieszczęście, więc programy telewizyjne, w których miesza się wszystkich z błotem, cieszą się niesłabnącą popular-nością. Gordon jest mistrzem w przeklinaniu i twórczym stosowaniu wul-garyzmów. Jeśli ktoś to lubi i potraktuje jako pieprzny element akompaniu-jący Gordonowej kuchni, ten mistrz kulinarny przypadnie mu do gustu.

Ten niemłody Szkot wszystko, co w życiu osiągnął, zawdzięcza tylko i wyłącznie sobie. Syn alkoholika, niespecjalnie błyskotliwy uczeń całkiem przypadkiem zainteresował się gotowaniem. I... jako jedyny Brytyjczyk do-stał 14 gwiazd Michelin. Na krytykę zazdrosnych o jego sukcesy czy też urażonych purystów językowych odpowiada zwykle używając niecenzural-nej prośby o pozostawienie go w spokoju w trybie natychmiastowym. I za to wielu go uwielbia.

Nigella, brunetka o włoskiej urodzie i rubensowskich kształtach, przez zazdrosne kobiety oskarżana o tzw. gastropornografię, pokazuje, że nie na-leży wstydzić się miłości do jedzenia. Nawet występnej. Sekwencje filmo-we, kiedy w szlafroku skrada się nocą do kuchni, by coś przekąsić i tym czymś staje się smażona kiełbasa (oczywiste wydaje się podejrzenie, że nie brytyjska, bo inaczej, jak sądzę, Nigella nie zarywałaby nocy) w pomido-rach i z papryczkami chilli, skrzętnie upchnięta pomiędzy potężne kromki białego chleba, przeszły już do historii. Nigella oblizuje palce, nie liczy kalorii i łamie męskie serca, mimo wyjątkowo pełnych kształtów, które w dobie kultu anoreksji teoretycznie powinny budzić obrzydzenie, na szczę-ście tak nie jest.

Absolwentka lingwistyki na Oksfordzie, córka barona, wychowała się w domu, w którym jedzenie było formalnym obowiązkiem, a pokazanie, że sprawia przyjemność, należało do zestawu nieakceptowalnych nietaktów. Kiedy skończyła studia, dostała propozycję pracy dla MI5, z czego jednak nie skorzystała i zajęła się gotowaniem. Każdy, kto spróbował brukselki w sosie z pomarańczy z kasztanami i grillowaną pietruszką w sosie klonowym wie, że świetnie się stało, iż Nigella nie stała się żeńską wersją Jamesa Bonda.

Jamie Oliver, jasnooki i młodzieńczy, wbił Brytyjczykom nóż w samo serce, jeszcze do tego go przekręcił, i to za aprobatą rządu. Wymyślił on bowiem, że w szkołach nie powinno się serwować hamburgerów ani frytek, tylko makarony i sałatki. Wydawało się, że to bardzo rozsądny pomysł, ale nie wszyscy brytyjscy rodzice byli gotowi na tak poważny eksperyment. W niektórych szkołach, w których taki program żywnościowy wprowadzono, wybuchła rodzicielska panika. Przerażeni niechybną śmiercią głodową po-ciech rodzice podawali dzieciom hamburgery przez płot, przeklinając Oli-vera pod nosem i twierdząc, że junk food to zdrowa, wartościowa żywność i dzieci nie są głodne, jak po cholernej sałatce. Na szczęście pomysł Oli-vera zyskał uznanie brytyjskiego rządu i ten wyasygnował całkiem sporą sumę pieniędzy, by wesprzeć program zdrowego żywienia dzieci w wieku szkolnym.

Zdarzyły mu się jednak potknięcia – w 2005 roku w swoim programie telewizyjnym zarżnął jagnię. Na żywo, jeśli to słowo w tym kontekście ma sens. Nie przysporzyło mu to wielbicieli wśród wegetarian.

To jedynie najbardziej znane postaci kuchni brytyjskiej. Co intrygujące, jest ich coraz więcej. I coraz częściej oddaje się im czas antenowy. Może dojdzie do tego, że z barów i pubów znikną tłuste ryby z frytkami? Opór materii słabnie....

LINKcafé

March 2009 | marzec 2009 | 37www.linkpolska.com

Nie ma dnia, by ktoś nie wspomniał pogardliwie o bry-tyjskiej kuchni. Żarty na jej temat krążą żywo w każdym możliwym medium. Ale jest szansa, że może się to zmie-nić... i to wcale nie dzięki francuskim imigrantom miesz-kającym w Wielkiej Brytanii.

Kulinarne tortury

Zniszczyć i nakarmić

Gastropornografia

Cholerne sałatki

Pożegnanie z frytkami

Aleksandra Łojek-Magdziarz

Page 38: Link Polska Magazine 03/2009

patelni niezbyt długo, bo i tak znaj-dzie się z powrotem w piekarniku na co najmniej godzinę. Po ostudzeniu dodajemy roztrzepane jaja, rozkru-szony ser i wszystko dokładnie mie-szamy. Wykładamy farsz do formy na przygotowany wcześniej spód i pieczemy w piekarniku nagrzanym do 170 stopni przez około godzinę. I smakowity obiad gotowy!

UWAGA: Co większym łasuchom proponuję wierzch tarty posypać przed pieczeniem starym żółtym se-rem, a smakoszom – parmezanem.

LINKcafé

Helena Kubajczyk jest absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Wielbicielka sztuki wszelakiej, również kulinarnej. Obecnie mieszka w Między-zdrojach.

SKŁADNIKI:

Kisz, czyli tarta na słono

Marzec to miesiąc pod wieloma względami niezdecy-dowany. Czy to już wiosna, czy może nadal zima? Czy uda nam się wyrwać z ponurej apatii, czy przytłoczeni brakiem rozgrzewającego słońca dalej będziemy się skrywać w domowym zaciszu? By nie trwonić czasu na użalanie się nad sobą, przygotujmy coś smakowi-tego i pokrzepiającego. Zaprośmy przyjaciół na wspól-ny, podnoszący na duchu obiad. Jako niewyszukane, acz wyśmienite danie, proponuję kisz, inaczej trady-cyjną tartę na słono.

Siekamy mąkę z masłem na bla-cie bądź stolnicy. Po środku w nie-wielkie zagłębienie wbijamy żółt-ko i dodajemy wodę. Po dokład-nym zagnieceniu cista w gładką ma-sę, schładzamy je w lodówce. Mo-że ono tam spokojnie leżeć i do dnia następnego, jeżeli narzekamy na brak czasu. Po schłodzeniu ciasto należy rozwałkować na placek gru-bości ok. 1 cm i wyłożyć nim for-mę specjalnie przeznaczoną do wy-pieku tart. Podpiekamy je w tempe-raturze ok. 170 stopni Celsjusza, aż uzyska przyjemny złocisty kolor. By podczas pieczenia na powierzchni nie porobiły się tzw. „fale Dunaju”, przykrywamy ciasto papierem do wypieków i wsypujemy na wierzch obciążenie (może to być groch, fa-sola lub specjalne ceramiczne kul-ki, ale groch spisuje się w tej roli

wspaniale, i z powodzeniem można wykorzystać go do tego celu wiele razy). Zrumienione ciasto pozosta-wiamy do wystudzenia i zabieramy się za farsz.

Papryki posiekane w kostkę wraz z porem (jego białą częścią) pokro-jonym w talarki przysmażamy na oliwie. Dodajemy czosnek – przeci-śnięty przez praskę bądź w plaster-kach. Do całości dorzucamy kurcza-ka, również pokrojonego w kostkę, świeżo posiekane zioła, doprawiamy solą. Można dodać nieco chilli dla zmarzniętych. Całość trzymamy na

Fot. H. Kubajczyk

1/2 kg mąki pszennej 1 kostka masła1 żółtkoodrobina wody

Na ciasto:

2 piersi kurczaka2 ząbki czosnku3 papryki w trzech kolorach1 spory por 2 jaja10-15 dag sera włoskiego typu ricotta oliwa do podsmażeniagałązka świeżego tymianku i rozmarynu

Na farsz:

Wykonujemy wszystkie prace mechaniczne. przygotowanie do M.O.T i P.S.V.

diagnostyka komputerowa sprzedaż opon, naprawa, wyważanie myjnia samochodowa, mycie M.O.T.

czyszczenie wnętrznowo otwarta lakiernia samochodowa

z profesjonalnym doradztwem elektryka samochodowa

recovery – pomoc drogowa, holowanieprofesjonalne doradztwo przy zakupie samochodu

sprzedaż autzłomowanie aut, holowanie na nasz koszt

Belfa

st4

3Li

sburn

Pierwszy warsztat samochodowy w Belfaścieprowadzony wyłącznieprzez Polaków!

Tel.: 02890613300, 07789642189, Unit 1, The Cutts, Dunmurry, BT17 9HNNASZ NOWY ADRES:

Page 39: Link Polska Magazine 03/2009

Bóg

takż

e by

ł aut

orem

: jeg

o pr

oza

tom

ężcz

yzna

, jeg

o po

ezja

to k

obie

ta.

LINKcafé

www.linkpolska.com

RYSUNEK: DOROTA MAZUR

””

Cyt

at m

iesi

ąca

Hasło oraz imię i numer telefonu prosimy przesyłać pod adres:Rozrywka,Link Polska Magazine,1a Market Place, Carrickfergus BT38 7AWlub [email protected]

Rozwiąż krzyżówkę i wygraj nagrodę niespodziankę!

Zwycięzcą losowania lutowej krzyżówki (aforyzm Wiesława Brudzińskiego, Bywa zmiana warty na drobne) została Pani Monika Kulik

Gratulujemy!

Marzec 2009 | marzec 2009 | 39

Należy wypełnić diagram w taki sposób, aby w każdym wierszu, w każdej kolumnie i w każdym dziewięciopolowym kwadracie 3x3 znalazły się cyfry od 1 do 9. Cyfry w kwadracie oraz kolum-nie i wierszu nie mogą się powtarzać.

Sudo

ku 72

677

86

1 2 9 4 6

9314 1

7

6 1

9 236

825

1 9 7

57

3 8 2 9

Nap

oleo

n B

onap

arte

Dorota Mazur,absolwentka liceum plastycznego w Szczecinie i komuni-kacji wizualnej Poli-techniki Koszalińskiej. Pasjonatka rysunku i tańca. Mieszkanka Poznania.

Nasi specjaliści:GinekologPediatraLekarz Rodzinny

Rejestracja: 078 38 76 77 27

www.polmed.ie142 Malone Road, Belfast BT9 5LHE-mail: [email protected]

¸¸¸

Page 40: Link Polska Magazine 03/2009

nabiał, soki, słodycze i wiele innych artykułów spożywczych, gazety, odżywki dla sportowców

Atrakcyjne ceny!

wypić polską kawę, zjeść polskie ciasto!

Ponadto oferujemy przelewy pieniężne od £4.90!

Ponadto oferujemy przelewy pieniężneWestern Union od £4.90!

W naszej kawiarni możesz

120 Lisburn RoadBelfast BT9 6AH

Godziny otwarcia: pon. - śr. 9:00 - 21:00czw. - sob. 9:00 - 21:00niedziela 11.00-21.00

Tel.: 02890681913E-mail: [email protected]

Nowo otwarty polski sklep w Belfaście! Szeroki wybór produktów różnych firm

Chcesz wiedzieć więcej? Przyjdź do nas

lub skontaktuj się z Mariuszem

(informacje w języku polskim)

Adres:

U nas skorzystasz z Internetu za jedyne £1.50/godzina

i zadzwonisz do Polski przez Skype za darmo!

Prowadzimy doszkalanie w ww. kategorii prawa jazdyPomagamy w uzyskaniu tymczasowego prawa jazdyProvisional Driving LicenceSzkolenie odbywa się na nowych autach:Toyota Yaris (silnik diesla)Vauxhall Corsa D (silnik benzynowy)Na tych pojazdach będziecie Państwo zdawali swój egzaminInstruktor z 9-letnim doświadczeniem zawodowym (w tym 1,5 roku na terenie Wielkiej Brytanii)

Szkolimy w zakresie kategorii B prawa jazdy

Adres: 6 London Road, Edynburg Tel.: 0787 216 7106 (język polski), 0131 661 5962 (język angielski)

www.polskiinstruktor.co.uk

››››››

››

Page 41: Link Polska Magazine 03/2009

Jeśli miałeś wypadek w Irlandii Płn., Anglii lub Szkocji - nie z Twojej winy

Angielski 4 razy szybciej!

CENISZ SWÓJ CZAS?

PRZYJDŹ DO NAS Metoda Callana

• SZYBKIE EFEKTY • GWARANCJA

SUKCESU • MAŁE GRUPY (DO 10

OSÓB) • LEKCJE PRÓBNE • BRAK ZADAŃ

DOMOWYCH

WWW.EFECT.CO.UK email:[email protected]

tel: 07521988954 Ravenhill Business Park Ravenhill Road, Belfast

SZKOŁA JĘZYKA ANGIELSKIEGO“EFECT”

Metoda Callana

Na telefon

stacjonarny

do PolskiNa telefon

komórkowy

do Polski1p 6.5 pZ Twojej komórki

wyślij sms o treści HALOna numer 80556, by otrzymać 5 funtów na rozmowy na numer 84459, by otrzymać 3 funty na rozmowy

text-n-talk.com Ireland 1pSlovakia 1.8pCzech Republic 2pLithuania 5p

Full instructions and access numbers will be sent to you by text. Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Reverse billing service. Calls to 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of inclusive mobile minutes. Calls to mobiles may cost more. A connection charge equal to the rate per minute for the relevant destination is charged on each call. This is an Auto credit service. To stop auto credit text STOP to number you initially text to. Credit lasts 90 days from �rst use.

Adresy sklepów: Newry: 28 Water Street / Dungannon: Market Square

Sklepy Polonia tojedyne polskie sklepy

na terenie Newryi Dungannon!

*

Zapewniamy:najtańszą na rynku usługę przekazu pieniędzyna konta w Polsce, dzięki współpracy z firmą Easy Sendmiłą i fachową obsługę, korzystne ceny częste dostawy świeżych produktów

*

*

sklepyPOLONIA

Page 42: Link Polska Magazine 03/2009

PrzesyłkiPolska-Irlandia Północna-

-Szkocja-Anglia i z powrotemPrzeprowadzki

Transport samochodówZakupy w Polsce, tanio

0784047813407873145750

PACK-MANtel.:lub

PRZESYŁKI

www.islandexpress.eu

Regularny transport przesyłekPolska-Irlandia Północna-Polska

IslandExpress s.c. tel.kom. +48 515 280 526 tel.kom. +48 515 280 527 tel. +48 76 856 50 54

oferujemy: bardzo atrakcyjne ceny ubezpieczone przesyłki kompleksową obsługę From DOOR TO DOOR obsługę klientów indywidualnych usługę „zamów kuriera on-line”

Stuprocentowy profesjonalizmgwarantowany 17-letnimdoświadczeniem. Oferujęszeroki wybór wzorów orazrealizację własnych projektów.Poprawki tatuaży i wykonywanieportretów na skórze.

Atrakcyjne ceny!Robert, tel.: 07842670086,Belfast i okolice

TATUAŻ ARTYSTYCZNY!

Irlandia Północnai Republika Irlandii

TRANSPORT 

POLSKATel.: 07599706767 07599706766

Przesyłki kurierskie, transport samochodów, motorów i quadówLINK

POLSKA

Zamieść reklamę modułową!Aneta PatriakTel.: +44 7787588140E-mail: [email protected]

Poczuj się pewnie na brytyjskich drogach!

Bezpłatne doradztwo odnośnie uzyskania prawa jazdy w Wielkiej Brytanii!

Testy na prawo jazdy na wszystkie kategorie oraz brytyjski kodeks drogowy w języku polskim. Profesjonalne i kompletne.

www.emano.co.uk [email protected] 07871 410 164

Quality Clothing Alterations499 Antrim Road, Belfast

Zatrudnimy od zaraz doświadczoną szwaczkę do przeróbek odzieży w sklepie

Wymagana znajomość języka angielskiego w stopniu podstawowym

Zapewniamy szkolenie

Wynagrodzenie do negocjacji (zależne od doświadczenia)

Kontakt: Deborah KennedyTel.: 02890778739 lub 07523976308E-mail: [email protected]

Kosmetyka twarzy - wszystkie zabiegi oxygen microdermabrazja masażPielęgnacja dłoni i stóp manicure pedicureTipsy żelowe (LCN)Depilacja ciepłym woskiemBezpieczne opalanie (St.Tropez)Przedłużanie rzęs (Lash Perfect)HennaZabiegi odmładzające (Botoks)

ù

ù

ùùùùùù

4 Stamford Road, Bowdon, Greater Manchester WA14 2JU

Tel: 0161 941 4488 | Mob: 0770 910 3000

Zapraszamy do Polskiego Sklepu ChatkaOferujemy:świeże pieczywo każdego dnia, swojskie kiełbasy,szeroki asortyment innych produktów spożywczych,prasę, książki, przesyłki pieniężne, wysyłki paczek do Polski.Zapewniamy miłą i fachową obsługęU nas poczujesz się jak u siebie!Unit 3, 36-38 Barrack Street, Armagh BT60 1AB

Page 43: Link Polska Magazine 03/2009

BEZ NOWEJ KARTY SIM BEZ UKRYTYCH OPLAT

& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz numer docelowy i #. Poczekaj na po³¹czenie.

*T&C’s: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p & 15p. Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. **Pence a minute quoted are based on extra credit gained from £20 minimum top-up online & on first call. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

Infolinia: 020 8497 4698 Tanie Rozmowy!

Do³aduj T-Talk z komórki wybierz 0208 497 3897 & 1 po £5 kredytu.

www.auracall.com/glosik

2p/min

7p/min

2p/min

1p/min

1p/min

1.6p/min

5.5p/min

1.6p/min

0.8p/min

0.8p/min

Polska

Polska

S owacja

Czechy

USA

Do³aduj T-Talk przez internet**

na www.auracall.com/glosik

Do 27% extra kredytu ZA DARMO je li do³adujesz konto przez INTERNET

C

M

Y

CM

MY

CY

CMY

K

210x148_TTV_LINK POLSKA_3897_polPage 1 22/07/2008 13:09:52

Po prostu wybierz 084 4831 3897następnie wybierz numer docelowy

www.auracall.com/link To proste… Spróbuj teraz!

Dzwoń do domu

z tel. stacjonarnego2 p/min

już od

7p/min - 087 1412 38972p/min - 084 4831 38973p/min - 084 4988 38973p/min - 084 4988 3897

Polska tel. komórkowyNiemcy tel. stacjonarnySłowacja tel. stacjonarnyIrlandia tel. stacjonarny

T&C’s: Ask bill payer’s permission. All prices are per minute & include VAT. Calls billed per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls made to mobiles may cost more. Minimum call charge 5p by BT.Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

Infolinia: 087 0041 3897

do Polski

Page 44: Link Polska Magazine 03/2009

Fotokasty - krótkie formy multimedialne łączące reportaż fotograficzny i dźwiękowy