Kwemera - znaczy wierzyć
-
Upload
wydawnictwo-karmelitow-bosych -
Category
Documents
-
view
217 -
download
0
description
Transcript of Kwemera - znaczy wierzyć
.
Spis opowiadań
Wstęp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9
1. Marzenie o wspólnym grobie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 132. Matka pielęgniarek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 203. Przyjaźń poza grób . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 314. Przebaczenie rodzi nowe życie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 405. Abantu basanzwe – „zwykli ludzie” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 486. Szkoła modlitwy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 577. Płuca świata . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 668. Kamień, który przemówił . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 759. Więcej niż grzebanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8110. Siać miłość, gdzie panuje nienawiść . . . . . . . . . . . . . . . . 8911. Ofiarowanie Pańskie w Kościele – Rodzinie Bożej . . 9812. Małżeńska podróż ku świętości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 10613. Misyjna pustelnia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 11814. Rozmównica w dzień św. Teresy od Jezusa . . . . . . . . . . 12915. Antykoncepcyjny zamach na życie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13616. Bracia na śmierć i życie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 14217. Specyficzna obecność Karmelu na misjach . . . . . . . . . . 14918. Kościół – miejscem zranienia i uzdrowienia . . . . . . . . . 16019. Papież w sercu Afryki. Ślady obecności, owoce świętości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16720. Kwemera, czyli wierzyć . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 17421. Złota klatka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18522. Siła postępu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 19123. Lwica macierzyństwa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20124. Siła zranionego serca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21725. Niebieski żakiet . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22926. Pożegnanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 239
174
20
Kwemera, czyli wierzyć
6 maja 2011
Pisząc te słowa, przeżywam kolejną rocznicę świę-ceń kapłańskich, przypominam sobie Wadowice,
gdzie byłem święcony i Kraków, miasto formacji i pierw-szych duszpasterskich doświadczeń. Jednak większość mojego krótkiego kapłańskiego życia spędziłem w Ko-ściele rwandyjskim. Zastanawiam się dziś, jak ludzie, którym głoszę Ewangelię, przeżywają wiarę w Chrystu-sa w tym kontekście kulturowym, Afryki po przejściach, ze swoją długą historią.
Krótka historia chrześcijańskiej Rwandy, długa – chrześcijańskiej Afryki
Kościół w Rwandzie jest młody, wszedł raptem w drugi wiek swojego istnienia. Młody jest także w swojej społeczności. Można podzielić jego historię na trzy fazy. Pierwsze fale entuzjazmu i oszałamiają-cych statystyk nawróceń minęły, były to lata trzydzie-
175
Kwemera, czyli wierzyc.
ste do pięćdziesiątych XX wieku. Drugi okres to czas walk, okropnych wojen, rzezi bratobójczych, przypada-jący na lata od pięćdziesiątych do dziewięćdziesiątych XX wieku. Dzisiaj możemy mówić o fazie stabilizowania społeczeństwa i szukania w nim miejsca dla Kościoła w nowej sytuacji społecznej.
Połowa Rwandyjczyków to katolicy, reszta to licz-ne odłamy protestanckie i około dziesięć procent mu-zułmanów. Wierzeń tradycyjnych, zorganizowanych w struktury, prawie już nie ma, co nie znaczy, że wszy-scy chrześcijanie wyzwolili się zupełnie z ich przed-chrześcijańskich przyzwyczajeń i lęków. Można więc powiedzieć, że w społeczeństwie dominującą myślą i wrażliwością jest chrześcijaństwo. Rwanda jest niety-powym jak na Afrykę krajem, gdzie w erze przedchrze-ścijańskiej nie praktykowano klasycznego animizmu afrykańskiego. Ludzie wierzyli w jednego Boga, Imana, który był duchem i stworzył świat. Nie znano ubóstwia-nia idoli. Wiara przypominająca klasyczny monoteizm stała się bardzo podatnym gruntem na przyjęcie nauki Chrystusa. W jej krótkiej historii czuć jeszcze powiew świeżości, nowości.
Jednak historia chrześcijańskiej Afryki to nie tylko kwestia XIX i XX wieku, w jej części subsaharyjskiej, ale to trwanie Kościoła od jego zarania, a więc całych dwu-dziestu wieków obecności Chrystusa na tym kontynen-cie. Kościół w Rwandzie w swej młodości nie jest raczej tego świadomy, choć przecież tworzy jego część. Kiedy ostatnio powiedziałem w kaplicy, że przecież Chrystus, żyjąc tu na ziemi, nawiedził Afrykę przy okazji uciecz-ki do Egiptu, po kościele przeszedł charakterystyczny
176
177
Kwemera, czyli wierzyc.
pomruk, znak uznania, zachwytu, zaciekawienia. Nie-którzy po Mszy wyznali, że nigdy o tym nie pomyśle-li. Ale wydaje mi się, że z naszym europocentryzmem wielu Europejczyków również nie zdaje sobie sprawy z niezmiernie bogatej historii chrześcijaństwa w Afryce.
Pamiętam z dzieciństwa śpiewane litanie do Wszyst-kich Świętych w parafialnym kościele w Lipinkach i co-rocznie powtarzający się brak jakichkolwiek skojarzeń przy wyśpiewywaniu imion świętych Perpetuy i Felicyty. Najpierw zastanawiałem się, czy to święci, czy święte i tak lata dzieciństwa mijały w błogiej nieświadomości, że chodzi o młode męczennice z początków Kościoła. A już zupełnie nie mieściłoby mi się wtedy w głowie, że chodzi o dwie młode Afrykanki z 203 roku.
W Polsce szczycimy się tym, że należymy do chrze-ścijańskiego świata od zawsze, mimo że do X wieku przeżywaliśmy tę więź w nieprzebranych nadwiślań-skich puszczach, w błogiej o tym świecie nieświadomo-ści. Kiedy mnisi etiopscy w V wieku przepisywali Biblię w swoim języku gyyz, wciąż używanym od czasów kró-la Salomona i jego przyjaciółki Saby, królowej Etiopii, to na naszych terenach nie znano jeszcze alfabetu; gdy mnisi w swych klasztorach wykonywali cudowne malo-widła scen biblijnych, które można dziś podziwiać w co drugiej wiosce etiopskiej, w Polsce kłaniano się przed Światowidem; kiedy w V czy VI wieku w etiopskich klasztorach budowano pokaźne świątynie dla Trójjedy-nego, nasi przodkowie rzeźbili statuetki czterotwarzo-wych bóstw…
178
Często w popularnych przypowiastkach z eschato-logii parateologicznej, powiada się w Polsce, sam tego często wysłuchiwałem, że jak papieżem zostanie wy-brany biskup z Afryki, to będzie znak, że koniec świata się zbliża, po nim już tylko kolejny św. Piotr i Paruzja. Dla uświadomienia domorosłych eschatologów, przy-pominam, że papież Afrykańczyk, Wiktor I, pasterzował Kościołowi przez dziesięć lat już w II wieku, wybrany w roku 189. Świat się nie skończył i nie zawalił, a po nim nastąpiło jeszcze kilku afrykańskich Piotrów.
To chrześcijaństwo, dzięki swojej historii na Czar-nym Lądzie, pomaga między innymi Rwandyjczykom, w budowaniu tożsamości wspólnoty kontynentu, wyj-ścia poza swoją odizolowaną krainę tysiąca wzgórz.
Formy modlitwy
Katolik, gdziekolwiek na globie żyjący, wierzy w to samo Credo. Najgłębszą formą jedności katolickiej jest wspólna wiara. To, co ewentualnie może poruszać przy-jezdnego z innej kultury to forma jej przeżywania.
Przyzwyczajeni do głębokiej ciszy podczas prze-istoczenia eucharystycznego przyjeżdżający tu Polacy dziwią się, że Rwandyjczycy w tym momencie entuzja-stycznie klaszczą. Amashi, czyli „oklaski”, to znak uzna-nia, podziwu, a w kontekście sakramentalnym, znak adoracji. Moment centralny Eucharystii jest przeżywany aktywnie, poprzez gesty wierni chcą wyznać, że Jezus Chrystus jest godzien być adorowanym. Podobnie za-chowują się podczas błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem. W momentach najbardziej uroczystych,
179
Kwemera, czyli wierzyc.
starsze kobiety do oklasków dorzucają tajemniczy za-śpiew uwielbienia, który roznosi się po całym kościele i ma wyrażać brak słów w wyrażaniu zachwytu. Jest tu coś z uniesienia, charyzmatyczności.
Podczas całodniowych adoracji, często organizowa-nych przez parafie, wierni świeccy z licznych grup mo-dlitewnych przychodzą na czuwania, rozkładają się na tradycyjnych matach, rozłożonych wokół ołtarza i z Bi-blią pod głową i dzieckiem na plecach leżą przed, za, pod ołtarzem w odległości dwóch metrów od Najświęt-szego Sakramentu. Niektórzy zmęczeni po prostu śpią, inni czytają Biblię, matki karmią dzieci i się z nimi ba-wią, a wszystko to przeżywane jest jako adoracja Tego, który jest w ich obecności. Piękne…
Element Liturgii, który kojarzy się najbardziej z Czar-ną Afryką, to oczywiście taniec. Nasi wierni przygo-towują pieczołowicie układy taneczne, które mają wyrażać żal za grzechy podczas tańczonego aktu po-kutnego; gest ofiarowania na przygotowanie darów; postawę uwielbienia w czasie dziękczynienia. W Rwan-dzie są specjalne grupy nastoletnich dziewczyn, któ-re zajmują się prawie wyłącznie tańcami, ale zaczyna się też tradycja grup tanecznych chłopców. Intore, to „wojownicy”, którzy w strojach tradycyjnych wojowni-ków z dzidami i tarczami dodają swoje figury tanecz-ne do przeżywania niedzielnej Eucharystii w parafii. Ci spośród nich, otaczający ambonę podczas aklamacji Ewangelii, symbolizują ochronę Słowa Bożego przed niebezpieczeństwem złego.
180
181
Kwemera, czyli wierzyc.
Kolejnym aspektem jest muzyka; młodzi coraz bar-dziej idą za modą i chcą używać syntezatorów. Każ-dy parafialny chór marzy choćby o chińskiej podróbce. W konsekwencji kierujący oprawą muzyczną gra swoje, chór śpiewa swoje, ludzie się cieszą z postępu, a misjo-narz cierpi katusze kakofonii…
Tradycyjnym instrumentem akompaniującym śpie-wy kościelne jest oczywiście wszechobecny bęben, wy-stępujący w każdej możliwej formie: skóra naciągnięta na dziurawą beczkę po ropie, na konar drzewa wy-drążonego przez termity i korniki, albo na puszki po darach z USA, po mleku w proszku, i tak dalej. Są oczy-wiście i bębny profesjonalne. Jednym ze znaków, że Kościół katolicki przeżywa post, jest zakaz ich używa-nia, podczas Liturgii jak i świąt rodzinnych. To Wielka-noc jest tym świętem, kiedy bębny z całą swą mocą na nowo rozbrzmiewają w parafiach. W tym kontekście le-piej rozumie się sformułowanie używane w modlitwie Ojcze nasz: „przyjdź Królestwo Twoje”, co w lokalnym języku oznacza, „niech Twoje bębny zabrzmią na całej ziemi”. Za czasów królów, czyli raptem przed pięćdzie-sięciu laty, teren, gdzie było słychać królewskie bębny, należał do króla, to było jego królestwo. Teraz te instru-menty kościelne mają przypominać wiernym o Królu Je-dynym i Jego Królestwie niebieskim.
Problemy duchowe
Rwanda to kraj po przejściach. Siedemnaście lat temu to właśnie na tej ziemi rozegrała się jedna z naj-większych tragedii XX wieku. W kraju o populacji około
182
ośmiu milionów, w ciągu stu dni wymordowano dzie-sięć procent społeczeństwa, w porachunkach po ludo-bójstwie niewiele mniej.
Do dziś ludzie borykają się z traumą i problemem przebaczenia oprawcom. Wyzwaniem dla wierzących pozostaje budowa prawdziwej wspólnoty międzyet-nicznej, by nie zamknąć się w świecie swoich. Dla nas misjonarzy, to temat do głoszenia i budowania jedności wśród wiernych, ale i w całym społeczeństwie.
Problemem jest też blokada duchowa osób we-wnętrznie poranionych, którym trudno uczęszczać do parafii, gdzie wymordowano tysiące ludzi. Są kościoły, w których, podczas ludobójstwa w 1994 roku, ludzie szukali schronienia i gdzie zostali wycięci w pień, spa-leni albo zasztyletowani. Te świątynie są dziś miejsca-mi modlitwy. Dla osób niepojednanych z przeszłością to zbyt trudne, by tam się modlić, szukać Boga i Jego ukojenia…
Pewnym duchowym wyzwaniem jest też brak za-szczepienia w tradycji Kościoła – to wspólnota bardzo młoda, która dopiero tworzy swoją własną tradycję. To nie Etiopia ze swoją chrześcijańską tradycją, budowa-ną przez siedemnaście wieków. Ten młody Kościół po-trzebuje więc obecności misjonarzy, którzy pomogą utwierdzić się w Kościele uniwersalnym. To też kwestia formacji duchowej miejscowych wiernych. Posługując w karmelitańskim domu rekolekcyjnym, gdzie przycho-dzą ludzie świeccy i zakonni, by pogłębić swoje prze-żywanie wiary, widzę ten głód uczenia się modlitwy w duchowej tradycji Kościoła. Ludzie są tu gorliwi, chcą
183
Kwemera, czyli wierzyc.
przeżywać na poważnie swoją wiarę, dlatego też szuka-ją pomocy.
Misje dzisiaj, w wydaniu rwandyjskim, to nie XIX--wieczne szukanie pogan, bo ich prawie już nie ma, ale pogłębianie wiary tych, którzy już Chrystusa jako swe-go Pana i Zbawcę wybrali.
Kościół męczenników
Historia Kościoła w Afryce to historia męczenników. Przeglądając katalog świętych afrykańskich, znalazłem pięćset pięćdziesiąt dziewięć imion uznanych przez Kościół katolicki świętymi czy błogosławionymi. Wielu z nich to święci z pierwszych pięciu wieków z Afryki, gdzie chrześcijaństwo zostało wyparte przez muzułma-nów. Z ery nowożytnej, z Czarnej Afryki, doliczyłem się trzydzieści sześciu, większość to świeccy męczennicy.
Słynna historia Perpetuy i Felicyty z III wieku rozpa-la wyobraźnię bardziej świadomych chrześcijan do dziś. Młoda dworzanka i nastoletnia niewolnica z odwagą oddają życie, rozszarpane przez dzikie zwierzęta na rzymskiej arenie w Kartaginie (dzisiejsza Tunezja). Ale epoka męczeńskiej historii Kościoła w Afryce nie zakoń-czyła się na tej ofierze, historia trwa. W erze nowożyt-nej, już w czarnej części Afryki, większość z trzydziestu sześciu postaci oficjalnie uznanych przez Kościół, to męczennicy. Zaledwie pięć spośród nich to wyznaw-cy, na dodatek czworo z tej piątki żyło długie lata poza kontynentem. Zaledwie jedna kobieta, malgaska księż-niczka Wiktoria, jest beatyfikowaną wyznawczynią. Przeżyła całe swe życie na Madagaskarze w XIX wieku,
184
historia jej świętości przypomina dzieje św. Moniki z północnej Afryki, płakała i modliła się o nawrócenie męża, urzędnika państwowego, pijaka i rozpustnika, który na łożu śmierci poprosił o pokutę i chrzest. Od Kartaginy po Madagaskar; od II do XXI wieku, historia tutejszego Kościoła to w przeważającej większości hi-storia męczenników.
Afryka w tej głębokiej historii chrześcijaństwa ma już swój wymierny udział. Historia trwa, a wyrazem gorliwości i żywotności Kościoła są jego święci. Widzę ich wokół mnie, nie wyginęli…