KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf ·...

35
KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer indeksu 219436 ISSN 1895-3972 i za Sanem… Przed Sanem

Transcript of KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf ·...

Page 1: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer indeksu 219436

ISSN 1895-3972i za

Sane

m…

Prze

d Sa

nem

Page 2: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

2 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 3KWARTALNIK q 2 (21) 2011

Tennumer„PrzemyskiegoPrzegląduKulturalnego”powstałwwynikunaszejwspółpracyzredakcjamitrzechzagranicznychczasopism:cze-skiegoprestiżowegodwumiesięcznika„Listy”wOłomuńcu,słowac-kiegoperiodyku„OS”wBratysławieiwęgierskiegointernetowegowy-dawnictwa„Észak-KeletiÁtjáróEgyesület”wMiszkolcu.WspółpracadziennikarzytychczasopismzyskałauznanieMiędzynarodowegoFunduszuWyszehradzkiego,którywsparłdotacjązainicjowanyprzeznasprojektpodnazwąMiasta wyszehradzkie w oczach sąsiadów(Visegradcitiesintheeyesofneighbors).Zgodniezprogramemdwakolejnenumery„PrzemyskiegoPrzegląduKulturalnego”majązawie-raćspecjalnewielostronicowedodatki.Bieżącynumer,poświęconyPrzemyślowi,toefektkilkudniowegopo-

bytudziennikarzyzkrajówwyszehradzkichwtymmieście;następnydotyczyćbędzieSpiskiejNowejWsiiinnychmiastsłowackiegoSpiszu.Częśćartykułówzamieszczonychwkwartalnikuwramachprogramuwyszehradzkiegoukażesięwczasopismachnaszychzagranicznychpartnerów.

RedakcjeuczestniczącewrealizacjiprojektuMiasta wy-szehradzkie w oczach sąsiadów:

„Listy”Rodowód dwumiesięcznika„Listy” sięga lat 60. ubiegłe-go stulecia, kiedy „Literárnínowiny” i „Literární listy”wychodziły po okupacji ra-dzieckiejodlistopada1968domaja1969rokupodskróconąnazwą „Listy”. Rok późniejw Rzymie jeden z protago-nistów Praskiej Wiosny JiříPelikán (1923–1999) wraz zewspółpracownikami na emi-gracji oraz krajową opozycjądemokratyczną zdecydowałsięzałożyćperiodyk,którybynawiązywałdotychdziałań.Pierwszy numer pojawił się na początku 1971 roku. „Li-sty”i„Svědectví”(którewydawałwParyżuPavelTigrid)stały się najważniejszymi czasopismami emigracyjnymi,skierowanymiprzedewszystkimdoczytelnikówwkraju.Publikowała w nich większość znaczących publicystów,politykówipisarzyemigracyjnych,atakżepozostającychwkraju, zmuszonychdomilczenia.Czasopisma te, prze-mycaneprzezgranicę,krążyływśród ludzi, jednocześnienależały do najczęstszych celów ataków propagandy ko-munistycznej,aichdystrybucjawiązałasięznarażeniemnarepresjezestronywładzy.

Po1989rokuJiříPelikánprzeniósłsiedzibęczasopismazRzymudoPragi.W2003rokujegowydawaniapodjęlisięredaktorzyzOłomuńca–VáclavBurianiTomášTichák,redaktoremnaczelnymjestodlat,zamieszkaływPradze,czołowyczeskianalitykpolitycznyVáclavŽák.Od tegoczasu zmieniła się formagraficzna czasopismaorazpo-wrócono do tematyki kulturalnej i literackiej, która po1990 roku pozostawała na drugim planie. Obecnie „Li-sty” publikują krajowe i zagraniczne analizy polityczneihistoryczne,eseistykęistudia,atakżefelietony,orygi-nalneopowiadania,fragmentypracliterackich,recenzjenowychksiążekiwystaw.Możnawnichznaleźćrównieżcyklereportażyfotograficznych,praceznanychosobisto-ścioraznowejgeneracjiczeskich,słowackichipolskichfotografów. W 2008 roku czasopismo postanowiło przy-wrócićnaswychłamachtradycjęnieistniejącegojużcze-chosłowackiego tygodnika „Mosty”, który ukazywał sięwBratysławie,izwracaćsięrównieżdojegoczytelników.Redakcja„Listów”od2004rokuprzyznajeNagrodę

Pelikána,nazwanątakposwymzałożycielu.Pierwszymlaureatem został Tadeusz Mazowiecki, kolejnymi:czeska pisarka Alena Wagnerová, węgierski bohemi-staGyörgyVarga,AdamMichnik,czeski filozofJaro-slavŠabata, czeskapolitolożkaVladimíraDvořáková,aw ubiegłym roku niemiecki ksiądz katolicki AntonOtte.CzęśćnagrodystanowimiesięcznypobytwCze-chachzagranicznegostudenta,młodegoartystylubna-ukowcawybranegoprzezlaureata.WydawnictwoBurianaTichákwydajerównieżBiblio-

tekę„Listów”(KnihovnaListů)wtrzechseriach:Poezja,

OD REDAKCJI

ProzaiZapiski.Dotądukazałosięsiedemtomów.Oprócztegowydajeksiążkiohistoriiregionalnej.Stronainternetowa:www.listy.cz.

„OS”Czasopismo „OS” – Forum Spo-łeczności Obywatelskiej wydawa-ne jest od 1997 rokuwBratysła-wie.Zamieszczastudiasłowackichizagranicznychautorówzzakresupolitologii,naukspołecznychihu-manistycznych, eseje, wywiady,recenzjeiopinie.Redaktoremna-czelnymjestantropologspołecznydrJurajBuzalka.„OS”ukazujesięwramachdziałalnościwydawnic-twaKalligram.Kalligramod1991rokupublikujeksiążkisłowackich

i światowych autorów: beletrystykę, eseistykę, pracezzakresu filozofii,historii i innychdziedzin.Rocznieukazujesięponadpięćdziesiąt tytułów.Od2004 rokujestwydawcączasopismao tematycehumanistyczneji społecznej „Anthropos”, które tworzą znane osobi-stościsłowackiejfilozofiiinaukspołecznych.Od2005rokurazemzInstytutemLiteraturySłowackiej (SAV)wydaje w serii Biblioteka Literatury Słowackiej kla-

sykę słowacką od epoki odrodzenia narodowego dowspółczesności.

Kalligram jest przykładem dla intelektualistów z całej Europy Środkowej, jak suwerennie współpracować, we-dług własnego uznania, bez uprzedzeń.

(PetrPithart,czeskipolityk,prawnikinaukowiec)Stronainternetowa:www.kalligram.com.

„Észak-Keleti Átjáró Egyesület”Wydawnictwo internetowe Pół-nocno-Wschodniego Stowarzy-szenia Kulturalno-Naukowego(Észak-Keleti Átjáró Egyesület)w Miszkolcu rozpoczęło swojądziałalnośćw2009roku.Pierw-sza opublikowana seria wy-dawnicza nosiła tytuł Egyszer volt, hol nem volt… (Dawno,dawno temu…).Główne celewydawnictwa to propagowanieXX-wiecznejhistoriiMiszkolca,pokazywanieprawdziwegoob-razutegomiasta,międzyinnymipoprzezzwalczanienegatyw-nychstereotypówdotyczącychjegoekonomicznejdegradacji,orazwzbudzanieidentyfikacjimieszkańcówzeswojąmiejsco-wością.Jednązformdziałalnościwydawnictwajesttakżeupo-wszechnianiewynikówlokalnychbadańantropologicznych.Stronainternetowa:www.atjarokhe.hu.

Page 3: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

OkŁadka:Mariusz kOściuk

2 (21) 2011

Wydawca: Przemyska Biblioteka Publiczna

im. Ignacego Krasickiego

ul. Juliusza Słowackiego 15

37 -700 Przemyśl

tel. centrala: (16) 678 39 60, 678 62 87,

678 36 52, 678 35 82, w. 31

tel./fax: 678 62 91

e-mail: [email protected]

www.redakcja.pbp.webd.pl 

Zespół redakcyjny:

Andrzej Juszczyk,

Wojciech Kalinowski (sekretarz redakcji),

Paweł Kozioł (redaktor naczelny),

Monika Maziarz (adiustacja i korekta),

Andrzej Skibniewski.

Redaktor techniczny 

i opracowanie graficzne: Mariusz Kościuk.

Wersja elektroniczna:

Henryk Lasko.

Współpracownicy:

Piotr Bałajan, Jacek Drozdowski,

Katarzyna Dzierżawin, Adam Erd, Anna Gigoń,

Olga Hryńkiw, Adam Jaremko, Lila Kalinowska,

Ewelina Kasperska, Jacek Kawałek,

Joanna Kociuba, Agnieszka Korniejenko,

Joanna Korpal-Drozdowska,

Paweł Tomasz Kozioł, Małgorzata Myszka,

Tadeusz Nuckowski, Janusz Polaczek,

Ewa Dominika Pomykalska, Olga Hanna Solarz,

Zdzisław Szeliga.

Instytucje współpracujące:

•Agencja Rozwoju Przemysłu SA – Oddział w Krasiczynie –

Zespół Zamkowo-Parkowy w Krasiczynie,

•Arboretum i Zakład Fizjografii w Bolestraszycach,

•Centrum Kulturalne w Przemyślu,

•Galeria Sztuki Współczesnej w Przemyślu,

•Muzeum Historyczne w Sanoku,

•Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej w Przemyślu,

•Muzeum-Zamek w Łańcucie,

•Państwowa Wyższa Szkoła Wschodnioeuropejska w Przemyślu,

•Przemyskie Centrum Kultury i Nauki „Zamek”.

Druk:

Drukarnia „Papirus”

ul. Spytka z Jarosławia 11

37-500 Jarosław.

Redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów

oraz zmian tytułów zamieszczanych tekstów.

Paw

eł K

OZI

2 Od redakcji

WYSZeHrad 6 TomášTichák PrzedSanemizaSanem...16 VladimírBenč,JurajBuzalka Mrówkiwpolskimskansenie26 ÁdámFáy,EdinaMató WpierścieniutwierdzyPrzemyśl32 JózsefLugosi WęgierskiświatwPrzemyślu42 ZitaChalupová Opowiadaniecórce,któraniechcesłuchać49 ZdzisławSzeliga Spacerkiosobiste: Pogaduchywyszehradzkie

SPOTkaNia51 Niemaobiektywnejhistorii… SpotkaniezMichałemJagiełłą

kSiĄŻki59 BrunoDrwęski MichałJagiełło, Narody i narodowości. Przewodnik po lekturach61 AndrzejJuszczyk JonathanLittell, Czeczenia. Rok III62 PrzemysławKoniuszy JoannaBator, Piaskowa Góra, Chmurdalia63 MonikaMaziarz MagdalenaBajer, Jak wierzą uczeni

640OdNOTOWaNO

PłYTY66 PiotrBałajan AC/DC BlackStoneCherry ChromeDivision

TennumerzostałwydanydziękidotacjizMiędzynarodowegoFunduszuWyszehradzkiego.

Mrówki w polskim skansenie

Zanikający kosmopolityzm można do-strzec gołym okiem w Przemyślu, jakwszędziewdawnejhabsburskiejGalicjii gdzie indziej w Karpatach. Świadcząo tym cmentarze, dawne i współczesneświątynie niekatolickich kultów, arte-faktywmuzeachczyteżnostalgiamiesz-czańskiej śmietanki, która przywołujezamierzchłe czasy, gdy jeszcze światrzekomo funkcjonował według starych,wypróbowanych zasad w wielonarodo-wejharmonii.Owielemniejjestjednakotwartości, kosmopolityzmu, tolerancjiczywielojęzycznościwnaszejdzisiejszejkrainie. Ostatnie przejawy codziennegokosmopolityzmunakresach–mrówkinabazarach – powoli niknąwraz zewspo-mnieniamipostsocjalizmu.

16

W pierścieniu twierdzy PrzemyślNiewieleistniejetekstówwęgierskich,którebyniepokazywałyPrzemyśla przez pryzmatwspomnieńnarodowych. Zaczynamywięctakgowidzieć,cowięcej,całąokolicę–jakoogromnyza-bytek.Ale co robi w jednym zabytku siedemdziesiąt tysięcy lu-dzi?–zapytałaEdina.Pytanietozpoczątkuprzyjęliśmyzuśmie-chem,alewbiłonamonoćwieka.

26

Opowiadanie córce, która nie chce słuchaćO tłumaczu węgierskiego już mówiłam. Sama elegancja! Z tymiludźmi uczestniczyliśmywwycieczkach, koncercie, a wieczoramiprzesiadywaliśmyw gospodzie.Może to dziwne, ale kiedy z kimśdługomówiszowszystkim,cociprzyjdzienamyśl,możeszgopo-znać.Chociażtrochę.AwPrzemyśluchodziłogłównieopoznawa-nie.Ioszukanietego,cojeszczejestdlanaswspólne.

42

Page 4: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

6 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 7KWARTALNIK q 2 (21) 2011

Tomáš TichákTłumaczyła z czeskiegoEwa Małachowicz

Chociaż w surowym fi-zycznym sensie ist-nieje jedynie teraź-niejszość, czyli ulotnymomentmiędzymożli-

wościąaskończonymwydarzeniem,człowiekatoniedotyczy.Wmłodościwznosisięonzfascynacjąkuniepo-znanym możliwościom, nieświado-my tego, że każdy kamieńmilowynadrodzepozostawiawnimradość,zapach,posmak,bliznę,ból,którychjużsięniepozbędzie.Apotemnagleodkryje,żecentrumjegoświatapo-zostaje w przeszłości, ponieważ to,conajszczęśliwszeinajsmutniejszezwyobrażalnych,jużprzeżyłiwieluz tych, z którymi ten świat dzielił,z owego fizycznego punktu widze-nianiema.Topewnieprawda–subiektywna.

Czy coś podobnego może dotyczyćmiejsc? Imiast? Czymogą coś pa-miętać kamień, glina, ściana, któ-re nie mają swego „ja”? Pozornieśmieszne pytanie, zdecydowanie fi-zyczne.Alemiastoijegomiejsca niesąwyłącznieobiektami;sąobrazamiwmyślach, w żywotach. Jak i całyświat. I to jużnie jest takieproste.Ludzkiesiedzibybezludzi,naprzy-kład te w pobliżu katastrof jądro-wych,nazywasięmiastamiduchów.

Alenawettakichduchówniemożnazobaczyć,dopókimiasttychktośnieodwiedzi...Jeśli więc przypiszemy miastom

ducha iduchy, tocozpomnikami,którew nich stoją? Ich celem jestmaterializacja pamięci o znaczą-cych wydarzeniach czy osobachirozbudzaniejejwmyśliprzechod-nia. Ale to może sprawiać proble-my. Przykładowo w Przemyślu naplacu Dominikańskim naprzeciw-ko siebie na cokołach wznoszą siępogromcaTurków,królJanIIISo-bieski, i polski wieszcz narodowyAdam Mickiewicz. Złośliwe językipodobnotwierdzą,żeprzypominajątrochę rewolwerowców, gotowychdopojedynku.Jegoświadkiemby-łabytrzeciapostać,tworzącaznimirównoramienny trójkąt: dobry wo-jak Szwejk z fajką, który odlanyz metalu odpoczywa na beczułcez dynamitem. Dowcip polega natym,żepodczasgdyaniLew Lechi-stanu,aniautorPana Tadeusza,jaksądzę,wPrzemyślunigdyniebyli,Józef Szwejk tu „naprawdę” spę-dziłtrochęczasuwceliwięziennej.Byłotonawetjednozostatnichzna-nych miejsc jego pobytu. Po tym,jak wściekły naczelnik twierdzyFinkvonFinkensteinposłał godo11kompaniimarszowejdoWojały-cza,śladponimnazawszezaginąłw Żółtańcach (obecnie Ukraina),niedalekoliniifrontu.SzwejkwPrzemyśluświadczybyć

możeotym,żestawianiepomnikównigdynieistniejącympostaciomjestconajmniejtakpopularnejakwzno-szenie ich dla tych żyjącychw rze-czywistości i zasłużonych. Śmier-

telni bohaterowie przemieniają sięwkamień,acipapierowijakbyoży-wają.

Mieszkańców miast, głównie lokal-nych patriotów, zazwyczaj ciekawi,jak ich miejsce zamieszkania od-działuje na zewnętrznego obser-watora. Może by w tym ZygmundFreud odkrył jakąś skrytą namięt-ność. Przynajmniej by odnalazłpragnienie poznania nagiej prawdyotym,cospowszedniałoioczymniewiadomo, czy jest naprawdę szare,czytylkozdajesięszare.Alboprze-ciwnie – pragnienie dzielenia sięprzyjemnymi odczuciami, jak wte-dy,gdywidzimywtelewizjicośpięk-negoinaglezmuszamywszystkich,naktórychnamzależy,abyrównieżprzybieglipopatrzeć.Ztegopunktuwidzeniapodróżdo

miasta,októrymnicniewiemy,wy-daje się odpowiednim eksperymen-tem.Niejesteśmytymimiejscowymi,ale możemy się wczuć w rolę tych,którzybywtensposóbodkrywalina-szemiasto.Imożemyocenić,wjakimstopniutakiespojrzeniemasens.Jednaktotakjakztąulotnąobec-

nością.Pokilkudniachwowymmie-ście już się marnie staram ożywićpierwotneuczucieobcości.Zkażdąchwilą nieznane staje się bardziejznane.Cowięcej,okazujesię,żecho-dzi nie o poznanie, ale raczej o od-krywaniezapomnianejbliskości.Minęliśmy skąpane w słońcu Ta-

try, jeszcze nie tak dawno wspólne,czechosłowackie. Potem wytrzęsłonasnawąskich,dziurawychdrogachPrzełęczyDukielskiej,októrejuczyli-śmysięnalekcjachhistorii.Przemyśl

Przed Sanem i za Sanem…

WYSZEHRAD

Jest to postać koszmarna:

nie ma żadnych cech,

nie przeżywa emocji,

jest pustą bańką,

w której się prostodusznie,

a tym samym w pełnym

świetle odbija absurdalność

unoszącego ją świata

Page 5: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

8 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 9KWARTALNIK q 2 (21) 2011

„Wisła”niepolegałajedynienaope-racjachzbrojnychprzeciwkoukraiń-skimnacjonalistom,ale równieżnadeportacjiponad100tysięcymiesz-kańcówregionuKarpatWschodnich,którychczęstojedynąwinąbyłana-rodowość ukraińska lub przynależ-nośćdoKościołagreckokatolickiegoczyprawosławnego.Stosunkipolsko-ukraińskiewpły-

wałynażyciemiastajużwdawnychczasach iwpływająnanie i dzisiaj.Wprawdzie pod koniec XIX wiekuwiększość mieszkańców PrzemyślastanowiliPolacyiŻydzi,aletotutajpierwszy raz zabrzmiał późniejszy(iwspółczesny)hymnukraińskiitotutaj stała greckokatolickakatedra.Świątynię tęwybudowanow latach1620–1630 jako kościół rzymskoka-tolicki, a użytkowali ją karmelici.Namocy dekretu cesarza Józefa IIz 1784 roku klasztor został zlikwi-dowanyizazgodąwładzzaborczychprzejętyprzezgrekokatolików.Kar-meliciwrócilidoniegow1946roku,a dopiero w 1991 roku ukraińscygrekokatolicy,namocydecyzjiJanaPawła II, jako rekompensatę otrzy-malibyły jezuickikościółNajświęt-szegoSercaPanaJezusa.Dzisiaj wspólnej polsko-ukraiń-

skiej, ale oczywiście i austriacko--węgierskiej historii poświęca swą

działalnośćnaprzykładPołudniowo--WschodniInstytutNaukowywPrze-myślu, który od 1990 roku zbieraiwydajewielecennychpublikacjipopolskuiukraińsku.Naprzemyskimrynkusąsiaduje,cotrochęzaskaku-jące,zCentrumKulturyJapońskiej.

Najstraszniejszy rozdział w historiiPrzemyśla rozpoczął się 7września1939 roku, kiedy namiasto zaczęłyspadaćniemieckiebomby.Po tygo-dniu była już tam armia niemiec-ka. Jakiś czas później zaczęły sięegzekucje żydowskich obywateli,wywożonych do okolicznych miej-scowości. Żyło ich tam wtedy oko-ło 25 tysięcy. Pod koniec wrześniacentrum miasta na prawym brze-gu Sanu zajęła zgodnie z paktemRibbentrop–Mołotow Armia Czer-wona. W Muzeum Historii MiastaPrzemyśla jest fotografia zdespero-wanych rodzin, uciekających przezjedenzmostównaradzieckąstronę.Musiały opuścić swe domyw dziel-nicy Zasanie w ciągu 24 godzin.22 czerwca 1941 roku rozpoczął sięniemieckiataknaZwiązekRadziec-ki.Podczasgdygdzieindziejwojskaszybko ustępowały, w PrzemyśluSowieci odpierali atak przez ponadpięć dni. W wyniku tego znacznaczęśćStaregoMiastazostałazburzo-

nawczasiebombardowań.Dziśstoitam współczesny gmach MuzeumNarodowegoZiemiPrzemyskiej.Po-nownaniemieckaokupacjaprawegobrzeguoznaczaładlaokoło17tysięcyżydowskich obywateli przymusoweprzeniesieniedopowstałegonakrót-ko getta, a następnie transport doobozów koncentracyjnych w Oświę-cimiuiBełżcu.Cierpielirównieżpolscyobywatele.

Wmuzeumznajdujemydokumenty,awmieściepomnikiitablicepamiąt-koweprzypominająceprzedstawicie-lipolitycznych i elity intelektualnejPrzemyśla, zamordowanych przezNiemcównamiejscu iprzezRosjanwKatyniu oraz innych obozach. Pokolejnym nadejściu Armii Czerwo-nej27lipca1944rokużyławmieściejedna trzecia jego przedwojennychmieszkańców.WichmiejsceprzybyliPolacy zewschodniejGalicji, zabra-nejprzezZwiązekRadziecki.Podczasgdypamiątkiznajdująra-

czej ci, którzy ich szukają,niktnieprzeoczystojącegoprzyhoteluGro-madaodremontowanegowojennegobunkra,którybyłczęściątakzwanejlinii Mołotowa i w którym dzisiajmieścisięmałemuzeummilitariówztegookresu.Po ostatniej wojnie pozosta-

ły w Przemyślu również ślady

zbliżałsięskrytyzamgłą,chronionyprzez dziką wiosenną burzę. Mogli-śmy jedynie zobaczyć dziesiątki ża-bek skaczących po przelotowej dro-dze.Omijaliśmyjewostatniejchwili.Jednązpierwszychzaobserwowa-

nychporozwidnieniusięcechszcze-gólnych miasta była jego wielkość.Podczas gdy większość polskichmiastwydawałamisięmniejsza–toznaczy mniej wielkomiejska – niżby sugerowała liczbamieszkańców,wwypadkusiedemdziesięciotysięcz-nego Przemyśla miałem przeciwneodczucie.Swąrolęzapewneodegra-łymalowniczeinietypowedlaPolskiróżnicewysokości, niezbyt szeroka,ale budząca szacunek rzeka San,dzielącamiastonapół,atakżelicznekościołyiwieże–awięcto,coupraw-niadoużywaniawstosunkudonie-gookreśleniastarodawne.Ipodczasgdypokilkuspacerachbyłastolicawojewództwa (do1999roku) jednakgeograficzniesięzmniejszała,nabie-rała wielkości dzięki swej historii,którawznacznejmierzejesthistoriąEuropyŚrodkowej.Porównywaliśmy Przemyśl z Oło-

muńcem,wktórymżyjemy,iznajdo-waliśmywielepodobieństwipunktówstycznych,odczuwaliśmydéjà vu.Sąjednakznaczące różnice:naszemia-sto przeżywało przeważnie tylko

wtórne wstrząsy katastrof, przemar-szearmii,przelotysamolotówiodda-lonyhukdział,aSobieskinocowałtu,podróżującdoWiednia.WPrzemyśluzaśhistoria zawszemieliła straszny-mimłyńskimikołami.Tu się urodziła Helena Deutsch,

uczennica Freuda. Jej galicyjskiedzieciństwo także nie było idyllicz-ne, przeciwnie – przyniosło jej do-statek materiałów do późniejszychteoriipsychoanalitycznych.

Epoka Austro-Węgier oznaczała dlaOłomuńca iPrzemyślaprzebudowęmiastnaogromnetwierdzezmura-mi,wachlarzembastionów i fortów.Dalej wszakże podobieństwa siękończą: twierdza ołomuniecka po-wstaławpołowieXVIIwieku;stolatpóźniejdaremnieoblegali jąPrusa-cy, po kolejnych stu latach zostałazlikwidowana, mniej więcej wtedy,gdy rozpoczęto budowę fortyfika-cji Przemyśla. Twierdza galicyjska,jedna z największychwmonarchii,pełniłaswąfunkcjędopieropodczaspierwszejwojnyświatowej.OblegalijąRosjaniew1915roku,bitwaoniąuchodziła zanajstraszniejszą znanąwtychczasach.PrzedVerdun.Na fotografii w przemyskimmu-

zeummiejskimcarMikołajIIwto-warzystwiewielkiego księciaMiko-

łajaMikołajewicza zwiedza fort XV„Borek”potym,jakw1915rokuza-łogatwierdzypoddałasiępowyczer-paniuzapasów.Fortem XI dowodził nadporucz-

nik Eduard Kadlec, późniejszysławny czechosłowacki legionistai generał. Przeczytałem o nim, żew nocy z 21 na 22 marca 1915 ka-zał wystrzelać pozostałą amunicję, zniszczyć działa i wysadzić ka-zamaty i magazyny w powietrze. Z dawnej austriacko-węgierskiej twierdzy pozostały ruiny. Następ-nego dnia rano w rosyjską niewolę oddało się dziewięciu generałów, około 2600 oficerów i 117 000 żoł-nierzy austriacko-węgierskich.Alemożna tu zobaczyć także do-

kumenty i zdjęcia dotyczące niemniej dramatycznych i tragicznychpóźniejszychwydarzeń:naprzykładwojny polsko-ukraińskiej w latach1918–1919, kiedy Przemyśla broni-li przed armią zachodnioukraińskąrównież uczniowie szkół średnichi podstawowych – Orlęta Przemy-skie. Ich pomnik wzniesiono w la-tach trzydziestych ubiegłego stule-cianalewymbrzeguSanu.Kulminacjąkonfliktubyłydziała-

nia Ukraińskiej Powstańczej ArmiiStepana Bandery w czasie drugiejwojny światowej. Powojenna akcja

Car Mikołaj II i wielki książę Mikołaj Mikołajewicz podczas wizytacji na forcie X „Orzechowce”, kwiecień 1915 Bez komentarza Zniszczenia w Przemyślu dokonane przez Niemców w 1942 roku

Nar

odow

e Ar

chiw

um C

yfro

we

ww

w.g

reat

war

diffe

rent

.com

ww

w. w

ikip

edia

.pl

Page 6: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

10 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 11KWARTALNIK q 2 (21) 2011

czechosłowackie.Wlecie1939rokuprzeszedł tędy z Krakowa LegionCzesko-Słowacki, zajęty następniew połowie września, również w ra-mach realizacji paktu Ribbentrop–Mołotow, przez Armię Czerwonąw miejscowości Rakowiec. W 1944roku przez Przemyśl kierował sięPierwszy Korpus Armii Czechosło-wackiejnaPrzełęczDukielską.Wszystko, cowXXwiekunajgor-

sze,stałosięwłaściwiewjegopierw-szej połowie. Ale jedno późniejszewydarzenie wiąże się bezpośrednioz Czechosłowacją. Na jednym zezdjęćwmuzeumludzienaprzemy-skiejulicyobserwująprzejeżdżająceczołgi.Fotografiajestz1968roku.Teczołgi kierują się ku czechosłowac-kiej granicy. Wśród owych widzówjestbyćmożeksięgowyjednejztu-tejszychspółdzielni,wczasiewojnyczłonekpodziemnejArmiiKrajowejRyszard Siwiec. We wrześniu poje-chałnadożynkidoWarszawy,gdziewproteścieprzeciwkookupacjiCze-chosłowacji przez państwa UkładuWarszawskiegopolałsięmateriałemłatwopalnym i podpalił. Jego imięnosidziśjedenzdwóchmostówdro-gowychwPrzemyślu.Przemyskie mury, domy, bruk –

mogłyby o tym wszystkim opowie-dzieć, może i ludzie, ale ci wolą –przynajmniejtaksięnieobeznanemuprzybyszowiwydaje–wojakaSzwej-ka,którymatuopróczrzeźbytakżeuliczkęifanklub.Aletochybalogicz-ne, że gdy jest już dość zmartwień,

dobrze uchwycić się weselszychstronświata.

Kult Szwejka, czy to u nas, czywPolsce, toponiekądkicz.Tendo-brywojak sam był bowiem reakcjąnatraumatycznywojennysyndrom.W pewnym sensie jest to postaćkoszmarna: nie ma żadnych cech,nieprzeżywaemocji,jestpustąbań-ką,wktórejsięprostodusznie,atymsamym w pełnym świetle odbijaabsurdalność unoszącego ją świata.Jegowyobrażeniejakotłustegosan-gwinika,ponadwszystkoceniącegospokójiwygodę,jestwprawdzieuro-cze,adlaodbiorcówprzystępne,leczfałszywe.W istociePrzygody dobre-go wojaka Szwejkaniesą–pogłęb-szymnamyśle–humorystyczne.Napewnogroteskowe.DziękimetodzietwórczejHaškaudajesiętejopowie-ści jednak otrzeć o zdumiewającywszechświatwduszyczytelnika,je-ślijestnatogotowy.To tylko tak na marginesie.

W każdym razie również absurdal-nośćprzemyskiejprzygodySzwejkazobaczymywyraźniej,jeśliuświado-mimysobieprawdziwerealiawojny:nad stawem niedaleko Felsztyna(obecnieSkielewkanaUkrainie)do-brywojakwłożymundurkąpiącegosięrosyjskiegojeńca,abysprawdzić,jak będzie w nim wyglądał. Kiedyoznajmi, że jest Czechem, zostanieuznany za szpiega, niezwłocznieodesłany do Przemyśla i wymyśl-nieprzesłuchany, rzekomow forcie

XXI„Bakończyce”,abywyjawiłsweskryteprzekonania.Szwejkjednak,jak już powiedziano, żadnych prze-konańniema,niemażadnejtaktykiimówizawszeczystąprawdę–przy-kładowo, że mundur nieprzyjacielaprzywdział zupełnie dobrowolnie.Szczerymiodpowiedziamiznówpo-zwoli tępej maszynerii zatrzeć siępodczasbezbłędnejpracy.Żebym nie zapomniał, w historii

Przemyślasąiznaczące,pozytywne,czeskie postacie, które wprawdziepomnika ani klubu przyjaciół niemają,aleistniałynaprawdę.WwieżywidokowejzXVIIwiekuwcentrummiastamieścisięMuzeumDzwonówi Fajek, historycznych produktówdwóch miejscowych tradycyjnychrzemiosł.Dosławytejdrugiejmiej-skiej tradycji, uosabianej tu przezfajkizpiankimorskiejorazteznale-zionewfortach,przyczyniłsięwXIXwiekuniejakiVincencSvoboda.

Abyśmy nie byli niesprawiedliwiwobec historii dawniejszej, zdecy-dowaliśmy się wejść na górę – tobowiem w Przemyślu oznacza cof-nięciesięwczasie.Pozostałościzam-ku z okresu panowaniaKazimierzaWielkiegosąnietylkoatrakcjątury-styczną, ale i siedzibąmiejscowegoteatruamatorskiego.Iznowumamypunktstyczny.OKazimierzu,ostat-nim z rodu Piastów, jest bowiemnapisane w Kronice zbrasławskiej,że przyjechał 6 grudnia 1335 rokudo czeskiej metropolii, przyjąwszy

liczne honory, został w Pradze dzie-więć dni,poczym […]wracając do domu, radośnie obnosił się za zgodą czeskiego króla Jana z prawem do tytułu władcy Królestwa Polskiego.Zbasztyzamkuwszakodziwonie

ma wspaniałego widoku; po pierw-sze aura szaleje – flagę na budowliomalniezerwałlodowatywiatri,jakmówiąmeteorologowie,jestznacznezachmurzenie – a po drugie nie je-steśmyjeszczewnajwyższympunk-cie. Wspinamy się przez miejskipark, ale nadal nie widzimy szczy-tu. Deszcz stopniowo przechodziwśnieg,marznąnamręceitwarze.Kiedy pytaliśmy miejscowych,

twierdzili, że w połowie kwietniataka pogoda nawet tu, pod Karpa-tami, nie jest normalna; przez całypobytpozostajejednakniezmienna,niewiemywięc,czynastylkoniepo-cieszali.Drogi nie ubywa. Gdybyśmy wie-

dzieli,najakiemęczarniesięskaże-my,chybabyśmyzostaliwkawiarniLiberaiwyczytalicośzprzewodnika,

aleterazniemajużodwrotu.Wresz-cie ukazuje się nam nadajnik tele-wizyjnyiwielkikrzyż.Niejesteśmytu jednak z ich powodu. Nareszciena szczycie! W szczelinach międzychmurami otwiera się przed naminiemallotniczywidoknamiasto.Mi-jamyostatniąstacjęwyciągunarciar-skiego. Oczywiście, szkoda by byłonieskorzystaćztakiegoklimatu...Przednamipiętrzysiętajemniczy

Kopiec Tatarski. Jak zrozumieć tomiasto,skorojegonajwyższewznie-sieniemaniejasnąnazwę?Tomiej-sce zwą Zniesieniem (chyba w cze-skim to Snesení). Dokąd? W górę?Kopiecpodobnowdawnychczasachusypali Tatarzy nad grobem swegochana. Ale może również skrywaćPrzemysława (Přemysla, podobnyjest znany iwCzechach), legendar-negozałożycielamiasta.Możetokiedyśarcheolodzyodkry-

ją za pomocą jakiegoś głębinowegogeosonaru. I wtedy już nie będzietajemnicy,amiastostracijednegozeswychduchów.

Wsiadamydoauta.Jestjasno,chmu-ryprzegoniłwiatr.Alenam jest tymbardziejżal,żemusimywracać,skorotylejeszczepozostałodozobaczenia.Żabkijużdoskoczyływbezpieczne

miejsce,szybkowięcmijamypięknyKrasiczyn, renesansowy zamek naplanie kwadratu z czterema różny-miwieżaminarożnymi.Postawiligoczłonkowiemagnackiego roduKra-sickich, jak sugeruje nazwa, i wartbyłbydłuższegoopisu,ale…Zatrzymujenasczerwonypolicyj-

ny lizak. Obawa, że przekroczyłemdozwoloną prędkość, była nieuza-sadniona.Chodziocośinnego.– Jesteście Ukraińcami? – pyta

policjant po długim studiowaniumoich dokumentów. –Nie, Czecha-mi – odpowiadamwyraźnie. Zamy-ślisięizadawyrafinowanepytanie:–A jedzie się z Użhorodu przez Wę-gry? – Nie wiem, my nie jedziemy z Użhorodu–szczerzeodpowiadam.Alektowie,możenadjakimśsta-

wem kiedyś znajdą nasze czeskieubrania…

Tomáš Tichák (ur. 1957 w Ołomuńcu w Czechach) – dziennikarz, publicysta. Ukończył studia elektrotechniczne. Przed 1989 rokiem pisał sztuki dla nieoficjalnego teatru, publikował w drugim obiegu. Po 1989 roku pracował w czechosłowackich tygodnikach „Mosty” (Bratysława) oraz „Literární nowiny” (Praga), od 2003 roku jest współ-wydawcą dwumiesięcznika „Listy”. Z Václavem Burianem przeprowadził wywiad z politykiem i filozofem Jarosla-vem Šabatą Sedmkrát sedm kruhů (1997), redagował na przykład będące sukcesem wydawniczym wspomnienia aktorki i dysydentki Vlasty Chramostovej Vlasta Chramostová (1999). W 2007 roku został wydany wybór jego felietonów i aforyzmów Podvratné a závratné a jiné fejetony. Felietony publikował także w polskich czasopismach „Tygodnik Powszechny” i „Tygiel Kultury”. Mieszka w Ołomuńcu.

Henryk Lasko, Zamek przemyski (fragment), monotypia, 2010

Przemyśl w końcu XVII wieku. Widoczny zamek oraz kopiec wraz z nieistniejącą obecnie kapliczką świętego Leonarda

Mieszczański pokój w Muzeum Historii Miasta Przemyśla

Zita

Cha

lupo

Page 7: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

12 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 13KWARTALNIK q 2 (21) 2011PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY KWARTALNIK q 2 (21) 2011

Najbardziejefek-tywnymśrodkiemtępieniamrówekoka-załasięjednostkowalegislatywaUnii,któraweszławżycie1grud-nia2008roku.Przepi-sywniejzawartewrazznadejściemkryzysugospodarczegodopro-wadziłydopusteknawschodnichgranicachUnii.Możnaprze-wieźćjużjedyniedwiepaczkipapierosów,wprowadzonoograni-czeniawprzywozieal-koholuibenzynylubolejunapędowego,coznaczniezmniejszyłoliczbępodróżnych.»

Vla

dim

ír B

enč

Page 8: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

14 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 15KWARTALNIK q 2 (21) 2011PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY KWARTALNIK q 2 (21) 2011

Vla

dim

ír B

enč

Page 9: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

16 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 17KWARTALNIK q 2 (21) 2011

Vladimír Benč, Juraj BuzalkaTłumaczyła ze słowackiegoMonika Głąb

Kosmopolityczny historykprzyrównałby Przemyśl,miasto na południowymwschodzie powojennejPolski, do otwartej bra-

mypomiędzywschodniąizachodniączęścią Europy, pomiędzy wschod-nimazachodnimchrześcijaństwem,pomiędzywschodnimiizachodnimiSłowianami, a od 1maja 2004 rokupomiędzyUniąEuropejskąiteryto-rium,którezostałozajejgranicami.Zanikający kosmopolityzm wpraw-dzie można dostrzec gołym okiemwPrzemyślu,jakwszędziewdawnejhabsburskiej Galicji i gdzie indziejwKarpatach.Świadcząotymcmen-tarze, dawne i współczesne świąty-nieniekatolickichkultów,artefaktywmuzeachczyteżnostalgiamiesz-czańskiej śmietanki, która przywo-łuje zamierzchłe czasy, gdy jeszczeświat rzekomo funkcjonował we-długstarych,wypróbowanychzasadwwielonarodowejharmonii.Owielemniejjestjednakotwartości,kosmo-polityzmu, tolerancji czy wieloję-zyczności w naszej dzisiejszej kra-inie.Ostatnieprzejawycodziennegokosmopolityzmunakresach–mrów-kinabazarach–powoliniknąwrazzewspomnieniamipostsocjalizmu.

Karpackie mrówkiWojewództwopodkarpackie,wktó-rymznajdujesięPrzemyśl,jestuwa-żane za jedną z najsłabiej rozwi-niętych części Polski i całej UniiEuropejskiej. Jak to bywa na ubo-gich obszarach, wielumiejscowych

wyjeżdżało i wyjeżdża w poszuki-waniu pracy do bogatszych częściPolskiiEuropy.Zdrugiejstronyte-reny te stają sięatrakcyjnymmiej-scemzarobkowaniadlaprzybyszówz zewnątrz. Po 1989 roku wschódPolskizalała faladrobnychhandla-rzy, których miejscowi nazywająmrówkami.W latach90. zaczęli sięosiedlać wmiastach wzdłuż współ-czesnych granic Unii w Polsce, naSłowacji,wRumuniiiBułgarii.Nie-zwykła przygraniczna ekonomika,którąstworzylidziękihandlowide-talicznemu, zastępowała upadającysocjalny system po upadku komu-nizmu, oferując tamę dla dzikie-go kapitalizmu, który funkcjonujeszczególnie intensywnie w czasiezasadniczychzmianspołecznych.

Jednak turystyka handlowa napolsko-ukraińskiej granicy odkońcalat90.zmierzakuupad-kowi. Najboleśniej odbiłosię na niej wejście Polski dostrefySchengenw2007roku.W połowie lat 90. najbliższeprzejściegranicznewpobliżuPrzemyśla,wMedyce,rocznieprzekraczałoponad1,5milionaludzi.Chociażwieluzpodróżu-jących kierowało się dalej, nazachód, liczba transgranicz-nych handlarzy lub przy-najmniej tych, którzymimoinnych realnych czy wymy-ślonych celów zawsze cośprzemycilina sprzedaż,byławporównaniuzdzisiejsząsy-tuacjąogromna.

Podczas gdy w latach 90.granicę w Medyce przekra-czało niekiedy aż 18 tysięcypodróżnych dziennie i 1/3obywateli pogranicza żyłaz transgranicznego han-dlu, wprowadzenie wiz dla

Mrówki w polskim skansenie

Mar

iusz

Koś

ciuk

WYSZEHRAD

Page 10: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

18 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 19KWARTALNIK q 2 (21) 2011

wschód przewozi się głównie ziem-niaki,cebulę,środkidoprania,seryiwyrobymięsne,zaczynającodbocz-ku,akończącnakiełbasach.

Podobnie jak inne miejscowościwzdłuż nowej granicy Unii Euro-pejskiejrównieżPrzemyśldotknąłbój części obywateli z państwem,zwłaszcza na początku milenium.Chociaż w deklaracjach politycz-nych i dokumentach wprowadze-niesystemuSchengenprzedstawiasię jako pogłębienie europejskiej integracji, jego częścią, a nawetkoniecznością, było wprowadzenieobowiązkuwizowegodlaobywatelipaństw w przestrzeni postradziec-kiej. Wstąpienie Polski, SłowacjiiinnychkrajówdostrefySchengennie otworzyło Europy dla wszyst-kichjejmieszkańców.

Najbardziej efektywnym środkiemtępienia mrówek okazała się jed-nostkowa legislatywa Unii, któraweszławżycie1grudnia2008roku.Przepisy w niej zawarte wraz z na-dejściemkryzysugospodarczegodo-prowadziłydopusteknawschodnichgranicach Unii. Można przewieźćjuż jedyniedwiepaczkipapierosów,wprowadzono ograniczenia w przy-wozie alkoholu i benzyny lub olejunapędowego, co znacznie zmniej-szyło liczbę podróżnych. Właśnienaprzełomie2008i2009rokuodbyłsięprawdziwybójmrówekoprzeży-cie.Kilkasetznichwnocyz1na2grudnia zablokowało przejście dlapieszych, a potem przejazd dla sa-mochodówwMedyce. Po interwen-cjipolicjiprotestyprzeniosły siędocentrum Przemyśla i stopniowo za-nikły.W rezultacie ściągnęłyuwagę

rządunaproblemyprzygranicznychregionów, na brak alternatywnegosposobuzarobkowaniaoraznarygorgraniczny.

Po wprowadzeniu małego ruchugranicznego w 2009 roku nastąpiłrenesans handlu w tym regionie,a Medyka pozostała największymprzejściemdlapieszychnawschod-niej granicy Schengen. Jak możnadziś zauważyć, granicę dziennieprzekracza 4–5 tysięcy osób.Mrów-ki, które przeżyły Schengen, ode-tchnęły z ulgą. Pojawił się jednaknastępny problem, który z każdymdniemstajesięwiększy–supermar-kety. Wraz ze wzrostem poziomużyciaPolakówwieluznich,nasku-tekreklam,zaczęłosiędomagaćto-warówwyższej jakości od tej, którąoferowałybazary.

UkrainyprzezPolskęw2003roku,które leżało w polskim interesie,abymożnabyłowstąpićdoUniiEu-ropejskiej,porazpierwszyzmniej-szyłoliczbęmrówek.

W tym czasie wciąż najbardziej wi-docznybył ruchnabazarzewPrze-myślu, niedaleko centrum miasta.W połowie lat 90. przemyski bazarbył drugim pod względem wielko-ści w Polsce i porównywano go doogromnego Stadionu Dziesięcio-lecia w Warszawie z czasów komu-nizmu. Dzisiaj bazar wzdłuż Sanujest o wiele mniejszy, skazany nawegetację w cieniu imponującychhipermarketów. Przynosi równieżznaczniemniejsze dochody niż kie-dykolwiekwcześniej. Stale jest jed-nak ważnym dodatkowym źródłemutrzymania dla wielu mieszkańców

miasta oraz ludzi żyjących w pobli-żugranicy zUkrainą.Sprzedaje siętu towar przewożony w kolorowychtorebkachzrękidorękizChin,Da-lekiegoWschoduażnagranicęUnii,anastępniedalejwgłąbkrajulubnazachód.DziśspokojnyPrzemyśl jużnie przypomina burzliwych czasówsprzed 10–15 lat. Przypadkowy po-dróżnynawetbysięniezorientował,że12kilometrównawschódznajdujesięUkraina,aodmilionowegoLwo-wadzieligogodzinadrogiautem.

W miejscu ogromnego bazaruw Przemyślu teraz są trzy małetargowiska. Pierwsze mieszkańcynazywają polskim bazarem, drugiezielonym, a trzecie otrzymało na-zwę ruski, ponieważ tam w więk-szości handlująmrówki z Ukrainy.Whalachsprzedażyruskiegobazaru

dominuje damska bielizna. Szcze-gólnie biustonoszy wszelkich roz-miarów ikolorów jest tamcałemo-rze.Mrówkiczęstowyjeżdżająteżdoinnychmiast, gdzie sprzedają swójtowar w pobliżu przystanków auto-busowychczydworcówkolejowych.W przeciwieństwie do granicy sło-wacko-ukraińskiej, którą przekra-czajązwłaszczaobywatelezesłowac-kimpaszportem, granicęw pobliżuPrzemyślawwiększości (70–80pro-cent)przekraczająUkraińcy.

MrówkiimportujądoPolskipapiero-sy,tabakę,wódkęibenzynę,którychcenajestzróżnicowanapoobydwóchstronachgranicy iktóre łatwoprze-transportować.Natargumożnazna-leźćukraińskiecukierkiiczekolady,skutecznie konkurujące z polskimikrówkami i innymi słodyczami. Na

Mar

iusz

Koś

ciuk

Mar

iusz

Koś

ciuk

Ruski bazar w Przemyślu

Page 11: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

20 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 21KWARTALNIK q 2 (21) 2011

Chociażniktnieporęczy,żewhiper-marketach i supermarketach towarma wyższą jakość niż na bazarach,ogromnareklamasiecihandlowych,medialnadyskwalifikacjabazarowe-gohandlujakoprzejawuszarejpost-socjalistycznej,atakżekryminalnejekonomiki oraz większa kontrolapaństwa podatków od towaru spo-wodowały,żecorazszerszewarstwyspołecznościwzdłużwschodniejgra-nicy zaczęły przechodzić z bazarówdoszklano-blaszanychsupermarke-tówzniskoopłacanymiiniechętniepomagającymi sprzedawczyniami.O pochodzeniu masowego towarukupującywiedząmniejniżotowarzezbazaru,alepoczuciewyższejjako-ścidominuje.

Pomimo licznychmrówek podczaswizyty w mieście nad Sanem ni-gdzie na bazarze ani w barze czyrestauracji nie mogliśmy kupićchoćby jednego z jakościowychkoniaków, które polubiliśmy naZakarpaciu, na przykład Tisa czyZakarpacki. Nie mówiąc już o wi-nie zGruzji,Mołdawii czyOdessy.DziękiBogu,żeFrancuzimająswo-

je lobbyrównieżwPolsce.Wprze-ciwieństwie do dziadków i babćdzisiejszych przemyślan, którzyczęsto mieli liczne piwnice na ob-szarzewinnymnapołudnieodKar-pat,współcześniEuropejczycypijątylkonapoje z odległych zakątkówkontynentu.Mrówki,przynajmniejnaszymśrodkowoeuropejskimpod-niebieniom, przyzwyczajonym dotokaja,MałychKarpat czy Villány,mogłyby pomóc dobrymi winamiz Zakarpacia, o koniakach już niewspominając.

Starerocznikowowino,któregomie-liśmy okazję spróbowaćw Przemy-ślu,niewskazujejednaknato,żesy-tuacjawkrótkimczasie się zmieni.Piwozwyższązawartościąalkoholutakżeniedokońcanamsmakowało.Na szczęście jednakmiejscowipro-dukują wyborne nalewki na baziespirytusu,miodu iowoców.Obywa-telemoglibykażdorazowootworzyćśrodkowoeuropejską szkołę miło-śnikówwódki,którejodcienienale-żałoby się nauczyć degustować takjakwino. Szkoda, że niektóre sma-ki wódki, które przywożą mrówki

z Ukrainy, pomału zanikają razemznimi.

Nasze próby cywilizowania „poeuropejsku” uzasadniamy utratądochodów publicznych z tytułu po-datku akcyzowego, domniemanymzwiększonymryzykiemprzestępstwmiędzymrówkami i ochroną zdro-wia obywateli przed zatruciemalkoholem z przemytu. Niestety,w ten sposób europejska tęsknotaza porządkiem gubi wesołemrów-kiwzdłuż całejwschodniej granicyUnii.Pozostajejedyniemiećnadzie-ję, że polsko-ukraińskawspółpracaprzyorganizacjiMistrzostwEuropyw Piłce Nożnej – Euro 2012, którabędzieoznaczaćogromnynapórnagranice i wyraźnie przyczyniać siędo budowania infrastruktury rów-nież na wschodzie Polski, chociażnachwilępozwoliwrócićmrówkomdo gry. Aby rozwinąć gospodarczoeuropejsko-ukraińskie pogranicze,konieczne jest zawarcie umowymiędzy Unią Europejską a Ukra-inąozniesieniuwiz.Dopókigrani-caSchengenbędziegranicądwóchstrefcenowych,mrówkinaszczęście

Vladimír Benč (ur. 1977 w Preszowie na Słowacji) – ekonomista, analityk Centrum Badawczego Słowackiego Stowarzyszenia Spraw Zagranicznych w Bratysławie, dyrektor jego oddziału w Preszowie. Zajmuje się zagadnie-niami dotyczącymi polityki regional-nej, stosunków słowacko-ukraińskich i związków Unii Europejskiej z Ukrainą. Jest członkiem Słowacko-Ukraińskiej Ko-misji Transgranicznej.

Dr Juraj Buzalka (ur. 1975 w mieście Partizánske na Słowacji) – redaktor na-czelny czasopisma „OS”, wydawanego w Bratysławie, wykładowca antropo-logii społecznej na Uniwersytecie im. Jana Amosa Komeńskiego w Bratysła-wie. Zajmuje się antropologią polityki i ekonomii. Autor książki Nation and Religion. The Politics of Commemora-tion in South-East Poland (Naród i re-ligia. Polityka upamiętnienia w Polsce południowo-wschodniej), Berlin 2007.

całkiem nie wyginą. Nie wiadomojednak,czyzniknązulicmiastgra-nicznychizacznąpracowaćwfabry-kachlubbranżyturystycznej.Takąmożliwość zakłada, w nierealnychjednak planach, wielu patriotówwzdłużgranicySchengen, jakrów-nież z krajowych i europejskichagencjirozwojowych,którestawiająnaturystykę.

Światowe mrówki w skanseniePrzemyśl pozostanie na pewnopięknym,aletrochęnudnymskan-

senem. Polscy patrioci będą ma-szerować ulicami w barwach na-rodowych i czcić piękno swojegomiasta.MiejscowiUkraińcy,przedwojnąogromnaspołecznośćtętnią-ca życiem, po niefortunnej powo-jennejeksmisjistalisięcoprawdabarwniejszą,alejednakmałą,egzo-tycznągrupą–itakąteżzostaną.OdczasuwymordowaniaŻydówprzeznazistówmrówki są dla uważnegoobserwatorajedynymżywymprze-jawem ruchu kosmopolitycznegowmieścieiregionie.Zamożninie-mieccy emeryci, którzy wszędzie

w Europie są najliczniejszą grupąturystów, mają jednak daleko nawschódPolski.Napewnodalejniżdo statku wycieczkowego po Du-naju, dobrego posiłku w ToskaniiidoplażynaIbizie.Dlategoteżniewiadomo,czyziszcząsięmarzeniamiejscowych o turystycznym rajunad Sanem, który nasyci tysiącebezrobotnych i definitywnie zli-kwiduje mrówki, rekompensującdrobnomieszczaństwu niewygo-dy aż zanadto przypominające tezokresutransformacjipostsocjali-stycznej.

W halach sprzedaży ruskiego bazaru dominuje damska bielizna

Vla

dim

ír B

enč

Page 12: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

22 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 23KWARTALNIK q 2 (21) 2011

W. Gause, Walka wręcz między obrońcami twierdzy Przemyśl a Rosjanami, „Illustrirte Zeitung”

ww

w.g

reat

war

diffe

rent

.com

Page 13: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

24 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 25KWARTALNIK q 2 (21) 2011

Mar

iusz

Koś

ciuk

Fort XIII San Rideau w Siedliskach

Page 14: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

26 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 27KWARTALNIK q 2 (21) 2011

Ádám Fáy, Edina MatóTłumaczył z węgierskiego Stanisław Maria Frankowski

WBudapeszcie, w po-bliżumostuMałgo-rzaty, na prawymbrzegu Dunaju,znajduje się po-

mnikprzedstawiającyryczącegolwadepczącego proporce rosyjskie. Nakażdymzczterechbokówpostumen-tu widnieje pozłacany napis Prze-mysl.Wwęgierskiejtopografiihisto-rycznejmaonprzypominaćWęgrów,którzy w czasie I wojny światowejbroniliPrzemyślaitampolegli.Plac,na którym stoi ten nawiązujący dochwalebnej przeszłości monument,samorząd chciał nazwać imieniemElvisa Presleya. (Wbrew pozoromten pomysł nie był całkiem absur-dalny, ponieważElvisw 1956 roku,podczas powstania, popierał Wę-grów).Mieszkańcydzielnicyjednaktemu pomysłowi powiedzieli nie.73procentznichopowiedziałosięzanazwą bardziej uzasadnioną histo-rycznie.Cobyłoprzyczynątakiejreakcji

Węgrów? Chyba to, że w węgier-skiejkulturzePrzemyśl,aszerzejGalicja,dodzisiajjestistotnymte-matemnietylkowhistoriizapisa-nej, ale także we wspomnieniachprzekazywanych ustnie. W wieluwęgierskich rodzinach opowiadasięodziejachdziadkówipradziad-ków, którzy służyli jako żołnierzew twierdzy przemyskiej, walczy-li tamipoleglialbodostalisiędoniewolirosyjskiej.Wzmianki o Przemyślu czy wąt-

ki z historii węgierskich żołnierzyw Galicji można znaleźć równieżwwęgierskimfolklorze,naprzykładwpieśniachludowych:

Stań, różyczko, proszę Cię!Jeśli mnie wezmą, niech uścisnę Cię.Przyjedź do Galicji.Tam mnie znajdziesz w koszarach.

Przemyślwowych czasachotaczałahistoryczna aura i na tym tlenaszawyprawa do tego miasta staje siępielgrzymką.W czasie przygotowańdo wyjazdu odnieśliśmy wrażenie,że w zebranych przez nas informa-cjach jego wizerunek pozbawionyjest patosu. Niewiele natomiast ist-nieje tekstówwęgierskich, które bynie pokazywały Przemyśla przezpryzmat wspomnień narodowych.Zaczynamywięc tak go widzieć, cowięcej, całą okolicę – jako ogromnyzabytek.Ale co robi w jednym zabyt-ku siedemdziesiąt tysięcy ludzi?–za-pytałaEdina.Pytanie to zpoczątkuprzyjęliśmyzuśmiechem,alewbiłonamonoćwieka.W rzeczy samej. Jak dzieje Prze-

myśla odczytują jego współcześnimieszkańcy? Żyją przecież wśródulic, placów, stadionów, parków –milczących świadków historii. Czyprzeszłość wpisuje się w lokalnąidentyfikację? Pytania te rodzą na-stępne: jak miasto wykorzystujeswoją kulturową przeszłość i jakiwpływmaonanaotoczenie?Po krótkim czasie nasunęło nam

siębardzoważnespostrzeżenie:dwamiasta,MiszkolciPrzemyśl,sąpodpewnymi historycznymiwzględamipodobne,choćtakbardzoodmienne.Pozwólcie,żewskrócieprzedstawi-mypodobieństwa.WXIXwiekukażde z tychmiast

zamieszkiwało około 20 tysięcy lu-dzi.Wdrugiejpołowietegostuleciawobustałosięcoś,cozdecydowałooichdalszychlosach.WPrzemyślu,aściślejwokółniego,

zostaławybudowanatwierdza,jednaz największych w Europie, dziękiczemustałsięonmiastembogatym,aleniemetropolią.Liczbamieszkań-

cówłączniezwojskiemiobsługują-cymi całą infrastrukturę militarnąludźmiprzekroczyławczasie Iwoj-ny100tysięcy.Powojniewzwiązkuz rozwojem techniki wojskowej for-tecastraciła swojestrategicznezna-czenie.Żołnierzewyjechali,amiastupozostawiliwspadkutwierdzę.WdrugiejpołowieXIXwieku,aści-

ślejpowyrównaniuw1867roku[po-łączeniuAustriiiWęgierwcesarsko-królewskąmonarchię–przyp.tłum.],pomiędzy Miszkolcem a Diósgyőrrozpoczęła się budowa huty żelaza.W ówczesnej Europie był to jedenz największych i najnowocześniej-szych zakładów metalurgicznych.Zapotrzebowanie na siłę robocząbyło takogromne, żeniemogłobyćzaspokojoneprzezokolicznąludność,dlategoteżzjechaliturobotnicyzca-łej monarchii. W 1945 roku osiedlanadrzekąSzinva,zakładymetalowewDiósgyőrorazMiszkolcutworzyłyWielki Miszkolc. Liczba mieszkań-cówwzrosła do 200 tysięcy. Po 2000rokuzaprzestanotuprodukcjiżelaza.Wspadkupozostałatylkohuta.Widzimyzatem,żeowedwamiasta

mają podobną historię i wynikającez niej problemy dziedzictwa kultu-rowego. Chcieliśmy się zatem do-wiedzieć, jak Przemyśl strzeże tegodziedzictwa;jakijeststosunekmiesz-kańcówdohistoriimiasta iw jakimstopniusięzniąidentyfikują.Z tymi pytaniami ruszyliśmy

w drogę do Przemyśla. Mieliśmyogromneplany; zamierzaliśmypo-rozmawiać z barmanem, kibicemsportowym, fryzjerem, piekarzem,każdym napotkanym mieszkań-cem.Ponadtochcieliśmyszukaćod-powiedzinietylkodziennikarskimisposobami. Nasz pobytmiał trwaćcztery dni. I choć w tak krótkimczasie niemożliwe jest zrealizowa-nie całego założonego programu,wierzyliśmywswojąwytrzymałośćiszczęście.Już w pierwszym dniu po przy-

jeździe wiedzieliśmy, że wpadliśmy

we własną pułapkę idealizmu. Ni-gdywięcej takich założeń!Koledzyz Przemyśla starali się zapełnićkażdą minutę naszego pobytu (zaco składamy im ogromne dzięki!),wzwiązkuztymniemogliśmyzre-alizowaćwspomnianychplanów.

Jednym z naszych rozmówców byłAndrzej Skibniewski, redaktorkwartalnika „Przemyski PrzeglądKulturalny”.Czy dla mieszkańców Przemy-

śla ważne jest to, że ich miastobyło kiedyś jedną z największychtwierdzwEuropie?Niesądzę.Wydajemisię,żeuwięk-

szościznichwiedzaotychhistorycz-nychfaktachjestznikomalubbardzopowierzchowna – szczególnie wśródmłodego i średniego pokolenia orazosóbmieszkającychtuodniedawna.Świadomośćhistoriimiasta jest byćmoże żywszaw środowiskach inteli-genckich. Niemniej jednak spotkać

tu można, jak wszędzie zresztą, pa-sjonatów, którzy starają się kulty-wowaćwiedzęotymokresiehistoriiPrzemyśla. Wśród nich przeważająniestety ci, dla których ważniejszesą sprawy związane z umundurowa-niem, uzbrojeniem, ze szczegółamitechnicznymi fortów i bitew niż re-fleksja nad okrucieństwem wojnyibezsensownąśmierciątysięcyludzi.Pana pytanie dotyczy tego, co

u nas określa się mianem pamięci historycznej.Myślę jednak,zcałymszacunkiemdla sprawwojskowych,że ważniejsza jest świadomość, iżten region był przez prawie półto-ra wieku częścią Austrii, a późniejmonarchiiaustro-węgierskiej–pań-stwaobardzo szczególnymcharak-terze, które z założenia starało siępogodzić interesy różnych nacji.Życie wielu pokoleń w wielonaro-dowym organizmie i bezsprzecznaeuropeizacja zajętychprzezAustrięobszarów wywarły olbrzymi wpływcywilizacyjny. Jestem przekonany,żetakaszerokapamięćhistoryczna,

odnoszącasiędotego,nietakprze-cież dawnego okresu, ma bardzoistotneznaczenie.Dziejeiwspółcze-snośćtejczęściEuropystanowiądlanasważnąinspiracjęprzyredagowa-niu „Przemyskiego Przeglądu Kul-turalnego”.

Oniecoinnychsprawachrozmawia-liśmy ze Zbigniewem Rużyckim,prezesem Przemyskiego Stowarzy-szenia Przyjaciół Dobrego WojakaSzwejka.Zacznijmyodpoczątku.Skądsię

wzięłowaszeStowarzyszenie?Stowarzyszenie istnieje 15 lat.

Należą do niego nie tylko przemy-ślanie,aleiludziezcałejPolski.OdGdańskapoZielonąGórę.Jesteśmyotwarci, praktycznie każdy możebyćczłonkiemStowarzyszenia,podwarunkiem,żezdaegzaminzezna-jomościpowieściHaškaizpoczuciahumoru na własny temat. Swojąfilozofię czerpiemy od Szwejka.

W pierścieniu twierdzy Przemyśl

WYSZEHRAD

Twierdza (Austriaverlag, 1917)

Ze z

bior

ów P

rzem

yski

ej B

iblio

teki

Pub

liczn

ej

Page 15: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

28 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 29KWARTALNIK q 2 (21) 2011

Chodzi o to, by z humorem przed-stawiać historię. Organizujemyróżne akcje, na przykład podpisa-liśmy traktat przeciwko głupocie.Wydajemy certyfikat o zdolnoścido pełnienia służbyw przemyskiejtwierdzy,którymożeotrzymaćkaż-dy,ktoprzeszedłunasprzeszkole-niewojenne.Certyfikatpotwierdzacesarsko-królewska komendantu-ra twierdzy. W lipcu organizujemyWielkieManewrySzwejkowskie.Toświetna zabawa; przyjeżdżają go-ście, kultywujemy z nimi tradycjewojskowe,rozmawiamyipopijamy;obowiązującynapójtopiwozagryza-nekiszkąikiełbasą.

Jeślidobrze rozumiem,nie robi-cierekonstrukcjiwalkoPrzemyśl?Nie, tym się nie zajmujemy. Te

walki są bardzo trudne do odtwo-rzenia. Kiedy Rosjanie dostali siędo twierdzy, było tam 10–15 tysię-cy zabitych. Jak to przedstawić?Trudno by też było określić, skądwłaściwie mają padać strzały, bona przykład Rosjanie ostrzeliwaliwłasne wojsko z tyłu. Żołnierzowirosyjskiemu było wszystko jedno,czy zastrzeli go nieprzyjaciel czyswójztyłu.

DlaczegowłaśnieSzwejkjestwa-szympatronem?W czwartej księdze powieści Ha-

škaSzwejkprzebywawPrzemyślu.Książka bardzo dokładnie opisujete wydarzenia, tak że podczas czy-taniamożemyzidentyfikować forty.Dzięki Haškowi Szwejk jest ważnąpostaciąwPrzemyślu.Wmieście,narynku,manawetswójpomnik.Sie-dzinaskrzynizamunicją,naktórejwidniejenapiswjęzykuwęgierskimLőszer.Sąturestauracjeonazwach„U Szwejka” i „Melduję posłusz-nie”.Poza tym jestbardzopopular-nywcałejPolsce.Jedenzpolitykówprzyznał, że książkę o Szwejkumanawetwtoalecie.

Czy przemyska młodzież znaprzeszłośćwojskowąmiasta?Ciekawąsprawądlamnie jest to,

że w polskich podręcznikach dohistorii prawie nie mówi się o roliPrzemyśla w I wojnie światowej.To dziwne, bo w czeskich, węgier-skich, co więcej: w ukraińskichszkołach o tym się uczy. W mie-ście są jednak rodziny,którepielę-gnują te wspomnienia, zwiedzająz dziećmi forty, jak również linięMołotowa [bunkry wybudowane

przez Armię Czerwoną podczasII wojny światowej – przyp. red.].Ja akurat chciałbym, aby powstałfilm,którybypokazywałfaktyzob-lężenia Przemyśla. Paradoksalnieo PrzemyśluwięcejmówiBBCniżpolskatelewizja.

GoszczącwPrzemyślu,doświad-czyliśmypozytywnegopodejściadomonarchii austro-węgierskiej. Czytonostalgia?Warto powiedzieć, że wszystkie

najazdy na Przemyśl, które trze-ba było odpierać, zawsze były zewschodu. Właściwie dlatego byłabudowana twierdza – niewiarygod-nie wielkie przedsięwzięcie. Odfortów na 800 metrów wycinanodrzewa, rozbierano domy, po to,ażeby uzyskać otwartą przestrzeń.Miastodużozawdzięczamonarchii.Wtedy toPrzemyśl z kilkunastoty-sięcznego miasteczka stał się sie-demdziesięciotysięcznymmiastem.Budowano drogi, gmachy użytecz-nościpublicznej.Większośćdomówpowstała w tym okresie. Nastąpiłogromnyrozwójmiasta.

Wjakimstanieznajdująsię for-ty?Czyktośoniedba?

Naprawa mostu na Sanie w Przemyślu

ww

w.g

reat

war

diffe

rent

.com

Plac Na Bramie w Przemyślu (Salon Malarzy Polskich, Kraków 1916)

Ze z

bior

ów P

rzem

yski

ej B

iblio

teki

Pub

liczn

ej

Page 16: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

30 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 31KWARTALNIK q 2 (21) 2011

Ádám Fáy (ur. 1974) – absolwent antro-pologii na Uniwersytecie w Miszkolcu. Założyciel, członek oraz wiceprezes Pół-nocno-Wschodniego Stowarzyszenia Kul-turalno-Naukowego (Észak-Keleti Átjáró Egyesület) w Miszkolcu. Zajmuje się głów-nie węgierską muzyką ludową kultywowaną i rozwijaną w mieście oraz historią socjali-zmu w Miszkolcu. Autor kilku książek, między innymi: A Moldvai Csángók népzenéjének folklorizmusa (Folklor muzyki ludowej Czan-gów w Mołdawii) oraz A miskolci rock tör-ténete (Historia rocka w Miszkolcu).

Różnyjeststanfortówokalającychmiasto. Do ich dewastacji doszłogłównie za czasów socjalizmu; zda-rzałosięwtedy,żekruszonobetono-weścianyfortów,byużyćichdobu-dowy dróg.W tym okresie najlepiejzachowały się te forty, które zaczęłypełnićnowefunkcje,odbiegająceodpierwotnej–wjednychbyłymagazy-ny,awinnychnaprzykładhodowanopieczarki.Pozmianieustrojupojawi-łasięszansanazatrzymanieprocesuniszczenia, anawetna ich odnowie-nie.Niezmiennątrudnościąwutrzy-maniu fortów jakocałości jest to, żesą one rozrzucone na terenie nale-żącym do różnych gmin. Co więcej,kilka z nich znajduje się za granicąPolski–naUkrainie.Prowadzimyak-cję,którapoleganatym,żejeśliktośweźmieudziałwpracachzwiązanychzfortami,otrzymaodnasmedal.

Czy jest jakieś stowarzyszenie,które zajmuje sięwyłącznie forta-mi?Poto,bymożnabyłokoordynować

działania na rzecz fortów, powstałZwiązekGminFortecznych.Do tejporydziękiniemuzostaławytyczo-natrasarowerowałączącaforty.

Byliśmy też bardzo ciekawi, czymłodziludzieinteresująsięhistoriąmiasta i czy się z nią identyfikują.O to zapytaliśmy dwóch nauczy-cieli Liceum Ogólnokształcącegoim.prof.KazimierzaMorawskiego.Jaka jest sytuacja młodzieży

wPrzemyślu?Jeśli chodzi omożliwości zatrud-

nienia, jest bardzo źle. Młodzi poukończeniu studióww innychmia-stachniewracająjużdoPrzemyśla,często też wyjeżdżają za granicę.Pozostają jednak w emocjonalnymzwiązkuzPrzemyślem,zjegohisto-rią.Toprzywiązanieowocujetym,żeprzyjeżdżajątuczęstorazemzeswo-imiprzyjaciółmi.

Czy młodzi ludzie zdają sobiesprawęzroliPrzemyślawIwojnieświatowej?Jestczęśćmłodzieży,którąintere-

sujewyłącznieprzeszłośćwojskowamiasta,jakrównieżdziejemonarchiiaustro-węgierskiej. Dwa lata temuzdawałmaturęuczeń,którybyłspe-cjalistą w dziedzinie fortów. Pozatyminteresowałsięmilitariami.My

próbujemy podtrzymywać te pasje,organizującwycieczkinaforty,zbie-rając z uczniamimateriały o toczo-nych tamwalkach.Takiewycieczkitonietylkoświetnazabawairelaks,ale i lekcja historii. Warto wspo-mniećogrupiemłodzieży,któranaforcie I Salis-Soglio w Siedliskachćwiczy wspinaczkę linową. Nie jestto jednak dla nich tylko sport; cimłodzi ludzie czują się związaniz tymmiejscem i jego historią. Sąteż towarzystwa, które zajmują sięrekonstrukcjamibitew.Biorąwnichudział również goście z zagranicy,międzyinnymizUkrainy.

Jaki jest stosunekmłodzieży dofaktu,żePrzemyślpięćdziesiątlatbył częścią monarchii austro-wę-gierskiej?JestwPrzemyślupewnegorodza-

ju nostalgia, ale dotyczy ona głów-niestarszegopokolenia.Czas,kiedypanowała autonomia, ludzie mieliswobodę, oceniany jest w Galicjipozytywnie. Jeśli chodzi oWęgrów,to na tym terenie są wspominaniszczególnie ciepło. Kiedy w szkoleomawiamyWiosnęLudów,młodzieżtrzyma ich stronę. A kiedy mowa

jestomonarchii,bywa,żemłodzieżżałuje, iż nie stworzono trójczłono-wej monarchii austro-węgiersko--polskiej.

Czytenkapitał,otoczeniePrzemy-śla,jestnależyciewykorzystywany?Forty za czasów socjalizmu bar-

dzo zaniedbano. Kilka z nich jestutrzymanych w należytym po-rządku. Problemy z utrzymaniemfortów wynikają z różnej formywłasności terenów, na których sięznajdują,iichrozległości.Chociaż-by takie koszenie trawy to wielkikoszt.

O tych problemach dowiedzieliśmysię równieżod internautów, jak iodinnych ludzi, z którymi rozmawiali-śmy.Widać,żewPrzemyślubrakujepowszechnego myślenia o przeszło-ści jako o kapitale kultury. Fortyznajdująsięwwielurękach inawetjeśliktóryśzostanieodrestaurowany,ogólnego wrażenia to nie poprawi.Gdyby się udało to zmienić, Prze-myślstałbysięważnymcelemtury-stycznym ze względów nostalgicz-nych.Niektórzyuważają,żebrakujepołączeniatejnostalgiizjakąśwspół-

czesnądziałalnościąkulturalno-arty-styczną.Jesttakijedenprzykładtużza granicą, naUkrainie, gdzie obokjednego z fortów zorganizowano fe-stiwalalternatywnegorocka.Ogólnie w Przemyślu historycz-

naprzeszłośćmiasta oceniania jestpozytywnie. Ludzie chętnie wypo-wiadają sięna ten temat, organiza-cje społeczne i samorząd strzegądziedzictwahistorycznego.Lokalnaidentyfikacja i konstruktywne my-ślenie na bazie przeszłości wzmac-niają związki emocjonalne przemy-ślan z ich miastem, które traktująonijakprawdziwydom.

Edina Mató (ur. 1979 w Miszkolcu na Węgrzech) – absolwentka angli-styki i socjologii na Uniwersytecie w Miszkolcu. Pracuje w Agencji Rozwoju Regionalnego w Miszkolcu jako menadżer projektów.

w Miszkolcu. Pracuje w Agencji

Ulica Juliusza Słowackiego w Przemyślu (Salon Malarzy Polskich, Kraków 1915) Plac Na Bramie w Przemyślu (Wydawnictwo Kart Artystycznych, Przemyśl)

Ze z

bior

ów P

rzem

yski

ej B

iblio

teki

Pub

liczn

ej

Ze z

bior

ów P

rzem

yski

ej B

iblio

teki

Pub

liczn

ej

Page 17: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

32 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 33KWARTALNIK q 2 (21) 2011

József LugosiTłumaczył z węgierskiego Stanisław Maria Frankowski

Przemyśl w przededniuIwojnyświatowejbyłau-stro-węgierską twierdzą.Stacjonowali tutaj żoł-nierze węgierscy, którzy

odgrywali ważną rolę w życiu tegomiasta.Stanowili 60procentponad100-tysięcznejzałogigarnizonu.Przemyska twierdza była dla Au-

stro-Węgier sierocym dzieckiem.Większość wojskowych funduszymonarchii została przeznaczona naumocnienie frontuwłoskiego, adlaGalicji została tylko rola obronna.W Przemyślu urządzenia wojennebyłyprzestarzałe,zasiekiśmieszniesłabe,artyleriawdużejmierzenada-wałasięnazłom,magazynyumun-durowaniaiaprowizacjistałypuste.Węgrzy byli bardzo dzielni, ale ichmęstwoniebyłowstaniewyrównaćbrakówwyposażenia.Poogłoszeniumobilizacjiwmie-

ście pojawiło się tysiące robotni-ków,abybraćudziałwumacnianiutwierdzy, którą zaniedbano w wa-runkach pokojowych, gdyż wtedyniebyłaprzydatna.Robotnicypra-cowali pod nadzorem węgierskichoficerów i inżynierów. Kiedy polwowskiej krwawej bitwie węgier-skie oddziały wycofały się w kie-runku Przemyśla, twierdza pier-ścieniowa była już przygotowanado obrony. Przedpola zagrożonychatakiem części twierdzy i terenymiędzy fortami, zgodnie z naka-zemdowództwa,zostałyobsadzoneprzezoddziałyhonwedówirezerwi-stów.Zewzględunawadliwąbudo-wępierścienia twierdzyprzesunię-to do przodu stanowiska obronnetak,ażebywrógniemógłzbliżyćsię

domiasta igoostrzeliwać.Przesu-nięcietonastąpiłonarozkazgene-rała Árpáda Tamásyego, dowódcy23. Dywizji Piechoty Honwedów,iodbyłosiępodogniemoddziałówrosyjskich. Generał sprowadził dotwierdzy najbardziej zaufane od-działyjakorezerwę.Żołnierze węgierscy, ubrani

w cienkie, przewiewne, znisz-czone mundury, podczas silnychizimnychgalicyjskichwiatrów,podogniemartylerii inaporempiecho-tyrosyjskiej,odpieralizogromnymwysiłkiem wszystkie ataki wroga.W szeregach obrońców były pułkirezerwistów, pułki austriackie orazdwapułkilandwery.Na zagrożonych odcinkach straż

pełnili Węgrzy, w przebiciachztwierdzyorazciężkichbojachbra-łyudziałoddziałyhonwedów.Tymiakcjami dowodził generał dywizjiÁrpádTamásy,majorKálmánRévy,generał dywizji Gyula Létay (do-wódca46.batalionu),generałRezsőSeide (dowódca 45. batalionu), puł-kownikKornélBernátskyiinniofi-cerowie.Oddziały honwedów przebiły się

18grudniaprzezkordonyoblegają-cychtwierdzęRosjan,lecznieudałoimsiępołączyćzresztąarmii.Kiedy topniały zapasy żywności,

dowództwo twierdzy zaryzykowałoprzebicieitysiąceżołnierzyz23.Dy-wizji Piechoty Honwedów bohater-skozaatakowałyoddziały rosyjskie,leczwobecprzeważającejsiływrogaponiosłyogromnestraty.Dowódca twierdzy, generał Her-

mannKusmanek, wiele razy chwa-lił węgierskie oddziały, na którychmógłzawszepolegaćiktórepełniłyswójżołnierskiobowiązekzogrom-nym oddaniem. O wielkim boha-terstwiehonwedówwspominałpóź-niejosobnowtelegramiewysłanymztwierdzy.W końcu grudnia 1914 roku, po

nieudanejpróbieprzełamania fron-tuiwycofaniusięwojska,przyszedł

czas na ciężką walkę pozycyjną naliniiobronytwierdzy.Odczasudoczasupułkiwęgier-

skieodpoczywaływmieściewspar-tańskichwarunkach.Żołnierzeniemieli często nawet sienników zesłomy, a zdarzało się, żenie chcącbyć uciążliwymi dla mieszkańcówmiasta, spali na betonowych po-sadzkach,ziemi, liściachczytroci-nach.Pomimo ciężkich warunków,

walk,głoduinędzywPrzemyśluniezamierałowęgierskieżycietowarzy-skie i kulturalne. „Tábori Ujság”(Gazeta Obozowa) 19 marca 1915rokutakscharakteryzowałatożycie:Idące do boju i powracające węgier-skie oddziały honwedów zakłócają ciszę uliczną. Bohaterstwa Węgrów opisuje codzienna kronika wyda-rzeń. Podczas chłodnej pogody na placach, w parkach, kawiarniach, salach koncertowych, kinach –wszędzie słychać mowę węgierską. Na korsach spacerowych można zauważyć, że polskie kobiety nie przechodzą obojętnie obok koloro-wo ubranych huzarów. W niedzielę w kościołach różnych wyznań moż-na usłyszeć podbudowujące serca honwedów kazania w języku wę-gierskim.

Po południu na przemyskim ryn-ku gra orkiestra wojskowa. Na ro-gach ulic widać plakaty w języku węgierskim ogłaszające koncerty charytatywne. Sale udekorowa-ne przez organizatorów barwami węgierskimi; jest też godło Węgier. Płynie piękna melodia hymnu wę-gierskiego, wysłuchiwanego przez publiczność w pozycji „na bacz-ność”.

Na sklepach wiszą szyldy w języ-ku węgierskim, na wystawach kolo-ry flagi oraz napisy:tumówimypowęgiersku, tu dostępny kalendarzwęgierski i tym podobne.

W mieście 300 żwawych dziecia-ków z werblami, wprawdzie jeszcze bez temperamentu węgierskiego,

Węgierski świat w Przemyślu

ww

w.a

ustro

-hun

garia

n-ar

my.

co.u

k

WYSZEHRAD

Strzelec z pułku piechoty honwedów

Page 18: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

34 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 35KWARTALNIK q 2 (21) 2011

ogłasza: „Tábori Ujság” – wydaniewyjątkowe!.Wgazecieczytamyjeszcze:W pol-

skim mieście ukształtowało się wę-gierskie życie literackie. Ukazuje się gazeta codzienna „Tábori Ujság”, wychodząca w ponad 5-tysięcznym nakładzie.

Redakcja publikuje jeden wiersz za drugim. Zbiór wierszy naszego towarzysza niedoli pioniera Gézy Gyóniego, pod tytułem Napolskichłąkach przy obozowym ognisku, w nakładzie 10-tysięcznym rozszedł się w ciągu miesiąca. Drugi zbiór wierszy pod tytułem PłomieńBoże-go Narodzenia za granicą również zniknął w mgnieniu oka wśród wę-gierskich czytelników.

Ogłoszenia zaręczynowe dają świadectwo o tym, że nasz pobyt w Przemyślu wzmacnia więzi trady-cyjnej przyjaźni polsko-węgierskiej. A kiedy spacerujemy nad brzegiem srebrzystego Sanu, dochodzą do nas z Zasania niesione przez wieczorny wiatr wesołe węgierskie melodie.Gazeta„TáboriUjság”zostałaza-

łożona przez prawnika, profesoraKálmána Molnára, zaraz po oblę-żeniu miasta. Żołnierze odcięci odświata zewnętrznego spragnieni

byli wszelkich wiadomości z ze-wnątrz. Rozchwytywali gazetę za-równo w samym mieście, jak i napozycjachwysuniętychnaprzedpo-la;czytalipodbudowująceichmora-leartykuły.Gazetaorganizowałateżzbiórkina

celecharytatywne,dużesumyprze-kazywane były na obronę Przemy-śla,jakrównieżdlawdówisierotpopoległychobrońcachtwierdzy.PodczasdrugiegooblężeniaRosja-

niepróbowalinakłonićobrońcówdozdrady.Wtymcelurozrzucanoulot-ki z samolotów i roznoszono przezposłańców. Jedna z tych ulotek zo-stała zamieszczona w gazecie i takprzetrwała jako dowód historycznydla pokoleń. Napisana niepopraw-nymjęzykiemwęgierskimzawierałanastępującą treść:Węgrzy! Los wa-szej pięknej ojczyzny jest w Waszych rękach. Walcząc, chronicie interesy austriacko-niemieckie, igracie wła-snym losem. Siedemdziesiąt lat temu walczyliście z Austrią, ale wtedy nie-stety Rosja była związana sojuszem z cesarstwem, pomogła na długie lata pogrzebać suwerenność Węgier w Debreczynie.

To był błąd historyczny, za który Rosja drogo zapłaciła. W tej wojnie wojska rosyjskie chcą ten błąd na-prawić i dać Węgrom wolność i su-werenność. Wpodobnym toniebyłacałośćulotki,którakończyłasięza-wołaniem: Niech żyją wolne i suwe-renne Węgry!.Gazeta „Tábori Ujság” tak odpo-

wiedziała na to:Rosjanie! Odezwę otrzymaliśmy, obietnice przeczyta-liśmy. Oświadczamy, że Wy nas, Wę-grów, nie znacie. Wolność i suweren-ność nam obiecujecie z rąk Rosjan, wojska rosyjskiego. Tak, dowiedzcie się, że wolności i suwerenności z ob-cych rąk nie chcemy. Mamy wolność i suwerenność własnego kraju. Jed-no i drugie ma ponad tysiąc lat. Nie otrzymaliśmy ich od innych. Zrodzi-ły się daleko, gdzieś na stepach Azji, i stamtąd je przynieśliśmy i strze-żemy ich w nowych warunkach, wśród obcych narodów, opierając się najazdom i trudnościom przez tysiąc lat.

Podczaswalkpozycyjnych rozwi-jałasięwęgierskasztuka.RzeźbiarzSzilárd Sződy tworzył najpierw nawolnym powietrzu, a następniew pracowni, gdzie uwiecznił posta-cie wielu oficerów i żołnierzy. Tedzieła znajdują się obecnie w Mu-zeumHistoriiWojskawBudapesz-cie. Artysta otrzymał od zastępcyburmistrza Przemyśla zlecenie naprojekt pomnika upamiętniające-go obronęmiasta.Na postumenciemiały być ustawione płaskorzeźbyzpostaciamidowódcówiwybitnychoficerów. Projekt został wykonany,lecz do jego realizacji nie doszło.Powstałrównieżpomysłutworzeniaizby pamięci poległych bohaterów,naktóregowykonaniechcianouzy-skać pozwolenie cesarsko-królew-skie.Podczas drugiego oblężenia, gdy

w mieście rozwijało się życie lite-rackie, artystyczne i muzyczne,w liniach obrony żołnierze węgier-scy cierpieli z głodu i chłodu. Niebyło odzieży zimowej i ciepłej bie-lizny, więc w lekkich mundurachszliwbłociedoboju,bezmożliwościuzupełnieniawyposażenia.Wmaga-zynach twierdzy nie było żadnychrezerw, tak że kiedy zniszczyły sięmundury i obuwie, nie można ichbyłowymienićlubchociażnaprawić.Gorszyod tegobyłbraknależytegowyżywienia, a źle odżywieni żoł-nierze bylimniej odporni na chłódichoroby.Zmniejszały się porcje żywienio-

we. Od 10 grudnia 1914 roku od-działy spożywały mięso końskie,czasami konserwy, porcję chlebazmniejszono z 700 do 200 gramów,a to, co żołnierze dostawali z dru-giego pieczenia, nie zastępowałonormalnego chleba. Aby zwiększyćobjętość mąki, do wypieków doda-wanootręby,mączkękostnąorazpyłtartaczny. Konie dostawały półtorakilogramaotrębów,tyleżowsaikilo-grampyłutartacznego.Przy takim sposobie żywienia żoł-

nierze byli osłabieni, nasilały sięchoroby i wzrastała śmiertelność.Miesięcznie 60–100 osób umierałozgłoduiwycieńczenia.WPrzemyślu

ww

w.g

reat

war

diffe

rent

.com

Generał Hermann Kusmanek, dowódca Twierdzy Przemyśl

Jeńcy cesarsko-królewscy w niewoli rosyjskiej

Page 19: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

36 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 37KWARTALNIK q 2 (21) 2011

1 grudnia 1914 roku było 4800 cho-rych,4600osłabionych,a3marca1915roku–9000chorych,6000osłabionychi 18000niezdolnychdosłużby.Nie-szczęścia te najbardziej dotykałyżołnierzy węgierskich, bo brali oniudziałwewszystkichwalkachiwy-prawachnawroga.Zprzykrościątrzebastwierdzić,że

po tychcierpieniach ibohaterskichwalkach nie byli przedstawiani doodznaczeń.Wieluznichdostałosiędo niewoli, z której już nigdy niewróciło.Cinieliczni,którzywrócili,

powojnienieznaleźliżadnegouzna-nia.Jedną z ważniejszych postaci

wprzemyskiejtwierdzybyłgenerałdywizji Árpád Tamásy. Urodził sięw1861rokuwKőhalmon.Poukoń-czeniuakademiitechnicznejw1881rokujakoporucznikzostałwcielonydo2.PułkuInżynieryjnego.PodczasbitwywDraguljwBośniiHercego-winiezostałranny.Powyzdrowieniuprzez cztery lata pracował w trud-nym terenie, budując drogi i liniekolejowe. Następnie pełnił służbę

w dowództwie, sprawując wiele od-powiedzialnychfunkcji.W1897rokuwLinzuzostałdowódcądywizji.Popółrocznejsłużbieawansowałnasto-pieńmajoraiprzezpięćlatpracowałwbiurzeFranciszka Józefa I, gdzieotrzymałOrderŻelaznejKoronyIIIklasy.Następnieprzezdwa latabyłdowódcą 18. Batalionu w Sopron.W 1913 roku pracował w cesarsko--królewskim Ministerstwie Obrony,gdzie był bezpośrednim współpra-cownikiem ministra. Po wybuchuwojny,wewrześniu1914roku,zostałdowódcą 23. SzegedyńskiejDywizjiKrólewskiej. Wcześniej wysłano gona front serbski. Następnie pełniłsłużbę w konnicy generała KárolaTersztyánszkyego. Stamtąd zostałprzeniesiony na front rosyjski,gdzie jako generał dywizji objąłdowództwo23.Dywizji.6–11wrze-śniabrałudziałwdrugiejbitwielwowskiej, po czym wycofał sięi 14 września przybył do twier-dzyPrzemyśl.Dywizjatazabez-pieczała odwrót z PrzemyślaprzezmostynaSanie.Generał Hermann Kusma-nek z radością przyjął Ta-másyegoizaproponowałmupracę w jednym gabinecie.Tamásy zorganizował 18przełamań przez szeregiwroga,zktórychwośmiusamdowodził.Oddaliłsię

o40kilometrówodtwierdzy,lecznieodniegobyłozależnepołączeniesięzkarpackimioddziałami.19marca1915rokupodjętoostat-

niąpróbęprzełamaniasięprzezlinięwroga. Atakując już czwarty pier-ścień, musiał się wycofać w związ-ku z brakiem wsparcia innych od-działów,którebyłyopóźnione.Wtejsytuacji Kusmanek podjął decyzjęopoddaniutwierdzy.Wszyscygene-rałowiezgodzilisięzdowódcąopróczTamásyego,któryzdecydowaniewy-raziłgotowośćpowtórzeniaatakuzeswojądywizją.To,żetwierdzabroni-ła siędo tejpory, jestwdużejmie-rzejegozasługą.Zastosowanaprzezniegotaktyka,polegającanawycho-dzeniupoza linięwroga i zdobywa-niuzapasówżywności,pozwoliłana

utrzymanie twierdzy dwa miesiącedłużejniżprzewidywaływyliczenia.Natomiast wcześniejsza propozycjaTamásyego, abywprzerwiepomię-dzypierwszymidrugimoblężeniemuratować 25 tysięcy ludzi, przerzu-cając ichpoza linięfrontu,niezna-lazłazrozumienia.Wnocy21marca1915rokuobroń-

cywystrzelalicałąamunicję,aran-kiem 22 marca wysadzono umoc-nienia, mosty, zniszczono broń,wyposażenia wojskowe i poddanotwierdzę. W tym samym dniu Ro-sjanie zajęli Przemyśl. Dziewięciugenerałów, między innymi Kusma-nek i Tamásy, oraz 2593 oficerów,117 000 żołnierzy i 30 000 rannychdostało się do niewoli rosyjskiej.Trzy dni później osłabionych, wy-czerpanychobrońcówtwierdzyskie-rowanodoobozówjenieckich,skądwieluznichjużnigdyniewróciło.Tamásy cieszył się dużym uzna-

niemRosjan,oczymświadczymel-dunekojegospotkaniuzgenerałemLeonidem Artamonowem. Artamo-nowpozajęciu twierdzyzaprosiłgodosiebieiprzywitałdwomapocałun-kami jako bohatera przemyskiego,mówiąc:Pana oddziały uderzyły jak lwy, a Ekscelencja jest lwem lwów.Tamásy po poddaniu twierdzy tra-

fiłdoniewoli.Jeszczebędąc jeńcem,

13sierpnia1917roku,zostałpotajem-nieawansowanyiotrzymałtytułrad-cy.Wmarcu1918 rokuogłoszono, żeTamásy został mianowany dowódcą20. Dywizji Piechoty Honwedów. Pomiesiącu dowództwo oddał genera-łowiRudolfowiSeide,samzaśzostaławansowany i mianowany dowódcą22.KorpusuEkspedycyjnego,aodlip-ca – 4. Korpusu Budapeszteńskiego.Następnietrafiłnafrontwłoski.Wielu żołnierzy Tamásyego de-

zerterowało z korpusu.W paździer-niku 1918 rokuklęskapodVittorioVenetospowodowała, żedużaczęśćżołnierzy trafiła do niewoli, inniwpopłochuuciekaliipieszochcieliwrócićdokrajunawezwanierząduwęgierskiego.Tamásy w tym czasie przyjechał

do stolicy, kiedy już zakończyła sięchryzantemowa rewolucja i na-stąpił kryzys polityczny. Wte-dy przeszedł na emeryturę.W okresie międzywojennymżyłwBudapeszcieotoczonypowszechnym uznaniem,uhonorowanynajwyższymipaństwowymi odznacze-niami,między innymiZa-konu Rycerskiego. Zmarł1lutego1939roku.Zostałpochowany na cmenta-rzuFarkasréti.

Dr hab. József Lugosi (ur. 1951 w Zalalövő na Węgrzech) – absolwent Wyższej Szkoły Wojskowej im. Lajosa Kossutha w Szentendre i Wydziału Badań Historycznych Uniwersytetu Nauko-wego im. Józsefa Attili w Szegedzie. W latach 1973–2010 pracownik Muzeum Historii Wojska w Budapeszcie. Od 1994 do 2010 roku dyrek-tor tegoż muzeum. Obecnie na emeryturze, na którą przeszedł w stopniu pułkownika. W swoich badaniach naukowych specjalizuje się w I wojnie światowej oraz historii broni. Jest autorem wielu książek i artykułów o tej tematyce. Obecnie prowadzi badania na-ukowe związane z przemyską twierdzą. Organizował wy-stawy historyczne w Gorlicach i Przemyślu i opiekował się grobami wojskowymi w Łużnej niedaleko Gorlic. Za swoją działalność uhonorowany został Krzyżem Oficerskim Zasługi dla Republiki Węgierskiej oraz Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej.

Generał dywizji Árpád Tamásy

ww

w.a

ustro

-hun

garia

n-ar

my.

co.u

k

„Tábori Ujság” wychodziła w ponad 5-tysięcznym nakładzie

Page 20: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

38 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 39KWARTALNIK q 2 (21) 2011

ZobaczyliśmycałyPrzemyśl.Cudowny!»

Mar

iusz

Koś

ciuk

Page 21: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

40 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 41KWARTALNIK q 2 (21) 2011

Mar

iusz

Koś

ciuk

Page 22: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

42 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 43KWARTALNIK q 2 (21) 2011

Zita ChalupováTłumaczyła z czeskiego Ewa Małachowicz

Kristýnko, Kristýnko…!Gdzie jesteś? Już jeste-śmywdomu!Cześć!Jaksię masz? Co w szko-le? Od razu pytasz, co

ci przywieźliśmy?No zobacz: sery,kiełbaski i słodycze. Z Polski i zeSłowacji.Wiesz,tapodróżbyłamę-czarnią, na początkuwcale się niecieszyłam,pogodabyłaokropna,aleszczerze–byłobardzofajnie.Fajniludzie, miasto, noclegi, atmosfera.Chceszobejrzećzdjęcia?Chyba nie wiesz nic o Przemy-

ślu.Przyznaję,żejateżnicniewie-działam.Kojarzyłmi się jedynie zeSzwejkiem. Jak większość kobietnie mam zbyt emocjonalnego sto-sunku do tej postaci. Książkę czy-tałam fragmentarycznie, widziałamkiedyśfilmigdzieśgłęboko,alebar-dzo głęboko mam schowane słowoPrzemyśl. Gdyby mi tata nie wyja-śnił, niewiedziałabym, co onowła-ściwie znaczy. Ale Szwejka Haškaoczywiściewzięliśmyz sobą, takżeterazjużcitomogę(całkiemdobrze,jaksądzę)wyjaśnić.FilmoSzwejkuwidziałaś,niewiem,czycały,alenapewnowiesz,ocochodzi.Wjednymepizodzie Szwejk trafił właśnie doPrzemyśla,miastanawschodziePol-ski,nadSłowacją,kawałekodgrani-cyukraińskiej,wGalicji.(Dokładnieto leży10kilometrównazachódodUkrainyiokoło85kilometrówwli-niiprostejnapółnocodSłowacji,aleprzyznaję,żetomusiałamzmierzyćna mapie). Jest taka scena, kiedySzwejkwkładamundurrosyjskiegożołnierza, który kąpie sięw jakimśjeziorze, bo chce zobaczyć, jak bę-dziewnimwyglądał.Iwtedysięza-

czyna: zostaje uwięziony, grozi mukara śmierci, ponieważ myślą, żejest rosyjskim szpiegiem. Odwożągo do Przemyśla, żeby go postawićprzedsądemwojskowym.Apewniei zabić. Na szczęście okaże się, jakzawsze, że Szwejk to idiota, więcsię z tegowyplącze.Wyobraź sobie,żeSzwejkjestwPrzemyślutakpo-pularny,żemajątamjegometalową(chybazbrązu) rzeźbęnagłównymplacu, przepraszam, rynku – wiesz,ciPolacymówiątakjakCzesiwXIXwieku.Aletojestnaprawdęurocze;cowięcej, jeśliznaszF.L.Věkaalboczytałaścośzodrodzenianarodowe-go,zrozumieszich.No,polszczyznanajbardziej przypomina mi chybaczeski sprzed 150 lat. Podobny za-sób słów jak przykładowo właśnieuVěka.…co?Ciebie toniebawi imusisz

zadzwonićdoMarkety?Coto,tonie!Siedziałam dwa dni w aucie i trzydnibyłamwPolsce,któramisiępo-doba, alepodróżowanie jużmniej –i koniecznie chcę, żebyktoś chwilęposłuchał,jaktambyło.DoMarketyzadzwonisz potem. I tak rozmawia-łyścieprzedchwilą…No i teraz zapomniałam, o czym

mówiłam…

Zabytki, historia, muzyka…Naprawdę nie chcę cię nudzić, aletrochę musisz posłuchać. Więc:Przemyśltomiasto,któremaokoło70tysięcymieszkańców,czylitrochęwięcej niż połowa Ołomuńca. Takjak Ołomuniec był kiedyś wielkątwierdzą,podobnotrzeciącodowiel-kościwEuropie.Niestety,obiektówtwierdzyniezwiedziliśmy,ponieważpogodabyłapaskudna,ciąglepadałoiwiałzimnywiatr.Za to wybraliśmy się na przemy-

skizamek.Zdalekawyglądałpięk-nie, z bliska również, ale w środkunic specjalnego; weszliśmy tylkopo wielu, wielu schodach na basz-tę. (Schodyliczyliśmypodrodzenadół, ale zapomniałam, ile ich było).

Opowiadanie córce, która nie chce słuchać

Gdyby było ładnie, widok byłbypiękniejszy. Ale i tak zobaczyliśmycały Przemyśl. Cudowny! Jak każ-demiasto,przezktórepłynierzeka.

Przemyśl dodatkowo położony jestnazboczachdwóchwzgórz.Na jed-nymznichnadmiastemwidzieliśmyteż wielki krzyż. Z wieży wydawał

się imponujący, myślałam, że jestz jakiegoś czarnego drewna. Przezpark zamkowy i potem jakimiśopłotkami,międzyogródkami,wciąż

podgórę, szliśmyw jegokierunku.Aturozczarowanie:tylkobetonowyodlewnabetonowejpodstawie.Nie-potrzebnie tam poszliśmy – z dołu

WYSZEHRAD

Mar

iusz

Koś

ciuk

Page 23: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

44 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 45KWARTALNIK q 2 (21) 2011

wyglądał dużo lepiej. Nasza drogapowrotna nie prowadziła już przezbłotniste ścieżki i mokrą trawę, zato zaczęło lać jak z cebra i dąć.Pa-rasolniemiałszans,więcraczejdo-browolniezmokliśmy.Alepodrodzeszliśmyładnymiulicami,obokpięk-nychkościołów,klasztorów.Izakoń-czyliśmywędrówkęwkawiarniprzygorącejherbacie.Następnie mieliśmy spotkanie

z goszczącą nas redakcją, w ciepeł-ku, w księgarni-kawiarni Libera.Tam ci kupiłam tę polską powieśćdla dziewcząt. Mam nadzieję, że jąjakoś rozszyfrujesz. I może cię za-inspiruje do nauki polskiego. Tonaprawdę uroczy język. Słyszyszrozmowędwojgaludzi–iodrazuteżseplenisz.Ale wróćmy do naszych przemy-

skichprzeżyć.Kościołówjestwtymmieściebardzowiele,dotegopięk-nych i najróżniejszych wyznań:katolickie, protestanckie, chrześci-janwschodnich i dawna synagoga.Tylkow okolicy rynku jest ichkil-ka.Jedenznichstoizapierwotny-mimurami (ich fundamentywidaćwbrukuulicy).Niestetyobokniegoprowadzi bardzo uczęszczana dro-ga,któratrochępsujewrażenie.Sąjeszcze dwakościoły, niezwykle dosiebiepodobne–mająjakbyantycz-ne fasady. Jeden jest franciszkań-ski,drugigreckokatolicki.Alenaj-bardziejwyjątkowe jest to,żestojąwzasadzietużoboksiebie.Ijeszczecoś by ci się spodobało: obok ko-ściołówsądzwonnice;totakiemałe,niskiebudyneczkizkilkomadzwo-nami.Przyczeskichkościołachtegonie znajdziesz. Widzieliśmy takżedrugąstronęmiasta, za rzekąSan,na wzgórzu, naprzeciwko zamkui krzyża. Znaleźliśmy tam współ-czesny kościół; właśnie się ludzieschodzili na mszę. Nie za bardzosię nampodobał, ogólnienie lubięwspółczesnej architektury sakral-nej. Ale przynajmniej popatrzyli-śmynamiastozdrugiejstrony.Jestnaprawdęładne.Kristýnko, chodzisz chętnie do

muzeum? W Ołomuńcu mamy ichkilka.Przemyskiemiejskie, doktó-

regoposzliśmy jednegopopołudnia,najbardziejprzypominanaszeVlasti-vědnémuzeum, chociaż jest niepo-równywalniemniejsze. Przywita ciędrewniany powóz, potem zobaczyszportret Franciszka Józefa I i jesz-cze obwieszczenie o wypowiedze-niuwojny,którebyłowydrukowanew gazetach. Zobaczysz też obrazkii fotografie twierdzy, różne przed-mioty wojskowe, szable i strzelby,a także łyżki imanierki,mundury,guziki,naboje,trąbki.Następniefo-tografie z cmentarza żydowskiegoiżydowskieprzedmiotyliturgiczne.Tobycięchybaniebawiło.Pierwszepiętro jestweselsze– tomieszczań-skidomzprzełomuXIXiXXwieku:wpełniwyposażonakuchnia,zkre-densem, miedzianymi i glinianymigarnkami. Pięknie! Dalej pracow-nia-gabinetpanadomu,salon,jadal-nia,sypialnia.Byłabyśzachwycona.Takjakikolejnąekspozycją–atelierfotograficznym z tychże czasów. Sątam stare aparaty, lampy, pomiesz-czenie do robienia zdjęć, pośrod-ku wielka muszla, przy której sięchyba pozowało. I różne dekoracje,wachlarze, torebki. No i znowu cośinnego: znaki cechowe, przedmiotyliturgiczne,znaleziskaarcheologicz-ne,naprzykładnaczynia,narzędzia,biżuteria...Jakwkażdymmiejskimmuzeum.Ijeszczebyliśmyzciekawąwizytą

w Południowo-Wschodnim Instytu-cie Naukowym. Przywitał nas tamjegodyrektor,doktorStanisławStę-pień.Pokazałnamwielkąbibliotekęi publikacje instytutu, poświęconeprzeważnie wątkom ukraińskimwhistoriiPrzemyśla,ponieważ, jakkilkakrotnie podkreślił, Przemyśljest miastem o tradycjach nie tyl-kopolskich,ale iukraińskich.Cze-chom zdaje się polskie, i już, alepanowało tu i chyba nadal panujesilne polsko-ukraińskie napięcie.Powiedziałnam również o czeskichśladachwhistoriiPrzemyśla:byłtuLudvík Svoboda, Czechem był dy-rygent katedralnego chóru parafiigreckokatolickiej, Czesi pracowaliw administracji, byli burmistrzami,wyrabiali fajki.Miasto jest bowiem

znanymproducentemdýmek–mająnawet muzeum fajek! Pan Stępieńdałnamksiążkęoukraińskichkom-pozytorach. Znalazłam w niej cie-kawą kompozycję, na cztery głosy.Moglibyśmy się jej nauczyć, możez chórem, jak myślisz? Chodź, za-gram ci ją na fortepianie... Ładna,nie?Askoromówięomuzyce,byliśmy

na wspaniałym koncercie: Przemy-sławStrączekGroup.Gralijazzwjed-nymklubie,nazywał się „Niedźwia-dek” (tego ci jeszcze nie mówiłam:na rynku jest oprócz Szwejka rów-nieżniedźwiedź,majągoiwherbiemiejskim).Wracającdo rzeczy:byłytotrąbka,gitara,kontrabasi instru-mentyperkusyjne.Bardzoby ci siępodobało. Muzycy trochę przy tympodskakiwali, wyglądali rozbrajają-co. Do tego grali naprawdę dobrze.Mieliśmy całkiem niezłe miejsca,zaraz zprzodu, ale siedzieliśmybli-skoprzyperkusjiitanamwszystkoinnetrochęzagłuszała.Zresztą,mamczęśćkoncertunagranąnadyktafo-nie,możeszposłuchać.

Radość i rozczarowanie (radość większa)Co? Chcesz wiedzieć, jacy byli lu-dzie,zktórymisiętamspotkaliśmy?Właściwiemasz rację, ciąglemówiętylko o przedmiotach, budowlach,imprezach. O ludziach jakoś zapo-mniałam.A oni na tonie zasłużyli.Wredakcjiprzyjęlinasipotemprzezcałyczas traktowali jakstarychdo-brych znajomych. Za oficera kon-taktowego robiłWojtekKalinowski.Drugiego dnia po przyjeździe mie-liśmyspotkaniezczłonkamiredak-cji, na którym określiliśmy, co naswPrzemyślu najbardziej by intere-sowało. Oprócz nas, Czechów, bylitamSłowacy iWęgrzy.ZeSłowaka-miłatwosiędogadać,rozumiemysięijesteśmydośćpodobni.DoPolakówi polskiego przywykniesz po kilkugodzinach.NajciężejmieliśmyzWę-grami;bylischowaniza tymswoimdziwacznymjęzykieminiktichnierozumiał. Ale dzięki temu poznali-śmytłumacza,któregozorganizowa-ła dla nich redakcja. Eleganckiego,

interesującego pana. Ponadto dałosięznimiporozumiećpoangielsku.Icoodkryliśmypodczasjednejzko-lacji–równieżporosyjsku.Pamięta-li ze szkołymniejwięcej to, comy,mogliśmy razem zaśpiewać Katiu-szę. Żarty. Przez wszystkie dni po-bytu razemchodziliśmynakolacje,częstosięspotykaliśmynaobiadachw Liberze, a i większość pozosta-łego czasu spędzaliśmy wspólnie.Byliśmy na przykład na wycieczcew Krasiczynie,miejscowości nieda-lekoPrzemyśla,gdziejestmagicznyrenesansowy zamek. Gdybym gomiałaporównaćdoczegośunas,coznasz–możeNáměšťnaHané.Wo-kół krasiczyńskiego zamku jest teżpięknypark,szkodatylko,żeniewi-dzieliśmygowpełnejkrasie–prze-cież jest kwiecień, do tego zimno.AwNáměštitakżejestwokółzamkupięknypark.Chybanaprawdędasiętemiejscaporównać.Wrócędo ludzi.W sobotę, trzecie-

go dnia naszego pobytu w Przemy-ślu,zorganizowalidlanaswieczorekw Liberze. Pomiędzy właścicielamiLibery a ludźmi z redakcji panująoprócz przyjacielskich także i sto-sunki rodzinne, tak że ogólniemie-liśmytamprotekcję.Niewyobrażaszsobie, jakie smakołyki ugotowalii upiekli. Drobne przekąski z imbi-rem,chiliiczekoladą(tebyływyjąt-kowe:słodkie,ajednocześniepikant-ne;szkoda,żezapomniałampoprosićo przepis).Drobne kanapki, palusz-ki,słonezapiekanki,adonichkilkaróżnychsosów (poprawniemówisięnaniedipy,gdzieśotymniedawnoczytałam).Piliśmywino,piwo i coś,co się nazywało cytrynówka – wód-kęzmiodemisokiemcytrynowym.Jeśli dobrze zrozumiałam –wynala-zekWojtkaKalinowskiego.Jejsmaki działanie miałam okazję dość do-brzepoznaćpoprzedniegowieczora,takwięctymrazempoprzestałamnawinie. Ale nie żałowałam. Oj, sma-kowałoby ci. (Nie myślę oczywiścieocytrynówce).Wprzeciwieństwiedotego jedzenie w restauracjach byłodośćrozczarowujące.WPolscebyłamkilkarazyizawszewszystkiegospo-dyzapraszałynapierogi,barszczyk,

żurek,bigos,flaki,daniazburakami,szpinakiem, grzybami… A w Prze-myślu wprawdzie pierogi (wyjątko-we, z najróżniejszym nadzieniem),żurek, barszczyk, ale poza tym to,co wszędzie: steki, kotlety z serem,ziemniaki, ryż… Naprawdę byłamrozczarowana.TakbymsięczułanaSłowacji,gdybynigdzieniemieliha-luszków.Kiedy przed odjazdem poszliśmy

kupić prezenty, przeżyłam kolejne,chociaż znacznie mniejsze, rozcza-rowanie. Chcieliśmy znaleźć głów-niejakieśsery,kiełbaski,czekoladęWedlairóżanąmarmoladę.Zseramii słodyczaminamsięudało.Trafili-śmydoniewielkiegosklepikunieda-lekoodcentrum,gdziebyłabardzopomocna pani, która nam jeszczedoradziłamnóstwoinnychprzysma-ków. Gorzej było z tą marmoladą.Mieliśmy już pełną torbę, alemyślo was, głównie o tobie, zmuszałamnie do kolejnej próby. Kiedy sięnam nie udało w sklepach drogichanitanich,wcentrumaninaprzed-mieściach, w małym kramie aniw wielkim sklepie, stała się z tegoprawie obsesja. Nagle marmoladaokazała się absolutnym prioryte-tem.Pojechaliśmynawet zamiastodo jakichś dwóch supermarketów.Nic.Jeszczepodrodzedodomusta-waliśmy przed każdym porządniewyglądającymsklepem.Nic.ChybawGalicjimarmoladyzkwiatówróżyniesprzedają.Jeszczecinieopisałamludzizre-

dakcji.MówiłamtylkooWojtku,boz nim spędziliśmy najwięcej czasu.Gdy teraz wspominam jego powie-dzonkaihumor, takiżeczasemniewiesz,czymówiserio,czyżartuje–zaczynam tęsknić za Przemyślem.Opowiadał mi o swojej córce, a nazakończenie wieczorku w Liberzeprzedstawił swoją żonę. Oto moja Baszka – rzekł po prostu. Baszkabyław fartuchu, ponieważ to głów-nieonamiałanagłowiestosyprzy-smaków, którymi się cały wieczóropychaliśmy. Poznaliśmy ją tylkotak pobieżnie, nie mogliśmy z niąporządnieporozmawiać.Ocórceniemówiąc.Szkoda…

Adalej: redaktor naczelny „Prze-glądu” i jednocześnie dyrektor bi-blioteki, która go wydaje, ma dłu-giewłosy i sympatycznie się z nimrozmawia. Chętnie się śmieje. Zato jego zastępcanapoczątkuwyda-jesięsurowy.Zyskujedopieroprzybliższym poznaniu. O tłumaczuwęgierskiego już mówiłam. Samaelegancja! Z tymi ludźmi uczestni-czyliśmy w wycieczkach, koncer-cie,awieczoramiprzesiadywaliśmyw gospodzie. Może to dziwne, alekiedyzkimśdługomówiszowszyst-kim,cociprzyjdzienamyśl,możeszgopoznać.Chociażtrochę.AwPrze-myśluchodziłogłównieopoznawa-nie.Ioszukanietego,cojeszczejestdlanaswspólne.I znowu – ja nie umiem w ogóle

mówić, ciągle gdzieś odbiegam, ro-bię różne dygresje. Chyba trudnośledzić, co chcę właściwie powie-dzieć,nie?Jesteśbardzo łaskawa…Więcmiznowuchwilęnieprzerywajiposłuchaj.Jeszczedługonieskoń-czymy.Na wieczorek przyszli i inni lu-

dzie z redakcji.Muszę się zewsty-demprzyznać,żeniepamiętamichimion; było ich kilkoro, nie zdoła-łam porozmawiać ze wszystkimi.Najlepiej zapamiętałam Agnieszkę,zktórądłużejpodyskutowałam.Wiesz, to czasopismo wydaje

Przemyska Biblioteka Publiczna;jest dobre, grube, nie ma reklam,piszeorzeczachzupełnieniedocho-dowych.Myślę,żewOłomuńcucośchoćbynieznaczniepodobnegoniemiałobyżadnychszans.Ijeszczein-teresująichopinieludzizzewnątrz.Chcąwiedzieć,jakichwidzimy,myz byłej monarchii austro-węgier-skiej. Ale to dość ciężkie zadanie.Spędziliśmy tam kilka dni. Przedludźmi u nas, którzy nawet niewiedzą, że jakiśPrzemyśl istnieje,łatwo udawać, że go znam. Rze-czywistośćjestinna.Prawiegonieznam. A szkoda. Nie wiem, możewwakacjewyruszymycałąrodzinądoGalicji…Aleterazinnasprawa:mojegłów-

ne zadaniewPrzemyślu –mieć te-mat,októrymbędępisać.

Page 24: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

46 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 47KWARTALNIK q 2 (21) 2011

Przeprowadzam wywiad (publicznie!)Pierwotnie chciałam przeprowa-dzić wywiad z przemyskim arcy-biskupem Józefem Michalikiem,alenakrótkoprzednaszymprzy-jazdemwyjechał do StanówZjed-noczonych. To nic. Monika z re-dakcji umówiłamniena rozmowęz dyrygentem ArchidiecezjalnegoChóru „Magnificat”, księdzemdoktorem Mieczysławem Gnia-dym. (Jest też dyrektorem szkołyorganistowskiej). To mnie bardzozainteresowało–przecieżmyobierównież należymy do chóru ko-

ścielnego(choćmałego),amuzykajestdlanasnapierwszymmiejscu.Byłamciekawa,copowie,cośpie-wają, jak próbują. I poszczęściłomisię–mogłamodrazupójśćnapróbę. Najpierw nas przywitaliwszkoleorganistowskiejobokka-tedry Świętego Jana Chrzcicielai Wniebowzięcia Najświętszej Ma-riiPanny.(Jestbardzopiękna,takawzniosła, ze stojącą obok wieżą).Wywiadodbywałsięprzyherbaciei ciastkach ibyło tam, jaknamójgust, za dużo ludzi (chyba ośmiu,czylipublicznywystęp)–człowieknieczujesięwtedyswobodnie,tro-chę się wstydzi pytać..., ale jakoś

sobieporadziłam.Porozmowiepo-szliśmywszyscydosąsiedniejsali,gdzie zaczęła się próba. Wyobraźsobie,naliczyłamdziewięciu teno-rów i sześciubasów.Niewiarygod-ne!W porównaniu z naszym chó-rem,wktórymjestpodobnaliczbasopranów ialtów,aleśpiewa jedy-nietrzechmężczyzn,atenoramisąkobiety,przemyskichórbrzmizu-pełnieinaczej;dźwiękpięknieleżyna tej głębokiej bazie. Chodzi mitu o barwęmęskich głosów, któradodajepewności.Itenchórjąma.Naszaszkoda…Nonic,zaśpiewalinam trzy utwory: sakralny, ludo-wyipatriotyczny.Śpiewalibardzo

pięknieibylizdyrygentemwyjąt-kowozgrani,inaczejniżmyznasząprzewodniczącą chóru. Ona jesttrochę przykurczona i nie potra-fi nas poderwać.A ksiądzGniadypotrafi. Wszyscy współodczuwa-ją z nim, rozumieją się i robią tosamo,reagują…Monika, która umówiła mnie na

wywiadzksiędzem,równieżśpiewawtymchórze.Jestsopranistką, takjakty.Udzieliłamikilkuinformacji,żebym miała jakieś wyobrażenie.Sama śpiewa od szesnastego rokużycia, czyli dwanaście lat. Całkiemdługo,prawda?Niewiem,czyunasjestktośtaki.Achórliczy–wyobraźsobie–okołopięćdziesięciuosób.Po-naddwarazywięcejniżnasz.Iśpie-wają w nim ludzie młodzi i starsi.Zupełniejakunas.Ten wywiadmuszę ci zrelacjono-

waćw całości,myślę, że będzie dlaciebieinteresujący.Co?!Myślisz,żeniebędzie?Będzie,zobaczysz.

Śpiewamy klasykę i pieśni ludowe ZItAChALuPOvá:Możenapo-

czątek takie pytanie niezwiązanez chórem. Dotyczy ono Szwejka,którysiedzinarynkuwPrzemyślu.Myśliksiądz,żetotakafalamodyczy raczejwyrazgłębszego zainte-resowania naszą dawną wspólnąhistorią?KSIąDZ MIECZySŁAW GNIADy:

Szwejk,tak,jesttujegopomnik.Nie-którychmożeirytowaćnaszespojrze-nienaCzechówprzezpryzmatpostacifikcyjnej,wdodatkutakintelektualniesłabej,alenieototuprzecieżchodzi.Szwejk siedzący na rynkuw swoistysposób przypomina pewien wycinekhistorii tych ziem, które przynależa-łykiedyśdoAustro-Węgier.Tedawnezwiązki jeszcze całkiem nie zanikły.Przemyśl jako twierdza był bulgo-czącym tyglem narodowościowymipomnikSzwejkaotymprzypomina.Od jakiegoś czasu w Przemyślu sąnawet organizowaneWielkieManew-ry Szwejkowskie, ale nie znam zało-żeń programowych tych obchodów.

Mamnadzieję,żeukazująoneprzedewszystkim tło historyczne tamtychczasów,apostaćSzwejkajesttylkoichzabawnymsymbolem.

terazjużtylkoomuzyce.Jesteściechórem zawodowym czy amator-skim?Chórów zawodowych w Polsce jest

niewiele i działają one głównie w ra-machoper, filharmonii lub innych in-stytucji, takich jakPolskieRadio.Ze-społytetworząwyszkolenimuzycy–tojestichprofesja,ichpraca,zaktórąsąwynagradzani. Taki status przekładasię niewątpliwie na jakośćmuzyczną,repertuarową i tak dalej. Inaczej jestw przypadku chórów amatorskich.Skupiają one ludzi w różnym wieku,różnychzawodów, ludzi angażującychsię społecznie. Amo znaczy kocham.Kocham to, co robię, choć nie jest tomójzawód iniemamz tegokorzyścimaterialnych. Chórów amatorskichwPolscesąsetki,jeślinietysiące.Myteż jesteśmy takim chórem – amator-skim.Aleamatorskośćniezawszenale-żyutożsamiaćzamatorszczyzną.Bywa,żechórzawodowywykazujeprzeciętnyprofesjonalizm,achóramatorskimożebyćwyśmienity.Tonibytakiedelikat-neróżnice,alezasadnicze.

Jakijestwaszrepertuar?Napotrzebyliturgiiwykorzystuje-

mymałeformy,motety,różneopra-cowaniapieśni iaklamacji.Dajemyrównież koncerty utworów sakral-nych,którychsięw liturgiiniewy-konujezewzględuna ichstyl, zbytrozbudowaną formę. Wykonujemymuzykę klasyczną – od renesansupowspółczesność.Dziełaopracowa-ne dla chóru a cappella i wokalno--instrumentalne, takich kompozy-torów, jakMozart czy Haendel, alei twórców polskich. Śpiewamy teżutworyocharakterześwieckim:pie-śniludowe,patriotyczne.Repertuar chóru obejmuje ponad

200tytułów.Nieznaczyto,żekażdyzaśpiewamy od razu, ale wystarczyjedna czy dwie próby, żeby sobiewszystko przypomnieć. Mamy jużpewne doświadczenie; chór istnieje27lat.

Mówiłksiądz,żechórjestwpraw-dzieamatorski,ależe iamatorskizespółmoże osiągnąć pewien pro-fesjonalizm. Jakie sąwasze ambi-cje?uczestniczyciewkonkursach,organizujeciekoncerty?Jak już mówiłem, bardzo dużo

utworów wykonujemy na potrzebyliturgii,przyczymichstopieńtrud-nościwcaleniemusibyćniski.Wre-pertuarzemamyteżbardziejrozbu-dowane kompozycje. Przykładowoprzed trzema laty wykonywaliśmyzupełnie jeszczewPolsce nieznanedziełaJózefaZeidlera,kompozytoranazywanego teraz polskim Mozar-tem. Tworzył on w drugiej połowieXVIII wieku w Gostyniu koło Po-znania.Odkryłgoiopracowałkilkajego utworów zmarły przed dwomalatyprofesorKazimierzGórskizLu-blina. Na tej płytce [dostałam dwiepłytyCD,jednązkompozycjamiZe-idlera,drugązkoncertuna25-leciechóru,przyp.aut.]sąLitania d-molliStabat Materwobsadzieorkiestro-wej, solowej i chóralnej.Bardzo sięcieszymy, że pierwsi zaśpiewaliśmytak wartościowe, nieznane dotąddzieła.Zeidlertoświetnykompozy-tor, choć przez 200 lat był zupełniezapomniany.Iudałosięgoprzywró-cić do muzycznego życia… Te dwautwory można oczywiście różnieoceniać,aleopróczwartościmuzycz-nejmająteżznaczącąwartośćhisto-ryczną.Obecnie pracujemy nad innym,

również nieznanym utworem. Tra-fiłemnaniegozupełnieprzypadko-wo. Jego autor to Ignaz Ritter vonSeyfried, uczeńMozarta, przyjacielBeethovena, dyrygent Opery Wie-deńskiej, który zmarł w 1841 roku.W Wiedniu wykonywał między in-nymiporazpierwszyoperęFidelio.Wynikaztego,żeBeethovenmusiałgobardzocenić,skoropowierzyłmutakważneprawykonanie.W listachmiał się rzekomo wypowiedziećo Seyfriedzie i Mozart, stwierdza-jąc,żemiałdwóchnajzdolniejszychuczniów:Süssmayera,którydokoń-czyłjegoRequiem,iwłaśnieSeyfrie-da.Tęinformacjęmuszęjeszczedo-kładniejsprawdzić.

Ksiądz Mieczysław Gniady

Mar

iusz

Koś

ciuk

Page 25: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

48 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 49KWARTALNIK q 2 (21) 2011

Pogaduchy wyszehradzkie Zdzisław Szeliga

NigdyniebyłemwWyszehradzie.HasłoWyszehradciągle jednakwciskamisiędogłowy.Oddwóchdekad bez przerwy słyszymy: a to o Trójkącie

Wyszehradzkim (zawiązanymw1991 rokuprzezprezy-dentówPolski,Węgier i Czechosłowacji), a to oGrupieWyszehradzkiej (czyli czworokącie powstałym po po-dziale państwa u naszych południowych sąsiadów), too różnych szczytach, zjazdach, naradach i spotkaniachwyszehradzkich;groźniebrzmizapowiedźutworzenia…bojowejgrupywyszehradzkiej; jestwreszcieMiędzyna-rodowyFunduszWyszehradzki.No,dość tejwyliczanki, bokoleżankakorektorka za-

czniemarudzić,żezbytczęstopowtarzamtensamwyrazwjednymzdaniu.Mogętylkoskonstatowaćzzazdrością,że ta niewielka miejscowość w północnych Węgrzech,odrobinę tylko większa od naszego Dubiecka, ma takwielkąsiłęprzebicia,czyli–używającobowiązującejter-minologii–takświetnyiskutecznyPR.Toprzebogata,aleprzecieżjużzamierzchłaprzeszłość

sprawia,żehasłoWyszehradodmieniasięciąglewwie-lu językach i stosuje przy najrozmaitszych okazjach.Adziękifunduszowi,mającemutohasłowtytule,przy-byławmajudoPrzemyślagrupadziennikarzyzCzech,SłowacjiiWęgier,bytropićmiejscoweosobliwości,oczy-wiściewramachwyszehradzkiejwspólnoty.Niewiem,czynasigościemocnozanurzalisięwprze-

szłościmiasta,czyteżbardziej interesowały ichnajroz-maitszeaspektywspółczesności.Przypuszczam,żesku-pilisiębardziejnatym,coteraz.Jeżeliprzypuszczenieto jest słuszne, towarto uzupełnić obraz i zagłębić sięwotchłańczasu,próbującodpowiedziećnapytanie–jakibyłwpływWyszehradunadziejePrzemyśla.Niejesttobynajmniej pytanie wymyślone wyłącznie na użytekniniejszegotekstu.Byłtobowiemwpływwielki,oabso-lutniezasadniczymznaczeniu.Akonsekwencjątego,co

wXIVwiekuuknutowsalachwyszehradzkiegozamku,był–przesądzonynawieki–losPrzemyślaiznacznychziemśrodkowejEuropy.Nieprzesadzamanitrochę.Dwaczynnikiwyznaczyływowymczasiebieghistorii–

sprawnadyplomacjaiprzekonaniewładcówówczesnychpaństwowłasnejjurności.Możeniewszystkoposzłopoichmyśli,alewyznaczylionitory,poktórychhistoriapo-toczyłasięsama.KiedykrólKazimierz,nazwanypóźniejWielkim,obej-

mowałtronPolski,miałzaledwie23lata.Pomimomłode-gowiekudoceniałwalorydyplomacji.Historycypodkre-ślają,żetoprzedewszystkimsprawnadyplomacjaległaupodstawbudowysilnegopaństwa.Dyplomatyczneboje(choćnietylkodyplomatyczne–przyłożyćnaodlewteżpotrafił) toczył Kazimierz praktycznie ze wszystkimisąsiadami: Niemcami, Czechami, Węgrami, Litwinami,a zwłaszczaKrzyżakami. Jednym z sąsiadów była RuśHalicka,naktórej terenie znajdował sięwówczasprze-myskigród.RządynaRusiw1323rokuobjąłmłodziutkiBolesławTrojdenowicz(pochodzącyzPiastówmazowiec-kich),któryzasiadającnatronie,przeszedłnaprawosła-wieiprzyjąłimięJerzy.BolesławJerzyniemiałlekko;odpoczątkuniechętna

mubyłagrupabojarów,niezadowolonychzfaktu,żenaRusi zainstalowała się piastowskadynastia.Niechęć tapogłębiłasię,kiedyksiążęzacząłwyraźniesprzyjaćmiej-scowymkatolikom.Wszystkotosprawiło,żepostanowiłszukać sprzymierzeńców poza granicami Rusi i oparłswojerządynadobrychstosunkachzcoraztosilniejsząPolską.IwtymmomenciewkraczamydoWyszehradu.Wmiej-

scowymzamku,ówczesnejsiedzibiekrólówwęgierskich,spotykali się na słynnych zjazdach monarchowie kra-jówśrodkowoeuropejskich.W1338rokuprzybyłnatakizjazdksiążęBolesławJerzy.Usiadłdostołuwrazzkróla-mi:Polski–KazimierzemiWęgier–KarolemRobertem.Zwierzyłsięzeswoichkłopotów,aKazimierzzaofiarowałmupomoc,obiecując,żewraziepotrzebywyślenaRuśswojewojskodorozprawyzprzeciwnikamiksięcia.Jakożewdyplomacjiniemaniczadarmo,zażądałKazimierzsukcesji tronu dla siebie,w razie bezpotomnej śmierciwłodarzaRusi.Zapewnewiedział,żewtejczęściEuro-pyksiążętanaderczęstoschodzązeświataprzypomocy

Spacerki osobiste

No i stałosię, żeznalazłemręko-pisdziełaMissa solemnis in h,któreSeyfriedskomponowałw1830roku,naprymicjeswojegosynaLeopolda,benedyktyna ze sławnego opactwawMelkuwAustrii.Ten utwór dopiero rozczytujemy;

chcemy zaprezentować go w przy-szłym roku. Jest to 16-częściowakompozycja, która wymaga dużegoaparatu wykonawczego. Naszymchórzystomsiępodoba.

tak więc będzie ponowna pre-miera…Wiem,żetenutwórwykonanotyl-

ko dwa razy, a dyrygował nim samkompozytor. Dowiedziałem się, żepaniprofesorBettinaSeyfried–jaksądzę – praprawnuczka kompozy-tora, pracująca w Berlinie, napisa-ła o tym kompozytorze wspaniałąksiążkę. Nawiązaliśmy kontakt.Właśnie w tej książce wyczytałem,żeutwórporazpierwszywykonanybył 15 sierpnia 1831 rokuwMelkuipóźniej,w1841roku,podczasjubi-leuszuopatazMelku.Wtymsamymroku, niedługo po tym wykonaniu,kompozytorzmarł.TakwięcjeśliBógpozwoli,będzie

totrzeciewykonanie.MszęSeyfriedachcemy zaprezentować z orkiestrąFilharmonii Podkarpackiej w Rze-szowiealboFilharmoniiLwowskiej.

Mówił ksiądz o tym, że śpiewa-cie równieżpieśni ludowe.Samjeksiądzaranżuje?Trzymamsięklasycznychopraco-

wań.WPolscesądwasłynnezespo-ływspanialeinterpretującemuzykęludową: Mazowsze i Śląsk. Czer-piemy z ich repertuaru, mamy teżinnearanżacje,wtymmoje.Utwory

ludowe śpiewaliśmy podczas kilkuwystępówwNiemczech.Zazwyczajdwie trzecie naszego koncertu toklasyka, a jedna trzecia – muzykaludowa. Niemcy bardzo ją lubią.Chóryamatorskienaogół tylu róż-nych gatunków nie uprawiają, alemyślę, że powinniśmybyćwszech-stronni.

Jest ksiądz również dyrektoremszkoły organistowskiej, która masiedzibę w tym samym budynku,wktórymsąpróbychóruigdziesięwłaśnieznajdujemy…To jest typowa szkoła przyko-

ścielna;ma status prywatnej (nie-publicznej) szkoły artystycznej.Kształci i przygotowuje do zawo-du organisty.Prowadzę ją od 1986roku.Kilka lat temuKsiądzArcy-biskup istniejące dotąd StudiumOrganistowskieprzekształciłwAr-chidiecezjalnyInstytutMuzykiSa-kralnej.Wjegoramachdziałainaszchór.Nauka w Instytucie trwa pięć lat.

Przyjmujemy zarówno absolwentówszkółmuzycznych,jakitych,którzyniemajążadnegoprzygotowaniamu-zycznego,achcąsięwtymkierunkukształcić.Mamyponadtrzystuabsol-wentów,wtymznacznągrupęzUkra-iny;obecnieuczysięunaspięćdojeż-dżających stamtąd osób. NiedawnonaukęskończyłastudentkazKijowa,którarównolegleuczęszczałatamdokonserwatorium muzycznego. Zgła-szająsięjużkolejnizKijowa.Alenaj-częściejzeLwowa.

CzyKościółwspierawaszchórfi-nansowo?Ponad dwadzieścia lat byliśmy

grupą, która nie miała formy sto-

warzyszenia.Aleczasysięzmieniłyisprawfinansowych,honorariówniedasięzałatwićottak,nakolanie.Naprzykład UrządMiejski często nasprosi o uświetnieniemszy z okazji3 Maja, Święta Niepodległości. Noichcenasjakośwynagrodzić.Dlate-go teraz chór działa jako stowarzy-szenieigdysięzjawiajakiśsponsor,można od niego przyjąć wsparcie.Kiedyprzygotowywaliśmyobchody25-lecia naszego istnienia, bardzonam pomógł UrządMarszałkowskiwRzeszowie,pomaganamteżprze-myski UrządMiejski. Kuria finan-sowobezpośrednionasniewspiera.Jej pomoc polega na tym, że tenbudynek, w którym się znajduje-my,jestprzeznaczonywyłączniedodziałalnościmuzycznej iwnimod-bywająsięregularnepróby.

Jakiesąnajbliższeplanykoncer-towechóru?Na maj tego roku planujemy

koncert z okazji beatyfikacji JanaPawła II, a skoro maj w Polsce jestmiesiącemmaryjnym, będą i utworymaryjne.Naprzykładdwieanonimo-we kompozycje odkryte w Rakowie:Litania do Matki Bożej, utwór wo-kalno-instrumentalnyzXVIIIwieku,iRegina coeli laetarez1724roku.Tychutworówniktpozanaminiewykonu-je. Oprócz tego jako dziękczynienieprzygotowujemy Te Deum Haydna.Później, jesienią, damy pewnie kil-kawystępówwPrzemyśluiregionie.Mamywięccorobić.

Tak…Aterazpuścimysobietepły-ty.

Zita Chalupová (ur. 1966 w Kromieryżu w Czechach) – dziennikarka. Ukończyła muzykologię. Pracowała w kilku regionalnych periodykach. Od kilku lat jest stałą korespondentką praskiego czasopisma „Katolický týdeník” (oficjalnego tytułu prasowego Kościoła rzymskokatolickiego w Republice Czeskiej), współpracuje tak-że z chrześcijańskim czasopismem dla seniorów „Strom”. Jako redaktor merytoryczny bierze udział w przygo-towaniach publikacji wydawnictwa Burian a Tichák. Mieszka w Ołomuńcu.

WYSZEHRAD

Page 26: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

50 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 51KWARTALNIK q 2 (21) 2011

swoichnadgorliwychpoddanych. Iwziął topoduwagęwdyplomatycznychkalkulacjach.WtymmomencieożywiłsiękrólKarolRobert,który

też chciał dostać jakiśkawałekdyplomatycznego tortudlasiebie,iprzypomniałomadziarskichpretensjachdoziemruskich.Kazimierzwykazałrefleksizaoferowałmucoświęcej – całeKrólestwoPolskie.Nieod razu, rzeczjasna,aledopieroposwojejśmierci.Itowyłączniewsy-tuacji,gdybyniemiałsynadoobjęciaponimtronu.Ciekawe,jaksięczulicitrzejpomazańcy,gdyprzydo-

brymwęgrzyniekończylitepogaduchy.KarolRobertza-pewnetrzymałfason,choćperspektywapolskiegotronu,zaoferowana przezmłodegoKazimierza,wydawałamusięnadermglistairaczejabstrakcyjna.Kazimierzbyłchybamocnoukontentowany,braku

potomkadoobjęciapolskiejkoronynapewnowogóleniebrałpoduwagę.Byłprzecieżbardzojurnymwład-cą;opróczczterechżonhistoriazapisała imiona jegolicznychkochanek inieślubnychdzieci.Latamijały,amęskiegopotomkazprawegołożajednaksięniedo-czekał. Skończyła się na nimdynastiaPiastów, a naarenę polskich dziejów wkroczyli AndegawenowieznadDunaju.

Bolesław Jerzy też zapewne był zadowolony. Dekla-racjamiosukcesjigłowysobieniezawracał,byłmłodyiprzekonany,żezeswojąślubnąmałżonkązdążysynównapłodzić.Niezdążył;wkrótcepotem,wiosną1340roku,zostałotruty,ajegokatolickieotoczeniespotkałrówniesmutnylos.KrólKazimierznieczekał,ażostygnieciałootrutego

księcia.OdrazuwyruszyłzbrojnienaRuś,konsekwent-nie realizując zapisy wyszehradzkiej umowy sukcesyj-nej. Odtąd, na długiewieki, tereny zwaneRusią Czer-woną stały się częścią Królestwa Polskiego; granicapomiędzy światem łacińsko-zachodnim, inspirowanymzRzymu,awpływamipłynącymizBizancjumprzesunę-łasięmocnonawschód.Nocóż,taktojużjest,każdyznasmożesobiecośroz-

dysponowaćdorealizacjiposwojejśmierci.Jeżelimojąśrednio zużytąwątrobę i innepodrobypolecędoprze-szczepu,mieszkanieprzepiszęwnukom,akompletnu-merów„PPK”ofiarujęwtestamenciejakiejśinstytucji,tomożektośzwdzięcznościzapaliświeczkęnamejmo-gile.Światajednakniezmienię.Światzmienialimonar-chowie,którzyprzedwiekamikonferowaliwWyszehra-dzie,układającdynastycznescenariusze.

MICHAŁ JAGIEŁŁO: Na początekkilka słów o sobie. Urodziłem sięw 1941 roku w maleńkiej wiosceJanikowice, około 40 kilometrówna północny wschód od Krakowa,niedalekoRacławic, tychodbitwy.Wdzieciństwieukształtowałsięmój stosunek domniejszościnarodowych. Od dziadkówi rodzicówwiem, że niemaobiektywnej historii, a to,jakaonajest,zależyodtego,kto ją opowiada. W mło-dości w żadnej książce niewyczytałemnaprzykład,żepolskie wojsko na niektó-rych wschodnich terenachII Rzeczypospolitej burzyłocerkwie. O tym dowiedzia-łemsięodmojegoojca,Pio-traJagiełły,kilkadziesiątlatpóźniej. Opowiadał o tymbardzo przejęty, powtarza-jącwielokrotnie:z orzełkiem w koronie, z orzełkiem w ko-ronie – nie mieściło się tow głowie moim dziadkomirodzicom,żemożnaburzyćświątynie!Takmisięszczęśliwieułoży-

ło, że w moim domu opłakiwanibyliŻydzi.Zawszepowtarzałsiętakischemat: gdy babcia czymama za-częłaopowiadaćoŻydachzeSłom-nik iMiechowa, toobiepłakały.Je-stemwdzięcznymoimbliskimzato,czegominiemówili;żeniemówili:Jaki ten Hitler był, to był, ale przy-najmniej z Żydami zrobił porządek,a przecież często to słyszałem nawsi. I za to, comimówili – żebymsię nie bał. Pamiętam też, jak mó-wiło sięwmoimdomu o pogromiekieleckim.Słyszałem:Nie wierz, że Żydzi porywają chłopców na macę.Z domu rodzinnego wyniosłem tę

Nie ma obiektywnej historii… Fragmenty zapisu spotkania z Michałem Jagiełłą, zorganizowanego przez redakcję „Przemyskiego Przeglądu Kulturalnego”(Przemyska Biblioteka Publiczna, 20 czerwca 2011).

podstawowąprawdę,żewszyscy lu-dzie są po prostu ludźmi, że mająswojągodność.W latach 1959–1964 byłem stu-

dentem polonistyki Uniwersytetu

Jagiellońskiego w Krakowie. Trzy-maliśmysięrazemzLeszkiemDłu-goszem (poetą i pieśniarzem), conam się czasem opłacało. Na przy-kład poszliśmy razem na egzaminzhistoriiuówczesnegorektora,pro-fesora Kazimierza Lepszego. Panrektorłaskawiepodniósłwzrokipo-wiedział: –Pojedynczo, pojedynczo. Ja widzę dwóch panów, a przecież mówię, że pojedynczo! –Panie Rek-torze, ale my nie możemy pojedyn-czo.Ja bez Długosza się nigdzie nie pojawiam – odparłem. – A ja bez Ja-giełły! – dopowiedziałLeszek. – No to

dajcie indeksy. O czym chcecie mó-wić? To może pan Długosz o Jagiel-lonach, a pan Jagiełło o Długoszu…Egzamin z literatury staropolskiejzdawałem u profesora Stanisława

Pigonia, który choć byłjuż na emeryturze, tozostawił sobie jednągrupę, a z języko-znawstwa u profeso-ra Zenona Klemen-siewicza. Należę dotego pokolenia, któ-re pobierało naukiu profesorów: Kazi-mierza Wyki, Hen-ryka Markiewicza,Tadeusza Ulewicza.Byłem na obroniedoktoratu młodziut-kiegoTomaszaWeis-sa.Minęłotrochęlat.Zawierucha na Ka-sprowym. Ja mamdyżur. Jestem jużjakoś tam osadzo-nym ratownikieminaglewidzęmojegopanadoktora,atojuż

pan profesor. Ucieszyłsię:To ty, Michale!Noiod

słowadosłowa:–Wiesz, ja już powi-nienem zjeżdżać, ale błagam cię, nie zjeżdżaj ze mną. – Dlaczego? – Bo nie chcęsięprzed tobą kompromito-wać.–Profesorze, ale pan był moim mistrzem od Młodej Polski, a nie od nart!

Nie wiej przed wiatrem halnym Gdymiałemosiemlat,nawycieczcew Ojcowie i Pieskowej Skale zoba-czyłemMaczugęHerkulesaiwogó-le lite białe wapienne skały. To byłwstrząs.Wszkoleśredniejzacząłem

SPOTKANIA

Mar

iusz

Koś

ciuk Słysząc w telewizji i czytając

w gazetach o antypolskiej polityce Litwy, o próbach wynaradawiania polskiej mniejszości – obywateli

Litwy, nie traktujcie tego jako prawdy objawionej. Owszem, na Litwie wciąż żywy jest lęk

przed kulturą polską, ale prze-cież wśród tamtejszych elit nie brakuje osób mających cywilną odwagę przeciwstawiania się

przejawom antypolonizmu

Page 27: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

52 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 53KWARTALNIK q 2 (21) 2011

niemal programowo uprawiać tury-stykęgórską i czytaćksiążki z tymzwiązane. Zostałem – jak tomówiągórale – mocno sieknięty górami,a szczególnie Tatrami. Zacząłemsię wspinać, chodzić po grotach.Górskiego bożka złapałem za nogi.Kiedystudiowałem,porazpierwszywswoichdziejachratownicytatrzań-scyotworzylisięnagrupęstudentówz Krakowa, oczywiście dość dobrzejużobytychzgórami.Zorganizowa-nodlanaskursiztegonaboruparęosób,międzyinnymija,złożyłoślu-bowaniewedługrotyułożonejprzezMariusza Zaruskiego (późniejszegogenerała, twórcy naszego żeglar-stwa). I tak się zdarzyło, że będącjeszcze studentem piątego roku,zostałem przyjęty do pracy w Za-rządzieGłównymGórskiegoOchot-niczego Pogotowia Ratunkowego.Uzyskałem odręczną zgodę rektoranapodjęciepracywtakzaszczytnejinstytucji, nie tracąc przy tym sta-tusu studenta. Dzięki jednej panidoktorodjęzykoznawstwazrobiłemmagisterkę.Wtedyuważałem,żeniejest mi to potrzebne, skoro jestemwgórach,wPogotowiu,wspinamsię,znamludzi,którzybyliwpierwszejekipieMariuszaZaruskiego,ajedenw drugiego to po prostu mędrzec.Jeden z nich dał mi taką dyspozy-cję:Hej, Michał! Pamiętaj, nie wiej przed wiatrem halnym! Fantastycz-nadyrektywa!Możebyćonauzasad-nieniemoportunizmu,alemożnajątak rozumieć:Mierz siły na zamia-ry. I tapanidoktorpoprosiłaszefo-stwopogotowia,żebymidałozakazchodzenia na wyprawy, bo tylko tomożemniezmusićdozrobieniama-gisterium.Wymyśliłemsobietemat:Tatrzańska literatura turystyczna XIX wieku, dzięki czemu mogłemlegalniezbieraćmateriaływznako-micie zaopatrzonej bibliotece Mu-zeumTatrzańskiegowZakopanem.Pogotowie mieściło się w starym,zabytkowymbudynku, takzwanymDworcu Tatrzańskim, po sąsiedzkuz muzeum. Kiedy lało w Tatrach,a tam często leje, to ja siedziałemw bibliotece.Mówię o tym dlatego,że byćmoże nie byłoby tej książki

[Narody i narodowości–przyp.red.],gdybyniemojapracawPogotowiu.Ryłem, jak to się wtedy mówiło,wprasiezprzełomuXIXiXXwiekuizorientowałemsię,żejesttokopal-nia wiadomości. Co wykorzystywa-łem później w książkach pisanychmetodą nazwaną przeze mnie półżartem, pół serio „esejem antologi-zowanym”,czyliopowieściązpogra-niczahistorii,historiiideiorazhisto-rii literatury, bogato inkrustowanącytatamizprasyi innychźródełpi-śmienniczych. Tak powstało kilkaksiążek, w tym: Zbójnicka sonata. Zbójnictwo tatrzańskie w piśmien-nictwie polskim XIX i początku XX wieku oraz Gałązka kosodrzewiny. Najdawniejsze wypadki tatrzańskie w piśmiennictwie polskim.

Lekcja wielokulturowościOdpoczątkuwiedziałem, żePolskazawsze była wieloetniczna, wielo-wyznaniowa, wielonarodowa. Tentemat bardzo mnie interesował;może tutaj swoje zrobiło też mojenazwisko.Dziadek,AntoniJagiełło,powiadał,żewywodzimysięzLitwy.Zaznaczał, że niemamy na to żad-nych dokumentów, ale wie to samzprzekazu rodzinnego, że jakiś Jo-gałłazcentralnejLitwyprzeniósłsięwrejonGórŚwiętokrzyskichwoko-liceChmielnika iBodzentyna.Tamsię urodził Antoni, który potem sięprzeniósł na ziemię miechowską.Mawiał: Popatrz, wnuku! Mogło się inaczej potoczyć. Gdyby ten ktoś kiedyś nie przyjechał do Polski, mo-glibyśmy być Litwinami. Gdyby po-jechał do Nowoharodka (Nowogród-ka) – Białorusinami. Gdyby poszedł dalej w rejon Żytomierza – być może Ukraińcami. A dziś jesteśmy Polaka-mi. Takwięczawszezdawałemsobiesprawę z tego – z najwyższym sza-cunkiemdlamojejmaksymalnieza-korzenionej polskości – żemogłembyć zupełnie kimś innymw sensienarodowejtożsamości.Dobrą lekcją wielokulturowości

były dla mnie Tatry. Przecież niebyłookreśleniaSłowacja,byłyGór-ne Węgry. Prawie przez tysiąc lat

Madziarzy władali dzisiejszą Sło-wacją.Mówiło sięwęgierskie Tatry,a potem nawet wybitni ludzie – naprzykładRafałMalczewski,malarz,narciarziwmłodościtaternik–po-zwalali sobie w latach 30. na okre-ślenieczeskie Tatry,aprzecieżwie-dzieli, że to słowackie Tatry, tylkow państwie czechosłowackim. Wie-działem,żebylitamWęgrzy,Rusna-cy, Łemkowie, Żydzi, Niemcy i żeniebyłobyoscypków,bryndzyitympodobnych,gdybypasterzezBałka-nównieprzywędrowaliłukiemKar-pat,zagarniającpodrodzeciągukra-ińsko-rusiński,mówiąc dzisiejszymjęzykiem, ukraiński, i nie dotarliprawie że do Tatr. Stąd mamyRu-sinową Polanę, Przełęcz Iwaniacką,Polanę Iwanówkę. Tawielokulturo-wośćjestdlamnieosobiściebardzoważna,aloszdarzył,żezajmowałemsię tym jako urzędnik państwowy.Booto1listopada1989rokupremierTadeusz Mazowiecki, na wniosekministerIzabelliCywińskiej,podpi-sałmoją nominację na podsekreta-rza stanu w Ministerstwie Kulturyi Sztuki. Zajmowałem się różnymisprawami i w tym miejscu, wśródksiążek i periodyków, pozwolę so-biewspomnieć,żetodziękiIzabelliCywińskiej i jej najbliższymwspół-pracownikom – do których i ja na-leżałem – powstała nowa kategoriaczasopism:czasopisma patronackie.Śmiemtwierdzić:niebyłobydzisiaj:„Twórczości”, „Nowych Książek”,„Dialogu”, „Literatury na Świecie”, boonebypadłynawolnymrynku.Bywałyczasemsprawytrudne,takiejak bezprawna rozbiórka zabytko-wej kopuły na jednym z kościołówwPrzemyślu.Usłyszałem:Proszę się do nas nie wtrącać, to jest nasze! My nie będziemy tolerowali popiej czap-ki nad polskim rzymskokatolickim Przemyślem! A to, że to jest kopiawatykańskiejświątyni?!Przezosiemlatwsześciurządach

pełniłem ważną funkcję: opiekowa-łem się kulturowymi potrzebamimniejszości narodowych, obywateliRzeczypospolitejPolskiej.Stądiróż-nerozmowy,naprzykładdotycząceze-zwoleniaprzezwładzesamorządowe

na Festiwal Kultury UkraińskiejwPrzemyślu.Odbył się.Dobrze, żesięodbył.Zdarzyłosięteż,żewimie-niuRzeczypospolitejwitałemnaSu-walszczyźnie pierwszego ministrakulturyiedukacjiLitwyDariusaKu-olysa.Byłoteżtak,żepojechałemdoKijowazoficjalnąwizytą.Dowyjaz-duzaprosiłemJerzegoRejta,ówcze-snego przewodniczącego ZwiązkuUkraińcówwPolsce.Jechałempoto,bypodpisaćumowęowymianiekul-turalnej. Miałem przygotowane do-kumentywynegocjowanezKijowemz nagłówkiem Radziecka Ukraina.Ujechaliśmy z 50 kilometrów(a były to czasy przed te-lefonami komórkowymi)inaglecośmnie tknęło,zawracamy i poprosi-łem o natychmiastowezrobienie drugiej wersjitych akt z nagłówkiemUkraina. I okazało się,że jest to pierwszy bo-daj dokument podpisa-nyprzezwolnąUkrainęw Kijowie, tak się poprostuułożyło.

Narody i narodowościDlaczego powstała mojanajnowsza książka? Gdyprzed jedenastu latyprofesorAndrzej Mencwel razem z innymitworzył Instytut Kultury PolskiejwramachpolonistykiUniwersytetuWarszawskiego, powiedział:Michał, skoro Ty i teoretycznie jesteś przygo-towany do tematu wielokulturowo-ści, i osiem lat zajmowałeś się tymi sprawami, może byś u nas prowa-dził ćwiczenia z przedmiotu KulturaMniejszościNarodowychwPolsce?Odtegoczasucorokunatezajęcia

zgłaszasięconajmniej15studentów,dzięki czemu mogę je prowadzić.Zorientowałemsię,żemimoiżsątoikulturolodzy,ipoloniści,togdymó-więosprawach,wydajemisię,oczy-wistych, typuUniawKrewie,UniaBrzeska,UniaLubelskaczyAustro--Węgry, Świętojurcy – widzę prze-rażenie w ich oczach. Pomyślałemwięc,żenapiszębroszurkęna30–40

stron, powielę i rozdam na począt-ku,dziękiczemubędęmógłodrazuprzejśćdowspółczesności.Noiztegozrobiłysiędwatomy.Tompierwszypod tytułemNarody i narodowości obejmuje czasodkońcaXVIIIwiekudo rewolucji 1905–1906, która byławażnącezurąwpojmowaniukatego-riinarodu,jakiwpodejściuPolakówdotejkwestii.Drugitom,Razem czy osobno?,powinienukazaćsięjeszczewtymroku.No,wiemyjuż,żeosob-no,aleteoretyczniemogłosiętoina-czej potoczyć. Zadałem sobie pyta-

nie,jaknasipoprzednicy,publicyści,dziennikarze,eseiścipisalinatematnarodowościwPolsce,boniezajmu-jęsięhistoriografiąiliteraturąpięk-ną. Tak zwana literatura kresowaniezbyt mnie interesuje, co więcej:uważam,żetoniejestprzeźroczystytermin, tak jak określeniepolityka jagiellońska. Są one nacechowaneiniewolnonimiszermować,boczysąpartnerzydotegojagiellońskiegotańca?Wyznaczyłemsobiecel:doko-nanienajobszerniejszegoprzeglądutychtematówporuszanychwprasie.Czasopisma, w tym prasa codzien-na, zaczęłyodgrywaćcorazwiększąrolę, bo bez mediów nie da się ro-bić propagandy politycznej. SkorokoniecXIXwieku, to tworzenie sięnowoczesnych partii politycznych:endecja, Polska Partia Socjalistycz-

na, ludowcy, choćby od BolesławaWysłoucha począwszy. Pomyślałem:amoże by tak spróbować stworzyćksiążkę,wktórejbędąniepopółwy-rwane zdania, tylkowiększe cytaty,aleteżnieantologię.Jesttopotoczy-sta,mam nadzieję, opowieść, gęstoinkrustowana nie poszczególnymiwyrazami, tylko jednak zdaniami.Opowieść o tym, jak ci publicyścipodchodzili do narodotwórczych,aw końcu do państwowotwórczychtendencjiRusinów iw którymmo-mencie polscy publicyści łaskawiezaczęli pisaćUkrainiec, a nie tylko

Rusin. Jak to przyjęli polscypublicyści? Niestety, jakhorror,podobniejakuka-zanie się pierwszego pi-smawjęzykulitewskim„Aušra” (Jutrzenka),wydawanego w PrusachWschodnich (dopierow1883roku).Jakpolscypublicyści, nasze elity,podchodzili do tego, żenagle paru chłopaków –niestety głównie to bylimężczyźni – całkowicieod wieków z polskichrodzin, zaczęło mówić:No tak, ale nasi prapra-

dziadowie byli bojarami w Wielkim Księstwie Litew-

skim. To może my, wzorując się na Marianie Falskim, opracuje-my elementarz języka białoruskie-go i wydamy go, może uruchomimy pierwsze czasopismo „Niwa”... Cza-sopismopowstało,aleszybkozostałozamknięteprzezcarskącenzurę.Wkażdymrazietęksiążkępisałem

ztakiejfunkcjonalno-operacyjnejpo-trzebyiwpewnymmomenciepomy-ślałem,żemożewarto,bywpolskimpiśmiennictwiecoś takiegozaistnia-ło. Te pięć lat pracy mają państwoprzedsobą–niesątotylkobibliotecz-ne starocie, ale też sprawy gorące.Dwa miesiące temu zorganizowanomi rozmowę o tej książce w Biblio-tece Śląskiej w Katowicach. Musia-łem jednak pilnować, aby dyskusjinie zdominowały rozważania, czyistnieje narodowość śląska. Miałemteż spotkanie zorganizowane przez

Leon Wasilewski pisał: Białorusini to surowy materiał etnograficzny.

Szlag mnie trafia! Surowy materiał etnograficzny do zagospodarowa-nia przez dwie wielkości: polską

rzymskokatolicką i rosyjską prawo-sławną? No cóż, to też jest nasze

dziedzictwo…

Page 28: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

54 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 55KWARTALNIK q 2 (21) 2011

Instytut Polski wMińsku, z udzia-łemmoich znajomych – byłegomi-nistraibyłegowiceministrakulturyBiałorusi.NastępniepojechałemdoWilna, gdzie Instytut Polski urzą-dził promocję tej książki, w którejuczestniczyliDariusKuolys, pierw-szy minister kultury i edukacji Li-twy,orazEgidiusMeilūnas,byłyam-basador Litwy w Polsce, a obecniewiceminister spraw zagranicznych.Nawiasemmówiąc,mamdopaństwagorącą prośbę: słysząc w telewizjiiczytającwgazetachoantypolskiejpolityceLitwy,opróbachwynarada-wiania polskiej mniejszości – oby-wateli Litwy, nie traktujcie tegojako prawdy objawionej. Owszem,naLitwiewciążżywyjestlękprzedkulturąpolską,aleprzecieżwśródtamtejszych elit nie brakujeosóbmającychcywilnąod-wagę przeciwstawianiasięprzejawomantypo-lonizmu. Nie zawa-dzi też zastanowićsię nad posta-wą niektórychmiejscowychPolaków wo-bec niepod-ległej Litwyna początkulat 90. ubiegłe-go wieku… Towszystko jestznacznie bardziej

skomplikowaneniżsięwydajewielunaszym dziennikarzom. Być możemoje opracowanie choć częściowoprzyczyni się do złagodzenia obec-nych napięć, uzmysławiając czytel-nikom,żeniektóredzisiejsze,wisto-cieanachroniczne,obawyLitwinówprzed Polakami mają swoje dawnekorzenie.Dlarzetelnościtrzebapowiedzieć:

od samego początku tworzenia sięnowoczesnego narodu litewskiegoLitwiniwrolidiabławcielonegoob-sadzili Polaków. Wypisywali niewy-obrażalnegłupoty.ŻeJogałłazdraj-

ca, zresztą myślą tak i dzisiaj. Jamiałem przerąbane, jakmówimło-dzież,przerąbaneuniektórychPola-kówwSolecznikach,którzymówili:Ten Michał Jagiełło to nie Polak, on nas nie rozumie, stale wyciąga rękę do zgody.Azdarzałosię,żesłyszałemodLitwinów:A pan z tych Jogałłów, co to z nich zdrajca straszny?Imająwyobrażenie,żeLitwabyistniałapodzieńdzisiejszyodMorzaCzarnegodoBałtyku.Przecieżsto latpóźniejby jużWielkiegoKsięstwaniebyło,boby ich Iwan zjadł. Zresztą to, żeideałem był Witold, a zdrajcą Wła-dysław, wbijał im do głowymiędzyinnymi Józef Ignacy Kraszewski,swoimidośćokropnymiksiążka-mi, na przykład takąWitolo-

raudą.Jestwniejcośotym,że polska pijawka wypijakrewlitewską…

W każdym raziepierwsze litewskie pi-smo, czyli „Aušrę”,dobrze,toznaczyzem-patią, przyjął tylko JanKarłowicz, etnografi językoznawca, autorpierwszejpolskiejroz-prawyo języku litew-skim.Tu dygresja, wszaktak silnie jestemzwiązany z ratow-nictwem górskim:

synem Jana był Mie-czysław Karłowicz, wy-bitny kompozytor, jedenz pierwszych narciarzy,taternik i fotograf Tatr.

Zginął 8 lutego 1909 roku,iprawdopodobnie,gdybyniejego śmierć w lawinie, Ma-riusz Zaruski nie stworzyłby

tak szybko pogotowiagórskiego. Śmierć Mie-czysława była wstrzą-semdlawspółczesnych;polskojęzyczna pra-sa zapełniła się arty-kułami o tym, jak tosię stało i dlaczego?czy wolno artyście iśćw góry i narażać życie?Zaruski wykorzystał tozainteresowanie opiniipublicznej, nawołującw prasie: Składajcie dat-ki, trzeba powołać specjalne towarzystwo do ratowania ludzi w górach.Istałosię:29października1909rokuNamiestnictwoweLwowiezatwierdziło statut TatrzańskiegoOchotniczego Pogotowia Ratunko-wego. Powróćmy do Jana Karłowi-cza. Dobrze, że chociaż onwykazałsię klasą, wzniósł się ponad jałowepretensjedoredaktorówpisma.Oni są młodzi, oni mają pewne traumy, nie demonizujmy tego – zdawał sięmówić.Tu anegdota z życia autobusowe-

go. Na początku czerwca na war-szawskiej ulicy spotkałem AdamaMichnika.Cośmniepodkusiło iza-cząłemmusięzwierzaćztakichotonaiwnychmyśli:A gdyby ukazanie się pierwszego litewskiego pisma przyjął spokojnie nie tylko Jan Kar-łowicz, ale i licząca się część polskich elit? Czy ta mądra wielkoduszność nie procentowałaby nam po dzień dzisiejszy? Co by było – tokowałemjużwautobusie– gdyby takich, jak Jan było piętnastu, gdyby Polacy nie ukuli wtedy strasznego określenia Litwoman – czyli szajbnięty, prze-sunięty, wariat – na tę garstkę naro-dowców litewskich?Wtedy litewscy narodowcy nie mieliby paliwa i wia-tru w żaglach.Adamzareagował,jaktoon,emocjonalnie,serdecznie,aleprawie krzyczał na mnie, co terazspróbujęodtworzyć:Co ty wygadu-jesz!? To były takie czasy: był jeden naród. Czytająca publiczność stwo-rzyła naród polski i zaczęło się roz-rywanie na Ukraińców, Litwinów, Białorusinów. A w ogóle z tymi two-imi Litwinami, jakkolwiek by się

nasi wtedy zachowali, to i tak by to nic nie zmieniło, bo im, jak wszyst-kim żarliwym narodowcom, zawsze było mało. Zbliżał się mój przysta-nek, więc umknąłem Adamowi.Oczywiście, Adamie, masz rację.A ja?Odpowiemniczymnarcyz: le-piejbymsięczuł,gdybymniemusiałcytować tych dość okropnych tek-stów,nie,niemyślęonacjonalistach,ale – przykładowo – o najlepszymznawcy zagadnień narodowościo-wychPolskiejPartiiSocjalistycznejnurtu niepodległościowego, LeonieWasilewskim,którypisał,żetrudnomówić o istnieniu narodu białoru-skiego, bo: Białorusini to surowy materiał etnograficzny. Słyszycieto?!Surowymateriałetnograficzny!AjamógłbymbyćBiałorusinem,jakmimówiłmój dziadek. Szlagmnietrafia!Surowymateriałetnograficz-nydozagospodarowaniaprzezdwiewielkości: polską rzymskokatolickąi rosyjską prawosławną?No cóż, toteżjestnaszedziedzictwo.Moja opowieść toczy się z biegiem

lat, i właściwie jednym z ważnychbohaterów Narodów i narodowościjest c z a s. Stąd bardzo istotne jestosadzanie danej wypowiedzi w cza-sie imiejscu jej zaistnienia. Jest rok1832. AdamMickiewicz prosi i żąda:Nie rozróżniajcie się między sobą, mó-wiąc: […] ja Litwin, ty Mazur. […]Li-twin i Mazur bracia są; czyż kłócą się bracia o to, iż jednemu na imię Wła-dysław, drugiemu Witowt? Nazwisko ich jedno jest, nazwisko Polaków.Jestrok 1836. Joachim Lelewel powiada:Całość narodowa na jedności i zupeł-

nej spójności zależy. Ukra-iniec, Kaszub, Rusin, Wielko- lub Małopolanin, Litwin, Podolanin, Żmu-dzin, Mazur, Wołynianin i jakiej bądź ziemi daw-nej Rzeczypospolitej syn jest Polakiem i w tym jedynie nazwisku ca-łość naszą widzimy. […] A wszelki uszczerbek starodawnych granic, za

krzywdę narodu, za ska-leczenie jego niepodległości

poczytać należy. Zależy mi,żeby czytelnik, szczególnie młody,nietraktowałtychdwóchwybitnychmyślicieli jako protoplastów zapie-kłychendeków.Botoniebyłow1918roku. Wpadłem więc na pomysł, żezacytuję Fryderyka Engelsa, w tymismakowitefragmentyzjegolistudoKarolaMarksa, aby niemal w aneg-dotycznejformiepowiedzieć,żetakigarnitur nosiła cała demokratycznaEuropa rozróżniająca narody histo-ryczne od ludów, rodowości, naro-dowości niehistorycznych. I wiem,że ten fragment takwłaśnie jestod-bierany.Ale otowomówieniumojejksiążki na łamach „Nowej EuropyWschodniej”zezdumieniemczytam:Kto mi wyjaśni, po co autor, którego nie podejrzewam o marksistowskie sympatie, wcisnął w tę książkę aż dwa cytaty z Engelsa?Cóżmamnatopowiedzieć? Może tyle: okazuje się,że zagadnienia narodowościowe towciążgorącytemat…Teraz jeszcze parę słów o innych

moich książkach: bo na stare siwelata zadebiutowałem tomem poezjiGoryczka, słodyczka, czas Opowie-ści.Musiałem to napisać, takimia-łem imperatyw, choć przyznam,bałem się, jak zostanie to przyjęteprzez krytykę. Ale jakoś się udało,nawet dostałem Nagrodę Warszaw-skiej Premiery Literackiej. Potemwyszedł tom Sosna i pies. Poemat z Zagrody, gdzie ani słowa nie mao górach, tylko o moim chłopskimdzieciństwie i wczesnej młodości.A najnowszy tomik to Ciało i pa-mięć,zprzetworzonymobrazemSta-nisławaWitkiewiczanaokładce.

Szokiem dla Polaków było to, że w pewnym momencie demokraci

i liberałowie niemieccy powie-dzieli tak: demokracja demokra-cją, liberalizm liberalizmem, ale

Poznańskie jest niemieckie!

Michał Jagiełło

Paw

eł K

ozio

ł

Page 29: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

56 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 57KWARTALNIK q 2 (21) 2011

BOGDAN huK: Wspomniał panoJoachimieLeleweluiwykazał,żeniemógłbyćendekiem,jakkolwiekjestautoremzdania:Nie ma Litwy, Żmudzi, Rusi, jest jedna Polska. Pańska wykładnia zawiera pewneostrzekrytycznewobectradycjien-deckiej, jednocześnie na początkuswegowystąpieniapowiedziałpan,żePolskazawszebyławielonarodo-wa.PolskaczyRzeczpospolita?Czyodróżnia pan te dwa pojęcia?Czyniejesttak,żejęzykdzisiejszejkul-turypolskiejjestnieprecyzyjny,je-ślichodzioopisanierelacjimiędzykulturąruską(ukraińską)apolskąpouniiLubelskiej?Niewychwytu-jeontego,żeRusini(ukraińcy)niemogli być prostąmniejszością na-rodową,akulturaruskajakimśpe-ryferium.RozmiaryRusiwRzeczy-pospolitej, większej od polskiegoterytoriumetnicznego,jakipoten-cjał kulturalny Kijowa wymagająw dialogu na temat wielokulturo-wościniepolskiejperspektywyijejumniejszającegowszystkieinnościjęzyka, ale takich podejść i ujęć,któreustrzegąpanaiinnychprzedeksploatacją terminologiidomina-cji.Przedchwiląironizowałpannatemat sentymentalnej wielokultu-rowości,alejeślijakoautorbardzociekawej książki wypowiada panzdanie, że Polska od zawsze byławielonarodowa,towidzę,żebłądzipo tej książce cień kolonializmu.AlboPolska,alboRzeczpospolita.

M.J.:Tojasne,żesąpewnepodstawy,abyto,cosiędziałowRzeczypospoli-tejwniektórychokresach,traktowaćw kategoriach kolonii wewnętrznej.Alewartopamiętać,ktomówi,ktopi-szedanytekst,kiedyiwjakimkon-tekście.Przecieżkoncepcja polskie-gonarodupolitycznegobyłabardzonowoczesna; została zrealizowanajeszcze przed Konstytucją StanówZjednoczonych i przed rewolucjąfrancuską, jeszcze zanim intelektu-alnieopanowalitodopierofrancuscyencyklopedyści oświeceniowi. Fran-cjapowstałajakonowoczesnynaródFrancuzów, nieporównanie bardziejbrutalnie niż I Rzeczpospolita. Co

zrobiono z Bretończykami? Arbi-tralnie wybrano jeden z dialektówfrancuskichinarzuconogoszkołomiwojsku.Takigarniturnosiliówcze-śni demokraci, także nasi jakobini:ksiądz Franciszek Salezy Jezierski,StanisławKonarski,HugoKołłątaj...KołłątajchciałobcinaćpejsyŻydomirozdziewaćichzchałatów.Ijamammówićonim,żebyłnacjonalistą?Takwłaśnie wyobrażała sobie ówczesnaEuropa tworzenie narodu. Dlaczegotaki tytuł –Narody i narodowości?Przecieżbyłakoncepcjanarodówhi-storycznych iniehistorycznych.Całaelita historiografów i ówczesnychpolitologów mówiła: tytuł prawdzi-wego narodumożemieć ten naród,któryalbo istniejekilkaset lat, albotak jak Polska miał kiedyś wielkiepaństwo,adzisiajgoniema.Węgrzybyli ileś lat, ale czy Czesi są naro-dem?Niektórzyodmawiali im tego.Więc,powtórzę,przytoczyłemopinięEngelsa, że dopiero od Metternicha dowiedzieli się Rusini, że Polacy są ich ciemięzcamiiżeCzesi–taki nie istniejący w ogóle w historii „naród” zgłasza pretensje do niezawisłości.O Słowakach, Chorwatach i in-

nychdemokracimówili,że tosąpa-rafiańszczyzny, narodkowości. Oczy-wiście, procesy polonizacyjne były.Szły samoczynnie. To jasne, że pa-nowie litewscy (dziś byśmy powie-dzieli: panowie litewscy, białoruscyiukraińscy)wyjechalizLublinaipo-temwrócili,boZygmuntAugustichprzymusił. Czy to był pierwszy akt,jak chcą dziś niektórzy Litwini, no-woczesnej tożsamości i świadomościnarodowej? Wątpię. To była obronawłasnych interesów stanowych, kla-sowych. O nowoczesnych narodach,onowoczesnympatriotyzmiemożnamówićwzasadziedopieroodWiosnyLudów.KongresdemokratówwPra-dze w 1848 roku z silnym udziałemdemokratów niemieckich, tak zwa-nych frankfurtczyków, przerwanyprzez bombardowania armat habs-burskich,byłbardzoważny.Tamporazpierwszydoszłodozakwestiono-waniaświętościpojęciapolski naród polityczny, który do tej pory mógłsię składać z Polaków, Żmudzinów,

Litwinów, Rusinów, Ormian, a na-wet Żydów, jeśli przyjęci zostali doherbu.TotamdelegacjaRusinówpo-wiedziałaporazpierwszywdziejachwobecmiędzynarodowegogremium:my odłączamy się od delegacji pol-skiej, stanowimy własną delegację rusińską. To był szok dla Polaków.Adrugimszokiemdlanichbyłoto,żewpewnymmomenciedemokraciili-berałowieniemieccypowiedzielitak:demokracja demokracją, liberalizm liberalizmem, ale Poznańskie jest niemieckie!.Towszystko jestbardzozawikłane i warto pamiętać o tym,by nie przenosić na przykład pojęćnawet z drugiej połowy XIX wiekuw czasy późniejsze. Zupełnie czyminnymjesttekstotym,żemywszy-scyjesteśmydziećmijednejmatki–Polski, pisany przez Mickiewiczai Lelewela, a czym innym taki samtekst pisany przezDmowskiego.NapoczątkuXXwiekuniebyłowPolscenie tylko siły politycznej, ale nawetżadnej liczącej się grupy polskichintelektualistów,którabysięgodziłaz postulatem Ukraińców o podzialeGalicji. Nie było. Najbardziej wysu-nięci w stronę, mówiąc dzisiejszymjęzykiem, wielokulturowości i plu-ralizmu polscy demokraci tego nieakceptowali;używaliargumentu,na-zwijmy to, operacyjno-technicznego:jak to podzielić, skoro jesteśmy takpoprzerastani? Na przykład wnu-kowie Fredry; jeden z nich wybieraopcjęukraińską,adrugipolską.Jakmamy to rozcinać? Antonowicz sta-jesięAntonowyczem, i takdalej.Tępostawę demokratów jeszcze jestemwstaniezrozumieć,boniewiem,jaksam bym się zachował w tamtychczasach. Natomiast nie rozumiemtego, że tylko stosunkowo nielicznizpolskichdemokratówdomagalisięukraińskiego uniwersytetu we Lwo-wie.Tojestplamanapolskimhono-rzeiplamąnapolskościjestto,żeIIRzeczpospolitasięnatoniezdecydo-wała.

PROf. JERZy JARZęBSKI: takmi przyszło do głowy, że my,społeczeństwo, myślimy raz doprzodu, raz do tyłu. W momencie

kiedy Polska powstawała w 1918roku,Polacyniedokońcazdawaliso-bie sprawęz tego, coodbudowują,toznaczy,myśląc„dotyłu”,chcieliodbudować Rzeczpospolitą, nato-miast, myśląc „do przodu”, per-spektywicznie, odbudowywali Pol-skę, bo w międzyczasie powstałaideapaństwanarodowego.Dlategojako naczelnej idei odbudowy oninaprawdę potrzebowali tradycjipolskiej,którąstłamszonowXvIIIi XIX wieku, bo mocarstwa, któ-re dokonały rozbiorów, zwłaszczaPrusyiRosja,zawszelkącenępró-bowały wychować młodychPolaków w przeświadcze-niu, że bycie Polakiemjest nieatrakcyjne,wręcz uwłacza godno-ści. Przypomnijmy so-biescenęzSyzyfowych prac: nudna jak flakizolejemlekcjapolskie-goidopierozesłanynaprowincjęuczeńzWar-szawy recytuje kole-gom Redutę Ordona,żeby zobaczyli, czymnaprawdęmożebyćpol-skapoezja. Ideawspiera-nia odrębności narodowejukraińców czy Białorusinów jestz jednej strony naturalną kon-sekwencją wykształcania się ichnarodowejtożsamości,zdrugiej–elementem imperialnej politykirosyjskiej,obliczonejnarozmonto-wanie Rzeczypospolitej. Przecieżze swojej strony Rosjanie wcalenie pielęgnowali odrębności, aleprzeciwnie: tworzyli własną mi-tologięunifikującą, czy towwiel-koruskim, czy panslawistycznymstylu.Dlategorzeczywiścietrudnorobić z Mickiewicza czy Lelewelaendeka. Im chodziło raczej o za-chowanie resztek potęgi dawnejRzeczypospolitej. A że w opar-ciu o ideę narodową polską? Cóżdziwnego, skoro wówczas kulturapolskadominowaławśródwarstwwyższych społeczeństwa – nie tyl-kouPolaków.Wtensposóbróżnicakulturowanałożyłasięnakonfliktspołeczny,cobyłozarzewiemprzy-

szłychwielkich tragedii, alemałokto to rozumiał na początku XXwieku. Pamiętam książkę MariiCzapskiejEuropa w rodzinie.Jesttam bardzo znaczący fragment:koniecpierwszejwojnyświatowej,Niemcyodchodzą,Sowieci jeszczenie przyszli. Zbiera się wMińskugrupawłaścicieliziemskichioczy-wiście chcą odbudowywaćPolskę.tylko dwóch spośród nich mówi,żetoniejestdobrypomysł.Popro-stuodkrywają,żeonisami–ilud-nośćokoliczna–sąBiałorusinamiimająswojewłasne,odmienneod

Polakówinteresy.Aletusięmusia-ło najpierw bardzo wiele zmienićw myśleniu, aby więcej ludzi po-parłotychdwóch.

M.J.: Polakom strasznie wbiła siędo głowy mapa sprzed 1772 roku.Wdrugimtomiebędępisałotakiejsprawie: na przełomie 1913 i 1914roku Czesław Jankowski ośmieliłsięnapisaćmniejwięcej tak:skup-my się na Polsce etnograficznej,wycofajmy się zewschodu, bo jed-na kamienica na Marszałkowskiejwięcej znaczy niż jakieś pałacegdzieś tam,nakresach. Iwyobraź-ciesobie,ktoskoczyłmudogardła.Wielkiświętypolskiegosocjalizmu,EdwardAbramowski.TanowaPol-ska, ograniczona do etnograficzne-gopolskiegoterytorium,musiałaby,powiadał on w polemice zatytuło-wanej znamiennie Pomniejszyciele ojczyzny,wyrzec się nie tylko Mic-

kiewicza, Słowackiego i Kościuszki, jako obcych sobie, ale przekreślić także całą swoją historię […]. Dlatejhipotetycznejetnograficznej Pol-ski trzeba by było utworzyć nową kulturę i nową duszę. Nie miałaby ona ani historii, ani przeszłości. Czy z takim okaleczeniem duchowym naród mógłby żyć? Gdy to po razpierwszy przeczytałem, myślałem,że śnię! Nie będę przecież pouczałAbramowskiego…Ijużsamatawy-powiedź wybitnego demokraty po-wstrzymujemnieprzedudawaniemmądregodzisiaj,gdywiem już, jak

siępotoczyłahistoria.Wewstę-pie swojej książki piszę, żeponieważ sam nie wiem,jak bym się zachował,gdybym żył w tamtychczasach, staram się nierzutować dzisiejszychnaszych czymoich oso-bistych opinii na prze-szłość, chociaż czasemnie wytrzymuję i przezzaciśnięte zęby daję ja-kiśmaleńki komentarz.Pochlebiam sobie, a ra-czej chcęwierzyć, że niebyłbym nacjonalistą ani

endekiem. Ale nie wiem, na-prawdęniewiem,próbowani jeste-śmyogniem…

B.h.: Niedawno jechałem przezPodlasie, wsie wokół Białej Podla-skiej,Włodawy.Nawłasneoczywi-działemskutkiwydarzeńwokresie1875–1905, zakończone przejściemw 1905 roku około 200 tysięcy Ru-sinów grekokatolików na rzymskikatolicyzm. O tym fakcie nikt do-tychczas nawet się nie zająknął,leczwydajesię,żemamytufunda-mentalny przykład grubymi nićmiszytegonowoczesnegokonstruowa-nia narodu polskiego: greckokato-liccyRusininaPodlasiuiChełmsz-czyźnie zostali wchłonięci przezrzymskokatolicką polskość. I już?Nie, ponieważ spotkałem trochęmłodych ludzi, których bardzo za-stanawiają niejasności rodowoduzwiązane z ich nazwiskami koń-czącymisięnana-uk,aniena-ski

Sam nie wiem, jak bym się zachował, gdybym żył w tamtych

czasach. Ale chcę wierzyć, że nie byłbym nacjonalistą

ani endekiem

Page 30: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

58 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 59KWARTALNIK q 2 (21) 2011

czy -cki. Na Podlasiu są dziesiątkicmentarzy -uków: tomaszuków,Popadiuków, Mielniczuków, ale sąteżżywiSkibiniukiczyPawluczuki.Okazujesię,żeciostatniaktywniegrzebią w swoich rodowodach…Wydajemisię,żenaPodlasiumożedojść do ciekawej próby odgrze-bywania unickości, grekokatoli-cyzmu, Rusi, co może skończy sięraczejtylkonaukrainie.Czyzare-jestrowałpantozjawiskowswoicheskapadach?

M.J.: Tak, były najróżniejsze spra-wy. Kiedy byłem wiceministrem,przyszło do mnie dwóch młodychmężczyzn. Mówili, że są Ukraińca-mi,amnienazwiskojednegoznichskojarzyło się z autorem piszącymwiersze po białorusku.Więc pytamo tę zbieżność. Okazało się, że tojegoojciec.Byłrok1992lub93.Do-brze,żecoświedziałemotychskom-plikowanych sprawach i że sponta-nicznieniezapytałemnaprzykład:No jak to?! Nie wiesz, synu, kim jesteś? Twój ojciec Białorusin, a ty Ukrainiec?!.Bomogłobyćtak,żetobyłaukraińskarodzinaibyuniknąćprzesiedlenia w ramach akcji „Wi-sła”,zapisałanaBiałorusinów–jak

to się wtedymówiło – i przeniosławrejonHajnówki.Inna sprawa: jedna ze studentek

zmojejgrupynaUniwersytecieWar-szawskimpyta,czymogłabynapisaćpracę zaliczeniową o Karaimach.Ucieszyłem się, bo przez wiele latnikt ze studentów słówka o Kara-imachnie pisnął, a tu jużw jednejgrupiedrugapracaonich.Okazujesię, że jej dziadek był Karaimem,ionawłaściwieterazdogrzebujesięswoichkorzeni.

PROf. J.J.: Wróćmy do wątku jako-bińskiego, bo to pozwala wiele zro-zumieć. Przy całym szacunku dlanowoczesnościmyśleniajakobinów–oni mieli skłonność do pojmowa-nia społeczeństwa jako zrzeszenialudzi abstrakcyjnych. takich ludziwykoncypowanych, papierowych.Dobry francuski citoyen podług ja-kobinów miał być człowiekiem nie-jako spod sztancy, wychowywanymw państwowych szkołach, wedlejednego dla wszystkich programu –i jedną, francuskąojczyznęmiałko-chać (a nie burgundzką, bretońskączy prowansalską). taki citoyen byłwłaściwie własnością Republiki,apierwszekonstytucjepróbowałygo

zunifikowaćzcałą resztąobywateli.Dlategowpreambuledobardzono-woczesnej i postępowej Konstytucji3 maja Litwini czy Rusini znikają.Następujeujednolicenieobywateli –oczywiściepodpolskimszyldem.Alewtedy żaden innynie jest praktycz-nie możliwy, więc Polacy stają sięokreśleniem nie tyle przynależnościetnicznejczykulturowej,ilepolitycz-nej,ainnychnacjipoprostuniema.

M.J.:Noniema.Jasiębardzodziwię,że Litwini fetują rocznicę uchwale-niaKonstytucji3maja!

PROf. J.J.: No właśnie! Odkrywa-my tutaj, że tożsamość jest czymśskomplikowanym i bardzo kon-kretnym, bardzo indywidualnym,lepionym na osobisty obstalunek,aideadobregopaństwawtejchwi-lipoleganatym,byuszanowaćwy-nikającestądróżnorodności.

M.J.: Tak, uszanować indywidualizmi różnorodność, natomiast uważaćtylko,abynietworzyłysięgetta,któ-reżyjąswoimżyciemiktórezdefi-nicji kontestują porządek państwa,wktórymsięznajdują.

Opr. Redakcja

Michał Jagiełło (ur. 1941 w Janikowicach pod Krakowem) – historyk literatury polskiej, prozaik, ese-ista, publicysta i poeta. Absolwent polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Od młodości związany z górami: taternik, ratownik, były naczelnik Grupy Tatrzańskiej Górskiego Ochotniczego Po-gotowia Ratunkowego, członek honorowy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. W la-tach 1966–1981 członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Przez rok zastępca kierownika Wydzia-łu Kultury Komitetu Centralnego PZPR, z której to funkcji zrezygnował po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku. Publikował w drugim obiegu. W latach 1989–1997 wiceminister kultury i sztuki, a od 1998 do 2006 roku dyrektor Biblioteki Narodowej w Warszawie. Prowadzi zajęcia w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Odznaczony między innymi Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, litewskim orderem Księcia Giedymina IV stopnia i ukraińskim krzyżem „Za zasługi” III stopnia. Autor książek: „Tygodnik Powszechny” i komunizm (1945–1953) (drugi obieg, 1988), Trwałość i zmiana. Szkice o „Przeglą-dzie Powszechnym” 1884–1918 (1993), Partnerstwo dla przyszłości. Szkice o polityce wschodniej i mniej-szościach narodowych (wyd. 2: 2000), Próba rozmowy. Szkice o katolicyzmie odrodzeniowym i „Tygodniku Powszechnym” 1945–1953 (t.1–2: 2001), Słowacy w polskich oczach. Obraz Słowaków w piśmiennictwie polskim (t. 1–2: 2005) i innych. Ostatnio ukazały się: Wołanie w górach. Wypadki i akcje ratunkowe w Tatrach (wyd. 7: 2006), Goryczka, słodyczka, czas Opowieści (2007), Sosna i pies. Poemat z Zagrody (2008), Ciało i pamięć. Wiersze (2010), Narody i narodowości. Przewodnik po lekturach (t. 1: 2010).

KSIĄŻKI

Bruno Drwęski

Znany specjalista od spraw narodowo-ściowych przedstawił w tej książce

w sposób bardzo wnikliwy i przekonują-cy rozwój stosunków narodowościowych i ewolucję wyobrażeń o nich na obszarze Pierwszej Rzeczypospolitej w ciągu dłu-giego XIX wieku (1795–1905). Dokonał tego przede wszystkim na podstawie wy-branych tekstów ówczesnych polskich myślicieli reprezentujących główne orien-tacje polityczne i geopolityczne. Jego praca stanowi bardzo ważny dokument dotyczący rozwoju świadomości polskiej w tym okresie. Poświęcona jest bardziej wewnętrznemu, polsko-polskiemu dia-logowi tożsamościowemu aniżeli sto-sunkom Polaków wobec swych wschod-nich sąsiadów. Dlatego niewiele w niej cytatów autorów niepolskich, zwłaszcza Ukraińców, Litwinów, Białorusinów. W tej kolejności właśnie, bo to wynika z wagi, jaką przykładali wówczas Polacy do po-szczególnych spraw narodowościowych, zarówno chronologicznie, jak i później politycznie. Autor wybrał poszczególne cytaty właśnie w zależności od świado-mości znaczenia poszczególnych spraw w owym czasie.

Mimo że książka traktuje przede wszystkim o polskiej proble-matyce narodowej i tożsamościowej, autor nie stroni od tematy-ki pozornie dalekiej od Polski – rozwoju narodowej tożsamości francuskiej, niemieckiej i innych. Bo wiadomo, że już wówczas, nawet jeśli termin globalizacja nie był znany, właśnie proces two-rzenia nowoczesnych, umasowionych narodów wypływał z pro-cesów związanych z rozwojem kapitalizmu i ogólnoświatowego, zjednoczonego rynku (co miało doprowadzić do pierwszej wojny światowej o podział świata i w konsekwencji do rewolucji, kontr-rewolucji, nacjonalizmów, faszyzmów, drugiej wojny światowej i powstania nowych granic między narodami i państwami naro-dowymi lub wielonarodowymi). Dlatego autor słusznie sięga cza-sem do tekstów „założycielskich” wiodących wówczas narodów, narodów ówczesnych mocarstw zachodnich. Mocarstw kolonial-nych, o czym nie należy zapominać, bowiem mentalność kolo-nialna przedstawiała się wtedy wszystkim narodom – panującym, poddanym, rodzącym się, jak i upadającym – jako ostateczna możliwa norma życia narodowego. Wpływało to na postawy na-rodów „peryferyjnej Europy”. Autor zwrócił uwagę na rodzący się spór między narodami historycznymi i ich elitami posiadającymi

a narodami niehistorycznymi, czy-li grupami etnicznymi o bardziej ludowym charakterze. Prowadzi-ło to do coraz większych napięć w momencie rozwijających się na świecie prądów demokratycz-nych i radykalno-ludowych. Na tym tle miejsce Polaków stawało się coraz bardziej dwuznaczne, oscylujące między upadającą „szlacheckością” a wzrastającą lu-dowością bądź mieszczańskością. Autor wskazuje powiązania mię-dzy sprawami społecznymi, wręcz klasowymi, a tożsamością naro-dową i polityczno-narodową, z in-nymi, też wówczas zmieniającymi się, „granicami polskości” (Śląsk, Mazury, Kaszuby, Spisz i tak da-lej). Nie stroni także od cytowania kluczowych autorów ówczesnej (i nie tylko ówczesnej) myśli spo-łecznej (Johann Gottfried Herder, Karol Marks, Karl Kautsky i inni).

Można żałować, że pozostawił nieco na uboczu kwestie mniej-szości żydowskiej i niemieckiej, które, zwłaszcza na terenach na-rodowościowo i religijnie miesza-nych, stanowiły swoisty barometr

ewolucji nastrojów i postaw całej lokalnej społeczności. Świad-czyły też one poniekąd o coraz bardziej słabnącej atrakcyjności polskości, właśnie na tych obszarach. Tragedia polskości w cza-sach zaborów to tragedia jeszcze elitarnej, postszlacheckiej kultu-ry, która z wielkim trudem mogła się nadal rozwijać i wywoływać zachwyt u niegdyś poddanych, w momencie gdy nowoczesne machiny państwowe zbudowane wokół wielkich burżuazji im-perialistycznych wzbudzały wszędzie podziw i zazdrość. I działo się to w czasie, kiedy bardziej radykalne, a często i rewolucyjne prądy stawiały lud na pierwszym miejscu, co spychało polskich demokratów jeszcze na słabszą pozycję aniżeli ich towarzyszy z budzących się narodów „kresowych”. Widać to szczególnie na przykładzie litwaków (Żydów pochodzących z Litwy) lub Niem-ców gdańskich, a nawet łódzkich lub wołyńskich, oscylujących pomiędzy własnym nacjonalizmem, internacjonalizmem a roz-wijającymi się nacjonalizmami: polskim, rosyjskim, niemieckim i akurat wchodzących do historii narodów „kresowych”. Autor słusznie więc zwrócił uwagę na ewolucję poglądów Marksa na temat narodów niehistorycznych (jak i Polaków), i to w zależno-ści nie od jego sympatii, ale od roli, jaką na określonym etapie

Narodowości dziewiętnastowiecznej Polski

Michał Jagiełło

Narody i narodowości. Przewodnik po lekturach. Tom I

Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2010

Page 31: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

60 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 61KWARTALNIK q 2 (21) 2011

KSIĄŻKI

Andrzej Juszczyk

Niedawno na naszym rynku ukazała się nowa książka Jonathana Littella

Czeczenia. Rok III. Sam ten fakt wzbu-dził we mnie mieszane uczucia: z jednej strony temat jest dość passé. Owszem, była Czeczenia na ustach wszystkich przez długi czas, poruszała sumienia wygodnej i wolnej Europy, inspirowała nawet naszych rodzimych artystów do różnych enuncjacji artystycznych. Ale dziś nazwa Czeczenia nie intryguje, a ra-czej wzbudza znużenie. Z drugiej strony: Littell to jedno z najbardziej elektryzu-jących nazwisk współczesnej literatury, znane właściwie tylko z jednej, ale za to doskonałej powieści Łaskawe (2008). Tamta książka, pozornie drobiazgowa re-konstrukcja zdarzeń II wojny światowej, poraziła mnie sugestywnością narracji, niesamowitą konstrukcją bohatera-nar-ratora, który choć jest złym SS-manem, to wciąż przykuwa uwagę i wywołuje jakiś rodzaj fascynacji. Za-kończenie tej powieści, w którym cała faktografia i historyczność ulatują, w którym wojna znika za jakąś nieogarnioną hipnotyczną wizją, można porównać z najlepszymi fragmentami prozy XX wie-ku, jakie wyszły spod pióra Celine’a, Manna albo Joyce’a.

Zatem pomyślałem, że skoro tematem Czeczenii zajął się taki pisarz, w dodatku dobrze znający miejscowe realia i osobiście za-angażowany w tamtejszą rzeczywistość (w czasie wojny był tam wolontariuszem organizacji humanitarnych), to powinniśmy mieć do czynienia z dziełem arcyciekawym, intrygującym, idącym na przekór naszym wyobrażeniom.

Jednak gdy zacząłem czytać tę książkę, moja ekscytacja ma-lała z każdą stroną. Choć niby wszystko jest tu jak trzeba: oto człowiek z Zachodu, dobrze rozpoznający miejscowe realia, po-stanowił napisać reportaż o dniu dzisiejszym tego regionu. Poznał już wcześniej miejsca i ludzi, dobrze orientuje się w kwestiach politycznych, dobrze zna też ludzką psychikę, więc mógłby na-pisać dzieło na miarę Cesarza Kapuścińskiego – dziennikarsko i literacko wielkie. A jednak książka pozostawia duży niedosyt.

Z jednej strony Czeczenia. Rok III imponuje faktografią. Liczba nazwisk, nazw miejscowości robi wrażenie – widać, że autor wie-le zobaczył i zapamiętał. Niemniej wydaje się, że akumulacja tych nazw własnych nie idzie w parze ze zrozumieniem tego świata. W pewnym momencie można się zagubić w ilości szczegółów, a z drugiej strony Littell pozostaje na poziomie dużego uogólnie-nia, kiedy próbuje wyjaśnić czeczeńską rzeczywistość. W gruncie rzeczy dowiadujemy się, że rządzący w 2009 roku Czeczenią Ramzan Kadyrow jest lokalnym władcą absolutnym, a swą po-zycję zawdzięcza Putinowi, który chciał osadzić na kaukaskim

tronie wiernego wasala. I zasadniczo poza tę konstatację Littell nie wychodzi. Owszem, gromadzi wiele przykładów na absolutyzm Kadyrowa, ale często opie-ra się w tym na pojedynczych relacjach ludzi pragnących zachować anonimo-wość, przez co siła reportażu maleje.

Jest w tej książce moment, który mnie jakoś poruszył. To próba rekonstrukcji okoliczności śmierci Natalii Estemiro-wej, działaczki organizacji Memoriał w Groznym, która prawdopodobnie została zamordowana przez ludzi Ka-dyrowa. To paradoksalne, ale dopiero w tym fragmencie, kiedy Littell rezygnuje z reporterskiego sprawozdania, czyta się jego tekst z przejęciem. Kiedy wraca do faktów, danych i doświadczeń, robi się znów nudnawo.

W ogóle śmierć Estemirowej to punkt zwrotny w światopoglądzie Littella, bowiem jego pierwsze wrażenie z pobytu w Czecze-nii Anno Domini 2009 było niezwykle po-

zytywne. Zobaczył kraj odbudowany po potwornych zniszczeniach. Kraj, w którym ludzie normalnie żyją, w którym może się odnaleźć na-wet zachodni Europejczyk czy Amerykanin. Dopiero śmierć działaczki Memoriału sprawia, że wyrzuca do kosza gotowy reportaż i od nowa patrzy na Czeczenię. Szczerze przyznaje, że dał się uwieść propagan-dzie sukcesu Kadyrowa i zasadniczo zmienia swój ogląd tego miejsca, opisując je jako prywatny kraj azjatyckiego możnowładcy. I w tej jed-noznacznej perspektywie utrzymana jest narracja całej książki.

Oczekiwałem po Littellu jakichś niezwykłych obserwacji, ja-kichś szczegółów, które porażą mnie swoją specyfiką (jak to było w Łaskawych). Jednak skupia się on prawie wyłącznie na opisie ludzi władzy (dawnej i obecnej), na analizie systemu społeczne-go, na zjawiskach wielkich. Natomiast nie mam pojęcia, jak żyje się tam zwykłym ludziom, którzy z potwornej wojny przeszli do wygodnego świata, gdzie mają dostęp do wszystkich zdobyczy zachodniej cywilizacji. Kadyrow jest sam w sobie postacią cie-kawą i złożoną – wasal Kremla, brutalny w działaniu, który siłą i sprytem zaprowadza jednak prawdziwy pokój w swoim kraju. Samodzierżca, który ma jednak ambicję stworzyć swym podda-nym najlepsze warunki do życia: buduje mieszkania, gmachy użyteczności publicznej, które mają być pomnikiem jego maje-statu, ale też służyć ludziom. Jednak tej dwuznaczności Littell nie opisuje, nie stawia pytań trudnych, nie próbuje wniknąć w jego świat. A przecież Kadyrow to postać jak z Łaskawych.

Czeczenia 2009 wydaje się miejscem stworzonym dla złożo-nych psychologicznie obrazów, jednak w ujęciu Littella jest tylko miejscem tworzenia się nowego układu władzy. Siła reportażu Littella nie umywa się do wizji władcy Etiopii stworzonej przez Kapuścińskiego (pod względem psychologii).

Jonathan Littell

Czeczenia. Rok III

Przełożyła z angielskiego Małgorzata Kozłowska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011

dziejów odgrywała dana kultura polityczno-narodowa w ramach światowego procesu demokratyzacji i radykalizacji stosunków społecznych. A historia w XIX wieku zaczynała pędzić w oszała-miającym tempie! Bo jak najbardziej archaiczna z początku XIX wieku Rosja stała się stopniowo, ale i szybko – przynajmniej tak się zdawało – kuźnią światowych procesów radykalnej demokra-tyzacji stosunków społecznych, co zauważyli długo przed 1905 rokiem tak różni myśliciele, jak Roman Dmowski i Karol Marks.

Zbiór wybranych i omawianych cytatów pozwala też zrozu-mieć, dlaczego język polski i polska kultura, co prawda z tru-dem, rywalizowały wówczas z kulturami opierającymi się na sile coraz bardziej nowoczesnych państw, co było samo w sobie nieomal cudem i niemałym wyczynem. Coraz mniej były one natomiast zdolne do rywalizacji o rząd dusz na terenach, gdzie sprzeczności społeczne splatały się z gospodarczym i oświato-wym opóźnieniem oraz z kwestią wyboru języka pozwalającego masom wyjść na szerokie ogólnoświatowe tory rozwoju. Pomału „lokalna mowa” stawała się wówczas nie gorszym od polskie-go narzędziem modernizacji i demokratyzacji oraz dotarcia do światowej literatury politycznej, naukowej, technicznej i filozo-ficznej, tworzonej w językach wielkich mocarstw. Pośrednictwo lub filtr polskich elit przestawały być potrzebne i wręcz mogły się wydawać opóźniające i szkodliwe dla modernizacji i awansu społecznego. Takie refleksje można snuć z tej lektury, która po-kazuje zarówno odważną żywotność polskiej myśli w XIX wieku, jak i niemożność rywalizacji na równych zasadach z wiodącymi wówczas państwami i nowoczesnymi organizmami społeczno- -gospodarczymi.

Autorowi udało się ukazać kontekst, w którym poszczególne postawy się rozwijały. Mamy tu do czynienia z bardzo zrówno-ważonym obrazem sprzecznych prądów powstających nad Wi-słą przez cały opisany okres. Można żałować, że nieobecna jest tu myśl Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy, jak i au-stromarksistów, a szczególnie Róży Luksemburg. Dokonała ona analizy rozwoju stosunków gospodarczych na obszarze polskim w kontekście globalnym w sposób zapewne dla wielu szokujący i jej diagnoza okazała się częściowo trafna, jeśli wziąć pod uwagę

chociażby rozwój gospodarczy państw na obszarze Międzymorza i całej Europy Środkowo-Wschodniej, od Grecji po Bałtyk, w ciągu XX wieku. Z ich ówczesnym, nieudanym, przynajmniej wówczas, pędem, żeby ostatecznie dogonić państwa rozwinięte, i to nieza-leżnie od zmian ustrojowych.

Michał Jagiełło natomiast wnikliwie analizuje pozornie dziwne zjawisko większej tolerancji językowej, jak i narodowej konser-watystów wszystkich nieomal narodowości w porównaniu z libe-rałami, którzy celowali w ujednoliceniu rynków, a więc i państw istniejących, jak i postulowanych. To zmuszało ich poniekąd do ignorowania lub wręcz zwalczania wszelkich partykularyzmów lokalnych, szczególnie narodowościowych. Przynajmniej póki nie stały się one na światowym rynku mało żywotnymi skansena-mi. Ponadto książka Jagiełły pozwala nam zrozumieć, dlaczego XX wiek, wiek rozwoju wszechogarniającego rynku i wszędo-bylskiego ekonomizmu, stał się okresem masowych konfliktów narodowych, wiekiem, w którym musiał panować jeden jedyny pieniądz, jedno jedyne prawo, jeden jedyny język i jeden jedy-ny naród, pod władzą silnie zintegrowanych elit posiadających. Książka ta pozwala więc zrozumieć rozterki zarówno tradycjona-listycznie nastawionych mieszkańców byłej Rzeczypospolitej, jak i tych dążących – ze swoimi „lokalnymi” językami – do wsiadania za wszelką cenę do pociągu zachodniej nowoczesności i ruchli-wości społecznej. Polska kultura stała się wówczas jednocześnie za bardzo i za mało zachodnia, nowoczesna, bo prosta droga do rzeczywistych lub urojonych osiągnięć Francji, Niemiec, ewen-tualnie już mocarstw anglosaskich, a nawet nieco później i Ro-sji lub ZSRR jawiła się jako możliwa i realistyczna. To tłumaczy rozterki może nie tyle Polaków, ile głównie Rusinów-Ukraińców, Litwinów, a później i nieco inaczej Białorusinów. Do tego pociągu nie każdy budujący się wtedy na nowo naród był w stanie wsiąść od razu, ale perspektywa była. Praca ta pozwala to świetnie zro-zumieć, zanalizować, jak i wyczuć. To niemały wyczyn jak na książkę przystępną, skromną i nieencyklopedyczną. Dzieło, które ukazuje nowe spojrzenie na zjawiska przeszłości, jak i na per-spektywy przyszłego ułożenia stosunków między narodami nadal związanymi ze sobą wieloma nićmi.

Dr hab. Bruno Drwęski (ur. 1955 w Montrealu) – historyk i politolog. Mieszka na stałe we Francji. W 1978 roku ukończył historię na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Doktoryzował się z historii na Uniwersytecie Sorbonne Nouvelle – Paris III (1982) oraz z poli-tologii w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu (1991). W 2002 roku uzyskał habilitację z politologii na Uniwersytecie Marne-la-Vallée w Paryżu. Wykładowca w Narodowym Instytucie Języków i Kultur Wschodnich (INALCO) w Paryżu. Sekretarz naukowy Ośrodka Studiów nad Europą Środkową Narodowego Instytutu Języków i Kultur Wschodnich (CEEM – INALCO) w Paryżu. W latach 2007–2009 wykła-dowca politologii na Uniwersytecie Rzeszowskim. Stały współpracownik Południowo-Wschodniego Instytutu Naukowego w Przemyślu. Członek redakcji wielu francuskich czasopism naukowych, między innymi: „Outre-terre – revue française de géopolitique”, „La Pensée libre”, „Revue des études slaves”.

Nudnawe

Page 32: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

62 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 63KWARTALNIK q 2 (21) 2011

Przemysław Koniuszy

Joanna Bator (rocznik 68) jest jedną z najbardziej

interesujących polskich pi-sarek. W 2004 roku ukazała się jej powieść pod tytułem Japoński wachlarz, która zyskała uznanie czytelników i krytyków literackich. Już w tej książce pojawiła się, teraz charakterystyczna dla niej, potoczystość narracji (przypominająca, znamienny dla Ulissesa, strumień świa-domości), która w Piaskowej Górze i Chmurdalii prowadzo-na jest prosto i bezpośrednio a zarazem bardzo poetycko; czujemy się świadkami tej bogatej historii opisywanej w dwóch tomach.

Dwie najnowsze powie-ści tej pisarki przedstawia-ją dzieje Jadzi Chmury, jej męża Stefana oraz ich córki Dominiki, która poczynając od wyglądu, a na charakterze kończąc, nie może dostosować się do otaczającej ją rzeczywistości, chce uniknąć czekającego na nią klasycznego schematu życia. Walczy z całych sił, aby nie powtórzyć losu matki, która uważa, że wszyst-ko, co nienazwane i obce, jest złe. Pragnie podróży, w której, jak marzy, znajdzie ukojenie swojego bólu. Fabuła Piaskowej Góry skupia się na tytułowym osiedlu położonym w Wałbrzychu. Bator opisuje społeczeństwo żyjące w tak zwanym polskim zaścianku, marzące o raju, który znalazł tu odzwierciedlenie w zachodnim sąsiedzie, nazywanym Enerefem. Koncentruje się na ludziach stojących przed niemożnością ucieczki od przeszłości i brutal-nym zderzeniem się z nią. Pisarka przedstawia pokolenie chcą-ce wyrwać się ze świata obciążonego ciężkim jarzmem historii. Myślę, że Piaskowa Góra i Chmurdalia to najlepsze polskie po-wieści obyczajowe, jakie ujrzały światło dzienne w ciągu ostat-nich trzech lat. Autorka doskonale opisuje marzenia i przywary naszego narodu, na którym odciśnięte jest piętno II wojny świa-towej i komunizmu. Można te dwie powieści zaliczyć do kręgu literatury feministycznej. Ukazują przede wszystkim przeżycia przeciętnych kobiet, ich problemy, widzenie świata i moc kobie-cego doświadczenia. Męski punkt widzenia został tu odsunięty na dalszy plan, choć wydaje się, że ta proza nastawiona jest na rewizję postrzegania świata przez mężczyzn.

Pierwszy tom dylogii opowiada o dojrzewaniu dziecka, któ-re nie potrafi przystosować się do rzeczywistości, oraz o jego ro-dzinie, dla której największą wartością jest spokój i – typowa dla

naszego, polskiego blokowiska – normalność. Mentalność rodziców Dominiki jest charakterystyczna dla polskiego społeczeństwa epo-ki PRL-u, które było skutecznie manipulowane przez propagandę. W drugim tomie pisarka zabiera nas do świata, w którym perspektywy nieustannie się zmieniają, prawda miesza się z fałszem. Jako w pew-nym sensie odrębna całość, może być czytany bez znajomości wał-brzyskich perypetii rodziny Chmu-rów. Sposób prowadzenia tej opo-wieści jest potwierdzeniem, że Bator w trakcie pisania sagi wzorowała się na klasykach gatunku powieści oby-czajowej (wyczuwamy tutaj wpływ Elfriede Jelinek oraz Wiesława My-śliwskiego). Autorka analizuje sto-sunki międzyludzkie z takim samym zaangażowaniem jak w poprzedniej książce. Zwraca uwagę na przywią-zanie człowieka do swojej historii.

Zakończenie pierwszego tomu stanowi punkt wyjścia do snucia

kolejnych opowieści, których tutaj nie ma końca. Młoda dziew-czyna wyrusza w świat, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca, i poznaje wielu podobnych do siebie ludzi. Czuje się dobrze je-dynie w drodze, odczuwa nieustanną potrzebę ruchu, nie może zaznać spokoju. Niestety, ci, którzy oczekiwali kontynuacji Pia-skowej Góry osadzonej w PRL-u, na wałbrzyskim osiedlu, mogą czuć się zawiedzeni. Polska nie jest tu na pierwszym planie, choć główna bohaterka, która chciała oderwać się od rodzinnego kraju, nadal mocno jest z nim związana.

Jak mówi pisarka, każdy ma prawo do własnej opowieści. W Chmurdalii każda napotkana przez Dominikę osoba ma swoją hi-storię, z którą się zmaga, musi walczyć z ciążącym na niej bagażem przeszłości. Z poszczególnych wątków wypływają kolejne przeżycia bohaterów, które zazębiając się, tworzą zgrabną całość. Główna bohaterka po dramatycznym wypadku zamknęła się w sobie, ale otworzyła się na przeżycia innych, jakby chciała odnaleźć w nich to, co jej samej brakowało. Autorka pokazuje również problem pamię-ci dotyczący osób, które w czasie wojny wyemigrowały i na obcej ziemi musiały zmagać się z tym, co już minęło, jednocześnie zapo-minając o teraźniejszości. Według nich to w pamięci kryje się nasza tożsamość, o którą trzeba dbać.

Proza Joanny Bator jest bardzo specyficzna. Można się nią delekto-wać, znajdując w niej znane z wcześniejszych lektur motywy literac-kie, zręcznie wplatane przez pisarkę w jej własny krzyk przeciw braku indywidualności wśród współczesnych ludzi, często zapominających o przeszłości, która czasem może brutalnie powrócić.

Joanna Bator

Piaskowa Góra

Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009

Joanna Bator

Chmurdalia

Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2010

KSIĄŻKI

Jesteśmy tym, co pamiętamyMonika Maziarz

Magdalena Bajer (ur. 1934) to publi-cystka, znana między innymi z Pol-

skiego Radia, „Odry” i „Więzi”, która od kilkudziesięciu lat porusza się w kręgu zagadnień dotyczących kondycji nauki, osiągnięć badawczych i środowiska akade-mickiego. Pokłosiem jej zainteresowań są wywiady z uczonymi, publikowane na przy-kład w tomie Blizny po ukąszeniu, w któ-rym wielcy polscy intelektualiści opowiadają o swoim dawnym romansie z komunizmem. W ubiegłym roku ukazał się kolejny zbiór wywiadów z wybitnymi profesorami, tym ra-zem dotykający spraw wiary, religii i granic rozumu.

Wśród dwudziestu rozmówców Magdale-ny Bajer znaleźli się biolodzy, fizycy, lekarze, matematycy, inżynierowie i reprezentanci róż-nych dziedzin humanistyki. Każdy z nich na początku rozmowy został postawiony przed kluczowym dla jej przebiegu (w kilku wypad-kach wcale nie łatwym) zadaniem określe-nia swojego stosunku do wiary. Wbrew sugestii zawartej w tytule mamy tu bowiem do czynienia nie tylko z ludźmi wierzącymi, przy czym de facto stanowią oni najliczniejszą grupę, choć nie jednorod-ną. Należy do niej między innymi pediatra Alicja Chybicka, osoba głęboko religijna i zaangażowana w życie Kościoła, ale też fizyk Marek Kuś, swój związek z wiarą określający jako luźny.

Osobną grupę tworzą ci, którzy przyznają wprost, że nie wierzą, a w każdym razie nie identyfikują się z żadną religią. Kierują się jednak w życiu pewnymi ogólnymi wskazówkami, które w dużej mierze pokrywają się z Dekalogiem, zostali ukształtowani przez kody religii chrześcijańskiej, przez chrześcijańską wrażliwość i nie rezygnują z zadawania pytań metafizycznych. Niektórym z nich bycie niewierzącym nie przeszkadza nawet wierzyć, że po życiu coś będzie.

Bohaterowie tego tomu różnie przeżywają swoją wiarę, bo wypływa ona z rozmaitych, indywidualnych czynników: wycho-wania, osobistych doświadczeń, intelektualnego zaangażowania w kwestie teologiczne. Wielu przeżyło okresy buntów i zwątpień. Czytelnika z pewnością zainteresuje historia antropologa Tadeusza Bielickiego, który opowiada o swojej dziecięcej żarliwości religij-nej, o odrzuceniu autorytetów, kontestacji świata, kryzysie wia-ry. O fascynacji marksizmem. O przejściu, jak to nazywa, w fazę ostentacyjnego, doktrynalnego i wojującego ateizmu. I w koń-cu o wyzwoleniu się z niej i niełatwej drodze powrotu do Boga i do Kościoła. Nadal jednak Kościół postrzega bardzo krytycznie, zresztą nie on jeden; wielu profesorów wyraża dystans wobec tej instytucji i niezgodę na wewnątrzkościelne patologie, wielu też próbuje określić kierunek, w jakim zmierza Kościół w Polsce.

Jednak to, co w wywiadach przy-kuwa największą uwagę, to dyskusje na temat relacji między nauką i wiarą. Przyzwyczailiśmy się bowiem trakto-wać je jako porządki wzajemnie się wykluczające, antagonizmy nad an-tagonizmami. Tymczasem rozmówcy Magdaleny Bajer, odwołując się do słów Jana Pawła II, przekonują, że na-uka i wiara to dwie autonomiczne dro-gi poznania, które nie przecinają się, ale biegną równolegle, nie pozostając ze sobą w sprzeczności. W oceanie scjentyzmu – mówi profesor Bielicki –nie znajdziemy odpowiedzi na od-wieczne pytania egzystencjalne. Wtó-ruje mu literaturoznawca Włodzimierz Bolecki, gdy odcinając się od poglądów znanego biologa Richarda Dawkin-sa, twierdzi, że są takie obszary życia człowieka, do których nie da się – jak chce autor Boga urojonego – stosować wyjaśnień empirycznych. Podkreślał to kiedyś sam Leszek Kołakowski. Jednak

chyba najtrafniej ujął to ksiądz Michał Heller, mówiąc, że Wszech-świat pytany o wartości pozostaje milczący.

Magdalena Bajer do rozmowy zaprosiła ludzi mądrych i inteli-gentnych, o niezwykłych osobowościach i bogatych życiorysach. Sama także wykazuje bystrość umysłu, zadając przemyślane i trafne pytania. Widać, że wie, z kim i o czym rozmawia. Jest równorzędnym partnerem dialogów. Te błyskotliwe, rzeczowe roz-mowy ukazują nie tylko postawy osobistości świata nauki wobec zagadnień religijnych, ale są także źródłem interesujących infor-macji o ich życiu zawodowym i prywatnym. Zdradzają tajniki profesji uczonych, przybliżają ewenementy naukowe i zwyczaje panujące w środowiskach badawczych. Znaleźć w nich można wiele ciekawych opowieści o życiowych burzach i zakrętach, za-skakujące historie o nawróceniach, na przykład w związku z po-stacią polskiego papieża – jak to się zdarzyło w wypadku socjolo-ga Edmunda Wnuka-Lipińskiego – czy pod wpływem uczucia do wierzącej dziewczyny, co z kolei stało się udziałem inżyniera Wła-dysława Findeisena. Mogłoby się wydawać, że w mówieniu o pry-watnych, nierzadko trudnych sprawach, a zwłaszcza o czymś tak intymnym, jak wiara nie sposób uniknąć pewnych oporów i zaha-mowań. A jednak ci naukowcy dzielą się swoimi przemyśleniami z dużą śmiałością i otwartością, choć nie z ekshibicjonizmem. Zdobyli się na szczere wyznania, na które z pewnością nie każdy by się odważył. Wielu z nich w swej wierze jest pełnych dylema-tów, pytań i wątpliwości, i chyba tak być musi, bo jak mówi pro-fesor Wnuk-Lipiński, nie można być wierzącym bez wątpliwości: wierzącym się bywa, jak bywa się poetą. Mądra, skłaniająca do refleksji książka. Nie tylko dla wierzących...

Magdalena Bajer

Jak wierzą uczeni. Rozmowy z profesorami

Fronda, Warszawa 2010

Wierzącym się bywa

KSIĄŻKI

Page 33: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

64 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 65KWARTALNIK q 2 (21) 2011

Odbyły się spotkania z: 1. Łukaszem Saturczakiem (w środku), pochodzącym z Przemy-

śla autorem powieści Galicyjskość (Lampa i Iskra Boża, 2010). Spotkanie prowadzili krytyk literacki dr Paweł Tomasz Kozioł (z prawej) i dziennikarz Andrzej Orzechowski (Kawiarnia „Libe-ra” w Przemyślu, 23 kwietnia). Wkrótce ukaże się ukraińskie wy-danie Galicyjskości w tłumaczeniu Tarasa Prochaśki;

2. Krzysztofem Lisowskim, poetą i krytykiem literackim, podczas konkursu recytatorskiego dla młodzieży gimnazjalnej Pory roku w poezji (Przemyska Biblioteka Publiczna, 7 maja);

3. Patrickiem Vaughanem (w środku), amerykańskim historykiem, wy-kładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego, autorem biografii prof. Zbi-gniewa Brzezińskiego (zamek przemyski, 26 maja). Prof. Zbigniew Brzeziński, doradca prezydenta USA Jimmy’ego Cartera do spraw bezpieczeństwa narodowego, w dzieciństwie przez kilka lat mieszkał w Przemyślu;

4. Anną Onichimowską, poetką, prozaiczką i dramatopisarką, autorką ponad czterdzie-stu książek dla dzieci i młodzieży, sztuk te-atralnych i słuchowisk. Jej twórczość jest tłumaczona między innymi na angielski, chiński, francuski, koreański, niemiecki i włoski (Przemyska Biblioteka Publiczna, 6 czerwca);

5. Michałem Jagiełłą, historykiem literatury polskiej, prozaikiem, eseistą, publicystą i poetą (Przemyska Biblioteka Publiczna, 20 czerwca).

Patrick Vaughan, Zbigniew Brzeziński, z angielskiego przełożyli Piotr Amsterdamski, Jadwiga Amsterdamska, Jacek Barczyński, Świat Książki, Warszawa 2010

Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej

zaprasza na wystawę judaików ze swoich zbiorów Świat przeszły dokonany (8 kwietnia – 31 grudnia).

Polecamy:Alexandra Laignel-Lavastine, Cioran, Eliade, Ionesco: o zapominaniu faszyzmu. Trzech intelektualistów ru-muńskich w dziejowej zawie-rusze, przekład z francuskiego Ireneusz Kania, Universitas, Kraków 2010.

ODNOTOWANO

Ekspozycję książek opracowanych graficznie przez Tadeusza Nuckowskiego, za-tytułowaną Grafika książki, zaprezentowano w Przemyskiej Bibliotece Publicznej

(5 maja – 4 czerwca).A oto jak sam artysta opisuje swoją działalność:Uprawiam grafikę warsztatową i użytkową. Robię głównie linoryty, również grafikę

komputerową (coraz mniej chętnie) i trójwymiarowe obiekty graficzne. Rysuję, maluję, fotografuję, projektuję książki i inne formy grafiki wydawniczej. Wystawy indywidualne i udział w zbiorowych były dla mnie okazją do licznych podróży po Polsce i wielu krajach Europy. Tych wystaw indywidualnych było ponad trzydzieści, zbiorowych dokładnie nie policzyłem. Zdążyłem dostać parę ważnych nagród i znaleźć się w kilku ważnych wydaw-nictwach poświęconych polskiej grafice. Mogę spać spokojnie, nie jestem niezauważony. A w tym zawodzie być niezauważonym jest bardzo przykre.

Wystawę prac malarskich Tadeusza Boruty Scala pecatorum (zrealizo-

waną w ramach projektu Duch i Mate-ria) można było obejrzeć w Galerii Sztuki Współczesnej w Przemyślu od 20 maja do 14 czerwca.

Tadeusz Boruta (ur. 1957) to artysta malarz, teoretyk sztuki, profesor Uni-wersytetu Rzeszowskiego, publicysta (drukował między innymi w „Tygodniku Powszechnym”, „Znaku”, „Res Publice Nowej”).

Głównym […] tematem sztuki jest wy-rażenie prawdy o człowieku, w której to doświadczenie ciała, jego harmonijność i piękno przy jednoczesnej świadomości przemijania i stopniowego rozpadu staje się pytaniem o ducha. Przedstawianie człowieka prawie zawsze miało preten-sje do wyrażenia owego powszechnie doświadczanego naddatku naszej fizycz-ności, którego kondycja stanowi o istocie naszego człowieczeństwa. Dla jednych jest to psychika, a dla osób wierzących dusza. Próby znalezienia formy plastycz-nej mogącej udźwignąć owo dziwne, tyleż harmonijne, co wewnętrznie sprzeczne, konfliktogenne zespolenie ciała-materii i ducha stanowią o istocie twórczości.

(Tadeusz Boruta, z prospektu wystawy)

Kobieta na pograniczu kulturowym – między obyczajem, religią, narodo-

wością a kulturą ziem polskich na tle po-równawczym – to tytuł i temat konferencji naukowej, która odbyła się w Państwowej Wyższej Szkole Wschodnioeuropejskiej

Lokomotywę Juliana Tuwima po polsku, a także w językach: azerskim, ormiańskim, tureckim, ukraińskim i włoskim, podczas przemyskiej inauguracji X Ogólnopolskiej

Akcji „Cała Polska Czyta Dzieciom”, czytali między innymi (na zdjęciu od lewej): Urszu-la Bodnar, Arif Hamzayev, Nalan Sarkady, Varstik Badalyan i Ewa Lis (zamek przemyski, 30 maja).

Doroczna Nagroda Artystyczna im. Mariana Strońskiego –

Przemyśl 2011 została przyznana malarzowi Mariuszowi Kościuko-wi. Wyróżnienie dla Młodego Ar-tysty otrzymała Magdalena Emilia Łać, na zdjęciu (22 czerwca).

Opr. A.S.

1. 2. 3.

4.

5.

Adam

Pod

ulka

Ewa

Lis

Hub

ert L

ewko

wic

z

w Przemyślu (26–27 maja). Organizato-rzy: Komisja Historii Kobiet Polskiej Aka-demii Nauk, Towarzystwo Przyjaciół Nauk w Przemyślu oraz Państwowa Wyższa Szkoła Wschodnioeuropejska.

Adam

Pod

ulka

Paw

eł K

ozio

łH

uber

t Lew

kow

icz

Nat

alia

Lub

ińsk

a

Page 34: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

66 PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY 67KWARTALNIK q 2 (21) 2011

PŁYTY

chrome division3rd round knockoutNuclear Blast / Warner Music Poland

*****

Norweska rockandrollowa mafia atakuje po raz trzeci! Czy jest to nokaut? Prawie… Nagrana

z nowym, świetnym wokalistą (Shady Blue – bardziej znany jako Athera z grupy Susperia) płyta zawiera 10 bardzo dobrych, bezpretensjonalnych piosenek. Mocne, ciężkie gitary, sporo świetnych melodii, ukłon w stronę Motörhead i kilku innych klasycznych wy-konawców. Album ma bardzo imprezowy charakter; w tekstach roi się od alkoholu, dziewcząt, motorów i… zombie. No, ale chyba nikt się nie spodziewał poezji na temat kwiatków i słoneczka. Taka muzyka doskonale by się sprawdziła na jakimś zlocie motocyklowym, pod warunkiem, że harleyowcy chcą usłyszeć coś więcej niż tylko kolejną wersję Whisky, moja żono. Całość roz-poczyna najbardziej metalowy numer na płycie. Bull-dogs Unleashed – bardzo do przodu, motoryczny rytm perkusji, z genialnym zwolnieniem w środku, przywo-łującym na myśl szwedzki death metal. Prosty, z wy-kopem, mocny numer! 7 G-Strings – to już bardziej rockandrollowe granie z melodyjnymi partiami wokal-nymi. Początek Join The Ride przypomina mi trochę wstęp do Wild Child grupy W.A.S.P. Utwór ze świetnym refrenem, kapitalną melodią. Można tę piosenkę uznać za hit albumu. Natomiast totalnym mistrzostwem świata jest cover utworu Ghost Riders In The Sky. Po ten napisany w 1948 roku numer sięgało wielu arty-stów: Bing Crosby, Frankie Laine, Johnny Cash, Peggy Lee, The Shadows, Elvis Presley. Wersja Chrome Divi-sion miażdży! Westernowe zacięcie, genialne „yippie- -i-oooh yippie-i-yaaay”, genialne wokale, solówka… Cudo! I do tego jeszcze wpletli kilkusekundowy frag-ment W grocie Króla Gór! Zamykający płytę Satisfy My Soul zaskakuje solówką, która przypomina mi trochę partię solową z Hotel California The Eagles. Bardzo dobry, zróżnicowany album. Miłej zabawy!

Piotr Bałajan

Black Stone cherryBetween The devil & The deep Blue SeaRoadrunner / Warner

*****

Gdy ukazała się ich pierwsza płyta, spora część słu-chaczy była mocno zaskoczona, że tak młodzi ludzie

mają w głębokim poważaniu nowoczesne, modne podej-ście do muzyki, że zamiast być nu, new wolą być old… I tak im zostało do dziś! Kolesie z Black Stone Cherry na-dal wolą grać swojego podszytego bluesem hard rocka, southern rocka i rock and rolla. Zmieniać się nie chcą. I chwała im za to! Nawet jeśli część piosenek na nowej płycie jest bardziej „radio friendly” niż zwykle…

Na okładce trochę wzburzone morze, wewnątrz stat-ki, ale ta muzyka mało ma wspólnego z szantami. No, przyjmijmy, że taki All I’m Dreaming Of mógłby nieźle za-brzmieć w jakiejś portowej tawernie… Ale cała reszta to po prostu bardzo dobre piosenki, w sam raz dla tych, któ-rzy chcą słuchać rocka, choć Black Stone Cherry Ameryki na swojej nowej płycie nie odkrywają. Dźwięki płynące z nowego albumu wydają się spontaniczne, szczere i wiarygodne. Z zespołem pracował wielki Howard Ben-son. Całość brzmi jak najprawdziwsza amerykańska robota! 15 świetnych kompozycji, wśród nich Can’t You See, cover grupy The Marshall Tucker Band – co ciekawe, brzmienie gitary solowej w tej piosence przypomina mi Guns N’ Roses z czasów Use Your Illusion… A reszta płyty jest zbudowana na zasadzie: mocny numer, a po nim łagodniejsza kompozycja. Te mocniejsze kawałki to prawdziwa ozdoba albumu. White Trash Millionaire, Kil-ling Floor, Such A Shame, a także typowo imprezowy, rockandrollowy kawałek Blame It On The Boom Boom – to piosenki, na które na koncertach nie ma bata. Energia, prostota, młodzieńczy ogień! Do tego głos głównego wo-kalisty Chrisa Robertsona! I świetne refreny, które chodzą za słuchaczem! Warto sięgnąć po Between The Devil & The Deep Blue Sea, nawet jeśli już kiedyś słyszeliście podobne dźwięki. Do samochodu jak w mordę strzelił!

ac/dcLive at river Plate (dVd)Sony Music

******

Czy ktoś sobie wyobraża świat rock and rolla bez AC/DC? AC/DC to rock and roll w 100 procentach!

I najnowsze DVD tego zespołu udowadnia nam to w każdej minucie. Trzy wyprzedane koncerty na po-tężnym stadionie w Buenos Aires, blisko 200 tysięcy fanów, 32 kamery rejestrujące to widowisko, które było częścią Black Ice World Tour. Efekt? Ideał! Feno-menalne wydawnictwo, po mistrzowsku zmontowane i genialnie brzmiące! Oglądając ten koncert, zadaję sobie pytanie: czy lepiej być wśród publiczności i po-dziwiać swoich ulubieńców, czy może lepiej stać na scenie i patrzeć, jak reaguje tłum fanów? Sposób, w jaki pokazana jest publiczność, zapiera dech w pier-siach. Szaleństwo tłumu jest niewyobrażalne; ludzie falują, skaczą i śpiewają każdą piosenkę. Zachowują się jak jeden organizm! To właśnie takie chwile mają na myśli muzycy, gdy mówią o wymianie energii mię-dzy nimi a publicznością. Scena, pomost wbijający się w tłum, scenografia i światła – to mistrzostwo świata. A zespół? Perkusista Phil w trakcie koncertu wypalił chyba całą paczkę papierosów (podobnie jak w Pol-sce), basista Cliff wydaje się najbardziej spokojny i zrównoważony z całego składu, gitarzysta Malcolm wygląda tak, jakby miał zejść z tego świata, a Angus (doskonały gitarzysta) i Brian (w znakomitej formie wokalnej) biegają, skaczą, dają czadu w każdy moż-liwy sposób, na jaki ich stać. Setlista oprócz utworów z ostatniej studyjnej płyty zawiera to, co AC/DC mają najlepszego: jest Hells Bells z wielkim dzwonem wi-szącym nad sceną, jest Whole Lotta Rosie z wielką nadmuchiwaną lalą, są salwy armatnie w For Those About To Rock, jest wielka lokomotywa w Rock’N’Roll Train. A striptease Angusa w The Jack? Jak najbar-dziej! Dodajcie sobie do tego Back In Black, You Shook Me All Night Long, Thunderstruck, Let There Be Rock i kilka innych! Spełnienie marzeń!

Skala ocen:  ****** musisz to mieć   ***** bardzo dobra    **** dobra    *** przeciętna   ** marna   * tragedia

Magdalena Emilia Łaćurodziła się w 1986 roku w Przemyślu, w rodzinie greckokatolickiej.

W 2010 roku ukończyła studia magisterskie na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego. Dyplom zrealizowała w Pracowni Grafiki Warsztatowej (druk wypukły – linoryt) prof. Krzysztofa Skórczewskiego.

Laureatka Wyróżnienia dla Młodego Artysty przyznanego przez jury Dorocznej Nagrody Artystycznej im. Mariana Strońskiego – Przemyśl 2011.

Magdalena Emilia Łać, Coś przeciwko motoryzacji, linoryt, 2011

Andr

zej C

iesz

yńsk

i

Page 35: KWARTALNIK q 2 (21) 2011 / Cena 8 zł (w tym 5% VAT) Numer …redakcja.pbp.webd.pl/ppk21.pdf · 2011-08-08 · 3 KWARTALNIK q 2 (21) ... maja 1969 roku pod skróconą nazwą „Listy”.

Mariusz Kościuk, Portret kobiety, olej, papier, 2011

Mariusz Kościuk urodził się w 1961 roku w Przemyślu. Malarz, grafik i fotograf. Studiował malarstwo

w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Dyplom otrzymał w pracowni prof. Włodzimierza Kunza w 1989 roku. Miał trzy wystawy indywidualne, brał udział w kilkunastu wystawach zbiorowych.

Laureat Dorocznej Nagrody Artystycznej im. Mariana Strońskiego – Przemyśl 2011.

Mar

iusz

Koś

ciuk