Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

38

description

Czasopismo "Na Górnym" parafii p.w. Matki Boskiej Piekarskiej w Katowicach

Transcript of Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

Page 1: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012
Page 2: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012
Page 3: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

NA

RN

YM

�� �� III/IV

20

12

NR

14

RO

K V

1

Tytułem wstępu piątek, 13 kwietnia, powitamy w naszej parafii relikwie bł. Piotra Jerzego Fras-satiego, patrona młodzieży, nazwanego

przez Ojca Świętego Jana Pawła II „człowiekiem Ośmiu Błogosławieństw”.

Po co nam relikwie? Kult relikwii, związany z kultem świętych, prowadzić ma zawsze do kultu samego Chrystusa. W Kościele ma swoją długą historię. Relikwie (z łac. szczątki), to materialne pozostałości po świętych: ich kości, ale często także przedmioty osobiste, pamiątki związane z ich ży-ciem i działalnością. Mają przywoływać pamięć o nich, o ich pięknym, upływającym w bliskości z Chrystusem, życiu; mają pobudzać do modlitwy o świętość naszego postępowania. Niezaprzeczalne świadectwa istnienia ich kultu pochodzą z IV wieku. Także pisma o świętym Polikarpie (ok. 69-155 r.) wspominają o chrześcijanach w mieście Smyrna (dzisiejsza Turcja), którzy otaczali kultem relikwie swego umiłowanego biskupa, by dać w ten sposób dowód wielkiego szacunku dla jego świętego życia. Na grobach świętych budowano bazyliki. Fragmen-ty ich kości umieszczano w ołtarzach. Przyozdabia-no miejsca ich spoczynku.

W Dziejach Apostolskich (19, 12) „chusty i prze-paski z ciała [Pawła] kładziono na chorych, a choro-by ustępowały z nich i wychodziły złe duchy”.

Ciało bł. Piotra Jerzego, wydobyte w 1981 roku z dotychczasowego miejsca pochówku, zachowane w bardzo dobrym stanie, złożone zostało w turyń-skiej katedrze. Cząstka drewna z jego trumny trafi zaś do naszej parafii. Spoczęła w specjalnym pozła-canym relikwiarzu.

Chcemy, by obecność relikwii bł. Piotra Je-rzego Frassatiego pomagała w naszej parafii wypraszać u Boga, za jego wstawiennictwem, obfite łask dla każdego z nas… � ks. Krzysztof

Page 4: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

2

Zachęcamy do nadsyłania propozycji tematów, które moglibyśmy po-ruszyć na naszych łamach. Prosimy też o komentarze do już opubliko-wanych tekstów, które - zamieszczone w kwartalniku - będą przyczyn-kiem do dyskusji nad artykułami. Adres mailowy: [email protected]

Spis treści

Valanga di vita, znaczy lawina życia ks. Jerzy Szymik 6

Kochał góry ks. Jerzy Szymik 10

Góry, góry, góry… kocham was! Redakcja 12

Fotoreportaż z wydarzeń parafialnych (cz. 1) Redakcja 14

Święty na miarę naszych czasów Jakub Gruchalski 4

Wpierw dojrzeć Dorota Strączek 16

Biedą parafii jest jej anonimowość Redakcja 20

Fotoreportaż z wydarzeń parafialnych (cz. 2) Redakcja 22

Otworzyć się na drugiego Katarzyna Ogonowska 24

Kochał Boga ks. Jerzy Szymik 26

Kochał biednych ks. Jerzy Szymik 18

Fotoreportaż z wydarzeń parafialnych (cz. 3) Redakcja 30

Cieszyć się codziennością Kamila Strońska 32

Valanga di vita, znaczy lawina życia ks. Jerzy Szymik 34

Nie takie ciemne typy ks. Krzysztof Nowrot 36

Ważne jest, by szukać Redakcja 28

Page 5: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

NA

RN

YM

�� �� III/IV

20

12

NR

14

RO

K V

3

numerze, który trafia w Wasze ręce, zajmujemy się niemodnym, ale ważnym tematem powołania do świę-tości. Dotyczące go teksty winny nam pomóc przy-

gotować się do uroczystego powitania w naszej parafii relikwii błogosławionego Piotra Jerzego Frassatiego, a także zrozumieć, że świętość także dla nas jest osiągalna.

Piotr Jerzy Frassati, młody włoski student, wyniesiony został na ołtarze przez błogosławionego Jana Pawła II. Czym

zasłynął? Życiem Ewangelią. Tym, że swoją codzien-ność, życiowe pasje i obowiązki, prześwietlał miło-

ścią Chrystusa. Niech mi będzie wolno zacytować ks. Jana Twar-dowskiego, który na pytanie, czym różni się człowiek nieświęty od świętego, odpowiada: „Nieświęty, jeśli zgrzeszy, potrafi rozpaczać, zgrzytać zębami, gryźć siebie przez całe mie-siące. Święty – jeśli zgrzeszy – od razu rzuca się w ramiona Boże. Święty może poznać nędzę grzechu, ale liczy tylko na Boże miło-sierdzie”. Według soborowej konstytucji Gaudium et spes, święty to człowiek, „który świadczy o zmartwychwstaniu Chrystusa Pana, o Jego życiu i jest świadkiem Boga żywego i kochającego”.

Zauważmy subtelność tej definicji. Naj-pierw - świadczy o zmartwychwstaniu Chry-

stusa, a potem o Jego życiu. To znaczy nie budu-je swoich nadziei – jak to nieraz czynili Aposto-łowie – na Jezusie jeszcze niezmartwychwsta-łym, chodzącym po ziemi, spodziewając się, że da im życiową karierę. Najpierw świadczy o zmartwychwstaniu Chrystusa, to znaczy wie-rzy w potęgę ziarna, które obumarło, ziarna, które zostało przez ludzi podeptane, rzucone w cień, a które ożywa dzięki mocy Bożej. „Ten, który świadczy o zmartwychwstaniu Jezusa, a potem o Jego życiu, jest jednocześnie świadkiem Boga żywego i kochającego, Tego, który posługuje się nami w każdej chwili”. Bądźmy i my w naszym szarym, codziennym

życiu świadkami Chrystusa Zmartwychwstałe-go! � ks. Stanisław

Okiem Proboszcza

Page 6: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

4

i, którzy byli przy jego narodzi-nach, w Wielką Sobotę 1901 roku, z pewnością nie uwierzy-

liby, iż w przyszłości przyjaciele będą nazywać go Valanga di vita

czyli Lawina Życia, a to ze względu na jego niewyczerpane pokłady energii, zdrowie i pogodę ducha. Z powodu trudnego porodu ochrzczono go tego samego dnia i nadano imiona Pier Giorgio Michelangelo Frassati. Biorąc pod uwagę, iż jego ojciec - wpływo-wy magnat prasowy (właściciel dziennika „La Stampa”) i senator Królestwa Włoch - był agnostykiem można domniemywać, iż otrzymanie pierwszego sakramentu zawdzięcza matce – katoliczce, z zawodu malar-ce. Rodzice starali się zapewnić dziecku staranne i odpowiednie wy-chowanie i wykształcenie, ale sami pochłonięci byli swoją pracą i nie

Święty

Żył dwadzieścia cztery lata,

nie zmarnował jednak ani chwili.

Konsekwentnie realizował swoje

marzenia i pasje. Starał się, jak mógł,

zmieniać na lepsze otaczającą go

rzeczywistość. Odważnie świadczył

o Chrystusie, siłę czerpiąc z modlitwy

i częstej Eucharystii. A że nie był

ideałem? Jan Paweł II stwierdził,

iż dzięki temu dostrzegamy,

że „tajemnica świętości jest

w zasięgu każdego człowieka”.

Page 7: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

NA

RN

YM

�� �� III/IV

20

12

NR

14

RO

K V

5

na miarę naszych czasów mieli czasu ani chęci, by poświęcać mu zbyt dużo uwagi, żyć jego rado-ściami, problemami. To bardzo zbli-żyło Pier Giorgia z młodszą siostrą Lucianą, która w przyszłości miała napisać wiele książek przybliżają-cych życie Błogosławionego.

Piotr Frassati od najmłodszych lat był zaradnym, wesołym, ale także wrażliwym i religijnym dzieckiem. W 1911 roku przyjął wraz z siostrą komunię, a 1915 roku bierzmowa-nie. Większość wolnego czasu spę-dzał poza Turynem, w posiadłości dziadków w Pollone, w pobliżu któ-rego znajdowało się sanktuarium Matki Boskiej Królowej Gór w Oro-pie. Chłopak ukochał to miejsce tak bardzo, że pielgrzymował tam regu-larnie przez całe życie, często w ta-jemnicy przed rodziną. W tym czasie dał się już również poznać jako bar-dzo miłosierny i ofiarny chłopiec, który nie zostawiał bez pomocy po-trzebujących. Dostarczał im odzież, żywność, leki, własnoręcznie opatry-wał rany, obmywał. Świadectwa jego kolegów przekonują, iż robił to z wielkim poświęceniem i zaangażo-waniem, gdyż czuł, że pomagając tym biedakom wypełnia wolę Chry-stusa.

W 1918 roku Pier Giorgio zdał maturę i dostał się na wymarzone studia – inżynierię górnicza na Kró-lewskiej Politechnice w Turynie. Chciał pomagać górnikom, dzielić ich trudne życie i w ten sposób działać ku chwale Boga. Rozpoczyna się nie-zwykle intensywny okres w jego życiu. Dzięki ojcu, który w latach 1920-22 był ambasadorem w Berli-

nie udało mu się nawiązać kontakty z niemieckimi katolikami, a także lepiej poznać górnicze problemy – odwiedził m.in. kopalnie w niemiec-kim zagłębiu Ruhry, a także… w Ka-towicach! Aktywnie działał w Akcji Katolickiej i Kongregacji Maryjnej, a także w organizacjach charytatyw-nych (np. Konferencji św. Wincente-go a Paulo). W 1922 roku wstąpił do świeckiego III Zakonu św. Dominika, przyjmując imię Hieronim, z czym wiązało się przyjęcie małego szka-plerza i zobowiązanie do modlitwy różańcowej.

Frassati był jednocześnie weso-łym, lubianym w grupie studentem, którego wielką miłością i pasją były góry. Bardzo chętnie i często organi-zował dla studentów górskie wspi-naczki i wędrówki w Alpach, co nie-nachalnie łączył z odmawianiem różańca, adoracją, okolicznościowy-mi nabożeństwami. W ten sposób dawał świadectwo swojej wiary i podkreślał swoje przywiązanie do Chrystusa. Nie zawsze było to popu-larne, a często nawet niebezpieczne. Odważnie bronił swoich poglądów, co kończyło się czasami bójkami z rówieśnikami należącymi do rosną-cego w siłę ruchu faszystowskiego, którego Pier Giorgio nie popierał .

Zmarł nagle, tuż przed ukończe-niem studiów, 4 lipca 1925 roku na chorobę Heine-Medina, którą zaraził się od biednych, którym pomagał. 20 maja 1990 roku w Rzymie papież Jana Paweł II ogłosił go błogosławio-nym i wyznaczył na patrona mło-dzieży, studentów oraz ludzi gór. �

Jakub Gruchalski

Pier G

iorgio

Frassati. L

awin

a życia

Page 8: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

6

Valanga

iedy zmarł („Często bywa, że święci umierają młodo” – Jan Paweł II), socjalistyczny dzien-

nik ukazujący się w Mediolanie umie-ścil w nekrologu zdanie następujące: „Był naprawdę mężczyzną ten Pier Giorgio Frassati”. Alfredo Frassati, ojciec Piotra Jerzego, powie po jego pogrzebie: „Nie wiedziałem, kim był mój syn”.

Urodził się 6 kwietnia 1901 roku w Turynie. Jego ojciec był dziennika-rzem, a potem ambasadorem wło-skim w Berlinie. Po skończeniu szko-ły średniej Piotr Jerzy rozpoczął stu-dia na wydziale mechanicznym poli-techniki z zamiarem późniejszej pra-cy wśród robotników wielkomiej-skich zakładów przemysłowych. Pla-ny życiowe przerwała mu niespodzie-wana śmierć (4 lipca 1925), tuż przed ostatnim egzaminem, który miał zwieńczyć studia. Była spowodowana chorobą Heine-Medina. Piotr Jerzy zaraził się od nędzarzy, których czę-sto odwiedzał w slumsach na przed-mieściach Turynu. Przynosił im leki, żywność i odzież. Troska o ludzi bied-nych charakteryzowała go zresztą od najwcześniejszych lat. Drugą jego pasją były góry.

Przyjaciele – jak wynika z pisem-nych świadectw – cenili sobie bardzo

20 maja przypada rocznica jego

beatyfikacji, 4 lipca - rocznica śmierci.

W gronie przyjaciół nazywano go

„Fracassati” (od włoskiego

fracasso – hałas).

Page 9: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

NA

RN

YM

�� �� III/IV

20

12

NR

14

RO

K V

7

Pier G

iorgio

Frassati. L

awin

a życia

towarzystwo Piotra Jerzego podczas górskich wypraw. Był głęboko reli-gijny. Żywa wiara przenikała wszystkie jego zajęcia, wycieczki, spotkania z ludźmi. Starał się codziennie służyć do mszy świętej i przyjmować Komunię świętą. Uczestniczył często w nocnych ad-oracjach Najświętszego Sakramen-tu. Uważał, że poranna komunia z Jezusem inspiruje go do działania: „Odwdzięczam Mu się w skromny, dostępny mi sposób, odwiedzam Jego biedaków” – mawiał. Za swój obowią-zek uważał też pracę w Katolickiej Partii Ludowej, przeciwstawiającej się włoskim komunistom i faszystom Mussoliniego. Umacniał się duchowo i społecznie w Akcji Katolickiej i w Trzecim Zakonie św. Dominika. W codziennym życiu, w jego szarej prozie, realizował praktycznie osiem błogosławieństw, co podkreśli wiele lat później Jan Paweł II. Rzeczy i pie-niądze traktował jako środki do pomagania potrzebującym. Doce-niał wagę panowania nad sobą. Czystość dodawała mu niepowta-rzalnego uroku. Ale właściwie do-piero śmierć odkryła w pełni świętą wielkość Frassatiego. Wskazał i wskazuje, szczególnie młodzieży akademickiej, licealnej i młodej inteli-gencji katolickiej, ścieżkę prowadzącą na szczyty przyjaźni z Chrystusem. A słowo „szczyt” ma w biografii Pier Giorgia znaczenie wyjątkowe…

Tyle suchy biogram. Owszem, daty i fakty są ważne, ale na ile są one w stanie odsłonić prawdę, to znaczy żywy, pulsujący miąższ niepowtarzal-nego, jednostkowego ludzkiego ży-

cia? Ile da się powiedzieć o człowieku przy pomocy ubóstwa słów typu: urodził się, był, uważał, wskazał, umacniał, zmarł? Niewiele.

Ks. Adam Szafrański napisał: „W czasie beatyfikacji na Placu św. Piotra w Rzymie odsłonięto, jak to jest w zwyczaju, obraz przedstawiają-cy Piotra Jerzego w stroju narciar-skim, na tle błękitu nieba i ośnieżo-nych szczytów górskich. Takiego błogosławionego nigdy nie widzia-no w Rzymie: na nartach, z fajką w ustach, w stroju narciarskim”.

W latach 30. wstrzymano nawet proces beatyfikacyjny, ponieważ – jak pisze Kinga Strzelecka – „niektóre szczegóły zeznań świadków jakoby rzucały cień na morale bohatera świętości: chadzał na wycieczki w mieszanym towarzystwie, kochał się w dziewczynie, palił cygara”.

A jednak, od dnia śmierci aż po dziś dzień miały i mają miejsce niezli-czone łaski udzielane za przyczyną Piotra Jerzego. Zdarzają się one nie tylko w różnych rejonach Włoch, od Lombardii po Sycylię, ale również w całej Europie: w Anglii, Austrii, Bel-gii, Czechach, Słowacji, Francji, Hiszpa-nii, Holandii, Niemczech, Polsce, Portu-galii, Rumunii, Szwajcarii… Nie braku-je wiadomości o cudach także z Ame-ryki, Azji i Afryki. One to przede wszystkim świadczą o świętości osoby i rozwoju kultu Piotra Jerzego.

Ale dlaczego z takimi trudnościa-mi i tak wieloma „zakrętami” przebie-gał proces beatyfikacyjny?

Z próbą wyjaśnienia tego faktu spotkałem się w pewien majowy wieczór 1993 roku w kościele

di vita, znaczy lawina życia

Page 10: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

8

akademickim KUL. Odbywał się wła-śnie „Wieczór dla Piotra”, spektakl słowno-muzyczny przygotowany i realizowany przed studentów KUL-owskiego Duszpasterstwa Akademic-kiego. Ze wstępu do tego programu (udało mi się zdobyć oryginał scena-riusza) przepisuję fragment wielce charakterystyczny, mówiący sporo o istocie świętości, o modelu jej wi-dzenia przez współczesnego młodego chrześcijanina-studenta, o samym Frassatim wreszcie:

„Eksperci Kongregacji do Spraw Świętych, przywykli do zajmowania się sprawami świętych zakonników, zakonnic czy kapłanów, czuli się nie-codziennie, dając charakterystykę tego dwudziestoczteroletniego mło-dzieńca, którego pobożność i wiara jakoś wymykają się spod konwencjo-nalnych określeń. Trudno im się dzi-wić, bo i nam niełatwo uwierzyć, że może zostać beatyfikowany założy-

ciel Towarzystwa Ciemnych Typów, który organizował mieszane wyciecz-ki alpejskie, kochał się w jednej z ich uczestniczek, raz po raz oblewał egzaminy, zimował w jednej klasie, a w czasie kariery szkolnej za urzą-dzane kawały często lądował za drzwiami. Ponadto uprawiał wspi-naczkę, jeździł na rowerze i konno.

Ukazał on światu, że może być święty inny niż zazwyczaj: święty roześmiany, lubiący góry, służący ludziom z radością, przeżywający wielką miłość i wielkie cierpienia osobiste. Żyjący w napiętej sytuacji rodzinnej i próbujący ratować ro-dzinę za cenę własnego szczęścia.

Jego wielkość polega nie na cudach, nadzwyczajności czy mądrości, ale na najzwyklejszym życiu, jakie pędzi każ-dy normalny chłopak, tyle że życiu do najgłębszych tkanek przesiąkniętym Bogiem. Bo właśnie codzienność tego człowieka ośmiu błogosławieństw

Page 11: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

NA

RN

YM

�� �� III/IV

20

12

NR

14

RO

K V

9

Pier G

iorgio

Frassati. L

awin

a życia

stanowi o jego świętości. To, co czynił za życia, było tak

zwyczajne i bezpretensjonalne, że dopiero gdy go zabrakło, przyszła zbiorowa refleksja, że właśnie to, co robił, było samą świętością.

Pier Giorgio nie był księdzem ani zakonnikiem, nie zdobywał świętości w przerażającej glorii męczeństwa. Był młody jak my. Ten młody Włoch stał się dla nas kimś bliskim. Pokazał, jak trzeba żyć, by przeżyć swoją mło-dość jako bogactwo”.

Tajemnica świętości Piotra Jerze-go jest na swój – unikalny i oryginal-ny – sposób fascynująca. Najpiękniej-sze jest bodaj to, że nie jest on ducho-wym herosem bez skazy. Wręcz prze-ciwnie, skaz – jak na świeżo beatyfi-kowanego – ma wyjątkowo sporo. I to różnej natury, widocznych gołym okiem pobieżnego badacza jego bio-grafii. Nie jest Pier Giorgio postacią posągową. Ten właśnie fakt jest dla nas, będących „w drodze”, z bagażem skaz, pocieszający. Świętość jest moż-liwa… Nie jest ona bowiem wypadko-wą sumy cnót, samozaparcia i zmu-szających do podziwu znakomitych wyników pracy nad sobą. Świętość jest zawsze darem, podatnością i otwartością serca na Łaskę. Bo osta-tecznie święty jest tylko On, jedyne Źródło Świętości, Najwyższy Bóg.

Pier Giorgio śpiewając (a lubił śpiewać, i to zazwyczaj głośno) fał-szuje. Uczy się średnio, z wyraźnym wysiłkiem, na studiach uzyskuje ra-czej przeciętne oceny z egzaminów. Jest zdolny do bezkrytycznych za-chwytów (nie bądźmy przesadnie surowi: nie zapominajmy, że ma dwa-

dzieścia lat, że łaska nie niszczy natu-ry, a świętość nie czyni z młodzie-niaszka sędziwego starca). Nie cierpi też na nadmiar przenikliwości poli-tycznej, a na przykład jego ocena bardzo trudnych w owym czasie sto-sunków niemiecko-polskich (jest to czas powstań śląskich, plebiscytu) jest – najogólniej mówiąc – stronni-cza i powierzchowna. Bywa hałaśli-wy, rubaszny nawet (aczkolwiek zawsze w granicach dobrego smaku), a jego poczucie humoru nosi wszelkie znamiona typowych studenckich „wygłupów”…

Dlatego błogosławiony niech będzie Jan Paweł II, któremu star-czyło odwagi, by 20 maja 1990 roku ogłosić beatyfikację Piotra Jerzego. Bo przecież bardzo po-trzebne są nam postacie pokazują-ce, jak iść z Chrystusem samym środkiem świata. Jak świat nie tyle odrzucać, ale przemieniać. Pokazu-jące – wbrew licznym pokusom zwąt-pienia – że to jest w ogóle możliwe, że sekret świętości nie polega ani na piątkach w szkole, ani na przenikli-wości politycznej, ani nawet na doj-rzałości psychicznej (!), ani na sta-wianiu bezbłędnych diagnoz w skom-plikowanych sytuacjach, które przy-nosi życie, ale na czymś nieopisywal-nym z samej natury. Mianowicie, na przeżywaniu wszystkiego, co składa się na życie, w zjednoczeniu z Chry-stusem. Również tego, co pozornie nieudane i po ludzku nie najwyższego lotu. � ks. Jerzy Szymik

Wszystkie zawarte w numerze teksty ks. Szymika

pochodzą z artykułu o tym samym tytule z jego książki pt. Zapachy, obrazy, dźwięki, Katowice 1999, ss. 196-209.

Page 12: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

10

Kochał

yjąc w pobliżu gór, urządzał wraz z przyjaciółmi liczne wy-prawy na alpejskie szlaki, lo-

dowce i ściany. Góry były dla niego wielką radością, ale i szkołą charak-teru. Także światem bardzo zbliżają-cym do Boga. Pisał w listach: „Pragnąłbym, o ile moje studia pozwolą na to, spędzać całe dnie w górach, podziwiając w ich czystym powietrzu wielkość Stwórcy. (…) Coraz częściej pragnę wspinać się po górach, zdobywać najgroźniejsze szczyty, odczuwać tę czystą radość, którą góry tylko dają. (…) Wspinacz-ki alpejskie mają w sobie tę dziwną magię, że powtarzane tyle razy i tak do siebie podobne nigdy się nie nu-dzą, jak nigdy się nie nudzi powraca-jąca wiosna, ale napełniają duszę żywą radością i niewymownym upodobaniem. (…) Dziękuję Ci, Boże, że dałeś mi poznać góry. Dziękuję wam, góry, że dałyście mi poznać Boga. (…) Góry, góry, góry… kocham was”.

Jako ośmioletni chłopak brał wraz z matką udział w wyprawie na Schwarzsee przez S. Theodulo. To dziewięć godzin marszu, 3324m wysokości… Miłość do góry wyssał

Był chłopakiem silnym, zdrowym,

wysportowanym, przystojnym.

W sumie – pięknym. Dobrze pływał,

jeździł na nartach i konno, znakomi-

cie prowadził samochód, ale najwięk-

szą jego pasją była alpinistyka…

Page 13: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

NA

RN

YM

�� �� III/IV

20

12

NR

14

RO

K V

11

więc z mlekiem matki. To jeden z nielicz-nych pięknych i budzących sympatię ele-mentów wychowania w domu Frassatich, gdzie dzieci były raczej poddane czemuś zbliżonemu do tresury opartej na autoryta-tywności i surowości. Piotr Jerzy i Luciana byli wprawdzie kochani, ale nie rozumiani, spętani siecią zakazów i nakazów. Zmagali się od wczesnego dzieciństwa z chłodem (nie tylko fizycznym) oraz nudą…

Więc góry, wielka miłość. Widzimy go we wrześniu 1920 roku na Mucrone (2335m), gdzie instalowano przewrócony w czasie burzy krzyż. W kilka dni później wchodzi najtrudniejszą ścianą na Gran To-urnalin (3379m), potem zdobywa Château des Dames, wchodząc na szczyt wschodnią ścianą wraz z synem znanego przewodnika alpejskiego, Luigim Carrelem. Ten ostatni da później świadectwo o tej wyprawie, przytaczając słowa Pier Giorgia wypowie-dziane na szczycie Château na widok rozcią-gającej się stamtąd panoramy: „O jakże dzieła Boże są wielkie i cudowne”. W 1923 roku widzimy Pier Giorgia na lodowcu Levanna Orientale („Wczoraj byłem na wy-sokości 3500, aby odetchnąć trochę świe-żym powietrzem i nabrać nowej energii…”) i na Monviso (3841m) zdobytym ścianą południową bez użycia liny. Wędruje do Sauze d’Oulx (1509m), planuje wyprawy na Monte Cervino i na Monte Bianco. Wraz z przyjaciółmi wchodzi na góry Ciamarella (3969m) i Grivola. Po zdobyciu jednego z od dawna upragnionych szczytów, zapisuje w schroniskowej książce wyjść: „Z nadzieją powrotu na nową wspinaczkę 1925”. Ale nadzieja Pier Giorgia, pozostając nadzie-ją, przybrała inny kształt… W dalszym ciągu chodziło o góry, ale jakby jeszcze wyższe, jeszcze wspanialsze, sięgające samego nie-ba. � ks. Jerzy Szymik

góry

Pier G

iorgio

Frassati. L

awin

a życia

s. Giovanni B. Montini: „Pier Giorgio jest czło-wiekiem silnym. Już

jego postawa fizyczna po-zwala dostrzec tę znamienną cechę, tak cenioną przez mło-dych i tak sławioną przez współczesnych. Wyobraźnia powtarza wobec niego to, co się sprawdziło w odniesieniu do św. Ludwika Gonzagi, kiedy jako wizerunek tego świętego wybrano znany obraz Veronese'a, na którym - w męskiej i pełnej wdzięku postaci jakiegoś młodzieńca - zdaje się odzwierciedlać duch pełen siły i żarliwości. Takim go widzimy i takim właśnie był: mocny, zdro-wy, prawy.

Takim też go widzieli ci, którzy nań patrzyli z pewnej odległości: zanim dostrzegli, że ma duszę świętą, widzieli, że ma duszę mocną. Widzieli, że jest mężczyzną. Świadec-two zawarte w nekrologu, jaki ułożył socjalistyczny dziennik mediolański, taką epigramatyczną formułą określa tego godnego podzi-wu chłopca: „Był naprawdę mężczyzną ten Pier Giorgio Frassati” (…).

Posłuchajmy jego same-go: „Wszystko się sprowadza do siły duszy”. Tak, to daje do myślenia”. �

Późniejszy papież Paweł VI, jako młody ksiądz, odprawił w Turynie mszę w siódmą rocznicę śmierci Piotra Jerzego, 3 VII 1932.

Page 14: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

12

yjechaliśmy w piątek, 9 IX, po wieczornej mszy świętej, w grupie dwudziestu pięciu

uczestników (w tym zeszłoroczni bierzmowańcy). Podróż do Zakopa-nego minęła szybko i przyjemnie, a do domu rekolekcyjnego sióstr boromeuszek dojechaliśmy oko-ło godziny 23. Prawdziwa wycieczka miała mieć jednak miejsce dopiero następnego dnia. W grupkach prze-mierzaliśmy szlak prowadzący w stronę Kasprowego Wierchu. Droga na sam szczyt zajęła nam blisko trzy godziny (najlepszym zaś niecałe dwie). Gdy wszyscy dotarli na miejsce, przegrupowali-śmy się i wyruszyliśmy w dalszą część trasy, tym razem przez Czer-wone Wierchy aż na Ciemniak, a stamtąd przez Dolinę Kościeliską do Kir. Przez cały dzień wędrówki towarzyszyła nam pochmurna pogo-da, co jednak nie przeszkodziło w dobrej zabawie i pełnej integracji grupy. Po powrocie, siostry przyjęły nas zupą. Po posiłku, gdy wszyscy się odświeżyliśmy, poszliśmy na mszę. A po niej – na Krupówki.

Następnego dnia wyruszyliśmy na Murowaniec, a następnie w stro-nę Czarnego Stawu Gąsienicowego. Nad jego brzegiem – miła chwila przerwy. Gdy wróciliśmy do miejsca zakwaterowania, spakowaliśmy się i zjedliśmy obiad (podobny do tego z pierwszego dnia…). Sam wyjazd został poprzedzony wspólnym śpie-wem i wręczeniem księdzu Krzyszto-fowi upominków (ciupagi i drewnia-nego talerza z motywem zakopiań-skim), a po wszystkim ruszyliśmy

w drogę powrotną, która przebiegła w zabawowej atmosferze.

Wyjazd w Tatry można uznać za jak najbardziej udany. Panowa-ły dobre relacje, wszyscy byli dla siebie mili. Wspólny śpiew, wielo-osobowe pokoje oraz przede wszyst-kim długa wędrówka, pozwoliły nam lepiej się poznać. � Łukasz Pusz

Góry są dla ludzi zawsze wyzwaniem.

Jak powtarzał Jan Paweł II,

prowokują człowieka do dokona-

nia wysiłku dla zwyciężenia siebie.

Przyjeżdża się w nie, by stanąć

przed rzeczywistością, która nas

przewyższa i inspiruje do podjęcia

próby pokonania swojej słabości…

tyczeń, dwudziesty dziewiąty. Zbliża się godzina dwudziesta. Torby załadowane do autoka-

ru, wszyscy siedzą już w środku. Modlitwa i można ruszać. Po dwóch godzinach jesteśmy na miejscu…

W Ustroniu śniegu było co nie miara. Doszliśmy na Czantorię, zje-dliśmy co nieco, wypiliśmy po kubku gorącej herbaty i dalej w drogę. Bar-dzo dobrym pomysłem było kupno „liści” do śniegowych zjazdów. Uła-twiały nieźle eskapadę, szczególnie w momentach zejścia z góry. Po cza-sie dotarliśmy do schroniska na So-szowie. Zmarznięci. Maszerowanie przerywała modlitwa: najpierw szu-kaliśmy zasypanego szlaku, chwilę

Page 15: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

NA

RN

YM

�� �� III/IV

20

12

NR

14

RO

K V

13

Pier G

iorgio

Frassati. L

awin

a życia

czoraj byłem z przyjaciół-mi w górach! (...) było cudownie!” Tak pisał Piotr

Jerzy Frassati z Pollone latem 1917 roku. Pod jego opieką my również podążyliśmy na górskie szlaki, jednak nie latem, a zimą, przy tempe-raturze na tyle niskiej, że włosy sta-wały się białe i siwe. Minus dziewięt-naście stopni na termometrze, słoń-ce bardzo wysoko, widoki jak z bajki i towarzystwo wspaniałych ludzi - idealne warunki do wyjścia na szlak.

Pierwszego dnia wyruszyliśmy z Kubalonki do Istebnej, asfaltową drogą, tym razem jednak zupełnie białą. Postój na Stecówce. Ciepła herbata i modlitwa. Spaliśmy w większości w osiemnastoosobo-wych pokojach, na zawieszonych na drutach hamakach. Czuło się jednak bardzo ciepłą i miłą atmosferę (przepraszam osoby, które nie umia-

ły zasnąć ze względu na głośne roz-mowy).

Drugiego dnia temperatura do-chodziła do -20 stopni. Rozdzielili-śmy się na dwie grupy: pierwsza zdobyła Równicę, druga – Czantorię szlakiem od Poniwca. Niebo znów bezchmurne, dzięcioł stukał głucho w drzewa, tak ośnieżone, że wyglą-dały jak wielkie lodowe posągi. Z Czantorii wróciliśmy zmarznięci, ale szczęśliwi, śpiewając i zbiegając w dół tym samym niebieskim szla-kiem. Spotkaliśmy się z resztą na przystanku w Wiśle Polanie.

W ostatni dzień zapadła decyzja, by przejść od Wisły Głębce do Malin-ki czarnym szlakiem, który według Pogotowia Górskiego miał być prze-tarty. Chcieliśmy zobaczyć skocznię Małysza. Kiedy przez półtorej godzi-ny brodziłam po uda w śniegu uśmiech nie schodził mi z twarzy, jednak wielu nie miało tak dobrego humoru, co chwilę wpadając po pas w śnieg. Mokrzy i zmarznięci doszli-śmy do Malinki i z przesiadką w cen-trum wróciliśmy PKS-em do Wisły Głębce.

Cały wyjazd mogą podsumować przytoczone wyżej słowa Frassatie-go. Byliśmy w górach, co samo jest powodem do radości z życia. Stąd zachwyt. No i byliśmy z przyjaciół-mi, a więc mieliśmy z kim dzielić się z tym wszystkim, co jest dwakroć lepsze, niż samotne przecieranie szlaków. Czego więcej do szczęścia potrzeba? Pomimo niskich tempera-tur, w sercach pozostaną ciepłe wspomnienia minionych dni. �

Jadzia Mikołajczyk

Góry, góry, góry… kocham was!

później odmawialiśmy dziesiątkę różańca. Byli wśród nas osłabieni. Byli tacy, którzy grzać się musieli w śpiworach. Mimo to, czas spę-dziliśmy miło, również na projekcji filmów i na wspólnej zabawie.

Ostatniego dnia zwiedzaliśmy dom zdrojowy. W Ustroniu projekto-wali przed laty architekci także na-szego osiedla. Szukaliśmy więc kon-strukcyjnych podobieństw do na-szych osiedlowych bloków. W domu zdrojowym piliśmy świeży sok mar-chewkowy, częstowaliśmy się rogali-kami. Wcześniej – zwiedziliśmy ko-ściół pw. Chrystusa Króla. A wracali-śmy do ośrodka, myśląc już o Kato-wicach. � Marcin Nocoń

Page 16: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

14

Lipcowa wyprawa w Pieniny (Czorsztyn/Trzy Korony, Pieniny Środkowe; Homole/Wysoka, Pieniny Małe) oraz wrześniowa wyprawa w Tatry (Kasprowy Wierch, Czerwone Wierchy)

Page 17: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

NA

RN

YM

�� �� III/IV

20

12

NR

14

RO

K V

15

Pier G

iorgio

Frassati. L

awin

a życia

Styczniowy wyjazd z bierzmowańcami do Ustronia (Wielka Czantoria, Mały Stożek) oraz lutowa wycieczka do Wisły (Stecówka, Wielka Czantoria, Równica)

Page 18: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

16

yć świętym dzisiaj, to - w mo-im odczuciu - być dojrzałym duchowo i konsekwentnym

w swoich czynach wobec innych. My także możemy tacy być. Wystarczy tylko trochę dobrej woli i zaangażo-wania, aby pomagać innym. Pamię-tajmy jednak, że sami, bez Bożej po-mocy, nic nie zdziałamy. Musimy najpierw Boga postawić na pierw-szym miejscu, a On nas wspomoże w realizacji zadań i spraw, któ-rych się podejmiemy.

Jednym z problemów trapiących dzisiejszą młodzież jest trudność znalezienia miejsca we wspólnocie. Frassati był członkiem wielu stowa-rzyszeń. Jest więc żywym dowodem na to, że bycie w grupach parafial-nych, takich jak oaza czy wspólnota ministrancka, może ogromnie owo-cować w naszym rozwoju ducho-wym. Wielu osobom brakuje odwagi mówić o swojej wierze w grupie rówieśników albo gdy w towarzystwie jest ktoś, kto z kościołem ma niewiele wspólne-go. Błogosławiony Piotr nie miał z tym żadnego problemu. W czasie górskich wędrówek niejednokrotnie zachęcał swoich zmęczonych przyja-ciół do odmawiania różańca i nie było w tym żadnego działania na pokaz. Była to czysta chęć obcowania z Matką Bożą oraz Jezusem. Był w tym nieugięty.

Na każdym kroku nawiązywał relacje z Panem Bogiem. Pragnął czuć jego obecność. Zdarzało mu się przerwać rozmowę, aby ukłonić się przy kościele i zrobić znak krzyża, co pokazuje, że miał wielką odwagę

i nie wstydził się pokazywać swojej wiary i miłości do Boga.

Spotykając się z chorymi czy biednymi ludźmi, zawsze okazywał im wiele czułości. Był bardzo opie-kuńczy. Dobrze zdawał sobie sprawę, że ludzie ci nie potrzebują tylko pomocy finansowej, ale przede wszystkim rozmowy, obecności i pocieszenia, a w tym zawsze odwo-ływał się do Pana Boga. Frassati dostrzegał w ubogich wyjątkowy rodzaj wewnętrznego ciepła, jakiego brakowało dostanie żyjącym lu-dziom.

Patrzmy na innych ludzi również przez pryzmat wiary. Głośmy swo-im życiem Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie. Jeśli będziemy bezgra-nicznie ufać Bogu, On pomoże nam stać się takimi, jak Piotr Jerzy Frassati, od Boga pochodzący wzór do naśladowania. � Dorota Strączek

Piotr Jerzy Frassati był niezwykłym

człowiekiem. Mimo swojego młode-

go wieku emocjonalną i duchową

dojrzałością wyprzedzał swoich

rówieśników. Prowadził życie

nastolatka, miał swoje zainteresowa-

nia, pasje, nieobce mu były problemy

tego świata, lecz zawsze na pierw-

szym miejscu stawiał Pana Boga

i drugiego człowieka: biednego,

chorego czy potrzebującego.

Wpierw: dojrzeć

Page 19: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

NA

RN

YM

�� �� III/IV

20

12

NR

14

RO

K V

17

Dysk

utu

jemy

Page 20: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

18

Kochał

edna z przyjaciółek Piotra twier-dziła wręcz, że „Pier Giorgio przekraczał drugie przykazanie, gdyż kochał bliźniego bardziej,

niż siebie samego”. Wykazywał w tej dziedzinie niesłychaną inwencję, pomysłowość i dynamizm w postaci małych i wielkich gestów miłości wobec ubogich. Śmiem twierdzić, że był to jego sposób na życie i na na-dzieję, prawdziwa pasja: pomóc dru-giemu, dodać komuś otuchy, „usensownić” w ten sposób los ubo-giego, to znaczy pokazać mu, że jest przez kogoś kochany i komuś po-trzebny. Wracał do domu bez mary-narek i płaszczy – rozdając je po drodze. Jeździł trzecią klasą, chodził pieszo (bez pieniędzy nawet na tramwaj), roznosił tony paczek żyw-nościowych zdobywanych własnym sumptem i pomysłem, rozdawał wszystko, co posiadał, tracąc zdro-wie i energię dla drugich. Wydawał się w tym szalony, „opętany swoim pragnieniem niesienia pomo-cy” (Enrico Berutti). „Stwarzał sobie rodzinę spomiędzy biednych i nie-szczęśliwych. Było w tym coś hero-icznego, co stanowiło o jego praw-dziwej wielkości” (Emilio Zanzi).

Pisał: „Kto pomaga, wypełnia dzieło wyjątkowe; nie wszyscy mają odwagę narażać się na sytuacje nie-przyjemne, a często także niebez-

Pomoc potrzebującym

stała się dla niego z biegiem czasu

jakąś nieprawdopodobnie

mocną osobistą pasją.

Page 21: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

NA

RN

YM

�� �� III/IV

20

12

NR

14

RO

K V

19

Pier G

iorgio

Frassati. L

awin

a życia

biednych pieczne (…). Kto opiekuje się cho-rym, (…) jest szczególnie błogosła-wiony, bo trudno nam jest obarczać się bólem innych, gdy mamy sami tysiące własnych udręk i zmar-twień”.

Pamiętał o swoich podopiecz-nych nawet w przeddzień śmierci (najdosłowniej), gdy był już częścio-wo sparaliżowany. Nie mógł wstać o własnych siłach, poprosił więc sio-strę o pomoc. W jego portfelu znaj-dował się bowiem kwit lombardowy do oddania; miał też do przekazania zakupione dla chorych zastrzyki. Próbował niesprawną ręką zapisać potrzebną informację na wizytówce, ale jego pismo było już nieczytelne… Cierpienie drugich było dla niego ważniejsze niż własne. Ewangelia zrealizowana do ostatniej stronicy. Kielich wypity do dna. �

ks. Jerzy Szymik jednym ze świadectw o Fras-satim wyczytać można: „Po śmierci Pier Giorgia przyszła

do mnie pani C. i łkając powiedziała, że zabrakło jej najsilniejszej podpory. Opowiadała, ile ten chłopak uczynił dla niej: jak dzięki niemu mogła pozo-stać dłużej w szpitalu po urodzeniu dziecka, jak zajął się jej przewiezie-niem do domu, jak był chrzestnym ojcem jej dziecka i przyniósł ubranko do chrztu. Gdy jej mąż, który bardzo pił, miał wyjść z więzienia, Pier Gior-gio poszedł i czekał na niego, a potem zaprowadził go do takiej fabryki, w której nic nie pytali się o opinię. O to, czym był Pier Giorgio dla bied-nych” (J. Nebbia). �

ł. Piotr Jerzy Frassati podkre-ślał: „Jezus nawiedza mnie w Komunii św. każdego

dnia, a ja Mu się odwdzięczam za to w dostępny mi, skromny spo-sób, odwiedzając Jego biedaków”.

W przemowie na temat miłosier-dzia, którą skierował do kolegów z FUCI (Stowarzyszenia Chrześcijań-skich Studentów Włoskich) mówił natomiast: „Każdy z was wie, że fun-damentem naszej religii jest miłość, bez której rozsypałaby się ona w proch, gdyż bez tego nie będziemy naprawdę katolikami, dopóki nie spełnimy, a raczej nie ukształtujemy całego naszego życia zgodnie z dwo-ma przykazaniami zawierającymi w sobie istotę wiary katolickiej: ko-chać Boga ze wszystkich naszych sił i kochać bliźniego jak siebie samego (…). Przemoc i gwałt sieją nienawiść i potem zbiera się tego owoce. Miło-sierdzie zasiewa w ludziach pokój, ale nie jest to pokój tego świata, lecz Pokój Prawdziwy, którym tylko wia-ra w Jezusa Chrystusa może nas ob-darzyć. Wiem, że droga ta jest trudna i pełna cierni, podczas gdy ta druga na pierwszy rzut oka wydaje się piękniejsza, łatwiejsza i dająca wię-cej zadowolenia. Ale gdybyśmy mogli zgłębić wnętrza tych, którzy na swo-je nieszczęście chodzą wypaczonymi drogami, zobaczylibyśmy, że nigdy nie mają w sobie tej pogody, jaką posiada ten, który wyrzekł się jakiejś materialnej przyjemności, aby pójść za Prawem Bożym”. �

Źródło cytatów: A. Tyc, E. Betlejewska, Pier Giorgio

Frassati. Człowiek ośmiu błogosławieństw, Associazione Pier Giorgio Frassati, Rzym 1984; [za:] www.frassati.pl

Page 22: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

20

uroczystość Objawienia Pań-skiego miało miejsce w na-szym kościele Rodzinne Kolę-

dowanie z Trzema Królami. Już po raz trzeci wspólnota parafialna wraz z księżmi zgromadziła się na wspólnym śpiewie kolęd.

W tym roku swoje muzyczne talenty zaprezentowały nam: dzieci przedszkolne, oazowicze i ministran-ci, członkowie scholi parafialnej, uczniowie szkoły muzycznej, dusz-pasterze oraz - pierwszy raz - siostry elżbietanki (z okazji roku modlitwy o powołania do zakonów żeńskich).

W śpiew kolęd aktywnie i ocho-czo włączali się oczywiście licznie zgromadzeni parafianie. Kolędowa-nie trwało godzinę. Na jego zakoń-czenie ministranci rozdali wszystkim obecnym w kościele opłatki, byśmy mogli składać sobie nawzajem świą-teczne życzenia. � A.M.

Z całą pewnością w hierarchii

ważności inicjatywy kulturalne ustę-

pują tym o charakterze duchowym,

modlitewnym. Ważne są jednak

dlatego, że pomagają zjednoczyć

członków wspólnoty parafialnej

także poza Eucharystią czy nabo-

żeństwami. Stają się dla mieszkań-

ców osiedla okazją do wzajemne-

go poznania. A często również

do poznania duszpasterzy.

To wszystko powoduje, że później

możemy poczuć się w kościele,

jak w jednej parafialnej rodzinie.

ozegrany w marcu ubiegłego roku kolejny parafialny tur-niej skata zgromadził rekor-

dową jak dotąd liczbę zawodników: aż dwudziestu jeden.

Ksiądz proboszcz w czasie powi-tania uczestników tamtego turnieju podkreślił, jak ważną rolę w życiu i działalności parafii odgrywają spo-tkania w grupach, nie tylko modli-tewnych, ale i skupiających ludzi z racji ich różnych zainteresowań. Po jego zachęcie, zawodnicy turnieju poprosili organizatora Parafiady Barbórkowej, Zygmunta Wilczka, o zorganizowanie kolejnych zawo-dów…

W sobotę, 14 I, rozegrano No-

woroczny Turniej Skata. Był to pierwszy z czterech zaplanowanych w tym roku w naszej parafii turnie-jów. Zgłosiło się 18 zawodników. Spotkali się przy pięciu stołach.

Świąteczną atmosferę nadała zawodom przybyła na probostwo grupa małych kolędników, śpiewają-cych kolędy na rozpoczęcie turnieju.

W pierwszej rundzie objął pro-wadzenie Józef Klimczok (628 pkt.), wyprzedzając Marka Kubasika (626 pkt.). Po drugiej - prowadził Henryk Kaczmarek, zaś drugie miejsce zaj-mował Andrzej Lissy. Zwycięzcą Noworocznego Turnieju Skata został ostatecznie Wojciech Trzewik, który zdobył 1807 pkt. �

Page 23: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

NA

RN

YM

�� �� III/IV

20

12

NR

14

RO

K V

21

dbywająca się w kolejne sobo-ty listopada i grudnia ub. roku Parafiada Barbórkowa organi-

zowana była już po raz osiemnasty. Jak co roku, konkursami i turniejami przyciągnęła parafian do podziemi kościoła. W tym roku zaproponowa-liśmy im pięć różnych, indywidual-nych konkurencji sportowych.

Uczestnicy mieli do wyboru grę w cymbergaja, „Chińczyka”, szachy, skata oraz tenis stołowy. Zaintereso-wanie było zróżnicowane, ale ogólna ilość uczestników jest dowodem na to, że warto organizować tego typu spotkania. Wszystkich uczestników tegorocznej parafiady było 151, nagrodzonych zostało 75 z nich. Były też nagrody pocieszenia. Mamy nadzieję, że wszyscy dobrze się ba-wili i za rok znowu zawitają w nasze progi, aby mile spędzić czas w ro-dzinnej atmosferze. � Barbara Mruk

Biedą parafii jest jej anonimowość

Pier G

iorgio

Frassati. L

awin

a życia

ottem były tym razem słowa: „Niech łezka dziecka w Suda-nie, uśmiechem szczęścia się

stanie. Niech Jezus dom błogosławi, niech darzy zdrowiem i łaskami, bo właśnie dziś w Waszych progach pociechę znalazła Dziecina uboga”.

W ostatnie dwie soboty stycz-nia uczniowie ze Szkolnego Koła Misyjnego przy Szkole Podstawo-wej nr 59 kolędowali w osiedlo-wych mieszkaniach naszych para-fian chcących wesprzeć dzieło misyjne. W tym roku prosili o wsparcie dla dzieci z Sudanu Połu-dniowego. Zostali zaproszeni do piętnastu rodzin naszej parafii. Ze-brali 676 złotych, za które bardzo

dziękujemy wszystkim darczyńcom (również za słodkości, które małym kolędnikom sprawiły wielką radość).

Kolędowanie po domach ma swoją długą tradycję. Dzieci uczą się kolęd, ale i dawania świadectwa wiary.

„Kolędnicy misyjni dzięki sponta-nicznie wyznawanej wierze, idą do domów i różnych środowisk, by z radością głosić Ewangelię.” Są jak mędrcy ze Wschodu, którzy z fascy-nacją poszukiwali Jezusa. Biskup Andrzej Jeż z Tarnowa powiedział kiedyś, że są jak gwiazdy, bo „nie koncentrują się na sobie, ale wskazu-ją drogę do Boga i drugiego człowie-ka”. � Aleksandra Bańczyk

abawa karnawałowa zorga-nizowana w sobotę, 21 I, była ostatnią imprezą zamykającą

XVIII Parafiadę Barbórkową. Jej uczestników przywitał ksiądz

proboszcz Stanisław, życząc wszyst-kim miłej i radosnej karnawałowej nocy. Do tańca nie trzeba było zachę-cać. Pierwsze takty muzyki zgroma-dziły wszystkich na parkiecie i dzięki prezentowanym utworom, tak pozo-stało do końca. W czasie przerwy w tańcu pani Barbara i pan Zygmunt organizowali konkursy dla kobiet, mężczyzn i par. Gospodynie z probo-stwa dbały w tym czasie o dobrą for-mę dla naszego ciała, serwując pysz-ne dania. Atrakcją zabawy, jak co roku, była loteria fantów. Zachęcamy parafian i gości do uczestnictwa w tego rodzaju spotkaniach parafial-nych w kolejnych latach! �

Grzegorz Zarychta

Page 24: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

22

Konkurencje XVIII Parafiady Barbórkowej (w tym turniej tenisa stołowego, chińczyka, konkurs szopek Bożonarodzeniowych i rodzinny turniej lotek) oraz Noworoczny Skat

Page 25: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

NA

RN

YM

�� �� III/IV

20

12

NR

14

RO

K V

23

Pier G

iorgio

Frassati. L

awin

a życia

Doroczny bal karnawałowy, kolędnicy misyjni (którzy w tym roku zbierali ofiary na pomoc dzieciom w Sudanie) oraz Rodzinne kolędowanie z Trzema Królami

Page 26: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

24

zekając na lepsze czasy, korzy-ści materialne, wysoką pozycję zawodową, uznanie ze strony

otaczających nas ludzi, nie dostrze-gamy zwykłych radości, które może dać nam życie.

W tym kontekście Frassati jest dla nas młodych przykładem. Jak napisał prof. G. Lazzati: „Miłosierdzie dla Pier Giorgia nie polegało na da-waniu potrzebującym czegoś, lecz na dawaniu im samego siebie. Biedni i cierpiący byli jego ulubieńcami. Uważał się za ich sługę, a służenie im za przywilej.” Moim zdaniem właśnie to - dawanie siebie innym - jest naj-wyższą miarą człowieczeństwa, a w efekcie i świętości. Czyż bowiem świętość nie jest mierzona miłością do bliźniego wedle nauki Chrystusa? Wstając rano do szkoły czy pracy powinniśmy zastanowić się nad swo-im dniem. Ułożyć sobie krótki kilku-punktowy plan. Co dzisiaj zrobię, aby podobać się Bogu? Nie muszę wyma-gać od siebie rzeczy niewykonal-nych. Po prostu tak zorganizować czas, aby wykorzystać swoją energię na coś pożytecznego. Radość i satys-fakcja po wykonaniu takiego uczyn-ku - gwarantowane! I wielka moty-wacja do dalszego działania!

Czasem może się wydawać, iż kiedyś łatwiej było odróżnić dobro od zła, zostać świętym. W czasach wojny, komunizmu cierpienie było nad wyraz dostrzegalne. Jednak ro-zejrzyjmy się wokół: bezdomni, głodni, ofiary przestępstw, gwałtów i przemocy, biedni, chorzy, umierają-cy, ofiary kryzysu ekonomicznego… Codziennie jesteśmy świadkami cu-

dzej krzywdy i cudzego nieszczęścia. Narzekając na swoje błahe proble-my, brak czasu, zatracamy się w świecie, które wcale nie prowadzi nas do zbawienia. Trudno nam do-strzec, że potrzebujących jest wokół nas wielu, w zwykłych, codziennych sytuacjach. A więc mój przepis na świętość? Otwartość na krzywdę, zainteresowanie drugim człowie-kiem, bezinteresowna pomoc, po prostu bycie z Bogiem, w Bogu, dla Boga i nie dla siebie. Bądźmy jak Frassati, który poświęcił swoje życie drugiemu człowiekowi i zmieniał świat na lepsze. � Kasia Ogonowska

Otworzyć się na drugiego

Popkultura narzuca nam dzisiaj

wiele fałszywych stereotypów

na temat tego, co jest dla nas ważne,

modne i absolutnie konieczne do

szczęścia. W telewizji i internecie

napotykamy wiele pokus, zachęt,

rzeczy, które odwracają naszą uwagę

od tego, aby żyć dobrze, nie marno-

wać czasu i dawać z siebie

jak najwięcej. Moje pokolenie

nie zawsze potrafi oddzielić rzeczy

ważne od ważniejszych.

Często idziemy na łatwiznę i zamiast

dobra wybieramy mniejsze zło.

W ten sposób zatracamy własne

ideały, poglądy, własne „ja”.

Page 27: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

NA

RN

YM

�� �� III/IV

20

12

NR

14

RO

K V

25

Dysk

utu

jemy

Page 28: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

26

achowały się też wspomnienia naocznych świadków jego mo-dlitwy: „Stał około godziny.

Piękny, ze splecionymi ramionami i takim wyrazem twarzy, że – wyznaję – często zdarzało mi się, i nie uznawa-łem tego za grzech lub roztargnienie – odwracać oczy od Sanctissimum i patrzeć na tego chłopca (…), bo wy-dawało mi się, że przebija przez niego boskie piękno” (Zaira Veneri Callino). „Tak był skupiony, iż nie zauważył, że wosk świecy kapie mu na ubra-nie” (don Tomasso Castagno). „Największe wrażenie robił na mnie kontrast między jego sposobem bycia i skupieniem na modlitwie a jego ży-wością i siłą fizyczną pozbawioną jakiejkolwiek ascetycznej blado-ści” (Constancio Guardia Riva).

Oczywiście, można to wszystko potraktować z lekkim przymrużeniem oka: Piotr Jerzy jest młody, bardzo młody i pociąga go po prostu emocjo-nalna przygoda, niezwykłość, jakiś (w tym przypadku „pobożny”) rodzaj szaleństwa. Ale to będzie tylko część prawdy. W liście do przyjaciela, Marco Beltramo, pisze o wierze, na której

Kochał Przepadał za nocnymi czuwaniami

przed Najświętszym Sakramentem.

Traktował je w sposób charaktery-

styczny dla jego mentalności:

„Dawni władcy stawiali w swoich

zamkach nocne straże. Jezus

jest bardziej godny nocnej straży

niż monarchowie ziemscy”.

Page 29: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

NA

RN

YM

�� �� III/IV

20

12

NR

14

RO

K V

27

„jak na granitowej podstawie” pragnie opierać jakąkolwiek przyjaźń. A nie-które z jego postaw, wyborów i słów zdradzają ten rodzaj dojrzałości, która może mieć swoje źródło tylko w naj-głębszym zjednoczeniu z Bogiem. Choćby jego ostatnia choroba i konanie przeżywane w absolutnym niezrozu-mieniu najbliższych i opuszczeniu, a pozbawione jakiegokolwiek cienia buntu czy rozpaczy. Albo jego bolesna, niespełniona nigdy miłość do Laury Hidalgo. Rozumie ją i przetwarza w sposób nakazujący milczenie i naj-wyższy szacunek: „Jestem przekonany, że jeśli nie można osiągnąć celu, trzeba stłumić w zarodku to, co dobrze kiero-wane przyniosłoby ogromne dobro-dziejstwa, inaczej jednak – tylko cier-pienie. W swoich wewnętrznych wal-kach często zadawałem sobie pytanie: Dlaczego miałbym być smutny? Czy może straciłem wiarę? Nie. (…) Wszelka ofiara ma wartość tylko dzięki niej, a nadto jako katolicy mamy mi-łość, która wszystko przewyższa i któ-ra (…) jest nieskończenie piękna. (…) Miłość, której bronił Apostoł, bez któ-rej wszelka inna cnota nie ma wartości. Ona zaś może być przewodniczką i drogowskazem na całe życie, może służyć za cały program. (…) A więc mój program polega na tym, aby przemie-nić to szczególne uczucie, które mia-łem do niej [Laury], a którego się wy-rzekam, (…) w pełną szacunku więź przyjaźni pojętej w sensie chrześcijań-skim, w poszanowanie jej cnót i naśla-dowanie jej wspaniałych zalet. (…) Powiesz mi, że szaleństwem jest spo-dziewać się czegoś podobnego, ale ja wierzę, że jeśli choć trochę będziecie

się modlić za mnie, przez modlitwę wkrótce to osiągnę. (…) A jeśli nawet miałoby mnie to kosztować ofiarę z życia – nieważne” (list do Izydora Boniniego z 6 marca 1925 roku).

Zdumienie budzi jego rozumienie złożonej tajemnicy życia, w którym cierpienie i radość mogą i powinny ze sobą współistnieć. Pisze do siostry Luciany, w lutym 1925 roku: „Carissi-ma, (…) pytasz, czy jestem wesoły; a jakże mógłbym nim nie być? Dopóki wiara daje mi siły – zawsze wesoły! (…) Ból to nie smutek, który jest choro-bą najgorszą ze wszystkich. (…) Cel, dla którego zostaliśmy stworzeni, sprawia, że nawet życie gęsto usiane cierpienia-mi (…) jest weselem, także poprzez ból”.

Fakty z jego życia świadczą, że to nie tylko patetyczne słowa. A ten czło-wiek ma przecież dopiero dwadzieścia parę lat!

Uczy się zresztą bezgranicznego zaufania Bogu i miłości nie od byle jakich postaci. W kręgu jego mistrzów duchowych pojawiają się święci: Jan Bosko, Ignacy Loyola, Dominik. Poboż-ność więc salezjańska, jezuicka i domi-nikańska. One to razem wzięte rzeźbią jego duchową sylwetkę. Czyta Augu-styna, Tomasza z Akwinu, Katarzynę Sieneńską. Te źródła inspiracji plus cechy jego witalnej osobowości dają w sumie mieszankę wybuchową. Valanga

di vita właśnie, lawinę życia. Liberalny sceptyk i antykościelnie nastawiony ojciec Pier Giorgia powiadał: „On mnie onieśmiela, jakbym stał wobec kogoś starszego od siebie. Nie wiem, co to jest, ale powtarzam, czasem mnie onie-śmiela”. � ks. Jerzy Szymik

Boga

Pier G

iorgio

Frassati. L

awin

a życia

Page 30: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

28

biegłoroczna wizytacja bi-skupia była okazją do udzie-lenia sakramentu bierzmo-

wania uczniom trzecich klas gimna-zjum. Przygotowywali się do tego wydarzenia pół roku. Uczestniczyli w spotkaniach formacyjnych, roz-wijali życie sakramentalne. Byli w Beskidach, przygotowywali pantomimę. W pieszej pielgrzymce, w grupie siedemdziesięciu osób, wyruszyli też do Piekar Śląskich. O 6.45 rano…

Błogosławieństwa na drogę udzielił wszystkim ksiądz proboszcz. Dumnie reprezentując parafię, kro-czyliśmy w kierunku obranego przez nas celu. Pogoda w miarę dopisywa-ła – nie padało, a pielgrzymi kroczyli w dobrym tempie. Na czele procesji - krzyż, na końcu - ksiądz spowiadają-cy pielgrzymów.

Do Piekar dotarliśmy o 9.30. Mszy świętej przewodniczył ksiądz proboszcz, kazanie wygłosił ksiądz Krzysztof, asystowali gorliwi mini-stranci: Jacek, Adam, Mateusz i Pa-tryk. Po mszy wzięliśmy udział w drodze krzyżowej na tzw. „rajskim placu”. Następnie jedna grupa poszła na posiłek oraz ciepłą herbatę, druga – do muzeum sanktuaryjnego. Za-miana nastąpiła czterdzieści minut później. Muzeum dokumentuje histo-rię kultu Maryjnego w Piekarach.

Pielgrzymka pozwoliła nam umocnić się w wierze i być bliżej Pana Boga. Dała też możliwość poznania nowych, ciekawych lu-dzi. Na kolejne pielgrzymki gorąco zapraszamy wszystkich… � Mateusz Żelichowski, Patryk Flachmański

Miłość do Boga wyraża się

w Jego ciągłym poszukiwaniu:

w modlitwie, na rekolekcjach,

na pielgrzymim szlaku i w drugim

człowieku. Szukanie to nigdy nie jest

bezowocne. Chrystus sam mówi:

„Szukajcie a znajdziecie” i „Gdzie

dwaj albo trzej w imię moje…”

Narzekać może na Bożą nieobecność

ten tylko, kto życie spędza,

ciągle stojąc w miejscu.

owy rok szkolny to nowe wyzwania dla uczniów, na-uczycieli, rodziców i duszpa-

sterzy. Zaproponowaliśmy więc uczniom, którzy mieli rozpocząć naukę w kolejnych klasach, pieszą pielgrzymkę do Piekar Śląskich „o uproszenie dobrego roku szkolnego”. 29 sierpnia sprzed na-szego kościoła wyruszyło blisko sto dwadzieścia osób z terenu całego dekanatu, ale i z innych miejscowo-ści. Uczniowie, studenci i nauczycie-le. W Sanktuarium wzięliśmy udział w uroczystej Eucharystii. Po niej - przerwa śniadaniowa, zwiedzanie bazyliki z przewodnikiem oraz wspólny śpiew i modlitwa na raj-skim placu. Do Katowic wróciliśmy autobusami komunikacji miejskiej w godzinach popołudniowych.

Z perspektywy czasu widać, że było warto! �

Page 31: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

NA

RN

YM

�� �� III/IV

20

12

NR

14

RO

K V

29

ankiem, pierwszego lipca spotkaliśmy się na katowic-kim dworcu kolejowym, aby

po raz dwunasty pielgrzymować do naszej kochanej Częstochow-skiej Pani. Sprawdzenie obecności, kupno biletów i pakowanie bagaży do samochodu. Chwilę później po-dróż pociągiem do Zawiercia, a stam-tąd autobusem w kierunku Skarżyc. Pogoda nie napawała optymizmem, ale w naszych sercach panował słoneczny nastrój, duch modlitwy i dobre myśli.

W Skarżycach, w małym kościół-ku, u Matki Boskiej, nasz duchowy opiekun - ks. Artur mszą świętą ofi-cjalnie rozpoczął nasze pielgrzymo-wanie.

W pierwszym dniu Żarki, w dru-gim – Leśniów. Do celu w Świętej Puszczy dotarliśmy około siedemna-stej. Wieczorem msza święta w ka-plicy. Po niej oczekiwane przez wszystkich ognisko. I goście - na czele z proboszczem (przywieźli dobry chleb, kiełbaski, kiszone ogór-ki oraz drożdżówki). Były też ciastka przed wyjazdem, upieczone na tę okazję przez jedną z pielgrzymują-cych pań.

Trzy dni pielgrzymki były przeży-ciem, którego nigdy nie zapomnimy. Trud i zmęczenie opłaciły się: po pielgrzymce wróciliśmy oczysz-czeni duchowo, z zapasem sił psy-chicznych i wytrwałości oraz zado-woleni. Warto było, bo pielgrzymka to nie tylko refleksje, prośby, inten-cje, modlitwy, ale także wspólne rozmowy i czas na lepsze poznanie innych i siebie. � BS, MN, JG

Pier G

iorgio

Frassati. L

awin

a życia

Ważne jest, by szukać ielgrzymka szlakiem dolno-śląskich sanktuariów rozpo-częła się w piękny, słoneczny

jesienny poranek, 28 IX, modlitwą i śpiewem. Błogosławił nam po oj-cowsku ksiądz proboszcz. Szlak zaś prowadził najpierw do Nysy, gdzie żywy jest kult św. Jakuba, patrona pielgrzymów. W miejscowej bazylice słuchaliśmy objaśnień pani prze-wodnik i szukaliśmy… muszli, sym-boli pielgrzymów. Zwiedziliśmy także nyski cmentarz, na którym znajdują się groby: poety Josepha von Eichendorffa oraz sióstr elżbie-tanek (w tym miejsce pierwszego pochówku bł. Marii Luizy Merkert).

Byliśmy też w Henrykowie (tam przepiękny zespół cysterskich bu-dynków klasztornych), w Kamieńcu Ząbkowickim (gdzie znajduje się dawna czeska twierdza obronna, opactwo pocysterskie i klasztor au-gustianów). Na koniec jeszcze: Bar-do Śląskie i cel naszej wyprawy - Krzeszów (z barokowymi budowla-mi sakralnymi, wpisanymi na listę zabytków klasy zerowej). W Krzeszowie upłynął nam drugi dzień pielgrzymki. Rozpoczęliśmy mszą św. Zwiedziliśmy: kościół św. Józefa, który zrobił na nas ogromne wrażenie (obrazy zdobiące jego ścia-ny przedstawiają sceny z życia św. Józefa i całej Świętej Rodziny), oraz sanktuarium Matki Boskiej Łaska-wej. Matka Boża spoglądała z ob-razu na wszystkich pielgrzymów bardzo radośnie, jakby chciała po-wiedzieć: „Przychodźcie i nie opusz-czajcie mnie, a ja zawsze będę z wa-mi!” � Barbara Stocka

Page 32: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

Wielkopostna Szkoła Modlitwy Muzyką, pielgrzymka bierzmowańców do Piekar, wizytacja biskupia, oazowicze i ich rodzice w Koniakowie, Dzieci Maryi w Częstochowie

Page 33: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

NA

RN

YM

�� �� III/IV

20

12

NR

14

RO

K V

31

Pier G

iorgio

Frassati. L

awin

a życia

XII Pielgrzymka piesza na Jasną Górę, pielgrzymka do Piekar o dobry rok szkolny, parafianie u Matki Bożej Łaskawej w Krzeszowie, nauczyciele na dniu skupienia w Tyńcu

Page 34: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

32

spółczesny święty to taki człowiek, który modli się, aby z radością i coraz doskonalej

wypełniać wolę Pana, to człowiek ufający Bogu, radosny, miłujący bliź-niego słowem i czynem. Powinniśmy modlić się, uczyć się i rzetelnie pra-cować, pomagać bliźnim, szczególnie chorym i ubogim. Współczesna men-talność wielu ludzi, oddalająca się od nauki Kościoła stanowi duże zagro-żenie dla tych, którzy pragną żyć zgodnie z przykazaniami Boga, dlate-go świat jak nigdy potrzebuje auten-tycznych, świętych wzorów do naśla-dowania.

Każdy z nas może być świętym, wypełniając różne codzienne zada-nia, czyniąc je na chwałę Pana. Jako chrześcijanie musimy przeżyć swoje życie, dając innym, abyśmy mogli z pełnym i czystym sercem stanąć przed obliczem Boga w dniu osta-tecznym.

Rozważając, czy i ja mogę być świętą, odpowiadam, że nie wiem. Nie wiem, czy jestem godna. Ale przypomniała mi się piosenka Arki Noego pt. „Święty uśmiechnięty”, którą śpiewałam jako mała dziew-czynka. Słowa w swojej prostocie oddają chyba istotę świętości: święty kocha Boga, życia mu nie szkoda, kocha bliźniego jak siebie samego, jest uśmiechnięty, zadowolony, na-wrócony. Gdzie dzisiaj można świę-tych zobaczyć? Są między nami w szkole i w pracy.

Radosna jest myśl, że czyniąc dobro choćby najmniejsze, nie na pokaz, dążymy do świętości.

Każdy z nas zaproszony jest na tę

drogę. Przestrzegając nakazów De-kalogu i pamiętając osiem błogosła-wieństw, dojdziemy do Królestwa niebieskiego. Być ubogą duchem, cichą, sprawiedliwą, miłosierną, czystego serca; dbać o pokój, poko-nywać różne trudności, a wszystko z miłości do Boga i bliźniego - to tak oczywiste, ale i tak bardzo trudne do wykonania.

Każdy z nas potrzebuje wzoru świętości. Od świętych uczymy się jak żyć. Wzorem do naśladowania dla nas, ludzi młodych może być błogosławiony Pier Giorgio Frasatti, który jest patronem młodzieży i stu-dentów oraz ludzi gór. Przez swoje krótkie dwudziestoczteroletnie życie dał świadectwo wielkiego umiłowa-nia człowieka, szczególnie biednego i chorego.

Frassatiemu przezwyciężać trud-ności pomagały: wiara i modlitwa. Prawdziwie były częścią jego życia. Świętość Piotra Jerzego była roze-śmiana, choć nie bez wad i niedocią-gnięć. Przede wszystkim zaś: prze-pełniona obecnością Boga. �

Kamila Strońska

Być świętym, to doświadczać

wewnętrznego zjednoczenia

z Jezusem Chrystusem,

który jest naszą drogą, prawdą

i życiem; pełnić na ziemi

Jego Boską wolę. Taki model

świętości jest ponadczasowy

i wynika z istoty naszej wiary.

Cieszyć się codziennością

Page 35: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

NA

RN

YM

�� �� III/IV

20

12

NR

14

RO

K V

33

Wsp

om

inam

y

Page 36: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

34

więc miłość jako naczelna cnota. Papierek lakmusowy każdej świętości. Okazywana

na wiele sposobów. Witalnie, pro-porcjonalnie do dwudziestoletniego życia. Cokolwiek robił, działał jak lawina. Porywająca własne i cudze życie w ramiona Tego, który jest MIŁOŚCIĄ.

Pisał przed laty Jerzy Turowicz tak trafnie, że warto jego wywód przytoczyć, nic nie stracił na aktual-ności:

„Kim jest, kim mógłby być dziś dla nas Pier Giorgio Frassati? Czy można go stawiać dzisiejszej mło-dzieży jako wzór do naśladowania? Na pozór jego sylwetka może się wydawać anachroniczna. Jego typ religijności, pobożności, praktyk religijnych, jego ultramontanizm, nie wydaje się odpowiadać współczesnej mentalności. Trudno nam dzisiaj zrozumieć ten rodzaj ślepego posłu-szeństwa rodzicom, niestawianie oporu przez dorosłego już przecież mężczyznę ich ewidentnie niesłusz-nym i zadającym gwałt jego osobo-wości i powołaniu, zadaniom i decy-zjom. Dziwić nas też może ta potrze-ba należenia do wszelkich możli-wych stowarzyszeń religijnych, świadcząca – jak gdyby – o niesamo-

Valanga

Lawina Życia. To bardzo bliskie Boga.

On jest zawsze Bogiem życia,

Miłością istnienia, samą witalnością,

źródłową przyczyną takich właśnie

lawin, jak Pier Giorgio…

Page 37: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

NA

RN

YM

�� �� III/IV

20

12

NR

14

RO

K V

35

Pier G

iorgio

Frassati. L

awin

a życia

di vita, znaczy lawina życia dzielności. Niektóre formy publicz-nego manifestowania uczuć religij-nych mogą się nam dziś wydawać niewłaściwe. Zresztą – jakaż prze-paść dzieli lata dwudzieste naszego wieku od dzisiejszych czasów, a wszakże każda epoka rodzi swoich świętych. Mentalność religijna ulega ciągłym przemianom.

Otóż sąd o nieaktualności wzoru, który swym życiem dał Pier Giorgio Frassati, oparty na pewnych jego zewnętrznych objawach, byłby za-trzymaniem się na powierzchni, ule-ganiem pozorom. Zmieniać się może styl religijności, mentalność, sposób zaangażowania i formy świadectwa, ale istota świętości, jej korzenie są zawsze te same. Istota świętości to chyba nie co innego, jak miłość Boga i miłość bliźniego natężone do roz-miarów heroicznych, to życie, które staje się jednym wielkim świadec-twem Ewangelii, to praca nad sobą, która osiąga całkowitą przejrzystość na działanie łaski. Tych wszystkich wartości Pier Giorgio był sługą i świadkiem w swoim czasie, temu świadectwu upływ czasu nie odebrał ani znaczenia ani wagi (…).

A zresztą to wcale nie jest tak, byśmy w życiu i działalności Pier Giorgia nie mogli się dopatrzyć cech jak najbardziej aktualnych. Wiele cech jego stylu świętości trzeba na pewno przypisać wychowaniu, śro-dowisku, w którym żył, klimatowi epoki. Jego stosunek do własności i pieniądza, jego służba ubogim nabie-ra szczególnej aktualności w dobie materializmu praktycznego i społe-czeństwa konsumpcyjnego. Lepiej,

niż jemu współcześni rozumiemy dziś jego nacisk na równość i spra-wiedliwość społeczną. Dzisiaj też, kiedy odkrywamy miejsce świeckich w Kościele, ich prawo do współod-powiedzialności oraz obowiązek apostolstwa, trudno byłoby znaleźć wzór lepszy niż ten, który dał swoim życiem Pier Giorgio Frassati (…)”.

A wzorów potrzebujemy jak po-wietrza. Więc może właśnie on, Pier Giorgio, miłośnik gór, wśród których najbardziej pokochał tę, z której spłynęło na świat osiem błogosła-wieństw? � ks. Jerzy Szymik

[w:] Zapachy, obrazy, dźwięki. Katowice 1999 jciec Święty Benedykt XVI: „Jego życie przeniknięte było całkowicie łaską i miłością

Boga i ofiarowane z radością i pogodą ducha w pełnej pasji służbie Chrystu-sowi i braciom. Jako młody, tak jak wy, z zapałem podjął się swojej for-macji chrześcijańskiej i dał świadec-two swojej wiary, prostej ale owoc-nej. Chłopiec zafascynowany pięknem Ewangelii Błogosławieństw, który doświadczył pełnej radości bycia przyjacielem Chrystusa, idąc za Nim i czując się żywą cząstką Kościoła. Droga młodzieży, miejcie odwagę wybrać to, co jest najważniejsze w życiu! Żyć a nie wegetować – po-wtarzał błogosławiony Pier Giorgio Frassati. Tak jak on odkryjcie, że war-to zaangażować się dla Boga i z Bo-giem, odpowiedzieć na Jego wołanie w podstawowych życiowych wybo-rach i w tych codziennych, nawet wówczas, gdy to kosztuje”. �

Z przemówienia do młodych w Turynie, 2 V 2010

Page 38: Kwartalnik "Na Górnym" 14/2012

36

dy w 1924 roku na Pian del Musa (1750m n.p.m.) w gło-wach Pier Giorgia i Marco Bel-

tramo rodził się pomysł utworzenia Towarzystwa Ciemnych Typów, na świecie nie było jeszcze wielu spo-śród naszych babć i dziadków. Nas tym bardziej. Podobnie i rok później, gdy Frassati umierał. Przecież wielu nie może nawet pamiętać, że w maju 1990 roku do chwały ołtarzy wy-niósł go Papież Jan Paweł II…

A jednak jest w tym człowieku i w ideach, którymi zarażał sobie współczesnych, coś podobnego nam i naszym pomysłom. Nie jest Frassati ani trochę nam obcy. Prze-ciwnie, w tym, co robimy dzisiaj jest coś równie pociągającego, jak w jego inicjatywach, równie żywego… Wia-ra? Wiara, która porywa do walki; która jest kotwicą zbawienia; której się trzeba mocno trzymać? Wiara, bez której życie jest… niczym, wege-tacją!

Piotr Jerzy Frassati gromadził wokół siebie przyjaciół, by wspól-nie spędzony czas mógł stać się okazją do wzajemnego umacnia-nia wiary. Jego siostra wspominała,

że „wyczuł on, że wartość tej grupy może stać się czynnikiem wzmacnia-jącym zapał chrześcijańskiego apo-stolatu”.

Co drugi poniedziałek mszą św. wieczorną rozpoczynamy spotkania, w ramach których gromadzimy się w gronie przyjaciół. Modlimy się, ale i oglądamy filmy, gramy w gry plan-szowe, układamy puzzle, dyskutuje-my. Śpiewamy razem i bawimy się. By dzięki radości przebywania z sobą, łatwiej nam było dzielić i uczyć się chrześcijańskiej miłości bliźniego. Dołącz do nas! � ks. KN

Nie takie ciemne typy

Redakcja: ks. prob. Stanisław Noga, ks. Artur Kozik, ks. Krzysztof Nowrot, Jakub Gruchalski, Alexander Matusek (parafialna strona internetowa). Korekta tekstów: Gabriela Ociepka. Projekt graficzny i skład: ks. Krzysztof Nowrot. Fotografie bł. Piotra Jerzego Frassatiego zamieszczono za zgodą Associazione Pier Giorgio Frassati w Rzymie, które posiada wyłączne prawo do dysponowania zdjęciami.

Adres do korespondencji: 40-887 Katowice, ul. Ułańska 13. Poczta elektroniczna: [email protected], [email protected]

Druk: Zakład Poligraficzny Mewa-Druk 41-700 Ruda Śląska, ul. Achtelika 2, tel. (0 32) 340 14 54

Redakcja zastrzega sobie prawo do korekty, skracania i adiustacji tekstów, a także do zmiany ich tytułów.

Gdy biegł na spotkanie z przyjaciółmi,

powtarzał: „Powinniśmy poświęcić

całych siebie sprawie wiary…”

Gdy zaś do nich dołączał, powtarzali

już razem: Pochi ma buoni come

i maccheroni (Niewielu, ale dobrych

jak makaron). Ilekroć zabierali się

do pracy, zawsze motywowanej wiarą,

to, co robili, zachwycało…