Kwantologia 7.6 szósty zmysł.

7
Kwantologia stosowana – kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 7.6 – Szósty zmysł. Gdziekolwiek spojrzeć, tam zawierucha dziejowa. A co najmniej nie tak to idzie, jakby potoczność podpowiadała. W niedalekiej przestrzeni okolicznościowej, tak cirka plus dwieście kilometrów w linii prostej, pokazał się szósty zmysł. Tak, mówię i podkreślam, szósty zmysł pokazał swoje moce. Powiecie, że to niemożliwe, że takie coś to antynaukowy przesąd i że zmyślenie w każdym detalu i po całości – i że w ogóle pobocze, a nawet ślepa droga rozumności. No i że tego żadnym przypadkiem w przytomności przyczynowo-skutkowej tykać nie ma co. Cóż, wasza tam wola – możecie tak mówić. Tylko że, ja wam na to powiem, że mylicie się w swoim odrzuceniu i negacji. I więcej wam powiem - tematyka w sobie poważna jest, taka z sensem bezspornym, poznawczo oraz życiowo obrosła w znaczenia. I warta przepuszczenia przez rozumne poznanie, tak bez wstępnego się wykrzywienia warta zapoznania. Bo, sami powiedzcie, czy to przystoi osobowości na poziomie wpadać w dywagacje o zaletach na urząd osobnika K., albo wydmuszkę takąż polityczną D. prześwietlać życiorysowo, kiedy tego życiorysu dziś ma i nigdy nie będzie – albo laleczkę O., taką mizerną zieleninę w jej fochach i achach oceniać, czy to warto? Przyznacie, że to wsio swołocz pospolita, waszej uważności zupełnie niegodna. Swołocz po każdym oddechu i słowie - jak to się mówi w środowisku naturalnie naturalnym. Co to w ogólności za sprawa? Żadna, można powiedzieć. I machnąć na podobne wynalazki łapką. Ale taki szósty zmysł, to, widzicie, istota i sendo, to rozum cały do aktywności i wysilenia pobudza – to znane od zawsze, a jednak w sobie nieznane, to emocje tworzy, krew naukową burzy, logikę mocno szarpie w jej zależnościach fizycznych i filozoficznych. I dobrze, tak być powinno. Bo ten szósty, ostatni naturalny zmysłowy łącznik z otoczeniem, to nie byle co, to nie widzimisię napaleńców rodem z podświadomości, ale głęboka prawda o świecie. I warta waszej uwagi – i warta przedyskutowania ze sobą i pospołu. Oj, warta. Powiecie przymuszeni swoim negatywnym światopoglądem, że dodatkowy kontakt zmysłowy z otoczeniem wam do niczego niepotrzebny, że dziś dostępne pięć wtyczek do rzeczywistości to norma i spełnienie, że coś tak egzotycznego to można sobie, no, wiadomo gdzie. Tylko, widźcie, ja wam na to powiem, że wy sobie możecie - ale nic z waszego zaprzeczającego nastawienia nie wyjdzie, bo szósty zmysł to faktem faktycznym fakt, no i że on działa. W każdym bycie sobie działa, w każdym rozumnym osobniku się pokazuje. Tak to idzie, tak to sobie przedstawiajcie. Ot, na ten przykład, był w takiej sobie pospolitej mieścinie Z., w dalekim oddaleniu od światowego centrum, osobniczo odrębny od tego świata byt człowieczy, niejaki J. Nic szczególnego, tyle a tyle w 1

Transcript of Kwantologia 7.6 szósty zmysł.

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 7.6 – Szósty zmysł.

Gdziekolwiek spojrzeć, tam zawierucha dziejowa. A co najmniej nie tak to idzie, jakby potoczność podpowiadała.W niedalekiej przestrzeni okolicznościowej, tak cirka plus dwieście kilometrów w linii prostej, pokazał się szósty zmysł. Tak, mówię i podkreślam, szósty zmysł pokazał swoje moce.Powiecie, że to niemożliwe, że takie coś to antynaukowy przesąd i że zmyślenie w każdym detalu i po całości – i że w ogóle pobocze, a nawet ślepa droga rozumności. No i że tego żadnym przypadkiem w przytomności przyczynowo-skutkowej tykać nie ma co. Cóż, wasza tam wola – możecie tak mówić.Tylko że, ja wam na to powiem, że mylicie się w swoim odrzuceniu i negacji. I więcej wam powiem - tematyka w sobie poważna jest, taka z sensem bezspornym, poznawczo oraz życiowo obrosła w znaczenia. I warta przepuszczenia przez rozumne poznanie, tak bez wstępnego się wykrzywienia warta zapoznania.

Bo, sami powiedzcie, czy to przystoi osobowości na poziomie wpadać w dywagacje o zaletach na urząd osobnika K., albo wydmuszkę takąż polityczną D. prześwietlać życiorysowo, kiedy tego życiorysu dziś ma i nigdy nie będzie – albo laleczkę O., taką mizerną zieleninę w jej fochach i achach oceniać, czy to warto? Przyznacie, że to wsio swołocz pospolita, waszej uważności zupełnie niegodna. Swołocz po każdym oddechu i słowie - jak to się mówi w środowisku naturalnie naturalnym. Co to w ogólności za sprawa? Żadna, można powiedzieć. I machnąć na podobne wynalazki łapką. Ale taki szósty zmysł, to, widzicie, istota i sendo, to rozum cały do aktywności i wysilenia pobudza – to znane od zawsze, a jednak w sobie nieznane, to emocje tworzy, krew naukową burzy, logikę mocno szarpie w jej zależnościach fizycznych i filozoficznych. I dobrze, tak być powinno. Bo ten szósty, ostatni naturalny zmysłowy łącznik z otoczeniem, to nie byle co, to nie widzimisię napaleńców rodem z podświadomości, ale głęboka prawda o świecie. I warta waszej uwagi – i warta przedyskutowania ze sobą i pospołu. Oj, warta.

Powiecie przymuszeni swoim negatywnym światopoglądem, że dodatkowy kontakt zmysłowy z otoczeniem wam do niczego niepotrzebny, że dziś dostępne pięć wtyczek do rzeczywistości to norma i spełnienie, że coś tak egzotycznego to można sobie, no, wiadomo gdzie.Tylko, widźcie, ja wam na to powiem, że wy sobie możecie - ale nic z waszego zaprzeczającego nastawienia nie wyjdzie, bo szósty zmysł to faktem faktycznym fakt, no i że on działa. W każdym bycie sobie działa, w każdym rozumnym osobniku się pokazuje. Tak to idzie, tak to sobie przedstawiajcie.

Ot, na ten przykład, był w takiej sobie pospolitej mieścinie Z., w dalekim oddaleniu od światowego centrum, osobniczo odrębny od tego świata byt człowieczy, niejaki J. Nic szczególnego, tyle a tyle w

1

latach, tak a tak umięśniony, nie a nie nastawiony do wszystkiego. I do szóstego zmysłu, się rozumie, też na nie. Tylko, widzicie, ów J., tak to się życiowo złożyło, rodzinkę miał w oddaleniu niejakim, tak cirka plus dwieście kilometrów w linii i po prostej. Niby nic, powiecie, co to wobec nieskończoności, ale w analitycznym zapale trzeba to przedstawić, z szóstym zmysłowym do świata kanałem powiązać. Niby nic, ale się liczy.

No i siedzi czy też leży sobie raz tenże J., coś tak lekturowo na tematy ogólne przegląda i słownictwo ze stron sczytuje. Aż tu się nagle – no, może nie aż tak wystrzałowo, ale w sumie nagle, z tej pozycji relaksującej podnosi, nie wiedzieć czemu po dawno rzucone na półkę urządzonko elektroniczne sięga i chce je rozkręcać, nawet o naprawianiu myśli.Powiecie, że nic w tym dziwacznego, każdy tak od czasu do czasu ma ze swoim jakimś tam lokalnym urządzonkiem czy inną czynnością. Tak to się zdarza, że człek coś robi, ale po co to on robi i co z tego ma wynikać dalszym ciągiem, to nie wiadomo.Może wy i macie ogólnie rację w swoim wypowiadaniu się, tak to się dokonuje powszechnie i pod każdą szerokością przyrodniczą – tylko że w tym przypadku konkretnie nieco inaczej to trzeba zapodać, po innej kolorystyce czynnościowej to odmalować.

Bo to, widzicie, sprawa nie taka banalna w swojej historycznej, tu i tej osobniczej przeszłości. Niby aktualność niezrozumiała, taka w sobie oderwana od wszystkiego – tu lektura ciekawostkami gęsto o świecie szpikowana, a tu czyn od tego odmiennie daleki. Niby jest fakt, ale jego zakotwiczenie nieoznaczone, podprogowe - skryte tak po całości przed osobnikiem.Ale tu wyjaśnienie paść musi, chwilowo cząstkowe. Czas temu, wobec tej notowanej ciekawej okoliczności życiowej osobnika J., cirka i plus rok z okładem wstecznie, się rodzinka z nim zgadała i powyżej wzmiankowane urządzonko mu wręczyło. Żeby je do użyteczności jakim tam działaniem naprawczym przywrócić. Wiadomo, aktualność podobnym czynom antyrozwojowym jest mocno przeciwna, przecie nie po to lud pracujący miast i wsi kapitalizm tu przeflancował, żeby dało się w byle sklepiku część potrzebna do naprawy kupić - aż tak dobrze być na świecie nie może. No i, co tu dużo mówić, urządzonko leżakowało sobie w ciszy i kurzu na półce i czekało lepszych widoków - może i nawet ustrojowych.Tylko że, widzicie, żadnej się odmiany sprzęt nie doczekał, okres dziejowy mijał i mijał, i tak trwało. Aż właśnie czyn osobniczy J. z tej pozaczasowości urządzonko wydobył. Dzień żaden szczególny w sobie, niedziela jaka czy piątek, a tu sięganie po przedmiot mocno z przeszłości – po co, dlaczego, żadnego wyjaśnienia po horyzont i poza niego.

Powiecie, że to dalej nic szczególnego, że tak bywa. No, bywa. Też osobnik J. tak sobie pomyślał, przeklął w ciszy, co by nikomu nie czynić złych wrażeń dźwiękowych w budownictwie wielorodzinnym – i z odpowiednią siłą rzucił wzmiankowane elektroniczne urządzonko na jego poprzednie miejsce leżakowania. Sam uskutecznianiem wiedzy z przestrzeni książkowej się ponownie zajął w pozycji odpowiedniej.

2

I już po sprawie.

No, może do nie do końca. Bo to się tak kilka godzin później w tym osobniczym świecie porobiło, że telefon się przebudził. Też żadna w tym szczególność, sama w sobie pospolitość dźwięczała. Tylko że, widzicie, rodzinka wcześniej sygnalizowana ów fakt dziejowy była z siebie wytworzyła - telefonu, znaczy się, użyła w sprawie.Tak a tak, powiada rodzinka, jest sprzęt elektryczno napędzany, że zepsuty, że może rodzinka go podrzucić. Że sobie rodzinka nieco o tym wcześniej wewnętrznie dywagowała, no i może podrzucić. I co w temacie, pyta się rodzinka? W sumie to mało historycznie ciekawe i osobniczo zbędne dopełnienie informacyjne, ale można powiedzieć i dla potomności to odnotować, że J. przytaknął na propozycję, choć po jakiego grzyba mu to było - to już niczym wyjaśnione aktualnie być nie może. W tym przypadku nawet szósty i żaden dodatkowy zmysł nie wspomoże w analizie.Mniejsza o pokręconą duszę osobnika J. i jego zamiłowanie do owych nieco, a nawet bardzo sfatygowanych przedmiotów, są takie stworki na tym świecie, tylko sensu zajmowania się nimi nie ma żadnego. I chyba przyznacie mi rację.

No i w sumie można by na tym opowiastkę zakończyć, przekaz w takim punkcie zostawić, na los szczęścia i na osobniczą waszą aktywność interpretacyjną to spuścić. Niby można by. Tylko to jakoś tak nie wypada, opowiastka się finału doprasza i objaśnienia. Bez tego tak w zawieszaniu to się buja i nic nie wnosi. I żal jest.A przecież sprawa, powtarzam, ciekawa, tematycznie nośna, głęboko w rzeczywistość sięga. Fizyczna ona w każdym calu, nic tu dziwne i niewyjaśnialne, a przecież jednocześnie istotne filozoficznie, też zwyczajnie poruszające.

Gdzie tu dziw, pytacie, niczego tu nie widzicie ważnego, mówicie. A nie, to wszystko ma znaczenie.Spójrzcie, osobnik J. coś wykonuje, ale to coś nie jest kierowane przypadkowością, to działanie ściśle i konkretnie skierowane. Tam, w dalekiej rodzinnej lokalizacji, zachodzi proces, mowa jest tak a tak, urządzonko elektryczne dostarczymy tam a tam. A w tym czasie i w tym cirka plus oddaleniu, osobnik J. sięga, sam nie wiedząc z jakiego powodu, po kiedyś tam wręczone inne co prawda urządzonko, ale dokładnie od tego samego bytu, a co więcej, też elektrycznego, w detalach logicznych, acz nie funkcjonalnie zbieżnego. Widzicie i dostrzegacie?Dalej, nie tak hop siup, ale dopiero po kilku godzinach, kiedy już w głowie zupełnie coś innego się dzieje, odzywa się telefon i jest pytanie o dostarczenie kolejnego sprzętu. Czyli jest fakt, który z wydarzeniami wcześniejszymi jest zupełnie bez powiązania. A jednak w tutejszej prezentacji widać wyraźnie, że to powiązanie występuje – i że to nie jest złudzenie.Dlaczego należy odrzucić nadinterpretację, dlaczego nie można tego uznać za złudzenie? Za dużo elementów wspólnych. Po pierwsze, mam tu te same osobowości, sobie zresztą rodzinnie bliskie, co również ma znaczenie w wyjaśnianiu szóstego zmysłu. Po drugie, tu i tu się rozchodzi o sprzęt praktycznie taki sam i z tego samego źródła. Po

3

trzecie, do naprawy. Po czwarte, akcja czasowo jest zbieżna, to po fakcie może zostać odtworzone. Powtarzam, za dużo zbieżności, żeby to potraktować jako rozkład losowy i zbieg okoliczności.

Dobrze, mówicie, niech będzie, mówicie. Nawet możecie przyjąć, tak na czas tutejszy, że jakiś tam związek może i zachodzi – tylko co i jak tu zachodzi, gdzie tu przyczyna, gdzie skutek - i gdzie coś, co te fakty ze sobą łączy? Gdzie nośnik tego połączenia?A, widzicie, w tym cały cymes tej opowiastki - właśnie w takim to zagadnieniu kryje się sens i wartość logiczna.

Sprawa, widzicie, sięga daleko i głęboko – aż po zapchany w sobie kwantami wszechświat na najniższym poziomie. Aż tak. Bez tego się takiego faktu, czy podobnych – a przecież są liczne i od zawsze – inaczej tego się nie wyjaśni.Mówiąc inaczej, chodzi o kwantowe tło, o zapełnione do maksimum i tym samym poddawane naciskowi tło wszechświata. Jeżeli taka sfera zostanie w jakimś punkcie poruszona, jeżeli wystąpi nacisk, który ma jak najbardziej realny powód, coś się zadziało – albo też coś z wszechświata i jego kwantowego pola ubyło, to również możliwy tok zjawisk – czyli, jeżeli byt swoim istnieniem lub czynnością jaką na otocznie oddziała, a przecież każdy byt wywiera taki nacisk i każdy czyn ma skutek, to tym samym w takiej strukturze to się musi "odbić", wytworzy się "odcisk" tej aktywności. - Albo wytworzy się jej brak, to w przypadku ustania czynności, brak również może być zarejestrowany.Nie może być inaczej, jeżeli wszechświat jest zapchany kwantami, a jest – jeżeli byt naciska swoim istnieniem i wszelkimi czynami na otoczenie, a naciska – to tym samym każda czynność odkształca taką strukturę, rozpychając się w niej i naciskając, odwzorowuje swoje czasoprzestrzenne rozłożenie. Tworzy się "odcisk palca", odcisk po całości osobowości, odcisk zachowania i reakcji. W tym również, co tu ma znaczenie, reakcji umysłowych.

Nie, to nie jest naciągane – to logiczna konieczność, która bazuje na fizycznej oczywistości. Przecież w tym ujęciu nie ma żadnego i niezwykłego elementu, tu wszystko jest dane i też jak najbardziej fizyczne. Że przyrządowo nie obserwowane? Ależ to drobiazg, nic w tym niezwykłego, to zostało po wielokroć już objaśnione. Świat to po kres zapchana kwantami sfera, którą tym samym najmniejszy nawet czyn "podrażnia" i uzyskuje "echo". Nacisnąć z jednej strony, a po drugiej można to odebrać. A raczej, żeby nie popadać w skrajności, jak to biegnie z " upiornym oddziaływaniem na odległość", odebrać można na długim dystansie, ale nie ogromnym. Dystans zależy od siły nacisku, im większa, tym dalej efekt będzie zauważalny. W skrajnym przypadku, dla najmniejszych elementów, rzeczywiście rozniesie się to szeroko i wyraźnie.

Dobrze, mówicie, niech będzie, powtarzacie, możecie przyjąć takie tłumaczenie, wypchana kwantami sfera i działanie na tło was jakoś przekonuje. Tylko, mówicie, żadnym sposobem wzmiankowanego przez i daleki świat połączenia nie widzicie – jak, pytacie, to się tak ze sobą łączy, jak myślowy nacisk, słaby słabością do przesady - co i

4

jak sprawia, że takie coś trafia na swojego odbiorcę? Przecież, to jeszcze powiadacie, to sygnalizacja po całości, do wszystkich, jak ten konkret osobniczy to wyłapuje, a nie byle kto?No i ja się kłaniam wam za ciekawe i ważne pytanie, to też w takim analizowaniu sedno i tematyczna logicznie istotność się kryje. Bo to rzeczywiście ciekawe. Pierwsza ważność była w tym, że jest owa kwantowa gęstwina, kipiel pola elementów tworzących wszystko. Ale teraz jest druga ważność, ściśle powiązana z pierwszą i dotyczy to już osobnika.

W czym rzecz? W powiązaniu osobniczym. - Owszem, prawda, że takowy sygnał jest skierowany siłą rzeczy do wszystkich. Naciskam sferę z kwantami, ten nacisk jest wszechkierunkowy i dociera wszędzie. Ale nie do każdego. Na tym polega owo sławetne splątanie. Co tu jest ważnego? Kod tego sygnału. Przecież każda - i dosłownie każda jednostka posiada swój osobniczy rozkład w czasoprzestrzeni, nie tylko indywidualny jest odcisk palca, ale przede wszystkim tak pojmowana odrębność dotyczy osobowości. Zresztą, odcisk palca może się zgrubnie powtórzyć, ale osobowość nie, to jest takie odrębne i niepowtarzalne w swoim rozłożeniu, że nic i nigdy w wieczności się takiego nie powtórzy. - Czyli nacisk wywieramy na otoczenie niesie ze sobą, jako stan integralny i niezbędny, charakterystyczny zapis tej osobowości, niesie kod tego bytu. Skutek? Owszem, trafia do każdego, ale odczytać może go ten, kto w sobie ma odbicie, reprezentację tego kodu. Sygnał niesie w sobie i na sobie rozmieszczenie elementów tego kodu, to porusza otoczenie, ale "rezonuje" w sposób maksymalnie poprawny tylko tam, gdzie jest odbicie, gdzie kwant kodu trafia na kwant odnotowany w archiwum, w pamięci drugiego osobnika. Drugiego czy wielu, to nie ma znaczenia – istotne jest to, żeby to "odbicie" w odbiorcy było.

A skąd ten zapis kodu w odbiorcy? Podkreślałem fakt powiązania, to w rodzinnej łączności w czasie przeszłym wynika ten zapis. Nic tu niezwyczajnego. Jeżeli przez dłuższy czas żyje się w bliskości, to ten kod odciśnie się w drugim bycie, czy w większej grupie. Zapis jest tym intensywniejszy, tym więcej ma znaczeń i odniesień, im to emocjonalne oraz fizyczne splątanie dłużej trwa; banał, którego nie trzeba podkreślać. Dlatego też po rozdzieleniu - nawet przy dużym oddaleniu wcześniej połączonych bytów, można ten znajomy, rodzinny kod w natłoku docierających ze świata sygnałów wyłapać. Mechanizm prosty, skutek ciekawy, ale fizycznie proces biegnie podprogowo. I tworzy zamieszanie. A nie powinien.

Na zakończenie opowiastki o szóstym zmyśle być może najciekawsze z pytań: gdzie, jak myślicie, lokuje się ta wtyczka do świata?Już nie wzdragacie się przed takim zjawiskiem, przestało wam się z nie wiadomo czym kojarzyć, ale pytanie, gdzie się to lokuje i jak działa, to jest w tym wszystkim najważniejsze. No, gdzie? Spójrzcie na siebie, przeanalizujcie krok po kroku cielesną waszą konstrukcję – i gdzie detektor fal się mieści? No, gdzie?

Co, nie widzicie, szukacie i szukacie – i nic? Ależ to oczywiste w swojej oczywistości, szóstym zmysłem jest cały umysł.

5

Powtarzam, szóstym zmysłem jest cały umysł, czyli cała biologiczna i fizyczna konstrukcja oraz jej zawartość. To wszystko składa się na szósty zmysł. I niczego tu nie może brakować.

Dlaczego tak? Znów prostota i oczywistość, która bije po oczach. W umyśle, w zbiorze danych na nośniku fizycznym, które zgromadzone w archiwum leżakują, na tym i w tym zawiera się ten kod, który może zostać poruszony, przecież nie w ciele. Acz kod genetyczny też ma tu znaczenie - ale nie takie, że może przenieść treść wyższego już rzędu. Też przenosi, ale o poziom niżej.To w umyśle jest informacja, która może się wydobyć ponad poziom i zostać zauważona. Dociera ze świata sygnał, on ma jakiś rozstaw w czasie i przestrzeni, zawiera w sobie odcisk nadającego – i trafia na podobny element w umyśle odbiorcy. W efekcie, czyli razem kod i zawartość archiwum, razem to wydobywa się w zakres nadprogowy – do świadomości. I może zostać odczytany. O ile nie zostanie odsunięty i zignorowany. Na przykład przez pogląd, że to niemożliwe. To jest zawsze słaby sygnał, może więc zostać stłumiony przez inne, idące od innych zmysłów.

Ważne jednak w tym jest coś jeszcze innego – tego nie można ująć w formule sygnał-reakcja. To nie dzwonek telefonu, to nie połączenie drutem czy falą radiową. Sygnał jest wysyłany niezależnie od tego, czy nadawca o tym wie, czy nie, to efekt samego istnienia. Również odbiorca nie ma żadnego pojęcia, że ten sygnał dociera, to również istnienie jako takie. Co więc może i musi się zadziać, żeby sygnał pojawił się w polu świadomości? Napływający sygnał musi trafić na coś, co już w odbiorcy istnieje. Nie sam kod, bo to zbyt mało, ale na przykład obraz czy inny rozbudowany zbiór danych, ale szeroko i głęboko związanych z odbiorcą. To może być cała sytuacja, która w przeszłości się zdarzyła i zapisała w pamięci. Na przykład obraz i polecenie związane z naprawą elektrycznego urządzonka.I teraz docierający zbieżny, jakoś zbieżny z nowością sygnału stan może zostać poruszony – jest osoba rozpoznana, jest element, który odpowiada treści przekazu, jest nawet wymagana czynność. Czyli mam tu wszystkie elementy informacji, choć żadnego pojęcia, że to jest informacja. To przekaz bez przekazu, bez samoświadomości przekazu. Dopiero wtórnie i po czasie mogę dojść, o ile "zdrowy rozsądek" tu nie wkroczy i nie zaneguje, że taki przekaz nastąpił. - Wiedza, że to niemożliwe, czy przeciwnie, że możliwe, jest tu elementem wręcz decydującym.

Chcę to podkreślić – żeby sygnał został przeniesiony na poziom już świadomy, żeby uzyskał wzmocnienie na tyle, że się pojawi, musi w zasobach umysłu znajdować się element, który może zostać poruszony – to nie jest przekaz treści, to jest przekaz nacisku. Treść musi już być w odbiorcy. Umysł, czyli mózg i zawartość, to styka się po całości, wszystkimi elementami z otoczeniem – a ponieważ elementy mózgu są konstrukcjami maksymalnie skomplikowanymi w świecie, to i tym samym zawierają w sobie wszystkie możliwe składniki – czyli są "na styk", kwantowy styk z tłem świata, z tym podprogowym zakresem w jego rozedrganiu. I mogą tym samym te drgania odbierać. Tylko że mogą skutecznie dopiero wówczas, kiedy w tym zbiorze już coś jest.

6

Nie takie tam byle co, szumy czy podobne – to musi być treść, musi to coś oznaczać. Bo dochodzi również o treść. Szum drgań świata to może pokazać byle telewizor, jednak treść innej osobowości odczyta tylko w reakcjach zbieżna osobowość oraz zawierająca zbieżne dane. Tu nie ma żadnego przypadku czy niezwykłości, ale jest głębokie i fundamentalnie w tym świecie zakotwiczona zależność.Szósty zmysł to nie dziw czy odstępstwo od zasad, ani tym bardziej kontakt z pozaświatem - to składowa świata. I to jako konieczność.

Jestem bytem wielowymiarowym. Również zmysłowo.

cdn.

Janusz Łozowski

7