Kwantologia 7.5 religia i świat.

5
Kwantologia stosowana – kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 7.5 – Religia i świat. Wiecie, z religiami różnie jest. Ja tam nie będę tego dokumentnie słownictwem obrzucał, po kątach rozstawiał – choć, po prawdzie, to by się przydało. Co tam sobie ręce brudzić terminologią, kiedy to już schodzi ze sceny dziejowej i swoje niedopasowanie ewolucyjne i wszelakie pokazuje. Ale, widzicie, tematu zbyć nie można, zostawić na pastwę historii nie wolno, przecież to światowa i osobnicza tradycja, jakoś to na nasze zaistnienie oddziałało. Można zasadnie pokazywać i rzucać na prawo i lewo przykładami, że taka czy inna pojęciowa abstrakcja po rodowodzie religijnym, że takie coś swoich wyznawców na zatracenie prowadziło, że szkodzi, że otumania niczym opium dla mas. Wszystko prawda i wielokrotna prawda - ale to nie cała prawda. Oczywista oczywistość, że nie w nadmiarowości pojęciowej ta prawda się lokuje, że nie o fikuśne takie tam i niby zaświatowe się w tym miejscu logika dopomina - ale o zasadniczy element rozumowania tu idzie sprawa: o wartość poznania jako takiego. Ta czy tamta wizja religijna, takie czy owakie słownictwo, to powierzchnia, bajkowość i warstwa najmniej ważna - a właściwie zupełnie nieważna. Chodzi o to, że w swojej głębokiej treści te słowne akrobacje właściwości i zasady świata oddają, że to wiekami się potwierdzało w działaniu i żyć pozwalało, a nawet jeszcze dziś dla niektórych się sprawdza - i to trzeba ująć i uszanować, bez tego naszego dziś by nie było. I to domaga się wyjaśnienia i podkreślenia, rozumiecie? Wiadomo, siedział kiedyś tam sobie w tej przepastnej ciemnej epoce prehistorycznej jaki małpolud i swoje pierwsze abstrakcje budował, choć nic o tym fakcie nie wiedział i długo jeszcze nie wiedział. I co, jak myślicie, mógł sobie tak z kapelusza te pojęcia wytworzyć, je zupełnie losowo poukładać w słowa i pełne zdania na temat tego całego widocznego i niewidocznego? Znów oczywistość, nie mógł. Jak sobie już to ognisko rozpalił, jak upiekł kawałek czegoś biologicznego, jak najadł się na dzień i noc najbliższą, to mógł sobie te abstrakcje dalej w głowie obracać. I z nich kolejne już budować, takie nadmiarowe do rzeczywistości, w swojej znaczeniowej warstwie dalekie od tego namacalnego. Słowem, kult i kulturę tworzyć w zapamiętaniu. Ale zauważcie, że w pustce jego głowy te pojęcia też dalej losowo się nie lęgły, one do tej realności musiały się odnosić – i zawsze tylko tak. Niczego innego ten małpolud nie miał do dyspozycji, po światowej fizyczności się przechadzał, zjadał, co ten świat dawał do zjedzenia, zawsze się tylko na aktualnie obecnym opierał. I to w oczywisty sposób musiało i w każdym działaniu musi wejść w ciąg dalszy, w kolejne piętra obrabiania danych. Wychodzi małpolud tak po całości od świata, jakimś znakiem dźwiękowym czy innym to sobie znaczy, a na końcu jest system filozoficzny czy inna religia. Nie 1

Transcript of Kwantologia 7.5 religia i świat.

Page 1: Kwantologia 7.5   religia i świat.

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 7.5 – Religia i świat.

Wiecie, z religiami różnie jest. Ja tam nie będę tego dokumentnie słownictwem obrzucał, po kątach rozstawiał – choć, po prawdzie, to by się przydało. Co tam sobie ręce brudzić terminologią, kiedy to już schodzi ze sceny dziejowej i swoje niedopasowanie ewolucyjne i wszelakie pokazuje.

Ale, widzicie, tematu zbyć nie można, zostawić na pastwę historii nie wolno, przecież to światowa i osobnicza tradycja, jakoś to na nasze zaistnienie oddziałało. Można zasadnie pokazywać i rzucać na prawo i lewo przykładami, że taka czy inna pojęciowa abstrakcja po rodowodzie religijnym, że takie coś swoich wyznawców na zatracenie prowadziło, że szkodzi, że otumania niczym opium dla mas. Wszystko prawda i wielokrotna prawda - ale to nie cała prawda. Oczywista oczywistość, że nie w nadmiarowości pojęciowej ta prawda się lokuje, że nie o fikuśne takie tam i niby zaświatowe się w tym miejscu logika dopomina - ale o zasadniczy element rozumowania tu idzie sprawa: o wartość poznania jako takiego. Ta czy tamta wizja religijna, takie czy owakie słownictwo, to powierzchnia, bajkowość i warstwa najmniej ważna - a właściwie zupełnie nieważna. Chodzi o to, że w swojej głębokiej treści te słowne akrobacje właściwości i zasady świata oddają, że to wiekami się potwierdzało w działaniu i żyć pozwalało, a nawet jeszcze dziś dla niektórych się sprawdza - i to trzeba ująć i uszanować, bez tego naszego dziś by nie było. I to domaga się wyjaśnienia i podkreślenia, rozumiecie?

Wiadomo, siedział kiedyś tam sobie w tej przepastnej ciemnej epoce prehistorycznej jaki małpolud i swoje pierwsze abstrakcje budował, choć nic o tym fakcie nie wiedział i długo jeszcze nie wiedział. I co, jak myślicie, mógł sobie tak z kapelusza te pojęcia wytworzyć, je zupełnie losowo poukładać w słowa i pełne zdania na temat tego całego widocznego i niewidocznego?Znów oczywistość, nie mógł. Jak sobie już to ognisko rozpalił, jak upiekł kawałek czegoś biologicznego, jak najadł się na dzień i noc najbliższą, to mógł sobie te abstrakcje dalej w głowie obracać. I z nich kolejne już budować, takie nadmiarowe do rzeczywistości, w swojej znaczeniowej warstwie dalekie od tego namacalnego. Słowem, kult i kulturę tworzyć w zapamiętaniu.

Ale zauważcie, że w pustce jego głowy te pojęcia też dalej losowo się nie lęgły, one do tej realności musiały się odnosić – i zawsze tylko tak. Niczego innego ten małpolud nie miał do dyspozycji, po światowej fizyczności się przechadzał, zjadał, co ten świat dawał do zjedzenia, zawsze się tylko na aktualnie obecnym opierał. I to w oczywisty sposób musiało i w każdym działaniu musi wejść w ciąg dalszy, w kolejne piętra obrabiania danych. Wychodzi małpolud tak po całości od świata, jakimś znakiem dźwiękowym czy innym to sobie znaczy, a na końcu jest system filozoficzny czy inna religia. Nie

1

Page 2: Kwantologia 7.5   religia i świat.

ma w tym przypadku i nie ma oderwania od świata, bo nie może być. Jak coś istnieje, czy to cieleśnie, czy pojęciami, to zawsze, tak na zawsze jest zakotwiczone w fizyce. Bo inaczej tego by nie było. I niczego by nie było.

No więc tego, rozpalił ten nasz znajomy małpolud ognisko, zebrał w sobie czynności do tego potrzebne, ustalił w nich kolejność – i po kolejne dni stosuje. I w ten to sposób, zauważcie, metodologię - i to taką na wskroś naukową, stosuje w tym swoim rozpalaniu ognia. W tym jest i wstępna obserwacja świata, jest zbieranie danych, jest hipoteza i jej następnie sprawdzanie w kolejnych eksperymentach, i zawsze rygor badawczy jest zachowany. Bo jak coś pójdzie nie tak, to ogień nie zapłonie i jadło będzie zimne. No i dalej, wiadomo, w nerwy to idzie, słownictwo gęsto pada i rękoczyny się stosuje pod adresem różnym.W tym działaniu jest głęboki sens, który o cechy świata zahacza w każdym czynie. Że to tak bez wiedzy o złożoności, że poniekąd się prezentuje jako uboczne? A czy to ma znaczenie, małpolud sobie na ognisku piecze smakowity kąsek, dajmy na to z pobratymca w rozumie i go dalej zjada - ale efekt jest, żyje i kolejny dzień może sobie zaliczyć do udanych. I nam żadnym wyższościowym spojrzeniem tego w ocenę nie wolno poddawać, przecież to nasza genealogia, przez to i dzięki temu możemy te wspomnienia dziejowe sobie snuć. Jakby nieco inaczej się to potoczyło – nas by nie było.

Ale, widzicie, jest takiego działania abstrakcyjnego konsekwencja, ma to swoje znaczenie.Bo, zauważcie, że taki eksperyment historyczny, to powtarzalne na różne sposoby rozpalanie ognia, to się w kolejnych czynnościach na beton i kamień utwardza – i to wyznacza zachowanie małpoluda, a na dalszych etapach człowiekowatego. Przecież taki osobnik żadnej nie ma w tym momencie świadomości, że to pospolita fizyka tak się jemu objawia, on to za faktyczne objawienie z czegoś tam wyższego ma - i odpowiednio traktuje. Czyli religijnie. Ogień się zapali, łaska spływa i jest radość – ogień z jakiś powodów gaśnie, jest niepokój lub nawet rozpacz. Albo i biczowanie takiego, który to spieprzył, albo płacz i zgrzytanie zębów. - Bo to przecież coś złego oznacza i trzeba reagować.I znów tego nie wolno oceniać z obecnej dziejowej okoliczności, w której ognisko zapałką można rozpalić, w tamtym mrocznym czasie to mogło oznaczać utratę kontaktu ze światem, czyli fundamentalnie na dalsze istnienie wpłynąć. Że to pojęciowo dla tamtejszych łączyło się z tym i tamtym w jakimś niebie, a co to ma za znaczenie? Takie to zupełnie marginalne. - Jeżeli ktoś się takimi bzdetami zajmuje, znaczy sensu nie sięga; jeżeli w mitach, czy w wyrazach słownych, komuś sprawa zasadniczą się pokazuje, to znaczy, że takowy osobnik niczego z wagi religii nie pojął.

Tak, to trzeba podkreślić, w tym kryje się zasadnicza wartość oraz znaczenie religii: że na tym wstępnym etapie zastępowała wszelkie nauki, które dopiero za tysiące lat mogły się pojawić, po długim i mozolnym zbieraniu danych. Czy to religia w naukowym eksperymencie zakotwiczona, na przykład religia ognia, czy szamańskie zachowania

2

Page 3: Kwantologia 7.5   religia i świat.

i rytuały – to ornamentyka, zewnętrzne zobrazowanie, które opisuje świat jako taki i się z fizyki wywodzi. I pomaga przetrwać, pomaga żyć – i to się tu liczy. Nie ma znaczenia zbiór zachowań i nazw, w ostateczności liczy się to, czy wypracowana metoda pozwala zebrać energię do istnienia. To może być złożony rytuał religijny, to się może toczyć naukowym schematem – na końcu liczy się zdobycz, którą można zjeść lub inaczej wykorzystać. Tak czy owak, zawsze fizyka w kroku ostatnim się pojawia i dominuje. Zupełnie nie ma znaczenia w sensie logicznym, czy za przyczynę tej ognistej ewolucji odpowiada słowna konstrukcja rodem z koszmarów i podświadomości, czy laboratoryjne działanie – liczy się efekt: aby ogień płonął. Że na końcowym etapie wyższość pokazuje laboratorium – prawda, ale żeby ten fakt stwierdzić, trzeba się było tu znaleźć i do tego momentu dotrwać. To również jest prawdą.

Można powiedzieć, że wszystko pięknie, że było kiedyś i że obecnie to przeszłość. Nie do końca. I nie dla wszystkich. System religijny, który powstał kiedyś tam, a następnie utwardzał się w każdym czynie, ciągnie ze sobą, jako fakt konieczny, fizykę i własności świata, ale również nadbudowę, słowne zobrazowanie reguł tegoż świata. O fizyce nic nie wie - i ciało często nawet pomija - a na plan pierwszy wysuwa się pojęcie, abstrakcja oddająca procesy i zależności. I byłoby wspaniale, gdyby nie zmieniający się świat i jego lokalne ułożenie. Religia, czyli filozofia uproszczona, tak długo może spełniać zadanie tłumaczenia świata i wspomagać w życiu – póki zasadniczo nie odbiega od aktualności. Kiedy abstrakcje się oddalą do realiów, kiedy ich wyznawcy tego nie uwzględnią na czas, istnienie takich pojęć jest skończone. A przy okazji odchodzą też w przeszłość wyznawcy nieadekwatnej do świata abstrakcji. Taka jest cena za niedostosowanie się do okoliczności i uparte trwanie przy błędnych hipotezach. Takich uparciuchów było wielu, został po nich tylko ślad. Albo i śladu nawet nie ma. Dowolny system religijny, to już padło, spełnia rolę objaśniacza i przewodnika po świecie. I trzeba to uszanować. W najgłębszym swoim znaczeniu przystaje do środowiska - operowanie pojęciami i tak się ostatecznie zbiega w swoich wnioskach z tym, co ustala naukowe, w taki sposób rozumiane analizowanie rzeczywistości. Różnica dotyczy słów, warstwy znaków, które mogą zamykać wyznawców w kredowym kole pojęć i uniemożliwiać zmianę – albo być systemem otwartym, który w może wprowadzić nowość i dopasować się do środowiska. Jeżeli może się zmieniać, to przetrwa i pomoże.

Można więc spytać, czy taki system, z zasady powierzchowny, zawsze niepełny i posługujący się dalekimi wobec realiów nazwami – czy to może dziś spełniać swoje zadanie i pomagać? Może, tu żadnych nie i być nie może wątpliwości.Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby każdy byt korzystał z tego, co mu podpowiada zestaw naukowo zdobytych danych – byłoby, ale to nie dla każdego jest dostępne. I nic w tym nadzwyczajnego. Bo to można sobie dworować czy się krzywić, że komuś w życiu pomaga podkowa na drzwiach przybita czy chwytanie się za guzik na widok kominiarza. Tylko że w tym nie ma niczego nienormalnego, w taki sposób objawia

3

Page 4: Kwantologia 7.5   religia i świat.

się działanie umysłu: szuka związków przyczynowych między dowolnym faktem a innym faktem. Jeżeli taki związek znajdzie, to z niego w kolejnym kroku skorzysta, jeżeli nie – to odrzuci. Albo prowadzi to w takim wiązaniu faktów do absurdu, doszukuje się osobnik związków tam, gdzie ich w żadnym głębszym sensie nie ma. W umyśle coś się z czymś zetknie, tak skojarzy byle jak i byt ma to za realność, kiedy to tylko błędna interpretacja. No i jest mało w tej realności dobry stan, i jest problem. Tylko czy to do końca w sobie głupie, czy w tym nie ma głębszego sensu? To warto sobie w pełni uzmysłowić: w tej metodzie jest sens – tak prowadzone działanie jest sensowne.

Otóż, zauważcie, lepiej czasami dążyć do złudzenia, które daje na przykład wspomniana podkowa i ochota do wyjścia z domu, żeby coś w świecie zrobić – to jest lepsze niż trwanie w bezruchu, bo się nie chce, bo świat zły, bo coś tam, coś tam. Niekiedy lepiej dążyć do mirażu na horyzoncie, jak się kręcić bez sensu w kółko i żadnego w realu nie zrobić kroku, rozumiecie? - Mimo zupełnie "od czapy" na punkcie startu powodu działania, przez samo działanie, można dojść do mety we właściwym czasie i miejscu, liczy się przecież wędrówka i reguła tej "wędrówki", a wynik i tak się pojawi. Miraż nie miraż – wynik jakiś będzie.Czy religia jest takim mirażem? Zapewne tak, jej metody pochodzą z tego i tu, ale cel ustawiają gdzieś i zawsze – i to oczywiście nic innego jak złudzenie. Ale znów tylko w zakresie powierzchniowym, w opisie metod dochodzenia do takiego celu. Jak to już wielokrotnie padło, nie można w świecie pobłądzić z wnioskami. Można zupełnie w warstwie słownej pójść w bajkowość, ale i tak w głębi znajdzie się prawda o tymże świecie – można wyjść w analizie od stworków jakiś tam, a na końcu i tak będzie Kosmos i jego przekształcenia. I też owa dziejowo tak pokręcona dusza, jakże by inaczej. Wszystko się w tej kombinatoryce pojęciowej zgadza – oprócz tego, że nic się nie zgadza.

Czy wiec należy odrzucić religie jako sposób tłumaczenia bytu tu i teraz? Tak byłoby najlepiej. Tylko że nie dotyczy to wszystkich. I trzeba to uwzględnić.Nie ma przecież nigdy tak, że wszyscy korzystają z tego samego, że wszystko jest zrozumiałe i przyswajalne. Dziś i zawsze dzieje się to w taki sposób, że dla jednego bytu wyjaśnienie naukowe jest tym najlepszym i sprawdza się – a dla drugiego filozofia uproszczona w postaci religijnego katalogu odpowiedzi jest poprawna i pomaga żyć na kolejnych zakrętach. I dobrze, nie musi być wszystko tak samo i jednakowo. Dla jednego wiedza o wszechświecie jest potrzebną, żeby rano spokojnie spojrzeć w lustro – a dla innego to zupełnie zbędne i dalekie, dla niego telewizyjny przekaz o modzie jest pierwszy i istotny. I wspaniale, i dobrze – i niech tak będzie. Jeżeli ogólny poziom wiedzy w zbiorze będzie się podnosił, jeżeli ubędzie oglądu zabobonnego, a przybędzie racjonalnego – wspaniale, o to chodzi w tym wszystkim. Ale nie ma dramatu, jeżeli spojrzenie biegnie sobie powierzchownie i abstrakcjami mitologicznymi – chodzi o proporcje, żeby mitologia nie przesłoniła świata. Że trzeba się wysilać i też niekiedy wyśmiać bajki – prawda. Ale bez paniki, liczy się całość

4

Page 5: Kwantologia 7.5   religia i świat.

i końcowy efekt. A ten, jak dowodzi historia, udaje się osiągać. I to nawet skutecznie.

Czy religia jest dziś potrzebna? Tak, ale już nie wszystkim i nie zawsze. Czy będzie potrzebna jutro? Tak, ale z malejącym zakresem wpływów, na coraz niższych poziomach, dla coraz mniejszych grup.

A pojutrze?... A czy "pojutrze" będzie?

cdn.

Janusz Łozowski

5