Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.

4
Kwantologia stosowana – kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 5.1 – Jak rozległy jest Kosmos? Głupie pytanie - oczywiście, że nieskończenie. Ja tam pojmuję, że są byty w sobie ograniczone, że spojrzy taki za okno, a nawet w siebie, jak ma czas na takie fanaberie, no i powie w swojej pysze, że wszystko skończone. Że się zaczyna, dorasta po trudach i męce, a później ręce rozkłada i zasiada na kanapie. A na koniec się kończy. Czyli wszystko musi być skończone. Ja tam rozumiem taką życiową postawę, nawet doceniam i wyceniam – ale nie przeceniam. Wiadomo, po horyzont wszystko sobie płynie czasem i przestrzenią, wszystko się zmienia, siwieje, włosy wypadają, a w ogóle światowy zakres mało przyjemny w odczuwaniu. No i z tego można wyprowadzić poprawne wnioskowanie, że i ten tutejszy świat się skończy. On się kiedyś tam zaczął, podobno nawet jajogłowi datę tego początku byli ustalili, ale też i przez to się skończy. To wiadomo, to jasne – w tym taka zasadnicza fizycznie mądrość się przejawia. Tylko że, to też wiadomo, jak coś się zaczyna i się kończy, to tak w sobie samym przecież to się nie dzieje. Niby po horyzont widać, ale co dalej - nie wiadomo, co się tam kryje - nie wiadomo, jak to daleko się rozciąga – nie wiadomo. Wiadomo, że jest tutejsze i że się w sobie rozciąga, że wszystko się od wszystkiego oddala, i to w narastającym pędzie. Czyli aktualność w sobie puchnie, ciśnienie nie spada, a ogólnie stabilizacja panuje i żyć pozwala. Choć w tym zawierucha spora i po wszystkiemu ona idzie. No, może i tak. Ale ja tam w takie proste tłumaczenia nie wierzę, dla mnie to naciągane, dla mnie to tłumaczenie na siłę, żeby się w obrazku zmieścić. Skrawek tu dodać, tam uciąć przeszkadzające, no i całość można pokazać. Że łatka na łatce, że umysłowość liniowa i przyczynowo-skutkowa się w sobie skręca – cóż, nie dorosła do tej wizyjnej hipotezy, matematycznego wzoru i głębi analizy nie sięga w swoim naturalnym zdrowym rozsądku. To dalsze i głębsze, fizyczni powiadają, to takie nietutejsze, w sobie dziwaczne, rozumowi mocno zaprzeczające, a poza tym nieoznaczone i skryte. I w ogóle nie ma co się starać to zrozumieć, bo to rozdygotane statystycznie, więc nieprzewidywalne z samej swojej zasady. Ja tam, powtarzam, w takie banalnie skomplikowane tłumaczenie nie zamierzam się wmyślać, niech to żądni przygód czynią, ja tam tylko w prostotę mogę się zapatrzyć. Bo czy może to inaczej iść? Czy tutejsza skończoność to już będzie wszystko? Tak na zawsze - i to na takie logiczne "zawsze" - takie z głębi rozumności płynące, niczego i nigdzie więcej? To poważnie i fundamentalnie warto przedyskutować, nawet samemu ze sobą. Jedno jest pewne: tutejszy wszechświat jest skończony. Zaczął się i puchnie, więc się skończy. Tylko nie o to chodzi. W pytaniu jest 1

Transcript of Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.

Page 1: Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 5.1 – Jak rozległy jest Kosmos?

Głupie pytanie - oczywiście, że nieskończenie.Ja tam pojmuję, że są byty w sobie ograniczone, że spojrzy taki za okno, a nawet w siebie, jak ma czas na takie fanaberie, no i powie w swojej pysze, że wszystko skończone. Że się zaczyna, dorasta po trudach i męce, a później ręce rozkłada i zasiada na kanapie. A na koniec się kończy. Czyli wszystko musi być skończone.Ja tam rozumiem taką życiową postawę, nawet doceniam i wyceniam – ale nie przeceniam.

Wiadomo, po horyzont wszystko sobie płynie czasem i przestrzenią, wszystko się zmienia, siwieje, włosy wypadają, a w ogóle światowy zakres mało przyjemny w odczuwaniu. No i z tego można wyprowadzić poprawne wnioskowanie, że i ten tutejszy świat się skończy. On się kiedyś tam zaczął, podobno nawet jajogłowi datę tego początku byli ustalili, ale też i przez to się skończy. To wiadomo, to jasne – w tym taka zasadnicza fizycznie mądrość się przejawia.

Tylko że, to też wiadomo, jak coś się zaczyna i się kończy, to tak w sobie samym przecież to się nie dzieje. Niby po horyzont widać, ale co dalej - nie wiadomo, co się tam kryje - nie wiadomo, jak to daleko się rozciąga – nie wiadomo. Wiadomo, że jest tutejsze i że się w sobie rozciąga, że wszystko się od wszystkiego oddala, i to w narastającym pędzie. Czyli aktualność w sobie puchnie, ciśnienie nie spada, a ogólnie stabilizacja panuje i żyć pozwala. Choć w tym zawierucha spora i po wszystkiemu ona idzie. No, może i tak. Ale ja tam w takie proste tłumaczenia nie wierzę, dla mnie to naciągane, dla mnie to tłumaczenie na siłę, żeby się w obrazku zmieścić. Skrawek tu dodać, tam uciąć przeszkadzające, no i całość można pokazać. Że łatka na łatce, że umysłowość liniowa i przyczynowo-skutkowa się w sobie skręca – cóż, nie dorosła do tej wizyjnej hipotezy, matematycznego wzoru i głębi analizy nie sięga w swoim naturalnym zdrowym rozsądku. To dalsze i głębsze, fizyczni powiadają, to takie nietutejsze, w sobie dziwaczne, rozumowi mocno zaprzeczające, a poza tym nieoznaczone i skryte. I w ogóle nie ma co się starać to zrozumieć, bo to rozdygotane statystycznie, więc nieprzewidywalne z samej swojej zasady.

Ja tam, powtarzam, w takie banalnie skomplikowane tłumaczenie nie zamierzam się wmyślać, niech to żądni przygód czynią, ja tam tylko w prostotę mogę się zapatrzyć.Bo czy może to inaczej iść? Czy tutejsza skończoność to już będzie wszystko? Tak na zawsze - i to na takie logiczne "zawsze" - takie z głębi rozumności płynące, niczego i nigdzie więcej? To poważnie i fundamentalnie warto przedyskutować, nawet samemu ze sobą.

Jedno jest pewne: tutejszy wszechświat jest skończony. Zaczął się i puchnie, więc się skończy. Tylko nie o to chodzi. W pytaniu jest

1

Page 2: Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.

odniesienie do Kosmosu – a ten jest nieskończony.I o to właśnie tu chodzi. O rozróżnienie na zakres fizyczny tego i tylko tego świata, czyli to wszystko, co jakoś widoczne przyrządem i poznawalne – oraz na zakres logiczny, na wszystko w bezkresie i w wieczności. Sedno pytania zawiera się w tym i wynika z tego, że do tej pory nie zostało przeprowadzone rozdzielenie pojęć "kosmos" i "wszechświat", że są to terminy stosowane wymiennie. A to nie to samo, zasadniczo nie to samo.

Otóż, jeżeli opis poprowadzić tak, a z pozycji wewnętrznej zrobić tego inaczej nie można, przecież do obserwacji teraz i zawsze jest tylko ten egzemplarz świata – otóż, jeżeli opisywać to jako proces nieskończony, bo tak podpowiadają wzory oraz logika, to wszechświat jest sam dla siebie i wszelkie tu obecne też jest samo dla siebie. A ponieważ w gabarytach się rozciąga, a co więcej, bez widocznego uszczerbku w stanie wewnętrznym, to musi się to dziać w owym bycie nieskończonym i jedynym. Taki wniosek podbudowuje fakt skończonego obszaru postrzegania, który realnie nigdy dla obserwatora się nie powiększy. I jest zagwozdka.Z logiki i filozofii wynikający bezkres zderza się tutaj z ujęciem fizycznym, z wszelkimi ustaleniami, których nie tylko, że nie można – ale których podważyć się nie da, bo to namacalny fakt i konkret wielorako sprawdzony. Z jednej strony jest ustalenie, że skończyć to się nie może, a z drugiej jest ustalenie, że skończy się, i to na pewno – z jednej strony jest rozszerzanie, a z drugiej jedyność tutejszego świata. I trzeba to pogodzić. Efekt? Cóż, skutkuje to wszystkimi rozpowszechnianymi ujęciami, w których wszechświat rozpada się do nieskończoności, wszelakie się od wszelakiego oddala – słowem, smutek spełnionych przepowiedni i hipotez snuje się ekranowo.

Co tu dużo gadać – bzdura.A wynika to z prostego, ale trudnego do korekty z pozycji wewnątrz i zawierania się w zmianie – korekty poglądu, że wszechświat to nie kosmos. Niby proste, a niewykonalne dla fizyka. Bo jak biedaczek ma podzielić coś, co w jego opisie jest wszystkim? No, nie sposób. To jedność i jedyność, więc niepodzielna. Kosmos i wszechświat w tym spojrzeniu to jedność, i to nieskończona. Niby fizycznie prezentuje się jako skończony - ale jest jeszcze logika i wzory, a tu wieczny i bezkresny kosmos. No i jest zmieszanie, jest zamieszanie – i jest nieporozumienie.

A wystarczy te pojęcia rozdzielić, wyznaczyć zakres występowania i działania "wszechświata" i zakres "kosmosu". Do pierwszego odnieść wszystko zmienne, a przez to skończone – do drugiego logiczne oraz stałe, nieskończone i wieczne. I kłopot z głowy.Jak to zrobić? Na bazie fizyki przejść do Fizyki. Proste? Proste.

Bez dwu zdań, to rzeczywiście jest banalnie proste, przecież tutaj istniejące w żadnym przypadku nie może być sprzeczne z bezkresem i jego właściwościami – bo by nie zaistniało. To punkt pierwszy tej analizy. - A skoro tutejsze jest pochodne tamtego i dalszego, to w sobie musi zawierać rytm zmiany, która jest zawsze i wszędzie. - A

2

Page 3: Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.

to dalej oznacza, że wszelkie tu obserwowane i wyznaczane dokonuje się tak, jak wszelakie. - A to znów oznacza, że wystarczy pilnie i dokładnie obserwować, co tu się dziej, żeby wyznaczyć zasadę zmian wszelkich. I co z tego wynika? Że, to po drugie, wszechświat zmienia się tak, że można to opisać z zewnątrz. Pozostając wewnętrznie w układzie, którego nigdy się realnie nie opuści, ale w oparciu o wypracowanie reguły zmiany, można opisać, zdefiniować proces tak, jakby się to oglądało z zewnątrz. A tym samym wykazać początek, środek, a także koniec tego tutejszego wspólnego domu. Proste? Proste.

Czyli, jeżeli wszelkie tutejsze procesy, jakoś rozróżnialne w tle struktury zmieniają się tak, że po przekroczeniu pewnego poziomu w tle świata zanikają – to na tej podstawie, jako zasadzie, można w przypadku wszechświata również powiedzieć, że i takowa struktura w swoim tle się rozpada i zanika. Jeżeli każda zmienna w sobie forma ewolucyjna tylko do pewnego punktu jest stabilna i posiada ostro w środowisku wyznaczona granicę, nawet jeżeli ta granica w logicznym ujęciu żadną oczywistością nie jest – to taka konstrukcja zanika i degraduje się do jednostek składowych.Mówiąc inaczej, fizyczny konkret traci brzegowo elementy, a kiedy brak sił podtrzymujących, definitywnie się rozpada. A przedłużenie toru elementów tworzących, w ujęciu logicznym, biegnie w bezkresną wieczność. - Na brzegu ewolucji, to, co za brzeg uznaję, jest stan ostatni, kiedy jednostki budujące są w takim oddaleniu, że element od elementu jest oddalony na jednostkę. I jest to ostatnia łączna z konstrukcją warstwa. Dalej jest już rozpad i oddalanie się. Już faktycznie do nieskończoności.

I właśnie tak to realizuje się w ostatniej warstwie wszechświata – kwant po kwancie, warstwa po warstwie układ traci zasoby. Kiedyś to się zbiegało w te formę pod naciskiem zewnętrznym, aktualnie się w nieskończoność Kosmosu oddala. I już nigdy tu nie wróci. Nigdy.Proste? Proste.

Ale żeby to się mogło tak do tej bezkresności oddalać, to musi ona być. To również jest proste. Tutaj się zmienia i zanika, ale żeby to mogło tak zachodzić, to musi być tor, "przestrzeń", w której to może się dziać. Czyli musi być Kosmos – musi być tło i dopełnienie do tutejszego. Tło z maksymalnie już prostymi elementami, z zerem i jedynką, NIC i COŚ. I w wiecznym ruchu w ramach nieskończoności. Żeby tutejsza skończoność mogła zaistnieć i się chwilowo zmieniać, musi być zewnętrzny do niej nieskończony Kosmos, to konieczność – to Fizyczna konieczność. Jeżeli nie wprowadzę podziału na tutejszy i lokalny tym samym w bezkresie wszechświat i na Kosmos, to nigdy z paradoksów się nie wyplączę, zawsze pozostanę więźniem fizyki i zmieszanej z nią logiki. I koniec. Żeby skorzystać z podpowiedzi, której udzielają wzory, nie należy rezygnować z rozlicznych, a też koniecznych symboli nieskończoności, tylko należy je przenieść na jeden poziom wyżej, do Kosmosu. Po co wyrzucać składnik, skoro na dalszej drodze przyda się znakomicie. Ale jeżeli tego nie zrobię i się upieram przy wszechświecie, jest zmieszanie. I koniec.Wyjście jest oczywiste i jedyne: nieskończoność, wieczność ruchu i

3

Page 4: Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.

jedność reguły. Nic więcej, nic mniej. Pytanie wstępne dlatego prezentuje się jako nieprzemyślane, wręcz głupie, ponieważ wszechświat bez dopełniającej go nieskończoności jawi się jako niemożliwy – lokalna zmienność dlatego może tworzyć poszczególne fakty, że całościowy układ powstał, przekształca się i zaniknie. Kiedy traktuję to jako jednostkę i jedyność, relacje i związki tworzą logiczną łamigłówkę bez rozwiązania – kiedy świat w opisie jest bez tła, obserwacja ulega fiksacji na wyróżnionym, zaś reszta, ta najważniejsza, to znika z pola widzenia. Dość długo, do pewnego momentu to poznawcza konieczność. Analiza i postrzeganie wyodrębnia bardziej oczywiste, jaskrawsze, zmysłowo i przyrządowo wyraźne w kształcie i skupieniu. Ale przychodzi moment na powiedzenie i na uzmysłowienie sobie, że widoczne to daleko nie wszystko – że to dopełniające i pomijane wcześniej tło jest tutaj elementem co najmniej równorzędnym, a w logicznym ujęciu staje się wręcz najważniejsze. Jeżeli takiego przewartościowania nie dokonam – polegnę.

Wszechświat bez tła nie istnieje. A Kosmos jest tłem bezkresnym.

cdn.

Janusz Łozowski

4