Kwantologia 1.2 bezkres.

4

Click here to load reader

Transcript of Kwantologia 1.2 bezkres.

Page 1: Kwantologia 1.2   bezkres.

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 1.2 – Bezkres.

Człowiekowaty to jednak dziwne zwierze.Żyje otóż sobie taki ludzki byt, z wody i marzeń się składa, bo go matka natura tak utkała – no i myśli. Fakt i prawda, nie każdy on myślący, osobnicy się trafiają, co to z myśleniem nigdy w bliskie kontakty nie weszli, ale jest i margines, który procesy umysłowe w łepetynie uskutecznia. Tak zawsze było.

Zerknie więc taki jajogłowiec jeden na ten przykład w górę, tak go coś skusi. I zobaczy na swoje zmysłowe patrzałki migające punkty – i się zadziwi. I dalej szare komórki wytęża, i główkuje ostro, aż kult(urę) i inne normy z tego w realności do istnienia powołuje; i się nimi więzi, niekiedy aż do zatraty. - Co to takiego? - pyta i popatruje w gwiazdy – czy są tam mi podobni? a co dalej? czy widać wszystko, czy jeno kawałek? Itp. Lata mijają, tysiąclecia odchodzą w zapomnienie, a człowiecza poczwara ciągle zerka naokoło i różne do tego narzędzia oraz wzory wykorzystuje – i zastanawia się: czy kończy się, czy nie kończy? ...Przyjdzie na ten padół łez w kolejnym rozdaniu pokoleń taki jeden, co to krzyknie: wszystko płynie i się kończy – pojawi się następny, który zobaczy spadające jabłko – i zakrzyknie po analizie rachunku kabałą podszytego: jest czas absolutny i przestrzeń absolutna - no i są zawsze. A w jeszcze dalszym ułożeniu cywilizacyjnym inny się gościu z tego zaśmieje i będzie dowodził, że każdy osobnik czas i przestrzeń na swojej grzędzie doznaje oddzielnie i indywidualnie; a, co więcej, czas i przestrzeń to jedność, i nawet pokrzywiona. I w ogóle to możliwe do obserwowania w dowolny sposób zajmuje jeno 4 procent z całości, a reszta ciemna i niewiadoma.Więc jak to jest, kto ma rację – kończy się czy nie?

Kiedy tak rozglądać się wszechkierunkowo, kiedy głębokiej analizie poddawać wszystko widoczne i niewidoczne, to człeczyna dochodzi do nieodpartego wniosku, że świat to jeden wielki wir energii, który się ciągle zmienia. Narodzi się ktoś lub inna cząstka, przybiera w gabarytach i na wadze – osiąga wiek męski (później klęski) – aż w pozycji siedzącej lub horyzontalnej osiada na kanapie i kapcanieje - i ogląda seriale bez końca. A następnie się definitywnie wypala. I wszystko tak ma. Wszystko? Jak okiem albo zmyślnym teleskopem sięgnąć, wszystko tak się kształtuje. Czyli pojawia się, stabilizuje na poziomie, kiedy nabierze sił – i zanika, rozprasza się w tle jednorodnym, kończąc ten życiowy kołowrót; krążenie i kołowanie energii jest zachowane zawsze i wszędzie. Jest początek zdarzenia, jego środek stabilny oraz rozbudowany – i koniec.

Ech. Ale człeczyna, tak on ma, kombinuje – zerka i kombinuje. No i wychodzi mu tak, że wsio po horyzont obserwowalny nieustannie się

Page 2: Kwantologia 1.2   bezkres.

przepoczwarza, jedno w inne przemienia, energetyczne elementy się łączą lub rozpadają – i wszędzie ewolucja swoje reguły pozostawia na widoku. I wszystko się w analizowaniu zgadza. Tylko że, ech, na ostatnim etapie takiej kombinatoryki pojęciowej, i to zawsze, i to w każdym przypadku analitycznym wyłazi (a nawet matematycznie logicznymi wzorkami domaga się prawa do istnienia), byt nieskończony a wieczny. Byt czy podobny Kosmos, to już uboczna i marginalna tematyka.

Wychodzi rozum z chwili teraźniejszej i miejsca lokalnego w takiej analizie, a po żonglerce pojęciami ma na końcu brak końca - świat się w nieskończoną wieczność rozciąga (albo kurczy, to w innej już lokalizacji). - Wszystko się kończy, tako rzecze z drugiej strony doświadczenie, co to je każdego dnia rozum prowadzi, i nie chce to inaczej być (oj, nie chce). - Ale z trzeciej strony logika - co to w świecie otaczającym nieskończoną zmienność ustala – podpowiada, że końcem tego wnioskowania jest jedność-stałość, że tutejszy stan przemijający i niestabilny, koniecznie musi być dopełniony "czymś" nieodmiennym-wiecznym i (najpewniej) logicznym. - Wszak logiczność tutejszej zmiany musi być w czymś zamocowana.

Ale na tym nie koniec argumentacji za wiecznością, jest również i taka, którą solidnie wyprowadzone wzory podbudowują. Różni tacy od matematycznych krzaczków, tacy macherzy fizyczni, ogłaszają wszem i wobec skończoność rzeczywistości; konieczny finał wszelkiej zmiany to pewnik. A ogłaszają to wpatrując się w owe wzorki swoje - acz po zmyślnej procedurze renormalizacji. Bo one wzorki, trzeba to dodać i mocno podkreślić, uparte są, same z siebie wiecznego bezkresu nie odrzucają, a nawet go promują. Fizyczni wyrzucają owe wszelakie a niezbędne logicznie znaczki z nieskończonym procesem w tle, zgadza im się wszystko w dalszym podliczaniu – ale czemu tak jest i co to znaczy, nie wiedzą. Tak to się ma.

Więc jak to jest, zapytanie się ciśnie: kończy się toto widziane i niewidziane, jako wszystko wokół, kończy po kres i na zawsze? Czy, tak na drugą możliwość, inaczej to w bezkresie się dzieje; w onym bezkresie, który jest i to wszystko warunkuje. Czyli, rozciąga się to w wiecznej a nieskończonej przemianie (i tak samo w niezmiennej rytmice swojej), czy nie? Jest koniec tego wszystkiego czy nie ma? Jak sobie z tym wszystkim poradzić, jak żyć w tak nierozpoznanym i nieoznaczonym?

Z nieskończonością - trzeba przyznać - problem jest. Liczne zastępy wielce odważnych umysłów analizowało poprzez historię bezkres oraz jego aktualność - a nawet potencjalność bytu bez początku i końca rozpatrywało. I wielu zestrachało się widokami, które z ciemności wówczas się wyłoniły – i wielu poniechało dalszej drogi. Bo ciągi nieskończone to zdradliwe rejony.Ale byli i tacy, co w logicznie tworzonym konstrukcie bez granic i ograniczeń upychali wszystko, a nawet więcej; i to po wielokroć. - Skutek takiego hokus-pokus? Ech, buduje się wówczas przeogromne, a nawet nieskończone bestiarium, dziwy wielokrotnego zapętlenia bytu

Page 3: Kwantologia 1.2   bezkres.

i zamieszkiwanie tego samego kawałka podłogi (hotelowej) - to tylko niewielki procent owych nieskończonych niezwykłości. A wszystko na poważnie się roztrząsa, naukowo maluczkich straszy, dowody wzorami podbudowanymi pokazuje, że nieskończony bezkres dodany do takiegoż samego bezkresu to zawsze bezkres – i w ogóle w wieczności miejsca na wszystko dużo, nieprzeliczalnie i bezkreśnie dużo. I że tego w umyśle normalnie się nie ogarnie.

I co na to powiedzieć, jak rozedrgane nieskończoną logiką szare a ciekawe świata otaczającego komórki uspokoić - co z ową konieczną i tak dziwaczną wieczystą bezkresnością począć?

Jedno i najważniejsze trzeba na wstępnie prześwietlania Kosmicznej strefy rzeknąć: nieskończoność to nie jest brak granic, bezkres to nie "stan", w którym wszystko może się zdarzyć, i to po wielekroć, i nieskończenie wielekroć. Nic z tych rzeczy. Analitycy od siedmiu boleści (czy inni amatorzy zgłębiania świata), przyjmijcie sobie i do ogólnej wiadomości, że "nieskończoność" to abstrakcja, która ma w sobie nie tylko wartość graniczną – ale, co więcej, że jest to w logiczności swojej granica maksymalnie ostro ustanowiona. Nie ma w Kosmosie innej tak jednoznacznej wartości, każda inna jest rozmyta i nieostra, każda inna granica jest zakresem, przedziałem i strefą pośrednią. Ale nie nieskończoność.Nieskończoność – to tylko-i-wyłącznie-i-zawsze bezkres. I nie może być inaczej. To jedność, bezkresna jedność. - Nieskończoność jest maksymalnie i jednoznacznie, i na wieczność w kosmicznym obszarze ustaloną "wartością": jest nieskończona. Ale nie większa – ale nie mniejsza! Przyjmijcie to do wiadomości, filozoficzni i fizyczni, i stosujcie w analizowaniu bytu i niebytu. Nieskończoności nie można zwiększyć o jednostkę (dowolnie pojęty element), ale również nie można odjąć i pomniejszyć – nieskończoność jest "jedynką", fundamentem każdego działania. A dopełnia ją "zero", NIC, nicość. Stan zero-jedynkowy to podstawa postrzegania Kosmosu oraz jego zrozumienia. - Z takim w tym analizowaniu istotnym dodatkiem, że o ile "jedynka" ("coś", fizycznie "energia") może rozpadać się na jednostki składowe, to "zero" ("nic") jest zawsze i tylko jednością. Acz nieskończoną. I jest "połówką" Kosmosu.

Dobrze, niech tam sobie będzie energetyczny bezkres jedynką, która z bezkresnym zerem pospołu to wszystko współtworzy w nieskończonej gonitwie, ale pojawia się pytanie, które swoje uzasadnienie ma we wzorach i głęboko w logice się lokuje: co z dodawaniem różnorakich nieskończoności - co z innymi działaniami na/w takiej abstrakcji? Czy owe wszelakie, w popularnych ujęciach prezentowane dziwy rodem z nieskończoności (i podświadomości autorów), to wszystko jedynie błądzenie w pustce? umysłu zwidzenia, który bezradnie szamoce się w sieci pojęciowej?Kolejny raz trzeba powiedzieć, że sprawa do banalnych nie należy - oraz że to nie błąd. Nie mylą się otóż analitycy nieskończoności, z etykietek i logicznych symboli, którymi znakują świat, wyciągają prawidłowe wnioski. Nieskończoność dodana do nieskończoności, fakt oczywisty, musi nieskończonością zaskutkować. I w niczym to się z

Page 4: Kwantologia 1.2   bezkres.

wnioskiem, że jest jedna nieskończoność, nie kłóci. Problem w tym, że takiego działania (sumującego) nie postrzega się w poprawny, a zarazem jedynie logicznie możliwy do akceptacji sposób. I to mimo, że rozwiązanie jest znane od dawna (od zawsze) i jest dostępne dla każdego.

Co będzie rezultatem dodania nieskończoności do nieskończoności? - Jedynie możliwa odpowiedź jest taka: wieczność.

To warto, ku ogólnemu pożytkowi filozoficzno-fizycznych, zanotować w sposób szczególny: zwielokrotniona nieskończoność buduje, tworzy "czas absolutny" – czyli wieczność. O ile "nieskończoność" Kosmosu (aktualna nieskończoność) jest jedna i bezkresna, o tyle zmiana w takim zakresie, czyli ruch "czegoś" – przemieszczenie się o zakres jednostkowy kwantu energii, to tworzy "wieczność". Czyli, w innym nazwaniu, "nieskończoność potencjalną". W takim ujęciu "nieskończoność" to synonim "przestrzeni", ale już w maksymalnym, skrajnym znaczeniu – a "wieczność", odpowiednio, to synonim "czasu", również w skrajnej interpretacji. - "Przestrzeń absolutna" to nieskończoność, "czas absolutny" to wieczność. Przy czym, co istotne w tym ciągu rozumowania, zachodzi gradacja, stopniowalność: "przestrzeń" i "czas" przynależą do Wszechświata, a "przestrzeń absolutna" i "czas absolutny" do Kosmosu ("struktury" nadrzędnej wobec wszechświata).

I to dlatego wspomniani wcześniej macherzy od analizowania zakresu bezkresnego mogą te swoje różne dziwadła produkować - zresztą jak najbardziej poprawnie. Wystarczy przemieścić jednostkę (czegoś) o jednostkę położenia, a już tworzy się kolejna "warstwa" zdarzeń w Kosmosie – i w nieskończoności. W takim rozumieniu rzeczywiście na to samo miejsce "w hotelu" można zameldować następnego (i innych) gości. A to dlatego, że pierwszy (za takiego uznany), już znajduje się "o krok dalej", a poprzednio okupowany kawałek podłogi okazuje się wolnym. I tak dalej – w nieskończoność.Każdy punkt w nieskończoności zajmowany jest nieskończenie wiele razy – ale nie jednocześnie!; przez dowolny punkt bezkresu można przeprowadzić nieskończenie wiele prostych – ale nie w tym samym "czasie"! My człowiek, od kiedy spoglądamy w niebo i widzę gwiazdy, znam(y) prawdę.

cdn.

Janusz Łozowski