KLINIKA KARDIOLOGII Wywiad z prof. dr hab. … kliniki i zakłady PAM KLINIKA KARDIOLOGII Wywiad z...
Click here to load reader
Transcript of KLINIKA KARDIOLOGII Wywiad z prof. dr hab. … kliniki i zakłady PAM KLINIKA KARDIOLOGII Wywiad z...
Poznajemy kliniki i zakłady PAM
KLINIKA KARDIOLOGII
Wywiad z prof. dr hab. Zdzisławą Kornacewicz-Jach,
kierownikiem Kliniki, przeprowadził dr hab. Jacek Rudnicki
Red. Jacek Rudnicki: Kardiologia w ostatnich 10-20 latach
z dziedziny zachowawczej przeobraziła się w bardziej zabiegową.
Dokonało się nawet coś na kształt rewolucji.
Prof. dr hab. Zdzisława Kornacewicz-Jach: Kardiologia jest
dziedziną zabiegową nie od 10 czy 20 lat, ale od około 50.
Oczywiście nie w takim kształcie, jak obecnie. A początki mają
trochę związków ze Szczecinem. Kiedyś poproszono mnie, abym
powiedziała coś o osiągnięciach współczesnej kardiologii
i kardiologii inwazyjnej na tle historycznym, potrzebne mi więc były materiały dotyczące
pierwszego cewnikowania serca. Wiedziałam, że przeprowadził je Niemiec Forssmann,
i zamierzałam szukać tych materiałów w Niemczech. Przychodzę do biblioteki naszej
akademii, a tam dziewczyny mówią, że mają coś takiego − oryginalne czasopismo medyczne
z tamtego okresu, w którym opublikowano doniesienie o pierwszym cewnikowaniu serca.
Zabieg taki przeprowadzono w Eberswalde koło Berlina. Młody Forssmann, wówczas
stażysta na chirurgii, wprowadził sobie cewnik Foleya do żyły odłokciowej, wsunął go do
prawego przedsionka i pobiegł na drugie piętro, żeby zrobić zdjęcie radiologiczne − to było
pierwsze cewnikowanie serca. Potem przyszła II wojna światowa, Forssmann został oficerem
sanitarnym, przebywał w obozie jako jeniec wojenny, wrócił do Niemiec i w 1956 r. usłyszał
przez radio, że razem z dwoma Amerykanami dostał Nagrodę Nobla. Ale to już bardzo
odległa historia. Potem już ja byłam świadkiem tego, co działo się w kardiologii.
Lata siedemdziesiąte to okres, w którym zawał serca, szczególnie drugi, był swojego
rodzaju wyrokiem, powodem niemal inwalidztwa i poczucia dużej bezradności,
oczekiwaniem na wyrok losu.
Duża liczba zawałów w początkach lat sześćdziesiątych w USA była związana ze stylem
życia, jedzeniem, powszechnym używaniem samochodów. Do nas przyszło to pod koniec lat
sześćdziesiątych. Utarła się opinia, że zawał dotyczy przede wszystkim mężczyzn, co jest
nieprawdą, bo w Europie z powodów kardiologicznych umiera więcej kobiet niż mężczyzn.
Lata siedemdziesiąte to pierwsze próby ze streptokinazą − rozpuszczania zakrzepów
tworzących się w naczyniach. Wówczas jednak nie było jeszcze ustalonej dawki
streptokinazy, podawano je zbyt duże i pacjenci umierali. W tym samym czasie zauważono
również, że pacjenci umierają nie tylko z powodu uszkodzenia mięśnia sercowego, ale
głównie z powodu groźnych zaburzeń rytmu serca − występuje u nich burza elektryczna
w mięśniu sercowym, dochodzi do migotania komór. Pierwszym krokiem było stworzenie
„erek” kardiologicznych, czyli miejsc, do których przywoziło się pacjentów z zawałem serca,
z burzą elektryczną, migotaniem komór, gdzie cała aparatura była w pogotowiu, siostry,
defibrylator. W latach siedemdziesiątych wprowadzono pierwsze elektrody do serca. Kiedy
skończyłam studia w drugiej połowie lat siedemdziesiątych, wszczepialiśmy już tutaj
pierwsze elektrody i rozruszniki serca. Pierwszy stymulator serca wszczepił w Szczecinie
dr Seweryn Wiechowski. Drugi stymulator serca wszczepiłam ja z dr. Sprogisem, świeżo po
studiach. Oczywiście potrzebne były do tego aparaty rentgenowskie. Wszystkie należały
do radiologów. Gdy radiolodzy kończyli wlewy doodbytnicze, wówczas wpuszczali nas.
To była nowość. Muszę się pochwalić, że mimo to nie mieliśmy wówczas zakażeń.
To były pierwsze jaskółki, zabiegi jeszcze nie powszechne i nie rutynowe. Jednak nie
była to jeszcze era naprawcza.
Tak, nie była to era naprawcza, ale nie całkiem. Kardiochirurdzy już „reperowali” serca.
W Szczecinie w tym czasie jeszcze nie robiono by-passów, ale przygotowywał się już do
tego profesor Wiechowski, przeprowadzano doświadczenia na zwierzętach. Choroba
wieńcowa i zawał jako główne choroby serca doczekały się ery naprawczej w latach
osiemdziesiątych. Pierwszy zabieg angioplastyki wieńcowej przeprowadzono w 1976 r.
W latach osiemdziesiątych nadeszła angioplastyka wieńcowa polegająca na rozszerzaniu
balonem naczyń wieńcowych. Od tego czasu śledzę to bardzo dokładnie i jestem jakby w tej
rzece. W 1981 r. wyjechałam do Paryża, gdzie przyjeżdżał sam Andreas Gruentzig − pionier
angioplastyki, żeby uczyć kardiologów francuskich angioplastyki wieńcowej. Na salach
wykładowych byli bez mała sami mężczyźni i wtedy przydało mi się bycie kobietą. Na sali
siedziało 400 facetów i dwie kobiety, w tym ja z Polski w stanie wojennym. Miałam
możliwość asystowania przy tych pierwszych zabiegach. Lata osiemdziesiąte to lata
angioplastyki wieńcowej. Oczywiście pierwsze angioplastyki robiono na naczyniach
szerokich. Cewniki były sztywniejsze niż teraz, zaplecze techniczne nieporównywalne
do obecnego. To tak jakby porównać standardowy samochód do Porsche. Naczynie wieńcowe
nawet po rozszerzeniu, mimo że jest otworzone, może się zapadać. Nie raz po otwarciu
naczynia staliśmy i czekaliśmy kilka minut, patrząc, czy to zjawisko nie ma miejsca. Kiedy
się zapadało, musieli pomagać nam kardiochirurdzy. W takich sytuacjach parę lat później
zaczęliśmy stosować stenty, czyli sprężynki, które podtrzymują otwarte światło naczynia.
Lata dziewięćdziesiąte to era stentów. Do lat dziewięćdziesiątych większość zabiegów na
naczyniach wieńcowych wykonywali kardiochirurdzy, teraz przeprowadzają je kardiolodzy.
Pierwsze zabiegi były oczywiście robione planowo. Nasza klinika była jedną z pierwszych,
które zaczęły prowadzić ostre dyżury. Od tamtego czasu znacznie wzrosła nasza skuteczność
w leczeniu zawałów serca. Śmiertelność okołozawałowa obniżyła się z około 13 do 3,2-5,2%.
Zatem w ciągu 20 lat na Pani oczach dokonała się rewolucja w kardiologii, która
w istotny sposób zmieniła sytuację chorych na zawał serca i chorobę wieńcową, a także
znacznie poprawiła samoocenę kardiologów. Pacjent po przebyciu zawału
mięśnia sercowego miał ogromne obawy o swoje dalsze losy. Teraz może być
„nareperowany” jak w filmie „Robocop”.
Jeżeli zabieg jest planowy, dobrze przygotowany, to pacjent na stole nie odczuwa
jakiegoś dyskomfortu i często się nudzi. Naczynia wieńcowe nie bolą. Serce i naczynia nie są
unerwione czuciowo, więc nie bolą, a manipulacje cewnikiem są mało bolesne. Pacjenci
często pytają po zabiegu, zdziwieni: „Już?”.
Oprócz spektakularnych sukcesów kardiologii inwazyjnej, rozwijała się w tych latach
szeroka akcja dotycząca właściwego odżywiania, stylu życia.
Kardiologa inwazyjna jest tylko częścią złożonego problemu, jakim jest choroba
wieńcowa serca. My pokonujemy kolejne problemy mechaniczne, ale nie leczymy tej
choroby. Równolegle do metod kardiologii inwazyjnej, a nawet trochę wcześniej, poznano
przyczyny i czynniki ryzyka miażdżycy. W związku z tym granica wieku, w którym
dokonywały się zawały, przesunęła się o dobrych parę lat. Osoby po zawale to już nie są
50-latkowie, a jeżeli tak, to trafiają do nas po pierwszych dolegliwościach, z mięśniem
sercowym jeszcze niezniszczonym. Wśród nich jest bardzo dużo kobiet, które obecnie często
chorują na chorobę wieńcową i zawał serca. A jak już chorują, to dosyć „skutecznie”.
Wracając do czynników ryzyka, wiemy, że kilka z nich decyduje w 90% o rozwoju choroby
miażdżycowej. Nie są to jakieś wymyślne i specjalne czynniki, nawet nie genetyczne.
Wystarczy, żebyśmy nie palili papierosów i mieli właściwy poziom cholesterolu. Oprócz
diety, o której teraz wszyscy trąbią, są też skuteczne leki obniżające poziom cholesterolu,
myślę o statynach. Do tego dochodzi leczenie nadciśnienia tętniczego i jedynie niewielkie
ilości alkoholu.
A aktywność fizyczna?
Jej brak jest zdefiniowanym czynnikiem ryzyka. Na szczęście aktywność fizyczna jest
aktualnie modna, więc jest to korzystna sytuacja. Mimo to rośnie liczba ludzi otyłych.
W Stanach Zjednoczonych na przykład jest ogromna liczba osób o otyłości monstrualnej,
która sprzyja wystąpieniu cukrzycy typu 2. Cukrzyca typu 2 dawniej występowała u osób po
pięćdziesiątce, teraz u znacznie młodszych. Jeżeli nic się nie zmieni, to współczesne
pokolenie Amerykanów będzie żyło krócej niż ich ojcowie. Nadmiar najtańszej rozrywki,
jaką w tej chwili jest jedzenie, jest za to odpowiedzialny w Europie, ale nie tylko. Nawet
Chińczycy zaczynają być otyli. Na czynniki ryzyka ogromny wpływ ma wykształcenie,
im jest wyższe, tym większa świadomość ich istnienia.
Jak się przedstawia liczba zabiegów naprawczych w naszym regionie?
Przeprowadzamy ich w tej chwili kilka tysięcy rocznie. Najczęściej wykonywanym
zabiegiem jest koronarografia, po której około 70% pacjentów jest kwalifikowanych do
dalszych zabiegów na naczyniach wieńcowych. Część z tych zabiegów − około 30% −
przeprowadzają kardiochirurdzy. Wykonują także inne, których my nie potrafimy, np. gdy
naczynia są zbyt kręte. Znacznie przesunęła się granica wieku operowanych. W latach
dziewięćdziesiątych trudno było namówić kardiochirurgów do operowania pacjentów po
siedemdziesiątce, w tej chwili leczymy chorych w wieku 85 lat i więcej. W tej grupie
wiekowej mamy znacznie lepsze wyniki niż wówczas, gdy leczyliśmy zachowawczo.
Dlaczego? Otóż cała mieszanka leków, które trzeba było podać, łącznie z lekami
fibrynolitycznymi miała wiele działań ubocznych, natomiast to, co teraz robimy,
balonikowanie naczynia, działanie miejscowe, ma ich znacznie mniej. Tutaj sukces jest
spektakularny.
Inną sprawą istotną jest edukacja społeczeństwa w zakresie umiejętności udzielania
pomocy we wczesnej fazie zawału, do przyjazdu karetki. Czyli umiejętność resuscytacji.
Teraz ważne jest, aby ludzie nauczyli się reanimować. Bo najwięcej mamy zgonów ulicznych
i we własnych mieszkaniach. Zaczyna się ból, burza elektryczna, pacjent ma migotanie komór
− taki jest najczęściej początek. I jeśli rodzina czy ktoś na ulicy potrafi reanimować, sukces
będzie największy. Sama technika nie zdziała aż tak dużo, jak właściwe postępowanie
w pierwszych momentach. Nie jest problemem przyjazd karetki, bo jest to już dobrze
zorganizowane i np. u nas w klinice pacjent przyjeżdża i w ciągu kilku, kilkunastu minut jest
operowany. Najważniejsze jednak są pierwsze minuty.
Czy w tym zakresie prowadzone są jakieś działania edukacyjne?
Tak, bo pomimo rurek, stentów, by-passów, zastawek lepiej jest zapobiegać. Sama od
wielu lat biorę udział w edukacji − w Polskim Radiu Szczecin i nie tylko. Są specjalne
programy dla rodzin pacjentów zagrożonych, pokazy reanimacji w szkołach. W wielu
zawodach konieczne jest przejście szkolenia w tym zakresie. Coraz więcej miejsc
wyposażanych jest w defibrylatory, jak supermarkety, dworce, samoloty, hotele.
Jak wygląda pozycja kardiologii w Polsce na tle świata?
Nie mamy się czego wstydzić. Obecnie są w Polsce 72 pracownie hemodynamiczne
wyposażone w angiografy. Naprawdę jak na te pieniądze, jakimi dysponujemy, zrobiliśmy
bardzo dużo. Wszystkim pacjentom z zawałem serca albo z taką postacią anginy piersiowej,
która grozi zawałem, jesteśmy w stanie udzielić pełnej pomocy. Na terenie naszego
województwa po takiego pacjenta przyjeżdża karetka. Tak jest prawie w całej Polsce.
W bardzo niewielu rejonach odległość i czas transportu stanowią pewien problem. Jeżeli czas
przewozu przekracza 1,5 do 2 godzin, pozostawia się chorego w szpitalu pierwszego kontaktu
i tam stosuje się oczywiście leczenie fibrynolityczne.
Jaka jest przyszłość kardiologii, jakie są koncepcje rozwojowe?
W tej chwili nową metodą postępowania, która będzie rozwijała się w przyszłości, są
zastawki wszczepiane drogą przezskórną, bez otwierania klatki piersiowej. Rozwija się
również angioplastyka naczyń szyjnych i kończyn dolnych. Jest to metoda znacznie mniej
obciążająca pacjenta. Dotychczas takie operacje wykonywali chirurdzy naczyniowi, teraz
coraz częściej robimy je my. Podczas rozszerzania naczyń, zwłaszcza szyjnych, uwalnia się
duża ilość nazwijmy to „opiłków”, które płyną z krwią w kierunku mózgu i powodują udary.
W tej chwili, żeby zrobić taki zabieg, najpierw wprowadzamy do naczynia powyżej miejsca,
które poszerzamy, filtr, taki koszyczek. Wtedy możemy poszerzać bezpiecznie, bo filtr
wyłapuje wszystkie te „opiłki”. Wyniki takich zabiegów są aktualnie lepsze od tych
uzyskiwanych przez chirurgów naczyniowych. Podobnie jest z tętnicami nerkowymi. Dla
kardiologa, który opanuje sprzęt, jest to stosunkowow łatwe, ponieważ naczynia wieńcowe
w sercu są znacznie węższe od tętnic nerkowych i w ciągłym ruchu.
Dużo większe osiągnięcia, zwłaszcza pod względem technicznym, ma kardiologia
wykorzystująca elektroterapię. Pierwsze nasze działania w elektroterapii to była defibrylacja,
kardiowersja, a następnie założenie elektrody, stymulacja zewnętrzna, stymulatory, których
rodzaj zależy od rodzaju zaburzeń rytmu serca czy ubytków w przewodzeniu. To jest
naprawdę zaawansowana technologia. Malusieńkie urządzenia, które nie dość, że robią to, co
chcemy w układzie bodźco-przewodzącym, to jeszcze pracują wiele lat bez zasilania
zewnętrznego. Innym problemem są dodatkowe drogi przewodzenia. Potrafimy w tej chwili je
zniszczyć za pomocą prądów o częstotliwości radiowej. Leczymy w ten sposób liczne
zaburzenia rytmu. Jest do duży postęp, zwłaszcza u pacjentów najbardziej zagrożonych,
z niską frakcją wyrzutową. Wszystkie wymienione zabiegi wykonujemy u nas w klinice.
Wspomnieliśmy o komórkach macierzystych. Komórki macierzyste to jest przyszłość. Na
razie trudno uzyskać odpowiedź na pytanie, co jest efektem działania komórek macierzystych,
a co naprawy samego mięśnia sercowego. Czy poprawa wynika z wytworzenia się krążenia
obocznego, bo działaliśmy na naczyniach wieńcowych, założyliśmy stenty, czy też jest to
efekt wszczepienia komórek macierzystych? Nie wiemy tak naprawdę, ile z tych komórek
przeżyje, nie są przecież znakowane. Komórki macierzyste wprowadza się dwiema metodami.
Pierwszą stosują kardiochirurdzy na otwartym sercu. Drugą − kardiolodzy u pacjentów
w czasie angioplastyki, podając komórki macierzyste przez cewnik, aby wniknęły w jak
najmniejsze naczynia. Jesteśmy przygotowani do takiego zabiegu, prof. Bogusław
Machaliński jest gotowy do przygotowania takich komórek. Czekamy na pacjenta świeżo po
zawale, u którego komora będzie „szła” w kierunku rozstrzeni.
Co chciałaby Pani Profesor mieć w klinice −−−− jako marzenie?
Dobre pytanie, bo mogę się pochwalić, że mamy już bardzo dużo dobrej aparatury. Ale za
dwa, trzy lata chciałabym mieć tomograf wielorzędowy. Jego potęga obrazowania zależy od
mocy obliczeniowych, a potrzebne są bardzo duże ze względu na to, że analizowane serce jest
w stałym ruchu. Pozwoli on być może na bardzo dobre uwidocznienie naczyń wieńcowych.
Dziękuję za rozmowę.