kg 2017 11 279 kopia - kuriergalicyjski.com · Prezentacja początku ruchu bezwizowego na...

32
Kupując nasze pismo, wspomagasz słowo polskie na Wschodzie www.kuriergalicyjski.com – internetowa gazeta codzienna Niezależne pismo Polaków na Ukrainie Kurier Galicyjski www.kuriergalicyjski.com 13–29 czerwca 2017 nr 11 (279) KONSTANTY CZAWAGA tekst i zdjęcie - Jest to wydarzenie historyczne – powiedział Oleg Syniutka, prze- wodniczący lwowskiej państwowej administracji obwodowej. – O to zło- żyli swoje głowy pochodzący z Ziemi Lwowskiej 21 bohaterów niebiańskiej sotni, 273 chłopców na wojnie ukra- ińsko-rosyjskiej oraz 860 okaleczo- nych na niej. Okazało się, że uczestnikiem protestów na Majdanie był też Woło- dymyr Rechlicki, który po zniesieniu wiz jako pierwszy wjechał na przej- ście graniczne. Sprawdzanie jego paszportu biometrycznego oraz to- warzyszących mu osób w samocho- dzie wyniosło zaledwie minutę. Dziennikarzom zaprezentowano także nowy sprzęt, który pozwala po- granicznikom szybko dokonać fiksa- cji, przeprowadzić weryfikację danych biometrycznych i sprawdzić poprzez połączenie satelitarne bazy danych Ukraińskiej Służby Granicznej i Inter- polu. – Dzięki temu możemy ujawnić separatystę, jeżeli jest on na tej liście – zauważył starszy oficer łączności Denys Kizim. - Myślę, że dzień dzisiejszy to naprawdę święto dla każdego oby- watela Ukrainy, ponieważ jest to jeszcze jedno potwierdzenie jedno- czenia Ukrainy z Unią Europejską, jako jedyną rodziną europejską – powiedział dla Kuriera Wiacze- sław Wojnarowski, przedstawiciel MSZ Ukrainy we Lwowie. – Jako dyplomata bardzo czekałem na ten moment. Bardzo dobrze pamiętam te oczekiwania, które były w czasie Majdanu. Właśnie dziś spełnia się jedno z tych oczekiwań i dążeń Maj- danu. Cieszymy się z tego i dzięku- jemy również Polsce, która wspiera- ła nas w tym procesie. Przeżywamy właśnie jeden z tych momentów, które potwierdzają, że europejski kurs Ukrainy jest niezmienny, że krok po kroku zmierzamy do swego celu. Na razie większość obywateli Ukrainy przekracza granicę z wiza- mi unijnymi, więc nadal są kolejki. Obywatele Ukrainy bez wiz do UE O północy, z 10 na 11 czerwca, pierwsi obywatele Ukrainy posiadujący paszporty biometryczne wjechali bez wiz na terytorium Unii Europejskiej. Prezentacja początku ruchu bezwizowego na przejściu granicznym w Ra- wie-Ruskiej odbyła się z udziałem ukraińskich władz państwowych obwo- du lwowskiego i rejonu żółkiewskiego. Po wykonaniu hymnu Ukrainy i UE ukraińscy pogranicznicy przystąpili do służby w nowych warunkach. FRANCISZEK RAPACKI tekst WOJCIECH JANKOWSKI zdjęcia Obchody rozpoczęło spotkanie w stołecznym centrum Nowy Świat Muzyki. W obecności szacownego grona, m.in.: ambasadora republiki Armenii, polskich posłów i samo- rządowców przypomniano historię Ormian polskich, przedstawiono pol- sko-ormiańskich luminarzy, prelekcje wygłosili profesorowie Włodzimierz Osadczy, Mieczysław Ryba i Tade- usz Trajdos. - Ormianie byli najbardziej lojal- ną mniejszością, która przez wieki była obecna w Rzeczypospolitej – uważa pochodzący z Ukrainy profesor Włodzimierz Osadczy. – Zachowując swoją tożsamość kul- turową naród ormiański z wielkim szacunkiem i z wielką otwartością odnosił się do swojej nowej ojczyzny. Przypomnijmy, że przybyli na te zie- mie nie jako najeźdźcy, a jako naród, który szukał schronienia przed obcą cywilizacją. Był prześladowany przez islam, Polska zaś była właśnie tym antymurales christianitatis – przed- murzem chrześcijaństwa. Rok 2017 to okres dwóch jubi- leuszy, nie tylko 650 lat przywileju nadanego przez Kazimierza Wielkie- go Ormianom lwowskim, ale również nawiązania stosunków między Pol- ską a Armenią – zwrócił na to uwagę Edgar Ghazaryan, ambasador Arme- nii w Polsce: - W tym roku obchodzimy jubile- usz 25 lat stosunków dyplomatycz- nych między Armenią a Polską oraz 650 lat przywileju nadanego przez króla Kazimierza Wielkiego. Jest to bardzo ważne, że relacje między naszymi państwami są oparte na relacjach między naszymi narodami. Jest to dla nas wielki zaszczyt, że Or- mianie i Polacy są braćmi na wieki. Nasze obecne stosunki są bardzo dobre, są to stosunki zarówno poli- tyczne, dyplomatyczne, jak i kultural- ne i edukacyjne. Dzień później w Parku Agrykola odbyła się impreza skierowana nie tylko do członków i sympatyków społeczności ormiańskiej, ale też do ogółu warszawiaków. Publiczność nie zawiodła, a prezentacje kultury Ormian w różnych jej aspektach wzbudzały niekłamane zaintereso- wanie. Na scenie koncertowali or- miańscy artyści, występując zarów- no w aranżacjach tradycyjnych, jak i eksperymentując z nowoczesnymi rytmami. Wystąpiły zespoły: Musa- ler, Habiarjan i Arci z Dj Jazzovah. Zainteresowanie wzbudzały namio- ty, w których odbywały się prezen- tacje, warsztaty oraz mini kiermasz rękodzieła ormiańskiego i literatury o Ormianach i Kaukazie. Warszawskie obchody 650-lecia Ormian w Polsce W Warszawie odbyły się obchody 650 lat obecności Ormian w Polsce. W centrum Nowy Świat Muzyki spotkali się na uroczystym otwarciu i na wykładach Ormianie polscy i ich fascynaci. W parku Agrykola dzień później zwykli mieszkańcy Warszawy mogli podziwiać ormiańską kulturę, bawić się przy muzyce ormiańskiej i zjeść szaszłyki… oczywiście ormiańskie. Przemawia Maciej Bohosiewicz (cd. na s. 4) Stanisław Potocki, wojewoda poznański Iwan Bondarew s. 24–25 Wywiad z konsulem generalnym RP we Lwowie Rafałem Wolskim s. 16–17 W sprawach polsko-ukraińskich politykom brakuje odwagi rozmowa z Rafałem Dzięciołowskim s. 20–22

Transcript of kg 2017 11 279 kopia - kuriergalicyjski.com · Prezentacja początku ruchu bezwizowego na...

Kupując nasze pismo, wspomagasz słowo polskie na Wschodziewww.kuriergalicyjski.com – internetowa gazeta codzienna

Niezależne pismo Polaków na Ukrainie

Ku

rier

Gal

icyj

ski

www.kuriergalicyjski.com

13–29 czerwca 2017 nr 11 (279)

KONSTANTY CZAWAGAtekst i zdjęcie

- Jest to wydarzenie historyczne – powiedział Oleg Syniutka, prze-wodniczący lwowskiej państwowej administracji obwodowej. – O to zło-żyli swoje głowy pochodzący z Ziemi Lwowskiej 21 bohaterów niebiańskiej sotni, 273 chłopców na wojnie ukra-ińsko-rosyjskiej oraz 860 okaleczo-nych na niej.

Okazało się, że uczestnikiem protestów na Majdanie był też Woło-dymyr Rechlicki, który po zniesieniu wiz jako pierwszy wjechał na przej-ście graniczne. Sprawdzanie jego paszportu biometrycznego oraz to-warzyszących mu osób w samocho-dzie wyniosło zaledwie minutę.

Dziennikarzom zaprezentowano także nowy sprzęt, który pozwala po-granicznikom szybko dokonać fi ksa-cji, przeprowadzić weryfi kację danych biometrycznych i sprawdzić poprzez połączenie satelitarne bazy danych Ukraińskiej Służby Granicznej i Inter-polu. – Dzięki temu możemy ujawnić separatystę, jeżeli jest on na tej liście

– zauważył starszy ofi cer łączności Denys Kizim.

- Myślę, że dzień dzisiejszy to naprawdę święto dla każdego oby-watela Ukrainy, ponieważ jest to jeszcze jedno potwierdzenie jedno-czenia Ukrainy z Unią Europejską, jako jedyną rodziną europejską – powiedział dla Kuriera Wiacze-

sław Wojnarowski, przedstawiciel MSZ Ukrainy we Lwowie. – Jako dyplomata bardzo czekałem na ten moment. Bardzo dobrze pamiętam te oczekiwania, które były w czasie Majdanu. Właśnie dziś spełnia się jedno z tych oczekiwań i dążeń Maj-danu. Cieszymy się z tego i dzięku-jemy również Polsce, która wspiera-

ła nas w tym procesie. Przeżywamy właśnie jeden z tych momentów, które potwierdzają, że europejski kurs Ukrainy jest niezmienny, że krok po kroku zmierzamy do swego celu.

Na razie większość obywateli Ukrainy przekracza granicę z wiza-mi unijnymi, więc nadal są kolejki.

Obywatele Ukrainy bez wiz do UEO północy, z 10 na 11 czerwca, pierwsi obywatele Ukrainy posiadujący paszporty biometryczne wjechali bez wiz na terytorium Unii Europejskiej. Prezentacja początku ruchu bezwizowego na przejściu granicznym w Ra-wie-Ruskiej odbyła się z udziałem ukraińskich władz państwowych obwo-du lwowskiego i rejonu żółkiewskiego. Po wykonaniu hymnu Ukrainy i UE ukraińscy pogranicznicy przystąpili do służby w nowych warunkach.

FRANCISZEK RAPACKItekstWOJCIECH JANKOWSKIzdjęcia

Obchody rozpoczęło spotkanie w stołecznym centrum Nowy Świat Muzyki. W obecności szacownego grona, m.in.: ambasadora republiki Armenii, polskich posłów i samo-rządowców przypomniano historię Ormian polskich, przedstawiono pol-sko-ormiańskich luminarzy, prelekcje wygłosili profesorowie Włodzimierz Osadczy, Mieczysław Ryba i Tade-usz Trajdos.

- Ormianie byli najbardziej lojal-ną mniejszością, która przez wieki była obecna w Rzeczypospolitej – uważa pochodzący z Ukrainy profesor Włodzimierz Osadczy. – Zachowując swoją tożsamość kul-turową naród ormiański z wielkim szacunkiem i z wielką otwartością odnosił się do swojej nowej ojczyzny. Przypomnijmy, że przybyli na te zie-mie nie jako najeźdźcy, a jako naród, który szukał schronienia przed obcą

cywilizacją. Był prześladowany przez islam, Polska zaś była właśnie tym antymurales christianitatis – przed-murzem chrześcijaństwa.

Rok 2017 to okres dwóch jubi-leuszy, nie tylko 650 lat przywileju nadanego przez Kazimierza Wielkie-go Ormianom lwowskim, ale również nawiązania stosunków między Pol-

ską a Armenią – zwrócił na to uwagę Edgar Ghazaryan, ambasador Arme-nii w Polsce:

- W tym roku obchodzimy jubile-usz 25 lat stosunków dyplomatycz-nych między Armenią a Polską oraz 650 lat przywileju nadanego przez króla Kazimierza Wielkiego. Jest to bardzo ważne, że relacje między

naszymi państwami są oparte na relacjach między naszymi narodami. Jest to dla nas wielki zaszczyt, że Or-mianie i Polacy są braćmi na wieki. Nasze obecne stosunki są bardzo dobre, są to stosunki zarówno poli-tyczne, dyplomatyczne, jak i kultural-ne i edukacyjne.

Dzień później w Parku Agrykola odbyła się impreza skierowana nie tylko do członków i sympatyków społeczności ormiańskiej, ale też do ogółu warszawiaków. Publiczność nie zawiodła, a prezentacje kultury Ormian w różnych jej aspektach wzbudzały niekłamane zaintereso-wanie. Na scenie koncertowali or-miańscy artyści, występując zarów-no w aranżacjach tradycyjnych, jak i eksperymentując z nowoczesnymi rytmami. Wystąpiły zespoły: Musa-ler, Habiarjan i Arci z Dj Jazzovah. Zainteresowanie wzbudzały namio-ty, w których odbywały się prezen-tacje, warsztaty oraz mini kiermasz rękodzieła ormiańskiego i literatury o Ormianach i Kaukazie.

Warszawskie obchody 650-lecia Ormian w PolsceW Warszawie odbyły się obchody 650 lat obecności Ormian w Polsce. W centrum Nowy Świat Muzyki spotkali się na uroczystym otwarciu i na wykładach Ormianie polscy i ich fascynaci. W parku Agrykola dzień później zwykli mieszkańcy Warszawy mogli podziwiać ormiańską kulturę, bawić się przy muzyce ormiańskiej i zjeść szaszłyki… oczywiście ormiańskie.

Przemawia Maciej Bohosiewicz

(cd. na s. 4)

Stanisław Potocki, wojewoda poznańskiIwan Bondarews. 24–25

Wywiad z konsulem generalnym RP we Lwowie Rafałem Wolskims. 16–17

W sprawach polsko-ukraińskich politykom brakuje odwagirozmowa z Rafałem Dzięciołowskims. 20–22

213–29 czerwca 2017 nr 11 (279) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Przegląd wydarzeń

KONSTANTY CZAWAGAtekst i zdjęcie

Lubomyr Huzar urodził się 26 lutego 1933 roku we Lwowie. Po za-jęciu miasta przez wojska sowieckie w 1939 r. jego rodzinie udało się opu-ścić ojczyste strony i wyemigrować na Zachód. Zamieszkali w USA. W latach 1969–72 kształcił się na wy-dziale teologii na Papieskim Uniwer-sytecie Urbanianum w Rzymie. W 1973 roku wstąpił do klasztoru stu-dytów. 5 kwietnia 1977 roku przyjął sakrę biskupią, jednak w ciągu 18 lat nie była ona uznawana przez Waty-kan, ponieważ greckokatolicki arcybi-skup większy kardynał Slipyj dokonał święceń biskupich na terenie Rzymu bez zgody biskupa tego miasta, któ-rym jest papież. Dopiero w 1995 roku Stolica Apostolska uznała Lubomyra Huzara za biskupa. Wrócił na Ukrainę w 1994, a w 1996 roku został powo-

łany na biskupa pomocniczego arcy-biskupa większego Lwowa. W 2001 roku został wybrany zwierzchnikiem Ukraińskiego Kościoła Greckokato-lickiego i mianowany kardynałem. W 2005 przeniósł siedzibę władz swego Kościoła ze Lwowa do Kijowa, zmie-niając swój tytuł arcybiskupa więk-szego lwowskiego na arcybiskupa większego kijowsko-halickiego.

- Jestem przekonany, że posługa kardynała Lubomyra i jego cierpienie wydadzą obfite owoce i posłużą w rozwoju cnót chrześcijańskich: wiary, odwagi w miłości Trójjedynego Boga i nadziei w Opatrzność Bożą – napi-sał metropolita lwowski Mieczysław Mokrzycki w liście kondolencyjnym do zwierzchnika Ukraińskiego Ko-ścioła Greckokatolickiego (UKGK) arcybiskupa większego kijowsko-ha-lickiego Światosława Szewczuka.

Po śmierci kardynała Lubomy-ra Huzara władze Lwowa ogłosiły 1 czerwca dniem żałoby w mieście. Wieczorem tego dnia po przybyciu konduktu pogrzebowego z Kijowa do greckokatolickiej katedry św. Jura we Lwowie arcybiskup Mieczysław Mokrzycki przybył wraz z ducho-wieństwem łacińskim, aby pożegnać byłego zwierzchnika UKGK. Złożył wówczas kondolencje jego następcy arcybiskupowi większemu Światosła-wowi Szewczukowi. W kolejnych na-

bożeństwach żałobnych przy trumnie kardynała Huzara w katedrze św. Jura uczestniczyli: biskup senior Ma-rian Buczek i biskup nominat Edward Kawa. 3 czerwca kondukt żałobny przeszedł ulicami Lwowa do cerkwi św. Michała Archanioła. W niedzielę 4 czerwca doczesne szczątki byłe-go zwierzchnika UKGK powróciły do Kijowa, gdzie w soborze katedral-nym Zmartwychwstania Chrystusa, 5 czerwca w krypcie tej świątyni kard. Huzar został pochowany. W imieniu ukraińskiego episkopatu łacińskie-go zmarłego pożegnał ordynariusz diecezji odesko-symferopolskiej bp Bronisław Biernacki.

Kardynał Lubomyr Huzar był człowiekiem dialogu i pojednania, otwartym na innych – tak zmarłego wspominał w rozmowie z Kurierem biskup-senior diecezji charkowsko-zaporoskiej Marian Buczek. – Po-znałem go we Lwowie na początku

lat dziewięćdziesiątych, gdy byłem kanclerzem kurii metropolitalnej, a on przyjechał jako ojciec duchowny do greckokatolickiego seminarium duchownego w Rudnie koło Lwowa. Od razu było widać, że jest to czło-wiek Zachodu: otwarty, zwolennik dialogu. Do dzisiaj jest problem z od-zyskaniem przez katolików łacińskich kościoła Matki Bożej Gromnicznej we Lwowie, który miejscowe władze ukraińskie przekazały grekokato-likom – zaznaczył biskup Buczek. Przypomniał, że w wyniku rozmów obu kardynałów Jaworskiego i Hu-zara grekokatolicy mieli otrzymać kościół św. Kazimierza, znajdujący się z drugiej strony łacińskiej kurii metropolitalnej, a położony obok ku-rii kościół Matki Bożej Gromnicznej mieli oddać łacinnikom. Ale niestety tak się nie stało, bo kardynał Huzar w tym czasie wyjechał do Kijowa. – Za-sługą natomiast kardynała jest to, że odprawiamy w kościele Matki Bożej Gromnicznej, gdyż w grudniu 2002 roku umówił się on z kardynałem Jaworskim, że zezwala, abyśmy jako rzymskokatolicy mogli z tej świątyni korzystać – dodał.

- Kardynał był również człowie-kiem pojednania – mówił dalej biskup Buczek. Przypomniał, że kardynał Huzar koncelebrował wraz z kardy-nałem Jaworskim w Pawliwce [daw-

ny Poryck] na Wołyniu mszę św. Po-jednania, na którą przybyli m.in. pre-zydenci Kwaśniewski i Kuczma. Był też obecny na mszy św. odprawionej przez kard. Jaworskiego na Cmenta-rzu Orląt we Lwowie w 2005 roku w związku z oddaniem tego miejsca, z udziałem prezydentów Kwaśniew-skiego i Juszczenki. Także potem przychodził na Cmentarzu Orląt na wspólne modlitwy z kard. Jaworskim. – To też było ważne, żeby pokazać, że są tu pochowani przeciwnicy, któ-rzy walczyli ze sobą o Lwów w 1918 r. A jednak my, Polacy, modlimy się za swoich i za nich, a oni, Ukraińcy, też modlą się za swoich i za naszych – tłumaczył biskup Buczek. Jego zda-niem „jest to zewnętrzny znak dla lu-dzi, że trzeba te wszystkie problemy powoli zakończyć i pojednać się”.

Jednocześnie biskup Buczek przyznał, że nie wszystko zmarłemu kardynałowi się udawało, „bo byli

jeszcze politycy, różne frakcje, także w Kościele greckokatolickim”. – Ale ogólnie można powiedzieć, że kar-dynał Huzar był człowiekiem pojed-nania. Zawsze utrzymywał kontakty i spotykał się z kardynałem Jawor-skim – zaznaczył. Wyraził przy tym radość, że kardynał Huzar był na jego święceniach biskupich, a póź-niej na sakrze biskupa Jana Sobiły w Charkowie w 2010 roku. – Był już emerytem, ale przyjechał, aby być na święceniach biskupa rzymskoka-tolickiego na Wschodniej Ukrainie – podkreślił biskup-senior. Zauważył, że wielokrotnie składał życzenia no-wym biskupom łacińskim, a gdy sam otrzymał nowych biskupów pomoc-niczych, zaprosił kard. Jaworskiego i jego jako kanclerza na uroczystą kolację, żeby mogli poznać nowych hierarchów.

- Zawsze, gdziekolwiek go spo-tykałem na Ukrainie, bardzo chętnie ze mną rozmawiał, szczególnie, gdy papież przeniósł mnie do Charko-wa. Potem, gdy już zaczął ciężko chorować i był niewidomy, poznawał mnie po głosie. Do końca był również czynny w mediach ukraińskich, które także uważały go za człowieka umiar-kowanego, człowieka dialogu, pra-gnącego dobra dla kraju, w którym żył i pracował – podkreślił biskup Marian Buczek.

Spotkanie odbyło się 3 czerw-ca br. w Kijowskiej Akademii Dy-plomatycznej Ministerstwa Spraw Zagranicznych Ukrainy. Omówiono możliwości praktycznego rozwoju współpracy w zakresie organizacji wydarzeń o charakterze naukowym, społecznym, edukacyjnym, gospo-darczym i innych, jak również roz-wój programów wymiany młodzieży. Szczególny nacisk, zgodnie z pod-jętą uchwałą, ma zostać położony na zwiększenie liczby inicjatyw o charakterze edukacyjnym.

Podczas obrad podjęto również decyzję o ustanowieniu nagrody im.

Bohdana Osadczuka jako symbolu porozumienia pomiędzy Ukraińcami i Polakami. Zwrócono się także z apelem do władz Kijowa o nadanie jednej z ulic ukraińskiej stolicy imie-nia Jerzego Giedroyćia.

Polsko-Ukraińskie Forum Part-nerstwa rozpoczęło swoją działal-ność 25 lutego 2011 roku. Od 15 marca 2017 roku obraduje w nowym składzie, z udziałem naukowców, dziennikarzy, politologów i działaczy społecznych z Polski i Ukrainy. Kolej-ne spotkanie planowane jest na dru-gą połowę 2017 roku w Polsce.

źródło: polukr.net

Polsko-Ukraińskie Forum Partnerstwa: chcemy działań w duchu partnerstwa i jednościUkraina i Polska chcą rozszerzyć dialog na poziomie regio-nalnym i ogólnoeuropejskim, umocnić wzajemne wsparcie, poznanie i solidarność pomiędzy oboma narodami – napisa-no w oświadczeniu podsumowującym obrady VII posiedze-nia Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa.

EUGENIUSZ SAŁOtekst i zdjęcie

W oświadczeniu policji obwodu lwowskiego czytamy, że nieznani sprawcy wybili okno w jednej z klas na parterze, wrzucili do pomieszczenia dwa plastikowe pojemniki z niezna-ną substancją oraz płonący materiał. Straty po pożarze w szkole szacowa-ne są na równowartość 20 tysięcy hrywien (ok. 3 tysięcy złotych).

W czasie pożaru nikt nie ucier-piał. Kilka dni przed tym na Ukrainie zakończył się rok szkolny. Jednak w czasie wakacji w pomieszczeniu szkoły są prowadzone dla dzieci ko-lonie letnie i praktyki.

Dyrektor szkoły Teresa Teterycz powiadomiła, że w ciągu 15 lat ist-nienia szkoły nie dochodziło tu do podobnych incydentów.

- Wydaje mi się, że musiał to zrobić ktoś, kto został do tego wyna-jęty – powiedziała dyrektor.

Policja obwodu lwowskiego na razie nie znalazła sprawców. Trwa śledztwo w tej sprawie.

Natomiast pięknym gestem wy-kazała się uczelniana rada samo-rządu studentów Państwowej Wyż-szej Szkoły Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu, która zorganizowała zbiórkę pieniędzy dla polskiej szkoły w Mościskach.

„Warto wesprzeć naszych ro-daków pozostałych za granicami Polski. Szkoła potrzebuje: farb do odmalowania ścian, sufitu i pod-łogi, cyklinowania podłogi oraz lakierowania. Biurka dla nauczy-ciela wraz z krzesłem, ławek dla uczniów i krzeseł, okien do klasy oraz regałów i szafek. Akcja jest ponad podziałami politycznymi i ma charakter APOLITYCZNY. Pomóż-my im, aby dzieci mogły od wrze-śnia rozpocząć normalnie zajęcia w wyremontowanej sali” – czytamy w opisie akcji „Remont w szkole w Mościskach UA” na stronie interne-towej pomagam.pl.

Z potrzebnych 3000 złotych na remont klasy, udało się zebrać już 2500 zł.

W Mościskach podpalono polską szkołęW nocy z 30 na 31 maja nieznani sprawcy pod-palili polską szkołę nr 3 im. Królowej Jadwigi w Mościskach w obwodzie lwowskim.

KG

Pożegnanie z kardynałem Lubomyrem HuzaremWe Lwowie i w Kijowie pożegnano byłego zwierzchnika Ukraiń-skiego Kościoła Greckokatolickiego (2001–11) kardynała Lubo-myra Huzara, który zmarł 31 maja br. w wieku 84 lat.

3www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 13–29 czerwca 2017 nr 11 (279)

ARTUR DESKA

Pisanie o polsko-ukraińskich sto-sunkach powoli staje się nudne. I to pomimo znacznej dynamiki ostatnich awantur, zadrażnień, oświadczeń, żądań, apeli, upamiętnień, protestów itd. Atmosfera jest gorąca, awantura niemal w apogeum, a ja uważam, że pisanie o tym jest nudne? Otóż, jeśli do tego, co się dzieje między Polską i Ukrainą podejść poważnie, zająć się rzeczową analizą przyczyn tych konfliktów i kryzysów, a nie rozpala-niem emocji, to niczego nowego się nie odkryje. Te same, wielokrotnie już opisane, wnioski. Dlatego to wszyst-ko staje się nudne – tym bardziej, że, jak mi się wydaje, efekty mojej pisa-niny są mizerne, gdyż obserwując to, co się dzieje, mam wrażenie, że na-wet jeśli już ktoś te polsko-ukraińskie rozważania przeczytał – to najwyraź-niej ma je w nosie.

Nie są to pretensje i urażona duma. Wcale nie roszczę sobie pre-tensji do pozycji mędrca, eksperta, kogoś nieomylnego, czyje myśli i teo-rie powinny być dla każdego obowią-zujące. Jestem zwyczajnym człowie-kiem, Polakiem od wielu lat mieszka-jącym na Ukrainie, chrześcijaninem i traktuję mą polskość i chrześcijań-stwo bardzo poważnie. To właśnie, w połączeniu z ukraińskim doświadcze-niem, pozwala mi (mam przynajmniej taką nadzieję) widzieć i oceniać wiele polsko-ukraińskich spraw spokojnie i z życzliwością. I tymi moimi ocenami pozwalam sobie dzielić się z Wami, Drodzy Przyjaciele. Nic więcej.

Kiedy jednak odkrywam, że ko-lejne wydarzenia, kolejne konflikty, mają ciągle te same korzenie, kiedy widzę, że po raz kolejny „następuje-my na te same grabie” – to ogarnia mnie złość i zniechęcenie. Ileż bo-

wiem razy można uprzedzać, pisać, udowadniać i przekonywać, że tak właśnie będzie? Że tak będzie, jeśli nie zrewidujemy podstaw polsko-ukraińskiego postrzegania świata? Celowo tak górnolotnie piszę – świa-ta, bo mam na uwadze wszystko – przeszłość, teraźniejszość, przy-szłość, lęki, marzenia, wiarę. Dlatego – obiecuję – piszę o tym po raz ostat-ni. Nie, to nie jest groźba ani szantaż. Zwyczajnie – nie chcę zanudzać.

Oświadczam więc, głoszę, prze-konuję, że od wielu lat przyczyny pol-sko-ukraińskich sprzeczek i awantur są te same. Istnieją sobie w najlep-sze i tylko niektórzy o nich mówią czy piszą, wielu natomiast używa ich do osiągnięcia przeróżnych korzy-ści. W momencie wybuchu kolejnej awantury, nawet ci, którzy pożar chcą gasić, koncentrują swą uwagę nie na jego przyczynach, lecz na objawach. To z kolei powoduje, że nawet, gdy jeden konflikt udaje się zlokalizować i uspokoić, za niedługi czas wybucha następny. Do tego w ostatnim czasie doszedł jeszcze wpływ, nacisk, inspiracja „trzeciej strony”, która po mistrzowsku mani-puluje, prowokuje i zderza.

Otóż uważam, że początkiem każdego z tych konfliktów jesteśmy my sami. Jakkolwiek brzmi to przy-kro, świadomie bądź nieświadomie, zapominamy o deklarowanych war-tościach, wierze i o obowiązkach z nich wynikających. Przykładowo – podczas polsko-ukraińskich sporów traktujemy chrześcijaństwo jak skle-pową półkę, z której można wybrać to, co się podoba, a co nie pasuje – pominąć. Miłość bliźniego, przeba-czenie, źdźbło i belka… Z radością i satysfakcją rachujemy grzechy in-nych, swoich nie wyznając. Chrze-ścijaństwo to jeszcze, czy już nie?

Zaznaczam, że pisząc „my” mam na myśli zarówno Polaków, jak i Ukraińców. Nie szukam matema-tycznej średniej i nie chcę być do-bry dla wszystkich. Po prostu widzę od lat, jak zarówno moi rodacy i jak Ukraińcy w polsko-ukraińskich spo-rach grzeszą tym samym. Nie tylko tym zresztą…

Nie liczymy się z tym, że zarów-no polskie, jak i ukraińskie rany bolą tak samo. Bijemy, nie zważając na ból i oburzamy się, gdy z naszym bó-lem się nie liczą. Iluż sytuacji byłem świadkiem, gdy Ukrainiec znieważał Polskę, a Polak Ukrainę. I co ciekawe, obydwaj czynili to w pełnym przeko-naniu, że mają do tego moralne pra-wo, i obydwaj uważali, że obrażanie ich ojczyzny jest zbrodnią wołającą o pomstę do nieba. Tymczasem wy-starczy wykazanie odrobiny empatii i szacunku dla człowieka, by obyło się bez znieważania, poniżania, ranienia. I wcale nie o poprawność polityczną mi tutaj chodzi.

W sporze nie szukamy prawdy – szukamy zwycięstwa. A co najgorsze, zazwyczaj zwycięstwo to nie ma być rycerskie i szlachetne, lecz ma ozna-czać (co najmniej) poniżenie zwycię-żonego. I jest to warte każdej ceny. Nie ma też znaczenia, ile to zwycię-stwo przyniesie szkody. Dla „załatwie-nia” interesów osobistych, lokalnych, grupowych, lekko poświęcamy coś znacznie ważniejszego. Ważne jest „tu i teraz”, ważne jest „ja” – jutrzejszy dzień jest bez znaczenia. Egoizm, cynizm, głupota i krótkowzroczność święcą triumfy. Wiem, tak jest nie tylko w polsko-ukraińskich sprawach, ale właśnie takie podejście do rzeczy-wistości na polsko-ukraińskie sprawy ma wpływ niemały. Kiedy przeana-lizuje się początki kolejnych polsko-ukraińskich „starć”, nie sposób nie

zauważyć, że ich początek ma swe źródła w interesach politycznych po-jedynczych ludzi i partii (o Moskwie nie wspominam). I tak jest po obu stronach naszej granicy.

Zupełnie niechrześcijański brak wzajemnej życzliwości i cierpliwości. Uważam, że większość polsko-ukra-ińskich konfliktów wynika z braku chęci wzajemnego zrozumienia. Nie chodzi mi o wzajemne przyznanie sobie racji (w wielu przypadkach to niemożliwe), ale o zrozumienie tego, dlaczego Polacy i Ukraińcy tak, a nie inaczej widzą świat. Dlaczego dla jednych jest bolesne jedno, a dla dru-gich drugie. Dlaczego różne sprawy są dla nas ważne. Od lat obserwu-ję, jak w polsko-ukraińskich kontak-tach, nie tych wielkich i oficjalnych, ale tych zwyczajnych, codziennych, wygłaszane są monologi. Monologi wzajemnie się wykluczające. Ale to jeszcze nie najgorsze. Problem po-lega na tym, że każda ze stron tylko w swoje monologi się wsłuchuje.

Pragnę zwrócić uwagę wszyst-kich, że wartości deklarowane mają się ostatnio nijak do wartości wyzna-wanych. To wielki dramat. Miłość, uczciwość, prawda, szlachetność, cierpliwość, delikatność, współ-czucie, przyjaźń, lojalność – każdy zapytany odpowie: „ależ tak! to cały ja!”. Tyle tylko, że są to jedynie słowa, taka sobie poprawność polityczna na własny użytek. Któż bowiem, patrząc w lustro, nie chce zobaczyć pełnego szlachetności oblicza i oczu napeł-nionych miłością. Przynajmniej takim każdy chce się sobie wydawać. Ale nie w tym, jakimi siebie widzimy jest problem, tylko na ile nasze myśli i uczynki zgadzają się z wartościami ludzkimi, chrześcijańskimi, europej-skimi wreszcie. Ze smutkiem muszę stwierdzić – zgadzają się rzadko.

I to właśnie przekłada się na większość polsko-ukraińskich spraw. Jak bowiem można szukać zrozu-mienia, jeśli i jedni, i drudzy karmią swe kompleksy, hołubią nienawiść, zatykają uszy, głośno krzyczą, zadają sobie rany, nie zważają na ból i wraż-liwość drugiego, zarazem nieustannie nawzajem się obrażają? Jak można, nie rozumiejąc się wzajemnie, unik-nąć przypadkowych uraz, nieporo-zumień konfliktów? Jak można być odpornym na różne prowokacje, gdy każdy, najmniejszy nawet incydent jest interpretowany skrajnie nieprzy-chylnie dla drugiej strony? Jak moż-na poszukiwać przyjaźni, gdy króluje cynizm? Mógłbym tak długo jeszcze wyliczać.

I znów proszę o zwrócenie uwa-gi, że wszystko to, o czym piszę, nie jest problemem narodów, tylko poszczególnych ludzi. Naszym pro-blemem! Bo to indywidualnie, od każdego z nas zależy czy w polsko-ukraińskich sprawach wykażemy się przywiązaniem do wartości uniwer-salnych, czy raczej poświęcimy je, by osiągnąć bieżące korzyści. Róż-ne – osobiste, polityczne, finanso-we. Od nas, pojedynczych Polaków i Ukraińców zależy, czy zechcemy zrozumieć, co nas boli i dlaczego, i nawet jeśli wzajemnie nie uzna-my swoich racji, to czy wykażemy się życzliwością, wyrozumiałością i szacunkiem. Od nas zależy, czy po-kieruje nami miłość i przebaczenie, czy nienawiść i chęć zemsty. Od nas zależy, czy damy się oszukać i wy-korzystać. No i na koniec – od nas zależy, czy pozwolimy ukraść sobie „złoty róg”…

Ot i napisałem kolejny moralitet. Wybaczcie Przyjaciele, ale nie po-trafiłem się powstrzymać. Czas taki, sytuacja taka, potrzeba wielka.

Przyczyny polsko-ukraińskich sprzeczek i awanturUważam, że początkiem każdego z konfliktów polsko-ukraińskich jesteśmy my sami. Świadomie bądź nieświadomie, zapominamy o de-klarowanych wartościach, wierze i o obowiązkach z nich wynikających. Podczas polsko-ukraińskich sporów traktujemy chrześcijaństwo jak sklepową półkę, z której można wybrać to, co się podoba. Miłość bliźniego, przebaczenie, źdźbło i belka… Z radością i satysfakcją rachujemy grzechy innych, swoich nie wyznając. Zaznaczam, że pisząc „my” mam na myśli zarówno Polaków, jak Ukraińców. Kiedy przeanalizuje się początki kolejnych polsko-ukraińskich „starć”, nie sposób nie zauważyć, że ich początek ma swe źródło w interesach politycznych pojedyn-czych ludzi i partii (o Moskwie nie wspominam). Od nas jednak, pojedynczych Polaków i Ukraińców zależy, czy chcemy zrozumieć co nas boli i dlaczego, i jeśli nawet nie uznamy wzajemnie swoich racji, to czy wykażemy się życzliwością, wyrozumiałością i szacunkiem.

Wolna trybuna

EUGENIUSZ SAŁO

- Ósma edycja Dni Nauki na PWSW w Przemyślu to bardzo cen-na inicjatywa. To również bardzo udana impreza integrująca zarówno środowiska akademickie, ale także środowisko szkół średnich, a nawet szkół podstawowych, promująca na-ukę i naszą uczelnię. To również inte-gracja środowiska biznesowego oraz

instytucji, które działają w naszym mieście – zaznaczył dr inż. Janusz Hamryszczak, wiceprezydent Prze-myśla, wykładowca PWSW.

- Program imprezy jest bardzo bogaty. Prezentują się tutaj kierunki naszej uczelni, ale także instytucje, z którymi współpracujemy, organizacje pozarządowe i firmy. Studia w Pań-stwowej Wyższej Szkole Wschod-nioeuropejskiej są dobrym wyborem

ze względu na to, że nasza uczelnia posiada bogatą ofertę dydaktyczną, bardzo dobrych wykładowców i sta-nowi wspaniałą alternatywę dla stu-dentów, którzy chcą odnieść sukces zawodowy jako absolwenci naszej uczelni – powiedział dr Paweł Trefler, rektor Państwowej Wyższej Szkoły Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu.

Tegoroczna edycja odbywała się pod hasłem „Bezpieczny obywatel w bezpiecznej Polsce”. W programie nie zabrakło konkursów i quizów, po-kazów wozów służb mundurowych, ratownictwa medycznego, ekspe-rymentów chemicznych, zawodów sportowych, warsztatów kulinarnych i wielu innych atrakcji.

Natomiast Przemyskie Juwenalia odbyły się w klubie Japa, gdzie stu-denci bawili się przy muzyce DJ’ów, grali w kręgle i w biliard. Imprezę umili-ły koncerty zespołów Baflo i Veegas.

Dni Nauki i Juwenalia w PWSW w PrzemyśluTradycyjnie już w Państwowej Wyższej Szkole Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu odbył się VIII Dzień Nauki, czyli wielki rodzinny piknik naukowy. Na terenie całego cam-pusu działały stoiska poszczególnych wydziałów przemyskiej uczelni.

Leon

Tysz

czen

ko

W kwietniu br. grupa dzieci w polskim przedszkolu w Strzelczyskach została obdarowana świątecznymi paczkami, które zostały przygotowa-ne przez dzieci, rodziców i siostry Notre Dame, prowadzące niepubliczne przedszkole „Tęcza” w Katowicach-Brynowie. Dar ten wywołał wiele radości i uśmiechy na buziach maluchów.

Zbiórka darów została zorganizowana przez siostrę-dyrektor przedszko-la, a dary ofiarowywali wychowankowie „Tęczy”, ich rodzice i same siostry na prośbę Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich oddział w Katowicach. Za ten dar serdecznie dziękujemy.

Dyrekcja, rodzice i wychowankowie polskiego przedszkola w Strzelczyskach

Podziękowanie z przedszkola w Strzelczyskach

413–29 czerwca 2017 nr 11 (279) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Przegląd wydarzeń

Chętnie oglądano kunsztownie wykonane, słynne tkaniny buczackie, kolejka chętnych oczekiwała, by za-grać w planszową grę nardy zwaną w Polsce tryktrakiem. Swoje umiejęt-ności zademonstrowały ponadto or-miańskie tancerki, wymagająca oka-zała się nauka tradycyjnej kaligrafii, wreszcie jeden z namiotów przezna-czono na naukę przyrządzania orien-talnych potraw – zwijano tam tołmę, czyli ormiańskie gołąbki.

- Ormianie mają niesamowitą muzykę, niesamowity puls, który jest niepowtarzalny. W zasadniczym skła-dzie zespołu mamy trzech rodowitych Ormian – powiedziała Inga Habiba, wokalistka Habiarjan. – To jest prze-piękna impreza, przybliża Armenię Polakom. Mamy takie łączone wy-stępy o Armenii, nie tylko muzyczne, ale też mówione, i one spotykają się z dużym zainteresowaniem Polaków. Myślę, że wiedza o Armenii rośnie.

Swoje wyroby prezentował mię-dzy innymi Przemysław Zambrzycki, potomek Paschalisa Jakubowicza, który osiadł w Polsce w XVIII wieku i założył persjarnię:

- To bardzo ciekawa przygoda historyczna. Moim zdaniem, to Or-mianie zarazili polską kulturę miłością do Orientu. W XVI wieku zaczęli przy-

wozić tkaniny ozdobne, które powoli zataczały coraz szersze kręgi. Na początku były domeną wielmożów, później szlachty, później mieszczan, a w końcu weszły do polskiego stroju narodowego.

Przemysław Zambrzycki powró-cił do tradycji rodzinnych i obecnie wyrabia pasy słuckie, makaty bu-

czackie, bieżniki na stół, pasy do garniturów. Deklaruje również nie-chęć do krawatów, uważa, że strój odświętny powinniśmy przyozdabiać pasami słuckimi.

Przed końcem imprezy, na sąsia-dującym z terenem zabawy obiekcie

sportowym, goście i organizatorzy rozegrali pokazowy mecz piłkarski Polska – Armenia. W rzeczywistości zawodnicy reprezentowali różne kra-je, miasta i społeczności – pomiędzy Polakami, Ormianami czy Ukraiń-cami biegali na przykład honorowi goście obchodów, pochodzący ze społeczności Ormian Libanu. Go-

spodarze okazali się „niegościnni” i reprezentacja Polski wygrała z re-prezentacją Armenii 5:3. Warto nad-mienić, że w polskiej drużynie grał dziennikarz Kuriera Galicyjskiego Eugeniusz Sało.

Początki wspólnoty polskich Ormian ściśle wiążą się z terenami dzisiejszej Ukrainy. W 1367 roku król

Kazimierz Wielki zezwolił Ormianom lwowskim na założenie biskupstwa i rok ten został uznany za umowny początek historyczny całej tej spo-łeczności. W czasie obchodów roz-prowadzano specjalny numer naszej gazety poświęcony Ormianom i Ar-

menii. Tego lata w Stanisławowie, a być może również w innych miastach Ukrainy, można będzie oglądać wy-stawę plenerową – przetłumaczoną też na język ukraiński, poświęconą historii i tradycjom Ormian Polskich. Po raz pierwszy wystawa została zaprezentowana 3 czerwca w parku Agrykola w Warszawie.

- W Warszawie jest bardzo duże skupisko Ormian. Mieszkają w samym centrum i dookoła miasta – zauważył Maciej Bohosiewicz z Ar-menian Foundation. – Pamiętajmy, że bardzo wielu Ormian przyjecha-ło do Polski po trzęsieniu ziemi w Armenii i że pierwszym miejscem, w którym zaczęli się osiedlać, była Warszawa. Mówimy dziś o ormiań-skiej tradycji, by przypomnieć Pola-kom, że Ormianie są w Polsce od wielu lat i że wiele wnieśli do kultury polskiej.

Organizator – Fundacja Arme-nian Foundation pragnie przekazać podziękowania sponsorom i partne-rom projektu: Dzielnicy Śródmieście m. st. Warszawy, Fundacji PZU, Em-mie Kiworkowej, Fundacji Wiewiórki Julii, Lusine Reszce, firmie Arme-niac, firmie MGRUPA oraz zakładowi drukarniaosiedlowa.pl.

Dni ormiańskie odbyły się 2–3 czerwca w Warszawie. Organizato-rem wydarzenia była Armenia Foun-dation.

Warszawskie obchody 650-lecia Ormian w Polsce(dokończenie ze s. 1)

MARCIN TYSZKA

Od kilkudziesięciu lat obraz ze Stanisławowa znajduje się w głów-nym ołtarzu kościoła pw. św. Piotra i Pawła przy ulicy Żabi Kruk w Gdań-sku. Nawiązując do tradycji ukształ-towanej jeszcze w Stanisławowie zorganizowano tu uroczyste obchody związane z osiemdziesiątą rocznicą koronacji.

W ostatnią niedzielę maja 2017 roku o godzinie 12 we wspomnianej świątyni w Gdańsku odbyła się długo oczekiwana uroczystość. Liturgii w obrządku ormiańskim przewodniczył przybyły z Armenii ksiądz arcybiskup Rafael Minassian. Wygłosił on rów-nież kazanie w języku francuskim, symultanicznie tłumaczone na język polski przez księdza profesora Józe-fa Naumowicza, będącego jednym z koncelebransów. Kościół wypełnili liczni wierni obrządku rzymskokato-lickiego i ormiańskokatolickiego. Ci ostatni przybyli również z Krakowa,

Warszawy i innych ośrodków. Dla osób, które wcześniej nie uczestni-czyły w celebracjach liturgicznych w obrządku ormiańskim było to nowe doświadczenie spotkania z chrze-ścijańską Armenią. Uwaga wiernych skupiała się na bogatych, niezwykle ozdobnych szatach, jakie przywdział arcybiskup. Cała uroczystość prze-biegała w sposób nacechowany po-wagą, skupieniem, dostojeństwem eksponującym nieznane szerzej w Polsce cechy obrządku ormiańskie-go; trwała znacznie ponad godzinę i zakończyła się indywidualnym bło-gosławieństwem uczestników.

Być może najstarsi mieszkańcy Stanisławowa, Łyśca, Tyśmienicy czy Lwowa zachowali w pamięci ob-chody koronacyjne z roku 1937. Uro-czystość odbywająca się w Gdańsku 28 maja 2017 roku świadczy o tym, jak dla współczesnego pokolenia Ormian polskich istotna jest kształ-tująca i utrwalająca ich tożsamość pamięć przeszłości.

ALINA WOZIJANtekst i zdjęcie

Po raz szósty Konsulat General-ny RP we Lwowie we współpracy z Miejską Biblioteką Publiczną we Wro-cławiu oraz Lwowską Obwodową Bi-blioteką Dziecięcą zorganizował spo-tkanie dla dzieci „Czarodziejska noc w bibliotece”. Celem inicjatywy jest

promowanie w nowoczesnej formie języka polskiego i czytelnictwa wśród dzieci polskich i polskiego pochodze-nia z Ziemi Lwowskiej.

Tym razem zaproszenie do po-prowadzenia warsztatów przyjęły panie – autorki tekstów dla dzieci Beata Ostrowicka, Izabela Klebań-ska i Katarzyna Wasylkowska. Dzieci zostały podzielone na grupy poprzez losowanie.

Z Katarzyną Wasilkowską, autor-ką książek dla dzieci, lektorką języka angielskiego, tłumaczką i copywriter-ką, dzieciaki rysowały mapy swoich najważniejszych miejsc.

Pod czujnym okiem i przy tajem-niczych opowieściach Beaty Ostro-wickiej, pisarki, autorki powieści dla dzieci i młodzieży, druga grupka ry-sowała Drzewiaki i inne stworki oraz wymyślała dla nich nowe przygody.

dzieci, które wylosowały warsz-taty z Izabelą Klebańską, autorką scenariuszy telewizyjnych dla dzie-ci i młodzieży i tekstów piosenek,

chyba troszkę zazdrościły innym grupkom rysowania, ale w końcu też bardzo mile i ciekawie spędziły czas zajęć, dowiadując się z czego skła-dają się skrzypce, poznając nazwy dawnych tańców francuskich i wło-skich, i ucząc się je tańczyć.

Na podsumowanie warsztatów wszystkie grupy zaprezentowały zdobytą wiedzę i umiejętności, a na koniec wszyscy – i dzieci, i opieku-nowie – wspólnie zatańczyli.

Impreza trwała jeszcze długo – był poczęstunek, film o Mikołajku oraz długie nocne rozmowy i śmiechy. Na spanie już czasu nie starczyło.

Uroczystość ormiańskokatolicka w gdańsku30 maja 1937 roku w Stanisławowie odbyła się podniosła uroczystość koronacji obrazu Najświętszej Marii Panny, otaczanego czcią w miejscowej świątyni ormiańskokatolickiej. Uczestniczyło w niej wiele tysięcy wiernych należących do trzech obrządków – ormiańskokato-lickiego, rzymskokatolickiego i greckokatolickiego – od wieków obec-nych na tych ziemiach. W kolejnych latach, w ostatnich dniach maja odbywały się w stanisławowskim sanktuarium maryjnym uroczystości rocznicowe, upamiętniające koronację. Tak było od chwili koronacji obrazu do czasu likwidacji parafii ormiańskokatolickiej.

Noc w bibliotece – zawsze czarodziejskaGłówną atrakcją dla dzieci w wieku 9–13 lat był noc-leg we Lwowskiej Obwodowej Bibliotece dla Dzieci.

5www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 13–29 czerwca 2017 nr 11 (279)

ALINA WOZIJANtekst i zdjęcie

W tym roku na uroczystości za-kończenia roku szkolnego Szkoła nr 10 im. św. Marii Magdaleny we Lwowie z dyrektorem Ryszardem Vincencem na czele miała zaszczyt gościć konsula generalnego RP we Lwowie Rafała Wolskiego, senato-ra RP Roberta Dowhana, prezesa Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej Emila Legowicza, wice-prezesa Federacji Organizacji Pol-skich na Ukrainie Teresę Dutkiewicz, prezesa Towarzystwa Opieki nad grobami wojskowymi Jana Balickie-go, komendanta Towarzystwa Strze-leckiego „Strzelec” im. Piłsudskiego i kpt. Zajączkowskiego chorążego Eryka Mateckiego, prezes Uniwersy-tetu Trzeciego Wieku Ewę Małanicz, prezesa Kredobanku Grzegorza Szczotkowskiego, prezesa Polskie-go Towarzystwa Turystyczno-Krajo-znawczego Beatę Sosulską.

- Szkoła nr 10 jest bardzo ważnym miejscem na mapie Lwowa. Na mapie

KRZYSZTOF SZYMAŃSKItekst i zdjęcie

W tym dniu najważniejszą jest klasa maturalna i to oni weszli na dziedziniec jako ostatni, prowadzeni przez swoją kierowniczkę klasową. To ich ostatni apel w murach szkolnych, to ich dzień. Od pierwszego dzwonka dzieli ich 11 lat nauki i oto dzieciństwo zmienia się w wiek dorosły.

Uroczystość, jak to tradycyj-nie bywa, zebrała wielu gości. Do szkoły przybyli konsul generalny RP we Lwowie Rafał Wolski w towarzy-stwie senatora Roberta Dowhana. Władze lokalne reprezentowali kie-rownik departamentu gospodarki mieszkalnej i infrastruktury Rady miasta Oleg Partyka oraz kierownik wydziału finansowego Rady miasta Janina Iwaszczyszyn. Polskie orga-nizacje przedstawiali Zbigniew Jar-miłko i Teresa Dutkiewicz, a parafię św. Antoniego – proboszcz o. Paweł Odój i katechetka s. Bogna.

Witając wszystkich zebranych, a szczególnie uczniów szkoły, dy-rektor Łucja Kowalska powiedziała:

- Rok szkolny 2016-2017 do-biegł końca. Wasza wytężona praca została podsumowana w waszych świadectwach, które za chwilę odbie-rzecie. Jak co roku było wiele radości i trochę smutku, zwycięstwa i poraż-ki, ale zawsze zmierzaliście do celu. Dziękuję za wasz trud i wysiłek, za zaangażowanie w zgłębianiu wiedzy i zdobywaniu nowych umiejętności, rozpoznawaniu i rozwijaniu swoich zdolności i talentów. Gratuluję wam wyników w nauce, w zawodach, na

olimpiadach i egzaminach. Dzięku-ję też za wytężoną pracę nauczy-cielom, którzy was motywowali do nauki, abyście byli coraz lepiej przy-gotowani do wyzwań, które niesie współczesny świat.

Zwracając się bezpośrednio do tegorocznych maturzystów Łucja Kowalska zaznaczyła:

- Za chwilę zabrzmi dla was ostatni dzwonek. Kiedyś będziecie wspominać ten czas, gdy przyszliście do szkoły, jako dzieci i w ciągu 11 lat tu dorastaliście. Dziś opuszczacie szkołę dojrzali, świadomi, pełni do-świadczenia i gotowi do podjęcia wyzwań nowego etapu życia. Starali-śmy się, jako nauczyciele, obudzić w was ciekawość świata, nauczyć rze-czy ważnych, wychować was na war-tościowych i uczciwych ludzi. Mam nadzieję, że będziecie nas dobrze wspominać. Życzę wam powodzenia

i dobrych wiatrów w żagle waszego dorosłego życia.

Po tych krótkich słowach pani dyrektor przekazała uczniom i na-uczycielom dyplomy i podziękowania za naukę i działania na rzecz szkoły. Odczytana została również decyzja dyrekcji szkoły o promocjach do ko-lejnych klas.

Następnie głos zabrali goście. Senator Dowhan życzył absolwen-tom szkoły wszystkiego najlepszego oraz pełnej realizacji zamiarów i ma-rzeń. Konsul generalny Rafał Wolski podkreślił:

- Dziś jest dla was wielki dzień – żegnacie się z tą szkołą. Życzę wam, żeby to były najwspanialsze wakacje w waszym życiu. Absolwen-ci już za kilka miesięcy będą wspo-minać swą szkołę i mówić, że tu im było najlepiej – w murach szkoły im. Marii Konopnickiej. Lata szkolne są

niezapomniane. Konsul podzięko-wał również przedstawicielom władz miejskich za wsparcie szkół, które są przykładem współpracy pomię-dzy Polska i Ukrainą.

Następnie głos zabrali absol-wenci. Podziękowali wychowawcom i nauczycielom szkoły za wspólnie spędzone lata i za wiedzę, którą w murach szkolnych zdobyli:

- Dziękujemy wam za chwile wsparcia i podtrzymywanie nas na duchu i za mobilizację do rzeczy ważnych. Dziękujemy za naukę, jak żyć i rozwijać swoje zdolności. Prze-praszamy za przykrości, których byli-śmy przyczyną.

Tradycyjnie pierwsza klasa de-koruje swych najstarszych kolegów dzwoneczkami – symbolem ostatnie-go szkolnego dzwonka w ich życiu. W tym roku roku oprócz dzwoneczka absolwenci zostali udekorowani me-

dalami z podobizną patronki szkoły na awersie i napisem Od 1 klasy – 29.05.2017 – na rewersie. Będzie to z pewnością miła pamiątka, na którą po latach będą spoglądać z rozrzewnieniem. Jeszcze tradycyjne wypuszczenie baloników i uściski z tymi, z kim przez 11 lat dzieliło się ławkę, ściągało zadania, uciekało na wagary i bawiło na zabawach. I po raz ostatni, jako klasa, prowa-dzeni przez swoją wychowawczynię Irenę Mudrą, absolwenci opuszcza-ją szkolne podwórko – przed nim dorosłe życie.

Zapytałem kilkoro z nich, czy żal im opuszczać szkołę. Z uśmiechem na twarzy i łzami w oczach takie pa-dały odpowiedzi:

- Szkoda, bardzo szkoda. Nie chcę rozstawać się z kolegami, ale tam czeka na mnie nowe ży-cie, nowe emocje, nowi koledzy. Wszystko nowe. Jestem tego bar-dzo ciekawa.

- Trochę szkoda, bo już przyzwy-czaiłem się do niej. Wiem, że teraz nie będzie lekko, bo trzeba będzie o wszystkim decydować samemu.

- Szkoda mi. Z chęcią pochodził-bym do szkoły jeszcze przez rok. Co najmniej rok.

- Nie szkoda mi. Cieszę się, że już koniec tej nauki i że zacznie się nowe życie. Tak ma być.

No cóż, każdy przeżywa takie chwile po swojemu, a młodość ma to do siebie, że jest ciekawa przyszłości i śmiało zmierza do przodu. W takim razie pozostaje życzyć im spełnienia marzeń, udanych wyborów i jak naj-mniej rozczarowań.

historii miasta ma ona swoje miejsce już od ponad 200 lat. Bez szkoły nr 10 nie mielibyśmy tego stanu polskiej obecności kulturalnej, społecznej, gospodarczej, które mamy teraz – powiedział konsul generalny. – Ko-lejny rocznik absolwentów opuszcza mury Szkoły im. św. Marii Magdaleny, a we wrześniu pojawią się jej nowi uczniowie. Koniec roku szkolnego to zawsze największe święto dla spo-łeczności szkolnej, to dzień radości, bo zaczynają się wakacje. To dzień podsumowania, bo na świadectwach, które dzisiaj otrzymujecie, możecie dowiedzieć się o tym, jak przebiegł dla was ten rok. To wreszcie dla wielu z was dzień pożegnania z przyjaciółmi, bo wyruszacie na nowe drogi, a dla wszystkich – dzień zadumy nad tym, co w kończącym się roku szkolnym się wydarzyło. Życzę, aby nadcho-dzące wakacje były najpiękniejszymi w waszym życiu, żeby piękniejszymi od nich były tylko wakacje przyszło-roczne – mówił na zakończenie kon-sul generalny RP we Lwowie Rafał Wolski.

Senator Rzeczypospolitej Robert Dowhan, przebywając we Lwowie, odwiedził również szkołę. Powiedział zebranym, że bardzo się cieszy z za-proszenia na uroczystość.

- 200 lat, które minęły, to z jednej strony historia i tradycja, ale z dru-giej strony też wielkie zobowiązanie wobec wielkiej społeczności, która wyszła z tej szkoły. Życzę wam speł-nienia waszych oczekiwań, marzeń, dużo słońca i dużo radości z tego, co przed wami – życzył senator.

Teresa Dutkiewicz, od wielu dzie-sięcioleci związana ze szkołą, złożyła

uczniom życzenia wspaniałych wa-kacji, a absolwentom udanych egza-minów i szczęścia na nowej drodze życia.

- Tutaj zawarliście pierwsze przy-jaźnie, może pierwsze sympatie i daj Boże, żeby zostało to wśród was na całe życie – powiedziała Teresa Dut-kiewicz.

- Życzę maturzystom spełnie-nia tego, o czym marzyliście przez 11 lat – o dobrych studiach i dobrej przyszłości, i żebyście pamiętali o tym, skąd wasz ród – mówił prezes TKPZL Emil Legowicz.

Kierownik klasowy Bogusława Smirnowa do swoich podopiecznych którzy opuszczają już szkołę, zwróci-ła się w słowach bardzo emocjonal-nych:

- Moi drodzy maturzyści, po raz ostatni zabrzmi dzisiaj dla was dzwonek. Opuszczacie mnie, opusz-czacie tę szkołę, ale mam nadzieję, że będziecie powracać i jeszcze nie raz się spotkamy. Na nowej drodze życia życzę wam szczęścia, powo-dzenia, spełnienia marzeń, i żeby-ście na swojej drodze spotykali tylko dobrych i życzliwych ludzi. Dziękuję również drogim rodzicom, którzy też w trudnych chwilach wspierali mnie i pomagali.

Były też słowa podziękowania od maturzystów, i pożegnalne ży-czenia, i upominki dla maturzystów od pierwszoklasistów. W niebo unio-sły się białe i czerwone baloniki, zaś na koniec uroczystości zadzwonił ostatni w tym roku dzwonek. Do zo-baczenia 1 września!

Pa, pa szkoło. Witaj lato!Nawet drobny deszczyk nie był w stanie zmącić wspaniałych i radosnych nastrojów uczniów szkoły nr 24 im. Marii Konopnickiej we Lwowie. Tłumnie zebrali się na podwórku, aby przy nowej dekoracji – banerze z postaciami z utworów patronki – pożegnać kolejny rok szkolny.

Ostatni dzwonek 2017 w szkole im. św. Marii MagdalenyUroczystość ostatniego dzwonka roku szkolnego 2016–2017 zaczęła się polonezem w wykonaniu maturzystów.

KG

613–29 czerwca 2017 nr 11 (279) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Przegląd wydarzeń

Prasa polska o UkrainieopracowałKRZYSZTOF SZYMAŃSKI

Kanclerz Angela Mer-kel zapewniła w sobotę prezydenta Ukrainy Pe-

tro Poroszenkę o dalszym zaangażo-waniu Niemiec na rzecz pokojowego rozwiązania konfliktu w Donbasie; zapowiedziała kolejne rozmowy z udziałem nowego prezydenta Francji Emmanuela Macrona.

- Po relatywnym spokoju w okre-sie wielkanocnym mamy do czynienia – niestety – z ponownym wzrostem liczby naruszeń rozejmu – powiedziała Merkel przed spotkaniem z Poroszen-ką w podberlińskiej rezydencji nie-mieckiego rządu, pałacu Meseberg. Jak dodała, bezpieczeństwo w rejonie kryzysu jest warunkiem osiągnięcia postępu w kwestiach politycznych.

Szefowa niemieckiego rządu za-powiedziała rychłe podjęcie rozmów z udziałem Niemiec, Francji, Rosji i Ukrainy o rozwiązaniu kryzysu. Jak zaznaczyła, Macron obiecał jej, że Francja będzie nadal, niezależnie od zmiany na stanowisku prezyden-ta, uczestniczyła w rozmowach tzw. Czwórki Normandzkiej.

Merkel zapowiada nowe rozmowy o Ukrainie.

Jacek Lepiarz, 20.05.2017

W projekcie budżetu Pentagonu na 2018 rok

nie przewidziano wcześniej obiecy-wanych 300 milionów dolarów po-mocy wojskowej dla Kijowa.

- Ta pomoc miała dla nas bardzo duże znaczenie, zarówno bezpo-średnie, wojskowe, jak i polityczne. To drugie było nawet ważniejsze od pierwszego – powiedział „Rzecz-pospolitej” kijowski ekspert Ołek-sij Melnyk. Obecnie trudno jeszcze oszacować polityczne straty Ukrainy z powodu decyzji Trumpa. Decyzja jednak zaskoczyła wszystkich. We-dług „New York Timesa” w czasie spotkania na początku maja Trum-pa z rosyjskim ministrem Siergiejem Ławrowem amerykański prezydent miał powiedzieć: „Mnie niezbyt inte-resuje konflikt na Ukrainie, ale jest on ważny dla moich krytyków”.

Zdaniem ukraińskich ekspertów wojskowych wstrzymanie amerykań-skiej pomocy wojskowej nie odbije się na zdolności armii. Dotychczas bo-wiem Waszyngton odmawiał przysy-łania broni (tzw. leathal weapon), go-dząc się jedynie na dostawy sprzętu (tzw. non-leathal weapon). Ponieważ otrzymywano sprzęt za darmo, ukra-ińscy wojskowi nie protestowali, gdy „był on w żałosnym stanie”. – Możli-we, że teraz, za własne pieniądze uda nam się wreszcie kupić broń, a nie pomocniczy sprzęt. Liczymy przede wszystkim na przeciwpancerne rakie-ty Javelin – dodał Melnyk. Wcześniej Waszyngton nie chciał dostarczyć tych rakiet Kijowowi, obawiając się reakcji Moskwy.Ukraina bez amerykańskiej

pomocy. Andrzej Łomanowski,

23.05.2017

Ukraina, Syria i Półwy-sep Koreański są stra-

tegicznie ważnymi obszarami dla Federacji Rosyjskiej – oświadczył w środę minister obrony Rosji Siergiej

Szojgu podczas wystąpienia w Ra-dzie Federacji.

Minister podkreślił rolę współpra-cy Ministerstwa Obrony z komisjami parlamentarnymi zajmującymi się obronnością, co sprzyja – jak ocenił – poprawie sytuacji w siłach zbroj-nych Rosji. – Jest to szczególnie aktualne dzisiaj, gdy rośnie napięcie na świecie, przede wszystkim w tak strategicznie ważnych dla Rosji re-jonach jak Ukraina, Syria i Półwysep Koreański – oświadczył Szojgu.

Szojgu zarzucił Stanom Zjed-noczonym dążenie do przywództwa globalnego, co – jak oznajmił – jest czynnikiem niestabilności na świecie. Oskarżył również Zachód o narzuca-nie światu opinii o zagrożeniu militar-nym ze strony Rosji.

Rosja pręży muskuły: „Ukraina, Syria i Półwysep Koreański to nasze rejony

strategiczne” Anna Wróbel, 23.05.2017

Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko odwiedził

przejście graniczne przy granicy z Polską w Jagodzinie, które prowadzi do polskiego Dorohuska. Zapoznał się tam z przygotowaniami Ukrainy do ruchu bezwizowego z UE, który wchodzi w życie 11 czerwca.

Na czas wizyty Poroszenki odpra-wy graniczne po stronie ukraińskiej zostały wstrzymane. Prezydent wy-raził niezadowolenie z tego powodu i zażądał wznowienia odpraw – poin-formowała administracja prezydencka w przesłanym PAP komunikacie.

Gdy Poroszenko wizytował przej-ście w Jagodzinie, na odprawę przed wjazdem do Polski oczekiwało oko-ło 160 ciężarówek. Podczas wizyty prezydenta przeznaczony dla nich pas ruchu był praktycznie pusty. Na wjazd do Polski w Jagodzinie ocze-kuje zazwyczaj co najmniej kilkaset osobówek, a dotarcie do odprawy może zająć nawet kilka godzin.Prezydent Petro Poroszenko

na granicy z Polską. arb, 24.05.2017

Stanowisko Stanów Zjednoczonych wobec agresji na Ukrainę jest

bardzo ważne z perspektywy utrzy-mania sankcji na Rosję. Krajom unij-nym, choć są podzielone w ocenie działania restrykcji, udawało się do tej pory utrzymywać jedność w sprawie ich przedłużania, m.in. dzięki zdecy-dowanej postawie USA. Ewentualny sygnał ze strony nowej administracji o braku woli utrzymywania sankcji mógłby spowodować pójście w po-dobnym kierunku UE.

Tusk podkreślał, że przekazał amerykańskiemu przywódcy, iż naj-większe znaczenie dla współpracy i przyjaźni transatlantyckiej mają fundamentalne wartości zachodnie, takie jak wolność, prawa człowieka, poszanowanie dla godności ludz-kiej.

- Największym zadaniem na dziś jest konsolidacja całego wolne-go świata wokół tych wartości, a nie tylko interesów – oświadczył.

UE i USA zgodne w spra-wie walki z terroryzmem

i Ukrainy. Krzysztof Strzępka,

25.05.2017

Przewodniczący Rady Europejskiej Donald

Tusk powiedział w Taorminie na Sy-cylii, że konieczna jest jedność krajów G7 wobec zagrożenia terrorystyczne-go, konfliktu ukraińskiego, wojny w Syrii i kryzysu migracyjnego.

Na briefingu poprzedzającym inaugurację szczytu G7 u podnóża Etny Tusk przedstawił te kwestie, jako priorytetowe dla UE.

Przewodniczący Rady Europej-skiej zaznaczył, że przywódcy G7 po-winni wyrazić jedność wobec kryzysu ukraińskiego i potwierdzić sankcje wobec Rosji do czasu wypełnienia przez nią zobowiązań, wynikających z porozumień mińskich. Zauważył, że od ubiegłorocznego szczytu G7 w Japonii nie widać żadnych zmian, wskazujących na to, iż należy zmie-nić to podejście.

Tusk: Konieczna jedność G7 w sprawie terroryzmu,

Ukrainy, Syrii i migracji. adm, 26.05.2017

- Przewaga pozytyw-nego nastawienia do

Polski i jej kultury jest przytłaczająca. To potencjał, którego nie powinniśmy marnować naciskaniem w kwestii kultu OUN i UPA – takimi wnioskami z badania opinii Ukraińców o Polsce podzielił się prof. Tomasz Stryjek, kierujący badaniami opinii Ukraińców o Polsce. – Rządzący Ukrainą chcą współpracować z Polską na bazie wspólnego dziedzictwa kulturowego, którego nikt nie neguje. Ich racją stanu jest jednak negowanie związków OUN i UPA z faszyzmem, ludobójstwem.

Rok temu cztery tysiące Ukraiń-ców odpowiadało na pytania o histo-rię relacji polsko-ukraińskich i to, jak ich zdaniem wyglądają teraz. Wnioski płynące z badań pomagają zweryfi-kować kilka stereotypów o stosunku Ukraińców do Polski i Polaków, które funkcjonują w naszym kraju. W bada-niu studia, jako główny cel wskazało zaledwie 3 proc. ankietowanych, podczas gdy do pracy przyjeżdża co trzeci Ukrainiec, średnio co czwarty – w celach turystycznych, a co pią-ty – towarzyskich. – 2/3 Ukraińców uważają, że znaczenie historii we wzajemnych relacjach jest ważne lub bardzo ważne. Pozytywnie, wręcz entuzjastycznie jest oceniana za Bu-giem nasza współczesna kultura: film i muzyka.

Zdaniem prof. Stryjka krytyka OUN i UPA jest utożsamiana z rosyj-ską propagandą, więc tam, gdzie nie lubi się Rosji, „wybiela się” nacjona-listów. – Nie powinniśmy marnować potencjału pozytywnego nastawienia do Polski niecierpliwymi naciskami w kwestii kultu OUN i UPA. Ukraińcy zaczną od niego odchodzić, kiedy przestaną czuć się zagrożeni ze stro-ny Rosji – konkluduje badacz.

Ukraińcy nie zrezygnują z czczenia OUN i UPA dopóki

będą się obawiać Rosji. Maciej Deja, 30.05.2017

Gdyby Ukraina w naj-bliższym czasie została

zaatakowana od strony Morza Czar-nego, nie miałaby się czym obronić. Były dowódca ukraińskiej floty admi-rał Siergij Hajduk alarmuje, że baza stacjonującej obecnie w Odessie Marynarki Wojennej znajduje się w

fatalnym stanie. Termin zakończenia eksploatacji jedynej fregaty „Hetman Sahajdaczny” (wybudowanej jeszcze w 1993 roku) upływa już w przyszłym roku, a na budowę nowych władze w Kijowie nie stać. Reszta, poza paroma kutrami, do niczego się nie nadaje, gdyż ich termin eksploatacji upłynął już 10–15 lat temu.

Znany ukraiński ekonomista Ołeksandr Ochrimenko twierdzi, że przyczyna obecnego stanu rzeczy jest prosta – korupcja. – Jednostki te poszły na złom i ktoś na tym po pro-stu zarobił. Pozostałych nikt nie re-montował. Środki z budżetu przyzna-wano, ale one nie docierały do floty – mówi „Rzeczpospolitej” Ochrimen-ko. – Dzisiaj na armię przeznacza się około 12 proc. budżetu państwa, ale większość po drodze jest rozkradana. Stare radzieckie czołgi przemalowuje się i mówi, że są nowe – dodaje.

Ostatnia fregata, czyli policzone dni

ukraińskiej floty. Rusłan Szoszyn, 01.06.201

Kijowski prospekt (ale-ja) Watutina (radziecki

marszałek) został właśnie, decyzją rady miasta, przemianowany na Ro-mana Szuchewycza. Czyli „Tarasa Czuprynki”, dowódcy UPA, osobnika osobiście odpowiedzialnego za eks-terminację Polaków na Wołyniu i w Galicji, człowieka który wydał rozkaz jej przeprowadzenia. A przedtem, do-dajmy, według wszelkiego prawdopo-dobieństwa uczestniczącego w eks-terminacji białoruskich Żydów (był w 1942 roku oficerem w stacjonującym na Białorusi ukraińskim batalionie po-licji pomocniczej). Zabity w 1950 roku przez NKWD Szuchewycz stał się symbolem ukraińskiej walki o wolność przeciw Rosjanom; stąd kariera tej postaci na obecnej Ukrainie w dobie wojny przeciw moskiewskiej agresji. I nie zmienimy tego wszystkiego. Jesteśmy po prostu wszechstronnie za słabi.

Wnioski z tego trzeba wyciągnąć – właśnie – chłodne i nieemocjonalne. Bez histerii zarówno pro-, jak i anty-ukraińskiej. Po prostu trzeba, gdzie i kiedy można, robić z Kijowem wspól-ne interesy. Realizować różne korzyst-ne dla obu krajów projekty bilateralne i regionalne. Natomiast tam, gdzie nasz interes jest inny niż ich – bardzo stanowczo realizować własny.

Minął czas, kiedy Ukrainę trzeba było jakoś specjalnie

rozpieszczać. Piotr Skwieciński,

01.06.2017

- Już 50 proc. Rosjan wymienia Ukrainę wśród

krajów najbardziej wrogo nastawio-nych do Rosji, odsetek ten nigdy wcześniej nie był tak wysoki – pisze dziennik „Wiedomosti”, powołując się na sondaż niezależnego ośrodka socjologicznego Centrum Lewady. – Jeszcze w 2014 roku Ukrainę jako jeden z najbardziej wrogo nastawio-nych krajów wymieniało 30 procent Rosjan – podkreśla gazeta w arty-kule zatytułowanym „Wróg numer 2”. – Głównym wrogiem pozostają USA, jednak jest to trend spadający – rela-cjonują „Wiedomosti”.

Cytując opinię wicedyrektora Centrum Lewady Aleksieja Grażdan-

kina, „Wiedomosti” przypominają: – Wrogość wywołana jest obecną sytuacją i im dłużej będzie trwać, tym trudniej będzie od niej odejść. Wska-zuje on ponadto, że stosunek bada-nych do jakiegoś kraju zależy od po-lityki władz tego państwa, natomiast postawa wobec narodu danego kraju zawsze jest bardziej pozytywna.

- W Rosji najważniejszą rolę odgrywa telewizja, która wyznacza normy postaw wobec tego czy in-nego kraju (...). Rosjanie bardziej wierzą nie ludziom, którzy dopiero co przyjechali z Kijowa, a telewizji – powiedział „Wiedomostiom” politolog Aleksiej Makarkin. Co drugi Rosjanin: Ukraina

to wróg. arb, 05.06.2017

- Ładunek wybuchowy eksplodował w nocy ze środy na czwartek na

terenie ambasady Stanów Zjedno-czonych w Kijowie – poinformowała ukraińska policja, która zakwalifi-kowała zdarzenie jako akt terrory-styczny. W wyniku incydentu nikt nie ucierpiał. Według policji ładunek wrzucił na terytorium ambasady nie-znany dotychczas sprawca. Amery-kańska dyplomacja nie skomento-wała do tej pory tego zdarzenia.

Sygnał o eksplozji dyżurny po-licji w Kijowie odebrał pięć minut po północy czasu lokalnego. Na miejscu pracują policyjni śledczy oraz funk-cjonariusze Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU).

Jest to już drugi w ostatnim cza-sie atak na zagraniczną placówkę dyplomatyczną na Ukrainie. Pod ko-niec marca nieustaleni dotąd spraw-cy ostrzelali z granatnika siedzibę polskiego konsulatu w Łucku.

Wybuch na terenie amba-sady USA w Kijowie. Jaro-

sław Junko, 08.06.2017

Parlament Ukrainy wprowadził w czwartek zmiany do ustawy o po-

lityce zagranicznej, zgodnie z którymi jedną z jej podstaw staje się dążenie do członkostwa państwa ukraińskie-go w Sojuszu Północnoatlantyckim. Dotychczasowa doktryna o bezpie-czeństwie przewidywała jedynie, że Ukraina może przynależeć do mię-dzynarodowych bloków militarnych w rodzaju NATO.

Przyjęta przez deputowanych nowelizacja przewiduje pogłębianie współpracy z NATO w celu uzyskania członkostwa w tej organizacji. Roz-wiązanie to poparło w głosowaniu 276 posłów w liczącej 450 osób Ra-dzie Najwyższej Ukrainy. Do grudnia 2014 roku Ukraina formalnie była państwem pozostającym poza bloka-mi militarnymi. Ukraina zrezygnowała z dążeń do członkostwa w NATO po dojściu do władzy Wiktora Janukowy-cza w lipcu 2010 roku.

W sondażu przeprowadzonym jesienią 2016 roku przez kijowskie Centrum im. Razumkowa, członko-stwo Ukrainy w NATO poparło 44,3 proc. respondentów, zaś przeciwko wypowiedziało się 38,1 proc. bada-nych

Dążenie do członkostwa w NATO podstawą polityki

zagranicznej Ukrainy. Jarosław Junko,

08.06.2017

7 www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 13–29 czerwca 2017 nr 11 (279)

JURIJ SMIRNOWtekst i zdjęcia

Spotkania Ossolińskie odbywają się pod patronatem konsula general-nego RP we Lwowie. Nowy konsul generalny Rafał Wolski zainauguro-wał to Spotkanie zapraszając do dys-kusji wszystkich obecnych, a do wy-kładów – od razu dwóch honorowych gości – Henryka Litwina, ambasadora RP na Ukrainie w latach 2011-2016 oraz Markijana Malskiego, amba-sadora Ukrainy w Polsce w latach 2010-2014. Z wielkim entuzjazmem i humorem prowadził spotkanie Jan Malicki. Nie było też żadnych pro-blemów językowych – tak Polacy, jak Ukraińcy w trakcie wykładów i dysku-sji posługiwali się oboma językami.

Obydwaj prelegenci są ludźmi we Lwowie znanymi i zasłużonymi dla pozytywnego rozwoju współpra-cy polsko-ukraińskiej na najwyższym poziomie międzypaństwowym. Dla-tego też było niezwykle interesują-cym usłyszeć ich fachowe zdanie na temat „Polska i Ukraina. Wczoraj – dziś – jutro”. Dodajmy jeszcze, że po raz pierwszy w historii Spotkań Ossolińskich odbyło się ono w gma-chu Konsulatu Generalnego RP we Lwowie, a wśród gości zaproszonych byli również obecni ambasadorowie Ukrainy w Warszawie i Rzeczypo-spolitej Polskiej w Kijowie.

Otwierając spotkanie Jan Malicki powiedział, że Henryk Litwin i Marki-jan Malski pracowali na swoich stano-wiskach w bardzo trudnym i ważnym dla Polski i Ukrainy czasie. Bez nich nie można sobie wyobrazić współ-czesnego dialogu polsko-ukraiń-skiego.

Henryk Litwin jest absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego (1982). W 1988 roku uzyskał tytuł doktora nauk historycznych na podstawie pracy „Napływ szlachty polskiej na Ukrainę w latach 1569-1648”. W 2014 roku otrzymał stopień doktora habili-towanego w oparciu o rozprawę ha-bilitacyjną „Chwała Rzeczpospolitej w polityce zagranicznej Stolicy Apostol-skiej w I połowie XVII wieku”. W 1991 roku został kierownikiem Agencji Kon-sularnej RP we Lwowie, a w 1993, po jej przekształceniu w Konsulat Gene-ralny, pierwszym w historii konsulem generalnym RP we Lwowie. Od 1997 roku pracował na placówkach dyplo-matycznych w Rzymie i Moskwie. W latach 2006-2010 piastował stano-wisko ambasadora RP na Białorusi. W latach 2010-2011 – podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagra-nicznych, zaś w latach 2011-2016 – ambasador RP na Ukrainie. Obecnie pracuje w MSZ i prowadzi wykłady w Studium Europy Wschodniej Uniwer-sytetu Warszawskiego.

Markijan Malski w 1977 roku ukończył studia geograficzne na

Uniwersytecie Lwowskim. W 1983 roku uzyskał tytuł kandydata nauk, następnie docenta (1987), doktora nauk ekonomicznych (1995) oraz profesora (1997). W latach 1993-2010 i ponownie od 2016 roku spra-wuje funkcję dziekana Wydziału Sto-sunków Międzynarodowych oraz kie-rownika katedry Stosunków Między-narodowych Służby Dyplomatycznej na Uniwersytecie Narodowym im. Iwana Franki. Autor ponad 160 publi-kacji z dziedziny geografii gospodar-czej, stosunków międzynarodowych i dyplomacji. W latach 2010-2014

ambasador Ukrainy w Polsce. Od-znaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi RP (2014).

Adolf Juzwenko, dyrektor Zakła-du Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu, podkreślił, że trudno było znaleźć osoby bardziej odpowiednie do dyskusji w wyznaczonym na LXIX Spotkanie Ossolińskie temacie. Są to naukowcy, dyplomaci, gorący zwolen-nicy pozytywnego rozwoju stosunków polsko-ukraińskich i ukraińsko-pol-skich. Pozytywna dyskusja jak nigdy potrzebna jest właśnie dziś i jest bar-dzo dobrym znakiem, że rozwija się ona również na płaszczyźnie Spotkań Ossolińskich. Wieloletnia współpraca wrocławskiego Ossolineum i Lwow-

skiej Narodowej Naukowej Biblioteki Ukrainy im. W. Stefanyka jest właśnie przykładem pozytywnego rozwoju ta-kich stosunków.

Profesor Markijan Malski powie-dział, że jego współpraca i przyjaźń z Henrykiem Litwinem trwa już nie pierwszy rok i wytrzymała próbę cza-su w bardzo ważnych momentach w życiu Ukrainy i w dyplomatycznych stosunkach nie tylko na linii Polska-Ukraina, ale też w skali ogólnoeuro-pejskiej. Za czasów pracy Markijana Malskiego na stanowisku ambasado-ra w Warszawie odbyło się 21 spotkań

prezydentów Ukrainy i Polski i każde trzeba było odpowiednio przygoto-wać. Przecież najważniejsze decyzje podejmują właśnie pierwsze osoby w państwach. W tym czasie wypadło też przygotowanie umowy Ukrainy z Unią Europejską. Polska zrobiła bardzo dużo wspierając Ukrainę w dążeniu do Europy. Osobiście był w ten proces zaangażowany prezy-dent RP Bronisław Komorowski, zaś ukraińska ambasada w Warszawie działała w dzień i w nocy bez wypo-czynku. Były też inne bardzo ważne wydarzenia. Szczyt Unii w Wilnie – to być może najważniejsze wydarzenie w dyplomatycznej karierze Markijana Malskiego. Ale też przygotowanie

EURO-2012. Był to nie tylko sporto-wy, ale w pierwszej kolejności poli-tyczny projekt, który ukazał znacze-nie polsko-ukraińskiej współpracy, podkreślił stopień wspierania przez Polskę narodowych interesów Ukra-iny. Markijan Malski zaznaczył, że Ukraina jest państwem europejskim i jej racje znajdują się w pierwszej kolejności w Europie.

Ambasador Henryk Litwin powie-dział, że wyjazdy do Lwowa są dla niego wielką przyjemnością, że jest to również jak gdyby powrót do mło-dych lat i przyjaciół-lwowiaków:

- Z Markijanem Malskim pracowa-ło się bardzo owocnie i tych spotkań z nim było dużo. Niezwykle odpowie-dzialną była praca dyplomatyczna w Kijowie podczas wydarzeń na Majda-nie. Polskiej Ambasadzie udało się prawidłowo ocenić sytuację, wyczuć czas i kierunek przebiegu wydarzeń i operatywnie informować o wszyst-kim Rząd Rzeczypospolitej. Dzięki też temu Polska reagowała na zmia-ny na Ukrainie w sposób, który od-powiadał racjom państwa polskiego i narodu ukraińskiego. Na przykład, w dwa dni po zakończeniu Majdanu była obchodzona na Majdanie w Kijo-wie rocznica wieszcza ukraińskiego Tarasa Szewczenki. Było to pierwsze

państwowe wydarzenie dla nowych władz. Zaproszono dyplomatów akre-dytowanych w Kijowie. Ale przybyli tylko ambasador Polski i ambasador Japonii. Inni nie zrozumieli znaczenia tej wizyty na Majdan. Kiedy ogłoszo-no występ polskiego ambasadora (Henryka Litwina), cały plac skando-wał: „Polsko, Polsko – dziękujemy!” i trwało to blisko pięć minut.

Polsko-ukraińskie stosunki trzeba budować rozsądnie, w sposób umie-jętny. W ostatnich latach zachodzą ważne zmiany jakościowe. Niezależ-nie od zakrętów polityki i komplikacji wydarzeń trzeba pamiętać, że w czasie wielkiej próby właśnie Polska jednoznacznie poparła Ukrainę, jej wolność, niezależność, jej dążenia europejskie. To już zostanie na za-wsze. I nie zmienią tego nowe kłopoty i komplikacje. Nie będzie lekko i przy-jemnie cały czas, ale mamy wspólne doświadczenia, nowy istotny funda-ment, którego wcześniej nie było.

Jan Malicki zwrócił się do każ-dego z prelegentów z pytaniem: co zrobić, żeby nasze stosunki były stabilnie dobre? Jak zamknąć trudne sprawy?

Markijan Malski odpowiedział na to:

- Powrotu do przeszłości nie ma. Odbyły się pozytywne zmiany, nie-odwracalne zmiany. Droga do przy-szłości jest dla nas zrozumiała. Ale trzeba rozdzielić historię i politykę państwową. Trzeba rozwijać funk-cjonowanie polsko-ukraińskich insty-tucji, polsko-ukraińskie partnerstwo. Trzeba zauważyć, że zmniejszyła się rola cerkwi i kościoła w naszych stosunkach, a wzrosło znaczenie kontaktów naukowych, technicznych, intelektualnych. 40 tysięcy młodych ludzi z Ukrainy studiuje na polskich uczelniach wyższych. To ogromny potencjał. Wersje stosunków gło-szone w Kijowie i w Warszawie nie zawsze są poprawne. Trzeba je we-ryfikować. Ale niestety w Kijowie bra-kuje doświadczonych, wytrawnych dyplomatów. Kawaleryjskie ataki nie są nikomu potrzebne.

Henryk Litwin powiedział tak:- Jest rzeczą ważną, by każdy

był przekonany, że stosunki polsko-ukraińskie są naszą wspólną wielką odpowiedzialnością. Chodzi nie tylko o skuteczność polityczną dyploma-tów, jest to kwestia odpowiedzialno-ści Polski i Ukrainy odnośnie Europy. Bez naszych dobrych stosunków nie jest możliwy porządek w Europie. Nie pozwólmy amatorom zrujnować, zmienić tok naszych relacji. Każ-dy powinien pracować na rzecz tej współpracy na swoim miejscu. Bar-dzo ważne są kontakty między spo-łecznościami. Gdy popatrzymy na nasze stosunki z perspektywy ostat-nich 1000 lat, jesteśmy w znacznie lepszej sytuacji niż w przeszłości.

Polska i Ukraina. Wczoraj – dziś – jutroJuż prawie od dziesięciu lat odbywają się Spotkania Ossolińskie – spotkania polskich i ukraińskich intelektualistów, przedstawicieli elit kulturalnych i politycznych, naukow-ców i mediów. LXIX specjalne Spotkanie Ossolińskie odbyło się 12 maja br. Warto podkreślić, że po raz pierwszy Spotkanie zostało zrealizowane przy współpracy z Pol-sko-Ukraińskim Forum Partnerstwa, ponieważ jeden z inicjatorów i ideologów Spotkań Jan Malicki został wybrany przewodniczącym tego Forum ze strony polskiej.

Jan Malicki (od lewej), Wasyl Fersztej, Henryk Litwin, Markijan Malski, Adolf Juzwenko

813–29 czerwca 2017 nr 11 (279) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Przegląd wydarzeń

ANDRZEJ W. KACZOROWSKI

Nic, co karpackie, nie jest nam obce.

Współorganizatorami konferen-cji ze strony polskiej były: Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie” (podległa Senatowi RP) i Instytut Kul-turoznawstwa Akademii Ignatianum w Krakowie, ze strony ukraińskiej natomiast Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego, Przykarpac-ki Uniwersytet Narodowy im. Wasyla Stefanyka w Iwano-Frankiwsku oraz Silśka Rada w Bystryci. Patronat honorowy sprawował Konsulat Ge-neralny RP we Lwowie, zaś naukowy – Instytut Literatury Polskiej Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszaw-skiego. Patronami medialnymi były re-dakcje „Kuriera Galicyjskiego” i „Buntu Młodych Duchem”.

Kierowana przez dr. Jana Skło-dowskiego, prezesa Stowarzyszenia „Res Carpathica”, 40-osobowa grupa z Polski reprezentowała znawców tematyki karpackiej z różnych dzie-dzin i środowisk: akademickich, na-ukowych, dziennikarskich, turystycz-nych i regionalnych. Goście z kraju odwiedzili Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego w Stanisławo-wie, a jego dyrektor Maria Osidacz zapoznała przybyłych z funkcjono-waniem ośrodka. Katarzyna Garnca-rek z Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” przekazała przywiezione z Polski książki i pomoce edukacyj-ne. Goście mieli też okazję spotkać się z nauczycielami języka polskiego i przedstawicielami polskich organi-zacji oraz zwiedzić historyczne cen-trum niegdyś trzeciego (po Lwowie i Krakowie) miasta Galicji, w czym pomagał jako przewodnik Mychajło Dejnega, dyrektor miejscowego Mu-zeum Sztuki Sakralnej.

Referaty przygotowane na konfe-rencję odznaczały się dużą różnorod-nością. W pierwszej części zebrani w gościnnym Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego wysłuchali pięciu wystąpień. Prof. dr hab. Ewa Paczoska z Uniwersytetu Warszaw-skiego ukazała epopeję huculską Stanisława Vincenza „Między mitem a rzeczywistością”, w nawiązaniu do modernistycznych utworów Sta-

nisława Witkiewicza „Na przełęczy” i Kazimierza Przerwy-Tetmajera „Na skalnym Podhalu”; cykl „Na wysokiej połoninie” to właściwie literatura „mię-dzy utopią a allotopią (wizją świata alternatywnego)”, bliska gatunkowo dzisiejszej fantasy. Dr Stanisław Zawodnik z Association Polonaise w Genewie pokazał slajdy z wędró-wek szwajcarsko-francuskimi ślada-mi Vincenza, a dr Krzysztof Duda z krakowskiej Akademii Ignatianum zaprezentował ludzi i krajobrazy Kar-pat Wschodnich z bogatych zbiorów fotograficznych przyjaciela pisarza, znakomitego botanika prof. Tadeusza Wilczyńskiego (1888-1981), który po wojnie pozostał we Lwowie. Dwa ko-lejne referaty dotyczyły Pokucia i Hu-culszczyzny: mgr Natalia Tarkowska (Akademia Ignatianum) naszkicowała historię i specyfikę tutejszych miejsco-wości uzdrowiskowych i letniskowych na przykładzie Burkutu, zaś mgr Ja-rosław Krasnodębski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu omówił powstanie i krótką działalność Towa-rzystwa Przyjaciół Nauk w Stanisła-wowie w latach 1938–1939.

Drugą część konferencji kontynu-owano w Przykarpackim Uniwersyte-cie Narodowym im. Wasyla Stefany-ka, gdzie gości powitał jego prorektor prof. dr hab. Andrij Zahorodniuk (w zastępstwie rektora prof. dr. hab. Ihora Cependy). Dr inż. arch. Włodzimierz

Witkowski z Politechniki Łódzkiej, który od ponad dwudziestu lat pro-wadzi studenckie praktyki terenowe na Ukrainie, swoje wystąpienie po-święcił cerkwiom typu huculskiego. Z kolei prof. dr hab. Wołodymyr Komar mówił o założeniu i przedwojennej działalności Towarzystwa Przyjaciół Huculszczyzny, a mgr Wojciech Wło-skowicz z Instytutu Slawistyki Pol-skiej Akademii Nauk – o wybranych nazwach geograficznych Huculsz-czyzny, jak na przykład Pop Iwan, w polskim zwyczaju językowym. Doc. Mykoła Genek sięgnął do źródeł porozumienia polsko-ukraińskiego i doświadczeń kontaktów międzyna-rodowych paryskiej „Kultury”. Dr Da-riusz Dyląg (Galicyjskie Towarzystwo Historyczne) opowiedział o schroni-skach, których już nie ma – obiektach czeskich, polskich, rumuńskich, ukra-ińskich i węgierskich organizacji tury-stycznych w Karpatach Wschodnich do 1944 r. Ostatnim referentem kon-ferencji w Iwano-Frankiwsku był doc. Andrij Korolko, którego zainteresował zjazd naukowy „Środkowe i Wschod-nie Polskie Karpaty” zorganizowany w 1938 r. w Krakowie.

Następnego dnia uczestnicy wyprawy na Pokucie pod egidą Sto-warzyszenia „Res Carpathica” dotarli do Rafajłowej, by po zakwaterowaniu w pensjonatach Lubawa i Wodohraj spotkać się w domu kultury z miejsco-

wymi władzami, dziećmi i młodzieżą ukraińską. Gości z Polski powitała Hanna Hawiuk, przewodnicząca rady wiejskiej w Bystryci oraz kierownictwo tutejszej szkoły, a szkolny zespół re-gionalny zaprezentował program ar-tystyczny. Tutaj też odbyła się trzecia i ostatnia część konferencji, na którą złożyło się kolejne sześć referatów.

Prof. dr hab. Aleksander Smo-liński (Uniwersytet Mikołaja Koper-nika w Toruniu) ukazał wpływ mody wojskowej na fenomen męskiego huculskiego stroju regionalnego, a dr Ewelina Lesisz z Wydziału Polo-nistyki Uniwersytetu Warszawskiego opowiedziała o barwnym huculskim święcie Jordanu. Dr Magdalena Sobolewska-Bereza (Wydział Bio-logii Uniwersytetu Warszawskiego) przedstawiła unikalne aspekty przy-rodnicze Karpat Wschodnich, zaś Bogdan Bereza mówił o górach na

w Karpatach Wschodnich; prezes Stowarzyszenia „Res Carpathica” poprowadził następnie spacer histo-ryczny po miejscowości. W konferen-cji brał udział Wasyl Hutyriak, prezes fundacji „Karpackie Ścieżki” i pionier znakowania szlaków turystycznych na Ukrainie, a obecnie autor serii 12 świetnych map ukraińskich.

Pobyt na Pokuciu uczestnicy konferencji wykorzystali również do odwiedzenia miejsc pamięci narodo-wej, związanych z bojami Legionów Polskich w Karpatach Wschodnich ponad sto lat temu podczas I wojny światowej, która przyniosła Polsce niepodległość. Złożono wieńce – ich fundatorem był Janusz Byra z Niska, członek Stowarzyszenia „Res Car-pathica” – oraz zapalono znicze przy pomnikach ku czci poległych w Ra-fajłowej i Nadwórnej oraz przy krzy-żu na Przełęczy Legionów, gdzie w

Międzynarodowa konferencja polsko-ukraińska„Spotkania na Pokuciu – Warsztaty Rafajłowskie 2017”Powstałe w ubiegłym roku w Warszawie Stowarzyszenie „Res Carpathica” – skupiające miłośników Karpat – rozpoczęło realizację zainicjowanego wcześniej projektu obejmującego zorganizowanie konferencji z udziałem prelegentów z Polski i Ukrainy na temat badań etosu regionu, jego historii i udostępnienia turystycznego. Pierwsze projektowe spotkania badaczy polskich i ukraińskich z udziałem przedstawicieli wspólnoty polskiej na Ukrainie odbyły się 1 i 2 czerwca br. w Stanisławowie (Iwano-Frankiwsku) i Rafajło-wej (Bystryci). Poświęcono je upamiętnieniu 80. rocznicy pierwszego wydania w 1936 r. w Warszawie „Prawdy starowieku” – pierw-szej części cyklu „Na wysokiej połoninie” Stanisława Vincenza (1888–1971), wielkiego piewcy Huculszczyzny.

Spotkanie przy Krzyżu Legionów na przełęczy Rogodze Wielkie

Otwarcie konferencji w Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego w Iwano-Frankiwsku

Salom

ea P

leten

icka

Macie

j Śnie

żek

Występy młodzieży w domu kultury w Bystryci (Rafajłowej)

pograniczach kultur i społeczeństw oraz racjach widzianych z dwóch stron. Drugie wystąpienie dr. Dyląga, autora przewodnika po Gorganach, dotyczyło tym razem kwestii zna-kowania „najdzikszych gór Europy” i współpracy gorgańskich znakarzy z Czech, Polski i Ukrainy. Pierwsze „Warsztaty Rafajłowskie” zakończyło wystąpienie dra Jana Skłodowskiego (Stowarzyszenie Historyków Sztu-ki) o Rafajłowej jako huculskiej wsi

wigilię Zesłania Ducha Świętego na rozpoczęcie górskiego sezonu tury-stycznego została odprawiona polo-wa msza św. z udziałem młodzieży szkolnej ze Lwowa i Stanisławowa. Przewodnicy Dariusz Dyląg i Zbi-gniew Gołda opowiedzieli uczniom o topografii i historii tego miejsca.

Wspaniała w ciągu dnia pogoda sprzyjała wycieczkom w Gorgany. Większość uczestników „Warsztatów Rafajłowskich 2017” wybrała się na Przełęcz Legionów, niektórzy zaś dotarli na Pantyr czy połoninę Płoska, a nawet na Sywulę. Podczas wieczo-rów regionalnych w kolibie pensjonatu Lubawa nie zabrakło występów wo-kalno-instrumentalnych. Swoje utwo-ry śpiewał Wojciech Tomaszewski – bard z Warszawy, który regularnie podróżuje na Huculszczyznę, z kon-certem wystąpił też Roman Sadruk, dyrektor szkoły w Pasiecznej.

Końcowym akordem wyprawy Stowarzyszenia „Res Carpathica” na Pokucie był udział w niedziel-nej mszy św. w kościele para-fialnym pw. Wniebowzięcia NMP w Nadwórnej, którą odprawił ks. proboszcz Igor Hawrysyk. Dr Jan Skłodowski podziękował rodakom za kultywowanie tradycji i podtrzy-mywanie pamięci historycznej o walkach Legionów Polskich w Kar-patach Wschodnich.

Jan S

kłodo

wski

9www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 13–29 czerwca 2017 nr 11 (279)

ANNA GORDIJEWSKAEUGENIUSZ SAŁO tekstANNA GORDIJEWSKA zdjęcia

1 czerwca w Centrum Historii Miej-skiej Europy Środkowo-Wschodniej we Lwowie odbyło się spotkanie z Jerzym Kapłonem, dyrektorem Cen-tralnego Ośrodka Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie, który wygłosił prelekcję „Zorganizowana turystyka polska w Galicji Wschodniej oraz na Kresach Wschodnich II Rzeczpospo-litej”.

Przed rozpoczęciem wykładu konsul Rafał Kocot opowiedział obecnym na sali o idei powstania tego projektu.

- Rozpoczynając pracę w ubie-głym roku stwierdziłem, że jest ko-nieczne, aby pobudzić na tym tere-nie działalność turystyczną, przede wszystkim górską, która ma tu wielo-letnie tradycje. Powstał projekt, i dzi-siaj rozpoczęliśmy przywracanie pa-mięci turystyki górskiej w Karpatach Wschodnich – powiedział konsul RP we Lwowie.

Podczas spotkania Jerzy Kapłon opowiadał o zorganizowanej turysty-ce polskiej w Galicji Wschodniej i na Kresach Wschodnich II Rzeczpospo-litej. Prezentacja zawierała unikalne

ilustracje ze zbiorów własnych auto-ra, a także osób, które udostępniły mu na wyłączność archiwalne foto-grafie.

Dyrektor Centralnego Ośrodka Turystyki Górskiej PTTK w Krako-wie mówił również o współpracy ze stroną ukraińską. – Zaczęliśmy współpracę ze stroną ukraińską w 2006 roku. Przeszliśmy szlakami w Gorganach i Czarnohorze. Udało się nam pozyskać środki finansowe z Ministerstwa Spraw Zagranicz-nych RP w ramach projektu „Polska pomoc” – powiedział Kurierowi Gali-cyjskiemu Jerzy Kapłon. – Wspólnie z kolegami z Iwano-Frankiwska i Kałusza wyznakowaliśmy ponad 600 km szlaków według polskich syste-mów. Jest to przyjazne dla polskiego turysty, który może wędrować bez-

piecznie na tych obszarach górskich. Planujemy przedłużenie istniejące-go głównego szlaku beskidzkiego, który przed wojną ciągnął się aż do źródeł Czeremoszu i chcielibyśmy z kolegami z Ukrainy przedłużyć go ze strony polskiej, z Bieszczadów przez Gorgany i Czarnohorze – tam, gdzie kiedyś funkcjonował – dodał.

3 czerwca br. odbyło się gór-skie otwarcie sezonu turystycznego. Ponad 70 osób – uczniów szkół 10 i 24 z polskim językiem nauczania, harcerzy, przewodników lwowskich, młodzieży skupionej wokół Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europej-skiego w Iwano-Frankiwsku (d. Stani-sławowie), uczestników „Warsztatów Rafajłowskich” Stowarzyszenia Res Carpathica uczestniczyło w wejściu na Przełęcz Legionów – Rogodze

Wielkie, gdzie o. Paweł Odój OFM-Conv, proboszcz parafii św. Antonie-go we Lwowie odprawił mszę świętą. Przewodnik górski dr Dariusz Dyląg (autor jedynego powojennego pol-skiego przewodnika po Gorganach) w siodle Przełęczy przedstawił ze-branym genezę Drogi Legionów, po której szli uczestnicy wyjazdu oraz kontekst walk legionowych w Dolinie w Bystrzycy.

- Wspólnie z konsulatem RP we Lwowie będziemy realizować kilka wypraw jednodniowych w Karpaty. Chcemy zachęcić młodzież, aby poznała Karpaty dzisiejsze, a także dowiedziała się o szlakach przedwo-jennych. Podczas pierwszej wyprawy do Rafajłowej złożymy wieńce i zapa-limy znicze – powiedział Marek Hor-bań, prezes LKS Pogoni Lwów.

Sezon turystyczny w Karpatach Wschodnich został otwarty. W pla-nach są kolejne wyprawy w góry. – Planujemy również spływy kajakowe. Chcemy pokazać młodzieży piękno tego terenu i historii turystyki na tej ziemi – podsumował konsul Rafał Kocot.

***Obniżenie w głównym grzbiecie

Gorganów (zwanym również Prze-łęczą Pantyrską lub Rogodze Wiel-kie) położone na wysokości 1110 m n.p.m. Słynie z pięknego widoku na grupę Doboszanki, Syniaka, Cho-miaka oraz Połoninę Czarną.

Na początku października 1914 roku pułki legionów II Brygady do-tarły do podnóża Karpat po wę-gierskiej stronie, aby przekroczyć główny grzbiet i niespodziewanie

zaatakować wojska rosyjskie. Budo-wa siedmiokilometrowego odcinka przez góry trwała 53 godziny. Zbu-dowano 56 mostów, liczne wiadukty oraz estakady używając 1000 m³ okrąglaków. Przeprowadzenie drogi w tak trudnym terenie i tak krótkim czasie było nie lada wyczynem sztuki inżynieryjnej. Wkrótce prze-prawa nadawała się do przemarszu taborów, kawalerii oraz artylerii.

28 października 1914 r. legioni-ści na przełęczy wznieśli pamiątko-wy drewniany krzyż z napisem:

„Młodzieży Polska! Patrz na ten krzyż!Legiony Polskie dźwignęły go wzwyż,przechodząc góry lasy i wałydla Ciebie Polsko i dla Twej chwały!”.

ALINA WOZIJANtekst i zdjęcie

- Znam pana Jana już bardzo wie-le lat, a dopiero kilkanaście lat temu odkryłem go dla siebie jako człowieka układającego poezję – mówił Taras Woźniak. – Jest to człowiek inteligent-ny, delikatny, wrażliwy. Tylko że takie cechy nie zawsze materializują się w postaci tekstu poetyckiego. Rozmowa o wierszach i poezji, czyli o tworzeniu wierszy i tkanki poetyckiej będzie ni-cią przewodnią mego wstępu, którym chciałbym rozpocząć nasze spotka-nie, mające być również dyskusją. Ukraina i Polska mają różne tradycje poetyckie. Nie mówię, że któraś jest lepszą czy gorszą. Jest inne podejście do tworzenia kontekstu poetyckiego, bądź poetyckiego otwarcia człowie-

ka na jakąś przestrzeń zaznaczoną raz językiem, raz inaczej – może gestem, może czasem przydechem – jak w japońskim haiku, takim po-dmuchem wiatru. Istota poezji kryje się nie w wymówionych słowach, a w tym, co jest pomiędzy słowami. A czasem między dźwiękami. Poezja jest tworzeniem nowych semantycz-nych sensów, nowych rzeczywisto-ści – wypowiedziane, wymówione jest nową rzeczywistością. I w tym kontekście wysoka poezja jest po-ezją, która tworzy świat.

- W poezji polskiej wypracowa-ła się nieco inna tradycja poetycka, kontynuatorem której jest poeta – i dyplomata – Jan Piekło. Imple-mentować tę tradycję, przenieść w kontekst ukraiński z naszymi nieco innymi wizjami poetyzowania jest niezwykle trudno. Ale tłumaczka Chrystyna Potapenko to zrobiła– dodał dyrektor Galerii Sztuki we Lwowie.

Zdaniem Tarasa Woźniaka, tłu-maczka potrafiła przełożyć poezję, która tak naprawdę jest poezją po-między wierszami, pomiędzy wyraza-mi, godnie i zjawiskowo. Na codzień Chrystyna Potapenko pracuje jako prawnik. Wydawnictwo zaś Litopys we Lwowie na czele z dyrektorem Mychajłą Komornickim nadaje inte-lektualny kontekst myśleniu ukraiń-skiemu.

- Poezja i dyplomacja to temat osobnej interesującej dyskusji – mówi Mychajło Komarnicki. – W historii można znaleźć dużo przykładów, kie-

dy poeci pełnili pracę dyplomatów. O czym książka? Moim zdaniem jest to poetycka wizja odysei współczesne-go człowieka. Człowieka XXI wieku z jego zmartwieniami, jego trwogą o to, co jest tam, za zakrętem. Co dla mnie jako czytelnika jest waż-ne? Ta książka składa się z różnych kolekcji – podróż autora po różnych zakątkach pamięci, krajobrazach, miastach. Każdy czytelnik odczyta tę poezję po swojemu. Ta książka prowadzi nas do własnych wspo-mnień, do rozważań, do własnych sentencji, kiedy rozumiesz, że tobie również coś podobnego w życiu się zdarzyło. Kulturowa dyplomacja jest nie mniej ważna niż dyplomacja go-spodarcza czy polityczna.

- Pomysł przetłumaczenia tego tomiku powstał wiosną ubiegłego roku

– wyznała tłumaczka Chrystyna Pota-penko. – Na prezentacji tłumaczenia książki „Zapach Anioła” zaprezento-waliśmy w Krakowie kilka przełożo-nych wierszy. Kiedy zaczęłam tłuma-czyć te wiersze, miałam wrażenie, że weszłam do galerii obrazów świata Jana Piekło, gdzie jest ogrom emocji i uczuć, gdzie są różne obrazy z róż-nych okresów życia. Było jednocze-śnie lekko, ponieważ wiersze układa-ły się w mojej duszy, co jest bardzo ważne w pracy tłumacza, i trudno, dlatego że wiersze to są nie tylko słowa, to są emocje, które trzeba od-powiednio przekazać. Przy ubieraniu ich w język ukraiński jest bardzo waż-ne, by nie utracić sensu założonego przez poetę w oryginale.

Autor Jan Piekło powiedział, że jest bardzo poruszony. A następnie recytował wiersze.

Długo czytano wiersze. Po pol-sku i po ukraińsku. O miłości, o obra-zach, o krajobrazach, o zamachach terrorystycznych, o wojnie na Bałka-nach. Wymowa w języku ukraińskim jest bardziej twarda niż w języku pol-skim, może dlatego niektóre wiersze brzmią bardziej melodyjnie, a nie-które bardziej złowieszczo, a nawet bardziej brutalnie niż w oryginale. Ale jest to subiektywne wrażenie autorki artykułu. Nabyć książkę można w księgarniach lwowskich i kijowskich.

Jan Piekło. Świat za zakrętem. Zbiór pocztówek nie wysłanych/Ян Пекло. Світ за поворотом. Колек-ція ненадісланих листівок, Lwów, Litopys, 2017.

Przywracanie pamięci turystyki górskiej w karpatach WschodnichKonsulat Generalny RP we Lwowie we współpracy z Po-gonią Lwów oraz Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Euro-pejskiego w Iwano-Frankiwsku w dniach 1–3 czerwca za-inaugurował projekt: „Przedwojenne tradycje turystyczne – ścieżkami dawnego Głównego Szlaku Karpackiego im. Marszałka Józefa Piłsudskiego”. Patronat medialny tego przedsięwzięcia objął Kurier Galicyjski.

Prezentacja poezji Jana Piekło W Pałacu Potockich we Lwowie 25 maja br. odbyła się prezentacja przetłumaczonego na język ukraiń-ski zbioru wierszy Jana Piekło „Świat za zakrętem”. Moderatorem spotkania poetyckiego był dyrektor Galerii Sztuki we Lwowie Taras Wozniak.

1013–29 czerwca 2017 nr 11 (279) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Przegląd wydarzeń

Przegląd prasy polskiej na UkrainieW Kamieńcu upamiętniono Henryka Sienkiewicza

25 kwietnia w „mieście na kamie-niu”, jak często nazywają Kamieniec Podolski sami jego mieszkańcy, od-słonięto tablicę, poświęconą polskie-mu pisarzowi nobliście Henrykowi Sienkiewiczowi. Płyta, z wyrytymi na-pisami w języku polskim i ukraińskim, została umieszczona na budynku klasztoru dominikanów przy ulicy Do-minikańskiej.

W uroczystości odsłonięcia tabli-cy wzięła udział delegacja z Polski na czele z konsulem generalnym RP w Winnicy Tomaszem Olejniczakiem. Duchowieństwo rzymskokatolickie reprezentował ordynariusz diecezji kamieniecko-podolskiej Leon Du-brawski. Przybyli również studenci z Polski, naukowcy oraz pracowni-cy muzeum-rezerwatu. W otwarciu wziął udział także zastępca burmi-strza miasta Wadym Sawczuk.

Przedstawiciele strony polskiej za-uważyli, że to wydarzenie ma wielkie znaczenie jak dla narodu Polski, tak i dla narodu Ukrainy, i oczywiście dla mieszkańców Kamieńca Podolskie-go. Sienkiewicz, jak twierdzili zgodnie wszyscy – pisarz nie jednego kraju, lecz całego świata. W jego dziełach „Quo Vadis”, „Ogniem i mieczem” oraz w innych powieściach niejednorazowo wspominany jest Kamieniec Podolski, a najwyższą oceną twórczości Sien-kiewicza stała się nagroda Nobla, przyznana Polakowi w 1905 roku.

Po uroczystym odsłonięciu tabli-cy goście wysłuchali koncertu orkie-stry filharmonii lwowskiej.

Franciszek Miciński, wizyt.net

Przed nami wakacje!Święto Ostatniego Dzwonka na

zakończenie trzeciego roku szkolne-go Polskiej Szkoły Sobotniej, która funkcjonuje przy Związku Polaków na Ukrainie, odbyło się w wypełnionej po brzegi sali szkoły nr 175. W ciągu półtorej godziny radosne dziecięce głosy, wesoły śmiech, melodie do-brze znanych jak i nowo powstałych piosenek pięknie brzmiały i płynęły przez otwarte okna i drzwi.

W uroczystości wzięli także udział honorowi goście: konsul gene-ralny na Ukrainie Tomasz Dederko z małżonką, prezes Związku Polaków Ukrainy Antoni Stefanowicz, ksiądz phm. Sławomir Wartalski.

Uczniowie z podstawówki grzecz-nie pożegnali – na całe lato (!) wytartą tablicę, ławki-biedule i smutny szkolny dzwonek. Dzieci wieku gimnazjalnego z bałaganu, uczynionego przez ba-ranki, koguty i pięknego indora ułożyły znaną piosenkę. A starszoklasiści po-wędrowali do Krakowa, gdzie chcieli dostać się na studia razem z Koper-nikiem.

Otrzymując wyróżnienie z rąk kierownika Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Kijowie Tomasza Dederko, absolwent Polskiej Szkoły Sobotniej Artur Didkowski powie-dział: – To były najlepsze trzy lata mojego życia, zachowam je w sercu, bo tylko tu mogłem być na scenie i Henrykiem Sienkiewiczem i posłem na Sejm Czteroletni. Chcę dostać się na studia do Szkoły Lotniczej w Rzeszowie, żeby łączyć niebo Pol-ski i Ukrainy.

Na zakończenie imprezy dzie-ciom wręczono dyplomy uznania, a absolwentom szkoły – certyfikaty ze znajomości języka polskiego na po-ziomach A2 i B1.

Larysa Bułanowa, dk.com.ua

Towarzystwo polskie w Krzemieńcu: pierwsze kroki organizacyjne

Po ogłoszeniu przez Ukrainę niezależności Polacy poczuli się swobodnie, mogli już zapraszać do siebie rodziny z Polski, jak również odwiedzać je w Polsce, ciesząc się z pozytywnych przemian w polityce. W Krzemieńcu wszędzie można było spotkać nietutejszych Polaków.

W połowie lat 80. w Netyszynie w obwodzie chmielnickim, położonym w odległości ok. 100 km od Krze-mieńca, znana polska firma Energo-pol budowała elektrownię atomową. Dyrekcja firmy i jej pracownicy często bywali w Krzemieńcu, przychodzili do kościoła i zwiedzali okolice. Spotyka-liśmy się z nimi u pani Ireny San-deckiej, rozmawialiśmy o naszych problemach, oni zaś zaproponowali nam wsparcie w potrzebie. I potrze-ba się pojawiła. Współpracując z Mu-zeum Krajoznawczym, szczególnie z naukowcami, Małgorzatą Giecewicz i Tamarą Seniną, postanowiliśmy dołączyć do sprawy odrodzenia w Krzemieńcu Muzeum Juliusza Sło-wackiego. Budynek biblioteki, zwany potocznie Dworkiem Słowackich, był w stanie krytycznym – zagrzybiony, groził zawaleniem.

Latem 1989 r. dyrekcja Energo-polu oddelegowała do Krzemieńca pięcioosobową ekipę wyposażoną we wszystkie potrzebne materiały. Zadbaliśmy o ich zakwaterowanie i wyżywienie. Po trzech tygodniach pracy cuchnące grzybem pomiesz-czenia stały się jak nowe – ku radości pracowników biblioteki, którzy mogli już umieścić tam archiwum i perio-dyki. Wtedy nie było jeszcze mowy o przekazaniu budynku na Muzeum Wieszcza, bo dla biblioteki prioryte-tem było mieć swoją siedzibę w Dwor-ku Słowackich, więc nie zgadzała się na przeniesienie swego księgozbioru do innego pomieszczenia.

Dyrekcja Energopolu nadal nam sprzyjała, pomagała kościołowi, była zdecydowana na remont domu pani Ireny Sandeckiej. Do dziś jesteśmy im niezmiernie wdzięczni za czynny udział w budowaniu podstaw naszej działalności. Zadbali o wyposażenie naszej szkółki niedzielnej w różne książki, szkolne meble, świąteczne prezenty dla dzieci oraz inne rzeczy tak nam wtedy potrzebne. Byli dla nas niczym dbający rodzice chrzestni i do dziś mile ich wspominamy.

Jadwiga Gusławska, monitor-press.com

Konkurs recytatorski w Irszańsku

Wiosna – to nie tylko czas, kiedy budzi się przyroda, ale też czas, kiedy rozkwitają nowe talenty. Możliwość, by pokazać swoje talenty, dzieciom ze Stowarzyszenia Dzieci i Młodzieży „Źródło” w Irszańsku nadarzyła się 2 maja, gdy wzięły udział w konkursie recytatorskim. Ideą konkursu było wy-chowanie u dzieci zamiłowania do kul-tury i poezji polskiej. Pomysł organiza-torów poparła znaczna liczba dzieci – zainteresowanie przejawiły nie tylko starsze, ale też młodsze dzieci.

Konkursantów podzielono według wieku na dwie grupy. Jury składające się z trzech osób na czele z preze-sem SdiMu Leną Wołyńczuk oceniało występy uczestników według nastę-pujących kryteriów: poprawność języ-kowa, interpretacja utworu, wrażenie estetyczne. Tematyka wierszy była bardzo różna, więc każdy mógł zna-leźć dla siebie coś ciekawego. Dekla-mowano utwory takich autorów jak

A. Mickiewicz, I. Krasicki, L. Staff, J. Słowacki, A. Słonimski, C. Miłosz, Z. Herbert, K. Żywulska oraz wielu innych.

Wszyscy byli pod wrażeniem wy-stępów Wiktorii Wygowskiej i Anny Łońskiej, a więc pierwsze miejsce było podzielone. W młodszej gru-pie zwycięzcą została Olga Szulga. Wyróżnienie konkursu na podstawie sympatii widzów otrzymała Daria Ogorodnik. Zwycięzcy otrzymali na-grodę pieniężną, a pozostali uczest-nicy – nagrody pocieszenia.

W konsekwencji, każdy dowie-dział się czegoś nowego, czegoś ciekawego dla siebie lub po prostu dobrze spędził czas.

W. Wygowska, A. Łońska,wizyt.net

Majówka w Kostiuchnówce21 maja w Centrum Dialogu Ko-

stiuchnówka, znajdującym się we wsi Kostiuchnówka, rejon maniewicki, obwód wołyński, odbyła się konfe-rencja poświęcona działalności cen-trum i harcerzy na Wołyniu.

Już od 19 lat harcerze zajmują się na Wołyniu odnajdywaniem i od-nawianiem miejsc pamięci narodu polskiego. Opiekują się cmentarzami, gdzie spoczywają polscy żołnierze, prowadzą prace wykopaliskowe, a także rozmaite działania edukacyjne i kulturalne. Ich działalność wykracza poza wymienione ramy, bowiem har-cerze wspólnie ze stroną ukraińską realizują cały szereg projektów. Spo-śród zrealizowanych przez Centrum Dialogu Kostiuchnówka i partnerów z Polski w roku sprawozdawczym ini-cjatyw, należy wymienić wyposażenie miejscowego punktu felczersko-po-łożniczego oraz remont i wyposa-żenie sali sportowej szkoły podsta-wowej w Kostiuchnówce. Podobne projekty pomagają rozwijać relacje dobrosąsiedzkie, ułatwiając wzajem-ne poznanie się Polaków i Ukraińców. Stąd też ośrodek harcerski nosi miano „Centrum Dialogu”. Wiele projektów pozostaje jeszcze do zrealizowania, jednym z nich jest zbudowanie nor-malnej drogi do Kostiuchnówki (to, co jest obecnie, można określić zaledwie szlakiem) – to wielkie wyzwanie, ale jest nadzieja, że się uda.

Po sprawozdaniu dyrektora centrum Jarosława Góreckiego głos zabierali honorowi goście: konsul generalny RP w Łucku Wiesław Ma-zur, konsul RP w Łucku Krzysztof Sa-wicki, senatorzy RP – Anna Grażyna Sztark, Andrzej Pająk i Ryszard Boni-sławski, a także delegacja z Instytutu Pamięci Narodowej. Obecni byli rów-nież przedstawiciele władz lokalnych, harcerze, potomkowie legionistów, członkowie stowarzyszeń polonijnych na Wołyniu oraz mieszkańcy Ko-stiuchnówki.

Zebranym gościom przedstawio-no ideę prezydenta Łodzi Hanny Zda-nowskiej oraz Muzeum Józefa Piłsud-skiego, aby w Sulejówku w dniach 22–23 września przeprowadzić akcję „Zjazd miast Piłsudskiego”. Wezmą w niej udział te miasta, których obywa-telem honorowym jest Józef Piłsud-ski, a także organizacje patriotyczne, stowarzyszenia historyczne oraz ośrodki, których działalność ukierun-kowana jest na popularyzowanie hi-storii polskiej, a zwłaszcza spuścizny marszałka.

Goście podarowali dzieciom i młodzieży książki oraz pomoce na-ukowe, a centrum otrzymało sprzęt gospodarczy. Natomiast delegacja z Polski została obdarowana przepięk-nymi wołyńskimi lalkami-motankami.

Spotkanie uświetniły recytacje w ję-zyku polskim w wykonaniu uczennic jednej z maniewickich szkół, pod kie-runkiem nauczycielki Haliny Pawluk. Mszę świętą dla uczestników spotka-nia odprawił proboszcz z Maniewicz ks. Andrzej Kwiczala.

Anatolij Olich,monitor-press.com

Zakończenie roku szkolnego w szkole imienia Grocholskich w Winnicy

3 czerwca w sali konferencyjnej Centralnego Domu Towarowego w Winnicy odbyło się spotkanie, po-święcone zakończeniu kolejnego roku szkolnego w polskiej Sobotnio-Niedzielnej Szkole imienia Rodziny Grocholskich.

W trakcie radosnej i bogatej w po-pisy artystyczne i recytatorskie impre-zy ponad 60 uczniów szkoły w wieku od 6 do 60 lat otrzymało dyplomy pamiątkowe i słodkie prezenty. Dla najbardziej aktywnych przewidzia-no specjalne nagrody w postaci gier planszowych, ufundowanych przez polski IPN oraz książki Zofii z Za-moyskich Tadeuszowej Grocholskiej „Wspomnienia bolesne 1917–1919”, którą otrzymał najstarszy podopiecz-ny polonistki Lidii Paulukiewicz. Pani Lidia przybyła rok temu z polskiego Rzeszowa do stolicy Podola i zdobyła przychylność starszych i młodszych winniczan swoim wspaniałym podej-ściem do procesu nauki i zaangażo-waniem w przygotowanie różnych imprez i konkursów.

Zespół artystyczny „Kresowiacz-ki”, działający przy Chrześcijańsko-Demokratycznym Związku Polaków Winnicy, wykonał piosenki „Bal na łące” oraz „Baloniki”, a dwie jego członkinie – Anna Wójcicka i Nastia Kińdzierska zagrały na fortepianie muzykę Chopina.

Wiersze w języku polskim recy-towali Maria Oszowska, zwycięzca w swojej kategorii wiekowej winnickiego Dyktanda Języka Polskiego Roman Segeda i inne dzieci, także siedmio-latki. Po emocjonalnej i rozśpiewanej części oficjalnej na uczestników spo-tkania czekał słodki poczęstunek z kawą i herbatą. Wszyscy bardzo się ucieszyli, kiedy dowiedzieli się, że polonistka Lidia Paulukiewicz pozo-stanie na kolejny rok w Winnicy i na-dal będzie uczyć polskiego w szkole imienia Grocholskich.

Głównym organizatorem impre-zy była Natalia Abaszkina, szkolny administrator. Wymienione działania odbywają się w ramach sprawowa-nia opieki Senatu Rzeczypospolitej Polskiej nad Polonią i Polakami za granicą w 2017 r. Honorowy patronat nad szkołą sprawuje rodzina Gro-cholskich, mieszkająca w Warsza-wie, potomkowie polskich ziemian Grocholskich, mieszkających nie-gdyś w Strzyżawce.

Słowo Polskie

W Maszowie rośnie dąb Bolesława Prusa

- Trzy osoby trzeba, żeby go ob-jąć – mówi Iwan Biniuk, na którego posiadłości w Maszowie (rejon lubo-melski w obwodzie wołyńskim) rośnie dąb Bolesława Prusa.

Wszyscy o tym dębię słysze-li, ale czy ktoś go widział? Polacy, którzy nawet znajdują się na tym odcinku trasy międzynarodowej, nie mają czasu, bo zmierzają na granicę. Ukraińcy też nie zawsze są zainte-resowani tym, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o tym pomniku przyro-dy. We wsi mówią, że Polacy zazwy-

czaj nie interesują się tym dębem. Miejscowi dowiedzieli się o nim tro-chę więcej tylko dzięki nauczycielce i byłej przewodniczącej Rady Wiej-skiej Marii Krajewskiej, która chętnie poświęciła swój czasi odnajdywaniu informacji o dębie i twórczości Bole-sława Prusa.

Dąb stoi na terenie gospodar-stwa rodziny Biniuków. Dziadek Iwan i babcia Nadia powiedzieli, że w tym miejscu, gdzie obecnie stoi ich dom, znajdowała się posiadłość rodziny Głowackich (Bolesław Prus, właści-wie Aleksander Głowacki). Kiedy Biniukowie budowali swój dom, na-trafili na fundamenty przedwojen-nego budynku. Przypuszczają, że mogły to być fundamenty majątku Głowackich. Zapytaliśmy ich o dąb. – Przyjeżdża tu dużo gości z różnych obwodów, bo jadą główną trasą. Zrobią sobie zdjęcie i po wszystkim. Nauczycielka Maria Krajewska dużo wiedziała o tym dębie, zbierała o nim informacje, chciała, żeby miejscowej szkole nadano imię pisarza – mówi Iwan Biniuk. Dodaje, że we wsi rósł kiedyś jeszcze jeden dąb, ale wykar-czowano go dawno temu.

W 2011 r. Wołyńska Rada Obwo-dowa podjęła decyzję o uznaniu dęba Bolesława Prusa za pomnik przyrody. Postawiono przy nim tablicę z napi-sem: „Tu znajdował się majątek ro-dziców wybitnego polskiego pisarza Bolesława Prusa (Aleksandra Gło-wackiego). 1847–1912”. Wysokość tego kilkusetnego drzewa wynosi ok. 30 m, w obwodzie ma ok. 4 m.

W Maszowie mało kto już pa-mięta przedwojenne czasy. Iwan i Nadia Biniukowie zaprowadzili nas do córek zmarłej kilka lat temu Nadii Reteruk. Wspominały one, że mama opowiadała o mieszkańcach majątku, należącego wcześniej do Głowackich. Jej rodzina sąsiadowała z nimi. Ma-ria Reteruk wspominała m.in. o tym, że przed wojną nauczyciele często opowiadali o Prusie, w szkole wisiał jego portret, a nauczycielka Emilia Werbówna organizowała dla dzieci wycieczki do miejsca związanego z pisarzem.

W tym dniu zawitaliśmy również do miejscowej szkoły. Tu powiedzia-no nam, że niestety we wsi nie ma już osób starszych, które mogłyby coś opowiedzieć o Głowackich. We-dług dyrektora szkoły i jego zastęp-cy dąb odwiedza mało turystów. W szkole jest klasa, na ścianach której, dzięki staraniom Marii Krajewskiej, zawieszono kiedyś kilka plansz po-święconych Bolesławowi Prusowi. Na jubileusz szkoły wydano tu ksią-żeczkę „Przeszłość i teraźniejszość. Wieś Masziw na początku XXI-go wieku”, w której również wspomina się o wybitnym rodaku.

W tym roku obchodzimy dwie daty związane z Bolesławem Pru-sem: 19 maja minęła 105. rocznicę śmierci pisarza, a 20 sierpnia świę-tować będziemy 170 lat jego urodzin. Według oficjalnych informacji przy-szedł na świat w Hrubieszowie, do-kąd kilka miesięcy wcześniej przenie-śli się jego rodzice – Antoni i Apolonia Głowaccy. Podobno, do późnej sta-rości w Maszowie mieszkała babcia pisarza – Marianna Głowacka. Prus rzadko tu przyjeżdżał, ale we wsi krą-żą legendy o tym, że jak tu bywał, to lubił pisać właśnie pod dębem albo pod gruszą. Majątek w Maszowie odziedziczył po rodzicach, a kilka lat przed swoją śmiercią sprzedał go.

Natalia Denysiuk, Jarosław Fenko,

monitor-press.com

11www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 13–29 czerwca 2017 nr 11 (279)

Jak to się stało, że zo-stałaś studentką PWSW w Przemyślu?

Szczerze mówiąc, przez przy-padek. Nie byłam zdeterminowana, na której uczelni chcę studiować. Nie miałam też szerokiej wiedzy o uczelniach w Polsce. O przemyskiej uczelni dowiedziałam się akurat z Kuriera Galicyjskiego. W naszym kościele parafialnym w Kamionce Buskiej siostry zakonne i parafianie zawsze zostawiają polskie gazety i czasopisma. Pewnego razu moja mama, będąc w kościele, wzięła ze sobą egzemplarz waszego czasopi-sma, przeczytała o Państwowej Wyż-szej Szkole Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu i zaproponowała mi, abym podjęła studia na tej uczelni. Wtedy pomyślałam, że jest to dla mnie dobra szansa i zdecydowałam się na studia w PWSW w Przemyślu na kierunku stosunki międzynarodowe.

Co sprawiło, że wybrałaś studia za granicą?

Zawsze marzyłam o studiach za granicą, zwłaszcza w Polsce. Jestem osobą o polskich korzeniach i od dziecka chodzę do naszego kościoła parafialnego. W mojej rodzinie od za-wsze świętowaliśmy polskie święta i czciliśmy polskie tradycje. Do naszej parafii przyjeżdżali wolontariusze z Polski, którzy uczyli dzieci i młodzież języka polskiego. Nasze siostry se-rafitki również prowadzą szkołę ję-zyka polskiego dla dzieci, do której aktywnie uczęszczałam. Przez całe życie byłam powiązana z polskością. To chyba najważniejszy czynnik, dla którego wybrałam studia w Polsce.

Również od swoich znajomych słyszałam pozytywne opinie o stu-diach w Polsce, o tym że polski sys-tem szkolnictwa wyższego jest bar-dzo nowoczesny i dobrze rozwinięty, gdyż polskie tradycje uniwersyteckie są jednymi z najstarszych w Europie. Studenci polscy z Ukrainy zachowują pewną mobilność i mogą bez żad-nych problemów kontynuować na-ukę w innym kraju Unii Europejskiej, i najważniejsze, że dyplom zdobyty po ukończeniu studiów jest uznawa-ny na całym świecie.

Dlaczego wybrałaś kie-runek stosunki międzynaro-dowe?

Zawsze marzyły mi się studia na tym kierunku. Od dziecka interesowa-łam się światem i miałam zdolności językowe. W szkole uwielbiałam hi-storię i geografię – te dwa przedmioty są podstawą na studiach stosunków międzynarodowych. Z natury intere-suję się praktycznie wszystkim, zaś stosunki międzynarodowe mają bar-dzo szerokie horyzonty. To nie jest tylko wiedza na temat polityki między-

narodowej, stosunków handlowych, ekonomii, ale uczymy się również innych dyscyplin, które pomagają nam uczyć się komunikatywności, pracy w grupie, dążyć do stałego roz-woju, być otwartym na innych ludzi. Ten kierunek studiów wymaga wiele nauki, ale elastyczny umysł potrafi tę wiedzę opanować.

Bardzo ciekawe też są wyda-rzenia organizowane przez naszym kierunku studiów. Zapraszani są licz-ni goście ze świata mediów, polityki, dyplomacji czy biznesu, nasi studen-ci odbywają praktyki na Międzyna-rodowym Forum Ekonomicznym w Krynicy, gdzie mają możliwość zada-wania pytań oraz udziału w debacie z wybitnymi gośćmi. Jest to wspaniała okazja, by poznawać nowych ludzi, poszerzać wiedzę i doskonalić swoje komunikatywne i językowe umiejęt-ności. Jednym słowem, uczymy się poznawać cały świat.

Jak oceniasz przemyską uczelnię? Jaki jest stosunek wykładowców do studen-tów?

Jestem bardzo zadowolona ze swojej uczelni. Państwowa Wyż-sza Szkoła Wschodnioeuropejska (wschodnioeuropejski uniwersytet) w Przemyślu jest placówką edukacji wyższej, położoną w pobliżu granicy z Ukrainą. PWSW w Przemyślu od-nosi się do wielowiekowych, starych tradycji otwartości i tolerancji regio-nu. Poprzez edukację studentów w dziedzinach nauk humanistycznych i technicznych, przemyska uczelnia daje solidne wykształcenie użytecz-ne na polskim i europejskim rynku pracy oraz odgrywa ważną rolę w regionie pogranicza południowo – wschodniej Polski.

Na naszej uczelni możliwe jest zdobycie pierwszego stopnia stu-diów na 13 kierunkach, czyli tytułu licencjata albo inżyniera. PWSW w Przemyślu usytuowana jest w urokli-wym parku Lubomirskich w dzielnicy Bakończyce. Jednym z najważniej-szych plusów naszej uczelni jest to, że wszystkie zajęcia odbywają się w jednym budynku dydaktycznym i sam campus uczelni znajduje się bardzo blisko akademików.

Również osoby studiujące na kierunkach technicznych mogą po-chwalić się nowoczesnymi laborato-riami naukowymi wyposażonymi w najnowocześniejszy sprzęt.

Nasza uczelnia posiada wspania-łą bibliotekę dla tych, którzy napraw-dę chcą się uczyć. Biblioteka groma-dzi zbiory z różnych dziedzin wiedzy, przede wszystkim związanych z profilem uczelni, niezbędnym do re-alizowania procesu dydaktycznego. PWSW w Przemyślu posiada dwa akademiki, gdzie warunki mieszkania są na bardzo wysokim poziomie.

Nasza kadra naukowo-dydak-tyczna składa się z wysokiej klasy profesjonalistów. Wszyscy odbywali straże naukowe w uniwersytetach europejskich i amerykańskich. Więk-szość z nich prowadzi także wykłady i seminaria w znanych polskich uczel-niach. Na przykład na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Peda-gogicznym w Krakowie, Uniwersyte-cie Rzeszowskim. Nasi wykładowcy bardzo indywidualnie postrzegają każdego studenta i zachowują się wobec wszystkich jednakowo, nie ma różnicy z jakiego jesteś kraju, za-wsze możesz liczyć na pomoc i zro-zumienie. Na naszej uczelni studiuje młodzież nie tylko z Polski i Ukrainy,

ale też z innych państw, np. mamy sporo studentów z Turcji i w tym roku z Hiszpanii.

Jakie są relacje między studentami z Polski i Ukrainy w PWSW?

Wydaje mi się, że coraz lepsze. W czasie mojego przebywania w Polsce zobaczyłam, że młodzież polska i ukra-ińska chce poznawać siebie nawza-jem. Staramy się integrować, w czym pomagają nam nasi wykładowcy i wspólne młodzieżowe zainteresowa-nia. Zachowujemy się wobec siebie na-wzajem z szacunkiem i zrozumieniem. Codziennie widzę zmiany na lepsze.

Jak miejscowi Polacy po-strzegają studentów z Ukra-iny?

Nie zauważyłam niestosownego zachowania Polaków wobec Ukra-ińców. Mogę powiedzieć, że spora część społeczeństwa polskiego po-strzega społeczeństwo ukraińskie po-zytywnie. Jesteśmy podobni, różnimy się tylko językiem, którym wyrażamy siebie i swoje uczucia. Ukraińcy pa-trzą na Polaków jak na kogoś lep-szego. Polacy – to są ci z Zachodu, z Unii, są bardziej nowocześni. Cho-ciaż Ukraina graniczy z Polską, to jed-nak Polska wydaje się zdecydowaną „zagranicą”. Staram się nie myśleć o negatywnych opiniach – są to dla mnie poszczególne wydarzenia histo-ryczne. Trzeba pamiętać, że czas nie stoi w miejscu, musimy „aktualizować swój umysł”. Każdy powinien oceniać człowieka według jego czynów i za-chowań, a nie narodowości.

Co robisz oprócz studio-wania?

Staram się aktywnie uczestniczyć w życiu pozaakademickim. Jestem członkiem Koła Naukowego Mło-

dych Dyplomatów, które prowadzi dr Małgorzata Kuźbida. Celem Koła jest aktywizowanie młodych ludzi do uczestnictwa w życiu publicznym Polski i poszerzanie wiedzy z zakre-su stosunków międzynarodowych. Śpiewam w chórze akademickim PWSW w Przemyślu i co niedzieli, jako członek Duszpasterstwa Akade-mickiego, przygotowuję razem z mło-dzieżą mszę św. w kościele reforma-tów. Wolny czas staram się spędzać z przyjaciółmi z Polski i Ukrainy.

Co chcesz robić po stu-diach?

Absolwenci stosunków między-narodowych znajdują pracę w wielu miejscach. Mogą pracować nie tylko w dziedzinie stosunków pomiędzy państwami. Poradzą sobie także w kwestiach gospodarczych czy poli-tycznych. Po tym kierunku studiów można też zrobić karierę w dużych międzynarodowych firmach lub pod-jąć pracę w mediach. Ścieżka kariery absolwentów SM często jest powią-zana z szeroko rozumianą dyploma-cją. Jeżeli chodzi o mnie, mam dużo pomysłów. Wiem, że jestem na dobrej drodze. Gdziekolwiek będę praco-wać, i cokolwiek uda mi się osiągnąć w karierze zawodowej – chcę robić wszystko z myślą o ludziach, mając otwarte serce i pozytywne myślenie. Jest to dla mnie najważniejsze, bo pomaga iść do przodu.

Po ukończeniu studiów zamierzasz wrócić na Ukra-inę, czy chcesz pozostać w Polsce?

Zaraz po studiach nie zamierzam wracać na Ukrainę, ponieważ chcia-łabym zdobyć praktykę w jakiejś do-brej placówce, zajmującej się stosun-kami międzynarodowymi. Dziedzina stosunków międzynarodowych w Polsce jest, moim zdaniem, na wyż-szym poziomie, niż w moim kraju. Ukraińscy specjaliści muszą jeszcze nadrobić pewne braki od kolegów z innych państw Zachodu.

Co mogłabyś poradzić absolwentom, którzy zasta-nawiają się nad wyborem studiów w Polsce, w tym w PWSW?

Kandydat z Ukrainy wybierając studia w Polsce, powinien znać ję-zyk polski, żeby móc dobrze studio-wać i znaleźć dobrą pracę. Studia zagranicą, daleko od rodziców uczy-nią każdego bardziej samodzielnym. Jeżeli pragniesz studiować w Pol-sce, jeśli jest to twoim celem – mu-sisz do tego dążyć. Myślę, że w życiu trzeba robić to, co naprawdę lubisz, co daje ci satysfakcję. A jeśli przynosi to jeszcze korzyść innym ludziom, to o czym więcej można marzyć?

Dziękuję za rozmowę.

Młodzież polska i ukraińska chce poznawać siebie nawzajem18-letnia WIKTORIA CZUBA z Kamionki Buskiej jest studentką pierwszego roku sto-sunków międzynarodowych Państwowej Wyższej Szkoły Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu. O tym jak trafiła do przemyskiej uczelni, dlaczego wybrała studia za gra-nicą oraz o wzajemnym postrzeganiu się młodzieży polskiej i ukraińskiej na pogra-niczu dwóch państw opowiada w rozmowie z EUGENIUSZEM SAŁO.

Wiktoria Czuba

arch

iwum

pryw

atne W

iktor

ii Czu

by

1213–29 czerwca 2017 nr 11 (279) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Przegląd wydarzeń

KRZYSZTOF SZYMAŃSKItekst i zdjęcia

Korzystając ze sprzyjającej po-gody otwarcie tegorocznego konkur-su oraz rozdanie nagród laureatom odbywało się na szkolnym dziedziń-cu. Zgromadzili się tu uczestnicy konkursu, ich wychowawcy i rodzice, oraz zaproszeni goście. Już od wielu lat fundatorem atrakcyjnych nagród konkursowych jest Fundacja Dzie-dzictwo Kresowe z Warszawy.

Inaugurując otwarcie 24. Kon-kursu Poetyckiego „Maria Konopnic-ka – dzieciom i młodzieży”, dyrektor szkoły, Łucja Kowalska wspomniała początki tej imprezy. Wówczas po-lonista szkoły Władysław Łokietko, kierownik szkolnego teatrzyku „AS” i aktor Polskiego Teatru Ludowe-go we Lwowie zorganizował dla uczniów szkoły pierwszą tego ro-dzaju imprezę. Chodziło głównie o to, aby dzieci i młodzież mogła szerzej zapoznać się z twórczością patronki szkoły, wychodząc poza ramy programu szkolnego. Pomysł chwycił i w kolejnych edycjach wzięli udział również uczniowie ze szkoły nr 10 we Lwowie. Po latach pro-gram imprezy rozszerzał się, głównie dzięki sponsorom, którzy fundowali atrakcyjne nagrody dla laureatów. Z czasem doszła kategoria malar-ska „Twórczość Marii Konopnickiej oczyma młodzieży” i kategoria poezji śpiewanej. Swoim patronatem Kon-kurs obejmuje Konsulat Generalny RP we Lwowie. Dyrektor Kowalska podkreśliła, że od dwóch lat Konkurs można nazwać międzynarodowym, ponieważ bierze w nim udział rów-nież młodzież z zaprzyjaźnionych szkół z Polski. W tym roku do Lwo-wa przyjechała i wspaniale wystąpiła młodzież z Gimnazjum nr 1 im. Orląt Lwowskich z Radzynia Podlaskiego w woj. Lubelskim.

W ceremonii otwarcia tegorocz-nego Konkursu udział wzięli konsul generalny RP we Lwowie Rafał Wol-ski, pierwszy konsul RP we Lwowie Włodzimierz Woskowski, dyrektor gimnazjum z Radzynia Podlaskie-go Bożena Płatek, przewodniczący Rady Fundacji Dziedzictwo Kreso-we Bogdan Marczewski i prezes Zarządu Fundacji Jan Sabadasz – absolwent szkoły nr 24 i wielokrotny uczestnik Konkursu. Zarząd Główny TML i KP-W z Wrocławia reprezen-towali prezes Andrzej Kamiński oraz wiceprezes Danuta Śliwińska. Na in-

auguracji obecni byli członkowie jury poszczególnych kategorii.

Obecność dyrekcji i gimnazjali-stów z Radzynia Podlaskiego miała jeszcze jeden aspekt. Mianowicie w tym roku zorganizowali oni konkurs matematyczny zatytułowany „Prze-strzeń Banacha”, w którym wzięła udział młodzież ze szkoły nr 10 i szkoły nr 24 we Lwowie. Korzysta-jąc z okazji, dyr. Gimnazjum Bożena Płatek wspólnie z prezesem Janem Sabadaszem (Fundacja Dziedzictwo Kresowe również fundowała nagrody tego konkursu) nagrodzili laureatów konkursu oraz nauczycieli, którzy

jury w tym roku nie miało łatwych de-cyzji. Niezwykle wyrównany poziom uczestników, świetne opanowanie tekstu stawiały jury przed trudnym wyborem. Należy, niestety, zauwa-żyć, że wychowawcy, dobierając utwory dla poszczególnych uczniów, nie zawsze stawali na poziomie. Było kilka przypadków, całkowicie nietrafi onych pod względem wieko-wym, lub też absolutnie nieambitny wybór wierszy w najstarszej grupie wiekowej. Czasami miało się wraże-nie, że uczniowie tej grupy uczyli się wiersza „na odczepnego” i wybierali najkrótsze utwory.

Nieproste zadanie stało również przed jury, oceniającym prace arty-styczne. Na szkolnym korytarzu zo-stały wywieszone zgłoszone na kon-kurs prace. Przedstawiono na nich ilustracje do utworów Marii Konop-nickiej, portrety samej poetki i prace inspirowane lekturą jej dzieł. Prace wykonane były w różnych techni-kach i stylach. Najdłużej członkowie komisji oglądali oryginalną pracę, wykonaną z kolorowego papieru czerpanego i przedstawiającą kra-snoludka.

W hołdzie swej patronceJuż po raz 24 młodzież ze szkoły nr 24 im. Marii Konopnic-kiej we Lwowie i młodzież z innych placówek oświatowych na Ukrainie i z Polski wzięła udział w Konkursie Recytator-skim „Maria Konopnicka – dzieciom i młodzieży”.

Wspólne zdjęcie jury i laureatów grupy najmłodszej i po-ezji śpiewanej

Ksenia Mielnik otrzymuje nagrodę w konkursie „Przestrze-nie Banacha” z rąk konsula generalnego RP we Lwowie Ar-tura Wolskiego i Jana Sabadasza

Ostatnie próby przed konkursem poezji śpiewanej

przygotowali do niego młodzież. Dy-plomem uznania nagrodzona została również dyrektor Łucja Kowalska.

W tym roku organizatorzy zebrali kwalifi kowanych jurorów, którzy mogli obiektywnie oceniać zdolności mło-dzieży. Prace artystyczne oceniali: prezes Lwowskiego Towarzystwa Mi-łośników Sztuk Pięknych Mieczysław Maławski, członek LTMSP malarz Aleksander Dworski i nauczycielka szkoły nr24 Weronika Apriłaszwili. W kategorii poezji śpiewanej jurorkami były s. Bogna, katechetka szkoły nr 24 i Bożena Rudź ze scholi kościoła św. Antoniego. Natomiast interpreta-cję poezji Marii Konopnickiej oceniali: Bogdan Marczewski, przewodniczą-cy Rady Fundacji Dziedzictwo Kreso-we, Jan Sabadasz, prezes Zarządu Fundacji Dziedzictwo Kresowe, Luba Lewak, aktorka Teatru Polskiego we Lwowie, piszący te słowa, Krzysz-tof Szymański, oraz Bożena Płatek, dyrektor Gimnazjum nr 1 im. Orląt Lwowskich w Radzyniu Podlaskim. A

W konkursie poezji śpiewanej, chociaż uczestników tu było najmniej, z wyłonieniem laureatów nie było ła-two, ponieważ nie było podziału na grupy wiekowe. Wykonawcy prze-ważnie wykonywali własne kompo-zycje. Należało określić połączenie rytmu wiersza i muzyki, czystość wy-konania, oddanie atmosfery wiersza przez muzykę. Artyści występowali z własnych akompaniamentem lub z osobą towarzyszącą, w duecie lub solo.

Podsumowując konkurs, należy podkreślić, że sprawdziły się słowa konsula generalnego Rafała Wol-skiego, który witając uczestników konkursu, stwierdził, że „patronka szkoły i konkursu żyje, jej utwory są czytane, słuchane i śpiewane, a język polski jest nadał językiem mło-dzieży lwowskiej”.

Uczestnicy konkursu ze Lwowa i z Radzynia Podlaskiego złożyli wieńce na grobach Marii Konopnic-kiej i Stefana Banacha.

Wyniki XXІV Konkursu Recytatorskiego „Maria Konopnicka – dzieciom i młodzieży”

Lwów, 2 czerwca 2017 roku

W kategorii dzieci od lat 6 do 10:I miejsce – Waleria Cependa, Lwów, Szkoła Średnia nr 24;II miejsce – Zofi i Sabadasz, Lwów, Szkoła Średnia nr 24;– Eryka Turak, Lwów, Kółko plastyczno-recytatorskie „Sowa” przy Sto-

warzyszeniu Polskich Przedsiębiorców Ziemi Lwowskiej;III miejsce – Justyna Popko, Lwów, Szkoła Średnia nr 24;– Zofi a Strylińska, Lwów, Szkoła Średnia nr 24.

W kategorii młodzież od lat 11 do 14:I miejsce – Joanna Grudzień, Polska, Radzyń Podlaski, Gimnazjum nr

1 im. Orląt Lwowskich;– Justyna Dumańska , Lwów, Szkoła Średnia nr 24;II miejsce – Hełena Kurnicka, Lwów, Szkoła Średnia nr 10;III miejsce – Jana Romaniuk, Lwów, Szkoła Średnia nr 24.

W kategorii młodzież od lat 15 do 18:Grand Prix – Andrzej Roman, Lwów, Szkoła Średnia nr 10;I miejsce – Izabela Wiśniewska, Polska, Radzyń Podlaski, Gimnazjum

nr 1 im. Orląt Lwowskich;II miejsce – Wiktor Hofner, Lwów, Szkoła Średnia nr 24;III miejsce – Weronika Bereza, Lwów, Szkoła Średnia nr 10.

W kategorii poezji śpiewanej:I miejsce – Teresa Dumańska, Lwów, Szkoła Średnia nr 24;– Ewelina Kuc, Lwów, Szkoła Średnia nr 24;II miejsce – Daryna Artyszczuk, Lwów, Szkoła Średnia nr 24;III miejsce – Romana Iszczuk, Lwów, Szkoła Średnia nr 24;– Kwitka Bazylewicz, Łukasz Biłecki, Lwów, Kółko plastyczno-recy-

tatorskie „Sowa” przy Stowarzyszeniu Polskich Przedsiębiorców Ziemi Lwowskiej.

Wyniki XXIV Konkursu plastycznego „Maria Konopnicka – dzieciom i młodzieży”Młodsza grupa (do 12 lat)

I miejsce – Krystyna Tchorowska, Lwów, Szkoła Średnia nr 24;II miejsce – Justyna Dumańska, Lwów, Szkoła Średnia nr 24;– Jana Kropelnicka, Lwów, Szkoła Średnia nr 10;III miejsce – Zofi a Majdan, Lwów, Szkoła Średnia nr 24;– Eryka Turak , Lwów, Kółko plastyczno-recytatorskie „Sowa” przy Sto-

warzyszeniu Polskich Przedsiębiorców Ziemi Lwowskiej;– Andrzej Kramarewski, Lwów, Szkoła Średnia nr 10.

Starsza grupa (od 13 lat)I miejsce – Klaudia Sierpień, , Polska, Radzyń Podlaski, Gimnazjum nr

1 im. Orląt Lwowskich;II miejsce – Izabela Bednarczyk, Polska, Radzyń Podlaski, Gimnazjum

nr 1 im. Orląt Lwowskich;– Adriana Grabowska, Klaudia Sierpień, Polska, Radzyń Podlaski,

Gimnazjum nr1 im. Orląt Lwowskich;III miejsce – Jana Niańkowska, Lwów, Szkoła Średnia nr 10;– Katarzyna Spozowska, Polska, Radzyń Podlaski, Gimnazjum nr1 im.

Orląt Lwowskich;– Anastazja Obuchowa, Lwów, Szkoła Średnia nr 24.

Wyróżnienia: Łukasz Bielecki, Lwów, Kółko plastyczno-recytatorskie „Sowa” przy Sto-

warzyszeniu Polskich Przedsiębiorców Ziemi Lwowskiej;Renata Borszewska, Lwów, Szkoła Średnia nr 10;Julia Dubno, Lwów, Szkoła Średnia nr 24;Waleria Tabaka, Kijow, Szkoła Średnia nr 95;Rusłan Panoczko, Lwów, Szkoła Średnia nr 10;Justyna Dumańska, Lwów, Szkoła Średnia nr 24;Jana Kropelnicka, Lwów, Szkoła Średnia nr 10;Rozalia Bojczuk, Lwów, Szkoła Średnia nr 24.

13www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 13–29 czerwca 2017 nr 11 (279)

ALINA WOZIJANtekst i zdjęcie

Na scenie miejskiego Domu Kultury, w dawnym gmachu Sokoła w Stryju, tym razem wystąpiły ze-społy dziecięce działające przy Pol-skim Kulturalno-Oświatowym Towa-rzystwie „Zgoda” z Borysławia na czele z panią Eleonorą Popowicz, Kulturalno-Oświatowego Centrum im. Juliusza Słowackiego Wspólno-ty Polskiej z miasta Chmielnickiego na czele z Ireną Orłowską, Towa-rzystwa Kultury Polskiej „Pokucie” z Kołomyi na czele z Luizą Matijczyk, Polskiej Sobotniej Szkoły w Sądo-wej Wiszni na czele z Ireną Wentor, Stowarzyszenia Polskich Przedsię-biorców Ziemi Lwowskiej ze Lwowa na czele z Lubą Lewak, Towarzy-stwa Kultury Polskiej im. Francisz-ka Karpińskiego ze Stanisławowa (ob. Iwano-Frankiwska), Gimna-zjum Stowarzyszenia Absolwentów I Liceum Ogólnokształcącego w Przemyślu na czele z dyrektorem Jarosławem Dyrdą oraz Kulturalno-Oświatowego Centrum im. Kornela Makuszyńskiego w Stryju z dyrektor Julią Bojko na czele.

Przez cztery godziny uczest-nicy festiwalu z uwagą podążali za Koziołkiem Matołkiem prze-żywając jego przygody, słuchali wierszy i piosenek tradycyjnych i współczesnych – bardzo po-ważnych, traktujących o prawach dziecka, i wesołych, cyrkowych i karnawałowych, uczestniczyli w

podróży przez Polskę przytupując tańcom różnych jej regionów oraz przypatrywali się polskim zwycza-jom wielkanocnym – chodzeniu z kogutkiem i gaikiem.

Był to 16. Festiwal Polskich Te-atrów Dziecięcych, ale po raz szósty Międzynarodowy. Goście z Przemy-śla specjalnie dla festiwalu przygo-towali przygody Królewny Śnieżki i Krasnoludków – było to ich pierw-sze wystąpienie jako zespołu na scenie. Życzymy, by kontynuowali przygodę z teatrem, bo występ rze-czywiście był udany!

Na otwarcie Festiwalu został od-czytany list gratulacyjny od prezesa Stowarzyszenia Wspólnota Polska z Warszawy Dariusza Piotra Boni-sławskiego.

Konsul Marian Orlikowski w imieniu konsula generalnego RP we Lwowie Rafała Wolskiego przywitał uczestników festiwalu. Z okazji Dnia Dziecka wszystkim mającym poni-żej i powyżej stu lat złożył serdecz-ne życzenia.

- Dzieciom trzeba darować uśmiech, bo jest to jak bateria – im więcej otrzymają uśmiechów w dzie-

ciństwie, tym na dłużej im w życiu starczy – mówił Marian Orlikowski. – Z wiekiem ludzie zapominają o uśmiechu. Coraz mniej się uśmie-chają, coraz bardziej są poważni. Zamiast powiedzieć „cześć”, mówią „witam serdecznie Państwa”. Jako konsul, muszę być poważny.

Ale w Dniu Dziecka nawet po-ważny konsul może ze sceny opo-wiedzieć bajkę o Kubusiu Puchatku.

W imieniu władz miasta Stryja najserdeczniejsze życzenia złożył kierownik wydziału kultury miasta Bogdan Bojko:

- Działalność Kulturalno-Oświa-towego Centrum im. Kornela Maku-szyńskiego jest w mieście znana i znacząca, gdyż wokół Centrum gro-madzi się młodzież, która poprzez drogę do sztuki pozycjonuje siebie. Być może kiedyś ci właśnie ludzie powołają w mieście teatr muzyczno-dramatyczny, na co bardzo liczymy. W Dniu Dziecka życzę wszystkim spełnienia marzeń. Każdy siwy człowiek kiedyś był dzieckiem, a każde dziecko kiedyś dorośnie – to święto łączy nas wszystkich!

- Żeby wszystkie dzieci od Boga miały możliwość dorosnąć, zostać ludźmi dobrymi i szanowanymi – życzyła Julia Kuryłyszyn, kierownik Wydziału Kultury rejonu stryjskiego. – Wszystkim życzę dobra, miłości, wyrozumiałości i szacunku – wów-czas wszystko i u nas, i u naszych sąsiadów będzie dobrze.

- Najważniejszą w teatrze jest gra. A gra – to zabawa. A jeśli jest zabawa – jest uśmiech. Dlatego ży-czymy wam wszystkim dużo, dużo, dużo uśmiechów! – życzyła na za-kończenie Julia Bojko, dyrektor Cen-trum Kulturalno-Oświatowego im. Kornela Makuszyńskiego w Stryju – niezmiennego organizatora Festi-walu Teatrów Dziecięcych „Podaruj Dzieciom Uśmiech”.

Uczestnicy pełni sił, motywacji i nowych pomysłów pożegnali Fe-stiwal, by rozpocząć letni wypoczy-nek i przygotowania do następnych występów teatralnych.

Festiwal „Podaruj Dzieciom Uśmiech”po raz szesnasty w StryjuNa 16. Festiwal Teatrów Dziecięcych „Podaruj Dzieciom Uśmiech”, odbywający się tradycyjnie w Dniu Dziecka 1 czerwca, zjechały do Stryja zespoły teatralne z różnych miast. Zjechały, by jak co roku zobaczyć dokonania kolegów i siebie pokazać.

Występują dzieci z Kółka plastyczno-recytatorskiego „Sowa” przy Stowarzyszeniu Pol-skich Przedsiębiorców Ziemi Lwowskiej

KRZYSZTOF SZYMAŃSKItekst i zdjęcia

W niedzielne popołudnie 7 maja br. na poddaszu przy ul. Rylejewa we Lwowie zebrali się koneserzy sztuki, autorzy prac i stali bywalcy Galerii „Własna Strzecha”, aby po raz kolej-ny podziwiać piękno naszego miasta, okolic i wizji świata, przedstawionej w pracach członków LTPSP. Tym ra-zem lwowscy artyści mieli możliwość zaprezentowania wielu swoich dzieł, ponieważ ich format nie przekraczał w wielu wypadkach formatu A4. Okazuje się, że w takiej małej formie również można zmieścić i przekazać piękno. Potwierdziło to po raz kolejny maksymę, że „małe też jest piękne”.

Można tu było zobaczyć pejzaże, delikatnie oddane kilkoma plamami,

ale niezwykle wymowne. Przedsta-wione były niezwykle precyzyjnie namalowane widoki, z detalami taki-mi, jak listeczki czy źdźbła traw. Za-chwycały swym widokiem studia nad formą i światłem, przedstawiające

gruszkę w jej różnych ustawieniach. Martwa natura porywała misterią wzorów, a prace graficzne – zawiło-ściami linii, tworzącymi pajęczynkę rysunku. Tym razem nie było chyba osób obojętnych na sztukę. Każdy

mógł znaleźć dla siebie to, co mu się podoba, co odpowiada mu tre-ścią i artyzmem przekazu, techniką wykonania, czy kolorystyką.

Jak podkreślił przy otwarciu wy-stawy prezes LTPSP Mieczysław Maławski, prace miały prezentować studia i szkice do przyszłych prac, ale w ich wykonanie artyści włoży-li tyle trudu, że zademonstrowano ukończone dzieła. Obecna na otwar-ciu prezes Federacji Organizacji Pol-skich na Ukrainie Emilia Chmielowa podkreśliła, że cieszy się z tak inten-sywnej działalności Towarzystwa, pogratulowała kolejnej wystawy, a autorom – ich wspaniałych prac.

Na wystawę przybyła zastępca dyrektora sali wystawowej Lwow-skiej Galerii Obrazów Olga Łukow-

ska i przedstawiła towarzyszących jej gości: Ormianina Surena Warda-niana i Francuza Bernarda Quenu.

Po oficjalnym otwarciu wysta-wy można było porozmawiać przy lampce wina, wymienić wrażenia, podyskutować o sztuce i, po prostu, mile spędzić czas w gronie przyjaciół. A przy takiej okazji rodzą się zwykle nowe pomysły, nowe plany, których realizacja przyniesie radość kolej-nego obcowania ze sztuką w Galerii „Własna Strzecha”.

Małe też jest piękneLwowskie Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych święto narodowe 3 Maja uczciło otwar-ciem wystawy prac swoich członków. W Galerii „Własna Strzecha” przedstawiono miniatury – niewielkie prace, przedstawiające różne techniki i dziedziny sztuki malarskiej. Wystawa nosiła tytuł „MiniArt” i udowodniła, że niewielkie formaty również zasługują na uwagę. Aleksander Dworski, Studia

nad gruszką, 2016 r.

KG

Mieczysław Maławski i Olga Łukowska

Eugeniusz Potapow, Lwów, ul. Rylejewa

1413–29 czerwca 2017 nr 11 (279) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Z MARIUSZEM OLBROM-SKIM, literatem, dyrektorem muzeum A. i J. Iwaszkiewi-czów w Stawisku rozmawia-ła ANNA GORDIJEWSKA.

Wrócił Pan z Paryża, gdzie Muzeum A. i J. Iwaszkiewi-czów w Stawisku, którym Pan kieruje, zorganizowało wystawę o Juliuszu Słowac-kim i jego rodzinnym mie-ście – Krzemieńcu. Także se-sję naukową „Słowacki nad Ikwą i Sekwaną”. Jak doszło do realizacji tego przedsię-wzięcia?

Wystawa nosi tytuł „Krzemieniec – Ateny Wołyńskie – miasto Juliusza Słowackiego z kolekcji Stanisława Ledóchowskiego”. Została zorga-nizowana w samym sercu Paryża, w najstarszej i najznakomitszej na-szej instytucji na emigracji, to jest w Bibliotece Polskiej na wyspie św. Ludwika, nieopodal katedry Notre Dame. Mogła tam zostać zaprezen-towana dzięki życzliwości prof. C. Piotra Zaleskiego, prezesa Towa-rzystwa Historyczno-Literackiego, a zarazem dyrektora biblioteki. Została otwarta 4 kwietnia i była tam prezen-towana ponad miesiąc. Komisarzami wystawy są Ewa Cieślak i Małgorza-ta Zawadzka z muzeum w Stawisku. Na wystawie znalazły się unikalne obiekty: dokumenty, mapy, pamiątki historyczne, pierwsze wydania dzieł Juliusza Słowackiego, sztychy, gra-fiki, medale. Wszystkie pochodzą z prywatnej kolekcji Stanisława Ledó-chowskiego, z rodu, który był zwią-zany z Ziemią Krzemieniecką od XVI wieku. Do dziś istnieje pod Krzemień-cem wieś o nazwie Leduchów, będą-ca niegdyś własnością tego rodu, a w samym Krzemieńcu ostał się pałac Ledóchowskich, choć oczywiście jest obecnie nieco przebudowany i nie zachowały się oryginalne wnętrza. Warto dodać, że z tego zasłużonego rodu pochodzi, między innymi, świę-ta Urszula Ledóchowska, założyciel-ka zgromadzenia sióstr urszulanek, zwanych popularnie urszulankami szarymi. Wystawa poprzednio była prezentowana w Stawisku i w Opi-nogórze w Muzeum Romantyzmu. Ekspozycję zawieźliśmy do Paryża, chcąc także w ten sposób włączyć się w obchody 10-lecia Towarzystwa „Kresy we Francji”, które właśnie ob-chodzi tam swój jubileusz.

To już kolejna wystawa o autorze „Kordiana”, którą Pan zorganizował. Skąd ta fascynacja?

Z lektur dzieł Słowackiego. To był naprawdę niezrównany mistrz i wirtu-oz mowy polskiej, wielki dramaturg, mistyk i wizjoner. Wspaniały myśliciel i wielki patriota. Aby to zrozumieć trze-ba Słowackiego po prostu czytać. Nie tylko opracowania, niekiedy bardzo cenne, których jest zresztą ogromna ilość, ale właśnie przede wszystkim same dzieła. Ta fascynacja przerodzi-ła się w moim życiu w szereg działań. To między innymi międzynarodowe spotkania intelektualistów „Dialog Dwóch Kultur”, którego dwudziestą, jubileuszową już edycję, przygotowu-ję razem z żoną Urszulą, na wrzesień

do Krzemieńca. Ale też szereg róż-nych publikacji, że wspomnę tu moją książkę „Lato w Krzemieńcu. Legen-dy znad Ikwy”. Także szereg – jak Pani wspomniała – wystaw. Jedna z najciekawszych, jakie zorganizo-wałem, odbyła się w 2009 roku, w Roku Słowackiego. Miała ona miejsce w Muzeum Narodowym Ziemi Prze-myskiej w Przemyślu. Znalazły się na niej, miedzy innymi, po raz pierwszy udostępnione, na moja prośbę, przez Kaspra Pawlikowskiego, z jego pry-watnych zbiorów, nieznane rękopisy Słowackiego. Były to fragmenty „Króla ducha”, a także dwa rysunki Słowac-kiego z podróży na Bliski Wschód. Przez jakiś czas te rękopisy leżały w moim domu, zanim przekazałem je na wystawę. To było coś niezwykłego. Ale także paryska wystawa ma swój przedziwny początek. Oto któregoś dnia, w ubiegłym roku, dość przy-padkowo znalazłem się w domu pań-stwa Ledóchowskich, dworku, pięk-nie urządzonym, a rozmowa, która trwała kilka godzin, zeszła w końcu na temat twórczości Słowackiego. I wtedy zapytałem pana Stanisława, czy nie ma pamiątek związanych z Krzemieńcem i rodem Słowackich. Powiedział, że się nad tym zastanowi, że potrzebuje trochę czasu. Po kilku dniach przywiózł do Stawiska kilka-naście pudeł wypełnionych świetnymi eksponatami, których nigdy wcześniej nikomu nie udostępniał. I tak powstała pierwsza wystawa, tak się zaczęła na-sza współpraca. Ale ta wystawa pary-ska, jest rzeczywiście wyjątkowa.

Dlaczego?Z kilku powodów. Pamiątki po Ju-

liuszu Słowackim wróciły w miejsce związane bezpośrednio z biografią tego artysty. Po wybuchu powstania listopadowego Słowacki wyjechał z Warszawy do Paryża z misją dy-plomatyczną.. Wkrótce jednak jako kurier dyplomatyczny Rządu Naro-dowego udał się do Drezna, Paryża i Londynu. Nigdy już do Polski nie wrócił, do końca życia pozostał na emigracji. Po wypełnieniu misji dy-plomatycznej w Londynie, Słowacki osiadł w 1831 roku Paryżu. Rok póź-niej właśnie w Paryżu opublikował tom I i II „Poezji”. Po wydaniu „Po-ezji” od grudnia 1832 do lutego 1836 przebywał i tworzył w Szwajcarii, w latach 1836–39 podróżował z kolei do Rzymu, na Bliski Wschód, później przebywał jakiś czas we Florencji. Jednak od 1838 roku aż do śmierci 3 kwietnia 1849 roku, a więc przez dziesięć lat mieszkał i bardzo inten-sywnie tworzył, mimo nieustannie pogarszającego się stanu zdrowia, w Paryżu. To właśnie w stolicy Francji rozwinął szczególnie ożywioną dzia-łalność wydawniczą i twórczą, publi-kując kolejno utwory. Nad Sekwaną m.in. powstały dramaty: „Mazepa”, „Lilia Weneda”, „Balladyna” „Fanta-zy”, dramaty mistyczne „Ksiądz Ma-rek”, „Sen srebrny Salomei”, a także poemat dygresyjny „Beniowski”, póź-niej dzieła mistyczne „Genezis z du-cha”, „Króla Ducha”, liczne wiersze. Pośród wymienionych dzieł, z któ-rych niektóre uchodzą za szczytowe

osiągnięcia twórcze Słowackiego, te-matyka kresowa dominuje w „Maze-pie”, w „Księdzu Marku”, „Śnie srebr-nym Salomei” oraz we fragmentach „Beniowskiego”. Brał także czynny udział w życiu polskiej emigracji. Należał przez pewien okres do Koła Towiańczyków. Był, między innymi, członkiem Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu, które powo-łało do istnienia Bibliotekę Polską w 1838 roku. Znad Sekwany kierował swe piękne listy do Salomei, swej ukochanej matki, do Krzemieńca. Właśnie dzięki tej wystawie Krzemie-niec niejako zagościł nad Sekwaną. Słowacki niejako „wrócił” do Biblio-teki Polskiej, przecież do miejsca szczególnie mu bliskiego i drogiego jego sercu. Wernisażowi wystawy towarzyszyła sesja naukowa „Sło-wacki nad Ikwą i Sekwaną”, na której wygłoszono trzy referaty tematycznie związane z treścią wystawy.

Jak wygląda Biblioteka Polska?

Od 1853 roku instytucja ma swo-ją siedzibę w pięknej, czteropiętrowej kamienicy, z podwórkiem wewnętrz-nym, której okna spoglądają w nurty Sekwany. Dalej widać jedną z naj-wspanialszych katedr świata... Wnę-trza kryją skarby kultury polskiej: po-nad 250 tys. starodruków i książek, pięć tysięcy rękopisów, w tym Adama Mickiewicza, Chopina i Norwida. Wie-le tysięcy map, atlasów; także cieka-we muzea: Fryderyka Chopina, Ada-ma Mickiewicza. W czasie montażu wspomnianej wystawy, w przerwach,

także później, dzięki życzliwości pra-cowników biblioteki, chodziłem długo samotnie po wnętrzach, zamkniętych dla zwiedzających, ekspozycji mu-zealnych. Szczególnie urzekło mnie biurko Adama Mickiewicza, skromne, na którym napisał w Paryżu „Pana Tadeusza”.

Czy w Paryżu istnieją ja-kieś inne miejsca związane z Juliuszem Słowackim?

Tak. Przede wszystkim Cmen-tarz Montmartre, gdzie zachował się grób Juliusza Słowackiego. Jest bardzo dobrze utrzymany, odrestau-rowany. Z medalionem przedstawia-jącym poetę. Byliśmy tam razem z przyjaciółmi. Długo chodziliśmy po alejach. Ileż tam grobowców pol-skich, powstańców, wielkich patrio-tów… Jak wiadomo prochy poety, w 1927 roku, z inicjatywy marszał-ka Józefa Piłsudskiego, wielkiego znawcy i wielbiciela twórczości Sło-wackiego, zostały przeniesione na Wawel. Był to chyba najwspanialszy pogrzeb w dziejach kultury polskiej. Trwał dwa tygodnie, zakończył się na dziedzińcu Wawelu wielką mową marszałka, zakończoną rozkazem do generałów: „Panowie weźcie tę trumnę na ramiona i zanieście do krypt Wawelu, bo duchem równy był królom”… Ale grobowiec Słowac-kiego w Paryżu pozostał. Kiedy tam byliśmy – były na nim świeże kwiaty. Inną pamiątką jest marmurowa ta-blica z wizerunkiem wieszcza w ko-ściele „polskim”. Pod wizerunkiem widnieją jakże przejmujące słowa z wiersza Słowackiego:Polsko, kiedy już nieprzytomniBędziemy, ty o nas wspomnij, o wspomnij!Bo myśmy z twego zrobili nazwiskaPacierz, co płacze, i piorun co błyska.

Właśnie w tym kościele 2 kwiet-nia w 12. rocznicę śmierci Jana Pawła II, a także prawie w kolejną rocznicę ślubów Jana Kazimierza w katedrze lwowskiej, odbyła się uroczystość wprowadzenia kopii wi-zerunku Matki Bożej ze Lwowa do kościoła „polskiego” w Paryżu. Pa-ryską kopię namalował konserwator z Lubaczowa pan Jerzy Plucha. Zło-cone ramy zafundowało Stowarzy-szenie Wspólnota Polska – oddział w Warszawie. Uroczystość odbyła się też w czasie jubileuszu 10-lecia Towarzystwa „Kresy we Francji”. Trzeba przypomnieć, że kopię wi-zerunku Matki Boskiej Łaskawej znajdującą się we Lwowie korono-wał Jan Paweł II w czasie pamiętnej mszy św. na hipodromie w czerwcu 2001, a wcześniej na Jasnej Górze koronował kopię obrazu Matki Bo-skiej Łaskawej znajdującą się obec-nie w konkatedrze w Lubaczowie. Nie można też nie przypomnieć, że to Juliusz Słowacki przepowiedział w swym wizyjnym wierszu z 1848 roku „Pośród niesnasków Pan Bóg uderza w ogromny dzwon” polskie-go papieża. Także to, że z kolei młody Karol Wojtyła był szczególnie zafascynowany twórczością Wiel-kiego Krzemieńczanina, jeszcze w dzieciństwie i wczesnej młodości. Znał na pamięć utwory i fragmenty:

Rozmowy kuriera

Między krzemieńcem a Paryżem

Mariusz Olbromski przy pomniku Juliusza Słowackiego na cmentarzu w Paryżuz a

rchiw

um pr

ywatn

ego M

arius

za O

lbrom

skieg

o

15www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 13–29 czerwca 2017 nr 11 (279)

„Kordiana”, „Balladyny” „Króla Du-cha”, bo grał w dramatach Słowac-kiego role teatralne jeszcze w Wa-dowicach, później w czasie okupacji hitlerowskiej w Krakowie. Między in-nymi na pięknie języka Słowackiego kształtował swój smak artystyczny.

A więc cała ta uroczystość miała wiele kontekstów reli-gijnych i kulturowych?

Tak, to wszystko było bardzo nie-zwykłe, niosące wiele głębokich tre-ści. Zwłaszcza, że ten, który składał śluby lwowskie, to znaczy król Jan II Kazimierz Waza, po abdykacji zmarł w Paryżu 16 grudnia 1672 roku. I tutaj, niedaleko od kościoła „polskie-go”, w prastarej świątyni opactwa Saint Germain des Pres spoczywa jego serce, a także znajduje się jego bardzo okazały pomnik i pamiątkowa tablica w dwóch językach. Akurat, w czasie uroczystości wprowadzenia i poświęcenia Wizerunku Matki Bo-skiej Łaskawej do kościoła „polskie-go” miałem honor odczytać akt ślu-bów Jana Kazimierza. Oczywiście, głos mi mocno drżał z przejęcia.

Czy istnieją w Paryżu miejsca inne, niż Pan wspo-mniał, związane szczególnie z kulturą polską?

Tak, jest ich bardzo wiele, trud-no je wszystkie choćby w jednym zdaniu wymienić. To piękny temat na jeszcze jedną, osobną rozmowę.

W takim razie dziękuję. I mam nadzieję na kontynu-ację tego dialogu…

Ja również. Bardzo dziękuję.

JURIJ SMIRNOW

We Lwowie gościł dr hab. An-drzej Betlej, dyrektor Muzeum Na-rodowego w Krakowie. Była to jego pierwsza wizyta w randze dyrektora, choć w badania nad dziejami sztuki na Kresach Południowo-Wschodnich jest zaangażowany od wielu lat, a właściwie przez całą swoją działal-ność naukową. Przyjeżdżał do Lwo-wa i na tereny Ukrainy Zachodniej jeszcze jako student Uniwersytetu Jagiellońskiego w ekipie kierowanej przez Jana Ostrowskiego, a teraz już od wielu lat przywozi tu na prak-tyki swoich studentów.

Andrzej Betlej uzyskał w 1999 roku na UJ tytuł doktora pod kierow-nictwem prof. Jana Ostrowskiego. W 2011 roku Rada Wydziału Histo-rycznego UJ nadała mu tytuł doktora habilitowanego. W latach 2012-2016 pełnił funkcję dyrektora Instytutu Hi-storii Sztuki UJ. Od 1 stycznia 2017 roku jest dyrektorem Muzeum Naro-dowego w Krakowie.

Andrzej Betlej jest specjalistą w zakresie ochrony polskiego dzie-dzictwa artystycznego, zwłaszcza na Ziemiach Wschodnich dawnej Rzeczypospolitej, jest autorem i redaktorem ponad 100 opracowań monografi cznych dotyczących tego tematu oraz historii mecenatu kultu-ralnego i kolekcjonerstwa. Wiele pu-blikacji poświęcił sztuce nowożytnej. Dyrektor Betlej przygotował ponad 20 ekspedycji naukowych na Ukrainę oraz kilkanaście konferencji nauko-wych. Jest członkiem Rady Muzeum Zamek Królewski na Wawelu, Komi-sji Historii Sztuki PAU, redaktorem naczelnym pisma „Modus. Prace z historii sztuki”. Jest współredaktorem serii wydawniczych „Sztuka Kresów Wschodnich”, „Materiały do dziejów sztuki i kultury XVII-XVIII wieku”, mo-nografi i „Paweł Giżycki SJ – architekt polski XVIII wieku” (2003), „Jabłonow-scy a sztuka w XVIII wieku” (2010) i wielu innych artykułów naukowych. Bierze udział w opracowaniu i wy-daniu „Materiałów do dziejów sztuki sakralnej na Ziemiach Wschodnich dawnej Rzeczypospolitej” – wyda-nych zostało już 23 tomy tej pracy zbiorowej pt. „Kościoły i klasztory rzymskokatolickie dawnego woje-wództwa ruskiego” pod redakcją prof. Jana Ostrowskiego.

Andrzej Betlej powiedział, że tym razem przyjechał do Lwowa na roz-mowy z dyrektorami muzeów lwow-skich. Interesują go wspólne projekty. W Muzeum Narodowym w Krakowie rozpoczęto przygotowania nad mono-grafi czną wystawą Szymona Czecho-wicza (1689-1775), polskiego malarza XVIII wieku, która zostanie otwarta w 2019 roku. Dyrektor Betlej zamierza przygotować tę wystawę jako wspól-ny projekt z Lwowską Galerią Sztuki, która dysponuje pokaźną liczbą dzieł Czechowicza. Część z nich zosta-ła pokazana na wystawie „Skarby zamku w Podhorcach”. Swego czasu

tak zwana Sala Zielona pałacu pod-horeckiego była salą Czechowicza, nieformalnym muzeum tego artysty, właściwie największego malarza pol-skiego XVIII wieku, wykształconego w Rzymie, malującego obrazy dla wielu rodów magnackich, i dla wie-lu zleceniodawców kościelnych. W zamku w Podhorcach znajdowały się dzieła, które Czechowicz wykonał na zlecenie rodziny Rzewuskich. Często są to kopie dzieł mistrzów włoskich i niderlandzkich. Wyjątkowe są mode-le wielkich kompozycji obrazowych. Wszystko to teraz znajduje się w ma-gazynach lwowskiej Galerii Sztuki i po raz pierwszy od 70 lat zostało poka-zane na wystawie we Lwowie. Wysta-wa ta jest początkiem naszej wspól-nej drogi do wystawy Czechowicza w Krakowie, która po prezentacji w Mu-zeum Narodowym może pojawić się również we Lwowskiej Galerii Sztuki, i nie tylko tam.

Dyrektor Andrzej Betlej wziął udział w uroczystości otwarcia wy-stawy „Skarby zamku w Podhor-cach” i wyraził wielkie zadowolenie, że skarby tego zamku zostały urato-wane i pokazane publicznie. Wysta-wa przede wszystkim uświadamia nam i przybliża bogactwo sztuki w jednej z najważniejszych rezydencji magnackich na Ziemiach Wschod-nich dawnej Rzeczypospolitej. Poka-zuje też wszechstronność tej kolekcji.

- Wystawa spełnia jak najbardziej moje oczekiwania – powiedział An-drzej Betlej. – Ale trzeba pamiętać, że pokazano tylko część zbiorów, większą część zbiorów malarskich. W zbiorach Lwowskiej Galerii Sztuki znajduje się też wyposażenie pałacu, czyli meble pałacowe. Rozumiem, że ta wystawa jest początkiem wielkiego projektu przywrócenia świetności tej rezydencji, która może stać się czymś

znaczącym na mapie nie tylko tury-stycznej, ale również na mapie kultu-ralnej obszaru Ukrainy Zachodniej.

Oprócz projektu wystawy Cze-chowicza dyrektor Betlej ma jeszcze inne twórcze plany.

- Cały czas współpracujemy z muzeami lwowskimi – mówi. – Na przykład, w salach Muzeum Narodo-wego w Krakowie jest teraz prezento-wana wystawa „Skarby baroku. Mię-dzy Bratysławą a Krakowem”. Dzięki uprzejmości Lwowskiej Galerii sztuki wypożyczono na tę wystawę kilka-naście obrazów znajdujących się we Lwowskiej Galerii. Są to między in-nymi dzieła słynnego Franza Antona Maulbertscha. Ta droga wspólnych wypożyczeń pozwoli zbudować nam bardzo trwałą współpracę.

Wśród projektów współpracy uwagę dyrektora Betleja zajmuje monografi czna wystawa lwowskie-go ukraińskiego malarza Iwana Trusza. Dyrektor jest po wstępnych rozmowach z kierownictwem lwow-skiego Muzeum Narodowego im. A. Szeptyckiego, które właśnie przy-gotowuje taką wystawę ze swoich zbiorów. Polska krakowska publicz-ność z wielkim zainteresowaniem chciałaby zobaczyć tę wystawę po jej pokazaniu we Lwowie. Jest to jeszcze jeden wspólny projekt ukra-ińsko-polski.

2017 rok w Muzeum Narodowym w Krakowie jest rokiem obfi tującym w różne wystawy i wydarzenia. Obecnie trwają trzy wielkie znaczące wystawy, mianowicie „Skarby baroku” i ekspo-zycja japońskich grafi ki i drzeworytu o tematyce poświęconej kobiecie. Trzecia wystawa zatytułowana „Po-tęga awangardy” została otwarta kil-ka dni temu. Na niej przedstawione są dzieła takich wybitnych artystów jak Malewicz, Kandinsky, Munk. To

wystawa z całej Europy, ale również z wielu polskich muzeów. Koncepcja wystawy – pokazanie jedności kul-turalnej polskich awangardowych, nowoczesnych prądów początku XX, a nawet początku XXI wieku, z awan-gardą całej Europy.

W kwietniu br. została otwarta wystawa pod nazwą „Najcenniej-sze”. Prezentuje się na niej przekrój kolekcji książąt Czartoryskich. Jak wiadomo, w grudniu 2016 roku Pań-stwo Polskie nabyło kolekcję Czarto-ryskich i tą wystawą muzeum chce podkreślić znaczenie tego wyjątko-wego wydarzenia. Kolekcja od 2010 roku była rozproszona po różnych muzeach. Pierwotnie całość znajdo-wała się w pałacu Czartoryskich, ale w 2010 roku pałac został zamknięty na remont, który jeszcze nie został zakończony. Teraz dzieła sztuki wra-cają do Krakowa i można je będzie zobaczyć w zespole i w aranżacji muzeum Czartoryskich.

W maju w Muzeum Narodowym została otwarta bardzo ważna wy-stawa pod tytułem „Dziedzictwo”. Wystawa będzie wydarzeniem to-warzyszącym do ogólnoświatowego zjazdu UNESCO, który odbędzie się w Krakowie w lipcu. Przy tym ma ona znaczenie szersze dla polskiego mu-zealnictwa – ma pokazać to, co Pola-cy rozumieją jako dziedzictwo, poka-zać jak europejskie jest dziedzictwo polskie. Będzie to monumentalna wystawa, zostanie na niej przed-stawionych ponad 600 obiektów, ukazujących wszystkie aspekty funk-cjonowania dziedzictwa polskiego. Główne tematy wystawy – to kultura, język, geografi a. Będą pokazane rze-czy, które nigdy nie były wystawiane, nieraz zaskakujące.

- Natomiast pod koniec 2017 roku Muzeum Narodowe pokaże wielką, największą od 1945 roku wystawę dzieł Stanisława Wyspiań-skiego. Będzie można obejrzeć wszystko, co Muzeum Narodowe ma w swoich zbiorach związane z Wyspiańskim, a jest to ponad 900 obiektów. To naprawdę monumental-na, monografi czna wystawa. Powin-na cieszyć się dużą popularnością. W Krakowie rok 2017 obchodzimy jako rok Wyspiańskiego i wystawa powinna stać się mocnym akcentem tych obchodów, ukazującym ge-nialność tego artysty. Kraków może szczycić się tym, że jest miastem Wyspiańskiego, jak Praga miastem Muchy, a Wiedeń – Klimta – mówi Andrzej Betlej.

Dyrektor Andrzej Betlej wyraził nadzieję, że wyżej prezentowane wystawy zainteresują również Ukra-ińców. W Krakowie zawsze na nich czekają. Są też wszystkie przesłanki dobrej płodnej współpracy krakow-skich i lwowskich muzeów, krakow-skich i lwowskich naukowców i mu-zealników. Zresztą jest to wielowie-kowa tradycja i kilka powojennych dziesięcioleci nie mogą tej tradycję ani wykreślić, ani przerwać.

Na cmentarzu MontmartreJeśli pozostała tu choć grudkaProchu przepojona duchem wielkim,Ta ziemia nadal święta jestI wciąż gromadzi myśli, nadal woła,Aby w zadumie klęknąćI wspomnieć wizje Słowackiego Te strofy lotne pięknem,Błyskawicowym lśnieniem,Postaci, które mocą ducha wskrzesiłI stare lutnie pobudzone w stepachA napełnione nowym brzmieniem.Tak wsłuchać się tutaj, teraz,W starych kamieni milczenie,By pojąć dawny głos z Krzemieńca,Powroty bez powrotu – coraz inne – Rzuty miłosne – strofy serdeczneAż po ostatnie tchnienie.

W bibliotece polskiejJak skromne to biurko, na które spłynęła Strumieniem głosek kryształowych mowa,Nad którym pochylała się Adama głowa,Skrzypiało pióro, tańczyła świecy aureola,Gdy księżyc nad Paryżem cicho żeglował,Ten sam i nie ten sam, co knieje Litwy,Nowogrodek srebrzył, ulotnie szkicował.Jak skromne te drobiazgi w szufl adzie,Przycisk, który kształt każdej litery całował,Gdy kosmos „Pana Tadeusza” się rodził,I tkliwą tęsknotą obejmował ziemię rodzinną.Za oknem barki krążą, wstęga szmaragdówSekwany zmiennie, ciągle przepływa…A pałac z kryształu słów na biurku wzniesionyTrwa i zachwyca. Nowe serca przyzywa...

MARIUSZ OLBROMSKI

Lwowskie rozmowy z Andrzejem BetlejemJesteśmy świadkami rozwoju intensywnej współpracy kulturalnej między Polską a Lwowem. W pełnej mierze dotyczy to współpracy muzeów lwowskich z muzeami zza zachodniej granicy. Proces ten nie tylko nasila się z każdym rokiem, ale też jest kontynuacją wiekowych powiązań kulturowych naszego miasta z sąsiadami, szczególnie z Krakowem jako bardzo silnym ośrodkiem sztuki i nauki, promieniującym na cały region Europy Środkowej. Charakterystycznym obja-wem tej współpracy są wystawy dzieł sztuki z muzeów lwowskich w Polsce i z muzeów polskich we Lwowie, a także wizyty naukowe polskich historyków sztuki i muzealników do Lwowa i lwowskich do Polski.

Andrzej Betlej

mnk.p

l

1613–29 czerwca 2017 nr 11 (279) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Rozmowy kuriera

KRZYSZTOF SZYMAŃSKI

Dziękujemy, Panie konsu-lu, że zgodził się Pan udzie-lić wywiadu dla Czytelników Kuriera Galicyjskiego. Przy-gotowaliśmy kilka pytań, od-powiedzi na które przybliżą postać nowego konsula ge-neralnego RP we Lwowie.

Od dzieciństwa związa-ny jest Pan z Olsztynem. To miasto leży też na swoistych Kresach. Czy postrzega Pan analogię z tymi Kresami na Ukrainie?

Bardzo miło mi być gościem Ku-riera Galicyjskiego. Od dawna jestem czytelnikiem Waszej gazety i jest mi przyjemnie, że w tej formie będę mógł zwrócić się do czytelników, ale i porozmawiać z tymi, którzy oglądają materiały filmowe Kuriera.

Olsztyn jest miastem szcze-gólnym i położonym faktycznie na obecnych kresach północnych Pol-ski. Terminologia taka nie jest niczym nowym, wybitny geograf, Lwowianin, Eugeniusz Romer, wydał w 1919 r. monografię „Polacy na Kresach Pomorskich i Pojeziernych” i miał na myśli właśnie dzisiejsze Warmię i Mazury. W Olsztynie stykały się różne tradycje i różne kultury. Po II wojnie światowej osiedlili się tam Polacy z różnych terenów, a i lokalni mieszkańcy też nie byli jednorodni pod względem narodowym, wyzna-niowym czy językowym. Wokół moje-go domu rodzinnego mieszkali sąsie-dzi pochodzący ze Lwowa, z Wilna, z Dyneburga (obecnie Daugavpils na Łotwie – red.), rodowita Niemka, mieszkająca w Olsztynie jeszcze od czasów przedwojennych oraz wysie-dleńcy spod Równego. Moja rodzina po ojcu również wywodzi się z tych dalekich Kresów – z Kijowszczyzny, a moja matka urodziła się i wycho-wała na Pomorzu, na samej granicy niemieckiej. Wobec tego moje do-świadczenia „kresowości” nie ogra-niczały się do dawnych ziem połu-dniowo-wschodnich. Doświadczenie Kresów i pogranicza było dla mnie czymś oczywistym i w jakiś sposób mnie ukształtowało.

W jednym z artykułów o Panu przeczytałem, że „in-teresował się Pan historią od dziecka”. Czy był to jakiś wybrany okres w historii, czy generalnie historia Polski?

Wyrosłem w rodzinie bardzo pa-triotycznej i bardzo przywiązanej do tradycji. Mój nieżyjący już ojciec był żołnierzem AK. Często słuchałem jego opowieści. Jako harcerz i żoł-nierz Szarych Szeregów miał okazję zetknąć się z legendarnym „Zośką”, Tadeuszem Zawadzkim; był uczest-nikiem potyczki pod Sieczychami, w której „Zośka”, zginął. Moi obaj dziadkowie brali udział w wojnie 1920

roku, jeden jako żołnierz Wojsk Wiel-kopolskich, a drugi był ochotnikiem, strzelcem kaniowskim. Zatem historia XX wieku była dla mnie czymś oczy-wistym. W wyniku wojen moja rodzina straciła znaczną większość rodzin-nych pamiątek materialnych, ale mój ojciec i brat gromadzili różne zabytki – stare książki, przedmioty historycz-ne. To też wzmogło i moje zaintere-sowania. Jako nastolatek namiętnie kolekcjonowałem znaczki i monety, a to znakomite nośniki historii.

Wobec tego jeszcze jako uczeń liceum podjąłem decyzję, że będę studiował historię. W II klasie liceum wziąłem udział w olimpiadzie histo-rycznej, której laureatem zostałem, co wówczas gwarantowało wstęp bez egzaminu na studia historyczne. Instytut Historyczny Uniwersytetu Warszawskiego był wyborem w pełni świadomym. Teraz, po latach, trochę żałuję, że ostatecznie nie wybrałem ścieżki naukowej. W moich pracach historycznych interesowałem się hi-storią regionalną terenów, na których wyrosłem – Warmii i Mazur, czyli dawnych Prus Książęcych. Również bardzo interesowała mnie historia tych ziem, z których wywodzi się moja rodzina – Ukrainy Naddnieprzańskiej. Te ziemie zawsze były obecne w ro-dzinnych opowieściach, w „Trylogii” Sienkiewicza, w książkach Michała Czajkowskiego, Henryka Rzewuskie-go. To mnie fascynowało.

Przez wiele lat studiował Pan stosunki polsko-nie-mieckie. Czy uważa Pan, że możliwe są podobne stosun-ki pomiędzy Polską i Ukra-iną?

Oczywiście, że są możliwe, cho-ciaż analogie nie są proste. Niemcy i Ukraińcy są narodami w nowocze-snym sensie stosunkowo młodymi. Państwo niemieckie w obecnym

kształcie istnieje od niecałych 150 lat, a państwo ukraińskie w następnym roku będzie obchodzić swoje stule-cie. Różnią się te państwa również okresem braku suwerenności. Sto-sunki naszych państw w obu przy-padkach są bardzo dobre na pozio-mie społeczeństw. Wielkie znaczenie ma tu współpraca na poziomie sa-morządów. Szczególnym elementem naszej współpracy jest wymiana mło-dzieży. O ile w przypadku Niemiec instytucjonalne jej wsparcie trwa już od początku lat 90, to z Ukrainą ten proces dopiero się rozpoczyna, ale już mamy dobre wyniki.

Cieszę się bardzo, że naszą współpracę z Ukrainą kształtują insty-tucje naukowe. Tu we Lwowie wspa-niale rozwija się współpraca Lwow-skiej Narodowej Naukowej Biblioteki Ukrainy im. Wasyla Stefanyka z Za-kładem Narodowym im. Ossolińskich we Wrocławiu, do 1945 roku miesz-czącym się we Lwowie. Imponująco rozwija się współpraca kulturalna podmiotów z naszych trzech krajów. Polskie i niemieckie muzea od lat mają ze sobą bardzo bliskie kontak-ty. Podobnie placówki polskie i ukra-ińskie, nie ma chyba we Lwowie mu-zeum, które by nie miało związków z polskimi odpowiednikami.

Chociaż trudno jest porównać nasze stosunki, to uważam, że nasze doświadczenia współpracy polsko-niemieckiej w wielu dziedzinach po-winniśmy przenosić na grunt ukraiń-ski. Wydaje mi się, że to się odbywa i najważniejsze, żeby być otwartym, co pokazała przed ponad półwie-czem wymiana listów pomiędzy epi-skopatami Polski i Niemiec. Ona też uczy dojrzałości i prowadzenia dialo-gu, a nie dwóch monologów.

Czy w obecnych warun-kach możliwe jest zwiększe-nie polskich inwestycji na

Ukrainie? I co w tym celu należałoby zrobić?

Inwestor potrzebuje jednej rze-czy – bezpieczeństwa prowadzone-go przez siebie interesu. Od ponad trzech lat Ukraina bardzo intensyw-nie pracuje nad tym, żeby poprawić warunki inwestowania – w sensie bezpieczeństwa prawnego inwesty-cji. Trudno już o porównania z sytu-acją sprzed kilku lat, gdy miały miej-sce siłowe przejęcia firm inwestorów zagranicznych czy „ataki” skorumpo-wanych organów fiskalnych na firmy zagraniczne. Dziś sytuacja uległa odczuwalnej poprawie.

Inwestor powinien mieć świado-mość, że będzie mógł funkcjonować na rynku, nie będąc dyskryminowa-nym. To zabezpiecza nam Umowa Stowarzyszeniowa Ukrainy z UE. Ten dokument już stworzył ramy dla suk-cesu zagranicznego biznesmena na Ukrainie. Należy sobie też uświado-mić, że biznes to nie tylko duże firmy, ale i przede wszystkim małe i średnie. I to właśnie takich firm widzimy we Lwowie coraz więcej, i coraz więcej towarów wyprodukowanych przez takie firmy w Polsce. Żywię wielką nadzieję, że po kilku latach będzie-my mieli wzrost polskich inwestycji na rynku ukraińskim poprzez wpływ kapitału, nowych technologii i koope-racji. Podstawą tej współpracy będą nowe technologie, bez których nie jest możliwy rozwój produkcji.

Za kilka dni obywatele Ukrainy będą mogli podró-żować do Polski bez wiz. Czy wpłynie to na liczebność wydziału wizowego Konsu-latu?

Nie przewidujemy znacznego spadku wydawanych wiz. Do końca maja tego roku wydaliśmy wiz w przy-bliżeniu tyle, co w całym pierwszym półroczu roku ubiegłego. Ponad poło-

wa wiz przez nas udzielanych to wizy krajowe na pobyty długoterminowe w Polsce. Tych wizy nie obejmie znie-sienie obowiązku wizowego, gdyż wydawane są osobom, które udają się do Polski na dłużej niż 90 dni, tj. jadą uczyć się, pracować, w odwie-dziny do rodziny, na leczenie czy od-poczynek. Trzeba tu powiedzieć, że na razie większość obywateli Ukrainy nie posiada paszportów biometrycz-nych, toteż będą oni potrzebowali wiz na przekroczenie granicy.

W jaki sposób obywa-tel Ukrainy, przekraczający granice może przeciwstawić się arogancji polskich służb granicznych?

Konsulat Rzeczypospolitej zaj-muje się opieką i pomocą obywa-telom polskim na terenie Ukrainy, wobec tego trudno mi udzielać rad obywatelom tego kraju na czas ich podróży do Polski. Ukraina ma w Polsce znakomicie funkcjonujące konsulaty i tam należy szukać po-mocy w takich przypadkach. Przy-pominam wreszcie, że MSZ RP nie nadzoruje działań służb granicznych, więc ewentualne skargi na funkcjo-nariuszy tych służb należy kierować do ich przełożonych. Polskie służby graniczne i celne mają rozbudowany system przyjmowania takich skarg. Takie informacje są dostępne bezpo-średnio na przejściach granicznych lub na stronach internetowych Straży Granicznej RP i administracji celno-skarbowej.

Zwracam też uwagę, że często kierowane są do nas odwołania od decyzji Straży Granicznej o cofnięciu bądź unieważnieniu wizy. Na każdej takiej decyzji wskazane jest, w jaki sposób można się od niej odwołać. Organem odwoławczym nie jest w takim przypadku konsul.

W jednym z wywiadów powiedział Pan, że „Lwów – to miejsce szczególne dla każdego Polaka”. Proszę rozwinąć tę wypowiedź?

Lwów, przede wszystkim, leżąc przez wiele stuleci w obszarze pań-stwowości, kultury i języka polskiego zgromadził w swoich murach wielką liczbę znakomitych Polaków, ludzi wybitnych, którzy byli współtwórcami polskiej tożsamości. Bez nich Polska i Polacy nie byli by tacy, jakimi są. Wystarczy wejść za bramę Cmen-tarza Łyczakowskiego, aby co krok spotykać nagrobki wielkich Polaków: Stefan Banach, Maria Konopnicka, znany każdemu z wiersza Mickiewi-cza Julian Ordon. Krocząc po ulicach Lwowa, natykamy się co chwila na polskie nazwiska – ulica Kopernika, ulica Kościuszki, i tablice upamiętnia-jące wielkich Polaków.

Lwów dla Polski ma nie tylko znaczenie historyczne i kulturowe. Lwów – to brama do południowo-wschodniej Europy. Przez Lwów je-

Wywiad z konsulem generalnym RP we Lwowie Rafałem WolskimLwów, przede wszystkim, leżąc przez wiele stuleci w obszarze państwowości, kultury i języka polskiego zgromadził w swoich murach wielką liczbę znakomitych Polaków, ludzi wybitnych, którzy byli współtwórcami polskiej tożsamości. Bez nich Polska i Polacy nie byli by tacy, jakimi są.

Konsul generalny RP we Lwowie Rafał Wolski (od lewej) rozmawia z Krzysztofem Szy-mańskim

Euge

niusz

Sało

17www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 13–29 czerwca 2017 nr 11 (279)

dziemy na Bałkany, jedziemy w głąb Ukrainy. Lwów nadal spełnia tę swoją średniowieczną rolę – wielkiego wę-zła na szlakach komunikacyjnych. I bardzo dobrze, że obecni mieszkańcy Lwowa kultywują te dawne tradycje i starają się, żeby miasto było wielkim, żywym ośrodkiem, które promieniuje daleko poza granice Ukrainy.

Stwierdził Pan również, że „Lwów jest bardzo waż-nym miastem dla Ukrainy?”

To, co wymieniłem przed chwi-lą, jest tak samo ważne dla Ukrainy. Położenie tego miasta, jego otwar-tość, jego potencjał gospodarczy, ludzki, kulturalny. Bez Lwowa nie można wyobrazić sobie współcze-snej Ukrainy i bez Lwowa nie można wyobrazić sobie współczesnej Euro-py środkowo-wschodniej.

Przez pewien okres pra-cował Pan jako asystent prezydenta Warszawy i miał możliwość zapoznania się z działalnością samorządu. Co mógłby Pan powiedzieć o działalności samorządu lwowskiego?

Pracowałem nie tylko jako asy-stent prezydenta w Urzędzie ów-czesnej Gminy Warszawa-Centrum, ale również w samorządzie woje-wództwa warmińsko-mazurskiego. Zajmowałem się tam współpracą międzynarodową. „Od wewnątrz” znam zatem dwa szczeble polskiego samorządu – gminny i wojewódzki. Mogę powiedzieć tylko tyle, że jestem pełen uznania dla tych ukraińskich działaczy samorządowych i polityków lokalnych, którzy pracują nad tym, aby doprowadzić do samodzielności, tak-że fi nansowej, samorządów różnych szczebli. Samorządy lokalne dzięki poszerzeniu swoich kompetencji osiągną bardzo wiele, korzystając z doświadczeń sąsiednich krajów. Pol-ska jest najlepszym przykładem, ja-kie korzyści może przynieść reforma samorządowa. Wystarczy pojechać do dowolnego polskiego regionu, aby zrozumieć, jak bardzo pozytywnie wpłynęła na jego rozwój samorząd-ność.

Jesteśmy gotowi podzielić się tymi doświadczeniami. Od 2014 roku liczni polscy eksperci, doświadczeni samorządowcy, naukowcy, politycy lokalni przekazują Ukrainie i ukraiń-skim regionom swoje doświadczenia i sugerują najlepsze rozwiązania systemowe. Kluczem do rozwoju regionalnego są bowiem samorządy uzbrojone w przejrzyste kompetencje i własne dochody.

Podczas swojej bytności na Ukrainie zapewne wielo-krotnie odwiedzał Pan Lwów. Jakie pozytywne zmiany po-strzega Pan w naszym mie-ście?

Odwiedzam Ukrainę od wielu lat. Przyjeżdżałem tu zanim sądziłem, że kiedykolwiek będę tu pracował. Ukra-ina jest pięknym krajem i dysponuje potężnym potencjałem. W rozmowie z przedstawicielami miejscowych władz chętnie podkreślam, jak bar-dzo jestem zbudowany pozytywnymi zmianami, które tu zachodzą w ostat-nich latach. Jest tu coraz więcej do-brych dróg, rozwija się infrastruktura informacyjna. Jako gość można czuć się we Lwowie komfortowo. Wiele jednak jest jeszcze do zrobienia. Ży-czę z tego miejsca całej Ziemi Lwow-skiej jak najkorzystniejszego rozwoju,

wykorzystania tych wszystkich możli-wości, które już istnieją i jakie pojawią się w przyszłości.

W jaki sposób Konsulat Generalny zamierza nadal współpracować z polską społecznością we Lwowie?

Podkreślam, że polski urząd konsularny we Lwowie, działają-cy od 30 lat, zawsze bardzo pilnie przysłuchiwał się potrzebom polskiej społeczności. Nie widzę potrzeby dokonywania jakichś rewolucyjnych zmian, ponieważ sądzę, że moi po-przednicy i cały zespół Konsulatu działali na rzecz wsparcia Polaków we Lwowie bardzo dobrze. Sądzę, że należy kontynuować wszystko, co było dobre i przynosiło korzyść. Należy przysłuchiwać się potrzebom polskiego środowiska, nie jesteśmy po to, aby je zastępować w działal-ności, ale wspierać i motywować do działania i wspomagać w różnych

Ale rozumiemy, że gmach ten został zbudowany, jako świątynia, a nie jako sala koncertowa, przez społeczność parafi alną i powinna zostać zwróco-na prawowitemu właścicielowi. W 1962 roku ta świątynia przez ów-czesne państwo sowieckie została skradziona wiernym. Własność ma wrócić do swego właściciela i tu nie mamy żadnych wątpliwości.

Podobna historia tyczy się domu parafi alnego przy kościele św. Anto-niego. Obecnie toczy się procedura prawna pomiędzy parafi ą i władza-mi. W lutym 2017 roku Rada Miasta zadeklarowała 250 tys. hrywien na prace kosztorysowe, związane z przeniesieniem szkoły muzycznej, która mieści się w tym budynku, do budynków powojskowych przy ul. Łyczakowskiej.

Obie te sprawy są monitorowane przez naszą placówkę i regularnie podnoszone przy przygotowywaniu

skiego we Lwowie. Czego będzie tam więcej: kultury polskiej czy integracji euro-pejskiej?

Sądzę, że jedno nie wyklucza drugiego. Intensywna konsumpcja kultury polskiej jest najlepszym przy-kładem integracji w Europie i tego, że granice polityczne nie są dla kultury przeszkodą.

Najlepszym przykładem, chociaż na mniejszą skalę, jest działalność Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego w Stanisławowie od 2013 roku. Wpisało się ono tak nie-jednoznacznie w mapę kulturową, społeczną, polską i ukraińską Iwano-Frankowska, że dziś trudno wyobra-zić sobie życie kulturalne tego woje-wódzkiego miasta bez tego ośrodka. Sądzę, że Dom Polski we Lwowie bę-dzie funkcjonował podobnie, czyli bę-dzie miejscem, które będzie pokazy-wać naszym przyjaciołom, Polakom i

bibliotekę. Jestem bibliofi lem i miło-śnikiem książki – bo zawsze należy poznawać myśli mądrzejszych od siebie. To moje główne hobby. Innym moim zamiłowaniem jest poznawa-nie kuchni danego terenu, obszaru. Sam też gotuję i duża część mojej biblioteki to książki kulinarne. Bardzo mnie interesuje ten kulturowo-cywili-zacyjny aspekt.

Co Panu zasmakowało najbardziej we Lwowie?

Prawdę powiedziawszy, to we Lwowie smakuje mi wszystko.

Trzecim moim hobby są wę-drówki. Chociaż, niestety, mam na to coraz mniej czasu. Lubię wędrować po mieście i tu Lwów daje znakomite możliwości. Lubię wędrować po la-sach. Wielkie nadzieję wiążę z tym, że podczas swojej pracy we Lwowie będę miał okazję pochodzić trochę po Karpatach. Gdy pracowałem w Monachium, to udało mi się przewę-drować Alpy Bawarskie i Las Bawar-ski. Karpaty to najciekawsze góry ukraińskie, nie licząc Krymskich.

Jaka muzykę lubi Pan słuchać?

Słucham chętnie muzyki klasycz-nej i muzyki fi lmowej. Bardzo lubię twórczość Wojciecha Kilara, Lwo-wiaka. Pozwala ona wyobrazić sobie całe sekwencje fi lmowe, które swoją muzyką ilustrował. Wczoraj byłem na występie ukraińskiego zespołu „Onuka”, który łączy muzykę inspiro-waną tradycyjną i graną na ludowych instrumentach ze wszystkimi współ-czesnymi środkami i technikami wyrazu. Z tradycji powinniśmy brać to, co najlepsze i przetwarzać dzięki środkom, które daje nam współcze-sność.

Dziękuję za rozmowę i poświęcony czas.

Info:Rafał Wolski, urodzony 15. 07.

1968 w Pleszewie, woj. wielkopol-skie, mieszka w Olsztynie

1986-1992 student Instytutu Hi-storycznego Uniwersytetu Warszaw-skiego (1992 mgr historii)

Pracował naukowo: 1989-1992 Instytut Historii Nauki Polskiej Akade-mii Nauk, Warszawa; 1995-1996/2000 Ośrodek Badań Naukowych im. Woj-ciecha Kętrzyńskiego, Olsztyn

1996-1998 inspektor w Wydzia-le Kadr Urzędu Gminy Warszawa-Centrum

1998-1999 zastępca dyrektora generalnego Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej w Warsza-wie

2000-2006 konsul, kierownik Wydziału Ekonomiczno-Handlowego Konsulatu Generalnego RP w Mona-chium (od 2002 w stopniu radcy)

2007-2010 dyrektor Departa-mentu Współpracy Międzynarodo-wej i Inwestycji Zagranicznych Urzę-du Marszałkowskiego Województwa Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie

18.07.2010-6.09.2015 kierownik Wydziału Konsularnego Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej na Ukra-inie, Kijów (I radca, od 1.07.2015 radca-minister; 10.01.2012 otrzymał tytuł konsula generalnego)

7.09.2015-31.03.2017 zastępca kierownika placówki, Ambasada Rze-czypospolitej Polskiej na Ukrainie

Od 8.04.2017 konsul generalny Rzeczypospolitej Polskiej we Lwowie.

Znajomość języków obcych: nie-miecki, ukraiński, angielski, rosyjski.

Konsul Rafał Wolski uczestniczy w uroczystości ostatniego dzwonka w szkole nr 24 im. Marii Konopnickiej we Lwowie

inicjatywach. Jak podkreślałem w rozmowach z działaczami polskimi, będę uważnie śledził ich potrzeby i wspierał ich działania. Najważniejsze jest, bowiem to, aby polskie środowi-sko nadal pozostawało środowiskiem twórczym, inicjatywnym, otwartym, mającym własne pomysły i siłę ich realizacji. Życzę Polakom na Zie-mi Lwowskiej rozwoju pod każdym względem, a my będziemy im w tym pomagać.

Panie konsulu, jak roz-patruje Pan działania władz Lwowa w kwestii zwrotu nieruchomości? Chodzi tu o kościół św. Marii Magda-leny i plebanię kościoła św. Antoniego we Lwowie.

Obydwa te zagadnienia są bar-dzo bolesne i trwają, niestety, przez całe lata. Moje stanowisko nie różni się tu od stanowiska moich poprzed-ników czy stanowiska ambasady RP w Kijowie: obie sprawy są regu-larnie podnoszone przez stronę pol-ską podczas spotkań ofi cjalnych na różnych szczeblach. Temat ten jest poruszany podczas rozmów prezy-dentów naszych państw. Skromnym sukcesem tych działań jest powrót krzyża na kościół św. Marii Magda-leny. Rozumiemy, że władze mia-sta muszą zabezpieczyć placówce kulturalnej, która obecnie mieści się w kościele, godny lokal zastępczy.

materiałów do rozmów dwustronnych na różnych poziomach.

Czy konsulat będzie kon-tynuował swoje inicjatywy – Festiwal Partnerstwa, Prze-gląd polskich fi lmów, czy sprowadzał polskich arty-stów i zespoły do Lwowa?

Jak już mówiłem – nie ma potrze-by korekt w programie działania kon-sulatu, również co do tych imprez. Festiwal Partnerstwa czy Przegląd „Pod Wysokim Zamkiem” to znako-mite projekty i mamy wspaniałych partnerów miejscowych, którzy z nami współpracują. Nie wyobrażam sobie lwowskiej jesieni bez Festiwalu Partnerstwa czy Festiwalu polskich fi lmów. Oczekujemy też obecno-ści polskich wydawców i polskich autorów na Forum Wydawców we Lwowie i wielu dalszych wydarzeń kulturalnych.

W ramach naszych nie nieograni-czonych przecież możliwości będzie-my robić wszystko, żeby polska sztu-ka i polska kultura były we Lwowie obecne, a twórcy i literaci ukraińscy trafi ali do Polski. Sądzimy, że kultura polska i ukraińska mają wiele sobie do powiedzenia. Obecność twórców ukraińskich w Polsce jest dla nas tak samo oczywista, jak obecność twór-ców polskich we Lwowie.

Niebawem ukończona zostanie budowa Domu Pol-

Ukraińcom, współczesną kulturę pol-ską i polskie dziedzictwo i będzie po-kazywać na polskim przykładzie, że warto dążyć do zjednoczonej Europy, w której różne narody i różne tradycje łączy wielka europejska idea.

Kiedyś na łamach Ku-riera mieliśmy rubrykę „Py-tania do konsula”. Czy nie uważa Pan, że warto było ją wznowić?

Była to bardzo interesująca ru-bryka. Sam wielokrotnie czytałem umieszczone tam materiały. Ukazy-wała się ona w czasie, gdy sieci spo-łecznościowe nie były tak rozwinięte. Obecnie mamy stronę internetową Konsulatu i tam umieszczamy aktual-ne tematy i ogłoszenia. Mamy profi le na Facebooku i Twitterze. Na pytania nadsyłane nam mailowo odpowia-damy tą samą drogą. Komunikacja pomiędzy petentem i urzędem jest obecnie bardziej dostępna. Z uwagi na okres wydawania gazety i czas nadejścia korespondencji do redak-cji, dalej do konsulatu i przygotowa-nie odpowiedzi jest za długi i może się tak stać, że odpowiedź będzie już nieaktualna.

Teraz proszę powiedzieć kilka słów o sobie. Jak Pan spędza czas wolny – jeżeli taki się znajdzie?

Najchętniej czas wolny spędzam czytając lub powiększając swoją

Krzy

sztof

Szy

mańs

ki

1813–29 czerwca 2017 nr 11 (279) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

HANNA DOBIAS-TELESIŃSKAtekstJACEK KOŁODZIEJzdjęcia

Konferencja prasowa dla mediów poznańskich poprzedziła rozpoczęcie imprez. Radia i telewizje oraz PAP informowały społeczeństwo wielko-polskie o mających się rozpocząć XX jubileuszowych Dni Lwowa i Kresów w Poznaniu.

Uroczystości rozpoczęła inau-guracja w Domu Żołnierza, na którą przybyli członkowie naszego od-działu oraz zaproszeni goście, m.in.: przedstawiciel wojewody wielkopol-skiego Zbigniewa Hoffmanna dyrek-tor Wydziału Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców Grzegorz Wojtasz oraz z-ca dyrektora Wydziału Kultu-ry Urzędu Miasta Cezary Ostrowski, a poprowadziła imprezę wiceprezes Katarzyna Kwinecka. Po powitaniu rozpoczęła się część oficjalna. Na początku zabrał głos prezes Stani-sław Łukasiewicz, który przedstawił genezę i historię Dni Lwowa i Kresów

w Poznaniu. Każdego roku honoruje-my osoby w szczególny sposób za-służone dla Kresów i Towarzystwa. W tym roku Złotą Odznakę TML i KPW otrzymali: Zofia i Wojciech Budzyń-scy, Dorota i Cezary Polscy oraz Mi-kołaj Pietraszak-Dmowski. Szcze-gólnym wyróżnieniem uhonorowany został Janusz Wasylkowski, który otrzymał wyróżnienie Semper Fide-lis w postaci statuetki Lwa. Janusz Wasylkowski otrzymał także gratu-lacje od wojewody wielkopolskiego Zbigniewa Hoffmanna i prezydenta miasta Poznania Jacka Jaśkowia-ka. Wśród gości była także Teresa Tomsia, poetka, eseistka, animator-ka kultury, która także zabrała głos i przekazała zbiór swoich wierszy z okazji XX Dni Lwowa i Kresów.

Spotkanie przeplatane było wy-stępami dzieci i młodzieży oraz doro-słych z zespołów: „Stokrotki”, „Kreso-wiacy” i „Tylko Tak”, którzy przyjechali z Nowego Rozdołu wraz z ubiegło-roczną laureatką Lwa Semper Fidelis Mirosławą Tomecką. Występy dzieci i młodzieży bardzo wzruszały i bawiły.

Była część o wydźwięku patriotycz-nym, były tańce ludowe z różnych regionów Polski, były też oczywiście piosenki lwowskie. Ciekawa insceni-zacja przedstawiła hrabinę Karolinę Lanckorońską, patronkę szkoły w Nowym Rozdole. Na zakończenie występów zespołów Mirosława To-mecka serdecznie podziękowała za zaproszenie do Poznania. Każdy wy-jazd do Polski jest dla naszych Ro-daków wielkim wydarzeniem. Mają możliwość kontaktu z Ojczyzną, po-znania ludzi i zaprezentowania swe-go bogatego dorobku. Takie okazje zdarzają się rzadko. Sami nie są w stanie ponieść ciężaru kosztów.

Z okazji XX Dni Lwowa i Kre-sów w Poznaniu odbyły się „Otwarte zawody modeli lotniczych o puchar prezesa poznańskiego Oddziału TML i KPW”, zorganizowane wraz z WOW LOK, klub „Jaskółka” i WLKP Poznań „Kartonowa Pyra”, które także ufun-dowały puchary. Z ramienia naszego oddziału konkurs koordynował Igor Megger. Zaprezentowano modele różnych samolotów m.in.: PZL „Łoś”, „Karaś”, „Wilk” i „Jastrząb” oraz szy-

bowiec Czajka i Orlik. Wykonawcy modeli liczyli od 8 do 70 lat. W hallu wystawione były modele, które bu-dziły duże zainteresowanie.

Inauguracja zakończyła się po-częstunkiem, podczas którego zebra-ni rozmawiali, dyskutowali i… wspo-minali.

Kolejny dzień XX Dni Lwowa i Kresów w Poznaniu, sobota 20 maja, to kontynuacja tematu. W Domu Po-lonii na Starym Rynku w Poznaniu gościliśmy znanego nam Tomasza Kubę Kozłowskiego, który wystąpił z prelekcją, obrazującą dzieje lotnictwa polskiego ze szczególnym uwzględ-nieniem Lwowa i Kresów. Jak zwykle, w barwny i ciekawy sposób, ilustrując przeźroczami, prelegent przekazywał wiedzę o roli Kresów, a w szczególno-ści Politechniki Lwowskiej, w tworze-niu lotnictwa polskiego, które odegrały znaczną rolę. Tutaj mieszkał i tworzył szereg wybitnych konstruktorów i pilo-tów, którzy złotymi zgłoskami zapisali się w historii polskiego lotnictwa.

Obchody XX Dni Lwowa i Kre-sów w niedzielę 21 maja rozpoczęły

się w farze poznańskiej mszą św. koncelebrowaną, której w imieniu metropolity poznańskiego arcy-biskupa Stanisława Gądeckiego przewodniczył ks. prałat Jan Stani-sławski. Przybyli zaproszeni goście, m.in.: sekretarz miasta Stanisław Tam, były dzieci i młodzież z No-wego Rozdołu, liczni Kresowiacy. Modlono się za Kresowian żyjących i zmarłych. Młodzież z gimnazjum nr 65 im. Orląt Lwowskich przybyła ze Sztandarem. Ks. prałat w homilii

odniósł się do obrazu Matki Bożej Łaskawej ze Lwowa, którego wierna kopia, na stałe od 2 października 2016 r. przebywająca w kościele św. Małgorzaty na Śródce w Poznaniu, teraz wystawiona została w farze. Mszę św. uświetnił piękny śpiew chóru lekarzy oraz młodzieży z gim-nazjum nr 65, która wykonała „Ślicz-ną Gwiazdę Miasta Lwowa”. Była także pieśń „Lwowskie Madonny”.

Po zakończonej mszy św. prze-szliśmy na Stary Rynek. Piękna po-goda pozwoliła na wspaniałą zabawę przy dźwiękach muzyki. Rozpoczął ją przemarsz orkiestry dętej z gminy Dopiewo, za którą szły przebrane w stroje z epoki damy, ułan, młodzież. Na Rynku rozstawione były kramy z wszelkimi dobrami – miody, pieczy-wo, wędliny i inne specjały. Było tak-że nasze stoisko z publikacjami, ka-lendarzami, pocztówkami, kubkami z herbem Lwowa i Poznania. Przybyła również kuchnia kresowa. Wśród pu-bliczności chodzili gazeciarze z „Ku-rierem Galicyjskim”, panienki z bu-kiecikami kwiatów, zbierając datki na

przyszłą akcję charytatywną. Przez kilka godzin bawiono się świetnie. Koncert rozpoczęła orkiestra dęta z Gminy Dopiewo, po niej wystąpiły ze-społy z Nowego Rozdołu. Ich wystę-py porywały publiczność. Wystąpiła także młodzież z gimnazjum nr 65 oraz Wielkopolska Kapela Ludowa „Zbąszyniacy”.

Tak jak w poprzednich latach, skorzystaliśmy z uprzejmości Wielko-polskiego Urzędu Wojewódzkiego i urządziliśmy wystawę w hallu urzędu. 22 maja nastąpiło uroczyste otwarcie wystawy „Skrzydła nad Kresami”. Autorem wystawy jest wiceprezes Janusz Furmaniuk i Igor Megger. Na otwarcie przybyła dyrektor Gabinetu Wojewody Wielkopolskiego Zbignie-wa Hoffmanna Anna Żuchowska-Bed-narz, którą powitał prezes Stanisław Łukasiewicz. Prezes Poznańskiego Oddziału TML i KPW podziękował za możliwość przedstawienia społeczeń-stwu Poznania wystawy w tak waż-nym miejscu, do którego docierają obywatele Poznania i Wielkopolski. Mówił o historii Dni Lwowa i Kresów, które doczekały się jubileuszu. Pani dyrektor odczytała list wojewody Zbigniewa Hoffmanna:

„Skrzydła nad Kresami”. Nazwa ta nie jest przypadkowa – odnosi się do na-ukowców Politechniki Lwowskiej, któ-rzy na początku XX wieku pracowali nad rozwiązaniem ogólnoświatowego problemu lotu mechanicznego. Histo-ria polskiego lotnictwa rozpoczęła się we Lwowie.

Lata obecności w granicach naszej Ojczyzny wytworzyły między nią a Lwowem silny związek, opiera-jący się na wspólnocie doświadczeń historycznych, kulturze i nauce.

Dlatego z radością gościmy wy-stawę „Skrzydła nad Kresami” w mu-rach Wielkopolskiego Urzędu Woje-wódzkiego. Serdecznie gratuluję or-ganizatorom przygotowania ciekawej wystawy, a wszystkim zwiedzającym życzę pozytywnych wrażeń z odkry-wania historycznych związków Lwo-wa z Wielkopolską”.

Zebrani gromkimi brawami po-dziękowali za te piękne słowa. W dal-szej części nastąpiło zwiedzanie. Igor Megger, jeden z twórców wystawy, oprowadzając w bardzo interesujący sposób prezentował poszczególne plansze. Mówił o historii powstawa-nia lotnictwa polskiego, o myśli tech-nicznej wywodzącej się z Politechniki Lwowskiej, o ludziach, którzy tworzyli samoloty i wybitnych pilotach tamtych czasów. Ekspozycja jest bardzo cie-kawa. Zawiera wiele informacji, obra-zując je zdjęciami osób i samolotów oraz pamiątek z nimi związanych, m.in. mundur lotnika wraz z hełmem i okularami, a także pas wojskowy i kordzik.

Druga część wystawy to plansze przedstawiające wystawy z poprzed-nich lat oraz obrazy dawnego Lwo-wa. Tę część wystawy prezentował Janusz Furmaniuk.

Zakończyła się pierwsza część XX Dni Lwowa i Kresów w Poznaniu.

Jubileuszowe XX Dni Lwowa i kresów w PoznaniuPierwsza część XX jubileuszowych Dni Lwowa i Kresów w Poznaniu już za nami. Teraz przygoto-wujemy część drugą, która odbędzie się we wrześniu, a 2 października w Dniu Kresowian, ostatnia. Część pierwsza zatytułowana była „Skrzydła nad Kresami” i temu zagadnieniu poszczególne części Dni Lwowa i Kresów były poświęcone. XX Dni Lwowa i Kresów w Poznaniu odbyły się pod patrona-tem honorowym metropolity poznańskiego abpa Stanisława Gądeckiego, wojewody wielkopolskie-go Zbigniewa Hoffmanna, marszałka województwa wielkopolskiego Marka Woźniaka i prezydenta miasta Poznania Jacka Jaśkowiaka.

W Wielkopolskim Urzędzie Wojewódzkim została otwarta wystawa „Skrzydła nad Kresami”

Zespół z Nowego Rozdołu

„Szanowni Państwo, niewiele jest miast poza granicami naszego kraju, które byłyby tak silnie związa-ne z polską historią i kulturą. Lwów wciąż jest miejscem, którego nazwa w umysłach wielu Polaków wywołuje wspomnienia młodości.

Dzięki obecności Lwowa w grani-cach naszego kraju znacznie wzboga-ciła się polska kultura i nauka. Dzisiej-sza wystawa odbywa się pod hasłem

Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy przyczynili się do ich zorga-nizowania. Podziwiamy młodzież z gimnazjum nr 65 im. Orląt Lwow-skich, gimnazjum nr 58 im. Jana No-waka Jeziorańskiego oraz harcerzy z ZHP Hufca Poznań-Wilda im. J. Ka-sprowicza, którzy jako wolontariusze uczestniczyli w organizacji imprez. Byli niezastąpieni i to im należą się szczególne podziękowania.

Przegląd wydarzeń

19www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 13–29 czerwca 2017 nr 11 (279)

Położenie: obok Kielc, 250 km od granicy z UAPoszukuje pracowników na następujące stanowiska pracy:- konserwator, pracownik obsługi technicznej- pracownik gospodarczy, opiekun terenu- kucharz/kucharka- kelner/kelnerka- sprzątaczka

Gwarantujemy: zakwaterowanie (na życzenie z wyżywieniem), legalne zatrudnienie.

Mile widziane osoby z Kartą Polaka lub rozmawiające po pol-sku.

Osoby zainteresowane prosimy o kontakt na adres email: [email protected] nr tel.: +48601443699

Praca w Polsce bez pośredników

kompleks Świętokrzyska Polana www.swietokrzyskapolana.pl

KRZYSZTOF SZYMAŃSKItekstil. ze zbiorów prywatnych Mikołaja Małachowskiego

Pan Mikołaj, stały czytelnik na-szego pisma, opowiedział nam, jak to po dewastacji cmentarza w Bykowni pod Kijowem oglądał materiał o tym w „Wiadomościach” programu TVP Polonia. Uderzyła go krótka, kilku-sekundowa migawka, podczas której zauważył na płycie nazwisko, które w pierwszej chwili wydało mu się znajo-me – Kazimierz Partyka i zasłonięte wiązanką kwiatów miejsce urodzenia – Komarno.

Właśnie w Komarnie mieszkała siostra Kazimierza – Zofi a. Tam też poznała Ewę Lisowską, pochodząca z rodziny Partyków. Jej matka, Maria, była jedną z pięciorga rodzeństwa, a wspomniany płk. dypl. Kazimierz Partyka był jej wujem. W okresie międzywojennym rodzina Partyków wystawiła sobie skromny domek w spokojnej dzielnicy Komarna. Wcze-śniej mieszkali w dzielnicy żydow-skiej, ale atmosfera tego miejsca im nie odpowiadała i dlatego przenieśli się na ul. Polową 23.

Ewę Lisowską p. Zofi a poznała przez przypadek (kolejny). Pewnego dnia do Komarna przyjechała p. Ewa ze swoją córką i wnukiem, bo chcia-ła zobaczyć rodzinny dom, który w 1946 roku byli zmuszeni opuścić. Do końca nie wiedzieli jaki jest los ich brata Kazimierza. Wiedziano jedy-nie, że we wrześniu 1939 roku, gdy wycofywał się z wojskiem polskim na Węgry, został przez sowietów aresz-towany pod Stanisławowem. Dopiero przy otwarciu tzw. „ukraińskiej listy

katyńskiej” okazało się, że spoczywa gdzieś w zbiorowej mogile w lesie pod Bykownią, i właśnie jego nazwi-sko zostało utrwalone w kamieniu.

Podczas pierwszej wizyty Ewy Lisowskiej w Komarnie sąsiedzi z ul. Polowej zaprosili panią Zofi ę, aby po-mogła im porozumieć się z gościem z Polski, ponieważ nie znali polskiego. Tak się zaczęła znajomość obu pań. Podczas kolejnych wizyt pani Ewa opowiedziała historię rodziny Partyków i przywiozła reprodukcje zdjęć głowy

rodziny – babci Anny (co stało się z jej mężem, pan Mikołaj nie wiedział) i całego rodzeństwa – Julii, Broni, Marii, Mariana i Kazimierza. Te fotografi e po śmierci siostry pan Mikołaj zabrał do siebie i stąd skojarzył opowieść siostry z tym przez chwilę widzianym nazwi-skiem, wyrytym na płycie.

Okazuje się, że rodzina Party-ków w Komarnie była powszechnie znana. Pani Anna była znajomą Karola Szajnochy, od dzieciństwa znała Juliana Fałata, późniejszego znanego malarza. I to ona opowie-działa o nim następująca legendę: mały Julian, pasąc krowy, znalazł na pastwisku kilka złotych monet. W tajemnicy przed innymi chłopcami odniósł je ojcu. A ten postanowił za te pieniądze wykształcić syna, i z ro-dzinnych Tuligłów oddał go do szkoły w Komarnie, a potem we Lwowie. Tak więc, przez kolejny „przypadek” życiowy, wyrósł znany polski artysta-malarz. Pani Anna znała osobiście również hrabinę Lanckorońską, która bywała w Komarnie. Ta część histo-rii rodziny zakończyła się jednak w 1946 roku, a najnowsza rozpoczęła

się już w Bytomiu, gdzie rodzina po wojnie osiadła.

Pani Ewa znała wiele rodzinnych historii, opowiadanych przez matkę i jej rodzeństwo. Stąd koniecznie chciała zobaczyć na własne oczy słynne miasteczko Komarno, przejść się ul. Polową i stanąć przed rodzin-nym domem. Przed śmiercią było jej to jeszcze dane. I tę cząstkę rodzin-nej pamięci przekazała kolejnym pokoleniom – córce i wnukowi, z nadzieją, że będą o tym wszystkim pamiętać i przekazywać dalej.

Przypadek rządzi światemNie jeden już przekonał się o tej maksymie. Kolej-ne jej potwierdzenie redakcja Kuriera Galicyjskie-go otrzymała od Mikołaja Małachowskiego, który zjawił się w redakcji z plikiem kartek i interesującą opowieścią.

Przed rodzinnym domem. Ewa Lisowska (trzecia od lewej) i jej córka z synem (pierwsi od prawej)

Anna Partyka

Płk. dypl. Kazimierz Partyka

Maria Partyka, matka Ewy Lisowskiej

2013–29 czerwca 2017 nr 11 (279) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Rozmowy kuriera

WOJCIECH JANKOWSKI rozmawia z RAFAŁEM DZIĘ-CIOŁOWSKIM, członkiem rady Fundacji Wolność i De-mokracja, a także Narodowej Rady Rozwoju przy Prezy-dencie Rzeczypospolitej.

Zacznijmy naszą rozmo-wę od bardzo miłego wyda-rzenia.

W sobotę, 20 maja w Żytomie-rzu, mieście położonym na środkowej Ukrainie, które dla Polaków ma zna-czenie kluczowe, bo jest zamiesz-kiwane przez największa liczbę na-szych Rodaków, którą szacuje się na 10 tysięcy, a wraz z całym obwodem żytomierskim na około sto tysięcy, nastąpiło odsłonięcie tablicy upamięt-niającej śp. Prezydenta Lecha Ka-czyńskiego. Nadano również jednej z głównych ulic miasta Jego imię. Myślę, że nie bez znaczenia jest to, że ulica ta nosiła dotychczas imię sowieckiego generała Iwana Czerniachowskiego, który dla Polaków jest postacią ponu-rą – katem wileńskiej Armii Krajowej.

To jest postać, o którą z kolei my mamy pewne za-targi ze stroną rosyjską.

Tak, i mam nawet z tą postacią osobiste porachunki. W połowie lat 90 z grupą przyjaciół z Ligi Republi-kańskiej oraz ze znanym działaczem Solidarności ze stanu wojennego, Adamem Borowskim, pojechaliśmy do Pieniężna, miasteczka w północ-nej Polsce, gdzie stał wielki pomnik upamiętniający gen. Czerniachow-skiego. To właśnie koło tej miejsco-wości Czerniachowski zginął w lutym 1945 roku w niemieckiej zasadzce. Chcieliśmy usunąć jego pomnik, a także zwrócić miejscowej społecz-ności uwagę na niestosowność upa-miętniania w Polsce człowieka, który miał na rękach krew żołnierzy wi-leńskiej Armii Krajowej. Ponieśliśmy wtedy podwójną klęskę. Po pierwsze okazało się, że pomnik jest zbyt duży, by go ruszyć, po drugie, że miejscowi wcale sobie tego nie życzyli. Obawia-li się tego, że jesteśmy awangardą akcji niemieckiej, która chce Pienięż-no, przed wojną należące do Rzeszy, przywrócić Niemcom. Uważali, że gwarancją polskości tego miasta jest obecność sowieckiego generała na pomniku. Proszę sobie wyobrazić, że w połowie lat dziewięćdziesiątych w Polsce, oddziaływanie propagandy

komunistycznej z czasów PRL było jeszcze tak wielkie.

Z niejaką satysfakcją zobaczyli-śmy, że po 10 latach to właśnie radni Pieniężna sami wystąpili z inicjatywą, żeby ten pomnik usunąć. Dzisiaj nie ma już Czerniachowskiego w Pie-niężnie. Lata pracy nad świadomo-ścią historyczną Polaków nie zostały zmarnowane. Z tym większą więc radością widzę, że podobny proces następuje na Ukrainie, że także tu dekomunizowane są ulice. Nie ma już Czerniachowskiego w Żytomie-rzu. Można powiedzieć, że drugi raz z nim wygraliśmy.

Wracamy zatem do Żyto-mierza. Jak wiemy, ukraiń-sko-polskie stosunki ostat-nio się popsuły. Będziemy rozmawiać o całej serii wy-darzeń związanych z pomni-kami. Czy trudno było do-prowadzić do odsłonięcia tablicy?

Żytomierz to centrum najliczniej-szej na Ukrainie enklawy polskiej, któ-ra wciąż odzyskuje swoją tożsamość. Trzeba bowiem pamiętać, że to jest obszar, który odpadł od Rzeczypo-spolitej już w wyniku pierwszego roz-bioru w 1772 roku. Od tego czasu lu-dzie ci żyją poza Polską. Historia była dla mieszkających na tych terenach Polaków wyjątkowo okrutna i niczego im nie oszczędziła. Przeszli absolutną gehennę w okresie rewolucji bolsze-

wickiej, kiedy tępiono ich jako wrogów klasowych, potem poddano indoktry-nacji próbując tworzyć sowieckich Polaków w ramach polskiego autono-micznego obwodu – Marchlewszczy-zny. Gdy eksperyment zakończył się fiaskiem, męską populację poddano masowej eksterminacji. Nieliczni, któ-rym udało się przeżyć, zostali zdzie-siątkowani w ramach operacji polskiej NKWD w 1937 r., a reszta wywiezio-na do Kazachstanu. Ci którzy prze-trwali na ziemi żytomierskiej noszą w sobie doświadczenie straszliwego so-wieckiego terroru. Tym bardziej jest godne podziwu, że udało im się za-chować swoją tożsamość. Głównie za sprawą religii i więzi rodzinnych – pamięci przekazywanej z pokolenia na pokolenie. To właśnie na Żyto-mierszczyźnie jeszcze do niedawna spotykaliśmy staruszki modlące się z XIX-wiecznych modlitewników, pieczołowicie ukrywanych przez ich prababki i babki. Polskość przetrwa-ła w przestrzeni religijno-rodzinnej. Dzisiaj nowe pokolenie Polaków odbudowuje swoją tożsamość języ-kową i świadomość historyczną. I to właśnie oni byli inicjatorami nadania imienia Lecha Kaczyńskiego ulicy w Żytomierzu i ustanowienia tablicy. Fundacja Wolność i Demokracja oraz Fundacja Niezależne Media z War-szawy jedynie spełniły zaszczytną misję pomocy, natomiast inicjatywa wyszła ze strony środowiska pol-

skiego zrzeszonego w organizacji Zjednoczenie Szlachty Polskiej, kie-rowanej przez Natalię i Włodzimierza Iszczuków, i spotkała się z przyja-znym przyjęciem rady miasta oraz prezydenta.

Wielkie podziękowania należą się panu Serhijowi Suchomłynowi, prezydentowi Żytomierza, za to, że uznał potrzebę wsparcia inicjatywy środowiska polskiego i zabiegał o nią osobiście. To dobry znak, wska-zujący na pozytywny potencjał, który jest obecny w Żytomierzu w relacjach polsko-ukraińskich. Tym stosunkom od 20 maja będzie patronował śp. prezydent Lech Kaczyński. Mówiąc może nieelegancko, ale oddając sed-no sprawy – najlepszy polityczny to-war eksportowy, jaki możemy dziś na Wschodzie zaoferować. Człowiek, który za to, co zrobił w obronie Gru-zji, cieszy się na Ukrainie ogromnym szacunkiem i uznaniem. Jest doce-niany za stanowczość i niezłomność wobec agresywnej, imperialnej po-stawy Rosji. Za przenikliwość w oce-nie zagrożenia i gotowość stawienia czoła wyzwaniu. I dzisiaj, gdy Ukra-ińcy doświadczają rosyjskiej agresji na własnej skórze, słowa i czyny Prezydenta Lecha Kaczyńskiego na-bierają dodatkowego wymiaru. Stają się przesłaniem do budowania relacji polsko-ukraińskich opartych na soli-darności narodów regionu. Bo tylko solidarne, wzajemne wsparcie może

być skuteczną zasłoną przed silniej-szym i zdecydowanym agresorem. Takie przekonanie panujące wśród większości społeczeństwa ukraiń-skiego powinno być zaczynem poli-tyki dwustronnej obu państw.

W rozmowach z Ukraiń-cami bardzo często pojawia się przekonanie, które w Polsce nie jest powszechne, że śmierć prezydenta Rze-czypospolitej w jakimś stop-niu była zainicjowana przez stronę rosyjską.

Kiedy nastąpił dramat smoleń-ski, pracowałem w Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie, miałem częste kontakty z ludźmi z Litwy, Białorusi, Ukrainy. I muszę powie-dzieć, że uderzający był ten kontrast między oficjalnym przekazem władz polskich, które od początku mówiły, że Rosja jest wspaniała, cudownie współpracuje i nie ma nic wspólnego z tym dramatem, a komentarzami, które słyszałem ze Wschodu. Proszę mi wierzyć, nigdy nie usłyszałem od przyjaciół ze Wschodu, że była to zwykła katastrofa.

Wszyscy mówili: Jak możecie uważać, że Rosjanie tego nie zrobi-li? Czy wasze władze zwariowały? Przecież wiecie, kim jest Putin, jaka jest Rosja, wiecie, jak bardzo nie-nawidzili Kaczyńskiego za akcję w Gruzji i za to, że chciał wyrwać kraje postsowieckie spod ich dominacji? Dlaczego wasze władze powtarzają te brednie o zwyczajnej katastrofie… Czy naprawdę wierzycie, że Putin nie maczał w tym palców?

Pamiętam głosy przyjaciół z Li-twy, z Ukrainy a nawet z Rosji – opo-zycjonistów rosyjskich; to były głosy, które jednoznacznie wskazywały na ogromne prawdopodobieństwo od-powiedzialności Putina za to, co się stało. Wtedy ta jednoznaczna ocena ludzi znających Rosję była dla mnie jedną z przesłanek, pod wpływem której postanowiłem, jako dzienni-karz Gazety Polskiej, zająć się bliżej tematem katastrofy smoleńskiej. I między innymi z pomocy przyjaciół ze Wschodu korzystałem przy pozy-skiwaniu informacji do trzech filmów Anity Gargas o katastrofie smoleń-skiej. Dziś, kiedy odkrywamy krok po kroku fakty dotyczące wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku, zdobywa-my wiedzę na temat sposobu pro-wadzenia śledztwa smoleńskiego,

W sprawach polsko-ukraińskich politykom brakuje odwagiKluczowy dla zrozumienia przyczyn pogarszających się relacji polsko-ukraińskich jest brak odwagi ze stro-ny elit politycznych, tak w Polsce jak i na Ukrainie, by zmierzyć się z trudnymi wyzwaniami. Takimi jak py-tania o groby ukraińskie w Polsce i pytania o dziesięciokroć, jeśli nie stokroć liczniejsze groby polskie po stronie ukraińskiej, o prawdę o ludobójstwie na Wołyniu, ale i prawdę o odwecie polskim na Chełmszczyź-nie i Podkarpaciu, czy o istotę Akcji Wisła. To są wielkie wyzwania i one politykom spędzają sen z powiek nie tylko dlatego, że zmuszają do stanięcia w prawdzie, co nie zawsze jest przyjemne, ale też do poniesie-nia politycznego ryzyka związanego z utratą poparcia części elektoratu. Bo prawda o relacjach polsko-ukraińskich nie jest czarno-biała. My nie jesteśmy tylko aniołami, oni nie zawsze byli tylko ludobójcami. Ale taka postawa nie spodoba się elektoratowi żądającemu prostych i jednoznacznych odpowiedzi. Dotyczy to zarówno Polaków jak i Ukraińców, w tym samym stopniu Przemyśla co i Lwowa. Ale bez tej odwagi nie ura-tujemy polsko-ukraińskich relacji i nie zbudujemy przyszłości. Co gorsza, narazimy się na stałą ingerencję Rosji, która z łatwością wykorzysta wszystkie pola napięć dla własnego interesu.

Wojc

iech J

anko

wski

21www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 13–29 czerwca 2017 nr 11 (279)

skali dezinformacji, która od począt-ku i celowo miała ukryć rzeczywiste okoliczności, gdy niemal codziennie poznajemy przerażające informacje na temat sposobu traktowania ofi ar i przebiegu procesu identyfi kacji ciał, gdy poznajemy bezsilność i bezrad-ność strony polskiej w kluczowych momentach po dramacie – łatwość, z jaką władze polskie uznały, że Wła-dimir Putin jest poza podejrzeniem, a to, że Rosja może solidarnie dzielić z nami ból po stracie elity politycznej, wydaje się naiwnością na granicy zbrodni politycznej.

W czasie pracy nad fi l-mem odwiedziliście Smo-leńsk aż sześciokrotnie. Rozmawialiście z Rosjana-mi, którzy tam mieszkają. Jak oni widzieli tę sprawę?

To się zmieniało. Podczas na-szych pierwszych wyjazdów – to był wrzesień 2010 roku i zima 2011 – doświadczaliśmy współczucia i ser-deczności ze strony zwykłych miesz-kańców Smoleńska, którzy chętnie opowiadali o tym, co widzieli. Nato-miast przy kolejnych wyjazdach za-częły pojawiać się kłopoty. Pragnęli-śmy dotrzeć do lotników, pracowni-ków lotniska, funkcjonariuszy służb. Wśród nich od samego początku panowała nieufność, lęk i niechęć do rozmowy. Właściwie tylko pod-stępem (ukryta kamera i mikrofon) mogliśmy uzyskać od nich wypo-wiedzi. Potem, przy kolejnym wyjeź-dzie, nie chcieli już z nami w ogóle rozmawiać. Powtarzali – wszystko zostało wyjaśnione, to wasi popeł-nili błąd, przestańcie prowokować… Mamy nie tylko podejrzenia, ale też dowody, że było to spowodowane postawą władz, które po prostu na-kazały im, żeby przestali się z nami kontaktować.

Pamiętam taki moment: kiedyś weszliśmy do mieszkania jednego ze świadków, żeby nagrać z nim rozmo-wę. Rozstawiliśmy sprzęt, ustawiali-śmy światło dobierając kadr; trwało to trochę. W tym momencie zadzwonił telefon i z tego, co mogliśmy usły-szeć, zrozumieliśmy, że dzwoni jakiś funkcjonariusz, który przestrzega tego pana przed rozmową z polski-mi dziennikarzami. Zrozumieliśmy, że jesteśmy obserwowani, że śledzą każdy nasz krok, wiedzą, z kim się kontaktujemy; co więcej, że usiłują bezpośrednio wpływać na naszych rozmówców, którzy byli świadkami tego, co stało się 10 kwietnia 2010 roku. Ten człowiek próbował się tłu-maczyć przed rozmówcą, zapewniał, że powie tylko to, co można powie-dzieć ofi cjalnie. Odtąd było jasne, że wiarygodność naszych świadków będzie żadna, że powiedzą tylko tyle, na ile zezwoli im władza.

Mieliście poczucie, że macie tak zwany ogon?

Od początku mieliśmy podejrze-nie, że przy tak ważnej sprawie nie mogli pozostawić nas bez kontroli i obserwacji. Do dziś nie jesteśmy pewni, czy kontakty ze świadkami, których spotykaliśmy, były wynikiem tylko i wyłącznie naszych starań, za-biegów, rozpoznania, które robiliśmy wcześniej – bo też, żeby do nich do-trzeć, musieliśmy przełamywać pew-ne opory i nie było to wcale łatwe – czy też oni byli nam po prostu podsu-wani w całym tym teatrze, żebyśmy myśleli, że to jest owoc naszych sta-rań. Myślę, że kiedy poznamy praw-

dę o tym, co się stało w Smoleńsku, będziemy mogli też ocenić wiarygod-ność i rzeczywiste intencje ludzi, z którymi wtedy rozmawialiśmy.

Wracamy ze Smoleńska do Żytomierza. To jest ta część Ukrainy, na której nie działała Ukraińska Powstań-cza Armia podczas II wojny światowej. Jest to Ukraina Zachodnia, czyli dawne Kre-sy II Rzeczypospolitej. Czy w związku z tym na tych terenach łatwiej rozmawiać Polakom i Ukraińcom? Czy dzięki temu uzyskaliśmy zgodę na odsłonięcie tabli-cy poświęconej śp. Lechowi Kaczyńskiemu?

Tak i nie. Tak dlatego, że rzeczy-wiście nie ma tam tego napięcia, któ-re czasami ujawnia się na zachod-niej Ukrainie, a które jest wynikiem historycznej pretensji do Polaków. Nie ma też tego problemu, że my

przeciwko Rosji, a nie Polakom. Stąd nie powinny nas zaskakiwać wyniki badań socjologicznych wskazujące, że najwięcej sympatii do Polski i Po-laków jest wśród ludzi, dla których tra-dycja UPA jest bardzo ważna. Oni są po prostu antyrosyjscy i tym samym propolscy. Świadomość zbrodni wo-bec Polaków albo nie istnieje, albo jest przemilczana. Natomiast na cen-tralnej Ukrainie dominuje mit kozacki oraz współczesna tradycja odwołują-ca się do proeuropejskiego charak-teru Majdanu, heroizmu niebiańskiej sotni i obrońców Donbasu. Dla nas Polaków oczywiście łatwiej jest więc poruszać się w tej przestrzeni, co nie znaczy, że jest zupełnie łatwo. Na środkowej Ukrainie działa też partia Swoboda. Cieszy się minimalnym poparciem, ale potrafi być uciążliwa. To na skutek protestów lidera tej par-tii w Żytomierzu w marcu tego roku musieliśmy zrezygnować z drugiej edycji biegu Tropem Wilczym. Mylił-

Nam się wydaje, słysząc o Swo-bodzie, że mamy do czynienia z en-cyklopedycznym przykładem ukraiń-skiego nacjonalizmu integralnego w czystej postaci. Że to spadkobiercy Doncowa, Bandery, Szuchewycza. A prawda jest zupełnie inna. Mamy do czynienia z rosyjską inspiracją, która używa ukraińskiego sztafażu nacjo-nalistycznego do realizacji interesu politycznego Rosji. Zresztą dotyczy to nie tylko partii Swoboda. Polecam państwu książkę Wiesława Roma-nowskiego – Bandera – ikona Putina, gdzie ten mechanizm został precyzyj-nie i kompetentnie opisany.

Czyli ten niemalże już legendarny banderyzm, któ-rym często się u nas straszy Polaków, w dużym stopniu może być efektem podsto-likowych posunięć strony rosyjskiej.

Tak. Zresztą w kulcie Chmielnic-kiego też maczali palce Rosjanie.

tych zamiarów – odległa. Nie powin-niśmy popadać w przesadę i histerię. Trzymajmy się faktów.

Mówimy: banderyzacja Ukrainy, a tymczasem na całej Ukrainie jest 16 czy 18 pomników Bandery w pięciu obwodach na 24 . Jak można mówić w tej sytuacji o banderyzacji Ukrainy? Do kultu Bandery odwo-łuje się jedna partia polityczna o znikomym poparciu. Ustawy, które rehabilitują UPA, były ustawami de-komunizacyjnymi adresowanymi do całego szeregu środowisk, które wal-czyły o niepodległość Ukrainy. Tych historycznych ruchów na rzecz nie-podległości Ukrainy objętych nowym prawem jest ponad 100. W związku z tym musimy pilnować pewnej pro-porcji i miary w ocenie tego, co się dzieje na Ukrainie. I nie dlatego, że nie lubimy Rosji, tylko dlatego, że działając w naszym, egoistycznym polskim interesie powinniśmy zabie-gać, aby między Polską i Rosją była przestrzeń buforowa. I ten bufor musi być silny, niepodległy, proeuropejski, demokratyczny i w jak największym stopniu nastawiony przyjaźnie do Polski. I do tego, z wysiłkiem i nieste-ty też z gotowością do kompromisów, powinniśmy dążyć dzisiaj, nie ustając w zabiegach o przyjazne relacje mię-dzy Polakami i Ukraińcami.

Po Majdanie w tym bu-forze sympatia do Polaków była dość duża. Jednak od kilkunastu miesięcy trwa w miarę systematyczna, być może inspirowana z ze-wnątrz, akcja niszczenia po-mników; po jednej i po dru-giej stronie, ale po naszej też. Spotkała się ona z dość dużym odzewem w mediach ukraińskich.

Owszem, ale wydaje mi się, że pierwszym elementem był rosyjski trolling w internecie i cała operacja maskowania Majdanu pojęciem „banderyzacji Ukrainy’” Ci, co byli na Majdanie, wiedzą, że odwołania do Bandery wśród protestujących to był margines marginesu. W stosunku do proeuropejskiej, prozachodniej wymowy tego ruchu odwołania do tradycji ukraińskiego nacjonalizmu były śladowe, wręcz pomijalne. Po-wszechne były postulaty wejścia Ukrainy do Unii Europejskiej i sanacji kraju - walki z korupcją i oligarchią. A postulatu przywrócenia pamię-ci o Banderze – ja na Majdanie nie słyszałem. Widziałem, to prawda, parę portretów Bandery, kilka czer-wono-czarnych fl ag. Ale ginęły one w morzu fl ag ukraińskich i symboliki europejskiej. Natomiast Rosja – i po-żyteczni idioci w Polsce, którzy nigdy na Majdanie nie byli – konsekwent-nie od początku przedstawiali Maj-dan jako ruch probanderowski, jako odrodzenie nacjonalizmu ukraińskie-go. Zresztą Rosja do dzisiaj mówi, że to jest po prostu faszyzm. Cała rosyjska machina propagandowa zawrzała jednym hasłem: „Faszyzm nie prajdiot!”, odwołując się do mitu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, i cały naród rosyjski poczuł cel walki i sens istnienia. Wykorzystano wydarzenia na Ukrainie do konsolidacji władzy w Rosji, mobilizacji społeczeństwa i uzyskania perspektywy politycznej na lata. Mamy po co żyć, musimy znowu walczyć z faszyzmem! Najprostszy, najbardziej prymitywny zabieg, ale okazuje się, że na Rosjan działa.

Euge

niusz

Sało

Jan Piekło (od lewej), Rafał Dzięciołowski, Jerzy Sokalski podczas odsłonięcia tablicy po-święconej Lechowi Kaczyńskiemu w Żytomierzu

przyjeżdżamy tam z nastawieniem, że spotkamy się z potomkami mor-derców, którzy najprawdopodobniej brali udział w ludobójstwie Polaków. Tam ludzie są wolni od tej historii i tej odpowiedzialności.

Dla nas, pokolenia lat 80., wal-czącego z komunizmem, istniał pro-blem innego rodzaju – trudno nam było rozmawiać z ludźmi, którzy nie mają zdania w kwestii tego, czym była Rosja Sowiecka, nie odrzucają komunizmu, uznają działania Sta-lina za konieczne i usprawiedliwio-ne, którzy mają rozmytą tożsamość narodową i właściwie nie potrafi ą powiedzieć, kim są. Na szczęście to się zmienia. Dwadzieścia parę lat istnienia niepodległej Ukrainy spowo-dowało, że ta tożsamość, i historycz-na, i narodowa na Żytomierszczyźnie jest budowana od nowa.

Najlepszym tego dowodem jest to, że Rosjanie rozpoczynając agresję na Ukrainie bardzo liczyli na tych nie-określonych narodowościowo Ukraiń-ców. Prognozowano, że szybko zdo-będą sympatię ludności mieszkającej na wschód od Dniepru, a okazało się, że nie są w stanie wyjść poza obwo-dy Ługański i Doniecki. Czyli te 20 lat państwowości ukraińskiej, jakkol-wiek słabej i ułomnej przyniosło efekt pozytywny - zbudowało tożsamość ukraińską, o którą dzisiaj rozbija się rosyjska ekspansja. Ta ukraińska tożsamość nie jest jednorodna. Na zachodzie jest w jakimś stopniu opar-ta na tradycji OUN-UPA, przy czym zawsze trzeba pamiętać, że jest to tradycja skierowana przeważnie

by się jednak ten, który powie, że na-cjonaliści ukraińscy zablokowali nasz bieg. Problem polega na tym, że lider żytomierskiej Swobody jeszcze 10 lat temu miał rosyjski paszport i miesz-kał w Petersburgu. Jak się spojrzy na jego konotacje – a są ludzie w Żyto-mierzu, którzy badają te powiązania – to tyleż przyjaciół ma we Lwowie, co w Rosji. Moim zdaniem potwier-dza to teorie, które były wcześniej dość powszechnie prezentowane w Polsce i poparte dowodami, że partia Swoboda, czyli ten rzekomo najbar-dziej radykalnie nacjonalistyczny i nieprzychylny dla Polaków ruch na Ukrainie – w dużej mierze jest dzie-łem Rosjan.

Ja przychylałbym się do tej tezy nie tylko dlatego, iż wiadomo, kto zy-skuje na eskalowaniu napięć między Polakami i Ukraińcami, ale też dlate-go, że znamy realne przesłanki do ta-kiej oceny roli Swobody. Nasz kolega z Ukrainy badał źródła fi nansowania pomników Stepana Bandery na Za-chodniej Ukrainie. To nie do wiary, ale najwięcej pomników Bandery posta-wiono z pieniędzy skarbnika Swobo-dy, który powiązany jest z oligarchą Dmytro Firtaszem. A Dmytro Firtasz to główny sponsor Wiktora Januko-wycza i człowiek rosyjski na Ukrainie. Obecnie na skutek wystawionego przez Amerykanów listu gończego został aresztowany w Wiedniu. Już ta sytuacja pokazuje, jak niejasny jest kształt sceny politycznej na Ukrainie, jak trudne do oceny są rzeczywiste postawy ideowe i wybory polityczne w tym kraju.

Konny pomnik Chmielnickiego w Kijowie postawił car rosyjski Aleksan-der III. Rosja od wieków wpływała na świadomość i mentalność Ukraińców, starając się kształtować ją zgodnie ze swoimi potrzebami. I stara się ro-bić to także dzisiaj.

Obecnie na Ukrainie popularność Stepana Bandery buduje Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej z panem Wołodymyrem Wiatrowyczem na czele. Chciałbym wierzyć, że nie jest on narzędziem rosyjskiego wpływu, że jest idealistą, który wierzy w praw-dziwość swoich ustaleń historycz-nych i słuszność polityki historycznej. Ale chciałbym go zapytać, czy nie dostrzega tego, że budując kult OUN-UPA na nowo i rozprzestrzeniając go po całej Ukrainie, spowoduje, że państwo ukraińskie będzie miało wielkie kłopoty ze współpracą nie tylko z Polską, ale z całą wspólnotą europejską.

Przecież ideologia OUN zbudo-wana na integralnym nacjonalizmie, totalitarna i antydemokratyczna, nie jest do zaakceptowania w Unii Euro-pejskiej. I ten kult, który prezes UIPN rozwija, być może nawet w dobrej wierze chcąc wzmocnić poczucie niezależności Ukraińców, będzie dla Ukrainy wielkim problemem, utrud-niającym a nawet blokującym możli-wości integracji z Zachodem. W mo-jej ocenie to jakiś tragiczny paradoks, że człowiek, który chce uzdrowić ukraińską tożsamość aplikuje jej nie lek, a śmiertelną truciznę. Na szczę-ście możliwości ukraińskiego IPN nie są wielkie, a droga do zrealizowania

2213–29 czerwca 2017 nr 11 (279) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Z przerażeniem muszę po-wiedzieć, że działa także na część środowiska polskiego. Z przeraże-niem i z ubolewaniem, bo uważam, że to wstyd, że dajemy się tak łatwo podpuszczać. Że zapominamy o jaką stawkę idzie gra, jak wielki interes geopolityczny mamy w grze. Osta-tecznie historia pokazuje dobitnie, że szanse na suwerenność obu na-szych narodów nie zdarzały się zbyt często, a niewykorzystane mściły się i na Polakach i na Ukraińcach. Pierwszy raz od stulecia możemy sami zadecydować w gronie wolnych narodów o przyszłości Europy Środ-kowo-Wschodniej. Byłoby grzechem, gdybyśmy mieli zmarnować tę moż-liwość w rywalizacji nacjonalizmów i ugrzęznąć w historycznych sporach. Powinniśmy też pamiętać, że na Ukrainie mamy liczną mniejszość polską, według niektórych szacun-ków grubo ponad 200 tys. Położenie tych ludzi zależy w pełni od relacji między obu państwami. Pojawiające się po stronie polskiej prowokacje i nierozsądne działania mogą stać się pretekstem do rewanżu na mniejszo-ści polskiej na Ukrainie. Byłby to naj-gorszy scenariusz, którego skutki na trwałe zrujnowałyby stosunki między Polską i Ukrainą.

Dlatego nie powinniśmy działać metodą faktów dokonanych, sponta-nicznych akcji społecznych na gra-nicy samowoli i anarchii jak to miało miejsce w Hruszowicach. Działania polskie powinny być podejmowane rozsądnie, wsparte zawsze auto-rytetem państwa, legalistyczne i szanujące prawa drugiej strony. Bo tylko wtedy możemy domagać się od strony ukraińskiej i egzekwować analogiczne traktowanie naszych postulatów. Ale jeżeli my będziemy akceptowali fakt, że coś się dzieje na granicy prawa i spontanicznej akcji o charakterze polityczno-chuligańskim, to ryzykujemy, że druga strona odpo-wie tym samym.

A szczytem braku rozsądku jest to, iż dzieje się tak w sytuacji, kiedy oba kraje wiedzą, że skłócenie ich ze sobą jest w interesie politycznym Ro-sji, która ma największe możliwości oddziaływania w tej części Europy. Bo to wciąż Rosja ma największe narzędzia polityczne, najsilniejszą agenturę, najlepszą infi ltrację, najlep-sze rozeznanie terenu. I my, godząc się na takie zaognienie w sprawach historyczno-symbolicznych, wręcz

uzależniając od nich relacje między-państwowe, ryzykujemy, że stracimy znacznie więcej: możliwość realizo-wania suwerennej polityki i egzekwo-wania polskiego interesu.

Jakie błędy popełniono? Dlaczego doszło do tego, że można w spontanicznych, a może i w niespontanicznych akcjach dewastować te po-mniki? Czy nie można było tej sprawy jakoś wcześniej rozwiązać?

Kluczowy dla zrozumienia przy-czyn pogarszających się relacji pol-sko-ukraińskich jest brak odwagi ze strony elit politycznych tak w Polsce jak i na Ukrainie, by zmierzyć się z trudnymi wyzwaniami. Takimi jak pytania o groby ukraińskie w Polsce i pytania o dziesięciokroć, jeśli nie stokroć liczniejsze groby polskie po stronie ukraińskiej, o prawdę o ludo-bójstwie na Wołyniu, ale i prawdę o odwecie polskim na Chełmszczyźnie i Podkarpaciu. To są wielkie wyzwa-nia i one politykom spędzają sen z powiek nie tylko dlatego, że zmu-szają do stanięcia w prawdzie, co nie zawsze jest przyjemne, ale też do poniesienia ryzyka politycznego, związanego z utratą poparcia części elektoratu. Bo prawda o relacjach polsko-ukraińskich nie jest czarno-biała. My nie jesteśmy tylko aniołami oni nie zawsze byli tylko ludobójca-mi. Ale taka postawa nie spodoba się elektoratowi żądającemu pro-stych i jednoznacznych odpowiedzi. Dotyczy to zarówno Polaków jak i Ukraińców, w tym samym stopniu z Przemyśla co i ze Lwowa. Ale bez tej odwagi nie uratujemy polsko-ukraińskich relacji i nie zbudujemy przyszłości. Co gorsza, narazimy się na stałą ingerencję Rosji, która z łatwością wykorzysta wszystkie pola napięć dla własnego interesu Dzisiaj musimy zdobyć się na tę odwagę, tę siłę wewnętrzną, która cechuje mężów stanu, i powiedzieć sobie: trudno, zaryzykujemy, ale musimy tę sprawę rozwiązać teraz. My Polacy i my Ukraińcy, bo inaczej strona trzecia na tym wygra i wtedy niczego nie rozwiążemy, a ryzykuje-my, że wszystko możemy stracić.

W sprawie Hruszowic mam jesz-cze jedno zastrzeżenie natury moral-nej. Ten pomnik był nie do zaakcep-towania ze względu na formę – był rzeczywiście gloryfi kacją Ukraińskiej Powstańczej Armii, na co w Polsce

nie możemy pozwolić. Ale ten po-mnik powinien zostać rozebrany mocą decyzji odpowiedniego urzę-du państwa polskiego dopiero po uprzednim sprawdzeniu, czy znajdu-ją się tam szczątki ludzkie. Dopiero po ustaleniu tego można było przy-stąpić albo do ekshumacji, albo do rozbiórki pomnika. Niestety nikt sobie nie zadał trudu, żeby to sprawdzić, a przecież o ile pamiętam to polska Rada Ochrony Pamięci Walk i Mę-czeństwa, powstrzymała próbę likwi-dacji tego pomnika właśnie z tego powodu, że nie było pewne, czy tam nie ma szczątków ludzkich. Strona ukraińska nadal utrzymuje, że tam jest pochowanych kilkunastu żołnie-rzy UPA.

I dochodzimy do istoty sprawy. Musimy w Polsce samodzielnie bądź z udziałem strony ukraińskiej opracować sposoby upamiętnień miejsc, w których leżą żołnierze ukraińscy formacji UPA, wybudo-wać te groby i zamknąć temat. I domagać się od strony ukraińskiej analogicznego rozstrzygnięcia kwe-stii upamiętnień na Wołyniu. Czyli, po zinwentaryzowaniu siłami na-szego IPN, domagać się godnego upamiętnienia wszystkich miejsc, gdzie leżą ofi ary ludobójstwa wołyń-skiego. To trzeba zrobić. Bez tego, moim zdaniem, nigdy nie znajdzie-my formuły na autentyczne porozu-mienie polsko-ukraińskie. Zwyciężą wrogowie Rzeczypospolitej i Ukra-iny, i zwyciężą niestety na kościach naszych ofi ar. To byłoby szczególnie bolesnym dramatem i powodem do poczucia klęski zarówno dla Ukraiń-ców, jak i dla Polaków.

Zatem jak rysuje się przyszłość? Czy odsłonięcie tablicy poświęconej śp. Le-chowi Kaczyńskiemu przeła-mie tę falę, czy też ta spirala będzie cięgle się nakręcać i za chwilę dowiemy się o ko-lejnym miejscu, gdzie doko-nano jakiegoś zniszczenia?

Jest źle ale wierzę, że stosunki polsko-ukraińskie się odrodzą. To znaczy nie same z siebie ale, że po-litycy po obu stronach granicy będą umieli z tych złych przesłanek zbu-dować dobro. Że wreszcie Ukraińcy zdobędą się na odwagę stanięcia w prawdzie, i w autentycznej współpra-cy z Polską. I analogicznie po stronie polskiej: że wreszcie rozwój wyda-rzeń otworzy oczy politykom polskim,

że powiedzą sobie: kto jeśli nie my? kiedy – jeśli nie teraz? I obie strony sięgną do dobrych wzorców.

A dobrym wzorem jest prze-słanie jakie niesie polityka Lecha Kaczyńskiego dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej. To solidar-ne budowanie wspólnoty interesów regionalnych, poszanowanie dla wspólnej historii, uczciwa ocena przeszłości, współpraca w obliczu zagrożenia, które jest jednakowo postrzegane przez wszystkie kraje regionu. We wszystkich tych polach potrzebne jest dzisiaj zaangażowa-nie, wszystkie wymagają działania, co potwierdza aktualność programu z roku 2008. Niekiedy w Polsce za-rzuca się Lechowi Kaczyńskiemu skłonność do kompromisów histo-rycznych, miękkość w stosunku do zagadnień historycznych. Nic bardziej błędnego. Przecież Lech Kaczyński ludobójstwo wołyńskie nazywał ludobójstwem. Byłem w Hucie Pieniackiej w 2009 roku, kiedy Prezydent był obecny na uro-czystościach razem z potomkami nielicznych uratowanych z zagłady. To nieprawda, że odwrócił się od Kresowiaków. Prezydent widział potrzebę prawdy i pamięci, pamięci prawdziwej, ale widział też niebez-pieczeństwo jakie niesie za sobą pomylenie antybanderyzmu z anty-ukraińskością. Tę pokusę rozpozna-wał w Polakach i jej nie akceptował. Niestety dzisiaj jesteśmy świadkami jak wielu ludzi pomyliło antybande-ryzm z antyukraińskością.

Analogicznie po stronie ukra-ińskiej są ludzie, którzy uważają, że nie ma tożsamości ukraińskiej, niepodległościowej, bez tradycji OUN-UPA. To nieprawda. Tradycje ukraińskie są starsze, niż im się wy-daje. Mają też pozytywne akcenty współpracy polsko-ukraińskiej zwią-zane z powstaniem styczniowym, so-juszem Piłsudski – Petlura, wyprawą kijowską. Dzisiaj na naszych oczach tworzy się pamięć o Niebiańskiej Sotni, cyborgach z donieckiego lot-niska, żołnierzach broniących Don-basu. Odwoływanie się do wzorców nacjonalizmu integralnego i historii UPA czasów wojny, a przemilczanie zbrodni, których ta formacja dokona-ła, jest krótkowzrocznością i na dal-szą metę zaprowadzi na manowce ukraińską elitę polityczną.

Polaków i Ukraińców dzieli głów-nie historia, współczesność nas łą-

czy. Mniejszość polska na Ukrainie nie jest prześladowana. To prawda, że nie ma ona wsparcia ze strony państwa ukraińskiego. Jednak trud-no oczekiwać wsparcia od państwa, które samo znajduje się na granicy bankructwa. Natomiast mniejszość polska cieszy się pełnią praw: mamy szkoły polskie, szkółki sobotnio-nie-dzielne, inicjatywy medialne, mamy różne organizacje społeczne, koła te-atralne, malarskie, zespoły muzycz-ne, środowiska kultywujące tradycje ludowe. Sam miałem przyjemność zarejestrować cztery polskie tytuły prasowe na Ukrainie w ciągu ostat-nich dwudziestu lat.

To nieprawda, że stosunek do Polaków jest negatywny, że boją się mówić po polsku, przemykają po uli-cach Lwowa, Żytomierza czy Kijowa w strachu i przerażeniu. Jest dokład-nie odwrotnie. Są obywatelami Ukra-iny narodowości polskiej, na których ukraińscy sąsiedzi często patrzą z podziwem i wdzięcznością, głównie za poparcie jakiego Polacy i Polska udzieliła Ukrainie w czasie Majdanu i w czasie walki z Rosją. Byłoby jakimś tragicznym paradoksem, gdybyśmy dzisiaj ten potencjał zmarnowali. Tym bardziej, że jesteśmy świadkami przełomu w świadomości Ukraińców, którzy w większości opowiedzieli się za wstąpieniem ich kraju do NATO. To dla ludzi z przestrzeni postso-wieckiej prawdziwy przewrót koperni-kański. NATO to przecież „wcielenie szatana, zło w czystej postaci” – tak ich uczono od zawsze. Nawet na Li-twie był z tym problem, a co dopiero na słowiańskiej Ukrainie, związanej ze starszą siostrą Rosją więzami przyjaźni jeszcze od czasów ugody perejasławskiej. I nagle okazuje się, że Ukraińcy chcą do NATO!

O takiej sytuacji Lech Kaczyński mógł tylko marzyć, gdy w Bukaresz-cie zabiegał o Membership Action Plan, czyli „mapę drogową” włączenia Ukrainy do NATO. Był wtedy pacyfi -kowany przez Francuzów i Niemców stwierdzeniem, że przecież Ukraińcy sami tego nie chcą. Dzisiaj jest zupeł-nie inaczej. A naszym obowiązkiem jest – w imię pamięci o polityce Le-cha Kaczyńskiego – wykorzystać tę szansę.

Rozmowa została przeprowa-dzona w Programie Wschodnim w Radiu Wnet i wyemitowana 13 maja 2017 roku.

Wreszcie dobiegła końca 22-letnia „tułaczka” działającego od 1994 r. Polskiego Kulturalno-Oświatowego Towarzystwa „ZGODA”. 30 kwiet-nia odbyło się uroczyste otwarcie i poświęcenie siedziby przy ulicy We-sniana 28 w Borysławiu. Jest to jeden pokój w starym budynku, który udało się wyremontować i wyposażyć dzięki fi nansowemu wsparciu Stowarzysze-nia Wspólnota Polska i Fundacji Wol-ność i Demokracja, ale w planach jest adaptacja kolejnego pomieszczenia.

Uroczystość zaszczycił swoją obecnością konsul Rafał Kocot z Wydziału Współpracy z Polakami na Ukrainie Konsulatu Generalnego RP we Lwowie, który podkreślił wagę po-siadania siedziby dla dalszej działal-ności Towarzystwa. Ponadto udział wzięli przedstawiciele władz miej-

skich Borysławia, prezesi zaprzyjaź-nionych organizacji polskich obwodu lwowskiego, goście z Polski, a także zarząd oraz założyciele Towarzystwa „ZGODA”. Poświęcenia siedziby dokonał proboszcz parafi i rzymsko-

katolickiej pod wezwaniem św. Bar-bary w Borysławiu, o. redemptorysta Krzysztof Szczygło.

Po uroczystości otwarcia siedziby Towarzystwa „ZGODA”, w sali miej-skiego Domu Młodzieży odbyła się

akademia z okazji polskiego Narodo-wego Święta Konstytucji 3 Maja. Ob-chody rozpoczęły się wysłuchaniem oraz odśpiewaniem narodowych hymnów Polski i Ukrainy. Po krót-kim przywitaniu gości przez prezes PKOT „ZGODA” Eleonorę Popowicz, prowadzący akademię Maria Kacz-maryk i Maksym Kuzyk przybliżyli obecnym historię tego święta oraz jego znaczenie dla narodu polskiego, następnie zabrzmiał Mazurek 3 Maja w wykonaniu zespołu „Borysławiacy”. Złożenie biało-czerwonego bukietu róż przy symbolach Państwa Pol-skiego, jako wyraz pamięci i dumy narodowej, publiczność nagrodziła oklaskami. W dalszej części akademii młodzież zaprezentowała piękny te-matyczny układ recytatorski, a zespół – odpowiedni zestaw pieśni. Głos za-

brał również konsul Rafał Kocot, który w swoim przemówieniu złożył człon-kom Towarzystwa „ZGODA” życzenia z okazji Święta Konstytucji 3 Maja, podkreślił znaczenie tego wydarzenia dla Polski i Europy, a także podzięko-wał uczestnikom i organizatorom za krzewienie historii i kultury polskiej. Po zakończeniu części tematycznej, prezes PKOT „ZGODA” Eleonora Popowicz w multimedialnej prezen-tacji przekazała zebranym informacje na temat działalności Towarzystwa w 2016 roku. Na zakończenie wy-darzenia wykonano wspólne zdjęcie pamiątkowe, zaś publiczność wraz z zespołem „Borysławiacy” radośnie odśpiewała pieśń „Hej, sokoły”.

Eleonora Popowiczprezes PKOT „ZGODA”

Otwarcie siedziby Polskiego kulturalno-Oświatowego towarzystwa „ZgODA” w Borysławiu

Rozmowy kuriera

23www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 13–29 czerwca 2017 nr 11 (279)

WOJCIECH JANKOWSKItekst EUGENIUSZ SAŁOzdjęcie

Na posiedzenie przybyli goście z Polski, Lwowa i mieszkańcy Żytomie-rza. Polskę reprezentowali między innymi prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski i Rafał Dzięciołowski z Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie Rzeczpospolitej, Robert Czyżewski – prezes fundacji Wolność i Demokracja. Ze Lwowa przybył dok-tor Wasyl Rasewycz, wśród miesz-kańców Żytomierza obecni byli: Na-talia Iszczuk – prezes Zjednoczenia Szlachty Polskiej na Żytomierszczyź-nie i Włodzimierz Iszczuk – redaktor „Głosu Polonii”. Wywiązała się cieka-wa dyskusja nad tym, jak powinniśmy budować relacje polsko-ukraińskie.

Wasyl Rasewycz wyraził nieza-dowolenie z przebiegu rozpoczętych niedawno spotkań historyków z Pol-

ski i Ukrainy pod nazwą Forum Pol-sko-Ukraińskiego:

- I polscy, i ukraińscy intelektuali-ści powinni spotykać się, ale jest to prawdziwe nieszczęście, że gdy do-chodzi do spotkań, dyskutanci zaczy-nają zachowywać się, jak na froncie, jak gdyby trwała wojna i każdy bronił swoich szańców. Na przykład, gdy-bym w składzie forum solidaryzował się z ciekawą myślą polskiego kole-gi – nie mogę tego uczynić, nie mam prawa, bo będę zdrajcą narodowych interesów. Jestem przekonany, że i po polskiej stronie mogą być takie przypadki.

Zdaniem lwowskiego historyka Ukraińcy powinni prowadzić dyskusję wewnątrz swojego społeczeństwa, w szczególności na tematy dotyczące II wojny światowej i okresu sowiec-kiego:

- Polityka historyczna prowadzo-na przez państwo jest fatalna, ponie-waż tworzy podział w społeczeństwie ukraińskim na dwa przeciwstawne obozy. Fundamentem historycznej polityki jest Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów. Jeśli będziemy opie-rać naszą tradycję o OUN, a jest oczywistym, że wszystkie koncepcje OUN i jej działalność były antypolskie, to nas automatycznie będzie wiodło do konfliktu z sąsiednią Polską.

Przemysław Żurawski vel Gra-jewski zauważył, że o ile pamięć o OUN-UPA jest na Ukrainie pamięcią regionalną, to w Polsce jest pamięcią ogólną, od Przemyśla po Szczecin, a zatem konflikt, który dla Ukraińców

jest konfliktem lokalnym, dla Pola-ków jest konfliktem centralnym. Kon-flikt polsko-halicki przysłania stosunki polsko-ukraińskie. Jest to zdaniem eksperta zadanie dla polskich elit, aby pokazać szersze spektrum tych relacji. Profesor dodał, że pierwsza duża niemiecka jednostka wojskowa została w czasie kampanii wrześnio-wej rozbita przez 49 pułk strzelców huculskich, a więc pierwsza duża jednostka niemiecka została rozbita przez w większości Ukraińców w pol-skich mundurach.

Prezes fundacji Wolność i Demo-kracja Robert Czyżewski zauważył, że wiele narodów opiera swoją toż-samość na negacji, Irlandczycy są nie-Anglikami, Litwini są nie-Polaka-mi. Ukraińcy powstawali na styku z Polską i w konsekwencji definiowali się jako nie-Polacy.

- Musieli mieć tego typu bohate-rów i takim bohaterem był Bohdan Chmielnicki. Stalin rozdzielił nas de-

portacjami, milion ludzi wyrzucono w jedną i w drugą stronę i raptem oka-zało się, że państwa podobnej wielko-ści nie muszą się siebie bać. Ukraińcy dziś nie są nie-Polakami, Ukraińcy, podobnie jak Polacy nie są nie-Ro-sjanami. Potrzeba znikła, pozostała inercja, która powoduje, że pomnik Chmielnickiego stoi. Teraz rzeczą fundamentalną jest szukanie takich elementów, które mogą się stać nową opowieścią, które powoli będą inercję wypierać. Znikła potrzeba – jeżeli dawniej Ukraina była rozdarta miedzy pańską dumą Lachów a dzikim bar-barzyństwem Moskwy, to dziś pańska duma Lachów już nie istnieje. W kon-sekwencji – jestem tutaj optymistą.

Żurawski vel Grajewski postu-lował w warstwie kulturowej posze-rzenie pamięci historycznej o 49 pułk Hucułów, o obronę Zamościa przez generała Bezruczkę, historię Symona Petlury, Sahajdacznego, o dwa pułki kozackie wierne w obro-nie Konstytucji 3 Maja, o kozaków Sadyka Paszy. Nieodzownym jest również, zdaniem eksperta, natych-miastowa współpraca służb obydwu państw w przeciwdziałaniu rosyj-skim prowokacjom.

Posiedzenie Klubu Galicyjskiego było jednym z wydarzeń towarzyszą-cych odsłonięciu tablicy śp. Lecha Kaczyńskiego w Żytomierzu 20 maja bieżącego roku. Aktu dokonano z inicjatywy Zjednoczenia Szlachty Polskiej na Żytomierszczyźnie i przy wsparciu fundacji Wolność i Demo-kracja.

EUGENIUSZ SAŁOtekst i zdjęcie

Tablica z dwujęzycznym napi-sem zawiera krótką notkę biogra-ficzną o Kazimierzu Górskim oraz cytat „Nic nie może przekreślić mi-łości do twego rodzinnego miasta, w którym przyszedłeś na świat”.

- Kim był Kazimierz Górski, wie każdy. Był to symbol czegoś, co zdarzyło się w polskiej piłce nożnej, co graniczyło z cudem, kiedy w cza-sach komunizmu zdobyliśmy trzecie miejsce na mistrzostwach świata. Był to twórca wielu pokoleń piłkarzy, bo duch Kazimierza Górskiego jest nadal obecny w polskiej piłce nożnej. Nie byłoby teraz sukcesów repre-zentacji Polski, gdyby nie Kazimierz Górski i to co zrobił przez sześć lat, kiedy trenował reprezentacje Polski, czterdzieści lat temu. Dla nas jest to symbol i powód do dumy, bo był to przede wszystkim wspaniały trener i wspaniały człowiek – powiedział Jarosław Stawiarski, wiceminister Sportu i Turystyki RP.

- Tablica upamiętniająca Kazi-mierza Górskiego powinna być we Lwowie już dawno. To jest wielki trener, wielki piłkarz, wielki człowiek. Ja jako trener zawsze byłem za-chwycony tym jak on pracował, jaką miał reprezentację Polski. Myślę, że był najlepszym trenerem nie tylko w Polsce, ale i w świecie. Chcę, żeby młodzi piłkarze i trenerzy wiedzieli o tym, że to był lwowiak, który stworzył słynną reprezentację – powiedział Myron Markewicz, przewodniczący komisji narodowych drużyn federacji piłki nożnej Ukrainy.

- To jest bardzo ważne wydarze-nie, które łączy Polaków i Ukraińców. Jest to pamięć o wybitnych lwowia-kach, którzy zawsze nosili Lwów w swoim sercu. Kazimierz Górski, który zyskał sławę dla polskiej piłki nożnej, na zawsze pozostanie lwowiakiem, niezależnie od tego, gdzie mieszkał do końca swoich dni – powiedział Ołeh Nimczynow, sekretarz stanu Mi-nisterstwa Młodzieży i Sportu Ukra-iny.

- Kazimierz Górski był czło-wiekiem, który poprowadził polską drużynę piłkarską, po raz pierwszy w jej historii, do wielkich sukcesów i człowiekiem, który do końca życia zachował w swoim sercu Lwów. Bar-dzo dobrze się dzieję, że dziś, kiedy Kazimierza Górskiego już z nami nie ma, pamięta o nim miasto, w którym się urodził i wychował. Pamiętają o nim nie tylko polscy lwowianie, ale pamięta o nim Lwowska Rada Miej-ska, która wyraziła zgodę na umiesz-czenie tablicy na budynku szkoły, do której uczęszczał Górski. Pamięta społeczność dzisiejsza tej szkoły, pa-miętają ludzie, dla których ważna jest

wzajemna bliskość Polaków i Ukraiń-ców oraz dla których ważna jest piłka nożna – zaznaczył konsul generalny RP we Lwowie Rafał Wolski.

- Kazimierz Górski kiedyś powie-dział, że zawsze wracamy do korze-ni. Dzisiaj rodzina i wszyscy zebrani mają możliwość oddać hołd, wielkie-mu lwowiakowi, człowiekowi świata. Dzisiaj przekonaliśmy się, że pamięć o waszym i naszym rodaku żyje tutaj we Lwowie – powiedziała Oksana Smereka-Małyk, dyrektor Lwowskiej Szkoły Artystycznej.

Po odśpiewaniu hymnów naro-dowych Polski i Ukrainy, wiązanki kwiatów pod tablicą złożyli wójt gmi-ny Wierzbica Andrzej Chrząstowski z zespołem Szkół w Wierzbicy im. Kazimierza Górskiego oraz szkółka dziecięca Pogoni Lwów wraz z pre-zesem Markiem Horbaniem.

- Przykro przyznać, że Kazimierz Górski nie grał w Pogoni Lwów, choć tak często jest do tej Pogoni przypi-sywany. Chodził na mecze Pogoni, ale siedział na trybunach. Chociaż nie grał w Pogoni, grał jednak w reprezentacji miasta Lwowa, gdzie również grali piłkarze Pogoni Lwów – opowiedział Marek Horbań, prezes Pogoni Lwów.

W uroczystościach wzięli rów-nież udział: konsul generalny RP w Łucku Wiesław Mazur, konsul Ma-rian Orlikowski, senator RP Jerzy Fedorowicz, były minister Rozwoju Regionalnego RP Jacek Szczot, dy-rektor lwowskiego oddziału federacji piłki nożnej Ukrainy Jarosław Hry-sio, przedstawiciel Lwowskiej Rady Miejskiej Anton Mikulin, król kibiców Andrzej „BOBO” Bobowski, dzieci i młodzież z Lwowskiej Szkoły Arty-stycznej oraz uczniowie z gimnazjum w Głogowie, współorganizatorzy wy-darzenia – Andrzej Strawa, prezes Fundacji Europejska Akademia Sa-morządowa oraz Marta Łotysz, dy-rektor Stowarzyszenia Małych Hoteli na Ukrainie.

Dariusz Górski wzruszył się, wchodząc do klasy, gdzie prawdopo-dobnie tu, w ławkach szkolnych sie-dział jego ojciec, Kazimierz Górski. – Chciałbym serdecznie, z całego serca podziękować stronie ukraińskiej, któ-ra zrobiła bardzo dużo. I także stronie

polskiej, która też się przyłożyła do tego wydarzenia. Dziękuję wszystkim ludziom dobrej woli. Jestem wzruszo-ny, szczęśliwy i zadowolony. Chłopaki nie płaczą, ale łza się w oku kręci – powiedział Dariusz Górski.

Wszyscy jednomyślnie akcen-towali, że upamiętnienie Kazimie-rza Górskiego, w jego rodzinnym mieście Lwowie, powinno łączyć Polaków i Ukraińców. – Jest bardzo ważne w relacjach polsko-ukraiń-skich, żebyśmy zasypywali te rowy i podziały, bo sport łączy, sport po-winien zbliżać. I wspólna historia powinna zbliżać nasze narody, bo czy nam się to podoba czy nie, jesteśmy skazani na Ukrainę, a Ukraina na nas. My jako Słowianie w tej części Europy powinniśmy współpracować dla dobra naszych dwóch krajów – podsumował wiceminister Sportu i Turystyki RP Jarosław Stawiarski.

W ramach „Święta Sportu im. Kazimierza Górskiego we Lwowie”, po południu miała miejsce przenie-siona z 26 maja konferencja „Piłka nożna w okresie międzywojennym we Lwowie”, w której wzięli udział znawca historii polskiej piłki nożnej Leszek Śledziona, autorzy książki o historii piłki nożnej w Galicji Bogdan Lupa i Iwan Jaremko oraz pasjonat futbolu Aleksander Pauk. Było też spotkanie ze społecznością polską i wieczór wspomnień o Kazimierzu Górskim.

***Kazimierz Górski urodził

się 2 marca 1921 roku we Lwowie. Mieszkał przy ulicy Niemcewicza (obecnie ul Hołubowycza). Uczył się w gimnazjum im. Jana Kochanow-skiego (obecnie szkoła artystyczna). Grał we lwowskich drużynach RKS, Spartak i Dynamo. W latach 70. jako selekcjoner reprezentacji Polski w piłce nożnej odniósł z nią największe do tej pory sukcesy polskiej piłki: zdo-był złoty medal Igrzysk Olimpijskich w Monachium w 1972 r., trzecie miej-sce na mistrzostwach świata w 1974 roku w RFN i srebrny medal Igrzysk Olimpijskich w Montrealu w 1976 r. Zmarł 23 maja 2006 roku. Spoczął w grobie rodzinnym na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w War-szawie.

Posiedzenie klubu galicyjskiego w ŻytomierzuPierwsze posiedzenie w bieżącym roku Klubu Galicyj-skiego odbyło się w Żytomierzu. Okazją do spotkania było odsłonięcie tablicy poświęconej Lechowi Kaczyńskiemu. Dyskusja odbyła się pod hasłem „Testament Lecha Ka-czyńskiego. Wyzwanie w trudnych czasach”.

We Lwowie odsłonięto tablicę poświęconą kazimierzowi górskiemu27 maja na ścianie Lwowskiej Szkoły Artystycznej przy ul. Chotyńskiej 6 uroczy-ście odsłonięto tablicę pamiątkową Kazimierza Górskiego – trenera tysiąclecia, wielkiego lwowiaka. Odsłonięcia dokonali wiceminister Sportu i Turystyki RP Ja-rosław Stawiarski, sekretarz stanu Ministerstwa Młodzieży i Sportu Ukrainy Ołeh Nimczynow, przewodniczący komisji narodowych drużyn Federacji Piłki Nożnej Ukrainy Myron Markewicz, przedstawiciele rodziny Kazimierza Górskiego – syn Dariusz, córka Urszula i wnuk Konstantinas oraz członkowie Stowarzyszenia „Orły Górskiego” – Jan Domarski, Jerzy Kraska, Zygmunt Kalinowski.

2413–29 czerwca 2017 nr 11 (279) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Władcy Stanisławowa

IWAN BONDAREW

Jednak ta postać weszła do historii, jako Stanisław Potocki, wo-jewoda poznański. Był to człowiek wszechstronnie uzdolniony, uczyn-ny, mądry, spokojny i bardziej roz-sądny niż jego ojciec. Podczas jego rządów w Stanisławowie nie było niszczących pożarów, pustoszących miasto epidemii, miasta nie zajmo-wały wojska nieprzyjaciół, więc nie było też grabieży i mordowania lud-ności. Niewielki okres czasu, który przypadł Stanisławowi, był „złotym dziesięcioleciem” dla mieszkańców miasta oraz nudnym i nieciekawym dla historyków. Nic w tym dziwnego – pamięć ludzka dłużej pamięta rzeczy złe. Spróbujmy jednak przypomnieć i te dobre…

Niespokojne dzieciństwoMały Stasio przyszedł na świat

14 marca 1698 roku i swoje imię otrzymał po bohaterskim wujku, który zginał podczas odsieczy wiedeńskiej. Był jedynym synem Józefa Potockie-go, więc ojciec pokładał w nim wielkie nadzieje. Wychowywał się ze starszą siostra Zofią i, wydawać by się mo-gło, że świat stoi przed nim otworem. Pewnego razu zjechał do Stanisławo-wa szacowny cudzoziemiec, o którym

Rodzina Potockich nie przypad-kowo wybrała Węgry. Właśnie na Zakarpaciu, na zamku w Mukaczo-wie książę Transylwanii Franciszek II Rakoczy udzielił uciekinierom schro-nienia. Nie zapomniał dobra, które mu kiedyś okazano. Już od trzech lat walczył z Austriakami, mając na celu odrodzenie dawnego królestwa Wę-gier. Wojskowe działania toczyły się gdzieś daleko, lecz w Mukaczowie było cicho i spokojnie. Stanisław Po-tocki pobierał tu różne nauki, przewa-gę oddawał matematyce i geometrii. W wolnych chwilach chłopiec jeździł konno po malowniczych okolicach. Lubił też błąkać się pomiędzy forty-fikacjami mukaczowskiego zamku, porównując je do tych ze Stanisła-wowa. Niestety, w porównaniu te ostatnie wypadały słabo.

W międzyczasie w Polsce za-kończyła się Wojna Północna i w 1713 roku Potoccy powracają do swego rodzinnego miasta. Nie było mu dane zatrzymać się tu na dłużej – już następnego roku młodzieniec wyrusza w podróż edukacyjną po Europie. Poprzez liczne ksiąstewka niemieckie dotarł do Paryża, gdzie audiencji udzielił mu król Ludwik XIV. Jego Wysokość dobrze przyjął chłop-ca, orientując się, że stoi przed nim potomek zwierzchnika profrancuskiej opozycji na dworze warszawskim.

Podczas wędrówek po Francji i Belgii młody arystokrata z pasją oglą-dał potężne bastiony fortec, które wybudowano według planów wojsko-wego inżyniera Vaubana. Możliwe, że właśnie wtedy zapragnął zostać inżynierem fortyfikacji.

Magnat z talentem fortyfikatora

Po powrocie do Polski, Stanisław został obdarowany przez ojca staro-stwami halickim i śniatyńskim. Był to niezły start do przyszłej kariery. Jednocześnie Józef poszukuje dla syna żony, która swoim posagiem wzmocniłaby ziemiańskie imperium Potockich. Swój wybór zatrzymał na Mariannie, córce wojewody bełskie-go, która pochodził z rodu Laszczów. W 1719 roku wyprawiono młodym w Stanisławowie huczne wesele, pod-czas którego ojcowie jezuici przed-stawili specjalnie ułożony na tę okazję panegiryk. Chyba nie warto powtarzać, że panna młoda wnio-sła do skarbca Potockich nie jedna wioskę. Ślub ten można uważać za szczęśliwy, chociażby dlatego, że urodziło im się troje dzieci – Antoni, Anna i Józef.

Pomimo udanego życia rodzin-nego Stanisław Potocki coraz bardzie zagłębiał się w życie polityczne Rze-czypospolitej. Brał udział w obradach Sejmu, czasami w zastępstwie ojca, a w 1723 został wybrany na marszał-ka komisji radomskiej. Równolegle

młody magnat daje się poznać jako utalentowany inżynier wojskowy: pod jego okiem doskonalone są fortyfika-cje Kamieńca Podolskiego i Często-chowy.

W 1728 roku Stanisław otrzymu-je swoją pierwsza posadę na dwo-rze królewskim – wielkiego strażnika

koronnego, którego głównym zada-niem była ochrona granic Rzeczy-pospolitej, czyli Kresów.

W tym czasie kończono w Sta-nisławowie wznoszenie kościoła je-zuitów i matka poprosiła Stanisława, aby ten pomógł w ozdobieniu wnę-trza. Stanisław niebawem zakupił dla

kościoła obraz i ołtarz św. Ignacego Loyoli – patrona jezuitów. Radość wprawdzie z otwarcia nowej świąty-ni została zmącona przedwczesną śmiercią siostry Zofii, która w 1729 roku ledwie przekroczyła trzydziest-kę.

Ale jeszcze gorszy miał być rok następny – 1730. Początkowo umie-ra mąż siostry Dominik Kossakowski, następnie młodszy syn Stanisła-wa – Józef. Był on przysłowiowym „oczkiem w głowie” starego hetmana i studiował w stanisławowskim kole-gium jezuitów. Po śmierci spoczął w krypcie rodowej kolegiaty. Jego sar-kofag zachował się do naszych dni. Przyczyną tych wszystkich zgonów była dżuma, zawleczona do miasta przez ormiańskich kupców z Turcji. Ta epidemia pochłonęła wiele ofiar spośród mieszkańców Stanisławowa. Grzebano ich na „dżumnym” cmenta-rzu na tyśmiennickim przedmieściu miasta. Po wygaśnięciu zarazy, Sta-nisław Potocki nakazał wznieść w tym miejscu kolumnę z figurą Chrystusa, trzymającego kulę ziemską z łacińską inskrypcją „Odkupicielu świata, ratuj nas!”. Ten zabytek po II wojnie świa-towej zniszczyli sowieci.

W 1732 roku Stanisława czekają dwie kolejne ciężkie próby. Na po-czątku roku umiera jego małżonka, Marianna z Laszczów. Spoczęła w kościele karmelitów bosych w Prze-myślu. 1 maja odchodzi do wiecz-ności jego matka Wiktoria. Wygląda na to, że ani maż, ani syn specjalnie się tym nie przejęli. Józef ożenił się jeszcze tego roku, a Stanisław – w następnym pojął za żonę Helenę z Zamojskich. Interesujące, że maco-cha był młodsza od niego o 14 lat.

W 1734 roku, podczas kolejnego powstania przeciwko królowi pol-skiemu, Stanisławów grabią wojska rosyjskie. Aby zaradzić w przyszłości takim nieszczęściom i ustrzec swo-je rodzinne gniazdo, Józef Potocki postanawia wzmocnić fortyfikacje. Pracami kieruje osobiście Stanisław, a ich koszt osiągnął wartość kilku mi-lionów złotych.

Wojewoda terenów okupowanych

W 1735 roku Stanisława ocze-kuje kolejny stopień kariery – zostaje wojewodą smoleńskim. Prawdopo-dobnie ten zaszczyt był potwierdze-niem „pokoju” pomiędzy nowym kró-lem Augustem III i Józefem Potoc-kim, który otrzymał buławę hetmana koronnego. Ale za głośnym tytułem wojskowym wówczas już mało co stało: Smoleńsk już od stu lat był w rękach Rosjan, a całe województwo ograniczało się jedynie do wąskiego pasma ziem przygranicznych.

Jak by tam nie było, wojewódz-twem należało kierować i Stanisław wyjeżdża na północ, zabierając ze

Stanisław Potocki, wojewoda poznańskiJeżeli Józef Potocki figuruje w większości kronik z pierwszej połowy XVIII wieku, to jego syn, Stanisław, jest prawie niezauważalny. Pozostawał w cieniu swego znakomitego i ambitnego ojca. Nawet czas jego rządów w mieście historycy opi-sują, jako nieznaczący okres pomiędzy wybitnymi rządami Józefa i pełnymi nie-pokoju rządami Katarzyny Kossakowskiej. Czasami Stanisława mylą z jego rodzo-nym wujem, który zginął pod Wiedniem w 1683 roku.

Stanisław Potocki, wojewoda poznański

Syn magnata, Józef. Zmarł jako dziecko, uczył się w ko-legium jezuitów

ojciec mówił, że jest to węgierski ksią-żę Rakoczy, który ukrywa się przed swoimi wrogami. Chłopak zapamiętał gościa, jako mężczyznę z potężnymi wąsami i gardłową wymową.

Niestety, bezchmurne dzieciń-stwo przekreśliła Wojna Północna. Józef Potocki aktywnie włączył się do działań wojennych po stro-nie Szwedów. W 1706 roku miała miejsce bitwa pod Kaliszem. 8-letni Stanisław przebywał w obozie i nie widział porażki, której doznały woj-ska polsko-szwedzkie. Cała rodzina Potockich dostała się do saksoń-skiej niewoli, ale dzięki romantycz-nej zdradzie Adama Śmigielskiego, więźniom udało się z niewoli wydo-stać (dokładniej pisałem o tym w ar-tykule o Józefie). Wiktoria Potocka z dziećmi wyjechała na Węgry, jej zaś mąż pozostał i uprawiał „partyzant-kę” w kraju.

Stanisław Potocki opracował plany modernizacji fortecy sta-nisławowskiej. Niestety prace nie zostały w pełni ukończone

25www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 13–29 czerwca 2017 nr 11 (279)

sobą młodą żonę. Urodziło im się co najmniej 10 dzieci i daje to podsta-wy uważać, że pan wojewoda nie spędzał czasu wyłącznie na rozwią-zywaniu spraw wagi państwowej. Z licznych jego potomków jedynie dwoje pozostawiło zauważalny ślad w historii.

W 1738 roku Stanisław przyjeż-dża do Stanisławowa na otwarcie ko-ścioła św. Piotra i Pawła oo. trynitarzy. Z jego funduszy powstał ołtarz, który był prawdziwą ozdobą kościoła.

Niebawem wojewodę smoleń-skiego mile zaskoczyła nowina, że fortyfi kacje, wzniesione według jego projektu, wytrzymały rosyjskie oblę-żenie 1739 roku. Potocki nie szczę-dził kosztów, by na pamiątkę boha-terskiej obrony przed „przeklętymi Moskalami” uczcić zwycięstwo fi gurą Matki Boskiej, ustawionej na halickim przedmieściu.

W 1742 roku wojewoda wydaje swoją starszą córkę Annę za mąż za dalekiego krewnego Franciszka Salezego Potockiego, właściciela Krystynopola i Humania. W posagu ojciec wyposażył córkę w 40 wiosek i miasteczek. Jest to naocznym przy-kładem, jakim obszarami władał klan Potockich na Ukrainie. W tymże roku Stanisław Potocki zostaje udekoro-wany najwyższym państwowym od-znaczeniem – Orderem Orła Białego.

Mija niespełna dwa lata, a na Po-tockiego czeka kolejny szczebel hie-rarchii politycznej – zostaje wojewodą kijowskim. Było to o wiele lepsze, niż dalekie wojewodostwo smoleńskie. Ale, o ironio losu, Kijów również był w rękach Rosjan i stolica wojewódz-twa była w Żytomierzu. W tych latach stary Józef Potocki powoli zaczął zapadać na umyśle i Stanisław mu-siał przejąć funkcje zarządzania ro-dzinnym majątkiem, równocześnie knując intrygi przeciwko rodzinie macochy z powodu jej wpływu na starzejącego się hetmana.

Szczodry wobec monarchów i bezlitosny wobec opryszków

Józef Potocki zmarł 19 maja 1751 roku i syn przejął olbrzymi majątek ojca. Będąc jedynym spadkobiercą (co nieco przypadło jednak maco-sze), Stanisław stał się właścicielem Stanisławowa, Tarnopola, Niemi-rowa, Zbaraża, Brodów, Załoźców, Rudnika, Józefowa, Magnuszowa, Krotoszyna, był starostą halickim, kołomyjskim, śniatyńskim, leżajskim i posiadał kilka kluczy majątków. Były to kolosalne majętności nawet dla magnackiej Rzeczypospolitej.

Syn wyprawia ojcu wspaniały pogrzeb, podczas którego wydarzył się wypadek, który charakteryzuje Stanisława, jako człowieka uczciwe-go, sprawiedliwego i tolerancyjnego. Pośród gości był daleki krewny zmar-łego, właściciel Buczacza Mikołaj Potocki, starosta kaniowski. Podczas stypy gość, mając już dobrze w czu-bie, rozpoczął strzelanie do gołębi. Ale zamiast „ptaka pokoju” snajper ten ustrzelił Żyda. Wypadek wywołał olbrzymi rezonans pośród żydowskiej gminy miasta.

Nowy dziedzic Stanisławowa podszedł do krewnego i wypowie-dział swoje oburzenie z powodu wypadku. Ten szczerze rozgniewany rzekł: „Co, szkoda ci jakiegoś Żyda? Przyśle ci ich cały wóz”. Po czym wskoczył na koń i wraz ze swymi

kompanami opuścił przyjęcie. A po kilku dniach przez bramę tyśmienic-ką do Stanisławowa zajechał wóz z dalekiego Buczacza i hajducy wprost pod bramą pałacu wyrzucili na bruk tuzin Żydów. Była to swego rodzaju „moralna rekompensata” starosty kaniowskiego. Po latach jeden z tych przymusowych przesiedleńców – Szmaja Regensztrajf – wzbogacił się i wystawił swoją kamienicę w presti-żowej dzielnicy Stanisławowa.

Jeszcze przed pogrzebem stare-go hetmana Stanisław Potocki wpraw-nym okiem budowniczego zauważył spękania w murach kościoła jezuitów. Przyczyną tego były poważne błędy budowniczych i zbyt słabe fundamen-ty budowli. Gdy spękania pojawiły się na stropach, stało się jasne, że świątynia jest w stanie awaryjnym. Stanisław nakazał wynieść wyposa-żenie wnętrza, a podłogę grubo wy-ścielić słomą, by w razie zawalenia się stropu uchronić cenną posadzkę i pochówki w kryptach (spoczywali już tam jego wuj i matka).

dopiero Austriacy, to początki unor-mowania sytuacji na Pokuciu położył właśnie Stanisław Potocki.

W 1755 roku szlachcic Michał Wilgorski oddaje Potockiemu za długi tyśmienicki klucz posiadłości. W 1756 roku Stanisław zostaje wojewodą poznańskim. Był to pojedynczy wy-padek, gdy przedstawicielowi rodu Potockich nadano województwo na zachodzie Rzeczypospolitej. Do tej pory otrzymywali tereny na wscho-dzie – województwa kijowskie, bra-cławskie, wołyńskie. W tym samym roku umiera jego najstarszy syn, Antoni, starosta kołomyjski. Pomimo przykrej sytuacji, potomków Potoc-kiemu jeszcze wystarczało.

Po objęciu nowej posady wo-jewoda prawie nie pokazuje się w Stanisławowie. Upodobał sobie na-tomiast miasteczko Załoźce, gdzie przeważnie mieszkał. Często prze-bywał również w dawnej rezydencji Wiśniowieckich w Zbarażu.

Całe życie Stanisława Potockie-go wskazuje na to, że był on osobą

Do fundacji magnata należy stanisławowski kościół jezu-itów

Pod koniec lutego 1752 roku roz-poczęła się rozbiórka starego kościo-ła, która trwała ponad rok. Wówczas okopano mury, wzmocniono funda-menty. Niektórzy uważają, że Potocki osobiście nakreślił plany nowej świą-tyni. Wydzielał co roku 6 tys. złotych na budowę i dawał 50 tys. sztuk ce-gły. Niestety nie doczekał się ukoń-czenia budowy w 1763 roku i chociaż w ostatnim okresie pracami budow-lanymi kierował Christian Dalke, to jednak mieszkańcy Stanisławowa zawdzięczają tę wspaniałą baroko-wą świątynię właśnie Stanisławowi Potockiemu.

Należy też podkreślić, że w okre-sie rządów Potockiego zaznaczył się przełom w wieloletniej wojnie z gór-skimi opryszkami. W 1754 roku został schwytany i stracony ich przywódca Wasyl Bajurak, a latem 1759 smola-kom (policji przybocznej – red.) udało się przegonić na Wschodnią Ukrainę oddział Iwana Bojczuka. I chociaż z opryszkami ostatecznie rozprawili się

wierzącą i nie szczędził wydatków na kościoły. Oprócz kościoła jezuitów w Stanisławowie, wybudował ko-ściół franciszkanów w Krzemieńcu, świątynię bernardynów w Zbarażu, augustianów w Załoźcach i wspierał budowę kościoła w Tyśmienicy. Na własny koszt doprowadził do koro-nacji trzech cudownych obrazów w kościołach Lwowa (1751), Leżajska (1752) i Jarosławia (1756). Wszech-stronnie wspierał ubogą młodzież szlachecką – fundował im wikt i mieszkanie oraz opłacał czesne za naukę.

Zmarł Stanisław Potocki 8 lutego 1760 roku i został pochowany w Zba-rażu. Jego majątek przejęła wdowa Helena z Zamojskich, ale i ona po roku przeniosła się do wieczności. 26 lutego 1761 roku w Brodach nastąpił pierwszy podział „imperium” Stanisła-wa Potockiego. Miasto Stanisławów przypadło Wincentemu Potockiemu, a jego opiekunką została Katarzyna Kossakowska.

pocz

tówka

ze zb

iorów

Oleg

a Hre

czan

ika

KONSTANTY CZAWAGAtekst i zdjęcie

Uroczystości rozpoczęto na Rynku, gdzie zgromadziło się du-chowieństwo i wierni z okolicznych parafi i, również liczni grekokatolicy i prawosławni oraz władze miejsco-we. Ks. Adam Littwitz, proboszcz parafi i, wspomniał, że parafi ę ob-rządku łacińskiego w Janowie zało-żono w 1614 roku. Murowany kościół w 1774 roku konsekrował arcybiskup lwowski Wacław Sierakowski. Obraz Bogurodzicy znalazł się w świątyni po zdobyciu przez wojsko polskie obozu kozackiego w okolicach Janowa. Od 1664 roku notowane są cuda i łaski za jego pośrednictwem. Po II wojnie światowej cudowny obraz oraz inne wyposażenie świątyni wywieziono do Prochowic na Dolnym Śląsku. Do 1992 roku w kościele znajdował się magazyn. W krypcie kościoła spoczy-wają szczątki Konstancji Poniatow-skiej, matki ostatniego króla Polski Stanisława Augusta. 10 sierpnia 2014 roku w ramach obchodów 400. rocz-nicy powstania parafi alnego kościoła pw. Trójcy Przenajświętszej arcybi-skup Mokrzycki dokonał poświęcenia i rekoronacji wiernej kopii wizerunku Matki Bożej Janowskiej. Ks. Adam Littwitz zaznaczył, że kult Matki Bożej Janowskiej szerzy się także wśród wiernych obrządku wschodniego. Właśnie ten kapłan był inicjatorem odnowienia sanktuarium.

Po przybyciu i przywitaniu ks. arcybiskupa Mieczysława Mokrzyc-kiego został odczytany jego dekret o odnowieniu sanktuarium Maryjnego w Janowie. Odczytano też modlitwy Kościołów greckokatolickiego, pra-wosławnego i rzymskokatolickiego do Matki Bożej Janowskiej Królowej Pokoju.

Wszyscy procesyjnie przeszli przez miasteczko z kopią obrazu Bogurodzicy.

- Czynimy to w szczególnym czasie, kiedy trudne jest nasze dzi-siaj i niepewne nasze jutro – powie-dział w homilii metropolita lwowski. – Kiedy na wschodzie Ukrainy trwa wojna zabierająca szczęście ludzi, za-bijająca mężów i ojców rodziny, oka-leczająca życie tysięcy ludzi. W takim trudnym czasie potrzebna jest nam Matka, która jak nikt, zrozumie nasze niepokoje i cierpienia. Potrzebna jest Matka, która pomoże przetrwać ten

trudny czas. Potrzebna jest Matka, która wszystko rozumie. Dlatego też, odnawiając to sanktuarium, ogłaszam Maryję jako Matkę Pokoju i prowadzę do niej każdego żołnierza walczącego na froncie. Staję tutaj z każdą rodziną wyczekującą powrotu swoich bliskich z frontu. Przychodzę tutaj z każdym skrzywdzonym przez wojnę i proszę, okaż się nam Matką, Matką naszych pragnień życia w pokoju, sprawiedli-wości, uczciwości i bezpieczeństwie. Takiej Matki dzisiaj potrzebujemy. Takiej Matki potrzebuje Ukraina – za-znaczył arcybiskup Mokrzycki.

Metropolita lwowski powiedział, że wybierając tytuł dla tego sanktu-arium, sięgnął do zapisów historycz-nych, a szczególnie do jednego faktu, opisanego w założonej w 1664 roku księdze cudów i łask. – Czasy ówcze-sne również nie były spokojne – mó-wił dalej. – Niejedna wojna niszczyła szczęście ludzi, niosąc śmierć i znisz-czenie. I w takich okolicznościach złożył świadectwo o cudownym urato-waniu za wstawiennictwem Matki Bo-żej Janowskiej pewien żołnierz, który podczas bitwy, będąc w zagrożeniu utraty życia, wezwał Ją jako pomoc dla siebie i zaświadczył, że został uratowany i szczęśliwie powrócił do swego domu. Ufam, że i dzisiaj może-my wyprosić w tym miejscu podobne łaski. Dlatego zapraszam do sank-tuarium żołnierzy udających się na front, aby powierzyli swoje losy Matce Pokoju. Zapraszam ich rodziny, aby swoją modlitwą roztaczali nad nimi opiekę. Zapraszam przedstawicieli władzy i odpowiedzialnych za losy Ojczyzny, aby przed tym obrazem szukali dróg do pokojowego rozwią-zywania trudnych spraw. Zapraszam wszystkich chrześcijan, bez względu na narodowość i wyznanie, aby przez tę Matkę Pokoju, prosić o jedność, nie tylko wiary, ale wspólnego dbania o dom, któremu na imię Ukraina. Niech tutaj spełnią się słowa Jezusa: „Za-prawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, wszystkiego użyczy im mój Oj-ciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w Imię moje, tam jestem pośród nich”.

Po zakończeniu mszy św. arcy-biskup Mieczysław Mokrzycki ogło-sił akt zawierzenia Matce Bożej Ja-nowskiej, Królowej Pokoju. Również ofi arował Jej różaniec papieski św. Jana Pawła II.

Odnowiono sanktuarium Maryjne w Janowie k. LwowaWieczorem 31 maja w miasteczku Iwano-Frankowe (d. Ja-nowie) koło Lwowa arcybiskup Mieczysław Mokrzycki prze-wodniczył uroczystości odnowienia sanktuarium Matki Bożej Królowej Pokoju.

2613–29 czerwca 2017 nr 11 (279) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Z przedwojennej prasy

opracował KRZYSZTOF SZYMAŃSKIIlustracje NAC

Gazeta Poranna w czerw-cu 1929 umieściła artykuł Święto lwowskiej dziatwy.

Lwowska młodzież szkół po-wszechnych miała wczoraj radosny dzień. Staraniem Rady Szkolnej Miej-skiej urządzono wczoraj wielki popis gimnastyczny na dochód kolonij wa-kacyjnych, nazwany „Świętem Dzia-twy”. Istotnie było to wielkie i piękne święto zarówno dla biorących udział w tem widowisku, jak i dla niezliczonych rzesz dziatwy, która przypatrywała się z zachwytem igrzyskom swych kolegów na boisku Sokoła-Macierzy. Myśl zorganizowania tej imprezy okazała się bardzo szczęśliwą; ze-brano bowiem dość znaczny fundusz na zasilenie kolonji wakacyjnych dla młodzieży, a oprócz uciechy dziatwy i efektownego wrażenia, jakie z niej odnieśli dorośli, był to zarazem i do-wód, iż wychowanie fizyczne w szko-łach stoi na należytym poziomie.

Ku boisku zmierzały już od godz. 2-giej dziecięce tłumy, maszeru-jąc parami, albo wypełniając liczne tramwaje. Wszystkie loże i trybuny dokoła boiska zapełniły się szczelnie publicznością, a nawet dokoła okala-jącej stok parkowy siatki, gromadziły się rzesze ciekawych. Widzów moż-na było liczyć na tysiące. Rozpoczęto odśpiewaniem „Marsza dzieci szkol-nych” na nutę marsza Sokołów – po-czem dziarskimi szeregami wmasze-rowała na boisko młodzież męska.

Lekcje pokazowe ćwiczeń cie-lesnych, wykonane nader sprawnie przy dźwiękach orkiestry Sokola II wywołały nader korzystne wrażenie. Wykonywano je równocześnie gru-pami, z każdej szkoły popisywała się jedna klasa, co w ogólnym rezultacie dawało malowniczy, ruchliwy obraz. Zwłaszcza podnieść należy wielką pomysłowość kompozycji i kolejności ćwiczeń, które trwały około godziny (wraz z grami i zabawami), a jednak dzięki występującym coraz nowym ewolucjom nie budziły znużenia u widzów. Popisywała się młodzież wszystkich klas szkół powszechnych, od małych chłopaczków do dorastają-cych młodzieńców.

Szkoły żeńskie również prezen-towane przez dziewczynki rozma-itego wieku, nie dały się chłopcom pobić w wyniku ćwiczeń. Tu jednak zastosowano więcej gimnastyki rytmicznej, gier, zabaw i tańców, w których wykazały dziewczęta dużo zręczności i gracji. Trochę raził w masie białych, sportowych koszu-lek i krótkich, granatowych spode-nek, w jakie odziani byli nie tylko chłopcy, ale i dziewczęta codzien-ny, ciężki i różnokolorowy strój na-uczycielstwa. Należało i tu zacho-

wać jakąś harmonię. Drugą usterką była nieco za mała liczba ćwiczących chłopców, co musiało osłabić ogólny efekt popisu. Dziewcząt wystąpiło znacznie więcej. Ćwiczenia i gry przeplatały śpiewy dobrze zgranego chóru dziatwy, który odśpiewał: „Na służbie”, „Wianek”, „Dalej wraz” i „Za chlebem”.

Najefektowniejszym momentem był końcowy krakowiak, odtańczony pięknie przez duże grono dziewczy-nek w prześlicznych strojach krakow-skich. Barwny korowód podzielił się na małe kółeczka i wykonał szereg figur narodowego tańca z brawurą i wdziękiem. Całe widowisko spo-tkało się ze szczerym i zasłużonym aplauzem publiczności.

Zbliżał się koniec roku szkolne-go, a wraz z nim stare i nowe pro-blemy. Oto o nich w artykule Dla dzieci naszych brak miejsca szkołach.

Jakkolwiek dzielnica nasza chlu-bi się największą, stosunkowo ilością gimnazjów wszelkiego typu, mimo to narzekania rodziców na brak miejsca w szkołach z każdym rokiem rosną i stają się coraz głośniejsze. Szcze-gólnie w obecnej chwili odczuwają to ci, którzy chcą dziecko zapisać do gimnazjum. Ileż to próśb i płaczów słyszy się w biurach dyrektorów, którzy bezsilnie rozkładają ręce i od-powiadają stereotypami: nie ma miej-sca. Najrozpaczliwiej przedstawiają

ogóle nie będzie się mogło dostać do szkoły.

Niektóre sfery społeczne wy-chodzą z założenia, że gimnazjów jest i tak za dużo i że grozi nam hi-perprodukcja inteligencji, która i tak dzisiaj cierpi na brak pracy. Sfery te podnoszą, że należy młodzież kierować jak najusilniej do szkół za-wodowych. Argumenty te są niewąt-pliwie słuszne, ale trzeba liczyć się także i z tem, że i w szkołach zawo-

istniejących już szkół zawodowych należałoby propagandę tych szkół rozpocząć od założenia takiego biu-ra dla porady szkolnej. Biuro, mając ewidencję i warunki przyjęcia do każ-dej ze szkół zawodowych oraz dane statystyczne o stanie zapotrzebowa-nia sił na rynku pracy, stałoby się nie tylko pożyteczną poradnią szkolną, ale i najważniejszym czynnikiem pro-pagandy szkolnictwa zawodowego. Rosnący z roku na rok procent mło-dzieży szkolnej prędzej czy później zmusi nas do powiększenia ilości szkół tak średnich, jak i zawodowych.

inaczej. Z roku na rok zwiększa się liczba dzieci, które powinny przekro-czyć progi szkoły powszechnej i co-raz więcej z pośród nich nie znajdu-je dla siebie miejsca, gdyż za mało jest szkół, za mało nauczycieli i bu-dynków szkolnych. Blisko 800.000 dzieci w wieku szkolnym znajduje się poza szkołą, jednocześnie kil-kanaście tysięcy nauczycieli nie ma pracy. W ciągu lat najbliższych obo-wiązkiem szkolnym będzie objętych ponad 5 milionów dzieci. Ażeby taką armię kształcić trzeba mieć przynaj-mniej 100.000 nauczycieli, gdy tym-

Sprawy szkolneNa łamach tego numeru jest wiele informacji o obec-nym życiu szkół. W okresie międzywojennym szkol-nictwo również borykało się z rozmaitymi problemami. Niestety, niektóre artykuły podpisywane były jedynie inicjałami bądź skrótem, a inne w ogóle bez podpisu. Zajrzyjmy na łamy prasy z okresu międzywojennego.

Jednakże już teraz należałoby pomy-śleć o tem, aby garnącą się do szkół młodzież skierować na właściwe tory.

W świetle tych rozważań potrze-ba rozbudowy naszego szkolnictwa staje się piekącą, co więcej zaczyna przybierać rozmiary klęski elemen-tarnej, której ze względu na żywotny interes państwa za wszelką cenę jak najrychlej należy zapobiec i już teraz obmyśleć jakieś środki zaradcze.

Br. P.

Gazeta Lwowska w tym sa-mym okresie snuła niewesołe…

Szkolne rozważania. Wa-kacje a więc okres, w którym wła-ściwa działalność szkoły spoczywa, nadają się bardzo dobrze do snucia na temat rozważań. Niezadługo roz-pocznie się nowy rok szkolny. Zazna-czy się on nową szeroką inicjatywą na polu szkolnictwa średniego. To nas napawa dobrą nadzieją na przy-szłość. Niestety istnieje inny odcinek, który przepełnia nas poważną tro-ską.

Odcinkiem tym jest szkolnic-two powszechne. A właśnie szkoła powszechna ma za zadanie budo-wać w milionowych rzeszach dusz dziecięcych podwaliny pod przyszłą – oświeconą i kulturalną Polskę. Szkoła ta ma budzić należną pręż-ność charakterów, świadomość ce-lów Państwa, ma uaktywnić najszer-sze warstwy przyszłych obywateli, zaszczepić w duszach głębsze ideały życiowe. Przez oświatę powszechną ma prowadzić nas ku lepszej i wspa-nialszej przyszłości.

I oto niestety musimy stwierdzić, że w wyścigu oświaty powszechnej Polska pozostaje w tyle. Gdy inne państwa europejskie dawno już po-wszechność nauczania zrealizowa-ły, gdy wprowadzają 9. letni obowią-zek nauczania, w Polsce dzieje się

czasem mamy ich około 70.000. W dziedzinie budownictwa szkol-

nego sytuacja przedstawia się bar-dzo smutno. Dla zadość uczynienia aktualnym potrzebom Polska musi mieć około 120.000 izb lekcyjnych a posiada ich tylko około 70.000. Z tych zaś tylko 30.000 nadaje się do odbywania w nich lekcyj. Polepsza-jąca się koniunktura gospodarcza Polski budzi nadzieję, że w najbliż-szym czasie w budżecie państwo-wym da się wykroić nowe znaczne kwoty na wydatne powiększenie liczby nauczycielskich etatów.

Zadanie samorządu gminne-go jest bardzo trudne, ale na nim w pierwszym rzędzie trzeba polegać, je-śli chodzi o budowę szkół powszech-nych, gdyż rząd ma do rozwiązania niemniej ciężki problem zaopatrzenia w odpowiednie budynki szkolnictwa średniego, ogólnokształcącego, za-wodowego oraz wyższego. Aby za-radzić katastrofalnej sytuacji w dziale budownictwa szkolnego, powołano do życia Towarzystwo Popierania Bu-dowy Publicznych Szkół Powszech-nych. Towarzystwo to pracuje bardzo wydatnie. Robi co może, gromadzi fundusze, pomaga gminom wznosić budynki szkolne, propaguje budow-nictwo szkolne.

Sprawa jest ważna i pilna. Złą-czone wysiłki Rządu, samorządu i społeczeństwa mają dopiero podołać tym olbrzymim i ciężkim zadaniom. I w tych wysiłkach nie wolno ustawać.

Bul.

Również w tym czasopiśmie „wyjawiono” źródło całego zła pol-skiego szkolnictwa Wybujała ad-ministracja plagą naszego szkolnictwa.

Wszystkie nasze zakłady szkol-ne, tak powszechne, jak średnie i zawodowe uginają się pod nawałem

Uczniowie szkoły powszechnej nr 4 im. Marii Konopnickiej w Borysławiu. Rok 1933

Bałaje, pow. Lubaczów, województwo lwowskie. Szkoła powszechna Towarzystwa Szkoły Ludowej. Rok 1932

się stosunki w żeńskich szkołach średnich, gdyż jeden jedyny zakład rządowy nie jest w stanie pomieścić nawet dzieci pracowników państwo-wych, którzy mają tam zapewnione pierwszeństwo.

Władze szkolne zdają sobie do-kładnie sprawę z tego nieszczęścia, ale wobec zredukowanego budżetu i braku odpowiednich pomieszczeń nie mogą nawet w przybliżeniu zaspokoić życzeń petentów. Mini-sterstwo oświaty już od kilku lat nie pozwala na tworzenie nowych od-działów równorzędnych, tłumacząc się brakiem odpowiednich na ten cel kredytów w budżecie. Stoimy, zatem wobec niebezpieczeństwa, że wkrótce tysiące młodzieży w

dowych odczuwać się daje brak miej-sca. Jednym z powodów, dlaczego ukończenie szkoły średniej zawodo-wej jest uważane za pewnego rodza-ju degradację społeczną jest to, że opinja ogólna za mało się interesuje szkolnictwem zawodowem. Zagra-nicą we wszystkich prawie miastach większych istnieją przy urzędach specjalne poradnie szkolne, gdzie każdy zainteresowany może się w każdej chwili poinformować i pora-dzić, do jakiej szkoły ma zapisać dziecko, jakie korzyści osiąga abitu-rient danej szkoły i jak w danej chwili przedstawia się zapotrzebowanie sił w poszczególnych zawodach.

Chcąc zatem młodzież naszą skierować choćby do wyzyskania

27www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 13–29 czerwca 2017 nr 11 (279)

Humorżydowski

W autobusach kursujących z Tel Awiwu do Haify widnieje napis ostrze-gawczy:

„Nie rozmawiaj z szoferem! Szo-fer powinien trzymać ręce na kierow-nicy!”.

***Icek, nie grzeszący nadmiarem

rozumu, zjawia się na rynku. Tam otaczają go znajomi Żydzi i zadają mu pytanie:

- Słuchaj no, Icuniu, ile bułek zja-dłeś dzisiaj na czczo?

- Pięć.Wszyscy się śmieją.- Niemądry jesteś! Jedną bułkę

zjadłeś na czczo, a cztery – na pełny żołądek.

- Oj, doskonały dowcip! – wy-krzykuje Icek. – Muszę go powtó-rzyć mojej żonie!

Biegnie do domu, staje w progu i pyta

- Bajle, ile bułek zjadłaś dzisiaj na czczo? Żona odpowiada:

- Trzy bułki. Icek wzdycha:- Jaka szkoda! Gdybyś zjadła

pięć bułek, opowiedziałbym ci dosko-nały dowcip!

***W Nowym Orleanie, w tramwaju

siedzi Murzyn i czyta gazetę żydow-ską. Współpasażer-Żyd klepie go po-ufale po ramieniu i mówi:

- Mało panu, że jest pan Murzy-nem?

***Akrobata w cyrku berlińskim

wznosi istną wieżę ze stolików i krzeseł, na wierzchołku której sta-wia butelkę z wetkniętą w nią miotłą, po czym balansuje na miotle i gra na skrzypcach.

Baruch trąca żonę i szepcze jej do ucha:

- Paganini to on nie jest!...***

Leon Diamantsztajn, syn ban-kiera, zaliczał się do warszawskiego grand monde’u. W wolnych chwilach lubił jeździć konno w Alejach Ujaz-dowskich. Pewnego razu podczas takiej przejażdżki koń spłoszywszy się poniósł Leona, który dzwoniąc zębami ledwie mógł się utrzymać na galopującym wierzchowcu. W takiej sytuacji ujrzał go jeden z przyjaciół i ze zdziwieniem zawołał:

- Leoś, dokąd tak pędzisz?!- Ty się mnie o to pytasz? Ty się

spytaj konia!***

Wśród Żydów wileńskich kurso-wało takie oto powiedzonko:

- Chłop, gdy opowiesz mu aneg-dotę, śmieje się trzy razy: po raz pierwszy, gdy ją usłyszy, po raz dru-gi, gdy mu ją wyjaśnisz, po raz trzeci, gdy ją zrozumie.

Dziedzic śmieje się dwa razy: po raz pierwszy, gdy ja usłyszy, po raz drugi, gdy mu ją wyjaśnisz, ale nigdy jej nie zrozumie.

Ofi cer carski śmieje się tylko raz – gdy anegdotę usłyszy. A choć jej nie rozumie, nie da sobie nic wyja-śnić.

Żyd słysząc anegdotę przerwie ci w połowie: ,,Sza, sza, to stary ka-wał!” – i opowie ją na swój sposób.

Horacy Safrin,Przy sabasowych świecach

niezmiernie zawiłej a niepotrzebnej roboty papierowej do tego stopnia, że dyrektorowie i kierownicy zakła-dów nie mają nawet czasu na chwilę opuścić biurka, ażeby przyglądnąć się, jak wygląda właściwa praca pe-dagogiczna, której oni z tytułu swe-go obowiązku mają nadawać ton i kierunek.

Ażeby się nie wydawało, że szermujemy gołosłownemu frazesa-mi, przejdźmy lepiej do konkretnego przykładu. Oto zjawia się w zakładzie kontroler skarbowy, bada rachunki, nie znajduje ani śladu marnowania grosza publicznego, a jednak admi-nistracja, zdaniem jego, jest nie w po-rządku, ponieważ po 1: kierownik za-kładu nie prowadzi specjalnej rubryki w księgach na dwie lampki elektrycz-ne, z których korzysta tercjan. Ru-bryka ta w porze letniej wynosi około dwa złote miesięcznie, a w porze zimowej około cztery złote. Zdaniem kontroli, winien dyrektor dwanaście razy w roku sprawdzić ilość zużyte-go prądu na specjalnym zegarze, a następnie rubrykę tę zanotować kilka razy w księgach i te drobne pozycje wkładać do niezliczonych zestawień, sprawozdań i prelimina-rzy. Albo 2-gi zarzut: konsumpcja drzewa opalowego nie wykracza wprawdzie poza dopuszczalne ma-ximum, jednak dyrektor zakładu po-winien codziennie do każdego pieca odważyć opał i odpowiednie porcje również wprowadzić do ksiąg.

O ile z punktu widzenia kontroli skarbowej zarzuty te są logiczne, o tyle z punktu widzenia szkoły są to śmieszności i niczem nieuzasadnio-ne przeszkody w pedagogicznem kierownictwie. Sprawa ściągania czesnego za austrjackich czasów, niegdyś tak prosta, urosła w ręku naszej administracji do olbrzymich ksiąg i tysiącznych rubryk oraz du-plikatów, w których najbardziej wta-jemniczony wyznać się nie może.

Już to, co zrobiła u nas Austria, można było znacznie uprościć, ale to, co zrobiły departamenty warszaw-skie wywołuje wprost zdumienie wo-bec braku celowości i zadziwiającej wprost zdolności do wikłania rzeczy prostych. We wszystkich zakładach średnich w byłem Królestwie są sekretarze, którzy całą tę machinę administracyjną prowadzą, w Mało-polsce zaś cały ciężar pracy spada na kierowników zakładów. Z tego bynajmniej nie wynika, ażeby skarb państwa obciążać nowymi etatami na sekretarzy w szkołach małopol-skich, tem bardziej, że jest do tego droga znacznie prostsza: zreduko-wać administrację do rzeczy najko-nieczniejszych i sprawy załatwiać według zasad zdrowego rozsądku, a nie wykoszlawionego myślenia admi-nistracyjnego.

Pedagogowie mają przedew-szystkiem kierować młodzieżą i sta-rać się o udoskonalenie metod na-uczania i wychowania. Ażeby ten cel osiągnąć, mózg nauczyciela musi być wodny od niezrozumiałej i bezcelowej pisaniny, a cała jego energia winna być wyzyskana dla celów szkoły.

Br. P.

Trudności wychowawcze mło-dzieży były od zawsze i nauczyciele musieli z tym dawać sobie radę. Oto co proponowano w Gazecie Lwow-skiej Wychowanie „niezno-śnych” dzieci.

Minęły już te czasy, kiedy kwe-stja wychowania młodego pokolenia była sprawą wewnętrzną rodziny. Dziś bowiem wychowuje się młode-go człowieka nie tylko na to, ażeby był godnym reprezentantem swoje-go nazwiska, ale także i na to, aby był pożytecznym członkiem państwa i społeczeństwa.

Obok szkoły, która wychowanie postawiła sobie, jako jeden ze swo-ich zasadniczych celów, problemem wychowania zajęła się także w ostat-nich czasach psychologja i specjalny dział medyczny, zwany pedjatrją, albo także hygjeną pedagogiczną. Dział ten rozwinął się w ostatnich czasach szczególnie w Niemczech i w Austrji, u

tymczasem mnożące się ze wszyst-kich stron przykrości wytwarzają w nim poczucie nieporadności i nie-zdolność do walki życiowej. Chcąc w jakiś sposób zaznaczyć swój walor, zaczyna być krnąbrnym, nie-znośnym, dokuczliwym, wyrażając w ten sposób nieświadomie protest przeciw krzywdzie, jaka jego osobę dotyka.

Stąd pochodzą liczne zatargi między domem a szkołą. Spory te nie tylko nie naprawiają dziecka, ale owszem podniecają jego opór. Młody człowiek, wierząc w poparcie rodziny, tem energiczniej atakuje w szkole, nie wiedząc zupełnie o tem, że sytuację swoją jeszcze bardziej pogarsza. Le-

zgodnie, wówczas młody człowiek chętnie zmienia taktykę, albowiem widzi naocznie, że ona jest dla nie-go wygodniejsza i zapewnia mu to stanowisko w otoczeniu, o które pod-świadomie przedtem tak energicznie i tak niepraktycznie i bezcelowo wal-czył. Zmianę frontu ułatwia mu jesz-cze i ta okoliczność, że nie czuje się upokorzonym i że ci, których uważał za wrogów stają się jego przyjaciół-mi i pomocnikami.

W ten sposób z dziecka krnąbr-nego i nieznośnego wyrasta człowiek pożyteczny, żyjący w harmonii ze swojem otoczeniem. Psychologia, badająca duszę dziecka i medycyna, czuwająca nad zdrowiem organizmu może wspólnemi silami, stosując me-tody pedagogiczne, zmienić zupełnie charakter młodej istoty, skierować jej siły na właściwe tory, czyli z dawne-go nieznośnego dzieciaka uczynić grzecznego i pięknie rozwijającego się ucznia.

Br. P

Niestety terror w okresie między-wojennym wtargnął i pod strzechy szkolne Uczniowie ukr. gim-nazjum rozwinęli terror wo-bec swoich profesorów.

Już onegdaj donieśliśmy o aresz-towaniu ucznia klasy VII gimazjum ukraińskiego (fi lia) Anatola Pasieki, pod zarzutem zbrodni pogróżek wo-bec profesora tego gimnazjum p. Bi-lińskiego (Ukr). Obecnie dowiadujemy się o tej sprawie nowych szczegółów, które rzucają charakterystyczne świa-tło na obecną młodzież ukraińską.

Oto pod adresem grona profe-sorskiego ukr. gimnazjum przy ul. Rutowskiego, w ostatnich dniach przed klasyfi kacją uczniowie nade-słali listy anonimowe, żądając, by ich przepuszczono do wyższych klas, grożąc w przeciwnym razie zemstą.

Przeprowadzone dochodzenia wykazały, że jednym z autorów ano-nimowych listów był uczeń VII. kl. Anatol Pasieka, który w liście skie-rowanym do prof. Bilińskiego groził mu zemstą za to, że ten dał mu dwójkę z matematyki i fi zyki.

W międzyczasie został dokona-ny w tem gimnazjum napad na prof. Kuczkiewicza (Pol.), który po skoń-czonej nauce schodząc bocznymi ciemnemi schodami z III. p. na dół,

Ceniów, województwo tarnopolskie. Napis na ścianie wy-konany przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów wzy-wający dzieci, aby nie uczyły się w języku polskim, lecz po ukraińsku. Widoczna tablica z nazwą szkoły i zamazanym godłem. Rok 1933

nas niestety te nowe drogi są jeszcze zupełnie nieznane i dlatego uważa-my za rzecz pożyteczną zaznajomić szerokie kola czytającej publiczności z nowemi metodami.

Według teorji dr. Alfreda Adlera, lekarza i psychologa wiedeńskiego, dziecko jest z natury dobre i powinno się dać wychować na pożytecznego członka społeczeństwa. Jeżeli w pewnych wypadkach wychowanie dziecka nie odnosi spodziewanych rezultatów, to przyczyny szukać należy w atmosferze rodzinnej lub szkolnej. I tu bardzo ważną jest rzeczą, czy młody człowiek jest je-dynem dzieckiem w rodzinie, czy też rośnie wśród licznego rodzeństwa.

Dziecko jedyne zwykle jest od samego początku nadzwyczaj piesz-czone przez matkę, albo przez dziad-ków. Człowiek rosnący w atmosferze cieplarnianej otoczenia domowego traci pewność siebie i przyzwyczaja się do tego, że mu wszyscy ustępują z drogi i nadskakują. Skutkiem tego nie ma sposobności do zdobycia się na własną inicjatywę i brak mu sił i orjentacji w chwilach niepowodze-nia lub niebezpieczeństwa. Jeżeli taki cieplarniany człowiek dostanie się w atmosferę szkolną, gdzie wiel-ką rolę odgrywa współzawodnictwo wobec rówieśnika i potrzeba obro-ny własnego prestiżu, tak wobec kolegów, jak i wobec nauczyciela – czuje się bezbronny i obcy.

Jego instynkt społeczny doma-ga się, ażeby jego „ja” znalazło na-leżytą wartość w nowem otoczeniu,

czenie takiego osobnika według Adle-ra, powinno się opierać nie na awan-turach, naganach, albo nie nawet na chłoście, lecz przeciwnie, należy wykolejonego człowieka odpowiednio ośmielić i wprowadzić go z powrotem w społeczeństwo. Lekarz-wycho-wawca zapoznaje się dokładnie z atmosferą domową i szkolną, oraz bada przyczyny psychologiczne, wy-wołujące aspołeczne wybryki dziec-ka. Ustaliwszy diagnozę, wspólnie z

Sala Artura Grottgera w szkole powszechnej jego imienia w Ottynowicach, pow. Bóbrka, woj. lwowskie. Rok 1937

rodzicami i nauczycielem układa plan kampanii wychowawczej, a następnie stara się pozyskać zaufanie młode-go człowieka i udziela mu w formie życzliwej i przyjacielskiej wskazówek, jak się ma zachować w rozmaitych sytuacjach, ażeby jego ja nie zostało narażone na powtórną przykrość.

Jest to robota dość żmudna, skomplikowana, wymagająca dużo miłości i cierpliwości, ale jest pewna i prawie nigdy nie zawodzi. Jeżeli wszystkie czynniki wtajemniczone w kampanię pedagogiczną postępują

został przez nieznanego narazie osobnika uderzony jakiem tępem narzędziem i lekko ranny w prawą skroń. Jak się okazuje, prof. Kuczkie-wicz padł ofi arą pomyłki, ponieważ napad był skierowany prawdopodob-nie przeciw jednemu z prof. Ukraiń-ców. Z gimnazjum tego w ostatnich dniach wydalono dwu uczniów za pogróżki skierowane przeciw prof. Pankiewiczowi (Ukr.).

Została zachowana oryginalna pisownia.

2813–29 czerwca 2017 nr 11 (279) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Z pamiętnika podróżnika

Znane polskie rody na wschodzie Rzeczypospolitej: Sanguszkowie (cz. II)

DMYTRO ANTONIUKtekst i zdjęcia

Rezydencję w Sławucie wysta-wił pod koniec XVIII wieku Hieronim Janusz Sanguszko, działacz wojsko-wy i polityczny. Kilkakrotnie w swym życiu zmieniał partie i stronnictwa polityczne. Był zaciętym przeciwni-kiem Konstytucji 3 Maja. Obstając przy swoich poglądach politycznych wywołał na pojedynek Rzewuskie-go za obrazę honoru, jednak dzięki wpływowi króla udało się pojedynku uniknąć. Ojca pomścił jednak syn Eustachy, raniąc lekko „krzywdzicie-la”. To dzięki Hieronimowi Januszowi powstała w Sławucie stadnina, gdzie hodowano znane w całej Europie konie krwi arabskiej. Pierwsze konie zostały przejęte po bitwach z Turka-mi i Tatarami, a później Sanguszko wysyłał swoich koniuszych po zakup koni na Wschód.

O wiele bardziej bogate życie spędził wspomniany już Eustachy Sanguszko, odziedziczywszy Sła-wutę po śmierci ojca. Był aktywnym uczestnikiem w walce Polaków z Rosjanami, a nawet miał porwać

Kilkakrotnie organizował zakup koni na Wschodzie i nawet miał swego przedstawiciela w syryjskim Aleppo.

Najbardziej znanym pośród rodu Sanguszków był jednak powstaniec Roman, znany pod przezwiskiem „Sybirak”. Był synem Eustachego i w 1844 roku przejął po nim Sławutę. Jeszcze w młodości na żądanie Alek-sandra I został członkiem jego straży przybocznej. Ale już w 1831 wziął udział w powstaniu listopadowym. Po dostaniu się do niewoli na pytanie o

Na zesłaniu na Syberii Roman zgłosił się do udziału w wojnie kaukaskiej. Tu podczas walk został ranny. Przywró-cono mu za to tytuł szlachecki i prawa obywatelskie, a nawet nagrodzono 4-miesięcznym urlopem.

Gdy przyjechał do Sławuty, wy-straszyła się go rodzona córka, któ-ra nie poznała ojca. Po powrocie z urlopu został przeniesiony do służby policyjnej do Moskwy, gdzie w wyni-ku nieszczęśliwego wypadku ogłuchł do końca życia. Dopiero w 1845 roku zezwolono mu wrócić do domu.

Szczęśliwie sławucki i inne ma-jątki nie zostały skonfiskowane, bo Eustachy przed śmiercią zapisał wszystko córce Romana – Marii. Po śmierci dziadka ojciec stał się ofi-cjalnym opiekunem własnej córki i faktycznym właścicielem majątków rodzinnych. Dało mu to możliwość rozwinąć w Sławucie znaczną dzia-łalność gospodarczą i społeczną: wybudował hutę żelaza, fabrykę sukna i żeliwa. Z majątku w Zasła-wiu przewiózł rodowe archiwum, bibliotekę i wiele cennych rzeczy. Biblioteka do 1917 roku liczyła kil-kanaście tysięcy tomów, wśród których były rękopisy i inkunabuły, sięgające 1284 roku! Były tu listy Petra Doroszenka, króla Jana III Sobieskiego, XVI-wieczne Biblie – Ostrogska, Radziwiłłowska i Le-opolity. Większość tych dzieł pod-czas I wojny światowej wywieziono w głąb Rosji, ale po podpisaniu Po-koju Ryskiego, zwrócono Polsce. Pozostałe zbiory zniszczył pożar w listopadzie 1917 roku.

Roman Sanguszko zgromadził w majątku w Sławucie znaczne zbiory broni, jednak jego głównym hobby, jak ojca i dziadka, były ko-nie arabskie. Nie mieszkał nawet w głównym pałacu Hieronima Sangusz-ki, lecz przeniósł się do stajni, które wprawdzie architekturą przypominały pałac. Chciał być bliżej swych kobył

szedł na ganek, nawołując ciżbę do spokoju, ale został zakłuty bagne-tami. Nie zważano ani na dobro-dziejstwa Sanguszków, ani na wiek księcia – miał 85 lat! Fotografia za-mordowanego księcia znajduje się w muzeum krajoznawczym w Sła-wucie. Dyrektor muzeum Stanisław Francewicz chętnie oprowadzi was po mieście i pokaże to, co ocalało z dawnych lat.

Pałac po rozgrabieniu został spalony. Ocalały powozownia i kuch-nia o interesującym kształcie da-chów, i rzecz ważna – zabudowanie stajenne, w których mieszkał Roman „Sybirak” Sanguszko. Obecnie jest to były szpital wojskowy. Wygląd zewnętrzny zabytku pozostał prawie bez zmian: zachował się trójkątny fronton i pilastry, ale wnętrza zostały całkowicie przebudowane. Wokół, na terenie opuszczonej jednostki woj-skowej, pasą się konie. Możliwie, że jest to dalekie potomstwo słynnych arabskich rumaków Sanguszków.

Sanguszkowie (pierwotnie Sanguszkowicze) – magnacki ród książęcy (kniaziowski) herbu Pogoń Litewska, będący gałęzią litewskiej dynastii Giedyminowiczów, a wywodzący się od księcia Fiodora, syna wielkiego księcia litewskiego Olgierda i wnuka wielkiego księcia litewskiego Giedymina. Nazwi-sko rodu pochodzi od imienia syna wspomnianego Fiodora – księcia Sanguszki. Byli przedstawicie-lami ruskiej szlachty prawosławnej i na wiarę katolicką przeszli dopiero z początkiem XVII wieku.

Targ, zbudowany w Sławucie przez Sanguszków

króla Stanisława Augusta. W bitwie pod Szczekocinami uratował życie Tadeuszowi Kościuszce, odbijając go z rąk husarii rosyjskiej. Podczas obrony Warszawy został ranny. Po kilku latach pokoju został osobistym adiutantem Napoleona i przeszedł z nim całą kampanię rosyjską 1812 roku. Pozostawił po niej interesujące wspomnienia, a w nich, między inny-mi, opis spalenia Moskwy i odwrót Francuzów. Wróciwszy z resztkami armii Napoleona do Warszawy Eu-stachy nie pojechał dalej z impera-torem, a faktycznie zdezerterował. Może to właśnie uratowało jego ma-jątki przed konfiskatą przez Rosjan. W 1825 roku głośny stał się skandal, po tym, jak Eustachy nakazał wy-wieźć na wozie gnoju oficera Strzel-nickiego, który przyjechał do Sławuty z przeprosinami za swe niewłaściwe zachowanie podczas jakiegoś balu w Warszawie. Wielki książę Konstanty rozkazał uwięzić na kilka dni San-guszkę w więzieniu w Żytomierzu za znieważenie munduru. Po odbyciu kary Eustachy Sanguszko na kilka lat opuścił Imperium Rosyjskie.

Eustachy kontynuował i rozwijał dzieło ojca – hodowlę koni arabskich.

motywy swoich działań, dumnie odpo-wiedział: „Z przekonania”. To powie-dzenie stało się później dewizą jego rodu. Ponieważ był wojskowym, więc podlegał za ten czyn karze śmierci, jednak dzięki prośbom i łapówkom braci i rodziny otrzymał wyrok zesła-nia. Gdy dowiedział się o tym Mikołaj I, nakazał mu iść na zesłanie piechotą w kajdanach. Hardy magnat od Orła, przez Moskwę, Kazań, Perm szedł razem z prostymi zesłańcami, a słu-ga wiózł za nim pieniądze i odzież. Mówiła o tym wówczas cała Europa.

Ujeżdżalnia koni w Antoninach

Kościół św. Doroty

i źrebaków. Tu do swych komnat przeniósł bibliotekę. Wyhodowane tu konie Sanguszko stale wysyłał na różne wystawy i gonitwy, a we Wied-niu otrzymał nawet Grand Prix.

Po „Sybiraku” Sławuta przeszła do rąk jego siostrzeńca Romana juniora, który mieszkał tu do 1917 roku. Na życzenie żony rozbudował znacznie stary pałac, dobudował dwa piętra, umeblował je i przeniósł tu wszystkie rodowe zbiory i cenne rzeczy. Wówczas został odnaleziony i przywieziony tu z Zasławia wielki ob-raz „Sejm w czasach Zygmunta III”. Po odrestaurowaniu stał się główną ozdobą sławuckiego pałacu.

W listopadzie 1917 roku dzicy i pijani chłopi, którym dotychczas w majątkach Sanguszków żyło się właściwie dostatnio, gdyż zarabia-li duże pieniądze w fabrykach w i hucie, zorganizowali napad, by rozgrabić pałac. Książę Roman wy-

Radzę wybrać się też do kościoła św. Doroty, gdzie został pochowany „Sybirak”, i przy rynku zobaczyć rów-nież barokowy XVIII-wieczny budynek targu. Sowieci obłożyli go wprawdzie płytkami ceramicznymi, władze zaś obecne sprzedały, więc obejrzeć go można jedynie od zewnątrz.

Sanguszkowie w Antoninach Potockich

W drugiej połowie XVIII wieku księżna Barbara Sanguszkowa prze-kazała w dzierżawę wioskę Hołodki swemu szwagrowi Ignacemu Mal-czewskiemu – dziadkowi przyszłego poety Antoniego Malczewskiego. Wybudował on tu klasycystyczny pałac i zasadził olbrzymi park, który wywarł takie wrażenie na Barbarze, że zaproponowała zmienić nazwę wioski z Hołodki na Antoniny – na cześć swej siostry. Nazwa ta przy-jęła się dopiero pod koniec XIX

Stajnie pałacowe, w których czasem mieszkał Roman „Sy-birak” Sanguszko

29www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 13–29 czerwca 2017 nr 11 (279)

wieku. Po wygaśnięciu dzierżawy Malczewscy opuścili Antoniny, które w spisie dziedzictwa Sławuty otrzy-mał Eustachy Sanguszko – adiutant Napoleona.

Jako miłośnik arabskich ruma-ków wybudował tu tak olbrzymie staj-nie, jakich dotąd na Wołyniu nie wi-dziano. W drugiej połowie XIX wieku Antoniny przypadły w posagu jedynej córce Romana „Sybiraka” podczas jej małżeństwa z Alfredem Potockim. Do 1919 roku miejscowość była w ich posiadaniu. Swój obecny wygląd Antoniny zawdzięczają ich synowi Alfredowi.

mieścił w sobie największą – na dwie kondygnacje – salę balową. Swój wy-gląd zmieniły nawet stajnie – dodano im nowe dachy z lukarnami i centralną wieżę z zegarem, która jednocześnie pełniła funkcję wieży ciśnień. Mieściło się tu w pełnym komforcie 157 wierz-chowców. Obok wybudowano nową powozownię.

Jeszcze podczas działalności Arveuf’a w Antoninach naprzeciwko pałacu zaczęły pojawiać się wspa-niałe wille, w których zamieszkiwali ofi cjaliści (urzędnicy) Potockich. Przeważnie zachowały się do dziś. Wśród nich wspaniały eklektyczny

i Stanisława Augusta, a z obrazów – płótno Józefa Brandta „Hetman Re-wera Potocki pod Beresteczkiem” i obraz Jana Chełmińskiego „Napo-leon ze sztabem pod Pułtuskiem”, a także obrazy Jana Matejki, Juliusza Kossaka i pokaźna kolekcja grafi ki angielskiej i francuskiej.

Józef Potocki wyemigrował w 1918 roku, ale jego służba mężnie broniła pałacu i zbiorów aż do sierp-nia 1919 roku, kiedy to podpalony przez bolszewików pałac płonął przez trzy dni. W tym czasie zdoła-no jednak wywieźć rzeczy najcen-niejsze, z biblioteką łącznie. Zbiory

Budynek gospodarczy sławuckiej rezydencji

W 1897 roku Alfred zaprosił tu francuskiego architekta Francois Arveuf’a, aby ten przebudował sta-ry pałac. Ogrodził też teren pałacu wspaniałym ogrodzeniem z dwiema bramami – wschodnią i zachodnią, na pylonach których widnieją her-by Potockich i Sanguszków. Przy głównej, wschodniej bramie wystawił niewielki budynek kordegardy. Nie pominął też parku, który w czasach Józefa uważany był za jeden z naj-wspanialszych na Wołyniu.

Potocki był usatysfakcjonowany, ale nie do końca. Po śmierci Arveuf’a zaprasza do Antoninów fi rmę wiedeń-skich architektów Felnera i Helmera, znaną ze swych dzieł w Odessie, Budapeszcie, Czerniowcach czy Kar-lowych Warach. Mieli oni za zadanie wzniesienie kilku budowli i przebudo-wy hrabiowskiego pałacu. Znana fi r-ma wykonała prace szybko i dobrze, tak że współcześni zaczęli nazywać Antoniny „częścią Zachodu na Ukra-inie”. Opisując Antoniny podróżnik Stefan Baranowski scharakteryzował je, jako „angielski szyk, francuska elegancja i holenderska prostota”. Rezydencja, która przed przebudo-wą, składała się z kilku zwykłych skromnych zabudowań, bez architek-tonicznej symetrii i jedności, uzyskała po przebudowie rysy wspaniałego neobaroku, jednoczącego wszystkie zabudowania w całość. Głównym ak-centem był budynek centralny, który

budynek zarządcy stawów, wille weterynarza, mechanika, agrono-ma, a nawet pszczelarza. Żaden z tych budynków nie jest podobny do drugiego. Dzisiejsza siedziba władz wioski znajduje się w dawnym ga-rażu Potockich, gdzie niegdyś stało dziewięć aut.

Rezydencja Potockich w Antoni-nach posiadała najbogatszą biblio-

zostały przewiezione do Warszawy, gdzie wszystko przepadło podczas Powstania Warszawskiego w 1944 roku. Uratowało się kilka obrazów i popiersie Jana III, eksponowane obecnie na Wawelu.

W Antoninach, oprócz wspo-mnianych już willi, możemy zoba-czyć dwie bramy, wspaniałe dotąd stajnie (pozbawione wprawdzie

Brama wjazdowa do rezydencji w Antoninach

Altana w parku w Antoninach

tekę na Wołyniu. Liczyła 20 tys. wo-luminów. Sanguszkowie przenieśli tu wiele cennych rzeczy ze Sławuty i Zasławia – srebra, spiżowe ozdoby, obrazy, gobeliny, wschodnie kobier-ce i inne. Z majątku w Wiśniowcu tra-fi ły tu popiersia Jana III Sobieskiego

wieży), powozownię z resztami sztukaterii wewnątrz i ujeżdżalnię, której nie przebudował ani Arveuf, ani Austriacy. Przy południowym wejściu do parku znajduje się mi-niaturowa kapliczka z rzeźbą lwa, wystawiona na cześć przywiezio-nego z Sudanu „króla zwierząt”. W dawnych czasach w tym parku można było spotkać nie tylko łanie, dziki, jelenie czy bażanty. Były tu nawet słonie!

Po zachodniej stronie zabytku zachowała się kolumna, uważana tu za „pomnik muzykom”. Legenda głosi, że podczas jakiegoś przyjęcia łódka z muzykami, pływająca po je-ziorze, trafi ła w wir i przewróciła się. Na ratunek rzucił się jakiś ofi cer, ale ogarnięci paniką muzycy utonęli sami i pociągnęli na dno swego nie-doszłego wybawcę.

KG

MARIA BASZAtekst i zdjęcia

Akademia rozpoczęła się od wier-szy pożegnalnych z przedszkolem, które recytowały najstarsze przed-szkolaki. Przy akompaniamencie pia-nina dzieci śpiewały: „Rosną kwiaty, rośnie zboże na polu, na polu/, rosną małe przedszkolaki w przedszkolu, w przedszkolu./ A mebelki nie urosły niziutkie, niziutkie,/ cieszą się nowe dzieci malutkie, malutkie./ A te star-sze pójdą teraz do szkoły, do szkoły./ Żegnaj domku nasz kochany wesoły, wesoły”. Przedszkolaki zaśpiewały piosenkę napisaną specjalnie dla lwowskich dzieci: „Przedszkolaki lubią śpiewać o kochanym naszym Lwo-

wie,/ żeby wszyscy nas chwalili, bo my dzieci są murowe…”. „Nazywają nas mikrusy i jesteśmy Polakami./ Kochać Lwów nas nauczyły dobre i kochane mamy”. Wierszyki przeplatały się z piosenkami i tańcami w wykonaniu dzieci.

Przedszkolaki zapewniały pa-nie wychowawczynie, że w ich ser-cu na zawsze pozostanie „miłe to przedszkole”. Rodzice i zaproszeni goście bili gorące brawa małym ar-tystom i utrwalali występy dzieci na

swoich aparatach fotografi cznych i telefonach komórkowych. Wy-chowawczyni Jolanta Szymańska życzyła absolwentom przedszkola najlepszych stopni w szkole, szczę-ścia i zdrowia, aby byli radością dla rodziców, a w przyszłości wyrośli na dobrych ludzi.

Jako że uroczystość przedszkol-na miała miejsce tuż przed Dniem Matki, w repertuarze dzieci nie za-brakło wierszy i piosenek poświę-conych mamom. Każde dziecko, obejmując swoją mamę, sprezento-wało jej własnoręcznie narysowane serce.

Przedszkolaki-absolwenci z dumą włożyli czapki absolwenckie i wspól-nie z wychowawczyniami i z innymi dziećmi stanęli do wspólnego zdję-cia.

Pożegnanie z przedszkolem24 maja dzieci z polskiej grupy przed-szkolnej „Mikrusy” przy ul. Metrologicz-nej 16 we Lwowie pożegnały się ze swo-im przedszkolem. Młodsze dzieci znów powrócą tu po wakacjach, a najstarsze – 1 września rozpoczną naukę w szkole.

3013–29 czerwca 2017 nr 11 (279) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Informacje

Próby oraz spotkania towarzy-skie – w poniedziałki i środy o godz. 18:30, pod kierownictwem profesjo-nalnych animatorów i pedagogów muzyki. Jeśli masz lat 30+, 40+, 50+ itd. i możesz poświęcic czas dwa razy w tygodniu na próby (2 godz.), to nauczysz się pięknego repertuaru z chóralistyki polskiej (i nie tylko). Jeśli jesteś młody i dysponujesz zapałem do nauki, to skuteczne nowoczesne pliki dzwiękowe pomogą szybko przy-swoić tobie partie głosowe. Skorzy-staj z zaproszenia! Edward Kuc, tel.: 0665306908

Chór „ECHO” zaprasza

Zamieszczamy niniejszy wykaz z chęcią przekazania naszym czytelnikom rzetelnej informacji na temat możliwości uczestnictwa w niedzielnych mszach św. w języku polskim. Jesteśmy świadomi, że jest to wykaz niepełny, dlatego prosimy o powiadomienie nas w celu sprostowań lub uzupełnień (red.)

Msze św. niedzielne w języku polskim na Ukrainie

Archidiecezja lwowskaLwów, katedra pw. Wniebowzię-cia NMP – godz. 7:00; 8:00; 10:15 (dzieci); 11:30 (suma); 13:00; 18:00 (młodzież)Lwów, kościół pw. św. Antoniego Padewskiego – godz. 9:00; 11:00 (dzieci); 13:00Lwów, kościół pw. św. Marii Mag-daleny – godz. 9:00; 10:30Lwów, kościół pw. Matki Boskiej Gromnicznej – godz. 16:00Lwów – Rzęsna, kościół pw. Mi-łosierdzia Bożego – 9:00Lwów – Sichów, kościół pw. św. Michała Archanioła – godz. 8:30; 13:30Lwów – Zboiska, kościół pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy – godz. 12:00; 19:00Lwów – Brzuchowice, kaplica pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus – godz. 11:00Gródek Jagielloński, kościół Podwyższenia Krzyża Świętego – godz. 10:00Szczerzec, kościół pw. św. Sta-nisława bpa – godz. 11:00Siemianówka, kościół pw. św. Marcina – godz. 12:00Glina Nawaria, kościół pw. Wnie-bowzięcia Najświętszej Maryi Panny – godz. 10:00Dybianka, kaplica pw. Podwyższe-nia Krzyża Świętego – godz. 9:30Mościska, kościół pw. Narodze-nia św. Jana Chrzciciela – godz. 9:00; 11:00Mościska, sanktuarium MBNP godz. 17:00Mościska-Zakościele, kościół pw. św. Michała – godz. 9:00 (oprócz I niedzieli miesiąca)Kołomyja, kościół pw. św. Ignacego Loyoli – godz. 10:00Szeginie, kościół pw. św. Jożefa Rzemieślnika – godz. 10:00Balice, kościół pw. bł. Bronisławy – godz. 11:30Pnikut, kościół pw. św. Mikołaja, godz. 9:00 i 15:00 (zima) oraz godz. 9:00 (lato)

Kamionka Strumiłowa, kościół pw. Wniebowzięcia NMP – godz. 10:00Przemyślany, kościół pw. Piotra i Pawła – godz. 10:00Strzałkowice, kościół pw. Wszyst-kich Świętych – godz. 11:00Dąbrówka, kościół pw. św. Barbary – godz. 09:00Nowe Miasto, kościół pw. św. Marcina – godz. 12:00Sąsiadowice, kościół pw. św. Anny – godz. 10:00, 12:00Krysowice, kościół pw. Matki Bo-skiej Fatimskiej – godz. 10:30 (lato) lub 11:00 (zima)Trzcieniec, kościół pw. św. Józe-fa – godz. 9:00, 13:00Sambor, kościół pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela – godz. 9:00 (dzieci); 11:30 (suma); 19:00 (w VII i VIII)Stary Sambor, kościół pw. św. Mikołaja – godz. 13:00Dobromil, kościół pw. Przemienie-nia Pańskiego – godz. 11:00, 15:30Iwano-Frankiwsk (d. Stani-sławów), kościół pw. Chrystusa Króla – godz. 12:00Czerniowce, kościół pw. Podwyż-szenia Krzyża św. – godz. 9:00Piotrowce Dolne, kościół pw. Przem. Pańskiego – godz. 9:00Drohobycz, kościół pw. św. Bar-tłomieja – godz. 11:00Złoczów, kościół pw. Wniebowzię-cia NMP – godz. 9:00; 11:00; 16:00Żółkiew, kolegiata pw. św. Waw-rzyńca – godz. 11:00Krzemieniec, kościół pw. św. Stanisława biskupa – godz. 10:00Kosów, kościół pw. Matki Bożej Różańcowej – godz. 9:00Truskawiec, kościół pw. Wniebo-wzięcia NMP – godz. 9:00Borysław, kościół pw. Matki Bo-żej Nieustającej Pomocy (w parafi i św. Barbary) – godz. 12:00

Diecezja łuckaŁuck, katedra Świętych Apostołów Piotra i Pawła – godz. 8:30Ostróg, kościół pw. Wniebowzię-

cia Najświętszej Maryi Panny – godz. 8:00Krzemienieć, kościół pw. św. Igna-cego Loyoli i św. Stanisława Kostki – godz. 9:00

Diecezja kamieniecko-podol.Kamieniec Podolski, katedra pw. św. Apostołów Piotra i Pawła – godz. 12:00Winnica, kościół pw. Matki Bożej Anielskiej – godz. 9:30Gniewań, kościół pw. św. Józefa – godz. 8:30

Diecezja kijowsko-żytomierskaKijów, kościół pw. św. Aleksandra – godz. 13:00Kijów, kościół pw. św. Mikołaja – godz. 11:45Żytomierz, katedra pw. św. Zofi i – godz. 8:00; 12:00

Diecezja odessko-symfero-polskaOdessa, kościoł pw. św. Piotra – godz. 9:00Jałta, kościół Niepokalanego Po-częcia NMP – godz. 9:00Kercz, kościół Wniebowzięcia NMP – godz. 9:00Mikołajów – kościół pw. św. Jó-zefa – godz. 18:00

Diecezja charkowsko-zapo-roskaCharków, katedra pw. Wniebo-wzięcia NMP – godz. 9:00Charków (Aleksiejewka), kościół pw. św. Rodziny – godz. 9:00Donieck, – kościół pw. św. Józefa Rzemieślnika – godz. 9:00 Dnipro, kościół pw. św. Józefa – godz.8:30Kamienśke, kościół pw. św. Miko-łaja – godz.8:00Krzywy Róg, kościół pw. Wnie-bowzięcia NMP – godz. 9:00Berdiansk, kościół pw. Narodze-nia NMP – godz. 15:00

В глибокому смутку колектив Львівської Національноїмузичної академії ім. Миколи Лисенка

і всі випускники схиляють голови перед

світлої памятіпроф. МАРІЄЮ ТАРНАВЕЦЬКОЮ

В наших серцях назавжди залишаться любов і глибока пошана,світла і добра память про цю прекрасну людину

Wyrazy najgłębszego współczucia kierujemy do rodziny i przyjaciół

ŚP. prof. MARII TARNAWIECKIEJ

To ogromna strata dla ludzi kultury Lwowa.Z jej osobą odchodzi cała epoka powojennej

pianistyki Lwowskiej Akademii Muzycznej

Elżbieta i Krzysztof Pendereccy

Z głębokim żalem żegnamy

ŚP. prof. MARIĘ TARNAWIECKĄ

osobę najwyższej kultury muzycznej powojennego Lwowa,znakomitego pedagoga, pianistkę i historyka muzyki,niezmiernie zasłużonej dla propagowania twórczości

Karola Szymanowskiego,najwierniejszego przyjaciela naszego Teatru

Zespół Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie

Składamy wyrazy współczucia Rodzinie

ŚP.SEWERYNA WOLLOCHA

naszego wieloletniego aktora i przyjaciela

Zespół Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie

Z żalem żegnamy

Śp. MARIĘ TARNAWIECKĄ

wybitną postać środowiska polskiego Lwowa, Ziemi Lwowskiej, Ukrainy,wieloletnią profesor Akademii Muzycznej we Lwowie i wykładowczynię

na wydziale pianistyki, wychowawczynię kilku pokoleń muzyków i kompozytorów we Lwowie, badaczkę i popularyzatorkę twórczości

Karola SzymanowskiegoPozostanie na zawsze w naszej pamięci!

Konsul Generalny Rzeczypospolitej Polski we LwowieRafał Wolski

i współpracownicy

Żegnamyśp. Marię Tarnawiecką

przedstawicielkę elity intelektualnej Lwowa,stałego uczestnika wydarzeń kulturalnych,

osobę zasłużoną dla muzycznej kultury Lwowa,która utożsamiała łączność pokoleń inteligencji lwowskiej

Pozostanie na zawsze w naszej pamięciRedakcja gazety Kurier Galicyjski

Ambasada Rzeczypospoli-tej Polskiej na Ukrainie01034 Kijów, ul. Jarosławiw Wał 12tel.:+38 044 230 07 00fax:+38 044 230 07 43 +38 044 270 63 36e-mail: [email protected]://kijow.msz.gov.pl/pl

Wydział Konsularny Ambasady RP w Kijowie01034 Kijów, ul. B. Chmielnickiego 60tel.: +38 044 284 00 40faks: +38 044 234 99 89 e-mail: [email protected] http://www.kijow.msz.gov.pl

Wydział Promocji Handlu i Inwestycji przy Ambasadzie01034 Kijów, ul. Wołodymyrśka 45tel.: +38 044 279 12 98, 279 18 31 +38 044 279 45 37, 279 33 40fax.:+38 044 278 11 40e-mail: [email protected]://www.kijow.msz.gov.pl

Konsulat Generalny RP w Charkowie61002 Charków, ul. Artioma 16

tel.: +38 057 75-78-801faks: +38 057 75-78-804e-mail: [email protected] http://www.charkow.msz.gov.pl

Konsulat Generalny RP we Lwowie 79011 Lwów, ul. Iwana Franki 108tel.: +38 032 295 79 90faks: +38 032 295 79 80e-mail: [email protected] http://www.lwow.msz.gov.pl

Konsulat Generalny RP w Łucku43016 Łuck, ul. Dubniwska 22 btel.: +38 0332 280 640faks: +38 0332 280 659

e-mail: [email protected] http://www.luck. msz.gov.pl

Konsulat Generalny RP w Odessie65014 Odessa, ul. Uspienska 2/1tel.: +38 048 718 24 84 +38 048 718 24 80fax:+38 048 718 24 80e-mail: [email protected] http://www.odessa.msz.gov.pl

Konsulat Generalny RP w Winnicy 21050 Winnica, ul. Kozickiego 51 – VI p.tel.: +38 0432 507-413,inform.wizowa +38 0432 507-411, ws. Karty Polaka +380432 507-412fax: +38 0432 507-414e-mail: [email protected]://www.winnica.msz.gov.pl

Instytut Polski w Kijowieul. B. Chmielnickiego 29/2, lok.17, 01-030 Kijów, Ukrainatel.: +380 44 288 03 04 fax: +380 44 288 02 86www.polinst.kiev.ua

31 www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 13–29 czerwca 2017 nr 11 (279)

КУР’ЄР ҐАЛІЦИЙСЬКИЙ

REDAKCJA:

Lwów 79013Skrytka pocztowa nr 1565Львів 79013абонентська скринька № 1565Iwano-Frankiwsk 76018skrytka pocztowa (a/c) nr 80абонентська скринька № 80siedziba gazety:Iwano-Frankiwsk 76002ul. Iwasiuka 60,Івано-Франківськ, вул. Івасюка 60tel. redakcji w Stanisławowie: +38 (0342) 54 34 61tel. redakcji we Lwowie: +38 (032) 253 15 20+38 094 993 35 20e-mail: [email protected]

konto bankowe na Ukrainie: ПП Ровіцкі М.М.Код ЄДРПОУ 1965816635р/р 2600001244414 в Івано-Франківськівському відділенні ПАТ «КРЕДОБАНК»,

Leonid Golberg, Andrzej Pietruszka, Sabina Różycka, Artur Deska, Jacek Borzęcki, Tadeusz Kurlus, Renata Klęczańska, Dmytro Wesołowski, Włodzimierz Osadczy, Wojciech Grze-lak, Leon Tyszczenko, Adam Jelonek, Irena Kulesza, Witold Dzięciołowski, Zbigniew Kulesza i inni.PrenumerataNatalia Kostyke-mail: [email protected]

Drukujemy również teksty autorów, z którymi się nie zgadzamy!Za treść ogłoszeń, oświadczeń i rek-lam redakcja nie ponosi odpowiedzial-ności, nie zamówionych rękopisów nie zwraca i pozostawia sobie prawo do skrótów.За доставку газети в пренумера-ті відповідає Львівська дирекція УДППЗ «Укрпошта», тел.: 032 238 82 73.

Projekt współfi nansowany w ramach sprawowania opieki Senatu Rzeczy-pospolitej Polskiej nad Polonią i Polakami za granicą za pośrednic-twem Fundacji Wolność i Demo-kracja.

ТзОВ Видавничий Дім «Молода Галичина».Indeks na prenumeratę 98780Індекс передплати 98780Газета виходить 2 рази на місяць

Kurier Galicyjski

м. Івано-Франківськ МФО 325365 Świadectwo rejestracji Seria KW nr 12639-1523 Rwydane 14.05.2007Свідоцтво про державну реєстра-цію Серія КВ № 12639-1523 Р від 14.05.2007 р.

Założyciel i wydawca: Mirosław RowickiЗасновник і видавець М. М. Ровіцкі

Skład redakcji:

Marcin Romer: redaktor naczelny e-mail: [email protected] Basza: zastępca red. naczelnego, e-mail: [email protected] Czawaga e-mail: [email protected] Szymańskie-mail: [email protected] Sał[email protected] Wozijane-mail: [email protected] Smirnowe-mail: [email protected] Boruszkowska Agnieszka SawiczAnna [email protected] Wojciech JankowskiAleksander KuśnierzAleksy Kokorew

Stale współpracują: Dmytro Antoniuk, Czesława Żaczek, Beata Kost, Elżbieta Zielińska, Kata-rzyna Łoza, Dariusz Materniak, Elż-bieta Lewak, Włodzimierz Bartkowiak, Michał Piekarski, Magda Arsenicz,

Adresy placówek dyplomatycznych Rzeczypospolitej Polskiej na Ukrainie

kantorowe kursy walut na Ukrainie12.06.2017, Lwów

KUPNO UAH SPRZEDAŻ UAH

25,90 1 USD 26,0329,00 1 EUR 29,156,93 1 PLN 7,00

32,80 1 GBR 33,704,46 10 RUR 4,56

ZAMÓWIENIA NA REKLAMĘ I OGŁOSZENIA PROSIMY KIEROWAĆ na e-mail: [email protected] zlecenie naszych klientów umieszczamy ogłoszenia w prasie ukraińskiej. Pełna obsługa z tłumaczeniem ogłoszeń włącznie.Ogłoszenia niekomercyjne, po uzgodnieniu z redak-cją, mogą być drukowane nieodpłatnie.

REkLAMUJ SIĘ W kURIERZE gALICYJSkIM!

REPERtUAR OPERY LWOWSkIEJ czerwiec 2017

18 czerwca, niedziela, balet „KRÓLEWNA-ŚNIEŻKA”, B. Paw-łowski, początek o godz. 12:00opera „BAL MASKOWY”, G. Verdi, początek o godz. 18:0021 czerwca, środa, program koncertowy „BALLET FEST”, po-czątek o godz. 18:0022 czerwca, czwartek, program koncertowy „REQUIEM”, G. Ver-di, początek o godz. 18:0023 czerwca, piątek, balet „JEZIORO ŁABĘDZIE”, P. Czajkow-ski, początek o godz. 18:0024 czerwca, sobota, opera „NABUCCO”, G. Verdi, początek o godz. 18:0025 czerwca, niedziela, opera „NATAŁKA POŁTAWKA”, M. Ły-senko, początek o godz. 12:00balet „JEZIORO ŁABĘDZIE”, P. Czajkowski, początek o godz. 18:0029 czerwca, czwartek, opera „PAJACE”, R. Leoncavallo, początek o godz. 18:0030 czerwca, piątek, opera „CARMEN”, G. Bizet, początek o godz. 18:00

Informacje:tel.: 0-0380 (32) 235-65-86, 0-0380 (32) 260-13-60

e-mail: [email protected], www.opera.lviv.ua

Nowa fi rma METALOWA w Łańcucie poszukuje pracowników w tej branży: Spawacze, ślusarze, montażyści proszeni o kontakt: +48-668744834 lub mail: [email protected]

Nowa firma metalowa w Łańcucie poszukuje pracowników

Kierowcy b, c, e; budowlańcy z doświadczeniem; zbrojarze, tynkarze; osoby do sklepu, magazynierzy.Możliwość pracy z zakwaterowaniem.Prośba o wysyłanie cv na maila: [email protected] w języku polskim lub ukraińskim

Praca w Polsce, w okolicy gdańska

3213–29 czerwca 2017 nr 11 (279) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

O tym i owym

Partnerzy medialni

Miesięcznik Polak Mały można zaprenumerować na poczcie na Ukrainie!!!

Można zaprenumerować na poczcie!!!KOD PRENUMERATY

УКРПОШТА 98780Cena prenumeraty pocztowej

1 miesiąc – 11,75 hrywien3 miesiące – 35,25 hrywny6 miesięcy – 70,50 hrywien

12 miesięcy – 132,60 hrywny

PRENUMERATA W POLSCEMożliwa jest prenumerata redakcyjna do Polski i innych krajów. W sprawie prenumeraty gazety do Polski, prosimy o kontakt pod naszym adresem e-mail: [email protected] lub listownie, telefo-nicznie, faxem na numery i adresy podane w stopce redakcyjnej.

Ponadto „Kurier Galicyjski” można kupić: w Przemyślu – w Południowo-Wschodnim Insty-tucie Naukowym, przy ul. Grodzkiej 3 (kod pocztowy 37-700), tel.: +48 (016) 678 73 33; w Warszawie, w Biurze Turystyki KALINKA, ul. Marszałkowska 115 (wejście od ul. Przechodniej), 00-102 Warszawa. Biuro jest czynne pn-pt w godz. 10:00-17:00 oraz w w Księgarni WNET na V piętrze gmachu PAST-y, ul. Zielna 39 b.

Kurier Galicyjski

Kurier Galicyjski można kupić Na terenie całej Ukrainy można kupić nasze pismo w kioskach „Ukrpoczty”. Ponadto: - w kioskach „Wysoki Zamek” w Drohobyczu, Truskawcu, Borysławiu, Sam-borze, Starym Samborze, Turce i Stebnyku; - w kioskach „Interpres” oraz kioskach „Presa”; - w polskiej restauracji „Premiera Lwowska” ul. Ruska16 we Lwowie; - w polskiej restauracji „Kupoł”, ul. Czajkowskiego 37 we Lwowie; - w restauracji Mons Pius, ul. Łesi Ukrainki 14 we Lwowie; - w hotelu ”Leopolis” – najlepszym hotelu na Ukrainie; - w kościele św. Antoniego we Lwowie, przy kościele Marii Magdaleny we Lwo-wie (w niedzielę po nabożeństwie), a także przy kościele w Krzemieńcu; - pismo jest też dostępne w Instytucie Polskim w Kijowie.

KOD PRENUMERATY

УКРПОШТА 68416

Cena prenumeraty pocztowej:

1 miesiąc – 5,40 hrywien,3 miesiące – 16,20 hrywien, 6 miesięcy – 32,40 hrywien,12 miesięcy – 64,80 hrywien.

telewizja kuriera galicyjskiego zaprasza!Codziennie nowe materiały fi lmowe ze Lwowa, Ukrainy Za-chodniej i nie tylko! Zawsze obiektywne, zawsze prawdziwe, zawsze na czasie!Subskrybujcie kanał Kurier Gali-cyjski TV na YouTube: www.youtube.com/user/KurierGalicyjski i pierwsi dowiadujcie się o nowych fi lmach.

Bądźcie z nami i nie przegapcie żadnych materiałów „Kurier Galicyjski TV”. Zapraszamy: www.kuriergalicyjski.com

Zawiadamiamy, że w redakcji są do nabycia kompletne oprawione roczniki Kuriera Galicyjskiego z lat 2007-2015, a również roczniki Po-laka Małego z lat 2012-2015. Cena roczników na Ukrainie po 300 UAH za jeden, a z wysyłką do Polski – 100 PLN za jeden.

Osoby zainteresowane prosimy o kontakt: Natalia Kostyk, tel.: +38 /0342/ 54 34 61e-mail: [email protected]

Roczniki kuriera galicyjskiego i Polaka Małego są do nabycia w naszej redakcji

KONSTANTY CZAWAGAtekst i zdjęcie

- Zapotrzebowanie na takie fe-stiwale na pewno jest – powiedział dla Kuriera ks. prałat Jan Nikiel, pro-boszcz katedry lwowskiej. – Myślę, że Kościół ma tutaj wiele do zrobienia, ponieważ jakość śpiewu w naszych parafi ach zależy od poszczególnych grup i elit muzycznych. Tych elit mamy mało, bo z zasady mamy też i niewielu parafi an. W związku z tym trzeba bardzo dbać o tych, którzy są, żeby śpiew liturgiczny był piękny. Bo śpiew jest to przede wszystkim nasze odniesienie do Boga, to jest nasza modlitwa. Im piękniejszy śpiew, tym piękniejsza modlitwa, tym łatwiej jest człowiekowi być skupionym, by się

modlić i oddawać cześć Panu Bogu. Konkursy, festiwale pomagają zmobi-lizować się chórzystom, żeby wyćwi-czyć coś pięknego, żeby przedstawić dorobek swego zespołu, a jednocze-śnie swoją parafi ę. W tym roku po raz pierwszy zaprosiliśmy dzieci i mło-dzież na warsztaty muzyczne w ka-tedrze lwowskiej. Prowadził je Paweł Bębenek, znany kompozytor i woka-lista z Polski, który w ciągu 5 godzin pracy z dziećmi i młodzieżą dokonał rzeczy bardzo wielkiej, gdyż wieczo-rem, na ostatniej próbie opracował z kwartetem smyczkowym piękną mu-zykę, która w sobotę, 3 czerwca zo-stała wykonana podczas mszy św.

Po mszy św. inauguracyjnej fe-stiwalu nastąpiło przedstawienie po-szczególnych grup.

Ks. prałat Jan Nikiel wyraził po-dziękowanie wszystkim parafi om, które wysłały swoje grupy na festiwal. Z roku na rok zwiększa się liczba jego uczestników. Zauważył, że nie jest ła-two stworzyć zespół. – Im lepsze są zespoły, tym trudniej jest przyjechać nowopowstałym, gdyż obawiają się, że wiele może im brakować. Ale tak naprawdę nie chodzi o to, żeby wyło-nić jedyny, najpiękniejszy i najlepszy zespół, lecz o to, by każda parafi a miała swój zespół, swoją scholę, swój chór, który będzie animował śpiew podczas liturgii. Próbujemy to tak zorganizować, żeby każda kate-goria dzieci i młodzieży miała swoje nagrody, żeby każdy mógł wyjechać stąd ubogacony w nowe doświad-czenia wokalne, ale też doświadczył wspólnoty. Żeby młodzi się spotykali i poznawali, żeby mieli potem okazje wzajemnych odwiedzin w parafi ach.

- Nasza schola została założona jeszcze w okresie odnowienia kościo-ła Chrystusa Króla w Iwano-Frankiw-sku (d. Stanisławowie) – powiedziała kierownik scholi Tatiana Panakowa. – Mam wykształcenie muzyczne, gram na organach. Są w szkole jeszcze trzy takie osoby. W zeszłym roku w Festiwalu Piosenki Religijnej uczest-niczyły dzieci, teraz przyjechała scho-la młodzieżowa.

Na zakończenie festiwalu odbył się koncert zespołu „Rejoice” z Ży-tomierza.

VIII Festiwal Piosenki Religijnej3 czerwca na terenie Lwowskiego Wyższego Seminarium Duchownego w Brzu-chowicach pod patronatem arcybiskupa lwowskiego Mieczysława Mokrzyckiego, Konsulatu Generalnego RP we Lwowie i Lwowskiej Bazyliki Metropolitalnej odbył się VIII Festiwal Piosenki Religijnej „Na chwałę Boga”, w którym uczestniczyły ze-społy z archidiecezji lwowskiej oraz goście z innych miejscowości.