kelamu - whatsupmagazine.plwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2017/04/WhatsUp_9.pdf · Piotr...

28
magazine pierwszy dla outsourcingu i korporacji Numer 9 | Styczeń 2016 | www.whatsupmagazine.pl | nakład 25 tys. | egzemplarz bezcenny reklamują reklamy Tobolewski o antyreklamie w samo południe zielony ring KRK realne vs. wirtualne praca glob-zespołowa słowackie smoko-spoko zimowa Słowacja smak w tempie slow ser z czerwonej krowy, cydr, pstrąg

Transcript of kelamu - whatsupmagazine.plwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2017/04/WhatsUp_9.pdf · Piotr...

m a g a z i n e

p i e r w s z y d l a o u t s o u r c i n g u i k o r p o r a c j i

Num

er 9

| St

ycze

ń 20

16 |

ww

w.w

hats

upm

agaz

ine.

pl |

nakł

ad 2

5 ty

s. |

egze

mpl

arz

bezc

enny

reklamują reklamyTobolewski o antyreklamie

w samo południezielony ring KRK

realne vs. wirtualnepraca glob-zespołowa

słowackie smoko-spokozimowa Słowacja

smak w tempie slowser z czerwonej krowy, cydr, pstrąg

www.whatsupmagazine.pl2 what’s up?

what’s up magazinepierwszy dla outsourcingu i korporacjiwww.whatsupmagazine.pl

redaktor naczelny Rafał Romanowski

zastępcaMagda Wójcik

wydawcaFundacja Aktywnych Obywateli im. Józefa Dietla

dyrektor artystyczny & ilustracjeJoanna Sowula

fotografiePiotr Banasik

editor (english)Łukasz Cioch

korektaKrzysztof Malczewski

reklamaAnna Gł[email protected]+ 48 503 920 670

kreacja i marketingAgencja Kreatywna Lemon Media

facebookWhatsupmagazine.pl

twitter@WhatsUpKrakow

kontakt+48 501 480 [email protected]

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów, nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam i ogłoszeń.

spis treści rozmowa numeru 3 Marek Tobolewski o przerwie na antyreklamę

temat numeru6 Nie taki HR straszny

hr 8 Pod lupą TESTu: Realne vs. wirtualne

przedstawiamy10 Prezentacja: Wielkie wyzwania CH2M12 TurboTłumaczenia | Squaber

nieruchomości 13 Budują w dobrej passie14 Zielone południe Krakowa

siesta16 poziom 511: Na jurajskim zaciszu17 Pantone na trudne czasy

dbamy o ciebie18 Rewolucje w kuchenności19 Fight kick | swing20 Smokowce21 Pingwiny na lodowisku22 E-czytelnik w wielkim mieście23 TOP 10 gorących kierunków

mały what’s up24 Akademia żółtej kaczuszki

wokół stołu25 Slow smakowanie

siedem uciech głównych 26 Kulturalny styczeń

EnterEnter

Zmęczeni pracą i nabuzowani kolejnymi zadaniami żyjemy często myślą o tym, jak wspaniale byłoby leżeć pod palmą kokosową na in-dyjskich Andamanach czy sączyć chłodne wino w barcelońskiej kafejce. Zwłaszcza zimą.Każdej zimy miliony młodych Europejczyków, na podobnych jak nasze stanowiskach, wyruszają w cieplejsze rejony tej planety. Ko-rzystając z okazji, tańszych biletów, braku turystycznych tłumów, wybierają miejsca, które – choć po sezonie – sezon mogłyby mieć niemal zawsze. I tak w grudniu leci się do Izraela, w styczniu wy-biera się Malezję, w lutym odwiedza Tajlandię lub Maroko, w marcu włóczy się po górach Iranu. Nie omija to nawet „What’s Up Ma-gazine”: styczniowy numer tworzymy dla was w „elektronicznym obiegu dokumentów” między Polską, Jordanią, Izraelem a Sri Lanką, gdzie zagnały nas trochę obowiązki, trochę przyjemności...Exodus Europejczyków. Tak się akurat składa, że nie tylko Polska jest zimą szara, smutna i zimna. Ale właśnie w nadwiślańskich mia-stach narzekania na zimę czuć jakoś mocniej, poważniej, bardziej

depresyjnie. Tymczasem w Holandii głowę urywa mokry wiatr, w Irlandię uderzają deszczowe huragany, w UK siąpi z grafitowych chmur, a piękna zazwyczaj Francja tonie w zimowym mroku. Z bie-giem czasu w Polsce, w samonakręcającym się tempie korpora-cyjnego życia, coraz mocniej uczymy się, że gorące miejsca mogą być na wyciągnięcie ręki. I aby ruszyć się zza biurka w najmniej spodziewanym momencie, trzeba tylko uruchomić system rezer-wujący miejsca w pożądanym samolocie.A może by tak rzucić wszystko i… zrobić „break” przy lekturze nowego numeru „What’s Up Magazine”? Tym razem piszemy dla Was o drwinie z wielkich korporacji, HR nie takim strasznym jak go malują, wirtualnych zespołach, ciepłych krajach, kolejnych in-westycjach, startupach, przedsięwzięciach. Otwórzcie „What’s Up” takim, jakim go odmalowaliśmy. W styczniu. Jak mróz wzory na szybie. Owocnej lektury.

Redakcja

Odciąć się. Zresetować. Na chwilę uciec w inną bajkę albo na dłużej odciąć pępowinę. Odpocząć od swojej pracy w trakcie weekendu, tygodniowego urlopu, a może kilku miesięcy totalnego „breaka”.

This is good. Crispy air, white snow everywhere, you choosing a chewing gum instead of cigarette or a salad over a burger. New year, fresh begginings, everything will turn out perfectly this time. Right?I have always wondered why do we want to believe that on New Year’s Eve we’ll be partying like Gatsby and after short sleep we’ll wake up in a (brave) new world. We’ll sweare off all the stimulants we had(n’t) tried several hours ago, start using Multisport card, and... exactly, what? Loose weight? Learn new language? I’m not trying to mock anyone, cross my heart, I am only figuring out what’s so captivating in the beginnings? First sip of coffee in the morning is like walking in the clouds and no matter how old are you, you still want to buy a bouquet of newly-sharpened pencils when school starts in the autumn. Knowing enthusiasm for new things, we’ve found such scoop for you as CH2M latest investments or current trends in kitchen designs. At least, even if you don’t learn how to cook and don’t make Martha Stewart proud this year, you’ll be having a stylish interior.But not all resolutions are unrealistic. You know you want to trav-el, so why not get over this winter blues and just... go somewhere? Several issues ago we wrote about expansion of Krakow Airport so it’s high time to use this modern air terminal and taste a little bit of adventure. In short four hours you can be in austere, yet magical Israel and in approximately three – you’ll be enjoying pic-turesque Malta. Don’t have enough time for this? Fun city break – as it turns out – to a nearby city of Budapest is also possible, but I won’t spoil the surprise – just read our piece about all the new and hip destinations.

Leave the gun, take the cannoli

As for the new things, there’s still changing-a job-thing, that probably crossed your mind. How many times you we’re chaffing about being a small cog in a large machine or sneering about lack of advantages in being a part of a corporate world? We’ve all been there, there are probably dozens (if not more) blogs about it so maybe it’s high time to reflect if it’s a new trend? We’re inter-viewing Marek Tobolewski not only about this, so don’t miss it. And before you upgrade a resume, head to main article of this issue and get ready for astonishment that the abyss of Human Resources, can turn out to be filled not with the flames of despair, but with friendly and competent workers.To sum up, I think 2016 will be looking a lot like 2015, but may-be, just maybe, a little bit better. When you’re wondering about anything (once again I’ll quote Joe Fox from You’ve Got Mail), just think about the powerful being, who almost had it all – and I’m not talking about Darth Vader – not this side of force. The Godfather is the sum of all wisdom. The Godfather is the answer to any question. What should I pack for my summer vacation? ‚Leave the gun, take the cannoli.’ And if you still asking yourself what to do this year, I’ll say – try something new, be adventurous. Go to the mattresses.

Joanna Warszawska

Styczeń 2016 3rozmowa numeru

rafał romanowski: Antygencja. Co to jest?Reklamujemy reklamy.

Brzmi nieźle. W języku polskim, w innych już nie. „Reklamować” ma dwa zna-czenia: reklamujemy produkt, jak jest dobry i chcemy go sprzedać, ale kiedy produkt jest dziadowski, możemy go również „reklamo-wać” czyli zwracać.

Za dnia normalnie zarabiasz na chleb zajmując się reklamą. Po pracy przepoczwarzasz się w „antyreklamowca”?Mniej więcej. Wieczorami zajmuję się pojęciem antyreklamy właśnie w Antygencji...

Powołałeś ją do życia, bo...?Bo chciałem obśmiać coś, co sam tworzyłem i współtworzyłem.

ciąg dalszy na str. 4

Używając tego samego języka, kodu, posługując się tymi samymi narzędziami: bilbordem, obrazem, kolażem, klipem. Tylko z innym efektem. Efektem kontra. Anty.

Stąd ta dwoistość komunikatu? Reklama/antyreklama? Re-klamować/reklamować?Tak. Przewrotność, odwrócenie, sparodiowanie.

I w pewien sposób obśmianie również korporacyjnego myśle-nia, schematów rządzących pracą w agencjach reklamowych, działań na styku marketingowiec – klient, przedstawiciel handlowy – klient, menedżer projektu – klient. Używając antyreklamy, chcesz mieć dystans do tego, co dzieje się śmier-telnie na serio.

fot.

Piot

r Ban

asik

Reklama jest jak nóż. Można nim zrobić krzywdę, a można wyrzeźbić coś fajnego. Choćby satyrę na korporację – mówi Marek Tobolewski, zajmujący się marketingiem, reklamą i an-tyreklamą twórca Antygencji

Przerwa na antyreklamę

Oczywiście. Sam jestem wytworem systemu, o którym rozma-wiamy. W pewnym sensie wszystkie te działania w agencjach kreatywnych czy zespołach zajmujących sie reklamą podobne są do korporacji. Podobnie jak w korpo, również pracujesz latami i również nie widzisz wymiernych efektów własnej pracy. Miałem tak samo. Najlepsze rzeczy robiłem po godzinach, niekoniecznie na tym zarabiając.

Porozmawiajmy chwilę o akcjach Antygencji. Na przykład o plakacie „Ósmy smród świata” z postacią w gazowej masce, dymami nad Krakowem i hasłem „zapiera dech”. I to w mo-mencie starań miasta o miano jednego z siedmiu cudów świata w marketingowym konkursie...Ha! Wywołało to spore poruszenie. Na portalach społecznościo-wych hulało bardzo długo.

www.whatsupmagazine.pl4 rozmowa numeru

Obśmialiście ikonę Krakowa – „Damę z łasiczką” i zapewnie-nia o czystym powietrzu w Krakowie. Reklama jest jak nóż. Można nim zrobić krzywdę, a można wy-rzeźbić coś fajnego. Tak było w tym przypadku.

Nie znacie litości. Używacie przewrotnie tych samych no-śników. Najsłynniejsza wasza akcja działa się nawet nie w bilbordzie, a w megabordzie przy dawnym hotelu Forum w Krakowie...Gadali o tym nawet w „Faktach” w TVN-ie. W nielegalnym no-śniku reklamowym zamieszkali ludzie bezdomni. Nagłośniliśmy sprawę wszędzie, gdzie się dało, i ruszyła medialna burza. Ini-cjowaliśmy mnóstwo komentarzy, sterowaliśmy tą dyskusją. Interesujący był dla nas odbiór społeczny tej sprawy. Fakt, że ci bezdomni w pewnym sensie zaadoptowali reklamę na cele po-żyteczne, czyli mieszkalne. Złamali co prawda święte prawo wła-sności, ale z drugiej strony nikt nie wiedział, kim był właściciel nielegalnego megabordu. Zdążył on już reklamować na przykład internetową telewizję porno, salony samochodowe a nawet... im-prezy sponsorowane przez miasto, choćby te w Tauron Arenie.

Czyli miasto walczące z nielegalnymi reklamami samo rekla-mowało się przez pomyłkę na nielegalnym nośniku!A wszystko działo się gdzieś na styku biznesu, kreacji, korpora-cyjnego myślenia, na granicy brania na serio a wzięciem w na-wias. To wymarzony teren dla antyreklamy. Wykorzystać czyjeś marketingowe potknięcie i dać mu prztyczka w nos.

IKEA na serio sprzedaje optymalnie wyposażone kontenery dla uchodźców.Tak, ale nie jest to jednak nośnik reklamowy dla bezdomnych. W przypadku IKEA to trochę takie udawanie, że robi się coś po-zytywnego, a tymczasem za wszystkim stoi kasa. Na przykład wieszając wielka płachtę z reklamą na fasadzie budynku, uda-jemy, że za tą płachtą wre jakaś praca. Wkręcamy wszystkich podprogowo, że remont budynku zostanie sfinansowany dzięki wiszącej szmacie. Tymczasem remont nigdy się nie kończy, chodzi wyłącznie o to, aby ta reklama wisiała jak najdłużej. Pod spodem nikt nie pracuje. Jako Antygencja lubimy demaskować takie rze-czy. Zwłaszcza dużych graczy. Ale nie jesteśmy w drwinie jedyni. Szyderców jest na tej planecie cała masa.

Łatwo jest drwić z korporacji?Coraz trudniej. Nie wiem czy nie jesteśmy już krok dalej od zwy-kłej drwiny. Czy obśmiewanie korporacji nie stało się już niezro-zumiałe, nieczytelne. Wszyscy wiemy, czym są i spodziewamy się, że w zmyślny sposób adaptują się do nowych warunków czy unikania bolesnych ciosów.

Same wystawiają się na strzał. Nietrafione kampanie, wadliwe produkty, kontrowersyjne taktyki.Przykład z Francji, na świeżo. 600 plakatów wywieszonych na ci-tylightach z okazji kolejnego szczytu klimatycznego z udziałem rządów światowych mocarstw. Za tą zmasowaną akcją stoją ak-tywiści z grupy Brandalism. Na jednym z projektów widzimy lo-go Volkswagena ze sfingowanymi przeprosinami za słynną aferę

z 11 milionami trucicielskich silników diesla. Spełniały one eko-logiczne normy tylko na papierze, umożliwiając użytkownikom automatyczne przełączenie na opcję emitującą aż 35 razy więcej szkodliwych tlenków azotu, niż zezwalały na to amerykańskie urzędy. Plakaty głoszą hasło „jest nam przykro, że daliśmy się złapać”. Oprócz tego mnóstwo sfingowanych reklam koncernów sponsorujących szczyt i to na nośnikach firmy, która również jest donatorem tego wydarzenia.

Kpina z wielkich i możnych tego świata przestaje być tylko drwiną, a upomina się o pewną misję? Szydercy w imię wiel-kiej sprawy?Od dawna i w bardzo wielu przypadkach chodzi o misyjność. O rodzaj sprzeciwu wobec zastanej rzeczywistości. Globalny ruch AdBusters narodził się w Kanadzie właśnie przy takiej oka-zji. Jego twórcy chcieli zakupić w publicznej telewizji w Kanadzie reklamę, która była de facto klipem o rabunkowej wycince lasów amazońskich. Odmówiono im, a oni uznali, że pogwałcono wol-ność ich słowa. Zaczęli działać szerzej. Reklamami, bilbordami, viralami. W dobie Internetu tak „szerowane” obrazki rozchodzą się po świecie z prędkością światła.

Mówisz o – skomplikowane słowo – subvertisingu. Prowoka-cyjnych działaniach atakujących tradycyjną reklamę. Używa-jący subvertisingu lubią ingerować w jej pierwotny przekaz, zakłócać jego semantykę, dodawać nowy obrazek lub doklejać zaskakujący napis, co sprawia, że staje się on pociskiem wyce-lowanym w zamawiającego, a nie wabikiem na klienta. Blisko tu do satyry, parodii reklamy korporacyjnej czy politycznej.

dokończenie ze str. 3

Styczeń 2016 5rozmowa numeru

Tego typu działania spotykane są od dawna. W Polsce nie przy-wiązuje się do nich jeszcze większej roli, tymczasem w globalnym znaczeniu są częścią trudnego do zdefiniowania ruchu sprzeciwu, satyry, parodii. I ten ruch właśnie się przepoczwarza.

Interesuje mnie kpina z korpo. Czyli ludzie na co dzień wyko-nujący jak najlepiej swoją pracę, ale potrafiący mieć dystans do systemu, w jakim funkcjonują. I to mimo tego, że ich zakład pracy dba o ich rozwój, podrzuca do kuchni ekologiczne owo-ce, wręcza karty do klubów fitness czy bilety do kina.Drwienie z korpo wymaga bycia w korpo. W pewnym sensie to reakcja obronna. Wszyscy wiemy, jak wygląda praca w korpora-cjach. Mimo fruktów, o jakich mówisz, jest dość przewidywalna, układna, łatwa w zmierzeniu, bezpieczna, może nawet ponad-przeciętnie dochodowa. I to się pracownikom podoba. Z drugiej jednak strony bardzo daleko odsunięte jest w niej poczucie sensu wykonywanych działań. Wspominałem ci o moich dylematach. Kiedy nie widzisz realnych efektów swych posunięć, następuje pewna alienacja pracy. Szewc naprawi buta i ma w rękach swe małe dzieło. Pracownik korporacji musi team leaderowi wierzyć na słowo.

Przychodzi szef i gratuluje wykonanego zadania. Pokazu-je słupki, mówi o zrealizowanych celach. Stawia kolejne do osiągnięcia.Owszem, cieszysz się, ale jednocześnie masz świadomość, że nikt się za to nie naje, nie napodróżuje. Satyra płynąca z wewnątrz korporacji jest według mnie rodzajem samoobrony, nabieraniem dystansu przez tych, którzy potrafią go złapać.

WyMARZONy TEREN DlA ANTy-REKlAMy? WyKORZySTAć CZyjEś MARKETINgOWE POTKNIęCIE I DAć MU PRZTyCZKA W NOS

Nie jest łatwo śmiać się z tego, co powtarzalnie robi się przy biurku. Zwłaszcza kiedy masz świadomość, ilu kolegów rzu-ciło swe miejsca pracy, aby podróżować po świecie, pisać książki, zakładać własne biznesy, nawet zająć się rzemiosłem czy rękodziełem.Korporacje w swych strukturach przypominają jednak systemy totalne, więc ważna tu jest rola offowego języka, a nawet pew-nych elementów konspiracyjności. W końcu nie zawsze chcesz, by Twoi szefowie wiedzieli, ze na zewnątrz uprawiasz polewkę z tego, co z poważnym wyrazem twarzy wykonujesz na co dzień. W praktyce sprawdza się to w licznych memach na Facebooku, żartobliwych hashtagach na Twitterze, szydzących z korpomowy dowcipach. Jestem jednak zdania, że ten nurt równie mocno nadal rośnie w siłę, co zaczyna zjadać własny ogon.

Dlaczego?Chodzi o kulturę i informację. W skrócie mówiąc, o to, co dzieje się w naszej cywilizacji. A mówiąc prościej – jak można to spienię-żyć, skomercjalizować, złapać na to klienta.

Może same firmy uprawiają subvertising? W  końcu może stać się to dobrym biznesem. Nie tylko zaszkodzić, ale też dać zarobić.Na pewno próbują. Ale nie wiemy dokładnie jak. Przykład rekla-my wódki Żytniej, gdzie w głupi sposób agencja reklamowa uży-ła wykonanego podczas stanu wojennego zdjęcia z niesionym rannym człowiekiem. Jestem niemal pewny, że wszystko zostało ukartowane wcześniej z właścicielem firmy, bo ktoś pomyślał, że ten skandal przyda się w promocji marki.

Ale z punktu widzenia marki to nie było korzystne.Właśnie. Rozgłos nie zawsze jest wartością samą w sobie. W tym miejscu czai się niebezpieczeństwo, zarówno w reklamie, jak i antyreklamie. Każdy przekaz wymaga odpowiedniego odbior-cy, który zrozumie kontekst i będzie potrafił spojrzeć nawet na prosty chwyt w jakimś kontekście. A im bardziej wymyślne są to działania, tym więcej wymaga się od takiego poszukiwanego odbiorcy zastanowienia się i zrozumienia. Tymczasem zmyślna ironia, satyra, parodia wymaga jednak pokładów inteligencji. Inaczej po prostu zostanie źle zrozumiana.

Ufamy, że w korporacjach pracują inteligentni, obeznani np. z popkulturą ludzie. Że w lot łapią cytaty z filmów, seriali, odzywki polityków, gesty gwiazd show businessu.Niby tak, ale nie jestem pewien, czy wszyscy tak łatwo zrozumie-liby np. szyderę, jaką uprawiają Yes-Meni, amerykańscy aktywiści uprawiający prowokacje kulturowe, tzw. culture jamming. Uda-ją ważnych prezesów, decydentów czy rzeczników prasowych korporacji lub rządowych instytucji. Zakładają fałszywe strony w Internecie – na wzór tych, które obierają za cel parodii. Przyj-

mują zaproszenia otrzymane w nie do końca legalny sposób i po-jawiają się na sympozjach, konferencjach, a nawet w programach telewizyjnych. Dzięki temu docierają do odbiorców z szyderczym komunikatem, którym obnażają mechanizmy rządzące biznesem czy polityką.

To ci co tak… potakują? Udają, wcielają się w rozmaite role sprawiając wrażenie autentycznych.Obejrzyj ich na YouTube. Odwołują się do ludzi inteligentnych i przez takich są rozumiani. Ci mniej lotni nabiorą się na ich nu-mery i zostaną w przekonaniu, że tak jest naprawdę. W jednym ze swych wystąpień Yes-Meni oświadczają zdumionej publiczności, że co prawda niewolnictwo jest pogwałceniem praw człowieka, ale w obecnych czasach warto powrócić do tego modelu, bo dzię-ki niemu można radykalnie zmniejszyć koszta pracy. I tu jeden z Yes-Menów wyciąga ogromny tablet, którym steruje pracujący-mi gdzieś w Afryce niewolnikami. W innym działaniu zachwalają

nowe technologie przetwarza-nia ludzkich odchodów, pokazu-jąc wykresy, z których wynika, że jednego hamburgera można zjeść i  wydalić w  kółko nawet pięć razy. Podane zaskoczonej publiczności chwilę wcześniej hamburgery stają jej w gardle...

W jeszcze innym występie opowiadają historie człowieka, który tak pokochał swoją korporację, że dał się przetopić na świeczki wykorzystywane przy firmowych kolacjach.

Skąd yes-Meni trafiali na firmowe imprezy i przed oblicza najbogatszych?Banalnie prosto. Wystarczyło podszyć się, na przykład ukraść logo i lekko zmodyfikować adres strony www znanej korporacji, aby dostawać tony zaproszeń od rozmaitych instytucji czy global-nych klubów biznesu. I wywoływać sensację, być oklaskiwanym lub wygwizdywanym po swych przemowach. Tak prawdziwych, że aż kłamliwych.

yes-Meni to już antyreklamowa klasyka. A sam powtarzasz, że ruch przerabiania reklam znika. Oddano go walkowerem?Nie znika, ale nie ma już tej siły rażenia. Wciąż można trafić na świetne przeróbki, choćby reklam zapachu „Obsession” Calvina Kleina zilustrowane panią, która wymiotuje do ubikacji albo pa-nem, który zagląda sobie w slipy. Wciąż z narzędzi prowokacji korzystają amerykańskie ruchy ekologiczne typu Greenpeace. Wciąż na kominach czy wysokich budynkach rozwieszane są wielkie transparenty, wciąż trafiamy na memy, np. z postarzały-mi o 30 lat Merkel i Tuskiem i napisem „przepraszamy, że nic nie zrobiliśmy z globalnym ociepleniem”. Ale chyba wszyscy twórcy tych nurtów poszukują obecnie nowych obszarów do twórczości. Czegoś, czego jeszcze nie było.

Mówi się, że każdy projekt biznesowy czy polityczny można położyć satyrą. W pewnym sensie taka antyreklama czy An-tygencja to groźna broń. Na ile was już wyceniają?Nie wiem (śmiech). Zajmuję się zawodowo marketingiem. Z po-czątku chciałem wyszydzić tę sferę i tyle. Ale kilka naszych akcji pokazało mi, że ironia może stać się niebezpieczna, jeśli znajdzie się zbyt blisko problemów współczesnego everymana. I bliżej mi teraz nawet do moralizatora niż ironisty. Sprawy chyba zaszły już za daleko.

rozmawiał: Rafał RomanowskiMarek TobolewskiDbam o higienę informacyjną. Od pięciu lat nie mam ani telewizora, ani poczucia, że przez to coś ważnego mnie omija. Radia słucham w drodze do i  z pracy – zazwyczaj Trójki, a podczas bloków reklamowych przełączam na losowo wybraną stację. Szczególnie często trafiam na Radio Maryja. W sieci – prócz in-formacji – czytam serwisy branżowe. Z pol-skich: „Marketing przy Kawie”, „F5” i „An-tyweb”, z zagranicznych: „Marketing Week”. Regularnie odwiedzam The Yes Lab, Adbusters i JoeLaPompe.net – nabierając dystansu do re-klam i do dystansu do reklam. Z polskiej pra-sy papierowej wciąż znoszę „Politykę”, w sieci śledzę „The Guardian” i „The Nation”. Pisuję

na Antygencja.pl, „Le Monde Diplomatique” i w „Marketingu przy Kawie”. Z wiekiem coraz mocniej inspiruje mnie kontakt z żywymi ludź-mi – nie zapośredniczony przez media i tzw. nowe media. W ostatnich latach regularnie po-dejmuję „cyfrowy detoks”, raz po raz znikając na jakiś czas z Facebooka itp. Na razie bezsku-tecznie, ale kiedyś wreszcie wyrzucę smartfona. Po godzinach tańczę tango – tego się nie da zrobić w sieci.

fot.

Piot

r Ban

asik

www.whatsupmagazine.pl6 temat numeru

O tym, że najcenniejszym zasobem firmy są jej pracownicy, nie trzeba już nikogo przekonywać. Prezesi największych firm uznają zarządzanie kapitałem ludzkim za czołowe wyzwanie. Nie idzie to jednak w parze z przyznaniem działowi HR istotnej funkcji w działalności firmy. Z takim podejściem nie zgadzają się auto-rzy tekstu „Najpierw ludzie, potem strategia” opublikowanego we wrześniowym numerze polskiego wydania „Harvard Business Review”. Przypominają, że szybka kariera i wzrost wagi działów finansowych w firmach to kwestia ostatnich trzech dziesięcio-leci. Czas na to, by prezesi uczynili osoby zarządzające działami HR ważnych partnerów w podejmowaniu strategicznych decyzji o przyszłości firmy. – Zmiany te istotnie wpłyną na ścieżki kariery menedżerów wyższego szczebla w pionie HR i innych liderów w całej organizacji. Przyniosą również korzyści firmie, która dzięki nowym zasadom będzie zarządzała nie tylko zasobami finanso-wymi, ale także ludzkimi” czytamy w „HBR”.Współpraca między działami HR i finansowym mogłaby doprowa-dzić do zmiany kryteriów, od których zależą płace i premie finan-sowe. Nie zawsze wynik pracy jest mierzalny pod postacią wyniku

finansowego. Istotna jest funkcja pracownika pełniona w danym zespole. Ktoś może być cenny nie ze względu na sztywne wyniki, a dlatego, że buduje właściwe relacje w zespole, inspiruje jego członków i motywuje do działania. Dyrektor personalny powinien też móc szybko zdiagnozować kłopoty firmy – w końcu gros pro-blemów ma źródło właśnie w niedomaganiach kadry.

Raj w NetflixieW niektórych firmach część obowiązków działu HR (czynności stricte kadrowe) podlega działom finansów. Zadaniem HR jest coaching i właściwe sterowanie talentami pracowników. Ciekawy jest przykład Netflixa, firmy zatrudniającej obecnie około 2500 osób, która w 1997 roku była jeszcze startupowym niemowla-kiem. Każdy z pracowników miał przyznaną liczbę wolnych dni do wykorzystnia. Nie było jednak żadnej struktury, która pil-nowała zgłaszania nieobecności, system działał na podstawie niewypowiedzianego kodeksu honorowego. Gdy firma wchodziła na giełdę, podniosła się panika. Nie poddał się jej Reed Hastings, założyciel platformy. Zadał proste pytanie: czy prawo zmusza nas do sztywnego rozliczania dni wolnych? Gdy okazało się, że nie, szefowie firmy zdecydowali, że unikają zbytecznej biurokracji, a kwestię przyznawania urlopów pozostawiają w gestii bezpo-średnich przełożonych członków poszczególnych zespołów.Ten krok położył podwaliny pod coś, co obecnie analizowane jest przez specjalistów HR: oparcie relacji w firmie na zdrowym rozsądku i traktowanie pracowników jak dorosłych, odpowie-

dzialnych ludzi. – Odkryliśmy, że jeżeli w otwarty sposób powiesz o swoich oczekiwaniach: o tym, że pracownicy będą działać od-powiedzialnie i zgodnie z najlepszym interesem firmy, większość z będzie w ten sposób funkcjonować – komentowała decyzję firmy Patty McCord, ówczesna Chief Talent Officer w Netflixie.To jednak realia firm, które rozwijając się, świadomie poszły inną drogą niż firmy od lat funkcjonujące na rynku. W tych ostatnich biurokracja rosła powoli i tak naprawdę miała chronić pracodaw-cę, ale i dawać poczucie przewidywalności pracownikowi. Nowe podejście do funkcji działów HR pokazuje, że powinny one pójść o krok dalej: w stronę przewidywania potrzeb pracowników.Jak to wygląda na naszym podwórku? Polski rynek pracy zmienia się bardzo dynamicznie. Inni są kandydaci szukający pracy, inne są firmy. Tych pierwszych coraz trudniej znaleźć, a na dodatek mają oni zupełnie inne ambicje i spojrzenie na świata niż ich odpowiednicy, choćby sprzed dekady. Na początku XXI wieku i przez kilka następnych lat dominowali ludzie, którzy w poda-niach o pracę i w CV swoje umiejętności określali za pomocą dziesiątek epitetów. Ludzie ci, przekonani o swej wyjątkowości i dość roszczeniowo nastawieni do świata, nie byli jednak realnie przygotowani do pracy. Chcieli zarazem pracy niezobowiązującej i wysokich pensji. Dla pracodawców przekucie ich w wartościo-wych pracowników było wyzwaniem.

Dział HR to najczęściej pierwszy i ostatni dział, z którym mamy do czynienia podczas pracy w dużej firmie. Kiedyś nazywany po prostu działem kadr, wraz ze sprowadze-niem się na polski grunt międzynarodowych korporacji zyskał nową nazwę – Human Resources – ale także nowe funkcje i zadania.

Nie taki HR straszny

Styczeń 2016 7temat numeru

Inne oczekiwaniaCzy dziś jest łatwiej? Niekoniecznie. Z raportu „Youth Speak 2015” firmy doradczej PricewaterhouseCoopers i organizacji stu-denckiej AIESEC (sondażom poddano 42 tys. osób z przedziału wiekowego 18–25 lat z ponad 100 krajów) wynika, że młodzi ludzie są pragmatyczni, a większość z nich na własną rękę podnosi swoje kompetencje po godzinach pracy, na różnego rodzaju kursach i szkoleniach. Świetnie – z punktu widzenia pracodawcy. Tyle, że za tym nastawieniem idzie też zupełnie nowa etyka pracy. Wysokość pensji i rozdzielanie życia prywatnego od pracy nie są na szczycie najważniejszych zalet, jakich młodzi oczekują od miejsca pracy. Z badań wynika, że w ciągu pierwszych pięciu lat kariery oddzielanie pracy o prywatności ma znaczenie tylko dla ok. 10 proc. badanych. Wysokość pensji jest decydująca zale-dwie dla 4 proc. z nich. Coraz więcej młodych chciałoby za to robić międzynarodową ka-rierę. Tylko różnorodne doświadczenia zebrane na całym świecie doprowadzą w ich mniemaniu do rozpoczęcia prawdziwej kariery zawodowej. Z punktu widzenia pracodawców to skomplikowane oczekiwania. Nie wystarczy już kusić pensją. Kiedy to działało, na rynku pracy zwyciężali najbogatsi. Dla najlepszych pracow-ników firmy potrafiły znaleźć mieszkanie, dom, szkołę dla dzieci i pracę w innej firmie dla partnera. Samochód służbowy był czymś oczywistym. Wielkość przelewów nie wystarczała, trzeba więc było zadbać o pracowników odpowiednim zapleczem socjalnym. Teraz pieniądze i korzyści socjalne to nie wszystko. Na pierwszym miejscu jest przewidywalność kariery, jasna ścieżka rozwoju. A także odpowiednie otoczenie w pracy. Niektóre firmy, widząc to, próbują kontynuować rozszerzanie tych opcji – są gotowe stawiać np. na oferty dla rodziców, oferując choćby firmowe przedszkola, dodatkowe urlopy, albo zwiększenie możliwości pracy z domu.

Pracownicy w Polsce czują się też stosunkowo bezpiecznie, a więc nie obawiają się zwolnienia, o zmianie pracy myślą w kategoriach rozwoju, a nie katastrofy. Wierzą, że nową pracę znajdą szyb-ko. Co ciekawe, jeden na sześciu badanych uważa, że istotne jest to, co dla społeczeństwa robi jego pracodawca, a co trzeci jest chętny do doszkalania. Dlatego firmy angażują się w różne akcje społeczne, wolontariaty pracownicze, zbiórki darów dla potrzebujących czy świąteczne pacz-ki. Korporacje sponsorują też własne drużyny maratończyków, kolarzy czy piłkarzy. Dbają o sortowanie odpadów w miejscu pracy, pilnują, by zamawia-ne produkty powstawały w zakładach szanujących prawa człowieka. W ten sposób nie tyle zdobywa się nowych pracowników, ale zyskuje lojalność i zaangażowanie już zatrudnionych. A tacy są najbardziej efektywni, co przekłada się na większe zyski przedsiębiorstwa.

Wieczna rekrutacjaLojalny pracownik buduje też dobry wizerunek swego pracodaw-cy i poleca go innym. Rozumie to coraz więcej krakowskich kor-poracji. – Dział Rekrutacji i HR odpowiada za rekrutację pracow-ników, wsparcie naszych inżynierów w bieżących kwestiach. Or-ganizujemy i wspieramy przełożonych przy prowadzaniu rozmów okresowych, organizujemy spotkania integracyjne, szkolenia dla pracowników – tłumaczy Marta Marczykowska, Recruitment and HR Manager w Sii. – Ponadto odpowiadamy za PR i EB (Employer Branding). Staramy się również wspierać wszystkie inicjatywy naszych pracowników oraz ich pasje – dodaje. Poza standardowe działania kadrowe i rekrutacyjne wychodzi też dział HR w Akamai. – Obok nich zajmujemy się kreowaniem atmosfery pracy opartej na relacjach, współpracy i pozytywnych odczuciach – wyjaśnia Tomasz Stoma, Senior HR Manager w Akamai. – Odpowiadamy za komunikację oraz kalendarz wydarzeń pracowniczych, takich jak wydarzenia związane z budowaniem kultury innowacji, CSR

i integrację. Priorytetem dla działu HR jest również rozwój talen-tów, ścieżki karier oraz styl przywództwa. Nie bez kozery Akamai jest przecież laureatem nagrody Great Place to Work 2015.Największą bolączką działów HR w krakowskich firmach jest nieustanna rekrutacja. I dotyczy to nie tylko centrów usług wspól-nych. – Wyzwaniem aktualnym dla nas jest pozyskiwanie talen-tów – centrum się rozwija, pojawiają się nowe działy, zespoły, czyli nowe szanse rozwojowe. Dlatego wciąż poszukujemy ludzi z potencjałem zarówno technicznym, jak i biznesowym – mówi Tomasz Stoma. – Obecnie poszukujemy około 100 specjalistów z branży IT i inżynierii przemysłowej. Branża IT jest szczególnie wymagająca i jednym z naszych wyzwań jest znalezienie odpo-wiednich kandydatów, jak i nieustanny rozwój i promowanie naszych pracowników – wtóruje mu Marta Marczykowska z Sii.

Najczęściej jednak sprawy mają się inaczej. – Z  mojego doświadczenia wynika, że z działem HR ma się do czy-nienia tylko na etapie rekrutacji, wrę-czania zwolnień lekarskich i wniosków urlopowych – mówi Izabela Nasalska, która pracowała już w kilku krakow-skich korporacjach. – Osoby z działu HR zajmują się promocją firmy na tar-gach pracy, wydobywaniem CV od ich

bywalców oraz sprawdzaniem, czy dana osoba odpowiada kul-turze korporacyjnej panującej w danej firmie i do jakiego działu ewentualnie pasuje kandydat. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej padają ciągle te same pytania: o umiejętność radzenia sobie ze stresem, o to, które sytuacje ten stres wywołują – mówi Iza. Może brak HR-owych fajerwerków, dbałości o pracownika, to po-chodna charakteru krakowskich firm? Wiele z nich skupiona jest na outsourcingu. – Tu rotacja pracowników jest ogromna, w wielu firmach nikt nie skupia się na tym, by dbać o rozwój pracowników wewnątrz firmy, bo jest on czasem wręcz niemożliwy – zastana-wia się Iza. Wiele osób, z poczucia braku możliwości sensownego awansu i rozwoju, średnio raz na rok wraz z miejscem pracy zmienia choćby kolor dywanu.

Magda Wójcik

Fotofelietonśroda | godz. 16:40

Już po raz ósmy pracow-nicy Capgemini stanęli na

scenie. Tym razem opowia-dając „historię pewnego

przedmiotu”, który szuka własnej tożsamości pośród rzeczy codziennego użytku. Tajemniczy „Coś” w otocze-niu Portfela, Łyżki, Tableta

czy Wyroczni wzbudził aplauz gości. Na widowni krakowskiego MOS zagra-

no cztery spektakle.

NOWE PODEjśCIE: DZIAŁy HR POWINNy PÓjść O KROK DAlEj. W STRONę PRZEWIDyWANIA POTRZEB PRACOWNIKÓW

fot.

Piot

r Ban

asik

www.whatsupmagazine.pl8 HR

hr pod lupą testu

Bitspiration for CharityNa tydzień przed świętami polska scena startupowa spotkała się w Warszawie, Kra-kowie, Poznaniu i  gdańsku, by wspólnie pomóc dzieciom walczącym o życie w szpi-talach onkologicznych.16 grudnia w czterech polskich miastach spo-tkali się starupowcy, przedsiębiorcy, inwesto-rzy, dziennikarze i entuzjaści nowych mediów. Po co? Aby zarażać się twórczym entuzjazmem i połączyć ideę edukacji ze wsparciem polskich szpitali i centrów onkologicznych.Podczas Bitspiration for Charity odbyły się serie warsztatów i spotkań z ekspertami, w czasie których zostały poruszone m.in. kwestie budo-

Kilkanaście lat temu wyglądało to tak: gdzieś w krakowskim biu-rze, najczęściej w jednym pokoju, od poniedziałku do piątku spo-tykała się grupa osób skupiona wokół pracy nad wspólnym pro-jektem. Wszyscy wiedzieli, że Beata ma dzisiaj urodziny, Tomkowi właśnie urodziło się dziecko a Maciek wcale nie jest mrukiem, po prostu czasami do tego stopnia skupia się na pracy, że nie zauważa niczego poza nią. Teraz już nie jest to takie oczywiste.Dynamiczny rozwój centrów biznesowych i postępująca globa-lizacja sprawiły, że bez większego problemu możemy prowadzić rozmowy w czasie rzeczywistym z kimś, kto znajduje się na dru-gim końcu świata. Dlatego praca w zespołach wirtualnych stała się codziennością, a ich członkowie, choć pracują nad wspólnym projektem, robią to w biurach znajdujących się w różnych zakąt-kach globu.– Tworzenie takich zespołów daje pracodawcom o globalnym zasięgu możliwość wyboru do realizacji projektów talentów z dowolnej części świata, co zasadniczo może przyczynić się do sukcesu realizacji danego zadania. W pracy nad konkretnymi projektami ważna jest także często znajomość lokalnego kontek-stu, co powoduje, że w jednym zespole znajdują się osoby z często bardzo odległych od siebie miejsc i stref czasowych – wyjaśnia Agata Broś z Advisory Group TEST Human Resources.

Żelazna dyscyplinaPrzed takim zespołem stoi jednak cała masa wyzwań, począw-szy od organizacji pracy i motywowania pracowników, poprzez budowanie odpowiednich relacji, na niezasypianiu podczas te-lekonferencji skończywszy. Kto odnajdzie się w takiej pracy? – Zarówno badania, jak i nasze codzienne obserwacje wskazują na to, że w wirtualnych zespołach najlepiej sprawdzają się osoby o bardzo dobrych umiejętnościach komunikacyjnych i wysokiej inteligencji emocjonalnej, a także te, które są zdyscyplinowane i potrafią samodzielnie pracować – odpowiada Agata.Ważna jest także wielkość tego typu zespołów. Aby komunikacja była sprawna, a przepływ informacji efektywny, zadania w ta-kim projekcie powinny być przeznaczone dla maksymalnie 10 osób. Konieczne jest też jasne zdefiniowanie ról i ustalenie, kto za co odpowiada.Zarządzanie wirtualnym, zwłaszcza międzykulturowym zespo-łem, to także ogromne wyzwanie dla lidera. Na jego barkach spoczywa odpowiedzialność za to, by praca przebiegała spraw-nie pomimo różnic. Czym powinien się cechować? – Świetnymi umiejętnościami komunikacyjnymi oraz bardzo dobrymi umiejęt-nościami planowania i organizacji pracy. Konieczna jest również umiejętność jasnego definiowania zadań, wskazywania celów oraz wspierania pracowników w ich realizacji. Niezwykle ważna jest również otwartość oraz umiejętność budowania zaufania, co jest szczególnie istotne w zespołach międzykulturowych – wylicza Agata Broś, która zajmuje się prowadzeniem szkoleń dotyczących pracy w wirtualnych zespołach.

Zasady komunikacjiBez rozwoju technologii takie projekty nie byłby możliwe. Każda organizacja ma swoje preferencje dotyczące sposobu komuni-kacji. Jedni wolą maile i wideokonferencje, inni firmowe komu-nikatory i fora dyskusyjne. I choć wszystko zależy od specyfiki danej firmy, ważne jest, by już na początku ustalić jasne zasady dotyczące metod komunikacji.– Trzeba też właściwie ustalać „touchpointy”, czyli momenty, w których dochodzi do realnych spotkań zespołu. Ważny jest tzw. kick-off meeting, czyli spotkanie inaugurujące dany projekt. Również wtedy, gdy zespół pracuje już od jakiegoś czasu, a do-łącza do niego nowy pracownik, powinno odbyć się spotkanie wszystkich osób zaangażowanych w ten projekt albo przynaj-

mniej nowego członka zespołu z liderem, które wdroży go w nowe środowisko i panującą w nim kulturę pracy. Innym powodem do spotkań są kolejne „kamienie milowe projektu”, czyli przeło-mowe momenty w pracy – tłumaczy Broś.Choć praca w międzynarodowym i wielokulturowym zespole pozwala na znalezienie efektywnych rozwiązań, których wypra-cowanie w bardziej jednorodnym środowisku często nie byłoby możliwe, pod wieloma względami bywa znacznie trudniejsza. Wirtualna praca ma swoich „killerów” i  to wcale nie dwóch a co najmniej pięciu.

Pięciu zabójcówPierwszym z nich jest brak kontaktu face-to-face między członka-mi zespołu. Podczas codziennych spotkań komunikacja niewer-balna – gesty, mimika czy ton głosu – są równie ważne, jeśli nie ważniejsze, co wypowiadane przez nas słowa. Jej brak powoduje trudności w budowaniu relacji i zaufania, co naprowadza nas na drugiego „killera”, jakim jest brak ducha zespołu. Kolejnym jest brak codziennej integracji z zespołem: spotkań na korytarzu, wspólnej kawy w przerwie, przyjaznego uśmiechu na dzień dobry.Czwartym „killerem” jest mniejsze zaangażowanie w pracę wy-nikające z tego, że tak właściwie nie wiemy, z kim pracujemy, zupełnie nie znamy tych osób. Łatwiej jest identyfikować się z zespołem, gdy podpisujemy się na urodzinowej kartce dla kole-żanki, a po pracy czasami spotykamy się pilatesie lub zumbie. Gdy prawie nie widujesz swoich współpracowników, zaangażowanie spada, bo czasem trudno uwierzyć, że tam, po drugiej stronie komunikatora, też znajduje się człowiek.A gdy już uwierzymy w to, że w naszym zespole wcale nie pracują internetowe boty, tylko ludzie z krwi i kości, którzy wypełniają swoje obowiązki gdzieś w Bangalore, Dublinie lub Houston, może zaatakować nas piąty „killer” – stereotypy i uprzedzenia kultu-rowe. Bo przecież gdyby na firmowym spotkaniu pojawiło się indyjskie curry lub słynny amerykański indyk, jakoś łatwiej byłoby się pozbyć uprzedzeń. Ale nie pojawi się. Chyba, że poprosimy kolegę o przepis i sami znikniemy w kuchni na kilka godzin.

Karolina Kociołek

Nikogo nie dziwi, że przy sąsied-nim biurku siedzi Kanadyjczyk, Hindus lub Duńczyk. Czasami pozostają oni jednak w swoich krajach i choć pracują w biurach oddalonych o setki lub tysiące kilometrów, tworzą jeden wie-lokulturowy zespół z Kasią lub Piotrkiem z Krakowa.

Realne vs. wirtualne

jesteśmy ciekawi Waszych spo-sobów radzenia sobie z „killera-mi” wirtualnej pracy – podzielcie się swoimi pomysłami i dobrymi praktykami. Czekamy na Wasze odpowiedzi. Najlepsze pomysły zostaną opublikowane. Maile ślij-cie na adres: [email protected]

wania globalnej firmy krok po kroku, podnosze-nia jej efektywności oraz life balance. Spotka-nie było też doskonałą okazją do networkingu. A ten możliwy był nie tylko podczas edukacyj-nej części wydarzenia, ale też na kończącym je #omgkrk X-Massive Party w klubie Forum Przestrzenie.Bitspiration for Charity to ewenement na skalę europejską i pierwsze startupowe spotkanie charytatywne na Starym Kontynencie. O po-ziom merytoryczny oraz organizację jednodnio-

Agata Broś – Senior Project Manager & Development Coordinator z Advisory Group TEST Human Resources

wych wykładów i warsztatów zadbała PROIDEA – organizator znanego w środowisku Festiwalu Bitspiration. Całkowity dochód ze sprzedaży biletów na to wydarzenie zostanie przekazany na zaspokojenie potrzeb najmłodszych pacjen-tów szpitali onkologicznych w Krakowie, War-szawie, Poznaniu i Gdańsku.

reklama

www.whatsupmagazine.pl10 przedstawiamy

Miasteczko Olimpijskie w londynie, modernizacja Kanału Pa-namskiego, projekt inteligentnych autostrad – to tylko niektóre wielomilionowe inwestycje, za którymi stoi międzynarodowa fir-ma CH2M. A właściwie jej pracownicy: architekci, inżynierowie, księgowi, specjaliści IT, realizujący na świecie projekty, o jakich wielu się jeszcze nie śniło. Teraz mogą robić to także z Krakowa, bo CH2M nad Wisłą szykuje 800 nowych miejsc pracy.

Siła jest w ludziachNa całym świecie firma zatrudnia już ponad 26 tysięcy pracow-ników, z których w Polsce było do tej pory około 300 w pięciu biurach na terenie Polski. Ta liczba jednak z dnia na dzień rośnie, bo firma planuje w samym Krakowie do 2017 roku zatrudnić co najmniej 800 dodatkowych osób. Wszystko za sprawą planu stworzenia tu Globalnego Centrum Inżynieryjnego oraz Centrum Usług Wspólnych. CH2M to światowy lider w zakresie usług doradczych, projek-towych, zarządzania programami inwestycyjnymi oraz realizacji inwestycji. Opracowuje projekty koncepcyjne, budowlane i wyko-nawcze, przygotowuje analizy, strategie rozwoju czy dokumenta-cje techniczne, uzyskuje decyzje administracyjne, nadzoruje bu-dowy i nimi zarządza. Jednym słowem – inwestycją może zająć się kompleksowo. Aby to zrobić, potrzebuje najlepszych specjalistów z różnych dziedzin, dlatego też oprócz inżynierów budownictwa lądowego, architektów, hydrotechników, inżynierów ze specjali-zacją elektryczną, mechaniczną, technologii przemysłowej, SRK

Wyobraź sobie miasto, które jest całkowicie samowystarczalne i ekologiczne. Twój komputer czy suszarka do włosów zasilana jest wyłącznie z odnawialnych źródeł: słońca lub wiatru. Ciepła woda, która płynie każdego dnia z twojego prysznica, pochodzi z wód geotermalnych. Po mieście wożą cię taksówki bez kierowcy, a cały ruch odbywa się wyłącznie pod ziemią. Na powierzchni nie ma dróg czy ulic, są za to zielone place i skwery. Ekologiczne miasto, miasto przyszłości, Masdar City. Takie właśnie miasto powstało zupełnie od zera na środku pustyni w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Projekt tej skali nie mógł się udać bez współpracy wielu firm, a jedną z nich była CH2M, obecna przy realizacji od 2007 roku.

czy telekomunikacji, zatrudnia także księgowych i analityków finansowych, specjalistów GIS, planistów, ekonomistów. Nie bra-kuje tu też miejsca dla specjalistów IT i zamówień oraz grafików komputerowych.

Wielkie inwestycje, wielkie wyzwaniaCH2M realizuje międzynarodowe inwestycje, łącząc zespoły pro-jektowe zlokalizowane w wielu zakątkach świata. CH2M obecna jest zarówno przy budowie obiektów przemysłowych i infrastruk-tury transportowej, jak i inwestycjach związanych z gospodar-ką wodną czy energetyką jądrową. Bierze udział w projektach z zakresu mostów i tuneli, portów morskich i lotnisk, obiektów przemysłowych i laboratoriów, unikalnych centrów B+R czy ser-werowni, kompleksowego planowania całych miast, ich elemen-tów, jak i rewitalizacji terenów zdegradowanych.Wystarczy przypomnieć sobie przygotowania do Igrzysk Olim-pijskich w Londynie w 2012 roku. Miasteczko olimpijskie zostało utworzone na zniszczonych, poprzemysłowych terenach. Wybu-rzono 200 starych budynków, a zamiast tego, wykorzystując 98 proc. pozostałych odpadów, zbudowano 32 nowe obiekty, 100 hektarów przestrzeni publicznej i 30 mostów. To właśnie CH2M, wraz z partnerami konsorcjum CLM, odpowiadało za projekt i budowę Queen Elizabeth Olympic Park. To oni stali również za rewitalizacją terenów „The Works” w wa-lijskiej Ebbw Vale. Dzięki temu projektowi na ruinach byłych zakładów produkcji stali powstaje miasto na miarę XXI wieku: z 2 tysiącami nowych miejsc pracy, infrastrukturą kolejową, szkołami i opieką medyczną.

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

wielkie wyzwania

miejsc

Styczeń 2016 11przedstawiamy

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

Ubić interes przy porannej kawie? Brzmi do-syć ciekawie. Wszyscy skuszeni tą niezwykłą wizją powinni udać się na spotkanie organizo-wane przez BNI (Business Network Interna-tional), które daje okazję do wymiany kontak-tów biznesowych przy wspólnym śniadaniu.Givers Gain (dający dostaje) to myśl przewodnia działania BNI. Podczas cotygodniowych spotkań członkowie grupy przekazują sobie rekomen-dacje i kontakty. Pozwala to stworzyć złożone relacje biznesowe łączące kilka branż, choć naj-więcej „poleceń” przekazują sobie z reguły firmy działające w obrębie tej samej dziedziny. Jak działa to w praktyce? Przykładowo, Pan Stefan

śniadanie mistrzówma biuro architektoniczne i projektuje dom dla swojego klienta. Jednocześnie wie, że będzie on potrzebował również firmy budowlanej, dostaw-cy okien i drzwi, fachowca od ogrzewania itd., aby wybudować swój wymarzony dom. W jego grupie BNI są przedsiębiorcy oferujące te usługi. Pan Stefan rekomenduje więc swojemu kliento-wi, aby to właśnie z ich usług skorzystał. Brzmi banalnie? Być może, ale w praktyce przekłada się na istotne zyski dla firm.Znalezienie się w odpowiedniej grupie zapew-nia ciągły przypływ klientów „z  polecenia”. Wszystko zależy od tego, jaką sieć kontaktów wyrobi sobie każdy nowy członek organizacji. Podczas spotkań BNI ich uczestnicy opowiadają o swojej działalności w trakcie 60-sekundowych autoprezentacji. O pomoc w ich dopracowaniu można poprosić przedstawiciela BNI Polska.

Warto zaznaczyć, że w danej grupie może być tylko jeden przedstawiciel danej branży, co gwarantuje wyłączność na rekomendacje w na-szej dziedzinie. Aby dołączyć do organizacji, należy przejść wielo-etapową weryfikację. Jak na razie w Polsce z pro-pozycji BNI zdecydowało się skorzystać ponad 1000 przedsiębiorców. W Krakowie jest kilkana-ście grup i ciągle powstają nowe. Każda z nich ma swoje własne miejsce i termin spotkania.Wszystkie informacje na temat organizacji i za-sad przyjmowania nowych członków można znaleźć na stronie: www.bnipolska.pl.

Wojciech Antonik

Dzięki CH2M podróżowanie staje się bezpieczniejsze i łatwiejsze. Rozbudowa i modernizacja połączeń kolejowych Crossrail w Lon-dynie, koleje dużych prędkości w Londynie czy Arabii Saudyjskiej, most Golden Ears w Kanadzie czy zarządzanie siecią dróg i auto-strad w Wielkiej Brytanii to tylko niektóre z inwestycji związanych z infrastrukturą transportową, które zostały zrealizowane bądź są w trakcie realizacji. W wiele z nich zaangażowani są polscy pracownicy, którzy mają dzięki temu możliwość nabywania uni-kalnego doświadczenia.

Dzieje się tutajMimo że zagraniczne projekty są niezwykle imponujące, nie nale-ży zapominać, że również w Polsce firma obecna jest przy dużych inwestycjach. Pracownicy CH2M wraz partnerami w konsorcjum projektowali i nadzorowali modernizację Wrocławskiego Węzła Wodnego, który jest kluczową inwestycją w ochronie przeciwpo-wodziowej dorzecza Odry. Są też zaangażowani – jako inżyniero-wie kontraktu – w budowę drugiego nabrzeża w głębokowodnym terminalu kontenerowym DCT Gdańsk oraz w modernizację linii kolejowej E65, dzięki czemu na odcinku 550 km pociągi będą mogły jeździć szybciej, sprawniej i bezpieczniej. Globalne Centrum Inżynieryjne (GCI), które powstaje w Krako-wie, będzie pierwszym tego typu i na taką skalę przedsięwzięciem firmy na świecie. Zatrudniając w sumie ponad 1200 osób w GCI i SSC, biuro w Krakowie będzie drugą co do wielkości placówką CH2M na świecie. Z kolei prężnie rozwijające się Centrum Usług Wspólnych świadczy zintegrowane usługi w zakresie obsługi bie-żących operacji firmy oraz realizacji i zarządzania inwestycjami. Jednym z najliczniejszych działów w krakowskim Centrum Usług Wspólnych jest dział księgowości projektowej. Jego pracownicy wspierają kierowników projektów w codziennej realizacji zadań

w wielu obszarach, m.in. w raportowaniu postępów w projekcie. Weryfikują budżety pod kątem ich zgodności z warunkami kon-traktowymi oraz monitorują terminowość rozliczeń. Czuwają nad prawidłowym rozpoznaniem przychodu, a także analizują spójność i poprawność wszelkich danych niezbędnych do fakturowania. Wspierają swoją wiedzą i doświadczeniem menedżerów przy two-rzeniu struktury zadań projektu, która zapewni sprawną kontrolę kosztów, jak i rozliczeń z klientem. Ten dział rozwija się najprężniej i to tutaj CH2M poszukuje największej liczby pracowników.Wielkie wyzwania wymagają wielkich nakładów pracy, ale każdemu należą się też chwile odpoczynku i rozwoju osobistego. Dlatego właśnie CH2M organizuje dla swoich pracowników m.in. tygodnie zdrowia, gdy pod okiem trenera uczą się zasad zbilansowanej diety, technik ćwiczeń, a także sposobów na zrelaksowanie. Odprężeni pracownicy chętnie włączają się w społeczne i charyta-tywne akcje firmy, takie jak sprzątanie świata czy pisanie inżynier-skich bajek dla dzieci, które pomogą maluchom oswoić się z tym zawodem. A jest o czym opowiadać, bo świat pracownika CH2M to świat bardzo różnorodny, obejmujący zarówno skrupulatną stacjo-narną pracę, jak i dalekie, zagraniczne podróże do osób pracujących w międzynarodowych zespołach projektowych.

Dagmara Marcinek

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

organizacja BNIzostała założona w 1985 roku przez Ivana Misnera. Swój sukces BNI zawdzięcza aktywności ponad 180 000 członków z ponad 65 krajów

Marzysz o mię-dzynarodowej karierze? Sprawdź dostępne oferty pracy na ch2m.pl/kariera

www.whatsupmagazine.pl12 przedstawiamy

7 milionów przetłumaczonych słów w 14 kombinacjach języ-kowych. 155 tłumaczy w 12 krajach, którzy zarobili już w sumie ponad 700 tysięcy złotych. Każdy z nich pracuje, kiedy chce i skąd chce, a mimo to klient na podjęcie zlecenia przez tłu-macza czeka średnio zaledwie 4 minuty i 33 sekundy.Ile razy potrzebowałeś szybkiego przekładu tekstu w innym języ-ku, ale najpierw traciłeś godziny na obdzwanianiu tzw. tłumaczy 24h z wyszukiwarki Google? Ile razy twój stały wykonawca, ob-łożony zleceniami, nie miał akurat czasu? Na te i inne problemy trafili twórcy TurboTłumaczeń, gdy zakładając swój wcześniejszy startup zauważyli, że pisanie po angielsku zajmuje im trzy razy więcej czasu niż w języku polskim. Szukali profesjonalistów, któ-rzy będą reagować szybko i sprawnie. Nie znaleźli takiego rozwią-zania, więc stworzyli własne – prosty system do błyskawicznego zlecania tłumaczeń freelancerom przez Internet.– Szybko okazało się, że znajome firmy mają podobne potrzeby i takie narzędzie ma potencjał na bycie czymś więcej niż we-wnętrznym projektem. Wtedy chłopaki (Michał Opydo i Paweł Nowak, twórcy PressPad – przyp. red.) postanowili zrobić z tego startup i przekazać go trójce ludzi, którzy zadbają o rozwój tegoż projektu – mówi Anna Ryś, „rządząca” teraz firmą wraz z Rober-tem Siemińskim i Grzegorzem Miklaszewskim.Serwis trafił niewątpliwie we właściwe ręce, bo w 2014 roku został uznany przez Aulę Polską za jeden z trzech najbardziej obiecują-cych startupów, zyskując statuetkę Aulera. W firmę zainwestował także fundusz Innovation Nest, a obecnie zespół przygotowuje się do finansowania z kolejnego źródła.Platforma TurboTłumaczenia rozrasta się w turbo tempie. Pozwala tłumaczyć nie tylko w języku angielskim, ale i niemieckim, fran-cuskim, hiszpańskim, włoskim, rosyjskim oraz czeskim. Wkrótce do oferty mają dołączyć nowe pary językowe, m.in. języki skandy-nawskie czy niderlandzki. Firma uruchomiła także oparty na tym samym systemie serwis TurboKorekty. W przyszłości chce zaistnieć na rynkach Europy Środkowo-Wschodniej, a w kolejnych latach także Europy Zachodniej.

– Dużo się dzieje i mam nadzieję, że niedługo TurboTłumaczenia będą pierwszym rozwiąza-niem, o jakim ludzie pomyślą, kiedy tylko będą mieli potrzebę przetłumaczenia czegoś. Ambit-ny cel, ale myślę, że jak najbardziej osiągalny – zapowiada CEO firmy.Nad konkurencyjnymi biurami tłumaczeń i freelancerami TurboTłumaczenia mają bowiem tę przewagę, że dostępni są naprawdę przez 24 godziny na dobę, każdego dnia, w weekendy i święta. Informacja o nowym zleceniu trafia do wielu tłumaczy jednocześnie, więc zawsze znajdzie się ktoś, kto gotowy jest natychmiast rozpocząć pracę nad tekstem. TurboTłumacze-nia zapewniają także usługi najwyższej jakości, wnikliwe sprawdzając swoich pracowników. – Nasze testy wstępne przechodzi średnio (w zależności od pary językowej) około 10 proc. zgłaszających się tłumaczy. Później weryfikuje-

TurboTłumaczenia – TurboStartUp

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

wycenaprzetłumaczenie tego tekstu na angielski serwis TurboTłumaczenia wycenił na 69,36 zł i 6 godzin pracy

Według zestawienia Narodowego Banku Polskiego w drugim kwartale 2015 roku polskie gospodarstwa domowe ulokowały w akcjach notowanych na giełdzie spółek 43 miliardy 847 mi-lionów zł. Wiele osób grających na GPW trzyma rękę na pulsie i wnikliwie analizuje rosnące bądź malejące słupki. Pozostałym tętno podskakuje dopiero, gdy orientują się, że ich akcje gwałtow-nie spadają. Ale wtedy często jest już za późno, by wyjść z tego cało. Squaber to narzędzie przydatne zarówno tym pierwszym, jak i tym drugim.Squabera stworzyła czwórka znajomych: Przemysław Zając, Marcin Tuszkiewicz, Piotr Baron i Wojciech Frycz. – Trójka z nas studiowała na kierunkach związanych z rynkiem finansowym. Inwestowaliśmy też swoje pieniądze na rynkach finansowych i zauważyliśmy, że w Polsce brakuje narzędzi, które mogą w tym pomóc – mówi Przemysław Zając, CEO w firmie Investio Sp. z o.o.Narzędzia postanowili więc stworzyć sami, przeznaczając na ten cel swoje oszczędności. Interaktywną platformę edukacyjną Inve-stio.pl, uczącą zasad funkcjonowania na rynku FOREX, założyli w 2011 roku, jeszcze podczas studiów. Użytkownicy Investio.pl mogą korzystać z webinariów, szkoleń czy narzędzi wspoma-gających i automatyzujących handel, a także dzielić się swoimi doświadczeniami i pomysłami na transakcje. Serwis okazał się suk-cesem (do tej pory zarejestrowało się tam już 10 tys. osób), co za-chęciło twórców, by pójść krok dalej. Tym krokiem był Squaber.

W dużym skrócie: Squaber to aplikacja dostar-czająca alerty i powiadomienia giełdowe, dzię-ki czemu nawet „niedzielni” inwestorzy mogą być na bieżąco z tym, co dzieje się na rynku finansowym, by móc w odpowiednim momen-cie reagować na zmiany na GPW. Wystarczy wybrać spółki ze swojego portfela, a program sam będzie nas na bieżąco informował, że na-leży rozważyć kupno lub sprzedaż akcji.Aplikacja na podstawie specjalnie stworzo-nych algorytmów mówi o aktualnych trendach, określa stabilność spółek czy sugeruje, które w najbliższym czasie mogą okazać się wyjąt-kowo interesujące. To nie koniec możliwości Squabera. Do tego dochodzą szczegółowe analizy, monit mediów, webinaria czy pomoc indywidualnego opiekuna.Nad uzupełnianiem programu o kolejne funk-cje czuwa obecnie około 20 osób, pracujących w biurach w Krakowie i Katowicach. Na Śląsku, ze względu na dobre zaplecze specjalistów z branży finansowej, tworzone są treści Akademii Investio, a także opracowywane i testowane al-gorytmy Squabera. Natomiast biuro w Małopol-

sce, gdzie jest większy jest dostęp do pracowników IT, odpowiada za technologiczną część aplikacji. Kraków jest również miastem, w którym prężnie rozwijają się startupy, więc to tutaj znajduje się główna siedziba firmy.Motywacją do udoskonalania Squabera jest na pewno wsparcie finansowe od funduszu venture capital Black Diamond Fund, który zainwestował w firmę 2,1 miliona złotych. Do pracy nad aplikacją zachęcają także opinie użytkowników, których w ser-wisie jest już ponad 6 tysięcy.– Cały czas pracujemy nad zwiększaniem bazy naszych klien-tów. Ważny jest dla nas feedback, który od nich otrzymujemy. Dzięki temu możemy ciągle rozwijać naszą aplikację, uzupełniać ją o istotne funkcje – mówi założyciel Squabera. Na razie firma koncentruje się nad rozwojem programu w Polsce, ale myśli po-woli o wkroczeniu na rynek amerykański. – To jednak zupełnie inne realia i dużo większy rynek, więc chcemy poczekać z tym, aż stworzymy produkt w pełni nas i klientów satysfakcjonujący. Myślenie o podbiciu Stanów Zjednoczonych naszą aplikację to także konieczność zakupu dostępu do dodatkowych danych – wyjaśnia Przemysław Zając.Kto wie, może w przyszłości wszystkie wilki z Wall Street będą czekać na alerty od Squabera?

Dagmara Marcinek

Ręka na giełdowym pulsie

Squa- ber aplikacja do-starczająca alerty i po-wiadomie-nia giełdowe

my ich pracę na bieżąco – najpierw przy mniejszych, a potem przy większych zle-ceniach dla klientów – wyjaśnia Ania.TurboTłumaczenia swoją siedzibę w  Krakowie, bo cały zespół spędził tu większość życia. Poza tym docenia-ją wsparcie krakowskiej społeczności startupowej, szczególnie na początku prowadzenia biznesu. Zaznaczają tak-że, że firmy odnoszące tutaj sukcesy

przyciągają do „Smoczej Doliny” kolejnych inwestorów. Dla Anny jedynym minusem Stolicy Małopolski jest… smog. Ale ma nadzieję, że i tym zajmie się scena startupowa. Szczególnie, że w grudniu jej brat zorganizował Smogathon, czyli maraton programowania mający pomóc w walce z tym zjawiskiem.

Dagmara Marcinek

Styczeń 2016 13

reklama

Budują w dobrej passie Tłumy klientów szturmowały pod koniec roku giełdy mieszkaniowe w Krakowie. Po-wodów jest wiele. główne z nich to rosnący rynek nabywców w stolicy Małopolski oraz nowe trendy, które podsycają pracownicy sektora zagranicznych korporacji.Podczas ostatniej Giełdy Domów i Mieszkań, organizowanej cyklicznie przez krakowskie Sto-warzyszenie Budowniczych Domów i Mieszkań, swobodnie poruszać się nie dało. Przełom roku i zapowiadane zmiany na rynkach kredytowych oraz mieszkaniowych spowodowały spore poru-szenie wśród klientów – takich tłumów jeszcze tu nie oglądano.

Po pierwsze. Wzrost zatrudnieniaJak wynika z  badań prowadzonych co roku przez organizację ASPIRE, zrzeszającą działają-ce na terenie Krakowa firmy sektora SSC/BPO/ /IT, od pięciu lat utrzymuje się stały wzrost zatrudnienia na średnim poziomie 19 proc. Wyniki za rok 2015 jeszcze nie spłynęły, jednak z prognoz przeprowadzonych przez organizację

wynika, że w krakowskich centrach usług zatrudnionych jest już 46 tys. osób. Może się więc okazać, że rzeczywisty wzrost za rok 2015 będzie jeszcze wyższy, niż wynika z szacunków. Prawdopo-dobnie przekroczy 20 proc. Nowi pracownicy to nowe potrzeby mieszkaniowe oraz coraz bardziej wyszukane trendy. Od dłuższego czasu bardziej opłacalne staje się inwestowanie w nieruchomości niż przetrzymywanie środków w banku. Stopy zwrotu są bardziej korzystne, więc zainteresowanie klientów ro-śnie. Również tych dysponujących gotówką. – Choć kredytobior-ców przybywa rocznie średnio o 3–4 proc., wzrasta również grupa klientów kupujących mieszkania za gotówkę. Należą do nich głównie ci, którzy dostrzegli już nowy trend, charakteryzujący do-tąd wyłącznie zachodnioeuropejskie rynki mieszkaniowe. Chodzi o wzrastającą liczbę młodych, dynamicznych pracowników korpo-racji, których cechuje duża mobilność. Dziś pracują w Krakowie, ale w każdej chwili firma może złożyć im ofertę przeniesienia się np. do Londynu – podkreśla Konrad Mitręga z krakowskiego oddziału Private Brokers.W Polsce, podobnie jak w całej Europie Środkowo-Wschodniej, nadal około 80–90 proc. mieszkań i domów to nieruchomości własnościowe, jednak w Europie Zachodniej jest to zaledwie 40–50 proc. Powoli, ale konsekwentnie zmienia się to również w Polsce, a najwyraźniej widać to w Krakowie. Zdecydowanie wyróżnia to nasz rynek na tle pozostałych centrów regionalnych w kraju. Dostrzegają to również działający w stolicy Małopol-ski deweloperzy. Budowlane dźwigi zobaczyć można obecnie we wszystkich dzielnicach. W ofercie jest już 10 tys. mieszkań, z czego 4,5 tys. jest do wzięcia od zaraz. Średnie ceny ofertowe nie

zmieniły się od początku 2015 roku i utrzymują się na poziomie 6 tys. zł. – Marże deweloperów są na poziomie stabilnych rynków europejskich – wyjaśnia Piotr Krochmal, prezes Instytutu Analiz Monitor Rynku Nieruchomości. W ofercie są inwestycje niegotowe, których w całym mieście realizowanych jest obecnie 216. Zasady bezpieczeństwa wprowa-dzone na rynku przywróciły już zaufanie klientów, którzy chętnie rezerwują niewybudowane jeszcze mieszkania. – Zmieniły się uwarunkowania, zdecydowana większość inwestycji ma już ra-chunek powierniczy zabezpieczający klientów przed utratą pie-niędzy w razie problemów dewelopera. To również przybliża nas do ugruntowanych rynków europejskich – podkreśla Krochmal.

Po drugie. Zmiany w kredytach hipotecznych.Istotny wpływ na nastroje klientów mają warunki przyznawania kredytów hipotecznych. Zgodnie z tzw. Rekomendacją S Komisji Nadzoru Finansowego, od początku 2014 roku obowiązkowy wkład własny rośnie co roku o 5 proc. Od 1 stycznia 2016 wynosi on 15 proc. Jego „tycie” zatrzyma się dopiero w przyszłym roku po osiągnięciu 20 proc. „obwodu w pasie”. – Po raz pierwszy od czasu wprowadzenia nowej Rekomendacji S odczujemy efekty wymaganego wkładu własnego. 15 proc. to już o 5 proc. więcej niż standardowo wymagany przez banki wkład, do którego byliśmy przyzwyczajeni. Może to nieco osłabić sprzedaż. Z tym, jak zacho-wa się rynek, wiąże się też największa tegoroczna niewiadoma. Kolejna to stopy procentowe. Czy uda się utrzymać je na dotych-czasowym, rekordowo niskim poziomie? W powietrzu wisi rów-nież pytanie o to, jak długo potrwa jeszcze dobra passa, przecież wszyscy wiemy, że drzewa nie rosną do nieba – zastanawia się prezes Krochmal. Dobra sytuacja na rynku pracy i stale ogłaszane wzrosty zatrudnienia firm z sektora outsourcingu nieco łagodzą niepewność. Analitycy rynku są jednak zgodni, że rok 2016 może pobić kolejne rekordy.

Dawid Hajok

Re: buildPrawie goto-wych jest aż 216 inwestycji

[email protected] T: 503 920 670

Pokaż się. 70 tysięcy osób chce Cię poznać!

nieruchomości

www.whatsupmagazine.pl14 nieruchomości

A może by tak rzucić to wszystko i wyjechać? Nie, nie martwcie się, nie proponujemy wam przeprowadzki w Bieszczady. Rozważ-cie jednak zamieszkanie pod miastem. W poprzednim numerze opisaliśmy północno-zachodnie okolice Krakowa. W tym wybie-rzemy się na południe.

Cisza, spokój, zieleń. W Krakowie tego typu słowa w ofertach sprzedaży mieszkań bywają pobożnymi życzeniami. Zrozumieli to sami deweloperzy i rozpoczęli szturm na podkrakowskie miej-scowości, kusząc przeprowadzką w prawdziwie zielone okolice. Dla wielu osób jednak na nic idylliczne weekendy we własnym ogródku, jeżeli ponad 12 godzin w tygodniu poświęcić trzeba na dojazdy do pracy. Choć często tyle samo trwa podróż z własnej kanapy za korporacyjne biurko w obrębie samego miasta.Więc może jednak? Tylko dokąd? Sprawdźmy, czym przyciągają przyszłych mieszkańców Mogilany, Liszki, Skawina i Świątniki Górne.

gmina MogilanyTo właśnie tamtędy przebiega najczęściej wybierana przez Po-laków droga do Zakopanego. Ruch bywa spory. Podejrzewamy, że przed długim weekendem mieszkańcy Mogilan muszą miotać niezłymi przekleństwami podczas stania w korku.Bliskie położenie Krakowa i autostrady A4 sprawia, że na co dzień bez większego problemu dostaniemy się do centrum miasta. Dojazd zajmuje około pół godziny w przypadku samochodu oraz dwa razy tyle, gdy zdecydujemy się na komunikację miejską.

fot.

Piot

r Ban

asik

Ring KRK zielone południe

to proszę bardzo. Lato w mieście potrafi być nie do zniesienia. Jedyne, o czym wtedy człowiek marzy, to zanurzyć się w chłodnej i orzeźwiającej wodzie. Na Mazury trochę jednak daleko (dzie-więć godzin przepisowej jazdy samochodem), ale na szczęście na terenie gminy znajduje się Zalew Kryspinowski, który w se-zonie stanowi jedną z największych atrakcji nie tylko dla okolicz-nych mieszkańców, ale i krakowskich mieszczuchów.Oprócz niego na terenie gminy ulokowano parki krajobrazowe. Dużą atrakcją jest klasztor benedyktynów w Tyńcu i kamedułów na Bielanach. W 2014 roku Małopolski Instytut Samorządu Te-rytorialnego i Administracji obwołał Liszki gminą, w której żyje się najlepiej w całym regionie Małopolski. Jest to m.in. zasługa licznych inwestycji w gospodarkę komunalną i ochronę środo-wiska. Gmina jest dobrze skomunikowana z Krakowem. Oczy-wiście w godzinach szczytu trzeba przygotować się na stanie w korku na ul. Księcia Józefa, chyba, że znajdzie się jakąś trasę alternatywną. Jazda samochodem zajmuje mniej więcej pół go-dziny, a korzystając z transportu miejskiego, do centrum miasta dostaniemy się w 40 minut.Grunty w gminie mają dużą rozpiętość cenową. Jak zwykle wszystko zależy od lokalizacji. Najatrakcyjniejsze i najdroższe są tereny Kryspinowa i Budzynia – 15–20 tys. zł/ar. Podobną cenę zapłacić trzeba w Piekarach, Liszkach i Cholerzynie. Natomiast działkę w Mnikowie, Ściejowicach i Rącznej można kupić już za 7–12 tys. zł/ar.

Kłopoty komunikacyjne rekompensują jednak widoki. Pofałdo-wany teren i roztaczająca się z wielu działek szeroka panorama gór i krakowskiego smogu sprawi, że nawet w najtwardszym mężczyźnie obudzi się romantyk. A co można znaleźć w samej gminie? Przede wszystkim ciszę i spokój. Liczne szlaki turystyczne położone na nasłonecznionych wzniesieniach Pogórza Wielickie-go zachęcają do spacerów i rowerowych przejażdżek. Jeśli zdecydujemy się na zakup działki w tym malowniczym miej-scu, trzeba przygotować się na spory wydatek. Ceny wahają się w przedziale 13–22 tys. zł/ar. Najdrożej, bo 17–22 tys. zł/ar, jest w Libertowie i Lusinie, natomiast dla tych oszczędniejszych pro-ponujemy miejscowość Włosań z ceną 13–15 tys. zł/ar.

gmina liszkiPyszny chleb z chrupiącą skórką z opalanego drewnem pieca, pszenne kukiełki oraz niepowtarzalna i aromatyczna kiełbasa Lisiecka, czyli wizytówki gminy Liszki. Jeśli potrzeba więcej po-wodów, aby zachęcić do zamieszkania na zachód od Krakowa,

Styczeń 2016 15nieruchomości

Osiedle Geminiquercus

Osiedle znajduje się w Piekarach koło Tyńca. Kupujący mają do wyboru mieszkania w bu-dynkach dwulokalowych oraz domy w zabu-dowie bliźniaczej. Mieszkania mają powierzchnię 42 oraz 64 m kw. Oba warianty metrażowe zawierają ogródek i miejsce postojowe. W skład większego miesz-kania wchodzi dodatkowo 50 m kw. powierzchni strychu, którą można funkcjonalnie zaaranżo-wać. Z kolei domy mają powierzchnię 98 oraz 127 m kw. z garażem. Inwestycja położona jest w pobliżu Wisły, na wzgórzu, z którego roztacza się widok na Wawel i Bielany. Bliskie położenie Krakowa sprawia, że dojazd do centrum miasta zarówno samochodem, jak i komunikacją miej-ską nie stanowi problemu. W okolicy osiedla znajduje się liceum ogólnokształcące z ogólno-dostępnym basenem i halą sportową. Ceny: 190 000–535 500 zł.

Osiedle Liszkipbp „łęgprzem”

Osiedle zlokalizowane jest w liszkach, zale-dwie 15 minut jazdy od Mostu Zwierzyniec-kiego w Krakowie oraz 5 minut od zalewu w Kryspinowie. Na osiedlu znalazły się mieszkania o powierzch-ni od 90 do 120 m kw. z wbudowanym lub wol-nostojącym garażem. Do każdego z mieszkań przynależy 2- lub 4-arowy ogród. Cały teren inwe-stycji jest ogrodzony, a wjazd możliwy jest przez bramę sterowaną automatycznie. Strefa zieleni zapewnia intymność i stanowi naturalną barierę akustyczną. Inwestor oferuje wsparcie projek-towe i wykonawcze przy dostosowaniu układu mieszkania do indywidualnych potrzeb klienta.Wygodny dojazd do Krakowa umożliwiają linie autobusowe 229 i 239, których przystanek znaj-duje się nieopodal osiedla. Ceny: 325 000–445 000 zł.

gmina Skawina– Generalnie nie jest źle, jeżeli przypomnieć sobie tę brudną, smutną sypialnię sprzed kilkunastu lat – piszą o Skawinie foru-mowicze. Miasteczko się rozwija: powstają nowe miejsca pracy, skawinianie chwalą rozległy, założony w 1927 roku park miejski oraz place zabaw, a tamtejszy basen odwiedzają także miesz-kańcy Krakowa. Przejazd przez samą Skawinę do niedawna był niezwykle uciążliwy, jednak powstała obwodnica miasta znacząco usprawniła ruch. Węzeł Sidzina zapewnia dostęp do autostrady A4, a bezpośrednio do Krakowa można się dostać ul. Skotnicką, która niestety w godzinach szczytu jest mocno zapchana. Przy

pętli autobusowo-tramwajowej Czerwone Maki znajduje się parking Park&Ride, na którym zo-stawić można własne cztery kółka i z książką w ręku popędzić tramwajem do centrum. Za niespełna dwa lata – po przebudowie łącz-nicy na Krzemionkach – pomiędzy Skawiną a Krakowem zacząć ma kursować kolej aglome-racyjna. W przebudowanym dworcu gmina pla-nuje umieścić nowe siedziby bibliotek, a przy budynku powstanie parking z 500 miejscami postojowymi oraz stacja miejskiej wypożyczal-ni rowerów.Gmina ma szczęście do terenów zielonych. W jej południowo-wschodnim fragmencie znajduje się spora część największego sąsiadującego z Krakowem lasu. 800-hektarowy Las Brona-czowa to idealne miejsce na długie spacery bądź rowerową przejażdżkę. Spokój parku dworskie-go w Korabnikach docenił już Stanisław Wy-spiański, którego imieniem nazwano stojący tam ponad 600-letni dąb.

Grunty najdroższe są w samej Skawinie, a ich cena oscyluje w gra-nicach 16–22 tys. zł/ar. Dwa razy taniej jest w Radziszowie i Woli Radziszowskiej – 7–10 tys. zł/ar. Najatrakcyjniejsze ceny gruntów można zaś znaleźć w miejscowościach Ochodza i Kopanka. Tam za ar zapłacić trzeba 5–7 tys. zł.

gmina świątniki górneLegenda głosi, że jadąc z Węgier, aby objąć tron, Królowa Jadwiga po raz pierwszy zobaczyła Kraków właśnie ze świątnickiego wzgó-rza. Można zrozumieć zachwyt dawnej władczyni, gdyż widać stąd nie tylko całą panoramę Krakowa z Zamkiem Królewskim, ale również klasztor kamedułów na Bielanach oraz pejzaże Beskidu Średniego, Żywieckiego i Wyspowego, no i oczywiście Tatry. Malownicze położenie ma z pewnością swoje walory estetyczne, jednak gorzej jest ze sprawnym dojazdem do pracy w Krakowie. Wybierając się samochodem do centrum trzeba przygotować się na około 40-minutową podróż. Z kolei decydując się na ko-munikację miejską należy zarezerwować sobie ponad godzinę na dojazd w okolice Dworca Głównego. Świątniki Górne słynęły w przeszłości ze swoich wyrobów płat-nerskich, a w późniejszym czasie z rzemiosła kłódkarsko-ślusar-skiego. Dziś znajduje się tam Muzeum Ślusarstwa im. Marcina Mikuły. Na terenie gminy zlokalizowane są również liczne za-bytkowe kościoły i kapliczki, m.in. kościół św. Stanisława, który został wpisany do wojewódzkiego rejestru zabytków. Chcąc kupić działkę w gminie Świątniki Górne, nie trzeba się przygotowywać na nie wiadomo jakie koszty. Ceny wahają się w granicach 7–12 tys. zł/ar i utrzymują się na tym poziomie na te-renie całej gminy. Najatrakcyjniejsze miejscowości to Włosań, Wrząsowice oraz Świątniki Górne.

Wojciech Antonik

Zamieszkaj pod Krakowem

Parkowe Wzgórzegp developments

Osiedle domów jednorodzinnych o wysokim standardzie zaprojektowane przez warszaw-skie biuro jEMS Architekci. Parkowe Wzgórze ulokowane jest na grzbiecie Góry Mogilańskiej, skąd roztacza się przepięk-ny widok na Beskidy i Tatry Wysokie. W okoli-cy znajduje się park przy zabytkowym Pałacu w Mogilanach oraz Las Bronaczowa, pozosta-łość po dawnej Puszczy Karpackiej, dzisiaj uwa-żany za jeden z najpiękniejszych lasów w okolicy Krakowa. Są to idealne miejsca na rodzinne spa-cery i wycieczki rowerowe. W obrębie osiedla stworzono alejki spacerowe, boiska, place za-baw dla dzieci, a nawet mały rynek z fontanną. To wszystko tworzy klimat ciszy, spokoju i bez-pieczeństwa. Dojazd do Krakowa z Parkowego Wzgórza zajmuje ok. 15 minut. W ofercie dostępne są dwa typy domów: Bielań-ski o powierzchni 142 oraz Tyniecki o powierzchni 170 m kw. Inwestycja wykonana jest z materiałów najwyższej jakości, a budynki mają podwyższony standard. W skład wyposażenia wchodzi m.in. ogrzewanie podłogowe, ogrodzony ogród z pod-jazdami oraz system mechanicznej wentylacji z odzyskiem ciepła i wilgoci.Ceny: 659 000–1 890 000 zł.

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

Energooszczędne domystalowe domy

Osiedle domków znajduje się 2 km od Rynku w Skawinie oraz 14 km od Rynku głównego w Krakowie.

Inwestorzy oferują ostatnie dwa spośród pięciu domów w zabudowie szeregowej w podkrakow-skiej Skawinie. Domy postawiono w systemie szkieletowym – przygotowaną na podstawie projektu konstrukcję stalową wypełnia się wełną mineralną lub pianką poliuretanową w celu izo-lacji, a następnie całość domu zamyka się od ze-wnątrz różnorodnymi materiałami, takimi jak: płyty OSB, MFP, blachy, płyty termoizolacyjne, warstwowe lub cementowo-drzazgowe. Zaletą tej techniki jest szybki czas realizacji oraz wysoka energooszczędność budynku. Każdy z budynków ma własny ogródek oraz podjazd. Domy posiada-ją 105,92 m kw. powierzchni użytkowej. ul. Mikołaja Kopernika w SkawinieCeny: 369 000–399 000 zł.

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

fot.

Piot

r Ban

asik

www.whatsupmagazine.pl16 siesta

PODCZAS MASAŻU WIDZISZ ZA OKNEM PTASI ROMANS NA jEDNyM Z jURAjSKICH OSTAń-CÓW lUB KARMINOWy ZACHÓD SŁOńCA NAD OKOlICą

Poziom. Nie pion, ale poziomo ustawiona, oświetlona bryła wpa-sowana w zbocze zamkowego wzgórza na kształt kamienno--szklanej huby. Wewnątrz – za szklaną fasadą – tętniące życie, ciepło, elegancja, komfort, odpoczywający goście, kręcący się pracownicy. Oto nieszablonowy POZIOM 511 Design Hotel & Spa położony w niby przeciętnej, a jednak zaskakującej okolicy. Na ze-wnątrz poszarpane mury zrujnowanego zamczyska, ogromnego Zamku Ogrodzienieckiego, wiejska zabudowa, strome wzniesie-nie, kamienie, las…Jesteśmy w samym sercu Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Po-dzamcze, tuż obok Ogrodzieńca w województwie Śląskim, zaled-wie 10 km od Zawiercia w pobliżu drogi krajowej nr 1 z Warszawy na Górny Śląsk. Właśnie tu ulokowano obiekt, któremu standardu może pozazdrościć wiele renomowanych hoteli w świecie. Nie jest to zwykły hotel, jego oryginalność zaczyna się już na wyso-kości 511 metrów... nad poziomem morza. Choć do najbliższego morza – Bałtyckiego – jest tu kilkaset kilometrów, miliony lat temu rozpościerało się wokół jurajskie morze, pełne amonitów, gąbek, małż i jeżowców.Mamy XXI wiek. Tam, gdzie w 2011 roku ustawiono nowoczesny hotel, wyżej wspinać się już nie trzeba. Niżej też można zostać, ale prawdziwie komfortowy czas przygotowano dla nas w zaciszu na poziomie – właśnie 511 metrów n.p.m. Pomysłodawcy hotelu postawili sobie za cel odseparowanie go od codziennego życia,

Tak nietypowych obiektów jak hotel POZIOM 511 nie spotyka się często. Pojechaliśmy do Ogrodzieńca, aby sprawdzić, czy przychylne opinie, jakie to-warzyszą mu od powstania, nie są przesadzone. Nie są.

a zarazem nieukrywanie za zasiekami, ogrodzeniami czy wa-piennymi ostańcami, które stały się tu naturalnym ogrodzeniem. Bryła wkomponowała się więc naturalnie w otoczenie, wnikając w wapienno-ziemne wzgórze.Projektanci, rysując go, pamiętali o milionach lat dziedzictwa tego miejsca. Teraz używają metafory, że w porównaniu do tak długiego czasu, budynek funkcjonować będzie „nieco krócej”, pewnie około 100 lat: – A może mniej, bo ktoś przyjdzie i wymy-śli coś innego, rozbuduje, a może zburzy hotel. Ten obiekt jest na chwilę – uśmiecha się Tomasz Wuczyński z Grupa Plus Archi-tekci. I dodaje: – jesteśmy tu jak nomadowie, którzy zbudowali swój namiot i niedługo się stąd przeniosą. A te skały z naszej, ludzkiej perspektywy będą tutaj niemal zawsze. Dlatego namiot wydawał się najbardziej odpowiednią formą...Hotel stylizowany na nomadyczny namiot to nowość, ale też pole do architektonicznego popisu: – Zdecydowaliśmy, że budy-nek powinien być jak najbardziej przeszklony, aby tym bardziej podkreślać upływ czasu i tzw. genius loci tego miejsca – pod-kreślają projektanci.Goszcząc w przestronnych wnętrzach 4-gwiazdkowego obiektu, przez cały czas czujemy, że w zamyśle ma harmonijnie współgrać z otoczeniem. Uwagę przykuwa zwłaszcza prawdziwa skała, która stała się naturalną podporą ścian w foyer położonej wyżej części

hotelu oraz restauracji hotelowej. Jurajski ostaniec wchodzi do-słownie w hotelowy korytarz, a inkrustowany szkłem i metalem prezentuje się też jako element surowego w formie, eleganckiego wnętrza. Wszechobecne przeszklenia, eleganckie wykończenia schodów, barierek, konceptualny ogród pełen odpornej na chłód zieleni, krzewów, wapiennego żwiru.42 przestronne pokoje hotelu (w tym 6 apartamentów) są wyci-

szone, wyposażone w duże jasne okna, niemal „dotykające” ota-czającej obiekt natury. Na wycią-gnięcie ręki są wapienne skały, porastająca wzgórze unikatowa roślinność, komponowana przez architektów krajobrazu prze-strzeń. Wewnątrz każdego z po-kojów znajdziemy maksymalnie trzy kolory: biel, różne odcienie

szarości, czerń. Płaski telewizor LCD, oszczędna we wzorach łazienka, szafy o logicznym układzie. Plus klimatyzacja, minibar, ekspres do kawy, telefon oraz bezpłatne wi-fi. Ucieszyło nas, że podczas rezerwacji obsługa ustala z gościem wielkość łóżka, rodzaj materaca (twardy lub miękki) oraz w co ma być wyposa-żona łazienka – w wannę czy prysznic.Uwagę zwraca strefa SPA: masaże, zabiegi na twarz i ciało, seanse, kąpiele, porady specjalistów i wykwalifikowanego personelu. Od grudnia 2015 roku gabinety współpracują na stałe z wiodą-cymi markami kosmetycznymi Ericson Laboratoire i Obagi Me-

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

jurajskim zaciszu

na

Styczeń 2016 17siesta

Koncern zasłynął swoją unikatową skalą kolorów, która stanowi obecnie wzorzec barw nazwany Skalą Pantone. Jego eksperci co roku wskazują, która barwa w danym sezonie będzie wiodąca.I tak po szlachetnym, głębokim ziemistoczerwonym kolorze Marsala, dominującym w 2015 roku, przyszedł czas na delikatny, kwarcowy róż i miękki spokojny niebieski. Marsalę uwzględnili w swoich kolekcjach wszyscy najbardziej szanujący się projek-tanci mody. Temu trendowi poddały się także firmy kosmetycz-ne. Podobnie ma być i tym razem. Tym bardziej, że tegoroczne uzasadnienie Pantone brzmi jak manifest. Nic dziwnego, skoro eksperci po raz pierwszy w historii wybrali aż dwa kolory.Jak tłumaczą swoją bezprecedensową decyzję? W oświadczeniu Instytut Pantone ogłosił, że w wielu częściach świata obserwu-jemy rozmywanie się w modzie granic dzielących płci, z tego zaś wywodzą się trendy kolorystyczne, które przenikają następnie do wszystkich innych obszarów designu. Połączenie Serenity i Rose Quartz kwestionuje tradycyjne postrzeganie zestawień kolorystycznych.Specjaliści podkreślają, że przygotowujący listę inspirowali się współczesną sztuką i wybrane kolory są bardzo uniwersalne, a zarazem przyciągające. Szczególnie, że adresowane są dla obu płci. Podejście to zbiegło się z nasileniem się ruchów społecznych w kierunku równości płci i wolności konsumenckiej, wykorzy-stujących kolor jako formę ekspresji. Takie podejście, zdaniem Pantone, ma otworzyć nowe kierunki użytkowania koloru.Tandem wietrznego Serenity („weightless and airy”) z łagodzą-cym Rose Quartz („comforts with a calming effect”) ma stać się również antidotum na stresującą niepewność codzienności w burzliwych czasach niestabilności politycznej. Globalne ocie-

POZIOM 511 mocno angażuje się w  wydarzenia kulturalne, starając się, aby program wydarzeń nie kolidował z ogólnym charakterem hotelu. Hotel posiada własny bookstore, na sta-łe współpracuje z różnymi artystami, prezentuje swoją ofertę na wydarzeniach modowych, m.in. Fashion Philosophy Fashion Week Poland w Łodzi, Silesia Fashion Look czy Maniewski 4 La-dies. Ostatnio hotel promuje aktywne spędzanie niedziel: basen, lunch oparty na smakach regionalnych potraw, zabiegi SPA. Oraz spacery po okolicy, które sprzyjają kameralnym wędrówkom w cieplejsze pory roku, w chłodniejsze zaś np. do pokonywania tras na nartach-biegówkach.A jest co oglądać: Jura Krakowsko-Częstochowska to bardzo intrygujący region Polski, którego jedną z wizytówek mamy do-słownie za miedzą. Ogrodzieniecki zamek, jeden z największych w Polsce, dzięki diabelskim skojarzeniom obecnym w legendach, podaniach, zwyczajach okolicznej ludności, słynny jest również poza granicami kraju. Teraz słynie również ze swego nowocze-snego sąsiada na wysokości 511 n.p.m, który – w przeciwieństwie do zamku – nie popada na razie w ruinę. Choć, jak powtarzają sprawcy zamieszania, obliczony jest na czas krótszy niż miliony lat. A zatem, spieszmy się...

Rafał Romanowski

dical. Można oddać się relaksującemu masażowi, obserwując za oknem ptasi romans na jednym z jurajskich ostańców lub karminowy zachód słońca nad okolicą. Hotel zapewnia, że goście mogą dowolnie korzystać ze strefy wellness – przeszklonego ba-senu (w zamyśle projektantów pływając w nim, mamy poczuć się jak na świeżej łące), jacuzzi z hydromasażem oraz przylegającej do naturalnej wapiennej skały łaźni parowej i sauny.Ciekawym pomysłem jest to, że oferta SPA, restauracji oraz orga-nizowanych cyklicznie m.in. koncertów, warsztatów kulinarnych czy klubów podróżnika, dostępna jest również dla gości z ze-wnątrz. Dzięki temu obiekt żyje również poza sezonem. Okazjo-nalne wydarzenia nie przeszkadzają jednak stale powracającym tu klientom. Ci chwalą głównie możliwość gwałtownego odcięcia się na tzw. odludziu od dotychczasowych problemów i bolączek typowych dla wielkich miast czy stresów w miejscach pracy. – Mamy gości z różnych stron, głównie z dużych polskich miast, zmęczonych codzienną gonitwą i szarzyzną. Zawsze staramy się zapewnić im optymalne warunki, umożliwiając wypoczynek i wy-tchnienie. W końcu przyjeżdżają do nas odpocząć, a umożliwienie im tego jest dla nas najważniejszym celem – mówi Joanna Skiba, kierownik działu sprzedaży i marketingu.

Równowaga pomiędzy ciepłą barwą Serenity a chłodną Rose Quartz przynieść ma otuchę i poczucie bezpieczeństwa. An-tidotum na stresującą niepewność codzienności w burzliwych czasach niestabilności politycznej. Tak przynajmniej twierdzą eksperci Pantone, ogłaszając kolory, które dominować będą w roku 2016.13–1520TCX i 15–3919TCX – pod tymi kodami kryją się kolory Serenity i Rose Quartz. Pierwszy ciepły, nieco pudrowy, drugi chłodniejszy, bladoniebieski. Te barwy zawładną w tym roku modnymi wnętrzami i wzorami ubrań na całym świecie. Skąd ta pewność? Wskazali je spece od koloru i trendsetterzy z Pantone, firmy, która stworzyła najsłynniejszy system identyfikacji kolorów na naszym globie.Firma Pantone została założona w 1962 przez Lawrence’a Herber-ta – obecnego prezesa zarządu. Ta amerykańska korporacja z sie-dzibą w Carlstadt w stanie New Jersey znana jest na całym świecie z produkcji systemów używanych w przemyśle poligraficznym.

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

plenie, trudna sytuacja w Azji, gorące nastroje w Europie – to wszystko ma negatywny wpływ na nasze samopoczucie. Dlatego wytchnienie ma przyjść paleta barw, które przypominają rozmycie nieba z lekko zaróżowioną barwą za-chodzącego w oddali słońca. Kolorystyka za-czerpnięta z obrazów Moneta i przezroczystych akwarel Marlene Dumas.Modna kolorystyka obecna jest już w kolek-cjach takich marek jak Miu Miu, J. W. Ander-son, Victoria Beckham, Jil Sander i Roksanda, a niebawem zagości również na ulicach dużych miast i na stronach magazynów wnętrzarskich. Także „What’s up Magazine” zmienia swoje bar-wy zgodnie z tegoroczną paletą Pantone. Przez miesiąc Serenity i Rose Quartz, kolory roku 2016, zdominują naszą okładkę. Zaczynając od stycznia 2016, w każdym noworocznym wydaniu „What’s Up Magazine” będziemy prezentować barwy, które zawładną modą i dizajnem w da-nym sezonie.

Dawid Hajok

Kolory na trudne czasy

www.whatsupmagazine.pl18

reklama

Kuchnia stała się miejscem spotkań ze znajomymi i wspólnego przygotowania posiłków, dlatego ważna jest nie tylko jej funkcjo-nalność, ale też sposób aranżacji.Łączenie kuchni z jadalnią bądź salonem powoli staje się stan-dardem. Dzięki temu zanika bariera między przyrządzającym potrawy a pozostałymi domownikami czy gośćmi. Czas jednak zrobić krok dalej i otworzyć nie tylko kuchnię, ale i szafki – koniec z chowaniem wszystkiego za zamkniętymi drzwiczkami! Przecież słoik z kawą czy kuchenna waga to nie przedmioty, których trzeba się wstydzić. Naczynia w ulubionych kolorach czy odpowiednio dobrane akcesoria domowe, oprócz spełniania swoich użytko-wych funkcji, mogą być jednocześnie wyszukanym dodatkiem do wystroju wnętrza.

Benjamin Franklin powiedział, że od cza-su wynalezienia sztuki kulinarnej ludzie jedzą dwa razy więcej, niż wymaga tego od nich natura. Dwa razy więcej czasu spędzają także w kuchni, bo sam proces gotowania przestał być tylko czynnością służącą zaspokojeniu głodu.

DOMY

GOTOW

E!

,

Domy wolnostojące, działki 10 arówGmina Zabierzów k. Krakowa

tel. 795 441 220, www.osiedleogrodowe.pl

Zrób to sam!Na regałach wyeksponować można dumę gospodarzy – domowe przetwory, naj-lepiej w samodzielnie ozdobionych po-jemnikach. Goście na pewno docenią też gadżety pochodzące z upcyclingu. Dzięki niemu nowe życie zyskują przedmioty, które powinny już znaleźć się na śmiet-niku. Skrzynia, która pełna jabłek przy-

wędrowała późnym latem z sandomierskiego sadu, w zimie z po-wodzeniem może zawisnąć na ścianie jako półka, niepotrzebna tarka do warzyw może posłużyć jako koszyczek na sztućce albo abażur do lampy. Nawet ze starych, wykrzywionych łyżeczek od herbaty można stworzyć niebanalne wieszaki na kuchenne ręczniki. Wszelkie akcesoria DIY idealnie wpasują się w najważ-niejszy trend 2016 roku, czyli zieloną kuchnię. Nawet kuchnia o niewielkiej powierzchni może stać się domową namiastką ogrodu: wystarczą meble bądź dodatki z naturalnego drewna, bambusa, korka czy włókna bananowca. Zamiast trady-cyjnych kwiatów doniczkowych, ściany można ozdobić wertykal-nymi ogrodami, np. obrazem z mchu. – Rośliny nie tylko doda-dzą pomieszczeniu świeżości, ale będą także naturalnym filtrem

powietrza i regulatorem wilgotności. Przede wszystkim jednak poprawiają nasze samopoczucie – mówi Justyna Kosek ze studia Moss Decor, zajmującego się zieloną aranżacją przestrzeni. Naj-prostszym i najtańszym sposobem są jednak świeże zioła, których zapach nieustannie będzie podsycał kubki smakowe.

Surowo i skandynawskoW opozycji do naturalnych, ekologicznych wnętrz stoi – ciągle popularny – styl industrialny. Kuchnie inspirowane soft loftami sprawdzą się szczególnie na większych przestrzeniach, których nie przytłoczy chłodna kolorystyka. Kluczowym elementem, po-zwalającym wystylizować pomieszczenie na powojenną fabry-kę, są surowe, ceglane lub betonowe ściany. Pasować tu będą fronty mebli ze szkła bądź metalu oraz kamienny kuchenny blat. Poprzemysłowe wnętrza stawiają na minimalizm, dlatego jako dodatek sprawdzą się wiszące na kablach nieosłonięte żarówki – koniecznie w równych odstępach, by odzwierciedlały rytm pracy przy maszynach taśmowych. Nie mija też moda na skandynawskie wnętrza. Ciepła dodadzą im elementy z jasnego drewna, a także drobne akcesoria z natu-ralnych materiałów: wełniane poduszki na krzesła czy wiklinowe kosze. Skandynawski styl stawia na funkcjonalność – często wy-korzystywane są tu meble modułowe, pozwalające ergonomicz-nie zagospodarować miejsce. Tak zaaranżowane kuchnie wydają się optycznie większe, a jednocześnie świeże i zadbane.

Biel zawsze w modzieNadająca przestrzeni biel od lat jest niekwestionowaną królową wnętrz. Ciągle popularne jest kontrastowanie jej z ciemnymi bar-wami: czernią, grafitem czy czekoladowym brązem. Dużo jednak ciekawsze jest połączenie jej z żywymi, a nawet jaskrawymi bar-wami: intensywnym turkusem, gorącym pomarańczem czy bijąca w oczy zielenią. By tchnąć nową energię w kuchnię wystarczy kolorowy kawałek ściany albo barwny gadżet: czerwony okap, żółta szuflada czy różowe krzesła.Najważniejsze jednak, by kuchnia odpowiadała potrzebom jej użytkowników. Warto więc przede wszystkim zastanowić się, ile czasu się tam spędza i w jaki sposób. Czasy obowiązkowych sprzę-tów kuchennych mamy już dawno za sobą, a personalizacja jest przecież trendem obecnym nie tylko w nowych technologiach. Jeśli nie przygotowujesz pieczonego indyka albo makaronowych zapiekanek, to może zamiast piekarnika wystarczy ci maszyna do wypiekania chleba lub muffinek? Jeśli w domu gotujesz tak naprawdę tylko w weekendy, być może i zmywarka okaże się tylko urządzeniem niepotrzebnie zajmującym miejsce. Może bardziej przyda ci się chłodziarka na wino? Benjamin Franklin powiedział bowiem także, że wino czyni codzienne życie lżej-szym i mniej wymagającym.

Dagmara Marcinek

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

Rewolucje w kuchenności

dbamy o ciebie

Styczeń 2016 19dbamy o ciebie

Kopnąć i uderzyćCzujesz w sobie wojowniczego ducha, ale obawiasz się star-cia na macie lub ringu? Nic prostszego. Możesz potrenować kopnięcia i uderzenia bez ryzyka zmasakrowania twarzy lub obicia kończyn. Na przykład podczas zajęć Fight Kick.Fight Kick to kombinacja elementów sztuk walki z krokami fitnes-sowymi. Ćwiczenia pozwolą nam poprawić kondycję, wyładować złość i „wypocić” negatywne emocje. Obawiasz się, że trenując kolejne kopnięcia przypadkiem znokautujesz któregoś z uczestni-ków zajęć? Bez obaw. Ćwiczący mają odpowiednio dużo miejsca, by spokojnie i bez narażenia zdrowia przechodzić z pozycji smoka do tygrysa. W końcu wizyta w klubie fitness to nie tylko spo-sób na lepsze samopoczucie, ale przede wszystkim na poprawę naszego wyglądu. A to nawet w zimie nie powinno iść w parze z siniakami na nogach.– Początkowo trening przeznaczony był przede wszystkim dla sportowców oraz tych, którzy prowadzą aktywny tryb życia, jednak z czasem ewoluował w taki sposób, by mogli w nim uczest-niczyć wszyscy, niezależnie od poziomu wytrenowania. Ważna jest tutaj technika wykonywania ciosów oraz to, aby nie były wykonywane „do końca”, ponieważ uderzamy w powietrze – tłumaczy Przemek Widyna, autor treningu Fight Kick i instruktor w Fitness Platinium.Jak wyglądają zajęcia? Rozpoczynają się od kilkunastominutowej rozgrzewki, do której stopniowo wprowadzane są ciosy i kop-nięcia. Nie brakuje też uderzeń pięścią, podskoków, a nawet... okrzyków zagrzewających do dalszych ćwiczeń.

– Fight Kick to zajęcia dla każdego, niezależnie od wieku czy płci, chociaż osoby, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę z fitnessem, mogą mieć na początku problemy z utrzymaniem tem-pa i porządnie zmęczyć się już po samej roz-grzewce – przyznaje trener. Jeśli jednak mamy już na koncie kilka tygodni spędzonych w salach fitness lub na siłowni, nic nie stoi na przeszko-dzie, by na własnej skórze przekonać się, czym jest Fight Kick. Z każdymi kolejnymi zajęciami forma będzie rosła, a zmęczenie zacznie poja-wiać się coraz później.

Fight Kickłączy w sobie ele-menty fitnessu i sztuk walki: Ta-ekwondo, Kickboxin-gu, Kung Fu, Sambo

– Trening jest bardzo intensywny. Fight Kick to zajęcia ogól-norozwojowe łączące w sobie elementy fitnessu i sztuk walki: Taekwondo, Kickboxingu, Kung Fu, Sambo. Dzięki temu rozwijane są wszystkie sprawności: szybkość, gibkość, skoczność, wytrzy-małość i siła – wylicza Widyna.Trening bokserski zmusza organizm do sporego wydatku ener-getycznego. Duża intensywność ćwiczeń przekłada się na ilość spalanych kalorii, a tych podczas jeden sesji Fight Kick spalimy znacznie więcej niż podczas 55 minut biegania w zanieczysz-czonym krakowskim powietrzu. Ile? Nawet 700 kalorii. Nie jest to jednak typowe cardio. Odpowiednia kombinacja ciosów i kop-nięć pomoże wyrzeźbić m.in. mięśnie grzbietu, brzucha czy nóg.Inne korzyści? Poznawszy elementy sztuk walki i niektóre techniki samoobrony, możesz spokojnie o każdej porze dnia i nocy prze-mierzać nawet najciemniejsze zakamarki miasta. Gdy odwrócisz się w wyćwiczonej podczas zajęć pozycji, zmierzający w twoim kierunku nieznajomi zaczną uciekać gdzie pieprz rośnie.

Karolina Kociołek

Kiedyś na hasło wodzireja „Białe tango, panie proszą panów!”, chłopcy przyjmowali nonszalanckie pozy, a spłonione dziew-czyny strzelały oczami do wybrańców. Rzadko kończyło się to związkiem na całe życie, częściej fochem i wzięciem nóg za pas. Dziś nie musimy już czekać na łut szczęścia. Należy zakasać rę-kawy, no, może bardziej podwinąć nogawki, i ruszyć na parkiet. Partner? Partnerka? Znajdą się, bo w swingu wszystkie konfigu-racje są możliwe.Po wojnie tańczyło się po prostu twista i rock and rolla. Następne mody na taniec dyktowały wideoklipy, filmy i programy telewi-zyjne. Po „Wirującym seksie” wirowano na parkietach w rytmie mambo, dekadę później DJ BoBo pokazał, jak tańczy się na pla-

ży i ulicach wielkich miast, choć na imprezach równie chętnie trzęsło się pupą do Macareny. Po „Tańcu z Gwiazdami” z ulgą powróciło ele-ganckie tango i fokstrot, za to „You Can Dance” zapełnił parkiety biegłymi w tańcu nowocze-snym akrobatami. Dziś znowu nastała moda na vintage. Powracają nostalgiczne lata 30., 40. i 50. Dżinsy zamieniamy na rurki, czapkę z daszkiem na kaszkiet, a t- shirt na koszulę z muchą lub taliowaną rozkloszowaną sukienkę i – odpaliwszy kultowy film miłośników swingu „Hellzapoppin” – zaczynamy tańczyć, oczywiście Lindy Hop!Lindy Hop, Collegiate Shag, Balboa, Blues narodziły się w pierwszej połowie XX wieku, w czasach, gdy w salach tanecznych królowa-ły legendarne big bandy, muzycy emigrowa-li za chlebem z Nowego Orleanu na północ,

a świat nieuchronnie zmierzał w kierunku wojny. Fala porywa-jących brzmień niosła do Harlemu, gdzie mieszkańcy czarnych dzielnic mogli bawić się przy akompaniamencie Duke’a Ellingtona czy Glenna Millera, podglądać genialnych tancerzy, Frankiego Manninga i Fredi Washington, próbując swych sił na parkiecie. W lokalach Small’s Paradise, Apollo Theatre czy Savoy Ballroom zaczęły powstawać pierwsze kroki tańca Lindy Hop.Ów protoplasta większości znanych obecnie tańców swingowych charakteryzuje się sporą dowolnością interpretacji muzyki, figur tanecznych, a nawet kroku podstawowego, oraz widowiskowy-mi akrobacjami. Może być tańczony do zróżnicowanego tem-pa: zarówno jako swobodny, płynny taniec w wersji wolnej, jak i szalony, naszpikowany figurami akrobatycznymi i wykopami w wersji szybkiej. Uniwersalny charakter, porywająca muzyka oraz brak sztywnych zasad i reguł sprawiają, że Lindy Hop jest tańcem dla każdego.W Krakowie początkujący mogą zacząć swą przygodę z nim w Sekcji Kultury, Muzyki i Tańców Swingowych „KMiTa” Swing, której siedziba znajduje się od czterech lat w Domu Kultury Kolejarza przy ul. św. Filipa 6. To prężne środowisko pasjonatów kultury lat 20., 30. i 40., tańca, mody retro i jazzu tradycyjnego, jest również organizatorem największego w Polsce, a odbywają-cego się w Krakowie, Międzynarodowego Festiwalu Tańca Lindy Hop – Dragon Swing.W ramach sekcji organizowane są kursy taneczne na kilku po-ziomach zaawansowania. Laicy pierwsze kroki stawiają w grupie beginners (jest też grupa prowadzona w języku angielskim).

Adepci uczą się podstaw, w tym tańca w parze, czyli jak prowadzić, podążać i trzymać tempo, rytm oraz puls, ale przede wszystkim, jak tań-czyć swobodnie. Do tego nauka kroków oraz sposobów tańczenia do muzyki swingowej i już po kilku pierwszych zajęciach zrobimy pioru-nujące wrażenie na każdej imprezie. Potem nie pozostaje już nic innego, jak tylko doskonalenie swoich umiejętności w grupach Lindy Hop inter-mediate i advanced.Dla lubiących samotne występy, szkoła przygo-towała zajęcia Solo Jazz Open. Tu pracuje się nad klasycznymi układami jazzowymi, takimi jak: Shim Sham, Jitterbug Stroll, Tranky Doo i Big Ap-ple. Najbardziej szalone wydają się zajęcia Solo Jazz basic i advanced, które rozpoczyna nauka Charlestona z lat 30. i Vernacular Jazz, by płyn-nie przejść w improwizację i choreografię, czyli tworzenie nowych układów tanecznych.Imprezy taneczne „KMiTa” Swing odbywają się w każdą pierwszą i trzecią niedzielę mie-siąca o godz. 20.30 w Tak Było (ul. Szpitalna 9), w drugą i ostatnią niedzielę miesiąca o godz. 20 w Piwnicy Pod Baranami (Rynek Główny 27) i w każdą pierwszą środę miesiąca o godz. 20 w Kolanku No 6 (Józefa 17).www.swing.org.pl

Katarzyna Pilitowska

No to hop!

fot.

Piot

r Ban

asik

Fredi Washingtonjedna z pierwszych Afroame-rykanek, która stała się po-wszechnie znana dzięki swojej karierze aktorskiej. Jej nauczy-cielką była Josephine Baker

www.whatsupmagazine.pl20 siesta

Bez tłumów jak w Zakopanem, bez horrendalnych cen, ale w samiuśkim sercu Tater. jedni zwą je Vysokimi Tatrami, inni mówią po prostu Smokowce. jedziemy tam z Wami w styczniu: na narty, deskę, zimowe pejzaże, górskie kolejki i szklanki grzanych trunków.

Słowackie smoko-spoko

„Zima, zima, zima, pada, pada śnieg...” – nucimy pod nosem, krę-cąc kierownicą na pełnych śniegu zakrętach. Za nami blisko 100 km z Krakowa w kierunku na Zakopane, a później na Łysą Polanę. Fascynująca to droga: od Bukowiny Tatrzańskiej wznosi się ostry-mi skosami na kilka rozpostartych w kierunku Tatr widokowych polan, po czym opada serpentynami o niebezpiecznym nachy-leniu w dół, w kierunku dawnego przejścia granicznego między PRL a Czechosłowacją. Zaraz za Łysą Polaną, już na Słowacji, zaczyna się jakby inna kraina. Zamiast brunatnej śnieżno-błotnej brei, na drodze skrzypi śnieg posypany obijającym się o nadko-la żwirem. To pierwszy wyraźny sygnał przekroczenia granicy. Drugi to zaskakująco mały ruch. Większość samochodów, które na trasie do Zakopanego wiją się w długim, czerwonym ogonie, nagle gdzieś znika. Dalej droga prowadzi przez iglasty las, kilka razy zakręca i wyprowadza na garb łagodnego wzniesienia. Tu przycupnął malowniczy Zdziar, pierwsza słowacka osada, jaką spotykamy. Wreszcie widać Tatry jak na dłoni, choć mamy pew-ność, że z każdym kilometrem będzie lepiej i lepiej. I faktycznie tak jest: za kilkanaście minut wjedziemy do Tatrzańskiej Łomnicy, wschodniego krańca górsko-miejskiego pasma zwanego Vysoki-mi Tatrami. Zwał jak zwał: my nazwiemy go Smokowcami.

Tak właśnie tu jest: spragnionych stanięcia oko w oko z poszar-panymi graniami Tatr skusi bardziej Łomnica (nazywa się tak od górującego nad nią słynnego wierzchołka Lomnickiego Štítu, majestatycznej góry zwanej przez wielu królową tego rejonu), ci zaś, których zadowoli najpierw spacer wokół skalnego „plesa” (jeziora) z górami w tle, postawią na Štrbské Pleso.Charakterem zabudowy i klimatem miejsca bliżej jest Smokow-com do kameralnych poudniowotyrolskich miasteczek niż ży-wiołowych tradycji podhalańskich górali, do jakich przywykliśmy. Miłośnicy sportów zimowych poczują się jak w raju. Oferta jest tu znacznie bogatsza niż po polskiej stronie Tatr. W związku z tym rosną i ceny. Szczególnie na cieszącej się alpejskim klimatem Łomnicy. Majestatyczna królowa Vysokich Tatr od lat konkuru-je z największym ośrodkiem narciarskim Słowacji, położonym w kraju żylińskim, około 16 km na południe od Liptowskiego Mikułasza w Niżnych Tatrach.

W cieniu ŁomnicyByłoby jednak krzywdą dla Smokowców opisywać je jedynie przez pryzmat położenia. Przyjęło się uważać, że obszar ochrzczony tą nazwą zaczyna się chwilę przed Tatrzańską Łomnicą, a kończy za-raz za Štrbskim Plesem. Charakterystyczne, że ten topograficzny łuk, na jakim naciągnięto paciorki kolejnych miejscowości Smo-kowców, stanowią osady ze „szczytem” i „jeziorem” w nazwie.

fot.

Mar

ek H

ajko

vský

Styczeń 2016 21siesta

Pingwiny na lodowiskuChoć sezon hokejowy w pełni, lodowiska mało komu kojarzą się wyłącznie z rozgrywkami sportowymi i rywalizacją Co-march Cracovii z gKS-em Tychy. Wraz z początkiem zimy żądni atrakcji krakowianie żwawo maszerują w kierunku ślizgawek.– Najfajniejsza ślizgawka w Krakowie to bez wątpienia ta na lodowisku Cracovii. Od kilku lat odwiedzam ją regularnie razem ze znajomymi. W tym roku kupiłam sobie nawet karnet – mówi rozentuzjazmowana Marta.Na lodowisku nie obejdzie się oczywiście bez łyżew. Ci, którzy jednorazowo chcą sprawdzić swoje umiejętności kręcenia piru-etów, nie muszą wcale inwestować we własny sprzęt, ponieważ przy niemal każdej ślizgawce znajduje się wypożyczalnia. Nie inaczej jest na lodowisku Cracovii przy ulicy Siedleckiego 7, gdzie za łyżwy plastikowe zapłacimy 9, a za skórzane 10 zł. A co, jeśli nasze ukochane łyżwy sprzed kilku sezonów nie śmigają tak jak powinny? Nic prostszego. Za 12 zł możemy je naostrzyć i przy-wrócić im dawny blask.Półtoragodzinna zabawa na lodowisku Cracovii kosztuje 12 zł, godzinna zaś 9. Do nabycia są również karnety na 10 wejść. Obiekt akceptuje też karty MultiSport Plus, FitProfit oraz OK System. Lodowisko przy Siedleckiego to doskonałe miejsce do

Największe w Polsce lodowisko pod gołym nie-bem mieści się na Błoniach. Na świetną zabawę możemy tam liczyć mniej więcej od połowy grudnia aż do końca zimy. Gdy znudzi nam się kręcenie piruetów na dużej tafli lodowiska, możemy przemknąć alejką lodową o długości 300 m. Mieszczące się nieopodal lodowisko przy al. Focha 40 to świetne miejsce do spędze-nia aktywnego czasu z dziećmi. Specjalnie dla nich przygotowano taflę lodu, na której swoje pierwsze kroki mogą stawiać w towarzystwie... wesołego pingwinka do nauki jazdy. Z takim towarzyszem aż chce się rozwijać swoje umie-jętności łyżwiarskie!Nowością w tym sezonie jest uruchomienie miejskiej ślizgawki przy Nowohuckim Centrum Kultury (al. Jana Pawła II 232). Wszystko kosztuje tu 5 zł: wstęp na lodowisko (45 min), wypoży-czenie łyżew i wypożyczenie kasku.Przyjezdni, którzy nie orientują się jeszcze zbyt dobrze w topografii miasta, najczęściej szaleją na łyżwach na lodowisku przy Galerii Krakow-skiej. Na pl. Jana Nowaka-Jeziorańskiego co roku między godz. 9 a 22 można poślizgać się na otwartej przestrzeni. A że smog? Trudno. Zawsze można założyć maseczkę.

Karolina Kociołek

fot.

Piot

r Ban

asik

Nocleg z górami u stópW Smokowcach Łomnica nie ma sobie jednak równych. Sztucznie naśnieżane stoki zapełniają się tam narciarzami zazwyczaj na długo przed tym, niż Kasprowy Wierch pokryje się odpowiednio grubą, naturalną pierzynką. Zróżnicowane trasy przyciągają tu narciarzy i snowboardzistów, niezależnie od ich umiejętności. Zlokalizowane u podnóża ośle łączki pną się ku górze, zmienia-jąc nachylenie aż po słynne Lomnické Sedlo, najwyżej położony, freeridowy odcinek trasy. Ponad nią wznosi się już tylko skalne schronisko z restauracją. To najwyżej położony apartament w Eu-

podtatrzańską ciszę. Dzwoni, piszczy, brzęczy, turkocze, ale – co najważniejsze – dowozi do celu, m.in. do położonego nieopodal Popradu. A celów po drodze w szeregu Smokowców jest sporo: Vyšné Hágy, Podbanské, Horný Smokovec, Dolný Smokovec, Nový Smokovec, Starý Smokovec, Tatranská Polianka, Tatranské Zruby, Nová Polianka, Tatranská Lomnica, Tatranská Kotlina, Ta-transká Lesná, Kežmarské Žľaby…

Dla początkujących i biegaczyNa zboczach Smokowców, między Lomnickim Štítem a Štrbskim Plesem, rozpięte są mniejsze wyciągi doskonałe do nauki. Łącząca je Droga Wolności to doskonałe miejsce do zimowych biegów. Wokół Szczyrbskiego Jeziora wiją się malownicze trasy narciar-stwa biegowego. Będąc tu, warto również odwiedzić Hrebienok, gdzie mieści się jedyna w swoim rodzaju barokowa świątynia wy-konana z 70 ton lodowych brył. Skryta pod sferycznym dachem, odbudowana w nowej formie specjalnie w tym sezonie, przyciąga nie tylko swoją osobliwością, ale także koncertami.Smokowce to raj dla rozkochanych w Tatrach. Zjesz tu, wypijesz, popatrzysz na góry, w zimie wypożyczysz sprzęt narciarski i znaj-dziesz świetne trasy do zjeżdżania. Zapomnij o podhalańskim stopniu zalesienia: po stronie słowackiej las dźwiga się z pokłosia ogromnego huraganu, jaki rozszalał się po tej stronie gór w 2004 roku. Sporo okolic Smokowców to las położony żywiołem jak kruche zapałki. Z części Smokowieckiej „aglomeracji” kurortów, pensjonatów, restauracyjek, stacji narciarskich, widać pięknie szczyty słowackich Tatr. Na przykład w Nowej Lesnej, której ostat-nie czasy poskąpiły udanej architektury. Ale za to na tarasie tam-tejszej drewnianej chaty, gdzie serwowane są słowackie specjały (np. strapačky z kapustą i halušky z bryndzą i na słoninie), Tatry wręcz wchodzą nam do talerza…

Dawid Hajok, Rafał Romanowski

ropie Środkowej: śpi się tu na wysokości 2634 m n.p.m. Noclegi trzeba jednak rezerwować z dwuletnim wyprzedzeniem. Na tych, którym nie uda się spędzić tam nocy, czeka utrzymany w stylu après-ski klub Humno. Warto wejść do środka choćby po to, żeby zobaczyć zawieszonego pod drewnianym stropem czar-nego Cadillaca, którym jeździła niegdyś amerykańska gwiazda muzyki pop Madonna, lub prawdziwy ratrak, który przez wiele lat jeździł po stromych zboczach Łomnicy, a dziś służy jako sta-nowisko DJ-a. W szczycie sezonu leją się tu rozgrzewające napoje, a maszyny produkują sztuczny śnieg.Aby sprawnie poruszać się po Smokowcach, możemy wyko-rzystać łączącą wszystkie miasteczka Drogę Wolności (ok. 50 minut) albo poruszać się uroczą električką (słowacki odpowied-nik pociągu osobowego), która raz na około pół godziny rozbija

fot.

Mar

ek H

ajko

vský

rozruszania się po 8 godzinach za korporacyjnym biurkiem, dla-tego zazwyczaj jest tam dość tłoczno. Na szczęście to nie jedyne miejsce w Krakowie, w którym można rozpędzić się na łyżwach.– Mieszkam na Olszy od dziecka, dlatego zimowe spacery dość często kończę wizytą na lodowisku przy ulicy Eisenberga, czyli przy „basenach Polfy”, bo tak najczęściej nazywamy to miejsce – mówi Damian. Cena? Zbliżona do tej na lodowisku Cracovii, czyli 11 zł za półtorej godziny. Poza łyżwami można wypożyczyć tu także kask.

www.whatsupmagazine.pl22

reklama

Odpowiedź na drugie pytanie jest stosunkowo prosta. W dyna-micznie rozwijającym się świecie, w którym bez smartfona czuje-my się jak bez prawej ręki, zamiast biec do sklepu po papierowe wydanie „Wyborczej” lub „Rzeczpospolitej”, wchodzimy na Twit-tera i w ciągu kilku chwil sprawdzamy najważniejsze informacje z kraju i ze świata. To szybkie i wygodne, podobnie jak kupienie książki online i ściągnięcie jej na swój czytnik bez konieczności odwiedzania sklepu.

Zainteresowanie rośnie, czytelników przybywaRynek e-booków wbrew ogólnemu przerażeniu mizerią polskie-go czytelnictwa rozwija się bardzo dynamicznie – jego wartość w 2015 roku wynosiła 60 mln zł. To oczywiście dopiero faza „nie-mowlęca”, bowiem stanowi zaledwie 2 proc. całego rynku książki, który jest wart ponad 2 mld zł. Perspektywy są jednak obiecujące,

tym bardziej, że właściciele e-czytników czytają sporo.Ile? Z przeprowadzonych przez dystrybutora książek elektronicz-nych Virtualo wynika, że 58 proc. e-czytelników kupuje średnio 1–3 książki w miesiącu. Co ciekawe, z raportu Biblioteki Naro-dowej o stanie czytelnictwa w Polsce w 2014 roku wynika, że... 58 proc. Polaków w ogóle nie sięga po książki.O zakupie czytnika (lub sięgnięciu po papierową książkę) warto pomyśleć też w kontekście awansu zawodowego. W końcu to nie przypadek, że blisko trzy czwarte specjalistów na wysokich sta-nowiskach to zadeklarowani czytelnicy.

Nośnik nośnikowi nierównyE-booki są trochę jak Spotify. Średnia cena pojedynczego e-booka wynosi około 20 zł, co oznacza, że są one o 20–30 proc. tańsze od książki drukowanej. Tyle samo wynosi miesięczny abonament

W XX wieku ogłoszono śmierć autora, na początku XXI mó-wiono o zmierzchu papierowej książki. Mamy już jednak rok 2015, a e-booki wciąż nie wyparły z rynku swoich wiekowych poprzedniczek.

E-czytelnik w wielkim mieście

siesta

Spotify Premium, dzięki któremu uzyskujemy nieograniczony dostęp do ogromnych zasobów muzyki z całego świata. Płyty CD już dawno odeszły do lamusa, a jednak... sprzedaż winyli wzrasta.Wirtualne wersje nośników nie unicestwiają swoich materialnych przodków. Wciąż lubimy uciec od nowych technologii wkładając winylowy krążek do adaptera spod Hali Targowej i czytając cho-ciażby opasłe „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk. E-book i mp3 idealnie jednak sprawdzą się w podróży. Mały i  lekki czytnik zmieści się w każdej torbie, w przeciwieństwie do kilkusetstro-nicowej książki.Nie masz jeszcze e-czytnika? Nie jesteś sam. Z raportu BN wyni-ka, że najpopularniejszą formą czytania książek i tekstów elek-tronicznych pozostaje... laptop, z którego w tym celu korzysta aż 60 proc. badanych. Spośród urządzeń mobilnych do czytania najczęściej używany jest telefon komórkowy (14 proc.). Lekturę z tabletu zadeklarowało 8 proc. odbiorców tekstów elektronicz-nych. Typowy czytnik książek pozostaje urządzeniem niszowym, z którego korzysta tylko wąska grupa użytkowników zorientowa-nych przede wszystkim na czytanie e-booków (2 proc.).Kim zatem jest czytelnik e-booków? Z analizy Virtualo wynika, że jest to młoda (25–44 lata), aktywna zawodowo osoba, najczę-ściej legitymująca się dyplomem wyższej uczelni. Upodobania czytelnicze? Kryminał i sensacja, choć fantastyka nie pozostaje daleko w tyle. Najłatwiej spotkać go w mieście liczącym powyżej 200 tys. mieszkańców na terenie Mazowsza, Małopolski, Śląska lub Wielkopolski.Czytelnicy e-booków na tle ogółu czytających wyróżniają się przede wszystkim intensywnością kontaktu z książką, pod wa-runkiem, że nie sięgają po „Kapitał w XXI wieku” Thomasa Piket-ty’ego, bo użytkownicy wersji elektronicznej docierają zazwyczaj jedynie do... 18 strony. Nabywcy wersji papierowej zapewne dalej, a to wszystko dzięki łatwości kartkowania.

Karolina Kociołek

Styczeń 2016 23siesta

Północna półkula. Choćbyśmy bardzo chcieli, to nie zamienimy się geograficznymi współrzędnymi z mieszkańcami Brazylii, RPA czy Australii, i w tym roku naszą kalendarzową zimą znów było, jest i będzie przenikliwe zimno. Przyzwyczajeni do wakacji wio-sną/latem oraz spędzania zimy w narciarski sposób zapominamy, że przecież i w zimie można poczuć się jak w przysłowiowych tropikachRzut oka na mapę wystarcza, aby stwierdzić, że najbliższe słońce lotniczą drogą z Krakowa niekoniecznie spotkamy w Hiszpa-nii, Włoszech czy Grecji. Od przesilenia zimowego (22 grudnia) do połowy lutego ten pas Europy również przeżywa coś na kształt zimy. W północnych Włoszech, dokąd lata z Krakowa zarów-no Ryanair (Mediolan/Bergamo, Bolonia), jak i wkrótce easyJet (Mediolan/Malpensa), słońca uświadczysz znacznie mniej niż w innych porach roku. Piękne skądinąd regiony Emilia-Romania i Lombardia w styczniu spowite są często chmurami; w lutym proporcja dni zachmurzonych do tych pełnych słonecznego bla-sku również jest mało interesująca. Ewentualnie warto rozważyć wypad do Rzymu. Tam co prawda też będzie chłodniej niż zazwy-czaj, ale szanse na słońce są nieco większe. Choć, przyznajemy to w końcu szczerze, w styczniu i lutym nie polecamy wam ani Rzymu, ani Madrytu, ani Barcelony. Może być szaro, a tego prze-cież nie chcemy...O niebo lepiej sytuacja wygląda dalej na południe, np. na Malcie, położonej między włoską Sycylią a północnoafrykańską Tunezją. W tym najmniejszym kraju Unii Europejskiej (obszar wielkości Krakowa), smaganym śródziemnomorskim wiatrem, powinniśmy trafić na piękne, choć nieco oszczędne w ciepło słońce. Umiar-kowanie w słoneczne promienie „wyposaża” zaś również zima w hiszpańskim regionie Alicante, gdzie co prawda pięknych plaż Costa Blanca jest w bród, ale dni są raczej chłodne...Oprócz tych nieco „wakacyjnych” kierunków nie mamy dla was dobrych wieści. Zimowy rozkład lotów, dominującego na kra-

kowskim lotnisku Ryanaira, kasuje mnóstwo ciepłych kierunków – ponownie dostępnych stąd dopiero w... wakacje. Zostają zaś kapryśne pogodowo Wyspy Brytyjskie, Niemcy czy Skandynawia.

Tylko z paszportemUnikający tłumów polskich wycieczek w egipskiej Hurghadzie czy obawiający się swojego bezpieczeństwa na lotnisku w tamtejszym Sharm-El-Szejk, pewnie również wolą unikać czarterowych lotów do ku-rortów Bliskiego Wschodu. Niepotrzebnie. Hitem tego-rocznego sezonu zimowego niespodziewanie stało się re-gularne (nie czarterowe) połą-czenie do... izraelskiego Ejlatu, położonego na najdalej wysu-niętym skrawku tego państwa, nad samym Morzem Czerwo-nym. Ejlat to pierwsze izra-elskie miasto (obok niegdyś Tel-Awiw) bezpośrednio po-łączone drogą lotniczą z Kra-kowem. Zainteresować nas powinno przede wszystkim z  racji niemal nieograniczo-nego dopływu ciepła i słońca na naszą skórę. Nad Morzem Czerwonym panuje zbawienny wręcz dla naszych wyczerpa-nych zimą ciał klimat: suchy i słoneczny, a temperatura w dzień powinna dać nam przyjemne, odczuwalne ciepło w granicach 25 stopni.Co ciekawe, operujący na trasie Kraków – Ejlat Ryanair promuje ją, oferując naprawdę tanie bilety: ceny zaczynają się już od 40 zł, a kończą na 150 zł. Na miejscu czekają na nas rozpostarte w kie-runku na morze hotele o rozmaitym standardzie, liczne kluby i świetne restauracje, strzeżone plaże, oceanarium z wspaniałymi rafami koralowymi oraz delfinarium. Można wybrać się do po-bliskiego skalnego parku Timna, wjechać do pobliskiej Jordanii (rejony Akaby i dalej przez góry na Petrę), a nawet skoczyć 300 km na północ do Tel Awiwu i Jerozolimy (tam również ciepło).

Kołami tuż obokTych, którzy nie chcą wybierać się samolotem na południe, czeka kilka ciepłych atrakcji w bliskim sąsiedztwie Krakowa. W od-dalonym o 250 km Wrocławiu tropikalne ciepło ogarnie nas podczas wizyty w Afrykarium, najbardziej spektakularnej części tamtejszego ZOO. Tropikalne ryby, żółwie, a nawet hipopotamy

ukryte wśród palm, lian i ogromnych liści to miejsce, w którym panuje temperatura i wilgotność rodem z dżungli w Kongo czy na Borneo. Różnica w odczuwaniu ciepła może być szokująca dla zwiedzających – zbudowane za kilkaset milionów Afrykarium to miejsce wręcz buchające gorącem. O tym, że nie jesteśmy w sercu tropikalnego lasu, przypomina nam tylko mroźna rzeczywistość za oknami obiektu...Wszystkim, którzy chcą zaznać ciepłych kąpieli, ale tym razem nie w  termalnych basenach Białki Tatrzańskiej (Terma Bania) czy Bukowiny (Terma Bukovina), polecamy jeszcze jedną „hot” atrakcję – wizytę w słyn-nych budapesztańskich łaźniach Gellerta. Wystarczy pokonać 400-kilometrowy dy-stans Kraków – Budapeszt (samochodem lub autokarem Lux Express), a na miejscu za około 70 złotych czeka nas wielogodzin-ny seans taplania się w gorących wodach termalnych, które już od czasów osmańskich buchają w tym skrawku stolicy Węgier. Pięk-ne sale z rzeźbionymi fontannami i porcela-nowymi natryskami, wyłożone orientalnymi kaflami baseny, secesyjna architektura, woda o temperaturze nawet 40 stopni Celsjusza.

Można wylegiwać się na zewnątrz (co prawda pod zimowym niebem), można nie wychodzić z budynków. Po wygrzaniu się w budapesztańskich basenach zimowe skostnienie znika w mig. A w 40 minut od Hotelu Gellerta dotrzemy na lotnisko Budapeszt Ferihegy skąd... No właśnie. Lecimy dalej?

Rafał Romanowski

TOP 10 gorących kierunkówna szybko z Krakowa:

Ejlat (Izrael), Ryanair

gran Canaria (Wyspy Kanaryjskie, Hiszpania), Ryanair

Teneryfa (Wyspy Kanaryjskie, Hiszpania), Ryanair

Łaźnie gellerta Budapeszt (Węgry), Lux Express lub auto

Afrykarium Wrocław, Polski Bus, PKP lub auto

Termy podhalańskie (Bania, Bukovina, Szaflary), prywatni przewoźnicy

Alicante (Hiszpania), Ryanair

Kurorty Turcji (aktualna oferta czarterowa z Kraków Airport)

Malta, Ryanair

Rzym (Włochy), Ryanair

fot.

Rafa

ł Rom

anow

ski

Słońce w styczniu? Skwar w lutym? Cie-płe kąpiele zimą? W te mroźne dni „What’s Up Magazine” podąża śla-dem waszych gorących pragnień. Sprawdzamy, gdzie jest naprawdę ciepło. I najważniejsze: jak szybko i tanio się tam znaleźć. Bank roz-bija Ejlat…

poszukiwaniu straconego słońca

www.whatsupmagazine.pl24 mały what’s up

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

gumowa żółta kaczuszka wyskoczyła na chwilę z wanny pełnej piany, by zaprosić najmłodszych na zajęcia do swojej akademii. Akademia Duckie Deck to niezwykłe warsztaty, łączące zaba-wę, naukę i nowe technologie.Wszystko zaczęło się od Duckie Deck – stworzonej w Krakowie serii gier edukacyjnych na urządzenia mobilne, którymi bawią się obecnie dzieci w 180 krajach na świecie. Proste mechanizmy wykorzystane w aplikacjach, uzupełnione o uroczą grafikę, stały się dla maluchów źródłem radości i kopalnią wiedzy. Dzieci nie tylko oswajają się z elektronicznymi sprzętami, ćwiczą pamięć czy logiczne myślenie, ale także uczą się tolerancji czy dbania o środowisko. Kaczuszka nie utknęła jednak na długo w tableto-wym świecie, gdyż twórcy gry postanowili zająć się organizacją warsztatów w przedszkolach, a zaraz potem imprezy z okazji Dnia Dziecka – Duckie Deck Kids’ Fest. Właśnie popularne przekonanie, że Dzień Dziecka powinien trwać cały rok, doprowadziło do po-wstania Akademii.– Nasz Kids’ Fest, pełen nietuzinkowych zajęć i warsztatów, roześmianych dzieciaków, rozmów z rodzicami zainspirował nas do stworzenia Akademii – mówi Ula Młodnicka-Kornaś, psycho-lożka, jeden z pomysłodawców Akademii.Główną ideą Akademii Duckie Deck jest obudzenie w pocie-chach ducha małych odkrywców. Rodzice muszą więc uważać, bo po warsztatach nie odpędzą się od pytań: „Jak to działa? ”. W zamian za to wyrosną im dzielni pomocnicy przy domowym majsterkowaniu.

W Akademii dzieciaki mogły budować zabawki z niepotrzebnych przedmiotów codziennego użytku, poćwiczyć Tai Chi z robotem Nao czy na-uczyć się tworzenia animacji poklatkowej. Pro-gram wszystkich spotkań tworzony jest przez specjalistów: Magdalenę Kaniowską, która jest pedagogiem dziecięcym, oraz psycholożkę Ulę Młodnicką--Kornaś. Wykształcenie to jednak nie wszystko, bo najważniejsze są kreatywne pomysły. A tych nie brakuje i każdego miesiąca na maluchy czekają tu inne atrakcje.Kolejne spotkania to sporo interaktywnych zajęć. Dzieci spotkają robota, który będzie się ruszał, jak mu „zagrają”. Nie lada gratką będzie jednak samodzielna budowa robota. Cardboardy, czyli okulary wirtualnej rzeczywistości, prze-niosą małych podróżników do wnętrza oceanu lub w sam środek Wielkiego Kanionu. Natomiast dzieci, które kochają muzykę, odejdą od stołu z namalowanymi dźwiękami. A to tylko niektóre z propozycji spotkań łączących innowacyjne narzędzia z trady-cyjnymi metodami.– Warsztaty tego formatu są świetnym sposobem na pokazanie dzieciom oraz rodzicom, że nowe technologie to nie tylko bezmyśl-na zabawa, ale przede wszystkim świetne narzędzie, które można wykorzystać w różnego rodzaju zabawach i edukacji – zaprasza Magda Kaniowska.

Dagmara Marcinek

Akademia Duckie Deck hub:raum, ul. Przemysłowa 12 6–7, 13–14 i 20–21 lutego 2016 Konieczna wcześniejsza rezerwacja miejsc

lepszej historii, która nauczy małych łobuzów, że warto być choć odrobinę grzeczniejszymi. Pinokio to również okazja, by małym kłamczuszkom przypomnieć o tym, że kłamstwo ma krótkie nogi… i długi nos. Magii spektaklowi doda piękna scenografia, barwne kostiumy oraz muzyka Grzegorza Turnaua.

W czasie zimowych ferii ciekawskie dzieci będą mogły zajrzeć za kulisy Opery Krakowskiej. Podczas Spotkań w Operze wraz z Panią Nutką odkryją, jak muzyka maluje świat. Dołączą do chóru i wezmą udział w zajęciach rozwijających ich talenty muzyczne, plastyczne i ruchowe. Każdego poranka będzie im towarzyszył inny artysta – od oświetleniowca po solistę – który zdradzi taj-niki swojej pracy. Dziewczynki będą zachwycone warsztatami „Igła, nitka, koraliki – gdzie ten kostium ma guziki? ”. Najmłodsi

Czas na ferie!Po świątecznej przerwie, czas na kolejną labę – w styczniu województwo małopolskie od-poczywa na feriach. To doskonała okazja, by spędzić wolne chwile z dziećmi albo znaleźć dla nich ciekawe zajęcia, gdy jesteście zajęci pracą.Najsłynniejszy na świecie pajacyk ożyje na de-skach Teatru Słowackiego. 15, 16 i 17 stycznia „Pinokio” znowu zagości w repertuarze. Wy-strugana z drewna marionetka nie docenia, że może skakać i biegać jak normalni chłopcy. Zamiast tego psoci, rozrabia i przysparza swoje-mu „tacie” Gepetto wielu zmartwień. Rozmaite przygody sprawiają jednak, że Pinokio powoli dojrzewa i zaczyna się zmieniać. Nie ma więc

widzowie będą też mogli przez chwilę poczuć się prezesami, zasiadając dumnie w fotelu Dyrektora Naczelnego Opery. Zimo-we spotkania odbędą się 17, 18, 23, 24 i 31 stycznia oraz 7 lutego i przeznaczone są dla dzieci w wieku od 5 do 9 lat.

Jeśli natomiast drugą połowę stycznia musicie spędzić w pracy i szukacie miejsca, które w tym czasie zajmie się waszymi pocie-chami, wybierzcie półkolonie Małego Geniusza. Eksperymenty chemiczne i fizyczne sprawią frajdę nie tylko dla maluchom, które pragną zostać naukowcami, a zajęcia z inteligencji finan-sowej zainteresują nie tylko przyszłych księgowych i maklerów. W programie jeszcze m.in. prawo, autoprezentacja, języki obce... Ale niech cię to nie przeraża! Wszystkie spotkania przygotowane są w formie przyswajalnej dla dzieci od 6 do 10 lat. A do tego mnó-stwo radochy: gra miejska, zabawy integracyjne, zajęcia ruchowe i sportowe czy przebierana impreza tematyczna.

Dagmara Marcinek

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

Akademia żółtej kaczuszki

„Pinokio”reż. Jarosław Kilian Spektakl dla dzieci od 7 roku życia. Bilety: 15–35 zł (ulgowe) i 20–40 zł (normalne). Płytę z pio-senkami ze spektaklu można kupić w kasie.

Styczeń 2016 25wokół stołu

Zacznijmy od miejsca: nie ma lepszej lokalizacji dla osób za-kochanych w niesztampowych winach pochodzących z małych winnic Europy Środkowej i Wschodniej. Na dodatek Lipowa 6F to miejsce gościnne: kalendarz puchnie od komentowanych de-gustacji, koncertów oraz spotkań z winiarzami i producentami. Najciekawsze prowadzone są przez Mariusza Kapczyńskiego w cyklu „Podwieczorek na dwa kieliszki”. Można podczas nich posłuchać ludzi, dla których przygotowywanie jedzenia dla in-nych stało się sposobem na życie. Częstymi gośćmi tutejszych spotkań są Marcin i Kuba Lorkowie, ojciec i syn, gospodarze w mieszczącej się w Szczyrzycu „Koziarni”. Przygotowywane przez nich wina, cydry, sery i wędliny są przedmiotem tęsknot bywalców „Koziarni”. Można tam spędzić weekend, podglądając pracę masarza po świniobiciu, podjadając co lepsze kąski z garnków doglądanych przez gospodynię, panią Jadwigę, a rano wdychać zapachy świeżo pieczonego chleba i strudla. Pani Jadwiga ma świetną rękę do serów, które wytwarza z mleka krów hodowanej w okoli-cy rasy polska czerwona. Camlorek i ricot-ta nie mają sobie równych. Jeżeli traficie do Lorków, pytajcie o wędliny z mangalicy, włochatej świni o węgierskiej prowenien-cji. To wszystko niestety tylko na miejscu, w Szczyrzycu. Na szczęście niedawno do sze-rokiej sprzedaży trafiły lorkowe cydry – za ich produkcję wzięło się Slow Flow Group, które do życia powołał Kuba wraz z dwójką kole-gów z przedszkola.

Kiedy piszę ten tekst, rozpoczyna się właśnie święto dobrego jedzenia i małych producentów: Terra Madre Slow Food Festival. jednym z otwierających go wyda-rzeń jest spotkanie „Polskie cydry i pstrągi” na lipo-wej 6F. Temat i miejsce skumulowały w sobie to, co ostatnio w naszym regionie najciekawsze. 

 – Mamy to szczęście, że w okolicy sporo jest jeszcze starych, niepryskanych sadów – mówi Kuba. – Przetestowaliśmy ponad 30 odmian jabłek i mamy już pomysł, jak je łączyć. Wiemy też, które odmiany do cydrów się nie nadają – dodaje. Slow Flow Group nie poprzestaje na prostym fermentowaniu soku z ja-błek. – W najbliższych planach mamy sprowadzenie gruzińskich kvevri, czyli glinianych amfor, w których będą dojrzewać nasze cydry – zapowiada Kuba.Na piątkowym spotkaniu cydry (nie tylko te od Lorków) połą-czono z pstrągami. Słodkowodnym królem polskich stołów jest pstrąg tęczowy. – To wiąże się niestety z masową jego przemy-słową hodowlą i tuczeniem ryb tak, by po 1,5 roku mogły trafić

na nasze stoły – opowiada Magdalena Węgiel, która postanowiła zająć się hodowlą pstrągów w Ojcowie. Jej dumą jest pstrąg po-tokowy. – Po roku nasze pstrągi to kilkucentymetrowe, ważące kilkanaście gramów ryby – wspomina właścicielka Pstrąga Oj-cowskiego. W ojcowskich stawach pływają też pstrągi tęczowe – pomagają utrzymać stawy i swoich dzikich kuzynów. – Za tę-czowego też ręczymy, mamy go ze świetnej hodowli – tłumaczy i dodaje, że dopiero uczy konsumentów różnicy pomiędzy tymi rybami, wyjaśniając dlaczego pstrąg potokowy jest o ok. 30 proc. droższy od tęczowego i jak odróżnić pstrąga potokowego od palii, którą często sprzedaje się w jego miejsce. Wędzony Pstrąg Ojcowski podbił już serca bywalców Targu Pie-truszkowego. Obok niego kupić można również surową rybę i – w sezonie (który właśnie trwa) – przepyszną ikrę. Jeżeli nie lubicie wcześnie wstawać, zamówcie pstrągi za pośrednictwem Facebooka lub telefonicznie. Po zakupach podskoczcie na Lipową po cydry od Lorków i zafundujcie sobie prawdziwie slow foodową kolację. Warto!

Magda Wójcik

Smakuj w tempie slow

Włochy na wypasieNa jednej z najmniej kulinarnych ulic naszego miasta – Krakowskiej – powstała niedawno restauracja, która ucieszy osoby zakochane w prawdziwej neapolitańskiej pizzy.

Nolio to lokal, o którym się mówiło jeszcze za-nim został otwarty. Przyczyna jest prosta: jak dotąd nie było u nas włoskiej restauracji, która taką wagę przykładałaby do jakości i miejsca pochodzenia produktu. Właściciele Nolio po-stanowili sięgnąć po włoskie klasyki w możliwie najlepszym wydaniu. Jak cytryny, to z Amalfi; jak pistacje, to z Bronte. Możecie chichotać przy lekturze karty, gdzie opisano sporo składników, kręcić nosem na pomidory San Marzano „rosną-ce na wulkanicznych polach u stóp Wezuwiusza”, ale prawda jest taka, że te produkty po prostu smakują intensywniej. Co przy prostej włoskiej kuchni ma niebagatelne znaczenie.Spróbujcie więc makaronów, pizzy i przystawek – tu według uznania. Każdy będzie miał swoich faworytów; dla osób oczekujących przy takich składnikach perfekcji, kilka dań mogłoby pew-nie jeszcze zostać dopracowanych. Niezależnie od kulinarnych preferencji, zaklinamy Was, za-mówcie sernik z ricotty. Nie ważcie się wycho-dzić bez niego z Nolio. Nie pożałujecie!

Kraków w Gault&MillauZ utęsknieniem czekacie na pierwszą gwiazd-kę w Krakowie? W tej sekcji „What’s Up Ma-gazine” oczekiwanie może dotyczyć jedynie gwiazdek Michelin. My jednak proponuje-my zapomnieć o czerwonej książce i w jej miejsce postawić na półce żółty przewodnik gault&Millau.

Nie raz, przeglądając Michelinowskie propozy-cje, zdarzyło nam się ze zdziwienia nadwyrężyć mięśnie twarzy? W najnowszym przewodniku Gault&Millau okazji do ćwiczenia mimiki jest mniej. System ocen Gault&Millau opiera się na punktach i symbolu czapek kucharskich: lo-kal może dostać od jednej do pięciu czapek. Na ostateczną ocenę składa się sporo elemen-tów, lecz decyduje jakość jedzenia: techniki przyrządzenia, zestawienia smaków, prezenta-cja, spójność dań z koncepcją lokalu, sezono-wość i jakość składników. Jak na razie w Polsce

czterema czapkami mogą pochwalić się Atelier Amaro oraz Senses w Reducie Banku Polskie-go, której szefuje Andrea Camastra (Szef Jutra Gault&Milau 2015). W Krakowie najwyżej oce-niono restaurację Copernicus (3 czapki). W prze-wodniku znalazły się też: 27 Porcji, Biała Róża, Bistro 11, Corleone, Corse, Cyrano de Berge-rac, Del Papa, Destino, Ed Red, Edo Fusion, Fab Fusion, Farina, Introligatornia Smaku, Kawale-ria Szarża Smaku, Kogel Mogel, La Fontaine, Sapori Italiani, Miodova, Oranżeria, Pimiento, Pod Aniołami, Pod Baranem, Pod Nosem, Pod Różą, Portobelo, Qualita, Ramen Girl, Ristoran-te Amarone, Rzeźnia, Studio Qulinarne, Trzy Rybki, Unicus, Wentzl, Zakładka Food & Wine, Zazie Bistro i Zielona Kuchnia.W najnowszej polskiej edycji przewodnika opi-sanych zostało 390 restauracji, 100 hoteli oraz 120 produktów regionalnych.

www.whatsupmagazine.pl26 siedem uciech głównych

5–6 lutego

SnowFestNa początku lutego pod Wielką Krokwią w Zakopanem spadnie na was lawina dźwię-ków, a wykonywane na snowboardzie triki porwą was z siłą większą niż śnieżna zamieć. SnowFest to ekstremalne połączenie muzyki i zimowych sportów. Przez dwa dni publiczność rozgrzewać będą zawody w Big Air i Slope Sty-le w snowboardzie oraz freeskiing. W dwóch pierwszych chodzi o to, by na desce skoczyć jak najwyżej i najdalej, w drugim – by ewolu-cje wykonywane na stoku były jak najbardziej spektakularne.Trzaskający o tej porze roku mróz zagłuszy mu-zyka płynąca z dwóch scen, na których wystąpią gwiazdy polskiej i światowej muzyki. Hip-hop z Wielkiej Brytanii przywiezie Roots Manuva, a za drumbassowy trans odpowie duet Chase & Status. Zupełnie inny klimat zaserwuje punko-wo-funkowy Łąki Łan, a Taco Hemingway będzie rapował o tym, co – nie tylko zimą – doskwiera mieszkającym nad Wisłą.Na koniec temperaturę podniesie afterparty, na którym za konsoletą stanie DJ Andy C oraz duet Flirtini.www.snowfest.pl

23 stycznia

Wielkie Hity Muzyki Filmowejgrudzień, za sprawą premiery kolejnej części „gwiezdnych Wojen”, upłynął pod znakiem „Marszu Imperialnego” johna Williamsa. W styczniu pojawi się okazja, by ten jeden z najbardziej znanych tematów muzycznych w historii kina usłyszeć na żywo w wykonaniu Cinema Symphonic Orchestra.To jednak nie koniec. Na gali Wielkich Hitów Muzyki Filmowej, która 23 stycznia odbędzie się w Centrum Kongresowym ICE Kraków, po-

fot.

Mag

da H

ueck

el

16 i 30 stycznia

Opera na wielkim ekranieNie trzeba lecieć do Nowego jorku, by zo-baczyć najsłynniejsze przedstawienia The Metropolitan Opera. W kinie Kijów.Centrum spektakle w jakości HD transmitowane są na żywo prosto z serca Wielkiego jabłka.W styczniu w repertuarze znalazła się prawdziwa perełka, czyli „Poławiacze pereł” Georges’a Bize-ta. Historia miłości dwóch przyjaciół do jednej kobiety, w dodatku kapłanki, która złożyła śluby czystości, wystawiana jest na światowych sce-nach niemal nieprzerwanie od 1863 roku. Chociaż autor słynnej „Carmen” komponując „Poławiaczy pereł” nie miał nawet ukończonych 25 lat, udało mu się stworzyć subtelną, a zarazem przejmu-jącą operę o ponadczasowym pięknie. Drugą styczniową propozycją jest „Turandot” Giacomo Pucciniego. To osadzona w malowniczej scene-rii Dalekiego Wschodu opowieść o księżniczce, która każdego marzącego o jej poślubieniu męż-czyznę wystawia na próbę. Starający się o jej rękę kandydaci giną kolejno, zresztą tak samo jak sam autor opery, który zmarł w trakcie jej komponowania. Na szczęście Franco Alfano do-kończył spektakl, dzięki czemu i my zobaczymy go wkrótce w Kijów.Centrum.www.kijow.pl

22–24 stycznia

Nowa Łaźnia NowaDla tęskniących za remontowaną od kilku mie-sięcy Łaźnią Nową mamy dobrą wiadomość. Teatr wrócił, a wraz z nim przywędrowały nowe spektakle.Jednym z nich jest „Kalkstein/Czarne Słońce”, koprodukcja Łaźni Nowej, Teatru im. Ludwika Solskiego w Tarnowie i festiwalu Boska Kome-dia. Sztuka w reżyserii Joanny Grabowieckiej osnuta jest wokół biografii Ludwika Kalksteina--Stolińskiego, w roku 1941 odznaczonego Krzy-żem Walecznych jako żołnierz Armii Krajowej, a dwa lata później skazanego na śmierć za dzia-łalność dla Gestapo. Uciekając i kilkakrotnie zmieniając tożsamość, Kalksteinowi udało się dożyć prawie do końca XX wieku. Historia na-rodowego zdrajcy w spektaklu stała się pre-tekstem do poruszenia tematu bohaterstwa, zdrady i tak szeroko dyskutowanego ostatnio patriotyzmu.

Poleca Marynia gierat

Rotterdam na żywo Pod koniec miesiąca (29–31 stycznia) w Krako-wie będzie mieć miejsce niecodzienne wyda-rzenie. już po raz drugi w Kinie Pod Baranami zagości Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Rotterdamie. W ramach 45. edycji festiwalu widzowie wybra-nych kin w Europie będą w tym samym czasie oglądać pięć premierowych filmów, a po sean-sach wezmą udział w dyskusjach z ich twórcami, które będą na żywo transmitowane na ekranie. Uczestnicy projekcji w całej Europie będą mogli zadawać pytania poprzez Twitter (#livecinema). A w programie festiwalu zobaczymy m.in.: na-grodzony Europa Cinemas Label w Wenecji fran-cusko-tunezyjski film, którego akcja rozgrywa się w przeddzień Arabskiej Wiosny („As I Open My Eyes”), belgijski dramat familijny w bergma-nowskim klimacie („Prejudice”) czy malowniczą ekranizację sztuki teatralnej „Krwawe Gody” Fe-derico Garcii Lorci („La Novia”). Po raz pierwszy festiwal w takiej formie odbył się rok temu, tym samym stwarzając niezwykłe poczucie global-nego zjednoczenia wśród uczestników. Filmy zostaną wyświetlone z polskimi i angielskimi napisami.kinopodbaranami.pl

jawią się największe przeboje dużego ekranu. Monumentalna, ale i liryczna ścieżka dźwiękowa Howarda Shore’a przeniesie nas do magicznego Śródziemia „Władcy Pierścieni”, a energiczna i żywiołowa muzyka skomponowana przez Klau-sa Badelta wyrzuci nas na wybrzeże Karaibów plądrowane przez Piratów z Jackiem Sparrowem na czele. Repertuar uzupełnią m.in. utwory z „Pożegna-nia z Afryką”, „E.T.” czy „Lawrence z Arabii”. Oczywiście żaden z koncertów wypełnionych filmowymi przebojami nie mógłby się obejść bez hitów z produkcji o nieśmiertelnym Jamesie Bondzie. Tak też będzie i tym razem. Żyje się tylko dwa razy, ale ukochanych soundtracków można słuchać w nieskończoność.www.icekrakow.pl

„Kalkstein/Czarne Słońce” będzie można zoba-czyć w zmodernizowanej sali teatru z mobilną widownią, dostosowującą się do potrzeb spek-takli, nowym oświetleniem i nagłośnieniem. Wielki remont Łaźni to jednak nie tylko wnętrze budynku, ale także aranżacja zielonych terenów wokół teatru, gdzie już wkrótce będą odbywać się spotkania, koncerty czy happeningi.www.laznianowa.pl

Styczeń 2016 27siedem uciech głównych

2 lutego

Paul Anka„Oh please, stay by me, Diana” – to słowa pierwszego i zarazem największego hitu Pau-la Anki. Ten popowy wokalista i autor piose-nek z Kanady na początku lutego wystąpi w Tauron Arenie. Paul Anka przygodę ze śpiewaniem zaczął od występów w kościelnym chórze, a potem zafa-scynowany muzyką chodził podobno na każdy koncert odbywający w Ottawie. Swoją właściwą muzyczną karierę rozpoczął pod koniec lat 50., nieustannie koncertując do tej pory, choć teraz już rzadko wyruszając poza granice Las Vegas. Do Krakowa wokalista przybędzie z repertu-arem, który zaskoczy niejedną osobę pamięta-jącą jego smutne „Lonely Boy” czy romantycz-ne „Put Your Head on My Shoulder”. Kilka lat temu artysta sięgnął po największe rockowe

oraz popowe przeboje i postanowił tchnąć w nie nowe, swingowe życie. Jazzowe brzmienia trąbki czy saksofonu usłyszymy aranżacjach takich piosenek jak „Tears in Heaven” Erica Claptona, „Everybody Hurts” REM czy „Smells Like Teen Spirit” Nirvany.Miłośnicy Franka Sinatry czy Chucka Berry’ego mogą być spokojni – w programie znajdzie się miejsce także dla hitów, które są owocem ich współpracy z Paulem Anką.www.tauronarenakrakow.pl

przygotowała: Dagmara Marcinek

fot.

Mag

da H

ueck

el

19 grudnia – 17 kwietnia

Modna i już! Spodnie dzwony i  plisowane spódniczki, kwieciste koszule i sukienki w geometryczne wzory. Choć w PRl-u półki sklepowe świeciły pustkami, szafy kobiet pełne były ubrań, któ-re do dziś są inspiracją dla stylistów.Wystawa „Modna i już! Moda w PRL”, która wy-startowała w Muzeum Narodowym tuż przed Świętami, udowadnia, że trendy panujące kil-kadziesiąt lat temu są ciągle w modzie. Poka-zuje, jak polska moda ewoluowała w kolejnych dziesięcioleciach i wyraźnie zaznacza, jak kore-spondowała z ówczesną kulturą i obyczajami. Przebojowe spódniczki mini z lat 60., a następ-nie królujące w latach 70. kombinezony, które oswajały społeczeństwo z damskimi spodniami, zwiastowały mające wkrótce nastąpić rewolu-cyjne zmiany. Wystawa w MNK to – oprócz historii – wizu-alna uczta. Zgromadzone zostały tam kreacje stworzone przez znanych polskich projektan-tów, m.in. Jerzego Antkowiaka, Kalinę Paroll, Grażynę Hase czy Barbarę Hoff. Nie zabraknie też codziennych strojów zwykłych Polek, więc wizyta w muzeum będzie okazją do zobaczenia, w co nasze babcie stroiły się na popołudniowy spacer czy wieczorny dancing.www.mnk.pl

Fot.

Prac

owni

a Fo

togr

aficz

na M

NK

Barbara Hoff

przez 48 lat, aż do 2002 roku, na łamach „Przekro-ju” uczyła Polki, jak być modną mimo szarzyzny na sklepowych wieszakach. Na zdjęciu kombinezon z kolekcji Hofflandu z 1979 roku. Kombinezony nale-żały do najbardziej uda-nych projektów Barbary Hoff. Szyto je w różnych stylach i na każdą okazję

reklama