Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

22
Zmowa Pisarzewska Katarzyna milczenia K a ż de m a ł e m i a s te c z k o ma s w o j e t a je m nic e

description

 

Transcript of Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

Page 1: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

ZmowaZ

mow

a milczenia

Pisarzewska

Pisarzewska

Katarzyna

Katarzynamilczenia

Każde małe miasteczko ma swoje tajemnice

Każdy nosi w sobie jakiś sekrett.. Niektóre są jednak mroczniejsze od innnych.

Gosztowo to mała miejscowość, w której życie toczy ssięię

w sennym rytmie codziennych rytuałów. Szkoła, praca, wwizizytyta a

w miejscowym supermarkecie, niedzielna wyprawa do koścścioiołała.

Młodzi marzą tylko o wyjeździe, starsi trwają w letargu. Kiedydy jedednanak

w zagadkowych okolicznościach zginie młody chłoppak, poruszene i

tym faktem mieszkańcy powoli zaczną ujawniać swoje zuppełniee inne,

nieznane oblicze…

Sierżant Maria Gajda, by rozwiązać sprawę, będzie musiała

zmierzyć się z demonami drzemiącymi za sielankową fasadą

prowincjonalnej społeczności. Nie mniejszym wyzwaniem

będzie dla niej poradzenie sobie z prywatnymi problemami.

Kontakt z toksyczną matką dodatkowo komplikuje jej i tak

już niełatwe relacje z mężczyznami.

GęGęsta atmosfera najnowszej książki Katarzyny Pisarzewskiej,

łącząccejej wwciciągągajającą y kryminał z opowieścią obyczajową,

przywodzi na mmyśyśl l tętę zznananąną zze e skskanandydynanawswskikichch kkryrymiminanałółóww..

Tutaj też nic nie jest takkieie, jajakikiee wywydadajeje ssięię nnaa popoczczątątkuku..

Cena 34,90 zł

Pisarzewska_Zmowa milczenia_okladka_druk.indd 1 2014-08-21 15:58:37

Page 2: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"
Page 3: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

Katarzyna Pisarzewska

Zmowa milczenia

KRAKÓW 2014

Page 4: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

Książki z dobrej strony: www.znak.com.plSpołeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected] I, Kraków 2014

Druk: Opolgraf

Copyright © by Katarzyna Pisarzewska

Projekt okładkiPaweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

www.panczakiewicz.pl

Fotografie na pierwszej stronie okładkiCopyright © Marta Syrko/Trevillion Images

Copyright © Elisabeth Ansley/Trevillion Images

Opieka redakcyjnaJulita Cisowska

Przemysław PełkaAgata Pieniążek

Opracowanie tekstu i przygotowanie do drukuPracownia 12A

ISBN 978-83-240-2605-0

Page 5: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

Dochodzi północ. Na granatowo-czerwonym niebie odbija się łuna świateł nad miastem. Chmury biegną szybko ze wschodu na zachód, wiatr przetacza się nad lasem. Sosny trzeszczą, skrzypią wysoko nad głowami. Zdaje się, że cały las przegina się to w jedną, to w drugą stronę.

Po lewej stronie drogi stoi samochód. Ma włączone reflektory i pul-sujące pomarańczowe światła awaryjne. Światła przecinają ciemność, która wydaje się przez to jeszcze bardziej nieprzystępna i wroga.

Przy samochodzie widać trzy sylwetki – dwóch chłopców i star-szego mężczyzny. Jeden z chłopców z całych sił obejmuje mężczyznę i płacze. Dorosły nie odwzajemnia uścisku, machinalnie poklepuje tylko chłopca po plecach. Ten coś mówi: urywane zdania, które bez przerwy powtarza: „Nic nie mów, proszę cię, nic im nie mów…”.

Mężczyzna chyba go nie słucha. Cała jego uwaga skupiona jest na drugim chłopcu. Chłopak jest zły i przestraszony. Opiera się o sa-mochód. Przykuca, a potem wstaje z wysiłkiem. Jego wykrzywiona, dziwnie blada twarz lśni w ciemności. „Chcę jechać do domu – mówi głośno – idę do domu, nic mi nie jest!”, ale mimo to nie rusza się

Page 6: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

z miejsca. Już dwa razy próbował, ale coś zgina go wpół: przysiada na poboczu, potem wraca.

Wszyscy trzej w tym samym momencie dostrzegają niebieskie światła karetki. Nagle starszy chłopiec dostaje przypływu sił: odrywa się od samochodu, przeskakuje wąski rów, który dzieli go od lasu, i coś krzycząc, znika wśród drzew. Wtedy ten młodszy przestaje obejmo-wać mężczyznę: teraz tylko ściska go za rękę. Obaj są niemal tego sa-mego wzrostu. Mężczyzna jest szczupły i niewysoki, ma granatową kurtkę z odblaskowym paskiem. Kiedy omiatają go światła karetki, odruchowo zasłania oczy przedramieniem. Karetka staje, ratownicy wysiadają: świecą wkoło latarkami, są zdezorientowani. Widzieli chłopaka, który zniknął w lesie, kuląc się, jakby trafiła go kula. Męż-czyzna chce do nich podejść, ale młodszy chłopiec mu nie pozwala: stoi jak wmurowany i nie puszcza jego ręki.

– Zostań tam! Zostań! To wszystko przez ciebie! – krzyczy z ca-łych sił w stronę lasu.

Page 7: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

7

Poniedziałek 20 maja

1

Była siódma dwadzieścia pięć. Deszcz wisiał w powietrzu.Maria Gajda, sierżant sztabowy z komendy powiatowej policji

w Ostolinie, stała przed lustrem i przyglądała się swojemu odbiciu z wyrazem osobliwej dumy.

Jeszcze nie zdążyła przyzwyczaić się do tego, że prawie nie ma włosów, ale już zaczęło się jej to podobać. Chyba tak właśnie sie-bie widziała, gdzieś tam w środku. Dziwne, że wpadła na to dopiero, mając trzydzieści jeden lat.

Wszystko zaczęło się całkiem normalnie, w poprzedni piątek po pracy. Miała już iść do domu, ale w korytarzu natknęła się na kolegę, który świętował odejście na emeryturę. Świętowanie dopiero się za-częło, miało się potem przenieść do jakiejś knajpy, ale on był już lekko wstawiony i oczy zwilgotniały mu ze wzruszenia. Maria znała go dość słabo, była w Ostolinie dopiero od początku roku. Mimo to kolega roz-kleił się na jej widok i uparł się, żeby ją zaciągnąć „chociaż na jednego”.

Na jednym się oczywiście nie skończyło. Dopiero kiedy poczuła, że pieką ją policzki, głos wznosi się o pół oktawy, a umysł ogarnia poczucie braterstwa, stwierdziła, że musi iść do domu.

Page 8: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

8

Już na dole przypomniała sobie, że nie wzięła komórki, i wróciła po nią na górę. W sąsiednim pokoju wciąż trwała impreza pożegnalna. Dopiero po chwili zrozumiała, że roz-mawiają o niej, komentując jej zachowanie i przede wszystkim wygląd. Nie chodziło tylko o to, że nie przypomina Miss We-nezueli, bo takich też nie lubili. Musiała czymś im podpaść, ale ze strzępów rozmowy, które do niej docierały, niewiele mogła zrozumieć.

– … przynajmniej nie pod biurkiem… – usłyszała. – … do tego jest więcej chętnych, i w dodatku z cyckami.Powinna tam wejść i popsuć im nastrój, ale nie chciała da-

wać im satysfakcji. Zaraz zresztą zaczęli zamykać okna, trzaskać drzwiami, zbierać się, wychodzić. Impreza przeniosła się w inne miejsce.

Maria wróciła do domu, zahaczając po drodze o sklep monopolowy. Niejasno pamiętała, że upiła się na smutno, słuchając starego rocka, głównie Little Girl Blue Janis Joplin, i pod wpływem smutku czy też złości obcięła sobie włosy. Potem już nie wiedziała, czy chciała sobie dopiec, czy może szykowała się do bitwy ze stugłową ludzką hydrą.

Kiedy wytrzeźwiała, jej ocena rzeczywistości uległa całkowi-tej zmianie.

Sąsiad z przeciwka, ten, co miał maszynkę do strzyżenia, po-mógł jej ogarnąć bajzel na głowie. Wtedy spod włosów wyjrzały stare blizny, kilka cienkich białych śladów po szwach. Wyglądały jak dziwna mapa, która domaga się legendy.

Całe jej ciało domagało się legendy: brzydka biała blizna na udzie po ugryzieniu psa. Niewielki tatuaż nad tyłkiem, przedsta-wiający słońce (niech słońce zawsze świeci na twój tyłek, powie-dział kumpel, który jej to zrobił; oczywiście nie byli wtedy trzeźwi, choć i nie pijani). Grubsza lewa kostka, którą złamała, skacząc ze

Page 9: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

9

spadochronem. I jeszcze kilka innych, niewidocznych blizn, ta-kich, które zostają w głowie.

Zastanawiała się później, czemu w ogóle tak ją to dotknęło. Prawie nie znała tych ludzi. Ledwo wiedziała, jak się nazywają. To pewnie przez złudne uczucie braterstwa, które rozlało się w niej razem z wódką Finlandia.

To uczucie, zdarza się, jeszcze do niej wraca. Uczucie, że do-brze być w jakimś stadzie, w jakiejś grupie. Problem w tym, że nie umie być z innymi inaczej niż po alkoholu, a kiedy trzeźwieje, zamiast jednego kaca ma dwa: jednego po wódce, a drugiego po fałszywych przyjaciołach. Już dawno doszła do wniosku, że musi unikać tych dwu rzeczy, a przynajmniej ich ze sobą nie łączyć. Bra-kowało jej tylko silnej woli, żeby się tego trzymać. Może właśnie dlatego ścięła włosy: żeby już więcej nie zapomnieć.

Następnego dnia z rana jej umysł nie był jeszcze całkiem trzeźwy i przytomny, bo zadzwoniła do Petra Szewczenki, kolegi z pracy, z którym się przyjaźniła. Petro był ostatnio na urlopie, ale z tego, co wiedziała, nigdzie nie wyjeżdżał. Poprosiła, żeby pod-rzucił jej alkomat. Tak naprawdę chciała poczuć, że ma kogoś po swojej stronie, kogoś innego niż reszta. Ale nie mogła się prze-móc. On sam zachowywał się tak, jakby coś go ugryzło, i chociaż wyświadczali sobie nawzajem różne przysługi, to chyba uznał, że z tą przesadziła.

W następnym tygodniu poszła na zwolnienie z powodu bła-hego przeziębienia. Doszła do wniosku, że musi się od wszyst-kiego zdystansować, no i przede wszystkim przyzwyczaić się do tego, jak wygląda.

Potem przeprowadziła coś w rodzaju testu. Na początek pojechała do matki. Zgodnie z przewidywaniami

matka nie była zachwycona. Nazwała ją „chodzącą recydywą” i to

Page 10: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

10

był najłagodniejszy z epitetów, jakie z siebie wyrzuciła z prędkoś-cią karabinu maszynowego. Wspomniała również o tych, którym golono głowy po wojnie. Kobiecość to był jej sztandar. Nie mogła przeboleć, że nie powiewa dumnie nad jej córką. Wielu rzeczy nie mogła w niej przeboleć, ale to już Marii nie przeszkadzało; raczej odwrotnie. Dowodziło, że ziemia wciąż obraca się w tym samym kierunku, a bieguny nie zmieniły swojego położenia. Matka była jak kompas. Zawsze wskazywała północ, a Maria zawsze odwra-cała się na południe.

Całkowicie zadowolona z takiej reakcji pojechała do swojej bratowej i przyjaciółki Anity, która mieszkała kawałek dalej przy tej samej ulicy.

– Nie jest źle – powiedziała Anita, podając jej kawę (była przy-gotowana na tę rozmowę, bo matka Marii zdążyła już do niej zadzwonić). – Właściwie jest całkiem nieźle. Masz ładną głowę. I oczy. Mogłabyś je trochę pomalować. Wyglądałabyś naprawdę…

– Daj spokój – przerwała jej Maria – mam gdzieś, czy się ko-muś podobam, czy nie. A zresztą, i tak mi to nie grozi.

Anita znała jej poglądy na ten temat i wiedziała, skąd się wzięły, więc nie nalegała.

Maciek miał wrócić dopiero następnego dnia. Anita była tylko z roczną Melą i Maria została u niej na noc. Trochę się wygłu-piały, przymierzając peruki, które zostały Anicie po prowadze-niu kółka teatralnego, kiedyś, dawno, w osiedlowym domu kul-tury. Wypiły butelkę wina, chociaż jak zwykle to Maria wzięła ją na siebie, i trochę potańczyły. Potem, kiedy leżały już w dużym małżeńskim łóżku Anity razem z Melitą, jak ją nazywała Maria, nastrój zrobił się poważniejszy. Anicie doskwierał brak pracy, ale rozważała jakieś inne opcje niż powrót do szkoły w Gosztowie, gdzie pracowała przed urodzeniem Meli. Wykonywała czasem

Page 11: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

11

zlecenia z policji i prokuratury jako biegły psycholog, ale nie było tego wiele.

Maria zapamiętała z tej rozmowy głównie pytanie o własne plany:

– Zamierzasz już zawsze robić to, co robisz? Ponieważ od czasu do czasu ktoś jej to pytanie zadawał – na

przykład Maciek, który też był policjantem, tyle że w stołecz-nej, ale przede wszystkim był tym południem, w stronę któ-rego Maria zawsze się odwracała – miała na nie dyżurną odpo-wiedź. Tak, bo jestem w tym dobra. Tak, bo jestem potrzebna. Była nawet tak dobra i tak potrzebna, że nie miała szansy na awans.

Anita pytała ją chyba o co innego: nie o ambicje, ale o spełnie-nie. Czy ta praca jest dobra dla ciebie? Co ci daje, a co odbiera?

A może tak jej się tylko wydawało? Takie dywagacje wyda-wały się jej śmieszne. Kto dziś może sobie pozwolić na pełną sa-tysfakcję z pracy?

Jezu, to życie jest w ogóle mało satysfakcjonujące. Przez resztę tygodnia siedziała w domu, czytała i nadrabiała

zaległości filmowe z ostatnich paru lat. W poniedziałek rano była gotowa do konfrontacji. Czuła, że czeka ją dzień ciężki od czerstwych żartów. Właściwie nie miała już na to czasu, ale postanowiła jeszcze

zapalić. Jak zawsze stanęła w otwartych drzwiach na balkon z wi-dokiem na akacje. Mieszkała na trzecim piętrze, w starym, zapy-ziałym bloku bez windy. I tylko ten widok, park w środku miasta, przekonał ją do tego, żeby tu zamieszkać.

Właśnie sięgała po zapalniczkę, kiedy z telefonu odezwał się Eisbär Nouvelle Vague. Kilka razy próbowała zmienić tę melodyjkę, ale wcześniej czy później zawsze do niej wracała.

Page 12: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

12

Jest to łagodna wersja starego punkowego przeboju. Opowiada o tym, jak dobrze być niedźwiedziem polarnym. Niedźwiedzie polarne nigdy nie płaczą, bo tam, gdzie żyją, wszystko jest proste.

I pomyśleć, że napisali to chłopcy ze Szwajcarii. – Cześć, Maria – usłyszała głos swojej siostry Izy. – Słyszałaś

o wypadku na Trosce? Maria zaprzeczyła, a Iza parsknęła z niedowierzaniem:– Jak mogłaś nie słyszeć?

2

Kiedy jeszcze Maria mieszkała i pracowała w Gosztowie, o wszystkim dowiadywała się pierwsza i zawsze była na miejscu, jeśli działo się coś ważnego. Nie miało znaczenia, czy akurat była w pracy, czy nie. Zawdzięczała to zwłaszcza starszemu posterun-kowemu Kowalowi, który bardzo się troszczył, żeby się nie naro-bić, i dzwonił do niej praktycznie z każdą sprawą.

Posterunek w Gosztowie zlikwidowano w poprzednim roku ze względu na oszczędności. Maria wciąż była gosztowską dzielni-cową, ale teraz mieszkała i pracowała w Ostolinie. I chociaż wie-działa, co dzieje się na jej terenie, to nie była już pierwsza. Trwało to od paru miesięcy, ale dopiero teraz to do niej dotarło.

Nikt nie dał jej znać. Poczuła się jak śpiąca królewna, która przespała rewolucję

i obudziła się na zmywaku.Słuchając Izy, zgniotła w popielniczce niezapalonego papierosa.

Potem wyjęła walthera z kasetki, wsunęła go w kaburę, wciągnęła na grzbiet kurtkę, na nogi buty i wyszła do pracy.

Page 13: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

13

Kiedy dyżurny zagadnął ją o ogoloną głowę, w pierwszej chwili nie wiedziała, o co mu chodzi.

Przed odprawą zajrzała jeszcze do siebie. Dzieliła pokój z kierowniczką rewiru dzielnicowych starszą aspirant Katarzyną Danowską i najstarszym dzielnicowym w Ostolinie aspiran-tem Jarosławem Chudziakiem. Wciśnięto ją tu po likwidacji posterunku w Gosztowie, co odbyło się niewielkim kosztem, bo miała jedno biurko na spółkę z Chudziakiem, a to i tak był luksus. Oboje zresztą rzadko tu zaglądali, zwykle praco-wali w terenie, a Chudziak, nawet jeśli był na komendzie, plą-tał się gdzieś albo siedział w ubikacji. Dokuczały mu prostata i szefowa, która pod jego nieobecność nazywała go wrzodem na dupie. Mimo swojej flejowatości, lenistwa i arogancji oraz trudnych do ukrycia problemów z alkoholem Chudziak miał wyjątkowo długi staż pracy, stając się w końcu jednym z ostat-nich reliktów peerelowskiej milicji w Ostolinie. Miał umie-jętność cenną w każdym ustroju: nie wychylać się, toteż wiódł życie dobrze zabunkrowanej gnidy i Danowska, która miała go ciągle na oku, nie mogła zarzucić mu niczego poważnego. Nie przychodził nawet na kacu, bo jeśli zdarzyło mu się zapić, brał wolne.

Żyć nie umierać. Danowska była tego dnia dziwnie roztargniona, jakby jesz-

cze się nie dobudziła. Była to potężna kobieta pod pięćdziesiątkę, nieco powolna jak wszystkie obiekty o dużej masie, ale raczej ma-jestatyczna niż ociężała. Umiała być bezpośrednia i jednocześnie utrzymać autorytet. Prywatnie lubiła mocny makijaż i złoto, ale w pracy ograniczała się do grubej warstwy tuszu na rzęsach i so- lidnej obrączki. Krążyły plotki, jakoby w czasach, kiedy jesz-cze jeździła na patrole, załatwiła raz sama trzech wstawionych

Page 14: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

14

mięśniaków. Pracowała wtedy na innym komisariacie, a jej samej jakoś nikt nie miał odwagi o to spytać.

Danowska obrzuciła Marię zdumionym spojrzeniem. – Co ci się stało, kobieto? – spytała. – Myślałam, że to było

przeziębienie. Maria znów z opóźnieniem zdała sobie sprawę, że chodzi

o włosy. – Nic, nieważne – machnęła ręką. – Nie dogadałam się z fry-

zjerem. – A te wzorki? – Danowska wskazała na blizny. – Wypadek na rowerze. – A, właśnie. Słyszałaś o tym wypadku… – No jasne – odparła Maria z taką swobodą, jakby widziała

go na własne oczy. Chociaż w ciągu minionego weekendu w powiecie zdarzyło się

ze dwadzieścia wypadków, był tylko jeden taki, o którym wszy-scy mówili.

– Piekarczyk się tym zajmuje – powiedziała Danowska. – Wiem, że potrafi być chamski, ale nie unoś się honorem.

Aspirant Bartosz Piekarczyk. Ekspert od moich cycków, przy-pomniała sobie.

Trochę zdziwiła ją ta uwaga, ale jej nie skomentowała. – Piekarczyk i kto? – Chyba Szewczenko.No. To już lepiej. Iza powiedziała jej mniej więcej, co się stało. Reszty dowie-

działa się na odprawie. W sobotę wieczorem dwóch braci z Gosztowa wybrało się na

koncert do Ostolina. Wracali na piechotę; było już ciemno, do-chodziła dwunasta. Niedaleko domu, na ulicy Leśnej, biegnącej

Page 15: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

15

zgodnie z nazwą przez las, starszego chłopaka potrącił samochód. Kierowca uciekł z miejsca wypadku. Niedługo później przyjechał znajomy chłopców i zadzwonił na pogotowie, a oni z kolei zawia-domili policję. Na widok karetki poszkodowany chłopak dostał szajby, zaczął coś wrzeszczeć i uciekł do lasu. Stał tam w ciem-ności wśród drzew i wciąż krzyczał, żeby dali mu spokój, a kiedy próbowali do niego podejść, chował się głębiej w las. Nie mogli namówić go do powrotu. Kilka minut później przyjechał radio-wóz, a wtedy chłopak ucichł, znikł, zapadł się pod ziemię. Drugi, młodszy, dostał spazmów i w końcu ten mężczyzna, który ich znalazł, odwiózł go do domu.

Policjanci znaleźli rannego chłopaka dopiero nad ranem, kiedy zaczęło się rozwidniać. Ukrył się w jakimś dole i zemdlał. Żył jesz-cze, kiedy odwieźli go do szpitala, ale nie udało się go odratować. Zmarł parę godzin później. Miał krwotok wewnętrzny.

Długo nie można było skontaktować się z rodziną. Mężczyzna, który odwiózł chłopca do domu, był przyjacielem matki. Rodzice chłopaków rozwodzili się, ojciec mieszkał w Ostolinie. Chłopcy, szesnasto- i trzynastoletni, zostali z opiekunką, ponieważ matka kilka godzin wcześniej wylądowała w szpitalu ze zwichniętą nogą. Prawdopodobnie dosypali opiekunce czegoś do herbaty i wyszli, kiedy przysnęła. Ocknęła się koło jedenastej i zauważyła, że ich nie ma. Dopiero wtedy zaalarmowała rodziców. Matka nie mo-gła przyjechać, wysłała swojego przyjaciela, a ojciec nie odebrał telefonu – był na imprezie z przyjaciółką. Pojawił się w szpitalu dopiero rano i siedział przy chłopcu do ostatnich chwil.

Chłopak należał do znanej w Ostolinie rodziny. Terleccy. Do-brosława Terlecka była miejscową radną i prezeską największej spółdzielni mieszkaniowej w Ostolinie. Ostatnio próbowała prze-forsować budowę bloku na miejscu parku z akacjami, tam, gdzie

Page 16: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

16

mieszkała Maria. Nieprzyjemna, bezwzględna kobieta, Maria nie sądziła, że kiedyś będzie jej współczuć, a jednak tak było. Oczy-wiście nikt z rodziny Terleckich, nawet pani prezes, od dawna nie mieszkał w blokach. Wszyscy mieli domy pod miastem. Radosław Terlecki, ojciec chłopaka, był miejscowym deweloperem, jednym z największych, kryzys nie zaglądał mu w oczy. Miał także agen-cję nieruchomości.

Cały ten lokalny kontekst nie miał związku ze sprawą, poza jednym: teraz wszyscy będą im patrzeć na ręce.

A jak na razie nie mieli niczego konkretnego.Jedyny świadek zdarzenia, młodszy brat chłopaka, na razie nie

nadawał się do rozmowy. Na miejscu nie było typowych śladów wypadku, żadnej krwi,

rozbitych reflektorów, urwanego zderzaka. Jedynie po śladach ha-mowania mogli ustalić, gdzie to się stało. Z tym że były tam co najmniej dwa świeże ślady, a jeden z nich należał do samochodu przyjaciela matki. Wąska asfaltowa droga była pięciokilometro-wym skrótem łączącym dwie wsie: Gosztów i Górkę. Można było tamtędy dojechać również do dwóch nowych osiedli, Słonecznej Polany i Cichego Zakątka. Wzdłuż Leśnej nie było latarni ani za-budowań, nie było też chodnika, jedynie wąskie pobocze. W nocy mało kto z tej drogi korzystał, bo grasowały tam dziki, a one za-zwyczaj wychodziły zwycięsko ze spotkań z samochodami. Ina-czej przedstawiała się sprawa z kierowcami na gazie i z okoliczną motoryzacyjną rupieciarnią. Oni akurat lubili Leśną. Mimo to ra-diowozy rzadko się tam zapuszczały, bo służba patrolowo-inter-wencyjna, zgnębiona planowymi niedoborami kadrowymi, robiła tylko to, co naprawdę musiała.

Teraz należało wykonać kilka standardowych czynności: po-szukać samochodu w warsztatach, sprawdzić monitoring, może

Page 17: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

17

jeszcze odwiedzić kierowców, których ukarano za jazdę na po-dwójnym gazie. W takiej okolicy, gdzie wszyscy się znają (no, po-wiedzmy), nie da się ukryć uszkodzonego zderzaka albo wgniecio-nej karoserii. Jak do tej pory sprawdzono samochody mieszkańców dwu najbliższych osiedli, ale na żadnym nie ujawniono podejrza-nych śladów. Jeżeli samochód wyszedł ze zderzenia bez szwanku, niewiele można było zrobić.

Jest oczywiście coś, w czym Maria mogłaby pomóc, na przykład powiedzieć, gdzie najpierw zajrzeć i kogo sprawdzić. W Goszto-wie jest sporo warsztatów samochodowych, właściwie z roku na rok jest ich coraz więcej. Ale Piekarczyk nie przyjdzie i o nic nie spyta, a ona nie będzie za nim biegać i mówić mu, co ma robić.

Żadnych innych zdarzeń na terenie Gosztowa nie zanotowano, a to, co zdarzyło się w innych częściach powiatu, średnio Marię obchodziło. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze, były to zdarzenia typowe, niezbyt zaskakujące i mało drastyczne. Zastępca komen-danta próbował burkliwie i obcesowo skierować energię podwład-nych na jak najrzetelniejsze wypełnianie obowiązków służbowych, a zwłaszcza wlepianie mandatów. W przyciasnej sali frustracja była bardziej wyczuwalna od duchoty. Na niektórych twarzach odbijały się jeszcze skutki intensywnego pożegnania z weekendem i boles-nego zderzenia z poniedziałkiem. Co bardziej drażliwi poczuli się zgnojeni i gotowi byli przekazać to uczucie dalej w świat.

Maria, przeciwnie, miała wrażenie, że wraca do życia. Znowu była na swoim miejscu, wśród zwykłych spraw, którym musiała nadać bieg. Nawet zdziwione spojrzenia i uśmieszki, jakimi kole-dzy skwitowali jej nową fryzurę, nie wydały się jej złośliwe, a jeśli nawet takie były, nie zwracała na to uwagi.

Zastępca komendanta oczywiście nie mógł sobie odmówić komentarza.

Page 18: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

18

– Widzę, że zdecydowała się pani na radykalną zmianę w wy-glądzie, pani Mario – stwierdził. – Mam nadzieję, że koleżanki nie pójdą w pani ślady.

Koleżanki odpowiedziały perlistym śmiechem, koledzy zawtó-rowali. Maria uśmiechnęła się półgębkiem.

Potem już tylko coraz częściej spoglądała na zegarek.

3

Dom błyszczał w słońcu jak złoty dolar. Elewacja w inten-sywnym kremowym kolorze. Śnieżnobiałe okna i drzwi, łącz-nie z tymi od garażu. Seledynowe trawniki, krzewy róż. Grani-towa kostka. Proste ogrodzenie z drewnianych listew na biało otynkowanej podmurówce. Wzdłuż ogrodzenia niewysokie cisy. Zadaszony śmietnik, umieszczony dyskretnie z boku, przypo-minał budkę strażnika. Żadnych śladów życia. Żadnych psów, dzieci i śmieci, żadnych zeszłorocznych liści w trawie. Wokół posesji kilka schludnych sosen. Czystość i porządek. Nawet wiatr przegnał chmury, żeby to cudo mogło dobrze się zapre-zentować.

Rezydencja Radosława i Renaty Terleckich. Zdaje się, że nie byli tu szczęśliwi. I już raczej nie będą. Maria przyjechała na prośbę swojej siostry, która była ich są-

siadką. Z tego, co zrozumiała, Terlecka przybiegła do niej z samego rana i poprosiła o kontakt „z twoją siostrą policjantką”. Niczego konkretnego nie powiedziała i Maria wątpiła, czy w ogóle było coś konkretnego. Ludzie zawsze szukali osobistych dojść, najwątlej-szych nawet możliwości, żeby pobudzić biurokratyczne tryby do sprawniejszego działania w ich interesie. Pewnie starsza Terlecka,

Page 19: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

19

babcia chłopców, dzwoniła w tym czasie do komendanta i pro-kuratora. Ale zdaje się, że ta tutaj była w rodzinie Terleckich na wylocie. I chyba nie zdążyła wyrobić sobie odpowiednich znajo-mości przed rozwodem.

Maria zjawiła się trochę wcześniej i zostawiła samochód nie-daleko miejsca wypadku. Miała zamiar później trochę się tam ro-zejrzeć. Tymczasem czekała na siostrę i lustrowała okolicę, prze-klinając brak papierosów. Ostatniego z paczki wypaliła rano i nie zdążyła kupić nowej. Paliła zresztą tak rzadko, że jedna paczka wystarczała jej na tydzień. Chodziło bardziej o nałóg dla rąk niż dla płuc.

Dom Terleckich był znacznie większy od innych w okolicy, ale utrzymany w podobnym stylu. Co chcieli powiedzieć swoim są-siadom ludzie, którzy budowali coś takiego? Jesteśmy tacy fajni jak wy, tylko pięć razy bogatsi? A może: spróbujcie się do nas do-stosować? Dom wyglądał jak wielka wizytówka i faktycznie nią był. Na ogrodzeniu od strony głównej drogi wisiał wielki baner: „OSIEDLE SŁONECZNA POLANA. DZIAŁKI NA SPRZE-DAŻ”. I numer telefonu.

Właściwie czemu ją to denerwowało? Zastanowiła się przez chwilę i doszła do wniosku, że to przez starszą Terlecką, tę babę, która chciała wzbogacić jej osiedle o kolejny blok, i to w jedynym miejscu, gdzie zachowało się jeszcze trochę drzewostanu.

Oczywiście, nic podobnego nie mogłoby się zdarzyć tutaj, na osiedlu Słoneczna Polana, gdzie jej syn sprzedawał mieszczu-chom grunt pod marzenia o uroczym domu na wsi. Wcześniej to miejsce nazywało się „Troska”, ale widocznie uznał, że to kiepski szyld na dobry interes.

Zanim Troska stała się Słoneczną Polaną, jakieś piętnaście, dwadzieścia lat temu, były tu pola i sosnowe młodniki. Jeszcze

Page 20: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

20

wcześniej, aż do końca wojny, okolicę zamieszkiwali niemieccy osadnicy. Nikt już dziś nie pamiętał, skąd się wzięli i co spodzie-wali się tu znaleźć. To wtedy Troska stała się Troską, raczej nie z nadmiaru szczęścia i dostatku. Inna niemiecka kolonia, leżąca kilometr dalej, nosiła jeszcze bardziej wymowną nazwę: Bido-cin (obecnie „Cichy Zakątek”). W czasie wojny tutejsi Niemcy próbowali odbić sobie na Polakach, a zwłaszcza na Żydach, przedwojenną niedolę. Prawie wszyscy byli aktywnymi folks-dojczami. W czterdziestym piątym niemal wszyscy zniknęli ra-zem ze swoją uciekającą w popłochu armią. Ci, którzy zostali, zmieszali się z Polakami. W rodzinie Marii też był taki „dobry Niemiec z Troski”, jeden z tych, co to w swoim czasie właści-wie wybrali. Oczywiście żaden z nich już nie żył. Po domach też nie zostało śladu, co najwyżej resztki fundamentów albo krzyże w lesie. No i nazwa.

A teraz znikła i ona. Może to ją najbardziej denerwowało. Troska brzmiała lepiej

niż Słoneczna Polana. Była historyczna, była poetycka, była krótka i zgrabna.

Może zemścił się na Terleckich genius loci albo duch starego Niemca, który podobno kiedyś tu krążył.

Na uliczce pojawił się biały saab. Miękko wyjechał na trawia-ste pobocze i wyhamował tuż obok Marii.

Maria pomachała kobiecie za kierownicą, a ta odpowiedziała uśmiechem. Zgasiła silnik, sięgnęła po torebkę i wysiadła, zbie-rając poły grubego białego swetra. Była prosta, elegancka, w ko-lorze blond. Maria też była prosta. Poza tym prawie wszystko je różniło.

Page 21: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"
Page 22: Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"

Zmowa

Zm

owa m

ilczenia

Pisarzewska

Pisarzewska

Katarzyna

Katarzyna

milczenia

Każde małe miasteczko ma swoje tajemnice

Każdy nosi w sobie jakiś sekrett.. Niektóre są jednak mroczniejsze od innnych.

Gosztowo to mała miejscowość, w której życie toczy ssięię

w sennym rytmie codziennych rytuałów. Szkoła, praca, wwizizytyta a

w miejscowym supermarkecie, niedzielna wyprawa do koścścioiołała.

Młodzi marzą tylko o wyjeździe, starsi trwają w letargu. Kiedydy jedednanak

w zagadkowych okolicznościach zginie młody chłoppak, poruszene i

tym faktem mieszkańcy powoli zaczną ujawniać swoje zuppełniee inne,

nieznane oblicze…

Sierżant Maria Gajda, by rozwiązać sprawę, będzie musiała

zmierzyć się z demonami drzemiącymi za sielankową fasadą

prowincjonalnej społeczności. Nie mniejszym wyzwaniem

będzie dla niej poradzenie sobie z prywatnymi problemami.

Kontakt z toksyczną matką dodatkowo komplikuje jej i tak

już niełatwe relacje z mężczyznami.

GęGęsta atmosfera najnowszej książki Katarzyny Pisarzewskiej,

łącząccejej wwciciągągajającą y kryminał z opowieścią obyczajową,

przywodzi na mmyśyśl l tętę zznananąną zze e skskanandydynanawswskikichch kkryrymiminanałółóww..

Tutaj też nic nie jest takkieie, jajakikiee wywydadajeje ssięię nnaa popoczczątątkuku..

Cena 34,90 zł

Pisarzewska_Zmowa milczenia_okladka_druk.indd 1 2014-08-21 15:58:37