Julio Cortazar - Autobus

7
Julio Cortazar - Autobus Julio Cortazar - "Autobus" Tłumaczenie - Zofia Chądzyńska Tekst wklepał - Tomasz Kaczanowski <[email protected]> - MoŜe wracając przyniesiesz mi "El Hogar" - powiedziała senora Roberta, zasiadając w fotelu na sjestę. Klara porządkowała lekarstwa na stoliku na kółkach, przebiegała pokój dokładnym spojrzeniem. Tak, wszystko w porządku. Matylda zajmie się senorą Robertą, w razie czego jest pokojówka, która wie, co i jak. Teraz moŜe juŜ wyjść, ma dla siebie całe sobotnie popołudnie, pójdzie do przyjaciółki, Anna czeka na nią, pogadają sobie, o wpół do szóstej wypiją herbatkę, radio, czekoladki. O drugiej, kiedy fala urzędników ginie w bramach tylu domów, na Villa del Parque robi się przestrzennie i jasno. Postukując obcasikami Klara maszerowała przez Tinogastę i Zamudio, rozkoszując się listopadowym słońcem, poprzecinanym przez wyspy cienia, które rzucały stojące wzdłuŜ jej drogi drzewa. Na rogu Avenida San Marti i Negoya, gdzie czekała na autobus 168, nad jej głową rozegrała się bitwa wróbli, a florencka wieŜa San Juan Maria Vianney wydała jej się bardziej czerwona niŜ zwykle na tle bezchmurnego nieba, tak wysokiego, Ŝe przyprawiało o zawrót głowy. Zegarmistrz don Luis ukłonił jej się z aprobatą, jakby doceniał jej zgrabną figurkę, pantofle jeszcze dodające jej smukłości, biały kołnierzyk u kremowej bluzki. Pustą ulicą nadjechał zapóźniony 168 i z suchym parsknięciem otworzył automatyczne drzwi, aby Klara, jedyna pasaŜerka na tym spokojnym o tej porze przystanku, mogła wsiąść. Szukając drobnych w swojej przeładowanej torebce, Klara chwilę zwlekała z kupnem biletu. Konduktor, krępy młodziak, wycwaniony, jak trzeba stać, by nie stracić równowagi na wiraŜach i przystankach, patrzył na nią z mało Ŝyczliwym wyrazem twarzy. Dwa razy zdąŜyła powtórzyć "za piętnaście", a on długo jeszcze się na nią gapił, jakby czymś zdziwiony, zanim podał jej róŜowy bilet; Klarze przypomniał się dziecinny wierszyk: "O ten róŜowy bilecik proszę, panie konduktorze, tak dziś chłodno jest na dworze, a ja lekki mam Ŝakiecik". Uśmiechnąwszy się do siebie obejrzała się w tył i zobaczyła wolne miejsce obok zapasowych drzwi; usiadła na nim z tą maleńką przyjemnością właściciela, jakiej zawsze dostarcza miejsce obok okna. Wtedy spostrzegła, Ŝe konduktor w dalszym ciągu na nią patrzy. Na rogu Avenidy San Martin, koło mostu, przed samym zakrętem, kierowca odwrócił się i takŜe na nią spojrzał; z odległości nie było to łatwe, w końcu jednak odnalazł ja oczami, zagłębioną w swym siedzeniu. Był to kościsty blondyn o wygłodzonej gębie; zamienił parę słów z konduktorem, obaj popatrzyli na Klarę, potem na siebie, autobus szarpnął i na duŜej szybkości wjechał w Chorroarin. "Para idiotów" - pomyślała Klara, trochę pochlebiona, a trochę speszona. Wkładając bilet do portmonetki, kątem oka spojrzała na panią z wielkim bukietem goździków, która siedziała przed nią. Wtedy pani teŜ na nią popatrzyła; odwróciła się ponad bukietem i popatrzyła na nią łagodnym spojrzeniem krowy w ogrodzeniu, a Klara wyjęła lusterko i pogrąŜyła się w studiowaniu swoich warg i brwi. Ale i w karku poczuła coś niemiłego; podejrzenie nowej impertynencji sprawiło, Ŝe odwróciła się szybko, tym razem juŜ Strona 1

description

l

Transcript of Julio Cortazar - Autobus

  • Julio Cortazar - AutobusJulio Cortazar - "Autobus" Tumaczenie - Zofia Chdzyska Tekst wklepa - Tomasz Kaczanowski - Moe wracajc przyniesiesz mi "El Hogar" - powiedziaa senora Roberta, zasiadajc w fotelu na sjest. Klara porzdkowaalekarstwa na stoliku na kkach, przebiegaa pokj dokadnymspojrzeniem. Tak, wszystko w porzdku. Matylda zajmie si senorRobert, w razie czego jest pokojwka, ktra wie, co i jak.Teraz moe ju wyj, ma dla siebie cae sobotnie popoudnie,pjdzie do przyjaciki, Anna czeka na ni, pogadaj sobie, owp do szstej wypij herbatk, radio, czekoladki. O drugiej, kiedy fala urzdnikw ginie w bramach tylu domw,na Villa del Parque robi si przestrzennie i jasno. Postukujcobcasikami Klara maszerowaa przez Tinogast i Zamudio,rozkoszujc si listopadowym socem, poprzecinanym przez wyspycienia, ktre rzucay stojce wzdu jej drogi drzewa. Na roguAvenida San Marti i Negoya, gdzie czekaa na autobus 168, nadjej gow rozegraa si bitwa wrbli, a florencka wiea San JuanMaria Vianney wydaa jej si bardziej czerwona ni zwykle na tlebezchmurnego nieba, tak wysokiego, e przyprawiao o zawrtgowy. Zegarmistrz don Luis ukoni jej si z aprobat, jakbydocenia jej zgrabn figurk, pantofle jeszcze dodajce jejsmukoci, biay konierzyk u kremowej bluzki. Pust ulicnadjecha zapniony 168 i z suchym parskniciem otworzyautomatyczne drzwi, aby Klara, jedyna pasaerka na tym spokojnymo tej porze przystanku, moga wsi. Szukajc drobnych w swojej przeadowanej torebce, Klara chwil zwlekaa z kupnem biletu. Konduktor, krpy modziak, wycwaniony, jak trzeba sta, by nie straci rwnowagi na wiraach iprzystankach, patrzy na ni z mao yczliwym wyrazem twarzy.Dwa razy zdya powtrzy "za pitnacie", a on dugo jeszczesi na ni gapi, jakby czym zdziwiony, zanim poda jej rowybilet; Klarze przypomnia si dziecinny wierszyk: "O ten rowybilecik prosz, panie konduktorze, tak dzi chodno jest nadworze, a ja lekki mam akiecik". Umiechnwszy si do siebieobejrzaa si w ty i zobaczya wolne miejsce obok zapasowychdrzwi; usiada na nim z t malek przyjemnoci waciciela,jakiej zawsze dostarcza miejsce obok okna. Wtedy spostrzega,e konduktor w dalszym cigu na ni patrzy. Na rogu Avenidy SanMartin, koo mostu, przed samym zakrtem, kierowca odwrci sii take na ni spojrza; z odlegoci nie byo to atwe, w kocujednak odnalaz ja oczami, zagbion w swym siedzeniu. By tokocisty blondyn o wygodzonej gbie; zamieni par sw zkonduktorem, obaj popatrzyli na Klar, potem na siebie, autobusszarpn i na duej szybkoci wjecha w Chorroarin. "Para idiotw" - pomylaa Klara, troch pochlebiona, a troch speszona. Wkadajc bilet do portmonetki, ktem oka spojrzaa na pani z wielkim bukietem godzikw, ktra siedziaa przed ni. Wtedy pani te na ni popatrzya; odwrcia si ponad bukietemi popatrzya na ni agodnym spojrzeniem krowy w ogrodzeniu, aKlara wyja lusterko i pogrya si w studiowaniu swoich wargi brwi. Ale i w karku poczua co niemiego; podejrzenie nowejimpertynencji sprawio, e odwrcia si szybko, tym razem ju

    Strona 1

  • Julio Cortazar - Autobusnaprawd zagniewana. O dwa centymetry od swojej twarzy natknasi na oczy jakiego starego w sztywnym konierzyku, z bukietemstokrotek, wydajcych prawie mdlc wo. Z gbi autobusu, zdugiego zielonego siedzenia na kocu, wszyscy czterejpasaerowie patrzyli na Klar, wydawali si krytykowa co wKlarze, ktra wytrzymywaa ich spojrzenia z wzrastajcymwysikiem, czujc, e staje si to z chwili na chwiltrudniejsze, jednak nie z powodu uporczywoci tych spojrze aninie z powodu bukietw, ktre trzymali w rkach, raczej dlatego,e oczekiwaa jakiego uprzejmego rozwizania, jakiego powodudo miechu, w rodzaju sadzy na nosie, ktrej nie miaa, a tymczasem na jej kiekujcym umiechu usadawiay si, mroc go, te spojrzenia uwane i nieprzerwane, tak jakby same bukiety nani patrzyy. Nagle zaniepokojona wsuna si gbiej w siedzenie, chwil zatrzymaa oczy na zniszczonej porczy przed sob, potempopatrzya na dwigienk od zapasowych drzwi i przeczytaa: "Wcelu otwarcia drzwi pocign dwigni do siebie i wsta";wpatrywaa si w pojedyncze litery, ale nie czya ich w sowa.W ten sposb osigaa jak sfer spokoju, zawieszenie broni dlamyli. Ostatecznie nic w tym dziwnego, e jadcy patrz na tego,kto wsiad ostatni, nic nadzwyczajnego, e ludzie wioz kwiatyna Chacarit, i waciwie naturalne, e prawie wszyscy wautobusie maj bukiety. Przejedali wzdu szpitala Alvear ipo stronie Klary cigny si puste place, za ktrymi dalekowznosia si La Estrella, strefa brudnych kau i tych konize zwisajcymi u szyi postronkami. Klara nie moga si oderwaod tego widoku, ktrego nawet blask soca nie by w stanie rozweseli, zaledwie od czasu do czasu odwaajc si na szybkirzut oka w gb wozu. Czerwone re i kalie, dalej ohydnemieczyki, brudne jakie i zgniecione, ciemnorowe w sine plamy.Pan przy trzecim okienku (patrzy na ni, teraz nie, terazznowu) wiz godziki niemal czarne, zbite w jedn mas nibypokryta krostami skra. Dwie dziewczyny o okrutnych nosach,ktre siedziay z przodu na bocznym siedzeniu, wsplnie trzymaybukiet ubogich: chryzantemy i dalie, cho same nie byy biedne, miay dobrze skrojone kurtki, plisowane spdniczki, biae podkolanwki ipatrzyy na Klar z wyszoci. Chciaaby zmusi do spuszczeniaoczu te bezczelne smarkule, byy to jednak cztery nieruchomerenice, no a konduktor, a pan od godzikw, a gorco w kark odwszystkich siedzcych za ni, a stary w sztywnym konierzyku takblisko, a modzi na tylnym siedzeniu, La Paternal, bilety zCuenca skoczone. Nikt nie wysiad. Stojcy na przystankumczyzna wskoczy zrcznie i stan przed konduktorem, ktryczeka na niego w poowie autobusu, patrzc mu na rce.Mczyzna trzyma dwadziecia centw w prawej, drug obcigasobie kurtk. Zwleka, nie zwaajc na spojrzenie tamtego. "Zapitnacie", doszo do uszu Klary. Tak jak ona, za pitnacie.Ale konduktor nie wyrywa biletu, w dalszym cigu patrzy napasaera, ktry wreszcie zda sobie z tego spraw i zrobi jakizniecierpliwiony gest: "Powiedziaem panu, e za pitnacie".Konduktor poda mu bilet, ktry tamten odebra, teraz z koleiczeka na reszt. Zanim ja dosta, wsun si lekko na puste

    Strona 2

  • Julio Cortazar - Autobusmiejsce obok pana z czarnymi godzikami. Wreszcie konduktor odda mu pi centw, raz jeszcze spojrza na niego z gry, jakbymu badajc gow, ale tamten ju tego nie zauway, zapatrzonyw czarne godziki. Pan od godzikw rwnie spojrza na niegopar razy, wtedy mody czowiek odda mu to spojrzenie; obajniemal rwnoczenie zwrcili ku sobie gowy, ale nieprowokacyjnie - po prostu na siebie patrzyli. Klara bya wciza na dziewczyny z przedniego siedzenia; mao, e najpierw zniej nie spuszczay oczu, teraz przeniosy je na nowegopasaera. Przez chwil, podczas gdy 168 jecha bardzo szybkowzdu muru Chacarity, wszyscy patrzyli na chopca i na Klar,tyle e na ni ju nie wprost, teraz wicej interesowa ich nowoprzybyy, ale jakby ogarniajc j spojrzeniem skierowanym naniego, jakby czc ich ze sob t wspln obserwacj. Co zaidioci z tych ludzi, kady ma bukiet, kady ma co dozaatwienia, te dziewczyny take nie s ju dziemi, a wszyscy tacy ordynarni. Miaaby ochot uprzedzi nowego pasaera, czua budzce si w niej jakie bezpodstawne braterstwo w stosunku do niego. Miaa ochot powiedzie: "Oboje wzilimy bilety po pitnacie", tak jakby to mogo ich zbliy, dotkn jegoramienia, poradzi mu: "Nie naley im si poddawa, to chamy,ukryte za tymi swoimi bukietami". Chciaaby, eby przesiad sii zaj miejsce obok niej, ale chopiec (z bliska byo wida,e jest bardzo mody, mimo twardoci w wyrazie twarzy) opad nanajblisze wolne siedzenie. Na poy rozbawiony, a na poyzdziwiony rewanowa si spojrzeniem konduktorowi, dwomdziewczynom, pani z mieczykami. Pan z czarnymi godzikami miateraz gow odwrcon w ty i patrzy na Klar, patrzy bezwyrazu, spojrzeniem matowym i porowatym jak pumeks. Odpowiadaamu z uporem, ale czua si jakby wydrona, chwilami braa jochota, by wysi (ale ta ulica, tak daleko od przystanku, iw dodatku bez powodu, tylko dlatego, e nie ma bukietu);zauwaya, e chopak take zacz by niespokojny, e rzucaspojrzenia na lewo, na prawo, wreszcie obejrza si do tyu, a wtedy na jego twarzy odbio si zaskoczenie na widok czterech pasaerw z tylnego siedzenia i starego w sztywnym konierzyku,z bukietem stokrotek. Oczy chopca przelizny si po twarzyKlary, przez sekund zatrzymay si na jej ustach, na jejbrodzie; ale z przodu ju cigny go spojrzenia konduktora,dwch smarkul, pani z mieczykami, tak e odwrci si wreszciei spojrza na nich jakby zwyciony. Klara porwnywaa to, cosama czua przed chwil, z tym, co teraz niepokoio pasaera."Biedny, take z pustymi rkami", pomylaa bezsensownie.Wyczuwaa w nim jak bezbronno, mia przecie tylko oczy, abypowstrzyma ten zimny ogie spadajcy na niego ze wszystkichstron. Nie zatrzymujc si 168 wpad w krte ulice wiodce naesplanad przed cmentarzem. Dziewczyny przeszy przez cayautobus i usiady obok wyjcia. Za nimi ustawiy si stokrotki,mieczyki, kalie. Z tyu stoczona grupa, ktrej kwiaty pachniaydla Klary, spokojnie siedzcej obok swego okna, ale uradowanejna widok tylu wysiadajcych; jak przyjemnie bdzie jecha pozostay odcinek. Czarne godziki wstay, mody pasaer podnis si, eby je

    Strona 3

  • Julio Cortazar - Autobusprzepuci, i sta tak pochylony, czciowo wepchnity na wolne miejsce przed Klar. By to przystojny chopak o otwartejszczerej twarzy, moe subiekt w aptece, moe mody buchalteralbo budowniczy. Autobus zatrzyma si lekko i drzwi parsknyprzy otwarciu. Chopak czeka, by wszyscy wysiedli, aby potemswobodnie wybra sobie miejsce. Klara braa udzia w jegocierpliwym oczekiwaniu i w duchu poganiaa mieczyki i re, ebyraz wreszcie wysiay. Drzwi ju byy otwarte i wszyscy wkolejce, ale cigle jeszcze nie wysiadali, patrzc na ni i namodego pasaera, patrzc na nich spomidzy bukietw koyszcychsi tak, jakby by wiatr, jaki wiatr spod ziemi, poruszajcykorzenie rolin i rwnoczenie wszystkie bukiety. Wysiadykalie, czarne godziki, mczyni z tylnego siedzenia i ichkwiaty, dziewczyny, stary ze stokrotkami. Zostao tylko ichdwoje i nagle 168 zrobi si jaki przytulny, bardziej szary,adniejszy. Klarze wydao si suszne (a nawet konieczne), e pasaer siada obok niej, mimo, e ma cay autobus do dyspozycji.A on usiad, obydwoje spucili gowy i patrzyli na wasne rce.Byli tylko tymi rkami, niczym wicej. - Chacarita ! - krzykn konduktor. Klara i chopiec odpowiedzieli na jego badawcze spojrzenie zgodnym: "Mamy bilety po pitnacie". Moe tylko to pomyleli,ale to byo do. Drzwi cigle byy otwarte. Konduktor podszed do nich. -Chacarita - powtrzy tonem wyjanienia. Pasaer nawet na niego nie spojrza, ale Klarze zrobio si goal. - Jad na Retiro - powiedziaa i pokazaa mu bilet: "Oten rowy bilecik prosz, panie konduktorze". Kierowca o mao nie wypad ze swego siedzenia, tak na nichpatrzy. Konduktor odwrci si jakby niepewny, da mu znakrk. Tylne drzwi parskny (przodem nie wsiad nikt) i 168nabiera tempa nerwowymi zrywami, lekki i zrczny, pdzc juz szybkoci, ktra oowiem zaciya na odku Klary. Stojcobok kierowcy, konduktor trzyma si chromowanego drka ipatrzy na nich, a oni zwracali mu to spojrzenie; tak trwao dozakrtu w Dorrego. Wtedy Klara uczua, e chopiec delikatniekadzie jej rk na rce, jakby korzystajc z tego, e z przodunie wida ich. Bya to ciepa, delikatna rka, a ona nie cofnaswojej, tylko powoli przesuna j po udzie, niej, a dokolana. Po szybko jadcym autobusie hula prd powietrza. - Tyle ludzi - powiedzia chopiec niemal e bez gosu - inagle wszyscy wysiadaj... - Wieli kwiaty na Chacarit - powiedziaa Klara. - W sobotduo ludzi odwiedza cmentarze. - Tak, ale... - Tak, to byo troch dziwne. Zwrci pan uwag ? ... - Tak - powiedzia, niemal wpadajc jej w zdanie. - Zauwayem,e i pani take... - Dziwaczne. Ale teraz ju nikt nie wsiada. Na przejedzie kolejowym wz raptownie zahamowa. Niespodziewany wstrzs wyrzuci ich do przodu. Autobus dra niby olbrzymie ywe cielsko. - Ja jad na Retiro - powiedziaa Klara. - Ja take.

    Strona 4

  • Julio Cortazar - Autobus Konduktor nie ruszy si z miejsca, teraz gniewnie rozprawiaz kierowc. Zobaczyli (nie przyznajc si przed sob, eobserwuj t scen), jak kierowca opuszcza swoje miejsce izblia si do nich; konduktor szed za nim o krok. Klarazauwaya, e obaj patrz na chopca, ktry prostuje si, jakbyzbierajc siy; poczua, e dr mu nogi i rami wsparte o jejrami. Rozlego si wycie pdzcej lokomotywy, czarny dym przesoni ziemi. Huk popiesznego zaguszy sowa kierowcy, ktryzatrzyma si o dwa miejsca od nich, pochylony jak kto, kto siszykuje do skoku. Ale konduktor chwyci go za rami, wadczowskazujc barier szlabanu, ktra wznosia si w gr, podczasgdy ostatni wagon oddala si wrd brzku elaza. Kierowcazacisn usta i zawrci na swoje miejsce; z wciekympodskokiem 168 przejecha przez szyny i zjecha z nasypu. Chopiec zwolni napicie ciaa, mikko zapad si w siedzenie. - Nigdy nic podobnego mi si nie zdarzyo - powiedzia jakbydo siebie. Klarze zachciao si paka. Szloch tkwi w niej gotowy, cho nieprzydatny. Podwiadomie czua, e wszystko jest w porzdku,e jedzie pustym (z wyjtkiem chopca) autobusem 168 i e cayswj protest przeciw temu, co si dzieje, mogaby wyadowapocigajc za dzwonek i wysiadajc na najbliszym przystanku.Nie, przecie wszystko jest w porzdku. Jedyna rzeczniepotrzebna to myl, e trzeba bdzie wysi i rozsta si zt rk, ktra znowu zacisna si na jej doni. - Boj si - powiedziaa po prostu. - Gdybym bya chociaprzypia sobie do bluzki bukiecik fiokw... Spojrza na ni, potem na jej bluzk. - Ja take lubi czasem wetkn sobie gazk jaminu do klapy- powiedzia. - Ale dzi spieszyem si i nie pomylaem... - Szkoda. Chocia waciwie my jedziemy na Retiro... - No wanie. Tak, to ju by dialog. To ju by dialog. Dba o niego,Podsyca go. - Czy nie mona by troch otworzy okna ?Strasznie tu duszno. Spojrza na ni zaskoczony, bo jemu byoraczej chodno. Konduktor obserwowa ich spod oka, rozmawiajcz szoferem. Od szlabanu 168 nie zatrzyma si ani razu i waniezakrcali z Canninu w Santa Fe. - Przy tym siedzeniu okno niedaje si otworzy - powiedzia. - To jest jedyne miejsce, gdziesi nie otwiera, bo to s zapasowe drzwi. - Mhm - powiedziaaKlara. Moglibymy si przesi. - Nie, nie. - cisna jego palce chcc go zatrzyma. - Immniej bdziemy si rusza, tym lepiej. - Mona by ewentualnie otworzy tamto okno przed nami. -Nie. Prosz... nie. Czeka mylc, e Klara jeszcze co doda, ale ona tylko wtuliasi w siedzenie. Teraz patrzya prosto na niego, chcc w tensposb jako umkn temu, co j przycigao tam na przodzie, tejnienawici dopywajcej do nich niby upa lub cisza. Chopiecpooy drug rk na kolanie Klary, ktra przysuna sibliej, porozumiewali si ze sob poprzez rce, poprzez palce,poprzez delikatn pieszczot doni.

    Strona 5

  • Julio Cortazar - Autobus - Czasem czowiek jest tak roztargniony - powiedziaa niemiao Klara. - Ma wraenie, e wzi wszystko, co trzeba, a zawsze oczym zapomni... - Przecie nie wiedzielimy... - No pewno, ale w kadym razie... Tak patrzyli, zwaszcza te dziewczyny, i tak si le czuam... - Byy nie do wytrzymania - obruszy si. - Zauwaya pani, jaksi wszyscy umwili, eby nie odrywa od nas oczu ? - Mimo e ten cay ich bukiet to byy tylko chryzantemy idalie, takie byy pewnie siebie... - Bo inni dodawali im odwagi - powiedzia z irytacj w gosie.- Ten stary obok mnie ze swoim zduszonym bukietem, z t ptasitwarz. Tylko tych z tyu dobrze nie widziaem. Myli pani, ewszyscy ? ... - Wszyscy - powiedziaa Klara. - Zobaczyam to,jak tylko wsiadam. Na rogu Nogoya i Avenida San Martin. Prawieod razu obejrzaam si i zobaczyam, e wszyscy, wszyscy... - Dziki Bogu, e wysiedli. Pueyrredon, raptowne hamowanie. Ciemnoskry policjant rozkrzyowa rce, jakby obwiniajc si o co, na swoim podwyszeniu. Kierowca znowu wysun si spoza kierownicy, konduktor chcia przytrzyma go za rami, ale ten mu si wyrwai szed midzy siedzeniami patrzc na nich, zaciskajc usta,skurczony, mruc oczy. "Przepue tamtych - nieswoim dziwnymgosem krzykn konduktor. Chralne trbienie rozlegao si zaautobusem i kierowca pobieg na miejsce. Konduktor szepta muco do ucha, co chwila odwracajc si i patrzc na nich. - Gdyby nie pan... - mrukna Klara - Myl, e gdyby nie pan, chyba byabym si zdecydowaa wysi. - Przecie jedzie pani dna Retiro - powiedzia jakby zdziwiony. - Tak, mam tam kogo odwiedzi, ale mimo to chyba byabym wysiada. - Ja wykupiem bilet za pitnacie... - powiedzia - Na samoRetiro. - Ja take. Najgorsze, e jak si wysidzie, to potemtrzeba nie wiem jak dugo czeka na nastpny autobus. - No pewno, a jeszcze potrafi przyjecha taki zapchany... - Wanie. Ciko jest teraz jedzi po miecie. Na przykadmetro... - Co nieprawdopodobnego. Bardziej mczce ni potemosiem godzin pracy. W autobusie powietrze stao si nagle zielone i jasne,zobaczyli rowy kolor Muzeum, nowy gmach Wydziau Prawa, i 168,jakby rozzoszczony tym, e ju dojeda, przyspieszy,wjedajc w Leandro N. Alem. Jeszcze dwa razy autobus zostazatrzymany na skrzyowaniach i dwukrotnie kierowca chcia rzucisi na nich. Za drugim razem konduktor zatrzyma go, zagradzajcmu drog, odmawiajc mu tego jakby ze zoci, jakby z blem.Klara czua, e kolana podnosz si jej do piersi, a rcetowarzysza opuciy j, nagle suche, kociste, pene napitychy. Nigdy nie widziaa, jak mska rka zmienia si w pi, iteraz obserwowaa te dwie masywne bryy z potuln ufnoci,skurczona z przeraenia. A podczas tego cay czas rozmowa opodrach, o ogonkach na placu de Mayo, o tym, jacy ludzie sordynarni, o cierpliwoci, ktrej potrzeba do byle gupstwa, potem umilkli patrzc na mur otaczajcy stacj, a towarzysz jejwyj portmonetk i szuka w niej czego bardzo uwanie. Palce

    Strona 6

  • Julio Cortazar - Autobusmu dray. - Ju dojedamy - powiedziaa Klara prostujc si.

    - Tak. Prosz mnie posucha: jak zakrci na Retiro, szybko wstajemy i do wyjcia. - Dobrze. Jak ju bdzie po tej stronie placu. - Tak. Przystanek jest zaraz za Angielska Wie. Pani wysidzie pierwsza. - To obojtne... - Nie. Ja stan za pani. Na wszelki wypadek. Jak tylkozakrcimy, wstaj i przepuszczam pani. Pani musi szybko sizerwa i stan na schodku koo drzwiczek, a ja za pani. - Dobrze, dzikuj - powiedziaa Klara patrzc na niego zprzejciem i zagbili si w swym planie, zastanawiajc si nadiloci krokw, nad tym, jak daleko jest do drzwi. Zobaczyli,e 168 bdzie mia zielone wiato do samego placu; wrddrenia szyb, o mao nie cinajc naronika, bra wira caympdem. Mody pasaer zerwa si z miejsca i rzuci w przd,Klara szybko omina go i ustawia si na dolnym stopniu; stanza ni i zasoni ja sob. Klara patrzya w drzwi, w kwadratybrudnych szyb i otaczajc je czarn gum. Nie chciaa widziewicej i draa caym ciaem. Na wosach czua szybki oddechtowarzysza, gwatowne hamowanie rzucio ich na bok w tym samymmomencie, w ktrym drzwi otwary si, a kierowca rzuci si kuprzejciu z wycignitymi rkami. Klara wyskoczya na plac;kiedy si odwrcia, jej towarzysz ju rwnie wyskoczy, a drzwi wanie zamykay si z parskniciem. Czarna guma ciskaa rk szofera, jego biae i sztywne palce. Prze okno Klarazobaczya, jak konduktor rzuca si ku kierownicy, aby cofndwigni zamykajc drzwi. Wzi j pod rk i szybkim krokiem szli przez plac peen modziey, sprzedawcw lodw. Nie mwili nic, ale dreli jakbyze szczcia, nie patrzc na siebie. Klara pozwolia siprowadzi, nieuwanie mijajc trawniki, rabatki, wdychaa zapachznajdujcej si na wprost nich rzeki. Na rogu placu stakwiaciarz, a on zatrzyma si przed umieszczonym na stojakukoszem i wybra dwa bukieciki bratkw. Poda Klarze jeden, a pochwili i drugi, bo wanie wyciga portmonetk i paci. Kiedyposzli dalej (ju nie wzi jej za rk), kade trzymao swjbukiecik, szli zadowoleni, kade ze swoim bukiecikiem.

    Strona 7