GOŁĘBNIK #1 GRUDZIEŃ 2012
-
Upload
golebnik-57 -
Category
Documents
-
view
218 -
download
1
description
Transcript of GOŁĘBNIK #1 GRUDZIEŃ 2012
Zaledwie kilka tygodni temu udostępniliśmy Wam w Internecie pierwszy,
zerowy numer „Gołębnika”, dzięki któremu poznaliście nową formę
wydawanego na Wydziale Polonistyki czasopisma. Cieszy nas bardzo
tak wielkie zainteresowanie. Każdego dnia z radością i nieukrywaną
satysfakcją śledziliśmy powiększające się grono czytelników. Do tej pory
liczba wyświetleń przekroczyła już tysiąc trzysta! A każdego dnia rośnie!
Oznacza to, że osiągnęliśmy swój podstawowy cel i dotarliśmy do znacznie
większej grupy odbiorców. Wszystkim, którzy oglądali i czytali listopadowy
„Gołębnik”, dziękujemy i liczymy, że będziecie z nami przez cały rok
akademicki.
Dzisiaj, na niecałe dziesięć dni przed świętami Bożego Narodzenia,
oddajemy Wam do dyspozycji kolejny numer naszego wydziałowego
czasopisma. Znajdziecie w nim nowe teksty, reportaż, felieton, relacje
z ważnych wydarzeń, które miały miejsce w Krakowie oraz na naszym
Wydziale. Między innymi możecie przeczytać o wymianie książek, która
odbyła się na Gołębiej 14 listopada, czy Festiwalu Etiuda & Anima.
Dowiecie się także, co ciekawego wydarzy się w królewskim mieście
w najbliższym czasie.
Udostępniając kolejny numer „Gołębnika” liczymy na wciąż rosnące
zainteresowanie z Waszej strony. Zachęcamy także do przesyłania nam
tekstów, które tworzycie.
A z okazji zbliżających się świąt składamy Wam najserdeczniejsze
życzenia. Niech tych kilka zimowych dni w roku będzie naprawdę
wyjątkowe, piękne, spokojne i radosne. Niezależnie od poglądów, religii
i dzielących nas różnic.
Agnieszka Dybaś Szefowa redakcji czasopisma „Gołębnik”
04. POEZJA: OLGA STELIGA
06. POEZJA: JUSTYNA AUGUSTYN
10. ŁUKASZ WRÓBLEWSKI
O ZWIĄZKU MUZYKI ROZRYWKOWEJ Z RYTUAŁEM
16. JAGODA M.
W MIARĘ
22. ŁUKASZ WRÓBLEWSKI
O MODERNISTYCZNYM WSTRĘCIE…
30. INTERTEKSTUALNY KONKURS FOTOGRAFICZNY
STUDENTÓW WYDZIAŁU POLONISTYKI UJ – IKON 2012/2013
32. AKCJA SOS – UCZELNIE SCHRONISKOM
36. WYDARZENIA: ALEKSANDRA BRAMBOR
ETIUDA & ANIMA
40. WYDARZENIA: MARTA BŁASZKOWSKA
CONRAD FESTIWAL – LITERATURA W NATARCIU
42. WYDARZENIA: AGNIESZKA DYBAŚ
WYMIANA KSIĄŻEK NA WYDZIALE POLONISTYKI UJ
44. WYDARZENIA: FILIP PIETREK
ROBIENIE RZECZY, CZYLI PO CO I JAK POWSTAŁY POETWORY
50. WYDARZENIA PRZYSZŁE: KOMPILACJA
52. FOTOREPORTAŻ: KAMILA BORUC
POŻEGNANIE Z PAPIEROWYM GOŁĘBNIKIEM
58. NABÓR TEKSTÓW, FOTOGRAFII
OLGA STELIGA-DYKAS -
studentka II roku SUM.
Interesuję się genealogią
i socjolingwistyką, czytam,
co lubię. Na co dzień
udzielam korepetycji i piszę
artykuły dla dwóch portali
internetowych.
Manifest oLgIRYZMU
Świat się śmieje, świat się śmieje,
proszę panów, proszę pań,
daje pozór i nadzieję,
każdy przecież czeka nań.
Z piedestału ściągam sztukę,
targam za jej starty płaszcz,
niech wyciągnie już naukę,
że zakończył się jej czas.
O Zeusy gromowładne,
w samozachwyt dziś popadnę,
wszystkich was zdymisjonuję,
w środek dupy pocałuję.
Niepotrzebni do Nietzschego,
w stare karty włożyć trzebo.
Ni Gombrowicz, nI waszkiewicz
nie widzieli takich zmian,
świat się śmieje, świat się śmieje,
proszę panów, proszę dam.
Ferdydurke wsadzić w dziurkę,
Tadeusza między drzwi,
Słowackiego na tę chmurkę,
nie potrzebny dziś nikt mi.
6 II 2008
JUSTYNA AUGUSTYN - rocznik’93,
pochodzi z Chomranic koło Nowego
Sącza. Studentka filologii polskiej.
Dopiero rozpoczyna przygodę
z Krakowem i poezją. Jej miłością
i inspiracją jest twórczość Haliny
Poświatowskiej.
Ekonomia miłości
Kocha go
Bo się jej opłaca
Ma popyt na miłość
W dość przystępnej cenie
Na czułe słówka
Też akurat jest promocja
Kocha ją
Bo ma wolny termin w kalendarzu
Psycholog akurat polecił mu uczucia
Za 3.50 sztuka
(Edycja limitowana!)
Kochają się
Bo takie jest zapotrzebowanie na rynku
Akcje miłości wzrosły
Jakiś krach na giełdzie chyba
I tak prowadzą ekonomie miłości
Między tabelami i wykresami
Co zimne są i bez serca
Nowy nabór tekstów
do lutowego numeru
Gołębnika!!!
Zachęcamy do przesyłania tekstów na
adres [email protected]
Nabór trwa do 8 stycznia 2013 roku!
WWW.ISSUU.COM/GOLEBNIK57
WWW.FACEBOOK.COM/GOLEBNIK
Muzyka rozrywkowa [...] dopełnia dzieła wpędzania
ludzi w milczenie, zabicia mowy jako ekspresji,
uniemożliwienia wszelkiego porozumienia. Rozsiada się w
pustkach ciszy, które rozwierają się między ludźmi
udręczonymi przez trwogę, mozół i pragnących
pouczenia. [...] Staje się tłem, które wypełnia wszystko. Jeśli
nikt już nie może mówić, nikt tez nie może słuchać. [...]
Dzisiaj całe społeczeństwo wydane zostaje na pastwę
banału.
Theodor Adorno
O ZWIĄZKU MUZYKI
ROZRYWKOWEJ Z RYTUAŁEM
Koncerty rockowe są zjawiskiem masowym.
Ich popularność rośnie za sprawą takich
zespołów jak System of a Down, Muse
czy cieszącej się ostatnio sławą grupy Snow
Patrol (reprezentanci alternatywnego rocka).
Bez wątpienia można dostrzec pewien
element magiczny przejawiający
się w koncertach i świadczący o ich
powiązaniu z rytuałem. W tej pracy poprzez
analizę wybranych fragmentów nagrań
muzycznych z przebiegu koncertów grupy
Snow Patrol, chciałbym wskazać na ścisłą
zależność muzyki rozrywkowej od sfery
sacrum oraz rytuału, a następnie pokazać
w jakim stopniu muzyka rozrywkowa sprzyja
formowaniu zachowań zrytualizowanych.
Fani Snow Patrol w masowej ilości
okupują ich koncerty. Już samo pojawienie
się artysty, wejście na scenę, wywołuje
gromkie brawa oraz radosne okrzyki.
W czasie koncertu między głównym
wykonawcą - Garym Lightbodym - a widzami
dochodzi do wytworzenia specyficznej więzi.
Fani niczym zahipnotyzowani podążają
za jego głosem, podchwytują go, śpiewając
za niego popularne fragmenty singli. Mamy
tu do czynienia z formą rytuału masowego,
który zdaniem Jean’a Maisonneuve rozwija
się intensywnie w społeczeństwie, w którym
istotną rolę odgrywa opinia publiczna
oraz konsumpcja2. Przez wielokrotną
deklamację piosenki – jej tekst urasta
do rangi modlitwy - widzowie oddają
wykonawcy swego rodzaju hołd. Piosenkarz
przybiera maskę guru/kapłana, zaś sam
koncert przypomina ceremonię religijną.
Ważne są w tym kontekście gesty
Lightbody’ego. Piosenkarz ma na przykład
zwyczaj śpiewania obszernych fragmentów
utworów z zamkniętymi oczami, które mogą
sugerować stan ekstatyczny, upojenie
dźwiękiem, jak również wskazywać
na atmosferę oniryczną, a dalej poczucie
niezwykłości rozgrywanego wydarzenia.
Ową senność, pogrążenie w transie
potęguje zwyczaj trzymania w rękach przez
uczestników koncertu, zapalonych
zapalniczek (koncert w Lowlands – 2006).
Innym charakterystycznym gestem
są podniesione dłonie artysty, wyrażające
kontakt z czymś absolutnym – mistycznym.
Omawiane gesty mają wyraźnie wymiar
symboliczny oraz dowodzą rytualnego
wymiaru muzyki popularnej3. Wskazują
na to, że mamy tu do czynienia z czymś
monumentalnym i niewyrażalnym. Mimo
wzrastającego procesu laicyzacji
i desakralizacji, sacrum więc nie znika
z przestrzeni publicznej. „Sacrum
nie zniknęło, ale nastąpiło raczej zjawisko
przeniesienia. Sacrum przejawia
się w różnym stopniu, nie zawsze łatwym
do rozpoznania w pewnych przymiotach,
postawach, istotach i instytucjach”4, dowodzi
J. P. Sironneau.
Jak wskazuje Jean Maisonneuve
„zarówno wśród muzyków, jak i publiczności,
istnieje ukryte, lecz intensywne
poszukiwanie rytualności, nazwane stanem
cierpkości (J.-M. Seca)”5. Artysta swoją
osobą i głosem wprawia tłum w stan
wzmożonego podniecenia.
. Analizowane przeze mnie fragmenty koncertów dostępne są m.in. na stronach: http://www.youtube.com/watch?v=GtJoA17UdkQ http://www.youtube.com/watch?v=_AlSnTcet4U http://www.youtube.com/watch?v=qJFIY2KDBi0
2. J. Maisonneuve, Rytuały świeckie i codzienne, w: tegoż Rytuały dawne i współczesne, Gdańsk, 1995, s.32. 3. Por. M. Twardowski, Rytuał kultury masowej, czyli deifikacja idoli, [on-line] http://www.racjonalista.pl/pdf.php/s,6322 [04.05.2012]. 4. J. Maisonneuve, dz. cyt. 5. Tamże.
Pozwala zanurzyć się publiczności w sferę
niekontrolowanej kulturowymi nakazami
emocjonalności oraz spontanicznej
ekspresji. Tym samym doświadczenie
zbiorowości pozwala na bezrefleksyjną
imitację okrzyków radości. Co więcej,
w rozentuzjazmowanym tłumie zostaje
wytworzony efekt jedności, zanikają
wszelkie różnice. Istnieje tylko stopiona
w całość masa. Jak na trybunie, tak i tu,
wszyscy skandują na widok artysty, zrywają
się z miejsc. W efekcie muzyczny spektakl
prowadzi do zniesienia wszelkich podziałów
klasowych, płciowych, ekonomicznych.
Publiczność ucieka w rzeczywistość
mityczną, przedkładając ją nad realia dnia
codziennego6 7.
Rola muzyki jest niebagatelna. Jest
warunkiem sine qua non zaistnienia rytuału.
Johann Wolfgang Goethe dostrzega w niej
aspekt demoniczny: „(...) w muzyce
demonizm istnieje w największym stopniu,
gdyż jest to tak wzniosła sztuka,
że rozsądkiem nie można jej dosięgnąć
i wywiera wpływ, który wszystko opanowuje
i z którego nikt nie jest w stanie zdać sobie
sprawy. Dlatego kult religijny nie może
się bez niej obejść, jest ona bowiem jednym
z najprzedniejszych środków aby czarować
ludzi”.8 Co więcej, muzyka posiada wiele
cech charakterystycznych dla numinosum9.
Wyraża to, co pociągające (fascinans),
to co straszne (tremendum), to co potężne
(energicum), wreszcie, to co tajemnicze
(mysteriosum)10. Mało tego, Otto podkreśla,
że „muzyka wywołuje w psychice radość
i stan błogości, rozmarzenie i onieśmielenie,
wzburzenie i rozdrażnienie, aczkolwiek
człowiek nie mógłby powiedzieć
ani wyjaśnić, czym właściwie jest
to, co w niej tak porusza” 11. Muzyka, która
w tak silny sposób oddziałuje na człowieka,
wymyka się więc prostym kategoryzacjom.
W trakcie rytuałów masowych, takich
jak koncerty muzyki rock czy pop, muzyka
zostaje zaprzęgnięta do opiewania kultury
masowej. Jej celem jest przemycanie mało
wyszukanych treści, które nie służą
poznawczemu wzbogacaniu człowieka.
Wszak teksty utworów nie cechują
się skomplikowaniem zarówno pod
względem treści jak i formy. Przykładem
może tu być główny motyw twórczości Snow
Patrol, czyli banalna miłość.
W piosence „Chasing cars” podmiot
liryczny – młody mężczyzna zwraca
się do kobiety, zachęcając ją aby się z nim
położyła i zapomniała o świecie. Czyn
ten ma wyrażać ich niezależność od innych
– „Nie potrzeba nam niczego i nikogo”,
podkreśla osoba mówiąca. W utworze
pojawiają się także sielskie motywy, jak
na przykład „ogród tętniący życiem”.
Co więcej, podmiot liryczny zachwyca
się wdziękiem ukochanej, twierdzi, że:
„Wszystko to czym jestem
Wszystko to czym będę
Jest tu w Twoich idealnych oczach, tylko je
teraz widzę”2
6. Por. L. Stomma, „1:0, czyli ludzie jak bogowie” [on-line] http://www.cyfrowaetnografia.pl/Content/2193/Strony+od+PSL_XLV_nr3-4-34_Stomma.pdf [04.05.2012]. 7. Emile Durkheim używa terminu collective effervescence, który wyraża ekscytacją w jaką popada tłum przeżywający emocjonalnie takie wydarzenia jak karnawał, rozgrywki sportowe, zamieszki etc. 8. Por. R. Otto, Świętość : elementy irracjonalne w pojęciu bóstwa i ich stosunek do elementów racjonalnych, Wrocław 1993, s. 162. 9. Rudolf Otto definiuje numinosum miedzy innymi jako tajemniczą, sakralną moc, która z jednej strony wzbudza w człowieku grozę z drugiej zaś fascynację. Mysterium tremendum współgra z mysterium fascinans. 0. Tamże, s. 163. 11. Tamże, s. 76. 12. Chasing Cars, [on-line] http://www.tekstowo.pl/piosenka,snow_patrol,chasing_
cars.html [04.05.2012]
Muzyka staje się ważnym narzędziem
wyrażania uczuć, których ekspresja wzmaga
się w masie. Fenomen muzyki oraz imprez
masowych byłby odpowiedzią na właściwą
dla kultury współczesnej redukcję
afektywności. Jest ona wynikiem interna-
lizacji opresywnych nakazów kulturowych,
a dalej efektem wykształcenia - działającej
w znacznej mierze automatycznie -
aparatury samokontroli, która tłumi
instynkty6. Jak wskazuje Norbert Elias:
bardziej zróżnicowane i stabilne regulowanie
zachowania jest jednostce od dzieciństwa
wdrażane coraz bardziej jako automatyzm,
jako przymus wewnętrzny, któremu nie może
się ona opierać, nawet gdy pragnie tego
w swej świadomości7. Stąd doświadczenie
zbiorowe jest odpowiedzią na instytut-
cjonalną przemoc, zaś deifikacja wodza-
artysty, prowadząca do przelania na niego
i zespół całej uczuciowości jest zacho-
waniem kompensacyjnym.
3. Por. Słownik terminów literackich, pod red. J.
Sławińskiego, Wrocław 2008, hasło:
Sentymentalizm.
4. Run, [on-line]
http://www.tekstowo.pl/piosenka,snow_patrol,run.html
[04.05.2012]
5. Por. M. Twardowski, dz. cyt.
6. N. Elias, Przymus społeczny jako przymus
wewnętrzny, w: tegoż Przemiany obyczajów
w cywilizacji Zachodu, Warszawa, 1980, s. 367-
389.
7. Tamże.
W piosence „Run” dominują z kolei
sentymentalne sceny. Na zakorzenienie
twórczości Snow Patrol w sentymentalizmie
wskazuje nie tylko nadmierna uczuciowość,
melancholia, ale i indywidualizacja prze-
żyć13. Podmiot liryczny zwraca
się do adresatki w słowach:
„I pomyśleć że mógłbym nie zobaczyć
tamtych oczu
To sprawia, że ciężko jest nie płakać
I kiedy mówimy sobie długie pożegnania
Prawie płaczę”4
Przesłanie utworów Snow Patrol
sprowadza się zasadniczo do apoteozy
miłości oraz towarzyszących jej uczuć –
smutku, żalu, tęsknoty etc. Tu warto
zauważyć, że teksty te nierzadko stają
się fundamentem w oparciu o który młodzi
ludzie budują swoją tożsamość.
Po koncercie więź z artystą i masowy
charakter kultu nie tracą na znaczeniu.
Przenosi się on jedynie w inne rejony. Jego
kolebką staje się Internet. Pragnąc utrzymać
styczność z muzycznym guru fani
reprodukują jego wizerunki w sieci,
komentują najnowsze wieści dotyczące
Gary’ego i zespołu, słuchają klipów,
wrzucają zdjęcia/nagrania z koncertów.
Tak więc dochodzi tu do wytworzenia
nadbudowy - wirtualnej rzeczywistości
drugiego stopnia, która organizuje, a przede
wszystkim utrwala masowy kult zespołu.
Przez pomnożenie wirtualnej reprezentacji
Snow Patrol, (rozbudowywanie stron
dotyczących Snow Patrol, tworzenie grup
propagujących zespół, zakładanie wirtu-
alnych kont zespołu np. na naszej-klasie),
fani mają poczucie, że przyczyniają
siędo sukcesu, tak grupy jak swojego. Działa
tu przecież silny mechanizm identyfikacji. Co
więcej, dochodzi tu też do rozwoju kultu
idola, który jest bezkrytycznie naśladowany5.
Wszak zbiorowość swoją obecnością
uprawomocnia wszelkie wybuchowe,
niekontrolowane reakcje, na które brak
miejsca w rzeczywistości dnia codziennego.
Z drugiej jednak strony muzyka rozrywkowa,
mająca wymiar rytualny, oddziałująca
ze szczególną siłą w czasie imprez
masowych – koncertów, może okazać się
poważnym balastem na drodze
do świadomej egzystencji. Nierzadko służy
propagowaniu hedonizmu, kultury użycia
oraz blokuje myślenie. Tak właśnie
postrzega muzykę cytowany przeze mnie na
wstępie Theodor Adorno. Adorno odziera
muzykę popularną z nimbu wyjątkowości
i przeciwstawia jej muzykę poważną.
Muzyka popularna jest według niego tworem
schematycznym - „Wszystkie aspekty
muzycznej formy uzależnione są
od gotowych już form i norm, które maja
status rzekomych reguł, są znane odbiorcom
i dlatego całkowicie przewidywalne”8.
Podczas gdy muzyka poważna stawia
wymagania odbiorcy, muzyka rozrywkowa
jedynie go ogłupia.
8. Por. R. Middleton, Studying popular music,
Milton Keynes: Open University Press,1990, s.
45.
ŁUKASZ WRÓBLEWSKI - student filologii
polskiej (specjalności antropologiczno-
kulturowa I rok (SUM), komparatystyka II rok
(LIC)) oraz kulturoznawstwa spec. porównawcze
studia cywilizacji (III rok LIC); zainteresowany
współczesnymi teoriami antropologicznymi oraz
socjologią kultury; aktualnie zajmuje
się badaniem portali społecznościowych oraz
wpływem mediów na życie człowieka.
W MIARĘ JAGODA M.
„Jestem szczęśliwa. W miarę. To znaczy –
mam mężczyznę, którego kocham. W miarę.
No i jestem w miarę kochana. Studiuję,
pracuję, mam mieszkanie, kota i stać mnie
na białe Marlboro. Czego chcieć więcej?
Chcieć więcej to chciwość, to brak pokory,
więc jestem umiarkowanie szczęśliwa.
Jestem szczęśliwa na tyle, na ile wypada
być szczęśliwym w życiu. Na tyle,
żeby ochota do życia o poranku była
wystarczająca żeby wstać z łóżka i na tyle,
żeby sąsiedzi i zazdrosne koleżanki mnie
nie nienawidziły. Jestem szczęśliwa
tak akurat. Jestem szczęśliwa – w miarę.”
Teraz, kiedy siedzę naprzeciwko niego w tej
zadymionej kawiarni i odpalamy papierosa
od świeczki, uśmiechamy się do siebie
i milczymy, bo akurat dzisiaj nie mamy
o czym rozmawiać, całe to „w miarę” wydaje
mi się „niewystarczającym”. Ale co ja tam
wiem.
On siedzi tutaj ze mną, a potem
wstaniemy, on pomoże ubrać mi płaszcz,
nie przepuści mnie w drzwiach, ale weźmie
mnie za rękę, a potem pójdziemy do mnie
do mieszkania i udając, że nie mamy
na siebie ochoty, włączymy telewizję.
Oglądniemy razem kawałek jakiegoś
nudnego serialu o ludziach, którzy
są szczęśliwi obrzydliwie i bezwstydnie,
i oboje pomyślimy, że takie szczęście jest
po prostu bezczelne i niegrzeczne.
A potem rozbierzemy się w pośpiechu,
będziemy się kochać i zmęczeni zaśniemy
na łóżku. To znaczy – on zaśnie. Ja zapalę
papierosa, potem drugiego, potem trzeciego,
potem obejrzę jakiś dokument w nocnym
paśmie telewizyjnym i jeśli dobrze pójdzie,
zasnę. Więc – co ja tam wiem.
Nie zawsze przecież musimy mieć
o czym gadać, rozumieć się, wspierać
i o czym żartować – zachowujemy po prostu
zdrową normę. Może to przeciętność,
ale jestem wdzięczna, muszę być wdzię-
czna. Tak mnie wychowano – bądź
wdzięczna, że coś masz, bo mogłabyś
nic nie mieć. Więc jestem wdzięczna
za faceta, który nie przepuszcza mnie
w drzwiach, nie odsuwa mi krzesła, upija
się na imprezach, jak dzieciak, który
pierwszy raz może zostać dłużej poza
domem. O, przepraszam, karcę się w my-
ślach, bo chyba brzmię nieco zgorzkniale.
Naprawdę jestem za niego wdzięczna.
Mogłabym trafić lepiej, ale on by nie mógł –
nie mógłby, wydaje mi się, ba, jestem
pewna, że jestem najlepszą kobietą, jaka
mogłaby mu się kiedykolwiek trafić. Kocham
go. Kocham go w miarę. Więc jestem, więc
trwam przy nim, więc jestem z nim
szczęśliwa. Nie mogłabym go skrzywdzić,
bo za bardzo życzę mu szczęścia. Może
i mogłabym być z kimś dla mnie milszym,
z kimś, kto jest lepszym słuchaczem,
lepszym przyjacielem, lepszym kochankiem.
Ale jestem właśnie z Nim, bo on
w miarę słucha, w sumie wspiera, długość
jego penisa mieści się w średniej krajowej.
Nie chcę być jedną z tych wiecznie nienasy-
conych kobiet, które ciągle chcą więcej
i więcej, i więcej: Dom? Może być, ale tylko,
jeśli ma pięć sypialni i wielki taras.
Samochód? Mniej niż 200 koni nie wchodzi
w grę. Pies? Rasowy, z rodowodem. Mąż?
Prawnik albo lekarz, gentleman, ułożony
i przystojny. A ja mówię – kawalerka, stary
volkswagen, bury kundel ze schroniska,
no i On – byleby utrzymać rodzinę i mieć
siebie nawzajem. Na dobre i na złe.
Po co mam zachłysnąć się szczęściem
i drżeć ze strachu, że coś mi zabiorą,
ukradną, poderwą. Żyję spokojnie.
Przeciętnie? Może i przeciętnie, ale jestem
w miarę szczęśliwa. On chyba też. Jest nam
ze sobą dobrze i bezpiecznie.
O tak, bezpiecznie – dla tego
bezpieczeństwa jestem w stanie nawet
znieść to, że nie jestem miłością jego życia.
Dziecięce mrzonki początkowo sprawiły,
że była to sprawa bardzo dla mnie ważna –
być miłością czyjegoś życia. Uwielbiałam
te historie ludzi, o zakochaniu się od
pierwszego wejrzenia w stylu „Zobaczyłem
ją w kawiarni i wiedziałem, że pewnego dnia
będzie moją żoną”, albo „Spojrzała na mnie
i zdałem sobie sprawę, że tylko ona może
być matką moich dzieci”. Mnie to niestety
nie czekało, bo On spotkał już miłość
swojego życia. Ona go zostawiła, a On
znalazł mnie. I sama sobie wydałam
się żałosna, że wierzyłam w takie bajki
o miłości i zakochaniu po uszy. Kiedyś
owszem – kiedyś myślałam, że tylko jeśli
mam motylki w brzuchu i sypię sól
do herbaty, to jestem zakochana. A teraz
jest, jak jest – jestem zakochana, bo mogę
spać w jego ciepłym łóżku i robić mu małe
prezenty. Oboje jesteśmy usatysfak-
cjonowani tym, jak nam ze sobą jest
i będzie. Marzyłam, że będę żoną w domu
z niewielką werandą, a mój mąż wszystkim
będzie opowiadał, jak wspaniałą
ma małżonkę. On nie chce ślubu, uważa
go za koniec życia, a mi ciągle powtarza,
że jestem wolnym człowiekiem i nie będzie
o mnie walczył, bo nie po to mamy wolną
wolę, żeby ktoś kogoś przy sobie
przytrzymywał. Kiedyś fantazjowałam,
że mój mężczyzna za nic w świecie nie
wypuści mnie z ramion, do innego,
do innych, że nie zostawi, że choćby
nie wiem co, będzie walczył, by udowodnić
swą miłość. Dzisiaj trochę się tego wstydzę;
życie zweryfikowało moje dziecięce, naiwne
poglądy. Dziś nikt nie walczy: albo chcesz
z kimś być, albo nie. Wybór należy
do Ciebie, nie ten, to następny.
Teraz siedzę naprzeciwko niego
i wypiłam ze dwa piwa za dużo,
bo wszystkie te moje dziecięce marzenia
o księciu, księżniczce i białym koniu nagle
wróciły i jest mi siebie tak bardzo żal. Że nie
doceniam tego, co mam. Że próbuję być
zbyt szczęśliwa. Że przesadzę. Muszę
szybko coś powiedzieć, żeby nie dopuścić
tego do siebie. Szybciej, szybciej, myśl,
co powiedzieć, żeby sobie przypomnieć,
że jesteś szczęśliwa w dokładnie
odpowiedniej ilości.
- Kocham Cię.
- No właśnie. Jeśli o to chodzi... Wiesz,
Ona chce do mnie wrócić i ja do Niej
też chcę. To znaczy... Kocham Cię,
ale kocham Cię w miarę. To znaczy, wiesz,
w takiej dokładnie odpowiedniej ilości.
W sumie jestem szczęśliwy, ale wiem,
że można bardziej. Chcę kochać bardziej
i być bardziej szczęśliwy. Przepraszam.
Jestem pewien, że znajdziesz sobie kogoś
lepszego. Jesteś wspaniałą kobietą. –
Nie powiedział tego dokładnie w ten sposób,
ale mniej więcej tyle zdążyłam zapamiętać,
zakodować, przyjąć do wiadomości.
On chce być szczęśliwy bardziej. Jak
on śmie? Jak on może tak bezczelnie chcieć
szczęścia? Ja mu dawałam szczęście, ja, ja!
Ja jestem dla niego najlepsza, jeśli
ktokolwiek mógłby powiedzieć takie słowa,
to powinnam być ja. Bo to ja dla niego
zrezygnowałam z tylu swoich marzeń, celów,
pragnień. Chciałam szalonego namiętnego
seksu, spontanicznych wyjazdów, znikania
na tydzień w nieznanych miejscach.
Chciałam nocy pod gwiazdami, chciałam dni
spędzonych razem leniwie w łóżku, chciałam
gorących pocałunków i nocnych rozmów
o wszystkim i o niczym. Godziłam
się na seks przy telewizorze, dni zapla-
nowane od A do Z, godziłam się na czułe,
ale nieco letnie buziaki, a co do nocnych
rozmów – bardzo ich chciałam, ale on zasy-
piał, jak tylko się położył. Więc to ja,
ja powinnam chcieć wszystkiego bardziej,
ale z tej umiarkowanej miłości do Niego,
chcę tego wszystkiego na tyle, żeby brak
nie palił mojego sumienia. A on mówi,
że nie chce ze mną być?
JAGODA M. - ’91, studentka III roku Kul-turoznawstwa na Uniwer-sytecie Jagiellońskim. Swoje teksty głównie upycha w elektronicznej szufladzie - folderze "Bez nazwy". Pisze, bo nie lubi
mówić.
- Z ust mi to wyjąłeś – odpowiedziałam.
Wstałam i wyszłam. Otworzyłam drzwi
kawiarni, zimny, październikowy wiatr
uderzył mnie w twarz, jakby chciał
powiedzieć – obudź się i bądź szczęśliwa.
Szczęśliwa. Bez „w miarę”, bez „w sumie”.
Szczęśliwa. Postanowiłam umówić
się z pierwszym facetem, którego spotkam.
Uprawiać seks bez zobowiązań. Upić
się na imprezie. Wziąć bezpłatny urlop,
złapać stopa, całować się w deszczu.
Być bezczelnie szczęśliwa.
O MODERNISTYCZNYM
WSTRĘCIE
W KARYKATURACH
JANA AUGUSTA
KISIELEWSKIEGO
ŁUKASZ WRÓBLEWSKI
Wstręt jest naturalną reakcją, jaka
towarzyszy człowiekowi, który styka
się z tym, co zanieczyszczone,
ale i tabuizowane, wykraczające poza
społecznie przyjętą normę. Jako taki wstręt
chroni jednostkę przez skalaniem jej
podmiotowości. Co więcej, pomaga wyprzeć
człowiekowi to, co przypomina mu o jego
zwierzęcości, śmiertelności czy wrażliwości
na bodźce ze świata natury. We wstręt
wpisany jest pewien komponent ideacyjny2.
Jak podkreśla Martha Nussbaum, wstręt
obraca się wokół marzenia, aby być takim
rodzajem bytu, który nie jest zwierzęcy
i śmiertelny. Jego koncentracja na zjawisku
kontaminacji służy ambicji uczynienia nas
nieśmiertelnymi3. Wstręt wpisany jest
w proces konstytuowania tożsamości,
a dalej wyodrębniania grup społecznych.
Dochodzi do głosu w procesie dystynkcji,
w trakcie którego poszczególne grupy
(klasy) wyznaczają swoja tożsamość,
symboliczne drogi, na których starają
się wyrażać swoje wartości, a także chronić
granice oddzielające je od innych grup4.
Tym samym będzie wstręt
sygnałem zapalnym, ostrzegającym przed
inwazją obcego, szkodliwego, mogącego
zachwiać kultywowany przez daną grupę
porządek wartości, naruszyć jej spójność,
podważyć respektowany przez nią obraz
świata. Modernizm, który przynosi nową
wizję sztuki, redefiniuje pojęcie artysty,
Por. A. Dziuban, Wstręt i jego rola w określaniu granic cielesności, „Filozoficznie” wiosna 2007, [on-line] http://www.filozoficznie.pl/4/42_A_Dziuban_Wstret_i_j
ego_rola_w_okreslaniu_granic_cielesnosci.pdf, s. 6 [26.03.12]. 2 Por. tamże, s. 5.
3 M. Nussbaum, Hiding from Humanity, Disgust,
Shame and the Law, Princeton: Princeton University Press, cyt. za: tamże, s. 6. 4 P. Bourdieu, Habitus i przestrzeń stylów życia,
[w:] Dystynkcja. Społeczna krytyka władzy sądzenie, Warszawa 2006, 215-278.
doprowadza do burzliwych przemian
społecznych, w tym umocnienia kapitalizmu,
wydaje się przesycony wstrętem.
Mizoginizm, związany z nim wizerunek
femme fatale, przewijający się wielokrotnie
w Karykaturach, można uznać za jedno
z częściej pojawiających się wcieleń wstrętu
w tym okresie.
Karykatury przedstawiają problem
artysty uwikłanego w związek nie tylko
z kobietą, ale i środowiskiem, które
funkcjonuje na niższym poziomie
kulturalnym i, jak wskazuje R. Taborski,
nie potrafi zrozumieć wzlotów duchowych
artysty - stąd ogranicza jego rozwój
osobowościowy Or.az działalność twórczą5.
Główną bohaterkę dramatu Kisielewskiego –
niewykształconą Zosię – wypada uznać
za karykaturę kobiecości. W żadnym stopniu
nie sprawdza się jako partnerka dla Antosia.
Nie przystaje do standardów
wysublimowanej miłości. Autor, kreśląc jej
sylwetkę, sprowadził ją do rangi posłusznej
mężowi kury domowej – potulnej,
ale i zaborczej w swoich uczuciach.
Nie dziwi więc, że bohater czuje się przez
nią osaczony, wręcz sterroryzowany
uczuciami. Mieszkanie z Zosią nasila
u niego klaustrofobiczne lęki.
Przestrzeń kamienicy stanowi dla Antosia
obszar zamknięty i niebezpieczny.
Powietrza...więcej powietrza!, Duszę
się...tchu...tchu!6 (s.342-343), powtarza
wielokrotnie Relski. Zasadnicza przyczyna
braku porozumienia między nimi leży
w odmiennym statusie społecznym. Zosia
prezentuje typ wiejskiej dziewczyny, której
zachowania modelowane są przez katolicki
światopogląd. Stąd kultywuje miłość, dobroć,
macierzyństwo. Fascynacja Antosiem,
a dalej chęć wyzwolenia się spod rządów
ojczyma – tyrana, sprawia że bohaterka
ucieka z rodzinnego domu. Przy pomocy
Antoniego chce wyzwolić się spod wpływów
ojczyma. W tym celu odgrywa przed nim rolę
ofiary i usiłuje wzbudzić litość:
Antoś mnie nie wypędzi, prawda, panie
Antosiu? Antosiu, prawda? (s. 323)
Bohaterka jest infantylizowana, autor
podkreśla jej niesamodzielność życiową,
notabene sam Relski w momencie
odnawiania dawnej znajomości z Zosią
zwraca się do niej Ty dziecko (s. 324).
Jej uczucia do Antosia zostają wyrażone
w formie przypominającej modlitwę
do Anioła Stróża:
Zosia
Niech się dzieje , co chce. Bo ja...
zawsze... i ciągle... i we dnie, i w
nocy...myślałam. Potem wiedziałam, że
przecież ja nie dla Antosia...Chciałam
zapomnieć...a już nic a nic, i już nie
mogłam! (326)
Wypowiedzi Zosi przywołują na myśl motyw
nieszczęśliwej romantycznej miłości. Jest
ona przedstawiona jako wszechpotężna siła,
przed którą podmiot nie jest się w stanie
obronić w żaden sposób. Dziecięca
spowiedź dziewczyny urzeka bohatera, jest
nią oczarowany, ulega magii słów a dalej
w paternalistycznym geście podejmuje
się jej strzec. Jawi się jako przyszły obrońca
i pocieszyciel. Zostaje wciągnięty w swoistą
grę, której z łatwością ulega. Bo też Zosia,
mimo deklarowanej szczerości uczuć,
jest świadoma awansu, jaki ją czeka.
W rozmowie z matką podkreśla:
(...) pomyśl se mama, ja profesorową
będę – pro-fe-so-ro-wą!! (s. 333)
5 R. Taborski, Wstęp, [w:] J. A. Kisielewski,
Dramaty, Kraków 1969, s. 28. 6 Wszystkie zamieszczone w pracy cytaty
z Karykatur podaję za wydaniem: J.A.
Kisielewski, Dramaty, oprac. R. Taborski, Kraków
1969.
Przy tym trudno ją posądzić o sztuczność
czy udawanie. Jest raczej naiwna
i niepewna swojej pozycji w związku. Stąd
nieustannie domaga się od Relskiego
dowodów miłości.
Inaczej rzecz się ma z bohaterem. Zosia
stanowi dla niego niszczycielską siłę, która
krępuje jego wolność. Los Relskiego –
skazanego na porażkę – zapowiada już
pierwsza części dramatu. Jesz słysząc
o miłosnej fascynacji Antosia stwierdza:
Stracony! Ach, Satans Buhlerin! (s. 310)
Do Relskiego odnosi też wcześniej
wypowiedziane słowa:
(...) I będzie wstrętnym w chwili, gdy
kobieta w nim pokala niepokalanie
męską duszę (...).
(s. 307)
W wypowiedziach Jesza i jego
współtowarzyszy dochodzi do głosu
mizoginizm. W prowadzonych przez nich
dyskusjach przewija się motyw femme
fatale, kobiety szatańskiej, kuszącej
mężczyznę i sprowadzającej na niego
nieszczęście. Przy czym w dramacie jest
on ciekawie transponowany. Ową femme
fatale staje się Zosia, która choć łamie życie
Relskiego, przynosi mu zgubę, to jednak
nie kieruje się pragnieniem wyzysku
i zniszczenia. Można powiedzieć, że zabija
mężczyznę swą dobrocią, której ten
nie umie się przeciwstawić. Dramat przynosi
redefinicję chrześcijańskiej dobroci. Wszak
Jarosław Błahy, referując poglądy
Nietzschego, podkreśla: Upokarza się ten,
kto chce być wywyższony, jak sugeruje
Nietzsche, tak więc pobożność, karność
i serwilizm – służalczość płyną
z przekonania o wyjątkowej misji człowieka
na ziemi (...)7. Zosia, gotowa dla Relskiego
do wszelkich poświęceń, w tym upokorzeń,
nieświadomie zyskuje nad nim przewagę.
Staje się hegemoniczną siłą, wobec której
Antoś jest bezbronny.
Relski prezentuje typ inteligenta –
artysty, a przede wszystkim estety. Cierpi
na obsesje czystości oraz porządku.
Wyzbywa się ludzkich uczuć. Jest
przykładem artysty zdehumanizowanego,
który źródło przyjemności estetycznej
czerpie z triumfu nad materią ludzką8.
Związek z Zosią, a i sama Zosia kojarzą mu
się z brudem. Wszak usiłuje mu ona
narzucić rzeczywistość humanistyczną,
zorientowaną na człowieka, przesyconą
uczuciami, pełną sentymentów, której ten nie
jest w stanie przyjąć. Stąd zrezygnowany
Relski, po tym jak nie zdał egzaminu,
na pytanie Zosi:
Co teraz będzie?
odpowiada:
Cóż! Brud, brud, brud, jak był. Nic więcej,
nic miej (...) W brudnej mieścinie, dwa
pokoiki, kupię stare meble, dużo
garnków, rondli, będziesz szczęśliwą,
prawda, Zosiu? No, mów, mów! (s.346)
Relski jest przykładem osobowości
narcystycznej. Jest skoncentrowany
w zupełności na sobie. Dominującą rolę
odgrywa w jego życiu fasadowość
i autoprezentacja. Przypomina tym samym
dandysa. W ujęciu Baudelaire’a to właśnie
dandyzm stanowi rodzaj kultu dla samego
7 J. Błahy, Histeria narcystyczna, [on-line]
http://www.the-
serpent.pl/Blahy/Histeria_narcystyczna.pdf, s. 2.
[24.03.12]. 8 J. Ortega y Gasset, Uwagi wstępne
o dehumanizacji sztuki, [w:] Dehumanizacja
sztuki i inne eseje, Warszawa 1996, s. 295.
siebie, silniejszego czasem od potrzeby
szczęścia, które można znaleźć w innej
osobie, na przykład kobiecie9.
Jego codzienne egzystencja
ogranicza się do spełniania praktyk, dzięki
którym utrzymuje wyobrażenie eleganta-
porządnisia. Tym samym odgradza się od
wszystkiego, co mogłoby zburzyć taki jego
wizerunek. Nie obnosi się wprost ze swoimi
uczuciami, kamufluje je pod pozorem
etykiety, co jest widoczne na przykład
w relacji Relskiego z Walentynową. Zamiast
po prostu wyrzucić ją z mieszkania,
tłumaczy jej, że mąż ją wzywa.
Egocentryzm Relskiego czyni
go niezdolnym do bycia ojcem. Zmuszanie
Relskiego do spełniania funkcji
rodzicielskich i małżeńskich sprawia,
że doświadcza on kryzysu narcystycznego10,
dla którego symptomatyczny jest wstręt, jaki
odczuwa bohater w stosunku do Zosi,
stanowiącej zagrożenie dla jego
podmiotowości. Jak wskazuje Kristeva:
We wstręcie przejawia się jeden z owych
gwałtownych i mrocznych buntów przeciw
temu, co mu zagraża i co, jak się zdaje,
nadchodzi z zewnątrz lub rozsadza
od wewnątrz, rzucone obok tego,
co dopuszczalne, tolerowane, możliwe
do pomyślenia1.
W akcie obronnym bohater musi
udawać przed partnerką kogoś, kim nie jest.
Zmusza się więc do okazywania jej uczuć.
Mamy tu do czynienia ze sztuczną – jedynie
pozorowaną – miłością. Teatralność
w zachowaniu Relskiego doskonale
demaskuje scena:
Zosia
bierze jego ręce
No, to ukochaj Zośkę, Antosiu, tak jak
dawniej.
Przysuwa twarz
Antosiu...
Relski całuje jej czoło, ona szepce:
Usta... w usta... tak bardzo... no.
Relski łagodnie usuwa się. Zamyślony
siada.
Zosia westchnęła, podejmuje krawatkę
Ja to zaraz naprawię. (s. 345)
Wstręt bohatera potęguje rozbieżność
między życiem a sztuką. Próbuje wszak
kreować swoje życie na modłę sztuki.
Stąd odrzuca wszystko, co wiąże
się z pospolitością. Relski, artysta, działając
na przekór temu, co rzeczywiste, chce
powołać do istnienia kontrrzeczywistość,
stawiając się w ofensywie do świata
obiektywnego. Bo jak wskazuje Ortega
y Gasset, to właśnie „rzeczywistość”
nieustannie dybie na artystę, starając
się nie dopuścić do tego, by się wymknął
spod jej władzy2.
Relski jest spragniony ideału,
definiuje się przez negowanie i wypieranie
tego, co związane z Zosią.
To ona przyczynia się do destrukcji
tożsamości bohatera. Niweczy projekt życia
jako dzieła sztuki. Jako symbol matczynej
dobroci, tego, co pierwotne, bliskie natury,
nieobrobione przez kulturę, przyczynia
się do regresji bohatera i utrwala w nim
skłonności narcystyczne. Jak wskazuje
Eugenia Łoch: (...) brak równowagi między
sztuką a życiem pozwalał Kisielewskiemu
na kompromitowanie bohaterów,
na pokazywaniu ich ułomności wynikających
z teatralizacji życia. Nie szczędził więc
ostrza satyry, by obnażyć owe wady,
ale i pokazać wynikający stąd tragizm
rozdarcia człowieka jego czasów, istnienie
buntu, a zarazem i bezsilności3.
9 Ch. Baudelaire, Malarz życia nowoczesnego,
Gdańsk 1998, s. 49. 10
J. Kristeva, Potęga obrzydzenia: esej
o wstręcie, Kraków 2007. 11
Tamże, s. 7. 2 J. Ortega y Gasset, dz. cyt. s. 295.
3 E. Łoch, Meteor Młodej Polski. Z badań i refleksji
nad życiem i twórczością J.A. Kisielewskiego, [w:] Jan
August Kisielewski i problemy dramatu
młodopolskiego, Rzeszów 1980, s. 13.
To właśnie życiowe aktorstwo, pogrążanie
się w iluzji sprawia, że Antoś na przekór
sobie trwa w związku, znosi to, co wstrętne,
gdyż wyobraża sobie, że takie jest
pragnienie innego – Zosi4. Do pewnej
przemiany dochodzi w nim dopiero
w momencie pojawienia się jego dawnych
przyjaciół, w oczach których uchodzi
za artystę, poetę. Ich obecność rodzi w nim
dysonans poznawczy. Życie u boku kobiety
razem z dzieckiem pozostaje w jawnej
sprzeczności z ideą wyzwolonego artysty
oraz postawą życiową uczestników cyganerii
artystycznej. To, co określa zachowanie
Relskiego, to abjection, czyli pragnienie
separacji, zyskiwania autonomii,
a równocześnie poczucie niemożności
osiągnięcia tego stanu5. Wszak nie jest on w
stanie spełnić się nawet w towarzystwie
kolegów artystów. Ci mianowicie zostają
opisani przez R. Taborskiego jako: (...)
bezwartościowi kabotyni, którzy prowadzą
jałowe, pseudointelektualne dyskusje
i obrzucają się nawzajem modnymi wówczas
nazwiskami i pojęciami6. Co więcej jawnie
kpią z Zosi i jej rzekomego szczęśliwego
małżeństwa, zmuszając ją, by klęczała
na ziemi i odgrywała rolę matki
rozpaczającej po stracie dziecka.
W pierwszej chwili Relskiego oburza
zachowanie kolegów, więc sugeruje im,
by wyszli, po czym w odpowiedzi na zarzuty
Jurowicza:
Ależ na Apollina, kolego, co się z wami
stało! W czym wy się tu obrazy
dopatrzyliście? Ja tylko szkic... kontury.
Tyle razy pozowaliście mnie, Lassocie...
aa, Relski, czegoś podobnego,
odpowiada:
Relski
jakby do siebie
Pozowałem; za długo wam pozowałem – a teraz tak trudno mi to przychodzi. Przepraszam, przepraszam was, moi drodzy. (s. 357)
Relski obwinia się za brak lojalności wobec
kolegów. Ma świadomość, że Zosia –
ze swoją pospolitością i brakiem
wykształcenia kompromituje go przed nimi.
W dramacie wielokrotnie pojawia
się problem walki klas. To właśnie
nierówność klasowa, a dalej mezalians
wydają się jednym z głównych przyczyn
niemożności osiągnięcia spełnienia
w związku z Zosią. W relacji tych dwojga
dochodzi do głosu niezgodność habitusu,
rozumianego jako: (...) kompleks tendencji,
postaw, uwewnętrznionych dyspozycji,
wprowadzonych w sferę ludzkich nawyków
nabyty we wcześniejszych doświadczeniach
życiowych7. Jest on, jak wskazuje dalej
Sztompka, zakodowany w myśleniu,
ale także w odruchach cielesnych
i fizycznych umiejętnościach. Co więcej,
przynależność klasowa jest czynnikiem
służącym ich różnicowaniu. Bohaterowie
nie są w stanie go przekroczyć, mimo
że obydwoje podejmują taką próbę.
To właśnie nierówność klasowa prowadzi
w dramacie do wykluczenia Zosi przez
współtowarzyszy Relskiego, co ilustruje
dobitnie zachowanie Stachowskiego:
Zosia
smutna
(...) No to cóż, no cóż ja winna, że mnie do szkół nie dawali.
Relski
Pewnie. Pewnie. To ja jestem winien.
Stachowski
na ustach jakby wyraz niesmaku
Ja teraz, pożegnam...
4 Por. J. Kristeva, dz. cyt. s. 8.
5 Tamże.
6 R. Taborski, dz. cyt.,, s. 25.
7 P. Sztompka, Socjologiczne pojęcie kultury, [w:]
Socjologia: analiza społeczeństwa, Kraków 2006.
Zosia
Pan już idzie...
Relski
Do widzenia. Przyjdziesz? Przyjdziesz tu
jeszcze kiedy?
Stachowski
Rękę podaje Zosi
Zegnam panią. Odwiedzę.
Wyszedł (s. 369)
Wstręt doświadczany przez Relskiego oraz
jego kolegów względem klasy niższej,
niewykształconej, byłby zatem wyrazem
niemożności zasymilowania różnicy
pomiędzy tymi grupami. Mało tego,
demaskuje on klasę wykształconą jako tę,
która za pośrednictwem przemocy
symbolicznej usiłuje oddziaływać na klasy
zdominowane i reprodukować w ten sposób
istniejącą strukturę społeczną8. Klasa ta jest
więc z gruntu narcystyczna. Wszak
za pośrednictwem wyrafinowanych
rozwiązań dąży do narzucenia dogodnych
dla niej rozwiązań kulturowych. Obraz
gnuśnienia uprzywilejowanej klasy
społecznej daje ostatnia część dramatu,
prezentująca rodzinę Borkowskich. Sielskie
dzieciństwo Borkowskich – Laury, Ignasia,
Stefy – którzy korzystają z uciech życia,
kosztują używek, co więcej sami
reprodukują nierówności: przykład Ignasia,
którego zapędy antysemickie doprowadziły
do pobicia kolegi z klasy, stoi w wyraźnej
opozycji do losu Zosi, zmuszonej do życia
z despotycznym ojczymem oraz bezbronną
matką, niepotrafiącą sprzeciwić
się opresyjnemu małżonkowi. Przy okazji
prezentowania przez autora rodziny
Borkowskich dochodzi do głosu problem
wiedzy. W jednym z epizodów Borkowski
wyraża zdumienie faktem, że jego córka
Stefania dziękuje mu za to, iż może
się uczyć. W Karykaturach mamy być może
do czynienia z krytyką wiedzy. Wszak
mnożąca się sieć dyskursów
prowadzi do wykolejenia jednostki, sprawia,
że dany podmiot zaczyna się bezkrytycznie
utożsamiać z wdrażanymi w procesie
nabywania wiedzy treściami. Dowodzi tego
Stefania, która jakby zahipnotyzowana
Sonetami Antoniego, zaczyna pogrążać
się w wyidealizowanej rzeczywistości.
Jej postawę, jak i postawę Relskiego
i innych artystów, w tym członków cyganerii,
niezwykle trafnie określa ukuta przez
Tomasza Weissa formuła zaczadzenia
sztuką9, akcentująca zgubne skutki płynące
z przenoszenia fikcji w świat rzeczywisty20.
Wstręt służy więc nie tylko znaczeniu granic
społecznych oraz narzucaniu własnej
podmiotowości. Jest sposobem
kontestowania rzeczywistości w ogóle.
Demaskuje wreszcie utopijność projektu
przedkładającego sztukę nad życie. Wszak
główny bohater ostatecznie ponosi klęskę,
zdemaskowany przez Zosię i Borkowskiego.
W ich oczach uchodzi za zdrajcę, pozoranta,
świadomie igrającego uczuciami Zosi i Stefy.
W finałowej części Karykatur uderza przede
wszystkim dramatyzm losów Relskiego,
któremu nie udało pogodzić się sprzecznych
wartości: życia i sztuki. Bohater zostaje
rzucony na pastwę własnej podmiotowości.
Przemawia przez niego wybujałe ego,
ostateczny pogłos narcyzmu.
8 P. Bourdieu, Podstawy teorii przemocy
symbolicznej, [w:] Reprodukcja – elementy teorii
systemu nauczania, Warszawa 2006, s. 71-150. 9 T. Weiss, Jan August Kisielewski, Obraz
literatury polskiej. Literatura okresu Młodej
Polski. Tom drugi, Warszawa 1967, s. 232-236. 20
E. Łoch, dz. cyt., s. 12.
Jego ostatnie słowa:
Relski
stoi niemy, zmartwiały. Nagle chwyta
kurczowo poręcz stołka.
Powiedział – podły! – i ja... nie dałem
mu...w twarz??!!
demaskują karykaturalność życia Relskiego
oraz jego niemoc. Relski-narcyz okazuje
się po raz kolejny więźniem rzeczywistości
własnych procesów myślowych, uczuć
i potrzeb2.
2 E. Fromm, cyt. za: J. Sieradzan (red.),
Narcyzm: jednostka – społeczeństwo – kultura, Białystok 2011, s. 24.
ŁUKASZ WRÓBLEWSKI - student filologii polskiej
(specjalności antropologiczno-kulturowa I rok (SUM),
komparatystyka II rok (LIC)) oraz kulturoznawstwa spec.
porównawcze studia cywilizacji (III rok LIC); zainteresowany
współczesnymi teoriami antropologicznymi oraz socjologią
kultury; aktualnie zajmuje się badaniem portali
społecznościowych oraz wpływem mediów na życie
człowieka.
uznanych fotografów czy teoretyków
literatury, komparatystów.
Jury w kwietniu 2013 wybierze dwunastu
laureatów (po 3 z każdej kategorii), którym
zostaną przyznane nagrody i dyplomy
podczas oficjalnego wernisażu
otwierającego wystawę prac
pokonkursowych. Na wystawie zawisną
nie tylko prace laureatów - znajdzie się tam
wiele więcej fotografii spośród wszystkich
nadesłanych od listopada do marca.
Konkurs ma na celu pokazać,
że poruszanie się wokół aspektu
intertekstualności jest nieodzownym
elementem naszego życia, jest
nieodzownym elementem sztuki. W tym
konkursie nawiązujemy do koncepcji
intertekstualności prof. dr hab. Ryszarda
Nycza (kierownika Katedry Antropologii
Literatury i Badań Kulturowych przy WP UJ),
który uważa, że to właśnie autor zazwyczaj
sygnalizuje w swoim dziele obecności
jakichś intertekstualnych wyznaczników.
Nie ingerujemy w to, czy fotografie
będą aluzjami do cytowanych utworów,
czy będą dokładnie ich odbiciem, czy będą
nawiązywały do formy, gatunku, czy tego,
Z dniem 15 listopada 2012 na Wydziale
Polonistyki UJ ruszył intertekstualny konkurs
fotograficzny IKON 2012/2013, skierowany
do studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego,
pasjonujących się fotografią. Nowatorstwo
formuły konkursu polega
na przyporządkowaniu prac przez autorów
do jednej z czterech kategorii (trzech
literackich: epika, liryka, dramat
oraz czwartej kategorii muzycznej). Sama
fotografia nie spełnia wymagań konkursu.
Do nadesłanego zdjęcia należy
więc dodać cytat z utworu prozatorskiego,
poetyckiego, dramatycznego lub utworu
muzycznego z podaniem autora. Cytat może
służyć za porównanie, nawiązanie,
zaprzeczenie lub stanowić nowatorską
próbę połączenia. Interpretacja i ocena prac
będzie należała do jurorów, wykształconych
w dziedzinie badań intertekstualnych,
o czym jest konkretna powieść –
naszą ingerencją jest przymuszenie
autora do oficjalnego "przyznania się" lub
odnalezienia nawiązania pomiędzy swoim
dziełem wizualnym a dotychczasowym
dorobkiem literacko - muzycznym.
Kamila Boruc
Komisja Kultury WRSS WP UJ
AKCJA SOS
UCZELNIE SCHRONISKOM
Na rzecz Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Krakowie
objęta Honorowym Patronatem Rektorów.
Leży Ci na sercu los bezdomnych zwierząt? Chciałbyś pomóc zwierzętom
z krakowskiego schroniska? Przyłącz się do Akcji SOS 2012!
Akcja potrwa od 26 listopada do 20 grudnia i jest organizowana na
trzech krakowskich uniwersytetach: Jagiellońskim, Pedagogicznym
i Rolniczym.
W trakcie ostatniej edycji zebraliśmy 2,5 tony karmy, w tym roku liczymy
na jeszcze więcej!
Co zbieramy tym razem?
Suchą i mokrą karmę dla psów i kotów,
Zabawki dla zwierząt,
Koce, ręczniki, narzuty.
Możesz też wrzucić kilka złotych do puszek Akcji SOS, a organizatorzy
kupią za te pieniądze wyżej wymienione produkty.
Informacje o Akcji znajdziesz na: www.akcjasos.org oraz www.facebook.pl/AkcjaSOS Na swoim wydziale kosze na produkty znajdziesz: Przy sekretariacie (UL. GOŁĘBIA 18)
Zaś puszki na pieniądze:
Gołębia 20 - Biblioteka
Gołębia 20 - Ksero
Gołębia 16 - Sekretariat (pok. 44)
Grodzka 64 - Portiernia
ETIUDA & ANIMA 2012
ALEKSANDRA BRAMBOR
W dniach 23-29 listopada 2012 odbył
się w Krakowie 19. Międzynarodowy
Festiwal Filmowy Etiuda&Anima.
Organizowany od 1994 roku – jest
najstarszą cykliczną imprezą filmową
w Polsce, konfrontującą osiągnięcia
studentów szkół filmowych
i artystycznych z całego świata oraz
dorobek twórców animacji artystycznej,
zarówno profesjonalistów, studentów,
jak i realizatorów niezależnych.
Festiwal Etiuda&Anima budzi mieszane
uczucia. Widzowie obawiają się infantylnych
emisji, często też mylnie uważają, że na
festiwalu zobaczą japońskie filmy anime,
co wynika z nieprawidłowego odczytania
słowa anima zawartego w nazwie festiwalu,
które jest po prostu skrótem słowa animacja
(podobnie zresztą jak to, z którym jest
mylone).
E&A to głównie projekcje
konkursowe, na które przez cały rok
zgłaszają się studenci i absolwenci
najlepszych szkół filmowych na świecie.
W tym roku do kategorii anime zgłoszono
613 filmów z 25 krajów na świecie, spośród
których zakwalifikowanych zostało 63, w tym
4 polskie. Do drugiej kategorii konkursowej –
etiudy – zgłoszono 369 filmów, z czego 34
rywalizowały o główną nagrodę. Animacje
zostały wyświetlone w pięciu projekcjach,
a etiudy w sześciu. Widz, który obawiał
się zainwestowania pieniędzy w oglądanie
dlatego warto eliminować je z głową.
Zwłaszcza, że wieczorne projekcje, jak
to zwykle na festiwalach bywa, bywają
opóźnione. Widziałam rodziców, którzy
przyprowadzili swoje małe dzieci
na projekcję animacji z Korei Południowej
pomimo tego, że w programie zostało
napisane, że to film mroczny i brutalny,
dla dorosłych. Nie powinni więc być
zdziwieni, że muszą zabrać z sali
po dziesięciu minutach płaczącą pociechę.
W tym roku główną nagrodę, czyli
Złotego Jabberwockiego oraz 2500
euro w kategorii anima otrzymał reż. Patrick
Bouchard z Kanady za film „Bydło”,
a w kategorii etiuda reż. Marta Karwowska
studentka Państwowej Wyższej Szkoły
Filmowej w Łodzi za „Sowę”.
Studenci polonistyki mogli „złapać”
dla siebie różne konteksty kulturowe oraz
otworzyć swój umysł na inny rodzaj estetyki,
bo przecież rolą kina wysokich lotów jest
pokazanie tego, co niedostrzegalne.
Tych, którzy z różnych powodów nie dotarli
na tegoroczną edycję Etiudy&Animy
zachęcam do udziału w przyszłym roku,
tym bardziej że będzie to jubileuszowa -
dwudziesta edycja, więc z pewnością
organizatorzy zadbają o bardzo atrakcyjny
program.
niepewnych, bo konkursowych projekcji,
może żałować, ponieważ zawsze wśród
emitowanych filmów znalazły się takie,
po których widzowie nie mogli znaleźć słów
zachwytu. Owszem, część projekcji była
przeintelektualizowana lub pozbawiona
sensu, jednak warto było przecierpieć
animacje w typie wirujących trójkątów,
dla tych perełek, które przewijały
się pomiędzy. Dla tych które były piękne,
wrażliwe i łamały stereotypowe myślenie
o animacji tylko w kontekście Disneya.
Dla wielbicieli niszowego kina oraz
tych, którzy do konkursu przekonać
się nie chcą stworzono program
towarzyszący np. spotkania z wybitnymi
twórcami animacji, projekcje klasyków
gatunku oraz fantastyczny występ
estońskiego „Słonia kryminalisty”, który grał
na żywo do najlepszych estońskich animacji
z ostatnich lat. Wariacje muzyków były
doskonałym odzwierciedleniem nastroju
animacji. Muzycy z niesamowitą lekkością
łączyli style takie jak jazz, punk, swing i ska,
a nawet nawiązali swoim brzmieniem
do klezmerów. Cykl Ánima Buenos Aires
wyświetlony na gali rozpoczęcia zachwycił
mnie ciepłem, różnorodnością i kolorytem
rysunków, a także zabawnymi historiami
wplecionymi w miasto, które w zależności
od autora miało zupełnie inne odcienie –
od ponurych kryminalnych historii
z pieprzykiem po bajkowe dziecięce
historyjki. Napięty program nie pozwala
uczestniczyć we wszystkich projekcjach,
LITERATURA
W NATARCIU!
MARTA BŁASZKOWSKA
Pisarze i badacze, wykłady i rozmowy,
filmy i wystawy, ponad 60 spotkań
i ponad 100 gości. Przez siedem dni,
od 22 do 28 października każdy, kto
przebywał w Krakowie, mógł podczas
czwartej już edycji Festiwalu Conrada
pójść za radą organizatorów
i pomyśleć: literatura!
Z okazji do przyjrzenia się literaturze
z bliska skorzystali chętnie czytelnicy –
podczas większości spotkań z literatami
brakowało miejsc w salach, a wejściówki
umożliwiające wysłuchanie rozmowy
Grzegorza Jankowicza z Orhanem
Pamukiem rozeszły się w ciągu kilkunastu
godzin. Nic dziwnego, bowiem tegoroczny
festiwal uświetniło swoją obecnością wielu
znanych i cenionych autorów, zarówno
zagranicznych – na przykład wspomniany
już noblista, Robert D. Kaplan, Alain
Mabanckou, Martin Pollack czy Oksana
Zabużko – jak i polskich: Piotr Sommer,
Michał Witkowski, Dorota Masłowska,
a przede wszystkim laureat tegorocznej
Nagrody Literackiej Nike, Marek Bieńczyk.
Goście opowiadali oczywiście o literaturze –
swojej własnej i tej przez siebie ulubionej,
o tworzeniu i czytaniu – ale nie tylko.
Schodzili również z autorskiego piedestału
i dzielili się przemyśleniami na różne tematy
czy anegdotami, niejednokrotnie prezentując
dystans do siebie i swojej twórczości.
Eustachy Rylski opowiadał o tym, jak –
nierozpoznany – remontował mieszkanie
u zarządzającego działem kultury
w „Polityce” Zdzisława Pietrasika. Marian
Pilot i Michał Witkowski rozmawiali z kolei
o języku, a przy tej okazji przedstawiali
zainteresowanym nie tylko fragmenty
barokowej Liber chamorum, lecz również
słowa, których Pilot nie zrozumiał podczas
czytania Drwala Witkowskiego.
Rzecz jasna oprócz tematów
lżejszych obecne były też te poważne.
Organizatorzy Festiwalu Conrada zadbali
o to, by nie zamknąć się w kręgu samej tylko
literatury, ale też pokazać jej związki
ze sztukami wizualnymi czy filozofią.
Na temat tej ostatniej rozmawiali między
innymi Agata Bielik-Robson, Jan Hartman,
Tadeusz Sławek i Andrzej Szahaj.
W dyskusji prowadzonej przez Michała
Pawła Markowskiego zwracali uwagę
między innymi na konieczność otwarcia
się filozofii na problemy współczesnego
świata i jej odejścia od abstrakcyjnych pytań.
Obecność sztuk wizualnych w programie
Festiwalu Conrada odbiła się w postaci
wystaw tradycyjnych i interaktywnych.
Sztuka i literatura złączone ze sobą wyszły
także, niemal dosłownie, w miasto –
na Józefińskiej pojawił się mural
nawiązujący do twórczości Lema, a na
Wieży Ratuszowej wyświetlały
się niepodpisane wiersze Piotra Sommera.
Conrad Festival to doskonała okazja
do zbliżenia się do najnowszej literatury
zarówno dla tych, którzy ją kochają,
jak i dla wszystkich, którzy dopiero chcą
dokładniej ją poznać. Organizatorom
festiwalu przyświecała idea stworzenia
wydarzenia na szeroką skalę, przybliżenia
literatury czytelnikom – i trzeba przyznać,
że udało im się to. Przez siedem dni
literatura naprawdę królowała w Krakowie.
Następny tydzień jej panowania już za rok.
WYMIANA KSIĄŻEK
NA WYDZIALE
POLONISTYKI
AGNIESZKA DYBAŚ
W środę 14 listopada odbyła
się na naszym wydziale
pierwsza wymiana książek,
zorganizowana I przepro-
wadzona przez Wydziałową
Radę Samorządu Studentów.
Trwała ona cały dzień,
od godziny 10 do 20.
Pierwsze książki pojawiły
się jednak już o 8 rano.
Akcja spotkała się z wiel-
kim zainteresowaniem ze strony
studentów Wydziału Polonistyki
i nie tylko. Przy stołach pełnych
książek spotkać można było
również przedstawicieli innych
jednostek UJ, a także osoby
spoza środowiska uczelnianego.
Informacja o akcji „książka
za książkę” dotarła do szerokiego
grona, także dzięki wsparciu
Bookeriady, lovekrakow.pl,
wkrakowie.pl. Wielkie
podziękowania kierujemy
w stronę Pana Tadeusza
Jodłowskiego, który przekazał
na rzecz akcji wiele książek
z Biblioteki Wydziałowej,
nie wpisanych do katalogów lub
też nie wypożyczanych od lat.
Dzięki temu zainteresowani akcją
już od samego początku mogli
zobaczyć ławki uginające się pod
ciężarem książek, które tylko
czekały, by ktoś zabrał
je ze sobą.
Wiele osób przynosiło
ze sobą kilkanaście różnego typu
publikacji, które dzięki temu
zyskiwały drugie życie. Odnaleźć
można było nie tylko wielkie
dzieła literackie czy lektury,
lecz także książki związane
z historią sztuki, matematyką,
biologią, geografią etc. Dużą
satysfakcję przynosiły nam
momenty, gdy ktoś odnalazł
na ławkach coś, co od dawna
chciał mieć. Radość sprawiały
ciągłe pytania, czy będą kolejne
wymiany.
W związku z tak wielkim
entuzjazmem ze strony stu-
dentów oraz pozostałych gości,
postanowiliśmy zorganizować
kolejne tego typu spotkania.
Pierwsze z nich najprawdo-
podobniej odbędzie się w sty-
czniu 2013 roku. O szczegółach
będziemy informować na bie-
żąco.
Jeszcze raz dziękujemy
wszystkim za przybycie!
ABY OBEJRZEĆ – KLIKNIJ:
GALERIA ZDJĘĆ
Z PIERWSZEJ
WYMIANY KSIĄŻEK
MINI REPORTAŻ I ROZMOWA
Z ALEKSANDRĄ SKÓRZAK
ROBIENIE RZECZY
W KRAKOWIE,
CZYLI PO CO I JAK
POWSTAŁY POETWORY
FILIP PIETREK
FOT. MONIKA STOLARSKA,
JAKUB PIERZCHAŁA
10 i 11 listopada odbywała się w Kra-
kowie 8. edycja SLOT Festu, podczas
którego scenę literacką festiwalu
animowały, powstałe na Wydziale
Polonistyki UJ, Poetwory. O imprezie
opowiada Filip Pietrek, pomy-
słodawca i twórca inicjatywy.
Mija trzeci rok, odkąd jako
nieopierzony absolwent szkoły średniej
przeprowadziłem się do Krakowa.
Po miesiącu czy dwóch doszedłem
już do wniosku, że miasto poetów nie oferuje
nic ciekawego młodzikom takim jak ja i całe
mnóstwo moich rówieśników, nie licząc
możliwości spotkania na mieście
Świetlickiego i wzięcia udziału w – jednym
w ciągu miesiąca – slamie poetyckim
Fundacji Magazyn Kultury. Pomijam
świadomie wszystko to, co związane
z uniwersytetem. Umówmy się, dyskurs
akademicki zostawiałem w spokoju
za każdym razem, kiedy wychodziłem
z budynków przy Gołębiej. Teraz nie potrafię
się ustosunkować do trafności tamtego
wniosku.
Swoje zastosowanie znalazł mechanizm
ryby, która wypływa z małego stawu
do dużego. Byłem więc przytłoczony
ogromem możliwości miasta stołecznego
Krakowa, a zarazem napędzała mnie chęć
zdobycia go, zaznaczenia swojej obecności.
Znacie to?
Stąd się wzięły między innymi
Poetwory. Żeby niepotrzebnie nie powielać
informacji, zapraszam na fanpage,
czyli na www.facebook.com/poetwory.
Chodziło przede wszystkim o wykorzystanie
przestrzeni i zasobów ludzkich uniwesytetu
do tego, by stworzyć możliwość nie tylko
dyskutowania o poezji, ale i ekspe-
rymentalnego, wspólnego tworzenia jej.
Oskarżano nas o powielanie pomysłów
dadaistów, ale bawiliśmy się chyba dobrze.
Co się działo dalej? Nie mogłem
się powstrzymać i koniecznie chciałem mieć
swój slam. Do dzisiaj odbyły się trzy, a każdy
następny kompletnie inny od poprzedniego.
Był jeden w Artefakcie, za czasów, kiedy ten
zacny klub mieścił się jeszcze
na ul. Topolowej i nie dało się tam trafić
z przypadku. Zrobiło się całkiem gwiazd-
dorsko, bo pojawili się i Roman Boryczko,
i Kuba Węgrzyn, także znany w podziemiu
Wojciech Be, a na afterowym open micu
swoje do powiedzenia miał Lech Walicki
(tego ostatniego obiektywy niestety
nie widziały, musicie mi wierzyć na słowo).
Potem był jeden slamik w kanciapie
naszej wydziałówki, w sali 57. Był bardzo
nasz, bo czołowie miejsca zajęli wzięci poeci
Wydziały Polonistyki (Krzysztofie
Szeremeto, Albercie Wasilewski, nie Obra-
zicie sie, że was tutaj wymieniam?), choć
pojawiło się kilka osób z zewnątrz.
No i ostatnie poetworowe
wydarzenie, o którym najpilniej chcę opo-
wiedzieć. To wymaga krótkiej historyjki.
Kojarzycie SLOT Art Fest? Zlot
pasjonatów, freaków, podróżników, ludzi
od wszystkiego. Imprezę-galimatias, która
pojawia się w każdym ważniejszym mieście
w Polsce. Gdzieś na przełomie września
i października SLOT, w osobie Oli Koź-
mińskiej, pojawił się u nas, w Studio 29/2,
i zaproponował współpracę przy organizacji
sceny literackiej festiwalu. Opierałem
się strasznie, bo wiedziałem, że będzie
kłopot z czasem, kłopot z możliwością dania
z siebie 100%. Nie po to próbowałem łączyć
pełny etat w całkiem dobrze stojącej firmie,
studia i kilka innych zobowiązań, żeby brać
na siebie wydarzenie, którego po prostu
nie wypada zepsuć. Ale SLOT, ale świetna
szansa dla idei Poetworów, ale wreszcie
ta cała ekipa ludzi. No i to, co moje,
pozostanie moje.
A teraz – jak to wszystko wyglądało:
10 i 11 listopada odbywała się w Krakowie
8. edycja SLOT Festu. Surowe wnętrze
wiekowego budynku II LO na ul. Sobie-
skiego zamieniono w przestrzeń wymiany
pasji i inicjatyw. Obok bazarów,
Sali dla kuglarzy, games roomu, sal wykła-
dowych na szczególną uwagę zasługiwała
klimatyczna knajpka pod nazwą Czajownia,
koordynowana przez Kasię Kaletę. Goście
zdejmowali buty, przysiadywali
na poduchach i dywanach i raczyli
się aromatycznym czajem. Ten klimat trochę
pomagał, trochę przeszkadzał, jak
się za chwilę okaże.
Chciałem podzielić imprezę na dwie części –
talk-show i slamopodobne, poetyckie
zmagania. Celem pierwszej było
zaprezentowanie publice idei tego, co dziać
się miało później. Zaczęliśmy więc
11 listopada o godzinie 13:00. Szczęśliwie
na moje zaproszenie odpowiedzi prześwietni
goście, których o wiele rzeczy chciałem
podpytać podczas rozmowy. Panie
i Panowie, pozwólcie sobie przedstawić
Marcelinę Bożek z Fundacji Magazyn
Kultury, organizatorkę krakowskich slamów
poetyckich w Kolanku nr 6, Magdalenę
Mazik, MOCAK-ową bibliotekarkę, która
na Wydziale Polonistyki UJ prowadzi zajęcia
z animacji kultury oraz Monikę Pławucką,
człowieka, który przyjechał z Wrocławia,
żeby powiedzieć nam, jak się robi slamy
u nich.
No i zaczął się talk-show! Czym jest
slam? Komu i czemu służy? Czy każdy
może być slamerem? Kim jest idealny
slamer? Co można robić poza slamem,
by animować kulturę literacką miasta? O tym
dyskutowaliśmy. Fotorelacja dostępna jest w
Sieci, część zdjęć będzie też towarzyszyć
temu artykułowi, ale premierę prawdziwie
smakowitej video-relacji chciałbym
niniejszym zapowiedzieć na czwartek
20 grudnia (traktujcie to jako zobowiązanie
z mojej strony).
Ja dostałem to, czego chciałem –
miałem świetnych rozmówców, klimatyczne
miejsce i celne odpowiedzi. SLOT nie jest
festiwalem literackim, ale jakieś ziarnko
zainteresowania udało się zasiać.
O 15:00 gadaniny było dosyć
i wystartowaliśmy ze slamem – w bardzo
nietypowej i eksperymentalnej formie,
bo większość jego uczestników i niemal cała
publiczność zetknęła się w tym wydarzeniem
po raz pierwszy. Jest to dowód na to,
że nie trzeba się specjalnie przygotowywać
do wzięcia w nim udziału.
Nie ma slamu bez nagrody,
która podsyca rywalizację. Zwycięzca
zgarniał: książkę Orhana Pamuka z jego
autografem, wywiad na lovekrakow.pl
oraz czytnik e-booków. Trzeba szczerze
przyznać, że gdyby nie ten gadżet,
uczestników byłoby trochę mniej.
Zmagania uczestników zajęły trzy
regulaminowe rundy, podczas których
slamerzy starali się – improwizowanym
monologiem – zachęcić publiczność
do głosowania na siebie. Po każdym
wystąpieniu chętni do głosowania wrzucali
karty do kuferka. Czerwona na tak i czarna
na nie. W ten sposób wyłoniliśmy finałową
dwójkę. W ogniu trzech dogrywek (uff...)
zwyciężczynią została Ula Małecka.
Prawdopodobnie kluczem do sukcesu była
mowa o politycznym kontekście pasikoniów
na polskich łąkach, ale trudno
mi jednoznacznie stwierdzić.
Na postawione we wstępie pytanie
„po co” chyba już odpowiedziałem. Pytanie
„jak” sugeruje trochę rozpatrywanie
Poetworów jako osiągnięcia, a przynajmniej
przebicia się przez jakiś beton. Pisało o nas
Antyradio, byliśmy na SLOT Feście,
w Artefakcie, reklamowała nas Bookeriada.
Czy ja sobie prułem żyły, słałem dziesiątki
maili z prośbą o patronaty? Pamiętam,
że miałem nadzieję, że nasz pierwszy slam
będzie słabo rozreklamowany, bo czułem
się jak dziecko we mgle w roli organizatora
i konferansjera. Jeżeli z tego płyną jakieś
wnioski, to tylko takie, że światek poetycki
Krakowa można rozbujać w bardzo
naturalny i spontaniczny sposób. Coś jest
więc nie tak z miastem, w którym albo
się pisze, albo się studiuje na AGH-u.
I jeszcze jedno – bardzo chętnie
zrobiłbym kolejną imprezę z Poetworami,
parę pomysłów czeka na odwilż. Jak ktoś
ma swoją wizję, to zapraszam.
To dobre miejsce, żeby jeszcze raz
podziękować wszystkim, którym się należy,
za wsparcie i zaangażowanie. Myślę,
że możemy być zadowoleni, a ja zrobiłem,
co mogłem żeby okazana pomoc przekuła
się w fajne wydarzenie.
Dzięki dla Oli Koźmińskiej, Pauli
Łukaszewiczowicz, Kasi Kalety, Magdy
Mazik, Moniki Pławuckiej, Marceliny Bożek,
Kamili Boruc i Łukasza Kalety.
ZNAJDŹ NA FACEBOOKU:
POETWORY:
www.facebook.com/poetwory
SLOT FEST:
www.facebook.com/slot.fest.krakow
MAGAZYN KULTURY:
www.facebook.com/pages/Magazyn-
Kultury/184739084890048
STUDIO 29/2:
www.facebook.com/studio292
SAMORZĄD STUDENTÓW
WYDZIAŁU POLONISTYKI:
www.facebook.com/Samorzad.Polonistyki
13 stycznia 2013
21. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy
www.wosp.org.pl/final/o_finale
16 stycznia 2013
Wymiana Książek na Wydziale Polonistyki UJ
www.facebook.com/events/292534490851526
24 stycznia 2013
Wieczór Komedii Improwizowanej
www.paka.pl
27 stycznia 2013
Drugie Życie Książki – Bookeriada
www.drugiezycieksiazki.pl
POŻEGNIANIE
Z PAPIEROWYM
GOŁĘBNIKIEM
FOT. KAMILA BORUC
PISZESZ?
CHCESZ ZADEBIUTOWAĆ
W MAGAZYNIE KULTURALNYM
STUDENTÓW WYDZIAŁU POLONISTYKI?
FOTOGRAFUJESZ? MOŻE TO TWOJE ZDJĘCIA ZAMIEŚCIMY W DZIALE FOTOREPORTAŻ?
PRÓBKI TWOJEJ TWÓRCZOŚCI, WSZELKIE PYTANIA, NEWSY, CIEKAWE POMYSŁY WYSYŁAJ NA: [email protected]
szef: Agnieszka Dybaś
redakcja: Agnieszka Wesołowska
korekta: Marta Błaszkowska, Aleksandra Placek
skład | grafika: Kamila Boruc
promocja: Aleksandra Skórzak
siedziba: ul. Gołębia 14, sala 57
kontakt: [email protected]
facebook: www.facebook.com/golebnik
czytaj online: www.issuu.com/golebnik57