FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy...

28
LONDON 16 December 2011 20 (177) FREE ISSN 1752-0339 Naszym wiernym czytelnikom, współpracownikom i ogłoszeniodawcom radosnych świąt Bożego Narodzenia, duchowej odnowy i chwili refleksji przed wejściem w kolejny 2012 Nowy Rok życzy redakcja „Nowego Czasu”

Transcript of FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy...

Page 1: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

LONDON16 December 201120 (177)FREEISSN 1752-0339

Naszym wiernymczytelnikom,współpracownikomi ogłoszeniodawcomradosnych świątBożego Narodzenia,duchowej odnowyi chwili refleksjiprzed wejściemw kolejny 2012Nowy Rok

życzy redakcja„Nowego Czasu”

Page 2: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

16 grudnia 2011 | nowy czas2|

” Czas jest zawszeaktualny

Sławomir Mrożek

[email protected]

63 King’s Grove, London SE15 2NATel.: 0207 639 8507, [email protected], [email protected]

REDAKTOR NACZELNY: Grzegorz Małkiewicz ([email protected]);REDAKCJA: Teresa Bazarnik ([email protected]), Jacek Ozaist, Daniel Kowalski([email protected]), Aleksandra Junga, Aleksandra Ptasińska ([email protected]);WSPÓŁPRACA REDAKCYJNA: Lidia Aleksandrowicz; FELIETONY: Krystyna Cywińska, WacławLewandowski; RYSUNKI: Andrzej Krauze; ZDJĘCIA: Monika S. Jakubowska; WSPÓŁPRACA: MaciejBędkowski, Adam Dąbrowski, Włodzimierz Fenrych, Mikołaj Hęciak, Robert Małolepszy, Grażyna Maxwell,Michał Opolski, Bartosz Rutkowski, Sławomir Orwat, Michał Sędzikowski, Wojciech A. Sobczyński,Agnieszka Stando.

DZIAŁ MARKETINGU: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 [email protected] Rogoziński ([email protected]),

WYDAWCA: CZAS Publishers Ltd.© nowyczasRedakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzegasobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.

Wydanie dofinansowane ze środków Kancelarii Senatu w ramach opiekinad Polonią i Polakami za granicą w 2011 roku.

63 Kings GroveLondonSE15 2NA

Imię i Nazwisko........................................................................................

Adres............................................................................................................

........................................................................................................................

Kod pocztowy............................................................................................

Tel.................................................................................................................

Liczba wydań............................................................................................

Prenumerata od numeru....................................................(włącznie)

Czeki prosimy wystawiać na:CZAS PUBLISHERS LTD.

Prenumeratęzamówić można na dowolny adres w UK bądź też w krajach Unii.Aby dokonosć zamówienia należy wypełnić i odesłać formularzna adres wydawcy wraz z załączonym czekiem lub postal order

Gazeta wysyłana jest w dniu wydania.

Piątek, 16 grudnia, daWida, sebastiana1981 Pacyfikacja strajku w kopalni „Wujek" w Katowicach. Zabito 9 górników.

sobota, 17 grudnia, Floriana, Jolanty1791 Pierwszy raz w historii wprowadzono w Nowym Jorku zasadę poruszania

się pojazdami na ulicy w jednym kierunku.

niedziela, 18 grudnia, bogusłaWa, mirosłaWa1865 Została uchwalona 13 poprawka do konstytucji Stanów Zjednoczonych,

która znosiła niewolnictwo.

Język i morze absurduSzanowna Redakcjo,z zaciekawieniem przeczytałam arty-kuł Michała Sędzikowskiego „Melo-dia języka” w ostatnim numerze„Nowego czasu” [Nc 19/176, 1.12].Szczególnie uderzyła mnie puentatego artykułu, bo przypomniałam so-bie jak dwadzieścia pięć lat temu nakursie języka angielskiego miły skąd-inąd nauczyciel powiedział mi mniejwięcej to samo: angielski mówionyprzez Polaków brzmi bardzo nie-przyjemnie. Jako przykład dał misłowo „of course”, które jest uprzej-mym potwierdzeniem jakiegoś stanurzeczy – wypowiedziane przez Pola-ków jest potwierdzeniem kategorycz-nym i mówionym jakby z arogancją ipretensją, że ktoś w ogóle oczekujetakiego potwierdzenia. Tak mnieprzekonywał. Mój nauczyciel, pozatym, że uczył angielskiego, był zawo-dowym aktorem, dorabiając sobiemiędzy kontraktami nauczaniem ob-cokrajowców. Miał dobre ucho. coświęc musi być na rzeczy... To jednasprawa, a druga: zalani jesteśmy mo-rzem absurdu, to prawda, i pan Sę-dzikowski znakomicie go opisuje.Gratulacje. Mam jednak nadzieję, żesą to opowieści zasłyszane i sam niekąpie się w tym morzu, bo z bezsil-ności można przecież utonąć..

Pozdrawiam Redakcję życząc ra-dosnych Świąt i dobrego 2012 Roku.

AGNieSZKA MuSiAł

stan wojenny odchodzido lamusaSzanowna Redakcjo,stan wojenny dzielił Polaków od mo-mentu, kiedy tylko został wprowadzo-ny. Wszystko jednak wskazuje na to,że 30 rocznica była już chyba ostatnią,jaka była w Polsce obchodzona. ci,którzy pamiętają pierwszą „Solidar-ność”, byli zniesmaczeni, że akurat te-go dnia, w dzień, w którym czołgi gen.Jaruzelskiego rozjeżdżały nadzieje Po-laków, odbył się uliczny sąd nad poli-tyką zagraniczną obecnego rządu.Polscy parlamentarzyści nie byli w sta-nie wypracować nawet jednej uchwaływ sprawie stanu wojennego, ograni-czono się jedynie do minuty ciszy upa-miętniającej jego ofiary.

Zaraz po stanie wojennym po-dział był prosty, oni – czyli twórcytego stanu i ich poplecznicy, i my –ci, którzy stali po właściwej stroniebarykady. Dzisiaj ta linia podziałuprzebiega inaczej, nawet wśród tych,którzy 30 lat temu trafiali do wię-zień, byli internowani. To między in-nymi przez te podziały do dziś nieudało się rozliczyć nie tylko spraw-ców zbrodni popełnionych w tymczasie, ale także jego twórców.

Za dużo było wokół wydarzeńzwiązanych z najbardziej dramatycz-nym momentem powojennej polity-ki, by nie powiedzieć politykierstwa.i dlatego dziś po 30 latach wielu mą-drych ludzi twierdzi, że może już po-ra zamknąć rozdział pod tytułemstan wojenny.

Oficjalne przekazy zrobiły wielew ostatnich latach, by przekonać, żeto gen.Wojciech Jaruzelski uratowałkraj przez agresją Rosjan i wojną do-mową. Sam Jaruzelski jeszcze nie takdawno gościł w telewizji, trafił też nasalony, a prezydent Bronisław Komo-rowski zaprosił go nawet na posiedze-nie swojej rady bezpieczeństwa jakoeksperta od spraw rosyjskich. Towszystko w czasie, kiedy trwał procesprzeciwko generałowi, teraz z powo-du stanu jego zdrowia zawieszony.

A pod ambasadą w Londynie od-bywało się coś, czego nawet uroczysto-ścią nie można nazwać. Kilkaskulonych z zimna osób, kilka zapalo-nych zniczy. Trochę się spóźniłem iwłaściwie było już po wszystkim.

A telewizja polska nadała program

dokumentalny pokazujący kilku dzia-łaczy „Solidarności” wspominającychinternowanie jakby to był obóz samo-kształceniowy: ładne tereny, ciepłeświatło, organizowanie odczytów i te-atrzyków obozowych. Miło i przyjem-nie, można by powiedzieć. Spokojnetwarze Niesiołowskiego, prezydentaKomorowskiego, premiera Mazowiec-kiego i paru innych. Kilka anegdotekżon internowanych, w tym żony prezy-denta. A na ulicach matki-Polki dzię-kujące zmarzniętym żołnierzom za to,że pilnują kraju z karabinami.

Smutno, że tak zaciera się pamięćnarodu, dzięki czemu ważna chwilanaszej historii stanie się nieważnymepizodem.

Z poważaniemSTANiSłAW TRAcZyńSKi

Poniedziałek, 19 grudnia, dariusza, gabrieli1915 Urodziła się Edith Piaf, francuska piosenkarka, której znakiem

rozpoznawczym była ekspresja i charyzmatyczny głęboki głos. Żyła 47 lat.

Wtorek, 20 grudnia, dominika, Wincentego1879 Amerykański wynalazca Thomas A. Edison zademonstrował na pokazie

w laboratorium Menlo Park nowe urządzenie elektryczne – żarówkę.

Środa, 21 grudnia, Piotra, tomasza1988 W wyniku zamachu bombowego przeprowadzonego przez terrorystów

libijskich na miasteczko Lockerbie w Szkocji spadł amerykańskisamolot pasażerski Boeing 747. W katastrofie zginęło 270 osób.

czWartek, 22 grudnia, beaty, Judyty1990 Ostatni prezydent RP na Uchodźstwie, Ryszard Kaczorowski, przekazał

Lechowi Wałęsie insygnia władzy prezydenckiej.

Piątek, 23 grudnia, iWony, słaWomira1784 Decyzją Kongresu Kontynentalnego stolicą Stanów Zjednoczonych

został wybrany Nowy Jork (do 1790 roku).

sobota, 24 grudnia, adama, eWy1986 Po raz pierwszy w polskiej telewizji nadano transmisję nabożeństwo

pasterki z Watykanu.

niedziela, 25 grudnia, marii, Piotra1989 Rozstrzelano rumuńskiego dyktatora Nicolae Ceauşescu i jego żonę Elenę.

Poniedziałek, 26 grudnia, dariusza, gabrieli1893 Urodził się Mao Tse-tung, chiński przywódca, przewodniczący KPCh,

twórca osławionej rewolucji kulturalnej w Chinach.

Wtorek, 27 grudnia, dominika, Wincentego1979 Inwazja ZSRR na Afganistan. Wojska radzieckie wkroczyły na teren

Afganistanu.

Środa, 28 grudnia, Piotra, tomasza1895 W Paryżu bracia Lumiere zaprezentowali po raz pierwszy projekcje

filmu.

czWartek, 29 grudnia, beaty, Judyty1989 Sejm zniósł nazwę PRL wprowadzając nazwę Rzeczpospolita Polska

oraz przywrócił dawne godło państwowe, orła w koronie.

Piątek, 30 grudnia, iWony, słaWomira1922 Na I Zjeździe Rad Republik Radzieckich utworzono federacyjne

państwo Związek Socjalistycznych Republik Radziedzkich.

31 grudnia, sylWestra1726 Benedykt XIII kanonizował św. Stanisława Kostkę, patrona młodzieży.

Piątek, 1 stycznia, marii, Piotra1989 Prezydent Stanów Zjednoczonych Abraham Lincoln proklamował wolność

dla wszystkich niewolników w południowych stanach Ameryki.

Page 3: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

czas na wyspie

Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622

T-TALKMiędzynarodowe Rozmowy z komórki

Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616Kredyt £10 + £2.50 GRATIS - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 65656Wybierz 037 0041 0039*, a nast pnie numer docelowy (np. 0048xxx)i zako cz #. Prosz nie wybiera po numerze docelowym.

Wi cej informacji i pe ny cennik na www.auracall.com/polska* Koszt po czenia z numerem 0370 to standardowa op ata za po czenie z numerem stacjonarnym w UK, naliczana wed ug aktualnych stawek Twojego operatora; po czenie mo e by równie wliczone w pakiet darmowych minut.

T&Cs: Ask bill payer’s permission. SMS costs £5 or £10 + standard SMS rate. Promotion of £10 + £2.50 free credit valid from 19/12/2011 to 01/01/2012 and £10 + £1 free credit in other days. Calls billed per minute, include VAT & apply from the moment of connection. The charge is incurred even if the destination number is engaged or the call is not answered, please replace the handset after a short period if your calls are engaged or unanswered. Connection fee varies between 1.5p & 20p (depending on the destination). Calls to 0370 number cost standard rate to a landline and can be used as part of bundled minutes. We will automatically top-up with £5.00 credit if you are a user of the 81616 code or with £10.00+£1 free credit if you are a user of the 65656 code before your calling credit is about to run out. To unsubscribe text AUTOOFF to 81616 or 65656 at any time. Credit expires 90 days from last top-up. Rates are subject to change without prior notice. Prices correct at 8/12/2011. This service is provided by Auracall Ltd.

7p/min

Polskatel. komórkowy

2p/min

Polskatel. stacjonarny

Oferta ważna 19.12.11 – 01.01.12

Jeszcze dłuższeświątecznerozmowy z

najbliższymi!

ANIOŁOWIE BIALI

– Do powstania płytyprzyczyniło się wiele osób,bez wsparcia których niebyłoby możliwe naszedzieło – mówi MagdaWójcik, dyrygent zespołu.

Zespół Dei Trust odsześciu lat działa przyparafii pw. św. AndrzejaBoboli i angażuje się wżycie wspólnoty parafialnejpoprzez śpiew na mszyświętej i uroczystościachparafialnych, działalnośćcharytatywną, organizacjęFestiwalu PiosenkiReligijnej, prowadzeniesklepiku parafialnego iwiele innych. W składzespołu wchodzi ponad40 osób (w tym byliczłonkowie zespołu). Ichgłosy oraz to, co chcąprzekazać światu – radosnąnowinę z narodzenia Pana– można będzie usłyszeć nawydanej właśnie płycieAniołowie Biali.

Oprócz znanych ilubianych polskich kolęd,takich jak: Oj Maluśki,Maluśki czy Z narodzeniaPana, usłyszymy tamrównież ukochaną kolędąśp. księdza BronisławaGostomskiego, który zginąłw katastrofie podSmoleńskiem, 10 kwietnia2010 roku, zatytułowanąKolęda dla nieobecnych.

– Jest to kolęda, z którąjesteśmy mocno,emocjonalnie związani,

W najbliższą niedzielę, 18 grudnia swoją premierę będziemiała płyta zatytułowana Aniołowie Biali, zrealizowanaprzez działający przy parafii św. Andrzeja Boboli zespółDei Trust. To wydarzenie wprowadzi nas w nastrój świątoraz ostatnich dni oczekiwania na nowo narodzonegoChrystusa.

więc wieść o tym, że sam kompozytor, Zbigniew Preisner wyraziłaprobatę dla nagrania jej na naszej płycie, uchyliła nam nieba. Takolęda na zawsze będzie nam się kojarzyła z naszym ukochanym,tragicznie zmarłym księdzem Bronkiem – mówi SebastianKsiążek, który zajął się realizacją nagrań.

Kupując płytę Dei Trust Aniołowie Biali możecie równieżprzyczynić się do czynienia dobra, bo cały dochód z jej sprzedażyzostanie przeznaczony na cele charytatywne.

Dei Trust zaprasza na koncerty bożonarodzeniowe 18 grudniaw Jazz Cafe POSK, a 8 stycznia w parafii pw. św. Adrzeja Boboliprzy Leysfield Road w Londynie.

PPłłyyttaa ddoo nnaabbyycciiaa ww kkoośścciieellee ppww.. śśww.. AAnnddrrzzeejjaa BBoobboollii ((11 LLeeyyssffiieelldd RRooaadd,,HHaammmmeerrssmmiitthh,, LLoonnddyynn,, WW1122 99JJFF)) oodd 1188 ggrruuddnniiaa..

nowy czas | 16 grudnia 2011 |3

WW ppiięękk nnyymm kkoo śścciiee llee SStt CCllee mmeenntt DDaa nneess pprrzzyy lloonn ddyyńń sskkiimm SSttrraann ddzziiee oodd bbyyłł ssiięę 1144 ggrruudd --nniiaa wwzzrruu sszzaa jjąą ccyy kkoonn cceerrtt ww wwyy kkoo nnaa nniiuu cchhóó rruu AAvvee VVee rruumm,, pprrzzyy ggoo ttoo wwaa nnyy pprrzzeezz PPooll sskkiieeSSttoo wwaa rrzzyy sszzee nniiee KKaa wwaa llee rróóww MMaall ttaańń sskkiicchh.. PPrrzzyy bbllii żżee nniiee ppooll sskkiieejj ttrraa ddyy ccjjii bboo żżoo nnaa rroo ddzzee --nniioo wweejj ttoo nniiee jjee ddyy nnyy cceell ttee ggoo kkoonn cceerr ttuu.. BByy łłaa ttoo rróóww nniieeżż jjeedd nnaa zz wwiiee lluu aakk ccjjii cchhaa rryy ttaa --ttyyww nnyycchh,, mmaa jjąą ccaa nnaa ccee lluu zzbbiiee rraa nniiee ffuunn dduu sszzyy nnaa sszzppii ttaa ll oonn kkoo lloo ggiicczz nnyy ww PPoo zznnaa nniiuu..AAkk ccjjęę ttęę pprroo wwaa ddzzii ddzziiaa łłaa jjąą ccee ww LLoonn ddyy nniiee PPooll sskkiiee SSttoo wwaa rrzzyy sszzee nniiee KKaa wwaa llee rróóww MMaall --ttaańń sskkiicchh,, kkttóó rree ww cciiąą gguu ddwwóócchh llaatt zzee bbrraa łłoo jjuużż ookkoo łłoo 6600 ttyyss.. ffuunn ttóóww..

CChhóórr AAvvee VVee rruumm ppoodd ddyy rreekk ccjjąą JJuurr kkaa PPoo cckkeerr ttaa ii aarr ttyy ssttyycczz nnyymm kkiiee rrooww nniicc ttwweemm EEwwyyKKwwaa śśnniieeww sskkiieejj nniiee jjeedd nnoo kkrroott nniiee pprree zzeenn ttoo wwaałł bbrryy ttyyjj sskkiieejj ppuu bblliicczz nnoo śśccii ttoo,, ccoo nnaajj ppiięękk --nniieejj sszzee ww nnaa sszzeejj ttrraa ddyy ccjjii ii kkuull ttuu rrzzee.. II nniiee ppoo rraazz ppiieerrww sszzyy ppoo ddzziięę kkoo wwaa nnoo mmuu ggoo rrąą ccąąoowwaa ccjjąą.. WWii ddaaćć bbyy łłoo,, żżee ppooll sskkoo --aann ggiieell sskkaa ppuu bblliicczz nnoośśćć,, kkttóó rraa zzee bbrraa łłaa ssiięę ttee ggoo wwiiee cczzoo --rruu ww kkoo śścciiee llee pprrzzyy SSttrraann ddzziiee bbyy łłaa bbaarr ddzzoo wwzzrruu sszzoo nnaa pprrzzyy ggoo ttoo wwaa nnyymm pprrzzeezz cchhóórr pprroo --ggrraa mmeemm,, ggłłóóww nniiee ppooll sskkii mmii kkoollęęddaammii,, aallee bbyy łłyy tteeżż ii bbrryy ttyyjj sskkiiee aakk cceenn ttyy.. NNiiee ttyyll kkoozzrreesszz ttąą ww wwyy kkoo nnaa nniiuu cchhóó rruu.. PPhhyyll llii ddaa LLaaww,, SSoo pphhiiee TThhoommpp ssoonn ii RRuu ppeerrtt EEvvee rreetttt cczzyy ttaa --llii ffrraagg mmeenn ttyy BBii bblliiii oodd nnoo sszząą ccee ssiięę ddoo nnaa rroo ddzziinn CChhrryy ssttuu ssaa,, uussłłyy sszzee llii śśmmyy tteeżż ffrraagg mmeennttDDiicc kkeenn ssaa.. SStt CCllee mmeenntt DDaa nneess ttoo rree pprree zzeenn ttaa ccyyjj nnyy kkoo śścciióółł bbrryy ttyyjj sskkiicchh ssiiłł ppoo wwiieettrrzz nnyycchh((RRooyy aall AAiirr FFoorr cceess)),, zznnaajj dduu jjee ssiięę ww nniimm ttaakk żżee ttaa bbllii ccaa uuppaa mmiięętt nniiaa jjąą ccaa ppooll sskkiicchh lloott nnii kkóówwwwaall cczząą ccyycchh ww oobbrroo nniiee WWiieell kkiieejj BBrryy ttaa nniiii ((śśwwiiee ccęę ppoodd nniiąą zzaa ppaa lliiłł ppłłkk AAnn ddrrzzeejj JJee zziieerr --sskkii)).. NNaa kkoo nniieecc wwsszzyy ssccyy ppoo ddzziiee llii llii ssiięę ooppłłaatt kkiieemm..

–– TToo wwssppaa nniiaa łłyy wwiiee cczzóórr ii ppiięękk nnaa ppooll sskkaa ttrraa ddyy ccjjaa –– mmóó wwii llii wwyy cchhoo ddzząą ccyy zz kkoo śścciioo łłaaAAnn ggllii ccyy.. KKoonn cceerrtt bbyyłł nniiee wwąątt ppllii wwiiee wwiieell kkiimm ssuukk ccee sseemm,, pprrzzyy bbyy łłoo nnaa nniiee ggoo ppoo nnaadd 225500oossóóbb ii zzee bbrraa nnoo 44550000 ffuunn ttóóww.. MMiieejj mmyy nnaa ddzziiee jjęę,, żżee ssttaa nniiee ssiięę ccoo rroocczz nnąą ttrraa ddyy ccjjąą,, aa ppoo --llsskkiiee kkoo llęę ddyy bbęę ddąą rroozz bbrrzzmmiiee wwaaćć ww wwiiee lluu aann ggiieell sskkiicchh kkoo śścciioo łłaacchh.. ((ttbb))

Chór Ave Verum

Page 4: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

polska

Bartosz Rutkowski

Wrogiem dla opozycji jest nie tylko premier, również szef pol-skiej dyplomacji Radosław Sikorski. Tego ostatniego wciąż kry-tykuje się za berlińską mowę, w której nawoływał do większejintegracji Unii Europejskiej, co opozycja odczytała jako pod-danie się pod władztwo Niemiec.

Punktów spornych jest więcej, tak naprawdę one dopiero siępojawiają w miarę, jak unijne agendy będą precyzować, naczym ma polegać unia fiskalna, jakie obciążenia podejmą po-szczególne kraje, jak będą egzekwowane kary za przekroczeniakrajowych budżetów, itd.

Najbardziej bulwersuje opozycję to, że Polska, która niejest w strefie euro, ma zrzucać się na pomoc bogatym kra-jom. Tym, które wydawały pieniądze ponad miarę. W sumiekraje, które nie są w strefie euro, a są w Unii Europejskiej,mają wysupłać 50 mld euro, z tego Polska – z racji swej pozy-cji we wspólnocie – najwięcej. Mowa jest o kilku miliardacheuro. Ile dokładnie, to jeszcze tajemnica, choć na przykładnasi południowi sąsiedzi Czesi przyznali wprost, iż są gotowiwyłożyć na ratowanie europejskiej waluty 3,5 mld euro.

Głos w tej sprawie zabrał pierwszy bankier w Polsce profe-sor Marek Belka, szef Narodowego Banku Polskiego. Jak tłuma-czy, udostępnienie Międzynarodowemu FunduszowiWalutowemu środków z rezerw NBP to nie pożyczka dla jakie-gokolwiek kraju. To nie jest też świadczenie na rzecz jakiegośfunduszu, który byłby tylko przez MFW zarządzany. To dwu-stronna formalna umowa, tak przynajmniej się o tym mówi.Dodał też, że udostępnienie środków do dyspozycji MFW„gwałtownie obniży ryzyko kredytowe” takiej pożyczki.

Nie chciał jednak prezes NBP powiedzieć o charakterze tejpożyczki, jakie będą jej warunki, o tym czy i w jakiej skali się wto zaangażujemy. Polska, jego zdaniem, czeka w tej chwili na listod przewodniczącego Rady UE Hermana van Rompuya, któ-ry ma zawierać informacje dotyczące zarówno skali, jak i cha-rakteru tych ewentualnych pożyczek.

Na szczycie Rady UE podjęto decyzję o zasileniu MFW o200 mld euro, by ten wspierał zadłużone gospodarki Eurolan-du. Miałoby to nastąpić w drodze dwustronnych pożyczek ban-ków centralnych krajów unijnych. 150 mld euro miałobypochodzić z krajów strefy euro, a pozostała część od krajów spo-za strefy euro. Na razie klucz pożyczek dla MFW nie zostałuzgodniony, więc nie można mówić o kwocie, jaką miałabyudostępnić Polska.

OPOzycjA:nie zrzucimy się na bogatych

XX Finał WielkiejOrkiestry ŚwiątecznejPomocy (WOŚP) odbędziesię w Londynie wniedzielę 8 styczniaw Polskim OśrodkuSpołeczno-Kulturalnym(238-246 King Street,W6 0RF) poodd hhaassłłeemm::

GGrraammyy zz ppoommppąą!! ZZddrroowwaammaammaa,, zzddrroowwyy wwcczzeeśś--nniiaakk,, zzddrroowwee ddzziieecckkoo,,cczzyyllii nnaa zzaakkuupp nnaajjnnoowwoo--cczzeeśśnniieejjsszzyycchh uurrzząąddzzeeńńddllaa rraattoowwaanniiaa żżyycciiaawwcczzeeśśnniiaakkóóww oorraazz ppoommppiinnssuulliinnoowwyycchh ddllaa kkoobbiieettcciięężżaarrnnyycchh zz ccuukkrrzzyyccąą..

JJuużż ppoo rraazz ttrrzzeeccii FFiinnaałł WWOOŚŚPP wwLLoonnddyynniiee oorrggaanniizzoowwaannyy jjeesstt pprrzzeezzSSttoowwaarrzzyysszzeenniiee PPoollaanndd SSttrreeeett,, wweewwssppóółłpprraaccyy zz PPOOSSKK ii JJaazzzz CCaaffffee..ZZaapprraasszzaammyy wwsszzyyssttkkiicchh cchhęęttnnyycchhbbyycciiaa wwoolloonnttaarriiuusszzeemm,, ddoopprrzzyyłłąącczzeenniiaa ssiięę ddoo sspprraawwddzzoonneejjeekkiippyy ww sszzttaabbiiee ii uuddzziieelleenniiuu ppoommooccyyww pprroowwaaddzzeenniiuu sszzttaabbuu iioorrggaanniizzoowwaanniiuu kkoonncceerrttóóww oorraazzkkwweessttoowwaanniiaa zz ppuusszzkkąą..

Zbliża się XX Finał WielkiejOrkiestry Świątecznej Pomocy

JJeeśśllii cchhcceesszz ppoommóócc ww pprroowwaaddzzeenniiuu tteejjwwaażżnneejj aakkccjjii,, wwyyśślliijj eemmaalliiaa nnaa aaddrreess::wwoolloonnttaarriiaatt..wwoosspplloonnddyynn@@ggmmaaiill..ccoomm..

Po unijnym szczycie w Brukseli polski Donald Tusk oznajmił, że jest z niego zadowolony, że udało się uratować strefę euro i Unię Europejską. Teraz jednak premier będzie miał duży problem,by przekonać opozycję do swoich racji. A ta zarzuca mu wprost zdradę, że pojechał na szczyt niekonsultując tematów, które tam zamierzał poruszać.

Bel ka wy klu czył, by su ma ta mo gła się gnąć 10 mld eu ro, gdyż by -ło by to „nie pro por cjo nal ne w sto sun ku do tej czę ści, jaką ma ją do star -czyć kra je spo za stre fy eu ro”.

Dla opo zy cji jed nak na wet jed no eu ro prze zna czo ne na ten cel toi tak za du żo. Opo zy cja chce też, by zmia ny unij ne w ra mach pak tufi skal ne go, ja kie obej mą Pol skę, przy jął Sejm kwa li fi ko wa ną więk szo -ścią gło sów, a z tym pre mier bę dzie miał pro blem.

Z do tych cza so wej dys ku sji wy ła nia się ta ki ob raz: Tusk zdra dziłPol skę na szczy cie, trze ba bro nić pol skiej su we ren no ści nie tyl ko wpar la men cie, ale i na uli cy. Stąd marsz 13 grud nia w obro nie pol skiejnie pod le gło ści w sto li cy.

– Tusk po wi nien uczyć się dy plo ma cji od Ca me ro na – oce niał za -raz po szczy cie Ar ka diusz Mu lar czyk z So li dar nej Pol ski. In ni po sło -wie opo zy cji też nie zo sta wia ją na pre mie rze su chej nit ki.

– To po raż ka, Pol ska bę dzie spła ca ła dłu gi bo gat szych – do da -je Ma riusz Błasz czak z PiS. Z ko lei Ta de usz Iwiń ski z SLD ubo le -wał, że szczyt nie zo stał po prze dzo ny de ba tą w pol skim Sej mie.Zda niem Mu lar czy ka, pre mier za miast zga dzać się na na rzu co neprzez Ber lin roz wią za nia w spra wie ra to wa nia stre fy eu ro po wi -nien uczyć się unij nej dy plo ma cji od Da vi da Ca me ro na. We długnie go nie ma po wo dów, by Po la cy spła ca li gi gan tycz ny dług zakra je stre fy eu ro, któ re tak jak Gre cja, przez wie le lat ży ły po nadstan. – To wbrew in te re so wi pol skich oby wa te li i ca łe go na ro du –mó wił Mu lar czyk.

Dla wie lu po słów opo zy cji ten szczyt to klę ska Pol ski, bo waż niej -sza z na sze go punk tu wi dze nia po win na być obro na pol skie go spo łe -czeń stwa i su we ren no ści przed spła ca niem dłu gu, któ re go nieza cią gnę ło pol skie spo łe czeń stwo.

Szef klu bu PiS Ma riusz Błasz czak mówi, że szczyt to po raż ka pre -mie ra. – Dla te go, że Pol ska spra wu je pre zy den cję w UE, bę dzie myspła ca li dłu gi bo gat szych od nas, bo za de kla ro wa li śmy udział w gwa -ran to wa niu dłu gów państw stre fy eu ro. Po pierw sze Pol ski na to niestać, a po dru gie jest to nie spra wie dli we.

Adam Hof man z PiS: – Bę dzie my pła cić na ra to wa nie bo gat szychod Pol ski kra jów bez żad nych do dat ko wych gwa ran cji. Wiel ka Bry -ta nia swój in te res ro zu mie, Pol ska nie.

Wi told Wasz czy kow ski z PiS mó wi, że Pol ska nie ma in stru men -tów, by bro nić stre fy eu ro. – To jest uda wa nie, że Pol ska ma moż li -wość wy po wie dzieć się, za jąć ja kieś sta no wi sko i coś tam po móc.Pol ska nie ma pie nię dzy, któ re mo gła by wpła cić do bu dże tu UE i wten spo sób ura to wać stre fę eu ro.

Ina czej wi dzi ten szczyt eu ro po seł le wi cy Ma rek Si wiec, któ ry mó -wi, że ko rzyst ne jest, iż Pol ska jest w gro nie państw, któ re chcą mą -drze za rzą dzać swo ją przy szło ścią. – Je śli prze ży je my ten kry zys iza ci śnie my pa sa, to za cznie my się roz wi jać – uwa ża.

Ne go cja cje unij nych przy wód ców za koń czy ły się bez po ro zu mie -nia w sprawie zmia ny trak ta tu UE. Wo bec te go zde cy do wa no, że no -we za sa dy dys cy pli ny fi nan sów pu blicz nych ma ją być wdro żo neumo wą mię dzy rzą do wą 17 państw ze stre fy eu ro oraz 7 in nych, wtym Pol ski. Lon dyn, któ ry za we to wał zmia ny trak ta tu UE nie chciałsię pod dać dyk ta to wi Bruk se li.

17 państw UE oraz kil ka in nych, w tym Pol ska, zgo dzi ły się nawdro że nie no wych za sad dys cy pli ny fi nan sów pu blicz nych (tzw. umo -wa fi skal na), w tym wpro wa dze nie sank cji dla kra jów ła mią cych li mi -ty de fi cy tu i dłu gu pu blicz ne go.

– Nie ma jesz cze de cy zji, w ja kim try bie bę dzie przyj mo wa nepo ro zu mie nie ze szczy tu – mó wi mar sza łek Sej mu Ewa Ko pacz. –Mam na dzie ję, że po ar gu men tach pre mie ra i mi ni stra spraw za -gra nicz nych nie po win ni śmy mieć obaw, co do więk szo ści wSej mie. – Po tym, co się na szczy cie wy da rzy ło i po wy po wie dziachpo li ty ków mo gła bym na ry so wać ob ra zek: je den faj ny dom, 27miesz kań, w któ rych miesz ka 27 ro dzin. I je śli z po wo du gor szej au -ry w tym do mu prze cie ka dach, to resz ta mo że po wie dzieć, że tonie ich spra wa lub że wszy scy bę dzie my dbać o ten wspól ny bu dy -nek. Pol ska chce po no sić od po wie dzial ność za to, co się dzie je wstre fie eu ro tak jak wszy scy – pod kre śli ła Ewa Ko pacz.

4| 16 grudnia 2011 | nowy czas

Page 5: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +
Page 6: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

takie czasy6|

adam dąbrowski

Nazwijmy rzeczy po imieniu: Cameron po prostu wkurzył eu-ropejskich liderów. Rozdrażnienia od dawna nie krył na przy-kład Nicholas Sarkozy. Teoretycznie – wymarzony partner dlabrytyjskiego premiera: prawicowy, zdecydowany polityk, zde-terminowany, by zreformować swój kraj. W praktyce – małojest ludzi, którzy jak premier Francji czuliby ostatnio aż takwielką niechęć do szefa rządu Wielkiej Brytanii. Rzeczywiście,francuski przywódca od dawna podminowany był zachowa-niem Camerona, który najpierw pouczał państwa strefy euroz linii bocznej, a potem dokonał klasycznej obstrukcji.

TwarDy CameronJuż przed szczytem w Brukseli, na którym europejscy przywódcyratować mieli euro (a możliwe, że również i Unię) lider konserwa-tystów był bardzo stanowczy. Zarówno Francuzi, jak i Niemcychcieli poważnych zmian w funkcjonowaniu Wspólnoty. Merkeldomagała się zmian w Traktacie Lizbońskim, Sarkozy wolałuniknąć majstrowania przy umowach założycielskich. Stawkąrozmów w Brukseli było nie tyle zapobieżenie obecnemu kryzy-sowi, co stworzenie szczepionki przeciwko kolejnym. Europachce uniknąć powtórki i ściślej kontrolować bankierów – corazczęściej przypominających hazardzistów – oraz państwa, które wprzeszłości miały tendencję do życia ponad stan.Tymczasem we wszystko wmieszał się brytyjski premier.

„Cameron wyznacza swoją cenę” – napisał na pierwszej stro-nie „The Times” na dzień przed początkiem spotkania.Gazeta zamieściła też tekst Camerona, w którym nie wyklu-czał on, że zawetuje nową umowę, jeśli nie będzie mu ona od-powiadać. Pośród „waty” w postaci zapewnień o przywiązaniudo idei europejskich i solidarności w czasie kryzysu znajdował

się nóż: weto. Premier podkreślał, że uratowanie euro jest wżywotnym interesie jego kraju. Ale zaraz potem stawiał warun-ki: „Europa powinna być elastyczną siecią, a nie jednolitymblokiem” – przekonywał. W rozmowie z BBC uderzał w po-dobne tony. – Jeśli państwa strefy euro przygotują nowy trak-tat, będziemy potrzebowali szeregu gwarancji. O ile jeuzyskamy – traktat przejdzie. Jeśli nam się nie uda – nowejumowy nie będzie – mówił szef brytyjskiego rządu.

walka o CiTyO co chodzi Cameronowi? Przede wszystkim o londyńskie Ci-ty. W połowie lat osiemdziesiątych na Wyspach doszło doprawdziwej rewolucji. Spokojny dotychczas parkiet londyńskiejgiełdy zamieniony został w maszynownię nowej gospodarki naWyspach; miejsce, gdzie na przestrzeni jednego dnia operujesię miliardami funtów. Gospodarcza wajcha została przesta-wiona. Dziś –w przeciwieństwie na przykład do Chin czy na-wet Niemiec – na Wyspach niemal nic się nie produkuje. Nibypo co, skoro pojawiła się magiczna różdżka: łatwy, ogólnodo-stępny kredyt. Brytyjczycy masowo poszli na zakupy. Teore-tycznie efektem powinna być inflacja, ale zapobiegał jejnapływ śmiesznie tanich dóbr z Chin czy Indii. Wydawało się,że raz na zawsze udało się zaprzeczyć „dziejowemu prawu”,według którego historia gospodarki kapitalistycznej to seriaskoków i załamań (boom and bust – jak mawiają Anglicy).Kapitalizm wkroczył w nową fazę. Jej znaki rozpoznawcze?

Konsumpcja, tani kredyt oraz szał na kupowanie nieruchomo-ści, których wartość szybowała ku absurdalnym poziomom,tworząc bańkę podtrzymującą złudzenie dobrobytu. Doszedłdo tego potężny rynek wtórny (czyli oderwany od rzeczywistejgospodarki) pełen dziwacznych instrumentów finansowych –zabawa którymi coraz bardziej przypominała po prostu rzuca-nie kośćmi. Lata świetlne od purytańskiego ideału kapitalizmuz pism Maxa Webera zalecającego oszczędność i akumulację„realnego kapitału”.Dziś, gdy przychodzi nam je odkurzyć, Londyn odkrywa, że

25 lat temu sam pozbył się wielu kart, które dziś być może by musię przydały. Jedynym atutem, jaki posiada, jest City. Cameronsprzeciwia się więc sugerowanemu przez coraz większą liczbęprzywódców i ekonomistów podatkowi od transakcji bankowych ipodobnym regulacjom, które okiełznać miałyby „Lewiatana ryn-ku”. Londyn musi bronić swojej maszynowni ze wszystkich sił.Podobno premier zażądał prawa weta w kwestii ewentualnychnowych mechanizmów kontrolnych. Efekt? – No i – Nein – wy-powiedziane równocześnie przez duet Sarkozy-Merkel.

rozgrywka wewnęTrznaPodobnie, jak inni liderzy, Cameron prowadzi tu także roz-grywkę wewnętrzną. Przypomnijmy, że w jego partii istnieje

wyraźna wyrwa między eurosceptykami i euroentuzja-stami. Premier, który sam określa się jako „umiarkowa-ny eurosceptyk” od zawsze podkreśla, że z perspektywyLondynu największą zaletą Unii Europejskiej jest wolnyprzepływ kapitału, towarów i usług – aspekt gospodar-czy, nie polityczny.Cameron od początku balansuje między dwiema

wspomnianymi grupami, co jakiś czas spłacając długpartyjnym przeciwnikom Wspólnoty. To dlatego za-miast do głównej, centropra-wicowej grupy w europarlamencie (do której należymiędzy innymi PO i partia węgierskiego premieraVictora Orbana), przystąpił do nowo utworzonego, nie-co egzotycznego stronnictwa Europejskich Konserwaty-stów i Reformatorów. Krytycy zarzucali Cameronowi,że dobrowolnie wykluczył się z głównego nurtu europar-lamentarnej polityki, ale premier uzyskał to, co chciałna lokalnym podwórku: jedność w partii i wzmocnieniewłasnej pozycji. To właśnie było dla niego priorytetem.Niedawno znów zrobiło się gorąco. Szef torysów mu-

siał gasić bunt w sprawie referendum w kwestii wyjścia zUE. Część jego posłów domagała się, by spytać Brytyjczy-ków o to, czy chcą w niej pozostać. Cameron doskonalezdaje sobie sprawę, że atmosfera na Wyspach jest raczej

16 grudnia 2011 | nowy czas

david Cameron traci przyjaciół. Jednym ruchem popsułatmosferę w Brukseli i rozjuszył własnego koalicjanta.teraz brytyjski premier stąpa po cienkim lodzie.

radoSław SIkorSkIminister spraw zagranicznych rpWielka Brytania zdefiniowała uratowaniestrefy euro jako ważny interes Wielkiej Bry-tanii, po czym zażądała, aby za jej zgodę narealizację tego interesu zapłacić. Zresztąbrytyjska propozycja zapisów protokolar-nych wpłynęła 24 godziny przed szczytem.

Nasze doświadczenie w polityce europejskiej wskazuje, żeto stanowczo za późno. Większość społeczeństwa i prasybrytyjskiej przyjęła entuzjastycznie decyzje premieraCamerona. Mam wrażenie, że stał się on ofiarą wieloletniejantyeuropejskiej propagandy wewnątrz Wielkiej Brytanii.

FFrraaggmmeenntt wwyyppoowwiieeddzzii ww „„GGaa zzeecciiee WWyy bboorr cczzeejj””

John rEntoulIndependent on SundayKażdy brytyjski premier chciałbygwarancji, że nikt nie wprowadziregulacji rynków finansowych wbrewżyczeniom Brytyjczyków. (...) Od1973 roku Wielka Brytania zawsze wten sposób balansowała: trzeba było

wytrzymać z rzeczami, których się nie lubi, żeby niepozostać poza salą obrad, na której miała sięodbyć następna runda negocjacji dotyczących...rzeczy, których się nie lubi. (…) Dziś, gdy Niemcykonstruują mechanism, który uratować ma skazanena zagładę euro, nadszedł dobry moment, byskończyć z tą taktyką.

Camerona wojna z Europą

David Cameron

Page 7: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

takie czasy|7

nowy czas | 16 grudnia 2011

DOVER Niesamowita podróż jeszcze taniej

FRANCJA

DOVER-FRANCJA

0871 574 7221DFDS.PL

£29SAM0CHÓD + 4 W JEDNĄ STRONĘJUŻ OD

antyunijna i głosowanie mogłoby się skończyćgromkim „nie” dla Wspólnoty. A – przywszystkich zastrzeżeniach do Brukseli – nie mawątpliwości, że to byłoby dla jego kraju niepo-żądane.

Ale brytyjski premier ma otwarte dwafronty. Udało mu się zadowolić euroscepty-ków we własnym stronnictwie, tyle że jedno-cześnie rozjuszył zdecydowanieeuroentuzjastycznego koalicjanta. Wieśćgminna głosi, że gdy o czwartej rano obudzo-no wicepremiera Nicka Clegga, by zakomu-nikować mu, że rozmowy zostały zerwane,ten wpadł w furię: „W koalicji trzeszczy” –donosił „Sunday Telegraph”. Dla liberałówkwestie europejskie są przecież kluczowe. Ichwyborcy są już chyba na granicy wytrzyma-łości. Na razie nie zanosi się na to, by Clegg ispółka dokonali strategicznego odwrotu, alegdyby w końcu Liberal Democrats nie wy-trzymali i koalicja się rozpadła, dla Camero-na byłaby to klęska. Torysi nie wprowadzilijeszcze korzystnych dla siebie (tudzież – jaknie bez racji przekonują konserwatyści – ko-rygujących przechył na stronę lewicy) zmianw wyznaczaniu okręgów wyborczych. W do-datku wprowadzili szereg dotkliwych reform,których (ewentualne) skutki będą pewnie od-czuwane dopiero za parę lat. W takiej sytu-acji pójście do wyborów mogłoby się dlaprawicy skończyć tragedią. Pytanie brzmijednak, jak wiele jeszcze zniosą liberałowie?Jak na razie wydają się być „przystawką”.

CO DALEJ?Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Wmarcu siedemnaście państw strefy euro pod-pisze nowy traktat, omijając tym samym wy-móg jednomyślności obecny przy nowelizacji

traktatów europejskich. Dołączą do nich pań-stwa, które wspólną walutę chciałyby kiedyśprzyjąć, wśród nich Polska. Razem to 23 kra-je. Trzy – Szwecja, Czechy i Węgry – jeszczesię wahają. Budapeszt jako jedyny na począt-ku deklarował poparcie dla Londynu, szybkojednak zorientował się, że ryzykuje zupełnąizolację i spuścił mocno z tonu. Pamiętajmy,że niedawno Orban przyznał, iż – w wynikupolityki rządzącej dotychczas na Węgrzechlewicy – będzie musiał przyjąć pomoc zestrony MFW. Mimo że nie jest to instytucjaunijna, premier Węgier musi uważać, by niezadzierać za bardzo ze światowym establish-mentem.

Niemal 2/3 Brytyjczyków przyklasnęła de-cyzji Camerona. Jeden z eurosceptycznych ta-bloidów zamieścił w sobotę na okładcefotomontaż, w którym twarz premiera wklejo-na jest w sylwetkę Winstona Churchila. Aledziś Cameron jest sam. Francja i Niemcy i takpewnie przeprowadzą swoje reformy, pozosta-wiając Wielką Brytanię tam, gdzie sama sięusadowiła: na poboczu. Trudno powiedzieć,czy uratują w ten sposób euro czy nawet całąWspólnotę. Pojawia się w tej kwestii coraz wię-cej wątpliwości, szczególnie że reakcja Wysputrudni skuteczne działanie. Ale faktem jest, żeobecnie Londyn nie ma za wiele do powiedze-nia w kluczowych dla siebie kwestiach gospo-darczych. Tak samotna w Europie WielkaBrytania jeszcze nie była. „Nie mamy przyja-ciół, tylko interesy” – głosi stara maksyma bry-tyjskiej dyplomacji. Rzeczywiście – na nadmiarsojuszników Londyn nie może narzekać. Alewkrótce może się okazać, że jego interesy i takmają się kiepsko.

Adam dąbrowski

NIALL FERguSSONhistoryk:Nie stało się tak napraw-dę nic wielkiego. Naszpremier miał niewątpliwierację. Zobaczyliśmy kul-minację konsekwentejpolityki konserwatystów,

która swe korzenie ma w czasach Mar-garet Thatcher, a kontynuowana była teżprzez Johna Majora. Chodzi o to, byprzeciwstawić się krokom (...) prowa-dzącym de facto do tego, by WielkaBrytania stała się członkiem federalnejEuropy.

FFrraagg mmeenntt aarr ttyy kkuu łłuu ww „„TThhee TTii mmeess””

LORd HuT TON ko men ta tor „The Ob se rver”:Sek tor usług fi nan so wychza trud nia ok. mi lion lu dzi ista no wi 7,5 proc. na szej go -spo dar ki. Ci ty re pre zen tu jejed ną trze cią. To ma leń

ki in te re sik go spo dar czy. Je śli ko ali cja na -praw dę chce przy wró cić na szej go spo dar-ce rów no wa gę, skan da lem jest fakt, że po -sta wi ła wła śnie ma leń ką część Ci ty naszczy cie li sty na szych na ro do wych prio ry -te tów. (...) Zwy cię żył in stynkt, by za rzą dzaćlu dem w co raz więk szym stop niu opa no -wa nym przez naj gor sze, to ry sow skiein stynk ty.

JACEK ROSTOWSKIminister finansów RP,specjalnie dla „Nowego Czasu”:

Nam zależy na tym, żebybyła większa integracjastrefy euro. Bez większej

integracji strefa się rozpadnie, a jak strefasię rozpadnie, to Unia prawdopodobnieteż się rozpadnie, jak Unia się rozpadnie –to byłaby kompletna katastrofa dla Polski.

Są dwa filary naszegobezpieczeństwa: NATO i UniaEuropejska. Jeśli jeden miałby sięrozpaść, to byłoby to dla nas dużezagrożenie. Podobnie myśli AngelaMerkel, która podkreśliła niedawno wMarsylii, że gdyby nie upadek muruberlińskiego to jej nie byłoby przy tychnegocjacjach. Ona widzi właśnie tękonieczną równowagę między integracjązachodnią i integracją wschodnią, i integracją całości. Nowy traktat będziepisany przez wszystkie kraje

członkowskie. Bardzo żałujemy, że niebędzie przy tym Brytyjczyków, ale wierzę,że w końcu dołączą do nas. Zresztą tentraktat będzie musiał być włączony doistniejących traktatów europejskich, żebynaprawdę skutecznie funkcjonował. I myślę, że wtedy Brytyjczycy wynegocjująto, co chcieli wynegocjować, i przyłącząsię. Naszym celem jest większa integracja,bo bez niej w strefie euro nie będzie Unii,ale nie może do tego dojść kosztempodzielenia Unii, dlatego forsujemy takipomysł: udział bez prawa głosowania wsprawach euro dla wszystkich członkówUnii, bo są to sprawy najważniejsze dlawszystkich członków. Gdyby nie to, codzieje się teraz w strefie euro, to myzastanawialibyśmy się nad podwyższe-niem prognoz na przyszły rok, a takmusieliśmy je obniżyć z 5 do 2,5 proc.PKB. Polska w czasach kryzysu miałanajlepszy w całej Europie wzrostgospodarczy – 15,4 w ciągu ostatnichczterech lat, to daje nam znaczącyautorytet.

Page 8: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

Janusz Pierzchała

Lato i jesień 1981roku były okresem gorącz-kowej emigracji dziesiątków tysięcy ludzi zcałej Polski. Po raz pierwszy od przejęciawładzy komuniści dawali paszport właściwiekażdemu, kto o niego wystąpił (osobiście niesłyszałem o odmowach). Wydaje mi się, żetakiej fali emigracji ani wcześniej, ani późniejnie było. Nie mam żadnych danych, ale wmoim przekonaniu wyjechało wtedy 300-400tys. osób. Autobusy Orbisu wracały puste. Wkolejkach po wizy ustawiały się przed konsu-latami setki osób dziennie. W rozmowachpojawiało się poczucie zagrożenia, widziałemzbiorowy lęk przed zbliżającą się katastrofą,jakimś końcem „wiosny wolności”. Reżymzaś chciał się pozbyć jak największej liczby lu-dzi, zwłaszcza młodych i czynnych. Wielumoich znajomych wyjechało. Do nikogo niemiałem pretensji; sam też chciałem „wyrwaćsię”, ale miałem bardzo skromne środki fi-nansowe, a planowałem USA.W opinii publicystów i historyków stan wo-

jennych był strasznym szokiem. I zapewne był– dla zwykłych ludzi. Siedząc już w więzieniuw Kielcach, miałem czas na wiele przemyśleń.Z perspektywy paru tygodni po nocy 13grudnia zadziwiała ignorancja władz związko-wych „Solidarności”. Bez względu na to, jakdalece ktoś wierzył w jego wprowadzenie, na-leżało przedsięwziąć daleko idące środkiostrożności na wypadek, gdyby do niego do-szło. Nie mogło ujść uwadze nawet zwykłychludzi (nie mówiąc o działaczach związkowych,opozycjonistach) przemówienie gen. Jaruzel-skiego, wygłoszone pod koniec lutego 1981 naXXVI zjeździe KPZR. Słyszałem je na własneuszy, w autobusie w drodze do Radomia,transmitowane przez Polskie Radio. Jaruzelskipowiedział: „Zapewniam tu radzieckich towa-rzyszy, że odwrócę bieg wydarzeń w Polsce!”.Czy trzeba było więcej? Przecież taka deklara-cja musiała zostać spełniona. Było to tylkokwestią czasu. Na jesieni 1981 wielu ludzi usi-łowało mówić o charakterze stanu wojennego(czy też generalnie stanu wyjątkowego) i kon-sekwencjach dla „Solidarności” i organizacjiopozycyjnych. Jeden ze znanych działaczy dy-sydenckich przedstawił Komisji Krajowej „So-lidarności” w Radomiu dokładne parametrystanu wojennego.Czy ktoś z tego wyciągnął wnioski? Raczej

nie! Poza Wrocławiem, gdzie na drugi dzieńpo wprowadzeniu stanu wojennego dyrektorpewnego banku wypłacił „Solidarności” chyba13 mln złotych (co srodze przypłacił!), związekz dnia na dzień znalazł się bez środków finan-sowych. A przecież można było wyjąć częśćpieniędzy i ukryć je choćby w zaprzyjaźnio-nych klasztorach, kuriach czy innych schow-kach. Nie wyznaczono utajnionych władzzastępczych na wypadek aresztowania pierw-szoplanowych działaczy związkowych. Nie wy-tyczono kierunku działań związku na wypadekstanu wojennego. Nie pomyślano o zbudowa-niu choćby prymitywnej siatki kurierów dlazachowania łączności pomiędzy regionami.Od października 1981 roku czułem się co-

raz gorzej. Nie mogłem spać, budziłem się zkoszmarów całkiem zdrętwiały. Całymi dnia-mi towarzyszyło mi niezwykle napięcie mię-śniowe. Byłem pewien, ze coś się szykuje.Pomyślałem, że trzeba coś robić. Miałem w

domu nieużywany powielacz ręczny Romayori 400 matryc białkowych (używaliśmy już wte-dy offsetów), który dostałem od księdza Cze-sława Sadłowskiego ze Zbroszy Dużej.W połowie listopada wziąłem z pracowni Ko-misji Robotniczej Hutników „Solidarności”400 blach offsetowych, mrucząc szefowi, żecoś jednak trzeba ukryć i zaufanym samocho-dem zawiozłem to z powielaczem i „białkami”do mego przyjaciela na wieś. Powiedziałem,żeby zakopał to głęboko w stertę słomy. LeszekBatko, późniejszy wieloletni burmistrz Świąt-nik Górnych został aresztowany w stanie wo-jennym, słomę kluto widłami, ale powielacza imatryc nie znaleziono. Powielacz służył „Soli-darności Wiejskiej” w stanie wojennym i przezparę następnych lat.Tymczasem sytuacja zaostrzała się. Parę

dni przed 13 grudnia szedłem ul. Grzegó-rzecką w Krakowie z Ryszardem Bocianemz KPN. Rzuciły mi się w oczy ogromne napi-sy antykomunistyczne, niezamalowane! – Po-patrz – powiedziałem do Bociana – już ichnie zamalowują, nie mają na to czasu. Ude-rzą w nas lada dzień.

I jeszcze jedna historia. Trzy lub dwa dniprzed 13 grudnia, wezwała mnie telefonicz-nie do siebie nieżyjąca już od lat AnkaSzwed, moja koleżanka z SKS (StudenckiKomitet Solidarności, grupa opozycyjna po-wstała po śmierci Stanisława Pyjasa w Kra-kowie) i powiedziała, że dostała od znajomejstrażniczki oddziału kobiecego więzienia wRuszczy ostrzeżenie. – Pani Anno – miałapowiedzieć – opróżnili całkiem więzienie wRuszczy. Potrzebują miejsca. Będą wielkiearesztowania. Niech pani nie sypia w domu.Zapytałem, czy ostrzegła Zarząd Regionu. –Tak, powiedziałam im – usłyszałemA więc informacje, dość precyzyjne, krą-

żyły, ale jakoś nikt nie wyciągał z nich wnio-sków. (Ja nie spałem w domu w pamiętną nocgrudniowa. Dorwali mnie inaczej).Cały cywilny opór po aresztowaniach ro-

dził się spontanicznie, w bólach, w sposóbchaotyczny i trochę przypadkowy. (Pomijamtu całkowicie uboczny fakt, że bezpieka po-zostawiła na wolności szereg osób, wśródktórych było wielu jej agentów, i to oni mieliprzenikać do rodzących się tajnych struktur.Taką osobą był w Krakowie m.in. LesławMaleszka, któremu doskonale rozpisano ro-le.) I dlatego ów ruch oporu mógł być nie-bezpieczny. W celi więzienia kieleckiegodziękowałem Bogu, że Polacy nie rzucili siędo organizowania zbrojnego oporu. Ktoś po-wie, że nie było przecież broni, przeszkolo-nych oficerów, konspiratorów itd. i itp. Jachcę więc przypomnieć Irlandzką Armię Re-publikańską i baskijską ETA, które przez po-nad 20 lat prowadziły skutecznie wojnęterrorystyczną, budząc przerażenie Europy,mimo że zaczynały od zera. Tylko że skala

represji w Polsce w odwet za coś takiego by-łaby ogromna. Prawdą jest, że napięcie ipragnienie walki wyhamowywał Kościół, aleniebezpieczeństwo istniało. Uważałem i zda-nia nie zmieniłem po 30 latach, że przyczy-na tej zmiany sposobu myślenia była inna ibardzo głęboka: straszna trauma PowstaniaWarszawskiego – zniszczenie budowanejprzez 600 lat stolicy, jej bogactw i śmierć230 tys. jej mieszkańców oraz eksterminacjapodziemia antykomunistycznego po 1945 ro-ku przebiły do świadomości (czy raczej pod-świadomości) zbiorowej Polaków prawdę obezsensowności narodowych powstań zbroj-nych.W Kielcach dziękowałem Bogu, bo wie-

dząc ze jesteśmy wszyscy zakładnikami Jaru-zelskiego, uważałem, że będziemy zgładzeni,jeżeli tylko pojawi się zbrojny opór.Przyszedł czas na nowe idee… Wobec

przemocy, z traumą historyczną na karku, poraz pierwszy społeczeństwo polskie zachowa-ło się w sposób wyjątkowo dojrzały. Jak trzci-na, która ugięła się, ale nie złamała (pęknąćmiała dopiero przy Okrągłym Stole). Ideeghandyzmu po raz pierwszy poza Indiamirezonowały na taką skalę. Zaszczepił ichchrześcijańską wersję Kościół, kontrolowałodruchy społeczne Jan Paweł II. Jego rola iautorytet były niesłychane! Pojawiła się stra-tegia, droga alternatywna. Ludzie lgnęli doKościoła, bo był jedynym miejscem azylu du-chowego. Ciekawa rzecz, po stanie wojen-nym reżym, chcąc kanalizować nastroje ifrustracje inteligencji zezwalał na wydawaniewielu wartościowych publikacji. Wyszła wte-dy w dużym nakładzie praca Stanisława To-karskiego Orient i kontrkultury, która stała

się natychmiast szlagierem mojego pokolenia.Pomijając kontrowersyjne uwielbienie dlaróżnych aspektów kontrkultury na Zacho-dzie, książka omawiała szeroko wpływ ideiGhandiego na ruchy społeczne i ideologiepolityczne na całym świecie, stwarzając sze-roką i czytelną aluzję do sytuacji w Polsce.Ba! – podsuwając wręcz nowe pomysły. Nie-posłuszeństwo obywatelskie, bierny opór, od-mowa współpracy (bo czymże był bojkotteatrów, sal koncertowych, wytworni filmo-wych przez aktorów, muzyków, dyrygentówitd.? – wspaniały zresztą i długotrwały) i jed-nocześnie zdecydowane unikanie aktów prze-mocy, budowanie kultury i wiedzyalternatywnej, poza kontrolą partii – to byłanowa droga. Czy słuszna? Na pewno zapisałasię jak nowy sposób reagowania społecznegona przemoc i zagrożenie, i stała się składni-kiem historycznej świadomości, nową możli-wością.Komuniści kontrolowali jednak sytuację

(koncesjonowana opozycja to osobny, aleistotny tego przyczynek). Z łatwością rozgro-mili Związek, tysiące działaczy emigrowało,o strajkach nie było mowy, zakłady przemy-słowe zamilkły. Zastanawiali się jednak, corobić dalej. Głowiono się nad tym przedewszystkim w Moskwie.Dla Polaków stan wojenny był ciosem

moralnym, który po paru latach załamał ichpsychicznie oraz podkopał ich zdolność dodługotrwałego oporu i wiarę w jego sens. Wtej sytuacji po ośmiu latach można im byłonarzucić przy pomocy potężnych manipulacjikoncepcję Okrągłego Stołu. I nią komuniściwygrali ostatecznie. Ale o tym może innymrazem.

czas przeszły teraźniejszy8| 16 grudnia 2011 | nowy czas

W 30. ROCZNICĘ STANU WOJENNEGO

Wspomnienia i refleksje

Zapewniam turadzieckich towarzyszy,że odwrócę biegwydarzeń w Polsce!Gen. Wojciech Jaruzelskiw Moskwie, luty 1981

Page 9: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

czas przeszły teraźniejszy

|9nowy czas | 16 grudnia 2011

Piękni trzydziestoletniGdy wieje wiatr historii,Ludziom jak pięknym ptakomRosną skrzydła, natomiastTrzęsą się portki pętakom.

K. I. Gałczyński

Polska w odmiennym stanie. Wiatr hi-storii niejednokrotnie szalał nad Polską.13 grudnia 1981 roku zima objawiła sięmroźnym wiatrem. Poranny komunikatwładz nadany w radiu i TV zmroził ser-ca i dusze Polaków. Ogłoszono stan wo-jenny. Takiej „zadymy” jeszcze nie było.Monotonnym i grobowym głosem prze-mówił do narodu generał Wojciech Jaru-zelski. Za ciemnymi okularami nie widaćbyło jego oczu, nie wiedzieliśmy więc,jak wyglądało „zwierciadło” jego duszy.Pod jego przywództwem armia przejęławszechwładzę nad narodem. Polska zna-lazła się w odmiennym stanie.

stan wojennyw skutki BrzemiennyKtóż to ci piękni trzydziestoletni? Latem1980 roku, gdy kończyły się spory, strajkii burzliwe debaty nad zarejestrowaniempierwszych niezależnych związków za-wodowych, mieli po 20, 30, 40 lat. 31sierpnia wybuchła „Solidarność”. Zwy-ciężyli! Ewenement nie tylko na skalę ca-łego bloku komunistycznego Europy, alei całego świata. Przywódcy i członkowie„Solidarności”, również niezarejestrowa-ni sympatycy najogólniej mówiąc prze-trwali do 13 grudnia 1981 roku. Niewnikam w szczegóły, bo stanowiska i lo-sy jednostek, czasem chwiejne na poli-tycznym wietrze, nie są podmiotem tegozapisu. Mój zapis poświęcam tym, któ-rym wówczas rosły skrzydła. Tamtejgrudniowej nocy ciemne moce areszto-wały pierwszych przywódców. Napadłypodstępnie na lokale „Solidarności”.Rozpoczęło się wyłapywanie dalszych,ważniejszych członków Związku. Ogło-szono godzinę policyjną! Na ulicach po-jawiły się czołgi i wozy pancerne.Przerwano połączenia telefoniczne. Listycenzurowano. Loty odwołano. Nie wol-no było wyjeżdżać ze swojego miasta bezzezwolenia władz wojskowych. Ten stanodmienny-wojenny, nieplanowana ciąża,w którą naród zaszedł na skutek gwałtu,trwała długo. Zawieszono go 31 grudnia1982 roku. Sylwestrowy gest władzy?Stan wojenny zniesiono 22 lipca 1983roku. Ku czci Manifestu Lipcowego?Kolejno wypuszczano więźniów poli-tycznych. Wielu jednak zwolniono do-piero w roku 1986. Trudna,przenoszona ciąża trwała. Być może zadatę rozwiązania (porodu) można uznaćczerwiec 1989 roku, czas pierwszych de-mokratycznych wyborów.13 grudnia 2011 minęło 30 lat od

wprowadzenia stanu wojennego. Po tylulatach bujne czupryny panów przerzedzi-ły się, brzuszki uwypukliły. Panie ukryłyzmarszczki pod makijażem, a siwiznę podfarbami. Nie ma to znaczenia, ile lat mie-li w roku 1981, ile mają teraz. Osiągnięcia„Solidarności” zapisały się na zawsze whistorii XX wieku. Historia utrwaliławięc pięknych trzydziestoletnich w „kwie-cie młodości, kwiecie wieku”. Sami tę hi-storię tworzyli.

Nie należy zapominać, że nie wszyscy Pola-cy należeli do „Solidarności” lub ją otwarciepopierali. Może z braku odwagi, sił, zrozumie-nia lub niechęci do politykowania. Jednakowożstan wojenny dotknął wszystkich i zamknął wtakich czy innych klatkach na długi czas.Zbliżało się Boże Narodzenie. Ludzie drep-

tali od sklepu do sklepu, żeby kupić coś god-nego świątecznych stołów. Tradycyjnie jednomiejsce przy stole wigilijnym zostawia się pu-ste. Dla nieobecnych. Tym razem było toszczególnie smutne miejsce. Nieobecnymi byliczłonkowie rodzin już zamknięci w aresztach iwięzieniach. Nieobecnymi byli również ci,którzy przebywali tymczasowo w krajach za-chodnich. Gdy zarejestrowano „Solidarność”,otworzyły się pewne szuflady ubeckich biurek.Zdeterminowani obywatele otrzymali upra-gnione paszporty. Wyjeżdżali, by popracować,postudiować, rozejrzeć się po świecie, ode-tchnąć demokratycznym powietrzem. Inną,najmniejszą grupą byli ci, którzy kapali poje-dynczo na Zachód w połowie lat 70., przycup-nęli tu, lecz planowali powrót we właściwymdla nich czasie. Mój zapis dotyczy Polaków wAnglii, bo tutaj mieszkam od lat.

BBeezz��ppoo��śśrreeDD��nniiee��sskkuutt��kkii��ssttaa��nnuu��wwoo��jjeenn��nnee��ggooCo�nas�najbardziej�dotknęło?�Strach�i�bez�sil�-ność.�Niepewność�lo�su�ro�dzi�ny,�która�zostaław�kra�ju�i�oj�czy�zny�oraz�swo�je�go�na�obczyźnie.Go�rycz,�że�znów�nie�po�wio�dło�się�na�dro�dzedo�de�mo�kra�cji.�Dy�le�ma�ty:�wra�cać�czy�nie?Jak�i�czym�wra�cać?�Wra�cać�i�paść�na�ko�la�na?��Cho�ro�by,�przede�wszyst�kim�za�wa�ły�ser�ca�wy�-wo�ła�ne�po�tęż�nym�stre�sem.�Rów�nież�prze�wle�-kłe�cho�ro�by�psy�cho�so�ma�tycz�ne,�np.�wrzo�dyżo�łąd�ka.�Zdarzały�się�też�na�głe�śmier�ci�zpowodu�za�wa�łu�czy�wy�le�wu�i�sa�mo�bój�stwa.w�wielu�przypadkach�długotrwałymproblemem�stawał�się�al�ko�ho�lizm.��

DDłłuu��ggoo��ttrrwwaa��łłee��sskkuutt��kkii��ssttaa��nnuu��wwoo��jjeenn��nnee��ggooWśród�Po�la�ków,�któ�rych�stan�wo�jen�ny�za�stał�wAn�glii�by�ło�wie�lu�lu�dzi�wy�kształ�co�nych.�By�liar�chi�tek�ci,�le�ka�rze,�in�ży�nie�ro�wie,�na�uczy�cie�le.By�li�też�spe�cja�li�ści�róż�nych�rze�miosł,�rol�ni�cy�istu�den�ci�na�urlo�pach�dzie�kań�skich.�Za�opa�-trze�ni�w�bi�le�ty�po�wrot�ne,�bo�ta�ki�był�wa�ru�nekotrzy�ma�nia�wi�zy�wjaz�do�wej,�mie�li�wra�cać�dokra�ju.�Wra�cać�jak�kry�mi�na�li�ści?�Z�mo�ni�tor�-kiem�na�no�dze�(przy�sło�wio�wo�mó�wiąc).�Wra�-cać�do�do�mu�przed�go�dzi�ną�po�li�cyj�ną?�Po�pew�nym�cza�sie�do�łą�cza�li�tu�so�li�dar�no�-

ściow�cy�wy�pusz�cza�ni�z�wię�zień�i�aresz�tów.Pasz�por�ty�mie�li�jed�no�ra�zo�we.�Mniej�licz�nieprzy�by�wa�ły�jed�nost�ki,�któ�re�ucie�ka�ły�z�kra�ju�wdra�ma�tycz�nych�oko�licz�no�ściach.�Ska�ka�li�zestat�ków�i�pro�mów,�po�ry�wa�li�sa�mo�lo�ty,�ukry�-wa�li�się�pod�pod�wo�ziem�cię�ża�ró�wek�wy�jeż�dża�-ją�cych�na�Za�chód.�Po�pew�nym�cza�sie�rządWiel�kiej�Bry�ta�nii�wpro�wa�dził�dla�nich�tzw.wy�jąt�ko�we�ze�zwo�le�nie�na�po�byt,�czy�li�Excep -tio nal Le ave to Re ma in.�Ozna�cza�ło�to,�że�mu�-sie�li�okre�so�wo�wy�stę�po�wać�do�Ho�me�Of�fi�ce�oprze�dłu�ża�nie�ze�zwo�le�nia�na�ko�lej�ny�rok.�Posied�miu�la�tach�– a�to�strasz�nie�długi�czas�ży�ciaw�niepewności�– mo�gli�ubie�gać�się�o�po�bytsta�ły.�Nie�wszy�scy�mie�li�si�łę,�by�to�prze�trwać.�Nad�szedł,�choć�nie�pręd�ko,�czas,�że�po�sia�-

da�cze�„wy�jąt�ko�we�go�ze�zwo�le�nia�na�po�byt”mo�gli�ścią�gać�tu�współ�mał�żon�ków�i�dzie�ci.Oczy�wi�ście�po�speł�nie�niu�od�po�wied�nich�wa�-run�ków�i�o�ile�wła�dze�pol�skie�zgo�dzi�ły�się�nawy�jazd�ro�dzin.�Go�rzej,�gdy�cho�dzi�ło�o�spro�-wa�dze�nie�ro�dzi�ców,�zwy�kle�eme�ry�tów.�Gdyod�ma�wia�no�im�pasz�por�tów��– by�uka�rać�nie�-god�ne�praw�czło�wie�ka�dzie�ci?�– by�wa�ło,�żeugo�dze�ni�głę�bo�ko�w�ho�nor�do�ro�słe�dzie�ci�zrze�-ka�ły�się�oby�wa�tel�stwa.�By�od�ciąć�się�od�swe�gokra�ju,�w�któ�rym�pra�wa�czło�wie�ka�po�gwał�co�-no.��Mu�sie�li�jesz�cze,�o�iro�nio,�za�to�Ra�dziePań�stwa�(w�sta�nie�od�mien�nym)�za�pła�cić.�Ro�-

dzi�ny�przy�by�wa�ły,�by�znowu�być�razem.�By�-wało�jednak,�że�pod�czas�dłu�giej�roz�łą�ki�coś�sięw�lu�dziach�od�mie�ni�ło.�Nie�umie�li,�nie�mo�gli,nie�chcie�li�żyć�ra�zem.�Ni�gdy�nie�za�po�mnę�lo�-su�wielu�ścią�gnię�tych�do�Wielkiej�Brytaniiżon.�Zo�sta�wa�ły�bez�ką�ta,�bez�pra�cy,�sa�me.Spo�ty�ka�łam�je�w�or�ga�ni�za�cji�Po�lish�Re�fu�ge�es’Ri�ghts�Gro�up,�gdzie�wów�czas�pra�co�wa�łam.�Na�budowach�zda�rza�ły�się�tra�gicz�ne�wy�pad�ki.Tam�pra�co�wa�li�ab�sol�wen�ci�stu�diów�hu�ma�ni�-stycz�nych,�bo�in�nej�pra�cy�zna�leźć�nie�mo�gli.W�ho�ste�lach,�wśród�wa�ga�bun�dów�z�ca�łe�goświa�ta�i�lu�dzi�ner�wo�wo�cho�rych,�ko�czo�wa�lisłab�si�du�chem�Po�la�cy.�Tę�prze�dziw�ną�mo�zai�-kę�cha�rak�te�rów,�ty�pów,�lu�dzi�prze�róż�nych�za�-wo�dów�łą�czy�ło�jed�no.�Żal.Żal,�cza�sem�nieuświadomiony,�do�lo�su.

Nie�mie�li�prze�cież�szan�sy,�by�za�pla�no�wać�ży�-cie�w�mo�men�cie�wpro�wa�dze�nia�sta�nu�wo�jen�-ne�go.�Nie�mie�li�cza�su�ni�sposobności,�bypo�że�gnać�bli�skich.�Dziś,�po�wstą�pie�niu�Pol�skido�Unii�wyjazdy�są�nor�mal�no�ścią.�Od�ma�ja2004�roku�lu�dzie�pla�nu�ją�i�wy�jaz�dy�i�po�wro�ty.Za�bra�nie�czło�wie�ko�wi�wol�nej�wo�li,�moż�li�wo�ściprzemyślenia�wy�bo�ru,�czy�li�pod�ję�cia�świa�do�-mej�de�cy�zji�by�ło�strasz�ną�krzyw�dą.�To�rów�-nież,�bo�nie�sa�mym�chle�bem�czło�wiek�ży�je,wryło�się�wiel�kim�nie�po�ko�jem�w�ich�du�sze.Mo�że�i�do�dziś�naj�wraż�liw�si�na�to�cier�pią?��I�jesz�cze�spra�wa�eme�ry�tur.�Mniej�za�rad�nym

za�ję�ło�la�ta,�by�znaleźć�tu�sta�łą�pra�cę.�Pra�co�wa�lido�ryw�czo,�cza�sem�na�czar�no,�po�zna�wa�li�ję�zyk.Te�raz�do�bie�ga�ją�wie�ku�eme�ry�tal�ne�go.�Stan�od�-mien�ny�-wo�jen�ny�wy�rwał�z�ich�ka�rie�ry�za�wo�do�-wej�la�ta�po�trzeb�ne�do�uzy�ska�nia�peł�nejeme�ry�tu�ry.�Te�go�już�ni�gdy�nie�nad�ro�bią.��

DDaall��sszzee��lloo��ssyyZde�ter�mi�no�wa�ni,�ze�zna�jo�mo�ścią�ję�zy�ka�i�przy�-chyl�no�ścią�lo�su�prze�trwa�li�okres�bez�dom�no�ści,by�le�ja�kich�prac,�roz�te�rek.�Usta�bi�li�zo�wa�li�się,ro�bią,�co�mo�gą�i�lu�bią,�nie�gde�ra�ją.�Nie�któ�rzyemi�gro�wa�li�da�lej,�do�Ka�na�dy�i�Au�stra�lii.��Od�cza�su�do�cza�su�po�ja�wia�ją�się�w�po�lo�nij�-

nej�pra�sie�roz�wa�ża�nia�o�po�ko�le�niach�emi�gran�-tów�w�Wiel�kiej�Bry�ta�nii.�Zwy�kle�pi�sze�się�oemi�gran�tach�II�woj�ny�świa�to�wej�oraz�tych�poma�ju�2004.�Je�den�tyl�ko�raz�za�uwa�żo�no�tych,któ�rzy�przy�jeż�dża�li�tu�i�zo�sta�wa�li�w�la�tach�70.O�„pięknych�trzy�dzie�sto�let�nich”�chy�ba�ni�gdylub�nie�wie�le�wspo�mi�na�no.�Czyż�by�te�mat�wsty�-dli�wy?�Ja�nie�wsty�dzę�się.�Pi�sa�łam�o�nich,�wów�-czas�jesz�cze�Na sto lat kach emi gra cji,�w�czerw�cu1991�ro�ku�w�„Dzien�ni�ku�Pol�skim�i�DziennikuŻołnierza”.��Czy�na�dal�są�ta�cy,�któ�rych�drę�czy�nie�po�kój,

bo�zo�sta�li�skrzyw�dze�ni�przez�współ�ro�da�ków,któ�rzy�stan�wo�jen�ny�wpro�wa�dzi�li�i�kon�ty�nu�-owa�li�przez�la�ta?�Na�pew�no�nie�po�ma�ga�Wamobec�na�sy�tu�acja�po�li�tycz�na�w�kra�ju,�w�skłó�co�-nej�Pol�sce.�Nie�te�go�ocze�ki�wa�li�śmy,�nie�ta�kiejwol�no�ści�wy�pa�try�wa�li�śmy.�Cóż,�na�pi�sa�łam�me�-ta�fo�rycz�nie,�że�Pol�ska�13�grud�nia�1981��rokuza�szła�w�nie�pla�no�wa�ną,�bo�z�gwał�tu,�cią�żę.�Ztej�trud�nej,�prze�no�szo�nej�cią�ży�uro�dzi�ła�sięwszak�wol�ność,�ale�to�„dziec�ko”�ma�po�wódcier�pieć�na�cho�ro�bli�we�do�le�gli�wo�ści.�Jak�dłu�goto�po�trwa,�nie�wiem.��Wia�do�mo,�że�gni�ją�ce�ra�-ny�należy�otwo�rzyć,�by�mia�ły�szan�sę�wy�le�cze�-nia�i�za�bliź�nie�nia.�Po�za�bli�źnie�niu�moż�naspo�koj�niej,�z�dy�stan�sem�spoj�rzeć�wstecz,�za�-uwa�żyć�te�ra�źniej�szość�i�po�my�śleć�o�przy�szło�ści.Wszyst�kim�tym,�któ�rym�nie�trzę�sły�się�por�-

t�ki,�gdy�wiał�wiatr�hi�sto�rii�ży�czę,�by�już�ni�gdynie�obu�dzi�li�się�w�kra�ju�prze�mo�cy.Spo�koj�nych�Świąt�Bo�że�go�Na�ro�dze�nia!����

Li�lia�na�Ko�wa�lew�ska��

Page 10: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

16 grudnia 2011 | nowy czas10|

felietony opinie

Wieczór wspomnień odbył się wOgnisku Polskim w Londynie. Przed-ostatnim klejnocie postemigracyjnychnieruchomości. Człowiek się w Ogni-sku czuje jak na lordowskich salo-nach. Nawet nasz sławny ministerfinansów Jacek Rostowski, który sta-wił się z żoną na ten wieczór, mógł sięczuć jak u siebie w domu – niemaljak wpisany w tę salonową scenerię.– Czy potrząśnie krajowym trzosemna Ognisko? Czy nie potrząśnie? –pytano w kuluarach. Zaznaczam, żeto nie ja pytałam. I uznałam to za ra-czej retoryczne, choć na miejscu, py-tanie. Obecność na tym wieczorzezwiązanych z naszą emigracją Jacka iWandy Rostowskich okazała się szla-gierem wieczoru.

Inne szlagiery to piosenki śpiewaneprzez lata przez Renatę Bogdańską,czyli Irenę Andersową. Wyboru doko-nała Maria Drue, jej przyjaciółka iakompaniatorka. Wybór mógłby byćnieco inny. Zabrakło mi niektórychmelodii i pamiętnych słów. Zabrakłomi w tym wieczorze jego bohaterki.Nie było żadnych nagrań z jej aksa-mitnym głosem (choć mówiono, że zo-stawiła ich wiele). Nie było żadnejfotografii na scenie. Ani kawałka ta-śmy filmowej z jej życia. A zapewnegdzieś są. Może nawet kilometry. I nieczuło się jej obecności w piosenkachśpiewanych innymi głosami (Ewa Bec-la, Renata Chmielewska, Teresa Gre-liak, Magdalena Włodarczyk, Wojtek

Piekarski). Może najbardziej zbliżo-nym do aksamitu jej głosu jest ciepłygłos Ewy Becli.

Ale wieczór Dla Ciebie Renatobył serdeczny, zadumany, pełenwspomnień i paru anegdot. Już w do-mu przejrzałam i przeczytałam pięk-nie wydany program. Z fotografiami,starannie opracowany. Ale oczywiścienie mogło się w nim obyć – jak to unas w zwyczaju – bez przesadnegopatosu. Bez tej pseudoliterackiej kwie-cistości w tekście. Bez tego alegorycz-nego głównego Reżysera Życia, co jąnam zabrał za kulisy realności i sztuki– że zacytuję, by nikt nie pomyślał, żeto ja wymyśliłam. Więcej cytatów nieprzytoczę, bo mnie smutek i nudaogarnia. Prostota jest chyba bardziejwyrazistą i mocniejszą siłą przekazuw mowie i piśmie. Silniejszą chyba odpseudopoetyckiego alegorycznegobełkotu.

Za wszystko jednak dziękuję orga-nizatorom i wykonawcom tego wie-czoru. A że minister Jacek Rostowski,czaruś i zbawiciel ojczyzny – jakorzekło parę osób – zaćmił wszystko iwszystkich na salonach, to już jegoosobista przywara.

Ale tak naprawdę zabrakło mi natym wieczorze Czerwonych makówna Monte Cassino. Ktoś powiedział,że wszyscy by się przy tej pieśni po-płakali. No to co? Ja lubię sięwzruszać.

Wracam więc do swoich wzruszeń

wpatrując się w migoczące światełkachoinki. Wychowała mnie pensjapanny Gepner w Warszawie. Za mu-rami jej domu przy Moniuszki 8oświecano nas w naukach ścisłych inieścisłych. Do tych nieścisłych nale-żały instrukcje o stosunkach damsko-męskich. Do tych ścisłych – instrukcjeojców Kosibowicza i Rostworowskie-go. Na pensji panowała atmosferaburżuazyjnej etykiety. A także miesz-czańsko pojętej przyzwoitości. W kla-sach czuwały nad tym „przyzwoitki”–damy klasowe.

W mojej klasie była nią Niemka,Fräulein Heinemann. Chuda, hako-wata, w cwikerach na wystającymnosie, z włosami w kukiełkę. Na ko-ścistym ciele szata-całun do łydek. Nawystających ramionach szydełkowanapelerynka. Siedziała zawsze sztywnana krzesełku przy drzwiach i wodziłaszpiczastym wzrokiem od pulpitu dokatedry i z powrotem, czy aby pannyDanusia i Krysia nie zerkały na mło-dego, przystojnego polonistę Euge-niusza Sawrymowicza. Wzrok trzebabyło mieć wbity w książkę, ręce napulpicie, a nogi w czarnych fildeko-sach pod blatem. Włosy musiałyprzylegać do głowy, paznokcie krótkoprzycięte, sukienki pod fartuszkami wdrobny rzucik. I żadnych, Boże broń,wyzywających kolorów. Fräulein He-inemann mówiła do nas w swoim ję-zyku i nadmieniała o ważności DreiK – Kinder, Küche und Kirche.

O dzieciach, o których poczęciu sięnie mówiło, o kuchni, z której przepi-sy należy wymieniać i w kościele, wktórym odzywać się nie należy nawetszeptem. Takie to były czasy.

Była na naszej pensji również dru-ga Niemka, germanistka, nazywałasię Fräulein Bille. Sama głosiła, że siętruła dla polskiego ułana i dlategomiała taki chrapliwy głos. KiedyNiemcy ukazywali się gdzieś w pobli-żu, obie Fräulein nakazywały rzucićksiążki do schowka pod podłogą, zpod podłogi wyciągnąć manekiny ikapeliny do robienia kapeluszy i uda-wać szkołę modystek i szwaczek.Zdarzyło się parę razy, że nasze obieNiemki nie wpuściły za próg szkołyniemieckich patroli. A kiedy szarżaniższego szczebla przysłała im kiedyśchoinkę na Boże Narodzenie, kazałyją wystawić na podwórko. W szkolnejsali stanęła inna. Choinka z Karcela-ka (plac handlowy – dopisek dla tych,co nie z Warszawy). I zdarzyło się, żepod tą choinką stanęła cała pensja i zprzywiązania do swoich dam klaso-wych, Niemek zaśpiewałyśmy po nie-miecku Stille nacht, heilige nacht,czyli Cichą noc, jedną z najpiękniej-szych kolęd. Nasze obie Fräulein siępopłakały. A panna Bille rzekła chro-powatą polszczyzną: – Panienki, nie„czeba” po niemiecku. ZaśpiewajmyPodnieś rękę Boże dziecię.

I śpiewały razem z nami. Życzęwszystkim miłego kolędowania.

Hagiografia i kolędowanie

Dwa tysiące jedenasty

Krystyna Cywińska

[email protected] 639 850763 King’s GroveLondon SE15 2NA

– No jak było? – pytali ci,którzy tam nie byli. Bo sąalbo złożeni niemocąfizyczną, albo finansową.Niektórych, którzy mogąjeszcze z łóżka wstać, niestać już na 25 funtów odgłowy za wieczór. Nawetza wieczór wspomnieńo naszej Generałowej,Renacie Bogdańskiej-Andersowej w pierwsząrocznicę jej śmierci.

Dla mnie to był dobry rok. Powiedziałbym nawet,że bardzo. Ale jak to zawsze w grudniu bywa, wduszy cieszę się z tego, że powoli zbliża się on dokońca. Bo wszystko przecież kiedyś musi sięskończyć?

Nie będę się z nikim spierał, jeśli ktoś maodmienne zdanie. Owszem, mogło być lepiej.Znacznie lepiej. Po ostatnim wystąpieniubrytyjskiego premiera w Brukseli przypomniałymi się stare polskie szlacheckie obyczaje, kiedy„Veto!” wykrzykiwano w polskim sejmie często inagminnie. Co z tego krzyku wyszło, wszyscywiemy, na szczęście wciąż jeszcze historii wnaszych szkołach uczą lepiej niż tutaj.

Premier brytyjski też powiedział NIE i już.Może to i dobrze. Ostatnio stwierdziłem, żezaczynam się nudzić europejską polityką, bomało się w niej ciekawego dzieje, a tutaj taka miłaniespodzianka. Nie wiem, i nawet nie chcę sięzastanawiać na tym, co z tego wyniknie i w jakimkierunku potoczą się sprawy i losy brytyjskie wEuropie. Nie, żeby mnie to nie obchodziło – wkońcu tu przecież mieszkam, ale czuję siębezwładny. Swoją uwagę skupiam na tym, jaki

wpływ będzie to miało na moje życie. No bo jeśliBrytyjczycy wystąpią kiedyś z Unii Europejskiej,to co stanie się z nami, którzy zdecydowaliśmy siętutaj zostać, zamieszkać, ułożyć sobie nowe życie.Co wtedy? Każą nam znowu stawać w kolejkachpo wizy? Prosić o zezwolenia na pracę ipozwolenia na otwarcie konta bankowego?W krótkiej chwili uprzytomniłem sobie, że tewszystkie dobrodziejstwa unijne, z jakich my,Polacy, korzystamy siedząc tu na Wyspach mogąsię nagle skończyć. Tak samo, jak kończy się tenrok i nikt nie ma pewności, jaki będzie kolejny.

Tuż przed końcem roku nie będę sobie jednakzaprzątał tym głowy. Robiłem to tyle razy, żeteraz, w grudniu, warto się trochę wyciszyć iuspokoić. Po co szarpać sobie nerwy myśleniem:A co to będzie? A do czego to doprowadzi? Niewarto. Warto cieszyć się chwilą. Tegodoświadczyłem w tym mijającym rokunajbardziej. Najgłębiej. I sama świadomość, żenagle, po tylu latach nauczyłem się wreszcierzeczywiście cieszyć chwilą, tą tutaj i teraz,właśnie teraz, jest dla mnie największą radościąi nagrodą tego roku. Ciężko zapracowaną,

ale jakże długo oczekiwaną. Ci z Was, którzyrównież posiadają tę zdolność doskonale wiedzą,o czym mówię.

Jak jednak wytłumaczyć to tym, którzy tegojeszcze nie rozumieją? Może w ten sposób: wy-obraź sobie, że ten rok jest ostatnim w twoim ży-ciu. Co byś zmienił? Jak byś żył? Ile czasu znalazłdla żony, męża, chłopaka czy dziewczyny? Ile ka-sy poświęcił, by zadzwonić do domu, z mamą lubtatą pogadać? Opowiedzieć, co słychać. Posłu-chać co u nich. Nawet pomilczeć. A może tak dokina, na jakiś dobry film? By zapomnieć na chwi-lę o tym całym ciężkim dniu, wczesnych rankach,późnych nockach. By zrobić coś innego, niż zwy-kle. Wyjść z tej rutyny, która tak po cichu zabijanas w sobie. Obezwładnia. Męczy.

Gdy spotkam się ze znajomymi w te święta,dam z siebie wszystko. Wyłączę się na chwilę i po-słucham jak mówią. Trochę opowiem. Pewnie cośwypijemy. Będzie przyjemnie. Miło i ciepło. Bezpolityki. Bez szarpaniny. Może z szampanem.

Wesołych Świąt!

V. Valdi

nowyczas.co.uk

2011

nnoowwyycczzaass

Page 11: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

Mogło być gorzej. Ważyły się losyUnii, i chociaż Polacy nie zasiadaliprzy stołach konferencyjnych, to koń-cowe, aczkolwiek kompromisowerozwiązanie, poszło na nasze konto.Przypadła nam ta prezydencja w cza-sie zapaści, odrobiliśmy swoje zada-nie domowe. Chcieliśmy integrować,a przyszło nam zmierzyć się z naj-większym w historii zjednoczonej Eu-ropy zagrożeniem dezintegracją.

Polacy mieszkający i pracujący naWyspach z niedowierzaniem i niepo-kojem przyjęli wykluczenie swojegogospodarza z głównego nurtu. To wkońcu dzięki otwartości BrytyjczykówLondyn stał się w niedługim czasiedrugą stolicą Polski. Jak to więc jest ztą Unią? Czy jest jeszcze ktoś, kto za-daje sobie pytanie dlaczego w Wiel-kiej Brytanii znalazło się najwięcejPolaków po przyjęciu Polski do Unii?Gdzie nas chcą, gdzie nie musieliśmyczekać kilka lat na potwierdzenie na-szego europejskiego obywatelstwa imożliwość korzystania z przysługują-cych nam przywilejów.

Paradoksy historii. Wielka Bryta-nia, najbardziej prointegracyjny krajwypada z szeregu. Jeszcze jest w Euro-pie, ale już postrzegana z niechęcią inieufnością przez kontynentalną więk-szość umacnia swój wyspiarski dystans.Słynne powiedzenie: „Panowie, Angliajest wyspą”, otwierające wykłady z hi-storii Zjednoczonego Królestwa, stajesię bardzo aktualne. Istnieje choćby wgenach politycznej świadomości. Duchnie śpi, rodzą się upiory. To chyba tenduch podpowiedział francuskim ban-kierom zrobienie donosu na WielkąBrytanię, że też jest zadłużona.

Gdyby tak na każdy kraj człon-kowski Unii popatrzeć z perspektywyzaszłości historycznej, obraz zjedno-czeniowy przybrałby zgoła innekształty. Niektórym posłom w Polsceupiorność tego obrazu zaatakowałazmysły. Ale to nie jest powód, żebyrząd forsował pewniejszą dla siebiedrogę ratyfikacyjną, z pominięciemzapisu konstytucji. Chodzi o próbęprzeforsowania zwykłej większości wgłosowaniu nad traktatami europej-skim w Sejmie, chociaż w zapisiekonstytucyjnym jest wymóg conajmniej 2/3 „za” w ratyfikowaniutakich ustaw.

Pewny wynik byłby zapowiedziąspokojnych i radosnych świąt, a takgrozi nam niepewność przy wigilijnymstole. I podziały w kręgu jednej rodzi-ny, bo aż tak głęboko zarysowała siępolaryzacja postaw w kraju.

A na emigracji? Chyba jest niecolepiej. Nikt walizek nie pakuje, boBrytyjczycy nas nie chcą. W tutej-szych mediach i w parlamencie temateuropejski pojawia się częściej niżzwykle, ale bez tego polskiego, krajo-wego napięcia. Giełda zareagowałaraczej spokojnie, a wyrażane opinienie świadczą o panice spowodowanejprzegraną premiera Camerona. „An-glia jest wyspą”, co potwierdziło sięw tymczasowym (tak twierdząobserwatorzy) wykluczeniu WielkiejBrytanii z negocjacji kryzysowych. Wjednym jest zgoda: na czas świąt Bo-żego Narodzenia temat kryzysu jestzawieszony. To czas odnowy, wartogo wykorzystać, czego wszystkim czy-tającym te słowa, i sobie, życzę.

Do siego roku.

|11nowy czas | 16 grudnia 2011

felietony i opinie

Na czasieGrzegorz Małkiewicz

Wacław Lewandowski

Kto jest „proeuropejski”?

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

Czytałem gdzieś, że UK chciała rozmawiać z RP natemat przyszłości UE, przed decydującym szczytem wBrukseli. Wynik szczytu znamy. UK w totalnej izolacji,RP w głównym nurcie. Czy doszło do tej rozmowy?Polskie koła rządowe zaprzeczają, okołorządowe niepotwierdzają. Brytyjskim uzasadnieniem rozmowy,o której nie wiadomo czy do niej doszło, była polskaprezydencja, bardzo udana – jak twierdzi polska strona.

Zwolennicy „poprawności politycznej” odnieśli kolejnysukces. Dyrekcja Hamleys, największego sklepu zzabawkami w Londynie, ustąpiła po kampanii winternecie zwalczającej gender apartheid w tym znanymna cały świat królestwie dla nieletnich. Chodziło o napisyinformujące o zabawkach „dla chłopców”, bądź „dladziewczynek”. Napisy zniknęły, chociaż dyrekcjautrzymuje, że nie jest to wynik prowadzonej kampanii.Najwyższy czas zabrać się za publiczne toalety. Tokolejny przykład segregacji rodzaju męskiego i żeńskiego.Nie mówiąc już o staroświeckim sposobie ubierania.Kiedy usłyszymy Nie dla spódnic?

Baron de Kret

kronika absurdu

Nie tylko lewicowa, ale też ogółprorządowej prasy polskiej (czyli – poprostu – ogół polskiej prasy) od mo-mentu zakończenia unijnego szczytuzadziwia jednostronnością. Bohate-rem pozytywnym tych czasopism stałsię Radosław Sikorski, jako ten, któryzapewni Polsce przynależność do naj-silniejszej w UE grupy państw, na-zwijmy „grupy szybkiej integracji”.Negatywnym bohaterem stał się Da-vid Cameron, nie dlatego, że konser-watysta, lecz z tego powodu, że niechcąc zgodzić się na dodatkowąumowę międzyrządową, „uzupełnia-jącą Traktat Lizboński” nie tylko niechce ratować strefy euro, nie chcetakże pogłębiać integracji, a zapew-ne chce szkodzić UE i skrycie marzyo wyjściu Wielkiej Brytanii ze wspól-noty państw europejskich.

Nie wiemy dokładnie, na czym wszczegółach polega plan Merkel iSarkozy’ego, jaki w ciemno przyjmu-je polski rząd, nie wiemy zatem też,przed czym to mianowicie Cameronustrzegł Brytyjczyków, czego w ichimieniu odmówił. Tymczasem publi-cyści i różni eksperci mają całkowitąpewność – tylko ów plan uratuje stre-fę euro, nobilituje nas, bo chociaż eu-ro nie mamy, a złoty staje sięśmieciową walutą, dopuszczą nas ła-skawie do grona wielkich europej-skich decydentów…

Nie jest to poparte żadnymi argu-mentami, analizami, bo też póki conie ma żadnych przesłanek do budo-wania argumentacji – szczegóły cu-downego planu ratunkowego mająbyć znane w styczniu. Jest więc tak,że zły Cameron racji nie ma, bo niema, a dobrzy Sarkozy i Merkel ma-ją ją, bo – mają! Zamiast argumen-tacji odgrzewa się stare stereotypy.Przecieram oczy i czytam ze zdu-mieniem, że Wielka Brytania byłazawsze „egoistyczną wyspą”, kiero-wała się tylko swoim interesem, izo-lowała od kontynentu i byłaprzeciwna unijnemu projektowi. Wjednej chwili zapomniano o takim naprzykład drobiazgu, że to właśnieWielka Brytania (a nie Francja czyNiemcy – zapaleni integryści) otwo-rzyła swój rynek pracy dla nowychczłonków UE bez żadnych okresówkarencyjnych, że jest to drugi płatnikdo unijnej kasy, że – co tu gadać –stereotyp wyspiarza nie poczuwają-cego się do jakiejkolwiek więzi z kon-tynentem jest stereotypem właśnie,zatem sądem z gruntu fałszywym,nie znajdującym potwierdzenia wrzeczywistości.

Nie wiem, nie mam dość danych(a kto ma?), by powiedzieć dzisiaj czyów „europejski projekt”, jakim jeststrefa wspólnej waluty da się urato-wać i czy naprawdę warto cokolwiek

dla tego ratowania poświęcać. Niewiem, czy dalsza integracja i dalszegwarancje kredytowe pomogą zadłu-żonym państwom strefy euro, czy tyl-ko ich zadłużenie pogłębią. Wiemtylko tyle, że francusko-niemieckiewizje umów międzynarodowychsprzecznych z Traktatem Lizbońskimto zmiana zasad w trakcie gry. Nierozumiem, dlaczego każdy, kto się natę zmianę nie godzi, ma nagle być„antyeuropejski”?

Warto też, sądzę, choć trochę od-woływać się do historii. Był czas, kie-dy Wielka Brytania wzięła czynnyudział w ratowaniu pewnego euro-pejskiego projektu, jakim był pokójw Europie pod kuratelą Ligi Naro-dów. To ratowanie doprowadziło dorozwiązań przyjętych w Mona-chium, które umocniły III Rzeszę izwiększyły jej potencjał wojenny.Gdy już polityka Monachium przy-niosła owoce, po aneksji Czech i Au-strii, po ataku i rozgromieniu Polski,wreszcie po kapitulacji Francji,wówczas nie było już w Europieżadnej koalicji, która mogłaby bro-nić przed Hitlerem jakiejkolwiek„europejskości”. W tym trudnym ro-ku 1940 jedyny głos za Europą, jejwartościami, jedyne deklaracje wal-ki i stanowczej niezgody na podepta-nie tych wartości popłynęły z„izolacjonistycznych” Wysp.

Page 12: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

fawley court jest naszym dziedzictwem!!!16 grudnia 2011 | nowy czas12|

SILENT, JOYOUSNIGHT ATFAWLEY COURTBy Mirek Malevski

St Agnes’ EveAh, bitter chill it was!

The owl, for all his feathers, was a-cold;The hare limped trembling through

the frozen grass,And silent was the flock in woolly fold:Numb were the Beadsman's finger's,

while he toldHis rosary, and while his frosted breath,Like pious incense from a censer old,Seem’d taking flight for heaven,

without a death,Past the sweet Virgin’s picture,

while his prayer he saith.

As he said his prayers and rosary, all alonein the woodland stone flint chapel, therechanced upon the good Beadsman’s ears,the distant, faint sound of young mirthfulchattering. Youthful, happy voices. Heraised his kneeling, frozen frame, andpeered from around the chapel doors intothe dark moonless night. There, beyondthe midst of the yews and fir trees he couldsee Fawley Court, its warm and glowingwindows invitingly lit up, the red brickbuilding splendidly outlined in thefrost, under a sky, filled with thetwinkling jewelled cluster of the holy stars.

Yes, of course. It was 6 December(1964), St Nicholas’s Day (Święty

Mikołaj!). The happy, excitedvoices belonged to the boys of Fr Jozef’sDivine Mercy College, making their way inthe dusk, along different paths to FawleyCourt’s imposing main building. At thistime, every year, the Marian priests,brothers, teachers, staff, cooks, and pupils allexcitedly await the arrival of ŚwiętyMikołaj. Naturally, as always, it was theexpectation of gifts, and good food (ararity), as much as Święty Mikołaj’sappearance that delighted everyone.

Święty Mikołaj always appeared inFawley Court’s Red Room – the one withmarvellous views onto the Venetian canal,and river Thames – under the picturesqueceiling of deer, herons in reeds,rabbits, and dogs, carved by the famousGrinling Gibbons.

The huge Red Room was lit by just onehuge ornate glass chandelier, which gave offa hazy, indeed lazy golden hue. In the farright corner, facing the rows of chairs, slowlyfilled by the schoolboys, was the nativity crib– baby Jesus in the straw manger, with Maryand Joseph surrounded by faithful animals.And next to the crib, a beautiful FawleyCourt Christmas tree with the Star ofBethlehem on top.

In the opposite corner behind the seatedboys playing on the small but robustoakwood foot-pedal organ was DivineMercy College’s accomplished musicianVyvyan Ekkel. Vyvan’s forte was to playhymns and carols, but at the same time

FFAAWWLLEEYY CCOOUURRTT OOLLDD BBOOYYSSWWHHOO CCaarreess WWIINNSS

8822 PPOORRTTOOBBEELLLLOO RROOAADD,, NNOOTTTTIINNGG HHIILLLL,, LLOONNDDOONN WW1111 22QQDDtteell.. 002200 77772277 55002255 FFaaxx:: 002200 88889966 22004433 eemmaaiill:: mmmmaalleevvsskkii@@hhoottmmaaiill..ccoo..uukk

skilfully weave in the latest pop songs. Hence whilst listening to SilentNight you’d suddenly get a rendering of Cliff Richard’s Batchelor Boy, or withany one Polish carol Vyvyan would work in Bobby Vee’s Rubber Ball, or Thisnight of a Thousand Stars. Even the Beatle’s got a look in. The boys werethrilled, and absolutely loved it. The priests thinking Vyvyan was playing out oftune, never quite grasped what was going on.

The big moment was arriving. Father Andrzej Janicki, The Rector,commanded a hush from all those gathered – some one hundred and

fifty festive boys and staff. Fr Wlodzimierz Okonski joined in; ”FatherChristmas/Święty Mikołaj is approaching!”

Finally the huge double-doors facing the canal windows gently swept openbringing in a white bearded figure, dressed from head to toe in red, with matchinghat (with bells), and brown boots. In attendance was a small delegation ofschoolboys, dragging in the most enormous, bulging sacks... one bright spark fromthe boys blurted out; ”Where are the lazy reindeer?”. The joke of course raisedmuch laughter, but also a quick rebuke from one of the teachers.

Looking in through one of the huge frosted windows, touched by, andenjoying all the fun and revelry, was our Holy Beadsman, (he prays for thesouls of others), accompanied by the spirit of Father Jozef Jarzebowski. Father”Jo” had just recently passed away, (13 September 1964), and hadbeen entrusted – in keeping with his will, Polonia’s allegiance, and theMarian's duty of promise, a permanent resting place – his beloved ”footballspot” – a grave on the hillock near where now stands St Anne’s Church,(1971), of Fawley Court.

Święty Mikołaj, in a booming voice, (and it must be said, excellent Polish),explained that it was an honour to be in England at the Polish KolegiumBożego Miłosierdzia (Divine Mercy College, Fawley Court, Henley). He hopedthe boys would forgive him for the absence of the reindeer, but there was muchwork delivering presents, and so the creatures needed a rest. Święty Mikołajthen asked if all the boys said their prayers properly, did their homework, and

whether they were all good students. ”Of course we are!” – the response wasunanimous. Everyone was excellent at prayers, homework was diligently done,and as for academic studies, well... they were as good as Copernicus, Einstein,or Shakespeare any day!

Święty Mikołaj, then very kindly gave a little history about himself. He saidhe was born (around AD 290 – he could not quite remember the date), at thevillage of Patara, formerly in Greece, now Turkey. His wealthy, very devoutChristian parents christened him Nicholas, but died in an epidemic when hewas still very young. He used his inherited wealth to ”help the needy, sick andsuffering, but particularly children”. Life for him became very tough underthe ruthless Roman emperor Gaius Diocletianus (AD 245-316), who mercilesslypersecuted all Christians. As a young man, Nicholas, although not a cleric,

became Bishop of Myra, and for his Christian beliefs was throwninto prison. The prison was so full of bishops, priests, anddeacons, there was no room for real criminals – murderers,thieves, or robbers!

As Bishop of Myra, Święty Mikołaj told how he particularlyliked helping children, then sailors and travellers, and eventhieves..! This drew a gasp from the boys...”Thieves!?” ŚwiętyMikołaj hastily added; ”Reformed thieves, of course.”

When released from prison he continued his genuine charity,saying he gained great pleasure from helping the needy, poor, andsuffering, and privately rejoiced at seeing the fruits of his work,and the many happy faces. It is said that he supposedly died on 6 December AD 343, but the boys could see for themselves, thiswas not true. He added that a relic from his grave at his cathedralchurch in Myra produces a unique substance with great healingpowers called manna...

Outside in the frost the Holy Beadsman, and Father Jozef werecaptivated – entranced by Święty Mikołaj’s account. Also, whilstfascinated with Święty Mikołaj’s story of his past, the boys hadbecome visibly restless. None more so than youngMaksymilian. And so, with that essential formality out of theway, it was time to hand out the presents; ”Tadeusz L”, ”AlbertC”, ”Zenon S”, ”Kazimierz J”, and so the presents poured out.Both the brothers, and some of the boys acted as Święty Mikołaj’sassistants. The gifts were various; crayons, books, the Bible, pen-knives, marbles, fountain pens, little food hampers (with an opłatek– holy wafer). It was, it must be admitted, all very thoughtfullyorganised. Clearly Święty Mikołaj had done his homework.Maksymilian however was still waiting...

And so the gifts continued being handed out; ”Andrzej C”,”Jerzy G”,”Miroslaw M”, ”Ryszard G”, ”Father Janicki”, ”FatherMirosz” (Latin), ”Professor Schejbal” (Maths), and ”ProfessorKapiszewski” (English)... but still nothing for Maksymilian. Thebulky sacks had by now began to sag and emptyalarmingly. Maksymilian was agitated, and very worried. ”Surely,I won't be forgotten..?” The brothers, cooks... all got theirgifts...Then, at last. Then the magic words; ”MaksymilianDobry”... He raced swiftly to Święty Mikołaj dodging the loosewrappings and strings. Grabbing his presents, almost forgetting tolisten to Święty Mikołaj‘s kind words, he paused, listened, thenretreated and unwrapped his treasures, ready to examine a copy ofPan Tadeusz by Adam Mickiewicz, a copy of the Bible, (with aparallel text in Polish/Latin), and a delicious hamper.

Meanwhile Vyvyan Ekkel, our organist, was now in full swing;Bóg się rodzi (Christ the Lord is Born), interlaced with ElvisPresley's It’s Now or Never...

This was God’s earth at its happiest. Young and old.Humankind in a tiny beautiful corner of England, in

communion with its Maker, and all that is good.Outside, today, and every night on the 6th December, St Nicholas’s

Day, the Holy Beadsman, and Father Jozef saunter up to FawleyCourt’s main building, and look in utter bewilderment, and sheersadness, at the forlorn, empty, cold building, asking themselves wherehas all that youthful joy gone, evaporated into thin air? Not for muchlonger they assure themselves. There are so many Polish schools in theUK, all looking for an educational and occasional or weekend culturalhome, and religious retreat. How could anyone (even temporarily) haveso cruelly robbed them and Polonia of such a treasure?!

PS. To the memory of Divine Mercy College’s dedicated ProfessorS. Kapiszewski. A Polish professor and master of English literature,who taught us how to love the (English) language and respect thewritten, spoken, and sung word. The opening stanza from The Eve of St. Agnes, by John Keats(1795-1821), taken from A Book of Narrative Verse, OxfordUniversity Press, first published 1931. Professor Kapiszewski madeit compulsory holiday-Christmas reading from which we had tolearn by heart large chunks...

SERDECZNE ŻYCZENIA BOŻONARODZENIOWE ORAZ NOWOROCZNE DLACZYTELNIKÓW “NOWEGO CZASU”SKŁADAJĄ FAWLEY COURT OLD BOYS

SERDECZNE ŻYCZENIARADOSNYCH ŚWIĄT ORAZ WSZELKIEJPOMYŚLNOŚCI W NOWYM ROKUREDAKCJI ORAZ CZYTELNIKOM„NOWEGO CZASU” SKŁADAJĄFAWLEY COURT OLD BOYS

Page 13: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

ludzie i miejsca

Robert Małolepszy

Zdarzenie z ostatnich dni. Ląduje samolot z Peru. Jeden z pasaże-rów ma problem, ale nikt nie wie o co chodzi. Mówi językiem nie-podobnym do żadnego, z jakim personel miał do czynienia.Indianin? Nie, Litwin. W końcu okaże się, że coś niecoś rozumie imówi po rosyjsku. Telefon do punktu informacyjnego Terminalu 4.Krystyna Kulej jest akurat na dyżurze. Chwilę później już wie, o cochodzi. Litwin pojechał w podróż życia – oferta za 1000 euro – doPeru. Wcześniej przez sześć lat pracował w Irlandii. Tylko ze swoimialbo z Polakami. Po polsku zna kilka słów, ale raczej nie do zacyto-wania. Po angielsku zupełnie nic. Jedyne, co powtarza w szoku, to: –No Englisz, no mony.

Gdy wyszedł z peruwiańskiego lotniska w Limie, szukał taksówki.Ktoś wskazał mu stojące dalej od budynku jako tańsze. Poszedł w ichkierunku. Potem już nic nie pamięta. Gdy się ocknął, bolała głowa inie miał przy sobie żadnych pieniędzy. Tamtejszy konsulat litewski ku-pił mu bilet do Londynu. Dalej już nie wie, co ma ze sobą zrobić.

Pani Krystyna nie może się nadziwić: – Być sześć lat w angloję-zycznym kraju i zero porozumienia, ale co zrobić, trzeba pomóc. Za-gubiony mężczyzna nie wie, z kim się skontaktować, nie ma nawet natelefon. Polka ustala numer do konsulatu. Nie śpieszą się z pomocąswojemu rodakowi. Trzeba załatwić z ochroną lotniska, żeby nie robiliproblemów, gdyż jakiś czas będzie tu koczował. Jest bez pensa przyduszy, a pewnie i głodny.

Pani Krystyna pracuje na Heathrow ponad 30 lat, z tego 26 naTerminalu 4 jako pracownik BAA (British Airports Authority) – firmyzarządzającej sześcioma brytyjskimi lotniskami, w tym największym –londyńskim Heathrow. Przez wiele lat była zatrudniona w ochronie,teraz w informacji.

Na loTNiSKu o KłoPoT NieTruDNoTakie lotnisko to prawdziwa Wieża Babel. Kilkadziesiąt milionów pa-sażerów rocznie, dziesiątki języków, dialektów. I tysiące spraw każdegodnia. Bywa, że drobnych, ale dla kogoś istotnych. – Wystarczy, że pa-sażer pomyli walizkę przy odbiorze bagażu, o co nietrudno, bo więk-szość jest czarnych Gdy po opuszczeniu komory celnej dostrzeże błąd,nie może ot tak wrócić – oddać cudzą i zabrać swoją. To cała proce-dura. Dla kogoś, komu w żadnym popularnym języku nie da się wy-tłumaczyć, jak ma postąpić, to koszmar – opowiada pani Krystyna.

Utrapieniem personelu lotniska są zapominalscy, którzy zostawili cośw samolocie – bagaż podręczny, portfel, książkę albo ukochanego pluszo-wego misia. Ani sami nie mogą wrócić po zgubę, ani raczej nikt z obsługilotniska nie pobiegnie szukać igły w stogu siana, jakim jest np. telefon ko-mórkowy w jumbo jecie. Można najwyżej poprosić sprzątających, żebyzwrócili uwagę na taki lub inny przedmiot – czasem zwrócą. Jakkolwiek

pani Krystyna, w myśl zasady „solidarny Polak potrafi”, nieraz potrafiłapobiec do samolotu i szukać czyichś „skarbów” – przeważnie kosztemswojej przerwy na posiłek.

Bez języKa BieDaZdarza się, że robi za adwokata albo męża zaufania. Pomaga w różnysposób nie tylko rodakom. Oprócz polskiego i angielskiego zna takżeniemiecki, włoski, rosyjski i esperanto.

Wśród Polaków na lotnisku słynne są już jej ściągi językowe. Pierw-szą napisała ponad siedem lat temu. Były to najpopularniejsze wyrazyoraz zwroty używane na lotniskach w językach angielskim, włoskim ihiszpańskim. Odkryła, że na dwustronnie zapełnionej kartce formatuA3 mieści się aż około pół tysiąca wyrazów. Zmyślnie rozmieszczonesłówka i całe zdania łatwo odszukać, gdy są akurat potrzebne. Odbijana koszt pracodawcy-sponsora po kilkadziesiąt egzemplarzy. Dostająje podróżni i personel. Także sprzątający halę, do których również pa-sażerowie zwracają się o pomoc. Szefowie zauważają, że to niegroźnehobby Polki naprawdę przydaje się firmie.

Nadchodzi rok 2004 – na Heathrow ląduje coraz więcej Polaków.Dla wielu angielski to język bardzo obcy. Nie wiedzą, jak zapytać,gdzie jest stacja metra, jak dojechać, jak znaleźć pracę... W trybiealarmowym powstaje polsko-angielska wersja Travel = Podróż.

– Jest niemało słowników i różnych rozmówek polsko-angielskich,jednak nierzadko zawierają one zwroty mało przydatne albo sformu-łowania bardzo trudne pod względem gramatycznym. Niewiele wyra-żeń odnosi się do sytuacji, gdy ktoś znajdzie się w kłopocie, gdy gookradli, gdy ma jakiś problem ze zdrowiem. W fast-foodzie wystarczy,że pokażemy palcem na planszę z fotografią posiłku, który chcemy. Wprzypadku zgubienia bagażu trzeba już powiedzieć dużo więcej – pa-ni Krystyna wyjaśnia ideę swoich ściąg.

O skali problemów językowych wśród rodaków Krystyna przeko-nuje się dopiero w Slough, gdzie mieszka. Swego czasu głośno było otym mieście ze względu na masowe oszustwa i wyzysk emigrantów zPolski. Nie tylko zresztą przez Polaków. Na łatwowierności i brakuznajomości angielskiego wśród przybyszy znad Wisły z powodzeniemżerowały też inne, emigranckie nacje.

GwiazDa woloNTariaTuKrystyna Kulej niejednokrotnie interweniuje w takich sprawach. Ja-ko członek Amnesty International odważnie staje przeciw różnymciemnym typom, gdzie niejeden mężczyzna miałby solidnego pietra.Wie jednak, że najlepszą drogą do ukrócenia wykorzystywania Pola-ków jest poznanie powszechnie używanego tu języka. Błyskawiczniestaje się ,,ekspertem” od budownictwa i tworzy ściągę, która będziepowszechnie nazywana Konstrakszn. Wiele kobiet pracuje przysprzątaniu mieszkań – potrzeba zatem kolejnej ściągi – Dom, Do-mestic, Family. Miejscowe Brytyjki żądają zaraz wersji angielsko--polskiej z wymową fonetyczną, by zrozumiale przekazać instrukcje

ŚciąganiesurowowskazaneCzasem kilka słów może uratować ży-cie. Dosłownie. Gdyby Robert Dziekań-ski potrafił powiedzieć, chociażbynajbardziej łamaną angielszczyzną„My family waiting for me”, być możenie doszłoby do tragedii na lotnisku wVancouver kilka lat temu. W 4. Termi-nalu lotniska Heathrow, w przypadkupasażerów z trudnościami językowymiprocedura jest prosta – dzwoni się poKrystynę albo innych tłumaczy. A gdyKrystyna pyta jaki język wchodzi wgrę, pada odpowiedź - nie wiem, to tynam powiesz.

po polsku. W opracowaniu jest też mini słowni-czek Lodgers – Lokatorzy, Police i Car – samo-chód

Pracy co niemiara, więc trzeba jeszcze... doło-żyć sobie więcej. Po wejściu Polski do Unii Kry-styna Kulej zorganizowała lekcje angielskiegoprzy polskiej parafii w Slough. Wymyśliła autorskiprogram nauczania. Założyła, że wszyscy chętninie będą w stanie przychodzić co niedzielę na za-jęcia, więc każde spotkanie było zamkniętą cało-ścią – gdy ktoś opuścił kilka lekcji, wciąż mógł beztrudu uczyć się kolejnych bloków tematycznych.– Te zajęcia prowadziłam przez blisko rok. Po-trzebowałam pomocy, bo już nie byłam w staniewszystkiemu podołać. Niestety, tylko jedna pani,Jadwiga Prober, wyraziła chęć współpracy – mó-wi z żalem Krystyna.

Pisze kolejne ściągi, m.in. Medyk, Hydraulik.Trzykrotnie kwalifikuje się do konkursu organizo-wanego dla personelu przez BAA pod nazwąI-Volunteer – to już bardzo wiele, i kilkaset fun-tów na dalszą działalność. Co roku wyłaniani sątakże laureaci mający szczególnie osiągnięcia wwolontariacie. Zwykle to wieloosobowe zespołymogące poszczycić się np. zebraniem znacznychkwot na duże charytatywne programy pomoco-we. W 2008 roku, na kolejnej gali konkursu, wekskluzywnym Renaissance Chancery CourtHotel nie przygotowała sobie nawet przemówie-nia. Dosłownie na chwilę przed ogłoszeniem wy-ników, bez cienia fałszywej skromności,przekonywała niżej podpisanego, że na pewno niezostanie laureatką jednej z głównych nagród. Se-kundy później, w iście oscarowej oprawie, odczy-tano nazwisko: Krystyna Kulej.

Te Słowa raTująNagroda pozwoliła pani Krystynie spełnić jedno zmarzeń – uruchomić strony internetowe z pomocąjęzykową dla wszystkich, którym jest to potrzebne.Strony: http://www.lingvasos.pl albohttp://www.lingvasos.iaw.pl naprawdę warto dodaćdo zakładki „ulubione”. Ich podtytuł: Słowa, któreratują życie, oddaje cały sens tego przedsięwzięcia.Całkiem prawdopodobne, że gdyby Robert Dzie-kański potrafił powiedzieć, chociażby najbardziejłamaną angielszczyzną, My family waiting for me,nie doszłoby do tragedii na lotnisku w Vancouver(policja użyła zabójczego paralizatora). Na stronachsą również do pobrania i wydrukowania wszystkieściągi w poszerzonych wersjach. Autorka nie tylkonie zastrzega sobie praw autorskich, ale wprost za-chęca do powielania i rozpowszechniania tych ma-teriałów, gdzie tylko można.

Przed Londynem niebawem wielki sprawdzian– Olimpiada. Na Heathrow pojawią się milionykibiców. Krystyna Kulej pracuje już nad sześcioję-zycznym słownikiem Travel SOS. Niewątpliwienakład nie zaspokoi popytu. Będzie też specjalnawersja dla... polskich olimpijczyków. Były (ale zżycia nie wybyły) małżonek pani Krystyny, najwy-bitniejszy polski pięściarz wszech czasów JerzyKulej, obiecał zainteresować tym projektem Pol-ski Komitet Olimpijski.

I jeszcze zbliżają się święta – najtrudniejszyczas dla lotnisk. Od lat są w tym okresie proble-my z pogodą, przeciążonym rozkładem lotów,strajkami, awariami maszyn. Serwisy informa-cyjne pełne są doniesień o odwołanych lotach itysiącach pasażerów koczujących na lotniskach,którzy nie zasiądą z rodziną przy wigilijnym sto-le. Ale dla pani Krystyny najtrudniejsze byłyświęta na lotnisku dokładnie trzydzieści lat temu.Jako pracownica LOT-u na Terminalu 2 niewie-le mogła powiedzieć Polakom chcącym wrócićdo kraju. Z powodu stanu wojennego zawieszo-no loty do Warszawy i nikt nie wiedział na jakdługo. – Wszystko, co mogliśmy zrobić, to czę-stować rodaków kawą, herbatą, słodyczami idzielić z nimi łzy... Z kraju wtedy wolno byłowywieść pięć dolarów, a pozwolenie na legalnąpracę w Anglii graniczyło z cudem. Sami niewiedzieliśmy, jak będzie i kiedy odleci pierwszysamolot – a wspomnienia pęcznieją na oddziel-ną książkę – dodaje Krystyna.

Krystyna Dulak-Kulej jest także poetką,prozaikiem oraz dziennikarką. Pełnifunkcję sekretarza Stowarzyszenia PisarzyPolskich za Granicą.

nowy czas | 16 grudnia 2011 |13

Page 14: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

poradnik14|

Michał Sędzikowski

Wielokrotnie w swoim życiu, Drogi Czytelniku, zastanawiałeśsię, skąd inni ludzie biorą pieniądze, a konkretnie skąd biorąich tak dużo.

Oczywiste jest, iż na początku należy rozważyć możliwość,iż bliźni poprawił swój status majątkowy dzięki jednemu ztradycyjnych, sprawdzonych sposobów. Wpadł do banku wkominiarce; podpisał intratną umowę na niewymiarowe wozybojowe; kupił ziemię za jeden procent wartości i sprzedał zasto; zmonopolizował media… Nasze swojskie metody,wywołujące w prawym obywatelu silne emocje to jednakpospolita bandyterka w dziurawych rękawiczkach, którąkolejny gabinet rządowy może z ramienia prawa ścigać i, cowięcej, czasami nawet to robi.

Są to działania prymitywne, nieporadne i trącą futrembarbarzyńcy zza Odry – jesteśmy w ogonie Europy nie tylkow kwestii równych praw i możliwości, w Polsce brakujeprofesjonalizmu. Nowoczesny bandyta krajów cywilizowanychjest bandytą przyjaznym społeczeństwu. Ma w małym palcuprawne paragrafy, ustawy i przepisy. Jest za pan brat zministerstwami, policją i mediami. Nowoczesny bandytaZachodu dba o twoje bezpieczeństwo, ale przede wszystkim oswoje własne. Nie sposób go pozwać. To on pozwie ciebie,jeśli spróbujesz być sprytniejszy. Nowoczesny bandyta mamonopol na spryt. Od ciebie żąda byś był pogodzonym zlosem idiotą.

Protestujące 99 Procent Oburzonych obywateli USAdostrzegło ów bandytyzm w swej elicie finansowej. Patrząc nato z polskiego punktu widzenia, z punktu widzenia obywatelakraju, w którym legalna bandyterka dopiero raczkuje,powiem, że dostrzegli oni jedynie wierzchołek góry lodowej.Idąc w dół drabiny prawno-administracyjnej, począwszy odzasad sprzedaży rządowych obligacji a skończywszy nazasadach sprzedaży kurczaka z rożna, na każdym szczeblupusta przestrzeń prawnych regulacji jest zagospodarowanaprzez gang ludzi „przedsiębiorczych inaczej”.

Kiedy myślę o tych Che Guevarach amatorach, którzyokupują Wall Street, jest mi ich żal. Kojarzą mi się z filmemGeneza planety małp, gdzie stadko owych zwierząt na skutekchemicznej manipulacji ich szarymi mózgami zyskałoodrobinę inteligencji i przejrzało na oczy. Ocknęło się wświecie z gruntu im wrogim. Pomyśleli, że mogą walczyć oswoje prawa. Kto jednak da prawa małpie? Małpie,domagającej się równych praw w oparciu o naturalne pobudkii zdrowy rozsądek w społeczeństwie, w którym od wiekówrządzą przepisy, a zdrowy rozsądek i naturalne odruchy jużdawno zostały zwolnione dyscyplinarnie.

Racjonalista wychowany na humanistycznym dorobkuostatnich trzech wieków jest w swych intelektualno-etycznychodruchach niczym owa małpa, ulegająca nieujarzmionymjeszcze odruchom rozumu. W rzeczywistości rządzonej przezsztywne paragrafy, tworzone do spółki przez cwaniaków iogłupiałych pseudohumanistów, a egzekwowane przezregularnych debili, racjonalista jest kreaturą z gruntu wrogąsystemowi, dziką i potencjalnie niebezpieczną.

Przechodząc od ogółu do szczegółu, przykład pierwszy: namoim stole leży plik zaświadczeń o niekaralności. Wszystkiezgodnie potwierdzają, że jestem zacnym, niekaranymobywatelem. Różnią się tylko datą wydania, o mniej więcejdwa tygodnie. Czy to ja, płacąc za każdym razembiurokratom od 45 do 60 funtów, co dwa tygodnie musiałemsię upewniać, że nie byłem w więzieniu? Nie! Chcączajmować się ludźmi upośledzonymi każda agencja żądałaode mnie pieniędzy za przeprowadzenie CRB check[sprawdzian niekaralności], nie bacząc na to, że w rękachtrzymałem dokument dopiero co wydany przez policję. Niedość na tym, że po raz trzeci zapłaciłem agencji łowców główtę sumę, to firma, której zostałem sprzedany, stwierdziła, żemuszą znowu przeprowadzić CRB check, bo takie są przepisy.Gdybym jednak zakwestionował ich decyzję, nie dostałbympracy.

– Przecież to absurd – rzekłem na rozmowiekwalifikacyjnej. – Właśnie otrzymaliście moje zaświadczenie oniekaralności wraz z referencjami od agencji, która mnie tu

przysłała. Mogę wam jeszcze przynieść trzy innezaświadczenia o niekaralności, za które w ciągu ostatnichdwóch miesięcy zapłaciłem prawie dwieście funtów.

– Takie są przepisy – odrzekła mechanicznie kobieta. –Najwyraźniej ma to sens skoro takie są wymagania.Ostatecznie uznali, że jestem co prawda prawnie czysty, ale zato arogancki. Formalnie uzasadnili, iż nie jestemwystarczająco wykwalifikowany.

Moje dyplomy ukończenia licznych kursów piętrzą sięobok certyfikatów o niekaralności. Wszystkie w trzech lubczterech egzemplarzach, każde z innej firmy. Agencjenajwyraźniej nie ufają sobie nawzajem, bo każda z nichwysyła nowe pracownika na to samo szkolenie, które jużodbył, choćby tydzień wcześniej, w innej agencji.

– Rozumiem, że już wykonywałeś tę pracę i masz napiśmie kwalifikacje, ale wiesz… musimy chronić swój tyłek –bez żenady stwierdza agent. Koszt jednego z licznych kursówwynosi albo 200 funtów, albo czasami nic. Kwotę tę pokrywapodatnik, bo to z jego kieszeni sponsorowana jest pomocspołeczna. Podatnik też utrzymuje armię wysokowyspecjalizowanych i dobrze opłacanych podludzi, którzymają dwa zadania: po pierwsze przekonać cię, żebyś przestałmyśleć, a po drugie wyplenić w tobie wszelkie ludzkieodruchy.

W taki oto sposób gotowi są przez cały dzień zapewniaćcię, że najlepsze, co możesz zrobić dla siedemdziesięcioletniejpacjentki, gdy ta się przewraca, to odskoczyć, byśprzypadkiem nie odniósł obrażeń. To przecież oczywiste,skoro celem szkolenia jest zadbanie ponad wszelkąwątpliwość, że – gdybyś przypadkiem pokierował sięresztkami ludzkich uczuć i przy tym stłukł sobie tyłek – niebędziesz mógł za to pozwać pracodawcy. Przecież w końcu nakursie wyjaśnili ci, że w razie kłopotów masz zachować się jakrasowy gnój. Jeśli tej sztuki nie opanowałeś, pracodawcabędzie cię mógł wyrzucić na psyk za narażenie się naniebezpieczeństwo podczas ratowania staruszki. I zrobi to wświetle prawa.

Opóźnionego w rozwoju klienta na wycieczce do kinarozbolał ząb. Młody opiekun nie chcąc psuć swoimpodopiecznym zabawy, doradził mu, by weszli do sklepu ikupili paracetamol. Tabletka pomogła. Ale nie opiekunowi!

– Złamał prawo! Opiekun nie był przecież lekarzem, więcnie miał prawa doradzać zakupu paracetamolu! – grzmiałtonem kaznodziei jeden z moich licznych instruktorów. – I cosię stało później!? – uniósł wskazujący palec celując nim w

niebo, jakby opowiadał właśnie o upadku Sodomy i Gomory.– Został zwolniony dyscyplinarnie! Tego samego dnia! Wtrybie natychmiastowym! I miał wielkie szczęście, że tylko taksię dla niego to skończyło, bo co by mogli jeszcze mu zrobić?– zapytał retorycznie. – Mogliby go powiesić! – wyrwało misię. Sala wybuchła śmiechem. Instruktor się nie śmiał.

– Sprawa mogła trafić do sądu! – zakończył ze śmiertelną powagą.Na każdym kolejnym kursie z zakresu podawania lekarstw

uczą nas przede wszystkim tego, że nie można nawetsugerować klientowi spożycia lekarstw, które nie są zapisaneprzez lekarza. Na własny użytek na każdym instruktorzeprzeprowadzam test i pytam, czy herbata z cytryną i zmiodem jest lekarstwem. Wynik każdego testu jest pozytywny.

– Oczywiście, jest to lekarstwo domowej produkcji –odpowiada.

– A co z herbatą z mlekiem i z cukrem? – pytam dalej.– To jest przecież zwykły napój – odpowiada.– W Polsce herbata z cytryną i miodem to też jest tylko

napój – stwierdzam.– Zdziwiłbyś się, co w laboratorium mogliby znaleźć z

miodzie – ripostuje instruktor.– Zdziwiłbyś, się, co by mogli znaleźć w kurczaku –

odbijam piłeczkę.Mniej więcej na tym etapie każda dyskusja się kończy.– Takie jest prawo! Nie możecie oferować nikomu herbaty

ani z miodem, ani z cytryną – stwierdza instruktor.O tym, że faceci z Departamentu Zdrowia i

Bezpieczeństwa, którzy wyciągają z kieszeni podatnikaparędziesiąt funtów za godzinę opowiadania historii godnychśredniowiecznych dziadów proszalnych, to skończeni idioci,pisałem już w felietonie Ekskomunika”. Dla przypomnienia –jeden z nich, człowiek z licencją inspektora angielskiegoodpowiednika BHP przekonywał nas, że goły przewód podnapięciem można złapać bezpiecznie jedną ręką, ale łapiąc godwoma, można stracić życie na skutek zwarcia. Drugi mówił,że dotykanie odizolowanego kabla stopą jest bezpieczniejsze,ponieważ prąd idąc do ziemi nie porazi naszej głowy.

To, co jest godne uwagi, to niesamowity cynizm tych ludzii ich zwierzchników. Departament Zdrowia i Bezpieczeństwa,który tak naprawdę ma gdzieś nasze zdrowie i zdrowienaszych klientów. Jego działalność jest zorientowana tylko iwyłącznie na wyprodukowanie papieru, chroniącego tyłkiludzi zarządzających firmami, tworząc zasady częstoniemożliwe, by je przestrzegać, ale w sytuacji, gdy coś pójdzieźle, będzie można zawsze obwinić pracownika.

Opiekun czy pielęgniarka nie ma prawa żądać, by pacjentspożył leki w ich obecności, ani tym bardziej zajrzeć mu dogęby, by nie naruszać jego godności osobistej i nietykalności.Swym podpisem w tak zwanym MRS {co to jest?] musinatomiast potwierdzić, iż w jego obecności pacjent lekiprzyjął.

– Klient wypluwał leki i chował je do kieszeni, a na koniecpołknął wszystkie na raz! – grzmiał mój instruktor. – Ktozostał pozwany do sądu?! Jak sądzicie?! Kto złamał prawo?!

– Opiekun – odpowiadam potulnie.– Brawo Michael – powoli się uczysz – odpowiada

ukontentowany.Wracając do kwestii sprawdzianów niekaralności. Kto

zgarnął kilkaset funtów z mojej kieszeni, za pięciokrotneupewnienie się w ciągu dwóch miesięcy, że jestem niekarny? –to proste. Mój wkład w opiekę socjalną nie jest pokrywanytylko z mojego podatku, ale również z każdej inicjatywyzostania opiekunem społecznym. A i agenci muszą cośzarobić. Jawnie, wraz z departamentem sprawiedliwości,dzielą między siebie wyłudzone od obywatela pieniądze.Spróbuj ich człowieku zapytać, dlaczego musisz pięć razy wciągu dwóch tygodni mieć sprawdzoną niekaralność, a kiedyjuż zaczniesz pracę, przez dwadzieścia lat nikt cię nie będziesprawdzał? Za takie pytania można stracić reputację iklientów, o czym przekonałem się na własnej skórze.Kwestionowanie przepisów funkcjonowania państwabezpiecznego i przyjaznego podlega karze stygmatyzacji jakoelement obcy, wrogi i ogólnie niegodny zaufania. Komuś otak marnym statusie społecznym jak imigrant, w bezpiecznymi przyjaznym państwie poczta pantoflowa uwarunkowanychrobotów, którymi rządzi tylko strach o własny tyłek, załatwikoniec kariery w danym sektorze w tempie błyskawicznym.

Skąd się bierze kasa?

Page 15: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

czas na rozmowę

Jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką? Kiedy zdałeś sobiesprawę, że jesteś utalentowany i chcesz grać?– Nigdy nie myślałem o tym, czy jestem utalentowany, natomiast jużwłaściwie jako czterolatek wiedziałem, że chcę zajmować się muzyką. Jaktylko w domu pojawiło się pianino, kiedy miałem trzy albo cztery lata,spędzałem przy nim sporo czasu. Wiedziałem, że to jest to. Muzyka mi się

nniiee ttaakk ddaawwnnoo nnaa łłaammaacchh „„nnoowweeggooCCzzaassuu”” zzaammiieeśścciilliiśśmmyy rreecceennzzjjęęnnaajjnnoowwsszzeeggoo aallbbuummuu LLeesszzkkaaMMoożżddżżeerraa KKoommeeddaa.. 11 lluutteeggoo tteennzznnaakkoommiittyy aarrttyyssttaa zzaapprreezzeennttuujjeemmuuzzyykkęę zz tteeggoo wwłłaaśśnniiee aallbbuummuu ww PPuurrcceellll RRoooomm,, nnaa SSoouutthhbbaannkk.. ZZ LLeesszzkkiieemm MMoożżddżżeerreemm rroozzmmaawwiiaaSSłłaawwoommiirr oorrwwaatt..

śniła. Modliłem się o to, żeby byćmuzykiem. Marzyłem o tym, żebybyć na scenie. Bawiłem się z kolegamiw zespoły. Graliśmy z playbacku naimieninach u mamy. Muzyka odsamego początku towarzyszyła mi ibyła moją miłością.Gdańsk to mia sto, któ re od no wi łowie le spraw w Pol sce, od po li tycz -nych przez kul tu ro we. Ze spółMi łość, w któ rym de biu to wa łeś iktó ry zre wo lu cjo ni zo wał pol skąsce nę jaz zo wą, tak że po wstał wGdań sku. Czy jest w tym mie ścieja kiś szcze gól ny kli mat?– W Gdań sku jest jed na bar dzo waż -na rzecz. Mia no wi cie jest mo rze. Kie -dy sta nie się nad mo rzem i po pa trzyw dal, coś zmie nia się w my śle niu.Czło wiek na bie ra dy stan su i za czy nasam sie bie roz li czać i przy wo ły waćswo je ma rze nia. Ja sam, jak przy jeż -dżam do Gdań ska lub So po tu, to na -tych miast idę nad mo rze, sta ję nabrze gu i pa trzę w dal. To jest bar dzoważ ny dla mnie ry tu ał, waż ny mo -ment. My ślę, że ta prze strzeń, któ rajest w tym mie ście, ten bez kres, napew no zmie nia coś w my śle niu. Rok 1991 był prze ło mem nie tyl ko w two jej ka rie rze. To był waż ny rokdla mu zy ki. Ro dzi ła się Ni rva na,koń czył się Qu een. Dzia ło się wsztu ce wie le rze czy prze ło mo wych.Two je po ja wie nie się w Mi ło ści wmo men cie odej ścia Je rze go Maz -zol la w od czu ciu wie lu fa nów jaz zuwy pro sto wa ło yas so we ścież ki, ja -ki mi kro czy ła gru pa. Jak na topa trzysz z per spek ty wy lat?– Ja nie uczest ni czy łem w tych wszyst -kich roz gryw kach. Nie wiem, dla cze goMaz zoll opu ścił ze spół Mi łość. Z Mi ło -ści znik nął też prze cież To mek Gwin -ciń ski, któ ry przez sze reg lat był je gogi ta rzy stą i za go spo da ro wy wał ca łąstre fę har mo nii. To wła śnie wte dy wy -stą pi ła po trze ba, aby po ja wił się w ze -spo le ja kiś in stru ment har mo nicz ny.Wte dy Ty mon [Ty mań ski – przyp.red.] za pro po no wał mi współ pra cę, aja by łem po cząt ku ją cym mu zy kiem zgło wą peł ną ma rzeń. Ten ze spół bar -dzo mnie ukształ to wał i przez wie le latbył ta kim mo im ze spo łem mat czy nym,w któ rym mo głem się schro nić, w któ -rym mo głem eks pe ry men to wać i wktó rym mo głem się bez kar nie roz wi jaćw po czu ciu te go, że je stem w awan gar -dzie, pra cu ję w pod zie miu, zmie niamświat i mam coś do zdo by cia. Przyszedł jednak taki moment, żenie był to już underground. Stałeśsię człowiekiem znanym ipopularnym. Otrzymałeś nawetpropozycję odciśnięcia dłoni napromenadzie gwiazd w Gdańsku.Powiedziałeś wówczas w jednym zwywiadów, że była to najgłupszarzecz, jaką zrobiłeś w życiu. A czynie jest tak, że właśnie pianistaodciskając narzędzie swojejtwórczości zostawia coś ważnego?– Myślę, że każdy człowiek jest w stanieswoimi dłońmi zrobić rzeczy zarównopiękne, jak i druzgocące nasz świat, idłoń jest takim samym narzędziem jakkażde inne. Tak naprawdę tajemnicanie tkwi w dłoniach. Tajemnica tkwi wszukaniu prawdy, w czystości intencji iw tym, żeby realizować swoje marzenia.Oczywiście, była to przekora z mojejstrony. Z dumą i radością przyjąłem tęnagrodę i propozycję zostawienia posobie odcisku.

Trzy mam w rę ku twój krą żek Cho pin oraz nu mer „No we go Cza su” zre cen zją two je go al bu mu Ko me da. Się gasz do naj więk szych pol skichkom po zy to rów. Czy jest to pró ba no we go po ka za nia tych mu zy ków iczy fu zja mu zy ki jaz zo wej i kla sycz nej bę dzie kon ty nu owa na w dal -szych two ich pro jek tach?– Mam wrażenie, że fuzja muzyki jazzowej i klasycznej jest nieunikniona i żeprędzej czy później te światy muszą się połączyć. Moim zdaniem jedynąrzeczą, dzielącą te dwa gatunki jest tylko to, że jazz zwykło się grać znagłośnieniem, a muzykę klasyczną zwykło się grać bez nagłośnienia. To jestwłaściwie jedyne pole, na którym muzyka klasyczna przegrywa z jazzem, zmuzyką rockową, z muzyką rock’n’rollową, z muzyką popową. Dzieje się takgłównie dlatego, że nie jest ona nowocześnie podana. Jest podana w sposóbstarodawny, bez nagłośnienia, bez oświetlenia, w kostiumie z minionej epoki.Jeżeli zaangażuje się wszystkie nowoczesne środki do prezentacji muzykiklasycznej, to ona będzie równie wstrząsająca dla publiczności jak muzykarockowa i przewiduję wielki powrót muzyki klasycznej na listy przebojów.Jakie emocje towarzyszą ci podczas grania kompozycji KrzysztofaKomedy? Po jego utwory sięgałeś już znacznie wcześniej, jak choćbyze swoim trio Możdżer, Danielson, Fresco. Lubisz grać Komedę nakoncertach? Czy ten kompozytor jeszcze kiedyś wróci w twojejtwórczości? – Teraz promuję tę płytę, więc siłą rzeczy gram ten repertuar, ale myślę, żeta płyta będzie jedyna, jaką nagrałem z repertuarem komedowskim. Myślę,że więcej to się nie powtórzy.To było idealne wyjście dla mnie w tym stanie,w jakim byłem podczas jej nagrywania. Byłem załamany psychicznie,kompletnie zdruzgotany finansowo i nie miałem siły, aby zrobić swój własnyrepertuar, a poza tym dojrzałem wreszcie do tego, aby nagrać płytę zmuzyką Komedy. Oprócz tego, tak się złożyło, że miałem w życiu dosyćdługi epizod alkoholowy, podobnie jak Komeda, więc myślę, że tutaj tewszystkie wątki połączyły się i nagranie tej płyty stanowiło zamknięciepewnego ważnego dla mnie życiowego etapu. Wobec potrzeby wypuszczeniana rynek nowego albumu, biorąc pod uwagę, w jakim stanie sięznajdowałem, nagranie muzyki Komedy było idealnym rozwiązaniem.Krążek Komeda nieoczekiwanie okazał się bestsellerem. Po nagraniu tegoalbumu bardzo dużo w moim życiu się zmieniło. W tym roku skończyłeś 40 lat. Czego można życzyć człowiekowiczterdziestoletniemu, który osiągnął już sukces światowy?– No, nie [uśmiech]. Ten sukces dopiero się tworzy. Czuję, że jestem cały czasna początku drogi. Uważam, że jeszcze nie nagrałem żadnej ważnej płyty i żete najlepsze płyty są dopiero przede mną. Kompletnie nie wiem, co zrobić z tączterdziestką. Zobaczymy. Czekamy na rozwój wydarzeń. Ja sam czekam, samjestem ciekaw, co życie mi dalej przyniesie. Na pewno wiem, że trzeba sięoczyszczać zarówno w myśleniu, jak w diecie, we wszystkich tych rzeczach,które decydują o ogólnym stanie zdrowia. Zacząłem dbać o siebie, bo chybajest to wiek odpowiedni na to, by zwracać uwagę na pewne rzeczy. Pytanie na koniec: kiedy usłyszymy Leszka Możdżera w Londynie nażywo? – Już na początku przyszłego roku – 1 lutego. Cieszę się, że zagram znów wLondynie, bo to jest bardzo jazzowe miasto.

LESZEKMOZDZERWednesday 1 FebruarySouthbank Centre / Purcell Room0844 875 0073

Supported byArts Council England

LeszekMożdżerna Żywo

Fot. Anna Włoch

|15nowy czas | 16 grudnia 2011

Page 16: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

kościół i korona

Dla jednych to zwykła książka. Jedna z tysiąca. Dla innych tonajważniejsza księga na świecie. Drogowskaz. Dla jeszcze innychto najważniejsza publikacja w języku angielskim. Wielokrotniewznawiana, wydrukowana w ponad miliardzie egzemplarzyciągle jest czytana i podziwiana. W tym roku obchodziliśmy400 rocznicę pierwszego wydania The King James Bible.

Jak na 400-letnią księgę, jest ona ciągle niezwykle popu-larna. Co chwilę ukazują się jej kolejne wydania, które –poza małymi poprawkami w druku – są lustrzanym odbi-ciem pierwszego wydania. Jej stary, archaiczny język bu-dzi podziw i szacunek. Na sześciu kontynentach. Cotakiego jest w tym tłumaczeniu Pisma Świętego, że mimoupływy czasu, ciągle przyciąga tak licznych czytelników?Skąd bierze się ten zachwyt nad średniowiecznym tłuma-czeniem, skoro od tamtego czasu zdołano Biblię przetłu-maczyć dziesiątki razy? Dlaczego, mimo czterech wieków,jakie upłynęły od jej pierwszego wydania, ciągle jest onauznawana za jedno z najbardziej dokładnych tłumaczeńna język angielski?

RELIGIA A POLITYKAAnglia w XVII wieku to kraj chaotyczny, zbiurokratyzo-wany, gdzie wszystko było sprawą polityczną. Takżereligia. Kościół był z polityką nierozerwalnie związany, akról był równocześnie głową Kościoła. Kiedy w marcu1603 roku zmarła Elżbieta I, na tronie zasiadł jej kuzyn,król Szkocji James VI, zostając królem Jakubem I. To by-ły ciężkie czasy reformacji, a sam Kościół targany był po-między jednym reżimem a drugim, pomiędzyprotestantami a ich przeciwnikami. Król Jakub wiedział,że jako głowa Kościoła nie będzie miał łatwego zadania iprędzej czy później będzie musiał stawić czoło obu stro-nom konfliktu, które – co ciekawe – posługiwały siędwoma różnymi tłumaczeniami Biblii. Pierwsze to tzw.Biblia Genewska, wydrukowana w 1560 roku przez nie-wielką grupkę szkockich i angielskich kalwinistów w Ge-newie, do której uciekli w związku z prześladowaniami wAnglii. Przetłumaczona została z hebrajskiego i greckiegoprzez Williama Tyndale i uznawana jest jako pierwszedrukowane wydanie Biblii w języku angielskim. Niestety,tłumaczenie to służyło sprawie, jaką była wówczas refor-macja i zawierało wiele przypisów, które – mniej lub bar-dziej dosłownie – sugerowały, że poczynania króla sątyranią. Król Jakub cenił to wydanie za jakośćtłumaczenia, jednak nie mógł się pogodzić z antykrólew-skimi komentarzami.

Drugim istniejącym wówczas wydaniem Pisma Świę-tego była tzw. Bishop Bible, która wydrukowana zogromnym portretem królowej Elżbiety nie pozostawiałażadnych złudzeń, że jest bardzo prokrólewska. Lubił jąrównież kler, który nie ukrywał przywiązania do korony.Problem polegał jednak na tym, iż mało kto z tego wła-śnie powodu z niej wówczas korzystał.

DLA KAŻDEGOTłumaczenie Biblii, które wolne jest od nieprzychylnychpolitycznych komentarzy, a jednocześnie wierne jest ory-ginałowi, łatwo dostępne i zrozumiałe dla każdego, ilu-strujące dobroć Stwórcy zdawało się być najbardziejefektywnym politycznym orężem, które ktokolwiek mógłsobie wówczas wymarzyć. Król Jakub nie miał więc trud-nego zadania: wiedział, że potrzebuje nowego tłumacze-nia, które będzie czytane przez ludzi i które – coważniejsze – przestanie dzielić i budzić kontrowersje,przestanie być widziane jako wydanie polityczne, a będziepostrzegane jako dzieło samego Stwórcy. We desire thatthe Scripture may speake like it selfe – pisali w przedmo-wie do pierwszego wydania tłumacze – that it may be un-derstood ever of the very vulgar. Napisane będzie wjęzyku zrozumiałym dla zwykłych ludzi, wierne i prawdzi-we tłumaczenie oryginalnych tekstów.

To trudne zadanie powierzone zostało grupie 56 tłu-maczy, którzy wywodzili się z różnych warstw społecz-

Bóg mówi po angielsku

nych i reprezentowali czasem zupełnie odmienne podejście do PismaŚwiętego. Był wśród nich matematyk, dostojnicy kościelni, autorówczesnego przewodnika po świecie. Jeden z tłumaczy znany był ztego, że nigdy w życiu nie położył się do łóżka trzeźwy. Wszystkichłączyło jednak coś zupełnie innego, co zdaniem wielu badaczy TheKing James Bible sprawiło, że tłumaczenie to jest tak doskonałe i ła-two zrozumiałe – różnice w pochodzeniu, różne doświadczenia ży-ciowe i to, że wielu z nich pochodziło spoza najbliższej królowi elity.Każdy z nich zasiadł w jednej z sześciu grup, której powierzone zo-stało przetłumaczenie innych części Biblii. Mieli świadomość tego, żetłumaczenie musi być dokładne. Zajmowali się przecież tłumacze-niem słów Stwórcy, a z nimi żartować nie można. Dokładność tojednak tylko jeden z wielu szczegółów świadczących o wyjątkowychwalorach tego tłumaczenia, które w zamierzeniach miało być czyta-ne głośno w kościołach i katedrach ówczesnej Anglii. W 1611 rokutłumaczenie było gotowe.

THE BOOKPierwsze oprawione wydanie w niczym nie przypominało poprzed-nich publikacji Biblii. Na okładce i grzbiecie nie znajdziemy nazwydzieła. Jedynie bogate złote ornamenty świadczą o tym, że to wła-śnie jest The Book – księga, na którą tak czekano. Do dzisiaj zacho-wało się ponad 169 egzemplarzy pierwszego oprawionego wydania.Za dziesięć szylingów można było kupić nieoprawione wydanie warkuszach, dwanaście szylingów kosztowało wydanie oprawione. Cociekawe, wydrukowanie pierwszego wydania było na tyle drogie, żenawet królewski drukarz Robert Barker popadł w długi i musiał zle-cić drukowanie części dwóm konkurencyjnym drukarniom, z któ-rych każda drukowała inną część. Drukarze szybko zaczęli oskarżaćsię o przekręty finansowe i konkurencję, co sprawiło, iż zostali oniaresztowani za długi. W 1611 roku ukazały się dwa wydania, w któ-rych zachowały się widoczne różnice świadczące o tym, że poszcze-gólne części drukowano w różnych miejscach. W 1629 rokuCambridge Universtity dostał zgodę króla na poprawione pełne wy-danie. Jednak dopiero od 1814 roku wydanie to nazywa się TheKing James Bible albo – jak kto woli – Authorized Version.

Pierwsze wydanie było totalną katastrofą. Nie tylko dlatego, żezawierało mnóstwo literówek i błędów drukarskich, a głównie dlate-go, że nie spełniło pokładanych w tym wydaniu nadziei i nie zdołałozjednoczyć podzielonej religijnie Anglii. Wiele lat po pierwszym wy-daniu w kraju dochodzi do wojny domowej i... w efekcie do upadkumonarchii. Przynajmniej na chwilę. Dopiero po przywróceniumonarchii The King James Bible wróciła do łask, jako żywy ślad zczasów przed wojną domową i całym okrucieństwem z nią związa-nym. Biblia stała się symbolem kontynuacji obecności Boga na an-gielskiej ziemi i zdołała połączyć nawet najbardziej radykalnychprotestantów ze zwolennikami obrzędów i ceremonii katolickich.Stała się symbolem królestwa, które tak naprawdę zawsze było prze-cież krajem chrześcijańskim. The King James Bible z tygodnia na

tydzień, z miesiąca na miesiąc, przez lata i wieki, aż do dzisiaj, by-ła i jest czytana w kościołach, kaplicach, katedrach, domach iszkołach, uniwersytetach i na ulicach. Stała się fundamentem, naktórych wychowały się całe pokolenia, ostoją, w której spokój i ra-dość znajdują tysiące wiernych na wszystkich kontynentach.

Do dzisiaj The King James Bible pozostaje najczęściej druko-waną księgą na świecie i najbardziej popularną publikacją w języ-ku angielskim. To właśnie na Biblię Króla Jakuba składa swojąprzysięgę każdy nowy prezydent Stanów Zjednoczonych. A w dzi-siejszym potocznym języku angielskim znajdziemy ponad 270idiomów, które swój rodowód mają w Biblii Króla Jakuba.

W tym roku The King James Biblia obchodziła swoje 400 uro-dziny. Bez problemu znajdziemy w internecie cyfrową fotokopiępierwszego wydania oraz poprawiony już tekst New King JamesBible – opublikowany w pod koniec ubiegłego wieku. Różnią sięone jednak od wydań i tłumaczeń, które znamy w Polsce, szcze-gólnie najbardziej u nas popularnej Biblii Tysiąclecia, która jestwydaniem katolickim Pisma Świętego. Od protestanckiego wyda-nia Pisma Świętego różni się tym, że zawiera księgi deuterokano-niczne, które co prawda ukazały się w pierwszym wydaniu TheKing James Bible jako Apokryfy, ale później zostały z niej usunię-te. Biblia pozostaje najbardziej rozpowszechnioną księgą na świe-cie, przetłumaczoną na ponad dwa tysiące języków. Wedługróżnych statystyk tylko w samych Stanach Zjednoczonych co-dziennie sprzedawanych i rozdawanych jest ponad 150 tys.egzemplarzy Pisma Świętego. Wiele z nich to właśnie The KingJames Bible – jedyne istniejące wydanie na świecie bez praw au-torskich, które każdy w każdej chwili może na nowo wydrukowaći przekazać kolejnym pokoleniom.

Roman Waldca

16| 16 grudnia 2011 | nowy czas

Page 17: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

|17nowy czas | 16 grudnia 2011

kultura

Cztery wystawyi ŚwiętA

Mieszkamy wmieście-WieżyBabel, w któ-rym ludziemówią wszyst-

kimi językami. Londyn jestgigantycznym tyglem społeczno-kultu-rowym i według mnie takżegigantycznym kulturowym śmietnikiem,gdzie pieniądze wyznaczają granice to-lerancji i tworzą nowe zasady. Tu jednigubią się w powszechnej wolności, inniodnajdują się wzajemnie. Ludzkie po-stawy, jak zawsze, są różnorodne,niektórzy uprawiają skrajny indywidu-alizm, próbując lansować swojąniepowtarzalność, inni zasłaniają sięznanym już znakiem firmowym, byczuć się silniej w grupie, jedni rabująsklepy z markowymi ubraniami, pod-czas gdy drudzy strzygą szkolnetrawniki w harmonijnym krajobraziepięknej dzielnicy południowegoLondynu – Dulwich. Do tego dochodząsilne podziały klasowe, dodające smakuwielu wydarzeniom towarzyskim.

Dotychczas starałam się zachęcićczytelników do odwiedzania znanychmuzeów i galerii pisząc o klasykachsztuki, co nie znaczy, że w moichlondyńskich wędrówkach nie odwie-dzam galerii ultranowoczesnych.Tym razem chciałabym zwrócić uwagę,na kilka wystaw zestawionych bez spe-cjalnego klucza, po prostu wydają misię warte zwrócenia uwagi z różnychpowodów.

Pierwsza do wystawa Wilhelma Sa-snala w The Whitechapel Gallery,dlatego że ma świetne recenzje w prasiebrytyjskiej i dlatego, że warto odwiedzićtę galerię – jedną z najbardziej liczą-cych się w tej chwili, i zobaczyć to, comożna nazwać językiem wizualnym po-kolenia 30-40 latków. Można teżzastanowić się, czy jest to tylko językpolski czy już dawno językmiędzynarodowy – system nowych ko-dów i symboli, który może byćniezrozumiały dla wielu, ale na pewnowarto się z nim liczyć, skoro jest odczy-tywany i używany przez tak wielu.Sasnala inspiruje świat zewnętrzny, sce-ny z życia w Polsce i na świecie. Używaprostego przekazu wizualnego (niemal-że języka reklamy) stosując przy tymwyrafinowane środki malarskie.

Druga, to wystawa Graysona PerryThe Tomb of the Unknown Craftsman(Grób nieznanego rzemieślnika) w Bri-tish Museum, na którą jeszcze nie udałomi się dostać z powodu braku biletów

(radzę więc rezerwować wcześniej), co najlepiej świadczy o powodze-niu przedsięwzięcia. Wystawa – jak pisze Perry – jest hołdem, któryon, żyjący w epoce artystów-celebrytów pragnie złożyć anonimowymartystom-rzemieślnikom, tworzącym „cuda świata” – bezcenneprzedmioty na przestrzeni wieków. Brytyjski artysta, nagrodzony pre-stiżową Turner Prize w 2003 roku, pokazuje na tej wystawie swojeprace (większość z nich to ogromne ceramiczne wazy pokryte rysun-kami i tekstami o tematyce przeważnie autobiograficznej lubspołeczno-towarzyskiej, choć tu również rzeźby) w zestawieniu z ko-lekcją starych artefaktów z różnych wieków i różnych kultur,pochodzących ze zbiorów British Museum. Perry sam wybrał anoni-mowe dzieła, zestawiając je ze swoimi pracami i tworząc spójnąwizualnie i emocjonalnie całość. Ominął przy tym wszelkie interwen-cje komisarzy i historyków sztuki, co jest niespotykanym wydarzeniemw skomercjalizowanym świecie współczesnych sztuk pięknych.

Trzecia wystawa jest dla mnie przykładem zjawiska komercjalizacji iwydała mi się nie skandalizująca, lecz skandaliczna. To wystawa braciJake’a i Dinosa Chapmanów (Chapman Brothers) w galerii White Cu-

Agnieszka Stando

be przy Hoxton Square (Shoreditch), gdzie młoda awangarda spotyka się wklubach muzycznych, kawiarniach i butikach. Ludzie tworzą miejsce, miejscetworzy ludzi, złote koło wzajemnej adoracji i powodzenia materialnego zamy-ka się i kręci dalej. Tak prestiżowych miejsc, jak White Cube, nie trzebareklamować, o nich po prostu się wie. Jestem przekonana, że do odbioru sztu-ki nie trzeba być specjalnie przygotowanym – nawet najbardziej niezrozumiałeobiekty można odbierać emocjonalnie lub wrażeniowo. Często czytam o arty-ście lub o miejscu czy procesie powstawania dzieła dopiero po obejrzeniuwystawy. W tym wypadku nie zadam sobie tego trudu, zainteresowanych ide-ologią braci Chapman odsyłam do wyszukiwarki Google. To, cozaprezentowali w Shoreditch to cztery obrazy i cztery figurki świętych, Ma-donny i Chrystusa z demonicznie powykrzywianymi twarzami,wyeksponowanymi genitaliami – brutalnie zniekształcone symbolechrześcijaństwa lub raczej katolicyzmu.

Nie mam zamiaru krytykować światopoglądu twórców tej instalacji, alemuszę wyrazić niezadowolenie z tego, jak wygląda poprawność polityczna wstolicy Brytanii. Zauważyłam, że w Londynie (nie wiem dokładnie jak to jest winnych miastach) nie można wyrażać negatywnej opinii o wyznawcach żadnejreligii czy wiary poza chrześcijańską. Ta z kolei może być krytykowana, rozli-czana i ośmieszana w dowolny sposób. Obrażanie innych religii, nazywanerasizmem, jest zabronione, obrażanie katolicyzmu rozumiane jest jako kryty-ka, która nikogo nie dotknie, ponieważ na pewno w końcu jest głębokouzasadniona intelektualnie.

Dla odmiany, te klasycznie piękne Madonny o zmysłowym uśmiechu i łagod-nym spojrzeniu mamy szansę obejrzeć w National Gallery na wystawieLeonardo da Vinci: Painter at the Court of Milan (Leonardo da Vinci na Dwo-rze Mediolańskim) prezentującej obrazy i rysunki mistrza renesansu. Tam teżliczba biletów jest ograniczona, trzeba odczekać w kolejce kilka godzin, bydostać się na tę wyjątkową wystawę rozproszonych po świecie arcydzieł, na którąsprowadzono też z Krakowa słynną Damę z łasiczką z kolekcji Czartoryskich.Wystawa przedstawiana jest jako najbardziej kompletny zbiór prac włoskiego ar-tysty, naukowca i wynalazcy pracującego w latach 1480-1490 na dworze księciaLodovico Sforzy. Świetliste obrazy Leonarda stworzyły europejski kanon pięknafunkcjonujący do dziś, nadawały kierunek sztuce pragnącej naśladować naturę,określanej jako wyobrażenia realistyczne, którą rozwijało później malarstwo aka-demickie: realizm, naturalizm i inne kierunki. Włoski artysta jest twórcąrewolucyjnej techniki malarskiej sfumato – światłocienia oddającego niepowta-rzalnie wrażenie miękkiego śródziemnomorskiego światła.

Kiedy pisałam ten artykuł, przypadkiem trafił mi w ręce wywiad w „Rze-czypospolitej”, w którym malarz Jarosław Modzelewski mówi: W sztuce i wżyciu muszą istnieć wartości niezmienne i niezależne od czasów. Powinno-ścią artysty jest ich pilnowanie.

Czy zgadzamy się z tym? Jak to wygląda w praktyce? Odpowiedzi na tepytania pozostawiam otwarte.

Życzę wszystkim udanych Świąt Bożego Narodzenia, bez trudności ko-munikacyjnych, w każdym tego słowa znaczeniu.

GraySon Perry Sam Wybrał anoni-moWe dzieła, zeStaWiając je zeSWoimi Pracami i tWorząc SPójnąWizualnie i emocjonalnie całość.

Praca Wilhelma Sasnala w Whitechapel Gallery

Page 18: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

kultura16 grudnia 2011 | nowy czas18|

Fot. Wojciech A. Sobczyński

Listopad był w Anglii wyjątkowo ciepły.Pierwsze dni grudnia przyniosływreszcie zimową aurę, a wraz z niączarującą mgłę. Miasto wtedy przyci-cha, a jego puls zwalnia, jakby

zapadało się w zimowy sen. Patrzę na Tamizę z małe-go parku przy budynkach parlamentu. Samotna barkazakotwiczona na prawie gładkiej tafli wody stoi w bez-ruchu. Na drugim brzegu rzeki w bladym zarysiewidać tylko, prawie zanikające, sylwetki budynkówszpitala św. Tomasza. Wieża Izby Lordów ginie w mle-ku mgły, a rude jesienne liście pokrywają swoimdywanem przepiękną rzeźbę Biedaków z Calais Rodi-na. Nad Tamizą, w pobliżu parlamentu jestemcodziennie od dziesiątek lat i znam te widoki wręcz in-tymnie, a jednak zawsze zachwycają mnie czymśnowym i innym, bez względu na porę dnia czy roku.Widoki te przywołują w pamięci natychmiast obrazyartystów, którzy tam malowali. Monet stworzył okołosetki obrazów nad Tamizą. Pissarro, Sisley czy AndréDerain, i wielu innych, których „basen londyński” in-spirował do malowania. Na tych obrazach poranne lubzachodzące słońce mieszało się z kłębiastymi chmura-mi, kolumnami dymu wydobywającego się z kominówfabryk, z cegielni w Lambeth i niezliczonych statkówparowych na Tamizie. Lokomotywy buchały dymem iparą na Charing Cross Bridge, inspirowały swoim fu-turystycznym żywiołem, który przemawiał dowyobraźni bez reszty.

Tradycyjna londyńska mgła należy już do przeszło-ści. Kiedyś nazywało się to zjawisko „smog” –kombinacja dwóch angielskich słów, smoke + fog –groźny nieprzyjaciel dzieci i osób starszych, którychpłuca nie mogły podołać trującym oparom. Kiedywiatr wieje, powietrze w tym ogromnym mieście jestcałkiem możliwe, nawet wtedy, kiedy na zatłoczonychulicach miasta ustawia się kolejka ogromnych autobu-sów, tak jak bywa to w samym centrum miasta naOxford Street, w okolicach Piccadilly Circus.

Zbliżają się Święta a wraz z nimi pogoń za tradycyj-nymi prezentami. W ostatni weekend nie dało się wogóle poruszać po chodnikach i łatwiej byłoby chodzićpo dachach autobusów, stojących w kolejce bez ruchuw niekończącym się korku. Każda z tych gigantycz-nych maszyn wyposażona jest w co najmniejczterolitrowy silnik, z którego wydobywają się opróczmaszynowego hałasu całe „tony” dieslowskich spalin.Pojazdy stoją puste, bo sfrustrowani pasażerowie daw-no już wysiedli kontynuując swoją wędrówkę napiechotę.

Wyspiarze w ogóle kochają kolejki, traktując to zflegmatycznym spokojem jako zło konieczne, w przeci-

MGŁA, KORKI,LEONARDOI HIGGS BOSON

Wojciech A. Sobczyński

wieństwie do innych nacji, których jest tutaj wiele i którenie ukrywają swojej irytacji z takiego stanu rzeczy.

Parę dni temu poddałem się sam bardzo surowemusprawdzianowi moich zapasów cierpliwości. Jak na pewnoczytelnikom „Nowego Czasu” jest wiadome, wszystkie bi-lety na wystawę Leonarda da Vinci w National Galleryzostały wyprzedane przez internet w kilka godzin. Internetz jednej strony jest wielkim udogodnieniem dla organizato-rów, jak i również dla miłośników sztuki, ale nie tylko.Bilety rozeszły się błyskawicznie, gwarantując dobry bilansfinansowy wystawy, ale równie szybko pojawiły się na in-ternetowej giełdzie osiągając astronomiczne ceny przeszłoczterystu funtów. Nie miałem więc wyboru, gdy stanąłemw kolejce o dziesiątej rano, która pomimo wczesnej pory ipowszechnego dnia była już na tyle długa, że służby po-rządkowe galerii ostrzegały nas wszystkich o brakugwarancji na wejście, nawet pod wieczór. Po przeszłotrzech godzinach, zmarznięty i zmęczony staniem, walczącz wątpliwościami czy w ogóle osiągnę zamierzony cel za-uważyłem, że kolejka topnieje zarówno przed jak i za mną.Zbliżał się lunch time. Niektórzy ludzie ewidentnie stracilinadzieję i wybrali realny posiłek, a nie duchowy.

Na wystawę wpuszczono mnie o czwartej po południu,pobijając moje rekordy cierpliwości z niedawnej wystawyVelazqueza, kiedy czekałem trochę krócej. Nasuwa się namyśl pytanie: czy warto ponosić takie trudy? Odpowiedźdla mnie jest prosta i niekoniecznie z powodów, które przy-taczają organizatorzy, twierdząc, że jest to unikalnewydarzenie. Dwie wersje Madonny z Groty – jedna zLuwru, a druga z National Gallery znajdują się w jednejsali po raz pierwszy od czasu kiedy opuściły pracownięmalarza. Opinie są podzielone co do tego, który obraz jestpiękniejszy. Zdecydowanie londyński – ma ładniejszą to-

Leonardo da Vinci, La Belle Ferroniere

nację z mojego subiektywnego punktu widzenia, ale to nie ważne, boinne prace wywarły na mnie większe wrażenie, jak na przykład słynnyrysunek, który traktuje ten sam temat Matki Boskiej, św. Anny, JanaChrzciciela i malutkiego Jezusa Chrystusa. Znam ten obraz dokład-nie, bo można go oglądać codziennie w stałej kolekcji galerii, wspecjalnym pokoiku, z przygaszonymi światłami, jakoby w kontempla-cyjnym sanktuarium. Wystawa pokazuje też ogromną liczbęrysunków wypożyczonych z wielu kolekcji światowych. Największagrupa pochodzi z królewskiej kolekcji z Windsoru, paryskiego Luwruoraz z British Museum, gdzie można je oglądać nawet na indywidual-ne zamówienie, w unikalnych kameralnych warunkach, obcując zgeniuszem artysty sam na sam.

Na przestrzeni czasu było już kilka wielkich wystaw Leonarda, zktórych w Hayward Gallery zapamiętałem szczególnie jego studia nadurządzeniami inżynierii wojennej, maszyn latających, urządzeń obron-nych i tym podobnych. Ich konstrukcje zbudowane według planów

Page 19: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

|19nowy czas | 16 grudnia 2011

kultura

To jest właśnie to:WIARA I POŚWIĘCENIEBBrriicckk LLaa nnee,, lloonn ddyyńń sskkiiee cceenn ttrruumm BBaann ggllaa ddee sszzuu,, cceenn ttrruumm kkuull ttuu rryy ii aall tteerr nnaa ttyyww nneejj sszzttuu kkii.. MMaarr ggoott PPrrzzyy mmiieerr sskkaa,, ppoo mmyy ssłłoo ddaaww cczzyy nnii zzaa łłoo żżee nniiaa kkoo lleekk ttyy wwuu PPAA IILL ((PPoo lliisshh AArr ttii ssttss IInn LLoonn ddoonn)) nnaa mmiieejj ssccee ssppoo ttkkaa nniiaa wwyy bbrraa łłaa wwłłaa śśnniiee BBrriicckk LLaa nnee.. NNiiee pprrzzyy ppaadd kkoo wwoo,, ggddyyżż ttoo wwłłaa śśnniiee ttuu ttaajj,, ww TThhee RRaagg FFaacc ttoo rryy oodd bbyy łłaa ssiięę pprree mmiiee rraa pprrzzeedd ssttaa wwiiee nniiaa ttee aattrraall nnee ggoo PPiioo��sseenn��kkii��oo��wwiiee��rrzzee��ii��ppoo��śśwwiięę��ccee��nniiuu,, rree żżyy ssee rroo wwaa nnee ggoo wwłłaa śśnniiee pprrzzeezz MMaarr ggoott nnaa ppoodd ssttaa wwiiee sszzttuu kkii PPrrzzee mmkkaa WWoojj cciieesszz kkaa.. WW ppiieerrww sszzyy wweeeekk eenndd ggrruu ddnniioo wwyy 115500 wwii ddzzóóww mmiiaa łłoo ookkaa zzjjęę zzoo bbaa cczzyyćć ii ooccee nniićć oowwoocc ddzziiaa łłaańń mmłłoo ddyycchh ppooll sskkiicchh aarr ttyy ssttóóww..

Alek�san�dra�Jun�ga

W�so�bo�tę,�3�grudnia,�przed�wej�ściem�do�Rag�Fac�to�ryze�bra�ła�się�grup�ka�osób�chcą�cych�spraw�dzić,�cóż�ta�-kie�go�kry�je�się�pod�ta�jem�ni�czą�na�zwą�PA�IL.�Krę�tescho�dy�pro�wa�dzą�nas�do�stry�cho�po�dob�ne�go�po�miesz�-cze�nia,�gdzie�w�at�mos�fe�rze�in�tym�nej�bli�sko�ścibę�dzie�my�nie�my�mi�świad�ka�mi�hi�sto�rii�Pio�tra,�An�ny,Ma�riu�sza�i�Agniesz�ki.�In�tym�ność�oraz�bli�skość�bi�jenie�tyl�ko�ze�sce�ny,�gdzie�ak�to�rzy�kadr�po�ka�drze�od�-sła�nia�ją�przed�wi�dza�mi�swo�je�du�sze�i�cia�ła.�In�tym�nośćjest�z�na�mi�już�od�chwi�li,�gdy�zaj�mu�je�my�miej�sca,pro�mie�niu�je�od�sce�ny.�– Are�you�su�re�you�want�to�se�at�he�re? –�zwra�ca�się

z�za�py�ta�niem�do�an�giel�sko�ję�zycz�nych�wi�dzów�An�naKrucz�kow�ska,�któ�ra�ku�ca�jąc�u�brze�gu�sce�ny�bę�dziepeł�nić�ro�lę�su�fler�ki.�Z�dru�giej�stro�ny�Mar�got�z�Da�mia�-nem�Kwa�śnia�kiem�czu�wa�ją�nad�mu�zycz�no�-wi�zu�al�nymca�ło�kształ�tem.�– Yes,�we�do – od�po�wia�da�ją�an�glo�ję�-zycz�ni�wi�dzo�wie,�któ�rzy�nie�ma�ją�nic�prze�ciw�ko�temu,że�ze�sce�ny�bę�dą�pa�dać�sło�wa�w�ję�zy�ku�pol�skim.�

O�wie�RZe�i�PO�Świę�ce�Niu�Poznajemy�hi�sto�rię�mło�de�go�mał�żeń�stwa,�któ�re�w�wy�-ni�ku�ży�cio�wej�tra�ge�dii�sta�je�przed�py�ta�nia�mi,�na�ja�kietrud�no�zna�leźć�pro�ste�od�po�wie�dzi.�Ane�ta�Pio�trow�skatak�mó�wi�o�swo�ich�ro�lach�(wcie�la�się�w�po�sta�ci�żo�ny�--mat�ki�oraz�w�po�stać�pro�sty�tut�ki):�– Pierw�sza�myśl�poprze�czy�ta�niu�skryp�tu:�ja�kie�wy�zwa�nie!�Dwie�po�sta�cie,ja�jed�na!�Pew�nie,�że�dam�ra�dę!�Jed�nak�póź�niej�sze�pró�-by�zwe�ry�fi�ko�wa�ły�pew�ność�sie�bie.�Spek�takl�byłoku�pio�ny�cięż�ką�pra�cą,�łza�mi,�gry�pą.�By�ła�to�jed�naknie�sa�mo�wi�ta�po�dróż,��w�ja�ką�za�bra�ła�nas�Mar�got.�Ja�cek�Wy�trzy�ma�ły�(gra�mę�ża�oraz�księ�dza)�za�zna�-

cza�na�to�miast:�– Mnie�za�fa�scy�no�wa�ło�to,�że�te�po�sta�ciesą�tak�mię�si�ste,�a�jedn�cze�śnie�tak�in�ne�ode�mnie.�W�ży�-ciu�nie�je�stem�ani�księ�dzem,�ani�mę�żem-skur�wy�sy�nem,ale�to�mi�się�wła�śnie�po�do�ba�ło.�To�by�ło�wy�zwa�nie.�Skąd�wy�bór�tej�akurat�sztu�ki?�Mar�got�przy�zna�je,�że

na�po�cząt�ku�do�utwo�ru�Woj�ciesz�ka�nie�mo�gła�się�prze�-ko�nać.�Coś�ją�w�nim�jed�nak�sta�le�fa�scy�no�wa�ło.�– Po�bo�ba�ło�mi�się�też�to,�że�ta�sztu�ka�w�ja�kiś�spo�sóbuj�mu�je�to�na�sze�po�ko�le�nie�– mówi.�– Ja�kiś�ta�ki�spo�sóbmy�śle�nia,�z�któ�rym�ja�się�czu�ję�w�pe�wien�spo�sób�zwią�-za�na.�Po�dru�gie�Woj�cie�szek�uży�wa�bar�dzo�sil�nychste�reo�ty�pów�bez�żad�ne�go�uda�wa�nia,�bez�żad�ne�go�cho�wa�nia�się,�ukry�wa�nia.��

SPO�TKA�NiA�PRZY�KA�wieWszyst�ko�za�czę�ło�się�od�te�go,�że�Mar�got�czu�ła�się�sa�-mot�na.�– Chcia�łam,�że�by�ktoś�umó�wił�się�ze�mną�naka�wę�i�dzięki�Po�lish�Ar�ti�sts�In�Lon�don�wy�szły�wła�śnieta�kie�spo�tka�nia�–�żar�tu�je�za�ło�ży�ciel�ka�ko�lek�ty�wu�PA�IL.Głów�nym�ce�lem�by�ło�po�zna�nie�osób,�któ�re�w�ja�kiś�spo�sób�mo�gły�by�dzie�lić�się�ze�so�bą�swo�ją�pa�sją,�za�in�te�re�-sow�nia�mi,�chcia�ły�by�wspól�nie�coś�to�wo�rzyć,dys�ku�to�wać�nie�tyl�ko�o�za�ra�bia�nych�fun�tach.�Za�rów�noMar�got,�jak�i�Ania�wspo�mi�na�ją,�że�bra�ko�wa�ło�im�wLon�dy�nie�miej�sca,�któ�re�ofe�ro�wa�ło�by�im�moż�li�wośćwspół�dzia�ła�nia�ra�zem�z�in�ny�mi�pol�ski�mi�ar�ty�sta�mi.

– Już�daw�no�no�si�łam�się�z�za�mia�rem�dza�ła�nia�wpo�dob�nych�or�ga�ni�za�cjach�– mó�wi�Anna�Krucz�kow�ska– ale�wiesz�jak�to�jest…�Nie�ma�tej�ini�cja�ty�wy,�tej�oso�-

członkowie�kolektywuPolish�Artists�in�London

ilu�stro�wa�ły�do�sko�na�le�roz�le�głośćje�go�za�in�te�re�so�wań.�Nie�ule�ga�jed�-nak�wąt�pli�wo�ści,�że�naj�więk�sząsła�wę�przy�nio�sły�mu�por�tre�ty�kil�kuprze�pięk�nych�ko�biet.�Jest�tu�„Da�-ma�z�ła�sicz�ką z�kra�kow�skie�goMu�zeum�Czar�to�ry�skich�– chy�banaj�pięk�niej�szy�por�tret�ar�ty�sty,�któ�-ry�kon�ku�ru�je�o�su�pre�ma�cje�zdru�gim,�pod�ty�tu�łem�La�Bel�le�Fer�-ro�nie�re.�Oby�dwa�por�tre�ty�sąmi�strzow�sko�ma�lo�wa�ne,�po�ka�zu�jącpięk�no�ko�biet�w�ich�naja�trak�cyj�-niej�szym�mo�men�cie�ży�cia,�kie�dy�sąkwit�ną�ce�mło�do�ścią�i�olśnie�wa�jąswo�ją�per�fek�cją.�Ko�bie�ty�te�są�jak�-by�naj�pięk�niej�szy�mi�kwia�ta�mina�tu�ry,�któ�re�wła�śnie�po�ka�za�ły�poraz�pierw�szy�do�tych�czas�ukry�teswo�je�de�li�kat�ne�płat�ki.�Wy�sta�węza�my�ka�stu�dium�po�świę�co�neOstat�niej�Wie�cze�rzy.�Oczy�wi�ścieme�dio�lań�ski�fresk�nie�mo�że�po�dró�-żo�wać,�ale�oglą�dać�moż�na�kro�cieprzy�go�to�waw�czych�ry�sun�ków,ogrom�ną�ko�pię�fre�sku�po�ka�zu�ją�cąstan�przed�nie�daw�ną�kon�ser�wa�cjąoraz�gi�gan�tycz�ne�zdję�cie�cy�fro�we�zobec�ne�go�sta�nu�ma�lo�wi�dła.�Wtrak�cie�tych�prac�usu�nię�to�wie�leprze�ma�lo�wań�i�„na�praw”,�któ�rychobec�nie�nie�to�le�ru�je�się�w�dzie�łachsztu�ki.�Ory�gi�nał�ucier�piał�spo�ro�naprze�strze�ni�cza�su.�Z�jed�nej�stro�ny�zpo�wo�du�prze�cie�ka�ją�ce�go�da�chu,�az�dru�giej�z�po�wo�du�sa�me�go�ge�niu�-szu�ar�ty�sty,�któ�re�go�roz�licz�neza�in�te�re�so�wa�nia�i�chro�nicz�ny�brakcza�su�zmu�sił�do�szu�ka�nia�al�ter�na�-tyw�nych�roz�wią�zań.�Fre�skiwy�ma�ga�ją�wiel�kie�go�na�kła�du�cza�-su,�ści�śle�pod�po�rząd�ko�wa�ne�gowy�pra�co�wa�nej�mar�szru�cie.�Abydo�ko�nać�cza�so�wych�cięć,�Le�onar�-do�za�sto�so�wał�coś�w�ro�dza�judzi�siej�szej�tech�ni�ki�mie�sza�nej�do�-da�jąc�tem�pe�rę�do�pew�nychfrag�men�tów�dzie�ła.�Gdy�by�Le�onar�do�żył�dzi�siaj,�na

pew�no�był�by�jed�nym�z�no�wa�to�rów.Po�zwo�lę�so�bie�na�wet�na�ta�kie�spe�-ku�la�cje,�że�pew�nie�sto�so�wał�bywszyst�kie�no�we�kom�pu�te�ro�wesztucz�ki,�in�te�re�so�wał�się�naj�now�szy�-mi�osią�gnię�cia�mi�tech�ni�ki�i�na�uki.Na�pew�no�przy�jął�by�też�z�fa�scy�-

na�cją�wia�do�mo�ści�eu�ro�pej�skie�goośrod�ka�ba�dań�fi�zy�ki�ją�dro�wejCERN�sprzed�kilku�dni,�z�któ�rychwy�ni�ka,�że�zna�le�zio�no�pod�czą�-stecz�kę�zwa�ną�Higgs�Bo�son.�Tood�kry�cie�jest�hi�sto�rycz�nie�tak�waż�-ne,�jak�pra�ca�Mi�ko�ła�ja�Ko�per�ni�kaczy�po�dró�że�Ko�lum�ba.�Higgs�Bo�-son�jest�klu�czem�do�zde�fi�nio�wa�niagra�wi�ta�cji,�jed�ne�go�z�pod�sta�wo�-wych�me�cha�ni�zmów�kon�struk�cjiwszech�świa�ta.�Le�onar�do�my�ślał�o�la�ta�ją�cych

ma�szy�nach�i�szki�co�wał�kon�cep�cyj�-ne�ry�sun�ki,�bę�dą�ce�wte�dy�fan�ta�zjąwy�ni�ka�ją�cą�z�ob�ser�wa�cji�pta�ków,wy�obraź�my�więc�so�bie,�ja�kie�spe�-ku�la�cje�po�wsta�wa�ły�by�dzi�siaj,kie�dy�po�zna�je�my�me�cha�ni�zmygra�vi�ty,�czy�li�przy�cią�ga�nia.�Mo�żeznaj�dzie�my�też�an�ti�-gra�vi�ty, a�wte�-dy�wszy�scy�bę�dzie�my�szy�bo�wać�wnie�waż�kiej�prze�strze�ni,�wol�ni�jakpta�ki.�Mam�na�dzie�ję,�że�w�takiejnie�skrę�po�wa�nej�prze�strze�ni�nie�bę�-dzie�kor�ków,�man�da�tów�iCon�ge�stion�Char�ging.�

Woj�ciech�A.�Sob�czyń�ski

by,�któ�ra�roz�pocz�nie.�Gdy�usły�sza�łam�o�PA�IL,powiedziałam�so�bie:�to�jest�wła�śnie�to.�Te�raz�al�-bo�ni�gdy.�W�tym�dniu�po�czu�łam�jak�by�no�wagwiaz�da�za�świe�ci�ła�na�nie�bie,�ta,�któ�rej�daw�noszu�ka�łam.�

NAjPieRw�cOŚ�ZRÓbmY�Po�cząt�ki�nie�by�ły�jed�nak�wca�le�ta�kie�ła�twe.Gru�pa�ze�bra�ła�się�we�wrze�śniu,�nie�któ�rzy�do�łą�-czy�li�do�pie�ro�w�paź�dzier�ni�ku,�li�sto�pa�dzie.�Naprzy�go�to�wa�nia�by�ło�bar�dzo�ma�ło�cza�su.�Alespektakl�był�zagrany,�jak�przystoi�na�prawdziwejscenie,�a�nie�czytany�z�kartki.�Nie�za�czę�li�od�ad�mi�ni�stra�cji,�od�wpi�sy�wa�nia

or�ga�ni�za�cji�do�re�je�strów.�Ir�mi�na�Ja�ku�biak,�od�-po�wie�dzial�na�za�pro�mo�cję�pro�jek�tu,�mó�wi:�– Za�czy�na�jąc�od�ad�mi�ni�stra�cji�mu�sie�li�byśmynaj�pierw�usiąść,�wy�my�ślić�so�bie�kim�je�ste�śmy,co�bę�dzie�my�ro�bić?�A�jak�już�coś�zro�bi�li�śmy,�tonam�się�bar�dziej�wja�śni�ło,�co�z�te�go�mo�że�być.�Sko�ro�jed�nak�mo�wa�już�o�ad�mi�ni�stra�cji,�to

czym�za�mie�rza�być�PA�IL?�Ania�mó�wi,�że�to�or�-ga�nizm,�któ�ry�pra�cu�je�swo�im�ryt�mem,�otwar�tyna�no�wo�ści.�Ir�mi�na�do�da�je,�że�to�or�ga�ni�za�cjapa�ra�so�lo�wa,�w�ra�mach�któ�rej�po�wsta�wać�bę�dąróż�ne�pro�jek�ty.

STA�RZY�PRZY�jA�cie�Le?Gdy�się�na�nich�pa�trzy�z�bo�ku,�spra�wia�ją�wra�że�-nie�gru�py�przy�ja�ciół,�któ�rzy�becz�kę�so�li�ze�so�bązje�dli.�Nawet�na�rozmowę�na�potrzeby�tegoartykułu�– choć�spo�dzie�wa�łam�się�tylko�Mar�got– przy�szła�znacz�na�część�ko�lek�ty�wu.�Nie�po�tra�-fię�ukryć�za�sko�cze�nia,�gdy�do�wia�du�ję�się,�żezna�ją�się�do�pie�ro�od�nie�daw�na,�wła�śnie�od�tychwa�ka�cyj�nych�spo�tkań�przy�ka�wie.�Ane�ta�takmó�wi�o�okre�sie�współ�pra�cy:�– Przez�ten�czasnie�by�ło�wie�lu�pry�wat�nych,�zwy�kłych�roz�mów.Nie�wie�dzie�li�śmy�o�so�bie�za�wie�le.�Wszyst�ko�by�-ło�bar�dzo�zo�rien�to�wa�ne�na�pra�cę.�Ale�i�takuda�ło�nam�się�ja�koś�zżyć.�Pierw�szy�dzień�popro�jek�cie�to�by�ła�strasz�na�tor�tu�ra.�Bez�nich...”.

PLA�NY�NA�PRZY�SZŁOŚĆZa�ga�je�ni�o�pla�ny�na�przy�szłość�mó�wią,�że�sta�wiamcięż�kie�py�ta�nia.�Jed�nak�na�pew�no�w�naj�bliż�szym�cza�-sie�chcą�za�jąć�się�kwe�stia�mi�ad�mi�ni�stra�cyj�ny�mi,za�re�je�stro�wa�niem�or�ga�ni�za�cji.�W�2012�ro�ku�jesz�czekil�ka�przed�sta�wień�Pio�se�nek (kto�nie�wi�dział,�niechśle�dzi�na�bie�żą�co�blo�ga�ko�lek�ty�wu).�Mar�got�przy�zna�-je,�że�ma�wie�le�po�my�słów�na�ko�lej�ne�pro�jek�ty�–My�ślę,�że�nie�mu�si�my�się�z�tym�spie�szyć.�Na�po�cząt�-ku�czu�li�śmy�ja�kąś�ta�ką�pre�sję.�Te�raz�my�ślę,�że�to�niejest�ta�kie�waż�ne.�Na�praw�dę�nie�ma�się�co�spie�szyć.Cho�dzi�o�ja�kość,�nie�o�ilość.�W�przy�szło�ści�z�pewnością�waż�ne�bę�dzie�kie�ro�wa�-

nie�tej�twór�czo�ści�rów�nież�do�wi�dza�an�glo�ję�zycz�ne�go.Po�mi�mo�iż�spek�takl�był�po�pol�sku�zja�wi�ło�się�rów�nieżwie�le�osób�nie�mó�wią�cych�w�na�szym�ję�zy�ku.�DlaMar�got�waż�ne�w�tej�per�spek�ty�wie�bę�dzie�przyj�rze�niesię�kwe�stiom�gra�nic�ko�mu�ni�ka�cji,�moż�li�wo�ściom�ko�-mu�ni�ko�wa�nia�się�i�od�bio�ru�bez�zna�jo�mo�ści�ję�zy�ka.�–W�ra�mach�ko�lej�nych�pro�jek�tów�bę�dę�zaj�mo�wa�ła�sięeks�plo�ro�wa�niem�miej�sca�ko�mu�ni�ka�cji�w�sztu�ce�ja�kozja�wi�ska.�Chcia�ła�bym�zba�dać,�na�ile�my�mo�że�my�kie�-ro�wać�ludź�mi.�Na�ile�mo�że�my�ich�usta�wiać�wkie�run�ku�tego,�co�chce�my�im�prze�ka�zać”.Na�ko�niec�kil�ka�słow�człon�ków�PA�IL�do�czy�tel�ni�-

ków�„No�we�go�Cza�su”:Mar�got:�– Chcia�ła�bym�wy�sto�so�wać�otwar�te�za�pro�sze�-nie�do�wszyst�kich�lu�dzi,�któ�rzy�są�za�in�te�re�so�wa�ni�tymco�ro�bi�my.�Im�wię�cej�osób�o�nas�wie,�tym�le�piej.�Po�-więk�sza�to�szan�se,�że�się�po�zna�my.�Przy�chodz�ćie�iwspie�raj�cie�nas....Ania:�– Chciał�abym�za�pro�sic�wszy�stich�ary�stów�czy�-ta�ją�cych�tę�ga�ze�tę,�do�współ�pra�cy.�Nie�je�ste�śmy�sa�miw�tym�Lon�dy�nie.�Pójdź�my�na�ka�wę.��Zrób�my�coś.Dla�cze�go�Po�la�cy�nie�łą�czą�się�ze�so�bą�tak�jak�in�nespo�łecz�no�ści?Ane�ta:�– Chcia�ła�bym,�że�by�lu�dzie�przy�szli�i�po�we�-dzie�li:�„Dzień�Do�bry”.�Nie�je�ste�śmy�ja�kimśher�me�tycz�nie�za�mknię�tym�two�rem.�Ir�mi�na:�– Je�ste�scie�art�sta�mi?�Ma�cie�mo�ty�wa�cję?Chce�cie�coś�ro�bić�tu�taj�w�An�gli?�Przyjdźcie..Ja�cek:�– Bądź�cie�szczę�śli�wi.

Page 20: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

pytania obieżyświata

WłodzimierzFenrych

Wkościele w San JuanChamula nie wolnorobić zdjęć, a szkoda,bo widok to niezapo-mniany. Nie ma w tym

kościele ławek, są za to tysiące świec porozstawia-nych po całej podłodze. Wokół ścian woszklonych szafkach porozstawiane są figuryświętych Pańskich, każdy święty ubrany w szatkiozdobne i zadbane, czyściutkie. Przed świętymiustawione są stoły, a na nich tysiące płonącychzniczy. Jest tych świętych Pańskich w kościele wChamula kilkadziesiąt. Podłoga wysypana jestświeżutkim sosnowym igliwiem, ale w niektórychmiejscach igliwie uprzątnięte jest na jedną stronę,bo wierni ustawiają tam rzędy świeczek, aby siępomodlić. Do każdej modlitwy potrzebnych jestkilkadziesiąt świeczek w różnych kolorach, usta-wia się je w rzędach jeden za drugim. Czasamiobok świeczek kładziony jest rząd kurzych jajekalbo i ze dwie kury z obciętymi łbami. Przy każ-dej modlitwie obecnych jest kilka osób, ale tylkojedna osoba je recytuje. Świeczki nie są zapalanewszystkie na raz tylko kolejne rządki w kolejnychfazach modlitwy. Czasem do modlitw potrzebnajest też gorzałka, w odpowiednim momencie na-leży łyknąć kielonek. Zdarza się, że przy takiejokazji poczęstowany kielonkiem jest stojący oboki patrzący z zaciekawieniem przybysz z Polski.

Kościół świętego Jana w Chamula teoretycz-nie jest rzymskokatolicki, z małym ale. Miejsco-wość jest zamieszkała przez Indian, konkretnieMajów mówiących językiem Tzotzil. Kościół na-leży do wsi, a nie do księdza, a Indianie mająswoiste pojęcie katolicyzmu. Przyjezdny ksiądzodprawia wprawdzie niedzielne msze o świcie, aledla Majów znacznie ważniejsi są święci Pańscy.

San Juan Chamula to miasteczko w górachpołudniowego Meksyku, w stanie Chiapas. Jest toregion, w którym od wieków mieszkają Majowie.W niedzielne ranki przyjezdny ksiądz odprawiamsze, ale niedziela nie jest tu dniem wypoczynku.W San Juan Chamula niedziela jest dniem targo-wym. Na placu przed kościołem rozstawiane sąstragany, Indianie i Indianki w barwnych trady-cyjnych strojach rozkładają swoje towary. Czegotu nie ma! Owoce, warzywa, ceramika, sandały,niezwykle barwne tkaniny domowej roboty, tkaneprzez Indianki. Plastikowe towary produkowanefabrycznie są oczywiście również. Można się posi-lić, na sprzedaż są tamale, tortille, gotowanakukurydza w różnych kolorach – biała, czarna,czerwona. Indianki ubrane w barwne bluzki orazspódnice z modnej w tych stronach czarnej kudła-tej tkaniny. Indianie w kapeluszach i kudłatychponczach związanych w pasie. Niektórzy, w bia-łych ponczach związanych żółtymi pasami,przechadzają się grupkami po rynku, wyglądają

Co robić, żeby nie pogasłygwiazdy na niebie?

jak służba porządkowa. Inni, w czarnych ponczach i kapeluszach z czerwonymi kutasa-mi siedzą na ławkach ustawionych w półkręgu na skraju rynku, jakby na kogoś czekali.

Ów kościół, w którym nie wolno robić zdjęć, stanowi nietypową atrakcję turystyczną.Fakt, że przyciąga turystów, jest ubocznym skutkiem tego, że Indianie traktują go bardzopoważnie. Turyści przyjeż-dżają i Indianie pozwalają im wejść do kościoła, ale każdegoproszą o ofiarę na jego utrzymanie. Tak napraw-dę to ofiara jest obowiązkowa: przy wejściu stoiIndianin i każdemu, kto na Indianina nie wyglą-da, sprzedaje bilet oraz informuje o zakazierobienia zdjęć. Indianin jest przyjazny, możnado niego zagadać i zapytać kim są ci faceci w ka-peluszach z czerwonymi kutasami.

Są to alcaldes, czyli władze miasta. Pełniąoni funkcje podobne do rajców i sędziów, w dnitargowe siedzą przy rynku, by rozsądzać ewen-tualne spory. Władze Meksyku uznająautonomię Majów i pozwalają im sądzić więk-szość spraw dotyczących wspólnoty. Rajcypełnią swoje funkcje okresowo, a wybierani sątradycyjnym systemem. Mogą nimi zostać ci,którzy wcześniej pełnili inne odpowiedzialnefunkcje.

Jedną z takich funkcji jest mayordomo.Wszyscy święci Pańscy mają swoje domy wewsi, a funkcją mayordomo jest troska o to, byten dom we wsi był należycie zadbany.– Jeśli chcesz taki dom zobaczyć, to idź tam, ła-two go znajdziesz, bo przed nim jest bramaudekorowana liśćmi – mówi mi Indianin przydrzwiach kościoła. Idę tam. Istotnie, bez truduznajduję to miejsce. Mayordomo siedzi przeddomem na tarasie, jest w miarę rozmowny,chętnie opowiada co jest w środku. Tyle że ja

niewiele z tego rozumiem. Dla świętego przeznaczony jestosobny dom, nie byle ołtarzyk w rogu pokoju. Osobnydom w tradycyjnym stylu Majów z jednym wnętrzem nie-podzielonym na pokoje. To jeszcze rozumiem, ale nierozumiem dekoracji wnętrza, bardzo starannie wykona-nej, zgodnie z tradycją. Pośrodku jest niby ołtarz, aleniewiele na nim widać, bo otoczony jest zewsząd gęstą de-koracją z zieleniny. To nie może być byle jaka dekoracja.Mayordomo wyjaśnia mi, gdzie jaka roślina powinna wi-sieć. Podłoga jest również udekorowana zieleniną,dokładnie zieloniutkim igliwiem sosny. Zarówno wiszącadekoracja jak i igliwie zmieniane są co dwadzieścia dni,czyli tyle, ile trwa miesiąc w tradycyjnym kalendarzu Ma-jów. Przed ołtarzem stoi stół, na którym ustawione sąświeczniki w kształcie rogatych bydlątek. Cztery razydziennie zapala się świeczki na plecach bydlątek i odpra-wia modły przed ołtarzem świętego. Jest to niby katolickiświęty, ale ja z tego niewiele rozumiem.

W pewnym momencie przychodzi wycieczka z prze-wodnikiem, a ja podsłuchuję co przewodnik opowiada.Mówi swoim słuchaczkom, że taki mayordomo to jest je-den z mieszkańców wsi, który podejmuje się postawićświętemu dom i utrzymywać go przez rok, czyli pilnować,by regularnie zmieniane były dekoracje i odprawiany kult.– A kto za to płaci? – No jak to kto, mayordomo. – A coon z tego ma?

Turystkom – przybyszom z innego świata – nie mieścisię w głowie, że można zbudować dom i przez rok pono-sić spore koszty i nic z tego nie mieć. – No dobra,mayordomo zyskuje szacunek, ale czy szacunek możnaspieniężyć?

Przewodnikowi jest jakby trudno wejść w tok myśleniaturystek. Tłumaczy, że szacunek, jaki zyskuje mayordo-mo, pozwala na to, by powierzyć mu później innąfunkcję. Na przykład alcalde, czyli rajcy-sędziego. Alefunkcja mayordomo nie jest wcale mniej ważna. Jest tobardzo istotne, by święci Pańscy mieszkali wśród ludu.

Święci mają domy we wsi, ich obecność wśród ludujest niemal dotykalna. Dla Indian to jest skarb, będą dbaći troszczyć się o swoich świętych, żeby tylko nie uciekli.Ale najważniejszy jest kościoł. Niezwykły kościół z tysią-cem świec i zniczy na całej podłodze.

– One są jak gwiazdy na niebie – mówi mi Indianinprzy wejściu. – Musimy dbać o to, by się paliły, bo jak po-gasną nasze świece, to pogasną też gwiazdy na niebie...

20| 16 grudnia 2011 | nowy czas

Indiańskie władze miastaSan Juan Chamula

Page 21: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

londyn w subiektywie

nowy czas | 16 grudnia 2011

czasoprzestrzeń

Wśród nocnej ciszy

|21

Dla Marka liczyła się wy-łącznie praca i płaca,więc gdy nadeszła Wigi-lia, okazało się, że wcalenie jest na nią przygoto-

wany. Mijał właśnie trzeci grudzień jegopobytu w londyńskim maglu. Dwa poprzednieteż dały mu nieźle popalić, lecz ten obecny do-kuczał trochę bardziej. Był jak trzeci rokstudiów, kiedy człowiek ma wrażenie, że tema-ty na zajęciach powtarzają się, że nic więcejjuż nie da rady się nauczyć i najchętniej byzrezygnował. Poza tym samotność i tęsknotadokuczały bardziej, gdy nocą łapał mróz, aniebo zaczynało przypominać sufit zadymio-nego baru.

Zaskoczony, niczym polscy drogowcy, Ma-rek pobiegł do sklepu po coś gotowego. Kupiłbarszcz w kartoniku, porcję pierogów z kapu-stą i grzybami, śledzie w oleju oraz kawałekmakowca.

– Polska wódka tania – mrugnął do niegohinduski sprzedawca.

– Nie, dziękuję.– Jak to? Dziś wszyscy kupują.– Ale ja lubię tradycję.Hindus pokiwał głową, jednak nie wyglą-

dał na przekonanego. – Może za rok – rzekłfilozoficznie.

– Może...Marek wyszedł na ulicę. Ruszył wolnym

krokiem w stronę domu, choć wcale nie spie-szyło mu się do pokoiku na piętrze –dusznego, ciasnego i mrocznego. Na co dzieńuwielbiał w nim być, lecz przecież była Wigi-lia.

Nawet nie zauważył, kiedy z naprzeciwkanadeszła jakaś długonoga piękność w biało--czerwonym stroju. Nad głową trzymałatablicę z napisem: Polska Wigilia/Polish Chri-stmas Eve’s Supper and Party.

– Gdzie ta Wigilia? – spytał.– W pubie obok. Pan z listy czy prywat-

nie?– Jaka to różnica?– Z listy ludzie robili coś do jedzenia, pie-

kli ciasta. Prywatnie wstęp osiem funtów.Zaintrygowało go to, a przede wszystkim

oddaliło od samotnego powrotu do domu ispędzenia tej nocy przed ekranem komputera.

– Wstąpię na chwilę. Prywatnie.Minął okno z neonem Tyskie (kiedy oni to

powiesili?) i pchnął odrapane drzwi. Wąsatyjegomość bez włosów na głowie zrobił na jegowidok srogą minę i machnął pieczątką przednosem. Marek uprzedził jego pytanie, kładącna stoliku dziesięciofuntowy banknot. Facetwydał mu resztę, po czym pacnął tuszem wnadgarstek. Zapłacono gotówką.

– Jemy w barze, sala taneczna na prawo.– Taneczna?– A jak.Marek nieśmiało wszedł między ucztują-

Boże Narodzenie w Wielkiej Brytanii. W telewizji reklama o tym,by dokładnie rozmrozić indyka (inaczej grozi zatruciem), a w głowieciągnąca się lista tych, do których mniej lub więcej wypadałobywysłać kartkę. W portfelu gnie się i pręży karta kredytowa, którąw grudniu częściej dotykamy, miętosimy, wystukujemy nerwowerytmy przy kasie: WY-STAR-CZY-CZY-NIE-WY-STAR-CZY?Grudzień to również zawrotne ceny biletów lotniczych, lecz pomimotego podróżujemy, bo ciężko nam – emigrantom – spędzać świętapoza granicami wielowiekowej tradycji, poza zasięgiem ramion, tychktórych kochamy. Wiedzą o tym wszyscy, że można świętować bezkarpia, a opłatek kupić u Hindusa na rogu, ale czy o to chodzi?Londyn wydaje się być miejscem, gdzie pod kolorowymi parasolamii klasycznym krojem prochowca chowa się deszczowe obliczesmutnej samotności. Pędźmy więc na dworce, na lotniska, chrzanićceny biletów – śpieszmy się kochać!

Tekst i zdjęcie:Monika S. Jakubowska

Jacek Ozaist

cych ludzi. Jakaś kobieta zerwała się na jego wi-dok i podbiegła wymachując opłatkiem.

– Wszystkiego najlepszego!– Nie mam dziś urodzin.– No to co?Inny łysy i wąsaty jegomość pod pięćdziesiąt-

kę kiwnął, by usiadł obok niego.– Czym chata bogata!Marek zajął miejsce na stołku bez oparcia, na

przeciw talerza ze stertą schabowych. Zdumionypowiódł wzrokiem po całym stole. Kotlety mie-lone, udka z kurczaka, plastry pieczeni, różneszynki, pęta kiełbasy. Misy z sałatkami, śledzie,stosy pierogów, jajka w majonezie... I morzesmukłych butelek wódki.

– Kto się żeni? – zapytał głupio.– Nie podoba się? – mruknął ktoś z lewej.– Super jest. Tylko czy to Wigilia?– A co? Facet w sukience kazał inaczej?– Post już zniesiono – dodał ktoś z boku.Zawrzało wokół. Wszyscy popatrzyli na niego

spod byka.– Mówi tu który po angielsku? – odezwał się

ktoś z głębi sali.Zapadła krępująca cisza.– Ja mówię – powiedział w końcu Marek.– Fajnie, bo tu kolesie mają parę pytań. Ge-

neralnie im smakuje, ale chcą wiedzieć, co tojest. Ten czarny z okrągłą gębą pyta się, czy towieprzowina. Pork, no nie?

Dopiero teraz Marek zauważył, że po drugiejstronie stołu nie siedzą Polacy. Podszedł, by sięprzywitać. Szkot, Hindus, Somalijczyk, paru An-glików i Rosjanin. Byli już nieźle podchmieleni.Pokrótce objaśnił, co to za potrawy, a muzułma-nom kazał nie tykać schabowych ani szynki.Teraz Polacy patrzyli na niego z podziwem. Ktośnagle zaintonował Wśród nocnej ciszy, ale że pa-miętał tylko jedną zwrotkę, a nikt mu niepomógł, znów zapadła krępująca cisza.

– To po maluchu! – zawołał ktoś.– Gdzie jest didżej? Dawać didżeja!Marek został zmuszony do połknięcia trzech

kieliszków z rzędu. Poczuł wielkie gorąco na po-liczkach i nagle przyszło rozluźnienie. Z drugiejsali dobiegły dźwięki Daddy cool Boney M orazpiski stęsknionych za tańcem kobiet. Człowiek,który wcześniej pytał o angielski, zdybał Markaprzy barze. Był niski, krępy i śmierdział potem.Uniósł do góry flaszkę i kieliszek.

– Walnij, bracie. Tak świątecznie.Marek znów nie odmówił. Raz, drugi i trzeci.Zajrzał na salę. Grupka kobiet podrygiwała wświetle laserów. Jedna z nich uśmiechnęła się po-nętnie i pomachała do niego ręką. Udał, że niewidzi, więc pofatygowała się osobiście.

– Zatańczymy?Wódka otępiła go do tego stopnia, że nie

mógł oderwać wzroku od szczeliny między pier-siami tej dziewczyny. Tak dawno mieszkał sam,tak dawno nie miał kobiety. Wyciągnął ręce, bydotknąć, poczuć, przeżyć tę ulotną chwilę.

– Ej, gościu!– Co? – spytał głupio.– Wiesiek! Ten gnój dotykał moich cycków!!!!!Zmieszany Marek cofnął się w stronę baru,

licząc, że Wiesiek nie pójdzie za nim. Daremnie.Dukał jak przedszkolak, widząc zbliżającego sięszybko srogiego wąsacza.

– Panie Wieśku. Ona tak sama...Gdy było już naprawdę blisko, wielki facet

spojrzał na niego ironicznie i nagle machnął ręką.– Pan się nie przejmuje. Dziś Wigilia.Marek oparł się o tłustawą ścianę i długo ła-

pał oddech. Kiedy wreszcie doszedł do siebie, odrazu pobiegł do drzwi.

Uciekał od wódki, schabowych i Boney M,zapominając o wigilijnej siatce z zakupami.Dochodziła północ. Wśród nocnej ciszy całyLondyn szalał na imprezach.

Page 22: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

czas na relaks16 grudnia 2011 | nowy czas22|

Gadulstwo zwierząt

Robert Małolepszy

Kto by się w taki wieczór przejmował gadaniem psa, kota czy choćby chomi-ka? Zwierzaki nie wybrały sobie najlepszej pory na pogawędki z ludźmi. Azresztą, czy na pewno chcielibyśmy usłyszeć, co nammają do powiedzenia?...

Do wigilijnego gadulstwa zwierząt nie przywiązują również uwagi ludzie,którzy poświęcają im całe życie i dla których pies jest czymś znacznie więcejniż tylko dodatkiem do domowego wyposażenia. Oni po prostu wiedzą, żezwierzęta mówią przez cały rok i nie trzeba czekać naWigilię, by się o tymprzekonać. Obserwują je całymi latami i nauczyli się odczytywać ich język.Do takich ludzi można śmiało zaliczyć wielkiego miłośnika przyrody ArturaMurzę oraz pasjonata ornitologii Leszka Wojcieszaka.

Ich wiedza na ten temat opiera się głównie na własnych obserwacjach.Choć zagadnienie to jest fascynujące, nauka podejmuje je niezbyt chętnie.Brakuje pieniędzy na takie badania – nie mają one praktycznego zastosowa-nia. To jeszcze jeden dowód, że zwierzęta nie mogą chyba liczyć nazrozumienie ludzi.

MuZyka knieiDla nas głównym sposobem komunikacji jest głos. Dla zwierząt to tylkojedna z możliwości i to wcale nie najważniejsza. Najłatwiej zaobserwowaćmowę gatunków stadnych i zorganizowanych, najtrudniej – żyjących sa-motnie. Najwyższa forma zorganizowania społecznego występuje u wilków.Murza pasjonuje się tymi zwierzętami od wielu lat. W Polsce obserwowałje w Bieszczadach, skąd pochodzi. – Wielu ludzi twierdzi, że wycie wilkajest straszne, upiorne – mówi. – Dla mnie to najpiękniejszy chór, prawdzi-wa muzyka kniei...

Wśród wilków panuje ścisła hierarchia i podporządkowanie, co znajdujeodzwierciedlenie w sposobach komunikacji. Inny głos wydaje wilk-samiecostrzegający konkurentów przed wejściem na jego terytorium, inny gdy zale-ca się do samicy. Poprzez warczenie dominant okazuje agresję wobecosobnika podporządkowanego. Ten drugi z kolei, za pomocą określonegoskowytu demonstruje swoją uległość lub przyjacielskość. Coś tak trochę jak uludzi. Bawiące się szczeniaki skowycząc informują matkę, gdzie się znajdują.Samice podczas cieczki głosem oznajmiają gotować do pełnego przyjęcia za-lotów samca. Rzadziej spotykane gardłowe szczekanie oznacza ostrzeżenieprzed niebezpieczeństwem lub groźbę. Najczęściej spotyka się chóralne wycie

watahy, do którego dołączają coraz to kolejne osobniki. Niestety, ten gatunekzostał niemal doszczętnie wytępiony, a więc mamy marne szanse na posłu-chanie tej „muzyki kniei”.

Oprócz tego wilki mają cały system innych znaków. Za pomocą samej tyl-ko postawy można powiedzieć wszystko o pozycji wilka w stadzie.Nastroszone uszy, zmarszczone czoło, obnażone zęby znamionują wilka do-minującego. Po zamkniętym pysku i opuszczonych uszach poznamy wilkapodporządkowanego. Nawet położenie ogona ma znaczenie; postawiony dogóry oznacza zastraszanie oponenta, podkulony – strach. Wilki porozumie-wają się także za pomocą zapachów, o istnieniu których człowiek nie mapojęcia. Swój teren oznakowują oddając mocz – to są „słupy graniczne”, wy-czuwane węchem przez inne wilki. Zwyczaj ten mają również domowe psy,jednak obsikiwanie klatek schodowych nie ma już nic wspólnego ze znacze-niem terytorium. Ginący świat wilków jest zarazem fascynujący,bezwzględny i okrutny. Ale czy nasz jest tak dużo lepszy?

oDblaskowy ZaDRównie łatwo można zaobserwować komunikowanie się saren i jeleni. Sys-tem znaków sprzyja życiu stadnemu. Najefektowniejszym tego przejawem jestwrześniowe rykowisko jeleni, kiedy to samce donośnym rykiem obwieszczająłaniom swą potencję. Poza tym okresem odzywają się rzadko. Prędzej możnaza to usłyszeć pobekiwanie cieląt (zwanych przez myśliwych „sysakami”),zwłaszcza kiedy zgubią matkę. Sarny okazują strach poprzez odgłos przypo-minający szczekanie psa.

Jelenie i sarny żyją w ciągłym strachu przed leśnymi drapieżnikami (iprzed ludźmi), toteż ich system komunikacji służy wzajemnemu ostrzeganiu.Takim znakiem jest... biała plama na zadzie. Sarna, która pierwsza zauważyzagrożenie zaczyna uciekać. Stukot jej kopytek oraz jasna plama to dla pozo-stałych sygnał ostrzegawczy.

Ze swoich niezliczonych wędrówek po lesie pan Artur zapamiętał, jak„przemówił” do niego lis. I wcale nie było to w wigilijną noc, lecz w pewiensierpniowy poranek, kiedy siedział dobrze zamaskowany na skraju lasu.Nagle zobaczył , że z dala coś się do niego zbliża. Dopiero po dłuższejchwili rozpoznał, że to lis niosący w zębach kokoszkę. Nieświadomy obec-ności człowieka szedł wprost na niego. Gdy przystanął w odległości kilkumetrów, Murza spokojnie powiedział : – A komuś ty ją ukradł? Reakcja li-sa była dość zaskakująca. Rozejrzał się, jednak ciągle nie zauważałczłowieka, a że ludzki głos brzmi dla niego obco, zupełnie nie wiedział cozrobić. Ostrożnie położył kokoszkę na ziemi, a jego oczy mówiły: – O,

przepraszam, ale ja nic złego nie zrobił-em. Potem pobiegł już bez łupu do lasu.

Ptasie raDioW zielonym gaju ptaszki śpiewają – tokażdy wie, ale co one tam wyśpiewują,wiedzą tylko nieliczni. Zalicza się do nichLeszek Wojcieszak, ornitolog, znawca pta-sich zwyczajów. Ptaki porozumiewają sięprzede wszystkim za pomocą głosu, węchmają znacznie słabszy niż ssaki (wyjątkiemjest sęp wietrzący padlinę z odległości kilkukilometrów). Każdy wydawany przez nieodgłos coś oznacza. Najczęściej sygnalizu-ją swoją obecność na danym terenie,przywołują samicę, ostrzegają przed nie-bezpieczeństwem, nawołują się w stadzie,pisklaki proszą matkę o żer, itp. U niektó-rych gatunków samice kierują się nawet„jakością” głosu w doborze partnera. Alemy też przecież wiemy, że to dziewuchystrasznie jara – śpiew angielski i gitara...

Ptaki odpowiednio modulują swój głoswyrażając różne nastroje. Przyjemniej dlaludzkiego ucha brzmi śpiew zakochanegosłowika, niż krakanie wrony, ale przecieżwrona też w ten sposób się porozumiewa.Komunikat zawarty w ptasich odgłosachadresowany jest do osobników tego same-go gatunku, ale czasem odbierają gowszyscy mieszkańcy lasu. Przestraszonasójka narobi takiego hałasu, że uciekną in-ne ptaki (podobnie, jak na ostrzegawcze„szczekanie” saren reagują np. dziki). Doarsenału sygnałów należą także rozmaitepozy, kiwanie ogonem, stroszenie piór (ukuraków, dla których śpiew nie jest mocnąstroną, mają większe znaczenie). Barwneupierzenie samcówma na celu zaintereso-wanie płci przeciwnej.

Nie wszystkie ptaki potrafią śpiewać.Dzięcioł wabiąc samicę uderza dziobem wspecjalnie wybraną suchą gałąź wydająccharakterystyczny terkot (inaczej dziobieszukając korników). Bocianowi pozostałotylko klekotanie dziobem, ale radzi sobiecałkiem nieźle, potrafi bowiem w ten spo-sób wyrazić swoje nastroje, wzmacniającich wymowę różnymi pozami.

sZPak krukowinie Dorówna...Stara jak świat czytanka dla IV klasy szko-ły podstawowej opowiada o szpaku,którego więźniowie obozu jenieckiego na-uczyli gwizdać Mazurka Dąbrowskiego.Czy to możliwe? – Trudne, ale możliwe –odpowiadaWojcieszak. – Na pewno wy-maga to dużo pracy i nie z każdymszpakiem się uda. Ptaki naśladujące różneodgłosy, w tym ludzki głos, zawsze nas fa-scynowały. Papugi? Owszem, ale nie tylkoone. Drozd, szpak lub kos chętnie powta-rzają zasłyszane dźwięki. Wszystkiewróblowate mają takie zdolności, w czympomaga im duża powierzchnia mózgu.Do najinteligentniejszych ptaków należykruk, którego można nauczyć mówić. Wdodatku potrafi w sensowny sposób użyćwyuczonych zdań! – Swego czasu w stacjibadawczej Polskiego Związku Łowieckiegotrzymano w sąsiednich klatkach orła i kru-ka, którego laboranci dla zabawy nauczylimówić „cześć koleś” – wspomina LeszekWojcieszak. – Witał ich w ten sposób, gdyprzychodzili go karmić. Natomiast orłaczęsto mierzono i ważono przy czym za-wsze było mnóstwo zamieszania. Kruksłuchał słów i... sam się ich nauczył. Kiedypodchodzili do klatki orła, dar się wniebo-głosy: „Człowiek idzie, rety, co robicie,człowiek idzie!”. Kojarzył te słowa z okre-śloną sytuacją. Inna sprawa, że czasemużywał ich bez powodu.

Każde dziecko wie, że w wigilijną noc można bez problemu porozumieć sięze zwierzętami używając w tym celu ludzkiego języka. Kto jednak ma akuratwtedy czas, aby to sprawdzać? Trzeba ubrać choinkę, zapakować prezenty,naszykować stosy jedzenia na dwudniowe siedzenie przed telewizorem,zatłuc młotkiem karpia.

Zwierzaki są w różny sposób użyteczne dlaczłowieka. Często bez wzajemności. Dobrze, żenie zawsze rozumiemy, co po swojemu mówią.

Page 23: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

|23nowy czas | 16 grudnia 2011

czas na relaks

Już fizyka mówi, że zdarzenia są ze sobą znaczniebardziej powiązane, niż możemy to sobie wy-obrazić. A wszystko, co robimy, oddziałuje nawszystko inne i rozprzestrzenia się na siedem po-koleń. Zwracam się do Ławeczki, bo myślę, żetam usiądę i będę czekał na jakiś pocałunek odStwórcy tego świata, który mnie przebudzi do no-wego życia.

W winie zawarta jest jednak prawda, ale tylko wdużej jego ilości, jak się przekonałem. Po paru go-dzinach zaglądania na dno butelki, miałem wizję.Dwie małe żabki wpadły do głębokiej filiżanki zmlekiem. Wystraszone, rozpaczliwie starały sięutrzymywać na powierzchni ale ciągle ześlizgiwałysię po porcelanowych ściankach wąskiej filiżanki.Po pewnym czasie jedna z żabek powiedziała, żeich sytuacja jest beznadziejna, że z pewnością niktnie przyjdzie im z pomocą i że ona osłabła z sił isię poddaje. Druga żabka błagała ją, żeby nie prze-stawała pływać i że ktoś ich z pewnością uratuje.Na nic się zdały jej prośby, zrezygnowana żabkapoddała się i bezwiednie opadła na dno. Drugażabka, z większym jeszcze wigorem i żarliwościąporuszała się wokoło filiżanki. I stał się cud. Pokrótkim czasie z mleka zrobiło się masło, żabka od-biła się mocno od powierzchni i żabim skokiemwyskoczyła z uwięzienia.

Rano, z ciężką głową zrozumiałem, że winorównież stymuluje zdolności prorocze i jasno-widztwo. Ja jestem tą żabką, która się poddała,zwątpiła, nie miała woli przetrwania i opadła nadno. A niewielki promyk nadziei stworzyłby prąd,który by zdołał przemienić beznadziejną sytuację.Tylu rzeczy się już w swoim życiu chwytałem – tozacząłem studiować medycynę, to przeniosłem sięna farmację, a potem jeszcze na stomatologię. Tejteż nie skończyłem, bo wszystko było za trudne,zawsze zabrakło mi wytrwałości i wiary, że warto.Opadałem na dno zanim dobiegłem do mety.

KIEdY ŻYJESZw śwIECIECUdów

GRAŻYNA MAxwELL

Na ławeczceWmówiłem sobie, że nie mam szczęścia po swojej stronie,

i że opatrzność boska o mnie zapomniała. Nie byłemszczęściarzem jak ci, którzy nawet z piasku potrafią mako-wiec ukręcić. Napisałem ogłoszenie: „Poszukuję wiary. Pro-szę się spieszyć, bo mój koniec świata jest już blisko”.

Rozumiem, że my sami nadajemy sens temu, co widzimy,a wiara w powodzenie życia tylko pogłębia to znaczenie. Je-stem samotny jak palec i zdany na pastwę losu. Nikt się zamną nie wstawia u najwyższego i nie widzę żadnych aniołówdobrej woli tańczących wokół mnie. Nie otrzymałem też wprzydziale cnoty uważności, bo sens życia zupełnie mi umy-ka. Miałem mieć opiekuna, miałem nie być samotny i opusz-czony! Jedyne, co czyni życie interesującym, to możliwość, żenasze marzenia się spełnią. Jak ja mam wykrzesać jakiś entu-zjazm, jeśli jestem całkowitym bankrutem co do marzeń iwiary, że jakaś ręka szczęścia mnie poprowadzi. Moja babciaradzi mi serdecznie, żebym się częściej modlił. – Bo modli-twa jest – według niej – i zadaniem i poleceniem, ale też idziękczynieniem i uwielbieniem. I że Bóg wszystko widzi i żez Bogiem wszystko jest możliwe. On troszczy się i o kwiatypolne, i o ptaki na niebie. – Babcia twierdzi też, że u podnó-ża widzialnego świata leży niewidzialna inteligencja, którajest genialnym architektem tego świata. Moja Babcia jestalbo bardzo mądra, albo bardzo naiwna, ale to w niczym niezmienia faktu, że ja nie dostałem zaproszenia na kurs cudów.Czy ktoś mógłby sprawić, by szczęście i powodzenie zako-chało się we mnie?!

JĘZYK ANGIELSKIKOREPETYCJE

PROFESJONALNETŁUMACZENIA

ABSOLWENTKA ANGLISTYKIORAZ TRANSLACJI

(WESTMINSTER UNIVERSITY)TE. 0785 396 4594

[email protected]

Pan Leszek miał kiedyś pewnego kosa, którego na-uczył gwizdać melodię przeboju. Potem go wypuścił . Pokilku dniach znajomy z sąsiedztwa zwrócił uwagę, że jakiśptak w ogrodzie śpiewa mu coś znanego... Oczywiście, byłto ten sam kos. Gwizdał jednak po swojemu, mieszając po-szczególne frazy piosenki – widocznie na ptasie ucho takbyło ładnej.

Nawet drobne owady mają swoje kody porozumiewaw-cze. Niektóre leśne pasożyty potrafią na kilka kilometrówwyczuć samiczkę wydzielającą specyficzną substancję.Leśnicy imitując jej zapach sztuczną substancją zwabiają jew pułapkę, aby ograniczyć ich liczebność. Najłatwiej pod-patrzeć mowę wysoko zorganizowanych społecznościowadów np. mrówek lub pszczół .

A CO POWIE BRYTYJSKI KOT?U zwierząt domowych instynkt porozumiewawczy zostałprzytłumiony, ale one też nam komunikują różne potrzeby,choćby trącając miskę nosem lub pochodząc do drzwi. I tonajczęściej z nimi próbujemy się dogadać w wigilijny wie-

czór, kiedy już rozpakujemy prezenty, napełnimy brzuchkarpiem i uszkami. Co by nam powiedziały?

Tutaj, w Wielkiej Brytanii pewnie nie miałyby aż takichpowodów do narzekań. Ten kraj dba także o swoich czworo-nożnych i skrzydlatych obywateli. Podejście Brytyjczykówdo zwierząt może wyznaczać światowe standardy. Wielu znas zapomniało już o marznących za oknem bezdomnych,śmietnikowych kotach, odpędzanych kamieniami od cie-płych piwnic, lub o porzuconych na łaskę losu psachnarażonych na kopniaki rozwydrzonych dzieciaków. Mniejtu myśliwych i kłusowników, więc rzadziej dałoby się usły-szeć skargę sarny szamoczącej się rozpaczliwie godzinamiwe wnykach, lub jelenia broczącego krwią z postrzałowej ra-ny. Także nie sprzedaje się żywych karpi, które głosu niemają, a musiałyby dogorywać całą noc w wannie, aby – jaknakazuje polska tradycja – ostatecznie zostać zatłuczonemłotkiem, by potem… jako jedna z dwunastu potrawpojawić się na pięknie udekorowanym wigilijnym stole.

Robert Małolepszy

Jest taka ławka. Usiądź tam ze mną. Posłuchaj opowieści.Pewien staruszek bardzo kochał muzykę. Chodził namiętnie do różnych salkoncertowych, by oddawać się jej słuchaniu, ale był bardzo rozczarowany,bo nigdy nie doczekał się wysłuchania całej symfonii. Wszystko kończyło siędla niego zawsze na preludium. Postanowił sprawę zanieść do nieba i roz-mówić się ze Stwórcą. Wiedział, że sny i marzenia nocne są językiem Boga,więc zaczął długo i słodko sypiać. Ale Bóg schował się gdzieś za grubymichmurami i milczał. Lata mijały i staruszek był już na łożu śmierci i głośnowyrażał swoją skargę.

– Obiecywałeś mi Panie Boże, że nigdy mnie nie opuścisz i że zawsze bę-dziesz ze mną szedł i rozmawiał. Staruszek, oczami wyobraźni, przechodziłprzez różne lata swojego życia i zauważył, że na piasku zawsze były śladyczterech stóp. – To jednak Stwórca szedł obok mnie, towarzyszył mi – ucie-szył się staruszek. Ale patrząc dalej w swoje życie, zauważył, że w najtrud-niejszych jego momentach, w najczarniejszej godzinie potrzeb, na piaskubyły ślady tylko jednego człowieka. – To jednak Bóg opuścił mnie, kiedy po-trzebowałem go najbardziej – zasmucił się staruszek. Po czym głośno już we-zwał Boga i zażądał od niego wyjaśnienia.

Bóg cicho wyszeptał słowa do ucha staruszka: – Obiecałem ci na początkutwojej drogi, że nigdy cię nie opuszczę i że zawsze będę szedł obok ciebie.Będę cię prowadził. Kiedy widziałeś ślady tylko dwóch stóp na piasku, towłaśnie wtedy ja ciebie niosłem. – Słuchałeś muzyki, ale jej nie słyszałeś, amiałeś ją w swoim sercu.

Popatrzyłam na autora listu. Jesteś niepowtarzalnym krokiem Boga i stru-mieniem jego energii. – Nie musisz się bać. Wyciągnij ręce. Jesteś prowadzo-ny. – Bóg jest jak słońce, które nie pyta, czy Ziemia jest dobra czy zła, poprostu świeci.

Page 24: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

co się dzieje16 grudnia 2011 | nowy czas24|

kino

muzykateatry

Steelye Spain

Weterani folk rocka zagrają w cało-ści swój album NowWe Are Sic.Potem zabiorą nas w podróż w liczą-cą sobie niemal czterdzieści lathistorię zespołu, wyławiając z niejnajpopularniejsze kawałki.Niedziela, 19 lutego, godz. 19.30Barbican CentreSilk Street, EC2Y 8DS

Saxon

Weterani ciężkiego metalu grają jużod ponad trzydziestu lat i wcale niezamierzają zwolnić. Najważniejsi,obok Def Lepard, przedstawicieletak zwanej nowej fali brytyjskiegometalu wydali niedawno płytę zaty-tułowaną Call to Arms, na którejzawracają pod względem stylistycz-nym do początków kariery. Mniej tukombinowania, więcej prostego, dy-namicznego grania. Podczasenergetycznego – jakżeby inaczej –koncertu spodziewać się możemyjednak mieszanki nowych kawałkówi tych klasycznych, które co bardziejzbuntowane „dzieci lat osiemdzie-siątych” na Wyspach, znały napamięć.Sobota, 20 grudnia, godz. 20.00KOKO1 Camden High Street, NW1 7JE

The Sleeping Beauty

Klasyka baletowa w Covent Garden.Zrealizowana z dużym rozmachem,imponująca pod względemwizualnyminscenizacja. Coś dla całej rodziny.RRooyy��aall��OOppee��rraa��HHoo��uussee��BBooww��SSttrree��eett,,��WWCC22EE��99DDDD

Ni�co�le�Sche�rzin�ger

Sły�ną�ca�z�uro�dy�i�nie�złe�go�gło�su�wo�-ka�list�ka�cie�szy�się�na�Wy�spach�wiel�kąpo�pu�lar�no�ścią,�dla�te�go�je�śli�ktoś�maocho�tę�zo�ba�czyć�jej�wy�stęp�na�ży�wo,po�wi�nien�kupić�bilet�już�te�raz,�bo�dłu�-go�pew�nie�nie�poleżą�w�kasach.Kon�cert�bę�dzie�pro�mo�wał�re�edy�cjęjej�al�bu�mu�Kil�ler�Lo�ve wzbo�ga�co�nąmię�dzy�in�ny�mi�o�jej�no�wy�sin�giel�za�ty�-tu�ło�wa�ny�Try�With�Me.Niedziela,�19�lutego,�godz.�20.00HMV�Hammersmith�Apollo45�Queen�Caroline�Street,�W6�9QH

Sher�lock�Hol�mes�2

Je�że�li�bę�dzie�tak�do�bra�jak�pierw�szaczęść,�to�nie�ma�wąt�pli�wo�ści:�w�prze�-rwie�mię�dzy�świą�tecz�ny�mi�wy�pie�ka�mi�iko�lek�cjon�wa�niem�gwiad�ko�wych�za�ku�-pów�trze�ba�ko�niecz�nie�wy�brać�się�doki�na.�Fe�no�me�nal�nie�ob�sa�dze�ni�Ju�deLaw�i�Ro�bert�Do�wney�gra�ją�w�no�wo�-cze�snej,�ale�za�cho�wu�ją�cej�kli�matory�gi�na�łu�wer�sji�Sher�loc�ka.�Jest�za�baw�-nie,�dy�na�micz�nie�i�bar�dzo�spraw�niepod�wzglę�dem�tech�nicz�nym.

Hu�go

No�wy�film�Mar�ti�na�Scor�ses�se.�Bar�-dzo�in�ny�od�gang�ster�skich�epo�pei,�wja�kich�do�tych�czas�się�spe�cja�li�zo�wał.At�mos�fe�rą�rzecz�przy�po�mi�na�nie�coJu�man�ji z�Ro�bi�nem�Wil�liam�sem�w�ro�ligłów�nej.�To�świą�teczna�w�kli�ma�cieopo�wieść�o�ma�łym,�osie�ro�co�nymchłop�cu�ży�ją�cym�na�ty�łach�pa�ry�skiejsta�cji�ko�le�jo�wej.�Nasz�bo�ha�ter�pró�bu�-je�z�ca�łych�sił�do�końc�zyć�ostat�niedzie�ło�swe�go�oj�ca�–�ze�gar�mi�strza.�Tosre�brzy�sty�ro�bot�trzy�ma�ją�cy�w�rę�kachpió�ro.�Chło�pak�jest�prze�ko�na�ny,�że�je�-śli�spra�wi,�że�ro�bot�za�cznie�dzia�łać,ten�prze�ka�że�mu�ostat�nią�wia�do�mośćod�ta�ty.�I�choć�wkrót�ce�oka�że�się,�żema�szy�na�nie�mo�że�za�pro�wa�dzić�godo�oj�ca,�dzię�ki�niej�po�zna�zu�peł�nieno�wy,�fa�scy�nu�ją�cy�świat:�świat�fil�mu.

High�So�cie�ty

Osza�ła�mia�ją�ca�Gra�ce�Kel�ly,�nie�do�ce�-nio�na�Ce�le�ste�Holm,�a�do�te�gocza�ru�ją�co�aro�ganc�ki�Frank�Si�na�tra�ipe�łen�kla�sy�Bing�Cros�by.�W�tle�–�Lo�uis�Arm�strong.�Do�łóż�my�do�te�gopio�sen�ki�Co�le�Por�te�ra�i�już�ma�my

prze�pis�na�kla�sycz�ny�mu�si�cal.Fa�bu�ła?�Ra�czej�szcząt�ko�wa.�Ale�nieona�jest�tu�naj�waż�niejsza.�Cher�lesWal�ters�za�bie�ra�nas�w�świat�ary�sto�-kra�cji�lat�pięć�dzie�sią�tych,�któ�rypew�ne�go�dnia�na�jeż�dza�pa�ra�nie�cobez�czel�nych�dzien�ni�ka�rzy.�Ma�ją�re�la�-cjo�no�wać�wiel�ki�ślub�Tra�cy�z�jejno�wym�na�rze�czo�nym.�Ale�co�z�na�dalza�ko�cha�nym�w�dziew�czy�nie�by�łymmę�żem?�Wzią�łem�ze�so�bą�trąb�kę�–za�gram�tak,�że�do�cie�bie�wró�ci,�chło�-pie –�śpie�wa�za�raz�na�po�cząt�kuLo�uis�Arm�strong.�No�wła�śnie.BFI,�Be�lve�de�re�Ro�ad,�SE1�8XT

How�to�Stop�Be�ing�a�Lo�ser

Ja�mes�nie�ra�dzi�so�bie�z�ko�bie�ta�mi.Każ�da�rand�ka�(o�ile�już�się�na�ja�kąśza�ła�pie)�koń�czy�się�nie�zmien�nie�tra�-ge�dią.�Ze�ro�wy�czu�cia,�pew�no�ścisie�bie.�Ale�na�szczę�ście�raut�nek�jesttuż,�tuż!�Nie�ja�ki�Am�per�sand,�któ�re�goJa�mes�po�znał�na�kur�sie�uwo�dze�nia,

zga�dza�się�spę�dzić�z�nim�tro�chę�cza�-su�i�po�wo�li,�mo�zol�nie�zro�bić�z�nie�gorand�ko�we�go�kil�ler.�Uff…,�pro�lem�roz�-wią�za�ny.�Ale�czy�na�pew�no?

Ke�vin�sam�w�do�mu�&�It’s�a�Won�der�ful�Li�fe

Jak�świę�ta,�to�świę�ta.�Pew�nych�rze�czynie�mo�że�za�brak�nąć.�Jak�wia�do�moGwiazd�ka�bez�Ke�vi�na�to�nie�Gwiazd�-ka.�Je�go�przy�go�dy�moż�na�śle�dzić�wki�nie�Prin�ce�Char�les�Ci�ne�ma�nie�opo�-dal�Le�ice�ster�Squ�are.�W�ce�nie�bi�le�tujest�też�jesz�cze�je�den�po�kaz�(o�ile�bę�-dzie�my�mie�li�na�nie�go�czas�i�po�kaznie�bę�dzie�ko�li�do�wał�z�wi�gi�lij�ną�ko�la�-cją):�kla�sycz�ny�me�lo�dra�mat�It’s�aWon�der�ful�Li�fe,�któ�ry�–�choć�mniejpo�pu�lar�ny�u�nas�–�na�Wy�spach�jestże�la�zną,�świą�tecz�ną�po�zy�cją.Wi�gi�lia,�godz.�15.30Prin�ce�Char�les�Ci�ne�maLe�ice�ster�Pla�ce,�WC2H�7BY

The�Bol�ly�wo�od�Trip

Co�się�sta�nie,�gdy�gwiaz�da�Bol�ly-wo�od�w�wy�ni�ku�zbie�gu�dziw�nychwy�da�rzeń�tra�fi�do�szpi�ta�la�psy�chia�-trycz�ne�go�w...�Da�nii?�Ta�kie�py�ta�niaza�da�ją�so�bie�twór�cy�te�go�nie�ty�po�-we�go�spek�ta�klu.�Czyż�by�Lot�naku�kuł�czym�gniaz�dem w�wer�sji�kam�-po�wo-mu�si�ca�lo�wej?�W�Ko�pen-ha�dze�przed�sta�wie�nie�mu�zycz�nezro�bi�ło�praw�dzi�wą�fu�ro�tę.�Jak�bę�dzie�nad�Ta�mi�zą?So�uth�bank�Cen�treBe�lve�de�re�Ro�ad,�SE1�8XX

Denmark�Street�Big�Band

Wśród�lon�dyń�skich�or�kiestr�jaz�zo�wychDen�mark�Stre�et�Big�Band�pre�zen�tu�jemu�zy�kę�naj�bar�dziej�zbli�żo�ną�do�zło�tejery�swin�gu.�W�re�per�tu�arze�ze�spo�łuznaj�du�ją�się�kla�sycz�ne�stan�dardy,�któ�-re�na�sta�łe�we�szły�do�hi�sto�rii�jaz�zu,dzię�ki�ta�kim�ar�ty�stom�jak�Frank�Si�na�-tra,�De�an�Mar�tin,�Sam�my�Da�vis�Jr�czyBob�by�Da�rin.�Na�każ�dy�kon�cert�w�JazzCa�fe�li�der�ze�spo�łu�Paul�Burch�za�pra�-sza�naj�lep�szych�pol�skich�i�bry�tyj�skichwo�ka�li�stów�jaz�zo�wych�z�Lon�dy�nu,�któ�rzy�pre�zen�tu�ją�zna�ne�i�lu�bio�ne�stan�-dar�dy�jaz�zo�we�w�ory�gi�nal�nej�aran�ża�cjize�spo�łu.So�bo�ta,�17�grud�nia,�godz.�20.30�JAZZ�CAFE�POSK236-242�King�Street,�W6�0RF

Acid�Drinkers�Back�to�the�Streets�Tour��

Je�den�z�naj�lep�szych�i�naj�bar�dziej�wi�-do�wi�sko�wych�ze�spo�łów�w�hi�sto�riipol�skie�go�thrash�me�ta�lu,�le�gen�dar�niAcid�Drin�kers�wra�ca�ją�do�Lon�dy�nupo�ubie�gło�rocz�nym�wy�prze�da�nymkon�cer�cie�w�ra�mach�tra�sy�Back�tothe�Stre�ets�–�su�ge�ru�je�my�nie�ocią�-gać�się�z�re�zer�wa�cją�bi�le�tów.Te�go�rocz�na�tra�sa�bę�dzie�kon�ty�nu�-acją�pro�mo�cji�pły�ty�Fi�sh�dick�Zwei.The�Dick�Is�Ri�sing�Aga�in,�któ�ra�w�ze�-szłym�ro�ku�na�ro�bi�ła�spo�ro�ha�ła�su,�a�na�wet�wrza�sku�na�pol�skiej�sce�niemu�zycz�nej!�Ze�spół�po�wstał�21wrze�śnia�1986�ro�ku�i�od�te�go�cza�suza�grał�po�nad�500�kon�cer�tów.Sobota,�21�stycznia�2012�The�Garage20-22�Highbury�Corner,�N5�1RD

Tra�vel�ling�Li�ght

Te�atr�skła�da�po�kłon�ki�nu.�Tra�vel�lingLi�ght Ni�cho�la�sa�Wri�gh�ta�to�list�mi�ło�-sny�do�fil�mu.�Ak�cja�dzie�je�się�wza�bi�tej�de�cha�mi�wio�sce�gdzieś�wewschod�niej�Eu�ro�pie.�Głów�ny�bo�ha�-ter�Motl�Mendl�za�ko�chu�je�siępew�ne�go�dnia�w�–�dość�jesz�cze�wte�-dy�nie�po�rad�nych�–�ru�cho�mychob�ra�zach�i�po�sta�na�wia�zo�stać�re�ży�se�-rem.�Ale�każ�dy�sen�ma�swo�ją�ce�nę.Ci�ne�ma�Pa�ra�di�so wiecz�nie�ży�we?PPrree��mmiiee��rraa��1111��ssttyycczz��nniiaaNNaa��ttiioo��nnaall��TThhee��aattrreeSSoo��uutthh��BBaannkk,,��SSEE11��99PPXX

The�Can�ter�bu�ry�Ta�les

Zde�cy�do�wa�nie�nie�orto�dok�syj�ne�od�-czy�ta�nie�śre�dnio�wiecz�ne�go�kla�sy�ka,Opo�wie�ści�kan�ten�be�ryj�skich. Wwer�sji�uro�czej�tru�py�z�So�uth�wark�du�-żo�bę�dzie�wy�ko�ny�wa�nej�na�ży�womu�zy�ki,�a�ca�łość�prze�nio�sio�na�zo�sta�-nie�do�cza�sów�bliż�szych�na�szym.Punkt�star�to�wy�dla�jed�nej�z�hi�sto�ri�–go�spo�da�Ta�bard�Inn�znaj�do�wa�ła�się

Page 25: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

|25nowy czas | 16 grudnia 2011

co się dzieje

wykłady/odczyty

wystawy

CO ROBićW śWięTa?Jak to co? Lista jest długa: bigos,kiełbasa, makowiec… A może jednaktrochę ruchu albo kultury?

O nie! Znowu tłumy, nerwówka, trąbienie samo-chodów, płacz dzieci i nieubłagalne tykaniezegarka. Do tego atakujące nas zewsząd LastChristmas i All I Want For Christmas Is You.Słowem – okres przedświątecznych zakupów naulicach Londynu. Jak je przetrwać? Przepychaniesię przez tłum można sobie umilić małym tour pouliczkach przystrojonych świątecznymi ilumina-cjami i dekoracjami. Przykłady? Oczywiścienajwiększa i najbardziej imponująca instalacja toOxford Street i Regent’s Street. Podwieszonenad naszymi głowami lampiony i neony zawszerobią wrażenie, szczególnie w zestawieniu z im-ponującą architekturą tej okolicy, co taknaprawdę dostrzec można jedynie w nocy, kiedyznikają stamtąd tłumy. Troszkę bardziej awangar-dowo jest na St Chrisopher Place, gdzie powitająnas gigantyczne, futurystyczne bombki. Znajdu-jąca się po drugiej stronie Oxford Street SouthMolton Street zaprosi nas do przejścia pod seriąniebieskawych łuków przyozdobionych świątecz-nymi gwiazdkami. Instalacja jest dosyć podobnado tej z poprzednich lat, ale spacer tą ulicą i takgwarantuje niezapomniane wrażenia.Na nietypowe świętowanie Gwiazdki zdecydo-

wała się dyrekcja dworca St Pancras. Zamiasttradycyjnego drzewka znajdziemy tu choinkęzbudowaną z… klocków Lego. Dzieci – i nie tylko– są zachwycone. Spodoba im się też wizyta wjednej z „zaimportowanych” ze Stanów Zjedno-czonych Grot Świętego Mikołaja. Będą tu mogłyspotkać samego brzuchatego, roześmianegoprzybysza z Laponii. Gdzie znajdziemy takie gro-

ty? W tym roku stoją one między innymi w cen-trach handlowych (Westfields, Whiteleys), naplacu Duke of York Square w Chelsea, ale takżew Museum of London (klimat dickensowski, po-znamy też samego Scrooge’a!) oraz na CanaryWharf. W Kensington Olympia czeka na nas na-tomiast alternatywna grota utrzymana wklimacie… Doctor Who!A może w przerwie między indykiem/bigo-

sem i apple pie/makowcem warto troszkęzadbać o linię? Z pewnością. Że zimno, żeciemno i nie ma co się męczyć? Niestety – wLondynie tego typu wymówki nas nie uratują.Specjalnie na zimę miasto przygotowało bo-wiem szereg lodowisk. Często są one położonew absolutnie czarujących miejscach. Na przy-kład przed Muzeum Historii Naturalnej przyExhibiotion Road, Kensington. Inny to najsłyn-niejsze – być może najbardziej romantyczne –na dziedzińcu Somerset House. Pojeździć teżmożna w potężnym, świątecznym miasteczku wHyde Parku. Dla prawdziwych leniuchów, którzyzechcą upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu,jest też lodowisko w galeriach handlowychWestfield.

The Mystery of apperance

Słynny Papież Francisa Bacona tonajwiększa gwiazda wystawy w ga-lerii Haunch of Venison. Alezobaczymy tu też na przykład mniej

rocznej nagrody dla najlepszegobrytyjskiego fotografa zajmującegosię zdjęciami pejzażowymi.National TheatreSouth Bank, SE1 9PX

Lygia Pape

Pape to zmarły cztery lata temu bra-zylijski artysta, założyciel ruchuzwanego neokonretyzm, który zacel postawił sobie przywróceniesztuki sferze publicznej. I to sztukiw jak najszerszym znaczeniu tegosłowa. Na wystawie zobaczymyszkice, obrazy, instalacje, wiersze izapisy... układów baletowych.Serpentine Gallerykensington Gardens, W2 3Xa

Brothers in arms

Wystawa, przygotowana we współ-pracy z naszym Instytutem Pamięci

Narodowej pozwala zwiedzającympoznać historię pochodzących spo-za Wielkiej Brytanii uczestnikówBitwy o Anglię. Rzecz jasna byliwśród nich również Polacy. Na eks-pozycji obejrzeć można uniformy,dokumenty, pamiętniki, raporty z lo-tów oraz – co ciekawe – szczątkipierwszego niemieckiego samolotu,jaki podczas starcia zestrzeliliczłonknowie Dywizjonu 303. Będzieteż coś dla najmłodszych. Będą onimogli stanąć na interaktywnej plan-szy poświęconej historii polskiegodywizjonu. Wystawa potrwa dopołowy marca.RRaaFF MMuusseeuumm LLoonnddoonnGGrraahhaammee PPaarrkk WWaayy,, NNWW99 55LLLL

Wil helm Sa snal

Już�niewiele�czasu�zostało,�byzobaczyć�wiel�ką�re�tro�spek�ty�wę�pol�-skiego�ar�ty�sty�Wil�hel�ma�Sa�sna�la�–jed�ne�go�z�naj�bar�dziej�roz�chwy�ty�wa�-nych�obec�nie�twór�ców�znad�Wi�sły.Są�ob�ra�zy,�zdję�cia�i�fil�my.�I�dwagłów�ne�te�ma�ty,�któ�re�prze�wi�ja�ją�sięu�Sa�sna�la�nie�usta�nie:�sto�su�nek�sztu�-ki�do�wiel�kich�wy�da�rzeńhi�sto�rycz�nych�oraz�spo�sób,�w�ja�ki�taostat�nia�za�po�śred�ni�cza�rze�czy�wi�-stość.�W�Whi�te�cha�pel�Gal�le�ryin�tym�ne�por�tre�ty�są�sia�du�ją�z�dzie�ła�-mi�po�świę�co�nym�hi�sto�rycz�nymlo�som�Pol�ski�i�pop�-ar�to�wą�wa�ria�cjąna�te�mat�ko�mik�su�Ar�ta�Spie�gel�ma�nao�Ho�lo�cau�ście.

Uro dzi ny Phi lo so phy Now

Po�pu�lar�ne�pi�smo�Phi�lo�so�phy�Nowkoń�czy�wła�śnie�dwa�dzie�ścia�lat.�Jużod�dwóch�de�kad�wy�daw�cy�prze�ko�-nu�ją,�że�fi�lo�zo�fia�jest�co�ol.��Z�tejoka�zji�wpaść�moż�na�na�Red�LionSqu�are�i�po�słu�chać�(mię�dzy�in�ny�mi)jed�ne�go�z�naj�wy�bit�niej�szych�ży�ją�cychfi�lo�zo�fów,�Ro�ge�ra�Scru�to�na.�Opróczte�go�w�progra�mie�se�ria�fi�lo�zo�ficz�-nych�gier�i�warsz�ta�tów.�Po�ja�wi�sięteż�ta�jem�nicz�ny...�Mi�ko�łaj�–�fi�lo�zof!Nie dzie la, 18 grud nia od 11.00Con way Hall25 Red Lion Squ are, WC1R 4RL

Do 1 stycznia 2012Whi te cha pel Gal le ry Whi te cha pel Ro ad, E2 7JB

Behind the Curtainprzedłużona wystawa

Wy�sta�wę�zdjęć�fi�na�list�ki,�kon�kur�suNew�Sen�sa�tion�2010 zor�ga�ni�zo�wa�-ne�go�przez�Chan�nel�4�oraz�Ga�le�rieSa�at�chi,�Uli�Wi�zne�ro�wicz�moż�na�bę�-dzie�oglą�dać�nie�co�dłu�żej�w�GaleriiPOSK.�Ro�bio�ne�w�Pol�sce�zdję�cia�wme�ta�fo�rycz�ny�spo�sób�uka�zu�ją�pro�-blem�al�ko�ho�li�zmu,�któ�re�go�nieza�kry�je�żad�na�za�sło�na.�Wy�sta�wa,któ�rej�nie�spób�prze�ga�pić.DDoo 33 ssttyycczznniiaa 22001122GGaalleerriiaa PPOOSSkk223388--224466 kkiinngg SSttrreeeett,, WW66 00RRFF

pięć�mi�nut�od�So�uth�wark�Play�-ho�use.�Dla�te�go�twór�cy�in�sce�ni�za�cjizde�cy�do�wa�li�się�prze�kształ�cić�sce�nęwła�śnie�w�tę�karcz�mę.�Do�dat�ki�teżnie�do�po�gar�dze�nia:�spró�bu�je�my�tro�-chę�do�bre�go,�an�giel�skie�go�ale!So uth wark Play ho useShi pw ri ght Yard, SE1 2TF

Haun ted Child

Na�wie�dzo�ne�dziec�ko?�Czyż�by�teatrRoy�al�Co�urt�po�sta�no�wi�ł�prze�nieść�nade�ski�ja�kiś�ja�poń�ski�hor�ror?�Punktwyj�ścia�jest�na�wet�po�dob�ny.�Po�zna�-je�my�ośmio�let�nie�go�chłop�ca,�któ�re�gooj�ciec�za�gi�nął�w�nie�wy�ja�śnio�nychoko�licz�no�ściach.�Pew�ne�go�wie�czo�rasie�dzi�z�ma�mą�w�do�mu�i�za�czy�na�sły�-szeć�dziw�ne�dźwię�ki�ze�stry�chu.�AleHaun�ted�Child za�ofe�ru�je�nam�coświę�cej�niż�ta�nie�stra�sze�nie:�me�ta�fi�-zycz�ną�opo�wieść�o�wie�rze�bez�dna.�Roy al Co urt The atre 50-51 Slo ane Squ are, SW1W 8aS

Thril ler Li ve

To�w�Lon�dy�nie�Mi�cha�el�Jack�son�miałza�grać�ostat�nie�pięć�dzie�siąt�kon�cer�-tów�swo�je�go�ży�cia.�Gi�gan�tycz�neprzed�się�wzię�cie�w�ha�li�O2�w�Gre�en�-wich�ni�gdy�nie�do�szło�do�skut�ku�wwy�ni�ku�śmier�ci�ar�ty�sty.�Thril�ler�Li�veto�hołd�zło�żo�ny�mu�zy�ko�wi.�Tym�ra�-zem�przy�jął�on�for�mę�mu�si�ca�lu.�Donaj�więk�szych�prze�bo�jów�Mi�cha�ela�–od�ABC z�cza�sów,�gdy�był�na�sto�lat�-kiem,�na�grań�z�prze�ło�mo�wej�Off�theWall aż�po�Earth�Song czy�TheyDon’t�Ca�re�Abo�ut�Us –�do�pi�sa�noim�po�nu�ją�cą�cho�re�ogra�fię.Ly ric The atreSha ftes bu ry ave nue, W1D 7ES

Ki�lo�gra�my�zrzu�co�ne,�te�raz�po�ra�po�śpie�wać.Tra�dy�cyj�nie�świę�ta�na�Wy�spach�są�bar�dzo�mu�-zycz�ne.�Przo�du�je�rzecz�ja�sna�Roy�al�Al�bert�Hall.Pro�gram�jest�bar�dzo�bo�ga�ty�–�od�bar�dzo�roz�ryw�-ko�wych�wie�czo�rów,�pod�czas�któ�rych��opa�ko�wa�new�po�pu�lar�ne�aran�ża�cje�świą�tecz�ne�hi�ty�moż�napo�nu�cić�ra�zem�z�pio�sen�ka�rza�mi,�aż�po�bar�dziejdo�stoj�ny�wie�czór�ze�świe�ca�mi�i�chó�rem.�Bo�ga�tąofer�tą�w�tym�za�kre�sie�mo�że�po�chwa�lić�się�teżWest�mi�na�ster�Ab�bey.�Wy�słu�cha�my�tu�tra�dy�cyj�-nych�ca�rols i�świą�tecz�nych�kom�po�zy�cjikla�sycz�nych.�Spe�cjal�ny,�świą�tecz�ny�kon�cert�przy�świe�cach�z

wła�snym�chó�rem�w�ro�li�głów�nej�odbędzie�się�21grud�nia�So�uth�wark�Ca�the�dral.�W�samym�cen�-trum�ko�ściół�St.�Mar�tin�in�the�Fields�za�pro�po�nu�jenam�mię�dzy�in�ny�mi�wy�stęp�swo�je�go�chó�ru�i�wy�-ko�na�nie�Me�sja�sza Ha�en�dla�–�obo�wiąz�ko�wo�wto�wa�rzy�stwie�świec.�At�mos�fe�rę�świąt�moż�na�teżpo�czuć�po�pro�stu�prze�cha�dza�jąc�się�Tra�fal�garSqu�are.�Usta�wia�ją�się�tu�ko�lęd�ni�cy,�któ�rzy�śpie�-wa�ją�sto�jąc�przed�umieszczoną�na�pla�cugi�gan�tycz�ną�cho�in�ką.

adam Dą brow ski

zna�ne�dzie�ła�Fran�ka�Au�er�ba�cha.Wspól�ny�mia�now�nik�wszyst�kichdzieł:�kurs�pod�prąd�do�mi�nu�ją�ce�gopod�ów�czas�tren�du�– ame�ry�kań�-skie�go�abs�trak�cjo�ni�zmu.�Wszy�scyar�ty�ści,�któ�rych�dzie�ła�zo�ba�czy�myna�wy�sta�wie�zde�cy�do�wa�nie�za�wró�-ci�li�ku�sztu�ce�fi�gu�ra�tyw�nej.�Haunch of Ve ni son103 New Bond Stre et, W1S 1ST

Ey eball Mas sa ge

My�śli�cie,�że�Szwaj�ca�ria�to�tyl�ko�krajse�rów�i�ze�ga�rów�z�ku�kuł�ką?�Otóżnie.�Przed�lon�dyń�czy�ka�mi�jed�na�zostat�nich�szans,�by�zo�ba�czyć�pra�cePi�pi�lot�ti�Rist,�po�cho�dzą�cej�z�te�gokra�ju�ar�tyst�ki�zna�nej�z�in�no�wa�cyj�-nych�in�sta�la�cji�wi�deo.�Naeks�po�zy�cję�skła�da�ją�się�też�jed�nakrzeź�by�i�fo�to�gra�fie.�Mi�mo�że�Ristjest�ak�tyw�na�od�lat�osiem�dzie�sią�-tych,�wy�sta�wa�w�So�uth�bank�Cen�trejest�do�pie�ro�pierw�szą�re�tro�spek�ty�-wą�po�swię�co�ną�jej�twór�czo�ści.�So uth bank Cen treBe lve de re Ro ad, SE1 8XX

Ta kE a ViEWfo to gra fia pej za żo wa

Od�mroź�nych�kra�jo�bra�zów�Szko�cji,przez�groź�ne�ska�ły�bry�tyj�skie�go�wy�-brze�ża,�swoj�skie�kra�jo�ba�zy�słod�kiejAn�glii�aż�po�nie�ograr�nio�ne,�noc�neme�tro�po�lie�–�wy�sta�wa�w�Na�tio�nalThe�atre�po�zwo�li�nam�za�po�znać�sięz�pra�ca�mi�no�mi�no�wa�ny�mi�do�te�go�-

Page 26: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

czas na relaks

krzyżówka z czasem nr 37

26| 16 grudnia 2011 | nowy czas

Poziomo:

1) polska piosenkarka, śpiewała m.in. Mały książę i O mnie się niemartw; 5) impreza sportowa lub turystyczna; 8) ciężki metal; 9)imię aktora Obuchowicza; 10) dowcip, kawał; 12) starożytnepaństwo w północnej Mezopotamii; 13) pojemność zbiornikawyrażona w litrach; 16) domek pasterzy w górach; 20) włochatyowoc; 23) mongolski hodowca bydła; 24) lubi życie domowe; 25)bankiet, gala; 26) substancja kwaśna; 27) rzeka, która ma ujście wGdańsku.

Pionowo:

1) azjatycki ssak drapieżny z rodziny łasicowatych; 2) nakryciegłowy; 3) …buduje, niezgoda rujnuje; 4) przyszła do woza; 5)zakaźna choroba bakteryjna świń; 6) członek ludu, który w VI w.przybył z Azji nad Dunaj i założył państwo w Panonii; 7) 15 lipca1410 roku; 11) imię piosenkarki Pavone; 14) kniaź z opery Borodin,15) hałas połączony z bieganiną; 17) zamieszanie; 18) państwo zRygą; 19) zwierzę polskich lasów; 20) imię autora powieści oprzygodach Tomka Sawyera; 21) koralowa; 22) imię reżyseraHanuszkiewicza.

Rozwiązanie krzyżówki z czasem z poprzedniego numeru:Miron Białoszewski

sudoku

k

726

1567

2 1

7892

77

83

4 12

9 3

452

9

2

9875 7

3296

6

75

69

937

28

6

5

27

972

8

743

925

1

6416 7

14

624

45

62

5

839

2

4

15

45

1

34

9

926

1618

łatwe średnie trudne

Page 27: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

|27nowy czas | 16 grudnia 2011

Kamil Biegniewski

Tradycyjnie już o tej porzepodsumowujemy piłkarskąjesień na polonijnych bo-iskach w Wielkiej Brytanii.Rozpoczynamy od rozgry-wek w Londynie, które odkilku lat cieszą się mianemnajwiększej polonijnej ligina świecie.

W pierwszej lidze na czele zespół Nie-pokonani Porażka, który raczej niepozwoli sobie odebrać mistrzostwa. Scy-zoryki, jak co roku, depczą liderowi popiętach i nie tracą nadziei, ale głównycel osiągnąć będzie niezwykle trudno.

Zaskoczeniem jest bez wątpieniapostawa piłkarzy PCW Olimpia. Przedsezonem zespół ten nie był stawiany wgronie faworytów, a czwarte miejscebyło raczej poza zasięgiem. Teraz ce-lem „olimpijczyków” jest zapewnejeszcze wyższa lokata.

Na piątym miejscu plasuje się PiątkaBronka, która rok temu toczyła zaciętybój o mistrzostwo. Przed sezonem z klu-bu odeszło kilku wartościowychzawodników, co od razu przełożyło sięna wyniki. „Bronki” w dalszym ciągucieszą kibiców dobrą piłką, ale stracilisporo punktów w meczach z czołówką izajmują dopiero piąte miejsce.

Rozczarowuje postawa Janosików,którzy z aktualnym składem powinniwalczyć o wyższe cele niż szóste miej-sce. White Wings Seniors apetyty teżmięli większe, ale grali w kratkę.Usprawiedliwieniem mogą być częsteproblemy kadrowe.

Kelmscott Rangers to klasycznyprzykład jak wielka jest różnica mię-dzy pierwszą a drugą ligą. Na drugimfroncie wygrywali praktycznie z każ-dym, teraz o każdy punkt musząciężko walczyć. Zdecydowanym fa-worytem do spadku jest FC Cosmos,który zdobył zaledwie trzy punkty.

Na drugim froncie rewelacją run-dy jesiennej jest KS Pyrlandia, októrej wypowiadać się można w sa-mych pozytywach. Dobre wrażenierobi również FC Falcon, który jakobeniaminek zajmuje drugie miejsce.Sensacji jednak bym się nie doszuki-wał, bowiem zespół tworzy wieludoświadczonych zawodników.

Kolejnym faworytem do awansujest „piątka” Przyszlim Pograć, którapowstała z połączenia drużyn YouCan Dance oraz Somgorsi. Pozytyw-nym zaskoczeniem jest też postawaMK Team. Mało kto spodziewał sięwyników osiąganych przez ten zespół,choć końcówka rundy była w ich wy-konaniu bardzo słaba. Ze sporymiproblemami kadrowymi boryka sięPrestigekm.co.uk. Efektem jest piątalokata, która z pewnością nie jest

szczytem marzeń tego zespołu. Fatal-ny początek sezonu miał The Plough,w końcówce nastąpił jednak zwrot o180 stopni, czego efektem miejsce wpołowie stawki. Dużo więcej spodzie-waliśmy się po ekipie Czarny Kot. Wminionych tygodniach zespół miałwielkie trudności ze skompletowa-niem składu, dlatego zaledwie siódmalokata w końcowym rozliczeniu.Wymarzony początek sezonu zanoto-wał FC Polska. Później było już tylkogorzej. Przed rundą wiosenną zespółma być jednak istotnie wzmocniony,dlatego należy się spodziewać lepszejpostawy w rundzie rewanżowej.

Kolejny beniaminek – MilionerClub – oddał już w tym sezonie dwawalkowery. Jeśli podobna sytuacjawydarzy się wiosną, zgodnie z regu-laminem zespół zostanie wykluczonyz rozgrywek. Poza triumfem nad wi-celiderem „milionerzy” nie mają sięczym pochwalić.

Ostatnie miejsce w tabeli zajmująFinansiści. Beniaminek płaci frycoweza wejście w szeregi ligowców. W kil-ku meczach gra zespołu mogła siępodobać, ale dwa zwycięstwa to zamało, aby opuścić pozycję outsidera.

PoLsKA LIGA PIłKI NożNEj – sAmI sWoI LoNDyN

RUNDA JESIENNA W LICZBACH – I LIGA:

Najwięcej punktów: Niepokonani Porażka – 31 pktNajmniej punktów: FC Cosmos – 3 pktNajlepszy atak: Niepokonani Porażka –106 goliNajgorszy atak: Kelmscott Rangers – 29 goliNajlepsza defensywa: Scyzoryki – 20 straconych goliNajgorsza defensywa: FCCosmos–126straconych goliNajwięcej remisów: Janosiki – 4Drużyna Fair–Play: Kelmscott Rangers – 12 pkt

karnychNajwięksi brutale: White Wings Seniors – 57 pkt

karnychNajwiększa niespodzianka: KS PyrlandiaNajwiększe rozczarowanie: JanosikiDrużyna tygodnia: Scyzoryki – 4 razyDrużyna miesiąca: Niepokonani Porażka – 2 razyNajgorsza drużyna tygodnia: Kelmscott Rangers, FC Cosmos – 2 razy

RUNDA JESIENNA W LICZBACH – II LIGA:Najwięcej punktów: KS Pyrlandia – 27 pktNajmniej punktów: Warriors of God, Finansiści – po 6 pktNajlepszy atak: FC Falcon – 61 goliNajgorszy atak: Warriors of God – 24 goleNajlepsza defensywa: KS Pyrlandia – 25 straconych

goliNajgorsza defensywa: Finasiści – 75 straconych goliNajwięcej remisów: Przyszlim Pograć – 3Drużyna Fair–Play: Czarny Kot FC – 21 pkt

karnychNajwięksi brutale: Milioner Club – 54 pkt

karnychNajwiększa niespodzianka: Biała WdowaNajwiększe rozczarowanie: Czarny KotDrużyna tygodnia: KS Pyrlandia – 3 razyDrużyna miesiąca: FC Falcon, KS Pyrlandia,

The PloughNajgorsza drużyna tygodnia: Milioner Club – 5 razy

Niezwykle wyrównana była czternasta rundaspotkań polonijnej ligi piłkarskiej w Coventry.Aż trzy z czterech spotkań kolejki zakończyłysię jednobramkowym zwycięstwem. Gradbramek kibice zobaczyli jedynie w meczuWhite Eagles z Victoria Legion. Wicelider wbiłoutsiderowi aż czternaście goli, tracąc przytym zaledwie dwa.

Wyniki 14. kolejki: White Eagles II – HuraganCoventry 1:2, White Eagles – Victoria Legion14:2, AC Milan – Albatros Rugby 2:3, FCStoprocent – Polmed Midlands 2:1.

Zestaw par 15. kolejki: 16:00 AC Milan –Polmed Midlands, 16:00 FC Stoprocent –Victoria Legion, 17:00 Albatros Rugby – HuraganCoventry, 17:00 White Eagles – White Eagles II.

Najlepsistrzelcy:22bramek–PawełKasprzyk (WhiteEagles),16–SiergiejSakurovs (WhiteEagles),13–KamilKrzemiński (WhiteEagles),12–MarekDziudziek (WhiteEagles), 12 – Tomasz Kwarciak (Victoria Legion), 11 –Dawid Pszczoła (FC Stoprocent), 11 – Marcin Mentel(Huragan Coventry), 9 – Marcel Varga (HuraganCoventry), 9 – Marian Jakubovic (FC Stoprocent), 8 –Dawid Śmigaj (FC Stoprocent).

Klasyfikacja Fair–Play: 1. Huragan Coventry– 12 punktów karnych, 2. White Eagles II – 15pkt, 3. FC Stoprocent – 15 pkt, 4. AC Milan – 15pkt, 5. Victoria Legion – 18 pkt, 6. PolmedMidlands – 21 pkt, 7. White Eagles – 24 pkt, 8.Albatros Rugby – 33 pkt, 9. White Eagles – 24 pkt,10. Albatros Rugby – 33 pkt.

Organizatorzy Polskiej Ligi Pilki Nożnej wCoventry poinformowali, iż okienko transferowedla zespołów całej ligi potrwa do 29 stycznia 2012.Runda wiosenna rozgrywek sezonu 2011/2012rozpocznie się w niedzielę 12 lutego 2012.

Daniel Kowalski

To był niezapomniany wieczór dla piłkarzyWisły Kraków. Ich szanse na awans do fazypucharowej Ligi Europejskiej były prawieczysto statystyczne, a jednak udało się.

Wszystko za sprawą niespodziewanego re-misu Fulham Londyn z Odense, który stał sięfaktem dopiero w trzeciej minucie doliczone-go czasu gry.

Warunkiem awansu piłkarzy BiałejGwiazdy było zwycięstwo nad Twente En-schede oraz strata punktów przez klub zLondynu. Oba zadania wydawały się niezwy-kle ciężkie do zrealizowania, bo w Krakowieto klub z Holandii był faworytem, Odense zkolei u bukmacherów nie miał nawet cieniaszans z Fulham. Wisła swoje zadanie wyko-nała, choć nie bez problemów, bo zwycięstwonie przyszło z łatwością. Gdy zabrzmiał ostat-ni gwizdek sędziego nikt w Krakowie się nie

cieszył, bo w Londynie mecz jeszcze trwał, aFulham wygrywał w ostatniej minucie 2:1.Kilkadziesiąt sekund później stadion oszalał,bo okazało się, że rezerwowy Odense – Dji-by Fall – pogrążył londyńczyków, dziękiczemu awans uzyskali krakowianie!

Już wcześniej awans zapewniła sobie war-szawska Legia, która swój ostatni grupowy meczrozgrywała już po zamknięciu tego numeru.

WisłaKraków–TwenteEnschede 2:1 (1:1)1:0 12 min. Garguła1:1 39 min. Jong2:1 46 min. Genkow

Widzów: 15.000Sędziował: Władisław Bezborodow (Rosja)Żółte kartki: Janssen, Gouriye (Twente)

Wisła Kraków: Pareiko – Jovanović, Buno-za, Diaz, Nunez – Boguski (od 61 min.Małecki), Wilk, Melikson (od 89 min. Kirm),Jirsak (od 90 min. Brud) Garguła – Genkow.Trener: Kazimierz Moskal.

Twente Enschede: Marsman – Cornelisse,Bengtsson, Buysse, Roeseler – Janssen, Lan-dzaat, de Jong (od 77 min. Gouriye) –Bajrami, Janko (od 21 min. Berghuis), Chadli(od 46 min. John). Trener: Co Adriaanse.

Daniel Kowalski

CudnadWisłą!

Wyrównany poziom

Runda jesienna

Page 28: FREE - Nowy Czasczas na wyspie Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 Kredyt £10 +

Bożonarodzeniowe szopkina Rynku w Krakowie