Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

37

description

Klara Werner, piękna właścicielka świetnie prosperującej sieci cukierni, ma kłopoty. Obiecujący adorator właśnie okazał się nieporozumieniem, udziałowcy przestają jej ufać, a na dodatek na firmę ostrzy sobie zęby bezwzględny rekin biznesu Arnold Lejman. Klara kiedyś odrzuciła jego względy – teraz musi za to zapłacić

Transcript of Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

Page 1: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook
Page 2: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym Bookarnia Online.

Page 3: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

Jolanta Wrońska

FanaberieFragment

Page 4: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

R o z d z i a ł 1

Gdyby Klarze przyszło zeznać w sądzie, co robiła tego styczniowego dnia, musiałaby łgać.Kilkanaście godzin od wczorajszej nocy, a potem od zamknięcia za sobą drzwi mieszkaniaMarka znikło w jakiejś katatonicznej dziurze. Na skraju świadomości obijały jej się jakieśz kimś rozmowy, coś robiła, gdzieś telefonowała. Wszystko niewyraźne, bez szczegółów.

Samochód sam się prowadził. Machinalnie zmieniała biegi, stawała na światłachi ruszała, kompletnie nie rejestrując ulic ani kierunku, gnana przemożnym pragnieniemucieczki z miasta. Przemknęła obwodnicą warszawską, w Jankach przyspieszyła. Jechałaprzed siebie, bez jednej świadomej myśli. Do chwili gdy na obrzeżu jakiejś wsi prawieprzed maską mignął jej ledwo ominięty czarnoszary kundel, a zaraz potem gliniarskilizak. Wytrenowany odruch nacisnął za nią hamulec.

– Psiakrew! Cholera! Niech to szlag...! – mełła w ustach przekleństwa. – Psa bymzabiła, prawie jak kiedyś Sztokfisza...

Tego jej jeszcze trzeba. Pierwszy raz, odkąd jeździ! Przez piętnaście lat żadnej stłuczkiani mandatu. Magiel by się w grobie przewrócił... Wspomnienie starego fachury Stefana,zwanego Maglem, który uczył ją prowadzić, wywołało w niej wstyd.

– Magiel, przepraszam cię... – wyszeptała. Zatrzymała się, z góry zdecydowanaposłusznie zapłacić mandat. Ile było? Sto trzydzieści? Sto czterdzieści na godzinę? Niebyła pewna...

Nie chciało jej się nawet podnieść głowy. Gliniarz wziął papiery, z miejsca zaordynowałtrzysta złotych mandatu i dopiero wtedy spojrzał na Klarę. Wiedziała, że zagapił się nadekolt sweterka podkreślającego dużą czwórkę. Usłyszała, jak przełyka ślinę. Pochylił się,by wręczyć blankiet i zajrzeć w jej pociągłą twarz przysłoniętą spadającymi na ramiona,kręconymi kasztanowymi włosami. Popatrzył na smugi łez namalowane rozmazanymtuszem na policzkach, na zaczerwienione, opuchnięte oczy i z ojcowską troską powiedział:

– Samochód na drodze publicznej, proszę pani, nie jest środkiem do poprawiania sobienastroju.

Niech to diabli! Jakbym słyszała Magla – pomyślała. On też wbijał jej do głowy, że autonie plaster na rany. „Samochód to samochód. Jak spluwa – powtarzał – używasz tylkozgodnie z przeznaczeniem albo wcale”.

Page 5: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

– Ma pan rację – przytaknęła cicho. – Przepraszam...– Nie mnie pani musi przepraszać – odrzekł. – Dla bezpieczeństwa swojego i innych

niech pani zjedzie na najbliższą stację benzynową, przemyje buzię, ochłonie, dobrze...?Daleko pani jedzie? – zapytał po chwili namysłu.

– Za Żywiec, do Międzybrodzia Żywieckiego – odparła. Nie miała bladego pojęcia, czyw ogóle dokądś jedzie. Wsiadła pod domem przy Śniegockiej, w połowie Wisłostrady zdałasobie sprawę, że kieruje się na północ, stamtąd odruchowo skręciła na Trasę Toruńską,potem mignęły jej Janki rozwłóczone centrami handlowymi prawie do Nadarzyna. A dalej– jak wiodła droga. Niejasny impuls pchał ją byle dalej od Warszawy. Adres domuprzyjaciół powiedział się jakoś sam. Tak, właśnie do Międzybrodzia. Bardzo potrzebujepogadać z Mają i Leszkiem...

– Nooo, to nieźle pani zboczyła. W Siewierzu trzeba było prosto. – Wyrwał jąz zamyślenia zdziwiony głos gliniarza. – Jest pani za Pyrzowicami.

Spojrzała przed siebie. A jakże! Za kufrem toyoty narastał grzmot samolotustartującego z pyrzowickiego lotniska, a przed nią stał drogowskaz „Tarnowskie Góry 8”.Wiedziona atawistycznym instynktem wracała do domu dzieciństwa. Do Szombierek. Doomy Edeltraud i opy Alojza.

Gliniarz dobrze radził. Musiała ochłonąć. Ale nie zawróciła. Grzeczną pięćdziesiątkąminęła Radzionków, przejechała Bytom i skręciła do Szombierek. Toyota zachybotała sięna dziurawej ulicy.

Zmierzchało, gdy stanęła pod swoim domem... Jakim swoim? W poczerniałym kiedyś,teraz porządnie oczyszczonym, prawie stuletnim ceglanym familoku od lat mieszkaliprzecież obcy ludzie. Rzędem zaparkowane niemieckie samochody, plastikowe oknai talerze anten satelitarnych zaświadczały, że także w Szombierkach ludzkość osiągnęławyższy szczebel cywilizacji konsumpcyjnej. No, niektóra ludzkość...

Opa Alojzy Neckel, domowy Alojz, od osiemdziesiątego ósmego leży na Mater Dolorosiew rodzinnym grobowcu. Pamięta, jak trzynastoletnia wtedy, zanosiła się szlochem naskamieniałym w styczniowym mrozie cmentarzu. A pięć lat temu...? Klara, niepewnapamięci, jak w dzieciństwie policzyła na palcach... No tak, w marcu 2007 rokuosiemdziesięcioośmioletnia Edeltraud, ukochana oma Truda, dołączyła do Alojza.

Aż do 2002 roku Klara niewiele wiedziała o swoich rodzicach. I nadal nie była pewna,czy w ogóle chce wiedzieć cokolwiek. Akurat urodziła Matyldę, ledwo zipiącegosiedmiomiesięcznego wcześniaka zagrożonego ślepotą. Była załamana, słaba po cesarce,Zbyszka właśnie zaniosło do Stanów i czemuś nie wracał. Wtedy jeszcze spadła na niąwieść, że u Trudy wykryto raka okrężnicy. Lekarze położyli na niej krzyżyk, za stara,mówili, po osiemdziesiątce, serce nie wytrzyma, nie będą operować... Z oseskiem przy

Page 6: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

piersi zrobiła dym na pół Śląska. W końcu Trudę bardzo porządnie zoperowali w szpitalugórniczym w Bytomiu, dostała jeszcze ponad cztery lata życia. Nacieszyła się Matyldą,namartwiła o oczy małej, widziała, jak pęka małżeństwo Klary ze Zbyszkiem.

– Jo wim – mówiła – że cię boli, dziołszka. Ale byz chopa tyż poradzisz. Szkoły mosz,pani jesteś na swoim, nie to, co jo. Co żech ino siedem klas przed wojną miała i do robotyżech poszła z doma, jakżech miała piętnaście roków do obowiązku, na służba... A zaroz powojnie w szpitalu, w pralni żech zaczęła robić. Do ty dziadowskiej emerytury...

Dopiero na szpitalnym łóżku, pewna, że zbliża się jej ostatnia godzina, słabiutkai obolała, któregoś wieczora Trudka szeptem zaczęła spowiadać się Klarze. Szept czasemzanikał, dławiony łzami starej kobiety, która na nowo przeżywała koszmar sprzed ponadpół wieku: przymusowej ewakuacji ludności cywilnej z Górnego Śląska w głąb Rzeszy napoczątku stycznia czterdziestego piątego.

– Ruscy bombardowali transporty i my uciekali w las albo w pole. I my nie radzili ichgrzebać, tych zabitych w zamarzłej ziemi, tylko tak zostawiali my koło torów,z zeszytowymi kartkami z nazwiskiem zaczepionymi o guzik. Albo bez kartek, kiedy niktnie wiedział, kim była zabita kobieta czy dziecko. Aż dojechali my do Lauban. I nie byłojuż żadnego pociągu, którym by można było uciec dalej na zachód, bo Ruscy na początkulutego szli od Lignitz. Tysiące cywilów znalazło się w samym środku strasznej bitwyo Lauban.

– Teraz to Lubań Śląski, piękna miejscowość... – Klara uzupełniła powojennątopografię, której Trudka nie była pewna, nigdy więcej przecież tam nie pojechała.

– W tym Lauban – szeptała Truda – Ruscy dostali straszne lanie, dwa tygodnie bili sięo miasteczko, zamienili je w kupę gruzów.

Niemieckie wojsko uciekało na zachód, za nimi cywile, ale Trudzie szrapnel wyrwałkawał łydki, mocno krwawiła, leżała w piwnicy zburzonego szpitala, kiedy weszli Ruscyi zaczęli się mścić.

– Zabijali cywilów, a wszystkie kobiety... – Trudę złapał spazm szlochu... Miaładwadzieścia trzy lata, ich było wielu, nie wie ilu, zemdlała... Myśleli, że zdechła od tegoruskiego szczęścia, więc zostawili ją w tej piwnicy razem z trupami innych kobieti podłożyli ogień. Ale pożar sam wygasł. Ruskie poszły zdobywać Berlin, a ją znaleźlidobrzy ludzie, nie wie, czy Niemcy, bo było tam też dużo więźniów z obozów. Od tegomaja leżała w malignie, głowa jej wtedy – mówiła Truda – umarła. Niczego nie pamiętała,tylko mocny zapach kwitnących w czerwcu akacji. Wszędzie ruiny, trupi smród i teobsypane kwiatami akacje. Potem razem z Polakami, podwodami, częściej pieszo, wracalido dom.

Dotarła do Szombierek na początku sierpnia, ale matki już nie było, nikt nie wiedział,

Page 7: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

co się z nią stało. Brat i ojciec jeszcze w czterdziestym drugim zginęli na fronciewschodnim. Edeltraud Jonca została samanie sama. Z brzuchem. Robiła w pralni szpitalaw Bytomiu, miała kąt u ciotki Renate, co poszła za dobrego sztajgra[1], ale jak Ruskieprzyszły, to wygarnęli wszystkich wykwalifikowanych górników i oni nigdy już nie wrócilize Wschodu. W tym szpitalu leżał ciężko poraniony w brzuch i nogi Alojz Neckelz grenadierów pancernych Wehrmachtu, ale stąd chłop, urodzony w Bytomiu. Był gdzieśna froncie wschodnim, papiery, jak wielu, zniszczył. Chłop był wielgi, jak wieża kirchy[2],ledwo jeszcze chodził o kulach. Kuśtykał grzać się na słonku, oparty o mur pralni... Chciałją, z tym brzuchem. O nic nie pytał, bo i o co pytać w ten czas, kiedy każdemuprzedwojenne życie się urwało, a nowe skotłowane, nie wiadomo jakie...

Dwudziestego szóstego lutego czterdziestego szóstego urodził się chłopiec. I – płakałaTruda – nie umiałam nazwać go synem. Pęknięta już byłam jakaś. Żyć żyłam, ale...Ciotka Renate dała mu Joachim, po swoim chłopie.

Ledwo wstała z połogu, poszła za Alojza. Maj był. Jak wtedy, w Lauban, a onaprzysięgała Alojzowi w urzędzie. Ciotka chciała, żeby przed pastorem w kirsze naFicinusie, we Wirku, ale ona już nie potrafiła przestąpić progu kirchy. Nie mogła miećwięcej dzieci. Alojz był dobry dla niej, chłopca uznał za swojego, kochał go. Zaczął robić nagrubie[3], znaleźli mieszkanie na Orzegowie, życie poszło. Tylko ona nie mogła do Achimasię przemóc. Dbała, przytulała nawet, przeca niczemu nie winien, ale jakby pół sercem.Rósł, był duży jak Alojz, też ciemne włosy miał. Szkoły skończył, pierwszy w rodzinieposzedł na studia, na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. Magister inżynier maszynautomatycznych. Oboje z Alojzem byli dumni z Achima. Ze wszystkich dzieci, co się powojnie na Szombierkach rodziły, on zaszedł najwyżej. Truda pamięta, jak na Śląskuhuczało po grudniu siedemdziesiątego pierwszego, bała się o chłopów. Aż przyszedł Giereki zaś zaczęli ludzi puszczać do Erefenu na łączenie rodzin, że niby prawdziwi Niemcy chcądo Vaterlandu. Alojz ino fukał zły, wspominała Truda. On i jo w Reichu urodzone, ja, doWehrmachtu jego zabrali, jak wszystkich chopów, ja, ale my Ślązoki, my z tukej som.

W październiku siedemdziesiątego drugiego Joachim przyprowadził swoją dziołchę,Krystynę. W trzecim miesiącu ciąży. Ślub miał być na Boże Narodzenie. Tylko żew listopadzie Joachim dostał pozwolenie na wyjazd do Reichu. Rok nazad papiery złożyłna niemieckie pochodzenie i nikomu nie pedzioł słowa. Rzucił dziołcha z brzuchem.W dniu wyjazdu na stole w kuchni zostawił sześć koperników i krótki list. Że zabieratylko ubrania i dyplom, o resztę nie dba. Bo on w tym komunistycznym syfie, napisał,życia tracić nie zamierza. Za wszystko dziękuje, ale nie wróci. O Krystynie i dziecku anisłowa. W Erefenie przyjęli go jak swojego, Joachim Neckel, czysty Niemiec... I nigdywięcej się nie odezwał. Truda nawet chciała szukać, ale Alojz się zaciął. Wiedziała, że

Page 8: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

bardzo cierpi, ale słowem do śmierci nie wspomniał Joachima. Nigdy jednak ani jej, anichłopcu w największej nawet złości nie wypomniał, że on po Ruskich. Za zdrajcę go miał.I Truda przy nim też zatrzasnęła w sobie pamięć syna. Krystyna wróciła z brzuchemi wstydem do rodziców, do Wodzisławia Śląskiego.

Dziesiątego maja siedemdziesiątego trzeciego urodziła się dziołszka, Klara jej dali, pobabce Krystyny, po której odziedziczyła włosy splecione w kasztanowe pierścionki.Zadzwonili wtedy do apteki na rogu, bo u Necklów telefonu nie było. I tyle. Dopiero poczterech latach Krystyna przyjechała znienacka do Szombierek. Że niby dziadkompokazać wnuczkę, że planuje wyjechać do Stanów, ma tam widoki i w ogóle. I wyjechała,zostawiając im, jak zbyteczny tobołek, oszalałą z przerażenia, zanoszącą się szlochemczteroletnią dziewczynkę. Ze dwa lata Necklowie walczyli z urzędami, które chciały imzabrać Klarę. Bo za starzy. Ale – wspominała Truda – żoden inny z rodziny dziecioka niechciał i stanął za nami farorz[4] od Michała Archanioła, choć my przeca lutry. Krystynaprzez parę lat przysyłała pieniądze. Potem skończyły się i pieniądze i listowne obietnice,że jak tylko stanie na nogi... Alojz nie pozwalał tknąć tych dolarów. Leżały na książeczcena nazwisko Klary.

– Jak dorośnie, to może je sobie brać. Na nauka bydą. A terozki poradzimy bez tychsrebrników – kończył dyskusję.

Truda mówi o tym dopiero teraz, na łożu śmierci, pierwszy raz od czterdziestegopiątego. Tylko jej, Klarze, ofiarowanej przez los wnuczce.

Obie przepłakały tę noc, przeszeptały do rana. Klara w dyżurce pielęgniarek karmiłapiersią Matyldę i znów wracała do łóżka Edeltraud, aż zmęczona spowiedzią staruszkazasnęła. Dwa dni później była operacja, a niebawem Truda, jeszcze słaba, niedowierzającacudowi, na własnych nogach wracała szpitalnym korytarzem między żywych. Odtądmodliła się już tylko „o krótkie łoże”.

– Żebych, dziołszka, nie umierała długo i w boleściach, jak Alojz – tłumaczyła Klarze.Wymodliła to krótkie łoże, umarła we śnie. Prosta, szlachetna kobieta, która

wychowała Klarę. Jak rok długi chodziła zawsze w galotach – wełnianych majtkachz nogawkami za kolana. Upał nie upał, galoty były. I długi fartuch z mocnego szaregopłótna, skórzane półbuty i ciasno zwinięty na potylicy wałek siwych włosów. Nieduża,z wiekiem coraz mniejsza i krucha staruszka, którą po śmierci Klara umyła jak małedziecko. Uczesała w ten nieśmiertelny wałek i ubrała w czarną niedzielną sukienkę,zawsze czarną, Truda nigdy nie chciała włożyć na siebie innego koloru. I te czarne,sznurowane półbuty o zaokrąglonych, mocno już przetartych noskach. A pod sukienkę,naturalnie, wełniane galoty, z których Klara nieraz się śmiała, że to majtki z golfem.I dopiero szykując ją do trumny, zrozumiała, że te galoty były dla Trudy pancerzem.

Page 9: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

*

Zapadła wczesna styczniowa noc, a ona siedziała w samochodzie, gapiąc się tępow znajomą perspektywę ulicy czerwonych, dwupiętrowych familoków, po szesnaściemaleńkich, jednopokojowych mieszkanek w każdym, z klozetem na półpiętrze. To naasfalcie tej ulicy Alojz uczył ją, sześcioletnią, jeździć na starej damce, którą pedałował codzień do roboty na składzie węglowym, a przed wypadkiem wracał z szychty na grubieRozbark. Na lekko zżółkniętej fotografii w metalowej ramce z podpórką z dwiemaczerwonymi kulkami, stojącej na wysokiej etażerce omy Edeltraud widziała opęw galowym mundurze górnika strzałowego. Na piersi widniały jakieś dwa medale,o których Alojz burczał, że niechlebowe, a ona koniecznie chciała się dowiedzieć, z czegobyły zrobione, skoro nie z chleba i dlaczego opie nie dali chlebowych...

Dopiero gdy poszła do szkoły, nauczycielka za każdym razem poprawiała domową „omę”na „babcię”, „opę” na „dziadka” i w kółko powtarzała, że gwarą mówią chamy, a w polskiejszkole trzeba mówić ładnie po polsku. No tak, ale ona była jaśniepanią z Iłży, czy skądś...

– Jakby nie tyn wybuch na grubie – powtarzała na pogrzebie Alojza Trudka – jo bychbyła wdową dziesięć lat prendzy. A tak, dostoł renta i mógł robić na składzie węglowym,gdzie nic nie wybuchnie ani nie zasypie, jak tamtych dwóch, co razem z opą byli wtedy naprzodku. Tylko pił bardziej – narzekała.

Jak wracał z roboty, choćby nie wiem co, musiał wejść do kuflolotu, bo mu się należoła– tu Alojz uderzał się wielką piąchą w piersi – jego porządnie zapracowana halba bira[5].Szedł potem ulicą krokiem marynarza balansującego na rozkołysanym pokładzie, szerokorozstawiając nogi, z purpurową twarzą i czapką zsuniętą na tył głowy...

Na rogu Witosa primo voto Róży Luksemburg i Skromnej po dawnemu błyskałkolorowy neon knajpy. Kiedyś sławetna „Adria”, zwana kuflolotem, od latających kufli,w której Klara jako pięciolatka śpiewała ptasim dyszkantem Stare baby powiedały...Koledzy opy dawali jej krówki, pierwsze honorarium, z dumą przynoszone do domui prezentowane zgorszonej Edeltraud, która potem robiła awanturę Alojzowi, że prowadzadziecko w takie miejsca. Raz Truda przyleciała do „Adrii” przerażona, bo Klara znikła. Niebyło jej parę godzin i w końcu Trudka przestąpiła próg jaskini grzechu. Poganiany Alojz,zamiast wyruszyć na poszukiwania, z wielką stanowczością rzekł:

– Klara się nie straciła, babo, ino my nie wimy, kaj una terozki jest...Lokal odpicowany na plastikowo w stylu „niedzielny grill u unkla Heinricha

w Dortmundzie” nazywał się teraz szykownie „Baradam” (Bar Adam), od imieniawłaściciela, który wstawił kilka automatów – jednorękich bandytów, i już druga alboi trzecia generacja chłopów, co kiedyś przepijała tu swoje życie, teraz przegrywała je na

Page 10: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

automatach. Niejedną już odprawę górniczą one pożarły i parę samobójców zaliczyły...Jakże jej brakowało mądrości Edeltraud, kobiety bez szkół, która zawsze znalazła

właściwe słowa, żeby ukoić przerażone dziecko albo okiełznać cholerycznego męża. Jakżeprzydałby się teraz zdrowy rozsądek Alojza, który pięcioletnią Klarę traktowałz szacunkiem i tłumaczył wszystko jak myślącej osobie, a nie „jak dziecku”. Niemalusłyszała jego chrypliwy baryton, gdy uczył ją prawidłowego czyszczenia butów, które,choćby nie wiem co, zawsze mają się lśnić. Jak psu jaja albo moje – podkreślał Alojz,prezentując własne, wypucowane do błysku, czarne niedzielne półbuty. Zaśmiała się nawspomnienie żywiołowego śmiechu Edeltraud, nasłuchującej z kuchni tych nauk. Miałanadzwyczajne szczęście, że trafiła do domu takich pięknych ludzi.

A teraz jest dorosła i nie może już położyć skołatanej paroletniej głowy na okrytychfartuchem kolanach Trudki, która swymi szorstkimi, spracowanymi dłońmi głaskała ją,powtarzając w kółko: Popłacz sobie, dziołszka, majom ludzie łzy do umycia duszy.

Albo po prostu milczała, a Klara wiedziała, że to milczenie znaczy stanie przy niejmurem. I miłość. Zwykłą, mało gadatliwą miłość i oparcie, dzięki którym nabierała siłyi dzisiaj jest, kim jest.

Wtedy ją walnęło.– Dałaś ciała, koleżanko – powiedziała do swego odbicia w lusterku. – Dałaś ciała... –

Wstrząsnął nią histeryczny chichot. – Najdosłowniej na świecie dałaś ciała!Rozpłakała się, a usłużna pamięć podtykała to, o czym ze wszystkich sił chciała

zapomnieć. Zwłaszcza nie chciała pamiętać wczorajszej nocy... Nie łżyj, skrzywiła się dolusterka. Akurat przeleciał cię facet koncertowo. Nie masz powodu żałować. No to skądten smak piołunu w ustach? Zauroczona męskością i nieustanną adoracją Marka, dała siępodejść. Skusił ją obietnicą wsparcia w kryzysowej sytuacji, długimi rozmowami bezcienia podtekstu, tym cholernym samczym czarem doświadczonego playboya.

– Pojedź ze mną na narty – wabił. – Cortina jest taka piękna! Potrzebujesz przecieżodpoczynku, zapraszam was wszystkich, dzieci cię ozłocą za tydzień laby. Samolot będziena jeden telefon... – czarował.

Ciąg dalszy w wersji pełnej

[1] Sztajger – sztygar (kierownik) na kopalni.[2] Kircha – kościół.[3] Gruba – kopalnia.[4] Farorz – ksiądz.

Page 11: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

[5] Halba bira – półlitrowy kufel piwa.

Page 12: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

R o z d z i a ł 2

Dostępne w wersji pełnej

Page 13: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

R o z d z i a ł 3

Dostępne w wersji pełnej

Page 14: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

R o z d z i a ł 4

Dostępne w wersji pełnej

Page 15: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

R o z d z i a ł 5

Dostępne w wersji pełnej

Page 16: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

R o z d z i a ł 6

Dostępne w wersji pełnej

Page 17: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

R o z d z i a ł 7

Dostępne w wersji pełnej

Page 18: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

R o z d z i a ł 8

Dostępne w wersji pełnej

Page 19: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

R o z d z i a ł 9

Dostępne w wersji pełnej

Page 20: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

Dostępne w wersji pełnej

Page 21: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

FanaberieSpis treści

Page 22: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

Okładka

Page 23: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

Karta tytułowa

Page 24: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

Rozdział 1

Page 25: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

Rozdział 2

Page 26: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

Rozdział 3

Page 27: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

Rozdział 4

Page 28: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

Rozdział 5

Page 29: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

Rozdział 6

Page 30: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

Rozdział 7

Page 31: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

Rozdział 8

Page 32: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

Rozdział 9

Page 33: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

* * *

Page 34: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

Karta redakcyjna

Page 35: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

WydawcaAgata Pieniążek

Redaktor prowadzącyKatarzyna Krawczyk

RedakcjaDominika Cieśla-Szymańska

Redakcja technicznaLidia Lamparska

KorektaAlicja ChylińskaKrystyna Śliwa

Copyright © by Jolanta Wrońska, 2012

Copyright © for the e-book edition by Weltbild Polska Sp. z o.o.,Warszawa 2012

Świat KsiążkiWarszawa 2012

Weltbild Polska Sp. z o.o.02-103 Warszawa, ul. Hankiewicza 2

Księgarnia internetowa: www.weltbild.pl

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskanydostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która

wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkieudostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lubw jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie,

kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych- jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

ISBN 978-83-273-0211-3Nr 90453168

Plik ePub przygotowała firma eLib.plal. Szucha 8, 00-582 Warszawa

e-mail: [email protected]

Page 36: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook
Page 37: Fanaberie - Jolanta Wrońska - ebook

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym Bookarnia Online.