Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

140

description

Współczesna powieść skierowana głownie do młodych kobiet. Latte nigdy nie zastanawiała się nad przyszłością. Wydawało jej się, że przeszłość kryje wystarczająco wiele tajemnic. W poszukiwaniu miłości, przyjaźni i prawdy o swojej matce i sobie natrafiała wciąż na pytania bez odpowiedzi. Czy człowiek ma wpływ na swoją przyszłość? Czy mogąc poznać losy bliskich osób, bohaterka zrobi to bez mrugnięcia okiem?

Transcript of Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Page 1: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn
Page 2: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

AGNIESZKATOMCZYSZYNEZOTEROcórkawiatru

Page 3: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

MojejMamie,któranigdynieprzestajewemniewierzyć.

Page 4: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Enigmatyczna. To słowo chyba najlepiej oddaje jej naturę: pełną sprzeczności i niedopowiedzeń.Miała przede mną tajemnice, których nigdy nie zamierzała odkryć i wcale nie uznawała tego zaniestosowne.Wjejruchach,spojrzeniu,wjejlekkimuśmiechubyłocoś,cosprawiało,żewydawałasiętakodległaitajemnicza,jakbywiedziałaoczymś,oconiktnigdynieodważyłsięzapytaćwprost.Niktteż nie znał jej przeszłości ani planów. Nawet dla mnie, najbliższej jej sercu osoby, była po prostunieprzenikniona.Decyzjepodejmowałazawszesama.Bezżadnychpytańiuzgodnień.

Tak było także w dniu, kiedy postanowiła przenieść się ze mną do T. Strasznej, zapyziałej wsi.Miejsce,doktóregoniktprzyzdrowychzmysłachniechciałbynawetwpaśćnapopołudniowąkawę,onawybrała na nasz dom. Kupiła ziemię za skrzynkę taniego wina, ale mnie wydawało się wtedy, że tosprzedającyzrobiłnatejtransakcjizłotyinteres.Wokółniebyłonic.Poczty,sklepu,szkoły.Poprostunic.Sąsiedzi z okolicznych domów patrzyli na nią z szeroko otwartymi oczami, kiedy z determinacjąmalowałaścianyrudery,którastałatamnieużywanapewniedziesiątkilat.

Aleonawłaśnie takabyła. Iniedało jej sięczegokolwiekzarzucić,kiedyzapewniała, żenie robitegozpowodujakichśfanaberii.Musiałaijuż.

Wewsimówionooniej„córkawiatru”,aonaniereagowała,uśmiechałasiętylkolekko.Starałasięograniczyćswójkontaktz sąsiadamidominimum,aleoniwciążdoniejprzychodzili.Zdarzało się, żez niektórymi zamykała się w pokoju na całe godziny, a później wychodziła stamtąd zmęczonai podenerwowana, a osoba, która u niej była, odchodziła ze łzami w oczach. Te dziwne wizytypoczątkowo nie wzbudzały mojego zainteresowania. Jednak im częściej się powtarzały, tym bardziejmnieniepokoiły.

Kimbyłatajemniczakobietatakodległaodwszelkiegobanałuipowszedniości?Coznaczyłamwjejżyciu?

Nazawszepozostaniedlamnietajemnicą.Mojamatka.Mojeezotero.

Page 5: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

ROZDZIAŁ1NazywamsięLatte.Urodziłamsięwkraju,gdziewiosnąkwitną jabłonie imarcująsiękoty, latem

ludzieszukająschronieniaprzedsłońcemwcieniuwiekowychdębów, jesieniądywanyszeleszczącychpodbutamiliściszczelniepokrywająziemię,anieboatakujekasztanami.

Jaurodziłamsięzimą.Byłowtedyminuspiętnaście,amożenawetminusdwadzieściastopni.Ostrywiatrprzeciskał sięprzeznieszczelne futrynyokien szpitalanaplacuPistacjowym.Niepamiętam, czybardziej zaskoczyło mnie to przenikliwe zimno czy nagła zmiana otoczenia. Szczerze mówiąc, niepamiętamztamtegoczasunic,aFi,mojamatka,nigdynielubiłagowspominać.Dlategowiemtylkotyle,ile udało mi się posklejać z rzucanych przez nią półsłówek. Przyniesiono mnie w ślicznym becikuw truskawki, który dość mocno kontrastował z całą obskurną szpitalną oprawą. Taka była politykawewnętrzna porodówki. Chodziło o powstrzymanie młodych mam przed porzucaniem potomków, cowcześniejzdarzałosięwtymszpitalustosunkowoczęsto.Wedługwładzadministracyjnychładnebecikimiałynacelurozczuleniemamiwzbudzeniewnichuczućmacierzyńskich.Wnaszymprzypadkuniebyłotokonieczne,gdyżFinawetprzezmyślnieprzeszłoporzuceniemnie.Byłamwkońcu jedyną istotąnaziemizniąspokrewnioną.RodziceFiumarli,jeszczezanimpoznałamojegoojca,niemiałarodzeństwaaninawetkuzynostwa.Byłyśmynaświecietylkowedwie.Mojegoojcaniepoznałam.Zginął,zanimsięurodziłam.Fi,codlaniejtypowe,ograniczyłasiędozdawkowejodpowiedzinamojepytanie,żezostałzastrzelony.Byłyśmywięc jedynymiosobami,któremogłyzaświadczyćoswojejwzajemnejobecnościna tym globie. Dojście do siebie po porodzie zajęło jej dobrych kilka tygodni. Patrzyła na mniegodzinamiiłaskotałapostopach,żebywywołaćnamojejtwarzybezzębnyuśmiech.Byciamatkąmusiałauczyć się sama, bo nawet setki książek psychologicznych, które przewertowała, będąc na studiachwBerlinie,niedałyjejcennychumiejętnościrobieniaprzecieruzjabłek,wiązaniapieluchanileczeniaodparzeń.KiedywoziłamniewwózkupoplacuPistacjowym, ludzie przystawali i przyglądalimi sięzzainteresowaniem.„Jakaślicznabuzia,ajakiepiękneczarneoczy,wykapanamamusia”.Niewątpliwienienależałamdobrzydkichdzieci,alepewnietylkodlatego,żetakichniema.Wkońcunaturaprowadzipolitykętegosamegotypu,coadministracjaszpitala,żebydziecikochałosięodpierwszychchwilżycia,mimożezwiastująpoczątektrudnejdrogiobfitującejwliczneproblemy.

MoimpierwszymmiejscemzamieszkaniabyłaciasnakawalerkanaprzedmieściachJ.Fiustawiłapodoknemdrewnianąkołyskę,którąudało jej siędostaćzapsiepieniądzena targustaroci.Samaspałanawiekowymmateracuzpopękanymisprężynami,któryjużtambył,kiedysięwprowadziłyśmy.Chybadlapoprawy własnego samopoczucia, bo raczej nie ze względów towarzyskich, pięknie urządziła naszemieszkanko.Miaładoskonałyzmysłartystycznyinawetzezwykłegokrzesłapotrafiławyczarowaćdziełosztuki, wycinając w drewnie fantazyjne wzory lub obijając je kolorowym materiałem. Przy ścianieustawiła półkę, a na niej złote i fioletowe świece, które zapalaław różnych intencjach.Wielokrotniepowtarzała rytuał, który do końca życia pozostałwmojej pamięci.Miała piękną, srebrną zapalniczkęikapturekdogaszeniaognia.

–Niemożnagozdmuchiwaćanigasićpalcami,bowszystkieprośbyulecą–powtarzałami,kiedyzasłaniałanimdogasająceświece.–Zawszewodwrotnymkierunkuniż ten,wktórymjezapalałaś.Tozapewnicidobregoopiekunaduchowego…

Fimiałateżznakomitąrękędokwiatów,czyli–jakmawiająAnglicy–„zielonepalce”.Wiedziała,któreroślinylubiąsłonecznemiejscenaparapecie,aktórewolącienistykątpokoju,ilepotrzebująwody,ile nawozu, kiedy trzeba je przesadzić do większych donic. Dzięki temu stworzyła zminiaturyzowanąiudomowionąwersjędżungli,gdzieniebieskookiebratkiwalczyłyzbegoniamiokoronęnajpiękniejszej,władczy bluszcz piął się bezceremonialnie ku władzy, a krwiożercze rosiczki przewodziły kwiecistejmafii. Takie właśnie historie opowiadała mi zawsze przed snem, stwarzając pożywkę dla mojejwyobraźni. Blokowisko, w którym mieszkałyśmy, również dawało imaginacji pole do popisu. Fi

Page 6: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

powtarzała, że światwcale nie jest taki, jak nam się przedstawia, tylko taki, jakimmygo odbieramy.Podobniejestzludźmi.Naszeodczuciawobecnichtomieszaninamyśli,skojarzeń,doświadczeń,uczućiwłasnychoczekiwań.Imtamieszankajestmocniejsza,tymbardziejpowalanasnakolana.Wobectegopowinniśmytrzymaćtowszystkowryzachzdrowegorozsądku,winnymraziemamyczęstotendencjędoidealizowaniakogoślubczegośalbozbytszybkiegospisywaniagonastraty.

Przez pierwsze latamojego życia pozwalałam tej sferze umysłu swobodnie się rozwijać. Dlategookolicenaszegomałegokrólestwabyłyprawdziwymdworempałacowym,a sąsiedzizostaliobdarzeniżyciem pełnym sensacji i uniesień. Wielu z nich przypisywałam kryminalną przeszłość i związki zeświatkiemprzestępczym.

Zawszewieczoremjadłyśmyrazemkolację,apóźniejsiadałyśmynamateracuprzykrytymindiańskimpledem, ja z ogromnym kubkiem kakao, a Fi z kieliszkiem czerwonego wina. Opowiadałam jejwymyśloneprzezsiebiehistorie,aonapatrzyłanatoprzezpalce.Uśmiechałasięanimnieniechwaląc,aninieganiąc.Nie lubiłamówić,dlategowolała chyba, żebym to ja zapełniała ciszę swojądziecięcąpaplaniną. Kiedy była już zmęczona natłokiem słów, włączała jedną z winylowych płyt na starymgramofonieimówiła:„Aterazsłuchaj.Toklasykamuzyki.Tegoartystęmusiszznać”.Przytykałaigłędopłyty, a szum przechodził w delikatne dźwięki instrumentówmuzycznych przeplatane głosem jakiegośpiosenkarza,którego„musiałam(!)znać”.

Jedenz tychwieczorówszczególnieutkwiłmiwpamięci.Miałamosiem lat, apowietrzewdomubyło tamtej nocy wypełnione Leonardem Cohenem. Zasypiałam, dopuszczając do podświadomościjedyniecichedźwiękiVillanelleForOurTime,kiedyrozległosięnerwowestukaniedodrzwi.Mimożemieszkałyśmy tam od mojego urodzenia, nigdy nikt nas nie odwiedzał. Fi nie pozwalała mi nawetzapraszaćdodomukoleżanekzklasy.Aotakpóźnejporzeniespodziewałyśmysięprzecieżmleczarzaanilistonosza.Pukaniepowtórzyłosięjednakkilkarazy.

–Filena!–usłyszałyśmywkońcuzdenerwowanymęskigłos.–Wiem,żetamjesteś.Otwórz,proszę.Potrzebujętwojejpomocy.

SpojrzałamnaFi ze zdziwieniem.Wstała, pośpiesznie zarzucając na siebie szlafrok, i przeszła doprzedpokoju.Wyjrzałaprzezwizjer,poczymuchyliłalekkodrzwi.

–Co ty tu robisz? – zapytała podirytowanym głosem. – Powiedziałam przecież, żebyście się jużwięcejniepojawialiwmoimżyciu.

–Topilne–odpowiedział,wdzierającsiędośrodka.–Inaczejbymcięnieniepokoiłotejporze.–Daniel,nalitośćboską,wynośsięstądnatychmiast.Mojacórkaśpi.–Córka?!Maszdziecko?–Tak–ucięła.Mojaciekawośćsięgnęłazenitu.Kimbyłtenmężczyzna?Wysunęłamsięspodkołdryipodeszłamdo

drzwi,żebyzajrzećdoprzedpokojuizobaczyćchociaż,jakwygląda.Jegopostawnasylwetkazdołałamijedyniemignąćprzedoczami.

–Latte,natychmiastwracajdołóżka!–krzyknęłatonem,jakiegonigdydotąduniejniesłyszałam.–Tojegocórka,prawda?–zapytałmężczyzna,kiedyleżałamjużzpowrotemwłóżku.–Nietwojasprawa.–Czyonwiedział?–Tak.–Dlaczegonicniepowiedziałaś?Pomoglibyśmyci.–Najbardziejbyśmipomógł,gdybyśnienachodziłmniewśrodkunocy.Cisza.Wytężałamsłuch,chcącsięupewnić,czynicnieszepczą,alenaprawdęsięnieodzywali.–Cosięstało?–zapytałapodłuższejchwiliFi.–Jeślichcesz,możemyporozmawiaćnazewnątrz.Wierzmi,żegdybytoniebyłokonieczne,nigdy

Page 7: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

wżyciubymcięonicnieprosił.Westchnęłaciężko,poczymwróciładopokojuizaczęłasięubierać.–Gdzieidziesz?–zapytałammimopewności,żenickonkretnegosięodniejniedowiem.–Muszęnachwilęwyjść–oświadczyłakrótko,zakładającsweter.–Atyśpij.Zarazwrócę.Zatrzasnęła za sobą drzwi i słyszałam już tylko głuchy tupot butów na klatce schodowej. Dreszcz

niepewności przeszedł mi po plecach. Wyłączyłam gramofon i niemal natychmiast wyjrzałamkonspiracyjnieprzezokno.Podnaszymblokiemstałojakieśczerwoneauto.PochwiliFiitenpodejrzanytypwyszlizklatkiizaczęliburzliwiedyskutować.Facetmiałnasobiebrązowąskórzanąkurtkęidżinsy.Mógłbyćmniejwięcejwjejwieku,choćwciemnościachciężkobyłocokolwiekstwierdzićnapewno.Mimo nieszczelnych futryn nie słyszałam ani słowa, a obawiałam się, że okno głośno zaskrzypi, jeślispróbuję jeuchylić.Pozostałomiobserwowaćcałąsytuacjęniczymniemyfilmipróbowaćwyobrazićsobie,cotenfacetmógłchciećodFi.Przecieżonapozamnąniemiałażadnychznajomychanirodziny.Przeszło mi przez myśl, że to jej były narzeczony, ale wydawało się to raczej wątpliwe. Ich żywagestykulacjazdawałasiętrochęuspokajać.Fipróbowaławrócićdoklatki,alemężczyznaprzytrzymałjązaramię.Wkońcuskinąłpojednawczogłowąiwprzyjacielskimgeścieprzytuliłjejgłowędoswojegoramienia.

–Ktotobył?–spytałam,kiedywróciładodomu.–Staryznajomy.–Czegochciał?–Mogęzostawićcięjutrosamąwdomunakilkagodzin?–Czemu?Cosięstało?–Nicsięniestało,kochanie.Muszęmuwczymśpomóc.To było dla niej typowe. Nigdy nie odpowiadała na pytania. Jakby chciała uchronić mnie przed

konfrontacjązprawdziwymżyciem.Kiedy obudziłam się następnego dnia, na małym stoliku koło mojego łóżka stał talerz gotowych

kanapek,kubekzimnejjużherbatyikartkazjejodręcznymibazgrołami:„Będęzakilkagodzin,kochanie.Zjedzśniadanieinigdzieniewychodź.Fi”.

Był to pierwszy dzień w moim życiu, kiedy zostałam sama w domu. Co prawda raz do rokuwyjeżdżała na dwa, trzy dni na przełomie kwietnia imaja, tuż po swoich urodzinach.Oczywiście niemówiąc,pocoanigdzie.ZostawiałamniewtedypodopiekąpaniKosińskiej,któraokropniegotowałaiśmierdziałazupąkartoflaną.PozatymFibyłazawszezemną.Utrzymywałyśmysięzniekiepskiejrentypomoimojcu idrobnychpracchałupniczychFi.Czasamiszyłanazamówienienarzutyna łóżka,przedświętamirobiłakartkizżyczeniamialbopiekłaciastadlalokalnejcukierni.Kiedybyłamdzieckiem,takistanrzeczywydawałmisięnaturalny.Niezastanawiałamsię,czemuniepracujewswoimzawodzie.Dlamniepoprostubyłamamą,ategoniedasiępołączyćzinnymizajęciami.

Postanowiłamwyjśćnaławkęprzedblokiemipoobserwowaćmoichulubionychsąsiadów.–Cześć,Cappuccino.–Cześć.–Cosięstało,żecięwypuszczonozklatkilwa?Itowsobotę?!–Fimusiałagdzieśpójść.Janekotworzyłszerokooczy.Byłjedynymczłowiekiemwbloku,któremuniedopisałamwwyobraźni

kryminalnejprzeszłości,ponieważzbytdobrzegoznałam.Niepotrafiłbyskrzywdzićnawetmuchyibyłostatnią osobą na świecie, która mogłaby złamać prawo. Sam wyglądał za to jak powiększony okazegzotycznego owada. Długie chude nogi, ogromne okulary i wiecznie obdrapane łokcie. Ponieważmieszkaliśmywjednymbloku,chodziliśmyrazemdoszkoły.Kiedyjabyłamwpierwszejklasie,Janekchodziłjużdoszóstej,więcjakoszkolnyweteranwziąłmniepodswojeopiekuńczeskrzydłaiwyjaśniłtajniki działania ściąg, sposoby wycierania ocen na świadectwie i kopiowania podpisu mamy

Page 8: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

wdzienniczku.–Jaktopójść?Bezciebie?Niewygłupiajsię–dopytywałsięnaprawdęzdziwiony.–Miałapilnąsprawę.–Jakąsprawę?–Nietwójinteres.–Widzę,żeniemaszdzisiajhumoru.–Mam,tylkonielubięwścibskichludzi.–Ajanielubiętakichmałychzołz,którepodskakująstarszym.–Tosiędomnienieodzywaj.–Toniebędę.Achciałemcicośpokazać.–Co?–szybkoprzełamałmójopór.Janeksięgnąłdokieszenispodniiwyciągnąłplikkart.–Ojej,faktycznie,wielkiemirzeczy–wybuchnęłamśmiechem.–Śmiejsię,śmiej.Nawetniewiesz,cotozakarty.Atojestnajprawdziwszytarot.–Toznaczy?–Kartydoprzepowiadaniaprzyszłości.–Jasne!–Mówięserio.–Skądtomasz?–Dodatekdogazety.Aletonieważne.Ważne,żedziała.–Wtakimrazieprzepowiedzmiprzyszłość.–Atytomyślisz,żewszystkojestot,tak!Takichrzeczytrzebasięnauczyć.Poznaćichznaczenie.Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Mimo swojej powierzchowności chłopka-roztropka, ze

względunaswój„słusznywiek”stanowiłdlamniewówczasniezaprzeczalnyżyciowyautorytet.–Masz.–Podałmijednązkart,przedstawiającąkobietęidącąpoziemskimglobiepodgranatowym

niebem.–Takartaoznaczaświat.Czytałem,żeprzynosiszczęście.Schowałamkartędokieszeni.–Ateraz–oświadczyłwyraźniezadowolony–idziemynalody.Trzebajakośuczcićto,żeudałoci

sięwyrwaćzdomowegoreżimu.Nie wiedziałam, co znaczy słowo „reżim”, ale domyślałam się, że uważa Fi za terrorystkę

przetrzymującąmnie siłąw pokoju.Wtedywłaściwiemi to nie przeszkadzało.Nie potrafiłam się jejsprzeciwić, ale też nie bardzopotrafiłam sobiewyobrazić, jak inaczejmogłobywyglądaćmoje życie.Nieprzepadałamzagraniemw„chowanego”ani„berka”zkolegamizklasy.Właściwiezabardzonawetichnielubiłam.Dlamnienaświecieistniałatylkoona.

–Niemogę.–Dlaczego znowu nie możesz? Twojej matki nie ma. Korzystaj z chwili. Ja stawiam, mała. Nie

stresujsię.–Dziękizakartę,alemuszęjużiść.Niechcę,żebyFizobaczyła,jaksiedzęztobąnadworze.Pokręciłzniedowierzaniemgłową.–Wysiękiedyśtamudusicieinikttegonawetniezauważy.–Nieudusimy.Niepotrzebujemynikogo.Weszłamdodomuiusiadłamnapodłodzeprzedlustrem.KosmetykiFileżaływniewielkimpuzderku

na półeczce. Malowała się bardzo rzadko. Zazwyczaj kiedy musiała gdzieś iść, a to zdarzało sięnaprawdę sporadycznie. Wtedy siadała na rzeźbionym krześle przed lustrem i delikatnymi ruchamirozprowadzałapuderpokościachpoliczkowychwielkim,pękatympędzlem.Małym,wąskim,podobnymdotych,którymimalujesięakwarelami,nakładałanapowiekibladoróżowycień.Pociągałatuszemswojedługie czarne rzęsy, otwierając przy tym lekko usta. Czasami używała też delikatnej szminki albo

Page 9: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

błyszczykadoust.Siadałamzbokuiprzyglądałamsiętemuceremoniałowi.Wydawałamisięwtedytakapiękna.Byłamoimideałemkobiecości.Kwintesencjązmysłowościiuroku.

Wyciągnęłamzjejkosmetyczkipomadkęipomalowałamniąusta.Zrobiłamtowyjątkowoniezdarnieiczęśćszminkirozmazałasiępobrodzie,aleszybkotoskorygowałam.

Pięknie.Wyciągnęłamzszafyjejatłasowąbiałąhalkęzkoronkamiisznurpereł.Ponieważsięgałyminiemal

do kolan, owinęłam je kilka razy wokół szyi. Halka pachniała jej cudownymi perfumami, którymispryskiwałazawszeprzegubydłoniiszyję.

–Perfumypowinnosięrozpylaćwmiejscach,gdzieskórajestnajdelikatniejszaimożnawyczućpuls– tłumaczyłami kiedyś, pocierając delikatniemoją skórę za uszami. –O, właśnie tak.Wtedy zapachemanujeswoimpięknemiprzenikacię.Ipotrzebujesztylkoniewielkiejilościperfum,żebypachnieć.

Halkabyłaoczywiścienamniezaduża,aleczułamsięwniejjakprawdziwakrólowa.Wyciągnęłamzkomodykryształowykieliszek iwytarłamgozkurzuobrzeghalki.Nalałamdoniegozimnejherbatyz kubka. Napiłam się, zostawiając ślad szminki na szkle, i odstawiłam go na parapet. Podeszłam dogramofonuiwłączyłamjejulubionąpiosenkę.Tylerazypokazywałami,jaksięgoobsługuje,żezrobiłamto automatycznie. Kiedy igła trafiła w odpowiednią ścieżkę, szum jak co wieczór przeobraził sięwmuzykę.

Zaczęłamsiękręcić.Corazszybciejiszybciej…takszybko,ażdźwiękzlałsięzwirującymiwokółmniestołem,lustrem,kanapąikomodą.Wszystkolatałownieokiełznanympędzie.Starałamsięśpiewaćdoskonalemiznanąpiosenkę,alezmojegogardławydostawałysięjedynienieskładnedźwięki.Energiawzbieraławemniecorazbardziej.Rozłożyłamszerokoręce,wyobrażającsobie,żezarazporwiemniewiatr i odlecę. Dopiero kiedy przeszło mi przez myśl, że mogą poplątać mi się nogi, straciłamrównowagęirunęłamjakdługanajejmaterac.Światjeszczeprzezkilkaminutdochodziłdosiebie.

Byłotomojepierwszewżyciuupojenie.Wróciła zmęczona i jak zwykle odległa myślami o setki lat świetlnych. Tym razem chyba nawet

bardziejniżnormalnie.Usiadłaoboknamateracuipogłaskałamniepogłowie.–Śliczniewyglądasz,Latte.Setkipytańroiłysięwmojejgłowie.Chciałamwiedzieć,gdzieposzłaicookazałosiętakważne,że

zostawiłamniewdomusamąnacałydzień;kimbyłmężczyzna,któryzjawiłsięunaspoprzedniejnocy,iwczymmupomagała.

Oddałabymcaływszechświatzaskrawekjejmyśli,aleniebyłamwstanieoniczapytać.–Niejesteśzła,żewzięłamtwojekosmetyki?–Aczyjakiedykolwiekbyłamnaciebiezła?Jesteśmoimnajwiększymskarbem.Przytuliłamniemocno.Kochałamjąwtedybardziejniżcokolwieknaświecie.Bardziejniżsiebiesamą.

Page 10: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

ROZDZIAŁ2ImięGloria oznacza po łacinie „chwałę”. Czy ma to jakikolwiek związek z moją Glorią? Chyba

niewielki,poza tymże–chwałaBogu–pojawiłasięwmoimżyciu.Kiedyzaczęłachodzićdonaszejszkoły,mojeżycieuległogruntownejprzemianie.

Miałamwtedy szesnaście lat. Ona była starsza, ale żeby podejść do matury, musiała dodatkowozaliczyćchemię,gdyżzagranicą,gdziewcześniejsięuczyła,mogławybieraćprzedmioty,achemianienależaładojejulubionych.Zrządzeniemlosutrafiładomojejklasy.Kiedypierwszyrazweszładosali,oczywszystkichzwróciłysięwjejkierunku.Skupiałanasobieuwagęnietylkoniebanalnąurodą.Byłaosobąotakwyrazistymibezpretensjonalnymstylu,żenawetszkolnimachogapilisięnaniąmaślanymioczami,niepotrafiącukryćzachwytu,kiedyprzechodziłakorytarzem.Jakbywykupiłasobiewyłącznośćnaferomony.Tym,conajbardziejzbijałoichztropu,byłojejzachowanie.Zupełnieichignorowała.Niemożna było nawet nazwać tego kokieterią. Po prostu kompletnie jej nie interesowali, a to ich, takprzywykłychdoatencjipłcipięknej,zaskakiwało.Tamtegodniaweszładoklasypowoli,apanTopper,naszwychowawca,ponoćszanowanynauczycielchemii,wydukałjejnazwisko,zająknąwszysięprzytymsześćrazy.

–GloriaMillenaFalesse–poprawiłago,wyraźniewypowiadająckażdączęśćnazwiska.–T…tak,oczywiście–potwierdziłstremowanyTopper.Gloriazlustrowałaklasęwzrokiem.Niezłyzniejnumer–przeszłomiprzezmyśl.Miałamtendencjędoszybkiegoidośćbezwzględnego

oceniania ludzi ze swojego otoczenia, co chyba służyło mi podświadomie do podnoszenia poczuciawłasnejwartości i usprawiedliwiania osobowości zwierzątka zamykanego przez latawklatce.Gloriastanowiła uosobieniewszystkich cech, których niemiałam, a nawet nie byłampewna, czy chciałabymmieć.Sprawiaławrażenie, jakbybyłanadczłowiekiemNietzschego.Możnabyło ją tylkopokochać lubznienawidzić.Patrzyłamnanią izastanawiałamsię,co takaosobarobiwJ.,zamiastkrólowaćpośródjakiejśbohemyartystycznej,gdziestanowiłabynatchnieniedlaposzukującychmuzraczkującychpoetówiwspomnieniemłodościdlaprzebrzmiałychmuzykówjazzowych.

GloriaMillenaFalesse–powtórzyłamwmyślach,żebydobrzezapamiętaćjejimięipowtórzyćjeFipopowrociedodomu.

– Ta dziewczyna jest niesamowita – powiedziałam do Janka, kiedy spotkałam go pod naszymblokiem.–Jakbyktośjąwyrwałzinnejrzeczywistości.

–Latte,tyjesteśzinnejrzeczywistości,niezapominajotym.Onajestpewniezupełnienormalna,aletydotądnieznałaśnikogopozamnąitymiciamajdamiztwojejklasy,więcjakmożeszpowiedzieć,czyktośjestinnyniżnormalniludzie,czytakisam?…

–Maszjeszczejakieśdomorosłeanalizynapodorędziu?–Awiesz,mamcoś,copowinnocisięspodobać.–Dajmi już spokój z tymi twoimi filozofiami.Czasamiwydajemi się, że ja też studiuję filozofię

iprzebrnęłamprzezwiększośćnaukwielkichmyślicielitegoświata.–Tymrazemtocoinnego.–Cotakiego?Janekwyciągnąłzczarnejplastikowejtubydużyrulonpapieruizacząłgorozwijać.–Coto jest?–zapytałamzezdziwieniem,kiedymoimoczomukazałsiędziwnysymetrycznyszkic.

Przedstawiał koło z wpisanym kwadratem i łukami łączącymi poszczególne elementy. Owalnerozgałęzieniaosiowoukładałysięwewnątrzkoła,agrubsze,wyrazistelinierozchodziłysiępromieniścieodwewnątrz.

–Mandala–oświadczyłdumnie.–Samjąnamalowałem.Klasa,nie?–Noklasa,klasa.Ażbojęsięzapytać,ocowtymchodzi.

Page 11: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Ignorantka,słowodaję.PrzecieżpodrzuciłemciostatnioJunga.Wzruszyłambezradnie ramionami.Większośćksiążek,któremipodrzucał, raczejprzeglądałam,niż

czytałam.Rzadkozdarzałomisięwjakąkolwiekzagłębićnapoważnie.–Kubaturakoła?Plastykaładu?Wszechświatzewnętrznyiwewnętrzny?Niccitoniemówi?Podniosłamlekkobrew.–A idź,Latte! Ja się staramwyjaśnić ci podstawy filozofii, rozbudzićw tobie umiłowanie nauki,

fascynacjęświatemijegoróżnymiwizjami.Atynic.Nic.Machnąłnamnieręką,zwinąłmandalęiposzedłsobie.„Sfera, koło, grupa, społeczność – diagram przedstawiający bóstwo centralne i towarzyszące mu

bóstwa, reprezentujące oświecone energie: Ciała, Mowy i Umysłu Buddy”. – Wyszukałam szybkowksiążce,którąodniegodostałam.–„Harmonijnepołączeniekołaikwadratu,gdziekołojestsymbolemnieba, transcendencji, zewnętrzności i nieskończoności, natomiast kwadrat przedstawia sferęwewnętrzności, tego,co jestzwiązanezczłowiekiemiziemią.Obiefigury łączypunktcentralny,któryjest zarówno początkiem, jak i końcem całego układu. Istnieją różne rodzaje mandali. Są mandaleoczyszczające,występująteżmandalewzmacniająceokreślonecechylubposzczególneobszaryludzkiegożycia.Wnajszerszymznaczeniumandale sądiagramami,któreukazują,w jaki sposóbchaosprzybieraharmonijnąformę.SąsymbolamicałegoWszechświata–zewnętrznegoiwewnętrznego.Doświadczeniadowiodły,iżmandalewywierająogromnyterapeutycznywpływnaswoichautorów”.

–Tojednawielkabzdura,comnietowogóleobchodzi!?–mruknęłampodnosem.–Comówiłaś?–zapytałaFizkuchni.Pospiesznie zamknęłam książkę i schowałam ją pod materac, żeby jej nie zauważyła. Po chwili

weszładopokojuzmokrymtalerzemwjednejdłoniiściereczkąwdrugiej.–Nie,nic.Taksobiegadamdosiebie.–Widziałam,żeznowurozmawiałaśztymcudakiemznaszegobloku.Powtarzałamcitylerazy,żebyś

sięznimniezadawała.Jeststrasznieciekawski.–AleFi,onjestnaprawdęwporządku.Zacisnęłazęby imocnościsnęławrękach talerz.Zauważyłam,że lekkonabrzmiała jej żyłka idąca

wzdłużczoła–jakzawsze,kiedywyprowadzałamjączymśzrównowagi.– Przepraszam –mruknęłam, a ona uśmiechnęła sięwyraźnie zadowolona z efektu, jaki osiągnęła

swojącichądemonstracją,iposzładokuchnidalejwycieraćtalerze.Janekpewnienawetnieprzypuszczał,jakwielesprawiałmitrudnościswoimipróbamiposzerzania

moichhoryzontów.Ciężkobyłomuwyjaśnić,żeFiodmomentu,kiedywodległejprzeszłościznalazławmoichspodniachkartętarota,stałasięprzewrażliwionanajegopunkcie.

–Toniesążarty,Latte!–krzyczaławtedy.–Niedoświadczoneosobynigdy,aletonigdyniepowinnyzajmowaćsiężadnymirodzajamiprekognicji!

Oczywiścieniewiedziałamwtedy,cotojestprekognicja,alezabrzmiałonatylegroźnie,żewolałamniepytać.

–Skądtomasz?!No,skąd?!Milionyrazywyrzucałamsobiepóźniejwmyślach,żepowiedziałamwtedyprawdę.Przecieżdzieci

zawszesprzedająrodzicomjakieśwyssanezpalcahistorie.„Koleżankadałamiwszkole”.„Panizplastykikazałanamtonamalować”.„PaniKosińskiejwypadłoztorebki,ajatopodniosłaminiezdążyłamjeszczeoddać”.Nie!–Wyszłam z domu tego dnia, kiedy mi zabroniłaś, rozmawiałam z Jankiem i on mi to dał, żeby

przyniosłomiszczęście,bouważa,żejestemtuwięzionajakwklatce.Genialnaodpowiedź!

Page 12: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Atyteżuważasz,żejacięwiężę?–zapytałaztroskąiniepokojemwgłosie.–Nie,oczywiście,żenie,Fi–skłamałam.–Zrozum,todlanaszegodobra.Onimoglibysiędomyślić,wszystkobysięrozeszło…–Cotakiego?Cobysięrozeszło?Poklepałamnieporamieniuiwyszła.–Fi,dlaczegoniechceszmipowiedzieć?Przecieżjestemtwojącórką.Janikomuniepowiem.– Kochanie, przecież wiesz, jak bardzo cię kocham. Nigdy nie zrobiłabym nic przeciwko tobie.

Zrozum.Niemogęcipowiedzieć.Iniepytajmniejużonic,proszę.***

Przez kolejne tygodnie z radością chodziłam do szkoły. Obserwowałam Glorię z ostatniej ławki.Lubiłampatrzeć,jakbawisięswoimikruczoczarnymiwłosami,jakwkładadotorbyksiążki,jakrysujena marginesie podczas nudnej lekcji. Wszystko, co robiła, wydawało mi się fascynujące. Niełatwowchodziła w relacje, ale była najpopularniejszą osobą w szkole. Bezgranicznie mnie zauroczyła. Jejśmiech, ruch, zapach.Wszystko tworzyło integralną całość, której nie sposób było rozłożyć na częścipierwsze.Byłamstrasznieciekawa,jakajest,kiedysięzdenerwujealbozawstydzi.Jakąmaminę,kiedystłuczeszklankęalbozapomnioczyichśurodzinach.Czytakiesytuacjewogólejejsięzdarzają?

Lubięzapisywaćwnotesieważnedatymojegożycia.Tęzapisałamczerwonymdługopisem.28kwietnia.ByłtodzieńurodzinFi.Wychodziłamzeszkołyobładowanaciężkimplecakiem.Pomyślałam,żemuszęsiępośpieszyć,boFi

pewnieprzygotowaładlanasuroczystyobiad.–Hej!–krzyknęłazamoimiplecami.Nieodwróciłamsię,przekonana,żetoniedomnie.–Hej,Latte!–gorącydreszczprzebiegłmipoplecach.Spojrzałamnaniązdezorientowana.Niewierzę.Onawie,jakmamnaimię.–Niepamiętaszmnie?Jestemnachemiiuwaswklasie.NazywamsięGloria.GloriaMillenaFalesse…GloriaMillenaFalesse…GloriaMillenaFalesse…Niepotrafiłamnicpowiedzieć.– Masz może notatki z chemii od początku semestru? Potrzebne mi będą na sprawdzian u pana

Toppera.Powiedział,żebymzapytałaciebie,bojesteśdobrazchemii.–Mam–odpowiedziałam,mającwrażenie,jakbytosłowobyłowielkimkamieniemprzeciskającym

sięprzezmojegardło.–Pewniewdomu,co?Dalekomieszkasz?–Tak.–Przyjakiejulicy?–AlejachAkacjowych.–Niesamowite,tocałkiemniedalekoodemnie.JamieszkamprzyWierzbowej8.Wtakimrazieidę

ztobąipożyczęjesobie,jeślioczywiściemogę–roześmiałasię.Sytuacjabyłakrytyczna.Emocje,któreprzedchwiląburzyłysięwemnie,przeobraziłysięwjednej

chwiliwbladystrach.Niewątpliwieniemogłamjejzaprosićdosiebie.–Szczerzemówiąc,niewielerozumiemztejcałejchemii,pierwiastkiwtablicyMendelejewasądla

mnierówniezagmatwanejaknutywmarszuMendelssohna.Czarnamagia–oświadczyła.– Jeśli chodzi o nuty, to niewielemogę zdziałać, bo też nicmi niemówią, ale nad pierwiastkami

mogłybyśmykiedyśpopracować.–Super,amożedzisiaj,co?Maszczas?–No…właśnie…ja.

Page 13: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Wpadnijdomniepopołudniuznotatkami,dobrze?–Hmm…–Cojest?–Nodobra.Boże,poprostudramat!Z niepokojem otworzyłam drzwi domu. Z trudem próbowałamwyobrazić sobie reakcję Fi namój

plan. Kilkakrotnie przeprowadziłam już tę rozmowę w myślach, jednak za każdym razem efekt byłmizerny.Niemniejtego,cozastałam,niemogłamprzewidzieć.Siedziałabladainieruchomaprzystolikuz kartami, a naprzeciw niej stał ten sam wysoki mężczyzna, który przyszedł do nas nocą wiele latwcześniej.Mimożewidziałamgowtedybardzokrótkoiniewyraźnie,niemiałamwątpliwości,żetotensamczłowiek.Kiedyweszłamdopokoju,Finawetsięnieporuszyła.Miałaotwarteoczy,aleodnosiłamwrażenie,żeniewidzitegosamego,comy.

–Cosięstało?–krzyknęłamprzestraszona,aonanawetniedrgnęła.–Fi!Cocijest?!Mężczyznastarałsięuciszyćmniegestem,aledarłamsięwniebogłosy.–Niekrzycz,mała.Twojejmamienicniejest.–Cojejzrobiłeś?Kimjesteś?–Spokojnie.Jestwtransie.Możeszwyjśćgdzieśnagodzinę?–Nigdzienieidę.Maszjąnatychmiastobudzić.Rzuciłamsięwjejkierunkuizaczęłamszarpaćzaramiona,alebyłasztywnajakkłoda.–Wyjdź,bowszystkozepsujesz!–krzyknąłwkońcu.Byłamprzerażona.Jakwamokuprzegrzebałamszafkęiwyciągnęłamzniejzeszytdochemii,poczym

spojrzałam jeszcze raz na nich i wyszłam, zatrzaskując za sobą drzwi. Nie mogłam pojąć tego, cozobaczyłam.CzytootymFinigdyniechciałamówić?Cosiędzieje?!Cosię,docholery,dzieje?

Biegłam przerażona między brudnymi blokami Alei Akacjowych. Ludzie patrzyli na mnie zezdziwieniem. Ta chwila była punktem przełomowym mojego życia. Gdyby ktoś w tamtym momencieklasnąłizatrzymałnamomentczas,byłobywemniepółstarejipółnowejLatte.Pierwszyrazpoczułam,żetakdalejbyćniemoże.Niepozwolęsiędłużejwięzićanioszukiwać.Niechcę,żebymojeżycienadalwyglądałojakwegetacja.Chcęmiećswójświat,swoichprzyjaciółiswojemarzenia,anietylkoszkołę,domiFi.Niebędęsięjejzniczegotłumaczyć,skoroonanietłumaczysięmnie.

NazywamsięLatte.28kwietniaurodziłamsiępowtórnie.Jestemodrębnymczłowiekiem.Podejmujęwłasnedecyzje.

UlicaWierzbowa8.Dużybiałydomzplastikowymioknami,nowymidachówkami,rynnamizestalinierdzewnej.Marmuroweschodkiprzeddębowymidrzwiamizwitrażemizłotątabliczką„O.T.Falesse”.Koło drzwi mosiężny dzwonek ze sznurkiem. Serce waliło mi wtedy jak młotem. Ściskając w dłonipodstawyMendelejowskich nauk, stałam pod jej domem i czułam się jakmała szaramysz.W końcupociągnęłam za sznurek koło dzwonka. Po domu rozniósł się czysty, mocny dźwięk. Po chwiliw drzwiach stanęła piękna kobieta w dojrzałym wieku. Miała ciasno spięte w kok czarne włosyipomalowaneczerwonąszminkąusta.Wydałamisiętakdostojna,żeniemogłamspuścićzniejwzroku.Wiedziałam,żemamdoczynieniazosobą,dlaktórejsukcesjestchlebempowszednim.

–Witam–zwróciłasiędomnieuprzejmymtonem.–NazywamsięLatte,przyniosłamGloriizeszyt–wyszeptałam.–Bardzomimiło.JestemOliwia,jejmama.Proszęwejdź.Gloriajestwswoimpokoju.Szła przede mną przestronnym, oświetlanym świetlówkami korytarzem. Poruszała się powoli

imajestatycznie jakGloria.Weszłyśmy schodami na drugie piętro. Zobaczyłam drzwi prowadzące doośmiu,amożedziesięciupokoi.Nigdywcześniejniebyłamwtakwielkimdomuipomyślałam,żeGloriachybaudusiłabysięwnaszejkawalerce,skorocałenaszemieszkankozmieściłobysięwichspiżarni.

–Mająpaństwonaprawdępięknydom.

Page 14: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Dziękuję.OtopokójGlorii.Zapukałacichodwarazyiuchyliładrzwi.–Kochanie,przyszładociebiekoleżanka.Ruchem dłoni zaprosiłamnie do środka.A potem odwróciła się i odeszła, zostawiając nas same.

Gloria leżała na łóżku twarzą do poduszki. Wyglądało na to, że płacze. Teraz poczułam się jeszczebardziejskrępowana.

–Gloria?Nieodpowiedziała.–Przepraszam,chybaprzyszłamwnieodpowiedniejchwili.Zostawięcitenotatki,dobra?Cisza.Westchnęłamipołożyłamzeszytnabiurku.–Niewychodź,proszę.Zostańzemną.Rozejrzałam się bezradnie po pokoju. Nie było w nim żadnego krzesła poza wielkim skórzanym

siedziskiem.Czułamsięjednakzbytspeszona,żebysięnaczymśtakimułożyć.–Chodźmynabalkon–zaproponowałaGloria,zrywającsięnaglezłóżka.Otworzyła drzwi wychodzące na taras obwiedziony srebrną balustradą. Stał tam stolik i dwa

wiklinowekrzesłazpoduszkami.– Jeśli chcesz zapalić, to za chwilę, bo zaraz przyjdzie tu ta wiedźma ze swoim zestawem

popisowym.Niezrozumiałam,ocojejchodzi,alejużpochwilizzadrzwiusłyszałamcichygłosOliwii.–Odsuńmifirankę,kochanie,botrzymamtacę.Gloria wykrzywiła usta, naśladując słowa matki, i podeszła do drzwi, żeby jej pomóc. Oliwia

ustawiłanastolikutacęzegzotycznymi,jaknamojestandardy,przekąskami.Oilepóźniejzrozumiałam,żeepatowaniebogactwembyłopoprostuobjawemjejsnobizmu,tamtegodniazrobiłotonamniewielkiewrażenie.Natacybyłdzbanekświeżowyciśniętegosokucytrusowegoitalerzowoców,którewkwietniunie pojawiały się jeszczew sklepach: ciemnych pękatychwinogron, soczystych truskawek, dojrzałychbananówinieznanychmiowocówwielkościorzechawłoskiegowróżowychkolczastychskorupkach.Nadrugimtalerzuleżałyminiaturowetorcikizciastafrancuskiegozkawiorem.

–Smacznego,dziewczynki.Możetrochęuprzyjemniwamtonaukę.–Dziękujemy,mamo–odpowiedziałaGloriachłodnym,ugrzecznionymtonem.Poczymdodała,kiedy

zostałyśmysame:–Jeślichcesz,tojedz.Janietknęniczego.Cholera.–Palisz?Wyciągnęłapaczkędługich,cienkichpapierosów.–Nie.Gloriaodpaliłapapierosaiwciągnęłanerwowodym.–Chybanieprzepadaszzaswojąmatką?–zagadałamzupełnieidiotycznie.–Nieprzepadam?–parsknęła.–Nienawidzęjej.Tasztucznadobroć,uśmiechy,ciasteczka.Wszystko

na pokaz.Ona żyje, jakby brała udziałw jakimś pieprzonym reality show.Dla poklasku jestw staniezrobićwszystko.Myślisz,żedlaczegoonaprowadzi tęcałąfundację?Zdobrociserca?Wżyciu.Żebyspołeczeństwo zachwycało się jej postawą wzorowej obywatelki. Żeby była poważana w mieście,aludzieznalijąipodziwiali.Awśrodku?Samazgnilizna.

Spuściłamwzrokprzytłoczonailościąpomyj,którewylaławłaśnienawłasnąmatkę.Jużwcześniejzauważyłam,żeGlorięmożna tylkopokochaćalboznienawidzić.Terazzrozumiałam,żezniąbyło taksamo.

Kocha.

Page 15: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Nienawidzi.Żadnychpółśrodków.–Atwójojciec?–zapytałam.–Mójojcieczostałzamordowanywielelattemu–odpowiedziałasmutno.–Przepraszam.Niemiałampojęcia.Ktogozamordował,jeślimogęspytać?–Rzeczwtym,żeniewiadomo.Policjaodlatuważa,żektóraśzjegokochanek,aleniemajążadnych

dowodów.–Kochanek?–Tak,ojciecnotoryczniezdradzałmojąmatkę,aonanierobiłamunawetztegopowoduwyrzutów.

Widzisz,cotozaosoba?Dasięponiżać,byleżadnebrudyniewyszłynaświatłodzienne.Atuproszę,jakaniespodziewanaakcja.Ileżpikantnychhistoriiobjawiłosiępodczasśledztwa.Całaichprzeszłość,wszystkiezdrady,tajemnice.Ojciecbyłtakąszychą,żeniedałosięzostawićtejsprawyottak.Robili,cowichmocy,żebydowiedziećsię,ktozamordowałmecenasaFalesse.Zatrudniononawetwróżkę,żebypomogławśledztwie.Wyobrażaszsobie?

Opowiadała o tym jak o jakiejś sensacyjnej historii opisanejw brukowcu. Jakby to była powieśćkryminalna,anieśmierćwłasnegoojca.Możedlatego,żeminęłotylelat?Amożewjejdomuciąglesiętakotymmówiło?Niewiem.Dlamnietamtegodnianajważniejszebyłoto,żesięprzedemnąotworzyła.

–Atwoi?–zapytałanagle,gaszącpapierosaobrzegstolika.–Jateżmamtylkomamę.–Acozojcem?Zdałamsobiesprawę,żejeślipowiemteraz,żemójojcieczostałzastrzelony,będzieoczekiwałaode

mnieszczegółów,którychjasama,rzeczjasna,nieznałam.Aleteżuświadomiłamsobienagle,żełączynaswięcej,niżmogłamprzypuszczać.

–Umarł,kiedybyłambardzomała.–Rak?–Mhm…–kiwnęłamnieznaczniegłową,choćniechciałamkłamać.–Tęskniszzanim?–Nieznałamgo,ależałuję,żeniemamojca.–Jazaswoimtęsknię,choćprawiegoniepamiętam.Mimowszystkichjegogierek,którewyszłyna

jaw,dlamniebyłpoprostutatą,ajajegoukochanącóreczką.Sadzałmniesobienakolanachiopowiadałniesamowitehistorie,wktórychbyłamksiężniczką.

Roześmiałasię.–Ajakajesttwojamatka?–Fijest…hmm…chybatrochędziwna.Ekscentryczna.Nielubitowarzystwaludzi,unikajakmoże

kontaktuzeświatem.Wielerzeczyprzedemnąukrywa.Wiesz…traktujemniejakdziecko.–Ukrywa?Co?–Niewiem,mamwrażenie,żemajakąśtajemnicę,októrejniechcemipowiedzieć.–Apytałaśjąoto?–Otak,wielerazy,alenieodpowiada.–Boże,pewniemusiciesięstraszniekłócić.–Tak–skłamałamznowu.Niewiemczemu,zrobiłomisięnaglewstyd,żeniepróbowałammocniejwyciągnąćczegośodFi.

Czułamsięjakpotulnypies,któryniereagujenato,żemazakrótkąsmycz.Zastanawiałamsię,czymogęnapić się soku, czybyłoby tow tymmomenciezłamaniemnaszegopaktuprzeciwmatkom.Nawszelkiwypadekniepróbowałam.

–Wiesz, odkądsię tuprzenieśliśmy,czułam,żeniemamsięprzedkimotworzyć.MamyzEmilemgrupęznajomych,ale takichna imprezy,wiesz, jak jest.Żebysięnapić ipowygłupiać,aniewynurzać

Page 16: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

zproblemami.–KtotojestEmil?Twójchłopak?–Mójbrat.Dwalatastarszyodemnie.Kiedyśniepotrafiliśmysiędogadać,aleterazjestjużOK.Ty

maszrodzeństwo?–Nie.–Możedlategojesteśtakaniedostępna.–Niedostępna?Comasznamyśli?–Żeciężkojestsięprzebićprzeztętwojąskorupkędośrodka.Pytałamkilkaosóbociebieiwszyscy

uważają,że jesteś trochęzarozumiała i rzadkozkimkolwiekrozmawiasz.Żemaszswójświat i swojetowarzystwo, ale nikogo do siebie nie dopuszczasz. Stałaś się dla mnie prawdziwym wyzwaniem.Dlatego strasznie się cieszę, że przyjęłaś moje zaproszenie. Musiałam cię tu zwabić podstępem –uśmiechnęłasiętajemniczo.

Niemogłamuwierzyćwto,cosłyszałam.Czytonaprawdęmożliwe,żeludziewidzieliwemnietakzagadkowąpostać,ojakiejmówiłaGloria?

Starałamsięniedaćposobiepoznać,jakbardzojestemzaskoczona.–Poprostuzaniminieprzepadamityle.– I za to właśnie już cię lubię. Jesteś wymagająca w doborze przyjaciół. To doskonale o tobie

świadczy.Wracałamdodomuniespiesznie,żebyjaknajbardziejoddalićmomentkonfrontacjizFi.Nigdydotąd

napoważniesięzniąniekłóciłam,alewiedziałam,żeniemogępozostawićtejsprawybezreakcji.–Fi?Siedziałasamanamateracuskulonawembrioninieodzywałasię.–Fi!–powtórzyłamgłośniej.Zerwałasięzłóżkaiuśmiechnęła,jakbynicsięniestało.–Zamyśliłamsiętrochę.Długocięniebyło,cośsięstało?–zapytałaspokojnie.Zaczęłakrzątaćsięniezdarniepopokojuiprzestawiaćprzedmiotyzmiejscanamiejsce.Patrzyłamna

niąskupionymwzrokiemizbierałamwsobiesiłydowybuchu.Miałamwrażenie,żemyślitylkootym,jaktodobrze,żeniewróciłamwcześniej.Widocznienicjejniepowiedział.

–Byłamjużwdomu–odpowiedziałamdrżącymgłosem.Zamarła.Niepatrzyłamiwoczy.–Cotyopowiadasz,Latte?–Przyszłamdodomujakieśdwiegodzinytemu,alebyłaśtakzajętaspotkaniemzeswoimznajomym,

żemnieniezauważyłaś.Spojrzałanamnie.Jedynieprzezułameksekundydostrzegłamwjejoczachstrach.–Jesteśgłodna?–Cholera,Fi!–wrzasnęłamwreszcie.Pierwszyrazwżyciupodniosłamnaniągłos.–Jaktysięwyrażasz?–Powiedzmi,cosiędzieje.Cotenfacetznowututajrobił?Bototensam,którybyłtukiedyśwnocy,

prawda?Milczaładłuższymoment,starającsięodwrócićmojąuwagęnerwowymiruchamidłoni.–Tak,tomójznajomyzdawnychczasów.–Todlaczegosiedziałaśjakzahipnotyzowana?Co?–Przestań.Poprostunieusłyszałam,żeweszłaś.–Szarpałamcięzaramię,Fi.Byłaśsztywnainiewidziałaśmnie.Przestańjużkłamać.Powiedzmi.

Powiedzmiwszystko!Przecieżjacięniewydam.–Niemogę,Latte.

Page 17: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Skorotakzdecydowałaś,dobrze.Tylkoniechcięniezdziwi,jeślijateżbędęmiećswojetajemnice.Wybiegłam z domu i trzasnęłam drzwiami, zostawiając Fiw osłupieniu.Chyba nigdyw życiu nie

spodziewałabysię,żebędęwstaniecośtakiegopowiedzieć.Jasamaniemogłamuwierzyć,żewkońcutozsiebiewyrzuciłam.

Stałam na dworze z trzęsącymi się wciąż dłońmi i wywalczoną wolnością, z którą nie bardzowiedziałam,cozrobić.

SpojrzałamnaoknoJanka.Światłobyłowłączone,więcmusiałbyćusiebie.Weszłamdojegoklatki,starającsięniezwracaćuwaginaodórgnijącychziemniakówwydostającysięzpiwnicy.Maszerowałamposchodachzkołaczącymsercem.TawizytabyławiększymisilniejszymwyrazembuntuwstosunkudoFi,niżgdybymsięnaćpałaalbouciekłanatydzieńzdomu.Zadzwoniłamdodrzwi.Pochwiliusłyszałam,że ktoś spogląda przez wizjer. Zablokowane łańcuszkiem drzwi uchyliła jego mama. Widziałam jąwcześniej już wiele razy. Była bibliotekarką i jeździła wszędzie na swoim starym, zdezelowanymskładakuzkoszykiemnakotaprzykierownicy.Kotprzecisnąłsięmiędzydrzwiamiizacząłocieraćsięomojąnogę,unoszącwgóręogonigłośnomrucząc.Patrzyłanamnie,nieukrywajączaskoczenia.

–Dobrywieczór,nazywamsięLatte.CzyzastałamJanka?–Wiem, jak się nazywasz.Niewiem tylko, czymogę go zawołać, bo jeszcze biedaczek dostanie

zapaścizezdziwienia.Uśmiechnęłam się nieśmiało. Zamknęła drzwi, zdjęła łańcuszek i wpuściła mnie do środka, a kot

zacząłwspinaćsiępojejspódnicy.Nachyliłasięiwzięłagonaręcejakniemowlę.–Jasiu,koleżankadociebie–krzyknęławgłąbkorytarzaiposzładoswojegopokoju.Janekotworzyłdrzwiiteatralniecofnąłsiędwakroki.–Niewierzęwłasnymoczom.–Cześć,Jaś.–Cześć,Cappuccino…Zapraszam.Musiałostaćsięcośniebywałego,skoropozwolonociopuścić

terrarium.Weszłamdojegopokoju.Pierwsze,corzucałosięwoczy,towielkirysunekmandaliprzytwierdzony

gwoździamidościany.Napodłodzeleżałolbrzymimateraczajmującyniemaltrzyczwartepokoju.Przyścianiestałniskistolik,anadnimwisiałapółkazksiążkami.

– Wiem, że zachowując zasady uprzejmości, powinienem zaproponować herbatę i szarlotkę, alewybacz,żenajpierwzapytam,cotytu,ulichajasnego,robisz.

–Możeniepowinnamprzychodzićtakpóźno…–zaczęłamspeszona.–Anisięważterazwycofywać!Mów,cosięstało!–Pokłóciłam się zFi.Musiałamwyjść z domu.Niemiałamza bardzogdzie pójść.Maszmoże…

wino?Roześmiałsiętakserdecznie,żepoczułamsięwreszcieswobodniej.Usiadłamnawielkimmateracu,

plecamiopierającsięościanęiwpatrującwbarwnąmandalę.Kiedyskończyłasiębutelka,znałjużcałąhistorię,awłaściwietylkojejmałączęść.Tęczęść,którąznałamja.Podkoniecmocnojużplątałmisięjęzyk. Janek słuchał mnie ze świętą cierpliwością, nie zadając żadnych zbędnych pytań. Czułam, jakzmęczeniepowolidopadamojepowieki,alestarałamsięwalczyćznimzewszystkichsił.Niechciałamjeszczewracaćdodomu.Niezauważyłamnawet,kiedyzasnęłam.

Obudziło mnie uczucie potwornej suchości w ustach. Otworzyłam oczy i przez kilka sekundzastanawiałam się, gdzie jestem. Kołomateraca stała butelka wodymineralnej. „JESTEŚU JANKA,ATOJESTLEKARSTWO;)–DOŚWIADCZONYŻYCIOWOŻYCZYLIWY”–uświadomiłminapisnaetykiecie.

Roześmiałamsięwduchu.Woda…Zbawienie.Podniosłam sięniebezwysiłku.Wciążkręciłomisięwgłowie,ale teżwracałydomnieurywane

strzępywczorajszejrozmowy.

Page 18: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Możeonaukrywasięprzedmafiąalbojakąśsektą?Możetenfacetjąszantażuje?Może,może.Wszystkotylkomoże…jakbymniemogładowiedziećsięprawdyowłasnejmatce.Cichepukaniedodrzwiwyrwałomniezzamyślenia.–Latte?Śpiszjeszcze?–Nie,wejdź.Dziękujęzawodę.–Niemasprawy.Nieuwierzysz,cosięstało.–Cotakiego?–Fitutajbyła.–Słucham?–Naprawdę.Kazałazostawićciklucze.–Mówiłacoś?–Nie i niewyglądałanawściekłą.Powiedziała tylko, żemusiwyjechać, ale tymożesz jużzostać

sama.–Notak,przecieżjestkonieckwietnia.Znowutosamo.–Wstawaj,dopierowyszła,możemysprawdzićnadworcu,gdziejedzie.Westchnęłam ciężko. Głowa bolała mnie tak, że ledwie mogłam nią poruszać i na samą myśl

opościguzaFizrobiłomisięniedobrze.–Niedamrady.Niemamsiły.–Dobra,zostańtu,jazaniąpójdę.–Janek,toniejestdobrypomysł.Jakcięzauważy…–Tocoztego?Itakjużmnienielubi.Śniadaniemaszwkuchni.Mamapojechaładopracy.Zostawię

cikluczeiwpadnęponiepozajęciach.Tydzisiajlepiejnieidźdoszkoły.Pa!Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Janka już nie było. Przez moment wyrzucałam sobie

wmyślach,żepozwoliłammuśledzićFi,boczułam,żetonieuczciwe.Możefaktycznielepiejbyłobydlamnie, żebymnie dowiedziała się tego, czego tak bardzo nie chciałami powiedzieć. Po chwili jednakprzypomniało mi się, jak wyglądała, siedząc naprzeciwko tego faceta, i złość, która we mnie wtedywezbrała,znówdoszładogłosu.Niemaprawamnieoszukiwać.Jestemjejcórkąichcęznaćprawdę.

Wyszłamzpokojuipowoliprzeszłamwzdłużciemnegoprzedpokoju.Trzebaprzyznać,żemieszkanieJankanienależałodonajprzyjemniejszych,jakzapewnewiększośćwnaszejdzielnicy.Stare,zniszczonemeble, przedpotopowa boazeria, podłoga wyłożona jedynie płytkami PCV i przykryta kilkomazdeptanymi chodniczkami. Duży pokój i kuchnia urządzone raczej bez specjalnych wyrzeczeńfinansowychiwizji.Naszakawalerkabyładużomniejsza,aleprzynajmniejmiałaklimat.

Nablaciekuchennymkołolodówkistałtalerzkanapekzżółtymseremipomidorami.Kiedypoczułamzapachżółtego sera, ażmnie zemdliło i pobiegłamdoubikacji.Niemiałamnawet czymwymiotować,więcczułamtylkowściekłeskurczeżołądkainapływającącochwiladoustsłonąślinę.Siedziałamtamdobrykwadrans,kiedyusłyszałamchrobotkluczawzamkudrzwizewnętrznych.

–Co,docholery?Szybkowytarłamustapapieremtoaletowymispuściłamwodę.–Jesttuktoś?–zapytałmęskigłos.Zniepokojemotworzyłamdrzwi.TataJanka–równiechudyiwrówniewielkichokularachnanosie

– stał przedemnąw tweedowejmarynarce i z czarną urzędniczą teczkąw dłoni.Niemieliśmy nigdydotąd okazji rozmawiać, widywałam go tylko przelotem, ale nawet gdybym nigdy w życiu go niespotkała,niemiałabymwątpliwościcodoichpokrewieństwa.

–Dzieńdobry–zaczęłamzawstydzona.–Dzieńdobry–odpowiedziałzupełniespokojnie.–NazywamsięLatte.

Page 19: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Ach,Latte,przyjaciółkaJanka.Opowiadałmiotobie.Miłomiciępoznać.Zbliżyłsięipodałmirękę.Pachniałładnąwodąpogoleniu.Jejzapachpozostałminadłonijeszcze

nadługopotym,jakwyszłamzichmieszkania.Wyglądałonato,żemojaobecnośćunich,itozsamegorana, nie zrobiła na nim szczególnego wrażenia. Zajął się rutynowymi czynnościami – powiesił nawieszaku kapelusz i parasol, który miał ze sobą, mimo że pogoda była bardzo ładna. Ustawił butywrównymrzędziekołoinnychpar.

–O!–zdziwiłsię,wchodzącdokuchni.–Widzę,żezostawilinamkanapki.Jadłaśjuż?–Nielubięjeśćtakwcześnie.–Możewtakimrazienapijeszsiękawy?– A ma pan latte? – rzuciłam moim standardowym żartem, który zawsze działał w stresujących

sytuacjach.Udałosię.Mężczyznaroześmiałsięirozłożyłbezradniedłonie.–Mogępanuzrobić–zaproponowałam.–Mapanmleko?–Chybajestwlodówce.–Doskonale.Po chwili nalałam spienionej kawy do wysokich, przezroczystych szklanek i przyniosłam ją do

pokoju,gdzieojciecJankapałaszowałjużmojeśniadanie.–Przypomnijmi,Latte,costudiujesz.–Jeszczeniestudiuję,proszępana.ChodzędogimnazjumprzyplacuŚwiętegoPatryka.–Tobardzodobregimnazjum.–Swojelatachwałymajużzasobą,aleludziejeszczeotymniewiedzą–roześmiałamsię.–Adojakiegochcesziśćliceum?–Dojedynki.Lekkozakrztusiłsiękanapką.–Ambitnazciebiedziewczyna.MogłabyśnalaćtrochęolejudogłowytemunaszemuJankowi.To,co

onwyprawiazeswoimżyciem,przechodziludzkiepojęcie.Typewniebędzieszstudiowaćprawoalboekonomię, prawda? A ten – pokręcił z politowaniem głową – filozofię sobie wymyślił. Filozof odsiedmiuboleści,cholera.Przepraszamzawyrażenie.Azresztąniebędęsięwtrącaćwjegożycie.Niechrobi,cochce.Aletamandala…–złapałsięrękązaczoło.–Widziałaśją?

Roześmiałam się, boniemogłamsię jużpowstrzymać.Ojciec Janka spojrzałnamnie iwybuchnąłśmiechem równie serdecznym co Janek, kiedy coś go szczerze ubawi. Śmialiśmy się jak para starychznajomych.Właściwiesami jużniewiedzieliśmyzczego,aledawnonicniepoprawiłomihumoru takbardzojaktamtośniadanie.Wyszłamzichdomuwrewelacyjnymnastroju.PanRossauścisnąłmidłońipoprosił,żebymczęściejdonichwpadała.

Przekręciłamkluczwzamkuiweszłamdopustegomieszkania.Oknobyłolekkouchylone,żebynietworzył się zaduch,który częstowypełniał naszniewielki pokójprzedpołudniem.Zostawiławszystkowabsolutnej czystości.Zawszekiedybyłazdenerwowana iniemogłaznaleźć sobiemiejsca, chodziłaz kątawkąt, towycierając kurze, to poprawiając i tak już równo ułożone obrusy i prześcieradła.Nastolikuleżałakopertazmoimimieniem.Rozbawiłomnie,żejąpodpisała,zupełniejakbyktośinnymógłją otworzyć. Ale pewnie pomyślała, że nada to listowi powagę i znaczenie. W pierwszym odruchumiałam ochotę porwać go na strzępy i wyrzucić do kosza, ale ciekawość wzięła górę. Wiedziałamdoskonale, że nie wyjaśni mi, gdzie pojechała, ale walcząc sama z sobą, odkleiłam brzeg kopertyiwyciągnęłamskrupulatniezłożonąkartkę.

Latte,rozumiem twoje wzburzenie całą sytuacją. Wiem, że mogłaś być zaskoczona wizytą mojego

znajomegoimoimnietypowymzachowaniem.Cozahipokrytka!

Page 20: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Nie będę ci niczego tłumaczyć, przepraszam, ale to dla twojego dobra. Są pewne sferyw życiukażdegoczłowieka,którestanowiąjegoprywatnyświatitajemnicę.Dotejporybyłaścałyczasmojąmałą córeczką, ale twoje słowa uświadomiły mi, że już tak nie jest. Wiem, że jesteś dojrzałąiodpowiedzialną za siebie kobietą.Potrafiszpodejmowaćdecyzje i tak samo jak jamaszprawodotajemnic.Przepraszam,jeśliczułaśsięprzezemnieosaczona.

Jak wiesz, zbliża się pierwszy dzień maja, dlatego, jak co roku, muszę wyjechać. Nie prosiłamoczywiście pani Kosińskiej, żeby do ciebie przychodziła. Zostawiam ci klucze i mieszkanie jest dotwojej dyspozycji. Będę drugiego lub trzeciego. Jeśli chcesz, zaproś Janka albo jakieś dziewczynyzklasyi…bawsiędobrze.

Kochamcię.Fi.Skręciłam list jak wyżymane pranie. Miałam ochotę go pogryźć i zdeptać. Uczucie bezsilności

ogarnęłocałemojeciało.Wiedziałam.Terazjużwiedziałam,żeczegokolwiekbymniezrobiła,nigdyniedowiemsięoniejprawdy.Zawszebędzietakasama.Skryta,nieznanaiobca.Nieprzyznasięnawetnatorturach piekielnych. Nic tu nie pomagało – prośby, błagania, groźby, nawet bunt i ucieczka.Najwyraźniejmimocałejmiłościmatczynej,którąmniedarzyła,niebyławstaniemizaufaćiwyznać,cotaknaprawdęukrywaprzedświatem.Łzysamenapłynęłymidooczu.Pocomitowszystko?Tepozorybliskości,topoświęcenie,tencałynaszzmyślonyświatekzkwiacianąmafiąisąsiadamikryminalistami,wymyśleni wujowie zzamorza, wieczory ze skrzeczącym gramofonem. Nicmnie to nie obchodzi. Towszystko,taksamojakonaija,byłojednymwielkimkłamstwem.Niemiałamsiły.Leżałamnamateracu,przyciskającgłowędopoduszki.Powiększającesięmokreplamynapędzałymniedojeszczewiększegoszlochu.Niemogłamprzestać.Bolałomniejużgardłoigłowa,aleniemogłamtegopowstrzymać.

–Nienawidzęswojegożycia.Nienawidzęcię,Fi!Rozumiesz?–krzyczałamwpoduszkęwhisterii.–Dlaczegowciążmnieokłamujesz?!

Z trudem udałomi się złapać oddech.Nagle usłyszałamciche pukanie do drzwi.Nie zamierzałamreagować.

–Latte?–usłyszałamgłosJanka.–Odejdź,chcęzostaćsama.–Proszę,otwórz.–Idźstąd.Niejestemwnastrojudorozmów.Przez moment zapadła cisza. Starałam się zapanować nad oddechem, który z powodu zapchanego

nosa i zapuchniętego gardła z trudem miał siłę cyrkulować między światem zewnętrznym a moimipłucami.

–Latte,proszę–powtórzyłporazenty.Wstałamiwysmarkałamnoswpapierowąserwetkę,bowszystkiechusteczkihigienicznedawnojuż

sięskończyłyileżałyteraznastoleniczymstosróżorigami.Podeszłamdodrzwiiprzekręciłamzamek,poczymodwróciłamsięnapięcieiwróciłamdopozycji

wyjściowej brzuchem do materaca. Janek stanął nade mną i obserwował mój wrak na tle tegopobojowiska.

–Notak,zawszewiedziałem,żejesteśsmarkacz,alenieżeażtakzakichany.–Zamknijsię,użalamsięnadsobą.–Widzę.–Czegochcesz?–Wiem,gdziepojechałaFi.–Gdzie?–zerwałamsięzłóżkaispojrzałamnaniego.–Ofuj,alejesteśbrzydka.–Janek!

Page 21: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Nie,noseriomówię.Jakjakaśczerwonabulwa.Uderzyłamgowramięiobojesięroześmialiśmy.–Gdziepojechała?–DoNiemiec–odpowiedziałispojrzałnamniewwyczekiwaniunajakąśrozwiązującątęzagadkę

reakcję.Niebyłożadnej.–Macietamjakąśrodzinę?Wzruszyłambezradnieramionami.–Ztego,cowiem,towogóleniemamyżadnejrodziny.–Więcpocotamjeździ?–Mówiłamcijuż,żeniemampojęcia.–Cholera.Dziwnasprawa.Mówięci,onanapewnojestczłonkiemmafii.–Plecieszbzdury,jakiejmafii…–Notojajużsamniewiem.Cootymsądzisz?Oddawnatamjeździ?–Chybaodzawsze.Łzyznowunapłynęłymidooczu.–Niepłacz,młoda–przytuliłmojągłowędoramienia.–Cośsięwymyśli.

Page 22: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

ROZDZIAŁ3Wdomu państwaErnesta orazElżbietyFalesse panowałwieczny zamęt.Nigdydokońca nie było

wiadomo, kiedy będą trzaskać drzwi, a kiedy państwo zażyczą sobie śniadania do łóżka. Kłócilisię z równą żarliwością, co godzili. Jedyną rzeczą, której nie dało się zaprzeczyć, był fakt, żew tymniezwykleemocjonalnymmałżeństwiewojnainamiętnośćszływparzeiżetoElżbietabyładominującąosobowością.Jeśliwcoświerzyła,wkładaławtocałąduszę.Ernestzregułypoddawałsięwoliżonyimimoopiniidoskonałegoadwokata (choć jegozamordowanybratuznawanybyłzawszeza lepszego)wspektaklurodzinnymczęściejodgrywałrolępantoflarzaniżkozaka.Bywałyjednakdni,kiedypotrafiłpostawićnaswoim.

Ich pierwsze dziecko umarło podczas porodu, co było tak bolesnym przejściem, że z ledwościąprzetrwalitępróbęjakomałżeństwo.Elżbietazawszezcałegosercapragnęłamiećcóreczkęijejutrataoznaczała dla niej niewyobrażalne cierpienie. Przez wiele tygodni mijali się bez słowa, nerwoworzucającspojrzeniapościanach,aby tylkoniezetknąćsięwzrokiem.Wkońcu jednakniemoglidłużejznieśćsytuacji,którazapanowaławichdomu,irozpętaliawanturę,jakiejsamidotądniedoświadczyli.Padłowieleniepotrzebnychizbytmocnychsłów,alewreszciesiępogodzili.

Kornel, synElżbiety iErnesta,był jedynymdzieckiempaństwaFalesse–dziwakiemiodmieńcem,któryniewiadomopokimodziedziczyłgeny!Tylesercawłożyliwjegostarannewychowanie,płacilizalekcje języków obcych i korepetycje z matematyki, a ten smarkacz odpłacił im tak, że pewnego dniaprzyprowadziłdodomutę,tę…jakjejtam…Tosię.Roztrzepaną,krótkowłosąchłopczycęwobdartychspodniachikoszulizamerykańskiejflanelipodkreślającejjejchłopięcekształty.

–Większegoczupiradłajużniemogłeśpoderwać?–zapytałaoburzonaElżbieta.–Alejajejniepoderwałem,jasięzakochałemodpierwszegowejrzenia.Wiedziałdoskonale,oczymmogliwtedymyśleć.Jak ona będziewyglądać podczas rodzinnych obiadów,w zestawieniu z elegancką kuzynkąGlorią

i wypindrzoną ciotką Oliwią, która serwuje krewetki na srebrnych talerzach i wspominaz rozrzewnieniem nieboszczykamęża – brata Ernesta – który zawsze przy takich okazjach opowiadałniezwykle zajmujące historie ze świata prawa i polityki. O tym że mąż został zamordowany, a tymbardziejojegowcześniejszychekscesach,niktjużniewspominał.

TenwynalezionyniewiadomogdzieprzezKornelawypłosztoplamanawizerunkurodziny!PodczasgdyKornelwmiłosnymodlocieunosiłsięprzykażdymkrokujakieśtrzyipółmilimetranad

ziemią,państwoFalessemarzyliotym,bysiępodniązapaść.–Matko,ojcze–oświadczyłimkilkatygodnipóźniej,kiedyjeszczewydawałoimsię,żepanująnad

sytuacją i uda im się utrzymać dziewczynę na dystans od bliższej i dalszej rodziny – pragnę poślubićTosię.

– Kochanie, nie przemyślałeś tej sprawy do końca – oświadczyła jego matka najspokojniej, jakumiała. – Nie bierzesz też pod uwagę naszej opinii, co może postawić nas przed koniecznościąwyciągnięciaztegojakichśkonsekwencji.

–Przyjmękażde,jeślitylkowyrazicieswojąprzychylność.–Źlenaszrozumiałeś,synu.Jeślisięzniąożenisz,wydziedziczymycię–oświadczyłasurowo.–Zatemodchodzę,żegnajcie.Był wtedy na pierwszym roku prestiżowej Akademii Sztuk Pięknych w K. Szkoła ta cieszyła się

niezwykłym poważaniem w artystycznym światku, dlatego nawet Elżbieta i Ernest, którzy pragnęlizcałegoserca,abysynposzedłwśladyojcaiwujaizostaładwokatem,uznaliostatecznie,żewbyciumecenasemsztuki takżeniemanic, courągałoby ich statusowi społecznemu.Wnajgorszych snachnieprzypuszczali,żepoznatamtoczupiradłozpiekłarodem,któresprowadzinieszczęścienaichrodzinę.

Takpokrótceopowiedziałnamswojąhistorię,nieomijającwobecnościTosi słowa„czupiradło”,

Page 23: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

ponieważjegomłodziutkażonajeuwielbiałainiedostrzegaławnimnajmniejszegośladupejoratywnegozabarwienia.

–Zawszemarzyłamotym,żebyzostaćczupiradłem,kiedydorosnę–śmiałasię.Kornel,mimotego,cosądzilionimjegorodzice,byłambitnymihonorowymczłowiekiem.Takim,

jakichrzadkospotkasięnaulicachodczasówśredniowiecza.Miałdystanswobecotaczającejgoparanoiigłębokie,żyweuczuciawstosunkudowiekuistychwartości.

ZwielkimtrudemsamiutrzymywalisięprzezczterylatawK.Elżbietacojakiśczas,kiedywezbraławniejdostatecznailośćuczućmacierzyńskich,dzwoniła,byzapytać,czymożepowróciłmurozum,czyteżnadaljestnaćpanymiętądoswojejkoleżanki.(„Żony,mamo,niekoleżanki!”)Dorabialiwlokalnychklubach jako tania siła robocza.Dziewiąty semestrwniósłwreszciew ichżycieprzełom.KnajpaPodKlonami Zielonymi, w której pracowali od wielu miesięcy, zdecydowała się na radykalne zmianywnętrza.Właścicielposzukiwałdekoratora,któryzgłosi się zdobrympomysłemdodającymświeżościistwarzającymnoweobliczelokalu.

Początkowo nic nikomu nie powiedzieli. Pracowali po całych nocach, żeby rozrysować idealnyprojekt. Z maniakalną wręcz skrupulatnością dopasowywali barwy, kłócąc się o odcień piaskowyi kremowy, układali luksfery i kinkiety. Analizowali odpowiednie ułożenie firanek, dobór fotografii,rozmiaryantyramipłytek.Bar,krzesła,stoły,podłoga–wszystkomusiałozesobąidealniewspółgrać,abystworzyćwnętrze,którezapraszaswoimwystrojemdośrodka,anawetpowalanakolana.Musiałosięudać i udało się.Setki szkicówwalały siępopodłodzewpokoju akademika.Zdjęciaorazpróbkiwybranych tkanin i materiałów wisiały przyczepione spinaczami do sznurków rozwieszonych wzdłużścian.Wzorydrewnaikolorówfarbułożonebyływkartonowychpudełkachpoczekoladkach.Zebralitowszystkodobagażnikaswojegodwudziestoletniegogruchotaipojechalipełninadziei,gubiącpodrodzeruręwydechową,czegonawetniezauważyli.

Stanęli zdusząna ramieniuprzedwejściemdo lokalu, który znali przecież jakwłasnąkieszeń,poczymwnieśliowocswejpracydośrodka.

–Gdziemiztymigratami!?–wykrzyknąłprzerażonywłaściciel.–Chybadzisiajniewaszazmiana?Skołowanyspojrzałnagrafik.–Mywinnejsprawie.Przyszliśmyporozmawiaćointeresach.Parsknąłśmiechem,alewidzącichpoważneminy,zreflektowałsięizaprosiłichnazaplecze.–Jakpanwie,obojestudiujemynaASP.–Notak,chybarzeczywiściewiem.– Ponieważ rozumiemy, jak wiele dla pana znaczy ten lokal, zabraliśmy się do pracy, żeby byle

podrostek,którynicniewieocharakterzetegomiejsca,niewziąłsięzajegourządzanie.Właścicielpodrapałsiępogłowieiuśmiechnąłszczerzej,niżkiedykolwiekmusiętozdarzyło.–Pokażemytenprojektnajpierwpanu,bojestpanwłaścicielemtegomiejsca i jest tuwięcejpana

duszy niż powietrza. Ale musi nam pan obiecać, że po zamknięciu lokalu zwoła pan tu wszystkichpracowników:MałąiDużąAnnę,paniąGruszczyńską,wszystkiekelnerki,barmanaBanderasa,anawetJanusza – złotą rączkę. Wszystkich. Bo oni razem z panem tworzą to miejsce i też mają prawowypowiedziećsięnatentemat.

WłaścicielowiknajpyPodKlonamiZielonymiażłzazakręciłasięwoku.Wszystkielatajegociężkiejpracyzostałymuwynagrodzonetąszczerąprośbą.

–Obiecuję.Tosia i Kornel wyciągnęli z pudeł projekty. Mężczyzna brał do rąk po kolei każdą makietę

i przyglądał się jej z wielką uwagą. Porównywał kolory, pytał o fakturę materiałów, wąchał próbkidrewna.

–Prawdziwyklon?–Prawdziwy.

Page 24: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Spojrzałnakomputerowyprojektbaruisięgnąłpododatkoweokularyzkieszeni.Zawszetakrobił,kiedychciałdokładniesprawdzićrachunki.Wyglądałidiotyczniewdwóchparachokularównanosie,alenależał do ludzi, dla których wygląd zewnętrzny jest równie ważny, co zeszłoroczny śnieg. OdłożyłwkońcuwszystkodopudełispojrzałnaKornelaiTosięzgłębokimwzruszeniem.

–Jestdoskonały–oznajmiłkrótkoiwyszedł.Siedzieli przez chwilę oniemiali i onieśmieleni tym niespodziewanym komplementem, po czym

rzucilisięsobiezpiskiemwramiona.ProjektzostałprzyjętyzwielkimentuzjazmemprzezcałąekipęKlonówZielonych.Cieszylisię jak

dzieci i nikt nawet nie brał pod uwagę tego, że mógłby nie uczestniczyć w przebudowie lokalu.Oczywiście potrzebni byli także profesjonaliści, którzy wykonaliby bar i klonowe meble.Właścicielpostanowiłzamknąćlokalnadwatygodnie.Wtymczasiedokonałasiętamniezwykłatransformacja.

Nowy szyld zawisł nad wejściem dokładnie pierwszego grudnia. Tuż za siermiężnymi drzwiamizakończonymi półokrągłym łukiem czekało wnętrze, jakiego dotąd w K. nie było. Czuło się w nimatmosferę młodej Francji i powiew świeżej kulinarnej wyobraźni. Taka kompozycja budziła zupełnienieoczekiwane doznania. Miało się ochotę przesiadywać tam godzinami, sącząc wino i zapełniającbrzuch strawą gładzącą podniebienie.W głębi restauracji (bo teraz nie sposób już było nazwać tegomiejsca knajpą) znajdował się jeden z niewielu elementów, które pozostały niezmienione ze staregownętrza:niezastąpiony,stary,klasycznyfortepian,doktóregowieczoramizasiadalistudenciiabsolwenciakademiimuzycznej.KorneliTosianiezdecydowalisięnapowieszeniewewnętrzufotografii,zamienilijenaobrazyswoichprzyjaciółzroku,którzyściągalitutłumnie,początkowotylkopoto,żebyzobaczyćefektichpracy,apóźniejzostawaliwrolistałejklienteli.

–Moi drodzy – oznajmiłwłaściciel po kilku dniachwznowionej działalności klonów. – Jak samiwidzicie,udałowamsięodnieśćniezaprzeczalnysukces.

Uśmiechnęlisię,starającsięutrzymaćnieposkromioneduszewewnątrzciała.–Zamierzamwamoczywiściezapłacić, tak jakzapłaciłbymfirmie,która remontujewnętrza lokali.

Jest to całkiem niemała sumka.Mam dlawas też inną niespodziankę. Chcęwydać tutaj przyjęcie dlapersoneluistałychbywalcówzokazjizbliżającegosięNowegoRoku.

–Świetnypomysł.–Jednak,cosiętyczypieniędzy,wcześniejmuszęwasprosićodopełnieniepewnychformalności.–Mianowicie?–zainteresowałsięKornel.–Musiciezarejestrowaćswojądziałalnośćjakooficjalnąfirmę.Słowo „firma” niewiele mówiło w środowisku ludzi, gdzie każdy zapytany o znane powiedzenie

„czas to pieniądz” wzruszał ze zdziwieniem ramionami i oświadczał, że pierwsze słyszy.WłaścicielKlonówspojrzałnanichzpolitowaniemiposzedłwichimieniuzarejestrowaćfirmę,proszącjedynie,by dostarczylimukilka dokumentów, które zwielkim trudemodnaleźlimiędzy stertą płócien i sztalugaalbumamiobrazówLeonardaiVincenta.

–Jakchcecienazwaćfirmę?–MożeAncoraImparo?–zaproponowałaTosia.–Wspaniale!–zachwyciłsięKornel.–Żejak?!– „Ciągle się uczę”. Ciągłe i niestrudzone dążenie do doskonałości i skupienie na szczegółach.

Samokształcenieipełnapoświęceniarealizacja!–powiedziałaTosiaznatchnionymwyrazemtwarzy.–Chybaoszaleliście,tomabyćcośkrótkiegoizrozumiałegodlanormalnychludzi.–Wcaleniemusząrozumieć,cobiorą–roześmiałasięTosia.–Ajakbycośniewyszło,topowołamy

sięwsądzienanazwę.–DlaczegoakuratAncoraImparo?–zapytałJanek,pociągajączbutelkiłykkiepskiegotaniegowina,

kiedysiedzieliśmynapoddaszuuAnny,słuchającichwywodu.TosiaiKornelzawszenaświętawpadali

Page 25: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

do J.,mimo że rodzina nadal nie zauważała ich związku. Specjalnie się tym jednak nie przejmowali,zawszeznajdującjakieślokumuprzyjaciół.

–AncoraImparo…„ciąglesięuczę”–tosłowaMichałaAnioła,któryzapisałsięnakartachhistoriijakogeniusziperfekcjonista–odpowiedziałzzaangażowaniemKornel.–Dążeniedoperfekcjibyłojegochlebempowszednim.Słowo„detal”wjegoustachnabierałonowegoznaczenia.Doprowadzałdoszałutych, którzy zlecili mu pomalowanie kopuły Kaplicy Sykstyńskiej, bo to, co inni zrobiliby w kilkamiesięcy, uważając pracę za dokładniewykonaną,MichałAnioł realizował niemal sześć lat.Leżał narusztowaniach wznoszących się kilkadziesiąt metrów nad ziemią i na mokrym tynku dawał życiepostaciom biblijnym. Z mistrzowską wnikliwością i skrupulatnością tworzył sylwetki, których każdymięsień, mina i gest zasługują na hołd. Był dla siebie surowszy niż ktokolwiek obserwujący goz zewnątrz, bow jegowyobraźni tworzyły sięwizje, którym nie byływ stanie sprostać dłoń, pędzeli dłuto. Jego największe dzieło na tej kopule – Mojżesz – zostało dźgnięte przez mistrza w kolano.Krzyknąłdoniegowfurii:–Dlaczegoniemówisz?!KiedyzaśpewnegodniapodczaspracywKaplicySykstyńskiej zmartwiony jegociągłymniezadowoleniemz rezultatówwłasnejpracyprzyjaciel zapytał,ktoztakiejodległościdostrzeżejakikolwiekmankamentdzieła,MichałAniołodparł,żeondostrzeże.

–Wiesz,stary,tobardzoimponujące,aleprzecieżwtymbiznesieliczysięszybkiewykonanieusługi,boinnicięwyprzedzą.

–Szybkie,szybkie–warknąłKornel.–Conagle,topodiable.Popatrznatotakzwanenowoczesnespołeczeństwo. Same ideały, ludzie mianujący siebie wzorami i zachwycający się swoim własnymuczestnictwem w wyścigu szczurów… Odnoszą sukces rzutem na taśmę i biegną dalej, by nikt niezauważył ich pomyłki. Popełniają błędy i zrzucają je na innych, by zachować dobre imię. Walcząo sukces, nie o efekt pracy.Dążą do pieniędzy, a za nicmają samodoskonalenie – no chyba, że firmazafundujeimkursasertywnościiwiarywewłasnesiły.Grunttozachowaćpozory!Niepozwolićświatuzobaczyć, jak niewiele jest sięwartym.Niema co tracić czasu na żmudneposzukiwania i dążenie doczegoś, czego nie osiągniemy! Kto dziś pragnie doskonałości? Gdzie podziały się talenty na miaręMichałaAnioła,LeonardadaVinci,Mozarta?Ktownaszychczasachzbezsilnościobciąłbysobieucho?Kto popełniłby samobójstwo z powodu braku weny twórczej? Kto nie ustawałby w swej twórczościmimobiedyibezlitosnejkrytyki?Gdziepodziałysięduszetych,którzykrzyczą:„Czemuniemówisz?”.Natknąłemsiękiedyśnazdanie–kropladrążyskałęniesiłą,leczciągłymspadaniem…izdałemsobiesprawę,czegobrakujenamdogeniuszu.Świętejcierpliwości.Jedzeniejestfast,produkcjamass,rozwójspeed!Ucząnas,żenajważniejszejestszybkieosiągnięciesukcesuinatychmiastowerezultaty.Żeliczysiętylkowrażenie.Żepierwszymiliontrzebaukraść.Trzebajaknajszybciejdostaćsięnaodpowiedniowysokąpółkę,aszlifydostaniemypóźniej.Liczysiętylkotempo!Jakbycałyświatzapomniałotym,żeabyosiągnąćcoświelkiegoiznaczącego,trzebanatopoświęcićtysiącegodzin,latawyrzeczeńitrudu.Żepierwszepróbysączęstonieudane,aletrzebastawićimczoła,przyznaćsiędoporażkiipouczonymwłasnymi błędami odbić się i walczyć od nowa, bo często wychodzi dopiero za drugim, dziesiątym,aniekiedynawetsetnymrazem,ijesttolepszeniżmasowaprodukcjamizeroty!Trzebaczasamizacząćpłakaćzezłościnasiebie,zniszczyćowocwłasnejciężkiejpracy,dźgnąćgodłutemalbospalić,przyznaćsię,żeniewyszło,takjakmiało,apotemzacząćjeszczeraz.Większądumąiwartościąwnaszymżyciubędzienawetjednarzecz,którąwykonamyperfekcyjnie,wiedząc,żebyławartawłożonegowysiłku,niżtysiąctakich,którychbędziemysiępóźniejwstydzić.To,corobimy,świadczyonas,dlategonawetjeśliktoś z dołu krzyczy, żeby dać spokój, bo jest OK, nie można tego słuchać. Trzeba wierzyć własnymzmysłom,dążyćdoideałustworzonegowumyśle.Iniebaćsięprzyznać,żenadalsięuczymy,botylkoprawdziwa,anietapozornadoskonałośćprzechodzidohistorii.

TacywłaśniebyliKorneliTosia.DodniasylwestradofirmyAncoraImparozgłosiłosięjeszczedwóchklientów,którzyrozochoceni

sukcesemKlonówtakżepostanowilizmienićwizerunkiswoichlokali.

Page 26: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

31grudniaGodzina23:55–Moidrodzy–rozpocząłprzemowęwłaścicielKlonów.–Tenrokzmieniłwielenietylkowmoim,

aletakżewwaszymżyciu,atowszystkodziękitymdwojguwymoczkom,którzyledwieoderwalisięodpiersi mamusi, a już próbują zawojować świat swoimi pomysłami. Trzeba przyznać, że nieźle im towychodzi. Dlatego – tu zrobił małą przerwę, żeby podtrzymać napięcie zbliżającej się północy –chciałbymprzekazaćimnatenNowyRokczekopiewającynacałkiemniemałąsumkę.

Tosia roześmiała się serdecznie i klasnęła w dłonie. Tego wieczoru wyglądała jak anioł z niecorozczochranymi włosami, w śnieżnobiałej koronkowej sukience. Pierwszy raz w życiu czuła, że maprawdziwąrodzinęirobito,cokocha.ŚcisnęładelikatnierękęKornelaiwyszłaznimnaśrodek.

Spontaniczny gest rzucenia się na szyję oczywiście zbił z tropu starszego mężczyznę,któryzaczerwieniłsięjakburak,wywołującpowszechnąwesołość.

–Kochani–zaczęła.–Niewiem,jakmamdziękowaćzatowszystko,conastutajspotkało.Jestemdogłębiwzruszonaefektemnaszejpracy,wamiiwogólecałymtym…wszystkim!–roześmiałasięprzezłzy.

Kiedy ludzie zgromadzeni PodKlonami Zielonymiwyszli na zewnątrz, odliczając głośno sekundydzielące ich od rozpoczęcia Nowego Roku, z którym wiązali nowe plany i marzenia, jakby nowy,niezapisanyjeszczekalendarzstanowiłprawdziwątabularasa,TosiapodeszładoKornelaipocałowałagoniepewnie.

–Kochanie…jestemwciąży.Ująłjejmałypodbródekwdwapalce.–Wiem,kochanie.–Ico?–Wspaniale.Naszedzieckobędziemiećnajdumniejszegoojcanaświecie.–A…–Wiem,cochceszpowiedzieć.–Dajmiskończyć.–Odpowiedźbrzmi:nie.–Dlaczego?– Nie zasłużyli na to, żeby wiedzieć. Nie obchodzą mnie już. Ty jesteś moją jedyną rodziną. Ty

inaszedziecko.

Page 27: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

ROZDZIAŁ4J. było na pozór zwyczajnym miastem. Nie wiedziałam, czy różni się od innych, bo nie znałam

żadnegopozanim.Ale lubiłamobserwować jego różnorodnośćzgodnązporami roku.Wiedziałam,żewstyczniu,kiedymrózskuwaulice lśniącympancerzem,babcieprzewracająsię i łamiąkościnaroguPiwnicznejiKryształowej.Ulicamiałastromyspad,awieleznichotymniewiedziało.KiedyFichciałapobyćtrochęsama,wychodziłamisiadałamnakrawężniku,obserwującemerytkidzierżącewdłoniachsiatkizjarzynaminazupę.

Ta zleci! – przewidywałam w myślach, jakby był to jakiś zakład. Trafiałam w siedemdziesięciuprocentach.

Patrzyłamnaniezbólemwoczach.Byłytakiestare.Powinnymiećwdłonibagażdoświadczeń,aniesiatkęzmarchewkamiikoprem.

Zastanawiałomniezawsze,jakwyglądały,kiedybyłyjeszczemłodymikobietami.Napewnoniektóreznicholśniewałyurodą,mężczyźniwpisywalisięimwkarnetachnabalu,proszącowspólnegowalcaalbo poloneza. A może nie. To smutne, że po siedemdziesiątce wszyscy wyglądają tak samo i ichżyciowym priorytetem jest zupa na obiad. Ciekawe, czy gorzej przeżywają to osoby, które miałyfascynujące i niezwykłe życie, a terazwiedzą, że to się skończyło, czy też te, któremają świadomośćniewykorzystanej szansy…Amoże przestają o tymw ogólemyśleć? Skupiają się jedynie na trwaniuwdobrymzdrowiu.ApotemchlastiwywijająkozłanaroguPiwnicznejiKryształowej.

Takibyłstyczeń.Marzecdoprowadzałdoszałuzmiennościąpogody.Chciałosiękrzyknąć:zdecydujsię,docholery!

Bo nie wiadomo, czy zakładać kalosze czy stringi! Mieszkańcy J. chodzili nabuzowani całą tąniestałością. Wszyscy jak jeden mąż woleli przewidywalność od nieprzewidywalności. DlategomieszkańcyJ.nielubilimarca.Zatolubililipiec,lubiliteżsierpień.Wtedysprawabyłajasna.Wiadomo,żemożnapójśćnarynekwkoszulcezkrótkimrękawem,atambędziedorożkarz,panizobwarzankamizsezamemimakiem,starszyfacet,którypleciekoszezwiklinyifarmazony.Byłatorzeczpewnaiprzeztoakceptowanaspołecznie.

Społecznienieznaczyoczywiściepowszechnie.Mogęwytrząsnąć jakz rękawa imionaosób,któretegowłaśniewJ.nieznosiły.Bylito:

1)Janek2)Gloria3)Emil4)Anna5)Tosia6)KornelPaździernik wzbudzał najmniej kontrowersji. Uczniowie byli już przyzwyczajeni do myśli, że

skończyłysięwakacje,studentomnieprzeszkadzało,żemusząwracaćdoakademików(ostatecznietrzymiesiącewakacjitoniemało),emeryciniełamalikości(choćtrochęłamałoichwkościach),zbuntowanaszóstkawymienionapowyżejniewypowiadałasięzbytwylewnienatematpaździernika,cooznaczało,żebezgraniczniepaździernikakceptowali.

Zkoleigrudzieńtomiesiącstraszliwejpresji.Najpierwpodpresjąsąrodzice.Wiedzą,żezbliżająsię mikołajki. Trzeba okłamać dzieci. Namówić sąsiada z brzuchem, żeby zapuścił siwą brodę alboprzebrał się za poczciwego starcaw czerwonym kubraczku, co oznaczałomieszaniew ten zakłamanyobrzędosóbtrzecich.

Następniesąświęta…należykupićprezentydlabliskichimniejbliskich(alewkońcurodziny!),takżebyichniezawieśćisamemuniezbankrutować.

Iwreszciesylwester,kiedypresjaosiągaapogeum,bomusimyznaleźćfajnychznajomych,nadodatek

Page 28: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

zkasąnawyjazdwgóryalbowyjścienabal.Trzebamiećpartnera.Trzebamiećstrój.TrzebamiećwinomusująceimitującetozSzampaniiicałyarsenałcekinów,brokatuiserpentyn.Tak.GrudzieńtobyłzłymiesiącdlamieszkańcówJ.Bardzozły.

Miesiąc, o którym chcę teraz powiedzieć, byłwłaśnie tym, po którymmiał ównerwowygrudzieńwystąpić.

27listopada–Latte?–Tak?–Wpadliśmynapomysł,żezorganizujemywieczórwróżbiczarów.–Cotakiego?– Trzydziestego listopada jest świętego Andrzeja. Wtedy podobno sprawdzają się wszystkie

przepowiednie–poinformowałamnierozemocjonowanaGloria.–No,niewiem.– Nie wygłupiaj się. Chodzi ci o Fi, tak? Wydawało mi się, że już się uwolniłaś od tej chorej

zależności.–NiechodzioFi.Mamawersjędotakichzabaw.–Chybaoszalałaś!Potarłambutemoziemię.–ZaprośJankainiegadajbzdur.Będziesz,prawda?–Niewiem,Gloria.CzyniemożemyjakzwykleposiedziećwFurcieprzywinieipogadać?–Będziefajnie,niepanikuj.28listopada–Ico,pójdziesz?–Niewiem,atychcesz?– Dla mnie nie ma problemu. Głupia zabawa i tyle, ale jakby Fi dowiedziała się, co planujesz,

zabiłabycię.–Wiem, Janek, nie musisz mi tego tłumaczyć. Tylko że ja jestem dorosła.Wiem, co robię. A to

jedyniezabawa.–Ficięzamorduje.Kiedyto?–Trzydziestego.OFisięniemartw.29listopada–Fi,idęjutronaimprezę.–Gdzie?DoGlorii,tak?Znowusięzadajeszztymidziwakami.–Oniniesądziwakami,tomyjesteśmywyjątkowe–roześmiałamsię,żebypoprawićjejnastrój.Nie

udałosię.–Ciludziesąbardzodziwni.AGloria…straciłamjużrachubę,ilerazyprosiłamcię,żebyśsięznią

niespotykała.Musiałaśsięzaprzyjaźnićakuratztądziewczyną?–Dlaciebiekażdyjestdziwny,przecieżprawieznikimnierozmawiasz.–Rozmawiam.–Jasne!–parsknęłam.–Zemnąitymkolesiemodnocnychnajazdów.Torzeczywiściecałkiemspore

grono.Samaprzyznaj.–Wolałabym,żebyśtamnieszła.I jeszczewtakidzień.Ludziewandrzejkiwpadająnaidiotyczne

pomysły.Przecieżniechceszsięwcośtakiegobawić.–Fi,spokojnie.Idętylkotrochępotańczyć.Dobra?–Janekteżbędzie?–Tak.–Toidź,jakmusisz.

Page 29: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

(Janeksporozyskałwjejoczach,kiedypodrzuciłmiksiążkęEmpirycznedoznania,którąpochłonęławkilkagodzin.Wtedyteżutwierdziłasięwprzekonaniu,żechłopakmarównopodsufitem,akartatarotabyłatylkodziecinnymwygłupem.Gloriiniepotrafiłazaakceptować).

30listopada–Ico,zamierzasziśćtakubrany?–Oczywiście–odparłbardzozsiebiezadowolony.–Alenaulicystarajsięmówićgłośno.–Dlaczego?–Bobędęszładziesięćkrokówzatobą,żebynasnieskojarzyli.Mogęniedosłyszeć.–Nieznaszsię,młoda.Janekmiałnasobiecośnakształtindiańskiegoponchawewzorzystepasy,dotegoszerokiespodnie

ibutyzgrubejskóry.Jegopajęczapostaćniewielezmieniłasięodczasówdzieciństwa,wymieniłtylkookularynaniecobardziejekstrawaganckie,takiewgrubychzielonychoprawkach.Nabijałamsięzjegopomysłównastroje,alejużtakprzywykłamdotychdziwactw,żeniewyobrażałamgosobiewzwykłychjeansachikoszulcepolo.AGloriauwielbiałaJankaodpierwszegodnia,kiedyprzyciągnęłamgozesobąna imprezę. Na pewno sporo uroku dodawało mu to, że był z nas najstarszy, ale i tak jego strojenajbardziejgowyróżniały.

Spotykaliśmysiębardzoczęsto.PonieważJanek,Tosia iKornel skończyli już regularnezajęcianastudiachinaddyplomamimoglipracowaćwJ.–prawiezawszewsiódemkę.Czasamipojawiałsięjakiś„satelita”,aledługoznaminiewytrzymywał.

Fakt.Nasze imprezy zdecydowanie odstawały od organizowanych przezwiększość szkolnych gruptowarzyskich, którepopijałypaluszki coca-colą.Fi początkowoniewypowiadała się na ten temat.Ponaszejkłótniimojejucieczcerzadkomówiłamjej,gdzieidęicorobię.Onabałasiępytać,żebymniepowróciła do tematu, na który nie chciała rozmawiać. Mnie zresztą już to nie obchodziło. Czasamirzucałamodniechcenia jakieśpytanie,ale tylkopoto,żebypodtrzymaćwniej topoczuciezagrożenia,któredawałomiswobodę.

Spotykaliśmy się najczęściej u Anny. Miała mieszkanie na poddaszu przy placu Pistacjowymniedalekoszpitala.WielkieoknozszerokimparapetemwychodziłowprostnaulicęKlonową,gdzieFiwoziłamniewwózkunaspacery.

Annamiałaniedużorzeczy,więcnietrzebabyłozbytwielesprzątać,żebypokójjakotakowyglądał.Ścianyzdobiływydrapaneinicjałypoprzednichlokatorówtego„przystanku”.Byłtamręczniemalowanystolik do gryw karty, kanapa przykryta fioletowymkocem, opasłe tomiska filozofiiWschodu, którymimolestowałnasJanek,aktóre,kujegorozpaczy,stanowiłypodstawkępodpółkęzkwiatami.Mieszkaniemiałoklimatpodziemia,choćznajdowałosięnaostatnimpiętrzekamienicy.

Kiedyś któryś z sąsiadów nazwał nas mizantropami z poddasza. Chciał nas obrazić, ale nam takspodobałosiętookreślenie,żeprzyjęłosięnastałe.OdtejporybyliśmyMZP.

Kiedyweszliśmy,Annasiedziałanaparapeciezbutelkąciemnego,palonegopiwa.Jakojedynabyławstaniejezaakceptować,ponieważjakiśczasstudiowaławIrlandii,gdziebyłowyjątkowopopularne.Zawsze miałam wrażenie, że ten smak coś jej przypomina, ale nie była osobą, która wiele o sobiemówiła.Ciemnegopiwabyłowjejpokojuwbród,ponieważKornel,którydorabiałwhotelu„niejakosprzątaczka, tylko pokojowy”, dostał kiedyś od jakiegoś gościa trzy skrzynki tegowyjątkowego trunkuiwtargałjeostatkiemsiłnapoddasze.Żadneznaswcześniejniepiłociemnegopiwa,więcpoczątkowareakcjabyłaentuzjastyczna.Niestetynatychmiastponiejprzyszłorozczarowanie.

–Cotakdługo?–zapytałaGloria.–Emiljużsięociebieniepokoił.–MożeszpowiedziećEmilowi,żeżyję.Musieliśmywrócićpokadzidła,boJanekzapomniał.–Nieszkodzi.Każdemusięzdarza.JankowiGloriabyłabywstaniewybaczyćwszystko.

Page 30: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Ściągałwłaśnie swojedziwacznenakryciegłowy i zabierał się doustawianiakadzidełw różnychmiejscachpokoju.Wkrótceciężkizapachdrzewasandałowegowypełniłpowietrze.

–Widzę,żemaszjakieśnoweumundurowanie,stary–zacząłironicznieEmil.Janekzignorowałjegouwagęiwziąłsięzazaciąganiezasłonki.–Pocotorobisz?–zapytałaAnna.–Przecieżitakjestciemno.–Oknomusibyćzasłonięte,żebyzatrzymaćduchywpokoju.–Chybazwariowałeś– roześmiała się.–Niebierz tegoaż takpoważnie, Janek.Przecież to tylko

wygłupy.–Alborobimytonaserio,albowcale.Idźpotablicęliter.Przygotowałaś?–Takjest,sir!–Tozostawpiwoizaczynamy.–ATosiaiKornel?–Dzisiajnieprzyjdą,dzwonilidomnie.Małamagorączkę,musielizostać.– Cholera, szkoda. Rozmawiałam kilka dni temu w Furcie z Tosią, bardzo chciała wziąć w tym

udział.–Powtórzymywprzyszłymroku,chodź.Emilustawiłstoliknaśrodkupokoju,awokółniegorozmieściłpięćpoduszek.–Wolisz,żebymsiedziałkołociebieczynaprzeciwko?–zapytałmnie.–Jestmitocałkowicieobojętne–odparłam,starającsięzachowaćpozorychłodnegolekceważenia,

co przychodziłomi z corazwiększym trudem. Jegobezpośredniość sprawiała, że czułam się przy nimniepewnie, adoskonalewiedziałam,żeo tomuwłaśniechodziło.Puściłdomnieoko iniezwracającuwaginamojąodpowiedź,usiadłkołomnie.

–Mógłbyśchociażnachwilęprzestaćbłaznować?–warknąłJanek.Emil jakzwykleniezareagowałna jegouwagę ipodniósłniecodłonienaznak,żewszyscymamy

podaćsobieręce.– Najdrożsi – zaczął. – Janku, ty także… Spotkaliśmy się tutaj, żeby wspólnie świętować noc

świętego Andrzeja. Jak dobrze wiemy, nieodzownie wiąże się to z pewnymi rytuałami, których tozamierzamydziśdopełnić.

Gloriaparsknęłacicho,słyszącjegopatetycznyton.–Tuniemażartów,drogasiostrzyczko–oznajmiłpoważnie.–Niebędziemysięprzecieżwygłupiać

isprawdzać,którazpanienjakopierwszawyjdziezamąż,gdyżoczywistymjest,żebędzietoLatte.–Emil!–wykrzyknęłazirytacjącałaczwórka.Uśmiechnął się tylko i przybliżyłmoją dłoń do ust, żeby ją pocałować, ale ją szybkowyrwałam.

Mimo to w jakiś sposób czułam się niezwykle wyróżniona jego zainteresowaniem. Zdawałam sobiejednocześnie sprawę, że gdybym okazała, że mi się podoba, natychmiast zmieniłby swój obiektwestchnień,gdyżztego,coopowiadałaGloria,robiłtakjużniejednokrotnie.

–Niebędziemy też laćwoskuaniwbijaćszpilekwpapieroweserduszka.Zajmiemysięsprawaminajwyższejwagi.Ezoteryzmemispirytualizmemwczystejformie.

Zamilkł na chwilę i spojrzał na nas. Jego twarz w ciemności oświetlanej samymi świecamiwyglądałaniecodemonicznie.

–Wywołamyducha–oświadczyłwreszciepowoli.Powtarzałam sobie ciągle w myślach, że to bzdura, ale mimo wszystko w momencie, kiedy

wypowiedziałtesłowa,ciarkimiprzeszłypoplecach.Nie do końca rozumiałam sens obrządku, tych wszystkich rytuałów odprawianych przez Emila

trzymającegowdłoniachBiblię,dziwnychznakówkreślonychwpowietrzuanisłówodczytywanychpołacinie.Trzebaprzyznać,żedobrzesiędotegoprzygotował.Wszyscypatrzyliśmynaniegowskupieniui staraliśmy się ukryć niepokój. Nigdy dotąd nie uczestniczyłam w wywoływaniu duchów i myśli

Page 31: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

o konsekwencjach naszej zabawydopierow tamtej chwili zaczęły przepływaćmi gęstym strumieniemprzezumysł.Wpewnymmomenciemiałamochotęwstaćipoprostuwyjść,alewtejwłaśniechwiliEmilprzytrzymałmniezarękęizapytałgłośno:

–Duchu,jesteśtu?Gloriazaśmiałasięcicho,alemiałamwrażenie,żebyłtoraczejnerwowychichot.–Duchu,jesteśznami?–zapytałponownie.Nagle jakaś dziwna siła zaczęła uciskać mi czaszkę. Jakby coś rozpierało mnie od wewnątrz na

wszystkiestrony.Najpierwzrobiłomisięgorąco,wchwilępotemstraszniezimno.Niebyłamwstanieskupićsięnatym,cosiędzieje,aniutrzymaćkontaktuwzrokowegozresztą.Trwałotokilkasekund,alepoczułamsięabsolutniezamroczona.

–Cojest,docholery?Janeksiedziałnademnąiklepałmniepotwarzyzprzerażeniem.–Żyjesz,Latte?Wróciłaśdonas?Spojrzałamnaniego,alewidziałamgojakprzezlekkąmgłę,niczympodługimuśpieniu.–Cosiędzieje?–wymamrotałam.Starałam się podnieść ręce, żeby przetrzeć oczy, ale były jak z ołowiu. Nie mogłam się ruszyć.

Świadomośćpowoli powracała, ale nie pamiętałamnic poza tymdziwnymdoznaniem, które z trudemstarałamsięmuopisać.

–Gdziereszta?–zapytałam,kiedydotarłodomnie,żejesteśmysamiwpokoju.–Włazience,cucąEmila.–Wszystkichtozaatakowało?Pokręciłgłowązprzerażeniem.–Janek,mów,cosięstało!–Tylkociebie.12grudniaJanekprzyniósłmiswojąpracęzaliczeniowąznaukspirytualistycznych.–Dzięki tobie dostałem piątkę – uśmiechnął się nieznacznie, czując, że dowcip jest nieco nie na

miejscu.Treśćjegopracy,stanowiącejmiędzyinnymizapiswydarzeńztrzydziestegolistopadaodmomentu,

któregosamaniezapamiętałam,zamieszczamtutajjakowspomnieniawydarzeńtamtegowieczoru.…nagle oczy Latte odpłynęły, widać było tylko same białka. Początkowo sądziliśmy, że się

wygłupia. Mimo licznych prac i dowodów, z którymi zapoznawaliśmy się na zajęciach, widok tenwprawiłmniewosłupienie.Stałasiętrupioblada,jakbycałakrewodpłynęłazjejgłowy.Otworzyłaszerokousta.Dziwnyjękwydostałsięzjejgardła.Następniecośmiędzychrapaniemakrzykiem.Głosbyłkobiecy,alezupełnieinnyniżjejnormalny.Przestraszyliśmysię.Jedenzuczestnikówgrupy,któryprzeprowadził zgodnie z zasadami cały rytuał początkowy, zaczął szarpać Latte za rękę, jednakspojrzałananiegodzikimwzrokiemiwzięładorękiklocekznajdującysięnatablicyliter.

„S”„A”„B”„A”„T”Powtórzyłatosłowopięćrazy.Chłopakprowadzącyseanspróbowałwyrwaćjejzdłoniklocek,ale

wydałazsiebiegroźnewarknięcieirzuciłamugniewnespojrzenie.–Duchu,zostawLatteiprzejdźnamnie–krzyknąłwtedy.Byłotobardzoodważnezjegostrony,alewyraźnieczułsięodpowiedzialnyzacałątęsytuację.Nie

musiałdługoczekaćnaefekty.WchwilępóźniejLattepadłazemdlonanapodłogę,aEmiladopadłydrgawki,któreupoprzedniegomediumniewystąpiły.Wyglądałonato,żeduchniemożedostaćsiędojegociała.Przezmomentpodniósł sięwygiętyw łuk,poczymopadłbez sił na ziemię. Jego siostraiprzyjaciółkazaniosłygodołazienki ioblaływodą.Pokilkuminutachobojedoszlidosiebie.Pozageneralnymosłabieniemorganizmuioczywistymwtakichprzypadkachprzygnębieniemorazstrachem

Page 32: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

nie zaobserwowałem u nich żadnych dalszych konsekwencji eksperymentu. Nie domyślam się takżeprzyczyn,dlaktórychduchwymieniłsłowo„sabat”,którewedługencyklopedycznejdefinicjioznacza:

Sabat–wśredniowiecznychwierzeniachludowychlegendarnynocnyzlotczarownicidemonównanarady, ucztę i zabawy (często orgiastyczne). Odbywał się przeważnie na łysych szczytach trudnodostępnych gór podczas pełni księżyca. O udział w nim oskarżano najczęściej kobiety podczasprocesów o czary. Nazwą tą określane są również współcześnie obchodzone przez wiccan świętasolarne, zaadaptowane z dawnych świąt obchodzonych w przedchrześcijańskiej Europie. Były onerównieżadaptowaneprzezchrześcijan, którzy„chrzcili” je inadawali imnowenazwy, chcącw tensposóbzachęcićludnośćpogańskądoprzejściananowąwiarę[1].

Niezaprzestajęprowadzeniaobserwacjimediów(…).–Dlaczegomiwcześniejniepowiedzieliście?–Oczym?–ŻeEmilkazałduchowiprzejśćnasiebie.Janekzamilkł.–Janek!Docholery!Uważasz,żetojestzabawne?–Oczywiście,żenie.Samniewiedziałem,comamzrobićwtejsytuacji.Terazwydajemisię,żecała

tanasza„zabawa” tobyła jednawielkadziecinada.Zabraliśmysiędo tego,wiedzącowielezamało.Dopierowtymtygodniupoczytałemwięcejna ten temat izrozumiałem,żepopełniliśmysporobłędówprzycałymprocesiewywoływaniaduchów.To,cozrobiłEmil….Wiesz?Zupełniezmieniłemstosunekdo niego. Zawsze sądziłem, że to nieodpowiedzialny półgłówek, że tylko panienki mu w głowie,icieszyłemsię,żechociaż tyniepoddałaśsię jegourokowi.Ale teraz…Gdybynieon,niewiem, jakmogłobysiętoskończyć.

–Adlaczegotenduchzaatakowałtylkomnie?–Widoczniejesteśdobrymmedium.Wyglądanato,żenaEmilaniemógłprzejśćidlategosięzmył.Westchnęłamciężko.Byłamnaprawdępodwielkimwrażeniemtego,cozrobiłEmil.Jednakdopiero

wtamtejchwilidotarłodomnie,jakwieleryzykowaliśmytąkretyńskązabawą.–IdzieszdzisiajdoGlorii?–zapytałpochwili.–AOliwiaznowuwyjechała?–Tak.–Niewiem.Mamsporonauki.–Nieprzesadzaj.Gloriamasesjęnastudiach,anadalznajdujedlanasczas.Wzruszyłam ramionami. Wiedziałam doskonale, że Gloria jest w stanie opanować tę samą ilość

materiałudwarazyszybciejodemnie.–Nodobra–skapitulowałam.Emilsiedziałnakanapiebladyjakścianainerwowoprzerzucałkanały.–Cholera,nicniemawtejtelewizji.Samewypadkiipolityka.Cotokogoobchodzi?…– Wielu ludzi, ty ignorancie – odparła bezceremonialnie Tosia, wycierając brodę dziecka

śliniaczkiem.–To,żetymaszwnosie,codziejesięnaświecieiktodecydujeotwojejprzyszłości,nieznaczy, że inni są równie wielkimi samolubami. Już widzę wiadomości w twoim wykonaniu: Emilwyrwał nową laskęw klubieKatalonia.Wziął numer, ale nie zamierza oddzwonić, bo jest złyyyyy –roześmiałasię,próbującudawaćjegoszyderczyśmiechwtakichsytuacjach.

–NiechodzędoKatalonii–warknął.–Tenklubzszedłnapsy.–Boobskoczyłeśjużwszystkielaski?–roześmiałasię.Położyładzieckonatapczanieizaczęłarozpinaćmuśpioszki.–Zrobiliśmykupcię?–Kurwa,cozasmród!Emilzeskoczyłzkanapy,ostentacyjniezatykającnos.

Page 33: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Zamknijsię!Inieklnijprzymoimdziecku.Tyrobiłeśtakiesame.–Alemojepachniałyfiołeczkami.–Wynośsięstąd,Emil…–Coznowu?–żachnąłsięKornel,wchodzącdopokojuzciemnympiwemwręce.–Nic,rozmawiamywłaśnieokupieEmila–odpowiedziałaTosia.–Gdzieśjąnarżnął?–Wsalonie!Chceszzobaczyć?–odparowałEmil.–Niekoniecznie.Wszystkowporządku?–zapytałKornel.–Tak.Malekkieodparzenia,alejesteśmywrewelacyjnymnastroju.Kornelpodszedłidelikatniepocałowałcóreczkęwczoło.–Szczęśliwarodzinka–uśmiechnąłsiękrzywoEmil.–Zamknijsię,docholery.Niedlakażdegojedynymsensemżyciajestleżenienakanapie.–Cosiędzieje?–zapytałam,wchodzącdopokoju.Emiluśmiechnąłsiędomnie.Pochwilizbladłjeszczebardziejiusiadłnafotelu.–Znowu?–zapytałzaniepokojonyKornel.–Nie,spokojnie.Wyglądał, jakby coś siadło mu na żołądek. Schował głowęmiędzy nogami i nie ruszał się przez

chwilę.–Cosiędzieje?–powtórzyłamcorazbardziejzaniepokojona.–Nic,Latte,żyję–starałsięmnieuspokoić.Patrzyłam na niego. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nigdy wcześniej nie widziałam go

wyglądającegonarównieosłabionego.Byłbladyizmizerniałyzmgławymuśmieszkiemnatwarzy.Dotądilekroćgospotykałam,wyglądałjakbynicniebyłowstaniegoporuszyć.Outsider.Twardyiniezależny.

Ateraz?Sprawiałwrażenie,jakbybyłwrakiemczłowieka.Odczasukiedywidziałamgonaimprezie,sporo

się zmieniło. Gloria nie chciała, żebym się z nim widywała, a mnie także na tym nie zależało.Pomyślałam,żetonawetlepiej.

Emil spojrzał na mnie zmieszany. Nawet w tym gorączkowym amoku starał się za wszelką cenęzachowaćrezon.Naglezacząłcałydygotać.

–Cocijest?–zapytałam.Wyglądał,jakbydopadłygojakieśkonwulsje.–Cojest,docholery?Byłbladyinieświadomytego,codziejesięwokół.Byłamprzerażona.–Zostawgo,zarazmuprzejdzie.Matakodkilkudni.–Teataki?–Sąnagłeikrótkie.Niewyglądanato,żebyprzynosiłyjakieśkonsekwencje…–Chybaoszalałaś,Gloria!Wydajemisię,żewtedyporazpierwszywżyciunaniąnaskoczyłam,alebyłamprzestraszonaniena

żarty.–Odkilkudni?Toznaczyodilu?–dopytywałamsię.–Tydzień,możetrochęwięcej.–Inieposzliściedolekarza?–Niepójdędo żadnego lekarza, samzawszedaję sobie radę.Nigdynawet nie brałemaspiryny–

oświadczyłzdecydowanymtonem.Gloriawzruszyłabezradnieramionami.–Samawidzisz,Latte.Niedasięznimnegocjować.Wstałamidałamjejznakwzrokiem,żebyposzłazamnądokuchni.–Czytygowidzisz?Jestbladyjakśmierć.

Page 34: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Wiem–mruknęłaiodpaliłapapierosatrzęsącymisięrękoma.–I?–I!Samawidziałaś.JakbyśnieznałaEmila.Upartyjakosioł.Nicnatonieporadzę.–Jategotakniezostawię.Cośznimjestnietak.Wróciłamdopokoju.–Emil…–Słucham,pszczółko.–Chciałamztobąpogadać.–Mów.Zamieniamsięwsłuch.Położyłammudłońnaprzedramieniuipoczułam,jakąmaspoconąskórę.–Wydajemisię,że jednakpowinieneśskonsultowaćsięz lekarzem.Teatakiwyglądająnaprawdę

niefajnie.Możeszmiećepilepsję.Wiesz,doczegomożeprowadzićtachoroba,jeślisięjejnieleczy?!–Cotymówisz,słońce?Jestemzdrówjakryba–roześmiałsię.–Takieatakiniezdarzająsiębezpowodu.–Nierozumiesz,lekarzeuwielbiająwciskaćludziomchoroby.Nawettakiegochartajakjapotrafią

przerobićnadenatawciągutygodniatymiswoimichemikaliami.–Naprawdę?Wydawałomisię,żewręczprzeciwnie,starająsięludziompomagać.–Właśnie,właśnie,starająsię,dobrzetoujęłaś.Dobrymichęciamipiekłojestwybrukowane.Aoni

nawetwokaziezdrowiapotrafiąodnaleźćtyledolegliwości,żeniejedenumarlakmógłbypozazdrościć.–Cóż,Emil,miałamciędotądzaniegłupiegofaceta.Widzę,żesiępomyliłam.(Ludziesąwyjątkowołatwiwobsłudze.Naciskaszwodpowiednimmiejscu i jużuzyskujeszefekt,

ojakicichodzi!)–Nodobra,dobra.Niechcibędzie.Alezadzwonięponiego,żebytutajprzyszedłmniezbadać.Wolę

byćnaswoimterenie,kiedymammiećstarciezwrogiem.Iniebędębrałżadnychlekarstw!–Zgoda.–Masznumerwaszegolekarzarodzinnego?–Niemów,żeudałocisięgoprzekonać?Latte,jesteśaniołem.–Tylkonamnigdzienieodlatuj,aniele–wtrąciłKornel.–Pamiętaj,żeobiecałaśposiedziećdzisiaj

wieczoremzPolą.– Oczywiście, że pamiętam. Zresztą nie jestem prawdziwym aniołem, dopiero próbuję ustukać

pieniądzenaaureolę.–My ci na pewno nie dorzucimy – wtrąciła Tosia, podrzucając lekko na rękach córeczkę, która

wyglądałanawyraźniezadowoloną.–Tonaszpierwszywieczórwedwojeodstumilionówlat.Musimymiećnakinoipizzę–zaśmiałasię.

Kornelzabrałodniejdzieckoipodniósłjekilkarazywysokowgórę,wywołującniemowlęcesalwyśmiechu.

–Toco,zadzwonisz,czyjamamtozrobić?–zwróciłamsięponowniedoGlorii.–Jasne,jużdzwonię.Wyciągnęłazkieszenikomórkęikilkomaruchamikciukaodnalazławłaściwynumer.–DoktorShachmann?MówiGloriaMillenaFalesse…tak,tak,córkaOliwii.Mamdopanabardzo

pilnąsprawę…–Moimzdaniemnicmunie jest,objawyniewskazują,żebymogłytobyćatakiepilepsji,więcnie

masz się o co martwić, Glorio. Pobrałem do badania próbki krwi i moczu, ale nie sądzę, żeby mudolegałocośpoważnego.Wyglądatoraczejnajakiśproblemnatlepsychicznym,niemedycznym.

–Uważapan,żetojakiśrodzajschizofrenii?– Może raczej rozstrój nerwowy albo stan depresyjny. Najpierw sprawdzę wyniki, później

porozmawiamy. W razie czego polecę ci bardzo dobrego psychologa, niech z nim porozmawia. Ja,

Page 35: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

szczerzemówiąc,miałempewnetrudnościznawiązaniemztwoimbratembezpośredniegokontaktu.–Jestbardzouprzedzonydolekarzy.Włożyłplikpapierówdoczarnejteczki,podałGloriirękęnapożegnanieiwyszedł.– I co? Mówiłem, że jestem zdrowy? Nic nie wykrył, wszystkie odruchy mam prawidłowe –

oświadczyłzsatysfakcjąwgłosieEmil,wchodzącdopokoju.Gloriazdezaprobatąpokręciłagłowąiposzłanagórę.–Noco?Przecieżpozwoliłemsięzbadać!–żachnąłsię,poprawiająckoszulę,ipowróciłnaswoją

wcześniejsząmiejscówkęnakanapieprzedtelewizorem.Stanęłamw futrynie drzwi salonu i patrzyłam na niego lekko zaniepokojona, ale po chwili głośne

krokikogośzbiegającegoposchodachodwróciłymojąuwagę.–Zobacz,coznaleźliśmy–krzyknąłjużzpiętraJanek,budzącmałąPolę,któranatychmiastzaczęła

płakać.–Widzisz,conarobiłeś,kretynie?–rozzłościłsięKornel,biorącmałąnaręce.–Sorry,niechciałem.Patrzcie,comam.Rzuciłnastółwielkąksięgęoprawionąjakdrogocenne,średniowiecznedruki.–Cotojest?–zainteresowałamsię.–Nieuwierzycie.Księgawróżbiczarów–oświadczyłzwyraźnymzadowoleniem.PochwilizeschodówzeszłaAnna.– Chciałeś chyba powiedzieć „mamy”. Wydaje mi się, że razem to znaleźliśmy – oświadczyła

zmanierowanymtonem.–Tak,tak–potwierdziłniecierpliwieJanek,najwyraźniejzastanawiającsię,jaktuotworzyćksięgę,

którabyłazewszystkichstronowiniętaskórą.Wkońcunatrafiłnasznurekzatopionywpieczęciodlanejzwosku.

–Cholera,zalakowane.–Możetoilepiej–stwierdziłam.–Jatamjużmamdośćpoostatnim.Niemacoigraćzogniem.–Cotymówisz,Latte?Tomożebyćprzełomoweodkrycie.–IprzełomoweodkrycieleżynastrychuGlorii?PoprostuczekanaJanka.Toconajwyżejpamiątka

rodzinnaalbojakiśprezentimitującyksięgęczarów.Nawetjejnieodpieczętowali.Odłóżjąnamiejsce.–Alezciebietchórz.KornelpołożyłPolęwłóżkunakocykuipodszedłdoksięgi.–Możnaspróbowaćpodgrzaćlekkowoskiwtedyodkleićbezniszczeniapieczęci–zaproponował.Janekzapaliłzapałkęiostrożniezbliżyłdopieczęciwoskowej,alezanimzdążyłasięstopić,poparzył

sobiepalce.–Maszzapalniczkę?!–krzyknąłdoEmila.–Pococi?–Chcemyrozpieczętowaćksięgęczarów.–Cochceciezrobić?–Chodźzobaczyć.Emil zebrał się powoli z kanapy, rzucił im zapalniczkę, po czym zbliżył się do stolika, na którym

leżałaksięga.–Cotojest?!–Mówiłemjuż–odburknąłJanek,próbującodczepićmięknącywosk.W końcu udało się. Księga była zawinięta dwukrotniew długą skórzaną oprawę.Kiedy odwinęli

pierwsząwarstwę,ichoczomukazałysięinicjałyE.F.isłowaAgequodagis.–Cotoznaczy?–Uważaj,corobisz–odpowiedziałpewnieJanek.–Zostawto–powiedziałamcorazbardziejzaniepokojona.

Page 36: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Kornelwziąłksięgęwdłonieiodwinąłostatniąwarstwęskóry.–Cotamjest?–Annawyrwałamujązdłoni.Wszystkimnampuszczałyostatnionerwy.Księga z hukiemwylądowała na stole, a naszym oczom ukazała się pusta strona. Janek nerwowo

przewertował kilka kolejnych kartek, ale księga była kompletnie czysta. Odetchnęłam z ulgąiroześmiałamsię.

–Przyklejcietozpowrotemizanieście,gdziebyło,odkrywcy!Janekwyglądałnabardzozawiedzionego.Zawinąłksięgęwskóręizapieczętowałwoskiem.–Wracamydodomu,co?–Wracamy–zgodziłamsię.WtamtymczasiecorazrzadziejkłóciłamsięzFiinaszewspólnewieczoryznowuzaczęłysprawiać

mi radość. Janek przyniósł nam kilka płyt z mantrą indyjską, które początkowo strasznie nasdenerwowały,aleimdłużejichsłuchałyśmy,tymbardziejczułyśmyniesamowityklimat.Siadywałyśmyrazemirozmawiałyśmyprzyzielonejherbacie,którąuwielbiała.Naszerelacjeniebyłymożewzorcowe,alestanowiłyzdecydowanypostępwporównaniuzparoletnimmilczeniem.

PożegnałamsięzJankiemprzymojejklatceiweszłamnapoddasze.–O,Latte,jużjesteś?–Tak.ByłamuGloriiiEmila.Jakzawszeskrzywiłasię,nigdyniezaakceptowałamojejprzyjaźniznimi.–Ijakbyło?–zapytaławkońcu.–Dziwnie.Nasząrozmowęprzerwałdzwonekkomórki.–ToGloria.Możeczegośzapomniałam.Odebrałam telefon, ale usłyszałam tylko głośny spazmatyczny szloch, przez który z trudnością

zdołałamcokolwiekzrozumieć.–Gloria,mówspokojnie,cosiędzieje.–Emil…–CoEmil?Cośmusięstało?Znowumiałatak?–Onoszalał.Mabiałeoczyimówitymdziwnymgłosem…Całysiętrzęsie,krewlecimuznosainie

pozwalasiędotknąć.Słuchałamprzerażona.Fistałatużobokitakżesłyszałatreśćrozmowy.–Comujest?!–spytaławyraźniezaniepokojona.–Niewiem.Jużdociebieidę,Gloria.Niebójsię.–Comusięstało?–powtórzyłazdenerwowanaFi.–Niemampojęcia,Fi.Kilkarazymiałjużtakieataki,alelekarzpowiedział,żenicmuniejest.–Kilkarazy?Toznaczyodkiedy?–OddniaświętegoAndrzeja,kiedywywoływaliśmyduchy–powiedziałam,przypartadomurujej

wzrokiem.Nicnieodpowiedziała.Złapałaswójtelefoniwybrałajakiśnumer.– Daniel?WezwijMarka. Jak najszybciej. Do domuOliwii Falesse…Tak, nie przesłyszałeś się.

Szybko.Wyjaśnięciwszystkonamiejscu.Stałamniczymzamurowana.Niemiałampojęcia,anikimbyłDanielczyMarek,anitymbardziejskąd

FiznałaOliwię,atamcidwajmieliwiedzieć,gdziemieszka.–Cotowszystkomaznaczyć?–zapytałam.–Nieteraz,Latte.Zarzuciła na siebie kurtkę iwybiegła zmieszkania, a ja oczywiście za nią, próbując jakoś ułożyć

sobiewgłowieto,cosiędziało.Po kilku minutach biegu byłyśmy pod domem Glorii. Nie musiałam tłumaczyć Fi, gdzie ma się

Page 37: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

kierować,mimożenigdywcześniejniemówiłamjej,gdziemieszka.Zadzwoniła do drzwi. Gloria spojrzała na nią niepewnie, ale kiedy zobaczyła mnie tuż za nią,

wpuściłajądośrodka.–GdziejestEmil?–Finiebawiłasięwceregiele.–Wsalonie–odpowiedziałaGloria,wskazującdłoniąwejściedopokoju.Emilleżałnapodłodze,całydygotał,jakbymiałwysokągorączkę.Usiadłakołoniegoiprzyłożyłaotwartądłońdojegooczu.–Wyjdźcie stąd! I zamknijciedrzwi!–krzyknęła. –Akiedyprzyjdziedwóchmężczyzn,wpuśćcie

ich!Zamknęłamdrzwiprzestraszona.–Ktotojest?–Fi.– Fi? Dlaczego ją tutaj przyprowadziłaś? I co ona tam właściwie robi? – Gloria bełkotała jak

wmalignie,takżeledwiezdołałamzrozumieć,copowiedziała.–Niewiem.Jateżnicztegonierozumiem.Samachciałatuprzyjść.Usiadłyśmynapodłodzewholu.ZzadrzwicochwilędochodziłynaskrzykiEmila lubdemoniczny

damskigłos,napewnonienależącydoFi.Wkońcuwpokojuzapadłacisza.Iwtedyusłyszałyśmydzwonekinerwowestukaniedodrzwi.Gloriawstała,żebyotworzyć.Doholu

wbiegłmężczyzna,któregojużdobrzeznałamzrównienietypowychsytuacji,ijakiśksiądz.–GdziejestFilena?–Wpokoju–wskazałambezradnienadrzwi.Fiwidocznieichusłyszała,bopodeszładodrzwiiwpuściłaichdośrodka.–Dziewczyny,lepiejbędzie,jeślipójdzieciespaćdzisiajdonas.–Cotakiego?–Latte,idźcie!Niepotrafiłyśmysięjejprzeciwstawić.Maszerowałyśmyniepewniewkierunkumojegomieszkania,

prawiesiędosiebienieodzywając.–Jakmyślisz,cosięstało?–Niewiem,Gloria,alebardzosięboję.–Wstawajcie,dziewczyny!–obudziłanas,wchodzącdopokoju,gdyjużświtało.Byłyśmy takiezmęczone,żezupełnieniewiedziałyśmy,cosiędzieje.Wieczorembardzodługonie

mogłyśmy zasnąć. Ja głównie ze zdenerwowania. Glorię zapewne dodatkowo dopadały atakiklaustrofobii,bonaszpokójniedysponowałprzestrzenią,doktórejprzywykła.

–Gloria,pijeszkawę?–Tak,poproszę.Fiprzyniosłatrzydużekubkiświeżoparzonejkawy.–ZEmilemwszystkowporządku.Nicmusięniestało.–Alecotobyło?–zapytałaGloria,naiwniewierząc,żeusłyszyodpowiedźnaswojepytanie.–Niepowinniścienigdyigraćzjakimikolwiekrodzajamiczarówaniprekognicji.Wywoływaniedusz

zmarłychtoniezabawa.Zawiodłamsięnatobie,Latte.Myślałam,żewystarczającoczęstopowtarzałamci,jakietoniebezpieczne.

Gloriasiedziałazawstydzona,ajazupełnieniewiedziałam,coodpowiedzieć,więcdokończyłyśmykawęwciszyiGloriaposzładodomu.

–Musimystądwyjechać,Latte–oświadczyłanaglespokojnymgłosem.–Naweekend?–Nastałe.–Co?!

Page 38: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–…–Fi,alemojaszkoła.Przecieżwtymrokuzdajęmaturę.–Tojużzałatwiłam.Będzieszuczułasięwtymsemestrzekorespondencyjnie.–Słucham?–Anamaturęprzyjedzieszwmaju.–Chybażartujesz?Nigdzieniejadę!Niemaszans.Mamtuprzyjaciółiswojeżycie.Nicnieodpowiedziała.–Fi,proszęcię.Janiechcęstądwyjeżdżać.–Przykromi,Latte.

Page 39: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

ROZDZIAŁ5T.byłodlamnietrudnedozaakceptowania.Nawetnamomentniedopuściłamdosiebiemyśli,że–

jak twierdziła Fi – zostaniemy tu na zawsze. Wyznaczałam sobie w myślach punkty, do którychniestrudzenie dążyłam w tej „nic nieważącej” codzienności. Najpierw był wyjazd Fi ostatniego dniakwietnia,kiedymogłampotajemniepojechaćna jedendzieńdo J. i spotkać się zGlorią.Późniejbyłymatury,którewydawałysięprawdziwymiwakacjamiodT.Kolejnąodskoczniąmiałbyćjeden,wybranyprzezemniedzieńwakacji.Znówniewiemkiedywpadłamwsidłajejreżimu,znówniepotrafiłamsięwyrwaćztychchorychwięzówichybamiałamcorazmniejsiły,żebyzniąwalczyć.

Wstawałamranowrazzpianiemupartychkogutówzcałejwioski,którezdecydowałamsiępoprostupokochać.Jechałampoporannągazetęnazielonymrowerze,doktórego,wzorującsięnamamieJanka,przymocowałamkoszyk.Niewoziłamwnimjednakkota,ponieważkotyuważajątakisposóbtransportuzaafront.Przeztychkilkamiesięcymiałamokazjępodziwiaćsposóbbyciakotówizachwyciłamsięichlekceważącympodejściemdoświata.„Gdybyskrzyżowaćczłowiekazkotem,zyskałbynatymczłowiek,astraciłkot”–powiedziałkiedyśMarkTwain.Świętaracja!Odkryciestrukturyichcharakteruokazałosięwyzwaniemprzekraczającymmoje ludzkiezdolności.Obserwowałam jezboku,zastanawiając się,jak nauczyły się sprawiać wrażenie, że ich byt jest tak beztroski, że niemal eteryczny. Problemywspółczesnego świata koty uznają za błahe i wcale niezajmujące. Bezkres przestrzeni ponad swoimigłowami traktują jak nadmiar luksusu, a rozprawy filozoficzne za niegodne uwagi przez swoją pustąteoretyczność.

Kotysąempirykami.Doświadczenie stanowi dla nich sens kociego żywota.Dlategowłaśnie, a nie – jak podejrzewają

ludzie–dlawłasnejwygody,doświadczająciepłanakominkuismakukrowiegomleka.Chcąnawłasnejsierści odczuć, co znaczy być głaskanym, i okazywać za towdzięcznośćmruczeniem. Zwłasnejwolidecydująsięnaaltruizmidlategoprzeganiajązdomumyszy.Tak…kotylubiąsameczegośdoświadczać,alekiedysąjużpewnetego,cochciałysprawdzić,poszukująnowychścieżek,gdziemożnaodczućcośnowego, gdzie można odnaleźć coś, co podkreśla ich indywidualny i wyjątkowy charakter. Dlategowłaśniekotanienależywozić wkoszyku,bomożepoczuć się skompromitowanywzielonychoczachinnychosobnikówswojegogatunkuizamknąćsięwsobie…

Jeździłam więc z pustym koszykiem na zakupy do wioski nieopodal, gdzie mieli już takie cudatechniki, jak sklep, telefon i pocztę. Przez kilka miesięcy wyrobiły mi się mięśnie łydek wielkościkapusty,alenieprzejmowałamsiętymzanadto,jakożeniktpozalokalnymimieszkańcamiwiosekmnienie widywał (a oni mieli równie atrakcyjne łydki!). Kupowałam gazetę, dzięki której mniej więcejwiedziałam,codziejesięwmoimkraju(oInterneciewtymzapomnianymprzezBogamiejscumogłamzapomnieć!).Mleko i bułkimoglinamdostarczaćpoddom, alewolałam jeździćponie sama, jakożebyła to największa rozrywka w ciągu dnia; ponadto wysyłałam i odbierałam wtedy listy (cudowną,zapomnianąprzezświatformękomunikacji!),którebyłytym,cotrzymałomnietamprzyżyciu.

–Dzieńdobry,Latte–mówiłszczerbatypanlistonosz,któryswoimuśmiechemstarałsięsugerować,żemniepodrywa.

–Dzieńdobry,(szczerbaty)panieFiodorze.Sądzisiajdlamniejakieślisty?–Są,są,słodziutka.–Wspaniale–odpowiadałam.WtedypanFiodorwręczałmijedenlubdwalistyiuśmiechałsięserdecznie.–Dziękuję,panieFiodorze.–Proszę,słodziutkaLatte.Jakkawazmlekiem.Takiżarcik.–Dozobaczeniajutro.–Tak,tak,dozobaczenia.

Page 40: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Całą drogę do domu nie mogłam się doczekać, aż je przeczytam, ale cokolwiek się działo,przestrzegałamswojego rytuału, żebyzbyt szybkonieutracićprzyjemnościczekaniana to, copisządomnieGloria,Janek,EmilczyTosia.Dzięki tejrutyniewydawałomisię,żecałaEuropajestwielkościziarnkapiaskuiskładasięjedyniezesklepu,pocztyimałejrzeczkikołomojegodomu,amoiprzyjacielemieszkająnaodległychwyspachzwanych„wielkimświatem”,gdzieniedasiędojechaćanidopłynąć.

W T. Fi stanowiła oczywiście największy autorytet. Ludzie ściągali do niej każdego dnia.Zastanawiałamsię, czyma tocośwspólnegoz jej tajemnicami,czypostanowili radzić siępsychologaw kwestiach zasiewu zbóż, ale nie pytałam jej już o nic.W ogólemało się do niej odzywałam.Niemiałamnatoochoty,boczułam,żewszystkiejejzapewnienia,żechcetylkomojegodobra,okazałysięniewartefuntakłaków.

Ona była postrzegana w naszej wsi jako tajemnicza, enigmatyczna i niezrozumiała postać. Mnieuważanozazwykłedziwadło,któreprzesiadujenadrzekąiskrobiecośwzeszycie.Jedynąosobą,którapatrzyłanamniezszacunkiem,byłamałacórkawójta:Koko.

–Cześć! – powiedziała domnie któregoś dnia, kiedy jak zwykle siedziałamnad rzeką.Urzeczonatym,żesłyszęludzkigłos,odwróciłamsięwjejkierunku.Miałachybasiedemlat.

–Cześć.JestemLatte.Atyjaksięnazywasz?–Wolęotymniemówić.–Naprawdę?Atodlaczego?–Bomamgłupieimię.–Niemożliwe.ChybanienazywaszsiępanFiodor,jaknaszlistonosz?–Nie–roześmiałasię.(Dziecisąjeszczeprostszewobsłudzeniżdorośli!)–Topowiedz,jak?–Koko.–Wspaniałeimię.–Nieprawda,wszyscymówią,żetakrobikura.Niechcęsięnazywaćjakkura.–Siadaj,Koko.Opowiemcipewnąhistorięoniezwykłejkobiecie,któranazywałasiętakjakty.–Taak?–NazywałasięCocoChanelibyławyjątkowoutalentowaną,znanąipodziwianąprojektantkąmody

inietylko.Apoczątkowopracowałajakozwykłaszwaczka.Kokosłuchała,chłonąckażdemojesłowo.–Potemzaczęłaprojektowaćisprzedawaćkobietomkapeluszeistrojewmęskimstylu.Wczasach,

w których żyła, wymagało to naprawdęwielkiej odwagi, bo kobiety nosiły wyłącznie strojne suknie.AubraniaCocobyłyproste,eleganckieiwygodne.Todziękiniejkobietyzaczęłynosićspodnie.Musiałaprzejśćdługąi trudnądrogę,zanimudało jejsięodnieść takwielkisukces,żecałyświatdoskonale jązapamiętałinadalczujejejzapach.

–Jaktozapach?–zadziwiłasiędziewczynka,szerokootwierającusta.– Coco Chanel postanowiła wypromować perfumy dla kobiet o zapachu zupełnie innym niż te,

którymidotądperfumowałysiękobiety.Intensywnymiciężkim.Twórcyzapachów,zwaninosami…TuKokoznowuzaniosłasięperlistym,dziecięcymśmiechem.–…twierdzą,żejesttozapachdlaprawdziwychkoneserów.–Cotoznaczykoneserów?–Znawców.Awiesz,jaknazwałaswojeperfumyCoco?–Jak?–Chanelnumer5.–Aledziwnie.–Prawda?Ludziezawszezastanawialisię,czyposiadarecepturynapoprzedniecztery,którenigdy

Page 41: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

niepojawiłysięwsprzedaży,aleprawdajesttaka,żeonapoprostuzleciławykonaniekilkunastupróbekzapachówfirmie,którasiętymzajmowała,iwybrałanumerpiąty.Cocozawszepowtarzała,żeabybyćniezastąpionym, trzeba być odmiennym. Dlatego pamiętaj, że to, co cię wyróżnia, jest zawsze twojązaletą,aniewadą.

Kokouśmiechnęłasięwyraźniezadowolonaztego,cousłyszała.Późniejczęstodomnieprzychodziła.Ucinałyśmysobiekrótkiepogawędki.Najczęściejpytałamnie

oto, jakmieszkasięwdużymmieście;czymróżniąsięludziezmiastaodtychzewsi;czynoszątakiesameubraniaijedzątosamo;jaktojestbyćdorosłym(wtejsferzenieczułamsięjeszczeautorytetem,aleniedałamłatwozawygraną).Dziękiniejzaczęłamsięczęstozastanawiaćnadbanalnymisprawamiżyciacodziennegoiodkrywałamjenanowo.

–Aty,Latte?Kimjesteś?Jestemcórkądwojganieznanychmiosób.Jestemwspomnieniemmoichprzyjaciół.Jestemmałymcieniemsilnychiprzebojowychludzi.Jestemautorytetemdlatych,którzynicniewiedząożyciu.Jestemmiłośniczkąkotówikwiatów.Jestemniepoprawnąmarzycielką.Jestemstrachemprzeddobremimiłością,którychmogłabymdoświadczyć.JestemLatte.Kawazmlekiem.Takiżarcikświata.Stokrotkomoja,przezCiebieuschnętutajztęsknotyibędzieszmusiałaprzyjechać,żebypozamiataćkurz,którypo

mnie pozostanie.Mam nadzieję, że pamiętasz jeszcze, jak należy zachowywać sięw cywilizowanymświecie, bomarzę o tym, żeby zabrać Cię do kina i restauracji na jakąś romantyczną kolację przyświecach.Pamiętasz jeszczechociaż, jaki jestemprzystojny,czy jużzupełniezatraciłaśsięwswojejsielance i świata poza nią nie widzisz? Jak mogłaś zostawić mnie tu samego na pożarcie tychszalonychkobiet,któretłocząsiępodmoimoknem?Coraztrudniej jeprzekonać,żeliczyszsiętylkoTy.Więcwracaj.Jeślichcesz,napiszemyprośbęouwolnienieCięztegoArkansasizbierzemymilionypodpisów,powiedztylkosłowo.

Cholera.NaprawdęzaTobątęsknię.E.NajdroższaLatte,w J. panuje ostatnio jakaś szalonagorączka nocy letniej. Ludziewylegają naulice i zapełniają

wieczorami parki. Spotykamy się czasami z tymi sierotkami – „facetami” z naszej szkoły – imuszęprzyznać,żekilkuznichodkąddostałosięnastudia,takurosłowswoichwłasnychoczach,żenawetnazewnątrzwyglądająjakbyatrakcyjniej.

Mimoto–wierzmi–nieskusiłabyśsię;)Straszniemismutno,żeniemożeszwychodzićznami.Tosia iKornelczasamibiorąPolęnawieczornyspacerekwwózeczku.Ostatniobardzopodrosła i…(niepowinnamCimówić,botomiałabyćniespodzianka,aleniemogęsiępowstrzymać,więcjakbyco,udawaj zaskoczoną!)postawiła swojepierwszekroki,aEmil todlaCiebienagrał.Super, co?Kiedyw końcu pojawisz się na wakacje? Chociaż na tydzień. Oliwia wyjeżdża na cały sierpień, więcmoglibyśmyswobodnieokupowaćcałydom.AoEmilasięniemartw,wszystkojużznimwporządkuiwygląda na to, że zupełnie nie pamięta tychwszystkich ataków i akcji z księdzem.Nic z tego nierozumiem,alemunieprzypominam.

WszyscyzaTobąbardzotęsknimy.KochamCięnadżycie.TwojaGloriaPS. Anna działa mi już poważnie na nerwy. Zachowuje się, jakby pozjadała wszystkie rozumy

imiaławyłącznośćnaJanka.Bezczelna.

Page 42: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Cappuccino,maszgorącepozdrowieniaodTosi,Kornela,PoliiAnny.ChowamdlaCiebieświetnąfilozoficzną

pozycję, książkę najlepszegogatunku, ale póki co nie zdradzam tytułu, bo też chcęmieć dlaCiebieniespodziankę, tak jak Tosia. (Ale ze mnie zazdrośnik). Ostatnio często spotykamy się na dysputyfilozoficznezAnną.Tonaprawdęinteresującadziewczyna.Wpadliśmynapomysł,żebypojechaćtegolata nad morze, bo czytaliśmy w Internecie, że będzie tam organizowane wysypywanie mandaliz kolorowego piasku. Rewelacja, nie mogę się już doczekać. Prawdę mówiąc, sądziłem, że kiedyśpojadętamzTobą,aleniezapowiadasiętownajbliższymczasie.Kiedywłaściwiestamtądwracasz?Mamnadzieję,żezapanowałaśjużtrochęnadizolacjonistycznymizapędamiFiiwkrótcesięspotkamy.

Pozdrawiam.JanekKończyłsięsierpień.Caławieśżyławyłącznieżniwami.WszyscymieszkańcyT.bardzoekscytowali

się na myśl, że już wkrótce będą mogli sprzedać swoje plony i zbić fortunę, z żyta zrobić wódkę,azususzonegotytoniupapierosy.Drzewawsadachzapadałysięodciężaruczereśniiwiśni.Gospodynienienadążałyzpieczeniemplackówiprodukcjąsoków.Zaczęłonawetbrakowaćwielkichbutlinawino.Wieś,gdziediabełmówidobranoc,zimąmroźnywiatrpiszczywnieszczelnychfutrynach,stałasięnaglesielankowymobrazkiemniczymzreklamypłatkówzbożowychzowocami.Brakowałomijeszczetylkodziadkazesrebrnymiwąsami,którypoklepiemnieswojskoporamieniuiprzyniesieszklankęmalinowejherbaty. Było tak słodko, że przyprawiało mnie to o mdłości. Co gorsza, atmosferę podgrzewałooczekiwanie na zbliżającą się atrakcję. Dożynki. Nie miałam początkowo pojęcia, co to takiego, alewkrótce mi uświadomiono. Było to coś, co w normalnym świecie ludzie nazywają imprezą albooblewaniem. Główne założenie jest takie, że cieszą się z udanych plonów, więc piją, jedzą, tańcząiwróżąsobiedobrąprzyszłośćnakolejnyrok.Niemogącdłużejznieśćwidokutychupojonychkońcemlata rolników,postanowiłam– jakoże jeszczeniewykorzystałamswojej„przepustki”–salwowaćsięucieczkądoJ.Wrzuciłamkilkarzeczydoplecaka,wsiadłamnaroweriruszyłamdo„wioskizpocztą”,bo stamtąd odjeżdżał autobus. Jechałam szybko, nie chcąc stracić ani chwili wolnego. Włosy, któresięgały mi już niemal do pasa, rozwiewały się na wszystkie strony, ale nie chciałam ich splataćw warkocz, jak robiły to miejscowe dziewczyny, aby nie przeszło im przez myśl, że się z nimiidentyfikuję.Wolałambyćdziwaczką,niżzostaćuznanąprzezniezaswoją.Pogodazsamegoranabyłatakapiękna,żeażchciałosięoddychaćpełnąpiersią.WT.powietrzebyło tym,conaprawdęszczerzepokochałam.Popiętnastuminutachbyłamnamiejscu.Odstawiłamrowernastojakiprzesiadłamsiędoautobusu.

Dopieropodziesięciuminutachmojakomórkazłapałazasięg.Paranoja.–Janek, to ja…Tak,żyję.JadęwłaśniedoJ.Wyjdzieszpomnienaprzystanek?…Super.Będęza

godzinę.Dozobaczenia.Uśmiechnęłamsięsamadosiebie.Pamiętająmniejeszcze.Autobus mozolnie dotoczył się wreszcie do przystanku. Wyszłam najszybciej, jak tylko mogłam.

Czułam się tak, jakbym pokonaławłaśnie tunel astralnymiędzy dwomawymiarami. Janek siedział naławce i bawił się jakąś gałązką. Miał na sobie pasiasty bezrękawnik z sięgającym pasa kapturem,z którego zwisały frędzle, a do tego zielone płócienne spodnie. Kiedy mnie wypatrzył wśród ludzikotłującychsięnaprzystanku,podbiegłipodniósłmnienaręce.

–MojeCappuccino.Nareszcie.Roześmiałamsię.Czułamsięwtymzakurzonymizatłoczonymmiejscuzwciśniętymimiędzyżebra

chudymi palcami Janka szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Jakbym odzyskała wolność. Starałam się niemyślećotym,najakkrótko.

–Chodź,mała.Zapraszamcięnakawęilody.ZresztąspotkamysięwieczoremwFurcie,bowszyscywykombinowalisobiejakieśpracewakacyjne.

Page 43: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Dobra,prowadź!–Ale,ale…muszęcicośpokazać.Cośabsolutnieniesamowitego.(ZnającJanka,niesądziłam,bymiałotobyćażtakfascynujące,jakmitowłaśnieprzedstawiał,ale

dźwięktychdobrzeznanychsłówwywołałwemnieuczuciebłogiejniezmiennościtegoświata).–Patrz!–zarządził,wyciągajączplecakażółtąkopertęzesklepufotograficznego.–Cotozazdjęcia?–No…tozdjęciaznadmorza.Pisałemci,żejedziemyusypywaćmandalę,prawda?–Tak,pisałeś.–Nie uwierzysz, jakie to było niesamowite doznanie.Właściwie zasada jest taka, żemandali nie

należyfotografować,ponieważcałysensusypywaniajejzpiaskuleżywtym,żebywiatrmógłjąpóźniejrozwiaćpowszechświecieibyniepozostałponiejżadenślad.Wtensposóbwnętrze,któreukazujeszwformiemandali,stajesięczęściąświata…

–Pokażeszmitezdjęcia?–Jakzwykleniecierpliwa.Chybasięmuszęzastanowić!Nodobra,patrzipodziwiaj.Niesamowite,

co?Wzięłamodniegoplikzdjęć.Napierwszymjakiśstaryobleśnytypzabierałsiędojedzeniakotleta

mielonego.–A,tozurodzinwujka,sorry.Zabrałjakieśdziesięćpierwszychfotekiponowniepodałmiplik.Terazjużmogłampodziwiaćnadmorskiewidoki,gdzienacodrugimzdjęciuAnnazasłaniałatwarz

przedobiektywem.Uwielbiamtakichludzi!KilkakolejnychprzedstawiałoJankazworkamikolorowegopiasku, a dopiero ostatnie ukazywały wielobarwne mandale i ludzi podobnie jak Janek owiniętychdziwnymikocamiprzypominającyminarzutynałóżko.

–Annateżtakąmiała?–Nie,powiedziała,żejejtoniebawi.Czemumnietoniedziwi?–Moi rodzice zapraszają cię na obiad, strasznie się za tobą stęsknili,wiesz?Tylko ostrzegam, że

ojciecmapewienpomysł,więcmożecizrobićmałepraniemózgu.Odrazumówię–niemaszsięczegobać.Osobiścieuważam,żejestrewelacyjny,oczywiściepomysł,niemójojciec,alejużzapowiedziałem,żejasięwtwojesprawymieszaćniebędę,botowszystkojestwyłącznietwojądecyzją.

–Aleocochodzi?–Ocochodzi?–powtórzyłzamną,parodiującmójgłos.–Czytykiedykolwiekwykażeszsięchoć

szczyptą,niemówięjuż:garstką,cierpliwości?–Nodobra,nieodpowiadaj.Poczekam,ażsammipowie.TerazbyłoOK?–Terazbyłosuper.Dostanieszdodatkowągałkęlodów.Czekoladowych.–Jesteśnajsłodszymprzyjacielemnaświecie.–Tooczywiste.– Nie wiesz, co teraz planuje Gloria? – zapytałam, pałaszując porcję lodów z bitą śmietaną

zpucharka.–Comasznamyśli?–Pisałami,żeniezdałajakichśegzaminównaprawieimożewylecieć.–Ach.Notak,niezdała.Toprawda.–Niechciałamzamęczaćjejpytaniamiwliście,aleniewiesz,cozamierza?–Wewrześniujestrekrutacjanastudiazaoczneichybaspróbujesięprzenieść.–Rekrutacjawrześniowa?–Tak–uciął,jakbyniechciałjużkontynuowaćtegotematu.–Ajaktwojapracamagisterska?

Page 44: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–No…powinienemsiębronićwewrześniu.Tyleżetrudnojestmitrafićnajakąśprzełomowąmyślfilozoficzną.Niemogęsięzdecydować,czypisaćoroliwiaryczyuczućwżyciuczłowieka.Wydajesię,żewłaściwiewszystkoowszystkimzostałojużpowiedziane.

–Czylinienapisałeśjeszczenic?– Ty też zamierzasz na mnie naskoczyć? Już wystarczająco morduje mnie pewna bibliotekarka-

kociara,zktórąmieszkampodjednymdachem.Niewiem,czykojarzysz?–Cośmiświta.–Myślicie sobie, że filozofia,matkawszystkich nauk, pozostawiła jakieśmiejsce dla JanaRossy,

chłopaka, którywXXIwieku odkryje prawdy, na które nie natrafili Arystoteles, Sokrates,Nietzsche,FreudaniKant?Pewnietak?

–Niewątpliwietakiświatłyumysłmotywowanysiłąmandalijestwstanieodkryćcoś,czegoświatniewidział.

– Zdajesz sobie sprawę, że żartujesz sobie z czegoś, co dlamniewcale nie jest żartem, Latte? –zapytał zupełnie poważnie. – Wybrałem kierunek studiów wbrew rodzicom, wbrew sugestiomnauczycieli i wbrew logice. Zamiast zostać inżynierem i inwestować w ewolucję społeczeństwai rozkwit techniki, postanowiłem postawić na swój wewnętrzny rozwój i zaczynają dopadać mniewątpliwości, czy postąpiłem słusznie. Czy ten pomysł miał jakikolwiek sens i czy moi starzy niepopełnilibłędu,niezabraniającmitego?

–Janek,wyhamuj–starałamsięzapanowaćnadsytuacją,którąsamasprowokowałam.–Rodziceniemogliciprzecieżniczegozabronić.Wiedzą,zkimmajądoczynieniaiżelepiejniewchodzićciwdrogę,jakjużcośsobiewymyślisz.Pozatymniejesteśpierwszymaniostatnim,któregodopadływątpliwościcodosensutego,corobiwżyciu.Myślisz,żejaswoimżyciemjestemzachwycona?

–Jeszczecośdlapaństwa?–zapytałakelnerka,którapodeszładostolika,niezdającsobiesprawy,żerozbijanaczęścimałyświatekegzystencjalnychwartości,któryurósłmiędzynami.

–Poprosimydwiekawy.–Parzone?Latte?Cappuccino?–Latte?–Cappuccino.–DlamnieLatte–mrugnąłdomniezzaokularów.–Jużpodaję.Miałamwrażenie,żeJanekchceskorzystaćzokazjiiuciecodtematu.–Janek,jeszczetylkojednosłowo,zanimzacznieszgadaćoczymśinnym.–Tak?–Pamiętaj,żenie jesteśsam.Ja tozrozumiałam,odkądmieszkamnaodludziu.Wiem,żemamwas

i że omnie nie zapomnieliście. A poza tym choć zemnie żaden filozof, dałeśmi solidną bazęw tejdziedzinie,dlategopostaramsięcośwymyślić.Jaknacośwpadnę,todociebienapiszę.

Uśmiechnąłsię.Tylemiwystarczyło.–Latte,jakwspanialecięwidzieć.–Uścisnąłmnieserdecznie.–Dzieńdobry,panieRossa.–Świetniewyglądasz.Myślałem,żewróciszztejgłuszypokrytawarstwąkurzu.–Otrzepałamsięprzedwejściem,żebynienaśmiecić.PochwilimamaJanka,którausłyszałamójgłoswprzedpokoju,wybiegła,żebytakżemnieprzywitać.–Witamcię,najdroższamoja.Ucałowała mnie nazbyt soczyście w policzki i machnęła szmatką na kota, który jak zwykle

podejmowałpróbywspięciasiępojejspódnicy.– Chodź, chodź do środka. Przygotowałam dla ciebie obiadek, bo pewnie żyjesz tam samymi

Page 45: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

warzywami,co?Milczałam, bo musiałabym opowiedzieć historię świni, którą ostatnio zamordował mój sąsiad,

awolałamimtegooszczędzić.–Ibardzodobrze–oburzyłsięJanek.–Towymusicieciąglejeśćtylkotomięcho.–Dlaciebiemamfasolkęszparagową.–Bógzapłać!TerazpaniRossa trzepnęłaszmatkąpo tyłkuJanka, jakbybyłwciążmałymchłopcem, i roześmiała

się.–Mytugadu-gadu,aobiadstygnie.Proszędośrodka.–UmówiliściesięwieczoremzresztąMDP?–zapytałpanRossa.–MZP.Tak,oczywiście.Mamwrażenie,żeniewidziałamichodwieków–odpowiedziałam,patrząc

naniegociepło.Widokjegokochanejpajęczejsylwetkisprawił,żemyślałamtylkootym,jakatoszkoda,że nie jestem już ich sąsiadką z Alei Akacjowych i nie mogę, jak miałam to w zwyczaju, wpadaćwieczorem na herbatę i radosne debaty o wszystkim i o niczym. Tak bardzo zdążyłam już do nichprzywyknąć,żeczułamniemalże,jakbybylimoimwujostwem.

–Latte–zagaiłpanRossa,kiedykończyliśmyjużjeść.–Chciałbymztobąpogadać.PaniRossaiJanekniemalnatychmiastulotnilisiędokuchnipodpozoremzmywanianaczyń.–Ocochodzi?–zapytałamzaniepokojona.–Słyszałem,żetwojewynikinamaturzebyłynaprawdęcałkiemniezłe.–Dziękuję–odpowiedziałamniecospeszona.–Niechodzituoto,żebyciękomplementować,aleczyniemyślałaś,żebycośznimizrobić?–Zwynikami?–Latte–przysunąłkrzesłowmoimkierunkuiwojcowskimgeściepołożyłmidłońnaramieniu.–

Zawszemówiłaś,żechcesziśćnastudia.–Notak…–Czycośsięwtejkwestiizmieniło?–Niepodeszłamdorekrutacji.–Aledlaczego?Wzruszyłambezradnieramionami.–Uważam,żejeśliniespróbujesz,będzietonaprawdęwielkibłąd.–Alerekrutacjejużsięodbyły.Pozatymmówipantak,jakbynieznałmojejmatki.–Nicnie szkodzi.Terazbędą rekrutacjewrześniowe. Jestempewien, że jeśli zdecydowałabyś się

wysłaćswojepapierydoK.lubW.,zpewnościąudałobycisiędostaćnawymarzonestudia.Finiemożecitegozabronić.Toprzecieżtwojeżycie.

Przygryzłamlekkowargi.Nigdynawetnieprzeszłomiprzezmyśl,żemogłabymzakończyćedukacjęnaszkoleśredniej,jednakprzeztęcałąizolacjęodspołeczeństwatematstudiówzszedłostatnionadalszyplan.

–Obiecajmi,Latte,żetoprzemyślisziwyśleszmidokumentydokońcasierpnia,ajaprześlęjenawybraneprzezciebiekierunki.Jesteśtakązdolnądziewczyną.Niepozwól,żebytosięzmarnowało.

–Mogęprzecieżpójśćnastudiawprzyszłymroku.– Spotkałem już niejedną osobę, która tak właśnie mówiła, a później rezygnowała. Im dłuższa

przerwawkształceniu,tymgorzej.Bardzotrudnojestpowrócićdorytmu,którysięwcześniejustaliło.Zamilkłamnachwilę.–Napiszędopana–powiedziałam,kiedydopokojuwszedłjużJanekzpaniąRossa.Godzina20:00,Furta–Witamywświecieżywych–radośnieroześmiałsięnamójwidokbarman.–Cześć,Kamil.

Page 46: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Mamnadzieję,żetymrazemjużnastałe?–Niestety.Znowuwformiegościnnej.– Siedem światów z tobą – uśmiechnął się z politowaniem. –Masz tuwatrę i napij się, bo jakaś

bladziutkajesteś.Nalałnampokieliszkusłodkiejpalonejwódki,poczymswójuniósłlekkowgóręwgeścietoastu.–Zdróweczko!–Zdrowie – zawtórowaliśmymu z Jankiem iwypiliśmy. Po chwili poczułam ciepło przenikające

przełyk,któryniebyłprzyzwyczajonydotakmocnegoalkoholu.–Siadajcie.Samijesteście?Agdziemizantropy?–Resztazarazprzyjdzie.Jakbynazawołaniewchwili,kiedytomówił,dopubuweszliGloriazEmilem,atużzanimiKornel

iTosia.Gloriazniepohamowanąradościąrzuciłamisięnaszyjęizaczęłamnieobściskiwać.–Znowuschudłaś,wrednazołzo,co?–Możetrochę.–Nienawidzęcięzato,wieszotym?–Wiem–roześmiałamsię,przytulającjąmocnorazjeszcze.Emilpodszedłdomniespowolnionymkrokiem(jakontomówił:„nacwaniaka”)irzuciłmizalotnie

spojrzenie,poczympodniósłmniewgóręjaklalkę.–Moja Latte wróciła! – krzyknął na cały regulator, żeby mieć pewność, że wszyscy w pubie na

pewnogousłyszeli.Większość tych ludzibyławFurcie stałymiklientami iwidywałam ich tamprzedwyjazdem co tydzień.Mimo niewielkich rozmiarów i niezbyt korzystnego położenia na uboczumiastalokal cieszył sięogromnąpopularnością iwkażdyweekendwypełniał siępobrzegi ludźmimającymiochotę potańczyć, choć parkiet był raczej prowizoryczny. Przychodząc do Furty, miało się wrażenie,jakbyprzychodziło się nadomówkę.Wiadomo, kogo się spotka i że niejednokrotnie zmieni się stolik.Barmanzrównączęstotliwościącoklienciwyskakiwałnaparkietitańczyłzewszystkimi,niezważającnatworzącąsięprzybarzekolejkę.

–AgdzieAnna?–zapytałamzgrzeczności,choćszczególnieniezależałominajejobecności.–ZgodziłasięposiedziećdzisiajzPolą.Mamnadzieję,żesięnieobrazisz?–zapytałaTosia.–Nocośty,straszniesięcieszę,żeprzyszliście.– Hej, Latte, dawno cię tu nie było – zauważył chłopak ze stolika obok, z którym kiedyś często

tańczyłam,przyprawiająconerwicęEmila.–Aleterazprzyjechałaichcielibyśmychwilęzniąpogadać–wtrąciłnatychmiastEmil.–Więcjeśli

pozwolisz?–Luz,stary,przecieżtylkosięprzywitałem.–Toluzujsięprzyswoimstoliku.–Zamknijsięjuż–szturchnęłabrataGloria.–Sorry,czegosięnapijesz,Latte?–Poproszępiwko.Pochwilinanaszymstolepojawiłosięsześćkufli.–Nieuwierzycie,cosięstało–oświadczyłKornel.–Co? – zapytałam zachwycona tym, żema informację, która będzie nowością dlawszystkich, nie

tylkodlamnie.–WielceszanownamojamaćElżbietapostanowiłauświetnićdzisiejszyporanekswojąosobą.–Nie?Cośty?–Serio–potwierdziłaTosia.–Aczegochciała?Kornelpociągnąłsporyłykpiwa,jakbybyłoantidotumnajegonerwy.

Page 47: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Dowiedziałasię,żemamycórkę.–Szybko!Poniemalroku–parsknęłaTosia.–Ico?–dopytywałasięGloria.–Uaktywniłsięwniejnaglesyndrom„dobrejbabci”.Weszładonaskrokiemparadnymznaręczem

lalek„odlattrzech”iGameBoyów.Parsknęliśmyśmiechem.Tobrzmiałotakbeznadziejnie,żemogłobyćtylkoprawdą.–Usiadłaznamiprzyherbatce–przejęłaopowieśćTosia–izapytała,gdziejejkruszynka.Wierzcie

mi,dechmiwpiersizaparło.Wtymmomenciemałazaczęłapłakać,więctakczyinaczejmusiałamjąprzynieść.Kornelwygarnąłmatcewprost,żeniewie,czymjestspowodowanejejnagłezainteresowaniePolą,aleniemaochotyzgadywać,więclepiejbędzie,jeślipowieodrazu.

–Aonanato–kontynuowałKornel–żeprzecieżtojejwnuczkaimaprawojąodwiedzić.Nasjakośnigdyniemiałaochoty.Wzięłamałąnaręcejakgumowąlalkę,jakbynigdywżyciudzieckanietrzymała.Tosiastanęłazaraztużobok,bowyglądałotopoprostuniebezpiecznie.Cholerniemisięniepodobajejnagłe zaangażowanie, bo ona nigdy nic nie robi bezinteresownie. Nawet psa karmi, żeby zyskać jegoprzychylność.

–Możezbytpochopnie jąoceniłeś.Ucieszyłasię,żemawnuczkę, i tyle–próbowałamjejbronić,choćsamaniewiedziałamczemu.

Korneluśmiechnąłsięironicznie.–Latte,fajnie,żepotrafiszwkażdymznaleźćjakieśdobrestrony,alewierzmi,onajużwielokrotnie

przeciągnęłastrunę, szczególniewkwestiizaufania.Osobiściemamtegodość inieżyczęsobieplątaćwtomojejrodziny.

PocałowałTosięwczoło.– Emil! – krzyknęła nagle jakaś dziewczyna, której nigdy wcześniej tu nie widziałam, ale po

kwaśnychminachresztydomyśliłamsię,żeimniejestobca.–Cześć,Angelika.–Dlaczegodomnieniezadzwoniłeś,tyniegrzecznychłopczyku?–Eee…–zaczerwieniłsię.Jeszczeniktchybaniedoprowadziłgodotakiegorumieńca.Ostradziewczyna…AngelikaniezrażonabrakiemwyraźnejodpowiedzizbliżyłasiędostolikaizłapałapodbródekEmila

międzypalce.–Posłuchaj,mójsłodki,tymrazemcijeszczewybaczę,alenigdywięcejsiętakniezachowuj.Ateraz

chodźpotańczyć.–Wiesz,Angela,jawłaściwie…Niedałamuskończyćipociągnęłagozasobąnaparkiet.– Co to za Angelika? – zapytałam, starając się nie wyglądać na zazdrosną o tę bezpośrednią…

śliczną…rudowłosą…(choleeera!).–Todziewczynazjegoroku.PrzeniosłasiętutajzK!Wyobrażaszsobie?Jakmożnazamienićtakie

miastonaJ.?–Gloriapostukałasięwczoło.–Znamtakich,którzyteżtakzrobili,boniemieliinnegowyjścia–uśmiechnąłsiękrzywoKornel.–Aletoinnyprzypadek.–Jeststrasznienamolna.Ipyskata–dodałJanek,widzącmojąminę.Niestetysłowo„pyskata”przytakimwyglądzieniemogłozabrzmiećinaczejniż„nieobawiającasię

wypowiadaćswoich,czasemkontrowersyjnych,opiniiielokwentnawichwyrażaniu”.–Notak–uśmiechnęłamsiękrzywo.–Idziesz tańczyć?–zapytalimnierównocześnieJanek ichłopakzestolikaobok,zupełnie jakby to

byłaakcjapocieszycielska.Spojrzałam kątem oka na Glorię. Siedziała ze wzrokiem wlepionym w Janka. (To było coś

Page 48: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

niesamowitego:dziewczyna,podobającasięwszystkimfacetomwmieście,upatrzyłasobienajwiększedziwadło–nieobraźsię,Janek,alesamzrozum!–aonzupełnienaniąniezwracałuwagi!)

–Wybacz,Janek,alewiesz,jakimamsentymentdotegowariata–spojrzałamzczułościąnamojegosąsiada,którynadźwięktychsłówobrósłwpiórka.

–Jasne,niemaproblemu.Przecisnęliśmy się między drewnianymi ławami do parkietu o powierzchni dwóch metrów

kwadratowych. Emil tańczył z rudą.Nie zauważył, że ja również się pojawiłam.Ale to nic! Przecieżpotraktowałjązbuta.Niezadzwonił.Niechciałzniątańczyć.Zmusiłago.

Pierwszyrazwżyciudoznałamuczuciazazdrości.Zdecydowanie,cholera,niejestprzereklamowane.Bolibardziejniżponiżenie,aledokładniewtym

samym miejscu. Wprowadza w gniew i niepohamowany szał, którego za nic w świecie nie możnawypuścićna światłodzienne.Trzebagochowaćpodpowierzchnią skóry i tłamsićw środku tak, żebyniczegoniedaćposobiepoznać.Zazdrośćniepieczeaninieszczypie,ponieważniestosujepółśrodków.Wybucha wewnątrz duszy bombą atomową i przeprowadza demolkę w delikatnej konstrukcjiracjonalnego myślenia i uczuć. A na koniec sieje zniszczenie w systemie wartości. Ale zazdrość nieniszczy bezcelowo.Ma plan. Buduje na polu boju nowe, silne uczucia, które dotąd były nam jeszczenieznane.

Nienawiść do osoby, której prawie wcale lub wcale ale to wcale nie znamy, a nawet w innychwarunkachmożebyśmypolubili.

Agresjęnawidokjejsłodkiegouśmiechu.Agresjęnawetnabrakuśmiechu.Iwkońcuwielkiepoczucie,żetenchłopaknależydomnie.Chociażdotądwcaletakniebyło.Anagle

jest.„OnjestMÓJ,MÓJ,MÓJ,MÓJ,MÓJ,MÓJ,tyrudawywłoko!!!”Zabijaniewwyobraźninicniepomaga.Animłotkiem,anipiłątarczową,anidłutem.Poniżanie już trochębardziej,aleniedajezbytwymiernychrezultatów.Zazdrośćodchodzidopiero

wtedy,kiedyondziękujejejzataniecimimożedziewczynanadalsiędoniegomizdrzy,podchodzidomnie.

–Zatańczysz?–Jestemjużzmęczona–rzucamodniechcenia.W tej chwiliEmil zmierzyłwzrokiemchłopaka „ze stolikaobok”,którywycofał się zpolawalki.

Złapałmniezarękęiwyciągnąłzpowrotemnaparkiet.Całeszczęście.Tak. Wtedy uczucie zazdrości może już odejść. Ale nie zabiera tego, co zbudowało. Zostawia

inienawiść,iagresję,ipoczuciewłasności.Rudazdeklasowana.Kiedy wychodziliśmy z Furty, już świtało. Właściwie barman wypchnął nas, podając pożegnalny

kieliszekwatry.–Naobienóżki!Żebywamsiędobrzeszło.Wróciłamdodomu.PozwolęsobiezacytowaćKrólaLwa:„Wybacz,żeniepodskoczęzradości,alebolimniegrzbiet!”.

Page 49: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

ROZDZIAŁ623wrześniaDożynkiNiechciałabymnadużywaćsłowa„paranoja”wodniesieniudowsiT.,aleczasaminiemamwyjścia.

Bo jak inaczej nazwać powszechną integrację przywinie z antonówek. I Fi, którą niewiem jaką siłązmusili, żeby siedziałaprzebrana za cygankę zwielkimikołamiwuszach i przepowiadałaprzyszłość.Zabitonatęokazję„trzydorodneświniaki”,któreterazkręciłysięradośnienadogniskami,ajużwkrótcemiaływylądowaćnastołachzjabłkamiwpyskach.Niemampojęcia,skądwziąłsiętendziwnyzwyczajwkładania jabłka do pyska zamordowanego zwierzęcia, ale mnie kojarzyło się to zawsze z chęciąodsunięciaodsiebiewyrzutówsumieniaipokazania,żetakijestniestetyłańcuchpokarmowy.Świniajejabłka,tomyświnię.Aco?!

SiedziałamnaschodachzKokoipopijałammłodewinojabłkowe.–Latte?–Tak?–Dostałaśjużodpowiedź?–Zuniwersytetu?–Tak.–Dostałam.–Naprawdę?Kiedy?Czemuminiepowiedziałaś?–Dzisiaj.Pojechałamdowsiobok.Jeszczenieotworzyłamkoperty.–Dlaczego?–Niebędzieszsięśmiać?–Nie.–Bojęsię.Bezwzględunato,cotamjestnapisane,będzieźle,boalbosięniedostałam,alboczeka

mnierozmowazFi.–Otwórznatychmiast!Miałam ją cały czas przy sobie w kieszeni spodni, ale zimny pot oblewał mnie na samą myśl

ootwarciukoperty.–Daj,jaotworzę.Podałamjejlist.–Sza…now…naPa…SzanownaPa…SzanownaPani.U…Uprze…Uprzejmie!Uprzejmieinf…

indor…–Dobra,dajto!–Uprzejmieinformujemy,iżzostałapaniprzyjętanauniwersytetwK.nakierunekpsychologia.–Fi?–Słucham?–zapytała,brzęcząckolczykami.–Możeterazmipowróżysz?–Nicztego.Twojaprzyszłośćpozostaniedlaciebieniewiadomą–roześmiałasię.–Japrzewidujęusiebiewielkiezmiany.–Naprawdę?–Dostałamsięnastudia.24wrześniaKochanyJanku,mamdla ciebie i twoich rodzicówdobrewieści.Dostałam sięna studiawK.Rozmawiałamdziś

z Fi, choć ta decyzja była dla mnie bardzo trudna. Chyba poczuła się postawiona przed faktemdokonanym.Niebyłazachwycona,alewydajemisię,żejestzemniedumnaidlategonieprotestowała,

Page 50: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

kiedyoświadczyłamjej,żewyjeżdżam.Boże,jestemtakaszczęśliwa.Uściskajtatęzcałegoserca.A…icośdlaciebie.Tokilkazdańinspiracji,któreprzyszłyminamyśl,gdysiedziałamnadrzeką.

Sąniecochaotyczne,alemożecośCipodpowiedzą.Jeślinie,porwij tenlistnaczęścipierwsze.Nieobrażęsię.

Przypomniałami się ostatnio scena z lekcji w liceum, kiedy pani profesor (choć oczywiście nieprofesor)wyrwałamniezzadumynagłympytaniem:

–Atyzaczymsięopowiadasz?(Niewiedziałam,ocopyta,aleonauznałachyba,żezastanawiamsięnadripostą,iucieszyłasię,żenieodpowiadambezzastanowienia,jakuczyniłatowiększość).

–Właśnie!–krzyknęłaentuzjastycznie.–Milionygłówwhistoriizadawałosobietopytanieitakżeniepotrafiłoznaleźćodpowiedzi…„Miećczybyć?”

Niedanamibyłaszansaodezwaniasięipytaniezawisłowgęstejatmosferzemoichmyśli.Odtejpory kiedy staję w konfrontacji z tym pytaniem, przychodzimi namyśl paryska ulica, którą pijanyabsyntemBaudelaireparadowałwróżowych lakierkach.Berlin,gdziePrzybyszewskipędziłżycienaskrajuubóstwawkręgucyganerii,spędzającczaswtowarzystwieswejmuzyDagnyJuelwrestauracjiPod Czarnym Prosiakiem. Widzę oczyma wyobraźni bohemę artystyczną popijającą czerwone winowShakespeare andCompany podParyżem, gdziewchodzącego do środka artystę od progu zaczynaotaczaćmitihistoriaminionychpokoleń.Ciludzieprzeszlidohistorii,mimożewiększośćznichżyłanagarnuszkuspołeczeństwazgłębokimprzekonaniem,żezasługująnato,byniepodlegaćprawuanizasadom, ponieważ są tymi, którzy wybijają się ponad szarą masę. Nadludźmi! Czy gdybyzaproponować im życiew luksusie…eleganckieapartamentywhotelach, szampana zamiast taniegowina, kawior i źródła termalne… odmówiliby? Czy cała ich ideologia nie była wynikiem buntuprzeciwkoświatu,któryzastali,iprzeciwniedostatkom?Zastanawiamniezawsze,czygdybyichświatopływał w luksusy, także czuliby w sobie tę niepokorną, niezrozumianą duszę. Czy w lepszychwarunkach ich skrzydła nadal byłyby zbytwielkie i niezgrabne, bymogli oniwspółistnieć z innymiwspołeczeństwie?Czynawetwperfumowanympowietrzubyłybyjednakzdolnedolotów…Stracilibynawiarygodnościczyznaleźliinnypunktodniesieniadoswojegobuntu?

Wiem, że ty jesteś takim albatrosem, który znalazł się w świecie zdominowanym przez kulturęmasową,media,supermarketykuszącekolorowymiproduktaminawyciągnięcieręki,itrochędotegowszystkiegoniepasujesz.NibyidealnyprzedstawicielpokoleniaX…no,bowkońcujakwszyscyznaszsięnanowoczesnychsprzętach,ajednocześniecałkowicieodstajesz(wybaczbezpośredniość!).

Narozdrożużycia–nibynapoczątku,a jednocześniewostatniejchwiliprzeddecyzją,coz tymżyciemzrobić.Bocojest lepsze–bohemaczykariera?Przygodaczystabilizacjamajątkowa?Odlotczykomfort?

Wiem, że nie raz się zastanawiałeś, czy to dobra dla ciebie epoka, czy może ktoś na górze siępomylił. Gdybyś urodził się w czasach starożytnych czy neoromantyzmie, nie miałbyś wątpliwości.Przecież wtedy to było COŚ. Wtedy podjęcie takiej drogi było imponujące, ale dzisiaj… Za duszęartystybasenuniekupisz.Jakwtakichwarunkachmożnaniemiećdylematumiędzykarierąwświecietwardego biznesu a tym drugim światem – wiatrem, piórem, muzami-natchniuzami. Dobrze, czasanalizy! Czas odpowiedzieć na pytanie: W jakim stopniu to, co posiadamy, wpływa na naszepokolenie?

PatrzęnaCiebieiwidzęfaceta,którywewspółczesnymświeciestudiujefilozofię.Fascynujegoto,co robi, i rocznie miliony nakrapianych drukiem kartek przewijają się przez jego palce. Na swoimlaptopie pisze artykuły do magazynów literackich i wiersze. Robi wspaniałe zdjęcia… aparatemcyfrowym.Prowadzidysputy filozoficznenachacie internetowym iwysyładomnie„genialne” (jegozdaniem)cytatyesemesami…z jednegoznajnowszychmodeli komórek.W telewizji cyfrowejoglądaprogramydotyczącehistoriifilozofiiinowościliterackich.

Page 51: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

PatrzęnaCiebiei…chcęwrócićdoszkolnejławki,żebypowiedzieć–miećibyć!Onmoże!Myteżmożemy!Dlaczegomamydecydowaćsięnajednąześcieżek,skorodasięjepołączyć!

Byliśmy już nazywani pokoleniem „nic” i pokoleniem „kciuka”, które potrafi tylko bezmyślnieklikaćwklawiaturę.

Swoją pracą nie musisz bronić siebie, ale całego naszego pokolenia! Na podstawie twórczościwyłącznie współczesnych filozofów, psychologów i artystów możesz udowodnić, że nowoczesnośćitechnikaniewykluczająkreatywności,alejąrozwijają.Internetniejestźródłemzłaizniszczenia,aleźródłemprzełomowychideiibaządlaodkryć.Dziękipowszechnymśrodkomszybkiejkomunikacjiniezapomnieliśmy,coznaczyrozmowa,alewciągusekundmożemywymieniaćopiniez ludźmizcałegoświata.Nigdywcześniejfilozofowieinaukowcyniemielitylumożliwości,ilemymamydziś.Dlategoadastradotrzemy,pokonującznaczniemniejszetrudyniżoni,będąciposiadając…paniprofesor!

28wrześniaLatte!Wszyscy jesteśmy z ciebie dumni. Gloria dostała się na studia zaoczne w K. Ale będą u was

imprezy!Niemogęsięjużdoczekać.Zainspiracjędopracy…niewiem,jakCidziękować.Ozłocęcię,najdroższa.Coś,czegonieznali

Sokrates,NietzscheiKant.Internet.Jesteśprzełomowa;)JanekMarzyłamotym,abystudiawK.stałysięmoimnowymświatem.Oderwaniemodtejniezrozumiałej

dlamnie rzeczywistościmałej wsi. Trampoliną, od której będęmogła się odbić do innego życia. Bocokolwieknamnieczekało,niezaprzeczalniemusiałobyćlepsze.

Tak też się stało. K. stało się po prostu moim życiem. Nigdy nie pomyślałabym, że można takbezgraniczniepokochaćjakieśmiejsce,aletomiastojestinneodwszystkiego,cowyobraźniamożeobjąćwswojeszerokieramiona.K.nieszukapoklaskuanisensacji,alebudzipodziwiszacunek.Niedopisujesobienasiłęhistorii,bosamojestżywąhistoriąodwiekówitworzyjąkażdegodnia.Niejestszumne,ale krzyczy swoją osobowością. Mimo to K. jest także jednym z najbardziej wymagających miejscświata.Kocha tych,którzy się różnią iwyróżniają, ceni indywidualizm i siłęprzebicia i dajepoledopopisutym,którzymającopokazać.

JestAlmaMaterartystów.Alfąiomegąnaukowców.Mandalądlafilozofówiposzukiwaczypięknaświata.Wjednejzksiążek,któredonaszegomieszkaniawK.przywiózłJanek,przeczytałamzdanie,które

dałomiwieledomyślenia.„Wieluantycznychbiografówpodawałodatęakmejakodatęurodzenia,którejczęstonieznali”.–Cotojestakme?–zapytałamJanka.–Zgreckiego to szczyt,punktkulminacyjny.Takbyłokreślanyokresnajwiększego rozkwituwładz

umysłowychczłowieka.Wtedy nie byłam jeszcze w wieku akme, który dla każdego przypada w innym czasie. Niektórzy

twierdzą,żeosiągasięgo,mającdwadzieściatrzylata,inniżeczterdzieści.Dlamnieakmeznaczyłowtedyzupełniecoinnego.K.byłoakme.Akmenaszegokraju.Akmewszystkichludzi,którzyjepoznaliipokochali.Moimakme.–Latte,szefpytał,czybędzieszmogławziąćtenweekend,bojestjakaśfetaipotrzebujedużoludzi

Page 52: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

dopracy–zapytałapaniGruszczyńska.W Klonach Zielonych była osobą zatrudnioną na zupełnie abstrakcyjnych zasadach. W młodości

śpiewaczka operowa, żona słynnego gitarzysty grupy rockowej.Kiedy z nią pracowałam,miała okołosześćdziesiątki, choć trzeba jej przyznać, że całkiem nieźle się trzymała. Jedynym jej zadaniem byłodbanieoatmosferęw restauracji i rozmowyzklientami.Wielu starszych ludzipamiętało ją sprzed latiprzychodziliwłaściwiedlaniej, aonazawszez radościąwitała sięznimi iwdawaławpogawędkiostarychdziejach.Początkowojejobecnośćwydawałamisię takzbędna,żeaż rażąca.Niepomagałakelnerkomnawetwnajdrobniejszychczynnościach,tylkopałętałasięzmiejscanamiejsceimizdrzyładogości, którzy przyszli w spokoju zjeść obiad. Dopiero po kilku tygodniach zrozumiałam, jak bardzopomagawtworzeniuniezwykledomowejiciepłejatmosferytegomiejsca.

–Oczywiście,żewezmę.Niemaproblemu.–Dzięki,miśku.Praca w K. była nieuniknionym dodatkiem do studiów dla wszystkich przyjezdnych, ponieważ

kieszonkoweszybkookazywałosięniewystarczającezewzględunapanujące tamcenyistudencki trybżycia.

Gloriaoczywiściebyłachlubnymwyjątkiem.Wynajmowałyśmy mieszkanie w pięknej i niedocenianej dzielnicy K. Nazywano ją wyspą, gdyż

wydzielona była dopływami rzeki.Dotarcie tamnastręczało pewnych trudności, ponieważ trzeba byłoprzechodzićpodwiaduktem,poktórymjeździłypociągi,coniektórychprzyprawiałoopalpitacjeserca.Dlamniewyspabyłaodnalezionymrajskimogrodemnawetwtedy,kiedywracałampóźnymwieczoremzKlonówlubjakiegośklubu,aromantycznezadniadrzewaprzeobrażałysięwkrwiożerczebestie.Nieztakimidawałamsobieradęwdzieciństwie.

Dziś wyspa w K. jest przystankiemmłodych artystów, dlatego wielkomiejska inteligencja jeszczeszerszymłukiemomijatendzikizakątek.

Mieszkałyśmy w nowym, dwupoziomowymmieszkaniu z chłopakiem Glorii (przez okres studiówprzewinęłosięichtrzech;wszyscyzjejroku).

–Jadłaścoś?–zapytałamnieGloria,kiedywróciłam.–Niejestemgłodna.–Czyliniejadłaś.Zarazzrobięcijakieśkanapki.–Nierób.Muszęjeszczenapisaćpracęnajutro.Idędopokoju.Cholera,padamznóg.– Przeginasz, Latte. Nie powinnaś tyle pracować – stwierdził Paweł, próbując wyminąć mnie na

schodach.–Niewzięłaśchybategoweekendu?–Wzięłam–uśmiechnęłamsiępodnosem.Pokręciłgłowązniedowierzaniem.–Chybacościwibrujewtorbie.–Atak,telefon.Zapomniałamwłączyćdźwięk.Spojrzałamnawyświetlacz.Wyświetlałsięjakiśobcynumer.–Słucham.–Dzieńdobry.Mambardzozłewieści–oznajmiłmęskigłos.–Gloria,muszęjechać.Fimiaławypadekijestwkrytycznymstanie.Przezprawiedwa tygodnieFi leżaławszpitalu,kilkanaście razydziennieodzyskującprzytomność

i tracąc ją po chwili.Wymiotowała krwią i dusiła się.Czasami dopadały ją straszne konwulsje i niesposóbbyłojeuspokoić.

Siedziałam koło niej i starałam się robić cokolwiek, żeby jakoś jej ulżyć w cierpieniu, ale taknaprawdęniemogłamzrobićnic.Mogłamtylkopatrzeć,jakonacierpiisłabniekażdegodnia.

Nie mogłam uwierzyć, że w tak małej miejscowości, jak T., można wpaść pod samochód.Możewłaśnieprzezto,żetakmałoichtamjeździ,niezachowałaczujności.Ona,któratakzawszetroszczyła

Page 53: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

sięonaszebezpieczeństwo…–Latte,wiem, że to, co teraz powiem, będzie bardzo brutalne, ale Filena…– lekarz prowadzący

patrzyłnamniezgłębokimwspółczuciem.–Jasamanimoikoledzypofachuniejesteśmywstaniepojąć,jaktomożliwe,żeonajeszczeżyje.Ztakobszernymiobrażeniamiwewnętrznymipowinnabyłazginąćnamiejscu. Jej rany się nie goją, a jedynie powiększają od tych ciągłych ataków. Robimywszystko, cow naszej mocy, żeby ją jakoś uratować i ulżyć jej w cierpieniu, ale w każdej chwili musisz byćprzygotowanananajgorsze.

Byłam przerażona. Poczucie winy, że zostawiłam ją ostatnio właściwie samą, nie kontaktując sięznią,doprowadzałomniedoszału.Obserwowałamjąprzezszybę.Leżałaspokojnieibezruchu,miaławielkiesińcepodoczami,a skórę takbladą,żez trudemmożnabyłowniej rozpoznaćkobietęsprzedkilkutygodni.

–Onanieprzestanie sięmęczyć,pókinie spełni swojejpowinności–usłyszałamza sobąkobiecygłos.

–Słucham?–zapytałamzaskoczona.–Kimpanijest?Stałaprzedemnąpiękna,zgrabnakobietawczerwonympłaszczu.–Jestemdobrąznajomąpanimamy.–Naprawdę?Nigdywcześniejpaniniewidziałam.–Cóż.Filenazawszelkącenęchciałaoddzielićcięod–możnabyrzec–zawodowegożycia.–Oczympanimówi?–Latte, jestpanidorosłąkobietą.Proszęmipowiedziećszczerze,niedomyślałasiępaninigdy,że

Filenacośukrywa.Odwróciłamsięwstronęszybyinicnieodpowiedziałam.–Onabędziecierpieć,dopókinieprzekażepaniwaszejrodzinnejspuścizny.–Możepanimówićjaśniej?–zdenerwowałamsię.–Właśniewtymrzecz,żejanie.–Zmieniłaton.–Onamusiotymzdecydować.Gdybynieto,dawno

już wiedziałabyś, co takiego ukrywa twoja matka. Nie byłyśmy zadowolone, że nie chce ci nicpowiedzieć,aletonależyniestetydoindywidualnychdecyzji.

SpojrzałamnaFi.Otworzyłalekkooczyispojrzałanamnie.–Chceszjejpomóc?Kiwnęłamgłową.–Idźdoniej.Przygryzłamlekkowargę.Usiadłamnabrzegułóżkaistarałamsięułożyćsobiewgłowieto,coprzed

chwiląusłyszałam,idopasowaćdotego,oczymwcześniejjużwiedziałam.Zastanowiłomnie,dlaczegopowiedziała „byłyśmy”, skoro jedynądziwnąosobą, która odwiedzałaFi, byłmężczyzna.Mojamatkapatrzyłanamniepółprzytomna.Pochwilijejwzrokpadłnakobietęstojącązaszybąizobaczyłamwjejokułzę.Wyglądałanataknieszczęśliwą,jakjeszczenigdywżyciu.

– Fi, jeślimusiszmi coś przekazać, żeby odejść, dajmi jakiś znak – powiedziałam, nie potrafiącpowstrzymaćpłaczu.

Fimrugnęłaznacząco.Miałaprawiecałkiemznieruchomiałątwarz.–Cojamogęzrobić?–zapytałambezradnie.Ostatkiemsił rozchyliła lekkodłoń i spojrzałanamoją.Chciałampodać jej rękę, alew tej chwili

zacisnęłaswojąwpięśćiponowniestraciłaprzytomność.–Fi…–Silnakobieta–powiedziałakobietawczerwonympłaszczu.–Doostatnichchwilżycia…Przezcałytydzieńprzychodziłacodzienniedoszpitalairazemzemnąstałaprzyszybie,wyczekując

kolejnegojejprzebudzenia.Ostatnirazwjejurodziny.

Page 54: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

28kwietnia.Podeszłamdoniejispojrzałamjejprostowoczy.–Fi,błagamcię.Pozwólmisobiepomóc.Zamknęłaoczy.–Mamo,proszę…Wtedy o godzinie 21:30 Fi po raz ostatni spojrzała na mnie i otworzyła dłoń. Była już tak

wycieńczona,żenajwyraźniejcierpieniefizycznepokilkutygodniachwzięłogóręalbozrozumiała,żeniebędąwstaniejejwyleczyćijesttojedynewyjście.Samabyłampełnaniepokoju.Nierozumiałamtego,comiałosięstać,alewiedziałam,żeto,cootrzymamwspuściźnie,jakokreśliłatokobietawczerwonympłaszczu,łączysięnieodzownieześmierciąjedynejspokrewnionejzemnąiwpewnymsensieniezwyklebliskiejmiosoby.

Spojrzałam na jej rozchyloną dłoń, a potem w jej smutne oczy. Nie chciała tego robić, a ja niechciałamprzedłużaćjejcierpienia.Zacisnęłamzębyipodałamjejrękę.

Zamknęłaoczy,ajejtwarznabrałaspokojnegowyrazu.Odeszła.Niestałosięnic.Niewiem,dlaczegooczekiwałamwrażeniapodobnegodotego,kiedywywołaliśmy

ducha. Jakichś drgawek, gorącej lawy wypełniającej ciało albo chłodnego strumienia zalewającegoumysł.Nic.

Odeszła jedynaosoba,którakochałamnie takbezgranicznie,że jejwłasnecierpieniebyłodlaniejmniejważneodmojejprzyszłości.

Toonapokazałami,żecałyświat,którynasotacza,jestjedynieodbiciemnaszegownętrza,dlategomożemygowsobiezmieniaćiulepszać,żebystałsiętaki,jakchcemy.

Osoba,którejkrew,aodtejchwilitakżeiżyciowatajemnicapłynęławmoichżyłach.Aterazjużjejpoprostuniebyło.Została tylko ziemska skorupka, która po śmierci wydaje się tak beznadziejnie nieznacząca i bez

duszy,ajednaktoprzezjejuszkodzenieumieramy.Kobietaweszładośrodka.–Fiodeszła–powiedziałam.–Wiem.Wnajbliższymczasiedowieszsięowielusprawach.Bardzowielu.Witam,Latte.–Witam?–Spotkamysięjutro–oznajmiłaiwyszłazsali.–Gdzie?–zapytałamwciążotumaniona,alejejjużniebyło.Kilkulekarzywbiegłodośrodkaizaczęlireanimację,któraitaknicniemogłajużzmienić.Stałosię

to,cobyłonieuchronne.Biegłamprzez chłodny korytarz szpitala przy placuPistacjowym.Miejsce, gdzie Fi dała i straciła

życie.Miejsce,w którym nigdy poza tymi dwomamomentami nie byłam.Wmyślach pojawiłami sięabsurdalna jak na tę chwilę refleksja, że ludzie na najbłahsze czynności, jak jedzenie śniadania czyzakupy, wybierają dobrze sobie znane i lubiane miejsca, a te dotykające wieczności mają miejscewsurowychmurachwśródobcychimpielęgniarekilekarzy.

Wybiegłamnadwór.Poczułam,jakbymdostaławtwarzuderzeniemświeżegopowietrza.Tobyłjedynymoment,kiedyodczułam,żeFinieżyje.Żeodeszłanazawszeizostawiłamniesamą.

Jedynymoment,kiedywydawałomisię,żenicpozajejcielesnąpowłokąniezostałonaświecie.Pochwilipodszedłdomnielekarz,którykilkarazymiałnocnydyżurwczasie,kiedyFizmagałasię

ześmiercią.Nachyliłsięnademnąiwziąłmniezarękę.–PaniLatte?–zapytał.Jakdocholerymiałanaimięjejmatka,zupełniewyleciałomizgłowy–pomyślałamjakbyzupełnie

pozaswojąkontrolą.

Page 55: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Panimatka…Filomena?Filemona?–znówmimowolnieprzeszłomiprzezmyśl.–Filena–powiedziałamwkońcu.A!Tak,Filena.Dobrze,żemiprzypomniała.–Tak,paniFilenaniestetyodeszła.Niemogliśmynicwięcejzrobić.Bardzomiprzykro.Wstałispojrzałnamniezewspółczuciem.–Czymapanijakichśbliskich,którzywesprąpaniąwtychtrudnychchwilach?–Tak,mam.Dziękuję–powiedziałamprzezłzy.Pomyślałam,żenawetJankaniepoinformowałamojejwypadku.Zatowostatnichdniachwspierała

mnie Anna, która zobaczyłamnie kiedyś przez okno „naszego” poddasza i zeszła, żeby się przywitaćidowiedzieć,comnie sprowadzadoJ.Wtedypo razpierwszy łzypopłynęłymipotokiem.Całamojawściekłość,miłość, bezsilność i osamotnienie spłynęły na nią tylko dlatego, że była pierwszą osobą,którazapytała.

Cóż…miałapecha.PoszłyśmyrazemnakawędokawiarniPistacjowaimimożebyłaostatniąosobązMZP,októrejbym

pomyślała,żemogłabymsięjejzwierzać,usłyszaławięcej,niżsamadotądosobiewiedziałam.Osoba,którejdotądnieufałam,mimożeufałjejJanek.Osoba,którejnieznosiłamojaGloria.Starsza,odleglejszaibardziejniezbadananiżSednapomogłamiwmoimkatharsis.Stała się oczyszczeniem, rozrachunkiem i przejściem.Krótkim oddechemmiędzy jednym a drugim

rozdziałem. Nie dlatego, że wykazała się mądrością życiową, doświadczeniem albo wykształceniempsychologicznym,aledlatego,żemniesłuchaławtedy,kiedychciałammówić.Ipozwalałamilczeć,kiedymówićniemogłam.

Chciałabymjejterazzatopodziękowaćzcałegoserca.Gdybyniety,Anno,niezdołałabympoznaćinnegoświata.

Page 56: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

ROZDZIAŁ7Latte,mam nadzieję, że ten list nigdy nie trafi w twoje ręce. Jeśli się tak stanie, wiedz, że zrobiłam

wszystko,cobyłowmojejmocy,abyustrzecCięprzedklątwą,któranaciebiespadła.Jestem potomkinią Sybilli i dlatego bez względu na to, czy tego chcę czy nie, posiadam pewne

zdolności nietypowe dla zwykłych śmiertelników. Jeśli czytasz ten list, to znaczy że wszystkie mojestarania,żebyśnieodziedziczyłategoprzeklętegodaru,poszłynamarne.Odterazprzyszłośćbędziedla ciebie teraźniejszością, która jeszcze nie nastąpiła.Dowiesz się o ludziachwięcej, niż będzieszchciała, i doświadczysz świata niedostępnego dla ludzkich oczu. Wiem, że wyda Ci się to terazniezwykłym wyróżnieniem i czymś ponad miarę fascynującym. I tak może być. Postaraj się jednakzastosowaćdotychkilkurad,któredajęCiwposaguwrazzpieniędzmi,któreodlatotrzymywałamodzgromadzenia.

–Cokolwiekbysiędziało–zawszeuczestniczwsabacie.Członkiniestowarzyszeniasurowokażąte,któresięniestawiają.

–Starajsięoto,abynormalni ludzieniedowiedzielisię,kimjesteś.Jeślizechceszkomuśotympowiedzieć,dobierzzaufaneosobyznajwiększąuwagą,ajeśliwymkniesiętospodkontroli,wyjedź.

–Nie czerp korzyści finansowychani komercyjnych ze swojegodaru.Nie przyniesie ci to nigdydługotrwałejsatysfakcji,aniewątpliwieprzysporzykłopotównasabacie.

–NieprzewidujprzyszłościbliskichCiosób,jeśliniejesttokonieczne.Iponadwszystko–niebierzudziałuwżadnymśledztwie.Napierwszymsabacie,wktórymbędzieszuczestniczyć,otrzymaszwszystko,coniezbędne.Odtego

dniastanieszsięinnymczłowiekiem.Bezwzględunato,czyznienawidziszswojenowezdolności,czyteżtwojeżycieułożysięinaczejniżmojeiudacisiędocenićdar,któryposiadasz,niezapominaj,żejeślibędzieszmiećwprzyszłościcórkęlubwnuczkę,onatakżegoodziedziczy.

Jeślimojepróbysięniepowiodły,oznacza to, żezapisanawksiędzeprawdaopróbiemilczeniaizaklęcie„embargonadziedziczenie”nieskutkują.

Ijeszczejedno…Jeśli kiedykolwiekbędzieszmusiała zastanowić sięgłębiejnad swoimżyciem,połóż sięnocąna

trawiepodrozgwieżdżonymniebem.TakiechwileuświadomiąCi,jakmałajesteśijakmałoznaczyszw zetknięciu ze wszechświatem. Ilu takich jak Ty patrzyło już w życiu na gwiazdy i nigdy ich niedosięgło.Zastanówsięwtedy,czywartoprzepychaćsięprzezżyciełokciami,żebyprześcignąćinnychnawetzacenęwłasnychwartości iuczućosób,którymnaTobiezależy.Popatrznagwiazdy.Onesątamjużbilionylatipozostanąjeszczedługopotym,jakTwojeciałoobrócisięwproch.MimożesątakwielkiewporównaniuzTobą,niepchająsięnaafiszijedyniedlanielicznychniesąanonimowymipunktami rozświetlającymi po zmroku tarczę nieba. Znają swoją wartość i nie przejmują się tymi,którzy jej nie dostrzegają. Są wielkie, ale pozostają skromne, są niedoścignione, ale pozwalają sięodkrywać, są ichmiliony, ale każda zna swojemiejsce wewszechświecie. Bądź jak one, a wkrótceTwojąwielkośćodkryjektoś,ktojądostrzeżeisięniązachwyci.

Patrznagwiazdyzszacunkiem.WnichzapisanajestTwojaprzyszłość.Kochamcię,Latte.FiKiedywkońcuotaczającanaszewsządmgłazaczęłasięprzerzedzać,przedmoimioczamizarysował

sięwyraźnieszczytgóryBrocken.– Spójrz, deptałyśmy po chmurze – oznajmiła niespodziewanie Elżbieta, pokazującmiwidok pod

nami.Faktycznie,gęsty,grubycumulusmiękkoprzylegałdostromejścianyizasłaniałcaływidokwdół.Zdziwiłomnie,żewkońcusiędomnieodezwała,bopozakilkomafaktami,któreitakznałamzlistuFi

Page 57: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

niewieleudałomisięodniejwyciągnąć.Kiedypoznałam jąwszpitalu,niemiałampojęcia,kim jest.Dopiero,gdyprzyjechałapomnie,żebyzabraćmnienamójpierwszysabat,przedstawiłasię.

–NazywamsięElżbietaFalesse.AlenaBrockenbędzieszdomniemówićElea.PewniesłyszałaśjużcośnamójtematodmojegosynaKornela–uśmiechnęłasiękrzywo.

–Niemówiłnigdy,żejestpaniczarownicą.–Niedziwimnieto.Jużraczejbypowiedział,żejestemwiedźmą–roześmiałasięgorzko.–Kornel

niewie,żejestempotomkiniąSybilli.Iniedowiesię.Mamnadzieję,żetojestjasne?Czułamsięprzytłoczonailościąinformacji,którenamniespływały.Skryciemarzyłam,abypowrócić

do normalnego życia, gdziemoim największym problemem była sesja, nie sabat.Wciąż tylko snułamdomysły,jakmożewyglądać,imodliłamsięwduchu,żebynieprzybyłazanamiświętainkwizycja,abyspalićnasnastosie.Całasytuacjabyładlamnietakniejasna,żekilkarazypodrodzechciałamzawrócić,aleEleachwytałamniezarękęipowtarzała,żebymdałajużspokój,bo„oneitakjużwiedzą”.

Wiedząoczym?!ŻeFi nie żyje?Czy że przekazałami tę (jak nazywała ją Elea) „moc”?Mnie to słowowciąż nie

mogłoprzejśćprzezgardło.Gdybynieto,żetowłaśnieFi,anieniktinny…Gdyby nie wciąż powtarzające się ataki natrętnych schizofrenicznych myśli nachodzących mnie

„zzewnątrz”.Itenwściekły,paraliżującystrachprzedkonsekwencjamiprzeciwstawieniasięnieznanemumidotąd

światu…Nieposzłabymtam.SiedziałabymzJankiemiAnnąnastrychu,słuchającstarychpłytFiipopijającjejulubionązieloną

herbatę,albowróciłabymdoK.,żebyoderwaćsięodbolesnychmyśliiprzenieśćdoświataczekającychmnieciężkichegzaminów,któreprzeddwudziestymósmymkwietniabyłydlamniepriorytetem.

Jednak trzydziestego kwietnia byłam na górze Brocken – w tajemniczym, spowitym chmuramimiejscu,dokądFiwyjeżdżałaodzawszeotejporzeroku,nie informującmnieoniczym–wsiedzibieezoterycznegokręguSybilli.

–Jużprawiejesteśmynamiejscu.Pamiętaszsłowaprzysięgi?Toczęśćinauguracji.–Pamiętam.Powtórzyłamsobieporazsetnywmyślachto,czegomnienauczyła.–Awięcwchodzimy.Rozsunęłagałęziedrzew,któresplotłysięprzednami,zasłaniającwejściedogroty.PonieważElea

niezamierzaławcalenamnieczekać,pośpiesznieruszyłamzanią.Miałamwrażenie, jakbym znalazła sięw ekskluzywnejwersji piekieł Bułhakowa.Ogromwnętrza

przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Wydawało mi się, że zastanę tam zaledwie garstkę kobietz długimi potarganymiwłosami, wwysokich spiczastych kapeluszach (cóż! siła stereotypu).W końcuezoteryczny(!)krągpowinienbyćdostępnyjedyniedlawybranych.Atajemnicamożedotyczyćkilkorgazaufanychosób.Jakimcudembyłoichażtyle?!Ogromnasalawpodziemiachrozświetlonapochodniamiw mosiężnych uchwytach sprawiała wrażenie, jakby miał się w niej odbyć bal. Znajdowało się tamkilkasetkobietubranychweleganckieczarnesuknie(jedyniekilkamiałonasobiebiałestroje)różnychfasonówikrojów.Niektórezdługimi,ciętymipodskosemrękawami,takżeichdłuższaczęśćzasłaniaładłoń,innezwyciętąnaplecachlubwyklejonącennymikamieniamiliterą„S”,krótkie,długie,zżabotamilub dekoltami do pępka, ozdobione koliami, diademami, pierścieniami, w których znajdowały siękamieniewielkościpiłekgolfowych–wybórjakzpokazuhautecouture!Jużnapierwszyrzutokabyłowidać,żekobietypochodzązróżnychkrajówikontynentów.Mimotobezpomocytłumaczyrozmawiałyswobodnie.Początkowozupełniemnietoniezastanawiało,alepopewnymczasiezrozumiałam,żenaszamocobjawiałasięjużnatymetapie.

Page 58: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Wina? – zapytała mnie niespodziewanie kobieta w bieli z tacą pełną kryształowych kielichówzpurpurowymtrunkiem.

Co, u licha? Toma być tajne zgromadzenie czy śniadanie u Tiffany’ego? Rozumiem, że z dzikichekscesówrodemzeStarejbaśninici?

–Naraziedziękujemy,idziemysięprzygotować–odparłauprzejmieElea,niepytającmnieozdanie.Z niechęcią opuściłam tę przedziwną salę, ale czułam, że będęmiała jeszcze okazję przyjrzeć się

wszystkiemuniecobliżej.Przeszłyśmydługimwąskimkorytarzemoświetlonympochodniamipodobniejakcałagrota.

–Weźklucz–poinstruowałamniechłodno.Stałyśmyprzedścianą,wktórąwrównychrządkachpowbijanebyłyhaczyki.–Który?–Latte,skupsię!–warknęła.–Tujestotodużołatwiej.Spojrzałamnaniązdezorientowana.Złapałamniemocnozaramionaispojrzałamiwoczy.–Popatrznanieiwybierzswój.–Niewiemjak.Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, Elea uderzyła mnie mocno dłonią w policzek. Pierwszy raz

ktokolwiekpodniósłnamnierękę,dlategoażzaniemówiłamzwrażenia.–Tozostańtuisięnaniegap,ażbędzieszwiedziała.Nieczekałanamojąreakcję,tylkosięgnęłapojedenzkluczyiposzładalej.Spojrzałamponowniena

ścianę. Wisiało ich tam kilkaset, wszystkie właściwie identyczne. Duże jak do jakichś skarbców,zwyżłobionymizdobieniaminagłówkach.

No, skup się! – rozkazałam sama sobie. Zamknęłam oczy, ale nic mi to nie pomogło. Zmrużyłampowieki. Zbliżyłam się. Oddaliłam. Nic. Kolejnych kilka kobiet przeszło i zabrało swoje niczymnieoznaczoneklucze.

Jak,docholery,jerozróżniały?!Wyciągnęłamprzedsiebiedłońipróbowałamwyczuć,czymożektóryśznichjestcieplejszy.Rezultat

byłpodobnyjakprzypierwszychpróbach.Żaden!Pochwilidościanypodeszłamłodadziewczyna.Naoko zaledwie kilka lat starsza ode mnie, z długimi lśniącymi włosami i czymś na kształt płaskiego,łukowategodiademunaczole.Piękna.Zresztąjakzdecydowanawiększośćznich.

–Nowa?–zapytałamnie.Pokiwałam głową nieco skrępowana. Czułam się jak głupie szczeniątko, które nagle zostaje

przyniesionedonowegodomuiniewie,cojestgrane.Tylkożenademnąniktnieskakałanisięmnąniezachwycał.

– Po prostu skup się.Na początekmożesz przyłożyć dłonie do skroni.O, tak.Mnie to pomagało.Łatwiejodseparowaćsięodinnychbodźcówwzrokowych.

Przyłożyłampalcetak,jakmiradziła,iskupiłamnajbardziej,jaktylkopotrafiłam.Obrazcałejścianyrozmazałsięnagle,jakbymzałożyłaniedopasowanedowzrokuokulary,poczymrozjaśniłsiętylkojedenmałypunkt.Podniosłamrękęisięgnęłampoklucz.

–Nietakidiabełstraszny,co?–roześmiałasiędziewczyna.–Dzięki.Jesteśpierwsząosobą,któracokolwiekmipodpowiedziała.–Wiem.Niepowinnosiętegorobić.Tozabijakreatywność.Powinnaśdojśćdotegosama,alejak

zobaczyłamtwojąminę…–roześmiałyśmysięobie.–NazywamsięLatte.–Tegoteżniepowinnaśrobić.–Czego?–Przedstawiaćsięswoimprawdziwymimieniem.–Słucham?

Page 59: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

– Dostaniesz dzisiaj nowe. Czeka cię chrzest. Ja zostałam nazwana Herwe. Zresztą o nic się niemartw,wkrótceprzydzieląciprzewodniczkęduchowąionawyjaśnicipewnerzeczy,żebyśsięnieczułajakdzieckowemgle.

–Narazietakwłaśniesięczuję.–Nieprzejmujsię,toszybkoprzechodzi.Musimysiępośpieszyć.Odwróciłasięiposzłaprzedsiebie.Podrzuciłamkluczzzadowoleniemiposzłamwzdłużkorytarza.Wróciłamnasalęubranawprzewiązanązłotymsznuremczerwoną,prostątunikę,którabyładlamnie

przygotowana w komnacie, do której dostałam klucz. Jak się później dowiedziałam, kolor czerwonyprzeznaczonybyłdladebiutantek, alewtedybyłamprzekonana, żeniepotrzebnie zwrócęna siebie tymkoloremuwagę.Jednakwzrokwszystkichskupiłsięteraznamałychdziewczynkachzbębenkami,którewbiegły na środek, po czym ustawiły się wzdłuż sali, tworząc korytarz. (Dopiero po jakimś czasiedowiedziałamsię,żedziewczynkibiorąceudziałwinscenizacjiinauguracyjnejtocórkizebranychkobiet.GdybyFizdecydowałasiępowiedziećmiwcześniej,pewnietakżebiegałabymoddzieckazbębenkiem).Kiedy zaczęły w nie uderzać, zapadła absolutna cisza. Wszystkie kobiety zamilkły i w skupieniuobserwowały niezwykłe przedstawienie. Na scenie na końcu tego żywego korytarza pojawiły sięciemnoskórepięknościwbogatozdobionychbiustonoszach i zwiewnychwoalkachwokółbioder, szły,mocno kołysząc biodrami i ramionami. Chwilę później cichy śpiew wypełnił całe podziemia góryBrocken i z ciemnościwyłoniły siękolejne artystki, tym razemubranew satynowepłaszcze sięgająceziemi z kapturami na głowach. Kręciły długimi, podpalonymi na końcach sznurami, tworząc nimiwpowietrzuprzeróżnefigury iwykonującakrobacje.Dziwnyśpiewpowolinabierałharmonii iswojegłosydołączałodoniegocorazwięcejkobiet.

–Aaaa…–rozbrzmiewałsynchronicznydźwiękaltów.–Aaaa–odezwałysięsoprany,apochwilisłowapieśniwypełniłycałąsalę.NiechmrokpochłonieślepychświadkówżyciaNiechogieńodpłacizaśmiercisprawiedliwychTanoc,tanocodpowiecinawszystko,Gdziesen,gdziegrzechKtoprawdęznawśródżywych…Aaaa…Aaaa…Sybillo,Sybillo,twójcierńukrytywpiersiZapomniećolosienigdyniepozwoliNiechbędziejejświatłemNiechzawszejąprowadziNiechpoznaprawdęWimieniuTwojejwoliAaaa…Aaaa…LosświatawtwychrękachPrzyszłośćbeztajemnicIto,cobyłodziś,niemajużznaczeniaSybillo,dajmocysiędziśproroczejspełnićOdkryjprzedjejdusząZnakTwegoprzeznaczeniaAaaa…Aaaa….

Page 60: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Jakaśobezwładniającasiłanaciskającanamniezzewnątrzpowaliłamnienagleznóg.Jakprzezmgłępamiętam, że tysiące drobnych palców unosiło mnie nad głowami tego tłumu i przeniosło mojebezwładne ciało aż do sceny. Głośna muzyka oszołomiła mnie równie mocno, co gorące powietrzewypełniającewnętrzepieczary.Położonomniechybanajakimśszezlongu,aleogarnęłamnietakwielkasenność,żeniekojarzyłamniczego,codziałosięwokół,iniepotrafiłamutrzymaćtrzeźwegokontaktuzeświatem zewnętrznym. Mój język był jak drewniany kołek. Mogło to przypominać jakiś odjazd ponarkotykach.Nawetbardzosięskupiając,niepotrafięsobieprzypomniećnicpozaskrawkamiwizji,codo których także nie jestem pewna, czy są prawdziwe, czy to późniejsze doświadczenia podobnychobrzędówoglądanychzzewnątrzsprawiły,żejakieśprzebłyskiskładanejpubliczniehezychiomprzysięgipojawiłysięwmojejpamięci.

Hezychie (czyli doskonałości boskie) pojawiają się na sali dopiero w momencie samegozaprzysiężenia.Mają na sobie złociste suknie, ten kolor zarezerwowany jest tylko dla nich. Stanowiąrodzajławystarszych,choćichtwarzemimobogatychdoświadczeńmająświeżośćiblaskmłodości.

Przyjmujęmoc, która światłemminionych pokoleń będzie od teraz rozjaśniać przedemnąmrokiniezbadanejiniedoświadczonejjeszczeteraźniejszości.

Przyjmujęksięgę,którejezoterycznekartybędądlamnieotwarteiczytelnejakmyśliludzi.Przyjmujękarty,wktórychznakachobjawisięznaczenieświata.Przyjmujędarognia,któryrazrozniecony,płonąćbędziepokrespokoleń.…powiedziałam, zapewne kłaniając się przed hezychiami. Tak robiły zawsze wszystkie nowo

przyjmowanedonaszego(wtedyjeszcze„ich”)grona.Wzdecydowanejwiększościmdlały,osuwałysięna ziemię albo dostawały epileptycznych ataków, a czasem nawet krwotoku z nosa, ale podnosiły sięiwypowiadałydrżącymgłosemsłowaprzysięgi.

– Przyjmuję moc… – powtarzały, nie wiedząc, ani do czego się zobowiązują, ani jakie sąkonsekwencjetychsłów.Większośćznichbyła,coprawda,uświadomionaprzezmatki,obserwowałyjelatami i zdawały sobie sprawę z tego, czegomogą się spodziewać, ale żadna nie odczuła tego dotądw sobie, w umyśle czy też sercu… Gdziekolwiek uczucie prekognicji jest zlokalizowane… Niewiadomo, gdzie rodzi się to doznanie zawieszone gdzieśmiędzy uczuciemmrowienia a dotyku obcejosoby. Między snem a realnym uczuciem. Między rozkoszą zaspokojonej ciekawościaodpowiedzialnościązaprawdę,któraspadanaduszęzhukiem.

Tak właśnie można mniej więcej określić uczucie bycia wieszczem. Bo w przeciwieństwie dozawodulekarza,nauczycielaczyprawnikategoniesposóbsięnauczyćiotrzymaćtytułu.Niemożnategowypracować przez wieloletnie doświadczenie, jak poznają swoje profesje cieśle, rolnicy i piekarze.Możnatochybanajbardziejprzyrównaćdobyciaartystą,choćteżniedokońca.Artysta,coprawda,takżeotrzymujepewienabstrakcyjnywwykonalnościdar,aleniespadaonnańtakniespodziewanie,jakwtedynamnie,naśrodkuscenyPieczaryKaszmirowej.

–TwojenoweimiębrzmiSemiramis–oświadczyłaHel,hezychianajwyższarangą,któraotrzymałaimię po bogini śmierci, która niegdyś miała patronować sabatowi na Brocken. Jej skośne oczyiprzenikliwywzrokbudziływemniestrachiszacunek.

Zawszelką cenę postanowiłam się podnieść.Niewiedziałamo nich prawie nic, ale nie chciałamwyglądaćodsamegopoczątkunasłabą, łatwądopokonania jednostkę.Kobiety,którewłaśnieprzyjęłymnie do swojego grona, były kręgiem Sybilli i nie mogłam pozwolić, żeby ich nadwrażliwa naturawyczuła, że się ich boję. Nie mogłam na to pozwolić przez wzgląd na Fi. Musiała ich w końcunienawidzić,skorozawszelkącenęstarałasięmnieuchronićprzedsojuszem,którybyłnieunikniony.Niewiedziałam,cojejzrobiły,aleczułam,żenajlepszymrozwiązaniembędziezdobycieuznaniaiszacunkuwświecie,gdziejestemjeszczenieznana.Trafiłamdomiejsca,gdzieniewyróżniałamsięzewzględunapochodzenie, ponieważ tu wszystkie byłyśmy tego samego pochodzenia. Kim byłyśmy? Wróżkami,wieszczkami,prorokiniami,czarownicami…niemiałampojęcia,alewtedyczułam,żemuszępokazać,że

Page 61: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

nieróżnięsięodnich,chociażjestemnowa.–Nazewnątrz!–krzyknęładonośnymgłosemHel.Zanim zdążyłam zauważyć, co się dzieje, byłam już jedyną, która pozostała w sali. Wszystkie

zniknęły. Podbiegłam za nimi dowyjścia i przedostałam się przez niewielki przesmyk prowadzący napolanę.

Były już na zewnątrz, część tańczyła z werwą wokół wielkiego ogniska.Wrzucały do ognia butyiw pędzie rozrywały drogocenne suknie, któremiały na sobie. Inne dolewały sobiewina zwielkichkotłówustawionychwokółcałejpolanyiśpiewałypieśń,którąsłyszałamjużwewnątrzgroty.

–Semiramis?–usłyszałamgłoszasobą.Niebyłamjeszczeprzyzwyczajonadonowegoimienia,aleodwróciłamsięispojrzałamnakobietę,

któramniezawołała.–Tak?Zbliżyła się do mnie i dotknęła mojej twarzy. Pachniała ciężkimi, piżmowymi perfumami, które

dodawały uroku całemu jej klasycznie prostemu wizerunkowi. Nie rzucała się w oczy przez setkibłyszczących cekinów czy dekolt odsłaniający zbyt wiele ciała. Miała na sobie prostą długą suknięikilkakrotnieowiniętywokółszyisrebrnyłańcuszekzrubinem.

–Kiedy już się napiją, będą chciały, żebyś przemówiła – powiedziała szeptem. –Nie szczędź impochwał,azyskaszichsympatię,niewywyższajsię,azyskaszichszacunek,imówowielkichplanach,azyskaszto,cotuliczysięnajbardziej…uznanie.

–Dziękujęzaradę–odpowiedziałamniecozaskoczona.–Mogęzapytać,jaksiępaninazywa?–Patia.Jeszczesięspotkamy–powiedziałacichoiodeszła.Niewidziałamjejpóźniejwtłumiealbomożepoprostujużjejniepoznałam.Kolejnyrazspotkałam

jądopieropokilkumiesiącach.Równiepięknąiolśniewającą,mimożebezmakijażuiwieczorowegostroju.

Nasamąmyślowystąpieniuprzednimiciarkiprzeszłymipoplecach.Niebyływkońcunormalnąwidownią.Wiedziałydokładnie,czysięichboję,dlategozawszelkącenęmusiałamzdusićtoodczucie.Nalałamsobiewina.

– Słusznie! – krzyknęła zza moich pleców Elea.Wyglądała już na nieco pijaną. – Napij się. Naodwagę, Semiramis! – krzyknęła iwzniosław górę kieliszek. Stuknęłam się z nią i spojrzałamw jejzamgloneoczy.

–NigdynielubiłaśFileny,prawda?–postanowiłamwykorzystaćokazję.–Prawda.–Miałaśrację.Byławyjątkowowyrafinowanąoszustką–próbowałamjąsprowokować.–Onie.Coto,tonie.Byłacholernymaniołem,którywciążchciałnaprawiaćświat.Niepotrafiłasię

cieszyćswojąmocąanibawićjakmy.Chciałaobjąćprzywództwonadkręgiemizrobićznaspieprzonesiostrymiłosierdzia.Aleziemskiepokusysąsilniejsze inaszanioł takżeupadł!Wiesz,coonazrobiła,Latte?Wiesz?–zatoczyłasięlekko,alejąprzytrzymałam.

–Wiem.–Niemasz pojęcia! –wykrzyczała pełna frustracji i złości. – To przez nią on zginął. Ja bymmu

wszystkooddała.TaksamojakOliwia.IAdamteżbyżył,gdybysięniewtrącałwcudzesprawy.–Oczymtymówisz,Elżbieto?– Nie wymawiaj mojego imienia. Tu jestem Eleą – poprawiła mnie. – To wszystko przez nią,

rozumiesz? Ja bym nie pozwoliła, żeby coś sięwydało. Ja go kochałam.Bardzo go kochałam.A onawcale.Tylkograłaznimwteswojegierki.Chciałacałyświatzbawić.

–Alektogozamordował?–zapytałamzupełniepoważnie.–Aaa–roześmiałasięgłośno.–Chcesztowiedzieć?Chcesz?–Chcę.

Page 62: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–SE-MI-RA-MIS!SE-MI-RA-MIS!–zaczęłonaglewykrzykiwaćkilkakobiet,ainneczymprędzejimzawtórowały.

–Powiedzmi,Elea!–krzyknęłam,zanimmniestamtądzabrały.–No,powiedzmi!Eleaśmiałasięgłośno.–Niepowiem–krzyknęłajakmałedziecko.–Tajemnica.–Semiramis–złapałamnieza rękę jednaznajbardziejwystrojonychwróżek.–Tłumżąda twojej

obecności.SpojrzałamjeszczerazbłagalniewstronęElei,alezdawałasięjużodpływać.Weszłamnakamiennepodwyższeniezaogromnymogniskiem.– Se-mi-ra-mis, Se-mi-ra-mis, Se-mi-ra-mis! – powtarzały coraz ciszej kobiety, by po chwili

zamilknąćidaćmidojśćdogłosu.–Mojedrogie!–zaczęłamgłośnoiwyraźnie,żebywszystkiemniesłyszałyiuznałyzaosobępewną

siebie. – Nie kryję, że być tu z wami na górze, która od wieków doświadcza zlotów największychindywidualności tego świata…– no,może pozaWoodymAllenem (roześmiały się! sukces) – jest dlamnie nie tylko prawdziwym zaszczytem, ale i swoistym punktem zwrotnymwmoim dotychczasowymżyciu.Niebędęnawetpróbowałazgadywać, jakwielecudownychwrażeńidoświadczeńmaciejużnaswoim koncie, ale wierzę, że moja tabula rasa wkrótce zapełni się nie mniej ekscytującymiiwartościowymi.Dziękujęwam,najdroższeSybille,zcałegoserca,żeotworzyłyścieswójkrąg,abymmogła stanowić jednoz jegoogniw.Postaramsię stać jego integralnączęścią idbaćo to, abynicniezakłóciło jego harmonii i siły. Wierzę, że dar, który dziś we mnie zaszczepiłyście, urośnie w mychdłoniachwsiłęnamiaręwiekuistychdębów.Dziękuję.

Gromkiebrawarozniosłysiępocałejpolanie,akiedyprzechodziłamprzeztłum,kobietywystawiałysetkirąk,chcącokazaćmiuznanie.Zdawałamsobiejednaksprawęztego,żenaprawdziwąakceptacjębędęmusiałajeszczezapracować.

Page 63: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

ROZDZIAŁ8–SłyszałeśkiedyśogórzeBrocken?–zapytałamJanka.–Słyszałem.–Acosłyszałeś?–Apococito?–Janek,cholera,nieodpowiadajmipytaniemnapytanie.– A ty jak zwykle nie możesz sama sprawdzić, tylko jak trwoga, to do Boga – uśmiechnął się

ironicznie.–Pewniepotrzebnecitonajakieśzajęcia,co?–Taa…–skłamałam.–Czytałemkiedyśo tejgórze.Podobno toniezwykłemiejsce. Jakiśczas temuzaobserwowano,że

jeśli sięnaniej stanie,cień,czyliwidmoBrocken,powiększasię samoistnie,aczasami tworzywręczbarwnąotoczkę,zwanąglorią.

–Glorią?–Tak.PodobnoodbywałysiętamnoceWalpurgii,czylizlotyczarownic.Sabaty,pojmujesz?Uśmiechnęłamsię.Nodobra,powiemmu…–Wiesz,dlaczegopytałam?–Bopalcecięboląodbezskutecznegoszukaniawnecie,ajęzormasztakumięśniony,żegadanienie

sprawiamużadnegocierpienia.–Chciałamsprawdzić,jakijesttwójstosunekdotego.–Czego?–Sabatów.–Ajakimabyć?Historyjka,jakichwiele.–Sądzisz,żeonenadalmogąsiętakspotykać?–Kto?–Czarownice.Podniósłzezdziwieniembrwi.–Chybasięszalejunajadłaś.–Sądzisz,żetoniemożliwe?–Latte, to tylkomit. JakaśzakonnicaWalpurgia,którazostałakanonizowana,miałapóźniej święto

z trzydziestego kwietnia na pierwszegomaja, z okazji którego gaszonowszystkie ognie i następowałaciemność, a pierwszego maja znów je wzniecano na znak powrotu królestwa słońca. Ludzie zaczęlidopisywać jakieś niestworzone historie o tym, co dzieje się na górze Brocken, kiedy jest tak ciemnoioto…maszswójsabat.

–Apamiętasz,wjakichdniachzawszewyjeżdżałaFi?Podkonieckwietnia.Poswoichurodzinach.WłaśniewświętoWalpurgii.

–Niewygłupiajsię,Latte.Strasznie chciałam mu o wszystkim powiedzieć, ale wydał mi się wtedy takim bezdusznym

pragmatykiem,żezrezygnowałam.Możekiedybędziemiałlepszynastrój…Gloriipostanowiłampowiedziećbezowijaniawbawełnę.–Chybaoszalałaś?!–Naprawdę.Fitakżebyłaidlatego,kiedyumarła,całajejmocprzeszłanamnie.–Wtakimraziewyczarujcoś.–Niepotrafięnicwyczarować.–Tocozciebiezawróżka!–Przewidujęprzyszłość.

Page 64: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Wyciągnęławmojąstronędłońispojrzałanamniezwyczekiwaniem.–Nigdytegonierobiłam.Chceszbyćkrólikiemdoświadczalnym?–Jakośniemamwielkichobaw.Wiedziałam,jakstrasznienierealnietobrzmi,alewtedymiałamwrażenie,jakbybyłazazdrosnaczy

wręczzłośliwa,niechcącmizaufać.–Najwyżejsięniespełni–skonfundowałasię.–Pokaż.Spojrzałam na jej rękę. Od wielu dni siedziałam w domu pochłonięta lekturą księgi wróżb

i przepowiedni. Starałam się jak najdokładniej przestudiować każdy paragraf, żeby nie popełnić gafy,kiedyjużprzyjdziemisięzmierzyćzpodobnąpróbą.Nieczułamsięjeszczenatogotowa,alelaikniemógłtegozauważyć.

Dotknęłamjejdłoni.Ona chyba oszalała, jeśli naprawdę w to wierzy. – Usłyszałam jej myśli, ale postanowiłam je

zignorować.Bałamsię,żejeśliGloriasiędowie,iżczytamwjejpodświadomości,zaczniesięprzymnienienaturalniezachowywać.Czytałamwksiędze,żetodasiękontrolowaćsiłąwoli iniezawsze,kiedyzetknęsięzczyjąśdłonią,będęmusiaławysłuchiwaćtego,coktośomniepomyśli.

Przycisnęłamprzegubswojejrękidownętrzajejdłoni.Wysoki, naoko czterdziestoletnimężczyzna leżyw łóżku z jakąś kobietą, której twarzyniewidać,

ipatrzyprzerażonywmoimkierunku.Pochwilitensammężczyznależynaziemi,awokółniegowidaćplamę krwi. Słychać krzyk dziecka, później kobiety. Ten obraz był przerażający, ale nic z niego niezrozumiałam.

–Ico?WyjdęzaPawła?Otrząsnęłamsięlekko.Chybajednakjeszczezamałowiem,żebyporywaćsięnatakiesprawy.Ten

mężczyznaniewyglądałjakPaweł,nawetwstarszejwersji.Wtakimraziektotomógłbyć?–Napewno–powiedziałamcicho.Notomaszpecha,wróżko,bowłaśnieznimzerwałam.–Zerwałaś?–spytałamzdziwiona.–Co?–ZerwałaśzPawłem?–Skądwiesz?–Awidzisz?Mówiłam–roześmiałamsię.–Miałamgodość.Jeststraszniepretensjonalny.Niemogłamtegodłużejznieść.–Mniesięwydawałnaturalnyiwyluzowany.–Tomożeszgosobiewziąć,mniewkurza.–Zwariowałaś,Gloria.– No, o co ci chodzi? Zawsze mówił, że bardzo cię lubi. Przydałby ci się wreszcie jakiś okład

zmęskiegociałka.Niemożnacałegożyciaprzeżyćwcelibacie,bohormonycisfiksują.–Nieżyjęwcelibacie.–Nie?Ajaktonazwiesz?–Spotykamsięzfacetami.ByłamprzecieżzDominikiem.IzMarkiem.–Wkinie!–Niepotrzebujęfaceta.Iwcalenieczujęsięsamotna,wierzmi.–Gdybyśtylkodałakomuśszansę…–Komu?–Emilowi.Niewiem,jakmożeszbyćwobecniegotakabezduszna.Onjużtylelatociebiewalczy.

Przecieżwidzę,żecisiępodoba.Więcococichodzi?–Gloria,błagamcię,onodpółtorarokuspotykasięzAngeliką.

Page 65: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Masz namyśli tę rudą lalkę? Przecież on by ją natychmiast odstawił, gdybyś tylko spojrzała naniegołaskawszymokiem.

–Niemamzwyczajurozbijaniazwiązków.–Zatomaszzwyczajbyciadziwadłem.–Idęnagórę.–Poco?–Uczyćsię.– Oszalałaś? Przecież już po sesji. Chyba nie bierzesz się do kucia na kampanię wrześniową.

Zaczniemypodkoniecsierpnia.–Maminnesprawynagłowie.–Dziwaczka!–rzuciławemniełyżeczkąodherbatyiroześmiałasięnacałąkuchnię.–Latte?–Tak?–zapytałamzeschodów.–KiedywracaszdoJ.?–Niewiem.Niemamochotyna całe to zamieszanie ze sprzedawaniemdomuwT., bodoskonale

wiem,żeniktgoodemnieniekupi.AwJ.nawetniemamgdziemieszkać.–Niewygłupiaj się. Przecieżmożeszmieszkać umnie.A jeśli niemasz ochoty nawidokOliwii

iEmila,touJankaalbo–skrzywiłasię–wnajgorszymprzypadkuuAnny.Fajniebybyłowrócićnacałewakacje.ReaktywowaćMZP.PołazićdoFurtynawatręiniczymsięnieprzejmować.

Uśmiechnęłamsięlekko.–Zobaczymy.7lipcaSłonecznyporanekwT.Wyszłamdoaltankizogromnymkubkiemkawy,usiadłamnaławieioparłamnogiobalustradę.Takie

dni jaktamten,aniewojnyiaktyterrorupowinnyprzechodzićdohistorii.Niebobyłobybezgraniczne,gdybyniełąka.Kiedydopiłamkawę,przypomniałmisięwierszykzdzieciństwa.

NiebojestdziśgęsteibiałeZłotyminićmiszytenaokrętkęAżbysięchciałousiąśćsobienanimAkwiatkizłąkiłowićnawędkę.Uśmiechnęłam się sama do siebie. Największą zaletą mieszkania na wsi były chwile, kiedy

odnajdywałampięknowprostocie.–Czy niebo to jednawielka całość, czy jest złożone ze skrawków? – zapytałamnie tamtego dnia

Koko.(Postanowiłamkiedyś,żenigdynieodpowiemnajejpytanie,żeniewiem,bozadawałapytania,które

zmuszałymniedomyślenia).–Zeskrawków–rzuciłamszybkoiskupiłamsięnadomyśleniuteoriidomojejodpowiedzi.–Każdy

dostaje jeden skraweknieba, kiedypojawia się na świecie, i oddaje go, kiedyodchodzi.Dzięki temusłyszymygłosyaniołów.

–Domnienicniemówią–zasmuciłasię.–Topopatrznatęrzekę.Mausta?–Nie.–Atedrzewamają?–Nie–roześmiałasię.–Alewydajązsiebiedźwięki,prawda?–Prawda.–Aniołyteżniemówiątakjakludzie,alesłyszyjetwojeserce.Dlategopotrafikochać,współczuć

ipomagać.

Page 66: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Icosiępóźniejdziejeztakimskrawkiem?–Zużytyfragmentniebajestocenianyprzezpodniebnychekspertów,którzybadają,jakoniegodbano,

apóźniejtrafianastosownemiejsce.Teskrawki,któresąjasne,wracająnasłoneczneniebo,wschódlubzachódsłońcaalbodotęczy,ateciemnenapochmurnedni,burzelubgradobicia.

–Jachciałabymtrafićnagradobicie–rozochociłasięKoko.Pedagogzemnieżaden,aleprzynajmniejsięstarałam.PostanowiłamwrócićnaokreswakacjidoJ.Problemyfinansowe,którepoczątkowowydawałymi

sięwalićnagłowę,rozwiązałysięszybciej,niżprzypuszczałam.29lipcaNajdroższaSemiramis,ze względu na twoją sytuację finansową przyznajemy ci stypendium naukowe w wysokości

podwójnegominimumpłacywTwoimkraju.Gorącopozdrawiamy.HezychieSumienieibrakjakichkolwiekofertniepozwoliłymisprzedaćdomkuwT.,więczaproponowałam

Jankowi, że może tam pomieszkać, jeśli chce (o dziwo, chciał!). Koko została przekazana w ręceprofesjonalisty, tymczasem jawprowadziłam się na jakiś czas do jegomaleńkiego królestwamandali,domowych obiadków i wieczornych rozmów z panem Rossą. Po dwóch próbach podjęcia tematuproroctw i wróżb wycofałam się i na własną rękę studiowałam tajniki przewidywanianieprzewidywalnego. Poza tym robiłam zakupy w tej samej piekarni co zawsze, rozmawiałamzsąsiadkamiopogodzieichodziłamzmoimi„nowoprzybranymirodzicami”nadziałkę,gdziegrzebałamwziemiipodlewałamgrządkizbratkami.Słowem:samepożytecznezajęcia.

–Latte–zaczęłazniepokojemGloria,kiedypewnegodniasiedziałyśmyrazemwparku.–Wydajemisię,żeJanektakentuzjastyczniepodszedłdowyjazdudoT.,bochciał,żebyAnnazamieszkałatamznim.

Spojrzałamnaniąbezradnie.Niewiedziałam,comogęodpowiedzieć.Byłtakiczas,kiedywspólnienieprzepadałyśmyzaAnną,alepoprawietygodniuspędzonymnarozmowachznią,chociażwłaściwietylko ja mówiłam, a ona słuchała, zrozumiałam, że to niezwykle ciepła wewnętrznie i samotnadziewczyna. A dystans, który wokół siebie tworzyła, był raczej miarą jej kompleksów niż dumy.Znielicznychwypowiedzianychprzezniązdańwynikało,żeJanek jest jedynąbliską jejosobą ichybanaprawdępasowalibydosiebie.

–Myślisz,żetakmożebyć?–dopytywałasię.–Kochanie,czasamiprzyszłośćniejesttaka,jaksięchce.–Cholera, jesteśmojąprzyjaciółką,czynie?Powinnaśchybaodpowiedzieć,żeAnna jestwredną,

wyrafinowanązołząijakośsięzniąuporamy.–Jestem.Dlategomówięciprawdę.Tobardzofajnadziewczyna,tylkotrochęskryta.–Zdrajca–warknęłaiposzłasobie.

Page 67: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

ROZDZIAŁ97grudniaDrogaLatte,uprzejmie informujemy, że przydzielono Ci przewodniczkę duchową. Przybądź na Brocken.

Pozdrawiamyserdecznieiżyczymywszystkiegonajlepszegozokazjiurodzin.HezychieStanęłamzmachananaperonieirzuciłamciężkątorbęnaziemię.Mimoprzenikliwegozimnabyłomi

gorącopowalceztakimobciążeniem.Nasunęłammocniejczapkęipróbowałamsprawdzićgodzinęnazegarkuprzygniecionymgrubymrękawempłaszczairękawiczką.

Jeszczetrzyminuty.Rozejrzałamsiędookoła.Strasznepustki.Na ławcesiedział jeden facetpodobnie jak jaopatulony

szalem po uszy. Chyba poczuł, że ktoś mu się przygląda, bo spojrzał na mnie. Odruchowo uciekłamwzrokiem, skupiając spojrzenie nawłasnychośnieżonychbutach.Dopierow tymmomencie poczułam,jakzimnomiwstopy.

– Pociąg pośpieszny z K. do Berlina wjedzie na tor szósty przy peronie trzecim. Wagony klasypierwszej znajdują się w tylnej części pociągu. Pociąg prowadzi przewóz przesyłek konduktorskich.Prosimyzachowaćostrożnośćiodsunąćsięodkrawędziperonu.Życzymypaństwuudanejpodróży.

Pochwilistraszliwyzgrzythamującegopociągurozniósłsiępocałejstacji.Mężczyznauśmiechnąłsię, widząc moją skrzywioną minę. Mocnym szarpnięciem otworzył drzwi wagonu i ruchem dłonizaprosiłmniepierwsządośrodka.

Podziękowałamuśmiechem.Niemal wszystkie przedziały świeciły pustkami. Weszłam do pierwszego i rzuciłam torbę na

siedzenie. Facet, kumojemu zaskoczeniu,wszedł do tego samego.Wydawałomi się, żew pociągachpanujeniepisanazasadaszukaniawolnegoprzedziału,jeśli takiesą,alemożewieczorem,kiedypanujątakiepustki,tonieobowiązuje,bokażdyboisięsiedziećsam?

Jednakpoczułamsiędziwnie.Wyglądałcoprawdaniegroźnie,alemógłchociażzapytać.Usiadłamkołotorbyizałożyłamnogęnanogę.Facetrzuciłswojątorbęnapółkęugóryibezceremonialniezabrałsiędopodnoszeniamojej.Czułam

się jużmocno skrępowana jegonatrętnym towarzystwem, ale uznałam, że chyba niema złych intencji,więcpozwoliłamsobie„pomóc”.

– Dziękuję – mruknęłam nieco gburowato i wyciągnęłam z podręcznej torebki książkę, aby sięodizolować.Kątemokawidziałam, że facet też czegośposzukujewneseserze, i zulgą zagłębiłamsięwlekturze.Chwilępóźniejpoczułamjakieśszarpanieprzymojejksiążce.

Rozzłoszczona na dobre podniosłam wzrok. Była to jedna z najbardziej absurdalnych sytuacji,zjakimisięspotkałam.

Facetwciskałmiędzystronymojejksiążkijakąśkartkę.–Copanrobi?–wybuchłam,aleodpowiedziałmitylkoruchemdłoniwskazującymnakartkę.–Cześć–odczytałam.Wysłałammuosłupiałespojrzenie,alemuszęprzyznać,żetrochęmnietymswoim„cześć”rozczulił.

Początkowoplanowałamczytaćdalej,alefacetuparciewlepiałwemniewzrok.– Cześć – powiedziałam w końcu, decydując się nawiązać rozmowę z tym ekscentrycznym

jegomościem.Facetnicnieodpowiedział,tylkowskazałzuśmiechemnakartkę.–Mamodpisać?–…Paranoja.Roześmiałamsięisięgnęłamdotorebkipodługopis.

Page 68: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Cześć.–Maszintrygującepismo.–Dzięki,pierwszyraz„słyszę”takikomplementodobcejosoby.–Czemuodrazuskategoryzowałaśmniejako„obcego”?–Bocięnieznam?–Znaszmojepismo.Tobardzodużomówioczłowieku.Słyszałaśoczymśtakimjakgrafologia?–Tak,alenieznamsięnatym.–Jasięznam.Jestemgrafologiem.Parsknęłamśmiechem.–Wtakimraziewidzę,żetyznaszmniejużdoskonale.–Kilkarzeczypotrafięstwierdzić.–Proszęzatemowerdykt.Straszniejestemciekawa,cowyczytałeś?–Raczejdiagnozę.–Diagnozęwtakimrazie.Pisał dość długo, co jakiś czas podnosząc głowę, żeby na mnie spojrzeć, a ja umierałam

zciekawości.Wkońcupodałmikartkę.–Muszęprzyznać,żedośćskomplikowanazciebieosobowość.Tendencjeizolacjonistyczne,dystans

do świata, ale też sporo zaufania. Skłonność do uczuciowych komplikacji, twoja emocjonalność jestwyższa niż u przeciętnego człowieka, musisz mieć jakieś wewnętrzne siły, które wpływają na twojąempatię iwrażliwość,borzadkospotykasiękogośo takwyraźniezarysowanych liniachuczuciowych.Masz wyjątkowo tajemniczy świat wewnętrznych doznań, ale jesteś silną osobą o zdecydowanymcharakterze.Jednakuważaj,boinnimogątowykorzystaćprzeciwkotobie.

–No,no,jestempodwrażeniem.Spororzeczysięzgadza.Aleterazuważaj,bobędęmusiałacisięodpłacić.

–Toznaczy?–Jaczytamzdłoni.Uśmiechnąłsię.–Ależjestempodekscytowany!!!Odłożyłdługopisipodałmirękę.– Jesteś głuchoniemy? – spojrzałam na niego. Kiwnął głową. Mogłam domyślić się wcześniej.

Idiotka!– O, zawodowa kariera, żona także głuchoniema, dwóch zdrowych synów, świetny kontakt

zrodzicami–uśmiechnęłamsię.–Mojegratulacje.Twojaliniażyciajestbardzostabilna.Chcesz,żebymodczytałaprzyszłość?

Podałammukartkę.Pewniesądził,żewymyślam,więcczułamsięswobodnie.–Nie,dziękuję.Potwoimpiśmiewidać,żemaszzdolnościparanormalne.Wolęsięwtoniemieszać.Uśmiechnąłsię.–Wjakiejfirmierobisztakązawrotnąkarierę?–Komputerowej.Fineq,słyszałaś?–Jasne,acotamrobisz?–Pracujęwdzialerekrutacji.Sprawdzampróbkipismakandydatównadanestanowiskoiwystawiam

ocenycharakteru.–Chybażartujesz?Tojestwogólebranepoduwagę?–Jasne.Ciebieniestetyoceniłbymnegatywnie,bomypotrzebujmy technicznychosobowości silnie

stąpającychpoziemi.Nieobraźsię,widać,żetoinnyświat.Bardziejfascynującyniżtechnika.–Amogęzapytać,jakudałocisięzdobyćtakiewykształcenie,nowiesz…niesłysząciniemówiąc?–Rodzicemipomogli.Tożeteżsągłuchoniemi,bardzopomaga.Wiedzieli,jakzemnąpostępować,

Page 69: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

żebym nie rozwijał sięwolniej niżmoi rówieśnicy. Chociaż oczywiściewymagało to odemnie dużowięcej pracy.A pismo… towarzyszyłomi od dziecka. Tak najczęściej porozumiewałem się z ludźmi,którzy nie znali miganego. Nauczyłem się przypasowywać pewne cechy charakteru do osobowości,apóźniejzdecydowałemsiępójśćwtymkierunku.

Kiedywysiadał,zapisaliśmyjużchybazetrzydzieścikartek.Nakonieczapytałomójnumertelefonu.–Przecieżprzeztelefonsięniedogadamy…–spojrzałamnaniegolekkozdziwiona.–Napiszęciesemesa.Roześmiałamsięizapisałammunumernaskrawkukartki.–Latte?–zdziwiłsię.–Tak,wiem.Jaktakawa.–JestemDobromir.Mojapierwszarozmowazprzewodniczkąduchowąodbyłasięprawiebezmojegoudziału.Pojawiła

siękołomnieniemalbezszelestnie.ByłatoPatia,tasamakobieta,któraporadziłami,jakprzemawiaćnasabacie, apóźniej zniknęła. Jej uroda ażonieśmielała swojądelikatnością.Miaładoskonale regularnerysyizdumiewająceoczy.

Byłamnastawionanalekcjęschematycznychporad,aotrzymałamszczerąigłębokąrozmowę,zktórejwyniosłamwięcejniżzwielumiesięcystudiowaniaksięgi.Siłęideterminacjędopokazania,copotrafię,światuikręgowi(jakwidać,odtejchwilidzieliłamżycienatedwiekategorie).

–Otaczają cię dwie bezkresne sfery: czas i przestrzeń – tłumaczyłami, przechadzając sięmiędzyośnieżonymidrzewami.–Właśnieonesądlazwykłychśmiertelnikówobszarami,nadktóryminiemająpanowania.Wydajeimsięoczywiście,żewpływająnarzeczywistośćijąkreują,pozorniefaktycznietakjest. Mogą tracić czas na bzdury lub go zyskiwać przez dobrą organizację pracy. Mogą urządzaćprzestrzeńwokółsiebieibudowaćnowepomnikiiwieżowce,którejązapełnią.Alezapanowaćnadniminie mogą. Znasz człowieka, który potrafi świadomie usunąć jakiś fragment czasu z pamięci lubprzewidziećcoś,costaniesięwprzyszłości?Oczywiście,żenie!–odpowiedziała,nieczekającnamojąodpowiedź.–Zwykliśmiertelnicysązależniodczasuwrównymstopniucoodprzestrzeni,wktórejsięznaleźli.Wydajeimsię,żesąpanamiwłasnegolosu.Mogąpodróżować,przemierzaćświatsamolotamiipociągami,apóźniejwybraćsobiemiejscenaziemi,wktórymbędąmieszkać.

–Atakniejest?–Jest.Aleczy to jest twoimzdaniempanowanienadprzestrzenią?To tylkoporuszaniesięwniej.

Różnicamiędzytobąanimipoleganatym,żetymożeszsiętąprzestrzeniąowinąćlubowinąćjąsobiewokół palca. Przestrzeń nie będziemiała przed tobą tajemnic, jeśli tylko nad nią zapanujesz.Od tegomomentuniebędzieszgubićprzedmiotówanidrogi,bowszystko,cocięotacza,będziejasneioczywiste.Kiedynabierzeszwprawyidoświadczenia,poruszaniesięniebędziewymagałośrodkówtransportu,boto nie ty będziesz dopasowywać się do przestrzeni, tylko ona do ciebie. Jeśli zostaniesz prorokinią,przystosujesz do siebie też czas, żeby w razie potrzeby naciągnąć nieco swoją dobę lub ją skrócić.Będzieszmogła takżedowolnieporuszać siępoosi czasu.Dlategoprzeszłość aniprzyszłośćniebędąmiałyprzedtobątajemnic.

–Czymjeszczeróżniąsięprorokinieodwróżek?–Wróżki są niższe stopniem.Wróżenie to dar, który otrzymuje się w ciągu genetycznym. Potrafią

przewidywaćprzyszłośćiwidzączyjąśprzeszłość.Wiedządokładnie,cosięstanie,imogąprześledzićścieżkęmałychzdarzeń,któredotegodoprowadzą.

–Aprorokinie?–Prorokiniemają tęsamązdolność,alemają teżcoświęcej.Podczaskiedywróżkimogąsię temu

tylkobiernieprzyglądać,prorokiniemajązdolnośćingerencjiwto,cosiędzieje,bezwzględunaczas,kiedy to się dzieje. Dlatego prorokinie dzielą czas na przyszłość, teraźniejszość i przeszłość, a dlawróżekwszystkojestteraźniejszością,którajużzostałalubjeszczeniezostaładoświadczona.

Page 70: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Atykimjesteś?–Wróżką.Whistoriiświatabyłojedyniekilkaprorokiń.Abyniązostać,trzebamocąposiadanąprzez

wróżkęwpłynąćnaprzeszłośćlubprzyszłość.–Aczytowogólejestmożliwe?–Niektórymsięudało.–Ahezychie?Czyonesąprorokiniami?–HezychiesąwybrankamiboginiHel,któraprzewodzinaszemukręgowi.One i ichpomocnice, te

w białych sukienkach, mieszkają na stałe na górze Brocken. Są rodzajem administracji czy zarządu.SprawująkontrolęnadwszystkimiSybillami.Niesąprorokiniamiiwciążobawiająsię,żeutracąswojewładczestanowisko.

–Dlaczego?–Ponieważ terazniemawśródnasżadnejprorokini.Ostatnia,którażyła,niemiałaprawaprzejąć

władzy,ponieważsposób,wjakistałasięprorokinią,złamałzasadykodeksuSybilli.Alekiedypojawisię kolejna, odbierze im tron. I towłaśnie je przeraża.A ty, Latte,maszw sobiewielką siłę i jesteśjeszcze bardzomłoda, dlatego hezychie się ciebie obawiają.Nie daj im się zniszczyć, awierzmi, żebędąpróbowałyzawszelkącenędowieść,żejesteśodnichmniejszaisłabsza.Atonieprawda.Twojasiła tomłodość i inteligencja. Rzadko kto otrzymujemocw takmłodymwieku,więc towykorzystaj.Wszyscy doskonale pamiętają twoją determinację po słowach przysięgi, byłaś jedną z niewieluwhistorii,które takmocnowalczyłyzosłabieniem.Jesteśsilna iwyjątkowa.MaszszansęzapisaćsięwhistoriikręguSybilliswojąosobowością.Tylkosięniepoddawaj.

Page 71: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

ROZDZIAŁ10Głośnestukaniedodrzwiwczesnymrankiemwyrwałomnienaglezesnu.–Ktotam?–zapytałamzaspanymjeszczegłosem.–DanielWolski.Pierwszyrazsłyszałamtonazwisko,aległoswydałmisięznajomy,więcotworzyłamdrzwi.–Niewiem,czymniepamiętasz…–zaczął.–Byłemznajomymtwojejmamy.Spotkaliśmysię…– Pamiętam – przerwałam mu. – Czego pan chce ode mnie? Proszę stąd wyjść. To nie moje

mieszkanie.Skądpanwiedział,gdziemnieszukać?Niemapanprawamnietunachodzić.–Latte,poczekaj.Muszęztobąporozmawiać.–Alejazpanemniemuszę.–ZróbtoprzezwzglądnaFilenę.–WłaśnieFiostrzegałamnieprzedpanem.Jednakstałtamnadaliwyglądałonato,żełatwosięgoniepozbędę.Westchnęłamgłęboko.–Nodobrze.Proszęwejść.–Jestempolicjantem–powiedziałjużwkuchni,kiedywzięłamsięzaprzygotowywanieśniadania.–

Byłem zawodowym partnerem twojego ojca. Odkąd zginął w akcji, Filena z wielką niechęciąkontynuowałaznamiwspółpracę.

–Mójojciecpracowałwpolicji?–Tegoteżciniepowiedziała?Pokręciłamprzeczącogłową.– Rozumiem. Nie zamierzała mówić ci nic o swojej przeszłości. Ale chciałbym wiedzieć, czy

wyjaśniłacimożeokolicznościtego,cozaszło,kiedyzastałaśnasrazemwjejurodziny?–Wiem,ocochodziło.Chciałeś,żebyprzewidziaładlaciebieprzyszłość.–Awięcnieudałojejsię?–Co?–UchronićcięprzeddziedzictwemSybilli.–Nie.Zostałamwłączonadokręgutużpojejśmierci.–Latte,jesteświęcnasząostatniąnadzieją.–Jakąnadzieją?–FilenawspółpracowałaznamiprzyśledztwiedotyczącymśmiercimecenasaFalesse.Choćmoże

ciężkonazwać towspółpracą.Bo to było śledztwo, którewiele lat temuprowadziłem razemz twoimojcemAdamem. Początkowo Falesse był oskarżany o nadużycia finansowe.Adam znalazł dowody najegolicznemachlojki.Powiedziałmi,żemanagrania,dziękiktórymmecenasniewyjdziezwięzieniadokońcażycia.Aleniezdążyłminiczegoprzekazać,mordercaukradłdyktafon.Śmierćtwojegoojcabyładla nas szokiem. To wielka tragedia nie tylko dla Fileny, ale także dla całej policji. Straciliśmywspaniałegopracownika,oficera,aleprzedewszystkimprzyjaciela.

–Zostałzastrzelony,prawda?–WięcjednakFilenacościpowiedziała?–Wspomniała–ucięłam.– Poprosiliśmy Filenę o współpracę przy tej sprawie. Początkowo podejrzewaliśmy Tomasza

Falesse.PonieważAdamznalazłdowodynajegoprzekrętyfinansowe,mecenasmiałmotyw.JednakporozmowieznimFilenazdecydowanieoświadczyła,żetonapewnonieon.DrugąnaliściepodejrzanychbyłażonaTomasza–Oliwia.Chybająpoznałaś?Zdajesię,żeprzyjaźniszsięzjejcórką?

–Tak.ZnamOliwię.–Wtakimraziewiesz,jakważnesądlaniejpozory.Aśledztwomogłowywlecnaświatłodzienne

ich wszystkie małżeńskie brudy. Ona więc także miała doskonały motyw i mogła być wystarczająco

Page 72: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

zdeterminowana.–Skoroprzypuszczaliście,żezabiłamojegoojca,dlaczegoniezostałaaresztowana?–Miałaalibi.Okazałosię,żetamtegowieczorubyławteatrzezeswojąszwagierkąElżbietąFalesse

ijakimiśludźmizeswojejfundacji.Toznaneosobistości,dlategowieleosóbzwróciłonanichuwagę.ToniemogłabyćOliwia.

–AzatemtoniemogłabyćteżElżbieta?– Chcieliśmy dowiedzieć się od Elżbiety czegoś więcej, bo nie jest tajemnicą, że zawsze miała

słabośćdobrataswojegomęża.Niewiem,czydoszłodoromansu,aleAdambyłprzekonany,żemiałaobsesjęnajegopunkcie.

–Żałuję,żenigdynieudałomisięgopoznać.–Adama?Tobyłnaprawdęwspaniałyczłowiek.–Napewno.InaczejFibysięwnimniezakochała.Ajakzginąłmecenas?–RokpośmierciAdamawswoimwłasnymdomu.Ontakżezostałzastrzelony.ZnalazłygoElżbieta

iOliwia.Wyszłyzdomurazemzdziećmi:Glorią,EmilemiKornelem.Popowrocieznalazłyciało.Byłyzdruzgotane.Bałysięteż,czydziecidojdądosiebiepotaktraumatycznymprzeżyciu.Leżałnapodłodzew kałuży krwi.Gloria nie chciała uwierzyć, że jej ukochany tata nie żyje. Przytulała go i nie chciałapuścić.

Poczułambólwsercunamyślo tym, jakbardzomusiała toprzeżyć.Nigdyminieopowiadała,żewidziałaojcamartwego.

–Ktopanuotymopowiedział?–OdrazupośmierciTomaszaOliwiaiElżbietazostaływziętewkrzyżowyogieńpytań.Wydawało

się, że wiedzą coś jeszcze, ale nie udało nam się nic ponad to z nich wyciągnąć. Także dlatego, żenatychmiast wtrącił się Ernest, mąż Elżbiety i adwokat. Użył każdegomożliwego kruczka, byśmy niemoglikontynuowaćprzesłuchań.WtedyponowniepoprosiliśmyowspółpracęFilenę.Podeszładotegowyjątkowoniechętnie.Miałemwrażenie,żeniezadobrzedogadujesięzElżbietą,alenicniechciałamipowiedzieć.Miałemteżnadzieję,żepójdziezemnądokostnicy,żebyodczytaćcośzciała,ale…

–Zciałamartwegoczłowiekaniedasięjużodczytaćprzeszłości.–Filenapowiedziałamitosamo.Liczyłemjednaknato,żeporozmowiezElżbietąiOliwiąudanam

sięwyjaśnićpewneokoliczności.–Iudałosię?–Nie.NiezgodziłasięnarozmowęzElżbietą.–AzOliwią?– Z Oliwią rozmawiała przez jakieś dwie godziny. Wyszła stamtąd zapłakana i nie chciała nic

powiedzieć.–Dlaczego?–Gdybymtowiedział,niepojawiłbymsięjużwięcejwtwoimżyciu.Zdajęsobiesprawęztego,że

niemaszomnienajlepszegozdania.Nachodziłemwaskilkakrotnie,zmuszałemFilenę,żebypowiedziała,co wie, ale sama wiesz, jaka była. Jeśli raz się na coś uparła, nie było sposobu, żeby jej towyperswadować.

–Znamtodoskonale.–Wtwoimprzypadku…musiszjejwybaczyć,Latte.Onanaprawdęwierzyła,żejeślioniczymnie

będzieszwiedzieć,niedotkniecięcałatahistoria.Wpewnymsensiejestmibardzoprzykro,żejejsiętonieudało.Wieledlaciebiepoświęciła.

–Może.Mnie jednak nadal wydaje się to bardzo dziwne. Sądzę, że lepiej by zrobiła, gdyby oddzieciństwa starała się mnie nauczyć tego, co pomogłoby mi uchronić się przed błędami, które onapopełniła, zamiast izolowaćmnieod świata.Całe jej poświęceniebyłodlamnie jedyniekrzywdzące.Alemógłbyśmiwkońcupowiedzieć,czegokonkretniechceszodemnie?

Page 73: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

– Sądziłem, że zdążyłaś się już domyślić. Kiedy dotarło do mnie, że Filena nie żyje i ty mogłaśodziedziczyć po niej siłę prekognicji, od razu pomyślałem, że mogłabyś spróbować wziąć udziałwśledztwie.

–Niesądzę,żebymbyławystarczającokompetentna.–Nie będę cię do niczego zmuszał. Czymógłbym cię prosić tylko o jedno? Żebyś porozmawiała

zElżbietą?–Nie.Niemogę.(„Żadna z wróżek nie może wykorzystywać mocy przeciwko innej wróżce” – włączył się alarm

wmojejgłowie).– To jakaś paranoja. Dlaczego nie? Chodź, pojedziesz ze mną na posterunek. Po drodze się nad

wszystkimzastanowisz.Pokażęciaktasprawyimożechoćspróbujeszcośznichwyciągnąć.–Daniel…–Tak?–Powiedzmijeszczejednąrzecz.Pocoprzyjechałeśdonaswtedywnocy?–Kiedybyłaśmała?–Tak.– Znaleźliśmy dyktafon i przypuszczaliśmy, że to ten sam, który należał do Adama. Niestety, całe

nagraniezostałousunięte.Liczyłemna to,żeFiudasięodtworzyćskasowaną treść,alekiedy tylkogodotknęła,stwierdziłazdecydowanie,żetoniejegosprzęt.

–Ategodnia,kiedybyławtransie?Westchnąłciężko.– Ta sprawa toczyła się jużwówczas od bardzo dawna. Chwytaliśmy się każdejmożliwości, ale

wyglądałonato,żeutknęliśmywmartwympunkcie.Iwtedynapraktykiprzyszedłdonasmłodystudentprawa. Dałem mu do przejrzenia akta tej sprawy. Tak zwykle traktuje się praktykantów, żeby nieprzeszkadzali nam w pracy. Ten chłopak, Michał Surowski, podszedł do sprawy wyjątkowoambicjonalnie.Bardzozaciekawiłagotahistoria.Zacząłdopytywaćsięoszczegóły,ażeniktnieudzieliłmu informacji, postanowił sam się tym zająć.Wymyślił sobie, że dokumenty, które Adam zgromadziłpodczasśledztwa,leżąukryteusprawcyprzestępstwa.Byłemwtedybardzozajętyinnymdochodzeniemi przyznaję, że potraktowałem go dość protekcjonalnie. Wydawało mi się, że trochę się obraził, bopowiedziałtylko,żenadziśkończy,iwyszedłzkomisariatu.Następnegodniawogólesięniepojawił.Zdziwiłomnieto,bosprawiałwrażeniezaangażowanego.Zaniepokojonyzadzwoniłemnauczelnię,aletamgotakżeniebyło.Komórkirównieżnieodbierał.Kolejnegodnia,kiedyokazałosię,żeniewróciłdodomu, rozpoczęliśmy poszukiwania, jednak wyglądało na to, że zapadł się pod ziemię. Nikt go niewidziałaninicniewiedział.Obawiałemsięnajgorszego.Wtedypomyślałem,żeFilenamożepomócnamzlokalizowaćjegociało.

–Ico?– Nie była zachwycona tym, że znów ją niepokoję. Jednak, kiedy wyjaśniłem jej, co się stało,

zgodziłasiępomóc.–Weszławtrans,żebygoodnaleźć?–Tak.–Udałojejsię?–Owszem.Odnaleźliśmygożywego,jednakchłopakcierpiałnakompletnąamnezję.Niepamiętałnic

z tego, co sięwydarzyłow ciągu całegominionego roku. Pojechał do dziewczyny, z którą rozstał sięjeszczepodczaswakacji,bouważał,żenadalsąparą.Niepamiętał,żerozpocząłsięjużrokakademicki.Oczywiściepraktykstudenckichrównież.Natychmiastzabranogodoszpitalanabadania,aleniewykrytou niego żadnego urazu. Jakby po prostu jego pamięć naglewyparowała.Musiał przejść długą terapięupsychologa,zanimdoszedłdosiebie.

Page 74: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–CopowiedziałanatoFi?–Potym,jakchłopaksięodnalazł,oznajmiła,żebyłtoostatniraz,kiedywspółpracowałazpolicją.

Zupełniesięodcięła.Dlategotakbardzomizależynawspółpracyztobą.Pojechałamznim.Aniczerwoneświatła,aniznakizakazuniemająznaczenia.Radiowózzawszejestnajważniejszyima

prawopierwszeństwa.Kiedyjużweszliśmydobudynkukomisariatu,przemykałamniezauważonaubokuDaniela,któremuprzechodząceosobywciążwtykałydorękijakieśpismaikartkidowglądulubpodpisu.

–Daniel,zapięćminutumnie–wykrzyknąłzzadrzwijakiśnieumundurowanygrubas.–Szefie–odparłDaniel,bezceremonialniewchodzącdojegogabinetu.–Chciałbym,żebypankogoś

poznał.Latte,córkaFileny.KomendantWata.Komendantzsunąłokularynaczubeknosaispojrzałnamniebezsłowa.–Możecieiść.Przyjdź,kiedysięczegośdowiesz.–Miłomipoznać–rzuciłamnaodchodne,alechybamniejużnieusłyszał.Ledwie zatrzasnęły się za mną drzwi, kiedy komendantWata ponownie zawołał Daniela, ale tym

razemsamego.–Poczekajchwilę–powiedziałdomnie.Stałamwięc, nie bardzowiedząc, co ze sobą zrobić. Jakiśmężczyzna stał tuż obok.Najwyraźniej

równieżczułsięwtymmiejscucałkiemzagubiony.–Przepraszam,możepaniwie,gdziepowinienemzgłosićkradzież?–zapytałwyjątkowouprzejmym

tonem.–Czego?–Portfela–oświadczyłzulgą,żewreszciektośsięnimzainteresował.–Umnie–odparłamzuśmiechem.–Mapancoś,conosiłpanrazemzportfelem?–Toznaczy?–Nosiłgopanwręce,kieszeni,neseserze?Chodziocokolwiek,comiałoznimstyczność.–Wkieszeni.Włożyłamdłońdokieszenijegospodni,aonroześmiałsięispojrzałnamniezniedowierzaniem.–Widziałpandzisiajkogośwniebieskichokularach?–Tak,alecotama…–Ongoma.–Tenchłopakzpromocji?–Niestety.–Skądpaniwie?–Szóstyzmysł.–Mogęliczyćnato,żejeślisięodnajdzie,wydamodzyskanepieniądzenakolacjęzpanią?Roześmiałamsię,udająclekkozawstydzoną.–NazywamsięOktawian.–Latte,miłomi–podałammudłońizpremedytacjązajrzałamdojegomyśli.Piękneoczy.–Jakmniemam,jestpanipolicjantką,aleproszęnieprzynosićzesobąkajdanek.No,chybażelubi

paniczućwyższośćnadmężczyzną.–Zatemprzyniosę.–Czylizgadzasiępani.Doskonale.OósmejwRosarium.Pocałowałmniewdłoń,a jaznowuodczytałamjegorefleksjenamójtemat,obiecującsobie,żeto

ostatniraz.Cozababka!No,no…cozafacet!

Page 75: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Latte!–zawołałmnieDaniel,kiedyOktawianjużposzedł.–Tak?–Chodźmydomojegobiura.Za drzwiami siedziały jużOliwia iElżbieta.Oliwięwyraźnie zdziwiłamoja obecność. Po chwili

wstałaipodeszła,żebymnieucałować,czegonigdywcześniejnierobiła.–Latte,jakmiłocięznówwidzieć–oświadczyła.– Siadaj, Oliwia – Elżbieta nie miała zamiaru bawić się w uprzejmości. – Ona i tak zaraz cię

przejrzy,niemusiszsięjużmizdrzyć.–Oczywiście,dlaciebiezawszekulturalnezachowanieplasujesięnaostatnimmiejscuwhierarchii

wartości.–Och,pardon,zapomniałam,jakiejesteśmywyrafinowane.–Czymogęwas,moje panie, prosić o chwilę uwagi? – przerwał imDaniel. –Dziękuję. Jak się

domyśliłyście, będziecie dziś poddane małej lustracji. Oczywiście obie twierdzicie, że jesteścieniewinne,więcniemasięczegoobawiać.

Elżbietazzadowoleniemuśmiechnęłasiępodnosem.–Oczywiście,żeniema.Zostałamzniąsamawpokoju.Widziałam,żenieodczuwanajmniejszegoskrępowania tąsytuacją.

Zapaliłapapierosaidmuchnęłamidymemwtwarz.–Ico,wróżkoLatte?Trafiłaśwreszcienaśladpodwójnegomorderstwasprzedlat?Niemusiszsię

nadtympocić.Odpuśćsobie.TwojaFizrobiławszystko,żebyjewyjaśnić.Icojejztegoprzyszło?Nic,oczywiście.Myślisz,żetojazabiłamichobu,prawda?Chciałabyśspojrzećnamojądłoń?–roześmiałasiędemonicznie.

„Niedajimsięzniszczyć,bo,wierzmi,będąpróbowałyzawszelkącenędowieść,żejesteśodnichmniejszaisłabsza.Atonieprawda.Twojasiłatomłodośćiinteligencja”.

–Powiedzmi,Eleo,odilulatjesteśwróżką?–Dlaczegootopytasz?–Odpowiedz–powiedziałampewnymizdecydowanymtonem,starającsięzawszelkącenęprzejąć

panowanienadrozmową.–Oddwudziestupięciu.Zagwizdałamcichopodnosem,abydaćjejdozrozumienia,żetotyle,ilejażyję.–KiedyzginęlimójojciecimecenasFalesse,byłaśzaledwieraczkującymwtejdziedzinieoseskiem.–Jaktyteraz–uśmiechnęłasiędomniekrzywo.–IpodobniejakwtedyFi.Ajednaknieobawiałaśsiętego,żektośmógłbypopełnićbłądtypowydla

początkującychipowiedziećkomuśojednosłowozadużo.–Nierozumiem.–Wróżkiniemogąwystępowaćprzeciwkosobie,prawda?–Oczywiście,tojednazpierwszychzasadkodeksuSybilli.–Jednakjeśliwróżkapowieozbrodniinnejwróżkikomuśbliskiemu,nierobiąctegowzłejwierze

i liczącna jegodyskrecję…niebędzie tozłamaniekodeksu,nawet jeśli tadrugaosobawykorzysta todalejprzeciwkozbrodniarzowi…–próbowałamjąsprowokować.

–Ładniekombinujesz,młoda,aletrochęniewtymkierunku.Niedajsobąmanipulować!–krzyknęłamdosiebiewduchu.–Chybajednakwtym.Czyuważałaś,żeFijestlepsząwróżkąodciebie?–Askąd!?Wżyciu!–Iatrakcyjniejsząkobietą?–Ococichodzi?Sprawdzasz,czymamkompleksy?Jeślichceszwiedzieć,cosięstałowtedy,kiedy

zginąłmecenasalboAdam,proszę!Czytaj!–oznajmiła,podającmidłoń.

Page 76: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Niechcę.–Więcpocotuprzyszłaś?Masz,spójrznanią,dowiedzsięprawdy.–Eleo,możejestemmłoda,alenienaiwna.Emocjenie targająmnątaksilnie jakFi,bonawetnie

znałam swojego ojca, ale dla niej dowiem się prawdy bez swojej mocy. A wtedy będę mogła jąwykorzystać.–Spojrzałamnaniąchłodno.

–Tosię stądwynoś!–krzyknęładomnie.–Wynośsię iwięcejniepróbujmiwmawiać,żemamkompleksynapunkcietejtwojejFileny.Zdziwiłabyśsię,gdybyśpoznałaprawdę,Latte.Bardzobyśsięzdziwiła.

Kiedywyszłyśmyzpokoju,Danielposłałmipytającespojrzenie.–Maszcoś?–Nie.Mówiłamci,żenicodniejniewyciągnę.–Oliwiazwiała.–Cotakiego?–Powiedziała,żeniemożedłużejczekaćijeśliniejestaresztowana,wychodzi.–Ipozwoliłeśjej?–Oficjalnie nic na nią niemamy.Niemożemy jej przetrzymywać siłą na podstawie samych tylko

podejrzeń.–Icoteraz?–Niewiem,muszęsięzastanowić.Jeślinacośtrafię,mogęnaciebieliczyć?–Daniel,samwidzisz,żejajeszczenicniepotrafię.–Spokojnie,Latte.Tasprawaciągniesięjużwielelat.Niemusiszczućsiępodpresją.–Wporządku.Acha,niewiesz,gdziejestRosarium?–Rosarium?–Takaknajpa.–Jeśliknajpa,toniemampojęcia.Wiemzato,gdziejestjednaznajelegantszychrestauracjiwkraju.

Otocichodzi?–Niewiem.– Dopóki się nie dowiesz… restaurację znajdziesz przy ulicyWolności. Grzechu warta. Ktoś cię

zaprosił?–Nietwojasprawa.–Jesteśterazważnąpersonądlasprawy.Muszęsięociebietroszczyć.Mamnasłaćjakichśkarków

doochronyprzedewentualnymwrogiem?–Niewygłupiajsię.–Dobra,jakwolisz.Alejeślichceszusłyszećmojąradę…absolutnieniewtakichspodniach.–Mamzałożyćsuknięwieczorową?–parsknęłamśmiechem.–Fileniezawszebyłodobrzewmałejczarnej.Podrzucićciędocentrum?–Chybalepiejdodomu.Którajestgodzina?–Siódma.–Cholera…Weszłam do restauracji spóźniona kilkanaście minut, ale za to nie ponosząc porażki w dziedzinie

kreacji.–Paninazwisko?–zapytałamniekobietaprzywejściu.–Słucham?–Najakienazwiskozarezerwowanostolik?–Właściwietoniewiem.Znamtylkoimię.Oktawian.–OktawianFreter?–miałamwrażenie,żelekkosięzakrztusiła.–Niewiem.Znam imię – powtórzyłambezradnie, ale po chwili z potrzaskuwyrwałmnie kelner,

Page 77: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

którypojawiłsięniespodziewanieioświadczył,żemamiśćzanim.Przeszliśmyjużniemalcałądługośćeleganckiejsali,alenadalgoniewidziałam.–Proszę–oznajmiłnaglekelner,otwierającdrzwikolejnegopomieszczenia.Całapodłogapokrytabyłapłatkamiróż.Rany,alepatetycznie–skrytykowałamgowmyślach,alemojekobieceegoomalnieuniosłomnie

wpowietrze.–Sporomusiałbyćwarttenportfel…–Majątek–uśmiechnąłsięipodszedł,żebyodsunąćdlamniekrzesło.– Zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że pozbawiłam nieszczęsnego okularnika od promocji tak

udanegopołowu.–Okularniksięnieobrazi.Wrażenie,jakiezrobiłananimskutecznośćdziałańpolicji,wzupełności

wynagrodzimustratyfinansowe.–Tychybateżlubiszrobićwrażenie?–wskazałamnapłatkiróżiszampana.–Czułem,żespotkamsięzkimś,nakimwartojezrobić.–Doprawdy? – uśmiechnęłam się. –Amnie sięwydaje, że to twoje klasyczne zagranie i dobrze

sprawdzałosięzinnymidziewczynami.–Tak,niewątpliwie.Alewidocznietamtedziewczynyniepasowałydomojejukładanki.Światpuzzli

jestnatylebrutalny,żedookreślonegoelementupasujetylkojedenkawałek.–Wyjątkowobrutalny.Roześmieliśmysięrównocześnie.–Latte,niewiem, jak tozrobiłaś, aledziękujęci zcałegoserca.Naświeciepowinnobyćwięcej

takichpolicjantów.–Jawłaściwieniejestempolicjantką.Tylkowspółpracuję.–Naprawdę?– Pierwszy raz w życiu byłam na komisariacie. Nigdy nawet nie ściągnięto mnie na izbę

wytrzeźwień…widaćkiepskibyłzemniestudent…–Czymsięwtakimraziezajmujesz?–Powiedzmy,żepomagam…–Odnajdywaćportfele?Tak,tojużwiem.–Chciałamzostaćpsychologiem.ZaczęłamstudiawK.,aleostatniowielerzeczywmoimżyciusię

skomplikowałoimusiałamwziąćurlopdziekański,ateraz…jużsamaniewiem.Chybanieudamisięwrócićnauczelnię.

–Dlaczego?– W ostatnim czasie strasznie dużo się zmieniło. Umarła moja mama. Później musiałam często

wyjeżdżać…na…szkolenia.Rzadkobywałamwdomu.Chybaodzwyczaiłam się od normalnego tokustudiów.NiepotrafiłabymtakpoprostuwrócićdoK.,doksiążekipracywrestauracji.Mamjużteraz…inneżycie.Zresztąniewiem,czemucitowszystkomówię.Zazwyczajniejestemtakaotwarta.

–Widoczniedobrzemizoczupatrzy–uśmiechnąłsięlekko.–Aty,paniedobrooki?Wyglądanato,żezajmujeszsięczymśbardzo,bardzoważnym.Muszęprzyznać,żejegociepły,głębokiśmiechbyłurzekający.– Miałem chyba po prostu dobry pomysł w dobrym czasie. Założyłem biuro łowców talentów.

Zajmujęsiękreowaniemwizerunkugwiazdmuzyki,filmuiogólnietych,którzylubiąrobićwokółsiebieszum.

–No,tofaktycznieciekawe…alechybaprzeztosammusiszbyćciąglepodlupą?–Asłyszałaśomniewcześniej?– Jaw ogóle nie interesuję się show-biznesem.Nie znam się na gwiazdach ani tym, co jest teraz

modne.Więcnawetjeślibyłbyśsławny,pewniebymotymniewiedziała.Żyjęchyba…oepokęwstecz.

Page 78: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Sięgnąłpobutelkęszampanazwiaderkanaśrodkustołuimusnąłmojądłoń.Niebyłamwstaniesiępowstrzymać.

Zgrywasię.–Niezgrywam!–krzyknęłamoburzona.–Nieśmiałbymtegonawetsugerować–odpowiedziałpewnymsiebiegłosem.–Alewydajemisię,

żepewneosobymusiszznać,choćbyzkolorowychgazet.Zcałychsił starałamsięprzypomnieć,kiedyostatni razprzeglądałamjakiegośszmatławca,alenic

nieprzychodziłomidogłowy.–AdriannaStarska?–podrzucił.Pustka.–WincentyMay.Nic.–RedSystem?…–ElvisPresley?–O!Elvisaznam–roześmiałamsię.–No,cholera,atoakuratniemój.Nalałnamdokieliszkówszampana.–Obyprzyszłośćnieszczędziłaminacodzieńostrejkrytykitejczarnookiejwybawicielki.Wzniósłswójkieliszeklekkowpowietrze.Wypiliśmy po trochę i choć nigdy nie byłam ekspertemwdziedzinie takwytwornych trunków (co

najwyżejmogłamsłużyćradąwdziedziniepiwaiwatry),byłtozdecydowanienajlepszyszampan,jakiwżyciupiłam.

–Czytobędziebardzoniedyskretne,jeślizapytam,przyjakiejsprawiewspółpracujeszzpolicją?–Bardzo.–Jakiej?–MorderstwamecenasaFalesse.–Tosłynnahistoria.Najakiejpodstawiezostałaśdoniejprzydzielona?– Po znajomości –mrugnęłam do niego, aby zejść czym prędzej z tego tematu, ale zabieg się nie

powiódł.– No, uchyl rąbka tajemnicy… Nie każ się prosić. Czy to ma coś wspólnego z tym, jak szybko

kojarzysz fakty, albo systemami szpiegowskimi, które stosujesz? Bo musisz mieć to rewelacyjnieopanowane,skorotakszybkonamierzyłaśzłodziejamojegoportfela.

–Myślisz,żecięśledziłam?– Tego nie powiedziałem, ale wygląda na to, że mnie obserwowałaś, skoro zlokalizowałaś tego

kolesia…No,chybażegowynajęłaś?–Tak,oczywiście,przygotowałamnaciebiezasadzkę,anastępniezaatakowałamcięnakomisariacie.

Iwidzisz,udałosię–uśmiechnęłamsiękrzywo.–Skądwtakimrazie?–Mówiłamjuż,szóstyzmysł…–Tajemniczazpanipostać,Latte.–Wydawałomisię,żejesteśmyjużnaty?–Mniesięwydawało,żełatwiejbędziecięprzejrzeć.–Ludziepotrafiązaskakiwać,prawda?–Dobrze, pozwalam sobie na prawo do jednej szczerej odpowiedzi. Tak lub nie. Działa w obie

strony.–Zgoda–zaakceptowałampropozycję,żebymiećpretekstdouściśnięciajegoręki.

Page 79: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

O,szybkoposzło.Obyniezapytałao…–puściłrękę.Cholera!–Jesteśjasnowidzem?–Poniekąd.(Cóż,wkońcuobiecałam).–Cotoznaczyponiekąd?Miałobyćtaklubnie.–Alenatoniedasięodpowiedziećanitak,aninie.–Toznaczy,żekimjesteś?–Czassięskończył–uśmiechnęłamsię.–Niewielesiędowiedziałem.–Terazmojakolej.Maszcośdoukrycia?–Proszęcię,aktoniema?–Toteżniebyłozdecydowanetakaninie.–Boteżniedasiętakodpowiedzieć.Kelnerwszedłdośrodka,przerywającnasząrozmowę.–Mamnadzieję,żeniebędzieszzła,alezamówiłemzaciebie–oznajmiłOktawian.Dwaprzykrytesrebrnymikopułamidaniastanęłyprzednaminastole.–Prawdęmówiąc,niebardzolubię,kiedyktośzamniedecyduje.–Myślę,żebędziecismakować–powiedziałtajemniczo.–Tonaprawdęwybornedanie.Podniosłamkopułęiomalniezemdlałam.Ztalerzaspoglądałynamniedwieparyogromnychoczu.

Przykryłamje,zanimspróbowałydomniemrugnąć.–Coto?–zapytałam,niekryjącprzerażenia.Żadnepozoryniemogłymiećwtejchwiliznaczenia.

Nigdywżyciunietknęłabymtakiegopaskudztwa.–Jakto,co?Wędzonekalmary.– Poproszę menu – powiedziałam zdecydowanie do kelnera, który starał się pohamować swoje

rozbawieniecałąsytuacją.–Gratuluję,Latte–oznajmiłniespodziewanieOktawian.–Słucham?–Gratuluję.Jesteśpierwsząkobietą,któranieprzepchnęłasiłąprzezprzełyktychdelicji.–Bardzozabawne–prawiewarknęłam.–Mówię poważnie. Ja zawsze zajadałem się cielęciną z kaparami i sosem beszamelowym, a one

wcinałyto–roześmiałsię.–Tychybazwariowałeś.Myślisz,żebędzieszpoddawaćmniejakimśswoimchorymtestom?Nieze

mnątenumery.Rzuciłamwyszywanązłotemserwetkęnaziemięiwyszłam,rozkopującścieżkęwróżanymdywanie.–Latte, zaczekaj! – krzyknął zamną, ale zanimwygramolił się zza stolika,wybiegłam i siłąwoli

przeniosłamsiędodomupaństwaRossa,gdziepadłamnamaterac,któryodkilku tygodnisłużyłmizałóżko.

–Udałosię!–wykrzyknęłamzniedowierzaniemsamadosiebie.–Udało!Pierwszyrazudałomisię takskoncentrować,żezapanowałamnadprzestrzenią.Lekkistan irytacji

doprowadziłmniejakimśtunelemprzestrzennymnadrugikoniecmiasta.Zapanowałamnadtym!Emocjeznalazływemnienowąfunkcję–sterownikawprzestrzeni.Zaczęłamsięzastanawiać,cobysięstało,gdybymwpadławprawdziwąfurię, jakwtedy,kiedypopowrocieodJankazobaczyłam,żeFiniemawdomu,albogdybympoczułazazdrość,jakwtedy,kiedyEmiltańczyłzAngeliką.Costaniesięztymi,którychpokochamrówniemocno jakGlorięalboK.,alboz tymi,którychznienawidzę jakBoguduchawinnych mieszkańców T? Skąd miałam w sobie taką siłę, skoro nawet Fi nie panowała nadprzemieszczaniem się w przestrzeni? (W końcu, gdy Janek szedł za nią, widział, jak wsiadała do

Page 80: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

pociągu…Amożewiedziała,żejąśledzi,ispecjalnietamposzła?)Zamknęłamoczyinachwilęstałamsięboginiączasuiprzestrzeni,wyobraziłamsobie,jakbezradny

będzieświatwmoichwładczychrękach.Jakbysamprzestałpanowaćnadtym,cosiędziejeiwydarzy,nad ruchem, bezruchem i rozmieszczeniemwszelkiejmaterii.Bo to nie sam świat będzie tymwładać,tylkoja.Zaczęłamrozumieć,naczympolegafenomenwładzyidlaczegoludziomuderzaondogłowy.

W tej chwili wiedziałam już, czego chcę. Muszę zostać prorokinią. Dopiero wtedy będę mogłapokazać wszystkim, co znaczę. Że nie jestem taka, jaką mnie widzą. Nie jestem już małą Latte,zastraszoną dziewczynką z Alei Akacjowych, szarym tłem dla kolorowych indywidualistów z K.,dzieckiemwemglezgóryBrocken.

Jesteminna.Zawszebyłam,aleniewiedziałam,żetojestmojanajwiększawartość.NazywamsięLatte.Jesteminnaniżwy.

Page 81: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

ROZDZIAŁ1128kwietniaSiedzę na trawie zmoimimizantropami z poddasza. Świeci słońce, amy jemy ogromną pizzę ze

świeczkami urodzinowymi dla Fi, które musieliśmy zdmuchnąć sami. Przyszli, żebym nie była samawpierwsząrocznicęjejśmierci.

Podajędłońkażdemuznichisłyszęogromichciepłychmyśli.Finiemajużzemną,alesąludzie,zktórymiłączymnieautentycznabliskość.

***Na kolejne trzy miesiące przeniosłam się na górę Brocken. Powiedziałam o tym tylko Jankowi

i Glorii. Byli bardzo zdziwieni, uważali, że oszalałam, skoro nie zamierzam wrócić na studia. Powielokroćstarałamsięimwytłumaczyć,czymterazjestem,czytałamgłośnoichmyśli,znikałamimzpolawidzenia,mówiłam,costaniesięzachwilęioczymmarzyli,kiedybylimałymidziećmi.Treningnanichbyłdlamniebardzorozwijający,aleonichoćbylipodwrażeniem,niepotrafilizrozumieć,jakolbrzymieznaczenie mają wmoim życiu te umiejętności. Pomijając ogromnąmiłość, jaką ich darzyłam, chwilaizolacji od całego świata była dla mnie prawdziwym wyzwoleniem. Tylko na Brocken mogłam sięwpełniskupićnanowychumiejętnościachinierozpraszaćprzyziemnymiproblemami.

GóraczarownicstałasięmoimkolejnymświatemnaplaneciezwanejZiemią,aletymrazemświatemtylkomoim,którymniemogłaminiechciałampodzielićsięznikim.Stanowiładlamnierodzajkryjówki,jakąwszyscy ludziemająw dzieciństwie, a jednocześnie kursu przygotowawczego do nowego życia.Brocken nie była szkołą, bo poza przewodniczką duchową, która pełniła raczej rolę mentorki niżnauczycielki, nie było tam żadnych rabbich. Była raczej miejscem izolacji, skupienia się na swoimrozwoju,naturalnymzen.

W czasie poza sabatem Brocken wyglądała zupełnie inaczej. Sala, gdzie odbywał się bal, niewydawałasięnawetwjednejczwartejtejwielkościcotamtejnocy,naścianiewisiałyprawiewszystkieklucze,ahezychiezamieniłyspektakularnejedwabnesuknienaklasyczneprostetuniki.Nacodzieńniktniemiałznimikontaktu.Zdarzałosię,żeprzemykałygdzieśwsobietylkoznanymcelu,aleotaczałjetakgrubymurniedostępności,żeniktnawetnieśmiałpytać,dokądzmierzają.

Każdegodniaodbywałamspaceryzmojąprzewodniczkąduchową,któraudzielałamiradinaukorazodpowiadała na tysiące zadawanych przezemnie pytań.Czasami czułam się przy niej jakmałaKoko,którajeszczenierozumieświataiwoliwszystkiegodowiedziećsięodkogośjejzdaniemmądrzejszego,niżdoświadczyćtegosama.

–Wjakisposóbdotychczasoweprorokiniezdołałyzmienićświat?– Jedna z nich zapytała kiedyświelkiego przywódcę narodu o sytuację, któramogławydarzyć się

czysto teoretycznie, a kiedy powiedział, jaką podjąłby wtedy decyzję, zwróciła mu uwagę nakonsekwencje, które mogłyby nastąpić w razie takiego wypadku. Kiedy przywódca musiałw rzeczywistości stawić czoła przedstawionej przez nią sytuacji, postanowił postąpić inaczej, niżpoczątkowozakładał,dziękiczemubieghistoriizostałzmieniony.

–Alebieghistoriiniedotyczychybatylkowielkichtegoświata.Każdyczłowiekwpływanaprzyszłepokolenia.

– Oczywiście, że tak. Podałam ci tylko przykład.W historii wróżbiarstwa i proroctw znajdzieszwięcejtakichprzypadków.Raznawetzmienionobiegwydarzeńdziękikotu.Wyobrażaszsobie?

–Bezwiększejtrudności.Zawszeuważałamkotyzawyjątkowointeligentnebestie.–Toprawda,kotymająwsobiepierwiastekmagiczny.Zmysł,dziękiktóremuczująwięcejniżinne

zwierzęta.Wróżki iprorokiniezawszewierzyływichsilnywpływnasiłęprekognicji.Dlategoczęstokoty są kojarzone ze średniowiecznymi czarownicami.Możewydawać się to dziś śmieszne, ale przezswojąniezwykłą inteligencjęczęstoskazywanebyłyna torturywrazzwiedźmą,anawetpalone razem

Page 82: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

zniąnastosie.–Straszne!–Oczywiście,żetak,alehistoriabywabrutalna.– A propos historii i stereotypów… Dlaczego nie mamy kul, w których widać przyszłość? –

zapytałam,zastanawiającsię,czypytanieniejestnatyległupie,żemojaopiekunkazarazniewybuchnieśmiechem.

– To największa zagadka historii prekognicji – odpowiedziała spokojnie. – Dotąd nikt nie możeznaleźć odpowiedzi na to, skąd sięwziął tenwymysł z kulą. Jeśliwierzyć historii, takiego przyrządunigdynieużywanodoprzepowiadaniaprzyszłości.

–Aróżdżki?– Różdżki? Służą do rzucania klątw. To nigdy nie było domeną kręgu Sybilli – odpowiadała mi

zcierpliwością,naktórąjapotrafiłamzdobyćsięjedyniewstosunkudoKoko.Śniadaniaikolacjeprzynoszonebyłydokomnatprzezwróżkiasystujące,natomiastobiadypodawano

w sali głównej, gdzie obecne na Brocken Sybille spotykały się na wspólny posiłek. Hezychie jadłyoczywiściew osobnej części podziemi.Wróżki niewiele ze sobą rozmawiały.Wyglądało na to, że Fii Elea nie były pod tym względem wyjątkami. Ilekroć próbowałam którąś z nich zaczepić, pytającozdarzeniazprzeszłości,wykręcałysięlakonicznymiodpowiedziami.Żadnazwróżeknieprzejawiałachęci do rozmów. Dlatego popołudniami udawałam się zwykle do biblioteki, a po zachodzie słońcawychodziłamnapolanęoddzielonąodświatadrzewami,zesłuchawkaminauszach.TalismangrupyAirjednoczyłsięmistycznymidźwiękamizesceneriąwokółiconocprzedsnemprzypominałmiotym,jakniezwykłajestnoc.Kładłamsięczasaminaziemi,żeby–jakporadziłamiwostatnimswoimliścieFi–obserwowaćgwiazdyidoświadczaćswojego„nicnieznaczenia”wkontraściezogromemwszechświata.Patrzyłam na nie z respektem i poważaniem, licząc na to, że dowiem się od nich, jakie jest mojeprzeznaczenie na tym świecie.Często przychodziłomiwtedy do głowy pytanie, jakwyglądałby światbezemnie,idocierałodomnieboleśnie,żepewnietaksamo.Niezmieniłobysięnic.Moiprzyjacielenieznalibymnie,więcnieczulibyżadnegobraku.Byłammałymziarenkiempiaskubezznaczeniadlaświata.Mimotowłaśniewtakichchwilachwyciszeniatymmocniejzdawałamsobiesprawęztego,jakbardzokochammojeżycie.

KiedyśJanekprzyniósłmicałyplikgrafikLuisaRoyo–jegoulubionegotwórcy–ojcaaniołówtejziemi. Nie chodzących ideałów, nie kryształowych cherubinków bez winy, ale wielkoskrzydłych,zanurzonychwtrudnymżyciuistot.Takwłaśniemusiałwyglądaćmójanioł,kiedywrazzemnąsiedziałnabrzegupogrążonejwczernipolanynaszczyciegóryBrocken.Przytknąłuchodomojejsłuchawki,byłw sukni brudnej od trawy, ziemi i deszczu.Zmęczony ciągłym rozbiciemmiędzy światami, rozterkamii braniem na siebie moich problemów. Czasami zapłakany przez swoje osamotnienie w świeciei przesadnie się nad sobą użalający, czasami rozmarzony, snujący wizję niezwykłej przyszłości.Przychodził tam ze mną co wieczór i czuł to co ja. Początkowo wielką niepewność i słabość, alezczasemcorazwiększąwewnętrznąmociwiaręwewłasnesiły.Dziesiątkigodzinprzesiedzianychnadksięgamiipróbzaglądaniawkartydawnejiprzyszłejteraźniejszościprzynosiłycorazlepszerezultaty.Alenieodstępowałamnieświadomośćzbliżającegosięmomentupowrotudoświatatych,przyktórychczułam się jak nieszczęsna Kasandra: moich przyjaciół, dla których byłam ich Latte, a nie SybillązBrocken.Idlawiększościznichnigdyniemiałosiętozmienić.

Page 83: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

ROZDZIAŁ12Po trzech miesiącach nieobecności w świecie, który przez tyle lat był dla mnie codziennością,

postanowiłam,żejużnajwyższyczas,abywrócić.InastępnegodniabyłamjużwJ.,wmoimulubionymmiejscu.NaroguPiwnicznejiKryształowej.Padałdeszczigładkiasfaltlśniłodzbierającejsięnanimwilgoci.

Jaknazawołaniepojawiłasięklasycznabohaterkawydarzeńtegoniesławnegoskrzyżowania.Babciazsiatkąmarchewek.Szłapowoli,uważniestawiająckroki.Spojrzałamnaniąbezradnie.Pierwszy razbeznajmniejszychwątpliwościmogłamw tej sytuacjiodpowiedziećnazadawanesobiewprzeszłościpytanie. Tym razem to już nie był zwykły strzał czy rachunek prawdopodobieństwa. Wiedziałam, żepoleci.

Agdybympodbiegła i ją złapała?–przemknęłomiprzezmyśl. –Czy takidrobiazgzmieniłbycośwhistoriiświata?Możewłaśnieto,żeniepójdziedziśdoszpitala,sprawi,żejakiśpoważanyspołecznieminister, który akuratmiał dziśwypadekw J., dostanie się do lekarza bezkolejki i będziewdobrymhumorze?Zatwierdziuchwałęopodwyższeniubudżetuna służbęzdrowia, a to zkoleidoprowadzidokolejnychusprawnień,czylizmienibieghistorii…ajazostanęprorokinią.

Podeszłamdostarszejpani.–Możepomogępanizejść?Ulicajestwtymmiejscudośćniebezpieczna.–Obejdziesię–odpowiedziałaśredniouprzejmie.–Możejednak,jeszczecośsiępanistanie,chybalepiejdmuchaćnazimne.– Proszę mnie natychmiast zostawić! – krzyknęła zbulwersowana, wyrywając rękaw z mojego

uścisku.–Pomogę–nieustępowałamwpróbach,nęconawizjąszybkiegoawansunaBrocken.Korpulentna dama zamachnęła się parasolką, prawdopodobnie mając na celu opędzenie się od

dobrodusznegonatrętawmojejosobie,iwtymmomencierunęłajakdługa.–Aniemówiłam?–powiedziałamzpolitowaniem.–Mojaręka–jęknęłazziemi.–Jużdzwoniępopogotowie–odparłamspokojnieiwyciągnęłamtelefonzkieszenispodni.To nie jest jednak takie proste, stwierdziłam w duchu. Zresztą pewnie minister i tak trafiłby do

lekarzabezkolejki.Wróciłam do domu państwa Rossa z uczuciem dobrze spełnionego obowiązku obywatelskiego.

Świadomatego,żebabciasamaniechciaładaćsięwybawićodprzeznaczenia.Takibyłwidaćjejlos.– Latte, nareszcie! – krzyknął uradowany na mój widok pan Rossa. – Strasznie się już za tobą

stęskniliśmy.–Jaktamwakacje?–zapytałaodwejściamamaJanka.–Doskonale.Dziękuję.–Wyglądasznawypoczętą.Alewcalesięnieopaliłaś.–CotyteżwygadujesznaBoga,przecieżniebyłanaTeneryfie,tylkowNiemczech.Popatrzlepiej,

czyjejbrzuchodpiwanieurósł–roześmiałasiępaniRossa.–Nicztego,nadaltam,gdzienormalniludziemająbrzuch,naszaLattemadziurę.–Wtakimrazieidęprzygotowaćcośnakolację.–Dziękuję, ale naprawdę nie jestem głodna – próbowałam oponować.Oczywiście bezskutecznie,

ponieważpaniRossajużzabierałasiędoszykowaniawkuchnikolacjiiwtymmomencienicjużniebyłowstaniejejpowstrzymać.

–JaneknadalwT.?Odwiedzałwaswczasiewakacji?–zapytałampochwili.–Odwiedziłnastylkoraz.Wyobrażaszsobie?Taktraktowaćwłasnychstaruszkównastarelata?To

twojawina,Latte!–roześmiałasięjegomama.

Page 84: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Niesądziłam,żeażtakspodobamusiętarudera.–Nieoruderęchodzi,mojadroga.TotyzapoznałaśgozAnną,prawda?–Aaa,notak.WłaściwieGloria.–Bądźcobądźjesteściegłównymisprawczyniamitegoichzagnieżdżeniasięzdalaodludzi.Zdaje

się,żeichwzajemnetowarzystwowzupełnościimwystarcza.–Copanimówi?Zakochalisięwsobie?–Zakochali?Tomałopowiedziane.Oszalelichyba.Janekażcałyobrósłwpiórka.Aletochybateż

starazasada„przezżołądekdoserca”.Gdybyśgoterazzobaczyła.Przytyłchybazpięćkilo.Powiedział,żeAnnadoskonalegotujeinicjużniechciałammówić,alewydajemisię,żewybiłamuzgłowynawettencaływegetarianizm.

–AleAnnateżjestwegetarianką–zdziwiłamsię.–Tak?Toja jużsamaniewiem,czymonagotakkarmi,alewyglądadużolepiej.PrawdaLeszek?

No,mówżecoś.– No prawda, prawda. Ja tam zawsze wiedziałem, że on w końcu wyląduje w jakimś dziwnym

miejscu.Ależebędziesięroślinkamizajadałnawsi,wybaczLatte,alenawsizabitejdechami,zjakąś…Ach!–machnąłznaczącoręką.

–Ależ panieRossa,Anna jest bardzo dobrą i sympatyczną osobą.Maw sobie dużo empatii i napewnoJanekbędziezniąszczęśliwy.

–Alezacoonibędążyć,Latte?Powiedzmi.Będąfilozofowaćtamwedwoje,tak?–Spokojnie,niedamyimzginąć,napewnojakośułożąsobieżycie.–Aniewiesz,coutejdziewczyny,którakiedyśtakczęstogoodwiedzała?Glorii,prawda?–Tak,dostałasięnaaplikacjęadwokacką.–Jestprawnikiem?–Tak.–Todopieroświetnieułożonadziewczyna.Możetoidobrze,żejużprzestałasięznimprzyjaźnić.

Coonbymógłzapewnićtakiejporządnejkobiecie?–PanieRossa, nie rozumiem, skąd u pana nagle tyle obaw. Janek to bardzomądry chłopak,może

i chodzi z głową w chmurach, ale jestem pewna, że poradzi sobie w życiu. Nie ma się pan czymzamartwiać.

–Aty,Latte?Kiedyzamierzaszwrócićnastudia?– Spokojnie,wszyscy dadzą sobie radę – oświadczyła pani Rossa,wchodząc do pokoju i ratując

mnieprzedniewygodnympytaniem.–Aterazzapraszamnanaleśniki.–Zserem?–Izrodzynkami.–Jestpanianiołem.– A propos aniołów. Był tu tuż po twoim wyjeździe jakiś mężczyzna. Bardzo przystojny, około

trzydziestki.Przyniósłdlaciebielist.–Mężczyzna?–Tak.Przedstawiłsię,alejaniemampamięcidoimion.Ajegobyłobardzodziwne.–Oktawian–oświadczyłpanRossa,wysuwającnoszzastertynaleśników,któraprzysłaniała jego

pochylonąnadtalerzemsylwetkę.–Wtakimrazietonicpilnego.–No,zdecydowanienie.Czekajużwkońcutrzymiesiące.Możepoczekaćjeszczekilkaminut.Pokolacjiwzięłamzestolikakopertęiposzłamzniądopokoju.TwojeoczysąjakczarnylądjednejzplanetMożenaszejMożewciążniepoznanej

Page 85: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Wszatynocyprzyodziana,muzoNocymemorandumwmemyśliwpisanejTyśjakświatjestwciążnieodgadnionaSmugąświatłajesteśtemu,ktocimiłyBiegnieszlekkokukomuśposchodachWsłońcuideszczu,którecięspowiłyIuciekasz,zanimzdołamciędostrzecBojużdzieńnadszedłBojużsłońceświtaOdpowiedzmi,kimjesteś,nieznajomapaniLubpozostańmizawszeTerraincognitaJeślikiedykolwiekzdecydujeszsięwybaczyćmimojenietaktownezachowanie,zadzwoń,proszę.Przyłożyłamdłońdokartki,abysprawdzić,gdzieterazjestmójlistownyadorator.J.,ulicaWierzbowa13.Tociekawe.UlicaGlorii…MożetojakiśznajomyOliwii?–przemknęłomiprzezmyśl,alechwilę

późniejprzypomniałamisięcałasztucznackliwośćnaszegospotkania i jego idiotyczny testnakoniec,więcmimo że nie kryłam sama przed sobąwrażenia, jakie namnie zrobił, odnajdującmniew domuJanka,porwałamlistnakawałeczkiiwyrzuciłam.

Nocóż,pozostanęterraincognita,drogiOktawianie.Trafiłeśpodzłyadres.Tego samego wieczoru zadzwonił do mnie Kornel. Był wyraźnie spięty. Sprawa wydawała się

wyjątkowopilna,więcniepróbowałamnawetodłożyć jejna innydzień iodrazuzgodziłamsięznimspotkać.

–WFurcielepiejnie,zadużoznajomych.Wolałbym,żebyniktnasnieusłyszał.–Jakwolisz.Togdzie?–WPistacjowej?–OK.Kiedyprzyszłam,siedziałjuż,wyskrobującresztkilodówzdnapucharka.–Widzę,żeniejestażtakźle–uśmiechnęłamsię.–Tomójsposóbnaodreagowaniestresu.–Nopopatrz,amyślałam,żetylkokobietytakmają.–Mójstresjestzwiązanyzkobietami.Jakiedlaciebie?–Czekoladowe.–Jakzwykle–uśmiechnąłsiępodnosem.–Dwieporcje,poproszę–rzuciłdoprzechodzącejkelnerki.–Coci leżyna sercu?–zapytałam,próbującmimochodemdotknąć jego ręki, alewciążbawił się

łyżeczką.–Nicniezwykłego.Klasykawwykonaniunaszegokraju.Bólnarodowy.–Kasa?Zaklaskałwdłonieibezradniepodrapałsiępogłowie.–Cholera,zaczynanamsiękończyćbudżetzAncoraImparo.Firmęzresztązawiesiliśmypotym,jak

postudiachwróciliśmydoJ.Kosztybynaszjadły.Ato,cozarabiamtutaj, jakopokojowy…nie, jakosprzątaczka (!)… wystarcza nam zaledwie na opłacenie czynszu. Zachciało mi się akademii sztukpieprzonych.Mogłemzostaćinżynierem.

(Ostatniocorazczęściejzdarzałomisiętosłyszeć).–Jawiem,Latte,pewniemyśliszsobie,żeoszalałem,przecieżtobyłamojadecyzja,więcpocoteraz

do ciebie przyłażę. W końcu jesteś młodsza i to ja powinienem być rozsądniejszy i odpowiadać za

Page 86: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

rodzinę.Aletyjakośtakzawsze…–Wyobrażaszsobie,żemogłabymcikazaćspadać?Zastanówsięwogóle,cotymówisz.–Nowłaśnie,wiedziałem,żenie,bomaszdobre serce, a ja chybamusiałemsiękomuśwygadać,

żebywylaćtrochętejżrącejfrustracji,którasięwemniegromadzi.–Amaszwogólejakiśpomysł?MożezwołamywalnezgromadzenieMZPirazemcośwymyślimy.–Nie, nie!Rzeczw tym, żeby nikt się o tymnie dowiedział. Tosia sądzi, żemamy jeszcze sporo

oszczędności, bo nie chciałem jej niepokoić. A im więcej osób będzie wiedziało, tym większeprawdopodobieństwo,żetodojedziedotejzołzy.

–Czemutakoniejmówisz?!– No przecież nie o Tosi mówię, tylko o mojej matce. Jeśli ona się dowie, to zaraz zjawi się

zprezentamidladziecka.ZresztąodkądwieoPoli,całyczasszukapretekstu,żebydonasprzyjść.–Kornel, aleczy ty jesteśpewien,żeonamawobecPolizłe intencje?Możepoprostuchcemieć

kontaktzwnuczkąityle.–Akuratwtejkwestiiniemógłbymbyćbardziejpewien.Znamjąwkońcuodurodzenia.Niezemną

tesztuczki.Skubanacośsobiewymyśliła,tylkojeszczeniewiemco.Gdybyznałcałąprawdęojejmocach,dostałbyparanoi.–Irozumiem,żeniebierzesznawetpouwagęjejpomocyfinansowej?–Żartujesz?!Onatylkonatoczeka.Żebympoprosiłjąocokolwiek.Pozatymtuniechodziożadną

jednorazową pomoc. Mnie jest potrzebny jakiś stały dochód. Pola idzie w tym roku do przedszkolaitrzebabędziezanieregularniepłacić.Muszęzdobyćznowujakieświększepieniądzeiidealniebybyło,gdybymmógłjezarobić,uprawiającswójwłasnyzawód.

Złapałmniegwałtowniezaręce.–Muszęcośwymyślić.Muszęznaleźćsposób,żebyreaktywowaćtutajAncoraImparo.–Amoże spróbujesz tutajw J. otworzyćA.I.? – zaproponowałam, czując się jaknajprawdziwszy

złodziej.–Myślisz,żetomożliwe?Samniedamrady.– Jasne. W K. się udało, a tu przecież jest tyle kawiarni i barów. I nie tylko w samym J.,

w okolicznych miasteczkach także. Na pewno wiele z nich wymaga zmiany lub choćby odświeżeniawizerunku.Mogęcipomóc.

–Latte,jesteśaniołem.–Jasne,chybaupadłym.–Conajwyżejtrochępochlapanym.Uśmiechnęłamsięipotarmosiłamgopowłosach.–Wtakimrazieniemanacoczekać.Kończymylodyizabieramysiędopracy.Postanowiliśmy, że aby nie wzbudzać niepotrzebnego zamieszania ani podejrzeń, od razu

poinformujemyo„naszym”pomyśleTosię.Oczywiścienieoświadczyliśmyjejzgrubejrury,żepieniądzepo prostu się skończyły, ale w ciągu kilku kolejnych tygodni ze wzmocnioną intensywnościąprzeczesywaliśmywszelkiegorodzajulokalewposzukiwaniumożliwieracjonalnegozarobku.

Jawzwiązkuzmoimizdolnościami„lekkoparanormalnymi”, jakokreślił jenieświadomyniczegoKornel,zostałammianowanaprzedstawicielemhandlowymfirmyibyłamniemalzawszewystawiananapierwszyogieńwceluwyczuciazamiarówwłaściciela.Kumojemuzaskoczeniukilkakrotnieudałomisięuratowaćnasprzedwpadką,kiedyusłyszałampodświadomezacieranierąknamyślotym,żewpłacątylkozaliczkę,apóźniejwystawiąmałąnieznanąnarynkufirmędowiatru.

– Przepraszam pana, chyba źle się zrozumieliśmy – wyjaśniałam wtedy cierpliwie. – JesteśmylokalnąfiliąogromnejkorporacjizsiedzibąwK.(nietakieznowuwielkiekłamstwo,wkońcuwszyscy

Page 87: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

tamstudiowaliśmy!),którejwłaścicielemjestsampanKornelFalesse.–Ztych…–Tak,ztychFalesse.(Dobrze,żegotamniebyło,bochybabymniezatozlinczował!)Oczywiście

naszafirmamabogatedoświadczeniewzawieraniuumów,którecharakteryzująsięobopólnąkorzyścią.NaszymadwokatemjestpaniGloriaFalesse.TakżezTYCHFalesse.Dlategomożepanbyćpewien,żenasza oferta jest w zupełności uczciwa i profesjonalna. Oczywiście, jeśli nadal reflektuje pan napodpisanie umowy, a nie sądzę, bymiał pan powody, żeby się wycofywać, pan takżemoże zaprosićswojegoprawnikanaustalanieszczegółów.

–Toniebędziekonieczne.–Doskonale–zzadowoleniempodawałamrękęnaznakzawartejumowy.Cholera–słyszałamzwyklewarknięciejakprzezzaciśniętezęby.W J., które w ostatnich latach nastawione było na rozwój turystyki i rekreacji, pojawiło się

kilkanaście nowych barów szybkiej obsługi i kawiarenek, co powinno przysporzyć nam wielupotencjalnych klientów. Okazało się jednak, że część z nich tonie w długach i prawdopodobniewniedługimczasieogłosiplajtę.Poprostupodażprzekroczyłapopyt.Mimotowpierwszympółroczureaktywowanej działalności udało nam się podpisać sześć umóww J. (niektóre na bardzo niewielkieremonty,innenaabsolutnetransformacje)iczterypozamiastem.Zdołaliśmyteżwydębićdotacjęzurzędumiasta, ponieważ udowodniliśmy w starannie napisanym wniosku, że działalność firmy ma korzystnywpływnasytuacjęturystycznącałegoregionu,aniesamychtylkomałychprzedsiębiorstw.Kredyt,którymusieliśmy początkowo zaciągnąć na zakup niezbędnych narzędzi i materiałów, udało się spłacić poczterechmiesiącach.

KtóregośdniaKornelodebrałtelefon:–PanKornelFalesse?–Tak,słucham?–Panjest,jakmniemam,właścicielemfirmyAncoraImparo?(Ha!Jednakpamiętająnazwę).–Takjest.Wczymmogępanupomóc?– Dzwonię z kawiarni Ciacho. Jakieś dwa miesiące temu była u mnie Pana przedstawicielka

handlowaizaproponowałausługipańskiejfirmy.–Zgadzasię–odpowiedziałuprzejmieKornel,przeglądającgorączkowozeszytzamówień.–Jawtedyniemiałemwystarczającegobudżetu,więczpropozycjinieskorzystałem.Niestety,moja

sytuacjafinansowanieuległapoprawie,aleterazjadlaodmianymamdlapanapewnąofertę.–Słuchampana–odpowiedziałzzainteresowaniem.–Ztego,comiwiadomo,pańskafirma,mimożeoddobrychkilkumiesięcydziałanarynkuwJ.,nie

posiadawłasnegobiura.–Owszem–oświadczyłKornel.–Nieuznaliśmytegozakonieczne.–Rozumiem,żewiększośćsprawzałatwiapantelefonicznielubprzezInternet.– Tak się składa, że ma pan rację – odparł lekko już poirytowany, ale wciąż trzymając fason

poważnegobiznesmena.– Otóżmoja oferta jest następująca – mężczyzna przeszedł wreszcie do sedna. – Proponuję panu

przejęcie mojego lokalu za darmo, ale za to z jego obciążeniami finansowymi. Nie są one ogromne,jednakzdajęsobiesprawęztego,żewłasnymisiłaminiebędęwstanieichspłacić.

–Toznaczy?Ojakiejkwociemówimy?–Pięćtysięcyeuro.Kornelwestchnąłciężko.–Oczywiścieniemusisiępandecydowaćwtejchwili.Mojąofertęprzedstawiłemjeszczeczterem

innymkontrahentomiliczęnato,żeudamisięoddaćlokaldokońcategomiesiąca.

Page 88: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Czyliżemamdwatygodnienapodjęciedecyzji?–Niezupełnie.Jeśliktóryśzprzedsiębiorcówzdecydujesięwcześniej,odstąpięmufirmęwtrybie

natychmiastowym.– Dobrze. W takim razie proszę podać mi swoje namiary, a ja skonsultuję się z moimi

współpracownikamiipoinformujępanaonaszejdecyzji.–Będęwielcezobowiązany.

***–Alewłaściwiepoconambiuro?–zapytałaTosia,próbujączwiązaćdelikatnewłoskiPoliwdwa

mysieogonki.– Myślę, że mogłoby się nam przydać. Tutaj w pokoju zaczynamy mieć niezły pieprznik

z dokumentami, to raz. Po drugie, nie mamy gdzie zapraszać klientów na rozmowy. Bo i niby jakmielibyśmy ich tu wcisnąć?Między łóżeczko a wózek? Tu nie ma nawet biurka, przy którymmożnacokolwiekpodpisać.

–Aledotejporyjeździliśmydoklientówiwszystkobyłowporządku.– Tak, ponieważ jesteśmy jeszcze małą firmą. A wyobraź sobie, jakby to było, gdybyśmy mogli

zatrudnić więcej osób. Także absolwentów ASP albo po architekturze i dekoracji wnętrz. Przecieżmożemywykonywaćwięcejzleceń.NiewJ.,tylkowinnychmiastach.PoszukiwalibyśmyklientówprzezInternetiwysyłalibyśmydonichoferty.

–Ipococidotegobiuro?– Poważna firma musi mieć biuro. Jak sobie to wyobrażasz? Te piętrzące się papierzyska

porozrzucanepocałejpodłodzeiutaplanewkaszcePoli…–Odrazumusisztakdramatyzować.Kupimykilkasegregatorówizapanujemynadtymchaosem.–Amateriały?Niszcząsięwpiwnicy.–Niemusimyichprzetrzymywać.Tobyłgłupipomysł,żebykupićwszystkohurtem.Możeiwyszło

nieco taniejnametrkwadratowy,aleza towszystkowygląda taksamo!Niemożemyużywaćwszędzietychsamychmateriałów,farbidrewna.Każdylokal,dlaktóregopracujemy,mainnyklimat.

–Wiem przecież. To był błąd i już następnym razem będziemy o tym wiedzieć. Ancora Imparo!Pamiętasz?

–Jasne,żepamiętam.Nojuż,Pola,złaźzłóżkaiidźdokuchni.Mamusiazrobiłacikaszkę.Polagrzeczniezeskoczyłaipobiegładolustraobejrzećswojekucyki.–Nadaluważam,żeabyfirmasięrozwijała,potrzebnejestbiuro.–Amaszpięćtysięcyeuro?–Niemam.–Więc?–Wezmękredyt.–Znowu?Ledwiespłaciliśmypierwszy.–Toprawda,alespłaciliśmygobezzwłoki,więcbankdanamnastępny.–Acojeślinieznajdziemywięcejklientów?RynekwJ.jestjużnasycony.Niematuwięcejczego

szukać.Musimy skupić się na realizacji tych umów, które dotąd podpisaliśmy. Jesteśmy ustawieni nanastępnedwalata,alemusimyprzedewszystkimpracowaćnadwysokąjakościąusług,aniemasowymdziałaniem.„PAMIĘTASZ?!”–zapytała,naśladującjegogłos.–Icozpomysłem,żebyzatrudnićkogośdowspółpracy?Otymteżjużzapomniałeś?Zdajesię,żebędziemymusielitejosobiepłacić?Prawda?

–Prawda.Ale na początku zawsze trzeba ponieśćwiększe koszty, kochanie. Później sporo na tymzyskamy.

–Kornel,niechciałabymzakłócaćtwojejwizji,aleprzypominamci,żemasznautrzymaniurodzinę.–Pamiętamotym.–Cieszęsiębardzo.

Page 89: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

***–Icotynato?–zapytałmnie,kolejnyrazdesperackodrapiącsiępogłowie.–Jajużniewiem,jak

mamjejprzemówićdorozsądku.Namnaprawdębędziepotrzebnebiuro.Atakilokalwcentrummiastatodobraoferta.

–Kornel,alepamiętaj,żebiuronieprzynosiżadnychdochodów.–Notak…–Chyba,żesamzałożyłbyśtamlokal.–Ja,lokal?– Powiedzmy, że na początek ja mogę go wykupić za pieniądze ze spadku po Fi. Wszyscy

pracowaliśmy Pod Klonami Zielonymi i wiemy, jak wygląda taki biznes od wewnątrz. Moglibyśmyurządzićcoś,czegojeszczeniemawJ.Naprzykładwieczorkikaraokealbokursmalarstwalubrzeźbyprzykieliszkuwina.

–Czyjawiem?Towydajemisięjeszczewiększąinwestycją.–Aleprzynoszącązyski.Wykorzystałbyśswójpotencjałijednocześniezarabiałpieniądze.– Ale wtedy nie miałbym już czasu na główne zadanie firmy, tylko siedziałbym z beztalenciami

itłumaczyłpodstawyrysunku.Słyszałaśpojęcie„gawiedziowstręt”?!–Taa…hasłoGrabarza.Jasne.–Jawłaśnienatocierpię.– W takim razie zajmijcie się teraz wykonywaniem zleceń, najlepiej jak potraficie. Ja wykupię

Ciachoizajmęsięorganizacjąkursu,anazapleczuzorganizujemybiuroA.I. iwykombinujemyosobnewejściedlaklientów.

–Tosięnieuda,Latte.–Udasię.Bądźdobrejmyśli.– Dziękuję – przytulił mniemocno i wyszedł, zostawiając kelnerce napiwek równowartości ceny

kawy,którązamówił.Artysta–roześmiałamsięwduchu.–Jakonmożeprowadzićbiznes?

***Ścianypomalowanebyłynabladoróżowykolor,którysprawiał,żecałewnętrzerobiłowrażeniezbyt

słodkiego nawet jak na potrzeby cukierni, a okropne plakaty z grubasamiw pasiastych gaciach, jakienoszono w formie opalaczy na plaże w latach dwudziestych, automatycznie odbierały apetyt najakiekolwiekciastko,acodopierociacho.Nicdziwnego,żezbankrutował.

Dotknęłamścianyizamknęłamoczy.Kilkueleganckichmężczyznsiedzącychprzyhebanowychrzeźbionychstołach,ciepłekawoweściany

i fotografie smakowitych czekoladowych deserów. Duże, pękate kieliszki zwisające z półkiprzymocowanej nad barem. Wewnętrzne parapety z oszlifowanego szkła z wtopionymi do wnętrzaziarnamikawy.Artdécoielegancja.Doskonałepomieszczeniedlatych,którzyprzyszliomówićinteresy.

–Dzieńdobry.Zapraszamdobiura–wyrwałmniezzamyśleniawłaściciel.Poszłamzanim.– Jestem przedstawicielką handlową firmyA.I. Zdaje się, że już kiedyśmieliśmy przyjemność się

spotkać – oznajmiłam, niezauważalnie dotykając kilku dokumentów, które leżały na stole. Nie miałżadnychinnychofertkupna.Cwaniak.

–Panie…–FranciszekSypnicki.–PanieSypnicki,skądinądwiadomomi,żeniemapaninnychofertnaprzejęcielokalu.–Ależmam!–krzyknąłoburzony.–Proszęniekrzyczeć,wiem,jakajestpańskasytuacjaiżejestpanpodsilnąpresjąrodziny,abyczym

prędzejpozbyćsięciążącegonadpanemdługu.(Tujużimprowizacja!)

Page 90: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Niewiem,skądpaniposiadarównieabsurdalnewiadomości.– Panie Sypnicki, porozmawiajmy poważnie – dotknęłam koperty ze znanymmi nadrukiemBanku

Państwowego.–Proszętozostawić.Copanirobi?– Przepraszam. Nie chciałam pana zdenerwować. Może źle zaczęłam. Przyszłam tutaj, żeby

zaproponowaćpanuwykupieniepańskiegolokalu.Mojaofertatotrzytysiąceeuro.–Słucham?!–wykrzyknąłzbulwersowany.–Proponowałempaństwukupnozapięćtysięcy.– Trzy tysiące to i tak więcej niż suma, na którą pański lokal jest zadłużony. Jeśli będzie pan

zainteresowany,proszęsięznamiskontaktować.Dowidzenia.–Dowidzenia–odpowiedział,ciężkowzdychając.Zgłosiłsiępotrzechdniach.– Przyjmuję pani ofertę. Zapraszam do mojego lokalu w sobotę o dziesiątej rano. Dopełnimy

formalności.–Miłomitosłyszeć.Oczywiście przyprowadziłam ze sobą Glorię, która co prawda nie ukończyła jeszcze aplikacji

adwokackiej,alemiałajużsporąwiedzęwtejdziedzinie.–Coterazzamierzasz,Latte?–zapytała,kiedysiedziałyśmyrazemwniewielkiejrestauracyjceprzy

placuPistacjowym.–Niewiem,cosięostatnioztobądzieje.Rzuciłaśstudia,wyjechałaśgdzieśnatrzymiesiące,mieszkaszkątemurodzicówJanka,aterazjeszczetencałybizneszKornelemiTosią.Przecieżtysięnigdyczymśtakimnieinteresowałaś.Skądnagletylezmianwtwoimżyciu?

–Postanowiłampoprostucośzmienić.–Niechceszjużbyćpsychologiem?– Chyba przeceniłam swoje możliwości. Jednak psychologia to nie jest moje powołanie. Nie

rozumiem sama siebie, więc jak mogę pomagać innym? Anna zaproponowała mi, żebym zamieszkałaterazwjejmieszkaniu.

–Fantastycznie,widzę,żeniebędziejejjużpotrzebne.–Przestań,Gloria.–Kiedysięprzeprowadzasz?–Jutro.–Oszalałaś.DlaczegoniewróciszdoK.?–Niewrócę,botumamkomupomagać,mogęsięrozwinąć.Atambędęjedyniepopychadłempani

GruszczyńskiejwKlonach.Jużtegoniechcę.Tutajmamwizję,tampókicojestemnikim.–KochałaśK.Mówiłaśprzecież,żetotwojeakme.–Nadaltaksądzę,alewiem,żejawtedyjeszczeniebyłamakme.Nadalniejestem,alewrócętam

dopierowtedy,kiedypoczuję,żejestemgotowa.Pokręciłazniedowierzaniemgłową.–CouMarka?–zapytałam.–Wporządku.Chociażciężkomuzaaklimatyzowaćsięwmieszkaniunawyspie.–Nicdziwnego.Dzikiświatwwielkimmieście.–Przyzwyczaisię.WidziałaśsięzEmilem?–Nie.–Dlaczego?–Niebędęzanimbiegać.–Biegać?Nieznamdrugiejrówniezdystansowanejwobecfacetówosobynaświecie.–NiemamochotynakonfrontacjęzRudą.–Rudą–parsknęłajakzwyklenawspomnieniedziewczynybrata,wypuszczającdymzust.–Żeteżty

sięniąprzejmujesz.

Page 91: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

– A ciebie Anna nie obchodzi, tak? – wiedziałam, że to był cios poniżej pasa, ale jakoś mi sięwymknęło.

–Tocoinnego.Onją…zakochałsięwniej.–Wiem–odpowiedziałam,patrzącnaniązatroskana.–Alecotam.MamprzecieżMarka,nie?–Tak.Napewnotymrazemwszystkocisięułoży.PozatymchciałabyśwylądowaćwT.?Chybabyś

tamoszalała.Zeroimprez,zeroludzi,żadnychperspektywnażycie.–Wiem–powiedziała,spoglądającposmutniałymwzrokiemnaniebo.–Spokojnie,Gloria–próbowałamjąpocieszyć.–Jagonadalkocham,wiesz?–Wiem,kochanie.Alechybanajwyższaporasięodtegouwolnić.Tyiontodwainneświaty.Poza

tympomyślsobie,jakwyglądałybywaszedzieci,gdybyodziedziczyłyponimurodę.Chciałabyśtego?Gloriazaśmiałasiękrótko,alewidziałam,żemojegłupiegadanienicwtejsytuacjiniepomoże.–Powróżyszmi,Latte?Wyciągnęłaprzedsiebiedłońipokazałamiją.Zciężkimsercemspojrzałamnarysującesięnaniej

linie. Ostatnim razem nie dostrzegłam nawet połowy tego, co widziałam teraz. Z większą swobodąprzychodziłomimówienieowróżeniu.Terazwydawałomi się to aż zbyt poważne, żeby sobie z tegokpić.

Nieprzewidujprzyszłościswoichnajbliższych–przemknęłamiprzezmyślporadaFizapisanawjejliście,którejnigdypóźniejniesłyszałamodprzewodniczkianinieczytałamwżadnejksiędze.

CzyFimiałarację,mówiącmiotym?MożefaktycznielepiejnieznaćprzyszłościGlorii?Dotknęłamprzegubemłokcia jejdłoni iznówwmojejgłowie rozniósł siękrzyk tegosamegomałegodziecka.Tasama wizja. Leżący we krwi mężczyzna. Jakieś kobiety. Chyba Oliwia. Druga bardzo niewyraźna.Przypomniałomi się to, comówiłDaniel.Tomusiał być jej ojciec.Chyba faktyczniebyła świadkiemjego śmierci. Może… to jedyna osoba, od której mogłabym się dowiedzieć, co właściwie stało siętamtego dnia. Po chwili drugie uderzenie, zapłakanaGloria krzycząca „nie, nie, nie!”, „jakmogłaś?”.Późniejznówona,starsza,wbiałejsaliprzypominającejszpitalpsychiatryczny.

–No,powiedzmi,cosięstanie.Przecieżtotylkowizja.Nicpoważnego.Mogętozmienić.–Niemożesz.Totwojateraźniejszość,tylkojeszczesięniewydarzyła.–Niestraszmnie,Latte.Przecieżcałyczaswpływamnato,cobędziesiędziało.Gdybytakniebyło,

tonieuczyłabymsiędoegzaminów,któreitakmamzdać.–Aletanaukatakżejestczęściątejteraźniejszości.–Cozabzdura!ItotegosięnauczyłaśnagórzeBrocken?Mamdlaciebiedobrąradę:niejedźtam

więcej, bonatłuką ci bezsensownychmyśli dogłowy!Może to jakaś sekta i później będzieszmusiałapopełnićharakiri?

–Nicnierozumiesz.Patrz.Dotknęłampalcamijejskroniizaczęłamsiłąprzekazywaćjejswojemyśli.–Corobisz?Zachwilędonaszegostolikapodejdziemaładziewczynkaipoprosicięocukier,poczymrozlejeci

nakolanatwojąkawę.Postarajsię,żebytegoniezrobiła.Gloriauśmiechnęłasię.–Jaktozrobiłaś?Nicnieodpowiedziałam.Pochwilidonaszegostolikapodeszłapięciolatkazkokardamiwewłosach.–Dzieńdobry.– Dzień dobry – odpowiedziała Gloria i przesunęła kawę na drugi koniec stolika, żebymała nie

mogłajejdosięgnąć.

Page 92: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Czymogąmipaniepodaćcukier?–Tak,oczywiście.Gloria wzięła cukierniczkę i ostrożnie podała małej, która złapała ją solidnie w obie dłonie

ipodbiegładostolika,gdziesiedziałajejmama.–Awidzisz?–roześmiałasięGloriaiwzięłazzadowoleniemfiliżankędoręki.–Dasięzmienić.– Przepraszampanią – szarpnęła ją nagle ta sama dziewczynka, rozlewając zawartość filiżanki na

spodnieGlorii.–Mamakazałamipodziękować–skończyła,patrzączprzerażeniem,iuciekładomamy.– Bardzo panią przepraszam – jej mama zerwała się od swojego stolika, podbiegła do nas

izakłopotanapodałaGloriipaczkęchusteczek.–Zapłacęzapralnię.–Nie,nietrzeba–odpowiedziałazeskrzywionąminąGloria,wycierającspodnie.–Takiwidaćmój

los.Chodź,pójdziemydomnienajakiegośdrinka,apotemprzejdziemysiędoFurty.Zaniepokoiła mnie trochę wizja możliwego spotkania z Oliwią, ale z mojego dotychczasowego

doświadczenia wizyt u Glorii wiedziałam, że raczej rzadko można było na nią trafić w domu. Choćrównocześnieciekawiłomnie, jakzareagowałaby,gdybymnie teraz spotkała.Po jejostatniejucieczceniesądziłam,żechciałabynamniewpaść.

Szłyśmypowoliulicami,któreobieznałyśmyodlat,mijającpowojennekamieniceodremontowanezfunduszyunijnychiodświeżoneparki,wktórychtakczęstoukrywałyśmysięzbutelkąwinaprzedstrażąmiejską. Rozmawiałyśmy, jakby nic się nie zmieniło, a jednak zmieniło się bardzo dużo.WystarczyłospojrzećnaGlorię.StartedometalunaczubkachglanyzamieniłanaeleganckiebutyodGucciego. Jejeleganckąsylwetkęokrywałszykowny,lekkipłaszczyk.Wkońcujużniebawemmiałakończyćaplikacjęadwokacką i zostać podobnie jak jej ojciec szanowanym mecenasem z niewątpliwą tendencją doromansów na boku. Mimo wszelkich starań i prób nasze drogi zaczynały się rozchodzić, szłyśmywkompletnieinnychkierunkach.Awtychjejciuchach…napewnoniebyłtokierunekFurty.

–Mogęcięocośzapytać?–Jasne,tylkodlaczegotakoficjalniezaczynasz?Cośsięstało?–zdziwiłasięGloria.–Nie,tylko…ilemiałaślat,kiedyzginąłtwójojciec?–Cośkołodwóch.–Apamiętasz,gdziebyłaśtegodnia?–Nochybazwariowałaś.Jaknibymampamiętać?– Tomusiało być dla ciebie traumatyczne przeżycie. Na pewno pamiętasz, gdzie byłaś, kiedy się

otymdowiedziałaś.Bochybaniebyłocięprzytym,prawda?–Oczywiście,żemnieprzytymniebyło.Aleniepamiętam,kiedyijaksięotymdowiedziałam.–Niesądzisz,żetodziwne?Pamiętasz,żeopowiadałcibajki.Mówiłaśmiotymkiedyś…–Niewiem,Latte.Tosąprzebłyski.Przecieżbyłamjeszczemałymdzieckiem.Możetodomnienie

dotarło.Acociętaknagleztymnaszło?–Nie,taktylkopytam.–Witaj,kochanie–Oliwiaucałowałamnielekkowpoliczekistarłaszybkośladczerwonejszminki,

którynanimzostawiła.–Dzieńdobry–przywitałamsię.Wiedziałam,żemójwidokraczejjejnieucieszył.– Dawno cię tu nie było, Latte – stwierdziła, starając się zachować pozory uprzejmości.Miałam

wrażenie,żegdybytylkomogła,przewierciłabywzrokiemdziuręprzezmojągłowę,żebydowiedziećsię,czypowiedziałamowszystkimGlorii.

–Lattebyłanazlocieczarownic,prawdaLatte?–Prawda–roześmiałamsię.–Coteżwyopowiadacie?–uśmiechnęłasięsztucznie.– Naprawdę, mamo, nie wiem, czy wiesz, ale moja przyjaciółka odkryła w sobie ostatnio siły

paranormalne – oświadczyła Gloria, krzywiąc nos za plecami Oliwii. W najmniejszym stopniu nie

Page 93: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

zdawałasobiesprawyz tego,do jakiegorozstrojunerwowego ją tymdoprowadza.PoczułamnasobieprzeszywającespojrzenieOliwii,aletylkosiędoniejuśmiechnęłam,jakbynicsięniestało.

–Idziemysięnapićdrinka,tobieteżzrobić?–Nie,dziękuję.Mamdzisiajspotkaniefundacji,muszęmiećjasnyumysł.–WidziałaśgdzieśEmila?–Powiniensięzarazpojawić.Wychodziciewieczorem?–Byćmoże.–Mniewkażdymrazieniebędzie.Bawciesiędobrze.Żegnaj,Latte.–Możenie„żegnaj”,chybaniebawemsięspotkamy,prawda?–Oliwiaprzeszyłamniewzrokiem.–Nooczywiście.WkońcuwróciłaśnastałedoJ.Tak?–Tak.Dozobaczeniawkrótce.–Dozobaczenia.Wyszłaizamknęłazasobądrzwi.– Co wy tak dziwnie ze sobą rozmawiacie? – zapytała Gloria, wyciągając szklanki do drinków

zwielkiegobarku.–Dlaczegodziwnie?Normalnie.–Takmisięjakośwydawało.Jakiegochcesz?–Żubrówkęzsokiemjabłkowym.Poszładokuchnipolód.Nagledrzwiwejścioweotwarłysięzhukiemidośrodkawbiegłarozhisteryzowana,zapuchniętaod

płaczurudaAngelika.–Jakmogłeś!?–krzyknęła,odwracającsięwstronęwyjścia,iwtedykątemokamniedostrzegła.–Atycoturobisz?!–krzyknęłabezogródek,wpadającwjeszczewiększyszał.WtejchwilidoholuwszedłspokojnymkrokiemEmil.– Angela, uspokój się. Przecież pamiętałem o twoich urodzinach, tylko chciałem zrobić ci

niespodziankę wieczorem. O, Latte – rozpromienił się na mój widok. – Boże, jak ja dawno cię niewidziałem.

–Chybatrafiłamnazłymoment.Ruda wyglądała, jakby za chwilę miała wybuchnąć. Czerwone, spuchnięte oczy, usta wydęte

wnerwowymgrymasieipotarganewłosywnajmniejszymstopniuniewzbudzałylitości,aconajwyżejpolitowanie.Niezaprzeczę,żejejwidoksprawiłminiemałąfrajdę.

–Źlesięczujesz?–zapytałam,żebyjejdopiec.–Emil–wycedziłaprzezzęby–możemyporozmawiać?Uciebiewpokoju.–Już–wzruszyłbezradnieramionami.Rudaodwróciłasięnapięcieipomaszerowałanagórę.– Zaraz wrócę. Nie znikaj stąd, bardzo cię proszę. Pięknie wyglądasz – szepnął do mnie przed

wyjściem.– Sorry, że tak długo – powiedziała Gloria, która właśnie w tej chwili pojawiła się z dwoma

drinkami.– Nie szkodzi, wcale się nie nudziłam. Przed chwilą byłam świadkiem ataku nerwowegoAngeli.

Wyglądanato,żeEmilzapomniałojejurodzinach.–Toakuratnicnowego–roześmiałasię.–Onzapominaowszystkichważnychdatach.Dobry?Czy

zasłaby?–Dobry.– Gloria, Latte, co wy na to, żeby uczcić dzisiaj urodziny Angeli w jakiejś restauracji? –

zaproponowałEmil.Gloriaspojrzałanamniepytająco.

Page 94: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Jasne,czemunie.–Wtakimraziejateżsięzgadzam–skinęłagłową.Taksięzdarzyło,żeznałamjużmiejsce,wktórymznaleźliśmysięgodzinępóźniej.Choćgeneralnieto

niebyłymojeklimaty.–RosariumtojednaznajlepszychrestauracjiwJ.Mająwybórdańzcałegoświata,zawsześwieżych

irewelacyjniepodanych–zareklamowałEmil,otwierającprzednamidrzwi.–Pananazwisko?–Falesse.–Proszęzamną.Poprowadziłanasdostolikanaśrodkurestauracjiipodałakartydań.Apochwilizjawiłasięznowu

zesrebrnymwiaderkiemzszampanem.–Szampandlapań.–Dzięki,Emiś– roześmiała sięperliścieAngelika, której nawidok szampananagleprzeszedł zły

humor(choćwcześniejniebyłazachwyconatym,żejaiGloriajedziemyzniminajejwymarzonąkolacjęwedwoje).

–Paniraczyspróbować?–zapytałakelnerka.–Ja?–zdziwiłamsię.–Możelepiejsolenizantka.–Dostałampolecenie,abytopanispróbowałajakopierwsza.–Emiś!–warknęłazoburzeniemRuda.–Cichobądź,Angela.Tonieodemnietenszampan.–Aodkogo?–zapytałamkelnerki.–Sponsorpragniepozostaćanonimowy.„Niepasujędotwojejukładanki,wierzmi”–naskrobałamnaserwetce ipoprosiłamkelnerkę,aby

odniosłaszampanaipodałato„sponsorowi”,któregonatychmiastrozszyfrowałam.PochwiliOktawianpojawiłsięprzynaszymstoliku.–Wyrzuciłemmojepuzzle,zacznęodnowa–oświadczyłkuzdziwieniumojegotowarzystwa.–PanFrater?–zapytałazezdziwieniemAngela.–Tak–odpowiedziałobojętnie.–Mogęcięporwaćczykolacjajestwyjątkowosłużbowa?–zwrócił

siędomnie.–Niesłużbowa,alewyjątkowoważna.–Nieodpowiedziałaśnalist–oznajmił,jakbywnajmniejszymstopniunieprzeszkadzałomuto,że

siedzęwtowarzystwieprzyjaciół.–Widoczniewolę…–Pozostaćterraincognita?Nieobawiajsię,żecięrozgryzę.Twojeoczyitakzawszebędądlamnie

nieodgadnionązagadką.–Oktawian,proszęcię–zaczęłamsięczućskrępowanatąsytuacją.–Możemyporozmawiaćnaosobności?Proszę.–Jestemwtowarzystwie.–Dobrze,umówmysięwięcnajutro.Zadzwonię,dobrze?–Nicnieobiecuję.–Wystarczy,żeodbierzesztelefon.–Niemaszmojegonumeru.–Jutrobędęmiał.Przepraszamjeszczeraz,żeprzeszkodziłem.Aszampanaproszęprzyjąćwramach

rekompensatyzastraconydlamnieczas.Smakowałciostatnio.–Dziękuję.–Dozobaczenia.–Cześć.

Page 95: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Kiedyodszedł,oczywszystkichwlepionebyływniemymosłupieniuwemnie.–Noco?–Ktotobył?–OktawianFrater!–odpowiedziałaAngela,mimożetoniejąpytano.–Największyłowcatalentów

w kraju. Nikt inny nie wypromował tylu znanych osobowości co on. Dostanie się do jego portfoliograniczyzcudemidajegwarancjęsukcesu–wyrecytowała.

–Atyskądgoznasz?–Gloriapatrzyłanamniezdziwiona.–Wpadliśmykiedyśnasiebie.Strasznysnob.–Strasznieprzystojnyibogatysnob–dodałaAngela.–Odrazubogaty…–Czytywogólewiesz,cotozaszampan?–zapytałaGloria.–Niemampojęcia.Spotkaliśmysiętylkoraziwtedygopiliśmy.– Butelka kosztuje trzysta euro – oświadczyła konspiracyjnym szeptem. – To nie jest jakaś tam

podpierduchazhipermarketu,tylkonajprawdziwszyszampanzSzampanii.Pierwszaklasa.–OK.–Nieudawaj.Widzę,żezrobiłna tobiewrażenie.Podobaszmusię.Musiszsięznimspotkać.Na

pewnoweźmieciędojakiegoścudownegomiejsca.MożesamolotemdoParyża.AlboLondynu.–Jeślimiałabymsięznimjeszczekiedykolwiekspotkać,tonaneutralnymgruncie.Iprzytym,coja

piję.AniezszampanemzSzampanii.–Głupiajesteś–oświadczyłaspokojnieGloria.–Wiem,zawszemitomówiłaś.–Tymrazemmówiępoważnie.Angela!–podniosłakieliszekzszampanem.–Twojezdrowie.Rudabyławciążoniemiałazzachwytunamyśl,którejnietrzebabyłospecjalnieodczytywać,żebyją

poznać.Podniosłakieliszek.Wizjaszybkiejkarierypodmoimpatronatemzmieniłacałąnienawiść,którądotądmniedarzyła,wuwielbienie.

–ZdrowieLatteiOktawiana–oświadczyła.Gloriaparsknęłaśmiechem,aEmildostałnatwarzynerwowychwypieków.Wypiliśmypokieliszku

izamówiliśmyjedzenie.Następnegodniazebrałamwszystkieswojerzeczywwielkiekartonowepudłaiwpakowałamjedo

półciężarówki,którąEmilzorganizowałnapotrzebyprzeprowadzki.–Jesteśpewna,żeniewracaszdoK.?–Widzę,żechceszsięmniestądpozbyć.–Wiesz,żetakniejest.Straszniesięcieszę,żetuzostaniesz.–Angelachybatrochęmniej,co?– Też odnosisz wrażenie, że za tobą nie przepada? Myślałem, że tylko ja to widzę. Chyba jest

zazdrosna–powiedział,ładującpudłodosamochodu.–Zazdrosna?Oco?Przecieżjesteścierazem.–Tak.Jesteśmy.–Zazdrośćniszczyzwiązek.Niepowinnasiętakzachowywać.Zresztąjachybaniemogęsłużyćwtej

kwestiikompetentnąradą.–Dlaczego?–Dobrzewiesz.Niemamzbytwielkiegodoświadczeniawzwiązkach.–Mogłabyśmieć.Samanasodrzucasz.–Was?–Facetów–skonfundowałsię.–Chybaniemamdowyborużadnychofert–roześmiałamsię,żebyniepokazać,żesięzawstydziłam.–Masz.Widziałemwczoraj,jaktencałyFretersięnaciebiegapił.

Page 96: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Tonicważnego.–Dzwoniłdociebiedzisiaj?–Nie.–Umówiszsięznim,jeślizadzwoni?–Niewiem.Tonietwojasprawa.–Będęzazdrosny–roześmiałsię.–Sądzisz,żejestodciebielepszy?–Sądzę,żeniezasługujenato,żebyśsięznimumówiła.Jateżnie.–Tymaszdziewczynę.–Botymnieniechciałaś–uśmiechnąłsiępodnosem.–Nigdyniepytałeś,czychcę.–Nieudawaj,żetegoniewidzisz.–Ta rozmowa toczysięwzłymkierunku–powiedziałam,bozaczynałamsiębać,doczegonas to

doprowadzi,alewtymwłaśniemomencieEmilprzytuliłmnieipocałował.–Przestań,Emil!Zrobiłomisięstraszniegorąco.Emilwziąłmniezarękęipociągnąłwstronęklatki.Kochamcię–usłyszałamwnatłokujegomyśli.–Emil,uspokójsię.Przecieżwiesz,żetojestbezsensu.–Proszęcię,Latte.Niemównic.Szybko pokonaliśmy schody i znaleźliśmy się w mieszkaniu, w którym spędziliśmy ze sobą setki

wieczorów,rozmawiająciobserwującwzajemnieswojerozognioneoczy.I to jest jedna z chwil mojego życia, o której piszę z ciężkim sercem. O ile do wszystkiego, co

uczyniłamźle,mogęsięprzyznać,uderzającsięwpierśzesłowamimeaculpanaustach,to,costałosięwtedymiędzynami,niebyłoanimoją, ani jegowiną.Było raczejwynikiemwieloletniejnamiętności,którawnaswzbierała.Krótkichlistów,esemesów,spojrzeń,dotknięć,bardziejmyśliniżsłówiuczuć,które kumulowały się powoli przez cały czas, kiedy się nie widzieliśmy, a intensyfikowały, kiedywpadaliśmynasiebiewmiejscach,gdziekrzyżowałysięnaszedrogi.Byliśmyprawdopodobnieswojąwzajemną przyczyną powrotów na poddasze MZP. Mimo że tyle lat się znaliśmy, dopiero tamtegopopołudniapoczułam,jakbardzojestmibliski.Niewiedziałomniewielurzeczy.Zdawałsobiesprawę,żemam przed nim tajemnice, ale nie pytał o nic, o czym nie chciałammówić. Jego uczuciemogłamwyczytać jedynie w dotyku i myślach. Obraz tamtego dnia zachowałam na zawsze pod powiekami;powracał on każdorazowo, gdy chciałam Emila pamiętać takim, jakim był wtedy. Oddanym, czułymispełniającymswojenajskrytszemarzenie.

–Jesteśtakapiękna…–zdążyłwyszeptać,zanimnaszurojonyświatspełnionychsnówrozbiłsięnatysiącekawałków.

Jeszczetegosamegodniadowiedzieliśmysię,żeAngelikajestwciąży.***

Jest takieuczucie,zawieszonemiędzybezsilnymśmiechemapłaczem.Absolutniezbijającez tropuiogłupiającejaksilnynarkotyk.

Nazywasiękonsternacja.OnowłaśniedopadłomnietegowieczoruwFurcie,kiedyRudazebraławszystkich,abyobwieścić

radosnąnowinę.Emilbladyjakścianaprzyjmowałodwszystkichgratulacje.–Awidzisz?Trzebabyłosięzdecydować–szepnęłaminauchoGloria.–No,najwyższapora,stary.Iletojuż–dwadzieściaosiemlatekstuknęło,co?Porasięustatkować–

winszowałmuKornel.– Moje gratulacje, Angelika. Wolisz chłopca czy dziewczynkę? – śmiała się Anna, niewątpliwie

zazdroszczącjejwgłębiducha.

Page 97: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–No,no,tylkotynicjeszczeniekombinuj–roześmiałsięJanek.–Kochanie,mamjużtrzydziestkęnakarku.Najwyższaporanatakiedecyzje.–Idęzapalić,ktośmateżochotę?–zapytałanerwowoGloria.–Ja–powiedzieliśmyrównocześniezEmilem.–Przecieżwyniepalicie–zdziwiłasięTosia.–Dobrze,tyidź–powiedziałspokojnieEmil.–Możemyiśćrazem,jeślichceciesięprzewietrzyć–zaproponowałaGloria.–Nie.Jeślichceszwyjść,Emil,toidź.Jazostanę.Nagle gęsta atmosfera, która cały wieczór panowała jedynie między nami dwojgiem, spowiła

wszystkich.–Hej,cosiędzieje tatuśku?–zapytałwciążrozbawionynowinąKornel.–Chybanieobleciałcię

strach?– Odwal się! – krzyknął zdenerwowany Emil i z piskiem odsunął krzesło, żeby wydostać się na

zewnątrz.–Niemartwsię,Angela.Ciężkoprzyjmujetakiewieści.–Mówisz,jakbymgonieznała,Gloria.Wiem,żemusimiećtrochęczasu.Możepowinnammubyła

powiedziećwcześniej,alechciałam,żebyśmymogliświętowaćwszyscyrazem.–Pójdęzobaczyć,czywszystkoznimwporządku–powiedziałamwkońcuiposzłamzanim,chociaż

nogiuginałysiępodemną.–Maszjeszczejednego?Teżmuszęzapalić.Wyciągnąłpaczkętrzęsącąsiędłoniąipodałmipapierosa.–Dlaczegożyciemusibyćtakimpieprzonymgównempomyłek?…–Posłuchajmnie.–Nie,totymnieposłuchaj–przerwałmi.–Całeżyciechciałembyćztobą.Wiedziałem,żejesteś

oniązazdrosnaizacząłemtozprzekory.Jakcholernygówniarz.Niesądziłem,żebędziemiałatakisilnycharakter. Zrobiła zemnie takiego pantoflarza, że zapomniałem o bożym świecie. Alewczoraj, kiedyzobaczyłemciebieunas…Tobyłoniczymuderzeniemłotemwpusty łeb.Wyglądałaśwspaniale,a japomyślałem, że…A potem ten cały Freter, któremu z zazdrości chciałem ukręcić głowę. I kiedy jużwkońcuwszystkowciągu jednej chwili znalazło się na swoimmiejscu, pierwszy razwmoimżyciu,kiedyczułem,żejesttak,jakbyćpowinno…Pięknie.Idealnie.Kurwamać.Dlaczego?!

Wstałikopnąłjakąśpuszkę,którależałanaziemi.–Dlaczegomitorobisz,Boże!?–krzyknąłtakgłośno,żeprzestraszyłamsię,iżusłyszągowśrodku.–Posłuchaj–zaczęłamspokojnie,choćsercebolałomniejaknigdywcześniej.–Mojeżycieteżnie

układa się tak, jakbym tegochciała.Zawsze jakaśprzeszkodapojawia sięnamojejdrodze. I teraz teżwydawałomisię,żeznalazłamcoś,cobędziedlamniepodporąwtymwszystkim,czemuciąglemuszęstawiaćczoła.Alewidocznietobyłakolejnapróba,naktórąwystawiłomniemojezłośliweżycie.Udałomusię.Pogratulować.Cóż,mniepozostajejedynieświadomość,żegdybymwcześniejsięzdecydowała,zamiastgraćniedostępnebarokowecacko,mogłabymjeszczeznaleźćprawdziweszczęście.Alety…dlaciebietojestpocząteknowejdrogi.Niemówię,żebyśzapomniałotym,cosięstało,bojeślibyłotodlaciebierównieważnejakdlamnie…

–Wiesz,żetak…–Tożadneznasnigdyotymniezapomni.Alemusiszbyćodpowiedzialnyizdzikiegochłopca,który

goni marzenia, stać się teraz dobrym partnerem dla Angeli i kochającym ojcem dla dziecka, któreniedługoprzyjdzienaświat.Rozumiesz?

Przydepnąłbutemniedopałek,któryrzuciłprzedchwiląnaziemię.–Jasne,Latte.Onicsięniemartw.Damradę–powiedziałnaglewyluzowanymgłosem,jakbynicsię

niestało.

Page 98: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Spojrzałamwkierunkudrzwi.Angelastaławdrzwiachispoglądaławnaszymkierunku.–Wszystkowporządku?–Oczywiście,kochanie.Wszystkogra.Mamnadzieję,żenienawiązywałtymisłowamidorozwiązańzfilmuAllena…–pomyślałam,siląc

sięwduchunaszczyptęironiiwobeccałejtejsytuacji.ZbliżyłamsiędoAngeliidelikatniedotknęłamjejbrzucha.–O!Będąbliźniaki.–Lepiejniekracz.–Niekraczę.Wiem–uśmiechnęłamsięsiłąwoli.Siedziałamzamkniętawpokojuprzeznastępnychkilkadni.Niewiem, jakdługo.Niemiałamczym

odmierzać czasu.Wyłączyłam telefon, opuściłam żaluzje, a płytę ustawiłamna nieustanne powtarzanieutworuTracyChapmanopretensjonalnymwtymkontekścietytuleGoodbye,którymiałstanowićrodzajmantry oczyszczającej mnie z wydarzeń ostatnich dni. Odcięcie się od tego, co było. PożegnaniezzamykającymsięrozdziałemMizantropówZPoddasza,którzyjużnigdyniemielisięodrodzić.

Nie miałam siły podnieść się z materaca ani przebrać. Potrzebowałam kilku dni z dala od ludzi,którychznałam.Niemiałamochotyznikimrozmawiać.AnizGlorią,anizJankiem,anizAnną.AjużzdecydowanieniezEmilem,którykażdegodniaprzychodziłipukałdomoichdrzwi,krzycząc,żebymmuotworzyła,bodoskonalewie,żetamjestem.Byłam.Alebyłamsamainikogonaświecieniepowinnotoobchodzić. Każdy ma w końcu prawo do chwili prywatności, kiedy zamyka się przed światem wewłasnejnorze.Atowłaśniebyłamojanora.

– Idź stąd, Emil! – krzyknęłam, kiedy kolejnego dnia dobiegło mnie pukanie do drzwi. –Powiedziałamci,żeniechcęjużztobąrozmawiać.

–Faktycznie,zEmilemchybaniepowinnaś,skoroniechcesz,alerozmowazemnąmożecipomóc.–Ktoto?–zapytałamprzestraszona.–OktawianFreter.Ostrzegałem,żecięznajdę.Nawetjeśliwyłączysztelefon.–Proszę,idźstąd.Niemamnastrojudowygłupów.–Słyszę.Alezapewniam,żejatakżeniemamzamiarusięwygłupiać.Trochęsięmusiałemnatrudzić,

żebycięznaleźć,więcniedamsiętakszybkospławić.Lubiszsięprzeprowadzać,co?–Dobrze,spotkamsięztobą,aleinnymrazem.Dzisiajjestemwniezbytdobrymstanieducha.–Rozumiem.Ajeśliobiecam,żestanduchawezmęnaswojąodpowiedzialność?–Stanciałateżjestnienajlepszy.–Zniosęwszystko,tylkootwórzdrzwi.Niewiemwłaściwie,dlaczegodałammusięprzekonać,alenajwidoczniejdoszłamdokresuużalania

sięnadsobą,zwłaszczażesamabyłamsobiewinna.Podeszłamdodrzwi,nawetniepróbującpodrodzespojrzećwlustro,żebyniepogarszaćwłasnegosamopoczucia.Stałprzeddrzwiami,pachnącyjakąś–jakmniemam – absurdalnie drogąwodą po goleniu, ale za tow dżinsach i luźnej koszuliw nieregularnąkratkę,niezapiętejposamąszyjęaniniedociśniętejfirmowymkrawatemdlaupewnieniasię,że tlennapewnoniedopływadopłuc…

–Proszę–oświadczyłam.–O…ostaniemieszkanianieuprzedzałaś–roześmiałsię.–Tobyłowliczonewkosztyryzyka.–Akceptujęwarunki.Atodlaciebie.Podałmimałybukiecik konwalii, taki, jakie o tej porze roku starsze panie opatulonewkolorowe

chustysprzedawałynarogukażdejulicy.–Dziękuję.Miłoztwojejstrony.–Niebędępytał, co się dzieje, bo to oczywiście niemoja sprawa, ale zapewniam, żemamna to

sposób.–Jaki?

Page 99: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Ztego,comiwiadomo,przerwałaśjakiśczastemustudiainiemaszobecniepracy.–Cholera,szpiegujeszmnieczyco?–warknęłam.–Nie,poprostubardzosiętobąinteresuję.–Chciałbyś,żebymtojatakśledziłatwojeżycieosobiste?–Oczywiście–roześmiałsię.–Toproszę.Podeszłamiprzycisnęłamspóddłonidojegoczoła.– Oktawian Nikodem Freter, syn Julii i Tadeusza, urodzony dwudziestego pierwszego maja,

trzydzieścidwalata,założycielfirmyFineStar.Jedenbrat,dwiesiostry,mieszkaniewJ.,domwW.,pieslabradorFrodo,stancywilny:starykawaler.

–No,nietakiznowustary,resztasięzgadza–oświadczyłspokojnie.–Nieprzerażacięto?–Wiem,żejesteśwróżką.Dowiedziałemsięnapolicji,wjakimcharakterzepracujeszprzysprawie

omorderstwomecenasaFalesse,zktóregocórkąprzyjaźniszsięodwielulat,aleniewiadomo,czemuniemajejterazprzytobie,chociażnapewnobycisięprzydała.Inie,nieprzerażamnieto.Akceptujęcięzwszelkimiefektamiubocznymi.

–GloriawyjechaładoK.iniemapojęcia,cosięstało.Tozresztątakżenietwojasprawa.Dlaczegogrzebieszwmoimżyciu?

–Tyszperałaśwmoimumyśle,więcjesteśmykwita.–Jesteśbezczelny.–Atyurocza,kiedysięzłościsz.Wyskakujeciwtedynaczoletakażyłka,wiesz?–Niemogęjużtegosłuchać.Proszęnatychmiaststądwyjść.(Naprawdęwyskakujemiżyłka?Fiteżtakawyskakiwała).– Spokojnie, przecież tylko żartowałem.Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że zastanę cię

w tak kiepskim nastroju, ale wiem, jak się to leczy – mówił, bez skrępowania rozgaszczając sięwpokoju.

–Tegosięnieleczy,trzebaprzeczekać.–Tobyłydobre sposoby za czasównaszychpraszczurów.Dziś da się chandręprzegonić znacznie

szybciej.Usiadłwfoteluwrogupokoju,gdzieuwielbiałsiedziećJanek.–Jak?–zapytałamwakciebezsilnościwobecjegonatrętnejchęciwybawieniaświatazwojenlub

chociażmniezdepresji.–Sątrzysposoby.Pierwszytoczekolada–wyzwalaendorfiny,aleodkładasięnabiodrach,drugi:

alkohol – pozwala szybko zapomnieć i wprawić się w dobry nastrój, ale ma niszczące działanie naorganizm,i trzeci–trampki,któretrzebazałożyćiśmigaćdolasu,anastępniebiegaćtakdługo,ażsięzapomni.

Spojrzałamnaniego,czekając,ażwyciągniezkieszenidwieparybiałychadidasówizapędzimniedowieczornegojoggingu.

–Obawiamsięjednak–zaczął–żeztegorodzajudomorosłymtreneremniebędzieszmiałaodwagipokazać się w lokalnym parku, więc postanowiłem zastosować się do pierwszych dwóch, które dająznacznieszybszyefekt.Aichefektyuboczneteżmożnawłaściwiezaakceptować.Nie?

Odgarnąłzestolikagóręzasmarkanychchusteczek isreberekzzajączkówwielkanocnych,którenieprzeżyłymojegozałamanianerwowego, izpapierowej torbywyjąłpudełkoczekoladowychcukierkówznadzieniamioróżnychsmakachprzezlaikówzwanebombonierą(powiesićtego,ktoprzywiódłtępodłąnazwęzfrancuskimrodowodemdonaszegojęzyka!)orazbutelkęzawiniętąwszarypapier.

–Nawetnieśmiemzgadywać,któryrocznik.–Proszę,rozpakuj.Doszłymniesłuchy,żeceniszsobietentrunek.

Page 100: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Spojrzałamnaniegozdezorientowanainiehamującdłużejciekawości,odwinęłampapier.–Watra!–roześmiałamsię.– Niemogę zagwarantować wysokiej jakości, sam nigdy nie piłem – uśmiechnął się z wyraźnym

zadowoleniem,żeudałomusięnamniezrobićwrażeniedziękiswoimtajnymsystemomszpiegowskim.–Atowielkastratadlawaszmości.–Liczę,żeudamisięjąjeszczedziśnadrobić.Maszgdzieśtukieliszki?– Jestem jeszcze w szale rozpakowywania – pokazałam na pudła pełne różnych przedmiotów

ustawionewnienaruszonymstaniepodścianą.–AleAnnagdzieśjemiała…–Nietrzeba.Totakżeudałomisięprzewidzieć–oświadczył,wyciągającztorbydwakieliszki.–Widzę,żejaprzytobiewymiękam.–Staramsiętrzymaćpoziom.Podałmikieliszekciemnozłotegotrunku.–Niemamynicdopopicia–zauważył.– Tego się nie popija. Trzeba przecierpieć – roześmiałam się. – Omal nie popełniłbyś

niewybaczalnegofauxpas.– Ależ ze mnie głupiec, wybacz. Jestem taki nieobyty w świecie. Za ogładę (!) i chłopaka od

promocjiwniebieskichokularach.Stuknąłdelikatniewmójkieliszek,wypiłilekkosięwykrzywił.–Jużsiętakniekryguj.Niejesttakiezłe.–Hmm…muszęprzyznać,żenawetcałkiemniezłe.No!Aleniepowiedziałaśjeszcze,czypodobaci

sięmójnowyimage.–Nowy?Myślałam,żezawszetakwyglądasz,kiedyniestylizujeszsięnaksięciazbajki.–Sugerujesz,żewyglądamjakżaba?– Nie licz na to, że wybawię cię z tej klątwy.W przeciwieństwie do przytłaczającej większości

damskiej części społeczeństwa nie przepadam za garniturami i raczej takich fikuśnych gałganówspławiam,niżcałuję.

(Niewiem,jakimcudemnabierałamprzynimtakiejpewnościsiebie!)–Wprzeciwieństwiedoprzytłaczającejwiększościmęskiegospołeczeństwaniedamsię tak łatwo

spławić.Zresztą–jakwidzisz–jestemelastyczny,jeślichodziostrój.Wstał i zaczął swobodnie przechadzać się po poddaszu, przesuwać przedmioty na półkach

ipoprawiaćzasłonki.–Mogęzadaćciniedyskretnepytanie?– Nie chciałabym rzucać żadnymi cliché, ale słyszałeś pewnie, że niedyskretne mogą być tylko

odpowiedzi.–Zamierzaszmieszkaćtutajsama?–Nie.Spojrzałnamniezaskoczony.–Dostałeśinneinformacje?Wyciągnąłzkieszenikomórkęiprzyłożyłjądoust.–Zwolnićszpieganr649.Roześmieliśmysięoboje.Początkowawściekłość,któraogarnęłamniepojegowtargnięciudomojej

pustelni,gdzieśsięulotniła.Czułamsięwjego towarzystwiena tyleswobodnie,żenieprzejmowałamsię ani bałaganem, który panowałwokół, ani własnym żałosnymwyglądem. Jemu zresztą także żadnaztychusterekzdawałasięnieprzeszkadzać.

–Nie,poważnie?Zkimbędzieszmieszkać?–Zamierzamprzygarnąćkota.Towarzystwoludziwydajesięprzykociejosobowościżenujące.– Och, bynajmniej! Wypraszam sobie. Może nie mam równie imponującego futra, ale przeciągać

Page 101: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

potrafięsięzniemniejszymwdziękiem.Nalałnamjeszczepokieliszkuwatry.–Uwaga,spróbujęsiętymrazemnieskrzywić.Apanienkaniechpijeipodziwia,jakszybkieczynię

postępy.–Bravo,señor!–Graciasseñorita.Czekoladkę?Jakienadzieniepanipreferuje?Nugatczyajerkoniak?Nie,proszę

nicniemówić.Kawazmlekiem!Czydobrzezgaduję?–Banał.Alemożebyć.–Ach,utrafićchoćwczęśćtwojegogustu…Podałmipudełkoipatrzyłrozbawiony,kiedyniemogłamsięzdecydować.–Latte?–Tak?–Mamnadzieję,żeniejesteśnadalzłaotamtenwieczórwRosarium.Nawetniewyobrażaszsobie,

jakgłupiosiępoczułem,kiedysobieposzłaś.Chciałemzatobąpobiec,aleznikłaśtaknagle.–Wporządku.Zareagowałamchybatrochęzbytimpulsywnie.–Nie,miałaśrację.Zachowałemsięidiotycznie.Przepraszam.Poprawiłokularyipodszedłdogramofonu–jedynejrzeczy,którązdążyłamjużwypakowaćiustawić

wstosownymmiejscu.–Widzę,żelubiszklasykę.Dawnoniewidziałemtylutakdobrychwinyli.Ja,wstydprzyznać,mam

jużtylkosprzętcyfrowy.Alemyślę,żekilkapłytmożnabyjeszczewyszperaćwpiwnicy.Mogę?–Proszę.Przejrzałpłytyiwybrałjedną,którąpołożyłnaadapterze.–Jestwdoskonałymstanie,gdziegokupiłaś?–TogramofonFi.–KimjestFi?–Tomojamama.Nieżyje.–Przepraszam,niewiedziałem.–W porządku. Nie bolą mnie wspomnienia o niej. Nasze relacje były trochę dziwne, ale to ona

nauczyłamnieświataiwypełniłagomuzyką,wyobraźnią,aterazjeszcze…magią.Bezniejniebyłabymtąosobą,którąjestem.

Znajome trzeszczenie igły o płytę po raz kolejny zmieniło się pod wpływem czyjegoś dotykuwmuzykę.Muzyka jestdziełemuczucia ipasji.Bez tychdwóchczynnikówżadneczystebrzmienieniepojawiasięwświeciedźwięku.

Pół nocy przegadaliśmy przy utworach, które były świadkami całego mojego dotychczasowegoipóźniejszegożycia.

Tobyłpunktzwrotnymiędzyprzeszłościąaprzyszłością.Wspaniały wieczór wypełniony zwierzeniami i myślami migrującymi między jednym umysłem

a drugim. A może między duszami. Pierwsze ciepłe spotkanie dwóch chłodnych spojrzeń. Czym jestpierwsza szczerość, że potrafi burzyć wielkie bariery dystansu… Pozornie nic nieznacząca rozmowaw ciepłym powietrzu. Choć nie ma tu świec ani romantycznego kominka. Bo nie jest jeszczeromantycznie. I nawet nie powinno być.Mogłoby to stworzyć niepotrzebną presję i zburzyć harmonięsłów,którewciążnieśmiałoukładająsięnajęzyku.Mogłobyzaszkodzićichgładkiejelastyczności,któradopierouczysięswojegokształtuidopasowujedodelikatnejformy.Wieczórzapisujesięwhistoriiniedatą,aleulotnymruchemdłoni,któraniepotrafiwyrazićwdzięcznościzatechwile,niemającedlaświataznaczenia.Zatychkilkacichychsłówispojrzeńpodosłonąwieczoru.

–Chybapowinienemjużiść,niechcęnadużywaćtwojejcierpliwości.– Nie nadużyłeś. Właściwie to powinnam ci chyba podziękować, że wyciągnąłeś mnie z dołka

Page 102: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

psychicznego.–Robiłem,cowmojejmocy.Muszęwezwaćtaksówkę,poautostawięsięjutrorano.Jeśliniemasz

jeszczesprecyzowanychplanów,chętniewyskoczyłbymztobąnapiknik.Takieśniadanienatrawie.Cotynato?

–Samaniewiem.–Dajspokój.Chybaniemyślisz,żepowinnaśsięniezgodzić,botakrobi„przytłaczającawiększość

damskiejczęścispołeczeństwa”,żebyotaczaćsięaurątajemniczości?Roześmiałamsię.–Dlamniezawszebędziesznieodgadniona.Nawetjakjużcięprzejrzęnawylot–puściłdomnieoko

ipocałowałmniewczołojakmałądziewczynkę.–Wtakimraziedojutra.Tak?Wzruszyłamramionami.Alenielekceważąco.Ważąco.

Page 103: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

ROZDZIAŁ13MójKot.NiebezprzyczynyKotpiszędużąliterą.MójKotzasługujenato,bygotakpisać.Mabiałą

łatkęnaczubkugłowy–żebymiećjasnyumysł;czarnełapki–żebynieposądzonogoobrakelegancji;iogonsłużącydookazywaniaemocji.

Mana imięHokus.Początkowochciałamgonazwać imieniemktóregoś ze słynnych filozofów, jakzaproponował mi Janek na wieść o tym, że dostałam w prezencie reprezentanta mojego ulubionegogatunku,aleKotnielubibyćnaśladowcąibrzydzisięplagiatami.

Hokuswyznaczawłasneścieżki,aledoskonalewie,ktogokochaikomumożezaufać.Pewienpsiarz(bo tego, że świat podzielony jest na psiarzy i kociarzy wyjaśniać chyba nie muszę – zostało to jużwielokrotnieudowodnione)zapytałmniekiedyś:„Jakie,twoimzdaniem,zwierzęjestinteligentniejsze–kotczypies?”.Wiedziałamdoskonale,żemajużprzygotowanycałystosargumentównapotwierdzenieswojejtezywstylu:„Jeślipowieszdopsa:leżeć!–toleży,ajeśli:turlajsię!–tosięturla”(swojądrogąnie rozumiem, dlaczego psiarze uznają to za oznakę inteligencji. Wydaje mi się, że koty, które takiekomendy uważają za urągające ich kociości, wykazują wyższe IQ. W końcu gdyby coś równieabsurdalnego rozkazać człowiekowi, także nie uznałby za stosowne podskakiwać na zawołaniezwywalonymnabrodęjęzorem).

–Koty–odpowiedziałam.–Dlaczego?–Zastanówsię.Gdybyśmiałżycie,wktórymkarmionobycię,myto,czesanoigłaskano…słowem,

sielankę egzystencjalną, czy spędziłbyś je, jedząc, śpiąc i podróżując od czasu do czasu własnymiścieżkami…czyuganiającsiępołącezapatykiemnarozkazpana?

Psiarzodszedłzbulwersowany.Hokusprzeciągnąłsięnakominkuwprzerwiesnuotym,jakmudobrzenaświecie.Wcześniej…Przyjechał następnego dnia zmałym kotem ze schroniska imimo że koniecmarca nie jest jeszcze

dobrymzpogodowegopunktuwidzeniamiesiącemnaurządzanieśniadańna trawie,przywiózłzesobąwielki,kretyńskikoszykpiknikowyrodemzamerykańskichfilmówzlatdwudziestychisiedzieliśmynajednymkraciastymkocuprzykrycidrugim(równiekraciastym), iwcinaliśmykanapkizszynką i serem,walczącogorącąherbatę z termosu,októrej (nie chwaląc się…) to ja samapomyślałam.NastępnegodniabyliśmynaspacerzewogromnejpalmiarniwW.,apotemwyjechaliśmynatrzydniwgóry.

–Rany,cozaprzyśpieszenie–roześmiałasięGloria.–Ataksięzgrywałaś,żecisięniepodoba.–Pozwól,żeprzypomnęgórnolotnezdanie,któreuwielbiapowtarzaćJanek:Tylkokrowaniezmienia

zdania.–Aletoażniewtwoimstylu.–Możeinie.Prawdęmówiąc,nieobchodzimnie,cosobieinnipomyślą.Jestmiwreszcietakjakoś

inaczej.Chybapo tej całej akcji zEmilempotrzebowałamkontaktu z kimś „spoza”.Rozumiesz?Żebyspojrzećnasiebieiwogólenawszystkozwiększymdystansem.

–A na niegomożesz spojrzeć z dystansem? – zapytała z przekąsem. –Mów, co tamwypatrzyłaśwwaszejprzyszłości.

–Nic…–Jakto?–Obiecałamisobie,iOktawianowi,żeniebędępatrzyławnasząprzyszłość.Tomogłobywszystko

zniszczyć.–Aonwie?–Wie.Wiedziałodpoczątku.Spotkaliśmysię…–ugryzłamsięwjęzyk.Zapomniałam,żeGlorianic

niewieomoimudzialewdochodzeniudotyczącymśmiercinaszychojców.Zastanawiałamsięwcześniej,

Page 104: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

czyjejotympowiedzieć,alesięniezdecydowałam,więcterazjużniemogłamsięzdemaskować.–Tak,wie–skończyłamzupełnieidiotycznie.–Gdziesięspotkaliście?Telefon.Wybawienie.Obierzuciłyśmysiędoprzegrzebywaniatorebek.–Tomój–powiedziałamwkońcu.–Miałaśzmienićsygnał.–Tyzmień–uśmiechnęłamsiędoniej iodebrałam.–Latte, słucham.Cześć. (…)Tak, rozumiem.

Dobrze.(…)Aha.Wtakimrazieniedługobędę.–WszystkoOK?–zapytałaGloria,kiedyskończyłamrozmowę.–Tak, to byłKornel. – Skłamałam. (Cholera, dlaczego plączę sięw takie niepotrzebnematactwa,

mogłamjejprzecieżpowiedzieć).–Czegochciał?–Musimysięspotkać.Wsprawiefirmy.Nictakiego.–Awłaśnie.Coztątwojąknajpą?–Dostanękluczewprzyszłymtygodniu.Jeszczerazdziękizapomocwewszystkim.–Niemasprawy,przecieżwiesz,żezawszemożesznamnieliczyć.–Dobra,tojajużuciekam.Atysiętrzymajinosdogóry,wszystkobędziedobrze.WsiadłamdotramwajuprzyUjazdowskiejipokilkuminutachbyłamprzyposterunkuwJ.–Jużjestem,Daniel.Cośsięstało?–Posłuchaj.Podniósłzbiurkakartkępapieruiodczytałgłośno:ZwracamsięzuprzejmąprośbąoodsunięcieodśledztwapaniLatte.Uważam, iż jestonaosobą

niekompetentną, nieznającą kulis śmierci mecenasa Falesse i niewystarczająco doświadczoną, abypodejmowaćsięsprawtakwysokiejrangi.Pozatympragnęnadmienić,żejestspokrewnionazosobą,któratakżebrałaudziałwśledztwie,więcmożebyćstronnicza.

ZpoważaniemXYZ–Anonim?–zdziwiłamsię.–Właśniedlategojesteśnampotrzebna.Możeszsprawdzić,ktonapisałtenlist?–zapytał.Wzięłamodniegokartkęizbliżyłamdoniejprzegubdłoni.–OliwiaFalesse–oświadczyłamzezdziwieniem.–Jesteśpewna?–Bezwątpliwości.Dziwne.PrędzejpodejrzewałabymElżbietę.–Prawdęmówiąc,jateż.–Myślisz,żeboisiękonfrontacjizemną?–Napewno.Aletotrochęnaiwnezjejstronywysyłaćodręcznienapisanylist.–Może…–Myślisz,żechciałazwrócićnasiebieuwagę?–Przeszłomitoprzezmyśl–potwierdziłam.–Alboniewierzy,żemogęcośtakiegosprawdzić.–Wierzy.MiałajużdoczynieniazFileną.– Moim zdaniem nie możemy dłużej zwlekać. Trzeba czym prędzej wezwać ją na przesłuchanie

ipoddaćpróbieprawdomówności.–Toniejesttakieproste.Onamaświetnegoadwokata,ErnestaFalesse,mężaElżbiety.–Ionbroniżonęjejbyłegokochanka?–Jakwtelenoweli,prawda?Ichrelacjesąbardzoskomplikowane.OstateczniemecenasOliwiibył

teżbratemjejmęża,czylionajestjegoszwagierką.Ernestchwytasięwszelkichkruczkówprawnych,aby

Page 105: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

uchronićjąprzedkonfrontacjąztobą.–Matakieprawo?– Niestety, ty nie masz żadnych uprawnień do prowadzenia przesłuchań. Filena była biegłym

psychologiem,alewtwoimprzypadkuOliwiamożeodmówićwspółpracyz„osobąniekompetentną”.–Rozumiem.Poczułam się jak kretynka. Nie wiadomo, kiedy zaczęło mi zależeć na tym, żeby brać udział

wśledztwie.Aprzecieżtooczywiste,żeosobabezżadnegowykształcenianiemożebyćtraktowanajakooficjalnywspółpracownik,zkoleipapierównabyciewróżkąniemogłamimprzedłożyć.

–Przykromi,Latte,aletakiesąprocedury.–Jasne,niemusiszmitegotłumaczyć.Coterazzrobimy?–Musimywjakiś innysposóbudowodnić,że toonanapisała list inatejpodstawiewezwaćjąna

przesłuchanie, podczas którego będziesz obecna jako osoba, której ta sprawa dotyczy. Trzeba tylkoznaleźćkogoś,ktobędziewstanierozpoznaćjejpismo.

–Wiemkto!–olśniłomnie.–Kto?–Dobromir.–Ktotaki?–Mójznajomygrafolog.–Doskonale,podajminumer,ajasięznimskontaktuję.–Myślę, że lepiej będzie, jeśli ja to zrobię. Nie znam go zbyt długo, dlatego nie chciałabym, by

pomyślał,żebezpytaniaprzekazałamjegonumerpolicji.Pozatymmożnasięznimskontaktowaćtylkoesemesowo.

–Dlaczego?–Jestgłuchoniemy.–Toznaczy,żebędziemymusielitusprowadzićjeszczetłumaczazmigowego?–Niekoniecznie.Możemypisać.Wtedywnaturalny sposób będziemiałwglądw charakter pisma

Oliwiiiokreślijejcechycharakterologiczne,którewrazierozprawysądnapewnoweźmiepoduwagę.–Świetnie.Skontaktujsięznimjeszczedziś.Skądonjest?–ZK.–Myślisz,żebędziemógłtuprzyjechaćwnajbliższymczasie?–Zobaczymy.Damciznać,kiedybędęcoświedziała.–Dzięki.A,zapomniałemzapytać,jakudałosięspotkaniewRosarium?–Nietwojasprawa.–No,mojegratulacje.Musiałaśdorwaćniezłąszychę.–Miejmynadzieję,żenieniezłeziółko.–Jakbysięstawiał,waljakwdym.–Masięrozumieć.Po trzech dniach zjawiłam się na posterunku z Dobromirem. Miał na sobie prochowiec w stylu

detektywaColombo,czymwzbudziłpowszechnąwesołość.–Chybaszykująsięzwolnienia,skoronabaziepojawiłsiętakiprofesjonalista–zagadnąłdoniego

mundurowieczwielkimbrzuchem.Dobromiruśmiechnął się ipoklepałgopo ramieniu.Zastanawiałamsię,czyodczytał to,co tamten

powiedział,zruchuwarg.ZaprowadziłamgodobiuraDanielaiusiadłamzboku.Mechanicznymruchemwyciągnąłzteczkiplikczystychkartekidługopis.

–Mamlekkątremę,trochęsięboję,żebymniedałplamy–napisałipodałmikartkę.–Wszystkobędziedobrze.Bezpaniki.Danieljestsympatyczny,mimoswojegowyglądu.Niezrobici

krzywdy.

Page 106: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

PochwiliDanielwszedłdobiuraiprzywitałgooficjalnymuściskiem.–Mogę? – zapytał, spoglądając na kartkę na biurku, i zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć,

wziąłjąiprzebiegłwzrokiemdwazdania,którezdążyliśmynakreślićprzedjegowejściem.Spojrzałnanasrozbawionymwzrokiem.–Wporządku–napisał.–Dostaniepan terazkilka różnychpróbekpismadoporównania.Zostały

napisaneprzeznaszychagentów.Chciałbym,aby jepanporównał ipowiedział,którezostałynapisaneprzeztęsamąosobę.

–Maszzamiargosprawdzać?–spytałamoburzona.–Takajestprocedura.Muszępotwierdzićjegowiarygodnośćzawodową.–Jegowiarygodnośćjest

potwierdzonapapierami,niemusinicdodatkowoudowadniać.–Wporządku,Latte–napisałDobromir,jakbysłyszałnasząrozmowę.–Niemaproblemu.Próbki

numerdwaisiedemsąnapisaneprzeztęsamąosobę.Spojrzałamnaobiepróbki.Byłyzupełnieinne.Ciarkiprzeszłymipoplecachnamyśl,jakzareaguje

Daniel.–Doskonale.Dziękuję.–Topisałatasamaosoba?–zdziwiłamsięiwzięłamwdłonieobiekartki.–Faktycznie.Alenumer.–Latte,możemykontynuować?–Tak,oczywiście,przepraszam.–Otolist,którynapisałaosobapodejrzanaozamordowaniemecenasaFalesse.Chciałbym,abyteraz

porównałgopanzpodpisamiczterechosób.Dobromirprzyjrzałsiędokładnielistowiizacząłstudiowaćpodpisy.–Totenpodpis–oświadczyłwkońcu.–ElżbietaFalesse.Jestpanwstuprocentachpewien?–Tak–potwierdził.–Toniemożliwe.Jesteśpewien,żetoniejestpismotejosoby?–wskazałamnapodpisOliwii.–Absolutniepewien.ZniedowierzaniemspojrzałamnaDaniela.–Dziękuję.Bardzonampanpomógł.–Oczywiście.Dowidzenia.–Toniemożliwe–powtórzyłam.–Jestempewna,żetenlistnapisałaOliwia.– Nie chciałem ci nic wcześniej mówić, ale dla pewności przefaksowałem ten list do znanego

grafologawL.iontakżeoświadczył,żejesttozpewnościąpismoElżbietyFalesse.–Niewierzę.Byłamprzekonana…–jeszczerazwzięłamdorękilist.–Nadaljestemprzekonana,że

napisałagoOliwia.–Przykromi,Latte.Obawiamsię,żewtejsytuacjibędziemymusieliwykluczyćcięześledztwa.–Słucham?!– Rozumiem twoje rozgoryczenie, ale na podstawie listu, który otrzymałem, i niezależnych

oświadczeńgrafologów…–Należyuznaćmniezaniewiarygodną?Tak?–Obawiamsię,żeniebędzieszmogładłużejznamiwspółpracować.Przykromi.Wstałam, starając się zachować spokój i by nie pokazać po sobie, jak bardzomnie ugodziły jego

słowa. Uśmiechnęłam się lekko, powiedziałam na do widzenia coś, czego już dobrze nie pamiętam,iwyszłam.Niewiem,czymijałamjeszczeDobromira,czyrozmawiałamzkimśpodrodze.Czułamsięzawstydzonaswojąnieudolnością,zhańbionaiponiżona.Wciąguostatnichdniusłyszałamnajpierw,żebrakmiwykształcenia,późniejprzeczytałamlistobrakukompetencji,bybraćudziałwśledztwie,anakoniec samadoprowadziłamdo tego, że kazanomi zrezygnować ze sprawy, któramiała znaczenie nietylkodlamnie,aletakżedlamojejjedynejprzyjaciółkiidlaFi.Gdybyterazmniewidziały,zapadłabym

Page 107: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

siępodziemię,żebyniemusiećspoglądać imwoczy.Cozanaiwnakretynka.Sądziłam,żewystarczymiećdar,awszystkosamosięułoży.Biegłamulicą,potrącającprzechodniówiocierającrękawemłzy.

„Płaczuczłowieka spowodowany jest żalemnad samymsobą iniczym innym.Nawet jeśliumieraktośnambliski,płaczemynienamyślotym,żeniebędziejużdłużejmógłcieszyćsiężyciem,aledlatego,żetomyniebędziemysięmoglidoniegoprzytulićiprzednimwygadać”–powiedziałmikiedyśJanek.Terazczułamtocałąsobą.Żal.Cholernyżal,którynasiłęwcisnąłsiędomojegoserca.

Przestańwyć,idiotko.Samajesteśsobiewinna,popatrznasiebie!–powtarzałamsobiewmyślach,aleautokrytykanigdynamnieniedziałała.

Chciałamjaknajszybciejprzenieśćsiędodomu,gdyzaplecamiusłyszałamczyjśgłos.–Przepraszam.Byłomigłupioodwrócićsię,bomusiałabympokazaćswojązapuchniętątwarz,więcstałam,udając,

żeniesłyszę.–Przepraszampaniąbardzo–powtórzyłgłos.–Słucham?–dałamzawygraną.Straszymężczyznaweleganckimsamochodziewychylałsięprzezszybę.–PaniLatte?–Skądpanznamojeimię?–Taksięskłada,żewiozętupewnegomłodegoczłowieka,któryjezna.TylnaszybawozuotworzyłasięnabrzmienietychsłówizobaczyłamOktawianaspoglądającegona

mniezzaswoichekstrawaganckichokularów.Wspaniale,uznamniezapermanentnąhisteryczkę.–Witaj–oświadczyłspokojnie.–Obawiamsię,żesystemtransportujesttuniezawodniezawodny,

więcjeślisobieżyczysz,mogęciępodwieźć.Dopierowtedyzdałamsobiesprawę,żestojęobokprzystankuautobusowego.–Książęta namechanicznych rumakach podobnie jak żaby nie należą domojej bajki. Szczególnie

dzisiaj.–Mamniebywałeszczęściedotrafianianaciebiewnajmniejodpowiednichmomentach.Zaczynam

sięobawiać,żetojamogębyćichprzyczyną.–Niepochlebiajsobie.Jakiśnerwowyjegomośćztyłuzacząłtrąbić.–Chybanaspoganiają,panieFreter.–Obawiamsię,żebędąmusielipoczekać.Niemożnapośpieszaćdamy–roześmiałsię.–Wsiadasz

czynie?Wzruszyłambezradnie ramionami iwsiadłamdo środka.Nie lubięprzyznawać siędo takpłytkich

uczuć,jakbyciepodwrażeniembogactwa,alewtymprzypadkupodobniejakpodczaspierwszejwizytyw domuGlorii niemogłam się oprzeć refleksji, że jeśli nawet dziesięćwielbłądów przeszłoby przezucho igielne, to cacko nie dałoby rady. Bogactwo aż kapało z każdej części tego oprawionegowkremowąskóręcuda.Wszystko,od fotelipocząwszy,przezwycieraczkiażpoklamki,było idealniedopasowane.

–Fajnysamochód.Oktawianroześmiałsięszczerze.–Niewiem,czyzdajeszsobiesprawę,aletopierwszesłowauznania,którepadłyztwoichust.–Naprawdę?–Tak.–Będęmusiałazapisaćsobietędatęwdzienniku.Zaznaczamtaknajważniejszednimojegożycia–

uśmiechnęłamsięlekko.– Ja także zapiszę. Jako pierwszą informację na liście. Dwudziestego dziewiątego kwietnia Latte

powiedziała,żemam„fajnysamochód”.Będęnimjeździłdokońcamoichdni.

Page 108: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Copowiedziałeś?–Żebędęnimjeździł…–Wcześniej!Żektórydzisiajjest?–Dwudziestydziewiątykwietnia–spojrzałnakomórkę,upewniającsię.–Tak,dobrzemówię.–Cholera!Zapomniałam.Zupełnieostatniostraciłamrachubęczasu.–Oczym?–Owszystkim.OurodzinachFi,orocznicyjejśmierciiomalniezapomniałabymozlocie…–Słucham?–JutropowinnambyćwNiemczech.–Poco?–Nieważne.Muszęityle.–Czymogęmiećpropozycję?Spojrzałamnaniegowoczekiwaniu.–Pozwól,żeciętamzawiozę.Nadługojedziesz?–Nadwadni.Właściwieniemusiszmniepodwozić,damsobieradę–odparłamświadoma,żemogę

siętamznaleźćjużteraz,jeślitylkozechcę.–Ale tożadenproblem. I tak jużdawnomiałemodwiedzićprzyjacielawNiemczech,aciąglenie

miałemczasu.Terazmogęupiecdwiepieczenienajednymogniu.Pieczenienaogniuisabatniebyłynajlepszymzestawieniem,aleuznałam,żemożnamuwybaczyć,bo

niewie,cojestgrane.–Samaniewiem.–Aledlaczegosięwahasz?Przecieżtochybalepszeniżtłucsiępociągiem.–Nawetjeślipojedziemyrazem,niebędęmogłaztobąspędzićanichwili.–Niemówię,żemaszspędzićzemnączas.Zajmieszsięswoimisprawami,ajaswoimi.Apóźniej

wrócimyrazem.Ijeślipotychkilkugodzinachwaucieniebędzieszmiałamniejeszczedość,zabioręcięnamajówkę.

Zdziwiłby się,gdybymiał świadomość tego, żezgodziłamsię tylkodlatego, żeby spędzićznim tekilkagodzinwaucie.

–Nie,tymrazemtojacięgdzieśzabiorę.Muszęsięjakośzrewanżowaćzatowszystko.Kornel, przepraszam, że nie pojawiałam się od kilku dni, ale gonią mnie pilne sprawy. Będę

w piątek. Jeśli możesz, odbierz w czwartek klucze od pana Sypnickiego, a jeśli nie, przełóż naszespotkanie na piątek o siedemnastej. Dzięki i przepraszam. Roztrzepane Latte – szarpnęłam się naszybkiegoesemesaprzedsamymwyjazdem.

Nienawidzę robićwszystkiegowostatniejchwili, aleniestetyzazwyczajniemamwyjścia imuszęw biegu decydować, które sprawy są najpilniejsze.Miliony razy obiecywałam sobie, że już niedługopoukładam swoje życie, pochowam poszczególne jego części w przezroczyste koszulki i wepnę dosegregatora,alenadalkręciłamsięwabsolutnymchaosiebezładuiskładu.

–Mam jeszcze jedną złąwiadomość – powiedziałam doOktawiana, kiedyw końcu udałomi sięspokojnieusiąśćnaprzednimsiedzeniuinnegoniżpoprzedniosamochodu.

(Tojestchevrolet,Latte.Jesteśchybajedynąosobąnaświecie,którategoniewie!)–Zamieniamsięwsłuch.– Muszę kupić sukienkę. Czarną. I najlepiej bardzo ładną. Ale ponieważ nie przepadam za

zakupami…–…wprzeciwieństwiedo…–…przytłaczającejwiększości…– …damskiej części społeczeństwa – roześmiał się. – Nie martw się, znam sklep z ładnymi

sukienkami.Szybkocośznajdziemy.

Page 109: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

***–AdrienDecuver?–Nielubiszjegoprojektów?–Nielubię,kiedysklepjestnazwanyczyimśnazwiskiem.Śmierdziwtedystrasznądrożyzną.–Spokojnie,tomójdobryznajomy.Taksięskłada,żepomogłemmuzwiązaćfirmęzeświatemmody

imediów,dziękiczemumamuniegodozgonnydługwdzięczności,aponieważdotądnieodbierałemgow„materialnej”formie,napewnozaserwujecicośtakiego,żeszczękiimopadną.

–Szczerze?Wolałabymsamasobiecośkupić.Nieprzepadamzatakimwidowiskowymstylem.Pozatymtodośćosobliwybalisukniamożeuleczniszczeniu.

–Spokojnie.Dajmuszansę.Czyniemiałamjużwtedyświadomości,żebawisięwmojegosponsora?Niewiem.Chybapoprostu

pierwszyrazpoczułamsięnaprawdękobieco.Miałamwrażenie,żejestmnązauroczony,bonierobinamniewrażeniajegomajątek,tylkoosoba.Byłamnimwpewnymstopniuoczarowanainiechciałamjużdrugi raz wkręcać się w labirynt ucieczek i chorych gierek, przez które przeszłam z Emilem, żebywkońcudostaćmocnegokopana otrzeźwienie. Poza tymbyłamprzynim inna niż przy reszciemoichprzyjaciół. To nie znaczy, że udawałam kogoś odmiennego. Po prostu odkryłam drugą stronę mojejosobowości.Potrafiłambyćbardziejzadziorna,upartailekkozłośliwa.IsamapoznawałamowąnowąLattezzaciekawieniem.

– Pamiętasz tę wspaniałą suknię, w której Penélope Cruz odbierała Oscara? Przeszła do historii,ledwiepojawiłasięwniejnaczerwonymdywanie…

–Obawiamsię,żetoniemojadziedzina.–Naprawdęniekojarzysz?Zaprzeczyłam,niewiedząc,czypowinnamsięzawstydzić.–Wczymśtakimwłaśniecięwidzę.Rzeczjasnawczerni!Cootymsądzisz,Adrien?–Mamcośwbardzopodobnymstylu.Będzienatobiewyglądaćbosko–ekscytowałsięAdrieniaż

machałrękamizzadowoleniem,żeudamusięspełnićprośbęswego„maestra”.–Wykorzystajswojąenergiędopodskokównazaplecze,jeślimogęcięprosić.Trochęsięśpieszymy.–Ależjasne,jużpędzę.W niespełna pięć minut później stałam w przebieralni przed ogromnym kryształowym lustrem

i„wyglądałamoszałamiająco”,oczymnieprzestawałmniezapewniaćAdrien.–Podobacisię?–Nadaltwierdzę,żenajwiększewrażeniezrobiłabyś,występującwczarnejbieliźnie,aleskorojuż

tak się uparłaś, by doszczętnie ukryć ciało, tomuszę przyznać, że ta suknia budziwiększe emocje niżhabit.

Adrienomalniezemdlałnadźwięktychsłów.–Spokojnie,panieDecuver,Oktawiantylkożartuje,prawda?–Oczywiście.Jesteśwniejnaprawdępiękna.Możewięcejprawdybyłobywstwierdzeniu,żetosukniajestpiękna,aleniechciałamprotestować.Kilka następnych godzin spędziliśmy, szusując nowoczesną autostradą, gdzie rozległy horyzont

wyznaczał surowe granice niebu, które w przeciwnym razie niewątpliwie przygniotłoby nas ciężkimbłękitem.

StosześćdziesiątkilometrównagodzinęzmiękczoneuspokajającymgłosemAngeliMcCluskeywIt’sbeendone…przerwanakawęzThe time isnowMolokoprzyzjeździenaBerlin iostatniespojrzenieprzednieposkromionymszczytemBrockenprzyakompaniamencieBlindfoldMorcheeby.Niechciałomisię go zostawiać, ale przede mną było kolejne wyzwanie. Weszłam do sali ukrytej w grociei niedostępnej dla ludzkiego oka.W swojej komnacie przebrałam sięw suknię, której ceny nawet nieznałam, a po chwili wtopiłam się w tłum złożony z setek wystrojonych i przekonanych o wyższości

Page 110: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

własnejkreacjinadinnymiwiedźm.– Przepraszam, Semiramis, mogę zamienić z tobą słówko? – zapytała mnie moja przewodniczka

duchowa.Cholera,dowiedziałasięjuż,żeskompromitowałamsięjakowróżka?–Słucham–odparłam,starającsięwyglądaćtak,jakbynicsięniewydarzyło.– Mam do ciebie prośbę. Właściwie jestem tylko posłańcem. Hezychie prosiły, abyś to ty dziś

zapowiedziałaotwarciebaluiinicjacjęnowejczłonkinikręgu.–Ja?PrzecieżtozawszeElea…–Dzisiajpoprosiły, żebyś towłaśnie tyzaczęła.Wiem,że trochępóźnocię informuję,aledecyzja

zapadła w ostatniej chwili, a im spodobało się twoje pierwsze przemówienie. Najlepiej dla ciebiebyłoby,żebyśsięzgodziła,aleoczywiściemożeszodmówić.Oficjalnie.

–Cóż,dobrze.Skorotakstawiaszsprawę…Usiadłamnachwilęprzybocznymstolikuzastawionymdrobnymiprzekąskami,żebyzastanowićsię,

comampowiedzieć.–Witaj,Latte.–O,Elea,witaj.Niespodziewałamsięciebietutaj.–Nibydlaczego?–Powiedzianomi,żeniebędzieszinaugurowaćwieczoru.–Iuznałaś,żetozpowodumojejnieobecności,tak?Niebądźnaiwna,Latte.Ostatniochybazaczęsto

cisiętozdarza.–Comasznamyśli?– Myślisz, że pozjadałaś już wszystkie rozumy, prawda? Że możesz ze mną walczyć jak równy

zrównym?Nicztego,kochana.Roześmiałasięiwypiłałykdrinkazszerokiegokieliszka.–Pewniesądzisz,żestarąEleędasięłatwowykończyć,alemyliszsię.Chybawystarczającojasnoci

toostatniopokazałam.–Totynapisałaśtenlistnaposterunek?–Ojej,zauważyłaśjuż?AnieprzypadkiemOliwiaFalesse?Copodpowiadałcitwójmałymóżdżek?–Dlaczegomitozrobiłaś?Tozłamaniekodeksu,wieszotym!Niemożnaużywaćmocyprzeciwko

innejwróżce.– Ależ to nie było przeciw tobie, Latte. To było dla twojego dobra. Myślisz, że twoja mamusia

chciałaby, żebyś mieszała się w tę sprawę? A przecież ona nie życzyła ci źle, prawda? Wierz mi,znacznie lepiejdlaciebie, jeślibędziesz trzymaćsięzdalaod tego,conienależydo twojegozakresuzadań.Zresztą terazchyba i tak jużniezaprosząciędowspółpracy–roześmiałasięporazkolejnyzezłośliwąsatysfakcją.

–Musiszmiećwyjątkowonieczystesumieniewtejsprawie,skoroażtakzależyci,żebymzniminiewspółpracowała.

–Przeceniaszsię,podobniezresztąjaktwojamama.Ipodobniejakonawylądujesznajakiejśzabitejdeskami wsi, chowając się przed całym światem. Zastanów się jeszcze, przebiegły detektywie, czyzwracałabymnasiebieichuwagę,gdybymbyławinna.

–Latte?Możemycięprosić?–zwróciłasiędomniekobietawbiałejsukni.–Tak,jużidę.Dozobaczeniawkrótce,Elea.– Najdroższe Sybille! Spotykamy się ponownie jak co roku tej nocy, którą nakazuje tradycja

Walpurgii.Spotkamysięoczywiściepoto,bydaćupustemocjomiścierającymsięwnasmocomprzydobroczynnymwpływiewinaorazpoddaćsiębiesiadzieirozpuście(śmiechioklaskiekscytacjinasali)…aletakże,bypołączyćsiłyiumocnićwięzi,którestanowiąintegralnączęśćnaszegokręgu.Jakwiecie,mocmożesłużyćnietylkonaszymwłasnymkorzyściom,aletakżemiećwpływnadziejeświata.Dziśnie

Page 111: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

mawśród nas żadnej, którawykorzystuje tęmocw pełni.Niema prorokini.Dlatego, drogie Sybille,musimypamiętać,żeto,comamy,to jedyniezalążektego,comożemymieć.Rozwójtoniekorzystaniez otrzymanego dobra, ale pomnażanie go. Rozwój towizja, któramoże ewoluowaćw coświęcej niżsamowidzenie.Niemożemypoprzestaćnazalążkutego,cootrzymałyśmy,musimytozainwestować.Alezanim tak się stanie, spójrzmywprzyszłość, żeby sprawdzić, czy ta inwestycja się opłaci. Żebymiećpewność,żeto,ocowalczymy,masensiwartejestnaszegozachodu.Jeślibędziemysilneisolidarnewnaszychdążeniach,uczciwewobecsiebienawzajem…jużwkrótcenaszamocnietylkosiępomnoży,aleispotęguje.Osiągniemysiłę,któramożezmieniaćświat.

Dziś w nocy przyjmiemy do kręgu kolejną Sybillę. Dajmy jej wzór, aby miała skąd czerpaćinspirację.Pokażmyjejcel,abyzrodziłasięwniejambicja,iofiarujmyjejmoc.Mocprekognicji,abymogłastaćsięjednąznas…

Hucznebrawarozniosłysiępocałejsali.Zeszłamzescenyzuniesionąwysokogłową,pełnawiaryi pewnawłasnych sił.Była to jedna z pierwszych chwil, kiedy poczułamw sobie charyzmę, a one jązobaczyły. Przemaszerowałam przez środek, demonstracyjnie ignorując zimny wzrok Elei. Niewiedziałam, dlaczego to mnie, a nie ją poproszono o przemówienie, ale wiedziałam, że nie mogępozwolićjejnato,żebymniezniszczyła.Aniwtym,aniwtamtymświecie.

–Wiesz,nawiązującdotwojegoprzemówienia–stanęłaprzedemnąkilkagodzinpóźniejmocnojużpijana–chciałamcipowiedzieć,żebyśsamauważała,wcoinwestujesz.

–Comasznamyśli?–Tegonowegolowelasa.Natwoimmiejscusprawdziłabym,cocięznimczeka.Tenczłowiektonic

dobrego.– Jeślimogłabymcię prosić, niewtrącaj się domojego osobistego życia – oświadczyłamgroźnie

iwychyliłamkolejnykieliszekwina.–Twojasprawa.Ostrzegamtylko.Jazzainteresowaniemobejrzałamsobiejegoprzyszłość.–Niewiem,odkiedyzrobiłaśsiętakatroskliwa.–Poalkoholumiękniemiserce.Ibolimniemyśl,żechłopakznajdziesięprzezciebiewwięzieniu.

Choćwpełnizasłużenie.Szkodatylko,żeniezasłużynatoonsam,tylkoty–parsknęła.Starałamsiępuścićjejuwagimimouszu.Niechciałamzresztąwierzyć,żemogłobybyćwnichchoć

ziarnoprawdy.–Wracającdodobrocimojegoserca–kontynuowała,niezwracającuwaginamojąminę…–Nawet

twojejmatceniepowiedziałamzłegosłowapopijanemu,mimożesięcholeraprosiła.–Coonacizrobiła,żeażtakjejnienawidzisz?–Mniewłaściwienic.Choćpoczęścimusiałamsięnacierpiećprzezjejmiłosneigraszki.–Jakieigraszki?Eleausiadłanapieńku,żebysięnieprzewrócić.–Jaktojakie?ZTomaszem.ZTomaszemFalesse.–Cotymówisz?!–Prawdę!–krzyknęłamidoucha.–Twojacholernamatkamiałaromanszmecenasem.Poznalisię,

gdy zaczęławspółpracować z policjąw sprawie śmierciAdama. I ten pieprzonynaiwniak sięwniejzakochał.Wtakiejszarejmyszy.Kochałjąjaknikogonaświecie.Zakochałsięnaśmierć.

–Oczymtymówisz,Elea?Ale ona już nic nie odpowiedziała. Jej pijackie wynurzenia miały jeden jedyny mankament.

Zdecydowanie za szybko się kończyły. Lądowała głową na ziemi albo w jakimś rowie z sukniąrozerwanądopołowyudaipozostawaławtejpozycjidorana.

***–Latte,muszęcisiędoczegośprzyznać.Właściwieniemuszę,aleczuję,żepowinienem.–Cosięstało?

Page 112: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

– Dopuściłem się małego kłamstwa wobec ciebie i miałem przez te dwa dni potworne wyrzutysumienia.Niewiem,czyto,cozaczynasięmiędzynami,traktujeszpoważnie,czyjakoprzelotnyromans,ale jakdlamniema tozadatkinacoś…wyjątkowego idlategopostanowiłem,żeniebędęmiećprzedtobą tajemnic. Pojechałem do Berlina nie do mojego kumpla, jak ci powiedziałem, ale do byłejnarzeczonej.

Poczułamdziwnyniepokój.– Nie chcę, żebyś pomyślała, że się przed tobą spowiadam, bo właściwie nie ma z czego, ale

uznałem,żewiniencijestemprawdę.Musiałemzabraćodniejkilkarzeczy,którychniechciałaprzesyłaćpocztą, więc ustaliliśmy, że odbiorę je osobiście. Nicważnego, takie tam drobiazgi. Ale chcę, żebyświedziała,żejesteśmynaabsolutnieneutralnymgruncie,boodmojegorozstaniaztądziewczynąminęłojuż ponad pół roku, więc niczego się nie obawiaj… jeśli oczywiście… chcesz w ogóle się o mnieobawiać.

Spojrzałamnaniegorozbawionaostatnimzdaniem,którezakrawałonapoważnądeklarację.–Taksięskłada…żechcęsięobawiać.Aleskoroniemaoco,toniebędę.–Cieszęsię,żechcesz.Iżeniebędziesz.Iwogóle.„Fajnysamochód”.–Tak.„Fajnysamochód”.Roześmieliśmysięoboje.WdrodzedodomuopowiedziałamOktawianowiosprawiemorderstwamecenasaTomaszaFalesse,

dodającszczegóły,którychdowiedziałamsięodpijanejElei.–Możetowymyśliła?–Niesądzę,wiesz,jaktojest.Invinoveritas.–Sądzisz,że twojamamanaprawdęmogłamiećznimromans?Wtakimrazieznalazłabysię także

wkręgupodejrzanychosób.–Nawetjeśli toprawda,jakimiałabymotyw?Pozatym,gdybyśznałFi…toniebyłaosoba,która

mogłabykogokolwiekzabić.Wierzmi.–Wierzę.Przecieżnierzucamżadnychpodejrzeń.–Ciężkojestmizresztąsobiewyobrazić,żebyktórakolwiekznichbyłagotowadozbrodni.Oliwia

iEleatotrudnecharaktery,alewyglądanato,żeobiekochałymecenasa.–Wiesz,miłość, czy raczej seks– jest trzecimczynnikiempopieniądzach iwładzypowodującym

poważnezawirowaniawewszechświecie.***

–Wiedziałeśo tym,żeFimiałaromanszTomaszemFalessepośmiercimojegoojca?–zapytałamwprostpowejściudobiuraDaniela.

Spojrzałnamnie,niekryjącswojegozmieszania.–Obawiamsię,żetak–odpowiedział.Zamurowałomnie.Mimomocnychpodejrzeńcałyczasbyłam

przekonana,żetoniemożliwe.TodlategoFikompletnienieakceptowałamojejprzyjaźnizGlorią.– Właściwie to Falesse zakochał się w Filenie. Po tym jak sprawdzała jego wiarygodność

w komisariacie, kompletnie mu odbiło. Filena uznała, że jest niewinny śmierci Adama. Długo niewykazywałażadnegozainteresowaniajegoosobą,aletojeszczebardziejgopodkręciło.Niepoddawałsięłatwo.PorzuciłdlaniejElżbietęFalesse,którawówczasbyłajegokochanką.

–CzyOliwiaotymwiedziała?–Niewiem.OliwiazawszeprzemilczałaromanseTomasza.–Wiedziałeśotymodpoczątku?–Tak.–Myślisz,żeFimogławiedzieć,ktogozamordował?–Prawdęmówiąc,jestemprzekonany,żewiedziała.Niewiemtylko,dlaczegotakuparcieniechciała

namnicpowiedzieć.Pojegośmiercizdecydowanieodmówiładalszejwspółpracy.

Page 113: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Mampewnepodejrzenie,ależebytegodowieść,muszęspotkaćsięzOliwią.–Nie da rady, Latte. Jesteś definitywnie odsunięta od śledztwa.Nawet jeśli cokolwiek odkryjesz

dziękiswojejmocy,niebędzietobranepoduwagę.Musimymiećrealnydowódzbrodni.***

Przeczytałamkiedyś zdanie JoséSaramago,którego senspozostawił trwały śladwmojej pamięci:„Czasem zadajemy sobie pytanie, dlaczego szczęście tak długo zwlekało, dlaczego nie przyszłowcześniej, ale jeślipojawianamsięznienacka, jakw tymprzypadku,kiedy jużnanienieczekaliśmy,wtedy najprawdopodobniej nie będziemy wiedzieli, co robić, i chodzi nie tyle o wybór pomiędzyśmiechem a płaczem, ile o tajemną wewnętrzną trwogę na myśl, że byćmoże nie zdołamy stanąć nawysokościzadania”.

To zdanie przypomniało mi się jakiś czas po wydarzeniach, które zaraz opiszę. Może gdybyprzypomniałomi się wcześniej, coś by to zmieniło?Amoże zaślepienie, któremniewtedy ogarnęło,musiałomiećmiejsce, żebymwkońcu odzyskaławzrok.Zakochana osoba jest zawsze tak przekonanaowyjątkowości uczucia, które ją spotkało, że żadnemądrości i doświadczenia życiowe innych nie sąw stanie jej przekonać.Onwydawałmi sięwtedymoją jedynąwłaściwą drogą. Jedynąmożliwościąosiągnięcia błogiego stanu szczęścia, o poszukiwaniu którego od wieków rozpisują się filozofowieipisarze.

Właśnie z tej przyczyny kolejne miesiące pamiętam jak przez mgłę. Nie miało dla mnie zbytwielkiegoznaczeniażycie,któretoczyłosiępozamałąprzestrzeniąmiędzymnąanim.Interesowałamnietylko ta sfera,w którejwielkie słowamieściły sięw półoddechu, emocjewmuśnięciu dłonią skóry,aogromneróżnice,którenasdzieliły,dałosięzacisnąćwdłoni.Starałamsięzewszystkichsiłtrzymaćmojejrzeczywistości,pogłębiaćwiedzę,myślećoproblemachprzyjaciółiobiznesie,wktórywłożyłamcałeoszczędności.Naprawdęsięstarałam,alepozawłasnąkontroląstałamsiępostaciąnieuczestniczącąjużwdawnymżyciu.Jakbybyłotylkotłemdotego,cosiędziałowemnie.NiczymżywyantonimmojegoprzymusowegopobytuwT.,kiedyzwszystkichsiłstarałamsiębyćduchemznimiwszystkimi,aleniemogłambyć ciałem.Teraz całamoja duszaprzeniosła się doniego.Był dlamnie kimśniezwykłym…niesamowitym… zawładnąłmoimi zmysłami i ciałem.Niczym narkotyk, od którego niemogłam i niechciałamsięwyzwolić.Niedziwiłygomojewizje,karty,księgawróżb.Przyjął tojakocośabsolutnienormalnego.Może dlatego, że dowiedział się o tymw chwili, kiedymnie poznał, aGlorii i JankowiciężkobyłoprzestawićsięzwidzeniawemnienormalnejLattenaLattezeszczyptąprofetyzmu.

Poprostuwtymczasietakbardzogopotrzebowałam.Inieumiałabymsięwyrzec.Mimowszystkichwydarzeń, które miały miejsce później. Mimo upokorzenia i poniżenia, które przez niego przeszłam,mimobólu,któryzadałamosobomnajbliższymmojemusercu,zacoporazkolejnyprzepraszam…wtedypoprostuwidziałamwnimkogoś,komumogłamipragnęłambezgraniczniezaufać.

Od dnia, kiedy czując się całkowicie bezradna, opuściłam posterunek policji w J.zprzeświadczeniem,żejużnicnieudamisięwtejsprawiezrobić,całemojedniwypełniłysięnim.

Odnajdywałam szczęściew każdej spędzanejwspólnie chwili.W zwyczajnej codzienności, którejsekundynasiąkałyprzyniminnyminiżzazwyczajbarwami.Pochłaniałamzfascynacjąwszystkieczęściukładanki składające się na jego osobę. Znajdowałam nawet dziwny rodzaj masochistycznejprzyjemności w akceptowaniu jego wad. Śmiałam się, że pije herbatę z mlekiem jak zdeklarowanyanglofil,apóźniejszukałamwsklepachdzbanuszkanamleko,którypasowałbydojegojadalni.Uczyłamsię go. Jego nawyków, przyzwyczajeń. Z rozkoszą wsłuchiwałam się w jego opowieści o wielkimświeciemediów,którybyłdlamniejego…terraincognita,ipowolipróbowałamłączyćjegożyciezeswoim.Zzadowoleniempatrzyłam,jakonpowolinasiąkateżmoimmaleńkimświatempłytwinylowych,przepowiedniitajemniczychksiąg,wktórychjakwszyscy„spozakręgu”nicniemógłzobaczyć.Patrzyłnamnie,kiedyzapalałamwpokojukadzidłaorazświece,imilczał,kiedyzabierałamsiędostudiowaniatajemnychnaukezoterycznych.

Page 114: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Kimjajestem,mojaluba,żezdołałemzbliżyćsiędotwojegoniezwykłegoświata?–zapytałmniekiedyś,podającmikubekzielonejherbaty.

–Samaniewiem.Alemamnadzieję,żetenczaspoświęconystudiomkiedyśpozwolimitoodkryć–odpowiedziałamironicznie.

Pocałowałmniedelikatniewszyjęizamknąłmojąksięgę.–Niezasłużyłemnaciebie.(Żeteżmuwtedy,cholera,nieuwierzyłam).Początkowo próbowałam za wszelką cenę zaprzyjaźnić go z Glorią, nauczyć go klimatu Furty

imałychalejekparkowychw J.ZabrałamgonawetnaweekenddoT., żebypoznał Janka iAnnę, alemimowszelkichstarańwidziałam,żeonpoprostuniepasujedotegoświata.PrzyemocjonującymżyciuwW.,zaledwiepółgodzinydrogiodJ.,towszystkobyłodlaniegojedyniesielankowymobrazkiem,naktóry(iowszem)możnapopatrzeć,aletoniepowód,żebysiętamprzenosić.

–TopococimieszkaniewJ.?–zapytałam.–Kupiłem jekiedyśmojej siostrze,bożyciewstolicy jąmęczyło,ale terazwyjechałazagranicę,

więctrochęuniejbumelowałem.–Poco?–Niepowiemci…–Żebymnieszpiegować,tak?Typodstępnyintrygancie!–roześmiałamsię.–Niemogłemniewykorzystaćokazji,którąofiarowałmiwprezenciedobrywujaszeklos.Zresztą

sama twierdzisz, żewszystko jest tylko teraźniejszością, która jeszcze się niewydarzyła. Ja poprostuchciałem,żebywydarzyłasięwcześniej.Bojużniemogłemsiędoczekać.

–Omalnieprzegiąłeśztymtempem.Małobrakowało,awięcejniechciałabymcięwidziećnaoczy.–Wiem…będzieszmiwypominaćtękolacjędokońcażycia.–Myślisz,żebędęztobądokońcażycia?Pranie,prasowanie,obiadki?Zapomnij.–Rozkosznawizja,nieodbierajmijej,proszę.Aproposobiadu,Wernerowiezaprosilinasdosiebie

najutro.–Znowu?–skrzywiłamsię.–Wcalenieznowu.Byliśmytamprzecieżponaddwatygodnietemu.Mówiłaś,żebyłofajnie.–Żemogłobyć.–No,pozłośćsiętrochę,możewyskoczyciznowutasłodkażyłka.Roześmiałamsiębezsilnie.–Musimy?–Niemusimy.Alewiesz,żetoważneszychy.Potrzebnymijestkontaktz„mediowcami”,boinaczej

niebędęmiałgdziepokazywaćmoichgwiazdek.–Cośostatnioichchybaniemaszzadużo.–Botyjewszystkieprzysłaniasz,słoneczko.–Mamsięodsunąć?– Hm… jakbyś mogła, troszeczkę w prawo – roześmiał się i pocałował mnie w czoło. – Masz

pieprzyknasamejnasadzieczoła,wiesz?Przykrywajągowłosy,aleja(!)goodkryłemistraszniemisiępodoba.Chybasięwnimzakochałem.

–Przestań,tywariacie.–Nie,naserio.Kochamgozaślepieńczo!Zacząłcałowaćmojeczołotużprzywłosach.–Nodobrze,jużdobrze.Zgadzamsię,pójdziemydoWernerów.– Wiesz co, zmieniłem zdanie. Wolę zjeść obiad z twoim pieprzykiem. Podnieca mnie sto razy

bardziejniżWernerowie.Wernerowie byli małżeństwem z kilkunastoletnim stażem. Pracowali w telewizji, poznali się

Page 115: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

w telewizji, a były nawet podejrzenia, że się tam urodzili. Cały ich świat przesiąknięty byłmediami.Wiedzieli,kogoznaćnależy, iznalinawet tych,októrychświatmiałsiędopierodowiedzieć.Cały ichdom obwieszony był fotografiami z osobistościami tak popularnymi, że nie uszły nawet mojemuniewprawionemuwmedialnyświatoku.Jeśliwierzyćimnasłowo,byli„naty”nietylkozprezydentemipremierem,aletakżezcałymświatkiempolityki,popkultury,Kościołaisztuki.Ajadaliwszędzie–odBiałego Domu po Watykan. Dlatego spotkania z nimi stanowiły dla Oktawiana nie tylko obowiązeksłużbowy,aletakżeotwierałyprzednimkażdegodniamożliwościosiągnięciakolejnychsukcesów.

– Witaj, Okta – Malwina przywitała go szerokim uśmiechem i kretyńskim skrótem, któregonienawidziłam.–Straszniesięcieszę,żewpadliście.Latte,śliczniewyglądasz.

Malwina miała w kontrakcie zapamiętywanie imion wszystkich, których nadarzy się jej spotkać,a z własnej woli szybko wchodziła w rolę najlepszej przyjaciółki, zapamiętując kilka szczegółów,októrychwspomnianowtrakcierozmowy.

–JaksięmatwójnowytowarzyszHokus?Roześmiałasięserdecznieiucałowałamniewobapoliczki.–Ach, doskonale. Rośnie jak na drożdżach – podejmowałam jej „tiutanie” na prośbęOktawiana,

choćczułamsięjakkretynka,udając,żeznamysięodzawsze.–Wspaniale,żeudałowamsięwyrwaćiwpaśćdonasnachwilę.Wtejbieganinietrudnoznaleźć

czas na relaks przy lampcewina, prawda? – oświadczyłRobert, serwując silny i pewny uścisk dłoniOktawianowi,amniecałującwrękę.

(Swoją drogą, ja w tamtym czasie na pewno nie narzekałam na przesadny brak czasu, a i ichwidywałamnakażdymprzyjęciudla„śmietanki”,naktórezaciągałmnieOktawian.Chybażewłaśnietostanowiłodlanichowozabieganie!)

–Toprawda,Robercie.Praca,praca–potwierdziłOktawian.(Praca,praca??!)Resztawieczoruprzebiegłarównieżwnieodbiegającymodschematuporządku.Koktajlzkrewetek.(Fuj!)Pozoryinteresowaniasięgospodarkąilosamikraju–rozmowaopolityce.Koreczkizwędzonegołososia,mozzarelliioliwek.Plotki,ktosięostatnioupił/całował/spotkałzkimśnabankiecie.Sushilubfondue.Podziałnadwiedyskusje: ja iMalwinaomodzie,dobrychrestauracjach i romansachgwiazd(ona

mówi, ja słucham),Oktawian iRobert o sporcie (którymżaden z nich się nie interesuje) imożliwychkarierachnowychgwiazdestrady(itojesttaknaprawdęgłównytematnaszegospotkania).

Nakoniecdrink–dlapańcuracaobluezginemisokiemananasowym,dlapanówwhiskyzlodem.–Dozobaczenia.–Tak,dowidzeniawkrótce.BędziecienabaluambasadoraNiemiec?–Napewno.–Musimy?–jęknęłamOktawianowi,kiedybyliśmyjużwaucie.–Obawiamsię,żetak.–Kiedy?–Wprzyszłymtygodniu.Aleniemyślotymnarazie,niewracajmydziśdoJ.,pojedziemydomnie

izrobięcikąpielzpianąozapachutruskawkowym.Twojąulubioną.Westchnęłamciężkonasamąmyślo tym,comnieczeka.Tobyłcholernie,ale tocholernieniemój

świat.–Imasażstóp?–Tak.–Amuzyka?

Page 116: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–MacyGray.–Nodobra.ZasnęłampachnącatruskawkamiizrelaksowanaprzyAmomenttomyself.Przezsenpoczułam,jakcałujemniewczoło.Następnegodniaobudziłmnietelefon.–Słucham?–odebrałam,próbujączebraćmyśliwjakąśracjonalnącałość.–Latte,mamydlaciebieniespodziankę.Zwlecz się z łóżka, spotkamysię zapółgodzinynaplacu

Pistacjowym,OK?–Zapółgodziny?Nigdywżyciu.JestemwW.uOktawiana.Mogębyćzadwiegodziny.–OK.Pa.–Ktotobył?–zapytałrównienieprzytomnyjakjaOktawian.–Kornel.–Oświcie?–Jestdziesiąta.Normalniludziesąjużotejporzenanogach.–Normalniludzieniekładąsięspaćotrzeciejnadranem.–Normalnymludziomniechcesięseksuwśrodkunocy.–Bomogąsobietylkopomarzyć,żebymiećtakąwspaniałąkobietę,zktórąchcesiękochaćokażdej

porze.–Dobrze,skoroustaliliśmyjuż,żeniejesteśmynormalni,toidęnapićsiękawyiubrać,żebychociaż

przedresztąspołeczeństwastwarzaćpozory.Atyśpij.–Chceszmnietuzostawićsamego?Napastwęzłegoświata?– Wierz mi, robię to z bólem serca. Ale zostawię ci Morfeusza, bo czuje się samotny, odkąd

opuściłamjegoczułeramiona.–Jesteśwspaniała.–Wiem.Powtarzaszmitocorano.Straszniemnierozpuściłeś.–Obawiamsię,żetyjesteśznaturyrozpuszczalna.–Nie,kochanie.Znaturytojajestemrozpustna.Złapałmniezarękęipociągnąłzpowrotemnałóżko.–Tochodźtu,mojarozpustnico.–Dwadzieściaminutspóźnienia.Powinnaśdostaćlańsko.–Wiem,przepraszam,Kornel.Śpieszyłamsię,jakmogłam.(Pomyśleć, co by było, gdybym musiała jeszcze jechać, zamiast pokonywać przestrzeń dzięki

własnymmożliwościom!)–Widzęwłaśnie.Chodźjuż,boTosiaiJaneknanasczekają.–Janek?–Tak.Przyjechał,żebynampomóc.–Alewczym?–Zobaczysz.Zamknijoczy.Dlawiększejpewnościzawiązałmiopaskę.–Ocochodzi?–Cierpliwości.Prowadziłmniegdzieś,trzymającmocnozaramiona,żebymnieupadła.–Długojeszcze?–Jesteśmyprawienamiejscu.Otworzyłdrzwi iwprowadziłmniedo jakiegośpomieszczenia, którepachniało farbą.Ściągnąłmi

zoczuopaskę.–Patrz!

Page 117: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Hebanowe stoliki, wypalane ceramiczne dzbanki, ściany z fotografiami, pękate kieliszki, parapetyz matowego szkła… połączenie słodyczy mlecznej czekolady z intensywnym kawowym akcentem.Wszystko jak surrealistyczna wizualizacja mojego objawienia. Dokładnie. „Kubek w kubek!” Łzynapłynęłymidooczu.

–Podobacisię?–zapytałaTosiazuśmiechemnatwarzy.– Cudownie – odpowiedziałam przez zaciśnięte gardło. – Dokładnie tak to sobie właśnie

wymarzyłam.Tosiapodeszłaiprzytuliłamniemocno.Wciążmiałanasobiepobrudzonefarbąogrodniczkiichustkę

nagłowie.–Aleskąd…?–Stolikidałnamwłaścicielbaru,wktórymostatniozmienialiśmywnętrze.Pomyśleliśmy,żebędątu

idealnie pasować – odpowiedział Kornel. – A w resztę po części zainwestowaliśmy, a częśćprzerobiliśmy z tego, co tu już było. W końcu jesteśmy wspólnikami, nie? Tak będzie idealnie i nakawiarnię,inabiurofirmy.

–Aleniewidziałaśjeszczenajlepszego.–Czego?–Chodźnazewnątrz.Naścianiewisiałydwaszyldywpodobnymstyluoddzielająceodsiebiedwapiętrabudynku.–AncoraImparo&Latteria–odczytałamsłowa,nieukrywającwzruszenia.Staliśmyprzednasząnową,małąbiurokawiarnią,gapiącsięnaszyld.Trójkadziwadełiżyciowych

popaprańców – para artystów, wróżka i filozof, którzy nie wiadomo jakim cudem zabrali się dowspólnegodziełasztuki.

OktawianniepodzieliłmojegoentuzjazmunawieśćopowstaniuLatterii.Całamojaradośćuderzyławmurabsolutnejobojętności,awręczniezadowoleniaztakiegoobrotusprawy.

–Czytywogólewiesz,conasiebiebierzesz?Prowadziłaśkiedyśbiznes?–Nonie.Aleprzecieżtotylkomałakawiarnia,aniejakiśtamhotelpięciogwiazdkowy.–Wtakimraziedlaczegopoprzedniwłaścicieltakszybkozbankrutował,skorototakieproste?–Niemówię,żeproste.Aleonchybaniemiałżadnegopomysłunatomiejsce.–Atymasz,tak?–prychnął.–Mam,oczywiście,żemam.Będzie tamnajlepszakawawmieście iciasteczka, icodziennie rano

świeże drożdżówki z serem, makiem i rodzynkami. Ludzie będą tam jeść śniadania i czytać porannąprasę,awieczoramispotykaćsię,żebyomówićinteresyzA.I.

– Wspaniale. Widzę, że faktycznie masz wszystko wymyślone. Tylko ciekawe, kto im będzieserwowałtękawęipiekłbułeczki.Ty?

–Napoczątek…tak.Niemampieniędzy,żebykogośzatrudnić.–Ico,zamierzaszspędzaćtamcałednieodranadowieczora?–Oktawian,ococichodzi?–Onas,Latte.Onasmichodzi!Gdzie tywtymwszystkimwidziszmnie?Bojasiebieniewidzę.

Ajużnapewnoniewypiekającegodrożdżówki.–Alejaciebienieprosiłamopomoc.–Bojużmniechybadoniczegowtymwszystkimniepotrzebujesz.–Cotymówisz?Uspokójsię.– Mówię to, co widzę. Wszystko sobie doskonale ułożyłaś. Masz znakomity pomysł na biznes,

urządzone gniazdko na strychu i sługusa na zachcianki seksualne, tak? Idealne życie. Alemnie to niepasuje.Rozumiesz?Jasięzczegośtakiegowypisuję,boniemamzamiarubyćodstawionywkąt,jaktobyłopoprzednimrazem.Niedamsięjużporzucićdlawyższegocelu.Bochybaterazciastkasądlaciebieważniejszeniżja.

Page 118: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Oktawian…–krzyknęłamzanimbezradnie,alejegojużniebyło.Niemiałam zamiaru biec za nim, bo dramatyczne sceny zPrzeminęło zwiatrem zarówno Scarlett

O’Harze, jak i mnie (nie wspominając Oktawiana w roli Rhetta Butlera!) nie wychodziły na dobre.Usiadłam spokojnie na kanapie i zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie może mieć rację i comogłabymzrobićw tej sytuacji.Rzeczywiściebyłodośćprawdopodobne, żebędęmusiałapoświęcaćcałyswójwolnyczasLatteriiiwinnychokolicznościachniestanowiłobytodlamnieżadnegoproblemu,aleprzytowarzyskiej„akceleracji”wostatnichczasachmogłobytofaktyczniemiećjakiśwpływnanaszzwiązek.

Cichestukaniedodrzwiwyrwałomniezzamyślenia.Powróciłsynmarnotrawny.–Niemusiszmnieprzepraszać–mruknęłampodnosem.–Niemamzamiaru–usłyszałamgłosJanka.–A,Janek.Cześć,wejdź.Myślałam,żetoOktawian.Stał w wejściu w sztruksowych ogrodniczkach z wyrwanymi na całej długości kwadratami

podszytymiróżnokolorowymiskrawkamimateriałuizielonymT-shircie.–Pokłóciliściesię?–Małasprzecznośćinteresów.Nictakiego.Powinnosięrozwiązać.–No,no.Alejesteśostatniotajemnicza.Towyglądanacośpoważnego.–Kłótnia?Nie…–Związek,Cappuccino.Związekwyglądanapoważny.Uśmiechnęłamsię.–Cóż, kto by pomyślał, że komuś uda się zapanować nad tym twoimdzikim sercem.Ciężko było

uwierzyć,żektokolwiekzdołaciękiedyśujarzmić.–Niejestemujarzmiona–oburzyłamsię.–Niepanikuj,Latte,tonicstrasznego.Jatakżejestemjużujarzmiony.Awkrótcetonawetchybana

oficjalnymgruncie.–Co?Wyciągnął z kieszeni małe czerwone pudełko. W każdej innej sytuacji wyglądające nieco

pretensjonalnie,aleprzyjegoaromantycznymusposobieniurobiłopiorunującewrażenie.–Zamierzaszsięjejoświadczyć?–Tak.Alebłagam.Językzazębami.–Będęmilczećjakgrób.(TylkoGlorii).–Mamdociebiejeszczetylkomałąprośbę.–Tak?–Aleniechcę,żebytozabrzmiało,jakbymsięzabezpieczałprzedewentualnąklęską,botakniejest.

Wierzę, że będzie dobrze i bardzo ją kocham. I sądzę, że niema na świecie drugiej kobiety, z którąrówniewielebymniełączyło…

–Janek?–Tak?–Powiesz,ocochodzi,czymamtozciebiewydusić?Zacisnąłzęby,ajazłapałamgozarękę.Powróżyszmi?–Oczywiście,żecipowróżę.Ciekawe,żekiedyimotymmówiłam,niktnietraktowałtegopoważnie,ateraznaglepchalisiędo

poznawaniaprzyszłości.Wyciągnęłamtaliękartirozłożyłamjenastoliku.–Myślałem,żebędzieszpatrzećnamojądłoń.–Jeślichceszznaćwasząwspólnąprzyszłość,kartybędąlepsze.

Page 119: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Potasowałamjeidałammudoprzełożenia.–Icotynibywnichwidzisz?–Karty czerwone tokarty twojej aktywności i działania, a czarnemówiąo tym, codzieje siębez

twojejingerencjiiwpływu.–Wewszechświeciewszystkowzajemnienasiebieoddziałuje.–Możeźlesięwyraziłam,paniefilozofie.Chciałampowiedzieć,żetytokolorczerwony,aświatto

czarny.Lepiej?Roześmiałsię,aleczułam,żejesttrochęzdenerwowany.–Karo…–Todobrze?–Karosymbolizujewiosnę.Widzę,żedecyzjajużzapadła.Taksięcieszę!Wyłożyłamnastółtrzykolejnekarty.–Znowuprzewaga czerwieni, dobry znak, symbolizujący zgodę i harmonię.Wygląda na to, że nie

maszsięczymmartwić.–Powiedzmi,jakbędziewyglądałonaszeżyciepóźniej.Sięgnęłampodrugiplikirozdzieliłamgonadalszetrzyczęści.–Pożycieseksualnebędziesięukładaćbardzodobrze…–mrugnęłamdoniego.–Hej,nieprosiłem,żebyśmizaglądaładosypialni–roześmiałsięwyraźniezadowolony.–Widzęnawetdziecko.–Jedno?–Tak,jedno.–Synaczycórkę?–Syna.Sięgnęłampodrugiplik.–Wkrótcenastąpizmianawtwoimżyciuzawodowym.Apóźniejkolejna.Bardzoduża.Wyglądana

to,żetwojakarierapotoczysięwwymarzonymprzezciebiekierunku.Samedobrekarty.–Chybanawetwiemwjakim.Dotknęłamjegodłoni,żebyszybkodowiedziećsię,cotakiegoplanuje.–O,zarazotympogadamy.Zostałmijeszczejedenplikijużztobąkończę.–Takszybko?–Muszęzostawićcijakieśniespodziankinadrodzeżycia.Podniosłamtrzecipliksymbolizującyzdrowie.Śmierć–rzuciłomisięodrazuwoczy.Zasłoniłamkartę.Toniemożliwe.–Przetasujjejeszczeraz–powiedziałamspokojnie,żebyniewzbudzićjegopodejrzeń.Śmierć–pokazałyznówkarty.–Cośsięstało?–Nie,nic–odpowiedziałamzwymuszonymuśmiechem.–No,cotamwidziszwtymostatnim?–SielankoweżyciewT.–wyjąkałamztrudem.–Nie?Naprawdę?Sądzisz,żewszystkobędziedobrze?–Takmówiąkarty–skłamałam.– To wspaniale. Jestem taki szczęśliwy, Latte. Ale wiesz, czuję jednocześnie pewien niepokój

wzwiązkuzprzyszłością.Wiem,żejeślioficjalniezwiążęsięzAnną,stanęsięzaniąodpowiedzialny.Za nią, za… moją rodzinę – powiedział z nutą niedowierzania w głosie. – I ciężko jest mi sobiewyobrazićsiebiejakoodpowiedzialnegoojcarodu,rozumiesz?

–Jasne–odezwałamsię,wciążniemogącopanowaćwewnętrznegorozedrganiaiduszącegoucisku

Page 120: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

wgardle.Czypowinnammupowiedzieć?– I wiem, że póki co nie mam za bardzo środków na to… właściwie nie mam środków na nic.

Idlatego…Boże,straszniemigłupio.Niesądziłem,żebędęmusiałkiedyśprzyjśćdociebiepopomoc.Aleproszę…niemyśl,żebędężebrać.Mampoprostupewienplan–miotałsię.

–No,mówżewreszcie.–Chodzioto,żepostanowiliśmyzałożyćzAnnąpewien…biznes.Alezupełnieinnyniżwszystkie.

Chcemystworzyćcośnakształtmedytacyjnegospa.Odczytałamtenplanjużwcześniejwjegomyślach,aleuniosłamlekkobrewnaznakzdziwienia.–Medytacyjnespa?–Genialne,nie?!Nietomiałamnamyśli.–Raczejdośćekscentryczne.–Uważasz,żetogłupipomysł?– Zanim odpowiem „oczywiście, że tak”,mógłbyśmi nieco przybliżyć samą ideę? – starałam się

mówićjaknajmniej,żebyniepoznałpomnie,żecośukrywam.–Chodzioto,żebyludzie,którzymająpotrzebępoznaniaiposzerzeniawłasnejduchowości,mogli

odnaleźćwT.miejsce dowyciszenia i kontemplacji. Jest tam taka polana nad rzeką. Pięknemiejsce.Kokomijepokazała.

–Jaksiędogadujecie?–zboczyłamnachwilęztematu.–Doskonale,tobardzointeresującaosoba.TylkoJanekmógłpowiedziećojedenastolatce„interesującaosoba”.–Alewracającdotematu,mamyzamiarwłaśnietamstworzyćpolanęmedytacyjną,awprzyszłości

możeteżorganizowaćkursyjogiiwysypywaniemandalizkolorowegopiasku.–Wiesz,wkartach jest zapisane, żebędzieszmiałpozytywnąścieżkękariery,więcodziwomoże

udaćcisięcośtakiegostworzyć.–Iwłaśniepotodociebieprzyszedłem.Międzyinnymioczywiście.–Janiebędęuczyćjogi–roześmiałamsięnasiłę.–Nie,nieotochodzi.Żebytozaistniało,potrzebnanambędziereklama.Adostworzeniareklamy

potrzebnesądwazasadniczeczynniki:znajomościipieniądze.–Gratuluję,trafiłeśdodobrychdrzwi.Niemamanijednego,anidrugiego.–Wiem,alepomyślałem,żemoże…potrzebnybyłbyciktośdoprowadzeniaLatterii?–wyglądałna

bardzozawstydzonegoswojąprośbą.–Hmm…nowłaściwiezjednejstronyspadłeśmiznieba,bobardzobymisięprzydałapomoc,ale

obawiamsię,żejanarazienaprawdęniemampieniędzy,żebykomuśpłacić.Kiedykończyłamtozdanie,tużzajegoplecamizhukiemotworzyłysiędrzwiidomieszkaniawpadł

Oktawian.SpojrzałzmieszanynaJanka.–A,przepraszam.Niewiedziałem,żemaszgościa.Chciałemtylko…powiedzieć,żeprzepraszam.

Chybatrochęzabardzosięuniosłem.–Chyba?–Zrozum… ja nie chciałem robić nic przeciwko tobie. Po prostu…nie chcę, żebyś brała tę całą

kawiarnięnasiebie.Spojrzałamnaniegorozczulona.Niesądziłam,żezdobędziesięnaprzeprosinyprzyJanku.–No to chybamampewne rozwiązanie. I liczęna to, żeusatysfakcjonujewasobu.Tynie chcesz,

żebymciąglepracowała,aJanekbardzochciałbypracować,żebyzarobićnareklamę.–Reklamę? – zapytałOktawian z zainteresowaniem. – To da się załatwić. Jeśli zobowiążesz się,

powiedzmy, pół roku przepracować w Latterii, ja zorganizuję ci półroczną reklamę w radiu, a może

Page 121: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

nawetwtelewizji.Janekażsięrozpromienił.–Wspaniale.–AjakLatteriaokażesięsukcesem,zaproponujęcipóźniejjakiśprocentudziału–dodałam.–Coty

nato?–Niewiem,copowiedzieć.Ach…naprawdędziękujęzcałegoserca.– Nie wygłupiaj się, przecież jesteśmy przyjaciółmi. Muszę się jakoś odwdzięczyć za te lekcje

robieniaściąg.Zresztątytakżewyświadczasznamprzysługę.–Takjakwkartach.Zawrotnezmiany.–Zawrotne–powtórzyłamzwielkąbezsilnością.Kiedy Janekwyszedł, siedziałam skulonaw embrionalnej pozycji, chcąc odgrodzić się od całego

świata.Zamknąć się znówna strychu i jakwdzieciństwieniewiedzieć, co siędziejepozagranicamipoddaszanaAlejachAkacjowych.Niewiedzieć,żeistniejeświatnieuchronnejprzyszłościitego,costoipozanią–bólu icierpienia.Bóg jedenwie, jakbardzochciałamterazcofnąćczas,żebyoniczymniewiedzieć.Nieprzewidujprzyszłościbliskichciosób–zagrzmiałowmojejgłowie.

–Dlaczegojestemtakagłupia?–mamrotałamprzezłzy,doprowadzającOktawianadopasji.–Cosięstało,Latte?Powiedzmi,błagamcię,boinaczejniebędęmógłcipomóc.–Niemożeszmipomóc.Niktniemoże.Złamałamzasadyiterazmamzaswoje.Cholernaidiotka.Dlaczegoakuraton?Dlaczegotowszystkojesttakieniesprawiedliwe?Przecieżjestzakochany,jest

jedynakiem,cudownymczłowiekiem…Jak tomożliwe,żewłaśnieon,docholery?!Nieczęstohistoriarejestrowałaprzypadkiopłakiwaniakogośjeszczeprzedjegośmiercią.

Uważam, że decyzja powróżenia Jankowi była jedną z najgorszych, które podjęłam w życiu,iwkrótcepociągnęłazasobąnieuchronnekonsekwencje.

– Latte! Janek przyznał się, że ci powiedział o naszych zaręczynach, jeszcze zanim poprosiłmnieorękę!–oznajmiłaradośnieAnnakilkadnipóźniej.

–Tak,gratuluję!–starałamsięwykazaćnaturalnywtakiejchwilientuzjazm.–Dzięki.Błagam,zrobisztodlamnie?–zapytała.–Jemucośpowiedziałaś,widzęponim.–Nicmuniemówiłamitobieteżniepowiem–próbowałamsiębronić.–Latte,niedajsięprosić.Wiesz,jakatoważnadecyzja.Gdybyśtymiałatakąokazję,napewnoteż

chciałabyśskorzystać.– Nie. Sama sobie nie wróżę i tobie również nie radzę. Przecież możesz być pewna Janka. To

cudownyfacet.Pococito?–Alejajestempewna.Tylkochciałabymwiedzieć…Niemiałamzamiarujejwróżyć.Niechciałamwidziećtego,cobędziesięzniądziałowniedalekiej

przyszłości,bozbytdobrzetowiedziałam.Niechciałamodradzaćjejzwiązku,którypoprostuniemiałżadnejprzyszłości, ani skłaniać jejdopodjęciadecyzji,któradoprowadzi jądo…Boże, te słowaniemogłyminawetprzejśćprzezmyśl.Dożałoby.Niechciałam,alejejsilnapotrzebaalbopresja,którąnamniewywarła, sprawiła, żewizja sama nawiedziłamnie z takwielką siłą, że niemogłam się jej niepoddać.

Ichwesele,pięknasuknia.Śmiech,radosneoczy.Ona,Janek,państwoRossa.RozgoryczonaGloriałapiącabukietpannymłodej.Późniejjakiśogród.Ludzie,joga.Annaześmiechemobwieszczająca,żebędziemiećdziecko.Brzuszek,Janekzkamerą.

Page 122: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Zdzieckiemwramionach.Dumny,zachwycony.AnakońcukrótkisekundowyobrazAnnywczarnejsukni.JanekRossa zmarł półtora rokupóźniej.Trzynastegomarcaogodziniedziesiątej rano.Po siedmiu

miesiącach walki z nowotworem. Walki, w której przegrało jego ciało… ale nie dusza. Walczył doostatnich dni i swoją wiarą dał siłę do dalszego życia swojej żonie, synowi Fryderykowi, rodzicomiprzyjaciołom.Tym,którzybyliprzynimdojegoostatnichchwil.

Anna poprosiła, abyśmy wszyscy pojechali z nią nad morze do miejscowości, gdzie kiedyś bylirazem.Naśrodkuplażypostawiłaurnęzjegoprochamiipodałakażdemuworeczekzpiaskiemwinnymkolorze, abyśmy razem usypali wokół wspaniałą mandalę. Miało to zapewnić jego duszy spokój nawieczność.Wieczność, która dla nas wszystkich była abstrakcyjnym pojęciem, a dla niego już wtedystanempowszednim.

Pan Rossa siedział otumaniony na powalonym przez wiatr pniu. Patrzył w odległy punkt nahoryzoncieimilczał.Odwieludniniepowiedziałanisłowa.Mimopozorówtwardego,niewzruszonegomężczyzny wewnątrz był równie wrażliwy na świat i uczuciowy jak Janek. Anna podeszła do niegozmałymFryderykiemipodałamusynkanaręce.

–Chciałabym,żebyśtoty,tato,rozsypałprochyJankanadmorzem.Takiewłaśniebyłojegoostatnieżyczenie.Żebyśtobyłty.

Ciężkałzawytoczyłasięnaskraj jegopowiekiizastygłatamprzezchwilę,żebypotemspłynąćposzorstkim,nieogolonympoliczku.Niepowiedziałnic,aleniemusiał.Wiedzieliśmywszyscy.

My,ona,Fryderyki…Janek.Podszedłdomandali i jedną ręką sięgnąłpournęzprochami swego jedynegodziecka.Nadrugiej

trzymałkolejnegopotomkarodu,swojegownuka.Niemandala.Niedyplomfilozofii.NiepolanamedytacyjnawT.Ale ludzie, którzy przybyli tam, żeby go pożegnać, i miłość, którą go darzyli, stanowili

najdoskonalszeświadectwojegoistnieniaidowódsensużyciaJanka.Anna stała, wpatrując się w jego prochy unoszące się z urny w powietrze. Stała tam

zzaczerwienioną,alespokojnątwarzą.Niezgorzkniałąisłabą.Pewnatego,żebyłmężczyznąjejżycia.Żepodjęłasłusznądecyzję,wiążącsięznimnatelata.Żezmieniłdużowjejżyciuipokazałświatinnyodtego,którywcześniejznała,aoktórymmywszyscytakniewielewiedzieliśmy.Byłasilna.Silniejszaniżkiedykolwiekwcześniej.

Page 123: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

ROZDZIAŁ14– Istnieje tylko jedno jedyne doznanie fizyczne, które potrafi dokładnie odzwierciedlić wyrzuty

sumienia.Cholerniebolesne,cholernieuporczyweiuwierającejak…jakjasnacholera.Rzęsapodpowieką.Pierwsząrzęsą,którawdarłasiępodpowiekęmojegosumienia,byłaprzepowiedniadlaJanka.Może

nieprzyniosłagorszychskutkówniżte,któreitakmiałybymiejscebezniej…MożeniezmieniłanawetowłosżyciaJanka,Annyanikogokolwiekznaszegootoczenia…Alezmieniłacośwemnie.Mimożeniewyszła nigdy (nawet po wielu latach) na światło dzienne, toczyła w mojej świadomości walkę.Zdawałamsobiesprawęztego,żenigdyjużsięniedowiem,czymiałamprawozachowaćdlasiebiecoś,oczymchciałaby(lubniechciałaby?)wiedziećAnna.Czymiałamprawoukryćtoprzednią?Czyto,żewidziałamichdziecko,dawałomiprawodozachowaniatejstrasznejinformacjidlasiebie?

Nigdymoja rzęsanieprzestałamiwyrzucać tego,żeniewysłuchałamprzestrogiczy raczejdobrejrady,którądostałamwtestamencieodFi.

Niestety,mojewewnętrzneoczymusiałyprzygotowaćsięnacośznaczniegorszego.Biblijnąbelkę,którejniedostrzegasięwewłasnymoku.

ŚmierćJankawstrząsnęłamną.Nietylkodlatego,żejakojedynawiedziałamoniejwcześniej,niżonmógłnawetprzypuszczać,ale

dlatego, że był jedną z najbliższychmiw życiu osób. Pierwszą osobą na świecie, którą udałomi siępoznać.Największyminajukochańszymdziwadłem.Kimś,ktoz trudemsięgałziemiswoimipajęczymiodnóżami.Kimśniezaprzeczalniewspaniałymwswojejinności.

Gloria milczała. Nie odzywała się ani do mnie, ani do nikogo innego. Nie chciała brać udziałuwpogrzebie,żebyswojąrozpacząniezwrócićuwagiAnnyiniedodawaćjejcierpieniawtychtrudnychchwilach,aleprzedewszystkimdlatego,żezanicwświecieniechciałasięztympogodzić.Mimomoichusilnychpróbporozmawianiazniąotym–milczała.Jakbypochłaniałająjakaśniewidzialnaotchłań.Pokilku dniach wyjechała do K., a ja każdego dnia starałam się uciec… Uciekałam głównie w światOktawiana.Botamniebyłoprawdy,któratakstraszniemniebolała.

Niebyłoludzicierpiącychotwarcie.ŚwiatOktawianaskładałsięzuściskówdłoniiuśmiechów.Znowychkreacjiipasującychdonichbutów.Zkoktajli,fet,imprezcharytatywnychiniecharytatywnychfestiwali.Itobyłodoskonałym,sztucznym,

plastikowymśrodkiemuśmierzającym.Działałotrochęjakantydepresant.Nieusuwałotego,cobyło,alepudrowałoizamydlało.Niepozwałomyśleć.Kazałosięuśmiechać.

Latteria żyła swoim własnym życiem zupełnie poza mną. Miała stałą klientelę, której nie znałamnawet z widzenia, odnosiła sukcesy finansowe, z których chętnie korzystałam, choć nigdy się do jejprowadzenia nie przykładałam.Byłam jedynie – jak to sięmówiw świecie biznesu – niewidzialnymwspólnikiem. Dałam Kornelowi i Tosi wolną rękę i nawet nie znałam ludzi, którzy tam pracowali.Latteriabyłajużlataświetlnezamną.MojeżyciewtakwielkimstopniudostosowałosiędoOktawiana,żestałosięjedyniedwubiegunowe.

Nie było tychwszystkich puzzli, które kiedyś składały się tak zgrabnie namoje życiewewnętrzneitowarzyskie.Niebyłoulubionychmiejsc,ludzi,książek,filmów,muzykianimarzeń.

Byłytylkodwabieguny.Mój–wizje.Jego–wernisaże,bankietyifety.Resztastałasięnieważna.Awłaściwieresztywogóleniebyło.–Latte,w tym rokuznowuwyjeżdżaszdoNiemiec?–zapytałaMalwinaWernernakolejnymbalu

u niemieckiego ambasadora, który uwielbiał tych, którzy uwielbiają Niemcy, a resztę darzył chłodną

Page 124: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

obojętnością. A ponieważ był wysoko postawioną osobą, nikt spośród obecnych nie śmiał ich nieuwielbiać.

–Tak,jadę–odpowiedziałam,sączącczwartykieliszekszampana.– Latte co roku jeździ do Niemiec – oświadczyła po raz setny ambasadorowi, a on po raz setny

wyraziłzachwytizainteresowanie.–Tojakieśtajemniczesprawy–roześmiałasię.–Lattemacałemnóstwotajemniczychstronswojej

duszy.–Właściwietojedną–poprawiłamją.– Nie bądź taka skromna, Latte. Latte potrafi odczytać przyszłość każdego z nas. Mnie

przepowiedziała, że jeszcze tej jesieni odkryję niezwykłą osobowość, która doskonale sprzeda sięw moim programie. I proszę! Już po tygodniu spotkałam w klubie Ferfantu moje najnowsze cacko,Wilbrehta. Niesamowite, jak ten facet śpiewa. Latynoskie bóstwo, zapewniam pana, ambasadorze.Zresztąnapewnopanjużsłyszał.

–CzybyłjużnatournéewNiemczech?–Ach,pracujedopieronadpłytą.Otournéebędziemógłpomyślećzakilkalat.ZatoLattejużmyśli!

Myśliootworzeniugabinetuwróżbiprzepowiedni.–Pierwszesłyszę–zaprzeczyłam,aleztrudemprzebiłosiętoprzezjejradosnyświergot.–Tobędziecośnaprawdęspecial!Special?–Jestempewna,żezbijenatymfortunę.Takierzeczyrewelacyjniesięsprzedają.– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – roześmiałam się przez zęby, a Malwina wysłała mi

morderczespojrzenie,któreszybkozakamuflowałaśmiechem.Dawno jużpowinnamsięprzyzwyczaić,że to,cosię tutajmówi,niepowinnobyć traktowanezbyt

serio i często to tylko pusta paplanina wytwarzająca wokół „śmietanki” aurę wszechwiedzyiwszechbycia,któraniewielemawspólnegozrzeczywistością.

Wycofałam się z rozmowy z parą o „zbyt wysokich progach jak na me lisie nogi” i poszukałamwzrokiemOktawiana.Wyglądałnamocnozaangażowanegowjakąśdyskusję,więcpostanowiłammunieprzerywać,tylkowyjśćnazewnątrzzaczerpnąćświeżegopowietrza.

–Szampana?–zapytałmniepodrodzekelner.Lekkojuższumiałomiwgłowie,alewzięłamkolejnąlampkęiwyszłamnazewnętrzneschody.–Przyszłapaniodetchnąć?–zapytałmniejakiśmniejwięcejczterdziestoletnimężczyznawefraku,

którytakżenajwyraźniejmiałdośćsłodkiegopowietrzawewnątrz.–Czasamimuszę–odparłamzuśmiechem,starającsięwyczuć,czynależydo„nich”czydo„nas”.–

Panchybapierwszyraznabaluuambasadora?Zdajesię,żepanawcześniejniepoznałam.–Przepraszamnajmocniej.Nazywamsię…Uczciwieprzyznaję,żeniezapamiętałamjegonazwiska,więcniebędęwymyślać.–Miłomi,nazywamsięLatte.–Jaoczywiściepaniąznam…zesłyszenia.Panijestwielkąatrakcjądzisiejszegowieczoru.–Słucham?Chybamniepanzkimśpomylił.–Niesądzę.Panijestwróżką,prawda?Za każdym razem kiedy słyszałam to od osoby z zewnątrz, aż przechodziły mnie ciarki na

wspomnieniekłótnizOktawianempotym,jak„przypadkiemwygadałsięMalwinie”.–Tochybazadużopowiedziane–starałamsięwycofaćztejrozmowy.–Aletopanibędziedzisiajprzepowiadaćprzyszłość?–Nicmiotymniewiadomo.–Ależjazapłaciłemdużopieniędzy,żebysiętudostaćipoznaćmojąprzyszłość.– Widzę pana przyszłość w bardzo czarnych kolorach, jeśli pan mnie natychmiast nie zostawi

Page 125: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

wspokoju.Wyglądałnaniemilezaskoczonegomojąreakcją,aleprzeprosił,oświadczył,żezrobiłosięchłodno,

iwróciłdośrodka.Ręceażdygotałymizezdenerwowania.Wypiłamkilka łykówszampana ipostawiłamkieliszekna

schodach.–Latte?Wszystkowporządku?–zapytałOktawian,któremuzapewnetamtenkonfidentjużdoniósł,że

oszalałam.–Skądtamtenfacetwiedział,żejestemwróżką?No,skąd?!–Niewiem.Malwinataksiętymekscytuje.Zdajęsobiesprawę,żetomojawina.Niewiem,comi

wtedyodbiło, że jej powiedziałem, ale ja jestempoprostu z ciebie takidumny,Latte, żemamochotękrzyczećcałemuświatu,jakbardzociękochamijakajesteśwspaniała.

–Zamknijsię już,niemogę tegosłuchać.Musisz ją jakośopanować, rozumiesz?Onao tympapla,komupopadnie.

–Wiem,Latte,wiem.Izrobię,cowmojejmocy.Chceszjużiśćdodomu?–Tak.–Poczekaj,przyniosęnaszepłaszcze.–Pójdęztobą.–Nietrzeba,zostańtu.Zarazwrócę.Niebyłogochybakwadrans,więcweszłamdośrodka.Zbrzegusalizobaczyłamgorozmawiającego

dośćostrozMalwiną,więcwyszłamipoczekałamażwróci.–Icoonanato?–zapytałam,kiedynakładałmipłaszcz.–Zdenerwowałasiętrochę,żeniepowiedziałaśjejtegosama,alewszystkojejwyjaśniłem.Odwoła

wróżenieioddagościompieniądze.Tomiałabyćjakaśakcjacharytatywna.Poprosiłem,żebynikomujużniemówiła.

Poszliśmydoniego.Takjakprzezwszystkieostatniedni i tygodnie.Corazrzadziejzdarzałomisięspać u siebie w J. Zresztą wtedy chwilowo rezydowali na moim poddaszu Tosia, Kornel i Pola, boodwiedzinybabciElżbietystałysięnatyleczęste,żeniemogącsięodnichuwolnić,powiedzielijej,żezamierzająurządzićsobietygodniowyurlop.

–Swoją drogą, przydałoby sięwam trochęwolnego – powiedziałam imwtedy. –Cały czas tylkopracujecie.MoglibyściepojechaćzPoląnadmorzealbowgóry.

–Masz rację, jużniedługocośwykombinujemy,alepókiconapewnoniebędzieciprzeszkadzać,jeślikilkadniprzemieszkamynapoddaszu?

–Niemanajmniejszegoproblemu.Uwielbiałamgo,kiedymiałwyrzuty sumienia. Jego„rzęsapodpowieką”wpływałananiegodużo

bardziejkonstruktywnieniżmoja.Zapalałmojeulubionekadzidła i świecewcałympokoju.Robiłmimasaż stópzolejkiem ikochał się zemnądługo ipowoli, żebymmogła spokojnieodpłynąćdomojejkrainykolorowychsnów.

Page 126: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

ROZDZIAŁ15–Gloria?–prawiekrzyczałamdosłuchawki.–Pamiętasz, jakkilka lat temuznaleźliśmyuwasna

strychutakąwielkąksięgę?–Co?–zapytałazaspanymgłosem.–Pamiętasz?–A,tak.Cośsobieprzypominam.Aleonaprzecieżmiałasameczystekartki,nie?–Toniemaznaczenia.Możeszsprawdzić,czyjesttamnadal?–Nastrychu?–Tak.–Nodobra.Dzisiajtosprawdzę.Mogłaśzadzwonićpóźniej.–Alejamuszętowiedziećjużteraz.Jeślijest,zarazponiąprzyjadę.–Alepoco?–Jestmibardzopotrzebna.–Boże,ależtyostatniozdziwaczałaś.RobisięzciebiedrugaFi,wiesz?–Obiecuję,żenadsobąpopracuję,tylkosprawdźszybko.–Idę,jużidę.Pochwilizadzwoniładomnie,żebypotwierdzić,żeznalazłaksięgę.–Mają–powiedziałamdoOktawiana.–Jedziemy.Jestempewna,żebędzietak,jakmisięwydaje.

SkoroFimiałaromanszFalesse,napewnotaksięganależaładoniej.Musiałapozostawićwniejjakieśśladyposzukiwańmordercyojca.Akiedyzginąłmecenas,niemogłapoprostutampójśćipoprosićojejoddanie.

–Inatylelatzostawiłatamtęksięgę?–Niebyłajejjużpotrzebna.Fikompletnieodcięłasięodmagii.Gloriawyszłaprzeddomwpiżamie.–Proszę–oświadczyła,podającmiksięgę.–Mamnadzieję,żewszystkominiedługowyjaśnisz,bo

niepodobamisiętacałazabawazamoimiplecami.–Jaktylkowszystkosięrozwiąże,będzieszpierwsząosobą,którasięwszystkiegodowie.Możepo

policji.–Policji?Wcotysięwplątałaś?–Spokojnie.Nictakiego.Zadzwonięniedługo.Dziękujęjeszczeraz.–Proszę–wzruszyłabezradnieramionami.Wsiadłamdosamochoduioderwałampieczęć.–Jestpusta,miałarację–powiedziałOktawian.Tylkożejawidziałamzupełniecoinnego.„TaksięganależydoEleiFalesse.Ktokolwiekznajdujesię

w jej posiadaniu i jest w stanie przeczytać te słowa, proszony jest o jej bezzwłoczny zwrotwłaścicielce”.

Przerzuciłamnerwowokilkastron.–Latte,niedenerwujsię.Totylkoczystekarty–powtórzyłOktawian,sądzącchyba,żeoszalałam.–Nie,kochanie.Typoprostuniewidzisz,cotujestnapisane.Przerzucałam kolejne strony w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów. Wróżby, których używała,

zaznaczonebyływrogustronyczerwonąkropką,którasamapojawiałasiępotym,gdywróżbazostaławypełniona. Tak samo działo się w mojej księdze i dzięki temu mogłam zobaczyć, jakich sztukmagicznychpróbowaładokonaćidokonała.

–Pozbywanie się śladówzbrodni–mruknęłampodnosem,kiedy trafiłamna tonieznanemidotądzaklęcie.

–Co?

Page 127: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Najwyraźniejtojednakonamusiałagozabić,skoroużyłategozaklęcia.Ataksięzarzekała,żetonieprawdaiżegokochała.Zakłamanalafirynda.

–Latte?Jesteśpewna,żewiesz,comówisz?Topoważneoskarżenie.–Niemamnajmniejszychwątpliwości.–Alemoże…–Oktawian…–powiedziałamwosłupieniu, kiedy trafiłamna kolejny ślad, który świadczył o jej

winie.–Słucham?–Mam.Zaklęcienaoczyszczaniepamięci.Onasobietowymazałazewspomnień.Dlategojesttaka

przekonana,żetonieona.Poprostuwcaletegoniepamięta.–Cośtakiegojestwogólemożliwe?–Tozaklęciemawzałożeniupomagaćmłodymwróżkom,którepopełniłyjakiśbłądipoczuciewiny

blokujeimmożliwośćdalszegostudiowaniaprekognicji.Chodzioprzełamaniebarierypsychicznej.AleElea,jakwidać,użyłategowzupełnieinnymcelu.Tylkojakjatomogęudowodnić?

–Musiałabyśmiećjakiegośświadka,bosamawiesz,copowiedziałDaniel.–Alejakiegoświadka?–Kogoś,ktowieowszystkim,cotamsięstało.Przecieżtyletajemnicniemogłoujśćuwadzekogoś

spozategodomu.AOliwia?–Oliwia zapewniła sobie prawną ochronę przedmoimiwizjami.Mnie jest potrzebny ktoś, kto to

widziałlubsłyszałimożeotympowiedzieć.–Ale,Latte…Obawiamsię,żejeśliktośtakiwogóleżyje,toposwoimtrupiewyznacałąprawdę.Spojrzałamnaniegoinaglegenialnamyślprzyszłamidogłowy.–Właśnie.Poswoimtrupie.TomaszFalesse.–Co?–Zapytamysamegozainteresowanego…–Przykromi,żemuszęciotymprzypomnieć:onnieżyjeiniejestzbytrozmowny.–Jestnatosposób.Bardzoniebezpieczny,alejedyny,jakiegomożemyspróbować.–Jaki?– Muszę wywołać jego ducha. Robiłam to już w przeszłości. Jestem doskonałym medium. Ale

potrzebujęobecnościegzorcysty,któryprzyjechałwtedyzFipomócEmilowi.(Kiedywymawiałamjegoimię,Oktawianspojrzałnamniekrzywo).–Niewiem.Niepodobami się towszystko.Nie słyszałem jeszcze, żeby takie zabawyzduchami

wyszłykomuśnadobre.–Botoniesązabawy,Oktawian.Tobardzopoważnasprawaitakwłaśnietrzebadoniejpodejść.

Dlategomusimyzwerbowaćtegofaceta.–Jakonsięnazywa?–Niewiem,niepamiętam.AleDanielgozna.–Myślisz,żepodacijegonumer?–Adlaczegonie?Jemuzależynarozwiązaniutejzagadkirówniemocnocomnie.–Alemusitozrobićbezczarów.–Toniesążadneczary.Nagramytonakamerze.Jeślibędziesłychaćinnygłos,sądmożewziąćto

poduwagę.–Wątpię! Przy dzisiejszej technice komputerowej takie zabawy zmodyfikowaniem głosu potrafią

nawetmałedzieci.Nicztego,Latte.Toniebezpieczneibezcelowe.–Mogęsięczegośważnegodowiedziećidopieropóźniejpostaraćsiętoudowodnić.–Ależjesteśuparta.–Chcętopoprosturozwiązaćizamknąćtęsprawęraznazawsze.Terazdopierowidzę,żewszystko

Page 128: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

zaczyna do siebie pasować. Przypuszczam, że to Elea zamordowała mojego ojca, bo wiedziałomachlojkachTomaszaFalesseimógłwpakowaćgodowięzienianaresztężycia,apóźniejTomasza,bowściekłasię,żezakochałsięwFi.

–Samniewiem.Musiałabybyćprawdziwąpsychopatką.– Może masz rację. Dlatego koniecznie trzeba wywołać ducha Tomasza Falesse. Dzięki temu

wszystkiegosiędowiemy.Pomożeszmi?–Latte,toniebezpieczne.Teduchypóźniejniechcąwracaćipotrafiąlatamidręczyćosobę,któraje

wywołała.–Jeśliniezakończązadanianaziemi.Aonwłaśniejezakończy.JeszczetegosamegodniazadzwoniłamdoDaniela,żebypoinformowaćgooswoimplanie.Zgodnie

zprzewidywaniamibyłniemalrówniesceptycznycoOktawian.Dopieromyślotym,żemożemyzdobyćnowe informacje, na podstawie których ustalimy jakieś namacalne dowody, trochę go zmotywowała.Samonagranieseansuonrównieżuznałzaniemerytorycznydowód.Jajednakkonieczniechciałam,żebytozrobić,ponieważzmojegoostatniegodoświadczenianicniepozostałomiwpamięci.

–TojestksiądzMarek–przedstawiłgoDaniel.–Miałemkiedyśprzyjemnośćwspółpracowaćztwojąmamą.Marek był mężczyzną raczej wątłej budowy, a jego wygląd zewnętrzny nie przywodził na myśl

profesji egzorcysty, którąwykonywał.Zdawałam sobie sprawę, że jużkiedyświdziałamgoprzelotniewholudomuGlorii,alejegopowierzchownośćbyłanatylepospolita,żenigdywżyciuniepoznałabymgo na ulicy. Spodziewałam się habitu. A tu? Szara flanelowa koszula, owalne okulary, lekko rudawabroda.Ot,takisobiezwykłyobywatel,tyleżezawieszonymiędzyświatemżywychiumarłych.

–Odjakdawnasiedziszwokultyzmie?–zapytałmniewprost.–OdśmierciFi.–Dobrze,aleczykiedykolwiekwcześniejmiałaśkontaktzeświatemumarłych?– Tak, wtedy kiedymusiał ksiądz interweniowaćw sprawie Emila Falesse. Tomnie początkowo

nawiedził…czyopętał?Niewiem,jaksiętomówi…–Duchwszedłwciebie,tak?–Tak.–Ijaktosięstało,żeprzeszedłpóźniejnaEmila?–Emilkrzyknął,żebyduchprzeszedłnaniego.Marekbyłzaskoczony.–Bardzoodważnezachowanie.CzyEmilbędziedzisiajznami?Oktawiansiedziałnakanapieinerwowostrzelałkostkamidłoni.–Nie.ZpanemEmilemoddłuższegoczasunieutrzymujębliższychkontaktówiniesądzę,żebyjego

obecnośćwtejkwestiibyłatukonieczna.–Rozumiem.–Czyterazjamogępanaocośzapytać?–Proszę,oczywiście.–Wiem,żeniezapamiętamnicztegoseansu,więcczyOktawianmógłbynagraćgonakamerze?–Może spróbować.Zazwyczaj kameryniewychwytująnic z seansu spirytystycznego, ale ktowie,

możewrazzrozwojemtechnikistałysiębardziejczułe…–Jaktoniewychwytują?–Nagrywanyseanspoprostusięnierejestruje.Niewiemyczemu.Dreszczprzeszedłmipoplecach.–Mapanitablicęliter?–Mam.–Doskonale.Możemyzaczynać–oznajmiłurzędniczymtonem.

Page 129: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Przygotowanie do seansu nie różniło się prawie niczym od tego, którego dokonał kiedyś Emil.Zawierałokilkaelementówwięcej,októrychpóźniejmówiłJanek,aleschematbyłwłaściwietensam.Noiterazwszyscytraktowaliśmytośmiertelniepoważnie.

Niewiem,kiedysięwyłączyłamipoczułamogromneciśnienieodśrodkaciała.Straciłampoczucieczasu.Zupełniejakbymzapadławgłębokisenpodwpływemmocnejnarkozy.

Kiedyotworzyłamoczy,oślepiłmniesilnyblaskokrągłychświateł.–Cosiędzieje?Gdziejajestem,ulicha?–Spokojnie,Latte–łagodnieprzemawiałdomniejakiśmęskigłos.–Tomasz?–Słucham?–NazywasiępanTomaszFalesse?– Nie, skąd ten pomysł – roześmiał się mężczyzna. – Nazywam się Edward Hercen, jestem pani

lekarzem.Cieszęsię,żepanidonaswróciła.–Coznaczy:wróciła?Gdziebyłam?–Chybagdzieśdaleko.Musiałapanibyćwdługiejpodróży,prawda?Po chwili do sali, w której leżałam, wbiegła Gloria, a za nią powolnym krokiemwszedł Kornel

iwkońcuOktawian.Rzeczywistośćdopiero zaczynałaobierać się zmgły,wktórej byładośćobficiespowita.

–Boże,jaktodobrze,żesięwybudziłaś,Latte.Takstraszniesięociebiebaliśmy.Cośtynajlepszegozrobiła?Niezłegonapędziłaśnamstracha,wiesz?–mówiłaGloria,trzymającmojedłonie.

–Aledlaczegojatujestem?Długospałam?Zupełnieniepamiętałam,cosięwydarzyłoaniskądwłaściwiesiętuwzięłam.–Spałaś?Byłaśnieprzytomnaprawiedwatygodnie.–Co?!–Baliśmysię,że jużnigdysięnieobudzisz.Dziśranozadzwonilidonaszeszpitala,żezaczynasz

dawaćoznakiżycia.KochanaLatte.Jakdobrze,żejesteśznowuznami.Onicsięniemartw,wszystkobędziedobrze.Jakościęztegowyplączemy.

–Zczego?Oktawianstałpodścianą,niepatrzącmiwoczy.– Proszę, niczym się nie przyjmuj. Zostawimy cię na razie samą z Oktawianem. Jemu napędziłaś

największegostracha,więcchybapowinniściezostaćprzezchwilęsami–powiedziałKornel.–Jaktonajwiększego?–oburzyłasięGloria.–Jamyślałam,żeumręzestrachu.Kornelpoklepałjąporamieniu.Uściskalimnieiwyszli.–Boże,Latte.Obiecaj,żenigdywięcejmitegoniezrobisz.–Czymożeszmiwyjaśnić,cosięwogólestało?–Wywoływaliśmyducha,topamiętasz?–powiedziałprzezzaciśniętegardło.–Tak,duchamecenasaFalesse.Czynagraniesięudało?–Mniejwięcej.–Alecoświdać?–Janiemogłemnagraćcałości,rozumiesz?Zarazpotym,jaktocośwciebieweszło,zaczęłaśsię

rzucaćpocałejpodłodze.Właściwiecośzaczęłotobąrzucać.Jakbyśniepanowałanadciałem.Miałaśszeroko otwarte oczy, początkowo zrobiły się białe, a później całkiem zaszły krwią. Krew leciała ciznosaizust–jegogłosdrżał,kiedyotymopowiadał.–Marekkilkakrotniepróbowałwyrwaćzciebieto coś, powtarzał jakieś słowa po łacinie. Nagle ty podniosłaś się z ziemi i napisałaś tymi literkamiERNEST.

–Ernest?–Niewiem,cotomaznaczyć,aletak.ApóźniejznówdopadłyciętekonwulsjeitenMarek…mój

Page 130: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Boże.Krzyknął coś i to przeszło na niego.A ty zostałaś tam na ziemi nieprzytomna.Daniel kazałmizanieśćciędołazienkipodzimnyprysznic,aletonicniepomagało.Ikiedywróciłem…tamdopokoju,żebygozawołać.Onjuż…

–Cosięstało?–Mareknieżyje–powiedziałwkońcu.Pobladłzestrachunawspomnienietego,cosięwydarzyło.–Danielwezwałkaretkę.Byłprzerażony.Przecieżniktsiętegoniespodziewał.Lekarzepotwierdzili

zgon. Wewnętrzny krwotok. Ciebie natychmiast przewieziono do szpitala, Daniela wezwano naprzesłuchanieitymczasowoaresztowanopodzarzutempraktykokultystycznych.

–Danielaresztowany?–Tak.I…mytakże.Zamurowałomnie.Patrzyłamnaniegozniedowierzaniem.Czyto,comówił,mogłobyćprawdą?Jeślitak…tojabyłam

winnaśmiercitegomężczyzny.Jagosprowadziłam,bochciałamwywołaćduchamecenasa.Skuliłamsię.Całe moje ciało było jeszcze odrętwiałe i sztywne po dwóch tygodniach bezruchu. Te wszystkiewiadomościspadłynamniejakgromzjasnegonieba.Niewiedziałam,coterazbędzie,iniebyłonikogo,ktomógłbywyciągnąćmnieztejopresji.

Po chwili na salęwszedł umundurowanymężczyzna i oznajmił koniec odwiedzin.Dopierowtedy,kiedy obaj wychodzili, zauważyłam, że Oktawianmiał na sobie kajdanki. Policjant spojrzał na niegochłodno.

–Przepraszam–wyszeptałam.–Nie,Latte.Tojaciebiezawszystkoprzepraszam.Nawetniewiesz,jakstraszniecięprzepraszam.–Zaco?–krzyknęłamzanim,alejużnicniepowiedział.Myślizwielkimtrudemprzenikałyprzeztkankiotępiałegojeszczeumysłu,aledoskonalezdawałam

sobiesprawę,żejestemwokropnejsytuacji.Poczułamnasobiebolesnepiętnomorderstwa.Winę,którajakplamanaczoleBalladynypojawiłasięnamnieimiałajużnigdyniezniknąć.Bógmiświadkiem,żenie zrobiłam tego z premedytacją, alewiedziałam przecież, że to, co zamierzaliśmy zrobić,może byćniebezpieczne. Niejednokrotnie słyszałam o tym od Fi i wielu innych. Ostrzeganomnie przed tym naBrockeniczytałamprzestrogiwksiędze.Niebyłamnieświadoma,comożesięwydarzyć,alepragnieniepoznaniaprawdyzaślepiłomnietakbardzo,żeniezważałamnażadneniebezpieczeństwa.

–Latte–odezwałasięGloria,kiedywrazzKornelemusiedliprzymoimłóżku.–Wieszjuż,cosięstało.Niemartwsię.Niepozwolętrzymaćcięwareszcie.Niepopełniłaśżadnejzbrodni,ajedyniebłąd,którydoprowadziłdofatalnychskutków.Niebójsię,Latte.Wszystkobędziedobrze.Niejesteśsama.

Jejsłowaniestanowiłyżadnegopocieszenia.Wiedziałamjedynie,żekonieczniemuszęsięuwolnić,żebydoprowadzićdokońcato,cojużzaczęłam.ŻebyofiaraMarkanieposzłanamarne.Żebyprawdao tym morderstwie ujrzała światło dzienne. I przede wszystkim – żeby uwolnić Oktawiana odniesłusznegooskarżenia.Jeśliktośtubyłwinny,tonapewnonieon.

–MuszęporozmawiaćzErnestem–wymamrotałampokilkuminutachbeznadziejnegomilczenia.–ZErnestem?–zdziwiłsięKornel.–Zmoimojcem?SkorotoimięprzekazałmiTomasz,jedynieonmógłwszystkowiedziećipowiedziećmiprawdę.Był

mężemEleiinawetjeśliwszystkietewydarzenianieodbywałysięnajegooczach,zpewnościąonichwiedział,bobyłteżjejadwokatem.

–Tak,ztwoimojcem.–Alepoco?–Muszęznimporozmawiać–powtórzyłamzuporem.–Obawiamsię,żetoniejestnajlepszapora,Latte.–Dlaczego?

Page 131: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Kornelwestchnąłciężko,jakbyztrudemprzychodziłomupowiedzeniemiprawdy.–Mów,wytrzymamdużowięcej,niżcisięwydaje.–Tymrazemniedotyczytociebie.Ernestniejestpoprostuwnajlepszejformie.Elżbietazniknęła.

ZabrałaPolęizniknęła.–Kornelmiałłzywoczach.Pojegozmęczonejtwarzywidaćbyło,żenieśpiodwieludni.

–Wszędzieichszukamy,aleniemaponichśladu.Niejestzresztąjedynąosobą,którawostatnichdniachsięulotniła–wtrąciłaGloria.

–Comasznamyśli?–Emildałnogęzdomu.–Cotakiego?–ZostawiłAngelęzbliźniakamiiuciekłzjakąśdziewczyną.Włączyłmusięgentatusia–mruknęła

zawstydzona.–Cotymówisz?–Cholera, obawiałam się, żeprędzej czypóźniejmożedo tegodojść.Widziałamodpoczątku ich

małżeństwa,jaksięmiotał,mówił,żepopełniłwielkibłąd.Rozmawiałamznimkilkarazy,tłumaczyłammu,żeskorojużznalazłsięwtakiejsytuacji,musizachowaćsięodpowiedzialnie,alegenyzwyciężyły.Niemożnatuzapalić,co?

–Niesądzę.APola?Jaktosięstało?Kornelmilczał, chciał cośpowiedzieć, aleniebyłw stanie.Widziałam,żeniemożepogodzić się

ztym,cosięwydarzyło.Gloriaspojrzałananiegoznaczącoisamazaczęłamówić:–Kiedydowiedzieliśmysięotwoimwypadku,wszyscychcieliśmyprzyjechaćdoszpitalazobaczyć,

jak się czujesz iwogóle co z tobą,więcKornel iTosia zostawili dzieckoElżbiecie.Zapewniała, żemogąspokojnieoddaćPolępodjejopiekę.

Czułam,jakkolejnynóżwbijasięwmojeserce.Zupełniejakbymstraciławszelkiepanowanienadskutkami moich czynów. Cokolwiek bym zrobiła, kończyło się to źle. Jak w starogreckim perypetio.Zamknęłamoczy.Czułam się takabezsilna.Nie chciałampłakać, boniemiałamprawaużalać się nadsobą.Powinnamczućbólprzezto,codziałosięwokółprzezemnie.

–Nieobraźsię,Latte,ale jamuszę jużwracać.NiemogęzostawiaćTosisamejna takdługo.Jestwrozsypce.Cieszęsię,żejużsięwybudziłaś.Iniemartwsię.OdzyskamyPolęiwyciągniemycięztegogówna,bonatoniezasługujesz.

Pocałowałmniewczołoiwyszedł.Gloriaprzysunęłasiębliżejispojrzałamiprostowoczy,jakbymiałamidoprzekazaniacośjeszcze.–Kochanie…–Gloria,błagamcię.Niezaczynajtakzdania,bozaczynamsiębać.Przygryzławargi,cozdecydowanieniebyłodobrymznakiem.–Co?Glorianachyliłasięiwyciągnęłaztorebkiplikgazet.–Cotojest?–Patrz.Poczułam,jakwszystkiemojeczłonkirobiąsięniczymzwatyizaczynaoblewaćmniezimnypot.Nie

byłamwstaniesięruszyćaninawetunieśćręki,żebyzajrzećdośrodka.Zresztąniebyłotokonieczne.Wszystko,comiałamwiedzieć,znajdowałosięnapierwszychstronachgazet,którepołożyłaminałóżku.

„LATTE!Niechmocbędzieztobą!”„Najsłynniejszawróżkawkrajupodejmujesięśledztwawsprawiemorderstwa!”„Tajemniczatwarzokultyzmu”.„CoLattemawspólnegoześmierciąMarka?Zobacznastr.3”.„NowagwiazdkaOktawianaFreterawspiritualshow!?”

Page 132: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

„K.chceuniewinnieniaswojejakme”.Wwiększościtychszmatławcówwidniałomojezdjęciezszerokootwartymibiałymioczamiiustami

wykrzywionymiwniemymkrzykuprzyświecachitablicyliter.Wyglądałamnanimjakdemon.–Skądonitomają?–zapytałamcicho.–Obawiamsię,żeodOktawiana.MusiałsprzedaćWernerowinagranie.Oddawnaniewypromował

żadnejgwiazdyigroziłamuutratapracy.–Więcposłużyłsięmną?!–wyszeptałamzniedowierzaniem.Gloriamilczała.– Jeśli będziesz chciała, to go pozwiemy, ale na razie musimy walczyć o twoje uniewinnienie

wkwestiipraktykokultystycznychzeskutkiemśmiertelnym.–Alejajestemwinna,Gloria.–Cotymówisz,chybacisięrzeczywiściepoprzestawiałowtejtwojejgłowie?Narazieniemartw

sięniczym.Wszystkobędziedobrze.Zobaczysz.WsalipojawiłasiępielęgniarkaipoprosiłaGlorię,żebyjużwyszła,boczasodwiedzinsięskończył.– Zobaczymy się jutro. Idę opracowywać dla ciebie linię obrony. I zrobię wszystko, żebyś nie

wylądowaławwięzieniu.Pielęgniarkastaławdrzwiachizirytowanymwzrokiempośpieszałajądowyjścia.Kiedyzostałyśmy

same,usadowiłasięnakrześlekołomojegołóżka,poprawiłaswojąnazbytopiętąspódnicęipodsunęłananosiezdecydowaniezadużeokulary.

– Droga pani Latte, zdaję sobie sprawę, że jest pani osobą publiczną, niemniej jednak paniąwrównymstopniucoinnychobowiązująpewnezasady–powiedziałaskrzeczącymgłosem.

–Niejestemżadnąosobąpubliczną.–Może przed zaśnięciem pani nie była. Teraz pani sytuacja się zmieniła i chyba tak czy inaczej

będziesiępanimusiałaztympogodzić.Wyglądałaminaosobę,którauwielbiawszelkiegorodzajurealityshowiprzedchwiląwyciągnęła

najkrótszy patyczek, wygrywając tym samym rozmowę ze mną, o której później będzie opowiadaćdziennikarzom.

–Medianiedająnamspokojuijużsameniewiemy,comamyodpowiadać.–Proszępoprostuniczegoniekomentować.Jeślidobrzesięorientuję, tochybanienależydopani

obowiązków.Wyglądałanawyraźnieniezadowolonązmojejodpowiedziizapewnewtymmomenciepostanowiła

przekazać swoimkoleżankom, że jestemwredną i naburmuszonąpannicą, któramaniewiadomo jakiewyobrażenieosobie.Nachyliłasięnademnąidotknęłamojejdłoni.

Jachcędlapanijaknajlepiej,skarbie.–Wtakimraziewracamdoswoichobowiązków.–Przepraszam–speszyłamsięwłasnymzachowaniem.–Niechciałambyćniemiła,poprostujeszcze

nicztegowszystkiegonierozumiem.–Wiem,kochana,wiem.Proszę sięniemartwić.Wszystkobędziedobrze.Anajważniejsze, żepo

takimciężkimwypadkudzieckunicniejest.–Słucham?–zapytałamzezdziwieniem.–Zdzieckiemwszystkowporządku.Wtakimwczesnymstadiumciążymogłapaniprzecieżporonić.Wyszłazsali,zostawiającmniewosłupieniu.NazywamsięLatte.Jestemosobąpubliczną.Jestemmorderczyniąprzedwyrokiemsądowym.Jestemmatkąmojegonienarodzonegodziecka.Miałamwrażenie,jakbymtużpoobudzeniusiędostałaobuchemwłeb.Tobyłdzień,któryzaważył

Page 133: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

namoimżyciu.Stał siępoczątkiemkońcapewnejhistorii.Awłaściwienie jednejhistorii, ale tysiącaróżnychskładającychsięnamójświat.

Końcem związku, który przez ostatnie lata stanowił dla mnie kwintesencję codzienności, a podwpływem jednego ruchu zawalił się w posadach i zniszczył we mnie wiele cennych wartości, którestworzył i pozwolił w nie uwierzyć. Sens zaufania, poświęcenia i oddania. Byłam bezpośredniąprzyczynąwszystkichzdarzeń,któregdybynieja–pewnienigdyniemiałybymiejsca.Wydawałomisię,żeitakwystarczającodużodostałamodświatainadszedłczas,abymtojajemucośpodarowała.

Nie załamałam się zdradą Oktawiana tak, jak stałoby się to w innych warunkach, bo w tamtymmomencieniemyślałamjużosobie,aleo tym,wjakisposóburatować to,copozostało.Albo jeszczelepiej – cofnąćwszystkie błędy, które popełniłam, a którychmogłam się ustrzec, gdybym spróbowałaposłuchaćradotrzymanychodFi.Wiem,żeonatakżepopełniłabłędy.Żegdybynieizolowałamnietakod siebie, wiedziałabym, że te rady nie są pustosłowiem z ukrytym tajemnym znaczeniem, tylkowskazówkami,którymmożnazaufać.

Postanowiłam pokazać ludziom, że mogę naprawić to, co zniszczyłam. Że nie jestem złą anizdemoralizowanąmorderczynią, jakpisząomnieniektóregazety.Chciałampomóctym,którymjeszczemogłam,niedlatego,żebyłamszkalowanaprzezmediaispołeczeństwo,leczwierzyłam,żeaniPola,aniTosia,aniKornel,aniGlorianiezasługująnato,abypodzielićlostych,którychjużniebyło.

Następuje czas w życiu człowieka, kiedymusi stanąć twarząw twarz ze swoim dotychczasowympostępowaniem.Kiedyniemamuzykipomagającejzagłuszyćwłasnemyśliiodpłynąćwświatmarzeń.Kiedyniemaprzyjaciół,którzypoklepiąporamieniuipowiedzą,żeniemasięczymprzejmować,aniwymówek,żetrzebazająćsięczymśinnym.

Najgorsza kara, jakąmożemyotrzymać, to ta, którąwymierzymy sobie sami.Uczciwy rozrachunekzsamymsobą.Bezlitosnyrachuneksumienia.

Człowiekjestdlasiebienajuczciwszymsędziąitowłasnegoosądupowinniśmysiębaćnajbardziej.ByćmożetakwłaśniebędziewyglądaćSądOstateczny…Każąnamosądzićsamychsiebie.Niebędzienikogo, kto zapyta o pobudki i poczeka na usprawiedliwienie. Sami będziemy sobie sędziami. Samipodsumujemyswojezasługiiprzestępstwa.Dobroizło,którewyrządziliśmywżyciu.Ipozostanienamspisaćbezupiększaniaiprzekręcaniahistorięswojegożycia.

Przyjrzećsięzbliskadziełu,którestworzyliśmynasklepieniubędącymnaszymżyciem,któredzieńpo dniu pokrywaliśmy malowidłami. Nie ku zachwytowi gawiedzi. Nie, aby osiągnąć spektakularnysukces,ależebyprzyjrzećsięzbliskawłasnymbłędomiporażkom.

AncoraImparo!Głosanielskiwświecie,gdziekażdynawłasnośćposiadłdoskonałość!Asamodążenie?Zamało.Wcenie:Bezbłędność.Sztukapozoru.Iśmiałość.–Mistrzu,ktonatejwysokościjakiśbłąddostrzeże?–Ja,głupcze!Odrzekłten,którynieboprzybliżył.Klepiącympacierze.Kolejnedwadniprzeleżałamwszpitaluskazananabiałysufitnademnąitysiącemyślibłądzących

pomojejgłowie.Całymójświatzawaliłsię.Niewiedziałam, jak dalej postępować i czywogólemogę teraz zrobić cokolwiek, a tłoczące się

wmojejgłowiemyśliwywoływałyjedyniejejból.

Page 134: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

Byłam odpowiedzialna za wszystko: zniknięcie Poli, śmierć Marka, aresztowanie DanielaiOktawiana(choćjegowtymmomencieniepowinnomibyćwcależal!),ateraznawetzadziecko,któreniewiadomokiedyzaczęłorosnąćpodmoimsercem.Przezostatnielataodwróciłamsięniemalzupełnieodwszystkichbliskichmiludzidlaczłowieka,którymniezdradziłdlatrzydziestusrebrników.Aoniterazprzyszliinieokazalinawetcieniazłości,niezwątpiliwemnie.

Wierzylimibezgranicznie,mimożejasamajużsobieniewierzyłam.– Pani stan zdrowia zdecydowanie się poprawił – oznajmił łysiejący, sympatyczny doktor

wokularach,którycodziennieprzychodziłdomnienawizyty.–Czujęsiędużolepiej–przyznałam.–Obawiam się jednak, żewobecnej sytuacji niemogępaniwypisać dodomu, tylkobędęmusiał

poinformowaćotympolicję.–Zdajęsobieztegosprawę–odpowiedziałamspokojnie,żebyniepogarszaćsytuacji.Wiedziałam

doskonale,żeniemożezrobićnicinnego.Byłamoskarżonaomorderstwo.–Latte?–usłyszałamnagleradosnygłosGloriidochodzącyodstronydrzwi.Wbiegładosalizjakiś

pismem w dłoni. – Udało się, nie musisz przebywać w areszcie aż do czasu rozprawy sądowej.Wystarczy, że pozostanieszw granicach kraju, i nie będzieszmiała już z niczymproblemu.To znaczyprawiezniczym–oświadczyła,spoglądajączpolitowaniemnamójbrzuch.

–Dziękuję,Gloria.Jesteśwspaniała.–Doskonałewieści–ucieszyłsiędoktor.Wyjście ze szpitala nastręczyłomi znacznie większych trudności, niż się spodziewałam. Zdziwiło

mnietrochę,kiedyGloriapowiedziała,żepodjedziepomniesamochodemodzachodniejstronyszpitala,gdzie znajdowało się jedynie małe wyjście ewakuacyjne, ale kiedy tylko się tam pokazałam, kilkuz dziennikarzy zgromadzonych tłumnie przywejściu głównym, którzymnie dostrzegli, ruszyło biegiemwmoimkierunku.

– Latte! – krzyknął jeden z nich. – Czy to prawda, że jesteś w ciąży? Kto jest ojcem dziecka?OktawianFreter?DanielWolski?EmilFalesse?

–Latte!KtojestodpowiedzialnyzaśmierćegzorcystyMarka?Czytoprawda,żeplanujeszwrócićdoK.itamwychowaćswojącórkęnawróżkę?

Błysk fleszy oślepiłmnie tak, że z trudnością dotarłam do samochodu.Gloria nie zdążyła jeszczenacisnąćnagaz,kiedyotoczylinaszewszystkichstron,takżeniemogłyśmywogóleruszyć.

–Wynocha stąd!Nie będziemyniczego komentować! – krzyczała do nich, prąc autemnaprzód jaktaran.

–Latte,schowajgłowę,bojutrotwojezdjęciabędąwewszystkichgazetach.Pojedziemynajpierwdomnie,awieczorem,kiedyjużsięwszystkouspokoi,będzieszmogławrócićdosiebie,oczywiściejeślibędzieszchciała.

Kiedydojechałyśmydoniej,podziennikarzachnaszczęścieniebyłojużśladu.Mieliswojezdjęciaimoglispokojniewrócić,żebynapisaćponiżającymnieartykuł,zaktórydostanąwnajlepszymwypadkukilkadziesiąteuro,bocoteżzemniezasensacja.Niewartazłamanegogrosza.

–Zdziwiłabyśsię.Jesteśteraztematemnumerjedenwcałymkraju,aniebyłabymzaskoczona,gdybytakżezagranicą.Ludziesążądnisensacji,atyimjejdostarczyłaś,itonawielkąskalę.TakichwłaśnieludzikochaK.inicnatonieporadzisz.Chceszkakao?

–Chcę.Gloria?–Tak?–Dziękujęcizawszystko.– Głupia jesteś. Jak mogłabym postąpić inaczej? Chyba właśnie dla tej sprawy przez tyle lat

studiowałamprawo.Wieczoremniczymgwiazdawielkiegoekranuzałożyłamczapkęzdaszkiem,okulary i samochodem

Page 135: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

GloriipojechałamdodomuojcaKornela,jaknaironięlosutakżemecenasaFalesse.Kiedy zadzwoniłam, nikt nie odpowiedział, ale wiedziałam, że tam jest. Stałam pod drzwiami

idzwoniłamtakdługo,ażwreszciezszedłociężaleposchodachimiotworzył.Niewiedział,kimjestem,inerwowopróbowałdopiąćguzikswojejrozpinającejsięnabrzuchukoszuli.

–Czymmogęsłużyć?–zapytał,nawetniepróbującschowaćzasiebieszklankipełnejwhisky.– Dobry wieczór. Przepraszam, że niepokoję pana o tak późnej porze, ale niestety nie mogłam

pojawićsiętuwcześniej.Mogęwejść?–Wjakiejsprawie?–odpowiedziałniezbytuprzejmie.–NazywamsięLatte,możecośtopanumówi?–Proszę.Salontegoimponującegodomuwyglądałjakpobojowisko.Kilkapustychbutelekpowhisky,szklanki,

cygara,ubraniaporozrzucanepocałympokoju.–Czyżbyżonawyjechałanadłużej?–zapytałam.–Przepraszamzatenbałagan.Taksięskłada,żeakuratjejniema.Napijesiępani?–zaproponował,

lekkosięzataczając.–Bardzochętnie.Czywyjechałazwnuczką?–dodałambezceremonialnie.Postawiłbutelkęzpowrotemnablacie.–Czegowłaściwiepanichceodemnie?–Chcę dowiedzieć sięwszystkiego, co panwie.Od śmiercimojego ojca przez śmierćmecenasa

Falesse,panabrata,ażpodzisiejszydzieńito,costałosięzPolą.–Niestety,niemogępanipomóc.Podałmiszklankę.–Obawiamsię,żebędziepanmusiał.Wydajemisię,żepanawnuczka jestwniebezpieczeństwie.

Itylkojamogęjejpomóc.–Zostawiłamnie–wybuchnąłwkońcu.Onteżdoszedłjużdoswojegokresu.Spotkaliśmysięwtej

jedynej chwili, kiedy naprawdęmogliśmy odkupić nasze grzechy. – To nie byłamoja wina. Robiłemwszystko,żeby jejbyłozemnądobrze,aleonakochałazawsze tylko jego,mojegostarszegobrata.Onzawsze musiał być lepszy. Zawsze! – Miałam wrażenie, że zaraz zaniesie się płaczem. – Ale jakskończył?Wkońcudosięgłygoręcesprawiedliwości.

–Czytopanzabiłswojegobrata?–Ja?–roześmiałsięrubasznie.–Nie,nieja.Tobyłobyzbytproste.Aonaznienawidziłabymniedo

końcaswoichdni,nigdybymitegoniedarowała.Coinnegojej.Niemiaławyjścia.–Komu?Panwie,ktoichzabił?Zatoczyłsięznówiusiadłnaskórzanejsofie.–Więcpanimyśli,żemordercąbyłajednaosoba,tak?Otóżnie!Mylisiępani.Owszem,toElazabiła

tegopolicjanta.Zadużowiedział,bałasię,żeskompromitujeTomasza…Myślę,żeonnawetnigdysięotymniedowiedział.Elżbietamiałakompletnegoświrana jegopunkcie.Wybraławieczór,kiedybyłyzOliwąw teatrze.Todawało jejdoskonałealibi,boniktbyprzecieżnieuwierzył, żemogławciągusekundyprzenieść się zmiejsca zbrodnido teatru.Genialne, prawda?– roześmiał się smutno.–Mniewykrzyczałatopewnegowieczoru,gdybyłapijanaichciałaodejść.

Pociągnąłsporyłykwhiskyimimożeszklancedalekobyłojeszczedopustej,dolałsobiedopełnazbutelki.

–AleTomaszaniezabiła.JegozabiłaOliwia.ObiezElżbietąpojechałygdzieśzdziećmiiOliwiauparłasię,żebywrócićpocośdodomu.Byłyprzekonanie,żenikogoniema.KuswojemuzaskoczeniuzastałyTomasza.Tyle,żeniebyłsam.Leżałwmałżeńskimłożuz jakąśkobietą.Tobyła twojamatka,Latte.IwtedywOliwiicośpękło.Przelałasięfalagoryczy.Niebaczącnaobecnośćdzieci,sięgnęłapobroń i wymierzyła w kochankę męża.Mała Gloria nie wiedziała, co się dzieje, płakała wystraszona

Page 136: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

i w tymwłaśnie momencie rzuciła się w kierunkumatki. Podbiła pistolet, który wypalił i wystrzeliłwprostwsercemojegobrata.

Wmojejgłowienatychmiastodtworzyłasięwizja,którąodczytałam,wróżąckiedyśGlorii.Musiałabyćprzekonana,żetoprzezniązginąłojciec.Agdybynieona,zginęłabyFi.

–Elżbietaowszystkimcipowiedziała?–Wiedziała,żebędęjejbronić,jeślicośbysięwydało.ElżbietazawszebyłazazdrosnaoOliwię.

Ojejcudownegomęża,córkęiidealnydom.Starałemsięjejzapewnićwszystko,conajlepsze,alenicjejnie wystarczało. Śmierć Tomasza była dla nich obu bolesną stratą. Obie go kochały. Myślę, że niechroniłabyOliwii,gdybynie…

–Gdybynieco?Spojrzałnadnoszklanki,gdziezostałjużtylkolód.Wzięłambutelkęidolałammuwhisky.–Gdybynieco?–powtórzyłampytanie.–Gdybynieto,żetambylijeszczeKornel,EmilnoiprzedewszystkimGloria.Adzieckoniemiało

przecież pojęcia, co zrobiło.Miałamoże ze dwa lata.Widziała, żemama krzyczy i płacze.Może poprostuchciałasiędoniejprzytulić?Oliwiazrobiłabydlamałejwszystko.DlategoobiecałaEli,żeoddajejtrzeciączęśćmajątkupoTomaszu,jeślitatylkowymażewspomnieniezpamięcidzieci.Zamaskowaływszelkie ślady zbrodni. Filena, może z powoduwyrzutów sumienia, a może dla dobra Glorii, EmilaiKornelapomogłaimwtym.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. W jednej chwili wszystko ułożyło się w całość. Zrozumiałam,dlaczegoFitakbardzozależałonatym,żebymniewtrącałasięwśledztwoinieprzyjaźniłasięzGlorią.Chciałamnieuchronićprzedczymś,czegonaprawdęniechciałamwiedzieć.Ioczymnajlepiej,żebyniewiedziałnikt.

–MuszęporozmawiaćzElżbietą–krzyknęłam,łapiącgozaramiona.–Elaodeszła.Dostaławkońcu to, czegochciała.Żeńskiegopotomka.Dziewczynkę,którejbędzie

mogłaprzekazaćswojąmoc.–Gdziejązabrała?–Niewiem–powiedział,niehamującpłaczu.–Niewiem,alenapewnojużtuniewróci.–Proszędaćmijakąśjejrzecz,naprzykładbluzkę.–Tujużniemażadnychjejrzeczy.–Wtakimraziecoś,czegodotykała.Napółcewpokojuzobaczyłamdamskąszczotkę.Podeszłamizłapałamjąwrękę.ZobaczyłamjeobieprzywejściudogrotynaBrocken.Muszę się tam natychmiast dostać – pomyślałam i zanim zdążyłam otworzyć oczy, stałam już tam,

gdzieone.–CiociaLatte!–uradowanaPolakrzyknęłanamójwidok.– No, no. Gratuluję! – powiedziała z uśmiechem Elea. – Szybko mnie znalazłaś. Zaczęłaś już

korzystaćznowootrzymanychmocy?–Oczymtymówisz?– Nie słyszałaś jeszcze dobrych wieści? Wpłynęłaś na przyszłość, używając tylko mocy wróżki.

Przeznaczeniem Marka nie była śmierć przy wywoływaniu ducha Tomasza, co oznacza, że to ty jąspowodowałaś.

–Słucham?– Gratuluję, Semiramis. Zostałaś prorokinią. Dlatego możesz panować nad przestrzenią i czasem

iwnieingerować.–Nieprzybyłampogratulacje,Eleo.–Wiem,pocotujesteś.Mójgłupi,słabymążznowusięupiłipowiedziałciwszystko,cochciałaśod

niegowyciągnąć.Udałocisię.Ico,jesteśzadowolona?Wieszjuż,żetotwojaprzyjaciółkaprzyczyniła

Page 137: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

siędośmierciswojegotaty,ajapozbyłamsięAdama.Gardłoażmisięzacisnęło.–Eleo,jesteśodpowiedzialnazamorderstwo.Jeśliwyjdzietonajaw,awierzmi,żejużterazmogę

wszystko powiedzieć, jako że nie dowiedziałam się tego od ciebie, tylko od zwykłego śmiertelnika,pójdzieszsiedziećdokońcażycia.

–Niewydajemisię,żebyśbyładlapolicjibardzoobiektywnymświadkiem,Latte.Sama,ztego,cowiem,niejesteśwzbytkorzystnejsytuacji,jeślichodziotwojąprzeszłośćkryminalną–roześmiałasię.

–Twójmąż…–Mójmąż?Myślisz, że kiedykolwiek zezna przeciwkomnie?Grubo sięmylisz, kochaniutka.Nie

znaszgo.Pozatymprawonawettegoodniegoniewymaga.–Babciu,cosiędzieje?Dlaczegotakkrzyczycie?–Elea,proszęcię,oddajPolęTosiiKornelowi,ajanikomuniepowiemotwojejzbrodni.–Typrosiszmnie…zwykłąwróżkę?Niebądźśmieszna.Terazprzecieżmożeszmirozkazać.Jesteś

wkońcunasząnowąprzywódczynią,prawda?Polapatrzyłatonamnie,tonaElżbietę,starającsięzrozumieć,cowłaściwiesiędzieje.–Polanależydociebie,córkoHel.TopotomkiniSybilli.Jeślichceszjąodebrać,proszę!–Babciu,przestań.Bojęsię,chcęwrócićdodomu.–Dziewczynkabyłacorazbardziejwystraszona.–Ataknawiasemmówiąc,poinformowałamjużzwierzchnikówtwojegoprzyjacielaDanielaotym,

żeopuściłaśgranicekraju,ipowiedziałamim,gdziemożnacięszukać.Jesteśtakaprzewidywalna,mojadroga–roześmiałasiędemonicznie.–Swojądrogą,cóżzaironialosu,żeakuratterazzmieniłaśrangęnaprzywódczynię naszego okultystycznego grona.Mogą cię jeszczewziąć za guru sekty, prawda? Żadnazwróżeknieodważysięzaprzeczyć,żejesteśwśródnasnajważniejsza.

Elea spojrzała na mnie z satysfakcją, której nic nie było w stanie zachwiać, i weszła do groty,zostawiającmniesamązPolą.Wiedziała,żejejwinyniewypłynąnaświatłodzienne.Zadbałaokażdyszczegół, aby zabezpieczyć siebie, a ja byłam ostatnią osobą, która mogłaby zostać uznana zawiarygodną:znanapowszechniewróżka,morderczyni,aterazprzywódczynisektyokultystycznej.

Usiadłam na pniu na szczycie góry Brocken. Głosy zbliżających się syren Interpolu mój nowy,międzywymiarowy umysł słyszał tak, jakby były tuż zamoimi plecami. Polawpatrywała sięwemnieczarnymi oczkami. Jedyna spadkobierczyni rodu Falesse, która jeszcze nie wiedziała, co czeka jąwżyciu.Awemniezaczynałarosnąćprawdopodobniekolejnadziedziczkatejklątwy.Siły,przedktórąFi próbowała uchronićmnie przez całemoje życie, a którawemnie ewoluowała pozamojąwolą domocyprorokini:paniczasuiprzestrzeni.

–Pola?–Tak?–Posłuchaj,ciociamusicięteraznachwilęzostawić.Nigdziesięstądnieruszaj,dobrze?StanęłamprzywejściudogrotynaBrocken,wmiejscu,gdziezaczęłosięmojenoweżycie,a teraz

musiałosięodmienićporazkolejny.NietakwyobrażałamsobiemójawanswkręguSybilli,alemimożeotrzymałamgoprzezmorderstwo,któregodokonałam,stałosiętowostatnimmomencie,kiedymogłamjeszczecośnaprawić.

„Będzieszmogłaporuszaćsięswobodnienaosiczasuiprzestrzeniiweńingerować”–przypomniałymisięsłowamojejprzewodniczkiduchowej.

Musiałamwrócić do czasu, kiedywszystko się zaczęło, uratowaćmojego ojca przed śmiercią, Fiprzedromansemzmecenasem.Żebywszystkoułożyłosięwidealnyporządek.Moc,któranamnieprzedchwiląspadła,pojawiłasięwłaśniepoto,żebymmogłatowszystkonaprawić.

Zamknęłamoczy.Rozłożyłam dłonie i poczułam, jak owija sięwokółmnie przestrzeń.Gęste powietrze pełne czasu

iruchu.Milionytwarzy,wyrazów,spojrzeńiuczućwirującewsteczzoszałamiającąprędkością.

Page 138: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

–Niechstaniesięto,corozkazuję!–krzyknęłam.Inagleznalazłamsiętutaj.Tu,gdziezaczęłampisaćtęhistorię.Niewiem,cotozamiejsceanijakdługojeszczetubędę.Pozamojąmocą,bopozaczasemiprzestrzenią.Spisujęhistorięminionychdni,którenigdynienastąpią,bojeodmieniłam.NazywamsięLatte.

Page 139: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

POSTSCRIPTUMOliwiarozstałasięzTomaszempo tym, jakdowiedziałasięo jegoromansiezElżbietą.Pojechała

zmałymi jeszcze dziećmi do K. Tam poświęciła się utworzonej przez siebie fundacji. ZawszemiałaświetnerelacjezGloriąiEmilem.

GloriaukończyłaprawoiwyszłazamążzaswojegopierwszegochłopakaPawła.Emil zakochał się jeszcze w szkole średniej. Po studiach poślubił swoją dziewczynę i oboje

zamieszkaliwK.Janek po czwartym roku studiówwziął urlop dziekański i wyjechał nadmorze, gdzie na zjeździe

mandalipoznałAnnę.MielisynaFryderyka.Janekzmarłrokpoślubie.KornelpoznałTosięnaAkademiiSztukPięknychwK.PostudiachzałożylifirmęA.I.izamieszkali

wrazzPoląijejdziadkiemErnestemwJ.ElżbietaporozstaniuzErnestemzamieszkałazjegobratemmecenasemTomaszemFalesse.Fi nigdy nie poznała nikogo z rodziny Falesse, zamieszkała z mężem w T. i do końca swojego

długiegożyciawróżyłajegomieszkańcom.Nigdyniemiałażadnegoromansu.Niemiałateżdzieci.

Page 140: Ezotero. Corka Wiatru - Agnieszka Tomczyszyn

[1]Definicjaznalezionanastroniehttp://encyklopedia.naukowy.pl.