Ewolucja i stworzenie Michał Heller etapów historii stosunków pomiędzy doktryną...

37

Transcript of Ewolucja i stworzenie Michał Heller etapów historii stosunków pomiędzy doktryną...

Cena det. 29,90 zł(w tym VAT)

www.ccpress.pl

Ewolucja i stworzenieW swojej książce Ernan McMullin dowodzi, że traktowanie ewolucji i stworzenia świata przez Boga jako dwóch wykluczających się idei jest wyrazem niezrozumienia tych pojęć. Głębokość historycznej refleksji, rzeczowość i szerokość spojrzenia Autora sprawią, że każdy Czytelnik da się porwać tej filozoficznej odysei.

Jedną z najbardziej charakterystycznych cech nowo powstałej wiary chrześcijańskiej, rozprzestrzeniającej się w Basenie Śródziemnomor-skim przed blisko dwoma tysiącami lat, stanowiło wyobrażenie Boga jako „Stwórcy” wszechświata, odpowiedzialnego za wszystko, co istnie-je. Odrzucone zostały popularne w tym czasie dualizmy, przedstawia-jące świat jako arenę walki między równomiernie rozłożonymi mocami dobra i zła. Materia miała być odtąd traktowana już nie jako niezależne źródło cierpienia i grzechu, lecz jako dzieło Bożego stworzenia. Zamiast być wiecznym, jak utrzymywało wielu greckich filozofów, kształtowa-ny przez Boga wszechświat wyłaniał się w sposób stopniowy.

/fragment książki/

E R N A N M c M U L L I N (1924–2011) – światowej sławy filozof nauki, profesor University of Notre Dame. Zajmował się m.in. relacjami między kosmologią i teologią oraz rolą wartości w nauce. Był znawcą życia Galileusza. Autor wielu książek i artykułów naukowych.

Książka dostępna równieżjako e-book

tłumaczenie:Jacek Rodziń

przedmowa i wstęp

Michał Heller

tłumaczenie

Jacek Rodzeń

© Copyright by Ernan McMullin & Copernicus Center Press, 2014

Tytuł oryginałuIntroduction: Evolution and Creation, w: Evolution and Creation, red. E. McMullin, University of Notre Dame Press, Notre Dame, Indiana 1985, s. 42–56

Projekt okładkiMariusz Banachowicz

Projekt typograficznyMirosław Krzyszkowski

SkładMELES-DESIGN

Publikacja dofinansowana z grantu badawczego Science for Ministry przyznanego Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych przez The John Templeton Foundation

ISBN 978-83-7886-114-0ISBN 978-83-7886-124-9 (e-book)

Wydanie czwarte poprawione

Kraków 2014

Wydawca: Copernicus Center Press Sp. z o.o. pl. Szczepański 8, 31-011 Kraków tel./fax (+48) 12 430 63 00e-mail: [email protected]

Przedmowa do trzeciego i czwartego wydania polskiego

Polemiki związane z rzekomym konfliktem po-między teorią ewolucji a chrześcijańską doktryną

o stworzeniu świata co jakiś czas przybierają na sile i powracają do dzienników telewizyjnych i na pierwsze strony gazet. Właśnie powrót takiej „(anty)ewolucyjnej fali” stał się bezpośrednim powodem wznowienia, przez spółkę wydawniczą Copernicus Center Press, niewiel-kiej, ale bardzo pożytecznej, książki Ernana McMul-lina pt. Ewolucja i stworzenie. Odpowiedź na pytanie, co naokoło czego się porusza: Słońce dookoła Ziemi, czy Ziemia dookoła Słońca, została już zasymilowana przez naszą kulturę i emocje wokół niej ostygły. Teoria Darwina jeszcze ciągle dla wielu stanowi kamień ob-razy, ale i te emocje z czasem przejdą do historii, ustę-pując miejsca innym ogniskom zapalnym. Napięcia są nieodłączną cechą ludzkiego zmagania się z poznaniem otaczającego świata.

W tej, z konieczności, zwięzłej Przedmowie nie chcę wdawać się w jałowe już dziś polemiki. Ponieważ książka McMullina dotyczy głównie wcześniejszych

6 Michał Heller

etapów historii stosunków pomiędzy doktryną chrze-ścijańską a teorią ewolucji, pragnę uzupełnić ją kilkoma metodologicznymi i dość ogólnymi uwagami dotyczą-cymi nowszych aspektów tego zespołu zagadnień.

Najpierw pytanie: czy ewolucjonizm jest hipotezą, czy jest faktem? Nie jest ani hipotezą, ani faktem, jest teorią. Filozofowie nauki wylali morze farby drukar-skiej, aby odpowiedzieć na pytanie, co to jest teoria. Tu nam nie chodzi o specjalistyczne roztrząsania. Mówiąc najogólniej, teoria naukowa jest strukturą logiczną, zbudowaną ze sformułowanych praw przyrody, faktów, czyli wyników doświadczeń i obserwacji, oraz hipo-tez o różnym stopniu doniosłości. Ważną rolę w teorii odgrywają fakty, które ostatecznie decydują, czy teoria zostanie przyjęta, czy odrzucona. Ale należy pamiętać, że w bardziej zaawansowanych teoriach (np. we współ-czesnej fizyce) trudno odróżnić „dane eksperymen-talne” od „danych teoretycznych”. Określenie „teoria” dla ludzi zajmujących się nauką jest określeniem nobili-tującym. Celem nauki jest tworzenie teorii. W tym sen-sie teoria ewolucji jest teorią.

Teorie tworzą rdzeń nauki. Do takiego rdzenia fi-zyki należą m.in. mechanika klasyczna, teoria względ-ności, mechanika kwantowa. Do rdzenia nowoczesnej biologii należą teoria ewolucji i genetyka. Jednakże znaczenie teorii ewolucji w dzisiejszej nauce wykra-cza daleko poza biologię. Stanowi ona bowiem istotny element współczesnego, naukowego obrazu świata. Przede wszystkim wszechświat w największej skali jest układem ewoluującym. Tak zwany standardowy model kosmologiczny, potocznie zwany modelem Wielkiego

7Przedmowa do trzeciego i czwartego wydania polskiego

Wybuchu, przedstawia kosmos jako układ zmienny w czasie. Model ten, jak każda naukowa koncepcja, boryka się z pewnymi trudnościami, ale ogólny obraz, jaki prezentuje, jest bardzo dobrze uzasadniony teore-tycznie i potwierdzony obserwacyjnie. Wiemy ponad wszelką rozsądną wątpliwość, że obecna faza ewolucji wszechświata rozpoczęła się od supergęstego i super-gorącego stanu. Począwszy od tego stanu, przestrzeń, wraz z wypełniającą ją materialną zawartością, nie-ustannie pęcznieje, ulega ekspansji.

Na kanwie tej kosmicznej ewolucji rozegrała się ewolucja chemiczna i biochemiczna. Chemia or-ganiczna jest chemią związków węgla. Pierwotny wszechświat był wypełniony plazmą – mieszaniną czą-stek elementarnych i promieniowania o bardzo wielkiej gęstości, pod ogromnym ciśnieniem, w ultrawysokich temperaturach. W takich warunkach jądra atomowe nie mogły istnieć, byłyby bowiem natychmiast rozerwane przez ekstremalne energie panujące w kosmicznym otoczeniu. Dopiero, gdy temperatura zaczęła spadać, składniki dzisiejszych jąder atomowych (protony i neu-trony) mogły tworzyć stabilne struktury. W ten spo-sób, w pierwszych kilku minutach kosmicznej ewolu-cji, powstał praktycznie cały wodór istniejący obecnie we wszechświecie i około 75% helu.

Cięższe pierwiastki chemiczne narodziły się znacznie później we wnętrzach masywnych gwiazd. Jest to, w pewnym sensie, proces łańcuchowy (prze-szedłem na czas teraźniejszy, ponieważ proces ten do-konuje się również obecnie). W gwiazdach pierwszego pokolenia hel przepala się na inne, cięższe pierwiastki

8 Michał Heller

chemiczne. Potem, jeśli gwiazda jest odpowiednio ma-sywna, wybucha i zanieczyszcza otoczenie kosmiczne. Z jej popiołów rodzą się inne gwiazdy, już bogatsze w cięższe pierwiastki. Trzeba trzech, czterech pokoleń gwiazd, by w ich wnętrzach mogła dokonać się syn-teza węgla. Taką gwiazdą kolejnego pokolenia było na-sze Słońce. Chemia organiczna narodziła się na Słońcu. Ewolucyjny ciąg, któremu zawdzięczamy nasze istnie-nie, rozpoczął się znacznie wcześniej, niż pojawiła się pierwsza komórka na Ziemi.

Dzieje Ziemi także są wrośnięte w kosmos. W eks-pandującym wszechświecie, w którym wszystko od sie-bie ucieka z nieustannie rosnącymi prędkościami, powsta-wały zagęszczenia materii, zaczątki przyszłych galaktyk i gromad galaktyk. Jednym z bardzo ważnych nurtów ba-dań kosmologicznych są prace zmierzające do zrekon-struowania procesów wiodących do powstawania i ewo-lucji coraz to bardziej złożonych struktur w ewoluującym wszechświecie. Wyniki tych prac układają się w spójny obraz. Teoretyczne modele są potwierdzane i wzbogacane najnowszymi wynikami obserwacji. Znamy już wiele (i liczba ta nieustannie się zwiększa) planet poza naszym układem planetarnym w różnych stadiach ich formowania się. Obserwacje te zawdzięczamy najnowszym technikom astronomicznym. Jeszcze 30 lat temu uzyskanie tak waż-nych danych byłoby niemożliwe.

Ewolucja nie jest tylko lokalnym procesem na Ziemi. Szereg włókien ewolucyjnych, mających swoje zako-rzenienie w wielkim wszechświecie, musiało spleść się w jedno, by (przynajmniej) na jednej z planet mogła roz-począć się ewolucja biologiczna.

9Przedmowa do trzeciego i czwartego wydania polskiego

Jeszcze na jedną rzecz pragnę zwrócić uwagę. We wszystkich włóknach kosmicznej ewolucji współdzia-łają dwa elementy. Wyraz „element” jest tu wyjątkowo na miejscu. W filozofii greckiej przez elementy rozu-miano cztery żywioły: wodę, powietrze, ogień i ziemię. Obecnie doktryna o czterech elementach ma tylko zna-czenie symboliczne, ale sam wyraz „element-żywioł” zachował swoją wymowę i swoje znaczenie jako coś najbardziej pierworodnego. Dziś liczbę elementów-ży-wiołów (w sensie greckim) jesteśmy skłonni ograni-czyć do dwu. Są nimi: konieczność i przypadek. Ko-nieczność to matematyczne prawidłowości wbudowane w prawa przyrody, przypadek natomiast jest zakodo-wany nie tyle w samych prawach przyrody, ile raczej w ich działaniu. Prosty przykład: Próbuję postawić ołówek zaostrzonym końcem na gładkiej powierzchni. Gdy go puszczę, ołówek się przewróci. To mogę prze-widzieć na podstawie praw mechaniki klasycznej. Ale czy mogę przewidzieć, w którą stronę ołówek upad-nie? Tego żadne prawo fizyki nie mówi. Tu decyduje przypadek: jakieś zaburzenia powietrza, jakieś mikro-skopijne drgania mięśni mojego palca, czy drgania wy-wołane przez przejeżdżający tramwaj. W fizyce nazy-wamy to fluktuacjami. Nie mieszczą się one w prawie. Są względem prawa czymś zewnętrznym, ale to one de-cydują, jak dokładnie prawo zadziała. Strategia fluktu-acji, choć nie same fluktuacje, jest wbudowana w prawo przyrody. Bez tej strategii prawo by nie zadziałało. Inny przykład, bezpośrednio związany z włóknem ewolucyj-nym prowadzącym do powstania życia. To, że niektóre gwiazdy mają planety, jest wynikiem prawa grawitacji.

10 Michał Heller

Ale to, że Słońce ma ich osiem (nie licząc już Plutona) to owoc przypadku, fluktuacji, które zadziałały wtedy, gdy tworzyły się planety.

To samo dzieje się w ewolucji biologicznej. Rządzi się ona matematycznymi prawami prawdopodobień-stwa (dobór naturalny jest w gruncie rzeczy grą praw-dopodobieństw), ale one nie działałyby bez udziału ele-mentów przypadkowych. Mówiąc bardzo ogólnie: to, że jestem człowiekiem, stanowi wynik działania pew-nych praw przyrody: fizycznych i biologicznych, takiej a nie innej informacji zakodowanej w genach. Ale to, że mam oczy takiego, a nie innego koloru lub krzywy nos zawdzięczam rozmaitym fluktuacjom, którym informa-cja genetyczna była poddana po drodze do swego urze-czywistnienia. Konieczność i przypadek współdziałają ze sobą na różnych poziomach ewolucji.

Na koniec chciałbym jednak nawiązać do współ-czesnych sporów o teorię ewolucji. Dzisiejsi jej reli-gijni przeciwnicy nie tyle wyławiają jej słabsze (rze-czywiste czy wydumane) punkty, jak to miało miejsce jeszcze niedawno, lecz głoszą, iż człowiek religijny nie może zgodzić się na to, że świat jest dziełem przy-padku. W ten sposób przeciwstawiają oni stwórcze działanie Boga działaniu przypadków. Świat nie może być dziełem serii przypadków – twierdzą – musimy go przypisać planowi Inteligentnej Istoty. Zwolennicy tej koncepcji lubią określać ją mianem „inteligentnego projektu”. Brzmi ona dobrze w uszach wierzących, ale zawiera w sobie poważny błąd teologiczny. W teolo-gii chrześcijańskiej nie jest tak, że istnieje Bóg i nie-zależny od niego materialny świat; świat stawia Bogu

11Przedmowa do trzeciego i czwartego wydania polskiego

opór i Bóg na nim niejako wymusza swoją wolę. A wła-śnie taki obraz zakłada teza głosząca, że Bóg elimi-nuje przypadki przy pomocy swojego „inteligentnego projektu”. Wszechświat to nie tylko „budulec” odpo-wiednio poukładany i odpowiednio funkcjonujący. Wszechświat to przede wszystkim układ praw przy-rody, działających również przy pomocy strategii przy-padków. I prawa przyrody, i przypadki są elementami kompozycji, którą nazywamy Dziełem Stworzenia. Przypadki, tak samo jak prawa przyrody, są istotnymi składnikami tego Dzieła. Bóg jest także Panem przy-padków.

* * *

Copernicus Center Press oddaje kolejne (poprawione) wydanie książki Ernana McMullina do rąk czytelników. Niech nadal służy ona tym, którzy w odpowiedzialny sposób chcą myśleć o ewolucji i stworzeniu.

MichałHeller

Przedmowa do pierwszego i drugiego wydania polskiego

Nowożytne nauki przyrodnicze posiadają kilka or-ganizujących je, prostych idei; jedną z nich jest

idea ewolucji; zgodnie z nią każdy naturalny rodzaj rzeczy stał się tym czym jest, przebywając długą drogę stopniowego rozwoju, którą można śledzić, cofając się w cza sie. W chrześcijańskiej tradycji teologia również pracuje w oparciu o kilka podstawowych idei; jedną z nich jest idea stworzenia, zgodnie z którą wszechświat w swoim istnieniu zależy od transcendentnego Boga. Te dwie idee oddziaływały na siebie w bardzo złożony sposób w ciągu stuleci i nadal na siebie oddziałują” – są to pierwsze zdania przedmowy do tomu pt. Evolution and Creation, zredagowanego przez Ernana McMullina, a wydanego przez University of Notre Dame Press (No-tre Dame, Indiana) w 1985 r. Tom ten powstał w wyniku konfe rencji naukowej, jaka odbyła się na uniwersyte-cie 24–26 marca 1983 r. w Notre Dame. Celem konfe-rencji było przedyskutowanie wzajemnych oddziaływań na siebie idei ewolucji i idei stworzenia w przekonaniu, że ich traktowanie jako wzajemnie wykluczających się

14 Michał Heller

„zdradza podsta wowy brak zrozumienia obydwu tych pojęć”.

Książka, którą oddajemy do rąk polskiego czytel-nika, stanowi przekład wstępnego rozdziału do wyżej wspomnianego tomu pióra E. McMullina, redaktora ca-łości; rozdział ten w oryginale nosi tytuł Introduction: Evolution and Creation (i obejmuje strony 1–56).

Jesteśmy przekonani, że praca McMullina, choć tak niewielkich rozmiarów, będzie ważną pozycją na polskim rynku czytelniczym. Jej niezwykła rzeczo-wość, krytycyzm połączony z szerokością spojrzenia i głębokie oparcie o historyczne realia są tego wystar-czającą gwarancją.

* * *

Dziękujemy Ernanowi McMullinowi za wyrażenie zgody na polski przekład jego pracy i wydanie jej przez Ośrodek Badań Interdyscypli narnych przy Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie.

M.Heller maj 1990

Wstęp

Jak kręgi od rzuconego do wody kamienia

1. Nowy nastrój umysłu

W 1909 r., z okazji setnej rocznicy urodzin Ka-rola Darwina i pięćdziesiątej rocznicy ukaza-

nia się jego dzieła O pochodze niu gatunków, Wydaw-nictwo Uniwersytetu w Cambridge opubli kowało tom pt. Darwin and Modern Science1. Tom liczył 595 stron i zawierał zbiór studiów, pióra wielu autorów, zarówno analizujących wpływ teorii Darwina na różne dziedziny życia in telektualnego, jak i podejmujących rozmaite wątki nau kowe, mające swoje źródło w darwinowskich inspiracjach. Już w rok potem, nakładem Henryka Lin-denfelda we Lwowie, ukazał się polski przekład wybra-

1 Pełny tytuł dzieła brzmiał: Darwin and Modern Science: Es-says in Commemoration of the Centenary of the Birth of Char-les Darwin and of the Fiftieth Anniversary of the Publication of the Origins of Species, red. A.C. Seward, Cambridge University Press, Cambridge 1909.

16 Michał Heller

nych prac z angielskiego tomu pod wspólnym tytułem Darwinizmawiedzawspółczesna2. Przekład poszcze-gólnych artykułów został wykonany przez znanych pol skich autorów: Ludwika Silbersteina, Ludwika Krzywickiego i Konrada Drzewieckiego. Całość wstępem opatrzył Ludwik Krzywicki. Przyjrzyjmy się nieco bliżej temu tomowi. Warto to zrobić, gdyż z jednej strony jest to dzieło o ambicjach nauko wych, stara się więc unikać taniej propagandy i tak częstego w sporach o darwinizm emocjonalnego zacietrzewie-nia (choć nie brak w nim, jak zobaczymy, wzniosłości i napuszenia); z dru giej strony jest to dzieło o charak-terze przeglądowym, a zatem można żywić nadzieję, że odzwierciedla ono tendencje i myślowe niepokoje tamtej epoki.

Do polskiego wydania – jak zaznacza autor przed-mowy – zostały wybrane tylko te rozprawy, „które zajęły się rozbiorem i uwydatnieniem wpływów w teorii dar-winowskiej na poglądy kosmologiczne i filozoficzne, na nauki społeczne i historyczne” (s. VIII). Rozprawy te „z całą mocą uwydatniają i podkreślają doniosłość teorii Darwina jako podniety, co w rozpatrywanej dzie-dzinie poszukiwań sprawiła przełom zupełny i pchnęła ją na nowe a wydatniejsze tory” (s. VIII). Mimo że styl i pisownia dzielą nas od tamtej epoki, trzeba pamiętać, że nasze własne problemy korzeniami tkwią w tamtych czasach.

2 Darwinizm a wiedza współczesna, nakładem Henryka Lin-denfelda, G. Centnerszwer i Ska – H. Altenberg, Warszawa – Lwów 1910.

17Wstęp

Najostrzejsze nawet polemiki z czasem łagodnieją, jeśli nawet nie przez ustępstwa ze strony oponentów, to dzięki przyzwycza jeniu i tępieniu ostrza nowości.

Oto jak Krzywicki, przeszło osiemdziesiąt lat temu, oce niał znaczenie darwinowskiego przełomu: „Wiemy, jaki wpływ ta doktryna wywarła nie tylko na wszystkie działy biologii, ale i na nauki, zajmujące się studiami nad człowiekiem. Ale teoria Darwina dokonała jeszcze czegoś więcej: stała się swego ro dzaju nowym objawie-niem dla tej prostaczej, manowcami idącej, a zwolna [sic!] ogarniającej tłumy filozofii codziennej. Donio-słość jej w kształtowaniu myśli naukowej była wielką, ale bodaj nie mniejszym było jej znaczenie społeczne. Ukazała się w okresie, gdy roz poczynała się wielka praca krzewienia wyników nauki pomiędzy tłumami, i dlatego odrazu [sic!] oddaną została na pastwę tej niena syconej żądzy oświaty, którą wiek dziewiętnasty, a przynajmniej druga jego połowa, wyróżnia się od stu-leci poprzednich” (s. X).

Te słowa Krzywickiego nie są tylko programową deklaracją. Wyrażają one – w uproszczonej formie, którą można usprawie dliwić charakterem przedmowy – stan zbliżony do tego, co za czynało się już dziać przy-najmniej w niektórych warstwach pol skiego społeczeń-stwa na przełomie stuleci.

Sam Krzywicki był znanym działaczem i pisarzem--pu blicystą w Polsce porozbiorowej po upadku po-wstania stycznio wego. Pochodził z podupadłej rodziny szlacheckiej, studiował matematykę na Uniwersytecie Warszawskim. Po usunięciu z uni wersytetu za działal-ność w organizacji socjalistycznej kontynuował studia

18 Michał Heller

socjologiczne i antropologiczne w Szwajcarii i Paryżu. Potem poświęcił się działalności naukowo-dydaktycz-nej na Uniwersytecie Latającym, ucząc socjologii, an-tropologii i eko nomii politycznej. Uprawiał publicy-stykę społeczną. Był nie wątpliwie typem myśliciela scjentystycznego, ale w połączeniu z silną fascynacją marksizmem3. W sumie postać reprezenta tywna dla polskiego środowiska intelektualnego tamtej epoki. Ale powróćmy do omawianej książki.

Krzywicki trafnie – i nie bez pewnej poetyckiej nuty – ujął ideologiczne przesłanie rewolucji Darwina: „Człowiek jest jednym z ogniw rozwoju nieustającego, który począł się w nie skończoności czasu wśród mgła-wicy pierwotnej, doprowadził do wyłonienia się układu słonecznego, a w nim globu ziemskiego, powołał na ziemi do istnienia organizmy najprostsze, jednoko-mórkowe, ażeby kiedyś wytworzyć obecną złożoność i różnorod ność życia” (s. X).

Mamy tu prawie wszystkie intelektualne emocje tamtych czasów: wieczność świata (rozwój poczyna się w nieskończoności czasu), teorię Kanta-Laplace`a (o mgławicowym pochodzeniu układu planetarnego), teorie abiogenezy (o powstaniu życia z ma terii martwej) i wreszcie właściwą biologiczną teorię ewolucji. Cały ten kosmiczny kontekst staje się dobrym tłem dla wiel-kiego mitu epoki. Krzywickiemu wyrywa się okrzyk: „I wiara w postęp nie jest więc marzeniem czczem i ja-

3 Zob. B. Cywiński, Rodowody niepokornych, wyd. III rozsze-rzone, Editions Spotkania, Paryż 1985, s. 61–62 i w wielu in-nych miejscach.

19Wstęp

łowem! Człowiek, który wy szedł z kształtów niższych, otrząsnął się z zwyczajów brutalnych, ten człowiek nie stanie w doskonaleniu swojem” (s. XI).

Krzywicki jest świadom tego, że wielkim nauko-wym i filo zoficznym zasługom teorii Darwina towarzy-szyła atmosfera by najmniej nie naukowej propagandy i nadużywania racjonalnych argumentów: „Dzieła Darwina nie przeniewierzały się zasadom naukowo-ści: podawały fakty, oceniały ich znaczenie, wycią-gały wnioski. Ale ci, którzy do nich sięgnęli po argu-menty dla celów społecznych, czynili to, objęci żądzą walki, i nadawali piętno wo jujące teorii przerództwa. Nawet nagłówki książeczek powiadają o tym stoso-waniu teoryi nowej: Darwin a Mojżesz, Objawienie a teorya przerództwa. Świat naukowy ważył jeszcze dowody i argu menty Darwina, jeszcze żywił wątpliwo-ści, co do znaczenia tego lub innego faktu. Oddziały lotne popularyzatorów, zwłaszcza między społeczni-kami, nie zaznały takiej powściągliwości. W ich ręku teorya Darwina przybierała niekiedy kształty, od któ-rych odżegnałby się przyrodnik, wnioski swoją śmia-łością i zastosowa niami zadziwiłyby go może” (s. XI).

Nadużywanie teorii Darwina „musiało przyczynić się do wy wołania oporu namiętnego” (s. XII). Nową teorię określano epi tetami: „opaczna, skandaliczna, plugawa teorya – impia, falsa, scandalosa” (s. XII). Namiętne spory nie zdołały jednak ani za pobiec wpły-wom darwinizmu, ani osłabić samej teorii. Przeciw nie, jej „przeciwnicy zdziałali bodaj tyleż dla rozkrzewie-nia teoryi Darwina, co i jej rzecznicy. Tłum prostaków umysłowych dowia dywał się i o przerództwie gatunków

20 Michał Heller

i o tej »filozofii brutalnej, co Adama poszukiwała w małpie« i słuchał wykładów wrogich, co rzecz samą wykoszlawiały, ale bądź co bądź krzewiły wiadomość o nowym pojmowaniu świata” (s. XII).

W tych słowach łatwo można wyczuć napięcie we-wnętrzne towarzyszące tamtym sporom. Krzywicki stara się zachować bez stronność obiektywnego obser-watora, ale nawet powierzchnia jego pozornie spokoj-nych słów wzdyma się i faluje pod ciśnieniem głębo-kich przemian. Na czym te przemiany polegały? O co tu szło? O „stworzenie nowej filozofii – nie! Obawiamy się tego wyrazu i wolimy powiedzieć: nowego usposobie-nia umysłowego wśród tłumów niedokształconych, po-szukujących odpowiedzi na różne wątpliwości” (s. XI). Ale sprawa toczyła się nie tylko o odbiór społeczny dok-tryn inspirowanych teorią Darwina; ten pro ces był raczej następstwem innego procesu, dokonującego się ściśle w filozoficznych i naukowych warstwach epoki. Cho-dzi o pewien „kąt widzenia na przyrodę martwą, żyjącą i społeczną, nadewszystko [sic!] jako nastrój umysłu” (s. XIV). „Wśród kół, zajmu jących się systematyczną pracą naukową i wolnych od wpływu dogmatów, pier-wiastki te przybierały wyraz modły naukowej, według której spoglądać poczęto na przyrodę” (s. XIV). Za około pół wieku, Kuhn tego rodzaju „modłę naukową” nazwie para dygmatem. Dziś paradygmat ewolucyjny jest ogól-nie przyjętym sposobem myślenia, wtedy dopiero two-rzył się wśród sporów i niekiedy psychicznych załamań. Każda modna doktryna bywa traktowana jako herezja, zanim przez nowych postępowców za cznie być uważana za przejaw skostnienia.

21Wstęp

2. Darwinowskie rocznice

Zasięg oddziaływania teorii Darwina na inne obszary na uki był rzeczywiście ogromny. Jak ogromny – trudno to nam dziś ocenić. Niech świadczą o tym tytuły prac zamieszczonych w lwowskim wydaniu Darwin and Modern Science. Znajdu jemy tu prace o następujących tytułach: Ewolucja materii (W.C.D. Whetham), Ge-neza gwiazd podwójnych (George Dar win), Darwinizm a socjologia (J.B. Bury), Ewolucjaajęzykoznawstwo(P. Giles), Wpływdarwinizmunabadaniawzakresiere-ligii (J.E. Harrison). Jedynie Whetham w artykule, sta-nowiącym przegląd ówczesnego stanu wiedzy na temat budowy materii, pisze, iż idea ewolucji Darwina „nie-wiele ma wspólnego z naszymi poglądami na zmianę pewnych rodzajów materii”. Zna mienny jest komen-tarz Krzywickiego do tej wypowiedzi, zamie szczony we Wstępie: „Nie dostrzegł w zakresie swoim wpływu Darwina, bo szukał Darwina imiennego! Nie wziął pod rachubę owego nastroju, który jak kręgi od rzu-conego do wody kamie nia rozchodzą się jeszcze, gdy kamień już znikł z oczu, tak samo począł się w teorii, przerództwa – począł się, acz nazwisko autora nie wy-pływało” (s. XIV–XV). Temperament publicystyczny tym razem jednak zaprowadził Krzywickiego zbyt da-leko: fizyka tam tych czasów nie ulegała wpływom dar-winizmu. George Darwin w swoim artykule przedsta-wia ówczesne podwaliny pod dzisiejszą teorię ewolucji gwiazd, co również ma niewielki (raczej tylko czy sto zewnętrzny) związek z biologiczną teorią ewolucji. Ale au torzy wszystkich pozostałych prac zgodnym chórem

22 Michał Heller

podkreślają zależność postępu w swoich dyscyplinach od darwinowskich idei. W przypadku językoznawstwa i religiologii jest to zapewne dużo więcej niż zwykła za-leżność: obie te dziedziny wiedzy ze stanu larwalnego przeobraziły się w początkujące (choć w okresie pier-wotnego entuzjazmu robiące jeszcze sporo błędów) na-uki właśnie pod działaniem ewolucyjnych idei niewąt-pliwie zapożyczonych od biologii.

Protest Whethama, by teorii budowy materii nie wiązać z ideami pochodzącymi od Darwina, ma swoje głębsze podstawy. Fizyka drugiej połowy XIX w. nie była jeszcze gotowa do zasy milowania ewolucyjnych koncepcji. W mechanice klasycznej czas był zewnętrz-nym parametrem numerującym bieg zdarzeń. Po raz pierwszy kategorię „dynamicznego czasu” wprowa-dziła ter modynamika, bujnie rozwijająca się w drugiej połowie XIX stu lecia. Ale czas ten działał antyewolu-cyjnie: rozpraszanie energii, mierzone wzrostem entro-pii, prowadziło fizyczne układy ku sta nom „coraz mniej doskonałym” i ostatecznie do stanu całkowitej śmierci termicznej (wyrównania temperatur).

„Czy Carnot i Darwin mogą mieć równocześnie rację?” – pytają za Rogerem Caillois autorzy książki Zchaosukuporządkowi4. W XIX wieku Carnot (jeden z twórców termodynamiki) i Darwin byli nie do pogo-dzenia. Spośród wszystkich termodynamików tamtego stulecia najbardziej do idei ewolucyjnych zbliżył się Boltzmann. „Wiemy, że Boltzmann żywił ogromny po-

4 I. Prigogine, I. Stengers, Z chaosu ku porządkowi, przeł. K. Akst-Lipszyc, PIW, Warszawa 1990.

23Wstęp

dziw dla Darwina. Punktem wyjścia teorii Darwina jest założenie o samoistnej zmienności gatunków; dobór naturalny prowadzi na stępnie do nieodwracalnej ewo-lucji biologicznej. A zatem, jak u Boltzmanna, przy-padkowość prowadzi do nieodwracalności. Sam wynik wszakże jest bardzo odmienny. Boltzmannowska inter-pretacja implikuje zapominanie warunków początko-wych, zni szczenie struktur pierwotnych, podczas gdy ewolucji Darwinowskiej towarzyszy samoorganizo-wanie się, wiecznie wzrastająca złożoność. Dynamika klasyczna, nauka o wiecznych, odwra calnych trajekto-riach, była głucha na problemy, wobec których stanął wiek dziewiętnasty, wiek zdominowany przez pojęcie ewo lucji. W tych okolicznościach dochodzi do głosu termodynamika równowagowa, skutecznie przeciwsta-wiająca swój pogląd na pro blem czasu poglądom re-prezentowanym przez inne nauki – dla termodynamiki czas oznacza degradację i śmierć”5.

Mamy tu do czynienia z ciekawym przypadkiem w historii nauki: dwa niezgodne ze sobą paradygmaty – termodynamika klasyczna w fizyce i teoria ewolu-cji Darwina w biologii; oba zdo bywające coraz szersze uznanie i rozwijające się niezależnie od siebie. Dwie społeczności uczonych, fizycy i biologowie, albo mało wiedziały wzajemnie o sobie, albo przymykały oczy na niedające się wyjaśnić niezgodności.

Tymczasem teoria Darwina święciła dalsze triumfy. W r. 1909 obchodzono 100-lecie urodzin Dar-wina. Przez świat przeszła fala uroczystości i okolicz-

5 Tamże, s. 142.

24 Michał Heller

nościowych wydań (jednym z nich był tom omawiany powyżej). Ale specjaliści tamtego okresu dobrze zda-wali sobie z tego sprawę, że teoria Darwina napotyka również na poważne trudności w dziedzinie samej bio-logii. W międzyczasie narodziła się genetyka i zaczęła już odnosić pierwsze sukcesy. Po stawiło to problem ge-netycznych mechanizmów ewolucji. Przede wszystkim padły ważne pytania: Czy cechy nabyte dziedziczą się? Je żeli tak, to jak? Jeżeli nie, to, co z ewolucją?

Znany popularyzator ewolucjonizmu, S.J. Gould6, zwraca uwagę na znaczenie rocznic darwinowskich jako pewnego rodzaju okazji do podsumowań osią-gnięć i problemów teorii ewolucji. W 1959 r. świat ob-chodził setną rocznicę opublikowania O pocho dzeniu gatunków. Niezgodność pomiędzy termodynamiką i bio logiczną teorią ewolucji nie tylko nie została usu-nięta, ale jeszcze bardziej nabrzmiała; obie dziedziny poczyniły wielkie postępy, ale ani na cal nie zbliżyły się do siebie. Inny jednak problem doj rzał do rozwią-zania. Teza o dziedziczności cech nabytych nie została potwierdzona. Dość dokładnie poznano genetyczne me chanizmy zmienności, ale nie ma wśród nich ta-kiej strategii, która by pozwalała na włączenie do łań-cucha genetycznych zmian cech nabytych w ciągu osobniczego życia. Najogólniej mówiąc, ewo lucyjna zmienność dokonuje się przez akumulację statystycz-nie przypadkowych mutacji, spośród których mechani-zmy darwinowskie (naturalna selekcja) eliminują mu-

6 W książce Hen’sTeethandHorse’sToes:FurtherReflectionsinNaturalHistory, Penguin Books, Harmondsworth 1987, s. 11–14.

25Wstęp

tacje niekorzystne. Teoria Darwina sama uległa daleko idącej ewolucji.

W 1982 r. przypadła setna rocznica śmierci Dar-wina, a więc pojawiła się nowa okazja do podsumowań. S.J. Gould wyraził ogólną opinię specja listów, gdy pi-sał, iż w tym okresie „teoria Darwina znajdowała się w tętniącym zdrowiem stanie”7. Na stan ten niewątpli-wie wpłynęły nowe osiągnięcia w dziedzinie biologii molekularnej, genetyki, biochemii i wiele innych nauk, rzucających wiele nowego światła na fenomen życia i jego rozwój na planecie Ziemi. Triumfy święci tzw. syntetyczna teoria ewolucji, która genetyczne czyn niki ewolucji, działające w poszczególnych osobnikach, łą-czy ze statystycznymi badaniami populacji zamieszku-jących dane nisze ekologiczne.

I wreszcie sprzeczność pomiędzy Darwinem i Car-notem doj rzała do rozwiązania. W latach bezpośrednio poprzedzających darwinowską rocznicę obchodzoną w 1982 roku poczyniono wielkie postępy w opracowy-waniu tzw. termodynamiki nieliniowej, czyli termody-namiki procesów odbywających się daleko od stanu równowagi, którymi rządzą równania (niekiedy silnie) nieliniowe. Cechą tego rodzaju układów termodyna-micznych (z zasady nieizolowanych od bodźców po-chodzących z otoczenia) jest to, że mogą one two rzyć „porządek z chaosu”. Porządek taki może prowadzić do powstawania samoorganizujących się struktur, pod-legających ewolucji.

7 „Darwinian theory is in a vibrantly healthy State” (tamże, s. 13).

26 Michał Heller

Ilya Prigogine jest jednym z tych uczonych, którzy najwy dajniej przyczynili się do postępu w dziedzinie termodynamiki nieliniowej (w r. 1977 otrzymał on Na-grodę Nobla za prace nad powstawaniem i ewolucją tzw. struktur dyssypatywnych). W kilkakrotnie już cytowanej książce, napisanej razem z Isabelle Stengers, wyraził on pogląd, że życie zaczyna nam się wydawać w świecie fi-zyki fenomenem „tak naturalnym, jak spadające ciało”8. Chciał on przez to powiedzieć, iż zjawisko życia, we-dług dzisiej szych poglądów, jest tak samo niesprzeczne z prawami fizyki jak proces spadania kamienia. Co wię-cej, analiza prostych procesów, w rodzaju swobodnego spadku kamienia, doprowadziła kiedyś do powstania mechaniki klasycznej. Podobnie współczesne badania prostych modeli procesów nierównowagowych – choć stopniem skomplikowania są one jeszcze ciągle bardzo odległe od niezmier nie złożonych procesów życiowych – doprowadzą zapewne do nowej dziedziny nauki, ba-dającej fizyczne podstawy życia. „W kontekście fizyki procesów nieodwracalnych – piszą Prigogine i Stengers – narzuca się inne spojrzenie na wyniki biologii, na ich znaczenie i implikacje. Dziś wiemy już, że zarówno bios-fera jako całość, jak i jej składniki żywe czy nieożywione egzystują w warunkach dalekich od równowagi. W ta-kiej perspektywie życie nie tylko nie jest wyrzucone poza margines ładu natural nego, lecz jawi się jako najwyższy wyraz istniejących procesów samoorganizacji”9.

8 I. Prigogine, I. Stengers, Z chaosu ku porządkowi, dz. cyt., s. 225.9 Tamże, s. 190–191.

27Wstęp

Nie możemy jednak ulegać euforii. Życie nie zo-stało zredukowane do procesów czysto fizycznych. Nie potrafimy skonstruować adekwatnego modelu choćby jednej żywej komórki. Ale zarówno sam fenomen ży-cia, jak i jego ewolucja nie są już czymś wbrew prawom fizyki. Przeciwnie, prawa fizyki stwarzają możliwości dla życia i ewolucji.

Od czasów Karola Darwina teoria ewolucji prze-była długą drogę: sama uległa ewolucji, ale okrzepła i otworzyła nowe hory zonty – horyzonty radykalnie zmieniające wizję świata.

3. Horyzonty doktryny

Wydawca O pochodzeniu gatunków został zaskoczony fak tem, że cały nakład tego dzieła, przecież wcale nie po-pularnego i pełnego „technicznych” szczegółów, został rozsprzedany w ciągu kilku godzin. Popyt księgarskiego rynku nieomylnie wyczuł po smak sensacji. Doktryna ewolucji od samego początku niosła zapowiedź filozo-ficznych emocji. Być może przede wszystkim dlatego, że rzucała wyzwanie ustalonym od wieków metafizycz nym dogmatom. Przekonanie o niezmienności gatunków było podówczas doktryną biologiczną, ale doktryna ta miała głębokie korzenie w filozofii. Samo pojęcie gatunku wy-wodzi się z fi lozofii Arystotelesa, w której oznacza ono klasę bytów posia dających taką samą formę substan-cjalną, czyli tę „zasadę me tafizyczną”, która określa na-turę rzeczy. Niedorozwój naukowy biologii XVIII i XIX

28 Michał Heller

wieku (w porównaniu z czyniącą ogromne postępy fi-zyką klasyczną), powodował, że przedstawiciele tej na-uki, z braku... teorii o podstawach empirycznych, chętnie odwoływali się do filozoficznej doktryny o gatunkach, ale raczej w wydaniu platońskim niż arystotelesowskim, w którym formy za mieszkujące bardziej świat idei niż świat substancji, stawały się jeszcze mniej podatne na zmianę i działanie czasu10.

Ale statyzm zadomowił się nie tylko w biologii. Przypu szczenie, że świat jako całość mógłby ulegać jakimś wielkoskalowym przemianom, w potocznych poglądach XVIII stulecia ucho dziłoby za przejaw skrajnej ekstrawagancji. Wprawdzie kosmolo gia Kar-tezjusza, a potem Newtona, wprowadziła do świata ruch, ale był to ruch czysto mechaniczny, niezdolny do wyprodukowania niczego, co nie mieściło się już w warunkach początkowych11. Wprawdzie niezmienne dotychczas niebo astronomów zaczęło już ujawniać gorszące arystotelików zmiany w położeniach „gwiazd stałych”12, ale były to początkowo drobne korektury do obrazu świata i zbyt techniczne, by mogły zanie-

10 Zob. art. J. Durant, ACritical-HistoricalPerspectiveontheArgument about Evolution and Creation, [w:] Evolution and Creation, red. S. Andersen, A. Peacocke, Aarhus University Press, Aarhus 1987, s. 12–26.11 Zob. np.: M. Heller, J. Życiński, Wszechświat – maszynaczy myśl?, Polskie Towarzystwo Teologiczne, Kraków 1988; w 2014 r. nakładem Copernicus Center Press ukazało się nowe, znacznie poszerzone wydanie tej książki.12 Na temat astronomii gwiazdowej tamtych czasów zob.: M. Hoskin, Stellar Astronomy, Science History Publications, Canton, Mass 1982.

29Wstęp

pokoić opinię publiczną. Świat tamtej epoki był cią-gle jeszcze statyczny i każdą myśl, że coś może w nim ulegać ukierunkowanym przemianom, trakto wano jak przypuszczenie, iż bezpieczny dach nad głową wkrótce zacznie się poruszać.

I oto pojawiła się idea ewolucji. Zagrożenie, wstrząśnięcie bezpiecznymi podstawami, ale również prowokacja i wyzwanie. Bo mimo wszystkich zadaw-nionych przyzwyczajeń, coś z tej idei wisiało już w po-wietrzu. Mechaniczny świat Galileusza i New tona nie chciał się otworzyć dla fenomenu życia. Próby Karte-zjusza czy La Mettrie’ego13, by mechanicznie wyjaśnić ten fenomen, prowadziły do pomysłów, które nie mo-gły zbyt długo ukrywać swojego groteskowego oblicza, a pomysły Hegla i innych idea listów niemieckich o pan- ewolucji ducha i wszechrozwoju przy rody, wprawdzie zupełnie obce duchowi ówczesnych nauk, przy najmniej przygotowywały grunt dla przyrodniczej wizji zmie-niającego się świata.

Nieco uprzedzając pojawienie się dzieła Darwina, Herbert Spencer zgorszył opinię publiczną purytańskiej Anglii twierdze niem, że ewolucja jest naczelnym pra-wem przyrody, i to zarówno ożywionej, jak i nieoży-wionej, a także ludzkich społeczeństw, in stytucji i mo-ralności. Spencer powitał teorię Darwina jako wspar cie swoich pomysłów, tym bardziej, że w dziedzinie fizyki musiał używać sprytnej retoryki, by przekonać siebie i swoich czytel ników, iż prawdziwa zmienność (wraz

13 Zob. M. Heller, J. Życiński, Wszechświat – maszyna czymyśl?, dz. cyt., s. 125–141.

30 Michał Heller

z wytwarzaniem istotnych nowości) jest nie tylko moż-liwa, ale i nieunikniona.

Wkrótce idea ewolucji rozsadziła zbyt jeszcze cia-sne okładki O pochodzeniu gatunków, wręcz zmuszając samego Darwina do rozciągnięcia jej również na czło-wieka. Tym samym dla kontynua torów Darwina otwo-rzyła się droga do roztaczania coraz szerszych wizji. Huxley i Haeckel uzupełnili te wizje rodzajem świec-kiej religii, którą atrakcyjnie nazwali „ewolucyjnym humanizmem”. Konflikt z tradycyjnymi postawami stał się nieunikniony.

Pozostańmy jednak przy filozoficznej otoczce teo-rii ewolu cji. Teoria ta niewątpliwie wyzwoliła intelek-tualną modę na dwa pojęcia, które do dziś urzekają swoją filozoficzną pojemnością. Są nimi: czas i histo-ria. Pojęcia te stanowią bardziej dwa aspekty czy dwa rozwinięcia idei ewolucji niż jej logiczne konsekwen-cje. W ewolucji czas przestaje być zewnętrzną miarą ciągu zdarzeń; staje się częścią gry, w której jeden etap, rodząc drugi etap, powoduje wyłanianie się no-wego i przemijanie. W ten sposób przeszłość wpisuje się w przyszłość – historia narasta.

Wielkie metafizyki XX wieku wchłonęły już w sie-bie ideę ewolucji-czasu-historii. Kategorie uczaso-wienia, dynamicznego rozwoju i siły życiowej stały się osnową dla metafizyki Bergsona, najbardziej bo-daj wpływowego filozofa pierwszej połowy dwudzie-stego stulecia, obecnie spychanego w cień przez swo-jego angielsko-amerykańskiego odpowiednika, Alfreda Northa Whiteheada. Myśl tego ostatniego, mniej znana za jego życia, dopiero teraz prze żywa prawdziwy rene-

31Wstęp

sans. Whitehead widzi świat jako pro ces, którego naj-bardziej charakterystyczną cechą jest twórcze działanie czasu. Process theology, teologiczna kontynuacja my-śli Whiteheada, coraz odważniej kategorię uczasowie-nia rozciąga na Boga, włączając go w proces stawania się świata.

Podobnie jak Whitehead, również Bergson docze-kał się teo logicznego rozwinięcia swoich poglądów. Inny Francuz, Teilhard de Chardin, niewątpliwie peł-nymi garściami czerpiąc z Bergsonowskich idei, ale silnie zabarwiając je wątkami pochodzącymi z bio-logii, zdołał utworzyć atrakcyjną konkurencję w sto-sunku do doktryny swojego poprzednika. Idea ewo-lucji, ogarniająca już nie tylko naszą planetę, ale cały wszechświat, poprzez kolejne etapy coraz to wyższych stopni złożoności prowadząca do Punktu Omega, ko-smicznego zwornika rozwoju, zaraziła wielu religij-nych (zwłaszcza katolickich) myślicieli, tęskniących za syntezą nauki i teologii, lecz mylnie biorących Tei- lhardowskie wizje za ostatnie słowo współczesnej nauki.

Dziś już nie potrafimy myśleć statycznie. Widzimy świat nie tylko przestrzennie, ale i czasowo. Czas za-wsze był dla nas wyzwa niem, a jego najbardziej prowo-kujący argument stanowiła krót kość ludzkiego życia. Dziś pozwoliliśmy się ogarnąć pasji czasu; jego działa-nie widzimy wszędzie, zrobiliśmy z tego naukę, metafi-zykę i teologię. Być może chcemy po prostu zwycię-żyć czas...

32 Michał Heller

4. Ewolucja czasu

W ostatnich latach zawrotną karierę zarówno kasową, jak i czytelniczą zrobiła niewielkich rozmiarów książka zatytułowana Krótka historia czasu14. Swój rozgłos za-wdzięcza ona nie tylko osobie autora, Stephena Haw-kinga, niezwykle uzdolnionego fizyka, ale też na stałe przywiązanego do wózka inwalidy. Również i tytuł działa elektryzująco: dlaczego historia czasu? Jeżeli czas ma historię, to znaczy, że jego historia dzieje się w ja-kimś innym czasie? Czy to w ogóle ma jakikolwiek sens?

Zwolennicy „ewolucyjnego humanizmu” z prze-łomu dziewiętnastego i dwudziestego stulecia podnie-śli ewolucjonizm do rangi abso lutu, który miał rozwią-zywać wszystkie metafizyczne problemy. Człowiek powstał, bo stworzyła go ewolucja, życie powstało, bo stworzyła je ewolucja, wszechświat zaistniał, bo tak chciała ewolucja. A oto teraz dowiadujemy się, że i ewolucja wymaga wyjaśnienia. Ewolucja to rozwój w czasie, a czas również ma swoją historię...

Widzieliśmy w poprzednich rozdziałach, że problem czasu pojawił się w termodynamice XIX w. Czas dzia-łał destrukcyj nie, a więc antyewolucyjnie. Dopiero nie-liniowa termodynamika naszego stulecia poradziła sobie z tym zagadnieniem. Teraz wy pada dopowiedzieć całą historię do końca, postawić kropkę nad „i”. Perspektywy ewolucji, jakie przed nami roztacza termodyna mika, nie są nieograniczone. Także trzeba za nie płacić ogromną

14 S.W. Hawking, Krótka historia czasu, przeł. P. Amsterdam-ski, Alfa, Warszawa 1990.

33Wstęp

cenę. Prawa termodynamiki są nieubłagane; pozwalają one ewo luować strukturom dyssypacyjnym, ale tylko kosztem ogromnego rozpraszania energii. Każdy wzrost porządku musi być oku piony gigantycznym wzrostem bałaganu. Z tego punktu widzenia wszechświat okazuje się ogromnym ściekiem dla „bezużytecznej energii”; ściekiem, dzięki któremu na naszej planecie ewolucja mogła rozpocząć swój triumfalny pochód.

Co więcej, cena za samą możliwość ewolucji ska-zuje ją na ostateczny pesymizm. Termodynamika nieli-niowa ukazuje me chanizmy rozwoju, ale – zupełnie tak samo jak czyniła to ter modynamika ubiegłego stulecia – finał widzi w zagładzie osta tecznych struktur: fluktu-acje muszą ostatecznie pochłonąć każdy porządek, glo-balny wzrost entropii przeważyć jego lokalne ubytki.

Współczesna kosmologia uzupełnia ten obraz dwoma obrazami finału: albo wszechświat rozproszy się w pustce i zamarznie w ab solutnym zerze, albo wszystko zostanie zgniecione w nieskończo nych gę-stościach końcowej osobliwości.

Czy nie ma ucieczki od tej tragicznej historii ewo-lucji? Przede wszystkim trzeba uświadomić sobie, że jest to tylko historia tego, co dzieje się na powierzchni. Termodynamika ze swej natury zajmuje się wielkimi zbiorowiskami cząstek. By rozwinąć dyna miczną stra-tegię budowania struktur dyssypacyjnych, przyroda musi dysponować wielkimi zasobami materiałowymi. Historia ta kich struktur musi być historią makrosko-pową. Ale jak wygląda historia „od wnętrza”, u sa-mych fundamentów, tam gdzie prze biegają najbardziej elementarne procesy przyrody?

34 Michał Heller

Status czasu i przestrzeni w fizyce kwantowej i w kwantowych teoriach pola nie jest jasny. Paradoksy typu Einsteina – Podol skiego – Rosena, łamanie nie-równości Bella i związane z tymi problemami wyniki eksperymentalne zdają się świadczyć o tym, że procesy kwantowe jakby lekceważą więzy narzucane zwykle przez odległości przestrzenne. Nasuwa się nieodparte wrażenie, że proces kwantowy jest „pozaprzestrzenny”; fizycy nazywają to „nielokalnością”.

Współczesne próby stworzenia kwantowej teorii grawitacji pozwalają te zagadnienia zaatakować z nieco innej strony i w pewnym sensie na jeszcze głębszym po-ziomie. Jak uczy ogólna te oria względności, już na etapie makroskopowym grawitacja prze jawia się jako zakrzy-wienie czasoprzestrzeni. Czas i przestrzeń nie są bierną areną – jak to miało miejsce w fizyce Newtona – na któ-rej rozgrywa się dramat świata, lecz stają się jed nymi z głównych aktorów tego dramatu. Już na tym etapie roz-ważań historia nie okazuje się czymś, co a priori każdy byt czy układ fizyczny musi posiadać, lecz czymś, co istotnie zależy od wewnętrznej struktury dramatu. Fakt, że nasz świat jako całość ma dobrze określoną historię, którą w tak wielu szczegółach udało się nam już zrekon-struować, jest sam w sobie czymś zaska kującym i wyma-gającym teoretycznego uzasadnienia15.

Wszyscy fizycy są zgodni co do tego, że na naj-bardziej funda mentalnym poziomie (w najwcześniej-

15 Obszerniej na ten temat – zob. mój art.: Timeandhistory:The humanistic significance of science, „European Journal of Physics” 1990, no. 11, s. 203–207.

35Wstęp

szych momentach, kosmicznej ewolucji i w najmniej-szych „elementarnych rozmiarach”) pole grawitacyjne wymaga skwantowania. Wprawdzie nie istnieje dziś ogólnie przyjęta, zadowalająca teoria kwantowej gra-witacji, ale prowadzi się intensywne badania teore-tyczne w celu jej utwo rzenia: skonstruowano już wiele roboczych modeli, które coraz wyraźniej ukazują na-turę napotykanych trudności i szkicują – mniej lub bar-dziej zadowalająco – obrazy sytuacji, jakiej należy oczekiwać. Coraz częściej uderza jedna cecha tych ob-razów: są one „bezczasowe”, i to na różne sposoby. W obrazie propo nowanym przez Hawkinga16 czas na-biera cech przestrzennych i zdaje się tracić tak cha-rakterystyczną dotychczas dla siebie cechę przemija-nia. W innych (bardziej przekonywających) obrazach zmiana jest jeszcze bardziej radykalna: zarówno czas, jak i przestrzeń rozmywają się i przekształcają w kore-lacje pomiędzy kwantowymi własnościami, charakte-ryzującymi funkcję stanu świata. Stan taki nie jest za-marciem i bezruchem; jest nawet czymś bogat szym niż znane nam z naszej niekwantowej codzienności prze-chodzenie z jednego stanu do drugiego przez wszyst-kie stany pośrednie. W funkcji stanu wszechświata jest w jakimś sensie zawarte „wszystko na raz”, w całym bogactwie i skomplikowa niu, ale pytać, co jest „przed”, a co jest „po” w takiej sytuacji tak samo nie ma sensu, jak pytać, która strona świata jest „na północ”, gdy stoi się na Biegunie Północnym.

16 Popularnie przedstawionym w jego Krótkiej historii czasu.

36 Michał Heller

Teologowie od dawna mówili, że Bóg istnieje w wieczności, to znaczy poza czasem i poza przestrze-nią, a świat nie został stworzony w czasie i przestrzeni, lecz razem z czasem i razem z przestrzenią. Brzmi to prawie jak przeczucie naszych dzisiejszych spekulacji z dziedziny kosmologii kwantowej, ale wielu współ-czesnych teologów – zwłaszcza z tzw. nurtu teologii pro cesu – usiłuje traktować czas „na serio” i w konse-kwencji czasowość rozciągać także na Boga. Czy kon-flikt z naukami ma na zawsze pozostać cechą teologii?

Ewolucja: w biologii (przez teorię Darwina), w na-ukach społecznych (przez historie ludzi i narodów), w fizyce (przez obecność czasu w najbardziej elemen-tarnych procesach) – stała się kluczowym pojęciem na-szego rozumienia świata. Walka z tym pojęciem jest z góry skazana na przegraną, zbyt dużo ono wyjaśnia, jest zwornikiem dla zbyt wielu faktów i jest zbyt płodne filozoficznie. Ale, jak każde ludzkie pojęcie, ma ono swoje granice. Zrozumienie tych granic jest częścią zrozumienia świata.

MichałHellerPasierbiec, 9.08.1991