Dla Grace - EduPage

288

Transcript of Dla Grace - EduPage

Page 1: Dla Grace - EduPage
Page 2: Dla Grace - EduPage
Page 3: Dla Grace - EduPage

DlaGrace

Page 4: Dla Grace - EduPage

Pożyteczniejszegobrzemieniaczłowiekniedźwigawpodróżyniżniezmiernamądrość.

EddapoetyckawprzekładzieApoloniiZałuskiej-Stromberg

Page 5: Dla Grace - EduPage
Page 6: Dla Grace - EduPage
Page 7: Dla Grace - EduPage

S

WIĘKSZEDOBRO

rogiwiatrwiał tegowieczoru, gdyYarvi dowiedział się, że został królem…araczejpółkrólem.

Gettowie nazywali taki wiatr szukającym, bo znajdował każdą szczelinęi dziurkę od klucza, z jękiem zaganiając okrutny ziąb Matki Wód do ludzkichsiedzib, nawet gdy w paleniskach buzował ogień, a domownicy siedzieli zbiciwgromadę.

Szarpał okiennicami wąskich okien w komnatach Matki Gundring i stukałokutymiżelazemdrzwiamioframugę.Drażniłpłomienie,któresyczałyitrzaskałyze złością, rzucając szponiaste cienie wiązek ziół na ściany i oświetlającmigotliwymblaskiemkorzeńwsękatychpalcachMatkiGundring.

–Ato?Przypominałzwykłągrudkęziemi,aleYarvijużgoznał.–Korzeńczarnojęzycznicy.–Wjakimceluministerponiegosięga,mójksiążę?– Minister ma nadzieję, że nigdy nie będzie musiał go użyć. Ugotowany

wwodzierozpuszczasięiniemasmaku,aletonajstraszniejszatrucizna.MatkaGundringodłożyłakorzeń.–Ministrowieczasemsązmuszenisięgaćpomrocznerzeczy.–Ministrowiezawszepowinniszukaćmniejszegozła–powiedziałYarvi.–Iważyćwiększedobro.Pięćprawidłowychodpowiedzinapięćpytań.–Matka

Gundring z aprobatą pokiwała głową i Yarvi zarumienił się z zadowolenia. StaraministerGettlandunikogoniechwaliłabezpowodu.–Apodczasegzaminuzadaniabędąłatwiejsze.

– Podczas egzaminu… – Yarvi nerwowo potarł zniekształconą dłoń kciukiemzdrowej.

Page 8: Dla Grace - EduPage

–Zdasz.–Niematakiejpewności.–Roląministrajestnieustanniewątpić…–…izarazemsprawiaćwrażeniepewnego–dokończyłzanią.–Awidzisz!Dobrzecięznam.–Tobyłaprawda.Niktnieznałgolepiej,nawet

jego bliscy. Zwłaszcza oni. – Nigdy nie miałam bystrzejszego ucznia. Zdasz zapierwszympodejściem.

– IprzestanębyćksięciemYarvim.–Tamyśl sprawiła, żepoczułulgę. –Niebędęmiałrodzinyanisukcesji.

– Staniesz się Bratem Yarvim, a twoją rodziną będzie Ministerstwo. – Blaskognia podkreślił zmarszczki wokół oczuMatki Gundring, gdy się uśmiechnęła. –Twoją sukcesją będą zioła i księgi, i mądre słowa. Będziesz zapamiętywałidoradzał, leczył imówiłprawdę,zgłębiał tajniki życia iumiałwkażdym językuotwieraćdrzwiprzedOjcemPokojem.Takjakjabezustanniepróbujętorobić.Niemaszlachetniejszegozadania,bezwzględunabzdury,jakieplotąnaplacućwiczeńgłupcy,którymmięśniedławiąrozum.

–Trudniejichignorować,gdysięstoinatymplacurazemznimi.–Ha!–Splunęławogień.–Gdyzdaszegzamin,będziesz tammusiał chodzić

tylko po to, żeby łatać łby porozbijane w zbyt ostrych zabawach. A w końcuprzejmiesz moją laskę. – Ruchem głowy wskazała zwężające się ku dołowiinsygnium z elf-metalu pełnego wypustek i nacięć, które stało oparte o ścianę. –PewnegodniazasiądzieszprzyCzarnymTroniejakoOjciecYarvi.

–Ojciec Yarvi. – Chłopak nerwowo obrócił się na stołku. – Nie jestem dośćmądry.–Taknaprawdęchciałpowiedzieć,żeniejestdośćodważny,aleniebyłdośćodważny,abysiędotegoprzyznać.

–Mądrośćmożnazdobyć,mójksiążę.Podniósłlewądłońdoświatła.–Aręce?Czyjeteżmożnazdobyć?–Brakciręki,aleotrzymałeśodbogówbardziejniezwykłedary.–Masznamyślito,żeładnieśpiewam?–prychnął.

Page 9: Dla Grace - EduPage

–Międzyinnymi.Atakżetwójbystryumysł,empatięisiłę…tyleżetaką,któraczynizczłowiekawspaniałegoministra,aniewspaniałegokróla.PobłogosławiłcięsamOjciec Pokój. Zapamiętaj raz na zawsze: silnychmężczyzn jest co niemiara,amądrychniewielu.

–Możedlategokobietysąlepszymiministrami.–Ilepiejparząherbatę…przeważnie.–Głośnosiorbiąc,upiłałykzkubka,który

przynosiłjejkażdegowieczoru,irazjeszczepokiwałagłowązaprobatą.–Parzenieherbatyjestjednymzwieluniezwykłychtalentów,jakieposiadasz.

–Otodziełogodnebohatera.Przestanieszmischlebiać,gdyzksięciastanęsięzwykłymministrem?

–Będęcięchwaliła,gdynatozasłużysz,agdynie,twojesiedzeniejeszczelepiejzaznajomisięzmoimbutem.

Yarviwestchnął.–Niektórerzeczynigdysięniezmienią.– Zabierzmy się lepiej do historii. – Matka Gundring wzięła jedną z ksiąg

zpółki.Osadzonewgrzbieciekamieniebłysnęłyczerwieniąizielenią.– Teraz? Muszę wstać tak wcześnie jak Matka Słońce, żeby nakarmić twoje

gołębie.Miałemnadzieję,żebędęmógłsięwyspać,zanim…–Pozwolęcisięwyspać,kiedyzdaszegzamin.–Napewnonie.– Masz rację. – Pośliniła palec i zaczęła przewracać kartki z szelestem

wiekowego papieru. – Powiedz mi, mój książę, na ile odłamków elfy rozbiłyBóstwo.

– Na czterysta dziewięć. Czterystu Małych Bogów, sześciu Wielkich Bogów,pierwszegomężczyznęipierwsząkobietęorazŚmierć,którastrzeżeOstatnichWrót.Aletochybapytaniedomodło-tkacza,aniedoministra.

MatkaGundringcmoknęłazniezadowoleniem.–Ministerpowinienposiąśćcałąwiedzę,bokontrolowaćmożemyjedynieto,co

jestnamznane.WymieńsześciuWielkichBogów.–MatkaWódiOjciecZiemi,MatkaSłońceiOjciecKsiężyc,MatkaWojnai…

Page 10: Dla Grace - EduPage

Przerwałmu głuchy stuk drzwi, które otworzyły się gwałtownie. Do komnatywdarł się podmuch i płomienie paleniska drgnęły niespokojnie – tak jak Yarvi –rzucając zniekształcone błyski na setki słojów i butelek na półkach. Jakaś postaćniezdarniewspięłasięposchodkach.Wiązkiziółzakołysałysięzaniąjakwisielcy.

TobyłstryjYarviego,Odem.Mokreoddeszczuwłosyoblepiałymubladątwarz,apierśunosiłasięciężko.Spojrzałnabratankaszerokootwartymioczamiiotworzyłusta,aleniedobyłsięznichżadendźwięk.Nawetosobapozbawionadaruempatiizorientowałabysię,żeprzyniósłzłewieści.

–Ocochodzi?–wydukałYarviześciśniętymgardłem.Stryjpadłnakolanaioparłdłonienabrudnejsłomienaposadzce.Niskopochylił

głowęiochrypłymgłosemwypowiedziałtylkodwasłowa:–Najmiłościwszypanie.IYarvipojął,żejegoojciecibratnieżyją.

Page 11: Dla Grace - EduPage

N

OBOWIĄZEK

iewyglądalinanieżywych.Raczej na bardzo bladych. Leżeli na chłodnych kamiennych płytach

w zimnej sali, przykryci całunami po pachy i z lśniącymimieczami na piersiach.Yarvimiałwrażenie,żewargibratazachwilędrgnąprzezsen,aojciecotworzyoczyi spojrzy na młodszego syna z tą samą co zawsze pogardą. Oni jednak trwaliwbezruchu.Jużnazawsze.

ŚmierćotworzyłaprzednimiOstatnieWrota,azzanichniktniewracał.–Jakdotegodoszło?–usłyszałwprogumatkę.Mówiłaopanowanymgłosem.

Jakzawsze.–Zdrada,najjaśniejszapani–wyszeptałstryjOdem.–Jużniejestemkrólową.–Rzeczywiście…wybacz,Laithlin.Yarvidelikatniedotknąłdłoniojca.Takazimna.Nieprzypominał sobie,kiedy

ostatnio go dotykał. Może nigdy? Za to dobrze pamiętał, kiedy ostatni razrozmawialibezpustychsłów.Przedwielomamiesiącami.

„Mężczyzna macha kosą i toporem”, oznajmił mu wtedy ojciec. „Mężczyznaciągniewiosło iwiążewęzły. Przedewszystkim jednakmężczyzna trzyma tarczę.Znaswojemiejscewszeregu.Stajeobokprzybocznego,ramięprzyramieniu.Cotozamężczyzna,któryniejestwstaniezrobićżadnejztychrzeczy?”

„Nieprosiłemprzecieżopółręki”,odparłYarvi,uwięzionywtejsamejpułapcecozwykle,naudeptanejziemi,międzyupokorzeniemiwściekłością.

„Ajanieprosiłemopółsyna”.Teraz król Uthrik był martwy, a jego królewski diadem – pośpiesznie

zmniejszony– tkwił na głowieYarviego.Tak cienka opaska ze złota nie powinnaciążyćołowiem.

Page 12: Dla Grace - EduPage

–Chcęwiedzieć,jakzginęli–odezwałasięjegomatka.–PojechalinegocjowaćrozejmzGrom-gil-Gormem.–ZprzeklętymiVansteraminiemacogadaćorozejmach–rozległsięniskigłos

Hurika,któregoLaithlinwybrałanaswojąTarczę.–Musimyichpomścić–oznajmiła.StryjYarviegopróbowałzażegnaćburzę.–Mamyterazczasżałoby.PozatymNajwyższyKrólzabroniłprowadzićwojny,

dopóki…–Zemsta!–GłosLaithlinbyłostryjakodłamekszkła.–Szybkajakbłyskawica,

bezlitosnajakogień.Yarvipowoliprzeniósłwzroknaciałobrata.Szybkiibezlitosny–takiwłaśnie

był.Zmocnozarysowanąszczęką,potężnymkarkiemicieniempierwszegozarostu,któryzapowiadałbrodęciemnąjakuojca.Zupełnieniepodobnydomłodszegobrata.KochałYarviegona swój sposób.Tyle żebolesnabyła tabraterskamiłość.Każdeklepnięciewramięgraniczyłozciosem.Jedyniegorszegoodsiebiemożnadarzyćtakimuczuciem.

–Zemsta!–warknąłHurik.–Vansterowiemuszązapłacić.–Niechbędąprzeklęci–oświadczyłamatkaYarviego.–Naszych ludzi trzeba

zmusićdoposłuchu.Pokazaćim,żenowykrólmawsobieżelazo.Kiedyradzipadnąprzednimnakolana,przyjdzieczas,abyMatkaWódwezbrałaodłez.

StryjYarviegowestchnąłciężko.–Niechwięcbędziezemsta.Tylkoczyonjestnatogotowy,Laithlin?Nigdynie

rwałsiędowalki…–Terazmusi do niej stanąć, niemawyboru – ucięłamatka.Wszyscy zawsze

rozmawialiprzyYarvim tak, jakbybyłgłuchy,anie tylkoniemiał sprawnej ręki.Nawet jegoniespodziewanewstąpienienatronniewyleczyłoichz tegonawyku.–Poczyńcieprzygotowania.

–Gdzieuderzymy?–spytałHurik.–Niemiejscejestważne,leczsamatak.Zostawcienasterazsamych.Yarvi usłyszał trzask zamykanych drzwi i odgłos miękkich kroków matki po

Page 13: Dla Grace - EduPage

zimnejposadzce.–Przestańpłakać–nakazała.Dopierowtymmomenciepojął,żemamokreoczy.Otarłjeipociągnąłnosem.

Ogarnąłgowstyd.Ciąglesięczegośwstydził.Chwyciłagozaramiona.–Wyprostujsię,Yarvi.–Przepraszam – powiedział, próbującwypiąć pierś, tak jak to robił jego brat.

Ciąglezacośprzepraszał.–Jesteśterazkrólem.–Laithlinpoprawiłaprzekrzywionąklamrępelerynysyna,

podjęła próbę ujarzmienia jego jasnych włosów, krótko ostrzyżonych, lecz i takniesfornych, a w końcu chłodnymi opuszkami palców dotknęła jego policzka. –Nigdyniewolnociprzepraszać.MaszprzypasaćmieczswojegoojcaipoprowadzićnajazdnaVansterów.

Yarvigłośnoprzełknąłślinę.Perspektywaudziałuwwalcezawszenapełniałagostrachem.Aterazmiałstanąćnaczelewojsk…

Odemzauważyłjegoprzerażenie.–Nie odstąpię cię na krok,miłościwy królu, będę zawsze przy tobie, z tarczą

wgotowości.Zamierzamsłużyćciwszelkąpomocą.–Dziękuję–wymamrotałYarvi.Pragnął jedynie pojechać do Skeken i zdać egzamin na ministra, trzymać się

wcieniu,aniezostaćwypchniętynapierwszyplan.Tyleżetamtemarzeniarozpadłysięwpył.Jegonadziejerozkruszyłysięjakźlezmieszanespoiwo.

– Najpierw Grom-gil-Gorm zapłaci za to, czego się dopuścił – powiedziałamatka.–Potempoślubiszswojąkuzynkę.

Ledwiezdobyłsięnaodwagę,żebyspojrzećwjejszarejakżelazooczy.Musiałtrochęzadrzećgłowę,bowciążbyłaodniegowyższa.

–Jakto?Palcedelikatnieprzytrzymującejegobrodęzacisnęłysięmocniej.–Posłuchajmnieuważnie,Yarvi.Jesteśkrólem.Wprawdzieżadneznastegonie

pragnęło, ale niemamywyboru.W tobie pokładamy całą nadzieję w chwili, gdy

Page 14: Dla Grace - EduPage

stoimy na skraju przepaści. Ludzie nie darzą cię szacunkiem. Masz niewielusprzymierzeńców. Dlatego musisz zjednoczyć nasz ród i poślubić Isriun, córkęOdema, tak jakmiał tozrobić twójbrat.Wszystko jużzostałoomówione.Decyzjazapadła.

StryjOdembłyskawiczniezrównoważyłchłódciepłem.–Najwyższymzaszczytembędziedlamnie, jeśli zgodzisz się przyjąćmnie za

teścia,najmiłościwszypanie,inaszerodzinynazawszesiępołączą.Yarvizwróciłuwagę,żeniktniewspomniałouczuciachIsriun.Anijego.–Ale…Czoło matki zmarszczyło się gniewnie. Zmrużyła oczy. Nieraz widywał, jak

samymspojrzeniembudziłalękwnajwiększychbohaterach,aonniebyłbohaterem.– Miałam poślubić twojego stryja Uthila, który władał mieczem z takim

kunsztem,żedodziśwojownicymówiąonimszeptem.Toonmiałzostaćkrólem.–Głosjejsięzałamał,jakgdybymówienieotymsprawiałojejból.–GdyMatkaWódzabrałagodosiebieiusypanomunabrzegupustykurhan,zamiastniegopoślubiłamtwojegoojca.Musiałamzapomniećouczuciachiwypełnićobowiązek.Terazkolejnaciebie.

Yarvi ponownie spojrzał na swojego przystojnego brata. Zastanawiał się, jakmatkamożeztakimspokojemsnućplany,gdytużobokleżąciałajejmężaisyna.

–Nieopłakujeszich?Jej twarz wykrzywiła się niespodziewanie. Precyzyjnie ułożone piękno pękło,

wargisięrozchyliły,odsłaniajączęby,apowiekizacisnęły.Najejszyiukazałysiępowrozy żył. Yarvi nie wiedział, czy zaraz go uderzy, czy zacznie zawodzići szlochać. Nie miał pojęcia, co by go bardziej przeraziło. Tymczasem Laithlinodetchnęłagłęboko,odsunęłaluźnepasmozłotychwłosówiznowustałasięsobą.

–Przynajmniejjednoznasmusisięzachowywaćjaknamężczyznęprzystało–oznajmiła,poczymziściekrólewskągracjąodwróciłasięiwyszła.

Zacisnąłpięści…araczejjednąpięść,bowdrugiejmógłjedyniezewrzećkciukzwykręconymkikutempalcawskazującego.

–Dziękujęcizasłowapokrzepienia,matko.

Page 15: Dla Grace - EduPage

Jakzawszepoczułzłośćdopierowtedy,gdyniemogłamusięjużnanicprzydać.Stryjzbliżyłsiędoniego.– Wiesz przecież, że matka cię kocha – przemówił uspokajająco jak do

spłoszonegoźrebięcia.–Doprawdy?–Musibyćsilna.Robitodlaciebie.Dlakraju.Dlatwojegoojca.Yarvi oderwał wzrok od katafalku swojego rodzica i spojrzał na stryja. Tacy

podobni,atakróżni.–Dziękujębogom,że tu jesteś–wychrypiał.Słowaz trudemprzechodziłymu

przezgardło.Przynajmniejliczyłsięjeszczedlakogośzrodziny.– Bardzo mi przykro, Yarvi. Wierz mi. – Odem położył dłoń na ramieniu

bratanka.Wjegooczachbłysnęłyłzy.–AleLaithlinmarację.MusimysiękierowaćdobremGettlandu…zapomniećowłasnychuczuciach.

–Wiem.–Yarviwestchnąłprzeciągle.Jegouczucianiebyłybranepoduwagę,odkądpamiętał.

Page 16: Dla Grace - EduPage

K

SPOSÓBNAZWYCIĘSTWO

eimdal,poćwiczyszzkrólem.Yarvi z trudem zdusił głupawy chichot, kiedy zdał sobie sprawę, że

mistrzmówionim.Osiemdziesięciumłodychwojownikówprawdopodobnierobiłotosamocoon.A jużnapewnomielizacząć tłumićśmiech,patrząc, jak ichnowywładcawalczy.Oczywiściewiedział,żejemuminiewtedywesołość.

Teraz wszyscy oni byli jego poddanymi. Służyli mu. Przysięgali walczyć naśmierć i życie, gdyby sobie tego zażyczył.Mimo towyczuwał ichwrogą pogardęwyraźniej,niżgdystałprzednimijakozwykłychłopak.

Wciążsięnimczuł.Możenawetbardziej.– To dla mnie wielki zaszczyt. – Keimdal wystąpił z szeregu. Nie sprawiał

wrażeniaszczególniezaszczyconego.Wkolczudzeporuszałsięswobodniejakpannaw lekkiej sukni.Wziął tarczę idrewnianymieczdoćwiczeń.Ze świstemwykonałkilka groźnych zamachów. Był ledwie rok starszy odYarviego, ale wyglądał tak,jakbymiał nad nim przewagę pięciu lat – o pół głowy wyższy, znacznie szerszywbarach,dumnieobnoszącysięzrudąszczecinąnakanciastejszczęce.

– Jesteś gotów, najmiłościwszy panie? – wyszeptał Odem prosto do uchaYarviego.

–Chybawidać, że nie – syknął chłopak,wiedząc, że niemaod tegoucieczki.KrólGettlandupowinienbyćwiernym synemMatkiWojny, nawet jeżeli zupełniesię do tego nie nadawał. Yarvi miał za zadanie dowieść zgromadzonym wokółwojownikom, że jednorękiwładca nie przyniesie imwstydu.Musiał znaleźć jakiśsposób,abyzwyciężyć.„Zawszejestjakiśsposób”,mawiałamatka.

Tym razem pomimo niewątpliwych zalet, jakimi były bystry umysł, empatiaiładnygłos,niepotrafiłnicwymyślić.

Tego dnia ćwiczenia odbywały się na plaży. Na piasku nakreślono kwadrat

Page 17: Dla Grace - EduPage

o boku długości ośmiu kroków i w każdym narożniku wbito w ziemię włócznię.Trening urządzano codziennie w innym miejscu – na skałach, w lesie, namokradłach,wnajwęższychuliczkachThorlby,anawetwrzece–ponieważkażdygettlandzkimężczyznamusiałwszędziedawaćsobieradę.Bądźnigdzie–takjaktobyłowprzypadkuYarviego.

WrejonieMorzaDrzazgbitwytoczyłysięgłównienajegosurowychbrzegach,dlategowłaśnietamnajczęściejodbywałysięćwiczenia.Yarvinałykałsiępodczasnichtylepiasku,żestarczyłobygonałachędośćwielką,abyosiadłnaniejlangskip.KiedyMatkaSłońcekryłasięzawzgórza,wojownicyćwiczylipokolanawsłonejwodzie, teraz jednak odpływ zabrał morze daleko za wielką piaszczystą połaćupstrzoną lustrami kałuż. Jedyną wilgoć niósł wiatr, który bezlitośnie rozpylałwpowietrzusłonekrople.PozatymYarvioblewałsiępotempodkolczugą,doktórejciężaruniebyłprzyzwyczajony.

Bogowie, jakże on nienawidził tej kolczugi… imistrzaHunnana, który od latpastwił się nad nim bardziej niż inni. Nie cierpiał mieczów i tarcz, a ćwiczenianapawały go odrazą.Nie znosił teżwojowników, dla których nakreślony na ziemikwadratbyłdrugimdomem.Alenajbardziejnienawidziłswojejbezużytecznejręki,przezktórąnigdyniemógłsięstaćjednymznich.

–Zwracajuwagęnapracęnóg,najjaśniejszypanie–poradziłpocichuOdem.–Nie moje nogi są problemem – warknął Yarvi. – Przynajmniej stopy mam

dwie.Niemiałw rękumiecza od niemal trzech lat.Cały czas spędzałwkomnatach

Matki Gundring, zgłębiając tajniki zielarstwa i poznając języki, jakimi mówionow odległych krainach. Znał wszystkie imiona Małych Bogów i wielką wagęprzywiązywałdokaligrafii.Podczasgdyonuczyłsięopatrywaniaran,cichłopcy…awłaściwiemężczyźni – co uświadomił sobie, czującwustach kwaśnyposmak–caływysiłekwkładaliwnaukętego,jakjezadawać.

Odempocieszającoklepnąłbratankawramię,czymniemalgoprzewrócił.–Trzymajtarczęprzedsobą.Czekajnaswojąszansę.Yarvi prychnął. Gdyby rzeczywiście zamierzał czekać na swoją szansę,

wszystkichpotopiłbyprzypływ.Tarczęprzywiązanomudowiotkiegoprzedramieniażałosną masą rzemieni. Kciuk i palec zacisnął na imaczu. Ramię paliło go od

Page 18: Dla Grace - EduPage

wysiłku,jakiegowymagałosamoutrzymanietejprzeklętejosłony.– Nasz król przez jakiś czas nie zaszczycał areny walk swoją obecnością –

zawołałmistrzHunnan z takąminą, jakby te słowamiałygorzki smak. –Dlategodziśzaczniemyspokojnie.

–Postaramsięzabardzoniepoturbowaćprzeciwnika!–krzyknąłYarvi.Odstronyzebranychdobiegłygopojedyncześmiechy,alewydawałomusię,że

słyszywnichnutępogardy.Wwalceżartyniezastąpiąmocnychścięgienizdrowejręki.SpojrzałwoczyKeimdalaizobaczyłwnichpewność.Próbowałwmówićsobie,że silnych jest bez liku, a mądrych niewielu, ale powtarzane w myślach słowabrzmiałynieszczerze.

MistrzHunnannawetsięnieuśmiechnął.Niebyłożartutakśmiesznego,dzieckatakrozkosznegoanikobiety takpięknej,abywygiąćtewargizżelaza.SpojrzałnaYarviegoprzeciągle,zeźleskrywanąpogardą,którądarzyłwcześniejksięcia,aterazkróla.

–Zaczynajcie!–szczeknął.Jeśliszybkośćrównałasięlitości,całestarciebyłowielcelitościwe.PierwszyciostrafiłwzasłonęYarviego,wyrwałimaczzjegosłabejrękiipchnął

tarczętak,żejejbrzeguderzyłgowusta.Młodywładcasięzachwiał.Jakiśokruchinstynktu pomógł mu odbić drugie uderzenie, tak że ześlizgnęło się po ramieniuiodebrałomuczuciewręce.Trzeciegonawetniezauważył,poczułzatoostrybólwkostce,nogasiępodnimugięłaipoleciałnaplecy.Upadeksprawił,żepowietrzezjękiemuszłozjegopłucjakzmiechów.

Przez chwilę leżał, mrugając. Wśród wojowników wciąż krążyły opowieściowyczynachjegostryjaUthila,którywbojuniemiałsobierównych.Podejrzewał,żelegendyonimprzetrwająrówniedługo.Niestety,zinnychpowodów.

KeimdalwbiłdrewnianymieczwpiachiwyciągnąłdoYarviegorękę.–Najjaśniejszypanie.Pilnowałsiębardziejniżkiedyś,aleYarvi i takodniósłwrażenie,żekącikust

przeciwnikaszyderczosięuniósł.– Wiele się nauczyłeś – wydusił przez zęby, uwalniając kaleką rękę

Page 19: Dla Grace - EduPage

z bezużytecznych rzemieni, tak żeKeimdal niemiałwyboru imusiał ją chwycić,abypomócmuwstać.

–Tyrównież,najjaśniejszypanie.Yarvi widział, z jakim obrzydzeniem przeciwnik dotknął jego przykurczonej

dłoni.CelowopołaskotałKeimdalakikutempalca,zanimgopuścił.Błahygest–alesłabimusielisiężywićmałymizemstami.

–Jaradzęsobiejeszczegorzejniżkiedyś…–mruknąłpodnosem,patrząc,jakKeimdaldołączadorówieśników–…choćtrudnowtouwierzyć.

Wśródmłodszychdostrzegłdziewczynę.Miałanajwyżej trzynaście lat, zaciętespojrzenie i ciemne włosy, które okalały twarz o ostro zaznaczonych kościachpoliczkowych. Powinien się cieszyć, żeHunnan niewybrał jej, aby sprawiła laniemłodemukrólowi.Możetakimiałbyćnastępnyetapupokorzeń.

Mistrz się odwrócił, pogardliwie kręcąc głową, a w Yarvim zawrzał gniewbezlitosnyjakzimowyprzypływ.Jegobratbyłsilnyjakojciec,zatoonodziedziczyłcałąojcowskąfurię.

–Możejeszczejednapróba?–zawołał.Keimdaluniósłbrwi.Podniósłszymieczitarczę,wzruszyłszerokimiramionami.–Jeślitakiejesttwojeżyczenie.–Owszem.Wśródstarszychdałysięsłyszećpomruki,aHunnanjeszczemocniejzmarszczył

czoło.Naprawdęmusieliciągnąćtęfarsę?Upokorzeniewładcyodbijałosięnajegowojownikach, a ciwidzieliwYarvim dość powodówdo hańby, abywypełniła imresztężycia.

Chłopakpoczuł,jakstryjłagodniebierzegozarękę.– Najjaśniejszy panie – wyszeptał Odem uspokajająco. Zawsze był łagodny

ikojącyjakbryzawletnidzień.–Chybaniepowinieneśsięzbytniowysilać…– To prawda – przyznał mu rację Yarvi. „Głupi jest niewolnikiem swojego

gniewu”, powiedziała mu kiedyś Matka Gundring. „Mądry umie gniewwykorzystać”.–Hurik,zastąpmnie.

Wśródzebranychzapadła cisza.Wszyscy spojrzeli naTarczękrólowej.Wielki

Page 20: Dla Grace - EduPage

wojownik siedział na rzeźbionym stołku, który wyróżniał go wśródnajznakomitszychwojów.Wyraźnabliznanapoliczkuwmiejscuzetknięciazbrodąstawałasiębiałąsmugą.

–Najjaśniejszy panie – zagrzmiał, wstając zmiejsca. Podniósł z ziemi tarczęiwsunąłrękępodplątaninęrzemieni.Yarvipodałmudrewnianymiecz.Wwielkiej,pokrytej szramami garści Hurika wyglądał jak zabawka. Z wyraźnym chrzęstemkrokówzbliżył się doKeimdala, którywreszciewyglądał na swoje szesnaście lat.Hurikugiąłnogiwkolanachiwbiłpiętywpiach,apotemwyszczerzyłzębyidobyłz siebie groźnewarknięcie, niskie iwibrujące, którego natężenie stopniowo rosło.Obecni mieli wrażenie, że zadrżała ziemia. Keimdal wytrzeszczył oczy i Yarvizobaczyłwnichto,oczymzawszemarzył–niepewnośćistrach.

–Zaczynajcie–nakazał.Drugi pojedynek zakończył się jeszcze szybciej od pierwszego, ale tym razem

niebyłomowyolitości.Keimdalwprawdzie rzucił się dowalki dość odważnie, leczHurik zablokował

pierwszycios,takżedrewnianeklingizwarłysięztrzaskiem,apotemzszybkościąwęża,którazupełnienieprzystawaładojegozwalistejsylwetki,natarłikopniakiempodciąłnogiprzeciwnikowi.Chłopak runąłnaziemięzprzeciągłym jękiem,któryumilkł dopiero, gdy krawędź tarczyHurika z głuchym odgłosem uderzyła go nadokieminiemalzamroczyła.Wielkiwojownikzmarszczyłbrwi,przydusiłbucioremrękę,wktórejKeimdaltrzymałmiecz,iwgniótłwniąobcas.Młodzikstęknął.Półtwarzy oblepiał mu piach, a drugą połowę znaczyły strużki krwi z paskudnierozciętegoczoła.

WedługYarviegowreszciewyglądałdobrze,choćpannychybabysięz tymniezgodziły.

Młody król powiódł wokół surowym spojrzeniem. Takim samym, jakim jegomatkaobrzucałaniewolnika,któryjąrozdrażnił.

– Punkt dla mnie – stwierdził. Obojętnie przeszedł nad mieczem Keimdalaiopuściłplac,celowowybierająctakąścieżkę,abymistrzHunnanmusiałsięusunąćzdrogi.

Page 21: Dla Grace - EduPage

–Postąpiłeśmałodusznie,najjaśniejszypanie–powiedziałstryjOdem,ruszającwśladzanim–choćprzyznaję,byłotozabawne.

–Cieszęsię,żedostarczyłemcirozrywki–burknąłYarvi.–Nietylko.Jestemzciebiedumny.Yarvi zerknął na niego z ukosa. Stryj odwzajemnił jego spojrzenie

zniezmąconymspokojem.Zawszebyłspokojnyjakgładkataflawody.–Wspaniałezwycięstwaopiewanesąwpięknychpieśniach,Yarvi,aletemniej

wspaniałe brzmią nie gorzej, gdy bardowie ubiorą je w odpowiednie słowa.Natomiastchwalebneklęskipozostająjedynieklęskami.

–Na poluwalki nie obowiązują żadne zasady. –Yarvi przypomniał sobie, coojciecpowiedziałmuktóregośrazu,gdybyłpijanyiznudziłogowydzieraniesięnapsy.

–Toprawda.–OdempołożyłsilnądłońnaramieniubratankaiYarviwyobraziłsobie,o ileszczęśliwszemiałbyżycie,gdyby tostryjbył jegoojcem.–Królmusizwyciężać.Całaresztajesttylewartacokurznadrodze.

Page 22: Dla Grace - EduPage

N

MIĘDZYBOGAMIILUDŹMI

iech Matka Słońce i Ojciec Księżyc przyświecają złotym i srebrnymblaskiemuniiYarviego,synaLaithlin,iIsriun,córkiOdema…

Potężne posągi sześciu Wielkich Bogów obserwowały ich bezlitosnymigranatami oczu. Nad nimi, w niszach, które pierścieniem okalały kopułę,połyskiwały jantarowe figury Małych Bogów.Wszyscy przyglądali się Yarviemubadawczo.Napewnowidzieliwnimsamebraki–takjakon.

Podkurczył kaleką rękę, próbując zupełnie ukryć jąw rękawie. Obecniw SaliBogówitakwiedzieli,cojestnajejkońcu.Araczejczegotamniema.

Mimotochciałjąukryć.– NiechMatkaWód i Ojciec Ziemi szczodrze obsypią ich plonami i darami,

niechsprawią,żeauraiorężbędąimprzychylne…PośrodkusalinapodwyższeniustałCzarnyTron–artefaktelfówsprzedrozbicia

Bóstwa, dzieło nieznanego rzemieślnika wykute w jednej bryle czarnego metalu,niewiarygodniemisterneiniewiarygodniemocne.Bezmiarczasuniezapisałsięnanimnajmniejsząnawetrysą.

Miejsce królów–między bogami i ludźmi.Yarviemuwydawał się zawysoki,aby tak żałosne chuchro jak on mogło na nim zasiąść. Uważał, że nie zasługuje,nawetabynańpatrzeć.

–NiechMatkaWojnaiOjciecPokójdadząimsiłę,abymoglisprostaćtemu,coprzyniesielos…

Zamierzał zostać ministrem. Bez żalu porzucił myśl o żonie i dzieciach.Zczułości liczyłnajwyżejnapocałowaniepomarszczonegopoliczkaBabkiWexenpo zdanym egzaminie. Tymczasemmiał spędzić życie u boku dziewczyny, którejprawienieznał.

DłońIsriun,złączonazjegodłonią,byłalepkaodpotu.Świętaszarfaowijałaich

Page 23: Dla Grace - EduPage

ręce, nadając im wygląd bezkształtnego tłumoka. Trzymali się siebie nawzajemi zarazem byli ze sobą związani – zniewoleniwedle życzeń rodziców i połączenipotrzebamiGettlandu– leczmimo tomiałwrażenie,żedzieli ichprzepaść,którejbrzegówniedasięspiąćmostem.

– Niech Ten, dzięki któremu nasiono kiełkuje, obdarzy ich zdrowympotomstwem…

Yarviwiedział,cowtejchwilipomyślelisobiewszyscygoście.Obyniekalekim.Niejednorękim.Ukradkiemzerknąłnaniskąidrobnądziewczynęożółtychwłosach,któramiała

zostać żoną jego brata. Była blada i wystraszona. Nic dziwnego. Zmuszano jąprzecieżdopoślubieniapółmężczyzny.

Nikt nie życzył sobie takiego rozwiązania.Okazja do fety, leczminy żałobne.Tragicznykompromis.

–NiechTa,którastrzeżekluczy,czuwanadbezpieczeństwemichdomu…JedynieBrinyolf,modło-tkacz,byłwswoimżywiole.Usnułjużjednopodniosłe

błogosławieństwo dla Isriun podczas jej zrękowin z bratemYarviego, a teraz, kuswojej radości–bonapewnonie jej–utkałdrugie.MonotonnymgłosemzaklinałWielkich iMałychBogów, abyw swojej łaskawości obdarzylimłodych płodnymipolami oraz posłusznymi niewolnikami. Nikt by się nie zdziwił, gdyby za chwilęzaczął upraszać także o regularność wypróżnień. Yarvi przygarbił plecy podciężarem ciężkiej futrzanej peleryny – jednej z tych, które nosił jego ojciec.BłogosławieństwoBrinyolfaiperspektywaślubuprzepełniałygolękiem.

– Oby Ta, która dzierży dzban, zapewniła obfitość królewskiej parze, ichrodzicom,poddanymorazcałemuGettlandowi!

Modło-tkaczwreszcieskończyłicofnąłsięzradosnąminąświeżoupieczonegorodzica.Jegopodbródekzniknąłwfałdzietłuszczu.

–Moja przemowa będzie krótka – oznajmiłaMatkaGundring, dyskretnie, aleznaczącozerkającnaYarviego.

Omal się nie zakrztusił, próbując zapanować nad śmiechem.Wporę dostrzegłsurowywzrokmatkilodowatyjakzimowemorzeiwesołośćznikła.

Page 24: Dla Grace - EduPage

–Królestwowspierasięnadwóchfilarach–zaczęłasędziwaminister.–Mamyjuż silnego króla. – Nikt się nie roześmiał. Godna podziwu samokontrola. –Wkrótce,jeślibogowiepozwolą,zyskamyrównieżsilnąkrólową.

Yarviwidział,jakbladaszyjaIsriundrgnęła,gdydziewczynaprzełknęłaślinę.Matka Gundring dała znak Laithlin i Odemowi – jedynemu, który z radością

uczestniczył w ceremonii – aby na znak błogosławieństwa położyli ręce naoplecionych szarfą dłoniach młodych. Potem z wysiłkiem uniosła laskę. Błysnąłzdobionymetalelfów,takisam,zjakiegozostałwykonanyCzarnyTron.

–Sąsobieobiecani!–zawołała.Stało się. Isriunnikt niepytał o zdanie, podobnie jakYarviego.Widaćnikogo

nieinteresowałyopiniekrólów.Zwłaszczatego.Zebrani–wliczbiestulubwięcej–zdobyli się na powściągliwy aplauz. Mężczyźni, głowy najpotężniejszych rodówGettlandu, ze złotymi głowicami mieczy i klamrami spinającymi peleryny,z aprobatą uderzyli masywnymi pięściami w szerokie piersi. Stojące po drugiejstronie auli kobiety – z wypomadowanymi włosami i kluczami zawieszonymi napięknych, zdobionych klejnotami łańcuchach – uprzejmie klasnęły palcami jednejnasmarowanejwonnościamidłoniownętrzedrugiej.

MatkaGundringrozwinęłaświętąszarfęiYarvigwałtowniecofnąłzdrowąrękę,lepkąodpotu,zaróżowionąiścierpniętą.Stryjchwyciłbratankazaramiona.

– Świetnie się spisałeś! – pochwalił go, choć Yarvi tylko stał i śpiewnierecytowałobietnice,któreledwierozumiał.

Goście opuścili salę i Brinyolf z głuchym odgłosem zamknął drzwi. Yarvii Isriun zostali sami, jeśli nie liczyć bogów, Czarnego Tronu, ciężaru niepewnejprzyszłościorazoceanukrępującegomilczenia.

Isriundelikatniepocieraładłoń,którąwcześniejtrzymał.Nieodrywałaoczuodpodłogi.Onrównieżprzyglądałsięposadzce,leczniedlatego,żewydawałamusięinteresująca. Odchrząknął. Poprawił pas z mieczem, który wisiał na nim dziwniekrzywo.Miałwrażenie,żejużtakzostanie.

–Przykromi–powiedziałwreszcie.Podniosławzrok.Jednookobłysnęłowciężkimpółmroku.

Page 25: Dla Grace - EduPage

–Dlaczego?–spytała.–Najjaśniejszypanie?–dodałaniepewniepochwili.Omałoniewypalił:„Bodostajeszzamężapółmężczyznę”.–Dlatego, że przechodziszwmojej rodzinie z rąk do rąk jak puchar podczas

świątecznejuczty.–Wświętowszyscysięcieszą,gdygodostają.–Uśmiechnęłasięgorzko.–To

chyba ja powinnam cię przeprosić. Wyobrażasz sobie mnie jako królową? –prychnęła,jakgdybyuważałatozażałosnyżart.

–Atymniejakokróla?–Przecieżjesteśkrólem.Spojrzałnaniązezdziwieniem.Dostrzegałwyłącznieswojewadyiwogólenie

przyszłomudogłowy,żeonaskupiasięnawłasnych.Tamyślsprawiła,żepoczułsięodrobinęlepiej,boświadomośćcudzychprzykrościczęstotakdziała.

– Zarządzasz domem swojego ojca – powiedział, zerkając na złoty klucz napiersidziewczyny.–Toniełatwezadanie.

–Alekrólowazarządzacałymkrajem!Wszyscymówią,żetwojamatkaniemasobierównych.PrzecieżtoLaithlin,ZłotaKrólowa!–Isriunwypowiedziałatesłowaniczymmagicznezaklęcie.–Podobnomatysiąctysięcydłużników,adługuniejjestdlaludzipowodemdodumy.Podobnokupcyceniąjejobietnicewyżejodzłota,bozłotomożestracićwartość,adaneprzezniąsłowonigdy.Podobnokramarzedalekonapółnocyjużsięniemodlądobogów,tylkodoniej.–Dziewczynamówiłacorazszybciej.Razporazprzygryzałapaznokciealbosplatałachuderęce,wytrzeszczającoczy.–Krążąplotki,żeonaskładasrebrnejaja.

Yarviniewytrzymałisięroześmiał.–Jestemniemalpewny,żetaostatniapogłoskajestzmyślona.–Aleniezaprzeczysz,żekazaławznosićspichlerze,kopaćkanały ioraćcoraz

większepołacieziemi,abyjużnigdynieprzyszedłstrasznygłódiludzieniemusieliwybierać,ktomasobieszukaćnowegożyciazamorzem.–RamionaIsriunpowoliwędrowaływgórę,ażzatrzymałysięnawysokościjejuszu.–PozatymdoThorlbyściągająkupcyzcałegoświata,dlategomiastopowiększyłosię trzykrotnie,burzącdawnemury.Twojamatkakazałapostawićnowe,aleitezaraztrzebabyłoburzyć.

Page 26: Dla Grace - EduPage

–Toprawda,lecz…–Słyszałam,żemawielkiplan,żebyznakowaćwszystkiemonety jednejwagi,

którepotempowędrujądo innychkrainwokółMorzaDrzazg, iwizerunekLaithlinbędzie przy każdej wymianie, a ona stanie się bogatsza nawet od samegoNajwyższegoKrólawSkeken!Jakmam…–RamionaIsriunopadły.Trąciłaklucznapiersi,takżezakołysałsięnałańcuszku.–Czyktośtakijakja…

–Zawsze jest jakiś sposób. –Yarvi chwycił ją za rękę, zanimzdążyławsunąćznikającew szybkim tempiepaznokciedoust. –Mojamatka ci pomoże.Przecieżjesttwojąciotką,prawda?

– Ona? Pomoże mi? – Nie wyrwała dłoni, lecz przyciągnęła Yarviego niecobliżej. –Twój ojciec słynął jakowspaniaływojownik, alemamwrażenie, że jakorodzicbyłmniejsrogiodniej.

Yarvisięuśmiechnął,aleniezaprzeczył.– Miałaś więcej szczęścia ode mnie. Stryj zawsze jest spokojny jak woda

wbezwietrznydzień.Isriunzerknęłanerwowonadrzwi.–Nieznaszgotakjakja.–W takim razie… ja ci pomogę. –Trzymał ją za rękę przez pół ranka imiał

wtedy wrażenie, jakby zaciskał spocone palce na zdechłej rybie. Teraz jej dłońwydawałasięzupełnie inna.Silna ichłodna, ibardzożywa.–Czynie taki jestcelmałżeństwa?

–Nietylko.Nagleuświadomiłsobie,jakbliskosiebiestoją.WkącikachoczuIsriunwidział

odbiteświatła,międzyrozchylonymiwargamilśniłyzęby.Pachniała ani słodko, ani kwaśno. Nie wiedział, co to za woń. Była ledwie

wyczuwalna,alesprawiała,żesercebiłomużywiej.Niemiałpojęcia,czypowinienzamknąćoczy.Onajezamknęła,więczrobił to

samoiniechcącyzderzylisięnosami.Jejoddechpołaskotałgowpoliczekiwywołałnajegotwarzygorącyrumieniec.

Przerażającogorący.

Page 27: Dla Grace - EduPage

Wargi dziewczyny ledwo zdążyłymusnąć jego usta, zanimodskoczył z gracjąigodnościąwystraszonegozająca.Zaczepiłnogąomiecziprawiesięprzewrócił.

–Wybaczmi–powiedziała,cofającsięiwbijającwzrokwpodłogę.–Tojapowinienemcięprosićowybaczenie.–Jaknakrólastanowczozadużo

przepraszał. – Jestem najbardziej żałosnym mężczyzną w Gettlandzie. Mój bratpewniepocałowałcięlepiej.Miałwięcejwprawy…takmyślę.

–Twójbratciąglemówiłobitwach,wktórychzamierzałzwyciężyć–przyznałacicho,nieodrywającoczuodstóp.

–Przymnieniemusiszsiętegoobawiać.Nie miał pojęcia, dlaczego to robi – aby ją zaszokować, wynagrodzić sobie

nieudany pocałunek lub po prostu byćwobec niej szczerym. Podniósł kaleką rękęipotrząsnąłnią,żebyuwolnićjązrękawaipokazaćwcałejbrzydocie.

Spodziewałsię,żeIsriunzbledniealbosięodsunie,leczonatylkopatrzyła.–Bolicię?–Raczejnie…czasami.Powoli przesunęła palcami po guzowatych wypukłościach kłykci i kciukiem

przycisnęławnętrzeprzykurczonejdłoni.Głosuwiązłmuwgardle.Niktnigdyniedotykał jego ręki, tak jakbybyła ręką– częścią jego ciała, tak samowrażliwą jakreszta.

– Słyszałam, że i tak udało ci się pokonać Keimdala podczas ćwiczeń –powiedziała.

–Jatylkowydałemrozkaz.Oddawnawiem,żenienadajęsiędowalkiwręcz.– Walczą wojownicy – stwierdziła, patrząc mu prosto w oczy – a król im

przewodzi.Uśmiechnęła się i pociągnęła go za sobą na podwyższenie.Wspiął się na nie

niepewnie.Choćbyłatoterazjegosala,zkażdymkrokiemcorazbardziejczułsiętuintruzem.

–CzarnyTron–wyszeptał,gdystanęliprzednim.–Twójtron–oznajmiłaikujegoprzerażeniuprzesunęłaopuszkamipalcówpo

idealnejgładzimetaluporęczy,wydającprzy tymcichysyk,odktóregoYarviemu

Page 28: Dla Grace - EduPage

ścierpłaskóra.–Trudnouwierzyć,żetonajstarszarzeczwtejsali.Wykonanyprzezelfy,zanimświatsięrozpadł.

–Interesujeszsięelfami?–powiedziałpiskliwie,przerażony,żeIsriungozmusi,aby dotknął tronu lub co gorsza na nim usiadł. Rozpaczliwie próbował zająć jejuwagęczymśinnym.

–UMatkiGundringczytałamwszystkieksiążkionich.Yarvizamrugałniepewnie.–Czytałaś?– Miałam zostać ministrem. Uczyłam się u Matki Gundring przed tobą.

Chciałamspędzićżyciewśródksiążek,ziółimądrych,spokojnychsłów.–Niewspominałamiotobie.–Łączyłoichwięcej,niżsądził.–Przyrzeczonomnietwojemubratuinatymsięskończyłamojanauka.Wszyscy

musimyjaknajlepiejsłużyćGettlandowi.Westchnęliniemaljednocześnieiwniemalidentycznysposób.–Wszyscymi to powtarzają – przyznał Yarvi. – Oboje straciliśmy szansę na

pracędlaMinisterstwa.– Ale zyskaliśmy siebie… i to. – Jej oczy błysnęły, gdy znowu pogładziła

idealny łuk poręczy Czarnego Tronu. – Nie byle jaki prezent ślubny. – OderwaładelikatnepalceodmetaluipołożyłanadłoniYarviego.Uznał,żetodlanichświetnemiejsce.–Powinniśmyustalić,kiedysiępobierzemy.

–Gdytylkowrócę–powiedziałochryple.Jeszczerazścisnęłalekkojegokalekądłoń,apotemjąpuściła.–Potwoimzwycięstwieliczęnalepszypocałunek,najjaśniejszypanie.Odprowadziłjąwzrokiem.Niemalsięcieszył,żeniezostałministrem.–Spróbujęsięniepotknąćowłasnymiecz!–zawołał,gdybyłaprzydrzwiach.Obróciła się i posłała mu jeszcze jeden uśmiech. Przez moment jej włosy

zalśniływblaskudnia.Potemdrzwizamknęłysięzaniącicho.Yarvizostałsamnapodwyższeniu jak rozbitek na wyspie pośrodku morza ciszy. Znowu opadły gowątpliwości większe nawet od posągów Wielkich Bogów wokół. Z trudem sięzmusił,żebyponowniespojrzećnaCzarnyTron.

Page 29: Dla Grace - EduPage

Czyrzeczywiściemógłnanimzasiąść?Międzybogamiiludźmi?On,któryniemiał nawet odwagi dotknąć go tą mierną namiastką ręki? Jego oddech stał siępłytszy. Niepewnie wyciągnął przed siebie kaleką dłoń i przytknął jeden drżącypalecdometalu.

Zimnyitwardy.Taki,jakipowinienbyćkról.JakojciecYarviego,gdyzasiadał tuwkrólewskimdiademienapobrużdżonym

czole, a pokryte szramami dłonie zaciskał na poręczach. Miecz zawsze miałwzasięguręki–tensam,którydźwigałterazYarvi,nieprzywykłydociężarubroni.

Nieprosiłemopółsyna.Yarviodsunąłsięodpustego tronubardziejniezdarnieniżwtedy,gdyzasiadał

na nim jego rodzic. Nie ruszył do drzwi i czekającego za nimi tłumu, tylkow przeciwną stronę, do posągu Ojca Pokoju. Przylgnął całym sobą do kamieniaiwsunąłpalcewszczelinęobokpotężnejstopyboskiegopatronaministrów.Wciszydał się słyszeć lekki szczęk i ukryte przejście się otworzyło. Niczym złodziejuciekającyzdomu,któryokradł,Yarviwślizgnąłsięwmrocznytunel.

Cytadela była pełna sekretnych drzwi, a w Sali Bogów znajdowało się ichnajwięcej.Tajemnekorytarzebiegłypodposadzką,w ścianach, a nawetpod samąkopułą.Niegdyśministrowie korzystali z nich, aby demonstrowaćwolę bogów zapomocą drobnych sztuczek – opadających piór lub dymu, który dobywał się zzaposągów.Raznawetopryskanokrwiąociągającychsięwojowników,gdykrólchciałwyruszyćnawojnę.

Korytarzebyłymroczneipełnedźwięków,aleYarvinieczułstrachu.Jużdawnotemustałysię jegokrólestwem.Tusięukrywał.Przedpłomiennymgniewemojca.Przed miażdżącą miłością brata. Przed chłodem rozczarowania matki. Potrafiłprzejśćnimizjednegokońcacytadelinadrugi,anirazuniewychodzącnazewnątrz.

Tuznałkażdykąt,takjakkażdydobryministerpowinien.Tubyłbezpieczny.

Page 30: Dla Grace - EduPage

G

GOŁĘBIE

ołębnik znajdował się na szczycie jednej z najwyższychwież cytadeli. Namurachodśrodka iodzewnątrzwidniałysmugiptasichodchodów,aprzezliczneoknadownętrzawdzierałsięzimnywiatr.

Jako uczeń Matki Gundring Yarvi miał za zadanie opiekować się ptakami.Karmiłjeiuczyłsłów,któremiałypowtórzyć,apotempatrzył, jakwzbijająsięwniebo, aby zanieść wieści, propozycje lub groźby innym ministrom znad MorzaDrzazg.

Zerkały na niego z klatek zawieszonych na ścianach – gołębie i jeden wielkibrązowopióryorzeł,któryprawdopodobnieprzybyłzwiadomościąodNajwyższegoKrólazeSkeken–jedynegoczłowieka,którymiałterazprawoczegokolwiekżądaćodYarviego.Młodywładcaoparłsięplecamioubrudzonyodchodamimurizacząłskubać paznokieć kciuka przykurczonej dłoni. Miał wrażenie, że przygniata gokurhanwymagań,którymniesposóbsprostać.

Zawszebyłsłaby,lecznigdynieczułsiębezsilny,dopókiniezostałkrólem.Usłyszałnaschodachszuranieipochwilizobaczył,jakMatkaGundringpochyla

głowęwniskimwejściu.Dyszałaciężko.–Jużmyślałem,żesięniezjawisz–powiedział.–Najjaśniejszypanie–odezwała się,gdyzdołałazapanowaćnadoddechem.–

OczekiwanociępodSaląBogów.–Czyżtuneleniesąpoto,żebykrólmógłuciec?–Przedzbrojnymiwrogami.Nieprzedkrewnymiipoddanymi,żeniewspomnę

o przyszłej żonie. – Zadarła głowę i spojrzała na kopułę sklepienia, na którejnamalowano bogów w ptasiej postaci, szybujących po błękitnym niebie. –Planowałeśdokądśpolecieć?

– Do Catalii… albo do kraju Alyuksów, a może w górę Boskiej Rzeki do

Page 31: Dla Grace - EduPage

Kalyivu.–Yarviwzruszył ramionami.–Tyle żeniemamnawetdwóchzdrowychrąk,acodopieromówićoskrzydłach.

MatkaGundringpokiwałagłową.–Konieckońcówkażdymusibyćtym,kimjest.–Akimjestemja?–KrólemGettlandu.Głośno przełknął ślinę. Domyślał się, jak bardzo była rozczarowana. On sam

właśnietaksięczuł.Wpieśniachwielcykrólowienieukrywalisięprzedpoddanymi.Odwróciłgłowęijegowzrokpadłnaorła.Wielkiptakspokojniesiedziałwklatce.

–BabkaWexenprzysłaławiadomość?– Wiadomość – powtórzył jeden z gołębi skrzypiącą parodią głosu. –

Wiadomość.Wiadomość.MatkaGundringzmarszczyłaczoło,patrzącnaorła,którytrwałwbezruchujak

wypchanetrofeumłowieckie.– Przyleciał ze Skeken przed pięcioma dniami. BabkaWexen pyta, kiedy się

stawisznaegzamin.Yarvi widział Pierwszą wśród Ministrów tylko raz, kilka lat temu, gdy

Najwyższy Król odwiedził Thorlby. Zwierzchnik monarchów sprawiał wrażenieponurego i chciwego starca, który obrażał się za wszystko, i matce Yarviegoprzypadł obowiązek łagodzenia jego irytacji, gdy ktoś nie kłaniałmu się tak, jaksobie tego życzył. Brat Yarviego się śmiał, że taki wątły słabeusz z rzadkimikosmykamirządzicałymMorzemDrzazg,aleszybkospoważniał,gdyzobaczył,iluwojowników mu towarzyszy. Ojciec Yarviego się wściekał, bo Najwyższy Królprzyjął liczne dary, lecz sam nie przywiózł żadnego. Matka Gundring cmokałaz niezadowoleniem i powtarzała: „Im człowiek bogatszy, tym więcej bogactwpożąda”.

BabkaWexenprawienieopuszczałanależnegojejmiejscaubokuNajwyższegoKrólaiprzezcałyczasuśmiechałasiędobrotliwie.GdyYarviprzyklęknąłprzednią,spojrzała na jego kaleką rękę, pochyliła się ku niemu i wyszeptała: „Książę, byćmoże powinieneś rozważyć pracę dlaMinisterstwa?”. Przez chwilę widział w jej

Page 32: Dla Grace - EduPage

oczachbłyskzachłanności,któryprzeraziłgobardziejniżsrogieminywojownikówNajwyższegoKróla.

–DlaczegoPierwszawśródMinistróważtaksięmnąinteresuje?–wymamrotał,przełknąwszyposmakstrachu.

MatkaGundringwzruszyłaramionami.– Rzadko się zdarza, aby osoba królewskiego pochodzenia planowała wstąpić

wszeregiministrów.– Pewnie tak jak wszyscy będzie zawiedziona, że zamiast tego zasiądę na

CzarnymTronie.–BabkaWexenwieswojeiumieodpowiedniowykorzystaćto,costawiająprzed

niąbogowie.Wszyscypowinniśmybraćzniejprzykład.Yarvipowiódłwzrokiempoklatkach, szukającczegoś, coodwróci jegouwagę

od problemów. Ptaki gapiły się na niego obojętnie, ale i takwolał ich bezlitosneślepiaodspojrzeńrozczarowanychpoddanych.

–KtórygołąbprzyniósłwiadomośćodGrom-gil-Gorma?–OdesłałamgozpowrotemdoVansterlandu,doMatkiScaer,zezgodątwojego

ojcanapokojowepertraktacje.–Gdziemielisięspotkać?–Nagranicy,wpobliżuAmwend.Twójojciecniedotarłnamiejsce.–WpadłwzasadzkęnaziemiachGettlandu?–Wszystkonatowskazuje.–Todoniegoniepodobne.Nigdysięniepalił,abyogłosićkoniecwojny.–Wojny–zaskrzeczałjedenzgołębi.–Koniecwojny.Matka Gundring zmarszczyła brwi i utkwiła wzrok w pokrytej szarymi

zaciekamipodłodze.– Osobiście mu doradziłam, żeby jechał. Wedle życzenia Najwyższego Króla

nikomuniewolnodobywaćbroniażdozakończeniabudowyjegonowejświątynikuczci Jednobóstwa. Sądziłam, że nawet taki dzikus jak Grom-gil-Gorm uszanujeświętość danego słowa. – Zacisnęła pięść, jak gdyby chciała go uderzyć, a potempowoli rozwarła dłoń. – Zadaniem ministra jest otwieranie drzwi przed Ojcem

Page 33: Dla Grace - EduPage

Pokojem.–Alemójojcieczabrałprzecieżswojągwardię,prawda?Czyon…–Najjaśniejszypanie.–MatkaGundringspojrzałananiego,marszczącbrwi.–

Powinniśmyzejśćnadół.Yarvigłośnoprzełknąłślinę.Miałwrażenie,żeżołądekpodchodzimudogardła.

Wustachpoczułkwaśnyposmak.–Niejestemgotowy.–Niktnigdyniejestgotowy.Twójojciecteżniebył.Yarviemuwymknąłsięzustdziwnydźwięk–pół-śmiech,pół-szloch.Otarłoczy

wierzchemprzykurczonejdłoni.–Apłakał,kiedyogłoszonojegozrękowinyzmojąmatką?–Anopłakał–przyznałastaraminister.–Wielelatpłakał.Zatoona…WbrewsobieYarvizagulgotałśmiechem.–Mojamatkabardziejskąpiłezniżzłota.–Spojrzałnakobietę,którabyłajego

nauczycielką, a teraz miała pełnić rolę jego ministra. Przyjrzał się jej życzliwejpomarszczonej twarzy i jasnym oczom pełnym troski. – Ty byłaś dla mnie jakrodzonamatka–wyszeptał.

–A tydlamnie jak syn. Jestminaprawdęprzykro,Yarvi.Przepraszamcięzawszystko,ale…musimymiećnawzględziewiększedobro.

– Imniejszezło.–Skrzywionyspojrzałnakikutpalca,apotemnaptaki.Tylegołębiitylkojedenorzeł.–Ktojeterazbędziekarmił?

– Znajdę kogoś. – Matka Gundring podała mu kościstą rękę, żeby wstał. –Najjaśniejszypanie.

Page 34: Dla Grace - EduPage

T

OBIETNICE

obyłowielkiewydarzenie.Członkowie znakomitych rodów z najdalszych zakątków Gettlandu byli

oburzeni,ponieważledwodotarładonichwieśćośmiercikrólaUthrika,ajużjegociało zostało skremowane. Pozbawiono ich szansy na pokazanie się wśródnajważniejszych osobistości podczas uroczystości, które miały jeszcze długo żyćwpamięciludzi.

Brak zaproszenia z pewnością nie zachwycił wszechpotężnego NajwyższegoKrólana jegomonarszymtroniewSkekenaniwiecznie trzymającejsię jegobokuwszechwiedzącejBabkiWexen–czegoMatkaGundringnieomieszkałapodkreślić.

– Ichgniewjestdlamniewart tylecokurznadrodze–syknęłaLaithlinprzezzęby.

Wprawdzieniebyła jużkrólową, leczżaden inny tytułniepasowałdoniej takdobrze,awielki imilczącyHurikniezmiennie trwałprzyniej,bozłożyłprzysięgęsłużyćjejdokońca.Gdycośpostanowiła,niktnieśmiałsięjejsprzeciwiać.

Kondukt ruszył z Sali Bogów przez dziedziniec cytadeli, po trawie upstrzonejśladamilicznychporażekYarviego,podkonaramirozłożystegocedru,gdziebratgowyśmiewał,żeniepotrafiwspinaćsięnadrzewa.

OczywiścieYarviszedłnasamymprzedzie,leczczuł,żepodkażdymwzględemjestwcieniuLaithlin,którakroczyłaobok.PrzygarbionaMatkaGundringztrudemdotrzymywałaimkroku,podpierającsięlaską.StryjOdemotwierałorszakczłonkówkrólewskiej świty –wojów i niewiast w odświętnych strojach. Dalej, pobrzękującłańcuchami, szli niewolnicy ze wzrokiem utkwionym w ziemi, jak nakazywałzwyczaj.

Gdyprzechodzilipodłukiemjedynegowjazdu,Yarvinerwowozerknąłdogóryi dojrzał błysk krawędzi Wyjącej Bramy, która w każdej chwili mogła zostać

Page 35: Dla Grace - EduPage

opuszczona, abywróg niewdarł się do cytadeli. Podobno opadła tylko raz, długoprzedjegonarodzinami,leczitakmijałjąześciśniętymgardłem.Wypolerowanadopołyskumiedźważyła tylecogóra iwisiałana jednymgwoździu.Myślo tymnieuspokajałanerwów.

Zwłaszczażezachwilęmiałskremowaćpołowęswojejrodziny.–Dobrzesięspisujesz–szepnąłmudouchastryj.–Poprostuidę.–Trzymaszsięjakkról.–Tochybaoczywiste,skorojestemkrólem.Odemsięuśmiechnął.–Słusznauwaga,najjaśniejszypanie.Za stryjem Yarvi dostrzegł Isriun, która również się do niego uśmiechnęła.

Wświetleniesionejprzezniąpochodnilśniłyjejoczyiłańcuszeknaszyi.WkrótcemiałnanimzawisnąćkluczdoskarbcaGettlandu,aonamiałazostaćkrólową.Jegokrólową.Tamyślsprawiła,żenaprzekórlicznymlękompoczułnadzieję–iskierkęwciemnościach.

Wszyscy nieśli pochodnie. Wąż blasku powoli sunął przez gęstniejący mrok.Nimkonduktminąłbramymiastaiwspiąłsięnanagiewzgórze,wiatrzdusiłpołowępłomieni.

Królewski okręt – najwspanialszyw tłocznym porcie Thorlby, na dwadzieściaparwioseł,zwysokądziobnicąirufąrzeźbionymitakkunsztowniejakposągiwSaliBogów–najznakomitsiwojownicyprzeciągnęlinawybranemiejscepośródwydm.Kilzostawiłwpiachunierównyszlak.NatymokręciekrólUthrikprzepłynąłMorzeDrzazgpodczassłynnegonajazdunaSagenmark.Powróciłzwycięskiiprzywiózłdokrajutyluniewolnikówitakwielkiełupy,żekadłubmocnozanurzałsięwwodzie.

Tym razem na pokładzie spoczęły sine ciała monarchy i jego następcy – namarach z mieczy, jako że Uthrik okrył się sławą wspaniałego wojownika, któryustępowałjedynieswojemunieżyjącemubratuUthilowi.Yarviniemógłsiępozbyćnatrętnejmyśli,żewielcywojownicyumierajątakjakzwykliludzie.

Tyleżezazwyczajszybciej.

Page 36: Dla Grace - EduPage

Najwspanialsze dary ułożonowokół zmarłychw sposób, którywedługmodło-tkacza miał zadowolić bogów. Oręż i zbroje zdobyte na wojnach. Złote obręczebransolet i srebrnemonety.Stosy skrzących się skarbów.Yarviwłożyłwysadzanyklejnotamipucharwręcebrata,ajegomatkanakryłaramionamartwegokrólabiałąfutrzanąpeleryną,potempołożyładłońnajegopiersi.Stałanieruchomo,patrzącnaniegoizaciskajączęby,dopókiYarviniezwróciłsiędoniej:

–Matko?Bez słowa odwróciła się i poprowadziła młodszego syna na wzgórze, gdzie

czekały na nich krzesła. Wiatr od morza szarpał brązowymi źdźbłami traw,smagającnimistopyżałobników.Yarviniemógłsobieznaleźćwygodnejpozycjinatwardym siedzisku z wysokim oparciem. Po jego prawej stronie nieruchomosiedziałamatka,zaktórąmajaczyłwielkicieńHurika.MatkaGundringprzysiadłana stołkupo lewicymłodegowładcy,wkościstejdłoni ściskając laskę.Rzeźbionywsplotymetalelfówożywałwblaskuniespokojnychpłomienipochodni.

Yarvisiedziałmiędzyswoimidwiemamatkami–tą,którawniegowierzyła,itą,któragourodziła.

MatkaGundringnachyliłasiękuniemuiwyszeptała:– Jakże mi przykro, najjaśniejszy panie. Nie takiej przyszłości dla ciebie

pragnęłam.Yarviniemógłokazaćsłabości.–Wszyscymusimyjaknajlepiejstawiaćczołowyzwaniom,jakiestawiająprzed

namibogowie–powiedział.–Nawetkrólowie.–Zwłaszczakrólowie–odezwałasięostrymtonemLaithlinidałasygnał.Naokrętwprowadzonodwa tuzinykoni–kopytazastukałyodeski–poczym

zarżnięto wszystkie, tak że pokład spłynął krwią. Wszyscy wierzyli, że Śmierćz szacunkiem otworzy Ostatnie Wrota przed królem Uthrikiem i jego synem,awśródzmarłychzostanąuznanizawspaniałychmężów.

Stryj Odem wysunął się przed zbrojnych stojących w równych szeregach napiasku. W ręku trzymał pochodnię. W posrebrzanej kolczudze, ozdobionymskrzydłami hełmie i szarpanej przez wiatr czerwonej pelerynie wyglądał jak syn,

Page 37: Dla Grace - EduPage

bratistryjkrólów.ZpowagąpokłoniłsięYarviemu.Młodymonarchaodpowiedziałmuskinieniemipoczuł,jakmatkachwytagozaprawąrękęiściskamocno.

Odem przytknął pochodnię do nasączonego smołą sukna i pierwsze płomieniechciwie liznęły burtę. Po chwili cały okręt stanął w ogniu. Przez tłum przeszedłżałobnyjęk–począwszyodczcigodnychibogatychnatrybunachwzniesionychpodmurami miasta, przez rzemieślników i kupców pod nimi, cudzoziemcówi wieśniaków na samym dole, a skończywszy na żebrakach i niewolnikachwciśniętych w zakamarki, w które nie docierał wiatr. Każdy zajmował miejscewyznaczonemuprzezbogów.

Yarvinerwowoprzełknąłślinę,bodopieroterazdotarłodoniego,żeojciecjużniewróci,aonsamnaprawdębędziemusiałrządzićkrajemażpoczas,kiedyijegospaląnastosiepogrzebowym.

Siedział nieruchomo, pobladły i oblany zimnym potem, z nagim mieczemułożonymw poprzek kolan.OjciecKsiężyc ukazał się na niebie iwypuścił swojedzieci-gwiazdy.Blaskbijącyodpłonącegookrętu, płonącychbogactw i płonącychciałojcaibrataYarviegooświetlałtwarzesetekżałobników.Pojedynczeświatełkabłyskaływ kamiennych budynkachmiasta,w skupiskach lichych chałup pod jegomurami i nawieżach cytadeliwysoko nawzgórzu – jego cytadeli… choć zawszeuważał,żebardziejprzypominawięzienie.

Bohaterskowalczyłzopadającymipowiekami.Zeszłejnocyprawieniezmrużyłoka, podobnie jak w poprzednie, odkąd na głowę włożonomu królewski diadem.Cienie w zimnych czeluściach komnaty sypialnej ojca roiły się od strachów,a zgodnie zpradawną tradycjąniemiaładrzwi, któremógłbyzaryglować, jako żekrólGettlandustanowi jednośćzeswoimkrajemi ludeminiczegoprzedniminieukrywa.

Tajemnice–idrzwisypialni–zarezerwowanebyłydlawiększychszczęśliwcówniżkrólowie.

Rząd dumnych mężczyzn w wojennym rynsztunku i dumnych kobietz wypolerowanymi kluczami – także tych, którzy za życia króla Uthrika byli dlaniegoutrapieniem–powoliprzesuwałsięprzedYarvimiLaithlin,załamującręce,wciskając matce i synowi żałobne podarunki i wychwalając wspaniałe uczynki

Page 38: Dla Grace - EduPage

żegnanego władcy. Rozpaczali, że Gettland już nigdy nie będzie miał takiegomonarchy, ale zaraz się reflektowali i z głębokimi ukłonamimówili doYarviego„najjaśniejszy panie”, w głębi ducha knując, co zyskają na tym, że na CzarnymTroniezasiądzietenjednorękisłabeusz.

Matkajedynieodczasudoczasusyczaładosyna:–Wyprostuj się. Jesteśkrólem.Nieprzepraszaj. Jesteśkrólem.Poprawklamrę

peleryny. Jesteś królem. Jesteś królem. Jesteś królem. – Jak gdyby próbowała towmówićjemu,sobieicałemuświatu.

Prawdąbyło,żeMorzeDrzazgnieznałokupcasprytniejszegoodniej,leczYarvisięobawiał,żewtejkwestiinawetonaniezdołanikogoprzekonać.

Czekali, aż przygasły płomienie, a z rzeźbionego smoka na dziobnicy zostałyjedynieżarzącesięwęgleipopiół.Wreszciepierwszabrudnasmugaświtudotknęłachmur,zalśniławmiedzianejkopuleSaliBogówiobudziłakrzykimorskichptaków.Dopiero wtedy Laithlin klasnęła w dłonie i niewolnicy ze szczękiem łańcuchówzaczęlisypaćziemięwokółtlącegosięjeszczestosu.Yarvipatrzył,jaknowykopiecpowoli rośnie obok kurhanów stryja Uthila, którego pochłonął sztorm, dziadaBrevaera i pradziada Angulfa zwanego Kopytem. Szereg porośniętych trawąpagórkówciągnąłsięwzdłużwybrzeżaiginąłwoddalimiędzywydmami,sięgająccoraz głębiej w mroki dziejów, do czasów, nim Ta, która wszystko zapisuje,powierzyła kobiecie sekret liter i ministrowie zaczęli więzić imiona zmarłychwswoichwielkichksięgach.

MatkaSłońcewysunęłaoślepiająceoblicze zzahoryzontu i ogniście zabarwiłamorze. Wkrótce odpływ miał zabrać wyciągnięte na piach łodzie o smukłychkadłubach, które potrafiły się oddalać równie szybko, jak się pojawiały. TerazczekałygotowezabraćwojownikówdoVansterlandu,abyrozpruliziemieGrom-gil-Gormawakciezemsty.

StryjOdemwspiąłsięnaszczytwzniesieniaizacisnąłdłońnarękojeścimiecza.Jegożyczliwyuśmiechzmieniłsięwsrogąminęwojownika.

–Jużczas–oznajmił.Yarvi wstał, minął stryja i wysoko podniósł ojcowski miecz. Przełknąwszy

Page 39: Dla Grace - EduPage

strach,ryknąłnajgłośniej,jakpotrafił:– Ja, Yarvi, syn Uthrika i Laithlin, władca Gettlandu, składam przed wami

przysięgę!Klnęsięnasłońceiksiężyc.ŚlubujęprzedTą,któraosądza,iTym,którypamięta, i Tą, którawiążewęzeł.Niechmój brat i ojciec, iwszyscy przodkowie,którzy tu spoczywają, będąmoimi świadkami.NiechTen, który nad nami czuwa,iTa,którawszystkozapisuje,będąmoimiświadkami.Niechwszyscytuobecnibędąmoimi świadkami.Niech stanie się tomoim łańcuchem iwewnętrznym cierniem.Pomszczęzabójcówojcaibrata.Przysięgam!

Zebrani wkoło wojownicy uderzyli obuchami toporów o żelazne hełmy,pięściamiomalowanetarczeibucioramioOjcaZieminaznak,żegopopierają.

StryjOdemzmarszczyłbrwi.–Topoważnaprzysięga,najjaśniejszypanie.–Może jestem tylkowpołowiemężczyzną–odparłYarvi,z trudemchowając

miecz w wyściełanej owczą skórą pochwie – lecz przysięgę potrafię złożyć całą.Wojownicytocenią.

–SąsynamiGettlandu–wtrąciłHurik.–Przedewszystkimdoceniajączyny.– A ja uważam, że przysięga była wspaniała. – Isriun podeszła bliżej. Wiatr

rozwiewałjejżółtewłosy.–Godnakróla.Yarvicieszyłsię,żeonatujest.Pragnąłzostaćzniąsam.Wtedymógłbyznowu

ją pocałować i na pewno tym razem bardziej by się postarał. Tymczasem mógłjedynie się uśmiechnąć i połowicznie unieść swoją półrękę w niezdarnym geściepożegnania.

Pocałunkimusiałyzaczekaćdonastępnegospotkania.–Najjaśniejszypanie…–NawetwieczniesucheoczyMatkiGundring,którym

niestrasznybyłdymaniwiatr,zaszłyłzami.–Niechzpomocąbogówsprzyjająwamauraioręż.

–Niemartwsię–odparł.–Całkiemmożliwe,żeudamisięprzeżyć.Jego rodzonamatkanieuroniła ani jednaj łzy, za to jeszcze razpoprawiłamu

klamrępelerynyipowiedziała:–Postępujjakkról.Mówjakkról.Walczjakkról.

Page 40: Dla Grace - EduPage

–Jestemkrólem–stwierdził,choćmiałwrażenie,żebrzmitojakkłamstwo.–Jeszczesprawię,żebędzieszzemniedumna–dodałześciśniętymgardłem,aleniewiedział,jaktegodokona.

Ruszył, dyskretnie prowadzony przez stryja, który trzymał dłoń na ramieniubratanka.Wojownicypodążyliwśladzanimiszeregamilśniącejstali.Yarvijeszczerazobejrzałsięzasiebieizobaczył,jakmatkachwytaHurikazakolczugęiszarpiegokusobie.

– Strzeż mojego syna, Huriku – usłyszał jej zdławiony głos. – Tylko on mizostał.

To powiedziawszy, Złota Królowa zawróciła do miasta w otoczeniugwardzistów,sługi licznychniewolników,aYarvipomaszerowałprzezbezbarwnyświt ku okrętom. Las masztów kołysał się na tle nieba. Młody król próbowałnaśladowaćchódojca,któryzawszeochoczowyruszałnawojnę,alenogiuginałysiępod nim, bolało go gardło i piekły oczy, a serce przepełniały wątpliwości.Wpowietrzuwciążunosiłsięzapachdymu.

Ojciec Pokój, łkając, został wśród popiołów, a Yarvi ruszył prosto w żelazneobjęciaMatkiWojny.

Page 41: Dla Grace - EduPage

K

ZADANIEGODNEMĘŻCZYZNY

olejne fale – córki Matki Wód – unosiły go i obracały, szarpałyprzemoczonymodzieniemiporuszałyciałem,takjakbypróbowałwstać,alenie mógł. Każda wynosiła go coraz dalej na brzeg i cofała się z sykiem.

W końcu osiadł na piachu, z pianą w splątanych włosach, bezwładny jak pękiwodorostównakamienistejplaży.

Yarvipatrzyłnaniego,zastanawiającsię,ktototaki.Chłopiecczymężczyzna?Zginąłpodczasucieczkiczymężniewalczyłdokońca?

Jakietomiałoterazznaczenie?Kil zaszorował o piach, pokład zadrżał. Yarvi się zachwiał i przytrzymał

ramienia Hurika, żeby nie upaść. Z głuchym hałasem mężczyźni skrócili wiosła,zdjęlizhakówtarczeiskoczylizaburtywpłytkąwodę,źli,żeprzybijajądobrzeguostatni – za późno, żeby szukać chwały i łupów, które były cośwarte. Za rządówkrólaUthrikapływanienakrólewskimokręcietraktowanojakonajwyższyhonor.

ZarządówkrólaYarviegoniebyłożadnymzaszczytem.Część ludzi chwyciła cumę dziobową i wyciągnęła okręt na brzeg, dalej niż

dotarł unoszony falami przyboju trup. Pozostali już pędzili w kierunku Amwend,luzująctrokibroni.Miastopłonęło.

Yarviprzygryzłwargę.Chciałprzejśćnadburtą,zachowującstrzępykrólewskiejgodności,aleimaczpozłacanejtarczywymknąłsięzjegosłabejręki,apłatzaplątałwpołypeleryny iniewielebrakowało, amłodykrólwylądowałby twarząwsłonejprzybrzeżnejbrei.

–Przeklętediabelstwo!–Szarpnięciemuwolniłsięodrzemieni,ściągnąłtarczęz przykurczonej ręki i cisnął ją między skrzynie, na których podczas przeprawysiedzieliwioślarze.

–Najjaśniejszypanie,niepowinieneśjej tuzostawiać–powiedziałKeimdal.–

Page 42: Dla Grace - EduPage

Niejestbezpiecznie…–Walczyłeśzemnąidobrzewiesz,ilewartajestmojatarcza.Jeśliniezdołam

zatrzymać przeciwnika mieczem, uratuje mnie tylko ucieczka. Bez tarczy będęszybszy.

–Alenajjaśniejszypanie…–Tokról–zagrzmiałHurik,grubymipaluchamiszarpiącszpakowatąbrodę.–

Jeślikażewszystkimodrzucićtarcze,takmabyć.– Ci, co mają dwie sprawne ręce, mogą swoje zatrzymać. – Yarvi zsunął się

wpłytkąwodęizaklął,bozimnafalazmoczyłagopopas.Wmiejscu, gdzie piach ustępował trawie, nowi niewolnicy, powiązani linami,

czekali, aż zostaną zapędzeni na pokład jednego z okrętów. Byli umazani sadzą,a szeroko otwarte oczy patrzyły ze strachem i niedowierzaniem na bestie, któreprzygnałymorzem i skradły imwolność.NieopodalgrupkawojownikówYarviegograławkościoichubrania.

–StryjOdemprosi,abyśdoniegodołączył,najjaśniejszypanie–poinformowałjedenznich, po czymnachmurzonywstał z ziemi i kopnąłpochlipującego starca,takżetenpadłnatwarz.

– Gdzie? – Yarvi poczuł nagle suchość w gardle. Język przywarł mu dopodniebienia.

–Nawieży.–Mężczyznawskazałgórującąnadmiastemkamiennąbudowlęnaskrajuklifu.Pojednejstroniefaletłukływściekleoskałyujejpodnóża,apodrugiejpieniłysięwodyniewielkiejzatoczki.

–Niezamknęlibram?–spytałKeimdal.– Zamknęli, ale trzech synów dowódcy zostało za murami. Odem poderżnął

gardłojednemuizagroził,żezabijepozostałych,jeślinieotworzą.–Notootworzyli–dorzuciłinnywojownikizarechotał,boudałmusięrzut.–

Noweonucedlamnie!Yarvi wytrzeszczył oczy. Nie podejrzewał uśmiechniętego stryja o takie

okrucieństwo.NoalewkońcuOdembyłztegosamegonasieniacoojciecYarviego– który w gniewie zostawił na synu niejedną pamiątkę – i ich brat Uthil, który

Page 43: Dla Grace - EduPage

wprawdzie przepadł na morzu, lecz na samo wspomnienie jego niezrównanejbiegłościwewładaniumieczemwojownicyrozrzewnialisiędołez.Czasaminawetpodspokojnąpowierzchniąkryłysięsrogieprądy.

–Bodajbyściesczeźli!Kobieta chwiejniewyszła z szereguniewolników,najdalej jakpozwalała na to

lina,którąbyłazwiązanazpozostałymi.Posklejanekrwiąwłosyoblepiałyjejtwarzzjednejstrony.

–Zgniłykrólzezgniłegokraju,niechMatkaWódpochłonie…Jedenzwojownikówciosempowaliłjąnaziemię.– Utnij jej język! – Drugi szarpnięciem za włosy odciągnął głowę kobiety,

atrzecidobyłnoża.– Nie! – zawołał Yarvi. Mężczyźni odwrócili ku niemu wykrzywione twarze.

Ten, kto obrażał króla, obrażał również ich. Nie było sensu nawet wspominaćo litości. – Z językiem dostaniemy za nią lepszą cenę – oświadczył i nierównymkrokiemruszyłwstronęwarowni,czując,jakciężkakolczugaszorujemuoramiona.

–Jesteśsynemswojejmatki,najjaśniejszypanie–stwierdziłHurik.–Aczyimmiałbymbyć?Kiedy jego ojciec i brat z błyskiemw oku rozprawiali o słynnych najazdach,

bohaterskichwyczynach iwspaniałych łupach, on siedział na drugimkońcu stołu,marząc, że kiedyś wyruszy na prawdziwą wyprawę, bo to było zadanie godnemężczyzny. Dopiero teraz na własne oczy zobaczył, jak to wygląda, i udziałwzbrojnymwypadziejużniewydawałmusięgodnypozazdroszczenia.

Zanim dotarli domiasta,walka dobiegła końca – jeśli to, co się tu rozegrało,byłowarte takiegomiana– leczYarvi i takmiałwrażenie,że trafiłwsamśrodekkoszmaru.Oblanypotem,przygryzałwnętrzepoliczkainerwoworeagowałnakażdygłośniejszydźwięk.Zewsząddobiegałykrzykiiśmiechy.Sylwetkiludziprzemykałyna tle rozedrganych oparów i płomieni. Dym drapał w gardle.Wrony triumfalniekrakały, zataczając na niebie kręgi. One odniosły największe zwycięstwo. MatkaWojna, opiekunka czarnych ptaków,Ta, która zabiera poległych i zaciska otwartądłoń w pięść, tańczyła dziś radośnie, podczas gdy Ojciec Pokój chował twarz

Page 44: Dla Grace - EduPage

w dłoniach i ronił łzy. Tu, na odwiecznej granicy między ziemiami VansterówiGettów,OjciecPokójczęstopłakał.

Czarnycieńwieżygórowałnadwszystkim,auszywypełniałogłuszającyhukfal,którerozbijałysięoskałyujejpodnóżapoobustronach.

– Stać – nakazał Yarvi. Oddychał ciężko i kręciło mu się w głowie. Twarzswędziałagoodpotu.–Pomóżciemizdjąćkolczugę.

–Najjaśniejszypanie–zdenerwowałsięKeimdal.–Muszęzaprotestować!–Tozaprotestuj.Apotemrób,cokażę.–Moimobowiązkiemjestdbaćotwojebezpieczeństwo…– W takim razie wyobraź sobie hańbę, jaką na siebie ściągniesz, gdy umrę

zgorącawpołowiewspinaczkinawieżę!Huriku,rozepnijmocowania.–Takjest,najjaśniejszypanie.Wspólnymisiłami ściągnęlizniegokolczugę iHurikprzerzucił ją sobieprzez

wielkieramię.– Prowadź dalej – Yarvi warknął do Keimdala, męcząc się ze złotą klamrą

peleryny ojca – zbyt obszernej i owiele dla niego za ciężkiej.Beznadziejna lewarękadoniczegosięnienadawała,azapięciebyłosztywnejak…

Stanąłjakwryty,zdumionywidokiem,którypowitałgozaotwartąbramą.–Otożniwo–oznajmiłHurik.Wąski plac przy wieży był zasłany trupami. Leżało ich tam tyle, że Yarvi

z trudemznajdowałmiejscedla stóp.Wśródmartwychwidziałkobiety i…dzieci.Wkołobzyczałymuchy.Dopadłygomdłości,alezdołałnadnimizapanować.

Byłkrólem,akrólapowiniencieszyćwidoktrupówjegowrogów.Jedenzwojownikówstryjasiedziałprzywejściudowieży,spokojnieczyszcząc

topór,jakgdybywłaśniezakończyłzwykłećwiczenia.–GdziejestOdem?–mruknąłdoniegoYarvi.Mężczyznaspojrzałnaniego,mrużącoczy,izuśmiechempokazałnawieżę.–Nagórze,najjaśniejszypanie.Yarviminąłgoiwszedłdośrodka.Oddechbrzmiałgłośnonawąskichschodach,

stopyszurałyokamiennestopnie.Musiałbezustannieprzełykaćślinę,którazbierała

Page 45: Dla Grace - EduPage

musięwustach.Napoluwalkinieobowiązujążadnezasady–takmawiałojciec.Piął się coraz wyżej w rozedrganym półmroku, za plecami mając Hurika

iKeimdala.Namoment zatrzymał się przy szczelinie okna, żebypoczućwiatr napłonącej twarzy.Wdolezobaczył faleuderzająceo skalną ścianę i zdusiłwsobiestrach.

Pamiętałsłowamatki:Postępujjakkról.Mówjakkról.Walczjakkról.Na szczycie znajdował się podest wsparty na belkach i okolony drewnianą

balustradą, która sięgała Yarviemu do uda – zbyt niską, bo mógł widzieć, jakwysokosięwspięli.Znowupoczułmdłościizawrotygłowy.ZtejwysokościOjciecZiemiiMatkaWódwydawalisiętacyodlegli.PuszczeVansterlanduciągnęłysięażpohoryzont.

Stryj Yarviego spokojnie patrzył na płonąceAmwend. Słupy dymu przecinałyziemistoszare niebo szerokimi smugami, maleńcy wojownicy kończyli dziełozniszczenia,aokręcikiczekaływszeregu,tamgdziewodastykałasięzkamienistymbrzegiem, aby zabrać na pokład krwawe żniwo.Towarzyszyłmu tuzin najbardziejdoświadczonych członków gwardii, między którymi klęczał więzień odzianywpięknążółtą szatę, związany izakneblowany,zposiniaczoną,opuchniętą twarząistrąkamidługichwłosówposklejanychkrwią.

–Pracowitydzień!–zawołałOdem,zuśmiechemoglądającsięprzezramięnabratanka. –Wzięliśmy dwustu niewolników, sporo bydła, niezłe łupy i spaliliśmyjedenzgrodówGrom-gil-Gorma.

– A gdzie on sam? – spytał Yarvi. Starał się zapanować nad oddechemi przynajmniej mówić jak król, bo dumna postawa i walka nigdy nie były jegomocnymistronami.

Odemskrzywiłsiękwaśno.–Podejrzewam,żeŁamaczMieczyjestjużwdrodze.Jakmyślisz,Huriku?–Napewno.–Wojownikwyprostował imponującychrozmiarówsylwetkę,gdy

wyszedł na szczyt wieży. – Jatka zawszewabi tego starego niedźwiedzia, tak jakiprzyciągamuchy.

Page 46: Dla Grace - EduPage

– Czas zebrać naszych ludzi. Za godzinę musimy być na morzu – zarządziłOdem.

–Wypływamy?–zdziwiłsięKeimdal.–Takszybko?Yarviego ogarnęła złość. Mdliło go i był zmęczony. Wściekał się na własną

słabość,nabezwzględnośćstryjainaświatzato,żebył,jakibył.– Tak ma wyglądać nasza zemsta, stryju? – Zdrową ręką machnął w stronę

płonącegogrodu.–Nakobietach,dzieciachistarcach?GłosOdemabrzmiałkojąco,jakzawsze.Byłłagodnyjakwiosennydeszcz.– Wszystkich krzywd nie da się pomścić za jednym zamachem. Lecz ty nie

musiszdłużejzaprzątaćsobietymgłowy.– Przecież przysięgałem – warknął Yarvi. Od dwóch dni jeżył się za każdym

razem, gdy słyszał słowa „najjaśniejszy panie”, tymczasem teraz zirytował sięjeszczebardziej,kiedyichzabrakło.

–Rzeczywiście.Samsłyszałemiodrazuprzyszłomidogłowy,żetakpoważnejprzysięgi trudno będzie dotrzymać. – Odem wskazał klęczącego więźnia, którypróbowałcośwystękaćprzezknebel.–Onuwolnicięodjejciężaru.

–Ktototaki?–DowódcaAmwend.Ten,którycięzabił.Yarviwytrzeszczyłoczy.–Jakto?– Próbowałem go powstrzymać.Ale tchórzmiał ukrytą broń. – Stryj podniósł

rękę,wktórejtrzymałdługisztyletorękojeścizczarnegogagatu.PomimomęczącejwspinaczkinawieżęYarviegozmroziłood stópażpoczubekgłowy.–Pogrążonyw żalu będę się obwiniał, że zareagowałem za późno i nie zdołałem ocalićukochanegobratanka.–Bezdusznie, jakbyćwiartowałmartwezwierzę,Odemwbiłostrzemiędzy szyję i ramięmężczyzny,po czymkopniakiempchnąłgona twarz.Wokółtrupazaczęłasiętworzyćkałużakrwi.

–Cotymówisz?–spytałpiskliwieYarvi.Głosmusięzałamał.Naglezdałsobiesprawę,iluludzistryjagootacza.Wszyscyzbroniąiwpancerzach.

Odem ruszył ku niemu spokojnie – och, jak spokojnie – i chłopak zrobił krok

Page 47: Dla Grace - EduPage

wtył,apotemjeszczejeden.Cofałsięnadrżącychnogachażdoniskiejbalustrady,zaktórączekałaprzepaść.

– Pamiętam noc, gdy przyszedłeś na świat. – Głos stryja wydawał się zimnyirównyjaklódnajeziorzezimą.–Twójojciecwściekałsięnabogów,gdyzobaczyłtocoś,comaszzamiastręki.Janatomiastprzytobiezawszesięuśmiechałem.Byłbyz ciebie niezły błazen. – Odem uniósł brwi i westchnął. – Ale czy moja córkazasługuje,abydostaćzamężajednorękiegosłabeusza?IczyGettlandzasługujenatakiegopółkróla?Nakalekę,który jestmarionetkąwrękachmatki?Nie,bratanku.Coto…tonie!

KeimdalchwyciłYarviegozarękęipociągnąłzasiebie.Ześwistemstalidobyłmiecza.

–Trzymajsięzamną,najjaś…KrewtrysnęłanatwarzYarviego.Przezmomentnicniewidział.Keimdalosunął

się na kolana, prychając i gulgocząc. Dłonie zacisnął na szyi. Spomiędzy jegopalców sączyła się ciemna ciecz. Yarvi zerknął w bok i zobaczył wykrzywionąwściekle twarz Hurika, który w ręku trzymał nóż. Ostrze umazane było krwiąKeimdala.KolczugęYarviegozbrzękiemupuściłpodnogi.

–Musimyzrobićto,conajlepszedlaGettlandu–oznajmiłOdem.–Zabićgo!Yarvirozdziawiłustaizachwiałsięniepewnie.Hurikchwyciłgozapelerynę.Rozległ się cichy brzdęk i zapięcie masywnej złotej klamry ustąpiło. Nagle

uwolnionyYarvizatoczyłsiędotyłu.Nogamizawadziłobalustradęizkrzykiemprzeleciałnadnią.Miałwrażenie,żeskały,morzeiniebozawirowaływokół.KrólGettlanduspadał

ispadał,ażwodauderzyłagozsiłą,zjakąmłotwaliwżelazo.IMatkaWódzagarnęłagowchłodneobjęcia.

Page 48: Dla Grace - EduPage

Y

WRÓG

arvi ocknął się w ciemnościach, dławiony masą pęcherzyków powietrza.Zacząłsięmiotaćiobracaćzjednąmyślą–jakprzeżyć.

Widoczniebyłjeszczedoczegośpotrzebnybogom,bokiedymiałwrażenie,żezachwilępęknąmużebra,jeśliniewciągniedopłuctego,cogootacza–wszystkojedno,czytomorzeczyniebo–jegogłowaprzebiłapowierzchnię.Wodachlusnęłamuwtwarz,oślepiającgo.Zakaszlałigwałtowniemachnąłnogami,aleprądznowuwessałgowgłąb,porwałizacząłobracaćjakkukłę.

Spiętrzona fala cisnęła nim na skałę. Odruchowo chwycił się ostrych pąkli ioślizłychzielonychwodorostów.Zdołałsięprzytrzymać izaczerpnąć tchu.Chwilęwalczył z klamrą, żebyodpiąćpas zmieczem,który ciągnął gow topiel.Mięśnienógbolałygopotwornie,gdywalczyłzbezlitosnymmorzem,próbującsiępozbyćołowianychbutów.

Zebrałw sobie całą siłę, zaczekał, ażuniesiegokolejna falaprzyboju, i drżączwysiłku,wciągnął się nawąską kamienną półkę, którą raz po razmoczył słonyprysznicpełenchełbiiostrychmuszliskałoczepów.

Miałszczęście,żeniezginął,alewcalenieczułsięszczęściarzem.Znajdował się w wąskiej zatoczce po północnej stronie wieży. Spienione fale

wściekle tłukłysięowyszczerbione,stromebrzegi iwgryzaływskały,mlaszcząc,pluszcząc i chlapiąc fontannami lśniących kropel. Odgarnął mokre włosy z oczuiplunąłsolą.Gardłopaliłogopotwornie,otartaskórarąk–tejzdrowejitejkalekiej–piekła.

Ryzykowna decyzja, żeby zdjąć kolczugę, ocaliła mu życie, ale gruby kaftan,którymiałpodnią,nasiąkłwodą.Yarviszarpnąłzatasiemkiizdołałgościągnąć,poczymskuliłsięprzyskalnejścianie,dygocząc.

–Widziszgo?–zawołałktośnagórze,takblisko,żeYarviprzywarłdośliskiej

Page 49: Dla Grace - EduPage

skałyiprzygryzłjęzyk.–Jakniczginął.–Drugigłos.–Roztrzaskałsię.MatkaWódjużgozabrała.–Odemchce,żebymuprzynieśćciało.–Toniechsamjełowi.– Albo pośle Hurika. – Do rozmowy włączył się trzeci głos. – Przez niego

krzywulecspadłzwieży.–Któremupierwszemukażesziśćdokąpieli?OdemowiczyHurikowi?Rozległysięśmiechy.–Gormjużjestniedaleko.Niemaczasunaszukaniejednorękichtopielców.– Trzeba wracać do łodzi, a królowi Odemowi powiedzieć, że jego bratanek

przystrajagłębiny…Głosyoddaliłysięwkierunkuplaży.KrólowiOdemowi.Stryj był dla niego jak ojciec, zawsze umiał pocieszyć, uśmiechał się ze

zrozumieniemikierowałbratankiem,kładącmunaramieniudłoń…Wichżyłachpłynęłatasamakrew!Yarvitrzymałsięskałyzdrowąręką,akalekązwinąłwdrżącąpięść.Gniewojcaobudziłsięwnimztakąsiłą,żeztrudemoddychał.Przypomniałsobie słowamatki:Nie zaprzątaj sobie głowy tym, co już się stało, a skup się natym,codopierocięczeka.

Matka.Namyśloniej zaszlochał żałośnie.ZłotaKrólowazawszewiedziała, co robić.

Alejakmiałdoniejwrócić?Jegookrętywłaśnieodbijałyodbrzegu.Wkrótcemielisię tuzjawićVansterowie.Musiałzaczekaćdozmroku,apotemprzedostaćsiędogranicyiruszyćnapołudniedoThorlby.

Zawszejestsposób.Jeślibędziemusiałprzejśćstomilprzezpuszczębezbutów,zrobito.Zemścisię

napodłymstryjuinazdrajcyHuriku.OdzyskaCzarnyTron.Przysięgał to sobie raz po raz, patrząc, jak Matka Słońce kryje oblicze za

skałamiicieniesięwydłużają.Zapomniał jednakobezwzględnymmścicielu–przypływie.Wkrótce lodowate

Page 50: Dla Grace - EduPage

faledosięgłyskalnegowystępu,któregokurczowosiętrzymał.Zimnawodaobmyłamu bose stopy, dosięgła kostek, potem kolan. Morze wdzierało się do wąskiejzatoczki z coraz większą zaciętością. Chętnie rozważyłby różne możliwości, leczżebytozrobić,musiałbymiećwięcejniżjedną.

Mógłtylkowspiąćsięwyżej.Rozdygotanyizmęczony,obolałyiprzemarznięty,szlochał i przeklinał Odema, szukając na śliskiej skale oparcia dla dłoni i stóp.Ryzykobyłoogromne,alewolałnie liczyćna łaskęMatkiWód,bokażdyżeglarzwie,żeonaniemalitości.

Resztką sił pokonał ostatnią krawędź i przez chwilę leżał w krzakach, dyszącciężko.Wkońcuzjękiemprzekręciłsięnabrzuchizacząłpodnosić.

Nagle coś łupnęło gow głowę,wydarło z niego przerażony krzyk iwypełniłoczaszkębłyskiem.Ziemia się zakołysała i uderzyłagowbok.Dźwignął się zniejpółprzytomny,plująckrwią.

–Hej,togettlandzkipies,spójrzcienajegowłosy.Pisnął,gdyktośgozanieszarpnął.–Raczejszczeniak.CzyjśbuttrafiłgowtyłekiYarvipadłnatwarz.Odczołgałsiękawałek,zanim

powalił go kolejny kopniak. Nad nim stali dwaj mężczyźni. Dwaj wojownicyw kolczugach zwłóczniami.Na pewnoVansterowie, choć tylko długiewarkoczewokółwykrzywionychmord różniły ich od tych, którzy przyglądalimu się srogopodczasćwiczeńfechtunku.

Dlanieuzbrojonychwszyscyzbrojniwyglądalijednakowo.–Wstawaj–nakazałjedeniprzetoczyłgonogą.–Najpierwprzestańmniekopać–wystękałYarvi.Za zuchwałość dostał drzewcem włóczni z drugiej strony głowy i postanowił

więcejsięnieodzywać.Jedenzmężczyznszarpnąłgodogóryzakołnierzporwanejkoszuliipociągnąłzasobą.Yarvipróbowałprzebieraćnogami.

Wkoło roiło się od piechurów i jezdnych. Byli też zwykli ludzie – możemieszkańcy grodu, którzy zdołali zbiec, zanimwrogie okręty przybiły do brzegu,aterazwrócilidoruinswoichdomów.Umazanisadzą,ześladamiłeznapoliczkach,

Page 51: Dla Grace - EduPage

przeszukiwali pogorzelisko. Ciała zabitych układano już do spalenia. Wiatr znadmorzaszarpałcałunami.

AleYarvipotrafiłsięużalaćjedynienadsobą.–Klękaj,psie!Znowu pchnięto go na ziemię i tym razem nie próbował się podnosić. Każdy

oddechbyłjękiem,aobitatwarzpulsowałabólem.– Co my tu mamy? – Nowy głos zabrzmiał czysto i dźwięcznie, jak gdyby

śpiewałpieśń.–ToGett.Wylazłzmorzaoboktwierdzy,najjaśniejszypanie.–MatkaWódwyrzucanabrzegniezwykłedary.Spójrznamnie,morskistworze.Yarvizlękiempodniósłobolałągłowę.Najpierwzobaczyłdwawielkiebuciory

zezdartymistalowyminosami.Potemluźnespodniewczerwoneibiałepasy.Grubypas ze złotą klamrą oraz rękojeści wielkiego miecza i czterech noży. Stalowąkolczugę z zygzakamiwtopionegow nią złota. Na potężnych barkach białą skóręwilka z łbem, w którego pustych oczodołach osadzono dwa granaty. Na piersiłańcuchzpomieszanychguzówzłota,srebraimrugającychklejnotów–tyległowicukręconychzmieczypokonanychwrogów,żeichsznuroplatałpieńszyitrzykrotniei zwisał do pasa. Wreszcie, tak wysoko, że mężczyzna wydawał się olbrzymem,Yarviujrzałpobrużdżonątwarz–wykrzywionąjakpochyloneprzezwiatrdrzewo–długie włosy i rozwianą dziko brodę poprzetykaną srebrnymi pasmami, a wokółoczu i wygiętych ust zmarszczki uśmiechu. Był to uśmiech człowieka, któryprzyglądasiężuczkom,myśląc,któregozgnieść.

–Cośtyzajeden?–spytałolbrzym.– Zwykły kuchta. – Słowa zabrzmiały niewyraźnie w pełnych krwi ustach.

Kaleką rękę cofnął jak najgłębiej w rękaw, aby go nie zdradziła. –Wpadłem domorza.

„Dobry kłamca wplata w opowieść jak najwięcej prawdy”, powiedziała mukiedyśMatkaGundring.

–Możepobawimysięwzgadywanki?–Olbrzymowinąłpasmodługichwłosówwokółpalca.–Kimjestem?

Page 52: Dla Grace - EduPage

Yarvigłośnoprzełknąłślinę.Niemusiałzgadywać.–Nazywają cięGrom-gil-Gormem,ŁamaczemMieczy iTwórcąSierot. Jesteś

królemVansterów.–Punktdlaciebie!Brawo!–Gormklasnąłwpotężnedłonie.–Nagrodęustalimy

później. Rzeczywiście jestem królem Vansterów, również tych nieszczęśników,których twoi pobratymcy z Gettlandu ograbili, zmasakrowali i wzięli w niewolę,wbrewżyczeniomNajwyższegoKrólazeSkeken,któryzakazałdobywaniamieczy.Uwielbiapsućnamzabawę,alecomożnanatoporadzić.–Gormomiótłwzrokiemruiny.–Uważasz,kuchto,żetutejszychmieszkańcówspotkałsprawiedliwylos?

–Nie–wychrypiałYarviiniebyłotokłamstwo.Obokkrólastanęłakobieta.Jejgłowęporastałakróciutkaczarno-siwaszczecina,

a długie, blade ręce od ramienia po czubki palców pokryte były niebieskimiwzorami.NiektóreYarvipamiętałzksiąg:diagramypomagająceczytaćprzyszłośćzgwiazd,kręgiwkręgachwyznaczającezależnościmiędzyMałymiBogami,atakżerunypór, odległości iwielkości – tychpożądanych i tych zakazanych.Na jednymprzedramieniu tłoczyło się pięć bransolet elfów, prastarych cennych obręczy zezłota,staliilśniącychokruchówszkła–talizmanówzwyrytymisymbolami,którychznaczeniezaginęłowmrokachdziejów.

Odrazusiędomyślił,że toMatkaScaer,ministerGorma.WłaśnieonaposłaładoMatkiGundringgołębia,wabiącojcaYarviegowzasadzkęobietnicamipokoju.

– Jak brzmi imię władcy Gettlandu, na którego rozkaz dokonano tu rzezi? –spytałagłosem,którybrzmiałostroiprzenikliwiejakskrzekptaka.

– Odem – odparł Yarvi, z bólem uświadamiając sobie, że taka właśnie byłaprawda.

Ustakobietysięskrzywiły,jakgdybypoczuławnichkwaśnysmak.–Zatemliszabiłswegobratawilka.–Zdradliwebestie.–Gormwestchnął,wzamyśleniuobracającjednązgłowicna

łańcuchu. – Byłem niemal tak pewien takiego obrotu spraw jak tego, że MatkaSłońcewędrujeponiebieszlakiemOjcaKsiężyca.

–TotyzabiłeśkrólaUthrika–prychnąłYarvi,plująckrwią.

Page 53: Dla Grace - EduPage

–Takmówią? –Gormuniósł potężne barki.Rękojeści zatkniętej za pas bronidrgnęły. – Dlaczego więc nie rozgłaszam tego wszem i wobec? Dlaczego moiskaldowie nie układają o tym pieśni? Czyż taki triumf nie pasuje do żwawejmelodii? – Zaśmiał się i opuścił ramiona. – Łapy mam umazane czerwienią popachy, kuchto, bo przelewanie cudzej krwi sprawia mi największą przyjemność.Niestety,zesmutkiemprzyznaję,żeniewszyscyginązmojejręki.

Jeden ze sztyletów przesunął się do przodu, rogowa rękojeść wycelowaław Yarviego. Mógłby ją chwycić. Gdyby był taki jak jego ojciec czy brat alboKeimdal,któryzginął,broniącswojegokróla…tak,wtedyzłapałbyzanóż,zatopiłgowbrzuchuGrom-gil-Gormaidopełniłprzysięgi.

– Chciałbyś dostać tę błyskotkę? – Gorm sam dobył noża, ujął go za lśniąceostrzeiwyciągnąłrękojeściąwstronęYarviego.–Tojąsobieweź.Wiedzjednak,żejeszczewkołysceowionąłmnieoddechMatkiWojnyiprzepowiedziano,żeżadenmążniezdołamniezabić.

Ależ wielki się wydawał, gdy tak stał na tle pobielałego nieba, z rozwianymwłosem,wlśniącejkolczudzeizciepłymuśmiechemnapobrużdżonejtwarzy.CzyYarvinaprawdępoprzysiągłzemścićsięnatymolbrzymie?On,marnypółczłowiekz jedną chudą, bladą ręką?Pewnie śmiałby się teraz z takiej arogancji, gdyby niedygotałzzimnaistrachu.

–Każmygoprzywiązaćdopalinabrzegu iwyprućmubebechy, żebyułatwićzadaniewronom–orzekłaministerGorma,utkwiwszywYarvimniebieskieoczy.

–Zawsze takmówisz,MatkoScaer. –Gormschował sztylet zapas.–Tyle żewronynigdymiza toniedziękują.Spójrznaniego.To tylkomłodzik.Nieon jestsprawcątegogwałtu…–władcaVansterówbyłbliższyprawdy,niżsądził–…tylkoszlachetnykrólOdem.Niemuszęzdobywaćsobiesławyzabijaniemsłabych.

– A sprawiedliwość? – Minister ze srogą miną obejrzała się na przykrytecałunami trupy.Mięśnie po bokach jej ogolonej głowy poruszyły się wyraźnie. –Szarakisągłodnezemsty.

Gormwydąłwargiiwydałdźwiękprzypominającypierdnięcie.– Taki już los szaraków, żewiecznie są głodne.Niczego się nie nauczyłaś od

Page 54: Dla Grace - EduPage

ZłotejKrólowejGettlandu,mądrej ipięknejLaithlin?Pocozabijaćcoś,comożnasprzedać?Zakućgorazemzpozostałymi.

Yarvidobyłzsiebieskrzekprzerażenia,gdyjedenzwojownikówszarpnąłgodogóry,adrugiwmgnieniuokazałożyłmunaszyjężelaznąobręcz.

–Jeślizmieniszzdaniecodotegonoża,odszukajmnie–zawołałzanimGorm,wciążsięuśmiechając.–Tymczasemżegnaj,byłykuchto!

–Zaczekajcie!– syknąłYarvi, pojmując, cogoczeka.Paniczniepróbował cośwymyślić,żebytoodwlec.–Zaczekajcie!

–Naco?–spytałaMatkaScaer.–Zatkajciegowreszcie,żebyniebiadolił.Kopnięciewżołądeksprawiło,żezabrakłomutchu.Przeciągniętogodopniaka.

Jeden z wojowników przytrzymał krztuszącego się chłopaka, a drugi przyniósłżelaznybolec,jeszczeżółty,świeżowyjętyzognia,iwsunąłgoobcęgamiwotworyna obu końcach obręczy. Pierwszy Vanster uderzył młotem, ale źle wymierzyłiobuchześlizgnąłsiębokiem,pryskającstopionymżelazemnaskóręYarviego.

Nigdy w życiu nie czuł takiego bólu. Kwiczał jak zarzynane prosię, wyłi szlochał gwałtownie, próbując się wyrwać, ale jeden z oprawców cisnął gowcuchnącąkałużę.Gorąceżelazozasyczało.

–Ojednegokuchtęmniej.–ObliczeMatkiScaerbyłobiałejakmlekoigładkiejakmarmur, aw niebieskich jak zimowe niebo oczach nie dostrzegł nawet cienialitości.–Ojednegoniewolnikawięcej.

Page 55: Dla Grace - EduPage
Page 56: Dla Grace - EduPage
Page 57: Dla Grace - EduPage

Y

NAJTAŃSZYTOWAR

arvikucałwcuchnącychciemnościach,palcamibadającżywe ranyna szyii świeże strupy na byle jak ogolonej głowie.We dnie się pocił, a nocamidygotał, słuchającżałosnych jęków ipróżnychmodlitw, jakiewkilkunastu

językach dobywały się z zachrypniętych gardeł ludzkiego śmiecia. A z jego –najgłośniej.

Na górze prezentowano najlepszy towar – czysty, dobrze nakarmiony,wwypolerowanychobręczach–rozstawionywzdłużulicy,abyprzyciągałklientów.Słabszych, mniej zręcznych i nie tak urodziwych na tyłach sklepu przykuwanołańcuchami do krat i bito, dopóki nie nauczyli się uśmiechać do kupujących. Nasamymdole,wciemnościachibrudzie,trzymanostarych,chorychikalekich,którzymusieliwalczyćmiędzysobąoochłapyjakświnie.

Na ogromnym targu niewolników w Vulsgardzie, stolicy Vansterlandu, każdymiałswojącenęiniemarnowanopieniędzynatych,naktórychniedałosięzarobić.Zwykłybilansstratizysków–żadnychsentymentów.TutajwszyscymoglipoznaćswojąwartośćiYarviusłyszałto,cooddawnapodejrzewał.

Byłprawienicniewart.Początkowo snuł plany, opracowywał strategie i marzył o zemście.

Prześladowały go miliony myśli o tym, co mógł zrobić inaczej… ale żadna niemówiła,comiałzrobićteraz.Nawetgdybywykrzyczał,żejestprawowitymwładcąGettlandu, kto by mu uwierzył? Sam prawie w to nie wierzył. A gdyby znalazłsposób, aby przekonać innych? Przecież miał do czynienia z handlarzaminiewolników.Napewnozażądalibyokupu.Ico?KrólOdemzuśmiechempowitałbyzaginionego bratanka i troskliwie się nim zajął? Bez wątpienia! Z uśmiechemlekkimiłagodnymjakpłatkiśniegu.

Yarvisiedziałwięcskulonywtymohydnymbagnie.Zdumiewałogo,doczego

Page 58: Dla Grace - EduPage

możeprzywyknąćczłowiek.Drugiejdobyjużprawienieczułsmrodu.Trzeciej kulił się w ciasnej gromadzie z zapomnianymi przez bogów

towarzyszami,wdzięcznyzaodrobinęciepławchłodnąnoc.Czwartejgrzebałwcuchnącychodpadkachz takimsamymzapałem jak reszta,

kiedywporachposiłkówrzucanoimzgóryochłapy.Piątejjużprawieniepamiętałtwarzyludzi,którychkiedyśznał.Rodzonamatka

mieszałamusięzMatkąGundring,zdradzieckistryj izamordowanyojciecstopilisięwjednąpostać,HurikanieodróżniałodKeimdala,aIsriunstałasięduchem.

Zadziwiające, jak szybko król może się stać zwierzęciem… a raczej półkrólpółzwierzęciem.Możenawetci,którychstawiamynad innymi,niewznosząsięażtakwysokonadgnój.

Niedługopowschodziesłońca,wsiódmejdobiegniciawtymstworzonymprzezczłowiekapiekle,gdynagórzewrzaskihandlarza,któryoboksprzedawałściągnięteztrupówzbroje,zaczęłykonkurowaćzeskrzekiemmorskichptaków,Yarviusłyszałnazewnątrznowegłosy.

–Szukamyludzidowioseł.–Pierwszybyłgłębokimgłosemmężczyzny,którynazywarzeczypoimieniuiniedajesięwodzićzanos.

–Trzebanamdziewięciuparrąk–zawtórowałmudrugi,łagodniejszyibardziejsubtelny.–Podrżączcemamywławachluki.

–Oczywiście,moidrodzy!–Głoswłaścicielasklepu–iwłaścicielaYarviego–miał w sobie ciepłą słodycz miodu. – Spójrzcie na Nameva, pojmanego w walceczempionaplemieniaShendów.Widzicie,jakijestwysoki?Ijakiemabary.Mógłbysamnapędzaćcaływaszokręt.Lepszegonieznajdziecie…

Pierwszyklientprychnął.–Gdybyzależałonamnajakości,szukalibyśmytowarunadrugimkońcuulicy.–Niktniesmarujeosinajlepszymolejem–zawtórowałmudrugi.Odgłoskrokówiopadającedrobinkikurzu.Ruchomecienieprzesłoniłyświatło,

które wdzierało się na dół przez szpary między deskami nad głową Yarviego.Niewolnicy znieruchomieli. Starali się oddychać jak najciszej, żeby słyszeć

Page 59: Dla Grace - EduPage

rozmowę. Dotarł do nich stłumiony głos handlarza, już nie tak miodowy jakwcześniej.

– Tu macie sześciu zdrowych Inglingów. Słabo znają Mowę, ale dobrzerozumiejąbat.Nadająsiędociężkiejrobotyisprzedamichpookazyjnejcenie…

–Dobrymtłuszczemteżniesmarujeszosi–odezwałsiędrugiklient.–Gdzietrzymaszpakismar,handlarzu–warknąłpierwszy.Zawilgocone zawiasy zgrzytnęły i drzwi na szczycie schodów się otwarły. Na

widok światła niewolnicy ze strachu skulili głowy i zbili się w ciasną gromadę,Yarvi również. Niewolnikiem był od niedawna, ale w strachu miał sporedoświadczenie. Nie szczędząc przekleństw i razów kijem, handlarz ustawił ichwnierówny,chrapliwiedyszącyszereg.Łańcuchywydzwaniałyżałosnąmelodię.

–Schowajrękę–syknąłdoYarviegoichłopakcofnąłdłońwłachmanrękawa.Wtejchwilipragnąłjedynie,żebyktośgokupił,stałsięjegowłaścicielemizabrałztegocuchnącegopiekłanazewnątrz,doMatkiSłońca.

Dwajkupującypowolischodzilipostopniach.Pierwszybyłłysiejącyikrępy,zezwiniętymbatemupasa.Groźnie łypał spod zrośniętychbrwi, jakbyostrzegał, żelepiej z nim nie zadzierać. Drugi wydawał się sporo młodszy, wysoki, smukłyi przystojny, z rzadką brodą i cienkimi wargami, które krzywił w kwaśnymgrymasie. Yarvi zauważył błysk obręczy na jego szyi. A zatem sam byłniewolnikiem,choćsądzącpostroju,cieszyłsięłaskąswojegopana.

Handlarzsięukłoniłikijemwskazałszereg.–Tomójnajtańszytowar.Nie zawracał sobie głowy zachwalaniem. Piękne słowa w takim miejscu

brzmiałybyabsurdalnie.– Nędzne odpadki – stwierdził niewolnik, marszcząc nos, bo w podziemiach

panowałpotwornysmród.Jegokrępegotowarzyszatoniezniechęciło.Umięśnionąłapąprzyciągnąłgodo

siebieiprzyciszonymgłosempowiedziałpohaleeńsku:–Szukamyludzidowioseł,niekrólów.Była tomowamieszkańcówSagenmarku i tamtejszychwysp, aYarvi, szkoląc

Page 60: Dla Grace - EduPage

sięnaministra,poznałwiększośćjęzykówludówznadMorzaDrzazg.– Naszej kapitan łatwo nie oszukasz, Triggu – odparł przystojny niewolnik,

nerwowodotykającobręczynaszyi.–Cobędzie,jaksiępołapie,żejąnabraliśmy?–Powiemy,żeniclepszegoniebyło.–Triggchłodnolustrowałmarnytowar.–

A potem dasz jej pełną butelkę i zaraz o wszystkim zapomni. A może już niepotrzebujeszsrebra,Ankranie?

– Dobrze wiesz, że tak. – Ankran poruszył ramionami, żeby się pozbyć rękiTrigga, i jeszcze bardziej sięwykrzywił. Zacząłwyciągać niewolników z szeregu,niezadając sobie trudu,żeby ichdokładniejobejrzeć.–Ten…ten…ten…–JegodłońzawisłanadYarvimipochwilizaczęłasięoddalać…

– Umiem wiosłować, panie. – Było to największe kłamstwo w jego życiu. –Uczyłemsięnarybaka.

Ankranwybrałdziewięciu.WśródnichznalazłsięślepyThroven,któregoojciecsprzedał zamiast krowy, starywyspiarz z przygiętymgrzbietem i kulawyVanster,któryztrudempowstrzymywałkaszel,ażuiszczonozaniegozapłatę.

NoiYarvi,prawowitywładcaGettlandu.Spórocenębyłzażarty,alewkońcuTriggiAnkrandobilitarguzhandlarzem.

Kopczyklśniącychsrebrnychokruchówwylądowałwgarścikupca,niewielkaczęśćtego,cozostało,powędrowałazpowrotemdosakwy,aresztękupującyschowalidokieszeni,czyli–jakzrozumiałYarvi–okradlikapitana.

Szybkopoliczył,żekosztowałmniejniżdobraowca.Niezamierzałjednaknarzekać.

Page 61: Dla Grace - EduPage

W

JEDNARODZINA

iatr Południa kolebał się w porcie. Zupełnie nie przywodził na myślciepłejpołudniowejbryzy.

WporównaniuzszybkimiismukłymiokrętamiGettówwyglądałjakrozbujanypotwór, mocno zanurzony, z wydętym brzuszyskiem oblepionym zielonymiwodorostami i pąklami.Miałdwaprzykrótkiemaszty,dwa tuzinywioseł zkażdejstrony i przysadziste kasztele o wąskich szparach okien przycupnięte na dziobieirufie.

–Witajciewdomu–oznajmiłTriggipchnąłYarviegomiędzydwomasrogimistrażnikaminatrap.

Narufowymkasztelusiedziałaciemnoskóradziewczyna.Machając jednąnogą,przyglądałasięniewolnikom.

–Lepszychnieznaleźliście?–spytałazdelikatnąnutąobcegoakcentu,poczymbezwysiłkuzeskoczyłanapokład.Onarównieżmiałaobrożę,tyleżezeskręconegodrutu, a jej łańcuch był lekki i długi. Kilka zwojów oplotła sobie wokółprzedramienia, jakby właśnie taka ozdoba jej się podobała. Musiała się cieszyćjeszczewiększymiwzględamiwłaścicielaniżAnkran.

Zajrzała w gardło kaszlącemu Vansterowi, cmoknęła z niezadowoleniem,wskazującgarbatygrzbietShenda,izpogardąwydęłapoliczki.

–Naszejkapitanniespodobasiętahołota.–Agdzieżsiępodziewaprześwietnaprzywódczyni?–Ankranmiałminę,jakby

znałodpowiedź.–Śpi.–Pijana?Ciemnoskóra przez moment się zastanawiała, lekko poruszając ustami, jakby

gdybywmyślachcośobliczała.

Page 62: Dla Grace - EduPage

–Trzeźwaniebyła.–Lepiej się zajmujnawigacją,Sumaelo–burknąłTrigg,popychającYarviego

ijegotowarzyszydalej.–Wioślarzetomojadziałka.Kiedy Yarvi ją mijał, szurając nogami, Sumaela przyjrzała mu się spod

przymrużonychpowiek.Nawardzemiałabliznęiwyraźnykarb,przezktórywidaćbyło niewielki trójkąt białego zęba. Chłopak mimowolnie zaczął się zastanawiać,zjakiejpołudniowejkrainypochodziłaijaksięznalazławtychstronach.Nieumiałocenić, czy była starsza czy młodsza od niego, bo włosy miała ostrzyżonekróciuteńko…

Bezuprzedzeniachwyciłagozanadgarstekiobróciłatak,żezestrzępówrękawawyłoniłasiędłoń.

– Ten ma kaleką rękę. – Żadnego szyderstwa w głosie, zwykłe stwierdzeniefaktu, tak jakby w stadzie zauważyła okulałą krowę. – Tylko palec i kciuk. –Próbował wyrwać jej dłoń, ale miała więcej siły, niż sądził. – A i te kiepskowyglądają.

–Przeklętyhandlarz!–AnkranprzecisnąłsiędonichiszarpnąłdłońYarviego,żebyjąobejrzeć.–Mówiłeś,żeumieszwiosłować!

Yarviwzruszyłramionami.–Aleniemówiłem,żedobrze–mruknął.–Czy nikomu na tym świecie niemożnawierzyć? – Sumaelawysoko uniosła

czarnąbrew.–Jakbędziewiosłowałzjednąłapą?– Coś wymyślimy. – Trigg podszedł do niej. – Mamy dziewięć miejsc

idziewięciuniewolników–stwierdził,zatrzymującswójspłaszczonynosnajwyżejopalecodjejspiczastego.–Chybażesamamaszochotęusiąśćnaławie.

Oblizałakarbwwardzeipowolisięcofnęła.–Tojalepiejzacznęwyznaczaćkurs…–Świetnypomysł.KalekędajciedowiosłaJauda.JakieśręcepociągnęłyYarviegoprzejściempośrodkupokładumiędzyławkami,

na których przy każdym potężnym wiośle siedziało trzech ludzi – wszyscyzogolonymigłowami,wszyscychudzi,wszyscywżelaznychobręczach.Patrzylina

Page 63: Dla Grace - EduPage

niegozmieszaninąpolitowania,rozdrażnienia,znudzeniaipogardy.Jakiśmężczyznana czworakach szorował deski pokładu.Zza splątanegokłębu

włosów i brodyonieokreślonymkolorzeniebyłowidać twarzy, lecz sprawiał taknędzne wrażenie, że nawet najchudsi wioślarze wyglądali przy nim jak książęta.Jedenzestrażnikówkopnąłgobezmyślniejakbezpańskiegopsaibiedakodczołgałsięzdrogi,ciągnączasobągrubyłańcuch.Napierwszyrzutokaokrętniewyglądałnadobrzewyposażony,aleokowównanimniebrakowało.

Yarviegozniepotrzebną siłąwciśniętomiędzydwóchniewolników,którzyniewyglądalinaprzyjaźnienastawionych.Nakońcudrągasiedziałwielkipołudniowiecz grubym wałem mięśni w miejscu, gdzie powinien się znajdować jego kark.Zzadartągłowąpatrzyłnakrążąceponiebieptaki.Bliżejotworuwiosłowegotkwiłposępny starzec, niski i krępy, z gęstym, siwymwłosem na umięśnionych rękachi mnóstwem popękanych żyłek na policzkach od życia w surowym klimacie.Bezmyślnieskubałzgrubiałąskóręnaszerokichdłoniach.

–Aniechto–burknąłtenstarszy,kręcącgłową,gdystrażnicyprzykuliYarviegodoławkiobokniego.–Dalinamkalekędowiosła.

– Modliłeś się o pomoc, nie? – odparł południowiec, nie oglądając się natowarzysza.–Tojąmasz.

–Modliłemsięopomocnikazdwiemarękami.– Cieszcie się, żewaszemodlitwy spełniły się choćw połowie – odezwał się

Yarvi.–Jawcalesięniemodliłemotakilos.Mocno zbudowany wioślarz spojrzał z ukosa na Yarviego i kąciki jego ust

uniosłysięnieznacznie.–Jaktrzebapodnieśćjakiściężar, to lepiejdźwigać,niżbiadolić.JestemJaud,

atenskwaszonytoRulf.– Na mnie mówią Yorv. – Yarvi już miał gotową zmyśloną historię. „Pilnuj

kłamstw jak ziarna zimą”, mawiała Matka Gundring. – Byłem pomocnikiemkucharza…

Starszylekkoobróciłgłowęizwprawąstrzyknąłślinązaburtę.–Aterazjesteśnikim,i tyle.Lepiejzapomnij,cobyło, imyślotym,żebynie

Page 64: Dla Grace - EduPage

wypaśćzrytmu.Takjestłatwiej.Jaudwestchnąłciężko.–Niepozwól,żebyRulfzdusiłw tobie radość. Jestkwaśny jakcytryna,ale to

porządnyczłowiek.Dobrzejest,gdyktośtakizabezpieczacityły.–Wydąłpoliczki.–Alenatoraczejniemaszans,skoroskulinasramięprzyramieniu.

Yarvidobyłzsiebienędznychichot,chybapierwszy,odkąddostałsięwniewolę.Amożenawetodkądogłosiligokrólem.Nieśmiałsiędługo.

Drzwi rufowego kasztelu otworzyły się z trzaskiem i na pokład rozkołysanymkrokiemwyszłakobieta.Teatralnymgestemuniosłaobieręceiwrzasnęła:

–Wstałam!Byłabardzowysoka.Miałarysyostrejakujastrzębia,bladąbliznęprzecinającą

ciemnypoliczekinieporządniespiętewłosy.Jejstrójwyglądałjakpatchworktuzinakultur i wydawał się zupełnie niepraktyczny. Przy rękawach jedwabnej koszuliłopotałynitkiprującegosięhaftu,srebrzystefutromierzwiłwiatr,jednadłońtkwiław rękawiczce bez palców, a druga upstrzona była pierścieniami. Koniecwysadzanegokryształamipasarazporazuderzałorękojeśćzakrzywionegomieczaprzypiętegoabsurdalnienisko.

Kopniakiem zmusiła najbliższego wioślarza, żeby się odsunął, oparłazakończony szpicem but o jego ławkę i z szerokim uśmiechem rozejrzała się pookręcie.Międzyzębamibłysnęłozłoto.

Jaknadanyznakniewolnicy,strażizałogazaczęliklaskać.Nieprzyłączylisiędo nich tylko Sumaela, która, wypychając policzek językiem, nie ruszyła się zrufowego kasztelu, nieszczęśnik, który nieprzerwanie skrob-skrobał pokładwprzejściu,iYarvi,byłykrólGettlandu.

–Przeklętasuka–burknąłRulfprzezzaciśniętezęby,bijącbrawo.–Lepiejklaszcz–szepnąłJauddoYarviego.Chłopakpodniósłdłonie.–Dotegonadajęsięjeszczemniejniżdowiosłowania.–Kochanimoi!–zawołałakobieta,zuczuciemprzyciskającupierścienionądłoń

do piersi. – Za bardzo mi schlebiacie! I bynajmniej nie zamierzam was od tego

Page 65: Dla Grace - EduPage

odwodzić.Chciałabymsięprzedstawićnaszymnowymtowarzyszom.NazywamsięEbdelaAricShadikshirram, jestemwaszymkapitanemiopiekunem.Byćmożejużomniesłyszeliście,jakożesłynęnacałymMorzuDrzazg,anawetjeszczedalej,ażpomuryPierwszegozMiast.

Yarviemu jej imię nie obiło się o uszy, ale pamiętał słowa Matki Gundring:„Mądrymówcanajpierwsięuczy,kiedypowinienmilczeć”.

– Mogłabym was zabawiać porywającymi opowieściami o mojej barwnejprzeszłości – ciągnęła Shadikshirram, bawiąc się złotym kolczykiem z długimipiórami,któresięgałydalekozajejramię.–WswoimczasiedowodziłamzwycięskąflotącesarzowejwbitwieoFulkuibyłamfaworytąsamegoksięciaMikedasa,leczniezgodziłamsięzostać jegożoną.SforsowałamteżblokadęInchim,przetrwałamna morzu najstraszniejszy sztorm od czasów rozbicia Bóstwa, upolowałamwieloryba… i tak dalej, i tak dalej…Ale po co tyle gadać?–Czule poklepała popoliczkunajbliższegoniewolnikanatylemocno,żewszyscyusłyszeliplaśnięcia.–Powiemjedynie,żetenokrętjestterazdlawascałymświatem,anajegopokładziejarozkazuję,wysłuchacie.

– My rozkazujemy – włączył się Trigg, omiatając ławy wioślarzy surowymspojrzeniem–awysłuchacie.

–Dzieńprzyniósłnampięknezyski,pomimosmutnejkoniecznościzastąpieniakilkuwaszych braci. –Klamry przy butach Shadikshirram brzęczały, gdy dumnieprzechadzała się między ławkami. – Dziś wszyscy dostaniecie chleb i wino. –Pojedyncze wiwaty nagrodziły hojność przywódczyni. – Wprawdzie należycie domnie…

Triggchrząknąłgłośno.–…orazdopozostałychwspółwłaścicielinaszegodzielnegookrętu…Trigguprzejmiejejprzytaknął.– …lecz wolę myśleć o nas wszystkich jako o jednej rodzinie! – Kapitan

wykonała gest, jakby chciała objąć całą galerę. Szerokie rękawy załopotały nawietrzeniczymskrzydławielkiegoptakawzbijającegosięwpowietrze.–Jajestempobłażliwą babką. Trigg i jego strażnicy życzliwymi stryjami, a wy rozbrykaną

Page 66: Dla Grace - EduPage

dzieciarnią. Razem musimy stawiać czoło bezlitosnej MatceWód, największemuwrogowiżeglarzy.Macieszczęście,mojedzieci,bo łaska,hojność imiękkiesercezawsze były moimi słabościami. – Słysząc to, Rulf splunął z obrzydzeniem. –Większość z was ma dość rozsądku, aby mnie słuchać, jak na grzeczne dzieciprzystało, ale… być może… – uśmiech Shadikshirram niespodziewanie zniknął,a jejciemną twarzwykrzywiłoudawanecierpienie–…sąwśródwasmalkontenci,którzywolelibynasopuścić…

Triggmruknąłzdezaprobatą.–…odłączyćsięodkochającejrodziny.Zostawićbraciisiostry.Porzucićnaszą

lojalnąbraćwjednymzportów.–Shadikshirramprzesunęłapalcemwzdłużbladejblizny na policzku i zacisnęła zęby. –Może nawet zdradziecko podnieść rękę natroskliwychopiekunów.

Triggdobyłzsiebiepełenoburzeniasyk.–Gdyby jakiś diabeł podsuwałwam takiemyśli, pomyślcie o ostatnim, który

tegopróbował.–Kapitansięnachyliła,podniosłazdesekciężkiłańcuchimocnymszarpnięciem przewróciła oblepionego brudem biedaka, który zmienił sięw skrzeczącą plątaninę kończyn, łachmanów i zmierzwionych włosów. – Taniewdzięczna kreatura nie może mieć w swoim zasięgu niczego ostrego! –Przygniotłagobutemdopokładu.–Anikuchennegonoża,aniobcinaka,aninawetrybackiegohaka!–Przeszłaponim,wgniatającobcasywjegoplecy,inawetsięniezachwiała, co nie było łatwą sztuką. – On nie jest człowiekiem, tylko nijakimstworem,rozumiecie?

– Przeklęta suka – mruknął Rulf raz jeszcze, gdy kapitan lekko zeskoczyłazgłowynieszczęśnika.

Yarvi patrzył, jak mężczyzna dźwiga się na kolana, ociera zakrwawione usta,sztywnosięgaposkrobakibeznajmniejszegojękuwracadopracy.Zzasplątanychwłosówtylkonamomentbłysnęłyoczy,gdyspojrzałzaoddalającąsiękapitan.Byłyjasnejakgwiazdy.

–Ateraz…!–zawołałaShadikshirram,bezwysiłkuwspinającsiępodrabinienarufowy kasztel. Na moment przystanęła i dała znak upierścienioną dłonią. – Na

Page 67: Dla Grace - EduPage

południe,doThorlby,mojedzieci!Zyskiczekają!Ankranie?– Słucham, pani kapitan? – Ankran pokłonił się tak nisko, że czołem niemal

szurnąłopokład.–Przynieśmiwina.Odtegogadaniacałkiemzaschłomiwgardle.–Słyszeliście,copowiedziaławaszababka!–ryknąłTrigg,rozwijającbat.Jak na komendę rozległy się nawoływania, szczęki, świst lin i skrzypienie

drewna. Nieliczni wolni członkowie załogi zaczęli szykowaćWiatr Południa doopuszczeniaportuwVulsgardzie.

–Icoteraz?–wymamrotałYarvi.Rulfskwitowałjegoniedomyślnośćgorzkimsykiem.–Teraz?–Jaudsplunąłwdłonieioplótłnimiuchwytwiosła.–Wiosłujemy.

Page 68: Dla Grace - EduPage

Y

RAZ,DWA

arvibardzoszybkopożałował,żeniezostałwpiwnicyhandlarza.–Raz,dwa!

Buciory Trigga wybijały bezlitosny rytm w przejściu. W grubych łapskachtrzymał zwinięty bat i rozglądał się w poszukiwaniu niewolników, którzypotrzebowaliwiększejzachęty,grzmiączokrutnąregularnością:

–Raz,dwa!Yarvi radził sobie z wielkim wiosłem jeszcze gorzej niż z tarczą, a w jego

wspomnieniach mistrz Hunnan jawił się jako opiekuńcza niańka w porównaniuzTriggiem.Nadzorcauważałbatzanajlepsze rozwiązaniewszystkichproblemów,lecz gdy od razów chłopakowi nie wyrosły dodatkowe palce, koślawy lewynadgarstekprzywiązanododrągarzemieniami,któretarłyskórę.

–Raz,dwa!Z każdym niemożliwym pociągnięciem wiosła ręce, barki i plecy bolały

Yarviegocorazbardziej. Jegopoprzednicywygładzilizwierzęceskóryna ławiedoaksamitnej miękkości i wypolerowali rękami uchwyt, ale i tak coraz bardziejobcierał sobie tyłek, a na dłoniach wyskakiwały mu kolejne pęcherze. Pręgi odrazów bata, sińce zostawione przez buciory Trigga i zbyt wolno gojące sięodparzeniapodbyle jakwyklepanążelaznąobręcząnaszyipiekłyodsłonejwodyisłonegopotu.

–Raz,dwa!Ból przekroczył wszelkie granice wytrzymałości, jakie wcześniej sobie

wyobrażał.Zdumiewałogo, ilenadludzkiegowysiłkupotrafiwycisnąćzczłowiekabat w rękach poganiacza. Wystarczył nawet odległy świst albo szuranie butówTrigga w przejściu, aby bardziej się krzywił i z jękiem szarpał wiosło odrobinęmocniej,takżezwysiłkuślinastrzykałaprzezzaciśniętezęby.

Page 69: Dla Grace - EduPage

–Młodzikdługoniewytrzyma–burczałRulf.– Spokojnie, raz za razem – szeptał kojąco Jaud, prowadząc wiosło długimi,

silnymipociągnięciami,płynnieirytmicznie, jakgdybybyłczłowiekiemzdrewnaiżelaza.–Oddychajpowoli.Razemzwiosłem.Razzarazem.

TesłowatrochęYarviemupomogły,choćnieumiałbywyjaśnićdlaczego.–Raz,dwa!Wiosłastukały,łańcuchyszczękały,napiętelinytrzeszczały,drewnoskrzypiało,

aniewolnicyjęczeli,klęlibądźmilczeliponuro.WiatrPołudniasunąłnaprzód.– Raz za razem. – Łagodny głos Jauda był światełkiem, które prowadziło

Yarviegoprzezmgłęcierpienia.–Razzarazem.Nie miał pojęcia, co było gorszą torturą – piekące razy bata, zdarta skóra,

potwornybólmięśni,głód,kąsającywiatrczyzimno. Jednocześnieciągłeodgłosyszorowaniaiznójbezimiennegobiedaka,którydocierałdokońcapokładuizaczynałodnowa,jegoproste,posklejanewłosy,wyzierającespodłachmanówzygzakibliznnagrzbiecie,wykrzywione, drżącewargi i pożółkłe zębyprzypominałyYarviemu,żemożebyćjeszczegorzej.

Zawszemogłobyćgorzej.–Raz,dwa!Czasami bogowie litowali się nad jegomęką i zsyłali tchnienie sprzyjającego

wiatru.Wtedy Shadikshirram uśmiechała się złotym uśmiechem i z cierpiętnicząminą matki, która za bardzo rozpuszcza swoje niewdzięczne dzieci, nakazywałaskrócić wiosła i postawić wełniane żagle wzmocnione pasami skóry, po czymbeztroskoobwieszczała,żemiękkiesercekiedyśjązgubi.

DławionywdzięcznościąYarviopierałsięciężkoounieruchomionytrzonwiosłazasobą,patrzył,jakżagielzłopotemwydymasięnadjegogłową,iwdychałgęstysmródponadsetkispoconych,zdesperowanychiumęczonychludzi.

– Kiedy się myjemy? – spytał szeptem podczas jednej z błogich chwilodpoczynku.

–JakMatkaWóduzna,żejużczas–odburknąłRulf.A nie było to tak rzadko. Lodowate fale uderzały o burtę, chlapiąc, plując

Page 70: Dla Grace - EduPage

iregularnieprzemaczającwioślarzydosuchejnitki.MatkaWódrazporazzalewałapokład iprzetaczała siępodbelkami,októreopierali stopy.Wszystkostawałosięsztywneodsoli.

–Raz,dwa!Każda trójka była zakuta w łańcuch spięty jedną kłódką. Tylko Trigg

iShadikshirrammieliklucze.Cowieczórniewolnicyspożywaliswojemizerneracjeprzykuci do ławek. Każdego ranka siadali na poobijanym wiadrze przykuci doławek.Nocami,gdypowietrze stawałosięciężkieod jęków,pomruków,chrapaniai ciepłych oddechów, spali przykuci do ławek pod śmierdzącymi kocamiiwyłysiałymiskórami.Raznatydzień,przykucidoławek,pozwalalibylejakgolićsobie głowy dla ochrony przed wszami – co wcale nie zniechęcało małychpasażerów.

Trigg tylko raz z ociąganiem wyjął klucz i zdjął jeden z łańcuchów, gdyw mroźny poranek okazało się, że kaszlący Vanster nie żyje. Jego towarzyszez kamiennymi twarzami patrzyli, jak strażnicy wyciągają spomiędzy nich trupaiwyrzucajągozaburtę.

Jedynąosobą,któraodnotowałatęśmierć,byłAnkran.–Musimyznaleźćkogośnajegomiejsce–oznajmił,szarpiącrzadkąbrodę.Yarviprzezmomentsięmartwił,żepozostalibędązmuszenipracowaćodrobinę

ciężej. Potem pojawiła się nadzieja, że zostanie więcej jedzenia do podziału.Awkońcupoczułdosiebieniechęćzato,żetakpomyślał.

Choć nie aż tak wielką, aby odmówić przyjęcia racji Vanstera, gdyby mu jązaproponowano.

–Raz,dwa!Niemiał pojęcia, ile razy zasypiał zupełnie wycieńczony i ile razy budził się

z jękiem, zesztywniały po udręce poprzedniego dnia, aby zaraz poczuć bat, któryzmuszał go do jeszcze większego wysiłku.Wiele dni myślał jedynie o kolejnympociągnięciu wiosła, ale wreszcie przyszedł wieczór, kiedy nie zapadł od razuwciężkisen.Powolinabierałsił,pierwszepęcherzepękłyisięzagoiły,arazybataspadałynaniegocorazrzadziej.

Page 71: Dla Grace - EduPage

WiatrPołudnia rzuciłkotwicęwzatoczce i łagodniekołysał sięna falach.Lałdeszcz, więc żagle rozpięto nad pokładem niczym wielki namiot. Krople bębniłygłośnoonaciągniętymateriał.Tym,którzyumieliłowićryby,wręczonowędki.Rulfsię do takich zaliczał i teraz garbił się w mroku przy otworze wiosłowym,mamrocząccośłagodniedowodnychstworzeń.

Łańcuchzabrzęczał,gdyJaudoparłwielkąbosąstopęotrzonwiosła.–Jaknajednorękiegonieźledziświosłowałeś–stwierdził.– Aha. – Rulf splunął przez otwór. Smuga blasku Ojca Księżyca wyłowiła z

mrokujegoszerokouśmiechniętątwarz.–Możedasięzciebiezrobićpółwioślarza.JedenurodziłsięwielemilodojczyznyYarviego,adrugiwiele latprzednim.

Choćwiedziałonichniewieleponadto,cozdołałwyczytaćzichtwarzy,aznójnagalerze handlowej nie był wspaniałym dziełem godnym syna Uthrika, królaGettlandu,chłopakzarumieniłsięzdumyiprzełknąłłzy,bopoczułsiłęniezwykłejwięzi,jakarodzisięmiędzywioślarzami.

Ten naprawdę poznaje drugiego człowieka, kto tkwi przykuty do ławki obokniego, dzieli z nim posiłki i niedole, przyjmuje razy nadzorcy i faleMatkiWód,wjednymrytmieciągniejednowiosłoikulisięobokdruhawlodowatenoce,żebysamotnie nie stawiać czoło okrutnemu zimnu. Po tygodniu spędzonym międzyRulfem i Jaudem Yarvi zaczął się zastanawiać, czy kiedykolwiek miał lepszychprzyjaciół.

Choćtomówiłochybawięcejojegodawnymżyciuniżoobecnychkompanach.NastępnegodniaWiatrPołudniazawinąłdoThorlby.Sumaela stała na forkasztelu, marszcząc brwi i wykrzykując komendy, aby

wprowadzić szeroką galerę do zatłoczonego portu.Dopóki sięwnimnie znaleźli,Yarviniewierzył,żetotensamświat,wktórymbyłkrólem.Aleotomiałgoprzedoczami.Byłwdomu.

Znajomeszarebudynkiciasnymiszeregamipięłysiępostromychzboczach.Imwyżej, tymbyłystarsze ibardziejokazałe,ażwkońcuwzrokYarviegospocząłnacytadeli, która rozsiadła się na porytej tunelami skale – czarna na tle nieba. Tamdorastał.Widział sześciobocznąwieżę,którakryłakomnatyMatkiGundring.Tam

Page 72: Dla Grace - EduPage

pobierał nauki, rozwiązywał zagadki i planował szczęśliwą przyszłość ministra.WidziałlśniącąkopułęSaliBogów,podktórąodbyłysięjegozrękowinyzkuzynkąIsriun.Tamopleciono szarfą ich złączonedłonie, a potem jejwargimusnęły jegousta.Widziałwzgórze,zktóregopatrzyłnakurhanyprzodków.Tamprzedbogamiiludźmipoprzysiągł,żezemstadosięgniezabójcówjegoojca.

Czy król Odem zasiadł już wygodnie na Czarnym Tronie, uwielbianyiwychwalanyprzezpoddanych,bowreszciemieliwładcę,któregomoglipodziwiać?Napewno.

CzyMatkaGundring służyła jako jegominister i szeptałamu do uchamądrerady?Najprawdopodobniej.

Czy inny uczeń zająłmiejsce Yarviego, abyw przyszłości ją zastąpić, karmiłgołębieicowieczórprzynosiłpatronceparującąherbatę?Aczyżmogłobyćinaczej?

Czy Isriun roniła gorzkie łzy, ponieważ kaleki oblubieniec do niej niewrócił?ŁatwozapomniałaobracieYarviego,więcmogłazapomniećrazjeszcze.

Czyjegomatkajakojedynazanimtęskniła?Pewnietak,alewyłączniedlatego,że wbrew przebiegłym planom jej imperium posypało się w gruzy, gdy zabrakłosyna-marionetki.

Czy spalili okręt i usypali mu pusty kurhan, tak jak stryjowi Uthilowi, któryutonąłwmorzu?Bardzowtowątpił.

Dopiero po długiej chwili zdał sobie sprawę, że zacisnął przykurczoną dłońwdrżącykułak.

–Cocięgryzie?–spytałJaud.–Tubyłmójdom.Rulfwestchnął.–Posłuchajmądrzejszegoodsiebie,kuchto,izapomnijoprzeszłości.–Alezłożyłemprzysięgę–powiedziałYarvi.–Taką,odktórejniemogęuciec.Rulfdobyłzsiebiejeszczejednowestchnienie.–Posłuchajmądrzejszegoodsiebie,kuchto,inigdynieskładajprzysiąg.–Leczskorojużtozrobiłeś–wtrąciłJaud–cozamierzasz?Yarvizmarszczyłbrwiispojrzałnacytadelę,zaciskajączębyażdobólu.Może

Page 73: Dla Grace - EduPage

bogowie zesłali na niego te męki za karę. Wydawał im się zbyt naiwny, próżnyi słaby. Mimo to zostawili go przy życiu. Dali mu jeszcze jedną szansę. Mógłspełnićobietnicę.Przelaćkrewstryjazdrajcy.OdzyskaćCzarnyTron.

Tyle że bogowie nie zamierzali czekać w nieskończoność. Z każdym świtemwspomnienie o ojcu coraz bardziej bladło, z każdym południem wpływy matkisłabły, z każdym zmierzchem władza stryja nad Gettlandem rosła. Z każdymzachodemsłońcaszanseYarviegonikływmroku.

Nie mógł dokonać zemsty ani odzyskać królestwa przywiązany do wiosłaiprzykutydoławki–tegobyłpewien.

Musiałodzyskaćwolność.

Page 74: Dla Grace - EduPage

M

INSTRUMENTYMINISTRA

ordercze pociągnięcia wioseł oddalały Yarviego od Thorlby – od domui dawnego życia. Bryza rzadko pozwalała niewolnikom odpocząć. Napołudnie sunął mozolnie Wiatr Południa. Na południe – wzdłuż

powycinanegowzatoki iwysepkiwybrzeżaGettlanduzjegowarownymiosadami,rybackimi łodziami kołysanymi przypływem i ogrodzonymi obejściami pośródwzgórzupstrzonychbiałymikropkamiowiec.

Na nowo rozgorzała okrutna, prująca ścięgna i krusząca zaciśnięte zębywalkaYarviegozwiosłem.Niemógłpowiedzieć,żewychodzizniejzwycięsko.Tuniktniezwyciężał.Alejużnietakczęstoczułsiępokonany.

GdyminęliujścierzekiHelm,Sumaelapoprowadziłaichjaknajbliżejwybrzeżai pokład zahuczał od szeptanych modlitw. Wioślarze z lękiem zerkali w stronępełnegomorza,na spiralnysłuppociemniałychchmur,który rozdzierałniebo.Niemoglipodnimwidziećrozszczepionychwieżycelfównaokruchachwysp,alekażdywiedział,żeczająsiętużzahoryzontem.

–Strokom–powiedziałcichoYarvi,próbującdojrzećcośwdaliijednocześnielękającsiętego,comógłtamzobaczyć.

Wminionychwiekach ludzieprzywozili relikwiezprzeklętych ruinelfów,aleich triumf trwał krótko. Umierali dotknięci tajemniczą chorobą, dlategoMinisterstwozakazałowyprawwtamtestrony.

–NiechOjciecPokójmanaswopiece–wymamrotałRulf,niewprawniekreślącświętesymbolenapiersi.

Tym razem bez ponaglania batem niewolnicy zdwoili wysiłki, aby jaknajszybciejzostawićmrocznewyspywtyle.

Yarvizdawałsobiesprawęzironiisytuacji.Właśnietymszlakiemmiałpłynąćna ministerialny egzamin, tyle że przeprawę zamierzał spędzić nad księgami,

Page 75: Dla Grace - EduPage

otulony w ciepły koc i obojętny na cierpienie niewolników. Tymczasem teraz,przykuty do ławki, za przedmiot studiów obrał sobie Wiatr Południa. Uważnieobserwowałokrętiludzi,zastanawiającsię,jakichwykorzystać,żebysięuwolnić.

„Ludziesąnajlepszymiinstrumentamiministra”,mawiałaMatkaGundring.Ebdela Aric Shadikshirram, która mieniła się kupcem, kochanką i kapitanem,

przezwiększośćczasubyłapijana,aprzezresztęspitadonieprzytomności.Czasemzzadrzwijejkajutydochodziłochrapanie–odziwo,wtaktuderzeńwioseł.Nierazzamyślona stawała na pokładzie dziobowym, jedną rękę opierając na biodrze,awdrugiej ściskając dopołowyopróżnionąbutelkę, i z groźnąminąobracała sięwstronęwiatru,jakgdybyszydziła,żetylkonatylegostać.Niekiedyprzechadzałasię między ławkami, poklepując niewolników po plecach jak starych przyjaciółiopowiadającdowcipy.Zakażdymrazemgdymijałabezimiennegobiedaka,któryczyścił pokład, nie omieszkała go kopnąć, przydusić lub wylać mu na głowęzawartości wiadra, do którego załatwiano potrzeby. Potem pociągała łyk winazbutelkiiryczała:

–Naprzód!Pozyski!Wtedy wioślarze zaczynali wiwatować. Ten, który krzyczał najgłośniej, miał

szansę posmakować kapitańskiego wina. Ten, który milczał, miał szansęposmakowaćbata.

Trigg–nadzorca,klucznik,bosmanidrugiposzefowej–miałudziaływcałyminteresie. Dowodził strażnikami, których Yarvi naliczył dwa tuziny, nadzorowałgalerników i pilnował, żeby trzymali tempo, jakiego życzyła sobieShadikshirram.Był brutalny, ale cechowała go okrutna sprawiedliwość.Niemiał faworytów i nierobiłwyjątków.Wszyscydostawalibatyporówno.

Ankranpełniłrolęochmistrzainiemiałżadnegopoczuciasprawiedliwości.Spałpod pokładem, przy zapasach żywności, i był jedynym niewolnikiem, którymógłregularnie opuszczać okręt. Obarczony zadaniem kupowania i rozdzielaniaprowiantu oraz odzieży, dopuszczał się tysiąca drobnych oszustw każdego dnia –kupował na wpół zepsute mięso, zmniejszał niewolnikom racje, kazał łataćłachmany–azyskamidzieliłsięzTriggiem.

Page 76: Dla Grace - EduPage

GdyAnkranmijałichławkę,Rulfspluwałzeszczególnymobrzydzeniem.–Pocotejgnidziepieniądze?–Niektórzypoprostulubiąjemieć–odparłspokojnieJaud.–Nawetniewolnicy?–Niewolnicymają takie sameapetyty jak inni.Brak im jedynieokazji, aby je

zaspokoić.–Coprawda,toprawda.–RulfżałośniezerknąłnaSumaelę.Nawigatorka przeważnie tkwiła na którymś z kaszteli. Otoczona mapami

iinstrumentami,wpatrywałasięwsłońcebądźwgwiazdy,marszczącbrwiiszybkocoś licząc na palcach. Czasem pokazywała jakąś skałę, zmarszczkę na wodzie,groźnąchmuręczywyraźnyszlakprądumorskiegoiwykrzykiwałaostrzeżenia.Namorzumogłaswobodniechodzićpopokładzie,leczgdyWiatrPołudniazawijałdoportu,Shadikshirramodrazuzapinaładługi icienki łańcuchSumaelinażelaznympierścieniu przytwierdzonym do kasztelu na rufie. Niewolnik o takichumiejętnościachmiałdlakapitanwiększąwartośćniżprzewożonyładunek.

Czasami nawigatorka wchodziła między galerników, nie zważając na ludzi,wiosłaaniławki,abywziąćtakiczyinnypomiaralbowychylićsięzaburtęisondąz węzłami zbadać głębokość. Yarvi widywał ją uśmiechniętą jedynie wtedy, gdyuczepiona topumasztuczuła, jakwiatrszarpie jejkrótkiewłosy.Obserwowała lądprzez lśniącą mosiężną rurkę i wyglądała na tak szczęśliwą, jak dawniej on przypaleniskuMatkiGundring.

Wiatr Południa wlókł się teraz wzdłuż wybrzeży Throvenlandu. Mijali szareklify osaczone przez żarłoczne fale, szare plaże, na których morze oblizywałokamyki, i szare miasta, gdzie włócznicy w szarych zbrojach ponuro obserwowalizmurówprzepływająceokręty.

– To moje rodzinne strony – oznajmił Rulf, gdy szarym świtem chwycili zawiosła. Uporczywa mżawka pokrywała wszystko paciorkami kropli. – Od mojejosadydzieląnasdwadnimarszuwgłąblądu.Miałemtamporządneobejście,domz solidnym murowanym kominem i dobrą żonę, która dała mi dwóch dobrychsynów.

Page 77: Dla Grace - EduPage

– Jak trafiłeś do niewoli? – spytał Yarvi, bezmyślnie bawiąc się końcamirzemienioplatającychzaczerwienionylewynadgarstek.

–Przezletniemiesiącebyłemłucznikiem,żeglarzem,fechmistrzemirabusiem.–Rulfpodrapałsięwkanciastąszczękęporośniętąsiwąszczeciną,którapojawiałasię dosłownie godzinę po goleniu. – Kilkanaście lat przesłużyłem u kapitanaHalstama. Spokojny był z niego człowiek. Zostałem jego sternikiem i razemzHopkimDusipaluchem,SinymJenneremijeszczekilkomazmyślnymichłopakamiz powodzeniem trudniliśmy się rabunkiem.Dzięki temu przez całą zimęmogłemspokojniegrzaćnogiprzyogniuipopijaćdobrepiwo.

– Piwo mi szkodzi, ale reszta brzmi jak bajka – stwierdził Jaud, spoglądającwdal.Możeprzypominałsobiewłasnąbłogąprzeszłość.

– Ha! Bogowie lubią sobie zadrwić ze szczęśliwego człowieka. – Rulf głośnochrząknąłisplunąłzaburtę.–KtórejśzimytrochęzabardzopodchmielonyHalstamspadł z konia i się zabił.Okręt przeszedłw ręce jego najstarszego syna,młodegoHalstama,atenokazałsięzupełnieinnymczłowiekiemniżojciec.Nictylkopycha,biciepianyibrakrozwagi.

–Czasamiojcowieisynowiebardzosięróżnią–mruknąłYarvi.–Wbrew rozsądkowi zgodziłemsię zostać jego sternikiem.Ledwie tydzieńpo

tym, jak opuściliśmy port, mimo moich rad postanowił przejąć dobrze bronionyokręt handlowy. Tamtego dnia Hopki, Jenner i inni kompani trafili za OstatnieWrota.Jaznalazłemsięwśródgarstki jeńcówizostałemsprzedanywniewolę.Tobyłodwalatatemu.OdtamtejporyciągamwiosłouTrigga.

–Gorzkikoniec–stwierdziłYarvi.–Jakwwielusłodkichopowieściach–skwitowałJaud.Rulfwzruszyłramionami.–Niepowinienemnarzekać.Podczasrajdówpojmaliśmyzedwadzieściatuzinów

Inglingówisprzedaliśmyichwniewolęzacałkiemprzyjemneprofity.–Staryrabuśpotarłzniszczonądłoniądrewniany trzonwiosła.–Ludziegadają,żekażdyzbieraplonytego,cozasiał.

– Nie chcielibyście się stąd wydostać? – szeptem spytał Yarvi, ukradkiem

Page 78: Dla Grace - EduPage

zerkającnaTrigga,abymiećpewność,żenadzorcagoniesłyszy.Jaudprychnął.–Wmojejrodzinnejwsi jeststudniaznajsłodsząwodąnaświecie.–Zamknął

oczyioblizałwargi,jakbyczułjejsmak.–Ilejabymdał,żebyznowunapićsiętejwody.–Rozłożyłręce.–Alenicniemam,aostatni,którypróbowałuciec,marnieskończył.–Kiwnąłgłowąwstronębiedaka,którybezkońcaszorowałpokład.Ciężkiłańcuch z brzękiem sunął po deskach, gdy mężczyzna sztywno czołgał się nazdartychkolanachdonikąd.

–Jakajestjegohistoria?–spytałYarvi.–Nie znam jego imienia.Mówimy na niegoNijaki.Kiedy trafiłem na pokład

Wiatru Południa, ciągnął wiosło. Którejś nocy, gdzieś w pobliżu wybrzeżyGettlandu,próbowałuciec.Jakimścudemzdołałsięuwolnićzłańcuchaiskraśćnóż.Zabił trzech strażników, a czwartego zraniłwkolano tak, żebiedak jużniewstał.Naszejkapitanteżzostawiłszramęnapamiątkę,zanimonaiTrigggoobezwładnili.

Yarviwytrzeszczyłoczyiobejrzałsięnanieszczęśnika.–Jednymnożem?– I to niewielkim. Trigg chciał powiesić zuchwalca na maszcie, ale

Shadikshirramzostawiłagoprzyżyciu,żebybyłprzykłademdlareszty.–Wkońcumiękkiesercetojejsłabość–burknąłRulfizaśmiałsięponuro.– Sama zszyła sobie rozcięty policzek – ciągnął Jaud – a jemu założyła ten

wielkiłańcuch.Zatrudniłateżwięcejstrażnikówiostrzegła,żewjegołapyniemożewpaść nic ostrego. Od tamtej pory biedak szoruje pokład… i nie słyszałem, abypowiedziałchoćsłowo.

–Aty?–spytałYarvi.Jaudsięuśmiechnął.–Jaodzywamsięwtedy,kiedymamcośdopowiedzenia.–Nieotomichodzi.Jakajesttwojahistoria?–Dawniejbyłempiekarzem.–ZmokrymsykiemlinpodniesionokotwicęiJaud

westchnął, obejmującpalcamiuchwyt, który jegodłoniewygładziłydopołysku.–Aterazciągnętowiosło.Oticałemojedzieje.

Page 79: Dla Grace - EduPage

J

GŁUPIECUDERZAODRAZU

audciągnąłwiosło.IYarviciągnąłwiosło.Nawetnajegokalekiejdłoniskórazgrubiała,a twarzogorzałamuodsłońcaiwiatru.Schudł istałsię twardyjakrzemieńbataTrigga.PrzylądekBailamijalipodczasnawałnicy.Ledwiewidzieli

tamtejsząponurąwarownięzzazasłonydeszczu.Potemskierowalisięnawschód,naspokojniejszewodyrojneodokrętówwszelkichkształtówinacji.Yarviwierciłsię,bochciałzobaczyćSkeken.

Najpierw jego oczom ukazały się elfie ruiny. Olbrzymich murów, pionowychizupełniegładkichupodstawy,niedosięgłafuriaMatkiWód,leczwyżejwidaćbyłośladyzniszczeń.Zeszczelinwyzierałpogiętymetaljakpękniętekościzotwartychran. Szczyty zwieńczono nowymi kamiennymi blankami, na których dumniepowiewałychorągwieNajwyższegoKróla.

Wieża Ministerstwa górowała nad wszystkimi. Była najwyższą budowląwrejonieMorzaDrzazg, jeślinie liczyćruinnawyspieStrokomiwLanangadzie,ale tam nie śmiał się zapuszczać żaden człowiek.Do trzech czwartychwysokościsięgały mury wzniesione przez elfy: monolitowe filary, idealne czworobokidoskonałe w swej precyzji i olbrzymie płaszczyzny czarnego elf-szkła lśniącewczęściwielkichokien.

Elf-kamień kończył się nagle na poziomie pięć razy wyższym od najwyższejwieży cytadeli w Thorlby. Stopiony podczas rozbicia Bóstwa zastygł na ścianacholbrzymimiłzami.Powyżejwielepokoleńministrówskonstruowałookazałąkoronęz drewna i dachówek – wieżyczki, platformy, strome dachy i balkony. Najeżonadymiącymi kominami i przystrojona dyndającymi linami oraz łańcuchami nosiławiekoweśladyzaciekówiptasichodchodów.Zwolnaniszczejącedziełoczłowiekawydawałosiężałosnewporównaniuzsurowąperfekcjąbudowlielfówponiżej.

Nad najwyższą kopułą krążyły szare punkciki. Może gołębie? Takie jak te,

Page 80: Dla Grace - EduPage

którymi opiekował się Yarvi. I jak ten, który zwabił jego ojca w zasadzkę.GruchaniemobwieszczaływiadomościodlicznychministrówzkrainwokółMorzaDrzazg.Czymiałszansędostrzecwśródnichbrązowopióregoorła,którybyćmożeleciałzakomunikowaćkomuśwolęNajwyższegoKróla?

Właśnie w tej prastarej wieży Yarvi miał się stawić na egzamin. Tam miałpocałowaćwpoliczekBabkęWexen.Tammiałprzestaćbyćksięciem i rozpocząćnoweżyciejakominister.Tenżałosnylosniewolnikawogóleniepowiniensięstaćjegoudziałem.

–Skrócićwiosła!–zawołałaSumaela.–Skrócićwiosła!–rykiempowtórzyłTrigg,abyniktniemiałwątpliwości,żeto

ontuwydajekomendy.–Toopuścić,topodnieść–stęknąłRulf.–Moglibysięwreszciezdecydować.WiatrPołudniadobiłdokei,aSumaelazrufowegopokładuzaczęławrzeszczeć

na niezdarnych dokerów, żeby bardziej uważali.Yarvi pomasował zaczerwienioneotarciananadgarstku.

–JesteśmywSkeken–powiedział.–Wcentrumświata.–PrzywspaniałychmiastachCataliitozwykłychlew–prychnąłJaud.–TonieCatalia.–Nie.–Wielkiwioślarzwestchnąłciężko.–Niestety.W porcie unosił się fetor zgnilizny i niszczonych przez słoną wodęmurów –

naprawdę silny, skoro przebił smródYarviego i jego kompanów. Przy pirsie byłowiele pustych miejsc. Ciemne okna okolicznych budynków ziały pustką. Nanadbrzeżu wielki kopiec gnijącego ziarna zarastał chwastami. Znudzeni strażnicywpołatanychmundurachgwardiiNajwyższegoKrólagraliwkości.Wzakamarkachportu kulili się żebracy. Skeken było większym miastem, lecz brakowało mudynamiki i energii Thorlby, tamtejszego zgiełku i rosnących murów nowychbudynków.

Ruinydawnychbudowlielfówrobiływprawdzieogromnewrażenie,aleteczęściSkeken,którewzniósłczłowiek,rozczarowywały.Yarviobróciłwustachjęzykiemisprytniesplunąłzaburtę.

Page 81: Dla Grace - EduPage

– Nieźle. – Rulf z uznaniem kiwnął głową. – Wioślarz z ciebie kiepski, alezaczynaszsięwyrabiaćwtym,conaprawdęmaznaczenie.

– Musicie jakiś czas radzić sobie beze mnie, moje dzieci! – Shadikshirramwyszła z kajuty ubrana w wyjątkowo ozdobny strój. Na palce zdołała wcisnąćjeszczekilkapierścieni.–OczekująmniewWieżyMinisterstwa!

– Chyba raczej naszych pieniędzy – burknął Trigg. – Ile trzeba zapłacić zalicencjęnakolejnyrok?

–Zakładam,żeniecowięcejniżzapoprzedni.–Shadikshirrampolizałakłykieć,żebywsunąćnapalecjeszczejednojarmarczneświecidełko.–Zzasadykrólewskieopłatywykazujątendencjęwzrostową.

– Wolałbym wyrzucić pieniądze za burtę, niż oddawać je tym szakalomzMinisterstwa.

–Ajachętniewyrzuciłabymzaburtęciebie,gdybymsięnieobawiała,żeMatkaWódnatychmiastwyplujecięzpowrotem.–Shadikshirramwyciągnęłaprzedsiebieupierścienionądłońiobejrzałajązpodziwem.–LicencjapozwalanamhandlowaćnacałymMorzuDrzazg.Bezniej…frrr.–Dmuchnęłaprzezpalce,demonstrując,costałobysięzichzarobkami.

–NajwyższyKról zazdrośnie strzeżewpływówdo swojego skarbca –mruknąłpodnosemJaud.

–Nicdziwnego–stwierdziłRulf.–TylkooneczyniągoNajwyższym.Beznichspadłbyzwysokiegostołkanaziemię,gdzietkwiresztaznas.

Kapitan po drodze wymierzyła kopniaka Nijakiemu i zaczęła schodzić pobujającymsiętrapie.Ankrannakrótkimłańcuchupospiesznieruszyłzanią.

– Poza tym wielcy ludzie potrzebują wielkich wrogów – dorzucił Jaud. –Awojnysąogromniekosztownymzajęciem.

–Narównizbudowąświątyń.–Rulfskinąłgłowąwkierunkuszkieletuwielkiejbudowli wystającej ponad dachy okolicznych domów. Zasłaniała ją tak bezładnaplątaninarusztowań,żurawiiplatform,żeYarvimógłjedyniedomyślaćsiękształtukonstrukcji.

–ToświątyniaNajwyższegoKróla?

Page 82: Dla Grace - EduPage

– Wznoszona na cześć jego nowego bóstwa. – Rulf splunął w stronę otworuwiosłowego, ale chybił i plwocina rozprysła się o nadburcie. – Świadectwopróżnościmonarchy.Czterylatabudowy,anieskończonojejnawetwpołowie.

– Czasem mi się wydaje, że nie ma żadnych bogów – stwierdził Jaudiwzamyśleniuprzytknąłpalecwskazującydoust.–Noalezarazpotemzaczynamsięzastanawiać,ktozamieniłmojeżyciewkaźń.

–Któreśzdawnychbóstw–powiedziałYarvi.–Napewnonienowe.–Jakto?–zdziwiłsięRulf.–NapoczątkubyłotylkoOno,Jednobóstwo.Elfywswojejarogancjirozpętały

zNimwojnę,sięgającpomagiętakpotężną,żerozprułaOstatnieWrota,zniszczyłacały elfi rodzaj i rozbiła Jednobóstwo na wiele części. – Yarvi skinął w stronęolbrzymiegoplacubudowy.–Jednakniektórzypołudniowcywierzą,żeJednobóstwaniedasięrozbić.Żewszystkiebóstwasą jedynieJegoaspektami.NajwyższyKrólwidaćdostrzegłzaletyichteologii.AlboBabkaWexen.–Chłopakprzezchwilęcośrozważał. –Może chce się przypochlebić cesarzowej Południa,modląc sięw takisamsposób,bowidzi,żemożenatymzyskać.–Przypomniałsobie,jakzachłanniebłysnęłyoczyBabkiWexen,gdyprzedniąuklęknął.–Albosądzi,żeludzie,którzyczczątylkojednegoboga,chętniejbędąsiękłaniaćjednemuNajwyższemuKrólowi.

Rulfponowniesplunął.–JużpoprzedniNajwyższyKrólbyłzły,amieniłsięjedyniepierwszympośród

braci.Obecny,imjeststarszy,tymwiększejwładzypragnie.Onitajegoprzeklętaministerniepoprzestaną,dopókiniewyniosąsięnad toswojeJednobóstwo, icałyświatuklęknieprzedichpomarszczonymidupskami.

–Ten, kto czci Jednobóstwo, niewybierawłasnej drogiw życiu, tylko zostajemuonawyznaczona–powiedziałwzadumieYarvi.–Niemożeodmawiaćprośbomimusipokorniesłuchaćrozkazów.–Ująłłańcuchwdłońiprzyjrzałmusięponuro.– Jednobóstwo opasuje takim łańcuchem cały świat i trzyma na nim wszystkich,począwszyodNajwyższegoKróla,przezpomniejszychwładców,askończywszynanas, zwykłych ludziach.Każdeogniwoma swojemiejsce.Wszyscy jesteśmy Jegoniewolnikami.

Page 83: Dla Grace - EduPage

Jaudzmarszczyłbrwiiukradkiemsięrozejrzał.–Topoważneprzemyślenia,Yorv.Yarviwzruszyłramionamiipuściłłańcuch.–Comiponich?Wioślarzowibardziejprzydałabysięzdrowaręka.– Jak jedno bóstwo zdoła pilnować całego świata? – Rulf rozpostarł ręce,

ogarniając gnijące miasto i jego mieszkańców. – Jak może jednocześnie byćpatronembydłairyb,morzainieba,wojnyipokoju?Tobezsensu.

–MożeJednobóstwojestjakja.–Sumaelawyciągnęłasięnarufowymkasztelu,wspartanałokciu,zgłowąnachudymramieniu,izaczęładyndaćjednąnogą.

–Leniwe?–burknąłJaud.Nawigatorkawyszczerzyłazęby.–Wyznaczakursimawielupomniejszychbogów,którzyzaniąwiosłują.– Ach, wybaczmi, o potężna – odezwał się Yarvi. – Czymi się wydaje, czy

ciebierównieżpętałańcuch?–Tylkonarazie–odparła,zarzucającfragmentokowównaramięjakszal.– Jeden bóg… kto to widział? – prychnął Rulf, spoglądając na nieukończoną

świątynięikręcącgłową.–Lepszyjedenniżżaden–warknąłTrigg,któryakuratznalazłsięwpobliżu.Niewolnicyzamilkli,bojegosłowaprzypomniałyim,żeszlakhandlowywiódł

obokkrainyShendów,którzyniemielilitościdlaobcych,niemodlilisiędożadnegobogainieklękaliprzedżadnymkrólem,nawetNajwyższym.

Oczywiście wraz z niebezpieczeństwem rosły także zyski – o czymShadikshirram poinformowała załogę, gdy tylko wbiegła z powrotem na pokład,wysoko podnosząc licencję zapisaną runami. W jej oczach lśnił taki triumf, jakgdybyotrzymaładokumentzrąksamegoNajwyższegoKróla.

– Żaden papier nie ochroni nas przed Shendami – burknął ktoś w ławce zaYarvim.–Onijeńcówżywcemobdzierajązeskóryipożerająswoichzmarłych.

Yarvi parsknął. Uczył się języków i zwyczajów większości plemion z rejonuMorza Drzazg. „Ignorancja jest pożywką dla strachu”, mawiała Matka Gundring.„Zabić go może jedynie wiedza”.Wystarczy poznać kulturę obcego szczepu, aby

Page 84: Dla Grace - EduPage

stwierdzić,żejegoczłonkowiesązwykłymiludźmi.– Shendowie nie lubią obcych, bo robimy z nich niewolników. Wcale nie są

bardziejokrutniodresztyplemion.–Ażtakźle?–mruknąłJaud,ukradkiemzerkającnaTrigga,któryrozwinąłbat.Popołudniu,znowąlicencjąinowymładunkiem,alezakuciwtesamełańcuchy,

wyruszyli na wschód.WieżaMinisterstwa powoli kurczyła się za rufą okrętu, ażwkońcuznikłazupełnie.Ozachodzie rzucilikotwicęwzacisznejzatoczce.MatkaSłońce siała na wodzie złote błyski i malowała chmury niezwykłymi barwami,powolikryjącsięzaświatem.

–Niepodobamisiętoniebo!–Sumaelawspięłasięnajedenzmasztów,nogamioplotła reję i zmarszczyła brwi, patrząc na horyzont. –Powinniśmyprzeczekać tujutrzejszydzień.

Shadikshirrammachnęłaręką,jakgdybyopędzałasięodmuch.–Natymżałosnymstawieniemaporządnychsztormów.Pozatymaurazawsze

mi sprzyja. O świcie ruszymy dalej – oznajmiła. Pustą butelkę cisnęła do morzaiwrzasnęłanaAnkrana,żebyprzyniósłjejnową,poczymzostawiłaSumaelę,któraprzypatrywałasięniebubezskazy,kręcącgłową.

WiatrPołudniakołysałsięłagodnienafalach.Strażnicyimarynarzeskupilisięwokółkoksiakanapokładziedziobowymizaczęligraćwkościojakieśświecidełka.Wtedy jedenzniewolnikówzaintonowałsprośnąpiosenkęcienkim i łamiącymsięgłosem.Gdyniepamiętałsłów,zastępowałjebezsensownymidźwiękami,aleitaknakoniecwioślarzenagrodziligoskąpymśmiechemigłuchymiuderzeniamipięściowiosła.

PochwilidruginiezwykłymbasemzacząłpieśńoBailuBudowniczym,któryniewzniósł w życiu nic prócz kopców kości. Ogniem, mieczem i złym słowem jakopierwszywywalczyłsobiemianoNajwyższegoKróla.Nocóż,tyraniprezentująsięznacznie korzystniej z perspektywy czasu. Po chwili do śpiewu dołączyli inni.W końcu Bail przekroczył Ostatnie Wrota podczas wielkiej bitwy – zwyczajemwszystkich bohaterów – i pieśń również się skończyła, zwyczajem wszystkichpieśni,aśpiewakanagrodziłodudnieniepięściodrewno.

Page 85: Dla Grace - EduPage

–Któryjeszczecośzna?–zawołałjedenzwioślarzy.Okazało się, żeYarvi– czymzdumiałwszystkich, anajbardziej siebie.Zaczął

pieśń,którąmatkaśpiewałamuwieczorami,gdybyłmałyibałsięciemności.Niemiał pojęcia, dlaczego akurat tamu się przypomniała. Jego głos niósł sięwysokoi daleko – domiejsc odległych od cuchnącej galery i rzeczy, o którychwioślarzedawnozapomnieli.Jaudszerokootworzyłoczy,Rulfsięzagapił,aYarvi,przykutydobutwiejącejkrypy,miałwrażenie,żenigdydotądnieśpiewałtakpięknie.

Kiedy umilkł, wokół zapadła cisza. Słychać było tylko nikłe skrzypieniekołysanegofalamiokrętu,bryzęszepczącąmiędzywantamiiodległekrzykimew.

–Zaśpiewajjeszczejedną–poprosiłktoś.I Yarvi zaśpiewał. Jedną, a potem także drugą i trzecią. Pieśni o miłości

utraconejiodnalezionej,oczynachśmiałychitchórzliwych.BalladęoFrokim,takbezdusznym,żepotrafił spaćpodczasbitwy. IoAshenleer,któramiała takbystrywzrok,żemogła liczyćziarnkapiaskunabrzegu.ŚpiewałoHoraldzieWędrowcu,który pokonał w wyścigu czarnoskórego króla Daiby, a w końcu pożeglował zadaleko i spadł z krańca świata. Śpiewał także oAngulfieKopycie, którego zwanoMłotemipogromcąVansterów,choćniewspomniał,żetojegopradziad.

Kiedy kończył, zaraz proszono o więcej. Sierp Ojca Księżyca wychynął zzawzgórznabrzeguiwgobelinieniebioszaczęłymrugaćgwiazdy,gdyprzebrzmiałyostatnie dźwięki ballady o Beregu, który założyłMinisterstwo, aby ustrzec światprzedmagią,iprzypłaciłtożyciem.

– Jak ptaszyna z jednym skrzydłem. – Yarvi się obrócił i zobaczył nad sobąShadikshirram. Przyglądała mu się, poprawiając wpięte we włosy grzebienie. –Pięknieśpiewa,co,Trigg?

Nadzorcapociągnąłnosemiwierzchemdłoniotarłoczy.–Nigdyniesłyszałemnicpiękniejszego–przyznałzdławionymgłosem.„Mądrzyczekająnaodpowiednimoment”,mawiałaMatkaGundring,„lecznie

pozwalają, aby imumknął”. Pomny jej słów,Yarvi złożył ukłon i odezwał się doShadikshirramwjejojczystejmowie.Niewładałniądoskonale,aledobryministerznapochlebstwawkażdymjęzyku.

Page 86: Dla Grace - EduPage

– To dlamnie zaszczyt – powiedział słodkim głosem, wyobrażając sobie, jakdodaje korzeń czarnojęzycznicy do jej wina – że mogłem zaśpiewać przed takznakomitąosobą.

Przyjrzałamusięspodprzymrużonychpowiek.–Atoniespodzianka–stwierdziła.Rzuciłamuniemalpustąbutelkęiodeszła,

nucąccośpodnosemtakfałszywie,żechybatylkoonrozpoznałwtychdźwiękachballadęoFrokim.

Gdybypodanomutakiewinoprzystoleojca,splunąłbyniewolnikowiwtwarz,ale teraz miał wrażenie, że nigdy nie pił lepszego. Miało smak słońca, owocówi wolności. Trudno było się dzielić taką odrobiną, ale szeroki uśmiech na twarzyRulfa, któremu oddał resztę trunku, okazał się wystarczającą nagrodą za towyrzeczenie.

Szykującsiędosnu,zauważył,żepozostaliniewolnicypatrząnaniegoinaczej…że w ogóle go zauważają. Nawet Sumaela przyglądała mu się w zamyśleniu zeswegomiejscapodkapitańskąkajutą,marszczącbrwi,takjakbybyłsumą,wktórejcośsięniezgadza.

–Dlaczegowszyscytaksięnamniegapią?–szeptemspytałJauda.–Borzadkospotykaichcośdobrego.Dziękitobieprzypomnielisobie,jakieto

uczucie.Yarvi się uśmiechnął i nakrył śmierdzącym futrem aż po brodę. Nie mógłby

stanąćdowalkizestrażnikamiuzbrojonytylkowzwykłynóż,alebyćmożebogowiepodarowalimulepsząbroń.Czuł,żeczasprzeciekamuprzezpalce–aprzecieżmiałichmniejniżinni.Musiałbyćcierpliwy.Cierpliwyjakzima.

Któregoś razu ojciec uderzył go w gniewie i potem matka znalazła gozapłakanego. „Głupiec uderza od razu”, powiedziała mu wtedy. „Mądry sięuśmiecha,obserwujeizapamiętuje.

Adopieropotemzadajecios”.

Page 87: Dla Grace - EduPage

W

DZICY

dzieciństwieYarvidostałwprezencieniewielkiokręcikzkorykorkowca.Bratzabrałmuzabawkęiwrzuciłdomorza.Yarvidługoleżałnakrawędziklifu i patrzył, jak falemiotają, obracają i bawią się łupiną, dopóki nie

znikła.TerazMatkaWódtaksamobawiłasięWiatremPołudnia.Żołądek podchodził mu do gardła, gdy wspinali się na wierzchołek kolejnej

wodnej góry, a chwilę później zjeżdżałw siedzenie, kiedy pruli dziobem do dołuw białą od piany dolinę, coraz niżej, aż ściany wody otaczały ich ze wszystkichstron, a on czuł, że zaraz zostaną wciągnięci w nieznane głębiny i potoną co dojednego.

Rulfjużniemówił,żewidywałwżyciugorszesztormy,zresztąYarviitakniemógłby go usłyszeć. Nie dało się odróżnić łoskotu piorunów i ryku fal od jękówtorturowanegokadłuba,katowanychlinikatowanychludzi.

Jaud już nie mówił, że chyba zaczyna się przejaśniać. Nie dało się odróżnićchłoszczącego morza od chłoszczącego deszczu. Zza zasłony siekących biczówwody Yarvi ledwie widział najbliższy maszt, dopóki sztormowego mroku nierozproszyłbłysk,którynamomentzamroziłokrętiskulonązałogęwczerniibieli.

Oblicze Jauda zastygłow ponurym grymasie, jakby cały składał się z ostrychkrawędzi inapiętychmięśni,gdyuparciemocowałsięzwiosłem.Rulfwspomagałgo tak zaciekle, że oczy wychodziły mu z orbit. Sumaela kurczowo trzymała siępierścienia, do którego przykuwano jej łańcuch w portach, i coś wrzeszczała, alezagłuszałjąwyjącywiatr.

Shadikshirram nie miała ochoty nikogo słuchać. Stała na rufowym kasztelu,obejmującrękąmasztjakkompanadopicia,iwygrażałaniebiosomnagimmieczem.Śmiała się, a gdywicher cichł odrobinę, Yarvi słyszał, jak szydzi ze sztormu, że

Page 88: Dla Grace - EduPage

tylkonatylegostać.Żadnekomendyi taknicbyniepomogły.Wiosłaprzypominałyrozwścieczone

zwierzęta. Rzemienie oplecione wokół nadgarstka Yarviego szarpały go, tak jakdawniejmatka,gdyciągnęłagodokądś za rękę.W jegoustach słony smakmorzamieszałsięzesłonymsmakiemkrwizrozciętejwargi,którąuderzyłowiosło.

Nigdydotądnieczułsiętakprzerażonyibezradny.Nawetwtedy,gdychowałsięprzedojcemwzakamarkachcytadeli.Nawetwtedy,gdypatrzyłwobryzganąkrwiątwarzHurikaisłyszał,jakOdemrozkazuje:„Zabijgo”.Nawetwtedy,gdykuliłsięu stóp Grom-gil-Gorma. Wszyscy oni byli potężni, lecz strach przed nimi bladłwporównaniuztrwogąprzedpotwornąfuriąMatkiWód.

Kolejnabłyskawicawyłowiłazmrokuniewyraźnyzaryslądu–nierównybrzegkąsanyprzezmocarne fale,czarnedrzewa iczarnąskałę,odktórejodpadałypłatybiałejpiany.

–Niechbogowiemająnaswopiece–wyszeptał,zaciskającpowieki.Okręt szarpnął się gwałtownie.Yarvi poleciał do tyłu i uderzył głową o trzon

wiosłazasobą.Ludzieprzewracalisięjedninadrugichispadalizławek,napinającłańcuchy do granic możliwości i próbując się czegoś złapać, aby nie udusiły ichżelazne obroże. Yarvi poczuł, jak silna ręka Rulfa mocno trzyma go na miejscu.Świadomość,żewchwiliśmiercidotykagodrugiczłowiek,przyniosłamudziwneukojenie.

Nigdy wcześniej nie modlił się tak żarliwie do wszystkich bogów, jacyprzychodzilimu namyśl – tychwielkich i tychmałych.Nie błagał ani o CzarnyTron,aniozemstęnastryjuzdrajcy,aniolepszypocałunek,jakiobiecałamuIsriun,aninawetowolność.

Modliłsiętylkooto,żebyprzeżyć.Rozległsięprzewlekłyłoskot.Drewnianyszkieletgaleryzadrżałiokrętmocno

się przechylił. Wiosła trzaskały jak cienkie gałązki. Wielka fala zmyła pokładi szarpnęła za ubranie Yarviego. Już wiedział, że umrze tak jak jego stryj Uthil,połkniętyprzezbezlitosnemorze…

Page 89: Dla Grace - EduPage

Świtzjawiłsięmętnyinieubłagany.Wiatr Południa tkwił na brzegu, przekrzywiony na burtę, bezradny niczym

olbrzymiwielorybnakamienistejplaży.Przemoknięty idygoczącyYarvikulił sięnastromopochylonejławce–poobijany,leczżywy.

Sztormwmrokuoddaliłsięnawschód,warczącwściekle,alegdynastałbladyniebieskosiny poranek, wiatr wciąż dął zimnem, a jednostajny deszcz padał nanieszczęsnych galerników. Większość stękała, oglądając obtarcia. Kilku ciężejrannychjęczało.Mocowaniajednejzławekpuściłypodczasburzyiznikławmorzu,ciągnąctrzechniefortunnychwioślarzykuOstatnimWrotom.

–Mieliśmyszczęście–powiedziałaSumaela.Shadikshirram klepnęła nawigatorkę w plecy z taką siłą, że niemal ją

przewróciła.–Przecieżmówiłam,żeauramisprzyja!–Tylkojejdopisywałświetnyhumor

ponierównymbojuzesztormem.Yarvipatrzył, jakobieobchodząokręt.Sumaelawsunęłaczubekjęzykawkarb

wargi,oglądającgłębokiewyżłobieniawdrewnieigładzącpotrzaskanebele.–Przynajmniejkilimasztymamycałe.Brakujedwunastuwiosełitrzyławysą

połamane.–Noimorzezabrałotrzechwioślarzy–burknąłTrigg,ogromniezdenerwowany

stratami. – Do tego dwóch zginęło w łańcuchach, a sześciu nie może wiosłowaćichybajużniewydobrzeje.

–Najbardziejmniemartwitawyrwawkadłubie–przyznałAnkran.–Władownijestzupełniejasno.Trzebabędzietozałataćiuszczelnić,zanimrozważymypowrótnawodę.

– Tylko skąd weźmiemy drewno? – ironicznie spytała Shadikshirram,zamaszystymgestempokazującwiekowąpuszczę,któragraniczyłazplażą.

– Jest własnością Shendów. – Trigg przyglądał się ciemnemu lasowizmniejszymentuzjazmem.–Jaknastuznajdą,wszystkichobedrązeskóry.

–Notobierzsiędoroboty.Wolęniemyśleć, jakwyglądałbyśbezskóry.I taknie jesteś piękny. Jeślimoja fortuna się niewyczerpie, uporamy się z naprawami

Page 90: Dla Grace - EduPage

iodpłyniemystąd,zanimShendowienaostrząswojenoże.Hej,ty!–Shadikshirrampodeszła do Nijakiego, który klęczał na kamykach, i przewróciła go kopniakiemwżebra.–Czemunieszorujesz,draniu?

Nijaki po ciężkim łańcuchuwczołgał się z powrotem na pochyły pokład i jakczłowiek,którywspalonymdomuwymiatapopiółzpaleniska,zabrałsiędozwykłejroboty.

Ankran i Sumaela spojrzeli po sobie niepewnie i równieżwzięli się do pracy.Tymczasem Shadikshirram poszła po swoje narzędzie – czyli wino, które zaczęłapowolisączyćwygodnieopartaopobliskąskałę.

Trigg otworzył część kłódek – co było ogromną rzadkością – i niewolnikom,którzy od tygodni nie opuszczali ław, wydłużono łańcuchy. Od Ankrana dostalinarzędzia. Jaud i Rulf zabrali się do rozłupywania pni klinem i młotem, a Yarviściągał gotowe deski na brzeg i układał je w pobliżu wyrwy w kadłubie. TamSumaelasprawnieobrabiałajetoporkiem,wskupieniuwysuwającbrodę.

–Zczegosiętakcieszysz?–spytała,gdyzobaczyłajegominę.Ciągnąc deski, poocierał sobie skórę na rękach, głowa bolała go od uderzenia

owiosłoiwszędziemiałpełnodrzazg,alepatrzącnanią,uśmiechałsięoduchadoucha.Zperspektywydługiegołańcuchawszystkowydawałosiępiękniejsze–takżeSumaela.

–Niejestemprzykutydoławki–odparł.–Ha!–Uniosłabrwi.–Nieprzyzwyczajajsięzabardzo.– Hej! Patrzcie tam! – usłyszeli wrzask podobny do przeraźliwego skrzeku

koguta,któremukucharzzachwilęmaurżnąćłeb.Jedenzestrażnikówzbladąjakuduchatwarzącośpokazywał.

Na skraju lasu stał człowiek. Pomimo chłodu był nagi do pasa, z torsemumazanymbiałąfarbąiczarnymgąszczemwłosów.Przezramięprzewiesiłłuk,adobiodramiałprzytroczonykrótkitopór.Niewykonałżadnegogwałtownegoruchuaninie zaczął groźnie ryczeć, tylko spokojnie przyglądał się okrętowi i pracującymniewolnikom. Po chwili bez pośpiechu się odwrócił i zniknął między drzewami.Szarżującaarmianiewywołałabywiększejpanikiwśródzałogi.

Page 91: Dla Grace - EduPage

– Niech bogowie nad nami czuwają – wyszeptał Ankran, szarpiąc za swojąobręcz,jakgdybynaglezrobiłasięzaciasnainiemógłswobodnieoddychać.

– Uwijać się – warknęła Shadikshirram, tak zdenerwowana, że na momentprzerwałapicie.

Zdwoili wysiłki, nieustannie oglądając się na drzewa i wypatrując kolejnychnieproszonychgości.Gdynamorzupojawił sięokręt, dwajmarynarze zpluskiemwbiegli do wody i zaczęli rozpaczliwie wymachiwać rękami, wołając o pomoc.Niewielkapostaćodmachałaimzpokładu,leczokrętniezwolniłaniodrobinę.

Rulfotarłpotzczołagrubymnadgarstkiem.–Teżbymsięniezatrzymał.–Anija–wtrąciłJaud.–Samimusimysobieradzić.Yarvimusiałsięzgodzićztowarzyszami.–Japewnienawetbymnieodmachał–przyznał.Właśnie wtedy Shendowie zaczęli bezgłośnie się wymykać z czerni lasu.

Trzech… sześciu… dwunastu uzbrojonych po zęby wojowników. W miarę jakpojawiali siękolejni,przerażenienabrzegu rosło.WprawdzieYarviczytałgdzieś,że Shendowie są pokojowo nastawionym plemieniem, ale ci tutaj chyba nie znalitychsamychksiągcoon.

–Nieprzerywaćpracy!–ryknąłTrigg,chwytającjednegozniewolnikówzakarkipopychajączpowrotemdopowalonegodrzewa,któretrzebabyłooczyścićzgałęziikory.–Musimyjakośichprzepędzić.Wystraszyć.

Shadikshirramodrzuciłaopróżnionąbutelkęnaziemię.–Nakażdego,któregotuwidzisz,przypadadziesięciuukrytychwlesie.Raczej

ty byś się wystraszył. Oczywiście nie zamierzam ci przeszkadzać. Chętnie sobiepopatrzę.

–Tocomamyrobić?–wymamrotałAnkran.– Ja postaram się nie zostawić im zbyt wiele wina. – Kapitan odkorkowała

kolejną butelkę. – Jeśli chcesz im zaoszczędzić wysiłku, możesz sam zacząć sięobdzieraćzeskóry.–Zachichotałaipociągnęłasolidnyłyk.

TriggkiwnąłgłowąwstronęNijakiego,którynakolanachszorowałpokład.

Page 92: Dla Grace - EduPage

–Moglibyśmydaćmubroń.ŚmiechShadikshirramurwałsięnagle.–Nigdy.„Mądrzyczekająnaodpowiednimoment,leczniepozwalają,abyimumknął”.–Panikapitan–odezwałsięYarvi,odkładającdeskęinieśmiałorobiąckrokdo

przodu.–Chciałbymcośzaproponować.–Chceszimzaśpiewać,kaleko?–warknąłTrigg.–Raczejznimiporozmawiać.Shadikshirramdługoprzyglądałamusięspodprzymrużonychpowiek.–Znaszichmowę?–Dośćdobrze,byzapewnićnambezpieczeństwo.Amożenawetconiecounich

wytargować.Nadzorca wycelował grubym paluchem w rosnącą gromadę pomalowanych

wojowników.–Myślisz,żedzicybędąsłuchaćtwojegogadania?–Wiem, że tak.–Yarvi żałował, żenie czujepewności, jakabrzmiaław jego

głosie.–Toczysteszaleństwo!–jęknąłAnkran.Shadikshirramprzeniosławzroknaochmistrza.– Jeśli masz inny pomysł, chętnie cię wysłucham – oznajmiła i przewróciła

oczami,gdyAnkrantylkootworzyłustaibezradnierozłożyłręce.–Wdzisiejszychczasach takniewielumamybohaterów.Trigg, poprowadzisz naszego jednorękiegoambasadoranapertraktacje.Ankran,pójdzieszznimi.

–Ja?– A ilu tchórzy o takim imieniu jest moją własnością? Odpowiadasz za

zaopatrzenieokrętu,prawda?Idźwięcirób,codociebienależy.–AlezShendaminiktniehandluje!–Wtakimrazieubiteprzezciebieinteresyprzejdądohistorii.–Shadikshirram

wstała.–Każdyczegośpotrzebuje.Natymsięopierakupieckaprofesja.Sumaelacipowie,czegonambrakuje.–NachyliłasięnadYarvim,takżeowionąłgociężkiod

Page 93: Dla Grace - EduPage

winaoddech,ipoklepałagopopoliczku.–Zaśpiewajim,chłopcze.Taksłodkojaknamtamtejnocy.Śpiewaj,jakbyodtegozależałotwojeżycie.

Tym oto sposobemYarvi znalazł sięw trójcewysłannikówwolno kroczącychw stronę drzew. Puste ręce trzymałw górze i szedł na krótkim łańcuchu, któregokoniecTriggmocnościskałwmięsistej łapie.Wduchurozpaczliwiepowtarzał,żewielkie ryzyko oznacza wielkie korzyści. Przed sobą widział coraz więcejmilczącychShendów.ZajegoplecamiAnkranwymamrotałpohaleeńsku:

–Jeślikaleceudasięznimipohandlować,dzielimysięjakzawsze?–Czemunie?–Trigglekkopociągnąłzałańcuch.Yarvi nie mógł uwierzyć, że w takiej chwili myślą o pieniądzach. Może gdy

przed ludźmiotwierają sięOstatnieWrota,każdywracado tego, coznanajlepiej.Onsamprzecieżodwołałsiędowiedzyministra.Jakże lichąosłonąwydawałamusięteraz,gdypowolisięzbliżalidoShendówwymalowanychwwojennebarwy.

Żaden nie wzniósł okrzyku ani nie potrząsnął gniewnie bronią. I bez tegowyglądaligroźnie.RozstąpilisięspokojnieprzedidącymnaprzedzieYarvimiTriggpoprowadziłgodalejmiędzydrzewaminapolanę,naktórejwokółogniskaczekalikolejni członkowie plemienia.Yarvi nerwowo przełknął ślinę, kiedy zobaczył, iluich jest. Co najmniej trzy razy więcej niż wszystkich członków załogi WiatruPołudnia.

Pośrodku siedziała kobieta, strugając kij lśniącym nożem. Na szyi nosiła narzemieniutabliczkęelfów–zielonąpłytkęwysadzanączarnymiklejnotamiipokrytąniezrozumiałymiznakamiorazmisternymizłotymiwzorami.

Pierwszą umiejętnością, jakąmusi posiąść każdyminister, jest rozpoznawaniehierarchii – odczytywanie spojrzeń i postaw, gestów i tonów, które odróżniająprzywódcęodpodwładnego.Niewartoprzecieżmarnowaćczasunapłotki.DlategoYarvipewnieminąłmężczyzn, jakgdybybyliniewidzialni, i skupił sięna srogiejtwarzykobiety.Wojownicyotoczyliobcychżywopłotemnagiejstali.

Nanajkrótszą z chwilYarviprzystanął.Przez tenmomentwyraźny lękTriggai Ankrana sprawił mu tak wielką przyjemność, że niemal zapomniał o własnym.Przeztenmomentmiałnadnimiprzewagęipodobałomusiętouczucie.

Page 94: Dla Grace - EduPage

–Zacznijwreszciegadać!–syknąłTrigg.Yarviemuprzemknęłoprzezmyśl,żemożeistniejejakiśsposób,abynazawsze

się pozbyć nadzorcy. Mógłby wybłagać u Shendów wolność… dla siebie i możejeszcze dlaRulfa i Jauda…Niestety, stawka była zawysoka, a szanse zbyt nikłe.MądryministerzawszewybierawiększedobroorazmniejszezłoiumiewkażdymjęzykuotwieraćdrzwiprzedOjcemPokojem.Ztąświadomościąprzyklęknął.Jegokolanozchlupotemzagłębiłosięwbłocie.Kalekądłońpołożyłnapiersi,azdrowąprzytknął do czoła – tak jak uczyła goMatka Gundring – aby pokazać, żemówiprawdę.

Nawetjeślizamierzałkłamaćwżyweoczy.–MamnaimięYorv–rozpocząłwmowieShendów–ipokornieklękamprzed

wami,jużniejakoobcy,abybłagaćoprawogościadlamnieimoichtowarzyszy.UtkwionewYarvimoczykobietypowolisięzwęziły.Pochwiliobejrzałasięna

swoichludzi,schowałanóżirzuciłakijwogień.–Psiakrew!–Prawogościa?–mruknął jedenzwojowników,zniedowierzaniempokazując

naprzechylonyokrętnabrzegu.–Dlatychdzikusów?– Masz fatalną wymowę. – Powiedziała kobieta do Yarviego i z rezygnacją

machnęłarękami.–JestemSvidurazShendów.Wstań,Yorvie,bowiemjesteśmilewidzianyprzynaszymogniuiniespotkacięunasżadnakrzywda.

Jedenzwojownikówcisnąłtopórnaziemięiwściekłyzniknąłwzaroślach.Svidurapowiodłazanimwzrokiem.–Liczyliśmy,żewaszabijemyiprzywłaszczymysobiewasz ładunek.Musimy

brać,cosięnadarza,bowaszNajwyższyKrólznastaniemwiosnyznowuwydanamwojnę.Tenczłowiektosamapazerność.Przysięgam,niemampojęcia,czegoodnaschce.

Yarviobejrzał sięnaAnkrana,któryprzysłuchiwał się rozmowie,podejrzliwiemarszczącbrwi.

–Zprzykrościąprzyznaję,żeniektórzyludzienigdyniemajądość.–Coracja, toracja.–Kobietaciężkowsparła łokiećokolano,oparłabrodęna

Page 95: Dla Grace - EduPage

dłoni i powiodła wzrokiem po zawiedzionych wojownikach, którzy z ociąganiemsiadaliwokółognia.Niektórzyjużzaczęlizwijaćkulezmchu,żebyzetrzećzsiebiewojennebarwy.–Tomiałbyćdlanasowocnydzień.

–Nicstraconego.–Yarviniezdarniesiępodniósłizatarłdłonie,takjakrobiłatojegomatka,gdyzamierzałaubićjakiśinteres.–Mojakapitanchętniesięzgodzinawymianę…

Page 96: Dla Grace - EduPage

K

BRZYDKIEMAŁE…GRZESZKI

ajutaShadikshirrambyłaciasnaidośćmroczna–boświatłowpadałotylkoprzeztrzywąskieszparyokien–adotegopełnacienirzucanychprzezworyisakizawieszonenabelkachniskiegosufitu.Sporączęśćpodłogiwypełniało

łoże,naktórympiętrzyłysiępledy,zwierzęceskóryipoplamionepoduchy.Resztęniemal w całości zajmował wielki kufer z żelaznymi okuciami.W każdym kąciewalały się puste butelki.Mieszały się tu zapachy smoły, soli, kadzidła, kwaśnegopotuikwaśnegowina,leczitakwporównaniuzżyciem,jakieostatniowiódłYarvi–jeżeliwogólekwalifikowałosiętodomianażycia–byłtoszczytluksusu.

–Łatadługoniewytrzyma–powiedziałaSumaela.–PowinniśmyzawrócićdoSkeken.

– Wiesz, co mi się podoba w Morzu Drzazg? Można je opłynąć wkoło. –Shadikshirram butelką nakreśliła w powietrzu okrąg. – Wszystko jedno, w którąstronęwyruszymy,wkońcuitakdotrzemydoSkeken.

Sumaelaspojrzałananiązezdziwieniem.–Tyleżew jednąbędziemy tamzadzieńżeglugi, awdrugądopierozawiele

miesięcy!–Postaraszsię,żebyśmybezpieczniedopłynęli,jużtytopotrafisz.Największym

wrogiem żeglarza jest morze, ale przecież drewno unosi się na wodzie, nie? Cow tym takiego trudnego? Nie zmienimy kursu. – Shadikshirram spojrzała naYarviego,którywłaśniewszedłdokajuty,pochylającgłowęwniskichdrzwiach.–Ach, oto i mój ambasador! Wciąż jeszcze tkwimy we własnych skórach, więcmniemam,żesprawypotoczyłysiępomyślnie.

–Panikapitan,chciałbymzamienićkilkasłów…–powiedział,wlepiającwzrokwpodłogę,takjakministerwobecnościkróla–…naosobności.

–Hm…– Shadikshirramwysunęła dolnąwargę i trąciła ją lekko palcem, jak

Page 97: Dla Grace - EduPage

muzyk strunę harfy. – Zawsze intrygujemniemężczyzna, który prosi o prywatnąaudiencję,nawetgdyjestmłody,kalekiimałoatrakcyjnyjakty.WracajdodesekiszczeliwaSumaelo,chcę,żebyśmydoranaznówbylinawodzie.

Szczękinawigatorkiporuszyłysięwyraźnie,gdyzacisnęłazęby.–Naniejlubpodnią–mruknęłaiminęłaYarviego,trącającgoramieniem.–Ocochodzi?–spytałagoShadikshirram,poczympociągnęłasolidnyłykwina

izgłośnymbrzdękiemodstawiłabutelkę.– Wybłagałem u Shendów prawo gościa, pani kapitan. Odwieczna tradycja

nakazujeimprzyjąćobcego,którypoprosiotowodpowiednichsłowach.–Sprytnie – przyznałaShadikshirram, odgarniając lekko szpakowatewłosydo

tyłu.–Wynegocjowałemtakżewszystko,czegonampotrzeba…wmoimprzekonaniu

nabardzokorzystnychwarunkach.–Bardzosprytnie–stwierdziła,zwijającwłosywwęzełnakarku.Yarviwiedział, że jego spryt dopiero teraz zostaniewystawionynaprawdziwą

próbę.–Obawiamsięjednak,żepanikapitannieuznawymianyzatakkorzystnąjakja.Nieznacznieprzymrużyłaoczy.–Atodlaczego?–Ochmistrzinadzorcaodliczylisobieczęśćzysków.Shadikshirramdługomilczała,wsuwającwewłosygrzebyki,żebyfryzurasięnie

rozpadła.Wyrazjej twarzyniezmieniłsięaniodrobinę, leczmimotoYarvinaglepoczułsiętak,jakbybalansowałnaskrajuprzepaści.

–Doprawdy?–spytaławkońcu.Wyobrażałsobieróżnereakcje,alenietakbezceremonialnąobojętność.Czyżby

jużowszystkimwiedziałainieobchodziłojejto?Możeitakzamierzałagoodesłaćz powrotem do wiosła? Czy Trigg i Ankran mieli się dowiedzieć, że ich wydał?Nerwowo oblizał wargi, świadomy, że stąpa po bardzo kruchym lodzie. Niemiałjednak wyboru, musiał brnąć dalej z nadzieją, że w końcu dotrze na pewniejszygrunt.

Page 98: Dla Grace - EduPage

–Itonieporazpierwszy–wychrypiał.–Nie?– W Vulsgardzie mieli zakupić zdrowych wioślarzy, a wzięli najtańszych

niewolników,jakichudałoimsięznaleźć…wtymmnie.Zgaduję,żeoddaliniewielesrebra.

– Żałośnie mało. – Shadikshirram dwoma palcami podniosła butelkę i upiłazniej jeszcze jeden spory łyk. –Zaczynamsię jednak zastanawiać, czy ciebienienabyłampookazyjnejcenie.

Yarvi pragnął jak najprędzej wyrzucić z siebie wszystko, mimo to starał sięmówićspokojnieizpowagą,takjakkażdyministerpowinien.

–Dogadywali sięmiędzy sobą po haleeńsku, sądząc, że nikt ich nie rozumie.Tyleżejaznamrównieżtenjęzyk.

– Izapewnepotrafiszwnimśpiewać.Jaknaniewolnika,któryciągniewiosło,posiadaszwieletalentów.

Ministerzawszepowinienuprzedzaćpytania,abynieusłyszećtakiego,naktórenieznaodpowiedzi,dlategoYarvikryłwzanadrzugotowekłamstwo.

–Mojamatkabyłaministrem.– Sądziłam, że pas ministra to wyklucza. – Shadikshirram wessała powietrze

przezzaciśniętewargi.–Oj,brzydkimałygrzeszek.–Życiejestichpełne.–Toprawda,chłopcze,toprawda.–Odniejnauczyłemsięjęzykówiliczenia,izielarstwa,iwieluinnychrzeczy,

którepanikapitanmogłabyuznaćzawielcepomocne.– Mój ty mały pomocniku. Do walki potrzebne są dwie ręce, lecz wystarczy

jedna, żeby wbić komuś nóż w plecy. Ankranie! – zawołała śpiewnie w stronęotwartychdrzwi.–Ankranie,twojakapitanchceztobąpomówić!

Rozległysięszybkiekrokiochmistrza–aleserceYarviegobiłojeszczeszybciej.– Właśnie policzyłem narzędzia, pani kapitan – powiedział, pochylając się

wwejściu. –Brakuje jednego toporka…–Gdy spostrzegłYarviego,mięśnie jegotwarzydrgnęły.Najpierwodmalowałsięnaniejszok,potemnieufność,awreszcie

Page 99: Dla Grace - EduPage

wymuszonyuśmiech.–Mamprzynieśćwięcejwina…?– Już nie. – Shadikshirram zrobiła nieprzyjemną pauzę i uśmiechnęła się

złowrogo. Ankran pobladł, a w skroniach Yarviego głośniej zatętniła krew. –Mogłabym podejrzewać Trigga, że mnie oszukuje. W końcu jest wolnymczłowiekiemimusidbaćoswojeinteresy.Alety?Niespodziewałamsię,żezostanęokradziona przez moją własność. – Shadikshirram opróżniła butelkę do końca,zlizała ostatnie krople wina z szyjki i powoli zważyła szkło w ręce. – Przyznaszchyba,żetowielkiwstyd.

Cienkiewargiochmistrzadrgnęły.–Onkłamie,panikapitan!–Tyleżejegokłamstwapotwierdzająto,cosamapodejrzewałam.–Aletonie…Shadikshirram zaatakowała tak szybko, że Yarvi w niczym się nie połapał,

usłyszał jedynie głuchy odgłos, gdy uderzyła Ankrana butelką. Ochmistrz upadłz jękiemnapodłogę i leżał,mrugającnieprzytomnie.Po twarzypłynęłamukrew.Kapitan podeszła do niego, uniosła but nad jego głowę, po czym spokojnie, bezpośpiechu,marszczącczołowskupieniu,stanęłananiej.

– Oszukiwałeś mnie? – wysyczała przez zaciśnięte zęby. Jej obcas rozciąłpoliczekAnkrana.–Okradałeś?–Butzgniótłmunos.–Uważaszmniezagłupią?

Yarvi wlepił wzrok w kąt kajuty, ale wciąż słyszał okropny chrzęst. Oddechledwieprzeciskałmusięprzezgardło.

–Aprzecież…tyle…dlaciebiezrobiłam!Shadikshirram przykucnęła, oparła przedramiona na kolanach i luźno zwiesiła

dłonie.Wysunąwszybrodędoprzodu,zdmuchnęłaztwarzykosmykwłosów.–Porazkolejnyzdumiewamniefałszywośćludzkiejnatury.–Robiłem…to…dlażony…–wyszeptałAnkrantonem,którysprawił,żeoczy

Yarviegopowolipowędrowałykuruiniejegotwarzy.Krwawybąbelpojawiłsięnawargachochmistrzaipochwilipękł.–Dlażony…isyna.

– Co mnie oni obchodzą? – warknęła Shadikshirram. Ponuro przyjrzała siękropkomkrwi,któraobryzgaławierzchjejdłoni,iwytarłajeoubranieAnkrana.

Page 100: Dla Grace - EduPage

–Tamtenhandlarz…którymniesprzedał…wThorlby.–GłosAnkranabrzmiałjakbulgot.–Yoverfell.Sąuniego.–Zakaszlałijęzykiemwypchnąłzustkawałekzęba.–Dałsłowo,żenicimsięniestanie…jeślibędęzanichpłacił…zakażdymrazem,gdyzawijamytamdoportu.Jeślinie…

PodYarvimprawieugięłysiękolana.Miałwrażenie,żezachwilęosuniesięnapodłogę.Wreszciezrozumiał,pocoAnkranpotrzebowałpieniędzy.

Shadikshirramobojętniewzruszyłaramionami.–Acomniedotego?Wsunęłapalcewewłosyochmistrzaidobyłazzapasanóż.–Nie!–wykrzyknąłYarvi.Kapitanrzuciłamugniewnespojrzenie.–Naprawdę?Jesteśpewien?Musiałzebraćwsobiecałąsiłę,żebyzmusićustadomdłegouśmiechu.–Pocozabijaćto,comożnasprzedać?Zastygłanamoment,wpatrującsięwniego.Pomyślał,żezarazuśmierciichobu,

aleonawybuchłaśmiechemiopuściłanóż.–Oświadczamwszemiwobec,żemojemiękkiesercekiedyśmniezgubi.Trigg!Nadzorcapojawiłsięwwejściuitylkonamomentsięzawahał,gdyzobaczyłna

podłodzeAnkranazkrwawąmiazgązamiasttwarzy.–Okazujesię,żenaszochmistrzmnieokradał–oznajmiłakapitan.Trigg zmarszczył brwi i przez chwilę przyglądał się Ankranowi, potem

Shadikshirramiwreszcie,najdłużej,Yarviemu.–Niektórzymyślątylkoosobie.–Ajasądziłam,żejesteśmyjednąwielkąrodziną.–Kapitanwstałaiotrzepała

ubranie. – Od dziś mamy nowego ochmistrza. Daj mu ładniejszą obrożę. – NogąprzetoczyłaAnkranawkierunkuwyjścia.–AtościerwoposadźdowiosłaJauda.

– Tak jest, pani kapitan. – Trigg za rękę wyciągnął Ankrana z kajutyikopniakiemzamknąłdrzwi.

– Sam widzisz, że jestem litościwa – oznajmiła promiennie Shadikshirram,gestykulując zakrwawioną dłonią, w której wciąż trzymała nóż. –

Page 101: Dla Grace - EduPage

Wspaniałomyślnośćtomojasłabość.–Wspaniałomyślnośćjestprzywilejemwielkich–zdołałwychrypiećYarvi.Shadikshirramuśmiechnęłasięradośnie.– Doprawdy? Ha! Taka jestem… ale Ankran wyczerpał całe pokłady mojej

litościnatenrok.–OtoczyłarękąramionaYarviego,wsunęłakciukpodobręcznajegoszyiiprzyciągnęłachłopakadosiebietakblisko,żepoczułzapachwinawjejszepcie. – I jeśli nowy ochmistrz zawiedziemoje zaufanie… –Umilkła, bo ciszabyłabardziejwymownaodsłów.

–Zmojej strony niema się czego obawiać, pani kapitan. –Yarvi spojrzał jejprostowtwarz.Stałatakblisko,żejejczarneoczyzlewałysięwjedno.–Możnanamnie polegać.Niemam żony ani dzieci – powiedział, awmyślach dodał:Muszętylkozabićstryja,poślubićjegocórkęiodzyskaćCzarnyTronGettlandu.

– Młodzik z ciebie, ale poza tym wydajesz się doskonałym kandydatem! –stwierdziła,poczymwytarłanajpierwjedną,apotemdrugąstronęostrzaokoszulęYarviego. – A teraz skocz szybciutko do ładowni, mój jednoręki ministrze, iwywęsz, gdzie Ankran ukrył moje pieniądze, a później przynieś mi wina!Iuśmiechnijsię!–Shadikshirramzdjęłazszyizłotyłańcuchipowiesiłanajednymz filarów łoża. Kołysał się na nim klucz. Ten, który otwierał kłódki spinającełańcuchyniewolników.–Lubię,kiedymoiprzyjacielesąuśmiechnięci,awrogowiemartwi!–Szerokorozpostarłaramionaiopadłaplecaminastertęskór.–Tendzieńzapowiadałsiękiepsko–oznajmiławzadumie,patrzącwsufit–alewszyscydostalito,czegopragnęli.

Yarvi pospiesznie opuścił kajutę. Wolał nie wspominać, że Ankran, a tymbardziejjegożonaisyn,bylibyodmiennegozdania.

Page 102: Dla Grace - EduPage

N

WROGOWIEISPRZYMIERZEŃCY

ikogo nie dziwiło, że Yarvi lepiej się nadawał na ochmistrza niż nawioślarza.

Początkowo nie mógł się połapać w swoim nowym królestwie, mrocznymi skrzypiącym, pośród licznych beczek, skrzyń, przepełnionych kufrów i workówkołyszących się na hakach pod sufitem. Wystarczyło jednak kilka dni, abyzaprowadził tam taki porządek jak na półkach uMatki Gundring,mimo że przeznowe jasne deski łaty nieprzerwanie sączyła sięwoda.Wybieranie co rano słonejkałużyniebyłoprzyjemnymzadaniem.

Alewolałtoodpowrotunaławkę.Znalazł sobie kawał zgiętego żelaza i dobijał nim każdy gwóźdź, który choć

trochę zaczynałwystawać.Starał się niemyślećo tym, że zdrugiej stronyMatkaWódnapierazcałąmocąnanaprężonątkankęnierównoociosanegodrewna.

WiatrPołudniapowolikuśtykałnawschód,pokaleczonyizniepełnązałogą.Pokilku dniach dotarli na Roystock, na tamtejszy wielki targ z setką setek sklepówściśniętych na błotnistej wyspie u ujścia Boskiej Rzeki. Tu nawet niewielkieiszybkie łodzieutykaływplątaniniekeiniczymmuchywpajęczejsieci,aznimiich wychudzone i ogorzałe załogi. Ludzi, którzy przez tygodnie z wysiłkiemwiosłowali na przekór prądom i z mozołem przeprawiali się przez płycizny,ograbiano z niezwykłych ładunków za jedną lub dwie noce niewyszukanychprzyjemności. Sumaela, klnąc, zabrała się do uszczelniania przeciekających łat,a tymczasem Yarvi, prowadzony na łańcuchu przez Trigga, zszedł na brzeg, abyuzupełnićbrakiwzapasachiniewolnikachpostarciuzesztormem.

Wwąskich uliczkach, rojnych od ludziwszelkiego autoramentu, przystąpił dointeresów.Wcześniej widywał, jak robi to jegomatka – Laithlin, Złota Królowa,najbystrzejszeokoinajostrzejszyjęzyknadMorzemDrzazg–iterazsięprzekonał,

Page 103: Dla Grace - EduPage

że jej sztuczki przychodzą mu bez wysiłku. Targował się w sześciu językachi zdumiewał kupców, wykorzystując znajomość ich mowy przeciwko nim.Przypochlebiał się i przechwalał, wyśmiewał ceny i szydził z jakości, urażonyodchodził, aby po chwili ulec błaganiom iwrócić, najpierw byłmiękki jakwosk,apotemtwardyjakstal,izostawiałzasobąszlakszlochającychsprzedawców.

Triggtrzymałłańcuchtaklekko,żeYarviniemalzapomniałookowach.Dopierogdywszystkozałatwiliizaoszczędzonewiórkisrebrazbrzękiemtrafiłyzpowrotemdo kapitańskiej sakwy, szept nadzorcy połaskotał go w ucho, sprawiając, żechłopakowizjeżyłsięwłosnagłowie.

–Sprytnyzciebiekaleka.Yarvichwilęmilczał,próbujączebraćmyśli.–Cośniecoś…potrafię–powiedziałwkońcu.–Niewątpię.Wiem,żerozumiałeś,oczymmówiłemzAnkranem,ipowtórzyłeś

wszystko naszej kapitan. Ma mściwy charakterek, co? Opowiada o sobie samekłamstwa,aleodemniemógłbyśusłyszećprawdę,którazadziwiłabycięwrównymstopniu.Widziałem,jakkiedyśzabiłaczłowiekatylkozato,żenastąpiłjejnanogę.Abyłnaprawdęwielki.

–Możeswoimciężaremboleśnieprzygniótłjejpalce.TriggszarpnąłłańcuchiobręczwerżnęłasięwszyjęYarviegotak,żeażpisnął.–Nienadwerężajmojejdobroci,młokosie.Rzeczywiście,nadzorcaniemiałjejwnadmiarze.–Jatylkogramtakimikartami,jakiedostałem–wychrypiałYarvi.– Jakmywszyscy–mruknąłTrigg.–Ankranźle rozegrałpartię i słonogo to

kosztowało. Nie zamierzam powtórzyć jego błędu. Dlatego proponuję ci taki samukład.Będzieszmioddawałpołowętego,coudacisięuszczknąćShadikshirram.

–Ajeślinicniewezmę?Triggprychnął.–Każdycośbierze,młokosie.Z tego, cood ciebiedostanę, opłacę strażników

iwszyscybędziemyżyliwprzyjaźni.Sameuśmiechniętegębydookoła.Niedaszminic, a narobisz sobie wrogów. Tu lepiej ich nie mieć. – Owinął łańcuch wokół

Page 104: Dla Grace - EduPage

wielkiejłapyiprzyciągnąłYarviegojeszczebliżej.–Pamiętaj,żesprytnedzieciakitonązupełnietaksamojakgłupie.

Yarvi przełknął ślinę. Matka Gundring często powtarzała mu, że dobrzyministrowieniemówią„nie”,jeślimogąpowiedzieć„byćmoże”.

–Na raziekapitan jest zbytpodejrzliwa. Jeszczeminieufa.Potrzebuję trochęczasu.

TriggpchnąłgomocnowstronęWiatruPołudnia.–Byleniezadługo–ostrzegł.Yarviemu to odpowiadało. Starzy druhowie w Thorlby – a co dopiero starzy

wrogowie– teżniemogli czekaćbezkońca.Miałnadzieję, że jużwkrótceopuściczarującegonadzorcę.

ZRoystockuwyruszylinapółnoc.Mijali krainy bez nazwy, mokradła, które ciągnęły się w nieznane bezkresy

upstrzonelustramiwody–tysiącamifragmentówodbitegoniebarozsianychpotymbękarcim pomiocie ziemi i morza. Krzyki samotnych ptaków niosły się nadpustkowiem,aYarvioddychałgłębokosłonymchłodemitęskniłzadomem.

CzęstomyślałoIsriun.Przypominałsobiejejzapach,delikatnydotykjejwarg,kształtuśmiechuiwłosylśniącewsłońcu,gdystaławdrzwiachSaliBogów.Sięgałpoteskrawkiwspomnieńtylerazy,żewystrzępiłysięjakłachmanyżebraka.

Czy została już przyrzeczona jakiemuś lepszemu mężowi? Uśmiechała się doinnego?Całowałanowegokochanka?Zacisnąłzęby.Musiałwrócićdodomu.

Każdąwolnąchwilęwypełniałplanamiucieczki.W faktorii, gdzie domy wzniesiono z tak grubo ciosanego drewna, że samo

przejście obok nich groziło wbiciem drzazg, Yarvi zajął uwagę Trigga jedną zesłużebnychdziewek,asampośródstraganówzsolamiiziołamiwyszukałpotrzebnemu rzeczy. Kupił dość liści plątanogi, żeby napojeni wywarem strażnicy stali siępowolniiociężali,aprzyodpowiedniejdawcenawetsiępospali.

– Co z pieniędzmi, młokosie? – wysyczał Trigg, gdy zawrócili w kierunkuWiatruPołudnia.

Page 105: Dla Grace - EduPage

–Mam pewien plan. –Yarvi uśmiechnął się pokornie,wyobrażając sobie, jakspychauśpionegonadzorcędomorza.

Jakoochmistrzbyłbardziejdoceniany,szanowanyi–prawdęmówiąc–bardziejpożytecznyniżjakokról.Galernicywreszcienajadalisiędosytaidostalicieplejszeubrania. Gdy ich mijał, mruczeli z aprobatą. Mógł swobodnie się poruszać pookręcie,gdypływalipomorzu,itaodrobinawolnościsprawiała,żepragnąłwięcej,jakchciwiec,któremunigdyniedośćzysków.

Kiedymiałpewność,żeniktniepatrzy,upuszczałskórkichlebaobokNijakiego,któryszybkochowałjewłachmanach.Któregośrazuichspojrzeniasięspotkały,aleYarvi niewiedział, czy nieszczęśnik pamięta jeszcze, co towdzięczność, bo jegodziwnielśniące,zapadnięteoczyniemiałyludzkiegowyrazu.

MatkaGundringczęstopowtarzała:„Człowiek,któryspełniadobreuczynki,robitodlawłasnegodobra”.DlategoYarviupuszczałkawałkichleba,kiedytylkomógł.

Shadikshirram była bardzo zadowolona z cięższej kiesy – a jeszcze bardziejzlepszegowina,któreYarvikupowałtaniejwimponującychilościach.

– Jest szlachetniejsze od tego, które przynosił mi Ankran – przyznała,podziwiającbarwętrunkuwbutelce.

Yarviukłoniłsięnisko.– Godne osoby, która może się poszczycić tak wspaniałymi osiągnięciami –

zapewniłzmaskąuśmiechunatwarzy.Wyobrażałsobie,żegdywreszciezasiądziena Czarnym Tronie, dopilnuje, aby jej głowa zawisła nadWyjącą Bramą, a z tejprzeklętejgaleryzostałtylkopopiół.

Czasemozmrokukapitanwyciągałakuniemunogę,naznak,żemaściągnąćjejbuty,izaczynałasnućopowieściodawnejświetności,wktórychimionaiszczegółyzmieniały się jak w kalejdoskopie. Potemmówiła mu, że jest dobrym chłopcem,ijeślimiałtegodniawyjątkoweszczęście,dawałaresztkizestołu,wyznając:

–Mojemiękkiesercekiedyśmniezgubi.Jeżeli potrafił się powstrzymać od wepchnięcia wszystkiego naraz do ust,

przemycałconiecoJaudowi,którydzieliłsięzRulfem,podczasgdyAnkransiedziałmiędzynimiznachmurzonąminąipatrzyłprzedsiebie.Nagłowiemiałszramyod

Page 106: Dla Grace - EduPage

golenia,apokrytastrupamitwarzwyglądałazupełnieinaczejniżprzedspotkaniemzbucioremShadikshirram.

–Bogowie–stęknąłktóregośrazuRulf.–ZabierzcietegodwurękiegogłupcaodnaszegowiosłaioddajcienamYarviego!

Galernicy się roześmiali. Jedynie Ankran siedział sztywny jak kołek i Yarvizacząłsięzastanawiać,czydawnyochmistrzwduchuplanujewłasnązemstę.Kiedyzerknąłwgórę,zauważył,żeSumaelaprzyglądamusięzeswojegomiejscanarei,marszczącczoło.Wciążgoobserwowałaikalkulowała,jakgdybybyłwyznaczonymnamapiekursem,wktórymcośjąniepokoiło.Wnocyłańcuchyobojgaprzypinanodotegosamegopierścieniaprzykapitańskiejkajucie,alenawetwtedynawigatorkanierozmawiałaznim,tylkoodczasudoczasuburczałacościcho.

–Dośćtegolenistwa–warknąłTriggimijającYarviego,zepchnąłgonawiosło,którechłopakwcześniejciągnął.

Wyglądałonato,żeopróczprzyjaciółzdobyłsobierównieżwrogów,noalejakmawiałajegomatka,wrogowiesącenąsukcesu.

–Yorv!Buty!Yarvi drgnął, jakby ktoś uderzył go w twarz. Ostatnio często myślami był

daleko.Nawzgórzu,zktóregopatrzyłnapłonącyokrętojca iklnącsięnabogów,przysięgał go pomścić. Na szczycie wieży w Amwend, spowity drażniącą woniądymu.Obokłagodnieuśmiechającegosięstryja.

„Byłbyzciebieniezłybłazen”.–Yorv!Wyplątał się spod przykrycia.Ciągnąc za sobą łańcuch, przeszedł nad skuloną

podpledamiSumaelą,którejciemnatwarzlekkodrgałaprzezsen.Wciążpłynęlinapółnoc i dokuczał im coraz większy ziąb. Przenikliwy wiatr przyganiał z mrokuwirującedrobinkiśnieguiprzykrywałbieląwyliniałeskóry,podktórymikulilisięniewolnicy.Strażnicyzrezygnowalizpatrolowaniaokrętu.Tylkodwajczuwaliprzykoksiakuobokprzedniego luku ładowni.Ogień rzucałpomarańczowyblaskna ichściągniętetwarze.

Page 107: Dla Grace - EduPage

–Tebutysąwięcejwarteniżty,dodiaska!Shadikshirram z mokro błyszczącymi oczami siedziała na łóżku i próbowała

chwycićsięzastopę,alebyłatakpijana,żerazporazmijałasięzcelem.NawidokYarviegoopadłanałoże.

–Użyczmipomocnejdłoni…–Podwarunkiem,żewystarczyjedna.Zabulgotałaśmiechem.– Bystrzak z ciebie, kaleko. Przysięgam, że bogowie cię tu zesłali… żebyś

ściągnąłmibuty.–Jejchichotcorazbardziejprzypominałchrapanie.ZanimYarviuporał się z drugim buciorem i ułożył jej nogi na łóżku, Shadikshirram zasnęłagłęboko, z odchyloną głową i twarzą zasłoniętą włosami, które unosiły się wrazzkażdymchrapliwymoddechem.

Zastygł w bezruchu. Spod rozchylonej koszuli wysunął się łańcuch. Na łóżkuobokszyikapitanpołyskiwałklucz,któryotwierałkażdąkłódkęnaokręcie.

Obejrzałsięnauchylonedrzwi,zaktórymiwirowałśnieg.Podniósłkloszlampyizdmuchnąłpłomień.Kajutautonęławciemnościach.Ryzykobyłowielkie,aleten,ktościgasięzczasem,musiryzykować.

Mądrzyczekająnaodpowiednimoment,leczniepozwalają,abyimumknął.Nachylił sięnad łóżkiem.Naplecachczuł ciarki.Dwupalczastądłońostrożnie

wsunąłpodgłowęShadikshirramijaknajdelikatniejjąuniósł,zdumiony,żejestażtakciężka.Zacisnąłzęby,takbardzostarałsiędziałaćpowoli.Gdydrgnęłaigłośniejchrapnęła, skrzywił się, pewny, że za moment otworzy oczy. Już widział, jak jejobcaszgniatamunos,takjakwcześniejAnkranowi.

Wstrzymał oddech i wyciągnął rękę po klucz lśniący w bladym świetle OjcaKsiężyca,którewpadałodokajutyprzez jedenzokiennychotworów.Naprężyłsięcały…aleniecierpliwepalceniemogłydosięgnąćcelu.

Wokółszyipoczułduszącyucisk.Czyżbyzaczepiłocoś łańcuchem?Odwróciłsię, żebyuwolnić go szarpnięciem, i zamarł.Wdrzwiach stałaSumaela i oburącztrzymałajegołańcuch.Minęmiałazaciętą.

Przezchwilęobojetrwaliwbezruchu.Potemonazaczęłagoodciągać.

Page 108: Dla Grace - EduPage

Opuścił głowę Shadikshirram jak najostrożniej, złapał za łańcuch zdrową rękąi próbował wyrwać go nawigatorce. Oddychał świszcząco. Sumaela pociągnęłajeszczemocniej.ObręczwpiłasięwszyjęYarviego,ogniwałańcuchawcięływjegodłoń.Musiałprzygryźćwargę,żebyniekrzyknąć.

Siłowali się jak podczas przeciągania liny, ulubionej zabawy chłopcówz Thorlby, tyle tylko że tym razem jedna ze stron miała dwie ręce, a liną byłłańcuch,któregodrugikoniecoplatałszyjęYarviego.

Próbował stawiać opór, ale Sumaela okazała się dla niego za silna. Uparcieholowałagokusobie.Ślizgałsiębutamipopodłodze,anawetzahaczyłobutelkę,która potoczyła się w kąt, ale w końcu ona chwyciła go za obręcz i wyciągnęłazkajutynazewnątrz,prostownoc.

–Przeklętygłupcze!–warknęłamuprostowtwarz.–Życieciniemiłe?–Cociętoobchodzi?–wysyczał.Kłykcie jej palców wokół jego obroży zbielały tak samo jak u niego, gdy

zacisnąłdłońwokółjejpięści.– A właśnie że obchodzi, bo zmienią wszystkie kłódki, jak ukradniesz klucz,

idioto!Długą chwilę oboje milczeli, przyglądając się sobie nawzajem. Nie od razu

dotarłodoniego,jaksąblisko.Takblisko,żewidziałzmarszczkigniewuunasadyjejnosa izębypołyskującewkarbiewargi.Takblisko,żeczuł jejciepło izapachprzyspieszonegooddechu,trochękwaśny,alewcaleprzeztonieprzykry.Takblisko,żemógłbyjąpocałować.Onachybapojęłatowtymsamymmomencie,bopuściłajegoobręcz,jakgdybyżelazojąoparzyło,iwykręciłanadgarstek,uwalniającsięoddłoniYarviego.

Wuszachwciążmiałjejsłowa.Analizowałjepodkażdymkątemiwreszciegooświeciło.

– Zmiana kłódek byłaby nie na rękę tylko komuś, kto jużma klucz. Kto byćmożeznalazłsposóbnadorobieniedrugiego.–Yarviprzysiadłnapokładzie,zdrowądłoniąmasując świeżeotarcia i stareodparzeniana szyi.Niesprawnąschowałpodciepłą pachę. – A niewolnikowi klucz jest potrzebny tylko w jednym celu: żeby

Page 109: Dla Grace - EduPage

uciec.–Zamknijsię!–Osunęłasięobokniegoiznowuumilkła.Wirującepłatkiśnieguosiadałynajejwłosachijegokolanach.Prawiestraciłnadzieję,żeSumaelajeszczecośpowie,kiedywkońcuodezwała

siętakcicho,żewiatrniemalzagłuszałjejsłowa:–Niewolnik,którymaklucz,mógłbyuwolnićinnychniewolników.Możenawet

wszystkich.Trudnoprzewidzieć,komuudasięuciecwtakimzamieszaniu.–Możesiępolaćkrew–wyszeptałYarvi.–Trudnoprzewidziećczyjawtakim

chaosie. O wiele bezpieczniej byłoby dać strażnikom coś na sen. – Sumaelagwałtownieobróciłakuniemutwarz.Dostrzegłbłyskwjejoczachimgłęoddechuw powietrzu. – Niewolnik, który zna się na zielarstwie, napełnia kufle i przynosiwino, może znajdzie jakiś sposób. – Wiedział, ile ryzykuje, ale z jej pomocąucieczka byłaby łatwiejsza, a ten, kto ściga się z czasem,musi ryzykować. –Byćmożedwojeniewolnikówrazemosiągnie…

– …to, czego jeden nie zdoła – dokończyła. – Najłatwiej byłoby ukradkiemopuścićokrętwjakimśporcie.

Przytaknął.–Teżtaksądzę.Prawdęmówiąc,odwieludnioniczyminnymniemyślał.–Największe szanse daje Skeken.Wmieście panuje spory ruch, ale straże są

leniwe,akapitaniTriggczęstoopuszczająpokład…–Chybażektośmaprzyjaciółwinnymporcie.–Zarzuciłprzynętęiczekał.Połknęłająszybko.–Przyjaciół,którzyudzielilibyschronieniadwojguzbiegłymniewolnikom?–Właśnie.Naprzykładw…Thorlby?–WiatrPołudniabędzie tamzamiesiąc,najwyżejdwa.–Yarviusłyszałw jej

szepcienutępodniecenia.Onrównieżniepotrafiłukryćemocji.– A wtedy niewolnik, który ma klucz… i ten, który zna się na zielarstwie…

odzyskająwolność.

Page 110: Dla Grace - EduPage

Zamilkli. Siedzieli obok siebie na mrozie, w ciemnościach, tak samo jakwpoprzednie noce.Tym razem jednak, kiedyYarvi zerknąłwbok,wydawałomusię,żewbladymblaskuOjcaKsiężycadostrzeganatwarzySumaeliuśmiech,któryrzadkotamgościł.

Ładnieznimwyglądała.

Page 111: Dla Grace - EduPage

W

PRZYJACIEL

iosłaniewolnikówpchałyWiatrPołudniaprzezczarnemorze.Znajdowalisię już daleko na północy. Zima rozpanoszyła się na dobre. Śnieg padałczęsto,osiadającnakasztelachiramionachdygoczącychwioślarzy,którzy

przy każdym pociągnięciu wioseł chuchali na zmarznięte palce. Nocami połatanykadłubtrzeszczałijęczał.Każdegoporankamarynarzewychylalisięzaburty,żebyodbić lód z jego poranionych boków. Każdego dnia o zachodzie Shadikshirramwychodziła z kajuty, opatulona w futra, z zaczerwienionymi od alkoholu oczamiinosem,istwierdzała,żeziąbwcaleniejesttakistraszny.

–Staramsięnosićwsercutylkomiłość–powiedziałJaud,biorącoburączmiskęzupy,którąpodałmuYarvi.–Alebogowie,jakżejanienawidzęPółnocy.

– Dalej na północ nie ma już nic – stwierdził Rulf, pocierając czubki uszuiponuropatrzącnabiałąpierzynęwybrzeża.

Ankranjakzwyklemilczał.Morzebyłopustkowiemupstrzonymkawałkamikry.Grupkigamoniowatychfok

przyglądały im się smutno ze skał przy brzegu. Czasem widywali inne okręty,awtedyTriggłypałnaniegroźnieiniezdejmowałrękizmiecza,dopókiniestałysiępunkcikamiwoddali.NajwyższyKróluważałsięzapotężnegowładcę,alejegolicencjaniemogłaichtutajochronić.

– Większości kupców brakuje odwagi, żeby zapuszczać się na te wody. –Shadikshirram bezmyślnie oparła but na nodze wioślarza. – Ale ja do nich nienależę.–Yarviwmyślachpodziękowałzatobogom.–Banyowiezamieszkującytęlodową otchłań czcząmnie jak boginię, bo przywożę im garnki, noże i narzędziaz żelaza,któredlanich są jakmagia elfów, awzamianchcę tylko skór i jantaru,którynie jest tuwielewart,bomajągowbród.Dlamniezrobiąwszystko,biedniprostaczkowie. – Zatarła dłonie i syknęła niecierpliwie. – Tu robię najlepsze

Page 112: Dla Grace - EduPage

interesy.Rzeczywiście, gdyWiatr Południa przebił się wreszcie przez lód u wybrzeży

i dobił do śliskiego pirsu,Banyowie już tam czekali.Yarviemuprzemknęło przezmyśl, że w porównaniu z nimi plemię Shendów prezentowało wysoki poziomcywilizacji. Opatuleni w futra tubylcy bardziej przypominali niedźwiedzie albowilki niż ludzi. Zarośnięte twarze mieli poprzekłuwane kawałkami wygładzonychkościibursztynu.Naichłukachpowiewałypióra,amaczugijeżyłysięodzębów–byćmożeludzkich,bowkrainie,którejmieszkańcystaletoczylibójoprzetrwanie,nicniemogłosięmarnować.

– Nie będzie mnie cztery dni. – Shadikshirram przeskoczyła przez burtęi pomaszerowała po koślawych dechach pirsu, głośno tupiąc. Marynarze WiatruPołudnia ruszyli za nią z ładunkiem przytroczonymdo pokracznych sań. – Trigg,zostawiamokrętpodtwojąkomendą!

–Gdywrócisz,będzie sięprezentowałznacznie lepiej!–odkrzyknąłnadzorca,uśmiechającsięszeroko.

–Cztery dniwmiejscu – syknąłYarvi, patrząc, jak ostatnie promienie słońcabarwiąniebonaczerwono.Krzywymkciukiemnerwowoszarpnąłmetalowąobręczna szyi.Miałwrażenie, że z każdą dobą spędzoną na tej gnijącej balii uwiera gocorazbardziej.

–Cierpliwości–wycedziłaSumaelaprzezzęby.Jejokaleczonewargiprawieniedrgnęły. Ciemne oczy bezustannie śledziły strażników i Trigga. –Może za kilkatygodnibędziemyu twoichprzyjaciółwThorlby.–Spojrzałananiegozminą,doktórejjużsięprzyzwyczaił.–Lepiej,żebyśnaprawdęmiałtamprzyjaciół.

–Nieuwierzyłabyś,kogoznamwtamtychstronach.–Yarvischowałsięgłębiejpodfutra.–Możeszmizaufać.

–Zaufać?–prychnęła.Odwrócił się do niej plecami. Sumaela miała kolce jak jeż, ale była twarda

isprytna.Ceniłjąnajbardziejzewszystkichnaokręcie.Potrzebowałwspólnika,nieprzyjaciela,aonadoskonalewiedziała,coikiedytrzebazrobić.

Częstomarzyłsobie,jaktobędzie.Conoczasypiał,myślącotym.Jużwidział,

Page 113: Dla Grace - EduPage

jakWiatrPołudniakołyszesięłagodniewporcieThorlby,zktóregowidaćcytadelęna skale. Otumanieni ziołami strażnicy chrapią obok pustych kufli. Klucz gładkoobraca się w zamku. Owinięte szmatami łańcuchy nie brzęczą. On i Sumaelaozmrokuwymykająsięzokrętu iwędrująznajomymistromymiuliczkami.Kociełby pokrywa zmarznięte błoto z odciskami butów. Na spadzistych dachach leżyśnieg.

Uśmiechał się, wyobrażając sobie, jaką minę zrobi matka, gdy go zobaczy.Uśmiechał się jeszcze szerzej, wyobrażając sobie, jaką minę zrobi Odem, zanimbratanekwbijemunóżwbebechy…

Yarvidźgał,siekłikłuł.Dłoniemiałśliskieodkrwizdrajcy,ajegostryjkwiczałjakzarzynanywieprz.

– Prawowity król Gettlandu! – krzyknął ktoś i wszyscy zaczęli bić brawo.Najgłośniej klaskali Grom-gil-Gorm, który plaskał w wielkie łapska za każdymrazem, gdy ostrze z mokrym odgłosem wchodziło w ciało, i Matka Scaer, którawiwatując z radości, podskoczyła do góry i zmieniła się w chmurę hałaśliwychgołębi.

Mokre dźwięki zmieniły sięw cmokanie.Yarvi spojrzał na brata, który bladyizimny leżałnakamiennejpłycie. Isriunpochylała sięnadnim icałowałagobezkońca.

Zza całunu opadających włosów uśmiechnęła się do Yarviego… ach, ten jejuśmiech.

–Spodziewamsięlepszegopocałunku,gdywróciszzwycięskozwyprawy.Odempodniósłsięnałokciach.–Jakdługotopotrwa?–Zabijgo–nakazałaLaithlin.–Przynajmniejjednoznasmusibyćmężczyzną.–Janimjestem!–warknąłYarvi,dźgającikłując.Ręcebolałygoodwysiłku.–

Przynajmniej…wpołowie.Hurikuniósłbrwi.–Ażwpołowie?

Page 114: Dla Grace - EduPage

RękojeśćnożaślizgałasięwdłoniYarviego,agołębieokropniegorozpraszały.Gapiły się na niego i gapiły. Pomiędzy nimi szybował brązowopióry orzełzwieściamiodBabkiWexen.

–RozważałeśmożepracędlaMinisterstwa?–zaskrzeczałptak.– Przecież jestem królem! – wrzasnął Yarvi. Zaczerwieniony ukrył

bezużyteczną,śmiesznądłońzaplecami.– Miejsce króla jest między bogami i ludźmi – stwierdził Keimdal.

Zpoderżniętegogardłapłynęłamukrew.–Króljestzawszesam–odezwałsięojciecYarviego,pochylającsiędoprzodu

na Czarnym Tronie. Rany, które zdążyły się zasklepić, znowu się otworzyły i poposadzceSaliBogówpopłynęłakrew.

KrzykiOdemazmieniłysięwchichot.–Byłbyzciebieniezłybłazen.–Bądźprzeklęty!–zawyłYarvi.Próbowałdźgnąćstryjamocniej, alenóżstał

siętakciężki,żeledwiemógłgounieść.–Corobicie?–spytałaMatkaGundring.Wjejgłosiebrzmiałstrach.–Zamknijsię,suko!–uciszyłjąOdemizacisnąłdłonienagardlebratanka…

WyrwanyzesnuYarvizorientowałsię,żedusigoTrigg.Nad sobą zobaczył sierp groźnego uśmiechu. Zęby połyskiwały w świetle

pochodni. Zarzęził i próbował się wyrwać, ale nie mógł się ruszyć, jak ugrzęzławmiodziemucha.

–Trzebabyłoprzystaćnanaszukład,pętaku.–Co robicie? – spytała po raz drugi Sumaela. Jeszcze nigdy nie słyszałw jej

głosietakiegoprzerażenia.AlenawetononiedorównywałostrachowiYarviego.– Jużmówiłem, żebyś się zamknęła! –warknął do niej jeden ze strażników. –

Amożechceszdoniegodołączyć?Dziewczynaskuliłasiępodpledem.Wiedziałaprzecież,coikiedytrzebarobić.

Może jednakprzyjaciel lepiejnadawałby sięnawspólnika, ale terazYarvi jużniemiałszansgoznaleźć.Byłozapóźno.

Page 115: Dla Grace - EduPage

–Mówiłem ci, że sprytne dzieciaki toną tak samo jak głupie. – TriggwsunąłkluczwkłódkęiodpiąłłańcuchYarviego.

Wolność–nietakjąsobiewyobrażał.–Wrzucimyciędowodyiprzekonamysię,czytoprawda.Triggzacząłciągnąćgopopokładzie jakoskubanekurczę,którezachwilęma

wylądować w kotle. Mijali kolejnych wioślarzy śpiących w ławkach. Tylkopojedynczegłowywychylałysięspodwyliniałychskór.Niktsięnieruszył,żebymupomóc.Dlaczegomielibytorobić?Jak?

Pięty Yarviego na próżno zapierały się o pokład. Dłonie próbowały chwycićTrigga,lecztymrazemizdrowa,ikalekabyłyrówniebezużyteczne.Możemógłbyjakoś się wykpić, przypochlebić oprawcy i wyprosić dla siebie wolność, alepiekącym płucom ledwie starczyło powietrza na jeden chrapliwy szloch, któryzabrzmiałjakmokrepierdnięcie.

Pojął,żesubtelnemetodydziałaniaministrówmająpewnewady.–Obstawiamy,jakdługowytrzymasz,zanimpójdziesznadno–oznajmiłTrigg.Chłopakzdołałdosięgnąćjegoramienia.Próbowałzahaczyćoniepaznokciami,

alenadzorcanawettegoniezauważył.Yarvizobaczyłprzezłzy,jakSumaelawstajeizrzucazsiebieprzykrycie.GdyTriggodpinałjegołańcuch,uwolniłrównieżją.

TyleżeYarviniemógłliczyćnajejpomoc.Niemógłliczyćnanikogo.–Niechtobędzienauczkadlapozostałych!–Triggprzytknąłkciukwolnejręki

dopiersi.–Tomójokręt.Jeśliktóryśmnierozwścieczy,niemacoliczyćnalitość.–Zostawchłopakawspokoju!–warknąłktoś.–Nicciniezrobił.Yarvi widział, że to Jaud, ale nikt inny nie zwrócił uwagi na olbrzymiego

wioślarza.SiedzącyobokAnkranpocierałkrzywynos.WtejchwilidawnemiejsceniewydawałosięYarviemutakiezłe.

– Trzeba było pójść na układ. – Trigg przerzucił chłopaka nad wciągniętymiwiosłami jak worek ziemniaków. – Zdolnemu śpiewakowi mógłbym wielewybaczyć,ale…

Niespodziewaniekrzyknąłirunąłjakdługi,rozluźniającchwyt.Yarvidźgnąłgonieforemnympalcemwoko,niezdarniekopnąłwpierśiodtoczyłsięnabezpieczną

Page 116: Dla Grace - EduPage

odległość.Trigg potknął się o napięty gruby łańcuch Nijakiego, który przyczaił się

wmroku.Zazasłonąsplątanychwłosówlśniłyoczyszaleńca.–Uciekaj–wyszeptał.MożejednakYarvizdobyłsobieprzyjaciela.Pierwszy głębszy oddech sprawił, że zakręciło mu się w głowie. Szlochając

i smarkając, z trudemdźwignął się na nogi, po czympędem ruszyłmiędzy ławkiizaspanychwioślarzy.Przeciskałsięmiędzynimiiprzeskakiwałnadwiosłamilubgramoliłsiępodnimi.

Dobiegłygokrzyki,alenierozróżniałsłów,bokrewtętniłamuwuszachzsiłągrzmotówzdolnychzagłuszyćwszelkiemyśli.

Przed sobą zobaczył luk ładowni. Rozdygotany, chwiejnie ruszył ku niemu.Zacisnąłdłońnauchwycie.Dźwignąłpokrywęirunąłwczerń.

Page 117: Dla Grace - EduPage

P

ŚMIERĆCZEKAWSZYSTKICH

oleciał w dół. Uderzył o coś ramieniem, stuknął głową, przetoczył się pojakichśworkachiwylądowałnatwarzy.

Podpoliczkiempoczułcośmokrego.Byłwładowni.Zwysiłkiemodtoczyłsięgłębiejwmrok.Ciemno.Choćokowykol.Ministermusiumiećszukaćdrogi,więcwymacał ją

sobiepalcami.Dudnieniewuszach, piekący bólwpiersi, przerażenie, które przenikało go na

wskroś.Musiał nad sobą zapanować i zacząćmyśleć. „Zawsze jest jakiś sposób”,powtarzałamatka.

Słyszałokrzykistrażników.Zaglądaliprzezluk.Bylituż-tuż.Zablisko.Szarpiącza sobą łańcuch, zaczął się przeciskaćmiędzy skrzyniami i beczkami.Migotliwyblaskpochodninagórzewyławiałzmrokuobręczeinity,pomagającmuodnaleźćdrogędomagazynużywności.

Wsunął się do środka niskimwejściem i wślizgnąłmiędzy półki, brnąc przezlodowatą kałużę, która zebrała się tego dnia. Przykucnął przy zimnym kadłubie,dysząc głośno. W ładowni zrobiło się jaśniej. Strażnicy z pochodniami szli jegośladem.

–Gdzieon?Musiał znaleźć jakiś sposób.Obawiał się, że zaraz zajdą go również z drugiej

strony,odlukurufowego.Zatrzymałwzroknastojącejtamdrabinie.Musiał znaleźć jakiś sposób. Nie miał czasu na snucie nowych planów,

awcześniejszerozwiałysięjakdym.Triggjużnaniegoczekał.Wściekły.Każdy dźwięk, każdy błysk światła sprawiały, że Yarvi strzelał oczami na

wszystkie strony, rozpaczliwie szukając jakiejśdrogiucieczkialbokryjówki…alenie znajdował żadnej. Potrzebował pomocy. Bezradnie przywarł do drewnianego

Page 118: Dla Grace - EduPage

kadłuba,poczułlodowatąwilgoćiwsłuchałsięwplusksłonejwody.Właśniewtedyprzypomniał sobie, jak Matka Gundring, siedząc przy palenisku, instruowała gocierpliwie:

„Mądry minister, który ma samych nieprzyjaciół, każdego pokona z pomocąjeszczegorszegowroga”.

Zanurkowałpodnajbliższąpółkę,macającwciemnościach,ipochwilizacisnąłpalcenakawałkużelaza,którymdobijałwystającegwoździe.

„Najgorszymwrogiemżeglarzajestmorze”,nierazpowtarzałaShadikshirram.–Gdziejesteś,pętaku?Wmrokudostrzegałnikłyzarysłatywkadłubie–dziełaSumaeli.Wbiłżelazo

międzystareinowedeskiizcałychsiłnaparłnadrugikoniec.Zgrzytajączębami,zdołałwepchnąć je głębiej.Całąwściekłość i ból, i bezsilnośćwyładował na tymkawałkumetalu. Atakował go, jakbymiał przed sobą Trigga, Odema i Grom-gil-Gormanaraz.Pchał,cisnął ipodważał,pomagającsobienadgarstkiemniesprawnejręki. Naprężone drewno zaskrzypiało. Misy i skrzynki poleciały na podłogę, gdyzaparłsięramieniemopółki.

Już słyszał strażników… blisko… światła pochodni w ładowni… pochylonecieniewniskimwejściu…połyskującastalmieczy.

–Wyłaź,kaleko!Zdzikimokrzykiempodjąłjeszczejednąpróbę.Miałwrażenie,żemięśniedrze

sobie na strzępy. Rozległ się trzask i deski nagle ustąpiły. Zamachał rękamiipoleciałdotyłu.MatkaWódwdarłasiędoskładu,syczącjakuwolnionyzpiekładiabeł.

Yarvichwyciłsię jednejzpółek i runął razemznią.Lodowatawodazalałagowmgnieniuoka.Dyszącpanicznie,przetoczyłsięwkierunkulukunarufieiwstałzupełnie przemoczony. W uszach miał zgiełk ludzkich głosów, szum wściekłegomorzaitrzaskpękającegodrewna.

Uparciebrnąłkudrabinie.Wodasięgałamu jużdokolan. Jedenzestrażnikówprawie go doganiał, wyciągał ręce, żeby go pochwycić. Yarvi zamachnął siężelaznymdrągiemimężczyznazatoczyłsięprostopodstrumieńwody,którypchnął

Page 119: Dla Grace - EduPage

go w drugi koniec ładowni jak zabawkę. Przecieków było coraz więcej. Morzewdzierało się do środka, tryskając pod różnymi kątami. Jego potężny ryk niemalzagłuszałkrzykistrażników.

Yarviztrudemwspiąłsięposzczeblachdrabiny,pchnąłpokrywęiwydostałsięprzezluk.Nagórzeprzystanąłzdumiony.Miałwrażenie,żezasprawąjakiejśmagiiprzeniósłsięnapokładzupełnieinnegookrętupogrążonegowchaosiewalki.

Wprzejściumiędzyławkamiwidziałgąszczludzinatlejasnegoblaskupłonącejnafty z lampy, którą ktoś rozbił na kasztelu dziobowym. Migoczące płomienieodbijały się w czarnej toni wody, czarnych oczach przerażonych niewolnikówi nagiej stalimieczy strażników.Yarvi zobaczył, jak Jaud chwyta jednego z nichiwyrzucadomorza.

Wioślarzniesiedziałnaławce.Ktośuwolniłgalerników.Nie wszystkich. Wielu wciąż tkwiło w okowach. Odsuwali się jak najdalej

wstronęburt,żebyuciecodprzemocy.Kilkuleżałowprzejściu,brocząckrwią.Inniskakalidowody.Woleli liczyćnałaskęMatkiWódniż ludziTrigga,którzysieklikażdegobezlitości.

Yarvizobaczył,jakRulfczołemuderzaprzeciwnikawtwarz.Rozległsięchrzęstłamanegonosaibrzękmieczapadającegonadeskipokładu.

Musiał pomóc swoim towarzyszom. Palce jego zdrowej dłoni rozwarły sięizpowrotemzacisnęły.Musiałimpomóc,alejak?Ostatniemiesiąceutwierdziłygowprzekonaniu,żenienadajesięnabohatera.Przeciwnicymieliprzewagęliczebnąi byli uzbrojeni. Zadrżał, gdy jeden ze strażników zaatakował bezbronnegoniewolnikatoporem,zadającmupotwornąranę.Czuł,żeokrętpowolisięprzechyla.MorzewdzierałosiępodpokładiciągnęłoWiatrPołudnianadno.

Dobryminister stawia czoło rzeczywistości i ratuje, co się da.Dobryministerwybieramniejszezło.Przytrzymującsięnajbliższejławki,Yarviwspiąłsięnawyżejpołożonąburtęispojrzałwczarnąwodę.Musiałwniąskoczyć.

Już miał oderwać stopy od pokładu, gdy poczuł szarpnięcie za obręcz. Światwywinął kozła, a on runął na deski, otwierając i zamykając usta jak wyciągniętazwodyryba.

Page 120: Dla Grace - EduPage

NadnimstałTrigg.Wrękuzaciskałdrugikoniecjegołańcucha.–Dokądsięwybierasz,pętaku?NadzorcasięnachyliłidrugądłoniąchwyciłYarviegozagardłotużpodobręczą.

Krawędźżelazawpiłasięwszczękęchłopaka,aletymrazemoprawcaniezamierzałgo puścić. Podniósł Yarviego, tak że wierzgające nogi ledwie dosięgały pokładu,i obróciłmu głowę, abywidział rzeź.Wkoło leżeli zabici i ranni. Pośród trupówdwóchstrażnikówtłukłoniewolnika.

– Widzisz, co narobiłeś?! – wrzasnął. Zaczerwienione oko, w które Yarviwcześniejwcisnąłpalec,łzawiło.

Zewsząddobiegałykrzykistraży.–GdzieJauditendrańRulf?–Ucieklinabrzeg.Zamarznątamjaknic.–Bogowie,mojepalce!–Jakzdołalisięuwolnić?–Sumaelaimpomogła.–Sukamiałaklucz.–Skądwzięłatoporek?–Odrąbałamipalce!Niewiem,gdziesą…–Apococioneteraz?–Gówniarzuszkodziłposzycie!–wysapałprzemoczonyżołnierz,gramolącsię

napokładprzezlukrufowy.–Zalewanaswoda!Jakby na potwierdzenie jego słów Wiatr Południa zadrżał i przechylił się

mocniej.Triggmusiałsięzaprzećoławkę,żebynieupaść.– Niech bogowiemają nas w opiece! – zawył jeden z zakutych niewolników,

szarpiącobręcznaszyi.–Toniemy?–spytałinny,wytrzeszczającoczy.–CopowieShadikshirram?–jęknąłktóryśzestrażników.–Przeklętypętak!–ryknąłTriggirąbnąłgłowąYarviegootrzonnajbliższego

wiosła z taką siłą, że czaszka chłopakawypełniła się jaskrawym światłem, a ustaparzącymiwymiocinami.Potempchnąłgonapokładizacząłdusić.

Page 121: Dla Grace - EduPage

Yarviszarpałsięjakszalony,aleniemógłzaczerpnąćtchu,boTriggprzygniótłgocałymciężarem.Widziałjedyniewykrzywionągębęoprawcy,aionastawałasięcorazmniej wyraźna, jak gdyby znajdowała się uwylotu tunelu, który powoli gowsysał.

WciąguostatnichtygodnikilkakrotnieoszukiwałŚmierć,alenawetten,ktomaposwojejstroniesiłę,spryt,sprzyjającąauręioręż,niemożezwodzićjejwiecznie.Bohaterowie,NajwyżsiKrólowie iBabkiMinisterstwa–wszyscy trafiająwkońcuprzed Jej oblicze. Nie robi wyjątku nawet dla jednorękich chłopcówzniewyparzonymjęzykiemitrudnymcharakterem.Wuszachtętniłamukrew.Czuł,że już nie odbierze Czarnego Tronu Odemowi, nie pomści ojca, nie dotrzymaprzysięgi…

Iwtedyusłyszałczyjśgłos.Urywany,szepczącyichropawyjakodgłosskrobakaszorującegopokład.Yarvi

nie zdziwiłby się, gdyby był to głos samej Śmierci. Tylko słowa wydały mu siędziwne.

–Zapomnieliście,comówiłaShadikshirram?Zwysiłkiemobróciłzałzawioneoczywstronę,skąddochodził.Nijakistałpośrodkupokładu.OdgarnąłpozlepianestrąkiwłosówiYarviporaz

pierwszy zobaczył jego szpetnie wykrzywioną wychudłą twarz. Szeroko otwarteoczylśniły.

Ciężkiłańcuchowinąłkilkakrotniewokółjednejręki.Naluźnymkońcukołysałsięfragmentwyrwanejdeski,zktórejsterczałygwoździe.Wdrugiejdłonitrzymałmiecz,któryRulfwytrąciłstrażnikowi.

Rozchylił wargi w uśmiechu, który nie krył połamanych zębów ani rozbitejduszy.

–Ostrzegaławas,żebymniedostałwswojeręcenicostrego.–Odrzućbroń!–Triggwyszczekałkomendę,alewjegogłosiezabrzmiałanuta,

którejYarvinigdywcześniejuniegoniesłyszał.Strach.JakgdybytoŚmierćstanęłaprzednimnapokładzie.

Page 122: Dla Grace - EduPage

– Oj nie, Trigg, nie licz na to. – Uśmiech Nijakiego stał się jeszcze szerszyi bardziej szalony. Łzy błysnęły w jego oczach i zostawiły lśniące szlaki nazapadniętychpoliczkach.–Tenmiecztotwójkoniec.

Jedenzestrażnikównatarł.Kiedy Nijaki szorował pokład, wydawał się stary i żałośnie powolny. Wrak

człowieka.Słabakukłazpatykówisznurka.Tymczasemzbroniąwrękupłynąłjakwodaitańczyłjakogień.Jakbytoostrzenimkierowało,szybkieibezlitosneniczymbłyskawica,aonjedyniepodążałjegośladem.

Mieczwykonałbłyskawicznyruch.Sztychbłysnąłmiędzyłopatkaminapastnikai natychmiast zniknął. Strażnik zatoczył się i ze świstem wciągnął powietrze,przyciskającdłońdopiersi.Kolejnyzamachnąłsiętoporem,aleNijakiuskoczyłmuz drogi i obuch trafił w róg ławki, sypiąc wkoło drzazgi. Po chwili znowu siępodniósł, leczw tymmomencie rozległ się cichy szczękmetalu i ręka z toporempofrunęła w mrok. Strażnik osunął się na kolana i wybałuszył oczy. Nijaki bosąstopąpowaliłgonadeski.

Trzeciskoczyłnaniegoodtyłuzwysokopodniesionymmieczem.Nieoglądającsię za siebie, Nijaki idealnym pchnięciem przebił mu gardło i wyszarpnął broń.Jednocześnie łańcuchem wytrącił innemu maczugę i trzasnął głowicą rękojeściwgębę,wybijającmuzęby,poczymprzykucnąłimieczem,jakkosą,podciąłnogikolejnemu,takżetenwywinąłkozłairąbnąłtwarząopokład.

Yarvi w tym czasie zdołałby najwyżej zrobić jeden wdech… gdyby mógłoddychać.

Pierwszystrażnikwciążstał,przyciskającdłońdoprzebitejpiersi.Próbowałcośpowiedzieć, ale z jego ust dobyła się jedynie czerwona piana. Nijaki delikatnieodepchnął go z drogi ramieniem. Bose stopy stąpały bezgłośnie. Rozejrzał się pozalanychkrwiądeskachicmoknąłzniezadowoleniem.

– Pokład jest strasznie brudny. – Podniósł wychudłą, brudną twarz upstrzonącętkamikrwi.–Mamgowyszorować,Trigg?

Nadzorcazacząłsięcofać.Yarvinapróżnopróbowałsięuwolnićodjegoręki.–Zabijęgo,jeślisięzbliżysz!

Page 123: Dla Grace - EduPage

– To go zabij. – Nijaki wzruszył ramionami. – Śmierć czeka wszystkich. –Strażnik z rozoranymi nogami pojękiwał, próbując się czołgać po pochyłympokładzie.Nijakidźgnąłgowplecy,niezwalniająckroku.–Dziśpowitawproguciebie.JużsięgapoklucziotwieraOstatnieWrota.

–Pocosięspieszyć?–Triggwyciągnąłprzedsiebiedłońodwróconąwnętrzemdo przeciwnika. Okręt przechylał się coraz bardziej. Tylnym lukiem wypływaławoda.–Możesiędogadamy!

–Gadaniemnożyproblemy.–Nijakiuniósłmiecz.–Tylkostaljerozwiązuje.–Wywinąłbroniąmłyńcaigłowniazamigotałaczerwienią,bieląiżółcią,wszystkimibarwamiognia.–Stalnieprawikomplementówaninieuznajekompromisów.Stalniekłamie.

–Dajmiszansę!–załkałTrigg.Morzewdzierałosięjużprzezburty,zalewającpokładmiędzyławkami.–Dlaczego?–Mammarzenia!Mamplany!Mam…Zgłuchymtrzaskiemmieczrozłupałczaszkęnadzorcyażponos.Jeszczeprzez

chwilęjegowargiukładałysięwkształtsłów,leczzabrakłooddechu,którynadałbyimdźwięk.Trigg runąłdo tyłu iYarviwreszciewyrwał się spodbezwładnej ręki,krztuszącsię,kaszląciszarpiączaobręcz,żebywkońcumóczaczerpnąćtchu.

–Możeniepowinienem–Nijakiszarpnięciemuwolniłbroń–aleczujęsięterazowielelepiej.

Wokół wszyscy krzyczeli. Strażnicy woleli morze niż miecz Nijakiego.Niewolnicygramolilisięzpodtopionychławeknatejeszczesuchezaplecami.Inninapinaliłańcuchy,wmiaręjakwodasięgałacorazwyżej.Niektórymjużtylkogłowysterczałynadpowierzchnię.Chciwiewsysalipowietrzeizprzerażeniawytrzeszczalioczy. Część – Yarvi zdawał sobie sprawę – zniknęła w czarnej toni i jeszczewstrzymywałaoddech,napróżnopróbujączerwaćokowy.

Padł na czworaka, charcząc głośno, i zaczął obmacywać zakrwawione ubranieTriggawposzukiwaniuklucza.Kręciłomu sięwgłowie.Starał sięniepatrzećnarozpołowioną głowę nadzorcy, lecz niemógł jej uniknąć. Obraz zniekształconych

Page 124: Dla Grace - EduPage

rysów twarzy i miazgi wyzierającej z wielkiej rany wrył się w jego pamięć.Przełknął wymiociny i ze zdwojoną energią szukał klucza. Miał w uszach jękiuwięzionychniewolników.

–Zostawto.–Nijakistanąłnadnim.Yarviniemiałpojęcia,żejesttakwysoki.Wdłoniluźnotrzymałzakrwawiony

miecz.Chłopak spojrzał na niego ze zdziwieniem, a potem przeniósł wzrok na coraz

bardziejprzekrzywionypokładitonącychniewolników.–Aleonizginą–wyszeptałchrapliwie.–Śmierćczekawszystkich.NijakizłapałYarviegozaobręcz,podniósłiprzerzuciłnadburtą.IznowuMatka

Wódpochwyciłagowlodowateobjęcia.

Page 125: Dla Grace - EduPage
Page 126: Dla Grace - EduPage
Page 127: Dla Grace - EduPage

K

NOWEOKOLICZNOŚCI

tośuderzyłgowtwarz.Yarviwidziałrękęisłyszałplaśnięcie,aleprawienicniepoczuł.

–Biegnij–dotarłdoniegosykJauda.Rozdygotany, ledwie powłóczył nogami.Kołyszący się łańcuch i przemoczone

ubranie z każdym krokiem ciągnęły go ku ziemi. Kamienie zaczepiałyoprzesiąkniętewodąbuty.Wciążsiępotykał,alegdypadał,silneręcepodnosiłygoiciągnęłydalejwmrok.

–Ruszajsię–wystękałRulf.Obejrzałsiętylkonamoment,zestokuwzniesienianiedalekobrzegu.–Bogowie–jęknął,dzwoniączębami.Matka Wód chciwie połykała Wiatr Południa. Kasztel dziobowy stał

wpłomieniach,linywyglądałyjakgorejącesznury,atopmasztu,naktórymczęstoprzysiadałaSumaela,jakpochodnia.Ławka,naktórejdawniejsięmęczył,jużznikłapod powierzchnią, wiosła sterczały bezładnie jak odnóża przewróconej stonogi.Tylko jeden narożnik kasztelu na rufie wystawał ponad wodę ożywioną blaskiemognia.Ładownię,magazynikapitańskąkajutępochłonęłajużmilczącatoń.

Na brzegu dostrzegł sylwetki ludzi. Może strażników, którzy umknęli przedmieczem Nijakiego? Albo niewolników, którym cudem udało się uwolnić złańcuchów?Miałwrażenie, że przez lamentwiatru przebijają się ludzkie jęki. Żewtrzaskupłomienisłychaćkrzyki.Niewiedział,kogolosocaliłzkoszmaruogniaiwody,ktożył,aktozginął.Przemarznięty,niemiałnawetsiłycieszyćsięztego,żeprzetrwałkolejnąkatastrofę,acodopierosmucić losemtych,którymsię tonieudało.Czasnażalemiałprzyjśćpóźniej.

Jeślidanemubędzieprzetrwaćnoc.–Niezatrzymujsię–ponagliłagoSumaela.

Page 128: Dla Grace - EduPage

Jakośdociągnęligonaszczytwzniesienia.Podrugiejstroniepotoczyłsięwdółzbocza i zatrzymał w zaspie. Leżał na plecach, skóra paliła go z zimna, a każdylodowaty oddech ciął gardło jak nóż. Nad sobą zobaczył szerokie oblicze Rulfaz pomarańczowo oświetlonym policzkiem. Wychudła twarz Sumaeli drgaławpoświacieOjcaKsiężyca.

–Zostawciemnie–próbowałpowiedzieć,alezębymiałzmrożonepokorzenie,azdrętwiałewarginiechciałysięułożyćwsłowa.Zjegoustdobyłsięjedynienikłyobłokoddechu.

–Uciekamyrazem–oznajmiłaSumaela.–Takabyłaumowa.–Myślałem,żejużpomnie,kiedyTriggzacząłmniedusić.–Takłatwosięniewywiniesz.–Chwyciłagozakoślawynadgarstek.–Wstawaj.Zdradzony przez najbliższą rodzinę i lud, lojalnych druhów znalazł wśród

niewolników,którzyniebylimunicwinni.Ogarnęłogotakiewzruszenie,żeprawiesięrozpłakał.Przeczuwałjednak,żełzypowinienzachowaćnapóźniej.

Z pomocą Sumaeli zdołał się podnieść iwspierany przezRulfa i Jauda ruszyłdalej. W ogóle się nie zastanawiał dokąd, byle tylko jak najdalej od WiatruPołudnia. Lodowata breja chlupotała mu w butach, a wiatr przenikał przezprzemoczoneisztywneubranie,jakgdybyniemiałnasobienic.

–Musieliście na miejsce ucieczki wybrać sobie najmroźniejszą z krain, jakiestworzylibogowie?–warknąłRulf.–Inajmroźniejsząporęroku?

–Miałam lepszyplan.–Sumaela teżniebyłazachwycona tym,że sprawyniepotoczyłysiętak,jaksobiewyobrażała.–AlezatonąłrazemzWiatremPołudnia.

–Planyczasemtrzebanagiąćdookoliczności–stwierdziłJaud.–Nagiąć?–burknąłRulf.–Tenroztrzaskałsiętak,żezostałysamedrzazgi.–Patrzcietam.–Yarviwyciągnąłprzedsiebiezmarzniętykikutpalca.Woddalikarłowatedrzewowyciągałoszponiastekonarykuniebu.Końcegałęzi

odznaczały się białymi czapami na tle ciemności, a przy pniu ledwo dało siędostrzec pomarańczowe migotanie. Nie do końca wierzył oczom, lecz i takdesperacko ruszył w tamtą stronę najszybciej, jak potrafił, pół idąc, pół pełznąc.Wtamtejchwilinawetmarzenieoogniuwydawałomusięlepszeniżnic.

Page 129: Dla Grace - EduPage

–Zaczekaj!–syknęłaSumaela.–Niewiemykto…–Conastoobchodzi?–Rulfminąłją,brnącwśniegu.Niewielkie ognisko płonęło pod skałą u stóp koślawego drzewa, które dawało

jakotakąosłonęprzedwiatrem.Deskizpołamanejskrzyni leżaływrówniuteńkimkręgu,apośrodkumrugałmalutkipłomień.NadnimpochylałsięAnkran,próbującożywićogieńbiałymoddechem.

GdybyYarvimógłwybierać,ktopowinienocaleć, imięAnkrananapewnoniepadłoby z jego ust jako pierwsze. Tyle że uwolnienie Rulfa i Jauda wiązało sięzuwolnieniemichtowarzysza,apozatymwtejchwilizaodrobinęciepłapadłbydonógnawetOdemowi.Osunąłsięnakolanaiwyciągnąłdrżąceręcenadogień.

Jaudoparłpięścinabiodrach.–Widzę,żecisięudało.–Czasemgównopływa–rzuciłRulf.Ankranpotarłkrzywynos.–Jeślimójsmródwamprzeszkadza,możecierozpalićwłasneognisko.Sumaelabezgłośniewysunęłazrękawatoporek.Ostrzezalśniłowogniu.–Alemniesiępodobawłaśnieto.Byłyochmistrzwzruszyłramionami.– Nie jestem z tych, co przepędzają potrzebujących. Witam was w mojej

posiadłości!Nawigatorka błyskawicznie wspięła się po zamarzniętej skale do drzewa

i wprawnie odrąbała jeden z cieńszych konarów. Wbiła go w ziemię tak, żebygałęziezwróconebyłydoognia,ipstryknęłapalcaminaYarviego.

–Ściągajubranie.–Romansuciągdalszy!–Rulfzatrzepotałrzęsamiiwzniósłoczydonieba.Sumaelaniezwróciłananiegouwagi.–Mokrerzeczysątaksamoniebezpiecznejakwróg.Dopieroteraz,gdyziąbpowolizacząłgowypuszczaćzeszponów,Yarvipoczuł,

jakbardzo jestpoobijany.Bolałygowszystkiemięśnie igłowa,a szyjapulsowaław miejscu, gdzie dusiły ją ręce Trigga. Nawet gdyby chciał się sprzeciwić, nie

Page 130: Dla Grace - EduPage

starczyłobymusił.Pokoleizdejmowałprzemoczonerzeczy,którychbrzegizdążyłyzesztywniećodlodu,iniemalnagi–jeślinieliczyćobręczyiłańcucha–przysunąłsięjaknajbliżejognia.

Rulfzarzuciłmunadrżąceramionastarywełnianypled.–Tylkocigopożyczam–zaznaczył.– I tak jestem wdzięczny – wydukał Yarvi, szczękając zębami. Patrzył, jak

Sumaelawieszajegoubraniaprzyogniu,abypowoliodparowałaznichwoda.–Ajeśliktośzauważyświatło?–spytałJaudiponuroobejrzałsięwstronę,skąd

przyszli.–Jakwoliszmarznąć,tosiedźsobiewciemnościach.Wokółichniebrakuje.–

Ankranpróbowałpatykiemzachęcićognisko,abydałowięcejciepła.–Podejrzewamjednak,żewalka,pożarizatonięcieokrętuodebrałyimapetytnapościg.

–Musimytylkowyruszyćprzedświtem–stwierdziłRulf.–Dokąd?–spytałaSumaela,kucającobokYarviego.Wybórnarzucałsięsam.Powinniruszyćnawschód,wzdłużwybrzeża,tamskąd

przypłynąłWiatrPołudnia.TyleżeYarvimusiałpodążyćwprzeciwnymkierunku.Nazachód,doVansterlandu.Nazachód,doGettlandu.Nazachód,doOdema…pozemstę.Imprędzej,tymlepiej.Przyjrzałsięniezwykłemutowarzystwuskupionemuwokół życiodajnego ognia, ściągniętym twarzom, które w blasku płomieniwyglądały strasznie. Nie miał pojęcia, jak przekona pozostałych, żeby podjęliwędrówkę w kierunku przeciwnym do tego, który wydawał się najbardziejoczywisty.

– Na wschód, to chyba jasne – stwierdził Rulf. – Kiedy mijaliśmy tamtąfaktorię?

Sumaelaprzezchwilęliczyłanapalcach.–Pieszomożemytamdotrzećzatrzydni.– Przeprawa będzie ciężka. –Rulf podrapał szczecinę na brodzie. –Cholernie

ciężka,bo…–Jatamzamierzamruszyćnazachód–przerwałmuAnkran.Wysunąłdoprzodu

krzywąszczękęiwlepiłwzrokwpłomienie.

Page 131: Dla Grace - EduPage

Wokółogniazapadłomilczenie.Pozostalipatrzylinaniegozdziwieni.–Dokądnazachód?–spytałwkońcuJaud.–DoThorlby.Yarvizmarszczyłczoło.Niespodziewałsiępomocyztejstrony.Rulfwybuchnął

rechotem.–Dzięki tobie jeszcze raz się uśmiejęprzed śmiercią,mistrzuAnkranie!Nasz

dawnyochmistrzchcedojśćpieszodoGettlandu.– Do Vansterlandu – sprostował Ankran. – Tam spróbuję się dostać na jakiś

okręt,któryzabierzemniedalej.Rulfponowniesięzaśmiał.– Czyli że planujesz spacerek tylko do Vulsgardu? Ha! A ile czasu na to

potrzeba,naszaszanownanawigatorko?–Pieszo?Conajmniejmiesiąc.–SumaelaodpowiedziałabłyskawicznieiYarvi

podejrzewał,żewcześniejzdążyłatopoliczyć.–Miesiącw takichwarunkach!–Rulfmachnął szeroką łapąwstronęśnieżnej

pustki, której przedsmak już poczuli.Yarvimusiał przyznać, że taka perspektywabyłamałozachęcająca.–Itozczym?

–Jamamtarczę.–Jaudściągnąłzplecówokrągłądrewnianątarczęzżelaznymokuciem.–Myślałem,żeużyjęjejjakopływaka.

–Ajadostałemłukodhojnegostrażnika.–Rulfszarpnąłzacięciwę,jakbybyłastruną harfy. – Ale bez strzał nie zagra nam żadnej melodii. Ktoś ma namiot?Azapasoweubranie?Pledy?Sanie?–Odpowiedziałymutylkojękiwiatru,któregopodmuchy nie docierały do oświetlonej ogniem skalnej niszy. –Niestety,mistrzuAnkranie, pozostaje mi jedynie podziękować ci za przyjemność wiosłowaniautwojegoboku,botunaszedrogisięrozchodzą.Resztaruszynawschód.

–Cozagłupiecpowierzyłcidowodzenie?Wszyscy obrócili się gwałtownie, gdy z ciemności dobiegł ochrypły głos.

NieopodalstałNijaki.Całyumazanybyłsadzą.Łachmany,włosyibrodawydawałysięzupełnieczarne.MiałnasobiebutyTriggaijegokurtęzzakrzepłąnaramieniukrwią. Przez drugie ramię przerzucił zwiniętą płachtę przypalonego na brzegach

Page 132: Dla Grace - EduPage

żagla,adopiersiprzyciskałmiecz,którymnaoczachYarviegozabiłsześciuludzi.Tuliłgojakdziecko,którechciałochronićprzedmrozem.

Bezceremonialnie usiadł przy ogniu, krzyżując nogi, jak gdyby stawił się naumówionespotkanie.Westchnąłzzadowoleniemiwyciągnąłdłoniekupłomieniom.

–NazachóddoGettlandutowłaściwadecyzja.Strażnicywkońcuruszązanami.–ATrigg?–spytałaSumaela.–Naszegonadzorcy jużniemusicie sięobawiać.Spłaciłemdługwobecniego.

Ale konto porachunkówmiędzymną i Shadikshirramwciąż jest otwarte. –Nijakipolizałpalecistarłplamkęzgłownimiecza.–Dlategopowinniśmyodsadzićsięodniejjaknajdalej.

–My?–warknęłaSumaela.Yarvizauważył toporekza jejplecami.–Samsięwpraszaszdonaszegogrona?

BlaskogniazamigotałwszalonychoczachNijakiego.–Skoroniktzwasniechcetegozrobić.Yarvi podniósł ręce w uspokajającym geście, aby mógł wśród nich zagościć

OjciecPokój.–Przydanamsiękażdapomoc.Alenieznamynawettwojegoimienia.Nijaki zapatrzył się w ciemne niebo, tak jakby odpowiedź została zapisana

wgwiazdach.– Miałem trzy… a nawet cztery… ale wszystkie przyniosły mi pecha. Nie

chciałbym, aby i nawas ściągnęłynieszczęścia. Jeśli ktośmachęćzemnągadać,niech nazywa mnie Nijakim, ale ostrzegam, że kiepski ze mnie kompan dorozmowy. A co do Shadikshirram, na pewno najpierw wyruszy na wschód,zakładając,żetakikierunekwybraliśmy.

–Bowędrówkanazachódjestczystymszaleństwem!–RulfzwyrzutemspojrzałnaSumaelę.–Nopowiedzim!

Zacisnęławargiizmrużyłaoczy,wpatrującsięwogień.–Droganawschódjestkrótsza.Łatwiejsza.–Właśnie!–Rulfplasnąłdłoniąwudo.–Dlategojestemzatym,żebyiśćnazachód–oznajmiłanawigatorka.

Page 133: Dla Grace - EduPage

–Co?–Nawschodzie napotkamy innych, którym udało się uratować z okrętu. Poza

tymwfaktoriibyłopełnohandlarzyniewolników.– A w Vansterlandzie ich nie ma? – nie dawał za wygraną Rulf. – Że niby

ztamtejszymiInglingamimamytakieświetneukłady?–Nawschodzieryzykojestwiększe–stwierdziłaSumaela.– Za to jeśli ruszymy na zachód, czeka naswielotygodniowa przeprawa przez

pustkowie!– Są tam lasy. A lasy to opał. I być może także jedzenie. Na wschodzie jest

faktoria, a co dalej? Tylko mokradła i dzicz przez setki mil. Na zachodzie jestVansterland.Cywilizacja.I…byćmoże…okręty,którezabiorąnasdodomu.

–Dodomu.–Jaudgapiłsięwpłomienie,jakgdybywidziałwnichswojąwioskęistudnięznajsłodsząwodąnaświecie.

–Ruszymywgłąblądu–zadecydowałaSumaela–żebyoddalićsięodwybrzeża.Potemskręcimynazachód.

Rulfmachnąłrękami.–Ajakznajdzieszdrogęwtymśniegu?Będzieszchodzićwkółko!Sumaela wyciągnęła spod kurty skórzany futerał i rozłożyła go, pokazując

towarzyszomswojąlunetęiinstrumentynawigacyjne.–Napewnosobieporadzę,staruszku,niemaobaw.Niebardzouśmiechamisię

wędrówka, zwłaszcza w takim towarzystwie. Ale ruszając na zachód, będziemychybamieliwiększeszanse.

–Chyba?Sumaelawzruszyłaramionami.–Czasemnawięcejniemacoliczyć.– To już trzy głosy za wędrówką na zachód. – Ankran uśmiechnął się po raz

pierwszy, odkąd Shadikshirram wybiła mu przednie zęby. – A ty co wybierasz,olbrzymie?

– Hm… – Jaud w zamyśleniu podparł brodę pięścią. – Ech. – Przyjrzał siękażdemuztowarzyszy,awkońcuzatrzymałwzroknainstrumentachSumaeli.–No

Page 134: Dla Grace - EduPage

cóż. – Wzruszył potężnymi ramionami i westchnął przeciągle. – W walcenajchętniej miałbym u boku ciebie, Rulfie, ale gdy w grę wchodzi wędrówka…wiem,żeSumaelaniezawiedzie.Idęnazachód,jeślimniezesobąweźmiecie.

–Możesznieśćnademnąswoją tarczę,gdyzaczniepadaćśnieg–powiedziałanawigatorka.

– Poszaleliście! – Rulf przydusił ciężką dłonią ramię Yarviego. – No tozostaliśmytylkojaity,Yorv.

–Twojapropozycjabardzomischlebia…–YarviwysunąłsięspodpleduiłapyRulfa,żebywciągnąćnasiebieprawiesuchąkoszulę.–Alepowinniśmysiętrzymaćrazem.Wpojedynkęzginiemy.–Pozatymtron,przysięgaizemstaczekałynaniegow Gettlandzie, a im dłużej zwlekał, tym mniejsze miał szanse wypełnić to, cozamierzył.–Wszyscywyruszymynazachód.–UśmiechnąłsiędoRulfaiplasnąłgow ramięzdrową ręką.–Modliłemsięwprawdzieomłodszegopomocnika, aleniebędęwybrzydzał.

–Bogowie!–Rulfprzycisnąłdłoniedoskroni.–Zobaczycie,żepożałujemytejdecyzji.

– Nie będzie pierwsza. Dotrzyma towarzystwa reszcie moich żali. – Nijakizapatrzył się wmrok, jak gdyby poza kręgiem blasku ogniska zobaczył ducha. –Ajestichniemało.

Page 135: Dla Grace - EduPage

S

WOLNOŚĆ

umaela narzuciła ostre tempo marszu, a oni bez szemrania słuchali jejwskazówek,takjaknaokręcie.Brnęliprzezsurowąkrainęskałiśniegu,gdziekatowane przez wiatr skarłowaciałe drzewa żałobnie kłaniały się w stronę

morza.–IlejeszczekrokówdoVansterlandu?–zawołałRulf.Sumaelasprawdziławskazaniaprzyrządów,poruszającwargamiwbezgłośnych

obliczeniach, po czym spojrzała na smugę Matki Słońca na niebie koloru żelazaibezsłowaruszyładalej.

WcytadeliwThorlbyraczejniktnieuznałbytegozamajątek,tymczasemzwójżaglowej wełny pokrytej plamami pleśni stał się ich największym skarbem.Zazdrośnie niczym piraci dzielący łupy, połowę podarli na pasy, którymi owinęliciała pod ubraniem, opatulili zmarznięte głowy i ręce orazwypchali buty. ResztęJaudniósłwcałości inocamiwszyscykulili siępodpłachtą.Byłopodnią ledwietrochę cieplej niżw ciemnościach na zewnątrz, ale czuliwdzięczność nawet za tęodrobinę.

Właśnieonastanowiłaróżnicęmiędzyżyciemiśmiercią.Wszyscypokoleiprzecierali szlak. Jaud sunąłdoprzodubeznarzekania,Rulf

bez przerwy przeklinał śnieg jak śmiertelnego wroga, Ankran brnął przed siebie,oplatająctułówrękami,aNijakiszedłzwysokopodniesionągłową,mocnościskającmiecz, jakby wyobrażał sobie, że sam jest ze stali i żadna pogoda nie zdoła googrzaćanizmrozić–nawetgdypomimomodlitwYarviegośniegzacząłosiadaćnaramionachzrabowanejkurty.

–Cudownie–mruknąłzprzekąsemRulf,zerkającwniebo.–Dobrze, żepada– stwierdziłAnkran.–Zasypienasze ślady iutrudnipogoń.

Jeśli dopisze nam szczęście, nasza dawna właścicielka uzna, że zamarzliśmy

Page 136: Dla Grace - EduPage

wzaspach.–Ajeśliniedopisze,totakwłaśnieskończymy–wymamrotałYarvi.–Czykogośtowogóleobchodzi?–spytałRulf.–Niktniejestnatyleszalony,

żebynastuszukać.– Ha! Shadikshirram właśnie na to stać – prychnął Nijaki, kończąc rozmowę

równie skutecznie jak życie strażników naWietrze Południa, i przerzucił koniecgrubegołańcuchaprzezramięjakszal.

Yarvi zmarszczył czoło i obejrzał się za siebie.Kręty szlak ich śladów znikałwszarejdali.Przezchwilęwyliczał,kiedyShadikshirrampowinnawrócićnaokręt.Potem się zastanawiał, co zrobi, gdy zobaczy wrak.W końcu nerwowo przełknąłślinęipokuśtykałzakompanaminajszybciejjakmógł.

W południe Matka Słońce w mizernym zenicie sięgała niewiele ponad ramięJauda, a ichdługiecieniewlokły się zanimipobiałejpołaci.Wreszciezarządzilipostój.

– Co z jedzeniem? – Sumaela wypowiedziała na głos to, o czym wszyscymyśleli.

Nikt się nie zgłaszał na ochotnika. Wiedzieli, że na pustkowiu żywność jestwięcejwarta niż złoto.Tym razemAnkran zaskoczyłwszystkich, dobywając spodfutrapakunekzsolonąrybą.

–Niecierpięryby–oznajmiłiwzruszyłramionami.–Ten,którydawniejnasgłodził,teraznaskarmi.Iktomówi,żenaświecienie

ma sprawiedliwości? – stwierdziłRulf, dokładając do ryby kilka krakersów, któredawnostraciłysmak,jeśliwogólegomiały.

Sumaeladodaładotegodwabochenkisuchegochleba.Yarvirozłożyłpusteręceiuśmiechnąłsięnieśmiało.–Waszahojnośćjestdlamnielekcjąpokory…Ankranpotarłkrzywynos.–Dobrze,żewogólewieszcotopokora.Awydwaj?Jaudwzruszyłramionami.–Niezdążyłemniczabrać.

Page 137: Dla Grace - EduPage

Nijakipokazałmiecz.–Jamamnóż.Przyjrzelisięskromnymzapasom.Ledwiestarczyłybynajedenporządnyposiłek

dlacałejszóstki.–Tojasięzajmędzieleniem–zaproponowałaSumaela.Yarviśliniłsięjakpsyojcaczekającenaochłapy,tymczasemonaodkroiłasześć

nadzwyczaj równych i okrutnie małych porcji chleba. Rulf uporał się ze swojąw dwóch kęsach, a potem patrzył, jakAnkran przeżuwa każdy okruszek sto razy,zrozkoszyprzymykającoczy.

–Ico,więcejniejemy?Nawigatorkazestanowcząminązawinęłaresztęprowiantuibezsłowaschowała.–TęsknięzaTriggiem–żałośniejęknąłRulf.Sumaela nadawałaby się na ministra. Uciekając z okrętu, przytomnie zabrała

dwiepustebutelkipowinieShadikshirram.Teraznapełnialijeśniegiemikażdypokoleiniósłjepodubraniem.Yarviszybkosięnauczyłsączyćichzawartośćmałymiłyczkami. Odwijanie warstw wełny, żeby się wysikać na takim mrozie, byłobohaterskim wyczynem, którego towarzysze szczerze gratulowali śmiałkowi, bowcześniej czy później każdy musiał wystawić wrażliwe części ciała na lodowatywiatr.

Dzieńbyłkrótki, choćzdawało imsię, że takatorga trwamiesiąc.Wieczoremniebiosa roziskrzyły się lśniącymi spiralami i płonącymi szlakamigwiazd jasnychjak oczy bogów. Sumaela pokazywała im dziwne konstelacje. Dla każdej miałanazwę.ŁysyTkacz,KrzywaDroga,ObcyuDrzwi,PożeraczSnów.Mgłajejoddechuodznaczała się bieląwmroku, gdy z uśmiechemo nich opowiadała.Yarvi po razpierwszysłyszałwjejgłosietakieszczęścieisamtakżesięuśmiechnął.

–ToilejeszczezostałokrokówdoVansterlandu?–spytał.– Trochę. – Jej uśmiech zgasł, gdy obejrzała się na horyzont za sobą.

Przyspieszyła.Ledwiemógłzaniąnadążyć.–Jeszczeciniepodziękowałem.

Page 138: Dla Grace - EduPage

–Zrobiszto,jeżeliniezamarzniemytunaśmierć.– Późniejmoże nie być okazji…więc dziękuję. Gdyby nie ty, Trigg bymnie

zabił.–Pewniegdybymmiałaszansętoprzemyśleć,tobymmupozwoliła.Nieczułdoniejżaluzatesłowa.Wduchuzadałsobiepytanie,jakbypostąpił,

gdybytojądusiłnadzorca,iniespodobałamusięodpowiedź.–Wtakimraziecieszęsię,żeniemiałaśtakiejszansy–przyznał.Przez chwilę obojemilczeli. Słychać było jedynie chrzęst śniegu pod butami.

Wkońcuonazerknęłananiegoprzezramięipochwiliodwróciławzrok.–Jateż.

Drugiegodniabezprzerwyżartowali,żebypodtrzymaćmorale.–Znowuskąpisznamjedzenia,Ankranie!Podzielwreszcietopieczoneprosię!Śmiech.–Toco,ścigamysiędoVulsgardu?Ostatniegosprzedamy,żebymiećpieniądze

napiwo!Chichot.–Mamnadzieję,żeShadikshirramprzyniesienamtrochęwina.Sameponureminy.Trzeciego dnia w podłych nastrojach wyczołgali się spod nędznej namiastki

namiotuoświcie–jeśliwodnistypółmrokmożnabyłotaknazwać.–Dlaczego przedemną idzie ten stary niedołęga? –wychrypiałNijaki, po raz

trzeciwpadającnapiętyRulfa.–Adlaczegojamamzaplecamimieczszaleńca?–warknąłRulfprzezramię.–Zarazmożeszmiećgowplecach.– Ilewymacie lat?Zachowujecie się jakdzieci. –Yarviwepchnął sięmiędzy

nich.–Musimysobiepomagać,inaczejzimanaszabije.ZczołagrupydobiegłgogłosSumaeli.–Pewniewykończynastakczysiak.

Page 139: Dla Grace - EduPage

Niezaprzeczył.Czwartegodniamarznącamgłaotuliłabiałąkrainęcałunem.Szliwmilczeniu.

Tylkoodczasudoczasurozlegałsięjęk,gdyktośsiępotknął,apochwilistęknięcie,gdy ktoś inny pomagał mu wstać i znowu ruszyć donikąd. Sześć postaci w tejwielkiej pustce – ogromnej,mroźnej przestrzeni – każda zwłasnymbrzemieniemudręki,zwłasnąobręcząnaszyiiciężkimłańcuchem,zwłasnymbólemigłodem,istrachem.

Na początku Yarvi myślał o tych, którzy zatonęli razem z okrętem. Przedoczymamiałtrzaskającedeskiiwodęprzelewającąsięprzezburty.Iluzginęło,żebyonmógłsięuratować?Pamiętał,jaknapinaliłańcuchy,żebyrazjeszczezaczerpnąćtchu,zanimMatkaWódpociągnęłaichwdół,nadno.

„Niemartwsię tym,cojużsięstało,amyślotym,codopierocięczeka”.Takzawszemówiłamatka.

Nie mógł niczego cofnąć. Poczucie winy z powodu przeszłości i obawyoprzyszłośćpowoliblakły,zostawiającjedynieuporczywewspomnieniaposiłków.CzterytuzinyprosiątupieczonychzokazjiprzyjazduNajwyższegoKróla–takwieledlawątłegostarcai jegokamiennookiejminister.Biesiada,którąwyprawiono,gdybrat Yarviego pomyślnie przeszedł próbę wojownika – Yarvi bez apetytu skubałwykwintne dania, bo sam nie zdałby takiego testu. Brzegmorzaw dzień feralnejwyprawy i żołnierze szykujący posiłek, który mógł być ich ostatnim – tuszeobracające się nad setką ognisk, ciepło jak przytulona do twarzy dłoń, kręgigłodnych uśmiechówwokół płomieni, skwierczący tłuszcz i poczerniała chrupiącaskórka…

–Wolność! – ryknąłRulf, zamaszystym gestem ogarniając przestworza pustejbieli. – Jesteśmy wolni i możemy sobie zamarznąć, gdzie nam się spodoba!Jesteśmywolni imożemyumrzeć zgłodu, gdzie tylko zechcemy! Jesteśmywolniimożemyiść,ażpadniemy!

Jegogłosszybkoumilkłwmroźnympowietrzu.–Skończyłeś?–spytałNijaki.Rulfopuściłręce.

Page 140: Dla Grace - EduPage

–Tak–odparłipowlókłsiędalej.ToniepamięćomatcekazałaYarviemumozolnieiśćkrokzakrokiem,poruszać

obolałymi nogami, podnosić się po upadkach i deptać po głębokich śladachtowarzyszy.ToniewspomnieniaoIsriunizamordowanymojcuaninawetostołkuprzypaleniskuuMatkiGundringdodawałymusił.NiepoddawałsięjedyniedziękimyślomoOdemie,któryzuśmiechemkładłrękęnaramieniubratanka.OOdemie,któryobiecywał, żebędzie służyłmupomocą.OOdemie,którygłosem łagodnymjakwiosennydeszczpytał,czykalekapowinienbyćkrólemGettlandu.

–Coto,tonie–warknąłYarvi,wypuszczającbiałąchmuręzpopękanychwarg.–Coto,tonie!

KażdymorderczykrokzbliżałgodoGettlandu.Piątego dniamróz był srogi, a niebo bezchmurne i oślepiająco błękitne.Yarvi

miałwrażenie,żewzrokiemsięgaażdomorza–pasmaczerniibielinahoryzoncieczarno-białegoświata.

–Nieźlenamidzie–stwierdził.–Samiprzyznajcie.Sumaelaniezamierzałategorobić.Osłoniłaoczyprzedblaskiemispojrzałana

zachód,marszczącczoło.–Auranamsprzyja.Mamyszczęście.–Wcalenieczujęsięszczęściarzem–mruknąłRulf,obejmująctułówrękami.–

Aty,Jaud?–Czuję,żemizimno.–Jaudpotarłzaróżowionepłatkiuszu.Sumaelapokręciłagłową,zerkającwniebo,które,jeślinieliczyćsińcachmury

dalekonapółnocy,byłowyjątkowoczyste.–Możedziśwnocy,amożejutroprzekonaciesię,jakszczęśliwaauramożesię

odmienić.Będzieburza.Rulfspojrzałwgórę,mrużącoczy.–Jesteśpewna?– Ja ci nie mówię, jak masz chrapać, a ty mnie nie ucz mojego fachu –

powiedziała.Rulf zerknął naYarviego iwzruszył ramionami.Nim zapadłwieczór, okazało

Page 141: Dla Grace - EduPage

się, że jak zwyklemiała rację. Pojedynczy siniec na niebie rósł, puchł i ciemniał,przybierającgroźnebarwy.

–Bogowiesięgniewają–mruknąłNijaki,marszczącbrwi.–Tonicnowego–stwierdziłYarvi.Śnieg zaczął padać wielkimi płatkami, tworząc gęste zasłony i wiry. Wyjące

podmuchywiatruokładaływędrowcówzewszystkichstronnaraz,spychając ich towlewo,towprawo.Yarviupadłizanimzdołałsiępodnieść,towarzyszezniklimuzoczu.WpanicerzuciłsięprzedsiebieiwpadłnaJauda.

–Niemożemytuzostać!–wrzasnął,alewiatrniemalgozagłuszył.–Niebędęsięspierał!–odkrzyknąłJaud.–Trzebaznaleźćgłębokiśnieg!–Tegotuniebrakuje!–ryknąłAnkran.Dobrnęlinadnowąskiejdoliny.Wśnieżnych tumanachwszyscywyglądali jak

duchy.Yarvipodejrzewał,żelepszegomiejscanieznajdą.Zacząłkopaćjakkrólik,wygarniając śniegmiędzynogami.Zdeterminacjądrążył tunel, agdy schował sięcały, zaczął go poszerzać. Zmarznięte dłonie piekły pod przemokłymi pasamiwełnianego żagla,mięśnie bolały go zwysiłku, leczmimo to nie ustawał.Kopał,jakbyodtegozależałojegożycie.

Botakbyło.Sumaela wsunęła się za nim w wąskie wejście, mrucząc coś przez zaciśnięte

zęby. Używała toporka jak rydla. Niewielki korytarz powoli zmienił się w jamę,a potem w małą komorę. Ankran wczołgał się do środka za nimi i z językiemwsuniętymw przerwęmiędzy zębami, również zaczął wygarniać śnieg. Rulf jakokolejnyschowałsięwzimnympółmroku,awśladzanimJaudwcisnąłwielkiebarkidorosnącejśnieżnejgroty.NakonieczkorytarzawychyliłasięgłowaNijakiego.

–Nieźle–skwitował.– Musimy pilnować, żeby nie zasypało wylotu – mruknął Yarvi. –

Wprzeciwnymrazieprzeznoczostaniemypogrzebani.Skulonyprzysiadłnaubitymśniegu,odwinąłręceizacząłwniechuchać.I tak

miałzamałopalców–niezamierzałstracićkolejnych.

Page 142: Dla Grace - EduPage

–Gdziesiętegonauczyłeś?–spytałaSumaela,siadającobokniego.–Odojca.–Wtakimrazietwójojciecocaliłnamżycie.– Podziękujmuw naszym imieniu, gdy go znowu zobaczysz. –Ankran przez

chwilę się wiercił, próbując zająć wygodniejszą pozycję. Siedzieli w ścisku, alezdążylijużdotegoprzywyknąć.Tuniebyłomiejscanawstyd,niechęćczywrogość.

Yarvi zamknąłoczy iprzypomniał sobiebladego i zimnegoojcaułożonegonakamiennejpłycie.

–Onjużnieżyje.–Przykromi–rozległsięniskigłosJauda.–Dobrze,żechoćjednemuznasjestprzykro.Yarvi opuścił ręce i dopiero po chwili poczuł, że jedna opadła na odwróconą

wnętrzem do góry dłoń Sumaeli. Poczuł miłe ciepło na skórze, tam gdzie godotykała.Niecofnąłręki.Onarównież.

Powolizamknąłpalcewokółjejdłoni.Zapadła cisza. Słychać było jedynie ciche zawodzenie wiatru na zewnątrz

iciężkieoddechywśrodku.Yarviemuzaczęłosię robićniemalprzyjemniew tymścisku pod zmarzniętym śniegiem – po raz pierwszy odkąd wstali od ogniskaAnkrana.

– Masz. – Na twarzy poczuł oddech słowa. Sumaela delikatnie ujęła go zanadgarstek.

Otworzyłoczy,alewciemnościachniewidziałjejminy.Obróciła jego dłoń i coś w nią włożyła. Czerstwy i kwaśny, w połowie

rozmiękły,awpołowiezamarznięty,alechleb.Obogowie,jakibyłwdzięcznyzatęodrobinę.

Siedzielibliskosiebie,pokawałeczkuspożywającskromneracje.Żulipowoli–jeślinie z zadowoleniem, tonapewnozulgą–połykali imilkli.Yarvi zaczął sięzastanawiać, czy wystarczy mu odwagi, żeby znowu wziąć Sumaelę za rękę, alewtedyonapowiedziała:

–Tojużkonieczapasów.

Page 143: Dla Grace - EduPage

Znowuzapadłacisza,lecztajużniebyłatakaprzyjemna.–JakdalekodoVansterlandu?–rozległsięwmrokuzduszonygłosRulfa.Niktmunieodpowiedział.

Page 144: Dla Grace - EduPage

G

LEPSI

ettowie są lepsi – wychrypiał Nijaki. – Walczą jak jeden mąż. Każdychronionytarcząprzybocznego.

–Gettowie?Akurat! –Rulf prychnął białąmgłą, gramoląc się po ośnieżonymstokuw ślad zaSumaelą. –Są jak stadobeczącychowiecgnanychna rzeź.A jakktóremuprzybocznypadnie,cowtedy?ToThrovenimająwsobieogień.

Kłócilisiętakodrana.Oto,czylepszyjestmieczczyłuk.CzyHemenholmleżynapołudnieodwyspyGrenmer.CzyMatkaWódbardziejlubidrewnomalowaneczyolejowaneijakieokrętywoli.Yarvinaprawdęniemiałpojęcia,skądbralisiły.Samledwiedawałradęoddychać.

–Throveni?–zapiałNijaki.–Ha!Ajaksięwypalitenichogień,toco?Początkowo wysuwali argumenty, potem z jeszcze większym przekonaniem

każdy upierał się przy swoim zdaniu, a kończyło się zawodami w pogardliwymbuczeniu.JeśliYarviegosłuchniemylił,żadennieustąpiłnawetowłos,odchwiliopuszczeniatonącegoWiatruPołudnia.

Mijałtrzecidzień,odkądskończyłimsięprowiant.Głódbyłjakbolesnapustka,którapołykałakażdąnadzieję.Rankiem,gdyYarviodwinąłżaglowąwełnęzdłoni,prawie ich nie poznał – były pomarszczone i opuchnięte. Woskowata skóra naopuszkachpalcówmrowiła.NawetJaudmiałzapadniętepoliczki.Ankrankulał,cobezskuteczniestarał sięukryć.Rulfoddychał takchrapliwie,żeYarviażsiękulił,gdytegosłuchał.KrzaczastebrwiNijakiegopokryłysięszronem,aSumaelazkażdąmozolniepokonywanąmiląmocniejzaciskałacorazbardziejsinewargi.

Słuchając tejdebatypotępieńców,Yarvibyłwstaniemyśleć tylkoo jednym–ktoznichumrzepierwszy.

–Gettowiewiedzą,cotodyscyplina–niedawałzawygranąNijaki.–Gettowiesą…

Page 145: Dla Grace - EduPage

–Akogotowogóleobchodzi?–Ogarniętynagłąfurią,wycelowałwstarszychtowarzyszykrótkimpalcem.–Ludzietoludzie,sądobrzyalboźli,zależnieodtego,jakiemająw życiu szczęście.Lepiej oszczędzajcie siły! –warknął,wsunął dłoniezpowrotempodpachyizwysiłkiemruszyłdalejpodgórę.

–Noproszę,kuchtaifilozof–usłyszałzasobąsapnięcieRulfa.– Naprawdę nie wiem, czego nam tu mniej potrzeba – mruknął Nijaki. –

Powinienempozwolić,żebyTrigggozabił.Gettowienapewnosą…Umilkł, bo właśnie wspięli się na szczyt wzgórza. Wszystkim na moment

zabrakło słów. Przed sobąmieli puszczę, która ciągnęła się we wszystkie strony,niknącwdalizasiwązasłonąprószącegośniegu.

–Las?–wyszeptałaSumaela,jakgdybyniewierzyławłasnymoczom.–Lastojedzenie–powiedziałYarvi.–Lastoogień–dorzuciłAnkran.Nagle wszyscy popędzili z górki, krzycząc z radości jak dzieciaki, które

zwolniono z obowiązków. Yarvi się potknął i zarył w zaspę, posyłając w góręfontannę śniegu, ale natychmiast wstał i pobiegł dalej. Ochoczominęli karłowatedrzewiny na skraju puszczy i wpadlimiędzy strzeliste jodły, których pnie ledwiedałosięobjąć–potężnefilaryjakwjakiejśświątyni,amiędzynimioni,intruzi.

Jużniegnaliilesił.Zwolnilinajpierwdolekkiegobiegu,apotemdoostrożnegomarszu.Zrzadkichgałęziniespadały impodnogiowoce.Żaden jeleńnienadziałsię sam namieczNijakiego. Leżący na ziemi chrust byłmokry i zmurszały. Podśniegiem czyhały zdradzieckie korzenie i gruba warstwa gnijących igieł, któreopadałynaziemięprzezniezliczonelata.

Śmiech zamarł im na ustach. Las milczał. Nawet świergot ptaka nie zakłócałciężkiejciszy.

–Bogowie–wyszeptałAnkran.–Tujestnielepiejniżtam.Yarvi dobrnął do pnia i drżącą ręką ułamał kawałek na wpół zamarzniętego

grzyba.–Znalazłeścoś?–wgłosieJaudazabrzmiałasłabanutanadziei.–Nie.–Chłopakodrzuciłkapelusz.–Ten jestniejadalny.–Miałwrażenie,że

Page 146: Dla Grace - EduPage

wraz z płatkami śniegu z nieba spada rozpacz i przygniata go jeszcze większymciężarem. –Musimy rozpalić ognisko – oznajmił, starając się nie zdusić iskierkinadziei.Ogieńmógłichogrzać,podnieśćnaduchuidodaćsiłnadalsządrogę.Tylkodokądmiałaichonazaprowadzić?Otymniechciałmyśleć.Wolałniewybiegaćzadalekowprzyszłość,takjakwcześniejuczyłgoJaud.

–Dotegopotrzebasuchegodrewna–stwierdziłAnkran.–Powiedz,kuchto,skądjewziąć?

– W Thorlby wiedziałbym, gdzie je kupić – odciął mu się Yarvi, choćwrzeczywistościniemiałpojęcia.Tymsięzajmowaliniewolnicy.

–Zatąrynnągruntpniesięwgórę.Tampowinnobyćbardziejsucho.–Sumaelaprzyspieszyłakroku.Yarviztrudemzaniąnadążał,ześlizgującsięwdółzboczakuwąskiej i wolnej od drzew dolinie przykrytej czystym białym śniegiem. – Możetrochędalejcośznajdziemy…

Szybko zmierzała w stronę szramy przecinającej puszczę nierówną kreską,aYarvipodążałszlakiemjejśladów.Bogowie,ależbyłzmęczony.Prawienieczułnóg.Gruntw tymmiejscuwydawał się inny, równy i twardy pod cienkąwarstwąpuchu.Gdzieniegdziewidocznebyłyciemniejszemiejsca.Sumaelazrobiła jeszczekrokirozległsiędziwnytrzask.

Zamarłaispojrzałapodnogi.–Stójcie!–Nijakizatrzymałsięwyżejnazboczu.Jedną ręką trzymałsiępnia

drzewa,awdrugiejzaciskałmiecz.–Torzeka!Yarvi wlepił wzrokw ziemię.Włosy zjeżyłymu się na głowie z przerażenia.

Warstwa lodu trzeszczała i lekko się uginała. Rozległ się przeciągły jęk, gdySumaelasięodwróciła.Jejszerokootwarteoczyodszukałyjegospojrzenie.Dzieliłyichnajwyżejdwakroki.

Przełknąłślinę.Bałsięodetchnąć.Wyciągnąłdoniejrękę.–Stąpajpowoli–wyszeptał.Zrobiłakrokizapadłasiępodlód.Niezdążyłanawetkrzyknąć.Przezchwilęstałjakprzykuty.Potemdrgnąłiwykonałruch,jakbychciałsięrzucićzanią.

Page 147: Dla Grace - EduPage

W porę zdołał się powstrzymać, z jękiem padł na brzuch i podczołgał się domiejsca, gdzie zniknęła. Czarna toń i okruchy lodowej tafli. Ani śladu Sumaeli.Obejrzał sięprzez ramię i zobaczył, że Jaudpędzikuniemupopochyłymbrzegu,prującśnieg.

–Stój!–wrzasnąłYarvi.–Jesteśzaciężki!Cośmignęłomupodlodemniecodalej.Rozpłaszczonypodpełzłtamiodgarnął

śnieg, ale nie zobaczył nic prócz czerni i kilku pojedynczych pęcherzykówpowietrza.

Ankran ostrożnie ruszył w jego stronę, szeroko rozpościerając ręce, alegwałtownie przystanął, gdy zamarznięta powierzchnia zatrzeszczała. Nijaki brnąłwśniegubrzegiemwdółstrumieniadomiejsca,gdzieznagiegolodusterczałyostreskały.

Otaczałaichpotwornacisza.–Gdzieonajest?–krzyknąłYarvi.Rulfzbezradnierozdziawionągębąprzyglądałmusięzbrzegu.Ileczasuczłowiekmożewstrzymywaćoddech?Napewnonieażtakdługo.Nijakiwkilkususachdoskoczyłdoskałiobróciłmieczsztychemdodołu.–Oszalałeś?!–przeraźliwiewrzasnąłYarvi, apochwiliwmyślachsamsobie

odpowiedział.Oczywiście,żetak.Miecz uderzył w taflę. Struga wody trysnęła w górę. Nijaki przypadł do lodu

ibłyskawiczniezanurzyłwolnąrękę.–Mamją!WydobyłSumaelęzrzekiociekającąlodowatąwodąibezwładnąjakszmaciana

lalka.Zaciągnąłjądomiejsca,gdzieczekaliJaudzRulfem.–Oddycha?–krzyknąłYarvi,pełznącnaczworakachdobrzegu,przerażony,że

zachwilęsamwpadniepodlód.–Skądmamwiedzieć?–Jauduklęknąłprzydziewczynie.–Przytknijpoliczekdojejust!–Nicnieczuję!

Page 148: Dla Grace - EduPage

–Podnieśjązastopy!–Yarviwgramoliłsięwreszcienabrzegizmusiłołowianenogidomarszuprzezśnieg.

–Co?–Podnieściejądogórynogami!JaudposłuszniechwyciłSumaelęzakostki.Jejgłowabezwładnieprzesunęłasię

pośniegu.Yarvidopadłdonich,wepchnąłdwapalcedoustdziewczynyizakrzywiłje,takżebydosięgłykrtani.

–Ocknijsię!–warknął,napinającmięśniezwysiłku.–No,już!Kiedyś widział, jak Matka Gundring ratowała tak chłopca, który wpadł do

młyńskiegostawu.Dzieciaknieprzeżył.Sumaela się nie ruszała. Skóręmiała lepką i zimną, jakby już nie żyła.Yarvi

warczałprzezzębychaotycznemodlitwy,niepewny,dokogojekieruje.PoczułnaramieniudłońNijakiego.–Śmierćczekawszystkich.Odtrąciłjegorękęiwepchnąłpalcejeszczegłębiej.–Nodalej!NagleSumaeladrgnęłajakobudzoneuszczypnięciemdziecko.Kaszląc,wypluła

wodę.Pochwilirzężącowessałapółoddechuiznowuzaniosłasiękaszlem.–Nabogów!–Rulfcofnąłsięosłupiały.Yarviwydawałsięniemaltaksamozdumionyjakon.Jeszczenigdytaksięnie

cieszyłzgarścizimnychwymiocin.– Puścisz mnie wreszcie? – wychrypiała Sumaela do Jauda, przewracając

oczami. Gdy położył jej nogi na śniegu, skuliła się, szarpiąc za obręcz na szyi.Charczałaipluła,ajejciałemzaczęływstrząsaćgwałtownedreszcze.

Rulfgapiłsięnanich,jakgdybynajegooczachdokonałsięcud.–Jesteśczarownikiem!–Alboministrem–wymamrotałAnkran.Yarviniezamierzałrozdrapywaćstarychran.–Musimyjakośjąogrzać.

Page 149: Dla Grace - EduPage

PróbowalirozniecićogieńzapomocąkrzesiwaAnkrana,drącpłatymchuzpnidrzew,alewszystkobyłomokreiiskrygasły.Jedenpodrugimpodejmowalikolejnepróby, aSumaelaprzyglądała im sięoczymabłyszczącymiodgorączki i dygotałatak,żesłyszeli,jaksztywneubranieszorujeojejskórę.

Próbował Jaud, który dawniej palił w piecach piekarni, i Rulf, który rozpalałogniska na smaganychwiatrem i sieczonych deszczem brzegachMorzaDrzazg…nawetYarviściskałkrzemieńwniesprawnejdłoni,takżerozciąłwkilkumiejscachskórę.AnkranszeptemmodliłsiędoTego,którypodsycapłomienie,lecznictoniepomogło.

Tegodniabogowienieplanowaliwięcejcudów.– Może wykopiemy sobie schronienie? – Jaud kołysał się na piętach. – Jak

wśnieżycy?–Śniegniejestdośćgłęboki–oceniłYarvi.–Tomożeszałaszgałęzi?–Natozkoleijestzadużośniegu.–Musimyiśćdalej.–Sumaelawstałachwiejnie.ZbytwielkakurtaRulfaopadła

z jej ramionnaziemię.–Gorącomi–oznajmiła,odwijajączdłonipasyżaglowejwełny. Szarpnięciem rozchyliła koszulę pod szyją i zaczęła odkręcać zwojeschowanegopodnią łańcucha.–Szalik jestzaciasny.–Zrobiłakilkaniezdarnychkrokówipadłanatwarz.–Musimyiść–wymamrotaławśnieg.

Jaud delikatnie przetoczył dziewczynę na plecy i posadził, obejmując jąramieniem.

– Ojciec nie będzie czekał wiecznie – wyszeptała. Niemal niewidoczna mgłaoddechuwymknęłasięspomiędzyjejsinychwarg.

– Zimno uderzyło jej do głowy. – Yarvi przytknął dłoń do lepkiego czoładziewczynyizauważył,żetrzęsąmusięręce.Wprawdzieuratowałjąodutonięcia,ale wiedział, że bez ognia i jedzenia nic więcej nie da się zrobić. Zima wkrótcemiałazaprowadzićnawigatorkępodOstatnieWrota.Niemógłznieśćtejmyśli.Jakmielidaćsobieradębezniej?

Jakonmiałdaćsobieradębezniej?

Page 150: Dla Grace - EduPage

–Zróbcoś!–syknąłRulf,mocnościskającgozaramię.Tylkoco?Yarviprzygryzłpopękanewargiizapatrzyłsięnalasprzedsobą,jak

gdybymiędzynagimipniamidrzewmógłznaleźćodpowiedź.Zawszejestjakiśsposób.Zmarszczył czoło, a potem strząsnął rękę Rulfa i podbiegł do najbliższego

drzewa.Zkoryzdjąłrudobrązowąkępkęigasnąceiskrynadzieiroznieciłysięwnimnanowo.

–Wełna–mruknąłAnkran,równieżznajdującpęksierści.–Tędypędzonoowce.Rulfwydarłmujązpalców.–Dokąd?–Napołudnie–odpowiedziałYarvi.–Skądwiesz?–Mechrośnienapniachtam,gdzieniedosięgagowiatr,pozachodniejstronie.–Owcetociepło–stwierdziłRulf.–Owcetojedzenie–dodałJaud.Yarvi nie wypowiedział na głos tego, comyślał. Owce oznaczały również, że

w okolicy są ludzie, a ci mogli nie być przyjaźnie nastawieni. Tyle że aby miećwybór,potrzebaprzynajmniejdwóchmożliwości.

–Jazniązostanę.Wysprowadźciepomoc–oznajmiłAnkran.–Nie–sprzeciwiłsięJaud.–Idziemywszyscy.Jesteśmyjednądrużyną.–Aktojąponiesie?Olbrzymwzruszyłramionami.– Jak trzebapodnieść jakiś ciężar, lepiej dźwigać, niż biadolić. –Wsunął ręce

pod Sumaelę i dźwignął ją z ziemi, krzywiąc się z wysiłku. Zachwiał sięnieznacznie,apotemoparłgłowędziewczynyoswojeramię,wyprostowałsięibezsłowa ruszył na południe. Pewnie nie ważyła teraz wiele, ale przemarzniętemu,głodnemuiwycieńczonemuYarviemuwydawałosiętoniemożliwymwyczynem.

–Żyjęjużsporolat–wymamrotałRulf,zezdumieniempatrzącnaplecyJauda–alepierwszyrazwidzęcośtakniezwykłego.

–Jateż.–Yarvipośpiesznieruszyłzanimi.Jakmógłnarzekać,wątpićlubsię

Page 151: Dla Grace - EduPage

wahać,będącświadkiemtakiejsiły?Tobyłalekcjadlawszystkich.

Page 152: Dla Grace - EduPage

S

ŻYCZLIWOŚĆ

kuleniwzaroślachobserwowaliobejście.Dombyłzkamienia–takstary,żeosiadłwziemi.Wąskawstążkadymu

nad śnieżnymgarbemdachu obudziławYarvimwspomnienie ciepła i sytości, odktóregozaczęłagomrowićskóraipociekłamuślinka.Drugibudynek,owczarnia–jeślisądzićponiewyraźnymbeczeniu,jakieodczasudoczasustamtąddochodziło–wyglądał, jakby został zrobiony z odwróconego kadłuba okrętu. Trudno byłozgadnąć, jak znalazł się tak daleko odmorza. Resztę zabudowań stanowiły szopywzniesione z grubo ciosanych desek, niemal zupełnie tonące w zaspach.Wodstępachmiędzynimijeżyłsiępłotzzaostrzonychpali.

Nieopodalbramy,obokprzeręblanarzece,nadwędkąpodpartądwomapatykamisiedziałdrobnychłopiecopatulonywfutra.Odczasudoczasugłośnowydmuchiwałnos.

–Niepodobamisięto–szepnąłJaud.–Ilujestwśrodku?Niconichniewiemy.–Pozatym,żesąludźmi,aludziomnienależyufać–stwierdziłNijaki.–Wiemy,żemająjedzenie,ubraniaischronienie.To,czegopotrzebujemy,aby

przetrwać. – Yarvi zerknął na Sumaelę, skuloną pod wszystkim, czym mogli jąotulić, a nie było tegowiele. Trzęsła się tak bardzo, że dzwoniły jej zęby.Wargimiałaniebieskosinejakkamień.Powiekijejopadały,unosiłysięnamomentiznowuopadały.

–Prostasprawa.–Nijakiodwinąłrękojeśćmiecza.–Użyjemystali.Yarvispojrzałnaniego.–Chceszzabićtegochłopca?Rulfniepewnieprzestąpiłznoginanogę,aNijakiwzruszyłramionami.– Jeślimamwybieraćmiędzy jego śmiercią a naszą, zabiję jego iwszystkich,

którzy staną nam na drodze. Dołączą do listy moich win i żalów – powiedział

Page 153: Dla Grace - EduPage

i zaczął się podnosić, ale Yarvi chwycił go za brzeg podartej koszuli, pociągnąłzpowrotemdodołuispojrzałwjegoszareoczy.Zbliskawcaleniewydawałysięmniejszalone.Wręczodwrotnie.

–Tosamodotyczyciebie,kuchto–wyszeptałNijaki.Yarvi nerwowo przełknął ślinę, ale nie odwrócił wzroku i nie puścił koszuli.

Sumaelaryzykowaławłasneżycie,ratującgozWiatruPołudnia.Terazmógłsięjejodpłacić.Pozatymmiałjużdośćbyciatchórzem.

–Najpierw spróbujemyporozmawiać–powiedział iwstał.Zastanawiał się, comazrobić,żebyniewyglądaćnaobszarpanegożebrakanaskrajuwyczerpania,alenicnieprzychodziłomudogłowy.

–Agdycięzabiją,przyjdzieczasnastal?–spytałNijaki.– Tak. – Yarvi wypuścił z ust białawą mgiełkę westchnienia i ruszył w dół

zboczawkierunkuzabudowań.Wszystko trwało w bezruchu. Prócz chłopca Yarvi nie widział w obejściu

nikogo.Gdydzieliłoichkilkanaściekroków,przystanął.–Hej!–zawołał.Chłopak poderwał się z siedziska, strącając wędkę z podpór. Niezdarnie się

cofnąłiniemalprzewrócił,apotempognałdodomu.Yarvimusiałczekać.Trząsłsięz zimna i ze strachu przed tym, co mogło się wydarzyć. Trudno było oczekiwaćżyczliwościodludzi,którzyżyliwtaksurowejkrainie.

Wysypali się z kamiennego budynku jak pszczoły z rozbitego ula. Naliczyłsześciu.Wszyscysolidnieopatuleniprzedzimnem.Wszyscyzdzidami.Trzymiałykamienne, a nie żelazne groty, ale każde drzewce ściskała silna ręka. Bez słowaotoczyliprzybyszapółkolem,wycelowującwniegobroń.

Yarvi mógł jedynie podnieść ręce – puste, jeśli nie liczyć zwojów brudnejżaglowejwełny.WduchuzmówiłkrótkąmodlitwędoOjcaPokojuiwychrypiał:

–Potrzebujępomocy.Postać pośrodku wbiła drzewce dzidy w śnieg i powoli ruszyła w kierunku

przybysza.Zsunęłazgłowykaptur,odsłaniającgrzywężółto-siwychwłosówitwarzpooraną głębokimi bruzdami, zniszczoną ciężką pracą, słońcem i wiatrem. Przez

Page 154: Dla Grace - EduPage

chwilęprzyglądałamusięuważnie.Potem błyskawicznie pokonała kilka kroków, jakie ich dzieliły. Zanim Yarvi

zdążyłsięcofnąć,objęłagoimocnouściskała.–JestemShidwala–oznajmiławMowie.–Przybywaszsam?– Nie – wyszeptał, powstrzymując łzy ulgi. – Są ze mną moi druhowie,

wioślarze.

Wewnątrzdombyłniski iwąski,śmierdziałownimpotemidymem,mimotowydawał się pałacem. Do drewnianych mis wygładzonych przez lata używanianałożono tłustą baraninę duszoną z korzonkami w poczerniałym kotle. Yarvizanurkował w swojej porcji palcami. Miał wrażenie, że w życiu nie jadł nicpyszniejszego.Wzdłużłukowatychścianstałyławy.Pojednejstronietrzaskającegopaleniskazasiedliprzybysze,apodrugiejgospodarze–Shidwalawrazzczteremamężczyznami, którzy wyglądali na jej synów, oraz chłopiec znad przerębla.Najmłodszydomownikprzypatrywał sięSumaeli i Jaudowi, jakgdybybyli elfamirodemzdawnychopowieści.

WThorlbyYarviuznałby tych ludzizanędzarzy.Teraz jednakpatrzyłna izbępełnąskarbów.Naścianachwisiałynarzędziazdrewnaikości,sprytneprzyrządydopolowania,łowieniarybikopaniaschronieńwśniegu–wszystko,czegobyłotrzebadożyciawkrainielodu.Wkołoleżałyskórywilków,kóz,niedźwiedziifok.Jedenz gospodarzy, mężczyzna z gęstą brązową brodą, wyskrobał kocioł do dnai ponownie napełnił misę Jauda. Olbrzym podziękował mu skinieniem głowyizabrałsiędodokładki,zrozkoszyzamykającoczy.

Ankrannachyliłsiękuniemu.–Chybazjedliśmycałąichkolację.Jaudzamarłzpalcamiwustach,abrodaczsięroześmiałiklepnąłgowramię.–Takmiprzykro.–Yarviodstawiłswojenaczynie.–Jesteściebardziejgłodniniżmy–powiedziałaShidwala.Wszyscydobrzeznali

powszechnąMowę,alemielidziwnyakcent.–Ichybazabłądziliście.–IdziemyzkrainyBanyówdoVulsgardu–wyjaśniłAnkran.

Page 155: Dla Grace - EduPage

Gospodynichwilęważyłajegosłowa.–Skorotak,tojesteścienadobrejdrodze,choćdziwimnie,dlaczegowybraliście

sobietakdziwnyszlak.Yarvimusiałsięzniązgodzić.–Gdybyśmywiedzieli,jakietrudynastuczekają,pewniewybralibyśmyinny.–Anotak.–Terazpozostajenamjedyniebrnąćdokońca.–Anotak.NijakinachyliłsiękuYarviemu.–Nieufamim–wyszeptałzdartymgłosem.– Mój towarzysz chciałby wam podziękować za gościnę – powiedział głośno

Yarvi.–Wszyscy jesteśmywdzięczni –dodałAnkran. –Wamorazbogompatronom

tegodomu.Yarvi starł popiół z kamienia modlitewnego wmurowanego w piec i odczytał

wyrytewnimruny.–Tej,którasypieśniegiem.– Słusznie, święta racja. – Shidwala przyjrzała mu się spod przymrużonych

powiek.–Tam,skądpochodzicie,jestpewniemałoznaczącymbóstwem?Przytaknął.–Tutajjestwielka,jaksądzę.– Bogowie wydają się tymwięksi, im bliżej nich jesteśmy, tak jak wszystko.

WtychstronachstaleczujemynaplecachtchnienieTej,którasypieśniegiem.– W takim razie do niej pierwszej skierujemy poranne modlitwy – obiecał

Ankran.–Mądrzepostąpicie–przyznałaShidwala.–Awampodziękujemywmodłachzarazponiej–zapewniłYarvi.–Ocaliliście

namżycie.– Tu wszystko, co żywe, musi pozostawać w przyjaźni. – Kobieta się

uśmiechnęła. Bruzdy w jej twarzy przypomniały YarviemuMatkę Gundring i na

Page 156: Dla Grace - EduPage

moment ogarnęła go tęsknota za domem. – Wystarczy, że zima jest naszymwrogiem.

– To prawda. – Zerknął na Sumaelę, która skulona siedziała przy ogniui z zamkniętymi oczami kołysała się lekko. Ramiona miała otulone pledem. Jejtwarzjużprawieodzyskałazwykłekolory.

–Moglibyściezostaćznami,ażzimaminie.– Niestety nie – powiedział Ankran łamiącym się głosem i zacisnął zęby. –

Rodzinanamnieczeka.– Ja także muszę wracać do swoich – dorzucił Yarvi, choć śpieszył się nie

dlatego,żemusiałratowaćbliskich, leczżebyzabić jednegoznich.–Powinniśmyjaknajszybciejruszyćwdrogę,tylkobrakujenamwielurzeczy…

Shidwalaspojrzałanaichłachmanyiuniosłabrwi.–Niedasięzaprzeczyć.Możeubijemyinteres.Nadźwięktegosłowajejsynowieuśmiechnęlisięszerokoizaprobatąpokiwali

głowami.YarvispojrzałnaAnkrana,atenrozłożyłręce.–Alemyniemamynicnawymianę.–Maciemiecz.Nijaki zmarszczył brwi i mocniej ścisnął w ręku swój skarb. Yarvi nie

zapomniał,żeledwieprzedgodzinąbyłgotówzabićtychludzi.–Onsięznimnierozstanie–powiedział.– Chętnie zgodzę się na inną zapłatę. – Brodacz spojrzał nad płomieniami na

Sumaelę.Jaudzesztywniał,aRulfburknąłwrogo.–Niktznasniejestnasprzedaż.Zażadnącenę–oznajmiłAnkranzostrąnutą

wgłosie.Shidwalasięzaśmiała.–Źlenaszrozumieliście.Wnaszychstronachtrudnoometal.–Wkuckiobeszła

palenisko, sięgnęła ku obręczy Sumaeli, która połyskiwała stalą w blasku ognia,iwyciągnęłanawierzchmisternejrobotyłańcuch.–Właśnietegonamtrzeba.

Page 157: Dla Grace - EduPage

Yarvi poczuł, że twarz rozciąga mu się w uśmiechu. Dawno nie było mu takwesoło.

–W takim razie…–odwinął okręconywokół szyi pas postrzępionej żaglowejwełnyiwydobyłspodniegowłasnyłańcuch,grubszyniżSumaeli–…tenmożesięwamrównieżprzydać.

Brodaczowizaświeciłysięoczy,gdyzważyłmetalwdłoni,anawidokobręczyNijakiegozupełnierozdziawiłgębę.

–Iten–powiedziałszermierz,wyciągającspodkoszuliciężkieogniwa.Uśmiechali się jużwszyscy.Yarviprzysunął siędoognia i zatarł ręce, tak jak

robiłatojegomatka.–Wtakimraziepomówmyointeresach.Nijakinachyliłsiękuniemuiszepnął:–Mówiłem,żeprzyjdzieczasnastal.

Rozległ się jeszcze jeden głośny szczęk i w końcu zardzewiały bolec ustąpił.ObręczspadłazszyiNijakiego.

–Tenbyłnajgorszy–stwierdziłbrodacz,oglądajączniszczonedłuto.Nijaki niepewnie odsunął się od pieńka i drżącą ręką dotknął szyi. Skóra

zgrubiaławmiejscu,gdziedługoszorowałoniąmetal.–Nosiłemtęobręczdwadzieścialat–wyszeptałzzałzawionymioczami.Rulfplasnąłgowramię.–Jamojąmiałemtylkotrzy,aleitakczujęsiębezniejlekkijakpiórko.Tybez

swojejpewniemógłbyśsięwznieśćponadchmury.–Mogę–odpowiedziałszeptemNijaki.–Izrobięto.Yarvi w zamyśleniu gładził ślady po własnej obręczy i patrzył, jak Ankran

troskliwie pakuje wszystko, co dostali w zamian za łańcuchy.Wędkę i przynętę.Rydel z łopatki łosia. Nóż z brązu, który wyglądał jak relikt zamierzchłej epoki.Dziewięć strzał do łuku Rulfa. Drewniane naczynie na wodę. Suchy mech napodpałkę. Uplecione z wełny liny. Owczy ser, baraninę i suszone ryby. Futrai bezkształtne okrycia ze skór, a do tego surową wełnę, którą mogli je wypchać.

Page 158: Dla Grace - EduPage

Skórzane sakwy, żeby to wszystko pomieścić. I nawet sanie, żeby nie nieśćwszystkiegonagrzbiecie.

Jakżebłahe byłybydla nich takie rzeczydawniej – zwykłe rupiecie biedaków.Terazjednakwydawałysięprawdziwymiskarbami.

Sumaela, otulona aż po brodę w grube białe futro, siedziała z zamkniętymioczamiiuśmiechem,któryrzadkogościłnajejtwarzy.Białyząbbłyskałprzezkarbwjejwardze.

–Dobrzeci?–spytałJaud.–Ciepło–wyszeptała,nieotwierającoczu.–Jeślitosen,niebudźciemnie.ShidwalawrzuciłaobręczNijakiegodobeczkirazemzpozostałymi.–Jeślimogęwamcośdoradzić…–Oczywiście–odparłAnkran.–Kierujciesięnapółnocnyzachód.Zadwadnidotrzeciedokrainy,gdzieukryte

ognierozgrzewająziemię.Jejskrajempłynąciepłestrugipełneryb.– Słyszałem opowieści o tymmiejscu – przyznał Yarvi, przypominając sobie

monotonnygłosMatkiGundring.–Wtakimrazieruszymynapółnocnyzachód–powiedziałAnkran.Shidwalapokiwałagłową.–Iniechbogowietowarzysząwamwpodróży.Jużmiała się odwrócić i odejść, aleNijaki niespodziewanie padł przed nią na

kolana,chwyciłjejrękęiprzycisnąłdoniejspękanewargi.– Nigdy nie zapomnę waszej życzliwości – powiedział, wierzchem dłoni

ocierającłzy.–Wszyscybędziemyoniejpamiętali–dodałYarvi.KobietazuśmiechempodniosłaNijakiegozklęczekipoklepałagowporośnięty

siwąbrodąpoliczek.–Tonagrodasamawsobie.

Page 159: Dla Grace - EduPage

R

PRAWDA

ulfwynurzyłsięzlasuzuśmiechemnatwarzy.Przezjednoramięprzewiesiłłuk,anadrugimniósłchudąsarnę.Abyniktniemiałwątpliwościcodojegołuczniczychumiejętności,zostawiłutkwionąwsercuzwierzęciastrzałę.

Sumaelaspojrzałananiego,unoszącbrew.–Ajamyślałam,żemasztylkobuzię.Puściłdoniejoko.–Sąstrzały,toiłucznikmożesięwykazać.– Oprawisz zwierzę, kuchto, czy ja mam to zrobić? – Ankran ujął nóż,

uśmiechającsięzcieniemdrwiny,jakgdybywiedział,żechłopakodmówi.Niebyłgłupi.

Yarvikilkarazywżyciumusiałbraćudziałwpolowaniu.Kalekąrękąniemógłnaciągaćłukuanirzucaćoszczepem,aprzyrozbieraniuubitejzwierzynyrobiłomusię niedobrze.Ojciecgo z tegopowodu łajał, brat z niego szydził, a pozostali niekrylipogardy.

Takjakprzezcałejegodzieciństwo.–Tysiętymzajmij–powiedziałdoAnkrana.–Jeślitrzeba,służęwskazówkami.Po posiłku Jaud usiadł przy ognisku,wyciągnął bose stopyw stronę płomieni

izacząłwcieraćłójmiędzygrubepalce.Rulfrzuciłwkrzakiostatniąogryzionąkośćiwytarłtłusteręcewwełnianąkurtę.

–Przydałabysięodrobinasoli.Sumaelapokręciłagłową.–Zawszenawszystkonarzekasz?–Jeśliniewidziszżadnegopowodudoskargi,toznaczy,żezasłaboszukasz.–

Rulfoparłsięnałokciu,uśmiechnąłdociemnościipodrapałwgęstąbrodę.–Choć

Page 160: Dla Grace - EduPage

muszę przyznać, że nigdy nie zawiodłem się na mojej żonie. Prawdę mówiąc,myślałem,żezdechnęprzytymprzeklętymwiośle,skorojednakciąglerzucamcień,chętniebymjąjeszczezobaczył.Chociażnachwilę.Żebysięprzekonać,czyuniejwszystkodobrze.

–Jeślimachoćtrochęrozumu,jużotobiezapomniała–stwierdziłaSumaela.–Ma,ma.Mądrazniejkobieta.Zamądra,żebymarnowaćżycienaczekanie.–

Rulfpociągnąłnosemisplunąłwogień.–Alepszychodemnienietrudnoznaleźć.–Wkońcupowiedziałeś coś, z czymmogę się zgodzić.–Nijaki znalazł sobie

miejsceniecodalejodogniska.Siedziałsztywnowyprostowany,odwróconyplecamidotowarzyszy,igałganempolerowałmiecz,którytrzymałnakolanach.

Rulfwyszczerzyłzębywuśmiechu.–Atyco?Tylelatszorowałeśpokład,aprzezresztęzamierzaszszorowaćswój

mieczyk?Cozrobisz,kiedydotrzemydoVulsgardu?Yarviuświadomiłsobie,żepierwszyraz,odkądWiatrPołudniaposzedłnadno,

rozmawialiotym,coichjeszczeczeka.Pierwszyrazczuli,żemożeimsięudać.– Mam z kilkoma osobami porachunki. Nie spieszy mi się jednak, w końcu

minęło już dwadzieścia lat. – Nijaki wrócił do gorączkowego polerowania. –Krwawaulewamożepoczekać.

–Prawdęmówiąc,każdazmianapogodybyłabymilewidziana.Wszystkobylenietenśnieg–stwierdziłJaud.–Jazamierzamruszyćdalejnapołudnie,wrócićdoCatalii.Mojawioska toNajit. Jestwniej studnia znajsłodsząwodąna świecie.–Poklepałsiępobrzuchuiuśmiechnął,takjakzawsze,gdywspominałorodzinnychstronach.–Chciałbymsięjeszczeraznapićtejwody.

–Możesiędociebieprzyłączę–odezwałasięSumaela.–Będziemipodrodze.–Podrodzedokąd?–spytałYarvi.Chociażodmiesięcyspalinawyciągnięcieręki,prawieniconiejniewiedział,

abyłjejciekawy.Spojrzałananiego,marszczącczoło,jakgdybysięzastanawiała,czy powinna otwierać drzwi, które dawno temu zaryglowała.W końcu wzruszyłaramionami.

– Pewnie do Pierwszego zMiast. Tam spędziłam dzieciństwo.Mój ojciec był

Page 161: Dla Grace - EduPage

dośćznanymczłowiekiem.Cieśląokrętowymsamejcesarzowej.Terazjestnimjegobrat…mamtakąnadzieję.Jeślijeszczeżyje.Wielemogłosięzmienić,kiedymnieniebyło.

Umilkła izpochmurnąminązapatrzyłasięwpłomienie.Yarvi równieżwlepiłwzrokwogień,myślącotym,cosięzmieniłowThorlbypodczasjegonieobecności.

– Twoje towarzystwo będzie mile widziane – przyznał Jaud. – Ktoś, kto wie,wktórąstronętrzebaiść,jestogromniepomocnywpodróży.Aty,Ankranie?

–PrzyplacuAngulfawThorlbyjestsklephandlarza–burknąłAnkranwstronęogniska. Na jego wychudłej twarzy zatańczyły cienie. –Właśnie od niego kupiłamnie Shadikshirram. Nazywa się Yoverfell. – Skrzywił się, wymawiając to imię.Tak samo jakYarvi, gdymyślał oOdemie. –U niego jestmoja żona. Imój syn.Muszęichstamtądwyciągnąć.

–Jakplanujesztozrobić?–spytałRulf.–Znajdęjakiśsposób.–Ankranzacisnąłpięśćizacząłuderzaćniąokolano,za

każdymrazemcorazmocniej,ażpoczułból.–Muszę.Yarvispojrzałnaniegonadpłomieniami.Przypierwszymspotkaniunienawidził

go.Późniejgowydałibyłświadkiem,jakShadikshirramgoskatowała,ażwkońcuzajął jego miejsce. Dopiero potem go zaakceptował. Wędrował u jego bokuiprzyjmowałodniegopomoc.Zacząłmuufać.Terazodkryłwsobiecoś,czegosięniespodziewał.PodziwdlaAnkrana.

Yarvidotychczasrobiłwszystkozmyśląosobie.Liczyłysięjegowolność,jegozemsta,jegotron.TymczasemAnkranstarałsięocalićswoichbliskich.

–Pomogęci–zaproponował.–Ty?–Ankranspojrzałnaniegoprzenikliwie.–WThorlbymam…przyjaciół.Wpływowychprzyjaciół.–Kucharza,uktóregoterminowałeś?–prychnąłRulf.–Nie.Niemiałpojęcia,dlaczegowybrałakurattenmoment.Możeimbardziejczułsię

związanyztągrupądziwaków,tymmocniejciążyłomukłamstwo.Możezachowałasięwnimkrzynadumy,któraakuratwtedydałaosobieznać.Możepodejrzewał,że

Page 162: Dla Grace - EduPage

Ankranitaksięwszystkiegodomyśla.Amożepoprostubyłgłupi.–Laithlin–powiedział.–ŻonęnieżyjącegokrólaUthrika.Jaudwypuściłzustchmuręwestchnieniaiułożyłsięnaskórze.Rulfnawetsię

nieroześmiał.–AkimtyjesteśdlaZłotejKrólowejGettlandu?GłosYarviegobrzmiałspokojnie,choćsercewaliłomujakoszalałe.–Jejmłodszymsynem.Wokółogniskazapadłacisza.On równieżmilczał, bouświadomił sobie, żemógłna zawszepozostaćkuchtą

i udać się dokądkolwiek. Pójść z Rulfem i poznać jego żonę, albo powlec się zaNijakim tam, dokąd miał ich zawieść nieobliczalny umysł szaleńca. Razemz Jaudem napić się wody z jego studni w Catalii i dalej ruszyć z Sumaelą, żebyzobaczyćcudaPierwszegozMiast.Oniona…razem…

Terazjednakniebyłojużodwrotu.ZostałmutylkopowrótnaCzarnyTron.LubdrogadoOstatnichWrót.

–NienazywamsięYorvtylkoYarvi.IjestemprawowitymwładcąGettlandu.Długomilczeli.NawetNijakiprzestałpolerowaćmiecz,okręciłsięnakamieniu

iwlepiłwchłopakaoczybłyszczącegorączką.Ankranodchrząknąłcicho.–Wreszcierozumiem,dlaczegotakkiepskogotujesz.–Tonieżart?–upewniłasięSumaela.Yarvispokojniespojrzałjejwoczy.–Awidzisz,żebymsięśmiał?–JakimcudemkrólGettlandutrafiłdowiosłacuchnącejkupieckiejgalery?Yarvi szczelniej otulił się pledem i spojrzał w ogień. Miał wrażenie, że

wpłomieniachwidziwydarzeniaitwarzezprzeszłości.– Początkowo przez moją rękę… a raczej jej brak zamierzałem zrezygnować

zsukcesjiiwstąpićdoMinisterstwa.Zanimjednaktaksięstało,zginąłmójojciec,królUthrik.Grom-gil-Gormi jegominister,MatkaScaer,zwabiligowpułapkę…tak przynajmniej mi powiedziano. W sile dwudziestu siedmiu okrętów

Page 163: Dla Grace - EduPage

wyruszyliśmy go pomścić. Mój stryj Odem zaplanował wszystko… – Yarvi zdałsobie sprawę, że drżymu głos. –…łącznie z zamordowaniemmnie i przejęciemtronu.

–KsiążęYarvi–wyszeptałAnkran.–MłodszysynUthrika.Miałzdeformowanądłoń.–YarvipodniósłrękęiAnkranprzyjrzałsięjej,wzamyśleniugładzącpalcembok krzywego nosa. –Gdy ostatnio zawinęliśmy doThorlby,wmieściemówionoojegośmierci.

–Ogłoszono ją trochę przedwcześnie. Spadłem zwieży iMatkaWódwymyłamnie prosto pod nogi Grom-gil-Gorma. Udałem, że jestem kuchtą, zakuto mniewobręczisprzedanohandlarzowiniewolnikówwVulsgardzie.

–AodniegokupiliśmycięjaiTrigg.–Ankranpróbowałustalić,ileprawdyjestw tej opowieści, badając ją uważnie, jakkupiec, któryobracawpalcachpierścieńizastanawiasię,ilezłotazawierastop.–Bopowiedziałeś,żeumieszwiosłować.

Yarviwzruszyłramionami,chowająckalekądłońzpowrotempodokrycie.–Jakwidzisz,niebyłotonajwiększezmoichkłamstw.Jaudwydąłpoliczki.–Każdymajakieśtajemnice,aletajestnaprawdęwielka.–Iwiążesięzwielkimniebezpieczeństwem.–SumaelaspojrzałanaYarviego,

mrużącoczy.–Dlaczegopostanowiłeśsięujawnić?Zastanawiałsięprzezchwilę.–Zasługujecienaprawdę.Ajanato,żebyjąwyjawić.Prawdapowinnawyjśćna

jaw.Znowu zapadło milczenie. Jaud wrócił do nacierania stóp. Ankran i Sumaela

spoglądali po sobie, marszcząc czoła. Wreszcie Rulf wystawił czubek językaiprychnąłgłośno.

–Ktoświerzywtebajki?–Jawierzę.–Nijakiwstałipowiódłwkołowielkimiczarnymioczami,wysoko

podnoszącmiecz.–Dlategoskładamprzysięgę!–Wbiłgłownięwognisko,sypiącwkoło iskry. Pozostali odsunęli się niepewnie. – Klnę się na słońce i klnę się naksiężyc. Niech stanie się ona moim łańcuchem i wewnętrznym cierniem. Nie

Page 164: Dla Grace - EduPage

spocznę,dopókiprawowitykrólGettlanduniezasiądzieznowunaCzarnymTronie!Tymrazemmilczelijeszczedłużej.Wszyscybylizdumieni,aYarvinajbardziej.–Macie czasemwrażenie, że towszystko jest snem? –wymamrotał w końcu

Rulf.Jaudwestchnął.–Często.–Koszmarem–dorzuciłaSumaela.

Następnegodniawczesnymrankiempokonaliszczytwzgórzaipodrugiejstroniepowitał ich widok jak ze snu. A może z koszmaru. Zamiast białych pagórkówwoddalimajaczyłyczarnegóryledwiewidocznezazasłonąmglistychoparów.

–Gorącakraina–powiedziałAnkran.–Miejsce,gdziebogowieogniawojujązbogamilodu–wyszeptałNijaki.–Wyglądacałkiemprzyjemniejaknapolebitwy–rzuciłYarvi.Biały świat oddzielała od czarnegowstęga bujnej zieleni. Roślinność falowała

kołysana wiatrem, nad nią krążyły chmary kolorowych ptaków, a blade słońceodbijałosięwstawach.

–Paswiosnyodciętyodzimy–stwierdziłaSumaela.–Niepodobamisięto–przyznałNijaki.–Acocisiępodoba?–spytałgoYarvi.Szermierzpodniósłmieczisięuśmiechnął,awłaściwiepokazałpołamanezęby.–Tylkoto.Niktniewspominałotym,coYarviwyjawiłpoprzedniegowieczoru.Możenie

byli pewni, czy powinni mu wierzyć, a jeśli wierzyli, to nie wiedzieli, jak sięzachować.Udawaliwięc,żenicsięniestało,itraktowaligotakjakwcześniej.

Jemutoodpowiadało.Zawszeczułsiębardziejjakkuchtaniżjakkról.Warstwaśniegupodzniszczonymibutamistawałasięcorazcieńsza,ażwkońcu

zaczął topnieć i przesiąkać do środka. Ziemię zmieniłw błoto i zniknął zupełnie.Mijali pierwsze łaty mchu, potem wysokie trawy, a wśród nich kolorowe plamki

Page 165: Dla Grace - EduPage

polnych kwiatów, których nazw nie znał nawet Yarvi. Wreszcie dotarli nakamienisty brzeg szerokiego oczka wodnego. Mętna tafla parowała, a nad ichgłowamiszeleściłypomarańczoweliściekoślawegodrzewa.

–Całe lata, a zwłaszcza przez ostatnie dni, głowiłem się, za co spotkałamnietaka kara – powiedział Jaud. – Teraz się zastanawiam, czym zasłużyłem sobie natakąnagrodę.

–W życiu nie chodzi o żadne zasługi – stwierdziłRulf. –Trzeba brać, co sięnadarza.Gdziesiępodziałanaszawędka?

Staryrabuśusiadłnabrzeguizacząłwyciągaćzmętnejtonirybęzarybą–takszybko, jak tylko był w stanie zakładać przynętę na haczyk. Od czasu do czasuprószyłśnieg,alebłyskawicznieznikałzciepłejziemi.Wokółpełnobyłosuchegodrewna, więc rozpalili ogień i Ankran przygotował ucztę z ryb pieczonych napłaskimkamieniunadogniskiem.

Po niej Yarvi ułożył się wygodnie z rękami na pełnym brzuchu, moczączmęczone stopy w ciepłej wodzie. Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się takiszczęśliwy.Napewnoniewtedy,gdyzbierałcięginaplacućwiczeń.Anigdychowałsię przed ciężką ręką ojca i surowym spojrzeniem matki. Nawet przy paleniskuuMatkiGundringniebyłomutakprzyjemnie.Oderwałgłowęodziemiispojrzałnaniezwykłegronotowarzyszy.Czyktośbynatymstracił,gdybyjużnigdyniewróciłdoojczyzny?Niedotrzymanieprzysięginierównałosięchybajejzłamaniu…

–Możepowinniśmytuzostać–wyszeptał.KącikiustSumaeliwygięłysięszyderczo.–AktopoprowadziludGettlandukuświetlanejprzyszłości?– Sami sobie jakoś poradzą. Mógłbym zostać królem tego stawu, a ty moim

ministrem.–MatkąSumaelą?– Zawsze umiesz wyznaczyć właściwą drogę. Pomagałabyś mi wybierać

mniejszezłoiwiększedobro.–Ha!Tegoniemanażadnejmapie–prychnęła.–Muszęsięwysikać.Yarvipowiódłzaniąwzrokiem,gdyruszyławwysokątrawę.

Page 166: Dla Grace - EduPage

–Cośmisięwydaje,żejąlubisz–szepnąłAnkran.Chłopakgwałtownieobróciłsięwjegostronę.–No…chybawszyscyjąlubimy.– Jasne – przytaknął Jaud, uśmiechając się szeroko. – Bez niej byśmy się

pogubili.Dosłownie.–Alety…–mruknąłRulf,którywylegiwałsięzzamkniętymioczamiirękami

splecionymipodgłową–…bardzojąlubisz.Yarviskrzywiłsię,leczniemógłzaprzeczyć.–Tylkomojarękajestkaleka–wyszeptał.–Resztadziałajaktrzeba.Ankrandobyłzsiebiecośwrodzajuchichotu.–Mamwrażenie,żeonateżcięlubi.–Mnie?Dlażadnegozwasniejesttaksurowajakdlamnie.–Właśnie.–Rulfrównieżsięuśmiechnął.Lekkowzruszyłramionami,szorując

grzbietemoziemię.–Ach,wciążpamiętam,jakietouczuciebyćmłodymi…–Yarvi?–Nijakistałwyprostowanynaskalepodrozłożystąkoronądrzewa.Nie

interesowało go gadanie o tym, kto kogo lubi. Patrzył w stronę, skąd przyszli. –Mamjużstareoczy,aletwojesąmłode.Spójrztam.Czytodym?

Yarviniemalsięucieszył,żemapowód,abyprzerwaćrozmowę.Wspiąłsięnaskałę obokNijakiego i spojrzał na południe,mrużąc oczy. Jego radość nie trwaładługo.Jakzwykle.

–Trudnopowiedzieć…Może.Pochwilijużprawiemiałpewność.Natleniebawidziałnikłesmugi.Sumaeladołączyładonich.Osłoniłaoczydłonią.Wcaleniesprawiaławrażenia,

żelubikogokolwiek.Jejpodbródekdrgnąłniespokojnie.–UnosisięnadobejściemShidwali.–Możerozpaliliognisko.–ZtwarzyRulfazniknąłuśmiech.–AlboShadikshirramzrobiłatozanich–rzuciłNijaki.Dobryministerzawszestarasiębyćjaknajlepszejmyśli,aleprzygotowujesięna

najgorsze.– Musimy wejść wyżej – orzekł Yarvi – sprawdzić, czy ktoś idzie naszym

Page 167: Dla Grace - EduPage

śladem.Nijakizacisnąłustaizdmuchnąłpyłekzlśniącejgłownimiecza.–Wiesz,żetoona.Niemyliłsię.Gdywspięlisięnaskalistezboczenieopodalstawu,Yarvispojrzałprzezdziwne

okrągłe okienko lunety Sumaeli i zobaczył kropki na śniegu. Ruchome ciemnepunkty.Caławiarawyciekłazniegojakwinozprzebitegobukłaka.Gdypotrzebnabyłanadzieja,zawszeczułsięjakdziurawenaczynie.

– Naliczyłam dwa tuziny – powiedziała Sumaela. – Pewnie Banyowie i kilkumarynarzyzWiatruPołudnia.Mająpsyisanie.Podejrzewam,żesąuzbrojeni.

–Chcąnaszabić–mruknąłYarvi.–Albotylkodogonić,żebyżyczyćnamszczęśliwejdrogi–rzuciłRulf.Yarvi opuścił lunetę. Nie wierzył, że zaledwie przed godziną śmiali się

beztrosko. Oblicza jego przyjaciół na powrót ściągnęły się w pochmurne miny,nużącoznajome.

TylkonatwarzyNijakiegomalowałsiętensamobłędcozawsze.–Dalekosą?–Naokojakieśszesnaściemil–oceniłaSumaela.Yarviprzyzwyczaiłsiętraktowaćjejprzypuszczeniajakfakty.–Ileczasupotrzebują,żebypokonaćtendystans?Przezchwilębezgłośnieporuszaławargami,licząc.–Jeśliniebędąsięzatrzymywali,nasaniachmogątudotrzećjutrooświcie.–Ilepiej,żebyśmybylijużdalekostąd–powiedziałAnkran.– To prawda. – Yarvi oderwał wzrok od spokojnego królestwa i spojrzał na

rumowiskoskałnastoku.–Naszczęściewciepłejkrainiesaniejużimniepomogą.Nijakizmarszczyłczoło,patrzącwbiałeniebo.Brudnymipaznokciamipodrapał

sięwszyję.–Prędzejczypóźniejstalpójdziewruch.Zawszetakjest.–Lepiej,żebystałosiętojaknajpóźniej.–Yarvidźwignąłswójtobół.–Musimy

uciekać.

Page 168: Dla Grace - EduPage

G

UCIECZKA

naliprzedsiebie.Araczejstaralisiębiec,awrzeczywistości,potykającsię,brnęliprzez

piekielnąkrainęnagichskał,gdzienicnierosłoaninielatałżadenptak.KatowanygorącemOjciecZiemizmieniłtomiejscewpustkowierówniemartwejakkrólestwomrozów.

– Zmienne wiatry losu przywiały mnie ostatnio w niezwykłe strony –w zamyśleniu stwierdziłAnkran, gdy dotarli na szczyt i po drugiej stronie ujrzelitakisamkrajobrazzdymuiskał.

–Ciągleidązanami?–spytałJaud.–W takiej krainie trudno dostrzec ludzi. – Sumaela przez lunetę spojrzała na

zasnutemgiełkącuchnącychoparówpustkowie.–Zwłaszczatych,którzyniechcą,abyichzauważono.

–Możezawrócili.–YarviwduchuzmówiłmodlitwędoTej,którazatrzymujerzucone kości, błagając ją o łut szczęścia. – Może Shadikshirram nie zdołałaprzekonaćBanyów,żebydalejszlinaszymśladem.

–Aktobyniechciałodwiedzićtakpięknegomiejsca?–Sumaelaotarłaztwarzybrudnypot.

–NieznacieShadikshirram–wtrąciłNijaki.–Onapotrafiprzekonaćkażdego.Jestznakomitymprzywódcą.

–Jakośtegoniezauważyłem–stwierdziłRulf.– Bo nie widziałeś jej pod Fulku. Poprowadziła do zwycięstwa całą flotę

cesarzowej.–Mamrozumieć,żetybyłeśtegoświadkiem?–Walczyłempodrugiej stronie–wyjaśniłNijaki.–Byłemczempionemkróla

Alyuksów.

Page 169: Dla Grace - EduPage

Jaudzniedowierzaniemuniósłbrwi.–Byłeśczempionemkróla?Patrzącnaniego,trudnobyłotosobiewyobrazić,aleYarviwidywałwspaniałych

wojownikówpodczasćwiczeńnaplacu,ażadenniewładałmieczemtakwprawniejakNijaki.

–Naszokrętflagowystanąłwogniu.–Kłykciestaregoszermierzazbielały,gdyzacisnąłpalcenarękojeścimiecza,wspominającdawnedzieje.–Otoczyłnastuzingalerwroga.Naśliskimodkrwipokładziemrowilisiężołnierzecesarzowej,gdyporazpierwszystanąłemdopojedynkuzShadikshirram.Długotrwałabitwawyczerpałamoje siły, odniosłem kilka ran i nie byłem przyzwyczajony do walki narozkołysanymokręcie.Onaudałabezradnąkobietę,a ja–zaślepionypychą–zbytprędkouwierzyłemw swoje zwycięstwo.Poważniemnie raniła. I tak zostałem jejniewolnikiem.Kiedywalczyłemzniąporazdrugi,byłemsłabyzgłodu.Onamiaław ręku stal i silnych ludzi wokół, ja nie mogłem liczyć na nikogo, a w rękuściskałemtylkozwykłynóż.Raniłamnieznowu,lecztymrazemtoonauniosłasiępychą i zostawiła mnie przy życiu. – Wykrzywił usta w uśmiechu szaleńca,wyrzucajączsiebiesłowa.–Tobędzienaszetrzeciespotkanie.Niemajużwemniepychy,którabymniepowstrzymała.Samwybioręmiejsceitymrazemupuszczęjejkrwi.Obiecujęcito,Shadikshirram!–Podniósłmiecz.Jegoochrypłygłosodbiłsięodskał i rozszedłechempodolinie.–Zbliżasię tendzień!Jużpora!Twójkoniecjesttuż-tuż!

–Niemógłbyśzaczekać,ażbezpieczniedotrzemydoThorlby?–spytałYarvi.Sumaelazponurąminąmocniejzacisnęłapas.–Musimyiść.–Acorobiliśmydotejpory?–Wlekliśmysię.–Jakimamyplan?–chciałwiedziećRulf.– Zabijemy cię i zostawimy im twojego trupa.Może ich udobruchamy takim

gestempojednania,co?–Shadikshirramnieprzebyłatakiejdrogi,żebysięznamijednać.

Page 170: Dla Grace - EduPage

Sumaelazacisnęłazęby.–Niestetynie.DlategozamierzamdotrzećdoVansterlandu,zanimnasdogoni–

oznajmiłairuszyławdółzbocza,sypiącspodstópkamykami.Gorąceoparybyłyniemalgorszeodmrozuilodu.Zniebaciągleleciałypłatki

śniegu, ale i tak robiło się coraz parniej. Ściągali z siebie kolejnewarstwyubrań,których dotąd tak zazdrośnie strzegli, i brnęli przed siebie półnadzy, spocenii wysmarowani pyłem jak górnicy. Głód wyparło pragnienie. Ankran skąpił immętnej, obrzydliwej wody z dwóch butelek, jakie zabrali ze sobą, bardziej niżniegdyśjedzenianaWietrzePołudnia.

Lęktowarzyszyłimoddawna.Yarviniepamiętał,kiedyostatnirazsięniebał.Tyle że wcześniej strach przed śmiercią z zimna, głodu i wyczerpania narastałpowoli,aterazkłułichjakokrutnaostroga.Uciekaliprzedwyostrzonąstalą,ostrymikłamipsówBanyówijeszczeostrzejszązemstądawnejwłaścicielki.

Szli, dopóki nie zrobiło się tak ciemno, że Yarvi ledwie widział kaleką dłońpodetkniętą pod sam nos. Na próżno czekali, aż Ojciec Księżyc i jego gwiazdyrozproszą gęsty mrok. W milczeniu wczołgali się w niszę między skałami. Tamzapadłwokrutnąparodięsnu.Miałwrażenie,żezaledwiepokilkuchwilachktośgoobudził. Obolały i posiniaczony jak niebo o pierwszym brzasku, musiał znowuruszyćprzedsiebie,nękanyzadramisennychkoszmarów.

Zależało im tylkona tym,żebynie stracićprzewagi. Ich świat skurczył siędoodcinka nagich skał, który dzielił ich pięty od butów prześladowców – i z każdągodzinąsięzmniejszał.PrzezjakiśczasRulfciągnąłzasobąnalinachowczeskóry,żeby zmylić psy sztuczką starego kłusownika, ale nic to nie dało.Wszyscymielisiniaki,otarcia i ranyodsetekpoślizgnięć iupadków.Yarvi,z jednązdrowąręką,radziłsobienajgorzej.Alezakażdymrazemgdysiępotykał,Ankranbyłtużobok,podtrzymywałgo,podnosiłipomagałruszyćdalej.

–Dziękuję.–Yarviniemiałpojęcia,któryraztomówi.– Jeszcze będziesz miał szansę mi się odwdzięczyć – odparł Ankran. –

WThorlby…aktowie,czyniewcześniej.Przezjakiśczasszliprzedsiebiewmilczeniu.

Page 171: Dla Grace - EduPage

–Przepraszam–odezwałsięwkońcuYarvi.–Zato,żeupadasz?–Zato,cozrobiłemnaWietrzePołudnia…copowiedziałemShadikshirram…–

Wzdrygnął się na wspomnienie butelki uderzającej Ankrana w głowę i obcasamiażdżącegomutwarz.

Ankransięskrzywiłiwsunąłjęzykwdziurępowybitychprzednichzębach.–Wiesz,żenatymprzeklętymokręcienajbardziejnienawidziłemnietego,jak

mnietraktowano,lecztego,doczegobyłemzmuszony…araczejcosamwybrałem.– Przystanął na moment, zatrzymał Yarviego i spojrzał mu w oczy. – Kiedyśmyślałem,żejestemdobrymczłowiekiem.

Yarvipołożyłmudłońnaramieniu.–Ajamiałemcięzadrania.Terazjednakniejestemotymprzekonany.–Możecie sobie szlochać nadwaszą głęboko ukrytą szlachetnością, kiedy już

będziemybezpieczni!–zawołałaSumaela.Jejczarnąsylwetkęzobaczylinagłazienadsobą.Wskazałamglistąszarośćwoddali.–Skręcimyterazbardziejnapołudnie.Musimy dotrzeć do rzeki przed nimi i przeprawić się na drugi brzeg. Z kamieniimgłyniezbudujemytratwy.

–Adojdziemytam,zanimpadniemyzpragnienia?–spytałRulf,łapiącnajęzykostatnie krople z butelki i zaglądając do środka, jakby miał nadzieję, że to niewszystko.

–Boiszsiępragnienia?–Nijakizachichotałszczekliwie.–Martwsięraczej,żeskończyszzwłóczniąBanyówwplecach.

Zsuwali się rumowiskiem, które zdawało się nie mieć końca. Czasem omijaligłazy wielkie jak domy i złazili stromymi kamiennymi korytami, któreprzypominałyzastygłewodospady.Przecinalidoliny,gdziegruntboleśnieparzyłichw stopy, a duszące opary z sykiem strzelały z popękanej ziemi niczym z czarciejgęby. Okrążali kipiące stawy, lśniące tęczowo od ropy.Mozolnie wspinali się nakolejne wzniesienia, strącając stopami kamyki w przepaście, których widokprzyprawiał o zawroty głowy. Poranionymi palcami czepiali się skalnych ścian.WpewnymmomencieYarvi spojrzałdo tyłuprzez lunetęSumaeli,przytrzymując

Page 172: Dla Grace - EduPage

sięskalnegozałomukalekąręką……izobaczył,żeczarnepunkcikiwciążpodążająichtropem,żesąjeszczebliżej.– Czy oni w ogóle się nie męczą? – Jaud otarł pot z czoła. – Nie potrzebują

odpoczynku?Nijakisięuśmiechnął.–Odpocznąsobie,gdyśmierćichdopadnie.–Albonas–mruknąłYarvi.

Page 173: Dla Grace - EduPage

U

ZBIEGIEMRZEKI

słyszelirzekę,zanimjązobaczyli.Cichyszmerwgłębilasudodałniecosiłyzmęczonym nogom Yarviego i tchnął odrobinę nadziei w jego serce.Wkrótce zmienił się w głośniejszy szum, a potem w ryk, gdy wreszcie

wypadli z lasu, umazani potem, pyłem i popiołem. Rulf przypadł na brzuchu dokamienistegobrzeguizacząłchłeptaćwodęjakpies.Pozostaliszybkoposzlizajegoprzykładem.

Dopierogdyugasilipalącepragnienie,Yarvipodniósłgłowęispojrzałnadrzewapoprzeciwnejstronie,takpodobnedotych,któremielizasobą,ajednocześnietakinne.

–Vansterland–mruknął.–Niechbogombędądzięki!–Podziękujesz im, gdy się tamprzeprawimy. –Wumazanej popiołem twarzy

Rulfaodznaczałsięplacekczystejskórywokółusti jaśniejszyfragmentopłukanejbrody.–Toniesąprzyjaznewody,uwierzstaremużeglarzowi.

Yarvisamtowidział.Ulgaszybkoustąpiłaprzerażeniu,gdyzdałsobiesprawę,jak szeroka jest w tymmiejscu rzeka Rangheld. Oceniał, że stromy przeciwległybrzeg znajduje się dwa razy dalej, niżmogła doleciećwystrzelona z łuku strzała.Poziomwodybyłwysokiodśniegówtopniejącychwgorącejkrainiezaichplecami.Pasy białej piany zdradzały, którędy wiodą bystre prądy oraz gdzie się kryjązdradliwewiryipodwodneskały,równieniebezpiecznejaknóżzdrajcy.

–Potraficiezbudowaćtratwę,żebysiędostaćnadrugibrzeg?–spytałcicho.– Mój ojciec był najsłynniejszym cieślą okrętowym w Pierwszym z Miast –

oznajmiłaSumaela,uważnieprzyglądającsiędrzewom.–Jedenrzutokawystarczałmu,żebywybraćwlesienajlepszykil.

–Chybaniemamyczasunarzeźbieniegalionu–powiedziałzprzekąsemYarvi.–Możeciebieprzywiążemyzprzodu–rzuciłAnkran.

Page 174: Dla Grace - EduPage

–Potrzebujemy sześciukrótszychpni i jednegodłuższego, przeciętegonapół,żeby zrobić szkielet. – Sumaela szybkim krokiem podeszła do najbliższej jodłyiprzesunęładłoniąpokorze.–Tabędziedobra.Jaud,tytrzymaj,ajazacznęrąbać.

–Stanęnaczatach,żebynaszadawnapaniijejprzyjacielenasniezaskoczyli.–Rulfzsunął łukz ramienia izawróciłwstronę,zktórejprzyszli.–Sądzicie,żesądalekozanami?

– Jakieś dwie godziny, jeśli mamy szczęście… a przeważnie go niemamy. –Sumaelawydobyłatoporek.–Yarvi,przynieślinę,apotemzacznijsięrozglądaćzaczymś, co będzie się nadawało nawiosło.Nijaki, jak już zetniemy drzewa, ty sięzajmieszusuwaniemgałęzi.

Byłyczempionzazdrośnieprzycisnąłdosiebiemiecz.– To nie jest byle jaka piła. Muszę mieć ostrą broń, kiedy się zjawi

Shadikshirram.–Miejmynadzieję,żewtedyjużnastuniebędzie–stwierdziłYarviizabrałsię

doprzeszukiwaniatobołów,czując,jakwodabulgoczemuwżołądku.Ankranwyciągnąłrękę.–Jeśliniechceszsamtegorobić,dajmimiecz…NieskazitelnysztychznalazłsięprzygardleAnkranaszybciej,niżwydawałosię

tomożliwe.–Spróbujgosobiewziąć.Chętniepodamcigoostrymkońcem,ochmistrzuniu–

warknąłNijaki.–Czasnasgoni–syknęłaSumaelaprzezzęby,szybkimi,precyzyjnymiruchami

rąbiącpieńdrzewatak,żewkołoleciaływióry.–Możeszużyćmieczaalboobrywaćcholerne gałęzie dupskiem, ale masz to zrobić i już. Zostaw kilka dłuższych,żebyśmymielisięczegotrzymać.

Wkrótce prawa ręka Yarviego była podrapana i brudna od ciągania bali,awlewymnadgarstku,którymsobiepomagał,tkwiłopełnodrzazg.MieczNijakiegopokryła żywica, a kędzierzawą czuprynę Jauda przysypał drzewny pył. Sumaelaotarłasobiewnętrzedłonidokrwi,lecznieprzestawałarąbać.

Pocili się, sapali i warczeli na siebie przez zęby, niepewni, kiedy usłyszą

Page 175: Dla Grace - EduPage

kłapaniezębiskpsówBanyów.Wiedzieli,żemająniewieleczasu.Jaud dźwigał pnie, stękając. Od wysiłku na jego grubej szyi wystąpiły żyły.

Sumaela, niczym mistrzyni tkactwa, zręcznie oplatała bale linami, które Nijakinaciągał.Yarviprzyglądałimsięipodskakiwałprzykażdymgłośniejszymdźwięku.Niepierwszyinieostatnirazżałował,żeniemadwóchsprawnychrąk.

Zważywszynanarzędzia,jakiemieli,iczas,któregoimbrakowało,zbudowanietratwy było wspaniałym osiągnięciem. Jednakże biorąc pod uwagę niebezpiecznąkipiel, którą musieli pokonać, rezultat ich wysiłków prezentował się żałośnie –grubo ciosane pnie powiązane włochatą plątaniną wełnianych lin, prowizorycznyrydelzłopatkiłosiajakojednowiosło,tarczaJaudajakodrugieiznalezionaprzezYarviegogałąźprzypominającakształtemwielkąłychęjakotrzecie.

Nijakipowiedziałnagłosto,coYarvipomyślał:–Niepodobamisięto.Takatratwanienadajesięnatakąrzekę.Ścięgna na szyi Sumaeli odznaczały się wyraźnie pod skórą, gdy sprawdzała

węzły,pociągającmocnozakońcelin.–Napewnoutrzymasięnapowierzchni.–Wtoniewątpię,tylkoczymyutrzymamysięnaniej?–Zależy,jakmocnosięchwycisz.–Ajakpęknieiwkawałkachspłyniedomorza,cowtedypowiesz?–Podejrzewam,żejużnic,bozamilknęnawieki,alebędęmiałasatysfakcję,że

zginąłeś przedemną, bo Shadikshirram ukatrupi cię na tym przeklętym brzegu. –Sumaelauniosłabrew.–Amożejednaksięznamizabierzesz?

Nijakispojrzałponuronanich,apotemobejrzałsięnadrzewaizważyłwdłonimiecz. W końcu zaklął i stanął między Jaudem i Yarvim. Tratwa z chrzęstemzaczęła sunąćw stronęwody. Ich buty ślizgały się po kamykach.Gdy ktoś naglewyskoczyłzzarośli,Yarvizestrachupotknąłsięiupadłwbłoto.

Ankranwytrzeszczyłoczy.–Jużtusą!–GdzieRulf?–spytałYarvi.–Zarazzamną!Tocośmanasutrzymać?

Page 176: Dla Grace - EduPage

– Nie, zbudowaliśmy to tylko dla żartu – syknęła Sumaela. – Za tamtymdrzewemczekawielkigaleasnadziewięćdziesiątwioseł.

–Jużnicniemożnapowiedzieć?–Lepiejsięzamknijipomóżnamzwodowaćtodraństwo!Ankran naparł na tratwę całym ciężarem i wspólnymi siłami zepchnęli ją

z brzegu. Sumaela wciągnęła się na nią i przy okazji niechcący zahaczyła butemoszczękęYarviego,któryprzyciąłsobiejęzyk.Stałpopaswwodzie.Wydawałomusię, że w lesie za sobą słyszy krzyki. Nijaki również zdołał się wdrapać na bale.Złapał Yarviego za nadgarstek kalekiej ręki i wciągnął go za sobą. Kikut gałęzidźgnąłchłopakawpierś.Ankranchwyciłzbrzeguichbagażeizacząłwrzucaćjenatratwę.

– O bogowie! – Rulf wypadł z lasu, wydymając policzki z każdym haustempowietrza.ZanimmiędzydrzewamiYarvidostrzegł jakieścienie.Usłyszałdzikienawoływaniawjęzyku,któregonieznał.Pochwilirozległosięszczekaniepsów.

–Szybciej,starywariacie!–wrzasnął.Rulf pędem pokonał kamienisty brzeg i z pluskiem wbiegł w wodę. Yarvi

iAnkranwspólnymisiłamiwciągnęligonatratwę,aJaudiNijakizaczęliwiosłowaćjakszaleni.

Osiągnęlijedynietyle,żetratwazaczęłasiępowoliobracać.–Wiosłujcieprosto!–warknęłaSumaela.– Staram się! – odburknął Jaud, z całych sił machając tarczą i opryskując

wszystkichwodą.–Tostarajsiębardziej!Niematużadnegoporządnegowioślarza?–Amaszjakieśporządnewiosła?–Zamknijciesięiwiosłujcie!–zawołałYarvi.Wałwodyprzetoczyłsięwpoprzektratwy,moczącgopokolana.Zlasuwypadły

psy–wielkiebestiezobnażonymikłami.Wydawałysięduże jakowce.Zpyskówkapałaimślina.Biegłykamienistymbrzegiem,ujadając.

Po chwili pojawili się także ludzie.Yarvi nie zdążył policzyć ilu, bo tylko namoment obejrzał się przez ramię. Niewyraźne sylwetki między drzewami, ktoś

Page 177: Dla Grace - EduPage

klęczącynabrzegu,napiętyłuk.–Strzały!–ryknąłJaud,przełażącnatyłtratwyichowającsięzatarczą.Yarviusłyszałbrzdękcięciwizobaczyłczarnecierniemknącewniebo.Przywarł

dopniizafascynowanyśledziłichlot.Jednastrzaławpadławwodękilkakrokówodniego. Potem rozległy się dwa głuche trzaski, gdy kolejne trafiły w tarczę Jauda.Czwartawbiła sięw tratwę obokYarviego.O dłoń bliżej, a przeszyłabymu udo.Wytrzeszczyłoczyirozdziawiłusta.

RóżnicamiędzytąstronąOstatnichWrótatamtą.PoczułdłońNijakiegonakarku.Byłyczempionpchnąłgonakrawędźtratwy.–Wiosłuj!Coraz więcej ludzi wypadało z lasu. Na brzegu zebrała się już chyba

dwudziestka.Możewięcej.–Dziękizastrzały!–ryknąłdonichRulf.Jeden z łucznikówwypuścił kolejną, ale uciekinierów porwał bystrzejszy nurt

i spadławwodę daleko za nimi.Nad samą rzeką stał ktoś z rękami na biodrach.Wysoka postać z zakrzywionym mieczem. Yarvi dostrzegł błysk kryształu przyklamrzepasa.

–Shadikshirram–mruknąłpodnosemNijaki.Niemyliłsię.Przezcałyczasszła ichtropem.ZtakdalekaYarviniemógł jej

usłyszećaninawetdojrzećrysówtwarzy,alewiedział,żeonanigdyniezrezygnuje.Przenigdy.

Page 178: Dla Grace - EduPage

U

TYLKODIABEŁ

dałoimsięuniknąćstarciazShadikshirram,alejużwkrótcerzekawyzwałaichnapojedynek,jakiegonawetNijakisięniespodziewał.

Bez przerwy zalewała ich zimnąwodą,mocząc ubrania i cały dobytek.Gnanabystrymnurtemtratwabrykałaiszarpałasięjaknieujeżdżonykoń.Uderzaływnichskały, a zwieszające się nadwodą konary próbowały ich chwycić. Jeden zahaczyło kapturAnkrana i pewnie by go ściągnął, gdybyYarvi nie uczepił się kurczoworamieniatowarzysza.

Brzegi stawały się coraz wyższe i bardziej strome, a koryto węższe. Trafiliwprzełom,międzyurwisteskalnezbocza.Woda tryskałamiędzypniami,a tratwawirowała jak liść, pomimo wysiłków Jauda, który próbował używać tarczyzutkwionymiwniej strzałami jako steru.Rzekamoczyła liny i targaławęzły takuparcie, że część zaczęła się obluzowywać. Rwący nurt szarpał balami i mieliwrażenie,żezachwilęzerwiemocowania.

Yarvi nie słyszał komend Sumaeli, która próbowała przekrzyczeć ryk rzeki,i przestał udawać, że może wpłynąć na bieg wydarzeń. Po prostu zamknął oczyi trzymał się z całych sił. Mięśnie zdrowej i kalekiej ręki paliły go od wysiłku.Wjednejchwiliprzeklinałbogówzato,żesięznalazłnatratwie,ajużwnastępnejbłagał ich,abydanemubyłoujśćzżyciem.Mocniejzacisnąłpowieki,gdypoczułnagłeszarpnięcieispadek,atratwaprzekrzywiłasiępodjegokolanami.Czekałnakoniec.

Tymczasempochwiliwypłynęlinaspokojniejszewody.Niepewnie uchylił jedną powiekę. Wszyscy kulili się pośrodku podtopionej

tratwy, trzymając się kurczowo gałęzi i siebie nawzajem. Przemoczeni do suchejnitki,dygotali.Wodachlupotałaimpodkolanami,powolutkuichobracając.

SumaelaspojrzałanaYarviego.Mokrewłosyoblepiałyjejtwarz.Głośnołapała

Page 179: Dla Grace - EduPage

powietrze.–Jasnygwint.Zdołałjedynieprzytaknąć.Oderwanieodgałęzipalcówzdrowejdłoniwymagało

ogromnegowysiłku.–Żyjemy–wychrypiałRulf.–Naprawdężyjemy?–Gdybymwiedział,conastuczeka…wolałbym…tamtepsy–dyszałAnkran.Yarviodważyłsięoderwaćwzrokodkręguwynędzniałychtwarzyispojrzećna

rzekę.Wtejczęściswegobiegubyłaszersza ipłynęławolniej.Niecodalejkorytoposzerzało się jeszcze bardziej, a powierzchnię tylko gdzieniegdzie marszczyłydrobnefale.Drzewazalesionychbrzegówodbijałysięwlustrzanejtafli.

Na prawo mieli plażę, płaską i kuszącą, zarzuconą kawałkami drewnaprzyniesionymiprzezrzekę.

–Wiosłujcie–poleciłaSumaela.Bliżej brzegu kolejno zeszli z rozpadającej się tratwy i wspólnymi siłami

wyciągnęlijąjaknajdalejnaplażę.Potemzabraliprzemoczonetoboły,uszlijeszczekilkakrokówipadlinakamienie.Niemielinawetsiłyświętowaćsukcesu,chybażeświętowaniembyłosamoto,iżleżeliioddychali.

–Śmierćczekawszystkich–stwierdziłNijaki–alenajpierwzabieraleniwych.–Zasprawąjakiejśmagiijużstałnanogachiwypatrywałnarzecepościgu.–Prędzejczypóźniejsiętuzjawią.

Rulfoderwałgłowęodziemiioparłsięnałokciach.–Nibydlaczego?–Bototylkorzeka.Fakt,żeniektórzyuważajątenbrzegzaVansterland,nicnie

znaczydlaBanyów.AnapewnonicnieznaczydlaShadikshirram.Pogońpołączyłaichtaksamojaknasucieczka.Zbudująwłasnetratwyiruszązanami.Bystrynurtniepozwoliimdobićdobrzegu,takjakimyniemogliśmytegozrobić…więcdotrątutaj. – Nijaki się uśmiechnął. Yarvi zaczynał się denerwować, gdy widział tenuśmiech. –Wygramolą się na brzeg, zmęczeni, mokrzy i nieostrożni tak jakmy.Wtedynanichnapadniemy.

–Napadniemy?–zdziwiłsięYarvi.

Page 180: Dla Grace - EduPage

–Naszaszóstka?–upewniłsięAnkran.–Przeciwkoichdwudziestce?–mruknąłJaud.–Wtymjednorękichłopak,kobietaikramarz?–dorzuciłRulf.– Właśnie! – Nijaki uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Widzę, że myślicie

dokładnietaksamojakja!Rulfwciążpółleżałopartynałokciach.–Niktnigdyniemyślitakjakty.–Boiszsię.Żebrastaregorabusiazatrzęsłysięześmiechu.–Mającciebieuboku?Jasne,żesięboję.–Mówiłeś,żeThrovenimająwsobieogień.–Aty,żeGettowiesązdyscyplinowani.– Och, na litość bogów, dajcie już spokój! – warknął Yarvi, podnosząc się

z ziemi. Ogarnął go gniew, lecz nie była to ognista i zaślepiająca furia, jakąwybuchali jego ojciec i brat. Zawładnął nim gniew jego matki, wyrachowany,konsekwentny i lodowaty jak zima. Dzięki niemu zapomniał o strachu. – Skoroczekanaswalka,znajdźmylepszemiejsce.

– Gdzie mamy szukać naszego pola chwały, najjaśniejszy panie? – Sumaeladrwiącowydęławargęzkarbem.

Yarvirozejrzałsiępootaczającymichlesie.Nowłaśnie,gdzie?–Możetam?–Ankranwskazałskalnąścianęwysokiegobrzeguniecodalej.Słońce świeciło akurat z tamtej strony, więc Yarvi nie miał pewności, ale na

szczyciechybadostrzegłjakieśruiny.

–Cotozamiejsce?–Jaudpochyliłsiępodłukiemwejścia.Jegogłosspłoszyłptaki,którezłopotempoderwałysięzeszczytówzniszczonychmurów.

–Ruinyświątynielfów–wyjaśniłYarvi.– Bogowie – szepnął Rulf, byle jak kreśląc w powietrzu znak, który miał go

strzecprzedzłem.

Page 181: Dla Grace - EduPage

– Nic się nie martw. – Sumaela bezmyślnie kopnęła stertę gnijących liści. –Elfówjużtuniema.

– I tood tysięcy lat –dodałYarvi i przesunąłdłoniąpo ścianie.Niepowstałazłączonychzaprawąkamieni.Byłagładkaitwarda,bezżadnychśladówspojeńaniwypukłości,jakgdybyzostałaodlana,aniezbudowana.Zardzewiałemetaloweprętysterczałyzkruszącegosięszczytuwewszystkiestronyjaksplątanaczupryna.–OdczasurozbiciaBóstwa.

Dawniej była tu wielka sala z szeregami dumnie wyprężonych arkad po obustronach i łukowato sklepionymi przejściami, które prowadziły do odrębnychpomieszczeńpoprawejilewejstronie.Tyleżefilaryjużdawnotemurunęły,amurypokryłagęstasiećpnączy.Wgłębibrakowałocałegofragmentuścianypołkniętegoprzez głodną rzekę w dole. Dach zapadł się przed wiekami i nad sobą widzielijedyniejasnenieboorazstrzaskanąwieżęoplecionąbluszczem.

– Podoba mi się tu. – Nijaki prężnym krokiem przemierzył ziemię usłanągruzem,grubąwarstwągnijącychliściiptasimiodchodami.

–Aupierałeśsię,żebyzostaćnabrzegu–przypomniałmuRulf.–Notak,aletomiejscejestjeszczelepsze.–Podobałobymisiębardziej,gdybymiałoporządnąbramę.– Brama jedynie odwleka to, co nieuniknione. – Nijaki złączył brudny kciuk

z palcem wskazującym i błyszczącym okiem spojrzał przez ten prowizorycznyokularwkierunkupustego łukuwejścia.– Jejbrakpotraktują jakzaproszenie i toich zgubi. Wpadną tu wąskim prześwitem, więc nie będą mogli wykorzystaćprzewagiliczebnej.Tutajmamyszansęichpokonać!

–Mamrozumieć,że twójpoprzedniplanzakładałnasząśmierć?–zdumiałsięYarvi.

Nijakiwyszczerzyłzęby.–Przecieżtylkojejmożemybyćwżyciupewni.–Tytowiesz,jakbudowaćmorale–mruknęłaSumaela.– Jest ich cztery razy więcej, a większości z nas daleko do wojowników! –

Wwypukłych oczachAnkrana pojawiła się rozpacz. –Niemogę tu zginąć!Moja

Page 182: Dla Grace - EduPage

rodzina…–Więcejwiary,ochmistrzu!–NijakijednymramieniemobjąłzaszyjęAnkrana,

a drugim Yarviego i przyciągnął ich do siebie ze zdumiewającą siłą. – Jeśli niewierzyszwsiebie,uwierzwnas.Myjesteśmyteraztwojąrodziną!

Zabrzmiałotojeszczemniejprzekonująco,niżgdyShadikshirramnazywałaichtak na pokładzieWiatru Południa. Ankran zerknął na Yarviego, ale chłopak niewiedział,copowiedzieć.

–Zresztąterazjużniemaodwrotu.Idobrze.Ludziewalcząnajzacieklej,gdysąprzyparcidomuru.–Nijakijeszczerazuścisnąłkompanów,poczymwpodskokachdopadł podstawy powalonego filaru i nagimmieczemwskazałwejście. – Ja stanętutajiprzyjmęnasiebiegłównyimpetataku.Naszczęściepsówniemoglizabraćnarzekę.Rulf,tywejdźzłukiemnatamtąwieżę.

Rulfzmierzyłwzrokiemkruszącąsięruinę,apotemobejrzałsięnatowarzyszy.Pochwiliwydąłzarośniętepoliczkiiwestchnąłciężko.

–No cóż, smutno jest, jak umiera poeta, ale ja trudnię sięwojaczką, aw tymfachuodpoczątkuwiadomo,żewcześniejczypóźniejczekaciękoniec.

Nijakisięroześmiał,dobywajączgardłastrzępydziwnychdźwięków.– I tak obaj wytrwaliśmy dłużej, niż na to zasługujemy. Razem pokonaliśmy

śniegigłód,gorącoipragnienie…irazemstaniemydowalki.Tutaj!Teraz!Trudno było uwierzyć, że tenmężczyzna z wyprężoną piersią i stalą w dłoni,

zburząwłosówodgarniętązczołaipłonącymwzrokiem,jesttymsamymżałosnymbiedakiem,któregoYarviminął,wchodzącnapokładWiatruPołudnia.Wtejchwilirzeczywiście wyglądał jak królewski czempion. Roztaczał wokół auręniekwestionowanego przywódcy i szaloną pewność siebie, która nawet Yarviemudodawałaodwagi.

– Jaud,weź tarczę, a ty, Sumaelo, swój toporek. Staniecie od lewej. To naszasłabszastrona.Niepozwólcie,żebyktóryśzaszedłmnieodtyłu.Kierujcieichtam,gdzie ja i mój miecz możemy ich dosięgnąć. Ankranie, ty i Yarvi będziecie nasstrzegli od prawej. Łopata nada się zamiast maczugi. Zabić można wszystkim,wystarczytylkowziąćodpowiednizamach.Yarviemudajnóż,bomożegochwycić

Page 183: Dla Grace - EduPage

jednądłonią.Jednaręka,alewżyłachkrewkrólów!–Iwolałbym,żebywtychżyłachzostała–mruknąłYarvipodnosem.–Będziemysiętrzymalirazem,tyija.–Ankranpodałmuprostynóż,którynie

miał nawet rękojeści z krzyżem, tylko zwykły drewniany trzonek oplecionyrzemieniemipozieleniałezjednejstronyostrze…drugajednakbyłaostra.

–Tyija–powtórzyłzanimYarvi,biorącodniegobrońiściskającjąwdłoni.GdypierwszyrazzobaczyłbyłegoochmistrzawśmierdzącymlochuwVulsgardzie,nie przypuszczał nawet, że któregoś dnia będą walczyli ramię w ramię. Mimostrachurobiłtozdumą.

– Teraz potrzeba tylko dobrego krwawego zakończenia, żeby wyszła z tegopiękna pieśń. – Nijaki wyciągnął dłoń z rozstawionymi palcami w kierunku łukuwejścia,wktórymspodziewałsięwkrótceujrzećShadikshirramijejżądnychkrwiBanyów. – Oto grono odważnych towarzyszy, którzy pragną przywrócićprawowitegowładcęGettlanduna skradzionymu tron.Pośród ruin świątyni elfówstoczą bój na śmieć i życie. Niestety, nie wszyscy bohaterowie dożywają końcapieśni…

– Co za diabeł z niego – mruknęła Sumaela, nerwowo poruszając szczękamiiważącwdłonitoporek.

– Skoro trafiliśmy do piekła – odezwał się Yarvi – tylko diabeł może nampokazać,jaksięzniegowydostać.

Page 184: Dla Grace - EduPage

G

BÓJNAŚMIERĆIŻYCIE

łosRulfarozdarłciszę.–Nadchodzą!

Yarvimiałwrażenie,żewnętrznościzarazwylecąmutyłkiem.–Ilu?–zawołałniecierpliwieNijaki.Pauza.–Możedwudziestka!–Obogowie–wyszeptałAnkran,przygryzającwargi.DotejchwiliYarvimiałnadzieję,żeczęśćzawróciłaalbopotopiłasięwrzece,

ale tak jak to zwykle było z jego nadziejami, ta również zwiędła, zanim wydałaowoce.

–Imjestichwięcej,tymwiększasławanasczeka!–oznajmiłNijaki.Choć przyszłość jawiła się w coraz czarniejszych barwach, jego zadowolenie

rosło.Pozostaliwolelibyprzetrwaćniesławnie,leczniebyłojużodwrotu,dokonaliwyboru–jeśliwogólejakiśmieli.

Konieczuciekaniem.Konieczfortelami.Yarvi bezgłośnie zmówił dziesiątki modlitw do wszystkich bogów, wielkich

i małych, którzy mogli mu choć trochę pomóc. Potem zamknął oczy i zmówiłjeszcze jedną.Wprawdzie jego sercu najbliższy byłOjciecPokój, lecz tym razemzwróciłsiędoMatkiWojny.Błagał,abystrzegłajegoprzyjaciół,jegorodziny,jegodruhów,bokażdyznichdowiódł,żejestwartocalenia.

Modliłsię też,abydlawrogówbył toszkarłatnydzień,bowiadomo,żeMatkaWojnalubimodlitwy,wktórychjestmowaokrwi.

– Bój lub śmierć – wyszeptał Ankran i wyciągnął rękę do Yarviego, a tenuścisnął jąkalekądłonią.Spojrzelisobiewoczy,onimężczyzna,któregodawniej

Page 185: Dla Grace - EduPage

nienawidził, któregowydał i widział bitego, a potem razem z nim przeprawił sięprzezpustkowiaiwreszciezacząłrozumieć.

–Jeżelinieczekamniechwała,tylko…todrugie…pomożeszmoimbliskim?–poprosiłAnkran.

Yarviskinąłgłową.– Przysięgam. – Jakie znaczenie miała jeszcze jedna niespełniona obietnica?

Itakprzeklętymógłzostaćtylkoraz.–Ajakmnietospotka…–zaczął,alenaglepojął, że nie może prosić Ankrana, aby zabił stryja Odema, więc tylko wzruszyłramionami.–Nieżałujłez.

Drżącewargibyłegoochmistrzaodsłoniłydziurępoprzednichzębach.Zdołałsięuśmiechnąć.Wtakiejchwilibyłtonaprawdębohaterskiwyczyn.

–OdmychłezMatkaWódwystąpizbrzegów–obiecał.DłużącąsięciszęgłośneuderzeniasercaYarviegodzieliłynabolesnechwile.–Ajeżeliobajzginiemy?–spytałszeptem.Ankranniezdążyłodpowiedzieć,borozległsięzachrypniętygłosNijakiego:–EbdeloAricShadikshirram!Wstąpwmojeprogi!–Widzę,że twojasiedzibaokresświetnościmazasobą,podobnie jakty.–To

byłjejgłos.Yarviprzywarłdoszczelinywmurze,próbująccośdojrzeć.– Żadne z nas nie świeci dawnym blaskiem – odparł Nijaki. – Niegdyś byłaś

admirałem.Potemkapitanem.Ateraz…–Terazjestemnikimtakjakty.Pustymdzbanem.Dziurawymokrętemodartym

zwszelkichzłudzeń.Yarviwreszciezobaczyłjąpodłukiemwejścia.Jejoczybłysnęły,gdywyjrzała

zzamuru, sprawdzając, co i kto czekananiąw środku.Wiedział, żeniemożegozobaczyć,leczmimotoskuliłsięzapokruszonymmuremelfów.

–Ogromnie ciwspółczuję– zawołałNijaki. –Utratawszystkiegobardzoboli.Niktniewietegolepiejniżja.

–JakąwartośćmawspółczucieNijakiego?Roześmiałsię.

Page 186: Dla Grace - EduPage

–Nijaką.– Kogo tammasz? Tę kłamliwą sukę, która dawniej wieńczyłamojemaszty?

Podłegorobalazkrzywąrzepązamiastręki?–Mam o nich lepsze zdanie niż ty, ale nie zostali ze mną. Ruszyli w dalszą

drogę.Jestemsam.Szczeknęła śmiechem. Gdy wychyliła się nieco bardziej zza muru, Yarvi

dostrzegłbłysknagiejstali.SpojrzałnawieżęizobaczyłłukRulfaznapiętącięciwą.Shadikshirrambyłajednakzbytsprytna,żebywejśćwjegopolerażenia.

–Nie jesteś… ale wkrótce będziesz – oznajmiła. – Jestem zbyt litościwa! Tomojawielkasłabość.Powinnambyłazabićcięprzedlaty.

– Możesz spróbować dzisiaj. Już dwukrotnie ze sobą walczyliśmy, lecz tymrazem…

–Powiedztomoimpsom.–Shadikshirramgwizdnęłaprzeciągle.Do środkawpadli ludzie, a raczej bestie, które tylko trochę ich przypominały.

Banyowie. Dzicy i obszarpani. Białe twarze z rozdziawionymi gębami,poprzekłuwane bursztynem i kośćmi, obnażone lśniące zęby i broń z gładzonegokamienia,kłówmorsówiszczękwielorybów.Wyliijazgotali,pohukiwaliidarlisięjak oszalałe zwierzęta… jak diabły, jakby łukowate wejście było bramą piekieł,któranaglerzygnęłatym,cokryjesięwjegoczeluściach.

Pierwszypadł,bulgocząc,trafionystrzałąRulfawpierś,aleresztawtargnęładośrodka.Yarvijakoparzonyodskoczyłodszczeliny.Chęćucieczkibyłataksilna,żeprawiesięjejpoddał.NaszczęściepoczułnaramieniudłońAnkranaizatrzymałsię,drżącjakliść.Każdyoddechbrzmiałjakświszczącyjęk.

Mimowszystkowytrzymał.Usłyszeliwrzaski.Głucheodgłosyuderzeń,szczękstali,rykiwściekłościibólu

– tym bardziej przerażające, że nie widzieli, kto krzyczy ani dlaczego. Yarviodróżniał wycie Banyów, ale i tak najbardziej przerażał go głos Nijakiego.Bulgoczącyskowyt,złowieszczysyk,nierównywarkot.Świstostatniegooddechu.

Amożebyłtośmiech?–Mamymupomóc?–spytałszeptem,choćwątpił,czyzdołaporuszyćstopami,

Page 187: Dla Grace - EduPage

którewrosływziemię.– Kazał tu czekać. – Krzywa twarz Ankrana była biała jak kreda. – Może

powinniśmyjeszczesięwstrzymać?Yarvi spojrzał na niego i w tym samym momencie za plecami Ankrana ktoś

zeskoczyłzmuru.Bardziej chłopiec niż mężczyzna. Niewiele starszy od Yarviego. Jeden

zmarynarzyzWiatruPołudnia.Yarviwidywałgoześmiechemwspinającegosięnawanty,alenigdyniepoznałjegoimienia.Terazbyłojużzapóźnonaprezentacje.

–Zatobą–wychrypiał.Ankranodwróciłsięwchwili,gdynaziemięzeskoczyłdrugi.Kolejnyczłonek

załogi,roślejszyibrodaty,zmaczugą,którejgłowicajeżyłasięstalowymikolcami.Yarviniemógłoderwaćwzrokuodtejstrasznejbroni.Zastanawiałsię,cozostałobyzjegoczaszki,gdybyprzeciwniktrafiłgoczymśtakim.Mężczyznawykrzywiłtwarzwuśmiechu, jak gdybyodgadł jegomyśli, po czymz rykiem skoczył naAnkranaiobajpotoczylisiępoziemi.

Yarviwiedział,żemawobectowarzyszadług.Powinienrzucićmusięnapomoc,skoromieli walczyć ramię w ramię, ale zamiast tego odwrócił się domłodszegomarynarza,jakgdybyparamiustawialisiędotańcaizgórywiedzieli,ktopowinienbyćichpartnerem.

Zaczęli zataczać kręgi, nożami dźgając powietrze, jakby szukali najbardziejmiękkiego miejsca. Krążyli tak i krążyli. Przestały do nich docierać groźnewarknięcia Ankrana i brodacza, tamtą walkę na śmierć i życie zagłuszyła własnapotrzeba przetrwania jeszcze kilku chwil. Pod warstwą brudu i maską z groźniewyszczerzonymi zębami chłopak wyglądał na przerażonego. Niemal takprzerażonegojakYarvi.Nieprzestawalikrążyć,zerkająctonanoże,tona…

Nagle chłopak rzucił się do przodu, próbując dosięgnąć go ostrzem. Yarvichwiejnieodskoczyłizaczepiłpiętąokorzeń.Ledwozdołałutrzymaćsięnanogach.Marynarz ponownie zaatakował, ale Yarvi znowu mu umknął, ciął powietrze isprawił,żeprzeciwnikzatoczyłsięnaścianę.

Czynaprawdę jedenznichmusizabićdrugiego?Zniszczyćżycie iprzekreślić

Page 188: Dla Grace - EduPage

przyszłość?Natowyglądało.Trudnobyłoznaleźćwtympowóddochwały.Chłopak jeszcze raz natarł. Ostrze błysnęło w promieniach słońca. Jakiś cień

instynktu wypracowanego podczas ćwiczeń na placu kazał Yarviemu zablokowaćnóż własnym ostrzem. Zdusił krzyk, gdy metal zgrzytnął o metal. Przeciwnikuderzyłgoramieniemizepchnąłnaścianę.

Jedendrugiemuplułiparskałwtwarz.Bylitakblisko,żeYarviwidziałczarneporynanosie chłopaka i czerwoneżyłkiwbiałkach jegowytrzeszczonychoczu…takblisko,żemógłbywystawićjęzykipolizaćjegoskórę.

Zaczęli się przepychać, stękać i szarpać.Yarvi czuł, że jest słabszy. Próbowałwcisnąć palec kalekiej dłoni w twarz wyrostka, ale ten złapał go za nadgarsteki wykręcił mu rękę. Ostrza ponownie zwarły się ze zgrzytem. Rozcięta skóra nawierzchu zdrowej dłoni zapiekła, czubek noża drasnął Yarviego w brzuch. Przezubraniepoczułjegozimno.

–Nie–wyszeptał.–Błagam.Cośmusnęło jego policzek i niespodziewanie nacisk ustąpił.Chłopak zatoczył

się do tyłu, podnosząc drżącą rękę do gardła, i Yarvi zobaczył w nim strzałę.Zakrwawionygrotsterczałkuniemu.Czerwonastrużkaspływałaposzyiwyrostkaiwsiąkaławkołnierz.Jegotwarzporóżowiała,apoliczkizadrżały,gdyosunąłsięnakolana.

Przez szczelinęw ścianieYarvi zobaczył, jak Rulf na szczyciewieży zakładakolejną strzałę na cięciwę.Chłopak robił się corazbardziej fioletowy, gwałtowniełykałpowietrze,krztusiłsię…możeprzeklinałYarviegolubbłagałopomoc,amożeprosiłbogówołaskę,alezjegoustdobywałasięjedyniekrew.

–Przykromi–wyszeptałYarvi.–Dopierobędzieciprzykro.–Shadikshirramstałakilkakrokówodniegopod

zniszczonym łukiem arkady. – Myślałam, że sprytny z ciebie chłopiec –stwierdziła.–Alespotkałmniewielkizawód.

Jej strój oblepiało zaschnięte błoto. Pogubiła grzebyki do włosów i brudnekosmyki opadały jej na twarz. Łypało spod nich zapadnięte oko. Jedynie

Page 189: Dla Grace - EduPage

zakrzywionagłowniamieczabyłaprzerażającoczysta.–Kolejny na długiej liście rozczarowań. –Kopniakiempowaliła umierającego

marynarza na plecy i przeszła nad jego dygoczącymi nogami. Kroczyła powoli,spokojnie.Niemal tak jaknapokładzieWiatruPołudnia.–Ale sama jestemsobiewinna.

Yarvi zaczął się cofać w przysiadzie, dysząc ciężko. Panicznie rozglądał sięwokółwposzukiwaniujakiejśdrogiucieczki,leczniewidziałżadnej.

Musiałstawićjejczoło.– Mam zbyt miękkie serce jak na tak okrutny świat. – Zerknęła w stronę

prześwitu, przez któryRulf trafił chłopaka, i pochyliła się, żeby go ominąć. –Tozawszebyłamojawielkasłabość.

Yarvi tyłemgramolił się pogruzie.Rękojeśćnoża ślizgałamu sięw spoconejdłoni. Wokół słyszał krzyki i odgłosy walki. Wszyscy byli zajęci. Część jużzostawiała krwawe ślady w drodze do Ostatnich Wrót. Zerknął za siebieizobaczyłmiejsce,wktórymnagleurywałysięwzniesioneprzezelfymury,amłodedrzewkawyciągałygałęzienadnurtemrzeki.

– Nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że dane nam jest się pożegnać. –Shadikshirramuśmiechnęłasiędoniego.–Bywaj!

Była lepiej od niego uzbrojona. Do tego wyższa, silniejsza, zręczniejszai bardziej doświadczona. Oczywiściemiała też przewagęw liczbie zdrowych rąk.Poza tym, wbrew jej zapewnieniom, nie sądził, że zbyt miękkie sercewczymkolwiekjejprzeszkodzi.

„Zawsze jest jakiś sposób”, mawiała jego matka, ale jakim sposobem mógłpokonać Shadikshirram? Ze stu żałosnych sparingów na placu nie wygrał anijednego.

Uniosłabrwi,jakbywmyślachdokonywałapodobnychwyliczeńiotrzymałatakisamwynik.

–Możepowinieneśskoczyć.Zrobiłakolejnykrokwjegostronę,zmuszającgo,abycofnąłsię jeszczedalej.

Sztychjejmieczabłysnął,gdyprzemknąłprzezsłonecznąsmugę.Yarvitraciłgrunt

Page 190: Dla Grace - EduPage

podstopami.Wiedział,żezaplecamimawielkąwyrwę.Nakarkupoczułpodmuchwiatruiusłyszałgniewnąrzekękąsającąskalnybrzegwdole.

–No,skacz,kaleko.Cofnąłsięjeszczeodrobinęistrąciłwotchłańkilkaodpryskówmuru.Krawędź

byłatuż-tuż.–Skacz!–wrzasnęłaShadikshirram,pryskającśliną.Kątemokazarejestrowałjakiśruch.BladatwarzAnkranaprzesunęłasięzaruiną

filaru. Były ochmistrz zakradał się z językiem wetkniętym w lukę po przednichzębach, nad głową trzymając prowizorycznąmaczugę. Yarvimimowolnie zerknąłwjegostronę.

Shadikshirramzmarszczyłaczoło.Obróciła się z kocią zwinnością i uskoczyła przed kościanym rydlem, który

świsnął tuż przy jej ramieniu. Bezwysiłku i niemal bezgłośnie pchnęłamieczemprostowpierśAnkrana.

Gwałtowniewessałpowietrzeiwybałuszyłoczy.Shadikshirramzaklęłaicofnęłarękęzmieczem.„Litośćjestsłabością”,zwykłmawiaćojciecYarviego.„Prowadzidoklęski”.Doskoczył do niej w mgnieniu oka. Kaleką lewą rękę wsunął pod jej pachę

i unieruchomiłmiecz. Guzowatą dłoń pchnął aż pod gardło. Prawą pięścią bił ją,dziobałiokładał.

Oboje pluli i prychali, stękali i jęczeli. W ustach miał jej włosy. Warknęłai próbowała się wykręcić, zrzucić go z siebie, ale wpił się w nią i bił bezopamiętania.Wkońcusięwyrwała.Łokciemuderzyłagownos.Rozległsięprzykrychrzęst,jegogłowaszarpnęłasięwtył,achwilępotemziemiauderzyłagowplecy.

Krzykiwoddali.Echoszczękużelaza.Odległabitwa.Chybaważna.Musiałwstać.Niemógłzawieśćmatki.Musiałbyćmężczyzną.Stryjjużczekał.Potrząsnął głową, żeby zatrzymać wirujący świat. Przed oczami mignęło mu

niebo,gdysięprzetoczył.

Page 191: Dla Grace - EduPage

Jednąrękątrafiłwpustkę.Czarnarzekadalekowdole,białapiananaskałach.ZupełniejakzatokapodtwierdząwAmwend.Kipiel,doktórejwpadł.Zachłysnął się powietrzem i nagle wróciła świadomość. Odczołgał się od

kruszejącej krawędzi.Kręciłomu sięw głowie, twarz pulsowała, nogi przebierałyniezdarnie,awustachmiałsłonysmakkrwi.

Zobaczył Ankrana. Były ochmistrz leżał na plecach, dziwnie wykręcony,z rozpostartymi rękami.Yarvizaskomlał izaczął siędoniegoczołgać.Wyciągnąłdłoń, lecz zatrzymał drżące palce, zanim dosięgły przesiąkniętej krwią koszulidruha.JużsięprzednimotworzyłyOstatnieWrota.Dlaniegoniebyłoratunku.

Shadikshirramupadławgruzniedalekojegociała.Próbowałasiępodnieść izezdumieniem stwierdziła, że nie może. Palce lewej dłoni zaplątały się w rękojeśćmiecza. Prawą przyciskała do boku. Odsunęła ją i zobaczyła krew. Yarvi zezdumieniemspojrzałnaswojąprawąrękę.Wciążzaciskałwniejnóż.Ostrze,palce,nadgarstekiprzedramięażpołokiećbyłyczerwone.

–Nie!–ryknęła.Próbowałaunieśćmiecz,alebyłzaciężki.–Nietak.Nietutaj.–Jejzakrwawionewargiwykrzywiłysię,gdynaniegospojrzała.–Niety.

–Tutaj–powiedział. – I ja. Jak tokiedyśujęłaś?Dowalkipotrzebne sądwieręce,leczwystarczyjedna,żebywbićkomuśnóżwplecy.

Dotarłodoniego,żenaplacućwiczeńprzegrywałnieprzezbrakumiejętności,siły, a nawet ręki. Po prostu brakowało mu woli walki. Znalazł ją na pokładzieWiatruPołudnia,gdzieśnaśnieżnychbezdrożachlubwtychpradawnychruinach.

–Alejadowodziłamflotącesarzowej–wychrypiałaShadikshirram.Całyprawybokmiałaciemnyodkrwi.–Byłamfaworytą…księciaMikedasa.Światnależałdomnie…

–Tobyłodawnotemu.–Maszrację.Sprytnyzciebiechłopak.Mamzamiękkieserce.–Głowaopadła

jej z powrotemna ziemię iShadikshirramzapatrzyła sięwniebo. –To…moja…jedyna…

Wcałychruinachwalałysiętrupy.Banyowie tylko z daleka przypominali diabły. Z bliska wyglądali żałośnie.

Page 192: Dla Grace - EduPage

Wychudli i drobni jak dzieci – nędzne kupki łachmanówprzystrojonych świętymisymbolamizkościwieloryba,któreniezdołałyichochronićprzedbezlitosnąstaląNijakiego.

Jedenjeszczeoddychał.WyciągnąłdoYarviegorękę,drugądłońzacisnąłwokółstrzały, która sterczałamu spomiędzy żeber.Woczach niemiał nienawiści, tylkoniepewność,strachiból.TakjakAnkran,gdyShadikshirramprzeszyłagomieczem.

Wszyscyonibyli zwykłymi ludźmi,którychŚmierćprowadziłaprzezOstatnieWrotataksamojakinnych.

Żywy Banya próbował coś jeszcze powiedzieć, gdy podszedł do niego Nijaki.Powtarzałwkółkotosamosłowo,kręcącgłową.

Nijakipołożyłmupalecnaustach.–Pst…–powiedziałidźgnąłgowserce.–Zwycięstwo!– ryknąłRulf, zeskakując zniewielkiejwysokościna ziemię.–

Wżyciuniewidziałem,żebyktośtakwładałmieczem!– A ja tak znakomitego strzelca! – zrewanżował się Nijaki i zamknął Rulfa

wmiażdżącymuścisku.Stalisięprawdziwymiprzyjaciółmi.Połączyłaichrzeź.Sumaelastałapodarkadami,trzymającsięzaramię.Krewspływałajejporęce

ażdopalców.–GdzieAnkran?–spytała.Yarvi pokręcił głową.Nie odezwał się z obawy, że zwymiotuje. Albo zacznie

płakać.Albozrobiijedno,idrugie.Zbóluigasnącejjużfurii.Zulgi,żewciążżyje.Z żalu, że stracił przyjaciela – ze smutku, który z każdą chwilą ciążył mu corazbardziej.

Jaudusiadł ciężkonabryle, któraodkruszyła sięodmuru, i upuścił na ziemiępoharatanątarczę.Sumaelapołożyłazakrwawionądłońnajegodrżącymramieniu.

–DziśuznajęwyższośćGettów!–gniewniewarknąłRulf.–Jazkoleizaczynamwniąwątpić.–Nijakizmarszczyłczoło.–Spodziewałem

sięwalkizShadikshirram.Yarvispojrzałnajejkrzywymiecz,którytrzymałwrękujakdowód.

Page 193: Dla Grace - EduPage

–Jajązabiłem.Byćmożepowinienpaśćnakolanaidziękowaćbogomzataknieprawdopodobne

zwycięstwo, lecz czerwone żniwo trupów porąbanych mieczem i najeżonychstrzałaminiewyglądałojakcoś,zaconależyskładaćdzięki.

Usiadłwięcoboktowarzyszyizacząłzdrapywaćzaschniętąkrewspodnosa.WkońcubyłkrólemGettlandu,czyżnie?Dośćsięwżyciunaklęczał.

Page 194: Dla Grace - EduPage

Z

STOSPOGRZEBOWY

abicipłonęli.Językiogniarzucałydziwne,ruchomecienienamuryruin.Wróżowiejące

niebo wzbijały się słupy dymu – odpowiednie podziękowanie Matce Wojnie zazwycięstwo.TakprzynajmniejtwierdziłNijaki,aniewielubyłozniąwtakbliskiejkomitywie. Gdy Yarvi mocno zmrużył oczy, odniósł wrażenie, że w płomieniachwciążwidaćkościdziewięciuBanyów,trzechmarynarzy,AnkranaiShadikshirram.

–Będziemigobrakowało–przyznał,powstrzymującsięodpłaczu.–Takjaknamwszystkim.–Jaudotarłoczywnętrzemdłoni.Nijaki pozwolił łzom płynąć po pokrytych szramami policzkach. Wpatrzony

wogień,pokiwałgłową.–Ajabędęzaniątęsknił.–Janapewnonie–prychnąłRulf.–Wtakimraziejesteświększymgłupcem,niżsądziłem.Najlepszymdaremod

bogów jest znakomity wróg… jak dobry kamień do ostrzenia głowni. – Nijakizmarszczył brwi i spojrzał na miecz, na którym nie została najmniejsza plamkakrwi, choć jej zaschnięte ślady widniały na palcach byłego czempiona. Ostrzałkajeszcze raz z przykrym zgrzytem liznęła stal. – Znakomity wróg sprawia, żeczłowiekzawszemusisięmiećnabaczności.

–Wolęspokój–burknąłJaud.–Wrogówtrzebadobieraćuważniejniżprzyjaciół–mamrotałNijakidoognia–

bosąznamidłużej.– Nie martw się. – Rulf klepnął go w ramię. – Życie nauczyło mnie przede

wszystkimtego,żekolejnywrógzawszejesttuż-tuż.– Poza tym możesz zmienić przyjaciół we wrogów – dorzuciła Sumaela,

szczelniej otulając się kurtą Shadikshirram. – Zamiana wrogów w przyjaciół jest

Page 195: Dla Grace - EduPage

owieletrudniejsza.Yarviwiedział,żetoprawda.–Myślicie,żeAnkranbysobietegożyczył?–spytałcicho.–Takiejśmierci?–zdziwiłsięJaud.–Wątpię.–Spalenia–sprostowałYarvi.JaudzerknąłnaNijakiegoiwzruszyłramionami.– Jak porywczy ludziewbiją sobie coś do głowy, trudno ich od tego odwieść.

Zwłaszczagdywnozdrzachwciążmajązapachkrwi.–Pocowogóle się tymprzejmować?–Sumaelapodrapałabrudnyopatrunek,

któryYarvizałożyłjejnaramię.–Martwisięnieskarżą.–Dobrzedziśwalczyłeś,Yarvi–pochwaliłNijaki.–Jakprawdziwykról.–Czykrólpozwala,abyginęlizaniegoprzyjaciele?–Yarvizpoczuciemwiny

zerknąłnamieczShadikshirramiprzypomniałsobie,coczuł,gdyuderzałjąrazzarazem,ipóźniej,gdyzobaczyłczerwoneostrzewswojejczerwonejdłoni.Zadygotałpodskradzionąpeleryną.–Czykrólwbijanóżwplecykobiecie?

Nijakiwciążmiałmokreśladyłeznazapadniętychpoliczkach.–Dobrywładcapoświęcawszystkodlazwycięstwa.Zabija tych,którychmusi,

jakkolwiek zdoła to zrobić.Wielkimwojownikiem jest ten, którywciąż oddycha,gdy wrony ucztują. Wielkim królem jest ten, który patrzy, jak płoną trupy jegowrogów.GdyOjciec Pokój lamentuje nad sposobami,MatkaWojny z uśmiechempodziwiarezultaty.

–Takwłaśniepowiedziałbymójstryj.–Wtakimraziejestmądrymczłowiekiemigodnymprzeciwnikiem.Możejemu

takżewbijesznóżwplecyirazembędziemypatrzyli,jakpłoniejegotrup.Yarviostrożniedotknąłopuchniętegogrzbietunosa.Nieczułsatysfakcjinamyśl

okolejnychpłonącychciałach,wszystkojedno,ktomiałbytobyć.Wciążwracałdotamtej chwili, gdy mimowolnie zerknął na Ankrana… gdy go wydał. Pamiętałbłyskawiczny obrót Shadikshirram i szybkie pchnięcie mieczem. Bez końcarozważał, co powinien wtedy zrobić inaczej, jak dać przyjacielowi szansę naprzeżycie…wiedziałjednak,żetoniemasensu.

Page 196: Dla Grace - EduPage

Niedasięcofnąćczasu.Sumaelaobejrzałasięzasiebieiwpatrzyławmrok.–Słyszeliście…–Nieruszaćsię!–Wciemnościachzabrzmiałgłosostryjaksmagnięciebata.Yarvi odwrócił się z walącym sercem i w wejściu zobaczył wysokiego

wojownika.Wydawałsięogromny.Wblaskustosupogrzebowegojegohełm,zbroja,wielkimieczitarczalśniły.

–Złożyćbroń!– rozległ się innygłos i zmrokuwyłonił siędrugimężczyzna,celującwnichzłuku.Jegotwarzokalałydługiewarkoczyki.Vanster.

Za nimi zaczęli się pojawiać kolejni, coraz więcej. Kilkunastu wojownikówbłyskawicznierozstawiłosięwokółpółkolem.

ChwilęwcześniejYarviuważał,żeniemógłbybyćwgorszymnastroju.Dopieroterazpojmował,jakbardzosięmylił.

Rulfzerknąłna łuk,aleniemiałszansgodosięgnąć,więczrezygnowanyoparłsięzpowrotemnałokciu.

–JakiemiejscenatwojejliściegodnychprzeciwnikówzajmująVansterowie?–spytałNijakiego.

Byłyczempionprzyjrzałimsięipokiwałgłową.–Wtakiejliczbie?Dośćwysokie.Yarvi tego dnia w zupełności wykorzystał odrobinę siły, jaką obdarzyli go

bogowie. Czubkiem buta odsunął od siebie miecz Shadikshirram. Jaud podniósłpuste ręce.Sumaelaujęła toporekmiędzykciuk ipalecwskazujący iodrzuciłagowmrok.

–Aty,starcze?–pierwszyzVansterówzwróciłsiędoNijakiego.– Właśnie rozważam moje położenie. – Kamień jeszcze raz ze zgrzytem

przesunąłsiępoostrzumiecza.Yarvimiałwrażenie,żetojegonapiętenerwywydałytendźwięk.–Jeślirozwiązaniemmabyćstal,onimająjejażnadto–wyszeptał.–Odrzućbroń.–DrugizVansterównapiąłcięciwę łuku.–Bo jaknie, to twój

trupzarazspłonieztamtymi.

Page 197: Dla Grace - EduPage

Nijakiwbiłmieczsztychemwziemięiwestchnął.–Przekonującyargument.Trzech spośród wojowników zebrało broń i przeszukało wędrowców, aby się

upewnić,czyniczegonieukryli.Dowódcabacznieichobserwował.–CosprowadzawasząpiątkędoVansterlandu?–spytałwkońcu.– Jesteśmy podróżnymi… – odparł Yarvi, patrząc, jak jeden z wojowników

wytrząsanaziemiężałosnązawartośćjegotobołka.–ZmierzamydoVulsgardu.Łucznikuniósłbrwiiwymowniespojrzałnastos.–Podróżni,którzypalątrupy?– Co to za świat, w którym uczciwy człowiek nie może nawet spalić kilku

trupów,niewzbudzającpodejrzeń?–spytałNijaki.–Napadlinanasbandyci.–Yarvipróbowałnaprędcecośwymyślić.– Powinniście zadbać o to, aby wasz kraj był bezpieczny dla wędrowców –

dorzuciłRulf.–Och,wtakimraziedziękujemywamzapomoc.–Dowódcaprzyjrzałsięszyi

Yarviego,apotemodwinąłkołnierzJauda,odsłaniającblizny.–Toniewolnicy.– Raczej ludzie, którzy odzyskali wolność – oznajmiła Sumaela. – Byłam ich

panią. Trudnię się kupiectwem. – Powoli sięgnęła pod połę kurty i wydobyłapogniecionypergamin.–NazywamsięEbdelaAricShadikshirram.

Dowódca nieufnie przyjrzał się licencji Najwyższego Króla, dopiero coodebranej trupowi prawowitej właścicielki. – Masz zbyt obszarpany strój jak nakupca.

–Niemówiłam,żejestemdobrawswoimfachu.–Iwydajeszsięzamłoda.–Niemówiłam,żejestemstara.–Gdzietwójokręt?–Namorzu.–Dlaczegoniejesteśnajegopokładzie?–Uznałam,żemądrzejbędziezniegozejść,zanimosiądzienadnie.–Ha!Cozciebiezakupiec?–mruknąłjedenzwojowników.

Page 198: Dla Grace - EduPage

–Taki,comaładowniępełnąkłamstw–wtrąciłinny.Dowódcawzruszyłramionami.–Niechkrólsamzadecyduje,czywartoimwierzyć.Związaćich.–Król?–spytałYarvi,wyciągającprzedsiebieręce.Wojownikzdobyłsięnanikłyuśmiech.–Grom-gil-Gormwybrałsięwtestronynałowy.AzatemRulfsięniemylił.Kolejnywrógrzeczywiściebyłbliżej,niżsądzili.

Page 199: Dla Grace - EduPage

Y

BRZYTWA

arvi nieraz miał w życiu do czynienia z bezwzględnymi ludźmi.Bezwzględnybyłjegoojciec.Ibrat.Dziesiątkibezwzględnychkażdegodniastawały do walki na placu ćwiczeń w Thorlby. Setki zebrały się na

piaszczystym brzegu, żeby patrzeć, jak rośnie kurhan króla Uthrika, a potempożeglować podwodząmłodego królaYarviego na feralną dla niegowyprawę doAmwend.Na tych twarzach uśmiech pojawiał się jedynie podczaswalki, a dłonieukładałysiędokształtubroni.

Nigdyjednakniewidziałtakiejgromady,jakąGrom-gil-Gormzabrałnałowy.– Pierwszy raz widzę tylu Vansterów w jednym miejscu – mruknął Rulf. –

AspędziłemrokwVulsgardzie.–Całaarmia–burknąłNijaki.–Wyglądająpaskudnie–stwierdziłJaud.Najeżenibronią,groźniewypinalipierś,sztyletowaliwzrokiemidźgalisłowami.

Każdyobnosiłsięzbliznami jakksiężniczkazklejnotami.Muzykęzastępował imkobiecy głos świdrujący jak zgrzyt ostrzonego miecza. Zawodził rzewną pieśńo miłości do Matki Wojny, pełną przelewanej krwi, wyszczerbionej staliiwalecznychmężów,którzyodeszlizawcześnie.

Yarvi i jegodruhowie, spętani i bezradni, zostali zapędzeni przezuzbrojonychwewłóczniewojownikówwsamśrodektegokoczowiskabestii,międzyognie,nadktórymiświeżetuszebroczyłyczerwonymsosem.

–Jeślimaciejakiśplan–syknęładyskretnieSumaela–tochybadobrymoment,żebygowyjawić.

–Jamam–odparłNijaki.–Wymagaonmiecza?–chciałwiedziećJaud.Chwilamilczenia.

Page 200: Dla Grace - EduPage

–Takjakwszystkiemojeplany.–Amaszmiecz?Kolejnapauza.–Nie.–Tojakzamierzaszzamienićswójplanwczyn?–szeptemspytałaSumaela.Trzeciapauza.–Śmierćczekawszystkich.WnajwiększymskupiskuvansterskichzabójcówYarvidojrzał zaryswielkiego

siedziska,ananimwielkąpostaćzwielkimpucharemwwielkiejgarści,alezamiaststrachu, którydawniej zacisnąłbygowkleszczach, poczuł ekscytującemrowienie.Otopojawiałasięszansa.Niemiałplanuaninawetjegonamiastki,leczjakmawiałaMatkaGundring:tonącybrzytwysięchwyta.

–Zamiastzabijaćwrogów,możnazrobićcoślepszego–wyszeptał.–Czylico?–prychnąłNijaki.–Zamienićichwsojuszników.–Yarviwciągnąłdopłucpowietrze.–Grom-gil-

Gormie!–zawołał.Jegogłosdobyłsięwrazzmgiełkąoddechu,piskliwyizupełnieniekrólewski,alena tyledonośny,żeprzebił sięprzezhałaswobozowisku,ao togłówniechodziło.Stooświetlonychblaskiemogniatwarzyzwróciłosiękuniemu.–KróluVansterlandu!NajokrutniejszysynuMatkiWojny!ŁamaczuMieczyiTwórcoSierot,znowusięspotykamy!Jestem…

Idealnie wymierzony cios w żołądek wydarł mu powietrze z płuc wrazzżałosnymjękiem.

– Przestań mleć ozorem, bo ci go wyrwę, młokosie! – warknął dowódcazwiadowcówipchnąłkrztuszącegosięchłopakanakolana.

Yarvijednakosiągnąłto,cozamierzał.Najpierwwkołozapadłaciężkacisza,potemrozległosięjeszczecięższestąpanie

iwkońcuzabrzmiałdźwięcznygłossamegoGrom-gil-Gorma.–Przyprowadziliściegości!– Wyglądają jak żebracy. – Choć Yarvi nie słyszał jej, odkąd zakuto go

włańcuchy,dobrzeznałlodowatygłosMatkiScaerzeswoichkoszmarów.

Page 201: Dla Grace - EduPage

– Znaleźliśmy ich w elfich ruinach nad rzeką, najjaśniejszy panie – wyjaśniłkapitan.

–Nieprzypominająelfów–stwierdziłaminister.–Palilitrupy.–Toszczytnezadanie,jeślipalisiętewłaściwe–przyznałGorm.–Twierdzisz,

jakobymcięznałchłopcze.Pobawimysięwzgadywanki?Yarvi wciąż oddychał z trudem. Podniósł głowę i, tak jak poprzednim razem,

najpierw zobaczył buty, potem pas i trzykrotnie owinięty wokół szyi łańcuch,a w końcu – wysoko nad sobą – pobrużdżone oblicze władcy Vansterlandu,śmiertelnegowrogajegoojca,jegoojczyzny,jegoludu.

–Przynaszympoprzednimspotkaniu…zaproponowałeśmiswójsztylet.–Yarviutkwił wzrok w Gormie. Klęczał, odziany w łachmany i zakrwawiony, pobityizwiązany,leczmimotoniespuściłoczu.–Powiedziałeś,abymcięodnalazł,jeślisięnamyślę.Możedałbyśmigoteraz?

Król Vansterlandu zmarszczył brwi i palcami przesunął wzdłuż łańcuchaz głowic oplatającego pień jego szyi. Drugą ręką wepchnął głębiej za pas liczneostrza.

–Toniebyłobyroztropneposunięcie.–Słyszałem,żewkołysceowionąłcięoddechMatkiWojnyiprzepowiedziano,

żeżadenmążniezdołacięzabić.–Bogowiestrzegąstrzeżonego.–MatkaScaerchwyciłaYarviegozabrodę tak

mocno, że jej palce zostawiły sińce, i obróciła mu twarz do ognia. – To kuchta,któregopojmaliśmywAmwend.

– Rzeczywiście – mruknął Gorm. – Ale teraz wygląda jakoś inaczej. Patrzyhardo.

MatkaScaerprzyjrzałamusięspodzmrużonychpowiek.–Izgubiłgdzieśobręcz,którąkazałammuzałożyć.–Trochęmnieuwierała.Nieurodziłemsię,żebybyćniewolnikiem.–Leczmimotoznowuklęczyszprzedemną–stwierdziłGorm.–Cozatemjest

twoimprzeznaczeniem?

Page 202: Dla Grace - EduPage

Wokółrozległysięprzymilneprześmiechy,alezYarviegośmianosięcałeżycieiniekłułygojużżądłakpin.

–ZostaćkrólemGettlandu–odparł.TymrazemjegogłosbyłchłodnyitwardyjaksamCzarnyTron.

–Obogowie–usłyszałcichyjękSumaeli.–Jużponas.Gormuśmiechnąłsięoduchadoucha.–Odemie!Jakżeodmłodniałeś.–JestembratankiemOdema.SynemUthrika.KapitanwalnąłYarviegowtyłgłowyichłopakpoleciałnazłamanynos,cobyło

tymbardziejniefortunne,żemiałzwiązaneręceiniemógłwyhamowaćupadku.–SynUthrikazginąłrazemznim!– Król Uthrik miał jeszcze jednego syna, głupcze! – Yarvi wykręcił tułów

i zdołał się dźwignąć na kolana. W ustach czuł krew. Jej smak zaczynał go jużnużyć.

Czyjeśpalcechwyciłygozawłosyiszarpnęłydogóry.–Mamgoprzyjąćnabłaznaczypowiesićjakoszpiega?– Decyzja nie należy do ciebie. – Bransolety elfów na długim przedramieniu

MatkiScaerzabrzęczały.Podniosła tylkopalec,alewojownikpuściłYarviego, jakgdybyzostałuderzonywtwarz.–Uthrikrzeczywiściemiałdrugiegosyna.KsięciaYarviego.Szkoliłsięnaministra…

–Leczniezdążyłzdaćegzaminu–dokończyłYarvi.–ZamiasttegozasiadłnaCzarnymTronie.

–AbyZłotaKrólowaniemusiałarezygnowaćzwładzy.–Laithlin.Mojamatka–powiedział.Scaer długo mu się przyglądała. Dumnie uniósł brodę i odwzajemnił jej

spojrzenie.Starałsięwmiaręmożliwościwyglądaćjaknajbardziejpokrólewsku–tak jak pozwalały na to zakrwawiony nos, związane ręce i śmierdzące łachmany.Miałnadzieję,żetylewystarczy,żebyzasiaćwniejziarnowątpliwości.

–Rozwiązaćgo.Poczuł, jak ktoś rozcina mu więzy. Z odpowiednim dramatyzmem powoli

Page 203: Dla Grace - EduPage

wyciągnął lewąrękęprzedsiebie.Po razpierwszypomruk, jaki rozległsięwokół,gdypokazałswójpodkurczonyszpon,sprawiłmuogromnąsatysfakcję.

–Czytochciałaśzobaczyć?–spytał.MatkaScaerujęłajegodłoń,obróciłająiścisnęłasilnymipalcami.– Jeśli rzeczywiście byłeś uczniemMatki Gundring, na pewno wiesz, u kogo

niegdyśsamapobierałanauki.–UczyłająMatkaWexen–odparłbezwahania–którawówczasbyłaministrem

króla Fynna, władcy Throvenlandu. Obecnie jest Babką Ministerstwa i służysamemuNajwyższemuKrólowi.

–IlemagołębiwThorlby?–Trzytuziny.Ijeszczejednegozczarnąplamkąnaczole,któryzaniesiewieść

doSkeken,gdyŚmierćotworzyprzedniąOstatnieWrota.–ZjakiegodrewnasądrzwidokomnatykrólaGettlandu?Yarvisięuśmiechnął.– Nie ma żadnych drzwi. Król stanowi jedność ze swoim krajem i ludem,

azatemniemożemiećprzednimiżadnychtajemnic.WyrazniedowierzanianapociągłejtwarzyMatkiScaerdałmusporosatysfakcji.Grom-gil-Gormuniósłgrańbrwi.–Udzieliłwłaściwychodpowiedzi?–Owszem–wymamrotałajegominister.– A zatem… ten kaleki szczeniak to naprawdę Yarvi, syn Uthrika i Laithlin,

prawowitywładcaGettlandu?–Natowygląda.–Więctoprawda?–wychrypiałRulf.–Prawda–wyszeptałaSumaela.Gormzatrząsłsięześmiechu.–W takim razie tomoje najlepsze łowy od lat!Matko Scaer, poślij ptaka do

króla Odema i dowiedz się, ile nam łaskawie zapłaci za zwrócenie zbłąkanegobratanka–nakazałkrólVansterlandu.Zamierzałsięoddalić,leczpowstrzymałogoprychnięcieYarviego.

Page 204: Dla Grace - EduPage

–Otowielki igroźnyGrom-gil-Gorm!WGettlandzienazywającięszaleńcem,który upija się krwią.W Throvenlandzie mówią, że jesteś barbarzyńskim władcąbarbarzyńskiego kraju. Za to w Skeken, we wzniesionych przez elfy salachNajwyższegoKróla…nocóż,tamuważają,żeniewartootobiewspominać.

Yarvi usłyszał jęk zaniepokojonego Rulfa. Dowódca zwiadowców warknąłz ledwopowstrzymywanąwściekłością, aleGorm jedyniew zamyśleniu pogładziłsiępobrodzie.

–Jeślitomiałbyćkomplement,zupełnieciniewyszedł.Lepiejpowiedzwprost,ococichodzi.

– Jeżeli tak słabo wykorzystasz wielką szansę, jaką zesłali ci bogowie,dowiedziesz,żesięniemylilicodociebie.

KrólVansterlanduuniósłbrewispojrzałnaswojąminister.–Chętnieposłucham,comógłbymzyskać.Sprzedajimto,czegopragną,anieto,comasz.Takpowiedziałabymatka.– Każdej wiosny gromadzisz wojowników i najeżdżasz przygraniczne ziemie

Gettlandu.–Tożadnatajemnica.–Atejwiosny?Gormzacisnąłusta.– Może urządzimy jakiś mały wypad. Matka Wojny domaga się zemsty za

przemoc,jakiejtwójstryjdopuściłsięwAmwend.Yarviwolałnieprzypominaćmu,że toonbyłkrólemprzed tamtąwyprawą…

choćjużnieponiej.– Proponuję jedynie, abyś w tym roku zapuścił się nieco dalej. Aż podmury

Thorlby.–Tylkotyle?–MatkaScaersyknęłazobrzydzeniem.YarvizdołałjednakrozbudzićciekawośćGorma.–Comógłbymzyskać,gdybymwyświadczyłcitęłaskę?Dumniwojownicy,jakimibylizamordowanyojciecYarviegoistryjUthil,który

zatonąłwmorzu,zapewnedoostatniego tchuplulibyGrom-gil-Gormowiw twarz,

Page 205: Dla Grace - EduPage

zamiast szukać u niego pomocy. Yarvi jednak niemiał dumy. Ojciec przegnał jąz syna wstydem. Odem wywabił z bratanka podstępem. Została wybita z niegobatemnapokładzieWiatruPołudnia.Przepędzonaprzezmróznapustkowiach.

Całeżyciespędziłnakolanachimógłpoklęczećtrochędłużej.–Pomóżmiodzyskaćtron,Grom-gil-Gormie,aprzyklęknęprzedtobąwekrwi

OdemajakokrólGettlanduitwójwasal.Nijakipochyliłsiękuniemu.–Tozbytwysokacena!–syknąłwściekleprzezzaciśniętezęby.Yarviniezwróciłnaniegouwagi.–Uthil,UthrikiOdem.Twoinajwięksiwrogowie.Gdytrzecizbracizniknieza

Ostatnimi Wrotami, nad Morzem Drzazg będziesz ustępował potęgą jedynieNajwyższemu Królowi. A niewykluczone, że… za jakiś czas… jego równieżprześcigniesz.

„Im większą władzę ma człowiek, tym większej władzy pragnie”, mawiałaMatkaGundring.

–Byłobywspaniale.–WgłosieGormapojawiłasięlekkachrypka.– Zaiste wspaniale – zgodziła się z nim Matka Scaer i szparkami oczu

spiorunowałaYarviego–gdybyudałosiętegodokonać.–JeślipomożeciemiimoimtowarzyszomdotrzećdoThorlby,spróbujęwamto

umożliwić.–Dobrałeś sobie niezwykłą świtę. –Matka Scaer przyjrzała sięwszystkim po

koleibezentuzjazmu.–Tegowymagałyniezwykłeokoliczności.–Atenprzygarbionystwórtokto?–spytałGorm.Pozostalinawszelkiwypadek

woleliwlepićwzrokwziemię,leczNijakibezlękuodwzajemniłspojrzeniewładcyVansterlandu.Jegooczypłonęły.

–DumnyGett.–Aaa, jeden z tych. –Gorm się uśmiechnął. –TutajwolimyGettówokrytych

hańbąiczerwonychodkrwi.– Nie zwracaj na niego uwagi, najjaśniejszy panie. To nikt ważny. Nawet

Page 206: Dla Grace - EduPage

nazywają go Nijakim. – Yarvi ponownie ściągnął wzrok Gorma na siebie,przemawiając do niego takim samym miodowym tonem, jakiego zwykła używaćmatka, bo gwałtownym mężczyznom gniew dodawał sił, natomiast zupełnie niewiedzieli, jak się zachowaćwobeczdrowego rozsądku i logiki.– Jeżelimi sięniepowiedzie,napocieszeniezatrzymaszłupyzagarniętepodczasmarszunapołudnie.

Nijakiwarknąłzewstrętem,inicdziwnego.Jakżepotwornawydawałasięwizjapłonących miast Gettlandu, splądrowanych ziem i ludzi przepędzonych lubpojmanychwniewolę.TobyłyziemieYarviegoiludzieYarviego,leczonzadalekozabrnął w to bagno, aby zawrócić. Mógł jedynie przeć przed siebie i utonąć podrodze albo wydostać się po drugiej stronie – brudny, ale żywy. Żeby odzyskaćCzarny Tron, potrzebował armii wojowników, i oto Matka Wojna wkładała muwuwiędłądłońichmiecze.Amożeraczejprzygniatałaichbucioramijegopokrytąbliznamiszyję.

– Masz wiele do zdobycia – przekonywał nienachalnie, cierpliwie – i nic dostracenia.

– Nie zapominajmy o dekrecie NajwyższegoKróla – wtrąciłaMatka Scaer. –Zakazałwszelkichwalk,dopókijegoświątynianiezostanieukończona…

–DawniejorłyBabkiWexenprzybywałyzprośbami.–WdźwięcznymgłosieGormapojawiłasięgniewnanuta.–Późniejprzynosiłyżądania.Terazprzysyłanamrozkazy.Doczegotodoprowadzi,MatkoScaer?

Jegoministermówiłaspokojnieicicho:–ZwoliNajwyższegoKrólamieszkańcynizinorazInglingowiemodląsięjużdo

jegoJednobóstwa.Najegorozkazsągotowiwalczyćiginąć…–AczyNajwyższyKrólwładarównieżVansterlandem?–spytałdrwiącoYarvi.

–CzymożetutajwładcąjestGrom-gil-Gorm?UstaMatkiScaerściągnęłysięwpomarszczonąkreskę.–Niebawsięzabliskoognia,chłopcze.Wszyscykomuśsłużymy.Gorm jednak myślami był daleko, zapewne palił już gettlandzkie osady

imordowałmieszkańców.–Thorlbymagrubemury–mruknął–ananichwielusilnychwojowników.Zbyt

Page 207: Dla Grace - EduPage

wielu.Gdybymzdobyłtomiasto,skaldowiedługośpiewalibyomoimzwycięstwie.–Nigdy–wyszeptałNijaki,leczniktgoniesłuchał.Umowazostałazawarta.– Moja propozycja ci się spodoba – Yarvi kusił Gorma. – Wystarczy, że

przybędzieszpodmuryitamzaczekasz.SampoddamciThorlby.

Page 208: Dla Grace - EduPage
Page 209: Dla Grace - EduPage
Page 210: Dla Grace - EduPage

Y

WRONY

arvi postawił futrzany kołnierz pożyczonej peleryny dla osłony przedwiatrem i zmarszczył nos, gdy poczuł słoną woń morza… i smródniewolnikówprzywiosłach.Gdybyłjednymznich,przyzwyczaiłsiędotej

mieszanki,spałznosempodpachąRulfaiprawienicnieczuł.Wtedyśmierdziałtaksamojakwszyscy.Tyleżewspomnieniawcalenieczyniłytejwonibardziejznośną.

Przeciwnie,wydawałasięprzezniejeszczegorsza.–Biedaczyska.–Jaudpatrzyłzkasztelurufowegonatrudzącychsięludzi.Jakna

takiegoolbrzymamiałstraszniemiękkieserce.Rulfpodrapałsiwo-brązowekępkiwłosów,którewyrosłymunaduszami,choć

czubekgłowypozostałłysy.–Gdybyśmytakmogliichuwolnić…–IjakdotarłbyśdoThorlby?–spytałYarvi.–Ktośmusiciągnąćwiosła.Wydo

nichusiądziecie?Dawnitowarzyszespojrzelinaniegoostro.–Zmieniłeśsię–stwierdziłJaud.–Musiałem.Yarviodwróciłsiętyłemdonichidoławekpodobnychdotej,naktórejsamsię

męczył.Sumaelastałaprzyrelinguzszerokimuśmiechem.Jejwłosyszarpałsłonywiatr.Byłyterazdłuższeiczarnejakpiórakruka.

–Wyglądasznazadowoloną–powiedziałdoniej,szczęśliwy,żejestszczęśliwa.Rzadkojątakąwidywał.

–Cieszęsię,żeznowujestemnamorzu.–Rozpostarłaszerokoręceiporuszyłapalcami.–Itobezłańcuchów!

Jego uśmiech zgasł, bo wciąż pętał go jeden łańcuch, którego nie mógł siępozbyć. Ten, który sam sobie założył wraz z przysięgą. Ten, który ciągnął go

Page 211: Dla Grace - EduPage

z powrotem do Thorlby i przykuwał do Czarnego Tronu. Yarvi przeczuwał, żeprędzej czy później Sumaela stanie przy relingu na okręcie, który zabierze jązpowrotemdoPierwszegozMiastinazawszeznimrozdzieli.

Jej uśmiech również przygasł, jak gdyby przyszła jej do głowy ta samamyśl.Oboje odwrócili wzrok i wmilczeniu zapatrzyli się na Ojca Ziemi, który powoliprzesuwałsięwoddali.

Dwie zwaśnionekrainy,Vansterland iGettland, niewiele się od siebie różniły.Suroweplaże,lasyimokradła.NabrzeguYarvidostrzegałniewieluludzi,aicinawidok okrętu z lękiem uciekali w głąb lądu. Mrużąc oczy, spojrzał na południei zobaczył niewielki ząb przylądka. Dymy z kominów znaczyły smugami jasneniebo.

–Cotozamiasto?–spytałSumaelę.–Amwend–odparła.–Pogranicze.Amwend.Cel,doktóregopoprowadziłswojewojsko.Araczejpułapka,wktórą

wpadł prosto z pokładu okrętu. Tam na wieży zginął Keimdal. Tam zdradził goHurik. Tam przezOdema runął z samego szczytu prostow okrutnemorze i trafiłwjeszczebardziejokrutnąniewolę.

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że boleśnie zaciska dłoń na relingu.Oderwałwzrokodląduispojrzałzarufę.Białewirypowiosłachszybkoznikałyipochwilinapowierzchniniezostawałponichżadenślad.Czytosamoczekałorównieżjego?Miałzniknąć,utonąćwniepamięci?

Poczuł na sobie wzrok Siostry Owd, uczennicy, którą wysłała z nimi MatkaScaer.Tobyło tylkoukradkowe spojrzenie,bozarazwróciładonotowania czegośwęglemnamaleńkimskrawkupapieru,któregobrzegipodrywałwiatr.

Yarvizbliżyłsiędoniejpowoli.–Pilnujeszmnie?–Wiesz,żetak–odparła,niepodnoszącwzroku.–Pototujestem.–Niewierzyszmi?–JatylkoprzekazujęMatceScaer,cowidzę.Toonadecyduje,wcowierzyć.Dziewczyna była drobna i miała okrągłą twarz. U takich jak ona trudno było

Page 212: Dla Grace - EduPage

odgadnąćwiek,aleYarvipodejrzewał,żeniejeststarszaodniego.–Kiedyzdałaśegzaminnaministra?–Dwalatatemu–powiedziała,zasłaniającrękąskrawekpapieru.Zrezygnował z prób podejrzenia zapisków. Zresztą każdy minister używał

własnychznakówipewnienicbyniezrozumiał.–Jakibył?–Niezbyttrudny,jeślijestsiędobrzeprzygotowanym.–Jabyłemprzygotowany.–Yarvicofnąłsięmyślamidotamtegowieczoru,gdy

Odemzjawił sięwwieży. Pamiętał płomienie odbijające sięw szklanych słojach,zmarszczki uśmiechu na twarzy Matki Gundring oraz rutynę zwykłych pytańi odpowiedzi. Ogarnęła go tęsknota za tamtym prostszym życiem bez stryjówzdrajców,przysiąg i trudnychwyborów.Zaksięgami,ziołami imądrymisłowami.Niemałymwysiłkiem zdołał ją zdusić i zepchnąćw głąb umysłu. Teraz niemógłsobienatopozwolić.–Nigdyjednakniemiałemszansyspróbowaćswoichsił.

– Niewiele straciłeś. Mnóstwo nerwów przed wejściem. Surowe spojrzeniastarych kobiet. – Skończyła notowanie wiadomości i zaczęła zwijać papierwmaleńkirulonik.–Iwreszciezaszczyt,jakimjestpocałunekBabkiWexen.

–Jaktowyglądało?SiostraOwdwydęłapoliczkiiwestchnęłaprzeciągle.–Możejestnajmądrzejszązkobiet,alemiałamnadzieję,żeskorotomójostatni

całus w życiu, to pocałuje mnie ktoś młodszy. Najwyższego Króla widziałamjedyniezdaleka.

– Ja też go raz widziałem. Wydawał się niski, stary i chciwy. Na wszystkonarzekałibałsięjedzenia.Zatootaczałogowielusilnychwojowników.

– To znaczy, że niewiele się zmienił. Tyle że teraz czci Jednobóstwo i majeszczewiększąobsesjęnapunkcieswojejwładzy.Pozatymsłyszałam,żeniejestwstanieczuwaćdłużejniżgodzinę.Awojownikówmaznaczniewięcejniżkiedyś.–Odwinęła płócienną zasłonę z klatki. Ptakiw środku ani drgnęły.Niewystraszyłoich światło. Pół tuzina nieruchomych oczu przypatrywało się obojętnieYarviemu.Czarnepióra.

Page 213: Dla Grace - EduPage

–Wrony?–Yarvizmarszczyłczoło.–Tak.–SiostraOwdpodciągnęłarękaw,otworzyłahaczykdrzwiczekizwprawą

wsunęłabladąrękędoklatki.Palcamiobjęłajednązwroniwyciągnęłanazewnątrz.Ptaknawetsięnieporuszył,jakgdybybyłzwęgla.–MatkaScaerodlatnieużywagołębi.

–Wogóle?– Ani razu, odkąd zostałam jej uczennicą. – Dziewczyna przymocowała

wiadomośćdonóżkiptaka.–Krążąpogłoski,żegołąbodMatkiGundringpróbowałpodrapać ją po twarzy – dodała cicho. – Dlatego im nie ufa. – Pochyliła się nadczarnąwronąiprzemówiładoniejpieszczotliwymtonem.–JesteśmydzieńdrogiodThorlby.

–Thorlby–powtórzyławronakraczącymgłosem.SiostraOwdpodrzuciłaptakadogóryizłopotemskrzydełodleciałnapółnoc.–Wrony–wyszeptałYarvi, patrząc, jakptasi posłaniecunosi się nadbiałymi

wierzchołkamifal.–Wysyłaszobietniceposłuszeństwatwojemunowemupanu?–Nijakizatrzymał

się przy Yarvim, niezmiennie tuląc do siebie miecz jak kochankę, choć mógł goteraznosićwpięknejpochwie.

–Grom-gil-Gormjestmoimsojusznikiem,niepanem–sprostowałYarvi.– Oczywiście. Już nie jesteś niewolnikiem. – Nijaki lekko potarł blizny na

zarośniętej szyi.–Pamiętam, jak tamciprzyjaźni ludziezdejmowalinamobręcze.ZanimShadikshirrampuściłazdymemichdom.Niejesteśniewolnikiem…amimotonaklęczkachzawarłeśugodęzVansterami.

–Wszyscywtedyklęczeliśmy–warknąłYarvi.– Ja się tylko zastanawiam, czy wciąż to robimy. Nie zdobędziesz sobie

przyjaciół,jeśliodzyskaszCzarnyTronzpomocąnajwiększychwrogówGettlandu.– Ale gdy już na nim zasiądę, przyjaciele się znajdą. W tej chwili bardziej

zaprząta mnie usunięcie z tego tronu wroga. Co miałem zrobić? Pozwolić, żebyVansterowienasspalili?

–Możeznalazłby się jakiśkompromis, którypozwoliłbynamuniknąć śmierci

Page 214: Dla Grace - EduPage

zrękiGorma,aniewymagałbyzaprzedaniaojczyzny.–Ostatnioniejestłatwoznaleźćtakiekompromisy–wycedziłYarviprzezzęby.–Nigdynie jest łatwo,alenanichkrólbudujeswojąwładzę.Podejrzewam,że

przyjdzienamsłonozapłacićzatwojądecyzję.– Jesteś szybki w zadawaniu pytań, lecz z odpowiedziami się ociągasz. O ile

sobieprzypominam,przysięgałeśmipomóc.Nijaki spojrzał naYarviego szparkamioczu.Wiatr rozwiewał jego siwewłosy

ismagałnimitwarznoszącąśladywielubitew.–Złożyłemprzysięgęijejdotrzymam…lubzginę.– To dobrze – powiedział Yarvi, odwracając się od niego. – Trzymam cię za

słowo!Na dole niewolnicy pocili się w ławkach, zaciskali zęby i stękali w jednym

rytmie. Nadzorcamijał ich, trzymając za plecami zwinięty bat. Tak jak Trigg naWietrze Południa. Yarvi wciąż pamiętał ból mięśni i piekące smagnięcia nagrzbiecie.

Lecz im bliżej był Czarnego Tronu, tym bardziej ciążyła mu przysięga i tymmniejmiałcierpliwości.

Ktośprzecieżmusiwiosłować.–Zwiększyćtempo!–warknąłdonadzorcy.

Page 215: Dla Grace - EduPage

S

DOMWROGA

umaelazeskoczyłanapirsiprzecisnęłasięprzezciżbędostołu,przyktórymsiedziała zarządczyni portu otoczona strażą. Yarvi mniej zwinnie i nie takdumnym krokiem zszedł z trapu na ziemię, która powinna być jego

królestwem.Naciągnąłkapturiniepodnosiłwzroku.Pozostaliruszylizanim.– Nazywam się Shadikshirram – oznajmiła Sumaela. Niedbale rozłożyła

pergamin i upuściła gona stół. –Oto licencja kupieckaodNajwyższegoKróla zestemplemsamejBabkiWexen.

Specjalnie zaczekali, aż najmłodsza zarządczyni rozpocznie urzędowanie,wnadziei,żeprzepuściichbezproblemu.Tymczasemonaściągnęłabrwiitakdługostudiowała dokument, że zaczęli się niepokoić. Przez cały czas mimowolniedotykała dwóch kluczy na szyi – prywatnego i służbowego.Yarviemu zrobiło sięniedobrze,gdyzauważył,że róg licencji jestbrązowyodzaschniętejkrwi.Była tokrew prawowitej właścicielki dokumentu, osobiście przez niego przelana.ZarządczyniuważnieprzyjrzałasięSumaeliiwypowiedziałasłowa,którychtaksięobawiał:

– Nie jesteś Shadikshirram. – Jeden z członków straży portowej nieznacznieporuszyłdłoniąwrękawicynadrzewcuwłóczni.Nijakiprzesunąłzatkniętyzapaskciukbliżejmiecza.NiepokójYarviegozmieniłsięwprzerażenie.Czyżbywszystkomiało się zakończyć marną burdą w porcie? – Nieraz widziałam, jak schodziłazpokładu,zwyklepijana…

Sumaelauderzyławblatzzaskakującąsiłąiwściekłaspojrzałaprostowtwarzzarządczyni,któracofnęłasięzdumiona.

–Trochęwięcej szacunku!Mówiszomojejmatce,EbdeliAricShadikshirram,któraprzeszła jużprzezOstatnieWrota.UtonęławlodowatychwodachPółnocy.–Jejgłossięzałamałiotarłasucheoczywierzchemdłoni.–Całyinterespowierzyła

Page 216: Dla Grace - EduPage

mi,swojejkochającejcórce,SumaeliShadikshirram.–Chwyciłalicencjęzbiurka.–Mam sprawę do królowej Laithlin! – zawołała, opryskując śliną zarządczynię,strażnikówiYarviego.

–Jużniejestkrólową…–Dobrzewiesz,okimmówię!Gdziejąznajdę?–Zwykleprzesiadujewswojejkancelarii…–Muszę się z nią rozmówić! – oznajmiła Sumaela, po czym okręciła się na

pięcieiodmaszerowałanabrzeżem.–Możewasnieprzyjąć…–niepewniezawołałazaniązarządczyni.Yarviipozostaliprzeszliobokstraży.SiostraOwdprzyjaźniepogładziłastół.–Wiem,żetożadnapociecha,aleonawszystkichtaktraktuje–powiedziała.–Aledałaśprzedstawienie.–YarvidogoniłSumaelę,którawpośpiechumijała

porozwieszanenahakachrybyigórysieci.Rybacygromkimkrzykiemobwieszczalicenyzaporannypołów.–Cobyśmybezciebiezrobili?

–Prawiesięzmoczyłam–odparłazsykiem.–Ktośidziezanami?–Nawetniepatrząwnasząstronę.Zarządczyni właśnie wyładowywała złość na kolejnym przybyszu. Wkrótce

stracilijązoczu.Yarvi wreszcie trafił do domu, lecz czuł się tu obco.Wszystkowydawało się

mniej okazałe, niż pamiętał.W porcie panował mały ruch.Mijali wolne miejscaprzynabrzeżu,pustekramyiopustoszałebudynki.Sercepodchodziłomudogardłaza każdym razem, gdy dostrzegał znajomą twarz. Jak złodziej przechodzący obokdomu,któryokradł,naciągałmocniejkapturiczułłaskotaniekroplipotunaplecach,choćbyłozimno.

Gdyby został rozpoznany, królOdemnatychmiast dowiedziałby się, że tu jest,iszybkodokończyłto,cozacząłnawieżywAmwend.

–Tokurhanytwoichprzodków?Nijakipatrzyłprzezzasłonęsplątanychwłosównapółnoc,gdzierównolegledo

brzeguciągnąłsiędługiszeregporośniętychtrawąpagórków.Nanajbliższymwidaćbyłojedynierzadkiezielonekępy,którezdążyływyrosnąćnagołychzboczachprzez

Page 217: Dla Grace - EduPage

ostatniemiesiące.–MojegozamordowanegoojcaUthrika.–Yarvigniewnieporuszyłszczękami.–

StryjaUthila,któryutonął…iresztywładcówGettlanduażpomrokidziejów.Nijakipodrapałsiwąbrodęnapoliczku.–Przednimizłożyłeśprzysięgę.–Takjaktyprzedemną.–Bezobaw.–Nijakiuśmiechnąłsięszeroko,gdyprzeciskalisięprzeztłumprzy

bramiemiejskiej.Tenszalonyuśmiech ibłyskwoczach jedyniebudziłwYarvimwiększystrach,zamiastgouspokajać.–Ciałozczasemzapomina,alestalnigdy.

SiostraOwdznałaThorlby lepiejnawetniżYarvi,którysię tuurodził…którybył tu królem. Prowadziła ich zygzakiem uliczek w górę stromego zbocza, obokwysokichiwąskichbudynków,którecisnęłysięmiędzywychodniamiskał–szarymszkieletemGettlandu przezierającym przez skóręmiasta.Wiodła ich przezmostynad wartkimi strumieniami, z których niewolnicy nosili wodę bogatymmieszczanom. W końcu dotarli na wąski i długi plac w cieniu ponurej cytadeli,w której Yarvi przyszedł na świat, dorastał, doświadczał codziennych upokorzeń,uczyłsięnaministraiwkońcuzostałkrólem.

–Tujestnaszasiedziba–oznajmiła,gdydotarlinamiejsce.Budynekstałprzysamejulicy.Yarviczęstogomijał.–DlaczegoministerGormamadomwThorlby?–MatkaScaermawia,żedobryministerznadomwrogalepiejniżwłasny.–MatkaScaerma takie samoupodobaniedo trafnychpowiedzonek jakMatka

Gundring–mruknąłYarvi.Owdprzekręciłakluczwzamku.–Natympolegasztukabyciaministrem.YarviodciągnąłSumaelęnabok.– Weź ze sobą Jauda – powiedział szeptem. – Idźcie do kancelarii

iporozmawiajciezmojąmatką.Liczył,żeHurikjestteraznaplacućwiczeń.–Comamyjejpowiedzieć?Żenieżyjącysynchcesięzniąwidzieć?

Page 218: Dla Grace - EduPage

–Iżewreszcienauczyłsięporządniezapinaćklamrępeleryny.Przyprowadźciejątu.

–Ajeżeliminieuwierzy?Yarvi przypomniał sobie srogą minę, z jaką matka zwykle na niego patrzyła.

Spodziewałsię,żebędziepodejrzliwa.–Wtedyposzukamyinnegosposobu.–Ajakminieuwierzyikażemniezabić?Przezchwilęmilczał.–Wtedyjaposzukaminnegosposobu–odparłwkońcu.–Komuzwasostatnioniesprzyjająaura ioręż?–dobiegł ichdźwięcznygłos

zdrugiegokońcaplacu.Przedwspaniałąnowąbudowląwspartąodfrontunafilarachz białego marmuru zbierał się tłum. Naprzeciwko zgromadzonych stał kapłanwsurowejwłosienicy igłosił swojeprzesłanie, szeroko rozpościerając ręce.–Ktozwasczuje,żejegomodlitwydobogówpozostająbezodpowiedzi?

–Namoje takdługoniktnieodpowiadał, żewkońcuprzestałemsięmodlić–mruknąłRulf.

–Iniemożebyćinaczej!–zawołałkapłan.–Niemabowiemwielubogów,lecztylko Ono Jedno! Nawet podstępy elfów nie zdołały Go zniszczyć! RamionaJednobóstwaiwrotaJegoświątyniotwierająsięszerokoprzedwszystkimi!

–Świątyni?–zdumiałsięYarvi.–Mojamatkabudowałatumennicę.Planowanobićwniejmonetyjednakowejwagi.

NadwejściemwidniałoterazsiedmiopromiennesłońceJednobóstwa–boskiegopatronaNajwyższegoKróla.

–UNiegokażdymożeliczyćnapociechę,łaskęischronienie!–ryczałkapłan.–Awzamianoczekujejedynie,żebędziecieJekochać,takjakOnokochawas!

Nijakisplunąłnabruk.–Cobogowiemająwspólnegozmiłością?–Wielesiętupozmieniało–przyznałYarvi,rozglądającsięwokółinaciągając

mocniejkaptur.–Nowykról,nowezwyczaje–stwierdziłaSumaela,oblizująckarbwwardze.

Page 219: Dla Grace - EduPage

D

WYSOKASTAWKA

rzwi wejściowe skrzypnęły. Yarvi znieruchomiał. Usłyszeli krokiw korytarzu. Chłopak z trudem przełknął ślinę. Otworzyły się drzwi izby.Yarviniepewniezrobiłkrokwichstronę,prawienieoddychając…

Dwaj niewolnicy pochylili głowy pod niską framugą i weszli do środka,trzymającdłonienarękojeściachmieczy.Dwajbarczyści Inglingowiewsrebrnychobręczach.Nijakisięzjeżył.Błysnęłastaldobytejbroni.

–Nie!–powstrzymałgoYarvi.Znałich.Niewolnicyjegomatki.Wśladzanimidoizbyweszłaichwłaścicielka,atużzaniąSumaela.Laithlinnicsięniezmieniła.Wysokaipoważna,wypomadowanezłotewłosymiałaupiętewlśniącespirale.

Nosiła niewiele klejnotów, za to ich rozmiar budził podziw. Wspaniały KluczKrólowej, który otwierał skarbiec Gettlandu, zniknął z jej łańcuszka, a w jegomiejscepojawiłsięmniejszy,wysadzanyciemnymirubinamipodobnymidokropelkrwi.

Yarvi z trudem zdołał przekonać towarzyszy, że jest królem, tymczasem jegomatkabezwysiłkuwypełniłaniewielkiepomieszczeniekrólewskimmajestatem.

–Bogowie–wychrypiałRulfiprzyklęknął,krzywiącsięzbólu.Siostra Owd, Jaud, Sumaela i obaj niewolnicy natychmiast poszli za jego

przykładem. Nijaki uklęknął ostatni, opuszczając ku podłodze wzrok i sztychmiecza.Yarviijegomatkastali.

Wogóleniezwracałauwaginapozostałych.Patrzyłatylkonasyna,aonnanią,jak gdyby byli sami. Zbliżyła się – bez uśmiechu, ale i bez srogiej miny –i zatrzymała o krokodniego.Wydawałamu się tak piękna, że oczybolały goodsamegopatrzeniananią.Poczułwnichpiekącełzy.

–Mój syn – wyszeptała i chwyciła go w objęcia. –Mój syn. – Przytuliła go

Page 220: Dla Grace - EduPage

mocno,niemalboleśnie.Jejłzywsiąkałymuwewłosy,ajegomoczyłyjejramię.Wreszciepoczuł,żejestwdomu.Rozluźniła uścisk dopiero po długiej chwili. Przytrzymała go na odległość

ramion i delikatnie otarła sobie policzki. Zdał sobie sprawę, że już nie musizadzierać głowy, aby spojrzeć jej w twarz. Urósł i zmężniał. Pod wielomawzględami.

–Widzę,żetwojaprzyjaciółkamówiłaprawdę.Yarviprzytaknął.–Żyję.– I nauczyłeś się zapinać klamrę peleryny. – Pociągnęła za nią lekko

istwierdziła,żesiętrzyma.

Wmilczeniusłuchałajegoopowieści.WmilczeniusłuchałaorajdzienaAmwendispaleniumiasta.OzdradzieOdema

iotym,jakYarvispadłzwieżywokrutnemorskieodmęty.CzyGettlandzasługujenapółkróla?W milczeniu słuchała o tym, jak sprzedano go w niewolę, tylko jej oczy

powędrowałydonikłychbliznnajegoszyi.Otonajgorszytowar.W milczeniu słuchała historii jego ucieczki, długiej przeprawy przez mroźną

krainę i walki o życiew ruinach elfów, a on przez cały czasmyślał, jaką pięknąpieśńmożnaotymnapisać,bylebyprzeżyćiwysłuchaćjejzmuzyką.

Niewszyscybohaterowiedożywająkońcapieśni.Wreszcie zaczął opowiadać, jak zginął Ankran, a gdy doszedł do śmierci

Shadikshirram, przypomniał sobie czerwony nóżw swojej dłoni, jej jęki iwłasnesapanieigłosmusięzałamał.Zamknąłoczy,boniemógłdłużejmówić.

Dowalkipotrzebnesądwieręce, leczwystarczy jedna,żebywbićkomuśnóżwplecy.

Wtedypoczułdłońmatkinaswojejręce.– Jestem z ciebie dumna. Twój ojciec też byłby dumny z takiego syna. Teraz

Page 221: Dla Grace - EduPage

liczysiętylkoto,żedomniewróciłeś.–Dziękimoimtowarzyszom–przyznał,przełykająckwaśnąślinę.Matkaprzyjrzałasiębadawczodruhomsyna.–Wszystkimwamjestemogromniewdzięczna.– Niepotrzebnie – burknął Nijaki, nie odrywając wzroku od podłogi i kryjąc

twarzzazasłonąwłosów.–Todlamniezaszczyt–powiedziałJaud,pochylającgłowę.–Myteżbezniegoniedalibyśmyrady–wyszeptałRulf.–Zkażdąmiląmiałamgocorazbardziejdość–stwierdziłaSumaela.–Gdybym

musiałajeszczerazprzeztoprzejść,pewniezostawiłabymgowmorzu.–Iskądwzięłabyśokręt,żebypożeglowaćdodomu?–spytałYarvi,uśmiechając

siędoniej.–Och,cośbymwymyśliła–odparłazpodobnymuśmiechem.MatkaYarviegonieprzyłączyłasiędożartów.Badawczostudiowałaspojrzenia,

jakimisięwymienili.Jejoczyzmieniłysięwszparki.–Kimjestdlaciebiemójsyn,dziewczyno?Sumaelaspuściławzrok.Jejciemnepoliczkipoczerwieniały.–No…Yarvijeszczenigdyniewidziałjejtakzmieszanej.–Sumaelajestmojąprzyjaciółką–powiedział.–Narażaładlamnieżycie.Jest

towarzyszkąniedoli.–Namomentumilkł.–Członkiemmojejrodziny–dokończył.– Doprawdy? – Laithlin nie spuszczała wzroku z Sumaeli, która z ogromnym

zainteresowaniemoglądałapodłogę.–Azatemmojejrównież.Prawdęmówiąc,Yarviniemiałpojęcia,kimdlasiebiesą,alejużnapewnonie

zamierzałpytaćotowobecnościmatki.–Wielesiętuzmieniło.–Kiwnąłgłowąwstronęokna.Zzewnątrzdochodziłyprzytłumionemodlitwykapłana.– Wszystko legło w gruzach. – Oczy matki zwróciły się ku niemu i po raz

pierwszyzobaczyłwnich takstrasznygniew.–Ledwieprzestałamnosićczerńpotwojej śmierci,kiedydoMatkiGundringprzybyłorzeł.ZaproszeniedoSkekenna

Page 222: Dla Grace - EduPage

ślubNajwyższegoKróla.–Ipojechałaś?Prychnęła.–Byłamijestemniechętnatemuwyjazdowi.–Dlaczego?–PonieważBabkaWexenwybrałamnienaoblubienicę,synu.Yarvizrobiłwielkieoczy.–Och.–Właśnie. Och. Chcą mnie przykuć do klucza tego zwiędłego starca, żebym

przędła im złoto ze słomy. Tymczasem twój żmijowaty stryj i jego parszywacóruchna irytują mnie na każdym kroku i robią wszystko, żeby zniszczyć to, coudałomisiętuzbudować.

–Isriun?–wyszeptałYarvizlekkąchrypką.Małobrakowało,adodałby„mojanarzeczona”,alejedenrzutokanaSumaelępowstrzymałgoprzedtym.

–Niemusiszmiprzypominaćjejimienia–warknęłaLaithlin.–Celowogonieużywam. Łamią umowy, nad którymi pracowaliśmy całe lata, w jednej chwilizmieniają z trudem zdobytych przyjaciół we wrogów, zajmują towary kupcówz obcych krain, przez co nikt nie chce tuwracać. Jeśli ich celem jest zniszczenieGettlandu, lepszej drogi niemogliwybrać.Mojąmennicę oddali na świątynię dlafałszywegobóstwaNajwyższegoKróla.Widziałeś,cozniejzrobili?

–Poniekąd…– Jednobóstwo stoi ponad resztą bogów, podobnie jakNajwyższyKról tronuje

pozostałymwładcom.–Zaśmiałasięponuro.Yarviażdrgnął,słysząctendźwięk.–Opieramsięim,alewciążmuszęustępować.Słaboznająpole,naktórymtoczysiębitwa, lecz mają Czarny Tron. I klucz do skarbca. Walczę z nimi każdego dnia,wszelkimisposobamiikażdądostępnąmibronią…

–Próczmiecza–wtrąciłNijaki,niepodnoszącwzroku.Laithlinprzeszyłagospojrzeniem.–Inatoprzyjdziepora,choćOdemnieryzykujewłasnegobezpieczeństwaima

poparcie wszystkich wojowników Gettlandu. Ja mogę liczyć najwyżej na

Page 223: Dla Grace - EduPage

czterdziestuludzi,którzystrzegąmegodomu.InaHurika…– Nie – zaprzeczył Yarvi. – Hurik jest człowiekiem Odema. Próbował mnie

zabić.Jegomatkazrobiławielkieoczy.–HurikjestmojąTarczą.Nigdybymnieniezdradził…–Mnie zdradził bez wahania. – Yarvi przypomniał sobie, jak krewKeimdala

prysnęłamunatwarz.–Możeszmiwierzyć.Tamtejchwiliniezapomnędokońcażycia.

Zgrzytnęłazębamiioparładrżącąpięśćostół.–Każęgoutopićwbagnie.ŻebypokonaćOdema,potrzebujemyarmii.Yarvioblizałwargi.–Jednawłaśnietuzmierza.–Czyżbymstraciłasyna,awjegomiejscezyskałaczarownika?Skąd?–ZVansterlandu–wyjaśniłNijaki.Pojegosłowachzapadłakamiennacisza.–Rozumiem–powiedziaławkońcuLaithlin i spiorunowaławzrokiemSiostrę

Owd,którapróbowałauśmiechnąćsięprzepraszająco,apotemchrząknęłaiwlepiłaoczywpodłogę.WobecnościmatkiYarviegowiększośćludzipatrzyłapodnogi.–Zawarłeś sojusz z Grom-gil-Gormem? Człowiekiem, który zabił twojego ojcaisprzedałcięwniewolę?

– Nie on jest mordercą ojca. Tego jestem pewien. – Przynajmniej w trzechczwartych.–Odemzabiłtwojegomężaisyna,własnegobrataibratanka.Niemamywyboru,musimybraćtakichsojuszników,jakichwiatrykunamniosą.

–CzegoGormzażądałwzamian?Yarvipróbowałzwilżyćjęzykiemwyschnięteusta.Powinienbyłprzewidzieć,że

ZłotejKrólowejnieumknieżadenszczegół.–Mamuklęknąćprzednim jakowasal –powiedział i z kąta izbydobiegłogo

gniewneburknięcieNijakiego.Matcedrgnęłapowieka.– Co nasz lud pomyśli o tak diabelskiej umowie? Ich król ma klęknąć przed

Page 224: Dla Grace - EduPage

najbardziejznienawidzonymwrogiem?–GdyOdemzostanieutopionywgnoju,mogąsobiemyśleć,coimsiępodoba.

Lepszykrólnakolanachniżżebraknanogach.Późniejbędęmógłwstaćzklęczek.UśmiechdotknąłkącikaustLaithlin.–Jesteśbardziejpodobnydomnieniżdoswojegoojca.–Icieszęsięztego.– Ale czy naprawdę zamierzasz wpuścić tego oprawcę do Thorlby? Zamienić

naszemiastowscenęrzezi?– On ma być jedynie przynętą dla naszych wojowników – przyznał Yarvi. –

Wywabić ichstąd,abywcytadelizostałoniewieluobrońców.Dostaniemysię tamtunelami,spuścimyWyjącąBramęipokonamyOdema,gdybędziemiałprzysobieniewielużołnierzy.Zdołaszznaleźćdośćludzi,abytegodokonać?

–Byćmoże.Myślęże tak.Lecz twój stryjnie jestgłupcem.Może sięniedaćzłapać w zasadzkę. Co zrobisz, jeśli uzna, że powinien z całą armią zostaćwbezpiecznejcytadeli?

–Iwyjśćnatchórza,gdyŁamaczMieczybędzieszydziłzniego,stojącubram?–Yarvi spojrzałmatcew oczy. –Nie.Znam jegomyśli.Wiem, co czuje ten, ktozasiadanaCzarnymTronie.Odemrobitoodniedawna.Nieodniósłjeszczeżadnychzwycięstw, którymi mógłby się chwalić, a musi się mierzyć ze wspomnieniemmojegoojcailegendąstryjaUthila.–Yarvisięuśmiechnął.Dobrzewiedział,jakieto uczucie zawsze pozostawać w cieniu lepszego brata. – Odem nie zrezygnujezwielkiejszansydokonaniatego,conieudałosiężadnemuznich.ZechcepokonaćGrom-gil-Gormaidowieść,żejestpotężnymwodzem.

Laithlinuśmiechnęłasięszerzej.Yarviniepamiętał,abykiedykolwiekpatrzyłananiegoztakimpodziwem.

– Twój brat miał odpowiednią liczbę palców, lecz bogowie całą mądrośćzatrzymalidlaciebie.Stałeśsięwyjątkowoprzebiegły,Yarvi.

Widocznieempatia–odpowiednioużyta–mogłabyćśmiercionośnąbronią.–Latapoznawaniatajnikówsztukiministranieposzłynamarne.Przydałabysię

namjednakpomocosobyzotoczeniaOdema.Ogromniezwiększyłabynaszeszanse.

Page 225: Dla Grace - EduPage

MoglibyśmypoprosićMatkęGundring…–Nie.OnajestministremOdema.–Imoim.Laithlinpokręciłagłową.– W najlepszym wypadku byłaby rozdarta i nie wiedziała, komu powinna

pozostać lojalna. Kto wie, co uznałaby za większe dobro? I tak mamy wieleniewiadomych.

–Iwieledowygrania.Wysokastawkawiążesięzwielkimryzykiem.–Toprawda.–Laithlinstrzepnęłasuknię ispojrzałanaYarviegozdziwiona.–

Odkiedytomójulubionysynjesttakimryzykantem?–Odkądstryjstrąciłgodomorzaiprzejąłjegosukcesję.–Niedoceniłcię,Yarvi.Jarównież.Cieszęsięjednak,żemogęprzyznaćsiędo

błędu.–Jejuśmiechzgasł,awgłosiezabrzmiałaokrutnanuta.–Dlaniegopomyłkazakończy siękrwawo.Poślij ptakadoGrom-gil-Gorma, siostrzyczko.Przekażmu,żeniecierpliwieoczekujemyjegoprzybycia.

SiostraOwdpokłoniłasięnisko.– Oczywiście, najjaśniejsza pani, tyle że… jeśli to zrobię, już nie będzie

odwrotu.MatkaYarviegozaśmiałasięponuro.– Możesz zapytać swojej pani, siostrzyczko. Nie należę do tych, którzy się

wycofują. – Silną ręką nakryła leżącą na stole słabą dłoń Yarviego. – Mój synrównież.

Page 226: Dla Grace - EduPage

T

WCIEMNOŚCIACH

odiabelneryzyko–szeptRulfawsączyłsięwmrokiumilkł.–Życiejestryzykiem–odparłNijaki.–Odsamychnarodzin.Wszystko.

–AleczłowiekniemusiodrazupognaćgoluteńkiprostoprzezOstatnieWrota.Możesiępocichutkuwycofać.

–Śmierćzabierzenasnadrugąstronętakczysiak–uparłsięNijaki.–Jawolęstawićjejczoło.

–Aczyjamogęwolećnastępnymrazembyćgdzieśindziej?– Przestańcie już! – syknął Yarvi. – Sprzeczacie się jak dwa stare ogary

oostatniąkość.–Niewszyscymusimypostępowaćjakkrólowie–mruknąłRulfzesporądawką

ironii.Gdysięcodzieńpatrzyło,jakktośkucanadwiadrem,trudnopotemprzyjąć,żetasamaosobazasiadanatroniemiędzybogamiiludźmi.

Stare,zardzewiałezasuwyskrzypnęłyifurtasięotworzyła,sypiącwkołopyłem.JedenzInglingówLaithlinstałwciśniętywwąskieprzejścieimierzyłprzybyszówponurymwzrokiem.

–Ktościęwidział?–spytałYarvi.Niewolnik pokręcił głową, odwrócił się i ciężkim krokiem ruszył w górę po

wąskich schodach, pochylając głowę, żeby nie zawadzić o sufit. Yarvi nie miałpewności, czymożemu ufać.Matka tak uważała… tyle że ona jeszcze niedawnoufałaHurikowi.Yarviwyzbyłsięjużdziecięcejwiarywnieomylnośćrodziców.

Przezostatniemiesiącewyzbyłsięwieluprzekonań.Schody prowadziły do wielkiej groty. Z nierównego sklepienia sterczały

wapiennezęby–każdyzwieńczonykropelkąrosybłyszczącąwświetlepochodni.– Jesteśmy pod cytadelą? – spytał Rulf, nerwowo zerkając na niewyobrażalną

masęskałnadichgłowami.

Page 227: Dla Grace - EduPage

– Cała góra jest poryta tunelami – poinformował towarzyszy Yarvi. –Pradawnymi korytarzami elfów i nowszymi przejściami. Pełno tu ukrytych drzwii tajnych przezierników. Ministrowie, a także niektórzy królowie pragną czasemuniknąć wścibskich oczu. Nikt jednak nie zna tych przejść tak jak ja. Spędziłemwnichpołowędzieciństwa.Chowałemsię tuprzedojcemibratem.Niezauważonyprzekradałem się między kryjówkami. Obserwowałem, pozostając niewidziany,i udawałem, że uczestniczę w tym, na co patrzyłem. Wymyślałem sobie życie,wktórymniebyłemwyrzutkiem.

–Smutnahistoria–wyszeptałNijaki.–Okropna.–Yarvipamiętał,jakkiedyśpłakałwciemnościachimarzył,żektoś

go znajdzie, choć wiedział, że nikomu nie zależy na nim aż tak, aby go szukać.Pokręcił głową, brzydząc się dawną słabością. – Ale jeszcze może mieć dobrezakończenie.

–Toprawda.–Nijakiprzesunąłdłoniąpościanie. Jednolitagładź.Elf-kamieńprzetrwałtysiącelat,awyglądałtak,jakbybyłtuzaledwiedzień.–Tądrogąludzietwojejmatkimogąniepostrzeżeniedostaćsiędocytadeli.

–GdywojownicyOdemawyrusządowalkizGrom-gil-Gormem.Inglingdałimznak,abysięzatrzymali.Przejście kończyło się okrągłym szybem. Wysoko w górze widniał niewielki

krąg światła, a głęboko w dole widać było nikłe błyski wody. Schodki biegłyspiralnie wzdłuż ściany i były tak wąskie, że Yarvi musiał się wspinać bokiem.Łopatkamiszorowałpogładkimmurzeelfów,podczasgdyczubkibutówwystawałymupozakrawędźstopni.Potpłynąłmuzczoła.Gdyznajdowalisięwpołowiedrogi,z góry dobiegł jakiś furkot i coś przemknęło mu przed twarzą. Pewnie by spadł,gdybyRulfniezłapałgozarękę.

–Niechceszchyba,żebytwojerządyukróciłozwykłewiadro.Plusnęło o wodę w dole, a Yarvi odetchnął głęboko. Nie uśmiechała mu się

kolejnakąpielwzimnejwodzie.Kobiecegłosyodbiłysięechemodścian,dziwniedonośne.–…onawciążsięsprzeciwia.

Page 228: Dla Grace - EduPage

–A ty chciałabyś poślubić tego zasuszonego starca, gdybyś najpierwmiała zamężamężczyznętakiegojakUthrik?

– Jej chęci nie mają znaczenia. Skoro miejsce zwykłego króla jest międzybogami i ludźmi, to NajwyższyKról zasiada na troniemiędzy bogami i królami.Niktniemożemubezkońcaodmawiać…

Powoliruszylidalej.Kolejnemrocznekorytarze,kolejneschody,kolejnepełnewstydu wspomnienia. Wzniesione przez człowieka mury z nierówno ociosanychkamieniwydawałysięstarsze,choćbyłyowieletysięcylatnowszeodtuneliwgłębigóry.Światłodniamrugałoprzezzakratowaneotworypodstropem.

–Iluludzikupiłakrólowa?–spytałRulf.–Trzydziestutrzech–odparłInglingprzezramię.–Jakdotąd.–Sądobrzy?– Ludzie jak ludzie. – Inglingwzruszył ramionami. – Będą zabijać albo sami

zginą,zależnieodszczęścia.–OiluOdemmógłbypowiedziećtosamo?–chciałwiedziećNijaki.–Owielu–przyznałIngling.–Atammamyczwartączęść jegoarmii.–Yarviwspiąłsięnapalce iwyjrzał

przezkratę.Tegodniaćwiczeniaodbywałysięnadziedzińcucytadeli.Starycedrwyznaczał

jedenznarożnikówplacu.Wojownicyustawiali z tarczzapory ikliny, apotem jełamali.Stalbłyskaławbladymsłońcuizgrzytałaodrewno.Butyszurałyoziemię.W chłodnym powietrzu brzmiały ostre komendy mistrza Hunnana. Usztywnićzasłonę, nie odstępować przybocznego,mierzyć nisko.Dawniejwrzeszczał tak doYarviego,tyleżeniewieletodawało.

–Niemałoich–przyznałNijaki,któryzwyklebagatelizowałniebezpieczeństwo.–Sądobrzewyszkoleniizaprawieniwboju,adotegonaswojejziemi–dorzucił

Rulf.–Raczejnamojej–wycedziłYarviprzezzęby.Wysunąłsięnaczoło.Znał tu

każdykamień.–Spójrztam.–PrzyciągnąłRulfadokolejnegowąskiegoprześwituz kratownicą, z którego widać było jedyny wjazd do cytadeli. Okute wrota stały

Page 229: Dla Grace - EduPage

otworem, strzeżone z obu stron przez wartowników, a tuż pod łukowatymsklepieniemlśniławypolerowanamiedź.

–WyjącaBrama–wyszeptał.–Dlaczegotaksięnazywa?Bobędziemywyć,jeślicośpójdzienietak?–zakpił

Rulf.–Nazwaniejestważna.Zaporaodcinacytadelęodzewnątrz.Sześciuministrów

pracowało nad tym mechanizmem. Brama utrzymuje się na jednym srebrnymgwoździu.Stalestrzegąjejstraże,alemożnasiętamdostaćtajnymischodami.Gdyprzyjdziepora,razemzNijakimweźmiemytuzinludziiwedrzemysiętam.Rulfie,ty zabierzesz łuczników na dach, żeby z gwardii przybocznej mego stryja zrobićpoduszkidoszpilek.

–Napewnobędąładniewyglądali.– W odpowiednim momencie wyciągniemy gwóźdź, brama opadnie i Odem

zostanieuwięzionywewnątrzcytadeli.–Yarvijużwyobrażałsobiezgrozęstryjanawidok opadającej zapory. Nie po raz pierwszy żałował, że zawsze jest trudniejwykonaćplan,niżgoprzygotować.

–Odemutkniewpułapce…–OczyNijakiegobłysnęływciemnościach.–Amyrazemznim.

Nadziedzińcurozległysięwiwaty,gdyostatniećwiczeniedobiegłokońca.Jednastronazwyciężyła,drugależałanaziemi.

YarviruchemgłowywskazałmilczącegoInglinga.–Niewolnikmojejmatkipokażewamprzejścia.Zapamiętajcieje.– A ty dokąd się wybierasz? – spytał Rulf, a po chwili dodał niepewnie: –

Najjaśniejszypanie?–Muszęcośzałatwić.

Wstrzymując oddech, żeby nie zdradził go najcichszy szelest, dobrnął przezzatęchłeciemnościdoukrytychdrzwimiędzynogamiOjcaPokoju.PrzysunąłsiędoprzeziernikaizajrzałdoSaliBogów.

Jeszcze nieminęło południe i król Gettlandu zajmował należnemumiejsce –

Page 230: Dla Grace - EduPage

CzarnyTron.Yarvimiałprzedoczamityłoparcia.NiemógłwidziećtwarzyOdema,a jedynie zarys jego ramion i połyskujący diadem we włosach. Matka Gundringsiedziałanastołkupojegoprawicy.Dłoń,wktórej trzymałalaskęministra,drżałalekko.

Tron na podwyższeniu otaczało morze słabo oświetlonych twarzy. WspanialiidobrzyobywateleGettlandu–araczejpodliimarni.Odpowiedniowypolerowaneklamry i klucze. Zastygłe w służalczych uśmiechach usta. Ci sami ludzie, którzypłakali,gdyrósłkurhankrólaUthrika,iwątpili,czytrafiimsiędrugitakwspaniaływładca.Jegomłodszegosyna,żałosnegokaleki,zpewnościąnieuważalizagodnegonastępcę.

NastopniachpodwyższeniastałaLaithlinzdumniepodniesionągłową.ZasobąmiaławielkiegoHurika.

Yarvi nie mógł widzieć twarzy Odema, lecz słyszał głos fałszywego królarozbrzmiewający echem w świętej sali. Niezmiennie spokojny i przekonujący.Cierpliwyjakzima.Yarviegoprzeszedłdreszcz,gdygousłyszał.

–Czywolnomi zapytaćnaszą czcigodnąbratową,kiedyzamierza sięudaćdoSkeken?

–Gdy tylkobędzie tomożliwe,najjaśniejszypanie–odparłaLaithlin. –Pilneinteresywymagająmojej…

–PrzecieżjanoszęterazkluczGettlandu.Yarvi przesunął się w drugi koniec szczeliny przeziernika i po lewej stronie

CzarnegoTronuzobaczyłIsriun.Swojąnarzeczoną.Awcześniej jegobrata.Na jejszyiwisiałkluczdoskarbcaiwszystkowskazywałonato,żenieciążyłjejtak,jaksięobawiała.

–Mogędopilnowaćtwoichinteresów,Laithlin.Zupełnie nie przypominała tamtej nieśmiałej dziewczyny, która drżącym

głosikiemskładałamuobietnicewtejwłaśniesali.Przypomniałsobie,jakzalśniłyjejoczy,kiedydotknęłaCzarnegoTronu.Tensambłyskwidziałwnich teraz,gdyspojrzałanazasiadającegonanimojca.

WidocznienietylkoYarvisięzmieniłodtamtejwyprawydoAmwend.

Page 231: Dla Grace - EduPage

–Uporajsięznimijaknajszybciej–rozległsięgłosOdema.–Abyśmogła zacząć nam panować jakoNajwyższaKrólowa – dodałaMatka

Gundring,namomentunosząclaskę.Ciemnyelf-metalzalśnił.– Chyba raczej służyć u Babki Wexen jako jej rachmistrzyni – oburzyła się

Laithlin.Nachwilęzapadłomilczenie,apotemOdempowiedziałcicho:–Niektórych spotyka gorszy los.Każdy powinien czynić, co do niego należy.

MusimyjaknajlepiejsłużyćGettlandowi.Pamiętajotym.–Oczywiście,najjaśniejszypanie–wycedziłaprzezzębyizłożyłaukłon.Chociaż Yarvi nieraz marzył, aby być świadkiem jej upokorzenia, widok

poniżonejmatkiobudziłwnimpiekącązłość.– Zostawciemnie teraz samego z bogami – nakazał Odem,machnięciem ręki

odprawiajączebranych.Otwarto drzwi i poddani, kłaniając się nisko na znak bezbrzeżnego szacunku,

jeden za drugim wyszli na zewnątrz. Laithlin również opuściła salę z Hurikiemu boku. W ślad za nimi ruszyła Matka Gundring, a Isriun oddaliła się ostatnia,posyłającojcuuśmiech,takjakniegdyśYarviemu.

Drzwi zamknęły się z łoskotem iw sali zapadła ciężka cisza.Odem z jękiempoderwał się z Czarnego Tronu, jak gdyby siedzisko go parzyło. Odwrócił się…iYarviemuoddechzamarłwpiersi.

Twarz stryja wyglądała dokładnie tak, jak zapamiętał. Poważna, z głębokimibruzdaminapoliczkachiprzetykanąsrebrembrodą.BardzopodobnadotwarzyojcaYarviego, tylko biły z niej łagodność i troska, jakichw obliczu królaUthrika niemógłsiędopatrzyćnawetjegosyn.

W tym momencie nienawiść powinna wypełnić mu serce, przegonić lęki izagłuszyć obawy, że wydarcie Czarnego Tronu stryjowi nie jest warte krwi, jakątrzebabędzietookupić.

LeczgdyYarviujrzałtwarzwroga,któryzamordowałjegobliskichiskradłmukrólestwo,sercegozdradziłoiniespodziewanewzruszeniechwyciłogozagardło.ZcałejrodzinytylkoOdemtraktowałgożyczliwie.Tylkoonsprawiał,żeYarviczuł

Page 232: Dla Grace - EduPage

się lubiany. Tylko dzięki niemu zaczął wierzyć, że zasługuje na sympatię. Leczzaraz potem pojawił się dławiący żal po stracie tamtego człowieka. Poczułnapływającedooczułzyiwgniótłkrzywekłykciewzimnykamień.Nienawidziłsięzatakąsłabość.

–Niepatrztaknamnie!Yarvigwałtownieodsunąłsięodszczeliny,leczOdemutkwiłwzrokwyżej.Echo

jegokrokówrozległosięwaksamitnympółmroku,jakispowijałwielkąaulę.–Opuściłeśmnie?Opuściliściemniewszyscy?–zawołał.–Takjakjaopuściłem

was?Patrzył na jantarowe posągi rozstawione kręgiem pod kopułą i zwracał się do

bogów. Z drżącego głosu zniknął zwykły spokój. Zdjął królewski diadem, któryprzed kilkoma miesiącami zdobił głowę jego bratanka, i krzywiąc się, potarłodciśnięteśladynaczole.

– Co miałem robić? – wyszeptał tak cicho, że Yarvi ledwie go usłyszał. –Wszyscykomuśsłużymy.Wszystkomaswojącenę.

Yarvidobrzepamiętałostatniesłowa, jakieusłyszałodstryja–wciążkłułygoboleśnie.

„Byłby z ciebie niezły błazen. Ale czy moja córka zasługuje, aby dostaćjednorękiegosłabeuszazamęża?Kalekę,któryjestmarionetkąwrękachmatki?”

Dopiero teraz zakipiała w nim nienawiść. Przecież złożył przysięgę… Ojcu.Matce.

Sobie.ZcichymświstemmieczShadikshirramwysunąłsięzpochwy.Guzowata lewa

pięśćYarviegoprzywarładoukrytychdrzwi.Wiedział,żewystarczyjednosolidnepchnięcie,abyjeotworzyć.Jednopchnięcie,trzykrokiibłyskawicznecięciemogływszystko zakończyć. Oblizał usta. Palcami zdrowej dłoni pewniej objął rękojeśćinapiąłbarki.Krewzapulsowałamuwskroniach…

–Dość tego!– rykOdemaponiósł sięwkoło echem iYarviponownie zamarł.Stryj wcisnął na głowę królewski diadem. – Co się stało, już się nie odstanie! –Pięścią pogroził sklepieniu. – Jeśli nie tego chcieliście, dlaczego mnie nie

Page 233: Dla Grace - EduPage

powstrzymaliście? – zawołał, po czym okręcił się na pięcie i wielkimi krokamiopuściłsalę.

– Wysłali mnie, abym to zrobił – wyszeptał Yarvi, wsuwając mieczShadikshirram z powrotem do pochwy.Nie teraz. Jeszcze nie.Nie tak łatwo.Niemiałjużjednakżadnychwątpliwości.

NawetgdybymusiałutopićcałeThorlbywekrwi.Odemmusizginąć.

Page 234: Dla Grace - EduPage

Y

BÓJPRZYJACIELA

arvi ciągnął z całych sił, wiedząc, że ma nad sobą bat. Stękał, naprężałwszystkiemięśnieizaciskałnauchwycienawetkikutpalcaniesprawnejręki,alejakmógłsamporuszyćwiosło?

Matka Wód z rykiem wdarła się do ładowniWiatru Południa. Rozpaczliwiewspiął się po drabinie, a potem patrzył, jak niewolnicy napinają łańcuchy, abyjeszczerazzaczerpnąćtchu,zanimichtwarzezniknąpodpowierzchnią.

– Sprytne dzieciaki toną tak samo jak głupie – powiedział Trigg. Z jegorozpołowionejczaszkipłynęłakrew.

Yarviztrudembrnąłprzezbezlitosnyśnieg.Zrobiłkolejnykrok,poślizgnąłsięizachwiałnagorącejskale,gładkiejjakszkło.Rzuciłsięprzedsiebieignałcotchu,alepsyciąglekłapałypyskamitużzanim.

Grom-gil-Gormmiał czerwone zęby, spryskanąkrwią twarz i naszyjnik z jegopalców.

– Jestem już blisko! – Jego głos zadźwięczał jak dzwon. – A wraz ze mnąnadchodziMatkaWojna!

–Jesteśgotowypaśćnakolana?–spytałaMatkaScaer.Narękachmiałapełnolśniącychbransoletelfów,awronynajejramionachśmiałysięiśmiały.

– On już klęczy – stwierdził Odem, opierając łokcie na ciemnych poręczachCzarnegoTronu.

–Nigdyniepodnosisięzkolan–dodałaIsriun,uśmiechającsiębezprzerwy.–Wszyscykomuśsłużymy–oznajmiłaBabkaWexen,aw jejoczachbłysnęła

chciwość.–Dosyćtego!–syknąłYarvi.–Dosyć!Gwałtowniepchnął ukryte drzwi iwypadł przeznie z zakrzywionymmieczem

wdłoni.Ankranwytrzeszczyłoczy,gdygłowniaprzeszyłagonawylot.

Page 235: Dla Grace - EduPage

–Stalrozwiążekażdyproblem–wychrypiał.ShadikshirramjęknęłairąbnęłaYarviegołokciem.Uderzyłjąimetalzmokrym

odgłosemwszedłwciało,aonaposłałamuuśmiechprzezramię.–Jużjestblisko–wyszeptała.–Tuż-tuż.

Obudziłsięzlanypotemizaplątanywpościel.Pięściąokładałmaterac.Nad nim zamajaczyła twarz diabła, cała z cieni, płomieni i cuchnącego dymu.

Skulił się, ale po chwili odetchnął z ulgą. To tylko Rulf nachylił się nad nimzpochodniąwdłoni.

–Grom-gil-Gormjestjużblisko.Yarvi uwolnił się spod przykrycia. Zza zamkniętych okiennic dochodziły

zniekształconedźwięki.Łoskot.Krzyki.Biciedzwonów.– Przekroczył granicę i zmierza tu na czele tysiąca wojowników. Albo setek

tysięcy,zależy,jakimpogłoskomwierzyć.Yarvizamrugał,próbującsięrozbudzić.–Takszybko?– Pędzi jak ogień i sieje takie samo zniszczenie. Posłańcy niewiele go

wyprzedzili.Odmiastadzielągojużtylkotrzydnidrogi.Thorlbyogarnąłchaos.Nikłaszarośćświtusączyłasięprzezlistwyokienniciwyławiałazmrokublade

twarze.SłabawońdymupołaskotałaYarviegownos.Dymuistrachu.Odległygłoskapłana napływał z zewnątrz, wzywając wiernych, aby padli na kolana przedJednobóstwemizostaliprzeznieocaleni.

AbypadlinakolanaprzedNajwyższymKrólemistalisięjegoniewolnikami.–Twojawronaszybkodotarładocelu,SiostroOwd–stwierdził.–Uprzedzałam,żetakbędzie,najjaśniejszypanie.Yarvi skrzywił się, słysząc te słowa.W jegouszachwciążbrzmiały jakkpina.

Ibyłykpiną…dopókiżyłOdem.Rozejrzał się po twarzach towarzyszy. Sumaela i Jaud walczyli ze strachem.

Nijakiniekryłzachłannegouśmiechuanimiecza.–Tomojawalka–oznajmiłYarvi.–Niebędęwiniłtych,którzyzdecydująsię

Page 236: Dla Grace - EduPage

terazodejść.– Ja i moja stal pozostajemy wierni sprawie. – Nijaki czubkiem kciuka starł

paprochzgłowni.–Przedspełnieniemobietnicypowstrzymaćmniemogą jedynieOstatnieWrota.

YarviskinąłgłowąizdrowądłońzacisnąłnaręceNijakiego.–Przyznaję, że nie rozumiempowodów twojej lojalności, ale jestemci za nią

ogromniewdzięczny.Pozostaliniespieszylisięzzapewnieniami.–Skłamałbym,gdybympowiedział,żenieobawiamsięwalkizprzeciwnikiem,

którymanadnamitakąprzewagę–przyznałwkońcuRulf.–NagranicyVansterlanduteżtakmówiłeś–stwierdziłNijaki–askończyłosię

tym,żespaliliśmyciaławrogów.– I naszego przyjaciela. A potem pojmała nas banda wściekłych Vansterów.

Teraz znowumamyznimido czynienia, a jeśli naszplanniewypali,wątpię, czygiętkijęzykmłodegokrólanasuratuje.

YarvipołożyłprzykurczonądłońnarękojeścimieczaShadikshirram.–Wtedyprzemówinaszastal.–Łatwotakgadać,zanimsięjejdobędzie.–SumaelazerknęłaponuronaJauda.

– Uważam, że ty i ja powinniśmy wyruszyć na południe, zanim do głosu dojdąmiecze.

JaudspojrzałnaYarviego,potemnaSumaelęiznowunaYarviego.Jegopotężneramionasięprzygarbiły.

Mądrzyczekająnawłaściwymoment,leczniepozwalają,abyimumknął.– Ruszajcie więc w drogę, jeśli chcecie. Macie moje błogosławieństwo, choć

wolałbymmiećwas przy sobie – powiedział Yarvi. – Razem byliśmy naWietrzePołudnia. Razem z niego uciekliśmy. Razem stawiliśmy czoło mroźnej krainie.Terazteżprzetrwamy.Razem.Jeszczetylkojedenruchwiosła.

SumaelaspojrzałanaJauda,apotempochyliłasiękuniemu.–Niejesteśwojownikiemanikrólem.Jesteśpiekarzem.JaudzerknąłnaYarviegoiwestchnął.

Page 237: Dla Grace - EduPage

–Jestemtakżewioślarzem.–Niezwyboru.–To,comawżyciunajwiększąwartość,rzadkozależyodnaszegowyboru.Jaki

byłbyzemniewioślarz,gdybymporzuciłtowarzysza?–Toniejestnaszawojna!–syknęłaSumaelanieustępliwie.Jaudwzruszyłramionami.–Tobójmojegoprzyjaciela,więcimój.–Acoznajsłodsząwodąnaświecie?– Później będzie równie słodka. Może nawet bardziej. – Jaud uśmiechnął się

niepewnie do Yarviego. – Jak trzeba podnieść jakiś ciężar, lepiej dźwigać, niżpłakać.

–Dlanaswszystkichmożesiętoskończyćłzami.–SumaelapowolizrobiłakrokwstronęYarviego,wpatrującsięwniegociemnymioczami.Wyciągnęładoniegodłoń.Oddechzamarłmuwpiersi.–Proszęcię,Yorv…

–MamnaimięYarvi.–Zbólemsercaodwzajemnił jejspojrzeniezkamiennątwarzą,takjakzrobiłabytojegomatka.Bardzochciałwziąćjązarękę.Trzymaćjątak jak wtedy pod śniegiem.Mogłaby go poprowadzić za sobą aż do PierwszegozMiast.ZnowustałbysięYorvem,dodiabłazCzarnymTronem.

Naprawdę tego pragnął, ale nie mógł sobie pozwolić na taką słabość. Za nic.Musiałdotrzymaćprzysięgiipotrzebowałpomocytowarzyszy.PotrzebowałJauda.PotrzebowałSumaeli.

–Aty,Rulfie?–spytał.Rulfporuszyłustami,obróciłjęzykiemisprytniesplunąłzaokno.–Skoropiekarzstajedowalki,tojakiwybórmawojownik?–Najegoszerokiej

twarzypojawiłsięuśmiech.–Mójłuknależydociebie.Sumaelazrezygnacjąopuściładłońiwlepiławzrokwpodłogę.Zacisnęławargi.–SkoroMatkaWojnaobejmujerządy,jakiemamwyjście?–Nijakie–skwitowałNijaki.

Page 238: Dla Grace - EduPage

G

UKŁADYZMATKĄWOJNĄ

ołębniknadalznajdowałsięnaszczyciejednejznajwyższychwieżcytadeli,której mury nadal były zabrudzone wewnątrz i na zewnątrz zaciekamiptasich odchodów, a liczne okna nadalwpuszczały do środka zimnywiatr.

Tegodniawydawałsięwyjątkowomroźny.–Bogowie,ależdziśziąb–mruknąłYarvi.Sumaelawypatrywałaczegośprzezlunetę,zaciskającusta.–Nigdybardziejniemarzłeś?–Wiesz,żetak.Obojemarzli…dalekostąd,wsurowejkrainielodu.Wtedyjednakbyłamiędzy

nimiiskra,któragogrzała.Terazzdołałzupełniejązdławić.– Przepraszam – powiedział, ale zabrzmiało to jak obrażone burknięcie. Nie

odezwała się,więc brnął dalej: – Za to, co usłyszałaś odmojejmatki… za to, żepoprosiłemJauda,żebyzostał…iżenie…

Jejpodbródekdrgnął.–Królniepowinienprzepraszać.Zabolałygotesłowa.– Przecież jestem taki sam jak wtedy, gdy spaliśmy obok siebie naWietrze

Południa.Igdywędrowaliśmyprzezśniegi.I…–Doprawdy?–Wreszcienaniegospojrzała,leczwjejoczachzobaczyłjedynie

chłód.–Tam,zawzgórzem.–Podałamulunetę.–Dym.–Dym–zagruchałjedenzgołębi.–Dym.Sumaelazerknęłanaptakanieufnie.Zklatekzawieszonychnaścianachgołębie

wpatrywały się w nią nieruchomymi oczami. Nie patrzył na nią jedynie brązowyorzeł,wielkiikrólewski,któryprawdopodobnieprzybyłodBabkiWexendomatki

Page 239: Dla Grace - EduPage

Yarviego z kolejną propozycją – lub żądaniem – małżeństwa. Ptaszysko z dumąwygładzałopiórainieraczyłonawetspojrzećnaludzi.

–Dym,dym,dym…–Możeszcośzrobić,żebyumilkły?–spytałaSumaela.–Powtarzająjedyniefragmentywiadomości,jakichjeuczono–wyjaśniłYarvi.

–Nieobawiajsię,onenicnierozumieją–dodał,alepatrzącnatuzinyzwróconychw jego stronę oczu i przekrzywiane z uwagą łebki, sam zaczął się znowuzastanawiać, czy nie pojmują więcej od niego. Odwrócił się do okna i przytknąłsoczewkę do oka.Na tle nieba zobaczył krzywąnić dymu. –Tam jest obejście. –Jego właściciel szedł w kondukcie pogrzebowym króla Uthrika i stał w długimszeregu żałobników, którzy kolejnomiażdżyli dłońmłodemuwładcy.Yarviwolałsię nie zastanawiać, czymężczyzna był w domu, gdy Grom-gil-Gormwpadł tamzwizytą.Ajeśliakuratwyjechał,tokogozastaliVansterowieijakilosspotkałtychludzi?

„Mądry minister zawsze ma na względzie większe dobro i szuka mniejszegozła”,mawiałaMatkaGundring.Mądrykról chybapowinienkierować się podobnązasadą.

Oderwałokolunetyodpłonącegoobejściaizacząłstudiowaćnierównyhoryzont.Wpewnymmomenciedostrzegłbłysksłońcaodbitegoodstali.

–Wojownicy.Nadchodzilitraktemodpółnocy.Szerokimstrumieniemwylewalisięspomiędzy

wzgórz.Zdalekawydawało się, że sunąpowoli jakzimnamelasa.Yarvizemocjiprzygryzłwargę,poganiającichwduchu.

–KrólGettlanduponaglaarmięVansterówzmierzającądoThorlby–mruknąłdosiebie.

–Bogowiegotująwedługnajdziwniejszychprzepisów–stwierdziłaSumaela.Yarvi spojrzał na sklepienie, na którym łuszczącymi się farbami namalowano

bogów pod postacią ptaków. Ten, który przynosi wiadomości. Ta, która poruszakonarami.Ta,którawypowiedziałapierwszesłowoiwypowieostatnie.Nasamymśrodku,zczerwonymiskrzydłamiikrwawymuśmiechem,widniałaMatkaWojna.

Page 240: Dla Grace - EduPage

–Rzadkosiędociebiemodliłem–wyszeptał,patrzącnajejwizerunek.–OjciecPokój byłmi bliższy.Dziś jednakwłaśnie ciebie proszę o zwycięstwo. ZwróćmiCzarny Tron. Poddałaś mnie wielu próbom i czuję się gotowy. Nie jestem jużgłupcem… nie jestem też tchórzem ani dzieckiem. Jestem prawowitym władcąGettlandu.

Jeden z gołębi wybrał sobie akurat ten moment, żeby upstrzyć odchodamipodłogęobokYarviego.CzyżbytakabyłaodpowiedźMatkiWojny?

Zgrzytnąłzębami.–Jeżelinieuczyniszmniedziśkrólem…jeżelipostanowiszprzeprowadzićmnie

dzisiaj przez Ostatnie Wrota… pozwól mi przynajmniej dotrzymać przysięgi. –Zacisnął nierówne pięści, aż zbielałymu kłykcie. –Dajmi życieOdema.Dajmizemstę.Podarujmichoćtyle,abędęusatysfakcjonowany.

Niebyłatopełnaszacunkumodlitwazrodzajutych,jakichuczysięministrów.Nie zwracał się z prośbą, aby danemubyło coś zbudować lub stworzyć. Przecieżbudowanie i tworzenie nic nie znaczą dla Matki Wojny. Ona jedynie odbiera,niszczyiczynikobietywdowami.Dlaniejliczysiętylkoprzelanakrew.

–Królmusizginąć–syknął.– Król musi zginąć! – zaskrzeczał orzeł, dumnie podnosząc głowę

i rozpościerając skrzydłanacałą szerokośćklatki.Wydawałosię,żecałakomnatapociemniałaodjegocienia.–Królmusizginąć!

–Jużczas–powiedziałYarvi.–Nareszcie. –GłosNijakiego zmetalicznym podźwiękiem dobywał się przez

szczelinęwhełmie,któryniemalzupełniezasłaniałmutwarz.–Nareszcie–zawtórowalimudwajInglingowie.Jedenznichobracałwrękach

wielkitopór,jakgdybytobyłazabawka.–Nareszcie–mruknąłJaud,choćwcaleniewyglądałnazadowolonego.Źlesię

czuł w pożyczonej zbroi, a widok towarzyszy broni przyczajonych w mrocznymtuneluelfówpotęgowałjegoniepokój.

Prawdę mówiąc, Yarviemu też nie dodawali otuchy. Wyglądali jak kompania

Page 241: Dla Grace - EduPage

maszkar pozyskanych dla sprawy za złoto jegomatki.Wszystkie krainy z rejonuMorzaDrzazg– i kilkaznaczniebardziejodległych–użyczyłypodwóch spośródswoich najgorszych synów. Byli wśród nich bandyci i rzezimieszki, piraciiskazańcy,niektórzyzwytatuowanyminaczołachzbrodniami,jakichsiędopuścili.Jeden miał zupełnie niebieską od nich twarz i bez przerwy łzawiło mu oko.Mężczyźnibezkróla ihonoru.Mężczyźnibezsumienia icelu.Anadokładkę trzyprzerażające kobiety Shendów, najeżone ostrzami i umięśnione jak kamieniarze.Z ogromną przyjemnością demonstrowały zęby spiłowane w okrutne szpicekażdemu,ktozerknąłwichkierunku.

–Pewniebymtakimniezaufał,gdybymmiałwybór–mruknąłRulf,nawszelkiwypadekodwracającwzrok.

–Źle to świadczyo naszej sprawie –wyszeptał Jaud– jeśliwszyscyporządniludziewoląsiętrzymaćpodrugiejstronie.

–Porządniludziesąpotrzebnidowieluzadań.–Nijakiostrożnieprzekręciłhełmnajpierwwjedną,apotemwdrugąstronę.–Alemorderstwokrólazpewnościąsiędonichniezalicza.

–Toniemorderstwo–warknąłYarvi.–AOdemniejestprawdziwymkrólem.–Pst.–Sumaelawymowniespojrzaławgórę.Przez skałę sączyły się przytłumione dźwięki. Chyba nawoływania… i szczęk

broni.Odległazapowiedźalarmu.–Jużwiedząoprzybyciunaszychprzyjaciół.Yarviprzełknąłślinę,ogarniętynagłymzdenerwowaniem.–Namiejsca.Wcześniejwszystkodokładnieomówili.Rulfwziąłdziesięciudobrychstrzelców

nadach.KażdyzInglingówrównieżzabrałpodziesiątcedotajnychkorytarzy,skądmogli błyskawicznie wydostać się na dziedziniec. Pozostali cicho wspięli się pokrętych schodkach za Yarvim i Nijakim do wartowni nad jedynym wjazdem docytadeli.KuWyjącejBramie.

–Zachowajumiar–wyszeptałYarvi,zatrzymującsięprzysekretnymprzejściu.Gardło miał tak ściśnięte, że ledwie dobywał z siebie słowa. – Ci ludzie nie są

Page 242: Dla Grace - EduPage

naszymiwrogami…–Dziśmusząnamwystarczyć–stwierdziłNijaki.–AMatkaWojnanienawidzi

umiaru.Kopniakiemotworzyłdrzwiczkiiwypadłprzeznie,pochylającgłowę.–Psiakrew!–syknąłYarviipognałzanim.W wartowni panował półmrok. Światło sączyło się do wnętrza przez wąskie

okna.Zdołudochodziłorytmicznedudnieniebutów.Przyniewielkimstolesiedzielidwaj mężczyźni. Jeden się odwrócił i jego uśmiech zgasł na widok obnażonegomieczaNijakiego.

–Cowy…Stalbłysnęławsłonecznejsmudze.Głowamężczyznymokroplasnęłaopodłogę

i potoczyła się w kąt. Wyglądało to niemal jak sztuczka mima na wiosennymjarmarku, tyle że tu nie było słychać śmiechu dzieci. Nijaki ominął bezgłowegotrupa.Drugiwartownikzacząłsiępodnosić,leczbyłyczempionpchnąłgopodpachęiprzeszyłpierśnawylot.Mężczyznasapnąłrzężąco.Próbowałdosięgnąćstołu,naktórymleżałtopór.

Nijakipowoliodsunąłmebelnogą,poczymwyciągnąłmieczzpiersistrażnika,delikatnieposadziłgonapodłodzeioparłościanę.Mężczyznąwstrząsałydrgawki.ŚmierćjużotwierałaprzednimOstatnieWrota.

– Wartownia zdobyta. – Nijaki wyjrzał przez łukowato sklepione wejściewdrugimkońcupomieszczenia,apotemzamknąłopornedrzwiizablokowałsztabą.

Yarvi ukląkł przy umierającym. Znał go.Dawno temu.Miał na imięUlvdem.Nie zaliczał się do przyjaciół, ale nie był też najgorszy. Kiedyś uśmiechnął sięzżartukalekiegoksięcia,czymbardzogoucieszył.

–Naprawdęmusiałeśichzabić?– Nie. – Nijaki dokładnie wytarł miecz. – Mogliśmy zostawić Odema na

królewskimtronie.Najemnicy rozstawili się pod ścianami, ponuro zerkając na główny obiekt

wpomieszczeniu–iichcel–WyjącąBramę.Jejdolnakrawędźznikaławpodłodze,agórnakryłasięwsuficie.Wielkąpłaszczyznępołyskującejmiedzipokrywałyryty

Page 243: Dla Grace - EduPage

setek wykrzywionych twarzy, wrzeszczących z bólu, strachu lub wściekłości.Przechodziłyjednawdrugą,niczymodbiciawgładkiejtaflistawu.

Sumaelaprzyglądałasięimzrękaminabiodrach.–Chybajużwiem,skądsięwzięłanazwa.–Iztymszkaradzieństwemwiążemynaszenadzieje–westchnąłJaud.Yarvi przesunął opuszkami palców pometalu. Był chłodny i okropnie twardy

wdotyku.–Szkaradniebybyło,gdybyspadłacinagłowę–stwierdził.Obokwielkiejpłyty

miedziznajdowałasiękolumnazwyrytymiimionamipiętnastubogów,którąotaczałpozorny bezład zazębiających się trybów, kół z inskrypcjami oraz zwojówłańcuchów.Nawetbystreokoministranieumiało się dopatrzyćw tymwszystkimżadnegosensuaniodgadnąć,jakdziała.Pośrodkutkwiłjedensrebrnygwóźdź.–Tocałymechanizm.

–Iwystarczywyjąćtengwóźdź?–Jaudwyciągnąłrękę.Yarviplasnąłgopodłoni.–Dopierowewłaściwymmomencie!Dosłowniewostatniej chwili. Imwięcej

ludzi Odema opuści mury, aby stawić czoło Gormowi, tym większe będą naszeszanse.

– Twój stryj coś mówi – oznajmił Nijaki, wyglądając przez jedno z wąskichokien.

Yarviotworzyłokiennicęinnegoidyskretniewyjrzałnadziedziniec–znajomąplamę zieleni między wysokimi szarymi murami. Po jednej stronie gałęzierozpościerał cedr. Właśnie w tej części gromadzili się wojownicy. Wieluwpośpiechudopinałomocowaniazbroi,innistalijużwbojowymrynsztunku.Yarviwytrzeszczyłoczy,widząc,iluichjest.Naokotrzystu,awiedział,żepodcytadelączeka jeszcze więcej. Na marmurowych stopniach wiodących do Sali Bogów,w futrzanej pelerynie, srebrnej kolczudze i królewskim diademie, stał stryjYarviego.

–Widzieliście, kto odważył się podejść pod samemury Thorlby? – ryczał dozgromadzonych. – Grom-gil-Gorm, Łamacz Mieczy! – Wojownicy tupnęli

Page 244: Dla Grace - EduPage

buciorami i zagrzmieli burzą przekleństw. – Ten sam, który zamordowałUthrika,waszego króla, a mojego brata! – Ponownie rozległo się wściekłe wycie. Yarviomałoniekrzyknąłzoburzenia,słuchając tychkłamstw.–Leczwswejarogancjiprzywiódłtuzbytmałesiły!–ciągnąłOdem.–Tojestnaszaziemia,prawojestponaszej stronie, nasza armia jest liczniejsza i potężniejsza! Ani chwili dłużej niepozwolimy hołocie stać tam, skąd widać kurhany moich braci, Uthrika i Uthila,imojegodziadaAngulfa,zwanegoMłotemipogromcąVansterów.

Wojownicyuderzylibroniąotarcze,atarczamiozbroje,rycząc,żeniepozwolą.Od klęczącego obok giermkaOdemwziąłmiecz, dobył go i podniósłwysoko.

Uwolnionagłowniabłysnęłatakjasno,żeYarvimusiałnamomentodwrócićwzrok.– Wyświadczmy ten honor Matce Wojnie i podarujmy jej szkarłatny dzień!

Wyjdźmydziśpozamury,abynimzajdziesłońce,powrócićizatknąćnanichgłowyGrom-gil-Gormaijegovansterskichpsów.

–Jeszczezobaczymy,czyjagłowatrafidziśnablanki–warknąłYarvi,leczjegosłowa zagłuszyły wiwaty wojowników Gettlandu. Tych samych, którzy powinniwiwatowaćnajegocześć.

– Wyruszają – stwierdził Nijaki, gdy zbrojni zaczęli opuszczać dziedziniec,odwoływani według kolejnych odcinków zapory tarcz. Każdy znał swojemiejsce.Każdygotówbyłumrzećzatego,ktostałobok.–Słuszniesiędomyśliłeś,cozrobitwójstryj.

–Toniebyłydomysły–oznajmiłYarvi.–Twojamatkamarację.–ZobaczyłbłyskoczuNijakiegowszczeliniehełmu.–

Stałeśsięwyjątkowoprzebiegły.Najmłodsiwojownicyjakopierwsiwysypalisięzamury.Niektórzymielimniej

lat niż Yarvi. Za nimi wyruszyli starsi i bardziej doświadczeni w boju. CiężkimkrokiemprzechodzilipodWyjącąBramą, szczękiemzbroiwypełniającwartownię.Cienieprzesuwały siępodziobatych twarzachnajemników,którzyprzez szczelinymiędzy deskami podłogi patrzyli, jak lepsi od nich maszerują dołem. Im więcejludzi opuszczało cytadelę, tym bardziej rosło zadowolenie Yarviego. On i jegotowarzysze mieli coraz większe szanse powodzenia. Rósł także jego strach, bo

Page 245: Dla Grace - EduPage

zbliżałasięchwilaprawdy.Chwilazemsty.Lubśmierci.–Królrusza–oznajmiłaSumaela,wciśniętawpółmrokprzyinnymoknie.Odemkroczyłpośródweteranówwstronębramy.Zanimpodążalijegotarczowy

imieczowyorazwszyscy chorążowie. Po drodze klepałmijanychwojownikówpoplecach.

–Jeszczezawcześnie–wyszeptałNijaki.–Samtowidzę!–syknąłYarvi.Butydudniłyoziemię,mężczyźniopuszczalicytadelę,lecznadziedzińcuwciąż

byłoichzbytwielu.Czy po to Yarvi tyle wycierpiał, tyle przeszedł i tyle poświęcił, żeby Odem

wostatniejchwilisięwywinął?Nerwowougniatałkikutpalca.Nawetopuszkimiałspocone.

–Mamwyciągnąćgwóźdź?–zawołałJaud.–Jeszczenie!–pisnąłYarvi,przerażony,żecinadoleusłysząichprzezszpary

wpodłodze.–Jeszczenie!Odemjużzachwilęmiałzniknąćpodłukiem.Yarvipodniósłrękę,abyzarazją

opuścićiwrazzniąposłaćwdółpotwornyciężarWyjącejBramy.Nawetjeśliczekałagoklęska.–Najjaśniejszypanie!–zawołałamatkaYarviegoze schodówSaliBogów.Po

jednej stronie miała wielkiego Hurika, a po drugiej pochyloną nad ministerialnąlaskąMatkęGundring.–Mójdziewierzu!

StryjYarviegoprzystanąłizmarszczyłczoło.–Odemie,muszęzamienićztobąsłowo.Proszę!Yarvi bał się oddychać z obawy, że zakłóci delikatną równowagę chwili.Czas

niemal stanął w miejscu. Odem spojrzał na bramę, a potem na matkę Yarviego.W końcu zaklął i zawrócił do Laithlin, a w ślad za nim z rumorem ruszyli jegopomocnicy.

–Zaczekaj!–syknąłYarviiJaudostrożnieoderwałpalceodgwoździa.Yarviponownieodwróciłsiędookna.Nalśniącejodpotutwarzypoczułchłodny

Page 246: Dla Grace - EduPage

całus powiewu.Wytężał słuch, lecz rozmowa na schodach Sali Bogów była zbytcicha. Jegomatka uklękła przedOdemem, dłonie przycisnęła do piersi i pokornieskłoniłagłowę.Byćmożeprzepraszałazaupóriniewdzięczność,jakieokazałabratuswojego męża oraz samemu Najwyższemu Królowi. Może przysięgałaposłuszeństwoibłagałaowybaczenie.PochwiliujęładłońOdemaiprzycisnęładoniejusta.Yarviemuścierpłaskóra.

Jego stryj spojrzał naMatkę Gundring i niemal niezauważalnie skinął głową.Ona odwzajemniła jego spojrzenie i niemal niezauważalniewzruszyła ramionami.PotemOdemdotknąłpoliczkaLaithliniponowniezawróciłwstronębramynaczelestadkaochoczychpomocnikówiprzybocznejstraży.

Ostatnia strużka wojowników opuszczała cytadelę. Na dziedzińcu zostałynajwyżejtrzytuziny.Laithlinklasnęławdłonieispojrzaławoknawartowni.Yarvimiałprzezmomentwrażenie,żeichspojrzeniasięspotkały.

–Dziękuję,matko–wyszeptał.Ponownieuniósłsłabądłoń.Ponowniezaczekał,ażOdem zbliży się do bramy.Tym razembogowie nie pokrzyżowalimu planów,leczłaskawiedaliszansę.

–Czekaj–wyszeptał,czując,jakgorącyoddechłaskoczemuwargi.–Czekaj.–Wreszcienadszedłtendzień.Wybiłagodzina.–Czekaj.–Nadeszłachwila.–Teraz.

Machnął kaleką ręką. Choć była słaba, dzięki geniuszowi sześciu dawnychministrówopadławdółwrazzciężaremcałejgóry.Jaudwyszarpnąłgwóźdź,trybyzgrzytnęły, łańcuch się napiął i nagle wszyscy zrozumieli, skądwzięła się nazwabramy.Rozległsięprzerażającydźwięk,jakgdybyzawylinarazwszyscypotępieńcywpiekle.GwałtownypodmuchpowietrzazerwałhełmzgłowyYarviegoipchnąłgonaścianę.WyjącaBramapomknęławdół.

Uderzyła o bruk z łoskotem, od którego cytadela zatrzęsła się aż po korzenietuneli,izablokowaławyjazdtakwielkimciężarem,żenawetsamOjciecZieminiemógłbygopodnieść.

Podłogaugięła się i przekrzywiła.PrzezmomentYarvimiałwrażenie, że caławartowniarunieodpotwornegowstrząsu.

Przypadłdojednejzeszczelinmiędzydeskami.Próbowałniezważaćnazawroty

Page 247: Dla Grace - EduPage

głowy i dzwonienie w uszach. Łukowate przejście pod spodem pełne byłonajbardziejzaufanych ludziOdema.Niektórzykiwali się,zasłaniającdłońmiuszy.Inniniezdarniedobywalibroni.Jeszczeinnitłoczylisiępodbramą,otwierającustawbezgłośnychkrzykach iwaląc bezgłośnie, głupio, bezsensowniewpłaskorzeźbywrzeszczącychtwarzy.Fałszywykrólstałpośrodkutegochaosu.Gdyzadarłgłowę,napotkał wzrok Yarviego i pobladł, jak gdyby ujrzał demona, który szponamiwyszarpałdziuręwOstatnichWrotachipowróciłnaświat.

Yarvisięuśmiechnął.Wtejsamejchwilipoczuł,żektośchwytagozaramię.Nijaki ciągnął go i coś do niego krzyczał. Przez szczelinę w hełmie Yarvi

widział jego poruszające się usta, lecz docierały do niego jedynie niewyraźnedźwięki.

Podniósłsięzdesek,którewróciły jużdopoziomu, ipopędziłza towarzyszemwdółpokrętychschodkach,obijającsięościany.Najemnicydeptalimupopiętach.Nijaki z impetem otworzył drzwi – jasny łuk w ciemnościach – i wypadli nazewnątrz.

Page 248: Dla Grace - EduPage

N

OSTATNIEWROTA

adziedzińcucytadelirządziłchaos.Śmigała broń i leciałydrzazgi, szczękała stal i twarzewykrzywiały się

z wysiłku, strzały pruły powietrze i padali zabici, a wszystko to działo sięwnierzeczywistejciszy.

ZgodniezplanemnajemnicymatkiYarviegowypadlizkryjówekizaatakowaliwojownikówOdema.Rzucilisięnanichodtyłu,rozwleklipodziedzińcuizostawilinaziemizakrwawioneciała.

Ci,którzyprzetrwalipierwszyatak,zacieklestawialiopór.Bitwarozpadłasięnakrwawe potyczki. W mgnieniach głuchej ciszy Yarvi widział, jak jedna z kobietShendówdźganożemprzeciwnika,aonwtymsamymmomencierozdzierajejtwarzostrymokuciemtarczy.

Zgodnie z planem rozmieszczeni na dachach łucznicyRulfa sypnęli deszczemstrzał.Bezgłośniepomknęły i bezgłośnieuderzyływ tarcze członkówprzybocznejstraży Odema, którzy otaczali króla ciasnym kręgiem. Jednemu grot przebiłpoliczek, alemężczyzna zdawał się tego nie zauważać.Mieczemwskazywał SalęBogów i ryczałbezdźwięczne słowa. Innyosunął sięnaziemię, chwytajączabok,zktóregosterczałpromień,izanogężołnierzaoboksiebie.Tenkopniakiemodtrąciłrękę towarzysza.Yarviznałobu.Byli znakomitymiwojownikami.Kiedyświdział,jakpełnilistrażprzykrólewskichkomnatach.

„Bitwawszystkichzmieniawzwierzęta”,przypomniałsobiesłowaojca,patrząc,jakwścieklewykrzywionyoprychzwytatuowanyminapoliczkusłowami„złodziejowiec”powalanaziemięnieuzbrojonegoniewolnika.Dzbanzwodąwyleciałzrąkofiaryiroztrzaskałsięościanę.

Czytakwłaśnietozaplanował?Otosięmodlił?Sam otworzył drzwi na oścież i błagałMatkęWojnę, aby zechciała być jego

Page 249: Dla Grace - EduPage

gościem.Terazjużniemógłtegocofnąć.Niktniemógł.Pozostawałajedynienikłanadzieja,żezdołaujśćzżyciem.

Zobaczył, jakNijakipodcinanogi jednemuzwojowników.Drugisięodwrócił,żebyuciec,alebyłyczempionchlasnąłgoprzezgrzbietipchnąłwtarczętrzeciegotakmocno,żetenzatoczyłsięnaniskącembrowinęiwpadłdostudni.

WgłuchymosłupieniuYarvidobyłmieczaShadikshirram.Takchybapowinienpostąpićmężczyznastającydowalki?Bogowie,dlaczegobrońnaglestałasię takaciężka? Najemnicy potrącali go, biegnąc prosto w wir szaleństwa, on tymczasemtkwiłwmiejscu,jakbywrósłwziemię.

Zobaczył otwarte drzwi Sali Bogów i gwardzistów Odema, którzy prowadzilifałszywegowładcędośrodka,pochylenizazasłonątarcznajeżonychstrzałami.

Wskazałnanichmieczem.–Tam!–wrzasnął.Głuchota powoli ustępowała. Zdołał usłyszeć dudnienie kroków za plecami

iwporęsięodwrócił.Leczniezdążyłzrobićnicwięcej.Stalzgrzytnęłaostal.Mieczwykręcił sięw jegodłoni iniemalzniejwypadł.

Przed oczami mignęła mu pokryta szramami gęba Hurika i usłyszał wściekłewarczenie,zanimtarczauderzyłagowpierśztakąsiłą,żejegostopyoderwałysięodziemi.Zjękiemwylądowałnaplecachdwakrokidalej.

Hurikkątemokazłowił jakiśruch,błyskawiczniewykręcił tułówiprzyjąłciostopora na tarczę.Ostrze uderzyło z taką siłą, żewkoło posypały się drzazgi. Jaudz rykiemnatarł ponownie, niczymoszalałydrwal.Hurikmusiał się cofnąć, zdołałsparować drugi cios, a na trzeci – nieudany – był już gotowy. Przyjął goz półprzysiadu i odbił drzewce topora w bok. Ciężkie żeleźce minęło jego ramięo szerokość dłoni i z głuchym odgłosem wbiło się w ziemię. Siła uderzeniapociągnęła Jauda. Hurik rąbnął go okuciem tarczy w głowę, po czym szybkimruchemmieczawytrąciłmutopórzdłoni.

Piekarzniemógłsię równaćzTarcząkrólowej.Napoluwalkiniewystarczyłobyćdobrymczłowiekiem.

Page 250: Dla Grace - EduPage

ZębyHurikamignęły bieląw jego brodzie.Głowniamiecza błysnęła iweszłamiędzyżebraJaudaażporękojeść.

–Nie–rozpaczliwiewychrypiałYarvi.Chciałwstać,leczsamechęciczasemniewystarczają.

Jaud osunął się na kolana. Twarz wykrzywił mu grymas bólu. Hurik oparłogromny bucior o jego ramię i wyszarpnął miecz. Kopniakiem powalił Jauda naplecy,poczymodwróciłsiędoYarviego.

–Dokończmyto,cozaczęliśmywAmwend.Podniósł czerwony miecz do góry. Yarvi pragnął stawić czoło Śmierci

zuśmiechemnaustach,leczwieluludziombrakujeodwagi,gdyuchylająsięprzednimiOstatnieWrota–nawetkrólom.Amożekrólomnajbardziej.Próbował tyłemsięodczołgać.Wyciągnąłprzedsiebiekalekąrękę,jakgdybymógłniąpowstrzymaćmiecz.

Hurikwykrzywiłwargi.–Jakiżbyłbyzciebiekról…–Dopierosięprzekonamy!Głowa Hurika szarpnęła się w tył, a pod przetykaną pasmami siwizny brodą

błysnęłastal.Sztylet lśniący jakodłamek lodu.TwarzLaithlin,zeszparkamioczuizaciśniętymiszczękami,pojawiłasięoboktwarzywojownika.

–Odrzućmiecz,Hurik.–Wahał się,więcwyszeptałamudoucha:–Niewieluznamnie takdobrze jak ty.Czyżbyś…–przeciągnęłaostrze iwąska strużkakrwipociekłapogrubejszyiwojownika–…zaczynałwątpićwmojądeterminację?

Hurikprzełknąłnerwowoślinęidrgnął,gdyzarośniętagrdykazawadziłaostal.Jego miecz ze szczękiem upadł na ziemię. Yarvi wreszcie zdołał się podnieść.ZacisnąłdłońnarękojeścibroniShadikshirramiwycelowałsztychwpierśHurika.

– Zaczekaj – powstrzymała go matka. – Niech najpierw coś mi wyjaśni. –Spojrzałanawojownika.–PrzezdziewiętnaścielatstrzegłeśmniejakomojaTarcza.Dlaczegozłamałeśprzysięgę?

HurikutkwiłwzrokwYarvim.Zjegotwarzybiłysmutekirezygnacja.–Odempowiedziałmi,żealbozginiechłopak…alboty,pani.

Page 251: Dla Grace - EduPage

–DlaczegowięcniezabiłeśOdema?– Bo działał na rozkaz Najwyższego Króla! – wysyczał Hurik. – A jemu nie

wolno się sprzeciwiać. Przysięgałem, że będę chronił ciebie, pani. –Wyprostowałramionaipowolizamknąłoczy.–Nietwojegokalekiegosyna.

–Zatemzwalniamcięztejprzysięgi.SztyletporuszyłsięniemalniezauważalnieikrewtrysnęłanapoliczekYarviego.

Cofnąłsięzdumiony.Hurikosunąłsięnakolanaipadłnatwarz,aonstałzmieczemwbezwładnejdłoniipatrzyłnaciemnąplamęrozlewającąsiępotrawie.

Skóra go piekła. Oddech boleśnie rozdzierał gardło. Przed oczami tańczyłyplamyświatła.Nogiiręcemiałjakzołowiu,awposiniaczonejpiersiczułpulsującyból.Chciałusiąść.Schowaćsięgdzieśwciemnościachirozpłakać.

Martwi iumierający,zciętymiranami isterczącymizciałstrzałami, leżelinatrawie tam, gdzie Yarvi bawił się jako dziecko. Herbowe tarcze i miecze,dziedzictwo najznakomitszych rodów, wypadły ze sztywnych palców na ziemię,umazanekrwią.DrzwiSaliBogówzostałyzawarte.LudzieYarviego,którzyjeszczetrzymali sięnanogach,zebrali siępodnimi.Rulfmiałna twarzyczerwonesmugikrwi z rany nad okiem. Dwaj wielcy Inglingowie nie oszczędzali toporów, alesolidnedrzwisięniepoddawały.

Przy pniu rozłożystego cedru – tego samego, na który Yarvi dawniej bał sięwspinać,czymnarażałsięnakpinybrata–siedział Jaudzzadartągłową i rękamibezwładnie spoczywającymi na zakrwawionych udach. Obok klęczała Sumaela.Z wykrzywioną twarzą zaciskała w dłoni czerwoną koszulę przyjaciela, jakbychciała go podnieść z ziemi i zanieśćwbezpiecznemiejsce, tak jak kiedyś on ją.Donikądjednakniemogłagozabrać,nawetgdybystarczyłojejsił.

JaudstałjużprzedOstatnimiWrotami.Yarvidopieroterazzrozumiał,żeŚmierćniekłaniasiękażdemu,ktojąmija,nie

wskazuje z szacunkiem drogi, nie przemawia podniośle ani nie otwiera zamków.Klucznajejpiersiniesłużyniczemu,ponieważOstatnieWrotazawszesąotwarte.Onajedynieniecierpliwieprzeprowadzamartwychnadrugąstronę,niezważającnaichpozycję,sławęczydobreserce.Nawejściedojejkrólestwaczekacorazdłuższa

Page 252: Dla Grace - EduPage

kolejka–procesja,któranigdysięnieskończy.–Cojanarobiłem?–wyszeptał,niepewnierobiąckrokwstronęJaudaiSumaeli.–To,comusiałeś.–Matkazamknęłajegorękęwżelaznymuścisku.–Teraznie

pora na żale, mój synu. Mój królu. – Jedna strona jej twarzy była blada, drugaochlapana krwią. Wyglądała jak sama Matka Wojna. – Ruszaj za Odemem. –Zacisnęłapalcejeszczemocniej.–ZabijgoiodzyskajCzarnyTron.

Yarvizgrzytnąłzębamiikiwnąłgłową.Jużniemógłcofnąćtego,cosięstało.–Przestańcie!–zawołałdoInglingów.–Znamlepszewyjście.–Opuścilitopory

i spojrzeli na niego ponuro. –Matko, zostań tu z nimi.Niech nikogo stamtąd niewypuszczają.

–DopókiOdemniezginie–powiedziała.–Rulf,Nijaki,zbierzciekilkunastuludziiruszajciezamną.Rulf rozejrzał się po dziedzińcu cytadeli, sapiąc ciężko. Ranni i umierający,

pokaleczeni i zakrwawieni. A wśród nich Jaud – dzielny Jaud, który nie opuściłprzyjaciela w potrzebie – siedział oparty plecami o pień cedru. Już nie ciągnąłwiosła, nie dźwigał żadnego ciężaru i nie miał żadnych słów otuchy dla swoichtowarzyszy.

–Skądjawezmękilkunastuzdolnychdowalki?–wyszeptał.Yarvijużsięodwrócił.–Weźtakich,jakichznajdziesz.

Page 253: Dla Grace - EduPage

G

ZUPEŁNIESAM

otowi?–szeptemspytałYarvi.–Jakzawsze–odparłNijaki.

Rulfobróciłgłowęnajpierww jedną, apotemwdrugą stronę.Strużkikrwinajegotwarzywpółmrokuwydawałysięczarne.

–Bardziejgotowyniebędę.Yarvi wciągnął do płuc potężny haust powietrza, a potem gwałtownie je

wypuścił,jednocześniekalekądłoniąpodbiłskobel.PchnąłramieniemukrytedrzwiiwypadłztuneluwświętąprzestrzeńSaliBogów.

Pusty Czarny Tron stał na podwyższeniu przed obliczem Wielkich Bogów zbłyszczącymi klejnotami oczu. Nad nimi rozstawione wokół kopuły jantaroweposągi Małych Bogów przyglądały się wszystkiemu bez emocji ani nawetciekawości.

Odemowi towarzyszyło zaledwie dziesięciu wojowników, a i ci wyglądaliżałośnie.Większośćzebrałasiępoddrzwiami,któredrżałyoduderzeńzzewnątrz.Dwaj próbowali podeprzeć je włóczniami. Dwaj inni zmietli święte dary z blatustołu, wyświeconego przez lata używania, i właśnie ciągnęli mebel po posadzce,żeby zabarykadowaćwejście. Pozostali niemogli się otrząsnąć ze zdumienia.Nierozumieli, jakim cudem banda łotrów zdołała urządzić zasadzkę na króla w jegowłasnej cytadeli. Matka Gundring pochylała się nad królewskim chorążym,opatrującmukrwawiąceramię.

–Dokróla!–wrzasnąłnawidokYarviego.Ludzie Odema natychmiast chwycili za broń i otoczyli władcę zaporą tarcz.

Mężczyzna ze strzałą w policzku ułamał ją i z twarzy sterczał mu fragmentzakrwawionego promienia. Chwilę wcześniej półprzytomnie podpierał się namieczu,leczterazgopodniósłichwiejniewycelowałwYarviego.

Page 254: Dla Grace - EduPage

Nijakiwypadł z tunelu tuż za chłopakiem i stanął po jego lewej stronie. Rulfzajął miejsce po prawej, a reszta zdolnych do walki niewolników i najemnikówrozstawiłasięszerokimłukiem,mierzącwprzeciwnikówostrzami.

Powoli ominęli Czarny Tron i zeszli po stopniach podium, plując obelgamii klnąc w różnych językach. Odem dał swoim ludziom znak, aby wyszli imnaprzeciw. Dzieliło ich już tylko dziesięć kroków… osiem… sześć… Zapowiedźwalkiwisiaławnieruchomympowietrzujakburzowachmura.

MatkaGundringuważniejprzyjrzałasięYarviemuizrobiławielkieoczy.–Stać!–zawołała,uderzając laskąelfówwkamiennąposadzkęz taką siłą, że

łoskotodbiłsięechemodkopuły.–Zaczekajcie!Wojownicy przystanęli na moment, krzywiąc się wściekle i niecierpliwie

gładzącbroń.Yarviwykorzystałtennikłycieńszansy,jakądałamustaraminister.– Gettowie! – zawołał. – Przecież mnie znacie! To ja, Yarvi, syn Uthrika! –

Przykrótkim palcem lewej dłoni wycelował w Odema. – Ten zdrajca skradł miCzarny Tron. Na szczęście bogowie nie pozwolili, aby uzurpator długo na nimzasiadał! – Przytknął do własnej piersi kciuk. – Powrócił do was prawowity królGettlandu!

–Marionetkaw rękachkobiety?–prychnąłOdem.–Żałosnypółkról?Władcakalekichoferm?

Zanim Yarvi zdążył odpowiedzieć, ktoś zacisnął mu na ramieniu silną dłońiodsunąłgonabok.Nijakiwystąpiłnaprzódiodpiąłmocowaniehełmupodbrodą.

–Nie.Prawowitywładca–oznajmił,poczymściągnąłhełmicisnąłnim,takżezbrzękiempotoczyłsiępokamiennejposadzce.

Znikła dzika grzywa splątanychwłosów i gąszcz brody. Już nic nie zasłaniałoostrychrysów,okrutnychbruzdorazśladówdawnychzłamań,kościzrosłysięistałyjeszczemocniejsze.Patrzylinatwarznoszącąśladyciężkiejpracy,wiatruisłońca,razówibliznpolicznychwalkach.Zamiastżałosnegochudegożebrakamieliprzedsobąwojownika zdębu i żelaza. Jedyniewyraz jegogłębokoosadzonychoczu sięniezmienił.

Wciążpłonęłyogniem,bliskieszaleństwa.Jeszczebardziejlśniące.

Page 255: Dla Grace - EduPage

Nagle Yarvi pojął, że nie wie, kim jest człowiek, u którego boku wędrował,walczyłispał.Niemiałjużpewności,kogosprowadziłdocytadeli,prostopodsamCzarnyTron.

Zdumiony rozejrzał się wkoło. Ogarnęły go wątpliwości. Młodzi wojownicyGettlandu wciąż krzywili się wyzywająco, lecz w starszych na widok Nijakiegodokonałasięniezwykłaprzemiana.

Gęby pootwierały się ze zdumienia, głownie zakołysały niepewnie, oczyotworzyły szeroko, a nawet wypełniły łzami i z drżących ust dobiegły szeptanemodlitwy.Odemzbladłjeszczebardziejniżwtedy,gdyujrzałYarviego.Miałminęczłowieka,któryjestświadkiemkońcaświata.

–Cotozaczary?–wyszeptałRulf,leczYarvinieumiałmuodpowiedzieć.Laska elfów wyślizgnęła się z bezwładnych palców Matki Gundring

izbrzdękiemupadłanakamiennepłyty.Gdyprzebrzmiałometaliczneecho,wokółzapadłagłuchacisza.

–Uthil–wyszeptaławkońcuminister.– To ja. –Nijaki z szalonym uśmiechem odwrócił się doOdema. – Znów się

spotykamy,bracie.Dopierogdypadłotoimię,Yarvidostrzegłpodobieństwoichłódprzeniknąłgo

doszpikukości.Stryj Uthil, którego niezrównany kunszt szermierski wojownicy wspominali

przedkażdymi ćwiczeniami, któregociałanigdynieoddało zimnemorze, któregokurhannasmaganymwiatrembrzegustałpusty.

StryjUthiltowarzyszyłmuodmiesięcy.StryjUthilstałprzednimteraz.–Przyszedłdzieńporachunków–powiedziałNijaki.PowiedziałUthil.Podniósł

mieczizrobiłkrokwstronębrata.–WSaliBogówniewolnoprzelewaćkrwi!–zawołałaMatkaGundring.Uthilskwitowałjejsłowauśmiechem.– Bogowie niczego nie kochają tak jak krwi, więc to doskonałe miejsce –

stwierdził.

Page 256: Dla Grace - EduPage

– Zabić go! – ryknął Odem głosem, z którego ulotnił się dawny spokój, leczżaden z jego ludzi nie spieszył się z wykonaniem rozkazu. Nikt się nawet nieodezwał.–Jestemwaszymkrólem!

Władza bywa krucha. Powoli, jak gdyby każdy myślał to samo, wojownicyodstąpiliodniegoistanęliwpółkolu.

–NaCzarnymTronieczłowiekjestzupełniesam–stwierdziłUthil,zerkającnapustemonarszesiedziskonapodwyższeniu.

Odem niespokojnie poruszył szczęką i spojrzał po ponurych obliczach wokół.Królewscygwardziści,wrodzynajemnicy,MatkaGundringiYarvi,awkońcutwarzUthila, tak bardzo podobna do jego własnej, tyle że naznaczona dwudziestomalatamikoszmaru.Wkońcuprychnąłisplunąłnaświętekamienieustópbrata.

–Będzie,comabyć–stwierdziłiwyszarpnąłzrąksługitarczę,całąpozłacaną,zokuciemwysadzanymklejnotami,poczymodepchnąłmężczyznęzdrogi.

Rulfpodałswojątarczędruhowi,leczNijakipokręciłgłową.–Drewno nieraz jest potrzebne, lecz tuwszystko rozstrzygnie stal – oznajmił

iwyciągnąłprzedsiebietensamprostymiecz,któryniósłprzezpustkowia,zwykłąstalwypolerowanądozimnegopołysku.

– Długo cię nie było, bracie. – Odem pewniej ujął królewski miecz, niegdyśwykutydlaojcaYarviego,zgłowicązkościsłoniowej,złotąrękojeściąirunicznymiznakamibłogosławieństwawyrytymiwlustrzanymostrzu.–Niechcięuściskam.

Skoczył do przodu szybko jak skorpion. Zdumiony Yarvi zdusił okrzykiodruchowosięcofnął.Odchyliłsięnajpierwwjedną,apotemwdrugąstronę,jakgdybynaśladował ruchy stryjów.Odemnatarł raz,potemdrugi.Z sykiemsiekł towysoko, to nisko z siłą, która mogłaby przepołowić człowieka. Był szybkii śmiertelnie niebezpieczny, lecz jego brat poruszał się jeszcze szybciej. Jak dymszarpany wiatrem Uthil odskakiwał, wykręcał się i odchylał. Lśniąca stal kroiłapowietrzewokółniego,leczjegonawetniedrasnęła.

– Pamiętasz, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni? – spytał, oddalając siętanecznym krokiem. – Był sztorm i staliśmy na dziobie okrętu naszego ojca.Śmiałemsięwichurzewtwarz,zaplecamimającbraci.

Page 257: Dla Grace - EduPage

– Nigdy nie obchodziło cię nic prócz śmiechu i dobrej zabawy! – Odemponowniezaatakował,siekącrazzprawej,razzlewej.

Czujni gwardziści cofnęli się gwałtownie. Uthil odskoczył na bezpiecznąodległość,nawetniepodnoszącmiecza.

– Tylko dlatego razem zUthrikiem zepchnęliściemnie dowściekłegomorza?Amoże raczej chcieliście zawłaszczyć to, conależałomi się zurodzenia? I co typóźniejodebrałeśrównieżjemu?

–CzarnyTronjestmój!–MieczOdemazakreśliłlśniącyłuknadjegogłową.Rozległsięprzenikliwyzgrzyt,gdyUthilzablokowałostrzewłasnymmieczem.

Przytrzymał też tarczę i przez chwilę stryjowie Yarviego zwarli się w uścisku.PotemUthil niespodziewanym ruchem ramienia szarpnął tarczę do góry, okuciemuderzając Odema w szczękę. Błyskawicznie wyrzucił do przodu drugie ramięi pchnął brata. Buty Odema skrobnęły o kamienną posadzkę i poleciał nawojownikówzanim.

Odepchnęli go, więc skulił się za tarczą, lecz Uthil nie ruszył się ze środkakręgu.

–Choć na brzeguwznosi sięmój kurhan,wciąż żyję. Zmorzawyłowilimniehandlarze niewolników i zmusili, żebym walczył dla nich na arenie. Przez latatkwiłem w ciemnościach, zabawiając tych krwiopijców. Zabiłem dla nichdziewięćdziesięciudziewięciuludzi.–PrzytknąłpalecdouchaiprzezchwilęznowuwyglądałjakNijaki.–Czasamisłyszęichszepty.Tyteżjesłyszysz,Odemie?

–Jesteśobłąkany!–warknąłOdem.Nawargachmiałkrew.UśmiechUthilastałsięjeszczeszerszy.– Jakże mógłbym być inny? Obiecali mi, że za setne zwycięstwo zdobędę

wolność, lecz znowu zostałem oszukany i sprzedany. – Starszy brat wodziłwzrokiem zamłodszym, który krążyłwokół jak łowca, na lekko ugiętych nogach,ztarcząprzedsobą.NaczołoOdemawystąpiłpot.Posrebrzanakolczugamuciążyła.Tymczasem Uthil stał wyprostowany, lekko kołysząc mieczem. Nawet się niezasapał.–Najpierwjakoniewolnikwalczyłem,potemciągnąłemwiosło,ażwkońcustałem się… nikim. Dwanaście okrutnych lat spędziłem na kolanach. W takiej

Page 258: Dla Grace - EduPage

pozycjidobrzesięmyśli.–Zarazdamcidomyślenia!–Odemsplunąłkrwiąiponownieprzypuściłatak.

Zamarkowałpchnięcie,apotemześwistempoprowadziłmieczpoprzekątnej.Uthilodbił jego głownię, tak że uderzyła o posadzkę, krzesząc iskry iwypełniając SalęBogówprzeraźliwymhałasem.

Odemsapnąłgłośnoisięzachwiał.Uthilcofnąłsięokrokizpotwornąprecyzjąciąłbratawramię,tużnadwysadzanymgranatamibrzegiemtarczy.

Odemzawył.Ozdobnatarczawypadłazbezwładnejlewejręki.Znieruchomychpalcówzaczęłananiąkapaćkrew.SpojrzałnaUthila.

– Byłem z nas trzech najlepszy! Uthrik miał w sobie jedynie przemoc, tynatomiastsamąpróżność!

– To prawda. – Uthil zmarszczył czoło i dokładniewytarł obie strony głowniorękaw.–Ibogowiemniezaniąukarali.Nieuwierzyłbyś,Odemie,jakąlekcjęodnichdostałem.Aterazprzysłalimnietu,żebymciebieczegośnauczył.Królemniezostaje ten, kto jest najlepszy, lecz ten, który jako pierwszy przyszedł na świat. –Ruchem głowy wskazał Yarviego. – Nasz bratanek nie mylił się co do jednego.Bogowieniepozwolą,abyuzurpatordługozasiadałnaCzarnymTronie.Onjestmój.–Ostatniesłowawysyczał,szczerzączęby.

Natarł błyskawicznie.Odemwyszedłmunaprzeciw,warczącwściekle.Mieczezderzyłysięraz,dwarazy,takszybko,żeYarvinienadążałzaichruchem.Trzeciecięcie Uthila pomknęło dołem i dosięgło nogi brata w chwili, gdy ten miałodskoczyć.Odemponownieryknął.Twarzwykrzywiłmuból,kolanosięugięło.Nieupadłjedyniedlatego,żepodparłsięmieczem.

–OstatnieWrotawłaśniesięprzedtobąotwierają–oznajmiłUthil.Odem zdołał złapać równowagę. Jego pierś falowała. Yarvi zauważył, że

posrebrzanynagolennikstałsięczerwony.Krewjużuciekałazbutaiszukałasobieścieżkimiędzykamiennymipłytami.

–Wiem.–OdemdumnieuniósłgłowęiYarvidostrzegłłzę,którawymknęłasięz kącika oka stryja i spłynęła po twarzy. – Od lat czuję, jak mnie wzywają. –Z czymś pomiędzy prychnięciem i szlochem odrzucił miecz, który ze szczękiem

Page 259: Dla Grace - EduPage

poleciałwpółmrokpodścianę.–Odtamtegosztormu.Krew zatętniła Yarviemu w skroniach, gdy zobaczył, jak Uthil wysoko unosi

miecz.Głowniabłysnęławsmudzeświatłaiostrzezalśniłolodem.–Odpowiedzmitylkonajednopytanie…–wyszeptałOdem,utkwiwszywzrok

wostrzu,odktóregomiałzginąć.Uthilprzystanąłnamoment.Mieczsięzakołysałipochylił.Jednabrewdrgnęła

niepewnie.–Mów,bracie.Yarvizobaczył,jakdłońOdemadyskretnieprzesuwasięzaplecy,apalcesięgają

rękojeścisztyletuzatkniętegozapas.Długieostrzeigłowicazczarnegogagatu.Tensam,którypokazałbratankowinaszczyciewieżywAmwend.

Musimyrobićto,conajlepszedlaGettlandu.Yarvijednymsusempokonałstopniepodwyższenia.Podczas lekcji fechtunku nie był pilnym uczniem, ale wiedział, jak zabić

człowieka. Trafił Odema pod pachę. Zakrzywiona głownia miecza Shadikshirramprzeniknęłaprzezkolczugęiprzebiłapierśnawylotniemalbezdźwięcznie.

–Wszystkojedno,ocochceszzapytać–syknąłwuchostryja–odpowiedziąjeststal!

Cofnąłsięiwyszarpnąłmiecz.Odem sapnął bulgocząco. Zdołał zrobić jeden chwiejny krok, zanim padł na

kolana.Powoliobróciłgłowęiobejrzałsięprzezramię.Namomentjegozdumioneoczy napotkały spojrzenie bratanka. Potem upadł na bok i znieruchomiał u stóppodwyższenia,naoczachbogów,pośrodkukręguludzi,aYarviiUthilspojrzelinasiebienadjegotrupem.

–Mytakżemusimysobieodpowiedziećnapewnepytanie,bratanku–stwierdziłjegojedynyżyjącystryj,ściągającbrwi.–Czyodpowiedziąrównieżmabyćstal?

YarvizerknąłnaCzarnyTron.Może był twardy, ale czy twardszy od ławek naWietrze Południa?Może był

zimny, aleczyzimniejszyod śniegudalekonapółnocy? Już sięgonie lękał, leczczy naprawdę go pragnął? Pamiętał siedzącego na nim ojca, wyprostowanego

Page 260: Dla Grace - EduPage

i surowego, z pokrytą bliznami ręką zawsze blisko miecza. Wierny syn MatkiWojny,dokładnietaki,jakipowinienbyćkrólGettlandu.Taki,jakibyłUthil.

Posągi Wielkich Bogów przyglądały mu się, jakby oczekiwały jego decyzji.Yarvipokoleispojrzałnaichkamienneoblicza.Wkońcuodetchnąłgłęboko.MatkaGundringzawszepowtarzała,żezOjcemPokojemjestmupodrodze.Wiedział,żemiałarację.

NigdyniezależałomunaCzarnymTronie.Pocomiałbyoniegowalczyć?Pocoryzykowaćżycie?ŻebyGettlanddostałpółkróla?

Świadomie otworzył zaciśnięte palce i upuściłmiecz Shadikshirram.Metal zeszczękiemuderzyłozalanekrwiąkamienie.

–Jużsięzemściłem.CzarnyTronjesttwój–powiedział,poczympowoliosunąłsięnakolanaprzedstryjemipochyliłgłowę.–Najjaśniejszypanie.

Page 261: Dla Grace - EduPage

G

WINA

rom-gil-Gorm, król Vansterlandu, najkrwawszy z synów Matki Wojny,Łamacz Mieczy i Twórca Sierot, dumnie wkroczył do Sali Bogówwtowarzystwieswojejministeridziesięciunajznakomitszychwojowników.

Lewądłońluźnotrzymałnarękojeściwielkiegomiecza.Yarvizauważyłnajegopotężnychramionachnowebiałefutroinowyklejnotna

grubympalcuwskazującym,apotrójnieoplecionywokółszyiłańcuchwydłużyłsięo kilka głowic – pamiątek skradzionych niewinnym ludziom razem z życiempodczaskrwawejprzeprawyprzezGettland,naktórąsamgozaprosił.

Lecz nie one rzucały sięw oczy, gdyGormwszedł przez poranione toporamiwrotadosiedzibyswojegowroga, tylkojegoszerokiuśmiech.Uśmiechzdobywcy,którego wszystkie plany wydały owoce, przeciwnicy zostali pokonani, a rzuconekościpokazaływłaściwąliczbęoczek.Takuśmiechałsięfaworytbogów.

Dopiero po chwili ujrzał Yarviego na stopniach podwyższenia, obok Laithlini Matki Gundring. Jego uśmiech przygasł, a potem zupełnie znikł, gdy władcaVansterlandu zobaczył, kto zasiada na Czarnym Tronie. Niepewnie przystanąłpośrodkuwielkiejauli,wmiejscu,gdziekrewOdemawciążplamiłaspoinymiędzykamiennymi płytami. Ze wszystkich stron ponuro przyglądały mu się elityGettlandu.

–Nietakiegokrólasięspodziewaliśmy–powiedział,drapiącsięwgłowę.–Wieluobecnychmogłobypowiedziećtosamo–przyznałYarvi.–Leczwłaśnie

onjestprawowitymwładcą.PowróciłdonasUthil,mójnajstarszystryj.–Uthil–syknęłaMatkaScaerprzezzęby.–DumnyGett.Takmisięwydawało,

żeskądśznamtętwarz.– Mogłaś mi o tym wspomnieć. – Gorm obrzucił posępnym spojrzeniem

zebranychwauliwojownikówiniewiasty,którychkluczeiklamrypelerynskrzyły

Page 262: Dla Grace - EduPage

sięwpółświetle.Westchnąłciężko.–Mamniemiłeprzeczucie,żetennieuklęknieprzedemnąjakowasal.

– Zbyt wiele lat spędziłem na klęczkach. – Uthil wstał. Niezmiennie trzymałprzed sobąmiecz, ten sam kawałek zwykłej stali, który zabrał z tonącegoWiatruPołudnia i później wypolerował tak, że głownia lśniła jak odbicie księżycawzimnymmorzu.–Niejapowinienemtupaśćnakolana, leczty.Jesteśnamojejziemi,wmojejsali,przedmoimtronem.

Gormstanąłnapiętachiprzyjrzałsięczubkomswoichbutów.–Nie da się zaprzeczyć… tyle że zawszemiałem sztywne stawy.Muszęwięc

odmówić.– Jaka szkoda. Może pomogę ci je zgiąć, kiedy latem odwiedzę cię

wVulsgardzie.TwarzGormastężała.–Gwarantujęci,żekażdyGett,któryprzekroczynaszągranicę,zostanieciepło

powitany.–Pococzekaćdolata?–Uthilpowolischodziłpostopniach.Zatrzymałsięna

najniższym,abyjegotwarzznajdowałasięmniejwięcejnatymsamympoziomiecoobliczeGorma.–Walczzemnąteraz.

Tik, który zaczął się w kąciku oka władcy Vansterlandu, po chwili wprawiłwdrżeniecałyjegopoliczek.Yarvizobaczył,jakkłykcieGormabielejąnarękojeścimiecza.Wojownicy,zktórymiprzybył,omietliwzrokiemaulę,aGettowiegroźnieściągnęlibrwi.

– Powinieneś wiedzieć, że w kołysce owionął mnie oddech Matki Wojny –warknąłkrólVansterlandu.–Przepowiedziano,żeżadenmążniezdołamniezabić…

–Więc walcz ze mną, psie! – ryknął Uthil, a echo jego głosu odbiło się odmurów.

Wszyscy obecni wstrzymali oddech, jak gdyby się obawiali, że będzie ichostatnim.Yarvisięzastanawiał,czyjeszczejedenmonarchazginietegodniawSaliBogów.Wolałnieobstawiać,któryztychdwóchmógłbyzwyciężyć.

MatkaScaerdelikatniepołożyłaszczupłądłońnapięściGorma.

Page 263: Dla Grace - EduPage

–Bogowiestrzegątego,ktosamsięstrzeże–wyszeptała.Król Vansterlandu odetchnął powoli. Rozluźnił ramiona, oderwał palce od

rękojeścimieczaispokojnieprzeczesałnimibrodę.–Tennowykróljestbardzonieuprzejmy–stwierdził.–Rzeczywiście – zgodziła się z nimMatkaScaer. –Czyżbyś nie nauczyła go

dyplomacji,MatkoGundring?Doświadczona minister obrzuciła ich srogim spojrzeniem ze swojego miejsca

przyCzarnymTronie.–Nauczyłam.Aktotuzasługujenadyplomację?–Chybachciałaprzeztopowiedzieć,żeniemy–stwierdziłGorm.–Odniosłamtakiesamowrażenie–przytaknęłamuMatkaScaer.–Onarównież

wydajesięnieuprzejma.–Takdotrzymujeszumowy,książę?–zwróciłsięGormdoYarviego.Członkowie najznakomitszych rodów, którzy niedawno ustawiali się przed

tronem,abypocałowaćYarviegowrękę, terazpatrzylinaniego tak, jakbychętniestanęliwkolejce,żebypoderżnąćmugardło.Wzruszyłramionami.

–Jużnie jestemksięciem idotrzymałemtego,czegomogłemdotrzymać.Niktnieprzewidziałtakiegoobrotuwydarzeń.

–Taktojużbywazwydarzeniami–stwierdziłaMatkaScaer.–Rzadkotrzymająsiętoru,jakiimwyznaczamy.

–Azatemniestanieszdowalkizemną?–dopytywałsięUthil.– Skąd w tobie taka żądza mordu? – Gorm wysunął dolną wargę. – Dopiero

objąłeś tron. Musisz się nauczyć, że król nie tylko zabija. Teraz jest pora OjcaPokoju,uszanujmyżyczenieNajwyższegoKróla.Niechpięśćzmienisięwotwartądłoń.Możelatem,nabardziejodpowiednimdlamniepolu,sprawdzimysiłęduchaMatki Wojny. – Odwrócił się i ruszył do wyjścia. Minister i wojownicyVansterlandupodążylizanim.–Dziękujęwamzagościnność,Gettowie!Jeszczesiędo was odezwę! – W progu przystanął na moment – wielka czarna sylwetka najasnymtle.–Alewtedymójgłosbędziegrzmotemzwiastującymburzę.

Gdywyszli,drzwiSaliBogówzamknięto.

Page 264: Dla Grace - EduPage

–Byćmożeprzyjdzieczas,kiedypożałujemy,żeniezabiliśmygo tudzisiaj–wyszeptałamatkaYarviego.

– Śmierć czekawszystkich. –Uthil ponownie zasiadł naCzarnymTronie, jakzwykle trzymając w objęciach miecz. Umiał znaleźć sobie wygodną pozycję,naturalnąiswobodną.Yarviemunigdysiętonieudało.–Naraziemusimysięzająćinnymi sprawami. – Król odszukał go wzrokiem. Jego oczy lśniły tak samo jaktamtegodnia,gdyspotkalisięnaWietrzePołudnia.–Mójbratanek.Niegdyśksiążę,niegdyśkról,ateraz…

–Jużnikt.Jestem…nijaki–powiedziałYarvi,podnoszącgłowę.Uthil zdobył się na smutny uśmiech.Namoment znowu stał się człowiekiem,

który brnął wraz z Yarvim przez śnieg, dzielił się z nim ostatnią skórką chlebai razemznimwyglądałśmierci.Tylkonamoment,bopotemobliczekrólaznowustałosięostrejakmieczitwardejaktopór.

–ZawarłeśpaktzGrom-gil-Gormem–oznajmił,apoaulirozeszłysięgniewnepomruki.„Mądrykrólzawszewie,kogoobarczyćwiną”,mawiałaMatkaGundring.–Pozwoliłeś,abynasznajgorszywrógpaliłimordowałludziwcałymGettlandzie.– Yarvi nie mógł temu zaprzeczyć, nawet gdyby zdołał się przebić przez corazgłośniejsze okrzyki gniewu. –Zginęłowielu dobrych ludzi.MatkoGundring, jakąkaręzatoprzewidujeprawo?

Ministerprzeniosławzrokznowegowładcynadawnegoucznia,aYarvipoczuł,jakdłońmatkizaciskasięnajegoramieniu,boobojeznaliodpowiedź.

–Śmierć,najjaśniejszypanie–wychrypiałaMatkaGundring,wyraźniegarbiącsięnadswojąlaską.–Aprzynajmniejwygnanie.

–Śmierć!–rozległsiękobiecygłosgdzieśwtłumie,agdyechoumilkło,waulizrobiłosięcichojakwgrobowcu.

YarvijużnierazstawałokowokozeŚmiercią.WielokrotnieuchylałaprzednimOstatnie Wrota, lecz mimo to nadal rzucał cień. Gdy zjawiała się w pobliżu,wstrząsałynimnieprzyjemnedreszcze,alezakażdymrazemstawiałjejczołoniecomężniej. Teraz, choć sercewaliłomu strasznie, aw ustachmiał kwaśny posmak,przynajmniejtrzymałsięnanogach,aijegogłosbrzmiałwyraźnie.

Page 265: Dla Grace - EduPage

– Popełniłem błąd! – zawołał. – Popełniłem ich wiele. Wiem. Musiałemdotrzymaćprzysięgi,którązłożyłemwobliczubogów,klnącsięnasłońceiksiężyc.Niewidziałeminnegosposobu,abyjejniezłamać.Abypomścićśmierćojcaibrata.PrzegonićzdrajcęOdemazCzarnegoTronu.Bardzożałuję,żenieobeszłosiębezrozlewukrwi,leczdziękiłascebogów…–Yarvipodniósłwzrok,apotempokorniespuściłoczyirozłożyłręce–…powróciłdonasprawowitywładca.

Uthil zmarszczył brwi i spojrzał na swoją dłoń, na palce dotykające metaluCzarnego Tronu. Drobne przypomnienie, że zawdzięcza to Yarviemu, nie mogłozaszkodzić. Znowu rozległy się gniewne pomruki. Brzmiały coraz donośniej, ażwkońcukrólpodniósłdłoń,abywszystkichuciszyć.

–Toprawda,żeOdempchnąłcięnatęścieżkę–przyznał.–Dopuściłsięowielestraszniejszych zbrodni niż ty, za co wymierzyłeś mu sprawiedliwą karę. Uznajętwoje powody i myślę, że dość już mieliśmy tu śmierci. Twoja nie byłabysprawiedliwością.

Yarvi nie podniósł głowy, a jedynie z ulgą przełknął ślinę. Przez ostatniemiesiąceżycieciężkogodoświadczyło,leczniechciałsięznimżegnać.Przeciwnie,podobałomusięjaknigdydotąd.

–Musicięjednakspotkaćodpowiedniakara.–Wydawałomusię,żewoczachUthiladostrzegłsmutek.–Przykromiogromnie,wierzmi,zmuszonyjestemjednakskazać cięnawygnanie, albowiemkto raz zasiadł naCzarnymTronie, już zawszebędziepragnąłnańpowrócić.

–Nie był aż takwygodny. –Yarviwszedł na pierwszy stopień podwyższenia.Wiedział,jakpowinienpostąpić.Zrozumiałtojużwchwili,gdystojącnadtrupemOdema,podniósłgłowęiujrzałnadsobątwarzOjcaPokoju.Oczywiściewygnaniemiałoswojezalety.Nicniemieć.Byćkimkolwiek.Leczniepotopokonałtakdługądrogę. Tu miał dom i nie chciał go opuszczać. – Nigdy nie pragnąłem CzarnegoTronu. Nie spodziewałem się, że na nim zasiądę. – Yarvi podniósł lewą dłońipomachałniątak,żepalecikciukkiwnęłysięnaboki.–Niktniewidziwemniekróla, a najmniej ja sam. – Wszyscy wkoło umilkli, a on ukląkł. – Chciałbymzaproponowaćinnerozwiązanie.

Uthilspojrzałnaniego,mrużącoczy.YarvimodliłsięskryciedoOjcaPokoju,

Page 266: Dla Grace - EduPage

abystryjwduchupragnąłwybaczyćbratankowi.–Mówwięc.– Pozwólcie mi zrobić to, co najlepsze dla Gettlandu. Na zawsze zrzeknę się

roszczeńdotronu.Podejdędoegzaminunaministra, takjakplanowałemtozrobićprzed śmiercią ojca. Zrezygnuję z wszelkich tytułów i majątku, a moją rodzinąstanie sięMinisterstwo.Moje miejsce jest tutaj, w Sali Bogów. Nie na CzarnymTronie,leczobokniego.Dlategoproszę,abyśokazałswojąwspaniałośćpoprzezaktłaski,najjaśniejszypanie,ipozwoliłmizadośćuczynićzabłędy,wierniesłużąctobieiojczyźnie.

Uthilpowoliodchyliłsięnaoparcieizmarszczyłbrwi.Długomilczał.Wkońcupochyliłsiękuswojejminister.

–Cootymsądzisz,MatkoGundring?– Ojciec Pokój przychyli się do takiego rozwiązania – wyszeptała. – Zawsze

uważałam, że Yarvi nadaje się na ministra. Nie zmieniłam zdania. Dowiódł jużswojegosprytuimądrości.

–Wtoniewątpię.–Uthilwciążsięwahał,wzamyśleniupocierającdłoniąostrozarysowanąszczękę.

Widzącto,Laithlinpuściłaramięsynaiweszławyżej.Trenjejczerwonejsuknimiękkospływałpostopniachpodwyższenia,gdyuklękłaprzedUthilem.

– Wspaniały władca potrafi być litościwy – wyszeptała. – Proszę cię,najjaśniejszypanie,pozwólmizatrzymaćprzysobiejedynegosyna,jakimizostał.

Uthil pochylił się i otworzył usta, lecz nic nie powiedział. Przed Grom-gil-Gormembyłnieustraszony,tymczasemwobecnościmatkiYarviegodrżał.

–Niegdyśbyliśmysobieobiecani–powiedziała.Wciszy, jakazapadławokół,nawetgłośniejszyoddechzabrzmiałby jakgrzmot,alewszyscyczekalizzapartymtchem.–Uznanocięzazmarłego…leczbogowieprzywrócilicięnamiejsce,którenależało ci się z urodzenia… –Delikatnie dotknęła jego pokrytej bliznami dłoni,któraspoczywałanaporęczyCzarnegoTronu.Uthilnieodrywałoczuodjejtwarzy.–Moimnajwiększymmarzeniemjestdotrzymaniedawnejobietnicy.

MatkaGundringprzysunęłasiębliżej,szurającstopami.

Page 267: Dla Grace - EduPage

–NajwyższyKról już kilkakrotnie proponowałLaithlinmałżeństwo, ogromnieurazimyjego…

Uthilnawetniespojrzałnaswojąminister.–Naszaobietnica jest starszaodpropozycjiNajwyższegoKrólaodwadzieścia

lat–oznajmiłzachrypniętymgłosem.–AleniedalejjakdziśBabkaWexenprzysłałakolejnegoorła…– Kto zasiada na Czarnym Tronie, Babka Wexen czy ja? – Uthil wreszcie

przeniósłlśniąceoczynaMatkęGundring.– Ty, królu. – Wlepiła wzrok w posadzkę. Mądry minister namawia, łudzi,

nakłania,doradza,aleprzedewszystkimmądryministerjestposłuszny.–WtakimrazieodeślijptakadoBabkiWexenzzaproszeniemnanaszewesele.

– Uthil obrócił rękę i zamknął dłoń matki Yarviego w swojej szorstkiej dłoni,przywykłej do kształtu skrobaka, którym szorował pokład. – Otrzymasz klucz domojegoskarbca,Laithlin,izajmieszsięsprawami,wktórychjużdowiodłaśswoichumiejętności.

–Chętnie–odparła.–Acozmoimsynem?KrólUthildługąchwilęprzyglądałsięYarviemu,poczymskinąłgłową.–WrócidoMatkiGundringjakojejuczeń–oświadczyłzminą,którasprawiała,

żewyglądałsurowoizarazemlitościwie.Yarviodetchnął.–Gettlandwreszciemawładcę,zktóregomożebyćdumny–powiedział.–Będę

każdegodniadziękowałMatceWódzato,żeprzysłałaciędonaszpowrotem.Podniósłsięzklęczek i ruszyłślademGrom-gil-Gormadowyjścia.Uśmiechał

się,słuchającdrwinizłośliwychszeptów.Zamiastukryćkalekądłońwrękawie,jakto dawniej miał w zwyczaju, pokazywał ją z dumą. W porównaniu z piwnicąw Vulsgardzie, batem Trigga oraz zimnem i głodem na śnieżnych bezdrożachpogardatychgłupcówniebyłatrudnadozniesienia.

Dziękipomocyobuswoichmatek–któremiałyzapewnewłasnepowody,abytozrobić–YarviopuszczałSalęBogówżywy.Znowubyłkandydatemnaministra…iwyrzutkiem.Ibyłomuztymdobrze.

Page 268: Dla Grace - EduPage

Znalazł się w punkcie wyjścia, tyle że opuszczał to miejsce jako chłopiec,awróciłjakomężczyzna.

Martwych ułożono na chłodnych kamiennych płytachw zimnych podziemiachpodcytadelą.Yarviwolał ichnieliczyć.Zbytwielu.Żniwojegoostrożniesnutychplanów. Konsekwencje lekkomyślnie złożonej przysięgi. Żadnych twarzy. Tylkocałuny z pagórkami nosa, podbródka, stóp. Nie dało się odróżnić zabójcówwynajętych przez jego matkę od dumnych wojowników Gettlandu. Może poprzejściuprzezOstatnieWrotajużniczymsięnieróżnili.

Yarvi wiedział tylko, gdzie leży ciało Jauda. Jego przyjaciela. Druha, którysiedział obok niego na ławce wioślarzy. Wydeptywał przed nim szlak w śniegu.Spokojnie szeptał mu do ucha: „Raz za razem”, gdy Yarvi jęczał przy wiośle.I zgodził się walczyć za jego sprawę jak za własną, choć nie był wojownikiem.Właśnie przy nim stała teraz Sumaela, zaciskając dłonie na kamiennej płycie. Jejciemnątwarzoświetlałpłomykjednejcienkiejświeczki.

– Twoja matka znalazła mi miejsce na okręcie – powiedziała, nie podnoszącgłowy.Niebyłprzyzwyczajonydotakłagodnegobrzmieniajejgłosu.

–Dobrzy nawigatorzy zawsze są potrzebni – przyznał. Jemu też przydałby sięktoś,ktowskazałbywłaściwądrogę.

–OświciewypływamydoSkeken,astamtąddalej.–Dodomu?–spytał.Sumaela zamknęła oczy i przytaknęła. W kącikach jej ust pojawił się cień

uśmiechu.–Dodomu.Kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, nie wydała mu się szczególnie urodziwa,

terazjednakuważał,żejestpiękna.Takpiękna,żeniemógłoderwaćodniejoczu.–Niemyślałaś,żeby…może…zostaćtutaj?–Nienawidziłsiebiezatopytanie.

Zmuszał ją, aby mu odmówiła, a przecież sam wybrał Ministerstwo. Nie miałSumaelinicdozaoferowania.CiałoJaudarozdzielałoichjakmur,któregoniedałosiępokonać.

Page 269: Dla Grace - EduPage

– Chcę tam popłynąć – powiedziała. – Już nawet nie pamiętam, jaka byłamdawniej.

Tosamomógłpowiedziećosobie.–Chybabardziejsięliczyto,jakajesteśteraz.–Tegoteżniewiem.PozatymJaudniósłmnieprzezśnieg.–Jejdłońprzesunęła

sięwkierunkucałunu,alenaszczęściegoniepodniosła,coYarviprzyjąłzulgą.–Powinnammusięodwdzięczyćizabraćstądjegoprochy.Zaniosęjedojegoosady.Może nawet napiję się wody z tej jego studni. Za siebie i za niego. – Przełknęłaślinę.Yarvipoczuł, jakwzbierawnimgniew.–Czymogłabymprzepuścićokazjęposmakowanianajsłodszejwodyna…

–Sampodjąłdecyzję,żechcezostać–przerwałjej.Sumaelapowolipokiwałagłową,aleniepodniosławzroku.–Wszyscytakpostanowiliśmy.–Doniczegogoniezmuszałem.–Nie.–Mogłaś odejść i zabrać go z sobą. Gdybyś tylko nie poddała się wtedy tak

łatwo.Dopiero teraz na niego spojrzała, alew jej oczach nie dostrzegł gniewu, choć

wiedział,żenatozasłużył.Patrzyłananiegozpoczuciemwiny.–Maszrację.Ibędęmusiałażyćztymciężarem.Odwróciłwzrok.Nagledooczunapłynęłymułzy.Tylewydarzeń,tylepodjętych

decyzji.Każdawydawałasięmniejszymzłem,leczjakimścudemdoprowadziłygotutaj.Czydlakogokolwiektakibiegwydarzeńbyłwiększymdobrem?

–Nienienawidziszmnie?–spytałszeptem.– Jednego przyjaciela już straciłam. Nie zamierzam drugiego odtrącić. –

Delikatniepołożyłamudłońnaramieniu.–Niełatwoznajdujęsobienowych.Przycisnął jej dłońwłasną ręką. Nie chciał jej puszczać. Dziwne, że człowiek

nigdyniepojmuje,jakbardzoczegośpragnie,ażdochwili,gdyjużwie,żeniemożetegomieć.

–Niewiniszmnie?–wyszeptał.

Page 270: Dla Grace - EduPage

– Dlaczego miałabym cię winić? – Jeszcze raz uścisnęła jego rękę napożegnanie,poczymjąpuściła.–Lepiej,żebyśsamtorobił.

Page 271: Dla Grace - EduPage

D

OCALENI

ziękuję,żeprzyszedłeśtuzemną–powiedziałYarvi.–Niedługozabrakniemiprzyjaciół.

–RobiętodlaciebieidlaAnkrana–przyznałRulf.–Nieprzepadałemzatymchudymdraniem, kiedybył ochmistrzem, ale potemgopolubiłem. –Wielki strupnadjegookiemdrgnął,gdybyłyrabuśsięuśmiechnął.–Niektórzyjakośtakodrazupasujączłowiekowi,alenajdłużejpasująmuci,doktórychmusisięprzekonać.Tojak,kupimysobieparęniewolników?

W środku usłyszeli szepty, stękanie i szczęk łańcuchów.Żywy towarwstawał,szykując się do oględzin. Każda para oczu zwracała się ku przybyszom z własnąmieszankąwstydu,strachu,nadzieiirozpaczy.Yarviodruchowosięgnąłdobladychblizn na swojej szyi, niegdyś zakutej w podobną obręcz. Smród tego miejscaprzytłoczyłgowspomnieniami,którewolałbyzupełniewyrzucićzpamięci.Dziwne,jakszybkoprzyzwyczaiłsięznowudoświeżegopowietrza.

– Wasza Książęca Mość! – Właściciel wyłonił się z głębi sklepu. Wysoki,o łagodnej bladej twarzy, która wydawała się Yarviemu znajoma. Jedna z wieluw procesji poddanych płaszczących się przed młodym królem podczas pogrzebujegoojca.Ha!Terazhandlarzmiałszansęponowniesięprzednimukorzyć.

– Już nie jestem księciem – sprostował Yarvi. – Ale to nie ma znaczenia.NazywaszsięYoverfell?

Handlarznadąłsięjakpaw,dumny,żetakznakomitygośćonimsłyszał.–Tak,toja.Jestemogromniezaszczycony!Wolnomiwiedzieć,jakiegorodzaju

niewolników…–MówicicośimięAnkran?Handlarz strzelił oczami w kierunku Rulfa, który stał obok z ponurą miną

ikciukamizatkniętymizapaszesrebrnąklamrąiprzypiętymdoniegomieczem.

Page 272: Dla Grace - EduPage

–Ankran?– Pozwól, że odświeżę ci pamięć, tak jak smród w twoim sklepie odświeżył

moją.Sprzedałeśkiedyśmężczyznęo tym imieniu, apotemwymuszałeśodniegopieniądze,obiecując,żejegożonaisynbędąbezpieczni.

Yoverfellodchrząknąłniepewnie.–Niezłamałemprawa…–Jateżgoniezłamię,jeżelizażądamzwrotuzaciągniętychprzezciebiedługów.Handlarzstałsiębladyjakpłótno.–Niemamuciebieżadnychdługów,panie…Yarvisięzaśmiał.–Umnie?Nie.LeczmojąmatkąjestLaithlin,którawkrótceznowubędzieZłotą

Królową Gettlandu i pod jej pieczę zostanie przekazany klucz do skarbca.Słyszałem,żejesteśjejcośniecoświnien.

Grdykanachudejszyikupcadrgnęła,gdyprzełknąłślinę.–Jestemuniżonymsługąnajjaśniejszejpani…–Możnabynawet rzec,że jesteś jejniewolnikiem.Gdybyśsprzedałwszystko,

coposiadasz,niepokryłobytotwojegodługu.– Nazywaj mnie więc niewolnikiem, proszę bardzo – prychnął rozgoryczony

Yoverfell.–Skoro takcięzajmująmoje interesy,napewnowiesz,że todoliczanyprzezniąprocentzmusiłmnie,abytakcisnąćAnkrana.Naprawdęniechciałem…

–…ale robiłeś towbrew sobie – dokończyłYarvi. – Jakież to z twojej stronyszlachetne.

–Czegoodemniechcecie?–Zacznijmyodkobietyidziecka.– Oczywiście. – Handlarz wbił wzrok w ziemię i oddalił się w głąb domu,

szurającstopami.YarvispojrzałpytająconaRulfa,którytylkouniósłbrwi.Niewolnicyprzyglądali

sięprzybyszomwmilczeniu.Yarviodniósłwrażenie,żedostrzegacieńuśmiechunatwarzyjednegoznich.

Niemiałpojęcia,czegosięspodziewał.Wspaniałejurody,niezwykłegowdzięku

Page 273: Dla Grace - EduPage

czymoże czegoś, co od razu zapadłobymuw serce. Tymczasem bliscy Ankranawyglądali zupełnie zwyczajnie.Oczywiściewiększość ludziwydaje się zwyczajnatym, którzy ich nie znają. Kobieta była niska i drobna. Patrząc na nich, hardowysuwałapodbródek.Synmiałwłosykolorypiasku,takjakojciec,iwpatrywałsięwziemię.

Yoverfellprzyprowadziłichprzedsobą,poczymstanąłobok,nerwowoskubiącdłonie.

–Nic im nie dolega.Otaczałem ich dobrą opieką, tak jak obiecałem. Są teraztwoi,panie.Tooczywiściedar,zwyrazamiszacunkuodemnie.

–Wyrazyszacunkumożeszsobiezatrzymać–powiedziałYarvi.–Izbierajsię.PrzeniesieszsięzcałyminteresemdoVulsgardu.

–DoVulsgardu?–Owszem.Tamjestpełnohandlarzy.Napewnoznajdzieszsobiemiejscewśród

nich.–Aledlaczego?– Żebyś miał oko na Grom-gil-Gorma. Dom wroga trzeba znać lepiej niż

własny…takmiktośkiedyśpowiedział.Rulf chrząknął z aprobatą, nieznacznie wypiął pierś i poruszył kciukami

zatkniętymizapas.–Albo zrobisz, jakmówię – dodałYarvi – albo sam staniesz się towaremwe

własnymsklepie.Ilejesteśwart,jaksądzisz?Yoverfellodchrząknąłnerwowo.–Natychmiastzajmęsięprzygotowaniamidowyjazdu.– Tylko się nie ociągaj – rzucił Yarvi, po czymwyszedł z cuchnącej nory na

świeżepowietrzeiodetchnąłgłęboko,zamykającoczy.–Jesteśnaszymnowym…właścicielem,panie?ŻonaAnkranaprzystanęłaobokniegoiwsunęłapalecpodobręcznaszyi.–Nie.MamnaimięYarvi,atojestRulf.–Byliśmy przyjaciółmi twojegomęża. –Rulf zmierzwiłwłosy chłopcu, czym

trochęgowystraszył.

Page 274: Dla Grace - EduPage

–Byliście?–zdziwiłasię.–GdziejestAnkran?Yarvi przełknął ślinę, zastanawiając się, jak przekazać smutną wiadomość,

szukającodpowiednichsłów…–Nieżyje–powiedziałRulfpoprostu.–Przykromi–dodałYarvi.–Zginął,ratującmiżycie,conawetjauważamza

kiepskąwymianę.Jesteściewolni.–Wolni?–wyszeptała.–Tak.–Alejaniechcębyćwolna,chcębyćbezpieczna.Yarvispojrzałnaniązdumiony,apochwiliuśmiechnąłsięzesmutkiem.Sam

teżzawszepragnąłtylkotego.–Jeślizechceszdlamniepracować,potrzebujęsłużącej.–Zawszeniąbyłam–stwierdziłakobieta.Podrodze zatrzymali sięwkuźni iYarvi rzuciłmonetęna stółpełennarzędzi

ciesielskich.Byłatojednazpierwszychmonetnowegorodzaju–okrągłaiidealna,zwybitympojednejstroniewizerunkiemsrogiegoobliczajegomatki.

–Zdejmijimobręcze–polecił.Bliscy Ankrana nie podziękowali Yarviemu za wolność, lecz wystarczyło mu

dzwonienie kowalskiego młota o dłuto. Rulf stał nieopodal ze stopą na niskimmurkuiskrzyżowanymiprzedramionamiopartyminakolanie.

–Żadentamzemniesędziasprawiedliwości…–Aktonimjest?–…alewidzimisię,żedobrzepostąpiłeś.–Tylkonikomuniemów,jeszczezrujnujemitoreputację.–Yarvizauważył,że

jakaśstaruszkaspoglądananiegowrogozdrugiegokrańcaplacu.Uśmiechnąłsiędoniej i pomachał, apotempatrzył, jakwpośpiechu sięoddala,mamrocząccośpodnosem.–Wyglądanato,żeuważająmnietuzagłównegozłoczyńcę.

–Jeśliżycieczegośmnienauczyło,totego,żezłoczyńcówniema.Tylkozwykliludzie,którzyrobią,comogą.

–Wmoimprzypadkudoprowadziłotodokatastrofy.

Page 275: Dla Grace - EduPage

–Mogłobyćgorzej.–Rulfobróciłjęzykiemwustachisplunął.–Jesteśmłody.Spróbujjeszczeraz.Możewyjdzielepiej.

Yarvispojrzałnastaregowojownika,mrużącoczy.–Odkiedystałeśsiętakimmędrcem?–Zawszebyłemmyślący,tylkociebiezaślepiaławłasnabystrość.– To częsta przywara monarchów. Na szczęście jestem jeszcze młody, więc

możenauczęsiępokory.–Dobrze,żechoćjedenznasmaprzedsobącałeżycie.–Atycozamierzaszrobićuschyłkuswojego?–spytałYarvi.–KrólUthilzaproponowałmisłużbęwswojejgwardiiprzybocznej.–Tomizalatujehonorami!Zamierzaszsięzgodzić?–Jużmuodmówiłem.–Naprawdę?–Honorytonagrodadlagłupców,acośmisięwidzi,żekrólUthilzaliczasiędo

panów,którychzawszebędąotaczałytrupypodwładnych.–Mądrzejeszzkażdąchwilą.–Do niedawna sądziłem, żemoje życie już się skończyło, ale teraz czuję, że

znowusięzaczyna,iwcalemisięniespieszy,żebyjeskracać.–RulfzerknąłwbokinapotkałspojrzenieYarviego.–Pomyślałem,żemożetobieprzydasiętowarzysz.

–Mnie?–Gdy jednorękiminister i staryrabuś,któregoświetnośćminęłapiętnaście lat

temu,połącząsiły,niebędziedlanichrzeczyniemożliwych.Usłyszelijeszczejednouderzeniemłotaiobręczwreszcieustąpiła.SynAnkrana

wyprostował się, mrugając niepewnie i pocierając szyję. Matka chwyciła gowobjęciaiucałowałajegowłosy.

–Niejestemsam–mruknąłYarvi.Rulfotoczyłgoramieniemiuścisnąłzmiażdżącąsiłą.–Idopókiżyję,niebędziesz.

Page 276: Dla Grace - EduPage

Tobyłowielkiewydarzenie.CzłonkowiewieluznakomitychrodówznajdalszychzakątkówGettlanduwpadli

w gniew, ponieważ ledwo dotarła do nich wieść o powrocie króla Uthila, a jużodbyło się jego wesele. Pozbawiono ich szansy na pokazanie się wśródnajważniejszych osobistości podczas uroczystości, które miały jeszcze długo żyćwpamięciludzi.

WieścionichzpewnościąniezachwyciływszechpotężnegoNajwyższegoKrólana jego monarszym tronie w Skeken ani wiecznie trzymającej się jego bokuwszechwiedzącejBabkiWexen–czegoMatkaGundringnieomieszkałapodkreślić.

MatkaYarviegozbyławszelkieobiekcjelekceważącymmachnięciemręki.–Ichgniewjestdlamniewarttylecokurznadrodze–oznajmiła.Znowu była Złotą Królową i gdy coś postanowiła, nikt nie śmiał się jej

sprzeciwiać.Posągi w Sali Bogów przybrano girlandami pierwszych wiosennych kwiatów

i wokół Czarnego Tronu złożono barwne stosy weselnych podarunków. Poddanicisnęli sięw auli jak zimą owcew zagrodzie, aż powietrze przesyciławilgoć ichoddechów.

Błogosławiona para wyśpiewała ślubne obietnice w obliczu bogów i ludzi.Wypolerowana zbroja króla i onieśmielające klejnoty królowej zapłonęływ smugach światła spod kopuły. Iwszyscy klaskali, choćw opiniiYarviego głosUthilapozostawiałwieledożyczenia,a śpiewLaithlinbyłniewiele lepszy.PotemBrinyolfmonotonniezacząłrecytowaćnajwymyślniejszezbłogosławieństw,jakichświadkiembyło to świętemiejsce.MatkaGundring corazniecierpliwiej pochylałasię nad swoją laską, aż w końcu wszystkie dzwony w mieście rozdzwoniły sięradosnąwieścią.

Och,cóżtobyłzaszczęśliwydzień!CzyżkrólUthilmógłniebyćzadowolony?Miał terazCzarnyTron inajlepszą

żonę, jaką mógł sobie wymarzyć – tę, której pragnął sam Najwyższy Król. CzyżLaithlinmogła nie być zachwycona? Znowu nosiła na szyiwysadzany klejnotamiklucz do skarbca, a kapłanów Jednobóstwa wywleczono z królewskiej mennicy

Page 277: Dla Grace - EduPage

ibiczując,przegonionoprzezcałeThorlbyażnabrzegmorza.Czyż ludGettlandumógłsięnieradować?Wreszciemielikrólazżelazaikrólowązezłota–władcówgodnych zaufania i dumy. Wprawdzie królewska para nie mogła się poszczycićpięknymigłosami,leczzatokażdemiałopodwieręce.

Wbrewogólnemuszczęściu–amożewłaśniezjegopowodu–dzieńślubumatkiwydawałsięYarviemujedynieodrobinęjaśniejszyoddnia,wktórymzapłonąłstospogrzebowyojca.Tamtych uroczystości niemógł uniknąć, lecz tym razem, nawetjeżeli ktoś zauważył, jakwymyka się zweselnej uczty, na pewno nie czuł z tegopowodusmutku.

Pogoda na zewnątrz bardziej pasowała do jego nastroju niż przesycone woniąkwiatów ciepło w auli. Od strony siwego morza dął dokuczliwy wiatr. Z jękiemprzedzierał sięprzezblankicytadeli i siekł słonymikroplami.Yarviwspiął siępowydeptanychschodachiruszyłwzdłużzwieńczeniamurów.

Zobaczyłjązdaleka.StałanadachuSaliBogów,mokraoddeszczu.Zbytcienkasuknialepiłasiędojejciała,awłosamiwściekleszarpałwiatr.Zauważyłjąwporę.Mógł niepostrzeżenie zawrócić i znaleźć sobie inne miejsce, aby z nachmurzonąminągapićsięwniebo.Tyleżestopysamepowiodłygokuniej.

–WaszaKsiążęcaMość–zwróciłasiędoniego,gdypodszedł.Zębamioddarłabrzegpaznokciakciukaiwyplułagonawiatr.–Cozazaszczyt.

Yarviwestchnął.Przezostatniednidoznudzeniapowtarzałtosamo.–Jużniejestemksięciem,Isriun.–Nie?Przecieżtwojamatkaznowujestkrólową.Inosinaszyikluczdoskarbca

Gettlandu?–Dziewczynamimowolniesięgnęłabladądłoniąnapierś,gdzieniebyłojużaniklucza,aniłańcuszka.Nic.–Kimżejestsynkrólowej,jeślinieksięciem?

–Kalekimgłupcem?–mruknął.–Byłeśnimjużwtedy,gdysiępoznaliśmy,ipewniezawszebędziesz.Głupcem

idzieckiemzdrajcy.–Jestwięccoś,conas łączy–warknąłYarvi,alenatychmiast tegopożałował,

gdy zobaczył, jak drgnęła jej blada twarz. Gdyby losy potoczyły się inaczej, byćmoże tooniświętowaliby tamnadole.OnnaCzarnymTronie,aonau jegoboku.

Page 278: Dla Grace - EduPage

Spojrzałaby na niego lśniącymi oczami, delikatnie ujęła jego przykurczoną dłońiwreszciepoznalibysmaklepszegopocałunku,jakiobiecałjejdaćpopowrocie…

Rzeczywistość była jednak inna. Nie spodziewał się już żadnych pocałunków.Ani dziś, ani później. Odwrócił się i spojrzał na wzburzone morze. Oparte nakamiennejbalustradziedłoniezacisnąłwpięści.

–Nieprzyszedłemtu,żebysiękłócić.–Apocoprzyszedłeś?–Uznałem,żepowinienemcipowiedzieć,bo…–Zgrzytnąłzębamiispojrzałna

swoją kaleką dłoń, która odcinała się bielą odmokrego kamienia.Bo co?Bobylisobie przyrzeczeni?Bo kiedyś coś dla siebie znaczyli?Nie potrafił się zdobyć natakie słowa. – Wypływam do Skeken. Na egzamin ministra. Nie będę już miałrodziny,sukcesjiani…żony.

Wiatrporwałjejgłośnyśmiech.–Noproszę,łączynascośjeszcze,bojaniemamprzyjaciół,posaguaniojca.–

Spojrzałananiegoztakąnienawiściąwoczach,żepoczułsięokropnie.–Jegociałoutopiliwgnoju.

Tawiadomośćpowinnagoucieszyć.Częstomarzył,żetaksięstanie.Modliłsięo to i dążył do tego zawszelką cenę. Takwiele zniszczył, poświęcił życie druhai przyjaźń innych, aby osiągnąć cel. Teraz jednak widział bladą twarz Isriun, jejzaczerwienioneoczyisinekręgipodnimi,inieczułsięzwycięzcą.

–Przykromi.Niezewzględunaniego,lecznaciebie.Pogardliwiesięskrzywiła.–Myślisz,żetwojewspółczuciemadlamniejakąśwartość?– Nie. Mimo to jest mi przykro. – Oderwał dłonie od balustrady i zawrócił

wkierunkuschodów.–Jarównieżzłożyłamprzysięgę!–zawołałazanim.Zatrzymałsię.Pragnąłuciecztegosmaganegowiatremdachuinigdyjużtunie

wrócić,alepoczułdziwnemrowienienakarkuiwbrewsobiesięodwrócił.–Tak?– Przysięgłam na słońce i księżyc. – Oczy Isriun płonęły w bladej twarzy,

Page 279: Dla Grace - EduPage

akosmykimokrychwłosówchłostałyjejpoliczki.–PrzysięgłamprzedTą,któranasosądza,iTym,którypamięta,iTą,którawiążewęzły.Moiprzodkowiewkurhanachnabrzegubylimiświadkami.Teraznimjesteśty,Yarvi.Niechtaprzysięgastaniesięmoimłańcuchemiwewnętrznymcierniem.Zemszczęsięnazabójcachmojegoojca!

Wykrzywiłaustawuśmiechu.Wyglądałjakparodiatamtego,którymuposłała,opuszczającSalęBogówwdniu,gdyzostalisobieobiecani.

–Jakwidzisz,kobietamożezłożyćtakąsamąprzysięgęjakmężczyzna.–Jeślibrakjejrozumu–odparłisięodwrócił.

Page 280: Dla Grace - EduPage

U

MNIEJSZEZŁO

śmiechniętaMatkaSłońcechowałasięzaświatemtegowieczoru,gdyBratYarviwróciłdodomu.

Gettowie ogłosili ten dzień początkiem lata. Na nagrzanych dachach Thorlbywylegiwałysiękoty,morskieptakinawoływałysięleniwie,adelikatnabryzaniosłasłonawy zapach morskiego powietrza stromymi uliczkami miasta i nawiewała goprzezotwarteoknadobudynków.

YarviwpuściłgotakżedokomnatMatkiGundring,kiedywreszciezdołałruszyćciężkiskobelkalekądłoniąiotworzyłdrzwi.

–Nareszciejesteś!–Staraministerodłożyłaksiążkęnastół,podrywajączblatuobłokkurzu.

–MatkoGundring.–Yarviukłoniłsięniskoipodałjejkubek.–Ach,przyniosłeśherbatę. –Zamknęłaoczy,powąchałanapar, poczymupiła

łyk. Jej pobrużdżoną twarz rozjaśnił uśmiech, którego widok zawsze napawałYarviegodumą.–Brakowałomiciebie.

– Już nigdy nie będziesz musiała prosić o herbatę, przynajmniej to mogę ciobiecać.

–Toznaczy,żezdałeś?–Dziwiszsię?– O nie, Bracie Yarvi, bynajmniej.Wciąż jednak nosisz broń. – Zmarszczyła

brwi i spojrzała na miecz Shadikshirram. – Życzliwe słowo odeprze większośćciosów.

–Anapozostałemamto.Przypominami, jakądrogęprzebyłem.OjciecPokójjestpatronemMinisterstwa,leczdobremuministrowiMatkaWojnaniejestobca.

–Ha! Słuszniemówisz. –MatkaGundringwskazałamu stołek po przeciwnejstronie paleniska. Ten sam, na którym Yarvi często przesiadywał, w skupieniu

Page 281: Dla Grace - EduPage

słuchając opowieści, poznając języki, historię i tajniki zielarstwa oraz ćwiczącwłaściwysposóbzwracaniasiędokróla.Niemógłuwierzyć,żeupłynęłozaledwiekilkamiesięcy,odkądbyłtuporazostatni.Wydawałomusię,żebyłotowinnymświecie.Wjakimśśnie.

Terazwreszciesięobudził.– Cieszę się, że wróciłeś – przyznałaMatkaGundring. – Nie tylko z powodu

herbaty.WThorlbyjesttyledozrobienia.–Mieszkańcychybaniedarząmniesympatią.Wzruszyłaramionami.–Jużprawiezapomnieli.Ludziemająkrótkąpamięć.–Dlategozadaniemministrajestpamiętaćzanich.– A także doradzać, leczyć, mówić prawdę, zgłębiać tajemnice życia, szukać

mniejszegozła,ważyćwiększedobro,wkażdejmowieumiećotwieraćdrzwiprzedOjcemPokojem,snućopowieści…

–Możechciałabyśposłuchaćmojej?–Ajakążtomaszdlamnieopowieść,BracieYarvi?–Taką,któramówioprzelanejkrwiipodstępach,opieniądzachimorderstwach,

ozdradzieiwładzy.MatkaGundringroześmiałasięiupiłajeszczejedenłykherbaty.–Takielubięnajbardziej.Sąwniejelfy?Smoki?Trolle?Yarvipokręciłgłową.–Ludziesamiwyrządzająwięcejzła,niżsąwstanieznieść.–Toprawda.Gdzieusłyszałeśtęhistorię?WSkeken?– Poniekąd. Od dawna nad nią pracowałem.Od śmiercimojego ojca. I chyba

mamjużcałą,odpoczątkudokońca.–Znamtwojezdolnościidomyślamsię,żejestnaprawdęwyjątkowa.–Napewnoprzyprawicięodreszczemocji,MatkoGundring.–Wtakimraziezaczynaj!Yarvipochyliłsięwstronęognia izapatrzyłwpłomienie,pocierająckciukiem

wnętrzeprzykurczonejdłoni.Myślałotejhistorii,odkądzdałegzamin,wyrzekłsię

Page 282: Dla Grace - EduPage

sukcesji i został przyjęty przez Ministerstwo. A gdy ucałował Babkę Wexenwpoliczekispojrzałjejwoczy–jasneijeszczebardziejzachłanne–wreszciepojąłprawdę.

–Niewiemodczego.–Najpierwnakreśltło.Przedstawbohaterów.–Dobra rada, jakwszystkie twoje wskazówki – przyznał Yarvi. – A zatem…

pewienNajwyższyKról, którymłodość dawnoma za sobą, iBabkaMinisterstwa,równieodległaodswojejmłodości,oddawnazazdrośniestrzegliswojejwładzy,jakto często bywa. Któregoś razu spojrzeli z okien Skeken na północ i spostrzeglizagrożeniedlaichmajestatu.Niewspaniałegomęża,którysprawniewładażelazemistalą,leczwspaniałąniewiastę,którasprawniewładasrebremizłotem.Owazłotakrólowa wpadła na pomysł, aby bić monety jednakowej wagi, opatrując je swojąpodobizną. Tym oto sposobem użyczałaby swojego oblicza każdej transakcjizawieranejnadMorzemDrzazg.

MatkaGundringodchyliłasięnaoparcie.Zmarszczkinajejczolesiępogłębiły.–Tahistoriatrąciprawdą–przyznaławzamyśleniu.–Wszystkienajlepszesątakie.Tegomnieuczyłaś.–Potrudnympoczątkusłowa

płynęły same. –Wspomniany jużNajwyższyKról i jegodoradczyni zobaczyli, żekupcy opuszczają ich port, bo wolą miasto północnej królowej. Z miesiąca namiesiącichzyskisiękurczyły,awrazznimitakżeichwładza.Musielicośzrobić.Zabić kobietę, która potrafi brać złoto z powietrza?Nie. Jejmąż był zbyt dumnyi porywczy, na pewno szukałby zemsty. Zatem lepiej zabić jego i strącić królowązjejwysokiejgrzędy,apotemsprowadzićjądosiebie,żebyzaczęłaprząśćzłotodlanich.Takipowzięliplan.

–Zabićkróla?–MatkaGundringspojrzałanaYarviegoznadkrawędzikubka.Wzruszyłramionami.–Opowieścinierazmajątakipoczątek.–Alekrólowiesąostrożniidobrzestrzeżeni.–Azwłaszcza ten.Uznali,żepotrzebująpomocyosoby,którejonufa.–Yarvi

przysunął się jeszcze bliżej ognia i poczuł na twarzy ciepło. – Dlatego nauczyli

Page 283: Dla Grace - EduPage

brązowopiórego orła wiadomości: Król musi umrzeć. A potem posłali ptaka dodoradczynitegomonarchy.

–Obarczyli ją trudnymzadaniem.Miała zabić człowieka,któremuprzysięgałasłużyć?–MatkaGundringzamrugałaniepewnieibardzopowoliprzełknęłajeszczejedenłykherbaty.

– Ale przysięga zobowiązywała ją również do posłuszeństwa wobecNajwyższegoKrólaizwierzchniczkiMinisterstwa,czyżnietak?

–Tenobowiązekdotyczynaswszystkich–wyszeptałastaraminister.–Ciebierównież,BracieYarvi.

– Och, ja ciągle składam jakieś przysięgi… już sam nie wiem, którychpowinienem dotrzymać. Minister, o której mowa w opowieści, miała ten samproblem. Rzecz w tym, że miejsce króla jest między bogami i ludźmi,a Najwyższego Króla – między bogami i królami… choć ostatnio uważa się zajeszczeważniejszego.Wiedziała, że jemu niemoże odmówić. Dlategowpadła napewien pomysł. Postanowiła zastąpić swojego króla jego rozsądniejszym bratemi przy okazji usunąć następców, którzy mogliby sprawiać kłopoty. Wystarczyłozrzucić winę na odwiecznego wroga z dalekiej północy, na którą cywilizowanyczłowiekrzadkosięzapuszczanawetwmyślach.Mogławyjaśnić,żeprzybyłgołąbzpropozycjązawarciapokoju,iwciągnąćnierozważnegokrólawzasadzkę…

– Być może było to mniejsze zło – powiedziała Matka Gundring. – Możemusiałapodjąćtakądecyzję,jeśliniechciała,abyMatkaWojnarozpostarłakrwaweskrzydłanadcałymMorzemDrzazg.

–Odwiecznemniejszezłoiwiększedobro.–Yarvipowoliwciągnąłpowietrze,aż poczuł ból w głębi piersi. Przypomniał sobie czarne ptaki patrzące na niegozklatkiSiostryOwd.–Tyleżeminister,naktórązrzuconowinę,nieużywagołębi,leczwrony.

MatkaGundringzamarłazkubkiemprzyustach.–Wrony?–Częstowłaśnieniewielkiepomyłkisprawiają,żenaszeplanysypiąsięwgruzy.– Ach, te szczegóły. – Powieka Matki Gundring drgnęła, gdy spojrzała na

Page 284: Dla Grace - EduPage

herbatę.Tym razemdłużej sięwahała, zanimprzełknęła ostatni łyk. Przez chwilęsiedzieli w milczeniu. Tylko ogień trzaskał wesoło i od czasu do czasu strzelałiskrami.–Podejrzewałam,żewkońcuwszystkiegosiędomyślisz–przyznała–alenieżetakszybko.

Yarviprychnął.– Na pewno nie wcześniej niż przed wyprawą do Amwend, podczas której

miałemzginąć.–Niejatakpostanowiłam–powiedziałastaradoradczyni,którazawszebyładla

niego jak matka. – Myślałam, że zdasz egzamin, wyrzekniesz się dziedzictwaizczasemzajmieszmojemiejsce,takjakzawszeplanowaliśmy.TyleżeOdemminie ufał. Zbyt wcześnie wykonał swój ruch. Niemogłam już powstrzymać twojejmatkiprzedosadzeniemcięnaCzarnymTronie.–Westchnęłazgoryczą.–AtakierozwiązanienapewnoniespodobałobysięBabceWexen.

–Pozwoliłaświęc,abymwpadłwzasadzkęOdema.– Czego bardzo żałuję. Uznałam to za mniejsze zło. – Postawiła kubek obok

krzesła.–Jaksiękończytaopowieść,BracieYarvi?–Jużsięskończyła.Czegobardzożałuję.–Spojrzałponadpłomieniamiprosto

wjejoczy.–IodterazjestemOjcemYarvim.Stara minister zmarszczyła czoło i spojrzała najpierw na niego, a potem na

kubek,wktórymprzyniósłjejherbatę.–Korzeńczarnojęzycznicy?–Przysięgałemzemścić sięnazabójcachmojegoojca,MatkoGundring.Może

jestemtylkowpołowiemężczyzną,leczprzysięgęzłożyłemcałą.Płomienie poruszyły się niespokojnie. Ich pomarańczowe odbicia zatańczyły

wszklanychsłojachnapółkach.–Twójojciecibrat–wychrypiałaMatkaGundring.–Odemijegoludzie.Tak

wielu. I wreszcie Ostatnie Wrota otwierają się przede mną. A wszystko… przezmonety.

Zacisnęła powieki i gwałtownie kiwnęła się w stronę ognia. Yarvi zdążył jązłapać.Delikatnieprzytrzymał ją lewąręką,aprawąwsunął jejzaplecypoduszkę

Page 285: Dla Grace - EduPage

iostrożnieposadziłzpowrotemnakrześle.–Widaćmonetybywająśmiertelnieniebezpieczne.– Przepraszam – wyszeptała Matka Gundring. Jej oddech stawał się coraz

płytszy.–Ja również.WcałymGettlandzieniemaczłowieka,któregożal jestwiększy

odmojego.– Pewnie masz rację. – Posłała mu nikły uśmiech. – Będziesz znakomitym

ministrem,OjczeYarvi.–Postaramsię–odparł.Nicwięcejniepowiedziała.Yarviwestchnąłciężko,opuszkamipalcówzamknąłjejpowieki,apomarszczone

dłonieskrzyżowałnakolanach.Potemwróciłnaswójstołekiusiadłnanimciężko.Czułsiępotwornieznużony.Wciążtaksiedział,gdyktośzhałasemotworzyłdrzwinaoścież.Jakaśpostaćniezdarniewgramoliłasięposchodach,zaczepiającowiązkisuszącychsięziół,którezakołysałysięzaprzybyszemjakwisielcy.

Był to jeden z najmłodszychwojowników.Dopiero niedawno przeszedł próby.MłodszynawetniżYarvi.Blaskogniadosięgnąłjegogładkiejtwarzy,gdychłopakzatrzymałsięniepewniepodłukiemwejścia.

–MinistermasięudaćdokrólaUthila–powiedział.–Doprawdy?–Yarviwylałresztkęherbatywpalenisko,poczymoplótłpalcami

zdrowejrękilaskęMatkiGundring.Jegolaskę.Metalelfówbyłchłodnywdotyku.Wstał.–Powiedzkrólowi,żejużdoniegoidę.

Page 286: Dla Grace - EduPage

PODZIĘKOWANIA

Jakzawsze,czteremosobom,bezktórych…BrenAbercrombie,którąboląoczyodczytaniatego.NickowiAbercrombiemu,któregoboląuszyodsłuchaniaotym.RobowiAbercrombiemu,któregoboląpalceodprzewracaniakartek.LouAbercrombie,którąboląręceodpodtrzymywaniamnie.Oczywiście żaden człowiek nie jest samotną wyspą – zwłaszcza ja – dlatego

zcałegosercadziękuję:Zazasianiewemnietegopomysłu–NickowiLake’owi.Zadopilnowanie,abyzsiewkiwyrosłodrzewo–RobertowiKirby’emu.Zaprzypilnowanie,abytodrzewowydałozłoteowoce–JaneJohnson.Hm, metafory z drzewem nie da się dalej ciągnąć, więc dziękuję wszystkim,

którzypomagaliprzytworzeniu,promowaniu,publikacji,ilustrowaniu,tłumaczeniuiprzedewszystkimsprzedażymoichksiążek,bezwzględunato,wjakimmiejscunaświecie się znajdują – a szczególnie: Natashy Bardon, Emmie Coode, BenowiNorthowi,TriciiNarwani,JonathanowiLyonsowiorazGingerClark.

Artystom, którzy sprostali niełatwemu wyzwaniu i sprawili, że książka takdobrze się prezentuje: Nicolette i Terence’owi Cavenom, Mike’owi BryanowiiDominicowiForbesowi.

Za niewyczerpany entuzjazm i wsparcie bez względu na pogodę – GillianRedfearn.

Oraz wszystkim pisarzom, których ścieżki skrzyżowały się z moją w sieci,wbarze,awkilkuprzypadkachrównieżnadrukowanympapierze,iktórzypomagalimi,doradzali,żartowaliipodsuwalipomysływartepodkradnięcia.

Jużoniwiedzą,okogochodzi…

Page 287: Dla Grace - EduPage

Tytułoryginału:HalfaKing

Copyright©2014byJoeAbercrombieLtdMapcopyright©NicoletteCaven2014

Allrightsreserved

Copyright©forthePolishe-bookeditionbyREBISPublishingHouseLtd.,Poznań2015

InformacjaozabezpieczeniachWceluochronyautorskichprawmajątkowychprzedprawnieniedozwolonym

utrwalaniem,zwielokrotnianiemirozpowszechnianiemkażdyegzemplarzksiążkizostałcyfrowozabezpieczony.Usuwanielubzmianazabezpieczeństanowi

naruszenieprawa.

Redaktor:AgnieszkaHorzowska

Projektokładki©HarperCollinsPublishersLtd2014

Opracowaniegraficznepolskiejwersjiokładki:JacekPietrzyński

Ilustracjanaokładce:MikeBryan

Fotografienaokładce©DavidHenderson/Alamy/BE&W

©ZenShui/LaurenceMouton/GettyImages

Page 288: Dla Grace - EduPage

WydanieIe-book(opracowanenapodstawiewydaniaksiążkowego:

Półkróla,wyd.I,Poznań2015)

ISBN978-83-7818-373-0

DomWydawniczyREBISSp.zo.o.ul.Żmigrodzka41/49,60-171Poznań

tel.61-867-47-08,61-867-81-40;fax61-867-37-74e-mail:[email protected]

www.rebis.com.pl

PlikopracowałiprzygotowałWoblink

woblink.com