Dizaster 12

112
–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA– www. dizastermag .pl – ONLiNE ULTRAziNE – 03/2013/#12 ISSN / ISBN1896-3544 CENA 9.99 PLN [W TYM 8% VAT] Igor • Turbina Tortour Bones Tour — Od podszewki • Misfits Łomża D.I.Y. • Powell Peralta w Polsce • Skate Shoes History II • 10 lat Pogo — Początki cz. I SK8 Pies Ogrodnika • Never Ending Story by Gabor DIZASTER # 12

description

DIZASTER ULTRAZINE 12

Transcript of Dizaster 12

Page 1: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

1DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

03/2013/#12ISSN / ISBN1896-3544

CENA 9.99 PLN [W TYM 8% VAT]

Igor • Turbina Tortour • Bones Tour — Od podszewki • Misfits Łomża D.I.Y. • Powell Peralta w Polsce • Skate Shoes History II • 10 lat Pogo — Początki cz. I

SK8 Pies Ogrodnika • Never Ending Story by Gabor

DIZASTER# 1

2

Page 2: Dizaster 12

2DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 3: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

3DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

DIZASTER

03/2013/#12ISSN / ISBN1896-3544

CENA 9.99 PLN [W TYM 8% VAT]

Mikołaj Baranowski, blutslide, Hamburg.VANS/POGO/SKATEPARKI.PL TURBINA TORTOUR.

Zdjęcie wykonane przez mistrza fotografii z Lubelskiej parafii: Gabora Nagy.

# 12

Ramptour • Cash4Tricks • Rozmowy kontrolowane — Stanlej Tom Remillard • Social Cancer Wężowa Bestia • Chris Pfanner Skazany w Tajlandii • POP GROUP • Film Długiego 2

Pierwsze Piętro • Kalifornia Raj • Targi Kielce • Karolina

Page 4: Dizaster 12

TEXTYPiotr DabovBartek KuleszaKacper MigasAlex ŻerweMikołaj BaranowskiSteven ReevesGabor Nagy

FOTOGabor NagyMichał MarcinkowskiDe Ville NunesRadek DurlikGrzegorz Eryk SarmackiPiotr KiełbMarcin Baca DuchMaciek RzankowskiRafał Jabłoński-ZelekPiotr Dabov

DIZASTER MAG#12

MÓZG OPERACJIPiotr Dabov

ARTwww.hakobo.art.pl

WITH A LITTLE (BIG) HELPKacper MigasAgnieszka Wierzbińska

[email protected]

KOREKTAKacper Migas

OKŁADKADabov w czasach kiedy POGO było jedynie pomysłem i nadrukiem na koszulce. NA TEJ STRONIE:Piotr Dabov, frontsajdzik na #nazwa tej gazety, Wilanowska, Warszawa.Fot. Piotr Kiełb.

INTROW NORMALNYCH GAZETACH PISZE SIĘ INTRO O TYM CO

JEST W ŚRODKU. MAM 36 LAT, A W MOIM SERCU, CAŁYM

W CIERNIACH, HASZTAGOWANA MIŁOŚĆ DO DESKOROLKI

WCIĄŻ TRWA, MIMO MIGAJĄCEGO LOŁ BATERY. POMIMO

ŚWIĘTA, 10 LECIA POGO TO I TAK BATERYJKA ROBI PIII,

PIII. NIGDY NIE ZASTANAWIAŁEM SIĘ NAD TYM, ŻE MÓWIĄ

DO MNIE PER PAN, PRZYZWYCZAIŁEM SIĘ DO TEGO JUŻ

DAWNO. NIE POTRAFIĘ OCENIĆ OBIEKTYWNIE TEGO

CO ROBIĘ. MOJE PRZECIĄŻONE BIODRA BOLĄ TAK, ŻE

NAWET PO ROZCIĄGANIU, OLKA NAD TRZEMA DEKAMI

TO MAKSIMUM. ALE TO NIE SPOWIEDŹ JEST!

TO NOWY DIZASTER NIECH PODKRĘCI WICHAJSTER

I ADRENALINKA NIECH SKOCZY, TAK ŻEBYŚ W TYM

ZALEWIE GÓWNA, FEJSA, AJDU, JUTUBA ZNALAZŁ

KRĘGOSŁUP MORALNY. NIE TYLKO W DŻOJNTACH

I ALKOHOLU MÓZG SWÓJ ZAORAŁ, JAK PO CZĘŚCI SAM

ZROBIŁEM. NA SZCZĘŚCIE SIĘ OBUDZIŁEM. OBUDŹ SIĘ

I TY!

JOŁ.

POŚWIĘCIŁEM SWOJE ŻYCIE PROPAGOWANIU SKATE-

BOARDINGU. NIE MAM SIŁY JUŻ, WIESZ? ALE NIE ZAMI-

ERZAM PRZESTAĆ. RÓB TY TEŻ I NIE PRZESTAWAJ SKEJT

AND DESTROJ ZAMIEń W SKEJT AND KRIEJT BO TAK TO

DUŻO NIE ZOSTANIE.

URODZONY TEGO SAMEGO DNIA CO NOSTRADAMUS CHCĘ

SIĘ POMYLIĆ, ALE CZUJĘ ŻE SKATEBOARDING OSTYGŁ,

JAKBY ZWOLNIŁ, ŻE PRÓCZ KILKU AKTYWISTÓW WSZY-

SCY MAJĄ NA WSZYSTKO WYJEBANE, ŻE NADCHODZI

CZARNA ERA? A MOŻE TO TYLKO MÓJ PRACOHOLIZM

UGRYZŁ MNIE W MÓZG?

KOLEJNY NUMER, 100STRON, JAK ZWYKLE PIĘTNAŚCIE

SEKUND PRZED WYBUCHEM BOMBY, LATAJĄCEJ TRĄBY.

NIE MAMY NA SZCZĘŚCIE OTRĘBÓW, A NAJSMAKOWIT-

SZE KĄSKI MINIONEGO ROKU. KRĘCI SIĘ ŁEZKA W OKU.

ENDŻOJ!

IDŹ NA DESKĘ JUŻ.

PRZECIEŻ NIE PADA?

4DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 5: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

5DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

DIZASTER

03/2013/#12ISSN / ISBN1896-3544

CENA 9.99 PLN [W TYM 8% VAT]

Michał Mazur, feeble grind, SzczecinBONES POLAND TOUR

fot. Gabor Nagy

# 12

Page 6: Dizaster 12

6DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

TESTOWANE PRZEZ NAJLEPSZYCHSTEVEN REEVES, OLLIEPOWELL PERALTA TOUR BIELAWA 2012 WWW.SkATEPARkI.PL

Page 7: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

7DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 8: Dizaster 12

Fot. Michał Marinkowski.

8DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 9: Dizaster 12

IGORKOWALEWSKI

Pierwsza połowa lat dziewięćdziesiątych. Jeździmy w przejściu podziemnym zimą.

Spotykam kilku gości z Bałut,jeden z nich, najbardziej rozgadany, wygląda jakby był z Beastie Boys.

Charakterystyczny styl, jasnożółte, niskie vansy i naprawdę duże ollie.

Tak naprawdę, każdy kto go znał ma swoją historię.

Igor, mimo pracy w korporacji starał się kultywowwać i propoagować skateboarding jak tylko mógł dzięki polskiemu oddziałowi SKATEISTANU który sam założył.

Bardzo nieoczekiwanie odszedł jeden z nas.

Żadne słowa.Żaden tekst tego nie wypełni.

Będziemy tęsknić!

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

9DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 10: Dizaster 12

10DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 11: Dizaster 12

IGORKOWALEWSKI

8BONES TOUR

12pOWELL

TOUR

26MILCZENIE

JEST ZŁOTEM

40TURBINA

TORTOUR

4810 LAT pOGO

CZ. I

62

MISFITS

82pIES

OGRODNIKA

90SKATE SHOES

HISTORY 2

94NEVER ENDINGSTORY GABORA

100ŁOMŻA

D.I.Y

108

DIZASTER

12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

11DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 12: Dizaster 12

12DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 13: Dizaster 12

BONES

TOUR

David Gravette właśnie takim 5-0 przywitał w Szczecinie polskie street spoty. Fot. Gabor Nagy

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

13DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 14: Dizaster 12

BONES POLAND TOUR od podszewkiPrzemyślenia od zaplecza, anegdoty i dzikie koty.W DIZASTER szmacie dostaniesz namacalną

relację na żywo. Istny pamiętnik osoby, która była mózgiem operacji BONES 2012 POLAND TOUR. Ten historyczny tour od zaplecza, od kuchni, z detalami których nigdzie indziej nie poznasz.

Wszystko okraszone zajebistymi zdjęciami Gabora Nagy plus szotami reporterami i lajfstajlami od Michała Marcinkowskiego.

Dzięki chłopaki!

Na wstępie warto napisać i nie jest to żadne słodzenie, że bez wsparcia SKATEPARKI.PL czyli Moniki i Pawła Głydy rajderów BONESA

w Poldonie byśmy nie uświadczyli. Właściwie nie wiem jakim cudem to wszystko zagrało. Jako, że POGO od pewnego czasu zasłużenie wywalczyło sobie dystrybucję SKATE ONE (czytaj POWELL PERALTA, BONES WHEELS i kilka mniej znanych firm) powstał pomysł sprowadzenia rajderów do naszego kraju.

Każdy kto słyszał o składzie, który ma przyjechać robił wielkie „Ooooooo”

Właściwie sam, pędząc na autostradzie Łódź - Berlin po Chrisa Haslama jako pierwszego z szajki do odebrania z lotniska

nie dowierzałem, że po tym tysiącu maili ze strony amerykańskiej (fotografowanie spotów, ustalanie trasy, demówek etc.) i tysiącu uzgodnień ze strony Polskiej (czyt. strona finansowa, kamerzyści, fotografowie, plus prawie każdy skejtik w tym kraju „ustawiający się na deskę z ziomeczkami z Bonesa”), że to wszystko naprawdę się dzieje.

Na lotnisku wielki stres. I idzie Chris Haslam. Mały bukłaczek z wodą i jeszcze mniejszy chlebaczek z ubraniami. W czarnej kurtce

z napisem Osaka Daggers na plecach, długich włosach i zeszmaconych butach, wyglądał raczej trochę jak członek gangu motocyklowego, albo mistrz zen. Brak skręconej deski, za to zawadiacko zarzucony na barku karton (taki na 10 decków) ze sprzętem. To wszystko co Chris miał ze sobą.

Potem pojechaliśmy po resztę gości z teamu, którzy byli już w Europie kilka tygodni, na zaproszenie niemieckiej dystrybucji. Przywitał

mnie klasyczny poranny skate-afterparty widok. Moose wytaczający się w piżamie z niemieckiego busa (urodziny miał!) i chłopaki w raczej imprezowym nastroju. Czekała nas podróż Berlin - Szczecin i nie wiem dlaczego ale przed wyjazdem wszyscy kupili sobie noże.

Ben Raybourn jest chyba z Teksasu. Mały chłopczyk w okularkach z zawsze dziurawymi spodniami. Było to trochę jak jakiś fetysz, bo

chłopak miał jedną parę spodni na cały wyjazd i jeśli gdzieś je przykatował (a raczej nie oszczędzał się) od razu na spontanie w galerii, czy dosłownie obojętnie gdzie kupował kolejną parę. Jak to zwykle na takich tourach bywa, okazał się czarnym koniem wyjazdu. Ben teraz pewnie będzie pretendentem do skatera roku dla Thrashera, a powiedzmy sobie szczerze: czy znałeś i jarałeś się jazdą tego gościa przed jego przyjazdem do Polski?

David Gravette, status gwiazdy na wiecznym melanżu. Niesamowity talent do poręczy i kątów. W Szczecinie na dzień dobry pokazał

niesamowitą klasę (intro na BONES „NEW GROUND” video) jednak potem, przez kolejne intensywne dni touru wolał raczej imprezować niż robić triki. Być może taki stan rzeczy wywołała kontuzja kostki w Łodzi na tak ogromnym murku, że nawet parkourowcy tam nie podchodzili.

Moose. Po prostu Moose. Nie jest ważne jak ma na imię i nazwisko. Deathwish i latynowski uśmiech to jego dewiza. Naprawdę ultra-miły

dla każdego. Obojętnie czy był to pięćdziesiąty szósty zajarany dzieciak, czy kumpel z teamu czy team manager. Był to jego pierwszy wyjazd do Europy i nie mógł zdecydowanie ogarnąć się ze zmianą czasu. „Jet lag” i zmiana klimatu powodowały, że potrafił ucinaćsobie „drobne drzemki” w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Super strit styl i niepowtarzalny sposób flipowania tricków. Najlepiej było to widać przy zwykłym kickflipie, z jakiegoś gapu. Deska obracała się niczym „w zwolnionym tempie” aby zostać pięknie sklejoną, złapaną tuż nad ziemią.

Nie zapomnę nigdy sytuacji w warszawskim skateparku Kamuflage, gdzie już podczas ostatniego demo, po kilku tygodniach

tułaczki chłopaki nie myśleli już o niczym innym jak o powrocie do domu, wysiadały mięśnie, a kontuzje dawały się we znaki. Przecież prawdziwy pro musi się uśmiechać, nieważne czy daje autografy czy pozuje do zdjęć przez 3 godziny po udanym pokazie… i nie może odmówić gry w skejta. No i tuż po ostatnim szoł w Polsce, Moosa otoczyła chmara dzieciaków, byłem jeszcze przy mikrofonie... Moose z nieschodzącym nigdy uśmiechem na twarzy spojrzał w moim kierunku z ekspresją „niech już to się wreszcie skończy”... Szepnąłem kilka słów do mikrofonu żeby młodzi wyluzowali i zająłem się rozmową... gdy nagle dostałem deskę w prezencie z napisem „To my main man in Poland, Piotrek”.

W tym całym świecie uśmiechania się, tysiąca jeden dem i jeszcze większej ilości problemów, szczególnie z okiełznaniem ego czasem

zachowujących się jak totalne dzieciaki spuszczone ze smyczy, taki prezent rozjebał mnie na kawałki. Ten gość wcale nie miał w życiu lekko, pochodzi z małego miasteczka i swoimi trikami, umiejętnościami na desce zaszedł tak daleko, że jest w DEATWISH, czyli w jednej z najbardziej zajawkowych, czy modnych obecnie firm. Praktycznie każdy dzieciak chciał zrobić sobie z nim zdjęcie. Taki gość nie jest jeszcze na tyle zepsuty przez sławę, pieniądze, alkohol i dragi, że potrafi to docenić i być naprawdę wdzięczny. To mnie rozjebało. Jedna z najbardziej wzruszających chwil.

Jake Duncombe. „Ryże bydlę” z Australii. Stary wyjadacz, który doskonale potrafił się odnaleźć w każdej sytuacji, szczególnie jeśli obok był regał

pełny butelek wina. Najbardziej rozbrajał fakt, że gość nie należący do najszczuplejszych osób posiadał niesamowitego popa i mega kontrolę, niezależnie czy jeździł na ogromnej hubbie, na quarterze, czy krawężniku. Większość touru przejeździł na jednym deczku rybce robiąc naprawdę techniczne triczki. Osobiście najbardziej rozwalił mnie mega

14DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 15: Dizaster 12

Na łódzkiej minirampie Ben Raybourn odkrywal kolejne poziomy skejt-wtajemniczenia.

Fot. Michał Marcinkowski.

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

15DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 16: Dizaster 12

Nie zaplanowany przejazd przez Poznań zaoowocował wysypem bangerów na Armii Poznań. Jake Duncombe, halfcab flipper z daszku przez mureczek w zjazd. Absolutnie nasz redakcyjny numer jeden. Fot. Gabor Nagy.

16DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 17: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

17DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 18: Dizaster 12

oryginalnym wykorzystaniem murku na dachu Armii Poznań i wyjechaniem jakiegoś bigspin flipa czy innego dzikiego węża na PTG na złamanej desce. Poza tym mimo, że zazwyczaj rudzi kolesie należą do mega wkurzających, na każdym z demo potrafił się idealnie odnaleźć, robiąc wielkie szoł, a na sam koniec z uśmiechem na ustach pomagał przy rozrzucaniu gadżetów itd.

Sierra Fellers. Kilka osób przyszyło mu metkę „Ściera” Fellers jak po ostatniej wizycie w Polsce niekorzystnie wypowiadał się o naszym kraju.

Po prostu wcześniej nie został tak wyśmienicie ugoszczony (jescze raz wieeeelkie fenkju dla skateparki.pl!) Oczywiście nie omieszkałem powiedzieć mu o całej sytuacji i skończyło się nawet oficjalnym wytłumaczeniem w Thrasherze o co chodzi! Zastanów się jak wyobrażasz sobie typowego skatera z USA, a następnie spójrz na Fellersa. Po pierwsze wygląda jak stereotypowy Amerykanin, a po drugie to posiadacz największej torby podróżnej, tysiąca gadżetów typu „rybie oko” do ajfona, poduszek pod szyję etc. Zawsze w świeżej koszulce i zawsze przygotowany aby trzasnąć kilka swoich firmóweczek jak nollie flip czy nosegrind, czy obydwa te triki na raz. PTG naprawdę przypadło mu do gustu i chyba nie mamy się czego wstydzić, jeśli taki gościu mówił, że marzy o takiej plazie blisko domu!

Oczywiście nie mogę zapomnieć o dwuosobowym media/team manager kru:

Jared Lucas to wiecznie uśmiechnięty kamerzysta odpowiedzialny za nakręcenie dwóch ostatnich video BONES, a w szczególności tego, na

którym możecie zobaczyć triki z tego touru czyli „NEW GROUND”. Lubi stroić żarty o Ali Boulali i z pewnością ma słabość do pięknych kobiet. To również uzależniony od instagrama team manager BONES WHEELS.

Rhino to w słusznym wieku pan, który robi zdjęcia dla Thrashera i przy okazji jest również team managerem dla Independent. Nie zapomnę

demo na minirampie OFF PIOTRKOWSKA w Łodzi, gdzie niby paparazzi, bez żadnych rozłożonych gwiazdorsko lamp i innych gadżetów pstrykał sobie „niczym od niechcenia” fotę za fotką, ściskając w rękach wcale nie najnowszy model lustrzanki.

Ben na desce Krzyśka Godka. Pierwszy street spot w Polsce? Trik za pierwszą próbą? Fot. Gabor Nagy

18DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 19: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

19DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 20: Dizaster 12

20DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 21: Dizaster 12

Polski smaczek na BONES TOUR i nie chodzi tutaj o barda z gitarą.

Marko Łaboszczak, front-feeble. Więcej zobaczysz na filmiku POGO/VANS/SKATEPARKI.PL SUMMER JOINT EDIT.

Fot. Gabor Nagy.

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

21DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 22: Dizaster 12

Warto wspomnieć tutaj o stronie polskiej, która wzięła udział w przedsięwzięciu.

Drim tim kamerowy na tourze to Aram Socha i Krzysiek Godek, a fotografowie to Michał Marcinkowski oraz mistrz ceremoni Gabor

Nagy. Polscy skejci to przede wszystkim Michał Mazur, który zaskoczył wszystkich, a najbardziej samego siebie mega feeble grindem w Szczecinie. Można zobaczyć ten trik na video w „Problem?” albo na POGO/VANS SKATEPARKI.PL „Summer joint edit”. Zyskam na pewno w tym momencie tyle samo zwolenników jaki i hejterów jeśli napiszę, że to najlepszy trik na poręczach w tym kraju dotychczas.

Marcin BACA Duch rozłożył wszystkich na łopatki jeżdżąc bez strachu na 3 metrowym old schoolowym vercie w Łodzi (nota bene

zajebiście trzymającym fason po prawie 20latach!), ramię w ramię z szalonym Raybournem. Przeszedł samego siebie robiąc... i tutaj należy naskarżyć na Jareda, który obiecał ten trik Bacy wrzucić do NEW GROUND, jednak tak się nie stało. Poczekajmy na jakieś B-Sides może?

Widząc co robi szalony, mały Teksańczyk krzyknąłem lekko sarkastycznie od niechcenia”„Ej Ben, trzaśniesz tutaj Mc Twista?”

Odpowiedź brzmiała...” Okej spróbuję jutro!”

Wyobraźcie sobie gościa próbującego Mc Twista na 3 metrowej rampie bez ochraniaczy.Bez pytań. Nie siadło mu, ale i tak powtykał

miliard tricków.

Dla Bacy blunt fakie na takiej rampie nie jest trudny.Fot. Michał Marcinkowski.

22DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 23: Dizaster 12

Ben Raybourn + największa rampa w Polsce + barierka + nosebonk + tailgrab. Bez pytań. Fot. Gabor Nagy.

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

23DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 24: Dizaster 12

Dość idealistycznie chciałem, aby najlepsi polscy riderzy pojeździli sobie razem z amerykanami. Niestety ten tour pokazał, że zebranie większej

ilości nawet najlepszych skaterów i ziomeczków to raczej strzał w kolano. Po prostu okazało się, że stężenie kamerzystów i fotografów na spocie, plus mordeczki etc. to istna wycieczka z poprawczaka. Kto kiedykolwiek kręcił skate video czy robił zdjęcia na spotach, doskonale wie im więcej ludzi, tym gorzej.

Po drugie: zasada nie kopiowania trików jeśli ktoś robi to przed Tobą. Sierra na pomniku Armii Poznań chciał nollie filpa. Mazi chciał taki sam

trik już od dawien dawna również. Atmosfera przez chwilę naprawdę była gęsta.

Zabawa w kotka i myszkę zaczęła się tak naprawdę na drugim przystanku touru czyli w Łodzi. Wyobraźcie sobie sytuację kiedy telefon nie

przestaje dzwonić z zapytaniami „gdzie jesteście?” „gdzie pojechaliście?”, a poproszony przez Jareda, muszę odmawiać informacji nawet własnym ziomeczkom z touru. Mega słaba sprawa. A Ty? Co byś zrobił na moim miejscu?

Dema: Tutaj należy naprawdę przybić piąteczkę z bołnsami. Niezależnie od ilości godzin spędzonych w busie, ilości wypitego piwa, czy

przespanych bądź nieprzespanych godzin dzień wcześniej, każde z demo było naprawdę niesamowite. Nie było żadnych ustaleń przed, typu „ okej ty jeździsz 20 minut na rurce, a Ty katujesz minirampę po tym jak zrobię tróję przez piramidę”, po prostu freestyle. Przy takich umiejętnościach chłopakom udawało się robić naprawdę niezły szoł, kończony zazwyczaj jakimś bangerkiem. Niezależnie od tego czy to był park w Szczecinie, minirampa w Łodzi, czy PTG plaza w Katowicach, wszystko szło naprawdę dobrze. Zawsze uśmiechnięci, gotowi do przybijania piątek z każdym. Rekordzistą został i tak Chris Haslam który pozował do zdjęć z fanami przez bite...trzy godziny.

To był bez wątpienia historyczny tour. Naprawdę cieszy mnie, że to wszystko się udało. Przepraszam za niedociągnięcia i mam nadzieję, że dla wielu

to co się wydarzyło pozostanie na długo inspiracją!

PiOTR DaBOv

Jake Duncombe, Warszawa. Firmóweczka frontsajd flipper z mureczku.Fot. Gabor Nagy

24DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 25: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

25DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 26: Dizaster 12

POWELL

TOUR

26DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 27: Dizaster 12

PO NiESaMOWiciE UDaNyM TOURZE gOści Z BONES, RZUTEM Na TaśMę, BO TaK NaPRaWDę KiLKa TygODNi PóźNiEJ DO NaSZEgO KRaJU WJEchaLi gOściE Z POWELL PERALTA. PRZyJEchaLi Na ZaPROSZENiE POgO DyTRyBUcJi, a WSZySTKO MiałO SZaNSę Się WyDaRZyć DZięKi WSPaRciU SKATEPARKI.PLOKaZałO Się, gOściE Z MNiEJ ZNaNyMi NaZWiSKaMi, NiE ROZPOZNaWaLNi „aż TaK” JaK ich KOLEDZy Z BONES WHEELS WcaLE NiE MaJą „MNiEJSZych” UMiEJęTNOści, a WRęcZ PRZEciWNiE! JaKO gOSPODaRZ Tych DWóch TOURóW NiE chciałByM faWORyZOWać JEDNych, cZy DRUgich, BO PRZEciEż PRZy „TaKiEJ ZBiERaNiNiE” iNDyWiDUaLNOści ciężKO JEST OcENić KTO Był „LEPSZy” cZy „BaRDZiEJ cOOL”. TO cO WiEM Na PEWNO TO faKT, żE gOściE Z POWELLA ByLi SKROMNiEJSi i ZDEcyDOWaNiE „BLiżEJ”, BaRDZiEJ DOSTęPNi DO POgaDaNia, JaK cODZiENNi KUMPLE Z DESKi. NaJśMiESZNiEJSZyM faKTEM JEST TO, żE TEN TEaM JEST Na „WSchODZącEJ” faLi POPULaRNOści i TaKiE NaZWiSKa JaK BRAd MccLAIN, STEvEN REEvES cZy JOSH HAWKINS JUż NiEDłUgO Za SPRaWą TaKich fiLMóW JaK BONES „NEW gROUND” BęDą NiE TyLKO ZNaNE gRUPiE SKEJT giMBUSóW śLEDZących fiLMiK Za fiLMiKiEM Na iDO, aLE TEż SZERSZEJ SKaTE PUBLicZNOści. ZaPRaSZaM Na aRTyKUł STEvENA REEvESA KTóRy UKaZał Się cO PRaWDa W iNNych gaZETKach, aLE ZOBacZciE POLSKę OcZaMi aMERyKańSKiEgO SKEJciKa. PiOTR DaBOv

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

27DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 28: Dizaster 12

28DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 29: Dizaster 12

Od lewej: Brad McClain, Josh Hawkins, Steven Reevees, Old-school snake run,

Berlin. Niedługo potem pojawili w się Polsce.Fot. De Ville Nunes.

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

29DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 30: Dizaster 12

Po dwóch zajebiście udanych tygodniach w Danii i Szwecji ruszyliśmy w drogę do Niemiec. W Munster znajdowało się miejsce trafnie

nazwane Skater’s Park: ogromna skateplaza wielkości dwóch filharmonii, restauracyjka gdzie można było konkretnie zjeść i minirampa umiejscowiona nad plazą. Pokręciliśmy, nagraliśmy trochę materiału, trzasneliśmy demo w parku i na dachu skateshopu i ruszyliśmy dalej w podróż do Kolonii.

Po zameldowaniu w hotelu, zdecydowaliśmy się rozejrzeć po mieście. W czasie spaceru natrafiliśmy na ogromną na kilka przecznic

katedrę. Naprawdę wielką! Po tym jak ochłonęliśmy z wrażenia wrzuciliśmy zdjęcia na Instagrama i FB. To właśnie w Kolonii mieliśmy cały dzień dla siebie bez konkretnego grafiku, ani żadnych zobowiązań. Nie można tego nazwać dniem wolnym, ale na skejtowych wyprawach rzadko zdarza się okazja, żeby być turystą. Uzbrojeni w kamery, zdecydowaliśmy się wejść na wieże wspomnianej katedry. Wymagało to pokonania 553 schodów. Po wejściu dał znać o sobie mój lęk wysokości. Dotarliśmy na sam szczyt, a widok był niewątpliwie wart wysiłku. Zdjęcia nie oddają niesamowitości tego miejsca.

Zakończyliśmy dzień w niemieckim barze pochłaniając morze piwa w ogromnych kuflach i oglądając występ zespołu, składającego się

z dwóch grających marionetko-lalek Tünnes and Schäl.

całą drogę z Kolonii do Berlina słuchaliśmy Black Sabbath i rozmawialiśmy o tym jak zajebiście, że mamy taki wysoki bus, w którym

możemy stanąć (a przynajmniej ja mogłem). Dyskusja dobiegła końca, gdyż dojechaliśmy do celu. Spoty były absolutnie wszędzie! Omawiając każdy z nich po kolei żałowaliśmy, że nie możemy tam spędzić całego dnia. Najpierw pojechaliśmy do Skate Halle, dużego krytego skateparku elegancko wyposażonego w rampę, bowl i dwie betonowe DIY miejscówki. Mocno ograniczeni czasem zaliczyliśmy ile mogliśmy i ruszyliśmy dalej. Zakończyliśmy dzień michą nachos i spędziliśmy resztę wieczoru szukając miejscówek.

P ierwsza z nich to ogromny metalowy skatepark z lat osiemdziesiątych, w którym znajdował się przaśny snake run zakończony brutalnym

wallem. Pojeździliśmy ile mogliśmy, dopóki nie dopadł nas deszcz. Zdając sobie sprawę jak ciężko byłoby nosić cały sprzęt bez auta, zorganizowaliśmy transport, jednak z powodu braku miejsca ja i Josh ruszyliśmy dalej metrem. Z moim ograniczonym niemieckim i upośledzoną umiejętnością nawigacji Josha błądziliśmy po mieście cały dzień. Znaleźliśmy jeszcze parę konkretnych miejscówek do jeżdżenia, w tym jedno z masą murków i par obściskujących się na trawnikach. Wieczorem szukając miejsca żeby coś zjeść natknęliśmy się na bar, w którym grał Amon Amarth. Namówiłem cala ekipę żebyśmy weszli pograć w bilard, gdzie Brad wygrał ze wszystkimi.

Następnego dnia jechaliśmy na Baltic Games do Gdańska. To taka polska wersja Xgames. Na dole przywitał nas niski, wkurwiony koleś,

który rzucił do nas tylko zdawkowe „Baltic Games?” Przytaknęliśmy i wrzuciliśmy bagaże do busa. Kiedy wyjeżdżał z zaparkowanego miejsca żeby nas wpuścić

do wewnątrz auta, wszyscy w duszy myśleliśmy, że jeśli teraz po prostu odjedzie z naszymi rzeczami to mamy przejebane. Na szczęście nie odjechał. Łamanym angielskim poinformował nas, że podróż zajmie nam 7 godzin. Wyglądało to tak, że zapierdalaliśmy ze średnią prędkością 150 km/h po wąskiej jednopasmówce co chwila wymijając samochody. Z reguły w trasie ucinam sobie drzemkę… Nie tym razem! Nikt z nas nie zmrużył oka i spędziliśmy cale 7h próbując rozszyfrować co to są „leśne dziwki”, o których wspomniał nasz kierowca. Dla wyjaśnienia są to prostytutki, które stoją sobie przy trasie w dość przypadkowych miejscach, szukając klientów. Po tej pełnej emocji podroży nasz kierowca wysadził nas przed czymś co wyglądało jak blok mieszkalny i odjechał. Na szczęście przyszedł właściciel budynku i zorientował się, że przyjechaliśmy na Baltic Games. Same zawody były naprawdę konkretne. Do pamiętnych momentów należy zaliczyć „obowiązkowe” spotkanie wszystkich uczestników, w czasie którego odbyły się mistrzostwa gokartowe, które wygral Josh. Podczas przejazdów Brad standardowo pokazał „suck it” gest do kamery, która przypadkiem okazała się transmitować cała imprezę live na Europę.

Po zawodach chcieliśmy zobaczyć, jakie miejscówki ma do zaoferowania Gdańsk. Jedną z pierwszych był DIY bowl w starym

opuszczonym budynku, jednym z wielu jakich używano w czasie wojny np. do produkcji niemieckich ubotów. Ponieważ wspomniany budynek był właśnie w czasie rozbiórki musieliśmy przejechać przez bramkę i wyjaśnić strażnikowi, że przyjechaliśmy pojeździć. Bowl był naprawdę kozacki. Wieczorem skorzystaliśmy z zaproszenia lokalsów. Odbył się grill z piwkami, było tak dobrze, że następnego dnia rano wróciliśmy tam ponownie, żeby pojeździć.

Po opuszczeniu bowla postanowiliśmy rozejrzeć się za innymi miejscami. Znaleźliśmy coś co wydawało się być mirażem, po przetarciu oczu

i upewnieniu się, że to nie sen, okazało się, że to rzeczywistość. To było coś co wyglądało jak odwrócona do góry nogami łódź z półtora metrowym quarter pipem na górze. Wszyscy złapaliśmy deski i ścigaliśmy się kto zrobi lepszy trik na górze. W połowie akcji usłyszeliśmy dochodzące z dołu okrzyki, z czego jedyne co zrozumieliśmy to „ Hej! Milion złotych”. Złoty to polska waluta i bez zastanawiania się nad obecnym kursem, wpadliśmy w panikę. Nasz przewodnik Piotr siedział w busie nieopodal. Kiedy zbieraliśmy sprzęt i staraliśmy się wyjaśnić rozgniewanym Polakom, że już sobie idziemy, jeden z nich złapał Terry’ego i krzyknął, że policja jest już w drodze! Terry’ego zmroziło i wszystkim nam skoczyła adrenalina! Podjechał Piotr i wszyscy dostaliśmy się do busa. Wewnątrz zdaliśmy sobie sprawę, że w czasie szamotaniny Terry sformatował kartę z materiałem, żeby w razie czego zminimalizować „dowody”.

Po chwili wrócił Piotrek i odetchnęliśmy z ulgą. Zaczęliśmy wiec chować potencjalne dowody. Komórki zostały wepchnięte miedzy siedzenia,

a pozostałe karty SD w pudełka z nalepkami. Po rozmowie Piotrka z policją przedstawiono nam dwie opcje. Pierwszą żeby ogarnąć łódź czyli

usunąć ślady jazdy i mieć nadzieje, że nie ma na niej trwałych uszkodzeń lub drugą, żeby zapłacić 1000 zl ( około $335) i ruszyć dalej w drogę. Padło na opcje numer dwa. Zrzuciliśmy się i zapłaciliśmy. Dość kosztowna przygoda, a fakt, że nie mieliśmy nawet sekundy nagranego materiału stawiał nas w beznadziejnej sytuacji. Na szczęście okazało się, że informatyk Piotrka będzie w stanie odzyskać materiał. Podsumowując była to najdroższa sesja w jakiej uczestniczyliśmy.

Kontynuowaliśmy podróż mijając miejscowości takie jak Niewiesz, co oznacza po Polsku nie wiesz :)

Wreszcie zatrzymaliśmy się w małej mieścinie, gdzie zostaliśmy postawieni przed wyborem: old school spa czy new school sauna? Nie za

bardzo wiedząc, co nas czeka wybraliśmy wersję old school. Zostaliśmy poinstruowani, że nie powinniśmy potem wsiadać za kierownicę. Na nasze szczęście żaden z nas nie miał tego w planach, wiec zabraliśmy się za próbowanie lokalnych specjałów. Przebojem był kwas chlebowy i miód pitny, który smakował jak landrynki. Weszliśmy do spa, które było wielką drewnianą balią wypełnioną wodą mineralną. Przyszła kelnerka z dzbanem ciemnego piwa i kiedy ucieszeni sięgaliśmy po niego, ona nonszalancko wlała go do naszej kąpieli. Okazało się, że będziemy brali kąpiel piwną. Kiedy jeszcze jeden dzban ciemnego piwa trafił do wody, wszyscy poczuliśmy się bardziej niż zrelaksowani. Z upływem wieczoru, zrozumieliśmy czemu na początku byliśmy ostrzegano nas, żeby nie prowadzić. Klepsydra pokazująca ile mamy czasu całkowicie się przesypała i tak dobiegł końca nasz wieczór. Przyszedł czas na pijaną podróż do następnego miasta.

cała ta wyprawa dostarczyła nam tylu historii, że trudno je streścić nie pisząc noweli. Świetny wyjazd! Poznaliśmy niesamowitych ludzi

i okiełznaliśmy jedne z najlepszych miejscówek, jakie kiedykolwiek widziałem. Podziękowania dla wszystkich, którzy się do tego przyczynili, pokazali nam co jak i gdzie, pozwolili spać u siebie na podłogach, nauczyli nas nowych słów, stawiali driny, robili miny, ogólnie pomogli nam tam dotrzeć i przeżyć tak zajebisty czas!

STEvEN REEvES TłUMacZNiE: aSia aNUSZcZyK

30DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 31: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

31DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 32: Dizaster 12

32DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 33: Dizaster 12

Josh Hawkins i jego najdroższy hurricane w Polsce.

Fot. De Ville Nunes

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

33DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 34: Dizaster 12

34DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 35: Dizaster 12

after a successful 2 weeks in Denmark and Sweden we were on the road to Munster. Munster had a place aptly named, Skater’s

Palace. This place had a full street course that doubled as a concert hall, a complete dining hall, and a mini-ramp suspended above the street course. After filming for a bit and a couple of demos, one of which was at a skatepark on top of a skateshop, we continued our journey to the city of Köln.

We checked into our hotel in Koln and decided to walk around the city a bit. Around one of the corners we turned to see a huge cathedral.

And by huge I mean a couple city blocks huge. After we picked our jaws up off the floor everyone proceeded to share such a sight on their favorite social media outlet. It was in this city we actually had a day with nothing going on. I would hate to call it a day off, but a lot of times on skate trips you really don’t get a chance to be a tourist. Armed with cameras we decided to go to the top of said cathedral. Unbeknownst to us, we had a 553 step spiral staircase to climb up. About 500 or so steps up, my mild fear of heights kicked in a bit. Yet, we made it to the top and the view was well worth the travel. Photos can’t describe the structures insanity.

it’s incredible. We ended the day drinking huge beer steins you would fully expect from a German bar, and watched a robotic two “man” band by

the name of Tünnes and Schäl.

On the way to Berlin from Köln we pretty much just jammed Black Sabbath and talked about how psyched we were that we could stand up

in the van because it was so tall (or at least I could). Our conversations came to an abrupt end as we pulled into the city itself. Spots were everywhere, and we made sure that each and every one was fully verbalized. We hadn’t even got out of the van and we were bummed on only having a day there. The first spot we hit was a place called SkateHalle, which is a huge indoor skatepark that (again) had pretty much everything you could want in it, a vert ramp, street course, bowl, and two concrete DIYs Again, with the frustration of time constraints in our heads we skated as much of it as we could before we had to go. We ended the day with an awesome plate of nachos and spent the rest of the night searching for spots.

The first spot was a huge metal skatepark that came complete with a tall metal snake run into a brutal wall at the end. We skated it as long as

we could until the rain got to us eventually. Realizing how hard it would be to stay on foot with all the camera gear, we met up with someone with a car. However, there wasn’t enough room for everyone so Josh and I had to take trains to meet up with everyone. So with my limited German knowledge and Josh’s keen ability to read maps we Amazing Race’d it around town all day. We skated a couple more amazing spots, one of which had quite an abundance of parkour and couples making out in fields. Later that night as we were finding a place to eat, we walked by a bar playing Amon Amarth and I had to persuade the team to go in for a game of pool, where brad served all.

The next day we came downstairs to meet the driver who was going to take us to Poland for the Baltic Games (which is pretty much Poland’s Xgames).

We had no idea what to expect as we drug all of our luggage out. We saw a short, angry looking man who simply turned to us and said, “Baltic Games?”. We nodded and loaded everything we owned into the van. As he pulled out of the parking lot to let us in I’m sure all of us had the sinking feeling of, “if he just pulls away, were fucked.” Luckily for us he didn’t. He did inform us (in very broken English) that the drive was 7 hours. Little did we know that is was 7 hours at 100mph on a one lane road, while passing cars around corners. I’m usually one to pass out in long van rides, but this one was a bit different… No one slept, and we spent about 7 hours trying decipher our drivers explanation of “forest hookers”, which are pretty much prostitutes who just hang out in the most random forest spots looking for work. After an excruciating ride we pulled up to what seemed to be an apartment building and our driver hurried us out and left. We didn’t know where we were, but somehow got lucky enough that the manager of the building came out and realized we were there for the Baltic Games. The contest itself was tight. Some highlights include the “mandatory” riders meeting which consisted of a Go-Kart championship (that Josh won), Brad giving the classic “suck it” motion to an unsuspecting camera (that just so happened to be the live webcast cam), and the after party that served full bottles at the bar.

after the contest we were all psyched to get out of the indoor arena and see what spots the city of Gdañsk had to offer. One of first spots we

encountered was a DIY bowl in an old abandoned building. The building was one of many that had been used in the war, most of them particularly used to make German U-boats. Due to the fact that said buildings were in the process of being demolished we actually had to drive through a checkpoint and tell the guard we were there to skate. The bowl itself was really fun, BBQ and beers went down into the night. The bowl was so good in fact that we came back the next morning to skate it again.

as we left the bowl we decide to drive around a bit, in hopes of finding a spot. We took one corner and everyone went into an uproar as we

found what seemed to be a mirage of a spot. After I wiped my eyes a couple of times to make sure I wasn’t dreaming I realized we were sitting in front of what looks like an upside down boat with a perfect 5 foot quarter pipe on the top. We all scrambled to grab boards and raced to the top. Mid session we heard a mess of Polish from the ground below. All I could make out of what seemed like angry jargon was, “Hey! --- one million Zloty!” Zloty is the polish currency and without even thinking about exchange rates, we all went into a panic. Our tour guide was still in the van which was just out of earshot from us. We explained that we were all getting down and leaving, but the yelling from the carload of angry Polish men didn’t seem to get any better. As we were packing up gear, one of the guys grabbed Terry, our filmer as they all yelled, “Police are coming!”. Terry froze and

we all went into fight or flight mode. Just as things went from bad to worse our tour guide, Piotr ran up and about 2 minutes of very angry Polish went down as we all crept back toward the van. Within the safety of the van we realized that during the scuffle Terry had formatted the card of footage, in hopes of minimizing evidence in case of a worst case scenario. After a while Piotr came back to the van and we felt a sense of relief. On the contrary, he explained that the cops were coming and because of the guard at the checkpoint earlier we were pretty much sitting ducks. It was at this point that we all started hiding evidence of us skating the spot. Cell phones went in between seat cushions and other SD cards with photos went into sticker packs. After a long while of Piotr talking to the cops and us sitting nervously in the van, we ended up having two options. One, clean the entire structure and hope it was good enough, or two, pay 1,000 Zloty (about $330 US) and just get on the road. So we all pitch in and paid it. A pretty expensive session to say the least, and the fact that we had no footage wasn’t really a plus either. Ironically, later on in the trip Piotr actually knew a guy who was able to recover said footage, for a price. Adding to the tab on the most expensive session I’ve ever had.

We jumped back on the road, passing cities such as Niewiesz, which roughly translates to, “you don’t know” in English. We finally pulled off

in a small town and were faced with a decision; old school spa or new school sauna. Not knowing very much about our soon to be fate, we all agreed on the old school idea. As we sign up we were warned on how we shouldn’t really drive or anything after said spa session. Lucky for us none of us were driving, so we proceeded to try some of the weird drinks they had there. “Bread Acid” was a top pick along with a honey liquor that tasted like candy. We got into the spa which was a wooden tank filled with all natural mineral water. Then, out of nowhere a waitress came out with a jug of a very dark beer. As we cheered a bit and reached for it she casually proceeded to casually pour it into the water! A beer bath was what we were in for. One more jug of porter into the water and everyone starting felt a bit more than just relaxed. As the time winded down and the honey liquor and bread acid flowed, we realized why the warnings were given at the beginning. The hourglass that showed how much time we had left came to an end and so did our time in what seemed to be like a dream. A saucy ride into the next city was fully in order at this point.

There are so many stories from this trip it’s hard to narrow them down without writing a short novel. It was a great time was had by all, we met

amazing people, and got to skate some of the best spots I’ve ever seen. Thanks to everyone who showed us around, let us crash on floors, taught us new words, showed us spots, bought us drinks, helped us get out there, and made it such a great time.

STEvEN REEvES

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

35DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 36: Dizaster 12

36DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 37: Dizaster 12

Kilka osób powinno znać tę miejscówkę w Częstochowie. Najciekawsze jest to,

że Josh w przeciwieństwie do poprzedników przy tym ollie nie używał kickera.

Fot. De Ville Nunes.

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

37DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 38: Dizaster 12

Nolan Munroe przyzwyczajony jest do picia Rockstara i lotów na mega rampach. Na

warszawskich kortach musiał zadowolić się takim airwalkiem to fakie.

Fot. De Ville Nunes.

38DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 39: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

39DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 40: Dizaster 12

MJ Z

12———

MILCZENIE JEST ZŁOTEM

———

STR. 40 -41 ——— Alex Żerwe, backlip, demo rampa w bazie SKATEPARKI.PL, foto: Gabor NagySTR. 42-43 ——— Rafał Modranka, nosegrind, Łódzki Manhattan, foto: Gabor Nagy

STR. 44-45 ——— Stanlej, nosepick, tajna miejscówka EGZULa, foto: Maciek RzankowskiSTR. 46-47 ——— Radomił Poziom Gomółka, crail, Zakopane, fot: Rafał Jabłoński-Zelek.

40DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 41: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

41DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 42: Dizaster 12

42DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 43: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

43DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 44: Dizaster 12

44DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 45: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

45DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 46: Dizaster 12

46DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 47: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

47DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 48: Dizaster 12

Turbinatortour†

48DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 49: Dizaster 12

Toury Pogo. Zawsze miałem po-czucie wyjątkowości tych wyjaz-dów. Elementami wyróżniającymi

nasze wycieczki są ich nazwy: Dizaster Tour, Czacha Tour, Gity Tour, Szanuj Zaja-wę Tour, Bumtarara Tour, Kolejny Tour... Czasem niezrozumiałe i dziwne, orygi-nalne, specyficzne, zawsze stanowiły ważny element. Często nazwa następ-nego rodziła się jeszcze na poprzednim.

A w tym roku? Pojechaliśmy na tour bez nazwy. Wprawdzie ostatecz-ny termin „TORTOUR” wymyślił

miesiąc wcześniej Gabor na tourze Bo-nes. Nie został jednak zaakceptowany przez Bossa. Dziadu obawiał się „złej kar-my”. Może z powodu złej nazwy a może z jej braku, karma dopadła nas i tak. Splot nieszczęśliwych wypadków, które przy-trafiały nam się przez cały czas, sprawił, że wyjazd okazał się prawdziwą „tortu-rą”. Jednak, nawet najgorsze przygody nie byłyby tak zabawne gdyby nie dobo-rowe towarzystwo, w którym każdemu z nas przyszło się znaleźć. Skład w tym roku okazał się wręcz wielopokoleniowy. Różnica wieku pomiędzy najmłodszym, a najstarszym członkiem drużyny wy-nosiła aż 25 lat i byli to ojciec z synem. Współtowarzyszami niedoli zostali:

Szymon Dabov – wiek: 14, na desce: 7

Rafał Modranka – wiek: 17, na desce: 7

Krzysztof Godek - wiek: 22, na desce: 11

Alex Żerwe – wiek: 23, na desce: 13

Marcin Duch – wiek: 24, na desce: 12

Michał Mazur - wiek: 26, na desce: 11

Mikołaj Baranowski – wiek: 27, na desce: 13

Gabor Nagy – wiek: 32, na desce: 18

Piotr Dabov – wiek: 36, na desce: 21

KarmaZ Łodzi wyjechaliśmy jak zwykle ze

sporym opóźnieniem. I w dodatku nie do końca sprawnym samochodem. Czarne Vito zaczęło szwankować dzień wcze-śniej na zawodach Vansa w Katowicach, na których większość z nas zaczęła ten trip. Problem była turbina. Co jakiś czas wysiadało nam przyspieszenie, silnik tracił moc. Mogliśmy wtedy jechać maksymalnie 120 na godzinę, co znacznie utrudniało nam podróż. „TOURbina TOUR” to z resztą jedna z wielu wymyślonych po drodze nazw. Nie pamiętam już, dlaczego, ale nie

naprawiliśmy auta. Turbina raz działała raz nie, wedle własnego uznania. Wtedy jesz-cze nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że „karma” jedzie z nami.

Po drodze do Berlina, który miał być naszym pierwszym przystankiem, zahaczyliśmy o skatepark w Grodzisku Wielkopolskim. Udało nam się dotrzeć tam tuż przed zmrokiem, czyli dużo później niż planowaliśmy.

Zatrzymaliśmy się od złej strony.

Skatepark ogrodzony płotem miał tylko jedno wejście. Część z nas już wysiadła, suwane drzwi były do połowy otwarte, gdy Piotrek ruszył, aby przeparkować auto. Postanowiłem wskoczyć do środka. Pech chciał, że Dziadu, nie wiedząc o moim pomyśle, dodał nieco gazu. W wyniku

zaistniałej sytuacji uderzyłem o suwane drzwi, które z impetem dobiły prowadnicą w samochód i nie wiem, jakim cudem, w tylną boczną szybę. Po tak wykonanej ewolucji byłem ciągle poza samochodem, a siedzący z tyłu Rafał oberwał kawałkami szkła. Szyba ledwo się trzymała na foli przyciemniającej.

Podczas gdy chłopaki jeździli na par-ku, ja zaklejałem okno kartonem, papie-rem ściernym i naklejkami Vansa. Po sesji wiadomym było, że bez szyby nie możemy jechać do Niemiec. Wyobraźcie sobie sy-tuacje, mieliśmy pół dnia opóźnienia, zała-twiony nocleg w Berlinie, a wszyscy chcieli już pojeździć na spotach. Jeszcze nigdy atmosfera nie była tak napięta pierwszego dnia touru. Najbliższym miastem okazał się Poznań, około 50 km.

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

49DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 50: Dizaster 12

50DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 51: Dizaster 12

Polaczki po zmroku w Köln na bowlu i chyba ostatni triczek uwieczniony na tourze.

Alex Żerwe, bs-smith. Fot. Gabor Nagy.

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

51DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 52: Dizaster 12

Całą drogę, podtrzymując karton tak, aby nas nie wywiało z samo-chodu zastanawiałem się ile za-

płacę za szybę i jak bardzo wszyscy są na mnie wkurwieni. Wciąż nie wiem jak bardzo byli. Wiem już natomiast, że tylna boczna szyba do Vito z przyciemnieniem zrobiona od ręki to koszt 400zł. W ramach pocieszenia wykupiliśmy sobie pokój „di-sco” w hostelu na poznańskiej starówce.

Z samego rana wybraliśmy się z Pio-trem po nową szybę. Nie jestem pewien, ale chyba już o 10 mieliśmy nową, zamon-towaną i co ważne, przyciemnioną jak trze-ba. Nie wróciliśmy jednak po resztę załogi. Dziadu postanowił skorzystać z sytuacji i naprawić turbinę. Kolejne 5 godzin spę-dziliśmy w kilku poczekalniach warsztatów samochodowych. Co ciekawe, wszystkie deski zostały w bagażniku, więc chłopaki nawet nie mogli skorzystać z ładnej po-gody, której tak nam miało później bra-kować. Gdy wreszcie serwisant w salonie mercedesa wystawił nam fakturę i oddał kluczyki, mogliśmy wyjechać z Poznania. Straciliśmy już półtora dnia, lecz karma wciąż nie odpuszczała. …Niedługo potem, turbina znowu siadła.

BerlinJak na TORTOUR przystało, Berlin

przywitał nas ulewą i zamkniętym Ska-tehalle (największym berlińskim skate-parkiem). Pojechaliśmy do Mellowparku. Jest to mały kryty skatepark ze sklejki, zbudowany tak, że można jeździć w kół-ko nie tracąc prędkości. Fajne miejsce. Szczególnie, że obok berlińscy skaterzy zbudowali z betonu zajebistą miejsców-kę DIY…pod gołym niebem, więc dla nas niedostępną z uwagi na pogodę. Gdy weszliśmy do krytego parku, nie wiedzieli-śmy czy się śmiać czy płakać. Trafiliśmy na sesję przeznaczoną wyłącznie dla dziew-czyn. Wyobrażacie sobie? Taka sesja jest chyba raz w tygodniu i trwa z 2 godziny. Dziewczyny były bardzo miłe i pozwoliły nam chwilę pojeździć, co oczywiście wy-korzystaliśmy, przeciągając ten stan do granic możliwości.

Następnego dnia karma nieco od-puściła. Właściwie to nie ma, co wspo-minać, bo było po prostu fajnie. Ostre słońce świeciło na zmianę z przelotnym deszczem, dając nam wystarczająco dużo czasu na jazdę. Odwiedziliśmy kłotero-wy kamień na Kreuzbergu, jakiś gap i ze dwie poręcze. Pierwsze tricki poprawiły wszystkim humor, którego o mało nie zniszczył pewien problem z jedzeniem. Po minięciu „najlepszego kebaba w mie-

ście” i kolejnych 100 kebabów, Piotrek zechciał zatrzymać się dopiero przy sto pierwszym. W ogóle kebaby to osobny temat. Na tourze stały się dla nas jedyną formą ciepłego posiłku. Po takim obiedzie Rafał dał prawdziwy pokaz jazdy na porę-czy. Zrobił chyba 7 tricków jeden po dru-gim. Kilka powtarzając na prośbę Gabora. Obserwowanie takiego show popijając piwko to chyba to, co najbardziej lubię w deskorolce. Dzień zakończyliśmy grając w skejta na parkingu berlińskiego Lidla.

HamburgPrzez dwa z trzech dni, jakie spędzi-

liśmy w Hamburgu, bez przerwy padał deszcz. Jedyną możliwością była jazda w wielkim skateparku I-punkt. Ci Niemcy to jednak mają dobrze. Skatehalle w każ-dym większym mieście. W środku wszyst-ko co trzeba: część streetowa, duży bowl, minirampa i vert. Wiele bym oddał za taki park w rodzinnych stronach.

Kolejny raz, będąc w takim miejscu zobaczyłem starszych gości, w okolicach czterdziestki, którzy świetnie radzą sobie na kontach. Część z nich to prawdziwe skejtowe dziadygi, goście, którzy spędzili na desce większość swojego życia. Inni natomiast (takie przynajmniej odniosłem wrażenie) zaczęli jeździć już w dojrzałym wieku. Myślę sobie, że zwyczajnie zde-cydowali się uprawiać jakiś sport, może zastanawiali się pomiędzy tenisem, a ska-teboardingiem i wybrali to drugie. Desko-rolka zamiast rakiety i sketapark zamiast kortu? Sytuacja całkiem nie do pomyślenia w polskich realiach.

Toury nieco różnią się od zwykłych skejtowych wycieczek z kolegami. W koń-cu ktoś wyłożył na to hajs i są z nami osoby odpowiedzialne za uwiecznianie naszych sztuczek. To zobowiązuje! I mimo, że w skateparku jeździło nam się najlepiej, to jednak byliśmy na tourze. Na zewnątrz była cała masa zajebistych spotów, spraw-dzonych i przygotowanych przez Gabora. Przeglądaliśmy je już na zdjęciach i mie-liśmy związane z nimi plany. Tymczasem, zamiast zbierać materiał byliśmy zmuszeni kisić się w tym zajebistym, wielkim skate-parku. Taka karma!

Ostatnią noc w Hamburgu posta-nowiliśmy spędzić imprezując. Po małym biforze w hostelu Piotrek zgodził się pod-wieźć nas do centrum. Nigdy nie zapo-mnę, w jakim stylu poślizgnął się Godek biegnąc do samochodu. Wyłożył się jak długi uderzając klatką piersiową o ziemię. Czyżby karma podstawiła mu nogę? Po

takim pokazie skarżył się na ból w żebrach już do końca wyjazdu. Hamburg jest znany z tak zwanej „dzielnicy rozpusty”. Imprezy, bary, kebaby, sex shopy, sex kina i burdele. Mają tam nawet ulicę czerwonych latarni. Wszystko to nie umywa się jednak do Amsterdamu, w którym mieliśmy nadzie-je znaleźć się za kilka dni. Spędziliśmy tam całą noc, szwendając się z klubu do klubu, na końcu trafiając do największej speluny jaką w życiu widziałem. Właściwie to nie mogę wiele napisać, bo niewiele pamiętam.

52DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 53: Dizaster 12

Toury nieco różnią się od zwykłych

skejtowych wycieczek z kolegami. W końcu ktoś wyłożył na to hajs i są z nami osoby

odpowiedzialne za uwiecznianie naszych sztuczek.

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

53DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 54: Dizaster 12

Jakby ktoś przypadkiem nie wiedział, Mikołaj zawsze jeździ w Vansach ale nie jeździ na dekach Pogo, ma swoją fabryczkę Locals Manufacture gdzie niezłe rybki też potrafią wyjść! Jeśli myślisz, że pocisnąłbyś z łatwością jakiś trik na tym wallu w centrum Hamburga to grubo się mylisz.Fot. Gabor Nagy.

54DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 55: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

55DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 56: Dizaster 12

Jak na złość pogoda poprawiła się w dniu, w którym większość z nas miała kaca. Ja miałem na pewno.

Nie chcąc tracić pogody, zostaliśmy jesz-cze w Hamburgu by pojeździć na spo-tach. Podobnie jak w Berlinie, przelotny deszcz zmieniał się co chwile ze słońcem, by w końcu odpuścić i dać nam spokój do końca dnia. Yeah! Już drugi udany dzień 10 dniowego touru. Na pierwszy ogień poszła miejscówka z kłoterami z czer-wonej kostki, spot marzeń dla tych, co lubią śmigać na kontach. I chociaż na zdjęciach zobaczycie tylko duży kłoter, na którym skupiliśmy nasze wysiłki, miej-scówka jest znacznie większa. Składa się z całej masy różnej wielkości kłoterów i wybitek. W dalszej kolejności sprawdzi-liśmy wallridy, mijane przez nas wcześniej w deszczowe dni. Na koniec trafiliśmy na kolejny niesamowity spot. Obszar większy od boiska do piłki nożnej wylany betonem i otoczony z każdej strony wielkimi ban-kami. W jednym z rogów dobudowany murek do grindowania. Po triku czeka cię mega zjazd w dół. Spędziliśmy tam zdecydowanie najwięcej czasu.

TourbinaZe względu na wcześniej stracony

czas musieliśmy odpuścić część niemiec-kich miast. Może to było Bremen, nie pamiętam. Na pewno zrezygnowaliśmy z Kolonii, która pojawiała się w luźnych pla-nach. Chcieliśmy jak najszybciej wydostać się z Niemiec. Jechaliśmy do Belgii. Było późno w nocy, gdy prześladujący nas pech osiągnął apogeum. Spod maski zaczął wydobywać się dym. Gdy zatrzymaliśmy się na najbliższej stacji, pod samochodem uformowała się kałuża czarnego płynu. Tak naprawdę nie wiem czy to miało coś wspólnego z turbiną. W końcu w Pozna-niu samochód był sprawdzany przez nie jednego mechanika (niedziałająca turbina nie była zagrożeniem dla silnika). Na stacji spędziliśmy kolejne kilka godzin. Piotrek wykonał chyba milion telefonów. W koń-cu pojawiła się laweta załatwiona przez zakład ubezpieczeniowy. Zawieźli nas do hotelu Orbis w mieście Osnabruck. Przeki-maliśmy tam kilka godzin. Samochodu nie chcieli naprawić od ręki, nie chcieli nawet sprawdzić, co jest nie tak. Musielibyśmy czekać do następnego dnia, a i tak mogło-by to nic nie dać. Po rozważeniu miliona możliwości postanowiliśmy wypożyczyć dwa samochody i zostawić Vito. Piotrek miał potem załatwić lawetę z Polski. Do wypożyczalni było jakieś 30km, znajdo-wała się na Lotnisku pomiędzy Munster i Osnabruck. Gdy dojechaliśmy tam ślima-czym tempem, dym leciał nam już z rury wydechowej. Rozśmieszyłem sam siebie,

omylnie czytając nazwę wypożyczalni, jako Styx, zamiast Sixt. Według zasad wypoży-czonym samochodem nie mogliśmy wyje-chać z Niemiec. Belgia i Holandia okazały się nieosiągalne, nici z Amsterdamu. Była sobota, samochody zobowiązaliśmy się oddać w poniedziałek rano w Berlinie.

Do Munster, miasta znanego z zawo-dów Monster Mastership, mieliśmy tylko kilkadziesiąt kilometrów. Wiedzieliśmy, że jest tam super bowl i pojechaliśmy spe-cjalnie dla niego. Jednak nie mogło być za łatwo, karma wciąż psuła nam plany. Trafiliśmy na wielkie bowlowe zawody. Normalnie moglibyśmy się z tego cieszyć, ale nie w sytuacji, gdy jesteśmy na totalnie nieudanym tourze i chcemy koniecznie pojeździć na deskorolkach. Posiedzieliśmy tam z dwie godziny wcielając się w role widzów, po czym ruszyliśmy do Kolonii.

KoloniaW Kolonii przywitał nas mój mega

ziomek, znany gdański król fliperów i były rider POGO, Kacper Ustarbowski. Kacper mieszka w Kolonii już od jakiegoś czasu i dawno się nie widzieliśmy. Wiedziałem, że nie pozwoli nam tej nocy zasnąć. Wziął nas na imprezę z okazji 30-lecia niemieckiego magazynu Monster. To był już drugi skej-towy event tego dnia, na który trafiliśmy zupełnie przez przypadek. Przed klubem stała minirampa, na której po jakimś czasie zabronili jazdy. Nie wiem, o co chodziło, jakaś niemiecka akcja. Piliśmy browary na zewnątrz. Kawałek dalej znajdowała się oświetlona skateplaza. Spotkaliśmy jeżdżącego tam skejcika z Bydgoszczy Kubę Fretra, który mieszka teraz na stałe w Kolonii. Co ciekawe, nie znali się z Kac-prem, mimo że jeżdżą na desce w tym samym mieście. W nowym składzie im-prezowaliśmy do rana.

Wraz z Mikołajem, obudziliśmy się na chacie u Botla, ziomka Kacpra, starego punkowca. Botl puścił nam płytę winylową zespołu Gang Green w kształcie deski rybki. Sprawdźcie koniecznie kawałek „Skate to hell”. Z resztą załogi umówili-śmy się na skateplazie. Pierwszy raz na tym wyjeździe pogoda była idealna. Mimo to nie spieszyło nam się jeździć na spotach. Spędziliśmy tam trochę czasu, po czym podzieliliśmy się na dwie grupy. Mikołaj nie czuł się jeszcze na siłach by prowadzić, więc część z nas pojechała z Dziadem na spoty, a Mikołaj, Baca, Kacper, Kuba i Ja poszliśmy pojeździć na małym ska-teparku pod mostem. Myślę, że po tych wszystkich niepowodzeniach straciliśmy już motywację. Wystarczyło, że dobrze bawiliśmy się korzystając z pogody i nie

zależało nam już na trickach. Podczas gdy my czilowaliśmy, karma wciąż jeszcze nie dawała za wygraną. Rafał dostał mandat za jazdę na słynnej miejscówce pod katedrą, a Gaborowi przepaliła się mega droga lampa. Wieczorem spotkaliśmy się z resztą koło skateparku z bowlem, który… Uwaga! Był już zamknięty. Nie mogło nas to jednak powstrzymać. Znaleźliśmy dziurę w płocie i weszliśmy do środka. Bowlik nie był duży, miał betonowe poolcopingi, które jechały lepiej niż metal. Jeździliśmy tam jeszcze długo po zachodzie słońca, oświetlając bowla lampą z kamery Godka. Po tej, uda-nej sesji pożegnaliśmy się, wpakowaliśmy do wypożyczonych samochodów i ruszyli-śmy w całonocną podróż do Berlina. Tam, nad ranem oddaliśmy auta i przesiedliśmy się w autobus do Polski.

Żeby było śmieszniej karma dawała znać jeszcze na długo po powrocie. Do Dziada przyszły zdjęcia z radaru, który złapał nas jak jechaliśmy wypożyczonymi samochodami. Dwa samochody to dwa zdjęcia. Czyli dwa mandaty po 400 euro. Do tego rachunek opiewający na kwotę 188 euro za parking na lotnisku, na którym Vito czekało na lawetę. Już nawet nie py-tałem ile wyszło za transport samochodu do Łodzi. Może to był najdroższy tour świata? Z pewnością najbardziej pecho-wy na jakim byłem. Jednak dzięki tym wszystkim niepowodzeniom zasłużył na szczególne miejsce w mojej pamięci. Przy-najmniej mam teraz o czym opowiadać. Nie chciałbym też, żeby ktoś pomyślał, że było nam strasznie źle na tym wyjeździe. To nieprawda, mimo kilku krytycznych momentów, każde kolejne niepowodzenie dawało nam pełno radości i stawało się przedmiotem niezliczonych żartów.

Już mam obawy co wydarzy się na kolejnym tourze POGO. No i ciekawe jak będzie się nazywał.

aLEKS żERWE56

DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 57: Dizaster 12

Ostatnianoc w Hamburgu postanowiliśmy

spędzić ją imprezując.

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

57DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 58: Dizaster 12

LajfstajlEsencjafoto: Marcin Baca Duch

Przed wyjazdem na tour jak zobaczyłem Marcina, który tak naprawdę był świeżakiem tourowym

z wielką torbą bagażu... umarliśmy ze śmiechu! Po przepakowaniu i tak miał o wiele za dużo

rzeczy. Aparat analogowy, którym robiono zdjęcia zamieszczone poniżej też chcieliśmy zostawić!

58DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 59: Dizaster 12

Jeś

li z

a m

ało

wra

żeń

, to

film

ik “

PO

GO

/VA

NS/

SKA

TE

PAR

KI.

PL

SU

MM

ER

JO

INT

201

2 E

DIT

” ju

ż n

iedł

ugo

w s

ieci

! Sp

raw

dzaj

fb T

RU

RID

ER

S.P

L, P

OG

OSK

AT

E.C

OM

, SK

AT

EPA

RK

I.P

L, D

IZA

STE

RM

AG

!

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

59DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 60: Dizaster 12

Każdego dnia na tourze, tuż po przebudzeniu cały czas słyszeliśmy od Rafała Modranki tylko jedno pytanie: “To kiedy idziemy na jakieś porki?” Fronio boro, tamtego dnia na łamaku szczęście uśmiechnęło się.Fot. Gabor Nagy

60DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 61: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

61DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 62: Dizaster 12

10 LaT

POgOcZ. i

62DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 63: Dizaster 12

TO cO WydARzyłO SIę PRzEz OSTATNIE dzIESIęć LAT NIE dA RAdy zMIEścIć W OgROMNyM ALBuMIE, A cO dOPIERO NA TycH KILKu STRONAcH KOcHANEgO SzMATłAWcA.POSTARAM WycIągNąć KILKA LuźNO POzLEPIANycH HISTORII z TEgO SzALENIE SzyBKO uPłyWAJącEgO czASu.

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

63DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 64: Dizaster 12

64DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 65: Dizaster 12

TO JEdyNIE WycINKI, fLESzBEKI, dOść PRzyPAdKOWO WyRzucONE z PRzEORANEJ głOWy. guBIę cHRONOLOgIę A z PEWNOścIą NAPISAłByM POgO TRyLOgIę, PO PIęćSETNEJ KAWIE RAPOWANIE JAKOSyMPTOM BEzSILNOścI STANIęcIA PRzEd TAK WAżNyM I TRudNyM TEMATEM.zAPRASzAM NA POdRóż. NIE zAPINAJ PASóW, ALE NIE WyPAdNIJ NA PIERWSzyM zAKRęcIE/SKRęcIE.LąDEK ZDRóJ/KOSZMaR/MgłaChyba w 2001 wyjeżdżam z Maryśką czyli moją ówczesną dziewczyną „za chlebem”. Pomiędzy alkoholowym rozpierdolem, na pół trzeźwo, a może i nietrzeźwo jakiś dres obiecuje pomoc w stolicy Wielkiej Brytanii. Jesteśmy słodko naciągniętą parą młodych polaczków. Potem wszystko leci tak jak jak tysiącom innych na emigracji. Brak „obiecanej” pracy. Spanie w trójkę na jednym łóżku, sąsiadując przez ścianę z szalonym anglikiem grającym w „Medal of Honor”. Do dziś widzę jego psychopatyczne, przekrwione oczy zombie z „21 dni później”. Brak pieniędzy. Jazda w metrze jak nierealny sen albo gra komputerowa. Pokręcone samopoczucie i 10kilo mniej wagi to próby wychodzenia od alkoholu, leczenia kontuzji barku i wielu godzin jogi. Pierwsze załamanie po wyrzuceniu na bruk bez wypłaty przez Irlandczyków. Płacz i samotne picie wódy na przystanku autobusowym ślepo patrząc przed siebie . Ściśnięte serce. Brak perspektyw. Właśnie wtedy, przez łzy rodzi się pomysł. Potem nagle wszysko zaczyna nabierać rumieńców: łatwo złapana kolejna praca w barze. Tak naprawdę obsługuje Maryśka a ja raczej myję kible, dobrze że do skateparku blisko. NiE PLaSTiK/NiE fRyTKi/ZRóB TO SaMMam dosyć plastikowego świata. Metamorfoza naprawdę jest trudna. Całkiem niedawno byłem ofiarą konsumpcji, bananowym chłopczykiem który za pieniążki mamusi łykał głęboko do gardła modę, styl, nowe firmy, trendy, srendy.Znajduję ukojenie w praktyce jogi. Spokój, cisza oddech. Następnie medytujący jogin dostaje w ryj. Pamiętasz teledysk Prodigy „Smack my bitch up”, wiesz kto to G G Allin? Oglądałeś Fight Club? To druga strona medalu Dabova. Pomiędzy pracą w barze, rozdawaniem ulotek momentami spokoju

i wyciszenia są wizyty w Virgin store. Nie chodzi tutaj o porno sklep ale ogromny skład płyt muzycznych. Drążę tam w historii muzyki. Ramones, Black Flag, Blondie, cała scena CBGB, Damned, Minor Threat....Prócz brzmienia gitar, rozpierdolu i dawki niesamowitych historii, najbardziej interesuje, imponuje mi idea DIY (zrób to sam) czyli w jaki sposób te kapele poradziły sobie z koncertami, wydawaniem płyt w tak naprawdę niesprzyjającym otoczeniu. Wytrzymuję w Londynie kilka miesięcy. Spłukani z podkulonymi ogonami wracamy do Polski jesienią.

caLifORNia/NERvOUSGdzieś w tym czasie Bartek Milczarek z Jarkiem Pijewskim zakładają Nervousa. Dowiaduję się o tym że jestem w ich teamie w momencie dziarania sobie ich logasia na nodze. Cieszę się jak małe dziecko z ich sukcesu, bo tak naprawdę jesteśmy po prostu grupą ziomeczków którzy wspólnie chodzą na deskę. Na zawodach Mentora mam deskorolkową życiówkę, przechodzę do półfinału. Spędzam piękne wakacje w Portugalii, pracuję w skejtowej dystrybucji u Burakowskich i dzięki nim jadę do Kaliforni na skejtowe targi. Mimo iż wcześniej w Dortmund, Munster czy na Mystic Cup widziałem już prosów, ten wyjazd zmienia radykalnie moje życie. Już wiem co chcę robić. Chcę jeździć zawsze i żyć z tego.Po powrocie do Polski mam na ulicy Traugutta w Łodzi prowadzić skateshop. Wymyślam nazwę Flashback i zamierzam przenieść najlepsze wzorce jakie widziałem zza oceanem. Cały czas pracując pod skrzydłami Funsports, wydaje mi się że mam kontrolę nad tym jak będzie wyglądał sklep.Kiedy jednego z pierwszych jesiennych dni przyjeżdża przedstawiciel firmy Clinic z worami pod oczami i w worach przywozi mi kolejne wory (popularne

wtedy mega szerokie spodnie) i na „odpierdol się” rozmawia ze mną, kalifornijski sen pryska.Okazuje się że zamiast totalnej kontroli nad towarem który ma być w sklepie wrzucono mi parę szmat na które nie chciałem się zgodzić. Następnie dowiaduję się że po kilku miesiącach ciężkiej pracy jako przedstawiciel (który wkładał całe serce w to co robił, przecież sprzedawał skejtowe rzeczy!) za 1500 na rękę, mogę zostać sprzedawcą za...1000zł miesięcznie!

DZięKUJę DOBRaNOc.Żal i smutek. Wracają paranoje z Londynu a z drugiej strony czuję powiew uśmiechniętej Kalifornii. Jestem bliski załamania. Cudownie ratuje mnie mój ojciec który proponuje pożyczenie konkretnej kwoty. W Łodzi nietrudno uszyć ciuchy (próbowałem już 1997 z „Recydywistą”) a po doświadczeniach z targów wiem gdzie zamówić deski.Mniej więcej w tym czasie Bartek Milczarek rozstaje się ze swoim ‚biznes partnerem” Jarkiem Pijewskim. W przedziwny sposób zostaje „wykolegowany z układu” i w pewnym momencie w Polsce mamy dwa Nervousy. Milczar po kontuzji (dwa skręcone kolana) zaczyna pracować w dobrze prosperującym wtedy skateshopie KaliforniaNigdy nie zapomnę jak go odwiedziłem z zaproponowałem założenie firmy razem. Kto wie jak potoczyłyby się losy POGO czy NERVOUS gdyby zgodził się na moją propozycję.Czas mija a myśl o własnej firmie nie daje mi spokoju. Wielką inspiracją, „zekranizowanym buntem do systemu w jakim żyję są filmy takie „Taksówkarz”, „Fight Club”, „Czas Apokalipsy”. Nawet w pewnym momencie chciałem użyć znaku kawalerii powietrznej jako logo! Wymyślając nazwę firmy przechodzą mi naprawdę różne pomysły. O mały włos nie czytalibyście dzisiaj o dziesięcioleciu brandu... TURBO!

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

65DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 66: Dizaster 12

66DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 67: Dizaster 12

PIERdOL KONWENANSEMOdyKłOdyPLOTEczKI cIPEczKIuśMIESzKISRESzKIKRESEczKIPO PROSTu JEźdzIJPOczuJ dESKE PO NOgAMIPOczuJ POgO

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

67DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 68: Dizaster 12

68DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 69: Dizaster 12

WięcEJ....PEWNiE W KOLEJNyM NUMERZE!PiOTR DaBOv

WłaśNiE TaK! dokładnie tak. Rozdwojenie jaźni. Z jednej strony pierwsze grafiki POGO to joga czystość, rozwój deskorolki, rozciąganie przed deską, pacyfizm wręcz. Z drugiej strony RAMONES ROZPIERDOL BLACK FLAG ARMIA POGO riderów, zbieranina freaków jeżdżących na deskorolce ciężka do okiełzania.Przyjeżdżanie w radiowozie na zawody. Demolki w praktycznie każdym miejscu. Proste jednokolorowe grafiki. Jak pierwszy raz przyjechałem do ANDERGRANDU teraz SKATE EUROPE) chłopaki powiedzieli że POGO to takie „polskie zero”. Mniej niż zeroTo moja osobowość i moja wizja deski.Nie podoba się?To idź do Jacka biznesmena niech sprzeda Ci amerykański sen wyrzygany w Chinach.Grafiki POGO nawiązujące do mandali a z drugiej strony do wyimaginowanych ciężkich halucynogennych jazd, napiętnowane osobowością właściciela. Pierwsza nalepka zrobiona gdzieś w paincie z napisem „czy Dabov chce Cię na deskorolce?” wzbudziła wiele kontrowersji w mieście stołecznym Warszawa, bo właściwie jak mogło stać się inaczej jeśli w tamtym okresie panowały grzeczne graficzki dla grzecznych chłopców a la Malita, czy też dość ciekawy ale z totalnie innej beczki multikolorowy Feniks.Była duża dziura. Zapotrzebowanie na coś nowego, na coś z pierdolnięciem, na polskie teksty na grafikach, plus team z prawdziwego zdarzenia.

DRUżyNa SNóW / POgO BOySMoją wizją było aby stworzyć swoisty team marzeń. Dać możliwość młodym rozwijającym się skaterom. Byłem wołem dążącym na ślepo do celu. Naiwnie sądziłem iż należenie do tak mocnego i po pewnym czasie elitarnego teamu bardziej wyrzutków niż sportowców, grupy indywidualistów z kapeli rockowej to nie tylko powód do dumy, a także zobowiązanie do ciężkiej pracy. Oczywistym było iż starałem się skupić największe talenty tego kraju. Jednak skateboarding to nie armia. Każdy rider POGO to oryginalna osobowość, aby opowiedzieć o każdym z osobna potrzebowałbym naprawdę wielu stron, zawsze była to historia z innej bajki, nie zawsze z happy endem. Jednak po latach pamięta się tylko te dobre rzeczy.

LOvE/HATENO I cO Ty POdłA SzMATO?POPIERdOLIłO cI SIę dOSzczęTNIE?PO cO TO czyTASz?WyRzuć TO.

2005 POgO NighTPrzychodzą takie momenty w życiu , że fala popularności czasem przekracza najśmielsze oczekiwania. Wielkie tsunami odbyło się w Łodzi w grudniu pamiętnego 2005 roku.Wyobraź sobie duże postkomunistyczne kino. A w nim miksturę skinheadów, zarzygane kible, koncerty kapel które nigdy by razem ze sobą nie wystąpiły gdyby nie moja utopijna wersja łączenia rzeczywistości. Minirampa pod wiatą, przy zawiewającym śniegu i tak pełna dzieciaków na deskach, które również jeźdżą po całym kinie.Chaos, destrukcja, kradzione kegi browarów, i wezwanie na komisariat po imprezie bo przecież było około tysiąca uczestników?Na deser premiera filmu POGO JUTRO, tak naprawdę kilkunastominutowego tripu, z prezentacją mojego nauczyciela jogi gdzieś po środku.Kosmos. Do dzisiaj nie wiem jak to wszystko się udało.

haKOBOPomaczaj trochę LSD indiańskich trójkącików z młodości. Przemieszaj to ze skunem i zapachem farb Łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych i niesamowity talent. Kubę znałem naprawdę bardzo długo. Próbował się na deskorolce na początku 90tych, byliśmy prawdopodobnie również pierwszymi snowboardzistami w Łodzi. Mimo zderzenia naprawdę ciężkich indywidualistów, dwóch oddzielnych światów POGO jakie znasz to zasługa przede wszystkim tego uzupełniającego się nawzajem tandemu. Nie zawsze praca szła dobrze, były kłótnie i rozstania jak w starym małżeństwie, czasem nie odzywaliśmy się kilkanaście miesięcy do siebie.Zazwyczaj był to mój pomysł, czy tekst przefiltrowany i wypluty na ekran przez Hakobo, bądź w drugą stronę: czyli idea zaszczepiona od Kuby kiełkowała w mojej wyobraźni do olbrzymich rozmiarów baobaba.Prace Kuby a wraz z nimi wybrane grafiki POGO pokazywane zostały na wystawach na całym świecie, logasie są charakterystyczne i rozpoznawalne.Ktoś kiedyś powiedział:”Jeśli postawiłbyś obok siebie ze wszystkich kolekcji, od razu wiadomo że to POGO, jedna spójna, określona firma a nie kopia tysięcy amerykańskich, srańskich i dizajnerskich wzorów o których ktoś za chwilę zapomni.”

10 LaT TEMU DZiaDU MiaL PLaN, żEBy cOś W TyM (TOTaLNiE ZJEBaNyM W TyM cZaSiE )POLSKiM SKEJTBORDiNgU ZREWOLUcJONiZOWac !STWORZył POgO-PiERWSZa POLSKą fiRMę Z PUNK ROcKOWa ZaJaWKa !chOciaż Był WyśMiEWaNy ,SZyKaNOWaNy ,NiE TRaKTOWaNy Na SERiO, ciągNął KONSE-KWENTNiE SWOJa WiZJE DaLEJ .STWORZył cOś, cZEgO NiKT NigDy W POLScE NiE POWTóRZy !OKaZał Się WyJąTKOWO DOBRyM łOWcą TaLENTóW i DaL SZaNSE WiELU SKEJTEROM Z caLEJ POLSKi (NiE TyLKO Z WaRSZaWy )żEBy ZaiSTNiEć , ZaREPREZENTOWać SWóJ STyL SZERSZyM MaSOM.POZDRaWiaM SERDEcZNiE ,

DZięKUJE Za WSZySTKO ,życZE KOLEJNych 10 LaT !!SKaTE TO hELLKacPER USTaRBOWSKi

KACPER USTARBOWSKINOWIUŚKI POGO RAJDERREKLAMA DO INFO2004

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

69DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 70: Dizaster 12

POGOTOWIEREKLAMA DO INFO2004

70DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 71: Dizaster 12

POGOTOWIEREKLAMA DO INFO2004 — 2005

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

71DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 72: Dizaster 12

DLacZEgO POgO?

BO POgO KOJaRZy Się ZE STaRyMi cZaSaMiPiENiąDZE WyDaWały Się NiE iSTNiEćSZaLONy TaNiEcPRZy DźWięKach NiESKORUMPOWaNEJ MUZyKicZySTa WOLNOśćLicZyła Się ZaBaWaBEZ OgRaNicZEńLicZyła Się WięźcZUłEM, żE NiE JESTEM SaM

a TERaZ?

WSZySTKO WyDaJE Się UciEKaćEMOcJE, LUDZiE, SyTUacJE DZiEJą Się Za SZKLaNą SZyBąNiE chcę TEgO!chcę JEźDZićchcę, żEBy iNNi TEż JEźDZiLi!STaRaM Się PODZiELić Z TOBą NaJLEPSZyM cO MaM

Plakat Bomba TourB2

offset, 3 kolory2004

Plakat Czacha TourA3, xero

2004

Plakat Pogo NighrB1

offset, 1 kolor2005

Pogo Logasie2005

72DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 73: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

73DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 74: Dizaster 12

POMARAŃCZA19,05CM2005

TOMMIE ZANDERSreklama do INFO2005

GRRR19,05CM2005

NIEMALUDKA20,32CM2005

74DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 75: Dizaster 12

BARTEK POCHYLSKI PROMODEL19,05CM2005

PLAKAT BARTEK POCHYLSKIB2offset, 4 kolory2005

BARTEK POCHYLSKIreklama do INFO2005

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

75DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 76: Dizaster 12

REKLAMY POGO2007

SZALIK POGO2007

ONAN PRZY SICIE

SZABANFrontside boardslideŁódź Fabryczna R.I.P

2007

76DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 77: Dizaster 12

MICHAŁ GRZYWACZPROMODELREKLAMA DO INFO2007

MICHAŁ GRZYWACZPROMODEL8,252007

OLE MICHAL GRZYWACZREKLAMA DO INFO2007

JOGURT Z CZACHĄ NA LOPATCE2007

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

77DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 78: Dizaster 12

SCRACH7,75’

KOŚCIOTRUPKI7,8’

KOŚCIOTRUPKI7,8’

STARS8.0’

FABRIK17,5’

2007

78DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 79: Dizaster 12

POCHYLSKI-PROMODEL7.75’

ELECTRO7.625’

SKULL8.0’

2006

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

79DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 80: Dizaster 12

80DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 81: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

81DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 82: Dizaster 12

TheMisfits

Bartek Kulesza

82DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 83: Dizaster 12

„MaMusiu, czy Mogę wyjść na dwór i...

zaBić?”

Październikowy wieczór 1976 roku. Cały świat jest już na dobre ogarnięty manią punk rocka, a w głowie 22-letniego Glen-

na Anzalone z Lodi w stanie New Jersey rodzi się pomysł na zespół inny niż wszystkie. Zespół, który grozę, czarny humor i brutalność zgrabnie zapakuje w formę trzyakordowego darcia mordy okraszone-go tekstami o trupach i filmach klasy B. Dla chło-paka rozmiłowanego w filmach z Marilyn Monroe, jedynym słusznym kandydatem na nazwę był jej ostatni film – The Misfits z 1961 roku. Danzig (bo tak brzmi pseudonim artystyczny Glenna) zapew-ne nie spodziewał się, że pomysł tak trywialny – bo przecież przychodzi on do głowy milionom dziecia-ków na świecie, przerodzi się w coś, co po krótkim czasie będzie uznawane za twór kultowy i inspirację dla wielu.

Znalezienie przyzwoitego składu nie było łatwe – Danzig od października 1976 do marca 1977 szukał odpowiednich osób.

Spośród nich warto wymienić Diane DiPiazza – kobietę, która do dziś jest przedmiotem niekoń-czących się dyskusji o tym, czy można ją uznać za pierwszą basistkę zespołu. Oprócz niej do składu, na okres miesiąca, załapał się gitarzysta Jimmy Battle. O ile ta dwójka nie była szczególnie ważny-mi postaciami dla zespołu, to w 1977 pojawiło się jeszcze dwóch innych nowych członków. Pierwszy to perkusista Manny Martinez – weteran lokalnej sceny i kluczowa postać dla początkowego okresu The Misfits. Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się dlaczego singiel Cough/Cool zupełnie nie przypomina tego, z czego słyną The Fits – macie już odpowiedź. “Naszym perkusistą był pijany mi-łośnik jazzu “ cytując drugą z nowych twarzy, jakie przyniósł pamiętny rok 1977. Mowa oczywiście o Jerrym – członku, który do dziś wzbudza nie-małe kontrowersje i ma tyle samo fanów, co zago-rzałych przeciwników. Ale po kolei. Gerald Caiafa, bo tak brzmi jego prawdziwe imię, dostał bas jako spóźniony prezent bożonarodzeniowy i już dwa miesiące później, w marcu, został przedstawiony Danzigowi przez Manny’ego. Tym sposobem The Misfits mieli już wokalistę, basistę i perkusistę. Brak gitarzysty nie stanowił problemu – Glenn zasiadł za keyboardem i już 18 kwietnia zagrali swój pierwszy gig w słynnym nowojorskim CBGB’s. W czerwcu zaś weszli do nowojorskiego studia Rainbow i tam nagrali wcześniej wspomniane Cough/Cool. Stro-nę A zajmował tytułowy kawałek, w którym można usłyszeć silne wpływy The Doors, a na odwrocie znalazł się She opowiadający historię Patty Hearst. Singiel brzmi dość biednie i niektórzy powiedzą, że aż prosi się o dogranie gitary. Ale właśnie na tym polega jego piękno – jest prosty, krótki i „dziwny”, bo totalnie odstaje od reszty dokonań The Misfits. Jego największy atut to, bez wątpienia, wokal Glen-na – niepowtarzalny, nieco Elvisowski, a jednak

z charakterystycznym „pazurem”. Winyl został wy-dany w sierpniu 1977 nakładem własnej wytwórni Danziga - Blank Records. Wypuszczono 500 7-ca-lówek, za które dziś trzeba płacić horrendalne sumy, pod warunkiem, że w morzu bootlegów znajdziemy oryginalny pressing. W tym okresie, Jerry wymyślił swój słynny pseudonim – Only. Popularny jest spór między fanami o pochodzenie tej nazwy. Pewna grupa twierdzi, że pochodzi ona od jego niekon-wencjonalnego zachowania. Istnieje także bardziej prawdopodobne wytłumaczenie – na okładce Co-ugh/Cool jego nazwisko zostało błędnie zapisane (Caifa zamiast Caiafa), więc chciał on być nazywa-ny „tylko Jerry” (ang. „Jerry, only Jerry”). I tak już zostało.

Październik 1977 przynosi wielką zmia-nę – Only przypomina sobie, że w szkole średniej grał w kosza z Frankiem LiCata

(Franché Coma), który okazał się być także całkiem wprawionym gitarzystą. Nie udzielał się on wcze-śniej w żadnym zespole, więc był idealnym kandy-datem – Glenn i Jerry chcieli ograniczyć wirtuozer-skie popisy do minimum. Tak mocno trzymali się tej zasady, że w późniejszym okresie pewien gita-rzysta zostanie wyrzucony za, uwaga, naprzemienne kostkowanie i próby umieszczenia solówek w ka-wałkach. Takich kuriozalnych sytuacji The Misfits uświadczą jeszcze wiele... Glenn i spółka wreszcie mieli kompletny skład. Niestety tylko przez 2 mie-siące - w grudniu 1977 skład opuścił Manny. Me-rucury Records wykupiło Blank Records, ponieważ zamierzali uruchomić nowy label pod tą właśnie nazwą. W zamian za prawa do niej, zespół otrzy-mał czas w studiu nagraniowym. W tym czasie za perkusją zasiadł Jim Catania (Mr. Jim) czym urato-

wał beznadziejną sytuację i umożliwił chłopakom wejście do studia. W styczniu i lutym 1978 roku w nowojorskim C.I. Recording The Misfits nagrali 17 nowych kawałków, które miały tworzyć pierwszy longplay zatytułowany Static Age. Niestety, fani musieli czekać, aż 19 lat na możliwość przesłucha-nia tej płyty – Franché Coma trzymał taśmę-matkę w sejfie, a grupa przez długi okres nie mogła znaleźć wydawcy. Postanowili więc umieścić 4 utwory z tej sesji (Bullet, We Are 138, Attitude i Hollywood Baby-lon) na EPce o wdzięcznie brzmiącej nazwie – Bul-let. Aby wypuścić ich nowe dzieło, Danzig założył wytwórnie Plan 9 Records (oczywiste nawiązanie do filmu Plan 9 z Kosmosu) i 1000 sztuk 7-calowych winyli ujrzało światło dzienne. Brzmienie zespołu zmieniło się totalnie. Stało się brudne, agresywne, próżno było szukać jazzowych „odchyłów”. Sama okładka również szokowała – przedstawiała pocisk przeszywający głowę prezydenta Johna F. Kenne-dy’ego, o czym także śpiewał Danzig w tytułowym kawałku. Ciekawostką jest fakt, że 2 piosenki z sesji C.I. Recording (Static Age i Teenagers From Mars) miały tworzyć 7-calowy singiel pt. Teenagers From Mars. Niestety, nagrania nigdy nie udało się wydać i powstało tylko 5 sztuk acetatów – po jednej sztuce dla Glenna i Jerry’ego, po jednej dla klubów: Max’s Kansas City i CBGB’s, a jedna trafi-ła do George’a Germain – producenta kilku płyt tej punkowej legendy.

The Misfits dawali koncerty do październi-ka 1978, gdy grupę niespodziewanie opu-ścił Franché Coma. Z pomocą przyszedł

wokalista The Victims, Rick Riley, zastępując Fran-ka na pozostałe 2 koncerty trasy, która kończyła się w Kanadzie. Wtedy także z zespołu odszedł Mr.

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

83DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 84: Dizaster 12

zagrać 24 gigi w 28 dni. Potwierdził to też wy-wiad, którego udzielili w nowojorskim radiu WPIX 101.9 FM. Gdy 21 listopada zespół znalazł się na miejscu, okazało się, że żadna trasa nie była uzgad-niana i nikt nie był przygotowany na ich przylot. The Damned, którzy mieli już ustalone koncerty z irlandzką grupą Victim, przygarnęli The Misfits i pożyczyli im instrumenty. Pierwszy, a zarazem ostatni, gig tej trasy odbył się 23 listopada w Leice-ster. Następnego dnia po skończonej próbie dźwię-kowej Glenn i spółka zrezygnowali z dalszych kon-certów. Powodem było zbyt niskie wynagrodzenie i niezadowolenie z otrzymanych instrumentów. Na domiar złego, jedyny wolny termin lotu powrotnego przypadał na koniec grudnia. Grupa zaprzyjaźniła się z człowiekiem o imieniu Derek, który załatwił im nocleg i został ich tymczasowym menedżerem. Nie mając nic innego do roboty, Jerry wybrał się na wycieczkę po Londynie z matką Sida Viciousa, a Glenn wraz z Bobbym poszli zobaczyć gig The Jam. Tam zostali napadnięci przez grupę skinhe-adów, a po chwili aresztowani. Spędzili dwie noce w Brixton co zainspirowało Danziga do napisania kawałka London Dungeon.

They had to lock us up

Put us in their British hell

I don’t wan-na be here in your London

Dungeon I don’t wan-na be here in your British

hell

W tym czasie Joey Image opuścił ze-spół, a Only wrócił z wyprawy. Dzięki karcie kredytowej skradzionej ojcowi

Jerry’ego chłopaki wreszcie mogli wrócić do USA.

Styczeń 1980 przynosi kolejną EPkę w dorob-ku zespołu. The Misfits wykorzystali mate-riały nagrane podczas sesji z początku 1979

w C.I. Recording, a we wrześniu 1979 dograli jesz-cze jeden nowy utwór – Last Caress. Tym sposobem, nakładem Plan 9 wydano Beware. Wypuszczono 3120 sztuk 12-calówek (pierwsza dwunastka w hi-

Jim. The Fits mieli już tylko wokalistę i basistę. Na szczęście, jeszcze w tym samym miesiącu znaleźli brakujących członków. Za garami zasiadł Joey Ima-ge, a krótko po nim miejsce gitarzysty zajął Bob-by Steele, który już 9 dni po przesłuchaniu zagrał z nimi pierwszy gig. Przydomek „Steele” nie wziął się znikąd – Bobby urodził się z lekkim rozszcze-pem kręgosłupa przez co musiał nosić stalową pro-tezę nogi, która ułatwiała mu chodzenie. Grupa za-grała w grudniu 5 gigów, z czego aż 3 jednego dnia!

Początek 1979 roku to kolejny ważny okres w historii The Misfits. 26 stycznia zespół wszedł do studia C.I. Recording by nagrać

nowy materiał. Zarejestrowanych zostało 5 kawał-ków, które miały tworzyć 12-calówkę Who Killed Marilyn? W tym czasie przyjaciel Jerry’ego – Sid Vicious został wypuszczony z aresztu za kaucją, a jego matka urządziła dla niego przyjęcie powital-ne. Impreza była tak ostra, że następnego poranka Sida znaleziono martwego - przedawkował heroinę. Only wraz z matką Viciousa wybrali się na grób Nancy Sprungen aby rozrzucić prochy po tym, jak jej rodzina zabroniła by ciało jej chłopaka spoczy-wało obok.

narodziny syMBolu

Tak jak Jason Voorhees dopiero w trzeciej części Piątku 13-ego przywdział swoją słynną maskę hokejową, tak i The Mis-

fits musieli czekać prawie 2 lata na swój symbol – Crimson Ghost Skull. Znalazł się on na plakacie promującym gig w klubie Max’s Kansas City 28 marca 1979 i niemal od razu zyskał status kulto-wego. Od tej chwili, wizerunek ironicznie uśmie-chającego się kościotrupka znajdował się na więk-szości ich wydawnictw. Do dziś jest to najbardziej rozpoznawalne logo punkowego zespołu i zdecy-dowanie najbardziej eksploatowane – znajduje się na koszulkach, czapkach, kubkach, zegarkach, a na-wet na kapciach i ubrankach dla psów. Wymieniać można w nieskończoność... Who Killed Marilyn nigdy nie trafił do sprzedaży z powodu zbyt wyso-kich kosztów produkcji – powstał tylko jeden ace-tat. Glenn planował wypuścić Who Killed Marilyn i Where Eagles Dare jako singiel, jednak i to się nie powiodło. Zamiast tego, w czerwcu 1979, zespół

użył 3 kawałków (Horror Business, Teenagers From Mars i Children In Heat) z sesji, która odbyła się po-czątku tego roku i wydano EPkę Horror Business. Początkowo Danzig zamówił 2000 sztuk żółtych 7-calowych winyli, które miały stanowić pierwszy pressing. Okazało się, że tłocznia w New Jersey nie wyprodukuje tak małej ilości, więc zdecydowano się na zamówienie ich na zachodzie USA. Dodatkowo wytłoczono 25 kopii w kolorze czarnym, które roz-dano na wspólnym gigu The Misfits i The Damned 26 czerwca 1979. Wtedy też Jerry przeprowadził luźną rozmowę z Davem Vanianem o możliwości zorganizowania trasy po Wielkiej Brytanii.

Brzmienie grupy podlegało ciągłym zmia-nom. Z nagrania na nagranie stawało się ostrzejsze, żywsze, bardziej mroczne,

a jednak zachowywało perfekcyjną dawkę melo-dyjności. Wraz ze stylem grania zmienił się także wygląd kapeli. Wszyscy mieli czarne ciuchy, Jerry malował oczy i zaczesywał włosy w słynny devilock, zaś Danzig nosił rękawiczki i koszulki z motywem kości. Niejasnym jest fakt, dlaczego Joey Image na pewnym koncercie był ubrany w koszulkę ze swa-styką...

W tym samym miesiącu zespół po-nownie wszedł do studia, aby nagrać materiał na kolejną płytę. W nowo-

jorskim The Song Shop zarejestrowano 8 piosenek, a wśród nich jedyny cover nagrany z Glennem – Rat Fink, który wraz z Night Of The Living Dead i Where Eagles Dare trafił na 7-calową EPkę pt. Ni-ght Of The Living Dead. Premiera nowej płyty zbiegła się z Halloween 1979 i odbyła się w Club 57/Irving Plaza w Nowym Jorku. Tego dnia winyl był sprzedawany po 2 dolary, a dziś osiąga ceny rzę-du kilkuset dolarów – tak samo jak wszystkie inne EPki The Misfits. Wtedy też grupa powołała do życia Fiend Club, czyli fanklub zespołu. Wystar-czyło wysłać swój adres, a dostawało się cokolwiek tylko było na stanie – w dodatku za darmo. Klub prowadzony był oczywiście przez Danziga, który w piwnicy swojego domu robił koszulki, druko-wał katalogi, kompletował płyty, organizował trasy – wszystko według punkowej zasady Do It Your-self. Wcześniej, w lipcu, według równie punkowej zasady, Bobby Steele nawalił się w trupa w klubie Mudd i obrzygał buty Johna Lennona. Jakby tego było mało, miesiąc później, Jerry i Danzig zostali aresztowani za zniszczenie pokoju hotelowego wła-ściciela tego klubu – Steve’a Mass’a.

„nie chcę Być Tu, w TyM londyńsKiM

lochu...”

W listopadzie The Misfits ostro przy-gotowywali się do nadchodzącego wylotu do Wielkiej Brytanii – Danzig

rozsyłał paczki promujące ich EPki, które zawierały również rozpiskę trasy. Według niej, grupa miała

84DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 85: Dizaster 12

storii zespołu), co ciekawsze, tylko w Wielkiej Bry-tanii – płyta miała promować trasę z The Damned, jednak okładki nie zostały wydrukowane na czas i wydanie musiało zostać przełożone. Nazwa tego albumu to czysty przypadek – Glenn zauważył na ulicy znak „Uwaga na słupki” (ang. „Beware of the bollards”) po czym szybko zapisał go na skrawku papieru, który znalazł się potem na okładce.

The Misfits przerwali koncertowanie aż do kwietnia 1980, gdy znaleźli nowego perkusistę. Był nim Arthur Googy, świe-

ża krew z Nowego Jorku. W tym czasie stosunki między Bobbym, a resztą grupy znacznie się po-gorszyły – lipcowy gig w Exile na Long Island był jego ostatnim. Miesiąc później grupa weszła do studia Master Sound Production i nagrała 13 ka-wałków, które później znalazły się na legendarnym, „nieistniejącym” 12 Hits From Hell. Tu zaczęły się schody. Steele olewał próby, a gdy w końcu się pojawiał to zawsze próbował wcisnąć solówki do każdego kawałka. Ponadto, nie nadążał z graniem, więc próbował się ratować kostkowaniem naprze-miennym. „To jest oszukiwanie, nie pozwolimy ci tak grać... Wylatujesz, chłopie...” - tak relacjonował Jer-ry tamte wydarzenia w wywiadzie dla zina Touch and Go. Gdy Bobby po raz kolejny nie pojawił się w studiu, grupa poprosiła szesnastoletniego brata Jerry’ego – Paula o dogranie brakujących partii gitar. Paul, który przyjął pseudonim Doyle, bardzo często jeździł w trasy z The Misfits i był obecny przy wielu nagrywkach. Sprawdził się on tak dobrze, że Bobby został wykopany ze składu w październiku, a Doy-le został nowym gitarzystą zespołu. Pasował on do składu idealnie – był napakowany, małomówny, ale grał jak nikt inny. Podczas koncertów dosłownie uderzał w gitarę, łamał ją sobie na karku, lub gło-wie tylko po to, by na następnym koncercie grać na tym samym posklejanym taśmą wiośle. W tym mo-mencie grupa zyskała już jednolity wizerunek. Jego debiut miał miejsce w Irving Plaza podczas do-rocznego gigu kapeli z okazji Halloween. Zadbano o odpowiednie show – The Misfits wyszli z trumien znajdujących się na scenie, a Doyle był ubrany w... niebieski strój ze Star Treka (powtórzył to jeszcze kilka razy po reaktywacji składu). Po skończonym koncercie chłopaki przez następne 10 miesięcy nie grali żadnych gigów.

“wizerunek ironicznie uśmiechającego się

kościotrupka znajdował się na większości ich

wydawnictw”

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

85DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 86: Dizaster 12

W kwietniu 1981, ukazała się ich szósta EPka zatytułowana 3 Hits From Hell. Był to ważny moment w hi-

storii zespołu, ponieważ na okładce tego nagrania pojawiło się ich nowe logo – to które znamy dziś. Litery zostały zapożyczone z logo gazety Famous Monsters of Filmland. Pierwszy pressing tej 7-ca-lówki wynosił aż 10000 sztuk i tradycyjnie wydany był nakładem Plan 9 Records. Wiosna i lato upły-nęły chłopakom na nagrywaniu nowych kawałków do solowego projektu Danziga i nowego albumu The Misfits. W sierpniu wznowili koncertowanie, a 12 września zagrali z Necros – jest to ważna data, ponieważ wtedy członkowie obu zespołów zawar-li bliską znajomość, która zaowocowała ponad 20 wspólnymi gigami. Z nimi także zagrali 30 paź-dziernika na koncercie promującym nowy singiel pt. Halloween. 7-calówka została wyprodukowana w ilości 5000 kopii i zawierała dwie wersje kawałka Halloween pochodzące z sesji Master Sound Pro-duction. Pomimo informacji na rozpisce, że Doyle był gitarzystą na całej płycie, to partia gitary w Hal-loween II należy do Bobby’ego Steele. Ciekawostką jest fakt, że winyl był zadedykowany Susan Han-naford Rose, współzałożycielce Club 57 w Irving Plaza, gdzie The Misfits bardzo często gościli. 17 grudnia 1981 w nowojorskim The Ritz wydarzył się pewien zabawny incydent. Glenn i spółka byli headlinerem tego wieczoru, ale koncert otwierał Bobby ze swoją grupą The Undead – gdy ci grali, The Misfits rzucali w nich kubkami i butelkami. Oczywistym jest, że gdy Danzig i reszta wyszli na scenę, to oni zaczęli obrywać. Tak to zdenerwowało frontmana, że postanowił zmienić słowa ‚Teenagers From Mars’ na:

Bobby Steele to dupek

i je**** piz**To mała je****

piz**No, nie bądź

piz**!

Niestety, to nagranie nie trafiło na żadne oficjalne wydawnictwo zespołu – może-my je usłyszeć tylko na bootlegach. Na

pocieszenie, album Evilive zawiera kwestię Glenna: „Nie trafiłeś frajerze!” na początku Night Of The Li-ving Dead z tego właśnie koncertu.

whoooaaa-oooo nadchodzi

Styczeń 1982 upłynął chłopakom na nagrywa-niu materiału do ich drugiego LP. W studiu Quad Track w Los Angeles zarejestrowano

12 kawałków – większość z nich była już nagrana podczas poprzednich sesji. Wreszcie, w marcu, zade-biutował Walk Among Us – przełomowy album w historii The Misfits. Pamiętajmy, że Static Age udostępniono dopiero w 1997 roku, więc WAU był pierwszym longplayem wydanym w czasach legen-darnego składu z Danzigiem na czele. 13 (dołączono także dodatkowy kawałek z grudniowego gigu w The Ritz) ostrych, szybkich kawałków w krótkim czasie stało się kultowymi. Śmiało można stwierdzić, że zespół był wtedy w czołowej formie – potężne ale melodyjne riffy Doyle’a idealnie komponowały się z nienaganną manierą wokalną Glenna. Słowem, punkowy majstersztyk. Album wydano na winylu, później też na CD i kasecie – każdy nośnik w kilku pressingach. Co ciekawsze, nie został on wypusz-czony przez Plan 9 Records. Danzig kilka miesię-cy wcześniej skontaktował się z Slash Magazine, aby zareklamować ich nadchodzące dzieło. Ku jego zdziwieniu zamiast reklamy zaproponowano mu kontrakt na jedną płytę w wytwórni Slash Records. Grupa oczywiście się zgodziła i w ten sposób Walk Among Us jest pierwszym krążkiem nie wydanym poprzez ich własny label.

The Misfits ponownie wyruszyli w trasę koncertową. Tradycyjnie, nie obyło się bez incydentów. Podczas kwietniowego gigu w

Elite Club w San Francisco ktoś z widowni próbował trafić w Doyle’a puszkami po piwie. Nie był to zbyt mądry ruch, ponieważ owy „fan” po chwili doznał ciężkiego urazu mózgu – Doyle w rewanżu połamał mu gitarę na głowie. W moment sytuacja zrobiła się niebezpieczna i zespół musiał uciekać ze sceny. Trzy

dni później The Misfits urządzili sobie małe polo-wanie – ścigali członków Motley Crue po ulicach Los Angeles. Czemu? Tego nie wie nikt, ale dobrze wiadomo, że cukierkowi glam-rockowcy nie mogą się mierzyć z upiornymi kolesiami grającymi horror punka! W kwietniu grupę opuścił Arthur Googy. Wiąże się z tym kolejne kuriozalne zajście. Zespół miał mało pieniędzy, a podczas pobytu w McDo-nald’s Arthur koniecznie chciał dwa cheesburgery zamiast jednego. Danzig nie przystał na to, a obra-żony Goog oznajmił, że odchodzi. Tym samym le-gły w gruzach plany nagrania kolejnego longplaya. Miejsce perkusisty oferowano Eerie Von i Brianowi Damage, oboje jednak odmówili. Nie mając innego wyjścia, zespół przeprowadzał próby z bratem Jerry-’ego i Doyle’a - Rockym Caiafa. Na szczęście, gdy zbliżał się termin czerwcowego gigu w nowojorskim The Ritz znajomi z Necros wypożyczyli chłopakom swojego perkusistę Todd’a Swalla.

W lipcu 1982 Henry Rollins poinfor-mował Robo (ex-Black Flag), że The Misfits poszukują perkusisty. Po roz-

mowie telefonicznej z Glennem Robo został przy-jęty. Niestety, nie był on wirtuozem – grał zwyczajnie nierówno, a kawałki na żywo od teraz były grane dużo szybciej. Wrzesień oznaczał początek nowej trasy – Evilive Tour podczas której kapela dała 20 koncer-tów. W międzyczasie, nocą 3 października grupa na-grała nowy materiał w Unicorn Studio. Danzig przez większość czasu spał, tak więc 4 z 7 piosenek nie mają wokalu. Sesja ta jest nazywana wśród kolekcjonerów „The Spot Session” od pseudonimu inżyniera dźwię-ku. Trasa dalej była kontynuowana, a The Misfits dotarli do Nowego Orleanu. Tam po wspólnym gigu z Necros udali się na pobliski cmentarz aby odnaleźć grób Marie Laveu i ukraść czaszkę z jednej z krypt (Danzig miał obsesję na punkcie czaszek, w każdym wywiadzie prosił fanów by mu je przysyłali). Na ich nieszczęście zostali złapani przez miejscową policję i aresztowani pod zarzutem okradania grobów. Ów-czesny menedżer zespołu – Rocky szybko wpłacił kaucję i kapela ruszyła w trasę. W grudniu ukazała się koncertówka Evilive. Nakładem Plan 9 Records wydano 2999 7-calówek. 1000 numerowanych sztuk było dostępnych tylko dla członków Fiend Clubu, kolejne 1000 sztuk to zwykłe wydanie, a pozostałe 99 to trójpak – po 33 kopie z okładkami przedstawia-jącymi Jerry’ego, Doyle’a i Danziga. Ostatni koncert odbył się w 18 grudnia w Bridgeport.

86DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 87: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

87DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 88: Dizaster 12

Porzućcie nadzieję...

Zaraz po skończeniu trasy Evilive, w 1983 roku, grupa wyruszyła w ich ostatnią, nazwaną Earth A.D. Tour. Relacje mię-

dzy członkami stawały się coraz bardziej napięte, a trzeba było zagrać 25 koncertów i dokończyć nagrywanie nowej płyty. Danzig, niezadowolony z atmosfery, jaka panowała w tym czasie, rozpoczął pisanie utworów do jego nowego projektu, później nazwanego Samhain. W czerwcu kapela zagrała przed największą publicznością – ponad 3000 lu-dzi. Odbyło się to w Santa Monica Civic Center, gdy Glenn i spółka otwierali gig Black Flag. Wtedy także, Danzig zwierzył się Rollinsowi, że zamierza opuścić skład. Powiedział, że kierunek w którym idą zmienił się totalnie, a to że członkowie piją i ro-bią co tylko chcą negatywnie wpływa na ich proces twórczy. Miesiąc później, The Misfits skończyli ich nowe dzieło – 9-ścieżkowy Earth A.D/Wolfs Blood. Początkowo album miał zawierać tylko 5 piosenek, ale grupa zdecydowała się dograć także Green Hell i Hellhound, które grali na koncertach. Ponadto, Glenn chcąc uratować zespół oddał 2 kawałki (Bloodfeast i Death Comes Ripping) po-czątkowo przeznaczone dla Samhain. 21 sierpnia w Bostonie miał miejsce ostatni koncert trasy Earth A.D. - wtedy swoje odejście ogłosił Robo zmęczony ciągłymi kłótniami z Danzigiem. Odwołana została kanadyjska trasa i wiadomo już było, że czas tej le-gendarnej grupy dobiega końca...

Mała iskierka nadziei pojawiła się w październiku, gdy Glenn zrekruto-wał nowego perkusistę. Był nim Brian

Damage znany z Genocide i Verbal Abuse. W tym czasie Jerry zabukował trasę po Niemczech pro-mującą ichniejsze wydania Evilive i Earth A.D./Wolfs Blood wypuszczone nakładem Aggressive Rock Produktionen. 29 października przyszedł czas na tradycyjny halloweenowy koncert, który odbył się w Greystone Hall w Detroit. The Misfits towarzyszyli wtedy Necros, którzy po raz kolejny uratowali sytuację. Otóż przed gigiem Brian schlał się niemiłosiernie i nie był w stanie grać – wściekły Doyle zrzucił go ze sceny po pierwszej piosence. Za perkusją zasiadł Todd Swalla tym samym umoż-liwiając kontynuowanie występu. Niestety, był to chyba najgorszy koncert w historii kapeli – chło-paki nie trzymali tempa i popełniali sporo pomyłek. Cała ta nieprzyjemna atmosfera sprawiła, że Jerry i Doyle grali siedząc na wzmacniaczach i co chwi-la nalegali by Danzig ogłosił, że to ich ostatni gig. W przerwie między kawałkami Glenn oznajmił, że to koniec The Misfits. Członkowie wrócili do New Jersey i już nigdy się do siebie nie odezwali...

12 grudnia 1983 Earth A.D./Wolfs Blood trafiło do sprzedaży. Album był zdecydowanie najagresywniejszym

i najcięższym w dorobku grupy. 9 ekstremalnie szybkich piosenek czerpało garściami z dorob-ku grup hardcore’owych i metalowych. 12-calowy

longplay wydano w liczbie 11000 kopii (pierwszy pressing) poprzez Plan 9 Records. 10000 krążków było czarnych, 100 zielonych, 500 żółtych, 200 fio-letowych i 200 transparentnych. Nie była to ostat-nia plyta w historii tego składu. W kolejnych latach wydano jeszcze singiel Die, Die My Darling, Le-gacy Of Brutality, Collection I & II, Evilive, Wolfs Blood/Earth A.D. + Evilive, Box Set, Static Age i legendarne 12 Hits From Hell. Danzig stworzył Samhain, a Jerry i Doyle w póź-niejszym okresie wystawili się na pośmiewisko za-kładając chrześcijańsko-metalowy zespół Kryst The Conqueror. Ale to już zupełnie inna historia...

dziedzicTwo

The Misfits było kapelą niezwykłą. Nie zagrali oszałamiającej ilości kon-certów, nie byli też szczegól-nie płodną grupą. Ale mieli ten powiew świeżości, który sprawił, że stali się przed-miotem uwielbienia. W swoich kawałkach nigdy nie nawiązywali do polityki, tak jak większość punkowych i hardcore’owych zespołów tego okresu. Skupiali się na brutalności i agresywności. Wprowadzili atmosferę tajemnicy i niepewności. Wiele kapel starało się imitować ich styl, jednak The Fits byli są i będą niepodrabi-alni. Niepowtarzalni. Kultowi.We are 138.

88DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 89: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

89DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 90: Dizaster 12

Czemu taki temat?? Bo to moja strona i ja tu piszę. Ty to prze-

czytasz lub nie. Trzeciego wyjścia chyba nie ma. Temat zawiły, skomplikowany, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ogólnie jeśli mówimy o deskorol-ce to nigdy nie jest łatwo i każdy kto jeździ ten to wie. Nie mówię już o prowadzeniu jakichkolwiek interesów z tym związanych. Jednak zauważyłem coś co bardzo mnie zastanawia. Mianowicie, czym mniejsza i biedniejsza polska firma sk8owa tym więcej robi dla deskorolki i lokalnej społeczności. Co? Spytasz jak to możliwe? Przecież „z pustego i Salomon nie naleje”. i tu się kurwa zdziwisz. Naj-

Bolączki i gorączki

poldo-rolki, czyli jak

nie staą sią sk8 psem

ogrodnika.

częściej duże korporacje (oczywiście z paroma wy-jątkami), wkładają minimum, by wyciągnąć ile tyl-ko się da. i nikt mi nie wmówi, że wielka firma przy milionowych obrotach organizując zawody i wykła-dając trzy klocki w hajsie to jest wszystko na co ją stać. Absurd. Przy tym wszystkim okazuje się, że wśród ogółu panuje przekonanie, że takie właśnie firmy robią dużo dla deskorolki. Nic bardziej myl-nego! Nie wiem skąd bierze się na to taka zajaw-ka. Przecież to zwykły moloch który nie niesie ze sobą żadnego przekazu. Nie można jarać się czymś takim, a olewać skate roots-owe brandy. Można pomyśleć, że te firmy są już na rynku więc nie ma

co płakać nad rozlanym mlekiem. zgodzę się. Ale takie giganty trzeba traktować jako dodatek, który z boku wspiera deskorolkę, a suportować prawdzi-we skate biznesy. Jeżeli myślisz, że za największy-mi firmami, które ostatnio tak chętnie przyklejają sobie deskorolkową etykietkę stoja skejci... hehe to się obudź człowieku! Albo, że w dziale marketingu nie ma gości w krawatach tylko wyluzowani kolesie pykający na minirampkach? Niestety tak nie jest. Każda taka firma prowadzona jest tak aby przyno-sić jak największe dochody, więc dział typu wspie-ranie deskorolki i sponsoring bardziej traktowane są jako stworzenie właściwego PR niż zajawka.

mikołaj B

ar

an

owski

90DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 91: Dizaster 12

W opozycji do tego stoją lokalne, krajowe firmy. W każdym państwie znajdziesz ich pełno, najczęściej to one dbaja o to, żeby w swoim regio-nie zbudować spot, zorganizować jam lub kogoś zasponsorować. Takie akcje dodają ducha deskorolce i trzymają w opozycji do tradycyjnie poj-mowanego współzawodnictwa i sportu. Dodatkowo wspierając polską firmę wiesz dokładnie gdzie trafiają twoje pieniądze. I w drugą stronę też to działa. Jeżeli lokalna firma, skateshop, będzie dobrze prospero-wał i będzie widać, że skejci chcą ją wspierać, na pewno zostanie im to wynagrodzone. Nie bądź tytułowym psem ogrodnika. Dziel się tym co masz w mądry sposób, bo tak naprawdę każdy twój wybór jest waż-ny. Jak zaczynałem jeździć tego nie wiedziałem, ale wtedy o tym się tak często nie mówiło. Deskorolką rządziły czysto skejtowe firmy poza tym do naszego kraju napływało wszystko powoli i dosyć wybiórczo. Jedyna możliwością, żeby dowiedzieć co się dzieje na świecie to starsi koledzy lub opowieści usłyszane w skateshopach. I właśnie temat sam przyszedł. Coś czuję, że za parę lat dzieciaki mogą już nie wiedziec co to skateshop. Będzie to coś w rodzaju jakiegoś pierdolonego skansenu. Zapytacie dlaczego?

Przez skate psa ogrodnika. Zakupy internetowe zjadły prawdzi-

we skateshopy.Ludzie wolą zaoszczędzić 10 zł, bo się nie chce z chaty wyjść i kupić

deski. Rozumiem takie zakupy, jeżeli ktoś nie ma takiej możliwości u sie-bie w mieście. Ale pamiętaj, że sklepy, które prowadzą tylko sprzedaż internetową są w stanie obniżyć koszty tak, że żaden sklep stacjonarny nie jest w stanie z nimi konkurować. Poza jakimiś zdymanymi akcjami promocyjnymi typu wygraj koszulkę jak klikniesz tysiąc razy HWDP nie słyszałem żeby któryś z takich sklepów zorganizował zawody, jam i ze sponsoringiem też raczej słabo. Poza tym, osobiście wolę dać nawet dy-chę więcej i wybrać dokładnie to co potrzebuję (dotknąć, zmierzyć) i wi-dzieć uśmiechnięta twarz skejta co pracuje w tym sklepie, niż zmęczoną twarz z wąsem kuriera dostarczającego przesyłkę. Co tu dużo gadać, przez te wszystkie zawirowania według mnie 50% skejtów na dzień dzi-siejszy to totalne cioty. Kupują deskę pod kolor butów itd. Skateshopy często wybierają zagraniczne firmy z wyjebanymi w kosmos grafikami, albo sprzęt takich marek, które w danym czasie odnoszą największy sukces komercyjny. Bo to się sprzedaje! Zapominając często o polskich brandach. I koło się zamyka. A jak tu trąbić o Support Your Locals Ska-teshop, kiedy skateshop ni chuj Support Locals Brands … i co teraz?

Widzisz biedaku, jesteś sam jeden, a tyle w twoich rękach. Nie bądź ogrodnikiem, ani psem, tylko myślącym skejtem.

Support your local skate brand !!!!!

rysunek: Mikołaj Baranowski foto: Radek Durlik

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

91DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 92: Dizaster 12

92DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 93: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

93DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 94: Dizaster 12

SKATE SHOES

HISTORY cz. II

KAcpER MIgAS

94DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 95: Dizaster 12

Szerokie spodnie, małe kółka, ogromne buty. Tak w skró-cie można scharakteryzować lata 90. Nadchodziły zmiany w każdej dziedzinie życie, nieuniknione było to, że za-haczą również o skate biznes.

Nastąpiła ogromna ekspansja deskorolki na cały świat. Jeżdżono wszędzie od Ameryki przez Europę i Australię na Azji skończywszy. Im więcej skaterów tym większe zapotrzebowanie na sprzęt, popyt rósł, powstawały nowe firmy, stare upadały. Świat oszalał, każdy chciał jeździć na desce. Lata dziewięćdziesiąte to przede wszystkim street. Rampy były dobre na pokazach i zawodach od teraz liczyły się flipy, schody i rurki. Zamiana ramp na uliczne chodniki wiązała się z częściową wymianą sprzętu.

Początek dekady to poucinane wysokie buty, które od teraz miały być jak najlżejsze i jak najniższe. Nie każdy w porę zauważył ten trend i niestety nie-które firmy musiały zniknąć z rynku. Duży wpływ na to wszystko miała także muzyka. Hip hop, który od teraz stawał się coraz bardziej popularny w kręgach skaterów miał spory wpływ na styl ubierania się. Każdy kto wychował się w latach dziewięćdziesiątych pamięta napompowane języki, szerokie sznurówki i spodnie baggy. Zanim firmy produkujące obuwie zaczęły prześcigać się w tworzeniu coraz bardziej napompowanych butów, domowym sposobem two-rzyło się ten efekt. Jednym słowem kto nie rolował skarpetek i podszywał języków gąbką, nie wychował się w latach 90. Od teraz nie wystarczyło zrobić ko-lorowych butów sygnowanych nazwiskiem skatera. Od tej chwili każdy element był ważny: pudełko, nowe technologie, systemy, rodzaje i sposób połączeń materiałów oraz wygoda. Niektórzy jednak nie dali się do końca zatracić i pamiętali, że oprócz wartości namacalnych najważniejsze są idee. Końcówka lat 80 i początek 90 to rozwój sceny hardcore i propagowanie wśród takich zespołów jak Minor Threat, Gorilla Biscuits czy Youth of Today postawy straight edge, wegetarianizmu i weganizmu. Coraz więcej skaterów szukało produktów, które nie były robione ze zwierząt. Wśród nich między innymi Claus Grabke i Mike

Vallely. A takie firmy jak ZERO-TWO umożliwiały im to. Nie dość, że produkcja opierała się tylko na materiałach syntetycznych to żaden z komponentów buta nie był nawet częściowo pochodzenia zwierzę-cego. ZERO-TWO miało dosyć agresywne reklamy i slogany, na których widniały między innymi zwłoki zwierząt, a hasła: „If You’re not wearing zero-two shoes…You’re wearing part of her” dawały wiele do myślenia

Sam w sobie but nie był czymś nadzwyczaj-nym. Stonowana kolorystyka, ochronna część na zewnętrznej stronie buta była patentem dobrze zna-nym z lat 80. Powoli inne firmy zaczęły zauważać potencjał w wegetariańskim obuwiu i starały się mieć w swoich kolekcjach modele vegan. Firmą, która produkowała tylko takie obuwie była SHEEP, tanie i solidne, które zyskało wielu fanów, dzięki prostym rozwiązaniom i rajderowi Ed’owi Templetonowi, który jeździł dla SHEEP, a sam był twórcą marki Toy Machine. SHEEP umarła śmiercią naturalną, a Ed w jednym z wywiadów powiedział, że SHE-EP przekształciła się niejako w dobrze wszystkim znaną EMERICA. W połowie lat 90 DC również do swojego katalogu włączyło model syntetycz-nych butów. The Syntax był nieoficjalnym pro mo-delem vegan skejtera z Kanady Moses Itkonen’a.

Chwilę później Emerica wpuściła pro model Jamie Thomasa, nad produkcją którą trzymał piecze sam Jamie, dokładnie sprawdzając czy żaden z kom-ponentów użyty przy produkcji nie jest pochodzenia zwierzęcego

Trend niskiego obuwia nadal się utrzymywał, ceny nowych butów skejtowych były coraz większe dlatego często wybierano opcję łatwiejszą, czyli wy-przedaże na które trafiały wysokie nie chciane już Airwalk’i czy Vision, które obcinano...

Coraz częściej też wybierano takie modele jak Gazelle Adidasa czy Puma Clyde.

W 1993 roku powstał jeden z bardziej znanych modeli butów, co ciekawe produkowanych do dzisiaj w prawie nie zmienionej formie. Przed wami Etnies Low-Cut. But, który stał się inspiracją chyba dla wszystkich firm produkujących obuwie, do tej pory, niezależnie czy wchodzimy do Deichmanna czy do skateshopu, znajdziemy obuwie, które wygląda jak Low-Cut’y. Nawet jeden ze sloganów reklamowych brzmiał „Most copied shoes in the World”. Sukces Etniesa był ogromy bo już w pierwszy roku sprzedaży zanotowano milionowe zyski.

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

95DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 96: Dizaster 12

Do sukcesów firmy bez wątpienia należy także zaliczyć współpracę z Salvadorem Barbier. Model The Sal 23, był jednym z najlepiej sprzedających się pro modeli w historii. Błękitno szara kolorystyka i charakterystyczny numer 23, z którym związane jest wiele historii. Uważano ze magiczna 23 pocho-dzi od Michaela Jordana jeszcze inni sądzili, że jest zaczerpnięta z książek Roberta Wilsona.

W 2008 roku Etnies wypuścił reedycje butów ze zmienionym logo na języku oraz w kilku wariantach kolorystycznych i materiałowych

Konkurencja nie próżnowała i w 1995 roku Airwalk wypuścił dwa pro modele butów skaterów, którzy byli nadal związani kontraktem z firmą: Tony Hawk i Jason Lee .

W połowie lat 90 swoje siły połączył Steve Rocco i Rodney Mullen tworząc markę DuFFs. Rocco był założycielem World Industries, Blind i PlanB. W teamie oprócz Mullena znalazł się Wil-ly Santos, Ronie Creager i Kareem Campbell, który w 1995 roku dostał swój pro model nazwany KcK’s.

Buty te były niezwykle masywne, a kauczukowa podeszwa i biała skórzana cholewka z wyglądu bar-dziej przypominały buty do tenisa czy do koszykówki, niż obuwie na deskę. DuFFs został sprzedany DC Shoes i istniał do 2004 roku. W marcu 2008 roku nastąpiła reaktywacja firmy, która istnieje do dnia dzisiejszego, a butem sygnowanym jego nazwiskiem może pochwalić się Cooper Wilt.

DC, które kupiło DuFFs’a było jedną z naj-szybciej rozwijających się firm na rynku. Założona w 1989 roku przez Ken’ego Block’a (tak tego Ken’ego od samochodów) zaczynała od produkcji t-shirtów, a nazwa DC pochodziła od kierunku studiów i miejsca gdzie uczył się Keny: Computer Design w Commu-nity Collage. Niebawem dołączył do niego Damon Way, którego brat Danny stał się w późniejszym czasie ikoną firmy. Czy podoba nam się czy nie DC, zapoczątkowało nową erę. Jako pierwsi zaczęli łączyć nubuk z materiałami syntetycznymi.

Specjalnie wzmacniane podeszwy, systemy air znane dotychczas tylko w butach do koszykówki czy biegania, systemy wentylacyjne pozwalające oddychać stopie, obudowane sznurowadła czy modele w ogóle ich pozbawione. A wszystko to niekiedy w limito-wanych ilościach i w kolaboracjach jak chociażby w 1998 roku z Nowojorskim butikiem Supreme.

W tym okresie DC miało jeden z najlepszych teamów, o którego sile stanowili między innymi Mike Carroll, Rick Howard, Caine Gayle, Moses Itkonen czy Scott Johnson. Przez lata firma urosła do rangi kultowej, a buty DC można było zobaczyć na nogach gwiazd począwszy od Beastie Boys czy Rage Against the Machine, a kończąc na aktorach takich jak Brad Pitt czy Adam Sandler. Śmiało można stwierdzić, że każda nowo powstała firma w latach 90 wzorowała się w pewnym stopniu na DC i Etnies’ie.

Jeśli było to obuwie techniczne to bez proble-mów można było się doszukać wspólnych mianowni-ków z DC, jeśli firma stawiała na proste i klasyczne rozwiązania to inspiracji trzeba było szukać u Etnies’a.

Lata 90 to także wysyp firm, które upadały za-nim zaczęły na dobre powstawać. W śród nich jednak znalazło się kilka, które z powodzeniem działają do dnia dzisiejszego. Zapomniana już dzisiaj ale nadal działająca firma HOOK UPS, reklamowała swoje buty jako: „Shoes for karate and skateboarding” Mangowa otoczka stworzona przez Jeremy Klein’a cieszyła się ogromną popularnością. Choć dzisiaj HU produku-ję tylko ubrania i deski w latach 90 wypuściła całą kolekcją na czele z modelem butów Special Police.

96DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 97: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

97DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 98: Dizaster 12

Nie wszystkim jednak podobało się humory-styczne podejście do tematu więc część ludzi szukała czegoś co było by połączeniem wygody i elegancji. Naprzeciw takim odbiorcom wyszła firma ES, któ-ra mogła pochwalić się nie tylko solidnymi butami ale przede wszystkim teamem: Erick Koston, Chad Muska, Tom Penny, Paul Sharpe, Bob Burnquist i Sal Barbier. ES powstał w 1995 roku i jednym z jego pierwszych modeli był produkowany do dzisiaj Accel,

który cieszy się nie słabnącą popularnością. Es wpro-wadził wiele innowacji do swoich produktów, od designu, technologii, kończąc na rzeczach, których nikt dotychczas nie wymyślił jako chociażby ukryte kieszonki w pro modelu Chad Muska

Po wielkim sukcesie Accel’a nikt nie spodziewał się, że będą go w stanie przebić. W 1997 roku powstał model, który namieszał tak wiele, że do dziś uważany jest za jeden z najlepszych butów deskorolkowych. Mowa oczywiście o pro modelu Eric’a Koston’a. Zaprojektowany w pełni przez Eric’a był jednym z najwygodniejszych i najbardziej elastycznych bu-tów na deskę. Drugie wydanie Kostonów miało jako pierwsze buty deskorolkowe widoczną poduszkę air, znaną dotychczas tylko z biegówek od Nike.

Był to dokładnie taki sam szok, jak w 1987 roku kiedy Nike wypuściło Air Max 1. Eric zaskakuje nas po dziś dzień, swoją współpracą z Nike, choć nie wszystkim podoba się, że zbratał się z tak wielką korporacją. Obiektywnie jednak trzeba stwierdzić, że kolejny raz zaskoczył wszystkich zarówno designem jak i innowacjami, np. wkładką z pianki Lunarion. Na początku 2013 roku ma odbyć się premiera EK2, w porównaniu do „jedynek” mają mieć odchudzoną cholewkę i podeszwę co wpłynie na zmniejszenie wagi buta.

Emerica. Powstanie tej firmy jest dosyć zawiłą sprawą, jak podają różne źródła. Założycielem jest Pierre Andre Senizergues, który był dotychczas zwią-zany z Etnies’em. Emerica, tak jak Es wzniósł się na wyżyny dzięki jednemu ze skaterów, a raczej jego pro modelowi, mowa oczywiście o Andrew Reynolds’ie. Solidne wykonanie, podwójne, niekiedy nawet po-trójne szycie podeszwy z cholewką, wyprofilowana wkładka i wysokiej jakości skóra miały być kluczem do sukcesu. Każdy kolejny model sygnowany przez Reynolds’a zawierał ulepszenia. Reynolds 3 zawierał specjalny system, który pochłaniał o 75% więcej siły przy styczności z podłożem niż tradycyjne buty dzięki czemu zwiększała się wygoda, a stopa przy uderze-niach była mniej narażona na kontuzję. W trójkach pojawiło się też charakterystyczne logo umieszczone w tylnej części buta.

Tymczasem w słonecznej Australii, gdzie skate-boarding i surfing uprawiany jest przez ogromną część mieszkańców w 1994 roku powstała marka Globe. Firma działa do tej pory i to z ogromny powodze-niem, a w skate teamie jeżdżą dziś między innymi Rodney Mullen, David Gonzalez, Ryan Decenzo, Jake Duncombe i Chris Haslam. Dwóch ostatnich

można było podziwiać w zeszłym roku na BONES POLAND TOUR, gdzie na specjalne zaproszenie POGO i Skateparki.pl odwiedzili kilka naszych miast. Rodney od początku związany z Globe miał duży wpływ przy produkcji obuwia.

Od połowy lat 90 rozpoczął się wysyp firm zakładanych przez skaterów i ludzi związanych ze skateboardingiem. Ktoś mógłby zapytać czy coś w tym złego? Absolutnie nie. Każdy przecież chciałby po-chwalić się własną marką czy pro modelem. Kolejne brandy, które debiutowały na rynku zapewniały, że to właśnie ich technologie są najbardziej pro. Czy tak rzeczywiście jest? Czy takie firmy jak DVS, Osiris, Axion, NSS, Adio, Circa, Lakai, 88, Fallen, Vox, Supra były innowacyjne? W pewnym sensie tak, ja natomiast uważam, że potrafiły wykorzystać pewne sprawdzo-ne patenty użyte przez poprzedników. Kluczem do sukcesu okazały się nie produkty ale reklama, dzięki której nawet największy bubel może okazać się hitem. Nie oznacza to, że któraś z tych firm produkowała badziewie, skromnie śmiem twierdzić, że oprócz zróż-nicowanego wzornictwa nic ich nie wyróżniało. Żeby nie zanudzać potencjalnych odbiorców tego artykułu wiki-opowieściami i schematem - rok powstania, założyciel, team rajderzy, etc - poniżej fotografie modeli butów powyższych firm, które warto sobie przypomnieć.

KONIEc??

Aaaaaa!!!! Ale to nie wszyst-ko, zapomniałem o najważ-niejszym. A gdzie Nike SB, Adidas Skateboarding, co-nverse, KSWISS, czy New Balance (który lada chwilą wypuści swoje pierwsze modele przeznaczone na deskę??) Tylko czy aby na pewno to firmy deskorolko-we? Na to pytanie musicie odpowiedzieć sobie sami…

98DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 99: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

99DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 100: Dizaster 12

Daniel Pannemann5-0 grind Teatr w Poznaniu.

100DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 101: Dizaster 12

Pierwsze promienie majowego słońca rozświetlają ciemny dotąd pokój. Za oknem łomot młota pneumatycznego

powoli i miarowo drąży dziurę w mojej podświa-domości. Szczerze powiedziawszy o tej porze nawet słowicze trele są dość wątpliwą pieszczotą dla zaspanego jeszcze umysłu. Parę chwil temu strzelałem z karabinu, który w niewłaściwym momencie zamienił się w patyk. Jeszcze nie wiem, że prawdziwe życie szykuje dla mnie bardziej zagmatwany scenariusz.

Gabor, gdzie jest Krzyś? - to pytanie od-bija się po wolnej od trucizn dnia codziennego głowie.

Krzyś, Krzy, Krzyyy. Powoli zaczynam dochodzić do siebie. Otwieram oczy, a kilka chwil później drzwi sypialni, w której znajdować powinien się mój gość.

Rzeczywiście po moim deskorolkowym kompanie pozostało tylko równo zaścielone łóżko i kilka naklejek ułożonych w kupce. Znik-nął, a wraz z nim wspólny plan i trick na „trzy przerwa cztery”. Jeszcze kilka dni wcześniej wraz z Lando ekipą wspólnie przemierzaliśmy berlińskie spoty. Teraz wraz z przyspieszonym pulsem i krwią, pojedyncze myśli, fakty zaczy-nają tworzyć jedną spójną całość.

Okazuje się bowiem, iż solidna dawka imprez połączona ze skateboardingiem nie jest w stanie konkurować z jednym, ale jakże natrętnym przeciwnikiem. Ból zęba-kontra

deskorolka, zwycięzca w tej nierównej walce może być tylko jeden.

Kilka dni później, siedzę już w czarnym Mercedesie na niemieckich blachach, którym zgodnie z przepisami udajemy się w kierunku Poznania. Dla większości moich współtowa-rzyszy, będzie to pierwszy kontakt z tą częścią Europy. Okazuje się bowiem, iż mimo nazwisk zakończonych na swojskie ‚ski’ państwo za Odrą stanowi dla nich wielki znak zapytania. Pytania na przeróżne tematy spadają na mnie niczym grad. Fajnie chłopaki pragną dowiedzieć się więcej o nas, kulturze, ale przede wszystkim wykorzystać swój krótki pobyt tutaj na dobry skateboarding.

Chłopaki, a raczej mężczyźni, bo średnia wieku waha sie koło 30stki, maja doskonale sprecyzowany rodzaj spotów jaki lubią. Ma być streetowo, szorstko, nowatorsko i to też znajdujemy. Tricki sypią sie niczym karty z ka-pelusza iluzjonisty.

Po Niemcach w Polsce, nadszedł czas na towarzyszenie ekipie zza wielkiej wody w pod-boju rodzimych spotów, ale o tym zapewne dowiecie się z innego tekstu.

Następnym etapem mojej wakacyjnej po-dróży okazał się być Budapeszt. Miasto z racji na moje pochodzenie bliskie, lecz niestety ze względu na powierzchowność jego mieszkań-ców zarazem odległe. Już sama droga na Wę-gry przeciągnęła się niemiłosiernie o pobyt na

NEvERENDiNg STORy

gaBOR Nagy

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

101DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 102: Dizaster 12

pewnym kempingu, gdzie odbyły się zawody deskorolkowe. Ciała uwięzione w Przysusze, a umysły pełne zajawki w oczekiwaniu na wielką wakacyjną przygodę. Wytrzymaliśmy kolejne 24 godziny.

Stolica Węgier to zaskakujące miejsce. Miasto pełne sprzeczności, gdzie skrajność goni już kolejny bezsens. W to wszystko wpadliśmy na klika dni jeszcze My, na domiar złego z de-skorolkami w bagażu i planem na zbieranie dobrego materiału. Na pierwsze zgrzyty nie trzeba było długo czekać i tak zostało już nie-stety do końca pobytu.

Zanim to jednak nastąpiło, metropolia zaprezentowała się nam ze swej najlepszej, jakże złudnej strony. Marmur zalotnie, niczym tańczą-ce nieopodal dziewczęta kusił swym blaskiem, gładkie asfaltowe bulwary wprost stworzone do poznawania ich najskrytszych sekretów właśnie na deskorolce i Deak Ter. Miejscówka zaprojektowana konkretnie pod skejcika, a na niej przysłowiowy kamyczek pod kółkiem po najechaniu, na który lecisz bez orientu na mordę. Sztopppp! Kilka inwektyw z ust tęgiego osiłka. Wyraźnie lubi, nie lubić ludzi. Szkoda słów...

Na domiar złego deszcz spycha nas wraz z brudem do najciemniejszych otchłani buda-pesztańskiego metra. Dokładnej odwrotności zawiniętego w różowy papierek świata na po-wierzchni. Z każdym metrem przejechanym schodami, które wydają się nie mieć końca

zatapiamy się w coraz to głębsze bagno ludz-kich niepowodzeń. Obojętność na twarzach i pustka w oczach przeraża. Przecież kiedyś wyjdą na zewnątrz do domu, może do pracy, zobaczą słońce! W tej jednak chwili, zahaczam chyba o jeden z ostatnich kręgów piekielnych. „Ding,dong” otwierają się drzwi, co ostatecznie wyrywa mnie z dość przykrego stanu umysłu. Na szczęście to nasza stacja. Deszcz pada dalej,

na mureczku przy trzech schodkach w okolicy jednego z dworców zamieszkali bezdomni.

Aż głupio wpieprzać się komuś w bucio-rach do łóżka. Sądząc po panującym tu brudzie, to zdecydowanie ich teren. Głodny skejcik, na obiadek trickiem zarobić musi, więc nie ma rady, walczymy z klejącą, ohydną nawierzchnią. Nie jest fajnie!

Poznajemy bezdomnego Kaligulę, który w pijanym widzie dzielnie broni nas, niepro-szonych gości, swoją plastikową szabelką przed zaproszoną już przez kogoś policją. Ekipa Town Touru poddaje się bez walki.

Nocą Budapeszt podoba mi się bardziej. Nie przeszkadzają mi nawet otaczające mnie techno dźwięki, po odpowiedniej ilości alko-holu zamienią się one w najprawdziwszego Czardasza. Więcej wina, mniej kasy i kłopo-tów, brzmi moje nocne hasło. Gdzieś w tym wszystkim spostrzegam Maćka boksującego się, choć z jego strony szczerym uśmiechem z ochroniarzem. Zdecydowanie ‚dip szit’, cho-ciaż jest to dla nas już norma. Nazywamy to z polskiego ‚BAGNO!’.

Oczywiście przy tak dużej liczbie nie-powodzeń, każdy nawet najmniejszy kroczek w przód cieszył niesamowicie. Jednym z nich okazało się olbrzymie ollie Jurka Poleszczuka z ‚3przerwa3przerwa3’.

Moim osobistym highlitem fotograficz-nym okazał się lot Michała z lądowaniem na

Marcin ‚JUNIOR’ Pawuniak ollie przez poręcz w Bratysławie.

102DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 103: Dizaster 12

przecudne kocie łby. Zaliczyłem tu zdjęcie dnia, przepychankę z ochroną oraz prawie walkę na śmierć i życie z pewnym kucharzem.

Jeszcze tylko kasztany z bitą śmietaną i wi-zytę na Węgrzech czas zakończyć… melanżem?

Bratysława zmieniła się nie do poznania, chociaż szczerze powiedziawszy tego dnia nie przyjmowałem do siebie większej niż konieczna liczby informacji.

Zapamiętałem kilka suchych faktów. Na Slavinie, który jest mniejszym bratem Stalina, z tej samej parszywej rodzicielki rodem spod czerwonej gwiazdy trzeba liczyć się z manda-tami za deskołrolking. Takie oto, choć mocno zaniżone otrzymaliśmy. Okazuje się również, że Junior jest biały, potrafi skakać, a do tego nie odmówi sobie też flipa na backside lipslide po railiku.

Droga do Pragi jest strasznie długa. W Kudowej wita mnie Pani kierownik bursy, jest pedagogiem i dobrze wie, że skejtom ufać nie można! Rekwiruje więc dokumenty, spisuje dane włącznie z kolorem oczu i stanem uzę-bienia do podniszczonego kajetu. Co chwilę spoglądając spode łba, sprawdza czy przypad-kiem nie zniknęły jej długopisy poupychane w jednorazowym kubeczku. Jest sympatycznie.

Skejtik głodny, na ciepło by coś zjadł. A bony na darmową grochówkę kuszą i mamią w głowie. – „Niestety tylko dla zawodników” - niczym potężny kopniak odbijają się od ścia-

nek mojego żołądka słowa Bońka. No cóż, jest kryzys, każda złotówka w kieszeni to więcej niż nic, swoją drogą słuszna metoda żeby samemu głodnym nie chodzić. Startuję w zawodach. Gdyby tylko ten czerstwy niczym chleb do gratisowej strawy, spiker mógł na chwilkę się zamknąć. Niestety jest w swoim żywiole, będzie tak ujadał przez cały dzień.

Michał w akcie desperacji wali głową w betonową posadzkę skateparku. Jego głowa rozbija się, odpada i turla do pobliskiego szpitala, wkrótce lekarze złożą ją wraz z właścicielem w jeden kawałek.

Znowu przegraliśmy mecz. Kudowa oferuje kilka sposobów na ciekawe spędzenie wieczoru. Za dosłownie kilka chwil dowiem się, że najbardziej kreatywnym z nich byłby sen. W tej chwili jednak wybór pomiędzy Audi party w pobliskim lesie, dyskoteką w miasteczku nieopodal, czy after w barze przy głównej ulicy brzmią naprawdę intrygująco i na tym zakończę ten temat.

Myślami i ciałem bowiem jestem już w matowym vanie gdzieś w okolicach Ham-burga. Bogobojny Rafał śpi w ostatnim rzędzie i nie odczuwa jak wielkiej degeneracji ulegają jego współtowarzysze. Kolejne lale zalotnie spoglądają na nas, rozchylają uda i lądują to na kokpicie, to fotelach, suficie czarnego czołgu.

Nawet zatwardziały w boju Dziad ma dość, żeby tylko nie zamknął oczu lub

w akcie desperacji nie zaczął sam sprzą-tać tego śmietniska. Na razie wydaje tylko nerwowe komendy, abyśmy zaniechali tych jakże żałosnych praktyk. Nikt nie słucha. Jedziemy 200.

W Hamburgu pada i wieje całymi dniami, a w hostelu internetu brak. Na szczęście jest tutaj skatehala. Wieczorem mimo parszywej aury wyruszamy na podbój tutejszych nocnych lokali. St. Pauli z charakterystyczną dla tej części miasta zabudową, która zdecydowanie lata świetności ma już za sobą, lecz to nie z architektury słynie ta dzielnica. Czerwone neony podkreślają kształty kobiet, których cienie odbijają się w mokrym od deszczu asfalcie. Wiekowi alfonsi, których czas już dawno minął, w swych skórzanych kaszkie-tach i mokasynach z wężowej skóry, stoją przed ogromnymi szklanymi witrynami zapraszając turystów do środka. Podróż w czasie.

Najciekawsze chwile pozostają jednak jesz-cze przede mną. Czarny potwór plując olejem, na przemian z siwym dymem wydaje swe ostatnie tchnienie gdzieś w okolicach Hannoveru. Ja ko-lejne 60 godzin przetrwam praktycznie bez snu.

Szalone party trzydziestych urodzin ulu-bionego skate magazynu w Kolonii pora zacząć. Toasty z Helderem, Lennym, Jeremym. Jest też Pan ‚too many eyes’ z nim bawić się nie będę!

Mijają godziny spędzone w doborowym towarzystwie, klub powoli pustoszeje, moja ekipa też powoli zawija się do najbliższej stacji metra. Pech chciał, że wdaliśmy się w rozmo-wę z pewnym czarnoskórym młodzieńcem. Jegomość zaprosił nas na dalszą zabawę co pozwoliło mi i moim kompanom upodlić sie już całkiem. Nie było to jednak spowodowane nadmierną ilością % we krwi, lecz zmęczeniem. Nawet nie wyobrażacie sobie jak dziwnie się czułem, spoglądając jednym ledwo otwartym okiem na uprawiających jogging z perspektywy ławki w parku, gdzie przyszło nam teraz spać. Kolejną niespodzianką w tej przedłużającej się drodze do hotelu okazała się pobudka na końcowej stacji metra, dodam jedynie, że po prostu przespaliśmy przesiadkę.

Punktualnie o 11.50 znaleźliśmy się w końcu na miejscu, a już o 12.00 pięści Piotra walące w drzwi hotelowego pokoju motywowały do opuszczenia tego miejsca.

Z Vansem i Pogo nie dojechałem jak widzicie do Holandii, a w drodze powrotnej przesiadłem się do ROBOTRONowego busa. Kolejne 10dni w drodze, tym razem po Polsce z najlepszym niemieckim teamem!

W trasie okazało się, że tourowy kame-rzysta Max swoje prawko zdobył podczas od-bywania służby w niemieckiej Bundeswerze. Kierowany przez niego Transit latał po kole-inach dosłownie spychając do rowów wielkie tiry, a wszystko to w rytmie Haddawaya. Na spotach też nie było nam równych. Fs. feeble na gdańskim AWFie w wykonaniu Fatosa, mi-strza podrywu, który już w Poznaniu zapoznał nas z wycieczką katolickiego żeńskiego liceum.

Sven Kanclerski bs.tailslide zbiornik we Wrocławiu.

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

103DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 104: Dizaster 12

Roland ‚Hirschi’ Hirschbs.flip Armii Poznań.

104DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 105: Dizaster 12

Dziewczęta z dobrych domów, gdzie jedna oka-zała się być laureatką turnieju na miss mokrego podkoszulka. Wariactwo, chociaż nie większe niż szok spowodowany magicznym kuferkiem Fatosa. Transpotował on tam bowiem, niezli-czoną liczbę kosmetyków, lokówek, suszarek und und und…

Kiedy nasza ekipa zawitała do Warszawy jednogłośnie podjęliśmy decyzję o wspólnej imprezie. Tym razem jednak Daniel trafia na bardzo nachalnego i brzydkiego stwora barowe-go. Zaczęło się ostro, tzw. odbijany, gdzie owe straszydło jednym ruchem załatwiło rywalkę odpychając ją, wyrywając jej drinka jedną ręką, a drugą porywając do tańca przestraszonego turystę.

Dziewoja na bank nie miała na imię Wanda i chciała tegoż Niemca. On nie chciał natomiast mieć z nią nic wspólnego co zakoń-czyło się pomówieniem nas o kradzież torebki i tłumaczeniem się z niczego przed patrolem policji. Naprawdę wariactwo!

W wyniku owej dość dziwacznej przygody zajęliśmy się znów deskorolką. Niklas poprawiał swojego vaerial heelflipa przez cargo gap, bo jak twierdził nie podobało mu się lądowanie. Pięć prób, cztery odjechane, szok!

Najlepsza jednak akcja przytrafiła się nam na warszawskiej Pradze, kiedy to deska Daniela P. niechcący wylądowała pod kołami rodzinnego volvo. Pech chciał, że za kierownicą siedział napompowany testosteronem goryl.

Osobnik ten okazał się być bardzo nie-spokojną duszą wyposażoną w nóż i nie wahał

się go użyć. Na szczęście obeszło się bez ofiar, a hurricane został bezproblemowo odjechany.

Wkrótce po ROBOTRONOWYM szaleństwie, postanowiłem zrelaksować się na Lines of Bielawa.

Droga w tamte rejony okazała się bar-dzo długa ale niosła ze sobą też kilka prostych nauk. Lekcja biologii na trasie zaowocowała na szczęście dalszym niż bliższym zapozna-niem się z gatunkami chronionej fauny i flory. Był pies, rodzina dzików, lis, a także jelonek wyposażony w ogromne poroże. W Bielawie kręcę się dookoła własnej osi oglądając popisy skejcików. Chwilę później sam wrzucam pod nogi deskę i kieruję się w stronę spożywczaka. Pomiędzy sklepowymi regałami z wózkiem peł-nym zakupów przemieszcza się bowiem nimfa. No może nie jest najpiękniejsza, ale na sylikon nie poskąpiła złociszy. Nasze drogi nie zejdą się, to zdecydowanie dobrze! Jej towarzysz (pewnie jakiś znany, lokalny piłkarz) trzaska drzwiami Renaulta, zostawiają szary świat za sobą, znikają za horyzontem. Wraz z nimi zachodzi słońce, czas na… no właśnie, na co?

Sam nie wiem co jest lepsze: wąż za motocyklem, rap teledysk czy może zbita na prędce ognista brama, a w niej psychodeliczny jegomość. Szczerze to już nie jest ważne, wraz z przyjaciółmi udaję się do Prażki, gdzie siedem osób wysypia się w dwu osobowym pokoju.

Sezon zamykam wyjazdem do Berlina, gdzie dzielnie stawiamy czoła parszywej po-godzie. Niestety nadchodzi zima, sprzęt i mnie czeka teraz długi zimowy sen. Do wiosny!

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

105DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 106: Dizaster 12

106DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 107: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

107DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 108: Dizaster 12

łomąad.i.y.

Kacper wysłał ziomeczkowi z Olsztyna koszulkę Eudezet Bowl Riders, a on w zamian wysłał t-shirt ŁOMŻA DYI.

DIY jeśli ktoś przypadkiem nie wie co to znaczy wywodzi się z anglielskiego DO IT YOURSELF czyli ZRÓB TO SAM. Nie czas teraz na przytaczanie definicji co to znaczy i do jak wielu działań może się odnosić, masz od tego google.

Chłopaki zrobili sobie sami na pewno dobrze, a zrobili tak w Łomży.DIZASTERMAG szmatławiec oczywiście propaguje takie akcje, bo przecież na le-galu czy nie skejtboarding musi rosnąć! Poniżej kilka pytań do jednego z „ojców” tego przedsięwzięcia Bartka Kuleszy.

1W ŁOMŻY MACIE PRZECIEŻ SKATEPARK, JAK TO SIę STAŁO ŻE WPADLIśCIE NA POMYSŁ STWORZENIA TAKIEJ MIEJSCÓWKI?W Łomży mamy nawet dwa skate parki, ale co z tego skoro oba są mega kiepskiej jakości i jazda na nich kompletnie odbiera zajawkę. Pomysł stworzenia DIY spota chodził za nami już od dawna, w końcu jazda na własnoręcznie zrobionej miejscówce daje większą zajawę niż śmiganie na lipnym parku. Do tego niedawno jeden z naszych znajomych ogarniał temat zadaszonego miejsca do jazdy. I szło mu bardzo

dobrze, dopóki urzędnicy nagle nie zmienili zdania. I tak prysły marzenia o spocie z prawdziwego zda-rzenia. Chłopaki już wcześniej wiedzieli o istnieniu starego, opuszczonego fortu który, jak się okazało, ma idealny flat – szybka mobilizacja i zaczęliśmy sprzątać, planować i budować. Ale uważam, że nawet gdybyśmy mieli zajebisty skatepark to takie coś i tak by powstało – fajnie jest jeździć na czymś profesjo-nalnym, ale jeszcze większą radość daje stworzenie miejscówy od podstaw i stopniowe jej rozwijanie.

2SKąD WZIELIśCIE KASę NA TO?Na początku we trójkę zrzucaliśmy się po kilkanaście zł tak, żeby wystarczyło na parę worków zaprawy. Potem zmobilizowała się reszta lokalsów i kasy stop-niowo przybywało. Każdy z parku dawał większe lub mniejsze kwoty i to pozwalało nam iść do przodu. Ale miejscówka pożerała chore ilości pieniędzy, bo do każdej przeszkody potrzeba naprawdę sporo zaprawy, która przecież swoje kosztuje. Więc postanowiliśmy spróbować z koszulkami. Tu niestety metoda full DIY nie byłaby opłacalna, dlatego zgłosiliśmy się do sprawdzonej pankowej pracowni sitodruku. Wypu-ściliśmy dwa rzuty, w pierwszym białe, a w drugim czarne t-shirty. Powstało około 40 sztuk, a cały zysk poszedł na materiały i narzędzia. Sposób okazał się dobry, więc pewnie to będzie nasze główne źródło dochodu. Oczywiście w granicach rozsądku – nie jesteśmy firmą odzieżową.

3GDZIE TEN SPOT SIę ZNAJDUJE?Na odludziu, dzięki temu mamy ciszę i spokój. Zero rodziców z rozwydrzonymi bachorami, zero przypad-kowych gimbusiar i dresów - tylko deska, ognicha i zajebista atmosfera. Szczególnie w lato jest miło, bo wokół mamy pełno zieleni, brakuje tylko jakiegoś strumyczka hehe. Nie ujawniamy dokładnego poło-żenia spotu. Chcesz pojeździć – napisz, dogadamy się i cię zaprowadzimy.

4DA RADę POJEźDZIć TAM CODZIENNIE?Z uwagi, że dachu brak, to jeździmy tylko, gdy jest sucho. Ale jak pogoda dopisuje to siedzimy tam aż do zmroku. No chyba że ostrołęcka ekipa przyjeżdża, żeby nagrać materiał do nocnego montażu, to wtedy wybieramy się tam nawet w środku nocy hehe.

5ZDARZAJą SIę JAKIEś PRZYPAŁY?Na szczęście położenie spota znacznie ogranicza możliwość jakichś krzywych akcji. Ale dla chcącego nic trudnego – kiedyś zawitali panowie milicjanci w cywilu. Nie wiem czego tam szukali, ani skąd się dowiedzieli, że ktoś tam w ogóle będzie o tej godzi-nie. No ale, że są totalnie bezużyteczni to tylko nas

108DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 109: Dizaster 12

spisali i zmarnowali nasz czas. W sumie dało to nam pożyteczną lekcję – od tamtego momentu dogadujemy się prywatnie kiedy jest robota.

6NA FEJSIE ŁOMŻA DIY PREZENTUJE SIę CAŁKIEM NIEźLE, DA RADę PŁYNNIE POJEźDZIć TAM? KTOś WYMYśLIŁ TAKIE UŁOŻENIE PRZESZKÓD CZY PO PROSTU WYMIARY MIEJSCA WYMUSIŁY TAKI UKŁAD?Jak posprzątaliśmy pierwszy pokój to wpadliśmy na pomysł postawienia mniejszego quartera z wal-lem. Potem rozglądaliśmy się, planowaliśmy, ciągle ulepszaliśmy, tak żeby można było płynnie jeździć. A spontaniczne pomysły ciągle napływają – ostatnio postanowiliśmy dobudować półkę do drugiego qu-artera i jeździ się zajebiście! Wymiary miejsca mają wpływ na rozmiar i układ przeszkód, dlatego staramy się zachować umiar - nic nie może być za wysokie lub za strome, bo zwykle nie ma wystarczającego rozpędu. No i że fachowcami nie jesteśmy, to łuki nie zawsze są idealne, ale wystarczy trochę się otrzaskać i po chwili wszystko siada jak należy. W tej chwili mamy zabudowane jedno pomieszczenie i kawałek drugiego – a ogólnie jest ich 3, razem 330 mkw. Czyli mamy jeszcze sporo zabawy.

7JAKIE MACIE PLANY NA PRZYSZŁOść Z Tą MIEJSCÓWKą?Plan jest prosty. Rozbudowywać, ulepszać i jeździć na niej jak długo się da. Ale jak to zwykle bywa w przypadku zeskłotowanych spotów – przyszłość jest niepewna. Pozostaje mieć nadzieje, że ŁMŻ DIY przetrwa jak najdłużej. A jak nie, to szybko ogarniemy nowe miejsce i zabawa zacznie się od początku – tylko

tym razem będziemy bogatsi w doświadczenia.

8ILE OSÓB TAM NA CODZIEń JEźDZI? TYLKO SKATERZY?Zwykle jeździ kilka osób, praktycznie tylko skaterzy – z Łomży i okolic. Czasem wpadną rolkarze czy bmx-owcy. Ogólnie każdy może przyjść i pomóc lub pojeździć. Oprócz policjantów i nazioli.

9JAKAś CIEKAWA HISTORIA ZWIąZANA Z TYM MIEJSCEM?Raz musieliśmy nieść worki z zaprawą przez jakiś kilometr, bo znajomy urwał tłumik i nie mogliśmy dalej jechać. Innym razem w trakcie pracy przytrafiła nam się syta burza, no i trzeba było tam siedzieć i babrać się w tym betonie, żeby go nie zostawić w niewłaściwym kształcie. A pioruny waliły niedaleko. A jeszcze innym razem zaatakowały nas wilkołaki, ale to już materiał na inny wywiad...

10BARDZO ZAINTRYGOWAŁO MNIE TWO-JE PODEJśCIE DO SKATEBOARDINGU, KTÓRE W DZISIEJSZYCH CZASACH DO-MINACJI SZEJK DŻOJNTA JEST RACZEJ BARDZO MAŁO POPULARNE. CZY JE-STEś STRAIGHT EDGE? (JAK PRZYPAD-KIEM JESZCZE NIE WIESZ CO TO JEST TO BIEGNIJ GOOGLUJ BIEGNIJ TERAZ!), NIE JARANIE DŻOJNTÓW NIE PICIE

ALKOHOLU I BRAK PRZYGODNEGO PRZELATYWANIA LASEK JEST RACZEJ BARDZO MAŁO MODNY. O CO CHODZI ZE SKATE EDGE? CZY WSZYSCY NA MIEJSCÓWCE Są „CZYśCI”?Odwieczna beka z naćpanych, nawalonych skejcików i lansowania takiego stylu – to raz. A dwa - deskorolka nigdy nie miała być modna, o to w tym chodzi hehe. Nie jaranie, nie picie i nie branie dragów to kolejne dodatki, które czynią ją mniej strawną dla współ-czesnego społeczeństwa. Skate Edge zasłyszałem gdzieś kiedyś i bardzo mi sie spodobało, bo sprytnie łączy deskorolkę z ideą czystego umysłu i ciała. Ka-wałek drewna z kółkami, dzięki któremu jestem tym kim jestem i sXe, które od niedawna zmusza mnie‚ dzień po dniu, by stawać się lepszym’, jak to krzyczą panowie z Regresu. Nie chodzę z X-ami na łapach i nie zastanawiam się zbytnio czy określać się mia-nem strejtedża, choć nie pije, nie palę i nie używam. Skejtedża – to już prędzej hehe. Skate Edge to nie żadna marka – to tylko (albo aż) idea. Na miejscówce tylko ja jestem ‚czysty’, ale przecież wartościowanie ludzi na podstawie tego czy piją to kretynizm. Ważne jest to co w głowie.

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

109DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 110: Dizaster 12

DZIEWCZYNA NUMERUAnia uwielbia niespodzianki. Uwielbia latać wysoko szczególnie wieczorami, kiedy oddaje się swojej kociej naturze.

13

110DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

Page 111: Dizaster 12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

111DizASTER –––– #12

www. dizasterm

ag.pl

– O

NLi

NE

ULT

RA

ziN

E –

Page 112: Dizaster 12

112DizASTER –––– #12

–DESKA – MUzYKA – OSTRA – PAPRYKA–

www.diza

sterm

ag.pl

– ON

LiNE U

LTRA

ziNE –

SUPERBOWL CHALLENGE —— PULA NAGRÓD 3.000 ZŁ OD MPG! / PIERWSZE ZAWODY PUCHARU POLSKI —— EDYCJA EUDEZETBOWLGALERIA OFF PIOTRKOWSKA —— WYSTAWA NA DZIESIĘCIOLECIE POGO

KLUB DOM —— GÓWNO (GDA) / NOWY ŚWIAT (WAW) / AFTERPARTY SAW&SNECZ —— BILETY KONCERT: 10/15 ZŁPOGO DIST —— OTWARCIE NOWEGO SHOWROOMU, NOWE DESKI, NOWE RZECZY ...

SPONSOR GŁÓWNY PARTNER