Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37

265
5/14/2018 CzubajMariusz-PolskiPsychoPatA01-21.37-slidepdf.com http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 1/265  

Transcript of Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 1/265

 

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 2/265

 

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 3/265

 

MARIUSZ 

C Z U B A J

21:37

Copyright © by Wydawnictwo W.A.B., 2008 Wydanie I 

Warszawa 2008 

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 4/265

Symbole nieczystości są równie nieodzowne jak uŜycieczerni w rysunku. I dlatego właśnie w świętych miejscach i

świętym czasie odkrywamy teŜ niekiedy sakralizację roz-kładu.

Mary Douglas, Czystość i zmaza,przeł. Marta Bucholc, Warszawa 2007. 

Pewne rodzaje zła słuŜą wprawdzie wyŜszym formom do-bra, moŜliwe jest jednak, Ŝe istnieje takie zło, które nie daje

się włączyć w Ŝaden system dobra i do którego jedynympraktycznym stosunkiem jest tylko milczące poddanie sięlub zgoła nie branie go pod uwagę.

William James, Doświadczenia religijne,przeł. Jan Hempel, Kraków 2001. 

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 5/265

Prolog

To był sen. Tylko sen. A on za chwilę wybudzi się z te-go koszmaru.

Śniło mu się , Ŝe ma pię tnaście lat, spę dza wakacje nadmorzem i uczy się pływać pod wodą . To były ostatnie wa-kacje, gdy Ŝył jeszcze ojciec. Ostatnie szczęśliwe miesią cew jego Ŝyciu. Najpierw dwadzieścia metrów po powierzch-ni fal, później tyle samo albo jeszcze wię cej na bezdechu

w zanurzeniu. Tak długo, jak się da. Dopóki ból w płucachnie zacznie kłuć niczym wbijane w ciało igły. Dopóki pulso-wanie krwi nie rozsadza skroni. Do chwili, gdy strach niezacznie paraliŜować ruchów. Bo to strach, powtarzali mupodczas morderczych treningów, ostatecznie to strach za-wsze zabija. Dlatego im wię cej umiesz, tym mniej się boisz.

Tym razem było jednak inaczej. Przecenił swoje moŜli-wości. Zszedł zbyt głę boko i teraz musi czym prę dzej wy-płynąć. Niebieskie plamy w szarym, metalicznym odcieniustawały się  jaśniejsze i układały w jednolity, monotonnyobraz. Wynurzał się . Za chwilę wszystko wróci do normy.Wyrówna oddech. Zobaczy bezchmurne niebo. MoŜe ujrzyw oddali zarys dwóch łodzi z białymi Ŝaglami.

Niebieska płaszczyzna pę kła na setki kawałków, niczymtłuczone lustro. W oczach wirowały wielobarwne punkciki.

7

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 6/265

Poczuł, Ŝe piecze go skóra na policzku. W jednej chwiliodzyskał świadomość.

JuŜ wiedział, Ŝe to nie był sen. e nie jest nad morzem.Coś znacznie gorszego od sennego koszmaru działo się  na jawie.

Pastelowe niebo przemieniło się  w niechlujnie pomalo-waną   ścianę , z której gdzieniegdzie obłaziła farba, odkry-wają c fakturę starych desek. Zamiast białych Ŝagli zobaczyłbiałka oczu z nitkami popę kanych naczynek.

Zobaczył oczy szaleńca.

Łapczywie zaczerpną ł powietrza, ale nie poczuł ulgi.Zakrztusił się .Bał się . Jednak to nie paraliŜują cy strach sprawił, Ŝe wy-

trenowane ciało odmawiało posłuszeństwa. To nie strachprzywią zał mu rę ce do oparcia metalowego krzesła i nie onskrę pował mu nogi.

Przekrwione oczy wpatrywały się w niego z uwagą sę -dziego, który przyglą da się zamroczonemu ciosem bokse-rowi i ocenia zdolność do podję cia dalszej walki. MęŜczy-

zna z wyraźnym ciemnym zarostem na twarzy wyprostowałsię i odsuną ł od krzesła. Chłopak napią ł mięśnie i szarpną ł.W odległości trzech metrów od siebie, na takim samym sta-rym cięŜkim krześle ujrzał sobowtóra. TeŜ był blondynem,rę ce i nogi miał tak samo zwią zane, a na ustach - ten szcze-gół ich jednak róŜnił - szarą  taśmę  pię ciocentymetrowejszerokości, jaką  okleja się  paczki na poczcie. MęŜczyzna

 jednym ruchem zerwał taśmę . Zabrzmiało to jak trzask ła-

manej gałę zi.Sobowtór krzykną ł.- Ciii... - MęŜczyzna przyłoŜył palec do ust. - Nie lubię  

krzyku. Przyzwyczajony jestem do ciszy. Chyba tak samo  jak wy. - Pogłaskał sobowtóra po głowie. Chłopak wygią łszyję i popatrzył na oprawcę z odrazą .

Szaleniec zaśmiał się cicho.

8

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 7/265

- No chłopcy, ostatnia runda. - KrąŜył palcem wokółust sobowtóra, gdzie powstał czerwony ślad. Pamią tka po

gwałtownie zerwanej taśmie. - Chyba juŜ wiecie, jak to jesttracić oddech. Powolne, bolesne, straszne mę czarnie to nic.Najgorsze jest, Ŝe do końca wiecie, co się dzieje. Prawie dokońca jesteście wszystkiego świadomi.

Rytmicznie zaciskał dłonie w pięść i rozprostowywał pal-ce. Przechadzał się mię dzy krzesłami, jakby wygłaszał wy-kład.

- Wszyscy, jak tu jesteśmy, wiemy, Ŝe wiedza bywa boles-

na. JuŜ biblijni praprzodkowie to wiedzieli, wię c... - zawiesiłgłos.- Wię c kto jeszcze? - zapytał ostrym tonem. - Kto? Muszę  

to wiedzieć!Chłopak patrzył na przemian to na swojego sobowtóra,

to na pochylają ce się nad nim plecy męŜczyzny. Poruszyłdłońmi. Czuł, Ŝe wię zy trochę  się  poluzowały, a mię dzynadgarstkami i metalowym oparciem wytworzyła się wolnaprzestrzeń.

- Ja nic nie wiem... Naprawdę ... Mówiłem juŜ... Mówili-śmy juŜ... Przysię gam... Proszę nas puścić. Nie powiem ni-komu... Zniknę ... Nikt się  nigdy nie dowie... Bardzo pro-szę ...

Głos chłopaka załamywał się .MęŜczyzna pokrę cił głową zdegustowany. Przy kaŜdym

 jego kroku lekko skrzypiała podłoga.Nie dajesz mi wyboru. A ty - odwrócił się  - popatrz na

swojego kolegę . Nie szkoda ci go?Nie czekał na odpowiedź. Wprawnym ruchem załoŜyłsobowtórowi na głowę  torbę  foliową , szarpną ł i zacisną ł.PrzeraŜone oczy znikły zasnute parą . Głowa podrygiwała

 jak przy elektrowstrzą sach. To wyglą da jak instalacja - po-myślał chłopak. - Jakaś koszmarna pieprzona instalacja,

 jakich pełno w galeriach sztuki współczesnej. To musi być  jakiś Ŝart.

9

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 8/265

DrŜała juŜ nie tylko głowa. Cale ciało zaczę ło podskaki-wać. Sportowe buty wystukiwały nerwowy rytm, jakiego

nie powtórzyłby Ŝaden perkusista na świecie. Chłopak za-czą ł się  śmiać.MęŜczyzna nie spodziewał się  takiej reakcji. Zesztyw-

niał i puścił sobowtóra.- Co? Co cię tak śmieszy?Jeszcze moment - pomyślał chłopak. - Jeszcze moment

i bę dę miał wolne rę ce. Gdy pochyli się nade mną , złapię goza włosy i uderzę głową . Jak się uda.

- Jesteś psycholem, wiesz? Tandetnym psycholem. Dlacze-go to robisz? PrzecieŜ nas i tak nie zabijesz. - Zaśmiał się hi-sterycznie. Zakrztusił się  śliną , która ściekła po szyi, i dostałataku kaszlu. - Jeszcze chwila. - Nawet jako świr pozostajeszmiernotą . Naoglą dałeś się Siedem i odbiło ci. Tak, masz rację :wiedza jest bolesna. Wię c ciekawe, kiedy dotarło do ciebie, Ŝe

 jesteś miernotą ? No kiedy...Zagadać. Dwadzieścia sekund i bę dę  wolny. Potem

wszystko w moich rę kach.

Mocne uderzenie w twarz oszołomiło go. Folia zacis-nę ła się na głowie. Pociemniało w oczach. Rę ce stały się  cięŜkie i bezwładne. Nadgarstki zetknę ły się  z chłodnymmetalem.

Nagłe szarpnię cie sprawiło, Ŝe powróciło światło. UściskzelŜał.

- Kto? Kto jeszcze? - usłyszał nad sobą glos, ale nie miałsiły odpowiedzieć.

Z jego ust dobywało się  charczenie. Folia raz jeszczenapręŜyła się na jego policzkach, czole i nosie.- Lis wie o wielu sprawach, natomiast jeŜ zna jedną , naj-

waŜniejszą - głos dobiegł gdzieś z daleka. Albo tylko tak musię zdawało.

Torba wrzynała się w skórę . Twarz płonę ła, a w uszachszumiało.

10

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 9/265

Znów miał pię tnaście lat, spę dzał wakacje nad morzemi uczył się pływać pod wodą .

***

Daniel Wyprych zaczerpną ł powietrza. Była parna wio-senna noc, a niebo pełne gwiazd zapowiadało kolejnyupalny dzień. Wyprych popatrzył w górę  i pomyślał, Ŝeniestety nie urodził się pod szczęśliwą gwiazdą . Dwa tygo-

dnie temu skończył pięćdziesią t trzy lata. Natura poską piłamu wzrostu. W klasie był zawsze najniŜszy, co sprawiało,Ŝe koledzy lubili od czasu do czasu wykorzystywać swoją  przewagę  fizyczną . Tak działo się do chwili, gdy szkolnykonus zapisał się do sekcji bokserskiej Gwardii Warszawa.Wtedy wszystko się zmieniło. To on zaczą ł dawać wycisk,rzą dzić na podwórku i boisku. Nikt juŜ nie ośmielił się na-zwać go „oprychem”, „wytrychem” czy „wypryskiem”.Startował w wadze papierowej. Jego atutem była szybkość,którą pokonywał przeciwników. Robił postę py i został do-strzeŜony przez trenerów kadry.

Tu kończyła się  optymistyczna część historii, którą  zwykł opowiadać za butelkę piwa. Boksera pokonał przy-padek. Gdyby nie przypadek, nie poszedłby wtedy do osie-dlowego sklepu i nie wdał się w awanturę z dwoma pod-chmielonymi osiłkami, którzy, okazało się , mieli do pomo-cy jeszcze trzech kolegów. Wyprych wyszedł z nierównej

walki zwycię sko, ale za to z rozbitym łukiem brwiowym.Gdyby wię c nie przypadek, pojechałby do NRD, do Halle,na prestiŜowy turniej. A potem... Kto wie...

Od tamtego momentu w Ŝyciu Wyprycha, którego kole-dzy zaczę li nazywać Halle, wszystko się zmieniło.

Halle ruszył z ulicy Podleśnej na nocne łowy. Miną ł Kę -pę Potocką , przecią ł wymarłą w środku nocy Wisłostradę  iznalazł się  blisko rzeki. Ruszył w stronę Centrum Olimpij-

skiego, przez sportowców zwanego złośliwie Pałacem.11

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 10/265

Bliskość siedziby Polskiego Komitetu Olimpijskiegosprawiła, Ŝe Halle znów pomyślał, co by było, gdyby...

Gdyby chociaŜ urodził się  trochę  później. Pod koniec latsiedemdziesią tych polski boks wciąŜ liczył się na świecie iHalle bił się  w ringu z prawdziwymi wymiataczami. Wnastę pnej, chudej dekadzie młodych zabijaków juŜ nie było,a starzy się wykruszyli. Nie miałby sobie równych - to Hal-le wiedział na pewno. A co by było, gdyby został bokseremzawodowym? Nikt by nie mówił, Ŝe startuje w tej śmiesz-nej wadze papierowej. A i imię by zmienił, bo to, którym

unieszczęśliwili go rodzice, wszystkim kojarzyło się z pio-senkarzem wystę pują cym na festiwalu Piosenki ołnierskiejw Kołobrzegu. Niekiedy, siedzą c przy butelce piwa Tatra,Halle układał w głowie puenty wywiadów, jakich udzielał-by gazetom sportowym przed waŜnymi walkami. „Jakbę dzie pan walczył? - To proste - odpowiadał sobie w my-ślach. - Trafiam, urywam głowę i koniec.”

Trafiam, urywam głowę . To podobało mu się najbardziej.ChociaŜ  Ŝycie zakpiło z niego, Halle nabył stoickiej

wprawy i umiał cieszyć się z tego, co miał. Nie zapił się ,  jak jego koledzy z sali bokserskiej, ani, jak wielu innych,nie skończył w wię zieniu albo na cmentarzu. I cieszył się ,Ŝe mieszka w okolicach Kę py Potockiej, a nie, jak kiedyś,przy Racławickiej. Nie mógłby chodzić nocą , jak teraz, izbierać odpadów po bogaczach. Tereny przy Racławickiejoraz wirki i Wigury, cią gną ce się w stronę lotniska, ogro-dzono i ochrzczono imieniem Marina. Tajemnicza nazwa

nawet podobała się Wyprychowi, ale i tak wolał wciąŜ bez-imienne przestrzenie nad Wisłą , nieokiełznane jeszczeprzez developerów walczą cych o ziemię  w stolicy jakwściekłe psy.

Halle szczególnie upodobał sobie okolice CentrumOlimpijskiego. ZauwaŜył, Ŝe wieczorem zatrzymują się tamdobrej klasy samochody. Ich właściciele spotykają się , poczym po kilkunastu albo kilkudziesię ciu minutach odjeŜ-

12

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 11/265

dŜają . Halle usłyszał od kogoś, Ŝe to jedno z ulubionychmiejsc schadzek tych, którzy - tu rozmówcy zawsze się  

uśmiechali - „robią  to inaczej”. I Ŝe po pedałach znaleźć moŜna nie tylko zuŜyte prezerwatywy, ale teŜ puszki, nie-dopite piwo w butelkach, papierosy w pomię tych paczkach,a nawet ubranie. Halle mógł to wszystko potwierdzić: samznalazł kiedyś t-shirt, wprawdzie o wiele za duŜy, i parę  nieznoszonych butów. Pewnie ktoś musiał ich nieźle wy-straszyć - myślał. - Bo przecieŜ nikt by butów nie zostawił.W dodatku dobrych.

Teraz przypomniał sobie tę historię o butach i od razupoprawił mu się humor. Zresztą ostatnio był w niezłym na-stroju. Pogoda dopisywała, od dwóch tygodni było ciepło,nocnych schadzek coraz wię cej i odpadów do zagarnię ciateŜ niemało. Halle zapalił papierosa. Wkraczał na teren swo-ich łowów.

W plecaku pobrzę kiwało juŜ kilka puszek i butelek, gdyzobaczył coś dziwnego. Tam, gdzie zaczynała się   ścianadrzew, ktoś mu się przyglą dał. Halle wyrzucił papierosa i

połoŜył plecak. Wieloletnie doświadczenie podpowiadało,Ŝe w takich przypadkach lepiej mieć dwie rę ce wolne.Rę ce, które wciąŜ potrafią uderzyć, trafić i urwać głowę .

Popatrzył na zegarek - znalazł go ubiegłego lata w pobli-skich krzakach. Była trzecia czterdzieści. Nikogo o tej godzi-nie nie powinno juŜ tu być. Rozejrzał się . Dziwne. Nigdzienie zobaczył samochodu. Znów spojrzał przed siebie. Po-stać przy drzewie wciąŜ siedziała nieruchomo i patrzyła w

  jego stronę . Wyprych zmruŜył oczy krótkowidza i posta-nowił podejść bliŜej. MoŜe wystraszy tamtego, a wtedy moŜ-na liczyć na ciekawy łup. W takich chwilach najwaŜniejszeto nie okazać strachu.

Halle zrobił krok do przodu.Tamten wciąŜ się  nie ruszał. Dziwne. Siedzisz na odlu-

dziu, w nocy, i ktoś podchodzi do ciebie. Jest naturalną  reakcją , Ŝe wstajesz, nawet zrywasz się , bo nigdy nie wia-domo, co się moŜe stać i jakie zamiary przybysz ma wobec

13

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 12/265

ciebie. Postać, do której zbliŜał się Halle, wciąŜ siedziała znogami wycią gnię tymi przed siebie. Na głowie - Wyprych

znów zmruŜył oczy - miała jakąś czapkę . MoŜe jest pijany -przemknę ło przez głowę  byłemu bokserowi. Popatrzył nasportowe buty, chyba w dobrym stanie. Wszystko wskazu-

 je na to, Ŝe tej nocy dopisze mu szczęście. Zapowiadają się  udane łowy.

A jednak coś się  nie zgadzało. Postać wciąŜ siedziała,ale nie opierała się o drzewo, jak moŜna było przewidzieć.Oprócz ich dwóch był tu jeszcze ktoś. Siedzą cy przylegał

plecami właśnie do niego. Halle dostrzegł drugą parę wy-prostowanych nóg. Zwolnił. WciąŜ widział tylko zarysy tychdwóch, uprawiają cych nad ranem przy Pałacu dziwną gim-nastykę .

- I co się tak gapisz, cioto? - rzucił Halle w stronę siedzą -cych. - Co tam robicie?

Grunt to przejąć inicjatywę .Powinni się zerwać na nogi. Tymczasem z tamtej strony

nie było Ŝadnej reakcji. Halle usłyszał chrzę st pod stopą . Z

satysfakcją  pomyślał, Ŝe rozgniótł skorupę   ślimaka. Teścierwa nie powinny łazić pod nogami. WciąŜ coś się niezgadzało. Zrobił jeszcze krok i wtedy zrozumiał.

Głowa. Ten, który siedział, miał coś na głowie. Halle po-czuł, Ŝe Ŝołą dek podchodzi mu do gardła, zupełnie jak pod-czas przejaŜdŜki na diabelskim młynie. To jednak nie gło-wa uwię ziona w torbie była najbardziej przeraŜają ca. Tam,gdzie powinny być usta, eksbokser zobaczył coś dziwnego.

Coś, co go przeraziło.Gwałtownie odwrócił się i zwymiotował na torbę z noc-nym dorobkiem. Wytarł dłonią usta i brodę .

- O Ŝesz kurwa... Kurwa mać!Czuł, Ŝe stało się coś niedobrego i Ŝe najrozsą dniej bę -

dzie, jeśli się oddali. Szkoda moŜe tylko tych sportowychbutów...

14

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 13/265

Ruszył w stronę parkingu przy Centrum Olimpijskim. Zbudki straŜnika dobiegała senna piosenka. Przez okienko

Halle dostrzegł, Ŝe męŜczyzna w uniformie z napisem Agen-cja Ochrony śpi z głową opartą na dłoni.Halle załomotał w plastikową  ścianę budki.- Szefie, tam przy głównej ścieŜce... tak trochę dalej...

Tam ktoś leŜy... Właściwie to siedzą ... Chyba dwóch...Zaspany męŜczyzna zastanawiał się , czy nie nacisnąć 

alarmu wzywają cego patrol. Firma ochroniarska wysyłałatu wozy niechę tnie, poza tym moŜna się  spodziewać nie-

przyjemności. Na pewno dwóch młodych wygolonych osił-ków w czarnych uniformach bę dzie się wyśmiewać z jegonieporadności. Z tego, Ŝe nie dał sobie rady z jednym kurdu-plowatym menelem zbierają cym puszki.

- I co? Ja tam pójdę , a ty mi budkę obrobisz? - Popatrzyłna grają ce zdezelowane radio. - Nie ze mną te numery.

- Nie, nie o to chodzi... Tam... - Halle wycią gną ł rę kę wkierunku drzew.

W wyrazie jego twarzy ochroniarz zobaczył coś, co

sprawiło, Ŝe zmienił zdanie. Nacisną ł alarm w pilocie. Naj-wyŜej bę dzie się tłumaczył.

Patrol przyjechał po dwunastu minutach.Był dwunasty kwietnia 2007 roku. Wiosna budziła się do

Ŝycia.O czwartej czterdzieści pięć poranny śpiew ptaków nad

Wisłą wymieszał się z ję kiem policyjnych syren.

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 14/265

1

PrzyjeŜdŜał tu co cztery tygodnie. Zawsze w połowiemiesią ca. Zawsze pię tnastego. Przyzwyczajenie i powta-rzalność sprawiają , Ŝe nie wariujemy - powtarzał podczaskursów dla młodych adeptów kryminalistyki. Przyzwycza-

 jenie i powtarzalność - dodawał, patrzą c na potakują ce mugłowy - są takŜe wizytówką psychopatów i szaleńców.

Jak zwykle przyjechał z róŜami. Przywiózł nowy słoik poogórkach konserwowych Krakus. Miesią c temu, gdy zda-rzały się jeszcze przymrozki, zauwaŜył, Ŝe poprzedni słoikpę kł. W domu nigdy nie mieli wazonu. Teraz teŜ go nie ku-pił, Ŝeby nie kusić złodziei, pewien, Ŝe nawet stą d ktoś prę -dzej czy później by go zabrał. A wtedy musiałby przyznać,ze ktoś naruszył jego świę te miejsce i zbezcześcił je.

KrzyŜ był prosty, metalowy, gdzieniegdzie, zwłaszczana końcach ramion, pokryty rdzą . MęŜczyzna pochylił się ,by zapalić znicz. Przyszło mu to z pewnym trudem. Wygnie-

ciona sztruksowa marynarka z łatami naszytymi na łok-ciach, W stylu Brudnego Harry'ego, zrobiła się  po zimiepodejrzanie ciasna. Miał nieco ponad metr siedemdziesią t,a waŜył niemal dziewięćdziesią t kilogramów. Prawą dłonią  przyczesał na skroni włosy, wśród których zdecydowanieprzewaŜały siwe. Jeszcze raz dotkną ł włosów.

17

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 15/265

U podstawy krzyŜa leŜała sosnowa deska z wyŜłobiony-mi inicjałami oraz cyframi: 1966-1991. Wstał i spojrzał na

drogę . Przejechały dwa samochody, znacznie przekracza- ją c, jak są dził, dozwoloną szybkość. Niedawno na odcinkumię dzy Bogusławicami a Grabową postawiono oznakowa-nia informują ce, Ŝe kierowcy dojechali do „czarnego punk-tu”. Wtedy, gdy to się  zdarzyło, nikt nie stawiał Ŝółtychtablic z czarnym iksem wpisanym w okrą g i nikt nie dzię -kował kierowcom za ostroŜną  jazdę . Był ciepły słonecznydzień, taki jak teraz. Z niewyjaśnionych przyczyn samochód

z trzema osobami zjechał na pobocze i wbił się w drzewo.Tak brzmiał oficjalny komunikat. Nie było co zbierać - tousłyszał juŜ nieoficjalnie. Od policjanta z drogówki.

Popatrzył na znicz. Płomień gią ł się  raz w lewo, raz wprawo, niczym narciarz podczas slalomu. MęŜczyzna po-tarł kilkudniowy siwawy zarost, który nigdy nie znikał z

  jego twarzy. Tak, zdecydowanie wolał to miejsce i krzyŜ przy szosie od rodzinnego grobu przy ulicy Sienkiewicza wKatowicach.

Nie lubił cmentarzy, bo w ogóle nie lubił tłoku. Nawetgdy chodziło o tłok wśród umarłych. Ta niechęć wzmagałasię , gdy w cmentarnej alejce mijał grób ulubionego aktora.Przy grobowcu rodziny Cybulskich zawsze czuło się  nie-ustają cą obecność egzaltowanych fanów „polskiego JamesaDeana”. Przechodzą c kiedyś tamtę dy, pomyślał, Ŝe ściskmusiał być teŜ wtedy w tym pocią gu, do którego po razostatni w Ŝyciu Zbyszek próbował wskoczyć.

Wyją ł z kieszeni komórkę i spojrzał na wyświetlacz. Do-chodziła szesnasta. Za dwie godziny spotka się z trzema ko-legami i przez dwie godziny bę dzie grał rockowe standardy.Wsiadł do samochodu, załoŜył okulary przeciwsłoneczne izrobił to, co takŜe naleŜało do comiesię cznego rytuału.WłoŜył płytę do odtwarzacza, wybrał numer utworu i cze-kał, aŜ gitara Jimmy'ego Page'a zacznie delikatnie, na po-czą tku cicho i jakby od niechcenia grać introdukcję . Since

18

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 16/265

I've Been Lovin You. „Odką d Cię pokochałem.” No wła-śnie: odką d? Ile to bę dzie lat? Kiedy to było? Pustą drogę  

wypełniły obrazy z przeszłości. Molowy blues świadczą cyo geniuszu Led Zeppelin zbliŜał się do końca, gdy zerkną łna komórkę leŜą cą na miejscu pasaŜera. Zobaczył dwa nie-odebrane połą czenia.

Zaklą ł pod nosem. Powinien wyłą czyć telefon. Czuł, Ŝe jeśli zadzwoni, próba zespołu stanie się  równie realna jakto, Ŝe przebiegnie teraz czterysta metrów. Prę dzej umrze naserce.

Zadzwonił.- Tu Rudolf Heinz. - Gdyby na centrali nie znali jego gło-su, mogliby pomyśleć, Ŝe dzwoni Al Pacino albo charyzmatyczny trener siatkarek. Skutek pię ciu piw wypitych wczorajwieczorem z Lambrosem Kastoriadisem, greckim mistrzemkarate. - Przed chwilą ktoś chciał ze mną mówić.

Oficer dyŜurny szybko przełą czył rozmowę .- Musisz przyjechać - usłyszał znajomy głos. - Wiem,

Ŝe jest pię tnasty... ale musisz przyjechać. Jeszcze dziś. Jest

sprawa. DuŜa sprawa. Jak zwykle mawiasz: tyle o tym.Epickie, stylistycznie obfite frazy nigdy nie były specjal-

nością naczelnika wydziału zabójstw. Co innego z sutymiobiadami. Było niedzielne popołudnie, wię c naczelnik po-winien teraz siedzieć w domu przy stole i wdychać aromatdrugiego dania, które podała mu anorektyczna i upiorniegadatliwa Ŝona. A jednak stało się coś, co sprawiło, Ŝe prze-łoŜony Heinza siedzi teraz w firmie i popija, w najlepszym

razie, obrzydliwą kawę .DuŜa sprawa. DuŜa sprawa jest taka, Ŝe dzisiaj nie bę dę  mógł być na próbie.

Heinz westchną ł i odszukał w komórce numer męŜczy-zny, którego znal od trzydziestu lat. Człowieka, którego pal-ce z równą biegłością poruszały się po klawiaturze kompu-tera i gryfie gitary basowej.

19

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 17/265

2

Budynek Komendy Wojewódzkiej przeczył potocznymopiniom, Ŝe architekci za czasów późnego Gierka byli po-zbawieni wyobraźni. Monumentalna płyta pasowała,owszem, do tych powszechnych wyobraŜeń, ale juŜ falistafasada wprowadzała niepokój i miała niewiele wspólnego zmonotonnymi siedzibami władzy z czasów Polski Ludowej.Heinz lubił budynki z tamtego okresu. Pamię tał dobrze,

 jak powstawały domy handlowe Zenit i Skarbek, moŜe dla-tego, Ŝe sam wtedy dorastał.

Miał dziewięć lat, gdy w 1972 roku otwierano, przy uro-czystych dźwię kach orkiestry, Dworzec Główny, o którymmówiło się , Ŝe jest jednym z najnowocześniejszych dwor-ców w Polsce. Trzy lata później po raz pierwszy uciekł ztego dworca nad morze, z niewielkim bagaŜem i wypłatą  matki w kieszeni. Do domu przywiozła go milicja. Stą d

 jeździł na festiwale rockowe w Jarocinie, te najlepsze, z

pierwszych lat imprezy, z niekończą cym się  szalonym ko-rowodem punków, rastamanów i wielbicieli heavy metalu.

Powróciły pierwsze takty bluesa Zeppelinów i Heinz po-myślał, Ŝe nie ma nikogo, z kim mógłby o tym wszystkimporozmawiać. Nie ma juŜ od lat.

Jest profilerem - najlepszym w kraju specjalistą zajmują -cym się typowaniem nieznanych sprawców przestę pstw. Sa-motnym łowcą tropią cym dzikie, unikatowe sztuki w rodzaju

seryjnych morderców, gwałcicieli czy piromanów. W dodat-ku jest łowcą ledwie tolerowanym przez policyjnych ruty-niarzy.

Gdy przekroczył czterdziestkę , zrozumiał, Ŝe tak bę dzie juŜ zawsze. e nigdzie nie znajdzie swojego miejsca. W pra-cy patrzono na niego jak na dziwaka i outsidera, specjalistę  od kosmicznych, wyimaginowanych teorii, które szczęśli-wym trafem okazywały się przydatne w chwytaniu rozma-

20

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 18/265

itej maści morderców. Nie lubił miasta, w którym mieszkałprzez wię kszość Ŝycia, ale teŜ nie potrafił wyjechać z Ka-

towic i rozstać się  z coraz bardziej obskurnym dworcem.W mieszkaniu, dzielonym z synem, teŜ nie czuł się jak u sie-bie. MoŜe było tak dlatego, Ŝe nigdy nie potrafił wypełnić tych kilkudziesię ciu metrów rodzinną  atmosferą . Kiedyś 

 jeszcze się o to obwiniał i próbował coś zmienić. Gdy synskończył szesnaście lat i coraz częściej przebywał poza do-mem albo coraz później do niego wracał, Heinz zrozumiał,Ŝe poniósł poraŜkę . Najboleśniejszą spośród tych, jakie mu

się przytrafiły.- Nie obraź się , Hipis - powiedział mu kiedyś LambrosKastoriadis - ale na wię cej empatii natrafię w McDonaldzie,zamawiają c Big Maca, niŜ u ciebie. Na sali treningowej sen-seia Kastoriadisa czuł się dobrze, ale bywał tam z upływemlat coraz rzadziej. Wolał spotkania przy piwie. Pozostało tyl-ko jedno miejsce, w którym Hipis odŜywał.

Hipis. Przezwisko nadali mu koledzy z zespołu. Wprzepoconych kanciapach, przerobionych na sale prób, za-

graconych sprzę tem muzycznym piwnicach, w magazy-nach pozbawionych wentylacji i oświetlanych jedną  Ŝarówką  Heinz czuł się jeszcze najlepiej. Grał i wtedy czuł się wolny.„Wolność to inaczej nie mieć juŜ nic do stracenia” - śpie-wała boska Janis, jedna z idolek jego młodości.

A potem dopadała go brutalna prawda. Komisarz Rudolf Heinz, profiler, gitarzysta i posiadacz brą zowego pasa kara-te, skończył czterdzieści cztery lata, nie miał nic do strace-

nia i coraz mniej do zyskania.W niedzielne popołudnie w wydziale zabójstw było ci-cho. Wieczna reorganizacja w policji sprawiała, Ŝe Heinzai innych policjantów z Wydziału Kryminalnego przerzucanoz pokoju do pokoju. Dziwnym trafem powierzchnia pokoi zakaŜdym razem zmniejszała się , rosła natomiast liczba, jakto mówiono, lokatorów. Heinz dzielił teraz klaustrofobicz-ny pokoik z podkomisarzem Krzysztofem Kobuzem oraz

21

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 19/265

aspirantką Antoniną Trzcińska, której zadaniem było wpi-sywanie tajnych danych do komputerowej bazy. „Wszystko

ma na miejscu, tylko miejsca nie ma” - na powitanie nowejlokatorki Kobuz posłuŜył się  jednym ze swoich licznychaforyzmów. Coraz wię cej pomieszczeń w gmachu na ulicyLompy przejmowali funkcjonariusze Agencji Bezpieczeń-stwa Wewnę trznego i Centralnego Biura Antykorupcyjnegoi nic nie wskazywało, by miało się to zmienić. Przeciwnie,z kaŜdym miesią cem bę dzie coraz gorzej - pomyślał Heinzi zapukał do gabinetu szefa.

Wszedł do pokoju i zakrztusił się dymem. ChociaŜ sampalił od dziesią tego roku Ŝycia, nie mógł się przyzwyczaić do papierosów naczelnika Wydziału Kryminalnego Henry-ka Krygiera. Gdyby musiał opisać unoszą cą  się  w pokojuwoń, powiedziałby, Ŝe ma do czynienia ze smrodem palo-nych znoszonych gumofilców zmieszanych z mą czką kost-ną . Naczelnik miał nadwagę wię kszą  niŜ Heinz, twarz po-dobną kształtem i rozmiarami do sznycla wiedeńskiego orazsumiasty wą s, który sprawiał, Ŝe przypominał morsa.

- Gdyby tu był detektor dymu, z pewnością dostałby ata-ku kaszlu - wychrypiał Heinz.

Krygier zaśmiał się .- Dobre, Hipis. Mógłbyś wystę pować w programach „Na

stojaka”, publiczność pę kałaby ze śmiechu.- Pomyślę  o tym, jak przejdę  na emeryturę ...

Twarz naczelnika spowaŜniała.- Nie teraz, Heinz. Teraz nie wyjeŜdŜaj z tą  emeryturą .

Jest sprawa.- DuŜa sprawa - Heinz powtórzył to, co usłyszał przeztelefon.

- Owszem. A wyglą da tak: dwunastego kwietnia nad ra-nem przy Centrum Olimpijskim znaleziono zwłoki w licz-bie sztuk dwie. Młodzi chłopcy, na oko koło dwudziestu latSprawę komplikuje to, Ŝe ci chłopcy okazali się seminarzy-stami z seminarium duchownego.

22

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 20/265

- Dwóch kleryków! - Heinz gwizdną ł.- W rzeczy samej. Sprawę , jak się  domyślasz, przeję ło

CBŚ. Tyle Ŝe wiesz, jak to z nimi jest...Heinz wiedział. Sukces ma wielu ojców, poraŜka cierpina chorobę sierocą . Gdy funkcjonariusze Centralnego Biu-ra Śledczego przewidywali, Ŝe sprawa moŜe być trudna -pozostanie nierozwią zana albo bę dzie się  cią gnąć miesią -cami - woleli przekazać ją policji. Pewnie tak bę dzie i tymrazem.Niczego dobrego to nie wróŜy.

- W Komendzie Stołecznej powołano specjalny zespół- cią gną ł Krygier. - I tu się zaczyna twoja rola...- Zaraz - Heinz przerwał. - Rozumiem, Ŝe mamy podwój-

ne morderstwo, chodzi o kleryków, wię c sprawa jest deli-katna. Ale od razu powołali specjalną grupę ?

- Nie wiesz jeszcze wszystkiego. Klerycy, sztuk dwie. Topierwsza komplikacja. Druga jest taka, Ŝe wyglą dali niecie-kawie. Na głowach mieli torby foliowe... - Krygier czekał nareakcję . - Według wstę pnych ustaleń ktoś ich tymi torba-

mi udusił - dodał ciszej i się gną ł po kolejnego papierosa.- Facetowi, zbieraczowi puszek i butelek, który ich zna-

lazł, serce o mało nie wyskoczyło przez gardło.- Jakiś wraŜliwy gość - powiedział Heinz. - Chyba - po

patrzył na Krygiera - chyba Ŝe to nie wszystko.Poczuł, Ŝe robi mu się  niedobrze. Zapewne z powodu

papierosów.- Komplikacja numer trzy jest taka, Ŝe... - naczelnik za-

cią gną ł się - Ŝe na tych foliach, na wysokości ust ktoś na-malował trójką ty.- Namalował trójką ty?- RóŜową szminką .- No to mamy pełny odlot...- Czekaj... Wszystko wskazuje na to, Ŝe jest jeszcze kom-

plikacja numer cztery. Ale tego nie wiem. Tak czuje mójnos. Pytałem, ale ci z Warszawy nie chcą powiedzieć, o cochodzi. Widocznie uwaŜają , Ŝe im mniej osób wie...

23

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 21/265

- Tym potem mniejszy wstyd - przerwał Heinz. - Rozu-miem juŜ, dlaczego CBŚ chę tnie spuściło tę sprawę .

- Spuściło, ale nie do końca. Jak wiesz, Katowice znówrzą dzą . Jak za starych czasów - Krygier uśmiechną ł się ,przez co jeszcze bardziej upodobnił się do morsa. - Proku-ratura na szczeblu krajowym, abwera to ludzie stą d - wska-zał rę ką . - UwaŜają , Ŝe zabójstwo w Warszawie, z tymi tor-bami i tą  szminką , to jakaś inscenizacja. No i ktoś w CBŚ przypomniał sobie, Ŝe w Katowicach jest niejaki Rudolf Heinz, specjalista od inscenizacji.

- Ale nie mogę jechać. - Heinz wstał z fotela. - Mamy za-bójstwo w Lasku Aniołowskim, poza tym syn ma maturę , aprzecieŜ wie pan, szefie, Ŝe nie układa się nam. Mają  tamswoich ludzi, powołali specgrupę , czego jeszcze chcą ?

- Pojedziesz tam, rozejrzysz się , przewietrzysz Warszaw-kę  i wrócisz. Nie bę dziesz członkiem specgrupy, masz być raczej koordynatorem. Takim... - Krygier szukał słowa - wol-nym elektronem, który bę dzie działał po swojemu. Wiem,Ŝe mamy tu gówno na własnym terenie, w Lasku Aniołow-

skim, ale centrala nalega. Poza tym ludzie stą d pamię tają , Ŝedobrze sobie radzisz w takich sprawach.

- Jakich sprawach?- Z podtekstem religijnym. Umiesz się w tym poruszać.

Kończyłeś liceum katolickie z internatem...- I co z tego? To było dawno. Jestem policjantem, a ist-

nienie policji to koronny dowód na nieistnienie Boga. Pozatym liceum nie skończyłem, wyrzucili mnie, gdy zorganizo-

wałem mecz na korytarzu koszem na śmieci, a potem przy-padkiem uruchomiłem gaśnicę pianową .- Dobre. Tak czy inaczej pojedziesz - cią gną ł Krygier. -

Ktoś z Biura pamię ta sprawę Inkwizytora. Podejrzewają , Ŝetym razem teŜ moŜe chodzić o jakiegoś maniaka religijnego.

Heinz drgną ł. Przed oczami stanę ła mu twarz męŜczy-zny z siatką drobnych zmarszczek wokół oczu koloru sta-li. Twarz, która niczym się nie wyróŜniała i rozpływała się  

24

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 22/265

w gą szczu podobnych. MoŜe tylko dziwnie nieobecnymspojrzeniem. Spojrzeniem spokojnym i bezwzglę dnym.

Przez ostatnie lata Heinz widział tę twarz przed sobą corazrzadziej. Prawie o niej zapomniał.Dym ukraińskich papierosów stał się nie do zniesienia.

Heinz znów się zakrztusił. Krygier podszedł do okna i otwo-rzył je szeroko.

- Nie chciałem ci tego przypominać - powiedział cicho. -Tak czy inaczej pojedziesz, rozejrzysz się i wrócisz. Miastoznasz, mieszkałeś tam całe lata i masz ze strony CBŚ to, co

lubisz - wolną rę kę . Poza tym pamię taj: czuję , Ŝe jest tu jesz-cze coś, czego mi nie powiedzieli. Masz być u nich jutro.Krygier spojrzał na zegarek.- Bę dę  jadł zimny rosół. Zanim znikniesz, powiedz jesz-

cze, co są dzisz o gównie w lasku.- Kobieta w średnim wieku podziurawiona noŜem. Do-

słownie podziurawiona, bo sprawca zadał prawie czterdzie-ści ciosów. Teren wokół rozryty, jakby przebiegło tam stadodzików, mnóstwo nieczytelnych śladów. On ją dźgał gdzie po-

padnie, a ona, póki mogła, starała się uciec... Być moŜe ucie-kała... Takie przynajmniej jest pierwsze wraŜenie. I wreszciegwóźdź programu - ptasie pióro w dłoni zamordowanej...

- Mówiłeś juŜ o tym na zebraniu. Nie rozumiem, co cię  tak dziwi. Umierała i zacisnę ła palce. Trafiła akurat na pióro.Nadal nie rozumiem, co w tym dziwnego.

- Jestem pewien, Ŝe tego pióra tam nie było. Nie potrafię  tego udowodnić - Heinz podszedł do okna - ale jestem pe-

wien, Ŝe pióro przyniósł ze sobą sprawca. Mówił szef o in-scenizacji. I to w tym przypadku prawda. Skurwiel zainsce-nizował dla nas przedstawienie.

Słońce wdarło się do gabinetu naczelnika i Heinz zmru-Ŝył oczy.

- To nie jest tak, Ŝe poszedł ze swoją wybranką na spacer- bo to, Ŝe ją znał, nie ulega wą tpliwości - a potem sprawywymknę ły się spod kontroli, doszło do sprzeczki i stało się ,

25

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 23/265

co się stało. On to zaplanował. Poszedł tam z nią z myślą , Ŝe ją zabije. Pióro jest tu kluczem. Pamię ta pan moŜe przypa-

dek Johna Jouberta?- Pamię tam tylko tych, których złapałem - odpowiedziałKrygier. - A takiego sobie nie przypominam.

- Tam chodziło o ołówek. Zresztą ... niewaŜne... Powiemtak: ten facet powróci. Obawiam się , Ŝe znowu zabije. Gów-no bę dzie śmierdzieć jeszcze bardziej. Tyle o tym. - Heinzprzyczesał dłonią włosy.

Krygier ponownie spojrzał na zegarek i westchną ł. Wzią ł

marynarkę i podszedł do drzwi. Wyszli na opustoszały par-king. Naczelnik przecią gną ł się niczym potęŜne zwierzę wy-budzone z zimowego snu.

- Wiesz co? Pieprzyć to wszystko. W końcu jest niedziela.Czeka na mnie rolada wołowa po opolsku.

- Opole jakoś źle mi się kojarzy, szefie. - Heinz wyobraziłsobie zielone strzę py ogórka kiszonego i róŜowe kawałeczkiboczku drgają ce na ustach i wą sach Krygiera.

- A prawda, Opole... - Naczelnik przestał się przecią gać.

- Jesteś... - szukał odpowiedniego słowa - jesteś defetystą ,Heinz. Tak sobie postanowiłeś. I ten twój programowy smu-tek sprawia, Ŝe cią gle drepczesz w miejscu.

Heinz nie odpowiedział. Uniósł rę kę w geście poŜegna-nia i odwrócił się .

Krygier patrzył, jak samochód Heinza rusza w stronę  szlabanu.

- Tyle o tym - mrukną ł za odjeŜdŜają cym komisarzem.

26

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 24/265

3

Zakupy zrobił niedaleko komendy, choć tani supermar-ket Lidl, zwany teŜ niekiedy Korytem lub Zemstą Helmu-ta, miał pod domem. Kupował głównie mroŜonki. Heinznie lubił niedzielnych zakupów, nieobliczalnych świą tecz-nych kierowców na parkingu przed hipermarketem, szczę -ku wózków uderzają cych o inne wózki, klientów patrzą -cych z wyrzutem, gdy ich bolid konsumpcji przypadkiemotarł się o inny wózek. Nie cierpiał wiecznych kolejek przykasie, które wydłuŜyły się jeszcze bardziej, gdy pojawiły się  nowe usługi umoŜliwiają ce płacenie rachunków za gaz,wodę , telefon i co tam jeszcze moŜna sobie wyobrazić.

Tym razem, wbrew zwyczajowi, Heinz włoŜył do koszy-ka wię cej. Musiał coś zostawić dla syna, a nie wiedział, jakdługo go nie bę dzie.

Przewietrzyć Warszawkę . W stolicy spodziewał się kło-potów. Podwójne zabójstwo to juŜ kłopot, a tu jeszcze do-

chodziły okoliczności. Dwaj klerycy z torbami na głowach,róŜowe trójką ty, a - jak twierdził naczelnik - pewnie coś 

 jeszcze, o czym wiedzą tylko ci, którzy prowadzą dochodze-nie. ZaangaŜowanie Centralnego Biura Śledczego. Od lat niemiał takiej sprawy. Był juŜ na Osiedlu Tysią clecia, dumiepowojennego Ślą ska, gdy poczuł, Ŝe jego koszula nadaje się  do wyŜę cia.

Wbrew temu, o czym się czyta w powieściach, morder-

stwa naleŜą do przestę pstw najbanalniejszych i najłatwiej-szych do wykrycia. Trzy czwarte dramatów z trupem w tleto historie rodzinne. Heinz zapamię tał tytuł jakiejś ksiąŜki- Morderstwo jako jedna ze sztuk pięknych. Nic bardziejmylnego. Do dziś przypominały mu się zdumione spojrze-nia agentów FBI, gdy podczas staŜu w Quantico prezen-tował statystyki zabójstw popełnianych w Polsce. Amery-kanie krę cili z niedowierzaniem głowami, gdy opowiadał

27

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 25/265

o liczbie morderstw popełnionych z uŜyciem siekiery, ło-paty czy wideł. Zło jest banalne i prymitywne, mówił na

kursach dla studentów. Najpewniej Ŝaden z was nigdy niespotka na swojej drodze seryjnego zabójcy.Widział, Ŝe mówią c to, sprawia im zawód. I bardzo do-

brze.Ktoś na niego zatrą bił. Widać, Ŝe zrobiła się prawdziwa

wiosna - pomyślał Heinz. Sznur samochodów jechał odstrony Wojewódzkiego Parku Rozrywki i Wypoczynku, tychzielonych płuc, które Ślą zacy zawdzię czali generałowi Zię t-

kowi. To chyba pierwsza niedziela w tym roku, gdy przy-  jezdni zablokowali miejsca parkingowe mieszkańcom tau-zena, jak zwykło się nazywać jego osiedle. Heinz był przyprzystanku koło yrafy, tworu architekta, który zbyt długowpatrywał się w surrealistyczny obraz Salvadora Dalego,gdy usłyszał iskrę przeskakują cą po sieci trakcji tramwajo-wej. Ten dźwię k zawsze kojarzył mu się ze skwierczeniemtopionego tłuszczu. Skwierczeniem palonego ciała. JuŜ dru-gi raz tego dnia mignę ły przed nim bezlitosne oczy koloru

stali. Gwałtownie zahamował. Usłyszał za sobą pisk oponi wściekły ryk klaksonu.

Heinz oddychał cięŜko.- Jak jeździsz, palancie! - Rumiany czterdziestolatek wy

suną ł głowę przez opuszczoną  szybę samochodu. Wrzesz-czał, jakby był wokalistą rockowym. Jakąś podłą namiastką  Axela Rose'a.

Heinz czuł, Ŝe wraca do rzeczywistości. Spojrzał w lu-

sterko wsteczne. Stał za nim mercedes na niemieckich reje-stracjach. Na siedzeniu pasaŜera blondynka zaczę ła po-prawiać makijaŜ.

- Zielone płuca szkodzą ... - wycedził, spoglą dają c przezprzednią szybę .

- Chcesz pogadać? No to zjedź na bok, gościu, to poroz-mawiamy. Albo zadzwonimy po policję . - Rumiana twarzrozgrzała się do czerwoności.

28

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 26/265

Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale dwie dłonie zamknę -ły się w stalowym uścisku na jego głowie. Szarpną ł głową ,

próbują c uwolnić ją  z potrzasku i wysunąć na zewną trz,ale poczuł przeszywają cy ból w karku. Dwa kciuki HeinzaWbiły się w dwa mię kkie punkty poniŜej małŜowin usznych.Rumiany wokalista ję kną ł i targną ł głową . Nic to nie dało.Heinz nacisną ł kciukami jeszcze mocniej.

- To ja jestem policją . A teraz spadaj, szmaciarzu, bo bę dą  kłopoty. - Heinz zwolnił uścisk. Szybko spojrzał w lusterkowsteczne. Za mercedesem zatrzymywały się samochody, z

których zaczę li wysiadać zaintrygowani ludzie.- To się nazywa czynna napaść na policjanta, rozumiesz?- wychrypiał Heinz. - Wypierdalaj razem z tą swoją  laską ,którą wieziesz. Tyle o tym.

Rumiany odskoczył, jakby uŜą dliło go kilka szerszeni.Podbiegł do mercedesa. Dziewczyna, która siedziała namiejscu dla pasaŜera, przestała piłować paznokcie.

- Co tak długo, kochanie? - zapytała. - Jakoś dziwnie wy-glą dasz - spojrzała na męŜczyznę . - Masz coś czerwonego

pod uszami.Samochodu Heinza juŜ nie było.Spotkałem psychola, pomyślał kierowca mercedesa. I

przyrzekł sobie, Ŝe po raz pierwszy i ostatni przyjechał doParku Rozrywki.

4

Nerwy. Nie panuję nad sobą . Kiedyś to się  źle skończy.Tak dzieje się  zawsze, gdy powraca Inkwizytor. Dlaczegozabójstwo dwóch kleryków skojarzyło się  komuś z tamtą  sprawą  sprzed lat? Sprawą , która zrujnowała mu karierę  i

zdrowie.29

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 27/265

Nie wytrzymał i się gną ł po komórkę . Wyszukał numer,który kiedyś znał na pamięć. Usłyszał komunikat nagrany

na sekretarkę  i sygnał rozpoczynają cy nagrywanie. Zawa-hał się . Dopiero po kilku sekundach zostawił wiadomość.- Mówi Heinz. Dawnośmy się nie słyszeli. Mam prośbę .

Mógłbyś sprawdzić, jak czuje się nasz podopieczny? Takz ciekawości pytam. Daj znać.

Samochód zatrzymał się  pod „kukurydzą ”, jedną  ztrzech duŜych postawionych na tauzenie. Dla mieszkańcówdwudziestoczteropię trowych wieŜowców dwie pozostałe,

osiemnastopię trowe „kukurydze” to juŜ inna jakość. To tak jakby porównywać Stadion Ślą ski z ładnym, ale prowincjo-nalnym boiskiem. Heinz nigdy nie był pewien, czy powi-nien podzielać dumę  mieszkańców duŜych „kukurydz”.Mieszkał na drugim pię trze, co w przypadku wieŜowcawydawało się  równie stosowne, jak słuchanie bluesówSteve'a Raya Vaughana podczas lotu helikopterem. Albopiosenek Anny Jantar podczas kołowania nad Lasem Ka-backim.

Heinz naprawdę był dumny ze swojego mieszkania tyl-ko raz. Wtedy, gdy wprowadzali się tu z rocznym synkiem.WieŜowiec wyrósł wśród pól, gdy zdychała Polska Ludo-wa i gdy wszyscy, zgodnie z hasłem towarzyszą cym wy-borom do nowego parlamentu, mieli wreszcie być we wła-snym domu. Po latach odrapana, brudna „kukurydza”, naktórej odnowienie spółdzielnia nigdy nie miała pienię dzy,wydawała się Heinzowi symbolem niespełnionych rojeń o

„polskim Manhattanie na Ślą sku”. Symbolem nieudolnegokapitalizmu, rozpę dzonego i niebezpiecznego jak kiepskikierowca na autostradzie. Ostatnio zaczą ł odczuwać niena-wiść do swojego mieszkania, w którym krótko byli we troje,potem lata całe we dwóch. Teraz najczęściej przesiadywałw trzech pokojach sam.

Na parter zjechała winda i komisarz ujrzał w szybceznajomą  twarz. Chciał się  cofnąć, ale było za późno. Pochwili kościste palce staruszki mieszkają cej na tym sa-mym, drugim pię trze zacisnę ły się na marynarce Heinza.

30

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 28/265

Drugą  rę ką  kobieta trzymała psa na smyczy. Patrzył nawygnieciony rę kaw i zastanawiał się , co by było, gdyby

starucha dostała szczę kościsku.- Słyszał pan, inspektorze? Straszne rzeczy się dzieją .Staruszka od niepamię tnych czasów nazywała Heinza

inspektorem. Wprowadziła się  do „kukurydzy” w tym sa-mym czasie co oni i szybko zyskała przydomek GumoweUcho. Kobieta wiedziała wszystko o wszystkich i, co gor-sza, dzieliła się tą wiedzą równie chę tnie jak opowieściami,

  jak to za czasów generała Zię tka sadziła drzewka w Parku

Rozrywki.- Jak pani wie, nie bardzo interesuję się ...- Policja musi coś z tym zrobić - przerwała Gumowe

Ucho.Heinz zmartwiał. Dla staruszki policja to był on. Przy-

pomniał sobie, jak nachodziła go przez dwa tygodnie, gdywandale niszczyli nowe ławki przy Alei Krzywoustego.

- Naprawdę teraz nie...Usłyszał ciche warknię cie. Popatrzył na psa i pomyślał,

Ŝe chę tnie wgniótłby go w posadzkę .- Zna pan pana Karolaka? Oczywiście - odpowiedziała

sobie sama - Ŝe pan zna, bo mieszka pod panem. Ma ta-kiego samego psa jak mój Kubuś. I ostatnio jego pies zostałzaatakowany przy naszym śmietniku przez szczury. A po-tem pan Karolak widział, jak szczury rozszarpały gołę bia.Na jego oczach rozszarpały...

- Widzi pani, teraz wyjeŜdŜam, ale jak wrócę , zadzwonię  

gdzie trzeba.- Niech pan dzwoni jeszcze dziś! Takie sprawy nie mogą  czekać.

Komisarz zmruŜył oczy i wyobraził sobie szczą tki Ku-busia rozwłóczone przez szczury. Wtedy usłyszał dzwo-nek telefonu.

- O, widzi pani - wyzwolił rę kę  z uścisku - dobrze się  składa, zaraz przy okazji o tym powiem.

31

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 29/265

Znikną ł w windzie. W zasadzie ze wzglę du na nadwagę  powinien te dwa pię tra pokonywać schodami.

Sygnał połą czenia nie ustawał. Heinz się gną ł do we-wnę trznej kieszeni marynarki. Usłyszał znajomy głos.- Nasz podopieczny siedzi w psychuszce na strzeŜonym

oddziale. Czyli bez zmian.W głosie doktora Kornaka wyczuł lekkie wahanie.- Dzię ki. Chcesz coś jeszcze powiedzieć?- To chyba bez znaczenia... Ale... MoŜe to dziwne, ale ty

nagrywasz się i pytasz o niego, a on ostatnio pytał o ciebie...

Rozmawiali jeszcze chwilę . W końcu Heinz się rozłą czył.Zadzwonił do mieszkania. Za drzwiami było cicho. Kluczzgrzytną ł w drzwiach, a on poczuł, Ŝe ma dłonie lepkie odpotu.

Zapomniał o rozmowie telefonicznej. Wię c tak wyglą daŜycie w krainie wiecznego chłodu.

Otworzył pokój syna i zobaczył stłamszoną pościel. Odwczoraj nikt tu nie wchodził. Się gną ł po komórkę , ale się  rozmyślił. Ostatnio nie układało się  mię dzy nimi. Heinz

czuł, Ŝe tracą kontakt, jeśli w ogóle o takim moŜna było kie-dyś mówić. MoŜe przed sześciu laty, kiedy leŜał w szpitalupo sprawie z Inkwizytorem. Gdy widział przestraszone oczysyna podczas odwiedzin i słyszał szept ciotki, która przyje-chała z Warszawy, by opiekować się chłopcem.

Czuł się zmę czony. Wypił dwa piwa w wannie, spakowałrzeczy i się gną ł po gitarę . Epiphone Les Paul wykonany z

 jesionu dawał ciepłe, niskie brzmienie. Zagrał kilka taktów i

podgłośnił wzmacniacz. Gdy przestał grać, usłyszał, Ŝe panKarolak, ten, któremu szczury pogryzły psa, wściekle waliczymś w sufit. Heinz postanowił zrobić to, co zwykle. Pod-szedł do szafy, by wyjąć kij bejsbolowy, który przywiózł zeStanów, i przywalić nim w kaloryfer. Zapewne Karolak skulisię podobnie jak jego pies i nie bę dzie się wię cej awanturo-wał. Otworzył skrzypią ce drzwi, wsuną ł rę kę , ale nie natrafiłna chłodny uchwyt. Otworzył szaf ę szerzej i zaczą ł macać 

32

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 30/265

w stercie pogniecionych ubrań, rzucanych jak popadło. Kijanie było. Pomyślał o synu i chwycił za telefon. Nie, to nie-

moŜliwe. Pewnie po ostatniej awanturze z Karolakiem wypiłza duŜo i rzucił kij byle gdzie.Bylejakość. Byle jakie Ŝycie stało się normą .Dochodziła dziesią ta, a syna wciąŜ nie było. Wybrał nu-

mer telefonu. Po dziesię ciu sygnałach rozłą czył się . Wybrałponownie. Z tym samym skutkiem. Przypuszczał, Ŝe takbę dzie, i dlatego odwlekał ten moment. Pozostało zrobić to, co zwykle robił w takich sytuacjach. Wzią ł Ŝółtą kartkę  

samoprzylepną i napisał, Ŝe wyjeŜdŜa na kilka dni. Doszłodo tego, Ŝe porozumiewali się za pomocą kartek przykleja-nych na lodówce. Z drugiej strony to pewien postę p, jeśliwziąć pod uwagę moje relacje z ojcem - pomyślał z goryczą  Heinz. MoŜe tak objawia się ewolucja.

Od czasu sprawy z Inkwizytorem zasypiał przy muzyce.Teraz słuchał, jak John Lee Hooker śpiewa o Tupelo - mia-steczku w stanie Missisipi zalanym przez powódź, miastecz-ku, dla którego nie było ratunku - i przewracał się z boku

na bok.Takty bluesów mieszały się z głosem naczelnika wydzia-

łu kryminalnego. Dwaj martwi klerycy, torby foliowe, ró-Ŝowe trójką ty namalowane szminką . I pewnie coś jeszcze.Bonus. Jak na kompaktach i płytach DVD. W końcu musibyć jakiś powód tej dziwnej nerwowości, która zapanowaław CBŚ. Poprosili o pomoc, chociaŜ nie miną ł tydzień odmomentu, gdy znaleziono ciała. Dwunastego kwietnia nad

ranem, dziś jest pię tnasty. Raptem cztery dni. NajwaŜniej-sze w śledztwie jest pierwsze czterdzieści osiem godzin.Wtedy trzeba zamknąć sprawę , przynajmniej wytypować sprawcę . KaŜda nastę pna godzina jest poraŜką . Po tygo-dniu zaczyna się  dreptanie w miejscu. Najwyraźniej ktoś uznał, Ŝe w tej sprawie dreptanie zaczę ło się wcześniej.

Heinz przewracał się  z boku na bok i nie mógł zasnąć.Podszedł do biurka, wyją ł z szuflady tekturową  teczkę  ischował ją do torby. Kobieta podziurawiona w Lasku Anio-

33

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 31/265

łowskim. Przejrzę  raz jeszcze papiery w drodze do War-szawy.

Płyta włą czona na autoodtwarzanie zaczę ła powtarzać utwory. John Lee Hooker znów śpiewał o Tupelo, a Heinzkolejny raz powtarzał w myślach, co usłyszał od Kornaka.

- To chyba bez znaczenia... Ale podopieczny pytał o cie-bie...

- Pytał?- Lekarz, z którym rozmawiałem, powiedział mi, Ŝe pod-

opieczny wczoraj go zapytał, czy przypadkiem nie wie, co

porabia Rudolf Heinz. Gdy zaprzeczył, podopieczny powie-dział coś takiego: „Jeśli się spotkacie, zapytaj go, czy pamię -ta wiersz”.

- Wiersz? Jaki wiersz?Kornak za długo zwlekał z odpowiedzią . Heinz wie-

dział, Ŝe usłyszy coś jeszcze.- Chyba nie powinienem ci tego mówić, ale trudno. Po-

tem powiedział: „Chodzę  i się pytam, gdzie jest moja szu-bienica”...

- To wszystko?- Nie. Dodał jeszcze: „A gdzie jest twoja szubienica,

Heinz?”.

5

InterCity odjeŜdŜał do Warszawy o szóstej czterdzieści.Heinz miną ł trzy puste przedziały i wszedł do swojego.Oczywiście - pomyślał - tak jest zawsze. Jak to się dzieje, Ŝezawsze trafiam tam, gdzie ktoś juŜ siedzi. Miał miejsce podoknem. Naprzeciw usiadła trzydziestolatka z toną pudru napoliczkach. Z blond odrostami przebijają cymi przez czarną  

34

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 32/265

farbę wyglą dała jak samica tygrysa. Naprzeciwko niej, poskosie, przy drzwiach, usiadł chłopak w kowbojkach i obci-

słej białej koszulce polo.Heinz wiedział, co teraz nastą pi. Nie pomylił się . Tygry-sica wyję ła kosmetyczkę , sprawdziła w lusterku, czy per-fekcyjny makijaŜ nie doznał uszczerbku, wyję ła dwa tele-fony komórkowe oraz dwutygodnik poświę cony galak-tycznym gwiazdom seriali i estrady i zastę pom ich czelad-ników mozolnie przeciskają cych się  z dalszego planu napierwsze strony. Chłopak przecią gną ł się . PołoŜył koło He-

inza komórkę i ostatni numer „Runner's World”, pisma dlabiegaczy. „Popraw swoją kondycję . Wię cej biegu - lepszyseks” - bił po oczach nagłówek na okładce. A potem Ty-grysica i Biegacz rozłoŜyli na kolanach laptopy.

Ledwo pocią g ruszył, Heinz wstał i poszedł do warsu.W wagonie restauracyjnym zamówił od razu dwie kawy ześmietanką . W InterCity zawsze czuł się  jak intruz. Wśródmundurów nowego ustroju, garniturów i Ŝakietów, mene-dŜerów i dyrektorów rozmaitego szczebla czuł się jak klo-

szard. Gdy szedł korytarzem, widział przestrach w oczachpodróŜnych. Najwyraźniej spodziewali się , Ŝe ten męŜczy-zna z niechlujnym zarostem, w wygniecionej sztruksowejmarynarce z łatami na łokciach, pamię tają cej zapewne latasiedemdziesią te, podejdzie i poprosi o datek. Gorzej od nie-go ubrani byli tylko turyści z zagranicy, a ich powycią ganet-shirty stanowiły jawne wyzwanie rzucone biznesowej ele-gancji.

Tym razem jednak nie był ubrany najgorzej. Przy stoli-ku najdalej odsunię tym od baru siedział chłopak w bluziez kapturem. Przez pół godziny nic nie zamówił. Teraz przy-patrywał się lampkom zwieńczonym kloszami z matowegoszkła.

- Proszę pana, to nie poczekalnia. - Heinz usłyszał głoszirytowanego kelnera. - To restauracja. Proszę coś zamówić albo stą d wyjść.

35

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 33/265

- Mogę się zastanowić, nie? - Chłopak nie dawał za wy-graną .

- Byle szybciej.Heinz westchną ł, dopił drugą kawę i wrócił do przedzia-łu. Gdy otwierał drzwi, zauwaŜył, Ŝe Tygrysica i Biegaczrozmawiają z oŜywieniem.

- Och - szczebiotała kobieta - produkujemy nie tylkourzą dzenia słaboprą dowe. Pilnujemy takŜe naszych reselle-rów... Niekiedy trzeba ich postawić do pionu...

Chłopak kiwną ł głową  z uznaniem. Wachlował się  

„Runner's Worldem”.- Podobnie u nas - powiedział - chociaŜ nadzór nadcentralnymi systemami zarzą dzania w inteligentnych bu-dynkach jest procesem bardziej złoŜonym. - Wpadł w rytmwykładu. - Nasze produkty muszą  być odpowiednio ze-standaryzowalne i skalowalne. Z dbałością o customizację iintegratorów.

Teraz ona kiwała głową z uznaniem.- My w firmie wciąŜ mamy kłopoty na poziomie suppor-

tingu.Heinz patrzył przez okno na kwitną ce drzewa. W szybie

odbijała się  twarz rozentuzjazmowanej menedŜerki. To juŜ nie była rozmowa ludzi z branŜy. To była pieśń nad pieśnia-mi. Przerywali rozmowę tylko wtedy, gdy musieli odebrać telefon. Nie było szans, Ŝe zamilkną . Równie dobrze mógłbywalić kijem bejsbolowym w lalkę Barbie i oczekiwać, Ŝe tastanie się alterglobalistką .

„Podłą cz się , dostrój, odpadnij” - mawiał guru hipisówTimothy Leary. Heinz postanowił się wyłą czyć. Wyją ł za-brudzoną  poŜółkłą  teczkę  zawią zaną  czarnym brudnymsznurkiem. Mię sień na twarzy Tygrysicy drgną ł i na niena-gannej fasadzie z pudru pojawiło się pę knię cie.

Znał dobrze Lasek Aniołowski. Kilka lat temu skinheadzinapadli tam na bezdomnych. Zakatowali starszego męŜczy-znę , cięŜko ranili dwie kobiety. Teraz Lasek znów bę dzie

36

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 34/265

omijany szerokim łukiem. Wprawdzie miejsce zabójstwapodlegało komendzie miejskiej w Czę stochowie i to tam

prowadzono sprawę , jednak - jak czę sto bywało - Heinzzostał poproszony o konsultację .Ofiarą  była czterdziestopię cioletnia kobieta, od czte-

rech lat wdowa, mieszkanka Interioru, jak czę sto nazywanomiasto, nad którym górował klasztor na Jasnej Górze. Sa-motna, spokojna. Jak takiej spokojnej kobiecie moŜna za-dać czterdzieści ciosów noŜem? Heinz przekładał zdję cianiczym karty do gry. Zryty teren. Tylko czy na pewno w

trakcie walki? Istniało przecieŜ ogromne ryzyko, Ŝe namiejscu pozostaną  ślady umoŜliwiają ce identyfikację ofia-ry. Tymczasem pod paznokciami zabitej nie było - jak tookreślił technik policyjny - „interesują cego materiału''.Analiza mikrośladów na ubraniu teŜ nic nie dała. Morder-ca - niemal na pewno męŜczyzna - działał starannie. Meto-dycznie. Heinz znów spojrzał na zdję cie. Przeczesał włosyna skroni. Nie, to się nie zgadza. Teren zniekształcono juŜ po zabójstwie. MoŜe po to, by stworzyć pozory, Ŝe zbrod-

nię popełniono po gwałtownej kłótni.Heinz wyją ł kolejną  fotografię . Przedstawiała kobiecą  

dłoń pokrytą  zlepionymi grudkami ziemi i zaschnię tymiplamkami krwi. Mię dzy kciukiem i palcem wskazują cymtrzymała ptasie pióro. Pióro gołę bia. To z pewnością  niemógł być przypadek. Heinz przypomniał sobie wczorajszą  rozmowę z Krygierem. Zapytał wówczas o Johna Jouberta.

Znów powróciła przeszłość. Pierwszy staŜ w Quantico,

w Jednostce Nauk Behawioralnych FBI. Wtedy, wśród wie-lu przypadków analizowanych podczas ćwiczeń, zetkną łsię z historią męŜczyzny, który zginą ł od ciosów ołówkiem.Narzę dzie zbrodni wskazywało na byłego więźnia, wymie-rzanie sprawiedliwości za pomocą ołówka naleŜy bowiemdo wię ziennej klasyki. Ówczesny guru amerykańskich pro-filerów uznał, Ŝe jest inaczej: ołówek wskazuje na Ŝółtodzio-ba, na kogoś, kto zabija pierwszy raz tym, co akurat ma

37

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 35/265

pod rę ką . Tak czy siak, ołówek okazał się kluczem do całejsprawy.

W jego sprawie pióro jest tak samo waŜne, jak w tamtejwaŜny był ołówek. Metodyczność zbrodni w Lasku Anio-łowskim wykluczała moŜliwość przypadku. Pióro włoŜo-ne w dłoń kobiety było wizytówką  mordercy. Jego pod-pisem, wciąŜ dla Heinza nieczytelnym. Rozkopana ziemiato element inscenizacji. Najbardziej przeraŜała go liczbaciosów. Czterdzieści uderzeń, z których pewnie połowa topchnię cia śmiertelne. Dlaczego wię c dźgał kobietę  bez

opamię tania? Bo jej śmierć mu nie wystarczała. Śmierć nie zaspokoiła jego potrzeb. Chciał czegoś wię cej. Kogoś wię cej.

Teraz skurwiel siedzi w pracy. Albo je obfite śniadaniew domu i oglą da telewizję . Przechodzi fazę wyciszenia. Fazę  maskowania się , jak mawiają koledzy z Ameryki. Jednakfaza normalności kiedyś się skończy. Znów uderzy. MoŜesię to zdarzyć za tydzień albo za pół roku. Ale się zdarzy.Zamkną ł oczy. PołoŜył teczkę na kolanach. Był zmę czony

po źle przespanej nocy. Chyba przez kilka minut spał.- I tak myślę sobie, Ŝe mogłabym być PR Count Manager

- wyrzuciła z siebie Tygrysica z szybkością kałasznikowa.- Ale to ślepa uliczka. Bo PR Count Manager to funkcja,nad którą nie ma innego stanowiska. Wię c nie mogłabymawansować. Chyba Ŝe na prezesa...

Zobaczyła, Ŝe męŜczyzna siedzą cy naprzeciwko patrzyna nią .

- O, juŜ nie śpimy - niemal zaśpiewała, najwyraźniej znu-dzona rozmową z Biegaczem. - A pan, jeśli wolno zapytać,czym się zajmuje?

- Kiedyś powiedzieliby, Ŝe jestem alienistą  - przypo-mniał sobie tytuł jednego z kryminałów, który czytał dawnotemu.

- Słucham? - nie zrozumiała.- NiewaŜne. Jestem konsultantem.

38

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 36/265

Chłopak, który wciąŜ wachlował się egzemplarzem cza-sopisma dla biegaczy, skiną ł głową z uznaniem.

- Konsultantem? - zapytał.- Z angielska mówią c, jestem profilerem. Oceniam, czyktoś się do czegoś nadaje, czy nie. Czy mógłby zrobić coś,czego nie mogą inni.

Poczuł, Ŝe dwie kawy wypite w warsie bezlitośnie ataku- ją pę cherz.

- Przepraszam państwa. - Wstał. Z teczki wysunę ło się  kilka zdjęć.

Chłopak podniósł je z rudawego dywanika i zbladł. Zdję -cia przedstawiały trupa kobiety. Krwi było tak duŜo, Ŝe zda-wało się , iŜ zaraz zacznie skapywać z fotografii.

- Przepraszam - mrukną ł Heinz. - Te zdję cia nie są , bytak rzec, zestandaryzowalne. Tej kobiecie - pstrykną ł palcami w zdję cie - supporting nie jest juŜ potrzebny.

Spojrzał na Tygrysicę , która nagle zamilkła. Na półceprzy oknie leŜał kolorowy magazyn. Na okładce Heinz zo-baczył znaną  piosenkarkę  i biją cy po oczach tytuł: „Dla-

czego odwołała ślub?!”.- Jak pani myśli - zwrócił się do milczą cej Tygrysicy -

dlaczego odwołała ślub? - Pokazał na okładkę .- Pewnie się rozmyśliła... - Ledwie dosłyszał odpowiedź.- E tam, rozmyśliła... Umówili się z narzeczonym, Ŝe prze-

suną termin o miesią c, by gazety znów mogły o nich napi-sać. Tyle o tym.

Schował pobrudzoną poŜółkłą teczkę i wyszedł na kory-

tarz.Doszedł do toalety, ale ktoś zdąŜył go uprzedzić. Doodrapanych drzwi we przymocowane były dwie plastikoweprzegródki. Obie wypchane tą samą broszurą . Heinz otwo-rzył na chybił trafił i przeczytał: „Z budowaniem zespołówściśle zwią zany jest temat coachingu. Raz zbudowanegozespołu nie moŜna pozostawić bez pomocy”. Coaching.Jak customizacja i supporting. Na dole jeszcze wyczytał,

39

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 37/265

Ŝe tematem broszury są  „letnie rozwaŜania na temat za-rzą dzania”.

To zupełnie jak jakieś cholerne rekolekcje dla menedŜe-rów.Toaleta zwolniła się i Heinz niepewnie wszedł do środ-

ka. W pocią gowym kiblu, nawet w InterCity, czekają nie-spodzianki, i tu Ŝaden coaching nie pomoŜe. Ostatnio, gdy

 jechał na wykład do Poznania, na zgniłozielonej pokrywiemuszli klozetowej zobaczył smugę  białego proszku, którykaŜdemu średnio rozgarnię temu policjantowi skojarzyć się  

moŜe tylko z jednym. Heinz wysikał się i spuścił wodę . Re-kolekcje dla menedŜerów, stawiają c opór wodzie, znikływ kloacznej rurze.

Pocią g zbliŜał się  do Warszawy Centralnej. Heinz bezsłowa poŜegnania wyszedł z przedziału. Na peronie przyruchomych schodach stały dwie staruszki z gazetkami wrę ku. Okładkę wypełniały róŜne odcienie błyskawic i groź-na brodata twarz wyglą dają ca zza chmur. „Kiedy Arma-gedon?” - głosił napis wybity czerwoną czcionką .

- MoŜe pan kupi? - zapytał jedna z kobiet. - Bardzo cie-kawa gazeta.

6

SłuŜbowy samochód wiózł go w stronę  Pałacu Mo-stowskich. Heinz z trudem rozpoznawał miasto, w którymstudiował, gdy podją ł drugą próbę uwolnienia się od Ślą -ska i wspomnień z dzieciństwa, krepują cych swobodę  niczym kaftan bezpieczeństwa. Pierwsze podejście - gdydał się  zamknąć w szkole z internatem - zakończyło się  klę ską , wstydem i hańbą , jaką  niesubordynowany uczeń 

okrył rodzinę . Wydawało się , Ŝe drugie podejście zakończy40

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 38/265

się inaczej - Heinz skończył w Warszawie socjologię , pra-cował w spółdzielniach studenckich, dorabiał jako stróŜ 

nocny, wyspecjalizował się w myciu okien na duŜych wy-sokościach. I wtedy przypadek zwany miłością  zrzą dził,Ŝe powrócił do Katowic.

Samochód zatrzymał się na światłach na skrzyŜowaniuMarszałkowskiej i Królewskiej. Podeszła Rumunka zdzieckiem na rę ku. Wycią gnę ła dłoń w stronę kierowcy, agdy ten nie reagował, spojrzała na Heinza siedzą cego ztyłu. Znów wycią gnę ła dłoń, potem wskazała palcem nausta i śpią ce dziecko. Wreszcie zamaszystym ruchem za-

czę ła kreślić znak krzyŜa. Trzy-, czteroletnie dzieckodrgnę ło, wybudzone ze snu. Zza szczelnie zamknię tychszyb do Heinza dobiegł płacz. Rumunka znowu się prze-Ŝegnała, dziecko zaczę ło grozić kierowcom zaciśnię tą  pią stką , a jego opiekunka wycią gnę ła środkowy palec, takby gest został zauwaŜony. Ruszyli ostro w stronę  PlacuBankowego.

Pewne rzeczy się nie zmieniają  - pomyślał Heinz, gdysłuŜbowy samochód miną ł bramkę wjazdową przy PałacuMostowskich.

Za kaŜdym razem, gdy tu przyjeŜdŜał, w Fabryce, jaknazywano komendę stołeczną policji, trwał remont. I tymrazem odgłos wiertarek skutecznie zagłuszał rozmowy nakorytarzach.

Zebranie grupy specjalnej odbywało się  w nieduŜympokoju konferencyjnym, w którym, chociaŜ dzień był sło-neczny, panował przygnę biają cy półmrok. Za oknami wi-

dać było zardzewiałe rusztowanie. Resztkę   światła prze-słoniły nogi, które nagle wypełniły okienne obramowanie.Rozległ się  jazgot wiertła i wszystko przesłoniła mgłatynku.

- Oszaleć moŜna - powiedział ponuro czterdziestolateko pocią głej twarzy. Wydawało się , Ŝe mówi, nie otwiera-

 ją c ust układają cych się w cienką kreskę . Druga, równole-gła linia biegła przez czoło, jakby ktoś nacią ł je skalpe-lem.

41

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 39/265

Podinspektor Osuch w istocie miał powody, by być wpodłym nastroju. Sprawa podwójnego morderstwa ugrzę -

zła w miejscu. Zabójstwo kleryków nie zdarza się  co-dziennie, nic wię c dziwnego, Ŝe sprawa wzbudziła zainte-resowanie w samym ministerstwie. Jeszcze bardziej za-niepokoiła go wczorajsza rozmowa telefoniczna, którazupełnie popsuła mu dobry weekendowy humor. Przesła-nie było jasne: grupę  specjalną miał wspomóc ktoś z ze-wną trz. Profiler z Katowic. Rudolf Heinz. Nadkomisarzsłyszał o nim wcześniej, a to, co wiedział na jego temat,nie wróŜyło nic dobrego. Jak wynikało z opowieści,

gwiazda profilowania nieznanych sprawców lubi praco-wać samotnie, tymczasem Osuch lubił mieć u siebie po-rzą dek i dyscyplinę . Samotni myśliwi stają się wzorem dlainnych, którzy chcą  ich naśladować. A wtedy, podpowia-dało Osuchowi doświadczenie, wszystko zaczyna się  sy-pać.

Jednak to nie swoboda działania profilera była najwię k-szym zmartwieniem nadkomisarza. Osuch po prostu nielubił na swoim terenie obcych. „Policjant naprawdę  jestpsem - zwykł powtarzać podwładnym. - A wiecie dlacze-go? Bo zna swoje terytorium i potrafi zagryźć, gdy ktoś nanie wkracza.” Przez telefon bezskutecznie próbował prze-konywać, Ŝe jego ludzie dadzą  sobie radę  sami. - Heinz

 jest potrzebny jak wrzód na dupie - myślał.Heinz czuł, Ŝe jest tu intruzem, Ŝe kaŜda z sześciu osób

obecnych w pokoju rejestruje jego nawet najdrobniejszyruch.

- Komisarz Heinz ma nam pomóc - Osuch przełkną łślinę - w rozwią zaniu sprawy. Ma niejakie - to słowo wy-powiedział z naciskiem - doświadczenie w takich spra-wach. Jak wam mówiłem, jest profilerem...

- Czyli wróŜy z fusów - mrukną ł policjant o rudychwłosach siedzą cy naprzeciw Heinza. Są siad rudegouśmiechną ł się , odsłaniają c poŜółkłe od nikotyny zę by, iteŜ coś szepną ł, ale jego słowa zagłuszył jazgot wiertarki.

42

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 40/265

- Najlepiej bę dzie - cią gną ł Osuch - jak jeszcze razzbierzemy wszystko do kupy i przyjrzymy się  temu pasz-

tetowi. Rudi - skiną ł na rudego - zreferuj, co wiemy.Heinz drgną ł, słyszą c dźwię k swojego imienia. RudyRudi. Wymyślna ksywa, jakŜe oryginalnie. Rzucił okiemna leŜą ce na stole papierosy. Wyglą dało na to, Ŝe nikt zobecnych nie pali ukraińskich bez akcyzy. Na szczęście.Wyją ł paczkę chesterfieldów.

- Pasztet - zaczą ł Rudi - składa się z dwóch męŜczyzn,najpewniej uduszonych. Najpewniej, bo okoliczności, w

 jakich znaleźliśmy ciała, mogą wskazywać, Ŝe ktoś próbu-

  je nam podsunąć fałszywy trop. Ciała zostały zauwaŜoneokoło czwartej rano dwunastego kwietnia w krzakach przyCentrum Olimpijskim, WybrzeŜe Gdyńskie 4, przez zbie-racza butelek...

- Gość o mało nie wyrzygał własnego serca i wą troby -powiedział ten z poŜółkłymi zę bami. - Jeszcze wiele go-dzin później trzą sł się jak osika.

- I nic dziwnego - cią gną ł Rudi. - Ofiary miały na gło-wach torby foliowe. Jest prawdopodobne, Ŝe właśnie tymizaciśnię tymi na głowach torbami zostały uduszone, chybaŜe to jakieś przedstawienie zagrane dla nas. Tak czy ina-czej moŜemy mieć niemal pewność, Ŝe męŜczyźni nieŜyli, kiedy zostali przywiezieni w okolice Pałacu...

- Pałacu?- Tak nazywają Centrum Olimpijskie - wyjaśniła kobie-

ta. - Pewnie nigdy nie był pan w środku. Jest tam - zawie-siła głos, szukają c właściwego słowa - całkiem bogato.

Heinz przyjrzał się  jej. Miała krótkie czarne włosy,czarny sweter i paznokcie pomalowane na fioletowo. Zu-pełnie jakby się wybierała na festiwal rocka gotyckiego nazamek w Bolkowie.

- Zatem ktoś ich zabił, a nastę pnie przywiózł - cią gną łRudi. - Nikt oczywiście niczego nie widział, niczego niesłyszał, nie mamy teŜ  Ŝadnych ciekawych śladów, przy-najmniej na razie. A co do toreb... - wyją ł papierosa. -

43

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 41/265

Standardowe foliowe białe reklamówki, bez Ŝadnych na-druków. Takie, jakie są w tysią cach sklepów.

Czyli Ŝaden trop.Wyją ł z aktówki zdję cia i podał Heinzowi.- Tu pasztet przemienia się w teatrzyk.Dwaj policjanci, siedzą cy dotychczas w milczeniu, za-

chichotali cicho jak na komendę .- Sprawca namalował na wysokości ust trójką ty. RóŜo-

we trójką ty - dodał Rudi. - Zrobił je szminką . Zanim po-wiem o tym wię cej, kilka słów o ofiarach. Karol Rako-wiecki i Grzegorz Leski, pierwszy z Warszawy, drugi

spod Warszawy. Obaj byli seminarzystami w diecezjal-nym seminarium duchownym na oliborzu.

- W jaki sposób ustaliliście ich toŜsamość? - spytał He-inz.

- aden nie miał przy sobie dokumentów. Na rę kawiekurtki jeden z nich miał niewielką kieszonkę , tam znaleź-liśmy zwinię tą kartkę z numerem telefonu komórkowego.Zadzwoniliśmy i proszę , dodzwoniliśmy się  do księ dzaJana Rutgera, profesora biblisty. I tak po nitce do... Ko-niec końców profesor Rutger zidentyfikował ciała. A po-tem osuną ł się na podłogę . MoŜecie mi wierzyć, wyglą da-ło to bardzo efektownie. Zresztą  teraz myślę , Ŝe to swoją  drogą jakiś dziwny ksią dz... - Rudi podrapał się w głowę .

- Dlaczego? - zapytał Osuch.- Przyszedł, by tak rzec, ubrany po cywilnemu. Jak nie

ksią dz. Zresztą  ci dwaj teŜ nie wyglą dali na kleryków.MoŜe taka teraz u nich moda, diabli wiedzą . Tak czy ina-

czej wiemy, kim oni są ...- Szukajcie, a znajdziecie - dodał policjant o poŜółkłychzę bach.

- Ruszyliśmy trzema torami. - Rudi zapalił kolejnegopapierosa. - Oni - skinię ciem głowy wskazał na dwóchpolicjantów - przepytują rodziny, kleryków i profesorów zseminarium...

44

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 42/265

- Na razie bez efektów - wtrą cił policjant wskazanyprzez Rudiego. - Chłopcy jak baranki, Ŝadnych wrogów,

Ŝadnych z nimi kłopotów. W seminarium nikt nic o ni-czym nie wie. Tak się tam wystraszyli, Ŝe nawet oddychać się boją , a co dopiero mówić. Ale pytamy.

- Po drugie - kontynuował Rudi - rozpuściliśmy do ga-zet wiadomość, Ŝe zabójstwo jest wynikiem porachunkówgangsterskich. Wprawdzie to klerycy, nie mafia, ale nigdynic nie wiadomo. Gdyby strzał był celny, coś byśmy juŜ słyszeli od naszych ludzi z miasta, byłoby jakieś porusze-nie. A tu nic.

Zapadła cisza. Z oddali słychać było głuche uderzeniamłotka.

- Jest jeszcze jedna droga. Ta, która wiąŜe się z torbamifoliowymi i róŜowymi trójką tami. W ten sposób, właśnieróŜowymi trójką tami, faszyści znaczyli homoseksuali-stów. Tereny przy Centrum Olimpijskim to znane w War-szawie miejsce schadzek tych - uśmiechną ł się  - co to lu-bią inaczej. A nasi chłopcy lubili ten sport...

- Saneczkarstwo dwójkowe męŜczyzn na torach natu-ralnych - znów ukazały się  Ŝółte zę by.

- Właśnie - Rudi przeją ł inicjatywę . - W przypadku jed-nego z nich moŜna mówić o regularnej penetracji... Jezu,

 jak to brzmi - pokrę cił głową . - Co do drugiego, pewnościnie ma. Tak czy inaczej brakuje śladów stosunku odbyte-go na krótko przed śmiercią . Ten wą tek - Rudi najwyraź-niej zmierzał do końca - wydaje się  na razie najbardziejobiecują cy, sprawdzamy środowiska ostrych nacjonali-

stów i skinheadów, którzy mogliby mieć jakiś zwią zek zesprawą . Nasza koleŜanka - popatrzył na policjantkę - prze-pytuje w klubach gejowskich. To z grubsza tyle. Prawiewszystko.

- Podobno świetnie się dogaduję z bywalcami, szefie. -Miłośniczka gotyku spojrzała na Osucha.

- I co o tym są dzi nasz mistrz? - zapytał Osuch.

45

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 43/265

Heinz milczał. Nad głowami zebranych unosił się  pa-pierosowy dym.

- WciąŜ nie wiem - powiedział Heinz - dlaczego tu je-stem. Podwójne morderstwo, torby foliowe na głowie,róŜowe trójką ty namalowane szminką ... To jeszcze nietłumaczy mojej obecności.

- Powiedzieć mu? - Policjant o poŜółkłych zę bach spoj-rzał na Osucha.

Heinz wstał gwałtownie. Jeden z plastikowych kubkówprzewrócił się , a kawa ściekła na spodnie siedzą cego obokpolicjanta, który poderwał się z miejsca.

- Dosyć, kurwa! - wychrypiał Heinz. - Nikt w tej robo-cie nie lubi, jak obcy wkracza na jego teren. - Ale od teraz- popatrzył na wszystkich - koniec zabawy. Mam koordy-nować tę sprawę . Jeden mój telefon do CBŚ i bę dzie wamsię palić koło dupy. A wię c czego jeszcze nie wiem? Cozostawiliście na deser, Ŝeby mnie sprawdzić?

- Spokojnie, Heinz! - Osuch nawet nie drgną ł. - Niktnie chce cię sprawdzać.

Akurat. Gówno prawda.- RóŜowe trójką ty sprawca namalował na foliach w

miejscu ust. Ale to nie wszystko. Z tyłu głowy tą  samą  szminką napisał cyfry.

- Jakie cyfry? - Heinz przymkną ł oczy.- Jeden z kleryków miał dwadzieścia jeden, drugi -

trzydzieści siedem. Rozumiesz, co to znaczy?Heinz nie wiedział.- To nie są numery totolotka. Ani rozmiary butów tych

dwóch pedałków. Widać, Ŝe nie płakałeś z narodem, gdy...Heinz wciąŜ nie kojarzył.- Gdy umierał Ojciec Świę ty. To godzina śmierci pa-

pieŜa. Naszego - dodał z naciskiem - papieŜa. Dwudziestapierwsza trzydzieści siedem. KaŜdy głupi wie. I kaŜdygłupi zrozumie, Ŝe nie ma Ŝartów. Dlatego to morderstwowywołało panikę  w ministerstwie, rozumiesz? Dlategopowołano specjalną ekipę . O wszystkich szczegółach wie

46

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 44/265

tylko kilka osób.- Tak, teraz rozumiem - powiedział Heinz.

Wreszcie stało się jasne, dlaczego ktoś chciał, by to onzają ł się tą sprawą .

7

Była ósma wieczorem, gdy Rudolf Heinz zszedł do ba-ru w hotelu policyjnym przy ulicy Sierakowskiego. Czło-wiek, z którym był umówiony, spóźniał się . Komisarzzamówił piwo. W radiu nadawano wię cej agresywnychreklam i konkursów niŜ piosenek, ale tego wieczoru Hein-zowi było wszystko jedno. Dwa metry od niego, przy są -siednim stoliku, rozmawiali dwaj męŜczyźni, co jakiś czassię gają c po kieliszki ustawione równo niczym kompania

reprezentacyjna przy Grobie Nieznanego ołnierza.Zamówił piwo. Wypijał teraz trzy, cztery piwa, juŜ nietak jak dawniej. Przypomniał sobie czasy alkoholowegoSturm undDrang,  gdy czę sto przyjeŜdŜał do Warszawy

 jako konsultant. Specjalnie wysiadał na Dworcu Wschod-nim i szedł do Złotej Rybki - dworcowego baru opanowa-nego przez konduktorów i kanarów podliczają cych przyaromatycznej wą tróbce ze złocistą  cebulką  apanaŜe zaro-bione na pasaŜerach na gapę . Heinz dostawał zawsze

ogromną filiŜankę z napisem „Cappucino”, w której pieni-ło się  ciepłe piwo z warstwą  gę stej piany. Wypijał dwie,trzy filiŜanki, czuł, Ŝe dzień zaczą ł się  dobrze, i dopierowtedy jechał do Pałacu Mostowskich. Gdy czekał na po-cią g powrotny do Katowic, rytuał się  powtarzał. Bardzoczę sto sama podróŜ była czarną dziurą . Nic nieznaczą cymepizodem mię dzy przyjazdem a odjazdem.

47

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 45/265

Przypomniał sobie poranną podróŜ pocią giem i ksiąŜkę ,o której wtedy pomyślał. Alienista Caleba Carra. Ku zdzi-

wieniu kolegów Heinz lubił czytać kryminały, zwłaszczate, w których pojawiali się  seryjni mordercy. UwaŜał, Ŝeanaliza fikcyjnego modus operandi   jest dobrym ćwicze-niem wyobraźni. Jednak powieść Carra zaciekawiła go zinnego powodu. Alienistami nazywano dawniej policyj-nych psychologów, którzy zajmowali się  rozmaitymi de-wiantami i degeneratami. Tymi, którzy nie mieścili się wnormach wyznaczanych przez społeczeństwo. Bardzo czę -sto alienista stawał się  takim samym odszczepieńcem jak

ten, którego ścigał. Heinz wielokrotnie myślał, Ŝe jest wła-śnie kimś takim. Alienista.

Zmieniam się , gdy poczuję krew. Najpierw krew ofia-ry. A potem krew sprawcy. Gdy wystawiam skurwysynado odstrzału.

MęŜczyźni przy stoliku obok mówili coraz głośniej. Wkońcu tu, w barze hotelu policyjnego, byli sami swoi. He-inz spojrzał w ich stronę . Byli w podobnym wieku, mielikoło czterdziestki i nosili identyczne czarne t-shirty, jakbykupili je u „bambusów”, jak pogardliwie nazywano Azja-tów handlują cych nieopodal, na najwię kszym bazarzeEuropy. MęŜczyzna siedzą cy bliŜej Heinza miał gę steczarne włosy, drugi był blondynem o przerzedzonychwłosach sklejonych brylantyną . Skojarzył się Heinzowi zmorskim ptakiem, który przeŜył katastrof ę ekologiczną , ateraz rozpaczliwie macha skrzydłami zlepionymi smarem iolejem.

- Kiedyś było zupełnie inaczej. - Brunet postawił nastoliku dwa wypełnione kieliszki. - Wiesz co, Limahl?Powiem ci coś. - Czkną ł. - Najlepiej pracowało mi się  zchłopakami z Białorusi. Nawet jeszcze w latach dziewięć-dziesią tych. Rozumieli, o co w naszej robocie chodzi. Pa-mię tam, jak dostaliśmy cynk, Ŝe mają gościa, którego mypodejrzewaliśmy o dwa wyroki wykonane na naszym te-renie.

- Ale nic na niego nie mieliście - wtrą cił blondyn.

48

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 46/265

Brunet kiwną ł głową .- Oni teŜ nie mieli. No to zrobiliśmy tak: zapakowali

gościa do prywatnego samochodu. Do popiełuszki. DobagaŜnika, no wiesz...Limahl czkną ł, dają c do zrozumienia, Ŝe wie, jak w po-

licyjnym slangu nazywany jest samochodowy bagaŜnik.- Wię c ja - mówił brunet - teŜ prywatnym podjechałem

na granicę . Wycią gają  faceta i mówią : „Przechodź przezgranicę ”, a kutas nie chce. To pocią gnę li mu pod nogi zkałacha. Gość skacze na naszą  stronę , a tu my juŜ jeste-śmy przy nim i czule go witamy. On pyta, za co jest za-

trzymany. A ja mu mówię : „A za nielegalne przekroczeniegranicy”.

Obaj zaśmiali się i wypili.- Teraz ja ci coś powiem, Cygan - odezwał się blondyn

nazywany jak gwiazda muzyki pop z łat osiemdziesią tych.- Opowiadałem ci kiedyś o facecie, który miał ksywę Ho-kus-Pokus...

- Nie pamię tam. - Cygan pokrę cił głową .- Naprawdę  nazywał się  Józek Kaleta. Hokus-Pokus

wzię ło się  stą d, Ŝe niepostrzeŜenie rozpruwał człowiekana pół, a klient, zanim umarł, zdąŜył jeszcze wysłuchać odJózka, co to ma właśnie poprzecinane, jakie organy krwa-wią  najbardziej, i tak dalej. Taki krótki kurs anatomii.Rozumiesz? Wykonywał od niechcenia ruch, a ty patrzy-łeś, jak flaki wychodzą ci na wierzch.

- Fachowiec - z uznaniem stwierdził Cygan.-ebyś wiedział. Hokus-Pokus swoich zdolności nie

naduŜywał, likwidował konkurencję , poza tym chę tniedzielił się wiedzą , wię c był dla nas przydatny. Ale w koń-cu i na niego przyszedł czas.

Limahl w milczeniu napełnił kieliszki.- Poćwiartowali Józka i spalili w piecyku koksowym.

Głowa teŜ się  spaliła. Chłopaki z komendy nie wierzyli,bo głowa w piecyku koksowym podobno się nie spali. Atu taka niespodzianka... Nawet po śmierci zrobił hokus-pokus.

49

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 47/265

- No to wypijmy za Józka. - Cygan podniósł kieliszek.- I za chłopaków z miasta - dodał Limahl. - Za kilka

miesię cy idę na emeryturę . I wtedy zaproszę tylko miasto,bo jeszcze tylko oni na to zasługują . Tylko z nimi się jesz-cze dogadasz.

- Wszystko się kiedyś kończy - powiedział Cygan i wy-tarł usta wierzchem dłoni. - No, to jeszcze po jednym.

Mają  rację . Wszystko się kończy. Policja teŜ się zmie-niła. Gdy zaczynał pracę , uczył się  od starych, doświad-czonych milicjantów. Raptem w cią gu dwóch, trzech latwszyscy ci ludzie zniknę li, jakby zmiotło ich tsunami.

Byli wypłukiwani falami. Do policji wskoczyły młodewilki, wprowadzają c nowe zwyczaje. Teraz Heinz sam byłwśród oficerów niczym dinozaur z Jurassic Park. Był we-teranem, który przekroczył policyjną smugę cienia.

Po raz kolejny przekonał się  o tym dziś, kilka godzintemu, na przedpołudniowym zebraniu w komendzie sto-łecznej.

Zostali we trzech. Osuch skiną ł na policjanta o poŜół-kłych zę bach, by nie wychodził.

- To jest komisarz Paweł Chlaściak - przedstawił go znazwiska. - Jeden z moich najlepszych ludzi. I nie chcę  -spojrzał zmruŜonymi oczami na Heinza - by w tym zespo-le dochodziło do awantur. Rozumiemy się ?

Heinz rozłoŜył rę ce w pojednawczym geście.- TeŜ tego nie chcę . Dlatego proponuję , Ŝebyśmy zrobili

tak: zespół pracuje swoim rytmem, ja przyjrzę się sprawiez boku, bę dę jak taki wolny elektron. Poprosiłbym tylko o

wsparcie ze strony kogoś, kto pomoŜe mi się zorientować w sytuacji.- Jeszcze coś? - warkną ł Osuch.- SłuŜbowy samochód. Skoro jestem koordynatorem...- Zgoda. Bylebyś się nie wtrą cał w pracę zespołu. Aha,

Heinz - inspektor zawiesił głos - jeszcze jedno...- Tak?

50

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 48/265

- Ta sprawa musi zostać zamknię ta, rozumiesz? Nawet jeśli nie bę dzie sprawcy.

- Prawda to jedno, a statystyki to drugie - szybko dopo-wiedział Chlaściak.- Jest dokładnie tak, jak on mówi. - Osuch wytarł spo-

cone czoło. - Musi być porzą dek w papierach. CBŚ teŜ bę dzie nalegać. I Ŝadnego niepotrzebnego rozgłosu. Jakchcesz być gwiazdą , to idź do telewizji. Do Kryminalnychalbo do W-11. 

- To wszystko? - zapytał Heinz.- Chciałem cię  o coś spytać... - Chlaściak uśmiechną ł

się . - Przez całe zebranie zastanawiałem się , czy ty w tejmarynarce... Czy ty się nigdy nie pocisz?

Heinz nie odpowiedział od razu. Podszedł do Chlaścia-ka. Nie patrzył mu w oczy. Patrzył na jego poŜółkłe zę bywyszczerzone w uśmiechu.

- Nigdy. A czy ty - dodał po chwili - nigdy nie myjeszzę bów?

***Spojrzał na zegarek. Ósma trzydzieści. Byli umówieni

czterdzieści minut temu. Do baru przyszli kolejni goście.Postanowił zapłacić za piwa, odwrócił się w stronę kontu-aru i wtedy poczuł, Ŝe ktoś kładzie mu rę kę na ramieniu.

Stał przed nim męŜczyzna wyŜszy o głowę , o pocią głejtwarzy, z włosami postawionymi do góry. Nawet przykiepskim oświetleniu widać było bliznę , która cią gnę ła się  od nasady nosa do prawego ką cika ust.

- Komisarz Heinz? - usłyszał głos o niespodziewaniewysokim brzmieniu.- Heinz. Jak marka ketchupu. Przez samo „h”.- Nazywam się Piotr Karewicz. WciąŜ podkomisarz. W

firmie mówią do mnie Karloff. Chyba się domyślasz, dla-czego.

51

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 49/265

Faktycznie.Karloff uśmiechną ł się , a blizna na jego twarzy wydłu-

Ŝyła się  dwukrotnie. Teraz skojarzenie z nazwiskiemsławnego aktora grają cego w horrorach wydało się Hein-zowi wrę cz banalne.

Usłyszeli brzę k tłuczonego szkła. Spojrzeli w kierunkunajbliŜszego stolika. Cygan spał na krześle odchylony dotyłu. Głowa Limahla opadła na blat stołu. Z przewrócone-go kieliszka są czyła się  struŜka wódki. Szkło dwóch in-nych kieliszków zrzuconych na podłogę  chrupało podbutem Limahla. MiaŜdŜył je, jakby gasił niedopałek pa-

pierosa.- MoŜe stą d wyjdziemy? - zaproponował Karloff. - W

okolicy są ciekawsze miejsca. Tam spokojnie pogadamy.Gdyby szedł sam, pewnie przeoczyłby wejście do loka-

lu. Ulica Zą bkowska, wyjaśnił Karloff, straciła sławę nie-bezpiecznego miejsca naleŜą cego do Trójką ta Bermudz-kiego. Heinz pamię tał z czasów studenckich, Ŝe samotnewę drówki po Trójką cie, pod czujnym okiem zakapioróww róŜnym wieku wystają cych na pokiereszowanych przezczas podwórkach, były jak kuszenie złego losu. Ze zdu-mieniem zobaczył, Ŝe w jednym z takich podwórek wciąŜ wisi szyld sklepu muzycznego, w którym moŜna było ku-pić t-shirty z nazwami deathmetalowych zespołów. Przy-pomniał sobie, Ŝe był tu przed wielu laty i Ŝe kupił wtedykilka pirackich kaset. Przeszli koło kapliczki z Matką Bo-ską  i przecię li ulicę . Karloff otworzył drzwi i Heinz zde-rzył się z białym łbem bullteriera, zrobionym z plastiku.

Jedyny wolny stolik znaleźli w pobliŜu małego podium,na którym produkował się  chłopak, śpiewają c standardFranka Sinatry.

Wróciła moda na swing - pomyślał Heinz. Neoswing istare zdezelowane meble. I on, nie pasują cy do takich cza-sów. Zobaczył, Ŝe Karloff niesie dwa piwa.

- No dobra. Jak to widzisz? - zapytał Karloff, gdywreszcie obaj usiedli.

52

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 50/265

- Mało wiem. Muszę  się  zobaczyć z medykiem są do-wym.

- Tak przypuszczałem. Dlatego umówiłem nas na jutroz Sierściuchem. - Karloff uśmiechną ł się .- Z kim?- Sam zobaczysz - blizna przy ustach znów się  rozcią -

gnę ła. - Wię c co myślisz tak na pierwszy niuch zaprawio-nego kokainisty? - Teatralnie pocią gną ł nosem.

Heinz nie odpowiedział. Lata pracy w policji nauczyłygo, Ŝe w tym fachu nie ma przyjaciół. Rzadko miewa się  nawet kolegów. KaŜdy pies obsikuje swoje drzewko i wal-

czy o swój teren. Pytania Karloffa wydały mu się  zbytnatarczywe. MoŜe dlatego Osuch bez szemrania dał muczłowieka do pomocy.

Karloff juŜ się nie uśmiechał.- Nie ufasz mi, tak? Myślisz, Ŝe jestem ucholem Osu-

cha? e bę dę  składał mu raporty zawierają ce twoje bły-skotliwe teoryjki, a jeśli przypadkiem tak się  zdarzy, Ŝektóraś okaŜe się prawdziwa, to sukces przypiszemy sobie.

Rozległy się  oklaski i piski dziewczyn. Najwyraźniejchłopak miał tu grono wiernych fanek.

Heinz spojrzał na Karloffa, który zaciskał w dłoniszklankę , jakby zamierzał nią zaraz rzucić.

- Wszyscy jesteśmy podejrzliwi - mrukną ł. - Czytałemniedawno o takim plemieniu. Dobu czy jakoś tak podob-nie... OtóŜ ci Dobu cenią  sobie podejrzliwość, śmiechuwaŜają za coś wielce niestosownego, a w centrum wioskiumieścili cmentarz...

- Fajni kolesie. Zrobiliby furorę na You Tubie...- My teŜ jesteśmy jak Dobu z tą obsesją podejrzliwości,tajemnicy. Ty, ja, ona... - skiną ł głową w kierunku naroŜ-nego stolika.

Karloff spojrzał na parę wskazaną przez Heinza.- Gdy ten jej facet nie widzi, ona wciąŜ spoglą da na ze-

garek - cią gną ł Heinz. - I reaguje nerwowo, kiedy otwierają  się drzwi... - Przechylił się przez stół. - Ską d mam wiedzieć,

53

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 51/265

czy gdy stukasz się  piwem, drugą  rę ką  nie naciskasz wkieszeni dyktafonu? To teraz nasz taki sport narodowy.

Twarz Karloffa przypominała oblicze potwora.- Skoro mamy pracować razem - mówił dalej Heinz -muszę wiedzieć, Ŝe jesteś okej. Spóźniłeś się czterdzieściminut. Dlaczego?

Karloff odstawił piwo. Heinzowi wydawało się , Ŝe naszklance powstał odcisk olbrzymiej dłoni.

- Miałem kilka spraw do załatwienia. Do wczoraj - ści-szył głos - byłem zawieszony w czynnościach.

- Za co?

- Podobno wywiozłem faceta do lasu i kazałem mu ko-pać dół, by wymusić zeznania.

- To oczywiście nieprawda?Karloff uśmiechną ł się . Musiał ćwiczyć ten uśmiech,

oglą dają c stare horrory.- Chyba nie są dzisz, Ŝe byłbym do czegoś takiego zdol-

ny.Uniósł szklankę i wypił zdrowie Heinza.- Mam jeszcze jedno pytanie. Ską d tam, w hotelu, wie-

działeś, do kogo podejść? Ską d wiedziałeś, Ŝe to ja?- Dostałem dokładny opis. Chcesz usłyszeć jaki?

Heinz przytakną ł.- Powiedzieli mi, Ŝebym szukał gościa, który jest tak

zniszczony na gę bie, Ŝe pewnie łapał jeszcze wampiraMarchwickiego. I Ŝe bę dzie w wymię toszonej marynarce.Pan „Wólczanka”... Sam chciałeś wiedzieć.

Chłopak na podium zapowiedział, Ŝe zaśpiewa jeszcze

 jeden przebój Franka Sinatry, a potem zaprasza na półgo-dzinną przerwę . Fanki ję knę ły rozczarowane.- Zatem, Karloff, szczerość za szczerość. Powtórzę  ci

to, co powiedziałem waszym ludziom z zespołu. Wedlemojej wiedzy w Polsce mamy - zawahał się  - siedmiu,góra dziewię ciu czynnie działają cych seryjnych morder-ców. Przynajmniej tak moŜemy szacować, nie bę dę  citeraz opowiadał, dlaczego. Nie wydaje mi się , tak na

54

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 52/265

pierwszy niuch kokainisty, jak to ują łeś, by klerycy byliofiarami któregoś z seryjnych. W takich przypadkach

mamy na ogół zabójstwa na tle seksualnym, czasem do-chodzi motyw rabunkowy. A tu mamy inscenizację  jak woperze. Torby foliowe, trójką ty, cyfry kojarzą ce się z go-dziną  śmierci papieŜa... To jakiś - szukał odpowiedniegosłowa - Ŝart...

-art?- MoŜe zabawiali się  w wię kszym gronie, podduszali

tymi torbami dla lepszego efektu i przesadzili. Spotkamysię  z medykiem są dowym, to bę dziemy wiedzieli wię cej.

Tyle o tym.-art... - powtórzył Karloff. - Ktoś, kto to zrobił, miał

szczególne poczucie humoru.- Tak jak i ty, gdy wywiozłeś tego gościa do lasu...Tym razem Karloff nie odpowiedział. Znów zacisną ł

dłoń na szklance. Kobieta przy naroŜnym stoliku ukrad-kiem spojrzała na zegarek.

8

A jednak nie powiedziałem mu wszystkiego - pomyślałw hotelowym pokoju. Zdją ł z szyi wytarty rzemyk, któ-rym wprawiał wszystkich w osłupienie. Zabawne. Nikogo

nie dziwi medalik z Matką Boską ani krzyŜyk, ani wisio-rek kupiony przez ukochaną  podczas wakacji. Dlaczegowię c ludzie unoszą brwi albo reagują  śmiechem, gdy wi-dzą kostkę  do gitary zawieszoną na szyi niczym amulet?Przewiercona fioletowa kostka, wyraźnie starta po jednejstronie, była dla Heinza wię cej niŜ relikwią . Była przed-miotem, w którym Ŝywioł Ŝycia połą czył się ze śmiercią .Kostka pochodziła z Alpine Valley Musie Theatre w stanie

55

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 53/265

Wisconsin, gdzie Steve Ray Vaughan zagrał swoje bluesyostatni raz. Kilkadziesią t godzin później gitarzysta runą ł

na ziemię wraz z załogą  i innymi pasaŜerami helikoptera.Za grube pienią dze Heinz kupił kostkę na aukcji interne-towej, upewniwszy się , Ŝe do gitarowej relikwii dołą czonesą dwa certyfikaty potwierdzają ce jej autentyczność. Sta-ry, sentymentalny Rudolf Heinz.

Późnym wieczorem nie myślał jednak o śmierci swoje-go idola. Myślał o mordercy.

Po tym, co usłyszał i zobaczył w Pałacu Mostowskich,było dla niego jasne, Ŝe ma do czynienia albo z komplet-

nym amatorem, albo z wyrafinowanym psychopatą . Bezwzglę du na to, kim był zabójca, nie zadbał o usunię cieśladów. Usunąć  ślady to, po pierwsze, usunąć zwłoki.Wystarczyło zakopać je w lesie, a sprawa nabrałaby inne-go wymiaru. Rodzina albo seminarium duchowne zgłosi-liby zaginię cie i cały łańcuch zdarzeń ułoŜyłoby się  ina-czej. Bo w sprawie zaginię cia - nawet dwóch kleryków -nie powołuje się  specjalnej ekipy. Nie traktuje się  takichspraw jako priorytetowych, choć dzisiaj coraz trudniejorzec, co w pracy policji ma bezwzglę dne pierwszeństwo.Sprawą  nie zainteresowałoby się  CBŚ, jego teŜ by przyniej nie było. Poza tym morderca nie przeszperał kieszeniofiar. Kartka z numerem telefonu umoŜliwiła szybką iden-tyfikację . Kompletna amatorszczyzna, która wykluczaudział chłopaków z miasta znają cych się na robocie.

Chyba Ŝe jest całkiem inaczej. Cały czas nie mógł się  opę dzić od myśli, Ŝe w tej sprawie grozę  budzi jakaś 

dziwna ostentacja. Teatralność. Jakby morderca chciał,byśmy zobaczyli zwłoki dwóch chłopaków. Jakby mor-derca celowo wystawił na pokaz zwłoki tych dwóch chło-paków. A właściwie wię cej niŜ zwłoki. Skurwysyn mapoza tym nerwy ze stali. Oparł trupy o siebie plecami iprzewią zał ciała sznurkiem. Co z tego wynika? Musiał wie-dzieć, Ŝe teren bę dzie czysty. e nikt mu nie przeszkodzi.

56

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 54/265

Wniosek? Musiał obserwować ten rejon wcześniej, moŜektoś go wtedy zauwaŜył, moŜe zapamię tał jakiś samochód.

Heinz wyją ł notes i zaczą ł pisać. Wiedział, Ŝe nikt pozanim samym tych notatek nie odczyta.Teraz trójką ty. RóŜowe trójką ty narysowane szminką .

Przypomniał sobie czytany niedawno artykuł o homosek-sualizmie w Trzeciej Rzeszy. Jednym z wymysłówHimmlera była narodowa Centrala do Walki z Homosek-sualizmem i Aborcją  oraz róŜowe listy, na którychumieszczano wszystkich podejrzewanych o zdegenerowa-ne skłonności. RóŜowymi trójką tami znakowano homo-

seksualistów w obozach koncentracyjnych. RóŜowy trój-ką t oznaczał dno w obozowej hierarchii. Zamordowaniklerycy byli gejami, a to nadawało całej sprawie specy-ficzny charakter. Morderca malują cy trójką ty musiał otym wiedzieć. Znaczą c ofiary, rzuca nam wyzwanie.

Rzuca mi wyzwanie.Czy mogła to być zemsta odtrą conego kochanka? Wą t-

pliwe. Kto by aŜ tak ryzykował? A moŜe rzeczywiście jacyś ultraprawicowcy wyłowili tych chłopaków z jakie-goś klubu, a potem zabawili się  z nimi zbyt ostro? Tentrop nie był zły. Tak czy inaczej morderca, zostawiają ctrójką ty, powiedział: „Ja wiem, kim oni są . I teraz wy się  dowiecie, Ŝe ja to wiedziałem”.

Heinz usłyszał brzę czenie. Do Ŝarówki podleciała mu-cha, tłuką c skrzydełkami to o rozgrzane szkło, to o tan-detny abaŜur.

Jeszcze jedna sprawa - pomyślał. - Godzina śmierci pa-

pieŜa wypisana na folii. To, co tak zaniepokoiło CBŚ. Ró-Ŝowe trójką ty to juŜ ostentacja, a tu na dodatek liczby.Dwudziesta pierwsza trzydzieści siedem. Śmierć papieŜa iśmierć kleryków. A jeśli jednak podwójne morderstwo todzieło kolejnego nawiedzonego wizjonera? Śmierć niekaŜdemu wydaje się końcem. MoŜe być takŜe począ tkiem.

57

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 55/265

Śmierć jako odrodzenie i odkupienie - notował nerwo-wo. Czy dla dwóch grzesznych kleryków moŜe być lepsza

for ma odkupienia niŜ  śmierć? Czy moŜna lepiej rozpo-cząć naprawianie świata? Nie moŜna. Koniec końcówdwaj homoseksualiści zostali nawróceni, przeszli na jasną  stronę .

Mucha biła skrzydłami o Ŝarówkę . Przypomniał mu się  dźwię k przeskakują cej iskry elektrycznej. Na ułamek se-kundy stanę ła mu przed oczyma twarz Inkwizytora. Za-mrugał.

To byłoby najgorsze. Jeśli mają do czynienia z mścicie-

lem psychopatą , znowu uderzy. Zabójstwo dwóch chłopa-ków to dopiero począ tek. Zwłaszcza, Ŝe poszło tak łatwo.Jakby splunąć.

Się gną ł po komórkę i wybrał numer syna. Po kilku syg-nałach włą czyła się  sekretarka. Nagrany był nowy komu-nikat: „Tu Krzysiek. Uczę  się do matury. Jak juŜ się  na-uczę , oddzwonię ”. Przez moment wahał się , czy zostawić wiadomość. W końcu się rozłą czył.

Nie zdąŜył odłoŜyć telefonu, gdy usłyszał sygnał połą -czenia. „Korn” - przeczytał na wyświetlaczu.

- Podopieczny bardzo się  uaktywnił - zaczą ł Kornak.Heinz poczuł gwałtowne bicie serca.

- W jaki sposób?- Najpierw chciał wysłać do ciebie esemesa, potem ma-

ila, wreszcie zwykły list.- Jest jeszcze Gadu-Gadu albo skype - skwitował cierp-

ko Heinz.

- Gdy mu oczywiście odmówili, poprosił, by ci przeka-zać, Ŝe nadrabia zaległości lekturowe.- Imponują ce. I chce, Ŝebym przysłał mu trochę  ksią -

Ŝek? - Heinz zaczynał tracić cierpliwość.- Nie. Chce, Ŝebyś zajrzał do Becketta. Powiedział tak:

„Ostatnia taśma Becketta. Finał, Ŝe normalnemu człowie-kowi ciarki chodzą po plecach. A nienormalnemu? To coś w sam raz dla Heinza”.

58

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 56/265

- No i? Sprawdziłeś moŜe, o co mu chodzi? Nie jestemchodzą cym zbiorem cytatów.

- Nie. Ale niepokoi mnie, Ŝe zaczą ł tyle mówić o tobie.Otoczony jestem psycholami - myślał Heinz pół godzi-ny później, leŜą c w ciemnościach. W uszach miał słu-chawki.

Słuchał, jak John Lee Hooker śpiewa o powodzi w Tu-pelo, i znów długo nie mógł zasnąć.

9Gdy się  obudził, poczuł, Ŝe palce u rą k ma zimne jak

lód. Próbował je na przemian to zginać, to prostować, alekaŜdy ruch sprawiał mu ból. Patrzył na blade palce i wie-dział, co się  stanie: niedługo przybiorą  kolor sinoniebie-ski, a na koniec sczerwienieją . Zimno wtedy ustę puje,pojawia się  obrzę k. Palce wyglą dają  jak ugotowane kieł-baski.

Objaw Raynauda. Pierwsze symptomy tej choroby o ta-  jemniczym podłoŜu pojawiły się  u Heinza przed trzemalaty. Razem z zespołem grał koncert w niewielkim klubiew Sosnowcu. Pamię tał, Ŝe grali własną wersję  Black Ma-gie Woman i miał zacząć gitarowe solo, gdy poczuł, Ŝe nie

  jest w stanie ruszyć palcami lewej rę ki. Zupełnie jakbyktoś przykleił je do gryfu gitary. Potem, juŜ w trakcie le-czenia, dowiedział się , Ŝe przyczyną  objawu RaynaudamoŜe być silny stres. Medyk są dowy z Katowic załatwił

mu po znajomości konsultacje w Instytucie Reumatologiiw Warszawie i przez kilka miesię cy Heinz pojawiał się  regularnie w szarym budynku przy Spartańskiej. Przyzwy-czaił się wtedy do widoku ludzi powyginanych przez ból natak wyrafinowane sposoby, jakich nie ogarnę łaby wyobraź-nia genialnego rzeźbiarza. Przyzwyczaił się  teŜ do osóbkorzystają cych z umieszczonego koło Instytutu uję cia wodyoligoceńskiej i proponują cych niekiedy swoje sposoby le-czenia wszelkich schorzeń. Oswoił się  z widokiem ubrań rozwieszonych na parkanie Instytutu i sprzedawanych za

59

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 57/265

grosze. By skrócić czas oczekiwania na wizytę , zaczą ł się  uczyć rozkładu jazdy autobusów, które miały pę tlę  przy

ulicy Spartańskiej, od czasu do czasu chodził oglą dać ro-śliny przez pordzewiałe szkielety szklarni z podziurawio-nymi dachami. Nie pogodził się tylko z jednym. Z diagno-zą .

- Musiał pan sporo przejść - powiedział mu kiedyś doktor Piotr Poraj, lekarz, który zajmował się nim w Instytu-cie.- Objaw Raynauda moŜe się  nasilać przy stresie, a wpańskiej pracy... Poza tym objaw Raynauda moŜe sygnali-zować coś znacznie gorszego... Coś, co ujawni się za kil-

ka, moŜe kilkanaście lat. Myślę o reumatoidalnym zapale-niu stawów.

Heinz wolał nie wiedzieć, co to jest. Nie znosił swojejsłabości. Znienawidził ją , gdy przyśnił mu się sen. Było todwa lata temu. Śniło mu się , Ŝe ma strzelać do mordercy,się ga po broń, celuje... I czuje, Ŝe sztywnieją  mu palce.Nie moŜe nacisnąć spustu. Morderca ucieka.

Nastę pnego dnia przestał nosić słuŜbowego glocka.Teraz teŜ coś musiało być nie tak. Coś, czego Heinz nie

umiał nazwać, ale co juŜ intuicyjnie wyczuwał.Myślał o tym jeszcze wtedy, gdy milczą cy policjant z

komendy stołecznej wiózł go na ulicę  Oczki na sekcję  zwłok. Heinz w czasie studiów wynajmował kawalerkę naperyferyjnym wtedy Targówku, a Śródmieście uwaŜał zasiedlisko psycholi. Troje z nich wspominał nawet dobrze.Pamię tał obłą kaną  staruszkę , która stała na skrzyŜowaniuw Alejach Ujazdowskich, przy ambasadzie Stanów Zjed-

noczonych, i samozwańczo kierowała ruchem drogowym,wyposaŜona w milicyjny lizak i biały kask, jakich pełnobyło na budowach.

Gdy dwóch chłopaków chciało umyć szyby samocho-du, milczą cy policjant odezwał się po raz pierwszy.

- Spierdalać! - krzykną ł. - Bo wezwę  straŜ miejską .Heinz zdąŜył jeszcze zobaczyć, jak zbliŜa się do nich ko-lejny męŜczyzna. Nogi kończyły mu się  na wysokościkolan.

60

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 58/265

Kikuty stały na białej desce z przymocowanymi kół-kami. Na rę kach miał rę kawice, jakich uŜywa się  na bu-

dowie. Kaleka odepchną ł się energicznie od ziemi i miną łstoją cego przed nimi land cruisera. Był na wysokościdrzwi kierowcy, gdy zapaliło się zielone światło. Kierow-ca parskną ł śmiechem.

- Wie pan co? Wie pan, z kim mi się oni kojarzą ?Heinz milczał. Widział oczy wpatrzone we wsteczne

lusterko. Pokrę cił przeczą co głową .- Z lalkami. Z lalkami w wózku. A zauwaŜył pan jego

dłonie?

Heinz powtórzył swój gest.- Grube budowlane rę kawice. eby nie poobcierać pię -

ści. Tyle Ŝe z poobcinanymi palcami, Ŝeby lepiej chwytać kasę . Zawodowcy. Rozumie pan?

Heinz trzeci raz kiwną ł głową . Zrobił znak, Ŝe rozumie.Był wściekły. Mieli mu dać słuŜbowy samochód. I miałdosyć kierowcy. Chciał być jak najszybciej przy sekcyj-nym stole. W prosektorium na ulicy Oczki, nazwanej takna cześć nadwornego lekarza dwóch polskich królów,czekał na niego prawdziwy komitet powitalny. Obok Kar-loffa stał dwudziestokilkuletni zadbany brunet w beŜowejskórzanej kurtce. Wyglą dał, jakby właśnie wyszedł z sa-lonu kosmetycznego. Heinz raz jeszcze spojrzał na jegokurtkę  i aŜ pokrę cił głową . Model stał mię dzy Karloffem,a niskim łysym męŜczyzną . Jego łysina jaśniała, czego niemoŜna było powiedzieć o fartuchu. MęŜczyzna miał bladepoliczki pozbawione cienia zarostu i Heinz zrozumiał,

dlaczego nazywany był Sierściuchem. Komitet powitalnyuzupełniały dwa nieruchome ciała rozłoŜone na stołach.- Doktor Jan Talar, nasz geniusz medycyny są dowej -

Karloff wskazał na Sierściucha. - A to podkomisarz Le-szek Baryka, świeŜo upieczony absolwent szkoły oficer-skiej.

Widzą c, Ŝe Heinz wpatruje się w kurtkę Baryki, dodał:- Debiutuje tu na Oczki i tym moŜna tłumaczyć ten od-świę tny strój.

61

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 59/265

- Jak tracić dziewictwo, to w dobrym towarzystwie. -Sierściuch zaśmiał się . - A tu - teatralnym gestem wskazał

na stoły - coś specjalnego...- Super truper. - Podkomisarz nazwany Dziewicą starałsię być zabawny.

- Dla porzą dku, nazywam się Heinz. Pisze się tak samo jak nazwę ketchupu. Wybiera się do nas prokurator?

- Dzwoniłem do niego - szybko odparł Baryka. - Powie-dział, Ŝe się spóźni i Ŝeby na niego nie czekać.

Karloff popatrzył przecią gle na Heinza.- To nie ma znaczenia - powiedział Sierściuch. - Ciała

są  i tak otwarte. Zresztą  zobaczcie... - Szybkim ruchemzdarł prześcieradła.

Heinz spojrzał uwaŜnie na twarze, które jeszcze nie-dawno mogły się podobać. Jak lalki - przypomniał sobie,co mówił niedawno jego kierowca. Ktoś ich posadził jaklalki i naznaczył szminką . Jak w jakimś teatrzyku dladzieci.

- Znaleziono ich - medyk zajrzał do dokumentacji - oczwartej nad ranem. Biorą c pod uwagę  miejsce znale-zienia zwłok i warunki atmosferyczne, moŜemy przyjąć,Ŝe śmierć nastą piła jedenastego kwietnia mię dzy szesnastą  a dwudziestą , a wię c jakieś osiem do dwunastu godzinwcześniej.

- Co spowodowało zgon? Czy ma to zwią zek z torbamifoliowymi, które mieli na głowach? - Heinz wpatrywał się  w martwą twarz leŜą cą bliŜej niego.

- Proszę spojrzeć. Szyja - medyk odwrócił się . - U dru-

giego to samo. Widać  ślady po taśmie samoprzylepnejalbo jakimś materiale zaciskają cym dolną  część torby.Zostali w ten sposób uduszeni. Co do tego nie mam wą t-pliwości. Są  teŜ inne ślady w postaci otarć naskórka naszyi i twarzy, a takŜe krwawe podbiegnię cia w śluzówcewarg, trochę wybroczynek w spojówkach oczu...

- A zaczerwienienie przy ustach? U obu... - przerwałHeinz.

62

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 60/265

- To rzeczywiście jest ciekawe - przytakną ł Talar. - Wy-glą da tak, jakby mieli usta zaklejone taśmą .

- Bez sensu - model w beŜowej skórze postanowił coś powiedzieć. - Skoro duszono ich torbą , to po co zaklejanousta?

- I mamy jeszcze otarcia skóry na przegubach i na no-gach, przy kostkach. - Medyk są dowy zignorował pytanieBaryki. - Oni byli do czegoś przywią zani... Szarpali się ...Aha, i w jednym przypadku, u Leskiego, ślady defekacjina ciele i na bieliźnie. Najpewniej skutek duszenia lubstresu.

- Czy takie duszenie torbą ... - Baryka przełkną ł ślinę . -Czy takie duszenie... boli?

- Czy boli? - Sierściuch oderwał wzrok od ciał i popa-trzył na Dziewicę . - Mój profesor cytował Franza Kafkę ,który mawiał, Ŝe śmierć to pozorny koniec, który powodu-

 je realny ból. Powiem ci tak, młody przyjacielu: takie du-szenie jest jedną z najgorszych tortur. W torbie załoŜonejna głowę jest po prostu bardzo mało tlenu i szybko zaczy-nasz się dusić. Ale nie to jest najgorsze. Niby nie czujeszfizycznego bólu, ale wiesz, Ŝe umierasz, i to wywołuje niedają cy się  z niczym porównać strach. To ten strach bolicię , by tak rzec, naprawdę . Oczywiście znamy rozmaitewariacje tego sposobu - od prymitywnej metody umywal-kowej, gdy podtapiamy ofiarę , do bardziej wyrafinowa-nych. Widzieliście film Bitwa o Algier ?

Wszyscy trzej pokrę cili przeczą co głowami.- W zasadzie niepotrzebnie pytałem. - Sierściuch był

zdegustowany. - PrzecieŜ tylko ja pamię tam takie stare fil-my. Była tam taka scena, jak Francuzi przywią zują facetado deski i zanurzają  w wodzie. Trzymają  nieszczęśnikapod powierzchnią  tak długo, aŜ zaczyna się na dobre du-sić. Wycią gają  i po chwili znowu powtarzają manewr. APola śmierci widzieliście?

- Widziałem - Karloff i Heinz odpowiedzieli niemalrównocześnie.

63

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 61/265

- Nie wierzę wam - medyk uśmiechną ł się . - Warto wie-dzieć, Ŝe równieŜ ludzie Pol Pota w KambodŜy przy po-

mocy toreb uśmiercili tysią ce ludzi. Był to widowiskowy -i tani - sposób zabijania... Tak to z grubsza wyglą da. Pansię nie najlepiej czuje? - Popatrzył na Barykę .

Podkomisarz pobladł.- Nie... wszystko w porzą dku - wydusił.- W jaki sposób pana zdaniem ci tutaj zostali obezwład-

nieni? - zapytał Karloff. - Dwóch młodych, sprawnych fi-zycznie chłopaków... To przecieŜ nie jest łatwe. Nawet

 jeśli ma się broń... PrzecieŜ ich nie ogłuszył...

- Teoretycznie mógł. Sami wiecie... Wystarczy skarpet-ka wypełniona piaskiem albo pałka owinię ta materiałem...MoŜe się zdarzyć, Ŝe po takim uderzeniu nie bę dzie śladuna ciele. Ale chłopaków było dwóch, poza tym brak śla-dów walki. Poza tym po co się mę czyć, mamy farmakolo-gię ...

Medykowi przerwał niespodziewany odgłos. Wszyscyspojrzeli w stronę  starego Ŝeliwnego zlewu. Podkomisarztrzymał się jego brzegów, pochylił głowę . Wstrzą sną ł nimskurcz.

- Rzygaj, chłopczyku, rzygaj. Najlepiej na podłogę , bomi zlew zapchasz - powiedział Karloff, po czym odwróciłsię  do medyka są dowego. - Czyli przypuszcza pan, Ŝeofiarom zaaplikowano coś w rodzaju kwasu gamma-hydroksymasłowego?

Medyk przytakną ł.- Tak, stawiam na którąś z odmian pigułek gwałtu. Na

coś subtelniejszego niŜ na przykład popularny clonaze-pam.- Dlaczego? - Karloff był wyją tkowo dociekliwy.- Bo clonazepam moŜna łatwo wykryć w czasie sekcji,

a takŜe u Ŝyją cych. Wystarczą  badania toksykologicznekrwi i moczu. W naszym przypadku sprawca czy teŜ sprawcy - medyk poprawił się  - mogli się posłuŜyć choć-by rohypnolem, środkiem, który szybko obezwładnia ofia-rę . Przyjmujesz dawkę i za chwilę nie wiesz, co się z tobą  

dzieje, dajesz się bezwolnie wyprowadzić z restauracji

64

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 62/265

Ŝyczliwym znajomym, i tak dalej... Na dodatek rohypnol, ipodobne środki, powoduje niepamięć wsteczną , bardzo

szybko rozkłada się  i wydala z organizmu, co utrudniapóźniejszą diagnostykę . Takie cudeńka najlepiej podawać z alkoholem, ale moŜna teŜ w kanapce o jakimś zdecydo-wanym, wyrazistym smaku.

Z okolic zlewu znów dobiegł odgłos uświetniają cy de-biut podkomisarza Baryki na ulicy Oczki.

Heinz milczał. UwaŜnie oglą dał dłonie zmarłych i pa-trzył na ślady na nadgarstkach. Ślady walki o Ŝycie.

- Gdzie są ubrania ofiar? - zapytał Karloffa.

- Powinny być w magazynie depozytów, ale sam wiesz, jak jest...

Heinz wiedział. Nawet ubrania zatrzymane w celu za-bezpieczania śladów zwyczajowo przechowywano w poli-cyjnych pokojach, zapakowane w czarne worki foliowe.

- Bę dę  chciał na nie rzucić okiem. I wyprowadźmy gostą d - wskazał w stronę  zataczają cego się  Baryki. - Bowszystko doktorowi zachlapie.

- Byłbym zobowią zany - medyk uśmiechną ł się . - A wwolnej chwili polecam Bitwę o Algier . 

We trzech stanę li na ulicy. Baryka wdychał spaliny sa-mochodów z taką  lubością , jakby znalazł się w barze tle-nowym.

- Coś ci powiem, Karloff - najwyraźniej odzyskiwał si-ły. - Nigdy wię cej nie nazywaj mnie chłopczykiem.

- To ja ci coś powiem - Karloff zmruŜył oczy. - Ty to narazie moŜesz mi wieśmaka przynieść. W najlepszym ra-

zie...Heinz odcią gną ł Karloffa. Patrzył na pozieleniałą twarzBaryki.

- Pozwól, Ŝe ci coś wyjaśnię - zachrypiał, przekrzykują cprzejeŜdŜają cą na sygnale karetkę . Najpierw uzupełnię to,co mówił zimny doktor. Jest jeszcze taka wariacja dusze-nia torbą  foliową , jaką  stosują  nasze słuŜby specjalne...Zresztą  tak robią  specsłuŜby na całym świecie. Wyobraź sobie nowoczesną , dobrze wyposaŜoną salę operacyjną .

65

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 63/265

LeŜysz przywią zany do stołu jak w czasie operacji. Jesteś zaintubowany jak do zabiegu. Facet w białym fartuchu i

masce chirurgicznej robi ci zastrzyk. Podaje środek zwiot-czają cy mięśnie oddechowe. Choćby osławiony pavulon.„Łowców skór” z Łodzi pamię tasz? Nie czekał, aŜ Barykaodpowie.

- Zaczynasz się dusić - chrypiał Heinz. - Czujesz zwie-rzę cy strach przed śmiercią , przy pełnej świadomości za-czynasz umierać. Wtedy podają  antidotum i zaczynaszznowu oddychać. I to się powtarza. Pavulon. Antidotum. -Palce Heinza wbiły się niczym ostrza noŜy w okolice ra-

mion podkomisarza. Punkty atemialne. Szczególnie czułepunkty na ciele człowieka, przy których, jak mawiał sen-sei Kastoriadis, pię ta Achillesa to mały pikuś. Mały pikuś.Swoją  drogą  ciekawe, gdzie Lambros nauczył się  tegowyraŜenia. - Pavulon. Antidotum. Pavulon. Antidotum... -Heinz powtarzał jak w transie, dźgają c Barykę  w okoli-cach pach. - Ile razy jesteś gotów tak umierać?

- Chcesz powiedzieć... - Oficer, który kilka minut temuprzestał być dziewicą , odzyskał głos. - Chcesz powie-dzieć, Ŝe słuŜby specjalne mają  coś wspólnego z tym za-bójstwem?

- Nic nie rozumiesz. - Heinz odsuną ł się od swojej ofia-ry. - Ale moŜe się jeszcze wyrobisz... MoŜe... To była lek-cja. Czas na podsumowanie. Po pierwsze, nigdy niedzwoń do prokuratora z pytaniem, czy przyjdzie na sekcję  zwłok. W dziewię ciu przypadkach na dziesięć i tak nieprzychodzą . Unikają  nieprzyjemnych wraŜeń. Poza tym

zapamię ta twoje nazwisko. I gdy nastę pnym razem bę -dziesz do niego dzwonił z naprawdę waŜną sprawą , posłu-Ŝy się byle pretekstem, Ŝeby cię spuścić na drzewo.

- Dobrze gada - zaśmiał się Karloff.- Teraz nauka druga. Ci dwaj na stole wyglą dali tak nie-

pozornie, prawda? Nie widać po nich, co przeszli, zanimumarli. Ale moŜesz być pewien, Ŝe cierpieli. Cierpieli jak

66

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 64/265

skurwysyn. Twoje rzyganie to przy tym niewinne piesz-czoty. Dlatego nigdy nie mów o ofiarach z lekcewaŜe-

niem. Nawet wtedy, gdy chcesz stłumić własną  niepew-ność albo tylko odruch wymiotny. Nie wyśmiewaj się  znich. To nie są  Ŝadni „super truper”, rozumiesz? I wresz-cie - Heinz zawiesił głos - nauka trzecia. Masz wydatek wpralni chemicznej czy ekologicznej. Zarzygałeś sobiekurtkę .

Baryka spojrzał w dół. Przy kieszeni po prawej stronie ina rę kawie widniały plamy, które odcinały się  barwą  odbeŜu.

- Kurwa... O kurwa... - Podkomisarz gwałtownymi ru-chami zaczą ł rozcierać plamy. - Co Jolka powie? Ona taklubi tę skórę ...

- Powiem ci jeszcze coś - przerwał mu Heinz. - Gdy od-bierzesz kurtkę  z pralni, wciąŜ bę dziesz czuł, Ŝe coś jestnie tak. A wiesz, dlaczego? Bo zapach trupa wsią ka wskórę  jak jasna cholera. Nigdy nie przychodź tu - ruchemgłowy wskazał wejście do zakładu medycyny są dowej -tak ubrany. Ani na miejsce zdarzenia, jeśli moŜesz tamzastać rozkładają ce się ciało. To nauka numer cztery. Tyleo tym. - Przeczesał siwe włosy na skroniach.

Do Pałacu Mostowskich pojechał razem z Karloffem.Baryka poszedł szukać pralni. Całą drogę milczeli.

- Dlaczego tak go potraktowałeś? - zapytał Karloff, gdywjeŜdŜali na dziedziniec. - Po co to całe kazanie o sza-cunku dla ofiar? PrzecieŜ nie Ŝyją , a chłopczyk niech ja-koś sobie radzi, by jak najszybciej przestał być chłopczy-

kiem...- Powinieneś jeszcze dodać - cierpko zauwaŜył Heinz -Ŝe przyszłość naleŜy do takich jak on. Młodych i ambit-nych... Ty wciąŜ bę dziesz podkomisarzem, a on bę dzie się  pią ł. I moŜe zacząć się odgrywać...

- Nie odpowiedziałeś mi. Poza tym ską d w tobie tyleagresji, Heinz?

- Dlaczego tak go potraktowałem? - Heinz wpatrywałsię  tę pym spojrzeniem w przednią  szybę  samochodu. -

Kiedyś ci opowiem.67

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 65/265

- Opowiedz teraz! - Karloff nie panował nad sobą .Heinz popatrzył mu w oczy.

- Okej. MoŜe urzeknie cię moja historia.Karloff zawrócił z piskiem opon. Heinz zdąŜył zauwa-Ŝyć, Ŝe posterunkowy stoją cy przed komendą  spojrzałuwaŜnie na ich samochód. Pięć minut później siedzieli wpubie przy Placu Bankowym.

10

Wszystko zaczę ło się w pochmurny wrześniowy dzień 2001 roku w Mysłowicach, gdy do spalonego domu wkro-czyli policjanci. W ogrodzie na tyłach posesji znaleźlizwę glone zwłoki młodej kobiety. Nikt nie miał wą tpliwo-ści, w jaki sposób zginę ła. Morderca posadził ją na krześle

i przywią zał rę ce do oparcia. Potem oblał benzyną  i pod-palił. aden z są siadów mieszkają cych w tej spokojnejokolicy nie słyszał krzyku płoną cej Ŝywcem ofiary.

Wtedy do sprawy wkroczył Rudolf Heinz. VoodooChild. Prawdziwe dziecko czarnoksięŜnika. Profiler postaŜach w Quantico i Liverpoolu, policjant, o którym mó-wiło się , Ŝe potrafi przestę pcę  wyczarować, gdy inni wnieskończoność analizują  zabezpieczone ślady i po razsetny czytają  przesłuchania. Ale dziecko czarnoksięŜnika

ma takŜe swoje mroczne oblicze, i Heinz teŜ je miał. Po-byt na oddziale odwykowym po rodzinnej tragedii, a póź-niej głę boka depresja zatrzymały wspinaczkę  po szcze-blach policyjnej kariery. Koledzy pię li się w górę , on na-leŜał do grupy wiecznych podkomisarzy. Doszło do tego,Ŝe chciał odejść z policji i wpadł na szalony pomysł, Ŝezrealizuje marzenie swojego Ŝycia - zacznie grać w pu-bach rockowe przeboje. JuŜ miał cisnąć papierami, gdy

68

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 66/265

zdarzyła się ta historia.Na posesji w Mysłowicach znaleziono ślady. Cztery

niewielkie wgłę bienia w ziemi. W zasadzie to Heinz zasu-gerował, by ich szukać. Godzinami myślał o tym, co zro-bił morderca. Bo nie zabił ot, tak, po prostu. Dokonał eg-zekucji. Spalił na stosie. Jak inkwizytor. Heinz utwierdziłsię  w tym przekonaniu, gdy prześwietlono Ŝycie ofiary.Kobieta, oficjalnie zarejestrowana jako bezrobotna, trudni-ła się najstarszym zawodem świata i radziła sobie całkiemnieźle wśród licznej konkurencji. Ale mordercy spalenieŜywcem nie wystarczało. Było zaledwie jak poranna ką -

piel. Jak oczyszczenie ciała. Musiał wymierzyć karę  jesz-cze jakoś inaczej. Co robił, zanim podpalił szmatę , którejuŜył jako lontu? Heinz domyślił się . Morderca mówił.Mówił do kobiety. Opowiadał jej, dlaczego ją zabije i jakto zrobi. Jak bę dzie cierpieć. Wyniósł do ogrodu drugiekrzesło i usiadł naprzeciwko niej. Nie za blisko, bo bli-skość moŜe sprawić, Ŝe w ostatniej chwili niespodziewa-nie litość weźmie górę . I nie za daleko, Ŝeby nie tracić kontaktu. Usiadł tak, by sycić się  jej przeraŜeniem, bypatrzeć, jak płonie. Cztery ślady po nogach krzesła znale-ziono w odległości trzech metrów od spalonego ciała. He-inz wiedział juŜ, jak on to robi, nie wiedział, gdzie szukać sprawcy.

Seksualne tło zbrodni nie ułatwiało typowania morder-cy. Inkwizytor uderzył dwa tygodnie później w Tarnow-skich Górach. Wszystko odbyło się  według podobnegoscenariusza. Posesja na skraju ulicy, brak świadków, śro-

dek dnia. Ofiara skrę powana kablem elektrycznym i przy-wią zana do krzesła. I cztery wgłę bienia w ziemi w nie-wielkiej odległości od zwłok. RóŜnice były dwie. Inkwi-zytor zabił tym razem męŜczyznę , dobrze zresztą znanegopolicji. Facet był „opiekunem” katowickich prostytutek.

- Jednego alfonsa mniej. I dobrze - mówili policjanci zTarnowskich Gór. - Ale Ŝeby komuś zrobić coś takiego?

69

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 67/265

Ze środka uszu zwisały dwa kable. W pewnej chwilimorderca zamkną ł obwód elektryczny. T-shirt zalany był

na brzuchu krwią . Gdy męŜczyzna umierał raŜony prą -dem, odgryzł sobie ję zyk, co doprowadziło do obfitegokrwawienia. Za pierwszym razem śmierć na stosie, terazkrzesło elektryczne. I, nieodmiennie, przemowa kata przedwykonaniem wyroku. Mowa kata, który przemienia się wświadka egzekucji i rozgrzesza samego siebie.

Heinz wpadł wówczas na pomysł, który zatrzą sł ko-mendą  wojewódzką  w Katowicach. Naczelnik Krygier zpewnością pamię tał tę naradę .

- Mogę  się  oczywiście mylić - sugerował Heinz zebra-nym - ale to raczej nie jest maniak seksualny. To mściciel.Ktoś, kto morduje dla idei. Ktoś, kto wypala zło. UŜywa

  jedynej w pełni niszczycielskiej siły - ognia. Wiecie do-skonale - referował fachowo - Ŝe kaŜdy zawodowiec, jeślinie chce narobić sobie kłopotów i pozostawić śladów, wy-bierze ogień. Ślady krwi mogą być wszę dzie, czasem ichobecność zdaje się przeczyć prawom fizyki. A jednak są .W zasadzie nie da się ich ukryć ze stuprocentową skutecz-nością . Z jednym wyją tkiem...

- MoŜna dokonać zabójstwa, a potem spalić budynek -powiedział wtedy ktoś z obecnych, Heinz juŜ nie pamię tałkto. - O to ci chodzi?

- Tak. Ogień trawi wszystko. Jest receptą absolutną . An-tybiotykiem antybiotyków w świecie zbrodni. Ogień trawiciało. Opowieść o ogniu - a nasz sprawca lubi opowiadać - trawi duszę . W Mysłowicach sfajczyło się ciało, bo ofia-

ra pracowała ciałem i grzeszyła. W Tarnowskich Górachmorderca zają ł się  samą  głową , bo „opiekun” dziewczynbył mózgiem, organizatorem. No to trafił na „krzesło ła-ski”.

- Na co?- Krzesło łaski. Mercy seat. Jest taka piosenka o facecie,

który za chwilę  ma być stracony na krześle elektrycz-nym...

70

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 68/265

- Chcesz powiedzieć, Ŝe twój Inkwizytor słucha rocka?- Nie. Ale metodę karania wybiera z rozmysłem. Z pre-

cyzją . Planowanie go rajcuje, rozumiecie? Zresztą  takdzieje się czę sto w przypadku seryjnych morderców.- Chwileczkę . - Heinz zapamię tał uwagę  obecnego na

spotkaniu prokuratora nadzorują cego sprawę . - W drugimprzypadku mamy do czynienia nie z podpaleniem, lecz zporaŜeniem.

- Ale sprawca doskonale wie, jaka jest zasada działaniakrzesła elektrycznego - odparł. - Jestem pewien, Ŝe znaopisy, jak skazańcom płonę ła głowa, paliły się  włosy, w

całym wię zieniu czuć było swą d... - Wzią ł głę boki od-dech. - I w zwią zku z tym wszystkim mam pewien po-mysł... -Wszyscy słuchali w napię ciu. - Chcę powiedzieć,Ŝe sprawca traktuje karę dosłownie. Zawiniło ciało, niechspłonie ciało. Byłeś alfonsem i organizowałeś pracę  dzi-wek, niech płonie twój mózg. Wydaje mi się , Ŝe równieliteralnie powinniśmy potraktować nadaną  mu przez nasnazwę Inkwizytor. Bo to jest inkwizytor.

- To znaczy? - Krygier przygryzł wargę .- To znaczy, Ŝe to moŜe być ksią dz... Były ksią dz...

MoŜe były zakonnik... Tyle o tym.Heinz wielokrotnie zastanawiał się , jak brzmi cisza. Ta

ze starej piosenki Simona i Garfunkela. Raz w Ŝyciu, wła-śnie wtedy, usłyszał jej prawdziwe brzmienie.

W końcu Krygier powiedział cicho: - No to, Hipis, po- jechałeś po bandzie.

Potem wszyscy zaczę li się  przekrzykiwać. Prokurator

zrobił się czerwony na twarzy. Zaczę ło się walenie pięścią  w stół i rzucanie papierami. W końcu ktoś pobiegł po bu-telkę wódki.

- Komendant na to nie pójdzie - spokojniej, po dwóchgłę bszych, przekonywał Krygier. - Rzą dzą cy utrzymują  dobre stosunki z naszym biskupem i dyplomacja jest naj-waŜniejsza.

71

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 69/265

Stanę ło na tym, Ŝe Heinz miał się kontaktować z księŜ-mi z diecezji ślą skiej. Udało mu się w końcu sporzą dzić 

listę  kapłanów, którzy porzucili stan duchowny. Szcze-gólnie interesowali go księŜa, u których zdiagnozowanochorobę  psychiczną . MoŜe nie przypadkiem Inkwizytorraz był prokuratorem, raz katem, a zawsze świadkiemegzekucji. Kobieta z Mysłowic i męŜczyzna z Tarnow-skich Gór zostali skrę powani i przywią zani do krzesełtakim samym kablem elektrycznym o średnicy trzech mi-limetrów. Przy drugim morderstwie pozostały ślady kre-mu orzechowego na nadgarstkach ofiary.

Heinz wykonał kolejny telefon. Najpierw usłyszałśmiech, potem echo swojego zachrypnię tego głosu.

- Stara sztuczka. Taka tajemnica zawodowa. - Roz-mówca Heinza był elektrykiem z trzydziestoletnim do-świadczeniem i uprawnieniami do montowania instalacjielektrycznych. - Tłusty krem. Orzechowy czy nie - znówusłyszał śmiech kojarzą cy się  z kiepskim horrorem -wszystko jedno. Chodzi o to, Ŝe smaruje się  kable, Ŝebylepiej wchodziły w aluminiowe rurki, w obudowę . Stosujesię  to zwłaszcza przy starych instalacjach. A przy okazji,

 jak coś nawali, to wiesz, gdzie dzwonić?W końcu trafił. Jerzy Urbaniak, ksią dz z Katowic. Jesz-

cze gdy był kapłanem, uwaŜano go za dziwaka. Gdy zrzu-cił sutannę , ponoć „pogłę biło mu się ” - tak mówiła siostra,z którą  Urbaniak mieszkał. Zawsze miał smykałkę  dotechniki. Od wielu lat pracował jako elektryk w Katowi-cach i Sosnowcu.

Wtedy Heinz zaczą ł popełniać błę dy. Zgubiła go pew-ność siebie. Tak to juŜ jest. Pomyłka prowokuje kolejną  pomyłkę . Heinz zrobił coś, czego nie robią  policjanci zduŜo mniejszym doświadczeniem. Postanowił z Urbania-kiem porozmawiać sam, bez świadków, upewnić się przedostateczną  rozgrywką , czy miał rację . Dobrze, Ŝe przy-najmniej zostawił notatkę  słuŜbową  informują cą , co za-mierza robić. Był pewien, Ŝe siostra Urbaniaka nie zdra-dziła się z tym, Ŝe wypytywał ją policjant. Nie przewidział,

72

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 70/265

Ŝe przypadkiem zobaczy go z okna podczas banalnejczynności podlewania kwiatów i Ŝe go pozna. I Ŝe powie

bratu. Potem, gdy wchodził na drugie pię tro sennego fami-loka na Nikiszowcu, jakby Ŝywcem przeniesionego z fil-mów Kazimierza Kutza, zapomniał o tym, czego uczyłmistrz wszystkich karateków Ginchin Funakoshi: „Prze-kraczają c próg domu, stajesz twarzą  w twarz z tysią cemwrogów”. Heinz nie przewidział, Ŝe zostanie zaatakowanyprzez byłego księ dza. Jakoś... Jakoś nie mieściło mu się tow głowie. Potem Inkwizytor wyrzucił siostrę za drzwi. Tapobiegła do są siadki, zadzwoniła na pogotowie i policję .

Gdy Heinz odzyskał przytomność, siedział przywią zanydo krzesła, odurzony zapachem benzyny.

Modlił się wtedy po raz pierwszy od wielu lat. I - byłtego pewien - po raz ostatni w Ŝyciu. Tak jakby płomie-niami, które ogarnę ły jego ciało, ostatecznie wypalono wnim wiarę . Kocie łby na Nikiszowcu wypełniły się policją ,karetkami i straŜą  poŜarną . Ceglaste familoki, rdzawypłomień w oknie na drugim pię trze i zachód słońca uschyłku złotej polskiej jesieni tworzyły harmonię kolorów.

Nigdy, nawet po latach, Heinz nie zrozumiał dwóchrzeczy: nie wiedział, dlaczego tak szybko przyjechała po-licja, i dlaczego - skoro juŜ przyjechali - nie skorzystali zprocedury „dynamicznego zatrzymania”. Dlaczego poprostu skurwysyna nie zabili?

Specjalistyczny szpital w Siemianowicach Ślą skich sto-czył walkę  z jeszcze jednym poparzonym, który nie chceŜyć. Heinz przeszedł kilka przeszczepów. Nieprzytomny,

całymi dniami majaczył. Gdy odzyskał przytomność, ob-sesyjnie myślał, Ŝe byłoby lepiej, gdyby go nie uratowali.A Inkwizytor wywiną ł się od doŜywocia. Są d skierował

go na obserwację psychiatryczną , a potem uznał, Ŝe JerzyUrbaniak, niegdyś ksią dz, w chwili popełniania czynu byłniepoczytalny. Ze wzglę du na rehabilitację  Heinz niemógł stawić się  przed są dem. ZłoŜył wyjaśnienia, którespisano.

73

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 71/265

Są d je zlekcewaŜył, mimo Ŝe Heinz dowodził, iŜ In-kwizytor działał świadomie i metodycznie niczym Garri

Kasparow rozgrywają cy partię  szachów. Urbaniaka za-mknię to w zakładzie psychiatrycznym na oddziale strze-Ŝonym. Tyle o tym.

***Był środek dnia i upał dawał się we znaki. Heinz zdją ł

marynarkę . Kelnerka drgnę ła na widok blizn na przedra-mieniu męŜczyzny z niechlujnym zarostem.

- To wszystko chuj - Heinz wskazał na rę kę . - Idzie o

to... Idzie, Karloff, o to, Ŝe...Nie dokończył zdania. Chciał powiedzieć, Ŝe wtedy,

gdy płoną ł na krześle i patrzył w oczy Inkwizytora, oczybłyszczą ce z podniecenia, wraz z ciałem wypalało się  wnim Ŝycie. Wypalało się to, co w Heinzu było najlepsze.

To wszystko miał juŜ na końcu ję zyka, gdy uznał, Ŝenie ma powodu, by zwierzać się  Karloffowi. Dlaczegomiałby mu ufać do tego stopnia? Tu przecieŜ kaŜdy grał wswoją grę .

Karloff milczał. Wstał, podszedł do baru i dopiero wte-dy odzyskał głos. ZłoŜył zamówienie i wypił trzy kieliszkiwódki w tempie sprintera biegną cego na setkę . Gdy wró-cił, oparł się o blat i zakołysał nad stolikiem, jakby tańczyłsalsę .

- Nie urzekła mnie twoja historia, Heinz... Nie urzekła.Ale - popatrzył rybim spojrzeniem - moŜesz na mnie li-czyć. MoŜe jeszcze ze dwóch ludzi ci pomoŜe. Oczywi-

ście - zawiesił głos - wszystko w granicach rozsą dku.

74

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 72/265

11

W komendzie Heinz przejrzał rzeczy ofiar. Ze zdumie-niem patrzył na markowe spodnie, na Diesle i Levisy, ko-szulki polo i sportowe buty. Nie tak wyobraŜał sobie strójkleryków. Nie trzeba było być wytrawnym stylistą  aniczytelnikiem pism o modzie, aby zrozumieć, Ŝe ubrania, w

  jakich zostali znalezieni klerycy, bardziej pasowały dobywalców klubów przechodzą cych na bramce obrzę d se-lekcji, niŜ do ascezy panują cej w seminarium duchownym.

Wprawdzie czasy się  zmieniły, księŜa jeŜdŜą  maybacha-mi, jaguarami, ich twarze zdobią etykiety win, a oni saminierzadko stają się kimś w rodzaju menedŜerów Kościoła,ale Ŝeby zaczynało się  to juŜ na etapie studiów? Karloff patrzył ze zdziwieniem, jak milczą cy przez cały czas He-inz zapisuje nazwy marek odzieŜowych. W którymś z tychubrań morderca pozostawił kartkę z numerem telefonu dotego profesora z seminarium. Pozostawił czy nie zauwa-Ŝył? A moŜe chciał wskazać na coś lub na kogoś?

- U którego znaleźliście tę  kartkę  z zapisanym nume-rem? - odezwał się po raz pierwszy od dłuŜszej chwili.

- U Rakowieckiego. To ten - Karloff wskazał na rozrzu-cone rzeczy - co był w jasnej skórzanej kurtce.

Jasna skórzana kurtka. Lekko wpadają ca w beŜ. Swoją  drogą ciekawe - pomyślał Heinz - czy Dziewica oddał juŜ swoją skórę do pralni. I co powiedziała Jolka?

Przeszukał kieszenie w drugiej, grubszej szarej kurtce

przypominają cej polar.- Szukania nigdy dość - mrukną ł, widzą c pełne urazyspojrzenie Karloffa.

Obejrzał podeszwy butów. OdłoŜył jedną parę  i uwaŜ-nie przyglą dał się drugiej. ZmruŜył oczy, włoŜył dłoń dobiało-czerwonej Pumy i podszedł do okna. Wolną dłonią  przywołał Karloffa.

75

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 73/265

- Widzisz? - wskazał na niezniszczony protektor. - Coto jest?

Jasny spód buta był w stanie niemal idealnym. Chłopakalbo dopiero co kupił te Pumy, albo w nich jeszcze niechodził. Podeszwa, z dziesią tkami niewielkich wybrzu-szeń i wyŜłobionymi paskami, skojarzyła się Heinzowi zpowierzchnią  księŜyca. Przypomniał sobie reklamy tele-wizyjne. Kosmiczna technologia. „Komfort za Ŝycia, wy-goda w chwili śmierci” - bezwiednie ułoŜył mu się w gło-wie własny slogan reklamowy. Na wysokości śródstopia,mię dzy dwoma wybrzuszonymi punktami utkwiło coś, co

wyglą dało jak kamyk. Heinz wyją ł długopis z kieszenimarynarki i podłubał w bucie. Nie. Z pewnością nie był tokamień.

- Co to jest? - powtórzył.Karloff wzruszył ramionami.- Nie mam poję cia.- Ską d to się mogło wziąć? Czy pasuje do podłoŜa, na

którym znaleźliście ofiary? To kolec jakiś czy owad? –Heinz zasypywał Karloffa pytaniami.

Blizna na twarzy policjanta wydłuŜyła się . Tym razem jednak podkomisarz się nie uśmiechał.

- Posłuchaj uwaŜnie... Mamy dwa trupy, głowy w tor-bach foliowych, wymalowane trójką ty i wreszcie godzinę  śmierci papieŜa... A ty... - wskazał na but - ty wyjeŜdŜaszz jakimś gównem w bucie. Co tobie się wydaje? - Karloff stracił panowanie nad sobą . - e jesteś jakąś Jodie Foster,a my gramy w Milczeniu owiec? Taaa... - teatralnie rozło-

Ŝył rę ce i przecią gną ł samogłoskę , ujawniają c scenicznezdolności - mniemam, panie komisarzu, Ŝe to kokon ćmyErebus odora,  znanej takŜe jako czarna wiedźma. Zapa-mię tałem, bo tak nazywałem narzeczoną ...

Faktycznie, uroczy jesteś, Karloff.- A za chwilę w dupie jednego z tych pedałów teŜ znaj-

dziemy ćmę , która Ŝywi się ludzkimi łzami!

76

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 74/265

Bitwy o Algier  Karloff nie oglą dał. Ale z fabułą  Milcze-nia owiec radzi sobie nadzwyczaj dobrze. Pomijają c, rzecz

 jasna, ćmę w odbycie.- Nic mi się  nie wydaje. - Heinz starał się  zachować spokój. - Po prostu sprawdźmy, co to jest. Pewnie nie mato Ŝadnego znaczenia, ale zróbmy to na wszelki wypadek.W porzą dku? - połoŜył dłoń na ramieniu Karloffa.

- Jak chcesz. Dam to chłopakom z laboratorium krymi-nalistyki. Powinni sobie poradzić.

- Nie chciałbym ich poganiać - Heinz starał się mówić  jak najbardziej pojednawczym tonem. - Ale powiedz, Ŝeby

zrobili to na cito. Zapakowali ubrania z powrotem w czarne foliowe wor-

ki i wyszli. Heinz dowiedział się , Ŝe słuŜbowy samochóddostanie dopiero jutro. Znów musiał prosić, by ktoś gozawiózł do Centrum Olimpijskiego.

Gdy szedł do windy, zobaczył, Ŝe z jednego z pokojówwychodzi policjantka, którą  widział wczoraj na zebraniuzespołu. Czarne wojskowe buty, krótkie włosy barwysmoły, reszta w tym samym pogrzebowym stylu. Czarnawiedźma - skojarzyło mu się . Posę pna wokalistka z festi-walu rocka gotyckiego. Podszedł do policjantki.

- Przepraszam, mam jedno pytanie... Poznaliśmy się  wczoraj... - czuł się coraz bardziej zaŜenowany.

- Komisarz Heinz, pamię tam. Zwany gdzieniegdzie„przyjemniaczkiem”...

- Miło mi to słyszeć - odparł na odczepnego. Swoją dro-gą wyrobili sobie o nim niezłą opinię . - Mam do pani py-

tanie, jako do kobiety...Czarna wiedźma znieruchomiała.- Chodzi mi o paznokcie. Jak to się nazywa, gdy mode-

luje się je tak, by miały prostoką tny kształt i kończyły się  takim białym, dwu-, trzymilimetrowym paskiem?

Policjantka milczała. Trochę dłuŜej niŜ powinna.

77

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 75/265

- To french. Poza tym teŜ jestem komisarzem. JolantaBiedrzycka. Ale mów mi Jolka. Czy zamierzasz sobie coś 

takiego zrobić?Jolka. Co Jolka powie? - przemknę ło przez głowę He-inza. CzyŜby chodziło o tę właśnie Jolkę ? Słowa rozdzie-wiczonego dziś na Oczki podkomisarza Baryki wracały

 jak echo.- Halo! Nie odpowiedział mi pan na pytanie... - Erebus

odora wpatrywała się w profilera oczami, które ze wzglę -du na podkrąŜenia wydawały się jeszcze wię ksze.

- Przepraszam... Czy moŜe pani... Czy moŜesz...

- Mogę  - weszła w słowo. - Pytałam, czy zamierzaszstrzelić sobie frencha. Do dziś dość modny wśród face-tów. Pamię tasz pierwszą  czy drugą  edycję   Big Brothera? Był tam taki chłopak, co bzykał się na oczach widzów ztaką  lalką  w jacuzzi, tylko bą belki w obiektyw leciały...No wię c on robił sobie frencha...

Rozmawiali jeszcze kilka minut. W tym czasie windazatrzymywała się  kilka razy na ich pię trze i zjeŜdŜała nadół. W końcu komisarz Biedrzycka spojrzała na zegarek zduŜą  tarczą , bardziej pasują cą  na nadgarstek męŜczyzny.PoŜegnali się .

Heinz słyszał, jak cięŜkie buty wybijają  równy, zdecy-dowany rytm na stopniach schodów.

Poczuł ulgę , gdy zobaczył, Ŝe przydzielili mu nowegokierowcę . Gdy znalazł się  na WybrzeŜu Gdyńskim, odrazu zrozumiał, dlaczego budynek Polskiego KomitetuOlimpijskiego nazywany jest ironicznie Pałacem. Gmach

powalają cy luksusem miał się  nijak do mizernych osią -gnięć polskich sportowców zdobywają cych medale naj-częściej w dziwnych konkurencjach. Latanie precyzyjne,brydŜ sportowy, zawody strongmenów. W tym jesteśmydobrzy. I jeszcze - przypomniał sobie wą tpliwej jakościdowcip - saneczkarstwo dwójkowe męŜczyzn na torachnaturalnych.

Minę li parking dla vipów, na którym stało kilkanaściesamochodów, głównie terenowych.

78

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 76/265

- Rozejrzę  się . To nie potrwa długo - rzucił do kierow-cy, który bez słowa się gną ł do schowka i wyją ł „Naszą  

Legię ”.Zabrał teczkę  z dokumentacją  fotograficzną  i szkicemterenu. Popatrzył na zielenią ce się  zarośla i kilka potęŜ-nych drzew. Zobaczył, Ŝe ktoś mu się  przyglą da z budkiochroniarskiej. Drzwi otworzyły się  i staną ł w nich niskisześćdziesię ciolatek. Heinz podszedł bliŜej.

- To tam, proszę pana - ochroniarz wskazał rę ką . - Tak  jak kończy się  główna ścieŜka i zaczynają  krzaki. Podtamtym drzewem. Chodzi panu o tych dwóch? Nie mogę  

z panem podejść, bo zaraz, ktoś bę dzie chciał wyjechać z parkingu. Człowiek pójdzie się  odlać w krzaki, zabawitam pół minuty, a potem tu - skiną ł w stronę  terenówki- robi się siwy dym. Tak jakby ich tych kilka sekund mia-ło zbawić.

Heinz milczał. Milczenie przecią gało się , a męŜczyzna,który przytrzymywał rę ką drzwi budki ochroniarskiej, tra-cił pewność siebie.

- Chyba Ŝe pan w jakiejś zupełnie innej sprawie...- Nie. Ską d pan wie, Ŝe chodzi mi o tych dwóch?MęŜczyzna wyprostował się .- Znam się na ludziach, proszę pana.Zna się na ludziach. Zobaczymy.- No i co podpowiedziało panu doświadczenie? - Heinz

podszedł do ochroniarza, który na czarnej bluzie miał na-szywkę „Zubrzycki”.

- MęŜczyzna z szoferem. Sam. Aktówka w rę ku. Nie

  jest pan dziennikarzem. Za staryś pan, teraz tylko takichszczawi przysyłają . No to ską d pan moŜe być? Ze słuŜb.To proste... No, a co tam jest? Ma pan ich zdję cia? - Zerk-ną ł na szarą teczkę .

- Rozumiem, Ŝe nie było tu pana wtedy, gdy ich zna-leźli...

- I chwała Bogu! Noc moŜna spę dzić przyjemniej - za-rechotał straŜnik.

79

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 77/265

- Ale pewnie ma pan dyŜury o róŜnych porach - Heinznie ustę pował. - MoŜe zauwaŜył pan coś niezwykłego w

ostatnim czasie... Jacyś niespodziewani goście... MoŜektoś się tu rozglą dał?- A co miałoby być niezwykłego? Mamy pię kny kwie-

cień, ciepło jest. Wieczorem co chwila ktoś tu podjeŜdŜa iwie pan...

- Nie wiem - szybko przerwał Heinz.- Sodomici, proszę pana - wyszeptał męŜczyzna. - A w

ogóle to doką d ten kraj zmierza? Albo pedały, albo ydzi,albo Niemcy - wskazał budynek w głę bi Centrum Olim-

pijskiego. - Widzisz pan szyld? Deutsche coś tam... I jakma tu być dobrze? Poza tym - ochroniarzowi nie zamykałysię usta - to był środek tygodnia. Najwię kszy ruch jest wweekend. Pan patrzy - wycią gną ł rę kę w stronę Wisłostra-dy - tam szkolenie psów, tam - obrócił się w prawo - jazdykonne. Zwariować moŜna. Ale tak jest w weekend. A wtygodniu tylko pedały...

Heinz pogrzebał w kieszeniach, jak zwykle ponapy-chanych niepotrzebnymi kartkami. Portfel. Telefon ko-mórkowy. Jak zwykle niczego nie mógł znaleźć. W końcuwydobył jakiś czysty skrawek i długopis.

- Faktycznie zna się pan na ludziach - powiedział. - Za-piszę mój telefon. Gdyby pan sobie coś przypomniał, pro-szę dzwonić, o kaŜdej porze...

- A kogo mam prosić? - W oczach męŜczyzny pojawiłasię czujność.

- Komisarz... - zawahał się . - Komisarz Krakowiak - do-

pisał na kartce.Gdy chował długopis, namacał w kieszeni plik wizytó-wek.

Kontrola. Panować nad sobą . Odruchowo daje się zaw-sze wizytówkę . Nigdy nie wiadomo, kiedy ludzie przy-pomną  sobie coś, wydawałoby się , całkiem nieistotnego.Tym razem jednak postą pił inaczej. „Albo pedały, alboydzi, albo Niemcy.” Wyobraził sobie minę  tego ochro-niarza, gdy odczytuje na wizytówce brzmią ce z niemiecka

80

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 78/265

nazwisko: Heinz. Albo imię Rudolf.Poszedł w stronę , gdzie znaleziono zwłoki.

Otworzył teczkę i popatrzył na zdję cia. Tak, to musiałobyć tu. Był na miejscu. Poczuł suchość w ustach. Zamkną łoczy.

Ofiary zostawiono przy głównej ścieŜce. Na środkusceny. Jeśli mamy do czynienia ze sceną . Wystarczyłopostawić samochód w poprzek drogi, a nastę pnie wynieść ciała i połoŜyć przy drzewie. Heinz przeszedł kilkadziesią tmetrów w prawo, tam, gdzie mniej wydeptana ścieŜkaopadała w dół, aŜ do zwalonej brzozy. Ślady prowadzą ce

za drzewem do Wisły stawały się  coraz mniej wyraźne.Odwrócił się  i kilka metrów od siebie zobaczył naroŜniksiatki okalają cej Centrum Olimpijskie. Nie wiedzieć cze-mu przypomniał sobie posą g Ikara z urwanym skrzydłemautorstwa Igora Mitoraja, stoją cy przed Pałacem. Ikar -symbol szlachetnej naiwności i klę ski - jakoś dziwniekomponował się  z ciałami kleryków. Kto wie? Bę dziepamię tał o tym skojarzeniu.

Ziemia była coraz bardziej grzą ska. Postanowił się wy-cofać. Wrócił do miejsca, gdzie znaleziono ciała klery-ków. Znowu zamkną ł oczy.

Wyobraził sobie, Ŝe jest noc. Zobaczył podjeŜdŜają cysamochód. Na dziewięćdziesią t procent miał do czynieniaz jednym sprawcą . Dlaczego? Bo praktyka wskazuje, Ŝemordercy, jeśli działają w grupie, na ogół unikają insceni-zacji takich jak ta. Rajcuje juŜ samo współdziałanie,współuczestnictwo innych. Gdy zabójców jest dwóch -

albo wię cej - ukrywają ciało. Ryzyko, Ŝe któryś ze wspól-ników się  wygada albo Ŝe policja przypadkiem wpadniena ślad, jest statystycznie wię ksze. Poza tym jeszcze kilkamniej oczywistych drobiazgów świadczyło o tym, Ŝe mor-derca działał sam. Na przykład taki, Ŝe podjechał w miej-sce, gdzie jednemu człowiekowi łatwo było połoŜyć dwacięŜkie, bezwładne ciała.

81

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 79/265

Nie. Nie połoŜyć. UłoŜyć.Dlaczego jednak podją ł ryzyko, by pozostawić je na

głównej ścieŜce? Dlaczego nie pojechał tam, gdzie byłobybezpieczniej, w stronę powalonej brzozy?Wyobraźnia Heinza pracowała na pełnych obrotach.Samotny morderca nie dałby rady przenieść tam ciał.

Za duŜy wysiłek dla jednego człowieka. Człowieka zbytsłabego, niewysportowanego albo po prostu za starego natakie wyczyny. A moŜe bał się , Ŝe na nadwiślańskich wer-tepach wysią dzie mu samochód? MoŜe ma kiepski samo-chód. MoŜe być i tak. Tak czy inaczej nie kaŜdego stać na

to, by przewieźć ciało z miejsca zbrodni w inne, staranniewybrane miejsce.

Wieziesz trupa. W tym przypadku - wieziesz dwa tru-py. Najpewniej w bagaŜniku. W popiełuszce - przypo-mniał sobie rozmowę w hotelowym barze. Wieziesz dwatrupy i musisz mieć nerwy ze stali. Wystarczy, Ŝe zwy-czajnie zatrzyma cię  drogówka. Jakiś znudzony wą satysierŜant. Albo złapiesz gumę . Ktoś postanawia ci pomóc. Iwszelkie twoje zamierzenia nagle biorą w łeb.

Heinz rozejrzał się  jeszcze raz. Kilkaset metrów na le-wo znajdowała się stacja benzynowa. Był pewien, Ŝe poli-cjanci uwaŜnie przejrzeli nagrania zarejestrowane przezkamery jedenastego i dwunastego kwietnia. Odwrócił się .Szeroka nić Wisłostrady przecinała gigantyczne, zielenią -ce się połacie. Po drugiej stronie jezdni dostrzegł pub na-leŜą cy do nadwiślańskiego szlaku barów, z którego dziś pozostały tylko relikty. Pewnie tam teŜ ci z komendy sto-

łecznej juŜ zajrzeli.Usłyszał głosy ptaków znad Wisły.Mam do czynienia albo z osobnikiem niepoczytalnym,

który nie jest świadomy ryzyka, albo z totalnym despera-tem. Z desperatem, który przemyślał wszystko w najdrob-niejszych szczegółach. Morderca wiedział, co robi. Tu niebyło źdźbła improwizacji. Morderca miał czas, by wyma-lować szminką trójką ty i wypisać cyfry z godziną  śmierci

82

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 80/265

papieŜa. Chyba Ŝe zrobił to juŜ wcześniej, tam, gdzie zabiłchłopaków. Tak czy inaczej - i to zaplanował. Wiedział,

Ŝe klerycy są gejami. Stą d trójką ty. Stą d miejsce schadzekhomoseksualistów.Czytaj ślady, nawet te nikłe - Heinz mówił do siebie -

to wszystko ma znaczenie. Skłonności seksualne są tu klu-czem. Oraz to, Ŝe ofiary były w tym samym seminarium.Nic innego nie wchodzi w grę .

Myślał teraz o ofiarach. Morderca odstawił przedsta-wienie. Ale i oni odegrali przed śmiercią  swoją  scenkę .Nowe firmowe ubrania. Buty. KaŜdy włoŜył na siebie z

tysią c złotych albo wię cej. Chłopak, który chodzi do ma-nikiurzystki i ma zrobionego frencha. To nie jest szaryświat zamknię tych w celach zakonników. Oni szli na wy-stę p. Na podryw. Na umówione spotkanie. Jak mę skiekurwy. - Heinz myślał gorą czkowo. - Są dzili, Ŝe wrócą  późno w nocy. Stą d te ciepłe kurtki. Jedenastego kwietniaw Warszawie - sprawdził to w dokumentacji - było ciepło.Prawdziwie letnia pogoda. Ale noce w kwietniu, nawettakim jak ten, bywają chłodne. Przygotowali się starannie,lecz stało się coś niespodziewanego nawet dla nich. Ktoś,kto ich udusił, znał ich plany. Albo poznał je na tyle do-brze, by działać z zegarmistrzowską precyzją .

Obrazy w głowie Heinza przypominały teledysk zespo-łu Prodigy. Teraz widział dwa martwe ciała na zimnychstołach sekcyjnych. Otarcia naskórka na przegubach ikostkach stóp. Podobne ślady na ustach. Szarpali się .Krzyczeli. Dlaczego? Bo morderca przywią zał ich naj-

pewniej do krzeseł i zalepił im usta taśmą . Bał się , Ŝe ktoś moŜe usłyszeć krzyk. Dlaczego nie zabił ich od razu?Dlaczego zdzierał taśmę z ust? Jak to wszystko się odby-ło?

Gdy powiał wiatr, Heinz poczuł, Ŝe wilgotna koszulalepi mu się do ciała. Przeszył go dreszcz.

Raz jeszcze zobaczył tę  scenę . Morderca trzyma ichgdzieś w zamknię ciu. MoŜe w piwnicy. MoŜe w domku

83

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 81/265

letniskowym. Poddusza, a potem, gdy brakuje tlenu, znówdaje nadzieję . Zrywa taśmę z ust. Chce słuchać.

Czego, skurwysynu, chciałeś posłuchać? Jak błagają olitość? Nie, to nie o to chodzi. Nie to cię krę ciło.Znów przeszył go dreszcz. Tym razem nie wywołał go

wiosenny wiatr znad Wisły. Heinz przypomniał sobie, jaksiedzi z rę kami i nogami przywią zanymi do krzesła, a nadnim pochyla się uśmiechnię ta twarz Inkwizytora.

- Wyznaj swoje grzechy - usłyszał wtedy w starym ślą -skim mieszkaniu.

Oni teŜ mieli się wyspowiadać - pomyślał o klerykach.

Morderca chciał, by klerycy się wyspowiadali. Cokolwiekto znaczy. Dusił ich i odpuszczał. Czekał. A oni umierali izmartwychwstawali.

Nie - Heinz zapią ł sztruksową  marynarkę  - w tymwszystkim nie było źdźbła improwizacji. Panowanie nadsobą . Pełna kontrola - przypomniał sobie, co myślał, gdywrę czał ochroniarzowi kartkę  z numerem telefonu. Tosamo moŜna powiedzieć o mordercy.

Długo wpatrywał się w miejsce, gdzie leŜały ciała, jak-by chciał wywołać ducha sprawcy. A najlepiej - nie tylkoducha.

Seks za pienią dze. Klerycy. Spowiedź. Spowiedź osta-teczna. Wyznanie winy jako element krucjaty. Przypo-mniał sobie statystyki. Morderców zabijają cych z pobudekreligijnych, pomijają c niepoczytalnych i jednocześnieprzekonanych, Ŝe są  instrumentem w rę kach Boga, byłoniewielu. Nawet w tak popieprzonym kraju jak Stany

Zjednoczone, a co dopiero w Polsce. Wprawdzie - przy-pomniał sobie - sławni seryjni mordercy Henry Lee Lukasi Ottis Toole uwaŜali, Ŝe naleŜą  do satanistycznej sekty„Rę ce Śmierci”, a Richard Ramirez podczas procesu po-kazywał pentagram wytatuowany na dłoni. Nie zmienia tofaktu, Ŝe seryjni mordercy na tle religijnym naleŜą  dorzadkości. A tu mamy tę cholerną godzinę  śmierci papie-Ŝa, wymalowane róŜową szminką cyfry, które postawiły

84

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 82/265

na nogi polską policję .Richard Ramirez - przypomniał sobie męŜczyznę , który

w lustrzanych okularach wyglą dał jak Jim Morrison z ze-społu The Doors. Skurwiel miał ksywę Mroczny Łowca.Ciekawe - pomyślał Heinz - jak nazwą naszego specjalistę  od kleryków. Jeśli znów da znać o sobie. Torebkowy Kle-cha? Syn Karola? A moŜe - biorą c pod uwagę  miejsceznalezienia zwłok - Krwawy Olimpijczyk?

Zmę czony, zapadł się  w fotelu dla pasaŜera. Miał złą  noc. Postanowił wrócić do hotelu i przespać się .

Gdy ruszyli, poczuł smród.

- Chodził pan, chodził, aŜ w coś pan wdepną ł, komisa-rzu - usłyszał głos kierowcy. - Wiosna jest przecieŜ. Psiekupy wybiło.

Zatrzymali się , by Heinz mógł wytrzeć podeszwę . Gdyoglą dał wyczyszczony but, przypomniał sobie sportoweobuwie jednego z zamordowanych i dziwny ślad w pro-tektorze.

Ani źdźbła improwizacji. adnego błę du. Czy aby napewno Ŝadnego?

12

Zaśmiała się i podpisała na siebie wyrok.

Patrzył, jak jej oczy rozszerzają  się , usta rozchylają  gwałtownie, wydobywają c zmarszczki skryte pod grubą  warstwą  makijaŜu. Usłyszał głośny gardłowy śmiech ispostrzegł, Ŝe obfite piersi falują cięŜko. Nie, nie była juŜ dla niego pię kna. Ani czuła i delikatna. Nagle, jakby zdarłniewidzialną  zasłonę , zobaczył, jaka jest naprawdę . Doj-rzał, Ŝe jej starzeją ce się ciało to zwały tłuszczu. Dostrzegł

85

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 83/265

prostactwo i nieokrzesanie. Wreszcie do niego dotarło, Ŝe jest taka sama jak inne.

Kobieta wciąŜ się  śmiała, na dodatek wycią gnę ła w je-go stronę  palec zakończony paznokciem, z którego odłu-pał się kawałek róŜowego lakieru. Gdy zobaczył wycelo-wany w siebie palec, cofną ł się o krok i zatrzą sł. Tak samopokazywały go sobie siostry, potem koleŜanki w klasie inauczycielki. Wycelowany palec i śmiech. Pierwsze sta-dium tortur i upokorzenia.

- Ale się , chłopczyku, zaczerwieniłeś! Zjarałeś cegłę ,wiesz? Masz policzki jak buraki, o takie!

Nadę ła policzki i uszczypnę ła się  w nie. Ze świstemwypuściła powietrze i znowu zaczę ła się  śmiać.

- Burak, burak! - Nagle spowaŜniała. - Ale ty jesteś nie-śmiały. Chciałam tylko, Ŝebyś mnie pocałował... - Zmru-Ŝyła oczy i zaczę ła przywoływać go dłonią . - No chodź...

Jest taka sama jak inne - pomyślał. Wszystkim chodzi oto samo. O to, by mnie ośmieszyć. Cofną ł się  w stronę  drzwi.

- Pój-pójdę zro-o-bić herbatę .Zaśmiała się . Zobaczył, Ŝe jej górna jedynka ma róŜo-

wy odcień w kolorze szminki i lakieru do paznokci.- I jeszcze zaczynasz się ją kać - westchnę ła.Poszedł do kuchni. Odkrę cił kran i wpatrywał się  w

nieusuwalne ciemne plamy w zlewie. Jak plamy na rę kachchorego starego człowieka. Jak plamy na rę kach ciotki,która wychowywała jego i dwie starsze siostry. Ciotki,która, gdy miał dziesięć lat, zaczę ła przychodzić do jego

sypialni. Mieszkał teraz sam, w zrujnowanym domu. Jegowiek był zagadką  dla wszystkich. Są  tacy ludzie, którzywyglą dają  tak samo, gdy mają  pię tnaście lat i gdy są  poczterdziestce. Wyglą dają  równie beznadziejnie. Podwiną łrę kawy. Zobaczył, Ŝe na czarnej koszuli osiadły płatki łu-pieŜu, który trapił go przez ostatnie dwadzieścia lat. Znów

86

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 84/265

poczuł falę ciepła na policzkach. Całe szczęście, Ŝe stał tu,w kuchni, sam.

Patrzył w otwór odpływowy zlewu i na ściekają cą wo-dę , która zagłuszała kobiecy śmiech. Był pewien, Ŝe tagruba śmieją ca się zdzira rozsiadła się  teraz wygodnie nakanapie i czeka na jego powrót. Przywołał obraz sprzedchwili, gdy jej zdziwione oczy otworzyły się szeroko. Ty-le Ŝe tę czówki nie były piwne, ale zielone. Takie jak utamtej, którą ukarał w Lasku Aniołowskim.

- Jest taka sama jak inne - wycedził.- Mówiłeś coś? - zawołała.

- N-nie. N-nic.Zbyt mocno przekroił cytrynę  i zranił opuszkę kciuka.

Patrzył, jak krew miesza się z kwaskowym sokiem. Zaci-sną ł zę by. Bolało. Niedługo to ją bę dzie bolało. I to bar-dzo.

Gdy wszedł z powrotem do pokoju z plastrem na le-wym kciuku i herbatą w prawej dłoni, zobaczył, Ŝe schyli-ła głowę i grzebie w torebce. Wystarczyło mocno uderzyć.Być moŜe wystarczyło uderzyć tylko raz.

Nie Ŝyjesz. Dla mnie juŜ nie Ŝyjesz.- A moŜe - postawił herbatę na stoliku - wy-wybierzemy

się  pojutrze na spacer? Zapowiadali ładną  pogodę  na tentydzień...

- A jutro? TeŜ pracuję na pierwszą  zmianę ... O pię tna-stej jestem juŜ wolna.

- Jutro nie mogę . Mam zebranie klubu.Westchnę ła.

- Tak, zapomniałam. Ten twój klub. I ten wasz prezes,co go kiedyś widziałam. Z hitlerowskim wą sikiem...- Nie śmiej się , proszę , z Jurka. Super go-ość. To jak,

pojutrze?- Czemu nie? - powiedziała. - MoŜe wtedy bę dziesz bar-

dziej odwaŜny.Wstała i włą czyła telewizor.

87

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 85/265

Z pewnością  bę dę  odwaŜny - pomyślał. - W Laskuzawsze jestem odwaŜny. Jeszcze się zdziwisz, jak.

13

Natarczywe stukanie wyrwało go ze snu. Rozejrzał się  nieprzytomnym wzrokiem po pokoju pogrąŜonym w mro-ku. Za oknem było ciemno, musiał spać dobre kilka go-dzin. Podszedł do drzwi i otworzył. Karloff trzymał się  framugi, jakby zamierzał ją  wyrwać i wynieść w sobietylko znanym kierunku. Głowę pochylił do przodu. Nawetw słabym świetle Heinz zauwaŜył począ tki łysienia, wy-czuł teŜ zapach źle strawionego alkoholu. Głowa Karloffadrgnę ła, zaatakowana czkawką . Nie wiedzieć czemu He-inzowi wydawało się , Ŝe stoją cy przed nim policjant łka.

- Nie odbierałeś telefonu. - Karloff uśmiechał się  nie-pewnie, a jego głowa znów podskoczyła. - Mamy taką ...taką małą  imprezkę  firmową na Mokotowie. Pomyślałem,Ŝe moŜe się przyłą czysz. Poznałbyś lepiej chłopaków... A

 jutro... - czkną ł - jutro weźmiemy się do roboty.Poznać lepiej chłopaków. Nie miał na to najmniejszej

ochoty, ale zdawał sobie sprawę , Ŝe bę dzie skazany na ichpomoc. Choćby taką , Ŝeby mu nie przeszkadzali, nie rzu-cali kłód pod nogi i nie pluli za jego plecami. Poza tym nie

zna miasta, nie ma kontaktów i dojścia do potrzebnychludzi. A sprawę zabójstwa kleryków - w tym zgadzał się zOsuchem - trzeba prowadzić wielotorowo. Sam widziałsłabe światełko w tunelu i czuł, Ŝe powoli zaczyna rozu-mieć, co się  stało dwóm nienagannie ubranym, wypielę -gnowanym chłopakom z seminarium, ale naleŜało działać ostroŜnie.

88

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 86/265

MoŜe wię c rzeczywiście powinien pojechać z Kar-loffem? Choćby na odczepnego.

- Widzę , Ŝe się  zdecydowałeś - zaśmiał się  Karloff. -Poczekam na ciebie w samochodzie. No, co? - dodał, wi-dzą c zdziwione spojrzenie Heinza. - Policjantem jestem,wolno mi, nie? I mam w dupie alkomaty.

Chuchną ł Heinzowi wódką prosto w twarz.Pojechali na Puławską do Regeneracji. Po drodze Heinz

dowiedział się , Ŝe idą w modne miejsce, w którym liczbaartystów na metr kwadratowy dawno juŜ przekroczyławszystkie dopuszczalne normy. Na Puławskiej samochód

co chwila podskakiwał na dziurach w jezdni i Heinz wy-słuchał wią zanki przekleństw pod adresem władz War-szawy.

- Niedawno przyjechał do mnie wuj. - Karloff manew-rował tak, by wymijać najwię ksze kratery na drodze. -Zamówił taksówkę  i zaŜyczył sobie kurs na Puławską .Taksówkarz podwiózł go kawałek, a potem powiedział, ŜePuławską  nie pojedzie, bo szkoda mu samochodu. Naszczęście wuj zanotował numer rejestracyjny i... - Karloff gwałtownie zjechał na środkowy pas, wymijają c kolejną  przeszkodę . Usłyszeli wściekły sygnał dobiegają cy z sa-mochodu, który jechał za nimi.

- Czego trą bisz, złamasie? - Karloff spojrzał wewsteczne lusterko. - No wię c wuj zanotował numer, a jaodwiedziłem taksówkarza i go pouczyłem... Skutek byłtaki, Ŝe zwrócił za kurs. Sprawiedliwość raz jeszcze za-triumfowała, no nie?

Zaparkowali samochód, przeszli na drugą  stronę ulicy,minę li pomnik Matejki ze Stańczykiem - takim samym jakMatejko, tylko w ostatnim stadium anoreksji - jak wyjaś-nił Karloff, który wczuł się w rolę miejskiego przewodni-ka. Przeszli obok domku mauretańskiego upstrzonegoszablonami graficiarzy i dotarli na miejsce.

Pierwsze, co zobaczył Heinz, to dwóch trzydziestolat-ków. WyŜszy ubrany był w coś, co Heinzowi skojarzyłosię  z antycznym chitonem. Nie przypominał sobie tylko,

by Grecy nosili takŜe jedwabne róŜowe szale inkrustowane89

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 87/265

imitacjami kamieni szlachetnych. Drugi męŜczyzna miałna sobie czarny sweter, zapewne odziedziczony po jakimś 

kontestatorze z lat osiemdziesią tych. Najdziwniejszy był jednak balejaŜ na głowie kontestatora, świadczą cy o tym,Ŝe wykonał juŜ skok z zamierzchłych czasów do epokimetroseksualnej. Do czasów, gdy rzą dzą  juŜ nie sportow-cy i gwiazdy filmu, ale fryzjerzy, wizaŜyści i tancerze.Grek w chitonie utworzył z kciuków i palców wskazują -cych obu dłoni prostoką t, przez który wpatrywał się  uwaŜnie w aluminiowe rury puszczone pod sufitem.

- Tak - powiedział sam do siebie - tak to wykadrujemy.

A potem cię cie, inny plan i wracamy do głównego moty-wu muzycznego - rozłoŜył rę ce, jakby dyrygował orkie-strą albo odprawiał mszę .

- Genialne - szepną ł ten w swetrze kontestatora. - Sambym na to nie wpadł.

Za chwilę dostaną orgazmu - pomyślał Heinz i ruszył wstronę okrą głego stołu, ską d machało im kilka wycią gnię -tych dłoni. Dwie twarze znał. Jedna naleŜała do Chlaścia-ka - policjanta o poŜółkłych zę bach, druga - do Baryki.Podkomisarz siedział w spranej dŜinsowej kurtce.

Najwyraźniej wywabienie wymiocin ze skóry nie byłotaką prostą sprawą .

- ZałoŜyliśmy się , Ŝe go nie ścią gniesz. - Chlaściak pa-trzył na Karloffa, starają c się przekrzyczeć gwar.

- Witamy Brudnego Harry'ego! - Nieznany HeinzowimęŜczyzna zaśmiał się . - Zawsze - dodał - chciałem mieć taką marynarę z łatami na łokciach.

- Zapraszam do Katowic. - Heinz starał się , by to, comówi, brzmiało naturalnie. - U nas jest jeszcze kilka eg-zemplarzy. Nie to co tu. Zdaje się , Ŝe taka marynarka to wtym miejscu synonim obciachu.

Baryka roześmiał się . Reszta albo nie dosłyszała, albonie rozumie słowa „synonim” - pomyślał Heinz.

90

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 88/265

- Rozmawialiśmy o seminarzystach - powiedział Bary-ka.

- No i? - Heinz niczym wytrawny bokser czekał na cios.- Ja uwaŜam - blondyna w okularach Heinz widział poraz pierwszy - Ŝe zrobił to ktoś ze współpracowników na-szego świę tej pamię ci papy. MoŜe nasz nowy kardynał?

Zaśmiał się , a jego orli nos niemal dotkną ł podbródka.Freddie Kruger. Zupełnie jak Freddie Kruger - pomy-

ślał Heinz. - Brakuje mu tylko starego kapelusza i noŜyzamiast palców. Ale jest tak samo odraŜają cy.

- A tak powaŜnie - cią gną ł Freddie - to chodzi o koks.

Na sto  procent. Torby foliowe, stymulacja erotyczna...Pamię tacie tego pisarza, co to go znaleźli w wannie z folią  na głowie? Całkiem spory cmentarzyk moŜna by wypełnić tymi, co chcieli się tylko poddusić po to, Ŝeby im staną ł. Akoks teŜ fajnie krę ci, wię c jedno z drugim się  łą czy. Je-stem pewien, Ŝe ci dwaj wisieli kasę za dragi.

O tym nie pomyślałem... - Heinz popatrzył ze złością  na blondyna. Ujrzał refleksy światła odbijają ce się w jegookularach.

- A tak całkiem powaŜnie - Heinz powiódł wzrokiem poobecnych - porozmawiajmy na inne tematy.

- Ma rację - przytakną ł Karloff. - Jak myślicie, czy jutromakaroniarze nas przechytrzą i dostaną Euro?

- Spryt mafii to jedno, a nasza przebiegłość to drugie -wtrą cił się milczą cy dotą d męŜczyzna. - To my i Ukraińcyzorganizujemy mistrzostwa. Zakładamy się ? Po pięć dy-szek.

Pię ciu męŜczyzn się gnę ło odruchowo po portfele. Zu-pełnie jak rewolwerowcy na Dzikim Zachodzie. Patrzylina Heinza.

- A ty? - zapytał Karloff.Widział pięć par oczu skupionych na sobie.- Nie znam się  na piłce - mrukną ł. - Dokładnie - uda-

wał, Ŝe liczy - od 1966 roku nie interesuję się piłką .Wstał i poszedł po piwo. Zobaczył wiszą ce godło Pol-

ski Ludowej, z orłem bez korony. Kolejna knajpa w stylu

retro.91

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 89/265

Gdy czekał na piwo, przeczytał, Ŝe dziś daniem dniabyły warzywa curry z ryŜem basmati. Trzydziestolatek w

czarnym swetrze - ten niŜszy - stał przy barze i wciąŜ wpatrywał się w aluminiowe rury. Ktoś uderzył go w ner-kę . Sykną ł z bólu i odwrócił się .

- Weź piwo i chodź - powiedział Karloff. - Poznam cię  z kimś.

Podeszli do stolika, przy którym siedział trzydziestola-tek w chitonie. Jego dłoń zdobił pierścień z bladozielonymkamieniem. Pierścień błysną ł, gdy męŜczyzna podniósł doust pomarańczowego drinka.

- Poznajcie się . - Karloff sapną ł, jakby zmę czył go dy-stans, który przebył mię dzy dwoma stolikami. - Jacek La-toszek jest reŜyserem filmowym, pewnie o nim słyszałeś.

Przedstawił Heinza, który kiwnię ciem głowy potwier-dził, Ŝe nazwisko jest mu znane.

ReŜyser uśmiechną ł się , ukazują c dwa rzę dy nienatural-nie białych zę bów.

RóŜowy szal, zielony pierścień, pomarańczowy drink,białe zę by. MoŜna dostać kolorowego zawrotu głowy.

- Właśnie pracuję  nad nowym projektem - reŜyser za-czą ł mówić z szybkością karabinu maszynowego. – Boha-terem jest chłopak, który chce załoŜyć rozgłośnię radiową  wyspecjalizowaną w tematyce sportowej. Ale taką w styluretro, gdzie bę dzie moŜna jeszcze raz posłuchać transmisjimeczu na Wembley albo walk polskich bokserów na olim-piadzie w Tokio. Taka tę sknota za przeszłością , za czymś,czego nie ma? NadąŜacie?

Karloff próbował coś odpowiedzieć, ale Latoszek byłszybszy.- I chłopak odnosi sukces, ale cią gle mu mało. Tak na

prawdę  chce być rasowym reporterem. I znajduje temat.Znajduje wschodzą cą  gwiazdę  kobiecego sprintu. Zako-chuje się  w niej, a potem okazuje się , Ŝe sprinterka jesttranswestytą . I teraz nasz bohater nie wie, co ma zrobić,

92

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 90/265

ujawnić tajemnicę  i zrobić reportaŜ  Ŝycia czy... Upił łykpomarańczowego drinka.

- To ma być taki obraz w stylu Almodovara. Taka histo-ria o poszukiwaniu toŜsamości. Dobre, nie?Heinz ponownie skiną ł głową . I po raz drugi w cią gu

krótkiego czasu skłamał. Nigdy przecieŜ nie słyszał o Ŝad-nym Latoszku, reŜyserskim pomiocie, którego od Almo-dovara dzieliły z pewnością lata świetlne.

- Niezłe - potwierdził Karloff z uznaniem. - My do cie-bie teŜ z taką niewielką tajemnicą .

Się gną ł do wewnę trznej kieszeni marynarki i wyją ł dwa

zdję cia.- MoŜe widziałeś kiedyś tych dŜentelmenów? MoŜe -

zawiesił głos - zaprosiłeś ich kiedyś na casting?Nastę pca Almodovara milczał. Oczy zwę ziły mu się , a

z twarzy znikną ł uśmiech, który, jak mogło się  zdawać  jeszcze minutę wcześniej, nie opuszczał reŜysera w Ŝadnejsytuacji.

Wpatrywał się w zdję cia.- Nie. Nie widziałem.Popatrzył na Karloffa i znów odsłonił rzą d równych zę -

bów.- Takie fajne mię ska z pewnością bym zapamię tał - bez-

wiednie zwilŜył usta ję zykiem.- Tyle Ŝe mię sko jest nieświeŜe. Bardzo nieświeŜe. -

Karloff przekładał zdję cia na stole z wprawą  wróŜki zkanału ITV - telewizji astroloŜek, wróŜów i chiromantów.

Latoszek znów stał się czujny, jak zwierzę wypłoszone

z kryjówki.- Zaraz, zaraz... Czy to nie są  ci dwaj? - Chytrze wpa-trywał się w Karloffa.

- Jacy dwaj? - Heinz postanowił włą czyć się  do roz-mowy.

93

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 91/265

- To ci klerycy, prawda?Policjanci popatrzyli na siebie.

- Ma się swoje dojścia, nie? - Latoszek przywołał dyŜur-ny uśmiech. - ReŜyser musi mieć swoje źródła informacji.Mówi się na mieście o jakimś szaleńcu i krucjacie wymie-rzonej w gejów... To prawda?

Popatrzył na policjanta, którego widział pierwszy raz.- Znasz ich? - Heinz zignorował pytanie i ponownie

wskazał na zdję cie.- JuŜ mówiłem, Ŝe nie. Ale - Latoszek pochylił się  w

stronę rozmówców i czujnie się  rozejrzał - sugerowałbym

rozmowę  z tym człowiekiem... Wyją ł z kieszeni swoją  wizytówkę i na odwrocie szybko napisał dwa wyrazy.

Karloff i Heinz spojrzeli na kartkę  i popatrzyli na sie-bie. Karloff cicho gwizdną ł.

- Dlaczego? - Teraz Karloff świdrował reŜysera spojrze-niem. - Dlaczego - powtórzył - mamy rozmawiać o tejsprawie z jednym z najbogatszych Polaków? Gościem, októrym się mówi, Ŝe za kilka lat moŜe być numerem jedennie tylko w biznesie?

Latoszek skulił się .- Mówi się , Ŝe lubi... by tak rzec... e lubi wypoŜyczać 

seminarzystów... Ale tego nie wiecie ode mnie...Nagle przy stoliku zrobiło się tłoczno. Trzydziestolatek

w czarnym swetrze wrócił z dwiema chichoczą cymi blon-dynkami.

- Jaco, te panie chciałyby z tobą  porozmawiać. Mówi-łem im o twoim nowym filmie. Chyba Ŝe - spojrzał na

dwóch milczą cych męŜczyzn - przeszkadzamy wam wczymś.- Nie przeszkadzacie. - Latoszek odzyskał pewność sie-

bie i obdarzył przybyłych jednym ze swoich wyćwiczo-nych uśmiechów afrykańskiego władcy z epoki postkolo-nialnej. Właśnie rozmawialiśmy o dwóch chłopakach,którym ktoś zafundował dodatkową Paradę Miłości. - Ro-ześmiał się . - Swoją  drogą  to niezły pomysł na kolejnyfilm.

94

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 92/265

Parada Miłości, skurwysynu.Heinz wpatrywał się  długo w twarz reŜysera, jakby

chciał ją  dobrze zapamię tać. Ten pretensjonalny gnojekznalazł się  juŜ na jego liście Ŝyczeń. Liście ludzi do od-strzału.

Miał dosyć rozmowy z tym gnojem. I dosyć policyjne-go towarzystwa. Poszedł do toalety i wysikał się . Gdywracał do stolika, dobiegły go strzę py rozmowy. Nie miałwą tpliwości, kto był jej bohaterem.

- To kompletny palant... Gołę biarz jeden... Za chwilę , jak rany Boga, wyjdę  z siebie i stanę obok - usłyszał jak

Freddie Kruger mówi do Baryki.Heinz usiadł i wypił łyk piwa. Teraz wszyscy rozma-

wiali o piłce noŜnej. Nagle znalazł się  daleko stą d, wmieszkaniu w Opolu, wymalowanym w jasne, wesołe ko-lory. Przypomniał sobie, z jakim podziwem patrzyli naniego koledzy na podwórku, gdy jego ojciec, Józef Heinz,strzelał bramki dla Odry Opole. I moment, gdy nagle prze-stali się z nim bawić. Gdy stał się obiektem drwin. I kiedyzapłakana matka powiedziała, Ŝe muszą  się wyprowadzić z mieszkania z duŜymi oknami i zamieszkać w czymś, cochłopcu kojarzyło się z mysią norą . W tym samym czasiemały Rudolf zauwaŜył, Ŝe jego ojciec, czołowy napastnikpolskiej ligi, zazwyczaj obecny w domu od wielkiegoświę ta, w ogóle przestał w nim bywać. Znikną ł. Tak poprostu. Dopiero po kilku latach Rudolf zrozumiał, Ŝe oj-ciec wybrał Ŝycie w Niemieckiej Republice Federalnej istrzelał bramki dla nowej druŜyny juŜ jako Joseph Heinz.

Tak, taki był rok 1966. Gomułka i partia nie mogli wyba-czyć biskupom polskim listu do biskupów niemieckich, wktórym hierarchowie „przebaczali i prosili o przebacze-nie”. Niemieccy rewanŜyści, Wherwolf i jego pogrobow-cy, szpiedzy i dywersanci, a takŜe ślą scy piłkarze wybiera-

 ją cy twarde niemieckie pienią dze i nowe Ŝycie nie byliwarci nawet splunię cia.

Tak czy inaczej powodów, by Heinz nienawidził piłkinoŜnej, było dość.

95

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 93/265

Freddie Kruger wstał od stołu i chwiejnym krokiem ru-szył w stronę toalety. W tej samej chwili Heinz się gną ł po

telefon.- Halo - powiedział. Przeprosił gestem siedzą cych przystole i wstał, by kontynuować rozmowę .

Freddie stał przy umywalce, gdy usłyszał gwar roz-mów, szczę k szkła i strzę py muzyki wdzierają cej się przezdrzwi toalety, do której ktoś wszedł. Nie chciało mu się  spojrzeć na przybysza. Czuł, Ŝe jest pijany. Mydło strą ciłna podłogę , zdją ł okulary i połoŜył na półce koło umywal-ki. Wsadził głowę  pod kran. Ostatnie miesią ce były jak

koszmar, od którego wciąŜ nie mógł się  uwolnić. Dziś znów miał cięŜki dzień, nic nie jadł, za to pił juŜ którąś godzinę z rzę du. Poza tym czuł nieznośny ucisk w Ŝołą d-ku. Zawsze się tak działo, gdy ktoś go irytował. A ten pro-filer z Katowic, wyniosły i dają cy do zrozumienia, Ŝe pił-ka noŜna to prymitywna rozrywka dla idiotów, irytował go

 jak mało kto. Gołę biarz ze Ślą ska. Czuł, jak chłodna wodaścieka mu po włosach, łukiem omijają c uszy.

WłoŜę głowę pod suszarkę do rą k, podsuszę - pomyślał- i wszystko bę dzie dobrze. Wrócę do równowagi i znówbę dę mógł pić.

Chciał unieść głowę znad umywalki, ale poczuł, Ŝe coś mu w tym przeszkadza. Wydawało mu się , Ŝe jakieś szczypce zaciskają się na jego karku. Odruchowo szarpną łgłową , ale nie był w stanie jej podnieść i wyzwolić się  zbezlitosnego uścisku. Z przeraŜeniem pomyślał, Ŝe jegotwarz niebezpiecznie szybko zbliŜa się do białej ceramiki.

Nasadą nosa wyrŜną ł o krawę dź umywalki. Zanim ugię łysię pod nim nogi, zobaczył, Ŝe woda znikają ca w odpływie  jest koloru czerwonego. Napis „Koło” rozpłyną ł mu się  przed oczami.

96

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 94/265

14

Heinz chciał zamówić taksówkę , ale Karloff uparł się ,Ŝe sam go odwiezie. Siedzą cy przy stole wykruszali się  szybko. Impreza skończyła się w momencie, gdy do stołupodszedł blondyn podtrzymywany przez Chlaściaka. Ko-szula Freddie'ego była zakrwawiona, a w opuchnię tej twa-rzy prawie zginę ły oczy.

- Znalazłem go w kiblu - powiedział Ŝółtozę by poli-cjant. - Najpewniej wywrócił się  na „mydle, które leŜało

na kafelkach. - Nie wiem, czy z nim w porzą dku. Czy niema wstrząśnienia mózgu... WciąŜ gada o jakichś szczyp-cach...

Freddie opadł na krzesło.- Mój nos - szeptał. - Mój nos. Mam złamany nos.

Szczypce... Złapały mnie szczypce - bełkotał.Kwadrans później Baryka odwiózł go na pogotowie.Heinz i Karloff jechali w milczeniu. Nagle Heinz za-

uwaŜył, Ŝe jadą w zupełnie innym kierunku, niŜ chciał. Tonie była droga do hotelu na Pradze.

- Doką d jedziemy?- Spokojnie - wycedził Karloff. - Dojedziemy, gdzie

chcesz. Coś ci tylko pokaŜę .Jechali wirki i Wigury. Przy Mauzoleum ołnierzy

Radzieckich samochód skrę cił w niewielką  alejkę w pra-wo.

- PokaŜę ci coś - powtórzył Karloff i wyskoczył z samo-

chodu. Dopadł do stoją cej najbliŜej toyoty camry.Dopiero teraz Heinz spostrzegł, Ŝe za toyotą w niewiel-kich odstę pach stoi kilka samochodów, które jak na ko-mendę  włą czyły światła i uruchomiły silniki. Wysiadł izobaczył, Ŝe Karloff wyjmuje z kieszeni legitymację , anastę pnie wycią ga z samochodu wą satego męŜczyznę .Kierowca toyoty miał spodnie spuszczone do kolan. Kar-loff rzucił go na maskę samochodu i się gną ł do kieszeni.

97

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 95/265

- Znasz ich? - warkną ł, pokazują c zdję cie. - Tylko razdwa, gadaj! Na pewno ich znasz.

MęŜczyzna trzą sł się  jak galareta. Samochody odjeŜ-dŜały jeden po drugim.- Nigdy nie widziałem... Przysię gam... Nie znam ich...- Fajna toyotka. Twoja, gnoju, czy słuŜbowa? - Karloff 

szarpną ł grubasa za poły marynarki. - SłuŜbowa, prawda?Zobaczymy, gdzie pracujesz - szepną ł teatralnie. - Cieka-we, jak twoi koledzy zareagują , kiedy się  dowiedzą , Ŝe

 jesteś... no, wiesz kim... Cwelem. Pewnie poŜółkną  im odpotu te cholerne białe kołnierzyki.

- O co chodzi... Proszę pana, nie mam z tym nic wspól-nego, nigdy ich nie widziałem.

Miną ł ich amator joggingu. Gdy zrównał się  z toyotą ,spojrzał nerwowo na dwóch męŜczyzn i przyspieszył kro-ku.

- To moŜe zapytamy twojego kolegę . Zdaje się , Ŝe tonie jest twój słuŜbowy kierowca. - Karloff podszedł dodrzwi od strony pasaŜera.

- Wychodź.Z samochodu wygramolił się potęŜny dwudziestolatek.- Co jest, frajerze? - patrzył wyzywają co na Karloffa. -

JuŜ zadzwoniłem do ojca. JuŜ macie przesrane. On jest...A zresztą sam się przekonasz... A ten - wskazał na grubasaz wą sami - to mój pracownik.

- Frajerze? - Karloff szybkim ruchem przycisną ł twarzwaŜniaka do przedniej szyby. Wydawało się , Ŝe jeszczechwila, a wgniecie ją w szkło. Zniekształcone rysy i zdu-

szony ję k chłopaka sprawiły, Ŝe Heinz ujrzał nagle twarzedwóch kleryków poddawanych strasznym mę czarniom.Obraz dwóch martwych ciał rozpłyną ł się w mgnieniu okai profiler znów widział tylko przeraŜonego dwudziestolat-ka.

- Siadaj, gruby, za kierownicę  i włą cz spryskiwacz doszyb, ale juŜ! - Karloff wydał polecenie jakby był w tran-sie.

Ma to przećwiczone - pomyślał Heinz. - Zabawia się  

tak nie pierwszy raz.

98

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 96/265

Kierowca podcią gną ł spodnie i ruszył do samochodu.Po chwili Heinz poczuł znajomy zapach detergentu.

- A teraz zlizuj! - powiedział do chłopaka, gdy na szy-bie osiadła pienista ciecz. - Nastę pnym razem powiesz„frajerze”, to wleję ci do gardła kwas z akumulatora.

Chłopak szarpał się . W końcu Karloff cisną ł go w stro-nę ogrodzenia, za którym rozcią gały się ogródki działko-we.

- Jedziemy - skiną ł głową w stronę Heinza.Wskoczyli do samochodu, jak gangsterzy uciekają cy z

miejsca przestę pstwa. Gdy ruszyli, Karloff włą czył radio.

Tina Turner śpiewała stary przebój.-Private dancer...  - zanucił Karloff, łamią c tonację  w

kilku miejscach. - Tam przy mauzoleum takich prywat-nych tancerzy jest wielu. Miejsce gejowskich schadzekrównie popularne jak to przy Centrum Olimpijskim. Ktoś z tutejszych bywalców mógł znać tamtych dwóch chłopa-ków.

- Nie boisz się , Ŝe ten waŜniak miał duŜo czasu, by spi-sać numery?

- PrzecieŜ to samochód słuŜbowy. - Karloff wzruszył ra-mionami. - Myślisz, Ŝe stary, ktokolwiek to jest, bę dzierobił dym, kiedy się dowie, Ŝe jego synalek znalazł się wkłopotliwej sytuacji?

Jechali w milczeniu. Z radia dobiegały przeboje z latosiemdziesią tych.

- Po co ten cały cyrk? - zapytał Heinz, gdy byli na wy-sokości stadionu Legii. - Po co ta cała ostentacja? To wy-

cią ganie z samochodu i pokazywanie zdjęć...Karloff zjechał na pas przeznaczony dla autobusów izatrzymał się gwałtownie przy przystanku. Heinzowi wy-dawało się , Ŝe komisarz wpatruje się  nie w niego, ale w

 jakiś punkt w oddali. Jakby był nieobecny.Karloff wyłą czył radio.- Tylko tak do czegoś dojdziemy - szepną ł. - Ty szukasz

prawdy, a ja obiecałem, Ŝe ci pomogę . W granicach roz-są dku. Twoje subtelne metody pasują moŜe do powieści

99

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 97/265

kryminalnych, ale nie do dzisiejszego świata. Prawdę  trzeba wydrzeć! Wyszarpać! - Zacisną ł pięść na kierowni-

cy. - Rozumiesz?Heinz nie odpowiedział.Potem, gdy siedział w hotelowym pokoju, raz jeszcze

analizował zachowanie Karloffa. Ską d ta agresja? Cochciał tą  sceną  powiedzieć? e się  róŜnimy? A moŜe Ŝewłaśnie jesteśmy do siebie bardzo podobni. e przejrzałmnie na wylot.

Zdją ł wisiorek z kostką do gitary. Wyjrzał przez okno.Była gorą ca wiosenna noc.

Noc podobna do tej, gdy morderca przywlókł dwa ciałanad Wisłę . Co się  działo wcześniej? Obaj klerycy mieliotarte nadgarstki i kostki, ale u jednego ślady były bar-dziej widoczne. Chłopak walczył, szarpał się , próbowałsię uwolnić. To ten miał lekko przecię tą skórę na policzku.Jakby od uderzenia. Dlaczego morderca go uderzył, skorowybrał inną , znacznie bardziej okrutną metodę  torturowa-nia? Coś go wyprowadziło z równowagi. Ale co?

Chłopak musiał powiedzieć coś takiego, czego tamtennie ścierpiał. Nazwał go impotentem? Zaczą ł się  z niegonaśmiewać? MoŜe pokazywał, Ŝe się  nie boi? Zachowy-wał się zupełnie inaczej niŜ ten drugi. Ten drugi był potul-ny i pogodzony z losem. A hardy chłopak swoim zacho-waniem psuł mordercy przedstawienie. Odebrał mu satys-fakcję .

Heinz się gną ł po kartki i zapisywał uwagi.Dlaczego jeszcze Rakowiecki mógł śmiać się  z mor-

dercy? Bo go znał. Znał go na tyle dobrze, by nie wierzyć w jego groźby.Nie. Ten trop jest bez sensu.Gwałtownym ruchem przekreślił notatkę .Oczywiście moŜna sobie wyobrazić, Ŝe morderstwo by-

ło dziełem przypadku. Gość przeholował, zabił jednego inie miał juŜ wyboru. Powiedzmy, Ŝe chciał tylko nastra-szyć chłopaków. Ale musiałby wiedzieć, Ŝe przestraszyich na dobre. Przerazi śmiertelnie, do tego stopnia, Ŝe obaj

100

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 98/265

na przykład znikną . Wyjadą . Ten ktoś musiałby jednakwiedzieć, Ŝe jest nietykalny. e nikt go nie ruszy w razie

zawiadomienia o przestę pstwie tak cięŜkim, jak uprowa-dzenie, szantaŜ i tortury. Pomyślał o nazwisku, które reŜy-ser Latoszek napisał im na kartce w Regeneracji. To mu-siałby być ktoś właśnie o takiej pozycji.

Ktoś nietykalny.MoŜe tak było, moŜe nie. Heinz zapalił papierosa i za-

cią gną ł się głę boko.Nie ma przecieŜ pewności, Ŝadnej pewności, Ŝe ślady

na policzku to dzieło mordercy; mogły się pojawić na ty-

sią c sposobów. Ale jeśli zrobił je ten psychol, to mogą się  okazać waŜną wskazówką .

Zaczą ł odtwarzać notatki, które niedawno skreślił.MoŜe się  okazać, Ŝe nie tylko morderca znał ofiary.

TakŜe i ofiary znały mordercę , a to wcale nie to samo. Onimogli znać jego słabe punkty. A morderca domyślił się , ŜeRakowiecki i Leski wiedzą  coś, co moŜe wpę dzić go wwielkie kłopoty. Kłopoty? Czego trzeba się bać, jaką trze-ba skrywać tajemnicę , aby z zimną  krwią  torturować iudusić dwóch dwudziestolatków? Wreszcie - Heinz zano-tował kolejne pytanie: czy torturują c i zabijają c, mordercauzyskał to, co chciał? Czy oni powiedzieli to, co chciał odnich usłyszeć? Wyszarpać. Wydrzeć - przypomniał sobie,co niedawno mówił Karloff.

Nie. Nie ma Ŝadnego światełka w tunelu. WciąŜ błą dzę  po omacku.

Odruchowo skupiłem się  na Rakowieckim. Bo przy

nim znaleziono numer telefonu tego profesora. I to on niepoddawał się  do końca. Ale jest przecieŜ ten drugi chło-pak. Ten uległy, który tak się bał, Ŝe w końcu puściły muzwieracze - przypomniał sobie sekcję zwłok. To Leski byłtym najsłabszym ogniwem w grze, w której kat styka się zofiarą . Kat odcinał dopływ powietrza, tak jak odcina się  prą d albo gaz za niezapłacone rachunki. A potem kolejny

101

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 99/265

raz przywracał Ŝycie. Dawał nadzieję .Heinz słyszał tę historię wielokrotnie z ust ludzi, którzy

przeszli przez piekło tortur w czasach stalinowskich. Wpewnym momencie dochodzi do tego, Ŝe ofiara zaczynaodczuwać wdzię czność i sympatię do kata. Zaczyna doce-niać jego ludzkie odruchy. A kat czeka na ten moment.Wtedy właśnie pę kasz. Zaczynasz sypać. Śpiewać. I wów-czas dostajesz kolejną  nagrodę . Jeszcze wię cej czasu i

  jeszcze wię cej powietrza. Wię cej nadziei. I nagle, niepo-strzeŜenie, oprawca staje się  prawie przyjacielem. Tym,który rozumie, Ŝe nikt by takich cierpień nie wytrzymał i

Ŝe kaŜdy by pę kł. Tym, który współczuje. Gdyby zamieni-li się  rolami, kat złamałby się  juŜ dawno. I z pewnością  oprawca teŜ odczuwa wdzię czność. Jest wdzię czny ofie-rze, Ŝe nie musi juŜ torturować.

Takie myśli przychodzą  do głowy, gdy ból zwycięŜa.Tak to działa.

Heinz wiedział, Ŝe im człowiek wraŜliwszy, im inteli-gentniejszy, tym szybciej zracjonalizuje swoją  sytuację .DostrzeŜe cień szansy w sytuacji bez wyjścia. Najtrudniejzłamać - tłumaczyli mu, gdy był jeszcze młodym policjan-tem - prymitywnego zakapiora. I zakochaną  kobietę . Za-trzymujesz taką  - mówili - na czterdzieści osiem godzin.Wydaje się , Ŝe to bardzo duŜo czasu, ale minuta płynie zaminutą , godzina za godziną , a ty nie masz nic. Szansa mijabezpowrotnie. Czterdzieści osiem godzin. I ani sekundydłuŜej, by przekonać Ŝonę czy kochankę , Ŝe facet, któregoosłania, nie zasługuje na nią .

Wyprostował się na krześle. Za daleko odbiegł od spra-wy. PrzecieŜ to nie jest przypadek zakochanej kobiety aniprymitywnego mordercy. O nie.

Litery stawały się coraz mniej wyraźne. Czuł, Ŝe znówsztywnieją mu palce. Wypuścił długopis z dłoni. Poczuł,Ŝe tę tno przyspiesza. Stres.

102

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 100/265

Pan Raynaud czekał na niego z komitetem powitalnymobjawów.

Po kwadransie uporczywego zginania palców w pięść iprostowania znów mógł pisać. Objawy Raynauda po-wtarzają  się  ostatnio zbyt czę sto. Heinz obiecał sobie, Ŝerano zadzwoni do Instytutu Reumatologii przy Spartań-skiej i umówi się na wizytę . Skoro juŜ jest w Warszawie,dobrze byłoby wykorzystać tę okazję .

Zapalił papierosa i wrócił do zapisków.Nikt, kto zabija z premedytacją , nie ryzykuje bez po-

wodu. A przy wielogodzinnych torturach sprawy mogą  

wymknąć się oprawcy spod kontroli. Ktoś postronny moŜecoś zauwaŜyć albo usłyszeć. Trzeba być absolutnie zde-terminowanym, aby tak torturować ofiary. Trzeba mieć pewność, Ŝe one wskaŜą coś lub kogoś.

Heinz pokrę cił głową . W tej układance musi być ktoś   jeszcze oprócz zabójcy i dwóch ofiar. Mordercy chodziłoo ustalenie, kim jest ten człowiek.

Teraz doskonale rozumiał, co wywołało w nim falę nie-pokoju. Jeśli jest w tym ktoś jeszcze, ktoś, kogo Rako-wiecki i Leski znali, zbrodniarz da o sobie znać. Urzą dzikolejne polowanie.

Za oknem usłyszał kobiecy krzyk. Nawet nie drgną ł.Raz jeszcze w skupieniu przeczytał sporzą dzone notatki.Chyba Ŝe... Chyba Ŝe się zupełnie myli. Nie powinien lek-cewaŜyć faktu, Ŝe w tej robocie najprostsze hipotezysprawdzają  się  w dziewię ciu przypadkach na dziesięć.Morderca zwykle znajduje się  w krę gu rodzinnym lub

grupie najbliŜszych znajomych ofiary.OdłoŜył długopis. Tak. Trzeba trzymać się  realiów, tezaś są  takie, Ŝe ma dwóch martwych kleryków, a semina-rzystów, tym bardziej chadzają cych parami, nie zabija się  codziennie. Byli członkami jednej rodziny. Rodziny za-mknię tej w murach kształcą cych księŜy.

103

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 101/265

Seminarium. Zajrzał do aktówki, a potem w laptopieotworzył mapę Warszawy i wpisał nazwę ulicy.

Nadszedł czas, by złoŜyć tam wizytę .Było jeszcze coś, co nie pozwalało mu zasnąć.Zapalił światło i się gną ł po kartkę . Zapisał dwa nazwi-

ska. Jacek Latoszek i Jan Kunicki. Bę kart Almodovara ibiznesmen, który ponoć lubił zabawiać się z klerykami.

Coś go niepokoiło.Dlaczego Latoszek opowiedział o wpływowym przed-

się biorcy i graczu giełdowym? PrzecieŜ nie musiał. Chro-nił siebie? Miał dług wobec Karloffa? A moŜe chciał od-

wrócić uwagę od kogoś innego? Albo od siebie.Ktoś nietykalny.Z pewnością nie pomyślałby o takim tropie, gdyby nie

nadgorliwość pewnego reŜysera.

15

Obudził go ból. Czuł się tak, jakby leŜał w ciemnej bra-mie praskiego Trójką ta Bermudzkiego, kopany po głowieprzez kilku nastolatków znudzonych juŜ tą  monotonną  rozrywką . Nie pomógł środek przeciwbólowy reklamowa-ny jako lek najnowszej generacji, uśmierzają cy ból punk-towo.

Reklamowe sranie w banię .Heinz włoŜył głowę  do umywalki i odczuł ulgę , gdykaskady lodowatej wody ściekały mu po brwiach, uszach ipoliczkach.

Wykonał kilka telefonów. Zadzwonił do Instytutu Reu-matologii. Potem poprosił, by policjanci z komendy sto-łecznej umówili go na spotkanie w seminarium. Gdy zała-twił wszystkie słuŜbowe sprawy, wybrał jeszcze jedennumer.

104

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 102/265

- Odbierz, sukinsynu.Odczekał, aŜ włą czy się automatyczna sekretarka, i na-

cisną ł przycisk z czerwoną słuchawką . Syn nie oddzwoniłani nie odpisał na Ŝaden z esemesów. Pozostawianie ko-lejnej wiadomości nie miało sensu.

Przed południem był w Pałacu Mostowskich. Gdywszedł na pierwsze pię tro, usłyszał krzyk dobywają cy się  z mę skich gardeł oraz gromkie oklaski. Rozentuzjazmo-wani policjanci wypadali na korytarz i obściskiwali się .

- Wygraliśmy! Rany boskie, wygraliśmy! Słyszysz? -Chlaściak potrzą sał ramionami Baryki.

- Co jest? - kwaśno zapytał Heinz. - Trafiłem na Dzień Uśmiechnię tego Policjanta?

- Lepiej! - wrzasną ł Chlaściak. - Przyznali nam organi-zację Euro 2012. Rozumiesz?

Chlaściak popatrzył na Barykę  nieprzytomnym wzro-kiem. Wyglą dało jakby jeszcze nie wytrzeźwiał po noc-nym pijaństwie.

- Młody, zorganizuj flaszkę , rozpijemy. Jest przecieŜ coświę tować. Przyłą czysz się , Heinz?

- Nie. Ale pewnie bę dę  miał dziś okazję , Ŝeby się  po-modlić. Zresztą - dodał, łapią c zdumione spojrzenie Chla-ściaka, który nie wiedział przecieŜ o czekają cej Heinzawizycie w seminarium - niewaŜne...

Bardziej wyczuł niŜ usłyszał, Ŝe ktoś za nim stoi.- Szczęśliwy dzień, prawda Heinz? - Wydało mu się , Ŝe

w głosie inspektora Osucha słyszy źle skrywaną  złośli-wość.

- Pozwól ze mną na chwilę .Usiedli w pokoiku wielkości windy towarowej w sta-rym bloku. Zza drzwi cały czas dobiegały oŜywione głosyi dało się wyczuć wzmoŜony ruch na korytarzu. Jedynymźródłem światła była lampka na stoliku umocowanymprzy naroŜnych ścianach.

- Nazywamy to miejsce Jaskinią  Klaustrofoba. - Osuchwykonał ruch rę ką jak przewodnik oprowadzają cy turystów.

105

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 103/265

- U mnie w gabinecie jest remont, a w pokoju zebrań na-rada, co zrobić, Ŝeby poprawić wizerunek policji.

- Ja bym po prostu złapał tego skurwysyna, który zabiłtych dwóch chłopaków. Wtedy o wizerunek nie mamy się  co martwić.

Twarz Osucha nie zdradzała Ŝadnych emocji. Mogło się  zdawać, Ŝe obaj wsłuchują  się  w oŜywione głosy zadrzwiami, jakby stamtą d dochodziły najpię kniejszedźwię ki rodem z filharmonii.

Chlaściak nie jest jedyny. Widocznie inni teŜ kołują  flaszkę - pomyślał Heinz.

- Szczęśliwy dzień mamy - inspektor w końcu przemó-wił.

- Wezwał mnie pan specjalnie do tej waszej JaskiniKlaustrofoba, by podzielić się swoim szczęściem? - Heinzczuł, Ŝe wzbiera w nim irytacja. - Wybaczy pan, ale...

- Szczęśliwy dzień, Heinz, bo wreszcie mamy ślad.Mocny trop w naszej sprawie.

Tym razem Heinz uwaŜał, by nie zdradził go Ŝaden od-ruch.

- Namierzyliśmy - cią gną ł Osuch - grupę neofaszystów,którzy na swojej stronie internetowej groŜą , Ŝe wytę pią  czarnych, ydów i - uwaga! - inspektor podniósł palec -gejów. Potraktowaliśmy rzecz powaŜnie i połą czyliśmy tegroźby z informacją , Ŝe pod jednym z klubów dla ho-moseksualistów trzy tygodnie temu pobito, wyobraź sobie,księ dza...

- Sam złoŜył zawiadomienie o pobiciu? - z pową tpiewa-

niem zapytał Heinz.- Sam nie mógł. Pobili go tak, Ŝe szczę kę miał drutowa-ną . Pewnie sam by zawiadomienia nie złoŜył. W końcu toksią dz. Ale są  tacy, którzy dbają , by wokół klubu byłobezpiecznie, rozumiesz? Aby nie odstraszyć bogatychklientów. Tak czy inaczej - Osuch popatrzył na Heinza -wiele wskazuje na to, Ŝe księŜulka pobili wielbiciele rasypanów i podobnych bzdur. Tak wię c - inspektor klepną ł

106

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 104/265

dłonią w obudowę lampy - ślad jest mocny. I w dodatku -tu popatrzył z triumfem - bez profilerskich sztuczek.

Światło lampy falowało, na przemian powię kszają c izmniejszają c cień wokół głowy inspektora.- A teraz - Osuch uniósł palec wskazują cy - gwóźdź 

programu.Czekał na reakcję . Bez powodzenia.- Ten pobity ksią dz trzy lata temu prowadził zaję cia w

pewnym seminarium duchownym. Zgadnij w którym?Sztruksowa marynarka nagle zaczę ła uwierać Heinza.- Gratuluję , inspektorze - powiedział. - To rzeczywiście

 jest coś. Jak się ten ksią dz nazywa?- Kowalski.Heinz rozłoŜył rę ce.- Nikt, kto wystę puje w policyjnych papierach, nie mo-

Ŝe się tak nazywać.- Poza Kowalskim. - Heinzowi zdawało się , Ŝe usłyszał

szyderczy ton.- Myślę , Ŝe tych neofaszystów przyciśniemy i bę dą  śpie-

wać cienko - mówił dalej inspektor. - Ale mam teŜ dobrą  wiadomość dla ciebie. Masz ten słuŜbowy samochód, któ-ry chciałeś. Jeden z moich chłopaków - popatrzył uwaŜniena Heinza - dość nieszczęśliwie rozkwasił sobie nos i teraznie bę dzie potrzebował bryki.

Później, gdy stał na korytarzu, odtwarzał w myślachrozmowę z Osuchem. Usłyszał brzę k kluczyków i odwró-cił się . Stał przed nim Freddie Kruger. Z opatrunkiemprzysłaniają cym prawie całą  twarz wyglą dał jak Michael

Jackson po kolejnej operacji.- Wyglą dasz jak Michael Jackson po kolejnej operacji.Rany, człowieku, co ci się stało?

Freddie podał kluczyki.- Tylko dbaj o higienę - Heinz usłyszał seplenienie stłu-

mione gazą . - Nie pobrudź siedzenia, myj się codziennie

107

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 105/265

i zmieniaj ubranie, bo jak zobaczę , Ŝe jest brudno, bę -dziesz musiał czyścić.

W milczeniu patrzyli sobie w oczy.- Trochę  radości, stary. Wyluzuj. Mamy dziś Dzień Uśmiechnię tego Policjanta - powiedział Heinz. -Uśmiechnij się . Jeśli moŜesz - szepną ł, wpatrują c się weFreddie'ego oczami zimnymi jak dwie bryłki lodu.

16

Ostry zapach detergentów, pasty do podłogi i czegoś mdławego, o delikatnej migdałowej woni, przemieszane-go ze stearyną .

Zawsze było tak samo. Wtedy, gdy Heinz krótkomieszkał w internacie przy liceum katolickim, ten zapach

wgryzł się  w jego ubranie. Pewnie czuł podobny juŜ wcześniej, kiedy był ministrantem.Niektóre zapachy są  stałe jak refren bluesa. Nie zmie-

niają się mimo upływu lat.Biały opel dojechał do Placu Wilsona i skrę cił w ulicę  

Krasińskiego. Seminarium powinno być gdzieś tu po pra-wej stronie. Mniej wię cej na wysokości kościoła, w któ-rym ksią dz Popiełuszko odprawiał w stanie wojennymmsze za ojczyznę . Pamię tał, Ŝe w jednej z bocznych uli-

czek znajdował się kiedyś klub, w którym w latach osiem-dziesią tych był na kilku koncertach rockowych. Zapamię -tał, Ŝe raz słyszał tam zespół ze Szwajcarii grają cy indu-strialnego rocka. Szwajcarzy nie mieli umiaru. Widocznietam, ską d pochodzili, nikt nie chciał juŜ ich słuchać. Dwiei pół godziny mę czarni w towarzystwie dziewczyny, któraobiecywała wię cej, niŜ dała. Tyle o tym.

108

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 106/265

Budynek seminarium odnalazł bez trudu. Niezgrabnaszara bryła, gdzieniegdzie tylko poprzetykana małymi

okienkami z witraŜami w stylu Wyspiańskiego. Heinzzastanawia! się , czy te okienka, bę dą ce czymś w rodzajukaprysu architekta, zaprojektowano tak, by jasno dać wszystkim do zrozumienia, Ŝe wkraczają c w te mury, od-cinamy się od świata. Jeśli nawet tak miało być, to - Heinzprzypomniał sobie Rakowieckiego i Leskiego i ich mar-kowe ubrania - praktyka zaprzeczyła teorii.

Szara fasada. Budynek nie rzucają cy się w oczy. Samadyskrecja. No, zobaczymy.

Z trudem otworzył masywne drewniane drzwi. Odgłosprzeraźliwie skrzypią cych zawiasów nie wzbudził niczy-

 jego zainteresowania. Ciekawe, czy celowo tych drzwi nieoliwią ? Aby było słychać kaŜde wejście i wyjście. W nie-wielkim oszklonym pudełku, które w niezmienionej for-mie słuŜy od niepamię tnych czasów wszystkim portieromwe wszystkich szkołach i uczelniach, nikogo nie było.Pustka. Grobowa cisza i pustka. Na półpię trze natkną ł się  na witraŜ przedstawiają cy najpewniej scenę walki świę te-go Jerzego. Wspią ł się po schodach i wyszedł na nadspo-dziewanie szeroki korytarz. Drzwi sal lekcyjnych i pokojewykładowców znajdowały się po lewej stronie, przeciwną  zajmowały przestronne okna, których by się  tu nie spo-dziewał. Całość przypominała szkołę  molocha. Jedną  ztych podstawówek budowanych w rozrzutnych latach sie-demdziesią tych, gdy liczył się  socjalistyczny rozmach iprzezwycięŜono minimalizm z poprzedniej dekady, gdy na

tysią clecie państwa polskiego powstawały szkoły, w któ-rych upychano tysią ce uczniów. Podszedł do okna. Kuswojemu zdumieniu zobaczył wewnę trzny dziedziniec,zielenią ce się  krzewy, bluszcz na szarym murze i kilkamłodych, prostych, pną cych się  do nieba brzózek. Tutajtych drzew nie spotka nic złego. Nie pokrzywi ich wiatr.Tak samo powinno być z klerykami. A przecieŜ było ina-czej. W północnym naroŜniku dojrzał kapliczkę Matki

109

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 107/265

Boskiej, bliźniaczo podobną  do tej, którą  zapamię tał zulicy Zą bkowskiej. Zdziwiło go, Ŝe na patio jest tylko

 jedna ławeczka, najwyŜej dla trzech osób.Nagle w polu widzenia pojawiły się  trzy sylwetki. Od-ruchowo cofną ł się  o krok, by nie zostać zauwaŜonym.MęŜczyzna szedł Ŝwirową   ścieŜką  szybkim, spręŜystymkrokiem, Ŝywo gestykulują c. Łysa głowa osadzona na ma-sywnym karku kojarzyła się  z zapaśnikiem, rugbistą  lubochroniarzem. Policzki zdobił kilkudniowy siwy zarost.MęŜczyzna kontrastował wyglą dem ze z trudem dotrzy-mują cymi mu kroku rumianymi młodzieńcami w sutan-

nach. Jeden z nich trzymał w dłoni kraciastą chustkę , któ-rą  wycierał pot z szyi i czoła. Co pięć, siedem metrówstarszy męŜczyzna przystawał, czekał na współtowarzyszyi coś im tłumaczył. Heinz zmruŜył oczy. Zapaśnik miałczarną  marynarkę  i koloratkę , a ci dwaj byli chyba zamłodzi, by być księŜmi.

Odwrócił się od okna, gdy usłyszał odgłos zbliŜają cychsię kroków. Stał przed nim młody brunet w sutannie.

- Niech bę dzie pochwalony Jezus Chrystus.Heinz nie odpowiedział.- Pan w jakiej sprawie? - niepewnie zapytał młodzie-

niec.- Jestem umówiony z księ dzem rektorem - szepną ł He-

inz niczym na spowiedzi.Brunet wykonał zapraszają cy gest rę ką  i ruszył przed

siebie, a Heinz podąŜył za szeleszczą cą sutanną . Gdy bylikilka metrów od pokoju rektora, młodzieniec odwrócił się ,

znów bez słowa wskazał rę ką  drzwi i odszedł. Gabinetznajdował się przy bocznych schodach, obok sali, z którejdobywały się  zawodzenia jak na kiepskim filmie grozy.Heinz upewnił się , Ŝe na korytarzu jest pusto, i przystawiłucho do drzwi. Galia est omnis divisa in partes tres... Cie-kawe, Ŝe w seminarium duchownym czytają  Juliusza Ce-zara. Jeszcze raz się  rozejrzał. Pośrodku korytarza stałogromny krzyŜ, obok naś cianie umieszczono obraz z

110

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 108/265

podobizną  Jana Pawła II na głównym planie. Zawróciłspod drzwi i podszedł do malowidła. Zdawało mu się , Ŝe

ogromna postać papieŜa rozsadzi ramy inkrustowane ja-kimiś pozłacanymi purchlami. Ojciec świę ty gładził pogłowie małą  dziewczynkę , w tle widniał jakiś rynek, woddali jaśniały zaśnieŜone górskie szczyty, a na błę kitnymniebie wzlatywały gołę bie. „Bogu dzię kujcie, Ducha niegaście” - Heinz przypomniał sobie hasło jednej z piel-grzymek Jana Pawła II do Polski, uwiecznione nad obra-zem.

Jak w podstawówce. Zupełnie jak w molochu, do które-

go chodził. Tyle Ŝe tam, na obrazie podobnych rozmia-rów, widniał socjalista Ludwik Waryński dzierŜą cy wogromnej dłoni, jakiej nie powstydziłby się  bokser wagicięŜkiej, pismo „Proletaryat”.

Wrócił pod drzwi rektora i juŜ miał zapukać, ale po-wstrzymał ten grzecznościowy odruch. Nie bę dzie pukałani o nic prosił. Przyszedł uzyskać informacje niezbę dnedo odnalezienia sprawcy przestę pstwa. Nacisną ł klamkę  itym razem drzwi otworzyły się  bezgłośnie. Wszedł dośrodka. Usłyszał jakąś pieśń religijną dobiegają cą z radia,zdezorientowany staną ł przy kredensie, na którym stałapokryta kurzem paprotka, i czekał. Zobaczył drzwi pro-wadzą ce do przyległego pokoju i usłyszał szelest. Odru-chowo przywarł do ściany kredensu.

- Powtórz jeszcze raz - rozległ się niski głos.- Było tak, jak mówię . Wczoraj i dziś Antek ostatni wy-

chodził po mszy świę tej.

- To mógł być przypadek...- To nie przypadek. Tydzień temu, gdy odbywaliśmy jałmuŜnę duchową i wymienialiśmy złe cechy Mateusza...

- A ma on ich bez liku - zawtórował bas.- A ma on ich bez liku, dobrze ksią dz to ują ł - Heinz

usłyszał nerwowy szept. - Wię c wtedy Antek jako jedynynie wymienił Ŝadnej złej cechy...

111

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 109/265

Zapadła cisza. Heinzowi zdawało się , Ŝe rozmówcystanę li w drzwiach dzielą cych pokoik od gabinetu.

- Miałbym do mistrza jedną sprawą ...- Mów, chłopcze.- Mam w tym semestrze kłopoty z łaciną i czy mistrz...Heinz chrzą kną ł i wyszedł zza kredensu. Starszy męŜ-

czyzna drgną ł i szybko usiadł przy masywnym mahonio-wym biurku.

- Przepraszam - powiedział Heinz. - Byłem umówionyz księ dzem rektorem.

MęŜczyzna wykonał ruch nadgarstkiem i skierował pal-

ce w stronę  drzwi. Towarzyszą cy mu chłopak ruszył dowyjścia. Poruszał się  szybko i niemal bezszelestnie. Pra-wie jak cień. Albo jak szczur, do którego upodabniały gozapadnię te policzki.

Zupełnie jakby posiadł umieję tność przenikania przezdrzwi - pomyślał Heinz.

Z małego głośnika dobiegło solo instrumentów klawi-szowych.

- To ksią dz Majda śpiewa. Nasz rektor. - Czterdziesto-latek o gę stych, krę conych włosach przywodzą cych namyśl Krzysztofa Krawczyka sprzed lat, tyle Ŝe bez wą sów,wskazał na radio, najwidoczniej połą czone z odtwarza-czem płyt kompaktowych. - Płyta - dodał z dumą  - nositytuł Rozmyślania o Bogu i Ojczyźnie. Pan przyszedł po tezamówione dwadzieścia egzemplarzy?

- Niezupełnie. Jestem z policji - pokazał legitymację . -Nazywam się Heinz. Pisze się tak samo jak ten ketchup.

Brunet wpatrywał się w Heinza, jakby się zastanawiał, jak ma zareagować, po czym nagle klasną ł w dłonie.- A ja nazywam się  Jerzy Jurek. Przyjaciele mówią , Ŝe

 jestem człowiekiem o dwóch imionach. Inni powiadają , Ŝe  jestem facetem bez nazwiska - roześmiał się . - Tak czyinaczej nie jestem rektorem.

- Wię c kim ksią dz jest?

112

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 110/265

- Niektórzy nazywają mnie mistrzem duchowym - JerzyJurek popatrzył uwaŜnie na Heinza - inni ojcem ducho-

wym...- Ksią dz wybaczy, ale nie bardzo się orientuję w tutej-szej hierarchii... - Heinz podrapał się w policzek.

- To zrozumiałe, jest pan policjantem. OtóŜ - rozłoŜyłrę ce - jestem po trosze psychologiem, po trosze przewod-nikiem. Takim kompasem, który ma dopomóc w kształto-waniu formacji duchowej naszych studentów i ostateczniedoprowadzić ich do świę ceń kapłańskich. Po prostu przezsześć lat studiów w seminarium rozmawiam z tymi mło-

dymi ludźmi. Rozmawiam, rozmawiam, rozmawiam...- To zupełnie jak ja. - Heinz przygładził włosy na skro-

niach.Przewodnik duchowy drgną ł, jakby uŜą dlił go jakiś zło-

śliwy owad.Z trzeszczą cego głośnika dobiegała kolejna piosenka w

stylu przebojów Piotra Szczepanika i podobnych wyko-nawców z lat sześćdziesią tych. „Bez Boga usycha drzewoojczyzny, bo kto nie wierzy w Jezusa blizny”... - dotarł doHeinza pełen patosu śpiew naduŜywają cy efektu wibrata.

- Czyli duŜo ksią dz wie o swoich podopiecznych... - za-pytał na tyle głośno, by zagłuszyć śpiewają cego rektora.

- MoŜna powiedzieć, Ŝe wiem wszystko... - Jurek za-milkł, po czym roześmiał się . - artuję  oczywiście. Taknaprawdę  im wię cej od nich słyszę , tym bardziej się  upewniam, Ŝe znam ich bardzo, bardzo słabo... - Pokiwałgłową i wzią ł do rę ki okładkę płyty leŜą cą na stole. Heinz

dostrzegł fioletowe tło i męŜczyznę  w szatach liturgicz-nych z mikrofonem w rę ku.- Porozmawiajmy o Rakowieckim i Leskim. Co ksią dz

moŜe o nich powiedzieć?Jurek spojrzał na Heinza.- Jestem do głę bi wstrząśnię ty...- A poza tym?

113

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 111/265

- Wszystko, co mogłem powiedzieć, opowiedziałem juŜ pańskim kolegom... Poza tym rektor Ŝą dał, aby kaŜde prze

słuchanie odbywało się w jego obecności.Heinz zmruŜył oczy.- To nie jest formalne przesłuchanie. Na razie nie jest to

przesłuchanie. - Chciał, by Jurek wyczuł w jego słowachgroźbę . - Proszę  zapomnieć przez chwilę , Ŝe byli tu juŜ moi koledzy, i opowiedzieć wszystko jeszcze raz.

Ojciec duchowy zacisną ł wargi.- Co to znaczy, Ŝe powiedział ksią dz wszystko, co

mógł? - Heinz czuł, Ŝe traci cierpliwość.

Był zły na siebie. Przyszedł porozmawiać o ofiarach.Ale tutaj Ŝaden z jego rozmówców nie straci pewnościsiebie. Są na swoim terenie i kaŜdy z nich w tych murachczuje się  jak ryba w wodzie. Nie moŜna tego dodatkowoułatwiać. Nie moŜna tytułować tego faceta księ dzem.Błą d. Głupi błą d.

- To znaczy, Ŝe nie mogę powiedzieć tego, co wiem odmoich studentów. Ojca duchowego takŜe obowią zuje ta-

 jemnica spowiedzi.- Nawet wtedy, gdy chodzi o podwójne morderstwo po-

pełnione przez sadystę ?- Nawet wtedy.Heinz westchną ł i nagle gwałtownie się pochylił.- Wie pan, Ŝe Rakowiecki i Leski byli gejami?

Jurek drgną ł.- Odmawiam odpowiedzi.- Czyli wiedział ksią dz, a mimo to tolerował ich pobyt

w seminarium? - Heinz naciskał. Celowo znów zmieniłformę  i nazwał go księ dzem. Niech poczuje wyrzuty su-mienia, Ŝe jako duchowny nic w tej sprawie nie zrobił.

- Odmawiam odpowiedzi - skulił się męŜczyzna.- Wiedział ksią dz, Ŝe są mę skimi dziwkami i puszczają  

się za niemałe pienią dze. A mimo to...- Proszę  posłuchać! - Jurek krzykną ł. - Nie mogę  od-

powiedzieć na te pytania. Obowią zuje mnie - zaakcento-wał - tajemnica spowiedzi. Mogę natomiast powiedzieć 

114

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 112/265

panu coś innego: obaj byli dobrymi kandydatami na księ -Ŝy. Leski interesował się  teologią  i był prymusem, Rako-

wiecki wyróŜniał się  przebojowością , moŜe nieco zbytspektakularną  jak na seminarium, ale z pewnością  obda-rzony był cechami, które, gdyby zostały dobrze ukierun-kowane, mogłyby po latach przerodzić się  w charyzmę ,rozumie pan?

Heinz czekał, co jeszcze powie.- Mogę  teŜ dodać, Ŝe w pią tym semestrze Leski opuścił

się w nauce, stał się  jakiś nerwowy. Rozmawiałem z nimo tym...

- I co?Jurek popatrzył Heinzowi w oczy.- Obowią zuje mnie tajemnica spowiedzi.- Gratuluję dyskrecji - warkną ł Heinz. - Niech was dia-

bli z tą całą poufnością !Dopiero teraz dostrzegł, Ŝe ktoś przysłuchuje się  ich

rozmowie.- Diabła bym w to nie mieszał - odezwał się  cicho. -

Wszak jesteśmy w seminarium.Głę bokie zmarszczki wokół oczu i plamy na grzbietach

dłoni świadczyły o tym, Ŝe był zapewne duŜo starszy odksię dza Jurka. Krótko przystrzyŜone włosy i opaleniznasprawiały jednak, Ŝe wyglą dał o wiele młodziej. Heinz do-strzegł świetnie skrojony czarny garnitur i nienaganną bielkoloratki oraz wyglansowane eleganckie buty.

- Dobrze, Ŝe ksią dz rektor przyszedł - wyszeptał Jurek.Heinz raz jeszcze spojrzał na twarz męŜczyzny, a na-

stę pnie na zdję cie zdobią ce okładkę  płyty, która wciąŜ leŜała na stole. Nie mogło być wą tpliwości, Ŝe ma do czy-nienia z tym samym człowiekiem, choć na fotografii wy-glą dał na jeszcze młodszego.

Pewnie dał zdję cie sprzed kilku lat i jeszcze je kompu-terowo obrobił.

115

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 113/265

- TeŜ się  cieszę , Ŝe ksią dz rektor przyszedł - postarałsię , co nie było łatwe, aby jego głos zabrzmiał ciepło. -

Nazywam się Heinz, byliśmy umówieni.Popatrzył na głośnik. Dyskretny, ale dobrej klasy. Wsam raz dla eleganckiego rektora.

- A skoro juŜ poznaliśmy się osobiście, to czy moŜemywyłą czyć tę muzykę ?

17

Na korytarzu rozległ się dzwonek.- Zanim porozmawiamy, zapraszam na obchód - powie-

dział rektor i zapią ł guziki marynarki. - Jak mówi przysło-wie: pańskie oko konia tuczy.

Rektor strzepną ł z marynarki niewidoczny paproch.

Wyglą dam przy nim jak szmaciarz - pomyślał Heinz. Ko-rytarz wypełnił się  seminarzystami. Niektórzy nie róŜnilisię  ubiorem od swoich rówieśników przemierzają cych wtej chwili ulice miasta, inni - jak domyślił się Heinz, ci zestarszych roczników - nosili sutanny. Rozglą dał się  zaDieslami i Pumami, ale na nikim ich nie dostrzegł.

Majda rozdawał uśmiechy, kilka razy teŜ nieznaczniesię odkłonił. Heinz patrzył na młodych męŜczyzn spaceru-

 ją cych korytarzem i zmierzają cych w stronę patio. Coś go

w tym widoku uderzyło, miał jakieś niejasne przeczucie, jakąś intuicję , ale nie potrafił nadać jej konkretnegokształtu, zamienić w hipotezę czy pytanie.

Zatrzymali się  przy krucyfiksie i ogromnym obrazie zpodobizną Jana Pawła II.

- Ten dzwonek na przerwę to zupełnie jak w szkole - powiedział w końcu Heinz.

116

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 114/265

- Mój autorski pomysł. - Rektor odkłonił się  starszemumęŜczyźnie, pewnie jednemu z wykładowców. - Lubię ,

gdy w seminarium wszystko działa jak w zegarku. Czuję  się , by tak rzec, zegarmistrzem, który reguluje ten mecha-nizm, czyści tryby... Rozumie pan?

Heinz skiną ł głową .- Zresztą ... - Chodź no tu, chłopcze - rektor kiwną ł pal-

cem na jednego z przechodzą cych kleryków.Chłopak zatrzymał się  i pobladł, po czym podszedł do

księ dza Majdy, którego twarz przecinał dobrotliwyuśmiech.

- Porzą dek dnia, szybciutko! - zakomenderował Majda.Student wypręŜył się niczym Ŝołnierz i wyrecytował:

- Pią ta trzydzieści - pobudka, szósta trzydzieści - modli-twy i medytacja, siódma - msza świę ta, ósma - śniadanie,od ósmej trzydzieści - zaję cia dydaktyczne, czternasta -Anioł Pański, rachunek sumienia. Czternasta trzydzieści -obiad...

- Starczy - przerwał rektor. - Dziś  środa. Co o osiem-nastej?

- Nieszpory.- Dziewię tnasta pię tnaście, wtorek?- Próba chóru i zaję cia z emisji głosu.- Dobrze! - Duchowny raz jeszcze się uśmiechną ł. - Idź 

 juŜ, carissime. Carissime. Jak ładnie.Rektor odwrócił się w stronę Heinza.-Wprowadziłem dzwonki, bo jestem perfekcjonistą . Lu-

bię  robić coś od począ tku do końca. Tej zasady trzymamsię i w seminarium, i wtedy, gdy nagrywam płyty. - Ukło-nił się starszemu męŜczyźnie w sutannie.

-To nasz spowiednik.-Myślałem, Ŝe od spowiedzi jest ojciec duchowy...-To dwie zupełnie róŜne funkcje. - Rektor uśmiechną ł

się . - U nas teŜ obowią zuje specjalizacja. Wy macie jed-nych od drogówki, innych od zabójstw, a my... - umilkł iznowu się do kogoś uśmiechną ł.

117

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 115/265

Od tego nadmiaru sztucznej dobroci człowiekowi robisię niedobrze.

- A wracają c do dzwonków... niektórzy zachowują  się  tak, jakby nigdy nie wynaleziono zegarka. Na przykładprofesor Rutger...

Profesor Rutger. To numer jego telefonu komórkowegoznajdował się na kartce znalezionej u jednego z zamordo-wanych.

- Ja wiem, Ŝe biblistyka to królewski przedmiot, ale...sam pan rozumie... Nie moŜna przecią gać zajęć koszteminnych przedmiotów.

Heinzowi zdawało się , Ŝe w głosie rektora usłyszałdrwinę . Pokiwał głową .

Rozległ się dzwonek i korytarz w jednej chwili opusto-szał. Nagle coś zakłóciło ciszę . Ktoś biegł po schodach.Młody chłopak.

Ujrzał rektora seminarium i zwolnił.- Przepraszam, Ŝe przeszkadzam - dyszał. - Przed bu-

dynkiem stoi samochód, taki stary biały opel, i włą czył się  w nim alarm. Chyba koło jest przebite.

- Kurwa mać! - warkną ł Heinz, a rektor odruchowouniósł ramiona, jakby chciał przesłonić nimi uszy. Heinzzaczą ł nerwowo szukać kluczyków i pilota. Jak zwyklenie mógł ich znaleźć. Wycią gną ł z kieszeni klucze do ho-telowego pokoju, dziesią tki karteczek, bilet kolejowy izuŜytą chusteczkę higieniczną , która zalegała w marynar-ce od późnej jesieni. Wszystkie rupiecie cisną ł na białypodest przy krzyŜu.

- MoŜe pomogę  panu z tym samochodem... - zapropo-nował kleryk.- Wracaj na zaję cia - ostro powiedział rektor. - Znajdę  

kogoś do pomocy. - Ruszył w stronę swojego gabinetu.W wewnę trznej kieszeni marynarki Heinz znalazł

wreszcie kluczyki i pilota do autoalarmu. Popę dził na dół.Po chwili samochód przestał wyć.

118

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 116/265

- Kurwa! - wrzasną ł Heinz, patrzą c z bezsilną  wście-kłością na przebitą oponę . Kopną ł w felgę , a potem otwo-

rzył bagaŜnik. Zapasowego koła nie było. Zaklą ł raz jesz-cze. Przeszło mu przez głowę , Ŝe to pewnie sprawka Fred-diego Krugera. Specjalnie wyją ł koło zapasowe, pojechałza nim i uszkodził mu samochód.

Zachowuję się jak paranoik - pomyślał.Się gną ł po komórkę , ale jej nie znalazł. Oczywiście

takŜe i telefon pozostawił na podeście pod krzyŜem.Nie panuję nad sobą - szepną ł i wbiegł po schodach.Telefon, klucze i wszystkie śmieci leŜały na swoim

miejscu. Brakowało jedynie biletu kolejowego z Katowicdo Warszawy. Biletu, który juŜ dawno powinien był rozli-czyć w księ gowości komendy stołecznej.

Ktoś wzią ł wykorzystany bilet, ale telefonu nie ruszył.Cuda jednak się zdarzają . Zwłaszcza w seminarium - po-myślał Heinz i wybrał numer od Karloffa.

***MęŜczyzna zgniótł w dłoni paczkę po mentolowych red

white'ach i z wściekłością cisną ł ją mię dzy drzewa. JuŜ odgodziny przechadzał się mię dzy dwoma punktami orienta-cyjnymi: tablicą z mapą  terenu oraz regulaminem składa-

 ją cym się z samych zakazów i znakiem drogowym zabra-niają cym wjazdu nieupowaŜnionym samochodom. Miej-sca te dzieliło pięćdziesią t metrów; niemoŜliwe, by coś 

przeoczył albo czegoś nie usłyszał. Na pobliskim drzewieusiadły dwa ptaki i przyglą dały mu się ciekawie. ZmruŜyłoczy, aby lepiej je widzieć, ale nie mógł rozpoznać gatun-ku. W innej sytuacji próbowałby rozwią zać tę  ornitolo-giczną  zagadkę , dziś jednak jego myśli pochłonię te byłyczymś zupełnie innym. MoŜe jednak wybrał złe miejsce?Mogli się  przecieŜ umówić przy głównej drodze prowa-dzą cej w głą b lasu, tam gdzie podjeŜdŜały samochody z

119

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 117/265

rozchichotanymi młodymi parami i gdzie przychodzilimęŜczyźni podobni do niego czasem samotnie, niekiedy w

grupkach, z nieodłą cznymi reklamówkami. Widywał tutorebki z Lidia, Leader Price'a, niekiedy z Media Marktu,sporadycznie nawet trafiał się EMPiK. Bez wzglę du jed-nak na markę  uwidocznioną  na torbach, ich zawartość była zdumiewają co podobna. Reklamówki wypełnionebyły butelką wódki, najczęściej „małpkami” o zawartościćwierć litra, kromką  chleba i kawałkiem taniej kiełbasy,kilkoma parówkami lub pasztetową . Przy pierwszym roz-widleniu drogi młodocianych kochanków, pragną cych

spełnienia na łonie natury, i amatorów ognistej wody naświeŜym powietrzu rozchodziły się : pierwsi skrę cali wlewo, drudzy wybierali niewielki wzgórek po prawej stro-nie, za którym moŜna było rozłoŜyć przyniesione wiktu-ały.

Podmuch wiatru sprawił, Ŝe torba, którą  połoŜył uswych stóp, zaszeleściła gwałtownie. A jednak róŜnił się  od tych, którzy przychodzili tu się napić. Przygniótł rekla-mówkę butem, Ŝeby nie odfrunę ła. Pod stopą wyczuł zwi-nię ty sznurek i coś twardego. Nie miał wą tpliwości, Ŝe na-trafił na rę kojeść duŜego noŜa.

Wyją ł komórkę  i spojrzał na wyświetlacz. Godzina ipię tnaście minut. Kusiło go, by zadzwonić i sprawdzić, cosię dzieje, ale się powstrzymał. Wprawdzie od wczoraj manowy starter kupiony w miejscu odległym od jego miesz-kania, ale nie bę dzie ryzykować. Poczeka. Tyle się w Ŝy-ciu naczekał, Ŝe i tym razem wytrzyma. Nagle uświadomił

sobie, Ŝe w torbie jest nie tylko sznur i nóŜ, ale teŜ coś innego, z natury bardzo delikatnego. Podniósł reklamówkę  i zajrzał do niej. Dwa cienkie drewniane patyczki skrzy-Ŝowane ze sobą nie pę kły pod naciskiem stopy.

Mam szczęście. Wszystko jest w porzą dku. Uśmiech-ną ł się sam do siebie. Uśmiechną ł się po raz pierwszy tegodnia.

120

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 118/265

18

Funkcjonariusz, który przyjechał z Karloffem, z trudemodkrę cił zardzewiałe śruby podtrzymują ce uszkodzonekoło. Heinz siedział w gabinecie rektora seminarium i piłmocną kawę . Zapytał, czy moŜe zapalić. Odnalazł zgnie-cioną paczkę w tylnej kieszeni spodni, zapalił i zacią gną łsię łapczywie.

- MoŜe to pana uspokoi - usłyszał.Majda wstał i po chwili z charczą cego głośnika popły-

nę ły dźwię ki znanej juŜ Heinzowi piosenki. FiliŜankadrgnę ła w dłoni Heinza i kilka kropel czarnego płynuwsią knę ło w jego spodnie.

- Podoba się panu? - zapytał rektor.- Wolę  bluesa. Takiego Roberta Johnsona na przykład.

O jego muzyce mówili, Ŝe ma jakąś szatańską moc. - Po-patrzył znaczą co na Majdę . - Gość śpiewał o diable, alko-holu i, ksią dz wybaczy, o dziwkach... Zginą ł w niewyja-śnionych okolicznościach.

- Bohater w sam raz dla policjanta - skwitował duchow-ny

- A jeśli chodzi o pańską muzykę , to... - Heinz zawiesiłgłos - ciekawa jest kolorystyka tej okładki - wskazał pal-cem.

- Fiolet. Adwentowy kolor. Przed BoŜym Narodzeniempłyta świetnie się sprzedawała w wielu parafialnych księ -garniach i sklepikach. Przed Wielkanocą  zaprojektowali-

śmy juŜ inną okładkę . Tak czy inaczej mam mnóstwo ro-boty. Płyty, rozprawa habilitacyjna... Cały dochód zesprzedaŜy płyt przeznaczam dla naszych seminarzystów. -Majda uśmiechną ł się .

- Dla Rakowieckiego i Leskiego teŜ?Uśmiech na twarzy rektora zgasł jak niedopałek wgnie-

ciony w popielniczkę .

121

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 119/265

- Dla takich jak tamci dwaj przede wszystkim.- To znaczy?

Oczy księ dza zwę ziły się .- To znaczy, Ŝe pomagamy seminarzystom z biednychrodzin. Rakowieckiego samotnie wychowywała matka.Bardzo poboŜna kobieta. Ledwo wią zali koniec z końcem.Rodzina Leskiego to... - Machną ł rę ką , szukają c właści-wego słowa.

- Degeneraci? - podpowiedział Heinz.- Coś w tym rodzaju. Gdyby nie proboszcz z Serocka,

chłopak by się  stoczył. Dodam, Ŝe pomagamy im i teraz,

przy pochówku syna.Akurat. Msza pogrzebowa gratis i pewnie organista w

pakiecie. Heinz wstał.- Zastanawiają mnie dwie rzeczy. - Podszedł do odtwa-

rzacza płyt kompaktowych i wyłą czył go. - Ksią dz powie-dział: „tamci”. Nie: „świę tej pamię ci Karol” czy „świę tejpamię ci Grzegorz” albo „nasi synowie”, czy jakoś tak,tylko „tamci”... Jak o zupełnie obcych ludziach... Ksią dzma do nich jakąś urazę ?

Majda nie odpowiedział od razu. Wpatrywał się w He-inza niczym doświadczony kelner testują cy wzrokiemnowego klienta.

-al mi tych chłopaków. Naprawdę . A powiedziałem:„tamci dwaj”, bo seminarzystów poznaję lepiej, gdy są naczwartym, pią tym roku. Poza tym - wzruszył ramionami- nie mam zwyczaju fraternizować się z klerykami, jak coponiektórzy...

- Jak kto?Majda milczał.Rozległo się pukanie. Zanim rektor zdąŜył się odezwać,

w drzwiach stanę ła kobieta z fryzurą , której nie powsty-dziłaby się Violetta Villas. Podeszła do Majdy. Duchownypróbował wstać, ale nie zdąŜył. Kobieta chwyciła go zarę kę , pocałowała w dłoń i zaczę ła potrzą sać nią nerwowo.

122

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 120/265

- Słyszałam... Słyszałam to... - jej głos przypominał po-mruki wydawane przez jakieś egzotyczne zwierzę . -

OskarŜają go, Ŝe znowu napadł na ydów i Ŝe powiedział,Ŝe to ydzi trzymają w swych pazernych mackach wszyst-kie światowe pienią dze. Ale ja - kobieta wypię ła duŜybiust - słucham uwaŜnie, a i w chórze kościelnym za mło-du śpiewałam. - Ściszyła głos. - To nie był on. To nie oj-ciec dyrektor, błogosław mu, Panie... - wzniosła rę ce dogóry. – Inny akcent, inny sposób ustawienia krtani, oj,znam się ja na tym. Dobra podróba, ale tylko podróba...

Chyba uczestniczę  w kolejnej edycji „Idola” - prze-

mknę ło Heinzowi przez głowę .- To nie był on... - powtórzyła kobieta. - To był - wzię ła

głę boki oddech - impresonator. Impresonator podszywasię pod ojca dyrektora i...

- Pani Wasiakowa - ucią ł rektor. - W koszu zostawiłemtrochę rzeczy do prania. - Pokazał palcem w stronę pokojuznajdują cego się  za gabinetem. - Siostry słuŜebniczki -spojrzał na Heinza i rozłoŜył rę ce w przepraszają cym ge-ście - nie zawsze dają sobie radę z praniem i sprzą taniem.- Korzystamy wtedy z zewnę trznej pomocy.

- Ja wiem swoje - mruczała kobieta - to impresonator.Zabrała bieliznę i wyszła. Pomruki cichły na korytarzu.

- Takim nieszczęśliwym jak pani Wasiakowa teŜ poma-gamy. A druga sprawa? Wspominał pan o dwóch...

- Drugie pytanie brzmi tak - Heinz dotkną ł palcamiskroni. - Macie tu swoje zasady. Wię c jak to moŜliwe, abydwaj klerycy wyszli niepostrzeŜenie? I dlaczego nie za-

wiadomiliście policji od razu, gdy nie wrócili?- To proste - rektor rozłoŜył rę ce. - Mamy do czynieniaz dorosłymi ludźmi. Złamią  regulamin - wiedzą , co ichczeka. A dlaczego nie zawiadamiamy? Bo słuŜba Bogu tosprawa sumienia, a nie listy obecności. Po prostu - wska-zał rę ką okno - wielu nie wytrzymuje i wybiera inne Ŝycie.Odchodzą z seminarium, nie informują c nas. Dzieje się taknajczęściej w czasie wakacji. Ale i w roku akademickim to

123

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 121/265

się zdarza. Ci chłopcy czę sto wstydzą się swojej słabości...Nawet rodzin nie powiadamiają ... I co? - zapytał rektor. -

Mam ich ścigać albo dzwonić z tym do was? Mało macieroboty? Czy ma pan jeszcze jakieś pytania, bo mam dzi-siaj duŜo pracy...

- Ten prymus na korytarzu wyrecytował harmonogramdnia, ale... - Heinz zawiesił głos i wpatrywał się w dłonierektora, wybijają ce nerwowo jakiś rytm na blacie biurka.Przetrzymam go jeszcze trochę - pomyślał.

- Ale co? - warkną ł duchowny.- Ale nie usłyszałem najwaŜniejszego. Kiedy semina-

rzyści mają czas wolny i mogą wyjść na miasto?- Zwyczajowo w czwartki. Mię dzy szesnastą a dziewię t-

nastą .- Rakowiecki i Leski nie wyszli w czwartek. To - Heinz

raz jeszcze zawiesił głos - stało się w środę . Wię c?Rektor westchną ł.- Powiedziałem, Ŝe w czwartki zwyczajowo. Jeśli chcą  

się gdzieś wybrać innego dnia, muszą  się wpisać do spe-cjalnego zeszytu wyjść. Klerykowi musi wtedy towarzy-szyć socjusz...

- To ktoś w rodzaju przyzwoitki? - zapytał złośliwie He-inz.

- Jeśli świat pańskich porównań jest tak ograniczony,niech tak bę dzie - odparł Majda. - Alumn zabiera ze sobą  towarzysza, takie są zasady.

- Chciałbym dostać ten zeszyt wyjść.Majda rozłoŜył rę ce.

- Pańscy koledzy juŜ go zabrali. Czy ma pan do mniecoś jeszcze?Heinz wstał.- Dzię kuję  za wyjaśnienia. Chciałbym porozmawiać z

księ dzem profesorem Rutgerem. Kiedy mogę go zastać?- Ma dziś dyŜur dla seminarzystów mię dzy dziewię tna-

stą trzydzieści a dwudziestą trzydzieści - warkną ł Majda. -Bę dzie tu. W moim - podkreślił - gabinecie.

124

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 122/265

Najwyraźniej zna na pamięć grafik nauczycieli - pomy-ślał z podziwem Heinz. PoŜegnał się i stał juŜ w drzwiach.

Odwrócił się nagle.- Co się  stało z księ dzem Kowalskim? Uczył tu kiedyś u was...

Majda zmruŜył oczy, jakby miało mu to pomóc przypo-mnieć sobie osobę , o którą został zapytany.

- Kowalski... Był taki... Odszedł kilka lat temu. Miał,zdaje się , jakieś inne plany...

Kłamiesz. Wiem, Ŝe kłamiesz.- Ostatnie pytanie. Z czym kojarzą  się  księ dzu liczby:

dwadzieścia jeden, trzydzieści siedem.Majda poderwał się z fotela.- Pan raczy Ŝartować? - powiedział cicho. - Milionom

Polaków te liczby od dwóch lat kojarzą się  tak samo. Jakpan śmie... - wycedził przez zę by.

Heinz stał bez ruchu.- Niech pan spyta Rutgera - sykną ł. - Ksią dz profesor

 jest ekspertem w tej dziedzinie. W końcu to biblista - za-śmiał się .

Odgłos zamykanych z rozmachem drzwi rozszedł się  echem na korytarzu seminarium, jakby zatrzaskiwanowłaz krypty. Duszę  się  tu - pomyślał Heinz. Poczuł się ,

  jakby ktoś zamkną ł go w gigantycznej trumnie. Zupełnie jakby ktoś odcią ł mu dopływ tlenu do płuc i mózgu.

***

Kolejny niedopałek znikną ł wgnieciony w piach. Niewiedzieć czemu przypomniał sobie, jak był małym chłop-cem i rozgniatał dŜdŜownice na nierównym chodniku peł-nym ogromnych kałuŜ z okami benzyny i oleju samocho-dowego. Kiedyś przemokły mu buty i dostał za to pasem.Nawet bardzo nie bolało, ale posiusiał się  ze strachu. Iwtedy dostał drugi raz. P wiele mocniej. Poczuł narastają cy

125

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 123/265

ból w dolnej części brzucha. Tym razem nie ze strachu.Bolało go z wściekłości. Z trudem powstrzymywał dygot

całego ciała. To mogłoby zwrócić na niego uwagę , a tegoprzecieŜ nie chciał.Dzisiaj panuje nad wszystkim. Dziś nic i nikt nie po-

krzyŜuje jego planów. Nawet ta niesłowna kurwa, którazasłuŜyła na śmierć. Ale jak nie ta, to bę dzie inna.

Ostatni raz sprawdził, która godzina. Pora była idealna.Matki z wózkami zakończyły przedpołudniowy spacerwśród zieleni, właściciele psów jeszcze nie wrócili z pra-cy. Nocną  zmianę  zaczyna o osiemnastej, ma wię c duŜo

czasu. ZdąŜy wrócić do domu, wyką pać się  i odpocząć.MoŜe nawet przyjdzie tu jeszcze raz, by popatrzeć na po-licyjne radiowozy i taśmę odgradzają cą  teren od spojrzeń ciekawskich. MoŜe zobaczy nawet wypchany czarny wo-rek? Nie. Nie zrobi tego. Ciekawość zgubiła juŜ wielu, aon nie chciał głupio wpaść. Zbyt wielką  przyjemność sprawiało mu to, co zaczą ł robić ostatnio.

Tak. Jak nie ta, to inna.DłuŜej nie bę dzie tu stać. Przeszedł kilkaset metrów

mię dzy drzewami i dotarł do szerokiej wydeptanej ścieŜki.Pamię tał, Ŝe niedaleko stą d postawiono kilka ławek dlaspacerowiczów.

Nie musiał czekać długo. Usłyszał trzask łamanych ga-łę zi i zobaczył kobietę . W pierwszej chwili myślał, Ŝe toona. Podobna figura, obfite piersi, gę ste farbowane włosypodobnie zaczesane, zbliŜony wiek. Ta kobieta nosiła jed-nak okulary, tamta zaś zawsze chwaliła się , Ŝe wciąŜ ma

świetny wzrok.Podszedł szybkim krokiem.- Prze-przepraszam - zapytał, ją kają c się . - Czy to nie

pani zostawiła tu tę torbę ? - Wskazał na reklamówkę , któ-rą trzymał w lewej rę ce.

- Nie... to nie moja torba. Nigdy nic nie gubię . - Odwró-ciła głowę , a potem nagle się roześmiała. Szeroko otwarte

126

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 124/265

oczy i gardłowy głos. Zupełnie jak u tamtej. Brakuje tylkoszminki rozmazanej na górnej jedynce.

- Z czego się  pa-a-ani śmieje? - zapytał i prawą  rę kę  zanurzył w torbie. Zacisną ł dłoń na chłodnej rę kojeści ipoczuł ulgę .

19

- Jaki zeszyt?Heinz po raz trzeci słyszał pełne zdziwienia pytanie z

ust kolejnego rozmówcy i czuł narastają cą wściekłość.Ani Karloff, ani Baryka, ani diwa gotyckiego rocka w

cięŜkich wojskowych butach, słowem nikt z tej trójki niesłyszał o zeszycie wyjść zabranym z seminarium.

- Co się martwisz, znajdzie się  za jakiś czas gdzieś w

papierach. - Karloff wzruszył ramionami. - MoŜe włoŜyłgo gdzieś Poremba? - No wiesz... ten z rozbitym nosem. -Na począ tku teŜ nam trochę pomagał.

Poremba. Aha. Wię c tak się nazywamy.Przyczepił się do tego zeszytu wyjść, choć nie spodzie-

wał się znaleźć w nim Ŝadnych rewelacji. Z pewnością niebyłoby tam nic, co dotyczyłoby Rakowieckiego i Leskie-go i ich ostatniej drogi. Był pewien, Ŝe wyprawa, którą  zorganizowali w środę  jedenastego kwietnia, nie została

odnotowana. Jak czę sto organizowali takie wypady? Czytylko oni brali w nich udział? MoŜe z zeszytu dowiedział-by się o kimś jeszcze, kto czę sto wypuszczał się poza po-nure mury seminarium? MoŜe ten ktoś wiedziałby, doką dRakowiecki z Leskim się  wybierali. MoŜe przypadkiemich gdzieś widział? A moŜe wszystkie te pytania nie mają  sensu. MoŜe naleŜy po prostu zapytać: jak czę sto organi-zowano im takie wycieczki? Ten, kto takie spotkania

127

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 125/265

zwoływał, z pewnością  nie figurował w Ŝadnej księ dzewejść i wyjść.

Postanowił poszukać informacji w „zsypie”. ZSIP. Zin-tegrowany system informacji policyjnej. Drzewo wiado-mości dobrego i złego. Zwłaszcza złego. Najdokładniejszyi najobszerniejszy katalog grzechów i grzeszków tegoświata, którego przewaga nad innymi zbiorami danychpolega na tym, Ŝe gromadzi wiedzę operacyjną . Taką , któ-ra nigdy nie trafia do prokuratora, a tym bardziej na salę  są dową .

Wpisał dane Rakowieckiego. Nic. Wstukał Leskiego.

Taka sama odpowiedź. Wpatrywał się w monitor i wpro-wadził dane rektora Majdy i ojca duchowego, JerzegoJurka. Brak informacji.

Pomyślał o czekają cym go spotkaniu. Jeszcze kilkauderzeń w klawisze. Tadeusz Rutger. Wynik podobny jakpoprzednio. W przypadku Rutgera coś go zaniepokoiło,tak jakby delikatnie trą cona struna gitary wydała fałszywyton. Coś pobrzmiewa, dzwonią w którymś kościele, przy-pomniał sobie przysłowie. Adekwatne do sytuacji.

Postanowił, Ŝe przejrzy inny rejestr. Dla urozmaicenia.Przestę pstwa popełniane z udziałem przedstawicieli róŜ-nych wyznań. Ostatni rok. Na pierwszym miejscu sprawaChrześcijańskiego Kościoła Głosicieli Dobrej Nowiny,załoŜonego przez gangsterów. Ludzie z miasta sprowadzilibez cła, korzystają c z ulg przyznanych organizacjom wy-znaniowym, samochody i elektronikę  wartą  kilkanaściemilionów złotych. Nastę pny w kolejności był proboszcz z

Dolnego Ślą ska. Od lat współŜył z rodzoną siostrą , pracu- ją cą na plebanii. W końcu po kolejnej z libacji alkoholo-wych przebił ją widłami. Tłumaczył potem, Ŝe zrobił to zzazdrości.

Miłość ci wszystko wybaczy - przypomniał sobie staryprzebój, który niespodziewanie, po kilku taktach, zamieniłsię  w posę pnego bluesa Zeppelinów. Obraz na ekraniestawał się  niewyraźny. Nie pora na wspomnienia. Wstałod biurka i wzią ł głę boki oddech. Tyle o tym.

128

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 126/265

W jednym z pokojów grał telewizor. TVN24 do znu-dzenia powtarzała scenę , gdy Michel Platini, sam nie do

końca wierzą c w to, co robi, wyjmuje z wielkiej kopertykartkę z napisem: Polska i Ukraina.

***

Kobieta zaśmiała się ponownie i jeszcze raz odwróciłagłowę .

- Naprawdę 

nigdy nic nie gubię . Nie zgubiłam te

Ŝswo- jej wnuczki. O... proszę !

Zza zarośli wyszła pię cioletnia dziewczynka.- JuŜ, babciu. Zrobiłam.Popatrzyła na nieznajomego męŜczyznę . Wydał się  jej

zabawny z tymi piegami na twarzy i z reklamówką .- Dzień dobry. Zbiera pan grzyby?Zawahał się . Nie wiedział, co odpowiedzieć. Na szczę -

ście wyrę czyła go kobieta, która znów się roześmiała.

- Nie skarbie, to nie pora na grzyby. Ten pan myślał, Ŝezgubiłam torbę .Słyszał, Ŝe dziewczynka mówi coś do babci, a ta jej

odpowiada. Po chwili ich głosy ucichły za zakrę tem.Ból brzucha nasilił się . Nie wiedział, co ma robić. Pra-

wą dłoń zacisną ł z całej siły na rę kojeści. I wtedy ją zoba-czył.

Szła niepewnym krokiem. Tak jakby za duŜo wypiła istraciła orientację  w terenie. Pewnie nie jest sama. Za

chwilę  ktoś zacznie jej szukać. Rozejrzał się . W najlep-szym razie miał kilka minut.

Podją ł decyzję .- Z-zgubiła pani torbę - powiedział.- Co tam jest? - kobieta chciwie chwyciła za reklamów-

kę .Zajrzała do środka i odchyliła głowę .- Co ty, koleś, pogię ło cię ? Pojebany jesteś?

129

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 127/265

Chciała coś jeszcze powiedzieć, lecz nie zdąŜyła.Biały plastik przylgną ł do jej brzucha. MęŜczyzna cof-

ną ł dłoń, ale, dziwna rzecz, torba pozostała na miejscu,  jakby się  przykleiła. Biała powierzchnia reklamówki za-barwiła się na czerwono.

Teraz, juŜ bez pośpiechu, pocią gną ł za rę kojeść. Kobie-ta zachwiała się  i odruchowo oparła o drzewo. Drugi ciosprzebił jej płuco, trzeci trafił w krocze. Przy kolejnymuderzeniu krew wypłynę ła z ust.

Gdy skończył, otarł pot z czoła. Szybkimi, wprawnymiruchami zdejmował ubranie z zakrwawionego ciała. Ka-

wałek przecię tego materiału bluzki przysechł do skóry imusiał pocią gnąć mocniej. Ścią gną ł z niej spodnie i pową -chał je. Tak jak się spodziewał, cuchnę ły uryną . StaranniezłoŜył je w kostkę .

To wszystko.Nie. To prawie wszystko.Jeszcze raz się gną ł do torby.

20

O dziewię tnastej pię tnaście zaparkował pod semina-rium. Wpatrywał się w witraŜe od strony fasady i myślał otym, jak śmierć dwóch seminarzystów wpłynę ła na pozo-

stałych. Jak wpłynę ła na młodych męŜczyzn, którzy dziś wypełnili korytarz i dziedziniec? Co myśleli o śmiercikolegów? Kolegów? Czuł, Ŝe to niewłaściwe słowo. Przy-pomniał sobie, Ŝe gdy obserwował kleryków podczasprzerwy, coś go w tym widoku uderzyło, wydało mu się  nienaturalne. WciąŜ jednak nie potrafił sprecyzować, o comu wtedy chodziło.

130

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 128/265

Poza tym wszystko było w normie. Podobnie dzieje się  w kaŜdej szkole czy jednostce wojskowej, gdy zdarzy się  

coś strasznego. Przypomniał sobie, jak wiele lat temuprowadził sprawę  zgwałconej i uduszonej czternastolatki.W szkole zawisło zdję cie dziewczyny, zapalono świeczkę  i połoŜono kwiaty. Ale śmiech i zgiełk na korytarzu nieustawał. Zupełnie jakby się  nic nie stało. W pierwszejchwili był tym zszokowany. Dopiero po latach zrozumiał,Ŝe Ŝywi w takich sytuacjach skupiają  się w swoim krę gu,by wyprzeć śmierć, odpę dzić ją ostentacyjną  i wrę cz nie-stosowaną witalnością . Są  podobni do rozbitków na bez-

ludnej wyspie, którzy rozpalili ognisko i skupili się wokółbuchają cych płomieni, by odegnać strach.

Portiera i tym razem nie było. Gdy wchodził po scho-dach, towarzyszył mu głuchy odgłos kroków. Na koryta-rzu nie było nikogo. Zapach detergentów mieszał się  zwonią aromatycznego sosu. Są po kolacji. Poczuł, Ŝe sokitrawienne w Ŝołą dku uaktywniły się . Uświadomił sobie, Ŝepoza śniadaniem nic dzisiaj nie jadł.

Raz jeszcze się  rozejrzał. Pewny, Ŝe nikt go nie widzi,przyłoŜył ucho do drzwi gabinetu rektora. Usłyszał cichy

 ję k. Nie mógł się pomylić. Czyjś głos falował za drzwia-mi, unosił się , trwał w zawieszeniu i opadał.

Heinz powoli nacisną ł klamkę i otworzył drzwi.Musiało minąć kilka sekund, zanim zauwaŜył człowie-

ka siedzą cego na podłodze ze skrzyŜowanymi nogami.Ogolony na zero męŜczyzna trzymał dłonie na kolanach.Czarna koszula z krótkim rę kawem nie była w stanie za-

słonić zwojów mięśni.Ten facet wię cej czasu spę dza na siłowni niŜ w konfe-sjonale - pomyślał Heinz.

Z charczą cego głośnika dobiegała melorecytacja, któraHeinzowi z niczym się nie kojarzyła. Z całą pewnością niebyły to pieśni autorstwa rektora Majdy.

131

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 129/265

Rozległ się  charakterystyczny dźwię k buddyjskichdzwonków.

- Osiem i pół - powiedział nagle męŜczyzna i w tej sa-mej chwili muzyka ucichła.- Oglą dałem - odparł Heinz. - Świetne kino.- Nie - męŜczyzna otworzył oczy. - Nie chodzi mi o An-

tonioniego. Osiem i pół - powtórzył. - Pamię ta pan dow-cip o milicjantach z czasów stanu wojennego? Dlaczegomilicjanci palą  papierosy Osiem i pół? Bo skończyliosiem klas podstawówki i pół szkoły milicyjnej. Są dzą cpo pańskim wieku, powinien pan to dobrze pamię tać. -

Wpatrywał się w Heinza.- Ską d pan wie, Ŝe jestem policjantem? - zapytał, igno-

rują c uwagę .- Jesteśmy w budynku, którego ściany mają uszy. - Pro-

fesor wykonał teatralny gest, jakby przykładał ucho dodrzwi.

Wstał. Był podobnego wzrostu co Heinz. Otrzepałczarną koszulę , podszedł do magnetofonu i wyłą czył mu-zykę . Dopiero wtedy usiadł za biurkiem i wskazał Hein-zowi miejsce naprzeciwko.

- To, co pan słyszał przed chwilą , to pieśni mnichówbuddyjskich. Od lat praktykuję  taką  formę medytacji, co,nawiasem mówią c, natrafia na pewne opory... Ale ojciecde Mello miał znacznie wię ksze problemy. I to z samymkardynałem Ratzingerem...

- Proszę posłuchać - przerwał mu Heinz. - Nie interesu- ją  mnie problemy ojca de Mello ani pańska wiedza na

temat milicjantów i Antonioniego...- Rutger... - wtrą cił nagle męŜczyzna i potarł siwy za-rost.

- Co?- Nazywam się Rutger. Zupełnie jak Rutger Hauer. Pa-

mię ta pan psychopatę z Autostopowicza?- Psychopatów zapamię tuję dobrze. BliŜej mi do takich

postaci niŜ do ojca de Mello. Ksią dz posłucha - pochyliłsię nad stołem, czują c, Ŝe Rutger znów chce mu przerwać.

132

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 130/265

Wyczuł zapach, którego się nie spodziewał.- Mam dwa trupy - wyprostował palec wskazują cy i

środkowy. - Dwóch kleryków z tego seminarium. I - popa-trzył Rutgerowi w oczy - to nie jest film. To się zdarzyłonaprawdę .

- Czego zatem pan chce ode mnie? Tak w ogóle ma pan jakieś nazwisko?

- Heinz. Jak ketchup. W zasadzie pytanie mam jedno.Przy zwłokach Rakowieckiego i Leskiego nie znaleźliśmyŜadnych dokumentów, biletów autobusowych, kart kredy-towych, słowem: niczego, co ułatwiłoby nam identyfika-

cję  ofiar. Śledztwo pewnie stałoby w miejscu, gdyby niedrobny szczegół...

- Mówi pan o kartce z moim nowym numerem telefo-nu? Zadzwoniliście. Przyjechałem, zidentyfikowałemchłopców. Co jeszcze mam zrobić?

Rutger zacisną ł pięści.- OtóŜ - Heinz mówił twardo - od począ tku zadaję sobie

  jedno pytanie, a odką d tu przyjechałem, pytanie to stałosię moją obsesją ...

- Chę tnie pomogę panu uporać się z obsesjami. - Rutgerni to się skrzywił, ni to uśmiechną ł.

- Jak to moŜliwe, Ŝe przy tym dystansie, który panuje wseminarium mię dzy wykładowcami a studentami, przytym pseudowojskowym drylu jakiś student ma numer pań-skiej komórki? Wytłumaczy mi pan to?

Rutger nie od razu odpowiedział. Otworzył skórzaną  teczkę  i zaczą ł zgarniać do niej notatki i ksiąŜki. Na

grzbiecie najgrubszej widniało pięć słów napisanych pro-stym liternictwem. W górnej linii: Tadeusz Rutger, poni-Ŝej: Ezechiel - prorok niezwykły. ZauwaŜył, Ŝe Heinz pa-trzy uwaŜnie na stos ksiąŜek.

- Ezechiel. Mój ulubiony prorok. Mówi się o nim, Ŝe nieco odbiegał od normy. Dziś tacy jak on są gwiazdami popkultury.

133

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 131/265

Rutger... Gdzieś juŜ się  spotkał z tym nazwiskiem.Pierwszy raz taka myśl przemknę ła mu przez głowę , gdy

przeszukiwał policyjny bank informacji.Dwa metalowe zamki szczę knę ły i profesor odłoŜył tor-bę .

- Zanim odpowiem na to pytanie, coś panu powiem.Wzią ł głę boki oddech i zamkną ł oczy. Heinzowi wy-

dawało się , Ŝe Rutger zaczyna mówić do samego siebie, jakby nagle przemienił się w natchnionego starotestamen-towego proroka.

- Pan mówi o pseudowojskowym drylu? To nie wie pan,

o czym mówi. Dryl to był wtedy, gdy ja byłem w wiekutych wszystkich Rakowieckich, Leskich... Pamię tam, jakustawialiśmy się w dwóch równych szeregach i szliśmy naranną  mszę  o szóstej trzydzieści. Codziennie mijaliśmydrzwi pomocnika mistrza nowicjatu i drŜały nam nogi zestrachu... - Rutger nerwowo przełkną ł ślinę . - Czasem tedrzwi się  otwierały i pomocnik bez słowa wskazywał naktóregoś z nas. To wskazanie było równoznaczne z wyro-kiem. Z wyrzuceniem z seminarium. Kleryk musiał się  spakować, wyjść bez poŜegnania, a furmanka podwoziłago na dworzec. adnego odwoływania się , Ŝadnego gada-nia! Takie były czasy. I powiem panu - profesor otworzyłoczy - to były dobre czasy.

W oddali usłyszeli odgłos mechanicznej kukułki. Ską dtu się wzię ła kukułka?

Zielone oczy wpatrywały się w Heinza, ale tak napraw-dę  patrzyły gdzieś w odległą  przeszłość, łowią c dalekie

wspomnienia.I nagle oczy Rutgera stały się nad wyraz czujne i przy-tomne. Powróciły do teraźniejszości.

- A teraz wyleczę  pana z obsesji. Rakowiecki i Leskimieli mój numer telefonu. To byli ciekawi studenci. Cie-kawi do czasu... Organizowaliśmy nawet dodatkowe spo-tkania po obowią zkowych zaję ciach.

- Czy Rakowiecki w tych spotkaniach teŜ uczestniczył?Mówią , Ŝe to leser...

134

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 132/265

- Gdzie tam leser! - Rutger obruszył się . - Po prostu nielubił dogmatycznej paplaniny. Przynajmniej tak było na

począ tku. Z czasem, teŜ to zauwaŜyłem, był naszymi spot-kaniami jakoś mniej zainteresowany. Co innego Leski.Ten chciał na przykład wiedzieć, o co chodzi w antropo-logii Rene Girarda i na czym polega mechanizm szukaniaw rozmaitych religiach kozła ofiarnego. Przypadki Hioba,Jezusa są z tego podwórka. Później mówiłem im o neuro-teologii...

- O czym?Zanim Heinz usłyszał odpowiedź, ktoś cicho zapukał

do drzwi. W drzwiach stał chłopak o zapadnię tych policz-kach.

Szczur. Ten sam, który spowiadał się ojcu duchowemu.Spowiadał. Akurat. Zwyczajnie donosił na kolegów.

- Przyniosłem księ dzu profesorowi te pieroŜki, którematka zamówiła - przemówił Szczur zupełnie nieskrę po-wany obecnością Heinza. - Z pę dami bambusa, kiełkami,grzybami mun i... pamię taliśmy, Ŝeby były wegetariań-skie. Zamiast mię sa jest tofu.

- Wrzody Ŝołą dka i bóle w stawach to pamią tka stanuwojennego i zimnych cel - powiedział Rutger. - I kiepskiwzrok, bo dostałem pałką  po głowie. Dlatego nie lubię  policjantów, ale muszę lubić lekarzy spowiadają cych mojeciało z chorób - popatrzył znaczą co na Heinza. - Lossprawił, Ŝe zaczą łem jeść takie dziwne rzeczy i od tegoczasu czuję się lepiej.

Szczur znikną ł w drzwiach. Ponownie rozległ się meta-

liczny dźwię k zamków i po chwili pieroŜki zniknę ły wprzepastnej torbie.- Wracają c do Rakowieckiego i Leskiego... - Heinz nie-

cierpliwie poruszył się  w fotelu. Ostatnia rzecz, na jaką  miał ochotę , to słuchać wykładów o jakimś Girardzie,neuro-czymś-tam oraz wspomnień o koksownikach poroz-stawianych na śniegu. - Nie chodzi mi o pański telefon.Chodzi mi o to, gdzie są ich komórki i laptopy...

W oczach Rutgera ujrzał zdumienie.

135

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 133/265

- Telefony i prywatne laptopy są  zakazane. To niestetyresztki starego stylu, gdy seminarzyści musieli wyzbyć się  

wszelkich dóbr, a zwłaszcza prawa do prywatności. Tumuszą im wystarczyć ogólnodostę pne komputery...- Czyli nic pan o tym nie wie?- Nie wiem. Zresztą  zawiesiłem swoje prywatne semi-

narium kilka miesię cy temu. Od tego czasu nie spotkałemsię z Rakowieckim i Leskim.

- Dlaczego? PrzecieŜ Leski to taki błyskotliwy student...A Rakowiecki teŜ niczego sobie.

Rutger zamilkł. W oddali znowu odezwała się kukułka.

- Powinni być jak wojsko. - Ksią dz połoŜył palce na po-wiekach, jakby zamykał oczy zmarłemu. - Powinni być 

 jak Ŝołnierze wystrzegają cy się pokus...- Ale nie wszyscy są odporni i ksią dz się czegoś dowie-

dział... Czy tak?- Jestem zmę czony.Rutger zamkną ł oczy.Są  jak wojsko. Jak bezwolne automaty. Jak mechani-

zmy nakrę cane cudzą rę ką .Przypomniał sobie seminarzystów krąŜą cych po kory-

tarzu podczas przerwy. JuŜ wiedział, co go w tym obrazieuderzyło.

- Niech mi pan coś wyjaśni. Widziałem kleryków pod-czas przerwy w zaję ciach. Niby ze sobą rozmawiali, ale...Ale tak jakoś sztucznie, na dystans... Tak jakby nie bylikolegami, ale obcymi ludźmi...

Z klatki piersiowej profesora wydobył się ni to ję k, ni

to cięŜkie westchnienie.- Pan jednak nic nie wie o tutejszych zwyczajach... Popierwsze, oni nie są kolegami. Tu nie ma przyjaciół. Wła-ściwie nie ma nawet kolegów.

Tak samo jak w policji - pomyślał Heinz.- Po drugie, przestrzegamy tu reguły tactusu. Tactus  to

po łacinie dotknię cie. Dotkniesz innego seminarzystę , po-

136

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 134/265

klepiesz go przyjacielsko po ramieniu i... - Machną ł dłonią  w stronę okna.

- Wylatujesz?- Właśnie.- Obawiam się , Ŝe bę dziemy musieli dokończyć tę  roz-

mowę . - Heinz wstał. - Być moŜe juŜ nie w tych wygod-nych fotelach. - Poza tym, księŜe profesorze - odwróci! się  od drzwi - wydaje mi się , Ŝe łą czenie buddyzmu z al-koholem to zła kombinacja. To dlatego odbywa pan wrazze studentami spacery po dziedzińcu, by nie wyczuli, Ŝepan pił w cią gu dnia? Anthony de Mello byłby zniesma-

czony.Rutger siedział bez ruchu. Wiatr poruszył okiennicami,

a mimo to Heinz kolejny raz tego dnia pomyślał, Ŝe jestmu duszno.

Na korytarzu panowała cisza. Światło migoczą cych ja-rzeniówek odbijało się  w niebieskiej posadzce. Skwier-czenie jarzeniówek przypominało dźwię k wydawanyprzez oszalałego owada, który wpada przez otwarte oknodo pokoju i odruchowo lgnie do światła.

Heinz ruszył w stronę schodów. Gdy miną ł portret JanaPawła II, usłyszał odgłos, który nie dobywał się spod sufi-tu. Chrobot powtórzył się . Dobiegł zza wyłomu, prowa-dzą cego, jak zdołał się wcześniej zorientować, w kierunkukrótkiego korytarzyka. Wyłom wzmocniony był, dobudo-wanym najpewniej później, nieotynkowanym solidnymfilarem. Dźwię k pochodził stamtą d. Ktoś tam stał i nadep-ną ł na poluzowaną płytkę .

Heinz zdecydował się . Zrobił w tym samym rytmie  jeszcze trzy kroki i gdy doszedł do wyłomu, gwałtownieskoczył za filar. Zobaczył przeraŜoną  twarz o zapadnię -tych policzkach, które nabiegły krwią , gdy Heinz zaczą łmiaŜdŜyć przedramieniem grdykę chłopaka.

- Szczur, szczur, zabiłem szczura - wychrypiał do ucha.- Pamię tasz to?

137

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 135/265

Nacisną ł przedramieniem jeszcze mocniej. Chłopak za-czą ł charczeć.

- Pewnie ty się nie cieszysz, ale ja jestem bardzo zado-wolony, Ŝe cię spotkałem - wycedził przez zę by Heinz. –Ktoś taki jak ty z pewnością  duŜo słyszy i duŜo widzi,prawda? Donosisz ojcu duchowemu na innych studentów,podlizujesz się  Rutgerowi jakimiś obrzydliwymi pieroŜ-kami... Co wiesz o Rakowieckim i Leskim? Gdzie znikłyich komórki i laptopy? Gdzie to ukrywacie, do cholery?

Puścił chłopaka, który padł na kolana i złapał się obie-ma dłońmi za gardło. Heinz usłyszał za sobą ciche chrzą k-

nię cie. Odwrócił się .- On nic panu nie powie. - Rutger trzymał w dłoni skó-

rzaną torbę i kołysał nią nerwowo. Przez drugą rę kę prze-rzucił czarną marynarkę .

Heinz podszedł do profesora. Po raz kolejny poczułwoń źle strawionego alkoholu.

- Szczur nie powie? A to dlaczego? Zaraz się pan prze-kona, profesorze, Ŝe bę dzie gadał. - Spojrzał na chłopaka.

-Silentium sacrum  - powiedział cicho Rutger, unoszą cpalec do ust.

-e co?-Silentium sacrum. Uświę cone milczenie naleŜy do od-

wiecznych reguł przestrzeganych w seminariach. Silentiumsacrum  zaczę ło się  kilka minut temu. Wtedy kończę  dy-Ŝur. - Profesor machną ł torbą .

Szczur poderwał się , jakby otrzymał znak, miną ł Hein-za i pobiegł korytarzem.

- Niech pan sobie odpuści - szepną ł Rutger. - Wpłyną łpan na zupełnie nieznane sobie wody. To - wskazał rę ką  korytarz - zupełnie inny świat.

Machną ł teczką na poŜegnanie. Heinz patrzył na przy-garbione plecy profesora i po raz pierwszy pomyślał, ŜeRutger jest o wiele starszy, niŜ się wydaje.

Coś wgniata go w ziemię .

138

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 136/265

Był na półpię trze, gdy usłyszał stłumiony ję k. Staną ł  jak wryty. Powoli, by nie wywołać najmniejszego hałasu,

wszedł na pię tro. Rozejrzał się po ską po oświetlonym ko-rytarzu. Nie, nie mylił się . Drzwi znajdują ce się najbliŜejschodów były niedomknię te i stamtą d dochodził odgłos.

- Admaiorem Deigloriam examen conscientiae* - szep-ną ł ktoś.

- Ad maiorem Dei gloriam flagellatio*''  - odpowiedziałinny głos.

Przez szparę  w drzwiach dostrzegł sylwetkę  staregospowiednika. Tego samego, któremu rektor kłaniał się na

korytarzu.Usłyszał suchy trzask, a potem ję knię cie. Młodszy głos

powiedział coś po łacinie.Uderzenie i jeszcze jeden stłumiony ję k.Jak to powiedział Karloff? Zrobiliby furorę na You Tu-

bie? Ci dwaj z pewnością .Zbiegł na dół, otworzył drzwi, potrzą sną ł głową , jakby

wynurzył się  z wody. Gdy nabrał gwałtownie powietrza,poczuł ból, jakby coś rozrywało mu płuca.

21

Zanim wrócił do hotelu, podjechał do Ronda Wiatracz-

na i bez kłopotu znalazł miejsce, o którym słyszał od Kar-loffa. Mimo Ŝe było po dziewią tej, w barze specjalizują -cym się w kuchni orientalnej panował tłok. Krople tłuszczu

*  Ad maiorem Dei gloriam examen conscientiae (łac.) - Nachwałę Boga NajwyŜszego rachunek sumienia. ''„„Admaiorem

  Deigloriam flagellatio (łac.) - Na chwałę  Boga NajwyŜszegobiczowanie.

139

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 137/265

majestatycznie skapywały z opiekanego mię sa na pod-stawkę , wokół roztaczał się aromat bakłaŜana i fasoli. He-

inz poczuł nagły skurcz Ŝołą dka. Soki Ŝołą dkowe praco-wały na całego. Odruchowo wsuną ł kciuk za pasek i po-czuł, Ŝe spodnie nie uciskają  tak jak tydzień wcześniej.Chudł zawsze, gdy prowadził sprawę  poza Katowicami.Gdy brał udział w śledztwie na terenie Ślą ska, lodówkastawała się  jego wiernym przyjacielem i wtedy jadł kom-pulsywnie, by pozbyć się stresu. MoŜe to dobrze - jeszczeraz sprawdził odległość dzielą cą brzuch od paska - Ŝe je-stem poza domem. ChociaŜ tak naprawdę  nigdzie nie

mam domu, co najwyŜej mam mieszkanie.Nad barem znajdował się  szyld z informacją , Ŝe lokal

czynny jest od dziewią tej rano do drugiej w nocy. Zamó-wił kebaba o rozmiarze XXL i usiadł przy stoliku. Oboksiedziało trzech męŜczyzn o śniadej cerze. Patrzyli nieuf-nie na Heinza i mówili coś w niezrozumiałym dla niego

 ję zyku.Inny świat - pomyślał pół godziny później - wycią gają c

się  na niewygodnym łóŜku, które nieznośnie skrzypiałoprzy kaŜdym ruchu.

Wpłyną łem na nieznane wody. Z głośników laptoparozbrzmiewał Cross Road Blues, znany standard RobertaJohnsona.

Przypomniał sobie uwagę jednego ze swoich mentorów- oficera, który brał udział w śledztwie o kryptonimie„Anna”. Było to najgłośniejsze śledztwo w czasach PolskiLudowej, zakończone wyrokiem śmierci dla zabójcy ko-

biet, wampira Marchwickiego. Myśl nie tylko o tym, cozobaczyłeś, pomyśl takŜe o tym, czego ci zabrakło - ma-wiał major Arnold Talar. Nie wszystkie mą drości trzebaeksportować z Liverpoolu czy Quantico.

Inny świat. Czego w nim zabrakło? W seminarium niebyło śladu po Rakowieckim i Leskim. Tak jakby nigdy się  tam nie uczyli. Wymazano ich tak, jak wymazuje się dane

140

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 138/265

z twardego dysku komputera. Zginę li dwaj studenci. Nor-malną koleją  rzeczy powinny gdzieś zawisnąć ich zdję cia

przepasane kirem, powinien palić się  znicz otoczonykwiatami lub w wieńcu. Nigdzie tego nie było. Nawetcienia Ŝałoby. Specjalnie przeszedł się po całym budynku,by to sprawdzić. Razem z rektorem wszedł do pokoju,który jeszcze niedawno naleŜał do kleryków. Uderzyło goto, Ŝe okno było szeroko otwarte. Heinz stał w drzwiach ipatrzył na świeŜą  pościel, idealnie przykrywają cą  dwałóŜka. Zajrzał do opróŜnionej szafy i martwych, zieją cychpustką szuflad.

Zupełnie jakby przeprowadzono tu dezynfekcję  - po-myślał. Za pomocą  krochmalu i świeŜego powietrza wy-gnano śmierć.

Świat seminarium rzą dził się  swoimi prawami. Jak lą ddryfują cy z sobie tylko znanym prą dem. Tactus. Klerycybali się  najmniejszego kontaktu fizycznego, który spra-wiłby, Ŝe byliby na ję zykach wszystkich, ale dwóch znich, przynajmniej dwóch, sprzeniewierzyło się   Ŝołnier-skiej dyscyplinie, jakby pewnie powiedział Rutger. Ojciecduchowy zasłania się  tajemnicą  spowiedzi, a równocze-śnie w seminarium kwitnie donosicielstwo. Przypomniałsobie zapadnię te policzki Szczura. Co innego na wierzchu,co innego pod spodem.

To wszystko, co się tam dzieje, wyglą da na jeden wiel-ki pic. Wię kszy niŜ niskie ceny w hipermarkecie i ratyzero procent.

Trafiłem na jakiś dziwny lą d, w którym panuje osobli-

wy system powią zań. Tych ludzi - pomyślał - łą czy jedno:Ŝaden z nich nie chce nic powiedzieć.Robert Johnson zaczą ł grać introdukcję  do kolejnego

bluesa. Heinz pokrę cił głową . Geniusz. Prawdziwy ge-niusz. Ciekawe, jak czuje się  rektor Majda, śpiewak odsiedmiu boleści, perfekcjonista w kaŜdym calu, boski ze-garmistrz nakrę cają cy tryby złoŜonego mechanizmu, któ-remu wszystko wymknę ło się w seminarium spod kontro-li. Egotyk rozsyłają cy uśmiechy i zaraŜają cy dobrocią .

141

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 139/265

Coś go tknę ło. Włą czy! laptopa i wpisał nazwisko rek-tora. Na pierwszym miejscu znajdował się  odsyłacz do

Wikipedii. „Jan Majda - ksią dz, gwiazda nurtu sacropolo,rektor seminarium diecezjalnego w Warszawie” - przeczy-tał.

Ilekroć Majda wspominał o Rutgerze, jego twarz zaci-nała się w grymasie złości. Wpisał do przeglą darki nazwi-sko profesora. Wybitny biblista zajmują cy się ... Wśródwielu wymienionych dyscyplin Heinz kojarzył tylko bibli-stykę . Zainteresowała go informacja, Ŝe profesor jest jed-nym z najbardziej kontrowersyjnych intelektualistów w

łonie Kościoła. W dalszej części artykułu padały nazwiskaAnthony'ego de Mello, kontrowersyjnego teologa HansaKunga i kilka innych, które Heinzowi nic nie mówiły.

Ten muskularnie zbudowany duchowny, egzaltowanywielbiciel buddyzmu, budził jego ciekawość. Korzystał zgabinetu rektora, mimo Ŝe Majda za profesorem nie prze-padał. Dlaczego? Tego Heinz nie wiedział. MoŜe łą czyłoich coś, co wykraczało poza banalne reguły akademickiejzaleŜności. Poza tym Rutger lubi sobie chlapnąć, a tego wseminarium nie da się ukryć.

Wreszcie ten tajemniczy spowiednik, który wygłaszaformułki w martwym ję zyku i odprawia jakieś sadystycz-ne rytuały. Ad maiorem Dei gloriam... 

O drugiej w nocy obudził go własny krzyk. Śniło musię , Ŝe stoi przywią zany do drzewa i patrzy w rozpaloneoczy Inkwizytora trzymają cego pejcz.

- Ad maiorem Dei gloriam, ad maiorem Dei gloriami -

wrzeszczał Inkwizytor, a na skórzanej plecionce ozdobio-nej rzę dem niewielkich haczyków wrzynają cych się  wciało Heinza osadzały się krople krwi.

142

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 140/265

22

- To nie ma sensu - powiedział do Karloffa, gdy kilkaminut po dwunastej usiedli w restauracji Banja Luka naPuławskiej.

Był dziewię tnasty kwietnia 2007 roku. Nagłówkiwszystkich gazet odświę tną  czerwoną  czcionką  informo-wały, Ŝe stało się coś niezwykłego. Informacje o przyzna-niu Polsce i Ukrainie organizacji mistrzostw Europy w2012 roku zapełniały wszystkie moŜliwe rubryki, odpierwszej strony po zwyczajowo umieszczany na końcugazet sport. KaŜdy tytuł kończył się obowią zkowym tegodnia wykrzyknikiem.

Narodowy orgazm przy udziale piłki noŜnej - Heinzpomyślał ze złością o stadnej miłości Polaków do futbolu.Gigantyczny balon wypełniony nadziejami o potę dze ifrustracją .

Z Karloffem spotkał się o dziewią tej w Pałacu Mostow-

skich.Tego dnia Karloff od rana pracował. MoŜna nawet po-wiedzieć - intensywnie pracował. KrąŜył dookoła stolikazawalonego dokumentami. W pokoju przesłuchań były

 jeszcze dwie osoby. Dwaj najwyŜej dwudziestoletni łysolekulili się  na krzesłach, ilekroć przesłuchują cy zbliŜał się  do nich niczym drapieŜny kot do ofiary. Przesłuchaniezaczę ło się  półtorej godziny wcześniej. Heinz przypatry-wał się przesłuchaniu przez dwadzieścia minut, zamienił z

Karloffem kilka słów, gdy ten wyszedł z pokoju, po czymzszedł na dół. W punkcie informacyjnym Komendy Sto-łecznej siedziały dwie trzydziestolatki, których zadaniembyło spławianie szaleńców i natrę tów. Zapytał tę , którawydawała mu się  atrakcyjniejsza, o najbliŜszy sklep zkosmetykami.

- Proszę pójść do Błę kitnego WieŜowca na Placu Ban-kowym - odpowiedziała bez wahania, tak jakby policjanciz komendy codziennie zadawali jej podobne pytania.

143

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 141/265

Heinz wszedł do sklepu i poprosił o róŜową szminkę .- Jakiej szminki pan potrzebuje? - zapytała znudzonym

głosem dziewczyna przy stoisku.- No... róŜowej, pani Violu - odpowiedział niepewnie.Na plakietce przypię tej do kremowej bluzki przeczytał:„Viola - asystentka wizaŜystka”.

- Ale jakiego róŜu ta pani uŜywa? - wizaŜystka pytałanatarczywie. W stronę Heinza odwróciły się głowy dwóchkobiet, które w dawnych czasach zwykło się nazywać ry-czą cymi czterdziestkami.

Swoją drogą muszę zapytać syna, jak się  takie kobiety

nazywa dzisiaj. O ile go kiedyś spotkam - pomyślał i roz-łoŜył bezradnie rę ce.

- Niech pan sobie przypomni, jakiej uŜywa Ŝona. Mato-wa szminka czy perła? A jak matowa, to z drobinkami czybez? Poza tym co to za róŜ? Brudny czy jaśniejszy od-cień? MoŜe pamię ta pan nazwę  firmy albo numer katalo-gowy...

Heinz przypomniał sobie swoją  półkę  z kosmetykami,przymocowaną do lustra nad umywalką  i wiecznie ochla-pana odpryskami pasty do zę bów. Jego syn miał całą bate-rię kosmetyków. Te, które naleŜały do Heinza, moŜna byzmieścić w kieszeni spodni.

Miał dosyć drobiazgowej Violi.- Pani da jaką kolwiek. Byle niedrogą - powiedział. - Po-

za tym - chciał, by usłyszały to wścibskie klientki sklepu –to nie dla Ŝony. To w ogóle nie dla kobiety. To dla mojegopsa.

Był pewien, Ŝe trzy pary zgorszonych oczu odprowa-dzają go do wyjścia.Wrócił do Pałacu Mostowskich. Czerwony na twarzy

Karloff z podwinię tymi rę kawami białej koszuli i wielki-mi plamami potu pod pachami wyglą dał jak bohater fran-cuskiego filmu policyjnego.

Heinz otworzył drzwi pokoju przesłuchań w tym sa-mym momencie, gdy wielka pięść Karloffa rą bnę ła w stół.

144

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 142/265

Popatrzył w przeraŜone oczy łysoli. Gdzieś uszła z nichcała odwaga, którą zwykli się popisywać w grupie. Usiadł

przy stole i zaczą ł od niechcenia przeglą dać akta. W koń-cu dogrzebał się  do zdjęć Rakowieckiego i Leskiego.Czuł, Ŝe łysole patrzą na niego błagalnie. Szukają pomocy,tak jak toną cy rozpaczliwie szuka wokół siebie koła ra-tunkowego.

- To jak wreszcie było? - przemówił łagodnym głosem, jakby zapowiadał prognozę pogody. Karloff był tym złympolicjantem, on zaraz wcieli się w rolę dobrego. - Ty się  nim zają łeś? - Heinz zwrócił się  do wyŜszego chłopaka,

pokazują c mu zdję cie Rakowieckiego. - A moŜe tym dru-gim? No, jak to się odbyło?

- Proszę pana, my nie mamy z tym nic wspólnego - ły-sol zaczą ł mówić gorą czkowo.

- Pierdolisz! - wycedził przez zę by Karloff. - Widzisz -zwrócił się do Heinza - pierdoli...

- Proszę pana, mówiłem pańskiemu koledze...- Zamknij się ! - Blizna na twarzy Karloffa nabrała pur-

purowego odcienia. - Ską d wiesz, łysy śmieciu, Ŝe jeste-śmy kolegami?

Była najwyŜsza pora, by Heinz wkroczył do akcji.- Nie macie z tym nic wspólnego... Jak moŜecie to udo-

wodnić?- Wtedy nie było nas w Warszawie... - powiedział niŜ-

szy.- Tyle Ŝe nikt tego nie potwierdzi - warkną ł Karloff. - A

zeznania waszych kolegów to wyją tkowo gówniane alibi.

- To gdzie wtedy byliście? - zapytał Heinz.Zaczę li mówić obaj, wchodzą c sobie w słowo. Wie-dział, Ŝe odpowiadali juŜ na to pytanie. Przedstawialiswoją  wersję  i czuli się  coraz pewniej, a o to przecieŜ chodziło, by uśpić ich czujność.

- A to? - przerwał nagle Heinz, stawiają c na środku sto-łu szminkę , która wyglą dała jak pocisk karabinowy.

Łysole nerwowo wiercili się na krzesłach, a Karloff sa-pał.

145

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 143/265

- A to? - powtórzył Heinz. - RóŜowe trójką ty. Dwadzie-ścia jeden trzydzieści siedem - mówił powoli, testują c

spojrzeniem przesłuchiwanych.Nie był juŜ dobrym policjantem. Rola dobiegła końca.Łysole popatrzyli na siebie ze zdziwieniem. W końcuwyŜszy nie wytrzymał.

- Co jest, gościu? - patrzył na Heinza ze złością . - Jakietrójką ty, jakie cyfry? Co to, Bolo? - zwrócił się do kolegi.- Twój szczęśliwy numerek czy co? - Lekko uniósł się  zkrzesła.

Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nie zdąŜył. Dłoń 

Karloffa zacisnę ła się  na białym t-shircie chłopaka i usa-dziła go na miejscu. Rozległ się  trzask rozdzieranego ma-teriału.

- Nie podnoś się bez pozwolenia, bo uznam to za napaść na policjanta. A poza tym gówniane macie te t-shirty - wycedził Karloff. - Azjatycka tandeta...

***

- To nie ma sensu - powtórzył Heinz.Karloff przeglą dał kartę dań i wydawało się , Ŝe nie słu-

cha.- Ten twój zasrany Bolo i ten drugi nie mają z tym nic

wspólnego. Są dzisz, Ŝe oni na co dzień noszą przy sobieszminkę ? MoŜe takŜe cienie do powiek?

- Prywatnie nic nie są dzę . - Karloff przewrócił kartę  

menu. - Ale czasem jestem takiego zdania jak moje szefo-stwo. A oni - rozejrzał się za kelnerem - uwaŜają , Ŝe tropneofaszystowski jest okej. Poza tym Osuch mówił, Ŝe są  naciski z góry, Ŝeby zamknąć sprawę .

- To zamknij mordercę  - powiedział Heinz. - Rakowie-ckiego i Leskiego zabił ktoś dobrze przygotowany. Tetrójką ty i liczby nie były wynikiem improwizacji. Ktoś todobrze zaplanował. A ci dwaj szmaciarze mają mniej zwo-

 jów mózgowych niŜ włosów na głowie. Łysi głupole... -

146

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 144/265

Sam to powiedziałeś.- Umówiłem się  tu z pewnym facetem - odpowiedział

Karloff. - On nam naświetli sprawę . Sam uznasz, co robić z tym dalej. Moja prywatna opinia jest taka, Ŝe drepczemyw miejscu.

To, co zdarzyło się  później, powracało nastę pnie wewspomnieniach Heinza niczym senny koszmar. Do stolikaprzysiadł się  chłopak w stroju kuriera rowerowego. Oka-zało się , Ŝe jest pracownikiem fundacji monitorują cej ru-chy neofaszystowskie.

- To niezmiernie rzadkie przypadki, by w grę wchodziła

obyczajowość - powiedział, nadziewają c na widelec kost-kę ociekają cej oliwą fety. - Rozmaici neofaszyści i nacjo-naliści atakują głównie z pobudek rasowych i ideologicz-nych. Z gejami ścierają się podczas akcji w rodzaju Para-dy Równości.

Wytarł dłonie w papierową  serwetkę  i otworzył płó-cienną torbę .

- Tu - pomachał plikiem spię tych kartek - mam wypis znaszej czarnej księ gi z ostatnich kilku lat. W czarnej księ -dze odnotowujemy działalność naszych ulubieńców. Ma-my tu napady na czarnoskórych studentów, starcia z anar-chistami podczas koncertów... O, nawet atak skinheadówna Ŝywe modele na wystawie garniturów w Katowicach.Swoją drogą  - podniósł wzrok znad gę sto zadrukowanychkartek - czarnoskóry model w białym garniaku Vistuli tociekawy widok...

- Jak Śpiewak jazzbandu. - Karloff przywołał tytuł z

najgłę bszych pokładów pamię ci. Zwinię tą pieść przyłoŜyłdo ust i wydą ł policzki, jakby grał na trą bce.Drobiny czerwonej papryki i zielonego ogórka pofrunę -

ły w kierunku pary, która najwyraźniej omawiała szczegó-ły planowanego wesela. Zanim przysiadł się kurier rowe-rowy, Heinz usłyszał histeryczny szept pana młodego inspe. „Tylko Ŝadnych datków dla głodnych etiopskichbrzuszków ani zabawek dla domu dziecka. Kasa, Misiu,

147

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 145/265

kasa” - potrzą sał dłonią  oblubienicy, na której lą dowałyteraz resztki sałatki. Narzeczony gwałtownie wstał w ge-

ście oburzenia. Musiał jednak w oczach Karloffa dostrzecbłysk, który sprawił, Ŝe równie szybko usiadł i zaczą łszeptać coś do dziewczyny, patrzą c na męŜczyzn przystole obok.

- NaleŜało się  wam. - Heinz odwrócił głowę  w stronę  szeleszczą cego kartkami przedstawiciela fundacji.

- Ostatni przypadek z gejami i jednocześnie klerykamizdarzył się dwa lata temu. Na Ślą sku. Grupka skinheadówzaatakowała uczestników zabawy sylwestrowej w jednym

z klubów. Potem tłumaczyli, Ŝe wzię li przebierańców zagejów. Traf chciał, Ŝe w grupie imprezowiczów byli kle-rycy, i zrobił się dym.

Karloff mlasną ł i pomasował się po brzuchu.-Świetne Ŝarło. Ale jelita mówią , Ŝe trzeba oddać dług

naturze. Jedną drogą wpada, drugą wypada - zaśmiał się .Mię dzy jego zę bami tkwiły brą zowe skrawki gurmanskiejplaskavicy.

Kurier rowerowy wpatrywał się w plecy oddalają cegosię Karloffa.

- A skoro juŜ jesteśmy przy Ślą sku... - powiedział - jesttam taka hałaśliwa organizacja. Nazywa się White Point.Są dzimy, Ŝe jest to klon ruchu Krew i Honor... Pan nazy-wa się Heinz, dobrze słyszałem?

Heinz potwierdził skinieniem głowy.- Wię c w tym White Point - kurier zagłę bił się w jedną  

z kartek - działa według naszej wiedzy niejaki Krzysztof 

Heinz. W tym miesią cu brał udział w akcji przeciwko„marszowi Ŝywych” w Krakowie oraz w zjeździe nacjona-listów pod górą   świę tej Anny. Ostatni wyczyn to juŜ naŚlą sku. Całkiem świeŜe sprawy...

Heinz poczuł, Ŝe krew napływa mu do twarzy. Gwał-townie poderwał się  od stolika. Grupki biznesmenówumówionych na lunch wirowały wokół. Był zamroczony.Zupełnie jakby potęŜny cios wylą dował na jego podbródku.

148

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 146/265

Albo jakby wypił za duŜo. Tyle, ile w dawnych czasach.Nie pamię tał, co działo się potem. Ockną ł się za Piotr-

kowem Trybunalskim. Głowę  rozsadzał mu ból potę go-wany rzęŜeniem słuŜbowego opla. Doszedł do siebie, gdyzobaczył tablicę  informacyjną wskazują cą , Ŝe do Katowicpozostało pięćdziesią t kilometrów.

Zatrzymał się  na stacji benzynowej, zatankował i za-mówił coś do jedzenia. Gdy kończył hot doga z mdławymsosem Tysią ca Wysp, podjechała cięŜarówka. Na przy-czepie z boku wisiała tabliczka: „Zwierzę ta spokojneudomowione”. Gdy włą czył silnik, nad tablicą rejestracyj-

ną  cięŜarówki zobaczył inny napis: „Zwierzę ta przezna-czone do uboju”.

Pomyślał o Rakowieckim i Leskim.I o róŜowej szmince.A potem o swoim synu.

23

- To jak zrobimy? - zapytał Lambros Kastoriadis, wier-cą c się  w samochodowym fotelu. - Po mojemu czy potwojemu?

- Po twojemu - mrukną ł Heinz.Biały opel od pół godziny stał nieopodal baru Rio na

Giszowcu. Wizjonerzy architektury, bracia Zillmanowie,projektują c to osiedle, nie mogli przypuszczać, Ŝe wyro-śnie na nim taki wrzód jak ta mordownia o latynoskiejnazwie. Rio cieszyło się złą sławą . Trzy lata temu w prze-pastnych wnę trzach barowej zamraŜarki znaleziono po-ćwiartowane zwłoki jednego z właścicieli. Teraz nie byłolepiej. Lokal uchodził za przystań kiboli „gieksy” Katowi-ce, wszczynają cych podczas sezonu piłkarskiego regular-ne burdy.

149

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 147/265

- Jesteś pewien? - upewnił się Kastoriadis.- Tyle o tym - potwierdził Heinz.

Lambros Kastoriadis podzielił los wielu greckich ro-dzin, które przybyły do Polski, gdy skończyła się  drugawojna światowa, a zaczę ła krwawa wojna domowa mię -dzy rojalistami i komunistami. Syn profesora politologii,subtelnego badacza myśli Karola Marksa, oraz znanejrzeźbiarki dzieciństwo i młodość spę dził w Polsce. Wdrugiej połowie lat sześćdziesią tych, gdy skończył dwa-dzieścia lat, wyjechał do Kalifornii. W przeciwieństwie dowielu rówieśników nie trafił na farmę  Woodstock i nie

przyłą czył się do bukietu dzieci kwiatów. Zakotwiczył się  w dojo  japońskiego mistrza karate.

Gdy Kastoriadis wrócił do Polski, miał czarny pas i pią -te dan, sytuują ce go bardzo wysoko wśród mistrzów sztukwalki. OŜenił się z Polką  i prowadził na Ślą sku kursy ka-rate. Jednym z jego uczniów był Heinz. Był nim aŜ dospotkania z Inkwizytorem.

Wtedy ich drogi się  rozeszły. Sensei Kastoriadis i Ru-dolf Heinz spotkali się  ponownie półtora roku temu przyokazji jednej ze spraw, w której profiler brał udział. Wielewskazywało na to, Ŝe mistrz karate w niewłaściwy sposóbwykorzystał swoje umieję tności. Po pierwsze, zamordo-wany był są siadem Kastoriadisa. Po drugie, wiarygodniświadkowie potwierdzali, Ŝe na trzy dni przed śmiercią  doszło do awantury mię dzy posiadaczem czarnego pasa iofiarą . Po trzecie - drobnostka - w ciele zamordowanegotkwiło shuriken  - śmiercionośna metalowa gwiazdka, ja-

kiej uŜywali legendarni wojownicy Ninja oraz współcze-śni mistrzowie sztuk walki. Shuriken, rzucone z niepraw-dopodobną  precyzją  i siłą , wbiło się  w oczodół dobrzeznanego policji Tadeusza Hibnera, miaŜdŜą c mu czaszkę .Widmo doŜywocia, na które mógł zostać skazany senseiKastoriadis, stało się całkiem realne, i kto wie, jak zakoń-czyłaby się  ta sprawa, gdyby nie udział Heinza, którywskazał mordercę . Po czwarte - jakiś czas później, gdy

150

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 148/265

sprawa przycichła i Kastoriadisem nikt juŜ się nie intere-sował, na działce naleŜą cej do Hibnera znaleziono ciało

zamordowanej nastolatki. Dziewczyna była w ciąŜy.- Uratowałeś mnie od stryczka - zwykł mawiać Kasto-riadis od tamtego czasu. - Prawdziwy Grek nie zniesiewię zienia. Pewnie bym się powiesił.

Teraz sześćdziesię cioletni karateka wiercił się w fotelusamochodowym i drapał w siwą czuprynę .

Była osiemnasta. Trzy godziny wcześniej biały opel za-  jechał pod „kukurydzę ” na Osiedlu Tysią clecia. Heinzwbiegł do klatki, potrą cają c w drzwiach Gumowe Ucho.

Staruszka wyprowadzała na spacer psa. Heinz chwilę  szarpał się z zamkiem, wreszcie drzwi ustą piły.

W progu swojego mieszkania zderzył się  z przeraŜoną  dziewczyną .

- To tak się uczycie do matury, gratuluję - wycedził.-Gdzie on jest? - Nie czekają c na odpowiedź, wbiegł do

pokoju syna.W pierwszej chwili go nie rozpoznał. Prawe oko chło-

paka otaczał fioletowy krą g, lewe skryła opuchlizna. Obiewargi były nienaturalnie wydę te.

- Co tu się dzieje? - Heinz patrzył na przemian na syna ina dziewczynę .

- Nic mu nie mów! Nie jego sprawa! - wyseplenił chło-pak.

Najpewniej wybili mu przednie zę by.Heinz złapał dziewczynę  za łokieć i wyprowadził do

kuchni. Oparł o lodówkę wciąŜ upstrzoną  Ŝółtymi kartka-

mi. Z lodówki spadł słoik z ogórkami w occie i rozprysłsię na kawałki. Heinz stał w kałuŜy i czuł, Ŝe przesią kają  mu buty.

Po kwadransie wiedział, co się stało.Banalna historia. Grupka skinheadów skupionych w

White Point miała zrobić „akcję ”. Akcja miała polegać natym, Ŝe poczekają przed akademikiem na „asfaltów” czar-noskórych studentów, a nastę pnie, - jak zwykli mawiać, -

151

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 149/265

wypiorą  skórę do białego. Heinz junior zawahał się  i wy-cofał z udziału w tej awanturze. W oczach kolegów okazał

się  mię czakiem. A jak ktoś jest mię czakiem, dostaje na-uczkę od szefa, niejakiego Tyki.Heinz otworzył szaf ę , mało nie wyrywają c drzwi. Kij

bejsbolowy, pamią tka ze Stanów Zjednoczonych, znówstał na miejscu.

A potem w spisie numerów wybrał opis „5 Dan” i naci-sną ł przycisk połą czenia.

Zaparkowali trzydzieści metrów od metalowych drzwibaru. Lambros Kastoriadis i Heinz podeszli do dwumetro-

wego ogolonego na łyso chłopaka ze znudzoną miną  Ŝują -cego gumę .

- Bardzo przepraszam - powiedział Kastoriadis, zadzie-rają c głowę - czy moglibyśmy wejść do środka?

Łysol popatrzył na dwóch męŜczyzn i wypluł gumę  pod ich nogi.

- Spadać, dziadki. Pomyliliście miejsca. Poza tym -zwrócił się  do Heinza - Halloween dopiero za pół roku.Zabieraj stą d trolla! - wskazał rę ką  na Kastoriadisa, któ-remu natura poską piła wzrostu. - No, co mówiłem? Spier-dalać! - Chłopak nadą ł się  jak ropucha. RozłoŜył rę ce naboki, jakby dźwigał z hipermarketu siatki z zakupami.

Błą d, chłopie - pomyślał Heinz niemal ze współczu-ciem. Nigdy nie zwię kszaj powierzchni, w którą  moŜeszbyć trafiony.

Łysol zrobił krok do przodu i w tym samym momenciestopa Kastoriadisa zetknę ła się z jego mostkiem. Skinhead

z ogromną  siłą  rą bną ł plecami o ścianę  i osuną ł się  naziemię .Heinz otworzył drzwi i poczuł, jak zapach piwnicznej

stę chlizny miesza się  ze świeŜym powietrzem. Z głośni-ków wydobywała się  dźwię kowa melasa. „Wyparłem się  Jezusa Chrystusa, starej Ŝydowskiej świni” - Heinz z tru-dem zrozumiał słowa piosenki.

152

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 150/265

- Co jest, Pala? - ktoś krzykną ł z dołu, zagłuszają ctekst. - Miałeś stać przed drzwiami, a nie w drzwiach!

Kastoriadis zrzucił ciało nieprzytomnego Pały na dół izszedł schodkami. Gdy był na przedostatnim stopniu, dro-gę  zagrodził mu chłopak, który wyglą dał jak brat Pały.Kastoriadis wykonał nieznaczny ruch przedramieniem igrzbiet pięści wylą dował na łysej czaszce. Urakenuchi - zuznaniem pomyślał Heinz, przypominają c sobie firmowycios mistrza.

- Pod ścianę , szmaciarze! - Heinz wrzasną ł do trzechpozostałych i strą cił ze stolika puszki z piwem i rzęŜą cy

magnetofon. - Chyba Ŝe chcecie wyglą dać jak Pała i tendrugi - czubkiem buta kopną ł w brzuch leŜą cego. W piw-nicznych pomieszczeniach rozległ się ję k.

- Niezła tu akustyka, co? - Heinz zwrócił się do Kasto-riadisa. - I smród tu potworny - pocią gną ł nosem i skrzy-wił się . - Powinniście dostawać dodatek za przebywanie wszkodliwych warunkach. - Popatrzył na trzy przestraszonetwarze. - Którego z was nazywają Tyka?

Dwa odruchowe spojrzenia skierowały się  w stronę  muskularnego chłopaka ubranego w t-shirt ozdobionyzaciśnię tą pięścią i wieńcem laurowym.

- Nazywam się  Gajda, a nie Ŝaden Tyka! - krzykną łchłopak.

Heinz skrzywił się i sykną ł.- No to, chłopie, masz przesrane. - Znienacka uderzył

Tykę w brzuch. Chłopak zgią ł się i padł na kolana. - I na-wet nie wiesz, dlaczego. Ale wyjaśnię ci - ukucną ł i chwy-

cił chłopaka za podbródek. - Nazwisko Gajda kojarzy misię z obrońcą Odry Opole z lat sześćdziesią tych. A ja niecierpię piłki noŜnej, a piłkarzy Odry z lat sześćdziesią tychszczególnie. Po drugie - kopną ł w magnetofon - słuchaciestrasznego gówna, a ja lubię  dobrą muzykę . I to by star-czyło. Ale, Tyka, jest jeszcze najwaŜniejszy powód.

Trzymał teraz Gajdę za szczę kę , wbijają c kciuk i palecwskazują cy w jego policzki. Z otwartymi ustami i wybału-

153

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 151/265

szonymi oczami Gajda przypominał rybę  gigantycznychrozmiarów.

- Nazywam się Heinz, a ty skatowałeś mojego syna. Po-winienem cię zabić, ale nie zrobię tego. Powiem ci, co się  stanie, gdy mojemu chłopakowi spadnie włos z głowy. -Cisną ł Tykę na ścianę . - Jeśli coś mu się stanie, wsadzę cię  na czterdzieści osiem pod byle pretekstem, a potem moikoledzy zrobią to jeszcze raz. I tak bę dzie na okrą gło. A wareszcie nagle się dowiedzą , Ŝe siedzi z nimi taki jeden, coza bardzo lubi małe dzieci, rozumiesz? - Tyka drgną ł. –Nie chciałbym być wtedy w twojej skórze, gnoju. Na two-

im miejscu juŜ bym kopał grób. Albo wypierdalał do Ir-landii. Tyle o tym.

Kastoriadis podszedł do Heinza. PołoŜył dawnemu ucz-niowi rę kę na ramieniu.

- Nie wiem, czy pamię tasz - powiedział Grek - ale, jakmawiał sensei Funakoshi, karate zaczyna się  i kończyuprzejmością . Ja muszę być uprzejmy, ale ty... Ty nie mu-sisz...

Heinzowi nie trzeba było powtarzać. Wykonał półobróti z całej siły uderzył łokciem w ciało Tyki. Trafił w Ŝołą -dek. Skinhead padł na ziemię i zaczą ł charczeć.

***

Wracali w milczeniu. Heinz nerwowo przerzucał stacjez banalnymi piosenkami, wreszcie zdenerwowany wyłą -

czył radio. Dopiero gdy się zatrzymali przed domem Ka-storiadisa, mistrz karate powiedział:

- To nie był dobry cios. Ten łokciem. Za duŜo siły, zamało techniki. Kiedyś lepiej wykonywałeś  empiuchi. Po-winieneś poćwiczyć.

Heinz nie odezwał się . Popatrzył na wysiadają cegoLambrosa Kastoriadisa, pokiwał głową  na poŜegnanie iodjechał w stronę Osiedla Tysią clecia.

154

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 152/265

Przez trzy kolejne dni Heinz nie opuszczał syna. Oka-zało się , Ŝe obraŜenia nie były tak groźne, jak się wydawa-

ło na pierwszy rzut oka. NajwaŜniejsze, Ŝe chłopak unik-ną ł wstrząśnienia mózgu. Zę by naruszone, ale całe. Toopuchnię te usta były powodem seplenienia. Opuchlizna isiniaki na twarzy oraz lekkie rozcię cia skóry na głowie to itak niewielka cena za totalną głupotę . Najbardziej martwiłsię tym, Ŝe do matury było coraz mniej czasu.

Przez te trzy dni nie chciało mu się z nikim rozmawiać.Z nikim z wyją tkiem syna i jego dziewczyny. Heinz mó-wił nieustannie, jakby chciał nadrobić zaległości z wielu

lat. MoŜe z całego Ŝycia. Pierwszego dnia syn leŜał od-wrócony do ściany, drugiego - potakiwał głową , trzeciego- zaczą ł mówić.

W komórce Heinza nagromadziło się kilkadziesią t nie-odebranych połą czeń, głównie od Karloffa, ale takŜe - cogo zdziwiło - z komendy w Katowicach. Wykasowywałwszystkie wiadomości bez odsłuchiwania. Podobnie zrobiłz esemesami.

Czwartego dnia telefon zadzwonił o szóstej rano. Zno-wu Karloff. Był poniedziałek. Czego on chce o tej porze?Tym razem jednak zdecydował się odebrać.

Nie dają c Karloffowi dojść do słowa, wyjaśnił, co się  stało.

Gdy skończył, usłyszał wściekły świst. Jego rozmówcasapał do słuchawki.

- Teraz ty słuchaj, Heinz. Nie urzekła mnie twoja histo-ria. Zresztą to juŜ kolejny raz. Powiem ci tylko, Ŝe odebra-

łem wiadomość skierowaną do ciebie.- Do mnie? - Heinz pomyślał, Ŝe się przesłyszał.- Do ciebie - sapał Karloff. - Brzmiała mniej wię cej tak:

„Jeśli interesuje pana los Rakowieckiego i Leskiego, pro-szę  o kontakt. Jana Pawła II, pawilon 65. Eurociuchy”.Masz być tam dziś, Heinz, tylko dziś, o dwunastej.

- Cholera! - zaklą ł Heinz i wbiegł do pokoju syna.Godzinę później był juŜ w drodze do Warszawy.

155

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 153/265

24

Pierwsze zdziwienie Heinz przeŜył, gdy ujrzał twarzKarloffa. Twarz pełną wściekłości, a jednocześnie nieme-go wyrzutu.

Jeszcze trochę , a pomyślę , Ŝe się za mną stę sknił.Druga niespodzianka czekała ich w Alejach Jana Pawła

II. Pawilon „Eurociuchy” są siadował z sex shopem o na-zwie „Sado-Maso Eros-Psyche”. Pod tabliczką  „Eurociu-chy” mniejszymi literami ktoś dopisał: „OdzieŜ militar-

na”.Sex shop i militaria. Właściwa sceneria do rozmowy o

zamordowanych klerykach lubią cych mę skie pieszczoty.Za ladą  stał pięćdziesię ciolatek w zielonej wojskowej

kamizelce. Długie siwe włosy miał zwią zane w warkoczspadają cy za kark. Gryzł długopis i wpatrywał się w roz-łoŜoną na blacie krzyŜówkę .

- Brat sosny... brat sosny... - mamrotał pod nosem.Karloff chrzą kną ł i wtedy męŜczyzna podniósł wzrok.

- W czym mogę panom pomóc? - Popatrzył sceptyczniena ubranie dwóch policjantów. - Wiosna idzie, propono-wałbym bawełnianą  bluzę  Surplus Woodie w kamuflaŜuleśnym Woodland lub nocnym Night Camo. - Odwróciłsię w stronę wieszaków.

Pomyłka. Totalna pomyłka - pomyślał Heinz. - Ktoś zrobił nas w jajo. Ale po co?

Karloff chrzą kną ł jeszcze raz.

- Właściwie my w całkiem innej sprawie. Nazywam się  Karewicz. Komenda stołeczna. A to komisarz Heinz...Kotara oddzielają ca sklep od zaplecza drgnę ła. Zza

płótna dobiegł głos, w którym dało się słyszeć napię cie.- W porzą dku, Johnson. To jest rzeczywiście komisarz

Heinz. Zapraszam na zaplecze, moŜe tu porozmawiamy...MęŜczyzna zwany Johnsonem powrócił do rozwią zy-

wania krzyŜówki, a Karloff odsuną ł kotarę . Heinz zoba-czył niskiego barczystego bruneta. Bez powodzenia pró

156

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 154/265

bował sobie przypomnieć, czy juŜ go kiedyś widział. Niemiał natomiast wą tpliwości, Ŝe zna drugiego. Tego, który

siedział w fotelu. Chłopak o zapadnię tych policzkach.Szczur. Wścibski donosiciel z Ŝoliborskiego seminarium.Heinz przewiercił go spojrzeniem, które na chłopaku niezrobiło najmniejszego wraŜenia.

- Nazywam się Roszkowski - zaczą ł barczysty brunet. -Z moim kolegą , Jurkiem Szymczakiem, jeden z panówzdąŜył się juŜ poznać. Za dwa lata skończymy - popatrzyłna Szczura - seminarium i zostaniemy wyświę ceni naksięŜy... Jak Bóg da...

- Zaraz - przerwał Heinz. - Jak mnie znalazłeś czy teŜ... jak mnie znaleźliście? I dlaczego chcecie rozmawiać właś-nie ze mną ?

Roszkowski milczał. Szczur wstał i zaczą ł mówić. Tymrazem w jego głosie nie było nic przymilnego, Ŝadnegocienia pochlebstw, od których Heinza mdliło w semina-rium.

- Pobiegł pan wyłą czyć alarm w samochodzie i zostawiłprzy krzyŜu trochę  rupieci. Wizytówkę , bilet kolejowy...Zresztą bilet mam ze sobą . Proszę ...

Wyją ł z kieszeni zadrukowaną kartkę złoŜoną na kilkaczęści.

- Jak pan się  zapewne zorientował, lubię  wiedzieć, cosię wokół mnie dzieje. - Szczur uśmiechną ł się .

Nie da się zaprzeczyć, szczurzy ryju.- Zaciekawiło mnie, co moŜe robić w seminarium poli-

cjant z Katowic. A potem pomyślałem, Ŝe ktoś pana do

nas przysłał, bo nie jest pan z Warszawy i nie siedzi wtutejszych układach...Karloff chrzą kną ł ostrzegawczo.- Pogadałem z kolegą , on pogadał z wujem - Szczur

kiwną ł głową w stronę  Johnsona - i doszliśmy do wnio-sku, Ŝe warto spróbować. Wuj zostawił dla pana wiado-mość i...

157

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 155/265

- I ciesz się - wtrą cił Karloff, spoglą dają c na Heinza - Ŝeto ja ją odebrałem. Bo inaczej... Sam wiesz... Przepadłaby

w czarnej dziurze.- W waszym seminarium jest jakieś boczne wejście czyzawsze wchodzi się  tymi skrzypią cymi drzwiami? - zapy-tał Heinz.

- Są  drugie drzwi - odparł Roszkowski. - Teoretyczniepowinny być zamknię te, ale - spojrzał na kolegę  - mamyswoje sposoby i potrafimy sobie poradzić.

- Pewnie nie wy jedni... - mrukną ł Heinz. - No dobra, toco chcecie mi powiedzieć o Rakowieckim i Leskim?

Roszkowski i Szczur popatrzyli na siebie ze zdumie-niem.

- Zostawiliśmy wiadomość, Ŝe mamy coś ciekawego dlapana na temat kleryków... - powiedział Roszkowski.

- To nie chodziło o Rakowieckiego i Leskiego?- Nie.- No to o kogo? - Heinz zaczą ł tracić cierpliwość.- O tych dwóch. - Szczur się gną ł do kieszeni i wyją ł

zdję cie.Heinz popatrzył na odbitkę . Dwie twarze znajdują ce się  

po prawej stronie rozpoznał od razu. Dwóch z lewej stro-ny nie znał. W miejscu centralnym stał męŜczyzna wygo-lony na zero. Muskularnymi rę kami opię tymi czarną  ko-szulką polo, obejmował kleryków. Oczy miał przymknię -te, jakby medytował, a na ustach błą kał mu się  drwią cyuśmiech.

Na zapleczu sklepu „Eurociuchy. OdzieŜ militarna”

rozmowa trwała jeszcze godzinę . Zakłócił ją  jeden klientprzymierzają cy bluzę  Surplus Woodie w kamuflaŜu le-śnym Woodland i triumfalny okrzyk Johnsona.

- Brat sosny - świerk! No jasne! Świerk!

158

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 156/265

25

O czwartej po południu Heinz podjechał do baru naWoli. Do tego baru na Woli, jak z naciskiem podkreśliłKarloff, wyjaśniają c, Ŝe właśnie tam przed kilku laty do-konano egzekucji na pię ciu gangsterach.

- Stary, tam była prawdziwa jatka! - nawet po latachKarloff opowiadał z niezdrową ekscytacją . - A teraz spo-kój, cisza... Miejsca owiane złą sławą są najlepsze do spo-tkań takich jak nasze.

Przed spotkaniem Heinz zdąŜył jeszcze pojechać naPragę  i przebrać się . Kilka godzin temu, zanim dojechałdo Warszawy, czuł, Ŝe jego koszula przesią knię ta jest po-tem. W barze Wiatrak zamówił kebaba z bakłaŜanem.Lepiej coś zjeść, bo nie wiadomo jak tam na Woli z wy-szynkiem. Jest za to pewne jak w banku, Ŝe spotkanie bę -dzie „na mokro”. Gdy zjadł trzy kę sy, usłyszał dźwię ktelefonu. Zobaczył numer Komendy Wojewódzkiej wKatowicach. Zaklą ł w duchu, wytarł rę ce w serwetkę , wy-szedł przed bar i odebrał.

Błyskawicznie przełą czono go do naczelnika wydziałukryminalnego. Myślał, Ŝe bę dzie musiał się  tłumaczyć znagłego zniknię cia i nieodbieranych telefonów, tymcza-sem czekała go kolejna tego dnia niespodzianka.

- Miałeś rację , Hipis - zaczą ł Krygier. - Pamię tasz La-sek Aniołowski? Wię c mamy powtórkę z rozrywki. Okołodziesię ciu ciosów noŜem. On ją  zmasakrował, a potem...

Wiesz, co zrobił?- WłoŜył pióro do rę ki?- Nie. Zdją ł z niej ubranie. A właściwie to, co z ubrania

zostało. I starannie ułoŜył wszystko w kostkę .- Zgwałcił ją ?- Nie. Mamy juŜ co do tego pewność.- Kiedy to się stało?

159

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 157/265

- W środę po południu. Mamy rysopis dziwnego faceta,którego widziano wtedy w Lasku. Jeszcze dziś wyślę  ci

całą  dokumentację . Zobacz, co da się  z tym materiałemzrobić. Obawiam się ... Obawiam się , Ŝe to nie koniec.Porozmawiali jeszcze o sprawie kleryków i Krygier się  

rozłą czył.Heinz stracił apetyt. Wrócił do stolika, wzią ł nadgry-

zionego kebaba i wyrzucił do kosza.Dwaj śniadzi męŜczyźni za barem obrzucili Heinza

wrogim spojrzeniem i zaczę li coś mówić w niezrozumia-łym ję zyku. Heinz był pewien, Ŝe mówią o nim. I Ŝe to, co

mówią , dalekie jest od komplementów.Gdy wszedł do baru na Woli, poczuł nieprzyjemne

ukłucie.Dnia Zdziwionego Policjanta najwyraźniej cią g dalszy.

Karloff siedział przy stoliku z kimś, kto co chwila wybu-chał głośnym śmiechem, odsłaniają c poŜółkłe zę by.

- Ludzie dobrej woli witają  pogorzelca, który powstałz popiołów! - krzykną ł Chlaściak.

A zatem Karloff powiedział mu o Inkwizytorze. Heinzzacisną ł pięści i zrobił krok do przodu, gdy poczuł, Ŝe ktoś przytrzymuje go za łokieć. TuŜ za nim stała fanka rockagotyckiego.

- Nie przejmuj się . On tak zawsze. Taki ma styl -szepnę ła. - A teraz siadaj. Jesteśmy w komplecie.

Gdy wszyscy zamówili po piwie, Heinz opowiedział ospotkaniu w „Eurociuchach”. Wyją ł zdję cie, które dostałod Szczura, i zakreślił palcem postaci Rakowieckiego i

Leskiego. Wskazał na księ dza profesora Jana Rutgera,znakomitego biblistę , miłośnika buddyzmu w stylu Anth-ony'ego de Mello oraz mocnych trunków. Zrelacjonowałspotkanie w seminarium. Chlaściak i gotycka Jolka coś skrzę tnie notowali.

- A teraz przechodzimy do tego, co najciekawsze. OtóŜ klerycy w „Eurociuchach” wcale nie chcieli rozmawiać o Rakowieckim i Leskim. Chcieli mówić o tych dwóch -

160

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 158/265

Heinz zakreślił palcem twarze po lewej stronie. - Pierwszyz lewej nazywa się - się gną ł do notatek - Andrzej Skarga,

drugi - Rafał Kotlarczyk. Powinni być teraz studentamitrzeciego roku. Ale nie są . Nasi rozmówcy ciekawie scha-rakteryzowali całe to towarzystwo. Skarga to, jak powie-dzieli, zdolny lawirant, gość, który cały czas próbował wseminarium dobrze się ustawić. Chwalił się , Ŝe starzy ma-

 ją  kasy jak lodu, prowadzą  duŜy zakład pogrzebowy czynawet jakąś sieciówkę dla umarlaków. Mówiło się , Ŝe stać go na upominki dla wykładowców. Taki typek. Co innegoKotlarczyk. JuŜ na pierwszym roku uchodził za geniusza.

Koleś władają cy biegle czterema ję zykami. Pupilek profe-sora Rutgera. Nawet nasi informatorzy mówili o Kotlar-czyku z zawiścią  przemieszaną  z podziwem. Podobnotakie wunderkindy trafiają  się w seminariach zakonnych,ale w diecezjalnych - sami to przyznali w rozmowie - po-ziom jest niŜszy i nikt się specjalnie do nauki nie przykła-da. Po prostu chodzi o to, by zostać księ dzem. Ale jakwidać, są wyją tki.

- Nikt nie lubi kujonów - wtrą cił Chlaściak.- Zapewne - powiedział Karloff. - Ale kujony ot, tak nie

znikają .- Obaj, Skarga i Kotlarczyk, opuścili seminarium i słuch

o nich zaginą ł - cią gną ł Heinz. - Skarga nie pojawił się powakacjach, Kotlarczyk zgłosił się pierwszego dnia w paź-dzierniku, a krótko potem znikną ł. Rozumiecie? adnegolistu, pisma. Po prostu nic. W jednym i w drugim przy-padku. A teraz mamy Rakowieckiego i Leskiego...

- Chcecie powiedzieć, Ŝe te sprawy się łą czą ? - zapytałagotycka Jolka. - e maniakalny morderca poluje na klery-ków seminarium duchownego?

Heinz wzruszył ramionami.- Tych czterech łą czy kilka zazę biają cych się  elemen-

tów. To samo seminarium. Wspólne zdję cie. Osoba profe-sora Rutgera, który prowadził dla nich dodatkowe zaję -cia...

- Dla tego lawiranta Skargi teŜ? - zapytał Chlaściak.

161

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 159/265

- Dla niego teŜ. Poza tym jest jeszcze coś. W semina-riach kaŜdy obserwuje kaŜdego. Szpiegują się nawzajem i

donoszą  na siebie. Big Brother   - popatrzył na Jolkę  - toprzy tym małe piwo. Jeden z naszych rozmówców - na-zywam go Szczurem - opowiedział o pewnym zdarzeniu.Był czerwiec ubiegłego roku, wieczór. Szczur stał na ko-rytarzu i zobaczył utykają cego i zakrwawionego Kotlar-czyka.

- Ale jaja! - Chlaściak ukazał poŜółkłe zę by. - Prymusdał sobie w banię !

- Niezupełnie. Szczur opowiedział mi o tym, co usłyszał

za drzwiami. Gdy Kotlarczyk wszedł juŜ do pokoju, którydzielił ze Skargą .

- A co usłyszał?- Kotlarczyk mówił mniej wię cej tak: „Prawie rozjechał

mnie samochód. I nie uwierzysz, ale wydawało mi się ,Ŝe...”

-e co? - zapytał Chlaściak.- Tego juŜ nie wiemy - wtrą cił się  Karloff. - Szczur

usłyszał jeszcze, jak Skarga mówi: „To niemoŜliwe”. Nie-stety nie dosłyszał, co tam szeptali wcześniej.

- Zawsze tak jest - mrukną ł Heinz. - adnej pomocyzniką d.

- Tak czy inaczej ktoś, przypadkiem lub nie, wpadł naKotlarczyka samochodem. Nie ma powodu, by mu niewierzyć. Kotlarczykowi powinien ktoś towarzyszyć, wseminarium nazywają takiego towarzysza socjuszem.

- Wiemy, kto nim był? - zapytała Jolka.

- Nie. Szczur widział tylko, jak wracał Kotlarczyk. AmoŜe taki prymus mógł wyjść na miasto sam? MoŜewszyscy mu ufali? - Heinz stawiał te pytania bardziej so-bie samemu niŜ pozostałym.

UwaŜnie popatrzył na trójkę policjantów. Nawet Chla-ściak słuchał jego relacji z nietypową dla niego powagą  iskupieniem.

Heinz opowiadał dalej.

162

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 160/265

- W czasie wakacji znika jego kumpel z pokoju, Skarga.Geniusz Kotlarczyk pojawia się w październiku na uczelni

i nagle, po tygodniu, porzuca seminarium. A teraz dwajklerycy z tego samego seminarium zostają  uduszeni...Czterej klerycy ze zdję cia znikają ...

- Swoją  drogą  ciekawe, czy profesor Rutger ma samo-chód. - Chlaściak popatrzył na Heinza.

- Ma - wtrą ciła się Jolka. - Ten wasz Rutger to w ogóleciekawa figura...

Przerwał jej dziwny chrzę st. Heinz odwrócił się i zoba-czył dwóch męŜczyzn rozgniatają cych zę bami szklanki do

piwa. Pomię dzy nimi siedziała tę ga kobieta, stół zastawio-ny był pustymi butelkami dę bowego mocnego. Jednemu zzawodników odłamki szkła wbiły się w wargi, z którychpłynę ła struŜka krwi.

- Fascynują ce. - Gotycka Jolka wydę ła usta. - Wię c tak  jak chciałeś, Karloff, uruchomiłam swoje kontakty. Po-rozmawiałam z Krzysztofem Bednarzem, pseudonim Ko-niaczek.

- To chłopak z miasta? - zapytał Heinz.- Nie. Dziennikarz. Zresztą chłopak z miasta czy dzien-

nikarz... Czasem na jedno wychodzi - powiedziała Jolka. -Wypytałam go o to i owo, oczywiście przy butelce czegoś mocniejszego. Ten Rutger jest powszechnie znany. Świa-towy ekspert od Starego Testamentu. Biblista, któregoksiąŜki czytają ponoć w seminariach na całym świecie, apoza tym ciekawy gość, nieco na bakier z doktryną . Oddawna mówi się  głośno o tym, Ŝe Rutger chce porzucić 

stan duchowny... To podobno tylko kwestia czasu. JuŜ teraz ubiera się , zaraz, muszę znaleźć to w notesie... ubierasię „na krótko”.

- Na krótko? - zdziwił się Heinz.- Koniaczek wyjaśnił mi, Ŝe tak nazywa się  księ dza,

który nie nosi sutanny, ubiera się po cywilnemu, a jedyną  oznaką jego stanu jest koloratka.

- To zupełnie jak z nami! - nie wytrzymał Chlaściak. -TeŜ nie chodzę w mundurze, pod pachą noszę  tylko swo-

 jego glocka. A jeśli chodzi o tego księ dza, to co mu się  

163

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 161/265

porobiło? Kryje się za tym jakaś laska w tle?- Raczej nie. Rutger to podobno rygorysta. Człowiek,

który chciałby, Ŝeby Kościół był jak wojsko. Zdyscypli-nowany. Bez skazy. Bez grzechu. Jego medytacja i bud-dyzm to tylko środek do tego celu. Ponoć taka medytacjapomaga zbliŜyć się  do Boga. Podobno teŜ Rutger jest wkonflikcie z rektorem seminarium - Jolka się gnę ła do no-tatek – doktorem Majdą . Co nie przeszkadza mu korzystać z jego gabinetu. Tak przynajmniej opowiadał mój ochla-pus.

Heinz potwierdził tę informację .

- A o co się pokłócili? O tę wojskową dyscyplinę ? - za-ciekawił się Chlaściak.

- Koniaczek nie wiedział. Powiedział mi za to, Ŝe juŜ kilka lat temu o seminarium na oliborzu zrobiło się gło-śno, gdy okazało się , Ŝe kilku kleryków uczestniczy nad-zwyczaj aktywnie w Ŝyciu towarzyskim. Wiecie, o czymmówię ?

Wszyscy trzej kiwnę li głowami.- Tyle Ŝe o Majdzie mówi się , Ŝe to świetny organizator.

I człowiek, który wie, jak się poruszać na kościelnych sa-lonach.

Od są siedniego stolika dobiegł rumor. Zawodnik z roz-krwawionymi ustami padł na podłogę . Uklą kł i zaczą ł ryt-micznie się  chwiać do przodu i do tyłu. Spomię dzy pal-ców, którymi przytrzymywał głowę , ciekła krew.

- Ty debilu! - rozległ się  wrzask kobiety. - Leje się  zciebie jak ze świni! Jak ja cię teraz do domu przeprowadzę  

koło komisariatu na ytniej?Pytanie najwyraźniej naleŜało do retorycznych, a ko-bieta nie pierwszy raz miała do czynienia z taką sytuacją .Szybkim ruchem podcią gnę ła spódnicę , zdję ła majtki iprzyłoŜyła je do rozbitej skroni.

- A teraz - zaszczebiotała - chodź juŜ, Rysieńku! Nochodź...

164

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 162/265

- Patrzcie - wrzasną ł Chlaściak, wskazują c na białemajtki szybko nasią kają ce czerwienią . - Nasze barwy na-

rodowe! Patriotyzm jutra!Kobieta drgnę ła i popatrzyła na trzech męŜczyzn i ko-bietę siedzą cych przy stoliku.

- Co powiedziałeś, płetwiasty alfonsie? - zasyczała doChlaściaka.

Patriotyzm jutra i płetwiasty alfons. Mieszanka wybu-chowa. Elokwentny policjant i złotousta menelica.

Drugi z zawodników popatrzył rybim spojrzeniem naHeinza.

- Laura, daj spokój - powiedział. - PrzecieŜ to psy. Nakilometr widać.

Rysieniek, kobieta zwana Laurą  i ten trzeci ruszyli wstronę wyjścia. Przy stoliku, przy którym siedział Heinz,nikt nawet nie drgną ł. Spojrzenia trzech męŜczyzn z po-wrotem skupiły się na jedynej kobiecie, która pozostała wlokalu.

- Wypytałam jeszcze Koniaczka, czy ten Rutger ma ja-kichś przyjaciół. I tu, uwaga, jest podobno taki jeden. Sta-nisław Bator. O facecie krąŜą legendy. Kiedyś komandos,potem misjonarz w Azji, teraz instruktor sztuk walki. Awiecie, jak na niego trafiłam?

Jolka nie czekała, aŜ ktoś odpowie.- Zapytałam Koniaczka, z czym kojarzą  mu się  cyfry

dwadzieścia jeden i trzydzieści siedem.- I powiedział ci o śmierci papieŜa? - Karloff dopił pi-

wo.

- Nie. Cyfry skojarzyły mu się z klubem prowadzonymprzez Batora. Ten klub nazywa się ... No zgadnijcie, jak? -Jolka rozprostowała dłoń, ukazują c fioletowe tipsy.

165

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 163/265

26

Zanim wyszli, Heinz rozdzielił zadania. Chlaściak miał  jeszcze raz przeczesać seminarium i dowiedzieć się  jaknajwię cej o czterech klerykach, którzy bą dź tajemniczoznikli, bą dź zostali zamordowani. Musiała przecieŜ zostać 

 jakaś korespondencja. Ludzie ot, tak po prostu nie znikają .Zwłaszcza przypadek Kotlarczyka wydawał się  zagadko-wy. aden natchniony geniusz nie opuszcza seminariumdobrowolnie. Zwłaszcza tydzień po rozpoczę ciu nowego

roku. A juŜ z pewnością nie zrobi tego bez wiedzy mento-ra. Bez wiedzy profesora, który otoczył go opieką . Opieką  - tu Heinz się zastanowił - poję tą moŜe zbyt dosłownie.

Umówili się , Ŝe gotycka Jolka sprawdzi w Zintegrowa-nym Systemie Informacji Policyjnej, czy odnotowano wnim nowych bohaterów. Dopóki chodziło o Rakowieckie-go i Leskiego, poruszali się po omacku. Teraz do sprawywkroczyli dwaj nowi klerycy oraz Stanisław Bator. Czło-wiek, o którym krąŜą legendy.

Heinz postanowił, Ŝe rano zajrzy z Chlaściakiem doseminarium. Nie ufał umieję tnościom policjanta o poŜół-kłych zę bach. Nawet dziś się  nie wykazał. Nie zapytał oto, dlaczego dwaj wścibscy klerycy, Roszkowski i Szczur,zdecydowali się  porozmawiać z policją . Inna sprawa, Ŝeodpowiedź nie naleŜałaby do najmą drzejszych. Przypo-mniał sobie zmieszane spojrzenie Roszkowskiego, gdysam zadał mu to pytanie.

- Lepiej ty powiedz - Roszkowski zwrócił się do Szczu-ra.Wymoczek wzią ł do rę ki zdję cie.- Tu jest naszych czterech kolegów. I nasz wykładowca.

A on - Szczur popatrzył na Roszkowskiego - zrobił im tozdję cie. Wię c sami rozumiecie...

-e niby co? - nie wytrzymał Karloff. - Wydaje się  wam, Ŝe wszyscy, którzy mają coś wspólnego z tym zdję -ciem, giną ? - Blizna na twarzy wydłuŜyła się . - e to jak

166

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 164/265

w tym filmie o kasecie wideo, która zabija? Zapomniałemtytułu...

- Ring... - podpowiedział Heinz.- No właśnie, Ring. Lecz się , chłopie. - Karloff popa-trzył na Roszkowskiego. - Jeden z drugim, leczcie się . I

  jeszcze jedno - zniŜył głos. - Doceniamy wasze informa-cje, ale od tej pory koniec z harcerstwem i prywatnymdochodzeniem. Zrozumiano?

Zatem Chlaściak nie zadał oczywistego pytania. Innasprawa, Ŝe gotycka Jolka teŜ o to nie zapytała, ale poli-cjantkę o wyglą dzie mrocznej wokalistki Heinz traktował

 jakoś inaczej. Pojadą wię c do seminarium we dwóch. Mo-Ŝe coś zauwaŜy, moŜe natknie się  na coś niezwykłego.Albo przynajmniej znowu trafi na seans biczowania.

Rano seminarium, a po południu wielki świat. High li-fe. Ustalił, Ŝe wtedy, razem z Karloffem, odwiedzą  biz-nesmena Jana Kunickiego, który - o ile właśnie nie zała-twiał czegoś na drugim końcu świata - wydawał obiadywtorkowe dla przyjaciół. W tej grupie mieścili się  ciwszyscy, z którymi Kunicki prowadził rozmaite interesy.W tej grupie - powiedział mu to juŜ Karloff - nie przewi-dywano czwartorzę dnych policjantów.

Heinz wrócił do hotelu na Sierakowskiego, do pokoju,który nie wywoływał juŜ w nim Ŝadnych negatywnychskojarzeń. Właściwie czuł się  tu teraz tak samo jak wewłasnym mieszkaniu. Czuł się  nijako. Na biurku pozna-czonym śladami niedopałków połoŜył zdję cie. Zachciałomu się palić, tymczasem Jolka i Chlaściak skutecznie po-

dzielili się jego sianowatymi chesterfieldami.Zszedł na dół do baru, kupił paczkę marlboro i cztero-pak źle schłodzonego Lecha. W laptopie włą czył bostoń-ski koncert zespołu Fleetwood Mac, z czasów gdy PeterGreen nie popadł jeszcze w obłę d i był geniuszem gitary.Wypił duszkiem jedno piwo i wrócił do zdję cia, któreotrzymał w „Eurociuchach”.

167

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 165/265

Czterech kleryków ufnie patrzą cych w obiektyw i czło-wiek o zmruŜonych oczach. Wpatrywał się w fotografię ,

wykonaną chyba na patio seminarium, i zaczą ł dostrzegać szczegóły, których nie widział wcześniej. Rakowiecki iLeski. Dwaj blondyni. Skarga i Kotlarczyk, bruneci o po-dobnej, średniej budowie ciała, jak podawano w rysopi-sach. Z daleka moŜna by ich pomylić. Po lewej stroniegeniusz i leser. Po prawej - przywódca i ten, który zawszebył w cieniu. Dzielili pokoje. O dwóch wiemy, Ŝe byligejami. A co wiemy o Skardze i Kotlarczyku? Na razienic. Zobaczymy, co ustali Jolka.

Wypił kolejne piwo i poczuł, Ŝe lekko wiruje mu w gło-wie.Black Magie Woman  i Oh Weil, popisowe utwory Gre-

ena, skończyły się , zagłuszone oklaskami publiczności.Pozostaje Stanisław Bator. Heinz wpisał w przeglą dar-

ce internetowej cztery słowa: Stanisław Bator sztuki wal-ki. NajwyŜej wyskoczyła strona klubu „21:37”. W notce oBatorze nie znalazł nic ponad to, co usłyszał w barze naWoli, wśród odgłosów gryzionego szkła. Przejrzał galerię  klubowych zdjęć. Fotografie ćwiczą cych adeptów w róŜ-nym wieku. Od przedszkola do Opola. Zawodnicy na fo-tografiach mniej lub bardziej udolnie wykonywali dobrzeznane Heinzowi bloki i kopnię cia. Poczuł pieką cą  za-zdrość. Przypomniał sobie senseia Kastoriadisa i zapro-szenie na trening.

Gdy to wszystko się skończy, spróbuje jeszcze raz.Przy jednej fotografii, przedstawiają cej Batora oraz

męŜczyznę  o zmruŜonych oczach, Heinz zatrzymał się  dłuŜej. Podpis pod zdję ciem brzmiał: „Sensei Bator imistrz duchowy, profesor Rutger”.

Heinz przeczytał informacje zamieszczone na stronieklubu. Gdy czytał posty zawodników trenują cych u Bato-ra, zrozumiał, co nie dawało mu spokoju. Bluesowa ma-szyna w Bostonie grała bez zarzutu, za to on sam odnalazłwreszcie fałszywą nutę , która z uporem do niego powraca-ła.

Otworzył trzecią  puszkę  i powrócił do zakładki „Onas”.

168

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 166/265

Powoli składają c litery, niczym dziecko, by nie popeł-nić błę du, przeczytał: „Klub istnieje pod tą nazwą od mar-

ca 2005 roku”.PrzecieŜ papieŜ zmarł w kwietniu tamtego roku. Nazwaklubu nie moŜe nawią zywać do godziny śmierci najdo-stojniejszego z Polaków dwudziestego wieku, któregoszybko nazwano JP2. Niczym jakiegoś podrzę dnego rape-ra. „Klub istnieje pod tą  nazwą  od marca 2005 roku” -przeczytał jeszcze raz. Nie jest wię c tak, Ŝe nazwę nadanopóźniej. Cyfry dwadzieścia jeden i trzydzieści siedem nieodnoszą  się  do śmierci papieŜa. Chyba Ŝeby” przyjąć, Ŝe

Stanisław Bator posiadł równieŜ zdolności profetyczne.Otworzył czwarte piwo. Czuł, Ŝe brak snu i jedzenia

oraz stres zrobiły swoje. Był pijany. Z trudem wybrał wkomórce numer kolegi z zespołu. Numer doktora Ryszar-da Burdyny, gitarzysty z powołania, a z zawodu antropo-loga kultury. Burdyna nie miał w lewej dłoni palca, któ-rym pokazuje się  serdeczność nieprzyjaciołom, ale nieprzeszkadzało mu to w graniu karkołomnych pochodówna czterech nisko brzmią cych strunach.

- Chryste, Hipis, albo wybili ci zę by, albo się  totalnieuspawałeś - powiedział basista, gdy Heinz próbował wy-

 jaśnić, w jakiej sprawie dzwoni.- Chryste... ten Chrystus... to dobre... I uspawałeś teŜ -

bełkotał Heinz.Przez pię tnaście minut wyjaśniał, o co mu chodzi.- O ile cię rozumiem, chodzi ci o to - przemówił Burdy

na - Ŝe masz klub sportowy i cyfry. I religię  w tle. Ale

chodzi ci o te cyfry. O to, co one znaczą . Mogą  znaczyć wszystko. Pamię tasz modę  wśród kibiców piłkarskich,którzy wieszali na trybunach transparenty z cytatami zBiblii?

Heinz pokrę cił głową .- Jesteś tam, Hipis? - zaniepokoił się  basista. - To jest

na bank jakiś cytat z Biblii. Szukaj, a znajdziesz... - Usły-szał beknię cie w słuchawce.

169

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 167/265

Tej nocy Heinzowi przyśnił się koszmar. Była noc, a onszedł ulicą . Usłyszał, Ŝe nadjeŜdŜa samochód, wydają c

zgrzyt charakterystyczny dla wiszą cego na jednym zawia-sie zderzaka. Heinz poczuł przeszywają cy ból w lę dź-wiach. Samochód zahaczył go i odrzucił na klika metrów,tuŜ pod ogrodzenie z prymitywnej siatki. Z samochoduwysiadł kierowca. Kapelusz zakrywał twarz naznaczoną  dziobami po ospie. Latarnia rzucała na męŜczyznę  cień,który stykał się z ciałem bezradnego Heinza. Słyszał sze-lest butów, potem kroki ucichły. „Jestem trociną , Heinz.Cały jestem z trocin.” Szuranie butów stało się  głośniej-

sze. MęŜczyzna pochylił się , zdją ł kapelusz i przycisną ł goHeinzowi do twarzy. Heinz otworzył usta i poczuł dławią -cą gulę filcu zatykają cego mu gardło.

Była trzecia trzydzieści rano, gdy Rudolf Heinz obudziłsię gwałtownie w hotelu policyjnym przy ulicy Sierakow-skiego. Przez otwarte okno wdarło się  świeŜe powietrze, aHeinz zrozumiał, Ŝe obudził go jego własny krzyk.

Obudził się we właściwym momencie. Jeszcze chwila ieksplodowałby mu pę cherz. Poszedł do łazienki, wysikałsię  i spojrzał w lustro. Dobrą minutę wpatrywał się w na-brzmiałą  twarz i podpuchnię te oczy, jakby właśnie odbyłdwunastorundową walkę  bokserską . Wiedział, Ŝe nie po-mogą mu Ŝadne wynalazki. Ani aspiryna, ani nowoczesnewspomagacze w rodzaju 2KC, którymi szprycują  się  nakacu policyjni małolaci, tacy jak Baryka.

Lekarstwo było jedno. Heinz wiedział, co ma zrobić, ina samą myśl o tym cierpła mu skóra. Wszedł pod prysz-

nic i wychłostał się  lodowatą  wodą . Mokry wybiegł dopokoju i zrobił dwadzieścia pompek. Kolejna porcja bi-czów i znów pompki. Bicze i pompki. Powtórzył te czyn-ności pięć razy i poczuł pięć razy, Ŝe umiera.

Zrobił pompki po raz szósty i padł na dywan.Podniósł się , strzepał z ciała popiół z papierosów i

grudki błota. Jego głowa wreszcie pracowała na pełnychobrotach.

170

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 168/265

Niczym komputer Deep Blue, który dziesięć lat wcze-śniej wygrał mecz szachowy z Garrim Kasparowem.

Odtworzył sobie sekwencję  myśli, które przetoczyłymu się  przez głowę , nim zapadł w pijacki letarg. Zanimpadł uspawany. Klub sztuk walki. Zdję cie Batora i Rutge-ra. Przypomniał sobie spotkanie ze sławnym biblistą  wseminarium.

JuŜ wiedział, czego ma szukać.Ubrał się , zbiegł na dół i obudził zaspanego portiera.- Czy jest jakiś kościół w pobliŜu?Recepcjonista patrzył na Heinza, jakby ujrzał przed so-

bą co najmniej mutanta z serialu Archiwum X. - Kościół Świę tego Floriana - wybełkotał. - Ale o tej

godzinie... o tej godzinie raczej zamknię ty. Moja Ŝona,nieboszczka, świę tej pamię ci, lubiła chodzić na msze po-ranne...

Heinz nie chciał słuchać wspomnień z czasów poŜyciamałŜeńskiego recepcjonisty. Faktycznie. Strzelisty, a zara-zem szlachetny pseudogotyk - Heinz przywołał w pamię ciobraz ceglastych kościelnych wieŜ. O tej godzinie - wy-świetlacz w telefonie wskazywał pią tą  rano - nie dobijają  się do plebanii nawet staruszki nadają ce na tej samej czę -stotliwości co Radio Maryja.

Heinz nie mógł czekać. Był pewien swego jak drapieŜ-nik trzymają cy ofiarę za gardło.

Nie mógł się mylić. Tylko jak zweryfikować przypusz-czenia? Zastanawiał się , do kogo mógłby zadzwonić. Wdomu Biblii nie miał, zresztą syn o tej godzinie pewnie nie

odbierze. Burdyna śpi w najlepsze. Komórkę włą cza naj-wcześniej o dziesią tej rano, a telefon stacjonarny ostatnioodłą czył. Ale przecieŜ... Tak, to oczywiste... Od razu mógło tym pomyśleć. Spojrzał na wyświetlacz. Pią ta dwadzie-ścia. No trudno. Zaryzykuje.

Wybrał numer.- Co jest, Heinz? - usłyszał zachrypnię ty a zarazem

czujny głos naczelnika wydziału kryminalnego, Krygiera.Głos, w którym napię cie mieszało się z nadzieją . - Masz

171

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 169/265

coś w sprawie naszego gówna w Lasku?Szef spodziewał się  telefonu w tamtej sprawie. Zba-

wiennego telefonu. Zanim morderca zabije po raz trzeci.- Nie dostałem jeszcze dokumentacji z ostatniego zda-rzenia - zaczą ł Heinz. - Tak naprawdę , szefie, dzwonię winnej sprawie. Czy ma szef pod rę ką  Biblię ? Muszę  ko-niecznie coś sprawdzić.

Zapadło milczenie. Heinz usłyszał w słuchawce przy-spieszony oddech.

- Pojebało cię , Hipis? Po co ci Biblia? - Krygier cięŜkowestchną ł. - Ja Biblii nie uŜywam, ale moja stara, jak

wiesz, i owszem.Heinz wyjaśnił krótko, o co mu chodzi.- Poczekaj chwilę , zaraz wrócę .Kilka minut wcześniej Heinz przypomniał sobie wzrok

Krygiera w niedzielne popołudnie, gdy wydał polecenie,które wcześniej ktoś wydał jemu. Polecenie słuŜbowe, byto właśnie Heinz zają ł się  sprawą  zamordowanych klery-ków. Pełne udrę ki spojrzenie naczelnika brało się nie tyl-ko stą d, Ŝe niespodziewana sprawa zakłóciła rytm jegoniedzielnych obiadów. W równym stopniu naczelnik mar-twił się o to, Ŝe polecenie z CBŚ wywróciło do góry no-gami harmonogram dnia jego małŜonki, anorektycznej,gadatliwej pani Krygier, która po niedzielnym obiedziezwykła znikać na kilka godzin za murami kościoła, by zpodobnymi do niej kobietami udzielać pomocy potrzebu-

 ją cym.W odłoŜonej słuchawce Heinz usłyszał szuranie kapci,

a nastę pnie głos naczelnika:- No to, Hipis, który fragment mam ci znaleźć?„Ezechiel. Mój ulubiony prorok. Mówi się  o nim, Ŝe

nieco odbiegał od normy” - przypomniał sobie słowa Rut-gera. Przed oczyma widział zdję cie, na którym uwiecz-niono biblistę i Stanisława Batora.

172

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 170/265

- Księ ga Ezechiela. Rozdział dwudziesty pierwszy, wer-set trzydziesty siódmy.

Krygier szukał odpowiedniego fragmentu, a Heinzczuł, jak jego dłoń miaŜdŜy zaciśnię ty w pięści długopis.- Połapać się  w tym trudno.... - wymruczał Krygier. -

Dobra, mam. Brzmi to tak: Staniesz się strawą dla ognia,krew twoja będzie płynąć w środku kraju i nie pozostawiszpo sobie wspomnienia - poniewaŜ Ja, Pan, tak powiedzia-łem*. 

Heinz poprosił o powtórzenie i dokładnie zanotowałfragment.

- W ogóle - dodał Krygier - rozdział dwudziesty pierw-szy zatytułowany jest „Miecz Pański”. I wiesz co, jak do-brze popatrzeć, są tu niezłe fragmenty, takie w sam raz dlanas. Na przykład werset czternasty: Miecz, miecz! / Wy-ostrzono go i wyczyszczono. A dalej jest o tym, Ŝe mieczwyczyszczono i wyostrzono, / aby go podać w rękę tego,co zabija.

- MoŜe na począ tku księ gi jest jakiś komentarz? Coś otym Ezechielu? 

- Zaraz sprawdzę  - Krygier zamilkł. - O, jest! Posłu-chaj: „Wbrew poglą dom niektórych krytyków, Ŝe Eze-chiel był chorobliwym fantastą , wizjonerem cierpią cymna urojenia, a nawet epileptykiem - sama treść dzieła izgodność jego wypowiedzi z faktami historycznymi wy-kazują  dobitnie, Ŝe posiadał on niezwykły zmysł rzeczy-wistości”.

„W dzisiejszych czasach byłby gwiazdą  popkultury.”

To takŜe słowa Rutgera.- Chcesz powiedzieć - spytał Krygier - Ŝe morderstwokleryków ma coś wspólnego z tym Ezechielem? e ktoś realizuje jego proroctwo?

Heinz włoŜył papierosa do ust. DrŜały mu rę ce. Z tru-dem udało mu się zbliŜyć zapalniczkę .

* Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Opracował Ze-spół Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynie-ckich, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1990.

173

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 171/265

- Mam nadzieję , Ŝe nie. Ze morderstwo nie ma z tymnic wspólnego - wypuścił dym. - Mam nadzieję , Ŝe to fał-

szywy trop.Spod pach struŜkami spływał mu pot. Kolejny raz tegoporanka wszedł pod prysznic. Miecz Pański. StanisławBator. Duchowny, misjonarz i komandos w jednej osobie,który nazwał swój klub tak, by był aluzją do księ gi Eze-chiela. A w tle jego mentor i być moŜe przyjaciel, profesorRutger, wielbiciel proroka, zdaniem niektórych krytyków:chorobliwego fantasty i wizjonera.

Przypomniał sobie, Ŝe zostawił ubranie przy kabinie

prysznicowej. Czuł w mięśniach ból zwiastują cy zakwasy.A na zakwasy dobre jest piwo i zawarta w nim witaminaB6. Powstrzymało go lenistwo i myśl, Ŝe wyprawa popiwo o tej godzinie jest czymś równie okrutnym, jak zry-wanie ze snu naczelnika Krygiera po to, by odczytywałbiblijne wersety.

O szóstej trzydzieści Heinz przyrzekł sobie, Ŝe nastę pnepiwo wypije dopiero wtedy, gdy skończy z tym skurwysy-nem, który zabił Rakowieckiego i Leskiego.

Wtedy wypije za zdrowie i dobrą formę sę dziego, którybę dzie się zajmował tym bydlakiem.

27

- Nie mówcie mi, do cholery, Ŝe nie ma po nich śladu. -Heinz usłyszał poirytowany głos Chlaściaka.

Policjant siedział w gabinecie rektora. Pod drugiej stro-nie biurka ojciec duchowy seminarium, Jerzy Jurek, czło-wiek bez nazwiska lub człowiek dwojga imion, wertowałsegregatory z dokumentami.

174

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 172/265

- Chciałbym zwrócić panu uwagę , Ŝe nie jest pan u sie-bie w komendzie - cicho powiedział Jurek, podnoszą c

wzrok na wchodzą cego męŜczyznę . - MoŜe pan - popa-trzył na Heinza - zechce wyjaśnić koledze, Ŝe...- Mój kolega - przerwał Heinz - chciał tylko powie-

dzieć, Ŝe nie pomagacie nam w sprawie.Chlaściak niemal niezauwaŜalnie kiwną ł głową . A jed-

nak dobry jest - pomyślał Heinz o policjancie. - Wie, jak znimi gadać. MoŜe wie to lepiej ode mnie.

- Próbujemy ustalić, kto zabił Rakowieckiego i Leskie-go. Pewien zwią zek z tą sprawą mogą mieć dwaj inni kle-

rycy, Skarga i Kotlarczyk. Tyle Ŝe ci dwaj dla odmianyrozpłynę li się w powietrzu.

- Niezupełnie - wtrą cił Chlaściak. - Kotlarczyk przysłałlist.

- To znaczy maila? - zapytał Heinz.- Nie. - Jurek odłoŜył segregator. - Przysłał odrę cznie

pisany list. Zaadresowany do mnie. Wyjaśniał w nim, dla-czego odchodzi. Postanowił wyjechać za granicę , mię dzywierszami moŜna było wyczytać, Ŝe się z kimś zwią zał.

Heinz podszedł do stołu i pochylił się nad Jurkiem.- Wolałbym - powiedział cicho - przeczytać ten list niŜ 

dowiadywać się , co było mię dzy wierszami.- To był list prywatny. Do mnie. Zniszczyłem go. Nie

mogłem wiedzieć - potarł czoło - Ŝe bę dzie do czegoś po-trzebny. A mówię o tym liście tylko dlatego - popatrzył naHeinza lodowatym wzrokiem - Ŝe w tym przypadku nieobejmuje mnie tajemnica spowiedzi...

- Mam tu - oznajmił Chlaściak - adresy rodzin Skargi iKotlarczyka. Przynajmniej tyle...Heinz nie słuchał. Patrzył na błyszczą ce w słońcu

okładki płyt księ dza Majdy.- Pana rektora nie ma? - zapytał.- Niestety nie ma. Kończy pisać ksiąŜkę .- Pewnie chce dorównać Rutgerowi. - Heinz podszedł

do parapetu i zaczą ł obracać płyty w dłoni. Refleksy poran-nego światła słonecznego odbijały się na suficie gabinetu. -

175

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 173/265

Jest mię dzy nimi - dodał - jakaś cicha rywalizacja, praw-da? Jurek wstał.

- Mię dzy nimi - powiedział powoli - nie ma Ŝadnej ry-walizacji. Rutger to wybitny biblista. Ale to ksią dz rektorwyprowadził z zapaści tę uczelnię i sprawił, Ŝe liczbaprzyję tych do naszego seminarium znacznie przekraczaśrednią krajową . Pozyskał teŜ hojnych darczyńców...

-Tak, tak. - Chlaściak po raz pierwszy tego dnia odsło-nił poŜółkłe zę by. - Ci wasi seminarzyści są jak z piosen-ki. „Pojawiasz się i znikasz”...

Chciał dokończyć, ale przerwało mu pukanie do drzwi.

Heinz zobaczył starszego siwego męŜczyznę . Spowiednikseminarium. Ksią dz trzymał w rę ce jakiś pakunek.

-Przynieśli to do mnie - powiedział do Jurka, nie pa-trzą c na dwóch obcych męŜczyzn obecnych w gabinecie. -A mieli zanieść od razu do gabinetu rektora. To chyba tenbiało-czerwony ornat z orłem ze sztandaru Pierwszej Bry-gady Legionistów. I to ornat w stylu rzymskim! Pię knarobota! To chyba drugi taki w Polsce - spowiednik cmok-ną ł. - A tu jeszcze haftowana stuła, zdobiona kryształamigórskimi...

-Zdaje się , Ŝe rektor gustuje w luksusowych rzeczach- stwierdził Chlaściak.

Spowiednik zamilkł.-Nie przedstawiłem księ dzu tych panów - powiedział

Jurek. - Obaj są policjantami.Spowiednik zmieszał się .- W takim razie... W takim razie nie przeszkadzam

panom.Aha - zwrócił się Jurka - była prośba - wskazał ornat istułę - byśmy pamię tali o Kunex Polska. eby przy spo-sobności wymieniać nazwę firmy.

-Ad maiorem Dei gloriam flagellatio - powiedział Heinz,gdy siwy ksią dz stał juŜ w drzwiach.

Spowiednik drgną ł i odwrócił się .

176

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 174/265

- Nie mam pewności, czy dobrze zapamię tałem. Kiep-ski jestem z łaciny. - Heinz przeczesał dłonią  włosy. -

Swoją drogą - popatrzył na dwóch męŜczyzn w sutannach- niezły tu odprawiacie show. Ad maiorem Dei gloriamflagellatio - powtórzył cicho.

- Nie jest pan taki zły - odparł spowiednik. - Pański na-uczyciel łaciny byłby zadowolony.

- Coś ty do niego mówił? - zapytał Chlaściak, gdy je-chali do Pałacu Mostowskich.

Heinz nie odpowiedział. Myślał o stule inkrustowanejkryształami górskimi i o hojnych darczyńcach, którymi

otaczał się rektor seminarium.

28

- Niestety, nie mogę  panów wpuścić. - Ochroniarz wczarnym uniformie wyszedł z budki straŜniczej podobnejdo tych, jakie stoją przed ambasadami, i popatrywał to nadwóch policjantów, to na legitymacje, które trzymali w rę -kach.

Była szesnasta. Zakurzony opel zatrzymał się  na nie-równej piaszczystej drodze prowadzą cej do rezydencji wKonstancinie-Jeziornie. Dwaj inni ochroniarze, takŜe wczarnych uniformach, próbowali za pomocą  pistoletów

ciśnieniowych usunąć czarną  maź powstałą  z deszczu,piasku i błota, wypełniają cą  wyboistą  nawierzchnię  kołorę cznie kutej bramy i ogrodzenia. Błotniste ścieŜki pro-wadzą ce do pałaców stawianych w podwarszawskiejmiejscowości za grube miliony przez biznesmenów, pio-senkarki i polityków to norma. Tak przynajmniej twierdziłKarloff.

177

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 175/265

- Wiesz, dlaczego Konstancin nazywają uzdrowiskiem?- zapytał Heinza, gdy mijali Starą Papiernię  - miejscowy

kompleks gastronomiczny, rozrywkowy i artystyczny.- No?- Bo tu chore fortuny i brudne pienią dze szybko zdro-

wieją i odzyskują blask.Godzinę  temu przetoczyła się nad Konstancinem typo-

wa wiosenna burza z gradobiciem. Heinz raz jeszcze spoj-rzał na dwóch młodych osiłków próbują cych osuszyć dro-gę  i przypomniał sobie mit o Syzyfie i jego daremnymtrudzie.

Odwrócił głowę . Za lekkim wzniesieniem ukryty byłolbrzymi dwupię trowy dom; widział go kiedyś w jakimś kolorowym magazynie. Najpierw trzeba się było dostać nateren strzeŜony nie przez jakiegoś emeryta zatrudnionegoza psie pienią dze, ale dwudziestoletniego byczka, dla któ-rego siłownia była zapewne drugim domem.

Heinz spojrzał na masywne, rę cznie kute ogrodzenie idwie kolumny zwieńczone posą gami lwów szykują cychsię do skoku. Prymitywna metafora siły, panowania i dra-pieŜnego kapitalizmu. Z niesmakiem pokrę cił głową .Spojrzał w obiektywy trzech kamer wykierowanych wmiejsce, gdzie stał z Karloffem, a potem popatrzył natwarz ochroniarza spaloną promieniami lamp ultrafioleto-wych.

- Powiedz mi jedną rzecz - Heinz popatrzył na bodygu-arda. - Korzystasz z kabin czy z łóŜka?

- Nie rozumiem... - warkną ł goryl.

- Chodzi mi o solarium. Pewnie opalasz się  tak czę sto jak nasz wicepremier. A wię c kabiny czy łóŜka?Chłopak milczał.- Pan Kunicki was nie przyjmie. Nie mam was na liście

- powiedział po chwili.- Dam ci dwie rady. - Heinz i ochroniarz patrzyli teraz

na siebie tak, jak patrzą bokserzy podczas oficjalnego wa-Ŝenia przed walką . - Po pierwsze, nie mów do gości na ty.Nawet do tych niezapowiedzianych, czyli takich jak my.

Jeśli się tego nauczysz, twój szef bę dzie zadowolony.178

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 176/265

Prawda, Karloff?- Uhm - Karloff potwierdził.

- Ale druga rada jest waŜniejsza. - Heinz zrobił ruchgłową , a chłopak instynktownie się cofną ł. - Dotyczy tego, jak nie stracić tej roboty. Wiem, Ŝe jesteś tylko pierwszymogniwem w łańcuchu ochrony tego czegoś - wskazał rę ką  na teren rozcią gają cy się za ogrodzeniem. - Zatem przekaŜ komu trzeba taką wiadomość: jeśli nie zostaniemy wpusz-czeni za pięć minut, w cią gu pół godziny zjawią  się  tudwie stacje telewizyjne i kilku natrę tnych, agresywnychpismaków. - Heinz przerwał i sprawdzał efekt. Widział, Ŝe

  jego słowa docierają do ochroniarza szybciej, niŜ się spo-dziewał. - A gdy juŜ przyjadą , opowiem przed kamerami,Ŝe uniemoŜliwiono nam rozmowę  z bogatym i wpływo-wym biznesmenem, choć mógł mieć waŜne informacje natemat dwóch kleryków zamordowanych nad Wisłą . A wi-dzowie zobaczą to wszystko na tle tych tandetnych lwów zmarmuru - wskazał palcem. - Chcesz to wszystko zapisać czy zapamię tasz?

Ochroniarz zapamię tał. Z trzaskiem zamkną ł się w stró-Ŝówce i zaczą ł z kimś rozmawiać przez interkom.

Dziesięć minut później zakurzony opel wjechał na te-ren posiadłości.

- Nieźle to rozegrałeś. - Karloff z uznaniem pokiwałgłową . - Niedawno teŜ miałem takiego kolesia, biznesme-na od siedmiu boleści. Gość nie chciał mówić, wię c mu-siałem go zainspirować.

- Jak cię znam - Heinz skrę cił po łuku w lewo - porwa-

łeś faceta i kazałeś mu kopać dół.- No to mnie nie znasz. Wiesz, co zrobiłem? Uprowa-dziłem mu kota.

Heinz parskną ł śmiechem.- Kota?- Kot leśny norweski. Wiedziałem, Ŝe gość jest zako-

chany w tej pokrace, ale Ŝe jest to kot leśny norweski,dowiedziałem się dopiero wtedy, gdy kazał swoim

179

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 177/265

ludziom wieszać ogłoszenia na latarniach i takie same dałdo gazet.

- I co zrobiłeś?- Zadzwoniłem do niego i powiedziałem, Ŝe jego miau-czą cy przyjaciel bardzo tę skni za domem.

- Ty nie jesteś normalny. - Heinz spojrzał na Karloffa.- Dlatego nazywają mnie tak, jak nazywają .Dojechali do końca Ŝwirowanej drogi, która niespo-

dziewanie się rozwidlała. Po lewej stronie zobaczyli kwa-dratowy parking o podłoŜu z czerwonej ceglastej mą czki.Miejsca parkingowe oddzielone były od siebie liniami

zaznaczonymi białą kredą . Cegła i kreda. Najwyraźniej nakaŜdym kroku Kunicki musiał podkreślać powszechnieznaną  miłość do tenisa. Swoją  drogą  zamiast lwów nakolumnach mógłby umieścić podobizny Samprasa i Agas-siego. Byłoby oryginalniej. Trzy miejsca parkingowe byłyzaję te. Tu juŜ nie było śladu po niedawnej burzy. Po lewejstronie stało białe audi A6, w środku mercedes E klasy, apo prawej stronie nissan Navara. Heinz włą czył kierun-kowskaz i chciał wjechać na wolne miejsce koło pickupa,gdy drogę zagrodził mu kolejny ochroniarz. MęŜczyzna wnienagannie skrojonym czarnym garniturze zdecydowa-nym gestem wskazał w przeciwnym kierunku, w stronę  opustoszałego asfaltowego parkingu.

Zupełnie jakby opel był trę dowaty i mógł zarazić tetrzy ekskluzywne bryki.

Wysiedli z samochodu. MęŜczyzna znów bez słowawskazał rę ką na ścieŜkę prowadzą cą obok domu, którego

mógłby pozazdrościć brazylijski latyfundysta.Najpierw ochroniarz w czarnym uniformie pseudoko-mandosa, teraz goryl w garniturze kosztują cym wię cej, niŜ wynosi policyjna pensja. Na tym polega łańcuch ewolucji.

W Pałacu Mostowskich Heinz odrobił dziś stosowną  lekcję . Zasada jest prosta: im groźniejszy przeciwnik, tymwię cej musisz o nim wiedzieć. A Jan Kunicki z pewnością  naleŜał do topowych graczy. Heinz przez trzy godzinyprzerzucał informacje dostarczane przez gotycką Jolkę i

180

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 178/265

Barykę . Zgoda, wię kszość to nieistotne śmieci. Ale kilkawydało mu się ciekawych i wynotował je na kartce.

TuŜ za hacjendą przeją ł ich kolejny ochroniarz i dopro-wadził do stolika osłonię tego od słońca gigantycznym pa-rasolem. W fotelu wykonanym z rattanu siedział zwalistymęŜczyzna w marynarce w drobną jodełkę . Oba podbród-ki, ten naturalny i ten, który był skutkiem otyłości, poru-szały się  rytmicznie, jakby odbywały stosunek seksualny.Kawał krwistego befsztyku w błyskawicznym tempie zni-kał z talerza.

Przy grillu stał drobnej postury człowiek ubrany w ja-

sne spodnie, jak do gry w golfa. Jego włosy pokrywałanienaturalna czerń, w takim samym kolorze była teŜ ko-szulka polo. adnych dodatków, napisów, naszywek.

Pełna asceza.- Skoro juŜ tu panowie jesteście - męŜczyzna skropił

wodą  brykiety, które zaczę ły skwierczeć - to rozgośćciesię . Na razie mamy moje krwiste befsztyki i pieczarki powiedeńsku.

Odwrócił się . Skóra pięćdziesię ciopię cioletniego męŜ-czyzny wydawała się nienaturalnie nacią gnię ta. Na twarzyi na czole nie sposób było dostrzec choćby jednejzmarszczki. Wię c tak wyglą da Jan Kunicki w wersji naŜywo i unplugged. Bez kamer i mikrofonów zachę cają -cych do inwestowania i pomnaŜania mają tku w jego ban-kach.

- Ostrzegam - biznesmen uniósł rę kę  uzbrojoną  w wi-delec - pieczarki po wiedeńsku podajemy tak, jak trzeba.

Z móŜdŜkami cielę cymi. Za jakieś pół godziny dowiozą  nam z restauracji temaki-sushi. Oczywiście z kiełkamiŜółtej rzodkwi daikon. Rozumiem, Ŝe jedliście to kiedyś?

- A ja rozumiem, Ŝe tego pickupa wygrał pan w radio-wym konkursie - odparował Heinz.

Kunicki drgną ł, jakby ktoś wyrwał mu widelec z rę ki igo nim dźgną ł, a dwa podbródki znieruchomiały.

181

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 179/265

- Coś ty powiedział? - zasyczał Kunicki.- Nissan Navara... Taki sam, jak u pana na parkingu.

Jest taki radiowy konkurs. Myślałem, Ŝe pan wygrał...Kunicki wybuchną ł śmiechem.- Pan jest pewnie komikiem? Ale ja na dziś klowna nie

zamawiałem.Tyle operacji plastycznych, a wciąŜ moŜe się   śmiać 

pełną gę bą .- Ale moŜe zamawiał pan dziś chłopców dla siebie. Tak

 jak ma pan w zwyczaju.Biznesmen juŜ się nie śmiał. Odwrócił głowę w stronę  

męŜczyzny siedzą cego przy stole i zajadają cego się kolej-nym befsztykiem.

- Byłoby dobrze, wesołku, gdybyś poznał mecenasaWarszawskiego. To mój adwokat. Od tego momentu po-myśl dwa razy, co mówisz, bo ten człowiek wsadzi ci dy-namit do dupy, podpali lont, a ty zauwaŜysz to wszystkodopiero wtedy, gdy bę dziesz daleko stą d. - Kunicki uniósłrę kę w stronę bezchmurnego nieba. - A teraz opuśćcie tenteren, bo psujecie mi popołudnie. Jedzenie się zepsuje nawasz widok.

Zaśmiał się  ze swojego dowcipu i powrócił do grilla.Kropla potu z jego czoła spadła w rozpaloną czeluść i za-skwierczała. Audiencję uznał za zakończoną .

Heinz i Karloff wciąŜ stali w tym samym miejscu.Dwa podbródki znów przestały się poruszać. Mecenas

wytarł mię siste wargi w serwetkę .- Poznaję pana. Myśmy się  juŜ spotkali. - Popatrzył na

Heinza tak, jakby omiatał spojrzeniem instrukcję posługi-wania się gaśnicą pianową .- Tak? Nie kojarzę .- W Krakowie. W są dzie. Jakieś trzy lata temu. Broni-

łem gościa, którego chcieliście wsadzić za podwójne mor-derstwo. Pańska rola była w tamtym procesie drugopla-nowa, głównym dowodem miały być ślady zapachowe. Nasali są dowej zrobiłem z was miazgę . Efekt Rosenthala -

182

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 180/265

Pamię ta pan?Teraz sobie przypomniał. W pamię ci przywołał obraz

dwóch sióstr z poderŜnię tymi gardłami. Wcześniej ktoś przywią zał staruszki do krzesła i zakneblował. MecenasWarszawski nie mylił się - rzeczywiście w tamtej sprawiezadanie Heinza polegało jedynie na wykazaniu, Ŝe brutal-ne morderstwo nie ma nic wspólnego z dwoma podobny-mi zabójstwami na terenie Małopolski. Nie było Ŝadnejserii, to nie jest dzieło jednego maniaka - mówił Heinzprzed są dem. OskarŜony mógł wię c zabić siostry, a z po-zostałymi morderstwami nie miał nic wspólnego.

Podstawowym dowodem w tamtej sprawie rzeczywi-ście były ślady osmologiczne, jednoznacznie wskazują cena oskarŜonego. Tyle Ŝe przy identyfikacji zapachów po-pełniono podstawowy błą d proceduralny. Do identyfikacjiwykorzystano psa prowadzonego przez przewodnika, któ-ry znał rozmieszczenie pojemników z zapachami. I prze-wodnik mógł zasugerować psu - gestem lub zachowaniem- którą  próbkę  zwierzę  powinno wskazać. Mecenas War-szawski bezwzglę dnie wykorzystał ten błą d podczasśledztwa. Tyle o tym.

- Pamię tam. - Heinz otrzą sną ł się  ze wspomnień. - Pa-mię tam, Ŝe sprawił pan, by jeszcze jeden skurwysyn unik-ną ł kary. Efekt Rosenthala albo inaczej efekt Mą dregoHansa. Nie byłem na tej części rozprawy, ale słyszałem,Ŝe dowodził pan, Ŝe przewodnik zasugerował coś psu, bysprawić swojemu pupilowi przyjemność, a i samemu się  przy tym wykazać.

- Powiedzmy, Ŝe powiedziałem coś w tym stylu - odparłmecenas.- To wszystko bardzo ciekawe, ale moŜe spotkajcie się  

panowie w innych okolicznościach - Kunicki nie krył iry-tacji. - I porozmawiacie wtedy o tym Rosenthalu i mą -drym Hansie.

183

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 181/265

- Zanim my się  spotkamy w innych okolicznościach -Heinz chciał, by w jego głosie słychać było zapowiedź 

tego, przez co Kunicki bę dzie musiał przejść - zadam trzykrótkie pytania, dobrze? Po pierwsze - nie czekał, aŜ Ku-nicki coś odpowie - czy spółka Kunex Polska naleŜy dopana?

- Pewnie i tak pan wie, Ŝe naleŜy - warkną ł Kunicki. -Poza tym kaŜdy głupi, widzą c nazwę , by się  domyślił.Nawet policjant.

- A czy to prawda, Ŝe nadal pańskim gorylem jest An-drzej Kruk, były mistrz Polski w zapasach?

- Zaraz się  pan przekonasz - sapną ł Kunicki. - On tuidzie.

Zza pobliskiego budynku, naleŜą cego zapewne do czę -ści gospodarczej posiadłości, wytoczył się  męŜczyznabę dą cy górą mięśni i Ŝył.

Jeszcze trochę i te bicepsy mu eksplodują .- Chodź tu, Andrzej - Kunicki przywołał goryla rę ką . –

Ci panowie są z policji i chcą cię o coś zapytać.Kruk spojrzał spode łba na Heinza i Karloffa.- To się nazywa kalafiory, prawda? - Heinz wskazał na

uszy byłego zapaśnika. - Takie zmacerowane podczaswalk małŜowiny nazywacie kalafiorami?

Kruk zrobił krok do przodu.- O co ci, człowieku, chodzi? - zapytał głosem przypo-

minają cym dźwię k pralki w fazie odwirowywania.- Chciałem zagadać, no wiesz... - Heinz uśmiechną ł się .

-A tak powaŜnie - zmienił wyraz twarzy - czy to prawda,

Ŝe rok temu pobiłeś dziennikarza, który zamierzał napisać o dziwnej zaŜyłości łą czą cej twego szefa z młodymichłopcami?

- Nie odpowiadaj - mecenas Warszawski ostrzegawczouniósł palec.

- Wszystko to plotki rodem z tabloidów! - wrzasną ł Ku-nicki. - aden artykuł nie powstał! A teraz wypad albozłoŜę na was skargę .

184

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 182/265

I tak złoŜy. Heinz nie miał wą tpliwości.- Ostatnia juŜ rzecz. - Heinz się gną ł do wewnę trznej

kieszeni marynarki, Kruk ostrzegawczo rozłoŜył rę ce, aKarloff zrobił krok do tyłu, by w razie kłopotów się gnąć po broń.

Wolnym ruchem Heinz wyją ł dwa zdję cia.- Ostatnia rzecz - powtórzył. - Mam informację z semi-

narium na oliborzu. - Patrzył na Kunickiego i badał, ja-kie wraŜenie wywarły jego słowa. - Stuła wysadzanakryształami i ornat dla rektora dotarły. Pan sponsorujeseminarium, a rektor dostarcza chłopaków, tak? Na przy-

kład tych dwóch - rzucił na stół zdję cia Rakowieckiego iLeskiego.

- Nic nie mów, Janek - mecenas znów uniósł palec.- Ty bydlaku - powiedział Kunicki przez zaciśnię te zę -

by.Usłyszeli kroki na Ŝwirowanej ścieŜce. ZbliŜał się ko-

lejny gość Kunickiego. Heinz zobaczył biały chiton i ró-Ŝowy szal. Nastę pca Almodovara, reŜyser Latoszekuśmiechał się szeroko i rozłoŜył rę ce, jakby chciał ogarnąć tym gestem cały świat. Uśmiech zgasł w chwili, gdy roz-poznał Heinza i Karloffa.

Parada Miłości, sukinsynu. Latoszek niepewnie pod-szedł do stołu, zobaczył zdję cia zamordowanych klery-ków i zbladł.

- Ciekawi mnie jeszcze jedno - Heinz mówił powoli. –Jaką  musi mieć pan władzę  i jakie wpływy, Ŝe ludzie –spojrzał na Latoszka - boją  się  wymieniać głośno pana

nazwisko. Opowiadają  o pańskich skłonnościach, mówią  o klerykach, ale nazwisko podsuwają zapisane na kartce.Kruk westchną ł i uwaŜnie popatrzył na reŜysera. Nie

było to spojrzenie pełne przyjacielskiej troski.- Ciekawi mnie, czy pana wpływy są aŜ tak wielkie, by

zatuszować morderstwo - dokończył Heinz i szybkim ru-chem zgarną ł fotografie ze stołu. - Miłego dnia - rzucił doLatoszka.

Był pewien, Ŝe tego dnia reŜyser nie zaliczy do uda-

nych.185

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 183/265

W drodze do samochodu nie towarzyszył im juŜ Ŝadenz goryli Kunickiego. Gdy doszli do parkingu, usłyszeli

ciche chrzą knię cie. Odwrócili się . W bocznych drzwiachstała szczupła, zgrabna blondynka w ciemnych okularach.Wię c tak w rzeczywistości wyglą da - pomyślał Heinz.Przed nimi stała Paulina Rudek, jedna z pierwszych

polskich topmodelek i telewizyjna gwiazda z począ tkównowej Polski. W latach dziewięćdziesią tych głośno było o

 jej ślubie z biznesmenem Janem Kunickim, zawartym wbalonie, w przestworzach, na wysokości kilku tysię cy me-trów. Kunicki nie byłby sobą , gdyby na czaszy balonu nie

umieścił nazw wszystkich naleŜą cych wówczas do niegofirm, a zdjęć z uroczystości nie sprzedał za grube pienią -dze jednej z plotkarskich gazet. A później słuch o PaulinieRudek zaginą ł. Heinz pamię tał, Ŝe ktoś mu mówił, Ŝe mo-delka zrezygnowała z kariery i usunę ła się  w cień męŜapomnaŜają cego mają tek. Teraz mógł stwierdzić, Ŝe mimoupływu lat uroda dawnej gwiazdy wciąŜ musiała działać 

 jak magnes, skupiają c na sobie spojrzenia pełne zachwytulub zawiści. Co kto - z ocierają cych się o jej urodę - wolał.

- Czy mój mąŜ - chrzą knę ła ponownie - czy on coś zro-bił?

Nie przedstawiła się . Nie musiała. NaleŜała do osób,które nie muszą się nikomu w tym kraju przedstawiać. OniteŜ najwyraźniej nie musieli. Mieli zawód wypisany natwarzy.

- Ską d przypuszczenie, Ŝe pani mąŜ coś zrobił? - Kar-loff odruchowo podcią gną ł spodnie i wcią gną ł brzuch.

- Czy to ma coś wspólnego - zignorowała pytanie - ztymi zamordowanymi klerykami?- Skoro juŜ pani wie - Heinz wzruszył ramionami - to

odpowiem szczerze. Sprawdzamy taką  moŜliwość. Aleszczerość za szczerość. Proszę  odpowiedzieć na pytaniemojego kolegi.

Paulina Rudek tanecznym krokiem podeszła do poli-cjantów. Nie, nie podeszła. Przepłynę ła po betonie. Heinzpoczuł woń egzotycznych perfum i zobaczył przed swoją  

twarzą szczupłą dłoń z paczką papierosów.186

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 184/265

Niespodzianka - pomyślał. ZałoŜyłbym się o wszystko,Ŝe nie pali. Zdrowy tryb Ŝycia i tak dalej.

- Nie palę mentolowych. Wolę  swoje, jeśli się pani nieobrazi.Wyglą dali jak trójka licealistów, która podczas przerwy

wyszła za szkolny budynek, by wpaść w szpony nałogu.- Dzwoniła do mnie pewna panienka z jednego z tych

kolorowych szmatławców. Pytała o tę sprawę z klerykami.Stą d wiem.

- I co pani odpowiedziała? - Heinz zacią gną ł się  głę -boko.

- Poradziłam jej, by dała spokój. A juŜ z pewnością bynie dzwoniła do mojego męŜa.

- On nie ma z tym nic wspólnego? - Popatrzył pod nogi,gdzie strzą sną ł popiół.

Milczała. Milczała dłuŜej niŜ powinna.- Odpowiem panom tak: rok temu wokół podobnej spra-

wy wę szył pewien dziennikarz z konkurencyjnego tablo-idu. Chciał wiedzieć, czy mój mąŜ lubi chłopców. I czykorzysta, by tak rzec, z usług kleryków z zaprzyjaźnione-go seminarium. Pewnego wieczora znaleźli tego dzienni-karza nieprzytomnego na ulicy. Miał złamany nos i poła-mane wszystkie dziesięć palców. eby nie mógł pisać. Aobok ktoś połoŜył zdję cie jego córki zrobione w momen-cie, gdy wychodzi ze szkoły. Rozumiecie? To bydlak.

- Kto? - zapytał Karloff. - Pani mąŜ czy ten dzienni-karz?

- Kruk. Jego goryl. Pewnie go spotkaliście.

- Rozumiem, Ŝe po tym wypadku nikt nie podją ł juŜ te-matu. - Heinz zgasił papierosa.- Bardzo jest pan domyślny - zdobyła się na ironię .- Pojedziemy juŜ. Lepiej, Ŝeby nas razem nie widziano.

Lepiej dla pani. A tak z ciekawości: jak pani to wszystkowytrzymuje?

Uśmiechnę ła się .

187

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 185/265

- Oczywiście, Ŝe nas widziano. I bardzo dobrze. Jeste-ście moją polisą . A jak to wytrzymuję ? - Się gnę ła nerwo-

wo po nastę pnego papierosa. - Nie wytrzymuję . Za trzylata są wybory - powiedziała w zamyśleniu, jakby mówiłado siebie. - Politycy z róŜnych partii nakłaniają męŜa, bywystartował. Podobno mógłby mieć duŜe szanse. Ale jamu tej szansy nie dam. - Zdję ła okulary. Z jasną cerą daw-nej modelki kontrastował fioletowy siniak pod prawymokiem. - Ja mu tej szansy nie dam - powtórzyła z nieskry-waną  wściekłością . ZałoŜyła okulary, odwróciła się  napię cie i odpłynę ła w stronę bocznych drzwi.

Gdy przekroczyli granice Warszawy, Karloff po razpierwszy się odezwał.

- Spaliłeś moje źródło informacji.- Mówisz o Latoszku? To śmieć.-Śmieć nie śmieć, tak się nie robi, Heinz.- Z własnej winy znalazł się wysoko na mojej liście Ŝy-

czeń. Liście transferowej, jak wolisz. Chciałem go prze-nieść z krainy wiecznego uśmiechu na ławkę  rezerwo-wych. Nie gniewaj się , Karloff.

Kusiło go, by opowiedzieć o fragmencie z Księ gi Eze-chiela, ale się  powstrzymał. Wyrzuty sumienia bywają  zgubne. Na wysokości toru wyścigowego na SłuŜewcuzakorkowali się .

- Co o tym są dzisz? - zapytał Heinz, by przerwać prze-dłuŜają ce się milczenie.

- Masz na myśli Kunickiego? Banda skurwysynów. On,  jego papuga i ten goryl. Stawiam, Ŝe to ten zapaśnik za-

bawił się  z chłopakami. Tylko dlaczego? CzyŜby szanta-Ŝowali Kunickiego? Tylko co mieliby z tym wspólnego cidwaj pozostali, Skarga i Kotlarczyk? Chyba Ŝe...

- Chyba Ŝe co?-e to ona.- Zjawiskowa Paulina Rudek?

188

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 186/265

- MoŜe ona wcale nie chce, by tajemnice jej męŜa ujrza-ły światło dzienne. Do końca Ŝycia miałaby zszarganą  

opinię . A moŜe, jeśli załoŜymy, Ŝe chce się  jednak ze-mścić, weszła w jakiś układ z tym całym Krukiem?Heinz nie odpowiedział. Myślał o blondynce z podbi-

tym okiem, kiedyś samicy alfa z pierwszych stron gazet iozdobie eleganckich przyjęć. O kobiecie sukcesu, któranagle znikła dla przyjaciół i dla świata. Co takiego zyskaław zamian? A moŜe po prostu pozostaje w cieniu, bo trud-no pokazywać się  publicznie z podbitymi oczami i sinia-kami na ciele? Trudno to wszystko zrozumieć.

- Wiesz co? - Karloff nagle się oŜywił. - Widziałeś ple-cy tego zapaśnika? Ja stałem za nim i widziałem, jak się  drapał...

- Choroby skórne tego idioty nie za bardzo mnie intere-sują .

- Mnie teŜ. Ale to ciekawe. Drapał się w plecy i podwi-ną ł mu się  t-shirt. I wiesz co? Ten Kruk na plecach miałślady, jakby się biczował. Albo jakby ktoś lał go pejczem.Mówię powaŜnie.

Ad maiorem Dei gloriam flagellatio. Rano ktoś od Ku-nickiego przywiózł ornat i stułę dla rektora. Ciekawe, ktobył tym posłańcem.

- Dowiedz się - popatrzył na Karloffa - jakim samocho-dem jeździ ten cały Kruk. Sprawdź, czy nie widziano ta-kiego samochodu przy Centrum Olimpijskim. I przy se-minarium na oliborzu. Sprawdź takŜe tego pickupa imercedesa. Masz, spisałem ci numery.

Wrę czył Karloffowi kartkę .

189

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 187/265

29

W Pałacu Mostowskich czekała na niego przesyłka zKatowic. Rozerwał szczelnie zaklejoną  kopertę  i wyją łaktówkę . Morderca z Lasku powrócił. Heinz otworzyłteczkę  i na wierzchu pokaźnej sterty z dokumentacją  zo-baczył portret pamię ciowy. Tym razem jego koledzy dzia-łali szybko. Patrzył na szczupłą  twarz pokrytą  piegami iprzerzedzony zarost, jak u nastolatka. Jest jakiś punkt za-czepienia. Policyjny grafik spisał się  nieźle. Oby tylko

równie dobrze spisali się   świadkowie. Heinz nie raz juŜ widział portrety pamię ciowe, które tak się miały do wize-runku przestę pcy, jak twarz Dody do rysów Darka Mi-chalczewskiego.

Wzią ł do rę ki plik zdjęć i ksero odrę cznych notateksporzą dzonych na miejscu zdarzenia. Popatrzył na twarz.Na otwarte usta, zastygłą struŜkę krwi w ich ką ciku i wy-bałuszone oczy, jakby do ostatniej chwili nie dają ce wiarytemu, co się dzieje. Kobieta była naga. Rę ce i nogi leŜałyrozrzucone bezwładnie. Poszukał zdję cia dłoni w zbliŜe-niu. Nie. Krygier zapamię tał ten szczegół. Tym razempalce nie zaciskały się na ptasim piórze. Z notatek wyni-kało, Ŝe zaciśnię ta dłoń była pusta, rozcapierzone palcedrugiej przypominały gigantycznego pają ka wczepionegow zielenią cą się roślinność.

Przyjrzał się  zdję ciom wykonanym w pełnym planie.Ciało ułoŜono przy drzewie, tak jak uczyniono z pierwszą  

kobietą . Kwestia przypadku czy teŜ ma to jakieś znacze-nie? Postanowił robić notatki na tylnej okładce skoroszy-tu. Obok ofiary znajdował się  niewielki stosik odzieŜy.Skurwiel zdarł z kobiety ubranie i starannie złoŜył je obokw kostkę . Przygotował inscenizację . Heinz ponowniespojrzał na widok w pełnym planie: dwa pochylone drze-wa, ciało i odzieŜ ofiary. Zajrzał do opisu. „Ubranie pod-niszczone i miejscami brudne” - przeczytał.

190

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 188/265

Nagle ujrzał przed sobą  dłoń zakończoną  fioletowymipaznokciami. Dłoń postawiła przed nim plastikowy kubek

z kawą . Gotycka Jolka prezentowała dziś wcielenie fiole-towe. W takim kolorze miała bluzę z kapturem i sztruksy.- Zają łeś moje miejsce - uśmiechnę ła się .- Przepraszam. Nie wiedziałem. Zaraz się  przesią dę  -

omiótł spojrzeniem biurko.Nie było na nim Ŝadnych rodzinnych pamią tek, masko-

tek czy sztucznych kwiatków, którymi policjantki zwykłyoznaczać swój teren. W mę skim świecie - usłyszał kiedyś od jednej z kursantek - musimy podkreślać, Ŝe coś do nas

naleŜy. Inaczej nie miałybyśmy szans. Coś w tych wyjaś-nieniach musiało być, skoro sam bez pytania rozsiadł się  tutaj.

- Siedź. Chę tnie popatrzę , jak pracuje sławny profilerRudolf Heinz.

Próbował wyłapać w jej głosie cień ironii, ale nie udałomu się .

- Co tam masz? - Jolka dostawiła krzesło, spojrzała nazdję cia i skrzywiła się .

- To sprawa z mojego terenu. Jak mawia mój szef: gów-no w Lasku Aniołowskim.

- Lasek Aniołowski - powtórzyła. Fajna nazwa. Fajnemiejsce do umierania. Śmierć wśród aniołów.

Sam mogłem o tym pomyśleć - Heinz nerwowo się gną łpo kawę . W ostatniej chwili zawahał się . - Mogę ? - wska-zał na kubek.

- CzyŜbyś czuł się  onieśmielony? - Jolka zmruŜyła

oczy.Onieśmielenie. Tak jak w przypadku zabójstwa na Ślą -sku.

Morderca z Lasku nie gwałcił swoich ofiar. MoŜe wtowarzystwie kobiet czuł się ... Czuł się  nieswojo. PodkaŜdym wzglę dem. Jest mu nieswojo nawet w towarzy-stwie martwych kobiet. Ale z drugiej strony samo zabój-stwo go nie zaspokajało, wykonywał wię c inscenizacje,ryzykują c, Ŝe zostanie nakryty. Potrzeba stworzenia sceny

była silniejsza niŜ strach. Za pierwszym razem pióro, a191

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 189/265

tym razem co? Miał wraŜenie, Ŝe przeoczył coś waŜnego.- On ją zgwałcił? - zapytała Jolka.

- Nie.- No to zgwałcił jej ubranie.- Co przez to rozumiesz? - Heinz się gną ł po długopis.- WaŜniejsze było dla niego to, by złoŜyć jej ubranie.

Gdy juŜ je zdją ł, przestał się  nią  zupełnie interesować.Zobacz -wskazała na rozrzucone nogi i rę ce. - Uniósł jejrę ce, by ścią gnąć bluzkę , ciało samo się  tak ułoŜyło, a on

 juŜ się do niego nie dotkną ł.- Chyba sama sporzą dzisz ekspertyzę  w tej sprawie -

mrukną ł ze złością .- Ty to zrobisz - klepnę ła go w plecy. - Ale moŜe przy-

da ci się do czegoś to, co powiedziałam. - Poza tym mamcoś jeszcze...

- Co? - Heinz znieruchomiał.- Chodzi o Skargę . Jednego z dwóch tajemniczo zagi-

nionych kleryków. Popytałam tu i ówdzie. Okazało się , Ŝenasz poboŜny student znał kilku przyjemniaczków handlu-

 ją cych koksem i sterydami. Podobno rozprowadzał dlanich towar. I pewnego pię knego dnia znikną ł z kasą . Chło-paki z miasta są wściekli.

Koks, sterydy i mafia. Robi się ciekawie.- Czyli wściekli się i go dopadli?- OtóŜ, wyobraź sobie, Ŝe nie. Chłopak przepadł bez śla-

du dwa lata temu. I zdaje się , Ŝe wykonał numer stulecia.Najspokojniej w świecie postanowił zaszyć się w semina-rium i przeczekać.

- Bezpieczniej byłoby wyjechać... - Heinz potarł zaroś-nię ty policzek.- Z jakichś wzglę dów tego nie zrobił. Za to ja wiem, co

zrobię . Pojadę na ten pieprzony oliborz z Chlaściakiem.Raz jeszcze przeczeszemy jego papiery. Jakiś proboszczmusiał mu wystawić rekomendację , do seminarium niewejdzie się przecieŜ tak prosto z ulicy. MoŜe pojedziesz z

192

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 190/265

nami? Zrobimy im prawdziwy najazd.- Nie. - Dopił kawę . - Jestem umówiony z tak zwanym

ciekawym człowiekiem. Poza tym - wskazał na aktówkę –mam to gówno na głowie. Ale miałbym do ciebie prośbę .A w zasadzie dwie w jednej. Jak w tej starej idiotycznejreklamie.

Kiwnę ła głową . Zrozumiał, Ŝe znaczyło to: mów!- Sprawdź Jana Kunickiego. Co robił jedenastego i dwu-

nastego kwietnia, gdzie był. I czy był z nim wtedy jegogoryl, Kruk.

- A druga prośba?

Heinz poprosił o sprawdzenie, co robili Kunicki i Krukw jeszcze innym terminie. Jolka wpatrywała się w zano-towane daty.

- Wiesz, Ŝe to moŜe być trudne? - zapytała. - Ten Kuni-cki cią gle podróŜuje. Lata prywatnym samolotem. W krajulą duje na lotniskach przeznaczonych dla vipów i wyjeŜdŜaz nich niezauwaŜony.

- Ale jeśli był za granicą , to juŜ jest inaczej - odpowie-dział. - I sprawdź koniecznie tego Kruka - dodał zamyślo-ny.

Myślał juŜ o czymś innym. Gdy zbierał się do wyjścia,wciąŜ myślał o tym, Ŝe przeoczył coś istotnego.

30

Na ulicy Siennickiej, nieopodal odŜywają cego po la-tach zapaści klubu „Orzeł”, odnalazł szkołę sportową . Niemusiał szukać wejścia do sali treningowej, bo juŜ z oddalidały się słyszeć okrzyki wydawane przez adeptów karate.Przed wejściem na salę wisiała gablota ze zdję ciami. He-inz obejrzał jeszcze raz te same zdję cia, które znalazł wInternecie.

193

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 191/265

Popatrzył na uśmiechnię tego Batora i zmruŜone oczyRutgera. Przyjrzał się  takŜe kilku fotografiom, których w

internetowej galerii nie było. Przy jednej odbitce zatrzy-mał się dłuŜej. Zdję cie przedstawiało dwóch chłopaków wgotowości do walki. Jeden z zawodników miał zielonypas, jego przeciwnik - pas niebieski. Właśnie ten drugi,bardziej zaawansowany w tajnikach karate, wydał się He-inzowi znajomy. Przyjrzał się  skupionej twarzy ukazanejw profilu. Ską d ja go znam? Potarł czoło.

Okrzyki rozległy się w momencie, gdy Heinz chwyciłza klamkę . Zawahał się jednak. Stał przez chwilę i myślał,

co ma zrobić. W końcu puścił drzwi, pochylił się , zdją łbuty i skarpetki. Otrzepał stopy. Etykieta to podstawa -przypomniał sobie słowa Lambrosa Kastoriadisa. Otwo-rzył drzwi i ukłonił się . Kilkunastu zawodników, z którychnajmłodszy mógł mieć osiem lat, a najstarszy był w wiekuHeinza, poruszało się w jednej linii, wykonują c kopnię ciado przodu. Nikt nie zwrócił na niego uwagi.

Nikt z wyją tkiem męŜczyzny stoją cego w oddali i czuj-nie wpatrują cego się  w przybysza. Szczupły, krótkoostrzyŜony, poprawił czarny pas i podszedł do drzwi.

- Pan chce się zapisać do grupy? - zapytał.- Niezupełnie. - Heinz wyją ł legitymację . - Musimy po-

rozmawiać.- Proszę  zaczekać do końca treningu, teraz nie mogę . -

Stanisław Bator odwrócił się  w stronę   ćwiczą cych. - Tosamo w drugą stronę ! - krzykną ł.

- Nie mogę czekać - Heinz zniŜył głos. - Mam kilka py-

tań zwią zanych z pańskim przyjacielem, profesorem Rut-gerem. Obawiam się , Ŝe profesor ma kłopoty. DuŜe kłopo-ty - ostatnie słowa wypowiedział szeptem.

Bator odczekał, aŜ karatecy wykonają  ćwiczenie.- Teraz robicie Heian Shodan i Heian Nidan! KaŜde po

trzy razy! Co drugi krok do przodu!

194

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 192/265

Karatecy zaczę li wykonywać formy złoŜone z bloków,uderzeń i kopnięć, które muszą  być wykonane w odpo-

wiedniej kolejności. Heinz patrzył, jak uczniowie Batoraćwiczą  ruchy naleŜą ce do elementarza tej dyscypliny ipoczuł ukłucie zazdrości. Gdy to wszystko się  skończy,spotka się wreszcie z Lambrosem.

- O co chodzi? - Bator z napię ciem wpatrywał się w po-licjanta.

Heinz opowiedział o dwóch ciałach znalezionych nadWisłą . Pominą ł szczegóły zwią zane z torbami foliowymi,szminką  i cyframi pozostawionymi na głowach trupów.

Opowiedział o kartce z numerem telefonu do biblisty. Po-wiedział, Ŝe Rakowiecki i Leski spotykali się z Rutgerempodczas prywatnego seminarium. I Ŝe zostali wyrzuceni,gdy okazało się , Ŝe są  gejami. W dodatku takimi, którzyuprawiają seks za pienią dze.

- Dobrze zrobił. - Bator patrzył teraz na ćwiczą cych. -Na jego miejscu wywaliłbym ich na zbity pysk. AŜ dziw-ne, Ŝe nie wylecieli z seminarium.

- Nie ma pan zbyt wiele współczucia dla zmarłych -szepną ł Heinz.

- Nie chodzi o to, by ktoś ci okazywał współczucie.Sam musisz mieć w sobie wewnę trzną  siłę  i dyscyplinę .Dlatego moi ludzie - wskazał na karateków - robią  to, corobią . Nie przypadkiem trzech z nich to duchowni...

Moi ludzie. Siła i dyscyplina. Poczuł, Ŝe na sali, mimootwartych okien, przez które wpadało oŜywcze kwietnio-we powietrze, robi się duszno.

- Pan chciałby stworzyć taki polski klasztor Shaolin? –nie mógł się powstrzymać od ironii.Bator nawet nie spojrzał na Heinza.- Nie byłoby to takie złe. - Zdawało się , Ŝe mówi do sie-

bie. - Powinni być Ŝołnierzami Chrystusa. KomandosamiKościoła. A jak są za słabi, powinni być ukarani. Oczywi-

195

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 193/265

ście - wreszcie dostrzegł swego rozmówcę - nie tak, jak cidwaj...

Komando księŜy i kleryków. Heinz miał wraŜenie, Ŝesię przesłyszał.- Jak pan poznał profesora Rutgera? - postanowił zmie-

nić temat.- Spotkaliśmy się w Azji, a ściślej w KambodŜy.Heinz drgną ł. Przypomniał sobie, co o torturach w

KambodŜy opowiadał Sierściuch podczas sekcji zwłokRakowieckiego i Leskiego. Co mówił o duszeniu torbamifoliowymi za czasów Pol Pota.

- Zdziwiło to pana? - zapytał Bator. - Po pię tnastu latachrzą dów Pol Pota religia zaczę ła się  tam odradzać. Przyje-chałem w 1992 roku do KambodŜy jako misjonarz, spo-tkałem się nawet z wikariuszem apostolskim Phnom Penh,biskupem Yves'em Georges'em Rene Ramousse'em. Musipan wiedzieć, Ŝe Kościół francuski i jego tradycja misjo-narska w KambodŜy do dziś odgrywają duŜą rolę .

- A Rutger? Co go tam poniosło?- Fascynacja buddyzmem. Pewnie wie pan o tym...Heinz przytakną ł.Bator klasną ł w dłonie.- Nie. To zupełnie nie tak! - Wyszedł na środek sali. Ka-

ratecy znieruchomieli. Wszyscy wpatrywali się  w jedenpunkt. Dopiero teraz Heinz dostrzegł, jaką władzę miał tenszczupły męŜczyzna z mistrzowskim pasem. - Zapomnij-cie o rę kach! - Bator podniósł głos. - Wyobraźcie sobie, Ŝerę ce to sznurki, a dłonie to kamienie. W karate najwaŜ-

niejsze jest przekazanie szoku, energii, która idzie z dołu,niemal z podłoŜa - wskazał na rozłoŜoną matę .Wskazał rę ką  na jednego z uczniów, który podbiegł i

staną ł naprzeciwko.- Zobaczcie. Najpierw pracuje oddech i ciało. Rę ce są  

na końcu!Wykonał błyskawiczny ruch i jego pięść zatrzymała się  

196

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 194/265

tuŜ przed brodą  przestraszonego ucznia. Dobry jest - po-myślał Heinz. Naprawdę jest dobry. Chę tnie bym go zoba-

czył w pojedynku z Kastoriadisem.- Robicie Heian Nidan i Heian Sandan! TeŜ po trzy razy- zakomenderował i wrócił do Heinza.

Teraz. Teraz przyszedł właściwy moment.- Tych dwóch chłopców uduszono - szepną ł Batorowi

do ucha. - Torturowano ich i uduszono, zaciskają c na gło-wach torby foliowe. Zapewne zna pan tę metodę ...

Wiedział, Ŝe tym razem trafił. Bator nie wykonał Ŝad-nego ruchu, ale Heinz był pewien, Ŝe jego cios się gną ł

celu.- Ską d pan wie? - W głosie Batora wyczuł zmianę . -

Rutger panu powiedział?Heinz milczał. Karateka popatrzył na niego i zrozu-

miał, Ŝe popełnił błą d.- Rutger nic mi nie powiedział. Ale skoro juŜ pan za

czą ł...Bator nie patrzył juŜ na uczniów. Myślami był gdzieś 

daleko, poza salą treningową .- Począ tek lat dziewięćdziesią tych to w KambodŜy był

cią gle niespokojny czas. Niedobitki Czerwonych Khme-rów były wciąŜ aktywne. I wpadłem w ich rę ce. Torturo-wali mnie - głos znów mu zadrŜał. - Wiem, co to znaczy,gdy torba zaciska się na głowie.

- Rutger pana uratował?Bator pokiwał głową .

- Nie wiem, jak to zrobił. Ale wycią gną ł mnie z tego.

Potem mówił mi, Ŝe tylko z nimi rozmawiał. Rozmowaokazała się waŜniejsza niŜ siła... NiŜ sprawne mięśnie...- Był pan komandosem, potem misjonarzem... Dlaczego

pan zrezygnował?Bator wyprostował się , jakby zrzucał z barków cięŜar

upiornych wspomnień. Znów był mistrzem wśród swoichuczniów.

- A pan co? Wywiad chce ze mną przeprowadzać?

197

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 195/265

- Zgadł pan. - Heinz uśmiechną ł się . - Po godzinach pra-cuję dla „Przeglą du Sportowego”.

- No to innym razem. - Ponownie klasną ł w dłonie. -Heian Shodan ostatni raz! Potraficie?- Oss! - odpowiedział mu chór głosów.- Teraz ja chciałbym o coś zapytać. Mówił pan, Ŝe pro-

fesor ma kłopoty. Czy pan... czy wy go podejrzewacie?- Moim zdaniem on nie ma z tym nic wspólnego. - He-

inz starał się , by zabrzmiało to wiarygodnie. - Ale profe-sor mówi mniej, niŜ wie. Nie chce nam pomóc. Naprawdę  moŜe wpaść w tarapaty...

Bator popatrzył na Heinza wzrokiem, w którym moŜnabyło dostrzec absolutną determinację .

- Jeśli ktoś nadepnie profesorowi na odcisk, to...- Tak, wiem. - Heinz uniósł dłoń w pojednawczym ge-

ście. -To złamie mu pan nogę w trzech miejscach z prze-mieszczeniem. Albo - zawiesił głos - poddusi go pan torbą  foliową .

Nie czekał na reakcję Batora. Otworzył drzwi sali tre-ningowej. Prawie zderzył się ze zdyszanym chłopakiem.

- Co za spotkanie - powiedział, patrzą c na Roszkow-skiego, seminarzystę z czwartego roku. Tego, który zrobiłferalne zdję cie Rutgerowi i czterem klerykom, z którychdwóch nie Ŝyje, a dwóch przepadło jak kamień w wodzie.To właśnie odbitka, na której widać Roszkowskiego przy-kuła jego uwagę , gdy przyglą dał się  fotografiom w klu-bowej gablocie.

Roszkowski obrzucił Heinza spłoszonym spojrzeniem i

wszedł na salę .

***

Była dwudziesta, gdy zmę czony wrócił do hotelowegopokoju. Najchę tniej poszedłby spać, ale wiedział, Ŝe niemoŜe tego zrobić. Zapalił lampkę  rzucają cą  zbyt słabeświatło i otworzył aktówkę przysłaną z Katowic.

198

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 196/265

Powinienem mieć okulary. Przynajmniej do czytania -pomyślał. Postanowił, Ŝe dziś wybierze muzykę na chybił

trafił. Usłyszał bę bnienie deszczu, dźwię ki dzwonów igrzmoty. A potem cięŜką gitarę Tony'ego Iommiego, face-ta, który nigdy nie grał wyrafinowanych solówek, nie po-walał techniką i szybkością gry, ale potrafił nadać muzyceBlack Sabbath odpowiednią  siłę . Potrafił przekazać szok,o którym mówił swoim uczniom Bator.

Heinz przypomniał sobie, Ŝe podczas szkoleń dla przy-szłych policjantów i profilerów sam chę tnie odwoływałsię do swoich pasji. Do bluesa i karate.

Tłumaczył, Ŝe pracę profilera moŜna porównać do kata.Heian Shodan, Heian Nidan i tych bardziej zaawansowa-nych, jak Bassai Dai czy Hangetsu.

- Czym są  kata? - wyjaśniał podstawowy termin karate,przechadzają c się po sali wykładowej. - To forma walki zwyimaginowanym przeciwnikiem, który pierwszy waszaatakował. Dlatego formy karate zaczynają  się  zawszenie od ataku, ale od obrony. Od bloku. I czymś podobnym- dodawał - jest profilowanie nieznanego przestę pcy. TotakŜe forma walki z przeciwnikiem, którego musimy sobienajpierw wyobrazić. I patrzcie dalej - zwykł pisać na ta-blicy trzy tajemnicze słowa. W karate waŜną rolę odgrywazanshin,  a wię c fizyczne i psychiczne przygotowanie naatak. Wy teŜ zawsze powinniście zakładać, Ŝe sprawcaseryjnych przestę pstw ponownie uderzy. PoŜegnajcie się zoptymizmem. Z nadzieją , Ŝe to, co się zdarzyło, juŜ się niepowtórzy! A teraz drugie poję cie: mikiru,  czyli umie-

 ję tność przewidywania tego, co zrobi przeciwnik. To mabyć istota waszej pracy. A jak to zrobić? Ostatecznie cho-dzi o to - wskazywał na trzecie słowo - by wychwycić tenmoment, gdy u przeciwnika pojawia się  kyo  - chwila za-wahania, dekoncentracji, głupiej nieuwagi. Wtedy jestwasz. Prawda jest brutalna - zawieszał głos. - Nie uniknie-cie ataku. Chyba Ŝe jesteście jasnowidzami. Ale gdy ude-rzy - wykonywał szybki ruch dłonią  - wtedy... wtedy

199

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 197/265

Bą dźcie bezwzglę dni.Na składance z utworami Sabbathów rozbrzmiewał ko-

lejny utwór. The Wizard z frazą graną na harmonijce ust-nej przez Ozzy'ego Osbourne'a. Bardzo bluesowy utwórwśród potę pieńczych zawodzeń i gotyckiej stylistyki, któ-ra zawsze irytowała Heinza. Czym jest podpis seryjnegomordercy? Jest odwoływaniem się  do schematu. Takimschematem - tłumaczył - jest dwanaście taktów bluesa.AAAA BBAA CCAA - rysował na tablicy. Niby to banal-nie prosty schemat, który moŜe być wypełniony nieskoń-czoną liczbą wykonań i odmian prezentują cych indywidu-

alne cechy. I tak samo jest z podpisami przestę pców.Dobra, Heinz - pomyślał, Ŝe przydałoby się  piwo, ale

przypomniała mu się  obietnica, którą  złoŜył samemu so-bie. Się gną ł po papierosa. Dobra, Heinz - powtórzył wmyślach. Zobaczymy, czy jesteś taki dobry. Ile są warte tetwoje teorie i analogie.

Przez nastę pne dwie godziny uwaŜnie oglą dał zdję cia zLasku Aniołowskiego i czytał notatki. Było kilka elemen-tów łą czą cych oba morderstwa. To samo miejsce zdarze-nia. Ten sam czas - popołudnie w dzień powszedni. Naj-pewniej morderca albo był bezrobotny, albo pracowałwahadłowo - raz przed południem, raz na drugą  zmianę .Albo zajmował się  czymś dorywczo. Ciosy noŜem to teŜ stały element. Kobiety jako ofiary. Im dłuŜej przeglą dałdokumentację , tym wyraźniej dostrzegał jednak nie podo-bieństwa, ale róŜnice. Kobiety róŜniły się wyglą dem. He-inz pokrę cił głową . Nie chodzi nawet o to, Ŝe jedna była

brunetką , a ta druga nie. Chodzi o to, Ŝe pierwsza byłazadbana, a ta druga to jakiś lump. Pierwsza ofiara byłaodpicowana i z makijaŜem, druga - w brudnym ubraniu, zprzetłuszczonymi włosami i jeszcze walnę ła kielichaprzed śmiercią . To się nie zgadza. Poza tym nie zgadzałasię  liczba ciosów. W pierwszym przypadku kilkadziesią tuderzeń, w nastę pnym tylko dziewięć.

200

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 198/265

O czym to świadczy? MoŜe za drugim razem mordercasię   śpieszył. Spodziewał się , Ŝe ktoś zacznie tej kobiety

szukać, a musiał jeszcze zdjąć z niej ubranie, ułoŜyć je wkostkę  i bezpiecznie się  oddalić. Albo jeszcze inaczej:pierwsza kobieta była ofiarą  „właściwą ”, a nastę pna „za-stę pczą ” -wybraną  losowo. Dlaczego? GdyŜ tej, którą so-bie upatrzył, zabrakło. MoŜe się umówili, a ona nie przy-szła na spotkanie? Rozmyśliła się , zachorowała albo za-pomniała? A on ją  juŜ wcześniej uśmiercił w wyobraźni,wyobraŜał sobie, jak to bę dzie, gdy się spotkają . A tu takierozczarowanie. Przypadkowa ofiara nie zaspokoiła jego

potrzeb. Pozwoliła mu wyładować się  tylko na chwilę . A jeśli tak, to... To zabije kolejny raz.

Znów zamarzył o piwie. Podszedł do umywalki i nalałsobie wody do szklanki.

Pozostaje kwestia podpisu mordercy. Ptasie pióro. Za-łoŜyłby się o wszystkie pienią dze, Ŝe pióro nie znalazło się  w rę ku ofiary przypadkiem. Zrobiłby to tym chę tniej, Ŝepienię dzy nie miał. Przypomniał sobie powieść Mo Hay-der Ptasznik,  którą  czytał podczas jednego z zagranicz-nych staŜy jako lekturę  obowią zkową . Tam seryjny mor-derca umieszczał małe ptaki w klatkach piersiowych za-mordowanych kobiet. Tyle Ŝe to była fikcja. A tu miałśmierdzą ce Ŝywe gówno. Ptasie pióro i ubrania złoŜone wkostkę  nie pasowały do siebie. Coś tu nie gra. Brakuje

 jakiegoś elementu w tej układance.OpróŜnił popielniczkę , w której uzbierał się  kopczyk

niedopałków. Raz jeszcze zaczą ł przeglą dać zdję cia. Przy

  jednym zatrzymał się dłuŜej. ZmruŜył oczy, znów pomy-ślał o okularach i włą czył górną  lampę . Podszedł bliŜejświatła. Zdję cie pokazywało miejsce zbrodni w pełnymplanie, lecz najwyraźniej zostało źle wykadrowane. Głów-nym motywem na fotografii były dwa drzewa, jakby zro-bił ją nie fotograf policyjny, ale amator przyrody. Trzebasię było dobrze przyjrzeć, by dostrzec ukryte za konaremzwłoki.

201

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 199/265

Heinz nie patrzył na rozcapierzone palce kobiecej dło-ni. Wpatrywał się  w koronę  drzewa. Tak. Nie miał juŜ 

wą tpliwości. Wśród zielenią cych się  liści tkwiło coś bia-łego. Tylko co? Nie miał poję cia.Chwycił za telefon i wybrał numer Krygiera. Wyjaśnił,

w jakiej sprawie dzwoni.- Oj, Hipis... Czy to naprawdę  waŜne, co tam tkwi w

tym drzewie? Nagrałem sobie dwa mecze ligi angielskiej ichciałbym je dzisiaj obejrzeć. - Naczelnik nie krył irytacji.

- Szefie, bę dę  szczery. - Heinz przełkną ł ślinę . - Mamgdzieś pańskie mecze. Zwłaszcza Ŝe ma je pan nagrane.

Komentarz telewizyjny umilkł. Zapewne Krygier włą -czył przycisk stop w odtwarzaczu.

- Ten pojeb - mówił szybko Heinz, jakby się bał, Ŝe wy-czerpie limit cierpliwości - zrobi to jeszcze raz. Druga ko-bieta to zwykły traf. Dlatego zadał jej tylko dziewięć cio-sów. Ona go nie obchodziła... - umilkł.

- Mów dalej. - W głosie Krygiera usłyszał nowy ton.- Muszę  wiedzieć, co jest na tym zdję ciu. Chcę  mieć 

pewność, Ŝe niczego nie pominą łem.Krygier obiecał, Ŝe ktoś oddzwoni do niego z wiado-

mością . Jakakolwiek by była.Z ulgą  odłoŜył słuchawkę . Od siedzenia przy biurku

bolały go plecy. PołoŜył się na łóŜku, które wydało rozpo-znawalny dźwię k. Przy Changes, przez lata niedocenianejballadzie Sabbathów, przysną ł. Obudził go telefon.

Poderwał się i nie patrzą c na wyświetlacz, odebrał.- Spałeś? - Ku swojemu zaskoczeniu usłyszał głos dok-

tora Kornaka.- Nie - skłamał.- Dwie sprawy. Nasz podopieczny kolejny raz dopyty-

wał się o ciebie. Nie dzwoniłbym z tym, gdyby nie naszaostatnia rozmowa. Sprawdziłem, o co mu chodzi z tymBeckettem.

- Jakim Beckettem? - Heinz nie mógł sobie przypo-mnieć.

202

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 200/265

- Ostatnia taśma... Teraz juŜ pamię tał.

- Tam jest tak, Rudolf: „Chyba minę ły juŜ moje najlep-sze lata. Gdy istniała jeszcze szansa na szczęście. Ale niechciałbym, Ŝeby wróciły. Teraz, gdy mam w sobie tenogień, juŜ nie”„.

Heinz poczuł, Ŝe jego serce chce wyrwać się  z klatkipiersiowej.

- Zrobiłem tak - spokojnym głosem mówił Kornak. -Sprawdziłem, czy w zakładzie, gdzie przebywa, stosują  wobec niego maksymalny poziom zabezpieczeń. Wszyst-

ko w porzą dku.„Teraz, gdy mam w sobie ten ogień”.- MoŜna mu jakoś jeszcze dokopać? Na przykład elek-

trowstrzą sami? - Heinz starał się być wesoły.- Zapomnij o tym. Poza tym on jest niepoczytalny.- To wy wszyscy tak uwaŜacie. Dobrze wiesz, Ŝe jest

tak samo zdrowy jak ty czy ja.- Wiem. Dlatego dzwonię . UwaŜam, Ŝe powinieneś to

wiedzieć.Heinz wciąŜ myślał o Inkwizytorze, gdy zadzwonił ko-

lejny telefon.- Aspirant Werner - usłyszał warknię cie w słuchawce. -

Mam dla pana wiadomość. Trochę to trwało, ale udało się .W koronie drzewa tkwił biały latawiec.

- Latawiec? - Heinz nie zrozumiał.- No tak. Taki, jakim dzieci się bawią .Heinz usiadł przy stole i tę pym spojrzeniem wpatrywał

się  w rozrzucone zdję cia. Nie mógł się  skupić. Przedoczami miał twarz uśmiechnię tego Inkwizytora. Bydlakwiedział, jak uprzykrzyć  Ŝycie. Nawet zza krat oddziałuzamknię tego. Coś bę dzie musiał z tym zrobić. Ale nieteraz.

* S. Beckett, Ostatnia taśma Krappa, [w:] Dramaty, przeł. AntoniLibera, Warszawa 2002.

203

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 201/265

Z trudem powstrzymał się , by nie zejść do hotelowegobaru i nie wrócić na górę  z dwoma oszronionymi cztero-

pakami piwa.Włą czył stare bluesy Johna Lee Hookera. Znajomedźwię ki gitary akustycznej i jednostajny prosty rytm wy-bijany butem przez czarnoskórego mistrza powinny za-działać koją co. Powinny, ale nie zadziałały. Nie tym ra-zem. Długo nie mógł zasnąć.

Świtało, gdy pogrąŜył się  w czujnym półśnie, jakbyspodziewał się wizyty nieoczekiwanego gościa.

31

Zwlókł się z łóŜka o dziewią tej. W hotelowej restaura-cji zamówił jajecznicę  i parówki. Nieśmiertelny zestaw w

kaŜdym porzą dnym hotelu. Czyli takim, w którym poda-wano na śniadania właśnie te nieskomplikowane zapycha-cze, znikają ce tego dnia z talerza Heinza z szybkością  światła.

Gdy dojadał parówkę , zadzwonił telefon. Spojrzał nawyświetlają cy się  numer, który z nikim mu się  nie koja-rzył, wydłubał ję zykiem kawałki bekonu, które uwię zły wokolicach górnej szóstki, i odebrał.

Od razu wyczuł, Ŝe coś się stało.

- Przyjedź do fabryki. - Głos gotyckiej Jolki był bezbar-wny. Pozbawiony zwykłej siły i witalności.- Coś się stało?- Mam dla ciebie kilka interesują cych informacji. Poza

tym... - Wyczuł wahanie w głosie. - Poza tym nasz koleganie Ŝyje.

Heinz milczał, czekają c na cią g dalszy.

204

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 202/265

- Poremba. Ten ze złamanym nosem. Masz po nim słuŜ-bowego opla...

Freddie Kruger. Mogło być gorzej - pomyślał.- Jak to się stało?- I tu jest kłopot. Wtargną ł do mieszkania prokuratora.

Takiej szychy prowadzą cej waŜne śledztwa dotyczą ce ko-rupcji i polityków. Wiesz, takie, co to teraz są  na topie.Zastrzelił go. A potem strzelił sobie w usta.

Tego Heinz się nie spodziewał.- Zaraz bę dę  - powiedział. - Przykro mi... - wydusił z

siebie.

Gdy dziesięć minut później zbiegał w sztruksowej ma-rynarce po schodach, pomyślał, Ŝe lepiej po kimś odzie-dziczyć opla niŜ trypra.

Postanowił, Ŝe tę mą drość pozostawi jednak dla siebie.

***

Takie wieści zawsze rozchodzą  się  lotem błyskawicy.W Pałacu Mostowskich patrzył na ponure, zacię te twarzemilczą cych policjantów. Dwaj, których znał z widzenia,obrzucili go spojrzeniem pełnym urazy i zaczę li coś szep-tać do siebie.

Zupełnie jakby to on był wszystkiemu winien.Po krótkich poszukiwaniach odnalazł gotycką  Jolkę .

Fioletowymi paznokciami podtrzymywała skronie i wpa-trywała się w ekran komputera. Nagle na monitorze Heinz

ujrzał pięć roześmianych postaci. Karloff i Freddie stukalisię butelkami z piwem, a Jolka unosiła kieliszek czerwo-nego wina.

- To sprzed dwóch lat - powiedziała cicho, wciąŜ wpa-trują c się w ekran. - Wtedy był zupełnie innym człowie-kiem...

- Wiadomo juŜ, co się stało?

205

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 203/265

- Nasz szef został pilnie wezwany na dywanik. Zaczy-nają  wę szyć ci z Biura Spraw Wewnę trznych. Robi się  

syf.- Dlaczego zabił tego prokuratora?- Gnój zniszczył Porembę .Zobaczył Karloffa chwieją cego się w drzwiach.Najwyraźniej zdąŜył juŜ uczcić pamięć kolegi.- Mały jebany karierowicz w okularkach... - westchną ł.

- Ty - oskarŜycielsko skierował palec w stronę  Heinza -nigdy go nie lubiłeś.

I vice versa. 

- Zostaw go, Karloff - syknę ła Jolka i ruszyła w stronę  drzwi. - Zostaw go, bo i bez tego nazbiera się szamba wo-kół nas wszystkich.

- Zostawiam państwa. - Karloff ukłonił się . - A my - po-nownie wskazał na Heinza - musimy porozmawiać, okej?

- Masz to u mnie.- Pozbiera się  - mruknę ła Jolka, gdy za Karloffem za-

mknę ły się drzwi. - Przez dwa lata byli z Porembą jak pa-puŜki nierozłą czki. Jak Flip i Flap.

Usiadła przy biurku i wyłą czyła komputer.- Zostawmy to - powiedziała. - Mam dla ciebie kilka,

przypuszczam, Ŝe ciekawych, informacji.- Wysłów się - zachę cił ją ruchem rę ki.- Na począ tek Skarga. Popytałam jeszcze tu i tam. Ko-

leś działał dla Chrzą szcza - to taka nasza warszawska dru-ga liga z aspiracjami do ekstraklasy. Ale mieli niezły ibezpieczny pomysł na robienie kasy...

- Bezpieczny?- Nawet bardzo. Jak wiesz, substancją  czynną w kono-piach jest THC, czyli 9-delta-tetrahydrocannabinol. Nie-dawno na rynku pojawiły się  genetycznie modyfikowanekonopie, które zawierały tej substancji naprawdę niewiele.Zawierały półprodukt, który przekształcał się w THC do-piero podczas palenia.

206

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 204/265

- Chcesz powiedzieć, Ŝe przestę pcą  stawał się  dopieroten, co palii, a nie diler?

- Właśnie.- I ten Skarga rozprowadzał bezpieczny towar.Pokiwała głową i się gnę ła po mentolowego marlboro.- Później Skarga robił dla Chrzą szcza przy sterydach.

Podobno dostawali jakieś gówno z Chin i Ŝenili je naszą  mą ką .

- Kuchnia fusion - postanowił zabłysnąć.Jolka roześmiała się .- A potem Skarga znika. Ze sporą kasą . Chrzą szcz ścią -

ga dług od ojca Skargi, gościa, który jeśli nie bę dzie miałdwa i pół promila we krwi, to umrze. A my Skargę namie-rzamy w seminarium duchownym w Warszawie...

- Najciemniej jest pod latarnią - mrukną ł.- Widzę , Ŝe dziś nastał dzień aforyzmów - odparła. -

Uprzedzę  twoje kolejne pytanie... - DrŜą cą  rę ką  się gnę łapo nastę pnego papierosa.

Z trudem się trzyma, ale lepiej niŜ Karloff.- Dlaczego Skarga został w Warszawie? W grę  moŜe

wchodzić dupa, z którą ten Skarga się prowadzał. Ona teŜ znikła. Kończyła tutaj studia. MoŜe dlatego nasz roman-tyczny chłopiec nie chciał stą d wyjeŜdŜać. Rodzina Skar-gów to potentaci pogrzebowi. Prowadzą  jakąś sieciówkę  zakładów o tych uroczych greckich nazwach. Hades, Cha-ron, Styks czy coś w tym stylu. Tu masz adres, pod któ-rym znajdziesz jego starego. Przesiaduje tam zawsze odpołudnia.

Bar Mewa. Ulica w Górze Kalwarii. Schował kartkę zadresem do kieszeni.- Poza tym - cią gnę ła - rozmawiałam z matką  Kotlar-

czyka. To ten prymus, który znikną ł na począ tku rokuakademickiego, w październiku. Mówiła, Ŝe chłopakzmienił się w ostatnim roku.

- To znaczy?- Stał się  opryskliwy, co wcześniej się  nie zdarzało.

Przynosił matce pienią dze i nie chciał powiedzieć, ską d je

wzią ł.

207

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 205/265

Rozmawiałam teŜ z matką  Rakowieckiego. Synek teŜ podrzucał jej kasę . Jak u Leskiego, nie wiem, bo jego sta-

rzy nie trzeźwieją . Poza tym Kotlarczyk zaczą ł źle mówić o profesorach seminarium.- O kim konkretnie?- Matka nie pamię ta nazwisk. Od października Kotlar-

czyk nie odezwał się do niej. Kobieta co niedziela daje namszę w jego intencji. Aby powrócił na dobrą drogę . Takmi powiedziała.

- A masz juŜ coś o Kunickim?- Jeszcze nie. Ale się dowiem.

Zanim wyszedł, zadzwonił do seminarium. Kobiecygłos poinformował go, Ŝe profesor Rutger odwołał zaję cia.Heinz odszukał numer telefonu do biblisty. Komórka Rut-gera była wyłą czona.

Przez chwilę stał i zastanawiał się , co zrobić. Wreszciepodją ł decyzję .

***MoŜna dostać oczoplą su - pomyślał, gdy wszedł do ba-

ru w Górze Kalwarii. Za Warszawą natkną ł się na kolum-nę  TIR-ów. Kilkakrotnie, zniecierpliwiony, próbowałprzebić się do przodu i za kaŜdym razem się wycofywał,by uniknąć czołowego zderzenia. Podwarszawska GóraKalwaria - kraina szklarni i raj badylarzy, podobnie jakpobliski Grójec. Gdy był na studiach, koleŜanka z roku, wktórej się podkochiwał, powiedziała mu, Ŝe Góra Kalwariabyła jednym z waŜniejszych centrów chasydyzmu w Pol-

sce. Teraz, wloką c się za TIR-ami, przypomniał to sobie,nie mógł za to sobie przypomnieć rysów twarzy tamtejdziewczyny. Tyle o tym.

Wnę trze baru Mewa zdobiły bukiety suszonych kwia-tów, podkowa i końska uprząŜ zawieszone na ścianie orazdrzeworyty z postaciami w regionalnych strojach wykonu-

208

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 206/265

 ją cymi jakiś taniec ludowy.Mógłby się tu odbywać zjazd Samoobrony. O ile w po-

bliŜu jest solarium.Jedynym współczesnym elementem wystroju były au-tomaty Kinghouse Poker. Po lewej stronie ustawiono trzymaszyny i podobne trzy bliźniacze automaty, oddzielonedodatkowo kotarą , wciśnię to pod okno po stronie prawej.Heinz nie pierwszy raz stykał się  z taką  sytuacją . SprytPolaków nie zna granic. Zwłaszcza gdy trzeba obejść przepisy podatkowe, które są  inne w przypadku trzechautomatów w lokalu, a inne, gdy automatów jest dwukrot-

nie wię cej. Co trzeba zrobić? Ano powiedzieć, Ŝe jest się  właścicielem trzech maszyn, a trzy pozostałe to własność brata, swata, ciotki, pociotka. I oddzielić maszyny od sie-bie przepierzeniem.

Przy kontuarze uchwycił czujne spojrzenie barmanki.Zamówił dwa razy okocim. Tak jakby lada chwila spo-dziewał się  tu kogoś. W dłoni trzymał kluczyki samocho-dowe. Niech widzą , Ŝe równy z niego gość. Uśmiechną łsię do ponurej barmanki i usiadł tak, by móc obserwować męŜczyznę wpatrują cego się  tę pym spojrzeniem w Ŝółta-wą pienistą ciecz wypełniają cą masywny litrowy kufel.

Stary Skarga. Ojciec chrzestny zakładów pogrzebo-wych. Marlon Brando byłby przy nim nikim. Skarga poru-szał siwymi wą sami, jakby miał katar. Szerokie granatoweszelki wybrzuszały się na koszuli rozchodzą cej się w oko-licy pę pka.

Ciekawe, czy ten facet jest w stanie wstać od stołu o

własnych siłach, gdy jest trzeźwy, czy teŜ tusza mu w tymskutecznie przeszkadza?Drzwi baru otworzyły się  i do grubasa podszedł męŜ-

czyzna w czarnym garniturze.- Jutro rano masz wrzutkę - powiedział Skarga nadspo-

dziewanie trzeźwym głosem. - A po południu jedziesz poklienta do Kielc. Tylko - uniósł palec grubości serdelka -

209

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 207/265

tym razem tnij po kosztach. eby mi nie było Ŝadnego sa-nepidu!

- Pan wie, szefie, Ŝe ostatnio nie dało się  inaczej. Men-dy się przypierdoliły i tyle.-adnych pieczę ci, pamię taj! - Skarga podcią gną ł gra-

natowe szelki.Rozmowa dwóch zawodowców. Heinz zrozumiał, o

czym rozmawiają . Kiedyś otarł się o tę branŜę . Wrzutka.Tak w ję zyku właścicieli zakładów pogrzebowych nazywasię sytuację , gdy trumna ma być dowieziona do kościoła, apotem zajmuje się nią  juŜ miejscowa ekipa. Z Warszawy

do Kielc jest wię cej niŜ sześćdziesią t kilometrów. A przytakiej odległości trumna powinna być pieczę towana wobecności pracownika sanepidu. W praktyce rzadko się  tego przestrzega, ale najwyraźniej ten w czarnym garniakumiał ostatnio jakieś nieprzyjemności.

Automat do gry w pokera zabrzę czał i zaczą ł wysypy-wać pię ciozłotówki. Gracz się gną ł do torby, wyją ł opako-wanie po rozpuszczalnej witaminie C i zaczą ł wkładać monety do opróŜnionej tubki.

Teraz stary Skarga siedział przy stoliku sam. Gdy He-inz podszedł do niego, grubas podniósł wzrok znad kufla idrgną ł.

- Wszystko juŜ zapłaciłem - powiedział, patrzą c na nie-znajomego męŜczyznę z kilkudniowym zarostem. - Czego

 jeszcze chcecie?- Chcę , Ŝebyś mi powiedział, gdzie jest twój syn. - He-

inz wyją ł legitymację .

Skarga nerwowo rozejrzał się na boki. MęŜczyzna przyautomacie podszedł do baru i wzią ł kolejne piwo.- Nie wiem, co się dzieje z chłopakiem. Podobno jest w

Anglii. Pati - zawołał w stronę  baru - podejdź tutaj! Tomoja córka - dumnie wypią ł brzuch.

Pati, a najpewniej Patrycja, podeszła niechę tnie.- Powiedz - zaczą ł szybko mówić - Ŝe to prawda. An-

drzej uciekł. Skurwiel uciekł z kasą , która nie naleŜała do

210

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 208/265

niego. To wszystko przez tę zarozumiałą dziwkę ...- Tato! - krzyknę ła Pati.

Zarozumiała dziwka. Pewnie pierwsza kobieta z oto-czenia tego grubasa, która zbliŜała się do końca studiów.- NiewaŜne. - Skarga machną ł rę ką . - Chłopak narobił

mi strasznych kłopotów, pan chyba wie, co znaczą  takiedługi...

Heinz potwierdził skinieniem głowy.- Spłaciłem tym draniom wszystko. Co do złotówki. Z

odsetkami. A tego sukinsyna nie chcę  znać. - Pocią gną łłyk piwa, który Heinz musiałby rozłoŜyć na trzy razy.

- Czy wie pan, Ŝe on był w seminarium duchownym wWarszawie?

Skarga w pierwszej chwili nie zrozumiał. Otarł dłonią  pianę z wą sów, popatrzył na córkę i wybuchną ł śmiechem.

-e co? - Jego brzuch podrygiwał na blacie stołu. - eco? Mój syn księ dzem?

Śmiał się , a z oczu pociekły mu łzy.- Tam, przy moim stole, ma pan dwa piwa. Nietknię te.

Cieszę się , Ŝe pana rozbawiłem. Miłego wieczoru - powie-dział Heinz.

Wstał od stołu, chwycił dziewczynę za łokieć i odpro-wadził ją do baru.

- Pani się  nie zdziwiła, gdy powiedziałem o semina-rium. Nie zaśmiała się ... Doskonale pani wie, Ŝe brat niewyjechał do Anglii, prawda? - Wpatrywał się  w dziew-czynę . – Pani wie, gdzie on jest. Muszę ... muszę się z nimzobaczyć.

Pati popatrzyła nerwowo na ojca, który kraciastą  chu-steczką ocierał łzy.

211

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 209/265

32

PoraŜka. A jednak nic mu nie powiedziała. Nerwowopopatrzyła na ojca, a potem zaczę ła wciskać bajeczkę  oesemesie z Anglii. Oczywiście juŜ wykasowanym. Brattwierdził, Ŝe lepiej nie utrzymywać kontaktów. Tak bę dzielepiej dla wszystkich. A co z jego dziewczyną ? Rzuciła goi wzię ła urlop dziekański. Zachowała się  podle. To niebyła Ŝadna zarozumiała dziwka, ale zrobiła to bez klasy.

Heinz siedział w samochodzie. Zza drzew prześwitywał

otynkowany na biało parterowy dom. Furtka, z której od-chodziła zielona farba, była uchylona. Albo dzwonek byłzepsuty, albo właściciel zapomniał zamknąć.

Przez trzy godziny próbował się dodzwonić do profeso-ra Rutgera. Komórka cały czas była wyłą czona. Zadzwo-nił do komendy i poprosił o adres. Profesor mieszkał wRadości, na obrzeŜach Warszawy, niedaleko CentrumZdrowia Dziecka w Mię dzylesiu. Tym razem męŜczyznao zmruŜonych oczach bę dzie musiał spojrzeć mu prosto wtwarz. Heinz zgasił silnik i podszedł do furtki. Czekał, aŜ podbiegnie wściekle ujadają cy pies. Nic takiego jednaknie nastą piło.

Heinz wszedł na podwórko i rozejrzał się . Zobaczyłsporych rozmiarów garaŜ zabezpieczony masywną sztabą .Podszedł do drzwi i zadzwonił.

- Wejdź, proszę ! - usłyszał donośny głos.Rutger siedział przy masywnym biurku. Po jego lewej

rę ce stał posąŜek Buddy. Po prawej - butelka Finlandii.Zobaczył Heinza i drgną ł.- Pewnie spodziewał się  pan mistrza karate, Batora?

Atak. Tylko atak.Rutger zamkną ł oczy i odchylił głowę .- Nie spodziewałem się pana, istotnie...Mówienie sprawiało mu kłopot. Ciekawe, ile zdąŜył juŜ 

wypić.

212

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 210/265

- A z senseiem Batorem juŜ rozmawialiśmy. Zresztą ... -otworzył oczy i rozłoŜył rę ce - lubię wiedzieć, z kim mam

do czynienia. Witam sławnego profilera, komisarza Hein-za z Katowic, w moich skromnych progach. Zaintrygowałmnie pan wtedy. W seminarium...

Spryciarz z niego. Zasię gną ł informacji. Widoczniemiał u kogo. NajwaŜniejsze teraz to nie pozwolić, by prze-

 ją ł inicjatywę . Nie dać się zaskoczyć.- Znał pan księ dza Kowalskiego? Uczył w waszym se-

minarium...- Znałem - Rutger rozcią gał samogłoski. - Osobiście do-

prowadziłem do tego, Ŝe wyleciał z seminarium.- Dlaczego?- Za bardzo lubił chłopców. - Rutger zamilkł. - Ale

przecieŜ nie przyszedł pan rozmawiać o Kowalskim?- Nie. Nie po to przyszedłem - odparł ostro. - Ładnie

pan mieszka... Jak na księ dza...Ten cios powinien go zaskoczyć.Rutger rozejrzał się  po pokoju zastawionym regałami

uginają cymi się  od ksiąŜek, odbitek kserograficznych ibrulionów.

- Poję cia pan nie ma, jak mieszkają  księŜa. Nasz spo-wiednik, rektor, nawet ten jego halabardnik Jurek, którydostał dom i samochód od rodziców zaraz po prymicji...Zarobiłem na to - zatoczył łuk dłonią  - piszą c ksiąŜki isprzedają c je za granicą . Naprawdę nie zna pan bogatychksięŜy...

- Skoro juŜ jesteśmy przy pańskich ksiąŜkach... Rektor

Majda mówił mi, Ŝe jest pan specjalistą  od cyfr - rzuciłHeinz od niechcenia.- Rektor mówi róŜne rzeczy.- Ale na przykład sześć i dziewięć. Z czym one się panu

kojarzą ?Rutger wstał od biurka i podszedł do jednego z rega-

łów. Wyją ł Biblię i połoŜył ją przed Heinzem.- Pierwszy List do Koryntian. Proszę szukać pod koniec

tomu - dodał drwią cym tonem. - CzyŜ nie wiecie - zaczą ł

re-213

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 211/265

cytować - Ŝe niesprawiedliwi nie posiądą królestwa BoŜe-go? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani

cudzołoŜnicy, ani rozwieźli, ani męŜczyźni współŜyjący zsobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, anizdziercy nie odziedziczą królestwa BoŜego*. Świę ty Paweł,rozdział szósty, werset dziewią ty.

Rutger podniósł szklankę i szybkim ruchem wlał jej za-wartość do ust.

- A poza tym sześć i dziewięć kojarzy mi się z dobrymrockiem. Z piosenką  Hendricksa. Sam w latach osiem-dziesią tych jako duszpasterz jeździłem na festiwale w

Jarocinie.Oczywiście! Rutger. Teraz Heinz juŜ wiedział, ską d go

zapamię tał. Musieli się  zetknąć na festiwalu wśród tłu-mów tańczą cych pogo. W innych szczęśliwszych czasachi okolicznościach.

- Profesorze - powiedział łagodniej. - Proszę posłuchać.Skoro juŜ pan powiedział o męŜczyznach współŜyją cychze sobą ... Jeden z tych chłopaków miał pański numer tele-fonu. Nowy numer telefonu... - Wpatrywał się w Rutgera,oczekują c reakcji. - A podobno kilka miesię cy wcześniejwyrzucił ich pan z prywatnych zajęć, prowadzonych pogodzinach obowią zkowych...

Biblista się gną ł po butelkę . JuŜ miał sobie nalać, gdyspojrzał na rozmówcę .

- Napije się pan? Przepraszam, Ŝe dotychczas nie propo-nowałem...

Powoli wstał, przytrzymują c się blatu stołu. Zrobił krok

do przodu i zachwiał się . Heinz odruchowo wycią gną łrę ce, by go uchronić przed upadkiem.- Proszę  dać spokój, profesorze. - Posadził Rutgera w

fotelu. - Nie napiję się z panem...

* Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu.  Opracował Ze-spół Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tyniec-kich, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań - Warszawa 1990.

214

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 212/265

- Nie? - Zdawało się , Ŝe profesor w jednej chwili odzy-skał kontakt z rzeczywistością . - PrzecieŜ lubi się pan na-

pić... Zresztą ... to, co usłyszałem o panu, potwierdza mojeprzypuszczenia, Ŝe jesteśmy do siebie podobni.Heinz milczał. Ciekawe, czy jest aŜ tak pijany, czy tyl-

ko się zgrywa?- Psycholodzy nazwaliby to typem osobowości borderli-

ne  - cią gną ł Rutger. - Skłonność do skrajnych reakcji iemocji, stanów depresyjnych...

- A za chwilę wyjedzie mi pan z dojmują cym uczuciemsamotności - przerwał Heinz. - Zaraz usłyszę , Ŝe jesteśmy

na siebie skazani. Jak Flip i Flap. Jak Lennon i McCart-ney. Jak... Sacco i Vanzetti - przypomniał sobie nazwiskadwóch włoskich anarchistów skazanych przed wojną  wAmeryce na krzesło elektryczne.

- Sacco i Vanzetti, proszę , proszę ... - Teraz Rutger pa-trzył z zainteresowaniem na rozmówcę . - Ale z pana eru-dyta...

- Znajomi mówią o mnie kosiarz umysłów, panie profe-sorze - wycedził Heinz.

- Pokazał pan prawdziwe oblicze wtedy na korytarzuseminarium - Rutger podniósł głos. - Pod maską subtelne-go policyjnego analityka, profilera, kryje się  pańskawściekłość i nienawiść do świata.

- A co z pańską  frustracją , wściekłością  i nienawiścią ?!-krzykną ł Heinz. - Ukrywała się przez lata pod sutanną ?! -Nie wytrzymał i walną ł pięścią w stół. - A potem dał jejpan upust, mordują c tych chłopaków, tak? Co pan robił

 jedenastego kwietnia od godziny szesnastej? - zapytał juŜ cicho.Patrzył Rutgerowi prosto w oczy. Profesor kiwał się w

fotelu do przodu i do tyłu. DrŜą cą  rę kę wycią gną ł w kie-runku butelki z wódką . Dłoń drgała, jakby tkwił w niejuruchomiony nagle młot pneumatyczny. Widocznie wciąŜ wypił za mało, by opanować drŜenie. Palcami drugiej rę kiprzytrzymał nadgarstek. Heinz szybkim ruchem wzią łbutelkę ze stołu. Rutger popatrzył na niego nienawistnym

wzrokiem.215

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 213/265

- Sam panu naleję - powiedział Heinz. - Co pan robił je-denastego?

Rutger odchylił głowę i zmruŜył oczy.- Jedenastego... Nie pamię tam... Ską d mogę  wiedzieć?MoŜe piłem... Jak dziś... Moje problemy, by tak rzec... powróciły. - Skupił wzrok na dłoni Heinza zaciskają cej się  na butelce. - Nie jest tajemnicą , Ŝe leczyłem się w Nałę -czowie, mamy tam specjalny ośrodek odwykowy dla księ -Ŝy. Pan wie - powiódł po pokoju nieprzytomnym wzro-kiem – Ŝe w Nałę czowie wyszkolili psy, by były wyczulo-ne na zapach alkoholu? Proszę  mi nalać - wskazał na

szklankę .Heinz spełnił jego Ŝyczenie.- Teraz to i tak nie to, co wtedy, gdy nie mogłem sobie

nalać z butelki, bo rę ce latały mi o wiele bardziej niŜ dziś.Wlewałem wódkę do garnka, a potem odsą czałem w pla-stikową buteleczkę po płynie do czyszczenia soczewek.

Się gną ł po szklankę i wypił duŜy łyk.- Nie odpowiedział pan na pytanie, do czego studentom,

których pan wyrzucił kilka miesię cy wcześniej, potrzebnybył pański numer telefonu. Pan kłamie - powiedział cicho- kiedy opowiada mi, Ŝe nie utrzymywaliście kontaktów,prawda?

- Zadzwonili do mnie i prosili o spotkanie. Mieli po-dobno jakąś waŜną  sprawę . Odmówiłem... Teraz tego Ŝa-łuję . - Profesor zwiesił głowę .

- A nie Ŝałuje pan, Ŝe zaraził pan swojego przyjaciela,mistrza Batora, tymi bredniami o naostrzonym mieczu

Pańskim? Tym całym Ezechielem. e podpowiedział mupan rozdział dwudziesty pierwszy i werset trzydziestysiódmy. Nie Ŝałuje pan? - powtórzył, potrzą sają c ciałemRutgera. -Ten wasz miecz Pański skosił Rakowieckiego iLeskiego?

- Powinni zostać ukarani - szepną ł Rutger. - Nie tak, alemiecz Pański słusznie zawisł nad ich głowami.

- Został pan wezwany, Ŝeby zidentyfikować ciała. Gor-liwi policjanci pewnie powiedzieli panu o torbach folio-

wych, o dwadzieścia jeden trzydzieści siedem. Skojarzył

216

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 214/265

pan cyfry od razu, prawda? - Heinz zacisną ł zę by i odsło-nił je, jakby zaraz miał ugryźć Rutgera. Biblista nie odpo-

wiedział.- A potem pomyślał pan o Batorze, o jego obsesji pro-stowania ludzi... I teatralnie zemdlał pan. Taki pan nibywraŜliwy, co? - Heinz z trudem panował nad sobą .

Zaraz się na niego rzucę - pomyślał.- Dosyć - ję kną ł Rutger. - Mówi pan o mieczu Pańskim.

Nade mną  ten miecz teŜ z pewnością  wisi. Widział pandzisiejsze wiadomości w Internecie?

- Chodzi o samobójstwo tego policjanta? - Heinz nie

zrozumiał.Rutger pokrę cił głową .- Chodzi o mnie. O moje oświadczenie przekazane Pol-

skiej Agencji Prasowej. Napisałem, Ŝe wystę puję ze stanuduchownego. Rozumie pan? Jestem juŜ na tamtym świe-cie... - Jego podbródek znów zetkną ł się z klatką piersio-wą . Uniósł głowę  z najwyŜszym wysiłkiem. - Jest takiepowiedzenie, Ŝe jeŜ wie o wielu sprawach, natomiast zna

 jedną  najwaŜniejszą  - bełkotał. - Niestety okazałem się   jeŜem, nie lisem...

Po chwili Heinz usłyszał ciche pochrapywanie. Rutgerspał.

Heinz podszedł do biurka i otworzył szuflady. Sam niewiedział, czego szuka. Zobaczył stos papierów i fakturydo zapłacenia. W dolnej szufladzie natkną ł się  na pier-siówkę . Potrzą sną ł nią . Była pusta. Poszedł do kuchni.Szafki wypełnione były jakimiś woreczkami i torebkami,

w których upchano zioła. W lodówce na plastikowej tacceleŜały kiełki soi i pę dy bambusa. Skrzywił się . Usłyszał jakiś dźwię k i wyjrzał przez kuchenne okno. Pod domRutgera podjechał samochód. Kierowca wyłą czył silnik,ale nie wysiadał. Tak jakby nad czymś się  zastanawiałalbo coś zauwaŜył. Heinz cicho podszedł do drzwi. Pamię -tał, Ŝe od ulicy wejście do domu zasłaniają stare drzewa.

217

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 215/265

Cicho wymkną ł się na zewną trz i w trzech susach znalazłsię  za naroŜnikiem domu. Widział stą d furtkę  oświetloną  

uliczną  latarnią . Usłyszał szczę k otwieranego zamka iodgłos zatrzaskiwanych drzwi samochodu. W świetle la-tarni ujrzał siwą głowę spowiednika z seminarium. StarszymęŜczyzna wszedł przez uchyloną furtkę i ruszył w stronę  drzwi.

Korciło go, by podsłuchać rozmowę . Ale przecieŜ roz-mowy nie bę dzie. Rutger spał jak zabity. I minie niecoczasu, zanim wróci do Ŝywych. Heinz trochę  się  na tymznał. Znał się aŜ za dobrze.

Minutę później siedział w oplu i przekrę cał kluczyk wstacyjce.

***

Zjadł kebaba XXL, wrócił do hotelowego pokoju i po-łą czył się  z Internetem. Bez trudu odnalazł link zatytuło-

wany: „Znany teolog porzuca stan duchowny”. Pod trzyz-daniową  informacją  znajdował się  odsyłacz do pełnegotekstu oświadczenia profesora Rutgera. Heinz przeczytał:

Po długotrwałym namyśle postanowiłem poinformować 

moich zwierzchników, przyjaciół i ludzi mi bliskich o decyzji

wystąpienia ze stanu duchownego. Do decyzji tej dojrzewa-

  łem stopniowo. Nie wdając się tu w szczegółowe uzasadnie-

nia, przywołam trzy dramatyczne doświadczenia, które do

gł ębi mną wstrząsnę ły. Pierwszym była wiadomość o tym, Ŝedekret Crimen sollicitationis,   jeden z najbardziej haniebnych

dokumentów w historii Kościoła, uchwalony przez Święte

Oficjum w 1962 roku, obowiązywał za zgodą kolejnych pa-

pieŜy - w tym Jana Pawła II - do początków naszego, XXI

wieku. Konsekwencje tego dekretu odciskają do dziś piętno

na wielu sferach, choćby na praktyce funkcjonowania semi-

nariów duchownych. Drugim doświadczeniem niechaj

218

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 216/265

będzie polityka kadrowa naszego Ojca Świętego, który -

najpewniej ulegając naciskom i podszeptom - postawi! na

czele Kościoła w Polsce ludzi o wątpliwych kwalifikacjachintelektualnych, a wielokroć takŜe - moralnych. Trzecie do-

świadczenie ma charakter osobisty: jak wiadomo, od wielu

lat jestem orędownikiem ł ączenia chrześcijaństwa z innymi

religiami, w tym zwłaszcza z buddyzmem. W ostatnich la-

tach moje starania, by uczynić Kościół bardziej otwartym,

natrafiały na wiele coraz potęŜniejszych przeszkód. Jest

  jeszcze jeden waŜny powód mojej decyzji. Poinformuję o

nim w ciągu tygodnia. Przepraszam tych, którzy poczują się 

osobiście dotknięci moją decyzją. Do wszystkich ludzi Ko-ścioła kieruję zaś słowa mojego ulubionego proroka, Eze-

chiela, by Pan dał wam „serce nowe i ducha nowego tchną ł do waszego wnętrza” (Ez 36, 26).

Prof. Jan Rutger

Heinz przeczytał oświadczenie po raz drugi, po czymwpisał w wyszukiwarkę dwa słowa: Crimen sollicitationis.Na ekranie ukazały się odsyłacze do artykułów w róŜnych

 ję zykach. PobieŜnie przejrzał kilka z nich. We wszystkichpodkreślano, Ŝe dekret wydany na począ tku lat sześćdzie-sią tych dotyczył - tu cytowano Świę te Oficjum - „najgor-szych zbrodni”: „agresji seksualnej popełnionej przezksię dza” lub „próby agresji wobec nieletnich płci obojgalub zwierzą t”. W myśl dekretu wszelkie przestę pstwa tegorodzaju miały być wewnę trzną  tajemnicą  Kościoła podgroźbą ekskomuniki wobec tych, którzy by się wyłamali.

Przypomniał sobie skandale pedofilskie w Kościele wStanach Zjednoczonych oraz homoseksualne ekscesy wseminarium duchownym gdzieś w Austrii. MoŜe Rutgerrzeczywiście ma dosyć? A moŜe chce w ten sposób od-wrócić uwagę od tego, co zdarzyło się  tu, w Warszawie?Zastanawiał się  nad wizytą , jaką  złoŜył Rutgerowi spo-wiednik z Ŝoliborskiego seminarium. Ten sam, który lubił,gdy wyznawaniu grzechów towarzyszy biczowanie. Cie-kawe, czy jego klientem jest takŜe były zapaśnik Kruk,

219

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 217/265

goryl Kunickiego.Raz jeszcze przeczytał oświadczenie Rutgera. Dwa-

dzieścia jeden, trzydzieści siedem. MoŜe jednak wcale niechodzi o cytat biblijny, ale o godzinę   śmierci papieŜa. Okoniec, który - popatrzył na cytat z Ezechiela - oczyści itchnie nowego ducha?

Dość. Na dziś dosyć. Poczuł ból w skroniach. Wyłą czyłtelefon. Do snu włą czył składankę  Fleetwood Mac. Gdyrozbrzmiewały pierwsze takty Albatrosa, zasną ł.

33

Obudził się o czwartej rano z przekonaniem, Ŝe rozwią -zał sprawę . Poderwał się  z łóŜka i podbiegł do biurka.DrŜą cymi rę kami rozłoŜył zdję cia z Lasku Aniołowskie-

go. Przypomniał sobie, o czym pomyślał tuŜ przed zaśnię -ciem. Gdy rozbrzmiewał rockowy klasyk Petera Greena ispółki.

Włą czył laptopa i zaczą ł szybko pisać.Kluczem do tej sprawy jest podpis. W przypadku

pierwszego morderstwa - ptasie pióro, ściślej, pióro gołę -bia. W drugim przypadku - latawiec, który znalazł się namiejscu zdarzenia nieprzypadkowo. Tym, co łą czy obaelementy, jest metafora wznoszenia się , latania, odfruwa-

nia, bycia w innym, lepszym świecie. Morderca zabija, ale jednocześnie jest gdzieś indziej. W krainie fantazji, wy-obraŜeń albo wspomnień.

Przeczytał napisany fragment i się gną ł po papierosa. Zpewnością  to, co napisał, odbiegało od ję zyka standardo-wej ekspertyzy, ale Krygier przyzwyczaił się  juŜ do jegostylu. Przekonał się do niego, gdy okazało się , Ŝe spostrze

220

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 218/265

Ŝenia Heinza pozwalają ująć sprawcę .Dlaczego wspomnienia? Znów powraca pióro - z duŜą  

dozą prawdopodobieństwa moŜna załoŜyć, Ŝe jest to pióromłodego gołę bia - oraz latawiec. To są  atrybuty dzieciń-stwa, niedojrzałości (podobnie jak zbieranie piór, kolek-cjonowanie ich, choć juŜ raczej nie w dzisiejszych cza-sach). Obu zabójstwom towarzyszy akt regresji. MoŜnawytłumaczyć go na dwa sposoby. Po pierwsze - zabójcaodwołuje się w ten sposób do doświadczeń z dzieciństwa,które, w jego mniemaniu, doprowadziły go do tego, corobi. Coś z dzieciństwa, jakieś doświadczenie lub przeŜy-

cie, zmusza go do mordowania. Po drugie - tendencja re-gresywna ma usprawiedliwiać działanie mordercy. Zabija,ale tak naprawdę czuje się dzieckiem. Czuje, Ŝe to, co ro-bi, jest formą zabawy, niewinnej gry.

Do stanu regresji nawią zuje takŜe sterta staranie złoŜo-nych ubrań w wypadku drugiej ofiary, którą naleŜy uznać za przypadkową .

Przepisał notatki dotyczą ce róŜnic mię dzy ofiaramioraz końcową  sugestię , Ŝe zabójca najpewniej nie docze-kał się  na kobietę , z którą  się  umówił i która miała być ofiarą numer dwa.

Symbolika ubrań złoŜonych w kostkę : pedanteria, za-miłowanie do porzą dku, dyscypliny. Karanie za wszelkieprzejawy odstę pstwa od tych reguł. W psychologii istniejepoję cie osobowości anankastycznej - wzorca zachowań zdominowanego przez perfekcjonizm i potrzebę  sprawo-wania cią głej kontroli. Najpewniej zabójca stara się  szu-

kać ofiar pośród kobiet, które kojarzą mu się z takim wzo-rem dominacji. Przyjrzyjmy się pierwszej z kobiet: nawettyp fizyczny - mocna budowa ciała, obfite kształty, moc-ny, zdecydowany makijaŜ - przywodzą na myśl ten model.Najpewniej w Ŝyciu zabójcy waŜną  rolę odegrała kobietaodznaczają ca się takimi cechami (lub taka, której morderca

221

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 219/265

cechy te przypisał).Pora zmierzać do konkluzji. Wzią ł głę boki oddech. To,

co napisze, najtrudniej bę dzie Krygierowi przełknąć.Gdzie poszukiwać mordercy? Powracam do pióra, któ-re moŜna nazwać - za amerykańskimi profilerami - czyn-nikiem alfa. Jest to ten atrybut, naleŜą cy do podpisu seryj-nego sprawcy, który organizuje świat jego metafor (pióro -latawiec, przy trzecim zabójstwie, do którego, mam na-dzieję , nie dopuścimy, mógłby się pojawić papierowy sa-molot, sklejany plastikowy model samolotu i tak dalej).Metafora lotu jest bardzo waŜna dla mordercy i, być moŜe,

zwią zana z jego hobby (aktualnym lub dawnym).Sugerowałbym pokazanie portretu pamię ciowego w

Polskim Zwią zku Hodowców Gołę bi Pocztowych w Czę -stochowie - nie wykluczam, Ŝe zabójca jest lub raczej był(bo w jego przypadku sporą  rolę moŜe odgrywać chime-ryczność i kapryśność) członkiem takiej organizacji. Ma-my do czynienia z samotnikiem, człowiekiem nieśmiałym,niespecjalnie urodziwym (co widać na portrecie pamię -ciowym). To zupełnie ktoś inny niŜ pan, inspektorze! ZpowaŜaniem - Hipis.

Wysłał maila pod adres, który znali tylko najbliŜsiwspółpracownicy Krygiera. Był pewien, Ŝe o dziewią tejrano naczelnik, w porozumieniu z policją  w Czę stocho-wie, postawi na nogi wszystkich ludzi, których ma dodyspozycji. Pozostaje czekać na sygnał i wierzyć, Ŝe tropokaŜe się właściwy.

Postanowił, Ŝe dziś zrobi sobie wolne.

O dziewią tej trzydzieści zadzwonił Krygier.- Jesteś pewien, Hipis, Ŝe jestem od niego przystojniej-szy?

- Absolutnie, szefie. Pan przy nim to Mister Universum.- Czyli jestem poza krę giem podejrzanych? - upewnił

się Krygier.- Dokładnie to napisałem.

222

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 220/265

- No to wiem, co robić. Dzię ki, Hipis.Około południa postanowił, Ŝe pójdzie do zoo. Ogród

zoologiczny wiosną przycią ga meneli, dresiarzy i blacha-ry, czyli ich dziewczyny, jak kiedyś poinformował go syn.Podczas jednej z tych rozmów, które moŜna byłoby poli-czyć na palcach jednej rę ki. Miał nadzieję , Ŝe ostatnie wy-darzenia coś zmienią w ich relacjach. Nagle zatę sknił zabyle jakim mieszkaniem w „kukurydzy”. Jeśli nic tu się  nie wydarzy, pojedzie na kilka dni do Katowic. MoŜe wła-śnie teraz nie powinien pokpić sprawy. Teraz, gdy, jak musię  zdawało, znalazł po latach wspólny ję zyk z synem,

złapał z nim kontakt. Gdy niespodziewanie zaczę li nada-wać na tych samych falach.

Śledztwo w sprawie kleryków straciło impet. Poza tymnad ekipą dochodzeniową zbierały się czarne chmury. Za-bójstwo prokuratora prowadzą cego spektakularne sprawy,które wywoływały emocje wśród polityków, było komen-towane w gazetach i Internecie. Komentatorzy najczęściejpisali, Ŝe cała sprawa jest poraŜają ca, a to, Ŝe mordercą  okazał się policjant, świadczy tylko o tym, jak bardzo ob-niŜyły się  standardy etyczne w instytucjach, które powin-ny świecić przykładem i być wzorem. Losem Porembynikt się nie zają ł.

Jeszcze jedno sranie w banię .W zoo otrzymał kolejny dowód na to, Ŝe świat się  

zmienia. Klatki i wybiegi upstrzone były informacjami osponsorach zwierzą t. Dowiedział się , Ŝe pingwiny kar-mione są przez Zieloną Budkę , a czarną panterę dofinan-

sowują kibice warszawskiej Polonii. Z odrazą pomyślał opiłce noŜnej. Na myśl o Euro za pięć lat juŜ był chory.Chyba na czas mistrzostw wyemigruje.

Zrobiło się  upalne popołudnie. Staną ł przy opustosza-łym wybiegu dla słoni. Chwilę później miał trzech towa-rzyszy: dwóch dresiarzy i chłopaka, takŜe ubranego nasportowo, na wózku inwalidzkim.

223

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 221/265

- Fajne są  te słonie, tylko pomarszczone. - Blondynprzechylał się przez barierkę .

- Tak, tylko spierdoliły. Pewnie na jego widok. - Inwa-lida kiwną ł głową w stronę Heinza.Nie miał ochoty na awanturę . Nie dziś. Odprowadzał

go rechot dobywają cy się z trzech gardeł.ZbliŜał się  do wyjścia, gdy pod nogi potoczył mu się  

nadmuchiwany fioletowy balon. Podniósł go z ziemi, ro-zejrzał się za jakimś dzieckiem, a gdy nie dostrzegł poten-cjalnego właściciela, przeczytał ostrzeŜenie wybite grubą  czcionką : „Uwaga! Niebezpieczeństwo zadławienia!

Dzieci poniŜej ośmiu lat mogą zadławić się lub udusić nienadmuchanym lub pę knię tym balonem”.

Oczami wyobraźni zobaczył, jak morderca w filcowymkapeluszu, takim samym, jaki nosił człowiek z trocin zkoszmaru sennego, w rę kach trzyma pę knię ty balon iprzykłada go do twarzy Rakowieckiego i Leskiego. Pod-niósł głowę . Oślepiło go słońce. Przeniósł wzrok na naj-bliŜsze drzewo. Wokół konaru wirowały róŜnobarwnepunkciki.

Wiedział, Ŝe nie uwolni się od koszmarów, dopóki nierozwiąŜe tej sprawy. Czuł, Ŝe wszystkie ślady i tropy są  

  jak wirują ce punkciki, które zataczają wokół niego corazmniejsze koła. Rutger i pragnienie odnowienia. Bator i

  jego maszyneria do zabijania, złoŜona z rą k i nóguczniów. Kunicki - sponsor seminarium, przyjmują cyzwrot kosztów w naturze. Jego goryl Kruk, sieczony pej-czem po plecach. Spowiednik, który wie wszystko o

wszystkich. Obrotny rektor Majda, gwiazda sacropolo,boją ca się kompromitacji i skandalu, i zapatrzony w niego jak w rockowego idola, ojciec duchowny. Chłopaki z mia-sta, którzy nie poprzestali na ściganiu Skargi, ale zaję li się  

  jego kolegami, być moŜe teŜ umoczonymi w coś, o czymHeinz nie miał poję cia.

Czuł, Ŝe wystarczy jedna iskra, by wszystko stało się   jasne. Na razie jednak wciąŜ stą pał po omacku.

224

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 222/265

Wrócił do hotelu i włą czył telefon. Zobaczył nieode-brane połą czenia z komendy w Katowicach i od Karloffa.

Zadzwonił do Katowic.- Mamy go - usłyszał triumfują cy głos Krygiera. - Po-szliśmy twoim tropem. Miałeś rację .

- Co z nim zrobiliście?- Na razie nic. Facet znikną ł. Ale na ubraniu pozostawił

pełno śladów. W pracy teŜ go nie było. Ale nie martw się .Teraz to juŜ tylko kwestia czasu.

- Jutro rano bę dę w Katowicach - zawiesił głos.- I co? Masz nadzieję , Ŝe do tego czasu go nie namie-

rzymy?- Do jutra, szefie.Rozłą czył się . Krygier się nie mylił. Miał nadzieję , Ŝe

sam zdąŜy spojrzeć skurwielowi w oczy.Późnym popołudniem Heinz zadzwonił do Karloffa.

Dwie godziny później zaparkował samochód pod blokiemprzy Białobrzeskiej.

Spodziewał się , Ŝe Karloff otworzy mu, chwieją c się wdrzwiach. Pomylił się . Gdy usiedli, Karloff przeszył go lo-dowatym spojrzeniem.

- Wiem, Ŝe to ty. To ty załatwiłeś go w Regeneracji.Nawet domyślam się , dlaczego.

- Po to mnie zaprosiłeś, Ŝeby opowiadać o swoich przy-puszczeniach?

- Pudło. - Karloff zapalił papierosa. - Chciałem ci opo-wiedzieć o Porembie.

Opowiedział historię o błyskotliwej karierze, jaką  zro-

bił w warszawskiej policji chłopak z zapadłej mazurskiejwsi. Dwa lata temu Poremba koordynował akcję przeciw-ko warszawskiemu dystryktowi mafii paliwowej. Zatrzy-mali gangsterów, a miesią c później prokurator zniszczyłPorembę , który, jak zeznali zatrzymani, w zamian za ła-pówkę miał chronić szefów mafii. Podobno uprzedził jed-nego z nich, Ŝe jego firma zostanie przeszukana. Skończy-ło się tak, Ŝe Poremba przesiedział dziewięć miesię cy w

225

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 223/265

areszcie. W tym czasie zostawiła go Ŝona. Szkoda gadać.- A potem okazało się , Ŝe jest niewinny. - Heinz domy-

ślał się puenty. - Świę to dziś mamy, Karloff - zmienił te-mat. - Rozmawiamy bez wódki i piwa.Karloff nie zareagował na zaczepkę .- Wrócił do słuŜby, korzystał z pomocy psychiatrycznej,

ale to juŜ był wrak człowieka - powiedział Karloff. - Zda-rzały mu się ataki agresji, ale zasadniczo podpadał pod F48.

F 48. Według Mię dzynarodowej Kwalifikacji Chorób iProblemów Zdrowotnych F 48 oznacza „inne zaburzenia

nerwicowe”. Heinz przypomniał sobie reklamę  dezodo-rantów dla kobiet, jedną  z najgłupszych, jakie widział:„kaŜda z nas jest pH pięć i pół”.

„KaŜdy z nas jest F 48.” Tak powinna wyglą dać rekla-ma policji.

- I wczoraj ten idiota - Karloff zaczą ł się  trząść – po-szedł do tego prokuratora i strzelił mu w czoło. Na oczachdzieci wyszykowanych do szkoły i Ŝony. A później,wiesz, co zrobił.

Heinz nie wierzył własnym oczom. Karloff otarł łzy.- Lepiej być F 48 niŜ mieć dziewięć milimetrów w czo-

le. Wiem, bo sam miałem F 48 - starał się , by zabrzmiałoto pojednawczo.

- Pod warunkiem, Ŝe dziewię ciu milimetrów nie ładu- jesz sobie później do ust. Powiem ci jeszcze, Ŝe w tej sy-tuacji nikt nie interesuje się  naszymi klerykami. BiuroSpraw Wewnę trznych sprawdza, kto utrzymywał kontakty

z Porembą . A na Osucha naciskają , Ŝeby zakończyć spra-wę  i wsadzić jakichś łysoli. Efekt propagandowy bę dziedobry. A teraz zostaw mnie, Heinz.

Postanowił nie czekać na windę  i zejść po schodach.Zrę cznie omijają c plwociny i niedopałki papierosów, do-tarł na pierwsze pię tro. Zobaczył dwie kobiety łomoczą cew drzwi.

- Szatanie! Otwórz, szatanie! Wiemy, Ŝe ona tam jest!

226

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 224/265

Znów łomot do drzwi.- Jakiś problem? - Heinz podszedł do kobiet, które po-

patrzyły na niego z wdzię cznością .- Szatan! - syknę ła jedna. - Nie wpuszcza nas do swojejmatki. Przetrzymuje ją . On tam jest! Niech pan sam posłu-cha!

PrzyłoŜył ucho do drzwi. Rozpoznał cięŜkie dźwię kigitary Tony'ego Iomi’ego. Dobiegły go riffy War Pigs.Klasyka Sabbathów.

- Trzeba dzwonić po policję ! - krzyknę ła jedna z bloko-wych aktywistek.

- To ja jestem policja.Patrzyły na Heinza z niedowierzaniem.- To ja jestem policja! - rykną ł i wyją ł legitymację . - A

teraz rozejść się !Kobiety popatrzyły na zdję cie przedstawiają ce Heinza

o dziesięć lat młodszego i skuliły się . Młodsza zawróciłana pię cie i zaczę ła się wspinać po schodach. Druga wbie-gła w korytarz, co rusz oglą dają c się , jakby się  bała, Ŝebę dzie ścigana przez szaleńca podają cego się za policjan-ta.

W samochodzie zapalił papierosa. Myślał o tym, co po-wiedział mu Karloff. Nagle ogarnę ło go zniechę cenie. Za-angaŜujesz się za bardzo w pracę , moŜesz być pewien kło-potów. Niech się  sami babrzą w tym gównie. Nie jestemtu do niczego potrzebny. Dobrze, Ŝe wyjeŜdŜa rano doKatowic.

Drgną ł, gdy zobaczył Karloffa wybiegają cego z bloku,

i odruchowo schylił głowę . Ruszył w bezpiecznej odle-głości za fordem mondeo. Nie jechali długo. Karloff za-trzymał się  przy Mauzoleum ołnierzy Radzieckich.Wsiadł do jednego z zaparkowanych tam aut. Po kilkuminutach przesiadł się do swojego samochodu i odjechał.Gdy kierowca białego seata włą czył silnik, Heinz odpaliłswojego opla.

Kierowca seata zatrzymał się przed domem w Komoro-wie.

227

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 225/265

Otworzył bramę  i zamierzał wprowadzić samochód,gdy spostrzegł męŜczyznę w sztruksowej marynarce nie-

dbale przytrzymują cego drzwiczki.- Ktoś ty? - szepną ł z przestrachem w głosie.- Harry Potter, synu - odpowiedział nieznajomy.

34

Po dwóch godzinach jazdy przednia szyba opla pokryłasię  czerwonymi i czarnymi punkcikami. Owady rozpry-skiwały się  na szkle, pozostawiają c na niej skrzydełka iodwłoki. Wycieraczki tylko pogarszały sytuację . Heinzzatrzymał się na stacji benzynowej, przetarł szyby i zjadłhot doga. Wycierał usta serwetką z napisem „Tankuj tylkou nas”, gdy zadzwonił telefon z komendy w Katowicach.

- Mamy tego Marciniaka - usłyszał podniecony głosKrzysztofa Kobuza, policjanta, z którym dzielił pokój.- Marciniak to nasz przyjemniaczek z Lasku?- A prawda, ską d masz wiedzieć. Tak, to on. Dobrze

znasz Miasto Świę tej WieŜy?Miasto Świę tej WieŜy. Przypomniał sobie piosenkę  

T.Love'u. Czę stochowa nigdy nie budziła w nim dobrychskojarzeń. MoŜe ze wzglę du na pielgrzymów przybywają -cych masowo do klasztoru.

- Tak sobie - mrukną ł.- To kieruj się  na wjazd do miasta. Spotkamy się  przyMcDrivie. Tam, gdzie zwykle stacjonuje Kobra. Wieszgdzie?

- Wiem.Kobra. Dawno o niej nie słyszał. Legendarna królowa

czę stochowskich tirówek z blond grzywą  i olbrzymimiprzeciwsłonecznymi okularami stała zawsze w tym sa-mym miejscu i była dogodnym punktem orientacyjnym

228

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 226/265

dla kierowców cięŜarówek, którzy za pomocą  CB radiainformowali się , by kierować się na Kobrę .

- Jak się  pospieszysz, zdąŜysz jeszcze na przedstawie-nie - powiedział Kobuz.- Co się stało?- Namierzyliśmy go w cudzym mieszkaniu. Chyba u je-

go kobiety. Skurwiel musiał się  zorientować i zabaryka-dował się w środku. Słowem niezły cyrk.

Gdy się  rozłą czyli, przez głowę Heinza przetoczyły się  dwie myśli. Pierwsza, Ŝe musi zdąŜyć. Druga, Ŝe niechciałby być w skórze kobiety, która natrafiła na swojej

drodze na przyjemniaczka z Lasku Aniołowskiego.

***- ZdąŜyłem? - zapytał Kobuza, który nerwowo wycierał

z ust resztki ketchupu i majonezu.- Zostaw tu tego rupiecia i jedziemy tym - wskazał na

radiowóz. - Antyterroryści tylko przebierają  nogami, bygościa rozwalić.

Nic dziwnego - pomyślał Heinz.- Mieszkałem tu do dwutysię cznego drugiego - Kobuz

postanowił umilić czas opowieściami z przeszłości. Kołokina Relax. Byłem na ostatnim seansie, zanim kino za-mknę li. Pamię tam, Ŝe to było w grudniu.

- Pamię tasz, na jakim filmie byłeś?-Kosmiczni kowboje. Z Clintem Eastwoodem. Ja jeden

wykupiłem bilet. I seans odwołali. Ale to ja byłem ostatni.Obyśmy dojechali jak najszybciej - westchną ł Heinz.

Inaczej zabije mnie swoimi historyjkami bez puenty. Ra-diowóz mkną ! Aleją Pokoju. Wjechali w blokowiska Ra-kowa. Z oddali widział, Ŝe są na miejscu. Teren blokowa-ły samochody policyjne, karetka pogotowia i wóz straŜypoŜarnej. Tłum gapiów uformował się w trzy grupy.

229

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 227/265

Pierwszą  tworzyli starsi mieszkańcy, drugą  dresiarze.Trzecią  cała reszta. Wszyscy wpatrywali się  w jeden

punkt.- Czwarte pię tro. Tam - wskazał Kobuz.Heinz dostrzegł naczelnika Krygiera, który nerwowo

tłumaczył coś swojemu rozmówcy. Heinz widział juŜ kie-dyś tego człowieka. Policyjny negocjator. MęŜczyzna zesłuchawką w uchu wyglą dał jak trener futbolu amerykań-skiego wydają cy polecenia swoim zawodnikom.

- Sytuacja patowa - powiedział Krygier, gdy Heinz pod-szedł do nich. - Facet grozi, Ŝe ją  zabije, a nasi ludzie są  

coraz bardziej podkurwieni.- Ona nie Ŝyje - cicho powiedział Heinz.- Ską d pan wie? - ostrym głosem zapytał negocjator. -

Jest pan jakimś jasnowidzem?- Nie jestem jasnowidzem. Mówię  tylko, Ŝe on ją zabi-

  je... Jeśli jeszcze tego nie zrobił. A panu... - popatrzyłzimno na negocjatora - panu samemu przydałby się  psy-cholog.

Wśród gapiów zapanowało poruszenie. Jakby gwiazdarocka po godzinach przetrzymywania publiczności wresz-cie wyszła na scenę , by zacząć koncert. W oknie poruszy-ły się zasłony i na sekundę ukazała się czyjaś głowa.

A potem wszystko potoczyło się  błyskawiczne. Drzwibalkonu otworzyły się  z impetem. MęŜczyzna wspią ł się  na barierkę , rozłoŜył rę ce i runą ł w dół. Krzyki obserwato-rów zagłuszyły odgłos upadku. Jakaś kobieta trzymają caza rę kę kilkuletnie dziecko osunę ła się na ziemię . Chłop-czyk zaczą ł przeraźliwie płakać.

Zawsze jest tak samo.- Widziałeś jego spodnie? - Krygier nie ruszył się  z

miejsca.- Całe we krwi...- Cholera. Chcesz tam podejść? Albo pojechać na górę ?- Nie.Heinz patrzył na straŜaków leniwie zbierają cych się do

odjazdu. Nawet nie rozłoŜyli pod blokiem trampoliny dlasamobójców. Teren stopniowo pustoszał. Koniec Przed-

230

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 228/265

stawienia. Na miejscu pozostali jedynie najdociekliwsiwidzowie. Godzinę później podszedł do niego Kozub.

- Mam trzy wiadomości. Wszystkie są złe. Od której za-cząć?- Od najgorszej.- Ta babka na górze nie Ŝyje. Podziurawił ją noŜem, jak

te poprzednie. Facet musiał całkowicie zbzikować...Wiesz, co zrobił? Zabił ją , a potem wsadził do wersalki.

- A pozostałe wiadomości?- Skurwiel przeŜył upadek.Heinz domyślał się , jaka bę dzie kolejna rewelacja.

- I najpewniej uszkodził sobie rdzeń krę gowy. Bę dziekaleką  do końca Ŝycia, a my bę dziemy go utrzymywać.Szef mówił, Ŝe przewidziałeś, Ŝe ją zabije. Ską d wiedzia-łeś?

- Pióro, latawiec, skok z okna - wyliczał Heinz. - Nieprzewidziałem tego ostatniego rozwią zania. Przyszło mido głowy dopiero tu, gdy popatrzyłem na balkon.

- Pióro, latawiec, skok z okna? Nic nie rozumiem...- NiewaŜne. - Heinz machną ł rę ką . - A wieści przynio-

słeś fatalne - spojrzał w górę . Na balkonie wciąŜ pracowa-ła ekipa policyjna. - Podrzuć mnie do tego McDrive'a.

W pią tkowe popołudnie dwudziestego siódmego kwiet-nia prawie wszyscy zaczynali myśleć o długim majowymweekendzie. Heinz nie miał Ŝadnych planów. Do Warsza-wy mu się nie spieszyło. Siódmego maja miał umówioną  wizytę w Instytucie Reumatologii. W sprawie morderstwakleryków nie zdarzyło się nic, co mogłoby pchnąć śledz-

two na nowe, szybsze tory. DuŜo tropów, mało konkre-tów. Z doświadczenia wiedział jednak, Ŝe prę dzej czypóźniej pojawi się  ogień, który podpali lont. W sumiewolałby prę dzej. A tak czekał go długi weekend bez piwa.Postanowił, Ŝe zostanie w Katowicach. Poćwiczy na gita-rze ku rozpaczy są siada z pierwszego pię tra. Nie liczył nato, Ŝe uda się  zorganizować jakieś wspólne granie. Kole-dzy z zespołu pewnie juŜ pakują torby nad morze lub na

231

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 229/265

Mazury. MoŜe umówi się z Lambrosem Kastoriadisem natrening. To byłoby coś. Powrót do starych czasów.

Stare czasy. Heinz nie miał nic do roboty. Nic poza jedną sprawa do załatwienia.Wyją ł telefon i zadzwonił do doktora Kornaka.

35

RozłoŜyste lipy dawały zbawienny cień.Upał w „kukurydzy” był trudny do zniesienia, a prze-

cieŜ to dopiero począ tek maja. Heinz i Kornak szli szeroką  aleją , wsłuchują c się w rytmiczne chrupnię cia Ŝwiru. Spo-tkali się  przy bramie pięć minut wcześniej. Jeden wyją łsłuŜbową  legitymację , a drugi przepustkę  i zostali wpusz-czeni na teren zakładu.

- Szybko to załatwiłeś - Heinz przerwał ciszę .- Mówiłem ci, Ŝe dyrektor jest moim przyjacielem. Pozatym jest długi weekend. Mniejszy ruch, mniej personelu.Łatwiej zrobić coś... - szukał odpowiedniego słowa - nie-formalnie.

Byłoby tu całkiem przyjemnie. Całkiem przyjemnie,gdyby nie znieruchomiałe twarze katatoników, konfabula-cje pacjentów cierpią cych na zespół Korsakowa przery-wane stanami otę pienia, ję ki i wrzaski chorych z zaburze-

niami afektywnymi dwubiegunowymi. Nawet budynek obielonych ścianach i dachówkach w kolorze ciemnej zie-leni wydawałby się  przyjazny, gdyby nie masywne kratyw oknach.

Heinz ubrany był w koszulę z krótkim rę kawem. Tutajnie musiał kryć blizn pooparzeniowych. Chciał, aby In-kwizytor poczuł satysfakcję , patrzą c na spalone ciało. Sa-tysfakcja usypia. Sprawia, Ŝe traci się czujność. Na to

232

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 230/265

właśnie liczył. O ile Inkwizytor miał coś do powiedzenia.Usiedli w gabinecie dyrektora.

- Zaraz go przyprowadzą . - Kornak otarł pot z czoła. -Jest tu takie specjalne miejsce widzeń, przedzielone plek-si.

- Myślałem...- Nie. - Kornak zdecydowanie pokrę cił głową . - Dyrek-

tor nie chce Ŝadnych kłopotów. Nie chce, Ŝebyś się  naniego rzucił. Albo - spojrzał na Heinza - Ŝeby on rzucił się  na ciebie. Pokój widzeń z pleksi. To warunek dyrekcji.

Nic mi wcześniej nie powiedział - pomyślał Heinz, pa-

trzą c ze złością na Kornaka.- To jak? - zapytał doktor. - Idziemy?Usiadł na lekko chyboczą cym się krześle i czekał.Usłyszał, jak otwierają się drzwi. Do pokoju po drugiej

stronie wszedł gładko ogolony, siwy męŜczyzna. Postarzałsię . Tylko oczy pozostały te same. Szare oczy spojrzały naHeinza i znieruchomiały. Wydawało mu się , Ŝe siateczkazmarszczek na twarzy Inkwizytora zadrgała. MęŜczyznapowoli uniósł dłoń w geście powitania.

Heinz siedział nieruchomo.- Gdzie się  podziały pańskie maniery? - Inkwizytor

uśmiechną ł się . - Podczas naszego spotkania... w sumie je-dynego spotkania... przepuściłem pana przodem. Zapewnepamię ta pan...

- Nie bę dziemy rozmawiać o manierach, bydlaku - wy-cedził Heinz.

- Za chwilę w ogóle nie bę dziemy rozmawiać. - Oczy

koloru zimnej stali śledziły kaŜdy jego ruch.- Jak tam twoje lektury? Przeczytałeś coś nowego? Coś poza Beckettem? Czego chcesz?

Uśmiechną ł się i przekrzywił głowę , jak zwierzę , któreujrzało przed sobą  jakieś dziwne zjawisko. Dopiero pochwili Heinz zrozumiał, Ŝe Urbaniak łowi wzrokiem bli-zny pokrywają ce jego rę kę .

233

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 231/265

- Kto pana tak urzą dził? To - wykonał nieznaczny ruchgłową - musiało boleć.

Dobrze, Ŝe mię dzy nami jest pleksi. Wiedzieli, co robią .- Nie dokończyliśmy wtedy rozmowy - Inkwizytorprzecią gał sylaby - wię c dobrze, Ŝe jesteś.

- Nie paliło mi się .- Nie paliło ci... - Urbaniak wybuchną ł histerycznym

śmiechem. - Nie paliło ci się , a to dobre... Masz poczuciehumoru, Heinz.

Stracił pewność siebie. Po raz pierwszy podczas tej roz-mowy stracił grunt pod nogami. Nagle Inkwizytor spo-

waŜniał.- Nie wyspowiadałeś się wtedy. Miałem takie przeczu-

cie... I potwierdziło się ... - Jego głos przeszedł w szept. -W takich miejscach - zatoczył koło rę ką - spotyka się róŜ-nych ludzi. Rok temu spotkałem tu kogoś, kto cię dobrzepamię tał. - Wpatrywał się w Heinza. - Pamię tał rok dzie-więćdziesią ty pierwszy i straszny wypadek koło Bogusła-wie.

Heinz drgną ł.- To był twój kolega po fachu. Pracował wtedy w dro-

gówce... - Inkwizytor zamyślił się . - Nie wyspowiadałeś się , Heinz. Ani wtedy, ani później...

- Co chcesz mi powiedzieć? - Głos Heinza łamał się . -Co chcesz powiedzieć, skurwysynu! - Przestał panować nad sobą . - Kiedyś cię  jeszcze dorwę  i wtedy zobaczysz,Ŝe śmierć bywa wybawieniem! Zgotuję ci piekło, skurwie-lu. Słyszysz?! - Walną ł pięściami w pleksi.

Inkwizytor wstał.- Grozisz niepoczytalnemu. Nieładnie. - Zdegustowanypokrę cił głową . - Naprawdę brzydko.

Heinz drŜał. Na ramionach poczuł dłonie doktora Kor-naka i pielę gniarza, którzy odsuwali go od plastikowejszyby.

- Pomyśl, gdzie jest twoja szubienica - powiedział In-kwizytor i wyszedł, wyprowadzony przez innego pielę -gniarza.

234

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 232/265

Rozmowę  z Inkwizytorem odtwarzał w głowie przezresztę  soboty i niedzielę , tak jak odtwarza się  nagranie z

płyty. Zdanie po zdaniu, sekwencja po sekwencji. Dźwię k.Pauza. Dźwię k, pauza. Niepotrzebnie dał się ponieść emo-cjom. Wię cej stracił, niŜ zyskał. Co właściwie ten pojebchciał mu powiedzieć? Nie, to nie pojeb. Od począ tku dokońca wiedział, co robi. Trzymał się reguł, które sam usta-lił.

Zadzwonił do Kornaka i przeprosił go za swoje zacho-wanie.

- Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę .

Kornak milczał.- Czy mógłbyś zdobyć dla mnie listę pacjentów, którzy

przewinę li się  przez szpital w ostatnich, powiedzmy,dwóch latach?

- Zobaczę , co da się  zrobić - powiedział z wahaniemdoktor - ale za wiele sobie nie obiecuj. Jeśli... jeśli to się  rozejdzie, co tam wczoraj wykrzykiwałeś, bę dą kłopoty.

Wszystko zmieniło się  w poniedziałek trzydziestegokwietnia.

O dziesią tej rano niespodziewanie zadzwoniła gotyckaJolka. Przez kilka minut rozmawiali o śledztwie, któreugrzę zło w miejscu. Jedyne, co się  udało, to sprawdzić podróŜe Kunickiego. Na szczęście odbywa ich mniej niŜ Brad Pitt i ta jego laska.

- Co robił jedenastego i dwunastego?- Kunicki i Kruk polecieli do Francji. Mam to odnoto-

wane podczas odprawy. Zdobyłam nawet zdję cie z kon-

gresu w Lille, na którym Kunicki wita się  z jakimś waŜ-niakiem.- No dobra, a co z drugą datą ?- Z tym gorzej. Nasz oligarcha był w Polsce. W Pozna-

niu i Wrocławiu. Gorzej z jego gorylem, Krukiem. Niewiemy, czy towarzyszył Kunickiemu. Mówiłam ci - w jejgłosie usłyszał zniecierpliwienie - to jest vip, a takiegotraktują lepiej niŜ ministra. Leci swoim samolotem i gów-no komu do tego w czyim towarzystwie.

235

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 233/265

Mało - pomyślał, ale nic nie powiedział. - WciąŜ zamało wiemy.

- Nie martw się  - powiedziała Jolka, jakby czytają c w  jego myślach. - Skończy się  ten cholerny weekend i raz jeszcze wezmę w obroty rodziny tych kleryków. Ziarnkodo ziarnka i wreszcie na coś trafimy. Jestem pewna, Ŝemusieliśmy coś przeoczyć.

Heinz głównie milczał. Jedynie od czasu do czasuchrzą knię ciami i monosylabami dawał znać, Ŝe się nie roz-łą czył.

- A tak w ogóle co robisz?

- Nic.- Aha. Cholernie cieplutki jesteś.- Pewnie. Zimą moŜna zrobić ze mnie termofor i ogrze-

wać nim nerki.Gdy jadł obiad, przypomniał sobie rozmowę  z czarną  

wiedźmą . Erebus odora. Musieliśmy coś przeoczyć. Cze-goś nie dostrzegliśmy w porę . Erebus odora. Milczenieowiec. Ziarnko do ziarnka i...

Wreszcie zrozumiał. Zerwał się  od stołu, rozlewają czupę  brokułową . Bez powodzenia próbował się  dodzwo-nić do Karloffa. Chlaściak miał wyłą czoną  komórkę . Pokolejnych dwóch godzinach udało mu się złapać Jolkę .

- Gdzie ekspertyza? - zapytał bez wstę pów.- Jaka ekspertyza? - nie zrozumiała.- But jednego z chłopaków - mówił gorą czkowo i nie-

składnie. - Tych zamordowanych... Biało-czerwona Puma.Nowy but, a w protektorze utkwiło coś dziwnego... Ziarno

czy nie wiadomo co... Wyniki miały być na cito. - Człowieku, jest długi weekend. Poczekaj do ponie-działku za tydzień.

- Zdobą dź te wyniki. Muszę  wiedzieć, co to było. To jest... - zawahał się  - to jest to, o czym mówiłaś. Właśnieto przeoczyliśmy... Postaw na nogi Karloffa, on dał zlece-nie, moŜe coś wie.

236

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 234/265

- Nie wydaje mi się  - w jej głosie usłyszał pową tpiewanie. - Poza tym to nie bę dzie proste, Heinz. Cała Polska

świę tuje.Nie wytrzymał. Ostatnio cią gle słyszy, Ŝe coś jest nie-moŜliwe.

- Chcesz zakończyć tę cholerną sprawę ? - wybuchną ł. -To znajdź te wyniki!

W poniedziałek i wtorek telefon Heinza milczał. Wśrodę  poczuł dreszcz, gdy zobaczył na wyświetlaczu, Ŝedzwoni Karloff.

- Mam to dla ciebie, Heinz. Nasi chłopcy z laboratorium

przekazali sprawę  do SGGW. Dlatego trochę  to trwało.Zdziwisz się , jak usłyszysz, co tkwiło w bucie tego świę -toszkowatego pedałka. Tym razem mamy go, skurwysyna– zamiast zblazowanego głosu Heinz wyczuł niespotykaną  u Karloffa ekscytację .

- O czym ty mówisz?Karloff zrobił efektowną pauzę .- Przeczytam ci. Słuchaj uwaŜnie. Najpierw jakieś ła-

cińskie pieprzenie, ale potem konkrety. Słuchaj.Heinz słuchał.- „Amarantus znano juŜ około pię ciu tysię cy lat temu.

Znany był Majom, był takŜe podstawowym zboŜem,oprócz kukurydzy i fasoli, Inków i Azteków. Nasionamielono i przyrzą dzano z nich papkę , tortille oraz napoje.Młode liście i pę dy stosowano jako warzywo i przypra-wę .”

Heinz poczuł, Ŝe burczy mu w brzuchu.

- Słuchaj teraz: „Amarantus miał takŜe magiczne zna-czenie podczas obrzę dów religijnych Indian. Z ciasta ama-rantusowego z dodatkiem krwi ludzkiej wykonywano fi-gurki bogów i składano je w ofierze, a takŜe wypiekanoplacki, które dodawały siły wojownikom.

Przez Indian amarantus uznawany był za roślinę  świę tą  i nazywany »nieśmiertelnym«. Dopiero konkwistadorzyzakazali siać »diabelskie ziele«, a za jego uprawę obcinalirę ce.

237

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 235/265

W ten sposób amarantus, za zakonników, stal się  zie-lem zakazanym i symbolem pogaństwa. Według legend

pierwsi konkwistadorzy, mszczą c się za zabójstwo mnichabliskiego papieŜowi i wypieczenie rytualnych placków z jego krwi zmieszanej z amarantusem, zniszczyli tę roślinę  niemal całkowicie. Dziś amarantus uprawia się  w obuAmerykach, Afryce oraz - uwaŜaj, Heinz - w południowo-wschodniej Azji: Indiach, Nepalu, w Himalajach, Chi-nach, na Sri Lance. Od kilkunastu lat amarantus z powo-dzeniem uprawia się takŜe w Polsce”. Rozumiesz? - zapy-tał Karloff. Heinz nie odpowiedział.

- A teraz najlepsze. Przeczytam ci dalej. „Ze wzglę duna swoje właściwości amarantus jest dziś stosowany wdiecie jednostek specjalnych. Wśród komandosów...”

- Bator - cicho powiedział Heinz.- Tak. Bator. Nasi chłopcy pojechali zatrzymać go na

cztery osiem. A tak pomijają c to wszystko, wiesz, Ŝe spie-przyłeś mi długi weekend?

***

Amarantus. Diabelskie ziele.Heinz przebiegał wzrokiem notatki, które sporzą dził,

gdy słuchał Karloffa. Zgadza się . Ziarno, które kojarzy się  z grzechem, przytwierdzono do buta grzesznika. W dodat-ku grzesznika, który popełnił cięŜkie wykroczenie. Dwa-dzieścia jeden trzydzieści siedem. Miecz Pański, który

obcina rę ce. Za uprawę amarantusa obcinano rę ce. Cię ciemieczem. I tu, i tu.

Rakowiecki i Leski wykroczyli przeciwko świę temuprawu i zostali ukarani. Dla takich jak on w świecie Ŝoł-nierzy wiary nie ma miejsca - przypomniał sobie, co mó-wił Bator. Amarantus uprawiano w Azji. MoŜe tam,gdzieś przy granicach KambodŜy, Bator zetkną ł się  z tą  rośliną . A moŜe poznał ją wcześniej? Gdy był komando-sem.

238

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 236/265

Trójką ty namalowane szminką  stanowiły oznakę  grze-chu popełnionego przez kleryków i dopełniały się z dwo-

ma pozostałymi znakami. Z liczbami na torbach i rośliną  w bucie.Czekał teraz na telefon od Karloffa i jego triumfalny

głos, który poinformuje, Ŝe były komandos, potem misjo-narz, a teraz mistrz karate przyznał się  do podwójnegomorderstwa. Ale telefon milczał.

Raz jeszcze popatrzył na notatki i postanowił je upo-rzą dkować.

Nie. Nie zgadza się . Ziarno amarantusa znaleziono w

  jednym bucie, chociaŜ zamordowano obu kleryków. Obajmieli wymalowane trójką ty i cyfry, ale ziarno było jedno.Poza tym łatwo je przeoczyć lub zignorować. Mało bra-kowało, a sami by tak postą pili, prowadzą c tę  sprawę .Poza tym takie ziarno mogło łatwo wypaść z protektora, awtedy wszelkie zamierzenia biorą w łeb. Nie ma insceni-zacji. Nie ma przekazu.

Zaraz. Co ten Karloff powiedział? Jakieś łacińskie pie-przenie, ale potem konkrety? CzyŜby przeczytał eksperty-zę wybiórczo?

Wybrał numer.- Nie. Jeszcze go nie mamy - powiedział Karloff nie py-

tany. - Ale spodziewam się , Ŝe lada moment...- W jakiej postaci masz ten raport? - przerwał mu He-

inz. - W elektronicznej?- Tak. A co? Podesłać ci go?- Podeślij. I daj znać, jak złapiecie Batora.

Kwadrans później odebrał maila. Przebiegł wzrokiemtekst i zaklą ł. Było tak, jak myślał. Karloff odczytał tefragmenty ekspertyzy, które sam uznał za ciekawe.

Przeczytał ekspertyzę ponownie. Przy kolejnej lekturzeskupił się  juŜ tylko na podrozdziale zatytułowanym„Wskazania medyczne”.

„Ziarno amarantusa - czytał Heinz - zawiera waŜnebio-pierwiastki: Ŝelazo, wapń, magnez, fosfor, potas. Ich

239

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 237/265

ilość jest wielokrotnie wię ksza niŜ w ziarnach zbóŜ. Ama-rantus zawiera witaminy A oraz E, a takŜe B i C. Nie za-

wiera natomiast glutenu. Zalecany jest przez lekarzy idietetyków jako środek wzmacniają cy. Lecznicze poda-wanie amarantusa wzmacnia pamięć i system nerwowy,hamuje rozwój wrzodów Ŝołą dka. Amarantus ma takŜepię ciokrotnie wię cej Ŝelaza od szpinaku.”

Przeczytał całą ekspertyzę jeszcze raz.„Wrzody Ŝołą dka i bóle w stawach to pozostałość stanu

wojennego i zimnych cel. I kiepski wzrok, bo dostałempałką po głowie. Dlatego nie lubię policjantów, ale muszę  

lubić lekarzy spowiadają cych moje ciało z chorób” - przy-pomniał sobie, co Rutger mówił mu w seminarium o swo-ich schorzeniach.

Doświadczenia z Azji i wrzody Ŝołą dka.Kartka z nowym numerem telefonu do Rutgera w kie-

szeni jednego z zamordowanych kleryków. Kuchenneszafki pełne ziół i ziaren.

Rutger rozsypał ziarna na podłodze i nie zauwaŜył ich.„Kiepski wzrok, bo dostałem pałką  po głowie.” Jeden zchłopaków nadepną ł na takie ziarno.

To nieprawda, Ŝe Rakowiecki i Leski próbowali się  umówić z profesorem. Oni się z nim spotkali. Rutger wi-dział ich Ŝywych, jako ostatni.

Raz jeszcze zadzwonił do Karloffa. Wyjaśnił, w jakiejsprawie dzwoni.

W słuchawce zapadła głucha cisza.- Chcesz, bym zrezygnował z Batora? - zapytał w końcu

Karloff. - Nie zrobię tego!- Ale weź równocześnie w obroty Rutgera. On kłamie.Widział się z tymi chłopakami tuŜ przed ich śmiercią .

- A moŜe działali razem? Dusza i ciało. Sę dzia i kat. Jakmyślisz?

- Znajdź ich. A potem zobaczymy.

240

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 238/265

Była druga w nocy, gdy odebrał informację  od Kar-loffa. „Obaj znikli. Nie ma po nich śladu. Postawię  na

nogi, kogo się  da. Prokuraturę , sę dziów, komendantówwojewódzkich i straŜ graniczną . Zobaczysz! Jest pierdolo-ny długi weekend, ale nie wymkną mi się . Kurwa!”

Heinz przeczytał esemesa i odłoŜył telefon. Karloff byłz pewnością zdesperowany. A to ludziom, których ścigał,nie wróŜyło nic dobrego.

36

Trzeciego maja napłynę ły nowe wiadomości. Coś za-czę ło się  wyjaśniać. Bator podobno wyjechał na mi-strzowski kurs karate. Heinz zadzwonił do Lambrosa iopowiedział mu o tajemniczym zniknię ciu, które postawi-

ło na nogi słuŜby w Polsce. O ile Karloff dotrzymał słowai przerwał majowy wypoczynek kilku waŜniakom.- On moŜe być wszę dzie - powiedział Kastoriadis. - Je-

śli oczywiście to prawda, Ŝe tam pojechał. - Takie kursymistrzowskie co chwila odbywają  się  na całym świecie.Facet moŜe być w ParyŜu, ale równie dobrze w Mołdawiialbo w Los Angeles. Jak chcesz, mogę zadzwonić w dwa,trzy miejsca i zapytać znajomych...

- Nie. Nie ma takiej konieczności - odparł Heinz.

Był pewien, Ŝe prę dzej czy później Stanisław Bator się  odnajdzie. Wieczorem zadzwonił Karloff.- WciąŜ nic. Ale wreszcie udało nam się namierzyć są -

siadów Rutgera, którzy wrócili z działki. Mówią , Ŝe wi-dzieli, jak do profesora ktoś przyjechał. I obaj odjechalisamochodem twojego biblisty. Podobno ten drugi usiadł

241

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 239/265

za kierownicą . Wszystko to działo się we wtorek, pierw-szego maja.

Rutger znów był pijany - pomyślał Heinz. - Nie był wstanie prowadzić. Ciekawe z kim pojechał i gdzie.- Rozpoznaliby go? Tego towarzysza podróŜy?- Mówią , Ŝe nie przypatrywali się  uwaŜnie. Byli zmę -

czeni po iluś tam godzinach jazdy samochodem. Ale jesz-cze ich przycisnę .

Nastę pnego dnia rano Heinz spotkał się  z kolegami zzespołu. Grali w okrojonym składzie, bez drugiego gita-rzysty. Zaczę li grać Sunshine of your love Creamów, gdy

w kieszeni Heinza zaczą ł wibrować telefon. Syn? Zawcześnie na wiadomość od niego. Rozcią gnę li klasycznyrockowy utwór do monstrualnych rozmiarów, by kaŜdy ztrójki instrumentalistów mógł się wyŜyć i zagrać solówkę .

Z twarzy Heinza spływały struŜki potu. Wilgotną  dło-nią się gną ł po zaparowany telefon i odsłuchał wiadomość.

Stał jak skamieniały.- Co jest, Hipis? - Burdyna pocią gną ł łyk piwa z butelki.

- Stało się coś?- Stało - odpowiedział cicho.Pół minuty wcześniej usłyszał na sekretarce zdener-

wowany głos Karloffa. „Rutger się znalazł. Wraz z samo-chodem. Wylą dował w rozlewisku. On nie Ŝyje, Heinz.Ale to jeszcze nie wszystko. Odezwij się .”

Niedługo później zadzwonił syn. Matura z polskiegobyła ponoć banalnie łatwa.

***

Tego samego dnia był w Warszawie. Jechał przez mia-steczka, które sprawiały wraŜenie wymarłych. Jakby prze-szła przez nie dŜuma albo kataklizm. Jakby wszystkich wten cholerny upał skosiła śmierć.

242

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 240/265

O dwudziestej pierwszej spotkał się w Pałacu Mostow-skich z Karloffem. W kilku pokojach panował duŜy ruch.

Heinz patrzył na pochylonych nad dokumentami i zdję cia-mi ludzi, których widział po raz pierwszy w Ŝyciu.- Samochód zauwaŜyli przypadkowi turyści dziś rano.

W rozlewisku w okolicach Mińska Mazowieckiego. Pa-skudne miejsce. Czę sto dochodzi tam do wypadków. Upa-ły w ostatnich dwóch tygodniach sprawiły, Ŝe woda wrozlewisku zaczę ła opadać i nagle oczom szczęśliwej ro-dzinki ukazał się kawałek zatopionego volkswagena.

Zaczą ł się wachlować kartkami pochwyconymi ze sto-

su z biurka.- Patrz. Dziewią ta wieczorem, a duszno jak cholera!- Mińsk Mazowiecki? - Heinz zmarszczył brwi. - Co on

tam robił?Karloff uśmiechną ł się triumfują co.- A wiesz? Zadałem sobie to samo pytanie. Zadzwoni-

łem do seminarium, by poinformować rektora. Nie byłogo. Dowiedziałem się , Ŝe na weekend wyjechał... no zgad-nij gdzie?

Heinz pokiwał głową .- Odnaleźliśmy jego świą tobliwość rektora w domu w

Mińsku. I okazało się , Ŝe był umówiony z Rutgerempierwszego maja wieczorem.

- A wię c wtedy, gdy Rutger wybrał się w podróŜ z ta- jemniczym przyjacielem?

- Właśnie. Mamy wię c przypuszczalny czas zgonu. Ju-tro Sierściuch powie nam wię cej. Klą ł, gdy się  dowie-

dział, Ŝe musi przyjechać kroić jakiegoś księ dza.- Tam, w rozlewisku... - Heinz patrzył, jak do pokojuwchodzi ktoś nowy. - Tam... znaleźliście jedno ciało?

- Szukamy drugiego. Ale ten drugi raczej wysiadł. Ską dwiem? Bo gdy wyłowiliśmy samochód, to Rutger siedziałza kierownicą .

Heinz oŜywił się nagle, wciąŜ patrzą c na krzą tają cychsię policjantów.

243

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 241/265

- Ską d tu taki ruch? Ską d taki pośpiech? Stało się coś?Karloff otarł pot z czoła.

- Gdy ci się nagrywałem, wspomniałem, Ŝe śmierć Rut-gera to nie wszystko - rozejrzał się , czy nikt ich nie słu-cha. - W samochodzie Rutgera coś znaleźliśmy... Takidrobiazg...RóŜową szminkę .

***

Słuchał Roberta Johnsona przy zgaszonym świetle iotwartym oknie. LeŜał nagi na prześcieradle, które parzyło

 jak rozŜarzone wę gle. Nie wiadomo który juŜ raz odtwa-rzał sobie rozmowę  z Rutgerem. Krę cił się  nerwowo naskrzypią cym łóŜku. Nie. Cią gle coś nie pasowało. W tejchyboczą cej się  konstrukcji brakowało kluczowego ele-mentu.

Nad ranem zasną ł. Spał do południa. O dziwo nikt nie

obudził go niespodziewanym telefonem. Wzią ł prysznic izadzwonił do Karloffa.- Wyniki sekcji bę dą około trzeciej po południu. Z no-

wych wieści jest taka, Ŝe informacja o śmierci Rutgera do-tarła do gazet i Internetu.

Włą czył komputer. „Znany teolog zginą ł w wypadkusamochodowym” - przeczytał na jednym z portali. Zaczą łczytać wpisy internautów. Nie było ich zbyt wiele. Wię k-szość stanowiły gwiazdki w nawiasach kwadratowych -

świeczki nagrobne ery Billa Gatesa. Przeczytał dwa ko-mentarze. „Lubiłam jego ksiąŜki. Nie jestem wierzą ca, alefacet był OK.” Bardziej zaintrygował go drugi wpis:„Niedawno zrezygnował ze stanu duchownego. I od razuzginaj w wypadku. Czy to nie znak od Pana?”. Od parano-ików owładnię tych teoriami spiskowymi roi się w Interne-cie - pomyślał.

A moŜe jednak ten ktoś, podpisany jako św. Tomasz,miał rację . MoŜe i Rutgera ugodził miecz Pański?

244

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 242/265

O pią tej po południu siedział w dusznym pokoju ko-mendy. Czytał raport z sekcji zwłok i nie mógł się skupić.

Czytam - pomyślał. - Ale czytam bez zrozumienia. Gdyprzeczytał po raz trzeci, umiał juŜ sprecyzować swojewą tpliwości.

Złapał Karloffa biegają cego po korytarzu.- Słuchaj - zaczą ł niepewnie - czy ten wasz Sierściuch

to naprawdę taki macher?- Gdyby to nie bolało, to bym teraz ucią ł sobie rę kę . -

Karloff uderzył się  dłonią  w nadgarstek. - ZaniósłbymSierściuchowi, a on przyszyłby ją z zamknię tymi oczami.

Heinz nie chciał sobie nic odcinać na próbę . ZwłaszczaŜe - Karloff miał rację  - to boli. Siadł przy biurku i połą -czył się  z doktorem. Przedstawił się  i przypomniał, w ja-kich okolicznościach się poznali.

- No dobra, pamię tam - mówił zniecierpliwiony Sier-ściuch. - W czym mogę  pomóc, bo chcę  jeszcze skorzy-stać z weekendu.

Heinz zaczerpną ł powietrza. Przypomniał sobie roz-mowę z Rutgerem w seminarium.

„Wrzody Ŝołą dka i bóle w stawach to pozostałość stanuwojennego i zimnych cel. I kiepskie oczy, bo dostałempałką po głowie.” W uszach dźwię czały mu słowa, któreusłyszał później od pijanego biblisty. „Teraz to i tak nieto, co wtedy, gdy nie mogłem nalać sobie z butelki, borę ce latały mi o wiele bardziej niŜ dzisiaj. Wlewałemwódkę do garnka, a potem odsą czałem w plastikową bute-leczkę po płynie do czyszczenia soczewek.”

- Halo? Jest tam pan? - dotarł do niego zaniepokojonygłos Sierściucha.- Przepraszam. W zasadzie mam jedno pytanie. Przy

opisie sekcji zwłok pominą ł pan soczewki, prawda?Sierściuch nie odpowiedział od razu. Heinz zdąŜył

usłyszeć, Ŝe gdzieś niedaleko doktora rozbrzmiewa prze-bój Piotra Rubika.

245

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 243/265

- Przy sekcji zwłok zawsze zaznaczam, Ŝe denat miałsoczewki. Podobnie jak informuję  na przykład o prote-

zach. Czasem taki opis ułatwia identyfikację . KaŜdy po-rzą dny medyk są dowy tak robi.- To dlaczego nie napisał pan nic o soczewkach Rutge-

ra? Spieszył się pan na weekend czy co?- Niech się pan sam domyśli, dlaczego nic nie napisałem

- w głosie doktora pobrzmiewała nieskrywana uraza. - Tenfacet nie miał Ŝadnych soczewek. Po prostu. Nie miał.

Heinz chciał porozmawiać z Karloffem, ale okazałosię , Ŝe ten juŜ wyszedł. Zapytał jednego z policjantów,

gdzie moŜe obejrzeć wrak samochodu. Dostał adres i po- jechał na miejsce.

Ku jego zaskoczeniu samochód był tylko nieznacznieuszkodzony.

- Ludzie dziwią  się  - odpowiedział technik, gdy Heinzzwrócił mu na to uwagę  - Ŝe z samochodami nie jest tak

 jak na filmach sensacyjnych. e kopniesz w przednią szy-bę , a ona od razu pę ka. Zupełnie jakby nie była podwójnieklejona.

Heinz uwaŜnie obejrzał samochód.- Wszystkie szyby były podniesione? Było tak jak te-

raz? Technik potwierdził.- Mogę zajrzeć do środka?- Tylko proszę nie zmieniać Ŝadnych ustawień - usłyszał

ostrzeŜenie.Popatrzył na deskę  rozdzielczą . Wysuną ł głowę  i wy-

prostował się . WciąŜ brakowało mu głównego elementu w

całej konstrukcji.Nastę pnego dnia dowiedział się , Ŝe odnaleziono Stani-sława Batora. „Odnaleziono” to w tym przypadku złe sło-wo. Bator wrócił z zagranicy. Był w Hiszpanii. Skróciłpobyt na konsultacjach mistrzowskich, gdy przeczytał wInternecie, Ŝe Jan Rutger zginą ł w wypadku samochodo-wym.

246

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 244/265

37

Matura z ję zyka angielskiego była jeszcze łatwiejszaniŜ z polskiego. Heinz zastanawiał się , kiedy ostatni razsłyszał podobny entuzjazm w głosie syna. Chyba gdychłopak był dzieckiem. MoŜe gdy byli w kinie na jednymz tych wspólnych seansów, które moŜna by policzyć napalcach jednej rę ki. Z zaŜenowaniem stwierdził, Ŝe nieprzywykł do takich rozmów. Nie wiedział co mówić. Niepotrafił się zachować. W świecie świadków, podejrzanychi ofiar poruszał się  pewnie. Podczas rozmowy z synembłą dził jak ślepiec.

TuŜ po południu pojechał na ulicę Spartańską . Bazaro-we ubrania wisiały na bramie Instytutu Reumatologii.Doktor Piotr Poraj takŜe się nie zmienił. Jak zwykle pró-bował go pocieszać.

- Mamy wiosnę , zresztą , co ja mówię , mamy teraz upal-ne lato! - klepną ł się w masywne udo. - A objawy Ray-

nauda najczęściej wystę pują  przy niskich temperaturach.WciąŜ pan pali?- Niestety.- Kawa?- Niestety.- To moŜe przynajmniej zmieni pan pracę na mniej stre-

sują cą , komisarzu.Był tego dnia ostatnim pacjentem. Razem wyszli na

parking.

- Na coś musi się  pan zdecydować, komisarzu. - Porajpopatrzył wyblakłymi niebieskimi oczami i podał Hein-zowi rę kę . - Jeden z moich pacjentów lubi mówić, Ŝe liswie o wielu sprawach, za to jeŜ zna jedną najwaŜniejszą .

- Co pan powiedział? - Heinz nie wypuszczał rę ki Pora- ja z uścisku.

Lekarz powtórzył sentencję przestraszony. Przeraził gozmieniony wyraz twarzy policjanta.

- Tak zwykł mawiać mój pacjent, ksią dz Rutger.

247

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 245/265

Zapadał zmrok, gdy Heinz skończył czytać. Kilka go-dzin temu na zalanym słońcem parkingu, uświadomił so-

bie w jednej chwili, dlaczego nazwisko Rutger juŜ przypierwszym spotkaniu z profesorem wydało mu się  znajo-me. Nie chodziło o Ŝaden Jarocin ani powinowactwo mu-zyczne. Wtedy, w seminarium, Heinz zareagował nie nadźwię k nazwiska, ale na imię  i nazwisko znanego biblistywypisane na okładce ksiąŜki.

Jak na karcie pacjenta.„Wrzody Ŝołą dka i bóle w stawach to pozostałość stanu

wojennego i zimnych cel.”

Bóle w stawach. Leczyli się  u tego samego lekarza,choć nigdy się nie spotkali. Ale Heinz musiał zapamię tać nazwisko profesora, gdy zobaczył je podczas wizyty, wy-pisane na karcie pacjenta, jednej z wielu przyniesionych zrejestracji na biurko reumatologa.

Uwolnił dłoń Poraja ze stalowego uścisku i powiedziałmu o śmierci Rutgera.

- PoraŜają ce. To poraŜają ce. - Tylko tyle był w staniewykrztusić lekarz. - Nic nie wiedziałem. - Nie wiedzia-łem, Ŝe nie Ŝyje. ChociaŜ, prawdę  mówią c, ostatnio niebył w najlepszej formie.

- A kiedy był ostatnio?- Nie pamię tam dokładnie. Ale przyniósł mi jakieś do-

kumenty na przechowanie. Powiedział, Ŝe ten depozyt to jego polisa ubezpieczeniowa.

Heinz poczuł, jak napinają  mu się  wszystkie mięśnie.„Nie lubię policjantów, ale muszę lubić lekarzy spowiada-

 ją cych moje ciało z chorób.”- Zostawił u pana dokumenty?- Tak. A ja... - Poraj zmieszał się  - a ja, nie wiedzą c o

 jego śmierci, odesłałem mu je dziś rano do seminarium.WyjeŜdŜam na trzy miesią ce i nie chciałem trzymać tych

248

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 246/265

papierów. A w domu mam remont. Nie chciałem, by coś zginę ło.

- Wysłał je pan?! - krzykną ł Heinz.- Zostawiłem w recepcji do wysłania poleconym. Zwy-kle idą na pocztę o trzynastej. Albo trochę wcześniej. Nie-dawno chciałem wysłać...

Heinz nie słuchał juŜ lekarza. Wyrwał telefon z kiesze-ni i spojrzał na wyświetlacz. Była dwunasta pięćdziesią t.Pobiegł w stronę głównego wejścia do Instytutu Reumato-logii.

Przeczytał kserokopie z pozakreślanymi na zielono i

czerwono fragmentami. Odetchną ł głę boko.JuŜ wiedział, dlaczego dwaj klerycy zginę li.Wiedział wszystko. Prawie wszystko.Był wieczór siódmego maja. W pierwszym odruchu

chciał wsiąść do samochodu. Się gną ł po kluczyki i rozmy-ślił się . Nie. Wybierze się tam jutro. Pojawi się , gdy tylkootworzą lokal.

***

Nastę pnego dnia pojechał do Góry Kalwarii. Monstru-alny grubas, capo di tutti capi grabarzy i kamieniarzy, sie-dział przy swoim stole ze spuszczoną głową .

Heinz podszedł do baru. Tym razem nie zamówiłdwóch piw. Wyją ł zdję cie i pokazał je barmance. Dziew-czyna przypatrywała się  czterem młodym chłopakom i

męŜczyźnie pośrodku. Cicho rozmawiali kilka minut. Razdziewczyna się gnę ła po chusteczkę  i wytarła oczy. Wkońcu ruszyła zza baru w stronę  stołu, przy którym sie-dział jej ojciec.

- Tato. PomóŜ mu. Proszę - powiedziała.Stary Skarga spojrzał na Heinza. W jego oczach nie do-

strzegł tym razem alkoholowej mgły, a w cięŜkim odde-chu nie wyczuł pijackich miazmatów.

249

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 247/265

- Czego pan oczekuje? - zapytał, taksują c Heinza nad-spodziewanie przytomnym spojrzeniem.

38

Kilka cięŜarówek, które jechały jedna za drugą , wzbiłokurz na poboczu. Czuł, Ŝe drobiny pyłu i piasku wnikają  mu w skórę i w płuca. Nalał wody do słoika po ogórkach iwstawił kwiaty. Odniósł wraŜenie, Ŝe krzyŜ nieznacznieprzechylił się na prawą  stronę . MoŜe to skutek wiatru to-warzyszą cego wiosennym burzom. A moŜe tylko mu się  wydaje, Ŝe krzyŜ się przekrzywił.

Wiele rzeczy mu się wydaje. Wydawało mu się , Ŝe In-kwizytor chce mu powiedzieć coś waŜnego, tymczasemten bezwzglę dny morderca, którego uznano za niepoczy-

talnego w chwili popełniania czynów, chciał po prostuzabawić się jego kosztem. Kornak nie zadzwonił. I pewnienie zadzwoni. Heinz zastanawiał się , czy nie powinienzatelefonować i jeszcze raz przeprosić za swoje zachowa-nie. Ale właściwie za co miałby przepraszać? Poza tymniech sprawy toczą się swoją koleją .

Tak jak potoczyły się wczesnym latem 1986 roku, gdyposzedł do warszawskiego Remontu na pokaz filmu Thesongs remains the same, rejestrują cego koncerty Led Ze-

ppelin w Nowym Jorku. Gdy zaczą ł się rozbudowany mo-lowy blues, który znał na pamięć, zobaczył brunetkę wpa-trują cą się z przeję ciem w jeden z kilku monitorów zawie-szonych na wysię gnikach. Dziewczyna stała przy głośni-ku, nie zwaŜają c na to, Ŝe dźwię ki perkusji Johna „Bonzo”Bohnama bombardują  jej wnę trzności. Gdy Since I’vebeen lovin' you dobiegło końca, zobaczył, Ŝe dziewczynapłacze. Zdecydował się . Podszedł do niej z chusteczką .

250

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 248/265

Tak poznał swoją  Ŝonę .- Od tej pory bę dziemy jak Lennon i McCartney - beł-

kotał Heinz, który miał juŜ nieźle w czubie.- Jak Bonnie i Clyde - odpowiedziała.- Jak... - zastanawiał się . - Jak Page i Plant - wskazał w

stronę monitora.- Jak Sacco i Vanzetti. Wiesz, dlaczego się popłakałam?

-Brunetka popatrzyła na Heinza. - Bo myślałam, Ŝe dziś pokazują  coś innego. e obejrzę  koncert The Police. Po-płakałam się z wściekłości.

Okazało się , Ŝe dziewczyna pochodzi ze Ślą ska i stu-

diuje w Warszawie. A wkrótce Heinz dowiedział się , kimbyli Sacco i Vanzetti. Dwaj Włosi o dźwię cznych nazwi-skach i przesranym Ŝyciu.

Niech sprawy toczą się swoją koleją . Heinz wstał i wy-prostował się . Się gną ł do kieszeni spodni w poszukiwaniukluczyków samochodowych. Zamiast kluczyków namacał

 jakiś zwitek papieru. Pisemna informacja inspektora Osu-cha dla szefa CBŚ, by zamknąć sprawę  ze wzglę du naśmierć głównego podejrzanego. Nie miał wą tpliwości, jakzachowają  się  ci z Centralnego Biura Śledczego. Z ulgą  przystaną na takie rozwią zanie.

Wreszcie odnalazł kluczyki i wsiadł do samochodu. JuŜ miał uruchomić płytę w odtwarzaczu, gdy usłyszał sygnałtelefonu. Numer prywatny. Westchną ł i odebrał.

- Spotka się z panem. Najlepiej jeszcze dziś - oznajmiłgłos.

Nie musiał pytać, kto dzwoni. Wiedział doskonale.

251

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 249/265

39

- Zacznijmy od tego wieczoru, gdy do pokoju wpadłKotlarczyk i powiedział ci, Ŝe ktoś próbował go rozjechać samochodem. Był poobijany, miał zadrapania na twarzy.Mniej wię cej tak wyglą dał.

Heinz mówił powoli, by kaŜde słowo dotarło do chło-paka. Na zapleczu siedzieli we dwóch. Za barem nie byłotym razem dziewczyny. Stał tam dwumetrowy osiłek nie-udolnie obsługują cy klientów, którym jednak ten brak

wprawy w najmniejszym stopniu nie przeszkadzał.Był pię tnasty maja. O godzinie dwudziestej pierwszej

ludzie mają prawo się napić.- Zrozumiałeś od razu, co się   świeci. Ty i Kotlarczyk

byliście do siebie podobni. Ten sam kolor włosów, po-dobna budowa ciała. Gdy jest ciemno, moŜna was pomy-lić. Zrozumiałeś, Ŝe ktoś poluje na ciebie, a nie na niego.Kto mógłby zresztą  czegoś chcieć od prymusa z semina-rium? Co innego z tobą . Szemrane towarzystwo, leweinteresy i wreszcie przekrę t na chłopakach z miasta. Za-szyłeś się w seminarium. Tego nie rozumiem. Miałeś kasę ,dlaczego po prostu nie wyjechałeś?

- Moja dziewczyna nie mogła - odpowiedział chłopak. -Była w ciąŜy, chciała dokończyć rok na studiach. A leka-rze chcieli mieć ją pod stałą kontrolą . Czytałem kiedyś otakim gościu, który ukrył się w seminarium przed mafią .Pogadałem z proboszczem, odpaliłem mu działkę  za

wsparcie i milczenie... - Uśmiechną ł się . - W sumie byłoto całkiem zabawne. Poza tym w seminarium dawali sporoluzu. Jeśli miałeś kasę ...

- Ale nie było tak samo zabawne dla innych. Uznałeś,Ŝe ktoś chciał cię uszkodzić, i postanowiłeś zniknąć jesz-cze przed końcem roku. Zwróciłeś się  o pomoc do ojca.Spłacił twoje długi, ale ty wciąŜ się bałeś i ukrywałeś...

252

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 250/265

- Chciałem, by wszystko nieco przycichło - odpowie-dział.

- Tymczasem zaczą ł się nowy rok w seminarium i led-wo się  zaczą ł, twój kolega, Kotlarczyk, znikną ł. Do dziś nie wiadomo co się z nim stało.

- Nic o tym nie wiedziałem - powiedział cicho Skarga.- Nie wiedziałeś teŜ, Ŝe ktoś udusił dwóch innych klery-

ków. Zginę li w strasznych mę czarniach. Uwierz mi. Wcałej tej sprawie nie chodzi o ciebie.

- To o co chodzi?W barze rozległy się  podniecone okrzyki i obaj usły-

szeli brzę k monet wypadają cych z automatu do gry w po-kera.

- Opisałem ci dokładnie, jak zostali zamordowani. Hi-potezę , Ŝe zrobili to miastowi, odrzuciłem. Zakładałaby,Ŝe musiałeś być w jakimś układzie z Rakowieckim i Le-skim, a tak przecieŜ nie było. e handlujecie koksem albosterydami. Pozostaje inny trop. Rakowiecki i Leski to mę -skie dziwki. Leski znalazł się później w tym biznesie. Kil-ka miesię cy temu dowiedział się  o wszystkim Rutger iwyrzucił chłopaków na zbity pysk z tych fakultetów.

- Jedyne sensowne zaję cia - mrukną ł Skarga. - Zaraz -się gną ł po piwo - to Rutger ich zabił?

- Nie. Nie zabił ich takŜe Stanisław Bator, przyjacielRutgera. Były komandos i misjonarz. Jeszcze bardziejopę tany ideą Kościoła jako wojska bez skazy niŜ profesor.

- Rutger opowiadał nam o nim. To jakiś... - Skarga za-gryzł wargi - jakiś pojeb.

- Tak czy inaczej to nie on. I nie Rutger. Nie bę dę terazwyjaśniał, dlaczego. Rakowiecki i Leski to mę skie dziwki,tak? Rozmaici panowie wypoŜyczali ich sobie z semi-narium. MoŜe twoi koledzy zaczę li kogoś szantaŜować? Ipomylili się . Jest na przykład taki biznesmen, który ko-rzystał z ich usług, dofinansowują c w zamian seminarium.Wasz rektor, ten piosenkarz od siedmiu boleści, informo-wał o rosną cych przychodach diecezję i wszyscy byli

253

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 251/265

szczęśliwi. Tyle Ŝe wariant z szantaŜem teŜ się nie trzymakupy.

- Dlaczego?- Na torbach foliowych zaciśnię tych na głowach Rako-wieckiego i Leskiego zabójca namalował róŜowe trójką ty,które niedwuznacznie sugerowały, Ŝe zginę li za homosek-sualizm. Po co biznesmen korzystają cy z usług tych chło-paków miałby zostawiać  ślady naprowadzają ce na jegotrop? Poza tym ten biznesmen miał swoje metody, by wy-perswadować szantaŜ dwóm szczawiom. Korzystają c zusług swojego goryla, zapaśnika, połamałby im rę ce i nogi

i byłoby po herbacie.- Zapaśnik - szepną ł Skarga. - Pamię tam takiego. Krę cił

się po seminarium.- Facet chyba lubi ból. Zadawany innym i sobie. - Hein-

zowi przypomniała się scena biczowania. - NiewaŜne. Tenbiznesmen znę ca się nad swoją  Ŝoną . MoŜe to ona weszław układ z tym zapaśnikiem i postanowiła wrobić męŜa wpodwójne morderstwo? TeŜ nie. Nie musi posuwać się domorderstw, by zniszczyć swego oblubieńca. Pewnie juŜ wtej chwili ma wystarczają ce dossier  i tylko czeka na właś-ciwy moment.

- Skoro nikt nie mógł zabić, to kto zabił? - zapytał znie-cierpliwiony Skarga.

Heinz nie odpowiedział. Otworzył teczkę  i wyją ł plikispię tych kartek. Podał je rozmówcy. Skarga wertowałkartki. Najpierw wolno, potem coraz szybciej.

- Co to jest? Nic nie rozumiem...

- To kserokopie artykułów napisanych przez rektoraMajdę . I fragmenty jego ksiąŜek. A w drugim pliku prace,z których rektor zerŜną ł swoje myśli. Prace seminarzystówz róŜnych miejsc w Polsce, ale nie tylko. Twój kolegaKotlarczyk zgromadził to wszystko. Pewnie opowiedział ocałej sprawie któremuś z kolegów z waszego prywatnegoseminarium. Obstawiam, Ŝe powiedział Leskiemu. Rozu-miesz? Zgromadził dowody świadczą ce o tym, Ŝe teksty

254

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 252/265

Majdy to plagiat na plagiacie. Kotlarczyk znikną ł, Leskinie Ŝyje, Rakowiecki nie Ŝyje - Heinz wyliczał na palcach.

- A teraz - przybliŜył twarz do twarzy Skargi - powróćmydo chwili, gdy zakrwawiony Kotlarczyk wbiegł wieczo-rem do waszego wspólnego pokoju. Powiedział ci wtedy,Ŝe rozpoznał samochód, który chciał go rozjechać. Samnie mógł w to uwierzyć, ale opowiedział ci o wszystkim,prawda? Skarga powoli skiną ł głową .

40

MęŜczyzna siwy jak gołą b odszedł od konfesjonału z  jasnego drewna. Nad spowiednicą  - Heinz zapamię tał ta-kie określenie z odległej przeszłości - znajdował się drze-woryt przedstawiają cy dziewią tą  stację Drogi KrzyŜowej.

Droga na Golgotę  dobiega kresu. Chrystus upada po raztrzeci i ostatni.Uklą kł i przez kratkę wpatrywał się w twarz wspartą na

dłoni. Dostrzegł takŜe, Ŝe do konfesjonału przymocowanotabliczkę . „Tu spowiada Ksią dz Rektor Jan Majda.”

- No co jest, synu? - usłyszał znajomy głos. - Niech bę -dzie pochwalony, a później: „Ostatni raz byłem u spowie-dzi...” i tak dalej.

- Przyszedłem się wyspowiadać... Za księ dza przyszed-

łem się wyspowiadać. Za nie zabijaj i nie kradnij...Spowiednik drgną ł. Spojrzał przez kratkę . Oko klawi-sza. Oko pełne pogardy. Zupełnie jakby patrzył przez ju-dasza na skazanego.

- Kilka błę dów... - szepną ł Heinz. - Popełnił ksią dz kil-ka błę dów... Ta szminka w samochodzie Rutgera byłaniepotrzebna. Zbyteczny gadŜet. Grzech przesady czy jak

255

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 253/265

to się tam nazywa - szeptał gorą czkowo. - Czy taki subtel-ny analityk jak Rutger mógłby zostawić dowód przestę p-

stwa w swoim samochodzie? Jeśli juŜ jesteśmy przy sa-mochodzie... Dwa kolejne błę dy... Samochód, który spadłdo rozlewiska, miał całe szyby. Wbrew pozorom szybysamochodowe są  trwałe i mogą  sporo wytrzymać. TakŜeupadek do wody. Wszystkie okna w samochodzie byłyzamknię te. Ale tamtego wieczora, gdy odjechaliście z Rut-gerem spod jego domu, było duszno. TakŜe w nocy. Zbie-rało się na burzę . Sprawdziłem to. A okna mimo to pozo-stały zamknię te. Popełnił ksią dz błą d. Włą czył ksią dz kli-

matyzację . Na osiemnaście stopni. Gdyby samochód pro-wadził Rutger, nigdy by sobie na to nie pozwolił przyswoich schorzeniach reumatycznych. Ale to drobiazg wporównaniu z błę dem kardynalnym... - Zawiesił głos, jak-by wsłuchiwał się w śpiew wiernych podczas mszy. - Rut-ger był ślepy. Ślepy jak kret. Pozostałość stanu wojennegoi milicyjnych pałek. Nie nosił okularów. Zawsze uŜywałsoczewek. To teŜ sprawdziłem. I nagle znajdujemy go nasiedzeniu kierowcy. Człowiek ślepy jak kret prowadzisamochód. A w oczach nie ma soczewek. To nie jestdziwne? - Usłyszał cięŜki oddech. - Było tak. Ksią dz przy-

 jechał do niego i mieliście razem pojechać do Mińska Ma-zowieckiego. Rutger był pijany. Sprzyjają ca okoliczność.Ksią dz prowadził samochód. Rutger spał. Dojechaliściedo rozlewiska, ksią dz przesadził go na siedzenie dla kie-rowcy i zepchną ł samochód. Nie wiem, czy była to im-prowizacja zainspirowana snem pijanego Rutgera, czy z

góry przyję ty plan, ale wyszło tak sobie. Bo pijany Rutger,są dzą c, Ŝe bę dzie spał w drodze, nie włoŜył soczewek...Albo nie miał siły... Zresztą wcześniej teŜ wyszło tak so-bie...

Poczuł, Ŝe ktoś klepie go w plecy.- Przepraszam, czy długo się  pan bę dzie spowiadał? -

Nad Heinzem pochyliła się zniecierpliwiona staruszka.Przeszył ją wzrokiem.

256

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 254/265

- Długo. W dodatku z samych grzechów śmiertelnych. -Odwrócił się w stronę kratki.

- Wcześniej teŜ ksią dz popełnił błą d. Trójką ty namalo-wane szminką . Cyfry, które w oczywisty sposób powinnysię  skojarzyć z godziną  śmierci papieŜa, a w mniej oczy-wisty - z prorokiem Ezechielem. Łańcuszek skojarzeń powinien sugerować krucjatę  odbywaną  przez jakiegoś religijnego maniaka... Obłą kańca albo rygorystę ... W do-datku torby foliowe.... Rutger pewnie opowiadał kiedyś osposobach torturowania w KambodŜy. I rzeczywiście.Podejrzenia skierowały się  w jego stronę  oraz w stronę  

  jego przyjaciela jeszcze z azjatyckich czasów, StanisławaBatora. Człowieka, który prowadzi klub karate o nazwie„21:37”. Jestem pewien, Ŝe gdybym sam się nie domyśliłtakich powią zań, ksią dz prę dzej czy później by je namzasugerował.

- Na czym polegał błą d? - ksią dz po raz pierwszy prze-mówił.

- Miecz Pański. Miecz Pański wyostrzono i wyczysz-czono. Tak powiadał Ezechiel. Zabójcy na tle religijnymdbają  o czytelność przekazu. O dosłowność. Boją  się , Ŝeich przesłanie nie zostanie zrozumiane, a wtedy cała mi-sterna robota na nic. Starają  się  zatem wyłoŜyć kawę  naławę . Nie pozostawić nic domyślności tę pego policjanta.Rakowieckiego i Leskiego - zrobił pauzę  - trzeba byłowypatroszyć noŜem. Mieczem Pańskim. I wyciąć im cyfryna ciele. W Biblii o duszeniu torbą  foliową chyba nie mamowy... Modus operandi od począ tku nie przystawał do

sugerowanego przekazu. Do przesłania. Do tej całej szop-ki z trójką tami i cyframi. Tego nie zrobił maniak religijny.To takie moje - Heinz nieco podniósł głos - prywatne ko-repetycje. WszakŜe - postukał palcem w przymocowaną  tabliczkę - tu spowiada sam ksią dz rektor.

- Dlaczego oni zginę li? Pytam tak, z ciekawości. - Wgłosie księ dza usłyszał drwinę .

- Dlatego. - Heinz wstał, staną ł przy drzwiczkach kon-fesjonału i podał kilka kartek. - Dlatego - powtórzył. Nie

257

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 255/265

dzieliła ich juŜ kratka. Patrzył prosto w twarz księ dza. -Najpierw próbował ksią dz zabić Kotlarczyka, który odkrył

całą sprawę . Zastanawiałem się , jak się ksią dz dowiedziało tych wszystkich plagiatach. Wreszcie dotarło to domnie. Kto wie najwię cej o klerykach? O ich problemach?PrzecieŜ wiadomo, Ŝe w seminarium nie ufa się kolegom,którzy mogą  okazać się  donosicielami. Wiadomo, Ŝe niepójdzie się  z waŜną  sprawą  do pierwszego lepszego wy-kładowcy. Ale jest w seminarium ktoś, kto gwarantuje coś wię cej niŜ spowiedź. Gwarantuje szczerą rozmowę , a tak-Ŝe pełną dyskrecję . Ksią dz jest właśnie taką osobą . - Heinz

skierował palec w stronę  spowiednika. Taką  osobą  jestojciec duchowy. Usłyszał, jak Jerzy Jurek gwałtowniewierci się w konfesjonale, jakby coś zaczę ło go nagle uci-skać.

- Kotlarczyk w swojej naiwności powiedział o kilkazdań za duŜo. Mógł liczyć na to, Ŝe miły człowiek dwojgaimion albo człowiek bez nazwiska przestrzega tajemnicyspowiedzi. Zapewne obiecał mu ksią dz, Ŝe zajmie się  tą  sprawą , wyjaśni ją ... Takie tam gadanie. Wię c Kotlarczykzaufał niepozornemu ojcu duchowemu. Nie wiedzieli tyl-ko, Ŝe ich mistrz darzy takim uwielbieniem swego precep-tora, Ŝe zrobi dla niego wszystko. Ksią dz jest jak cień rek-tora Majdy. Gdy on się wspinał, cią gną ł księ dza za sobą .Rektor wiedział, Ŝe moŜe liczyć na bezwzglę dną  lojal-ność. I w końcu stał się ksią dz ojcem duchowym. To juŜ 

  jest ktoś w hierarchii seminarium. Nawet teraz... Pewnie  jest ksią dz dumny, Ŝe moŜe spowiadać w konfesjonale

zarezerwowanym dla rektora.- Pan oszalał - wyszeptał Jurek.- Nabierałem podejrzeń co do pańskiej osoby, ale jedno

nie dawało mi spokoju. Nie, nie chodzi o alibi. W świecieseminarium w zasadzie nikt nie ma alibi. Nie ma rodziny,rzadziej, niŜ czynią  to świeccy, odwiedza się przyjaciół...Nie mogłem zrozumieć, jaki ksią dz mógłby mieć powód,by zabić kleryków. Rutger i Bator ze swoim rygoryzmem imisją wypisaną na twarzach znajdowali się w krę gu podej-

rzeń.258

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 256/265

Wyplenili homoseksualną  zarazę . Biznesmen Kunickimógł się  bać szantaŜu. TeŜ miałby powód. MoŜna sobie

wyobrazić kilka innych rozwią zań. Ale ksią dz? - Heinzzamilkł. - AŜ wreszcie trafiłem na te papiery - poruszyłplikiem kartek.

- Pan oszalał - powtórzył Jurek.- Nie oszalałem. Kotlarczyk zdobył dowody, Ŝe Majda

kradnie teksty do swojej habilitacji, i ksią dz go zabił. TyleŜe Kotlarczyk zdąŜył komuś to wszystko opowiedzieć Komu? Najpewniej kujonowi Leskiemu, o którym moŜnasą dzić, Ŝe docenił zebrane materiały. Skarga był na margi-

nesie, bo znikną ł w czerwcu. I pewnie Leski z czymś się  wygadał podczas szczerej rozmowy z księ dzem. Leskiuprawiał seks dla pienię dzy, ale postanowił się z tego wy-cofać. Uznał, Ŝe kwity na Majdę  to znakomita karta prze-targowa, by bezboleśnie ukończyć seminarium... MoŜenawet przyszedł do księ dza, Ŝeby złoŜyć taką propozycję .

- I niby co dalej?- Leski jednak nie do końca ufał księ dzu. Okazało się  

zresztą , Ŝe miał rację ... Postanowił się  ubezpieczyć. Wy-błagał spotkanie z Rutgerem i wrę czył mu kwity na Maj-dę . Tego samego dnia zginą ł. Podobnie jak Rakowiecki.Do Rutgera poszli juŜ w swoich strojach wieczorowych,ubrani pedalsko i galowo, pewnie wię c potem jechali na

 jakieś umówione spotkanie. To ksią dz miał ich tam za-wieźć. Pewnie nie pierwszy raz. Miał ich ksią dz dostar-czyć do jakiegoś kolejnego biznesmena. Leski zapewnemyślał, Ŝe robi to juŜ ostatni raz. Tyle Ŝe Jerzy Jurek na-

szprycował chłopaków jakąś pigułką gwałtu i urzą dził impiekło. Zupełny przypadek sprawił, Ŝe jeden, z klerykówmiał przy sobie kartkę  z numerem telefonu Rutgera. Pro-fesor zaś przejrzał papiery i zrozumiał, Ŝe ma w rę kubombę . Długo się wahał, czy wystą pić ze stanu duchow-nego, ale to, co przeczytał w materiałach przyniesionychprzez Leskiego, przewaŜyło. Miał dosyć tego bagna. Wy-dał oświadczenie dla prasy. Znalazły się  w nim dwa za-gadkowe zdania. „Jest jeszcze jeden waŜny powód mojej

259

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 257/265

decyzji. Poinformuję o nim w cią gu tygodnia.” Przyznaję ,w pierwszym odruchu zupełnie ten fragment zlekcewaŜy-

łem. A przecieŜ profesorowi chodziło o ten plagiat. Rutgerchciał zmusić Majdę do rezygnacji ze stanowiska rektora.Zagroził, Ŝe w przeciwnym razie ujawni całą sprawę . Taki

 jest sens tych zdań. I dlatego Rutger takŜe musiał zginąć.Tyle o tym.

- Nie ma pan Ŝadnych dowodów.- Mam kserokopie świadczą ce o tym, Ŝe Majda plagia-

tował prace naukowe. Rozmawiałem teŜ z twoimi są sia-dami, bydlaku - Heinz z pogardą cedził słowa. - Utrzymu-

 ją , Ŝe jesienią  ubiegłego roku rozpaliłeś koło domu ogni-sko. Zapamię tali to, bo nigdy tego sam nie robiłeś. Zawszerobił to dla ciebie jakiś chłoptaś z seminarium. A tu takaniespodzianka... Pracowity Jerzy Jurek. Wybrałeś odpo-wiedni moment, gdy są siedzi wyjeŜdŜali na klika dni. TyleŜe oni teŜ zrobili księ dzu niespodziankę . Musieli po coś wrócić. Ale zapamię tali tamten dzień, a wie ksią dz, dla-czego? Dlatego, Ŝe śmierdziało jak cholera. Zupełnie ina-czej niŜ palone jesienią  liście. Osobiście przekopię  twoją  działkę  i znajdę szczą tki Kotlarczyka. Nawet jeśli potrak-towałeś go potem wapnem palonym, znajdę  ślady. Rozu-miesz, bydlaku? I doprowadzę do tego, Ŝe rektor zostaniepotraktowany jako twój wspólnik przy trzech zabójstwach.

Heinz cięŜko opierał się o konfesjonał, jakby zaraz miałrunąć na ziemię .

- Masz jedno wyjście. Przyznasz się do trzech zabójstwi wskaŜesz, gdzie spaliłeś Kotlarczyka. Opowiesz teŜ, jak

to biznesmen Kunicki wypoŜyczał sobie kleryków z semi-narium. I Ŝe płacił za to grube pienią dze. Wtedy być moŜezostawię Majdę w spokoju. Być moŜe... Stanie się to, gdypodpiszesz zeznanie. - Zrobił dwa kroki do tyłu. - Maszczas do jutra rana - powiedział głośno.

Wyszedł z kościoła i spojrzał w stronę , gdzie stało za-parkowane volvo. Skiną ł głową . Był pewien, Ŝe kierowca

260

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 258/265

volva dostrzegł ten gest. Się gną ł po kluczyki. Znów natra-fił na zmię tą kartkę , z której wynikało, Ŝe morderca klery-

ków zginą ł. Wyszarpał ją z kieszeni i z wściekłością cisną łdo kosza.

41

Jerzy Jurek spakował podrę czny bagaŜ. Rano poszedłdo banku i podją ł pienią dze z konta. Razem z tym, coprzechowywał w domu, powinno wystarczyć na dłuŜszyczas. OdłoŜone pienią dze ukrywał w gabinecie. Na wszel-ki wypadek. Gdyby pojawił się  kłopot. A kłopot pojawiłsię , gdy do sprawy wkroczył ten wścibski policjant z si-wawym zarostem na twarzy.

Trzeba działać szybko. NajwaŜniejsze to wydostać się z

Warszawy. Potem samolot. Z kaŜdą godziną bę dzie trud-niej, jeśli ten Heinz dotrzyma słowa.Jurek lubił planować. Pomyślał o Rakowieckim i Le-

skim. Dali się  podejść. A pigułki gwałtu zadziałały bez-błę dnie. Jedynym błę dem było to, Ŝe przycisną łem ich zabardzo. Leski nie powiedział mi nic o tym, Ŝe przekazałmateriały Rutgerowi. Trudno, stało się .

Przypomniał sobie, jak ostatni raz zacisną ł folię na gło-wie Leskiego. Błą d. Chłopak za szybko skonał. A przed

śmiercią  jeszcze narobił w gacie. Klika minut późniejumarł Rakowiecki.Jurek pamię tał, jak po raz ostatni Ŝyły nabrzmiały mu

na przegubach, gdy zaciskał torbę na głowie i szeptał doucha chłopaka:

- Jak to mawiał ten wasz guru? Jak brzmi jego ulubioneprzysłowie? Lis wie o wielu sprawach, natomiast jeŜ zna

261

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 259/265

 jedną najwaŜniejszą . Są dziłem, Ŝe twój kolega mi powie.Ale nie chciał. Wię c ty powiedz. Powiedz wszystko, co

wiesz! Kto jeszcze wie?Rakowieckiemu opadła głowa. To był koniec.Jerzy Jurek odsłonił firankę w kuchni. Senny majowy

poranek w zapadłej dziurze koło Piaseczna. Wścibscysą siedzi wyjechali juŜ do swojej firmy, by nadzorować niesolidnych pracowników. Otworzył drzwi i zniósł zeschodów czarną  walizeczkę  na kółkach. Zaraz wróci podrugi bagaŜ i zamknie drzwi.

Popatrzył w głą b ogrodu, w stronę płotu, który oddzie-

lał go od są siadów, i zrozumiał, Ŝe się pomylił. Czerwonysportowy samochód wciąŜ stał na podjeździe. Jeszcze niewyjechali do pracy. A zatem...

- Ksią dz gdzieś wyjeŜdŜa? - usłyszał za sobą uprzejmygłos.

Odwrócił się .W pierwszej chwili nie rozpoznał twarzy, którą  zoba-

czył. Gdy wreszcie ją skojarzył, chciał krzyknąć.Nie zdąŜył.PotęŜny cios zmiaŜdŜył mu grdykę . Jurek osuną ł się na

ziemię . Z jego gardła wydobył się charkot, który był woła-niem o litość.

***

- Jakaś klą twa zawisła nad tym seminarium. - Karloff 

nerwowym ruchem zdzierał etykietę  z piwa ywiec. -Wiesz, Ŝe znaleźli tego całego Jurka, ojca duchowego,martwego w jego domu pod Piasecznem? Splą drowanemieszkanie. Morderstwo na tle rabunkowym.

Heinz wypił solidny łyk z kufla.- Wiesz, co mnie intryguje? - Karloff uśmiechną ł się  

krzywo. - KsięŜulo miał zmiaŜdŜoną  grdykę . A potemktoś go posadził w fotelu i... - cięŜko westchną ł - i wbił mu

262

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 260/265

kijek narciarski w prawe oko.- Sezon się  skończył - mrukną ł Heinz. - Trzymanie

sprzę tu narciarskiego w domu moŜe się  okazać niebez-pieczne.- Przypomniałem sobie tego twojego mistrza karate, co

to kiedyś tam rzucił komuś w oko metalową gwiazdką . Ateraz Jurek z drą giem w oczodole... Zastanawiają ce podo-bieństwo. Powiedz - chwycił Heinza za rę kę  - gadałeś zBatorem? Opowiedziałeś mu o Jurku? Wystawiłeś księ -Ŝulka do odstrzału? Rozmawiałem o tym z Jolką . UwaŜatak samo...

- Z Jolką ? Dawno jej nie widziałem...- Była na urlopie. Ale nie zmieniaj tematu. Wię c tak to

się odbyło?- Powiedziałem ci, Ŝebyś przeczesał ogród tego... w po-

szukiwaniu zwłok Kotlarczyka - Heinz podniósł głowę . -Pamię tasz, jak widzieliśmy się u ciebie po śmierci Porem-by? - zapytał niespodziewanie.

- Pamię tam. A co? - W pytaniu Karloffa wyczul napię -cie.

- Wybiegłeś wtedy z domu. Pojechałem za tobą . Podje-chałeś pod Mauzoleum ołnierzy Radzieckich. A później

 ja pogadałem z kolesiem, od którego kupujesz... - zawiesiłgłos.

- Mam z nim układ - wysapał Karloff. - A tobie nic dotego! Musiałem wcią gnąć - dodał, nerwowo rozglą dają csię na boki. - Czasami muszę , bo inaczej bym oszalał!

Heinz wiedział, Ŝe teraz on i Karloff zawierają ze sobą  

inny układ. Układ polegają cy na tym, Ŝe Ŝaden z nichwię cej nie zada niewygodnych pytań.- Uwierz mi - Heinz chciał, by jego głos zabrzmiał po-

 jednawczo. - Jerzy Jurek to prawdziwy skurwysyn.- WciąŜ nie rozumiem, dlaczego to on miałby zabijać.- Efekt Rosenthala - odparł Heinz w zamyśleniu.-e co?- Pamię tasz? Gdy byliśmy u Kunickiego, była o tym

mowa. Jurek bez Majdy czuł się nikim. Zresztą miał rację .

263

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 261/265

Był nikim. Zabił, by ratować rektora przed kompromitacją  i upokorzeniem. I by ratować twarz. Własną . Ale przede

wszystkim jemu starał się  sprawić przyjemność. Tak jakpies treserowi. Jak niewolnik panu... Tak czy inaczejuznał, Ŝe naleŜy to zrobić za wszelką cenę .

- Ale nie za taką ! - obruszył się Karloff. - Chłopie, zlitujsię !

Karloff wstał od stołu.- Powiem ci coś - Heinz pochylił się w stronę  rozmów-

cy, gdy ten wrócił z toalety. - Znasz takie powiedzenieConrada, Ŝe trzeba wymierzać sprawiedliwość widzialne-

mu światu? OtóŜ ja...- Konrada? - przerwał Karloff. - Konrada Osucha? Nie

wiedziałem, Ŝe przeszliście na ty!Heinz cięŜko westchną ł i dopił piwo. Wreszcie mógł

się napić. I nie musiał pić za dobrą formę sę dziego.Wyszedł z baru, który zapełnił się w cią gu ostatniej go-

dziny. W pią tkowe popołudnie zaczynał się kolejny week-end. Heinz nie miał w Warszawie juŜ nic do roboty. Pod-szedł do samochodu. Jeszcze dziś odstawi go do komendy.Zza wycieraczki wyją ł ulotkę  agencji towarzyskiej.Dziewczyna na zdję ciu miała biało-czerwony szalik. Piersiprzysłonię te były dwiema futbolówkami. „Zapraszamywszystkich kibiców - przeczytał. - Przygotowania czaszacząć. Zadbamy o waszą kondycję .”

Jeszcze kilka lat i trzeba bę dzie się wynosić z tego kra- ju.

42

Pięści Heinza były mocno zaciśnię te. - Atakuj! - krzyk-ną ł Kastoriadis. Wykonać ruch to znaczy odsłonić się . Uka-zać kyo. Zawahać się i stracić kontrolę nad tym, co się robi?

264

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 262/265

Czy musiał czekać na ruch mordercy? Czy musiało dojść do śmierci Rutgera, by uchwycił właściwy trop? Czy mu-

siał być podejrzanym aŜ do chwili, gdy stał się aŜ za bar-dzo podejrzany?Zapewne tak właśnie było.Śledztwo w sprawie morderstwa dwóch kleryków ofi-

cjalnie zakończono. Morderca księ dza Jurka wciąŜ pozo-staje na wolności. Rektor Majda zrezygnował z kierowa-nia seminarium duchownym na oliborzu. Przeprowadzo-na tam kontrola wykazała liczne - a nawet, jak to w jed-nym z artykułów określono: „skandaliczne” - nieprawi-

dłowości. Na wniosek wizytatora papieskiego seminariumzamknię to.

Poza tym wszystko wróciło do normy. Znów było byle  jak. Syn dostał się  na studia. Od tygodnia, gdy pokłócilisię  kolejny raz i gdy Heinz usłyszał, Ŝe nigdy nie był zniego Ŝaden ojciec, nie zamienili zdania. Widocznie mu-siało tak być.

Heinz poczuł, Ŝe pięść Kastoriadisa wbija mu się w Ŝe-bra. Ję kną ł i skrzywił się z bólu.

- Gdzie jesteś, Hipis? Bo na pewno nie tu! Nie w dojo! -krzyczał Lambors.

- Masz rację . Lis wie o wielu sprawach, natomiast jeŜ zna jedną najwaŜniejszą ...

- Co powiedziałeś? - zdziwił się mistrz karate.- Nic. Mawiał tak pewien mą dry człowiek. - Przypo-

mniał sobie męŜczyznę  o zmruŜonych oczach. - Najwy-raźniej jestem lisem, a nie jeŜem...

- Jest mi dokładnie wszystko jedno, kim jesteś - powie-dział Kastoriadis. - Bylebyś zaatakował jak naleŜy! Skon-centruj się na tym, co robisz! Dalej!

Heinz wyprostował się , zacisną ł pięści i ruszył do przo-du.

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 263/265

Od autora

Pragnę podzię kować tym wszystkim, którzy wzbogacilitę powieść swoją wiedzą  i doświadczeniem. Nieocenionejpomocy udzielił mi, niezawodny jak zwykle, doktor JakubTrnka z Zakładu Medycyny Są dowej AM we Wrocławiu- człowiek o kolosalnej wiedzy i zarazem wyczuciu litera-ckim. Za liczne inspiracje dzię kuję  komisarzowi Krzysz-tofowi Tkaczykowi z dawnego wydziału zabójstw Ko-mendy Stołecznej Policji, zaś inspektorowi Tomaszowi

Bednarzowi - szefowi Laboratorium Kryminalistyki KSP -wdzię czny jestem za efekt Rosenthala i parę innych wyja-śnień. Rafałowi dzię kuję  za opowieści z krypty, czyliwprowadzenie w świat zakładów pogrzebowych.

Dzię kuję pierwszym czytelnikom maszynopisu: Gosi iMarkowi Krajewskim oraz Wojciechowi Burszcie za wni-kliwą  lekturę  i uwagi. Za wszelkie niedostatki ksiąŜki od-powiedzialny jest oczywiście jej autor.

W świat sztuk walki - odgrywają cych waŜną  rolę  wpowieści - wprowadzili mnie koledzy z Polskiego Zwią z-ku Karate Tradycyjnego, szczególnie zaś sensei SzczepanThomas. Oss!

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 264/265

Seminarium duchowne w okolicach Placu Krasińskich  jest moim własnym wymysłem, jakkolwiek liczne opo-

wieści z Ŝycia seminariów pochodzą  od osób dobrze zo-rientowanych w tej kwestii. Zgodnie z ich Ŝyczeniem niewymieniam tu ich nazwisk i dzię kuję za okazaną pomoc.

21:37  dedykuję  mojej Ŝonie Ani z nadzieją , Ŝe to nienajgorszy pomysł, na jaki wpadłem w Ŝyciu.

Mariusz Czubaj lipiec 2008

5/14/2018 Czubaj Mariusz - Polski Psycho Pat A 01 - 21.37 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/czubaj-mariusz-polski-psycho-pat-a-01-2137 265/265

Redakcja: Anna Adamiak Korekta: ElŜbieta Michalak, GraŜyna Mastalerz 

Redakcja techniczna: Urszula Zię tek Projekt okładki i stron tytułowych: Piotr Grabowski 

na podstawie koncepcji graficznej Marka Goebla Fotografia autora: © Grzegorz Press 

Wydawnictwo W.A.B. 02-502 Warszawa, ul. Łowicka 31 

tel./fax (22) 646 01 74, 646 01 75, 646 05 10, 646 05 11  

[email protected] www.wab.com.pl 

Skład i łamanie: Komputerowe Usługi Poligraficzne Piaseczno, ul. ółkiewskiego 7a 

Druk i oprawa: Drukarnia Wydawnicza im. W.L. Anczyca S.A., Kraków 

ISBN 978-83-7414-530-5