CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi....

24
Z pasją o regionie W numerze: czyt. str. 3 czyt. str. 12-13 czyt. str. 22 czyt. str. 2 Wywiad z Marcinem Dańcem Rowerowym szlakiem z Wrocławia do Trzeb- nicy „Żądło” w Trzebnicy, rowerowej stolicy Dolnego Śląska fot. Marcin Mazurkiewicz CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 www.kociegory.eu CZASOPISMO BEZPŁATNE

Transcript of CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi....

Page 1: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

Z pasją o regionie

W numerze:

czyt. str. 3 czyt. str. 12-13 czyt. str. 22

czyt. str. 2

Wywiad z Marcinem Dańcem

Rowerowym szlakiem z Wrocławia do Trzeb-nicy

„Żądło” w Trzebnicy, rowerowej stolicy Dolnego Śląska

fot. Marcin Mazurkiewicz

CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 www.kociegory.eu CZASOPISMO BEZPŁATNE

Page 2: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

2 czerwiec 2011Od redakcji

oddajemy w Wasze ręce pierwszy numer “Kocich Gór”, nowego bezpłatnego mie-sięcznika poświęconego w całości turysty-ce, rekreacji, kulturze i regionaliom Kocich

Gór i Doliny Baryczy.Przyświecającą nam ideą jest pisanie o wszystkim z czego, jako mieszkańcy Kocich Gór, możemy być dumni. Pisanie o tym co nas zaintrygowało, co spowodowało, że ser-ca zaczęły nam szybciej bić lub gdy po pro-stu uznaliśmy że musicie o tym usłyszeć. Chcemy, żebyście mogli przeczytać o wy-darzeniach nietuzinkowych i wartych uwa-gi oraz o tych polecanych przez nas, na któ-rych nie powinno Was zabraknąć. Chcemy przede wszystkim promować nasze lokalne bogactwo. Nasze regionalne produkty, ludzi i wartości.

Kiedy w sierpniu 2010 roku rozpoczęli-śmy pracę nad nowym portalem interne-towym kociegory.eu nie spodziewaliśmy się, że wśród naszych Czytelników jest tak wielka potrzeba pozytywnego i osobistego przekazu. Postanowiliśmy więc dotrzeć do wszystkich tych, którzy nie mają dostępu do informacji w internecie lub bardziej

przemawia do nich tradycyjne drukowane medium.Formuła miesięcznika sprzyja interakcji z Czytelnikiem, który w każdej chwili może

stać się częścią naszego zespołu. Zachęca-my do współpracy wszystkich, którzy chcą podzielić się swoimi pasjami, osiagnięciami czy relacjami z Krainy Wzgórz Trzebni-ckich i Doliny Baryczy.

Mamy nadzieję, że trud podjęty przy two-rzeniu tego numeru zaowocuje nie tylko ciekawymi artykułami, lecz pokaże pełniej-szy obraz naszego regionu. Obraz miejsca, z którego można być dumnym, miejsca gdzie koniecznie trzeba przyjechać na weekend, na tydzień, a może na zawsze.Pozwoli się nam lepiej poznać i współpra-cować ze sobą. Liczymy na Waszą przychyl-ność, ale też uwagi i propozycje. Składamy wielkie podziękowanie całemu zespołowi redakcyjnemu oraz osobom, które odpo-wiedziały na nasze zaproszenie i podjęły się napisania kilku słów do tego wydania.

W obecnym wydaniu proponujemy zapo-znać się z redakcyjnym wyborem tekstów

dotyczących najciekawszych wydarzeń, jakie mieliśmy okazję z Wami przeżywać od czasu powstania portalu kociegory.eu. Przygotowaliśmy równiez kilka niespo-

dzianek. Piszemy m.in.o otwarciu sezonu wod-niackiego w Porcie Uraz, o II Paradzie Orkiestr Dętych w Trzebnicy, o Pikniku Country w Wiszni Małej, o Majów-ce w Zawoni i o młynie w Czeszowie. Recenzujemy film z Doliny Baryczy i płytę CD z Obornik Ślą-skich. Piszemy o naszym Strongmanie ze Złotowa, relacjonujemy rajd po Za-czarowanej Krainie oraz maraton rowerowy Żąd-ło Szerszenia. Specjal-nie z okazji pierwszego wydania swoją premierę ma wywiad z Marcinem Dańcem. Przeczytacie również o produktach regionalnych i lokalnych artystach, o koncertach, muzyce, instrumentach i

projektach filmowych. Zapraszamy na ro-werowe szlaki, bo przecież wszystkie drogi z Wrocławia wiodą w tę bajeczną Krainę.

Kocie Góry to czasopismo do którego wszyscy podchodzimy bardzo osobiście, ponieważ tematy poruszane na jego ła-mach są nam szczególnie bliskie. Pierwszy numer pochłonął wiele pracy i pasji, jednak na pewno nie jest jeszcze w pełni ukształ-towaną formą. Chcemy razem z Wami wy-pracować ostateczny kształt i formułę cza-sopisma, aby nasze Kocie Góry były przede wszystkim Waszymi Kocimi Górami.

Przyjemnej lektury życzy w imieniu zespo-łu redaktor naczelny Marcin Mazurkiewicz oraz wydawca Marcin Raczyński.

Drodzy Czytelnicy,

Page 3: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

3www.kociegory.eu Trasy turystyczne

Długość: 21,6 kmczas przejazdu: 2 hstopień trudności: łatwy Charakterystyka: Trasa prowadzi asfal-towymi drogami przez równinne tereny poniżej Pasikurowic i pagórkowate wznie-sienia Kocich Gór z kulminacją ponad 240 m n.p.m pod Raszowem. Celem podróży i najpiękniejszym zabytkiem w całym re-gionie jest pocysterski zaspół klasztorny z sanktuarium św. Jadwigi. 0,0 km - Wrocław Pawłowice - wycieczkę rozpoczynamy przy zbiegu ulic Pawłowi-ckiej i Widawskiej we Wrocławiu. Z tego miejsca kierujemy się drogą na Ramiszów. po przejechaniu którego przekraczamy linię kolejową Wrocław - Trzebnica (reaktywo-waną w 2009 r.) i jadąc wzdłuż torowiska docieramy do Pasikurowic. Trzeba zobaczyć koniecznie:Wrocław Pawłowice - pałac neorensanso-wy Kornów z lat 1891-95 z parkiem o po-wierzchni 7,2 ha, obecnie należący do Aka-demii Rolniczej. 5,2 km - Pasikurowice - podąża-my aleją lipową w kierunku Siedlca.

Warto zwrócić uwagę na:Pasikurowice - piękna aleja lipowa.Pasikurowice - stary ewangelicki cmentarz.Pasikurowice - kościół poewangelicki z 1839 r. z masywną wieżą.Pasikurowice - duży krzyż pokutny.Pasikurowice - krzyż pokutny przy ul. Wrocławskiej 76. 7,2 km - Siedlec - wjeżdżając do wsi mo-żemy skręcić koło stawu w stronę parku i dużego gmachu nowej szkoły i wyjeżdża-jąc na drogę dojedziemy do stacji PKP linii Wrocław - Trzebnica skąd udamy się drogą na Trzebnicę do Skarszyna.

Warto zwrócić uwagę na:Siedlec - d. dwór z XX w.Siedlec - stadnina koni 11,3km - Skarszyn - na skrzyżowaniu skrę-camy w lewo na Trzebnicę. Warto zwrócić uwagę na:Skarszyn - zespół pałacowo-folwarczny - jest to typowy przykład zabudowy dworskiej w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe z 2 poł. XIX w., rządcówka z ok. 1910 r., budyn-ki mieszkalne i gospodarcze z p. XX w., park pałacowy i zdrojowy z XVIII-XIX w.Skarszyn - rezerwat przyrody - las bukowy w Skarszynie.Skarszyn - krzyż pokutny przy drodze na Łozinę 14,9km - Głuchów Górny - po wyjecha-niu z miejscowości cały czas kierujemy się drogą na Trzebnicę i przejeżdżamy przez najwyższy punkt na trasie. Po prawej może-my zobaczyć góralski domek z elektrownią wiatrową. Trzeba zobaczyć koniecznie:Głuchów Górny - kościół neogotycki Pod-wyższenia Krzyża Świętego z 1857 r.

Raszów - zespół pałacowy: pałac z l. 1826-30, 1905-10; pawilon pałacowy z p. XX w.; 2 oficyny pałacowe z 1 poł. XIX w.; budynki mieszkalne, budynki go-spodarcze, stodoły, brama wjazdowa z p. XX w., park palacowy z p. XX w. Warto zwrócić uwagę na:Głuchów Górny - zespół pałacowo - parkowy.Głuchów Górny - w ścia-nie jednego z zabudowań

na początku II wojny światowej wmurowa-no część śmigła zestrzelonego tu niemie-ckiego samolotu myśliwskiego 2.09.1939 r. przez polski samolot.Głuchów Górny - w miejscowości znajdo-wało się tu supertajne centrum dowodzenia Układu Warszawskiego, z bunkrem 15 m pod ziemią. 21,6km - Trzebnica - wycieczkę kończymy przy Międzynarodowym Sanktuarium św. Jadwigi Trzeba zobaczyć koniecznie:Trzebnica - Kościół parafialny św. Bar-tłomieja i Jadwigi d. klasztorny, od 2007 r. Międzynarodowe Sankuarium Św. Jadwigi

Śląskiej w Trzebnicy (l. 1203-04, 1268-69, 1740-85); plebania - d. budynek Zarządu Fundacji Klasz-tornej (ok. 1700, p. XX w.)Trzebnica - Zespół klasz-torny ss. Boromeuszek: klasztor z 1697-1726, 2 oficyny bramne z k. XIX w., brama z k. XIX w., izba przyjęć z k. XIX w. i p. XX w., Dom “Jadwigi” z k. XIX w., mur z bramami z k. XIX w. i p. XX w., Od-działy noworodków, chi-rurgii, dziecięcy z k. XIXw. i p. XXw., park klasztorny i ogrod gospodarczy z XVIIIw., kaplica z 2 poł. XIXw.Trzebnica - Kościół św. Piotra i Pawła z XIII w., ok. 1470 r., 1853 r., wieża kościelna z XV w.Trzebnica - Rotunda Pięciu Stołów - Bu-dowla ta jest murowanym kręgiem, który został wzniesiony w XIII w.Trzebnica - Zaspół kościelny Czternastu Świętych Wspomożycieli i plebania z k. XIX w. i p. XX w.Trzebnica - Zdrój Świętej Jadwigi - najstar-szym zabytkiem trzebnickiego uzdrowiska jest otwarty w maju 1888 r. dom zdrojowy.Trzebnica - Las Bukowy - w bezpośredniej bliskości zabudowań trzebnickiego kom-pleksu uzdrowiskowego znajduje się Las Bukowy, którego część pełniła rolę parku zdrojowego.Trzebnica - Zespół pensjonatowo-parkowy przy ul. Olesnickiej: pensjonat tzn. “Zamek” z p. XXw., dawna wozownia z ok. 1890r., studnia tzn. Żródełko Marii Karoliny z ok. 1890r., park krajobrazowy z ok. 1890 r.Trzebnica - Muzeum Regionalne - Towa-rzystwo Miłośników Ziemi Trzebnickiej zgromadziło zbiór dokumentów, zdjęć, przedmiotów z pierwszych lat powojen-nych, które były eksponowane od 1979 r. w Izbie Pamięci Narodowej w trzebnickim ratuszu. Izbę przekształ-cono w 1990 r. w Muze-um Regionalne. Od 1998 r. Muzeum mieściło się w XVIII-wiecznej kamie-niczce w Rynku. Obecnie w Ratuszu.Trzebnica - Muzeum Kultu Św. Jadwigi - w l. 1978-1981 obok Bazyliki wybudowano Dom Piel-grzyma im. św. Jadwigi Śląskiej. W jednym ze skrzydeł urządzono Mu-zeum Kultu św. Jadwigi, gdzie co roku pod koniec

września organizowane są z okazji Dni Kul-tury Chrześcijańskiej tematyczne wystawy.Trzebnica - Muzeum ss. Boromeuszek z cennymi zbiorami sztuki i rzemiosła oraz ekspozycjami etnograficznymi.Trzebnica - Kapliczka Św. Jadwigi na Ka-plicznym Wzgórzu z XVIII i XIXw. Przy kapliczce nagrywano jeden z odcinków “Czterech pancernych i psa” oraz “Popiół i diament”. Noclegi:Trzebnica Posiłki:Trzebnica Atrakcje:stadnina koni w Siedlcumuzeum ss. Boromeuszek w TrzebnicyMuzeum Kultu w TrzebnicyMuzeum Regionalne w Trzebnicy Komunikacja:Koleje Dolnośląskie (Wrocław, Siedlec, Pa-sikurowice, Brochocin, Trzebnica) tekst: kociegory.eufotografia: Marcin Mazurkiewicz

Rowerowym szlakiem z Wrocławia do Trzebnicy(Szlak R9 Adriatyk - Bałtyk, Odcinek: Wrocław Pawłowice - Trzebnica)

Okolice Głuchowa Górnego

Międzynarodowe Sanktuarium Świętej Jadwigi w Trzebnicy

Okolice Raszowa

Page 4: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

4 czerwiec 2011Gmina Oborniki Śląskie

Smoki popłynęły, kefir polano

Prognozy pogody były bardzo optymi-styczne. Wszyskie zapowiadały piękną i słoneczną pogodę w urokliwym porcie na 275 kilometrze Odry. Niestety tradycji stało się zadość i już od wczesnych godzin rannych, pogoda była jeszcze gorsza niż w zeszłym roku i dwa lata temu… jednym słowem - kiepska. Powiem nawet więcej, 2 kwietnia 2011 pogoda była wyjątkowo kiepska. Jeszcze przed wyjazdem zadzwo-niłem do portu, aby upewnić się, że impreza nie zostanie w ogóle odwołana. Nie jestem do końca pewny, jaką odpowiedź chciałem wtedy usłyszeć, bo co spojrzałem za okno, to przechodziły mnie ciarki na samą myśl otwarcia drzwi… Jednak szef portu, Michał Jezierski, jak pierwszoligowy kapitan, przywrócił mi wiarę w siebie szorstkim, marynarskim tonem

- Rozpoczęcie sezonu wodniackiego jest zaplanowane, więc będzie wykonane! Przy takiej sile perswazji, nie pozostało mi nic innego, jak położyć uszy po sobie, wsiąść do auta i płynąć wraz ze strugami deszczu w kierunku Portu Uraz. Na miejscu wszystko było już gotowe. Mokre, ale gotowe. Mimo tego całego siąpania, odniosłem wrażenie, że ludzi i strażaków było jakoś więcej niż poprzednio. Trochę tak po marynar-sku, poupychani jak sardynki we wszyst-kich możiwych zadaszonych miejscach. Wszyscy jednak wyszli na zewnątrz, kiedy komandor Żeglarskiego Klubu Portu Uraz, Henryk Klimczak dał znak do uroczystego wciągnięcia bandery na maszt, a pani sołtys Urazu, Teresa Janik-Kowalska przywitała zebranych i oficjalnie otwarła sezon wodnia-cki. Rozejrzałem się wtedy wokół i nie miałem już wątpliwości, frekwencja dopisała. Do rywalizacji pucharowych w wyścigach

smoczych łodzi stanęło aż 8 ekip. Na pomoście szybko zrobiło się tłoczno. Każdy chciał pogłaskać, dotknąć i sfotografować smocze głowy przytwierdzone do dziobów łodzi. Jakby na złość, przy pierwszym wyjściu z portu, jedna ze smoczych paszczy doznała kontuzji i organizatorzy podjęli decyzję o ukręceniu łbów bestiom. Zabawnie wygląda-ły te łodzie bez orientalnych paszczy, ale za to ze smoczymi ogonami. Zamieszanie trwało krótko i już po chwili pierwsze ekipy ruszyły na start. Szybko wskoczyłem na podstawioną fotoreporter-ską łódkę (tu ukłony dla Jarka za profesjo-nalne sterowanie maszyną) i po chwili byłem tuż przy zawodnikach. Mgła była piekielna, mżyło trochę jakby mniej, ale i tak widocz-ność była licha. Zaparkowana w szuwarach łódka sędziowska, wyglądała jak wyrwana z planu filmowego. Komandor z megafonem, reżyser widowiska – Scena pierwsza, ujęcie pierwsze! Akcja! Hmmmmmm... To znaczy... – Na miejsca! Gotowi! Start!

I poszli! Łeb w łeb, rzekłbym, gdyby smocze głowy nie zostały w porcie… Piękne widowisko, dużo nerwów, emocji, deszczu i wiatru we włosach… dużo ducha walki, dużo radości na mecie… Bardzo pozytyw-ną niespodzian-ką było pojawie nie się na starcie ekipy Starostwa Powiatowego w Trzebnicy, gdyż nikt na poważnie nie brał

zeszłorocznych deklaracji o starcie urzędni-ków. Najważniejsze że płynęli z wielką determinacją i… nie byli ostatni. “Siódemka” to ponoć szczęśliwa liczba ;) Na mecie czekał już starosta Robert Adach i gratulo-wał odwagi swoim chłopakom i dziewczy-nom. Zasadnicza część zawodów rozegra-na została bardzo sprawnie i już po chwili sędzia - komandor przedstawił 4 najlepsze ekipy, które miały rywalizować o miejsca pucharowe. Ostatecznie na pudle znalazły się: I miejsce - OSP Uraz, II miejsce - OSP Ścinawa i III miejsce - OSP Oborniki Śląskie. Honor Portu Uraz został więc uratowany, a wierzcie mi nie było łatwo. Puchary i dyplomy wręczał wiceburmistrz Obornik Śląskich Adam Stocki. Po pucharach i pamiątkowych zdjęciach przyszedł czas na świętowanie. Przy stoisku

kiełbaskowym zrobiło się tłoczno. Mięsko i piwko wchodziło gładko. Kto potrzebo-wał zjeść bardziej mącznie lub rybnie i napić się czegoś cieplejszego, to mógł skorzystać z gościnności miejscowej tawerny. W czasie kiedy jedni zajadali się i oblizywali palce, a inni grali w portowe szachy polowe, na placu pod sceną rozgrywała się kolejna wielka bitwa. Swoją premierę miały I Otwarte Mistrzostwa Portu Uraz na Ergometrach Wioślarskich na dystansie 500 metrów. Maszyny, specjal-nie na tę okazję, wypożyczyła pani Ewa Gancerz z Klubu Wioślarskiego “Pegaz” z Wrocławia. Co tu pisać, popatrzcie lepiej na zdjęcia. Ile potu, wysiłku i sportowej złości wycisnęły te urządzenia z uczestni-ków. W sumie startowało 25 zawodników. I miejsce zajął Roman Nakonieczny z OSP Ścinawa z czasem 1:30.5, a II i III miejsce z czasem 1:34.0 - Dawid i Wiesław Bender. Patrząc na zainteresowanie tym punktem programu, śmiało mogę powiedzieć, że był to strzał w „10”. Prawdziwy „hicior” imprezy. Pod koniec zabawy wyczekiwane słonecz-ko zaczęło przedzierać się przez chmury i smagać wioślarzy po grzbietach, niestety znikło równie szybko, co się pojawiło. Była godzina 16.00. Trochę przycichło. Kiełbaski zniknęły. Część przybyłych czmychnęła do domów, część postanowiła skorzystać z dobrodziejstw portu i zaszyła się w tawernie na przysłowiową rybkę. Jeszcze inni korzystali z możliwości popływania po porcie. Ja wybrałem tawernę, wypiłem dwie szybkie kawy i powróciłem pod scenę, skąd dobiegały dźwięki pierwszego strojenia Kefir Bandu - gwiazdy wieczoru. Próba była szybka i intensywna. Wybiła 17.00. Do koncertu jeszcze półtorej godziny. I tak naprawdę nie do końca wiedziałem co ze sobą zrobić. Może coś pozwiedzać? Zabytki są tu zacne, ale zamek zamknięty, kościółek również. Poza tym miejsca te już dobrze znam. Wróciłem zatem na jeszcze jedną kawę, a następnie przyglądałem się pracy w porcie. Zajmujące, ale... Wydaje mi się, że właśnie czas pomiędzy zawodami, a koncertem, warto jakoś zagospodarować w przyszłości. Może zwiedzanie zamku z przewodnikiem? Może jakieś zabawy dla całych rodzin i dla wszystkich tych, którzy nie do końca potrafią się skupić na wodniac kiej rywaliza-cji. Może jakiś Puchar Szczura Lądowego?

Muszę nadmienić jeszcze, że ze względu na niesprzyjające warunki pogodowe nie odbyła się jedna z atrakcji dnia, a mianowi-cie Przesiadkowe Regaty Klasy Omega. Najprawdopodobniej rozegrane zostaną one na początku maja. Planowo o 18.30 usłyszałem kilka próbnych akordów i z głośników popłynęła muzyka. Kefir Band to młody zespół z Obornik Śląskich. Miałem już okazję kilka razy ich słuchać. Bardzo dobrze radzą sobie na scenie i brzmią też nieźle. Trochę zastana-wiało mnie, jak to wszystko będzie wygląda-ło. Sporo ludzi się wykruszyło, a i dojazd do portu, nie jest najlepszy dla niezmotoryzo-wanych. Zespół zaczął trochę jakby bez wiary w rozgrzanie fanów, jednak stosunkowo szybko zaczął dobrze się bawić i atmosfe-ra ta udzieliła się wszystkim pod sceną. Impreza rozkręcała się coraz bardziej. Na koniec koncertu, kiedy zaczęli grać kolejne bisy, a zgromadzeni pod sceną prosili o kolejne i kolejne kawałki, lider zespołu z rozbrajającą szczerością stwierdził, że wykończyli już cały swój repertuar. Wtedy z tłumu padło - To grajcie jeszcze raz to samo! Zagrali, a ludzie zaczęli tańczyć i śpiewać. Udany to był wieczór, oj udan Całą imprezę oceniam bardzo pozytywnie, szczególnie, że z roku na rok jest coraz lepiej. Także dla szefa portu Michała Jezierskiego był to udany debiut w roli organizato-ra. Szczerze wierzę, że kolejne otwarcie sezonu będzie jeszcze bardziej profesjonal-nie przygotowane. Nie każmy sobie jednak czekać do przyszłe-go roku. Sezon jest otwarty! Wszystkich zapraszam więc do korzystania z atrakcji portu. Można tu wypożyczyć łódki i kajaki, można korzystać z tramwaju wodnego (od czerwca) oraz można uczyć się pływać pod żaglami. Zainteresowanych odsyłam na stronę portu, gdzie znajduje się cennik usług, kalendarz imprez oraz więcej informacji o samym porcie.

Zawodom towarzyszyła zacięta rywalizacja i sportowa złość

Zwyciezcy z Urazu podziękowali publiczności i współza-wodnikom

Page 5: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

5www.kociegory.eu Gmina Trzebnica

Trzebnica... 8 maja... wiosna... niedzie-la... Wszystkie znaki na niebie, ziemi i w telewizjach komercyjnych przepowiadały deszcz... Jeszcze godzinę przed rozpo-częciem parady orkiestr dętych zdawa-ło się, że deszcz będzie jej nieodzow-nym elementem. Na szczęście tuż przed rozpoczęciem uroczystego przemarszu okazało się, że telewizja kłamie, a jej prognozy pogody warte są tyle co wróże-nie z fusów cejlońskiej herbaty za 1.98...

Wybiła 15.00. Wyszło słońce. Stojąc na wysokości Rynku spojrzałem w dół ulicy Daszyńskiego... To właśnie stamtąd dobie-gły najpierw nieśmiałe, a potem coraz donośniejsze dźwięki trąbek, puzonów, klarnetów i bębnów... To właśnie tam w słońcu połyskiwało złoto muzyki, a po chwili mogłem już wyraźnie zobaczyć aktorów zbliżającego się spektaklu. Tak właśnie rozpoczęła się II Parada Orkiestr Dętych i Humoru w Trzebnicy.

Po udanym zeszłorocznym debiucie poprzeczka oczekiwań zawieszona została wysoko. Zespół Placówek Kultury posta-rał się jednak, aby i w tym roku atrakcji nie zabrakło. Organizatorzy zaprosili cztery orkiestry dęte i to w obsadzie między-narodowej. Każda drużyna odświętnie ubrana, każda maszerując marsza zagra-ła. Najpierw przeszła Orkiestra Dęta ze Śremu, a zaraz za nią Orkiestra Dęta Miasta Leszna. Obie formacje uzbrojo-ne z zabójczy oręż młodych, zwinnych i wygimnastykowanych mażoretek.

Chwilę później zjawiła się skromna perso-nalnie, ale wyjątkowo bogata w dźwięki, czeska Orkiestra Brodanka z Zelaznego Brodu. Naprzód Niebiescy! Wkroczyli gospodarze... Trzebnicka Orkiestra Dęta.

Na Rynku zebranych przywitał

koordynator imprezy, Mateusz Stanisz i zaprosił orkiestry do wspólnego odegra-nia Hejnału Trzebnicy. Następnie licznie zgromadzeni mieszkańcy mogli posłu-chać i zobaczyć występów zaproszonych gości na i pod sceną. Orkiestra ze Śremu zagrała pięknie, a mażoretki pięknie zatańczyły... Nie inaczej było z Lesznem. Muzyka i pokazy, muzyka i pokazy... Dlaczego my nie mamy mażoretek?

Czesi też nie mieli dziewczyn pod sceną, ale za to mieli w pierwszym rzędzie grające na saksofonach. Oj grały pięknie i śpiewały pięknie... Występ bardzo przypadł do gustu publiczności, więc z nieskrywaną radością przyjęła ona fakt, że to nie będzie ich ostat-ni występ. Organizatorzy przewidzieli, że na sam koniec to właśnie Czesi wyjdą na scenę, aby zagrać do tańca i do zabawy :)

Mimo że słońce zaczęło już zachodzić i lekko zawiało, na scenie atmosfera była

gorąca. Pojawiła się Trzebnicka Orkiestra Dęta. Podopieczni pomysłodawcy impre-zy - Jerzego Marczaka na pewno mogą koncert uznać za udany - grali wybornie.

Po tej solidnej dawce muzyki na scenie pojawiła się Formacja Chatalet... Kabaret znam dobrze, więc nie będę udawał, że mnie chłopaki zaskoczyli. Po prostu byli... śmiesz-ni :) Szybko nawiązali kontakt z publicznoś-cią, a ich ostry dowcip idealnie wpasował się w gusta i oczekiwania przybyłych widzów.

O zmroku na scenę powrócili niezata-pialni towarzysze z Czech. W okrojonym składzie i z nową wokalistką, tak nakrę-cili publiczność, że pod sceną zaczęło brakować miejsca na swobodny taniec. Po każdym kolejnym utworze dało się słyszeć gromkie wołanie o bisy... Bisów tego wieczoru było tyle, że trudno teraz

powiedzieć czy to w ogóle bisy były czy Czesi po prostu zagrali trzeci koncert...

Po występie na scenę zaproszony został patron imprezy, burmistrz Trzebnicy Marek Długozima. Pogratulował on wykonawcom świetnych występów i zakomunikował, że orkiestry i kabarety będą od tej pory nową trzebnicką trady-cją. Tradycją drugiego weekendu maja.

8 maja 2011 roku na długo pozostanie w pamięci mieszkańców. Idea impre-zy jest bardzo dobra i potrzebna. Dzięki Paradzie mieszkańcy mogli się przekonać, że orkiestry dęte to nie jakieś stowarzy-szenia starszych panów dmących smuty na trąbkach. Młodzi ludzie, których spotkałem tego dnia wielu, zaskoczeni byli, że gra się tu tak dobrą i różnorod-ną muzykę... no i jeszcze te dziewczyny...

Parada Orkiestr Dętych i Humoru

Mażoretki z Leszna zachwyciły trzebnicką publiczność

Trzebnicka Orkiestra Dęta kolejny raz pięknie zagrała

Dobrym humorem uraczyła widzów Formacja Chatelet

Impreza rozpoczęła się od przemarszu orkiestr przez miasto

Page 6: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

6 czerwiec 2011Gmina Prusice

Występ Marcina Dańca 25 marca w Prusicach był jednym z tych wydarzeń, które niosą ze sobą bardzo duży ładunek często sprzecznych emocji. Impreza w założeniu była debiutem kulturalnym roku 2011, który miał być „przedsmaczkiem” tego co gmina chce zaoferować swoim mieszkańcom w ciągu całego roku. Tak więc z jednej strony wszyscy mieli wielkie oczekiwania w stosunku do wyda rzenia, a z drugiej organizator czuł na sobie wzrok setek oczu, które bacznie obserwowały wszystkie jego poczynania.

Od kiedy zamieszkałem w Kocich Górach to gmina Prusice jawiła mi się, jako miej-sce z potencjałem, jednak wyjątkowo nie[wykorzystanym. Oczywiście nie można powiedzieć, że nic się tu nie działo, bo tak nie było. Jednak wyda rzeniom artystycznym nie towarzyszyła odpo-wiednia promocja,  brakowało tego medial-nego polotu, tego wyjścia do odbiorcy. Pewien standard w powiecie wyznaczały: Trzebnica, Żmigród czy Oborniki Śląskie. Mnie osobiście najbardziej dokuczał chro-niczny brak informacji o tym co i kiedy się wydarzy. Pamiętam jak dziś, gdy na stro-nie gminy pojawił się plakat zachęca-

jący do udziału w imprezie, dzień przed imprezą. Jeśli ktoś nie kupował lokal-nej prasy i nie mieszkał w gminie Prusice, aby mógł natknąć się na plakat w ratu-szu, szanse na informację miał tak wielką,  jak to, że kiedyś na żywo zobaczy Marcina Dańca. Sytuacja ta przełożyła się w prak-tyce na to, że nigdy nie dotarłem na żadną

prusicką imprezę i  kompletnie nie miałem pojęcia czego spodziewać się tego wieczoru. Muszę jednak zaznaczyć, że jakiś rok temu coś drgnęło i nagle tych wszystkich informa-cji zaczęło pojawiać się więcej. To dzięki temu udało mi się wygospodarować trochę czasu, aby przyjechać na przegląd muzyki chóral-nej – VOX DOMINI 2010. Przyznam, ze byłem bardzo podbudowany tym, co zoba-czyłem na miejscu. Impreza na poziomie, profesjonalnie przygotowana, wysoki poziom artystyczny. Może faktycznie widownia nie była pełna, ale i rodzaj wykonywanej

sztuki był raczej mało masowy. Wyobraźcie więc sobie, jakie było moje zdziwienie, kiedy na prawie miesiąc przed wczorajszym widowiskiem otrzy-małem mailem plakat i zaproszenie na kaba-ret Marcina Dańca… Występy satyryka obserwowałem swego czasu dosyć regularnie, ale w pewnym momen-cie, kiedy nastąpił duży

wysyp kabaretów młodego pokolenia, popły-nąłem z prądem i trochę o artyście zapo-mniałem. Marcin Daniec zawsze był dla mnie twórcą, który gwarantował odpowiedni poziom inteligentnego dowcipu, przewidy-walnego, ale na dobrym, solidnym poziomie. Kiedy więc trafił do mnie plakat, to od razu rzuciłem się w otchłań internetu, aby przej-rzeć archiwum jego występów. Później pozo-stało tylko czekać na to, co mistrz dowcipu zgotuje widowni. Na miejsce przyjechałem wraz z Marcinem Raczyńskim, który odpowiedzialny był za wywiad z artystą. Z trudem znaleźliśmy

miejsce na parkingu przy zespole szkół. Obiekt jest imponujący, największa szkoła w powiecie, nowoczesna i z potężną halą sportową. To właśnie w tej hali miał odbyć się występ,. Wybór jak najbardziej zasadny. Bilety sprze-dały się znakomicie, a w gminie nie ma lepszego miejsca na pół tysiąca ludzi. Na salę wszed-łem z zapasem 15 minut

i moim oczom ukazał się widok, jakiego już dawno nie widziałem. Cała sala zapeł-niona… Ludzie! Do występu 15 minut, a sala pełna… niesamowite! Wyglądało to imponująco, pół tysiąca podekscytowanych ludzi spragnionych dobrej zabawy i ocze-kujących w zniecierpliwieniu na początek kabaretowego „szoł”. Na widowni dojrzałem

znajome twarze, poki-waliśmy sobie wzajem-nie, wymieniliśmy uśmiechy, czasem uści-ski dłoni. Okazało się, że byli tu nawet ludzie z Wrocławia. Światła przygasły, poja-wił się dym, chwilę potem jakiś niepo-zorny gitarzysta z bujną czupryną brzdęknął w struny i wykrzyknął jak na ringu przed walką – Maaarcin Daaaniec! W tym samym momencie, w pełnej opozycji do „włochatego” muzyka, na scenę wskoczył całkiem „łysy” Marcin Daniec. Zaczął głośno, mocno i z jajem… a dalej było tylko lepiej.  Artysta nie żałował siebie i był bardzo dobrze przygotowany na okoliczność występu na „prowincji”, z dala od Krakowa. Znał Prusice, znał Trzebnicę i znał okolicę… żadnej wpadki językowej. Na scenie miał „zaplecze” wokalno muzyczne w postaci 3 osób. Była muzyka i śpiew, ale wszystko we właściwie dobranych propor-cjach. Marcin Daniec łatwo zjednał sobie widownię i utrzymywał z nią doskonały kontakt. Zażartował raz z burmistrza, raz z radnego, innym razem z kawalera, panny lub żonkisia… Poza słynnym GPSem małżeń-skim, nie słyszałem wcześniej pozostałych skeczy. Sala co chwilę wybuchała salwami śmiechu. Niektórzy nie przestawali śmiać się w ogóle, a inni mało czołami nie uderzali siedzących przed sobą. To się nazywa zabawa. Byłem naprawdę zauroczony tym co zoba-czyłem. Szczere reakcje tłumu, zero incy-dentów, mimo, że Daniec nawoływał do dewastacji hali. Facet ma swoje lata, ale tej energii, którą emanował tego wieczoru, na pewno nie powstydziłby się niejeden rockowy wokalista. Najbardziej niesamowita była końcówka występu, kiedy prusicka publicz-ność zgotowała artyście owacje na stojąco i to dwukrotnie. Satyryk sam później przyznał w czasie wywiadu, że czegoś takiego jeszcze nie doświadczył. I tu kolejna miła niespodzianka. Kiedy tak po koncercie rozmawiał z nami, okazał się wyjątkowo otwar-tym i szczerym człowie-kiem, pełnym dystansu do siebie, takiego zwyczajnie ludzkiego. Nigdzie się nie spieszył, nie poganiał nas. Był szalenie zadowolony z tak ciepłego przyjęcia. Artysta opowiada o tym w wywiadzie.

Przyszedł więc chyba

czas na jakieś podsumowanie… Burmistrz Igor Bandrowicz  i pani dyrektor  Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Prusicach Renata Cybulska powiedzieli nam, że to dopiero początek i że zobaczymy jeszcze dużo, dużo więcej w tym roku. Trzymamy więc kciuki, bo poziom widowiska był wysoki i utrzy-mać go nie będzie łatwo. 25 marca Prusice bez wątpienia były kulturalną stolicą Kocich Gór. Organizatorzy w osobach burmi-strza, GOKiS i Zespołu Szkół udowodnili, że potrafią zorganizować świetną imprezę. Publiczność natomiast udowodniła, że potrafi się fantastycznie bawić. Na koniec kwiaty, bisy i oklaski. Prusice… szacunek! Pozwolę sobie jeszcze na koniec powrócić do jednej myśli. Gmina Prusice ma niesa-mowity potencjał. Są tu świetni miejscowi artyści, których miałem okazję zobaczyć i posłuchać na różnych przeglądach i impre-zach. Zasługują oni na równie spektakularną szansę zaprezentowania się przed tą sprag-nioną kultury publicznością. Odkąd pamię-tam, to zawsze wszyscy dopytywali się o to, jakie to gwiazdy zagrają na najbliższej impre-zie. Jest to trochę smutne. Mam nadzieję, że prusiccy mecenasi kultury pójdą drogą promocji własnego potencjału lokalnego, przy okazji występów wielkich gwiazd, bo jest tutaj kogo promować i jest się czym pochwa-lić. Oczywiście przyszłość wszystko zweryfi-kuje, a my się temu przyjrzymy.

Prusice wróciły do gry

Marcin Daniec pokazał, że jest w znakomitej formie

Prusicki spektakl zgromadził nadkomplet widzów

Dwie owacje na stojąco - występ się podobał

Po występie artysta nie krył wzruszenia

Page 7: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

7www.kociegory.eu

W pewne sobotnie popołudnie w Wiszni Małej na boisku sportowym tuż u pod-nóża malowniczego wzgórza Wiszniak odbył się “Wiszniowy Maraton z kijkami” oraz “Piknik Country pod Wiszniakiem”. Impreza została zrealizowana przez Ośrodek Kultury Sportu i Rekreacji w Wiszni Ma-łej w ramach projektu Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich - Leader, tzw. Małych Projektów składanych do Urzędu Mar-szałkowskiego za pośrednictwem Lokalnej Grupy Działania Kraina Wzgórz Trzeb-nickich. Wsparcia organizatorowi udzielił Urząd Gminy Wisznia Mała, Stowarzysze-

nie Gmin Turystycznych Wzgórz Trzebni-ckich i Doliny Baryczy oraz Lokalna Grupa Działania Kraina Wzgórz Trzebnickich. Jeszcze na długo przed oficjalnym otwar-ciem imprezy na stadionie uwijali się pra-cownicy OKSIR i pilnowali, aby wszystko było zapięte na ostatni guzik. Panie z Koła Gospodyń Wiejskich “Wisienka” rozsta-wiały swoje stoisko z przeapetycznie wy-glądającymi wyrobami kulinarnymi, a pani Elżbieta Filipkiewicz odpowiedzialna za całość dekoracji w stylu country robi-ła ostatnie poprawki by nadać imprezie w pełni jednolitą i klimatyczną oprawę. Na

specjalną uwagę na pewno zasłu-giwały humorystyczne, saloono-we scenki namalowane na ścian-kach namiotu gastronomicznego. Po 14ej pojawili się pierwsi uczestnicy rajdu kijkowego i z każdą kolejną minutą przybywali kolejni. Wszyscy otrzymali kij-ki, numer startowy, wodę i folder z opisem trasy rajdu. W tym sa-mym czasie na boisko wtoczyła się wielka, lśniąca, czerwona cię-żarówka... to przyjechała gwiazda imprezy Gladek Brothers Band. Po niespełna 15 minutach po-jazd zmienił się w profesjonalną scenę muzyczną, a po pierwszych próbach było wiadomo, że chło-paki z bandu nie tylko zdrowo wyglądają, ale i grają zdrowo. Równo o 15ej pani dyrektor OKSiR Mariola Blecharczyk przywitała wszystkich uczestni-ków rajdu i zaprosiła na krótką rozgrzewkę pod okiem instruk-torów lokalnej sekcji nordic wal-king. Sygnałem do startu był wystrzał ze srebrnych rewolwe-rów sołtysa... tzn. szeryfa wsi

Wisznia Mała - pana Czesława Miziniaka. W sumie w rajdzie wystartowało ponad 30 uczestników, którzy przebyli ok. 10 km trasę Wisznia Mała - Wysoki Kościół - Mach-nice - Wysoki Kościół - Wisznia Mała. Po drodze uczestnicy mogli podziwiać urokliwe zakątki Kocich Gór oraz kilka atrakcyjnych zabytków, a dzięki uprzejmości właścicieli pałacu w Machnicach zwiedzić tę wiekową rezydencję. Po powrocie wszystkich uczest-ników rajdu czekał ciepły posiłek i upominki. Wybiła długo oczekiwana godzina 17 i

przyszedł czas na uroczyste rozpoczęcie Pikniku. Tym razem wszystkich przyby-łych gości powitała pani dyrektor Ma-riola Blecharczyk i przewodnicząca “Wi-sienek” pani Urszula Gwarek. Następnie głos zabrał pan wójt Jakub Bronowicki

zachęcając wszystkich do dobrej zabawy. Organizatorzy zapewnili przybyłym miesz-kańcom i gościom pełny wachlarz atrakcji. Każdy chętny mógł zagrać w westerno-wym mini kasynie (ruletka, poker i Black Jack), spróbować sił na byku “Rodeo” lub zostać mistrzem dojenia sztucznej kro-wy. Rozegrane zostały turnieje strzelania z rewolweru i broni pneumatycznej, rzuca-nia podkowami i lassem. Nie zabrakło też przeciągania liny, siłowania na rękę, obficie zaopatrzonego bufetu, a przede wszyst-

kim doskonałej muzyki country, przy któ-rej ludzie bawili się jeszcze po północy. Organizatorom gratulujemy udanej imprezy i mamy nadzieję, że za rok spotkamy się znowu.

Rajd Kijkowy i Piknik Country

Że byk to zwierz podstępny można się było przeko-nać osobiście

Rajd nordic walking uważamy za otwarty!

Każdy chciał poczuć emocje przy partyjce w saloonie

Gmina Wisznia Mała

Zmęczeni, ale zadowoleni uczestnicy rajdu

Page 8: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

8 czerwiec 2011

Pogoda na Majówkę w Zawoni była po prostu idealna. Ciepło i słonecznie. Lu-dzie wchodzący na plac przed Gminnym Ośrodkiem Kultury witani byli pikniko-wymi zapachami z grilla i swojską muzyką folkową.

Organizatorzy zapewnili mieszkańcom gminy  miej-sce, gdzie całe rodziny mo-gły znaleźć coś dla siebie. Dzieci ciągnęły do mini parku rozrywki, kobie-ty mogły oglądać występ przystojnych górali z Pod-halańskiej Krainy, panowie zaś mogli zaspokoić prag-nienie pod parasolkami. W tym roku na scenie oprócz wspomnianych górali moż-

na było zobaczyć także Ale Babki z Czeszo-wa. Majówka uwieńczona została zabawą taneczną, która wszystkim dała możliwość wykazania się umiejętnościami tanecznymi. Słyszalne głosy mieszkańców Zawoni były jednoznaczne: takich imprez potrzeba więcej.

Majówka w Zawoni Głodni kultury

Gmina Zawonia

W Kocich Górach, w pobliżu Doliny Ba-ryczy i niedaleko Stawów Milickich leży nad Sąsiecznicą, pośród lasów i stawów, miejscowość Czeszów.

Pierwsza wzmianka historyczna o miej-scowości pojawiła się już w 1223 roku. Pierwotnie zwana była Zessouo, a przed 1945 Ober Hammer. Od 1945 do 1954 roku miejscowość była siedzibą Gminy Czeszów, a następnie weszła w skład gmi-ny Zawonia. Obecnie mieszka tu ok. 1000

mieszkańców. Zwarta zabudowa nadaje wsi małomiasteczkowy charakter, a porządku w zagrodach i czystości na ulicach można mieszkańcom pozazdrościć. Cisza, spokój… tylko z rzadka przerywany szumem wiatru i biciem dzwonów, w pobliskim, zabytkowym kościółku z początku XX wieku. Kierując się w stronę Zawoni, na wysokości stawów hodowlanych, przekraczamy Młynów-kę, która jak przed laty, porusza młyńskie koło odrestaurowanego młyna wodnego. Historia budynku sięga połowy XIX wieku. We wsi funkcjonowały wtedy 3 młyny, kuź-nia i tartak. Nasz młyn pełnił swoją funkcję do XX wieku, później bywało różnie. Koniec

zeszłego wieku zapowiadał, że obiekt po-dzieli losy setek podobnych monumentów historii na Dolnym Śląsku. Kiedy wydawało się, że gorzej już być nie może, ruinę stra-

wił pożar. Myślę, że wtedy nawet najwięksi niepo-prawni optymiści porzucili jaka-kolwiek nadzieję. Nie spodz i e wa-nie szczęśliwym zrządzeniem losu młyn znalazł w 2007 roku no-wego właściciela, Bogdana Lud-kowski, który od-budował zabytek, u p o r z ą d k o w a ł teren i otwo-

rzył trzygwiadkowy hotel ze SPA czy-li „Niezły Młyn”. Z założenia ma to być miejsce przyjazne aktywnej turysty-ce, promocji regionu i szerzeniu kultury. Jedną z pierwszych inicjatyw właściciela była idea udostępniania przynajmniej raz w

miesiacu młyna dla regionalnych artystów, którzy grą na żywo uświetnią organizo-wane kulturalne kolacje przy lampce wina. Gospodarz jak sobie obmyślił, tak zrobił. Na pierwszy muzyczny wieczór 9 kwiet-nia 2011 roku przyszło przeszło 156 osób. Wśród „głodnych” kultury „były osoby zna-ne: przedsiębiorcy, lekarze, dyrektorzy szkół, ale w naszym Niezłym Młynie wszyscy są równi” - podkreślał Bogdan Ludkowski. Na pierwszy ogień poszedł całkiem wymaga-jący repertuar Czesława Niemena. Z mate-riałem zmierzył się młody wrocławski zespół Frektale i muszę przyznać, że wyszło bardzo

pozytywnie. Kierownictwem muzycznym i aranżacją zajął się Adam Ludkowski, na klawiszach zagrał Andrzej Waśniewski, na perkusji Krzysztof Walusiak, a na basie pocinał Marcin Gąfarek. Natomiast praw-dziwy wokalny popis dała Małgorzata Maj. Frekwencja mówi sama za siebie. Ludzie potrzebują takich miejsc. Miejsc, które nie zmuszają ich do wy-jazdu do wielkiego Wroc-ławia, aby w towarzystwie przyjaciół posłuchać mu-zyki na żywo przy świecach i lampce wina. I właśnie tu w Czeszowie znależli takie miejsce, w starym mły-nie, pośród lasów, pośród stawów. Tuż za miedzą, koło własnego domu…

Niezły Młyn poszedł za ciosem i w zeszłym miesiącu zaprosił miejsco-we Ale Babki, a w czerwcu zaser-wuje nam kolejną niespodziankę…

Niezły Młyn w Czeszowie

Sala w Niezłym Młynie była pełna

W nowej aranżacji Niemen brzmiał równie dobrze

Kapela góralska

Kiełbaski, karczek z grilla i pyszny browar

Page 9: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

9www.kociegory.eu Gmina Żmigród

Kiedy jakiś miesiąc temu dowiedziałem się, że szykuje się premiera filmu Artura i Saturniny Homan „Rytmy Natury w Doli-nie Baryczy”, przeszedł mnie lekki dreszcz emocji. Jednak data premiery - 15 kwiet-nia - strasznie mnie zasmuciła. Bardzo chciałem być na pokazie w Żmigrodzie, jednak zasłużony rodzinny urlop zaplano-wałem dużo wcześniej. Na szczęście dzię-ki uprzejmości Jerzego Lewandowskiego mogłem, siedząc 2500 km od grodu nad Baryczą z lampką wina w ręce, załadować swój egzemplarz płyty do odtwarzacza i rozkoszować oczy feerią barw i odgłosów dzikich zwierząt równocześnie ze żmi-grodzką publicznością.   Na stronie gminy Żmigród ukazała się już relacja z tej premiery pióra Andrzeja Krzywdy. Pozwolę sobie zacytować kil-ka fragmentów tego tekstu, a zaintere-sowanych odsyłam oczywiście do źródła. „W piątek 15 kwietnia sala widowiskowa Zespołu Placówek Kultury w  Żmigrodzie zapełniła się widzami, którzy na dużym ekranie chcieli zobaczyć premierę filmu „Rytmy natury w Dolinie Baryczy”, autor-stwa Artura Homana. Sama produkcja, jak po projekcji przyznał autor, to efekt niemal trzech lat pracy, z  czego oczywiście więk-szość to zdjęcia w  terenie, a  przeszło pół roku w montażowni.”

„Zgasły światła, na ekranie pojawiły się pierwsze kadry… i  ten rozpoznawalny od razu głos Krystyny Czubówny. Filmu opi-sywać nie będę, bo mówienie o obrazie czy muzyce jest trochę jak „tańczenie o literatu-rze”. To naprawdę trzeba zobaczyć samemu. Film pozwolił nam zajrzeć do świata żura-wi, zobaczyć rykowisko jeleni, ale i poznać historię małych trzcinniczków. Po projekcji publiczność nagrodziła twórcę gromkimi brawami, ten zaś odpowiadał na pytania dotyczące kulis pracy nad filmem, technik maskowania sprzętu, zwyczajów zwierząt.” „Jedno jest pewne: film urzeka wszystkich,

którzy naszego regionu nie znają, a nam, któ-rzy te wszystkie lasy i stawy mamy praktycz-nie na wyciągnięcie ręki, pozwala na nowo odkryć ich piękno. Przypomnijmy, że [film] powstał dzięki Fundacji Ekorozwoju, wy-dany z  pomocą Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska i  Gospodarki Wod-nej we Wrocławiu i  Poznaniu oraz gminy

Milicz i  Żmigród. W  tej chwili pro-dukcja, która ma re-komendację choćby tak znanej postaci jak Adam Wajrak, czeka na premiery studyjne i  telewi-zyjne. Dolina Bary-czy została pokaza-na w nim w sposób łączący pasję przy-rodniczą ze  zmy-słem artystycznym, co potrafi zauroczyć widzów w  każdym wieku.”

Cytaty są nieprzypad-

kowe. Wybrałem dokładnie te, które najle-piej opisują istotę i wartość tej produkcji. Zawsze zazdrościłem wszystkim tym, któ-rzy właśnie w taki sposób, jak autorzy, mogą spełniać się zawodowo. Nie jest to łatwa praca, ale daje tyle satysfakcji, że wynagra-dza wszystkie trudy i niedogodności. Odkąd pamiętam byłem miłośnikiem dzikiej natury oraz entuzjastą dobrego filmu przyrodnicze-go. Po obejrzeniu wielu światowych produk-cji, w tym fantastycznych Mikrokosmosu z 1996 roku i Makrokosmosu z 2001 roku, po prostu nie łatwo mnie czymś zaskoczyć. Z tym większym napięciem wyczekiwałem premiery. Znałem już wcześniejsze realiza-cje autorów i wiedziałem, że to co pokażą, na

pewno będzie na wysokim poziomie.  Nasz region nie miał specjalnie szczęścia do do-brych produkcji promocyjnych, i te które w większości widziałem, raczej dalekie były od moich ideałów.  Pierwsze już kadry, pierwsze dźwięki, deli-katne miękkie światło, świetne prowadzenie kamery i znakomity montaż utwierdziły mnie, że chyba właśnie przyszedł czas na świętowanie. Oto powstał materiał na mia-rę naszego regionu. Materiał jest po prostu świetny. Niejeden przysłowiowy Kowalski w czasie seansu, ze zdziwienia otworzy usta i powie… - „o w mordę…” Potem weźmie plecak i wyruszy do nas, w Dolinę Baryczy. Zapragnie osobiscie doświadczyć tego, co wydawało mu się dalekie i nieosiągalne w kraju. Przez te kikadziesiąt minut zobaczyłem wiele piękna i unikalnych ujęć. Mogłem obserwować z bliska taniec godowy żurawi, nietrafione zaloty błękitnych żab moczaro-wych do płci prze-ciwnej obcego ga-tunku… Momenty takie, jak wypy-chanie jaj swoich przybranych braci przez młodą kukuł-czą podrzutkę czy walka o żabę w wy-konaniu młodych bączków, zapadną mi na długo w pa-mięć. Na pewno nie mniej poruszające były sceny rykowi-ska oraz przeloty tysięcy żurawi na tle zachodzącego słońca. Jeśli doda-

my do tego kilka pięknych ujęć z lotu ptaka, jesienne krajobrazy i błyszczące w porannej rosie pajęczyny… a do tego dobrze dodaną muzykę, to po prostu łza się w oku kręci. Ta produkcja to jest właśnie taki wzorzec, jak w Sèvres pod Paryżem. Trzeba brać z niego garściami. Chylę czoła panie Arturze. Pięk-na robota. Mam jednak pewne małe „ale”. Kiedy tak już w ciszy i spokoju przeanalizowałem ma-teriał jeszcze raz, poczułem pewny niedosyt. Miałem okazję widzieć wiele zdjęć wyko-nanych przez parę autorów i właśnie tych zdjęć mi tu zabrakło. Piękne ujęcia można obejrzeć na digipacku i w książeczce doda-nej do płyty, ale nie zawsze jest czas by zna-jomym pokazać cały film. A przecież można pokazać zdjęcia. Film to film, piękna sprawa, ale nie ma to jak obejrzeć sobie z 50 zdjęć w jakimś sprytnym pokazie slajdów. I obo-wiązkowo jakieś z 5 tapet na pulpit. Po obej-rzeniu filmu chętnie podmieniłbym tapetę z psem sąsiada na takiego majestatycznego bielika czy na taniec godowy żurawi… i to chyba wszystko w sprawie „małego ale”. Podkreślę raz jeszcze. Jest to najlepszy ma-teriał promujący Dolinę Baryczy jaki wi-działem. Każdy mieszkaniec powinien mieć swoją kopię, aby pokazać film rodzinie i znajomym, a oni kolejnym… Wszystkich zachęcam do zakupienia tegowydawnictwa oraz do odwiedzenia strony Artura i Satur-niny Homan. Na koniec pozostaje mi tylko mieć nadzie-ję, że wszyscy odpowiedzialni za promocję na naszym terenie, pójdą tym tropem. Tro-pem świetnej jakości i piękna z nutą arty-zmu. Przecież materiał promocyjny musi oczarować potencjalnego turystę, musi go zauroczyć i zwabić, a nie zanudzić. W erze silnej rywalizacji o turystę nie ma miejsca na tandetę i takie półśrodki. Tego właśnie sobie i Wam serdecznie życzę. tekst i zdjęcia: Marcin Mazurkiewicz

Recenzja Rytmów Natury

Staw Niezgoda

Stawy Milickie z lotu ptaka

Staw Jamnik

Page 10: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

10 czerwiec 2011

Dzielimy się z Wami wyjątkowym smako-łykiem Kocich Gór, a dokładniej literacko-fotograficznymi łakociami przygotowany-mi przez naszych czytelników.

Niestety z przyczyn niezależnych redakcja nie mogła uczestniczyć 16 kwietnia 2011 roku w Rajdzie do Zaczarowanej Krainy. Okazało się jednak, że nasi czytelnicy,którzy tam byli, sprawili nam i Wam wspaniały prezent. Ania, Igor i Borys przesłali do nas swoje refleksje na temat wędrówki szlakiem Kocich Gór, a znany trzebnicki fotograf do-kumentalista, Sylwester Nowakowski, udo-stępnił nam swoją wersję wydarzeń.

Szczerze zazdrościmy Wam tej lektury. Za-praszamy, częstujcie się, bo naprawdę warto.Bardzo dziękujemy autorom za relację, a w imieniu Sylwka zapraszamy na współtwo-rzoną przez Niego stronę, gdzie możecie zobaczyć prawie wszystkie miejsca w Kocich Górach, w tym zabytki mijane na opisywanej trasie. Poprzez las i pola, czyli Rajd do Pierwo-szowa oczami czterolatków...

Komuż smakować może życie wytrawniej, niż dzieciom? To one odłamują, po kawałecz-ku, każdą chwilę i z lubością delektują się jej smakiem; dorośli zaś pędzą przez nie bez opa-miętania, konsumując - (nazbyt) często - au-

tomatycznie. Dzieci chłoną życie wszystkimi zmysłami, zachłannie, łapczywie, do ostatka; dorośli natomiast przepuszczają je pomiędzy palcami, nie doceniając jego wartości. Zasta-nawiam się, czy z Rajdem nie było podobnie? - Chłopcy, czy podobał Wam się rajd? - Pie-szy rajd do Pie... szowa? - Do Pierwoszo-wa. - Eee, co za różnica, był suuuuper! - Co podobało Wam się najbardziej? - Wszyst-ko!- Baloniki rozdawane pod Staro-stwem... - Mapa, którą dała nam pani, gdyż wyobrażaliśmy sobie, że doprowadzi nas do

skarbu... - Mijana drewniana ścieżka zdro-wia - ktoś fajowo ją wymyślił... - Las, bo tam jest duuużo patyków i można udawać, że to szable Zorro... - Świecące słonko... - Ta chmura, co przypominała mi góry...  - ...

a mi przypominała ogromnego słonia! - Robale chodzące po ścieżce... - Kolorowe motyle... - Śpiewają-ce ptaki... - Ropucha, która przycupnęła (wystraszona) koło kamienia... - Szczeka-jący piesek (w mijanej wiosce)... - Zapach wiosny... - Tajemniczy wąwóz... - Rozciąg-nięte tam pola... - ... i nawet słupy wyso-kiego napięcia, bo były strrrrraszliwie duże! - No i pyszne czekoladki, który-

mi poczęstowała nas pewna miła pani... - Kiełbaski, soczki, słodkości, loteria fanto-wa... - Łabędzie: te wielkie - sztuczne, i te prawdziwe (ale pani powiedziała, że są w okresie godowym, trzeba zatem uważać, gdyż mogą zachowywać się agresywnie)... - Wspaniały plac zabaw: motorek, arka No-ego, domek i inne atrakcje w ośrodku Mi-łocin... - i... i... i... wszystko normalnie! Szkoda tylko, że dorośli gnali przodem, jak-by brali udział w wyścigu o cenne nagrody, więc nie zdążyliśmy nawet nacieszyć się tymi

pięknymi widokami :/ I ja, mama, też tam byłam, i (w obawie przed zabłądzeniem) za wszystkimi pędziłam. Przez ten (niepotrzeb-ny) pośpiech przeoczyliśmy pewnie masę wrażeń, mogących stać się naszym udziałem, a które (przez to) zapodziały się na tej uro-kliwej, pełnej niespodzianek, trasie. Szkoda, albowiem mało co tak krzepi ducha, jak ob-cowanie z przyrodą. No, ale porządna dawka solidnego marszu też niemało go hartuje; nie ma co narzekać, wszak to nie do malkonten-tów świat należy. Królami życia - niewąt-pliwie - są dzieci, które wyłuskać potrafią z codzienności to, co najdorodniejsze i naj-cenniejsze. Piękno tkwi, bowiem, w szcze-

gółach, a tych nikt nie wyłapuje tak spryt-nie, jak najmłodsze bystrzaki. Miło, że nie zabrakło ich pośród sobotnich piechurów. Mały Człowiek, a tak Duuużo potrafi do-strzec. I docenić. Niestety, dorastając, nie-opatrznie gubimy gdzieś chyba ten Cenny Dar, a przynajmniej sporą jego część. Dzię-kujemy - i czekamy na kolejne inicjatywy, pozwalające uszczknąć tyyyyyle wartości, a i upuścić coś niecoś z nadmiaaaaru energii... ;) tekst: A. I. B. (Ania, Igor, Borys)fotografie: Sylwester Nowakowski

Ponad 100 osób wyruszyło na Pieszy Rajd „Wzgórza i wąwozy w zaczarowanej krainie”

I ja, mama, też tam byłam, i w obawie przed zabłądzeniem za wszystkimi pędziłam

Rajd wyruszył spod wyremontowanego dawnego Zdroju Jad-wigi

Powiat trzebnicki

Poprzez las i pola, czyli Rajd do Pierwoszowa oczami czterolatków

Page 11: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

11www.kociegory.eu

Ostatni świąteczny poranek był dla wszystkich wyjątkowo zaskakujący. Za oknami biało. Wiatr, wiał tak mocno, że padający śnieg zdawał się zaprze-czać prawom fizyki i padał do góry. Zimno, wietrznie, mokro i ponuro. Dosyć szybko ze Żmigrodu przyszły złe wieści. Otwarcie OSiR zostało od-wołane ze względu na niesprzyjające warunki pogodowe. Wydawało się, że w Miliczu ze StrongManami będzie podobnie. Jednak postawa siłaczy za-skoczyła wszystkich jeszcze bardziej niż pogoda. Zawodnicy oświadczyli, że zimno im nie straszne i na pewno nie przeszkodzi im ono w dobrej zabawie. W dniu 3 maja 2011 ruszył Puchar Polski Strongman Harlem 2011. Inauguracja se-zonu odbyła się na rynku w Miliczu i była prawdziwą gratką dla wszystkich miłoś-ników siłaczy. Organizatorzy zadbali o to,

aby przed milicką publicznością wystąpili liderzy eliminacji oraz najlepsi z Pucha-ru Polski 2010. Prowadzący, wywołał kolejno “gladiatorów” na scenę, a bur-mistrz Gminy Milicz otworzył imprezę. Na brukowanej scenie areny wystąpi-li: Robert Szczepański, Janusz Kułaga, Michał Kopacki, Sebastian Kowalczyk, Sebastian Kurek i Krzysztof Jarocki. Zawodnikom przyszło zmierzyć się w sześciu konkurencjach. Walizki 160kg na dystansie 40 metrów, wiązana: yoke 420 + 3 elementy, martwy ciąg na maksymal-

ny ciężar, zegar, kule – the ring of stones i ciągnięcie tira na dystansie 20 metrów. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że w tej doborowej stawce zawodników znalazł się nasz miejscowy siłacz, Janusz Kułaga ze Złotowa. Za każdym razem, kiedy padało jego nazwisko, na trybunach wzmagał się doping. Niesiony tym do-pingiem, kociogórski zawodnik najpierw wyrównał, a następnie pobił Rekord Pol-ski w martwym ciągu - wyciągnął 420kg. Podczas pierwszej przerwy, licznie zgro-madzona publiczność mogła zobaczyć próbę bicia Rekordu Polski w skoku wzwyż na rowerze. Niestety w tych nie-sprzyjających warunkach pogodowych, znanemu triatloniście - Marcinowi Bugajeskiemu, udało się tylko wyrów-nać ten rekord. W czasie kolejnej prze-rwy na scenę wszedł znany kulturysta Marcin Jabłoński, prezentując swoją

wyrzeźbioną sylwet-kę antycznego atlety. Po pierwszych 3 konku-rencjach liderem z kom-pletem punktów został Janusz Kułaga. Jednak w kolejnych niezwyciężo-nym okazał się dotych-czasowy Mistrz Polski - Robert Szczepański, który ostatecznie zwy-ciężył różnicą pół punk-tu. Gratulacje należą się wszystkim zawodnikom, bo w tych wyjątkowych warunkach nikt się nie oszczędzał i każdy po-kazał prawdziwego du-cha walki.

Na koniec chcielibyśmy pochwalić raz jeszcze milicką publiczność, że pokazała, jak dobrze się bawić i sportowo do-pingować zawodników. Słowa uznania należą się także organizatorom, OSiR Milicz i Polskiej Federacji Strong Man za

bardzo dobre przygotowanie imprezy.

Nasz StrongMan pobił Rekord Polski!

Janusz Kułaga ze Złotowa właśnie bije Rekord Polski

Klasyfikacja końcowa: 1. Robert Szczepański - 31,5 punktów 2. Janusz Kułaga - 31 punktów 3. Sebastian Kurek - 21 punktów 4. Krzysztof Jarocki - 18 punktów 5. Sebastian Kowalczyk - 16,5 punktów 6. Michał Kopacki - 8 punktów.

Marcin Bugajeski wyrównuje Rekord Polski

Najbardziej widowiskową konkurencją było ciągnięcie tira

Zawody Siłaczy sciągnęły na milicki rynek fanów w każdym wieku

Powiat milicki

Page 12: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

12 czerwiec 2011

Jestem Waszą matką, Czesławy!- Panie Marcinie jak się Panu występo-wało przed publicznością w Prusicach? Widać było, że i Pan i ludzie na widowni byli bardzo zadowoleni, że uczestniczą w tym wydarzeniu. Był Pan chyba nawet za-chwycony tym co Pana tu spotkało?

- Chcę powtórzyć jeszcze raz, że na sce-nie nigdy nie udaję i to co powiedziałem o niesamowitości Prusic jest absolutną praw-dą. Proszę sobie wyobrazić, że jeśli na dwa tygodnie przed występem wiedziałem, że biletów już nie ma, ale nie w salce klubo-wej tylko na hali sportowej, to jak mam

nie doceniać tego i nie być wdzięcznym? Wiedziałem, że jadę tutaj właśnie nie z obawą czy przyjdą ludzie, tylko po pro-stu, żeby iść na maksa. I po ‚dobry wieczór Państwu’ czułem siłę, bo widać było ser-deczność, że przyjechaliśmy. Tego się nie da kupić. Nie ustawi mi tego Burmistrz ani wy na swoim portalu, ani nawet fajni ochronia-rze, którzy nie mieli nic dzisiaj do roboty. To jest fantastyczne. Wszystkie puenty wy-chwycone - nawet najbardziej poskrywane. I dwie owacje na stojąco. Mam nadzieję, że zrobiliście chociaż jedno zdjęcie przy tych dwu owacjach. Powiedziałem bez kokiete-rii, że to w teatrach zdarzają sie owacje na stojąco a nie w halach sportowych. Jakbym miał dwadzieścia lat to bym dokonał ja-kiejś „demolki”. Wracam do domu szalenie dumny i nawet cieszę się, że pierwszy raz od pięciu lat nie oglądałem meczu naszej

reprezentacji, bo po zejściu ze sceny za-dzwonił do mnie teść i przekazał że prze-grywamy 0:2. Nastawiłem się, że będzie tak super, że zlejemy tę Litwę... wygraliśmy wcześniej z Norwegią i byłem dumny, że te-raz będziemy już wszystkich lali. A tu zim-ny prysznic.

- Czy jest może taka prawidłowość, że w mniejszych miejscowościach do których Pan jeździ jest bardziej serdecznie i spon-tanicznie?

- Nie ma podziałów. Zawsze występując na

scenie pamiętam by nie dzielić widowni na Polskę A, B i C. Dzisiejsza reakcja widowni nie była inna od tej w Teatrze Komedia w Warszawie, Teatrze Muzycznym w Łodzi czy też w Amfiteatrze w Międzyzdrojach. Cudo. I jeszcze wie pan co się czuło? Czuło się nieprzypadkowość bycia w tym miejscu. Jeśli publiczność przychodzi na swojego ulubionego artystę to jest właśnie wierna po stokroć. Mam nadzieję, że ludzie czują, że nie udaję i nie zmyślam, że występowanie na scenie to dla mnie wielka przyjemność, a nie jakieś zwykłe zarabianie pieniędzy. Będę się modlił, żeby mnie ta rutyna nigdy nie dopadła. Bo naprawdę proszę mi wie-rzyć, że zawsze bardziej zależy mi na reakcji widzów niż na podpisywanych umowach.

- Czy czuje Pan jeszcze jakikolwiek stres przed występami?

- Ależ oczywiście. To taki stres mobilizu-jący - żeby dziś było równie fajnie jak we wtorek w Olsztynie.

- A co jeśli na widowni jest drętwo?

- Jeżeli publiczność przychodzi na mój re-cital to przysięgam panu, że nigdy nie jest drętwo. Bo wszyscy wiemy czego możemy od siebie oczekiwać. Natomiast jeśli jest jakaś uroczystość lub impreza firmowa, to może się zdarzyć tak, że ranga i dostojność tego wydarzenia jest tak niebywała, że na początku widzowie są nieco sztywni... tacy

uważający na to co robią. Ale moja w tym głowa, żeby tak to rozegrać, aby publicz-ność wiedziała, że ma do czynienia z do-brym kolegą a nie jakimś urzędasem, który zbawia świat metr nad ich głowami.

- We wtorek padła jedna z najwyższych wygranych w Lotto - 21,5 miliona zło-tych. Załóżmy, że to Pan je wygrał. Jakie trzy rzeczy zrobiłby Pan w ciągu najbliż-szego tygodnia?

- Przede wszystkim spłaciłbym kredyt za dom, bo jeszcze 18 lat mam do spłacania. Kupiłbym jakieś dobre auto. Założyłbym lokatę mojej dorosłej córce, która jest już mężatką - ale nie żeby drażnić zięcia - tylko żeby ich tak zwyczajnie wspomóc. To samo dla mojej kochanej drugiej córeczki, któ-ra ma 3,5 roku - żeby wiedziała, że może

spokojnie myśleć o przyszłości. Małżonce pozwoliłbym zaszaleć w sklepie. Bo moja małżonka często wraca z zakupów i mówi: „kupiłam ładny sweter: mogłam?” A swoją drogą ten facet od Lotto jest szczęściarzem. Nigdy nie wypełniam kuponu, bo jesz-cze niczego nigdy w życiu nie wygrałem. Przekonałem się, że trzeba liczyć tylko na siebie.

- Może chociaż znalazł Pan kiedyś pienią-dze na ulicy?

- Nie, nigdy. No chyba, że chce mi Pan wypomnieć kilka monet. Natomiast zna-lazłem swoje szczęście w życiu. Fakt że mogę występować na scenie jest dla mnie szaloną przyjemnością. Jestem dojrzałym facetem i występowanie w ogóle mnie nie męczy. A przede wszystkim znalazłem swoje wielkie szczęście w… pierwszym rzędzie na widowni teatru w Inowrocławiu. Zwariowałem po prostu. Pomyślałem, że takich kobiet nie ma na świecie. Będziemy w tym roku obchodzili dziesięciolecie ślubu.

- Czy miło wspomina Pan służbę wojsko-wą we Wrocławiu? Jeśli już udało się w tamtym czasie wyrwać do knajpy to gdzie chadzał Pan z kolegami?

- Paradoksalnie wspominam ten okres naj-cudowniej jak się tylko da. Przede wszyst-kim byłem podoficerem, „wodzirejem w mundurze”. Nie żeby punktować dla woj-ska, tylko, żeby nie sprzątać rejonów. Może pan mówić o swoim pechu, bo nie miał pan w wojsku chorążego Wiśniewskiego. Genialny szef kompanii. Zawsze mówił: „Jestem Waszą matką, Czesławy” - „A dlaczego obywatel chorąży mówi do nas Czesławy?” – a on: „żeby nie przeklinać”. Któregoś dnia mówi do nas tak: „podcho-rążowie, wszystkiego dobrego z okazji imienin” - my zdziwieni – on: „Czesława dzisiaj!”. To był właśnie taki facet… A jeśli założyło się „ruchomą szkołę korepetycji” i jeździło do domów dziecka, to mogę spo-kojnie w niebo patrzeć, bo cztery godziny społecznie uczyliśmy dzieci matematyki, rosyjskiego, geografii i innych przedmio-tów, a dopiero potem jechaliśmy samo-chodem alarmowym na piwko. Pamiętam Pałacyk - to były czasy kiedy na szczycie sławy w Polsce był właśnie Pałacyk, Klub Pod Jaszczurami i Stodoła. Niesamowicie miło wspominam też zbiorowe wyjazdy do kina. To była bajka, ponieważ podchorążo-wie sprawdzali tylko ile trwa seans, kupo-wali piwko i gromadzili się przy samocho-dzie alarmowym. Przepraszam wszystkich kinomanów, bo uwielbiam kino, ale w tam-tych okolicznościach to było uzasadnione.

- Słuchając o Pana wrocławskiej wojsko-wej przygodzie zastanawiam się czy był

Wywiad z Marcinem Dańcem

Wywiad

Page 13: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

13www.kociegory.eu

Pan wtedy szczwanym lisem, który tak so-bie to wszystko poukładał w jednostce czy może to było dzieło zwykłego przypadku?

- Proszę pana, wszyscy studenci AWFu do-stawali się do „zająców” na ZMECH (Wyższa

Szkoła Oficerska Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu - przyp. red.). Czyli ich zadaniem było biegać za Skotami i Bojowymi Wozami Piechoty. Akurat rozmawia Pan z dowódcą takiego wozu bojowego. Najczęściej krzy-czałem: „W tył rozejść się!”. Głównie lu-zowałem podchorążym. Pozwalałem im na totalne byczenie. Aż mnie któregoś dnia podkablował jakiś punkter, że podchorą-ży Daniec to głównie wydaje komendy do rozejścia. Ale nauczyłem też ich strzelać, więc w razie czego wiedzieli jak to się robi. Prowadziłem w jednostce radiowęzeł, żeby nie biegać półtora kilometra zaprawy - tak zwanej dawki półśmiertelnej o poranku - bo komu to służy? To nawet Paavo Nurmi tak nie trenował, ani Janusz Kusociński. Moja aktywność powodowała, że miałem lepiej - nie ukrywam. Służąc we Wrocławiu byłem w domu częściej niż moi koledzy, którzy poszli do wojska do jednostek w Krakowie. Pochwalę się też Panu, że mimo iż kuszono mnie, żebym został oficerem kulturalno - oświatowym na ZMECHu, z przydziałem trzech pokoi i kuchnią, powiedziałem, że nie. Wróciłem do dwunastu metrów kwa-dratowych w hotelu asystenckim.

- Zatem pełen szacunek. A Pana ulubiony polski zespół z czasów studenckich?

- Absolutnie Wały Jagiellońskie.

- Potem Pan z nimi współpracował.

- Tak, ale wcześniej jako student ich podzi-wiałem. Kiedy mnie zaprosili do współpracy to po prostu zwariowałem! Spotkaliśmy się podczas wyborów Alma Miss w Krakowie. Rudi powiedział: „Ten facet jutro musi być

na próbie” i tak to się zaczęło. Poza Wałami Jagiellońskimi oczywiście fantastyczny ze-spół, który podziwiałem i podziwiam do dziś to Czerwone Gitary. Nawet nie marzy-łem, że zagrają… na moim weselu. Z ża-botem na klacie i gitarą na pasie śpiewałem

razem z nimi „Historię jednej znajomości”. Lubimy się do dzisiaj. Później podziwia-łem też zespół Raz, Dwa, Trzy, Grzegorza Turnała i Renatę Przemyk.

- A ulubiony film?

- Moim ulubionym filmem jest Ziemia Obiecana. Byłem na nim osiemnaście razy i jakby mi pan powiedział teraz, że puszcza-ją go o 22:00 w telewizji, to zakończyłbym wywiad i pognał do domu.

- Czy gra Pan na jakimś instrumencie?

- Tak, gram całkiem przyzwoicie na gitarze i na perkusji. Zawsze miałem dobrych gita-rzystów w kabarecie, więc akurat nie siliłem się na pokazywanie umiejętności na scenie. Ogniskowo i rajdowo potrafię. Na pewno założę jeszcze kiedyś zespół rockowy. To moje marzenie - założyć zespół, mieć dłu-gie pióra i trzepać łbem razem z kumplami.

- Można jeszcze jak Jarek Śmietana spalić na koniec występu gitarę.

- Jarek Śmietana to już jest w ogóle gi-gant. Żeby umieć chociaż jedną dziesiątą tego co on to by było coś. Albo Rysiu Styła czy Zbyszek Seroka, któremu przestało się chcieć grać w moim kabarecie. Również Marek Raduli. To są fantastyczni gitarzyści.

- Wiem, że bardzo Pan ceni Adama Małysza. Czy był Pan w Zakopanym na jego pożegnalnym skoku?

- Niestety nie, dlatego, że miałem wtedy swoje granie a nie wiedziałem odpowiednio

wcześniej, że coś takiego jest planowane. Ale, przepraszam za nieskromność, zo-stałem wybrany do dziesiątki ludzi, którzy mieli zaszczyt przekazać mu życzenia na antenie Telewizji Polskiej.

- Słyszałem anegdotę, że które-goś dnia sprzeczali się panowie dla kogo ważniejszy jest uścisk dłoni. Czy to prawda?

- Okazało się że jestem jego fa-nem a on moim. To niewiary-godne, że kiedy próbuję się do-dzwonić do biura obsługi klienta to słyszę: „wciśnij jeden jeśli je-steś Polakiem, wciśnij dwa jeśli jesteś obcokrajowcem, wciśnij trzy jeśli chcesz posłuchać me-lodyjki, a poza tym to przepra-szamy, bo wszyscy konsultanci są zajęci”. Natomiast zadzwoni-liśmy kilka godzin przed finałem zimowych igrzysk olimpijskich w Vancouver i Adam Małysz odebrał najnormalniej w świecie. Starałem się nie wykorzystywać przez wszystkie lata tej znajo-mości, ale tym razem musiałem zadzwonić. Powiedziałem – „Panie Adamie trzymamy kciuki

za Pana. Niech Pan przekona wszystkich raz jeszcze, że jest pan fantastyczny”. Moja mała córeczka powiedziała wtedy do Niego „cimaj sie”. „Dobra, będę się trzymał” – od-powiedział Małysz.Coś też Panu zdradzę. Mam sygnały, że Małysz wcale nie skończył kariery. Przecież to wszystko byłoby bez sensu i przez najbliż-sze sto lat byłoby nam bardzo smutno.

- Czy w tym zabieganiu scenicznym znaj-duje Pan czas dla swoich córek?

- Jestem najlepszym ojcem na świecie. Proszę zapytać jedną dorosłą kobitkę oraz drugą malutką. Niech pan nie słucha plotek, że Daniec gra trzysta imprez w ciągu roku, bo bym przecież musiał spać, jeść i mieszkać

na scenie. Wszystko naprawdę jest wyważo-ne. Występy, brawa, Prusice, owacje na sto-jąco i dumny powrót do domu. Nie mam obsesji jeżdżenia i ciągłego występowania. Dlatego wiem wszystko o sukcesach i po-rażkach moich córek oraz mojej kochanej żony Dominiki. Gram poza tym w tenisa cztery do pięciu razy w tygodniu. Grywam z Szymkowiakiem, Kłosem i Iwanem. Jedynie czasami udaje im się mnie poko-nać. Denerwuje mnie tylko, że przegrywam z Rozmusem. Coś z tym zróbcie, bo na przełomie czerwca i lipca w Pogorzelicy są nieoficjalne Mistrzostwa Polski Artystów w Tenisie i tylko raz tam wygrałem. Stało sie tak dlatego, że Respondek z Kabaretu Rak pokonał Rozmusa, Respondka ograł Englert, bo Englert leje swoich studentów, a ja po ciężkiej walce wygrałem z Englertem w finale. Wcześniej trzy razy przegrałem fi-nałową rozgrywkę z Rozmusem, który na-wet w podróż poślubną jedzie najpierw do Pogorzelicy a dopiero potem do Paryża.

- Na koniec zapytam czy czarny kot, któ-ry przebiega Panu drogę daje do myślenia czy nic Pan sobie z tego nie robi?

- Nie jestem w ogóle, w żadnym razie osobą przesądną. Spluwam tylko za siebie dziesięć razy, obracam się wokół krzesła i nadrabiam 10 kilometrów jadąc polami do najbliż-szej wioski, żeby nie przeciąć cienia kota. Czasem odpukuję w niemalowane - ale nie ma to nic wspólnego z przesądami.

- Bardzo dziękujemy Panu za rozmowę i mamy nadzieję, że występ w Prusicach to jedynie początek Pana przyjaźni z Krainą Kocich Gór.

- Też mam taką nadzieję. Dziękuję bardzo i raz jeszcze pozdrawiam wszystkich miesz-kańców Prusic.

Wywiad z Marcinem Dańcem dla Kocich Gór przeprowadził Marcin Raczyński.

Wywiad

Page 14: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

14 czerwiec 2011

Moja skromna osoba wraz z redakcją cza-sopisma Kocie Góry, chciała Państwa ser-decznie zaprosić do lektury serii artykułów poświęconych, jak sam tytuł podpowiada, kulisom technicznym powiatowych zespo-łów muzycznych. Mają one na celu przybli-żenie informacji dotyczących sprzętu uży-wanego przez kapele grywające w naszych najbliższych okolicach. Wszystkie osoby, które interesują się bądź uprawiają muzy-kę wiedzą, jak ważna jest jakość wykonania dla komfortu gry oraz brzmienia wydoby-wającego się z instrumentu. Na pierwszy ogień został wystawiony trzebnicki zespół jazzowy COME BACK. Nie chciałbym skupiać się na genezie i historii zespołu, gdyż nie jest to tematem tego artykułu, ale wszystkich zainteresowanych zapraszam na stronę internetową portalu Kocie Góry (www.kociegory.eu), gdzie można uzupeł-nić owe wiadomości.

Aby dowiedzieć się więcej na temat zestawu perkusyjnego używanego przez KAMBE-KÓW, postanowiłem spotkać się z Prze-mysławem Orłowskim. Przemo, bo tak zwykłem do niego mówić, jest perkusistą zespołu i zgodził się opowiedzieć mi co nie co o swoich bębnach. Zestaw używany przez Przema, to w całości wykonany z ręcznie lakierowanego drewna brzozowego model PDP FS firmy DW. W skład zestawu PDP

FS wchodzi werbel (14x5 cali), centrala(22x18 cali) oraz trzy bębny tom-tom, w tym jeden podwieszany. Do wygrywania rytmu na największym bębnie zestawu (bass drum) służy po-dwójny pedał perkusyjny DW 3002 DOPPEL BASS DRUM PEDAL, który dzięki swojej konstrukcji zapewnia łatwość poruszania się pomiędzy pe-dałem, a hi-hatem. Perkusja wyposażona jest również w sy-stem wspomagający strojenie, polegający na zagęszczonym gwintowaniu śrub i wkładek w lugach, przez co strojenie jest precyzyjniejsze i trwalsze.

Mówiąc o perkusji nie może-my zapomnieć o talerzach per-kusyjnych. Blachy jakie wybrał Przemo, to dwa zestawy SA-BIAN XS czyli talerze hi-hatu, crash, ride, china oraz splash. XS to seria talerzy perkusyjnych określona przez producenta jako półprofesjonalna. Produkowane ze stopu B20 (brąz) – uznawa-nego za najszlachetniejszy ma-teriał do wytwarzania talerzy– pretendują do wyższej klasy

tych instrumentów. Mają klasyczny wygląd i profil, co sprawia że wyglądają atrakcyjnie i równie atrakcyjnie brzmią. Do dwóch zesta-wów osobno zakupiony został Custom Ride firmy Zildjian. O argumentację, dlaczego akurat takie pozycje wybrał nawet nie pyta-łem, ponieważ każdy choć trochę znający te-mat wie, iż są to firmy najbardziej prestiżowe na rynku muzycznym.

Nie będę ukrywał, że poza renomą i jakoś-cią bardzo duży wpływ na ostateczny wy-bór perkusji miała jej cena oraz design. Sam właściciel mówi, że „zakochał się w kolorze i brzmieniu zestawu”. Krótko mówiąc, ze-staw perkusyjny używany przez Przemka to średniej klasy sprzęt, którego nie można się powstydzić. Poradzi sobie w każdej sytuacji, czy to podczas użytkowania go w klubie, czy też odpowiednio nagłośniony na dużej sce-nie, zawsze odda swoje charakterystyczne brzmienie.

Na zakończenie naszego pierwszego spotka-nia powiem tylko, że rozmowa z Przemkiemnie skończyła się jedynie na wymianie infor-macji i prezentacji perkusji.Dowiedziałem się również, że zespół Come Back szykuje nowy projekt muzyczny, ale o tym już w ko-lejnym wydaniu czasopisma Kocie Góry, na które szczerze zapraszam. Adrian Żak

Perkusyjny bekstejdż

Przemek Orłowski za swoim zestawem perkusyjnym podczas koncertu w trzebnickiej Famie

Kefir Band – Nuta nadzieiOstatnio, dzięki uprzejmości dobrej zna-jomej z Obornik Śląskich, w moje ręce wpadł debiut tamtejszej kapeli Kefir Band (dzięki Ci, Magda). „Nuta nadziei” lub też, jak sam zespół to wydawnictwo określa, demówka, to dziesięć kawałków pełnych pozytywnego przesłania, pewnych reflek-sji, ale także i humoru w odpowiedniej dawce.

Już od dłuższego czasu nosiłem się z zamia-rem sprawdzenia tego, co do zaoferowania ma „ta kapela z sąsiedniego miasta”, która, swoją drogą, cieszy się niemałą popularność w obrębie naszego kociogórskiego światka. Nie zawiodłem się. Ba! Jestem pozytywnie zaskoczony, tak samo zresztą jak pozytywna jest ta płyta. Nie brakuje tutaj takich mo-mentów, kiedy uśmiech sam ciśnie się z bu-ciorami na twarz. Ale nie ma co się temu dziwić, bo kiedy słyszymy bardzo pozytywne teksty („Nuta nadziei”, „Rastaman”), którym towarzyszą lekkie i przyjemne, alternatyw-ne melodie gitar z wplatanymi elementami reggae i ska, to nie ma innej opcji, nawet pan Strejlau by się w końcu uśmiechnął. Znaj-

dziemy tu także momenty humorystyczne („Mobilephone”), jak i prześmiewcze („Nie-dziela”), w których po pupie dostaje się m.in. telewizji za tę plastikową kulturę, którą nam wciska.„Nuta nadziei”, to jednak nie tylko skoczne, tryskające letnią aurą utwory. Znalazło się tu też miejsce dla troszkę cięższego, rocko-wego riffowania („Dosyć”, „Nie masz nic”, „Futro”) z tekstami traktującymi o prob-lemach współczesnego świata, przemocy wobec zwierząt, a także patologii w domu, już w nieco bardziej melancholijnym klima-cie („Poduszka”). Jeżeli chodzi o tą „drugą twarz” krążka, to „Futro” jest tu moim zdecy-dowanym faworytem (tak jak i zresztą na tle całości). Do tego dochodzą jeszcze liryczne i spokojne kawałki („czarNa”, „Look”), któ-re wypadają już trochę słabiej niż pozostałe kompozycje, ale całkiem dobrze dopełniają album.Jak już wspomniałem wyżej, Kefiry bardzo miło mnie zaskoczyły. Jest to naprawdę do-bra płyta, z lekką i przyjemną, rockową mu-zyką na ciepłe wiosenne dni i letnie miesią-ce (a może i na te deszczowe momenty, na

poprawę humoru). Chłopaki na tym krążku pokazali coś dość oryginalnego, pokaza-li siebie. Cieszy mnie to bardzo, bo dzięki temu już na odległość śmierdzi tą radością

i energią płynącą ze wspólnego muzykowa-nia. I to jest fajne.

Konrad Marecki

Niewidzialna Strona Rocka

Ściana Mareckiego

Ciekawostki, recenzje

Page 15: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

15www.kociegory.eu

W zakamarkach Zdroju Jadwigi w TrzebnicyRok 1888. Ledwie dwa lata po uruchomie-niu linii kolejowej Wrocław   - Trzebnica, mieszkańcy Trzebnicy mogli cieszyć się z otwarcia uzdrowiska. W skład oddanego Zdroju Jadwigi wchodziło kilka budyn-ków, przepiękny park zdrojowy (obecnie Las Bukowy) oraz romantycznie odbijający się w Stawie Gondolowym Dom Zdrojowy. Na stawie łódki, kaczki, spokój, cisza... Po przeszło 100 latach historia zatoczyła sze-rokie koło… W 2009 władze odnowiły budy-nek dworca PKP, a Koleje Dolnośląskie uru-chomiły połączenie Wrocław - Trzebnica… Minęły 2 lata, a na stronie Starostwa Po-wiatowego w Trzebnicy można przeczytać o właśnie zbliżającym się ku końcowi remon-cie zabytkowego budynku dawnego Domu Zdrojowego. Wpis ten zaintrygował mnie na tyle, że postanowiłem przejść się na miejsce i przyjrzeć się temu wszystkiemu z bliska.Jeszcze nim udało mi się dotrzeć w pobliże ulicy Leśnej,   a z daleka uderzyła mnie po

oczach odnowiona, jeszcze bardziej roman-tyczna niż przed laty, nowa elewacja. Wśród różowych tynków przykuwają uwagę swoją bielą: boniowania i detale różnorodne, odpu-cowane putta oraz zakręcone jońskie rogi…

Widok jest naprawdę piękny, szczególnie kiedy ogląda się to w świetle popołudnio-wego słońca. Niestety błogi nastrój psują trwające nadal roboty ziemne, a śpiew pta-ków mącą ryjące w ziemi maszyny i to nie tylko w pobliżu zabytku. Wynika to z tego, że mniej więcej w tym samym czasie Gmina Trzebnica postanowiła odtworzyć dawny sa-natoryjny klimat tej części miasta. Praca wre. Powstaje deptak, reguluje się stawy, ustawia ławeczki i latarnie. Wiele trzeba rozkopać, aby potem wyglądało lepiej. Kiedy dotarłem na miejsce, wszedłem po schodach do środka. Nie omieszkałem prze-ciągnąć dłonią po piaskowcowej okładzinie wzdłuż murku… Uwielbiam czuć pod palca-mi tę porowatą, ciepłą skałę. Pierwsze kroki skierowałem do sali repre-zentacyjnej, w której odbywać się będą sesje Rady Powiatu, konferencje, szkolenia oraz koncerty i wystawy. Przyznać muszę, że jest imponująca. Szczególnie pięknie prezentują się odnowione stiuki na suficie. W pozosta-łych pomieszczeniach można natknąć się na inne nie mniej interesujące sztukaterie. Część z nich jest oryginalna, a inne zostały dodane w czasie remontu i sztucznie „nadgryzione zębem czasu”. Na szczęście dzięki sprytne-mu, kolorystycznemu zabiegowi konserwa-torów, nawet niewprawione oko rozpozna różnicę między zabytkową substancją, a tym co jest kaprysem współczesności. Moją uwagę przykuła, i to zdecydowanie, klatka schodowa z pięknie zdobionymi stop-niami i balaskami. Te schody są naprawdę magiczne. Urzekły mnie bardziej niż stiuki, o których wszyscy wkoło rozprawiają. Właś-nie dlatego poświęcam im większą część mojej mini galerii. Niestety spontaniczne zwiedzanie ma tę jedną wadę, że jest spon-taniczne… czasu mało, zdjęcia na szybko robione…   więc tak naprawdę przydałoby się powrócić tam jeszcze raz. Może jak już wszystko będzie gotowe…? Jeśli kiedykolwiek zawędrujecie więc w te strony, czy to przy okazji porannego jog-

gingu, czy idąc na niedzielny spacer z dziećmi, dziew-czyną lub mamą i tatą, a drzwi tego zacnego budyn-ku będą otwarte, wejdźcie na chwi-lę. Przystańcie, porozglądajcie się bardziej wnikli-wie niż zwykle. Wejdźcie po scho-dach i rozejrzyjcie się do góry i na boki. Zapewne dostrzeżecie wte-

dy naprawdę ciekawe rzeczy, nietuzinkowe rzeczy, rzeczy niezwykłe. Po zakończeniu wszystkich prac do Zdroju przeniesiona zostanie część wydziałów Sta-rostwa Powiatowego.  Zostaną tu zlokalizo-wane: Gabinet Wicestarosty, Wydział Nie-ruchomości, Wydział Geodezji, Kartografii i Katastru, Wydział Architektury i Budow-nictwa oraz Ochrony Środowiska, Rolnictwa i Leśnictwa. Ufff… to jeszcze nie koniec… Wydział Oświaty, Kultury i Sportu, Zakład Uzgodnień Dokumentacji, Powiatowy In-spektor Nadzoru Budowlanego oraz archiwa Starostwa… Odnoszę dziwne wrażenie, że tych wszystkich wydziałów jest więcej niż dostępnych w budynku pomieszczeń… Mnie jednak się w takim miejscu marzy informacja turystyczna oraz prawdziwa ka-wiarnia w dawnym stylu… i to taka z aroma-tyczną, świeżo zmieloną kawą i z ciastkiem, najlepiej szarlotką z jabłek z trzebnickich sadów…

„Specyficzne właściwości lecznicze oko-lic Lasu Bukowego przyciągały dawniej w te miejsce nie tylko kuracjuszy i turystów. Okolice trzebnickiego uzdrowiska stały się ulubionym miejscem budownictwa indy-widualnego bogatszej części niemieckiej społeczności. Dzięki temu powstała w bez-pośredniej bliskości uzdrowiska dzielnica zdrojowa. Tworzyła ją spora ilość reprezen-tacyjnych willi mieszczańskich, z których większość istnieje do dnia dzisiejszego.” - czytamy na stronie gminnej. Pozostaje mieć nadzieję, że po tych wszystkich remontach, rewitalizacjach i innych takich, znowu to miejsce będzie nieoficjalnym sercem mia-sta. W rejestrze zabytków wspominany Dom Zdrojowy widnieje jako dawny hotel Zdrój Jadwigi: „d. hotel „Zdrój Jadwigi”, ul. Leśna 1, 1888, nr rej.: A/1637 z 3.03.2010”.

Pocztówkę udostępnił ze zbiorów własnych Sylwester Nowakowski

Zdrój Jadwigi i Staw Gondolowy przed II wojną światową

Zdrój Jadwigi i Staw Gondolowy współcześnie

Detal w sali konferencyjnej

Klatka schodowa z bogatą dekoracją

Dawniej i dziś

Page 16: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

16 czerwiec 2011Propozycje kulturalno - turystyczne

1 czerwca - Zawonia Gmina Zawonia Konkursy i zabawy z nagrodami z okazji Dnia Dziecka info: GOKiB Zawonia - www.zawonia.pl 1 czerwca - Zawonia Gmina Zawonia Z książką na walizkach - spotkanie dzieci klas I z ilustratorką książek dla dzieci Joanną Zagner z okazji Dnia Dziecka info: GOKiB Zawonia - www.zawonia.pl 1 czerwca - Milicz Gmina Milicz Nordic Walking w okolicach Stawca info: Gmina Milicz i Fundacja Doliny Baryczy - www.milicz.pl 2 czerwca - Krośnice Gmina Krośnice Rajd rowerowy „Między Nami Kobietami”. Zbiórka na placu przy Centrum Kultury w Krośnicach. info: CETS Krośnice - www.cets.com.pl 3 czerwca - Trzebnica Gmina Trzebnica Dzień Dziecka z koncertem Majki Jeżowskiej na trzebnickim Rynku info: Gmina Trzebnica - www.trzebnica.pl

4 czerwca - Czeszów Gmina Zawonia Festyn szkolny info: GOKiB Zawonia - www.zawonia.pl 4 czerwca - Malin Gmina Wisznia Mała Festyn rodzinny z okazji Dnia Dziecka koło świetlicy info: Sołectwo Malin - www.wiszniamala.net/malin/ 4 czerwca - Krośnice Gmina Krośnice Rajd pieszy „Ptasi Maraton – zobacz co kryje natura”. Zbiórka na placu przy Cen-trum Kultury w Krośnicach. info: CETS Krośnice - www.cets.com.pl 4 czerwca - Borzęcin Gmina Żmigród Festyn rodzinny z okazji Dnia Dziecka z koncertem zespołu Mitlos info: Gmina Żmigród - www.zmigrod.com.pl 4 czerwca - Pęgów Gmina Oborniki Śląskie Święto Truskawki na boisku w Pęgowie info: Stowarzyszenia Rozwoju Pęgowa - www.pegow.net

5 czerwca - Trzebnica Gmina Trzebnica Koncert Dzieci Dzieciom w trzebnickim klasztorze wraz z wernisażem fotografic-znym Ryszarda Sławczyńskiego info: Zgromadzenie Sióstr Boromeuszek - www.boromeuszki.pl 13 czerwca - Prusice Gmina Prusice Produkty regionalne i tradycyjne szansą na rozwój gminy Prusice - szkolenie info: Gmina Prusice - www.prusice.pl 18 czerwca - Trzebnica Gmina Trzebnica Pazur Festiwal z koncertem zespołu Prole-taryat w TOK info: Fundacja Promocji Artystów La Villa Strangiato - www.pazurfestiwal.pl 18 czerwca - Oborniki Śląskie Gmina Oborniki Śląskie XVI Spotkania z Muzyką i Poezją - recital Katarzyny Groniec w OOK info: Obornicki Ośrodek Kultury - www.kultura-oborniki.pl 18-19 czerwca - Prusice Gmina Prusice Dni Prusic z koncertami VOX DOMINI, Biegiem Grubasa, Biegiem Trzech Wież i

Grzegorzem Halamą info: Gmina Prusice - www.prusice.pl 11 czerwca - Żmigród Gmina Żmigród II Dni Smoka i II Bieg Smoka info: Gmina Żmigród - www.zmigrod.com.pl 29 czerwca - Oborniki Śląskie Gmina Oborniki Śląskie Otwarcie wystawy malarstwa Lidii Zarzec-znej-Szkwerko w OOK info: Obornicki Ośrodek Kultury - www.kultura-oborniki.pl

Kalendarz wybranych imprez na czerwiec 2011 roku Materiały przekazane przez organizatorów

I Dni Smoka 2010

Marian Krzyżostaniak z Obornik Śląskich

Burmistrz Miasta i Gminy Prusice Igor Bandrowicz, Dolnośląski Ośrodek Do-radztwa Rolniczego we Wrocławiu i Powiatowy Zespół Doradców w Trzebnicy

zapraszają na szkolenie „Produkty regionalne i tradycyjne szansą na rozwój gminy Prusice” .

Szkolenie odbędzie się 13 czerwca 2011r. o godzinie 10. 00 w urzędzie Miasta i Gminy Prusice Ul. Rynek 1, 55-110 Prusice

Program:

10. 00- 10.10 Otwarcie10. 10- 11. 10 „Produkty regionalne i tradycyjne szansą na rozwój gminy Prusice” Izabela Michniewicz: Dolnośląski Ośrodek Doradztwa Rolniczego we Wrocławiu

11.10-12.10 Przykłady produktów z Powiatu Trzebnickiego:

Henryk Nowakowski - powidła jadwiżańskie i cyderAnna Ośko-Łożyńska - hreczulki

Marian Krzyżostaniak-miodyAntonina Remian - sery i chleby ekologiczne

12.10-13.10 Część warsztatowa: wypełnienie karty zgłoszeniowej do wojewódz-kiego konkursu „Nasze Kulturalne Dziedzictwo – Smaki Regionów”

Zapraszamy na szkolenie

Kozie sery Antoniny Remian są wyborneCyder Henryka Nowakowskiego zdobył już liczne nagrody

Page 17: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

17www.kociegory.eu

Mozaiki, powidła, cyder i kopułyOd wielu lat Henryk Nowakowski był zafa-scynowany rzymskimi, greckimi, bizantyj-skimi i egipskimi mozaikami które poznał podróżując po wielu krajach. Dokumen-tował je na zdjęciach, gromadził albumy i książki. W końcu postanowił że będzie je sam wykonywać. Długo szukał fachowej literatury na ten temat, eksperymento-wał. Okazało się że literatury na ten temat prawie nie ma i musiał metodą prób i błę-dów wypracować własną metodę opartą na sprawdzonych od wieków technologiach i naturalnych materiałach.

Sam skonstruował wiele przyrządów do cię-cia kamieni - by powstał materiał wyjściowy do tworzenia mozaiki - musi powstać pod-stawowy moduł - sześcian o wym. 8x8 mm. Od trzech lat w swojej pracowni Henryk No-wakowski tworzy mozaiki - pierwsze wzo-rowane na klasycznych - greckich i rzym-skich mozaikach i motywach, następne to seria prostokątnych i okrągłych dużych ram i mozaikowe blaty do stolików - o bardzo skomplikowanej meandrycznej ornamentyce.   Następnym etapem były kompozycje figural-

ne wzorowane na starochrześcijańskich mo-zaikach i motywach z greckich waz - powstały ostatnio dwie mozaiki z flecistką i z harfistą. Wiele prac to kompozycje z motywem la-biryntu, którym szczególnie zafascynowa-ny jest Nowakowski. Zamierzeniem twórcy jest by mozaiki te pełniły funkcję użytkową - jako ramy do luster, blaty, mozaiki ścienne i podłogowe. Ostatnią pracą jest duży herb Trzebnicy z głową św. Piotra i dwoma klu-czami. Każdej mozaice trzeba poświęcić wie-le godzin, dni, tygodni benedyktyńskiej pracy. Bez cierpliwości, uporu i wytrwałości i “ze-

grmistrzowskiej” precyzji nie mo-gło powstać tyle pięknych dzieł sztuki użytkowej.   Pan Henryk No-wakowski, któ-ry jako jeden z pierwszych zało-żył w Trzebnicy prywatny zakład elektryczny, mimo braku wykształce-nia plastycznego, posiada rzadki dar - estetyczne wyczucie pro-porcji, zdolności k om p o z yc y j n e - wszystkie jego

prace nawet te najwcześniejsze - to znakomi-te rzemiosło artystyczne, budzące podziw bo-gatą ornamentyką, urozmaiconą kolorystyką i precyzją opracowania każdego szczegółu. Szczególną mozaiką którą wykonał Nowa-kowski po ataku na World Trade Center w Nowym Jorku, a która świadczy o tym że nie tylko odwzorowuje on wzory i motywy kla-syczne, ale sam tworzy przemyślane kompo-zycje o podtekście filozoficznym - jest okrągła kompozycja łącząca w sobie tradycyjne nurty religijne i kręgi kulturowe - “Pokój - Porozu-mienie - Pojednanie”: jest to połączenie ży-

dowskiej menory, krzyża Jerozolim-skiego i arabskie-go półksiężyca. Najpierw była fascynacja, potem hobby, a teraz pasja - pasja two-rzenia, którą wie-lu z nas ma, ale bez determinacji i żelaznej konse-kwencji, trudno ją zrealizować! Do tworzenia z a i n s p i r o w a ł y Nowakowskiego prace wrocław-skiego artysty

Wacława Szpakowskiego który wykonał szereg prac graficznych i malarskich techniką “jednego pociąg-nięcia” - narzędziem (piór-kiem, ołówkiem, pędzlem etc...) bez odrywnia go od płaszczyzny kartki papieru, płótna... Powstawały swoi-ste zapisy o skomplikowa-nej ornamentyce i matema-tycznej symetrii. Jest taka łacińska maksyma Nulla dies sine linea - “Żaden dzień bez kreski” - każdy dzień powinien zapisać się dziełem sztuki, pracą twór-czą. Pozostawiamy po sobie znaki, ślady (jak zapis EKG) - Nowakowski zapisuje życie - meandrami w kamieniu... Na wystawie kompozycji kwiatowych Barbary Jandy i mozaik Henryka Nowakowskiego, otwartej 5 czerwca 2002 r. w Trzebnickim Ośrodku Kultury, w czasie obchodów Dnia Europy w Trzebnicy mogliśmy podziwiać klasyczne wzory sztuki greckiej i pierwsze rzymskie motywy sztuki chrześcijańskiej w scenerii zwielokrotnionej lustrami, w otocze-niu pięknych układów kwiatowych, z podkła-dem muzycznym greckich melodii wykona-nych na Fletni Pana. Obecnie prace Henryka Nowakowskiego można oglądać w trzeb-nickim ratuszu w Muzeum Regionalnym.   tekst: Zbigniew Lubicz-Miszewski Powidła Jadwiżańskie: czereśniowe, wiś-niowe, agrestowe, brzoskwiniowe, śliwko-we, z czarnej jagody, wiśniowo-jabłkowe...

Owoce do wyrobu powideł pochodzą z sadów położonych na Wzgórzach Trzeb-nickich. Kraina Wzgórz Trzebnickich to obszar od wieków znany z produkcji wy-śmienitych owoców. Tutejsze warunki kli-matyczne, odpowiednie stosunki wodne i nasłonecznienie dają w rezultacie wysoko gatunkowy produkt. Mały stopień uprze-mysłowienia i urbanizacji dają podsta-wy rozwoju produkcji proekologicznej. Wyselekcjonowane, zdrowe, umyte owoce wkładamy do kotła (specjalny kocioł o po-dwójnych ściankach) – rozpoczyna się proces rozparzania i odparowywania, trwający 3-4 godziny. Następnie zawartość kotła wykłada-my na sito, odpowiednie do użytych owoców. Po przetarciu masę owocową ponownie wkła-damy do kotła i poddajemy dalszemu pro-cesowi wysmażania przez okres trzech dni. Doskonale wysmażone powidła mu-szą być gęste, lśniące i pachnące. Ta-kimi powidłami napełniamy słoicz-ki. Cały proces wykonujemy ręcznie. Tak powidła robiono u Mackiewiczów – mo-ich dziadków w Nowo Wilejce koło Wilna. Tak jak oni wtedy, teraz robię ja. Intensyw-

ny smak, aromat, gęsta konsystencja są wy-nikiem naturalnego procesu odparowywania wody. Cukru do powideł dodaje się tylko do smaku przy mniej słodkich owocach, maksy-malnie 10 gramów na 100 gramów powideł. tekst: Henryk Nowakowski Henryka Nowakowskiego II Smaki Regionu 3 lipca 2010 roku na terenie promenady cen-trum handlowego Magnolia Park we Wroc-ławiu odbyła się X Regionalna Edycja Kon-kursu „Nasze Kulinarne Dziedzictwo - Smaki Regionów” zorganizowana przez Urząd Mar-szałkowski Województwa Dolnośląskiego oraz Dolnośląski Ośrodek Doradztwa Rolni-czego. Głównym celem Konkursu była iden-tyfikacja i promocja tradycyjnej, regionalnej żywności, wytwarzanej przez lokalnych pro-ducentów z wykorzystaniem tradycyjnych technologii w oparciu o miejscowe zasoby surowców oraz identyfikacja i zgromadzenie wiedzy o oryginalnych, regionalnych potra-wach stanowiących dziedzictwo kulinarne regionu. Do Konkursu zgłoszono 80 produk-tów i 9 potraw z Dolnego Śląska. Nasz re-gion Kocich Gór reprezentowało 14 smaków konkursowych i kilkanaście dodatkowych. Henryk Nowakowski z Trzebnicy pre-zentował – Cyder – Jabłecznik – natu-ralny napój do 5% alkoholu z soku z ja-błek i Powidła Jadwiżańskie – agrestowe. W kategorii: produkty regionalne pochodzenia roślinnego: I miejsce zdobył Cyder – jabłecz-nik z Trzebnicy – Henryka Nowakowskiego. Cyder okazał się hitem Konkursu „Nasze Kulinarne Dziedzictwo - Smaki Regionów”

kontakt: NOEL - Henryk Nowakowski Pracownia Mozaiki Kamiennej 55-100 Trzebnica, ul. Czereśniowa 14 tel./fax 071/312 10 50 tel. 604 504 644II Turniej Rycerski i Jarmark Cysterski w Trzebnicy

Cydr Henryka Nowakowskiego zdobywa I nagrodę w konkursie Smaki Regionów

Henryk Nowakowski z małżonką

Produkt regionalny

Page 18: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

18 czerwiec 2011

Moi Rodzice pochodzą z Kut. Prze-nieśli kulinarne tradycje Ormian polskich na Dolny Śląsk. Opisa-ne potrawy przyrządzam do dziś. Kołacz ormiański ma być duży, wysoki, dobrze rumiany. Dobrze przygotowane drożdżowe ciasto musi być zarabiane w drewniannym korytku. Mąkę na rozczyn najlepiej zaparzyć gorącym mlekiem ugo-towanym z laską wanilii. Nie trzeba żało-wać żółtek i dodać troszku szafranu. Wy-rabiać ręką własną dobrą godzinę. I nie poganiać przy wyrastaniu. A jak wyrasta,

nie otwierać niepotrzebnie drzwi od kuch-ni, broń Boże okna, bo od za-wiania opadnie. Do pieczenia formuje się z ciasta dwa warkocze, je-den mniejszy,

drugi większy. Każdy zaple-

ciony z czterech wałeczków. Mniejszy kładziemy na większym. W Boże Na-rodzenie na kołaczu kładzie się opłatek, a w Wielkanoc – Baranka. Kołacz uży-wany jest także przy błogosławieństwie młodej parze nim pójdą do kościoła. Chorut. Przyprawa do gandżaburu spo-rządzana z listków pietruszki, selera, ko-pru i estragonu, które po zmieleniu kisną w hulśance (przegotowane mleko zakwa-szone śmietaną dojrzewające przez kil-ka – kilkanaście dni). Gotowana w mie-dziannym rondlu, aż dadzą się formować

Kołacz, chorut i gandżaburRomana Obrocka - Specjały Ormian polskich z Kut.

gomułeczki w formie stożka. Chorutowe stożki suszy się w przewiewnym miej-scu. Przechowywać szczelnie zamknięte. Gandżabur. Smakowita zupa Ormian polskich z Kut. Podstawą jest esen-cjonalny rosół, na którym gotujemy uszka z mięsem. Stary chorut miesza-my ze śmietaną i wlewamy na wrzą-cy rosół, ale, aby już nie zagotować. Jak bardzo kołacz Romany Obrockiej jest dobry niech świadczy fakt, że w X Regio-nalnej Edycji Konkursu “Nasze Kulinarne Dziedzictwo - Smaków Regionów” zdo-był pierwsze miejsce w kategorii: produkty regionalne pochodzenia roślinnego, razem ze śliwiakami Bogusławy Gołębiewicz.

Bibliografia:

Zbigniew Kościów, Wiadomość o Or-mianach kuckich, Warszawa 1989.

Romana Obrocka, Dwie fotografie, w:„MY, OBORNICZANIE. Wielka Księ-ga Obornik Śląskich”, Oborniki Śląskie 2005.Beata Dżon, Ormianie polscy spod gry Owidiusz, w:„Życie na gorąco”, nr 14, 3 kwietnia 2008. Romana Obrocka, Z akcentem na ostat-nią sylabę - Gandżabur, w: „Awedis”, nr 1, jesień 2009.

Kontakt:

Specjały kuchni Ormian polskich

Romana Obrocka, ul. Trzebnicka 28 55-120 Oborniki Śląskie tel. 696 204 442

Romana Obrocka częstuje kołaczem na Smakach Regionu we Wrocławiu

Kołacz Romany Obrockiej na Smakach Regionu we Wrocławiu w 2010 r

Produkt regionalny

Page 19: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

19www.kociegory.eu

Człowiek pozytywnie zakręconyMamy przyjemność przybliżyć na naszych łamach niecodzienną pasję człowieka po-zytywnie zakręconego. Paweł Rychter z Obornik Śląskich, bo o nim mowa, zajmu-je się renowacją starych czechosłowackich ciągników ZETOR. Ile pracy, wysiłków, poszukiwań, samozaparcia, szczęścia i miłości trzeba mieć do starych ciągników, aby z porzuconych na polu za stodołą ma-szyn zrobić sprawny wehikuł, wyglądający jakby dzień wcześniej wyjechał z fabryki, świadczyć może choćby jeden z cytatów ze strony internetowej ( www.zetor25.pl ) prowadzonej przez Pawła:

„Poszukiwań detali ciąg dalszy. Muszę przyznać, że miesiąc sierpień był nad wy-raz szczęśliwy jeśli chodzi o ten aspekt od-restaurowywania naszego ciągnika. Przy-czynili się do tego między innymi: Rafał - ofiarodawca oryginalnej prądnicy, oraz Andrzej, który podarował nam przełącznik kierunkowskazów znany między innymi z autobusów tzw. Ogórków. Oba te elementy na pewno zostaną wykorzystane w naszym Zetorku. Ponadto wreszcie odebrałem obie-cany dawno dawno temu wskaźnik tempe-ratury wody firmy PAL! To niemal cud, że wskaźnik, który przeleżał tyle lat w garażu jest jeszcze sprawny. Tym samym mamy komplet wskaźników. Ponieważ ten miesiąc był wyjątkowo obfity w zdobycze, posta-nowiłem dokupić jeszcze upatrzone kiedyś kierunkowskazy na błotniki. Rafał, Andrzej: Dziękujemy!”

Hobby Pawła oraz przywracanie Zetorów do życia to wielka zasługa jego ojca, Franciszka Rychtera, który najpierw zaszczepił w nim miłość do takich maszyn, a teraz dzięki swojej ogromnej wiedzy i do-świadczeniu, razem z nim te maszyny ożywia.

Zetor 25 – pierwszy ciągnik rolniczy fabryki Zbrojovka Brno produkowany w la-tach 1946-1949.

Prototyp tego traktora powstał już w listopadzie 1945, początkowo miał oznaczenie Z25. Nazwa “Zetor” powstała z liter “Zet”, czyli pierwszej litery nazwy Zbrojovka i “or”, czyli ostatnich liter słowa traktor. W lipcu 1946 nastąpiła produkcja. Zetor 25 szybko zdobył miano podstawowego ciągnika Czechosłowacji. W roku 1947 eks-portowano go już do Danii, Holandii, Niemiec i Skandynawii. Do końca 1947 roku wyprodukowano 3406 sztuk, co stanowiło 60% ciągników rolnictwa Czechosłowacji.

Źródło: Wikipedia

Pasje

Page 20: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

20 czerwiec 2011

Skuszony obietnicą świetnego jazzo-wego grania i możliwością porobienia zdjęć, tak zwyczajnie dla zabawy i z czy-stej potrzeby zajęcia czymś rąk, z nie-cierpliwością wyczekiwałem piątkowego wieczoru 18 lutego. Na miejscu byłem, jak zawsze, grubo przed czasem, takie zawodowe przyzwyczajenie. Nie byłem jeszcze na żadnym koncercie w Famie, więc uznałem, że warto popatrzeć co i jak. Sprawdzić ile jest miejsca przed sceną, ile światła i jakiego rodzaju oraz gdzie stoją stoliki, aby po gościach nie deptać w pół-mroku. Krótki rekonesans napawał mnie sporym optymizmem – nie będzie łatwo. Do koncertu pozostał jeszcze kwadrans. Zaniepokojony zlustrowałem klub. Kil-ku ludzi przy barze walczyło z bro-warem, mała grupa na zewnątrz prze-czyszczała płuca, a pod sceną technicy i muzycy beztrosko wymieniali techniczne uwagi. Trzebnica nauczyła mnie jednak, że studencki kwadrans to tutaj rzecz święta. Godzina koncertu wybiła. Otworzyły się drzwi i zaczęli napływać goście. Leni-wie lecz z premedytacją zaczęli zajmować miejsca, ustawiać się w kolejkach po drinki (bezalkoholowe rzecz jasna). W pewnym momencie zespół zaczął sączyć piwo jakby szybciej… Kolejna wnikliwa lustracja sali i zauważyłem, że miejsc siedzących brak, a ludzie zaczęli zajmować co lepsze miejsca stojące. Minął kolejny kwadrans. Come Back przywdział oręż, a przesympatyczny pan Kazimierz wygłosił krótki, ale treściwy monolog na temat znaczenia jazzu w jego życiu i życiu Trzebnicy. Następnie Marcin Raczyński, impresario i wodzirej tejże im-prezy, zapowiedział gwiazdy wieczoru… Przemek Orłowski – bębny, Alek Skowron – gitara, Daniel Kraus – saksofon, Krzysztof

Nartowski – bas, Mateusz Franczak – kla-wisze, Bartek Tylko – wokal oraz gościn-nie Katarzyna Matyasik -  wokal, Damian Ciosek – gitara, i Łukasz Matyasik – bas… „COME BACK zespół, który powstał w kwietniu 2010 r. z inicjatywy Krzysztofa Nartowskiego – gitara basowa, Przemysława Orłowskiego – perkusja i Aleksandra Sko-wrona – gitary, do którego muzycy następ-nie zaprosili, saksofonistę Daniela Krausa. Wszyscy muzycy grywali ze sobą w rożnych składach przed kilkunastu latami, a COME BACK jest swoistym powrotem do wspólnej przygody z muzyką. Charakter wykonywa-nej muzyki jest bardzo zróżnicowany i opiera się na bardzo rożnych doświadczeniach oraz fascynacji muzyką poszczególnych artystów. W utworach granych przez zespół moż-na usłyszeć elementy jazzu, bluesa, rocka, funky, a nawet rapu czy muzyki klubowej.” Zaczęli lekko, jakby chcąc zwrócić tylko na siebie uwagę, ale z każdą kolejną nutą czułem, że chłopaki nie przyszli tu na piwo (a przy-najmniej nie tylko), że spragnieni są wspól-nego grania i że to granie sprawia im niesa-mowitą radość. Lubię robić zdjęcia w rytm dobrej, żywiołowej i granej z pasją muzyki. Zdjęcia wtedy jakby same się robią, po pro-stu poezja… wróć… muzyka… Ponad czte-ry godziny magnetycznego grania podzieliły się na trzy części. Koncert, jam session i bisy. Koncert stał na bardzo wysokim poziomie artystycznym, „dżem” to już nie tylko pro-fesjonalizm wykonania, ale istna eksplozja emocji i improwizowanych szaleństw, a w czasie bisów bawili się i śpiewali już wszy-scy… Marcin… nie wszyscy jednak powinni Twórcze połączenie różnych nurtów mu-zycznych, solowe popisy oraz liczne dia-logi między muzykami, fantastyczny war-sztat muzyczny zespołu i zaproszonych

Kambekowy Jazz w Famiegości, a także oryginalne eksperymenty musiały wzbudzić żywiołowe reakcje. Do-skonale w ten klimat wpasowały się więc raperskie popisy Bartka Tylko oraz ma-giczny wokal Kasi Matyasik. Niewymu-

szone, naturalne i pełne pasji połączenie tych wszystkich elementów, stworzyło coś na tyle wyjątkowego, że śmiało mogę na-zwać ten wieczór wydarzeniem sezonu.

Daniel Kraus i Katarzyna Matyasik w przepięknym dialogu na głosy

Krzysztof Nartowski często prowadził ożywioną muzyczną dyskusję z Przemkiem Orłowskim

Koncerty

Page 21: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

21www.kociegory.eu

Trzebnicka Grupa Filmowa Fluster zakoń-czyła już zdjęcia do pierwszego odcinka swojego nowego serialu online „KLUCZ”.Serial przedstawi losy grupy młodych osób, które budzą się w nieznanym im le-sie, przepełnionym dziwnymi i niewytłu-maczalnymi zjawiskami.W środku lasu znajdują się drzwi, będące jedynym z niego wyjściem. By je otworzyć bohaterowie będą musieli odnaleźć tytuło-wy „KLUCZ”. Nikt jednak nie wie gdzie go szukać...

Internetowa premiera zaplanowana została na 11.06.2011 r.

Serial oglądać będzie można na stronie od-najdzklucz.plOdcinki znajdziesz również na facebooko-wym fansite facebook.com/odnajdzklucz

Reżyserem i pomysłodawcą serialu jest Radosław Pawełczak, który pracował jako

operator przy pierwszym fabularnym filmie o Smoleńsku pt. ‚Prosto z nieba’. Premiera tego filmu odbyła się 27 maja.

Grupa Filmowa Fluster powstała w 2009 roku poprzez fuzje dwóch trzebnickich grup niezależnych TGF oraz Mahalageasca.W obecnym składzie grupy znajduje się 15 osób - większa część to aktorzy. Kilka osób zajmuje się sprawami technicznymi.Pierwszym filmem który powstał pod szyl-dem GF FLUSTER jest krótkometrażówka ‚Pobujać’. Kolejnym projektem był pełnometrażowy film „Henryk Portier”. Parodia sagi o zna-nym czarodzieju Harry’m Potterze. Grupa ma na swoim koncie również wiele innych krótkometrażówek które można zna-leźć na oficjalnej stronie e-fluster.pl.Poza fabułami FLUSTER zajmuje się rów-nież realizacją reportaży, spotów, teledy-sków i innych tego typu materiałów.

Nowy projekt grupy filmo-wej “FLUSTER”

Wydarzenia

Wrocławski People Of The Haze to zespół, który przebojem zwyciężył zeszłoroczną edycję trzebnickiego Festiwalu PAZUR czyli Przeglądu Amatorskich Zespołów Uprawiających Rocka. Był to ich pierwszy festiwal - od razu zakończony sukcesem. Jak się szybko okazało nie ostatnim. Support zespołu ARMIA był miłym wyróżnieniem,

zaś nagrodą główną konkursu było wejście do studia nagrań w Obornikach Śląskich, gdzie pod czujnym okiem i uchem Jacka Maciołka w ciągu pięciu miesięcy nagrali swój debiutancki krążek. Premiera płyty o nazwie... People Of The Haze odbyła się 7 kwietnia 2011 roku we wrocławskim klubie Łykend. Jak mówią sami muzycy: “Chcemy odświeżyć muzykę lat 60-tych i 70-tych. Na naszych koncertach najważniejsza jest energia i kontakt z publicznością”. Tak też się dzieje za każdym razem gdy wychodzą na scenę. Zespół w ciągu kilku miesięcy

od pierwszego sukcesu zagrał ponad 40 koncertów w Polsce, Niemczech i Czech-ach, zdobył I miejsce na festiwalu Muzy-czna Jesień w Grodkowie, III miejsce na Rock’n’Roll Music Festival w Katowicach oraz niedawno I miejsce w finale Ligi Roc-ka w Jeleniej Górze.W najbliższym czasie szykuje się kolejna

dawka ogromnej energii przekazywanej ze sceny przez POTH. Stanie się to już 18 czerwca w Trzebnicy podczas II edycji reaktywowanego PAZURa. “Ten festi-wal był naszym pierwszym sukcesem i za-wsze będziemy wspominać go z ogromna przyjemnością. Fantastycznie będzie tu znowu zagrać”. Oprócz nich na scenie zo-baczymy także legendę polskiego rocka - zespół PROLETARYAT.

Więcej o People Of The Haze na ich stronie internetowej: www.poth.pl

PAZUR Festiwal był naszym pierwszym sukcesem

People Of The Haze na festiwalu PAZUR w Trzebnicy

Koncert zespołu w obornickiej “Bajce”

Page 22: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

22 czerwiec 2011

„Żądło” w Trzebnicy, rowerowej stolicy Dolnego ŚląskaKiedy pięć lat temu, dokładnie 15 września 2007 roku na trasę pierwszej edycji „Żąd-ła Szerszenia” spod Bazyliki wyruszali kolarze-amatorzy nikt nie spodziewał się, że kiedyś maraton rozgrywany będzie po raz piąty i zgromadzi na starcie aż trzy razy więcej uczestników. Dziś „Żądło” na stałe wpisało się nie tylko w kalendarz imprez sportowych w gminie i w powiecie, ale każ-dego roku otwiera cykl Pucharu Polski w Szosowych Maratonach Rowerowych.

Organizacyjnie Żądło jest ogromnym przed-sięwzięciem, więc fakt, że powstaje dzięki pasji i zaangażowaniu zajmujących się na co dzień zupełnie czym innym ludzi jest swoi-stym fenomenem.

– Praca nad przygotowaniami do kolejnego „Żądła” zaczyna się właściwie na drugi dzień po dekoracji uczestników – mówi Zenon Ja-niak, Komandor Maratonu. – Na organizację tej imprezy poświęcamy weekendy, wolne popołudnia, a niekiedy również czas, który powinniśmy przeznaczyć na zajęcia zawodo-we. Z każdym rokiem powinno być jednak łatwiej, ponieważ nasza impreza wyrobiła so-bie markę nie tylko wśród maratończyków z całej Polski, ale również wśród sponsorów i mediów. Bardzo cenne jest dla nas również, i to już od pierwszej edycji, finansowe i orga-nizacyjne wsparcie lokalnych władz – dodaje.

„Żądło” popularne wśród kolarzy...Jubileuszowa, 5. edycja Trzebnickiego Mara-tonu Rowerowego „Żądło Szerszenia”, roze-granego 30 kwietnia przebiegła bez urodzi-nowych fajerwerków. Prezent sprawili jednak organizatorom, Kolarskiemu Stowarzyszeniu Sportowemu Szerszenie Trzebnica uczest-nicy. W dziejach Pucharu Polski ponad 600 kolarzy-amatorów, którzy stawili się na star-cie stanowiło rekordową frekwencję. Warto dodać, że do Trzebnicy na kolarski maraton zjeżdżają zawodnicy z najodleglejszych za-kątków naszego kraju, ale również z takich europejskich państw jak Niemcy, Holandia, Czechy czy Belgia.

Dla rzeszy kolarzy amatorów z Wrocławia „Żądło Szerszenia” jest rów-noznaczne z rozpoczęciem kolarskiego sezonu. Na kilka tygodni przed zawodami na treningi wybierają się nie-mal wyłącznie w kierunku Trzebnicy, wytrwale zdoby-wając Kocie Góry, a później walcząc zaciekle w trzebni-ckim maratonie o najwyższe miejsce na podium.

– Zwycięstwo w „Żądle” to powód do dumy – mówi Joanna Wołodźko, kolarka z Wrocławia, która w tym roku zajęła w swojej katego-rii wiekowej 1. miejsce, pla-sując się na drugiej pozycji w open kobiet. – Dla ama-torów kolarstwa szosowego to jedyna na Dolnym Śląsku tego rodzaju impreza, wy-magająca wszechstronnego kolarskiego przygotowania. Sprawdza zarówno wy-trzymałość i szybkość, jak i przydatną na podjazdach siłę.

O randze imprezy świadczy też udział takich legend polskiego kolarstwa jak Henryk Charucki, Jan Brzeźny, Jan Fal-tyn, Zdzisław Komisaruk, Zygmunt Kraw-czyk, Andrzej Pajor czy Ryszard Wrona. W „Żądle” regularnie uczestniczy też były ko-larz zawodowy z Niemiec, Roland Listner, uczestnik m.in. Wyścigu Pokoju.

...i cieszące ich rodzinyOrganizatorzy dbają również o to, by atrak-cjami miasta i powiatu zainteresować nie tyl-ko maratończyków, ale i cierpliwie czekające na nich przez wiele godzin na mecie rodziny. W pakiecie informacji publikowanych przed imprezą nie brakuje opisów zabytków, inte-

resujących miejsc, wartych odwiedzenia mu-zeów.

We współpracy z Boromeuszkami z trzeb-nickiego klasztoru możliwe jest, również dla mieszkańców powiatu, zwiedzanie zarówno samego obiektu, jak i unikatowych zbiorów sztuki sakralnej. Sołtys Niezgody uczest-nikom tegorocznego „Żądło Szerszenia” sprezentował piękne pocztówki, na których utrwalono niezaprzeczalne uroki Rezerwa-tu Olszyny Niezgodzkie. Wraz z pakietami startowymi maratończycy otrzymują mapy Trzebnicy czy turystyczne przewodniki po Powiecie Trzebnickim.

Trasa piękna i wymagającaTrasa maratonu, w tym roku licząca 135 km, a dla bardziej wytrwałych 270 km, prowadzi przez najpiękniejsze zakątki Kocich Gór i Doliny Baryczy. Co roku jest odrobinę mo-dyfikowana, dzięki czemu maratończycy mają okazję dotrzeć do kolejnych, najczęściej urokliwie położonych miejscowości. Kwie-cień to okres kwitnienia rzepaku i drzew owocowych, więc zdjęcia z przejazdu kolarzy po drogach tonących wśród żółtych pól są niezwykle malownicze.

– Każdego roku powstają nowe szosy, popro-wadzone z dala od głównych dróg, bo budo-wane z myślą o maszynach, którymi rolnicy dojeżdżają na pola – mówi Stanisław Szopa, Prezes Zarządu KSS Szerszenie Trzebnica. – Ich walorem jest znakomita nawierzchnia i znikoma ilość samochodów, co jest o tyle ważne, że maraton odbywa się przecież w ru-chu otwartym.

Drogi rolnicze prowadzą przez pola, któ-re położone są na nie tak znów niewielkich Wzgórzach Trzebnickich. – Podjazd we wsi Radłów, o rzeczywistym nachyleniu 16% był hitem tegorocznej edycji „Żądła Szersze-

nia” – mówi Stanisław Szopa. – Zgromadził mnóstwo kibiców, a także fotografów, któ-rym zależało na świetnym ujęciu z naszych kolarskich zmagań.

Warto dodać, że wielu uczestników pokony-wało ten „trzebnicki Orlinek” na piechotę, prowadząc rower. Dla tych, którzy w „Żąd-le” uczestniczyli po raz pierwszy podjazdy w Kocich Górach były sporym zaskoczeniem i wyzwaniem jednocześnie. Na tyle jednak mobilizującym, że w przyszłym roku na star-cie 6. edycji trzebnickiego maratonu spodzie-wać się można jeszcze większej frekwencji. Obowiązkowo z udziałem kolarzy z naszego powiatu, których w tym roku na trasę „Żąd-ła” wyjechało niemal 100. Kto wie, może już niedługo mówić będziemy o tym, że Trzebni-ca stała się rowerową stolicą Dolnego Śląska?

Małgorzata Pawlaczek

Sport

Page 23: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

23www.kociegory.eu

Zakładka do książki dla mojego taty…Proszę, proszę… niewiadomo kiedy ten piękny maj przeciekł między palcami. Dzień Mamy już za nami, mam nadzieję, że nikt z Was nie zapomniał o prezencie dla swojej Mamy? OK. Nie rozpamiętuj-my już tego co było lub nie było. Jest nowy miesiąc, jest nowa okazja. 23 czerwca wy-pada dzień Taty. Specjalnie dla Was przy-gotowałam mały kurs, na własnoręcznie wykonany prezent dla Taty. Tak więc zro-bimy zakładkę do książki. Do jej wykonania potrzebujemy naprawdę niewiele: - kawałek tekturki [może to być tylnia okładka bloku technicznego], która będzie naszą bazą wyjściową- ozdobny papier [można go zastąpić ka-wałkiem tapety o ciekawej fakturze]- kolorowy, grubszy papier- obrazek [najlepiej prostokątny]- guziczki- tasiemkę- kawałek dratwy

Krok 1Przygotowujemy sobie wszystkie nie-zbędne przedmioty do wykonania zakład-ki  ustalając jej wymiary. Moja ma długość 15 cm, szerokość 5 cm

Krok 2Wycinamy:- z ozdobnego papieru prostokąty, którymi obkleimy bazę,- z kolorowego papieru prostokąt nieco większy od naszego obrazka by tworzył ramkę Krok 3Przez guziczki przeciągamy kawałki sznu-reczka [dratwy] zawiązując na pętelki. Pod guziczki można podkleić kawałki kolo-rowego papieru dla uzyskania większego kontrastu

Krok 4Oklejamy naszą bazę ozdobnym papie-rem i przyklejamy nasze ozdoby: obrazek i guziczki. Możemy też przyciąć brzegi za-kładki na jednym z krótszych boków.

Krok 5Przez dziurkę przeciągamy tasiemkę i sznureczek, ozdabiamy guziczkiem i go-towe :) Z tyłu zakładki zawsze możemy

umieścić życzenia lub dedykację. Kurs przygotowała Małgorzata Merder-Mazurkiewicz (www.kartkomania.com)

Do wykonania zakładki potrzebujemy naprawdę niewiele

Oklejamy naszą bazę ozdobnym papie-rem

i przyklejamy nasze ozdoby Przez dziurkę przeciągamy tasiemkę i sznureczek, ozdabiamy guziczkiem i gotowe

Page 24: CZERWIEC 2011 NR 1 (01) / 2011 … · 2017. 7. 10. · w styluneoklasycystycznym na śląskiej wsi. W skład zespołu wchodzą: pałac (ob. Dom Kultury) z 1820 r., 2 oficyny pałacowe

24 czerwiec 2011