Czechow Antoni - 7 Tom 17 Opowiadań

download Czechow Antoni - 7 Tom 17 Opowiadań

If you can't read please download the document

description

czechow a

Transcript of Czechow Antoni - 7 Tom 17 Opowiadań

KSINA PANI

Przez wielkie, tak zwane Krasne wrota N-skiego klasztoru mskiego wjecha powz zaprzony czwrk dobrze odkarmionych, piknych koni; ojcowie i braciszkowie, tumnie zgromadzeni przed szlacheck poow gocinnego skrzyda, z daleka poznali po stangrecie i po koniach dam, ktra siedziaa w powozie; bya to ich dobra znajoma, ksina Wiera Gawriowna.

Starzec w liberii zeskoczy z koza i pomg ksinej wysi z pojazdu. Ksina podniosa ciemn woalk i nie spieszc si podesza kolejno do wszystkich zakonnikw po bogosawiestwo, potem yczliwie skina braciszkom i odesza na pokoje.

Co, stsknilicie si do swojej ksinej? powiedziaa do mnichw, ktrzy wnosili jej rzeczy. Przez cay miesic nie zagldaam do was. No, wic przyjechaam, napatrzcie si teraz na wasz ksin. A gdzie jest ojciec przeor? Boe drogi, gin z niecierpliwoci! Cudowny, cudowny starzec! Powinnicie by dumni z takiego przeora!

Kiedy wszed ojciec przeor, ksina wydaa okrzyk zachwytu, skrzyowaa rce na piersi i przyja jego bogosawiestwo.

Nie, nie! Niech ojciec pozwoli pocaowa! powiedziaa chwytajc go za rk i chciwie caujc j po trzykro. Jak ja si ciesz, wielebny ojcze, e nareszcie ci widz! Ojciec na pewno zapomnia ju o swojej ksinej, a ja co chwila myl przenosiam si do waszego miego klasztoru. Jak tu dobrze u was! W tym yciu dla Boga, z dala od marnoci wiata, jest co szczeglnie pocigajcego, ojcze wielebny, co czuj ca dusz, nie mog jednak wyrazi sowami!

Ksina zarumienia si i w oczach jej ukazay si zy. Mwia bez przerwy, gorco, a przeor, starzec siedemdziesicioletni, powany, brzydki i niemiay, milcza, z rzadka tylko rzucajc urywane sowa na sposb wojskowy: Tak jest, prosz ksinej pani... sucham... rozumiem...

Na dugo ksina do nas askawie przybya? spyta.

Dzisiaj przenocuj u was, a jutro pojad do Kawdii Nikoajewny, dawnomy si ju nie widziay, a pojutrze znowu do was i pobd jakie trzy, cztery dni. Szukam u was wypoczynku dla ducha, ojcze wielebny...

Ksina lubia odwiedza N-ski klasztor, W cigu ostatnich dwch lat upodobaa sobie to miejsce, przyjedaa tutaj latem prawie co miesic i zostawaa przez jakie dwa albo trzy dni, niekiedy nawet przez cay tydzie. Lkliwi braciszkowie, cisza, niskie sufity, zapach cyprysu, skromne jedzenie, tanie firaneczki w oknach wszystko to wzruszao j i rozczulao, usposabiao do rozmylania i dobrych uczu. Po p godzinie przebywania w tych komnatach wydawao si jej, e sama jest lkliwa i skromna i e take pachnie cyprysowym drzewem; przeszo odchodzia gdzie daleko, tracia sw wag, i ksinej poczynao si zdawa, e mimo swoich dwudziestu dziewiciu lat jest bardzo podobna do starego przeora i e tak samo jak on urodzia si nie dla bogactw, nie dla ziemskich zaszczytw i mioci, ale dla cichego, ukrytego przed wiatem ycia, przymionego jak te komnaty...

Zdarza si, e do mrocznej celi ascety, pogronego w modlitwie, niespodziewanie zajrzy soneczny promie albo ptaszyna usidzie na oknie i zaszczebioce swoj piosenk; surowy asceta mimo woli umiechnie si i w piersi jego spod cikiego alu za grzechy, jak spod skay kamiennej, nagle wytrynie strumie cichej, bezgrzesznej radoci. Ksinej zdawao si, e przynosi z sob z zewntrz wanie tak rado jak promie soca czy ptaszyna. Jej miy, wesoy umiech, agodne spojrzenie, gos, arty, caa ona, drobna,, adnie zbudowana, odziana w prost czarn sukni, swoim zjawieniem si musiaa wywoywa w prostych, surowych ludziach uczucie rozczulenia i radoci. Kady ujrzawszy j musia pomyle: ,,Bg zesa nam anioa!"... I czujc, e mimo woli kady tak myli, umiechaa si jeszcze bardziej dobrotliwie i staraa si upodobni do ptaszyny.

Wypia herbat i odpocza, potem wysza na spacer. Soce ju zaszo. Klomby klasztorne powiay na ksin pachnc wilgoci tylko co podlanej rezedy, z cerkwi dolecia cichy piew mskich gosw, ktry z daleka wydawa si bardzo przyjemny i smtny. Odprawiano wieczorne naboestwo. W ciemnych oknach, gdzie agodnie byskay wiateka lampek, w cieniach, w postaci starego mnicha, ktry siedzia przed krucht obok obrazu ze skarbonk, byo tyle pogody i spokoju, e ksinej nie wiadomo dlaczego zbierao si na pacz...

A za bram, w alei pomidzy murem a brzozami, gdzie stay awy, by ju zupeny wieczr. Powietrze mroczniao szybko, szybko... Ksina przesza si alej, usiada na awce i zamylia si.

Mylaa o tym, e dobrze by byo zamieszka na cae ycie w tym klasztorze, gdzie czas upywa cicho i bez trosk, jak letni wieczr; dobrze by byo zapomnie o niewdzicznym, hulaszczym ksiciu, o caym olbrzymim majtku, o wierzycielach, ktrzy napastuj j codziennie, o wszystkich utrapieniach, o pokojwce Daszy, ktra dzi rano miaa taki zuchway wyraz twarzy. Dobrze by byo siedzie cae ycie tutaj na awce i poprzez pnie brzozowe patrze, jak w dole u stp gry ciel si pasma wieczornej mgy, a daleko, daleko nad lasem, jak czarny obok podobny do welonu, lec na nocleg gawrony; jak dwaj nowicjusze jeden wierzchem na srokatym koniu, a drugi na piechot wypdzaj konie na noc na pastwisko i cieszc si z chwili swobody, igraj jak mae dzieci; ich mode gosy dwicznie rozlegaj si w nieruchomym powietrzu i sycha kade ich sowo. Dobrze jest tak siedzie i sucha ciszy: to wiatr powieje i poruszy wierzchokami brzz, to ropucha zaszeleci w przeszorocznych liciach, to za klasztornym murem zegar na wiey wybije kwadrans... Chciaoby si tak siedzie nieruchomo, sucha i myle, myle, myle...

Przesza koo niej staruszka z wzekiem. Ksinej przyszo do gowy, e dobrze by byo zatrzyma t staruszk i powiedzie jej co dobrego, serdecznego, wspomc j... Ale staruszka nie obejrzaa si ani razu i znikna za wgem muru.

Po pewnej chwili w alei ukaza si wysoki mczyzna z siw brod, w somianym kapeluszu. Mijajc ksin zdj kapelusz i ukoni si. Ksina po wielkiej ysinie i po ostrym, garbatym nosie poznaa doktora Michaia Iwanowicza, ktry jakie pi lat temu pracowa u niej w Dubowkach. Przypomniaa sobie, e kto jej mwi, i doktor w zeszym roku straci on, i postanowia okaza mu wspczucie, pocieszy go.

Panie doktorze, pan mnie pewnie nie poznaje? spytaa, yczliwie umiechajc si.

Owszem, ksino, poznaem pani powiedzia doktor, raz jeszcze zdejmujc kapelusz.

Bardzo mi mio, bo ju mylaam, e pan te zapomnia o swojej ksinej. Ludzie pamitaj tylko swoich wrogw, a o przyjacioach zapominaj. Pan rwnie przyjecha tu si pomodli?

Ja tu nocuj co soboty z obowizku. Jestem tutejszym lekarzem.

No, i jak si panu powodzi? spytaa ksina z westchnieniem. Syszaam, e maonka paska zmara! C za nieszczcie!

Tak, ksino, to dla mnie wielkie nieszczcie.

C robi! Powinnimy z pokor znosi nieszczcia. Bez woli Opatrznoci ani jeden wos nie spada z gowy czowieka.

Tak, prosz ksinej pani!

Na miy, agodny umiech ksiny i na jej westchnienia doktor odpowiada chodno i oschle: ,,Tak, prosz ksinej!" Wyraz twarzy mia rwnie chodny i oschy.

,,Co by mu jeszcze powiedzie?"pomylaa ksina.

Ile to czasu nie widzielimy si z panem! powiedziaa. Pi lat! Ile wody przez ten czas spyno do morza, ile zmian zaszo, strach pomyle! Pan wie, wyszam za m... z hrabiny zostaam ksin. I ju zdyam rozsta si z mem.

Tak, syszaem.

Wiele dowiadcze zesa na mnie Pan Bg! Pan zapewne take sysza, e jestem prawie zrujnowana. Za dugi mojego nieszczsnego ma sprzedano mi Dubowki i Kiriakowo, i Sofino. Zostao mi ju tylko Baranowo i Michalcewo. Strach obejrze si wstecz: ile zmian, ile rnych nieszcz, ile bdw!

Tak, ksino, duo bdw!

Ksina zmieszaa si lekko. Znaa swoje bdy; wszystkie one byy do tego stopnia intymne, e tylko ona sama moga o nich myle i mwi. Nie wytrzymaa i spytaa:

A pan ma na myli jakie bdy?

Pani wspomniaa o nich, wic je pani widocznie zna... odpar doktor i umiechn si. Po c o nich mwi?

Nie, niech pan powie, doktorze! Bd panu bardzo wdziczna! I niech pan bdzie askaw mnie nie oszczdza. Lubi, gdy mi mwi prawd.

Nie mam prawa sdzi pani czynw.

Sdzi? Jakim tonem pan to mwi! A wic pan wie o czym. Prosz, niech mi pan powie!

Jeeli pani chce, to prosz. Tylko niestety nie umiem mwi i nie zawsze atwo jest mnie zrozumie.

Doktor pomyla chwil i zacz:

Bdw jest wiele, ale w gruncie rzeczy najwaniejszy z nich jest, moim zdaniem, ten duch, ktrym... ktry panowa we wszystkich pani wociach. Widzi pani, ja nie bardzo umiem si wysowi. Rzecz gwn jest brak mioci, po prostu wstrt do ludzi, ktry odczuwao si tam naprawd na kadym kroku. Na tym wstrcie zbudowaa pani cay system swego ycia. Wstrt do ludzkiego gosu, do ludzkich twarzy, do karkw, do krokw... jednym sowem, do wszystkiego, z czego skada si czowiek. Przy kadych drzwiach i schodach stoj syci, ordynarni i leniwi hajducy w liberiach, aby nie wpuszcza do domu ludzi nie do dobrze ubranych; w przedpokojach krzesa maj wysokie oparcia, aby w czasie balw i przyj lokaje nie brudzili obi opierajc o nie swoje gowy; we wszystkich pokojach le puszyste dywany, eby nie sycha byo ludzkich krokw; kadego, kto wchodzi, obowizkowo uprzedza si, eby mwi jak najciszej i jak najmniej i eby nie mwi takich rzeczy, ktre mog le wpyn na wyobrani i na nerwy. A w pani gabinecie nie podaje si czowiekowi rki i nie prosi si go siada, tak samo jak przed chwil nie podaa mi pani rki i nie poprosia, ebym usiad...

Prosz bardzo, jeeli pan sobie yczy powiedziaa ksina wycigajc do i umiechajc si. Naprawd nie warto si gniewa o takie drobnostki...

A czy ja si gniewam? zamia si lekarz, ale natychmiast zaczerwieni si, zdj kapelusz i wymachujc nim rozpocz gorco: Szczerze mwic, dawno ju szukaem sposobnoci, aby powiedzie pani wszystko, wszystko... To jest... chc pani powiedzie, e pani na wszystkich ludzi patrzy po napoleosku, jak na armatnie miso. Ale Napoleon mia jak tam ide, a pani nie ma nic oprcz wstrtu!

Ja i wstrt do ludzi! umiechna si ksina wzruszajc ze zdumienia ramionami. Ja!

Tak, pani! Chce pani faktw? Prosz bardzo. W Michalcewie mieszka na askawym chlebie trzech byych pani kucharzy, ktrzy olepli w pani kuchniach od ognia na paleniskach. Wszystko, co na tysicach pani dziesicin znalazo si zdrowego, silnego i adnego, wszystko zabraa pani i pani rezydenci na hajdukw, fagasw, furmanw. Cae to dwunogie stado wychowao si w lokajstwie, wypaso si, otpiao, zatracio obraz i podobiestwo, jednym sowem... Modych lekarzy, agronomw, nauczycieli, w ogle inteligentnych pracownikw, Boe drogi, odrywa si od uczciwej pracy i kae si im dla kawaka chleba bra udzia w najrozmaitszych bazestwach, przy ktrych wstyd ogarnia kadego porzdnego czowieka. Niejeden mody czowiek nie przepracuje nawet trzech lat, a ju staje si obudnikiem, lizusem, skarypyt... Czy to tak by powinno? Pani rzdcy, Polacy, wszyscy ci panowie Kazimierze i Kajetany, od rana do wieczora. lataj po pani dziesitkach tysicy dziesicin ziemi i staraj si zedrze z jednego wou trzy skry, aby pani dogodzi. Niech pani pozwoli, gadam tak nieporzdnie, ale to nie szkodzi Prosty nard to dla pani nie s ludzie. Ale nawet tych ksit, hrabiw i biskupw, ktrzy u pani bywaj, nie uwaa pani za ludzi, lecz tylko za dekoracj. Ale najwaniejsze... najwaniejsze, i co mnie najbardziej oburza mie przeszo milionowy majtek i nic nie zrobi dla ludzi, nic!

Ksina siedziaa zdziwiona, wystraszona, obraona, nie wiedzc, co ma powiedzie i jak ma si zachowa. Nigdy jeszcze nikt z ni nie mwi takim tonem. Nieprzyjemny, gniewny gos doktora i jego niezdarna, jkajca si mowa wywoyway w jej gowie ostry oskot, a wreszcie zaczo si jej wydawa, e doktor, ywo gestykulujcy, uderza j swym kapeluszem po gowie.

To nieprawda!. przemwia wreszcie cicho i bagalnie. Dla ludzi zrobiam bardzo duo, sam pan przecie wie l

Nieche pani da spokj! zawoa doktor. Czy pani jeszcze wci uwaa swoj dobroczynno za co powanego i poytecznego, nie za jak szopk? Przecie to bya komedia od pocztku do koca, zabawa w mio bliniego, najzwyklejsza zabawa, na ktrej poznaway si nawet dzieci i gupie baby. Wemy na przykad chociaby to pani jak to si nazywao? przytulisko dla bezdomnych staruszek, gdzie mnie pani zrobia czym w rodzaju naczelnego lekarza, a sama pani bya honorow opiekunk. O Panie miosierny, c to by za pikny zakad! Wybudowano dom z posadzkami i z chorgiewk na dachu, zebrano po wsiach jaki dziesitek bab i kazano im sypia pod kodrami, na przecieradach z holenderskiego ptna i karmiono je karmelkami,

Doktor zoliwie parskn w kapelusz i cign szybko, jkajc si bez przerwy:

Zabawa bya! Suba w przytuku schowaa pod klucz przecierada i kodry, eby staruszki ich nie zapaskudziyniech pi, diabelskie nasienie, na pododze! Staruszka nie mie ani na ku usi, ani kaftanika woy, ani stpi na gadk posadzk. Wszystko suyo od parady; chowano to przed babami jak przed zodziejami, a staruszki po kryjomu ubieray si i yy z ebraniny i w dzie, i w nocy bagay Boga, aby jak najprdzej uwolni je od tego aresztu i od pobonych kaza sytego drastwa, ktremu pani powierzya pilnowanie staruch. A co robili wysi urzdnicy? Cudne historie! Jakie dwa razy na tydzie wieczorem wali konno trzydzieci pi tysicy kurierw* i ogasza, e nazajutrz ksina, czyli pani, odwiedzi przytuek.

*/Nawizanie do ,,Rewizora" Gogola, gdzie pijany Chlestakow chwali si, e cesarz posya po niego trzydzieci pi tysicy samych kurierw".

To znaczy, e jutro musz si ubra, rzuci chorych i jecha na parad. Dobra, przyjedam. Staruszki, odziane w nowe, czyste suknie, ju stoj w rzdzie i czekaj. Koo nich przechadza si emerytowany szczur garnizonowy zarzdca ze swoim sodziutkim umiechem skarypyty. Staruszki ziewaj i porozumiewaj si wzrokiem, ale boj si szemra. Czekamy. Galopem zjawia si modszy rzdca. W p godziny po nim starszy rzdca, potem pan komisarz, a potem jeszcze i jeszcze kto... galopuj bez koca! Wszyscy maj tajemnicze, uroczyste gby. Czekamy, czekamy, przestpujemy z nogi na nog, popatrujemy na zegarek wszystko w grobowym milczeniu, gdy nienawidzimy si wszyscy nawzajem i jestemy na noe. Mija godzina, druga, i wreszcie ukazuje si z daleka powz, i... i...

Doktor zanis si cienkim miechem i powiedzia piskliwie:

Pani wychodzi z powozu i stare wiedmy na komend szczura garnizonowego zaczynaj piewa:

Krlu na ziemi i na wielkim niebie, Chwaa w Syjonie wdziczna czeka Ciebie...

adne, co? Doktor zamia si basem i machn rk, jak gdyby chcia pokaza, e od miechu nie moe wymwi ani sowa. A mia si ciko, ostro, z mocno zacinitymi zbami, jak miej si niedobrzy ludzie, i po jego gosie, i po twarzy, i po byszczcych, nieco zuchwaych oczach mona byo pozna, e gboko gardzi i ksin, i przytukiem, i staruszkami. W tym, co tak nieumiejtnie i prostacko opowiedzia, nie byo nic miesznego ani wesoego, ale doktor rechota z przyjemnoci, a nawet z radoci.

A szkoa? cign, ciko oddychajc, zmczony miechem. Pamita pani, jak pani samej zachciao si uczy chamskie dzieciska? Wida bardzo piknie pani uczya, bo wkrtce wszystkie chopaki zdraoway, tak e potem trzeba byo ich oi lub najmowa za pienidze, eby do pani chodzili. A pamita pani, jak pani zachciao si wasnorcznie karmi smoczkiem niemowlta, ktrych matki pracoway w polu? Pani chodzia po wsi i pakaa, e brak tych niemowlt na pani usugi bo wszystkie matki zabieray je z sob w pole? Potem karbowy kaza matkom kolejno zostawia swe niemowlta dla pani zabawy.

Dziwna rzecz! Wszyscy uciekali od pani dobrodziejstw jak myszy od kota! A dlaczego? Rzecz prosta! Nie dlatego, eby lud nasz by ciemny i niewdziczny, jak pani zawsze twierdzia, ale dlatego, e we wszystkich pani zachciankach, niech mi pani wybaczy to wyraenie, za grosz nie byo uczucia ani miosierdzia! Bya tylko ch zabawy ywymi lalkami i nic ponadto... Kto nie odrnia ludzi od boloskich pieskw, ten nie moe si zajmowa dobroczynnoci. Zapewniam pani, e midzy ludmi a boloskimi pieskami jest wielka rnica!

Serce ksinej bio mocno, w uszach omotao i wci jeszcze miaa wraenie, e doktor wierci jej swym kapeluszem w gowie. Lekarz mwi szybko, gorco i nieadnie, jkajc si i czynic niepotrzebne gesty; rozumiaa tylko to, e rozmawia z ni ordynarny, niewychowany, zy, niewdziczny czowiek, ale czego od niej chce i o czym mwi nie pojmowaa.

Niech pan odejdzie powiedziaa paczliwie, podnoszc rce do gry, aby obroni si od jego kapelusza. Niech pan odejdzie!

A jak pani obchodzi si ze swoimi pracownikami! w dalszym cigu oburza si doktor. Pani ich nie uwaa za ludzi i traktuje jak ostatnich zodziei. Na przykad, niech mi wolno bdzie zapyta, za co mi pani daa dymisj? Pracowaem dla pani ojca dziesi lat, a potem dla pani, uczciwie, nie znajc ani wit, ani urlopw, zdobyem sobie serca wszystkich na sto wiorst dokoa i nagle pewnego piknego dnia powiadaj mi, e ju nie pracuj! Dlaczego? Do dzi dnia nie rozumiem! Jestem doktorem medycyny, szlachcicem, skoczyem moskiewski uniwersytet, jestem ojcem rodziny, i oto okazuje si, e jestem takim pionkiem, e mona mnie wygna jednym kopniakiem, bez podania powodw! Ceremonie s ze mn niepotrzebne. Dowiedziaem si potem, e moja ona w sekrecie przede mn bya u pani ze trzy razy, aby prosi za mn, a pani jej nie przyja ani razu. Powiadaj, e pakaa w przedpokoju. I tego ja nieboszczce nigdy nie przebacz! Nigdy!

Doktor zamilk i zacisn zby, namylajc si z nateniem, co by tu jeszcze powiedzie przykrego i mciwego. Przypomnia sobie nagle, i zachmurzona, chodna twarz jego rozjania si naraz.

Wemy choby pani stosunek do tego klasztoru zacz mwi chciwie. Pani nigdy nikogo nie oszczdzaa i im witsze jest jakie miejsce, tym wicej jest szans, e mu si dobrze da we znaki pani miosierdzie i pani anielska agodno. Po co pani tu przyjeda? Czego pani chce od tego klasztoru, niech mi pani pozwoli zapyta? Czym pani dla Hekuby i czym jest Hekuba dla pani?*/

*/Parafraza z monologu Hamleta (w tragedii Szekspira Hamlet", akt II): Czym jest Hekuba dla, on dla Hekuby?" (przekad A. Tretiaka).

Znowu zabawa, igraszka, poniewieranie godnoci ludzk i wicej nic. Przecie pani w klasztornego Pana Boga nie wierzy, pani ma w sercu swojego wasnego boga, do ktrego pani dosza wasnym rozumowaniem, podczas seansw spirytystycznych; na cerkiewne obrzdy spoglda pani askawie z gry, ani na ranne, ani na wieczorne naboestwo pani nie chodzi, pi pani do poudnia... po c wic pani tu przyjeda? Do cudzego klasztoru przychodzi pani ze swoim bogiem i wyobraa pani sobie, e klasztor ma to sobie za najwikszy zaszczyt. O, co to, to nie! Niech si pani tak mimochodem zapyta, ile kosztuj klasztor pani odwiedziny. Pani askawie przybya tutaj dzisiejszego wieczora, a ju przedwczoraj by tu goniec przysany z majtku, aby uprzedzi, e si pani tu wybiera. Cay dzie wczoraj przygotowywano dla pani apartamenty i czekano na pani. Dzisiaj przybya awangarda, zuchwaa pokojwka, ktra wci si szasta po podwrzu, szeleci spdnicami, pyta si o wszystko, wydaje rozkazy... Nie znosz tego! Dzisiaj zakonnicy cay dzie mieli si na bacznoci: bo jeeli si pani ceremonialnie nie przywita nieszczcie! Poskary si pani archijeriejowi! ,,Zakonnicy mnie, wasza wielebno, nie kochaj. Nie wiem, czym sobie na to zasuyam. Jestem co prawda wielk grzesznic, ale przecie jestem taka nieszczliwa!" Ju jednemu klasztorowi porzdnie dostao si za pani. Ojciec przeor, czowiek uczony, zapracowany, chwili jednej nie ma wolnej, a pani co moment wzywa go do siebie na pokoje. Nie ma pani adnego szacunku dla jego wieku ani dla jego godnoci. eby to jeszcze pani wiele oya na klasztor, nie byoby al, ale przecie przez ten cay czas nie daa pani nawet stu rubli zakonnikom.

Kiedy ksin kto niepokoi, nie rozumia jej, krzywdzi, kiedy nie wiedziaa, co robi i mwi, zaczynaa paka. I teraz koniec kocw ksina zasonia twarz i rozpakaa si piskliwie jak dziecko. Doktor nagle zamilk i spojrza na ni. Twarz mu pociemniaa i spowaniaa.

Niech mi ksina przebaczy powiedzia gucho. Zo mnie poniosa i zapomniaem si. To niedobrze.

I chrzknwszy z zaenowaniem, zapominajc woy kapelusz, szybkim krokiem oddali si od ksinej.

Na niebie ju mrugay gwiazdy. Widocznie z tamtej strony klasztoru wschodzi ksiyc, gdy niebo stao si jasne, przejrzyste i delikatne. Wzdu biaego muru bezszelestnie latay nietoperze.

Zegar pomau wybi jakie trzy kwadranse, prawdopodobnie na dziewit. Ksina wstaa i zwolna skierowaa si do wrt. Czua si pokrzywdzona i pakaa; zdawao si jej, e i drzewa, i gwiazdy, i nietoperze rozczulaj si nad ni; nawet zegar tak melodyjnie wybija godzin, aby okaza jej wspczucie. Ksina pakaa i mylaa, e dobrze by byo na cae ycie zamkn si w klasztorze: w ciche letnie wieczory przechadzaaby si samotnie alejami, skrzywdzona, obraona, nie zrozumiana przez ludzi, i tylko jeden Bg i gwiazdy widziayby zy mczennicy. Naboestwo w cerkwi jeszcze trwao. Ksina zatrzymaa si i nasuchiwaa: jak piknie brzmia piew w nieruchomym, ciemnym powietrzu! Jak sodko jest przy takim piewie paka i cierpie!

Przyszedszy do swojej komnaty, przyjrzaa si w lustrze swej zapakanej twarzy i przypudrowaa si, potem zasiada do kolacji. Zakonnicy wiedzieli, e lubi marynowane sterlety, drobne grzybki, malag i proste pierniki, ktre zostawiaj w ustach zapach cyprysu, i za kadym razem, gdy ksina przyjedaa, podawano jej to wszystko. Jedzc grzybki i zapijajc je malag, ksina marzya o tym, jak j ostatecznie wszyscy zrujnuj i porzuc, jak wszyscy jej administratorzy, rzdcy, biuralici i pokojwki, dla ktrych tyle uczynia, zdradz j i zaczn jej ublia, jak wszyscy ludzie, jacy tylko s na ziemi, bd na ni napada, wymyla jej i z niej szydzi; ale ona wyrzeknie si swego ksicego tytuu, zbytku i towarzystwa, wstpi do klasztoru i nikomu nie zrobi ani jednego wyrzutu; bdzie si modlia za swoich wrogw i wtedy nagle wszyscy j zrozumiej, i przyjd prosi o przebaczenie, ale ju bdzie za pno...

A po kolacji uklka w kcie przed ikonami i przeczytaa dwa rozdziay Ewangelii. Potem pokojwka posaa jej ko i ksina si pooya. Wycigajc si pod biaym przecieradem, gboko i sodko westchna, jak si wzdycha po paczu, zamkna oczy i zasna...

Z rana zbudzia si i spojrzaa na malutki zegarek: byo p do dziesitej. Na dywanie przy ku widniao dugie, jaskrawe pasmo promienia, ktry pada z okna i z lekka rozjania pokj. Na oknie za czarn zason brzczay muchy.

,,Wczenie jeszcze!"pomylaa ksina i zamkna oczy.

Przecigajc si pieciwie w ku, przypomniaa sobie wczorajsze spotkanie z doktorem i wszystkie myli, z jakimi zasna z wieczora; przypomniaa sobie, e jest nieszczliwa. Potem przypomnia si jej m, mieszkajcy w Petersburgu, administratorzy, lekarze, ssiedzi, znajomi urzdnicy... Dugi szereg znajomych mskich twarzy przesun si w jej wyobrani. Umiechna si i pomylaa, e gdyby ci ludzie mogli przenikn jej dusz i zrozumie j, wszyscy leeliby u jej stp...

Kwadrans po jedenastej zawoaa pokojwk.

Trzeba si ju ubiera, Daszo powiedziaa znuonym gosem chocia pierwej pjd i powiedz, eby zakadali konie. Trzeba jecha do Kawdii Nikoajewny.

Wychodzc z apartamentu, aby wsi do powozu, ksina zmruya oczy przed jaskrawym dziennym wiatem i zamiaa si radonie: pogoda bya przepikna! Ogldajc przez zmruone oczy zakonnikw, ktrzy zebrali si na ganku, aby j poegna, yczliwie skina gow i powiedziaa:

egnajcie, przyjaciele! Do pojutrza! Zdziwio j przyjemnie, e razem z mnichami koo ganku sta rwnie doktor. Twarz mia blad i powan.

Prosz ksinej powiedzia zdejmujc kapelusz i umiechajc si z poczuciem winy dawno ju czekam tutaj na pani. Prosz mi wybaczy, na Boga... Niedobre, mciwe uczucie ogarno mnie wczoraj i nagadaem pani... gupich rzeczy. Jednym sowem, prosz pani o przebaczenie.

Ksina mile si umiechna i wycigna rk do jego ust. Doktor pocaowa j i zarumieni si.

Starajc si upodobni do ptaszyny, ksina pani fruna do powozu i kiwaa gow na wszystkie strony. W duszy jej byo radonie, jasno, ciepo i sama czua, e jej umiech by niezwykle miy i agodny. Kiedy powz ruszy ku wrotom, a potem potoczy si po penej kurzu drodze, mijajc chaty, sady, dugie czumackie tabory albo ptnikw dugimi szeregami cigncych do klasztoru, ksina wci jeszcze mruya oczy i agodnie si umiechaa. Mylaa, e nie ma wikszej rozkoszy, jak przynosi wszdzie z sob ciepo, wiato i rado, przebacza krzywdy i mile umiecha si do wrogw. Spotykani na drodze chopi kaniali si jej, powz turkota mikko, spod k waliy tumany kurzu, ktre wiatr unosi ponad zocistym ytem, i ksinej zdawao si, e jej ciao koysze si nie na poduszkach powozu, tylko na obokach, i e sama podobna jest do lekkiej, przejrzystej chmurki...

Ach, jaka jestem szczliwa! szeptaa przymykajc oczy. Jaka jestem szczliwa!

NIECIEKAWA HISTORIA

Z notatek starego czowieka

Jest w Rosji pewien zasuony profesor Nikoaj Stiepanowicz taki to, radca tajny i kawaler orderw; odznacze rosyjskich i zagranicznych ma tyle, e kiedy zdarza mu si nakada je wszystkie, to studenci zw go choink. Znajomoci posiada doborowe; w kadym bd razie w cigu ostatnich dwudziestu piciu-trzydziestu lat nie byo i nie ma w Rosji adnego z wybitnych uczonych, z ktrym nie czyyby go zaye stosunki. Obecnie nie ma z kim si przyjani, lecz co si tyczy przeszoci, to dugi szereg jego sawnych przyjaci wieczyy takie nazwiska jak Pirogow, Kawlelin i poeta Niekrasow, ktrzy darzyli go najszczersz, gorc przyjani. Nikoaj Stiepanowicz jest profesorem honoris causa wszystkich rosyjskich i trzech zagranicznych uniwersytetw. I tak dalej, i tak dalej. Wszystko to oraz wiele innych danych, ktre mona by przytoczy, skada si na to, co jest moim nazwiskiem.

Nazwisko moje jest popularne. Zna je w Rosji kady mniej wicej owiecony czowiek, a za granic przytacza si je ex cathedra z dodatkiem ,,znany i ceniony". Naley ono do tych niewielu szczliwych nazwisk, o ktrych mwi le lub wymienia je bez potrzeby na forum publicznym czy w druku uwaa si za nietakt. Tak te powinno by. Wszak z nazwiskiem moim wie si cile pojcie o czowieku sawnym, wielce utalentowanym i niewtpliwie poytecznym. Jestem pracowity i wytrzymay jak wielbd, co jest na pewno wane, a w dodatku utalentowany, co jeszcze waniejsze. Na dobitk, doda naley, e skromne ze mnie, dobrze wychowane i uczciwe czeczysko. Nigdy nie wtykaem nosa do literatury, do polityki, nie szukaem popularnoci w dyskusji z nieukami, nie wygaszaem przemwie na proszonych obiadach ani nad grobem kolegw... W ogle na moim nazwisku uczonego nie ciy adna plama i w niczym mu nigdy nie przyniosem ujmy. Ma ono ywot szczliwy.

Noszcy owo nazwisko, to znaczy ja, jest czowiekiem szedziesiciodwuletnim, o ysej gowie, sztucznych zbach i nieuleczalnym tiku. O ile moje nazwisko jest olniewajce i pikne, o tyle szary i szpetny jestem ja sam. Gowa i rce dr mi z osabienia; szyja, jak u pewnej bohaterki Turgieniewa, przypomina rczk kontrabasu; pier mam wpadnit, plecy wskie. Kiedy mwi lub wykadam, usta wykrzywiaj mi si, a przy umiechu ca twarz pokrywaj starcze, drtwe zmarszczki. Nie ma nic z powagi w mej ndznej postaci. Chyba tylko to, e kiedy dolega mi tik na twarzy zjawia si jaki szczeglny wyraz, ktry u kadego, kto spojrzy na mnie, musi wywoa pospn, powan myl: ,,Czowiek ten pewnie wkrtce umrze".

Wykadam nadal niezgorzej; jak dawniej potrafi utrzyma w napiciu uwag suchaczy w przecigu dwch godzin. Mj zapa, literacka forma wykadu, szczypta humoru sprawiaj, e braki mego gosu suchego, ostrego i piewnego niczym u witoszka staj si niedostrzegalne. Pisz za marnie. Ta czstka mzgu, ktra kieruje zdolnoci pisarsk, widocznie przestaa funkcjonowa. Pami mi osaba, mylom brak cisego logicznego zwizku i kiedy pragn przenie je na papier, za kadym razem wydaje mi si, e utraciem wyczucie ich organicznej cznoci; konstrukcja jest jednostajna, zdania s blade i niemiae. Czsto pisz nie to, co chc; piszc zakoczenie, nie pamitam pocztku. Czsto te zapominam najzwyklejsze sowa i zawsze musz zuywa wiele energii, aby unikn zbdnych zda i niepotrzebnych wtrtw: jedno i drugie wiadczy wyranie o obnieniu si mej sprawnoci umysowej. Szczeglnie znamienne jest to, e im prostszy jest temat, tym wicej wkadam mczcego wysiku w pisanie. Artyku naukowy idzie mi znacznie atwiej ni list z yczeniami lub sprawozdanie. Jeszcze jedno: pisa po niemiecku lub po angielsku atwiej mi ni po rosyjsku.

Co si tyczy mego obecnego trybu ycia, to przede wszystkim musz zaznaczy, e w ostatnich czasach trapi mnie bezsenno. Gdyby zapytano mnie: co stanowi obecnie najwaniejszy, zasadniczy, podstawowy element twego istnienia? odpowiedziabym: bezsenno. Jak dawniej, z przyzwyczajenia, punktualnie o pnocy rozbieram si i kad do ka. Zasypiam szybko, lecz o godzinie drugiej budz si z takim uczuciem, jakbym wcale nie spa. Musz wic wstawa i zapala lamp. Godzin lub dwie chodz z kta w kt po pokoju i ogldam dawno znane obrazy i fotografie. Gdy znudzi mi si chodzenie, zasiadam przy biurku. Siedz nieruchomo, o niczym nie mylc i nie odczuwajc adnych pragnie; jeli ley przede mn ksika, to przysuwam j machinalnie do siebie i czytam bez adnego zainteresowania. W ten sposb niedawno, w przecigu jednej nocy, przeczytaem automatycznie ca powie pod dziwnym tytuem: ,,O czym wiergotaa jaskka". Lub te pragnc zaj sw uwag zmuszam si do liczenia do tysica albo wyobraam sobie twarz ktrego z kolegw i zaczynam rozpamitywa: w ktrym to roku i w jakich okolicznociach rozpocz on sw prac?

Lubi te wsuchiwa si w dwiki: oto Liza, crka, oddzielona ode mnie dwoma pokojami, bekoce co we nie, to znw ona przejdzie przez salon ze wiec w doni i niechybnie upuci pudeko zapaek, to skrzypnie wysychajca deska w szafie albo niespodziewanie zahuczy palnik w lampie a wszystkie te dwiki nie wiedzie czemu wprawiaj mnie w stan niepokoju.

Nie spa w nocy to znaczy w kadej chwili odczuwa sw nienormalno, tote niecierpliwie oczekuj dnia lub poranka, kiedy ju mam prawo nie spa. Mija wiele mczcych godzin, zanim na dziedzicu zapieje kogut. To pierwszy dobry znak. Gdy tylko kogut zapieje, wiem, e za jak godzin zbudzi si na dole odwierny i kaszlc gniewnie pjdzie po co na gr. A potem za oknami zacznie zwolna blednc powietrze, zadwicz na ulicy gosy...

Dzie mj rozpoczyna si od przyjcia ony. Wchodzi do mnie w halce, nie uczesana, ale ju umyta, pachnca kwiatow wod, i z tak min, jakby wesza tu przypadkiem, za kadym razem mwi to samo:

Przepraszam, ja tylko na chwilk... Znowu nie spae?

Potem gasi lamp, zasiada przy biurku i zaczyna mwi. Nie jestem prorokiem, lecz wiem z gry, o czym bdzie mwia. Kadego ranka to samo. Zazwyczaj po niespokojnych wypytywaniach, dotyczcych mego zdrowia, nagle wspomina naszego syna-oficera, mieszkajcego w Warszawie. Po dwudziestym kadego miesica wysyamy mu 50 rubli to przede wszystkim jest tematem naszych rozmw.

Oczywicie, nie jest to dla nas atwe wzdycha ona lecz zanim on cakiem nie stanie o wasnych siach, winnimy mu pomaga. Chopak jest na obczynie, pensj ma niewielk... A zreszt, jeeli chcesz, w przyszym miesicu polemy mu nie pidziesit, tylko czterdzieci. Jak sdzisz?

Codzienne dowiadczenie mogoby przekona on, e wydatki nie zmniejszaj si dziki naszym czstym o nich rozmowom, lecz ona widocznie nie uznaje dowiadcze i systematycznie co rana mwi o naszym oficerze i o tym, e chleb, chwaa Bogu, potania, cukier za podroa o dwie kopiejki a wszystko to takim tonem, jakby komunikowaa mi jak nowin.

Sucham, przytakuj machinalnie, i prawdopodobnie dlatego, e nie spaem przez ca noc, nawiedzaj mnie dziwne, niepotrzebne myli. Patrz na swoj on i dziwi si jak dziecko. Pytam siebie zdumiony: czyby ta stara, bardzo tga, niezgrabna kobieta z tpym wyrazem przyziemnych trosk i lku o kawaek chleba, o spojrzeniu zamglonym cig myl o dugach i niedostatku, ktra umie mwi tylko o wydatkach, a umiecha si jedynie z tego powodu, e co staniao czyby ta kobieta bya ongi t szczuplutk Wari, ktr przed laty namitnie pokochaem za dobro i rozsdek, za czyst dusz i pikno oraz jak Otello Desdemon za ,,czue serce" dla mej nauki? Czyby to bya ta sama moja ona Waria, ktra ongi urodzia mi syna?

Wpatruj si pilnie w twarz tej otyej, niezgrabnej staruchy i doszukuj si w niej swej Wari, lecz z przeszoci pozosta w niej jedynie niepokj o moje zdrowie, no i pewna maniera nazywania mojej pensji nasz pensj, mojej czapki nasz czapk. Patrzenie na ni sprawia mi bl, aby wic j cho troch pocieszy, pozwalam jej mwi, co chce, milczc nawet wtedy, gdy wydaje niesprawiedliwy sd o ludziach lub gderze na mnie za to, e nie zajmuj si praktyk i nie wydaj podrcznikw.

Rozmowa nasza koczy si zawsze jednakowo. ona nagle przypomina sobie, e nie piem jeszcze herbaty i ogarnia j przeraenie.

Ale zasiedziaam si u ciebie woa wstajc. Samowar dawno stoi na stole, a ja tu gadam i gadam... Jaka staam si roztargniona, o Boe!

Rusza szybko naprzd i zatrzymuje si przy drzwiach, aby dorzuci:

Jestemy winni Jegorowi za pi miesicy. Wiesz o tym? Nie naley zalega z wypat pensji subie, wiele razy mwiam o tym. Zapaci dziesi rubli miesicznie o wiele atwiej, ni potem za pi miesicy paci pidziesit.

Ju za drzwiami zatrzymuje si ponownie i mwi:

Nikogo tak nie auj, jak naszej biednej Lizy. Uczy si w konserwatorium, stale w dobrym towarzystwie, a ubrana Bg wie jak. Tak ma salopk, e wstyd w niej wyj na ulic. Gdyby bya crk kogo innego, to byoby jeszcze p biedy, ale przecie wszyscy wiedz, e ojciec jej jest sawnym profesorem i radc tajnym.

Czynic tym przytyk do mego nazwiska i rangi opuszcza mnie wreszcie. Tak rozpoczyna si mj dzie.

Dalszy cig jego nie jest milszy.

Gdy pij herbat, przychodzi do mnie moja Liza w salopce, w czapeczce, z nutami w rku gotowa, by i do konserwatorium. Dziewczyna ma dwadziecia dwa lata, ale wyglda na modsz. Jest adna i nieco podobna do mej ony z jej modych lat. Tkliwie cauje moj skro i rk i mwi:

Dzie dobry, papo! Jak si czujesz?

W dziecistwie Liza bardzo lubia lody i czsto chodziem z ni do cukierni. Lody byy dla niej miernikiem wszystkiego, co najlepsze. Kiedy pragna mnie pochwali, mwia: ,,Ty, tatuku, jeste mietankowy". Jeden paluszek nazywaa pistacjowym, drugi mietankowym, trzeci malinowym itd. Zazwyczaj gdy rankiem przychodzia przywita si ze mn, sadzaem j na kolanach i caujc jej paluszki, mwiem:

mietankowy.... pistacjowy... cytrynowy... I teraz, jak bywao dawniej, cauj paluszki Lizy i mrucz: ,,Pistacjowy... mietankowy... cytrynowy...", ale brzmi to zupenie nie tak. Jestem zimny jak lody i zaenowany. Gdy crka wchodzi do mnie i dotyka wargami mej skroni, wzdrygam si, jakby mnie pszczoa ucia, umiecham si sztucznie i odwracam twarz. Od czasu kiedy cierpi na bezsenno, w mzgu mym tkwi, niby gwd, pytanie: moja crka czsto widzi, jak ja, starzec, czowiek sawny, rumieni si mczco dlatego, e jestem winien lokajowi, widzi, jak troska, ktr sprawiaj mi drobne dugi, zmusza mnie do poniechania mej pracy, chodzenia caymi godzinami z kta w kt i rozmylania... Czemu wic nigdy nie przyjdzie do mnie cichaczem przed matk i nie szepnie:

,,Ojcze, oto mj zegareczek, bransoletki, kolczyki, sukienki... Zastaw, prosz, to wszystko, bo potrzebne ci s pienidze..." Czemu Liza, widzc, jak my oboje z matk, opanowani uczuciem faszywego wstydu, usiujemy ukry przed ludmi swe ubstwo, czemu nie wyrzeknie si kosztownej przyjemnoci uczenia si muzyki? Nie przyjbym ani zegarka, ani bransoletek, ani adnych ofiar, Boe bro! Przecie nie o to mi chodzi.

A przy okazji wspominam mego syna, oficera z Warszawy. To rozumny, uczciwy i porzdny chopak. Ale mnie to nie wystarcza. Wydaje mi si, e gdybym ja mia ojca staruszka i wiedzia, e bywaj chwile, kiedy musi wstydzi si swego ubstwa zrzekbym si bez wahania swej rangi oficerskiej, a sam poszedbym do pracy jako prosty robotnik. Podobne rozmylania o dzieciach rozgoryczaj mnie. I po co to? Kry w sobie ze uczucia w stosunku do przecitnych ludzi za to, e nie s bohaterami, moe jedynie czowiek ograniczony lub zatruty gorycz. Ale do o tym.

Za kwadrans dziesita trzeba rusza do moich kochanych chopakw na wykad. Ubieram si i id drog, ktr znam ju od trzydziestu lat i ktra ma dla mnie sw histori. Oto wielki szary dom z aptek; tu ongi sta malutki domek, w ktrym bya piwiarnia; w tej piwiarni obmylaem sw prac doktorsk i napisaem pierwszy list miosny do Wari. Pisaem owkiem na arkuszu papieru z nadrukiem: ,,Historia morbi*/.*Historia morbi (a.) historia choroby.

A oto sklepik kolonialny; niegdy handlowa w nim ydek, dajcy mi na kredyt papierosy, potem tga baba, ktra lubia studentw za to, e ,,kady z nich ma matk"; teraz tkwi tam rudy kupiec, obojtne indywiduum, popijajce herbat z miedzianego imbryka. A oto mroczna, dawno nie odnawiana brama uniwersytecka; znudzony str w kouchu, miota, kupy niegu... Na wraliwego, modego chopca, ktry wieo przyby z prowincji i wyobraa sobie, e witynia nauki to rzeczywicie witynia, taka brama nie moe wywiera dodatniego wraenia. W ogle zgrzybiae budynki uniwersyteckie, mroczne korytarze, okopcone ciany, brak wiata, pospny wygld schodw, wieszade i awek zajmuj w dziejach pesymizmu rosyjskiego jedno z pierwszych miejsc w szeregu predystynujcych do przyczyn... A oto i nasz ogrd. Od czasw kiedym by studentem, nie zmieni si chyba ani na lepsze, ani na gorsze. Nie lubi go. Byoby znacznie mdrzej, gdyby zamiast suchotniczych lip, tych akacji i wtych, strzyonych bzw rosy tu wysokie sosny i zdrowe dby. Nastrj studenta przewanie zaley od otoczenia, tote tam, gdzie si uczy, winien widzie przed sob na kadym kroku to, co jest wzniose, mocne i pikne... Niech go Bg broni od suchotniczych drzew, rozbitych szyb w oknach, szarych cian i drzwi obitych podart cerat.

Gdy podchodz do swego ganku, drzwi otwieraj si i spotyka mnie mj wieloletni wsppracownik, rwienik i imiennik, wony Nikoaj. Wpuszczajc mnie chrzka i mwi:

Mrz, wasza ekscelencjo! Lub te, jeeli futro moje jest mokre, to: Deszczyk, wasza ekscelencjo! Potem biegnie przede mn i otwiera kolejno wszystkie drzwi. W gabinecie troskliwie zdejmuje ze mnie futro i podczas tego opowiada mi jak nowin uniwersyteck. Dziki przyjaznym stosunkom, czcym wszystkich uniwersyteckich wonych i strw, wie dokadnie, co dzieje si na wszystkich czterech fakultetach, w kancelarii, w gabinecie rektora, w bibliotece. Czego bo te on nie wie? Kiedy sensacj dnia bywa u nas na przykad dymisja rektora lub dziekana, to sysz, jak on, rozmawiajc z modymi strami, wymienia kandydatw i od razu wyjania, e tego nie zatwierdzi minister, a ten sam wycofa sw kandydatur, potem zapuszcza si w fantastyczne szczegy o jakich tajemniczych papierach, rzekomo otrzymanych przez kancelari, o tajnej rozmowie, ktr jakoby prowadzi minister z kuratorem itp. Jeeli pomin owe szczegy, to zasadniczo prawie zawsze informacje jego s cise. Charakterystyki, jakimi obdarza kadego z kandydatw, s swoiste, lecz rwnie suszne. Pragnc dowiedzie si, w ktrym roku kto broni swej dysertacji, kiedy kto rozpocz wykady, kto zosta zdymisjonowany lub zmar naley przywoa na pomoc fenomenaln pami owego onierza, a on nie tylko wymieni rok, miesic i dat, lecz doda szereg szczegw, ktre towarzyszyy danej okolicznoci. Tak pamita moe jedynie ten, kto kocha.

To stranik legend uniwersyteckich. Od swych poprzednikw-wonych otrzyma w spadku wiele legend z ycia uniwersytetu, do tych skarbw doda wiele wasnych dowiadcze i przey zdobytych podczas swej suby i, gdyby chcia, czytelniku, opowie ci wiele duszych i krtszych historyjek. Moe opowiedzie o niezwykych mdrcach, wiedzcych ,,wszystko", o gorliwych pracownikach, ktrzy tygodniami obywali si bez snu, o licznych mczennikach i ofiarach nauki; dobro w jego opowiadaniach tryumfuje nad zem, saby zawsze zwycia silnego, mdrzec gupca, skromny dumnego, mody starego... Nie naley bra powanie wszystkich owych legend i wymysw, lecz sprbujcie je przecedzi, a na filtrze pozostanie to, co trzeba: nasze dobre tradycje i nazwiska prawdziwych bohaterw nauki uznanych przez og. W naszym rodowisku wszystkie wiadomoci o wiecie naukowcw ograniczaj si do anegdot o niezwykym roztargnieniu starych profesorw i do paru dowcipw, ktre przypisuj bd Gruberowi, bd mnie, bd Babuchinowi. Jak na rodowisko prawdziwie wyksztacone to za mao. Gdyby kochano nauk, uczonych i studentw tak, jak kocha wony Nikoaj, to i literatura nasza posiadaaby ju dawno cae epopeje, opowieci i ywoty witych, ktrych teraz niestety nie ma.

Po zakomunikowaniu mi nowiny Nikoaj przybiera surowy wyraz twarzy i rozpoczynamy subow rozmow. Gdyby kto obcy posucha, jak swobodnie Nikoaj posuguje si terminologi naukow, to mgby chyba pomyle, e to uczony przebrany za onierza. Nawiasem mwic suchy o ,,uczonoci" wonych uniwersyteckich s mocno przesadzone. Rzeczywicie, Nikoaj zna ponad setk nazw aciskich, umie zoy szkielet, czasem przygotowa preparat, wywoa miech studentw jak dug uczon cytat, lecz na przykad nieskomplikowana teoria krenia krwi stanowi dla dziedzin rwnie mglist, jak dwadziecia lat temu.

W gabinecie przy stole, nisko schylony nad ksik lub preparatem, siedzi mj asystent Piotr Ignatiewicz, pracowity, skromny, lecz; pozbawiony talentu czowiek lat okoo trzydzieci pi, ysawy ju i z wyranym brzuszkiem. Pracuje od rana do wieczora, mnstwo czyta i wietnie pamita wszystko, co przeczyta w tej dziedzinie to istny skarb; lecz we wszystkich pozostaych to ko roboczy lub, jak to si mwi, uczony tpak. Charakterystyczne cechy roboczego konia, ktre odrniaj go od czowieka talentu, s nastpujce: widnokrg ciasny i cile ograniczony specjalnoci; poz krgiem swej specjalnoci jest naiwny jak dzieci. Pamitam, jak kiedy rankiem wszedem do gabinetu i rzekem:

Prosz sobie wyobrazi, co za nieszczcie! Podobno Skobielew zmar.

Nikoaj przeegna si, a Piotr Ignatiewicz odwrci si do mnie zapyta:

Jaki to Skobielew?

Innym razem byo to nieco dawniej owiadczyem wchodzc, e zmar profesor Pierow. Poczciwy Piotr Ignatiewicz zapyta:

A co on wykada?

Mona przypuci, e gdyby nad samym uchem jego zapiewaa Patti, gdyby wtargny do Rosji hordy Chiczykw, gdyby zdarzyo si trzsienie ziemi ten czowiek nawet nie drgnby i nadal wpatrywaby si najspokojniej swym przymruonym okiem w mikroskop. Sowem Hekuba nic a nic go nie obchodzi. Wiele bym da za to, aby zobaczy, jak ten zasuszony grzyb pi ze sw maonk.

Inna cecha; fanatyczna wiara w nieomylno nauki, a przede wszystkim tego, co pisz Niemcy. Pewien jest samego siebie, swych preparatw, wiadom celu swego istnienia i absolutnie nie znane mu s wtpliwoci i rozczarowania, ktre pokrywaj siwizn gowy ludzi utalentowanych. Niewolnicze wielbienie autorytetw i brak potrzeby samodzielnego mylenia. Przekona go o czym trudno, a dyskutowa z nim niemoliwe. Bo prosz sprbowa dyskusji z czowiekiem, ktry jest najgbiej przewiadczony, e najlepsza z nauk to medycyna, najlepsi ludzie lekarze, najlepsze tradycje medyczne. Z niedobrej przeszoci medycznej ocalaa jedyna tradycja biay halsztuk, ktry nosz obecnie lekarze; dla uczonego za i w ogle wyksztaconego czowieka mog istnie jedynie tradycje oglnouniwersyteckie bez wszelkiego podziau na medyczne, prawne itp., lecz Piotr Ignatiewicz nie potrafi si z tym pogodzi i gotw jest dyskutowa do dnia sdu ostatecznego.

Jego przyszo widz wyranie. Przez cae swe ycie wykona parset preparatw niezwykle precyzyjnych, napisze wiele suchych, poprawnych referatw, zrobi dziesitek sumiennych przekadw, lecz prochu nie wymyli. By wynale proch, potrzebna jest fantazja, odkrywczo, zdolno przewidywania, a Piotr Ignatiewicz nic z tego nie posiada. Krtko mwic, to nie gospodarz w nauce, tylko wyrobnik.

Ja, Piotr Ignatiewicz i Nikoaj mwimy pgosem: dziwnie tracimy kontenans. To szczeglne uczucie, gdy za drzwiami huczy jak morze audytorium, w cigu trzydziestu lat nie zdoaem si do przyzwyczai i odczuwam je co rana. Nerwowym ruchem zapinam surdut, zadaj zbdne pytania Nikoajowi, gniewam si... Wydawa by si mogo, e tchrz mnie oblatuje, lecz to nie tchrzostwo, a co zgoa innego, co, czego nie potrafi ani nazwa, ani opisa.

Zupenie niepotrzebnie spogldam na zegarek i mwi:

No, c? Trzeba i.

Ruszamy w takiej kolejnoci: na przedzie idzie Nikoaj z preparatami lub atlasami, za nim ja, a za mn, skromnie spuciwszy gow, sunie ,,ko roboczy"; lub te, jeeli trzeba, na przedzie nios na noszach zwoki, za zwokami idzie Nikoaj itd. Gdy wchodz studenci wstaj, potem siadaj i szum morza nagle zacicha. Nastpuje sztil.

Wiem, o czym bd mwi, ale nie wiem, jak bd mwi, od czego zaczn i na czym zakocz. Nie mam w gowie adnego przygotowanego zawczasu zdania. Lecz wystarczy rzuci okiem na audytorium (zbudowane jest amfiteatralnie) i wygosi stereotypowe:

,,Poprzedni wykad zakoczylimy na...", a zdania pyn nieprzerwanym potokiem z mej duszy i nic ju ich nie powstrzyma. Mwi niepohamowanie szybko, z zapaem, i zda si nie ma takiej mocy, ktra by moga przerwa bieg mego wykadu. Aby wykada dobrze, to znaczy nie nudno i z korzyci dla suchaczy, trzeba mie, prcz talentu, dowiadczenie i wpraw, trzeba dokadnie orientowa si w swych moliwociach, wiedzie, do kogo si mwi i co stanowi przedmiot wykadu. Poza tym trzeba zachowa zimn krew, pilnie obserwowa i ani na mgnienie nie traci z oka audytorium.

Dobry dyrygent, oddajc myl kompozytora, wykonuje rwnoczenie dwadziecia czynnoci: odczytuje partytur, daje znaki paeczk, uwaa na piewaka, robi ruch w kierunku bbna lub waltorni itp. To samo robi ja podczas wykadu. Mam przed sob ptorej setki rnorodnych twarzy i trzysta oczu wpatrzonych w moj twarz. Moim celem jest opanowanie tej wielogowej hydry: jeeli w kadym momencie wykadu orientuj si dokadnie w napiciu jej uwagi oraz w stopniu skupienia umysowego panuj nad ni. Drugi mj przeciwnik tkwi we mnie samym. Jest to bezgraniczna rnorodno form, zjawisk i praw oraz mnstwo uwarunkowanych nimi wasnych i cudzych myli. W kadej chwili musz posiada zdolno wychwytywania z tego ogromnego materiau rzeczy najistotniejszych, najpotrzebniejszych i tak samo szybko, jak pyn moje sowa, przyobleka sw myl w tak form, ktra byaby dostpna rozumieniu hydry i pobudzaa jej uwag, przy tym trzeba pilnie baczy, aby wypowiada myli nie w miar gromadzenia si ich, ale w pewnym porzdku, niezbdnym do prawidowego komponowania obrazu, ktry pragn naszkicowa. Nastpnie staram si, eby wykad mj mia form literack, eby okrelenia byy krtkie i dokadne, zdania moliwie proste i adne. Co chwila musz si hamowa i przypomina sobie, e mam do dyspozycji zaledwo godzin i czterdzieci minut. Jednym sowem roboty niemao. Rwnoczenie musz peni funkcj uczonego, pedagoga i mwcy, i biada mi, jeeli mwca zapanuje nad pedagogiem i uczonym lub przeciwnie.

Wykadam kwadrans, p godziny i nagle spostrzegam, e studenci zaczynaj zerka na sufit, na Piotra Ignatiewicza, jeden siga do kieszeni po chustk, drugi sadowi si wygodniej, trzeci umiecha si do swych myli... To znaczy, e napicie uwagi sabnie. Trzeba temu zaradzi. Korzystajc z pierwszej lepszej okazji rzucam jaki kalambur. Wszystkie ptorasta twarzy umiechaj si szeroko, oczy byszcz wesoo, przez chwil sycha szum morza... I ja te si miej. Uwaga odwiea si, mog mwi dalej.

adna dyskusja, adne rozrywki lub zabawy nie daway mi tyle rozkoszy, co wykady. Jedynie podczas wykadu pochaniaa mnie cakowicie namitna pasja i wwczas pojmowaem, e natchnienie nie jest wymysem poetw, lecz istnieje rzeczywicie. I sdz, e Herkules, po najbardziej pikantnej ze swych przygd, nie czu tak bogiego wyczerpania, jakie ja przeywaem po kadym ze swych wykadw.

Tak byo dawniej. Teraz za na wykadach odczuwam jedynie mczarni. Nie mija p godziny, a zaczyna opanowywa mnie niepowcigniona sabo w nogach i ramionach; siadam w fotelu, lecz nie przywykem do wykadania siedzc; po chwili wstaj, mwi dalej stojc, potem znw siadam. W ustach mi zasycha, gos chrypnie, w gowie si krci... Aby ukry przed suchaczami swj stan, coraz to sigam po yk wody, kaszl, czsto wycieram nos, jakby dokucza mi katar, mwi nie w czas kalambury i ostatecznie ogaszam przerw wczeniej, ni naley. Lecz przede wszystkim odczuwam wstyd.

Sumienie i rozum dyktuj mi, e najlepsze, co mgbym zrobi obecnie, to wygosi do chopakw poegnalny wykad, rzec im swe ostatnie sowo, pobogosawi ich i ustpi miejsca czowiekowi modszemu i silniejszemu ode mnie. Lecz niech mnie Bg osdzi nie starcza mi odwagi, by postpi zgodnie z sumieniem.

Niestety, nie jestem ani filozofem, ani teologiem. Wiem doskonale, e poyj ju nie duej, ni jakie p roku; zdawaoby si, e teraz najbardziej powinny mnie obchodzi mroki pozagrobowe i widziada, ktre nawiedz mj sen mogilny. Lecz nie wiem, czemu dusza moja unika tych zagadnie, mimo i rozum uznaje ca ich wag. Jak. dwadzieciatrzydzieci lat temu, tak i teraz, przed mierci, interesuje mnie jedynie nauka. Wydajc ostatnie tchnienie bd nadal wierzy, e nauka jest czym najistotniejszym, najpikniejszym i najpotrzebniejszym w yciu ludzkim, e zawsze bya i bdzie wzniosym przejawem mioci i e tylko poprzez ni czowiek zapanuje nad przyrod i nad samym sob. Wiara ta, by moe, w zasadzie jest naiwna i nieusprawiedliwiona, lecz c jestem winien, e wierz tak, a nie inaczej i e zwalczy w sobie tej wiary nie potrafi.

Lecz nie o to mi chodzi. Prosz tylko o pobaliwo dla mojej saboci i zrozumienie faktu, e oderwanie od katedry i suchaczy czowieka, ktrego losy rdzenia kostnego obchodz ywiej anieli ostateczny cel wszechwiata, rwna si temu, jakby go ywego woono do trumny.

Na skutek bezsennoci i usilnej walki z wci wzrastajcym osabieniem dzieje si ze mn co dziwnego. Podczas wykadu odczuwam nagle zy dawice krta, piekce w oczach i ogarnia mnie namitne, histeryczne pragnienie: wycign przed si ramiona i poskary si gono. Pragn woa gromkim gosem, e na mnie, sawnego czowieka, los wyda wyrok mierci i e za jakie p roku tu, w tym audytorium, bdzie gospodarzy ju inny. Pragn wykrzykn, e jestem zatruty; nowe myli, jakich nie znaem dawniej, zatruy ostatnie dni mego ycia i dl nadal mj mzg jak moskity. W takim momencie sytuacja moja wydaje mi si tak okropna, e pragn, aby wszyscy moi suchacze, wstrznici, zerwali si z miejsc i w panicznym popochu, z rozpaczliwym krzykiem rzucili si do drzwi.

Nie atwo przeywa podobne chwile.

II

Po wykadzie siedz u siebie w domu i pracuj. Czytam czasopisma, dysertacje lub przygotowuj si do nastpnego wykadu, czasem za co pisz. Pracuj z przerwami, poniewa musz przyjmowa interesantw.

Sysz dzwonek. To przyszed kolega pomwi o sprawach uniwersyteckich. Wchodzi do mnie z kapeluszem i lask i wycigajc ku mnie obie rce woa:

Ja tylko na chwilk, na chwilk. Siedcie, kolego! Tylko dwa sowa!

Przede wszystkim usiujemy okaza jeden drugiemu, e obaj jestemy niezwykle uprzejmi i widzc siebie cieszymy si ogromnie. Sadowi go w fotelu, on za sadowi mnie; przy tym obaj delikatnie gadzimy jeden drugiego po plecach, dotykamy guzikw, a wyglda to tak, jakbymy obmacywali siebie nawzajem i bali si sparzy. Obaj miejemy si, chocia nie mwimy nic miesznego. Usadowiwszy si, pochylamy ku sobie gowy i zaczynamy mwi pgosem. Niezalenie od stopnia serdecznej zayoci, nie moemy unikn w rozmowie pozacanej chiszczyzny, na przykad: Jak pan by askaw susznie zauway" lub: Jak miaem ju zaszczyt panu owiadczy"; nie moemy oby si bez chichotania, jeeli ktry z nas powie jaki, bodaj nieudany, dowcip. Po zakoczeniu rzeczowej rozmowy kolega zrywa si wawo i wskazujc kapeluszem na moj prac, zaczyna si egna. Znowu obmacujemy si nawzajem i chichoczemy. Odprowadzam go do przedpokoju i tu pomagam mu wdzia futro, lecz ten broni si wszelkimi sposobami przed tak wysokim zaszczytem. Potem, gdy Jegor otwiera drzwi, kolega zapewnia mnie, e mog si przezibi, ja za udaj, e gotw jestem wyj za nim bodaj na ulic. I kiedy wreszcie powracam do swego gabinetu, mam nadal umiech na twarzy, widocznie ju si inercji.

Po chwili drugi dzwonek. Kto wchodzi do przedpokoju., dugo rozbiera si i kaszle. Jegor melduje, e przyszed student. Mwi: pro. Wchodzi mody czowiek o miej powierzchownoci. Oto mija ju rok, jak jestemy z nim na bakier: chopak fatalnie odpowiada na egzaminach, a ja uparcie stawiam mu pay, Takich zuchw, ktrych, mwic gwar studenck, oblewam lub cinam, nazbiera si co roku z siedmiu. Ci, ktrzy nie zdaj egzaminu z powodu braku zdolnoci lub choroby, dwigaj zazwyczaj swj krzy cierpliwie i nie usiuj targowa si ze mn; targuj si za i nachodz mnie w domu tylko sangwinicy, o charakterach lekkomylnych, ktrym niepowodzenia egzaminacyjne psuj apetyt i przeszkadzaj w regularnym odwiedzaniu opery. Pierwszych traktuj wzgldnie, a drugich odsyam z kwitkiem przez cay okrgy rok.

Prosz siada mwi do gocia. Co pan mi powie?

Prosz darowa, panie profesorze, e pana fatyguj... zaczyna student zacinajc si i nie patrzc mi w oczy. Nigdy nie omielibym si pana fatygowa, gdyby nie... Zdawaem u pana egzamin ju pi razy i... i ciem si... Prosz pana, aby pan by tak askaw postawi mi dostatecznie, poniewa...

Argument, ktry wszyscy lenie przytaczaj na sw obron, brzmi zawsze jednakowo: oto wietnie zdali z pozostaych przedmiotw, a obcili si tylko u mnie, co jest tym dziwniejsze, e wanie nad moim przedmiotem pracowali szczeglnie pilnie i znaj go doskonale; widocznie ich niepowodzenie egzaminacyjne polega na jakim nieporozumieniu.

Daruje pan, mj drogi odpowiadam gociowi postawi panu oceny dostatecznej nie mog. Prosz jeszcze raz przestudiowa skrypta i przyj. Wwczas zobaczymy.

Pauza. Odczuwam ch podrczy nieco studenta za to, e kocha bardziej piwo i oper ni nauk, mwi wic do z westchnieniem:

Moim zdaniem, najlepsze, co pan by mg obecnie zrobi, to zupenie zarzuci medycyn. Skoro przy pana zdolnociach nie moe pan w aden sposb zda egzaminu, to widocznie pan nie ma ani chci, ani powoania na lekarza.

Twarz sangwinika przeciga si.

Pan daruje, panie profesorze umiecha si lecz byoby to co najmniej dziwne z mej strony. Przestudiowa pi lat i nagle... odej?

Wanie. Lepiej zmarnowa pi lat, anieli pniej przez cae ycie oddawa si pracy zawodowej, do ktrej nie czuje si zamiowania.

Lecz od razu robi mi si go al i mwi:

Zreszt, jak pan uwaa. A wic prosz popracowa jeszcze troch i przyj.

Kiedy? pyta stumionym gosem.

Kiedy pan chce. Chociaby jutro. A w jego dobrych oczach czytam: ,,Ba, przyj mog, ale przecie ty, bydlaku, znw mnie zetniesz".

Oczywicie dorzucam nawet pitnastokrotny egzamin nie przysporzy panu wiedzy, ale pomoe wyrobi charakter. Dobre i to.

Nastaje milczenie. Wstaj i czekam, kiedy go wyjdzie, a ten stoi, patrzy w okno, szarpie sw brdk i rozmyla. Robi si nudno.

Sangwinik ma gos miy, soczysty, oczy rozumne i kpice, twarz dobroduszn, nieco zmit przez zbyt czste naduywanie piwa i przydugie wylegiwanie si na kanapie; prawdopodobnie mgby mi opowiedzie wiele ciekawego o operze, o swych awanturkach miosnych, o kolegach, ktrych kocha, lecz niestety o tym mwi nie wypada... A chtnie bym posucha...

Panie profesorze! Daj panu sowo honoru, e jeeli pan mi postawi dostatecznie, to...

Kiedy sprawa dochodzi do ,,sowa honoru", macham rkami i siadam przy biurku. Student namyla si jeszcze chwil i mwi smtnie:

Wobec tego egnam pana... Przepraszam.

egnam, mj drogi. Pomylnoci. Student niepewnym krokiem idzie do przedpokoju, ubiera si tam powoli i wyszedszy na ulic, widocznie znw dugo zastanawia si, nic jednak nie wymyla prcz ,,starego diabliska" pod moim adresem i rusza do marnej restauracji na obiad i piwo, a potem do domu spa. Spoczywaj w pokoju, dzielny adepcie nauki! Trzeci dzwonek. Wchodzi mody lekarz w nowym czarnym garniturze, w zotych okularach i oczywicie w biaym halsztuku. Przedstawia si. Prosz, aby usiad, i pytam, czym mog suy. Nie bez wzruszenia mody kapan nauki zaczyna mwi, e wanie w tym roku zda doktorat i pozostao mu teraz tylko napisanie dysertacji. Pragnie wic popracowa u mnie, pod moim kierownictwem, i zobowizabym go ogromnie, gdybym zechcia wskaza mu temat dysertacji.

Bardzo bym pragn by panu pomocny, kolego odpowiadam ale moe sprbujemy najpierw ustali wsplnie pogld na dysertacj. Nazw t przyjto okrela prac, stanowic produkt twrczoci samodzielnej. Nieprawda? Praca za, napisana na temat zlecony i pod czyim kierownictwem, zwie si inaczej...

Doktorant milczy. Wybucham i zrywam si z fotela.

Czemu zwracacie si wszyscy do mnie? Nie rozumiem! krzycz gniewnie. Mam tu sklepik czy co? Nie handluj tematami! Prosz mi darowa niedelikatno, ale mam tego wreszcie dosy! Po raz tysic pierwszy prosz was wszystkich, ebycie dali mi spokj!

Doktorant milczy i tylko policzki rumieni mu si z lekka. Na twarzy jego widnieje wyraz gbokiego szacunku dla mego sawnego nazwiska i mojej erudycji, ale po oczach jego widz, e gardzi mym gosem, moj ndzn postaci i nerwow gestykulacj. W swym gniewie wydaj si mu prawdopodobnie dziwakiem.

Tak, tu nie sklepik! oburzam si. I rzecz zdumiewajca! Czemu nie chcecie by samodzielni? Czemu tak nie lubicie swobody?

Mwi duo, a on wci milczy. Na koniec powoli uspokajam si i oczywicie poddaj. Doktorant otrzyma ode mnie nic niewarty temat, napisze pod moim kierownictwem nikomu niepotrzebn dysertacj, z godnoci przeprowadzi nudn obron tej dysertacji i otrzyma zbdny mu waciwie tytu naukowy.

Dzwonki mog nastpowa jeden po drugim bez koca, lecz ogranicz si tu tylko do czterech. Dwiczy czwarty dzwonek i sysz znajome kroki, szelest sukni, miy gos...

Osiemnacie lat temu zmar mj kolega, okulista, i osieroci siedmioletni creczk Kati pozostawiajc jej szedziesit tysicy rubli. W swym testamencie wyznaczy mnie na opiekuna. Do lat dziesiciu Katia mieszkaa razem z moj rodzin, potem zostaa umieszczona na pensji i przyjedaa do mnie tylko na letnie miesice, na wakacje. Nie miaem czasu zaj si jej wychowaniem, obserwowa j mogem jedynie dorywczo, tote o jej dziecistwie potrafi powiedzie niewiele.

Pierwsze, co pamitam i kocham ze wspomnie to niezwyka ufno, z jak wesza do mego domu, z jak leczya si u moich kolegw i jaka zawsze opromieniaa jej twarzyczk. Bywao, zasidzie gdzie w kciku z podwizanym policzkiem i obserwuje co z uwag; czy widzi wwczas, jak ja przegldam ksik i robi notatki, czy jak krzta si po domu ona lub te jak kucharka w kuchni skrobie kartofle, albo jak figluje pies oczy jej zawsze i niezmiennie wyraaj to samo, a mianowicie: ,,Wszystko, co dzieje si na tym wiecie, wszystko jest pikne i mdre". Bya dna wiedzy i bardzo lubia gawdzi ze mn. Czasami usadowi si przy stole naprzeciwko mnie, pilnie patrzy na moje ruchy i zadaje mi rne pytania. Interesuje j to, co ja wykadam, co robi na uniwersytecie, czy nie obawiam si trupw i na co wydaj swoj pensj.

A czy studenci czubi si midzy sob na uniwersytecie? pyta Kalia.

Czubi si, kochanie.

A czy pan kae im klcze?

Ka.

Bawio j to, e studenci si czubi, a ja za kar ka im klcze, i wybuchaa miechem. Byo to agodne, cierpliwe i dobre dziecko. Nieraz zdarzao mi si widzie, jak odbierano jej co, niesusznie karano lub nie zaspokajano jej ciekawoci; wtedy, oprcz zwykego wyrazu ufnoci, na twarzyczce jej zjawia si smutek i tyle. Nie umiaem uj si za ni, a tylko kiedym widzia w smutek pragnem przytuli j do siebie i poaowa tonem starej niani: ,,Moja ty sierotko najmilejsza".

Pamitam te, e Katia lubia adnie ubiera si i perfumowa. W tym wzgldzie bya podobna do mnie. Ja te lubi adne ubranie i dobre perfumy.

auj, e nie miaem czasu ani chci na obserwowanie zacztku i rozwoju namitnoci, ktra zawadna ju cakowicie Kati, kiedy miaa czternaciepitnacie lat. Mwi tu o jej namitnym umiowaniu teatru. Gdy przyjedaa z pensji na wakacje i mieszkaa u nas, to o niczym nie mwia tak chtnie i z takim zapaem, jak o sztukach teatralnych i aktorach. Swymi staymi rozmowami o teatrze po prostu zamczaa nas. ona i dzieci nie suchay jej. Tylko ja nie miaem do odwagi, aby okaza jej brak zainteresowania. Kiedy pragna podzieli si swym zachwytem, wchodzia do mego gabinetu i odzywaa si bagalnym tonem:

Nikoaju Stiepanowiczu, prosz mi pozwoli pomwi o teatrze!

Pokazywaem jej zegarek i owiadczaem:

Daj ci p godziny. Zaczynaj!

Potem przywozia ze sob caymi tuzinami fotografie aktorw i aktorek, do ktrych po prostu modlia si; potem prbowaa parokrotnie bra udzia w przedstawieniach amatorskich i ostatecznie, po skoczeniu pensji, owiadczya mi, e czuje si urodzon aktork.

Nigdy nie podzielaem teatralnej pasji Katii. W moim przekonaniu, jeeli sztuka jest dobra, to aby wywara odpowiednie wraenie, nie ma potrzeby fatygowa aktorw: mona ograniczy si do przeczytania jej. Jeeli za jest licha, to najlepsza nawet gra jej nie poprawi.

W modoci czsto bywaem w teatrze i teraz par razy do roku rodzina wykupuje lo i wozi mnie ,,przewietrzy si". Jest to oczywicie za mao, aby mie prawo wydawa sd o teatrze, ale mog powiedzie o nim sw par. Moim zdaniem teatr nie sta si lepszy ni by 3040 lat temu. Nadal ani w korytarzach teatralnych, ani w foyer nie znajd szklanki czystej wody; nadal bileterzy nakadaj na mnie dwudziestokopiejkow kar za moje futro, chocia noszenie ciepej odziey zim nie stanowi nic nagannego; nadal w antraktach gra zupenie niepotrzebnie muzyka, dodajc do wrae wywoanych przez sztuk nowe, cakiem zbdne; nadal mczyni chodz w antraktach do bufetu popija napoje wyskokowe. Skoro nie widz postpu w rzeczach drobnych, daremnie szukabym go w istocie sprawy. Kiedy aktor, od stp do gowy sptany teatralnymi tradycjami i przesdami, usiuje wygasza prosty, zwyky monolog ,,By albo nie by" nie w sposb prosty, ale nie wiadomo dlaczego syczc i drgajc kurczowo caym ciaem, lub gdy stara si za wszelk cen przekona mnie, e Czacki, mwicy wiele z gupcami i kochajcy idiotk, sam jest czowiekiem mdrym, za sztuka ,,Mdremu biada" nie jest wcale nudna wieje na mnie ze sceny wci t sam rutyn, ktrej nie znosiem ju czterdzieci lat temu, kiedy raczono mnie klasycznym zawodzeniem i biciem si w piersi. I za kadym razem wychodz z teatru wikszym konserwatyst, ni byem nim wchodzc.

Sentymentalny i ufny tum mona przekona, e teatr w obecnej jego postaci jest szko. Lecz kto zna szko w jej waciwym sensie, ten nie da si na t wdk zapa. Nie wiem, co bdzie za pidziesit lub sto lat, ale w obecnych warunkach teatr moe suy jedynie jako rozrywka. Jednakowo rozrywka ta jest zbyt kosztowna, eby mc stale z niej korzysta. Odbiera pastwu tysice modych, zdrowych i utalentowanych mczyzn i kobiet, ktrzy mogliby by dobrymi lekarzami, rolnikami, nauczycielami, oficerami, gdyby nie powicali si scenie; odbiera spoeczestwu wieczorne godziny najlepszy czas do pracy umysowej i rozmw koleeskich; nie mwi ju o wydatkach pieninych i o stratach moralnych, ktre ponosi widz, ogldajc na scenie wypaczony stosunek do morderstwa, cudzostwa lub oszczerstwa.

Katia za bya zupenie odmiennego zdania. Zapewniaa mnie, e nawet w obecnej swej postaci teatr to wicej ni aule uniwersyteckie, ksiki i wszystko na wiecie. Teatr to potga, czca w swej istocie wszystkie dziedziny sztuki, a aktorzy to misjonarze. adna sztuka ani adna z poszczeglnych nauk nie s w stanie oddziaywa tak mocno i skutecznie na dusz ludzk, jak scena, nic wic dziwnego, e aktor nawet o miernym talencie cieszy si w pastwie wiksz popularnoci anieli najmdrzejszy uczony lub malarz. I adna dziaalno nie moe da tyle upojenia i satysfakcji, co scena.

I ot pewnego piknego dnia Katia zaangaowaa si do trupy i wyjechaa zdaje si do Ufy, zabierajc ze sob wiele pienidzy, mnstwo tczowych nadziei i arystokratyczne pogldy na spraw.

Pierwsze jej listy z podry byy zadziwiajce. Czytaem je i po prostu zdumiewaem si, jak owe niewielkie kartki papieru mogy zmieci w sobie tyle modoci, czystoci ducha, witej naiwnoci, a zarazem tyle subtelnych, rzeczowych sdw, ktre przyniosyby zaszczyt tgiemu umysowi mskiemu. Wog, przyrod, zwiedzane miasta, kolegw, swe tryumfy i niepowodzenia nie tyle opisywaa, co opiewaa; kady wiersz tchn ufnoci, jak zwykem by widzie na jej twarzy, a obok tego wszystkiego mnstwo bdw gramatycznych i prawie cakowity brak znakw przestankowych.

Nie upyno p roku, kiedy otrzymaem od niej list niezwykle poetyczny i peen uniesie, zaczynajcy si od sowa: ,,Pokochaam". Do listu tego bya zaczona fotografia, przedstawiajca modego mczyzn o wygolonej twarzy, w kapeluszu z szerokim rondem, z przerzuconym przez rami pledem. Nastpne listy byy nadal wspaniae, lecz zjawiy si w nich znaki przestankowe, zniky bdy ortograficzne i zapachniay wyranie mczyzn. Katia zacza rozpisywa si o tym, jak dobrze byoby wybudowa gdzie nad Wog wielki teatr, oczywicie na zasadach spki, i wcign do tego przedsiwzicia bogate kupiectwo oraz wacicieli statkw woaskich; pienidzy byoby mnstwo, dochody ogromne, a aktorzy byliby udziaowcami. By moe, i wszystko to jest rzeczywicie dobre, lecz wydaje mi si, e podobne pomysy mog rodzi si jedynie w mskiej gowie.

Tak wic to byo czy inaczej, lecz przez jakie ptora lub dwa lata wszystko widocznie szo pomylnie:

Katia kochaa, wierzya w sw prac i czua si szczliwa; lecz potem zaczem spostrzega w listach wyrane oznaki depresji. Zaczo si od tego, e Katia poskarya si na kolegw to pierwszy zowieszczy objaw; jeeli mody uczony lub literat zaczyna sw dziaalno od tego, e cierpko skary si na uczonych i literatw, to dowodzi, e ju jest zniechcony i niewiele z niego bdzie poytku dla sprawy. Katia pisaa, e koledzy nie bywaj na prbach, nie umiej swych rl; e wystawianie bzdurnych sztuk, sposb zachowania si na scenie wszystko to wiadczy o ich kompletnym lekcewaeniu publicznoci; dla zrobienia kasy, o ktrej wci si mwi, aktorki dramatyczne zniaj si do piewania frywolnych piosenek, a tragicy piewaj kuplety, w ktrych wykpiwaj mw-rogaczy, ci wiaroomnych maonek itp. Sowem, trzeba podziwia, dlaczego dotd nie run w prowincjonalny teatr i jak moe si utrzymywa na tak cienkiej i przegniej nitce.

W odpowiedzi wysaem do Kati list dugi i musz przyzna bardzo nudny. Midzy innymi pisaem:

Niejednokrotnie zdarzao mi si gawdzi ze starymi aktorami, zacnymi ludmi, darzcymi mnie sw przychylnoci; z rozmw z nimi mogem wywnioskowa, e dziaalnoci ich kieruje nie tyle wasny rozum i niezaleno, ile moda i nastroje publicznoci; najlepszym z nich zdarzao si w yciu grywa i w tragediach, i w operetce, i w paryskich farsach, i w feeriach, a zdawao si im niezmiennie, e szli prost drog i dziaali dla dobra ogu. Dowodzi to, jak widzisz, e przyczyny za naley szuka nie w aktorach, ale gbiej, w samej sztuce i w stosunku publicznoci do niej". List mj tylko rozdrani Kati. Odpisaa mi:

,,Mwimy rnymi jzykami. Pisaam do pana nie o zacnych ludziach, ktrzy darzyli pana sw yczliwoci, lecz o szajce oszustw nie majcych nic wsplnego z zacnoci. Jest to horda dzikusw, ktrzy dostali si na scen jedynie dlatego, e nie przyjto by ich nigdzie indziej, a ktrzy mianuj siebie artystami tylko dziki swej bezczelnoci. Ani jednego talentu, ale miernot, pijakw, intrygantw, plotkarzy bez liku. Nie potrafi wypowiedzie, jak cierpi nad tym, e sztuka, ktr tak kocham, trafia do rk nienawistnych mi ludzi; jak przykro, e najlepsi ludzie patrz na zo z daleka, nie chc wejrze gbiej i zamiast stan w obronie sztuki, pisz zawiym stylem rne oglniki i nikomu niepotrzebne moray..." i tak dalej, wci w tym stylu.

Mino jeszcze troch czasu i otrzymaem list nastpujcy: Jestem nieludzko oszukana. Nie mog duej y. Prosz rozporzdzi mymi pienidzmi, jak pan to uzna za stosowne. Kochaam pana jak ojca i jedynego mego przyjaciela. Prosz mi wybaczy".

Okazao si, e w ,,on" nalea rwnie do hordy dzikusw". Pniej, z pewnych napomkni, mogem si domyli, e mia miejsce zamach samobjczy. Prawdopodobnie Katia prbowaa si otru. Przypuszczam, e potem bya ciko chora, poniewa nastpny list otrzymaem ju z Jaty, dokd najwidoczniej wysali j lekarze. Ostatni list do mnie zawiera prob o moliwie najszybsze przekazanie jej do Jaty tysica rubli i koczy si nastpujco: ,,Przepraszam za tak ponury list. Wczoraj pochowaam swe dziecko". Przemieszkawszy na Krymie blisko rok, Katia wrcia do domu.

Podrowaa okoo czterech lat i przez cae owe cztery lata, musz przyzna, rola moja wobec niej nie bya pikna, raczej dziwaczna. Gdy poprzednio , owiadczya mi, e zostaje aktork, a potem pisaa o swej mioci, kiedy nawiedza j okresowo duch marnotrawstwa i raz po raz musiaem na jej danie przekazywa to tysic, to dwa tysice rubli, kiedy pisaa o zamierzonym samobjstwie, a potem o mierci swego dziecka to za kadym razem byem oszoomiony, lecz cay mj udzia w jej losach wyraa si jedynie w tym, e wiele o niej mylaem i pisaem dugie, nudne listy, ktrych mgbym nie pisa wcale. A przecie zastpowaem jej ojca i kochaem j jak rodzon crk!

Obecnie Katia mieszka o p wiorsty ode mnie. Wynaja piciopokojowe mieszkanie, urzdzia je do luksusowo i z waciwym jej smakiem. Gdyby kto chcia namalowa owo wntrze, to przewaajcym nastrojem w obrazie byoby lenistwo. Dla leniwego ciaa mikkie kanapki, przytulne pufy, dla leniwych ng dywany, dla leniwego wzroku wyblake, przymglone lub matowe barwy; dla leniwego ducha na cianach mnstwo tanich wachlarzy, maych obrazkw, w ktrych oryginalno wykonania gruje nad treci, nadmiar stolikw i peczek, zastawionych zupenie niepotrzebnymi, bezwartociowymi drobiazgami, bezksztatne skrawki tiulu zamiast firanek... Wszystko to wraz z obaw przed jaskrawymi kolorami, symetri i przestrzeni wiadczy o lenistwie duchowym, jak rwnie o wypaczeniu naturalnego smaku. Caymi dniami Katia ley na kanapce i czyta ksiki, przewanie powieci i opowiadania. Wychodzi z domu tylko raz na dzie, po poudniu, eby zobaczy si ze mn.

Pracuj, a Katia siedzi w pobliu mnie na kanapie, milczy i otula si szalem, jakby cigle marza. Czy dlatego, e lubi j, czy te dlatego, e przyzwyczaiem si do jej czstych odwiedzin wtedy, gdy jeszcze bya dziewczynk, obecno Kati nie przeszkadza mi w skupieniu si. Z rzadka i machinalnie zadaj jej jakie pytanie, na ktre odpowiada mi bardzo krtko, lub te, aby odpocz chwil, odwracam si do niej i patrz, jak zamylona przeglda jakie czasopismo medyczne lub gazet. I wanie wwczas spostrzegam, e na twarzy jej nie ma ju dawnej ufnoci: wydaje si teraz chodna, obojtna, roztargniona; taki wyraz miewaj pasaerowie, dugo czekajcy na pocig. Ubiera si nadal adnie i prosto, lecz niedbale; wida, e suknia i uczesanie ucierpiay niemao od leenia na kanapkach i bujakach, na ktrych spdza cae dni. Utracia te ow dz wiedzy, ktra cechowaa j dawniej, i nie zadaje mi pyta, jakby doznaa ju wszystkiego w yciu i nie spodziewaa si usysze nic nowego.

Gdy dochodzi czwarta, w salonie i jadalni zaczyna si ruch. To wrcia z konserwatorium Liza i przyprowadzia ze sob koleanki. Sycha, jak graj na fortepianie, prbuj gosy i chichoc; w jadalni Jegor nakrywa do stou i szczka naczyniami.

egnam powiada Katia. Dzi nie zajd do pa. Prosz je przeprosi. Nie mam czasu. Prosz do mnie zajrze.

Gdy odprowadzam j do przedpokoju, obrzuca mnie surowym spojrzeniem od stp do gw i mwi zaspiona:

A pan wci chudnie! Czemu pan si nie leczy?

Pojad do Siergieja Fiodorowicza i zaprosz go, dobrze? Niech pana zbada.

Nie trzeba, Katiu.

Nie rozumiem, o czym myli pana rodzina! Dobrzy sobie, nie ma co mwi.

Porywczym ruchem wkada futro i podczas tego z jej niedbaego uczesania niezawodnie wypada par szpilek. Doprowadza uczesanie do adu leni si i brak jej na to czasu, tote byle jak wtyka rozsypane loki pod czapeczk i wychodzi.

Kiedy wchodz do jadalni, ona pyta mnie:

Czy bya u ciebie przed chwil Katia? Czemu nie zasza do nas? To nawet dziwne...

Mamo! odzywa si do niej z wyrzutem Liza. Jeeli nie chce, to Bg z ni. Nie bdziemy przecie baga j na kolanach.

Jak uwaasz, ale to lekcewaenie. Siedzie w twoim gabinecie trzy godziny i nie zajrze do nas...Zreszt jak sobie yczy.

Waria i Liza nienawidz Kati. Nienawi ta jest dla mnie niezrozumiaa i prawdopodobnie aby j zrozumie, trzeba by kobiet. Rcz gow, e wrd tych ptorasta modych mczyzn, ktrych niemal co dzie widuj w swym audytorium, i wrd p setki mczyzn starszych, ktrych spotykam co tydzie nie znajdzie si nawet jeden, ktry by zrozumia ow nienawi i obrzydzenie do przeszoci Kati, to znaczy do jej nielubnej ciy i nieprawego dziecka, a rwnoczenie absolutnie nie potrafi przypomnie sobie adnej ze znajomych kobiet lub dziewczt, ktra by wiadomie lub instynktownie nie ywia podobnych uczu. A dzieje si to nie dlatego, e kobieta jest cnotliwsza lub czystsza od mczyzny: wszak cnota i czysto niewiele rni si od wystpku, jeeli podszyte s zym uczuciem. Tumacz to po prostu zacofaniem kobiet. Smtne uczucie litoci i udrki moralnej, jakie na widok nieszczcia odczuwa wspczesny mczyzna, znacznie wicej mwi mi o kulturze i rozwoju duchowym czowieka anieli nienawi i odraza. Wspczesna kobieta ma rwnie zawe, a zarazem osche serce, jak w okresie redniowiecza. I moim zdaniem zupenie rozumnie postpuj ci, co radz wychowywa kobiety po msku.

ona nie lubi Kati jeszcze za to, e bya aktork, za jej niewdziczno, dum i ekscentryczno oraz za wszystkie te niezliczone wady, jakie kada kobieta zawsze potrafi znale w innej.

Prcz mnie i mej rodziny zasiadaj u nas do obiadu jeszcze ze dwietrzy przyjaciki mej crki i Aleksander Adolfowicz Gnekker, wielbiciel Lizy i pretendent do jej rki. Jest to mody blondyn w wieku lat trzydziestu, wzrostu redniego, bardzo tgi, szeroki w barach, o rudych bokobrodach sterczcych przy uszach, o napomadowanych wsikach, ktre nadaj jego pulchnej, gadkiej twarzy jaki wyraz lalkowaty. Nosi bardzo krtk marynark, barwn kamizelk, pantalony w wielk krat, bardzo szerokie u gry, a bardzo wskie u dou, i te buciki bez obcasw. Oczy ma wypuke niczym u raka, halsztuk przypominajcy rakow szyjk, a nawet jak mi si zdaje cay ten modzieniec pachnie rakow zup. Bywa u nas co dzie, lecz nikt z naszej rodziny nie wie nic o jego pochodzeniu, o jego studiach ani o tym, z jakich rodkw si utrzymuje. Nie gra i nie piewa, ale ma jakie kontakty i z muzyk, i ze piewem, sprzedaje gdzie czyje fortepiany, bywa czsto w konserwatorium, zna wszystkie sawy muzyczne i bierze udzia w organizowaniu koncertw; wydaje o muzyce sdy wielce autorytatywne i jak zauwayem wszyscy chtnie si z nim zgadzaj.

Ludzie zamoni miewaj zazwyczaj przy sobie grono rezydentw; podobnie dzieje si z nauk i sztuk. I chyba nie ma na wiecie sztuki czy nauki, ktrej by nie towarzyszyy jakie ,,obce ciaa" w postaci takiego pana Gnekkera. Nie jestem muzykiem i by moe myl si co do pana Gnekkera, ktrego, notabene, mao znam. Lecz wydaje mi si doprawdy mocno podejrzany jego autorytet i owo dostojestwo, z jakim stoi przy fortepianie i sucha, kiedy kto gra lub piewa.

Mona by nawet po stokro dentelmenem i radc tajnym ale jeli si ma crk, to nic nie zabezpieczy od swoistego mieszczastwa, ktre czsto wnosz do atmosfery domu i nastrojw konkury, swaty i lub. Tak na przykad w aden sposb nie mog pogodzi si z uroczystym wyrazem, jaki przybiera zawsze moja ona, kiedy bywa u nas Gnekker, nie mog te znie butelek lafitu, portwajnu i xeresu, ktre zjawiaj si na stole jedynie z powodu tego gocia, aby mg przekona si naocznie, jak bogato i wystawnie yjemy. Nie znosz rwnie sztucznego miechu Lizy, ktrego nauczya si w konserwatorium, i jej zmanierowanego mruenia oczu, kiedy odwiedzaj nas mczyni. A przede wszystkim absolutnie poj nie mog, czemu bywa co dzie u nas i co dzie zasiada do obiadu stworzenie kompletnie obce mym zwyczajom, mej nauce, caemu trybowi mego ycia, istota tak odmienna od ludzi, ktrych kocham. ona i suba szepcz tajemniczo, e to ,,narzeczony", lecz ja mimo wszystko nie mog pogodzi si z jego obecnoci; stwr w budzi we mnie takie zdumienie, jak gdyby posadzono obok mnie przy stole Zulusa. I wydaje mi si rwnie dziwny fakt, e moja crka, ktr przywykem uwaa za dziecko, kocha ten halsztuk, te oczy, te pulchne policzki...

Dawniej lubiem obiady w domu lub byy mi obojtne, teraz za nie wzbudzaj one we mnie nic prcz nudy i rozdranienia. Od czasu kiedy zostaem ekscelencj i byem dziekanem fakultetu, rodzina moja uznaa za stosowne zmieni cakowicie nasze menu obiadowe. Zamiast tych prostych potraw, do ktrych przywykem w latach studenckich i doktorskich, teraz karmi mnie zup puree, w ktrej pywaj jakie biae sopelki, i cynaderkami w maderze. Ranga generalska i sawa pozbawiy mnie na zawsze kapuniaku i smacznych pierogw, gsi z jabkami i leszcza z kasz; one te zabray mi pokojwk Agasz, gadatliw i weso staruszk, zamiast ktrej podaje teraz do stou Jegor, tpe i nadte chopisko z bia rkawiczk na prawej rce. Przerwy pomidzy daniami s krtkie, ale wydaj si niezmiernie dugie, poniewa nie ma czym ich wypeni! Znika dawna wesoo, szczere rozmowy, arty, miech, zabrako wzajemnej serdecznoci i wesela, ktre opanowyway dzieci, on i mnie, gdymy si dawniej schodzili w jadalni; dla mnie, czowieka zapracowanego, obiad by momentem wytchnienia i spotkania z rodzin, a dla ony i dzieci witem, co prawda krtkim, lecz jasnym i radosnym, gdy uwiadamiali sobie, e chocia przez owe p godziny nale nie do nauki, nie do studentw, a tylko i wycznie do nich. Nie potrafi ju teraz odczuwa zawrotu gowy po jednym kieliszku, nie ma Agaszy, nie ma leszcza z kasz, nie ma radosnego gwaru, jakim witano owe malekie awanturki obiadowe, kiedy pobi si pod stoem pies z kotem lub kompres z policzka Kati wpad wprost do talerza z zup.

Opisywanie obecnego obiadu jest rwnie niesmaczne, jak spoywanie go. Na twarzy ony widnieje uroczysta, sztuczna powaga i zwyky wyraz zatroskania. Obrzuca zaniepokojonym spojrzeniem nasze talerze i mwi: ,,Widz, e wam pieczyste nie smakuje... No, powiedzcie, nie smakuje, co?" Winienem na to odpowiedzie: Niepotrzebnie kopoczesz si, kochanie, pieczyste jest bardzo smaczne". Ona; ,,Ty zawsze jeste tak wyrozumiay dla mnie, Nikoaju Stiepanowiczu, i nigdy nie powiesz prawdy. A czemu Aleksander Adolfowicz tak mao jad?" i tak wszystko w tym stylu podczas caego obiadu. Liza chichoce sztucznie i mruy oczy. Patrz na nie obie i dopiero teraz, przy obiedzie, uwiadamiam sobie zupenie wyranie, e wewntrzne ycie ony i crki ju dawno wymkno si spod mej obserwacji. Mam wraenie, jakbym kiedy przed laty mieszka w swym domu z prawdziw rodzin, a teraz jem obiad w gocinie u nieprawdziwej ony i widz nieprawdziw Liz. W obu zasza kardynalna zmiana, a ja przegapiem dugi proces narastania tej zmiany i nic dziwnego, e teraz ich nie rozumiem. Skd owa zmiana? Nie wiem. By moe, i cae nieszczcie polega na tym, e onie i crce nie da Bg podobnego hartu, jak mnie. Od dziecistwa przywykem walczy z wpywami zewntrznymi i uodporniem si wystarczajco; takie katastrofy yciowe, jak sawa, generalska ranga, przejcie z dostatku do ycia ponad stan, znajomoci z monymi tego wiata i temu podobne mnie ledwo tkny, wyszedem z nich cay i nienaruszony; na sabe za i nieodporne on i Liz wszystko to runo jak lawina niena i zdawio je.

Panny i Gnekker mwi o fugach i kontrapunktach, o piewakach i pianistach, o Bachu i Brahmsie, a ona, obawiajc si, aby jej nie posdzono o ignorancj muzyczn, umiecha si porozumiewawczo i bekoce:

To liczne... Czyby?... No prosz..." Gnekker statecznie zajada, statecznie dowcipkuje i pobaliwie wysuchuje zdania panien. Z rzadka objawia ch odezwania si marn francuszczyzn i wwczas uwaa za stosowne tytuowa mnie votre excellence.

A ja siedz ponury. Widocznie krpuj ich wszystkich, a oni krpuj mnie. Nigdy poprzednio nie stykaem si bezporednio z antagonizmem kastowym, ale teraz wanie drczy mnie co w tym rodzaju. Staram si wynajdywa w Gnekkerze same ujemne cechy, szybko dostrzegam je i irytuje mnie to, e na ,,narzeczeskim" miejscu siedzi czowiek z obcej mi sfery. Jego obecno wpywa na mnie le jeszcze w innym sensie. Zwykle kiedy jestem sam albo w otoczeniu drogich mi ludzi, nigdy nie rozmylam o swych zasugach, a jeeli nawet przypomn sobie o nich, to wydaj mi si tak znikome, jakbym zosta uczonym nie dalej jak wczoraj; w obecnoci za takich ludzi, jak Gnekker, moje osignicia wydaj mi si zawrotnie wysok gr, ktrej szczyt kryje si w chmurach, a u podna drepc ledwo widoczne postacie Gnekkerw.

Po obiedzie id do gabinetu i zapalam tam sw fajeczk, jedyn na cay dzie, ktra ocalaa z dawnego karygodnego zwyczaju dymienia od rana do nocy. Kiedy pal, wchodzi do mnie ona i zasiada do rozmowy. Podobnie jak rano, z gry wiem, o czym bdzie mwi. Musimy pomwi powanie, Nikoaju Stiepanowiczu zaczyna. Chodzi mi o Liz... Czemu nie zwrcisz uwagi?

Na co mianowicie?

Udajesz, e nie spostrzegasz, ale tak nie mona.

Nie mona tak niefrasobliwie... Gnekker ma w stosunku do Lizy zamiary... Co ty sdzisz o tym?

e to jest zy czowiek, tego nie mog powiedzie, bo nie znam go tak dalece, ale e mi si nie podoba, o tym mwiem ci ju tysic razy.

Ale tak nie mona... Nie mona...

ona wstaje i chodzi zdenerwowana.

Nie mona tak traktowa powanej decyzji... mwi. Gdy chodzi o szczcie crki, trzeba wyzwoli si z urazw osobistych. Wiem, e on ci si nie podoba... Dobrze... Jeeli teraz odmwimy i zerwiemy z nim, to czy moesz rczy, e Liza przez cale ycie nie bdzie mie do nas alu? Konkurentw obecnie nie ma tak wielu i moe si zdarzy, e innej partii nie znajdzie... On bardzo kocha Liz i, jak wida, podoba si jej... Co prawda, nie ma okrelonej pozycji towarzyskiej, ale co robi? Moe Bg da, z czasem zajmie jakie stanowisko... Pochodzi z dobrej rodziny i jest zamony.

Skd wiesz o tym?

Sam mwi. Ojciec jego ma w Charkowie duy dom, a pod Charkowem majtek. Sowem, Nikoaju Stiepanyczu, musisz koniecznie pojecha do Charkowa.

Po co?

Zasign informacji.... Masz tam znajomych profesorw i oni ci pomog. Pojechaabym sama, ale jestem kobiet. Nie mog...

Nie pojad do Charkowa mwi chmurnie.

ona przeraa si, a twarz jej wykrzywia wyraz dotkliwego blu.

Na Boga, Nikoaju Stiepanyczu baga mnie pochlipujc. Na Boga, zdejm ze mnie ten ciar. Ja cierpi.

Zaczynam i ja odczuwa bl patrzc na ni.

Dobrze, Waria przemawiam agodnie. Jeeli chcesz, zgoda, pojad do Charkowa i zrobi wszystko, czego sobie yczysz.

ona przyciska do oczu chusteczk i wychodzi do swego pokoju, eby popaka. Zostaj sam.

Za chwil wnosz wiato. Od foteli i abauru padaj na ciany i podog dawno znane, obrzyde cienie; kiedy patrz na nie, wydaje mi si, e ju noc i e znowu zaczyna si moja przeklta bezsenno. Kad si do ka, potem wstaj, chodz po pokoju i znw si kad... Zazwyczaj po obiedzie, przed wieczorem, moje napicie nerwowe osiga najwyszy poziom. Zaczynam bez powodu paka i chowam gow pod poduszk. W tym momencie boj si, eby kto nie wszed, boj si nagej mierci, wstydz si swych ez i w ogle dzieje si w mej duszy co przeokropnego. Czuj, e duej nie mog ju patrze na moj lamp, na ksiki, na cienie na pododze, nie mog znie gosw, rozlegajcych si w salonie. Jaka niewidzialna i niepojta sia przemoc wypycha mnie precz z mieszkania. Zrywam si, szybko wkadam palto i cichaczem, eby nie zauwayli domownicy, wychodz na ulic. Dokd i?...

Odpowied na to pytanie dawno ju tkwi w mym mzgu: do Kati.

III

Katia, jak zwykle, ley na tureckiej otomanie lub na kuszetce i czyta. Ujrzawszy mnie podnosi leniwie gow, siada i wyciga rk.

A ty wci leysz mwi po chwili milczenia i odpoczynku. To niezdrowo. Powinna si czym zaj.

e co?

Powinna si czym zaj.

Czym? Kobieta moe by tylko prost robotnic lub aktork.

No wic c? Skoro nie moesz by robotnic, zosta aktork.

Milczy. Wyszaby za m mwi partem.

Nie ma za kogo. I nie ma po co.

Tak y nie mona.

Bez ma? Te co! Mczyzn jak lodu, byle ochoty nie brako.

To, Katiu, nieadnie.

Co nieadnie?

No wanie to, co przed chwil powiedziaa.

Spostrzegszy, e jestem zmartwiony, i pragnc zatuszowa przykre wraenie, Katia mwi:

Chodmy tutaj. O, tu.

Prowadzi mnie do malekiego, bardzo przytulnego pokoiku i mwi wskazujc biurko:

Prosz... Przygotowaam to dla pana. Pan bdzie tu pracowa. Prosz przyjeda co dzie i przywozi ze sob robot. A tam w domu panu tylko przeszkadzaj. Bdzie pan tu pracowa? Dobrze? Zgoda?

eby nie martwi jej odmow, odpowiadam, e bd u niej pracowa i e pokj bardzo mi si podoba. Potem oboje siadamy w zacisznym kciku i zaczynamy rozmawia.

Ciepo, przytulne otoczenie i obecno sympatycznego czowieka nie wzbudzaj we mnie jak bywao dawniej uczucia zadowolenia, tylko daj impuls do wyrzeka i zrzdzenia. Wydaje mi si z jakich powodw, e gdy powyrzekam i wyskar si przyniesie mi to ulg.

Niedobrze, moja droga zaczynam z westchnieniem. Bardzo niedobrze...

Co takiego?

Widzisz, o co chodzi, kochanie. Najwyszym i najwitszym prawem krlw jest prawo aski. I ja zawsze czuem si krlem, poniewa bez ogranicze stosowaem owo prawo. Nigdy nie osdzaem, byem pobaliwy, chtnie przebaczaem wszystkim na prawo i na lewo. Gdzie inni protestowali i oburzali si, tam ja tylko radziem i przekonywaem. Cae swe ycie staraem si tylko o to, aby obcowanie ze mn byo atwe dla rodziny, studentw, kolegw, dla suby. Taki stosunek do ludzi wiem o tym wychowywa tych, ktrzy przebywali w moim otoczeniu. Lecz teraz ju nie jestem krlem. Dzieje si we mnie co takiego, co przystoi tylko niewolnikom: w gowie mej dzie i noc kbi si ze myli, a w duszy uwiy sobie gniazdo uczucia, ktrych nigdy dawniej nie znaem. Nienawidz, gardz, gniewam si, oburzam i lkam. Staem si ponad miar surowy, wymagajcy, rozdraniony, nieuprzejmy, podejrzliwy. Nawet to, co ongi stanowio powd do jeszcze jednego kalamburu i dobrodusznej kpinki, rodzi dzi we mnie przykre uczucia. Ulega zmianie nawet moja logika: dawniej gardziem tylko pienidzmi, teraz zoszcz mnie nie pienidze, tylko bogacze, jakby to oni byli winni; dawniej nienawidziem przemocy i samowoli, a teraz nienawidz ludzi stosujcych przemoc, jakby to oni jedynie zawinili, a nie my wszyscy, poniewa nie potrafimy wychowywa siebie nawzajem. C to znaczy? Jeeli nowe myli i nowe uczucia wyniky ze zmiany przekona, to skd ta zmiana? Czyby wiat sta si gorszy, a ja lepszy, a moe dawniej byem lepy i obojtny? Jeeli za zmiana ta pochodzi z oglnej ruiny si fizycznych i umysowych jestem przecie chory i codziennie ubywa mi na wadze wwczas sytuacja moja jest godna poaowania: dowodzi to bowiem, e moje nowe myli s nienormalne, niezdrowe, e winienem si ich wstydzi, uwaa je za marne...

To nie jest sprawa choroby przerywa mi Katia. Po prostu otworzyy si panu oczy i tyle. Zobaczy pan to, czego dawniej nie wiadomo czemu nie chcia widzie. Moim zdaniem, musi pan przede wszystkim zerwa ostatecznie z rodzin i odej.

Mwisz bez sensu.

Pan ju ich nie kocha, po c wic udawa? I czy to rodzina? Kompletne zera! Gdyby dzi umary, ju jutro nikt by nie odczu ich nieobecnoci.

Katia gardzi moj on i crk rwnie silnie, jak one jej nienawidz. Wtpi, czy w obecnych czasach wolno mwi o ludzkim prawie do wzajemnej pogardy... Lecz jeli przyj punkt widzenia Kati i przyzna takie uprawnienia ludziom, to naley stwierdzi, e Katia ma rwne prawa gardzi on i Liz, jak one nienawidzi jej.

Kompletne zera! powtarza. Czy pan jad dzi obiad? C to, nie zapomniano poprosi pana do jadalni? e te one do dzi pamitaj jeszcze o pana istnieniu?

Katiu przerywam surowo. Prosz, zamilcz.

A pan sdzi, e mio mi jest mwi o nich? Rada bym wcale ich nie zna. Prosz mnie posucha, mj drogi: niech pan wszystko porzuci i wyjedzie. Prosz wyjecha za granic. Im prdzej, tym lepiej.

Co za bzdury! A uniwersytet?

I uniwersytet te. Wielkie mi dziwo. Wykada pan ju trzydzieci lat, a gdzie s pascy uczniowie? Ilu wychowa pan sawnych uczonych? Prosz policzy. A po to, aby mnoy tych lekarzy, co eksploatuj ciemnot i zarabiaj setki tysicy, po to nie trzeba by utalentowanym i dobrym czowiekiem. Pan jest tu zbyteczny.

O Boe, jaka ty brutalna! otrzsam si ze zgroz. Jaka brutalna! Zamilcz, bo odejd! Nie potrafi odpowiada na twe brutalne ataki!

Wchodzi pokojwka i prosi nas na herbat. Przy samowarze dziki Bogu zmieniamy temat. Gdym si ju wyali, mam ochot pofolgowa drugiej mej starczej saboci przechodz do wspomnie. Opowiadam Kati o swej przeszoci i ku wasnemu zdumieniu podaj takie szczegy, o jakich nigdy bym nie przypuszcza, e jeszcze tkwi gdzie w mej pamici. Ona sucha mnie rozczulona, dumna, z zapartym tchem. Lubi szczeglnie opowiada jej o tym, jak uczyem si ongi w seminarium i jak marzyem o dostaniu si na uniwersytet.

Bywao, spaceruj po naszym ogrodzie w seminarium... opowiadam. Wiatr przyniesie z jakiego oddalonego szynku dwiki harmonii i piew lub przemknie obok potu trjka koni z dzwoneczkami, i to wystarcza, aby uczucie szczcia nagle napenio nie tylko pier, lecz i odek, rce, nogi... Sucham harmonii lub zacichajcych dzwoneczkw, a w wyobrani ju widz siebie jako lekarza i ukazuj mi si obrazy jeden od drugiego pikniejszy... I oto, jak widzisz, marzenia moje speniy si. Zdobyem wicej, ni miaem marzy. Trzydzieci lat byem lubianym profesorem, miaem wspaniaych kolegw, cieszyem si zaszczytnym rozgosem. Pokochaem, oeniem si z namitnej mioci, miaem dzieci, Sowem, jeeli spojrze wstecz, to cae moje ycie wydaje si pikn, z talentem zbudowan kompozycj. Teraz pozostaje mi tylko nie zepsu finau. Po to trzeba umrze po ludzku. Jeeli mier jest istotnie grona, to trzeba spotka j tak, jak przystao nauczycielowi, uczonemu i obywatelowi chrzecijaskiego pastwa; miao i ze spokojem ducha. Ale ja psuj fina. Ton, przybiegam do ciebie, prosz o pomoc, a ty mi na to; niech pan tonie, tak wanie by powinno.

Wtem w przedpokoju rozlega si dzwonek. Oboje poznajemy, kto dzwoni, i mwimy;

To prawdopodobnie Michai Fiodorowicz. I rzeczywicie po maej chwili wchodzi mj kolega-filolog, Michai Fiodorowicz, wysoki, dobrze zbudowany, lat okoo pidziesiciu, o gstych siwych wosach, czarnych brwiach i wygolonej twarzy. Jest to dobry czowiek i przemiy kolega. Pochodzi ze starego szlacheckiego rodu, bogatego w talenty i odgrywajcego znaczn rol w dziejach naszej literatury i owiaty. Sam rozumny, zdolny, bardzo wyksztacony, lecz nie pozbawiony dziwactw. Wszyscy jestemy do pewnego stopnia dziwakami, lecz jego dziwactwa przekraczaj miar i mog sta si wrcz niebezpieczne dla jego znajomych. Wrd tych ostatnich znam niemao ludzi, ktrzy poza dziwactwami nie dostrzegaj jego licznych przymiotw.

Wszedszy do nas, zdejmuje powoli rkawiczki i odzywa si swym aksamitnym barytonem:

Dzie dobry. Popijacie herbatk? Mdry pomys, bo piekielnie zimno.

Potem zasiada przy stole, bierze szklank i od razu zaczyna gawdzi. Najcharakterystyczniejsz cech jego sposobu mwienia jest stay ton artobliwy, jakie poczenie filozofii z dowcipkowaniem, jak u szekspirowskich grabarzy. Zawsze mwi o sprawach powanych, ale nigdy powanie. Sdy jego s ostre, zjadliwe, lecz dziki mikkiemu, spokojnemu, artobliwemu sposobowi opowiadania brzmi tak, e nie rani ucha i szybko si mona do nich przyzwyczai. Kadego wieczoru przynosi ze sob kilka anegdot z ycia uniwersyteckiego i od nich zazwyczaj zaczyna, gdy zasiada przy stole.

Och, Boe wzdycha poruszajc drwico swymi czarnymi brwiami. e te bywaj na wiecie takie kom