Co brzmi w trzcinie - European...

15
__________________________________________________________________________ http://ec.europa.eu/translation/reading/periodicals/polish_newsletter/index_pl.htm Nr Józek, zrób mi forward Co to jest „komuna”? Co znaczy „ring”? Z czym kojarzy się „studio”? Gdyby zadać to pytanie mieszkańcowi Wrocławia lub Gdańska, odpowiedziałby pewnie inaczej niż Polak zamieszkały w Brukseli. Znając pewne prawa rządzące językiem, można z pewnym prawdopodobieństwem przewidzieć losy zapożyczeń językowych. Jeśli na przykład wyraz pojawia się w języku jednocześnie z desygnatem, zazwyczaj mocno wrasta w system. W takiej postaci zagościły kiedyś w polszczyźnie nazwy związane z budownictwem i urbanistyką (począwszy od „muru”, a skończywszy na „ratuszu”), pochodzące z okresu zakładania miast na prawie niemieckim. Dziś z kolei masowo pojawiają się angielskie kalki odnoszące się do nowych technologii i usług: „komputer”, „laptop”, „kalkulator”, „skaner”, „pre-paid” czy cała masa akronimów w rodzaju „SMS”, „GPS” czy „Wi-Fi”. Słowa te przyjęły się w niemal niezmienionej formie i nie doczekały się polskich synonimów. A co dzieje się wtedy, gdy w języku macierzystym istnieje już wyraz konkurujący z zapożyczeniem? W związku z dążeniem języka do jak największej wydajności wygrywa zazwyczaj forma krótsza. Dlatego wysyłamy dziś „mejle”, a nie „listy elektroniczne”, używamy „loginu”, a nie „nazwy użytkownika”, posługujemy się „nickiem” zamiast zakorzenionego już „pseudonimu” i kupujemy usługi „online”, zamiast „przez internet”. Brak substytutu lub krótka forma wyrazu nie zawsze jednak stanowią o sukcesie zapożyczenia. Częstym zaburzeniem takiej prawidłowości jest moda czy też zwykłe „starzenie się” wyrazów. Gdzieś na pograniczu mody i konformizmu znajdują się języki fachowe. Z jednej strony ich celem jest przecież umożliwienie skrótowego porozumienia się w obrębie wąskiej specjalizacji, a z drugiej strony slang jest elementem budowania zawodowego prestiżu („znam fachowe pojęcia, więc jestem fachowcem”) oraz podkreślania przynależności do grupy („mówię tak jak wy, więc jestem jednym z was”). C C o o b b r r z z m m i i w w t t r r z z c c i i n n i i e e Magazyn dla piszących po polsku Nr 6 listopad 2009 r. W NUMERZE: terminologia Czy e-sprawiedliwość to sprawiedliwość Kalego? A e- biznes to szemrane interesy? Osobom zagubionym w e-świecie w sukurs przychodzi Krzysztof Szczurek. co brzmi w świecie tłumaczy O tym, że współpraca tłumaczy jednego języka z żnych instytucji jest niezwykle użyteczna chyba nikogo przekonywać nie trzeba. Paweł Czernecki opowie, jak to wygląda od strony formalnej i w praktyce, oraz co jeszcze możemy dla siebie zrobić. co brzmi w instytucjach Na pewno wielu z nas zastanawia się, jakie są faktyczne zadania prawników-lingwistów, i ile jest w każdym z nich lingwisty, a ile jurysty. Poszukując odpowiedzi na te pytania sięgamy do źródeł w osobie Michała Rudzieckiego. Na jakich falach nadają przedstawiciele DGT w stolicach państw członkowskich? Na to pytanie z kolei odpowiedzi udzieli Ania Kozdój opisując pracę „anteny” Komisji w warszawskim przyczółku tej ostatniej. przybornik tłumacza Swój pobyt w Trewirze Łukasz Habiak wykorzystał nie tylko na zwiedzanie starówki. Dzięki temu mógł dać świadectwo bardzo użytecznemu szkoleniu z europejskiego prawa prywatnego. dyskusje niedokończone W nowym dziale Marek Kaduczak, kolejny prawnik- lignwista na naszych łamach, zachęca do ciekawej debaty. Szeroki odzew bardzo mile widziany. kwiatki św. Hieronima Trochę humoru z tłumaczeń – bez wskazywania palcem.

Transcript of Co brzmi w trzcinie - European...

  • __________________________________________________________________________ http://ec.europa.eu/translation/reading/periodicals/polish_newsletter/index_pl.htm

    Nr

    Józek, zrób mi forward Co to jest „komuna”? Co znaczy „ring”? Z czym kojarzy się „studio”? Gdyby zadać to pytanie mieszkańcowi Wrocławia lub Gdańska, odpowiedziałby pewnie inaczej niż Polak zamieszkały w Brukseli. Znając pewne prawa rządzące językiem, można z pewnym prawdopodobieństwem przewidzieć losy zapożyczeń językowych. Jeśli na przykład wyraz pojawia się w języku jednocześnie z desygnatem, zazwyczaj mocno wrasta w system. W takiej postaci zagościły kiedyś w polszczyźnie nazwy związane z budownictwem i urbanistyką (począwszy od „muru”, a skończywszy na „ratuszu”), pochodzące z okresu zakładania miast na prawie niemieckim. Dziś z kolei masowo pojawiają się angielskie kalki odnoszące się do nowych technologii i usług: „komputer”, „laptop”, „kalkulator”, „skaner”, „pre-paid” czy cała masa akronimów w rodzaju „SMS”, „GPS” czy „Wi-Fi”. Słowa te przyjęły się w niemal niezmienionej formie i nie doczekały się polskich synonimów. A co dzieje się wtedy, gdy w języku macierzystym istnieje już wyraz konkurujący z zapożyczeniem? W związku z dążeniem języka do jak największej wydajności wygrywa zazwyczaj forma krótsza. Dlatego wysyłamy dziś „mejle”, a nie „listy elektroniczne”, używamy „loginu”, a nie „nazwy użytkownika”, posługujemy się „nickiem” zamiast zakorzenionego już „pseudonimu” i kupujemy usługi „online”, zamiast „przez internet”. Brak substytutu lub krótka forma wyrazu nie zawsze jednak stanowią o sukcesie zapożyczenia. Częstym zaburzeniem takiej prawidłowości jest moda czy też zwykłe „starzenie się” wyrazów. Gdzieś na pograniczu mody i konformizmu znajdują się języki fachowe. Z jednej strony ich celem jest przecież umożliwienie skrótowego porozumienia się w obrębie wąskiej specjalizacji, a z drugiej strony slang jest elementem budowania zawodowego prestiżu („znam fachowe pojęcia, więc jestem fachowcem”) oraz podkreślania przynależności do grupy („mówię tak jak wy, więc jestem jednym z was”).

    CCoo bbrrzzmmii ww ttrrzzcciinniiee

    Magazyn dla piszących po polsku Nr 6listopad 2009 r.

    WW NNUUMMEERRZZEE::

    tteerrmmiinnoollooggiiaa Czy e-sprawiedliwość to sprawiedliwość Kalego? A e-biznes to szemrane interesy? Osobom zagubionym w e-świecie w sukurs przychodzi Krzysztof Szczurek.

    ccoo bbrrzzmmii ww śśwwiieecciiee ttłłuummaacczzyy

    O tym, że współpraca tłumaczy jednego języka z różnych instytucji jest niezwykle użyteczna chyba nikogo przekonywać nie trzeba. Paweł Czernecki opowie, jak to wygląda od strony formalnej i w praktyce, oraz co jeszcze możemy dla siebie zrobić.

    ccoo bbrrzzmmii ww iinnssttyyttuuccjjaacchh Na pewno wielu z nas zastanawia się, jakie są faktyczne zadania prawników-lingwistów, i ile jest w każdym z nich lingwisty, a ile jurysty. Poszukując odpowiedzi na te pytania sięgamy do źródeł w osobie Michała Rudzieckiego. Na jakich falach nadają przedstawiciele DGT w stolicach państw członkowskich? Na to pytanie z kolei odpowiedzi udzieli Ania Kozdój opisując pracę „anteny” Komisji w warszawskim przyczółku tej ostatniej.

    pprrzzyybboorrnniikk ttłłuummaacczzaa Swój pobyt w Trewirze Łukasz Habiak wykorzystał nie tylko na zwiedzanie starówki. Dzięki temu mógł dać świadectwo bardzo użytecznemu szkoleniu z europejskiego prawa prywatnego.

    ddyysskkuussjjee nniieeddookkoońńcczzoonnee W nowym dziale Marek Kaduczak, kolejny prawnik-lignwista na naszych łamach, zachęca do ciekawej debaty. Szeroki odzew bardzo mile widziany.

    kkwwiiaattkkii śśww.. HHiieerroonniimmaa Trochę humoru z tłumaczeń – bez wskazywania palcem.

  • ________________________________________________________________________________ - 2 -

    Większość obcych wyrazów napływa dziś do polszczyzny z języka angielskiego, dlatego trudno się dziwić, że w slangu reporterów telewizyjnych roi się od słów typu „lajfować” (nadawać na żywo), „heady” (nagłówki), „stille” (stopklatki) itd., a w języku informatyków z trudem przebrniemy przez barykadę „firewalli” (zapór sieciowych), „cracków” (programów z usuniętymi zabezpieczeniami) czy „portów” (gniazdek). Należy jednak podkreślić, że jest to zjawisko typowe dla każdego zawodu zanurzonego w języku obcym lub istniejącego w środowisku kosmopolitycznym (międzynarodowe korporacje często posługują się językiem obcym jako swoistym „językiem urzędowym”). W podobnej sytuacji znajduje się każdy, kto mieszka poza granicami własnego kraju, tyle że kalki wśród imigrantów obejmują znacznie więcej dziedzin życia. Język fachowy urzędników europejskich nie odbiega od slangu korporacji działających w Polsce – przede wszystkim łatwo zaobserwować w nim mnogość anglicyzmów związanych z informatyką i pracą biurową. Oczywiście dotyczy to głównie języka mówionego – w piśmie kalki pojawiają się wyłącznie poza protokołem, co wynika przede wszystkim z trudności ortograficznych. W piśmie urzędowym napiszemy więc „przesłać”, ale powiemy już raczej „przeforwardować”. Zamiast „zapisać” powiemy „zasejwować”, „dział” zastąpimy „junitem”, a „zespół” – „teamem”. W administracji takich słów jest bez liku: „agenda” wyparła już „kalendarz” i „harmonogram”, wieloznaczny „event” zastąpił „imprezę”, „wydarzenie” i „konferencję”, „prezydenci” masowo wypierają „przewodniczących”, a „aplikacja” to obecnie „życiorys i list motywacyjny”. „Gabinet” stał się „kabinetem”, „porządkowanie akt” to „fajlowanie”, „krytykę” zastąpił „feedback”, „akapit” jest wypierany przez „paragraf”, a „sprawozdanie” lub „protokół” nazywa się często „minutami”. I pewnie trudno byłoby znaleźć w instytucjach Polaka, który okazuje w pracy „przepustkę” zamiast „badge’a”. Przytoczone przykłady to w większości zapożyczenia właściwe, tzn. skopiowane z języka obcego w oryginalnej formie i w tym samym znaczeniu. Dla niezorientowanego rozmówcy są one po prostu nieczytelne i na dłuższą metę bywają zbyt kłopotliwe dla języka, chociaż część z nich zapewne wejdzie do użytku na stałe. Inaczej jest z zapożyczeniami semantycznymi, czyli nowymi znaczeniami doklejonymi do istniejących już wyrazów. Są to swoiste konie trojańskie, które podszywając się pod gotowe elementy systemu, wywołują w nim nierzadko spory zamęt. Gdyby np. sięgnąć do źródeł bardzo popularnego w ostatnich latach wyrazu „praktyka”, byłby to w zasadzie antonim „teorii”. Pierwotnie wyraz oznaczał po prostu praksis, czyli działanie, które mogło być

    oparte na jakiejś teorii czy idei. Z czasem praktyka zyskała liczbę mnogą i zaczęła odnosić się do określonego zestawu regularnie podejmowanych czynności (np. praktyk religijnych), a ostatnio zawrotną karierę w języku polskim robią „najlepsze praktyki”, które powszechnie – od firm i urzędów gmin, aż po całe branże, ministerstwa i instytucje europejskie – zbiera się w „kodeksy najlepszych praktyk”. Co to jest „najlepsza praktyka”? Jest to powtarzalne działanie, które nie wynika wprost z przepisów, w związku z czym można je wykonywać na wiele sposobów, czyli lepiej lub gorzej. „Najlepsze praktyki” to zatem optymalne wzory działania, a to z kolei nic innego, jak metoda. Metoda zaś to z definicji nie praktyka, tylko teoria. W ten sposób z kalki językowej zrodziła się wewnętrznie sprzeczna konstrukcja oznaczająca „metodologię optymalizacji praktyki w praktyce”… Kłopoty z neosemantyzmami powracają, ilekroć oddajemy niesprawny pojazd do garażu, zamiast do warsztatu; albo gdy postanawiamy zamieszkać w komunie, ale nie hippisowskiej, tylko np. na St. Gilles; albo gdy chcemy uciec z ringu, ale nie przed rozjuszonym bokserem, tylko przed korkami; albo gdy gotujemy pastę, która wszakże do złudzenia przypomina makaron. Wynajmując studio, chcemy pewnie zamieszkać w kawalerce, a nie nagrać płytę, gdy zaś wprowadzamy się do apartamentu, to pewnie nie zawsze jest to obszerne, luksusowe mieszkanie, tylko… po prostu mieszkanie. I jeśli ktoś jest człowiekiem socjalnym, to nie znaczy, że neguje kapitalizm, tylko zwyczajnie lubi przebywać w towarzystwie (już nawet w polskiej prasie można przeczytać, że „alkohol spożywamy głównie z powodów socjalnych” – „Gazeta Wyborcza”, 24 lipca 2009 r.). Swoją drogą ciekawe, co powiedziałby sprzedawca, gdyby poprosić go w sklepie o trzeci sezon Vivaldiego. Język imigrantów pełen jest również zapożyczeń związanych z życiem codziennym: mamy tu „linie lowcostowe” (tanie linie lotnicze), „nawetki” (minibusy), „soldy” (wyprzedaże), „playery” (odtwarzacze muzyczne), „destynacje” (kierunki lotów i przejazdów kolejowych), mamy nawet „umeblowane flaty” (mieszkania), za które właściciele bezlitośnie nas „czardżują” (pobierają opłaty). Bilet najczęściej „zabukujemy” (zarezerwujemy), życiorys „zwalidujemy” (zatwierdzimy ostateczną wersję) lub „apdejtujemy” (zaktualizujemy), pieniądze „przetransferujemy” (przelejemy) na konto „landlorda” (właściciela mieszkania), a gotówką opłacimy „cleaning lady” (panią do sprzątania). Możemy także zaobserwować ciekawe kalki składniowe, z których najpopularniejszą chyba jest wyrażenie „na internecie” (zamiast „w internecie”) oraz „brać autobus” (zamiast „pojechać autobusem” lub „wsiąść do autobusu”) tudzież „kłamać kogoś” (zamiast „komuś”).

  • ________________________________________________________________________________ - 3 -

    Wśród ogromnej liczby zapożyczeń są oczywiście nie tylko chwasty. Po pierwsze, fraz typu „być na szomażu”, „być offline” albo „wymienić niusy” używamy często w celu humorystycznym. Po drugie, język przypomina system odpornościowy, który pewne substancje odrzuca, inne zaś uznaje za pożyteczne, neutralizując ich obcość poprzez rozmaite techniki słowotwórcze, fleksyjne i ortograficzne. Ale też nierzadko sam boleśnie się okalecza, co można zilustrować chociażby na przykładzie czasownika „promować”. Zagorzali przeciwnicy uznają „promowanie” za oburzającą kalkę i unikają go jak ognia, zwolennicy zaś powołują się na jego wygodę i popularność. Wedle „Słownika poprawnej polszczyzny” wyraz jest oczywiście poprawny, lecz nadużywany, co oznacza, że stosujemy go bezkrytycznie we wszelkich możliwych kontekstach, zamiast korzystać z bogactwa rodzimych wyrazów bliskoznacznych. W rezultacie słyszymy ciągle o promowaniu (zamiast „propagowaniu”) zdrowego trybu życia, o promowaniu (zamiast „reklamowaniu”) nowych produktów, o promowaniu (zamiast „wspieraniu”) nowych inicjatyw, o promowaniu (zamiast „zachęcaniu do”) stosowania szczepionek itd. „Promowanie” z potencjalnie użytecznej kalki stało się potworem niszczącym bogactwo języka. Na pewno nie zaszkodzi o tym pamiętać, ilekroć mamy ochotę „wygenerować zyski” albo „przeforwardować info na priv”.

    Marek Regulski EKES

    E-słowa, e-słowa, e-słowa… Choć purystom włos zjeży się na głowie, kwerenda w google nie pozostawia cienia wątpliwości: wpadliśmy w e-otchłań. Ponad sto milionów wystąpień w słowach z „e-” na stronach w j. polskim. Dla cyberpoetów jest e-antologia wierszy, można wybrać się w e-góry, poprosić o radę e-mamę, pouczyć się e-angielskiego, skorzystać z porady e-prawnika i potańczyć e-salsę. Ekskluzywną damską bieliznę oferuje e-Lady, natomiast e-instalacje zaopatrzą budowę w co trzeba. Państwo nie pozostaje w tyle: e-rząd „ułatwia kontakt władzy z obywatelami i umożliwia załatwianie spraw urzędowych przez Internet”, podczas gdy e-Inspektorat ZUS podaje „informacje z zakresu działalności Zakładu Ubezpieczeń Społecznych dla płatników składek, ubezpieczonych, świadczeniobiorców i lekarzy”. Dla pragnących strawy duchowej w Internecie jest już oczywiście e-biblia, a skruszeni

    grzeszni forumowicze zadają pytania o możliwość e-spowiedzi. A może byśmy tak najmilszy wpadli na dzień do e-Sochaczewa?

    Zaczęło się od e-maila… Mimo że to e-gzotyczne zapożyczenie funkcjonuje w naszym języku od wielu lat, nadal budzi wątpliwości co do pisowni i wymowy. Czytać „email” czy „imeil” (swego czasu, na zasadzie podobieństwa brzmieniowego, krążyło nawet żartobliwe określenie „emalia”)? Pisać małe czy duże e, z łącznikiem czy bez łącznika, a jeśli bez, to kursywą czy zwyczajnie? A może stosować oficjalne polskie tłumaczenie: „poczta elektroniczna”? Tyle, że wygoda określenia „e-mail” zasadza się też na jego wieloznaczności: to system poczty elektronicznej, pojedynczy list, ale także adres. W reakcji na pytanie jednego z użytkowników języka prof. Bańko z poradni PWN zauważa, że choć Wielki słownik ortograficzny PWN podaje jedynie formę e-mail (z łącznikiem i małą literą), to skrócone formy typu mail, maile już się upowszechniły w języku potocznym. Słownik nie pozostawia też wątpliwości co do wymowy: [imejl, imejlować].

    Przejażdżka e-furą? Co ciekawe, e-mail wdziera się też w inne, nieoczekiwane obszary ekspresji językowej. Do Rady Języka Polskiego wpłynęła prośba o wyjaśnienie, czy na tablicy rejestracyjnej samochodu może widnieć nazwa EMAIL. Wątpliwość rozstrzygnął przewodniczący RJP: „[...] zarejestrowanie tablicy z takim napisem nie stoi w sprzeczności z Ustawą o języku polskim. Wprawdzie wyrazu o dosłownie takim kształcie nie odnotowują słowniki języka polskiego, jednakże w najnowszych słownikach występuje wyraz e-mail, zapożyczony wprawdzie z języka angielskiego, ale używany w polszczyźnie od kilku lat [...]. Jeżeli więc uznać, że odpowiednikiem tego wyrazu na tablicy rejestracyjnej samochodu będzie ciąg liter EMAIL, to nie widzę przeszkód, by go zaakceptować” (30.05.2007 poradnia PWN). Walczący z hybrydami Profesorski opór budzą dopiero hybrydy. Na pytanie czytelnika, czy zamiast e-maila nie należałoby lansować formy ePoczta (jako że poczta elektroniczna jest językowo nieekonomiczna), odpowiedź jest następująca: „Wobec e-poczty (raczej z dywizem i małym p) można mieć kilka zastrzeżeń. Po pierwsze, e-mail (nie email) to nie tylko poczta elektroniczna, ale i list wysłany taką pocztą, a nawet adres pocztowy (np. Daj mi swój e-mail). Po drugie, e-poczta to językowa hybryda, a takie często są źle widziane. Po trzecie, czy warto wprowadzać nowe określenie czegoś, co ma już powszechnie używaną nazwę?

    terminologia

  • ________________________________________________________________________________ - 4 -

    Z pewnością wiele zapożyczeń angielskich w dzisiejszej polszczyźnie można by zastąpić polskimi słowami. Ale nie walczmy z tym, co znane i potrzebne”.

    Zasadniczy problem, z którym przyszło borykać się nam, tłumaczom, to właśnie owe źle widziane hybrydy. Ale słownik PWN poniekąd sankcjonuje te praktyki, podając następującą informację: e- [wym. i] «pierwszy człon wyrazów złożonych wskazujący na ich związek znaczeniowy z Internetem». Zróbmy jednak mały rachunek sumienia: czy rzeczywiście hybrydę typu „e-zdrowie” przeczytamy jak zalecane „i”, czy też jako „e”? Śmiem przypuszczać, że siłą rzeczy jednak „e”, gdyż tak jest naturalniej. Wygląda na to, że jedynie czyste zapożyczenie e-mail jest powszechnie czytane z „i”, podczas gdy w hybrydach dominuje „e”, jak „elektroniczny”.

    Skazani na wszędobylskie „e-” Czy rzeczywiście? Gdy przyjrzeć się bliżej naszym rodzimym zasobom językowym, wydaje się, że jest w czym wybierać. Sugerują to już wyjaśnienia pewnych e-pojęć na stronach poświęconych społeczeństwu informacyjnemu: „e-Government: nowe podejście do zarządzenia administracją publiczną obejmujące wewnętrzne i zewnętrze jej środowisko z wykorzystaniem nowoczesnych technologii; e-signature: O tym, jak ważny jest nasz podpis, przekonujemy się codziennie. Jego cyfrowy odpowiednik daje nam wygodę oraz nieograniczoną czasem ani miejscem swobodę; e-learning: Poszerzanie wiedzy jest dziś nieodłącznym procesem, w którym uczestniczy każdy z nas. Metody zdalnej nauki dają ogromne możliwości i oszczędzają cenny czas”. Oprócz podkreślonych przeze mnie powyżej możliwych ekwiwalentów (a więc: dotyczący nowoczesnych technologii, cyfrowy, zdalny) kolejnymi kandydatami mogłyby być: internetowy, elektroniczny, wirtualny czy też odważniejszy cyber- lub zapożyczony on-line (on line). Jednak w czasach ekonomii językowej i globalnej unifikacji trudno nie docenić małego „e-” z jego wygodą i ładunkiem znaczeniowym zawartym w jednej tylko literze (i dywizie).

    Graficzna @lternatywa? Może więc „e-” należałoby raczej postrzegać jako element pozajęzykowy, niejako graficzny? Dla wyrażenia pewnej umowności pewnie byłoby wówczas lepiej, gdyby był on pisany kursywą i bez dywizu, jako swoisty znacznik semantyczny, coś na kształt znaczka © (pozostaje wątpliwość co do wielkości litery następującej po e: ezdrowie czy eZdrowie? Ten drugi wariant jest graficznie wyraźniejszy, ale chyba nic poza tym nie usprawiedliwia zastosowania wielkiej litery). Na jednym ze spotkań między-

    instytucjonalnych zaproponowano interesujący alternatywny sposób zapisu wyrazu, który miałby być tak nac-e-chowany: zamiast „e-” użyjmy w miarę możliwości tzw. małpy, a więc zamiast e-prawo: pr@wo. Pomysł tyleż błyskotliwy i zabawny, co kontrowersyjny i nie do przeforsowania: bo co zrobić z wyrazami pozbawionymi „a”? Eeee tam! Na niekorzyść e- w języku polskim przemawiają ponadto niezamierzone komiczne skojarzenia brzmieniowe. E-sprawiedliwość czy e-rząd trącą zakamuflowaną niesprawiedliwością i nierządem. Pomijając już fakt, że sama litera „e” jest w j. polskim morfemem znaczeniowo negatywnie nacechowanym, mogącym oznaczać niedowierzanie, niezadowolenie lub rozczarowanie. Lub stanowić wypełnienie pustki w wypowiedzi, jak np.: „uważam... eee, że...”. Przypomina się przy tej okazji sympatyczny dowcip rysunkowy Marka Raczkowskiego z Przekroju (tego od Stanisława z Łodzi). Kobieta pyta mężczyznę: Czym się pan zajmuje? Eee... biznesem – odpowiada mężczyzna. Komputery, internet? – domyśla się niewiasta. Eee, nie… – odpowiada zdziwiony rozmówca. Przy okazji towarzyskiego spotkania znajoma słowacka tłumaczka z pewnym rozbawieniem zauważyła, jak uparcie Polacy wszystko tłumaczą, wykazując się niemal fobią w stosunku do internacjonalizmów. „Prosperitę” przełknęliśmy, ale czy „flexikurita” będzie miała tyle samo szczęścia? Wątpię, choć nasi południowi sąsiedzi większego problemu z tym nie mieli (patrz czeski wpis w IATE). Wracając do naszego „e-”, wypada się zastanowić, czy jest o co kruszyć kopie. Może w warunkach oderwania od żywego języka potocznego tracimy wyczucie tego co „znane i potrzebne” i stajemy się anachroniczni w poczuciu dbałości o piękno języka? Eee, chyba nie... A może jednak?

    Krzysztof Szczurek Rada

    Współpraca tłumaczy w europejskich instytucjach Współpraca między polskojęzycznymi działami tłumaczeń w instytucjach unijnych nigdy nie została oficjalnie zatwierdzona żadną decyzją ani notą. Być może dzięki temu możemy trzymać w ręku numer tej gazetki, która od dobrych już kilku lat jest przejawem

    co brzmi w świecie tłumaczy…

  • ________________________________________________________________________________ - 5 -

    spontanicznej współpracy polskich tłumaczy pracujących w instytucjach. Istnieje wprawdzie międzyinstytucjonalny komitet ICTI (Interinstitutional Committee on Translation and Interpretation) zajmujący się problemami, które napotykają działy tłumaczeń we wszystkich instytucjach UE. Jego zadania to między innymi realizacja wspólnych projektów informatycznych, badania rynku, optymalizacja korzystania z zasobów. Jednakże ICTI tylko w niewielkim zakresie zajmuje się problemami specyficznymi dla konkretnych sekcji językowych. Nie ma jednak ani obowiązku, ani zakazu współpracy w obrębie „grupy językowej”, czyli omawiania spraw wspólnych wszystkim piszącym po polsku dla Unii Europejskiej. Jako nowi polscy urzędnicy w Unii dość szybko zrozumieliśmy, że kontakt taki jest potrzebny i wszystkim może tylko wyjść na dobre. Już na początku 2005 r. z inicjatywy działu tłumaczeń Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego i Komitetu Regionów odbyło się pierwsze spotkanie z Komisją, a następnie podobne spotkanie Komisji z Radą (po raz pierwszy uczestniczyłem wtedy w spotkaniu „międzyinstytucjonalnym”). Potem zaczęło się już na dobre. Obecnie spotkania tłumaczy wszystkich instytucji odbywają się dwa razy w roku. Organizują je na zmianę różne instytucje. Kontakt osobisty jest po prostu ważny. A jakie są konkretne wyniki naszej współpracy: • większość instytucji publikuje swoje teksty w unijnym dzienniku urzędowym – dzięki koordynacji ze strony Urzędu Publikacji, przygotowującego podręcznik redakcyjny, udało nam się (mam nadzieję) osiągnąć dużą spójność zasad redakcyjnych w tekstach trafiających do publikacji; • wszystkie instytucje spotykają się w tłumaczonych tekstach z tą samą terminologią; na początku naszej działalności konieczne było ustalenie podstaw – dzięki temu nikt nie ma dzisiaj wątpliwości, że mówimy o „spójności” (a nie o „kohezji”) i o „pomocniczości” (a nie o „subsydiarności”); • baza terminologiczna IATE – przedsięwzięcie zapewne zbyt duże, żeby można było nad nim w pełni zapanować – dzięki ciągłym staraniom udaje nam się jednak utrzymać w niej przyzwoity porządek; • tłumaczom instytucji, którzy pracują nad wspólnymi tekstami w procedurze współdecyzji, łatwiej się porozumieć; nie wszystko jest jeszcze jasne, ale wiemy już o wiele więcej na temat obiegu wersji językowych między Komisją, Parlamentem i Radą (kwestia ELISE omówiona została zresztą w poprzednim numerze naszej gazetki); • tłumacze różnych instytucji mogą uczestniczyć w organizowanych przez siebie nawzajem szkoleniach dotyczących języka polskiego i seminariach specjalistycznych z różnych dziedzin;

    • instytucje mogą wspólnie korzystać z kontaktu nawiązywanego z ekspertami pracującymi w polskich urzędach, reprezentującymi Polskę w przygotowaniu wspólnotowych aktów prawnych; • możemy korzystać z własnych doświadczeń, metod pracy, narzędzi. We wszystkich instytucjach kierownictwo jest przychylne tej współpracy i samo w niej aktywnie uczestniczy. Dzięki temu udział w spotkaniach i codziennej współpracy może być tak liczny. Obecnie można powiedzieć, że wszyscy są „na pokładzie”: Luksemburg, Bruksela i Frankfurt; tłumacze, korektorzy i prawnicy lingwiści; język pisany i mówiony. Jeśli jest jeszcze ktoś, kto uważa, że powinien do nas dołączyć – proszę dać znać. Skoro tak doskonale nam idzie, czego jeszcze nam trzeba? Jakie są cele na przyszłość? Jest kilka spraw, na których zależałoby mi w bliższej lub dalszej przyszłości: • Chciałbym, żebyśmy dorobili się sprawniejszej procedury decydowania o sprawach, o których możemy na tym forum zdecydować. • Przydałby się lepszy system „alarmu termino-logicznego” – gdy pojawia się nowy termin, o którego brzmieniu trzeba po prostu zdecydować, często nie udaje nam się na samym początku skoordynować działań i pojawia się kilka różnych wersji … • Wszyscy tłumacze powinni mieć okazję do zapoznania się z pracą innych instytucji, nie tylko ich reprezentanci uczestniczący w spotkaniach. Kilkumiesięczne wymiany tłumaczy między instytucjami to świetna inicjatywa, która na pewno otwiera oczy, odrywa od rutyny i pozwala lepiej zrozumieć innych; szkoda tylko, że wymiany takie nie są możliwe na linii Luksemburg-Bruksela. A póki co wszystkim zaangażowanym we współpracę międzyinstytucjonalną życzę dalszej wytrwałości i sukcesów, dziękując za dotychczasową współpracę. I nie zapominajmy o gazetce – to nasza wizytówka!

    Paweł Czernecki

    Komisja

    Prawnika lingwisty z budżetem zmagania W poniższym tekście chciałbym przybliżyć zadania związane z budżetem UE powierzonych mojemu działowi, czyli Dyrekcji Aktów Legislacyjnych Parlamentu Europejskiego. Chciałbym zwrócić szczególną uwagę na prawniczo-lingwistyczne aspekty tych zadań, a także podkreślić (nieliczne) ich elementy,

    co brzmi w instytucjach?

  • ________________________________________________________________________________ - 6 -

    stanowiące okazję do współpracy ze służbami językowymi innych instytucji. Zadania prawników - lingwistów w Parlamencie Dyrekcja Aktów Legislacyjnych, w której od pięciu lat pracuję, ma za zadanie harmonizację wszystkich wersji językowych aktów prawnych Wspólnoty przyjmowanych przez Parlament jako organ prawodawczy. Jedną z form realizacji tego zadania jest ścisła współpraca z komisjami parlamentarnymi. W praktyce wygląda to tak, że każdy z prawników - lingwistów pracujących w mojej dyrekcji jest przydzielony do obsługi jednej z kilkunastu komisji parlamentarnych. Wskutek tego „przydziału” dany prawnik niemal codziennie otrzymuje projekty tekstów ze swojej komisji, które musi sprawdzić pod względem zgodności formalnej z obowiązującymi standardami. Dodatkowo, jeśli tekst (na przykład poprawka złożona przez jednego z posłów) jest sporządzony w ojczystym języku prawnika-lingwisty, musi on również sprawdzić jego poprawność lingwistyczną. Mnie przypadła w udziale współpraca z Komisją Budżetową PE. Ze względu na specyficzny charakter procedury budżetowej i rozszerzone kompetencje Parlamentu jako organu budżetowego moje obowiązki wynikające z tego faktu są szersze niż pozostałych kolegów i wykraczają poza standardowe zadania, o których napisałem powyżej. Poprawki budżetowe Parlamentu Po pierwsze i najważniejsze, mój dział (a faktycznie ja sam) odpowiada za ostateczną formę poprawek budżetowych Parlamentu, przyjmowanych w pierwszym i drugim czytaniu budżetu, odpowiednio w październiku i grudniu każdego roku. W praktyce nasz udział w finalizacji tych poprawek wygląda tak, że w przeddzień głosowania w Parlamencie nad projektem budżetu Rady przygotowujemy, przy użyciu międzyinstytucjonalnej aplikacji budżetowej SEI-AMD, dwie listy do głosowania. Jedna z nich zostaje po głosowaniu opublikowana we wszystkich językach urzędowych jako załącznik do protokołu z obrad. Druga z kolei służy jako podstawa do publikacji samych poprawek, o czym napiszę za chwilę. Obydwie listy różnią się nieznacznie, głównie kolejnością poprawek oraz sposobem prezentacji wyników głosowania. Po głosowaniu (odbywa się ono nieodmiennie w czwartek, ostatniego dnia październikowej i grudniowej sesji plenarnej w Strasburgu), którego przebieg uważnie śledzimy obecni na sali plenarnej i którego wyniki skrzętnie notujemy, odbywa się robocze spotkanie z zespołem sekretariatu Komisji Budżetowej. Podczas spotkania porównujemy wyniki głosowania w celu ustalenia ostatecznej wersji, a następnie, znów korzystając z aplikacji SEI-AMD,

    wypełniamy przygotowane uprzednio listy do głosowania. Resztę dnia (zdarzało się, że zajęło nam to sześć-siedem godzin, w zależności od bieżącej szybkości działania SEI-AMD) trwa generowanie zeszytów zawierających przyjęte poprawki budżetowe we wszystkich językach urzędowych, które następnie wysyłamy do wszystkich instytucji. Jak łatwo wywnioskować z lektury powyższych uwag, ta część pracy nad budżetem ogólnym nie ma wiele wspólnego ze zwykłymi zadaniami prawnika-lingwisty, polega bowiem w dużej mierze na obsłudze budżetowej aplikacji SEI-AMD i ma w przeważającej mierze charakter pozalingwistyczny. Z tego powodu nie daje ona okazji do współpracy ze służbami językowymi innych instytucji. Jedyny moment, w którym pojawia się element pracy językowej, następuje po głosowaniu, kiedy to błyskawicznie musimy przygotować tzw. poprawki techniczne, odzwierciedlające zmiany wynikające z przebiegu głosowania, na przykład z ustnych korekt zgłoszonych w jego trakcie przez posła-sprawozdawcę. Takie poprawki muszą zostać niezwłocznie przetłumaczone przez tłumaczy Parlamentu na wszystkie języki i pojawiają się potem w zeszytach pośród pozostałych poprawek. Przygotowanie budżetu do publikacji Zdecydowanie lingwistyczny charakter ma ostateczny przegląd ostatecznej wersji budżetu przed jego publikacją w pierwszych miesiącach kolejnego roku. Ze względu na rozmiary dokumentu obejmującego budżet Unii (ponad 1000 stron, w wersji papierowej publikowany w dwóch opasłych tomach) jest to jeden z większych corocznych projektów, w który zaangażowany jest mój dział i nad którym pracuje cały sztab osób (od jednego do kilku prawników-lingwistów i asystentów z każdej sekcji językowej), a który mam zaszczyt osobiście koordynować. Rozpoczyna się mniej więcej w połowie stycznia, kiedy to trafiają do nas pierwsze rozdziały budżetu na dany rok przysłane nam w wersji elektronicznej z OPOCE. Przy przeglądzie budżetu przyjęliśmy tę samą metodologię, którą posługujemy się w pracy nad każdym innym dokumentem do nas trafiającym we wszystkich wersjach językowych. Plik z danym rozdziałem trafia do jednego z prawników-lingwistów, którzy uprzednio zgłosili akces do pracy nad budżetem. Zadaniem tej osoby jest przygotowanie tzw. mise en forme (w skrócie MEF) czyli wzoru dla danego rozdziału, wskazującego wszystkie poprawki zaproponowane przez tę osobę, które muszą zostać następnie odzwierciedlone we wszystkich wersjach językowych budżetu. Rzecz jasna, inni prawnicy pracujący nad budżetem mogą zgłaszać do danego rozdziału dalsze uwagi, które - według uznania osoby za niego odpowiedzialnej - zostają uwzględnione i tym samym inkorporowane do wzoru lub nie. I tak oto, rozdział po rozdziale, przez trzy tygodnie poprawiamy cały budżet, intensywnie konsultując się przy tym z autorami tekstu: a to z Dyrekcją Generalną ds. Budżetu Komisji, a to z

  • ________________________________________________________________________________ - 7 -

    Sekretariatem Komisji Budżetowej PE, a to z Radą lub innymi instytucjami co do części budżetu ich dotyczących. Na bieżąco współpracujemy też z kolegami z OPOCE, a to ze względu na fakt, iż nasza praca nad budżetem odbywa się przy pomocy innej aplikacji budżetowej, SEI-BUD (co jest niejednokrotnie przyczyną problemów technicznych wynikających między innymi z przeciążenia systemu). Za pośrednictwem SEI-BUD do OPOCE trafiają następnie obrobione przez nas gotowe pliki we wszystkich wersjach językowych, które stanowią podstawę do publikacji budżetu, po ich ostatecznej korekcie dokonanej przez weryfikatorów z tej instytucji. Mimo częstych kontaktów z innymi instytucjami przy pracy nad przygotowaniem budżetu do publikacji, nie obejmują one współpracy ze służbami językowymi Rady, mimo iż takie kontakty byłyby użyteczne ze względu na rolę tej instytucji w procedurze budżetowej. Uwaga ta ma również zastosowanie do weryfikacji budżetów korygujących, o czym poniżej. Budżety korygujące Ostatnim nietypowym zadaniem, które przypadło mi w udziale w związku z budżetem UE to koordynacja prac nad przygotowaniem do publikacji budżetów korygujących w liczbie ok. 10 rocznie. Po przyjęciu danego budżetu korygującego przez Radę i Parlament koledzy z Dyrekcji Generalnej ds. Budżetu Komisji Europejskiej informują mnie, kiedy ostateczna wersja jest dostępna w systemie SEI-BUD. Do mnie należy żmudny obowiązek skopiowania plików składających się na dany budżet korygujący z tego systemu we wszystkich wersjach językowych (zwykle jest to nie więcej niż dwa pliki razy dwadzieścia dwa języki - bowiem budżet nie jest publikowany w wersji irlandzkiej), posklejanie ich, opatrzenie ich stronami tytułowymi, przygotowanie wzorca w języku angielskim oraz udostępnienie plików i wzorca kolegom ze wszystkich sekcji językowych, a po zakończeniu przez nich pracy - przesłanie 22 gotowych budżetów korygujących kolegom z OPOCE w celu ich publikacji w Dzienniku Urzędowym. Zadanie to ma charakter lingwistyczny, nie obejmuje jednak kontaktów ze służbami językowymi innych instytucji. Podsumowanie Reasumując, zadania Dyrekcji Aktów Legislacyjnych PE związane z budżetem ogólnym Unii Europejskiej jedynie w małym stopniu opierają się na międzyinstytucjonalnej współpracy językowej. Posługujemy się wprawdzie dokumentami budżetowymi przygotowanymi przez służby lingwistyczne Komisji jako tekstami bazowymi, jednakże w trakcie prac nad budżetem nie ma jakiejkolwiek komunikacji między prawnikami-lingwistami PE a tymi służbami; podobnie nie kontaktujemy się w trakcie tych prac ze służbami lingwistycznymi Rady. Jedyne kontakty dotyczące kwestii lingwistycznych podejmowane są z

    weryfikatorami z OPOCE, którzy sporadycznie zwracają się do prawników-lingwistów PE o wyjaśnienie lub uzasadnienie niektórych sformułowań zastosowanych podczas przeglądu budżetu ogólnego. Niezależnie od prac w ramach procedury budżetowej, w pierwszych latach po rozszerzeniu UE w 2004 r. podczas międzyinstytucjonalnych spotkań służb lingwistycznych, w których co do zasady uczestniczyli tłumacze i prawnicy-lingwiści ze wszystkich instytucji, prowadzone były dyskusje terminologiczne, które zaowocowały stworzeniem słowniczka terminologii budżetowej. Te początkowe kontakty nie znalazły jednak przełożenia na współpracę w bieżących kwestiach w późniejszym okresie. Można natomiast mówić o ścisłej współpracy językowej między prawnikami-lingwistami PE a tłumaczami zatrudnionymi w Dyrekcji Generalnej ds. Tłumaczeń Parlamentu; rzecz jasna nie ma ona jednak charakteru współpracy międzyinstytucjonalnej.

    Michał Rudziecki

    Parlament

    DGT w Warszawie, czyli skrótowiec antenowy Od kilku lat w prawie każdym przedstawicielstwie Komisji Europejskiej funkcjonuje „antena DGT”, czyli jedno- lub dwuosobowe biuro zajmujące się tłumaczeniami, a także promocją dyrekcji i jej inicjatyw oraz informowaniem o specyfice zawodu tłumacza KE. Co kryje się pod tajemniczą nazwą stanowiska i czym wypełnione są dni tłumaczy oddelegowanych do krajów członkowskich? W rozszyfrowaniu zadań biur terenowych DGT pomoże nam definicja samej nazwy: antena.

    ANTENA zn. 3 „oddział krajowy Dyrekcji Generalnej ds. Tłumaczeń Pisemnych (DGT) przy Przedstawicielstwie Komisji Europejskiej, którego skład (zazwyczaj jednoosobowy) jest odnawiany co trzy lata. Powołany, by rozpowszechniać wiedzę o DGT i jej działalności oraz współpracować z przedstawicielstwem w zakresie komunikacji społecznej i informacji, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii językowych i dbałości o jakość języka komunikacji. ◊ eurożarg. być w antenie: być oddelegowanym do pracy w oddziale DGT”

    A jak akcje Rok antenowy upływa pod znakiem imprez i wydarzeń, w dużej mierze poświęconych informowaniu o DGT i jej projektach. Imprezy te mają często szerszy kontekst i wpisują się w większe wydarzenia kulturowe i językowe oraz priorytety polityki komunikacyjnej Komisji Europejskiej na dany rok.

  • ________________________________________________________________________________ - 8 -

    Sztandarową imprezą jest oczywiście Europejski Dzień Języków (EDJ) obchodzony corocznie 26 września. Zazwyczaj jest to całodniowy program pokazów i konkursów, podczas którego KE/DGT prezentuje swoje stanowisko z broszurami i gadżetami oraz zapewnia występy artystyczne, by przyciągnąć jak największą publiczność. Trzeba być przygotowanym na mnóstwo pytań o możliwości współpracy i las rąk sięgających po materiały promocyjne. W tym roku w Polsce odbędą się dwie imprezy – w Warszawie w Złotych Tarasach i w Krakowie na Małym Rynku – organizowane wspólnie z Europejskim Związkiem Instytutów Kultury EUNIC. Niezapomnianym przeżyciem pozostaje zawsze organizacja pierwszego takiego wydarzenia – w moim przypadku był to EDJ w Dywitach i Tuławkach w 2007 r. Okazało się, że dobry pomysł, dokładne przygotowanie i przede wszystkim wspaniali współorganizatorzy (Dom Kultury w Dywitach) to najlepszy przepis na to, by dotrzeć tam, gdzie Komisji jeszcze nie było! Pozostałe imprezy są w dużej mierze wynikiem wyobraźni, inwencji twórczej, kontaktów i bliskiej współpracy z kolegami z Przedstawicielstwa (* więcej na temat akcji w Kąciku dla bardziej zainteresowanych).

    N jak niespodzianki Praca w Przedstawicielstwie przypomina często pracę w dużym biurze prasowym bądź agencji PR. Przedstawicielstwa stanowią punkt kontaktowy między KE a obywatelami w poszczególnych krajach, a ich podstawową rolą jest informowanie o działaniach UE oraz samej Komisji Europejskiej – o rozwoju sytuacji polityczno-społeczno-ekonomicznej w danym kraju. W siedzibie Przedstawicielstwa przy ul. Jasnej w Warszawie nikogo nie dziwi widok komisarzy biegnących korytarzem do sali konferencyjnej czy też ministrów podążających do tzw. „VIP roomu” na spotkanie z przedstawicielami KE.

    Dla całego Przedstawicielstwa, a zatem i samej anteny, oznacza to konieczność adaptacji i ciągłej nauki, czego rezultatem jest aktualna i bezpośrednia wiedza na temat szerokiego spektrum działań Komisji, ale również praca pod presją czasu. W czasie wizyt komisarzy, konferencji prasowych poświęconych nowym inicjatywom UE czy pakietom legislacyjnym oraz w trakcie dużych imprez regularnie pojawiają się pilne prośby o przygotowanie krótkiej notatki, komunikatu czy streszczenia. Antena, nawet jeśli nie jest bezpośrednio zaangażowana w przygotowania do danego wydarzenia, bardzo często uczestniczy w pracach związanych z opracowywaniem różnego rodzaju tekstów. W przypadku bezpośredniego zaangażowania jest też szansa na twórcze pisanie przemówień dla samego dyrektora przedstawicielstwa. Jeśli potem fragmenty wykorzystają media – radość anteny gwarantowana.

    T jak tłumaczenia „Mam pytanie lingwistyczne” to dość powszechne powitanie, z jakim spotyka się antena. Konsultacje językowe, tłumaczenia i adaptacja komunikatów prasowych na potrzeby mediów krajowych czy strony internetowej to chleb powszedni wielu anten. Eliminowanie eurożargonu i „instytucjonalizmów”, a przede wszystkim dbałość o język polski, to niejako „antenowa misja”. Innymi słowy, słownik poprawnej polszczyzny największym przyjacielem anteny.

    Zapotrzebowanie Przedstawicielstwa, a w szczególności Wydziału Prasowego, na tłumaczenia jest spore. Kontrowersyjne artykuły w polskiej prasie wymagają szybkiego tłumaczenia/streszczenia dla gabinetu komisarza czy rzecznika. Również stanowisko KE w głośnej sprawie w Polsce oznacza pilne zamówienie wersji polskiej. Często sami komisarze piszą artykuły o swoich działaniach, które następnie są drukowane w prasie krajowej. A zatem potrzebne są zarówno tłumaczenia na język polski, jak i obcy, którym najczęściej bywa angielski.

    E jak edukacja Pod literą „e” kryje się też trochę ekstrawertyzmu, ponieważ praca anteny zakłada sporo wystąpień publicznych. Wizyty w szkołach średnich, wykłady na uniwersytetach najlepiej ilustrują zamiar ukryty w celu „going local”. W Polsce zainteresowanie filologią i lingwistyką jest bardzo duże, tak więc spore też jest zapotrzebowanie na informacje o pracy tłumaczy. Antena jest często zapraszana na Dni Otwarte na danym uniwersytecie, Dni Frankofonii czy Dni Europy obchodzone lokalnie i w szkołach. Dużym zainteresowaniem cieszą się wówczas prezentacje na temat pracy tłumacza Komisji oraz szeroko pojętej wielojęzyczności – skąd i dlaczego 23 języki w UE, jak można w ten sposób funkcjonować, ile to kosztuje itd. Doskonałą formą edukacji unijnej jest przedstawianie polityki wielojęzyczności w kontekście funkcjonowania instytucji UE – prosty opis procesu decyzyjnego i kompetencji instytucji przez pryzmat procesu tłumaczeniowego (od powstania dokumentu po opublikowanie wszystkich wersji językowych w Dzienniku Urzędowym UE). Taka prezentacja dostarcza uczniom wielu cennych informacji i cieszy się popularnością wśród nauczycieli WOS-u.

    Ważną akcją promocyjną DGT jest konkurs dla młodych tłumaczy – Juvenes Translatores (JT), który szczególnie w Polsce zyskał sobie ogromną popularność. W tym roku odbędzie się już jego trzecia edycja. Przed samym konkursem anteny wspierają zespół JT, pośrednicząc w korespondencji między zarejestrowanymi szkołami oraz wspierając lokalnie wszelkie działania popularyzujące i zachęcające szkoły do udziału w tym wydarzeniu.

  • ________________________________________________________________________________ - 9 -

    N jak nawiązywanie kontaktów Powyższe inicjatywy nie mogłyby zaistnieć, gdyby nie dobrze rozwinięta sieć kontaktów krajowych. To ciągłe zadanie, którego realizacja z czasem zaczyna przebiegać w sposób naturalny – im więcej imprez i spotkań w szkołach i na uniwersytetach, tym szersza grupa poznanych osób, które przekazują dalej informację o oddziałach DGT. Antena stale utrzymuje i rozwija kontakty z ministerstwami edukacji i szkolnictwa wyższego, stowarzyszeniami tłumaczy i nauczycieli oraz instytutami kultury.

    Taka sieć kontaktów i partnerów poza Komisją stanowi bezcenny kapitał, który procentuje w postaci informacji na temat inicjatyw krajowych, planowanych zmian legislacyjnych czy organizowanych imprez związanych tematycznie z działalnością oddelegowanych pracowników DGT. Działa to również w drugą stronę – dzięki przekazywaniu dalej informacji o DGT szkoły mogą się bezpośrednio zwracać do anteny z prośbą o prezentację bądź publikacje na temat Dyrekcji. W ten sposób nawet w przypadku braku możliwości bezpośredniego spotkania informacja dociera tam, gdzie jest poszukiwana.

    A jak analiza Prezentacje, briefingi czy przemówienia nie powstają oczywiście z głowy. Anteny mają obowiązek stałego monitorowania doniesień prasowych i wszelkich innych informacji o zmianach w polityce językowej czy przepisach regulujących pracę tłumacza. Anteny regularnie piszą raporty i streszczenia artykułów na te tematy. W Polsce oprócz opisu ogólnych tendencji w nauce i nauczania języków obcych dość częstym tematem jest status dialektu śląskiego i jego aspiracje do statusu języka regionalnego. Naturalne są więc porównania z językiem kaszubskim, który z kolei domaga się większej obecności w mediach, adekwatnie do rosnącej popularności języka i kultury kaszubskiej. Prasa pisze również o prawach i problemach językowych mniejszości polskiej, przede wszystkim na Litwie, w Wielkiej Brytanii i w Niemczech, oraz wymogu znajomości języka przez cudzoziemców wykonujących zawód np. lekarza czy prawnika w Polsce, ale również przez Polaków pracujących na stanowiskach wymagających ich znajomości, jak np. nawigator.

    * Kącik dla bardziej zainteresowanych Wydarzeniem wielkiej wagi w 2008 r. był Dzień Polsko-Czesko-Słowacki zorganizowany w Warszawie wspólnie z antenami w Pradze i Bratysławie w ramach Europejskiego Roku Dialogu Międzykulturowego. Było to wyjątkowe spotkanie geograficznych sąsiadów, którzy na nowo odkrywali, jak wiele łączy ich języki i kultury. Cała impreza odbyła się zresztą pod symbolicznym hasłem „Rozumiemy się!”, a uświetniła ją obecność pani Agnieszki Holland płynnie posługującej się wszystkimi trzema językami.

    Rozumiemy się tak dobrze, że w bieżącym roku odbędzie kolejna edycja konferencji w Bratysławie (2 grudnia). Tym razem obejmie ona przedstawicieli wszystkich języków słowiańskich w UE, czyli dodatkowo bułgarskiego i słoweńskiego.

    Priorytety komunikacyjne KE dają też ogromne pole do działania i włączania problematyki tłumaczeń i języków UE do zupełnie nowych, często zaskakujących obszarów.

    Zarówno poprzedni Rok Dialogu Międzykulturowego, jak i obecny – Kreatywności i Innowacji – stały się ogromną inspiracją do organizacji takich wydarzeń, jak seminarium poświęcone sytuacji Romów w Europie (wspólnie z Rumuńskim Instytutem Kultury), Piknik Naukowy (z Centrum Nauki Kopernik i Polskim Radiem), czy też Bałtycki Festiwal Komiksu „GDAK” (z Wojewódzką i Miejską Biblioteką Publiczną w Gdańsku i firmą Hanami).

  • ________________________________________________________________________________ - 10 -

    W ramach pracy w antenie można się też bardzo wiele dowiedzieć o kulturach regionalnych własnego kraju i niejednokrotnie przysłużyć się ich promocji. Jednym z bardziej kolorowych wydarzeń 2008 r. były obchody Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego w Gdańsku (21 lutego) przygotowane wspólnie ze Zrzeszeniem Kaszubsko-Pomorskim, by celebrować bogatą polską różnorodność, której przykładem w tym przypadku jest jedyny ustawowo uznany język regionalny w Polsce – język kaszubski.

    Wszystkie powyższe wydarzenia nioszą ze sobą ogromny ładunek satysfakcji i przyjemności płynącej ze współpracy z kreatywnymi ludźmi w Przedstawicielstwie i w całej Polsce.

    Trzeba jednak pamiętać, że na końcową satysfakcję składa się cały okres przygotowań, który zaczyna się od dobrego pomysłu i prowadzi często przez długą drogę wyszukiwania kontaktów, partnerów, prelegentów i audytorium.

    Niezwykle ważna jest zatem dobra współpraca z kolegami z Przedstawicielstwa. Etap przygotowań to także konieczność zdobycia wiedzy na temat procedur finansowych i administracyjnych KE, które każda antena poznaje na wylot.

    O wiele rzadszym wydarzeniem, aczkolwiek wpływającym dość istotnie na poziom samodyscypliny i przygotowań, jest wizyta komisarza. W przypadku komisarza ds. wielojęzyczności Leonarda Orbana ciężar organizacyjny spada oczywiście na antenę, która nie tylko przygotowuje briefing na temat sytuacji językowej w swoim kraju, ale również podejmuje szereg kontaktów z ministerstwami i organizacjami tematycznymi, które kształtują krajową politykę językową i w związku z tym powinny mieć możliwość przeprowadzenia rozmowy z komisarzem. Komisarz Orban odwiedził Polskę w marcu 2008 r.

    Praca w antenie jest niewątpliwie różnorodna, a o tym, który z wyżej wymienionych elementów przeważy, decyduje przede wszystkim charakter osoby na danym stanowisku.

    Niewątpliwie praca ta stwarza nieograniczone możliwości rozwoju i poznawania ciekawych ludzi i projektów.

    Co równie ważne, daje zupełnie świeże, bo nieco zewnętrzne spojrzenie na funkcjonowanie KE i DGT. Niekwestionowanym walorem pracy w Warszawie jest sam zespół Przedstawicielstwa, z którym, mówiąc zupełnie wprost, „konie można kraść”.

    Wszystkich zainteresowanych pracą w antenie serdecznie zapraszam do kontaktu. Nieco więcej informacji mogą dostarczyć również artykuły na temat wszystkich wyżej opisanych imprez i wielu innych, które można znaleźć na stronie Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce:

    www.ec.europa.eu/polska.

    Anna Kozdój

    Komisja

  • ________________________________________________________________________________ - 11 -

    Europejskie prawo prywatne – relacja ze szkolenia Jak chorować… Pani Joanna Z., Polka stale mieszkająca we Francji, od lat cierpi na chorobę wieńcową. W styczniu 2008 r., podczas pobytu na wakacjach we Włoszech, trafia do szpitala, gdzie lekarz ordynuje jej lekarstwo o nazwie „Cardio Y”. Lekarstwo to produkowane jest przez dużą firmę farmaceutyczną z siedzibą w Stanach Zjednoczonych, importowane przez hurtownię z siedzibą w Londynie i sprzedawane szpitalom w kilku państwach Unii Europejskiej. Po kilku dniach stan pacjentki znacznie się pogarsza, dochodzi do rozległego zawału połączonego z udarem, z którego pani Joanna wychodzi z uszkodzeniami mózgu. Pierwotne podejrzenia rodziny dotyczące negatywnego wpływu nowego lekarstwa na zdrowie pani Joanny znajdują potwierdzenie po tym, jak organizacja broniąca praw pacjentów ujawnia podobne przypadki we Francji, Irlandii i Włoszech i rozpoczyna kampanię mającą na celu wycofanie leku z rynku. Krewni pacjentki postanawiają dochodzić w jej imieniu odszkodowania. Pierwszy proces wytoczony szpitalowi przegrywają, wykazano bowiem, że wina nie leżała po stronie lekarzy, którzy podając feralny środek, opierali się na dokumentacji dostarczonej przez producenta i nie mogli wiedzieć o jego skutkach ubocznych, a zatem wykazali się należytą starannością. Rodzina pani Joanny (i zatrudnieni przez nią prawnicy) nie składa jednak broni. Ktoś przecież musi odpowiedzieć za cierpienia pacjentki. Postanawiają zażądać odszkodowania od producenta niebezpiecznego medykamentu. To, niestety, nic prostego. ... to u siebie Gdyby cała sprawa obejmowała wyłącznie elementy mające związek z jednym państwem – na przykład gdyby poszkodowana zamieszkiwała i przebywała w chwili poniesienia szkody we Wrocławiu, a producent leku miałby siedzibę w Jeleniej Górze – prawnicy pani Joanny prawdopodobnie stosunkowo szybko mogliby doprowadzić do korzystnego – lub nie – ale jednak rozstrzygnięcia. Wnieśliby powództwo do sądu polskiego, który uznałby się za właściwy do jego rozpoznania. Sięgnąłby do przepisów prawa polskiego i być może wydał wyrok zasądzający na rzecz pani Joanny odszkodowanie. Gdyby producent nie chciał wypłacić zasądzonej kwoty, polski organ egzekucyjny – komornik – doprowadziłby do przymusowego wykonania obowiązku wynikającego z orzeczenia.

    Kolizje systemów prawnych… Niestety sytuacja wygląda inaczej. Poszkodowana, importer leku i producent związani są z różnymi państwami, z których każde to odrębny prawnie i zazdrośnie strzegący swojej suwerenności podmiot. Każde z tych państw posiada własne normy prawne, określające to, który sąd może skutecznie zająć się zbadaniem sprawy; następnie to, jak ocenić słuszność żądania pacjentki i wysokość ewentualnego odszkodowania; wreszcie to, w jaki sposób wymusić na pozwanym realizację obowiązku wypłaty zasądzonego odszkodowania. Normy danego państwa tworzą zamknięty system, wywierający wpływ na podmioty (osoby fizyczne i prawne) i przedmioty (najczęściej majątkowe) podległe jego władzy. Siłą rzeczy przypadki takie jak nieszczęście pani Joanny, gdzie te podmioty i przedmioty znajdują się, częściowo lub całkowicie, we władaniu różnych systemów, muszą prowadzić do konfliktów między nimi – kolizji praw. … i sposoby ich rozwiązywania Jak sobie z nimi poradzić? Najprostszym sposobem byłoby przyjęcie, że załatwieniem danego problemu w całości zajmie się jedno państwo. A więc na przykład, że sądy francuskie zbadają sprawę, stosując własne przepisy dotyczące odpowiedzialności za produkt niebezpieczny i jeżeli uznają, że angielski hurtownik powinien zapłacić odszkodowanie, wyślą swoich komorników do Londynu, by zajęli i sprzedali kilka samochodów należących do hurtowni. Ten scenariusz brzmi mało realistycznie, bo Anglikom chyba nie spodobałby się najazd na ich kraj potomków Napoleona przybranych w szaty wymiaru sprawiedliwości. Innym rozwiązaniem mogłoby być stworzenie odrębnego systemu norm i organów stosujących te normy, niezależnego od wszystkich państw i zajmującego się załatwianiem spraw powodujących kolizję państwowych systemów prawnych. Choć dużo bardziej elegancki i bezstronny, ten wariant także wydaje się niemożliwy do wprowadzenia w życie. Pomijając nawet problemy, jakie wiązałyby się z ustaleniem zasad działania takiego systemu, koszty jego utrzymania byłyby ogromne. Państwa działające samodzielnie… Dlatego w rzeczywistości funkcjonuje rozwiązanie dużo bardziej skomplikowane, ale zgodne z podstawową zasadą suwerenności państwowej. Mianowicie każde państwo w ramach własnego systemu prawnego tworzy odrębną grupę norm, określających reguły postępowania w sytuacjach zawierających element międzynarodowy – normy kolizyjnoprawne. Służą one między innymi do wskazywania, czy sąd danego państwa powinien zająć się rozstrzygnięciem danej sprawy, czy zrezygnować z tej możliwości na rzecz swojego odpowiednika w innym państwie (normy jurysdykcyjne). Stosuje się je także w celu określenia, czy sąd orzekając w danej sprawie powinien zastosować przepisy materialne (a więc np. rozstrzygające kwestię: kto i w jakich okolicznościach powinien odpowiedzieć za szkodę

    przybornik tłumacza

  • ________________________________________________________________________________ - 12 -

    wyrządzoną drugiej osobie oraz w jaki sposób powinien szkodę naprawić) własnego państwa, czy też może prawo obce (wybór prawa właściwego). Należy pokreślić ważny szczegół – chociaż normy kolizyjnoprawne służą rozstrzyganiu problemów, w które zaangażowane jest kilka państw, to co do zasady są normami ustanowionymi przez każde państwo odrębnie, stanowią element systemu prawnego tego państwa! Co za tym idzie, mogą być różne w każdym państwie. Skuteczność takiego rozwiązania może budzić uzasadnione zastrzeżenia – reguły, które mają pomagać w unikaniu kolizji między państwami, są tworzone przez same państwa. Czy nie powstaje tutaj pokusa ustanowienia takich norm, które w każdej sytuacji wskazywałyby jako właściwe sądy i prawo danego państwa? Otóż nie. Podstawowym hamulcem ewentualnych zapędów w tym kierunku są oczywiście pieniądze. Do konfliktów między systemami prawnymi dochodzi najczęściej w stosunkach o charakterze cywilnym i handlowym między osobami prywatnymi, regulowanych przez prawo prywatne (w odróżnieniu od prawa publicznego, dotyczącego stosunków między instytucjami publicznymi a podmiotami prywatnymi). Oczywiście stosunki takie w kontekście międzynarodowym mogą powstawać w okolicznościach równie nieprzyjemnych jak przypadek pani Joanny, ale najczęściej rodzą się one i rozwijają w związku z wymianą handlową. A tam, gdzie chodzi o pieniądze, ludzie (i państwa) potrafią być zaskakująco racjonalni. Państwo, które wprowadziłoby „samolubne” i jednostronne normy kolizyjne, odstraszyłoby zagranicznych przedsiębiorców i handlowców i przegrałoby w walce konkurencyjnej. ... a jednak osiągające zbliżone rezultaty Dlatego właśnie normy prawa prywatnego międzynarodowego poszczególnych państw różnią się od siebie znacznie mniej, niż mogłoby to wynikać z ich w gruncie rzeczy krajowego charakteru. Dzieje się tak w rezultacie działania dwóch mechanizmów. Po pierwsze, normy kolizyjnoprawne różnych państw mogą być odmiennie sformułowane, ale zazwyczaj opierają się na podobnych kryteriach wyboru między konkurującymi systemami prawnymi – łącznikach kolizyjnoprawnych. I tak na przykład sprawy dotyczące nieruchomości położonej w państwie X, lecz będącej własnością firmy z państwa Y, będą zazwyczaj rozstrzygane przez sąd państwa X w oparciu o materialne i proceduralne normy prawa tego państwa; decyduje tutaj łącznik miejsca położenia nieruchomości. Z kolei w sprawie odpowiedzialności odszkodowawczej niewynikającej z umowy (takiej jak przypadek pani Joanny) właściwe będą sąd i prawo państwa, w którym nastąpiło zdarzenie będące źródłem szkody. Do podobnego rozwiązania doszłyby najprawdopodobniej sądy obu zaangażowanych państw, działające w oparciu o przepisy swojego

    własnego prawa prywatnego międzynarodowego – różniące się brzmieniem od przepisów drugiego państwa, lecz stosujące te same łączniki. Podobieństwo to wynika z faktu, że łączniki opierają się na racjonalnych obiektywnych przesłankach: o wiele łatwiej zbadać sprawę dotyczącą nieruchomości sądowi, który znajduje się bliżej miejsca jej położenia; podobnie łatwiej przeprowadzić postępowanie dowodowe w miejscu zbliżonym do miejsca wystąpienia szkody, niż sprowadzać świadków z miejsc oddalonych o setki kilometrów. Państwa działające wspólnie Same racjonalne argumenty przemawiające za wyborem takich a nie innych łączników okazują się czasami niewystarczające, gdy w grę wchodzą argumenty natury politycznej (czy bowiem warto, tylko po to, by ułatwić pracę wymiarowi sprawiedliwości, skazywać chorą panią Joannę na kosztowne i męczące podróże do Włoch na rozprawy?). Dlatego stulecia kształtowania się norm prawa prywatnego międzynarodowego w drodze działań praktyki orzeczniczej i doktryny nie doprowadziły do opracowania jednolitego systemu. Tymczasem system taki byłby pożądany, gwarantowałby pewność prawa i jego przewidywalność. I tutaj w grę wchodzi drugi ze wspomnianych mechanizmów – opracowywanie jednolitych norm kolizyjnych w drodze współpracy międzynarodowej. Początkowo przyjmował on postać zawierania umów międzynarodowych, które stawały się częścią prawa krajowego państw będących ich stronami. Od kilkunastu lat nabrał on tempa w państwach członkowskich Unii Europejskiej, dzięki stopniowemu procesowi tworzenia i przyjmowania aktów prawa wspólnotowego regulujących tę dziedzinę. Ogół norm prawnych wynikających z tych aktów nazwać można europejskim prawem prywatnym międzynarodowym. Państwa działające w Unii W ten sposób dotarliśmy wreszcie do meritum. W dniach 29 czerwca – 3 lipca 2009 r. w starożytnym mieście Trewirze położonym w niezwykle malowniczej dolinie Mozeli odbyło się zorganizowane przez Akademię Prawa Europejskiego szkolenie pt. „European Private Law”, poświęcone głównie meandrom europejskiego prawa prywatnego międzynarodowego (druga jego część obejmowała omówienie wspólnotowych aktów prawnych dotyczących ochrony konsumentów w stosunkach wynikających z prawa prywatnego). W bardzo miłej atmosferze, w budynkach nawiązujących architektonicznie do rzymskich korzeni miasta grupa wykładowców – złożona zarówno z pracowników akademickich, jak i prawników praktykujących w tym obszarze – omówiła najważniejsze akty prawne składające się na tę gałąź prawa. Zwrócono uwagę, że akty te nie stanowią zamkniętego systemu o charakterze ponadnarodowym (nie pretendują więc do roli niezależnego systemu, o którym była mowa kilka akapitów wcześniej) – wręcz

  • ________________________________________________________________________________ - 13 -

    przeciwnie, są one płynnie włączane w istniejące krajowe systemy norm kolizyjnoprawnych, są przez nie dopełniane, a ich stosowanie spoczywa głównie na sądach krajowych. Nie wprowadzają więc rewolucji w opisanym wyżej tradycyjnym modelu, a jedynie twórczo go rozwijają, gwarantując obywatelom i przedsiębiorstwom UE pewien podstawowy zakres narzędzi, z których mogą skorzystać w każdym z państw członkowskich. Z drugiej strony, ponieważ są to akty prawa wspólnotowego, ich jednolitą wykładnię zapewnia Europejski Trybunał Sprawiedliwości. O tym, w jaki sposób tego dokonuje, uczestnicy szkolenia mieli okazję się przekonać, przyglądając się rozprawie przed Trybunałem, dotyczącej interpretacji jednego z przepisów rozporządzenia 44/2001. Znaczenie dla tłumacza Oprócz wykładów i wizyty w Trybunale zajęcia obejmowały warsztaty, podczas których można było sprawdzić przyswojoną wiedzę, rozwiązując przygotowane kazusy wraz z kolegami z grupy. Warto podkreślić dużą rolę tych ćwiczeń, dających okazję do wymiany poglądów z uczestnikami pochodzącymi z różnych środowisk, posiadającymi różne wykształcenie i pracującymi w różnych instytucjach, a także okazję do spojrzenia na zagadnienie z wielu perspektyw. Z punktu widzenia tłumacza szczególnie interesujące było odkrycie przypadków, w których praktycy stanęli przed problemem wynikającym z niejednoznaczności albo niewystarczającej spójności tekstów aktów prawnych opublikowanych w różnych językach urzędowych. Ciekawy przykład takiej sytuacji stanowi art. 11 ust. 2 rozporządzenia Rady (WE) nr 44/2001, którego fragment w wersji polskiej brzmi „Przepisy art. (…) mają zastosowanie do powództw wytoczonych przez poszkodowanego bezpośrednio przeciwko ubezpieczycielowi (…)”, w wersji angielskiej „Articles (…) shall apply to actions brought by the injured party directly against the insurer (…)”, natomiast w wersji francuskiej „Les dispositions des articles (…) sont applicables en cas d'action directe intentée par la victime contre l'assureur (…)”. Na pierwszy rzut oka różnica znaczeniowa jest niewielka. Bez żadnej wątpliwości przepis ten znajduje zastosowanie do osoby faktycznie poszkodowanej w wyniku zaistnienia sytuacji objętej ubezpieczeniem (np. pieszy, który poniósł obrażenia w wyniku wypadku drogowego spowodowanego przez kierowcę). Czy jednak jego zakresem zastosowania jest objęty zakład ubezpieczeniowy, który pokrył koszty leczenia pechowego pieszego i chce je odzyskać od firmy ubezpieczającej kierowcę? Francuska wersja językowa sugerowałaby, że nie, podczas gdy wersje polska i angielska dają podstawę do twierdzenia, że tak – skoro bowiem zakład ubezpieczający pieszego poniósł szkodę, może zostać uznany za „poszkodowanego”/ „injured party”. Na to trudne pytanie będzie musiał

    odpowiedzieć Trybunał, ale warto chyba mieć świadomość, jak doniosłe znaczenie może mieć decyzja o wyborze sposobu tłumaczenia choćby jednego słowa. Natomiast świadomość potencjalnych przeszkód i gotowość do stawienia im czoła rośnie wraz pogłębianiem wiedzy w dziedzinie, której dotyczy przekładany tekst. Dlatego nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić wszystkich do zainteresowania się niezwykle ciekawymi zagadnieniami prawa prywatnego międzynarodowego. Ma to tym większy sens, że jako grupa osób szczególnie głęboko uwikłanych w sytuacje związane z systemami prawnymi różnych państw – przez fakt zamieszkiwania i pracy poza granicami Polski czy też przez związki z cudzoziemcami – możemy się z nimi zetknąć nie tylko przed ekranami naszych komputerów, ale wręcz na każdym kroku.

    Łukasz Habiak Komisja

    Organizator szkolenia:

    Academy of Europan Law Metzer Allee 4 D-54295 Trier, Niemcy Telefon: +49 (0)651 93737-0 Faks: +49 (0)651 93737-90 E-mail: [email protected]

    Zwodnicza homonimia międzyjęzykowa Pisząc o instytucjach i systemach prawnych w różnych krajach napotykamy nazwy na pozór identyczne, odnoszące się jednak do zupełnie innych desygnatów. Przykładem może być High Court: - w Polsce „Wysoki Sąd” to wyrażenie grzecznościowe stosowane przy zwracaniu się do członków składu sędziowskiego; - w Irlandii (podobnie w Anglii) High Court to nazwa sądu średniego szczebla, o podobnych funkcjach jak polskie sądy okręgowe, ale jedynego dla całego kraju; - w Rumunii Înalta Curte to sąd najwyższy. Podobnym przykładem jest Rada Państwa: - w Polsce w czasach komunistycznych był to kolegialny naczelny organ państwa („wielogłowy prezydent”); - we Francji Conseil d'État (inaczej: Rada Stanu) to najwyższy organ sądownictwa administracyjnego;

    dyskusje niedokończone

  • ________________________________________________________________________________ - 14 -

    - w Szwajcarii Staatsrat to rząd krajowy w niektórych kantonach. Równie wieloznaczne jest, proste z pozoru, słowo trybunał. - W Polsce trybunał oznacza, najogólniej pisząc, organ sądowniczy poza systemem sądów powszechnych (np. Trybunał Konstytucyjny, Trybunał Stanu), w tym organy sądownictwa międzynarodowego (Europejski Trybunał Praw Człowieka, Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, Międzynarodowy Trybunał Karny itd.). - W Wielkiej Brytanii tribunal oznacza najczęściej specjalistyczny organ sądownictwa administracyjnego. - W Irlandii tribunal (of inquiry) to nazwa komisji śledczej. - We Francji tribunal jest sądem pierwszej instancji, podstawowym elementem systemu sądowniczego. Natomiast w języku niemieckim bardzo rzadko używa się słowa Tribunal. Organ sądowniczy to zazwyczaj Gericht albo w przypadku sądów wyższej instancji lub szczególnej rangi Gerichtshof. Podobnie w języku czeskim (soudní dvůr, soud) i słowackim. Prowadzi to do przekładańca terminologicznego w przypadku instytucji wspólnotowych: po francusku - Cour de justice, Tribunal de première instance, po polsku „odwrotnie” – Trybunał Sprawiedliwości, Sąd Pierwszej Instancji, po angielsku – Court of Justice, Court of First Instance, po hiszpańsku - Tribunal de Justicia, Tribunal de Primera Instancia, po niemiecku – Gerichtshof, Gericht erster Instant. Co więcej trybunał może również oznaczać organ kontrolny, stąd Trybunał Obrachunkowy (PL), Tribunal de Cuentas (ES), ale równocześnie Court of Auditors (EN), Cour des Comptes (FR), Rechnungshof (DE). Jak zatem radzą sobie tłumacze, gdy trafiają na taki High Court albo Tribunal de Police, które nie mają utrwalonych polskich odpowiedników, a kontekst nie ułatwia zrozumienia takiego terminu czytelnikowi nieznającemu danego systemu prawnego? Proszę o przesyłanie komentarzy na adres redakcji.

    Marek Kaduczak Komisja

    UWAGA: Liczymy na jak najszerszy odzew, także czytelników spoza instytucji. Wasze propozycje, komentarze, „dobre praktyki” w zakresie omawianego zagadnienia przesyłajcie na adres: tł[email protected] Najciekawsze wypowiedzi zostaną opublikowane w kolejnym numerze i poddane pod dyskusję międzyinstytucjonalną.

    Czego nie zrobiłby św. Hieronim – ciąg dalszy… EN: When the party does not speak and understand Hungarian language.

    PL: W przypadku, gdy jedna ze stron nie mówi ani nie rozumie w języku węgierskim. IT: Il mercato postale è ora relativamente aperto de jure, essendo ormai liberalizzata la consegna della pubblicità diretta per corrispondenza. Le regole di ingresso non sono considerate severe.

    PL: Rynek pocztowy jest teraz stosunkowo otwarty de jure, zważywszy na fakt prawie całkowitej liberalizacji korespondencyjnej dostawy reklam. Zasady korespondencji przychodzącej nie są uważane za surowe

    IT: Servizi postali hanno registrato una perdita operativa di 4 milioni di euro.

    PL: Usługi pocztowe zanotowały stratę w wysokości 4 mln EUR.

    EN: After a peak of traffic diversion in May 2004, some Regions decided to interdict freight transport on some of the tolled-free Road

    PL: Po szczytowym okresie dla ruchu drogowego w maju 2004 r., niektóre regiony postanowiły zabronić pojazdom ciężarowym wjazdu na niektóre bezpłatne drogi.

    EN: Calls on the governments in the region, the UN Mission in the Democratic Republic of Congo (MONUC) and other international observer governments to the peace talks to track and make public the LRA’s movements through intensified monitoring of regional borders and to monitor and interdict the flow of weapons and other supplies to the LRA;

    PL: domaga się od rządów w regionie, Misji Obserwacyjnej Organizacji Narodów Zjednoczonych w Demokratycznej Republice Konga (MONUC) oraz innych obserwatorów rozmów pokojowych z ramienia rządów międzynarodowych, aby śledziły posunięcia LRA poprzez intensywny nadzór granic regionalnych oraz aby nadzorowały przepływ broni i innych dostaw do tej armii i zakazały ich oraz aby informowały o nich opinię publiczną;

    kwiatki św. Hieronima

  • ________________________________________________________________________________ - 15 -

    NL: Bovendien zouden alleen ondernemingen die deel uitmaken van een groep zich, in het licht van de doelstelling van de groepsrentebox, in een feitelijk en juridisch vergelijkbare situatie bevinden.

    PL: Ponadto tylko przedsiębiorstwa wchodzące w skład grupy znajdowałyby się, w kontekście celu programu „groepsrentebox”, w sytuacji porównywalnej pod względem fizycznym i prawnym EN: A calf is tethered within the meaning of Council Directive 91/629/EEC of 19 November 1991 laying down minimum standards for the protection of calves, as amended by Commission Decision 97/182/EC of 24 February 1997, where it is tied by a rope, irrespective of the material, length and purpose of that rope.

    PL: W rozumieniu dyrektywy Rady 91/629/EWG z dnia 19 listopada 1991 r. ustanawiającej minimalne normy ochrony cieląt, zmienionej decyzją Komisji 97/182/WE z dnia 24 lutego 1997 r., cielę jest uwiązane, jeżeli jest ono na uwięzi, niezależnie od jej rodzaju i długości oraz powodów, dla których zwierzę jest uwiązane.

    EN: calls on the EU and China to stop, prevent and interdict arms transfers to armed non-state actors that threaten human rights, political stability, and sustainable development on the African continent;

    PL: wzywa UE i Chiny do zaprzestania i zakazania przepływu broni do uzbrojonych podmiotów o charakterze niepaństwowym, które zagrażają prawom człowieka, stabilności politycznej oraz zrównoważonemu rozwojowi na kontynencie afrykańskim, a także zapobiegania takim przepływom broni; EN: Member States shall take appropriate measures to ensure that television broadcasts by broadcasters under their jurisdiction do not include programmes which might seriously impair the physical, mental or moral development of minors, in particular those that involve pornography or gratuitous violence.

    PL: Państwa Członkowskie podejmą odpowiednie środki w celu zapewnienia, iż nadawcy podlegający ich ustawodawstwu nie nadają żadnych programów mogących mieć poważny i zarazem szkodliwy wpływ na psychiczny, umysłowy lub moralny rozwój małoletnich, w szczególności programów pornograficznych lub przedstawiających zbędną przemoc.

    EN: rare, i.e. with small populations that are not at present endangered or vulnerable, but are at risk.

    PL: rzadkie, to znaczy o niewielkich populacjach, które nie są obecnie ani zagrożone, ani podatne na zagrożenie, ale podlegają ryzyku zagrożenia.

    EN: Member States shall, within a two-year period following the notification of this Directive, designate as vulnerable zones all known areas of land in their territories which drain into the waters identified according to paragraph 1 and which contribute to pollution.

    PL: Państwa Członkowskie, w ciągu dwuletniego okresu po notyfikacji niniejszej dyrektywy, wyznaczają jako strefy podatne wszystkie znane obszary gleby w ramach ich terytoriów, z których mają miejsce spływy do wód określonych zgodnie z ust. 1 i które przyczyniają się do zanieczyszczania. Wśród licznie nadesłanych odpowiedzi najtrafniejsza okazała się te nadesłane przez Adama Sikorę. Serdecznie gratulujemy!!! Redakcja „Co brzmi w trzcinie” pragnie gorąco zachęcić wszystkich tłumaczy unijnych dokumentów, także tych pracujących poza instytucjami europejskimi, do współudziału w tworzeniu pisma. Państwa opinie, komentarze oraz artykuły poświęcone zagadnieniom tłumaczenia dokumentów UE będą z uwagą czytane i uwzględniane, najciekawsze mogą zostać opublikowane na łamach naszego pisma. Liczymy na szeroki odzew! Wszelką korespondencję proszę przekazywać na adres: tł[email protected]

    Konkurs stylistyczny(rozwiązanie)

    CCoo bbrrzzmmii ww ttrrzzcciinniiee

    Koordynacja: Radosław Banaś (Komisja Europejska)

    Korekta: Agnieszka Morzyk (Komisja Europejska)

    Intranet/WEB: Michał Szwed (Komisja Europejska)

    Niniejsza publikacja ma charakter informacyjny. Redakcja dokłada wszelkich starań, aby zamieszczone tu informacje

    były jak najbardziej dokładne. Redakcja nie ponosi jednak odpowiedzialności za ewentualne skutki ich wykorzystania.

    Opinie wyrażone w niniejszej publikacji niekoniecznie odzwierciedlają poglądy instytucji UE.

    Apel redakcyjny