BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

56
Wystąpili także Ewelina Rajchel i Piotr Kałużny nr 61, wiosna 2012 ISSN 1505-5001

description

Magazyn Muzyczny pod redakcją Krzysztofa Wodniczaka

Transcript of BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

Page 1: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

Wystąpili także Ewelina Rajchel

i Piotr Kałużny

nr 61, wiosna 2012ISSN 1505-5001

Page 2: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

TITAN CLUB ROMA

IN COLLABORAZIONE DELL` ASSOCIAZIONE NIEMEN E ASSOCIAZIONE MUSICALE BRZMIENIA

INVITA PER LA SERATA DEDICATA ALLA MEMORIA DELL`ARTISTA, CHE TEMPO FA CANTAVA QUI

– CZESLAW JULIUSZ NIEMEN WYDRZYCKICANTANO E SUONANO:

NATALIA JANOWSKA, JAROSŁAW KRÓLIKOWSKI,GRZEGORZ KUPCZYK, JÓZEF SKRZEK

E RACCONTANO DELL`ARTISTA DECEDUTO:EUGENIUSZ SZPAKOWSKI, TADEUSZ SKLINSKI,

KRZYSZTOF WODNICZAK, ROMUALD JULIUSZ WYDRZYCKI

CONDUCE IL CONCERTO BOGUMILA KISZKIS

IL 1 APRILE 2012, ORE 18 CLUB TITANVENDITA DEI BIGLIETTI PRIMA DEL CONCERTO

– ORGANIZZATORI

VIA DELLA MELORIA 46 TEL.353.990 362.797

Page 3: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

Żyję pod ciągłym napięciem i pod presją spra-wy sądowej i  wszystkich jej emanacji.

Czuję się znieważony, poszkodowany, szka-lowany – a  nawet osaczony. Wśród „nie-godziwców” pojawia się tylko moje na-zwisko .Moje dobre imię próbuje szargać się tylko dlatego ,że twórczość Przyjacie-la staram się ocalić od zapomnienia. Pani Małgorzata Wydrzycka nie życzy sobie bowiem, aby rozpowszechniać utwory skomponowane przez jej męża. Nie wyra-ziła ona również zgody na nazwanie stu-dium aktorskiego imieniem Niemena. Pamięć tego Artysty ,Jego utworów, Jego osiągnięć, Jego twórczości powoli odcho-dzi w zapomnienie. I stosownie do swoich wyobrażeń oskarżyła mnie, a ja je-stem bezbronny wobec uzbrojonych przez paragrafy prawników. Czuję się pogrążon y wobec tych działań. Działania Pani Małgorzaty Wydrzyckiej wobec mojej osoby to NAGRODA za to, że przekazując m.in kontakt firmie Solar chciałem pomóc jej zarobić. I zarobiła wtedy. Bezklasowość niektórych emocjonalnych wybuchów i wypowiada-nych w sali sądowej najlepiej oddają przemyślaną tezę tego pro-cesu, którego nikt z rozsądnie myślących nie jest w stanie pojąć. Wypowiedzi córki Eleonory były także dziwne: Ojciec nie pi-sał fortepianówek (a w ZAIKSie jest zgłoszonych 97 Jego utwo-rów -). I że jako 12-latka pamięta jak powstawała” Musica magi-ca”, a przecież w wywiadach twierdziła, że twórczość ojca wcale jej nie interesowała. Córka Artysty myliła tytuły np .”Sen o War-szawie” wymieniała jako „Warszawski dzień” etc. Z  kolei świadek p. Kinga Kosińska powiedziała niezgodnie z prawdą ,że Farida nie jest znana we Włoszech. Co Pani Gangi mogłaby uznać za pewną obrazę dot. swej osoby.Nie wiedziała też p. Kosińska, że sprawa w której zeznaje nie toczy się o sławę Fa-

ridy .Wstydziła się też wspomnieć o ojcu Jerzym Kosińskim, który znany był w środowisku z niecnych dokonań. To on podkupił zespół „ Rhythm and Blues” z gdańskie-

go Żaka obiecując muzykom załatwienie matur i od-roczenie ze służby wojskowej. Także dzięki Niemu jeden z dyrektorów Pagartu przekazując Mu znacz-ną zaliczkę(w dolarach) na sprowadzenie na koncer-ty do Polski zespół Marino Martiniego został zwol-niony i musiał te pieniądze zwrócić. W okresie mo-jego studiowania mówiono, że” niedaleko pada ja-

bol od jabłoni”. Nie będę mówił tu o  wszelkich zakazach i  działa-

niach p. Małgorzaty zmierzających do unicestwienia pamięci Czesława, które wydała nie tylko w Polsce, ale

i zagranicą. Rok ubiegły był obchodzony jako 30 lecie tra-gicznej śmierci kolegi Niemena z  zespołu Niebiesko Czar-

ni- Krzysztofa Klenczona. Obserwując to wszystko mam pyta-nie, na które nikt nie zna jeszcze odpowiedzi. Co będzie za 22 lat kiedy nastąpi 30 rocznica śmierci Niemena-Wydrzyckiego? Czy Niemen wtenczas będzie kojarzony tylko z nazwą rzeki lub bądź też z pociągiem ekspresowym na trasie Warszawa - Biały-stok? Czy nic istotnie się do tego czasu nie zmieni? Czy będzie-my tonąć, samodegenerować się w konflikcie nienawiści i bez-nadziejności, a  jej udawanie skrzywdzonej, że jest ofiarą ode-pchnięcia są li tylko wymyślonym wybiegiem? Bo jak wytłuma-czyć fakt, że wdowa po Artyście jest również uprawniona do praw ochronnych do słownego znaku towarowego „Niemen” oraz słownego znaku towarowego „Czesław Niemen”. To dwie wykluczające się sytuacje na propagowanie twórczości Czesła-wa Juliusza Niemena Wydrzyckiego (będę wszędzie używał ta-kiego sformułowania, gdyż taka zbitka dwóch imion, pseudoni-mu i nazwiska nie jest pod ochroną - jeszcze!) Może nie tworzę jeszcze żadnej wartości danej, raczej - zdaniem wdowy - rozbijam, atomizuję już i tak rozbite środowisko.

Krzysztof Wodniczak

Magazyn Muzyczny brzmieniaZałożony w 1990 roku przez Czesława Niemena Wydrzyckiego i Krzysztofa Wodniczaka

Wydawca: VODNIX, Adres redakcji: ul. Turkusowa 3/130, 60-658 Poznań, tel. 61 823 09 22.Redaguje zespół: Krzysztof Wodniczak (redaktor naczelny) [email protected],

Dominik Górny, Andrzej Patlewicz, Krzysztof Styszyński, Leszek Szambelan, Andrzej Wilowski, Andrzej Wilak.

MuSICA MAGICA 4TAK SłySZAłeM 8PłyTOTeKA PATLeWICZA 10NIeMeN NAD MODRyM DuNAjeM 14AL DI MeOLA 16RAWA BLueS FeSTIVAL 21uCheM ADAMA 20KRAFTWeRK FeTOWANy W NOWyM jORKu 23

KARMAKANIC 22KRZySZTOF KOMeDA 24VITAS W WARSZAWIe 27MAłGORZATA NIeMeN-WyDRZyCKAKONTRA „BRZMIeNIA” 28KONCeRT LeSZKA CIChOńSKIeGO W BLue NOTe 30PePe DeLuXé: KRóLOWIe FAL 32ROBeRT GLASPeR eXPeRIMeNT

„BLACK RADIO” 34PIąTy eLeMeNT 37NORAh jONeS „LITTLe BROKeN heARTS” 38AVANT - GROOVe eRy jAZZu 41DWANAśCIe GODZIN CZySTej GRy 43IReNA jAROCKA 44POWRóT COLe’A PORTeRA 48

W NuMeRZe:

Słowa wstępnie pisane

Page 4: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

2

FARIDA Z NIEMENOWYM AKCENTEMW  zimowy,niedzielny wieczór obfitujący w  ostry mróz wy-

brałam się na koncert do zupełnie mi nieznanego dotąd miejsca.Była nim nowa sala w niedawno wybudowanym budyn-ku:Centrum Kongresowo-Dydaktycznym Uniwersytetu Medycz-nego w  Poznaniu.Znam chyba wszystkie sale koncertowe, sce-niczne ,teatralne, etc. w Poznaniu.Z tą się spotkałam jednak po raz pierwszy z racji niedawnego jej wybudowania.Koncert miał się składać z 2 zasadniczych części: występu Piotr Kałużny i Ewelina Rejchel będącej jakby wstępem do obszerniej-szej i właściwie najbardziej oczekiwanej przez widownię części. W tej drugiej - dłuższej części uczestniczył główny gość progra-mu,który przybył z Włoch.Była nim Farida ,a właściwie Concet-ta Gangi-niegdysiejsza bliska Niemenowi osoba. Pierwszą znacz-nie krótszą część zawartą w 3 piosenkach wykonywał duet :śpiew wraz z akompaniamentem instrumentu klawiszowego.Farida miała podobno możliwość wyboru zespołu poprzedzają-cego jej występ i niejako wprowadzającego w atmosferę jej pre-zentacji .Z kilku zaproponowanych wybrała duet- Piotr Kałuż-ny i Ewelina Rajchel.Powodem takowego jej wyboru mogło być to ,iż zaprezentowali oni 3 piosenki,z czego dwie zaśpiewane były przez Rajchel po włosku. Najpierw usłyszeliśmy”Mai si zipete-ra...” napisana razem przez Ewelinę i Piotra (muz. Piotra Kałuż-nego z tekstem Eweliny Rajchel).I potem dwa następne utwory autorstwa Niemena czyli„Oggi forse o,me Domani „kompozycji w całości Niemena i„Italiam,Italiam”z muzyką Niemena z tekstem Cypriana Kami-la Norwida.Wszystkie zagrane przez ten duet utwory były przedstawione w stonowanych, spokojnych raczej rytmach i dość statycznie wy-konane .Ewelinę Rajchel przyznam się szczerze słyszałam po raz pierwszy śpiewającą swoje teksty.Natomiast Piotr Kałużny jest

mi dobrze znany.Nasze dróżki czasami się w Poznaniu przecina-ły ,więc już nieraz poznałam go jako zarówno świetnego przede wszystkim pianistę, jak również i muzyka w całościowym ogól-nym tego słowa znaczeniu.Pierwsze dwie piosenki były wykonane po włosku,z racji tego ,że p. Ewelina świetnie zna ten język i pisze w nim nawet wiersze .Na końcu tego wystąpienia zaśpiewana została „Italiam,Italiam” ,tym razem w języku polskim z pięknym tekstem Norwida.W tej ostat-niej towarzyszyły linii śpiewu Eweliny podobnie jak i w innych pio-senkach rozłożone akordy głównie w lewej ręce gry Piotra Kałużne-go z czasem akordowym podkreśleniem szczególnie ważnych części tekstu.Ostatni utwór wykonany już tylko w naszym rodzimym ję-zyku o budowie zwrotkowej posiadał zastanawiający tekst o anio-łach i  nawiązywał do słów tak znanego pozdrowienia :”Szczęść Boże”. Tym razem raczej następowała jego trawestacja:”Szczęść CI Boże”. Jakbyśmy i my mieli życzyć również szczęścia samemu Bogu, aby się w jakiś sposób poczuł zadowolony...??? Motyw pływa-jących po powierzchni wody żagli zawartych podkreślanych kilka razy w  tekście jeszcze bardziej wprowadza w nastrój wyciszenia.Mało znany tekst Norwida nadał już samą swoją akcentacją utwo-rowi wrażenie płynięcia i przemijania.Wspomaga to odczucie zasto-sowana tu wersyfikacja trocheiczna.Spokojna, nastrojowa i chwila-mi pełna zadumy piosenka, w przerwach między zwrotkami jazzo-wo trochę potraktowana w przez Piotra Kałużnego z elementami improwizacji i z celowym chwilowym odejściem w inną tonację.Któ-re zresztą bardzo wtedy mi się spodobało.Jednakże całość tej pio-senki pod względem wykonawczym odebrałam porównując z orygi-nalnym jako bardzo ugrzecznione przekazanie pierwowzoru.Jakże inne było to wykonanie, niż znane mi „Italiam” z  cha-rakterystycznym,ochrypłym głosem, pełnym ozdobników w  li-nii melodycznej śpiewane przez Niemena! Tamto było znacznie bardziej emocjonalne i naładowane ekspresją. Zawierało końco-we niesamowite, wirtuozerskie solo na klawiszach i powtarzane kilkanaście razy w codzie :”Płyń wspomnieniem,płyń wspomnie-niem, płyń wspomnieniem...”Wykonanie tego małego dziełka należącego autorsko zarówno do Norwida, jak i przecież Wydrzyckiego było jakiś czas w PRL-u zabronione.Może dlatego jest ono tak mało znane?Całość pierwszej części wykonanej w tym duecie później odebra-łam, jako specjalnie stonowaną,przyciszoną, spokojną i wyważoną prezentację przeciwstawiającą się całkowicie w  swym charakte-rze żywiołowej, wulkanicznej i rozsadzanej energią osobie Faridy.W krótkiej przerwie między obydwiema częściami zgasło oświe-tlenie sali.Sądziłam,że to jest chwilowa przerwa w dostawie prą-du,ponieważ były w ten dzień siarczyste mrozy.Tymczasem wte-dy na scenę niewidoczna dla publiczności weszła Farida .Ukryta pod płaszczem ciemności stała na scenie i zaskoczyła nas swoją obecnością ,gdy zaświeciło światło.Wykonała na początek piosen-kę swojego autorstwa poświęconą Niemenowi.Darzy go bowiem ta diwa szczególnym sentymentem,ponieważ jak wiemy kiedyś łączyła ich nie tylko muzyka...

Page 5: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 3

Concetta wykonała ten utwór z  towarzyszeniem półplaybecku ,chcąc wykorzystać brzmienie orkiestry znakomicie nagranej we Włoszech , a prowadzonej przez jej męża Amerigo Colaptri-sco wraz z synem.Farida szokowała już przy wykonaniu pierw-szej piosenki swoją ruchliwością i to nie tylko głosu, lecz i całego ciała.Pełna południowej energii unikała statycznego śpiewania.Ruchem aktorskim podkreślała niuanse zawarte w tekście.Głos jej o dość ciemnym zabarwieniu o rozległej skali mezzosopranu miał zdolność przechodzenia,w różne sposoby ekspresji jak szept, prawie płacz,ostre zabarwienie, staccato,glissando przechodzące w krzyk .W jakimś stopniu była to prezentacja możliwości głoso-wych artystki.Z Faridą miałam okazję spotkać się po raz pierwszy na żywo i jej wysłuchać.Więc zaskoczyła mnie pod wieloma wzglę-dami wtedy już w tym pierwszym utworze.Zaintrygował mnie jej głos,z którym potrafiła robić to, co chciała.Zastanowił mnie też ekspresyjny sposób wykonania na scenie,pełny żywiołowości i ak-torskiego ruchu.Gość z Italii bowiem nie jest taki młody, a wygląd i sposób wykonania zupełnie nie pasował do metrykalnego wieku, ,jakim podobno legitymuje się Farida. Lecz kobiety o wiek się nie pyta i  tu to przysłowie ma w  jak najbardziej szerokim zakresie zastosowanie.Całość utworu poświęconego Czesławowi (Intro” Le Mie Radici”co można przetłumaczyć:wstęp-”Moje korzenie” -ewentualnie pochodzenie ) została w sposób delikatny i subtel-ny zgrana z widowiskową zmianą oświetlenia.Chylę tu więc czoła przed wiedzą i wyczuciem operatora oświetlenia i dźwięku.Potem nastąpiło wykonanie przez śpiewaczkę drugiej pozycji, czyli hitu nad hitami! Znany wszystkim choćby z Sopot 70 :”Ve-drai, Vedrai”.A  od tego momentu do prawie samego końca koncertu Faridzie w  większości piosenkach towarzyszył w  akompaniamencie duet: Piotr Kałużny (klawisze)i młoda wiolonczelistka Magdalena Pernal.Partia wiolonczeli w subtelny sposób podkreślała linię melodyczną śpiewaną przez Gangi.Na szczególną uwagę zasługiwał akompania-ment Piotra Kałużnego,odchodzący czasami od pierwowzoru utwo-rów i w subtelny sposób traktujący improwizacyjnie niektóre frag-

menty piosenek.Nie traciły one przy tym wcale na wartości i uro-dzie,lecz uzyskiwały wymiar w  pewnym sensie osobisty wprowa-dzając pewny element niepowtarzalności i oryginalności.„Vedrai,Vedrai” to „hicior” znany zwłaszcza doskonale moje-mu pokoleniu.Pamiętam lata mojego dzieciństwa,gdy nawet na-stolatki chodziły po ulicach nucąc refren:”Vedrai, Vedrai”... Po-zornie prosta melodyjka zyskała status przeboju na kilka sezo-nów.A  zaczęło się wszystko od wykonania piosenki przez Fari-dę podczas festiwalu w Sopocie w 1970 r.i wtenczas to otrzyma-ła ona Nagrodę Dziennikarzy.Jakże inaczej był wtedy przez nią zaśpiewany ten znany hit! Tam gwiazda operuje znacznie spo-kojniejszym i o mniejszej ekspresji głosem.W Poznaniu nie uchy-la się Farida od bardzo emocjonalnego i ukazującego jej wielkie możliwości artykulacyjne głosu wykonania.Dotyczy to zarówno linii melodycznej,którą moduluje ona i zmienia w zależności od dramatyzmu i emocji zawartych w tekście, jak i gry aktorsko -ru-chowej,podkreślającej przekaz słowny.Concetta rusza palcami, rusza rękami,zmienia odpowiednio mimikę twarzy,wykonuje ob-roty wokół siebie, czasami wręcz biega po scenie.klaszcze,klęka, siada, a nawet się kładzie na deskach estrady.W zmianach arty-kulacyjnych głosu można się dopatrzyć i domyśleć wpływu Nie-mena,który podobnie jak Farida wyrażał w śpiewie złość, gniew, nadzieję,krzyk etc.Po ukończonej piosence diwa mówi do zgromadzonej na widowni publiczności-”Kocham cię”po polsku. To też wpływ Czesława !!!Przed wykonaniem następnej pozycji wyszła tłumaczka i powie-działa, iż ten wkrótce wykonany utwór został poświęcony przez Faridę Niemenowi i posiada tekst niedawno napisany przez nią .Ponieważ za bardzo ona nie zdążyła się go nauczyć na pamięć,bę-dzie go śpiewać z kartki.Po raz pierwszy zresztą Concetta ustawi-ła sobie stojak i korzystała z niego.Było to w rzeczywistości mu-zycznie nieco przerobione” Adagio na smyczki i organy” Toma-so Albinioniego( tak naprawdę autorem tegoż jest Remo Giazot-to w 1949r.)dostosowane w  linii melodycznej do potrzeb tekstu i  możliwości głosowych.Towarzyszył śpiewaczce sam Piotr Ka-łużny na klawiszach i  wyjątkowo podczas grania tego utworu wiolonczela milczy.Na początku we wstępie Farida zaczęła cicho śpiewać,później w miarę trwania utworu,coraz głośniej.Niektóre wersy podkreślała ona naśladowaniem łkania i następowało po-woli narastające crescendo, wkrótce po zmianie tonacji przecho-dzące w  dramatyczny krzyk.Akompaniujący na klawiszach Ka-łużny bardzo delikatnie i odpowiednio dostroił się do narastają-cego natężenia dźwięku.Utwór ten jest mi doskonale znany,wie-lokrotnie wykonywałam go na pogrzebach (organy).Również wła-ściwie większość ze względu na smutnawy charakter linii melo-dycznej kojarzy go się z  uroczystościami pogrzebowymi i  osta-tecznymi w naszym życiu, podczas których rzeczywiście jest czę-sto i chętnie grany.Odczułam to wykonanie, mimo towarzyszącej mu bariery językowej jako śpiew wykonawczyni smutnej po stra-cie i śmierci bliskiej jej osoby.Do tego momentu koncertu Farida wykonała 9 piosenek, z któ-rych opisałam te moim zdaniem najbardziej znane i lubiane przez polskich słuchaczy.Lecz zaśpiewała ona też podczas poznańskiego koncertu i  inne znane w Polsce hity, ,jak: „Io per Lui”,” L’istrione”,”Io donna” ,”Mister Uomo”.Zwłaszcza „Io per Lui”zrobiło na mnie wrażenie swym dramatyzmem wykonania i siłą wyrażanych emocji.Artyst-ka wyrażała mimiką swój smutek, ból i rozpacz,a także podkre-ślała te uczucia swoim głębokim głosem, wykorzystując jego moż-liwości artykulacyjne.

Page 6: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a4

FARIDAw sądzie

nie zaśpiewałaNie było wyroku w procesie o naruszenie praw autorskich,

który Małgorzata Wydrzycka-Niemen wytoczyła Stowarzy-szeniu Muzycznemu Brzmienia, i jego prezesowi Krzysztofowi Wodniczakowi. Sąd postanowił powołać biegłego, który sporzą-dzi opinię na temat praw majątkowych stron do spornego utwo-ru. Wdowa domaga się 50 tys. złotych zadośćuczynienia i odszko-dowania. Poza pieniędzmi żąda wydania zakazu wykorzystywania jed-nej z kompozycji Czesława Niemena . Proces w tej sprawie ru-szył w marcu ubiegłego roku. Wdowa twierdzi,że w lutym 2009 roku, podczas koncertu poświęconemu pamięci Czesława Nieme-na w Poznaniu, zorganizowanego przez Stowarzyszenie Muzycz-ne Brzmienia, włoska piosenkarka Farida wykonała utwór „Mu-sica magica”, do którego muzykę skomponował Niemen. - Ten utwór był darem Niemena dla Faridy i dlatego mogła ona tym na-graniem dysponować, a mam od niej pismo, że ja mogę ten utwór wykorzystać i multiplikować w ograniczonym zakresie - mówił w sądzie Krzysztof Wodniczak. Zresztą Farida utwór zarejestrowa-ła we włoskim odpowiedniku naszego ZAiKS. Podczas rozprawy sąd ponownie przesłuchał raz jeszcze Krzysz-tofa Wodniczaka i Małgorzatę Wydrzycką-Niemen nie przychy-lił się jednak do wniosku, aby swoje zeznania uzupełniła Farida. Zamiast tego zdecydowała o powołaniu biegłego, który przygotu-je opinię na temat praw autorskich do utworu Niemena. Dopie-ro po jej sporządzeniu sąd wyznaczy termin kolejnej rozprawy.

Kazimierz Brzezicki

MI na koniec z półplaybecku, bez towarzyszenia Piotra i wiolonczeli wykonane zostało:” Io Senza Lei” („Ja bez Niego”)niejako zamy-kające jak klamra koncert wykonany przez Faridę. Dzięki temu czuło się w całym wystąpieniu artystki ducha twórcy i nasze myśli krążące wokół osoby Niemena.W sali koncertowej była wręcz od-czuwana Niewidzialna Jego Obecność, jak się dalej dziwi:”Dziwny jest ten świat”. Wprawdzie zamiast słynnego wstępu organów, jak jest to w oryginalnym autorskim nagraniu , zaczął się utwór in-nym wstępem. Jest nim poszum wiatru,a potem wokaliza zakoń-czona westchnieniami.I nagle usłyszeliśmy :”Io Senza Lei”(!!!),co jak możemy się domyśleć oznacza :”Ja bez Ciebie” wykrzyczany po włosku! Concetta ruchowo podkreślała w sposób aktorski zna-czenie słów.Które i tak większość z nas zna po polsku, co tym bar-dziej ułatwiało zrozumienie tego,co chce nam przekazać gwiazda-.A ona chciała wręcz wyrzucić z siebie, wykrzyczeć na całą salę, a może i dalej..: „Jak naprawdę trudna jest nasza miłość.”?! Wła-ściwie było to najlepsze wykonanie tego utworu, jakie słyszałam przez te wszystkie lata oprócz tego,wykonanego naturalnie w ory-ginale przez samego autora, czyli Czesława Niemena.Zaśpiewany przez Faridę wykazał znakomitą znajomość intencji ,ale i też oso-bowości twórcy.Obserwując nawet ekspresję i  żarliwość samego wykonania tego małego dziełka (bo tak myślę można tę pieśń na-zwać) przez gościa wieczoru mogliśmy się domyśleć,że kiedyś zna-komicie w czasie swojej znajomości się rozumieli,a muzyka była dla nich ważnym aspektem życia.Rzeczywiście wtenczas dla nich dziwnie i niespodziewanie to wszystko się ułożyło...A  zaprawdę dla Concetty jest dziwny nawet i  teraz ten świat! Kiedy to zabroniono jej wykonywać utwór napisany specjalnie dla niej i podarowany jej przez kochającego Czesława jako pre-zent od serca.Autorką tekstu zawartego w „Musica Magica” jest też sama Farida.Była więc tak naprawdę to ich wspólna piosen-ka! Lecz prawo o decydowaniu jego rozpowszechniania posiadają obecnie decyzją sądu spadkobierczynie..Dziwny jest ten świat. Mniszka Brudnica fot. Andrzej Wilak, Wiktor Franczyszyn

Page 7: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 5

Musica agica

Fascynująca » Musica Magica « jest jednym z najbardziej ta-jemniczych i najmniej znanych szerszej publiczności utwo-

rów muzycznych Czesława Niemena. Autorką tekstu jest Concit-ta Gangi ~ ‚Farida’. Tak kompletny utwór o niebywałej sile arty-stycznego wyrazu musiał być świadectwem uczuć jego autorów. Istotnie, „» Musica Magica « należy do NIEMENA i do MNIE, do nas dwojga” ~ mówi współautorka w kontekście sporu sądowe-go z Małgorzatą Niemen o spadek autorskich praw majątkowych do spuścizny artystycznej Czesława. Farida i Czesław podarowa-li sobie nawzajem składniki tego dzieła. Taka to magia słów, mu-zyki i uczuć. A słowami Faridy jest „to dar serca”, i.e. ‚darowizna spełniona’, która wedle prawa autorskiego włoskiego i  polskiego jest waż-na nawet wówczas, gdy nie ma zapisu notarialnego. „Tylko tyle i aż tyle’ ~ pisze Romuald Juliusz Wydrzycki, najbliższy krew-ny Czesława. Trzeba to wiedzieć, gdy po latach Farida przyjeżdża na koncerty do Polski ~ ojczyzny tego, ‚który był i zawsze będzie dla mnie jedną z osób najbliższych sercu’ ~ jak sama mówi w wy-wiadach. I dodaje „gdybym mogła cofnąć czas, nie pozwoliłabym Niemenowi odejść, krzyczałabym za nim z całych sił, że nie po-trafię bez niego żyć!” I chyba dlatego » Musica Magica « działa również na słuchacza z niebywałą siłą. Sam jej doświadczyłem, gdy w lutym roku 2009, na 70-lecie urodzin Czesława usłyszałem po raz pierwszy ten utwór w Poznaniu ze sceny w wyjątkowym duecie ~ Faridy na żywo i Czesława z playbacku, bo nie było go już wśród żywych. Ilustracyjny obraz włoskiego koncertu sprzed lat, odtwarzany na scenie z  zapisu archiwalnego, dawał ułudę współobecności obojga. Vitrual i real w jednym ~ coś niesamo-witego. Na tym tle faktograficznym pretensje pani Małgorzaty

są małostkowością lub interesownością, bądź swoistym miksem tych dwóch ludzkich skądinąd emocji i postaw. Zaś o sile praw-dy i pozytywnych ludzkich cech świadczy aktywność Krzyszto-fa Wodniczaka, zasłużonego dla kultury prezesa Stowarzysze-nia Muzycznego ‚Brzmienia’, a  zarazem ostatniego menedżera Niemena. Krzysztof jest ‚spiritus movens’ koncertów upamięt-niających twórcę, które organizuje wbrew stawianym przeszko-dom, za to również dla ‚świadka pamięci o Czesławie’ ~ Concitty Gangi o pseudonimie artystycznym ‚Farida’. Pamięć o wspólnych losach i  życiowym dramacie obojga skłania tę Sycylijkę do wi-zyt w chłodnym klimatycznie kraju pólnocy ~ ojczyźnie Czesła-wa. Na melodię „Dziwny jest ten świat” zaśpiewała „Jesteś tylko mój” pomimo 39-stopniowej gorączki podczas swego jesiennego koncertu. Słowa prowadzących koncert Eweliny Rajchel i Piotra Kałużnego były ciepłym, kameralnym do niego wprowadzeniem w języku słonecznej zazwyczaj Italii. Zrządzeniem losu i/lub Do-brego Boga (jak kto woli) jest to również język Amora. Ewelina Rajchel jest italianistką, piosenkarką, autorką tekstów i  muzyki, absolwentką Studium Wokalnego imienia Czesława Niemena w Poznaniu. Piotr Kałużny jest wykładowcą Akademii muzycznych w Poznaniu i Wrocławiu, jazzmenem i twórcą muzy-ki teatralnej, filmowej, kameralnej i symfonicznej. Warszawa, którą Czesław słowami piosenki nazwał ‚tak samo jak Ty ~ miasto moje’ (a dodam, że również tak samo jak ja) pamię-tała o  tym, w zwycięskim plebiscycie uczniów uznając go za pa-trona Gimnazjum przy ulicy Zwycięzców na Saskiej Kępie. Istot-nie, „Historia żyje” ~ to słowa Cypriana Kamila Norwida, które-go Czesław rozumiał i przybliżał współczesnym, tworząc wyjątko-we nagranie między innymi „Bema pamięci rapsodu żałobnego” w swym nowatorskim i prekursorskim wykonaniu. Jerzy Ryll fot. Andrzej Wilak, Wiktor Franczyszyn

Page 8: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a6

Jedni wyczekiwali w  napięciu wietrząc sensację, drudzy czekali na ulubione przeboje, ale byli i  tacy,

którzy liczyli na wpadkę Artystki-skandalistki, o  której ostatnio głośniej bywało w  prasie niż na scenie. Jednak pierwsze akordy w wypełnionej Auli Uniwersytetu Medycznego rozwiały wątpliwości. Za-grało muzycznie, lirycznie, po prostu, z klasą! Piotr Kałużny - fortepian i Magda Plorer - wiolonczela two-rząc akompaniament partii instrumentalnych (podpo-rządkowane intonacyjnie i rytmicznie) partii głosowej Faridy, polegającej na ozdabianiu melodii wokalnej za pomocą duetu instrumentalistów.Wszyscy oczekiwaliśmy na akcent niemenowski. Oczywiście, na zakończenie koncertu. Była kompozy-cja Niemena. „Dziwny jest ten świat” Farida zaśpie-wała po swojemu i po włosku, jako: ”Ja bez Niego-”.W interpretacji Faridy ten utwór dłuższej wartości rytmicznej, metrycznego ugrupowania dźwięków, nieznacznego wydłużenia dźwięku.W  zależno-ści od położenia w obrębie taktu wyróżnia się nadto akcent muzyczny regularnie przypada-jący zawsze na określone części taktu (pierw-szą i trzecią ćwierćnutę w metrum).Często sto-sowanym sposobem uzyskiwania efektu głęb-szego wyrażania emocji jest dodanie do dźwięku akcentowanego figury ozdobnikowej. Dla uzyska-nia odpowiedniego artystycznego wyrazu artyst-ka stosuje akcydencje, czyli znaki chromatyczne powodujące w obrębie jednego głosu i jednego tak-tu zmianę chromatyczną notowanego dźwięku. Farida brawuro-wo w tym utworze zastosowała pionową linię lub klamrę łączącą wszystkie położone nad sobą pięciolinie. Po tak znakomitym, acz wyczerpującym wykonaniu „Dziwnego świata” po włosku i wzru-szeniu Faridy nie sposób było, nie wypadało wręcz prosić Fari-dę do wykonania bisu. Czuło się, że musiało tak zostać i koniec.Zaśpiewany przez Faridę utwór „Adagio” Tommasa Albinionie-go (a właściwie Remo Giazotto)charakteryzuje się wolniejszym

tempem niż np. andante. Concetta śpiewa go traktując swobodnie jego linię melodyczną, wprowadzając dowol-ne tempo w zaimprowizowanej kadencji solowej w formie określonej (cadenza ad libitum).(kadencja wirtuozowska potraktowana w sposób dowolny.Przejmująca interpre-tacja Faridy odzwierciedla konkretne jednostkowe afek-ty(emocje) przez odpowiedni dobór elementów muzycz-nych (rytmu, tempa, harmonii).Cała ta jej muzyczna estetyka to typowe affetti w celu podkreślenia emocjo-nalnego wyrazu kompozycji.W części utworów wykonywanych przez artystkę nie-

kiedy bywa zastosowana też forma ABA - trzyczęściowa, dość luźno potraktowana budowa ABA.ew.ABA1,formy zwrotkowe I to dość ścisłe z refrenem.Swoboda do taktu oznaczającego powrót do tempa pierwotnego, które ule-gło chwilowej zmianie, ale zawsze zastosowuje accentato (akcentu z naciskiem). Muzyka jaką preferuje Farida to wykorzystane kompozycyjne skale pentatoniczne i wyko-rzystywanie tonów harmonicznych pentatonizmów. Farida śpiewa zupełnie w systemie dur- moll tylko czasa-mi od tego odchodzi. Pentatoniki tam raczej nie było, tylko

pewnego rodzaju improwizacja, traktowanie w sposób dość luź-ny linii melodycznej.Pewną monotonię melodyki rekompensuje zróżnicowana rytmika oraz ogromne poczucie harmonii.Melo-dyka jest wyraźnie podporządkowana zasadom współbrzmień i rytmice.Artystka wykonuje wielorakie kombinacje podzia-łu i zestawień wartości rytmicznych. Raz śpiewa z łatwością, biegle, przyjemnie i miło, innym razem burzliwie i z niepo-

kojem, ale zawsze jako element pierwszoplanowy wykazuje prze-wagę wartości interpretacyjnych nad melodycznymi i  rytmiczny-mi. Do tego Jej taniec z niewidocznym partnerem – wiadomo z Któ-rym . Ukazany w powolnym tempie i polegający na harmonicznym szeregowaniu póz. Płynność i maestria wykonania jego przez Fari-dę to nic innego, jak monodram muzyczny z jakim się po raz pierw-szy zetknąłem. W czasie koncertu i potem długo wszystko grało i gra? Do zobaczenia więc znowu, za niedługo! Krzysztof Wodniczak, fot. Andrzej Wilak, Wiktor Franczyszyn

Niezwykły koncert

Page 9: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

Pierwszą motywacją spotkania powinno być umiłowanie sztuki – ta zaś spełnia się w najbardziej wiarygodny sposób w  imieniu muzyki i  słowa poetyckiego – dowodem tego są kompozycje wykonywane niegdyś przez Czesława Wydrzyckiego Niemena. Echo tej właśnie myśli stało się pierwszą nutą spotkania Concetti Gangi – Fa-ridy i Grażyny Łobaszewskiej, która włoską piosenkarkę określiła „największą inspiracją Niemena”. Ze względów artystycznych Farida przybyła do Polski na koncert, który odbył się w Sali Centrum Kongresowo-Dydaktyczne-go w  Poznaniu – 28 stycznia br. Dzień później Grażyna Łobaszewska wyśpiewała duszę Niemena, w  recitalu jemu w dużej mierze poświęconym. Piosenkarki, w rozmowach zakulisowych, a przecież rozśpiewanych na sce-nie przeżyć godnych odgadnięcia duszy Rzeki Niemen, podzieliły się wzruszeniami myśli i serca, jakie stały się udziałem ich samych, a także „ich”, choć przecież tak bardzo Niemenowej publiczności. I choć „czas jak rzeka, jak rzeka płynie” – przyjaciele Niemena pozostają wraz z nim i z jego sztuką, aż do dziś, jak można było wywniosko-wać z tonu zamyślenia m.in. Krzysztofa Wodniczaka, ostatniego menedżera Niemena. W muzyce ważne jest to, by taka „muzyka” pozostała właśnie, niezależnie od nut, które podpowiada realny nurt życia. Dominik Górny

O TYM JAK KOBIETA ODGADUJE DUSZĘ NIEMENA

UMOWA SPISANA RYTMEM SERCAConcettcie Gangi – Faridzie dedykuję

autor wiersza: Dominik Górny

Nie potrzeba innego śwituniż słowo przyrzeczone

miłościco nie jest wichrem

pewności takiej nadzieico nie zapytuje

czy mnie jeszcze pamiętasz –

Pieśń którą w sobie nosisz posłyszysz jak dedykację

jedyną i pierwszą –słowiańskość

dziwna jak ten świat i południk tego co włoskie

wzajemności wyznaniem

Odgadujesz krajobraz który jest spotkaniem –

zmierzasz w stronę którą wierność podpowiada Dojdziesz

nim przyjdzie wiosnazanim Sen o Warszawiezbudzi to co większe

od świata jaki w serca

obecności skryłaś

Otwierasz dłonie linie papilarne – ciepłe nurty rzeki w której ufność

nie swoją zanurzasz szczęście też nie Twoje –

echo głosu Niemena co uśmiechał muzykę pełni

A jednak trwasz

Wystarczy jeden oddechi ujawnisz że modlitwa ma duszę kobiety –

ustami prawdy ją wymawiasz

Page 10: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a8

Chaplin znów wygrałFilharmonia Poznańska kontynuuje wyborny cykl wyko-

nywanej na żywo muzyki do słynnych filmów Charlie-go Chaplina. Wyborny, bo wyborne są filmy geniusza rodem z Londynu, który nie tylko pisał do nich scenariusze , reżyse-rował i sam w nich grał, ale jeszcze do tego komponował mu-zykę i śpiewał. Wyborny jednak w naszych poznańskich re-aliach przede wszystkim dlatego, że przy jego - cyklu - reali-zacji spotkały się dwa przekonane o sensie przedsięwzięcia swoiście rozumiane temperamenty. Pierwszy to niemiecki pasjonat filmowy i dyrygent Frank Strobel, doskonale zna-ny już i  lubiany w Poznaniu. Także przez drugi „tempera-ment”, jaki prezentuje w wykonaniach Orkiestra Filharmo-nii Poznańskiej. Wszelcy instrumentatorzy melodycznych i rytmicznych po-mysłów wstępnych Chaplina musieli mieć dużo przyjemno-ści tworząc pełne partytury ścieżek dźwiękowych jego fil-mów, bo muzyka ta jest wspaniałym dopełnieniem obra-zów na filmowej taśmie. Pełna ekspresji, pełna wpadających w  ucho motywów i  doskonale spleciona z  dynamiką akcji. Doskonale oddają to dwa pokazane w piątek w Auli UAM fil-my: krótkometrażowy „Jak robi się filmy?” i pełnometrażo-wy, prześmieszny „Cyrk”. I  jeżeli w  trakcie oglądania po raz nie wiadomo już który tych starych filmów widz „zapomina o muzyce”, to może to świadczyć jedynie o tym, że wykonywana na żywo przez mu-zyków i dyrygenta doskonale zastąpiła tę znaną z kinowych oryginałów. Prawdziwy, najwyższy komplement!

Niebanalnie o banaleGdyby w  naszym kraju zapytać kogokolwiek mającego

minimalny lub nawet żaden związek z muzyką opero-wą o najsłynniejszą polską operę i najsłynniejszego kompo-zytora polskiego piszącego opery to odpowiedź byłaby ba-nalna, choć dla niektórych z pewnością wcale nie banalnie łatwa. Takich banałów w  polskiej kulturze muzycznej jest i było sporo. Wystarczy wspomnieć choćby dzieło Józefa Wła-dysława Reissa o  tytule „Najpiękniejsza ze wszystkich jest muzyka polska”. Na szczęście jest też w Polsce człowiek, któ-ry potrafi owe krążące w świecie muzyki klasycznej banały przekuwać w fascynujące opowieści pełne wiedzy - wcale nie za trudnej jak się okazuje, pełne humoru i wartkiego tempa, a także - co ważne dla efektu końcowego - co najmniej bardzo dobrze wykonane w aspekcie partyturowym.Już sam plakat zapowiadający koncert zatytułowany „Oj, Halino” skrzy się dowcipem - korpus (kobiety?) w  halce z  głową Moniuszki. Równie wiele dowcipu było w  tekstach Marcina Sompoliń-

skiego, mówiącego o  Moniuszce, o  „Halce” i... dwutakcie. I wcale nie chodziło tutaj o kontakty Moniuszki z NRD i jej samochodem „Trabantem”...W przeważającej mierze młodzieżowa publiczność spotkania w Auli UAM mogła nie tylko chłonąć wiedzę, ale i oklaski-wać najwyższej miary wykonania muzyki Moniuszki prowa-dzone przez dyrygenta Sompolińskiego i jego studenta Jaku-ba Rompczyka (orkiestra Collegium F). Wspaniałymi głosa-mi i jakże trudnymi bez sztafażu scenicznego interpretacja-mi popisywali się Katarzyna Hołysz - sopran i Paweł Skału-ba - tenor z Gdańska. Nie mogło też zabraknąć wybornego Chóru Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki w Pozna-niu. Już wkrótce kolejny speaking concert poświęcony „Cza-rodziejskiemu fletowi „ Mozarta.

Strawiński według Tero Saarinena

W Poznaniu zakończył się VII Festiwal Wiosny. Od sze-ściu lat poświęcony jest w zasadzie jednemu genialne-

mu dziełu, jakim niewątpliwie jest od stu lat „Swięto wio-sny” Igora Strawińskiego. Okazuje się jednak, że nie wy-łącznie, czego dowodem był finałowy wieczór festiwalu, w  którym miłośnicy tańca mogli także usłyszeć i  obejrzeć inny przebój rosyjskiego kompozytora, czyli „Pietruszkę”. A  wszystko za sprawą światowej sławy fińskiego tancerza i choreografa Tero Saarinena i jego Tero Saarinen Company, założonej w 1996 roku.Balet „Pietruszka” w rozumieniu Saarinena jest bardzo ka-meralny, głównie obsadowo, choć ekspresją i  kolorami aż kipi. Fabuła ograniczona jest wyłącznie do postaci Pietrusz-ki, Baleriny i Maura. Mocno barwnych, choć już po kilku-nastu taktach jednostajnych i jawnych w relacjach istnieją-cych pomiędzy nimi. Niesamowita sprawność tancerzy im-ponuje, ale nie wciąga tak jak rewelacyjna w  swej „inno-ści” muzyka, z fortepianowej przełożona na dwa akordeony i  takoż wspaniale zinterpretowana muzycznie i  aktorsko przez Jamesa Crabba i Geira Draugsvolla. „Święto wiosny”, w  spektaklu zatytułowanym „HUNT”, łączy z  „Pietrusz-ką” problem ofiary i związanych z tym pojęciem aspektów. Tero Saarinen tańczy solo całą ogromną muzykę, wspoma-gany przez oświetlenie Mikkiego Kunttu, a zwłaszcza mul-timedialne czary Marity Liulli. Otrzymujemy w ten sposób niesłychanie fascynujący wizualnie, ale i merytorycznie ob-raz ukazujący składanie ofiary z siebie, tancerza, ale i czło-wieka. Istoty chętnej do ofiary w imię sztuki, ale i niechęt-nie poddającej się (lub nie!) agresji cywilizacji. Jakżeż po-jemna jest zatem - nie tylko wszak brzmieniowo - muzyka Igora Strawińskiego!

tak słyszałem – andrzej chylewski

Page 11: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 9

uniwersytet i Cyganie

Koncerty noworoczne przygotowywane w początkowych dniach stycznia przez zespoły artystyczne uczelni dla

jej społeczności to już wieloletnia tradycja. Od szeregu lat koncerty te opierają się na dorobku Chóru Akademickiego UAM (wkroczył w 46. rok działalności), Chóru Kameralne-go UAM (właśnie zainaugurował dwudziestolecie działalno-ści) i Orkiestry Kameralnej UAM (za kilka lat dotrą - mam nadzieję - do dziesięciolecia pracy artystycznej). Dwa pierw-sze zespoły od wielu już lat sławią polską kulturę, a UAM w szczególności, na kilku kontynentach. I co roku w koncer-tach noworocznych prezentują nowe zaskakujące pomysły.Absolutnie sfeminizowana - 16 urodziwych dziewczyn! - or-kiestra Aleksandra Grefa krok po kroku przekonuje, że moż-na. Ot, wykonać choćby pięć kompozycji spod znaku Asto-ra Piazzolli („Violentango”). Może za parę lat będą mogły (a może mogli?) wykonać którąś z  serenad lub divertiment na przykład Mozarta? Przyznam, że nie tylko mnie zawiódł nieco występ Chóru Akademickiego, od ubiegłego roku pro-wadzonego przez Beatę Bielską. Z jednej strony bardzo sta-ranne przygotowanie repertuaru, ładne brzmienie, zwłaszcza głosów męskich, sporo zabawy, ale... Może pewna przypad-kowość doboru repertuaru, a może brak pomysłu na dalszy, nowy krok w rozwoju zespołu po odejściu Jacka Sykulskiego?Kolejny pomysł Krzysztofa Szydzisza, szefa „kameralistów”, zaowocował chyba dość zaskakująco nawet dla autora pomy-słu. Po szantach, Starszych Panach i Piazzolli przyszła ko-lej na muzykę cygańską. Zespołu chóralnego, jak się okaza-ło, było w  tym wszystkim raczej mało, choć udanie. Za to w głównej roli wystąpił Zespół Tatra Roma. Były więc i czar-dasze i słynny - dzięki Mary Hopkin z pomocą Paula McCart-neya, a w Polsce dzięki Halinie Kunickiej - przebój „To były piękne dni” Borisa Fomina. Były też tańce cygańskie, lecz przede wszystkim instrumentalne popisy rewelacyjnego, „namaszczonego” przez Yehudiego Menuhina i  Stephane-’a Grapellego, skrzypka Miklosza Dekiego Czurei (na przy-kład w słynnej melodii „Ciukorlija”, czyli „Słowik”) oraz jego córki Sary (rocznik 1991), fenomenalnie grającej na profesjo-nalnych cymbałach i tańczącej.

Koniec i początekMiniony piątek upłynął w Poznaniu pod znakiem skraj-

nych nastrojów. W ten bardzo słoneczny piątek tłumy żegnały na Cmentarzu Junikowskim profesor Jadwigę Kali-szewską. W Auli Nova jej studenci oraz inni pedagodzy aku-ratną muzyką skrzypcową spontanicznie uczcili to, co naj-bardziej kochała. Jakże symbolicznie a rewelacyjnie w war-stwie wykonawczej zabrzmiał Kwartet nr 14 d-moll „Śmierć i  dziewczyna” Franza Schuberta zagrany przez Meccorre

String Quartet (Wojciech Koprowski, Aleksandra Bryła, Mi-chał Bryła, Karol Marianowski) w finale koncertu. Zgoła inny nastrój towarzyszył inauguracyjnemu koncertowi 41. Mię-dzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej „Poznańska Wiosna Muzyczna”, który odbył się w pobliskiej Auli UAM.Rozpoczął go premierowy, napisany na zamówienie Filhar-monii Poznańskiej, niebanalny utwór Artura Cieślaka, zaty-tułowany „Ekspresje” na orkiestrę symfoniczną. Ale bardzo szybko okazało się, że kluczowym dziełem wieczoru zostało „Aile du songe” (Skrzydło snu) znakomitej fińskiej kompozy-torki Kaiji Saariaho na flet i orkiestrę. Czarodziejskie pięk-no kompozycji uwypukliła wspaniała interpretacja czołowe-go polskiego flecisty Łukasza Długosza oraz dobra dyspozy-cja poznańskich filharmoników, w tej części wieczoru prowa-dzonych przez młodego dyrygenta Jakuba Chrenowicza.Drugą część wieczoru wypełniły kompozycje uznanych, już nieżyjących polskich twórców Jana Astriaba i  Kazimierza Serockiego. „Metamorfozy” poznańskiego twórcy wciąż za-chowują świeżość języka muzycznego, co podkreśliła inter-pretacja utworu prowadzona przez Jerzego Salwarowskiego, skądinąd wychowawcy utalentowanego Chrenowicza. „Dra-matic story” Serockiego, po ponad czterdziestu latach od po-wstania, już nie wydaje się tak nowoczesna, ale wciąż pozo-staje w kręgu zainteresowań muzyków i melomanów.

Wieczór jednak z gwiazdą

Niejeden bywalec Auli UAM przed minionym piątkiem był zapewne rozczarowany zawartością przedkoncertowego

plakatu. Zaledwie dwie kompozycje, żadnego solisty i niezna-ny dyrygent. Liczni poznańscy miłośnicy muzyki dawnej wie-dzieli jednak, że ów „nieznany” Francuz Jérémie Rhorer, we-spół ze skrzypkiem Julienem Chauvinem, założył w 2005 roku orkiestrę Le Cercle de l’Harmonie, grającą na instrumentach z epoki i specjalizującą się w interpretacjach dzieł XVIII wie-ku. Tenże Rhorer ze swą orkiestrą rok później dał się poznać muzycznemu światu wykonaniem opery „Idomeneo” Mozarta na Festival International d’Opéra Baroque w Beaune. Po piąt-kowym koncercie z  „zaledwie” dwiema kompozycjami - są-dząc po reakcji publiczności - jej grono dyrygenckich ulubień-ców zapewne powiększy się o 39-letniego paryżanina.Jérémie Rhorer jest niewątpliwie bardzo muzykalnym i  wrażliwym artystą batuty. Pomaga mu w  tym wykształ-cenie klawesynisty i kompozytora oraz wiedza teoretyczna (Konserwatorium Paryskie). Prezentuje też iście francuską elegancję gestu. II Symfonia D-dur op. 73 Johannesa Brahm-sa pod jego batutą okazała się muzykalną analizą struktu-ry i taneczności dzieła. Ale kulminacją wieczoru okazały się 1. i 2. Suita „Dafnis i Chloé” Maurice’a Ravela. Kalejdosko-powa zmienność barw, pulsów i  ekspresji oraz imponująca sprawność poznańskich filharmoników z rewelacyjnym fleci-stą Romanem Szczepaniakiem na czele. Brawo!

Andrzej Chylewski

Page 12: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a10

PłytotekaPatlewiczaKsiązKi

KEITH RICHARDS – „Autobiografia – Życie”

Jego życiowa pasja do poznawania coraz to nowych uroczych panienek, miłość i  pociąg do używania narkotyków stawia-

ły go przez wiele lat na czele listy tych, którzy mieli przenieść się na tamten świat. Na szczę-ście Keith Richards żyje i ma się dobrze. Przez lata nie stronił od trunków najbardziej lubi pić ku-kurydzianą whisky – pijąc prosto z butelki i  od chuligańskich wy-bryków. Wielokrotnie oskarża-ny za posiadanie i sprzedaż nar-kotyków o mały włos skazano by go na karę wieloletniego więzie-nia. Jest milionerem, który wy-nosi przez roztargnienie z  hote-lowych pokoi popielniczki. Wypa-lił więcej jointów i wciągnął wię-cej koki, niż ktokolwiek inny na świecie. Zawsze z papierosem w ustach także na scenie niczym Serge Gainsbourg wypalał 4 – 5 paczek dziennie.To zaledwie część obfitującej biografii charyzmatycznego gitarzy-sty The Rolling Stones, który po latach zdecydował się przed-stawić na 568 stronach historię swojego życia. Zrobił to bardzo profesjonalnie, szczerze i z dużym poczuciem humoru. Keith Ri-chards bez którego nie wyobrażamy sobie Stonesów opowiada o  drodze, jaką przeszedł z  ubogiego podlondyńskiego Dartford na szczyt światowego showbiznesu. Opisuje jak obsesyjnie słu-chał płyt Chucka Berry’ego i Muddy’ego Watersa, gdy dorastał w hrabstwie Kent i kiedy sięgał po raz pierwszy za gitarę i kie-dy wraz z Mickiem Jaggerem i Brianem Jonesem zakładał kape-lę „niegrzecznych chłopców”, którą nazwali The Rolling Stones. Wspólnie z  pozostałymi członkami zespołu, Richards stworzył niepowtarzalne riffy, teksty i muzykę do fantastycznych piose-nek, które podbiły świat m.in. „Jumpin’ Jack Flash”, „Street Fi-ghting Man” czy „Honky Tonk Woman”. Zapytany przez dzien-nikarza tygodnika „Record Mirror” – co by robił, gdyby Stonsi nigdy nie zaistnieli – powiedział: „Umiem trochę rysować i gdy-by wszystko potoczyłoby się zwyczajnie zapewne wylądowałbym w jakieś agencji reklamowej”. Odkrywa swoje burzliwe życie pry-watne, przyznaje się z usług prostytutek oraz z innymi kobieta-mi opisuje śmierć Briana Jonesa. Uciekł z Anglii przed podatka-mi do Francji. Opisuje szalone trasy koncertowe po Stanach Zjed-noczonych, rosnącą sławę, alienację i  uzależnienie od narkoty-ków. Przez 10 lat był na czele listy gwiazd rocka, których śmierć była najbardziej prawdopodobna. Odnajdziemy w  tej przepast-nej książce pojednanie z Mickiem Jaggerem , małżeństwo z Pat-ti Hansen oraz solowe dokonania z  zespołem X-Pensive Winos i niekończące się pasmo sukcesów. Zza maski „łobuza” uważane-go za gbura wyłania się wrażliwy człowiek, który lubi szokować

otoczenie, mimo wszystko jest czułym ojcem i ceni jego wartość. Podziwem dla niego jest Douglas Bader ( ur. 21.02.1910 – zm. 5.09.1982)– angielski as myśliwski, który stracił dwie nogi i nie poddał się kalectwu biorąc udział jako pilot w bitwie o Anglię. Urozmaiceniem burzliwego życia Keitha Richardsa w tej Auto-biografii są dodatkowo wypowiedzi członków rodziny, przyjaciół i muzyków, z którymi pracował przez długie lata. Ta „Autobio-grafia” wydana przez wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz, po-kazuje obraz genialnego gitarzysty i miłośnika muzyki bluesowej od której zaczynał swoją przygodę z rockiem.

URBANIAK – „Ja, Urbanator - Awantury Muzyka Jazzowego” wydawnictwo: Agora

Michał Urbaniak co, by nie powiedzieć wielkim artystą jest i jed-nym z najwybitniejszych skrzypków jazzowych. Przez wiele lat otwarty na nowości i nowe możliwości nagraniowe oswajając no-watorskie technologie wprowadził go w wiek XXI. Dzięki swoje-mu talentowi stał się prominentnym stylistą, klasykiem fusion jazzu, kompozytorem o własnym stylu i  oryginalnym skrzypkiem o  rozpoznawalnym brzmieniu. Stał się rozpoznawalnym rów-nież muzykiem dzięki swojej eks-trawaganckiej scenicznej garde-robie. Urbaniak dał się poznać również przez lata jako muzyk wielu zespołów, lider własnych formacji i  szef klanu groźnych muzykantów z  których rekruto-wał obsady swoich kolejnych pro-dukcji. Jako pierwszy biały mu-zyk w  Nowym Jorku sięgnął po czarny rap grając go na jazzowo. Wyłowił z Nowojorskiej ulicy tak fantastycznych muzyków jak : Kenny Kirkland, Marcus Miller czy Tom Brown. Przez maga trąbki Milesa Davisa zaproszony został kilka lat później na sesję nagraniową płyty „Tutu” a po wielu latach oddał hołd Davisowi na swoim podwójnym albumie „Miles of Blue”. Na 376 stronach znajdziemy przebieg całej ka-riery Urbaniaka, kiedy to jeszcze jako 19 latek wyjechał z zespo-łem Andrzeja Trzaskowskiego do Stanów a po wielu latach po-wrócił tam ponownie z Urszulą Dudziak z bagażem doświadczeń i kilkoma już zrealizowanymi pod własnym nazwiskiem albuma-mi. Prawdziwy obraz Michała Urbaniaka jako sześciolatka roz-pieszczanego przez swoją matkę szwaczkę z zawodu i ojca tkacza z miasta Łodzi przybliża jego przyjaciel – autor książki Andrzej Makowiecki. Cały ten jazz nie byłby cały, gdyby nie właśnie Mi-chał Urbaniak. Bo jazz to nie tylko muzyka. To również wszyst-ko „pomiędzy”. I o tym właśnie jest ta książka. Dzięki niej czytel-nicy mogą się przekonać jak przebiegała jego kariera pełna wzlo-tów i upadków, wyjazdów, koncertów, sesji nagraniowych i nor-

kazuje obraz genialnego gitarzysty i miłośnika muzyki bluesowej od której zaczynał swoją przygodę z rockiem.

Michał Urbaniak co, by nie powiedzieć wielkim artystą jest i jednym z najwybitniejszych skrzypków jazzowych. Przez wiele lat otwarty na nowości i nowe możliwości nagraniowe oswajając nowatorskie technologie wprowadził go w wiek XXI. Dzięki swojemu talentowi stał się prominentnym stylistą, klasykiem fusion jazzu, kompozytorem o własnym stylu i  oryginalnym skrzypkiem

Page 13: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 11

malnych spotkań kończących się na rauszu. Mimo tych czasa-mi skandalicznych scen i opowieści Michał Urbaniak nadal nie-zmiennie dostarcza najwyższej satysfakcji swoim fanom.

JAGGER – Buntownik, Rockman, Włóczęga, Drań

wydawnictwo: Pascal

Znany dziennikarz muzyczny Marc Spitz zajął się ikoną kultury, jedną z najbardziej znanych i niezrozumianych postaci w histo-rii rock and rolla. Udało mu się połączyć biografię muzyka z kro-nikarskim opisem wydarzeń kulturalnych sprawiając, że czyta

się tę pasjonującą książkę liczą-cą 310 stron z ogromną przyjem-nością. Obfituje ona w szczegóły, oparta jest na starannie zebra-nym materiale źródłowym. Spitz sięga do relacji imponującej licz-by sławnych rockanów, filmow-ców, pisarzy, radykałów i  współ-czesnych artystów, którzy przy-znają się do inspiracji dokonania-mi Micka Jaggera i  The Rolling Stones. Autor opisuje fascynują-cą i skomplikowaną relację miło-ści i nienawiści między Jaggerem a  Keithem Richardsem. Spitz

analizuje rozmaite odgrywane przez Micka Jaggera role: auten-tycznego bluesmana, wpływowego komentatora wydarzeń spo-łecznych, rewolucjonisty obyczajowego, gwiazdy kina niezależne-go aż po zręcznego biznesmena. Jako obraz szaleństwa, upadku, zdrady i żądzy jaką w „Performance” pokazał Jagger nie ma so-bie równych. Mick pokazał tam samego siebie ze swymi mięsisty-mi wargami, bladą skórą i ciemnymi włosami. Choć jego karie-ra aktorska miała już nigdy nie rozbłysnąć takim blaskiem, ten pierwszy raz naprawdę mu się udał. Książkę wzbogacają archi-walne zdjęcia, również z  pamiętnego pierwszego koncertu Rol-ling Stonesów w Polsce z 13 kwietnia 1967 roku. To niesamowi-te za rok Mick będzie świętował ze Stonesami 50 –lecie istnienia zespołu. Początki powstania tego legendarnego zespołu znaleźć można także w tej książce.

PłytyLESZEK CICHOŃSKI – “ Sobą gram”

wydawnictwo: Luna Music

Tak aktywnych i twórczych muzyków na polskiej scenie blu-esowej już dawno nie było. Swoją niebywałą aktywnością

mógłby obdarować dziesiątki innych artystów. Bo to nie tylko gra-nie na gitarze, komponowanie, śpiewanie, ale też udział w licz-nych warsztatach a od wielu lat także pomysłodawca Gitarowe-go Rekordu Guinnessa. Ta pracowitość Leszka procentuje i daje niezłe wyniki a najlepszym przykładem jest jego najnowsza płyta, którą przekornie zatytułował „Sobą gram”. Album otrzymał no-minację do Nagrody Fryderyka w kategorii „blues”, choć tak na-prawdę krążek przesiąknięty jest amerykańskim stylem grania w którym odnajdujemy i funk , rock oraz elementy muzyki soulo-wej. Melodyjne kompozycje trochę nawiązujące do stylu Derecka

Trucksa ze świetnymi solówkami gitarowy-mi Leszka Cichońskiego przykuwają uwagę od pierwszego utworu „Co masz w  głowie”. To jeden z 11 świetnych kawałów napisanych przez gitarzystę, który potrafi pisać nie tyl-ko świetne kawałki, ale też udaje mu się zadbać o aranżacyjne smaczki. Wystarczy wsłuchać się w „Twój czas”, „Mam już dość”, „Właśnie teraz”, „Kot i pies”, „Sobą gram”, „Kim jestem”, „Znaj-dziemy siebie”, „Słońca wschód”, „Wracam do domu”. Nie tylko pokazuje się w tych utworach jako wytrawny śpiewający gitarzy-sta, ale także jako autor udanych refleksyjnych momentami tek-stów. W swoim muzycznym życiu grał z największymi amerykań-skim bluesmanami, ale też zapraszał do współpracy naszych czo-łowych instrumentalistów m.in. Wojciecha Karolaka, który uwa-

ża Leszka Cichońskiego za jed-nego z  najlepszych jazzmanów wśród polskich bluesmanów. To rozpoznawalne brzmienie orga-nów Hammonda Wojciecha Ka-rolaka słychać w  instrumental-nej kompozycji „ Allman Brother-hood”. Utwór ten zamyka album będący zarazem nawiązaniem do słynnej amerykańskiej formacji

The Allman Brothers Band pod wrażeniem której są obaj muzycy od lat. Nie byłoby tej płyty gdyby nie udział licznych muzyków ( Tomasza Grabowego, Roberta Jarmużka, Łukasza Sobolaka oraz licznej rzeszy wokalistów: Łukasza Łyczakowskiego, Alicji Ja-nosz, Jorgosa Skoliasa, Mateusza Krautwursta, Kasi Mirowskiej, Asi Kwaśnik. A na dodatek znakomita produkcja.

RORY BLOCK – „Shake’m On Down – a Tribute to Mississippi Fred Mc Dowell”

wydawnictwo: Stony Plain Records

Uważana jest za jedną z  ciekawszych postaci współczesnego bluesa. Jeszcze 30 lat temu rozkochała się w muzyce soulo-

wej, kiedy nagrywała dla anglo-amerykańskiej firmy Chrysalis pły-tę „Intoxication”(Oszołomienie). Z muzyką jest związana od dzie-ciństwa. Ojciec prowadził w nowojorskiej dzielnicy Greenwich Vil-lage otwarty sklep muzyczny, gdzie odbywały się liczne „jam ses-sions” z udziałem Boba Dylana, Johna Sebastiana i Marii Muldaur. To pozwoliło, iż zetknęła się bli-żej z  wykonawcami śpiewający-mi w stylu blues i soul. Zafascyno-wał ją zwłaszcza soul w jego najcie-kawszej „czarnej” odmianie. Dziś sama stara się śpiewać w  podob-nym naturalnym stylu w  którym coraz więcej jest elementów blu-esa. Tak przynajmniej dzieje się na najnowszej płycie „Shake’Em On Down” na której znalazło się 12 kompozycji osadzonych w nurcie country i bluesa nawiązujących do tradycji spod znaku Son House-’a, Mississippi John’a Hurt’a, Skip’a James’a czy Bukka White’a. Całość otwiera „Steady Freddy” za którym podążają kolejne blu-esowe kawałki „Mississippi Man”, „Kokoma Blues”, „What’s The Matter Now?”, „Shake’Em On Down”, „Worried Mind”, „The Man That I’m Lovin’”, „The Breadline”, „Wake Up This Morning”.Ten stary blues czuje się, kiedy śpiewa i jak śpiewa. Dedykując ten al-

ża Leszka Cichońskiego za jednego z  najlepszych jazzmanów wśród polskich bluesmanów. To rozpoznawalne brzmienie organów Hammonda Wojciecha Karolaka słychać w  instrumentalnej kompozycji „ Allman Brotherhood”. Utwór ten zamyka album będący zarazem nawiązaniem do słynnej amerykańskiej formacji

się tę pasjonującą książkę liczącą 310 stron z ogromną przyjemnością. Obfituje ona w szczegóły, oparta jest na starannie zebranym materiale źródłowym. Spitz sięga do relacji imponującej liczby sławnych rockanów, filmowców, pisarzy, radykałów i  współczesnych artystów, którzy przyznają się do inspiracji dokonaniami Micka Jaggera i  The Rolling Stones. Autor opisuje fascynującą i skomplikowaną relację miłości i nienawiści między Jaggerem a  Keithem Richardsem. Spitz

Page 14: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a12

bum legendarnemu Fred’owi McDowell’o-wi nie zapomniała o  jego największych war-tościach. W  przepiękny sposób zamyka pły-tę utworem „Write Me A Few of Your Lines” w którym śpiewa o przemijających rzeczach.

Rory Block nie tylko ciekawie śpiewa, ale sama sobie akompaniuje na wielu instrumentach. Zauroczyła swoją urodą, ale również nie-prawdopodobnym darem pisania przepięknych piosenek, które wy-wołały przed laty duży rezonans w kręgach muzycznych USA.

TORD GUSTAVSEN QUARTET – „The Well” wydawnictwo:

ECM/ Universal Music Polska

Po fantastycznym przyjęciu płyty “Restored, Returned” i wy-czerpującej trasie koncertowej norweski pianista Tord Gusta-

vsen i jego kwartet po dwóch latach znów raczą nas wyśmienitym krążkiem na którym znalazło się 11 znakomitych autorskich kom-pozycji Gustavsena zarejestrowanych w  słynnym Rainbow Stu-dio w Oslo. Na krążek złożyły się zarówno pojedyncze kompozy-cje lidera napisane specjalnie na ten album, jak również kompozy-cje specjalnie napisane na dwa europejskie festiwale jazzowe. Dzię-ki otwartości umysłu i wrażliwości lidera początek albumu otwie-

ra „Prelude” za którym podąża-ją „Playing” , „Suite”, „Commu-nion”, „Circling”, „Glasgow In-tro”, „On Every Corner”, „The Well”, „Communion,var”, „Intu-ition”. Dźwięk fortepianu Gusta-vsena przywołuje znane i charak-terystyczne dla siebie ciepło i de-likatną barwę. Już po tych dźwię-kowych smaczkach dostrzec moż-na wyśmienitą grę tenorzysty,To-

re Brunborga. Melodyjność jego gry łączy się z głębokim brzmie-niem w którym odnaleźć można również bluesowe korzenie. Feno-menalnie wspierają go dwaj inni zdyscyplinowani muzycy: perkusi-sta Jarle Vespestad i kontrabasista Mats Eilertsen. Oni też na sam koniec serwują fanom jazzu „Inside” w którym napotykamy na nie-zwykle, świeże odczucie przebywania w nordyckiej, pełnej i nieska-zitelnej przestrzeni. Ta płyta po raz kolejny pokazuje, iż Artysta rozwinął swoje umiejętności i skrystalizował swój muzyczny styl, styl rozpoznawalny od pierwszego dźwięku. Tak zdarza się tylko nielicznym.

THE PUPPINI SISTERS – „Hollywood” wydawnictwo:

Verte/ Universal Music Polska

Moda na odkurzanie stareńkich przebojów z lat 30. i 40. nie maleje. Amerykańskie gwiazdy muzyki popularnej, co rusz

wplatają do swojego repertuaru utwory z dawnych lat, kiedy domi-nował swing. Wielobarwna muzyka retro przewija się w wielu pro-dukcjach filmowych, które powstały w studiach Hollywood. Fascy-nacja wielkimi gwiazdami Hollywood spowodowała, iż trójka uro-kliwych dziewcząt ( Stephanie O’Brien, Marcela Puppini i Kate Mullins) wniosła do muzyki rozrywkowej zupełnie coś nowego. Już sam utwór tytułowy „Hollywood” otwierający ich najnow-szy album mówi za siebie. Nieśmiertelny przebój Marilyn Mon-roe „Diamonds Are A Girl’s Best Friend” dzięki The Puppini Si-

sters zyskał nowego wyrazu. Gershwinowski „I Got Rhythm”, któ-ry grany był w niezliczonych wersjach odświeżony został z nieby-wałą kreatywnością podobnie jak „Moi Je Joue”. Wokalistki zmie-rzyły się z nieśmiertelnymi prze-bojami jak: „Moon River” Hen-ry’ego Manciniego czy „Septem-ber Song” spopularyzowanego przez Franka Sinatrę. Ich wersje sławnych standardów przykuwa-ją uwagę od pierwszej chwili. Kie-dy chwytają się za „I Feel Pretty” zdradzają swoje fascynacje burle-ską i  zachłystywaniem się obra-zem „Trio z Belleville”. Umiejętność łączenia trójgłosu to wielka sztuka wokalna, która udała się The Manhattan Transfer i New York Voices. Teraz prym wiodą Angielki z The Puppini Sisters , które choć nie są siostrami jak amerykańskie The Andrews Si-sters, to znakomicie się dogadują wokalnie. Muzyka daje im ra-dość podobnie jak słuchaczom. Kiedy płyta się kończy utworem „Parle Plus Bas” powracamy znów do „Hollywood” i tych nieza-pomnianych filmowych przebojów wylansowanych niegdyś przez braci Dorsey i  inne wielkie orkiestry nagrywające w  filmowych studiach Los Angeles.

LORA SZAFRAN – „Sekrety Życia według Leonarda Cohena”

wydawnictwo: Sony Music Poland

Należy do najciekawszych wokalistek jazzowych na polskiej sce-nie jazzowej. Poza stricte jazzem coraz częściej jej głos można usły-szeć w popowym repertuarze. Podobnie dzieje się na jej najnowszej płycie wypełnionej utworami kanadyjskiego poety i pieśniarza Le-onarda Cohena. Utwory tego znakomitego artysty rozkochanego przez polską publiczność mają uniwersalny wymiar. Duża w tym zasługa popularyzatora jego twórczości nieodżałowanego Macie-ja Zembatego. Lora Szafran sięgnęła do nieco starszego repertu-aru Cohena wybierając utwory pod kątem nieco innych tłumaczeń m.in. Daniela Wyszogrodzkiego czy Pawła Orkisza. Do tego drugie-go autora należy tłumaczenie utworu „Gdzieś na sercu dnie”, któ-ry przepięknie wyśpiewuje Lora Szafran. Płytę na której znalazło się 12 utworów otwiera „Goście” a zaraz po nim pojawia się słynna „Zuzanna”. Wokalistka podchodzi do każdego z utworów: ( „Zamglo-ne życie”, „Tańcz mnie po miło-ści kres:, „Kto w  płomieniach”, „Jeśli wola twa”, „Oto jest”, :Od-chodzi Aleksandra”)z wielkim dy-stansem wywołując niebywałe emocje. Lora Szafran śpiewa a właściwie melorecytuje utwory Le-onarda Cohena, które mimo iż brzmią nowocześnie to nie zmieni-ły swej harmonii. Wzbogacone zostały o aranżację i instrumenta-rium ( puzon, trąbkę, saksofon sopranowy, klarnet, klarnet baso-wy a nawet harfę). Promujący teledysk do utworu „Na tysiąc piesz-czot w głąb” to zupełne inne podejście estetyczne Lory Szafran. Wokalistka przygotowując materiał na ten album nie zapomniała o dwóch największych przebojach Leonarda Cohena („Słynny nie-bieski prochowiec” oraz „Alleluja” zmniejszając formę tych piose-

ra „Prelude” za którym podążają „Playing” , „Suite”, „Communion”, „Circling”, „Glasgow Intro”, „On Every Corner”, „The Well”, „Communion,var”, „Intuition”. Dźwięk fortepianu Gustavsena przywołuje znane i charakterystyczne dla siebie ciepło i delikatną barwę. Już po tych dźwiękowych smaczkach dostrzec można wyśmienitą grę tenorzysty,To

Page 15: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 13

nek zachowując przy tym pełny tekst jakże ważny w warstwie mu-zycznej. Mimo iż znamy setki wersji piosenki „Alleluja” to ta jest zupełnie inna.Utwory Leonarda Cohena pisane z męskiej perspek-tywy wokalistka śpiewa tak jak czuje i to chyba jest najważniejsze.

JOANNA KONDRAT – „Samosie” wydawnictwo: Moderna

Już dawno nie pojawiła się na polskiej scenie muzycznej taka wo-kalistka, która spełnia oczekiwania miłośników niebanalnych tek-stów, ciepłego głosu oraz dobrej aranżacji i wykonawstwa. O kim mowa o Joannie Konrad wokalistce, która w ten sposób traktuje swoją sztukę wokalną. Nie jest to jednak debiutantka. Już swego czasu doceniona została głównymi nagrodami na największych fe-stiwalach piosenki autorskiej. Teraz, kiedy muzyka otwiera się na inne dziedziny sztuki artystka odważyła się połączyć te klimatycz-ne fascynacje z  pulsującym jazzem. Jak wyszło?. Znakomicie !!! To połączenie różnych temperamentów i oczekiwań muzycznych twórców albumu m.in.( Marcina Kiełbasy czy Krzysztofa Napiór-kowskiego). Tego drugiego muzyka nic a nic nie łączy z gitarzystą

Markiem Napiórkowskim ( mimo iż swego czasu obaj panowie po-dali sobie rękę). Zestaw muzyków przebogaty a wśród nich Trio pia-nisty Macieja Tubisa. Wokalist-ka świadomie i odważnie czerpie z doświadczenia wybitnych i roz-poznawalnych stylistycznie mu-zyków, jak Paweł Bzim Zarecki, Robert Szydło czy Przemek Pa-can. Każdy z 11 utworów na pły-

cie („Kawa”, „Będę obok”, „Sny”, „Twierdza”, „Jezioro”, Samo-sia”, „Jeszcze nie teraz”, „Jasny”, „Gruba skóra”, „Może lepiej”, „ Ptaki” ) to osobiste i dojrzałe wyznania Joanny Konrad a zara-zem trudne do sklasyfikowania poprzez jej wyjątkową otwartość. Album znakomicie łączy różne gatunki muzyczne, czego wyrazem jest świetne brzmienie. Otwarte aranżacje wokalne i instrumen-talne zadowolą miłośników jazzu, a osobiste teksty Joanny Kon-rad z pewnością dotrą do wymagających miłośników piosenki au-torskiej. Cudowna płyta, od której trudno będzie się uwolnić.

CZESŁAW MOZIL – „Czesław Śpiewa Miłosza”

wydawnictwo: Mystic Production

Imiennik Miłosza po licznych reinterpretacjach wierszy przez in-nych polskich artystów ( Stanisława Sojki, Agi Zaryan) nie chcąc być gorszy od nich nagrał płytę, gdzie interpretuje po swojemu liry-kę wielkiego polskiego wieszcza. Wykorzystuje swój wokal i instru-mentarium, które na poprzednich albumach doskonale charakte-ryzowały jego talent. Akustycz-ne dźwięki kontrabasu, pianina i  trąbki mieszają się tu z  nietu-zinkową muzyką Mozila. Słychać wyraźne delikatne akcenty baro-kowych skrzypiec i  harfy, które przeplatają się z fragmentami jaz-zu, walca i teatralnego popu. Uni-kalna oprawa albumu to cykl ob-razów indywidualnie namalowa-

nych do każdego z 10 utworów, który otwiera „Słońce”. Tęsknota łączy się z namiętnością, co wyraźnie słychać w kilku innych utworach („Poeta”, „Droga”, „Walc”). Odnajdujemy cie-kawe interpretacje muzyczno- wokalne, jak choćby „Do Laury” oraz zabawny, pomysłowy utwór „Do polity-ka”. Album wieńczy znakomity finał a to za sprawą dwóch utwo-rów: „One” i „Postój zimowy”, które są nieprzeciętnej urody. Po-przez nowe wersje wierszy Miłosza w wykonaniu Czesława Mozi-la młodzi słuchacze odkrywają kolejne oblicza poety, interpretują fragmenty wierszy i wczuwają się w poetycki nastrój, który stwo-rzył Mozil na potrzeby tego albumu. Mimo iż w pewnym stopniu stracił przy tym pewien polot, świeżość, co dobitnie charakteryzo-wały jego poprzednie albumy („Debiut” i „Pop”) to na tym krąż-ku pokazał się z nieco innej strony odsłaniając swoją liryczną natu-rę. Ideą albumu jest pokazanie wierszy Miłosza w nieco inny spo-sób przez pryzmat normalnego człowieka, którego słowa są bliskie i dostępne dla wszystkich. Mozil szukał w tej poezji czegoś bliskie-go także dla siebie znajdując jak słyszymy własny rys.

FOREIGNER – „Acoustique” wydawnictwo: Edel/ Mysic Production

W latach 80. zespół wylansował świetny przebój “Urgent”, który uplasował się na amerykańskiej liście tygodnika Billboard. W tam-tych też okresie świetnie sprzedawały się ich albumy a  sam ze-spół zdobywał ogromną popularność na całym świecie. Po wielu latach z  oryginalnego dawnego zespołu pozostał jedynie gitarzy-sta Mick Jones. Pozostali muzycy tworzący grupę to: Kelly Hansen ( śpiew , instr. perkusyjne),Jeff Pi-lon (gitara akustyczna),Tom Gim-bel (gitara akustyczna, saksofon, flet) , Michael Bluestein (forte-pian), Mark Schulman (instr. per-kusyjne) i  Gilmar Gomes ( instr. perkusyjne). W tym składzie mu-zycy weszli do studia Sear Sound w Nowym Jorku aby dokonać na-grań w wersji unppluged. Tym samym zainicjowali pierwszy w hi-storii zespołu album w wersji akustycznej zawierający wszystkie klasyczne kompozycje znane z repertuaru Foreigner. Nowy woka-lista Kelly Hansen świetnie operuje głosem począwszy od otwie-rającego krążek utworu „Long, Long Way From Home” poprzez „Cold As Ice”, „The Flame Still Burns”, „Double Vision”, „Fool For You Anyway”, „Say You Will”, „Starrider”, „Waiting For A Girl Like You”, „Feels Like the First Time” aż po zamykający „That’s All Right” znany z  interpretacji Elvisa Presleya. Tymi piosenka-mi sprzed lat Kelly Hansen potrafił zbliżyć się do dawnych utwo-rów wyśpiewanych przez pierwszego wokalistę Lou Gramma. Do-datkowo producent Jeff Pilon i Mick Jones raczą fanów grupy Fo-reigner bonusowymi kawałkami z którym trzy znalazły się na tym krążku m.in. „Save Me (New Song – 2011), „I Want To Know What Love Is (2011 Version) i „When It Comes To Love”. Utwory wyraź-nie trzymają się pierwowzorów i tylko nieliczne smaczki aranżacyj-ne naprowadzają słuchacza na nowe ich opracowania. Najnowsze wydawnictwo Foreigner (Cudzoziemców) pokazuje w jakiej znako-mitej jest formie zespół i jak wiele im zawdzięczamy. Kto jeszcze do tej pory nie zetknął się z muzyką tej grupy powinien sięgnąć po ten album pełen akustycznych przebojów. Andrzej Patlewicz

Markiem Napiórkowskim ( mimo iż swego czasu obaj panowie podali sobie rękę). Zestaw muzyków przebogaty a wśród nich Trio pianisty Macieja Tubisa. Wokalistka świadomie i odważnie czerpie z doświadczenia wybitnych i rozpoznawalnych stylistycznie muzyków, jak Paweł Bzim Zarecki, Robert Szydło czy Przemek Pacan. Każdy z 11 utworów na pły

datkowo producent Jeff Pilon i Mick Jones raczą fanów grupy Foreigner bonusowymi kawałkami z którym trzy znalazły się na tym krążku m.in. „Save Me (New Song – 2011), „I Want To Know What Love Is (2011 Version) i „When It Comes To Love”. Utwory wyraźnie trzymają się pierwowzorów i tylko nieliczne smaczki aranżacyjne naprowadzają słuchacza na nowe ich opracowania. Najnowsze wydawnictwo Foreigner (Cudzoziemców) pokazuje w jakiej znakomitej jest formie zespół i jak wiele im zawdzięczamy. Kto jeszcze do tej pory nie zetknął się z muzyką tej grupy powinien sięgnąć po ten album pełen akustycznych przebojów.

Page 16: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a14

Ostatni akcent muzyczny w Klubie utopia

W  niedzielny wieczór 4 marca w  wiedeńskim klubie Uto-pia rozbrzmiały zgoła inne dźwięki niż kojarzące się z tym

miastem walce Straussa. Za sprawą Krzysztofa Wodniczaka i Ewy Paprotnej Wiedeńczycy usłyszeli największe przeboje Cze-sława Niemena.Pracownicy wiedeńskiego kluba Utopia byli mocno zaskoczeni, gdy klub wypełnił się ponad dwustoma widzami. Zazwyczaj w nie-dzielne wieczory mało kto tu zagląda. Tą niespodziankę sprawiła wiedeńska Polonia wraz z konsulem RP w Austrii Tadeuszem Ole-wińskim. Ale okazja była niezwykła – 73. rocznica urodzin Cze-sława Niemena. Koncert przypominający różnorodną twórczość artysty prowadzili Romuald Juliusz Wydrzyki i Krzysztof Wod-niczak. Dzięki nim widzowie poznali wiele nowych faktów z życia

Czesława Niemena. Ale oczywiście najważniejsza była jego mu-zyka. Ogromne wrażenia na widzach zrobił Romuald Andrzejew-ski, który na instrumentach klawiszowych wykonał utwory in-spirowane kompozycjami Niemena z okresu el muzyki. Podwójne instrumenty klawiszowe wybrzmiały w pełni, a instrumentalista zadbał o wyrazistość wypowiedzi i należycie zrozumiał wypełnie-nie przestrzeni, podobnie jak to robił Czesław. Natomiast Grze-gorz Kupczyk wraz z muzykami z zespołu CETI w hołdzie Nie-menowi zaśpiewał piosenki Pamiętam ten dzień, Ptaszek i Com uczynił. Nie zabrakło także innych piosenek z wczesnego okre-su piosenkarza. Natalia Janowska przypomniała zgromadzonej publiczności Domek bez adresu, Płonącą stodołę, Obok nas i Za-bawę w Ciuciubabkę. Największe wrażenie na widzach zrobił te-nor Opery Wrocławskiej Jarosław Królikowski, który przy akompa-niamencie Romualda Andrzejewskiego dał niezwykły recital. Pola-cy mieszkający w Wiedniu zupełnie nie słyszeli wcześniej tego wo-kalisty - a trzeba dodać, że jeszcze za życia Niemen „namaścił go” jako autoryzowanego wykonawcę swoich piosenek. Jego głos chwi-lami do złudzenia przypominał głos Czesława. Na początek zaśpie-wał piosenkę z filmu „Czarny Orfeusz”, czyli utwór który Niemen zaprezentował podczas Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie. Następnie Królikowski zaprezentował wiedeńskiej Polonii Wspo-mnienie, Sukces i Włóczęgę. A już w towarzystwie muzyków z ze-społu CETI Fantasmagorię, Pod Papugami, Dziwny jest ten świat oraz Sen o Warszawie. W finale koncertu wszyscy wykonawcy za-śpiewali po jednej zwrotce piosenki Jednego serca. W licznych roz-mowach kuluarowych, jakie odbyły się koncercie nasi rodacy wyra-żali zdumienie istnieniem w Polsce tak wspaniałych wykonawców, gdyż na co dzień karmieni są jedynie komercyjną papką jaką poka-zują polskie telewizje z TVP na czele. Jerzy Jernas

Fot.Mariusz Michalski i Michał Wloch

NiemennadmodrymDunajem

Natalia janowska – wokal, jarosław Królikowski – wokal , Romuald Andrzejewski – keaybord i Krzysztof Wodniczak – gitara

Page 17: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 15

Nowa Polonijna Agencja Artystyczna VIP i jej szefowa Ewa Paprotna postanowiła zainaugurować działalność kon-

certem dedykowanym Czesławowi Niemenowi Wydrzyckiemu. Dzięki Romanowi Szmeterlingowi ,bratu Anny Jantar, mieszka-jącemu od ponad 30. lat w Wiedniu, postanowili odnaleźć Krzysz-tofa Wodniczaka, ostatniego menedżera Zmarłego Artysty, pro-sząc o  zaproponowanie odpowiednich wykonawców. To Wodni-czak wybrał takich, a nie innych sprawdzonych muzyków na wie-lu koncertach i tematycznych imprezach i... udało się!

Klub Utopia w Wiedniu

Koncert dla około 200 osób, z udziałem konsula Tadeusza Oliwiń-skiego, bardzo serdecznie powitanego przez Ewę Paprotną szefo-wą Agencji VIP. Okazało się także wokalistkę śpiewającą ciepło " To ty mój anioł" (kompozycja Jarosława Kukulskiego). Zapro-siła ona na estradę Romualda Juliusza Wydrzyckiego i Krzysz-tofa , którzy od tego momentu stali się gospodarzami. Ten duet wniósł wiele ożywienia przedstawiając mniej znane fakty biogra-fii Niemena-Wydrzyckiego. Potem na scenie pojawił się Romu-ald Andrzejewski, znany multiinstrumentalista, grający muzykę improwizowaną inspirowaną kompozycjami z okresu el muzyki. Podwójne instrumenty klawiszowe wybrzmiały w pełni, a muzyk zadbał o wyrazistość i wypełnienie przestrzeni ,podobnie jak ro-bił to dawniej Czesław.Kolejnym wykonawcą był Jarosław Królikowski na przyciem-nionym wejściu zaśpiewał a  capella wokalizę dedykowaną Cze-sławowi Niemenowi Wydrzyckiemu. Następnie zaśpiewał utwór wykonywany w Szczecinie na Festiwalu Młodych Talentów z fil-mu "Czarny Orfeusz". Śpiewał także „Wspomnienie”, „Sukces” i „Włóczęgę”.

Rodzynkiem

W polskim ansamblu była wokalistka Natalia Janowska. Wyko-nała dwa utwory: „Obok nas” i „Zabawę w Ciuciubabkę”. Wod-niczak i  Wydrzycki zapowiadając Grzegorza Kupczyka i  muzy-ków z GRUPY CETI. wspomnieli o nagraniu płyty Czarna Róża i udziału w nim Czesława Niemena Wydrzyckiego. Kupczyk śpie-wał „Pamiętam ten dzień”, „Ptaszek”,”Com uczynił” oraz swoją standarową kompozycję „Dorosłe Dzieci” Po przerwie zaproszono Natalię Janowską, która wykonała „Domek bez adresu” i „Pło-nącą stodołę”. Po czym zagrał instrumentalny mix w wykonaniu R. Andrzejewskiego, gitarzysty Janusza Musielaka i J. Królikow-skiego. Zespół przedstawił kilka utworów: „Fantasmagorię”, „Pod Papugami”,” Dziwny jest ten świat”, „Sen o Warszawie”.

Kibice Legii

Obecni w klubie śpiewali najgłośniej dając wyraz, że to ich hymn i nikt im tego nie odbierze! Na finał. weszli na estradę wokaliści i muzycy i po jednej zwrotce zaśpiewali symbolicznie „Jednego serca”. To utwór kończący koncert.

Były bisy

I  chóralne śpiewy. Po koncercie spotkanie z  organizatorami, przedstawicielami mediów polonijnych, sympatykami .Rozmo-wy i wspomnienia potwierdziły, że czas upłynął, ale nie przemi-ja. Jest zawsze wiele wspólnych wrażeń, niezapomnianych kon-certów, płyt i imprez, które łączą pokolenia. Można nieskromnie podsumować - Wiedeń znowu zdobyty!

Andrzej Sikorka

Znowu zdobyty!

magazyn muzyczny b r z m i e n i amagazyn muzyczny b r z m i e n i amagazyn muzyczny 15

Starci Panowie Dwaj Romuald juliusz Wydrzycki i Krzysztof Wodniczak

Page 18: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

16

Obowiązkiem recenzenta jest pozbawione emocji, obiektyw-ne i odpowiedzialne zaprezentowanie swojej opinii. W przy-

padku tego muzycznego giganta, który grał z największymi i za największego jest uznawany, bardzo trudno jest emocje opanować. Dla mnie jest to zadanie tym trudniejsze, że jego twórczość wywar-ła bez wątpienia swój wpływ na moją wrażliwość muzyczną, a Ele-gant Gypsy czy Splendido Hotel słuchałem z wypiekami na twa-rzy z czarnych krążków „jeszcze ciepłych” (jak to się teraz mówi, „z pierwszego tłoczenia”), przywiezionych przez mojego przyjacie-la Bogdana P. zza oceanu (Bogdan, pozdrawiam i dziękuję).

Al Di Meola jest instrumentalistą błyskotliwie sprawnym, wszechstronnym i  jednocześnie kompozytorem i  producentem muzycznym gruntownie wykształconym. Rozpoczynając swoją karierę muzyczną współpracą z „największymi tego świata” jaz-zu (pierwsza płyta z legendarną grupą Return to forever w 1974, a  następne w  kolejnych latach) i  ambitnej muzyki popularnej (współpraca ze Stevie Winwoodem, Lenny Whitem, Paulem Si-monem, czy Carlosem Santaną) i utrzymując się przez ostatnie czterdzieści lat na absolutnym top’ie, osiągnął w świecie muzycz-nym pozycję, która pozwala mu grać, co chce i z kim chce. Artysta swobodnie i bez ograniczeń poddaje się klimatom muzyki śródziemnomorskiej, tak bardzo z nim kojarzonej przez pamięć dla Śródziemnomorskiego tańca słońca, jak i utworów wcześniej-szych z płyty Elegant Gipsy, harmoniom i  rytmikom flamenco, jak i  jazzowym eksperymentom jazz fussion. Świeże i pasjonują-ce przygody z gitarą akustyczną przeplata porywającymi brzmie-niami elektrycznymi. Al. Di Meola jest Obywatelem Świata w pełnym tego słowa zna-czeniu. Jest niezwykle aktywny muzycznie, przemieszcza się z kontynentu na kontynent i  tworzy muzykę w której, jak w ty-glu łącza się brzmienia różnych kontynentów (doskonałe przy-kłady takiej wszechstronności znajdują się na początku i na koń-cu płyty Orange and Blue z 1994 r.). Jego oficjalna strona internetowa informuje, że 1. 07. zagra w Wiedniu, 2. 07. w Mediolanie, 4. 07. w Lublanie, 5. 07. w Ham-burgu, 8.07. w Gandawie, 9. 07 w Reims itd.

Komponowanie muzyki będącej odbiciem jego wrażliwości mu-zycznej i prezentowanie jej w ramach programów World Sinfonia jest chyba największa i nieprzemijającą jego pasją, a dla słucha-czy – muzyczną ucztą powracająca co dekadę (premiera pierwszej World Sinfonia to 1991 r., kolejnej rok 2000 i wreszcie ta, któ-rej byliśmy świadkami, zapoczątkowaną koncertami New World Sinfonia w 2008 r. i realizowana w aktualnym składzie od poło-wy 2011 r. ). Płyta Pursuit of Radical Rhapsody (2011) powstała z udziałem muzyków towarzyszących artyście w trasie koncerto-wej. Na warszawskim koncercie zaprezentowano przede wszyst-kim niektóre utwory zamieszczone na płycie, uzupełniając reper-tuar utworami starszymi. Koncert miał charakter w pełni aku-styczny (Mistrz oczywiście korzystał z  elektroniki modulującej brzmienie gitary, jednak czynił to z właściwym sobie umiarem). Program koncertu był w  pełni spójny, a  miłość artysty do ryt-micznych brzmień perkusji i  instrumentów perkusyjnych, któ-rej tak wielokrotnie dawał znać np. na płycie Orange and Blue (1994), gdzie gra na perkusji i instrumentach perkusyjnych obok Steve Gadda, Manu Katche i Petera Erskine, tu także dała o so-bie znać, gdy wszyscy muzycy grali na swoich instrumentach, jak na instrumentach perkusyjnych. Tu także, znalazły się par-tie wokalne wykonane przez Fausto Bacalossiego, , w  których głos akordeonisty traktowany jest jak instrument równorzędny innym instrumentom (podobnie jak na płycie Orange and blue). Towarzyszący artyście muzycy dłużej współpracujący z nim, per-kusista Peter Kaszas oraz akordeonista Fausto Baccalossi z oczy-wistych względów mieli więcej okazji do zademonstrowania swo-jego wirtuozowskiego mistrzostwa, niż drugi gitarzysta Kevin Seddiki. Częstym gościem towarzyszącym koncertom World Sin-fonii (niestety, nieobecnym na polskich koncertach) jest pianista Gonzalo Rubalcaba, który uczestniczył w nagraniu płyty Pursuit of Radical Rhapsody. Al. Di Meola ma wśród instrumentalistów i wokalistów muzyków, do współpracy z którymi lubi powracać. Należą do nich np. Steve Gadd, który gra na płytach: Tour de Force – Live (1982) i Orange and Blue (1994), czy George Dala-ras: Latin (1987), Orange and Blue (1994), The Running Roads (2001) itd. Oczywiście, trudno sobie wyobrazić inne zakończenie koncertu, niż wykonanie utworu Mediterranean Sundance z pły-ty Friday Night in San Francisco(1980) będącej ogromnym suk-

Al Di Meola

Page 19: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 17

cesem artystycznym i bodajże największym sukcesem komercyj-nym. Trudno sobie również wyobrazić inne przyjęcie tego zakoń-czenia koncertu niż standing ovation.

Artysta z bliżej nieznanych powodów wydaje się darzyć nasz kraj szczególnymi względami, ku ogromnej radości jego fanów odwie-dzając go dosyć często. Nie odważyłem się zapytać Go o te powody, by pozostawać w błogim przeświadczeniu, że są nimi sprawny ma-nagement i  odwzajemnianie sympatii, której uczestnicy koncer-tów nie kryją. Al. Di Meola to wielki artysta i spełniony człowiek (co widać po sposobie bycia na scenie i po koncercie). Jest luźny i uśmiechnięty.  Mimo tego, że zapewne był zmęczony po koncercie i wcześniejszej dalekiej podróży, wyszedł do hallu, by podpisać pły-ty i zamienić kilka zdań z uczestnikami koncertu oraz zrobić pa-miątkowe zdjęcia. Nigdzie się nie spieszył i było widać, że dobrze się tu czuje ... Pokazał klasę i napewno zdobył serca nowych fanów!

tekst i zdjęcia Janusz Stankiewicz

ERA TANGA Aulę Uniwersytetu Medycznego wypełniła publiczność. Panie w kre-

acjach, panowie wygarniturowani, wszak szyld „The World Sinfo-nia” zobowiązuje.Tymczasem na estradę wkroczyło czterech dżentel-menów w dżinsach i tiszertach. W ciągu dwudziestu lat Al Di Meola od-wiedza polskie sceny po raz czwarty i zawsze zaskakuje. Al Di Meola debiutował w  zespole Chica Corei „Return to forever” w  1974 roku, by po dwu latach się usamodzielnić. Albumy „Elegant gypsy”, „Cassino”, „Splendido hotel”, “Land of the midnight Sun”, „Electric rendezvous”, sprawiły, że stał się najpopularniejszym gitarzy-stą jazzrockowym, przedstawicielem latin jazzu, dorównującym sławą Carlosowi Santanie. Niezwykła melodyjność i inwencja, ale też rozpoznawalne po kilku tak-tach brzmienie gitary, mimo stosowania rozmaitych efektów, były źró-dłem sukcesu. Kiedy artysta coraz bardziej zbliżał się do popu, zwłasz-cza na płycie „Vocal Rendezvous” (nawiązanie do wcześniejszej płyty nie przypadkowe) zaczął tracić fanów. W latach dziewięćdziesiątych nastą-pił zwrot w twórczości Al Di Meoli. Rezygnuje z elektrycznego efekciar-stwa i świadomie zwraca się w stronę jazzu, muzyki bardziej kameralnej i akustycznej. Zwrotem było nagranie dwu albumów z orkiestrą symfo-niczną. Nie mały wpływ na to miało 12 lat temu spotkanie z orkiestrą kameralną Agnieszki Duczmal Artysta w dorobku ma ponad 30 płyt. Al Di Meola dla miłośników jazzu był zbyt elektryczny i przearanżo-wany, dla wyznawców innych gatunków muzycznych zbyt eklektycz-ny, ani jednoznacznie rockowy, bluesowy, czy tangowy. Od pierwszych albumów wszystko mieszał i  łączył, co wprowadzało jego płyty na li-sty bestsellerów. Dziś pasma radiowe są sformatowane przez producen-tów i prezenterów, muzycy mieszają i szukają, a przemysł muzyczny na wszystko nakleja etykietki, choć już nikt nie wie, co się pod nimi kryje. Dawniej te podziały były mało ważne i trudno sobie wyobrazić, że We-ather Report, Chick Corea, i nasz bohater trafiali na listy przebojów. Al Di Meola grał rockowo i funkowo, akustycznie i symfonicznie, aż doj-rzał do „The World Sinfonia”. Pod tym szyldem kryje się międzynarodo-wy kwartet; włoski akordeonista Fausto Beccalossi, francuski gitarzy-sta Kevin Seddiki, węgierski perkusista Peter Kaszás, (nieobecny był basista Victor Miranda). Więc co tu symfonicznie? Jego mistrz Astor Piazzolla tango z tawern wprowadził do filharmonii, światowe jest to, że każdy muzyk ma korzenie w innej kulturze. Niczym żeglarze, przy-byli do kolejnego portu z różnych stron świata i spotkać się mogą przy tangu, uniwersalnej formie muzycznej. Jeszcze nie tak dawno, uniwer-

salną formą muzyczną w jazzie był blues, dziś w epoce poszukiwań roz-maitych inspiracji etnicznych w jazzie taką formą staje się tango. Tango w swej formie, określonej przez Astora jako tango nuevo jest for-mą niezwykłą, dającą muzykowi wiele możliwości. Schemat rytmiczny związany z tańcem, powtarzanie frazy niczym kolejne zwrotki piosen-ki, ale z przekształceniami. W jednym utworze można łączyć różne kli-maty i nastroje. Ta forma często posługuje się cytatem, albo łączy dwa, lub więcej tematów muzycznych, podobnie jak w romantycznym ron-dzie, przenikają się, transformują i powracają odmienione. Od nostalgii do euforii, od tanecznej zmysłowości, do balladowej liryczności i nigdy nie wiadomo, jak się utwór rozwinie. Al Di Meola zaczął od suity złożo-nej z kilku tematów niemal klasycznych Astora Piazzolli. Po raz pierw-szy nagrał je na albumie poświęconym klasykowi gatunku w 1990 roku. Dalej przypomniał pozostałe tematy mistrza ze swej najnowszej płyty „Pursuit of Radical Rhapsody”. W drugiej odsłonie rzecz się trochę skomplikowała, bo obok własnych kompozycji inspirowanych Piazzollą, przypomniał standardy, w  tym kompozycje „Somewhere Over The Rainbow” oraz „Strawberry Fields” The Beatles. W trzeciej części bisowej, nie mogło zabraknąć „Mediter-raneanean sundanse”, po raz pierwszy zarejestrowany w albumie „Ele-gant gypsy”. Ten sam temat otwierał słynne spotkanie trzech wirtu-ozów gitary w San Francisco; Paco de Lucia, Johna McLaughlina, i Al Di Meoli w roku 1978. Komplikacja polega też i na tym, że Al Di Meola sięga po rozmaite konwencje, od flamenco, po tango, od funky, po ku-bańską rumbę, od bossanovy, po cygańskie tańce, choć tango dominuje. Jeśli Dionizy Piątkowski dalej będzie poszukiwał takich niezwykłych fu-zji, być może będzie musiał zmienić szyld, z „Ery jazzu”, na „Era tanga”. Muzyczna podróż od Argentyny, poprzez Kubę, do Hiszpanii i Włoch do-starczyła wielu emocji. Nie zawsze towarzyszący muzycy nadążali za gi-tarą Meoli, jedynie czasem akordeonista nawiązywał z nią dialog. Jednak nie można mieć pretensji, skoro ma się do czynienia z  takim wirtuozem. Mimo wszystko mam pretensje do maestro, że nadużywa procesora efektów do akustycznej gitary dodaje pogłos z  fortepiano-wą barwą. Wolałbym, gdyby „The World Sinfonia” była konsekwentnie akustyczna, tak jak jest etniczna. Dobrze, że na koncercie nie było mi-nistra Rostowskiego, bo zauważyłby, że grali ponad dwie godziny, a ma-estro nawet się nie spocił, gra z pasją i radością prawie czterdzieści lat i na emeryturę wcale się nie wybiera.

Andrzej Wilowski

Page 20: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a18

Z archiwum sopockiego pasjonata17 stycznia minęła 8. już rocznica śmierci Czesława Nieme-

na. Ten nietuzinkowy artysta pozostawił po sobie rów-nież liczne sopockie ślady i tropy, po których chciałbym dziś po-prowadzić czytelników „Riwiery”.Na początku lat 60-tych Czesław Juliusz Wydrzycki (bo arty-styczny pseudonim „Niemen”, pochodzący od nazwy rzeki jego dzieciństwa i  dzieciństwa spędzonego na ówczesnych polskich Kresach, przyjął znacznie później) zarabiał na swoje utrzymanie, śpiewając w „Żaku”, w studenckim kabarecie „To tu”. W roku 1962 wystąpił – jako solista – w finale I Festiwalu Młodych Ta-lentów w Szczecinie i wtedy zaczęła się jego przygoda z zespo-łem „Niebiesko-Czarni”, z którym występował później w sopoc-kim „Non-Stopie”.

Żak i Błękitne Pończochy

Pomieszkuje wtedy w… kotłowni klubu „Żak”, później Tadeusz Chyła przygarnia go do swojej sopockiej pracowni przy ul. Obroń-ców Westerplatte. Na początku stycznia 1963 roku przenosi się do swojego przyjaciela, jazzowego - muzyka, Helmuta Nadolskie-go, z którym dzieli wynajmowany pokój w mieszkaniu przy ma-łej, cichej sopockiej uliczce Chodowieckiego 3. Kwaterę te pod-najmował im świeżo upieczony student wyższej Szkoły Muzycz-nej w Sopocie Zdzisław Miodoński, który grał później w kilku ze-społach jazzowych, a w roku 1976 został kierownikiem Wydzia-łu Kultury Urzędu Miasta w Sopocie. Był też jednym z założycie-li Towarzystwa Przyjaciół Sopotu i inicjatorem odbywających się od 30 lat (!) koncertów czwartkowych w Dworku Sierakowskich.W tym sopockim lokum Niemen mieszkał ponad dwa lat, odby-wały się też tam liczne muzyczne próby (m.in. z chórkiem „Błę-kitne Pończochy”, w którym śpiewała Ada Rusowicz, z którą Nie-men przez jakiś czas tworzył parę). Tam właśnie zabrzmiała też po raz pierwszy piosenka „Zabawa w ciuciubabkę”, która szybko stała się przebojem i tam powstała pierwsza samodzielna kom-pozycja artysty – piosenka „Wiem, że nie wrócisz”, do której sło-wa napisał „ojciec chrzestny” polskiego big-beatu i pierwszy me-nedżer Niemena, Franciszek Walicki, kilka lat temu uhonorowa-ny nagrodą Sopockiej Muzy z okazji 50-lecia polskiego rock’n’rol-la. To Walicki był też pomysłodawcą i organizatorem legendarnej sopockiej sceny muzycznej – „Non-Stopu”, gdzie – w roku 1963 usłyszał jego piosenkę reżyser Andrzej Kondratiuk, kręcący aku-rat w Sopocie swój film „Kobiela na plaży”, zrealizowany techni-ką ukrytej kamery. W ten sposób „Wiem, że nie wrócisz” trafiło do tego filmu, jako końcowa ilustracja muzyczna i stało się kolej-nym przebojem Niemena.

I stał się Niemen

W roku 1965 występuje po raz pierwszy jako Niemen (pseudonim wymyśliła mu żona Franciszka Walickiego) wraz „Niebiesko-Czarnymi” na V Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Ope-rze Leśnej w Sopocie. Rok później opuszcza na stałe Trójmiasto, zakładając w Warszawie własną grupę „Akwarele”.W  roku 1970, kiedy ukazuje się album „Niemen Enigmatic”, uznany wiele lat później polską płytą rockową wszechczasów, jedną z nagród na sopockim festiwalu przyznano zachwycają-cą nie tylko oryginalnym głosem, ale urodą (pochodziła z Algie-rii), młodej piosenkarce, reprezentującej Włochy, Faradzie. Gło-śno było wtedy o burzliwym romansie Niemena, który podczas pobytu w  Sopocie nie odstępował Faridy o  krok. Helmut Na-dolski wspominał, jak ukrywali się oni wtedy przed wścibski-mi dziennikarzami i fanami, zamknięci godzinami w jego sopoc-kim mieszkaniu.Jerzy Gruza, długoletni reżyser sopockich festiwali, wspomina też nieco ekstrawaganckie, zarówno prywatne, jak i estradowe, stroje Niemena: „Zawsze był inny, kolorowy, niecodzienny. Do tego trzeba było niezmiernej odwagi. Kiedy przyszedł do Ope-ry Leśnej z zakochaną w nim do nieprzytomności Faridą, miał na głowie sombrero, którym współtworzył jakiś pozaustrojowy świat. Przy nim nie czuło się PRL-u”. Po sopockim festiwalu ta oryginalna para rusza w trasę koncertową po Polsce pod hasłem „Niemen przedstawia Faridę”. Po burzliwym, krótkotrwałym związku artysta pozostawił piosenkarce kilka utworów, które później wykonywała podczas solowej kariery.

Sopockie gwiazdowanie

Niemen zaś powraca do Opery Leśnej w  roku 1974 już jako wielka festiwalowa gwiazda (z własnym nowym zespołem „Ae-rolit”), występując poza konkursem na sopockiej scenie m.in. obok popularnej wtedy grupy „Middle of the Road”. Kilka dni po zakończeniu festiwalu, 27 sierpnia 1974 roku w  sopockim kościele św. Jerzego, ma miejsce niecodzienny koncert. Niemen występuje w nim, jako instrumentalista podczas utrwalania na płytę niecodziennego wydarzenia koncertowego, którego moto-rem był kontrabasista i długoletni przyjaciel, Helmut Nadolski. Wypełniony po brzegi kościół był świadkiem koncertu muzyki niełatwej, wymagającej skupienia, ale wyjątkowo pięknej, któ-ra została utrwalona na czarnej płycie długogrającej „Medyta-cje”. Jej bohaterem był Nadolski (teksty, muzyka, kontrabas), a towarzyszyli mu właśnie Niemen, grający na morgu, Andrzej

Page 21: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 19

WyjątkowykoncertAntoninyKrzysztoń

Na koncertach 10 lutego br. w Warszawiebył rejestrowany materiał do nowej płyty „LIVE”.

Antonina Krzysztoń wraz z Andrzejem Wyrzykowskim w 1980 r. na Fe-stiwalu Piosenki Zakazanej w Hali Oliwii w Gdańsku. Ten debiut za-owocował współpracą z kabaretem „Pod Egidą”. Po ogłoszeniu stanu wojennego zaczęła występować nieoficjalnie w  mieszkaniach prywat-nych, kościołach i wybranych klubach studenckich. W drugim obiegu ukazały się jej trzy pierwsze wydawnictwa (na kasetach magnetofono-wych). W 1983 r. otrzymała nagrodę główną na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie oraz główną nagrodę FAMA. W latach 1984 – 92 współpracowała z gitarzystą Markiem Wallawenderem, będącym także aranżerem jej utworów.Antonina występowała i występuje na wszystkich najważniejszych im-prezach związanych z poezją śpiewaną (min. FAMA, Zamkowe Spotka-nia „Śpiewajmy Poezję”). Wydawcą pierwszej oficjalnej kasety artystki, już w okresie demokraty-zacji życia w Polsce, był Pomaton.W listopadzie 1993 roku piosenka Perłowa Łódź zajęła pierwsze miejsce w plebiscycie Muzycznej Jedynki. To spowodowało, że Antonina stała się wykonawcą znanym szerszej publiczności.

Wiele osób kojarzy ją z  czeskim bardem Praskiej Wiosny ‘68r. – Karelem Krylem. Jej interpretacje utworów czeskiego po-ety znalazły się na pierwszej kasecie, jesz-cze z lat osiemdziesiątych, zatytułowanej „Ballady Karela Kryla”, wydanej w „pod-ziemnym” wydawnictwie „Nowa”. Spo-tkały się one z  uznaniem słuchaczy, jak również samego autora ballad. W roczni-cę śmierci Karela Kryla ukazała się płyta Antoniny Krzysztoń zatytułowana „Czas bez skarg”, której była muzycznym pro-ducentem. Teksty większości piosenek przetłumaczyła Maryna Miklaszewska, współautorka libretta do musicalu „Me-tro”. Przez długie lata współpracowała z dwoma muzykami – Słomą (instrumen-ty perkusyjne) i Kubą (bas), co zaowoco-

wało płytami „Kiedy przyjdzie dzień”, „Pieśni Wielkopostne”, Wołanie”. Antonina ostatnimi czasy gra wiele koncertów w  kościołach, choć jej piosenki, mimo iż dokładnie określone światopoglądowo trafiały i tra-fiają do ludzi o różnych przekonaniach. Raczej stara się szukać tego co nas łączy i nie oceniać, raczej rozważać, zapraszać do zadumy i dialo-gu. Korzysta z folku, który kocha, co wyraźnie słychać w jej balladach. Piosenki i muzyka są różnorodne, więc właściwie każdy może coś zna-leźć w tym dla siebie. Współpracowała też przy projektach innych artystów, m.in. wielokrot-nie z Michałem Lorencem, Grzegorzem Królikiewiczem przy spektaklu teatralnym. Współtworzyła muzykę do filmu dokumentalnego T. Wilde „Czas Słowian”. Była pomysłodawcą i kierownikiem muzycznym płyty „Każda chwila”, przy której współpracowała z Leszkiem Możdżerem, Adamem Pierończykiem, Kubą, Marcinem Pospieszalskim, Joszko Bro-dą, Mieczysławem Litwińskim. Za ten projekt w 1999 r. otrzymała na-grodę Radia Niepokalanów. Dorota Kukieła

Praskiej Wiosny ‘68r. – Karelem Krylem. Jej interpretacje utworów czeskiego poety znalazły się na pierwszej kasecie, jeszcze z lat osiemdziesiątych, zatytułowanej „Ballady Karela Kryla”, wydanej w „podziemnym” wydawnictwie „Nowa”. Spotkały się one z  uznaniem słuchaczy, jak również samego autora ballad. W rocznicę śmierci Karela Kryla ukazała się płyta Antoniny Krzysztoń zatytułowana „Czas bez skarg”, której była muzycznym producentem. Teksty większości piosenek przetłumaczyła Maryna Miklaszewska, współautorka libretta do musicalu „Metro”. Przez długie lata współpracowała z dwoma muzykami – Słomą (instrumenty perkusyjne) i Kubą (bas), co zaowoco

Nowak na organach oraz znany aktor Olgierd Łukaszewicz. Na okładce tej płyty znaleźć też można poetycką refleksję samego Niemena, chyba dość dobrze oddającą charakter jego „muzycz-nej filozofii”:

„Uczmy się – odczuwać głębiej niż rozum praktycznie nakazuje Kochać piękno i odnajdywać je w sobie samychSłuchać muzyki angażując jedynie serca sumienia…”

W  roku 1976 znów występuje na festiwalu jako gwiazda z  po-zakonkursowym recitalem, ale jego nagrane występy telewizja wstrzymuje. Kiedy w roku 1979 po raz kolejny otrzymuje taką propozycję, ku zaskoczeniu wszystkich, odmawia.„Jerzy Gruza zaproponował mi występ w Sopocie. Odparłem: - Co, znowu będę gwiazdować? Ponieważ tyle razy mnie zdejmo-wano z anteny, zgodzę się na występ, jeśli umieścicie mnie w kon-kursie. Zażartowałem. Minęły dwa tygodnie, zadzwonił Gruza i zaproponował występ w konkursie. Złapałem się za głowę. Mia-łem jednak kilka piosenek, fajny motyw z telewizyjnego serialu „Rodzina Leśniewskich”, do którego pisałem muzykę. Pasował do wiersza Jarosława Iwaszkiewicza „Nim przyjdzie wiosna”. Wygrałem…”Niemen zdobył wtedy Grand Prix – główną nagrodę sopockie-go festiwalu, do której dodatkiem był piękny jacht pełnomorski, zajmujący podczas koncertów honorowe miejsce na scenie Opery Leśnej. Nagroda ta nigdy do artysty jednak nie trafiła i ciekawe skądinąd, co się z nią później stało.

Fruwające marynary dinozaurów

Rok później, kiedy w  gdańskiej stoczni trwały sierp-niowe strajki i  rodziła się właśnie „Solidarność”, Nie-men występował na sopockim festiwalu – obok takich gwiazd jak Gloria Gaynor i  Petula Clark. Z  telewizją poróżnił się jednak na dobre, kiedy dopuściła się ha-niebnej manipulacji na jego osobie na początku stanu wojennego, emitując odpowiednio zmontowany, archi-walny wywiad z  artystą. Ale po reaktywacji sopockie-go festiwalu w roku 1984, piosenki Niemena były wciąż obecne na scenie Opery Leśnej, bowiem najczęściej wy-bierali je zagraniczni uczestnicy konkursu o  nagrodę „Bursztynowego Słowika”. Nagrody te zdobywały ich interpretacje m.in. piosenek „Dziwny jest ten świat” czy „Jednego serca”.Sam Niemen triumfalnie powrócił na deski sopockiego amfite-atru podczas dwóch pamiętnych koncertów „Old Rock Meeting – Czy nas jeszcze pamiętasz?” z 11 i 12 lipca 1986 roku, które zor-ganizowano z inicjatywy niestrudzonego Franciszka Walickiego, jako hołd dla polskich muzyków, którzy rozpoczęli swoje kariery w latach 60-tych. To było autentyczne „Srebrne wesele” polskie-go rocka, z nadkompletem na widowni Opery Leśnej, z chóral-nym wykonaniem „Sto lat!”, z fruwającymi marynarkami, z łza-mi wzruszenia w oczach i ponadpokoleniową integracją. Finałem tych koncertów był samodzielny recital Niemena i wspólne wy-konanie z nim przez wszystkich wykonawców jego piosenki „Czy mnie jeszcze pamiętasz” ze zmienionym nieco na te okazję tek-stem Walickiego.Wówczas było to na pewno pytanie wyłącznie retoryczne.”

Wojciech Fułek

Page 22: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a20

U C H E M A D A M A

U C H E M A D A M A

PRODUKTY SPECJALNE

Niezależnie od wymienionych Monster wydaje serie limitowanych produktów dla snobów, zgodnie z zasadą, iż niektórzy lubią mieć coś ekstra – niezależnie od ceny. Są to płyty w niewielkiej ilości tytułów (i w „normalnej” cenie) jak, np.: Super Audio CD – Ray Charles, An-julie, George Benson; Video Super DVD – 3 Doors Live, Peter Cincot-ti Live in NY. Lub płyty będące ozdobą serii produktów – oczywiście w limitowanej ilości. Takim przykładem produktów specjalnych są dwa zestawy słuchawek demonstrowanych na IFA, ale w dystrybucji od stycznie br. Przy czym w nazwie firma rzadko posługuje się termi-nem <headphones – słuchawki> a częściej <In-Ear Speakers – gło-śniki do uszu>. Zestaw <Miles Davis Tribute> w cenie ok. 500 dola-rów składa się z: zestawu izolujących od otoczenia nakładek, specjal-nej płyty testowej, trzech luksusowo wykonanych etui-pokrowców w kolorze ciemny błękit, kabla - specjalnego uchwytu powodujące-go „lekkość” słuchawek. O parametrach technicznych i dwu pły-tach „Kind of Blue” ze Złotej serii na 50-lecie, płycie DVD i 24 str. książeczce wręcz się nie wspomina. Tańszy jest zestaw <Miles Da-vis Trumpet> za ok. 350 dolarów, posiadający wszystko, co droższy, lecz wyposażony w płyty „Sketches of Spain”, także w wersji Mon-ster High Defination Stereo (HDS) i High Definition Surround So-und (na zdjęciu). Dodatkowo zestaw słuchawkowy dostosowany jest do pracy z iPhonem i iPodem. Skoro już z grubsza wiemy, o co, cho-dzi, to przejdźmy do meritum – nagrań Lee Ritenoura i jego kolegów.

CO ZAWIERA ALBUM?

Dwie płyty: jedna w formacie DVD (audio+video), druga „normal-na” CD, dwie książeczki – po jednej do płyt; kupon na 50 dolarów do zakupu produktów Monster oraz sam album ze szczegółami. Zawar-tość muzyczna obu krążków różni się nieznacznie: I-szy DVD ma 15 utworów, II-gi CD – 17, przy czym inna jest kolejność. Lecz nagrania powstały podczas tych samych sesji. Nazwa DVD nie sugeruje zapi-su równoległego video, nic bardziej błędnego. Jakkolwiek w jednym z punktów menu znajdujemy ok. 30 min. zapis „Behind the Scenes Video on the Making of 6 String Theory”. Po prostu muzycy w stu-dio dyskutują o owym projekcie „6 String”, ewolucji technik mu-zycznych, sprzęcie i nawet o sposobach nagrywania (pracy w stu-dio). Mentorem jest Lee Ritenour, dzielnie wspomagany przez Steve-’a Lukathera – pamiętajmy, iż jest to faktycznie spotkanie na szczy-cie. Generalnie mamy folder <Digital Music Files> z rozbiciem na: A/Windows – dwa subfoldery WMA (192 kbps) i Dolby Digital na słuchawki (Surrround) B/na MAC-a - AAC (320 kbps), co umożliwia błyskawiczne załadownie, np. iPodu. Najważniejszy jest plik „In the Studio” High Definition Surround Experience zakodowany w dts o rezolucji 96/24 (1,5 Mbps bit-streaming). Aby ułatwić korzystanie z tych wielokanałowych nagrań potrzebny jest dekoder dts w na-szym odtwarzaczu kina domowego. O kompletnym zestawie kolumn głośnikowych i odpowiednim pokoju odsłuchowym – nie wspomnę. To oczywistość. Słuchanie całości na zestawie małych głośniczków w tekturkowych obudowach rodem z <Marketów dla Idiotów> mija się z celem. Tak jak słuchanie II-go krążka CD, specjalnie zmikso-wanego (HDS) na potrzeby audio-fiłów, na byle czym nie ma sensu.

KTO I CO GRAŁ

Międzynarodowy projekt ”6 String Theory Guitar Competition” miał charakter konkursu i polegał na wyłonieniu muzycznych ta-lentów. Pracowało przy nim kilkadziesiąt osób z Yamahy, Monster Music oraz Berklee College of Music. Wyłoniono 6 laureatów: Shon Boublil (Kanada) – klasyka; Brooks Robertson (USA) – country; Jo-han Jorgensen (Dania) - jazz/fusion; Jason Thomason (USA) – blu-es; Manuel Bastian (Niemcy) – rock i David Brown-Murray (Irlan-dia) – kat. akustyczna. Oto niektóre (powtarzające się na płytach) nagrania: LAY IT DOWN – Lee Ritenour (lewy kanał), John Scofield (prawy), Larry Goldings – organy; AM I WRONG – Keb ‘Mo’ – 1,2,3 chorus + śpiew, Taj Mahal – gitara, harmonijka i śpiew (prawy), Lar-ry Goldings – Rhodes i klawinet; L.P. (FOR LES PAUL) – Lee Riteno-ur 1-sze solo (lewy), Pat Martino 2-gie solo (prawy); GIVE ME ONE REASON – Joe Bonamassa – 1-szej części + śpiew, Robert Cray 2-ga część + śpiew oraz m.in. Larry Goldings na Wurlitzerze i Vinnie Co-laiuta na bębnach; „68” – Neal Schon – 1-sze solo (lewy), Steve Lu-kather – 2-gie solo (prawy) i Slash – w centrum, zanikający; MOON RIVER – George Benson & Joey DeFrancesco (organy); WHY I SING THE BLUES – wejście B.B. Kinga, 1-szy wokal+solo Keb, 2-gi wokal+solo B.B. 3-ci wokal+solo Vince Gill, 4-ty wokal+solo Jon-ny Lang oraz Lee Ritenour w całości; FREEWAY JAM – Lee (lewy), Tomoyasu Hotei (centrum), Mike Stern – 1-sze solo (prawy), na ba-sie – Melvin Davis; obie płyty kończy trzy i pół minutowe CAPRI-CES, OP. 20, NO. 2 AND 7 Luigi Legnani, gdzie słyszymy nagrodzo-nego Kanadyjczyka Shona Boublila. WAŻNE - KTO I NA CZYM GRAŁ? Zapyta ktoś, czy to istotne, którego muzyka słyszymy w lewym czy prawym kanale, z przodu czy z tyłu? Czy to ważne, kto z kim, grał, w jakim studio, na jakich gitarach, jakich używał wzmacniaczy i strun oraz kto nagrywał, a kto miksował, itd.? Odpowiem – ważne, tak samo jak muzyka, jaką muzycy zagrali. W książeczce całą stro-nę drobnym druczkiem zajmuje tabela: muzyk – model gitary – uży-wany wzmacniacz. Ot, dla przykładu: Benson – Gibson L5 – Bugera 333XL, Bugera 4x12 Cabinet; Bonamassa – Bonamassa Gibson Les Paul #279 in Candy Apple Blue – 1974 Mesa Boogie Mark 1; Bo-ublil – Martin Blackwell Concert Guitar; Robert Cray - Fender Stra-tocaster – Divided by Thirteen JRT 9/15; B.B. King – Gibson Lucil-le (która to już?) – Fender Twin; Lukather Music Man “Luke” gu-itar w. EMG SL pickups – Marshall JCM2000 w.4x12 Cabinet; Taj Mahal – DMT Custom Guitar z robionym także na zamówienie gry-fem; Ritenour – różne odmiany Gibsona, Fendera i Yamahy, w tym odmiana Roger Sadovsky Classical/Electric – wzmacniacze Fendera, Bugera i Mesa Boogie; Scofield – Ibanez AS200 – Vox AC30 i Slash – model na zmówienie Gibson 2010 Slash model Les Paul – wzmac-niacz taki sam jak Lukathera. Nagrań dokonano głównie w 2010 r. studiach amerykańskich – Zachodniego Wybrzeża, japoński gita-rzysta Hotei dograł swoje partie w studio DADA w Tokio. Muzy-ka, dobór utworów a przede wszystkim wykonania są poza wszelką dyskusja – wszak to klasa mistrzowska! Wydawcą albumu jest Con-cord Records 2010 <www.concordmusicgroup.com> przy współpra-cy MonsterMusic <wwwMonsterCable.com> .

Adam St. Trąbiński

Page 23: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 21

Charakterystyczna melodia harmonijki i śpiewu, rozpoczyna-jąca Rawę Blues Festival rozbrzmiała ostatnio 4 lutego w

dalekim Memphis. Natomiast w piątek, 17 lutego można było ją usłyszeć w katowicikim Novotelu podczas konferencji prasowej zorganizowanej z okazji zdobycia nagrody Keeping The Blues Ali-ve 2012 przez RBF.Statuetka trzymana w rękach Ireneusza Dudka wzbudzała naj-większe zainteresowanie. Jest potwierdzeniem wysokiego pozio-mu festiwalu i klasy prezentowanej przez niego. Ciężką pracą i wytrwałością Irek Dudek wraz z oddaną grupą ludzi współtwo-rzących festiwal podnosi poziom bluesa.„Chciałbym, aby blues szanował się tak bardzo jak jazz. Nie po-winien być kojarzonym z graniem do piwa i kiełbaski” – zazna-czał w swoim przemówieniu Dudek. Przy każdej edycji Rawy po-twierdzana jest zasada tworzenia festiwalu wynikającego z pasji do muzyki, a nie do pieniędzy. „Bluesman to taki człowiek, któ-ry cały czas walczy o siebie. Tylko pracą i konsekwencją można osiągnąć sukces.”Ważnym gościem konferencji był prezydent miasta Katowice, Piotr Uszok. „Cenię sobie współpracę z panem Dudkiem. Jego wyrozumiałość wobec naszych różnych ograniczeń i zaangażo-wanie dobrze rokują na przyszłe lata.” Naturalnie Uszok obiecał ciąg dalszy zrównoważonej, pogłębiającej się kooperacji między Festiwalem a miastem. Podkreślił jego istotną rolę w kształtowa-niu kulturalnego wizerunku Katowic. W podobnym tonie wypo-wiadał się marszałek Jerzy Gorzelik, który zapewnił swoją życzli-

wość i wsparcie finansowe dla RBF. Również został poruszony te-mat muralu prezentującego katowicki festiwal.Jednak najważniejszymi osobami podczas konferencji byli ci, bez których festiwal nie działałby tak dobrze, pod względem organi-zacyjnym i muzycznym. Niezastąpionymi partnerami w budowa-niu festiwalu marki są Jan Chojnacki (Polskie Radio 3), Łukasz Kobiela, Marek Jakubowski, Henryk Brumer i Marcin Babko. To im Dudek złożył wielkie podziękowania. Wchodzenie w nowe re-jony Internetu i nowatorskie pomysły zawdzięczamy Remigiu-szowi Orłowskiemu. Jednak osobami, które dają najwięcej mo-tywacji i wsparcia jest żona Iwona i córka Agata. Przy podzię-kowaniach dla nich Dudek wrócił do ciężkich początków festi-walu, organizowanego w czasie, kiedy Polska była pogrążona w ciemnościach i ograniczeniach komunizmu. RBF i jej teraźniej-szy kształt są potwierdzeniem wielkiej miłości do bluesa. „Sukces przychodzi po latach”- tak zakończył konferencję Ireneusz Du-dek, twarz RBF.

Jacek Mól

Relacja z konferencji prasowej z okazji przyznania KBA2012 dla

RAWA BLUES FESTIVAL

Page 24: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a22

Nie będzie w tym stwierdzeniu żadnej przesady, kiedy powie-my, że Karmakanic to jeden z najbardziej charyzmatycznych

i niebanalnych zespołów grających progresywnego rocka w Euro-pie. Formacja istniejąca zaledwie dekadę ma na koncie cztery pły-ty, którymi zaczarowuje pięknymi melodiami, wirtuozerskimi po-pisami instrumentalnymi i nietuzinkowymi tekstami. To wszyst-ko osadzone jest w podniosłej, symfonicznej stylistyce. Muzyczni recenzenci stawiają tą niesamowitą grupę na jednej półce z taki-mi gwiazdami jak światowej sławy Yes, Genesis i Emerson. Lake & Palmer oraz Ayron, Dream Theater, Symphony X czy The Flo-wer Kings. Początki zespołu sięgają roku 1990 kiedy to Jonas Re-ingold - basista, znany z wymienionego już wcześniej The Flower Kings oraz grupy The Tangent – napisał kilka utworów, które szybko obiegły wirtualny świat, ciesząc uszy milionów słuchaczy. Widząc jakim powodzeniem cieszy się jego twórczość, zapropono-wał on utalentowanemu wokaliście - Göranowi Edmanowi - stałą współpracę. Tak powstał Karmakanic.Niedługo po zjednoczeniu sił i  pomysłów udało im się nagrać debiutancką płytę „Entering the Spectra”. Krążek spotkał się z  niezwykłą przychylnością krytyków i  ogromnym uznaniem publiczności, dzięki czemu Karmakanic bardzo szybko stał się najbardziej popularnym zespołem w kręgu fanów progresywnego rocka, czego dowodem jest otrzymanie przez artystów nagrody dla Najlepszego Debiutu roku 2002. To właśnie dzięki niesamo-witym harmoniom wokalnym i nietuzinkowości instrumentalnej plasował się przez bardzo długi czas na czołowych miejscach jako najlepszy debiut na scenie muzycznej.Tak naprawdę pierwsza płyta była tylko zapowiedzią tego co Karmakanic potrafi. Jak grom z jasnego nieba uderzyła w fanów zespołu druga płyta – Wheel of Life. Po wielkim sukcesie debiu-

tanckiego krążka okazało się, że Karmakanic dopiero się rozkrę-ca, bowiem ”Wheel of Life” został okrzyknięty majstersztykiem. Część krytyków uważa, że płyta brzmi jak muzyka zespołu Yes, inni porównują ją do King Crimson lub Franka Zappy, jednak, proszę Państwa, to jest po prostu Karmakanic!Po wydaniu drugiej płyty zespół wyruszył w swoją pierwszą trasę koncertową po Europie. Ich oszałamiające występy pokazały wy-soki poziom artystyczny zespołu. Do pracy nad następną płytą, rozchwytywany Karmakanic, zabrał się w  roku 2007. Rok póź-niej ukazał się krążek Who’s the Boss in theFactory, w  którym doświadczamy mrocznego, na wpół przejmującego, a na wpół sar-kastycznego klimatu. Przyzwyczajeni do rewelacyjnych krążków Karmakanic i tym razem uświadamiamy sobie, że trzecia płyta jest najlepszą z dotychczasowej twórczości. Jak zwykle zespół uraczył nas ostrymi kontrastami muzycznymi, nagłymi zatrzymaniami, abstrakcyjnymi tekstami i długimi wstawkami instrumentalnymi.Do grupy wkrótce dołącza Nils Erikson – klawiszowiec i  wokali-sta, dzięki czemu na następną płytę nie trzeba było czekać długo. In a Perfect World pokazało się na rynku w roku 2011. Dowodzony przez Jonasa Reingolda - asa szwedzkiego rocka progresywnego – sekstet, zaprezentował nam, rozciągnięty na niemal godzinę, czwar-ty album. Ostatni krążek to muzyka utrzymana w bardzo różnorod-nej, napełnionej barwnymi dźwiękami i optymistycznym klimatem konwencji. To co najbardziej wciągające w tej płycie, to nieusyste-matyzowany nastrój z progresywną głębią. W skład zespołu obecnie wchodzą : Jonas Reingold na elektrycznej i bezprogowej gitarze ba-sowej oraz klawiszach, Göran Edman jako wokalista, na zestawie perkusyjnym – Morgan Ågren, klawiszowiec oraz wokalista - Nils Erikson, Krister Jonsson na gitarze elektrycznej i akustycznej oraz Lalle Larsson na klawiszach. Aleksandra Mały

KARMAKANIC

Page 25: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 23

Kraftwerk fetowany w Nowym Jorku

Dwóch studentów szkoły im. Roberta Schumana w Dussel-dorfie, wybijało się z reszty grupy. I to raczej w negatywny

sposób. Wtedy, w połowie lat 60., niemiecka muzyka współczesna pozostawała pod wyraźnym wpływem Karlheinza Stockhausena. Tymczasem Florian Schneider i Ralf Hutter, prócz elektroaku-stycznych eksperymentów, równie wysoko cenili sobie anglosaskie-go rocka. Kariery na polu muzyki poważnej więc nie zrobili. Do-konali za to prawdziwej globalnej rewolucji. Ponad cztery dekady od studenckiego spotkania, ich wkład w kulturę współczesną chce honorować szacowne nowojorskie Muzeum Sztuki Współczesnej. Dzieło życia Schneidera i Huttera - Kraftwerk, początkowo nie rokowało dobrze na przyszłość. Pierwsze albumy projektu wy-dane na początku lat 70. były wtórne wobec ówczesnych doko-nań tzw. krautrocka; grup Can, Amon Duul czy Faust. Zmia-na przyszła, gdy Schneider i Hutter „wyleczyli się” z psychode-licznych fascynacji, porzucili akustyczne brzmienia i poszerzyli skład. Kraftwerk uczynił z elektronicznej muzyki wyraz iście ar-tystowskiego zamysłu. Ich wkład we współczesną kulturę trudno przecenić: trawestujące konstruktywizm okładki, futurystyczna

koncepcja muzyków- robotów, wreszcie generowane sekwencyj-nie mechaniczne dźwięki. Disco, hip-hop, techno - każdy z tych gatunków czerpał pełnymi garściami z „wynalazczości” niemiec-kich wizjonerów.Kraftwerk gościł w Polsce kilka razy, ale nie doczekał się takiej fety, jaką szykują mu teraz w Nowym Jorku. Kierwnictwo MoMA przygotowało na kwiecień retrospektywę, która pokazuje doro-bek zespołu pod kątem i muzycznym i wizualnym. Prawdziwą sensacją ma być seria występów zespołu, jaka odbędzie się mię-dzy 10 a 17 kwietnia. Przez kolejne siedem wieczorów, muzycy zaprezentują po kolei materiał z ich wszystkich kluczowych albu-mów. Zaczną od przełomowego „Autobahn” z 1974 roku, a skoń-czą na „Tour De France. Soundtracks” z roku 2003. Koncertom mają towarzyszyć przygotowane przez muzyków projekcje, m.in. zrealizowane w technice 3D.Organizatorzy przeczuwając olbrzymie zainteresowanie impre-zą, chcą wprowadzić limit w sprzedaży biletów - do dwóch na jed-ną osobę. Cena jak na rangę wydarzenia niewygórowana - 25 do-larów. Sama wystawa potrwa do 14 maja. KOL

Page 26: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a24

„Istnieją dziesiątki studiów i artykułów o Krzysztofie Komedzie.Wszystkie one wspólnie orzekają: Komeda był człowiekiem pełnym

miłości.Pełnym ciepła i ludzkich uczuć. Pełnym cierpliwości i tolerancji.

Był Polakiem, który stał się obywatelem świata. W jego muzyce wszystko kołysze się i swinguje”.

Joachim Ernst Berendt

Krzysztof Komeda-Trzciński – człowiek legenda, muzyk światowe-go formatu, o którym prawie wszystko wie tzw. środowisko. Zarówno te jazzowe jak i filmowe. Powszechna znajomość jego biografii i doko-nań artystycznych, biorąc pod uwagę ich ogrom jest jednak – nieste-ty - wciąż zbyt mała Z uwagi na skalę talentu, dokonań oraz wartość pozostawionego Dzieła wymaga więc ( czterech „p”) permanentnego przypominania, propagowania i promowania. Gdzie tylko można, gdzie znajdą się ludzie, którzy są tym zaintere-sowani i gotowi ponieść trud pracy w  imię prezentacji wartości istot-nych. Kultury przez duże K. Powie ktoś – przecież muzyka Komedy broni się sama. Oczywiście to prawda, ale druga prawda brzmi nastę-pująco: broni się, jednak jedynie wówczas, gdy ma możliwość zaistnie-nia w świadomości słuchacza-jazzfana, widza-kinomana… A to wymaga jednak popularyzacji i konkretnych działań, pozwalających na prezen-tację tej spuścizny. W jak najszerszym kontekście: aktywności kompo-zytora muzyki jazzowej, filmowej, teatralnej, baletowej… I to właśnie stało u podstaw mojej kolejnej inicjatywy i rzucenia pomysłu zorganizo-wania w moim mieście imprezy (przypominam, że w roku ubiegłym po-dobna, honorowała i upamiętniała naszego genialnego skrzypka jazzo-wego – Zbyszka Seiferta – o czym MM Brzmienia szeroko informował) – „DNI KRZYSZTOFA KOMEDY W TRZCIANCE”.

Hasło zostało rzucone, miejsko-gminne instytucje podjęły rękawice, Radni Miejscy Trzcianki wyasygnowali sporą kwotę z budżetu Gminy, apel i  rozmowy z przyjaciółmi, znajomymi i  przedsiębiorstwami, wi-dzącymi potrzebę kontynuacji tego typu wydarzeń artystycznych, tak-że nie pozostał bez echa – choć czasy, dla kultury zwłaszcza, wcale nie lekkie. Efekt: Trzcianka z pewnością w kwietniu 2012 r. będzie mo-gła nosić dumne miano „STOLICY KULTYWUJĄCEJ TWÓRCZOŚĆ KRZYSZTOFA KOMEDY”. Czy samozwańczo i niesłusznie? Proszę za-poznać się z propozycją i samemu obiektywnie osądzić. Trzcianecki im-preza - jak określił ją jeden z Patronów medialnych – Radiowa Dwój-ka - to Wydarzenie!I to w wielu jej aspektach. Bo to nie tylko sama muzyka w znakomitym wykonaniu. Intrygująco zapowiadający się muzyczny finał festiwalu (21.04.) „Komeda In Memoriam” w trzcianeckiej Hali Sportowo-Wido-wiskowej z udziałem takich znakomitości jak postać najbardziej ade-kwatna [i to ze wszech miar] dla tego projektu - Leszek Kułakowski Trio, rewelacja ostatnich lat w polskim jazzie [dwukrotnie nr 1 w an-kiecie pisma „Jazz Forum” w kategorii „Nadzieja Roku”] - Maciej For-tuna Trio i pianistka Lena Ledoff z recitalem promującym jej ostatnią płytę „Komeda – Chopin - Komeda” . Nie chciałbym pominąć udziału debiutującego w tym wyborowym to-warzystwie młodego skrzypka z Krzyża – Tomka Dolskiego, który za-prezentuje program „Komeda & Violin”, dla którego będzie to ogrom-ne wyzwanie i…debiut stricte jazzowy – „Kattorna”, „Rosemery’s Baby”....Miała być jeszcze niespodzianka ze Stanów w postaci zespołu Komeda Project (rewelacyjne dwie płyty „Crazy Girl” z 2007 r. oraz „Requiem” z 2009 r. – ta ostatnia to # 107 w rankingu Jazz Critics Cast Their Vo-tes for the Village Voice Jazz Critics Poll na najlepszą płytę jazzową

Page 27: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 25

2009 roku ). Tym razem się nie udało, ale… jest duża szansa, że będzie można ich posłuchać już w sierpniu [rozmowy trwają]. Co się odwle-cze…wierzę, że w końcu ta od dawna zapowiadana wizyta dojdzie do skutku. A zapewniam, że warto poczekać, bo muzyka to dużej urody!To także cały wachlarz imprez towarzyszących, ukazujących pełne spektrum zainteresowań Komedy i  szeroką płaszczyznę jego działań i zainteresowań. Będą więc tak różnorodne propozycje jak program po-etycko-muzyczny „Jazz i poezja” – stworzony przez Teatr LOTKA przy MDK w Trzciance (prowadzony przez dyr. W. Ignasińskiego) na bazie LP „Moja słodka europejska ojczyzna – jazz i poezja z Polski” jaką Ko-meda zrealizował w Niemczech w 1967 roku. Kolejny ważny, choć mało znany obszar „ubocznej” działalności kompozytorskiej Komedy, zapre-zentują Studia Piosenki przy TDK i MDK podczas wieczoru p/n: „Pio-senka przypomni ci…Komedę” – przygotowanego przez agencję arty-styczną Legato oraz instruktorów obu instytucji, a poprzedzonej pro-jekcją filmu „Czas Komedy” (27.04. - organizator – Sp-nia ML-W). Frapująco zapowiada się multimedialna prelekcja (16.04.) w Bibliote-ce Publicznej im. K. Iłłakowiczówny prof. Marka Hendrykowskiego z UAM w Poznaniu pt. „Komeda – życie i twórczość”. TDK zorganizu-je wystawę fotografii Marka Karewicza (5.04) - z jego udziałem) – „ Ko-meda w obiektywie Karewicza”. Ze swej strony zapraszam na wernisaż wystawy tematycznej „Komeda – świat jazzu i filmu”, która przygotowuję ze zbiorów własnych i przy-jaciół „Komedystów” z całej Polski, którym niniejszym serdecznie dzię-kuję za wszelką okazaną mi pomoc. Wernisaż – okraszony recitalem skrzypka Tomasza Dolskiego w  Komedowskim repertuarze (!) odbę-dzie się w 20.04. o godz. 17. w MDK. 13 kwietnia o godz. 17. w ramach TAF działającej przy TDK w Kinie Se-renada będzie można oglądnąć dwa filmy z muzyką Komedy. I tu aż prosi się o kilka zdań o tym, jakże istotnym, aspekcie twórczo-ści Artysty.Krzysztof Komeda: „Stopień przystosowania warsztatu kom-pozytorskiego do wymagań filmu zależy przede wszystkim od charakteru filmu i  od reżysera. Rodzaj współpracy może być bowiem bardzo różny. Polański dla którego opracowałem dźwięk do trzech filmów, (…) dawał pewne sugestie, stawiał ja-kieś problemy, mówił jak sobie wyobraża muzykę i po dyskusji dochodziliśmy na ogół do porozumienia Natomiast jeżeli cho-dzi o Wajdę, pozostawił mi w „Niewinnych czarodziejach” pra-wie zupełnie wolną rękę. O koncepcji muzycznej mogłem de-cydować sam”.*Kwiecień w polskiej tradycji jazzowej jest miesiącem bezsprzecznie za-rezerwowanym dla Krzysztofa Komedy. Niezależnie od tego czy - jak to było w roku ubiegłym, gdy cała jazzowa Polska hucznie obchodzi-ła 80. rocznicę Jego urodzin, czy - jak ma to miejsce w roku bieżącym, gdy obchodzimy kolejne, zupełnie „zwykłe” rocznice: 81. - urodzin i 43. - śmierci. Na szczęście nikt z dwojga Spadkobierców (co w kraju nad Wisłą czasa-mi jednak ma miejsce - niestety), Pani Ireny Orłowskiej oraz Pana To-masza Lacha nie robi przeszkód, a wręcz przeciwnie, wspiera wszelkie działania, mogące przypomnieć sylwetkę i spuściznę muzyczna nasze-go genialnego wizjonera i modernisty jazzowego z jednej strony i nieba-nalnego twórcy muzyki ilustracyjnej – głównie filmowej, choć przecież nie tylko - patrząc z drugiej i znając przy tym działania Komedy w sfe-rze tworzenia muzyki teatralnej. A przecież były także działania z oko-lic Trzeciego Nurtu – vide „Etiudy baletowe” z JJ 1962 roku. W przy-padku Komedy mamy do czynienia z  twórcą o  nowatorskim myśle-niu przy doskonałym wykorzystaniu brzmień i dźwięków (także szme-rów, muzyki konkretnej i… ciszy) nie przystającym do zastałej trady-cji. Kompozytorem ze wszech miar nowatorskim, z każdym filmem roz-

wijającym i poszerzającym swoje środki wyrazu, krytycznie analizują-cym dotychczasowe dokonania, śledzącym wprawdzie nowe trendy, choć konsekwentnie idącym w pełni autonomiczną drogą, którą rozpo-czął w 1958 roku, ilustrując debiutancką etiudę Romana Polańskiego „Dwaj ludzie z szafą”. K.K.: „…Niekiedy efekty dźwiękowe włączam w przebieg mu-zyczny. Np. w „Szklanej górze” zmieszaliśmy muzykę z efek-tami jazdy samochodem. Ale jeśli chodzi o przeciwstawienie muzyki szmerom, czy też mieszanie tych elementów, trudno tu mówić o  jakichś zasadach czy receptach. Zresztą w ogóle pisząc muzykę filmową staram się nie trzymać zamierzonych z góry wzorów. Inspirują mnie przede wszystkim materiały da-nego filmu; wydaje mi się, że do każdego powinien być dobra-ny inny klucz”.*Mamy więc do czynienia z  twórcą niespokojnym, permanentnie szu-kającym nowych środków artystycznej wypowiedzi, która ( wystarczy obejrzeć – co za przyjemna retrospekcja! - klasyki: „Nóż w  wodzie”, „Barierę” czy „Matnię”) robi wrażenie do dziś, a  to już powód, aby uznać tę muzykę, te Komedowe dokonania za wartość trwałą, wpisują-cą się w niekwestionowany dorobek i szczytny wkład polskiej koncepcji rozwoju myśli muzycznej do światowej kinematografii. Przytoczone wyżej wypowiedzi Komedy-ilustratora obrazów filmowych mówią o jego stosunku do tej materii i rozumienia roli jakiej się podej-muje, przystępując do pracy nad „oprawą” muzyczną konkretnego fil-mu. Ale przecież był w  tym okresie (mimo wielu już lat pracy w fil-mie) głównie człowiekiem świata jazzu. Musiał (powinien?) się samo-określić jako twórca, za czymś opowiedzieć, wyznaczyć preferencje – to mógł być trudny dylemat i dramatyczne zmaganie samego z sobą. Wy-magało to podjęcia ważkiej decyzję czy kontynuować wspaniale rozwi-jającą się karierę jazzową, czy postawić mocniejszy akcent na pracę na rzecz X Muzy, coraz mocniej upominającej się o swoje prawa. Wybrał kompromis i chyba było to optymalne wyjcie, albowiem z perspektywy czasu widzimy, że najwspanialsze dzieła w obu kategoriach działalno-ści tak wykonawczej jak i kompozytorskiej były jeszcze przed nim. Zło-tym środkiem okazała się asymilacja jazzu z obrazem, swoista symbio-za, dająca najciekawsze efekty i pozwalająca zapewne czerpać Kome-dzie pełną satysfakcję z uprawiania zawodu muzyka.K.K.: „Ze stylów jazzowych za najbardziej nadający się do fil-mu uważam jazz nowoczesny, jako muzykę najbardziej współ-czesną (mówię oczywiście wyłącznie o  jazzie) i bardzo dyna-miczną. Duża wbrew pozorom różnorodność kierunków w jaz-zie nowoczesnym, takich jak West Coast, muzyka Modern Jazz Quartetu, idee Miles Davisa, Ellingtona, Charcie Minusa, ze-spół Chco Hamiltona, czy wreszcie najbardziej chyba aktual-ny hard bop – stwarza szerokie możliwości zastosowania tej muzyki w filmie”.*Zakończę znamiennym i wiele mówiącym cytatem Komedy, który jako swoiste motto zamieściłem na zaprojektowanej przez siebie okoliczno-ściowej kartce pocztowej, która wyda Poczta Polska oddział w Pozna-niu:K.K.: „W  każdym filmie znajduję coś nowego dla siebie, cze-go nie stosowałem dotąd. Film jest dla kompozytora przygo-dą, dzięki której można odkryć szereg rzeczy nowych, zwłasz-cza jeżeli chodzi o muzykę jazzową. W filmie wychodzę jednak poza jazz”.* Bogdan Ratajczak

PS. Wielkie podziękowanie dla Spadkobierców – Pani Ireny Orłowskiej i Pana Tomasza Lacha za wsparcie i objęcie Trzcianeckiego festiwalu Patronatem Honorowym. To dla nas prawdziwy honor. * „Współpraca kompozytora jazzowego z filmem” - „Kwartalnik Filmowy” nr 2/1961

Page 28: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a26

Johnny Hallyday (właściwie:Jean-Phillipe Smet) ma dzisiaj 68 lat, a pojawił się 48 lat temu jako odpowiednik Elvisa Pre-

sleya, co doskonale ujawnia francuski kompleks USA. Można by rzec,że to ujawnia syndrom amerkański i  syndrom Francuzów en masse.Bo było tak:francuscy muzycy ośmieleni i dowartościo-wani obecnością artystów zza Oceanu z ogromną determinacją próbowali ich naśladować.Z wielkim trudem,bo jednak francuska mentalność muzyczna zakorzeniona jest w walczykach i  piose-nenkach kabaretowych. Jednakwoż uparty i zafascynowany roc-k’n’rollem Johnny wydaje w 1960 roku album « Hello Johnny »,który wiernie odtwarza klasyczny schemat r’n’r ,a rok pozniej występuje już w w amerykanskim Ed Sullivan Show.Hallyday jako jedyny francuski wokalista « wgryzł się » w rock and rolla i po dziś dzień pozostaje gwiazdą tego stylu we Fran-cji.(18 platynowych ze 184. nagranych,100 milionow sprzeda-nych płyt,występy na wypełnionych po brzegi stadionach)...Można nie lubić jego szorstkiego wokalu ,można się zżymać że podążał za popularnymi trendami rocka,bo w zależności od mody był i « beatlesowski »,i psychodeliczny i progresywny,a-le chapeu bas za stanowcze zgłębianie sensu rock ‚n’ rolla,z po-korą dla jego bluesowych korzeni (płyta « le Coer d’un Hom-me » Serce pewnego faceta »).Hallyday nigdy nie zboczył z wy-znaczonej sobie drogi chociaż chwilami tracił popularność na rzecz Joe Dassina czy Salvatore Adamo...Cóż,publiczność fran-cuska trzyma się kurczowo tradycji i przyzwyczajona jest kla-skać na raz/trzy no i nie za bardzo czuje bluesa..Tak czy inaczej w  2000 roku Johnny Hallyday dał swój najlepszy chyba kon-cert- »100% Johnny;live à la tour Eiffel ».Publika była w sile 500 tysięcy osób,a transmisje tv ogladalo ok 9 i pół milona.Waż-

na uwaga: Hallyday jako jedyny Francuz odważył się śpiewać rocka po francusku i  właśnie wspomniana szorstkość wokalu działa na jego korzyść,bo teoretycznie nierockowy,miekki je-zyk francuski u Johnnego nabiera agresywności i siły wyrazu..Wszystko to razem wziąwszy podobało się nie tylko we Francji ale takze w Belgii,Szwajcarii,Anglii,Rosji,Izraelu i -last but not least- Stanach Zjednoczonych.No tak...Cokolwiek by mówić o Hallydayu to podziw i szacunek budzi we mnie jego pracowitość.Jest nie tylko wokalistą rocko-wym ale i calkiem niezłym aktorem i mało kto wie,że na duzym ekranie wystąpił u boku Simone Signoret,Catherine Deneuve,Or-sona Wellesa,Jeana Paula Belmondo i Gerarda Depardieu.W su-mie zagrał w  kilkunastu filmach i  zebrał przyzwoite recenzje.Ostatni jego film,thriller « Vengeance »(Zemsta)to mroczna histo-ria poszukiwania zabójcy w Hong Kongu.Szuka go francuski re-wolwerowiec (Johnny),który jest tytulowym mścicielem własnie...No cóż...widzialem,ale z trudem wysiedziałem do końca.Powiem tak:nawet najlepszym zdarzają się « pawie ». »Nasz » Pawel Ku-kiz też próbował sił w filmie i rezultaty były nie najlepsze.Teraz Johnny gra w  teatrze,w  dramacie Tennesee Wiliamsa « Raj na ziemi »,ale jakoś nie lubię Williamsa więc sobie odpusz-czę....Ale wróćmy do muzyki.W grudniu 2005. Hallyday wszedł na 1.miejsce francuskiej listy przebojow nagraniem « Mon plus beau Noel »(Moje wspaniale Boże Narodzenie »).Na marginesie: utwor ten dedykowany jest córce Johnnego-Jade,Wietnamce ad-optowanej przez małożeńską parę:Laetitie i Johnnego.Dodam,że Jade ma « przyszywanego »,wietnamskiego brata-Joya.W tej chwili Johnny na scenie rockowej ma się dobrze pomimo faktu,że dwa lata temu francuski konował o mało nie zafundo-wał mu paraliżu majstrując przy wypadnietym dysku artysty.Ra-tunkiem był wyjazd do kalifornijskiej kliniki i  tam naprawiono wszystko co spaprał medyk znad Sekwany.Wniosek:nie leczymy wypadnietych dyskow we Francji!Dzisiaj Johnny zapowiada swoje koncerty na 15.,16. i 17. czerw-ca 2012 roku.Miejsce akcji:Stade de France w podparyskim Saint Denis (dojazd z centrum metrem i kolejka podmiejska).Stadion mieści ok.100 tysiecy widzow,a bilety można nabyć już teraz (re-zerwacje na www.fnac.fr).Ceny? Od 35 do 140 euro, a po wyczere-paniu limitu będzie drożej. Jacek Banach

IKONA F R A N C U S K I E G O

ROCKA

Page 29: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 27

VITAS W WARSZAWIE

21 kwietnia 2012 r. o godz. 20.00 odbędzie długo wyczekiwany koncert - w warszawskiej Sali Kongresowej ze swoim programem „The Sleepless Night” wystąpi VITAS -piosenkarz, kompozytor, autor tekstów, aktor, projektant mody.Artysta ten stał się na świecie prawdziwą sensacją dzięki impo-nującej ilości sprzedanych płyt (ponad 100 milionów) oraz ogrom-nemu sukcesowi trasy „Return to Home” („Powrót do domu”), która na koncertach zgromadziła blisko 500-tysięczną publicz-ność, a transmisję telewizyjną oglądało 70 milionów widzów (!!!). VITAS posiada charakterystyczną, niezwykle rzadko spotykaną 5-oktawową skalę głosu. „Mężczyzna o głosie anioła”, „diamen-towy głos” czy „chłopiec o syrenim głosie” – to tylko próby okre-ślenia formatu tego wokalisty, który już od przeszło dekady za-skakuje wirtuozerią stylu, różnorodnością interpretacji oraz za-chwyca unikalną paletą barw. VITAS urzeka bogactwem repertuaru, w którym każdy może od-naleźć coś, co trafia do jego wrażliwości. Artysta niechętnie opowiada o sobie publicznie twierdząc, iż re-alizując siebie poprzez muzykę nie musi się koncentrować na promocji medialnej. Jest jednak znany nie tylko tej publiczności i mass-mediom, które zetknęły się z jego talentem podczas kon-certów, ale także milionom fanów zauroczonych magią jego cha-ryzmy i głosu. Przedsmak emocji, którymi VITAS podzieli się z polską publicz-nością podczas swojego pierwszego koncertu w Polsce dostarcza nam nagrany Duet z Marylą Rodowicz - piosenka pt. „Crane’s Crying”. Autorami utworu są: S. Karabanova i Vitas. Słowa pol-skie do piosenki dopisał Grzegorz Tomczak. To absolutna rewelacja – muzyczne zestawienie tych dwóch oso-bowości !!! Połączenie charyzmy jednego z najbardziej niezwykłych głosów naszych czasów z doskonałością legendy polskiej muzyki rozryw-kowej stanowi najwyższą gwarancję smaku i jakości !!!, do degu-stowania której gorąco Państwa namawiam.

Jan Babczyszyn

Page 30: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a28

Małgorzata Niemen-Wydrzyckakontra

Stowarzyszenie „Brzmienia”

Co postanowi biegły i sąd w procesie Małgorzata Niemen-Wy-drzycka kontra Stowarzyszenie „Brzmienia”?

Concetta Gangi-Farida o prawie do utworu „La musica magica”, którego jest autorką słów, a autorem muzyki - Czesław Niemen: „To była umowa serca” (10 listopada 2011).Małgorzata Niemen – Wydrzycka: „Nie wyraziłam zgody na wy-korzystanie »La musica magica« podczas koncertu w Auli Uni-wersyteckiej w  lutym 2009, przekazałam to telefonicznie panu Krzysztofowi Wodniczakowi, a on przerwał rozmowę” (26 stycz-nia 2012).Krzysztof Wodniczak: „Czy miałem wskoczyć na scenę, wyrwać mikrofon i zabronić Faridzie, aby nie wykonywała tego utworu?„ (26 stycznia 2012).Prawo cywilne w Polsce i we Włoszech nie zna „umowy serca”. Sędzia Sądu Okręgowego w Poznaniu Iwona Godlewska 26 stycz-nia 2012 zdecydowała, że powoła biegłego do wyceny i  oceny, w jaki sposób, jakie dobra osób i  jakie ich prawa zostały naruszo-ne, stwierdzając wcześniej podczas tej wokandy, że prawo cywilne ani w Polsce, ani we Włoszech nie zna kategorii „umowy serca” , na którą powołała się Concetta Gangi – Farida jako świadek pod-czas poprzedniej rozprawy, w  listopadzie. Włoska piosenkarka wówczas „umową serca” nazwała i argumentowała swoje prawa do utworu „La musica magica”. Piosenkę tę stworzyli wspólnie - Niemen skomponował muzykę do tekstu Faridy, a  później po-darował jej nagranie. „La musica magica” na krużgankach sądowych. Utwór ten Fari-da zaprezentowała na koncercie w Poznaniu w lutym 2009 roku, zorganizowanym w Auli Uniwersyteckiej przez Stowarzyszenie Muzyczne „Brzmienia” na 70. urodziny Czesława Niemena. Po tym koncercie Małgorzata Niemen-Wydrzycka, wdowa po zmar-łym w  2004 r. Czesławie Niemenie, wystąpiła z  pozwem o  od-szkodowanie 50 tys. zł tytułem zadośćuczynienia za naruszenie praw autorskich swego męża i o ochronę tych praw - przeciwko prezesowi Stowarzyszenia Muzycznego „Brzmienia” Krzyszto-fowi Wodniczakowi. Twierdzi, że nie wyraziła zgody na wyko-rzystanie i wykonanie tej piosenki podczas tego koncertu, o  co prosiła Krzysztofa Wodniczaka w rozmowie telefonicznej, którą on przerwał...To już piąta wokanda procesu. Sąd w miniony czwartek 26 stycz-nia br. zapowiedział, że nie będzie przesłuchiwał Luciany Farese, uznając dowód z tego przesłuchania za zbędny. Obie zaś strony procesu, toczącego się już od 24 marca 2011 r., podtrzymały swoje stanowiska. Tym razem zeznawała Małgorzata Niemen-Wydrzy-cka i Krzysztof Wodniczak. Obecna zaś na sali Concetta Gangi – Farida przysłuchiwała się ich zeznaniom (tłumaczonym z pol-skiego na włoski przez jej osobistą tłumaczkę), zajmując miejsce

w ławie dla publiczności. Rozemocjonowana którąś z wypowiedzi Małgorzaty Niemen-Wydrzyckiej – zareagowała głośno i  gesty-kulując, lecz sędzia Godlewska upomniała ją i zapowiedziała, że może zostać wyproszona z sali za zakłócanie porządku. Włoska piosenkarka przeprosiła sąd i pozostała w sali.Dociekania w  sądzie o wiedzy Małgorzaty Niemen-Wydrzyc-kiej dotyczącej „La musica magica” i  upubliczniania tego utworu. Sędzia Iwona Godlewska oraz adwokaci obu stron procesu zadali powódce w tym procesie wiele pytań zmierza-jących do poznania jej wiedzy o  faktach upubliczniania „La musica magica”, m.in. dociekali, czy Małgorzata Niemen-Wy-drzycka wie, od kiedy piosenka ta pojawiła się na You Tube, czy za jej zgodą tam się ona pojawiła, jaka była zawartość tego nagrania, kiedy telefonowała do Krzysztofa Wodniczaka, czy wie, że ten utwór był wykonywany w Szczecinie, czy wie, na ilu koncertach w ogóle był wykonywany, czy była na koncercie w Auli UAM, na którym piosenkę tę śpiewała Farida, czy wia-domo jej o udostępnieniu tego utworu przez jej męża Czesła-wa Niemena - Polskiemu Radiu, czy Czesław miał zwyczaj pu-blicznego udostępniania utworów nieskończonych, kiedy do-wiedziała się o tym utworze, jakie były okoliczności kontak-tu Faridy z Niemenem w sprawie wspólnego tworzenia tej pio-senki, gdzie ten utwór był nagrany i czy była świadkiem jego nagrywania przez Czesława Niemena i Faridę oraz ich kon-sultacji. Małgorzata Niemen-Wydrzycka generalnie podtrzymała swo-je wszystkie dotychczasowe zeznania złożone przez nią podczas przesłuchań w sądzie. A odpowiadając na kolejne pytania sądu, stwierdziła, że ma wiedzę, iż na You Tube ta piosenka jest od 2 lat, że widziała jakąś składankę, dodała: nieudolną („to był nie-udolny fotomontaż wizualny”), wie o  jednym tylko koncercie - w  Poznaniu, na którym ten utwór wykonała Farida, „Czesław Niemen udostępniał utwór Polskiemu Radiu, gdy go tam zapra-szano”, „nie miał on zwyczaju udostępniać utworu nieskończo-nego”, o „La musica magica” dowiedziała się w latach 89., 90., na jej męża wywierano presję, aby skomponował ten utwór, w tej sprawie jednak nigdy się z nim nie kontaktowała Farida, lecz jej menedżerka, a nie chciał być nękany telefonicznie, bo miał swo-je twórcze plany, „Czesław nie przywiązywał wagi do tego utwo-ru”, „utwór był nagrany u nas w domu”. Stwierdziła też, iż ni-gdy nie była świadkiem nagrania, gdyż odbywało się ono w  in-nym pomieszczeniu.Krzysztof Wodniczak: „Działałem w  imieniu Stowarzyszenia Muzycznego »Brzmienia«”. Od Krzysztofa Wodniczaka, który również podtrzymał swoje dotychczasowe zeznania, sąd i ad-wokaci pragnęli uzyskać rozeznanie w kwestiach ściślej zwią-

Page 31: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 29

zanych z branżą muzyczną i  popularyzacją muzyki, a szcze-gólnie - z utworem „La musica magica”. Pytania te dotyczy-ły m.in.: jego roli w  koncercie zorganizowanym w  Auli Uni-wersyteckiej w lutym 2009, podczas którego zaprezentowana została „La musica magica”, oraz w  innych organizowanych koncertach (czy je organizował osobiście). Także zmierzały do uzyskania odpowiedzi o  miejscach, gdzie był udostępnio-ny film o tym koncercie, ile razy była odtworzona „La musica magica” i gdzie, w tym ile razy na żywo, ile razy wykorzystał ten utwór bez zgody Faridy, jak go otrzymał, czy Czesław Nie-men wykonywał ten utwór za życia, jakie stanowisko w spra-wie wykonania tego utworu w  Auli UAM zajęła Małgorzata Niemen-Wydrzycka... A nawet - dlaczego się zajmuje Czesła-wem Niemenem.Krzysztof Wodniczak stwierdził m.in.: „od kiedy otrzyma-łem ten fonogram od Faridy, wiedziałem, że mogę go wyko-rzystać tylko raz,”La musica magica” z  fonogramu, który otrzymał od Faridy (ona przesłała go na adres Stowarzysze-nia Muzycznego „Brzmienia”) był przeznaczony tylko do pro-mocji, to była zapowiedź koncertu i zawierał osobistą adno-tację Concetty Gangi - Faridy, że nie można go upowszech-niać, był pokazany w w swarzędzkiej telewizji internetowej, nie miał zgody powódki na prezentację tego promocyjnego fonogramu. Powiedział, że nie organizował koncertu w Auli UAM w swoim imieniu, lecz jako prezes Stowarzyszenia Mu-zycznego „Brzmienia” i tak też kontaktowała się z nim Fari-da (nie jako menedżerem Niemena), film z tego koncertu był odtworzony raz - w rocznicę tego koncertu, w spisie utworów do ZAIKS-u  zamieścił utwór Niemena i  Faridy, „La musica magica” pojawiła się na You Tube ok. 2005 r., w  sumie ma wiedzę o 8 odtworzeniach tego utworu, po raz pierwszy był prezentowany na koncercie w  kwietniu 1990 roku w Cieszy-nie, na żywo był wykonany 1 września 1990 roku i w sierp-niu 1991 roku, w audycji „Lato z radiem”, chociaż na to nie ma bezpośredniego dowodu (lustrator muzyczny Michał Ryb-czyński zmarł 1,5 roku temu, a  on mógłby to potwierdzić). Zaakcentował: Ja nie wykorzystałem tego utworu. Ona, Fari-da, przywiozła ten utwór w przywiezionym przez nią progra-mie. „Czy miałem wskoczyć na scenę, wyrwać mikrofon i za-kazać Faridzie, aby nie wykonywała tego utworu?”. Na pyta-nie: Dlaczego zajmuje się pan Czesławem Niemenem? - od-powiedział m.in.: „Byłaby oracja na całą rodzinę, ale wolał-bym uniknąć takich wypowiedzi. To artysta wielki, on wybrał Wodniczaka na menedżera. Byliśmy przyjaciółmi”. „Farida swoje honorarium z koncertu w Auli Uniwersyteckiej w  lu-tym 2009 przeznaczyła na Izbę Pamięci w Starych Wasilisz-kach, zresztą cały ten koncert miał taki cel. Powstała grupa inicjatywna, która ten dom (dom rodzinny Czesława Nieme-na) ma zagospodarować na muzeum poświęcone pamięci Ar-tysty”. „A ten koncert to trzy bisy, owacja na stojąco, kilka-naście recenzji. Jeśli Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Na-rodowego obejmowało patronatem ten koncert, czy mógłby on mieć niski poziom?!” - mówił z patosem, świadomy wiel-kiego i  entuzjastycznego przyjęcia i  tego koncertu, i  samej Concetty Gangi - Faridy w Poznaniu. Ciąg dalszy... Sąd zmierza do ustalenia, w jaki sposób i jakie do-bra osób i prawa majątkowe zostały naruszone. Powołuje biegłe-go z zakresu wyceny praw. Postanowienie odnośnie tezy dowodo-wej zostanie podjęte na posiedzeniu niejawnym. O  ciągu dalszym powiadomi strony... Stefania Pruszyńska

10 marca odbył się koncert „NIEMEN WSPOMNIENIE” w Hali Widowiskowej OSRiR przy ulicy Łódzkiej 29 w Ka-

liszu. Czesława Niemena wspominał w roli głównej wybitny polski wokalista jazzowy Marek Bałata ze swoim zespołem oraz z towarzy-szeniem Filharmonii Kaliskiej pod dyrekcją Adama Klocka a także Chóru Wydziału Pedagogiczno-Artystycznego Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Kaliszu pod dyrekcją dr Beaty Szymańskiej. Koncert poprowadził były basista zespołu Akwarele Paweł Brodow-ski, który oprócz pięknych zapowiedzi utworów opowiadał różne cie-kawe anegdoty z życia wielkiego mistrza.Oprócz znanych utworów takich jak: „Dziwny jest ten świat”, „Wspomnienie”, „Pod papugami”, „Obok nas”, znalazły się mniej znane kompozycje: „Z listu do M”, „Com uczynił”, „Elegia śnieżna”, „Epitafium”. Ogromna wrażliwość, wirtuozeria i świetne, własne in-terpretacje Bałaty sprawiły, że wszystkie dzieła Niemena odżyły na nowo i uświadomiły nam ponadczasowość i kunszt ich kompozycji.Gościem specjalnym była Natalia Niemen – córka Czesława Niemena. Zaśpiewała kompozycję swojego ojca „Począwszy od Kaina”, pocho-dzącą z przedostatniej płyty artysty z 1989 r.. Ze wzruszeniem wyzna-ła, że wykonuje w całości utwór swojego taty po raz pierwszy. Brawu-rowo wykonała utwór i słychać było duże podobieństwo w głosie. Dru-gi utwór, jaki wykonała Natalia był jej własnej kompozycji pt: „Ja jed-nak”. Niemen przyznała, że piosenka kojarzy jej się smutno, bo na-pisała ją w czasie, kiedy jej ojciec odchodził. Zadedykowała ją wszyst-kim, którzy stracili kogoś bliskiego. Zapewne wzruszyła tym wykona-niem niejedną osobę, bo słychać w niej było wielki ból ale i nadzieję. Na zakończenie koncertu zaśpiewali w duecie Marek z Natalią „Nim przyjdzie wiosna”. Publiczność oklaskiwała bardzo długo artystów. Na bis zaśpiewali powtórnie finałowy duet. Osobiście zaliczam kon-cert do bardzo udanych. Pogratulować należy organizatorom i po-mysłodawcy całego przedsięwzięcia.

Natalia Janowska

Page 32: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a30

wBlueNoteLeszkaCichońskiego

koncert

FOTOGRAFOWAŁ ANDRZEJ DURA

Page 33: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 31

W 40 rocznicę wydania przełomowe-go albumu z 1972 r. Ian Anderson

zapowiada ukazanie się sequela płyty. Nie-dawno zapowiedziane, obejmujące 19 kon-certów tournee uświetniające 40 roczni-cę ukazania się na rynku płyty „Thick As A  Brick” okazało się nie być jedyną nie-spodzianką dla fanów Jethro Tull plano-waną na 2012 r. Ian Anderson ogłosił wła-śnie plany wydawnicze dla sequela, czyli płyty stanowiącej kontynuację oryginalne-go albumu. W  roku 1972 Ian Anderson skompono-wał i nagrał kultowy album progresywnej grupy rockowej Jethro Tull, zatytułowa-ny „Thick As A Brick”. W momencie uka-zania się płyty autorstwo tekstów przy-pisywano Geraldowi Bostockowi, chłopcu, którego rodzice rzekomo okłamali wytwór-nię w kwestii jego wieku. Wkrótce okazało się, że Bostock jest po-stacią fikcyjną wymyśloną przez samego Andersona. Album zaś dotarł do pierwszego miejsca na liście Billboard Chart, odnosząc znaczący sukces w wielu krajach na całym świecie. Cóż zatem dzisiaj, czterdzieści lat później, porabia Gerald Bostock – który w 2012 skończyłby pięćdziesiąt lat? Co mogło się z nim dziać przez cały ten czas? Wydana w  rocznicę ukazania się oryginału „część druga” albumu stanowić będzie próbę analizy różnych ście-żek, jakimi w życiu mógł podążyć ten nad wiek dojrzały uczeń szko-ły podstawowej. Poszczególne piosenki odzwierciedlają potencjal-ne osobowości Geralda, przedstawiając słuchaczom przeróżne al-ter ego mężczyzny oraz ilustrując możliwe – niezwykle zróżnicowa-ne – wydarzenia, w jakich przypadło mu wziąć udział. Historia Ge-ralda odzwierciedla sposób, w jaki rozwija się życie każdego z nas: wielokrotnie zmieniając kierunek i ostatecznie stanowiąc wypad-kową przypadkowych spotkań i  zdarzeń, które na pierwszy rzut oka mogą zdawać się trywialne i pozbawione głębszego znaczenia. Tak o albumie mówi sam Ian Anderson: „Kiedy my, ludzie z po-kolenia baby-boom, patrzymy wstecz na swoje życie, zawsze prze-chodzi nam przez myśl pytanie ‘A co by było, gdyby...?’. Czy mo-glibyśmy, tak jak Gerald, zostać pastorem, żołnierzem, włóczęgą, właścicielem sklepiku lub rekinem finansjery zamiast tym, kim rzeczywiście się staliśmy? Z kolei młodsi słuchacze – pokolenie Internetu i mediów społecznościowych – mogą zechcieć zastano-wić się nad całą gamą życiowych możliwości, które pozornie przy-padkowo czekają na nich za każdym zakrętem...” Ukazanie się na rynku tego niecodziennego albumu zbiegnie się w czasie z zaplanowaną trasą koncertową, podczas której – po raz pierwszy od 1972 roku – wspólnie zagrają Anderson, John O’Ha-ra (klawisze), David Goodier (gitara basowa), Florian Opahle (gi-tara) oraz Scott Hammond (perkusja). Podczas koncertów plano-wane są również gościnne występy innych artystów. Każdy z kon-

certów obejmował będzie nie tylko wykonanie na żywo oryginal-nego albumu w całości, lecz również – co możemy ujawnić dopiero teraz – drugą część występu, podczas której Anderson wraz z ze-społem zagra utwory zawarte na sequelu płyty. Album „Thick As A Brick 2” dostępny będzie w trzech formatach: jako standardowa płyta CD, w wersji cyfrowej do pobrania onli-ne oraz w Edycji Specjalnej, zawierającej oprócz CD również pły-tę DVD, na której znalazły się wersje utworów w jakości 5.1 stereo i 24-bit stereo, nagranie ilustrujące proces powstawania albumu, wywiady z muzykami oraz film, na którym Ian Anderson odczytu-je zawarte na płycie teksty piosenek w przeróżnych lokalizacjach

Dorota Kiukieła

Ian Anderson z Jethro Tull: „Thick As A Brick 2”

Lista utworów zawartych na albumie „TAAB2”: 1 From A Pebble Thrown 2 Pebbles Instrumental 3 Might-have-beens 4 Upper Sixth Loan Shark 5 Banker Bets, Banker Wins 6 Swing It Far 7 Adrift And Dumfounded 8 Old School Song 9 Wootton Bassett Town 10 Power And Spirit 11 Give Till It Hurts 12 Cosy Corner 13 Shunt And Shuffle 14 A Change Of Horses 15 Confessional 16 Kismet In Suburbia 17 What-ifs, Maybes And Might-have-beens

Page 34: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a32

PepeDeluxé:KrólowiefalTa książka odmieniła życie niejednej osoby, choć do końca nie

wiadomo, kto jest jej autorem. Oficjalnie, dzieło „A Dwel-ler on Two Planets” (Mieszkaniec dwóch planet) napisał Frede-rick S. Olivier. Oficjalnie, gdyż sam Olivier we wstępie utworu za-znacza, iż był tylko posłannikiem dobrej nowiny. Księgę na prze-strzeni trzech lat, miał podyktować mu duch tytułujący się Fi-losem Tybetańczykiem. Czy Olivier był autentycznym medium czy tylko twórcą fikcji, nikt nie zdążył sprawdzić. Książka zosta-ła bowiem opublikowana sześć lat po jego śmierci, w 1905 roku. Pół wieku później czytano ją już jako kanon literatury new age. Wśród oddanych wyznawców księgi jest m.in. aktorka Shirley MacLaine. Teraz do objawień Oliviera sięga skandynawski duet Pepe Deluxé. Na płycie, która pod względem muzycznym sama wydaje się iluminacją.Książka Oliviera, po części odpowiada za żywotność mitu Atlan-tydy we współczesnej popkulturze. Autor konfrontuje ze sobą Amerykę ery industrialnej z krainą o nazwie Poseid. Jej miesz-kańcy mieli dysponować zaawansowanymi technologiami, które dzisiaj kojarzą się z telewizją, telefonią komórkową, teleskopami czy siecią szybkich pociągów. Olivier opisując astralne wędrówki reinkarnowanej duszy, przestrzega przed katastrofą. Tak jak ka-taklizm pochłonął Poseidę, królową fal, tak grozi on każdej za-chłyśniętej postępem wspólnocie.„Dweller on Two Planets”, wzorem innych mistycznych tek-stów, pozostawia spore pole dla wyobraźni. Pepe Deluxé wy-łuskali z  utworu przede wszystkim natchnioną narrację, peł-ną alegorycznych wątków i baśniowych postaci. Płyta „Queen of the Wave” to w ich zamyśle, ezoteryczna pop- opera w trzech aktach. Dla wielu słuchaczy nazwa Pepe Deluxé jest tylko wspomnie-niem przeszłości. Fiński zespół miał swoje 15 minut w  2001 roku, kiedy firma Levis wykorzystała ich nagranie w reklamie dżinsów. Wtedy Pepe Deluxé było triem, czarującym ze sample-rów taneczne przeboje spod znaku big beat czy easy listening. Obecna inkarnacja grupy mało ma wspólnego z tamtą estetyką. Komputery poszły w kąt, a pozostały ze składu James Spektrum zacieśnił współpracę z  Paulem Malmströmem. Szwedzki mul-tiinstrumentalista okazał się godnym kompanem w nowym pro-jekcie, który przeniósł Pepe Deluxé w dość zaskakujące rejony.W 2007 roku duet wydał płytę „Spare Time Machine”, będącą pierwszą poważną woltą stylistyczną. Spektrum i  Malmström porzucili trip- hopowe bity na rzecz akustycznej psychodelii koń-ca lat 60. Kunsztowna retro- rekonstrukcja okazała się przemy-ślanym zabiegiem. Na „Queen of the Wave” duet jest znowu za-patrzony w odległą przeszłość.Spektrum i Malmström w epoce Dzieci Kwiatów czuliby się za-pewne jak ryby w wodzie. Skandynawski duet nie liczy się bo-wiem z realiami współczesnego show-biznesu. Nagrywanie „Qu-

een of the Wave” zabrało, bagatela, 6 lat. A mogło trwać i dłu-żej, gdyby muzycy nie zdążyli skompletować wymarzonego in-strumentarium.Harfa, trąbka, rożek, tuba, akordeon, klawesyn, melotron, har-monijka i kilka rodzajów organów - to jedynie wierzchołek aran-żacyjnej góry lodowej. Na potrzeby „Queen of the Wave” duet się-gnął po mnóstwo unikatowych źródeł i przetworników dźwięku. Użyto np. syntetyzera z Transformatorem Tesli, elektromagne-tycznych mikrofonów, używanych przez kosmonautów czy też hi-storycznego wzmacniacza od... sterowania rakiet V2. Dość powie-dzieć, że duet czekał dwa lata na możliwość wykorzystania li-tofonu z Jaskiń w Luray; największego tego typu instrumentu na świecie, który robi użytek z aż 37 stalaktydów i zajmuje po-wierzchnię ponad 3 akrów.

teksty na stronach 32-36 pochodzą z portalu Kulturaonline.pl

Page 35: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 33

Duet z  równym pietyzmem podszedł do edytorskiego aspektu płyty. Wydawnictwu towarzyszy pięć (!) związanych z tematem i realizacją krążka, wyczerpujących opracowań pod postacią pli-ków pdf. Przygotowano także darmową aplikację na iPad’a.Gdzie w tym wszystkim muzyka? „Queen of the Wave” słucha się niczym doskonale zakonserwowanej płyty z  hippisowskiej ery. Okresu, gdy drogowskazem był Beatlesowski koncept album „Sgt. Pepper’s Lonley Heart’s Club Band”. Własne płyty, eks-plorujące psychodeliczną mistykę nagrywali wówczas m.in. The Small Faces, The Rolling Stones, The Pretty Things, a nawet Bee Gees („1st”). Zabrzmi to jak herezja, ale Pepe Deluxé nie są od nich wcale gorsi. „Queen of the Wave” posiada wszelkie smaczki materiału z tam-tych lat: barokowy przepych nakładanych gęsto na siebie par-tii instrumentów, wędrujące z  kanału lewego do prawego ste-reofoniczne pogłosy oraz pompatyczne, stuprocentowo analogo-we brzmienie. Pepe Deluxé są momentami niczym supergrupa z przełomu lat 60. i 70. Z organową wirtuozerią Keitha Emer-sona, gitarowymi „zawijasami” Syd Baretta, solówkami na flet Iana Andersona czy potężnym będbnieniem Carla Palmera. Jed-nocześnie „Queen of the Wave” wychodzi poza stricte anglosa-skie inspiracje. Słychać tu echa progresywnych zespołów i z in-nych części Europy; francuskiej Magmy, greckiego Aphrodite-’s Child, holenderskiego Focusa czy niemieckich zespołów spod znaku kraut rocka. Pozwólcie, że zaśpiewam Wam piosenkę - intonuje hipnotycz-nym głosem Chris Cotts w otwierającym całość utworze „Queen-swave”. Rozpisana na trzy części zawartość albumu, istotnie ma w sobie coś z pieśni średniowiecznego minstrela. Celtyckie „Con-tain Myself” czy zamykający płytę epos „Riders on the First Arc” są niczym odpryski jakiś pra-starych mitologii. Ale Pepe Deluxé to również mniej folkowe dźwięki. „Go Supersonic” jest napędza-ną motorycznym refrenem perełką „dziewczęcego” popu sprzed czterech dekad. Uroczy „Temple of Unfed Fire” odsyła do relak-sującej, filmowej muzyki a’la Henri Mancini. A  przygniatający break beatowym rytmem „Grave Prophecy”? Przecież to wypisz maluj Massive Attack. W celującej kondycji!Pepe Deluxé nie dokonują „Queen of the Wave” kopernikań-skiego przewrotu. Renesans psychodelicznego rocka trwa od kilku ładnych lat, by wspomnieć Ozric Tentacles czy Amor-phous Androgynous. Tym, co przemawia na korzyść Skandy-nawów, jest pełna koherencja zamysłu z wykonaniem. „Queen of the Wave” stanowi szkatułkową robotę, której stopniowe od-krywanie przynosi olbrzymią satysfakcję. Nie tylko natury po-równawczej. Płyta Pepe Deluxé doskonale funkcjonuje i w ode-rwaniu od psychodelicznego kanonu. Wielowątkowe kompozy-cje, nagrane z udziałem kilku wokalistów, sesyjnych muzyków, a także chóru i (czeskiej) orkiestry, mają siłę integralnego słu-chowiska. Ilekroć się w nie zagłębić, ujawniają nowe pokłady dźwięków. Skandynawski duet może nie przywiązywać wagi do reguł show- biznesu, ale zna swoją wartość. Ponoć Spektrum założył się z  pracownikami wytwórni płytowej, że postawi im dwie pusz-ki gazowego napoju, jeśli wskażą album lepszy niż „Queen of the Wave”. Przejaw pychy? Jeśli tak, jak najbardziej usprawie-dliwiony. Zwłaszcza, że Pepe Deluxé nie zarobią na swoim ar-cydziele ani jednego euro. Całkowity dochód ze sprzedaży płyty, ma zostać przekazany na rzecz fundacji Juhy Nurminena, któ-ra walczy o czystość Morza Bałtyckiego. Prawdziwi królowie fal z Atlantydy.

Bruce Springsteen nagrał płytę

na miarę epoki?Urodzony w USA - brzmiało dumnie, ale gdyby się wsłuchać

w tekst, była mowa m.in. o zabijaniu żółtków i braku życio-wych perspektyw. Tytułowy utwór jak i reszta materiału z płyty "Born in the USA", stanowił gorzkie rozliczenie z amerykańskim snem. Gorzkie, co nie znaczy, że pozbawione przebojów. Bruce Springsteen właśnie tym albumem umocnił swą pozycję w show- biznesie. Krytycy mogą chwalić wyprodukowane przez Spectora "Born to run", ale to właśnie płyta z 1985 roku odpowiada za fe-nomen Bossa. Po latach, Springsteen powraca z nagraniami, ma-jącymi szansę powtórzyć tamten sukces. Pierwsze wieści o "Wrecking Ball" były zaskakujące. Płyta mia-ła prezentować szeroki przekrój inspiracji; od irlandzkiego fol-ku do hip- hopu, aranże uwzględniać - samplery i  elektronikę. Do studia Springsteen zaprosił m.in. Toma Morello, gitarzystę Rage Against The Machine oraz Matta Chamberlaina, perkusistę współpracującego z Tori Amos czy Pearl Jam. Jeśli chodzi o tek-sty, Boss zapowiadał, że całość dotknie tematyki ekonomiczne-go kryzysu. Nie krył, że na celowniku znajdzie się m.in. trawione przez chciwość i korupcję Wall Street.Wygląda na to, że obietnica przełomowego albumu została speł-niona. Pierwsi recenzenci podkreślają, iż tak "wieloetnicznie" na płytach Bossa dawno nie było. Płyta pulsuje nawiązaniami nie tylko do rapu, ale i gospel, indiańskich śpiewów czy meksykań-skich el mariachi. Teksty są natomiast pełne są wściekłych ty-rad skierowanych pod adresem bankierów i biblijnych motywów. Fani 62-letniego wokalisty, nie powinni być zdziwieni. Podobnym "szokiem" było przecież wspomniane "Born in the USA". Wtedy Boss, świeżo po akustycznym epizodzie, atakował uszy mecha-niczną łupaniną i syntezatorami ("Dancing in the Dark" robiło fu-rorę na dyskotekach). Teraz pod okiem producenta Rona Aniello próbuje dostosować się do epoki "ruchu oburzonych". Czy zjedna sobie alterglobalistycznych słuchaczy, to już inna sprawa...Płyta "Wrecking Ball" wychodzi nakładem Columbii dzisiaj, 6 marca. Poniżej player z zawartością albumu, do przesłuchania za darmo dzięki serwisowi Soundcloud.

Bruce Springsteen

Page 36: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a34

ROBERT GLASPER EXPERIMENT „BLACK RADIO” Założyciel projektu Robert Glasper Experiment ogłosił wła-

śnie daty swojej trasy koncertowej po Ameryce Północnej. Jeden z planowanych występów odbył się 28 lutego w klubie Hi-ghline Ballroom w Nowym Jorku; tego samego dnia, nakładem wytwórni Blue Note Records, ukaże się również od dawna wy-czekiwany album artysty zatytułowany Black Radio. W koncer-

cie w Highline Ballroom udział wzieli również specjalnie zapro-szeni goście, w tym yasiin bey (Mos Def), Chrisette Michele, La-lah Hathaway i inni. Trasa koncertowa obejmować będzie rów-nież Filadelfię, Chicago, San Francisco, San Diego, Los Angeles, Seattle oraz Waszyngton. Robert Glasper nawiązał również współpracę ze stroną interne-tową Indaba Music, stanowiącą pionierską platformę dla tworze-nia muzyki online. Na stronie ogłoszono konkurs na najlepszy remix pochodzącego z płyty Black Radio utworu „Move Love”, w którym w charakterze wokalistów gościnnie wystąpili członko-

wie wschodzącego zespołu KING. Strona Indaba zrzesza między-narodową społeczność obecnie obejmującą ponad 600 000 muzy-ków, z których każdy będzie mógł wykorzystać poszczególne ele-menty utworu – wokale, instrumenty perkusyjne, klawisze oraz pozostałe ścieżki – w celu opracowania własnego remixu piosen-ki. Wszystkie zgłoszenia zostaną ocenione przez samego Glaspe-

ra, który następnie wyłoni zwycięzcę konkursu. Na-groda główna obejmować będzie 500$ w  gotówce, wolne od tantiem sample pianina stworzone przez Glaspera, które zwycięzca będzie mógł wykorzystać we własnej kompozycji, a  także egzemplarz płyty Black Radio z autografem artysty. Dalsze informacje na temat konkursu dostępne są pod adresem www.indabamusic.com/opportunities/robert-glasper-mo-ve-love-remix-contest. Niedawno ukazał się również teledysk do utwo-ru „Ah Yeah” / http://www.youtube.com/wat-ch?v=oN0tFgLcp4g/, pierwszego oficjalnego singla z albumu Black Radio, w którym udział wzięli Musiq Soulchild oraz Chrisette Michele. W ubiegłym tygo-dniu piosenka zajęła 3 miejsce na liście Most Added (najczęściej dodawanych przez użytkowników utwo-rów) radia Urban AC (oraz 1 miejsce na liście Most Added dla nowych utworów w danym formacie), co dla pianisty jazzowego jest niemałym sukcesem ko-mercyjnym. Singiel dostępny jest w wersji cyfrowej we wszystkich większych muzycznych sklepach in-ternetowych. Serwisy Amazon oraz iTunes urucho-miły również przedsprzedaż całego albumu, zaś na-grania ujawniające kulisy powstawania płyty Black Radio można obejrzeć na prowadzonym przez Rober-ta Glaspera kanale YouTube. Album Black Radio to śmiała wyprawa w nowe mu-zyczne terytoria, przekraczająca ograniczenia po-szczególnych gatunków muzycznych. Na płycie poja-wiają się elementy jazzu, hip-hopu, R&B, soulu i roc-ka, sprawiając, że twórczość Glaspera wymyka się jakiemukolwiek zaszufladkowaniu. Album ilustruje

również mnogość talentów muzycznych artysty: Glasper wystę-puje na nim w charakterze producenta, kompozytora, klawiszow-ca oraz frontmana zespołu, w którego składzie gościnnie wystę-puje wielu słynnych przyjaciół pianisty reprezentujących najróż-niejsze nurty tzw. muzyki miejskiej (urban). Grono znanych ar-tystów, których usłyszymy na płycie, obejmuje m.in. wykonaw-ców takich, jak Erykah Badu, Bilal, Lupe Fiasco, Lalah Hatha-way, Shafiq Husayn (Sa-Ra), KING, Ledisi, Meshell Ndegeocello, Chrisette Michele, Musiq Soulchild, Stokley Williams (Mint Con-dition) oraz yasiin bey.

Page 37: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

35

Wrocław zainfekowany nowymi brzmieniami

Subtelnie intonowane przez Louise Rhodes wersy „Gabriela” czy zmysłowy śpiew Jamie’go Woona w „Night Air”? Czyli

trip- hopowa legenda vs sensacja „błękitnookiego soulu”. Co było większym wydarzeniem ubiegłorocznej edycji festiwalu Tauron Nowa Muzyka? A gdyby tak zamiast oceniać, przeżyć to jeszcze raz? Nic prostszego. Dzięki cyklowi City Sounds oba muzyczne zjawiska znowu objawią się polskim fanom na żywo. Nie tylko zresztą one. Nowa na polskim rynku marka koncertowa firmu-je bowiem jeszcze inne godne uwagi występy. Wszystkie je łączy wspólna lokacja wrocławskiej metropolii.Duetu Lamb nikomu specjalnie przedstawiać nie trzeba. Pani Rhodes razem z  asystującym jej Andrew Barlowem są twór-cami nowej jakości na scenie eterycznych bitów. Pod koniec lat 90. nazwę Lamb wymieniano jednym tchem z tuzami Bri-stol Sound - Massive Attack i Portishead. Mimo iż duet zawie-sił później działalność, jego utwory nigdy nie wypadły z obie-gu, obecne choćby w niezliczonej ilości reklam. Dwa lata temu Rhodes i  Barlow reaktywowali swój projekt. Obecnie Lamb promuje swój piąty w  karierze krążek zatytułowany po pro-stu „5”. Z tej okazji 9 lutego wystąpi w klubie Eter. To zresz-tą część mini- trasy koncertowej duetu po Polsce. Duetu, któ-ry, warto przypomnieć, nagrał piosenkę o wymownym tytule „Górecki”, cytującą fragment jednej z symfonii polskiego kom-pozytora. Lamb otwierają stawkę City Sounds, Woon natomiast ją zamyka. 28-letni wokalista spod Londynu to objawienie brytyjskiej mu-zyki klubowej ubiegłego roku. Drugi po Jamesie Blake’u jest re-welatorem soulowych wokaliz, przystosowanych do wrażliwo-ści ery syntetycznych brzmień. Dysponując mocnym (murzyń-skim chciałoby się powiedzieć) głosem, nasącza swoje nagrania elementami modnych trendów „połamanej” elektroniki a’la dub-step. Jego debiutancki album „Mirrorwriting” przyjęto na Wy-spach wręcz entuzjastycznie. Ale piosenki Woona chyba najlepiej wypadają na żywo. Mogli się o tym przekonać świadkowie i ka-meralnego występu podczas festiwalu Tauron i  listopadowego koncertu w poznańskim klubie SQ. Komu mało, niech już rezer-wuje sobie czas na 25 marca. Woon właśnie wtedy wystąpi w klu-bie Eter.Pomiędzy Lamb a  Woonem wrocławian czekają nie mniejsze emocje. W Dzień Kobiet, do Eteru zawita młoda dama Selah Sue, której soulowy wokal porównuje się do Erykah Badu i Lauryn Hill. 11 marca w tym samym klubie pojawi się szwedzka formacja Little Dragon, mająca za sobą współpracę m.in. z Gorillaz i TV On the Radio. Wreszcie, 21 marca gratka dla miłośników poetyc-kich uniesień z kraju gejzerów - Olafur Arnalds we własnej oso-bie. Islandczyk koncertujący m.in. z krajanami Sigur Ros, wystą-pi w Centrum Sztuki Impart.

hIDDeN ORCheSTRA

w SzczecinieNazywa się i brzmi jak orkiestra, ale jest to kwartet. Hidden

Orchestra to autorzy jednej z największych płytowych niespodzianek ostatniego roku. Opublikowany przez reno-mowaną wytwórnię Tru Thoughts debiutancki album "Night Walks" to zestaw nagrań momentalnie przywołujących sko-jarzenia z pierwszymi płytami największych gwiazd nu-jazzu lat 90-tych – The Cinematic Orchestra. Czwórka szkockich mu-zyków pod przywództwem Joe Achesona, autora muzyki do wielu słuchowisk radiowych i dokumentalnych, zdołała w uni-kalny sposób połączyć akustyczny jazz z  hip-hopową rytmi-ką i  wpływami klasyki, zapraszając odbiorców w  hipnotycz-ną podróż przez wyimaginowane krainy, pełne zaskakujących miejsc i zakamarków.Hidden Orchestra została zaproszona do stworzenia nowej ścieżki dźwiękowej do kultowego �lmu w  reżyserii Godfrey-’a  Reggio – Powaqqatsi, mierząc się tym samym z  legendar-nym soundtrackiem skomponowanym przez Philipa Glassa. Dzielili scenę z tak uznanymi gwiazdami jak Bonobo, Jaga Jaz-zist, Red Snapper, byli również gośćmi programu Gilesa Peter-sona.Zalicza się ich do najciekawszych zespołów wyspiarskiej sceny jazzowej. Twórczość Hidden Orchestra powinna tra�ć do każdego odbiorcy,któremu nieobce są brzmienia spod znaku The Cinematic Orchestra,Portico Quartet czy Aphex Twin.

Page 38: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a36

Wielka gala transmitowana na żywo w  najlepszym czasie antenowym. To se ne vrati? Niekoniecznie, bo po latach

posuchy, Fryderyki nabrały drugiego oddechu. I to pomimo, iż sy-tuacja w rodzimym przemyśle rozrywkowym nie sprzyja wystaw-nym fetom. W  każdym razie, 26 kwietnia widzowie TVP obej-rzą transmisję rozdania Fryderyków. Tymczasem Akademia Fo-nograficzna ogłosiła swoje nominacje.Zarówno pretendentów do nagrody, jak i  jej laureatów, wybiera branżowe gremium. Wśród ponad 120- osobowej grupy są m.in. artyści, kompozytorzy i  dziennikarze muzyczni. Wyboru nomi-nacji dokonują spośród wydawnictw nadesłanych Akademii. W tym roku była to rekordowa liczba 918 zgłoszeń. O 200 więcej niż w poprzedniej edycji Fryderyków. Stałą faworytką nagród Akademii Fonograficznej jest Kasia No-sowska. Wokalistka znowu ma szanse na co najmniej kilka statu-etek. Została nominowana łącznie w 6 kategoriach. Utwór „No-mada” powalczy o tytuł piosenki roku, płyta „8” - albumu roku muzyki alternatywnej. Artystka jest również nominowana m.in. jako wokalistka i autor roku.Nosowska nie jest aczkolwiek największą triumfatorką nomi-nacji. Tego roku, rząd nad gustami Akademii podzieliły mię-dzy sobą po równo Julia Marcell i Ania Rusowicz. Obie artyst-ki otrzymały aż po 7 nominacji. Powalczą o statuetki w katego-riach: wokalistka, autor, piosenka, wideoklip i produkcja muzycz-na roku. Ponadto Marcell nominowano jako kompozytorkę i za alternatywny album roku, a Rusowicz - za fonograficzny debiut i album muzyki pop. Bój o piosenkę roku może być dla Marcell i Rusowicz trudny. I nie tylko ze względu na „Nomadę” Nosowskiej. W tej kategorii Aka-demia wyróżniła bowiem jeszcze dwóch silnych faworytów. „Boso” Zakopowera śpiewała śpiewała niedawno cała Polska. „Solą w oku” Illusion to zaś jedna z bardziej motorycznych rockowych kompozycji ubiegłego roku. Co do kobiecej wokalistyki, trzem wy-mienionym paniom mogą zagrozić Monika Brodka i... Ewa Farna. Analogiczny rozrzut talentów jest zresztą i na męskim poletku. Wokalistą roku może więc zostać Piasek, Kuba Badach, Tomasz Lipnicki, Sebastian Karpiel- Bułecka albo Piotr Rogucki.Kategoriami budzącymi tradycyjne spory są gatunkowe selekcje. Jeśli chodzi o działkę rockową i alternatywną, w tym roku oby-ło się bez niespodzianek. O statuetkę w kategorii album rockowy walczą m.in. płyty Myslovitz, Kazika Na Żywo i Comy. Co do alter-natywy, Akademia doceniła m.in krążki Cool Kids of Death i pro-jektu Baaba Kulka. Po globalnych sukcesach Adele, raczej trudno wyobrazić sobie innego zwycięzcę w kategorii: album zagraniczny. Akademia obok bestsellerowego „21” Brytyjki nominowała m.in. „Let England Shake” PJ Harvey i „Mylo Xyloto” Coldplay. Pełną listę nominowanych, dotyczącą również muzyki poważnej i jazzu znajdziecie na witrynie Fryderyków tutaj.

Nie samą Björk żyje Open’er

Jedenasta edycja największego festiwalu muzycznego w Pol-sce, czyli Heineken Open’er Festival nabiera coraz więk-

szych rumieńców. Do zapowiedzianych gwiazd festiwalu, takich jak Björk, Justice czy Public Enemy dołączają Orbital, Mumford & Sons, The Maccabees i największe objawienie roku 2010 - Toro y Moi. Tegoroczny HOF odbędzie się w dniach od 4 do 7 lipca na terenie lotniska Babie Doły w Gdyni.Jedną z najprzyjemniejszych niespodzianek w rozpisce imprezy jest bez wątpienia koncert brytyjskiej, folk rockowej grupy Mum-ford & Sons, która w ciągu zaledwie trzech lat dorobiła się setek tysięcy fanów, a żeby było jeszcze ciekawiej, za sprawą debiutanc-kiej płyty, która jak znaki na niebie wskazują, nie zdążyła oddać wszystkich umiejętności zespołu. Nie dziwi więc, narastające z miesiąc na miesiąc oczekiwanie zapowiadanej już od ubiegłego roku drugiej płyty chłopaków.Wychowali się w Londynie, gdzie u boku Laury Marling i Noah & The Whale budowali lokalną scenę folk rocka. Nagle okaza-ło się, że kapele z najbardziej kosmopolitycznego miasta świata, gdzie nowe brzmienia rodzą się co kilka dni, chcą czerpać z trady-cji pełnymi garściami, laptopy i syntezatory zamieniając na ban-jo i mandolinę.Na festiwalowej scenie pojawią się również bracia Phil i Paul Hartnoll, czyli Orbital - jedna z najważniejszych formacji nowej fali brytyjskiej muzyki tanecznej lat dziewięćdziesiątych. Nazwę dla swojego projektu zaczerpnęli z nazwy londyńskiej ulicy, gdzie odbywały się największe, nielegalne imprezy z muzyką acid ho-use, zwane rave. Historia Orbital rozpoczyna się w latach osiem-dziesiątych , kiedy Hartnoll’owie nagrali swój pierwszy utwór - „Chime”, który z miejsca stał się hymnem sceny rave, w wersji koncertowej trafiając na debiutancki, długogrający krążek tande-mu wydany w 1991 roku.Dwa lata później światło dzienne ujrzał „Orbital 2”, którego sin-glowy „Halcyon” okazał się kolejnym wielkim sukcesem Brytyj-czyków. Jednak wraz z nadejściem nowych wydawnictw dobra passa zespołu została przerwana - zainteresowanie nimi lecia-ło na szyję, a sami bracia zdawali pogubić się, znikając ze sce-ny na ładnych parę lat. W roku 2009 wznowili działalność, po raz pierwszy występując w Polsce w ramach festiwalu Selector. Reaktywacja nie okazała się wyłącznie urodzinowym prezentem dla fanów, ale początkiem całkiem nowego etapu w karierze ze-społu. Muzycy zaczęli regularnie koncertować i weszli do stu-dia, czego owocem jest „Wonky” - zapowiadana na 2 kwietnia nowa płyta.W Babich Dołach usłyszymy również The Maccabees - młodą in-die rockową formację z Brighton, która za sprawą dwóch pierw-szych albumów często określana jest, nieco na wyrost, jako jed-na z oryginalniejszych brytyjskich zespołów sceny alternatywnej. Okazało się bowiem, że wydany w tym roku album „Given To The Wild” nie przeskoczył wcale nie za wysoko ustawionej po-przeczki, jaką postawili sobie muzycy, przesadnie upodabniając się do The Smiths, The Clash czy Joy Division. Ale kto wie, może koncert na Open’erze na nowo rozbudzi na-dzieje związane z The Maccabees?

Page 39: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 37

PiątyelementZ dość sporym prawdopodobieństwem, znakomita większość

Szanownych Czytelników pamięta doskonale bardzo cha-rakterystyczny w  sposobie rozbawiania publiczności film pt. „Akademia Policyjna”. Oczywistym jest, że każdy kto kiedykol-wiek zapoznał się z tą produkcją, spotkał się z wybitnym talen-tem sierżanta Larvella Jones’a, poza uniwersum filmu znanego, jako Michael Winslow.Winslow zwrócił uwagę na postać odgrywaną przez siebie w fil-mie, dzięki niesamowitym umiejętnościom naśladowania wszel-kiej maści dźwięków; od instrumentów muzycznych, takich jak perkusja, czy gitara elektryczna, poprzez odgłosy towarzyszące np. osobie spacerującej zatłoczoną ulicą, kończąc na głosowych imitacjach najróżniejszego rodzaju maszyn i urządzeń zroboty-zowanych. Swój dar, Michael Winslow rozwinął do niebywałych wprost rozmiarów, stając się niejako pionierem tzw. piątego ele-mentu kultury hip-hopowej – beatboxu.Sztuka beatboxowania polega niemal dokładnie na tym, co za-prezentował czarnoskóry bohater „Akademii Policyjnej”; jest to umiejętność rytmicznego naśladowania dźwięków za pomocą ust, języka, gardła i przepony. Mimo, że w beatboxie nie są narzucane żadne sztywne ramy działania, spopularyzowane zostały głów-nie elementy muzyczne, mogące np. towarzyszyć podczas tańca break dance, czy też w momencie słownej bitwy lub indywidual-nego lirycznego freestyle’u. Twórczość Winslowa zatem, nie wpi-suje się do końca w kanon sztuki uprawianej przez przedstawi-cieli kultury hip-hopowej. Nieczęsto spotyka się beatboxera wy-korzystującego swój talent podczas komediowego występu stand up’owego, gdzie w zabawny, uporządkowany sposób naśladował-by on odgłosy znane większości z życia codziennego. Na tym zaś właśnie, w dużej mierze, opierała się kariera filmowego Larvel-la Jones’a. Jak większość podkategorii kultury hip-hopowej, beatbox – taki, jakim znany jest dzisiaj – przez pierwsze lata swojego istnie-nia był uprawiany wyłącznie w swojej ścisłej ojczyźnie, na bar-dzo wąskiej scenie podziemia Nowego Jorku. Krótko po wydaniu pierwszego oficjalnego rapowego albumu – Rapper’s Delight au-torstwa The Sugar Hill Gang – zaczął stawać się coraz bardziej popularną i coraz częściej wykorzystywaną alternatywą dla ży-wych instrumentów, gramofonów i samplerów. Jednak to dopiero w 1985 r., światową sławę sztuce naśladowania dźwięków, przy-niósł singiel The Show/La Di Da Di, nagrany przez Doug E Fre-sh’a  i  MC Ricky’ego D, wespół z  duetem DJ’skim - Get Fresh Crew. Te dwa – dziś legendarne – utwory, stanowiły swojego ro-dzaju przedstawienie umiejętności lidera tej nieformalnej grupy, czyli wspomnianego Doug E Fresh’a - rapera, producenta i beat-boxera w jednej osobie. O ile piosenka pt. The Show zawiera elek-troniczne sample, nadające jej bardziej tradycyjny w kwestii in-strumentalnej charakter, o tyle La Di Da Di jest nagraniem za-wierającym tylko i wyłącznie wyczyny wokalne. Mimo że jest to dość prosta – być może nawet prymitywna – piosenka, w natural-ny sposób stała się hip-hopowym klasykiem i sprawiła, że sztuka beatboxu zyskała w ogromnej mierze na popularności, skłaniając innych artystów zajmujących się tą dziedziną muzyki, by ze swo-imi umiejętnościami wypłynęli na szersze wody. I tak, na fali dru-

giego etapu mody na beatbox, światu pokazali się kolejni zawod-nicy, spośród których na szczególną uwagę zasługuje chociażby Ojciec Chrzestny Dźwięku, czyli Rahzel.Rzeczy, które ten pan potrafi wyczyniać ze swoim gardłem, są po prostu niesamowite. Myślę, że z powodzeniem można by stwier-dzić, iż to właśnie on wyniósł sztukę prostego naśladowania kil-ku dźwięków perkusyjnych, poza jakiekolwiek granice, pozwala-jąc na zakwalifikowanie beatboxu, jako oddzielnego, piątego ele-mentu hip-hopu. W jego akompaniamencie znajduje się niezwy-kle szeroka gama odgłosów wykorzystywanych podczas scenicz-nych wojaży, zarówno solowych, jak i przeprowadzanych w gru-pie wokalistów. Sieć jest pełna amatorskich i profesjonalnych na-grań zawierających próbki jego umiejętności, pokazywanych na przełomie lat ‚80 i ‚90, jednak to dopiero w roku 1999 zdecydo-wał się na nagranie swojego pierwszego albumu (wcześniej na-grywał z grupą The Roots), pt. Make The Music 2000. Krążek zo-stał przyjęty bardzo ciepło przez słuchaczy, w dużej mierze dzię-ki umieszczeniu na nim utworu pt. „If Your Mother Only Knew”, będącego zapisem koncertowego występu Rahzela, na którym po raz pierwszy zaprezentował on umiejętność jednoczesnego śpie-wania i beatboxowania. Piosenka ta daje kilka minut niesamo-witych wrażeń, a każdemu, kto słyszy ją po raz pierwszy, bardzo trudno uwierzyć, że nagranie nie zostało zmanipulowane.Dziś beatbox stoi na rozdrożu, po pięciu minutach swojej naj-większej popularności, którą przeżył mniej więcej 4 lata temu. Jak w  przypadku każdego elementu kultury hip-hopowej, kry-stalizuje się kolejne pokolenie artystów, którzy pociągną tę for-mę alternatywnej muzyki w nieznane dotąd rejony. Należy przy-znać, że beatbox z powodzeniem mógłby zostać uznanym kwin-tesencją tego charakterystycznego ruchu, powstałego w Bronxie, w połowie lat ‚70. To dzięki niemu bowiem, stworzyć można nie-samowite rzeczy, będąc wyposażonym jedynie w podstawowe na-rzędzia. Potwierdzeniem tych słów niech będzie ostatni występ Michaela Winslowa, w którym prezentuje on swoją wersję „Who-le lotta love” autorstwa Led Zeppelin. Wyraz twarzy prowadzące-go program, w którym Winslow wziął przy tej okazji udział, jest najlepszym komentarzem. Jerzy Lisiecki

Page 40: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a38

Norah JoNes „little broken hearts”

Artystka zaprezentuje nowe piosenki na festiwalu sxsw

Premiera nowego albumu Norah Jones, zatytułowanego Lit-tle Broken Hearts (wytwórnia Blue Note/EMI), odbędzie

się 1 maja br. Płyta jest owocem współpracy wokalistki z produ-centem Brianem Burtonem, bardziej znanym pod pseudonimem Danger Mouse. Znana jest już również okładka płyty oraz lista 12 utworów, które się na niej znajdą. Wszystkie piosenki zostały napisane wspólnie przez Jones i Burtona. Inspiracją dla projektu okładki nowego albumu Jones były pla-katy filmów z połowy ubiegłego wieku, które zdobiły ściany usy-tuowanego w Los Angeles studia nagraniowego Burtona. „Brian ma w swoim studiu ogromną kolekcję plakatów do filmów Rus-sa Meyera”, wyjaśnia Jones. „Jeden z nich, do filmu pod tytułem Mudhoney, wisiał nad kanapą, na której codziennie przesiadywa-łam. Zawsze, gdy na niego patrzyłam, myślałam, że chciałabym wyglądać tak fajnie, jak ta dziewczyna z plakatu. Podczas tworze-nia płyty nieustannie się na niego gapiłam; to naprawdę świetna grafika!”, dodaje artystka. Little Broken Hearts stanowi fascynujący nowy etap artystycz-nej ewolucji jednej z najbardziej intrygujących wokalistek i auto-rek piosenek ostatniej dekady. Jones po raz pierwszy pojawiła się na światowym rynku muzycznym 10 lat temu: w lutym 2002 roku ukazała się jej debiutancka płyta Come Away With Me, którą sama artystka określa mianem „małej, nastrojowej płytki”. Płyta stała się międzynarodowym hitem, czyniąc z Jones gwiazdę i zwyciężczy-nię kilku nagród Grammy w roku 2003. Album stanowił również zapowiedź nadchodzących zmian na rynku muzycznym, którym co-raz bardziej odchodził od uprzednio dominującej syntetycznej mu-zyki pop. Płyta Come Away With Me, która sprzedała się w 25 mi-lionach egzemplarzy na całym świecie, zajęła 10 miejsce na liście najlepiej sprzedających się albumów według systemu Soundscan. Od czasu swojego debiutu Jones wydała trzy ciepło przyjęte przez krytyków i świetnie sprzedające się albumy solowe – Fe-els Like Home (2004), Not Too Late (2007) i The Fall (2009)—oraz dwie płyty nagrane we współpracy z grającą muzykę coun-try grupą The Little Willies. Wydana w roku 2010 kompilacja …Featuring Norah Jones udowodniła niezwykłą wszechstron-ność głosu artystki, którą na płycie usłyszeć można w duetach z tak przeróżnymi muzykami, jak Willie Nelson, Outkast, Her-bie Hancock czy Foo Fighters. Jones współpracowała również z Danger Mousem w roku 2011, kiedy to artyści wspólnie z Jac-kiem Whitem nagrali oddającą hołd klasycznej włoskiej muzyce filmowej płytę ROME. Na rok 2012 zaplanowana jest rozległa trasa koncertowa No-rah Jones. Artystka występować będzie na festiwalach, w amfite-atrach oraz klubach zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i za granicą. Wybrane daty europejskich koncertów – w  tym dwóch wyprzedanych występów w  londyńskiej Royal Festival Hall –

można znaleźć już teraz na stronie internetowej www.norahjones.com; kolejne daty ogłoszone zostaną w ciągu najbliższych tygo-dni. Szczegóły trasy koncertowej artystki po Stanach Zjednoczo-nych poznamy wkrótce. Na razie wiadomo, że w najbliższej przy-szłości Jones wystąpi w ramach organizowanego w Austin w Tek-sasie festiwalu SXSW. Podczas koncertu, który odbędzie się w La Zona Rosa 17 marca o godz. 19:45, artystka wraz ze swoim no-wym zespołem zaprezentuje utwory z płyty Little Broken Hearts.

Dorota Kukieła

Na płycie LittLe BrokeN Hearts zNajdą się Następujące utwory: 1. Good Morning 2. Say Goodbye 3. Little Broken Hearts 4. She’s 22 5. Take It Back 6. After The Fall 7. 4 Broken Hearts 8. Travelin’ On 9. Out On The Road 10. Happy Pills 11. Miriam 12. All A Dream

Page 41: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 39

BLUESBEZBARIERBlues Bez Barier, to coroczny festiwal odbywający się w perle pol-

skich uzdrowisk - Ciechocinku, w  pierwszą sobotę września. W 2011 roku była to już jego siódma edycja, nie uwzględniając jego po-przednika znanego od 2000 roku jako Blues na Kujawach w Brześciu Kujawskim. Zamysłem festiwalu jest, by występowały zespoły o zróżnicowanym do-robku artystycznym, a teksty piosenek były rodzime, śpiewane głów-nie po polsku. Festiwal rozpoczęli debiutanci, miejscowy zespół bluesowy The Cool Cat Bones i rockowo-bluesowy zespół z Włocławka, Tool Box. Obydwa zespoły za-prezentowały się ciekawie muzycznie co tym bardziej uzasadnia przy-bliżenie ich składów osobowych. Zespół The Cool Cat Bones, to duet składający się z bardzo młodych muzyków, Macieja Draheima (śpiew, harmonijka) i  Patryka Mitziga (śpiew, gitara). Młodą wiekiem i  sta-żem jest też grupa Tool Box: Sylwia Dębska (śpiew), Krzysztof Dębski (śpiew, gitara), Wojciech Piątek (gitara), Mateusz Łucyk (bas) i Mate-usz Kacprzyk (perkusja). Debiuty wypadły udanie, teraz sukcesy ze-społów zależą od rozwoju własnych talentów i wytężonej pracy.Kolejnymi wykonawcami byli artyści znani, duet Romek Puchowski (śpiew, gitara) w konfiguracji z Michałem Kielakiem (harmonijka) oraz zespóły Yel-low Cab i Kodex Blues, uczestnik również ubiegłorocznego festiwalu. Yelow Cab tworzą znani muzycy od lat występujący na scenie blueso-wej: Wojtek Hamkało (śpiew, gitara), Jacek Piotrowski (gitara) Jarek Szajerski (bas) i Tomek Karkoszka (perkusja). Kodex Blues to zespół, który powstał w Słupcy jesienią 2008r., jego skład siedmioosobowy to: Robert Herian (saksofon), Sławek Wojciechowski (gitara), Andrzej Rubajczyk (gita-ra), Jakub Łechtański (bas), Damian Piasecki (piano), Krzysztof He-rian (perkusja) i Łukasz Gątarczyk (śpiew).Bluesowy maraton kończyły uznane zespoły Zdrowa Woda i  Śląska Grupa Bluesowa. Gospodarzem festiwalu jest wywodzący się z Ciechocinka zespół Zdro-wa Woda, koncertujący na krajowych scenach od 1988 roku. Muzyka zespołu łączy w sobie elementy bluesa z ostrymi rockowymi riffami, porywająco płynącymi z gitar Sławka Małeckiego i Partyzanta, który do 1997 roku był gitarzystą Dżemu. Gitarzystów uzupełniają pozostali wspaniali muzycy, na gitarze basowej Sławek Jagas, a na perkusji Dawid Leszczyk. Połączenie granego tak bluesa z własnymi niebanalnymi tekstami sprawia, że zespół cieszy się wiel-kim powodzeniem fanów w  różnym wieku. Zespół wykonał utwory z najnowszej płyty Policz czas oraz wcześniejsze przeboje, włącznie ze sztandarową piosenką Piwo, którą wraz z solistą Markiem Modrzejew-skim zwyczajowo śpiewała festiwalowa widownia. Utwór Piwo w tym roku zabrzmiał szczególnie imponująco, bo aranżacja wzbogacona zo-stała o  harmonijkę, na której gościnnie zagrał Michał Kielak (również w utworze Nie opuszczaj mego miasta i Wino) i rewelacyjną grę na gi-tarze, ucznia miejscowego gimnazjum, Michała Modrzejewskiego, ku-zyna wokalisty Zdrowej Wody. Festiwal zakończyła znakomitym występem Śląska Grupa Blueso-wa, czyli Agnieszka Łapka (śpiew), Leszek Winder (gitara), Mirosław Rzepa (bas), Michał „Gier” Giercuszkiewicz (perkusja) i jej lider Jan „Kyks” Skrzek (śpiew, piano, harmonijka). „Kyks”, to król śląskie-go bluesa, opiewający w swoich utworach śląską ziemię ciężkiej pra-

cy i ginący jej krajobraz. Od czterech lat na koncertach Jego fascynują-cy chropowaty głos ubogaca śpiewem Agnieszka Łapka. Ta młoda, ty-szanka czuje bluesa i śpiewa jak „Kyks” gwarą śląską. Jest uzdolniona, o dużym potencjale wokalnym. Na scenie porusza się nie tyle oszczęd-nie co urokliwie. Słuchanie bluesa w wykonaniu Śląskiej Grupy Blu-esowej to zawsze muzyczna osłoda. Mimo bardzo późnej nocnej pory nie obyło się bez bisu.Miejscem festiwalu jest Teatr Letni w Ciechocinku, zabytkowy secesyj-ny z 1891 roku gmach, jeden z trzech tego typu drewnianych obiektów w Europie. Teatr Letni posiada salę o wspaniałej akustyce, gdzie od zawsze wystawiane są opery, operet-ki i sztuki teatralne. Blues Bez Barier ubiegłoroczny to kolejna udana edycja i tym większa pochwała dla jego organizatorów - Urzędu Miasta oraz Stowarzyszenia Centrum Niezależnego Życia, bowiem w 2011 roku przypadało 175-lecie lecznictwa uzdrowiskowego w Cie-chocinku. Impreza ma dobry poziom muzyczny, a to zasługa dyrektora artystycz-nego festiwalu Sławka Małeckiego, gitarzysty Zdrowej Wody. Sławo-mir Małecki w rodzinnym mieście ma też wpływ na muzyczną eduka-cję młodzieży oraz możliwość wyłaniania młodych, zdolnych muzyków i  prezentowania ich na scenie, jak na tegorocznym festiwalu Macie-ja Draheima i Michała Modrzejewskiego. Festiwal trwał, podobnie jak w latach ubiegłych, od popołudnia do północy i cieszył się bardzo du-żym zainteresowaniem, zarówno młodych fanów jak i dojrzałych wie-kiem koneserów muzyki bluesowej, reagujących niezwykle spontanicz-nie i entuzjastycznie. tekst i zdjęcia Krzysztof Kąkol

śląska grupa Bluesowa

Zdrowa Woda

Page 42: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a40

Majowy koncert Ery Jazzu to polska premiera formacji z udziałem m.in. muzyków trip -hopowych zespołów Portishead oraz Gold-frapp. Get The Blessing to warsztatowa formacja w  skład, której wchodzą: Daisy Palmer - perkusistka grupy Goldfrapp, Jim Barr - basista Portishead, trębacz Pete Judge oraz - grający także w Por-tishead - saksofonista Jake McMurchie. Portishead to, obok Massive Attack , jeden z  przedstawicieli tak zwanego trip - hopu. Mieszając hip-hopowe brzmienie z  jazzem, elektroniką, acid housem i elementami muzyki klasycznej wypra-cowali swój niepowtarzalny styl. Ich pierwszy koncert w Polsce ( fe-stiwal Malta 2011) zgromadził kilkadziesiąt tysięcy zachwyconych słuchaczy. Perkusistka Daisy Palmer związana jest zespołem Gold-frapp, jednym z  najciekawszych przedstawicieli elektronicznego trip-hopu. „Tak sensacyjnie zapowiadającego się projektu Ery Jazzu jeszcze nie było - rekomenduje koncert Dionizy Piątkowski - Połączenie fascynacji trip-hopem, elektroniką i  jazzowej improwizacji stało się kwintesencją sukcesu formacji Get The Blessing. Projekt „ Por-tishead Jazz „ stał się sporym wydarzeniem na europejskim ryn-ku muzycznym. Teraz zespół pojawia się na wielu znaczących festi-walach świata i prestiżowych, jazzowych scenach. Uwagę słucha-czy i krytyków wzbudził debiutancki album „ All Is Yes „ zrealizowa-ny przez trzech muzyków trip-hopowego Portishead: basistę Jima Barra, perkusistę Clive’a Deamera oraz gitarzystę Adriana Utley’a. Wzbogacenie elektroniczno - rockowego brzmienia poprzez wpro-

wadzenie jazzowych barw saksofonów oraz trąbki ( wraz z ich elek-tronicznymi modulacjami) stworzyło bardzo ciekawą, kreatywną relację. Powstał album, który nominowano do prestiżowej nagro-dy BBC Jazz Award a zespół Get The Blessing dołączył błyskawicz-nie do elity brytyjskiego jazzu „.Opiniotwórcze media prześcigają się w komplementowaniu muzy-ki i zespołu: „doskonały, stylowy i zniewalający”( The Telegraph), „..ich podejście do muzyki zmieni wkrótce świat jazzu” ( BBC Mu-sic ), „..są dzisiaj najoryginalniejszym i najlepszym zespołem bry-tyjskiego jazzu „ (Wise Magazine), a magazyn Time Out wyrokuje, że „ Get The Blessing doskonale i bezkompromisowo wykorzystu-ją i rock i jazz „.Najnowszy album zespołu OC DC zrealizowano już w nowym mu-zykiem: ponieważ Cleave Deamer przyjął obowiązki bębniarza w grupie Radiohead do Get The Blessing zarekomendował zdolną perkusistkę Daisy Palmer ( z zespołu Goldfrapp) . W nagraniu albu-mu wziął także udział Robert Wyatt - legendarny pionier progre-sywnego rocka i jazzu ( m.in. z formacją Soft Machine). Brzmienie albumu zapętliło się wokół skojarzeń free-jazzu Ornette Colema-na ( z interpretacją jego sztandarowego Something Else ! ) z balla-dą Lou Reeda , trip-hopowego pulsu Jima Barra i Daisy Palmer oraz jazzowego feelingu trębacza Pete Judge’a i elokwentnego sakso-fonisty Jake McMurchie’go. Premiera albumu zbiega się z wiosen-na trasą zespołu i jest entuzjastycznie przyjmowana na całym kon-tynencie. K.W.

Page 43: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 41

Avant-grooveEryJazzuPopularność i zachwyt u publiczności budowali licznymi kon-

certami klubowymi oraz wielomiesięcznymi trasami koncer-towymi obejmującymi zarówno małe amerykańskie kluby, jak i pre-stiżowe (europejskie i japońskie) sale koncertowe. Od wielu sezo-nów trio MMW uznawane jest (np. w ankiecie czytelników i kryty-ków magazynu Down Beat) za jeden z najważniejszych zespołów nowego jazzu. Zdobywając ogromną popularność stali się fawory-tami jazzowego „young power” oraz zapowiedzią zmian stylistycz-nych i brzmieniowych, jakie niosą ze sobą lata przełomu wieków. „Amerykańskie media określiły trio Medeski Martin & Wood naj-ważniejszych zespołem nowoczesnego jazzu ostatnich dekad -reko-menduje koncert Dionizy Piątkowski, szef Ery Jazzu. Nie bez po-wodu najczęstszym odniesieniem było porównywanie do legendar-nej formacji fusion-jazzu, grupy Weather Report. Niemniej dzisiaj MMW to najwspanialsza kwintesencja szeroko pojmowanego acid-jazzu ,fusion i jazzowej awangardy złączonych impulsywnym funky oraz energetycznym hip-hopem. W muzyce MMW każdy odnaj-dzie coś dla siebie. Niezależnie od tego czy jest fanem hip-hopu, fun-ku, soulu, bluesa, progresywnego rocka, tradycyjnego jazzu, muzyki nowej czy wielbi twórczość Johna Scofielda czy John Zorna”.Grupa powstała wiosną 1991 roku w nowojorskim Brooklynie. Kla-wiszowiec John Medeski perkusista Billy Martin oraz basista Chris Wood zaproponowali brzmienie sformatowane tradycją rock- jaz-zu i fusion dodając impulsywny nerw modnego hip-hopu.To dla ta-kiej właśnie muzyki stworzono określenie „ avant-groove „, nie-konwencjonalnego stylu opartego o najnowocześniejsze brzmienia i rytmiczne skojarzenia. Gdy latem w1991 roku pojawili się w pre-stiżowym nowojorskim klubie Village Gate wzbudzili sensację i za-chwyt , który natychmiast przełożyli na realizację debiutanckie-go albumu Notes From Underground. W sesji gościnnie uczestni-czyli także uznani amerykańscy awangardziści: saksofonista Tho-mas Chapin oraz puzonista Bill Lowe. Zgodnie z oczekiwaniami al-bum zebrał doskonałe recenzje i stał się zaczątkiem kariery MMW. Chris Wood zarzucił swoje pomyły realizowane z warsztatową for-macja Dumbo.John Medeski przerwał studia w bostońskim New England Conservatory of Music, by stać się bywalcem i ulubień-cem kultowego nowojorskiego klubu Knitting Factory. Początkowo trio zachwycało się akustycznymi możliwościami budowania nowe-go brzmienia; z czasem Medeski rozbudował swoje instrumenta-rium, by wnet panować z estrady także brzmieniem organów Ham-monda oraz najnowocześniejszych elektronicznych klawiatur. Aku-stycznemu brzmieniu kontrabasu oraz rytmicznej perkusji nadano nową, charakterystyczną dla MMW barwę.Liczne koncerty w USA budują doskonała reputację zespołowi, który swoja innowatorską muzyką burzy obowiązujące dotąd ka-nony elektrycznego jazzu. Muzyka jest bliższa bezpretensjonalne-mu groove oraz mocno rozbudowana ekwilibrystyką elektroniczno -komputerową, wzmacniana licznymi samples -smaczkami. Albu-my realizowane dla niezależnej Gramavision Disc ( It’s A Jungle In Here , Friday Afternoon in the Universe,Snack-Man) stają się for-

pocztą nowej, jazzowej dekady. Trio Medeski - Martin - Wood w po-łowie lat dziewięćdziesiątych jest już modnym zespołem i atrakcją najważniejszych amerykańskich festiwali. Ukoronowaniem tego okresu jest 8-tygodniowy kontrakt zespołu w bazie nowojorskiego, nowego jazzu - klubie Knitting Factory.Nieoczekiwana zmiana dokonuje się w 1998 roku, gdy muzycy po-dejmują współpracę z legendarną wytwórnią Blue Note Records. Powstają niezwykle ciekawe albumy akustyczne, prezentujące nowe oblicze awangardowego trio. Współpraca z Blue Note Re-cords trwała kilka lat. W 2005 roku muzycy zdecydowali nie kon-tynuować tego (podobno artystycznie krępującego ich) kontraktu. Wytwórnia, zobligowana swoją polityką wydawniczą, nie chciała wydawać wszystkich pomysłów, jakie chcieli realizować muzycy . Konsekwencja tej decyzji było zawiązanie własnej oficyny Indirecto Records. To dla Indirecto natychmiast zrealizowali serię albumów Radiolarians (realizacje w studio poprzedzały trasy koncertowe,

gdzie ogrywano nowy materiał ).W 2008 roku ukazał się Radio-larians I, kolejne dwa albumy po-jawiły się rok później. Wyczeku-jących na nowe wydawnictwa fa-nów ucieszył także zestaw Radio-larians: The Evolutionary Set, za-wierający trzy płyty studyjne, al-

bum koncertowy, z remisami (które stworzyli m.in. DJ Spooky i DJ Logic), podwójny LP z trzech sesji oraz DVD. Publiczność i krytycy byli ukontentowani : najciekawszy zespół dekady wykonał brawu-rowo swoje artystyczne credo !Muzycy trio nawiązali także doskonałą współpracę z gitarzystą Johnem Scofieldem. Współpraca ta zaowocowała nie tylko kon-certami, ale przede wszystkim wspaniałymi albumami nagranymi wraz z genialnym gitarzystą. Raz liderem nagrań był John Scofield (album A Go Go ), innym razem kwartet lansowany jako MSMW ( albumy Out Louder:, In Case the World Changes Its Mind ). Jako kwartet Medeski- Scofield- Martin & Wood stali się także atrakcja licznych festiwali europejskich, choć najpełniej funkcjonują jako trio MMW. „Mnogość cytatów z historii muzyki - analizuje fenomen zespołu Dionizy Piątkowski - przekładana jest na fortecę instrumentów klawiszowych, bass i perkusję, eklektyzm w podejściu do mate-rii dźwiękowej, paletę barw i brzmień godną najbardziej nowator-skich twórców electro i nu-jazzu. Wszystko to powoduje, że trzech zaprzyjaźnionych ze sobą instrumentalistów doskonale rezonuje i współpracuje z publicznością pojawiając się ze swoją muzyką na estradach wykraczających daleko poza pojęcie ortodoksyjnego jaz-zu. Medeski Martin & Wood doskonale połączyli bowiem to, co w muzyce improwizowanej najważniejsze: niebanalną i nowocześnie brzmiącą rytmikę oraz groove, owe charakterystyczne i rozpozna-walne brzmienie trio, oryginalne kompozycje, chwytliwe tematy oraz energetyczne improwizacje. W ich muzyce słychać najwięk-szych: Jamesa Browna, Duke’a Ellingtona, Sun Ra, Johna Coltra-ne’a, Sly and Familly Stone, Herbie’go Hancocka, Weather Report, EL & P, Hendrixa i oczywiście legendę jazzowych organów Jimmy-’ego Smitha. (dip)

Page 44: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a42

eMeLI SANDe „Our Version Of events”Debiutancki album konkurentki Adele!

Emeli nagrała album, który zasługuje na wielki rozgłos – pe-łen pasji, przejmujący i emanujący prawdziwie gwiazdor-

skim blaskiem’ 2012 zapowiada się na fantastyczny i pełen sukcesów rok dla Emeli Sandé. Nagrodzona przez krytyków prestiżową nagrodą Brit wokalistka i autorka piosenek z Aberdeen 12 marca 2012 roku wyda swój debiutancki album „Our Version of Events”. Krążek promuje olśniewający singiel ‘Next To Me’ - doskonała kompozycja, hipnotyzujący przebój pop pełen wielkich emocji, opatrzony szczerym do bólu tekstem. Na pierwszy rzut oka zdaje się opowiadać o mężczyźnie, a może nawet sprawach duchowych. Jednak Emeli wyjaśnia, że piosenka opowiada o jej największej miłość: muzyce. ‘You won’t find him drinking under tables/ Rol-ling dice and staying out till 3/ You won’t ever find him being unfaithful/ You will find him next to me.’ (Nie pije na umór/ Nie gra w kości do trzeciej nad ranem/ Nigdy mnie nie zdradza/ Lecz zawsze jest przy mnie.) Oprócz nagrody krytyków, którą wygrała, Emeli została również nominowana do Brit w kategorii Najlepszy Debiut – to pierwszy taki przypadek w historii tych nagród. „Our Version Of Events” to ciepła, mądra, szczera, zabawna i in-teligentna płyta, a przy tym równie oryginalna co szalona blond fryzura Emeli i tatuaż z obrazem Fridy Kahlo pokrywający więk-szą część jej prawego ramienia. Album oddaje lęki, myśli, emo-cje i nadzieje młodej kobiety, lecz trafia w serce każdego, kto ceni wyobraźnię, ciekawą metaforykę i wreszcie - cholernie dobre pio-senki. Wszystkie utwory napisała Emeli, a produkcją zajął się jej stały współpracownik Shahid ‘Naughty Boy’ Khan. Podobnie jak wiele dziś legendarnych debiutów, płyta Sandé tra-fia w swój idealny czas. Jest wiarygodna, nie siląc się na pozy, zła-mane serce leczy szaloną miłością, jest przemyślana, ale nie prze-kombinowana. Oto do cna brytyjska produkcja o niezaprzeczal-nym potencjale światowym, stworzona przez jedną z najciekaw-szych młodych artystek ostatnich lat. Emeli występowała ostatnio przed Coldplay podczas ich trasy po Europie. Kol

MORNING PARADe

„MORNING PARADe” Zespół Morning Parade zapowiedział premierę gorąco wycze-

kiwanej debiutanckiej płyty zatytułowanej po prostu “Mor-ning Parade” – album w wersji cyfrowej i na CD ukaże się 5 mar-ca nakładem Parlophone Records. Mimo rozgłosu, jakim formacja cieszyła się na początku 2011 roku, Morning Parade (znani z hitu „Under The Stars” ) nie wpadli w pułapkę pierwszej sławy i nie pospieszyli się z wy-daniem debiutanckiego albumu, jak wiele młodych zespołów. Za-miast tego spokojnie tworzyli album na miarę swoich ambicji oraz zdobywali uznanie fanów w całej Europie. W rezultacie powstało zapierające dech w piersiach, dopracowa-ne dzieło, na którym znajdziemy głębokie teksty i świetnie napi-sane piosenki, o jakie coraz trudniej we współczesnej muzyce po-pularnej. Oto kolekcja utworów z charakterem – szczerych i bu-dzących prawdziwe emocje. Od energetycznych, porywających rytmów, nieudawanej euforii i melodyjnego wdzięku ‘Us and Ourselves’ po odurzające, eksta-tyczne i przebojowe ‘Under the Stars’, płyta Morning Parade to emocjonalny rollercoaster mistrzowsko operujący szerokim wa-chlarzem środków wyrazu i zróżnicowaną dynamiką. Bezkompromisowe, buzujące od emocji rockandrollowe ‘Blue Winter’ oraz ‘Headlights’ z wykopem otwierają płytę, by potem ustąpić miejsca delikatnej odzie do nieodwzajemnionej miłości ‘Monday Morning’, pięknie kontrastującej z olśniewającą afirma-cją życia w ‘Born Alone’ – utworze, który z epickim rozmachem zamyka to doskonałe wydawnictwo. Natomiast urzekający, migotliwy pejzaż dźwiękowy ‘Running Down the Aisle’ stanowi doskonałe dopełnienie odurzająco no-stalgicznego ‘Close to Your Heart’ oraz genialnej dawki surowe-go electro-rocka, jaką jest numer ‘Carousel’. Oszczędnie zaaranżowana piosenka ‘Half Litre Bottle’ to nie-zwykle przejmujący apel do borykającego się z alkoholizmem członka rodziny jednego z muzyków; za to w ‘Speechless’ przy-bierająca na sile ściana dźwięku sprawia, że masz ochotę unieść ręce do góry i pobiec na parkiet. Od euforycznej radości przez przeszywający smutek, od porywa-jących, przebojowych songów po przepiękne, subtelne opowieści – oto płyta, która od razu budzi zachwyt, a jednocześnie trwale zapisuje się w pamięci. Ten debiutancki krążek nagrany przy udziale słynnego produ-centa Davida Kostena (Bats For Lashes, Everything Everything) ukaże się w wersji cyfrowej oraz na płytach CD w Wielkiej Bry-tanii i Europie. W 2011 zespół zagrał szereg wyprzedanych do ostatniego bile-tu koncertów w Wielkiej Brytanii i Europie m.in. na V Festival, odbył trasy koncertowe u boku takich gwiazd, jak 30 Seconds to Mars, The Wombats czy The Kooks, zagrał przed Biffy Clyro na festiwalu Ibiza Rocks i dzielił scenę z Coldplay na Rock am Ring. Pierwszy album grupy to zapowiedź wspaniałej muzycznej podró-ży jednego z najciekawszych objawień brytyjskiej sceny muzycznej. Wkrótce wszyscy dołączymy do tej niezwykłej parady. D.K.

Page 45: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 43

Dwanaściegodzin c z y s t e j g r y

Ten muzyczny projekt skierowa-ny był do wszystkich od najmłod-

szych do najstarszych, bo nie wszyscy, a  raczej zdecydowana mniejszość lu-dzi, zdają sobie sprawę z faktu, że ist-nieją własności intelektualne, które są uregulowane prawnie. To też przy-czynek do dyskusji, czy formy ochro-ny są właściwe, czy instytu-cje zajmujące się ochro-ną praw autorskich na-leżycie wykonują po-wierzone im obowiąz-ki, czy edukacja w  tym zakresie jest na właści-wym poziomie. Posza-nowanie czyjejś własno-ści można rozciągnąć na wszystkie dziedziny życia i edukacja w tym zakresie jest niezbędna. Muzycy widzą to na co dzień wy-konując z pasją swoją mu-zyczną pracę i dlatego poprzez taki projekt dwunastu godzin gra-nia są przekonani, że to przesłanie dotrze do wielu ludzi, którzy nawet zatrzymają się na chwi-lę i  zastanowią nad tym problemem.Spotkanie miało miejsce się 4 lute-go 2012 roku w samo południe w  jednym z najatrakcyjniejszych miejsc Poznania Sta-rym Browarze, gdzie zagrał własne utwory - dwanaście godzin non-stop - poznański zespół Margines występujący w  składzie: Darek Rogers wokal, gitara akustycz-na, Grzegorz Syka-ła - harmonijka ust-na, Łukasz Koper -gitara elektryczna, Bartek Jankowski - gitara elektryczna, Karol Wiśniewskila- gitara basowa, Ma-

ciej Sroczyński -perkusja oraz za-proszeni przyjaciele zespołu m.in.: Bartek Cholewiński (Whisky River Rock’n’Roll Band) - instrumenty klawiszowe, Leszek Paech ( Boogie Chilli) - harmonijka ustna, Robert Kordylewski - wirtuoz gitary aku-stycznej,oraz kilku znakomitych polskich muzyków. Zagrali, a  Da-rek Rogers zaśpiewał własne utwo-ry do własnych tekstów. Był ich oko-ło stu sześćdziesięciu. Utwory Mar-

ginesu to poezja okraszona muzyką. Utrzymane są w wielu klimatach od korzeni muzyki bluesa po hard rocka. Nad aranżacją i przygotowa-niem utworów pracowali od lutego 2011 roku wszy-

scy członkowie zespól Margines.Chcą w  ten sposób zama-

nifestować poszanowa-nie dla własności inte-lektualnych jakimi nie-wątpliwie są teksty i mu-zyka. Był to także swo-isty” rekord świata” w ilo-ści i  długości grania wła-snych utworów, ale jest to cel drugorzędny. Podstawą

jest obrona własności inte-lektualnych, które tak czę-sto są, pomimo doskonałych przepisów prawa, marginali-

zowane. Całość przedsięwzię-cia była rejestrowana w  for-mie audio i video, by w nieda-

lekiej przyszłości powstał film dokumentalny z kon-certu przeplatany wypo-wiedziami ekspertów oraz zwykłych ludzi na temat problemu ochrony warto-ści intelektualnych. Cały dwunastogodzinny kon-cert odbywał się w  opar-ciu o bardzo przejrzystą for-mułę: Nad całością koncer-tu czuwali niezależni obser-watorzy, do których należa-ło odmierzanie czasu grania,

przerw oraz sprawdzanie nie-powtarzalności utworów.

tekst i zdjęcia Emilia Staszków

Page 46: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a44

IRENA JAROCKA1946-2012

Kochały ją miliony…Sobotę, 21 stycznia 2012 roku będę pamiętał do końca ży-

cia. W samo południe telefon z Polskiego Radia w Gdańsku z  informacją o  śmierci Ireny Jarockiej i  zaproszenie do studia na wspomnienia o  tej wielkiejdamie polskiej piosenki. Miałem ten zaszczyt być jej impresariem i współpracownikiem w drugiej połowie lat siedemdziesiątych w okresie kiedy powstała BART - Bałtycka Agencja Artystyczna/1974/ pod wodzą św. Pamięci Dy-rektora i animatora kultury Andrzeja Cybulskiego.Byłem wtedy Szefem reklamy BART-u , a Irena właśnie rozsta-ła się ze swoim mężem i impresariem Marianem Zacharewiczem. Stając się impresariem takiej gwiazdy, uświadomiłem sobie, że otworzyły się przede mną drzwido wszystkich decydentów kul-tury , mediów, wytwórni płytowych . Zawdzięczam Irenie wszyst-ko toco później osiągnąłem pracując wiele lat w krajowym prze-myśle rozrywkowym. Praca z nią to była przyjemność i zdobycie zawodu, który oficjalnie nie funkcjonował, Irena te moje prywat-ne” studia” opłacała z własnej kieszeni. Doświadczenia zdobyte u boku Ireny zaowocowały szybką karierą zespołu KOMBI i po-wołania ruchu muzycznego pn. „Muzyka Młodej Generacji”, któ-ry przyczynił się do wypromowania największych gwiazd polskie-go rocka w latach osiemdziesiątych.Irena Jarocka była osobą niezwykłą pod każdym względem. Mia-ła miliony wielbicieli, była ikoną polskiej piosenki. Powszechnie zachwycano się jej urodą, ciepłym głosem i optymistycznym po-dejściemdo życia. Ciężko pracowała na swój sukces. Była chyba wyjątkiem w tej branży, nie miała wrogów, wszyscy zawsze wy-rażali się o niejpozytywnie, a ona nawet rozdając autografy załą-czała do nich charakterystyczne narysowane swoje uśmiechnię-te„bużki”.Kochała publiczność i swoich fanów, a oni powszechnie się jej odwzajemniali.Wystepowała i nagrywała na całym swiecie obok takich gwiazd jak Suzi Quatro, MirreilleMathieu, Enrico Macias, Abba, Char-les Aznavour, Michel Sardou. Nagrywała płyty dla takich wy-twórni jak: Philips/Fontana/, Warner Brothers, Crystal/Emi/, Su-praphon, Pronit, Muza, Tonpress, Polskie Nagrania, Media Way. Pamietać będziemy na zawsze takie jej przeboje jak „Gondolie-rzy z nad Wisły”, „Odpływają Kawiarenki”, „Kocha się raz”, Wy-myśłiłam Cię” czy„Motylem jestem”. O jej karierze , sukcesach i zdobywanych nagrodach można by napisać książkę.Ja będę pamiętał Irenę Jarocką, piekną długowłosą dziewczynę, taką jaką poznałem przed laty w Sopocie. Mało kto kojarzy np. wydarzeniez kultowego Non Stopu , 2 lipca 1966 roku, gdzie wy-stąpiła Irena Jarocka/19 lat/ jako gość Czerwonych Gitar.Akom-paniowało jej legendarne trio: Seweryn Krajewski, Jerzy Skrzyp-czyk i Krzysztof Klenczon. Doskonale to pamięta pisarz i anima-tor rocka- Roman Stinzing, który opowiedział mi ze szczegóła-mi o tym recitalu i spotkaniu w domu u państwa Krajewskich na ul. Ksiażąt Pomorskich 15. Był nią zauroczony, zresztą jak wielu.To właśnie pod tym adresem powstał jej pierwszy przebój „Gon-

dolierzy z nad Wisły”do słów K. Dzikowskiego i muzyki Sewery-na. Była jedną z wychowanek ssłynnej profesor Jadwigi Mickie-wiczówny/WSM Gdańsk/ oraz Renaty Gleinert /Gdańskie Studio Piosenki/.W Sopocie wystepowaław Operze leśnej, Teatrze Letnim, Teatrze kameralnym, Molo. Tutaj też Podczas Miedzynarodowych Festi-wali Piosenki zdobywała nagrody publiczności i, „Głosu Wybrze-ża” , „Miss obiektywu” i występowała w roli gwiazdy. W całej Pol-sce miała wielu serdecznych przyjaciół o których nigdy nie zapo-minała nawet mieszkając wiele lat w USA.Do dzisiaj funkcjonu-ją jejfunkluby. Piosenki pisali dla niej wybitni autorzy tekstów i kompozytorzy tacy jak Wojciech Młynarski, Janusz Kondrato-wicz, Krzysztof Dzikowski, Andrzej Tylczyński, Marek Dutkie-wicz, Wojciech Trzciński, Marian Zacharewicz, Andrzej Korzyń-ski, Leszek Bogdanowicz, Adam Skorupka, Andrzej Januszko.Podczas pobytu w USA promowała nasz kraj przy każdej okazji, założyła własna fundację i organizowała wiele koncertów chary-tatywnych m. innymi na rzecz Domów Dziecka w Polsce.Niezwykle aktywna zawodowo była do końca walcząc z nieule-czalna chorobą. Po raz ostatni spotkałem się z  Ireną Jarocką w czerwcu 2009 roku z okazji jej recitalu i promocji książki pt. „Motylem jestem, czyli piosenka o mnie samej” w Gdańsku. Jak zwykle otaczał ja tłum wielbicieli.Odeszła otoczona miłością rodziny, przyjaciół i fanów.Na zawsze pozostanie w naszej pamięci.

Wojciech Korzeniewski

Page 47: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 45

VILLAS: HITLER ZABIŁ MAO-TSE-TUNGA

Trzeba było odwagi by napisać książkę o  Violettcie Villas I jeszcze większej by ją autoryzować. Para doświadczonych

dziennikarzy – IZA MICHALEWICZ i JERZY DANILEWICZ do-konała tego i przez kilka tygodni usiłowała się spotkać z artyst-ką. Książka „VILLAS: NIC PRZECIEŻ NIE MAM DO UKRY-CIA …” ukazała się w momencie niespodziewanej śmierci artyst-ki, mój egzemplarz ma już stosowny dopisek. Odwaga autorów polegała na niemal panoramicznej konfrontacji życia piosenkar-ki z tzw. prawdą obiegową, niemal 60 laty bzdur i plotek, – jakie m.in. ona sama rozsiewała dookoła swej postaci. Sądzę, że to się udało, stąd uznanie dla autorów za ich pracę. Więcej, to jedna z najlepszych książek z dziedziny show biznesu, jakie się u nas ostatnio ukazały.Nic dziwnego, że pozycja ta była bestsellerem w okresie świątecz-no-noworocznym, sięgały po nią głównie kobiety. Interesowało je dosłownie wszystko, od szczegółowej biografii i życia osobiste-go po dziwadła starszej pani. Zdajemy sobie sprawę z faktu, co pracowicie mimo woli udowodniają autorzy publikacji, że artyst-ka w wielu wywiadach najzwyklej bajdurzyła. Nie zawsze można było takie „fakty” sprawdzić. Robiła to z wielkim wdziękiem i za-stępowała w tym różne agencje PR czy też promocji. Zrozumiałe – niektóre fakty z życiorysu uwypuklała (jak ten wspólnej pracy jej ojca z Gierkiem, co towarzyszy doprowadzało do złości) inne skrzętnie ukrywała (np. datę urodzin, gdy Witold Filler podał ją w swej książce <Tygrysica z Magdalenki> obraziła się śmiertel-nie). Jej rodzice – Janina (zm. 1985) i Bolesław (zm. 1960) pocho-dzili z Dąbrowy Górniczej i w latach 30. wyjechali za górniczym chlebem do Belgii. Wzięli z sobą dzieci: Wandę (1931-2006), Jur-ka (1933-1987), na obczyźnie urodzili się: Czesia (10.VI.1938-5.XII.2011) oraz Ryszard (1940-2010). Bodaj w 1945 r. rodzina Ce-ślaków powróciła do kraju i osiadła w Lewinie Kłodzkim. Muzyczny talent. Mała Czesia posiadała go niewątpliwie. Roz-poznany, jak to zwykle bywa – nieco później. Ojciec Violetty, bar-dzo sprawny muzyk samouk (skrzypce) grywał po pracy na wpół zawodowo, chciał by, dzieci towarzyszyły mu w tej pasji. Ale był despotą. – Uczył dzieci gry na pianinie, skrzypcach, butelkach, wiolonczeli, na piłach, itp. – wspomina Maria Skrzypczyk, szkol-na koleżanka Czesi. Już, jako młoda zamężna dziewczyna (mąż Piotr Gospodarek) wylądowała w Szczecinie, zdała tam do śred-niej szkoły muzycznej, uzyskała stypendium i … wkrótce widzi-my ją w Warszawie na ul. Profesorskiej w słynnej willi prof. Wi-tolda Matuszewskiego. Nie tylko willa była słynna, ale zestaw na-uczycieli tej szkoły. Tu okazało się, że nasza bohaterka dysponu-je fenomenalnym głosem – lirycznym sopranem koloraturowym o  skali 4 oktaw. Nosząca się już wtedy ekstrawagancko Czesia trafiła do kostycznej, klasycznie wykształconej nauczycielki Eu-genii Klopek-Falkowskiej. Zaczęła nagrywać (nieco przez przypa-dek) i te nagrania – głównie z Orkiestrą Radiową Edwarda Czer-

nego zaprowadziły Violettę Villas na sceny festiwali sopockich i  opolskich. Mimo uznania widowni nic nie wygrała (nie tylko ona!), zaczęła dużo występować i naukę diabli wzięli. Ruchu sce-nicznego, doboru repertuaru i pracy z akompaniatorem i aran-żerem nauczył ją dopiero pierwszy pobyt w Las Vegas (początek 1967). Potem nigdy nie pracowała nad swoim głosem, a przyswo-jenie większych partii oper było ponad jej siły. Z biegiem czasu nieszkolony głos zmieniał barwę a skala się zmniejszała (uwaga Poznakowskiego po jej recitalach w Syrenie).Maniery gwiazdy. Nabrała ich na zagranicznych wojażach, głów-nie w  czasach parokrotnego kontraktu w Las Vegas. Szokowa-ło to spauperyzowaną i zaściankową publiczność w PRL, z tego to też powodu branża rozrywkowa i jej instytucje nie przepada-ły za artystką. Do tego nakładał się jej swobodny styl bycia („jak mnie kochają to poczekają” – mawiała), wieczne spóźnianie – czy to na plan filmowy czy na estradę. Stroje i fryzura były raczej tu-taj wtórne. Szalone trudności we współpracy z akompaniatorem (zespołem) – zmiany tonacji; dialogi z publicznością. Odbiło się to na nagraniach i pracy z mediami, z estradami – słowem gwiazda zaczęła głodować (późne lata 70. do połowy 80.).TW Gabriella. Współpracę z  wywiadem PRL podpisze podczas kilkutygodniowego pobytu w kraju w grudniu 1968. Wcześniej, jesienią tamtego roku, spotka się z  vice konsulem w  Chicago Henrykiem Szefsem (agent Radek), i niemal powierzy mu swe sprawy. Tu trzeba wyjaśnić, iż artystka czuła się ogromnie sa-motnie na wielomiesięcznych kontraktach, brakowało jej – pa-trząc z dzisiejszego punktu widzenia – managera i prawnika „ku-tego” w  amerykańskich przepisach i  na wylot znającego bran-żę rozrywkową. Cóż, „biedny” PAGART pobierał tylko 20% pro-wizję… Z  tej współpracy niewiele wyszło, artystka „zakapowa-ła” tylko swego agenta giełdowego, który „upuścił” jej trochę for-tuny. Nie była to jednak zemsta, TW Gabriella nie miała raczej głowy do pisania raportów. Więcej, stała się uciążliwa dla służb – zaczęła natarczywie domagać się wsparcia w sprawach zawodo-wych – „cóż, ci panowie mogą wszystko, to, dlaczego nie poma-gają?”. Nie dziwota, że jej teczka wylądowała na śmietniku, czy-li w archiwum. Małżeństwa i  uzależnienia. Były dwa: pierwsze z  Piotrem Go-spodarkiem zawarła jako nastoletnia dziewczyna, z tego związku (nie przetrwał nawet roku) jest syn Krzysztof; drugie z restaura-torem Tedem Kowalczykiem (zm. 10. V.2006 w domu socjalnym) trwało nie dłużej. O tym związku było bardzo głośno po obu stro-nach Atlantyku. Ślub kościelny zaplanowano na czerwiec 1988, ponad 400 dzieci miało podtrzymywać welon na Starym Mieście w Warszawie. Ale miłość, szalona – była jedna (jak słusznie za-uważa Filler) – ukochanym był krytyk muzyczny Janusz Ekiert. On to autorom w słuszny chyba sposób tłumaczył fakt popadnię-cia artystki w lekomanię i narkotyki. Powodem był słynny wyścig

Page 48: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a46

szczurów – wtedy rzecz nieznana w Polsce. Tam w USA i gdzie indziej, posiadanie talentu i wściekła praca, to jeszcze nie wszyst-ko. Trzeba było dodatkowych środków. Wydaje się, że Villas wy-szła po latach z tego uzależnienia zamieniając je na inne.Miała wilczy apetyt. Hm – Violetta mogła zjeść i wypić u męża Teda w Chicago w Orbicie – na śniadanie jajecznicę z 12 jaj i bu-telkę koniaku lub nawet dwie. Wielki półmisek różnych pierogów i butelkę koniaku. Na przyjęciu powitalnym w Lewinie – dosłow-nie cały stół wędlin i parę butelek koniaku. Zresztą, całe karto-ny koniaku przemycano dla niej z pobliskich Czech. Spała nago, ubierała się na scenę bez majtek, itp., – co zresztą jest zwyczajem wielu artystów. Proces ubierania się w garderobie trwał godzina-mi, artystka po prostu „nie wchodziła” w wiele sukien, nie mó-wiąc o upinaniu licznych tresek z włosów. Ponoć włosy jeździły za nią osobnym samochodem, wypełniały cały bagażnik. Treski to znakomite dzieło mistrza z Radomia. Praca garderobianej była chyba rodzajem poświęcenia – wszak z czasem wszystkie rzeczy wydzielały specyficzną woń, były brudne od makijażu.Wiara. Violetta od dzieciństwa była wierzącą katoliczką, lecz z czasem wiarę coraz bardziej uzewnętrzniała, wiara stała się jej sztandarem – i trudno było odróżnić sacrum od profanum. Nie-którzy momenty ewangelizacyjne brali za trick promocyjny. Lecz wiara zawiodła arystkę na Jasną Górę, gdzie dała 2 godzinny re-cital dla 270 tys. wiernych (cytat z I-szej strony Gazety Wybor-czej). Lecz tego faktu nie znajdziemy w książce. Mimo spostrze-gawczości autorów – Dariusz Michalski w  5-cio księgu historii rozrywki poświecił Villas … jedno zdanie, wybijają fakt braku jej nagrań na krajowych listach przebojów, ale branżowy Billboard zamieszcza takie zestawienie. Proste - polskim korespondentem tygodnika był Roman Waschko i  listę podał wg wybierania na-grań przez słuchaczy Polskiego Radia.Zwierzęta. To był problem Villas przez całe życie – i ta miłość do zwierząt była utrapieniem, z jakiego ludzie nie zdawali sobie spra-wy. Od dziecka kochała zwierzęta. W Magdalence-Sękocinie, gdzie miała posiadłość było stado, które doprowadziło niemal do eksmi-sji właścicielki. Najbliższy sąsiad – mąż Jolanty Brzozowskiej był u piosenkarki tylko raz jedyny - bez maski gazowej nie dało się tam przebywać. Sąsiedzi niemal siłą doprowadzili do wykupu posiadło-ści, gdy VV udawała się do Lewina. Dziennikarka Polityki w mo-mencie wyjazdu pełnej ciężarówki obliczyła stado na: 60 psów, po-nad 140 kotów i 10 kóz. Wkrótce w Lewinie na dzierżawionych paru ha od miasta liczba zwierząt doszła do 2,5 tys. – w momen-cie, gdy artystka wylądowała w szpitalu psychiatrycznym. Mimo, ze zwierzęta miały kilka osób etatowej opieki, po prostu wredni lu-dzie podrzucali wciąż nowe. W programie TVP Wojtek Jagielski na pytanie o marny wygląd artystki, ta odparowała: - żeby pan miał takie Kilimandżaro, to też by pan tak wyglądał. Kilimandżaro – 3 ha wzgórze z setkami zwierzaków. Na zakończenie, dlaczego taki tytuł? Po rozstaniu się z Kowalczykiem na pytanie na Okęciu o po-wód tak nagłego powrotu – stwierdziła bez ogródek: - dostałam wiadomość, iż Hitler zabił Mao -Tse –Tunga (imiona psów). Doda-jąc – poza tym ten drań (Kowalczyk) strzelał do szopów!Pośmiertelne story VV wydaje się niezakończone, mimo urzędo-wego stwierdzenia przyczyn zgonu artystki. Podobno jej 20 let-nia opiekunka, menadżerka (mocna głowa jak u VV) Elżbieta Bu-dzyńska jest w posiadaniu testamentu. Iza Michalewicz-Jerzy Danilewicz „VILLAS: NIC PRZECIEŻ NIE MAM DO UKRYCIA…” wyd. Świat Książki/Weltbild; War-szawa 2011; str. 288; cena 34,90 zł (wydanie pierwsze z CD z ko-lędami) Adam St. Trąbiński

LuCIO DALLA NIe żyje. WłOChy W żAłOBIe

Był w spsób bewstydny samym sobą, na dobre i na złe w cza-sach, gdy ludziom zależy ma pkoazaniu się i niczym więcej”

- tak Osservatore Romano wsponina zmarłego 1 marca 2012 r. w Szwajcarii znanego włoskiego piosenkarza i kompozytora Lu-cio Dalla.Najbardziej znana była Jego piosenka caruso, spiewana przez najwybitniejszych śpiewaków takich jak Luciano Pavarot-ti czy Andrea Bocceli.Syn znanej nam doskonale Faridy, Giuliaano Amestelato grał w  Jego zespole przez 14 lat.Mając takie referencje nosiłem się z  zamiarem zaproszenia L.Dalla na tournee do Polski jesienią br.Śmierć pokrzyżowała plany.„Jego śmierć zaskoczyła wszystkich. Przed dwoma tygodniami wy-stąpił na festiwalu w Sanremo w duecie z Pierdavidem Carone i był w  świetnej formie. Podobnie wczoraj wieczorem” - poinformował jego agent. Lucio Dalla urodził się w Bolonii, 4 marca 1943 roku. Od młodzieńczych lat był miłośnikiem jazzu, sam nauczył się grać na harmonijce ustnej, klarnecie i saksofonie. Jako klarnecista był człon-kiem zespołu jazzowego Rheno Diexieland Band. W 1960 roku wła-śnie z tym zespołem wziął udział w pierwszym europejskim festiwa-lu jazzowym w Antibes (Francja), zajmując pierwsze miejsce. Dzięki temu zainteresowała się nim profesjonalna grupa jazzowa z Rzymu Second Roman New Orleans Jazz Band, złożona z takich muzyków jak Maurizio Majorana, Mario Cantini, Peppino De Luca, Roberto Podio i Piero Saraceni, z którymi nagrał swą pierwszą płytę.Występował również, często pod pseudonimem Domenico Sputo, z wieloma innymi zespołami muzycznymi (m.in. Stadio, Ron, Luca Carboni). Lucio Dalla to legenda włoskiej sceny muzycznej. Ko-chany przez publiczność, ale też doceniany przez środowisko akademickie, o czym świadczy doktorat honoris causa przyznany mu przez Uniwersytet w Bolonii, jego rodzinnego miasta.Trudno wybrać najpopularniejszą z  jego piosenek. Efekty 50 lat jego twórczości były balsamem dla dusz aż trzech generacji Wło-chów. Możemy być niemal pewni, że takie kawałki jak: „L’anno che verrà” („Rok, który nadejdzie”), „Ciao”, „A modo mio” („Po moje-mu”), „Com’è profondo il mare” („Jak głębokie jest morze”), „Fu-tura” („Przyszła”) na długo pozostaną inspiracją dla przyszłych pokoleń artystów. Krystian Wagay

Page 49: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 47

Odsłuchane w zaciszu domowymPrzede mną kilka płyt CD z zapisem muzycznym wykonaw-

ców nie z pierwszych stron gazet . Moim zadaniem jest re-cenzowanie tych różnorodnych muzycznie zespołów i wykonaw-ców. Przyznaję, że odsłuch i napisanie kilku zdań o każdej płycie to zderzenie z potężną dawką różnorodnej w stylach muzyce roz-rywkowej. Spróbuję sprostać temu zadaniu.

Ostatnia Wieczerza w Karczmie przeznaczonej do rozbiórki -

„Powroty” Płyta wydana poprawnie edytorsko ze spisami wszystkich autorów ,wykonawców, producentów, prawnie chro-niona przez ZAIKS. Zespół Ostatnia Wieczerza w Karczmie prze-znaczonej do rozbiórki, istnie-je od 1978 roku i jak sami piszą o  sobie - najlepiej sprawdza się w  repertuarze poetyckim, choć nie stroni od kabaretu i piosen-ki turystycznej. Płyta „Powro-ty” jest czwartą w bogatej i licz-nie nagradzanej karierze zespo-łu. Teksty i muzyka w pełni pro-fesjonalne. Specyficzny „kaba-retowy” tembr głosów wokali-stów , bardzo oszczędne w  ilo-ści instrumentów aranżacje, nadają kameralny wydźwięk całe-mu materiałowi płytki. Poetyckie teksty opisują życie, przyro-dę i krajobrazy Ziem Nowego Sącza a konkretnie terenów Ziemi Bieckiej. Już z pięknie podanych słów piosenek można sobie wy-obrazić te przecudne krajobrazy górskie od wiosny do zimy. Ma-teriał audio w całości nadaje się do stworzenia programu „Muzy-ka w plenerze” ze zdjęciami krajobrazowymi tego opiewanego re-gionu. Czy ktoś z decydentów TV Kraków podzieli moje zdanie i niedużym kosztem zrealizuje to przedsięwzięcie, utrwalając tra-dycję i walory turystyczne regionu.

Buczkowski/Kałużny KOMEDA inspiracje

Płyta wydana poprawnie edytorsko ze spisami wszystkich auto-rów, wykonawców i producentów, prawnie chroniona przez ZA-IKS. Materiał muzyczny to 11 kompozycji Andrzeja Trzcińskiego Komedy, oraz 2 kompozycje Artie Show. Nowe opracowanie mu-zyczne wszystkich utworów Piotr Kałużny. Charakter wykony-wanej muzyki to typowa muzyka ilustracyjna, a dzięki nowemu opracowaniu i  subtelnemu aranżowi nie daje się zauważyć róż-nicy czasu od jej powstania do dnia dzisiejszego. Na to stwier-dzenie zapracował pomysł współpracy dwóch muzyków Jarosła-wa Buczkowskiego i Piotra Kałużnego. Skromny zestaw instru-mentalny akordeon, fortepian akustyczny i  piano elektryczne są dowodem na to, że przy mistrzowskim wykonaniu, wzajem-nym przenikaniu się poszczególnych fraz muzycznych ,można wypełnić całkowicie przestrzeń muzyczną, nie pozostawiając in-

strumentu solowego w samot-ności, lecz go podprowadzać, uzupełniać i  akcentować har-monicznie. Duża to rola au-tora opracowania muzyczne-go - aranżera Piotra Kałużne-go. Każdy z  prezentowanych utworów z uwagi na liczbę in-strumentów i  ich charaktery-stykę brzmieniową musiał być wykonywany z  dużą precyzją i wyczuciem – tak charakterystyczną dla obu muzyków Buczkow-skiego i Kałużnego. Przesłuchując kilka razy cały zarejestrowa-ny materiał muzyczny, mogę zauważyć , że rola reżysera dźwięku ograniczała się do rejestracji z użyciem ew. efektów pogłosowych - to efekt współpracy i  poziomu przygotowania muzyków. Pre-zentowana płyta stanowić może muzyczne wypełnienie wieczo-rów domowych, ma również w niektórych fragmentach charakter relaksacyjny. Nie pomylę się jeżeli zarekomenduję ją jako mate-riał szkoleniowy dla ilustratorów muzycznych. Wiele z zawartych na płycie fraz muzycznych nadawało by się do wykorzystania w e współczesnych serialach filmowych. Jedyną zauważalną wadą i to nie muzyczną tej płyty to „niehandlowy” kolor okładki.

Wolna Sobota „ Dworzec Kolejowy”

Płyta wydana starannie edytorsko, ze spisami wszystkich auto-rów, wykonawców i  producentów. Prezentacja 5 osobowego ze-społu wokalno – instrumentalnego reprezentującego style: rock, blues, rock-ballad. Brzmienie zespołu zgodne z  deklarowany-

mi stylami, materiał instru-mentalny stylowo i poprawnie emitowany, szczególnie har-monijka, gitara i  Hammond. Partie wokalne wykonane po-prawnie, brakuje mi trochę „ ostrej chrypki” w bluesie. Na płytce znajdują się trzy utwo-ry – jest to za mało, by cało-ściowo scharakteryzować ze-spół. Nie dane mi było wysłu-

chać utworów bardziej skomplikowanych harmonicznie. Traf-nym posunięciem było zaangażowanie przez zespół muzyka gra-jącego na organach Hammonda. Brzmieniowo zespół zyskał bar-dzo wiele plusów. Do reżysera dźwięku mam uwagę, przy na-grywaniu barw Hammonda trzeba bardzo umiejętnie korzystać z  equalizatora lub tzw. środka parametrycznego , dając więcej wolnego pasma dla gitary basowej. Tak czy inaczej, jeżeli zespół Wolna Sobota posiada w swoim repertuarze utwory na tym po-ziomie , należy go polecić słuchaczom dobrej muzyki rockowej a zespołowi życzyć wydania udanej nowej pełnej płyty CD.

Wojciech Dąbrowski

ny materiał muzyczny, mogę zauważyć , że rola reżysera dźwięku ograniczała się do rejestracji z użyciem ew. efektów pogłosowych - to efekt współpracy i  poziomu przygotowania muzyków. Prezentowana płyta stanowić może muzyczne wypełnienie wieczorów domowych, ma również w niektórych fragmentach charakter relaksacyjny. Nie pomylę się jeżeli zarekomenduję ją jako materiał szkoleniowy dla ilustratorów muzycznych. Wiele z zawartych na płycie fraz muzycznych nadawało by się do wykorzystania w e współczesnych serialach filmowych. Jedyną zauważalną wadą i to nie muzyczną tej płyty to „niehandlowy” kolor okładki.

mi stylami, materiał instrumentalny stylowo i poprawnie emitowany, szczególnie harmonijka, gitara i  Hammond. Partie wokalne wykonane poprawnie, brakuje mi trochę „ ostrej chrypki” w bluesie. Na płytce znajdują się trzy utwory – jest to za mało, by całościowo scharakteryzować zespół. Nie dane mi było wysłu

Page 50: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a48

Już dawno przestałem wierzyć w szlachetne intencje i metody promowania młodych wykonawców w świecie muzyki. Mamy

ogromną nadprodukcję muzyki, wydaje sie wręcz, że więcej ludzi tworzy muzykę niż jest jej odbiorców. Stąd te wszystkie zwario-wane pomysły na przebicie się za wszelką cenę. A ponieważ w na-szym szoł byznesie grasuje mnóstwo amatorów i  ignorantów, to doświadczamy takich form promocji, że włosy stają dęba. Dwa

lata temu robiono wśród stu-dentów Dolnośląskiej Szko-ły Wyższej ankietę, w  której ankietowani mieli wybrać na-zwę zespołu, jego image i... rodzaj muzyki jaki powinien grać. Cierpliwie poczekałem na efekt tych „badań rynko-wych”. Nazwa banalna, mu-zyka mdła i  z  dużym wysił-kiem jeden raz przesłucha-łem całą płytę. Zespół nie zro-

bił kariery, więc cała otoczka naukowa i  wydane pieniądze bez sensu. Jakiś czas temu dostawałem w poczcie mailowej roznegli-żowane zdjęcia jakiejś wokalistki. Sama muzyka dotarła na koniec i  dopiero wtedy królewna była naga.Artystycznie. To co można przeczytać w tekstach promocyjnych wielu wykonawców, jak róż-ni szefowie wytwórni płytowych zachwalają swój „towar” to bzde-ty, nonszalancja albo kiepska literatura science fiction. U  czuj-nych dziennikarzy i krytyków zawsze jest pewien dystans, zwłasz-cza gdy konfrontacja z muzyką okazuje się, niepotrzebnie nadmu-chanym balonem. Robienie skandalu, żeby zaistnieć, jest już obec-nie tanim chwytem. Muzykom powinna wystarczyć wiara w to co robią i w muzykę którą tworzą. Tym którzy chcą pomóc takiej ka-peli warto doradzić, żeby dotarli do właściwych ludzi i instytucji, które pomogą wypromować dobrą, ambitną kapelę. Sama okładka SHAMELESS w moim przekonaniu nie jest skandaliczna, zwłasz-cza, że to artystyczne ujęcie znanego faktu ze świata zwierząt. Istotnie taki widok w realu sprawia, że zdecydowana większość z nas czuje się w  takim momencie zażenowana. Trudno jednak wymagać od zwierząt intymności. Pewnie oburzyłbym się, gdyby promocja i wizerunek zespołu poszły dalej. Mam na mysli rozwija-nie tej kontrowersyjnej koncepcji marketingowej. Zareagowałbym ostrzej gdyby w akcji promocyjnej pojawiła sie dosłowność i może klip z pieskiego świata w naturze. Z doświadczenia wiem, że głu-pie, niesmaczne pomysły lubią się nawzajem. A wtedy mały krok do eskalacji skandalu i trudno sie potem zatrzymać. A łatka ze-społu z kretyńskimi zagrywkami medialnymi zostaje. Zespołowi doradzałbym raczej współpracę z kimś, kto będzie miał ciekawsze pomysły na to jak pomóc wybić się dobrej kapeli. Prócz tego dużej cierpliwości i wiary, że jeśli grają coś wyjątkowego to od-biorcy to docenią. Ryszard Gloger, redaktor muzyczny – Radio Merkury

FELIETON-

Ryszarda Glogera

lata temu robiono wśród studentów Dolnośląskiej Szkoły Wyższej ankietę, w  której ankietowani mieli wybrać nazwę zespołu, jego image i... rodzaj muzyki jaki powinien grać. Cierpliwie poczekałem na efekt tych „badań rynkowych”. Nazwa banalna, muzyka mdła i  z  dużym wysiłkiem jeden raz przesłuchałem całą płytę. Zespół nie zro

Powrót Cole’a PorteraTeatr Muzyczny w Poznaniu ponownie - po trzydziestu sied-

miu latach - wystawił musical „Kiss me, Kate” Cole’a Por-tera, który swą prapremierę miał w Nowym Jorku w 1948 roku. Już te dwie liczby mówią wyraźnie jak wielki dystans dzieli to dzieło od dnia dzisiejszego. Nawet jeśli za ponadczasową uznaje-my twórczość Williama Shakespeare’a, na której to w dużej mie-rze oparty jest omawiany przebój wspaniałego kompozytora.Rozwój, czy raczej zmiany w sztuce następują tak szybko i tak in-tensywnie, że trudno nie zauważyć owych minionych lat w musi-calu „Kiss me, Kate”. Ale czy oznacza to, że nie należy go przy-pominać, wystawiać, szukać w nim elementów ponadczasowych, aktualnych? Sądzę, że jest kilka „za” decyzją dyrektora Danie-la Kustosika o wystawieniu tego musicalu. Kto wie, czy nie decy-dującym „za” jest wciąż znakomita, żywa, wspaniale zaaranżowa-na muzyka i piosenki Cole’a Portera. We współczesnym jazgocie i bełkocie wszelakiej maści hitów i megahitów lansowanych for-sownie i wyłącznie komercyjnie przesympatyczne motywy i ryt-my Portera jawią się niczym lekarstwa nowoorleanskiego jazzu, przypominające że ład i przejrzystość przekazu są tym, co pieści uszy i koi oraz bawi zestresowane dusze. A jeśli do tego jakże ka-meralny band orkiestry Teatru Muzycznego pod kierownictwem Jacka Bonieckiego wyraźnie „czuje bluesa” i zgrabne teksty pol-skie Andrzeja Ozgi nie zgrzytają to satysfakcja jest absolutnie wy-starczająca. Reżyseria wielce doświadczonego w materii muzycznej na scenie Andrzeja Marii Marczewskiego czyni wiele, by wspomniane lata musicalu „Kiss me, Kate” były jak najmniej widoczne, zwłaszcza w legendarnej już klitce Teatru Muzycznego. Najlepiej udaje się to w sferze szekspirowskiego „Poskromienia złośnicy”. Podobnie

jak wysiłki choreografa Ale-xandra Azarkevitcha, który słusznie i skutecznie tu i ów-dzie mruży oko, zastępując powagę żartem, a nawet gro-teską. Ów brak miejsca niestety rzutuje na pewne elemen-ty scenograficzne (Ewa Stre-bejko-Hryniewicz), ale i  ja-kość chóru, czy obszerność tudzież wygodę układów choreograficznych. Tak to jest, gdy decyzje wykonaw-cze dotyczące przeprowadzki wciąż są... nie wykonywane.Poznański spektakl - moja

ocena dotyczy przedpremierowego piątku - ma swoje „za” w sfe-rze wykonawczej. Kolejny plus w  swym dorobku po ostatnim „Człowieku z La Manchy” zapisuje Joanna Horodko , intrygu-jąca tak postaciowo (Kate), jak i wokalnie. Gościnnie wzbogaca musical rzymski aktor (absolwent rzymskiego Musical Theatre Academy de Marco D. Bellucci), syn Polki, Nicola Palladini. Dy-namiczny (Petrucchio), pełen rozmachu, muzykalny, szkoda, że z wyraźnie nie lub mało szkolonym wokalem. Z ról drugoplano-wych na plan pierwszy wybija się śmieszny gangsterski duet Ma-cieja Ogórkiewicza i Jarosława Patyckiego.

Andrzej Chylewski

jak wysiłki choreografa Alexandra Azarkevitcha, który słusznie i skutecznie tu i ówdzie mruży oko, zastępując powagę żartem, a nawet groteską. Ów brak miejsca niestety rzutuje na pewne elementy scenograficzne (Ewa Strebejko-Hryniewicz), ale i  jakość chóru, czy obszerność tudzież wygodę układów choreograficznych. Tak to jest, gdy decyzje wykonawcze dotyczące przeprowadzki wciąż są... nie wykonywane.Poznański spektakl - moja

Page 51: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 49

czytelnicy pisząDużo w życiu muszę się jeszcze

nauczyć! Za nic w świecie nie mogę zrozumieć logiki jeśli chodzi o prawo.

Jeśli kolega da mi wełnę i poprosi,żebym zrobiła mu swe-ter i ja go zrobię ,oczywiście nic nie biorąc za tę robótkę

bo to przecież dla bliskiego kolegi więc po prostu mu go po-daruję a potem, któregoś dnia odejdę z tego świata to czy mój mąż ma prawo do tego swetra i ma prawo domagać się jego zwrotu?Albo inny przykład, bardziej artystyczny bo jak twierdzi pew-na pani łopatą machać każdy potrafi....Przypuśćmy,że jestem artystką-malarką, przyjaciel poprosi o obraz,da nawet blejtram i farby,ja obraz namaluję i PODARU-JĘ no bo jak brać kasę od przyjaciela?! Oczywiście żadnego po-kwitowania nie wezmę, nawet przez myśl by mi to nie prze-szło,żeby od przyjaciela wołać o pokwitowanie albo spisywać jakąś umowę o darowiźnie!!! Po mojej śmierci ,mąż zacznie nę-kać mojego przyjaciela bo nie życzy sobie,żeby ten obraz wi-siał w jego domu i inni go oglądali,podziwiali i żąda zdjęcia go ze ściany(powiedzmy,że to był autoportret),natomiast przyja-ciel twierdzi ,że to jego dom,jego obraz i jeśli zechce to nawet na wystawie go powiesi i nic mojemu mężowi do niego....więc mój mąż z uporem maniaka,którym ego rządzi na potęgę już nie żąda zdjęcia obrazu ze ściany ale jego ZWROTU BO TO SPUŚCIZNA PO ZMARŁEJ ŻONIE!!!Mało tego,mąż od mo-jego przyjaciela żąda jeszcze odszkodowania!W związku z tym składa pozew do sądu i sąd mężowi...przyznaje rację!DLACZEGO???! Niestety nijak pojąć nie mogę!Głąb ze mnie? Intelektu brak? Wygląda na to,że tylko do łopaty się nada-ję... Myślałam nawet,żeby do Janusza Weissa w tej sprawie zadzwonić... I jak ten świat ma nie być dziwny?? Pozdrawiam i głowa do góry bo...ludzi dobrej woli jest wię-cej....!:) Krystyna Jurek

My Music for Peace

Chętnie podzielę się z Czytelnikami swoimi refleksjami i od-czuciami. Powiem natomiast, że są one mieszane, szczegól-nie w zakresie współpracy z władzami - jeszcze mi nie prze-szło... Dość stwierdzić, że wydział promocji województwa, na moją propozycję udziału władz w wydarzeniu stwierdził, że dla urzędu nie jest to wydarzenie atrakcyjne. Nadmieniam, że dostali wszelkie informacje- no i w końcu mają internet. Cieszę się jednak, że doszło do tego koncertu, że Steve Kin-dler przyjechał i zagrał, zagrał dla programu My Music for Peace. Zagrał z Józefem Skrzekiem, który jest w naszym pro-gramie od 2008 r. Steve przygotowywał się do tego spotka-nia muzycznego, otrzymawszy od nas płyty Jółzefa Skrzeka. Jest nadzwyczajnym człowiekiem i rewelacyjnym muzykiem.

Chętnie przyjedzie do Polski po raz drugi, naszym zadaniem jest stworzyć sprzyjające okoliczności i sprawić przyjęcie god-ne wielkiego mistrza. Zresztą, z przyszłym przyjazdem Steva wiąże się nasz projekt festiwalu My Music for Peace i udział innych wielkich muzyków. Nie będę natomiast ukrywać, że owszem, bardzo chciałabym, aby informacja zarówno o tym wydarzeniu, jaki i naszych bardzo realnych planach dotarła do jak największej liczby osób. Serdecznie pozdrawiam,

Mira Boryna

Witam wszystkich!

Dzisiaj oficjalna odsłona jedynego w  Polsce portalu po-święconego wyłącznie gitarzystkom – Gitarzystki.pl.

Znajdziecie tutaj aktualne informacje o dokonaniach rodzi-mych instrumentalistek, o  projektach muzycznych, które tworzą lub w których biorą udział. Poza tym na stronie: bio-grafie, muzyka, płyty, materiały video, recenzje sprzętu oraz forum. Pomysł na stworzenie tego portalu był dość prosty – chciałam przekonać się, co robią inne gitarzystki, jaką muzykę two-rzą, w  jakich projektach uczestniczą, co skłoniło je do się-gnięcia po instrument i… dlaczego jest ich tak mało. Moim celem nie jest podkreślanie podziału na muzyków płci mę-skiej i żeńskiej, ani kolekcjonowanie nazwisk ładnie wygląda-jących dziewcząt grających na gitarach, lecz pokazywanie in-strumentalistek mających coś ciekawego do powiedzenia mu-zycznie oraz takich, które wyrażają się głównie poprzez gi-tarę, traktując ją jako jeden z podstawowych środków swojej artystycznej ekspresji.Mam nadzieję, że strona będzie się sukcesywnie rozwijać oraz, że stanie się bazą informacji na temat ciekawych gita-rzystek oraz ich działań, a także inspiracją dla innych mu-zyków.Szczególnie zachęcam do współtworzenia Forum, które bez Waszego udziału nie może istnieć :)

Pozdrawiam, Ola Siemieniuk

Page 52: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a50

From: Krzysztof WodniczakTo: <[email protected]>Subject: FWD: FWD: Pismo[1].doc do mm brzmienia wiosna zeskanuj Wojtku i zamieść na str.50,na 51 pismo w odpowiedzi od

minsistra kultury.Poz.KrzysztofDate: 28 marca 2012 22:20:15

W dniu 2012-03-20 23:09:40 użytkownik Krzysztof Wodniczak <[email protected]>napisał:

W dniu 2012-03-20 23:06:24 użytkownik Krzysztof Wodniczak<[email protected]> napisał:

Poznań,16 lutego2012 r.

Wielce Szanowny BronisławKomorowski

Prezydent RP

Dziś mamy dzień szczególny, 73 lat temu urodził się Czesław Wydrzyckiznany od 1964 roku pod pseudonimem Niemen. O jego niekwestionowanymartyzmie nie trzeba nikogo przekonywać. Był Kimś ważnym - i takim pozostanie wpamięci i sercach Polaków na długo.

Pragnę Pana poinformować, że zamierzamy rozpocząć zbieranie podpisówpod petycją, aby w dziesiątą rocznicę śmierci Artysty, która przypada za dwa lata,uczynić rok 2014 Rokiem Czesława Niemena Wydrzyckiego. Mamy na to małoczasu, ale wierzymy, że ...ludzi dobrej woli jest wystarczająco wielu, abypodchwycić nasz apel nadania temu wydarzeniu właściwy wymiar i dotrzeć doświadomości Polaków. Nie zapomnimy o swoim wielkim Artyście i jegodokonaniach, głównie muzycznych. Wybierał niełatwe, twardo, z niezachwianąwiarą, trzymał się swojej drogi twórczej, wyznaczając zupełnie nowe przestrzeniewrażliwości. Dla mego pokolenia, a i następnych - o czym świadczą poznańskiekoncerty przygotowywane po odejściu Niemena – pozostaje symbolempracowitości, skromności i niezależności.

Od ośmiu lat Stowarzyszenie Muzyczne BRZMIENIA - założone przezCzesława Niemena Wydrzyckiego i Krzysztofa Wodniczaka pamięta o Urodzinachnaszego prezesa honorowego i każdego 16 lutego organizuje okolicznościowekoncerty. Odbywają się one bądź w poznańskiej Auli UAM, w poznańskiej Farze,salkach parafialnych czy klubach osiedlowych. Ale nie tylko. Poznaniacy pamiętająNiemena. Należy dodać, że podobne koncerty urodzinowe odbywają się w Australii,

From: Krzysztof WodniczakTo: <[email protected]>Subject: FWD: FWD: Pismo[1].doc do mm brzmienia wiosna zeskanuj Wojtku i zamieść na str.50,na 51 pismo w odpowiedzi od

minsistra kultury.Poz.KrzysztofDate: 28 marca 2012 22:20:15

W dniu 2012-03-20 23:09:40 użytkownik Krzysztof Wodniczak <[email protected]>napisał:

W dniu 2012-03-20 23:06:24 użytkownik Krzysztof Wodniczak<[email protected]> napisał:

Poznań,16 lutego2012 r.

Wielce Szanowny BronisławKomorowski

Prezydent RP

Dziś mamy dzień szczególny, 73 lat temu urodził się Czesław Wydrzyckiznany od 1964 roku pod pseudonimem Niemen. O jego niekwestionowanymartyzmie nie trzeba nikogo przekonywać. Był Kimś ważnym - i takim pozostanie wpamięci i sercach Polaków na długo.

Pragnę Pana poinformować, że zamierzamy rozpocząć zbieranie podpisówpod petycją, aby w dziesiątą rocznicę śmierci Artysty, która przypada za dwa lata,uczynić rok 2014 Rokiem Czesława Niemena Wydrzyckiego. Mamy na to małoczasu, ale wierzymy, że ...ludzi dobrej woli jest wystarczająco wielu, abypodchwycić nasz apel nadania temu wydarzeniu właściwy wymiar i dotrzeć doświadomości Polaków. Nie zapomnimy o swoim wielkim Artyście i jegodokonaniach, głównie muzycznych. Wybierał niełatwe, twardo, z niezachwianąwiarą, trzymał się swojej drogi twórczej, wyznaczając zupełnie nowe przestrzeniewrażliwości. Dla mego pokolenia, a i następnych - o czym świadczą poznańskiekoncerty przygotowywane po odejściu Niemena – pozostaje symbolempracowitości, skromności i niezależności.

Od ośmiu lat Stowarzyszenie Muzyczne BRZMIENIA - założone przezCzesława Niemena Wydrzyckiego i Krzysztofa Wodniczaka pamięta o Urodzinachnaszego prezesa honorowego i każdego 16 lutego organizuje okolicznościowekoncerty. Odbywają się one bądź w poznańskiej Auli UAM, w poznańskiej Farze,salkach parafialnych czy klubach osiedlowych. Ale nie tylko. Poznaniacy pamiętająNiemena. Należy dodać, że podobne koncerty urodzinowe odbywają się w Australii,

From: Krzysztof WodniczakTo: <[email protected]>Subject: FWD: FWD: Pismo[1].doc do mm brzmienia wiosna zeskanuj Wojtku i zamieść na str.50,na 51 pismo w odpowiedzi od

minsistra kultury.Poz.KrzysztofDate: 28 marca 2012 22:20:15

W dniu 2012-03-20 23:09:40 użytkownik Krzysztof Wodniczak <[email protected]>napisał:

W dniu 2012-03-20 23:06:24 użytkownik Krzysztof Wodniczak<[email protected]> napisał:

Poznań,16 lutego2012 r.

Wielce Szanowny BronisławKomorowski

Prezydent RP

Dziś mamy dzień szczególny, 73 lat temu urodził się Czesław Wydrzyckiznany od 1964 roku pod pseudonimem Niemen. O jego niekwestionowanymartyzmie nie trzeba nikogo przekonywać. Był Kimś ważnym - i takim pozostanie wpamięci i sercach Polaków na długo.

Pragnę Pana poinformować, że zamierzamy rozpocząć zbieranie podpisówpod petycją, aby w dziesiątą rocznicę śmierci Artysty, która przypada za dwa lata,uczynić rok 2014 Rokiem Czesława Niemena Wydrzyckiego. Mamy na to małoczasu, ale wierzymy, że ...ludzi dobrej woli jest wystarczająco wielu, abypodchwycić nasz apel nadania temu wydarzeniu właściwy wymiar i dotrzeć doświadomości Polaków. Nie zapomnimy o swoim wielkim Artyście i jegodokonaniach, głównie muzycznych. Wybierał niełatwe, twardo, z niezachwianąwiarą, trzymał się swojej drogi twórczej, wyznaczając zupełnie nowe przestrzeniewrażliwości. Dla mego pokolenia, a i następnych - o czym świadczą poznańskiekoncerty przygotowywane po odejściu Niemena – pozostaje symbolempracowitości, skromności i niezależności.

Od ośmiu lat Stowarzyszenie Muzyczne BRZMIENIA - założone przezCzesława Niemena Wydrzyckiego i Krzysztofa Wodniczaka pamięta o Urodzinachnaszego prezesa honorowego i każdego 16 lutego organizuje okolicznościowekoncerty. Odbywają się one bądź w poznańskiej Auli UAM, w poznańskiej Farze,salkach parafialnych czy klubach osiedlowych. Ale nie tylko. Poznaniacy pamiętająNiemena. Należy dodać, że podobne koncerty urodzinowe odbywają się w Australii,

From: Krzysztof WodniczakTo: <[email protected]>Subject: FWD: FWD: Pismo[1].doc do mm brzmienia wiosna zeskanuj Wojtku i zamieść na str.50,na 51 pismo w odpowiedzi od

minsistra kultury.Poz.KrzysztofDate: 28 marca 2012 22:20:15

W dniu 2012-03-20 23:09:40 użytkownik Krzysztof Wodniczak <[email protected]>napisał:

W dniu 2012-03-20 23:06:24 użytkownik Krzysztof Wodniczak<[email protected]> napisał:

Poznań,16 lutego2012 r.

Wielce Szanowny BronisławKomorowski

Prezydent RP

Dziś mamy dzień szczególny, 73 lat temu urodził się Czesław Wydrzyckiznany od 1964 roku pod pseudonimem Niemen. O jego niekwestionowanymartyzmie nie trzeba nikogo przekonywać. Był Kimś ważnym - i takim pozostanie wpamięci i sercach Polaków na długo.

Pragnę Pana poinformować, że zamierzamy rozpocząć zbieranie podpisówpod petycją, aby w dziesiątą rocznicę śmierci Artysty, która przypada za dwa lata,uczynić rok 2014 Rokiem Czesława Niemena Wydrzyckiego. Mamy na to małoczasu, ale wierzymy, że ...ludzi dobrej woli jest wystarczająco wielu, abypodchwycić nasz apel nadania temu wydarzeniu właściwy wymiar i dotrzeć doświadomości Polaków. Nie zapomnimy o swoim wielkim Artyście i jegodokonaniach, głównie muzycznych. Wybierał niełatwe, twardo, z niezachwianąwiarą, trzymał się swojej drogi twórczej, wyznaczając zupełnie nowe przestrzeniewrażliwości. Dla mego pokolenia, a i następnych - o czym świadczą poznańskiekoncerty przygotowywane po odejściu Niemena – pozostaje symbolempracowitości, skromności i niezależności.

Od ośmiu lat Stowarzyszenie Muzyczne BRZMIENIA - założone przezCzesława Niemena Wydrzyckiego i Krzysztofa Wodniczaka pamięta o Urodzinachnaszego prezesa honorowego i każdego 16 lutego organizuje okolicznościowekoncerty. Odbywają się one bądź w poznańskiej Auli UAM, w poznańskiej Farze,salkach parafialnych czy klubach osiedlowych. Ale nie tylko. Poznaniacy pamiętająNiemena. Należy dodać, że podobne koncerty urodzinowe odbywają się w Australii,

From: Krzysztof WodniczakTo: <[email protected]>Subject: FWD: FWD: Pismo[1].doc do mm brzmienia wiosna zeskanuj Wojtku i zamieść na str.50,na 51 pismo w odpowiedzi od

minsistra kultury.Poz.KrzysztofDate: 28 marca 2012 22:20:15

W dniu 2012-03-20 23:09:40 użytkownik Krzysztof Wodniczak <[email protected]>napisał:

W dniu 2012-03-20 23:06:24 użytkownik Krzysztof Wodniczak<[email protected]> napisał:

Poznań,16 lutego2012 r.

Wielce Szanowny BronisławKomorowski

Prezydent RP

Dziś mamy dzień szczególny, 73 lat temu urodził się Czesław Wydrzyckiznany od 1964 roku pod pseudonimem Niemen. O jego niekwestionowanymartyzmie nie trzeba nikogo przekonywać. Był Kimś ważnym - i takim pozostanie wpamięci i sercach Polaków na długo.

Pragnę Pana poinformować, że zamierzamy rozpocząć zbieranie podpisówpod petycją, aby w dziesiątą rocznicę śmierci Artysty, która przypada za dwa lata,uczynić rok 2014 Rokiem Czesława Niemena Wydrzyckiego. Mamy na to małoczasu, ale wierzymy, że ...ludzi dobrej woli jest wystarczająco wielu, abypodchwycić nasz apel nadania temu wydarzeniu właściwy wymiar i dotrzeć doświadomości Polaków. Nie zapomnimy o swoim wielkim Artyście i jegodokonaniach, głównie muzycznych. Wybierał niełatwe, twardo, z niezachwianąwiarą, trzymał się swojej drogi twórczej, wyznaczając zupełnie nowe przestrzeniewrażliwości. Dla mego pokolenia, a i następnych - o czym świadczą poznańskiekoncerty przygotowywane po odejściu Niemena – pozostaje symbolempracowitości, skromności i niezależności.

Od ośmiu lat Stowarzyszenie Muzyczne BRZMIENIA - założone przezCzesława Niemena Wydrzyckiego i Krzysztofa Wodniczaka pamięta o Urodzinachnaszego prezesa honorowego i każdego 16 lutego organizuje okolicznościowekoncerty. Odbywają się one bądź w poznańskiej Auli UAM, w poznańskiej Farze,salkach parafialnych czy klubach osiedlowych. Ale nie tylko. Poznaniacy pamiętająNiemena. Należy dodać, że podobne koncerty urodzinowe odbywają się w Australii,

Austrii, Kanadzie, w Niemczech i Stanach Zjednoczonych.

Zwracamy się więc do Pana Prezydenta, aby protegował nasz pomysł i – oile to możliwe – poparł nasze działania na rzecz nadania Patrona 2014 r. -Czesława Niemena Wydrzyckiego.

Z poważaniemKrzysztof Wodniczakprezes S.M. Brzmienia,ostatni menedżer Artysty

From: Krzysztof WodniczakTo: <[email protected]>Subject: FWD: FWD: Pismo[1].doc do mm brzmienia wiosna zeskanuj Wojtku i zamieść na str.50,na 51 pismo w odpowiedzi od

minsistra kultury.Poz.KrzysztofDate: 28 marca 2012 22:20:15

W dniu 2012-03-20 23:09:40 użytkownik Krzysztof Wodniczak <[email protected]>napisał:

W dniu 2012-03-20 23:06:24 użytkownik Krzysztof Wodniczak<[email protected]> napisał:

Poznań,16 lutego2012 r.

Wielce Szanowny BronisławKomorowski

Prezydent RP

Dziś mamy dzień szczególny, 73 lat temu urodził się Czesław Wydrzyckiznany od 1964 roku pod pseudonimem Niemen. O jego niekwestionowanymartyzmie nie trzeba nikogo przekonywać. Był Kimś ważnym - i takim pozostanie wpamięci i sercach Polaków na długo.

Pragnę Pana poinformować, że zamierzamy rozpocząć zbieranie podpisówpod petycją, aby w dziesiątą rocznicę śmierci Artysty, która przypada za dwa lata,uczynić rok 2014 Rokiem Czesława Niemena Wydrzyckiego. Mamy na to małoczasu, ale wierzymy, że ...ludzi dobrej woli jest wystarczająco wielu, abypodchwycić nasz apel nadania temu wydarzeniu właściwy wymiar i dotrzeć doświadomości Polaków. Nie zapomnimy o swoim wielkim Artyście i jegodokonaniach, głównie muzycznych. Wybierał niełatwe, twardo, z niezachwianąwiarą, trzymał się swojej drogi twórczej, wyznaczając zupełnie nowe przestrzeniewrażliwości. Dla mego pokolenia, a i następnych - o czym świadczą poznańskiekoncerty przygotowywane po odejściu Niemena – pozostaje symbolempracowitości, skromności i niezależności.

Od ośmiu lat Stowarzyszenie Muzyczne BRZMIENIA - założone przezCzesława Niemena Wydrzyckiego i Krzysztofa Wodniczaka pamięta o Urodzinachnaszego prezesa honorowego i każdego 16 lutego organizuje okolicznościowekoncerty. Odbywają się one bądź w poznańskiej Auli UAM, w poznańskiej Farze,salkach parafialnych czy klubach osiedlowych. Ale nie tylko. Poznaniacy pamiętająNiemena. Należy dodać, że podobne koncerty urodzinowe odbywają się w Australii,

Page 53: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a 51

Page 54: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

magazyn muzyczny b r z m i e n i a52

Debiutujący zespół Shameless (Bezwstydni) został omamio-ny przez samozwańczego menedżera, którego żądza pienią-

dza jest nieokiełzana. Wmówił młodym muzykom, że trzeba zacząć skandalicznie. Wymyślił projekt plakatu i okładki na płytę –delikat-nie rzecz ujmując – Niesmaczną. Nie pokazuję jej, bo bezwstyd byłby u niektórych Czytelników całkowicie zrozumiały. Natomiast posłużę się opiniami innych tzw. autorytetów w swych dziedzinach. KW

***

– Coś takie widziałem w  październiku 1972 r. we Wrocławiu w czasie V Festiwalu Kultury Studentów PRL. Sawka z Getasem Stankiewiczem mieli piękną wystawę w MPiK-u na Kościuszki (?). W oknach wisiały plakat, jak dwa „piżmowoły” z twarzami Sawki i Getasa kopulują. To był skandal. Jednak on przerodził się w dyskusję o ich wielkiej sztuce! Jeżeli ma to być skandal, Ale niech szybko ucieka do tematu właściwego – DO SZTUKI!

Jurek Łojko – historyk

– Ja jestem człowiekiem starej daty. Ta okładka mnie nie oburza, ale i się nie podoba.

Jerzy Marcin Majewski – adwokat

– Wydaje się być fajne na pierwszy rzut oka – kolor i kompozycja ale banalne w sumie. A co chłopaki grają ? Bo obrazek ma mówić o muzyce – a nie szokować czy bulwersować. Ma mnie potencjalną nabywczynię bez słów poinformować i o muzyce i słowach. Wydaje mi się, że ta ilustracja ma takie przesłanie – szybki numerek, lan-drynkowe kolory, no chyba że chodzi o jakieś głębsze przesłanie – ale nie umiem tego połączyć z tekstem z drugiej strony. Okładka ma uwodzić a nie odwalić szybki numerek czy szokować. Zresztą mnie nie szokuje – może tylko babcie moherowe się zaczerwienią, ale to chyba nie jest grupa docelowa zespołu? Chyba że muzyka i okładka do siebie pasują w jakiś sposób. No i nie mam nic prze-ciw pieskom i pozycji „na pieska „ i kolorom. Niech artyści prze-testują na znajomych i nieznajomych. Tak się robi z reklamami.

dr Małgorzata Maćkowiak – artystka, wykładowca ASP we Wrocławiu

– Rozumiem, że mają rozpocząć od skandalu? Dla mnie to żaden skandal taka okładka, widziałam gorsze – Hi!Hi! To jest tylko zwykłe spółkowanie zwierząt.

Grażyna Lisieniecka – absolwentka Akademii Muzycznej w Poznaniu

– He he! Okładka chłopaków bardzo prawdziwa. Samo życie!!Krzysiek Skiba – muzyk, showman

– Sądzę że pomysł jest wulgarny i prostacki .Nie jestem zwolen-nikiem epatowania wulgarnością dla samego efektu szoku. Tak na prawdę, nigdy to nie działa i nie ma nic wspólnego ze skan-dalem. Nawet skandal musi mieć swoją klasę i w kwestii prowo-kacji artystycznej, jestem za, pod warunkiem, ze będzie to pro-wokacja, czyli skłaniała do zastanowienia, miała jakiś kontekst.

Powtarzam, w historii również popu próbowano rozmaitych szo-kujących efektów. Na przykład Madonna , tu przypomina mi się historia Nieznalskiej. Jednak patentu na sukces nie ma. Swego czasu szokujące były okładki Rolling Stonsów, ale miały swoją rangę artystyczną. W dodatku sam pomysł na okładkę, aby zain-teresować muzyką, to za mało, obawiam się, że nie wyjdzie. To moja subiektywna opinia.

Andrzej Wilowski – publicysta

– Projekt ordynarny i słabo wykonany. Nie realizowałabym.Tamara Sorbian – artysta

– Pomysł raczej „cienki” na prowokację, bo motyw to ograny. A co ma wspólnego z muzyką – nie wiem? Fatalne wykonanie. Jak gra-fik zawodowy i także znający się jako tako na muzyce meloman (od 50 lat!) odradzam. Należy przedstawić inny projekt. Nie cho-dzi tu absolutnie o mój wiek, bo najbardziej prowokujące okładki były w latach 60/70 i w erze punk. Potem jeszcze był grunge i po-czątek ery rapu i hip-hopu. Tak, że dałbym sobie spokój.

Jacek Kasprzycki artysta plastyk

– Ostra, ale jednak „róbcie miłość, nie wojnę” było wcześniej .A potem był Mleczko z rysunkiem nosorożec „posuwający” żyra-fę i tekstem „Obywatelu nie pieprz bez sensu”. Tandeta, rekwi-zytornia, menażeria zasłania tu sprawę zasadniczą – MUZYKĘ. Czy muzyka ma sprostać tej wizytówce?

Macierj Parowski – pisarz sf ,krytyk literacki i �lmowy, redaktor naczelny Czasu Fantastyki

– Czy zespół jest tak zły, że musi prowokować. Żeby zwrócić na siebie uwagę idąc w  złym stylu. Jakiś zakompleksiony i  bez-wstydny wymyślił plakat i  teraz chce spieniężyć. Czy muzycy też zechcą kopulować na scenie pokazując swój bezwstyd. Nawet zwierzęta nie afiszują się swoimi sprawami intymnymi. Nie chcą być oklaskiwane z tego powodu.

dr Danuta Rogalska – lekarz weterynarii

- Okładka nie ma nic wspólnego z piękną muzyką. Jest żenująca i brzydka od strony graficznej. Niestety tak się dzieje dziś w sztu-ce, że młodzi artyści stawiają na skandal.

Roman Kosmala -artysta rzeźbiarz

Moja opinia jest zdecydowanie negatywna . Sympatycznym psia-kom nie należy włazić do loża. Zamiast sympatyków płyty może przynieść wrogów zwłaszcza miłośników zwierzaków. Jeśli tak autorzy kochają psy /?/ to mam dwie propozycje1. Psy stojące na tylnich łapach i dające sobie buzi 2. Psy odwrócone tyłem , stykające się plecami i stojące na tyl-nich łapach . Całość w formie jak dwugłowy orzeł herb nie tylko Rosji ale też np Wiednia .

Romuald Juliusz Wydrzycki – brat stryjeczny Czesława Niemena

Kontrowersyjna okładka

Page 55: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012

KWAS CHLEBOWY - NAPOJEM MUZYKÓW

Page 56: BRZMIENIA Nr 61 wiosna 2012