BOSkie Życie nr 2/2010

16
CZASOPISMO BEZPŁATNE nr 2/2010 1 Nr 2/2010 ROK WYDANIA I KWARTALNIK MIŁOŚNIKÓW PSÓW RASY BIAŁY OWCZAREK SZWAJCARSKI Długi czy krótki? – oto jest pytanie Genetyka Czyli trochę BOSkiej genetyki Jak wiemy Białe Owczarki Szwajcarskie występują w dwóch odmianach: długowłosej i krót- kowłosej. W przeciwieństwie do Owczar- ka Niemieckiego, u którego dłu- gowłosa odmiana jest uznana za wadliwą i nie dopuszczona za- równo do wystaw jak i hodowli, obie odmiany BOS-a są zgodne ze wzorcem, na wystawach wysta- wiane i oceniane w jednej klasie, jak również w hodowli używane i często kojarzone ze sobą. Możli- wość łączenia ze sobą osobników o różnej długości włosa niesie za sobą określone konsekwencje, możemy np. w miocie znaleźć szczenięta o długości włosa zgo- ła różnej od pary rodzicielskiej. Kompetentny hodowca powinien umieć nie tylko wytłumaczyć na- bywcy skąd np. w miocie po krót- kowłosych rodzicach szczenięta długowłose, ale również z dużym prawdopodobieństwem, a w wie- lu przypadkach ze 100% pewno- ścią, przewidzieć długość włosa u zaplanowanych szczeniąt. Dla- czego tak się dzieje, postaram się jak najprzystępniej wytłumaczyć, nie wnikając zbytnio w zawiłości genetyki. Żadne suplementy, kosmetyki czy specjalistyczne zabiegi fry- zjerskie nie sprawią, że pies krót- kowłosy obrośnie długim, gęstym włosem, albowiem długość włosa jest zapisana w genach i tylko od nich zależy. Pies ma wiele tysię- cy genów, każdy z nich ma swoje, ściśle określone miejsce w chro- mosomie czyli tzw. locus (z łac. miejsce). Każda cecha fizyczna psa (jego wygląd, budowa, ko- lor oka, osadzenie ucha, długość sierści itd.) oraz większość cech cd. na str. 2 odmiana krótkowłosa HERMINE Dia Elbigi i długowłosa Canta Lupa (FCI) WHITE HUNTER WOLF

Transcript of BOSkie Życie nr 2/2010

Page 1: BOSkie Życie nr 2/2010

CZASOPISMOBEZPŁATNE

nr 2/2010 1

Nr 2/2010ROK WYDANIA I

KWARTALNIK MIŁOŚNIKÓW PSÓW RASY BIAŁY OWCZAREK SZWAJCARSKI

Długi czy krótki?– oto jest pytanie

Genetyka

Czyli trochę BOSkiej genetyki

Jak wiemy Białe Owczarki Szwajcarskie występują w dwóch odmianach: długowłosej i krót-kowłosej.

W przeciwieństwie do Owczar-ka Niemieckiego, u którego dłu-gowłosa odmiana jest uznana za wadliwą i nie dopuszczona za-równo do wystaw jak i hodowli, obie odmiany BOS-a są zgodne ze

wzorcem, na wystawach wysta-wiane i oceniane w jednej klasie, jak również w hodowli używane i często kojarzone ze sobą. Możli-

wość łączenia ze sobą osobników o różnej długości włosa niesie za sobą określone konsekwencje, możemy np. w miocie znaleźć szczenięta o długości włosa zgo-ła różnej od pary rodzicielskiej.

Kompetentny hodowca powinien umieć nie tylko wytłumaczyć na-bywcy skąd np. w miocie po krót-kowłosych rodzicach szczenięta długowłose, ale również z dużym prawdopodobieństwem, a w wie-lu przypadkach ze 100% pewno-ścią, przewidzieć długość włosa u zaplanowanych szczeniąt. Dla-czego tak się dzieje, postaram się jak najprzystępniej wytłumaczyć, nie wnikając zbytnio w zawiłości genetyki.

Żadne suplementy, kosmetyki czy specjalistyczne zabiegi fry-zjerskie nie sprawią, że pies krót-kowłosy obrośnie długim, gęstym włosem, albowiem długość włosa jest zapisana w genach i tylko od nich zależy. Pies ma wiele tysię-cy genów, każdy z nich ma swoje, ściśle określone miejsce w chro-mosomie czyli tzw. locus (z łac. miejsce). Każda cecha fizycznapsa (jego wygląd, budowa, ko-lor oka, osadzenie ucha, długość sierści itd.) oraz większość cech cd. na str. 2

odmiana krótkowłosa HERMINE Dia Elbigi i długowłosa Canta Lupa (FCI) WHITE HUNTER WOLF

Page 2: BOSkie Życie nr 2/2010

Kwartalnik miłośników psów rasy

Biały Owczarek Szwajcarski

Redaktor Naczelny:Michał Szulc

Redaguje Zespół:Joanna Dziurowicz,Katarzyna Harmata,Celina Jakimowicz,Joanna Kois,Leszek Kois,Beata Ziemnicka.

Stała współpraca:Anita Kozakiewicz,Ewa Stolarska,Danuta Urbańska.

Sekretarz Redakcji:Katarzyna Szulc

Kontakt:e-mail: [email protected]

Wydawca, skład i druk:Wydawnictwo „BOSkie Życie”

Nakład: 100 szt.

Czasopismo bezpłatne.

© Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych, a także

zastrzega sobie prawo do skracania i opracowywania

artykułów oraz zmiany ich tytułów.

Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń i reklam.

psychicznych jest zakodowana w genach co oznacza, że nieza-leżnie od naszych starań nie bę-dziemy w stanie zmienić psu ko-loru oka – no chyba, że założymy mu kolorowe szkła kontaktowe. Poszczególne cechy są kodowa-ne przez pary genów tzw. allele, po jednym od ojca i jednym od matki. Niektóre allele są na tyle silne, że działają nawet w poje-dynkę – są to allele dominujące (oznaczane dużą literą), inne są na tyle słabe, że muszą połączyć siły i współpracować parami – to allele recesywne (oznaczane małą literką).

To minimum wiedzy pozwoli nam rozpatrzyć kwestię dziedzi-czenia długości włosa u naszych białych owczarków.

Geny kodujące długość włosa znajdują się chromosomach w lo-cus L (nazwa tego locus pochodzi od angielskiego słowa long czyli

długi). Allel znajdujący się w tym miejscu odpowiedzialny za włos krótki jest genem dominującym i dlatego oznaczamy go zawsze dużą literą L. Zaś allel odpowie-dzialny za włos długi jest genem recesywnym i oznaczamy go za-wsze małą literą l. Ponieważ, jak wiemy, każdy pies posiada po jednym allelu od matki i jednym od ojca, mamy zatem możliwych kilka opcji: pies może mieć alle-le LL (mówi się wówczas, że jest homozygotą dominującą), Ll (heterozygotą czyli nosicielem) lub ll (homozygotą recesywną). Każdy pies może być pod wzglę-dem jednej cechy homozygotą, pod względem innej zaś hetero-zygotą, tak, że w jednym miocie po tych samych rodzicach mogą się urodzić szczenięta zarówno homo- jak i heterozygotyczne. Uff! Teraz zobaczmy jak to wyglą-da w praktyce.

2 nr 2/2010

cd. ze str. 1

Najprostszą sytuację z efektem zawsze łatwym do przewidzenia jest sytuacja kiedy oboje rodziców to egzemplarze długowłose. Od strony genetycznej to homozygoty recesywne ll. Ich potomstwo ZAWSZE bę-dzie długowłose. Nie ma możliwości, aby któreś ze szczeniąt było krót-kowłose, gdyż żadne z rodziców nie posiada, a tym samym nie może przekazać genu krótkiego włosa.

Rysunek nr 1

Xll ll

ll ll ll llRodzice d�ugow�osi daj� ZAWSZE potomstwo d�ugow�ose.

Rodzice długowłosi dają ZAWSZE potomstwo długowłose.

Page 3: BOSkie Życie nr 2/2010

nr 2/2010 3

Kolejnym przypadkiem jest para rodzicielska krót-kowłosa. Tu sprawa już nie jest tak prosta i oczywi-sta, a możliwe są 3 scenariusze.

Wariant 1.Oboje krótkowłosi rodzice to homozygoty (w tym przypadku oczywiście dominujące, czyli LL).

Dwie krótkowłose homozygoty dają tylko krótkowłose homozygotyczne potomstwo.

Z takiego skojarzenia zawsze będą się rodzić szcze-nięta krótkowłose homozygoty LL, ponieważ żadne z rodziców nie jest nosicielem genu długiego włosa l, a zatem nie jest w stanie takiego genu przekazać potomstwu.

Wariant 2.Oboje rodzice są krótkowłosi, ale oboje są też nosicie-lami genu długiego włosa czyli są heterozygotami Ll.

Dwie krótkowłose heterozygoty: potomstwo – 25% potomstwo krótkowłose homozygotyczne, 50% potom-stwo krótkowłose heterozygotyczne i 25% długowłose.

Z takiego skojarzenia możemy spodziewać się za-równo szczeniąt krótkowłosych homozygot domi-nujących, krótkowłosych heterozygot, czyli nosicieli długiego włosa oraz szczeniąt długowłosych.

Wariant 3.Oboje rodzice krótkowłosi, ale jedno z rodziców jest nosicielem genu długiego włosa czyli heterozygotą.

Rodzice: jedno krótkowłosa homozygota i jedno krótko-włosa heterozygota: potomstwo 50% krótkowłose ho-mozygoty i 50% krótkowłose heterozygoty.

W miocie z takiej pary rodzicielskiej pojawią się nam tylko szczenięta krótkowłose, ale połowa z nich bę-dzie nosicielami genu długiego włosa.

Mamy jeszcze dwie inne możliwości, a mianowicie jedno z rodziców jest długowłose, a drugie krótko-włose. Tu mamy możliwe dwa warianty:

Wariant 1.Rodzic krótkowłosy jest homozygotą dominującą (czyli nie jest nosicielem genu długiego włosa).Rysunek nr 5

Xll LL

Ll Ll Ll Ll

Rodzice: d�ugow�osy i krótkow�osa homozygota - wszystkie szczeni�ta krótkow�ose heterozygoty. Rodzice: długowłosy i krótkowłosa homozygota – wszystkie szczenięta krótkowłose heterozygoty.

Tu urodzą się nam szczenięta tylko krótkowłose, ale za to wszystkie będą nosicielami długiego włosa.

Page 4: BOSkie Życie nr 2/2010

4 nr 2/2010

Rodzice: długowłosy i krótkowłosa heterozygota – po-tomstwo w 50% długowłose oraz w 50% krótkowłose heterozygoty.

W miocie pojawią się zarówno szczenięta długowło-se jak i krótkowłose, przy czym wszystkie krótko-włose będą nosicielami genu długiego włosa.

Rysunek nr 6

Xll Ll

ll ll Ll LlRodzice: d�ugow�osy i krótkow�osa heterozygota - potomstwo w 50 % d�ugow�ose oraz w 50 % krótkow�ose heterozygoty

Oczywiście musimy sobie zdawać sprawę, że taki równy matematycznie rozkład ilości poszcze-gólnych typów jest możliwy tylko przy odpowied-nio dużej ilości szczeniąt. Nie należy zatem ocze-kiwać, że np. w każdym skojarzeniu długowłosego psa i krótkowłosej suki heterozygoty na każde 4 szczenięta – 2 będą krótkowłose, a 2 długowłose! Dla odpowiednio dużej ilości szczeniąt taki rozkład cech jest bardzo zbliżony do tego teoretycznego, matematycznego. Jednak w praktyce, kiedy ilość szczeniąt jest mała, stosunek typów może być nie-co inny. Mogą się urodzić tylko szczenięta długo-włose lub tylko krótkowłose lub 1 długowłosy a 2 krótkowłose itd. Jako przykład niech posłużą dwa mioty jednej z moich suk – krótkowłosej hetero-zygoty HERMINE Dia Elbigi. W jednym z miotów ze skojarzenia z długowłosym Canta Lupa (FCI) WHITE HUNTER WOLF urodziło się 7 szczeniąt, z których tylko 1 było długowłose, pozostałe 6 zaś krótkowłose, w drugim miocie z tego samego sko-jarzenia urodziły się 3 szczenięta: 2 długowłose i 1 krótkowłosy.

Czasami nie jest łatwo od razu rozpoznać, czy i które ze szczeniąt w miocie mieszanym są długo-włose. Wprawdzie są pewne przesłanki, które oku wprawnego hodowcy pozwolą te szczenięta odróż-nić, ale czasami naprawdę do osiągnięcia przez ma-luchy wieku kilku tygodni nie jest to na 100% pew-ne. Dla przykładu dwa zdjęcia. Na tym zdjęciu tylko jedno z widocznych czterotygodniowych szczeniąt jest długowłose (zaznaczone strzałką).

Jak widać nie wyróżnia się spośród rodzeństwa. Na drugim zdjęciu wszystkie szczenięta są... krótko-włose, choć są bardzo puchate i ich włos wyraźnie jest długi.

Mam nadzieję, że artykuł ten przyczynił się do zrozumienia mechanizmów, które rządzą dziedzi-czeniem długości włosa u naszych białych kudła-tych przyjaciół i odtąd widok szczeniąt różniących się długością włosa od swoich rodziców nie będzie wprawiał w zdumienie czy niepokój. Początkującym hodowcom zaś ułatwi decycje hodowlane i pozwoli przewidzieć cechy oczekiwanego miotu..

Joanna DziurowiczHodowla Canta Lupa (FCI)zdjęcia: Joanna Dziurowicz

w sieci znajdziesz nas na Facebookuhttp://www.facebook.com/profile.php?id=100000959804485

Ryciny wykorzystane do stworzenia schematów dziedzicze-nia pochodzą ze najnowszej wersji wzorca Białego Owczarka Szwajcarskiego dostępnej na stronie www.fci.be

miot „L” z hodowli Białe Wzgórza

fot. Anita Kozakiewicz – hodowla BOS „Białe Wzgórza”

Wariant 2.Rodzic krótkowłosy jest heterozygotą, czyli nosicielem długiego włosa.

Page 5: BOSkie Życie nr 2/2010

nr 2/2010 5

Fotorelacja

BOSkie Opolskie wszystkich ugoœciNikomu tutaj nie braknie mi³oœciPrzyjació³ tutaj znajdziecieLepszych nie ma na œwiecieBoskie nasze biegaj¹ woko³oBia³ymi ogonami machaj¹c weso³oDzieciaki zadowolone szalej¹Na ca³y g³os weso³o siê œmiej¹Gdy ju¿ psiaki wymêczoneDzieci do ³ó¿ek po³o¿oneWtedy kr¹g wielki tworzymyI dobrze siê razem bawimyZloty boskie s¹ fajn¹ spraw¹Koñcz¹ siê przy ognisku zabaw¹Kie³baski, prosiaczki i dobre trunkiDo balowania musz¹ byæ warunkiPo takiej boskiej zabawieRano najlepiej le¿eæ na trawieCa³y dzionek odpoczywaæAby wieczorem znowu siê kiwaæCo raz wiêcej nas na zlotachBo tutaj zapominamy o k³opotachNa tym zlocie fajnie by³oGdy siê œpiewa³o i pi³o

Page 6: BOSkie Życie nr 2/2010

6 nr 2/2010

Boskie zloty to te¿ szkoleniaJak rozmawiaæ z psem bez mówieniaJak mieæ zawsze psa grzecznegoDo pracy zawsze skoregoNauka pieska wystawianiaSzykujemy siê do wygrywaniaPotem to powód do œwiêtowanianawet gdy nie by³o wygrywania

Pokaz psa policyjnegoInteresuje ka¿degoKa¿dy z zachwyt wpadaGdy przestêpcê pies dopadaPozoranta pociesza szef szefówI cieszy siê z widowni uœmiechów

Inne psy na zlotach bywaj¹Wszystkich goœci zabawiaj¹Popisuj¹ siê w zabawieGdy fikaj¹ na trawie

Page 7: BOSkie Życie nr 2/2010

nr 2/2010 7

A kto tutaj z nami by³Œpiewa³, œmia³ siê, piwko pi³Przy ognisku chrypkê ³apa³A od rana ledwo cz³apa³Ten wie, ¿e nasze boskie zlotyZawsze narobi¹ na kolejne ochotyKa¿dy chce psa ju¿ spakowaæI na kolejny zlot siê szykowaæZakopane tym razem nas ugoœciSkorzystamy z górali goœcinnoœciPod Giewontem siê spotkamyJu¿ robimy wielkie planyBoskie w góry wyruszaj¹Szlaki górskie pozwiedzaj¹Ka¿dy rodzinkê pakujeI na zlot siê ju¿ szykujeW górach zloty ju¿ by³yW nasz¹ pamiêæ siê wry³yTym razem te¿ bêdzie fajowoBawiæ siê bêdziemy odlotowo

Page 8: BOSkie Życie nr 2/2010

8 nr 2/2010

W £odzi te¿ siê zlot szykujeBoskim towarzystwem tam wêdrujePrzy okazji klubowej wystawyOczekujemy dobrej zabawyWszystko jest ju¿ umówionePakuj psa, dzieci i ¿onêW wiêkszym gronie siê spotkamyO bia³askach pogadamyCo raz wiêcej jest boskoœciI na zlotach naszych goœciSpacery ciê czekaj¹A gdy psy siê wybiegaj¹To ciê czeka ciê¿ka sprawaCzyli do rana zabawaO szybkim spaniu nie ma mowyTym bardziej jak jesteœ nowy

Page 9: BOSkie Życie nr 2/2010

nr 2/2010 9

Leszek Koishodowca BOS „z Chaty Leona”www.zchatyleona.republika.pl

Zdjęcia: Danuta Urbańska, Katarzyna Surlicka,Sławomir Kudliński

������

�����������������������������������������������������

������������������������������ ���� �� ��� ��������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������

��������������

�����������������������������

Page 10: BOSkie Życie nr 2/2010

10 nr 2/2010

Moich narodzin nie pamię-tam, mam tylko jakieś mgliste wspomnienie nagłego chaosu, ciasnoty, przepychania, kiedy to ciepło i spokój zakłóciła nagle jakaś rewolucja. Razem z rodzeń-stwem bujaliśmy sobie spokojnie, gdy nagle „coś” nas zaczęło pchać w jednym kierunku... Rodzeń-stwo przepycha się nerwowo, każ-dy chce być pierwszy, a ja, cóż – co się będę spieszył, puściłem przed sobą damy i maluchy. Niech sobie idą, mnie tam nie spieszno. No, ale przyszła i moja kolej, jakieś skurcze, przeciskanie, ból, cia-sne przejście i potem nagle zim-no, luźno… RATUNKU!!! chcę do środka! ale nie ma odwrotu.

Przyszedłem na świat jako ostatnie szczenię z miotu. Ostat-ni, ale jak potem mówiła Pani, naj-

większy i jej ukochany . Ważyłem 490 gramów. Pierwsze chwile były straszne, wirowałem gdzieś w po-wietrzu, coś mnie tarmosiło, pocie-rało, lizało. Oj, to lizanie było miłe, takie cieplutkie, wilgotne i potem ten zapach, kuszący ciepłem i sy-tością. Szybko, szybciutko tam do-trzeć, jeszcze troszkę, jeszcze jed-no odepchnięcie łapkami i jest….. pachnący, ciepły, uchwyciłem z ca-łych sił i łyk… łyk… łyk… Pyszne!

Pani nadała mi arystokratyczne imię „Graf”, ale szybko zmieniła zdanie. Na szczęście udało mi się ją przekonać, że to imię wcale do mnie nie pasuje. Gdzież mi do dys-tyngowanego Grafa, kiedy jestem nieokiełznanym indywidualistą z twardym charakterem i własnym zdaniem na każdy temat. Szybko dostałem nowe imię i to od razu mi przypasowało… GANGSTER… wypisz, wymaluj – cały JA.

Pierwsze dwa tygodnie minęły mi na jedzeniu, wygrzewaniu pod lampą, wylizywaniu przez mamę. Ogólnie: ciepło, spokojnie, cicho i pachnąco. Kilka razy jakieś wiro-wanie w powietrzu, wiszenie gło-wą w dół, jakieś zimne podłoże pod brzuszkiem i łaskotanie w łapki. Potem dowiedziałem się, że była to

„stymulacja wczesnoneurologicz-na” i miała na celu uodpornienie mnie na stres, choroby i coś tam jeszcze, ale wcale mi się nie podo-bała, zresztą pokazywałem to Pani od razu. Głośno protestowałem przeciw takiemu traktowaniu, ale może Pani wie, co robi i naprawdę było mi to potrzebne?

Kiedy skończyłem 2 tygo-dnie, pomalutku zaczęły docierać do mnie jakieś obrazy i dźwięki. Niektóre były miłe i kojące, inne drażniły mi uszka i oczka, ale do wszystkich szybko się przyzwy-czaiłem. Najbardziej podobał mi się głos mamy, kiedy cichut-ko mruczała i posapywała. Inne dźwięki też były miłe, a przy-najmniej ciekawe. Pani puszczała nam jakieś nagrania. Miło było posłuchać, ale czasem miałem tego serdecznie dość. Chce się spać, a tu nagle jakaś muzyka, głosy, bombardowanie uszu i ty-le. Na szczęście po jakimś czasie przestałem na to wszystko zwra-cać uwagę, a moje życie stawało się coraz bardziej urozmaicone.

Minął kolejny tydzień. Za-cząłem podgryzać rodzeństwo za uszka i łapki – fajna zabawa. Naj-gorzej, że i oni mnie podgryzali, a to czasem bolało. Zacząłem też obserwować, co dzieje się za na-szą skrzynią. Ech! Boki za wyso-kie, żeby przeleźć, a mama coraz to znajdowała tam jakieś ciekawe rzeczy. Czasami nawet szła gdzieś i nie było jej długo. Przytulałem

Mam na imię Gangster, nazwisko... hmmmm… raczej przydo-mek – Domi Pearl. Urodziłem się 23 lutego 2010 roku z matki Baisha Domi Pearl i ojca Canta Lupa (FCI) WHTE COM-MANDER MULROY (rany… jakie skomplikowane). Mamu-sia jest cieplutka i pachnąca, tatusia niestety nigdy nie poznałem – ale mama twierdzi, że niezły z niego przystojniak i upatruje we mnie jego odzwierciedlenia. Może i jest w tym trochę prawdy, ale czy to ma jakieś znaczenie, do kogo jestem podobny?

z pamiętnika

Z pamiętnika młodego Gangstera

Page 11: BOSkie Życie nr 2/2010

nr 2/2010 11

się wtedy do rodzeństwa i spałem w oczekiwaniu, aż wróci.

Pewnego dnia podczas zabawy udało mi się dokonać czegoś nie-samowitego. Wdrapałem się na brata i wylazłem ze skrzyni… Hu-uurraaaa! Nareszcie mogę spraw-dzić, co jest u mamy w misce . Szybko się zmęczyłem, posadzka była zimna, a ja nie dałem rady wejść do skrzyni. Próbowałem i próbowałem, ale skrzynia była za wysoka, w końcu się rozpłaka-łem. Pani to usłyszała i przyszła mi z pomocą.

Po tej przygodzie myślałem, że nie warto więcej urządzać sobie wycieczek, ale ciekawość przezwyciężyła obawy i za parę godzin znowu wędrowałem po całym pomieszczeniu. Przy okazji nauczyłem się, że jak będę głośno krzyczał, to ktoś na pewno ruszy mi na ratunek. Po jakimś czasie również pozostałe szczeniaczki nauczyły się pokonywać przeszko-dę i razem baraszkowałyśmy po całym pokoju. Szybko rosłyśmy, więc wchodzenie i wychodzenie ze skrzyni nie sprawiało nam już żadnego problemu.

Było coraz ciekawiej. Pani wy-ścielała nam podłogę różnymi rze-

czami, układała jakieś labirynty, kryjówki. Czasem przynosiła mi-seczki z jedzonkiem. Na początku mi nie smakowało. Wprawdzie było miękkie, ciepłe i pachnące, ale całkiem inne niż mleko mamy. Pomalutku jednak rozsmakowa-łem się w tej papce. Szybko na-uczyłem się, że muszę prędko biec, gdy tylko usłyszę dźwięk metalo-wej miski na posadzce, aby zdążyć przed rodzeństwem. Biegłem co sił w łapkach, aby zjeść jak naj-więcej. Rosłem więc najszybciej i byłem najsilniejszy.

Tak mijały dni na zabawie, zwie-dzaniu coraz to nowych pokojów, smakowaniu nowych potraw. Czu-łem, że robię się coraz większy.

Miałem 4 tygodnie, gdy za-cząłem wychodzić na podwórko. To dopiero była frajda. Biegały-śmy wszystkie za mamą, a ona pokazywała nam różne ciekawe miejsca. Zabierała nas na zielony trawnik, gdzie można było po-próbować „smacznego” krzaczka, albo do piasku, w którym kopa-łyśmy wielkie dziury. Podprowa-dzała nas pod bramę, a za nią działo się dużo ciekawych rzeczy. Przyglądałem się obcym ludziom, a oni przystawali i miło się do mnie uśmiechali, wyciągali ręce

i głaskali. Czasem pojawiał się ja-kiś pies, całkiem inny niż mama, ale mama szybko przybiegała i „kazała” mu odejść, nie miałem więc okazji poznać go bliżej.

Często do zabawy przyłączały się inne psy z naszego domu, ale mamie się to nie podobało, a Pani zawsze nas wtedy pilnowała.

Gdy skończyłem 5 tygodni, pewnego dnia przyjechała pani we-terynarz. Widziałem ją kilka razy wcześniej. Zawsze była miła, gła-skała, zaglądała w oczy, drapała po brzuszku. Ale teraz zrobiła coś jeszcze – ukłuła w pupę. Protesto-wałem, bolało, rozpłakałem się. Ona szybciutko mnie pomasowała po bolącym udku, powiedziała, że mam być twardy jak facet i nie ma czego beczeć. Dała mi potem fajnego gry-zaka i już się na nią nie gniewam.

Kilka dni później, gdy już miałem 6 tygodni, spotkało mnie coś okropnego. Zapowiada-ło się całkiem fajnie. Myślałem, że to następna zabawa wymyślona przez Panią. Na początku zawiąza-ła nam wszystkim nowe kokardki i wsadziła do samochodu. Oho… coś ciekawego się szykuje. Dosta-liśmy też po fajnym gryzaku, ale jakoś nie chciało nam się ich jeść.

Page 12: BOSkie Życie nr 2/2010

12 nr 2/2010

Wkrótce zaczęła się przejażdżka. Dziwnie jakoś kołysało, burczało, świat za oknem szybko się poru-szał. Nie podobało mi się, ale nie zdawałem sobie sprawy z tego, że najgorsze było przede mną.

Gdy dojechaliśmy na miejsce, przyszli jacyś ludzie. Oglądali nas dokładnie, rozmawiali z Panią. Potem nastąpiło coś strasznego. Brali nas po kolei na stolik i robili tatuaże w uszach. BOLAŁO JAK DIABLI, wrzeszczałem wniebo-głosy. Pani szybko nas zabrała, przytuliła cieplutko i w zasadzie już za chwilę nie pamiętałem, czy naprawdę tak bolało, czy to tyl-ko strach mnie ogarnął. Mniejsza o to. Zaraz wracaliśmy do domu, gdzie czekała mama i pyszne je-dzonko, a przede wszystkim spo-kój i własne posłanie. Byłem zmę-czony i głodny. Szybko zjadłem z miseczki, zapiłem z mamusinego sutka i zasnąłem wtulony w braci.

Nazajutrz patrzę i oczom nie wierzę… całe rodzeństwo jest ZIELONE! Pani wilgotną szmat-ką przecierała nam sierść, ale szczerze mówiąc, niewiele to

dało. Nadal byliśmy zieloni, a na domiar złego ONA znowu chciała nas załadować do samochodu… Oooo nieeee… ja nie chcę. Bronię się z całych sił, ale Pani mnie de-likatnie przytula i pomalutku się uspokajam. Tym razem jest też z nami mama. Znowu gdzieś je-dziemy, ale krócej. Zatrzymaliśmy się i ku mojej uciesze nie poszli-śmy do tego okropnego miejsca, co wczoraj, a na piękną zieloną łąkę. Ładnie, ale jak dla mnie za dużo przestrzeni i zapachów. Pani rozłożyła kocyk, usiadła, mama pobiegała trochę wokół, zbadała teren, a potem położyła się obok Niej. Przyglądałem się uważnie okolicy i zaczynało mi się tu po-dobać. Ostrożnie obwąchiwałem ziemię. Zapach wydawał się obcy, całkiem odmienny niż przy domu, ale nie było w nim nic groźnego, po prostu był inny.

Jeździliśmy potem codziennie na takie wycieczki w różne miej-sca. Zacząłem się przyzwyczajać do tego, że każde miejsce inaczej pachnie i wygląda, przestało mnie to niepokoić i podobały mi się te

wyprawy coraz bardziej. Pozna-wałem na nich czasem jakichś lu-dzi. Zawsze byli mili, rozmawiali z Panią, a nas głaskali, uśmiechali się serdecznie.

Skończyłem 7 tygodni. Pew-nego dnia odwiedziła nas jakaś OBCA. Porozmawiała chwilę z Pa-nią, a potem brała każdego z nas na ręce i niosła do pokoju, w któ-rym nigdy wcześniej nie byłem. Obca postawiła mnie na ziemię, odeszła parę kroków i zaczęła mnie przywoływać, podbiegłem, ale w połowie drogi pomyślałem sobie: „W zasadzie – kim ona dla mnie jest? Po co mam do niej iść? Może znowu zechce mnie gdzieś nieść?” – zacząłem rozglądać się po pokoju, wyraźnie czułem, że pach-nie znajomo. Nie bałem się, więc postanowiłem podejść do obcej. Potem ona głaskała mnie, podno-siła do góry, przewracała i w ogóle wyprawiała ze mną dziwne rzeczy. W pewnym momencie przesa-dziła. Przewróciła mnie na plecy i przytrzymywała – co za zniewa-ga! Wyrywałem się i próbowałem

Page 13: BOSkie Życie nr 2/2010

nr 2/2010 13

ugryźć ją za rękę. Gdy udało mi się oswobodzić, szybko odsunąłem się od niej i otrząsnąłem z tego nie-miłego uczucia. Obca znowu mnie przywołała, w sumie nie wygląda-ła groźnie i chyba nie miała złych zamiarów. Pobawiła się ze mną jeszcze chwilkę „uciekającą szmat-ką”, potem turlała taką śmiesznie brzęczącą kulę. Przyglądałem się tym zabawkom, ale jakoś nie mia-łem ochoty ich łapać.

Po tej zabawie Obca rozma-wiała z Panią. Nie rozumiałem, o czym mówią, byłem zmęczony i razem z rodzeństwem posze-dłem spać na swoje posłanie.

Od następnego dnia zaczęły się wizyty innych Obcych. Po-jawiali się grupami po 2-3 oso-by, bawili się z nami, rozmawiali z Panią. Wszyscy przyglądali nam się uważnie, wskazywali na mnie, a wtedy Pani powtarzała słowa „jest trochę niezależny, potrzebu-je doświadczonego przewodnika”. Ludzie brali wtedy innego szcze-niaka i odjeżdżali z nim.

Po każdej takiej wizycie Pani była smutna, a ja miałem coraz mniej towarzyszy zabaw. I tak pewnego dnia zostałem całkiem sam. Gdy odjeżdżał ostatni z bra-ci, Pani usiadła na schodkach, podszedłem do niej i zrobiło mi się tak jakoś smutno. Czułem, że teraz muszę trzymać się blisko niej, dreptałem więc za nią krok w krok. Pani śmiała się, że z nie-zależnego psiaka w ciągu kilku minut przeistoczyłem się w milu-sińskiego pieszczocha. Nie wiem, co miała na myśli, ale gdy zabrakło rodzeństwa, poczułem nieodpartą potrzebę przebywania w jej pobli-żu. Najchętniej nie rozstawałbym się z nią nawet na chwilę.

Mijały kolejne dni. Przyjechała pani weterynarz i znowu pokłuła mi zadek. Chyba przestanę ją lubić. Ile razy pojawi się w naszym domu, zawsze dostaję zastrzyk. Zdecydo-

wanie mi się to nie podoba. Posze-dłem obrażony na swoje posłanie i oddałem się rozmyślaniom.

Nudno mijały kolejne dni. Pani mówiła coś o „kwarantannie”, nig-dzie nie wyjeżdżaliśmy, a ja często zostawałem sam i strasznie się nudziłem. Niekiedy płakałem, tę-skniąc za rodzeństwem, ale w tym czasie zaczęły mi dotrzymywać towarzystwa takie dwie śmieszne suczki z długimi uszami. Niby do-rosłe, a jakieś takie malutkie. Były wesołe i chętne do zabaw. Barasz-kowaliśmy po podwórku całymi godzinami. Nauczyły mnie zaba-wy w kopanie dołków w trawniku i oszczekiwanie przechodniów za bramą. Pani się to nie podobało i czasem nas karciła, ale bez tych zabaw było po prostu nudno. W czasie kwarantanny nauczyłem się, że nie wolno sikać w domu, nie warto jeść kociego jedzenia, bo po nim boli brzuch, nie warto też ogryzać kolczastych krzaków, bo potem boli pyszczek. Nauczy-łem się też chodzenia na smyczy.

Skończyłem 9 tygodni. Pew-nego dnia Pani założyła mi ślicz-ną czarną obróżkę z przywiązaną do niej czarną kokardką i oświad-czyła, że koniec kwarantanny. Jedziemy na wycieczkę. Była to pierwsza wyprawa od dłuższego

czasu i muszę przyznać, że trochę byłem zaniepokojony. Okazało się, że jedzie z nami mama i cio-cia. Od razu poczułem się raźniej.

Pojechaliśmy w całkiem obce miejsce. Mama i ciocia chyba już tu bywały, bo pobiegły wesoło po-szczekując i zaraz bawiły się z cał-kiem obcymi psami. Ja wolałem trzymać się blisko Pani. To było trochę przerażające. Obce psy podchodziły do nas i mnie wącha-ły. Podkuliłem ogonek i chciałem wskoczyć na ręce do Pani, ale ona spojrzała na mnie z uśmiechem i spokojnie powiedziała, że nie ma czego się bać, nikt mi tu nie zrobi krzywdy. Była przy tym naprawdę przekonująca, podreptałem więc za nią i choć ciągle miałem pew-ne obawy przed obcymi psami, to jednak zwyciężyła ciekawość i chęć poznania.

Szybko zorientowałem się, że wśród psów jest kilkoro szcze-niąt nieco tylko starszych ode mnie. Ucieszyło mnie to bardzo. Mogłem znowu bawić się z ró-wieśnikami. Jeździliśmy potem na ten plac codziennie. Czekałem na te wyjazdy i czułem się coraz pewniej. W końcu usłyszałem, że czas zacząć pracę. Tego dnia Pani wzięła mnie na smycz i zamiast swobodnie się bawić, musiałem uczyć się siadać, kłaść i chodzić

Page 14: BOSkie Życie nr 2/2010

14 nr 2/2010

na komendę. W sumie nie było źle. Dostawałem smaczne kąski po każdej prawidłowo wykonanej komendzie i PANI była ze mnie zadowolona. Potem znowu mo-głem bawić się z rówieśnikami w ganianego i podgryzanie .

Pewnej niedzieli pojechałem wraz z rodziną mojej Pani na fe-styn. Było tam bardzo dużo ludzi, stragany, głośna muzyka. Wszę-dzie masa obcych zapachów, dźwię-ków i osób. Musiałem chodzić na smyczy i nie pozwolili mi wejść wszędzie, gdzie miałem ochotę, a niektóre miejsca naprawdę były kuszące. Pachniały wędzoną kieł-baską i innymi pysznościami. Nie rozumiałem, dlaczego nie mogę podbiec do tych pachnących stra-ganów, ale cóż – smycz w rękach Pani skutecznie mnie ogranicza-ła. Spacerowaliśmy, słuchaliśmy muzyki, znosiłem dzielnie głośne dźwięki i głaskanie dziesiątek rąk.

Zaczynałem już być trochę znużony, kiedy nagle zobaczyłem coś bardzo dziwnego. Ludzie roz-stąpili się, a wtedy z głośnym dud-nieniem wbiegły jakieś olbrzymie istoty. Potem usłyszałem, że to jeźdźcy na koniach. Chciałem ich przegonić, szczekałem i warcza-łem, ale nikt na mnie nie zwracał uwagi. Skapitulowałem więc i ra-

zem ze wszystkimi tylko się im przyglądałem. Jednak pozosta-wałem czujny i gdyby tylko spró-bowali podejść do nas zbyt blisko, już ja bym im pokazał ząbki!

Tutaj też pierwszy raz w życiu zobaczyłem rzekę. Woda była zim-na i trochę przerażająca, ale Pani do niej spokojnie weszła, więc po krótkim wahaniu wszedłem i ja – no i nic złego się nie stało , było trochę zimno i mokro w brzuszek, ale w sumie całkiem przyjemnie się ochłodziłem.

Po festynie byłem zmęczony. W drodze do domu nawet nie chcia-ło mi się oglądać okolicy. Zasnąłem w samochodzie i obudziłem się do-piero na swoim podwórku. Jak do-brze było wrócić do domu.

Miałem już 3 miesiące i wkrótce czekała mnie następna wyprawa. W poprzedzającym ją dniu przeżyłem pierwszą w swym życiu kąpiel. Nie było tak źle. Dzień był upalny i ochłodzenie w wodzie dobrze mi zrobiło, tylko po co ONA używała tego szam-ponu? Zmyła ze mnie cały mój „swojski” zapach. Próbowałem potem wytarzać się w czymś, co odbudowałoby moją wiarę w to, że nadal jestem psem, ale w domu nic nie znalazłem, a na podwórko mnie nie wypuściła.

Następnego dnia wstaliśmy wcześniej niż zwykle i wyjechali-śmy. Tak długiej podróży jeszcze nie przeżyłem. Do towarzystwa miałem stryjka Brasca i jedną z tych małych kudłatych – Ginger. Gdy już dojechaliśmy, okazało się, że jesteśmy na placu pełnym lu-dzi i całkiem obcych psów, ale nie było tak jak na szkoleniu. Wszyst-kie psy chodziły na smyczach, nie wolno było się bawić swobodnie i baraszkować w trawie. Rozglą-dałem się zaciekawiony, chciałem nawiązać nowe znajomości. Pani wytłumaczyła, że to wystawa

psów rasowych i że tu nie wolno nam swobodnie biegać. Położy-łem się wiec przy Niej i tylko ob-serwowałem, co dzieje się wokół.

Przechodzili różni ludzie i różne psy. Niektóre wyglądały naprawdę sympatycznie, inne łypały na nas dziwnym wzrokiem. W pewnym momencie Pani zdjęła mi obro-żę ze smyczą i założyła cieniutki biały sznureczek. Weszliśmy na ogrodzony taśmą ring. Była tam pewna miła pani. Popatrzyła na mnie, pomacała, zajrzała w ząbki, potem poprosiła moją Panią, aby przebiegła się ze mną w kółko, po czym pochwaliła mnie, jeszcze raz pogłaskała, dała dyplom. Ot, i cały występ. Jestem teraz stuprocento-wym psem wystawowym.

Potem tak samo oglądała wuj-ka Brasca i inne psy. Pani była z nas bardzo zadowolona, a ja po-czułem się zmęczony. Chciałem wracać do domu. W drodze po-wrotnej znowu spałem.

Fajne są te wyjazdy, zawsze jestem ciekawy, co mnie czeka danego dnia. Pani i jej rodzina codziennie dbają o to, abym się nie nudził i dostarczają mi coraz to nowych doświadczeń, ale i tak najlepiej czuję się na swoim po-dwórku. Mam tu własne ulubione miejsca, znajome koty i kochają-cych mnie ludzi. Mogę wylegiwać się pod krzaczkiem, ganiać wrony, czasem poszczekam na przechod-niów za bramą. Wiodę sobie szczę-śliwe szczenięce życie, otoczony miłością i opieką. Czasem słyszę, jak Pani mówi, że szuka dla mnie innego domu i nowych opieku-nów, ale puszczam wtedy do niej oko i myślę sobie „taaak... szukaj – jak przyjadą, znowu odwrócę się do nich tyłem i pójdę spać”.

Celina Jakimowiczhodowca BOS „Domi Pearl”

www.domipearl.plZdjęcia Celina Jakimowicz

Page 15: BOSkie Życie nr 2/2010

nr 2/2010 15

Stres jest jedną z najczęst-szych przyczyn kłopotów u psów. To samo w zasadzie tyczy się ludzi, którzy bardzo często przekazują swój stres/swoje negatywne emocje psom. Jeżeli w życiu czworonoga po-jawia się zbyt wiele sytuacji, z którymi nie może sobie po-radzić, zaczynają pojawiać się kłopoty. Ten artykuł przedsta-wia podstawowy opis stresują-cych rzeczy/sytuacji, mających negatywny wpływ na naszych czworonożnych towarzyszy.

Stres negatywnyDo psów docierają bodźce in-

formacyjne poprzez wzrok (oczy), węch (nos), słuch (uszy), smak (pysk), a także dotyk i hormony. Wszystkie te informacje trafiajądo mózgu. Gdy dociera do niego zbyt wiele informacji, przetwa-rzane są one nierównomiernie.

Pies, który jest w sytuacji zbyt obciążającej i trudnej dla niego, nieumiejętnie przetwarza informa-cje, co powoduje u niego niepokój, który z kolei wywołuje negatywny stres. Dokładnie ten sam proces zachodzi u nas – u ludzi – wydziela się adrenalina (w ciągu 2-15 min.), a także większa ilość soków żołąd-kowych, hormony płciowe oraz neuropeptydy Y (NPY), które nisz-czą system odpornościowy. Docho-dzi również do wydzielania korty-zolu (nie mylić z kortyzonem).

Przykładem sytuacji bardzo stresującej dla psów mogą być: wy-stawa, zawody sportowe, wizyta w nowym, bardzo ruchliwym miej-

scu (np. Rynek miejski w niedzielę w porze obiadowej), koncert, re-stauracja/knajpka z głośną muzy-ką, głośne kłótnie w domu itp.

W związku z oddziaływaniem tych wszystkich czynników, po-ziom stresu wraca do normy do-piero po 2-6 dniach!!! W tym cza-sie psy powinny dużo odpoczywać i nie być narażone na dodatkowy stres. Jeżeli damy im zbyt mało czasu na regenerację i dojdzie do akumulacji (nawet tego dobrego stresu, o którym piszę poniżej), psy będą miały słabszą zdolność do radzenia sobie z życiem co-dziennym, co w rezultacie dopro-wadzi do DŁUGOTERMINOWE-GO, CHRONICZNEGO STRESU!

Stres długoterminowy aktywu-je mięśnie (nerwowość), wywołu-je choroby fizyczne i psychiczne,prowadzi do zaburzeń zachowa-nia. Jednym słowem, przeszkadza on w normalnym życiu – zarówno psom, jak i ich właścicielom.

Odpowiednia ilość dni na od-poczynek po stresujących wyda-rzeniach, zapobiega rozwojowi długoterminowego stresu. Pies do prawidłowego funkcjonowania po-trzebuje 12-16 godzin snu dzien-nie! Snu niezakłócanego, spokoj-nego, w cichym miejscu.

Negatywny stres bardzo źle wpły-wa na psy. Starajmy się zbyt często nie stawiać naszych przyjaciół w po-dobnych sytuacjach. Obserwujmy ich i analizujmy sytuacje. Jeśli nabędzie-my umiejętność prawidłowego roz-poznawania stresu, będziemy mogli szybciej reagować, nasz pies będzie szczęśliwszy, a my wraz z nim.

W następnym numerze kwartal-nika opiszę sposoby radzenia sobie ze stresem oraz jego eliminowanie.

Stres pozytywnyPoza stresem negatywnie wpły-

wającym na naszych towarzyszy, istnieje także pozytywny stres. Nie ma przecież życia bez stresu. Dlatego też jeśli umiejętnie podej-dziemy do tematu socjalizacji na-szego czworonożnego towarzysza, jesteśmy w stanie „uodpornić” go na określone czynniki stresujące. Lekki stres poprawia zdolność ra-dzenia sobie w życiu. Należy pa-miętać także, że dobry stres poma-ga ciału usunąć nadwyżkę płynów, a czasami nawet ratuje życie!

Przyczyny stresu1. Strach (przed konsekwencja-

mi, głośnymi dźwiękami, ludź-mi, innymi psami/zwierzętami, zbyt dużą ilością ludzi/psów w domu, samotnością [lęk se-paracyjny], brakiem zasobów pożywienia, przestrzeni, zaba-wek…, atakiem z góry, samo-chodami, pociągami, tramwa-jami…, odgłosami miasta…).

2. Stres fizyczny (ból/choroba, otyłość/wychudzenie, problemy w obrębie rasy [zbyt dużo sierści, zasłonięte oczy, zbyt dużo skóry, problemy z oddychaniem], skut-ki [uboczne działanie leków], wi-zyta u weterynarza).

3. Za dużo/za mało (czegokol-wiek – aktywności, ćwiczeń, szkolenia, zabawy, spacerów, pożywienia [lub jego zła ja-kość], wody, uwagi poświęcanej

psie warsztaty

STRES U PSÓW – PRZYCZYNY

Page 16: BOSkie Życie nr 2/2010

16 nr 2/2010

psu itp., za mało/dużo opcji do wyboru, za zimno/ciepło).

4. Otoczenie/zmiany w otocze-niu lub sytuacji rodzinnej (nuda, zbyt długa separacja/za mało ruchu, czynniki środowi-skowe [hałas, zanieczyszcze-nie], odświeżacze powietrza [a także perfumy, zapachy sa-mochodowe], wizyty u psiego fryzjera, wizyty w hotelach, przebywanie w klatce…).

5. Zachowanie właściciela (nie-konsekwencja, drażnienie psa, nie zapewnienie psu odpowied-niego czasu/miejsca na odpoczy-nek, nieumiejętność radzenia so-bie z sytuacją, kłótnie pomiędzy domownikami, zbyt duża odpo-wiedzialność spoczywająca na psie [jest wynikiem zachowania się właściciela]. Problemy poja-wiają się gdy właściciel ma zbyt duże wymagania/oczekiwania, że pies powinien być posłuszny zawsze i w każdych okoliczno-ściach, a także gdy występuje brak komunikacji/nieumiejęt-ność zrozumienia drugiej strony [to stresuje zarówno właściciela jak i psa]. Bardzo stresujące dla psa jest duszenie/szarpanie za smycz/zły sprzęt szkoleniowy, a także brak możliwości zała-twiania potrzeb fizjologicznychw odpowiednich do tego miej-scach/czasie).

SZANUJMY PSA JAKO PSA. STARAJMY SIĘ ZMIENIĆ NASZE ZACHOWANIE I OTOCZENIE TAK, ŻEBY PSU ŻYŁO SIĘ LEPIEJ, BO WTEDY I MY BĘDZIEMY SZCZĘŚLIWSI!

Powody natychmiastowego wzrostu stresu u psa i psucie kontaktu z przewodnikiem:– nieprzyjemne dla psa meto-

dy szkoleniowe, krzyki, bicie, popychanie, przesuwanie, cią-gnięcie itp.

– głód/pragnienie– słaba socjalizacja– podróżowanie – zbyt dużo czasu spędzonego

w samotności– nerwowość/szybki tryb życia– zbyt dużo treningów/zbyt

duże wymagania– niedostateczna ilość uwagi – pies

powinien czuć się częścią grupy, w której żyje (stada/rodziny)

– stres właściciela przekłada się na stres psa!

JAKIKOLWIEK STRES, KTÓREGO DOŚWIADCZA PIES/WŁAŚCICIEL, JEST TRUDNYM I NIEMIŁYM DOŚWIADCZENIEM! JEŚLI STRES JEST BARDZO WYSOKI, PIES NIE JEST W STANIE NICZEGO SIĘ NAUCZYĆ. TRENING ZACZYNAMY DOPIERO WTEDY, GDY PIES JEST ZRELAKSOWANY.

Objawy stresu:1. Objawy fizyczne (gryzienie

smyczy [jeśli mamy szczeniaka, który gryzie smycz na space-rze, to ZAWSZE znaczy, że jest on w stresie], ciągnięcie smy-czy, rzucanie się na inne psy, ludzi, dyszenie [jasny, czysty objaw stresu, zazwyczaj jeden z pierwszych objawów], silne ślinienie się, piana w pysku, niewłaściwe zachowania sek-sualne/wspinanie się na psy, zaczerwienione oczy, nieprzy-jemny zapach, spocone łapy, łu-pież/wypadanie sierści, płytki oddech, wrażliwość na dźwięki i hałasy, wrażliwość na dotyk, pozorna głuchota [pies jest za-mknięty w sobie – to najgorszy objaw stresu], nadaktywność [hiperaktywność jest jednak ła-twiejsza w pracy niż apatia]).

2. Problemy zdrowotne (roz-wolnienie lub wymioty [z ty-mi problemami można sobie poradzić w ciągu 2-3 tygodni], zaciśnięte mięśnie szczęki,

obolałe/wrażliwe stawy – ogól-ne usztywnienie ciała/mięśni [stany przewlekłe], uszy gorą-ce, brudne lub ze stanem zapal-nym, gorąca głowa, nadwaga lub niedowaga, ciągłe jęcze-nie/dyszenie [objaw dyszenia i skuczenie jest stresem, jeśli pies nie szuka kontaktu z prze-wodnikiem. Jeśli skuczy i pa-trzy na człowieka, to znaczy, że jest to zachowanie wyuczone], podatność na infekcje, gryzie-nie/skubanie ogona, łap…).

3. Zachowania przekserowane/przemieszczone (zachowania introwertyczne lub nadaktyw-ność, zbyt częste/rzadkie od-dawanie moczu, drapanie się, jęczenie lub kompletna cisza i dystans emocjonalny, zacho-wania destrukcyjne, zachowa-nia obsesyjne [oblizywanie, szczekanie, samookaleczenie, rzucanie się itp.], powtarzające się ruchy, gonienie cieni, nie-umiarkowanie w jedzeniu lub piciu lub niejedzenie/niepicie, gonienie za ogonem…).

4. Niecierpliwość (niepokój, problemy z koncentracją, nie-zgrabność, niezdolność ucze-nia się, niezdolność do tolero-wania zmian, agresja [z reguły wynika ona ze stresu. Psy z na-tury nie są agresywne. Raczej starają się unikać konfrontacji. Gryzą tylko z powodu stresu – obrona przed atakiem jest oczywiście związana ze stre-sem. Jeżeli pies jest agresywny, zawsze jest przyczyna takiego zachowania]).

Katarzyna Harmatainstruktor szkolenia psów

www.bialypies.pl

Jeśli mówimy o stresie, zawsze musimy przeanalizować

co działo się2-3 dni wcześniej!