Bóg się rodzi - NESKAzswiel.neska.pl/images/pliki/publikacje/NR4.pdf · 2. Hedwig Grzegorz - SMS...

8
Bóg się rodzi Bezdomny Bóg 1 Prawdziwy sens naro- dzin: Narodziny Zwyczaje wigilijne Wieści 2 Reportaż „W poszukiwa- niu szczęścia” - wywiad z autorką 3 Światowy dzień niepeł- nosprawnych Aforyzmy Fotoreportaż z imprez szkolnych POLISH YOUR ENGLISH Krzyżówka 4 Kącik Eko Bio Loga Grudzień miesiącem walki z AIDS 5 Świąteczne tematy Wywiad na temat świąt Bożego Narodzenia za czasów dziadków 6 Wywiad na temat świąt Bożego Narodzenia za czasów dziadków cd. 7 Humor “Karol – człowiek, który został papieżem” 8 Nasza zabawa andrzejkowa 17-11-2005 wewnątrz numeru więcej zdjęć Gdzie spojrzeć - choinki, Już świeczki się palą. Jezuska małego Ludzie zewsząd chwalą. Co leży w żłóbeczku, Na sianku pachnącym. Co chwałę przynosi Wszystkim nam wierzącym. Już kolędy śpiewają, Ewangelie czytają. Wszyscy tutaj na twarzach Szczęścia uśmiech mają. Nr 4/14 listopad 2005 r. Zabawa andrzejkowa Ola i Łukasz? Czy ten związek ma szansę? Zespół Szkół w Wielogłowach W tym numerze: Wybory miss szkoły - czyżby Kasia??? Bóg się rodzi !!! Dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel... Kiedy będziesz wypatrywał, dostrzeżesz Gwiazdę Betlejemską. Jeśli będziesz szukał, odnajdziesz Gwiazdę Zbawienia. Zapragniesz, a usłyszysz słowa prawdy. I będziesz szczęśliwy. Katarzyna Rajewska I choć radość i czułość W ich sercach dziś gości, Zapomnieli o ludziach, Co pragną... miłości. A na dworze zimno, Śnieg pruszy i pruszy. Przemarznięty człowiek Smutek chce zagłuszyć. Potraw wigilijnych Woń się już roznosi. Jego... nikt nie woła, Do stołu... nie prosi. Ciepłego przyodzienia Nikt mu dzisiaj nie da. Zziębnięty grzebie w śmieciach Za kawałkiem chleba. Wszyscy szczęściem promienni On musi umierać. Woli iść do Góry, Niż się poniewierać. Z uśmiechem na ustach Bezdomny Bóg Do Boga odchodzi. W chwili, gdy w ludzkich domach Jezusek się rodzi. Wszyscy myślą z radością, Że Boga przyjęli. Jednak o ważnym fakcie Chyba zapomnieli. Bo w tamtym bezdomnym Jezus przecież był, A oni go odrzucili Niczym nędzny pył... Sonia® Więcej zdjęć na stronie 4 Niech i to Nowe Boże Narodzenie pozwoli nam z nadzieja spojrzeć w przyszłość, a niepowtarzalna świąteczna atmosfera będzie zapowiedzią czekających nas w nowym roku: szczęścia radości i wszelkiej pomyślności Z najlepszymi życzeniami Redakcja

Transcript of Bóg się rodzi - NESKAzswiel.neska.pl/images/pliki/publikacje/NR4.pdf · 2. Hedwig Grzegorz - SMS...

Page 1: Bóg się rodzi - NESKAzswiel.neska.pl/images/pliki/publikacje/NR4.pdf · 2. Hedwig Grzegorz - SMS Kraków 3. Ruchała Anna - LO 4. Ruchała Dorota - LO Gratulujemy wszystkim stypendystom!

Bóg się rodzi Bezdomny Bóg

1

Prawdziwy sens naro-dzin: Narodziny Zwyczaje wigilijne Wieści

2

Reportaż „W poszukiwa-niu szczęścia” - wywiad z autorką

3

Światowy dzień niepeł-nosprawnych Aforyzmy Fotoreportaż z imprez szkolnych POLISH YOUR ENGLISH Krzyżówka

4

Kącik Eko Bio Loga Grudzień miesiącem walki z AIDS

5

Świąteczne tematy Wywiad na temat świąt Bożego Narodzenia za czasów dziadków

6

Wywiad na temat świąt Bożego Narodzenia za czasów dziadków cd.

7

Humor “Karol – człowiek, który został papieżem”

8

Nasza zabawa andrzejkowa 17-11-2005

wewnątrz numeru więcej zdjęć

Gdzie spojrzeć - choinki, Już świeczki się palą.

Jezuska małego Ludzie zewsząd chwalą.

Co leży w żłóbeczku, Na sianku pachnącym.

Co chwałę przynosi Wszystkim nam wierzącym.

Już kolędy śpiewają, Ewangelie czytają.

Wszyscy tutaj na twarzach Szczęścia uśmiech mają.

Nr 4/14 listopad 2005 r.

Zabawa andrzejkowa Ola i Łukasz? Czy ten związek ma szansę?

Zespół Szkół w Wielogłowach

W tym numerze:

Wybory miss szkoły - czyżby Kasia???

Bóg się rodzi !!!

Dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel... Kiedy będziesz wypatrywał,

dostrzeżesz Gwiazdę Betlejemską. Jeśli będziesz szukał,

odnajdziesz Gwiazdę Zbawienia. Zapragniesz,

a usłyszysz słowa prawdy. I będziesz szczęśliwy.

Katarzyna Rajewska

I choć radość i czułość W ich sercach dziś gości, Zapomnieli o ludziach, Co pragną... miłości.

A na dworze zimno, Śnieg pruszy i pruszy. Przemarznięty człowiek Smutek chce zagłuszyć.

Potraw wigilijnych Woń się już roznosi. Jego... nikt nie woła, Do stołu... nie prosi.

Ciepłego przyodzienia Nikt mu dzisiaj nie da.

Zziębnięty grzebie w śmieciach Za kawałkiem chleba.

Wszyscy szczęściem promienni On musi umierać. Woli iść do Góry,

Niż się poniewierać.

Z uśmiechem na ustach

Bezdomny Bóg Do Boga odchodzi.

W chwili, gdy w ludzkich domach Jezusek się rodzi.

Wszyscy myślą z radością, Że Boga przyjęli.

Jednak o ważnym fakcie Chyba zapomnieli.

Bo w tamtym bezdomnym

Jezus przecież był, A oni go odrzucili

Niczym nędzny pył... Sonia®

Więcej zdjęć na stronie 4

Niech i to Nowe Boże Narodzenie pozwoli nam z nadzieja spojrzeć w przyszłość, a niepowtarzalna świąteczna atmosfera będzie zapowiedzią czekających nas w nowym roku:

szczęścia radości i wszelkiej pomyślności Z najlepszymi życzeniami

Redakcja

Page 2: Bóg się rodzi - NESKAzswiel.neska.pl/images/pliki/publikacje/NR4.pdf · 2. Hedwig Grzegorz - SMS Kraków 3. Ruchała Anna - LO 4. Ruchała Dorota - LO Gratulujemy wszystkim stypendystom!

Jak co roku w dniu 7 listopada br. przy okazji Święta Szkoły zostały wrę-czone stypendia Fundacji Gizów. Mija właśnie 11 lat istnienia Fundacji im. Gizów działającej przy Szkole Podstawo-wej w Wielogłowach. Założona przez członków rodziny Patrona Szkoły, generała brygady Józefa Gizy, ma na celu przede wszystkim wspomaganie finan-sowe zdolnych i wyróżniających się uczniów nie tylko w nauce, lecz będących również wzorem postępowania dla innych, budząc wśród nich zdrową rywalizację o uzyskanie dobrych wyników w nauce.

Stypendia w tym roku otrzymali:

• Szkoła Podstawowa: 1. Gargas Renata - VIb

• Gimnazjum 1. Faron Paulina - kl. IIa 2. Gargas Tomasz - kl. IIa 3. Hołysz Marzena - kl. IIIb 4. Remiasz Iwona - kl. IIc 5. Słaby Kamil - kl.Ia 6. Uszko Paulina - kl. Ia

• Absolwenci 1. Hasior Dorota - LO

STR. 2 MAGNES NR 4/14 LISTOPAD 2005 R.

Prawdziwy sens narodzin

BÓG SIĘ RODZI… To pierwsze skojarze-nie, jakie nasuwa się na myśl każdemu z nas, zwłaszcza że zbliżają się święta

Bożego Narodzenia. Ale pojęcie „narodziny”, poza tym priorytetowym dla każdego katolika znaczeniem, ma

całą gamę innych odniesień.

Słowo narodziny możemy śmiało uznać za synonim słowa początek. Początek świata, początek naszego istnienia, ale i początek np. naszej dojrzałości, a w tym kontekście odpowiedzialności za swoje słowa i czyny i –co może najistotniejsze- odpowiedzialności za drugiego człowieka. Bo co stanowi miarę naszego człowieczeństwa, jeśli nie stosunek do bliźniego? Można mieć 10, 20, czy nawet 70 lat i dopiero wtedy narodzić się do życia w miłości i szacunku do bliźniego. Wszak błądzić jest rzeczą ludzką, ale cenne są właśnie te nasze powroty, do Boga, do człowieka... Tak więc na narodziny nigdy nie jest za późno.

Kolejny aspekt narodzin to oczywiście narodziny w sensie biologicznym, pojawienie się na świecie nowego człowieka; cudownie, jeśli oczekiwanego i od początku przyjmowa-nego z miłością, ale wszyscy wiemy, że nie zawsze tak jest. Kto z nas nie słyszał o porzucanych noworodkach, przerywanych ciążach, maltretowanych niemowlętach. Szczycimy się swoim człowieczeństwem, czujemy się panami świata, stworzeniem wybranym i wyróżniającym się spośród innych stworzeń, jak w tym kontekście jawią się te przerażające czyny? W głowie dwuna-stolatki, dla której świat jest a przynajmniej powinien być cudownym i nieskażonym złem miejscem, takie historie są jak z innej bajki, ba – nie z tego świata. O tym się słyszy, o tym się czyta, ale jak to możliwe, że takie rzeczy naprawdę mają miejsce?

Czy istnieje jakieś sensowne wytłumacze-nie? Czy człowiek, istota z natury dobra, może dopuścić się tak potwornych czynów? A jednak faktem jest, że tak się dzieje.. Dwunastolatka ma problem ze zrozumieniem tej ciemnej strony rzeczywistości... Pozostaje nadzieja, że wraz z Bożym Narodzeniem w sercach tych, którzy raczej nie powinni chełpić się swoim człowieczeństwem, narodzi się Bóg...

I tutaj dochodzimy do meritum - Boże Narodzenie - otóż właśnie ONO było prawdzi-wym początkiem, początkiem nowej ery

w dziejach ludzkości. Wcześniej mieliśmy równie niechlubne historię jak te cytowane powyżej, dość wspomnieć Kaina, czy potop. Dwa tysiące lat temu w ubogiej stajence w Betlejem narodził się Chrystus, dając początek i nadzieję na prawdziwe człowie-czeństwo. W Wigilię Bożego Narodzenia zasiadamy do obficie zastawionego stołu, łamiemy się opłatkiem, spotykamy na wspól-nym kolędowaniu, ale czy pamiętamy o tym, co najistotniejsze? Oto przed nami kolejna, dwa tysiące szósta już szansa, na życie w duchu prawdziwego człowieczeństwa, dwa tysiące szósta nadzieja na świat bez cierpie-nia zadawanego rozmyślnie i z pogardą dla najwyższej wartości – daru życia. Rodzący się Chrystus najdobitniej to potwierdza.

W naszej ludzkiej tradycji nieodłącznym elementem urodzin są prezenty, którymi obdarowujemy jubilata. Niech upominków nie zabraknie i Jezuskowi. Zanieśmy Mu w ten szczególny dzień, 24 grudnia dar naszych serc, refleksję nad życiem, chęć poprawy.

I kochajmy wszystkich narodzonych - i tych, którzy widzą świat po raz pierwszy, i tych, którzy w różnych momentach swojego życia postanowili narodzić się na nowo, i wreszcie tych, którzy kolejne narodziny mają dopiero przed sobą. Może oni najbardziej potrzebują naszej miłości...

j@m

Dzień wigilijny bogaty jest w zwyczaje i zabobony posiadające magiczną moc: jednym z nich był zakaz szycia, tkania, motania i przędzenia. Były to czynności szczególnie lubiane przez demony wody, które mogły zjawić się wszędzie tam, gdzie zakaz złamano. Do dzisiaj przestrzega się, aby w Wigilię nie kłócić się i okazywać sobie wzajemnie życzliwość. Przetrwał też przesąd, że jeśli w wigilijny poranek pierwszym go-ściem w domu będzie młody chłopiec, przy-niesie to szczęśliwy rok. Myśliwi tego dnia tradycyjnie udają się na polowanie, którego pomyślny wynik zapewni opiekę na cały rok patrona łowiectwa św. Huberta.

Nieodłącznym elementem kolacji wigilijnej jest obdarowywanie się prezentami, które w polskiej tradycji przynosi pod choinkę, w zależności od regionu: św. Mikołaj, aniołek lub Gwiazdor. Do tradycji należy również rodzinne śpiewanie kolęd. O północy w kościele odbywa się uroczysta msza zwana pasterką.

Wigilijne przesądy:

• W tym dniu nie należy się sprzeczać, kłócić ani płakać, bo niezgoda i smutek będą częste w domu aż do następnej Wigilii.

• Zachorowanie lub zranienie się zapowiada słabe zdrowie przez cały rok.

• Jeżeli w Wigilię pierwszy przyjdzie lub zatelefonuje mężczyzna, to szczęście dla tego domu, a jeśli kobieta-to choroba lub inne niepomyślne zdarzenie.

• Podczas wieczerzy wigilijnej nie należy zbyt dużo mówić czy przerywać innym, aby w przyszłym roku nie kłócić się i nie wyjawiać powierzonych sekretów.

Wigilijne obyczaje:

• Dzielenie się opłatkiem zapewnia dostatek chleba w przyszłym roku oraz symbolizuje zgodę, wybaczenie i puszczenie w niepa-mięć wszystkich urazów.

• Nie należy wstawać zza stołu w trakcie posiłku. Zakaz ten nie dotyczy gospodyni lub innej osoby podającej do stołu.

• Do stołu należy siadać według starszeń-stwa, aby i schodzić z tego świata w takiej kolejności.

• Liczba potraw powinna być nieparzysta.

• Każdą potrawę należy chociażby spróbo-wać, aby jej nie zabrakło na stole w przyszłym roku.

• W tym dniu obowiązuje zasada: "Jak w Wigilię, tak i przez cały rok". Dlatego dobrze jest zabrać się rano do nieuciążli-wej pracy, aby być zdrowym, rześkim i pracowitym przez cały rok. Nie należy się też przemęczać.

Choinka: Tradycja ta wywodzi się z VIII w.

Św. Bonifacy, nawracając na chrześcijaństwo pogańskich Franków, kazał ściąć olbrzymi dąb, któremu oddawano cześć. Upadający dąb zniszczył wszystkie pobliskie drzewa oprócz małej sosenki. Święty uznał to za znak niebios, a młode zielone drzewko za symbol Chrystusa i chrześcijaństwa. Zwyczaj ubiera-nia choinki w znanej formie przyszedł do nas z Niemiec na przełomie XVIII i XIX w. Zawie-szane na drzewku w Wigilię ozdoby i smako-łyki nie były dobrane przypadkowo. I tak:

2. Hedwig Grzegorz - SMS Kraków 3. Ruchała Anna - LO 4. Ruchała Dorota - LO Gratulujemy wszystkim stypendystom!

kw

Jak co roku mieliśmy Święto Szkoły. Jak

co roku też, tradycyjnie, były: buzi-buzi, oficjalna akademia, stypendia, wystawa. Później jednak miało miejsce coś prekursor-skiego. Coś, co zgromadziło przez 1,5 godziny całe gimnazjum. Tym czymś był Przegląd Kabaretów. O samych skeczach wiele nie będę się rozpisywał. Przez zwykłą skromność muszę tylko napisać, że najlepsze były balet-nice z II „A”. Jeśli ktoś chce się ze mną kłócić, uprzedzam – o gustach się nie rozma-

• jabłka symbolizowały zdrowie i urodę,

• orzechy zawijane w złotko miały zapewnić dobrobyt i siły witalne,

• miodowe pierniki - dostatek na przy-szły rok,

• opłatek umacniał miłość, zgodę i harmonię w rodzinie,

• łańcuchy wzmacniały rodzinne więzi,

• lampki i bombki miały chronić dom od demonów i ludzkiej nieżyczliwości,

• gwiazdka na czubku - to pamiątka gwiazdy betlejemskiej oraz znak mający pomagać w powrocie człon-ków rodziny przebywających poza domem,

• dzwonki oznaczały dobre nowiny i radosne wydarzenia w rodzinie,

• aniołki - to opiekunowie domu.

Wigilijne wróżby:

• Jeżeli chcesz się przekonać, czy w nowym roku zakochasz się, zjedz jabłko i policz pestki. Jeśli liczba pestek jest parzysta, to odpowiedź jest pozytywna, a jeśli pestek będzie więcej niż sześć, to twoje szczęście będzie podwójne.

• Przywłaszczenie sobie jakiegoś dro-biazgu przynosi szczęście przez cały rok. Oczywiście rzecz trzeba właścicie-lowi w jakiś sposób niepostrzeżenie podrzucić. Nie należy natomiast niczego swojego pożyczać, bo wróży to straty.

• Wszelkie długi, w miarę możliwości, wskazane jest do Wigilii zwrócić.

• Dobrze jest mieć podczas wieczerzy nawet drobną sumę pieniędzy, aby nie cierpieć na ich brak przez cały rok.

• Łuski z karpia spożytego podczas wieczerzy wigi l i jnej, noszone w portmonetce przez cały rok, p r z y c i ą g n ą pieniądze.

Wieści

wia. Tym, co zaskoczyło wielu nauczycieli,

było zainteresowanie widzów, jakim cieszy-ły się poszczególne scenki. Takiej koncen-tracji nie udało się chyba nigdy uzyskać żadnemu belfrowi na jakiejkolwiek lekcji. Wszyscy byli wpatrzeni w „scenę”, wsłucha-ni w słowa kabareciarzy. Chociaż, może przesadzam z tym uwielbieniem dla widow-ni…. Oni po prostu (w większości) byli zainteresowanie tym, co działo się przed ich oczyma. A działo się co niemiara.

Dlatego wpadliśmy (zwróćcie uwagę na liczbę mnogą – nie chcę sobie samemu przypisywać autorstwa tej idei) na pomysł organizacji cyklicznych PRZEGLĄDÓW KBARETÓW. Miałyby się one odbywać np. co dwa miesiące, w któryś dzień tygodnia, po południu. Wszyscy chętni mogliby zaprezentować swoje poczucie humoru i swój punkt postrzegania rzeczywistości. Na pewno byłoby to strasznie ciekawe. Same przeglądy są moim zdaniem jak najbardziej potrzebne – każdy w młodym wieku ma chęć pokazania się, zdobycia akceptacji u innych. Te imprezy stałyby się prawdopo-dobnie kluczem do zaspokojenia owych „żądań wiosny życia”.

Problemem jednak są wasze poglądy na tę inicjatywę. Nie wiem, czy uważacie, że „po kiego czorta nam to”, czy może wręcz przeciwnie, że „to super pomysł”. Dlatego mam nadzieję, ze wyrazicie swoje opinie na

Forum Szkoły (www.wieloglowy.fora.pl). Forum, które ktoś niedawno ktoś określił jako „naprawdę martwą stronę”. Wierzę, ze ją wskrzesicie…

21 XI poszedłem na film. To odróż-niało mnie od sporej części pseudowi-dzów, którzy wybrali się raczej na salę gimnastyczną. W każdym bądź razie „Karola-…” obejrzałem i wcale nie żałuję. Piotr Adamczyk pokazał, że jest aktorem nieprzeciętnym. Miał trudne zadanie – Karol Wojtyła to dla Polaków ikona, symbol, wręcz świętość. Jednak mu się udało – i to z bardzo dobrym skutkiem.

Jeżeli chodzi o moje odczucia, to jest ich kilka. Na własne oczy przeko-nałem się, jak trudną i pełną cierpienia młodość miał Papież – bez rodziców, na wojnie, w ubóstwie. Ponadto uzmysłowiłem sobie, w jaki sposób dwa systemy totalitarne – nazizm i komunizm – niszczyły ludzkie sumie-nia i w ogóle ludzkość. I wreszcie wzruszyłem się. Na koniec, przy „Habemus Papam”. Wzruszyłem się jak większość i jak większość nie chciałem tego po sobie okazywać.

Stypendyści 2005

PRZEGLĄD KABARETÓW Co Ty na to?

Narodziny

Zwyczaje wigilijne

Moje wrażenia

Page 3: Bóg się rodzi - NESKAzswiel.neska.pl/images/pliki/publikacje/NR4.pdf · 2. Hedwig Grzegorz - SMS Kraków 3. Ruchała Anna - LO 4. Ruchała Dorota - LO Gratulujemy wszystkim stypendystom!

Za zgodą autorki, Anny Bodziony pre-zentujemy poniżej reportaż dotyczący tra-gicznej sytuacji bezdomnych. Tekst był wcze-śniej zamieszczony w gazecie szkolnej LO nr 5 „Makulatura”

„Siedzę przed kościołem, bo muszę z czegoś żyć. Nie nauczyłem, się kraść, nie mam renty, emerytu-ry. To mój sposób na przeżycie" - mówi bezdomny.

Jest zimno. Pada deszcz. Ludzie wstępują do

Kościoła św. Kazimierza w Nowym Sączu. Jedni chcą się pomodlić, inni ogrzać. Przed świątynią, na worku, siedzi mężczyzna. Długa, siwa broda, podkrążone oczy. Jest brudny. Rzuca się w oczy. Przechodnie jed-nak są tak zabiegani, że go nie zauważają. Chociaż jak się lepiej przyjrzeć to widzą go, tyle, że szybko odwracają wzrok. Od czasu do czasu ktoś z niechęcią i obrzydzeniem wrzuci złotówkę. Tylko na wyciągnięcie ręki, bo mężczyzna śmierdzi. Zresztą nie ma, co się zadawać z jakimś bezdomnym.

Ja też miałam opory. Podejść, czy nie. Bałam się. Zastanawiałam się, co taki ktoś może mi powie-dzieć. Umie w ogóle mówić?! Odważyłam się i usły-szałam historię. Historię człowieka. Zwykłego, mają-cego pracę, dom, rodzinę, normalne życie. Bezdomny.

Mieszka w Nowym Sączu od sześciu lat. To wła-śnie wtedy przyjechał pierwszy raz na Sądecczyznę. Najpierw do Starego Sącza, na peregrynację obrazu Matki Bożej. Jeździł z Maryją jako pielgrzym, za na-mową braci zakonnych z Kalwarii Zebrzydowskiej. Tak zwiedził diecezję tarnowską. Trafił również tu. Dlacze-go został w Nowym Sączu?

„Tu są najlepsi ludzie" - mówi. Pracował prak-tycznie w całej Polsce ma, więc rozeznanie.

„Urodziłem się w Hrubieszowie w województwie lubelskim. Później znalazłem się w Toruniu, gdzie ukończyłem Uniwersytet Mikołaja Kopernika. Uczciwie pracowałem przez 27 lat. Najpierw w PGR-ach jako księgowy. Przejechałem wówczas prawie cały kraj.

Pisałem nawet artykuły w Gazecie Pomorskiej w Bydgoszczy. Wydawaliśmy biuletyn „Odnowa". Było tego gdzieś z dwadzieścia numerów." Dlaczego więc jest bezdomny...

„Miałem normalną rodzinę jako dziecko, tak chyba można powiedzieć"- zaczyna, „Założyłem też własną rodzinę"- milknie. Po chwili: „Nie chcę o tym mówić. Nie rozdrapujmy ran". Nie ciągnę tego tema-tu. Widzę, że go to boli. Uczucia ludzkie są ważniej-sze. Przypuszczam jednak, że to główny problem tego mężczyzny. Powód samotności i takiego życia. Jest na ulicy z własnego wyboru. „Mogłem iść do Domu Alber-tów, ale nie chciałem. Moja noga nigdy już tam nie postanie"- na pytanie, dlaczego, odpowiada wymijają-co: „Długo by opowiadać. To historia na inną roz-mowę." Gdzie, więc mieszka? Teraz jest ciepło, można spać na polu. Ale co w zimie? „Wówczas mieszkam na dworcu. Mam koc, kładę się na ławce, przykrywam i śpię. Inni bezdomni? Część poumierała, resztę wygoniła policja. Na dworcu obowiązują pew-ne zasady. Nie wolno pić, zaczepiać ludzi. Ja tego nie robię i mam gdzie przenocować.

W tej chwili mieszkam na dworcu sam. Miałem tu jednego dobrego kolegę. Też był po studiach. Przeniósł się jednak do Krakowa, koczuje na Balicach. Co miesiąc przyjeżdża do Sącza to się spotykamy "-mówi. Pytam o lekarstwa, wygląda na schorowanego. „Na Kościuszki jest punkt i tam dają za darmo leki. By-łem przez jakiś czas w szpitalu. Tam mnie naprawili, bo miałem złamany kręgosłup. Teraz znowu jestem na ulicy. Mam problemy z układem krążenia i bron-chit". Siedzi przed kościołem i zbiera pieniądze. Orga-nizm dopomina się o jedzenie. „Bywa, że trzy, cztery

dni nikt mi nic nie da i nie mam, co jeść, ale ludzie mnie już na tyle znają, że zazwyczaj mi przynoszą jedzenie. Przez pięć łat nie miałem dowodu, byłem nikim, po tym jak mnie okradli. Mam nowe dokumen-ty dopiero od niedawna. A jednak ludzie mi zaufali i to dzięki nim żyję." Zdarzają się dni, że starszego pana z długą brodą nie ma. Gdzie wtedy jest i jak po-dróżuje? „Jeżdżę koleją, z kolejarzami dobrze się do-gaduję. Nie wsiadam do byle, którego pociągu. Nie jeżdżę na wariata. Mam wybranych kolejarzy. Lubię Piwniczną, Szczawnicę, Krynicę."- to właśnie tam można go także spotkać. Pytam czy jest szczęśliwy. Głupie pytanie, jak można być szczęśliwym mieszka-jąc na ulicy, często głodując. A jednak odpowiedź jest zaskakująca. „ Nie mam żadnego celu, na ni-czym mi nie zależy. Wiem, że niczego już nie osiągnę. Jak pracowałem nie miałem czasu na mnóstwo rze-czy. Nie pamiętam, kiedy byłem na tylu koncertach w swoim życiu. Jak ludzie więcej mi dadzą to uda mi się nawet na seans pójść. Byłem dwa razy sam na sali w Kolejarzu i puścili tylko dla mnie film. Spotkałem w swym życiu życzliwych ludzi. Gdzie bym nie był są życzliwi ludzie... Muszę powiedzieć, że jestem szczę-śliwy. Powiem taką historyjkę. W Czerwonych Gita-rach grał Klenczon. Założył on zespół „Trzy Korony". Wiedziałem, że jest taka góra i obiecywałem sobie, że na nią wyjdę. I dopiero teraz, gdy jestem bezdomny mogłem ją zobaczyć. Realizuję wiele marzeń właśnie teraz" Ludzie nie uśmiechają się do niego. Na mnie patrzą jak na wariatkę. Rozmawia z tym bezdom-nym?! Niestety, nasze społeczeństwo tratuje takich ludzi jak trędowatych. Boimy się ich i unikamy. Nie wiadomo nigdy jak będzie wyglądać za kilka lat nasze życie. Może to my będziemy wówczas potrzebować pomocy drugiego człowieka. Mężczyzna siedzi i je ka-napkę. Ktoś mu jadał. Podzielił się z nim chlebem, pomógł...

Anna Bodziony

Ania Bodziony – dziewczyna (swojego chłopaka), sio-stra, córka, wnuczka, uczennica II klasy I LO w Nowym Są-czu, dziennikarka z wyboru i powołania, autorka reportażu o bezdomnym spod nowosądeckiego kościoła św. Kazimie-rza, który możecie przeczytać w tym numerze; zgodziła się przyjść na nasze Warsztaty Dziennikarskie, co było okazją do rozmowy z nią – o bezdomnych, o dziennikarstwie i o niej samej.

Każdy człowiek ma swoją własną, wartą opowie-

dzenia historię.

Jak wpadłaś na pomysł zrobienia tego reportażu? Chodzę do I LO i mam taki zwyczaj, że przed szkołą wstę-

puję do kościoła. Kilka razy spotkałam starszego mężczyznę siedzącego na schodach, przed świątynią. Zaintrygował on mnie. Kiedyś dałam mu pieniążka, myślałam, że mi coś od-burknie, bo taka osoba kojarzy się jednoznacznie. Tymcza-sem on uprzejmie mi podziękował i życzył miłego dnia. To mi dało do myślenia… Może to zbieg okoliczności, ale Łu-kasz Wiśniowski zaproponował mi w tym czasie napisanie jakiegoś artykułu do jego gazetki – „Makulatury” – i pomy-ślałam: „Dlaczego nie reportaż o bezdomnym?”.

Piszesz, ze miałaś opory, żeby do niego podejść… Tak, miałam z tym straszny problem. Różne myśli kłębiły

mi się w głowie… Muszę Wam się przyznać, że nie zrobiłam tego sama. Poprosiłam koleżankę, powiedziałam: „Marta, pójdziesz ze mną?”. Ona się na mnie popatrzyła – „Zwariowałaś, będziemy rozmawiać z jakimś bezdomnym?! Co on w ogóle może nam powiedzieć?”. Odpowiedziałam: „Chodź, spróbujemy”. Na początku, przez 10 minut stałyśmy obok ogłoszeń parafialnych, udając, że jesteśmy nimi bar-dzo głęboko zainteresowane. Jedna drugą motywowała. W końcu udało nam się podejść. Powiedziałam: „Przepraszam, chciałabym przeprowadzić wywiad do gazetki szkolnej”. Pan najzupełniej spokojnie odezwał się: „Dobrze, dobrze, tylko skończę jeść kanapkę”. Znowu się zdziwiłam, bo on mi najzupełniej kulturalnie odpowiedział. W końcu tę kanapkę „zawinął” w papierek, żebyśmy nie musiały czekać i powiedział: „Już jestem gotowy”. I tak się właśnie zaczęła ta rozmowa.

Jak reagowali przechodzący ludzie? Wzrok przechodniów zatrzymywał się na dwóch młodych

dziewczynach, rozmawiających ze starym, brudnym człowie-kiem. Na początku się tym wszystkim przejmowałam, to mi przeszkadzało. Jednak, gdy bezdomny zaczął o sobie opo-wiadać, przeżyłam magiczny moment. Przeniosłam się o kilkadziesiąt lat wstecz – do jego pięknego świata. A ten rzeczywisty przestał mnie interesować…

Czy miałaś jakiś konkretny cel, pisząc ten reportaż, idąc na spotkanie z tym panem?

Podchodząc do tego człowieka, nie wiedziałam, co mi opowie. Czy to będzie historia, która postawi takich ludzi w dobrym świetle, czy też historia negatywna, która utwier-dzi czytelników w tym nieprzychylnym przekonaniu – że tacy ludzi to pijacy, złodzieje. Chciałam usłyszeć historię jego życia i powód takiego życia i mieć materiał n artykuł.

Czy przygotowywałaś się jakoś specjalnie do tego wywiadu?

Przede wszystkim przygotowywałam się psychicznie. Poza tym przygotowałam pytania, ale tak naprawdę są one wery-fikowane w trakcie rozmowy. Natrafia się na jakieś nowe problemy, zadaje nowe pytania… I ja w ten właśnie sposób docierałam do sedna tej sprawy, tego problemu…

Jakie scenariusze miałaś przygotowane na to spo-tkanie?

Miałam wiele wersji. Właściwie spodziewałam się odrzuce-nia – „odczep się ode mnie”, „spadaj”, albo i gorzej… Bałam się też, że ten człowiek mnie nie zrozumie – wiadomo, że jest stary, schorowany… Ale miałam też nadzieję, ze zgodzi się na tę rozmowę…. Nie wyobrażałam sobie jednak, że bę-dzie ona wyglądała w taki sposób.

Ten człowiek miał niewątpliwie ciekawą historie. Gdyby jednak jej nie miał, a Ty mimo to chciałabyś opisać coś szczególnego, to co byś napisała w tym artykule?

Wydaje mi się, że każdy człowiek ma jakąś swoją historię, jest ona bardzo ważna i warta opowiedzenia. Mnie najbar-dziej interesowało, w jaki sposób on znalazł się na tej ulicy. Nawet jeżeli z własnej winy, alkoholu… Później ludzie się mnie pytali: „Anka, Ty w ogóle wierzysz temu bezdomne-mu?”. Mówiłam: „To jest taka trudna sprawa… On równie dobrze mógł kłamać. Ja mu osobiście wierzę. Wydaje mi się, że trzeba było być tam, widzieć jego oczy… Uwierzyliby-ście…”.

W reportażu napisałaś, że nie dowiedziałaś się, czemu ten pan został bezdomny. Czy teraz, po ja-kimś czasie, już to wiesz?

Gdybym była prawdziwą dziennikarką, to powinnam zapy-tać o to i drążyć ten temat... Ja stwierdziłam jednak, że nie jestem osobą, która pracuje dla jakieś ważnej gazety, tele-wizji, która by mnie zmuszała do wyciagnięcia tej wiadomo-ści. Na to mam jeszcze czas. Kiedy go zapytałam, zobaczy-łam ból w jego oczach i pomyślałam, że to nie ma sensu, że nie będę go pytać o coś, co powoduje w nim cierpienie.

A czy po poznaniu życia tego mężczyzny, w ogóle po tym spotkaniu, zmienił się Twój stosunek do bez-domnych?

Kiedy spotykam teraz tego pana, zastanawiam się, czy on mnie jeszcze pamięta, to jest przecież człowiek schorowany, starszy. Ale zawsze staram się mu powiedzieć: „Dzień do-bry” – mówił, że to dla niego bardzo ważne. Powiem szcze-rze, ja się troszkę rozczarowałam – spotkałam go kilka dni temu z workiem na ramieniu, papierosem w ręce. Było czuć od niego alkohol… Może to ucieczka od tego, co go teraz spotyka, czy też jedyna przyjemność obecnego życie… Ta-kich ludzi spotyka się na ulicach… Widuję jeszcze takiego chłopaka, który też mnie intryguje… Nie wiem, może on ma z 28 lat. Wcale nie wygląda jak ten mężczyzna, który już nie ma szans na normalne życie… A jednak znalazł się na ulicy. Trzeba poznawać takich ludzi, próbować im jakoś pomóc.

Czy były jakieś reakcje na ten reportaż? Ja dokładnie nie wiem, bo ta gazetka trafiła tylko do

V LO… Trzeba by się było Łukasza zapytać… Mnie się wyda-je, że ten artykuł troszeczkę porusza ze względu na bohate-ra, może inaczej człowiek zaczyna spoglądać na tych ludzi…

Odejdźmy już może od tego reportażu. Wcześniej pisałaś artykuły do jakiejś gazetki?

Nie, nie pisałam wcześniej.. A teraz? Teraz reaktywujemy gazetkę w I LO. Zobaczymy,

co z tego wyjdzie. Od kiedy interesujesz się dziennikarstwem? Już od gimnazjum chciałam zostać dziennikarką. Pisanie

sprawia mi radość… To jest sposób na wyrażenie własnych przemyśleń, opinii. No i sława. Też kusi!.

Powiedz, Ania, z perspektywy swoich jakiś już do-świadczeń dziennikarskich, jak powinniśmy się przy-gotować do tego zawodu?

Słuchajcie, ja nie mam wystarczających doświadczeń, że-by Wam mówić, co Was czeka… Jeśli się czegoś bardzo chce, to się na pewno uda to osiągnąć. Ja tę rozmowę prze-prowadzałam, nie mając żadnego dyktafonu…. Miałam kart-kę, długopis… Tam, pod kościołem, siedziałam i notowa-łam… Więc wszystko zależy od Waszych chęci. Poza tym trzeba być na bieżąco, czytać gazety, oglądać wiadomości, orientować się we współczesnym świecie…

Jeszcze pytanie troszkę intymne: do jakiej gazety Ty chciałabyś pisać i o czym?

Chciałabym pracować dla telewizji… Mam pomysły, nie będę ich na razie zdradzać. Interesują mnie ludzie, społe-czeństwo, tyle powiem…

No to w takim razie, jak będziesz już na tym „szklanym ekranie”, to nam pomachaj. Będziemy się czuć dumni.

Pomacham na pewno. (śmiech)

STR. 3 MAGNES NR 4/14 LISTOPAD 2005 R.

REPORTAŻ: W poszukiwaniu szczęścia - wyznania bezdomnego

Wywiad z autorką artykułu

Page 4: Bóg się rodzi - NESKAzswiel.neska.pl/images/pliki/publikacje/NR4.pdf · 2. Hedwig Grzegorz - SMS Kraków 3. Ruchała Anna - LO 4. Ruchała Dorota - LO Gratulujemy wszystkim stypendystom!

STR. 4 MAGNES NR 4/14 LISTOPAD 2005 R.

siebie bardziej serdeczni, patrzmy na to co dobre a nie na to co nasz dzieli. Wszystkiego najlepszego na święta i Nowy Rok.

* Wesołego karpia oraz smacznego Gwiazdora (tego z czekolady;)! Radosnych i rodzinnych Świąt! A w No-wym Roku by spełniały się marzenia i rodziły nowe!

3 grudnia Właściwie nie wiemy, ile osób niepełnospraw-

nych żyje wokół nas. Bo i skąd, skoro najczęściej są one skazane na

samotność w czterech ścianach. I wcale nie dlate-go, że chcą się odizolować. Nie mogą opuścić swo-jego domu, bo nawet parę schodków stanowi dla nich przeszkodę nie do pokonania.

Krawężniki, wąskie i wysokie wejścia do autobu-sów, nieprzystosowane toalety – wszystko to po-wstaje z myślą o ludziach zdrowych i sprawnych.

A przecież przystosowywanie obiektów użyteczności publicznej do potrzeb osób niepełnosprawnych w niczym nie utrudniałoby życia ludziom zdrowym.

Dla naszej społeczności szkolnej ten temat jest szczególne bliski.

Już tradycją stało się u nas organizowanie miko-łajkowych imprez integracyjnych, których głównym celem jest przełamywanie dzielących te dwa światy barier.

Wspólne przebywanie i zabawa w towarzystwie dzieci niepełnosprawnych jest dla nas wielką war-

tością. Uczymy się od nich wytrwałości,

radości z drobnych sukcesów, dzięki nim stajemy się wrażliwsi, lepsi.

Bardzo chcielibyśmy, aby te dzie-ci, miały możliwość szczęśliwego, normalnego życia, aby zostały wy-rwane z zaklętego kręgu niemocy, by uwierzyły w siebie i umiały cieszyć się życiem.

jom

Święty przyniesie wymarzone prezenty, a na Nowy Rok same wspaniałości - przede wszystkim - morze miłości.

* Przy wigilijnym stole łamiąc opłatek święty, pomnijcie, że dzień ten radosny w miłości jest poczęty.

* W domach ciepło, świątecznie, choinka wiruje światłami, stosy prezentów piętrzą się wokół, świat wypełniony jest życzeniami. Wesołych Świąt Bożego Narodzenia. * Aby wszyscy z Was znaleźli swoje miejsce przy stole wigilijnym, by spełniły się Wasze najskrytsze marzenia, Aby każdy kolejny dzień był jeszcze lepszy, bądźmy dla

Życzenia na Boże Narodzenie - SMS * Niech ten SMS wśród nocnej ciszy przypomni Ci o tym, że ktoś o Tobie ciepło myśli, a najbliższy rok niech będzie lepszy od wszystkich poprzednich! * Śnieżnych Świąt, ciepła i blasku choinki, pyszności na stole, radości bliskich, pięknych prezentów życzę Ci ja. * Prószy śnieg czysty jak nasze serca, gdziekolwiek spojrzeć tam śnieżne kobierce. Cichutko rozbrzmiewa wesoła kolęda, niech bardzo piękne będą te Święta.

* W wigilijną noc, gdy śniegu napada moc, niech Mikołaj

Światowy Dzień Osób Niepełnosprawnych

Aforyzmy

POLISH YOUR ENGLISH

Hello! Here’s a page just for us – English fanatics;) It’s not going to teach you anything, don’t be scared! It’s purely for fun!

We begin with something we all love: LYRICS. We have our hits, we worship the singers, some of us even try to sing;-( But hardly anyone knows what the LYRICS mean. And we have our first task for YOU: do you know what you sing about? PROVE IT!!!

1. translate the lyrics 2. give the name of the author 3. send it to us!

We’ll tell you if you are right... and we’ll give you a prize if your translation happen to be the best!

The young gentleman came riding past on a snow-blue winter's day He asked to drink by our fire and I was pleased to let him stay He drank there quietly for a while and then he turned and said to me Your eyes are green Like summer grass Your lips are red like a fresh-cut rose Your hair is soft like an Irish stream And your voice is filled with sweet beauty And the last words I heard him say were I shall return for you my love on Christmas Day

And the night will come but I won't sleep as I watch the stars that lead him I cannot place where he is but still my heart goes with him I'm saving all my Sunday clothes for the day that I'll be leaving Father knows My sister knows And my friends They're happy for me And the priest he says you should thank God for the blessing of such beauty And the last words I heard him say were I shall return for you my love on Christmas Day I shall return for you my love on Christmas Day On Christmas Day I shall return for you My love... And the last words I heard him say Were the last words I ever heard him say I shall return for you my love on Christmas Day I said I will return on Christmas Day And yes, I shall return on Christmas Day I shall return, for you, on Christmas Day My love I will return on Christmas Day I shall return ,my love, on Christmas Day On Christmas Day

Fotoreportaż z zabawy andrzejkowej, wyborów Miss i Mistera szkoły oraz Święta Szkoły

Krzyżówka

Wzdłuż linii łamanych: 1. stan USA, 2. kłopoty, ambaras, 3. płynie przez Kluczbork, 4. drewniana okładzina ścian,

5. sitowata roślina zielna.

Pionowo: 1. lasso 2. balkon z zejściem do ogro-

du, 3. okryta skarpetą, 4. berbeć, 5. w tali jest ich 52, 6. Seije, dyrygent japoński, 7. ciąg wystrzałów z erkaemu, 8. rodzicielka.

Rozwiązanie prosimy nadsyłać do redakcji do dnia 3 stycz-nia 2006 roku. Losowanie 4 stycznia na dużej przerwie. Atrakcyjne nagrody. POWODZENIA !!!

Litery z pól zaznaczonych, czytane rzędami utworzą rozwią-zanie

Page 5: Bóg się rodzi - NESKAzswiel.neska.pl/images/pliki/publikacje/NR4.pdf · 2. Hedwig Grzegorz - SMS Kraków 3. Ruchała Anna - LO 4. Ruchała Dorota - LO Gratulujemy wszystkim stypendystom!

STR. 5 MAGNES NR 4/14 LISTOPAD 2005 R.

Kącik

Uczniowie gimnazjum w Wielogłowach na długo zapamiętają ten chłodny środowy dzień 16 listopada 2005 roku. Jak to bywa w listopadzie, tak i wtedy mżyło i wiało, czyli ogólnie rzecz biorąc było nieprzyjemnie. Ale mimo to wszyscy punktu-alnie stawili się na zbiórkę przed szkołą.

Wyjazd do Krakowa Spóźnialscy uiszczają opłaty, pozostali ziewają i oczekują

pewnego ważnego wydarzenia. Autokar stoi i czeka, ucznio-wie także czekają, dlaczego nie razem, lecz osobno?

Młodzież zajmuje strategiczne pozycje do startu, chwila oczekiwania, napięcia, w oczach kierowcy widać przerażenie. Padł okrzyk: "wsiadamy!", ten krótki, choć treściwy monolog wygłosiła pani Elżbieta Baran.

Praca łokciami, okrzyki, przepychanki, nawoływania, a po co to wszystko? Żeby znaleźć się jak najdalej nauczycieli siedzących z przodu autokaru. Po pięciu minutach wszystko się unormowało. Silni trzecioklasiści zajęli tył pojazdu, chociaż paru damom udało się przecisnąć na ostatnie miejsca. Przeli-czanie uczestników, sprawdzanie czy kogoś nie zostawiliśmy i wyławianie gapowiczów. Po zakończeniu tych zabiegów ruszyliśmy.

Zamkor W pierwszej kolejności odwiedziliśmy wydawnictwo Zam-

kor przy ulicy Tetmajera 19, gdzie zaprezentowano nam serię doświadczeń. Każdy z nas otrzymał ściągę z fizyki i coś, czego nie potrafiliśmy nazwać, jakieś świecące patyczki. Ponieważ wydawnictwo posiada własne studio nagrań filmowych,

obejrzeliśmy pokaz filmowy, na którym krakowski profesor Dindorf na naszych oczach wkładał i wyjmował balon z butelki tłumacząc prawa fizyki, dla niego podstawowe. Z karty kredy-towej zrobił motorówkę, podobno każdy posiadacz złotej karty może sobie takie coś wyprodukować w domu. Następnie wzięliśmy udział w doświadczeniach wykonywanych przez panią Sagnowską (redaktor naczelną tego wydawnictwa) oraz pana Godlewskiego. Na zdrowy rozum doświadczenia te nie powinny się udać, a jednak!

Będąc w Bronowicach odwiedziliśmy również dworek „Ryglówka”, w którym odbyło się słynne wesele opisane przez Stanisława Wyspiańskiego.

Wystawa zwierząt morskich „Gdzie jest Nemo? - oceanarium

Kolejnym celem naszej wyprawy było oceanarium, nad którym pieczę sprawuje PAN w Krakowie. Przydzielono nam przewodniczkę, której zadaniem było zapoznać nas z nazwami i zwyczajami okazów mieszkających w akwariach. Setki rybek, ryb i skamieniałości, muszle, wypchane zwierzęta oraz papugi, to tylko nieliczne z atrakcji, które na nas czekały.

Zwiedzanie zaczęliśmy od rybek, bo tych było najwięcej. Barwy i powolne ruchy zwierząt w połączeniu z przemową przewodniczki działały usypiająco. Sprytni uczniowie zawsze znajdą coś ciekawego, a tym czymś było akwarium z pirania-mi.

Uczennice z kolei podziwiały kolorowe rybki, jeden z przedstawicieli tego gatunku stał się popularny na całym świecie pod imieniem Nemo.

Kiedy przyszła kolej na ryby, zrobiło się ciekawiej, szczegól-ne emocje wzbudzały rekiny. Poza tym zainteresowaliśmy się jesiotrami, które nieustannie filtrowały żwir, poprzez połykanie i wypluwanie kamyczków.

Muszle i skamieniałości nie wzbudzały entuzjazmu wśród młodzieży. Co innego wypchane zwierzęta, a szczególnie żubroń. Dwóch naszych kolegów zostało surowo upomnia-nych za obściskiwanie się z jego głową.

Papugi przywitały nas bardzo głośnymi okrzykami, wyda-wać by się mogło, że nie przypadliśmy im do gustu. Okropny wrzask zagłuszał słowa przewodniczki, a chłopcy z czystej złośliwości drażnili biedne ptaki, które coraz głośniej krzycza-ły. Wielu tak zafascynowały te widoki, że bez przerwy robili zdjęcia.

Tym sposobem zakończyliśmy naszą, jakże interesującą wędrówkę wśród rybek, ryb i skamieniałości, muszli, wypcha-nych zwierząt oraz papug.

Mili nauczyciele w składzie: p. Elżbieta Baran, p. Edyta Piwowar, p. Lucyna Migacz, p. Janusz Rojek podarowali nam 60 minut wolnego czasu. Poświęciliśmy go na zwiedzanie krakowskiego Rynku Głównego a dziewczyny sklepów lub raczej ich wystaw.

Powrót Szybkim krokiem udaliśmy się do oczekującego na nas

autokaru. Jechaliśmy długo, niestety bez postojów, choć niektórym z nas były one bardzo potrzebne. Około godziny 18:45 dotarliśmy do Wielogłów. Wielu z nas z pośpiechem udało się w pobliskie zarośla, to dziwne zachowanie spowodowane było brakiem wspomnianych przy-stanków. Tym miłym akcentem zakończyła się nasza wyprawa do krakowskiego oceanarium.

Krzysztof Jurkowski, klasa III b gimnazjum

Grudzień miesiącem walki z AIDS Tajemniczy wirus” – mówiono 20 lat temu. Szybko go

zdemaskowano, ale nie pokonano. Wciąż myli tropy, zbierając śmiertelne żniwo.

Co to jest AIDS? AIDS to „zespól nabytego upośledzenia odporności”. Pierwsze

przypadki tej choroby rozpoznano w Stanach Zjednoczonych w 1981 roku. Choroba jest wynikiem zakażenia HIV. Jest to zespół objawów wielu chorób, wynikających z upośledzenia odporności. Okres bezobjawowy ma miejsce po 3-6 tygodniach od zarażenia. Rozwój AIDS poprzedza powiększenie węzłów chłonnych i objawy ogólne. Choroba ta ma bardzo zróżnicowany przebieg – częste są zakażenia (gruźlica, zapalenie płuc), rozwój nowotworów (mięśniak Kaposiego) i zespołów otępiennych. AIDS jest bezpo-średnią przyczyną śmierci.

Historia choroby Naukowcom przyszło się zmierzyć z przeciwnikiem wyjątkowo

przebiegłym. Jest to choroba bardzo dobrze znana ze zdolności do kamuflażu – szacuje się że w ciągu roku powstaje 180 jego nowych odmian. HIV zbiera coraz obfitsze złoża. Według obliczeń co 10 sekund młody człowiek poniżej 25 roku zaraża się wirusem HIV. Jednakże to nie jest jeszcze takie straszne. Przyszłość będzie jeszcze gorsza. Prawdopodobnie przez najbliższe dziesięć lat na AIDS umrze więcej ludzi niż zginęło we wszystkich wojnach XX wieku. Naukowcy największe szansy pokładają w szczepionki. Prace nad nią trwają od kilkunastu lat, jednak wyniki tych prac nie są jeszcze zadawalające. Opracowanie takiej szczepionki było by przełomem w walce z AIDS lecz nie położy ona kres epidemii. Takie zniszczenie wirusa będzie tym trudniejsze, że dwie trzecie zakażonych na świecie to mieszkańcy Afryki Subsaharyjskiej.

Państwa nie stać obecnie na podstawowe działanie profilak-tyczne a co dopiero na drogą szczepionkę. Południowa Afryka po prostu okazała się rajem do rozwijania wirusa. Biedni, niewykształ-ceni ludzie początkowo ignorowali niebezpieczeństwo. Wkrótce jednak wirus pokazał swoją siłę.

Nie są to tylko jakieś pogłoski. Najtragiczniejszym tego dowo-dem jest bardzo gwałtowny spadek długości życia w Afryce – na początku lat 90. wynosiła ona 59 lat, natomiast w roku 2000 tylko 45!

Jak można się zarazić – zachowanie ryzykowne

• przez stosunek seksualny z zakażoną osobą

• przez przetoczenia zakażonej krwi i jej pochodnych, niesterylne narzędzia

• medyczne i niemedyczne

• przez stosowanie tej samej igły i strzykawki co zakażona osoba ( jest to główna

• droga zakażenia narkomanów stosujących odurzające środki dożylne)

• przez przeszczep narządu od osoby zakażonej

• przez sztuczne zapłodnienie nasieniem pochodzącym od zakażonego mężczyzny

• przez wydzieliny i wydaliny (zwłaszcza gdy zawierają krew)

• w wyniku przeniesienia wirusa z matki na płód (najczęściej okołoporodowo, dotyczy to

• 12-42% noworodków matek zakażonych HIV)

• możliwe jest także zakażenie dziecka karmionego mlekiem zainfekowanej matki Jak nie można się zarazić – bezpieczne zachowania

• -używając tej samej deski sedesowej

• podczas kąpieli w basenie

• korzystając ze wspólnych naczyń

• korzystając z listów czy książek osoby zakażonej. Jeśli w ogóle jakieś wirusy są na

• papierze, to jest ich zdecydowanie za mało, by były groźne

• na polizanym przez HIV-pozytywną osobę znaczku pocztowym także nie ma

• wystarczającej liczby aktywnych wirusów

• nie dowiedziono, by owady były zdolne do przenoszenia wraz z krwią tego wirusa. Nie powinno się jednak używać tych samych maszynek do golenia.

Jak działa wirus? HIV uderza w samo centrum obrony organizmu. Atakuje on

komórki odpornościowe – limfocyty T a w szczególności ich podgrupy – limfocyty T pomocnicze. Zaatakowane w ten sposób komórki giną, i w organizmie jest coraz więcej obcych. Tak gwał-towny spadek liczby limfocytów T pomocniczych sprawia, że organizm słabnie i w ten sposób stając się łatwym obiektem ataku dla innych wirusów. Mnożą się infekcje – które są niekontrolowane i szybko rozwijają się w tak „sprzyjających warunkach”. Niestety wirus ma jeszcze jedną niebezpieczną właściwość. Potrafi on przetrwać „uśpiony” i zaatakować znowu. Nawet jeśli intensywna terapia lekami zahamuje mnożenie HIV to jego materiał genetycz-ny jest bardzo dobrze schowany i poczeka aby wejść do akcji.

Czy wszyscy wierzą w AIDS? Jest to bardzo dziwne ale są na świecie ludzie, którzy nie

wierzą w AIDS. Do takich osób możemy zaliczyć wirusologa Petera Duesburga. Jego zdaniem wirus ten wywołany jest przez lek – azotyn amylu. Również prezydent RPA Thabo Mbeki ( w jego kraju jest 4 miliony zakażonych), który za wszystko obwinia głód i wyniszczenie gruźlicą i malarią. Tego samego zdania są władze Indii, gdzie około 4% społeczeństwa jest zarażone HIV. O AIDS nie słyszało 80% Hindusów żyjących na wsi.

Czy łatwo zarazić się HIV? Jednak nie tak łatwo jest się zarazić wirusem mimo jego

przebiegłości. HIV ginie już w 56 oC i do krwi musi wniknąć odpowiednio duża liczba wirusów. Pojedyncze wirusy HIV nie są w stanie wywołać AIDS. osoby kichającej.

Lekarze, którzy pracują na oddziałach dla chorych na AIDS noszą zwykle maseczki osłaniające usta i nos. Robią tak nie dlatego aby uchronić siebie ale po to aby narażać pacjentów, których układ obronny jest i tak bardzo osłabiony.

Kto choruje częściej, kobiety czy mężczyźni? Ryzyko infekcji za pośrednictwem krwi dla obu płci jest jedna-

kowe. Przy stosunkach heteroseksualnych kobieta jest jednak bardziej narażona niż mężczyzna, ponieważ nasienie zawiera znacznie więcej wirusów niż wydzieliny pochwy.

Jakie jest ryzyko w czasie operacji? Zakażenie wirusem podczas operacji jest możliwe, lecz można

w znacznym stopniu je ograniczyć. Teoretycznie transfuzje krwi i zabiegi chirurgicznie niosą ze sobą możliwość zakażenia HIV. Z tej teoretyczności zdaje sobie personel medyczny. Krew dla dawców bada się na obecność przeciwciał bądź wirusa. Jest ona przecho-wywana i czeka w kolejce co najmniej sześć tygodnia ( tyle mija od zakażenie do wytworzenia przeciwciał). Jeżeli chodzi o narzę-dzia są one sterylizowane, a wszystkie strzykawki i igły niszczone po każdym zabiegu. Mimo tych wszystkich zabezpieczeń wypadki w szpitalach zdarzają się. Zagrożeniem nie jest lekarz HIV-

Eko Bio Loga

Sprawozdanie z wycieczki do Krakowa członków Klubu Badacza - Odkrywcy

pozytywny.

Czy są skuteczne lekarstwa na AIDS? Naukowcy nie opracowali stuprocentowo skutecznego leku

przeciwko AIDS, ale te które obecnie są stosowane mogą przedłużyć życie choremu. Dowodem tego może być to, że na początku lat 80. chorzy na AIDS umierali po kilku miesiącach, natomiast teraz dzięki terapii lekami mogą przeżyć i kilkanaście lat.

Najpowszechniej dziś stosowaną jest wielolekowa terapia HAART. Polega ona na tym, że pacjenci przyjmują naraz kilka leków, których celem jest regeneracja układu odpornościowego (notuje się wzrost liczby limfocytów T). Wzmocnienie układu odpornościowego pozwala chorym skutecznie walczyć z licznymi infekcjami towarzyszącymi AIDS.

Terapia ta jest stale modyfikowana. Obecnie stosuje się ją w cyklu przerwanym – np. tydzień przyjmowania leków, tydzień przerwy. Wielu naukowców na całym świecie liczy, że uda się ją udoskonalić, by skierować najsilniejsze uderzenie przeciw głównemu sprawcy choroby i unicestwić go. Niestety na razie dzięki lekom tylko udało się znacznie przedłużyć życie pacjen-tów. Jednak bez odpowiedzi zostaje dotąd pytanie: jak je ocalić?

Kiedy pojawi się szczepionka? Ogromna nadziej i wielka nie wiadoma. Od wielu lat prowa-

dzone są intensywne prace nad tym cudem, który przyniósł by wiele nadziei wielu ludziom na świecie. Pod koniec 2002 roku naukowcy zapowiadają przedstawić wyniki badań na szczepion-kę, prowadzoną od kilku lat w Tajlandii.

Niektórzy uczeni prognozują, że szczepionka pojawi się nie wcześniej niż za 10 lat . Badania wciąż trwają. Ważnym tropem na drodze do skonstruowania szczepionki może być niedawne odkrycie substancji, która prawdopodobnie powstrzymuje rozwój AIDS.

Czy można mieć wrodzoną odporność na HIV? Tak. Aby wirus mógł zaatakować komórkę, musi ona mieć

na swojej powierzchni pewne białka, które HIV identyfikuje i do których się przyczepia.

Badania wykazały, że u niektórych osób w genach odpowia-dających za produkcję tych białek występują takie mutacje, że komórki są zupełnie ich pozbawione lub występują one pod zmienioną postacią. Z tego też powodu wirus HIV nie może ani ich rozpoznać, ani się do nich przyczepić i szybko zostaje wyeli-minowany z organizmu.

Czarny bilans

• od początku epidemii na świecie zmarło 22 miliony osób

• ponad 36 milionów ludzi żyje z wirusem HIV

• każdego dnia na świecie 1800 dzieci zostaje zarażonych wirusem HIV

• ludzie o czarnym kolorze skóry stanowią 76% wszystkich przypadków AIDS

• najczęstszą przyczyną śmierci kobiet w wieku 25-44lat w Afryce i Ameryce jest AIDS. 32% wszystkich nowych zakażeń jest spowodowanych przez zarażone kobiety w ciąży, które przekazują wirusa swym dzieciom

POLSKA:

• 7038 zakażonych HIV

• 1004 chorych na AIDS

• w 2000 roku – 633 nowe zakażenia.

Page 6: Bóg się rodzi - NESKAzswiel.neska.pl/images/pliki/publikacje/NR4.pdf · 2. Hedwig Grzegorz - SMS Kraków 3. Ruchała Anna - LO 4. Ruchała Dorota - LO Gratulujemy wszystkim stypendystom!

Adam- to najbardziej rozpowszechnione imię męskie, jest pochodzenia hebrajskiego lub arabskiego, a oznacza tyle co zbudowany z czerwonej gliny lub połączony z drugą osobą. Adam jest mężczyzną niezależnym, stanowczym, zdolnym do założenia rodziny i kierowania jej losami. Jest rozsądny, trochę nawet zarozumiały, skłonny do przyjmo-wania pochlebstw i pochwał pod swoim adresem. Ceni spokój, sielankę rodzinnego domu, lubi przyrodę, kocha dzieci. Dużą wagę przywiązuje do ubioru i swojego wyglą-du zewnętrznego. Jest mało inteligentny. Dość często uzewnętrznia swoje uczucia zazdrości, wywołuje nieraz z tego powodu awanturę.

Mikołaj- jest to imię greckie, a znaczy zwycięstwo ludu. Osoba o tym imieniu jest człowiekiem szlachetnym, docie-kliwym i sprawiedliwym. Potrafi dociekliwie regulować swoje życie. Jest to pan inteligentny, kulturalny, ale mało elokwentny. Lubi słuchać muzyki, natomiast nigdy nie jest jej wykonawcą. Popada czasem w nastrój melancholii. Otacza się przyjaciółmi, jest wierny swojej żonie, kocha dzieci. Bywa w towarzystwie, składa wizyty i wydaje przyjęcia.

Sylwester- to imię wywodzi się z łaciny od słowa silve-stris – leśny, mieszkający w lesie. Każdy Sylwester posiada naturę twórczą, wrażliwą na ludzkie sytuacje, dolegliwości i radości. Posiada duże doświadczenie życiowe i sporą wiedzę, dlatego do ludzi podchodzi z dużą dozą sceptycy-zmu. Ta nieufność pozwala mu uniknąć wielu nieporozu-mień, kłopotów. Jest człowiekiem o łagodnym usposobie-niu, życie traktującym niezwykle serio. Szybko zakłada rodzinę, kocha dzieci i dba o ich edukację. Sam nie posia-da wykształcenia, dzieciom daje wysokie. Na dzieci prze-znacza cały majątek. Nie bywa w towarzystwie, ma nie-wielu przyjaciół, nie chodzi na przyjęcia, nie wydaje uczt. Jest mężczyzna skrom-nym, dobrym i praco-witym.

STR. 6 MAGNES NR 4/14 LISTOPAD 2005 R.

nocy w ekstremalnych warunkach. W budowli panuje temperatura od -3 do -8 stopni. Jest tam również kino z lodowym ekranem i kaplica z lodowym wyposażeniem, gdzie pary młode często zawierają swój związek małżeń-ski. Hotel zamyka się pod koniec kwietnia przez problemy techniczne (czyt. topnienie lodu), a otwierany jest ponow-nie co roku w listopadzie.

I największa w Europie kopalnia rud żelaza. W podziemie turyści wjeżdżają autokarem. Jest tam nawet dwupasmo-wa droga (na głębokości ok. 0,5 km) i prawdziwe skrzyżo-wania(!!). Można tam również oglądać ciekawą hodowlę grzybów górnika-emeryta. Dlaczego wybrał to miejsce? Ponieważ tylko tam niezależnie od pory roku zawsze panuje jedna i ta sama temperatura +8 stopni. Święty Mikołaj – najważniejszy punkt tego artykułu.

Przebywa tam codziennie przez cały rok. Niektórzy podsu-mowują go krótko – PRACOHOLIK. Biuro naszego świętego położone jest w Rovaniemi, gdzie zaczyna się już fińska część Laponii (dokładnie na kręgu polarnym). Przez cały dzień dzieciaki z przyklejonym uśmiechem do twarzy mogą robić z nim zdjęcie (oczywiście za małą opłatą) i zostawiać mu karteczki (oczywiście za małą opłatą) ze swoim adre-sem, następnie Mikołaj przesyła im kartki pocztowe z życzeniami.

„Egzotyczna” Laponia, a może „egzotyczny” Mikołaj czekają na nas z otwartymi ramionami. Tylko jeden mały problem – kasa, kasa, kasa. No ale kto by się tym przej-mował…???

Ewa- imię hebrajskie oznaczające osobę dającą życie. Osoba z tym imieniem jest mądra, o wzniosłych ideałach, stara się być samodzielna w myśleniu i działaniu. Jest często altruistką, poświęcającą wiele swych sił i czasu ludziom pomocy potrzebującym. W swym postępowaniu kieruje się duża dozą odpowiedzialności, czyni wszystko rozsądnie, a uciech życiowych zażywa z umiarem. Nigdy nie narzuca się innym. Jej lubianym kolorem jest czerń i jej odcienie. W miłości przewrotna, w rodzinie dość niestała.

Laponia. Naród tam mieszkający to SAAMI. Hodują masy reniferów. Stolica szwedzkiej Laponii – Kiru-na to mimo wyobrażeń niezbyt piękne miejsce, no i czywiście to co nadaje wdzięku Laponii – święty MIKOŁAJ.

Saami. Liczbę SAAMów szacuje się na około 80 tysięcy. Można ich spotkać również w Finlandii. Przez wieki ten lud utrzymywał się z hodowli reniferów. Prawdziwy hodowca posiada masy (ok.400 sztuk) tych przemiłych i jakże użytecznych zwierząt (Lapończycy wierzą, że od ilości posiadanych reniferów zależy szczęście). Mogą być zwie-rzętami jucznymi i pociągowymi. Jako obrońca zwierząt, a za takiego się uważam, nie mogę pogodzić się z faktem, że mięso, skóra, wewnętrzne narządy, a nawet suszona krew tych zwierząt są bardzo pożądane przez mieszkań-ców kraju. Ciekawostką jest, że u reniferów jako u jedy-nych jeleniowatych tak u samców jak i u samic występuje poroże. Nadal jednak są jeszcze te żyjące dziko. Właścicie-le, aby ich nie „zgubić”, znaczą je specjalnymi wzorami na uszach i tylko dwa razy do roku pędzą je do zagród, zwykle po to aby pobrać te, które są potrzebne na ubój. Raz do roku na dalekiej północy organizuje się wyścig reniferów. Mimo złudzeń to niestety w Laponii nie poru-szają się na reniferach, ale na skuterach śnieżnych. Aby jednak taką maszyną sterować trzeba mieć skończone 16 lat i prawo jazdy. Turystów nikt o prawo jazdy nie pyta i wystarczy tylko kilkuminutowy kurs przed wystartowa-niem. Maksymalna prędkość, jaką rozwija skuter śnieżny (zwany również snowmobilem) to 200 km/h.

Co jeszcze ciekawe w Laponii, to największe na świecie igloo, położone w miejscowości Jukkasjärvi. Właśnie ten lodowy hotel wpisany do księgi Guinnesa przyciąga tutaj wielkie ilości turystów. Wszystko w środku stworzone jest z lodu. Można wejść tam również do lodowego baru, gdzie przy lodowej ladzie stoi ubrany po uszy kelner podający napoje w lodowych szklankach. Możliwa jest również noc na lodowym łożu, okropnie droga, ale warto spróbować choćby po to, aby uzyskać dyplom uznania za przetrwanie

Świąteczne tematy

Wywiad na temat świąt Bożego Narodzenia za czasów dziadków

O Świętach Bożego Narodzenia na wsi przed wojną rozmawiam:

z moim Dziadkiem, Stanisławem Gargasem. Zbliżają się Święta, więc tematyka rozmowy może być tylko jedna. Urodziłeś się na wsi, zatem porozmawiamy dziś właśnie o dawnych, przedwojennych uroczystościach bożonarodze-niowych w Wielogłowach. Kiedy dzieci dostawały prezenty? Zasadniczo dopiero w noc poprzedzającą 6 grudnia, czyli dzień św. Mikołaja. A kto wręczał te podarunki? Oczywiście nie sam święty Mikołaj, w którego dzieci wierzyły. Przeważnie rodzice. Kładli je pod tzw. zagłó-wek. Co jasne, pierwszą czynnością dzieci po obudze-niu się był ruch ręką pod poduszkę. (śmiech) Co najczęściej znajdowały? Przeważnie praktyczne rzeczy z odzieży - szaliki, czap-ki, rękawiczki, nawet jakąś bieliznę czy pończochy. Były też buty, dla dziewczynek jakieś zimowe sukienki czy ciepłe sweterki. No, ale wiadomo, ze trzeba też coś zjeść. Dawano więc słodycze, owoce południowe, które były dosyć trudne do zdobycia. Ale za dużo tych prezentów nie wręczano, zwłaszcza w wielodzietnych rodzinach. Kolejne pytanie. Jak wyglądały przygotowania do świąt? To zależy, o czym będziemy rozmawiać. Jeśli o te przygotowania chodzi, to można je podzielić na dwa rodzaje. Pierwszym rodzajem były przygotowania młodzieży szkolnej, dzieci. Wyrabiali oni razem z rodzi-cami (a zwłaszcza z mamami) ozdoby choinkowe. Wiadomo, że w okresie 1920-1939 r., bo z niego po-chodzę, wszystkie ozdoby trzeba było zrobić w domu. Nie było żadnych specjalnych zabawek, bombek i innych figurek. Wszystko, co było możliwe, robiono w domu. Kupowało się materiały: bibułę marszczoną

i gładką, papier kolorowy, główki aniołków różnej wiel-kości, główki świętego Mikołaja oraz arkusze gwiazdek do wycięcia, też różnej wielkości. Z bibuły bądź papieru wykonywano szaty dla tych postaci, potem wieszano je na choince. Oczywiście wypiekano też w mieście Mikoła-je z piernika z nalepionym wizerunkiem i płaszczem. Kupowano je jako słodycze do paczek dla dzieci. Mogły je one potem powiesić na choince, ale przeważnie łakocie te nie przetrzymywały do Wigilii. (śmiech) Ro-biono też łańcuchy, głównie ze źdźbła słomy, żyta. Nanizało się je na nitkę i potem składało się na zmianę słomę i kokardki w formie harmonijek z bibuły. Ale wszystkie te ozdoby zależały od gustu, smaku czy upodobań wykonawców. Po zrobieniu 5-7 metrów tego łańcucha opasało się nim całą choinkę. To była główna ozdoba. Ponadto malowało się orzechy czy szyszki na srebrny alb złoty kolor taką farbą, która nazywała się brąza. Był to suchy, specjal-ny proszek rozrabiany z wodą. Malowano za pomocą pędzelka. Potem wiadomo, zaczepiało się nitkę i wieszało na choince. Co jeszcze? Wieszano takie mały jabłusz-ka, których odmian już dzisiaj chyba nie ma. Były bardzo smaczne. Poza tym, z racji tego, ze w Wielogłowach elektrycz-ność zamontowano dopiero pod koniec lat pięćdziesiątych, za pomocą specjalnych żabek wieszano świeczki. Zdarzały się przypadki podpalenia się ozdób, zwłaszcza łańcuchów i papierowych figurek. Dzisiaj wszyscy mają łatwiejsze zadanie, wszystkie ozdóbki można kupić w sklepie gotowe. To był pierwszy rodzaj przygotowań do świąt. A drugi? To były czysto gospodarskie przygotowania. Dużo pracy miały gospodynie. Wypiekały ciasta, także takie małe z metalowych foremek, które potem, razem z zawinięty-mi w bibułę cukierkami, dzieci wieszały na choince. Ponadto każda rodzina starała się zabić na święta jakąś świnię, w ostateczności drób – gęsi, kaczki czy indyczki. Przygotowywano tak wędliny, kiełbasy, kiszki. Był też

zwyczaj dzielenia się nimi z najbliższymi sąsiadami. Jedni posyłali na Boże Narodzenie, potem drudzy rewanżowali się np. na Wielkanoc czy na zapusty. Na samą wigilię… …do tej wigilii jeszcze poczekajmy. Kiedy stro-jono choinkę? Był taki zwyczaj, przesąd, że strojono tylko 24 grud-nia. No, to jeśli Cię tak ciągnie do tej wigilii, to w takim razie pytanie następujące: jak wyglą-dał 24 grudnia? Nie wiem, jak to było w innych rodzinach, ale w naszym domu dzieci, rodzice myli się w wodzie, do której była wrzucona moneta. Wtedy były srebrne monety o nominałach: 2, 5 i 10 złotych. Było bowiem przekonanie (nie wiem, czy słuszne), że po takiej

kąpieli staje się człowiek tak zdrowym, jak ta złotówka, która po reformie Grabskiego się umocniła i była „zdrowym” pieniądzem. Potem, po ustrojeniu choinki, tak gdzieś od połu-dnia, zaczynano przygotowywać wie-czerzę. Gotowało się potrawy. Sama kolacja zaczynała się po ukazaniu się pierwszej gwiazdki na południowo-zachodnim skłonie nieba. Pamiętam, że ze zniecierpliwieniem jej wypatrywa-łem… Oczywiście stół był nakryty obrusem, pod niego składało się zgrab-

ną wiązeczkę siana pachnącego. Była modlitwa, łamanie się opłatkiem, tak jak dzisiaj, i przystępowało się do spożywania tych wszystkich pokarmów. Słynne dwanaście potraw? Nie zawsze było ich dwanaście, ale co najmniej pięć, sześć było. U nas przynajmniej. Wszystkie były post-ne. Jakie konkretne? Kapusta z grochem, zupa grzybowa (przeważnie z łazankami), były i ziemniaki, kluski z makiem, piero-

Ciąg dalszy na stronie 7

Jaki kto do jedzenia, taki do roboty

KRAJ ŚWIĘTEGO MIKOŁAJA

GRUDNIOWI SOLENIZANCI

Page 7: Bóg się rodzi - NESKAzswiel.neska.pl/images/pliki/publikacje/NR4.pdf · 2. Hedwig Grzegorz - SMS Kraków 3. Ruchała Anna - LO 4. Ruchała Dorota - LO Gratulujemy wszystkim stypendystom!

wszystko po to, żeby nie przyjąć leniów. Stosowano próby sprawdzenia charakteru czy temperamentu takiego człowieka. Jedna z nich może wydawać się śmieszna, ale była skuteczna. Dawano kandydatowi jakąś potrawę do jedzenia. Jeśli szybko jadł, uśmiech-nięty, to wiadomo było, że ma dobry charakter. Ale jeżeli grymasił, krzywił się, od razu stwierdzano, że ma taki temperament, że chciałby, a boi się, a nie może. Mówiono: jaki kto do jedzenia, taki do roboty. Cos w tym przysłowiu jest… Dziękuję!

O Świętach Bożego Narodzenia w przedwojennym

Brzesku rozmawiam z moją Babcią, Marią Gargas.

Urodziłaś się i spędziłaś dzieciństwo w Brzesku, w mieście. Kiedy dzieci dostawały prezenty na mikołajki? Z tymi mikołajkami była ciekawa sprawa. Mieliśmy w naszym gospodarstwie kilka koni przeznaczonych nie do pola, ale do naszej bryczki. W zimie bryczkę zastę-powały sanki. I tymi sankami jechaliśmy 6 grudnia… …Wy, czyli kto? Czwórka dzieci z naszego domu (razem ze mną) i nasi rodzice. I właśnie tymi sankami jechaliśmy w Dzień Świętego Mikołaja dwa kilometry za Brzesko, do takiej

sali kinowej. Tam zasiadaliśmy na widowni, żeby oglądnąć przygotowane przez księdza, społecznika, jasełka. Po jasełkach na scenie pojawiał się najbardziej oczekiwany gość z Północy, czyli św. Mikołaj. Koło swojego tronu miał paczki przygotowane wcześniej przez rodziców i potem rozdawał je dzieciom. Co najczęściej było w ta-kich paczkach? Nie było żadnych zabawek,

maskotek…. Same praktyczne rzeczy, najczęściej ubrania. Były też jakieś małe czekoladki, łakocie, pomarańcze… Jak przygotowywano się do Świąt? My dzieci, miałyśmy za zadanie zrobić ozdoby na choinkę… Kiedy wchodziłyśmy do kuchni, przeganiano nas… Tam było strasznie dużo ruchu, wszyscy byli strasznie zajęci. A jakie ozdoby robiliście? Hm… Kupowaliśmy takie arkusze z postaciami anioł-ków, mikołajków… Potem je wycinaliśmy, wieszaliśmy na choince… Jeszcze robiliśmy łańcuchy ze słomy i kokardek z bibuły, tak na zmianę… Ale to już Ci o nich, Dziadek opowiadał… No mówił. Więc, jeszcze się wieszało na choince cukierki zawi-nięte w papierki. Przed samą wigilią na naszej wyso-kości wisiały już same papierki. (śmiech) Bo wiesz, my to tak sprytnie robiłyśmy, że troszkę odwijałyśmy te opakowania, wyciągałyśmy cukierki i z powrotem zawijaliśmy… Trudno było się zorientować. (śmiech) A wysoka ta choinka była? Oj, bardzo. W ogóle pokoje były wysokie, także cho-inka miała co najmniej 2,5 metra. Kiedy ją strojono? Z tego co pamiętam, to stała już tak gdzieś dzień przed wigilią. I stała aż do 2 lutego, mimo, że sypały się z niej te igły, ozdoby już były „nadszarpnięte”, ale musiała stać do 2 lutego. Nie było lampek elektrycz-nych, tylko świeczki.. Na szczęście nigdy się nic u nas nie podpaliło… Rodzice pilnowali, nie mogliśmy świe-cić świeczek, kiedy ich nie było… Kiedy zaczynano wieczerzę wigilijną? Od pierwszej gwiazdki. W kuchni rozkładało się wielki stół – zasiadali przy nim wszyscy – zarówno państwo, jak i służba. To był wyjątek, bo zazwyczaj w ciągu roku jedliśmy osobno. W ogóle co innego jedliśmy my, a co innego służba – pieczono np. dwa rodzaje ciast – lepsze dla nas i trochę gorsze dla nich. W wigilię było inaczej – wszystkich traktowano równo… A ile potraw było na stole? Obowiązkowo dwanaście… Moja mamusia, która bardzo dobrze gotowała, pilnowała, żeby tych potraw

gi z suszonymi śliwkami, no i kompot. Poza tym kasza jęczmienna, śledzie solone, barszcz biały, czerwony zrobiony na leśnych grzybach. Wierzono w rozmawiające ze sobą zwierzęta? Tak, przed wieczerzą wigilijną trzeba było suto nakar-mić zwierzęta gospodarskie – krowy, konie, świnie. Panowało (i chyba dalej panuje) takie przekonanie w niektórych środowiskach, że zwierzęta w dzień wigilijny rozmawiają ze sobą. Gospodarzowi zależało, żeby o nim źle nie mówiły. Żeby nie opowiadały, że je bije, że je głodzi, że źle się zachowuje czy że jest im zimno. Co robiono po wieczerzy wigilijnej? Zapalano świeczki i śpiewano kolędy. Jakie kolędy? Tradycyjne: „Wśród nocnej ciszy”, „Bóg się rodzi”, „Przybieżeli do Betlejem”, „Lulajże Jezuniu”. Takie same, jakie się dzisiaj śpiewa. Może współcześnie jest ich więcej, bo są jeszcze pastorałki. Kiedy kończyło się to wspólne kolędowanie? Późno, bo w ten sposób przygotowywano się do pasterki. To bardzo ładnie wyglądało, jak w mroźną zimę maszerowali ludzie do kościoła po ciemku. Potem, wiadomo, kościół w Wielogłowach był mały, więc się ścieśniali wszyscy, żeby nikt nie stał na polu, bo rzeczywiście było wtedy bardzo zimno. Jak obchodzono Dzień Bożego Narodzenia? To było takie święto rodzinne, domowe. Nikt raczej nie wychodził na zewnątrz, starano się spędzić je u siebie. Po nabożeństwie w kościele był obiad, kolacja, potem kolędowanie… A odwiedzano się wzajemnie? Owszem, ale też w kręgach rodzinnych i dopiero na Świętego Szczepana, 26 grudnia. I z tym dniem była związana ciekawa trady-cja. Do kościoła przynoszono w kieszeniach owies. Ksiądz go święcił, ale zaraz po zakoń-czeniu mszy, po wyjściu na zewnątrz, obrzu-cano się nim na pamiątkę ukamienowania Świętego Szczepana. To był taki dość sympa-tyczny zwyczaj. (śmiech). A zawsze był śnieg na Święta? Właśnie o tym chciałem wspomnieć. Z tego co ja pamiętam, to zimy były bardzo wczesne i ostre, wiosna też była wczesna – już pod koniec lutego śnieg topniał. W marcu rolnicy już wykonywali zasie-wy. Dzisiaj już zbóż właściwie nie ma, zanika ten rolniczy krajobraz, nie ma drewnianych domów kry-tych strzechą. Są za to budynki murowane, nieraz wyglądające jak pałace… Ale to dobrze, trzeba iść d przodu… Urządzano jasełka? Tak, wystawiano je do 2 lutego. Wtedy też chodzili kolędnicy, śpiewali kolędy, czasem odgrywali jakieś scenki, zwłaszcza dla młodszych dzieci. I jeszcze muszę wspomnieć taki zwyczaj, który dzisiaj nie jest już kultywowany. Tzw. słomiani chłopcy chodzili po wsi w Nowy Rok ubrani, a raczej otuleni plecionymi ze słomy warkoczami. Mieli na głowach duże czapy w kształcie stożków. Głównie były to grupy złożone z trzech osób. A co robili? Składali życzenia odwiedzanym gospodarzom. Szko-da, że już teraz nie chodzą. Szkoda, rzeczywiście… Słomiani chłopcy już nie istnieją, a (tak jeszcze na koniec) pamię-tasz jeszcze jakieś zwyczaje, które też zanikły? Niech no pomyślę…. Tak, jest coś takiego, tylko nie wiem, czy to można nazwać zwyczajem… No więc, zaraz po Świętach, w okresie do Trzech Króli, odby-wały się tzw. gody ze służbą. Większe gospodarstwa miały bowiem swoja „świtę”, z którą gospodarz za-wierał umowę, najczęściej ustną. Określała ona wa-runki pracy czy też wynagrodzenia w formie pienięż-nej. Kiedy umowa wygasała, albo gdy sługa dobro-wolnie odchodził, urządzano te właśnie gody. Wypo-sażano człowieka w prowiant…. Ale na godach witano również nową służbę, która zastępowała odchodzą-cą… A jak werbowano nowych pracowników? Więc, bardzo dużo osób z ubogich domów czy rodzin wielodzietnych szukało pracy. Nie w fabrykach, tylko w gospodarstwach. Wymagano od nich jakieś refe-rencji, krótkiej oceny od poprzednich pracodawców –

STR. 7 MAGNES NR 4/14 LISTOPAD 2005 R.

Wywiad na temat świąt Bożego Narodzenia za czasów dziadków cd.

było tyle, ile trzeba… Jakie to były potrawy? Pamiętam, że Żydówki przynosiły nam karpie po żydowsku… One były w galarecie albo z rodzynkami… Ale poza tym my też piekliśmy karpia... Odejdźmy już od tych ryb. Jakie jeszcze potra-wy? Obowiązkowo zupa grzybowa. Jeszcze żur, taki kiszo-ny. Potem… kapusta zasmażana, kapusta z takim małym, żółtym grochem… Co jeszcze? Kasza ze śliw-kami suszonymi… Były wreszcie naleśniki… …a barszcz? Był żur. Czerwony barszcz z uszkami gotowało się w Święta… Na wigilię były takie potrawy… …postne… …tak, ale też wiejskie. Nawet w mieście gotowało się właśnie takie proste potrawy… Ale to na pamiątkę, chyba, że Pan Jezus był ubogi… Co było jeszcze na tym stole? Po wieczerzy był kompot ze śliwkami i przeróżne placki… No, a potem dopiero te śpiewy ze służbą… To kolędowanie… Co śpiewaliście? Były te same kolędy, co teraz. Tylko nie te nowocze-sne, a: „Bóg się rodzi”, „Wśród nocnej ciszy”, „Gdy się Chrystus rodzi” – wszystkie te prawdziwe kolędy, które śpiewa się w kościele. Teraz jest dużo tych pastorałek, takich nowoczesnych… Ładne one są, ale wtedy były tylko te tradycyjne. Chodziliście na pasterkę? Ja nie pamiętam. Ja nigdy nie chodziłam na pasterkę, nawet, jak byłam dorosła… To dla mnie było za póź-no… Na pewno moi rodzice, wszyscy chodzili, ale ja tego już nie pamiętam… To było troszkę dawno… (śmiech) Jak wyglądało miasto w święta? Tak, jak przez cały rok… Tylko było przykryte śnie-giem…

Nie było jakoś specjalnie przy-strojone, oświetlone? Nie, w ogóle. Ani choinki nie było na rynku, ani nic… Wszystko się odbywa-ło w kościele i w domach… Na ulicach nie było nic… Nie oświetlało się tak, ani sklepów nie strojono… Poza tym te ważniejsze sklepy w rynku należały do Żydów… Oni ich nie stroili, nie

było takiego zwyczaju… Nie było tak, jak się teraz jedzie ulicą i przed każdym domem stoi oświetlona choinka… Miasto było normalne. Chodził ktoś po kolędzie? Tak, byli kolędnicy… Puszczało się ich… Zawsze się im coś dawało, śpiewali… Co robiliście w Boże Narodzenie? Nie wolno było nigdzie wychodzić, tylko do kościoła. Siedziało się w domu… Póki żyli dziadkowie, to się do nich wtedy jechało saniami... Odwiedzaliśmy ich… A w drugi dzień Świąt? Jak umarli dziadkowie, to, ponieważ mój tatuś był najstarszy, przychodzili jego bracia… Mieliśmy takie przyjęcie, się wędlinę jadło… Zresztą w ogóle jedzenia było w bród, bo nie narzekaliśmy na brak pieniędzy… Ale pijaństwa nie było. Na szczęście. Pamiętasz jakieś zwyczaje, które nie przetrwa-ły do dzisiaj? Wiem tylko, że w drugi dzień świąt posypywano się owsem… Ale tak, to nie pamiętam, żeby były jakieś specjalne tradycje… To były takie święta rodzinne – nie było żadnych rozrywek, teatrów… Zresztą Brzesko to była taka mała mieścina przed wojną… Jak ja dzisiaj do niego przyjeżdżam, to go nie poznaję…Ale pamiętam, że wtedy był rygor straszny… Dziadziu nas budził wpół do szóstej… Były straszne śniegi, po kolana…. Kazał nam chodzić na roraty… Jeszcze tak na koniec… Były gody? Tak, bo służbę zatrudniało się na rok… Najpierw kandydatom dawało się jeść. Jak który jadł tak poma-łu, grymasił, to mówiło się: „Yyy, on nie będzie do roboty”. Ale, jak który jadł porządnie, to się nadawał do roboty. Bo wtedy była bieda, przychodziło mnó-stwo ludzi ze wsi, także było w czym wybierać… Ale to były takie czasy, których dzisiaj już nie ma i trudno je sobie wyobrazić…

TG

Ciąg dalszy ze strony 6

Takie czasy, których dzisiaj już nie ma i trudno je sobie wyobrazić…

Page 8: Bóg się rodzi - NESKAzswiel.neska.pl/images/pliki/publikacje/NR4.pdf · 2. Hedwig Grzegorz - SMS Kraków 3. Ruchała Anna - LO 4. Ruchała Dorota - LO Gratulujemy wszystkim stypendystom!

Humor -ka

“Karol – człowiek, który został papieżem” Film Giacomo Battiato pt. “Karol –

człowiek, który został papieżem” nie jest pierwszym biograficznym filmem o papieżu Janie Pawle II.

Wcześniej powstały co najmniej dwa takie utwory – podobnie jak film Battiato na swój sposób wyjątkowe. Pierwszy to „Z dalekiego kraju” Krzysztofa Zanussiego (1981 r.) – film o papieżu z papieżem (Cezary Morawski) na drugim planie, filmowanym z daleka, by jego postać nie zakłócała obrazu „dalekiego kraju”, duchowego tła kształtującego osobo-wość. Film drugi – „Papież Jan Paweł II” Herberta Wise’a (1984 r.) z Albertem Finney-em, to dwuipółgodzinne widowisko telewizyj-ne adresowane do widza amerykańskiego: tu liczy się przede wszystkim sama postać, jej osobowość tak odbiegająca od stereotypów, że i sam film odbiega od stereotypu kościel-nego hierarchy na ekranie.

Jednak wyjątkowość „Karola” jest szczegól-na. Jego realizację podjęto u schyłku pontyfi-katu Jana Pawła II, celem nie było więc przedstawienie osoby, ale podsumowanie dorobku.

Los sprawił, że premiera filmu odbyła się po śmierci papieża, toteż podsumowanie to stało się nie tylko gorące, ale i nadzwyczaj oczekiwane. Towarzyszące pierwszym pu-blicznym pokazom okoliczności sprawiły, że film odebrano niezwykle emocjonalnie, czego dowodzą publikowane w polskich mediach relacje. Po kilku tygodniach jednak emocje opadają.

Od początku należy podkreślić, że film o młodym Karolu Wojtyle nie powstawał z myślą o widzu polskim. Został zrealizowany przez włoski koncern medialny jako serial adresowany do tamtejszej publiczności i skrojony pod gust przeciętnego odbiorcy.

Dwuodcinkowy film ukazuje życie Karola Wojtyły od czasów jego młodości do chwili wyboru na papieża. Pierwsza część filmu jest poświęcona dorastaniu Wojtyły i jego przeży-

REDAKCYJNA

Redakcja: naczelna - Ewa Wiśniowska, Tomek Gargas, Michał Głaczyński,

Paulina Uszko, Jola Sołtys, Kinga Grodny, Ola Baran, Kasia Kalisz, Sylwia Dudzik

Opiekunowie: Anna Surówka,

Paweł Chlebiński 33-311 Wielogłowy

województwo: małopolskie powiat: nowosądecki

gmina: Chełmiec tel. 0~18 443-21-21

email: [email protected]

ciom z II wojny światowej, druga część opowiada o latach powojennych.

Akcja filmu rozpoczyna się w 1939 roku, gdy wojska niemieckie dokonują inwazji na Polskę. Pod nazistowską okupacją młody student Uniwersytetu Jagiellońskie-go, świadek aresztowania wykładowców tej uczelni i szargania ludzkiego prawa do zachowania własnej tożsamości, dochodzi do wniosku, że powinien powstrzymać się od walki zbrojnej, a poświęcić się raczej chronieniu duchowe-go dziedzictwa narodu. W czasie wojny traci najbliższych: ojca, przyjaciół i kolegów. Karol Wojtyła stara się, aby w tym dotkniętym złem świecie dawać świadectwo ludzkich i religijnych wartości opartych na miłości Boga.

Po wojnie Wojtyła już jako ksiądz, a na-stępnie jako biskup w szczególny sposób interesuje się światem ludzi pracy, zjednując sobie ich bezinteresowną, pełną prostoty miłością i rzeczywistym świadectwem wiary. W ten sposób staje się niedocenianym, lecz niebezpiecznym przeciwnikiem komunistów.

Film pokazuje nam, jak mocno osobista historia życia Karola Wojtyły jest powiązana z historią Polski, a wewnętrzny rozwój przy-szłego Papieża ukazuje na tle dwóch totalita-ryzmów, z którymi miał do czynienia i prze-ciwko którym nie wahał się przyjąć odpo-wiedniej postawy. Tak więc Battiato zaczyna swoją opowieść od tragicznego roku 1939, od inwazji na Polskę dokonanej najpierw przez wojska niemieckie, a potem przez rosyjskie. Poczynając od pierwszych ujęć, reżyserowi udaje się pokazać na tle tych wydarzeń już ukształtowane cechy charakte-ru młodego Wojtyły. Jest to pełne faktu

zatroskanie o innych, umie-jętność nawiązywania kon-taktów z ludźmi, a jednocze-śnie pewna wewnętrzna siła. Siła ta chroni go od ulegania przerażeniu, jakie niosą bieżące wypadki. Film wydo-bywa aspekt jego osobowo-ści – szczególną wrażliwość, która rozwinęła się w sytu-acjach kontaktu z cierpie-niem i śmiercią. Sam bowiem Karol doświadczył wielokrot-nej straty – w kolejnych bolesnych etapach odchodzi-ły drogie mu osoby: najpierw matka, potem brat i ojciec, następnie przyjaciel – ksiądz, aż wreszcie wielu kolegów –

studentów. W tych okolicznościach Wojtyła potrafi

rozwinąć swe dojrzałe i mocne człowieczeń-stwo, swe głębokie życie duchowe, które wciąż podlega wzrostowi, przemianie i przy-nosi owoc, jakim jest odpowiedź na powoła-nie do kapłaństwa. Film jasno pokazuje, że wybór ten nie był inspirowany obawą przed koniecznością stawienia czoła trudnej sytuacji wojennej, ani pragnieniem zdystansowania się od świata. Była to decyzja zrodzona z przekonania, że tak właśnie w tym dotknię-tym złem świecie należy dawać świadectwo ludzkich i religijnych wartości, wartości opartych na miłości Boga.

Druga część filmu, której tłem są wydarze-nia w Polsce podległej komunistycznemu reżimowi, ukazuje, jak Wojtyła – na skutek własnych doświadczeń z okresu, gdy sam był robotnikiem w kamieniołomie – interesuje się w szczególny sposób światem pracy. Jedno-cześnie trwa w przekonaniu, że to kultura jest najmocniejszą bronią w walce przeciw wszelkiemu uciskowi. Wykształcony i poważ-ny, uznany, a zarazem ksiądz i duszpasterz, przyjaciel młodych, których przyciąga ku

sobie bezinteresowną miłością i świadectwem wiary. Jako biskup stanowił istotne zagroże-nie dla reżimu, którego rozpad rozpoczął się właśnie dzięki mocy słów wypowiedzianych przez niego w dniu, w którym został Papie-żem: „Nie lękajcie się!”

Oglądałam ten film jakiś miesiąc temu i uważam, że jest rewelacyjny. Zwłaszcza teraz, gdy zauważyłam, że brakuje mi Tego Wielkiego Człowieka jakim był Jan Paweł II, nasz kochany Papież – Polak. Gdy „Lolek” żył nie zwracałam na niego większej uwagi, ponieważ w swoim sposobie myślenia miałam dziwne przeczucie, że ten człowiek będzie żył wiecznie (tzn. żyje nadal w naszych sercach, myślach i u boku samego Boga).

Nie przyjmowałam do świadomości tego, że może Go kiedyś zabraknąć i tego, że każdy człowiek kiedyś umrze… gdy Pan go wezwie do siebie.

Zachęcam bardzo do obejrzenia tego filmu, ponieważ naprawdę warto. Ukazane są w nim sceny z życia Papieża od czasów gdy wybuchła II wojna światowa do momentu gdy Karol Wojtyła zostaje wybrany na Stolicę Piotrową. Jest to wzruszający film, dlatego proponuję zaopatrzyć się w chusteczki higie-niczne.

Nigdy już nie będzie drugiego takiego człowieka, który zrobił tyle dla całego świata.

Jeszcze raz zachęcam do obejrzenia filmu „KAROL – CZŁOWIEK, KTÓRY ZOSTAŁ PAPIEŻEM”.

- Czy nauczyciel nie zorientował się jeszcze, że pomagam ci w odrabianiu lekcji ? - pyta ojciec syna. - Nie, ale mówi, że jestem coraz głupszy.

☺ - Nie zasłużyłem na jedynkę! - Masz rację moje dziecko, ale regulamin szkolny nie przewi-duje niższych ocen.

- Nigdy nie należy całować zwierząt, bo w ten sposób roznosi się zarazki. Czy ktoś może dać przykład? - Moja ciocia często całowała swojego pieska ... - I co się stało? - Piesek zdechł ...

Wycieczka szkolna w muzeum. Zainteresowanie Jasia wzbudza tabliczka umieszczona obok mumii. - Tutaj jest napisane 2466 PNE. Co to może znaczyć - pyta kolegę. - To chyba rejestracja wozu, który potrącił tego nieboszczyka.

- Krysiu - pyta nauczycielka matematyki - jak podzieliłabyś cztery ziemniaki między pięciu harcerzy? - Zrobiłabym sałatkę ziemniaczaną!

Jeden przedszkolak mówi do drugiego: - U mnie w domu modlimy się przed każdym posiłkiem. - U mnie nie - odpowiada drugi. - Nieee?! - dziwi się pierwszy. - Nie! Mama dobrze gotuje. - Jasiu, powiedz jakieś zdanie w trybie oznajmiającym. - Koń ciągnie furę. - A teraz w trybie rozkazującym. - Wio!

Kolega pyta kolegę: - I jak było po zakończeniu roku? - Eeeee, dwa razy dostałem lanie od ojca.. - Dlaczego aż dwa ? - Pierwszy raz jak zobaczył świadectwo, a drugi jak się poła-pał, że to jego.

Nauczyciel napisał na tablicy wzór chemiczny: - Jasiu, co ten wzór oznacza? - To jest, ojej, mam to na końcu języka... - Dziecko wypluj to natychmiast, bo to kwas siarkowy!

Nauczyciel historii wpada zdenerwowany do pokoju nauczy-cielskiego i mówi do dyrektora: - Ech, ta druga "a"! Nie wytrzymam z tymi baranami! Pytam ich, kto wziął Bastylię, a oni krzyczą, że to żaden z nich! - Niech się Pan nie denerwuje - uspokaja dyrektor - może to rzeczywiście ktoś z innej klasy?

- Kto panował w starożytnym Egipcie? Twarz Jasia rozpromienia uśmiech: - Mumie, proszę pani.

A oto jak jedna z miłośniczek „Ekologii” z naszej szkoły zobrazowała wypadek samochodowy

Gazetka współfinansowana ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego - projekt Szkoła Marzeń