Azyl Małgorzaty Ostrowskiej

35
2/2015 ISSN 2392-232X MAGAZYN BEZPŁATNY Azyl Małgorzaty Ostrowskiej Ryszard Ćwirlej: Warto pokazywać Poznań Wspomnienie o Krystynie Feldman NOCNY POZNAŃ W BLASKU NEONÓW Za kulisami Teatru Wielkiego

Transcript of Azyl Małgorzaty Ostrowskiej

2/2015 IS

SN

23

92

-23

2X

MAGAZYN BEZPŁATNY

Azyl Małgorzaty OstrowskiejRyszard Ćwirlej: Warto pokazywać Poznań

Wspomnienie o Krystynie FeldmanNOCNY POZNAŃ W BLASKU NEONÓW Za kulisami Teatru Wielkiego

4 2/2015

5 zl = double shot5 zl = double shot dbl espresso macchiato costanza flat white

bigfoot coffee shop

r a t a j c z a ka 1 8 { pasaz apollo } f b / b i g f o o t c o f f e e s h o p.

r a t a j c z a ka 1 8 { pasaz apollo } f b / b i g f o o t c o f f e e s h o p

W N

UM

ER

ZE

ISSN 2392-232X

Redaktor naczelna: Joanna Swędrzyńska

Sekretarz redakcji: Marta Sankiewicz m.sankiewicz@ pulspoznania.pl

tel. 724 322 549

Felietony: Olga Geppert, Alicja GołębiewskaWspółpraca: Maria Banach, Agnieszka Idziak, Karolina

Karpe, Michał Krueger, Dominika Kłopotowska--Żurawska (fotopoznan.blogspot.com), Lucyna

Leśniak, Aleksandra Noszczyńska, Agnieszka Puk, Andrzej Sikorski, Peter Windsong (windsong.pl),

Erik Witsoe (facebook.com/ErikWitsoePhotography), Arleta Wojtczak

Komiksy: Michał Woźniak

Projekt, skład: Anna Woźniak, Michał Woźniak, Studio Graficzne Ornatus

Okładka: Erik Witsoe, facebook.com/ErikWitsoePhotography

e-mail: [email protected]

Wydawca: Joanna Swędrzyńska, tel. +48 665 543 144 adres redakcji: Os. Powstań Narodowych 53/10,

61-216 Poznańdział sprzedaży: [email protected],

tel. +48 724 322 783

Druk: TransDruk

Zastrzegamy sobie prawo do redagowania listów. Materiałów niezamówionych nie zwracamy.

Redakcja nie odpowiada za treść reklam.Materiały reklamowe na stronach: 2, 5, 17, 57, 60, 61, 67

Miejsca dystrybucji magazynu na stronie www.pulspoznania.pl

Kalendarium wydarzeń 7

Zapowiedzi 12

Książki:

Zysk i s-ka poleca książki Ryszarda Ćwirleja 16

Felieton:

Wszystko zależy od stanu 18

Komiks:

Mądrości Franka i Hipolita 19

Młody Poznań:

Kreatywnikowy sposób na masy plastyczne dla dzieci 20

Poznański Gwiazdozbiór:

„Muszę mieć naturę w zasięgu ręki” – wywiad z Małgorzatą Ostrowską 22

Symbole Poznania:

Popatrzcie na Prozerpinę 26

Miejskie zakamarki:

Centrum przy Ratajczaka 28

Nasze rekomendacje:

Pasje pod okiem specjalistek – Centralne Oko 30

Poznańskie ZOO:

Co słychać w świecie zwierząt? 32

Poznańska blogosfera:

Jedz, żyj, idź do przodu 34

Poznańska blogosfera: Neony Grześkowiaka 36

Nasze Patronaty:

NOCNY POZNAŃ W BLASKU NEONÓW 37

Osobowość:

„Poznań jest bohaterem moich powieści” – wywiad z Ryszardem Ćwirlejem 38Poznanianka:

Misja doula 42Nasze patronaty: Stawiamy na szacunek – Wielkoduchy 44Pamiętajmy o… :

Mówią, że mój ojciec rozpoetyzował Wielkopolskę – wywiad z Aresem Chadzinikolau 46Rowerowy Poznań: Klucz do bezstresowego parkowania 48Miasto i styl:

Czarno-biały Poznań – fotografie Petera Windsonga 50Za kulisami:

Opera od kuchni 52Felieton:

Wszystko zależy od perspektywy 54Z przewodnikiem po Poznaniu:

Elementy kultur starożytnych w przestrzeni miejskiej Poznania 56Smaczny Poznań:

Gzik z rozmarynem i nutą cytryny 58Sklepy: 60Nowe miejsca: 61Amerykanin w Poznaniu:

As winter is coming to an end 62Pamiętajmy o…: Dziękujemy, Pani Krystyno! – wspomnienie o Krystynie Feldman 64Kwestionariusz Pulsu Poznania: Renata Borowska-Juszczyńska 66

2/2015

ISS

N 2

39

2-2

32

X

MAGAZYN BEZPŁATNY

Azyl Małgorzaty OstrowskiejRyszard Ćwirlej: Warto pokazywać Poznań

Wspomnienie o Krystynie FeldmanNOCNY POZNAŃ W BLASKU NEONÓW Za kulisami Teatru Wielkiego

6 2/2015 2/2015 7

Wielokrotnie słyszałam opinię o Polakach, że nie potrafią cieszyć się z czyjegoś sukcesu. W dodatku wiecznie narzekają, nic im się nie podoba. Czy jest to jednak nasza cecha narodowa, a sposób bycia malkontenta jest charakterystyczny tylko dla Polaków? Moja

odpowiedź brzmi: nie. Nie zgadzam się z tą opinią i uważam, że jest mocno przesadzona. Kiedy gromadzę materiały do kolejnych artykułów i spotykam się z  ludźmi, zazwyczaj opisuję krótko ideę naszego dwumiesięcznika: piszemy o Poznaniu, ale tylko o tej pozytywnej stronie miasta. Wprawdzie – jak wszyscy – dostrzegamy wiele nieprawidłowości, ale skupiamy się tylko na tym, co się udaje, co jest wartościowe, interesujące i  to przekazujemy dalej. Początkowo na twarzach moich rozmówców widać delikatny popłoch, ale trwa to kilka sekund, bo chwilę potem pojawia się uśmiech i słowa, że to doskonały pomysł. Pozytywne media? To jest to! Słyszę, że ludzie są zmęczeni smutnymi wiadomościami epatującymi z każdej strony. Nie chcą już czytać o kolejnych aferach, a przynajmniej nie chcą czytać jedynie tego. A przecież tyle cudowności możemy znaleźć wokół siebie! Na każdą (no dobrze, na prawie każdą) ze spraw można spojrzeć inaczej, przychylniej. Każdego dnia wyrabiam w sobie nawyk chwalenia, doceniania, szukania jasnych stron. Co najciekawsze, mnie samej żyje się o wiele przyjemniej z takim podejściem do spraw, to działa! Dlatego w drugim numerze Pulsu Poznania znajdziecie Państwo kolejną porcję powodów do tego, by jeszcze życzliwiej spojrzeć na nasze ukochane miasto.

Zapraszam do lektury!

OD

RE

DA

KC

JI

W S P Ó Ł P R A C A

KA

LE

ND

AR

IUM

WY

DA

RZ

Wystawy

Do 28 marcaSzymon Kurpiewski Oh Andy... you make me so shaking!Galeria Ego

Do 31 marcaKarol Budziński Tu warto być wystawa fotograficzna o Wielkopolsce Muzeum Archidiecezjalne

Do 30 czerwcaKraina grodów wystawa czasowaRezerwat Archeologiczny Genius Loci

Od 2 do 27 marcaWybór prac artystów współpracujących z galeriąABC GalleryWstęp wolny

Od 13 marca do 31 majaWystawa zbiorowa Druga jesieńGaleria Art Stations

Od 12 marca do 26 czerwcaMieczysław Halka-Ledóchowski – KARDYNAŁ nieZNANY (1822-1902) wystawa czasowaŚluza KatedralnaWstęp wolny

Od 15 marca do 6 wrześniaOdznaka Pamiątkowa Wojsk Wielkopolskich 95. rocznica ustanowienia Wielkopolskie Muzeum Wojskowe

24 marcaXXV Dni Kultury Francuskiej i Frankofonii LIBAN: wernisaż wystawy fotografii Rafała Żurkowskiego Liban – podzielona perła LewantuCzytelnia francuska Szkoły językowej UAM, godz. 18:00Wstęp wolny

Od 7 marca do czerwcaMali tropiciele wystawa z cyklu „Bliskie spotkania z…”Muzeum Archeologiczne w Poznaniu

Od 10 kwietnia do czerwcaDomasław – nekropola arystokracji z wczesnej epoki żelaza wystawa czasowaMuzeum Archeologiczne w Poznaniu

Od 19 kwietnia do 31 majaBunt – Ekspresjonizm – Transgraniczna awangardaMuzeum Narodowe w Poznaniu

KwiecieńMiędzynarodowa Wystawa Małych Form GraficznychGaleria Łazienna

Kwiecień/majWystawa prac słowackiego artysty Dušana KállayaGaleria Łazienna

Spektakle

7 marcaMarek Zgaiński Mucha nie siadaMój Teatr, godz. 18:00

Marek Zgaiński Randka w ciemnoMój Teatr, godz. 20:00

8 marcaMarek Zgaiński Faceci na wybieguMój Teatr, godz. 17:00

13 marcaMarek Zgaiński Alibi do wynajęcia prapremieraMój Teatr, godz. 20:00

14 marcaImpresje zimowe spektakl baletowo-akrobatyczny Szkoła Baletowa Anny Niedźwiedź, godz. 17:00, 19:00Bilety: 20-25 zł

21 marcaMarek Zgaiński Rokendrol albo mów mi teściuMój Teatr, godz. 20:00

22 marcaStudio Aktorskie STA Studnia Teatr Nowy w Poznaniu, Trzecia Scena, godz. 17:30

23 marcaMarek Zgaiński Usta AngelinyMój Teatr, godz. 20:00

24 marcaTeatr 6. Piętro PolitykaSala Ziemi, Międzynarodowe Targi Poznańskie, godz. 17:30 i 20:30Bilety: od 50 do 150 zł

26 marcaPolski Teatr Tańca SumoMP2, Międzynarodowe Targi Poznańskie, godz. 10:30

Polski Teatr Tańca Need Me; Open Field MP2, Międzynarodowe Targi Poznańskie, godz. 20:00

27 marcaPolski Teatr Tańca SanatoriumMP2, Międzynarodowe Targi Poznańskie, godz. 20:00

28 marcaSynopsis of a BattleStudio Słodownia +3, godz. 19:00Bilety w cenie 15zł i 10zł

Kino

10 marcaDKF KAMERA Wyspa lodu i ognia: O koniach i ludziach + video spotkanie Q&A z Ásą Baldursdóttir dyrektorką kina Bíó Paradís w ReykjavikuKino Muza, godz. 21:00Bilety: 12 zł

14 marcaMaraton Hiszpański Kino Muza, godz. 21:00Bilety: 10 zł seans, 24 zł karnet na trzy filmy

17 marcaDKF KAMERA Wyspa lodu i ognia: Wesele w białą noc + minirecital i spotkanie z Anną Patrycją CzepielKino Muza, godz. 21:00Bilety: 12 zł

19 marcaXXV Dni Kultury Francuskiej i Frankofonii LIBAN: Ghadi Kino Muza, godz. 21:00Bilety: 8 zł

24 marcaDKF KAMERA Wyspa lodu i ognia: Islandia jest kobietą + spotkanie z reżyserem i podróżnikiem Piotrem MitkoKino Muza, godz. 21:00Bilety: 12 zł

24-27 marcaFestiwal ShortWavesKino Muza, godz. 19:00Bilety: 7 zł

26 marcaXXV Dni Kultury Francuskiej i Frankofonii LIBAN: Szeherezada w Baabda Kino Muza, godz. 21:00Bilety: 8 zł

28 marca-2 kwietniaTydzień Kina HiszpańskiegoKino Muza

31 marcaDKF KAMERA Wyspa lodu i ognia: BagnoKino Muza, godz. 21:00Bilety: 12 zł

Koncerty

7 marcaOPEN MIC przegląd wokalistów z WielkopolskiScena na Piętrze, godz. 10:00Wstęp wolny

Björk: Biophilia LiveKino Muza, godz. 20:00Bilety: 18 zł

2/2015

ISS

N 2

39

2-2

32

X

MAGAZYN BEZPŁATNY

Azyl Małgorzaty OstrowskiejRyszard Ćwirlej: Warto pokazywać Poznań

Wspomnienie o Krystynie FeldmanNOCNY POZNAŃ W BLASKU NEONÓW Za kulisami Teatru Wielkiego

Fot.

Erik

Wits

oe

P A T R O N A T Y P A R T N E R Z Y

8 2/2015 2/2015 9

8 marcaNowe nurty przegląd zespołów z WielkopolskiScena na Piętrze, godz. 10:00Wstęp wolny

Monika SzczotGood Time Radio Cafe & Lunch, godz. 20:00Bilety: 15 zł

Nowy Wiek Awangardy: Red Trio, Damasiewicz, LebikMały Dom Kultury, godz. 20:00Bilety: 25 zł przedsprzedaż, 35 zł w dniu koncertu

Piaf! The ShowSala Ziemi, Międzynarodowe Targi Poznańskie, godz. 20:00Bilety: od 85 do 165 zł

9 marcaTurniej tenorów o Złoty Laur ScenyScena na Piętrze, godz. 19:00Bilety: 45 zł, 55 zł, 75 zł

11 marcaWieczór Akademicki w Willi Wśród Róż Gala Wokalna Salon muzyczny – Muzeum Feliksa Nowowiejskiego, godz. 18:00Wstęp wolny

Der FatherMały Dom Kultury, godz. 20:00

Martin MinelliGood Time Radio Cafe & Lunch, godz. 21:00Bilety: 10 zł

12 marcaAfro KolektywKlubokawiarnia Meskalina, godz. 19:00Bilety: 20 zł przedsprzedaż, 25 zł w dniu koncertu

13 marcaWovokaMały Dom Kultury, godz. 20:00Bilety: 20 zł i 30 zł

14 marcaXV Festiwal Muzyki Pasyjnej i Paschalnej „La Confessione”: Krzysztof Musiał Z głębokości wołamBazylika Farna, godz. 11:45Wstęp wolny

Filharmonia Poznańska 444. Koncert Poznański Inny CzajkowskiAula UAM, godz. 18:00 Bilety: 20 zł (wejściówki)

DyzmatronikMały Dom Kultury, godz. 20:00Bilety: 10 zł i 15 zł

19 marcaDie FlöteKlubokawiarnia Meskalina, godz. 19:00Bilety: 15 zł przedsprzedaż, 20 zł w dniu koncertu

Peter & JacobGood Time Radio Cafe & Lunch, godz. 21:30Bilety: 20 zł

20 marcaFilharmonia Poznańska 116. Koncert Targowy Oblicza klasykiAula UAM, godz. 19:00 Bilety: 50 zł/45 zł, 35 zł/30 zł, 25 zł/20zł, 15 zł wejściówki

Osok & AfrobandGood Time Radio Cafe & Lunch, godz. 21:30Bilety: 10 zł

Miss Jools, Karina, JuliaPtapty, godz. 22:00Bilety: 15 zł, 20 zł, 25 zł

21 marca Trzy minikoncerty fortepianowe z okazji 330. rocznicy urodzin J.S. BachaSalon muzyczny – Muzeum Feliksa NowowiejskiegoWstęp wolny

22 marcaKoncert laureatów XII Młodzieżowego Międzynarodowego Konkursu Wiolonczelowego im. Kazimierza WiłkomirskiegoSalon muzyczny – Muzeum Feliksa Nowowiejskiego, godz. 17:00Wstęp wolny

Michał Milczarek TrioGood Time Radio Cafe & Lunch, godz. 20:00Bilety: 15 zł

25 marcaWieczór fletowy recital dyplomowy Anny Tabaczyńskiej Salon muzyczny – Muzeum Feliksa Nowowiejskiego, godz. 18:00Wstęp wolny

26 marcaTeddy JrKlubokawiarnia Meskalina, godz. 19:00Bilety: 15 zł przedsprzedaż, 20 zł w dniu koncertu

27 marca Filharmonia Poznańska Koncert Nadzwyczajny W hołdzie geniuszowi w 330. rocznicę urodzin J.S. BachaAula UAM, godz. 19:00Bilety: 100 zł/95 zł, 80 zł/75 zł, 60 zł/55 zł, 30 zł wejściówki

BlokiMały Dom Kultury, godz. 20:00Bilety: 10 zł

How Dare You AlexisGood Time Radio Cafe & Lunch, godz. 21:30Bilety: 15 zł

28 marca Filharmonia Poznańska Muzykoteka Młodego Człowieka W hołdzie mistrzowiAula UAM, godz. 11:00Bilety: 15 zł (wejściówki)

Poznański Chór Kameralny Happy Birthday JS! koncert z okazji 330. rocznicy urodzin J.S. BachaKościół pw. św. Wojciecha, godz. 19:30Wstęp wolny

Jakim CudemGood Time Radio Cafe & Lunch, godz. 21:30Bilety: 10 zł

29 marcaThe Frozen NorthGood Time Radio Cafe & Lunch, godz. 20:00Bilety: 15 zł

ArchivePawilon 2, Międzynarodowe Targi Poznańskie, godz. 20:00Bilety: 119 zł i 130 zł

31 marcaOPEN MIC Pozytywne wibracjeScena na Piętrze, godz. 20:00Bilety-cegiełki: 10 zł, 20 zł, 30 zł

1 kwietnia Kammerchor Hannover w PoznaniuKościół Franciszkanów, godz. 20:00

10 kwietniaFilharmonia Poznańska Wspomnienia z ItaliiAula UAM, godz. 19:00 Bilety: 50 zł/45 zł, 35 zł/30 zł, 25 zł/20zł, 15 zł wejściówki

Jo PilGood Time Radio Cafe & Lunch, godz. 21:30Bilety: 10 zł

15 kwietniaWieczór Akademicki w Willi Wśród Róż Salon muzyczny – Muzeum Feliksa Nowowiejskiego, godz. 18:00Wstęp wolny

17 kwietniaFilharmonia Poznańska Romantyzm z różnych stronAula UAM, godz. 19:00 Bilety: 50 zł/45 zł, 35 zł/30 zł, 25 zł/20zł, 15 zł wejściówki

KA

LE

ND

AR

IUM

WY

DA

RZ

KA

LE

ND

AR

IUM

WY

DA

RZ

UndertapeGood Time Radio Cafe & Lunch, godz. 21:30Wstęp wolny

18 kwietniaFilharmonia Poznańska Muzykoteka Młodego Człowieka Kapela Farna Harmoniemusik – co to takiego? Aula UAM, godz. 11:00Bilety: 15 zł (wejściówki)

Koncert wiosenny uczniów Now MusicSalon muzyczny – Muzeum Feliksa Nowowiejskiego, godz. 16:00Wstęp wolny

XV Festiwal Muzyki Pasyjnej i Paschalnej „La Confessione”: Orkiestra CO-OPERATE koncert finałowy Kościół OO. Karmelitów, godz. 19:00Wstęp wolny

25 kwietniaFilharmonia Poznańska 445. Koncert poznański Walc z bykiem na dachuAula UAM, godz. 18:00 Bilety: 20 zł (wejściówki)

30 kwietniaGentleman The Evolution & Cameralis Poznan Orchestra SYMPHONICAL Sala Ziemi, Międzynarodowe Targi Poznańskie, godz. 20:00Bilety: od 70 zł

Dla dzieci

7 marcaMagdalena Suska-Suwała warsztaty Zaczarowane KubeczkiSkład Kulturalny, godz. 10:30 (2-4/5 lat) i 12:00 (od 5 lat) Wstęp: 15 zł (obowiązują zapisy)

Warsztaty Muzyczne zabawy u Mistrza Feliksa Salon muzyczny – Muzeum Feliksa Nowowiejskiego, godz. 11:00Bilety: 15 zł (obowiązują zapisy)

Sito sztuki Złowić szczęście: naukowe podejście do majsterkowaniaMuzeum Narodowe w Poznaniu, godz. 11:15Bilet: 12 zł (obowiązują zapisy)

7, 14, 21 marcaWarsztaty Mamy projekt! otwarte zajęcia twórczeMDK nr 2, sala 18, godz. 9:30Koszt materiałów 10 zł (obowiązują zapisy)

8 marcaStudio Teatralne Blum ŚpiewankiConcordia Design, godz. 10:00 i 11:30Bilety: 35 zł rodzinny

Warsztaty wokół książki Martina Widmarka i Heleny Willis Tajemnica wyściguMały Dom Kultury, godz. 12:30Obowiązują zapisy

Spektakl SzewcyTeatr Animacji, godz. 18:00Bilety: 25 zł/20 zł, 18 zł grupowy, 10 zł Karta Rodziny Dużej

10 marcaSpektakl Kto wysiedzi to jajo?Teatr Animacji, godz. 9:30Bilety: 25 zł/20 zł, 18 zł grupowy, 10 zł Karta Rodziny Dużej

11 marcaSpektakl CalineczkaTeatr Animacji, godz. 9:30Bilety: 25 zł/20 zł, 18 zł grupowy, 10 zł Karta Rodziny Dużej

13 marcaSpektakl Czerwony KapturekTeatr Animacji, godz. 9:30 i 11:30Bilety: 25 zł/20 zł, 18 zł grupowy, 10 zł Karta Rodziny Dużej

14 marcaKlaudyna Bronowska warsztaty Skrzaty i krasnaleSkład Kulturalny, godz. 10:30 (2-4/5 lat) i 12:00 (od 5 lat) Wstęp: 10 zł (obowiązują zapisy)

Sito sztuki Być jak King Kong w wielkiej dżungli miasta: projektowanie rzeźby przestrzennej, aranżacja wnętrzMuzeum Narodowe w Poznaniu, godz. 11:15Bilety: 12 zł (obowiązują zapisy)

Warsztaty Razem w Muzeum Podmuch wiosny Muzeum Archidiecezjalne, godz. 12:00Wstęp: 5 zł (obowiązują zapisy)

14 marcaStary Browar Nowy Taniec dla Dzieci MotyleStudio Słodownia +3, godz. 11:00 Bilety: 10 zł

15 marcaStudio Teatralne Blum Ty i jaConcordia Design, godz. 10:00 i 11:30 Bilety: 35 zł rodzinny

Spektakl Soko lokoTeatr Animacji, godz. 10:00Bilety: 25 zł/20 zł, 18 zł grupowy, 10 zł Karta Rodziny Dużej

Palcem po mapie, Podróże małe i duże: IndieMuzeum Narodowe w Poznaniu, godz. 12:00Bilety: 12 zł (obowiązują zapisy)

19 marcaPoznańska Scena Szkolna spektakle teatrów dziecięcych i młodzieżowychScena Wspólna, godz. 18:00Wstęp wolny (obowiązują zapisy)

21 marcaKlaudyna Bronowska warsztaty Powitanie wiosny!Skład Kulturalny, godz. 10:30 (2-4/5 lat) i 12:00 (od 5 lat)Wstęp: 10 zł (obowiązują zapisy)

Spektakl A niech to gęś kopnie, dzień otwartyTeatr Animacji, godz. 11:00Bilety: 25 zł/20 zł, 18 zł grupowy, 10 zł Karta Rodziny Dużej

Muzealna Akademia Dziecięca, Przygoda VII: Pokaz muzealnej modyMuzeum Narodowe w Poznaniu, godz. 12:15

Dzieciaki na piętrze: przedstawienie Słoń w kratkę, warsztaty kulinarne Szalone torciki urodzinoweScena na Piętrze, godz. 16:00Bilety: 10 zł (przedstawienia), 5 zł (warsztaty)

25 marcaRodzinne Spotkania ze Sztuką Wokół wielkanocnego jajkaMDK 2, sala 4, godz.17:00Obwiązują zapisy

27 marcaManualia z mamami Przepiśnik – scrapbookingMDK nr 2, sala 18, godz. 16:30Koszt materiałów 15 zł

28 marcaStudio Teatralne Blum Na Wysokiej Górze premieraConcordia Design, godz. 10:00 i 12:00Bilety: 35 zł rodzinny

Magdalena Zadora warsztaty Konie i kucykiSkład Kulturalny, godz. 10:30 (2-4/5 lat) i 12:00 (od 5 lat)Wstęp: 10 zł (obowiązują zapisy)

XXV Dni Kultury Francuskiej i Frankofonii LIBAN: warsztaty Liban w 5-ciu zmysłach Dom Bretanii, godz. 11:00-13:00Wstęp wolny (obowiązują zapisy)

Otwarte warsztaty lepienia w glinie LEPI–MYMDK nr 2, sala 4, godz. 11:00Koszt materiałów 20 zł

Festiwal Kon-teksty KopciuszekTeatr Animacji, godz. 11:00Bilety: 20 zł/15 zł

Sito sztuki Kolorowo – owocowo: dekoracja „zrób to sam”Muzeum Narodowe w Poznaniu, godz. 11:15Bilety: 12 zł (obowiązują zapisy)

10 2/2015 2/2015 11

KA

LE

ND

AR

IUM

WY

DA

RZ

KA

LE

ND

AR

IUM

WY

DA

RZ

Warsztaty Razem w Muzeum Ecie plecieMuzeum Archidiecezjalne, godz. 12:00Wstęp: 5 zł (obowiązują zapisy)

29 marcaFestiwal Kon-teksty BękartTeatr Animacji, godz. 19:00Bilety: 30 zł/20 zł

31 marcaSpektakl Całe królestwo króla premieraTeatr Animacji, godz. 17:00Bilety: 25 zł/20 zł, 18 zł grupowy, 10 zł Karta Rodziny Dużej

11 kwietniaWarsztaty Muzyczne zabawy u Mistrza Feliksa Salon muzyczny – Muzeum Feliksa Nowowiejskiego, godz. 11:00Bilety: 15 zł (obowiązują zapisy)

Sito sztuki Super Size Me: malarstwo, kolaż, nietypowe technikiMuzeum Narodowe w Poznaniu, godz. 11:15

Warsztaty Razem w Muzeum FarbkowanieMuzeum Archidiecezjalne, godz. 12:00Wstęp: 5 zł (obowiązują zapisy)

15 kwietniaSpektakl WążTeatr Animacji, godz. 9:30 i 11:30Bilety: 25 zł/20 zł, 18 zł grupowy, 10 zł Karta Rodziny Dużej

16 kwietniaPoznańska Scena Szkolna spektakle teatrów dziecięcych i młodzieżowychScena Wspólna, godz. 18:00Wstęp wolny (obowiązują zapisy)

18 kwietniaFestiwal Kon-teksty Cyrk DobronkaTeatr Animacji, godz. 11:00, 13:00Bilety: 20 zł/15 zł

19 kwietniaPalcem po mapie: RosjaMuzeum Narodowe w Poznaniu, godz. 12:00Bilety: 12 zł (obowiązują zapisy)

Festiwal Kon-teksty StółTeatr Animacji, godz. 19:00Bilety: 30 zł/20 zł

23 kwietniaSpektakl Pan Maluśkiewicz i spółkaTeatr Animacji, godz. 9:30 i 11:30Bilety: 25 zł/20 zł, 18 zł grupowy, 10 zł Karta Rodziny Dużej

24 kwietniaSpektakl W beczce chowanyTeatr Animacji, godz. 12:00 i 14:00Bilety: 25 zł/20 zł, 18 zł grupowy, 10 zł Karta Rodziny Dużej

25 kwietniaOtwarte warsztaty lepienia w glinie LEPI–MYMDK nr 2, sala 4, godz. 11:00Koszt materiałów 20 zł

Warsztaty Razem w Muzeum Arcydzieło ze śmieciMuzeum Archidiecezjalne, godz. 12:00Wstęp: 5 zł (obowiązują zapisy)

Nowa dramaturgia czytanie tekstuTeatr Animacji, godz. 13:00Wstęp wolny

Muzealna Akademia Dziecięca, Przygoda VIII: Kufer pełen opowieściMuzeum Narodowe w Poznaniu

29 kwietniaSpektakl SmokiTeatr Animacji, godz. 9:30 i 11:30Bilety: 25 zł/20 zł, 18 zł grupowy, 10 zł Karta Rodziny Dużej

Inne

7 marcaCiuciu Paj i Cafe Muza: Śniobiad Kino Muza, godz. 11:00-15:00

Świat obrazów: wykład Beaty Salamon Franz von Stuck, Grzech Muzeum Narodowe w Poznaniu, godz. 11:15Wstęp wolny

9 marcaSpotkanie autorskie: Weronika Kurosz Skarby leśnych braciKsięgarnia Zysk i S-ka, godz. 10:00 i 12:00

10, 24, 31 marcaWarsztaty tańca bretońskiego z Anną KontorDom Bretanii, godz. 18:00-20:00Bilety: 5 zł

12 marcaSpotkanie autorskie: Krzysztof Masłoń Puklerz Mohorta. Lektury kresowePracownia-Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego, godz. 18:00

Cykl o modzie „Poza kanonem”: wykład dr. Piotra Szaradowskiego Paryż w czasie okupacji Dom Bretanii, godz. 18:30Wstęp wolny

Cztery lata w podróży pokaz slajdów z komentarzem podróżników Los WiaherosKino Muza, godz. 19:00Bilety: 10 zł

14 marcaDni św. PatrykaMuzeum Archeologiczne w Poznaniu, godz. 10:00-18:00Wstęp wolny, opłata za warsztaty

Konteksty dzieła sztuki: Rafał Malczewski, WspinaczkaMuzeum Narodowe w Poznaniu, godz. 12:00

Przedmiot do rozmowy: Rozmowa z… chustą rezerwisty Muzeum Etnograficzne, godz. 16:00Wstęp wolny

17 marcaXXV Dni Kultury Francuskiej i Frankofonii LIBAN: wykład Zofii Jeziornej i Daniela Gołębiowskiego z Fundacji Nadha Wszystko co wiemy i nie wiemy o Libanie Dom Bretanii, godz. 18:00Wstęp wolny

Spotkanie autorskie: Danuta Pytlak Babie lato, recital Przemysława Śledzia SledziuhyKsięgarnia Zysk i S-ka, godz. 18:00

18 marcaWykład naukowy dr Sabine Reinhold (Deutsches Archäologisches Institut) Landscape archaeology in the Caucasus region Muzeum Archeologiczne w Poznaniu, godz. 11:00Wstęp wolny

19 marcaZakończenie obchodów „Roku Józefa Kostrzewskiego” Muzeum Archeologiczne w Poznaniu

20 marcaXXV Dni Kultury Francuskiej i Frankofonii LIBAN: spotkanie z autorem Handlarza wspomnień Stanisławem Strasburgerem Liban, Lewant czy Bliski Wschód? – tożsamości na styku polityki i kultury Dom Bretanii, godz. 18:00Wstęp wolny

Cykl literacki Fundacji Kultury Akademickiej literuFKA Mały Dom Kultury , godz. 19:00Wstęp wolny

Miejsca i ludzie: Piotr Szaradowski Gertruda Stein i jej gust artystycznyMuzeum Instrumentów Muzycznych, godz. 19:00Wstęp wolny

IV eliminacje XIII Festiwalu Zostań Gwiazdą KabaretuScena na Piętrze, godz. 20:00Bilety: 30 zł

21 marcaXXV Dni Kultury Francuskiej i Frankofonii LIBAN: wykład Idy Balwierz Hi, kifak, ça va? Trzy języki w jednym zdaniu. O wielojęzyczności Libanu Dom Bretanii, godz. 11:00Wstęp wolny

Cykl „Naj-Muzeum” Najstraszniejszy zabytekMuzeum Archidiecezjalne, godz. 12:00, Wstęp: 7 zł

Spotkanie z kuratorem wystawy Odznaka Pamiątkowa Wojsk Wielkopolskich 95. rocznica ustanowienia Wielkopolskie Muzeum Wojskowe, godz. 12:00

XXV Dni Kultury Francuskiej i Frankofonii LIBAN: Panel dyskusyjny o sytuacji w Libanie: prof. Przemysław Osiewicz (UAM), dr Ida Balwierz (UJ), Stanisław StrasburgerDom Bretanii, godz. 12:30Wstęp wolny

Dekoder: Stefan Wojnecki, ŚcianaMuzeum Narodowe w Poznaniu, godz. 16:30

26 marcaPoDrodze Afryka Jak Mały Fiat podbił Afrykę spotkanie z podróżnikiem Arkadym FidleremKino Muza, godz. 19:00Bilety: 12 zł

Cykl konferencji „Twórcy Poznania”: wykład o Tomaszu TreterzeBrama Poznania

27 marca XV Dni Kultury Francuskiej i Frankofonii LIBAN: Konrad Kochel Wieczór z tradycyjnymi grami libańskimi Dom Bretanii, godz. 18:00Wstęp wolny

27-28 marcaXV Dni Kultury Francuskiej i Frankofonii LIBAN: Bazarek z artykułami libańskimiDom Bretanii28 marcaPisanka w Muzeum EtnograficznymMuzeum Etnograficzne, godz. 11:00-16:00Wstęp wolny

28 marcaPrzodki: warsztaty tańców tradycyjnychMały Dom Kultury, godz. 18:00Bilety: 10 zł

9 kwietniaCykl literacki Fundacji Kultury Akademickiej literuFKA Mały Dom KulturyWstęp wolny

10 kwietniaMiejsca i ludzie Piotr Szaradowski Petersburg i Moskwa na początku XX wieku Muzeum Instrumentów Muzycznych, godz. 19:00Wstęp wolny

11 kwietniaDrzwi otwarte w Szkole Baletowej Anny Niedźwiedź, w Niepublicznej Szkole Sztuki Tańca i w Szkole Artystyczno-AkrobatycznejGodz. 10:00

Ciuciu Paj i Cafe Muza: ŚniobiadKino Muza, godz. 11:00-15:00

Świat obrazów: wykład dr. Macieja Broniewskiego Franz von Stuck, Ukrzyżowanie Muzeum Narodowe w Poznaniu, godz. 11:15

15 kwietniaSpotkanie autorskie: Marek Ławrynowicz Patriotów 41Księgarnia Zysk i S-ka, godz. 18:00

18 kwietniaCykl „Naj-Muzeum” Najcenniejszy zabytekMuzeum Archidiecezjalne, godz. 12:00 Wstęp: 7 zł

Dekoder: Jerzy Kujawski, Kompozycje surrealistyczneMuzeum Narodowe w Poznaniu, godz. 16:30

22 kwietniaWykład naukowy mgr. Mateusza Sikory (Muzeum Archeologiczne w Poznaniu) Znaleziska monet z kościołów wielkopolskichMuzeum Archeologiczne w Poznaniu, godz. 11:00Wstęp wolny

22 kwietniaCykl literacki Fundacji Kultury Akademickiej literuFKA Mały Dom KulturyWstęp wolny

24 kwietniaMiejsca i ludzie Nowy Jork i art déco, Piotr Szaradowski Muzeum Instrumentów Muzycznych, godz. 19:00Wstęp wolny

Warmińskie miasteczko: niemiecki Wartenburg i polskie Barczewo, a dlaczego nie Nowowiejsk? Historia przyjaźni niemieckiego dyplomaty Winfrieda Lispchera i polskiego poety Kazimierza Brakonieckiego spotkanie wzbogacone muzyką Salon muzyczny – Muzeum Feliksa Nowowiejskiego, godz. 17:00Wstęp wolny

30 kwietniaCykl konferencji „Twórcy Poznania”: Józef StruśBrama Poznania

ABC Gallery, ul. Koszalińska 15; Aula UAM, ul. Wieniawskiego 1; Bazylika Farna, ul. Klasztorna 11; Brama Poznania, ul. Gdańska 2; Concordia Design, ul. Zwierzyniecka 3; Czytelnia francuska Szkoły językowej UAM, ul. 28 czerwca 1956 198; Dom Bretanii, Stary Rynek 37; Galeria Art Stations, Stary Browar, ul. Półwiejska 42; Galeria Ego, ul. Wyspiańskiego 41/3; Galeria Łazienna, ul. Łazienna 4; Good Time Radio Cafe & Lunch, ul. Paderewskiego 10; Kino Muza, ul. św. Marcin 30; Klubokawiarnia Meskalina, Stary Rynek 6; Kościół Franciszkanów, ul. Franciszkańska 2; Kościół OO. Karmelitów, ul. Działowa 2; Kościół pw. św. Wojciecha, Wzgórze Świętego Wojciecha 1; Księgarnia Zysk i S-ka, ul. Wielka 10; Mały Dom Kultury, ul. Zamkowa 3/4; MDK nr 2, ul. Za Cytadelą 121; MP2, Międzynarodowe Targi Poznańskie, ul. Głogowska 14; Mój Teatr, ul. Gorczyczewskiego 2; Muzeum Archeologiczne w Poznaniu, Pałac Górków, ul. Wodna 27; Muzeum Archidiecezjalne, ul. Lubrańskiego 1; Muzeum Etnograficzne, ul. Grobla 25, wejście od ul. Mostowej; Muzeum Instrumentów Muzycznych, Stary Rynek 45; Muzeum Narodowe w Poznaniu, Al. Marcinkowskiego 9; Pracownia-Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego, ul. Wroniecka 14; Ptapty, 27 Grudnia 8/10; Rezerwat Archeologiczny Genius Loci, ul. ks. I. Posadzego 3; Sala Ziemi, Międzynarodowe Targi Poznańskie, ul. Głogowska 14; Salon muzyczny – Muzeum Feliksa Nowowiejskiego, Al. Wielkopolska 11; Scena na Piętrze, ul. Masztalarska 8; Scena Wspólna, ul. Brandstaettera 1; Szkoła Baletowa Anny Niedźwiedź, ul. Mansfelda 4, wejście od: ul. Strzałkowskiego 5/7; Skład Kulturalny, ul. św. Marcin 24 ; Studio Słodownia +3, Stary Browar, ul. Półwiejska 42; Śluza Katedralna, ul. Dziekańska; Teatr Animacji w Poznaniu, CK ZAMEK, ul. Św. Marcin 80/82; Teatr Nowy w Poznaniu, ul. Dąbrowskiego 5; Teatr Polski w Poznaniu, ul. 27 grudnia 8/10; Wielkopolskie Muzeum Wojskowe, Stary Rynek 9

Redakcja nie odpowiada za zmiany w repertuarze. Zaproponuj wydarzenie: [email protected]

12 2/2015 2/2015 13

ZA

PO

WIE

DZ

I

ZA

PO

WIE

DZ

I

Anna Sobczak Introwystawa druga

Anna Sobczak to absolwentka historii sztuki. Z  kompulsywnej potrzeby tworzy lalki pod szyldem INTRO-VERTED HANDMADE DOLLS. Na

ich charakter składają się różnorakie inspiracje: począwszy od prymitywnych afrykańskich masek, przez klasyki animacji poklatkowej, na odnotowywanych każdego dnia obrazach w  przestrzeni internetu czy spotykanych w  realnym świecie osobach kończąc. Praca z różnymi materiałami, które wykorzystuje do produkcji lalek, kojarzy się artystce z przyjem-nością wyzwalania wyobraźni i  odkrywania nowych możliwości poza tym, co wyuczone, masowe, konwencjonalne i ogólnie przyjęte.

Galeria Sztuki Taśma przy Kinie Bułgarska 19ul. Bułgarska 19Do 31 marca

Podpis: Innerself (autoportret)

Cyryl Zakrzewski Malum

Visual Park

Zbiór rzeźb i  obiektów nad Jeziorem Strzeszyńskim jest zaproszeniem do zabawy w  patrzenie. Zbigniew Herbert pisał, że jednym z  najważniejszych

elementów jego twórczej pracy jest „gapienie się”. Wszyscy od dziecka poznajemy świat i rozwijamy się idąc piękną ścieżką: patrzenie – poznanie – zrozumienie – kreacja. Zaczyna się od patrzenia. Zatem zapraszamy: zatrzymaj się i pogap. Jest na co. W Visual Park można zobaczyć rzeźby współczesnych artystów Andrzeja Bednarczyka, Cyryla Zakrzewskiego, Sławomira Sobczaka, Filipa Wierzbickiego--Nowaka, Sławomira Brzoski i dowiedzieć się, jak oni widzą świat. W ABC Gallery dostępny jest bezpłatny przewodnik Visual Park Guide, w którym znajdują się mapka oraz informacje o artystach biorących udział w projekcie i ich pracach.

Ośrodek Rekreacyjno-Wypoczynkowy Strzeszynek, ul. Koszalińska 15Codziennie od godz. 10:00 do zmroku.Wstęp bezpłatny.

Werner Schwab Prezydentki

W  skandynawskich domach nie wieszano firanek, by pokazać, że ich mieszkańcy, a zwłaszcza miesz-kanki nie mają nic do ukrycia:

żyją uczciwie i  pobożnie. A  co z  lokatorami mieszkań ukrytych za szczelnie zasłoniętymi oknami? Czy ich firany skrywają tylko grzechy i  grzeszki? Czy przysłaniają też marzenia, by pozwolić choć na chwilę wyrwać się z okopów konwenansu, choć na chwilę zapomnieć o tym, co wypada? Austriacki dramatopisarz Werner Schwab bezlitośnie rozchyla zasłony. Pozwala nam zajrzeć w  głęboko ukryte pragnienia swoich Prezydentek, podpór mieszczańskiej wspólnoty, które choć przygniecione krzyżem codziennych trosk, wciąż marzą o  miłości. I tylko za bezpieczną zasłoną mogą snuć swoje fantazje.

Teatr Nowy w Poznaniu, Scena Nowa, ul. Dąbrowskiego 5Premiera: 7 marca, godz. 19:30Bilety: 30/35 i 50/55 zł

Aleksander Nowak Space Opera

Będą tacy, którym tytuł skojarzy się z  arcydziełem Stanleya Kubricka. Będą i  tacy, którym przywiedzie na myśl operę mydlaną, tyle że rozgrywającą się

w przestrzeni kosmicznej. I jedni, i drudzy się nie pomylą. Aleksander Nowak we współpracy z librecistą Georgim Gospodinowem – bułgar-skim pisarzem, zwanym czasem „ironistą rozpaczy” – opowiedzą o pierwszej załogowej wyprawie na Marsa. Głosami małżeńskiej pary astronautów w  średnim wieku, podróżującej na gapę muchy, kierownika lotu – mężczyzny o  niezbyt czystych intencjach – oraz chóru reprezentującego już to muszki owocowe, już to resztę ludzkości. Przyjdzie pora na refleksję, czy byliśmy gotowi na ten Kosmos i czy przy-padkiem trochę się nie pośpieszyliśmy.

Teatr Wielki im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu, ul. Fredry 9Premiera 14 marca, godz. 19:00

Lena Romul

Lena Romul to urodzona w  Poznaniu kompozytorka, saksofonistka, wokalistka i autorka tekstów. Zadebiutowała w 2013 roku dwupłytowym albumem “Indu-

strialnie/Instynktownie”, przedstawiając siebie jako wykonawcę o  dwóch twarzach. W  2011 roku została finalistką IV edycji programu „Mam Talent”. W  Good Time Radio zagra materiał z nowej płyty „Pegaz”.

Good Time Radio Cafe & Lunch, ul. Paderewskiego 1013 marca, godz. 21:30Biety: 15 zł

PustkiDebiutancka płyta zespołu “Studio Pustki” ukazała się w 2001 r. Album zebrał wiele pozy-tywnych recenzji w muzycznej prasie, a promu-jąca go piosenka “Patyczak” zyskała status alternatywnego przeboju. W  2008  r. ukazała się czwarta płyta grupy “Koniec kryzysu”, promowana singlem “Parzydełko”. Okazała się kolejnym przełomem w  karierze zespołu, zdobywając jeszcze większą popularność niż jej poprzedniczka “Do Mi No”. Zespół został nominowany do prestiżowych nagród: Pasz-portu Polityki i  Fryderyków. Radiowa Trójka oraz popkulturowe pismo “Pulp” uznały Pustki za zespół roku, a  “Koniec kryzysu” za album roku 2008.

MikromusicGrupa łączy piękne melodie, kunszt warsz-tatowy oraz wspaniałą koncertową energię. Muzyka zespołu to fuzja jazzu, trip-hopu, rocka, czasem też muzyki ludowej, które w jego wyko-naniu współbrzmią nadspodziewanie spójnie. Enigmatyczny głos wokalistki – Natalii Grosiak jest prawdziwą wizytówką zespołu, który znakomicie sprawdza się podczas koncertów. Mocą swojego talentu i oryginalnych aranżacji tworzą niepowtarzalny mikro-klimat, budując szczególną więź z publicznością.

Teatr Polski w Poznaniu, Duża Scena, ul. 27 grudnia 8/10 12 marca, godz. 20:00Bilety: 70 zł, 80 zł, 120 zł

Pustki & Mikromusic

14 2/2015 2/2015 15

ZA

PO

WIE

DZ

I

ZA

PO

WIE

DZ

I

DKF KAMERA: Wyspa lodu i ognia – kino islandzkie

Islandia to państwo nietuzinkowe, pełne absurdów i  fenomenów. Islandczycy słyną jednak z  ogromnej kreatywności, swoistej rządzy tworzenia i  słabości do polskiego

Prince Polo. W  marcu postanowiliśmy przy-bliżyć Państwu dzieła filmowe pochodzące z  wyspy lodu i  ognia. W  przygotowanym cyklu staraliśmy się pokazać Islandię przede wszystkim przez pryzmat jej mieszkańców. Nie zabraknie jednak spotkania z  surową wyspiarską naturą. W  poznaniu mentalności i  przyrody Islandii pomogą nam zaproszeni goście. Velkomnir!

Kino Muza, ul. św. Marcin 30Każdy wtorek marca, godz. 21:00Bilety: 12 zł

Warsztaty w pracowni ceramicznej HEHO

Warsztaty ceramiczne w HEHO mają charakter otwarty i  nie tworzą zamkniętego cyklu. Skierowane są zarówno do dorosłych, dzieci, jak

i  całych rodzin. Atmosfera w  HEHO sprzyja oderwaniu od codziennych obowiązków i  skupieniu na pracy twórczej. To miejsce, w  którym można przełożyć swoje wizje na plastyczną materię, jaką jest glina. W  marcu i  kwietniu organizowane są warsztaty zwią-zane z wiosną i świętami Wielkiejnocy. Będzie można lepić, malować i zdobić między innymi ceramiczne pisanki, wielkanocne kurczaki i zajączki, doniczki w kształcie kury, talerze na jajka, wiosenne wazony i  patery oraz domki dla ptaków

Pracownia Ceramiczna HEHOul. Żydowska 35a/11aSzczegółowy harmonogram i cennik warsztatów na stronie: www.heho.plWskazana jest wcześniejsza rezerwacja.

Pikinini: warsztaty i rodzinne wycieczki

Spacery połączone z  zabawą edukacyjną prowadzi Agnieszka Idziak, autorka książki „Cztery żywioły i  dwa koziołki”, licencjonowana przewodniczka po

Poznaniu. Przechadzki odbywają się żywio-łowymi szlakami: wody, ognia, powietrza i  ziemi. Profesjonalne wsparcie zapewniają pacynki: Pan Płomyk, Pan Kropla, Pani Chmurka i Ziemek.Najbliższe terminy żywiołowych wycieczek:26 kwietnia, godz. 15:00 Szlak ziemi10 maja, godz. 15:00 Szlak powietrza17 maja, godz. 15:00 Szlak ognia24 maja, godz. 15:00 Szlak wodyNajbliższe terminy innych wycieczek:7 marca, godz. 12:15 Cztery żywioły zapraszają do Ratusza7 czerwca, godz. 13:30 Szlakiem cudów Bożego Ciała14 czerwca, godz. 13:30 Gwarowym szlakiem od Starego Marycha do Zygi Latarnika

Terminy wycieczek i zasady udziału podawane są na stronach:www.poznandladzieci.pl oraz www.facebook.com/dwakoziolkiObowiązują zapisy.

20 marca, godz. 14:30 Moja szczęśliwa rzeczywistość edukacyjna – budowanie pozytyw-nych relacji w grupie przedszkolnej i  wczesnoszkolnej z  wykorzysta-niem książek Rose Lagercrantz.Spotkanie autorskie i  warsztaty na XIX Targach Edukacyjnych MTP, ul. Śniadeckich, pawilon 7 – wstęp wolnyZapisy: www.odn.poznan.pl lub tel. 61-858-47-31

21 marca, godz. 10:00 Spotkanie autorskie w Teatrze Nowym ul. Dąbrowskiego 5, Scena Nowa – wstęp wolnyWejściówki do odbioru w kasie teatru od 9 marca

13:30 Podpisywanie książek o Duni na stoisku Zakamarkówna XIV Poznańskich Spotkaniach Targowych KSIĄŻKA DLA DZIECI I MŁODZIEŻY MTP, ul. Śniadeckich, pawilon 8

Organizator:Wydawnictwo Zakamarki

Rose Lagercrantz – urodziła się w  Sztok-holmie w 1947 roku. Jej rodzice byli imigran-tami – ojciec, niemiecki Żyd, pochodził z Berlina (jego droga do Szwecji wiodła m.in. przez Kraków), a mama z Rumunii (do Szwecji trafiła z  obozu koncentracyjnego w  Oświę-cimiu). W  dzieciństwie Rose nie rozstawała się z książkami i psem rasy bokser o  imieniu Bonnie. Uwielbiała chodzić do szkoły. Wyszła za mąż w  wieku 19 lat za kolegę z  klasy. Ma troje dzieci – synów Leo i  Samuela oraz córkę Rebeckę. Przez wiele lat związana była z teatrem dla dzieci i radiem. Od zawsze lubiła pisać. Zaczęła od pamiętników, pisała też wiersze. Zadebiutowała w  1973 książką dla

dzieci i  od tego czasu wydała około pięć-dziesięciu tytułów dla dzieci i  dorosłych. W  1995 roku otrzymała Nagrodę Augusta w kate-gorii książek dla dzieci i  młodzieży. Najczęściej pisze o  ludziach, którym udaje się znaleźć w  sobie

siłę, by stawić czoła rozmaitym przeciwno-ściom losu. Pisanie traktuje bardzo poważnie i osobiście, nie wyobraża sobie bez niego życia. Chce opowiadać tylko prawdziwe historie, takie jakie się wydarzyły lub mogły wydarzyć.

Książki o DuniW  Polsce Rose Lagercrantz znana jest z  książek o  Duni – pogodnych, choć niepo-zbawionych dramatyzmu opowieści o  szkole, przyjaźni i relacjach z najbliższymi z perspek-tywy pierwszoklasistki, o  przyjemnych, ale też trudnych chwilach wśród rówieśników, o  nieprzewidzianych zdarzeniach, którymi czasem zaskakuje nas życie, ale też o  tym, że nawet w  chwilach nieszczęścia można i wolno odczuwać radość. Mocne, wzruszające historie. To książki w sam raz dla początkują-cych czytelników – czytanie ułatwiają: prosty język, duża czcionka, przejrzysty układ strony i świetne rysunki Evy Eriksson.

Rose Lagercrantz – autorka książek o Duni w Polsce!

Kadr z filmu Islandia jest kobietą

XXV Dni Kultury Francuskiej i Frankofonii LIBAN: Rabih Abou-Khalil

Dni Kultury Francuskiej i  Frankofonii dedykowane są Libanowi zwanemu „ostatnim ogrodem Frankofonii na Bliskim Wschodzie”. Gwiazdą będzie

światowej klasy wirtuoz lutni arabskiej, tzw. oud, Rabih Abou-Khalil. Jest on pierwszym muzykiem, który wprowadził instrument tradycyjny do jazzu. Poprzez swoje kompo-zycje inspirowane tradycyjną muzyką arabską i  zaaranżowane na jazzowo artysta stara się nawiązać dialog między kulturą wschodnią i  zachodnią. Ten niekwestionowany mistrz oud współpracował m.in. z Kronos Quartetem i  Yo-Yo Ma. Wydał w  sumie 20 albumów. Wystąpi w trio w towarzystwie: Luciano Bion-dini (akordeon) i Jarroda Cagwina (perkusja).

Blue Note Jazz Club, ul. Kościuszki 7921 marca, godz. 20:00Bilety: 30 zł, 40 zł

16 2/2015 2/2015 17

Upiory spacerują nad Wartą Poznań, czerwiec 1985 roku. Na brzegu Warty wędkarze znajdują zwłoki kobiety bez głowy. Dla Milicji Obywatelskiej to poważny problem, zwłaszcza, gdy odnaleziona później głowa okazuje się nie pasować do ciała. Na mieszkańców miasta pada strach. Czyżby w spokojnym społeczeństwie równości pojawił się seryjny morderca? Zespół śledczych z  Komendy Wojewódzkiej MO pod kierunkiem kapitana Marcinkow-skiego ma ręce pełne roboty. Milicjanci dochodzą do wniosku, że inspiracją dla okrutnej zbrodni mogły być brutalne horrory sprowadzane ze zgniłych krajów kapitali-stycznych. Inwigilacja środowiska wielbicieli filmów na kasetach video nie będzie łatwa, a władze oczekują szybkich rezultatów.

Czy elita poznańskiej Milicji Obywatelskiej ujmie brutalnego mordercę, zanim polecą kolejne głowy?

Trzynasty dzień tygodniaPoznań, 13 grudnia 1981 roku. W  środku mroźnej nocy komunistyczne władze rozpo-czynają operację wymierzoną w „Solidarność” i  całe społeczeństwo. Milkną telefony, stacje radiowe przestają nadawać. Na ulice Poznania, tak jak w  całym kraju, wyjeżdżają czołgi i  transportery opancerzone. Również milicja zostaje postawiona w  stan pełnej gotowości. Rozpoczyna się w Polsce stan wojenny. Grupa funkcjonariuszy wysłana na jedno

z poznańskich osiedli, by aresztować działacza „Solidarności”, niespodziewanie znajduje w  sąsiednim mieszkaniu ciało zastrzelonego mężczyzny. Tej samej nocy w  innej części miasta dochodzi do zaskakująco podobnego morderstwa. Oba mieszkania zostały splądro-wane i  najwyraźniej ktoś zabrał z  nich duże sumy marek niemieckich. W  pobliżu obu miejsc zbrodni świadkowie widzieli milicyjną nysę z mundurowym i cywilem. Na poszukiwania morderców rusza grupa śledczych z  Komendy Wojewódzkiej MO kierowana przez porucznika Marcinkow-skiego. Muszą działać szybko, bo tym samym tropem podąża też Służba Bezpieczeństwa.

Błyskawiczna wypłataPoznań, czerwiec 1982 roku. Od pół roku trwa stan wojenny, wszyscy jednak starają się żyć normalnie. Wielkie zainteresowanie budzi mundial i udział w nim polskiej drużyny. Ale nie wszyscy będą mieli czas na kibicowanie.

poleca:

Milicjanci z  wydziału dochodzeniowo-śled-czego pod kierunkiem porucznika Marcin-kowskiego rozpoczynają nową sprawę. Muszą ująć sprawców zuchwałego napadu na furgo-netkę z pieniędzmi. Ponieważ przestępcy najprawdopodobniej będą chcieli nabyć na czarnym rynku zachodnią walutę, milicjanci postanawiają przeniknąć do środowiska poznańskich cinkciarzy. Młody

podporucznik Brodziak, który podejmuje się tego zadania, nie ma pojęcia, że rozpoczyna się tam właśnie brutalna wojna o wpływy. W  tym samym czasie milicja w  Pile bada sprawę upozoro-wanego samobójstwa emery-towanego funkcjonariusza SB. Obie sprawy zaczynają się łączyć w  zaskakujący sposób. Chorąży Olkiewicz, który przybył z  Poznania, odkrywa, że w  to wszystko zaangażowani są jego dawni pracodawcy z  SB i  wkrótce zostaje wplątany w niebezpieczną grę.

Ryszard Ćwirlej, rocznik 1964, pochodzi z  Piły, mieszka obecnie na wsi niedaleko Poznania. Z  wykształcenia malarz i socjolog. Tuż po ukoń-czeniu studiów na Uniwersytecie Śląskim rozpoczął pracę repor-terską w  ośrodku TVP w  Kato-wicach, a później w TVP Poznań. Od 2010 roku jest szefem progra-

mowym poznańskiego Radia Merkury. Dotąd wydał sześć powieści kryminalne, których akcja rozgrywa się w  latach osiem-dziesiątych ubiegłego wieku w  realiach schyłkowego PRL-u. Bohaterami książek Ćwirleja są milicjanci, nic więc dziwnego, że autor uważany jest przez krytyków za twórcę gatunku literackiego, nazywanego „powieścią neomilicyjną”.

„Gdyby w Polsce powieść kryminalną traktowano bardziej serio, książki Ryszarda Ćwirleja byłyby poważnym przyczynkiem do dyskusji o tym, jak opisywać PRL”.

Piotr Bratkowski, Newsweek

„Powieść połyka się w jeden wieczór, bo Ćwirlej jest nie lada opowiadaczem”. Polityka.pl (o „Ręcznej robocie”)

„Kto jeszcze nie zetknął się z książkami Ćwirleja, ten powinien uczynić to niezwłocznie. W zalewie nowej polskiej literatury kryminalnej to autor, którego zwyczajnie nie wypada nie znać. Piszę to z całą odpowiedzialnością”.

Krzysztof Mroczko, Poltergeist (o „Mocnym uderzeniu”)

KS

IĄŻ

KI

18 2/2015 2/2015 19

Pewnego dnia przyszła do księgarni kobieta, która chciała coś, co pomoże jej oddać się w objęcia Morfeusza. Powiedziała, że nic tak nie usypia jak kilka stron dobrego romansu. I że kiedyś pisano, gdyż nie było środków nasennych. Cóż, z pewnością czytanie odstreso-

wuje. W końcu jedna trzecia pogrąża się w lekturze, gdyż chce oderwać się od rzeczywistości. I choć pani owa zdecydowanie nie lubi twórczości Kochanowskiego („Odprawa posłów greckich” była podobno najgorszą książką przeczytaną w życiu, pani aż zawrzała w środku na samo wspo-mnienie lektury), przedkładając nad jego utwory, dzieła autorki pokroju Nory Roberts, to jednak nadal trzyma się starej metody na bezsenność. W naszym mieście literatura (słowo pisane w ogóle) żyje i ma się dobrze, funkcjonuje w przestrzeni. Widnieje na murach, w tramwajach i autobu-sach szeleszczą kartki. W pubach rozbrzmiewają głosy poetów. Ulicami idą ludzie z  głowami pochylonymi nad tekstami, cudem – albo raczej dzięki wyćwiczonej przez lata umiejętności – unikają spotkań ze słupami i skręcają w odpowiednie ulice. Na Zamku trwają dyskusje o literaturze, na spotkania przychodzi mnóstwo osób. Bestsellery rzędami stoją obok hot dogów na stacjach benzynowych. Ty, który trzymasz w swoich rękach, albo na kolanach, „Puls Poznania”, tętniący kolorami miasta, także się do tego dokładasz. Ale oczami wyobraźni, gdyż ta czasami podsuwa złośliwe obrazy, widzę pewnego bibliofila. Powiedzmy: mola książkowego w  berecie, skrytego za grubymi, posklejanymi taśmą okularami, z  kurzem starych książek na płaszczu (gdyż przed chwilą był w jednym z wielu stale przez niego odwiedzanych antykwariatów, aby znaleźć książkę, która pasuje do lekkiej aury tego poranka). Miłośnika literatury czerpiącego radość życia

z  zadrukowanego papieru, rozróżniającego książkę klejoną od szytej po zapachu (kiedyś klej do książek robiono między innymi z ości), a za każdym razem, kiedy idzie wzdłuż regału, delikatnie, tylko opuszkami badającego grzbiety każdej książki. Drży on ze złości i smutku na samą myśl o tym, co się obecnie drukuje i gdzie można książki dostać. Że to nie literatura, a grafomania bez klasy. Że na co to, po co to komu, śmieci w mózgu się tylko zbierają, niedługo zaczną się wylewać uszami i zaleją cały świat. I postawiłby odwieczne pytanie o  to, co się dzieje z naszym społeczeństwem.Otóż najprawdopodobniej nie dzieje się nic nowego, ale za to coś szcze-gólnego. Aby objawiło się arcydzieło, muszą powstawać książki lepsze i gorsze, literatura musi żyć. Otóż nic się nie dzieje, naród rozluźnia się przy czytaniu. W  tym czasie być może w  Poznaniu powstaje najważ-niejsza książka literatury polskiej XXI wieku. Może każdy będzie umiał cytować fragmenty z pamięci, kiedy tylko otworzy powieki i wydobędzie się ze snu? Póki co dwójka naszych czytelników wzrusza ramionami na myśl o książkach, na których się zawiedli. Zatapiają wzrok w powieściach swoich ulubionych autorów. Światło, coraz bardziej wiosenne, pada

na czarne ą i  ę, kropki, przecinki i  znaki zapytania.

Olga Geppert – księgarka i  kulturoznaw-czyni, wraz z Alicją Gołębiewską wielbi lite-raturę na blubry-z-ksiegarni.blogspot.com. Działa w Fundacji Kultury Akademickiej.

Wszystko zależy od stanuOlga Geppert

Ilust

racj

a: A

leks

andr

a N

oszc

zyńs

ka a

leks

andr

a.no

szcz

ynsk

a@gm

ail.c

om

Ilust

racj

a: M

icha

ł Woź

niak

FE

LIE

TO

N

KO

MIK

S

20 2/2015 2/2015 21

Od kilkunastu lat pracuję z dziećmi. Długie lata prowadziłam gromadę zuchową, a  jako wolontariuszka pracowałam jakiś czas w  świetlicy socjoterapeutycznej. Wydaje mi się, że od kiedy pamiętam, tworzyłam dla dzieci

i  rodziców kreatywne warsztaty, od kilku lat jestem nauczy-cielką przedszkola.Z  roku na rok obserwuję rosnącą świadomość rodziców doty-czącą rozwoju ich pociech i tego, jak ważny jest on dla dziecka oraz w jaki sposób najlepiej go wspierać. To dobra tendencja, oczywiście pod warunkiem zachowania zdrowego rozsądku w działaniach.Niewiele jest zajęć, które rozwijają malutkie rączki (dłonie) równie inten-sywnie i skutecznie jak zabawy masą plastyczną. Lepienie, ulepianie, rolo-wanie, wykrawanie to tylko część tego, co z ciastoliną robić możemy. Jeśli więc zależy nam na tym, by nasze dzieci bezproblemowo radziły sobie z  manipulowaniem przedmiotami, zaś w  przyszłości starannie pisały, powinniśmy wspierać rozwój ich motoryki małej od najmłodszych lat (wszelkie czynności wykonywane przez palce i dłonie). Istotna nie jest tu tylko sama precyzja pracy mięśni, ale także wrażliwość skóry, reagowanie na bodźce czy świadomość własnego ciała.Dlatego dziś z  pełnym przekonaniem proponuję Wam wszelkiego typu wyklejanki. Lepienie przestrzenne, lepienie płaskorzeźb, wylepianie kształtów. Plasteliną, ciastoliną, masą solną – czym się da. Ważne – żeby obydwie ręce uczestniczyły w zabawie, a sama czynność była interesująca dla malucha.

Wprowadźmy dziecko w świat kreatywnej zabawy, pokażmy mu mnogość doznań dotykowych, sięgnijmy po masy mało znane, jednak takie, które w warunkach domowych stworzyć możemy samemu.

1. CIASTOLINA BEZ GOTOWANIADługo poszukiwałam idealnego przepisu na przygotowanie

masy plastycznej. Idealnego czyli szybkiego w przygotowaniu i dającego masę o odpowiedniej konsystencji dla małych rąk. Na

szczęście udało się to wszystko osiągnąć przez modyfikację kilku innych receptur. Składniki podane w kolejności wsypywania ich do miski:- 2 szklanki mąki pszennej- 1 szklanka soli (drobnej, nie kryształki)- 2 łyżki oleju roślinnego- 2 łyżki (płaskie) proszku do pieczenia- 1, 5 szklanki wrzącej wody (takiej, która dopiero się przegotowała)- barwnik spożywczy nadający masie barwę lub brokat (według uznania)Całość składników mieszamy mieszadłem, najlepiej drewnianym, bo to słabiej przejmuje ciepło. Kiedy gorąca woda wsiąknie w resztę skład-ników, masa zrobi się ciepła, jednak pozwoli nam już na wyrobienie ręczne. Wyrabiamy więc przez chwilę masę rękami, aż konsystencją zacznie przypominać ciastolinę.Powyższy przepis ma jeszcze jedną zaletę. Tuż po wyrobieniu masa jest

Kreatywnikowy sposób na...

przyjemnie ciepła, co dostarcza bawiącym się nią rękom dodatkowych wrażeń. Oczywiście z czasem produkt przyjmuje temperaturę poko-jową, nie wpływa to rzecz jasna w żaden sposób na samą zabawę ciastoliną.

2. CIASTOLINA Z MĄKI KUKURYDZIANEJStworzenie ciastoliny z  mąki kukurydzianej to żadna filozofia, wystarczy połączyć mąkę kukury-dzianą z odpowiednią ilością odżywki do włosów. Składniki łączymy w  proporcji 2:1 (dwie porcje mąki kukurydzianej na jedną porcję odżywki do włosów), mieszamy i już po chwili możemy cieszyć się wspaniałą zabawą.W przypadku naszej zabawy obyło się bez barwników, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by zabarwić masę barwnikami spożywczymi. Ozdobić ją można również brokatem.

3. CIASTOLINA Z MĄKI ZIEMNIACZANEJSwoją delikatnością przypomina kukurydzianą. Tym razem jednak składniki należy wymieszać w  proporcji 1:1. To pozwoli nam uzyskać niezwykle delikatną, plastyczną i uwaga – brudzącą masę.

4. DOMOWY ŚNIEGKiedy za oknem ani grama śniegu, wiosna puka do drzwi, a  Waszym pociechom marzy się lepienie bałwana – nic straconego. Wystarczy przygotować opakowanie pianki do golenia (najlepiej delikatnej i bezza-pachowej) oraz 6 bądź 7 opakowań 80 g sody oczyszczonej. Składniki

wymieszane ze sobą tworzą masę przypominającą konsystencją praw-dziwy śnieg. Masa jest mokra, lepka i biała, czy nie o to właśnie chodziło?

5. JADALNA CIASTOLINAPrzygotujcie słoik masła orzechowego, paczkę mleka w proszku oraz słoik miodu.Połączcie wspomniane składniki w proporcji 1:2:1 (w naszym przypadku 5 kopiastych łyżek masła orzechowego, 10 kopiastych łyżek mleka w  proszku oraz 5 kopiastych łyżek miodu). Całość wymieszajcie i  po prostu doskonale się bawcie ciastoliną, przy której nie należy się bać o to, że kawałek masy wyląduje w buzi malucha (oczywiście pod warunkiem, że któryś ze składników nie uczula malca).

Agnieszka Pukkreatywnik.bloog.pl

zdjęcia: Agnieszka Puk

5 przepisów na masy plastyczne dla dzieci

OD

Y P

OZ

NA

Ń

OD

Y P

OZ

NA

Ń

22 2/2015 2/2015 23

O Poznaniu, ukochanym Puszczykowie, muzyce, przyjaźni i pulsowaniu pod skórą rozmawiamy z Małgorzatą Ostrowską, jedną z najlepszych polskich wokalistek rockowych.

Pochodzi pani ze Szczecinka, ale od wielu lat związana jest pani z Wielkopolską. Co sprowadziło panią do Poznania?Pierwsza wizyta w Poznaniu, jaką pamiętam, była związana z egzaminami wstępnymi na biologię. Zdawałam na ten kierunek, ale nie dostałam się. Niezależnie od tego, nieco wcześniej – z mojego rodzinnego Szczecinka do Poznania wyemigrował człowiek, który zajmował się mną w  szkole muzycznej, mówię o Krzysztofie Powaliszu. On tutaj prowadził wówczas Studio Sztuki Estradowej. Namówił mnie na egzaminy do tego Studia. I to nie jest tak, że nagle zmieniłam zamiary i w związku z tym postawiłam na śpiewanie. Nie, miałam buntownicze plany, że tę biologię jednak zrobię, a  muzyką się zajmę marginalnie. Życie pokazało jednak, że proporcje wyszły zupełnie inne, z czego jestem bardzo zadowolona.A pierwsze emocje związane z Poznaniem, pierwsze wspomnienia?Miałam wtedy – jak pewnie cała Polska – takie wyobrażenie o poznania-kach, że to nadzwyczaj oszczędni ludzie, pyry poznańskie – nie zawsze to było pozytywne postrzeganie ludzi i  miasta. Ale muszę przyznać, że w  stanie wojennym doceniłam ten słynny porządek poznański i  że pomimo tego całego bałaganu, który panował w kraju, poznaniacy usiło-wali ogarnąć podstawowe działania organizujące życie. Ale oczywiście przeżywaliśmy to tak samo, jak cała reszta Polski. Zresztą nie omijały mnie pewne niedogodności – pamiętam, jak kiedyś stałam przez dwa dni w kolejce do Urzędu na Libelta po zezwolenie na wyjazd do rodziców do domu. Swojego domu! Bo przecież ja tutaj byłam wtedy tylko tymczasowo zameldowana. Ale i tak nadal twierdzę, że porządek poznański ułatwiał wielokrotnie życie w tym trudnym dla wszystkich czasie.W pani notkach biograficznych od lat pojawiają się te same nazwiska. Wieloletnie przyjaźnie? To chyba dość nietypowe w show-biznesie?Może dlatego, że nie mam szerokiego kręgu przyjaciół, jest za to kilku sprawdzonych, z  którymi czuję więź i  naprawdę trzeba mi głęboko na odcisk nadepnąć, żebym się obraziła tak, by skreślić przyjaźń. Jeżeli czuję związek z człowiekiem, to wydaje mi się, że jedno czy dwa wydarzenia, nawet istotne, nie są w  stanie tego przewrócić. No chyba, że człowiek nagle okazuje się być kimś zupełnie innym, niż sądziłam. Bo i tak mi się w też w życiu zdarzyło, w końcu parę lat żyję i kilku rzeczy już doświad-czyłam. Ale to na szczęście zdarza się bardzo rzadko. Teledysk do utworu „Po niebieskim niebie” został nakręcony w Poznaniu. Skąd pomysł, żeby tę szczególną piosenkę zilustrować muzycznym spacerem po naszym mieście?Uważam, że Poznań jest atrakcyjnym miastem. Po poznańskich ulicz-kach można z  taką samą przyjemnością spacerować, jak po innych miastach. Nie powiem, że jest to najpiękniejsze miasto w  Polsce, ale

nie twierdzę też, że jest to brzydkie miejsce. Mój syn, który jest fanem poznańskiej architektury i  który kocha Poznań, mógłby tutaj dużo poopowiadać. Na wybór miejsca do zrealizowania teledysku złożyło się kilka spraw. Niebagatelne znaczenie miało to, jacy ludzie ten teledysk zrealizowali, a byli to moi przyjaciele. Ludzie, z którymi się rozumiem i którzy chcą dla mnie pracować, a ja chcę pracować razem z nimi. Firma Panów Trzech, a właściwie teraz panów dwóch, ale tak się nazywają. Ale myślę, że nie tylko dlatego. Poznań bo... Poznań. Ja myślę, że czasem przekornie robię takie rzeczy. Jeśli coś można zrealizować w Poznaniu, to nie widzę powodu, by to robić na przykład w Warszawie. Nie jestem wielką fanką stolicy. W ostatnich latach bardzo wypiękniała, mam też przyjaciół w  Warszawie, więc bywam z  nimi w  różnych miejscach. Doceniam to miasto, ale jeżeli mogę coś zrealizować tutaj, to z  tych dwóch miejsc zawsze wybiorę Poznań.Ale mieszka pani w Puszczykowie.Poznań mnie przyjął i  przyjęło mnie Puszczykowo. Kocham Puszczy-kowo. Za jego klimat, za to, że nie jest wielkim miastem, a  miejscem do życia, do mieszkania. A Poznań lubię, ponieważ dużo rzeczy w tym mieście załatwiam. Puszczykowo było zawsze takim miejscem, w którym i ja chciałam trochę mieszkać i też chciał mieszkać mój mąż. Wcześniej był to Swarzędz, tam przyszedł na świat nasz syn, ale cały czas czułam, że to nie jest jeszcze moje miejsce. Muszę mieć naturę w zasięgu ręki, muszę mieć możliwość stania na ziemi, a nie dwadzieścia metrów nad ziemią. Stąd Puszczykowo. Tutaj mieliśmy – i  mamy nadal – przyjaciół, którzy nas namawiali do przeprowadzki. Bywaliśmy także u nich, wiedzieliśmy, jak tu jest. Puszczykowo ma bardzo interesujące ukształtowanie terenu. Szalenie podobają mi się te skarpy i nierówności. I  jest rzeka, jest las, są górki. Uwielbiam pofałdowany teren, uwielbiam w ogóle góry. Niewysokie – Bieszczady, Beskid. Kocham morze, ale nie lubię niestety naszego zimnego Bałtyku, wolę ciepłe miejsca. Relaksuje się pani pracą w ogrodzie?Na pewno tak, ale nie ukrywam, że praca w ogrodzie jest bardzo ciężka. Zdarzyło mi się raz tak, że zatrudniłam ogrodnika. Bardzo cierpiałam (śmiech). Nigdy więcej tego nie powtórzę.Przeglądając pani profil na jednym z portali społecznościowych, natknęłam się na zdjęcie zamieszczone na krótko przed Bożym Naro-dzeniem. Fotka przedstawiała ogromną liczbę pierniczków domowej roboty. To pani dzieło?Kocham gotowanie, kocham pieczenie. Pierniczki są obowiązkowe od momentu, odkąd zaczęłam je piec. Raz w roku muszę upiec je na Boże Narodzenie, tak samo jak na Wielkanoc stałym punktem są mazurki. Są to już trwałe elementy naszej tradycji rodzinnej. Bliscy, którzy zjeżdżają się do mnie na święta, bo wszystko się u mnie odbywa, rodzice, których dwa lata temu przeprowadziłam do Mosiny, siostra mieszkająca w Szwaj-carii, a  także rodzina męża, który jest poznaniakiem – oni wszyscy po prostu nie podarowaliby mi, gdyby zabrakło tych potraw.

Muszę mieć naturę w zasięgu ręki

Fot.

Jace

k G

ulcz

yńsk

i

PO

ZN

SK

I G

WIA

ZD

OZ

BIÓ

R

PO

ZN

SK

I G

WIA

ZD

OZ

BIÓ

R

24 2/2015 2/2015 25

Czy jakieś dania wielkopolskie przejęła pani do swojej kuchni?Przejęłam pyzy poznańskie. U  mnie w  Szczecinku, w  domu rodziców bywały sporadycznie, bardzo rzadko. To się nazywało: bułki na parze. Natomiast w Poznaniu wszyscy mówią na to poznańskie pyzy. W moim rodzinnym domu pyzy zupełnie inaczej też wyglądały. Myślę, że całe mnóstwo rzeczy przejęłam, tylko już nie mam za bardzo świadomości, co dokładnie, bo tak wtopiło się to w moją codzienność. Plyndze też robię. No i pyrki – uwielbiam je. Ale z gzikiem nie jadam.Zauważyłam, że dość swobodnie i chętnie posługuje się pani gwarą poznańską.Fascynatem gwary poznańskiej jest mój syn. Ale ja także.Pamiętam też jeszcze jedno intrygujące zdjęcie na pani profilu. Półki, a na nich szklane pojemniki różnej wielkości wypełnione domowej roboty kosmetykami naturalnymi. Na opakowaniach naklejki z napisami: „blubry zbożowe”, „fyfno girka”. Kolejna pasja?Tak, robię kosmetyki. Zajęłam się tym już jakiś czas temu i od blisko roku już prawie nie używam kosmetyków innych, niż te moje domowe. Mówię o produktach pielęgnacyjnych. Sprawia mi to wielką frajdę, a jeszcze większą sprawia mi wymyślanie regionalnych nazw do tych rzeczy. Zmieniam często receptury i to zawsze jest okazja do wymyślenia kolejnej gwarowej nazwy. Przyznaję, że moje kosmetyki cieszą się wielkim powodzeniem wśród przyjaciół i rodziny, a  i mnie także służą. Świetna zabawa. Ja tutaj też trochę się realizuję, może nie jako biolog, ale biochemik. Przynosi mi to wiele radości. Mam już w tej chwili takie maluteńkie laboratorium zrobione na moje potrzeby i kręcę sobie te kremy. I chyba są nie najgorsze. Jestem wielką fanką kosmetyków naturalnych. Skąd pomysł na bajkę „Marzenia Marchewki”, która została przeznaczona na licytację podczas Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy?Ikea zwróciła się do mnie z prośbą o napisanie bajeczki, to była akcja chary-tatywna, z której dochód był przeznaczony na dzieci. Sprawiło mi to dużą radość, udało mi się napisać bajkę dość wzruszającą i cieszę się, że mogłam się tym podzielić, szczególnie, że prośby o udział w różnego rodzaju akcjach

charytatywnych są nieustające. Być może bajeczka zostanie wydana też w wersji papierowej, robimy działania w tym kierunku. Myślimy o tym, by był to większy nakład, ponieważ przy dziecięcych oddziałach hematologicz-nych powstają czytelnie dla dzieci i też w tym biorę udział, czytam te bajki. Chociaż z dziećmi mam duży problem. Wiem, że są bardzo potrzebujące, a  jest mi bardzo trudno zdobyć się na taki bezpośredni kontakt z  nimi. Myślę więc, że może chociaż taki udział jest dobry. Lepszy niż żaden. Oczywiście, że tak. Zresztą od wielu lat działa pani bardzo aktywnie w różnego rodzaju akcjach charytatywnych.Tak, niby jest tego dużo. Ale zawsze mam takie poczucie, że to wciąż za mało i że potrzeby są znacznie większe. Od kilku lat biorę udział w Festi-walu Piosenki Zaczarowanej. Jest to cudowna impreza i przez mój ogromny podziw dla Anny Dymnej, organizatorki Festiwalu, zawsze chętnie biorę w tym udział, nawet odwołując swoje imprezy, bo już i tak było. Podziwiam Annę Dymną, to co robi jest niesamowite. Jest piękną kobietą, o nieprawdo-podobnym talencie aktorskim, a przy tym posiada niezwykłą umiejętność obcowania z ludźmi, pomagania im. To wielki dar. Rok 2014 to w pani życiu zawodowym rok koncertów poświęconych wielkim twórcom polskiej sceny artystycznej. Grechuta, Zaucha i wreszcie Marek Jackowski, który odszedł tak niedawno. Trudny jest udział w takich przedsięwzięciach?Trudny, a zwłaszcza wtedy, kiedy dochodzą do tego osobiste wspomnienia i  emocje związane z  artystą, którego piosenki się wykonuje. Chyba najtrudniej było mi zaśpiewać na koncertach poświęconych Markowi Jackowskiemu. Jego śmierć zaskoczyła mnie bardzo. My przez całe lata osiemdziesiąte, dziewięćdziesiąte nigdy się nie spotkaliśmy bezpośrednio. Organizatorzy koncertów tak to sprytnie urządzali, że nigdy Maanam z  Lombardem nie spotkali się wspólnie na jednej scenie. Nie wiem, nie mieliśmy przecież takiego warunku w  kontraktach. Ale najwidoczniej tak się utarło w świadomości organizatorów, że te dwa zespoły nie mogły spotkać się i  zagrać razem. Natomiast nieco już później zaproszono nas oboje, mnie i  Marka, do zagraniach koncertów poświęconych Markowi

Grechucie. Wtedy pierwszy raz spotkaliśmy się twarzą w twarz, na lotnisku. W  drodze do Stanów spędziliśmy ze sobą dziesięć godzin w  samolocie. Przegadaliśmy całe mnóstwo tematów. Marek okazał się niezwykle ciepłym człowiekiem zakochanym w swojej rodzinie, pielęgnującym swoje rodzinne więzi. Bardzo mnie tym ujął. Potem poprosiłam go o napisanie dla mnie piosenki. Marek przystał na to, chociaż miał duże obawy, czy potrafi – taki był Marek. Mieszkał we Włoszech, w  związku z  tym kontakt mieliśmy głównie skype’owy. Piosenka zresztą też powstała na skypie. Miałam wielkie nadzieje, że nasza współpraca się jakoś rozwinie. Stało się, jak się stało. Pamiętam, że kiedy zadzwonił do mnie Leszek Biolik z tą infor-macją, zrobiło mi się słabo. Po prostu nie wierzyłam w to, co usłyszałam. Myślę, że była to jedna z  okropniejszych wiadomości, jakie zdarzyło mi się w ostatnich latach otrzymać. Dlatego zaśpiewanie na koncercie z takim obciążeniem jest zdecydowanie najtrudniejsze. Trudne jest na pewno śpiewanie czyichś piosenek. Tym bardziej, że najczę-ściej śpiewa się utwory ludzi, którzy zrobili to naprawdę dobrze w swojej konwencji. To bardzo duże wyzwanie. Koncerty są z reguły poświęcone artystom, którzy przecież wykonali swój utwór po mistrzowsku. Płyta „Gramy”, która ukazała się w 2012 roku, jest albumem koncer-towym. Zapewne wielokrotnie słyszała pani pytania o motywację do wydania tej trudniejszej wersji utworów. Trudniejszej pod względem komercyjnym – mówi się często, że płyty koncertowe sprzedają się słabo. Bardzo lubię muzykę koncertową. I  twierdzę, że nagrałam tę płytę stanowczo za późno. W latach osiemdziesiątych, a nawet później, w latach dziewięćdziesiątych na koncertach były inne emocje. I z mojej strony i ze strony publiczności. A  w  końcu o  to chodzi najbardziej, o  przekazanie emocji. Niemniej zawsze było tak, że te koncertowe płyty słabiej się sprzeda-wały i wytwórnie niechętnie chciały się angażować w coś takiego. Być może dzisiaj podeszłabym do tego inaczej. Taką płytę powinno się nagrywać rok, dwa lata, zbierać nagrania z  różnych występów, bo koncert koncertowi nierówny i na tym polega ich urok, a zrobienie koncertu z nastawieniem, że będzie on rejestrowany, jest sporym obciążeniem i dla wykonawcy i dla

publiczności. Utwory na płycie zostały zagrane na trzech koncertach. I żeby było śmiesznie, być może najbardziej emocjonalnym był ten najmniejszy, zrealizowany tutaj w Poznaniu, w Radiu Merkury. Tam była tak maciupeńka sala i niewielka publiczność, że wytworzył się klimat niemal rodzinny. Przy-jacielski wręcz, przedziwny klimat. I tak sobie myślę, że gdyby podobnych koncertów nagrać kilka, to wyszłaby nieprawdopodobna płyta. Być może kiedyś jeszcze do tego podejdę. Może nie będę wydawać płyty, ale chcia-łabym parę takich koncertów zagrać i zarejestrować je, bo to są niezwykłe emocje. A może to jest tak, bo mam pewien niedosyt takich mniejszych koncertów? Jestem postrzegana przez organizatorów i publiczność, że jest siła, jest moc, wszystko pulsuje. Ale czasami może pulsować podskórnie. Zwłaszcza, że przecież ma pani w repertuarze mnóstwo takich pulsują-cych pod skórą, spokojnych, refleksyjnych utworów.Zgadza się, mam bardzo dużo takich piosenek i przy tym mam ogromny deficyt, jeśli chodzi o wykonywanie ich na koncertach. Bo ile można takich piosenek zaśpiewać? Dwie, trzy? Więcej nie można, ponieważ będzie to nudne. Dla takich piosenek musi być specjalna oprawa i specjalna publicz-ność. Trzeba się zastanowić nad tym. Mam ogromny zapas takich piosenek i będę pracować nad tym, żeby móc grać koncerty, które może nie w całości, ale w dużej części złożone będą ze smutasów (śmiech).Zastanawiam się, czy artysta stojący na scenie przed publicznością jest w stanie wyczuć jej nastawienie i na przykład to, że jest bardziej lub mniej życzliwa?Oczywiście! Nie jest to może zbyt częste, ale bywają sytuacje, kiedy podczas koncertu trzeba się ogromnie mocno napracować i  bywa tak – co jest zresztą najgorszą opcją – że publiczność nie współpracuje i  dopiero na ostatniej piosence, na „Szklanej pogodzie” wszyscy zaczynają się wreszcie ruszać, publiczność się ożywia i dla niej jest to początek koncertu. Artysta też jest człowiekiem i  przyznaję, że w takich momentach muszę przemóc w sobie – nie powiem, że złość – ale pewne rozczarowanie i rozgoryczenie. Gdyby kiedyś zdecydowała pani wykonać całkiem nowe aranżacje swoich piosenek, to w jakim kierunku mogłoby to podążać? Małgorzata Ostrowska na jazzowo? Jeśli już to chyba właśnie jazzowo, czy może raczej jazzująco. Nie wiem, może soulowo? Tylko, że ja wszędzie widzę natychmiast przeszkody. Wydaje mi się, że nie mam takiego głosu i takiej techniki. Niemniej jednak czuję mocno te gatunki. Może blues? To już jest bliżej rocka. Na pewno nie zaśpiewałabym country, chociaż muszę powiedzieć, że czasem doceniam niektóre rzeczy tego gatunku. Do popu sięgam od wielu lat, ale chyba niezbyt głęboko i głębiej niekoniecznie bym chyba chciała. Może kiedyś?Jakieś plany płytowe?Myślę, że jeśli ktoś chciałby posłuchać Małgorzaty Ostrowskiej, to znajdzie coś dla siebie już w tym, co jest, jest tyle moich płyt… Ale tak, jesteśmy w trakcie przygotowywania materiału. Robimy to jednak dość spokojnie. To znaczy rzeczywiście – tak się troszeczkę ożywiło i pewna energia się pojawiła, ale nie chcę zbyt wiele zdradzać na tym etapie. Bardzo chciałabym, żeby ta nowa płyta miała dobrą zawartość, a nie była kolejnym albumem pod tytułem: minęło trochę czasu, trzeba wydać płytę. W  każdym razie coś się dzieje. Być może ukaże się wiosną, latem coś, co będzie etapem poprzedzającym, zapowiadającym płytę. Tak właśnie chciałabym, ale nie wiem, czy się uda.

rozmawiała Joanna Swędrzyńska

Fot.

Jace

k G

ulcz

yńsk

i

Fot.

Piot

r Nie

wia

row

ski

PO

ZN

SK

I G

WIA

ZD

OZ

BIÓ

R

PO

ZN

SK

I G

WIA

ZD

OZ

BIÓ

R

26 2/2015 2/2015 27

Obraca się, wiruje nawet, ale jej wzrok nie sięga poza Stary Rynek. Widzi ludzi spotykających się przy pręgierzu. „Dlaczego

tam? Spójrzcie na mnie! Czy nie widzicie przed czym was ostrzegam? Żyjcie

pięknie i dobrze, słuchajcie prawd i słów zostawionych wam przez starożytnych mędrców i dawnych mieszkańców Poznania!”

Matka i córkaProzerpina też kiedyś nie była posłuszna i wbrew

ostrzeżeniom swojej matki Ceres uległa urokowi zakazanych kwiatów. Zerwane narcyzy dziewczyna zabrała ze

sobą do mrocznego, podziemnego świata. Ceres, bogini urodzaju, utonęła w rozpaczy. Jeśli zbyt długo pozostanie smutna, na ziemi zwiędną wszystkie rośliny. Pluton, który pochwycił Prozerpinę, pozwolił odwie-dzać jej matkę, ale również zaprosił do swego królestwa syreny i trytony, które pluskają się w  wodzie fontanny i  co prawda pomagają duszom zmarłych przejść do wieczności, ale nie wskażą im już drogi powrotnej. Prozerpina zna jednak kogoś, komu udaje się czasami uratować ludzi zmierzających do Hadesu. To Eskulap. Pluton nie znosi, gdy ten wężowy uzdrowiciel wyrywa mu kogoś z  objęć, dlatego uczynił Prozerpinę królową świata umarłych i jej, jako jedynej, udaje się powracać na ziemię do swoich ulubionych kwiatów i do matki.

Wszechobecne żywiołyProzerpina znów spogląda na ludzi przechodzących obok jej fontanny.

Wyglądają inaczej niż ci, których zobaczyła tu po raz pierwszy, gdy dzięki sprawnemu dłutu rzeźbiarza otworzyła oczy.

To nie był dobry czas. Wiek XVIII przyniósł miastu wojny, grabieże, głód, powodzie i epidemie zarazy. Do królestwa Plutona stale zmierzały rzesze dzieci, kolorowo ubranych mieszczan, kleru i żydów w ciemniejszych strojach. Czy to o nich myślał Augustyn Schöps rzeźbiąc w piaskowcu fontannę? Podobno jako jedyny ze swej rodziny przeżył ataki „morowego powietrza”. Urodził się i mieszkał w Poznaniu, doceniły go władze miasta, które mimo pustej kasy, zleciły rzeźbiarzowi prace nad najważniejszą fontanną Poznania, legitymując wagę swej decyzji herbem, który znalazł się na cembrowinie.

Popatrzcie na ProzerpinęProzerpina, stojąc w  tak ważnym miejscu otrzymała wielkiej wagi zadanie. Nie tylko zdobiła studnię, z  której – i  owszem – mieszkańcy czerpali wodę, ale przede wszystkim miała ich chronić i przestrzegać. Byli przecież dzielnymi, mężnymi ludźmi. Na co dzień ciężko pracowali i nie chcieli, by w  ich mieście panoszyło się bezprawie. Żadnego przestępcy nie powinny ominąć sąd, kara i pręgierz! Nie mogły go nawet wspomóc żywioły, z  których – według starożytnych – składał się świat. Ziemia, powietrze, ogień i  woda. Prozerpinie towarzyszą od samego początku. Otoczyły ją i jako kamienne putta rozsiadły się wygodnie przy fontannie. Każdy z nich przytula do siebie swój znak rozpoznawczy – płomień, rybę, ptaka i jakieś owoce.

Studnia i pręgierzMimo kolejnych wojen Prozerpina trwa dzielnie na swoim posterunku. Ale czy dziś potrafi być skuteczna? Czy ktoś jeszcze ją rozumie? Łacińskie przesłanie umieszczone na cembrowinie fontanny od strony ratusza, skie-rowano również ku przyszłości. Napisano w nim, że „studnię ufundowała poznańska rada miejska ze środków publicznych, na pożytek wszystkim obecnym i przyszłym pokoleniom”.To już prawie koniec historii Prozerpiny. A ponieważ rzeźbę można oglądać z wszystkich możliwych stron, spójrzmy na nią jeszcze inaczej. Podobno w czasie kiedy powstawała, głośno było o pewnej majętnej wdowie, która poślubiwszy sporo młodszego od siebie czeladnika, nie mogła poradzić sobie z zazdrością o jego młodą kochankę. Z zemsty próbowała dopro-wadzić go pod pręgierz i choć jej się to nie udało, niewierny młodzieniec został zobowiązany przez radę miasta do ufundowania fontanny. Czy to prawda? W dawnym Poznaniu, właściwie wszystkie wdowy po mistrzach

cechowych musiały poślubić czeladnika, któremu przekazywały prowa-dzenie warsztatu rzemieślniczego. W innym przypadku kobiety straciłyby majątek i szansę na godne życie.A  dziś? Zanim umówicie się z  kimś przy pręgierzu, popatrzcie na Prozerpinę.

Agnieszka IdziakZdjęcia: Peter Windsong, windsong.pl

O  autorce: poznanianka od pokoleń, wnuczka powstańca wielko-polskiego. Historyk, licencjonowana przewodniczka po Poznaniu. Autorka interaktywnego przewodnika dla dzieci „Cztery żywioły i  dwa koziołki”. Opracowała autorskie ŻYWIOŁOWE szlaki wokół Starego Rynku.

Ilust

racj

a: M

icha

ł Woź

niak

PO

ZN

SK

IE S

YM

BO

LE

PO

ZN

SK

IE S

YM

BO

LE

28 2/2015 2/2015 29

Pasaż Apollo łączy ulice Ratajczaka i Piekary, oryginalnie również od strony wschodniej zamknięty był kamienicami. W  jednej z  nich – frontowej od strony

Piekar – przez prawie miesiąc 1848 r. mieszkał Juliusz Słowacki, a częstym gościem był Teofil Lenartowicz. Dwieście metrów zabytkowego ciągu pieszego ma swoje początki w  połowie XIX w., w czasach Wielkiego Księstwa Poznań-skiego. Wtedy to kupiec Conrad Lambert,

właściciel browaru i  piwiarni, otworzył tu ogródek rozrywkowy Odeon i  budynek z  salą zgromadzeń. Kompleks, odwiedzany najczęściej przez mieszczaństwo niemieckie i  żydowskie, był stopniowo rozbudowywany, mieścił sceny teatralną i koncertową, pawilon kręgielni, liczne altany ogrodowe, muszlę koncertową i  scenę letnią. W  okresie swojej świetności był więc wspaniałym przykładem popularnego w tamtych czasach Établissement,

czyli przedsiębiorstwa rozrywkowo-rekreacyj-nego. W końcu XIX w. dużą salę zamieniono na restaurację i teatr, gdzie odbyły się pierwsze projekcje kinowe w Poznaniu (zaprezentowano tu – przedstawiający Stary Rynek – pierwszy film dokumentalny nakręcony w  mieście) i  gdzie koncertował Ignacy Jan Paderewski. W  grudniu 1918 r. Sala Lamberta gościła posiedzenie polskiego Sejmu Dzielnicowego, który wybrał Naczelną Władzę Ludową.W  okresie międzywojennym nowymi właści-cielami zostali polscy kupcy Jan Łuczak i Józef Czepczyński. Udało im się zakupić dwie kamienice na Piekarach i jedną przy ulicy Rataj-czaka. Odnowili zniszczone budynki i  zapla-nowali budowę pasażu, a  Adam Ballenstedt nadał budowlom obecny wygląd. Podobno Łuczak, który nie lubił formalności, rysował budowlańcom plan całego założenia kijem na piasku. Salę teatru przerobiono na kino Apollo, w  którym w  1930 r. wyświetlono pierwszy w  Poznaniu film dźwiękowy („Upadły anioł”

z  Garym Cooperem). Scena Apollo służyła także jako miejsce występów muzycznych, magicznych (gwoździem programu pewnego włoskiego magika było zniknięcie ze sceny żywego konia) i  nawet walk bokserskich. Otworzono wtedy także kompleks kąpielowy, cukiernię, hotel oraz kabaret Palaise de Danse (zwany Palejką). Lokal ten, obok restauracji w Hotelu Bazar, był wówczas jednym z najbar-dziej popularnych w  mieście. W  1927  r. Salę Lamberta przebudowano na drugie kino Metropolis, które miało wspólną kabinę projek-cyjną z Apollo. Metropolis w czasie wojny funk-cjonowało jako Teatr Varietes Metropol, jego budynek spłonął w 1945 r. Dziś Pasaż Apollo zdaje się być nieco na uboczu tętniącego centrum. Niemniej miejsce to chlubnie nawiązuje do swoich handlowo--rozrywkowych początków. Kino Apollo po generalnej przebudowie zakończonej w 2005 r. zbliżone jest wyglądem do dekoracji

Metropolis, foyer otrzymało formy art déco i  jak niegdyś w  pasażu działają dwie sale kinowe. A  w  lokalu po Palejce wciąż króluje gastronomia. Obecnie mieści się w  nim restauracja meksykańska Czerwone Sombrero. Kulinarne doznania zapewnia latynoski szef kuchni, którego specjalnością jest fajita, enchilada oraz Sopa Azteca. Czas spędzany w  największym w  mieście ogródku, którego sklepienie stanowią korony starych kaszta-nowców, nierzadko umila muzyka na żywo płynąca ze sceny niewielkiej muszli koncer-towej. Restauracja organizuje również warsz-taty kulinarne i oferuje animacje dla dzieci.Po obiedzie warto udać się na małą czarną do kolejnego ciekawego miejsca w pasażu, jakim jest Bigfoot. Tę „małą kawiarnię z  wielkim sercem” prowadzi Erik Witsoe – popularny w  Poznaniu amerykański fotografik. Oprócz dobrej kawy, świeżych kanapek czy wypieków uraczyć się w niej można chwilą rozmowy po

angielsku z  native speakerem oraz zakupić pocztówki ze zdjęciami Erika.Pasaż Apollo jest również właściwym miej-scem na zakupy. Dla wielbicieli naturalnych produktów prawdziwą gratką jest Un Lapin Sklep Naturalny. Oferuje on szeroką gamę produktów marki The Body Shop, którą wyróżnia nie tylko dobór składników i nowa-torstwo receptur, ale także etyka produkcji. Dodatkowo w Un Lapin zaopatrzyć się można w ręcznie robione aromatyczne świece i ekolo-giczne bambusowe akcesoria higieniczne. Dzisiejsza oferta Pasażu Apollo – choć odbiega od tego, co to miejsce proponowało w  prze-szłości – jest wystarczającym powodem, by przy okazji swojego kolejnego spaceru skie-rować tam swoje kroki. Może częstsze odwie-dziny gości i klientów sprawią, że zacznie on odzyskiwać dawny blask?

Marta Sankiewicz

Dość niewiarygodnie brzmi dziś stwierdzenie, że Pasaż Apollo był kiedyś popularnym centrum rozrywki chętnie odwiedzanym zarówno przez mieszkańców Poznania, jak i gości. Jego popularność wynikała z dogodnego położenia w samym sercu miasta, pozostałe miejsca o podobnym charakterze znajdowały się w pewnym oddaleniu – na Jeżycach lub przy Drodze Dębińskiej. Jeszcze bardziej zaskakujące są związki pasażu z pielęgnowaniem polskości.

Centrum przy Ratajczaka

MIE

JS

KIE

ZA

KA

MA

RK

I

MIE

JS

KIE

ZA

KA

MA

RK

I

Fot. Erik Witsoe

Fot.

Dom

inik

a K

łopo

tow

ska-

Żura

wsk

a

Restauracja „Czerwone Sombrero” Sklep „Un Lapin” Kawiarnia „Bigfoot”

Cop

yrig

ht S

tepa

n Ru

dik

30 2/2015 2/2015 31

Dwie artystki z dorobkiem w sferze sztuki oraz doświadczeniem animatora kultury, Joanna Buczak i Anna Sieńkowska, postanowiły podzielić się swoimi pasjami. Chciały poświęcić się działalności edukacyjnej i rozpowszechniać oraz udostępniać wiedzę o sztuce, dodatkowo aktywizować w dziedzinach artystycznych i zachęcać innych do rozwijania zainteresowań. Swoje pomysły realizują w ramach galerii Centralne Oko, powołanej do życia we wrześniu 2013 roku, która jest czymś więcej, niż tylko salą do wystawiania dzieł sztuki.

WarsztatyObie artystki ukończyły ówczesną PWSSP w Poznaniu. Jak same mówią, porozumiewają się telepatycznie, więc nie dziwi wspólna inicjatywa. Dodatkowo obie specjalizują się w  różnych technikach, więc ten, kto

zapragnie rozwijać swoje pasje artystyczne pod ich okiem, na pewno będzie u s a t y s f a k c j o n o w a n y. W  galerii bowiem odby-wają się przeróżne warsz-taty. Można wziąć udział w  lekcjach rysunku: nauczyć się perspektywy, światłocienia, odwzorowywania prostych brył i  martwych natur, na kursach malarstwa można zgłębić tajniki mieszania i  kładzenia barw oraz poznać różne techniki malarskie, na warsztatach z grafiki można spró-bować swoich sił w  wykonaniu prostych wklęsło- i  wypukło-druków. Można też zapoznać się z  przestrzennymi formami, czyli rzeźbą lub zmierzyć się z  pracą w  glinie. Warsztaty skierowane są zarówno do amatorów, chcących

rozwijać swoje pasje, jak i do kandydatów na wyższe uczelnie artystyczne, którzy muszą podszkolić swoje umiejętności. Ci drudzy zostaną profesjo-nalnie przeszkoleni zgodnie z wymaganiami stawianymi na egzaminach i z uwzględnieniem kierunku, na który zdają. W Centralnym Oku odby-wają się również różne gościnne warsztaty i spotkania, na przykład kursy kaligrafii, śmiechu czy taniec żywiołów.

Pasje pod okiem specjalistek

WystawyGaleria, całkowicie finansowana z własnych środków, gościła od chwili otwarcia już 15 indywidualnych wystaw, które cieszyły się bardzo dużym zainteresowaniem. W  Centralnym Oku wystawiali się głównie artyści związani w jakiś sposób z Poznaniem, na przykład poprzez Uniwersytet Artystyczny, choć są oni w tej chwili rozsiani po całej Polsce. Organiza-torki zbierają bardzo dobre recenzje wśród gości wernisaży. W związku z  takim powodzeniem swojego przedsięwzięcia zamierzają rozwijać działalność galerii, by nie pozostała jedynie powierzchnią ekspozycyjneą. Planują projektować sytuacje, w których ludzie doświadczają, potrafią być razem, posiadają poczucie wspólnoty, dostrzegają, że mają sobie coś do powiedzenia, współpracują i razem zmieniają kawałek świata.Długo trwały poszukiwania miejsca, w  którym właścicielki mogłyby realizować swoje pomysły na różne działalności artystyczne. Dzisiejsza siedziba galerii była pierwszą, którą odwiedziły i obie zgodnie stwierdziły, że nie muszą oglądać już nic więcej. To miejsce przy ulicy Garbary okazało się być tym właściwym. Wyróżnia je ciekawe wnętrze i przestronne patio, które od pierwszej chwili urzekło artystki. Remont, przeprowadzony ze środków własnych, trwał niecałe pół roku.

ImprezyDodatkową działalnością galerii jest wynajem sali na wszelkiego rodzaju imprezy. W Centralnym Oku można zorganizować artystyczne wieczory panieńskie, przyjęcia urodzinowe dla najmłodszych, koncerty, a w lecie półkolonie ze sztuką. Przestrzeń galerii udostępniana jest też na wykłady, spotkania, imprezy firmowe i  obrony dyplomów. Przy sprzyjających warunkach pogodowych wyjątkową atrakcję stanowi ogrodzone patio.Centralne Oko udziela się także w  różnych akcjach aktywizujących społeczność. Galeria brała udział w  Restaurant Day, podczas którego chętni mogli popisać się swoimi zdolnościami kulinarnymi. Przez cały dzień królowały wtedy w  Centralnym Oku wyszukane potrawy wege-tariańskie i  wegańskie. Galeria uczestniczyła też w  Gallery Weekend polegającym na tym, że w jednym czasie w wielu galeriach odbywają się wernisaże i inne działania artystyczne.

FundacjaArtystki założyły również Fundację Sztuka dla Ciebie, aby mieć większe pole do realizacji swoich pomysłów. Dzięki dofinansowaniu z  Urzędu Miasta fundacja zorganizowała w  ubiegłym roku projekt mający aktywizować

seniorki pod tytułem “Sztukmistrzynie – odkryj w  sobie twórcę”. Składał się on głównie z działań artystycznych, ale odbył się również warsztat tańca twórczej ekspresji i  warsztat psychologiczny, a  także wspólne wyjście do Muzeum Narodowego. Organizatorkom zależało tym, by uczestniczki otwo-rzyły się na tworzenie i odbieranie sztuki. Miesięczne warsztaty zakończyły się wystawą dzieł powstałych podczas ich trwania i hucznym wernisażem. Kolejnym ważnym wydarzeniem były darmowe warsztaty artystyczne “Z głową w chmurach”. W całości były sfinansowane z dotacji, które uzyskano w  ramach konkursu ofert organizowanego przez Pasaż Tesco. Wygrana sprawiła obu inicjatorkom wielką satysfakcję, ponieważ klienci sklepu Tesco spośród propozycji wielu fundacji zagłosowali na ich projekt.Artystki cały czas szukają niebanalnych i  unikatowych pomysłów do realizacji w galerii. Zapraszają do współpracy wszystkich, których warsz-taty, eventy czy inne działania artystyczne będą się wydawały ciekawe już na pierwszy rzut oka.

Marta SankiewiczFot. archiwum Galerii Sztuki Centralne Oko

Galeria Sztuki Centralne Oko ul. Garbary 30/41

Więcej informacji na stronach: centralneoko.blogspot.com

garbary30.blogspot.comsztuka-dla-ciebie.blogspot.com

www.rysunek-poznan.pl

NA

SZ

E R

EK

OM

EN

DA

CJ

E

NA

SZ

E R

EK

OM

EN

DA

CJ

E

32 2/2015 2/2015 33

NOWE ZOOOperacja NinioTo już czwarty poważny zabieg stomatolo-giczny, który przechodzi nasz słoń afrykański o  imieniu Ninio. Pierwsze dwie operacje wykonano w listopadzie 2012 roku. Częściowo usunięto lewy cios oraz zaplombowano cios prawy, któremu także groziło zakażenie ze względu na uszkodzenia i  częściowe odsło-nięcie kanału zęba. Lekarze twierdzili, że jeszcze nie widzieli tak potężnego ciosa u tak młodego słonia, dlatego też operację przepro-wadzali w  dwóch etapach. Było to również spowodowane tym, że tak duże zwierzę nie może leżeć bez ruchu przez długi okres czasu, ze względu na niekorzystne zmiany, jakie mogą zajść w narządach wewnętrznych. W  maju 2013 roku Ninio został uwolniony od pozostałości lewego ciosa. Operacja trwała nieco ponad 3 godziny. Rana zabliźniała się około 6 miesięcy. Czwarty zabieg stomatolo-giczny przeprowadzono 28 stycznia 2015 roku. Tym razem Ninio ułamał sobie prawy cios. Pęknięcie usytuowane było wzdłuż (rozpadł się on na dwie połówki), a kanał zębowy pozo-stał nieosłonięty. Takie problemy z  ciosami nie są zjawiskiem częstym, choć oczywiście

w  warunkach hodowlanych zdarza się, że słonie niszczą sobie ciosy uderzając w  metal lub beton. W  naturze słonie używają ciosów do łamania gałęzi, wykopywania korzeni, do zabaw, a  także do walki (samce). U Ninio mamy do czynienia z  wadą budowy kości słoniowej (siekaczy). Pozostałe zęby Ninio – te znajdujące się w pysku – ma zdrowe. Podczas zabiegu dr Gerhard uciął uszkodzony cios przy samej wardze i  zaplombował otwarty kanał zębowy przy pomocy specjalistycznego implantu. Zarówno sam implant jak i większa część narzędzi dentystycznych użytych podczas zabiegu zostały zaprojektowane przez dr Gerharda. Słoń czuje się już dobrze!

TakinyCzarne rogi w  kształcie półksiężyca jak u  gnu (zarówno u  samców jak i  samic), nos jak u  łosia, ogon jak u  niedźwiedzia, ciało jak u żubra – oto takin. Ssak parzysto-kopytny, czasami określany jako antylopa kozia. Masywne zwierzę o  ciężarze ciała 250 do 350 kg. Takiny to zwierzęta, które przystosowały się do trudnych, zimowych warunków Himalajów. Mają grubą sierść oraz bardzo duże nozdrza, w  których powietrze

rozgrzewa się zanim dotrze do płuc. Bez tej adaptacji, traciłyby dużą ilość ciepła ciała tylko przez oddech. Kolejne przystosowanie

to skóra, która wydziela oleistą substancję działającą jak naturalny ochronny ,,płaszcz”. Smugi tej właśnie tłustej wydzieliny można zobaczyć w  miejscach, gdzie takiny ocierają się o drzewa (a w warunkach ogrodu zoolo-gicznego również o ściany stajni). Natomiast budowa racic pozwala im na łatwe poru-szanie się po skalistych siedliskach. Zapach tych zwierząt jest charakterystyczny: to połączenie końskiego zapachu oraz piżma. Każdej wiosny takiny zbierają się w duże stada i wędrują w góry aż do linii lasu, na wysokość powyżej 4300 metrów. Zimą schodzą niżej do zalesionych dolin, do wędrówek wykorzy-stując zawsze te same trasy. Mają tylko kilku naturalnych wrogów: niedźwiedzie, wilki, lamparty i cyjony. Na ogół poruszają się dość powoli, jednak rozgniewane lub przestraszone potrafią szybko zareagować. W razie potrzeby zwinnie przeskakują z  kamienia na kamień. Jeśli wyczują zagrożenie, ostrzegają inne osob-niki za pomocą charakterystycznego odgłosu przypominającego kaszel. Potrafią również ,,ryczeć” odstraszająco. Wyglądają wtedy dość dziwnie, a  nawet zabawnie – z  otwartymi pyskami i  wystającym językiem. Na świecie żyją cztery podgatunki takinów: miszmi, złocisty, tybetański (syczuański) i  butański. Wszystkie są na Czerwonej Liście IUCN zwie-rząt zagrożonych wyginięciem. Do Nowego Zoo przyjechały (z  Ogrodu Zoologicznego w  Berlinie): takin tybetański o  imieniu Bao

Zhen (nazwany przez nas Sędzia Dredd) ur. 03.03.2013 oraz takiny złociste: Kim (vel Złoty) ur. 16.04.2011, Zhu-Lu ur. 16.03.2014 i Ca-Shu (vel Przepraszam) ur. 07.05.2014.

STARE ZOOZebu i łabędzie czarneStare ZOO ma nowego mieszkańca – 8  stycznia urodził się byczek zebu. Kaj – bo tak dostał na imię – nie odstępuje na krok swojej mamy Balbinki. Początkowo nie opusz-czał budynku słoniarni, w  którym przyszedł na świat, później zaczął wychodzić z  mamą na wybieg zewnętrzny. Tata – Ferdek – ma do swojej dyspozycji oddzielny wybieg, po sąsiedzku. Jak zwykle, gdy rodzą się młode, samiec zostaje oddzielony dla bezpieczeństwa i  spokoju malucha, jednak w  ten sposób, że cała rodzina ma ze sobą kontakt przez ogro-dzenie. Po tacie mały Kaj odziedziczył białą plamkę na głowie i  białą końcówkę ogona. Choć połowa zimy już za nami, dopiero teraz na zimowisko do Nowego ZOO wyjechała rodzina łabędzi czarnych – maluchy były już na tyle duże, że spokojnie zniosły podróż. Na staw w  Starym ZOO powrócą wiosną. Nato-miast pomieszczenie przy wolierze, w którym łabędzie ostatnio przebywały z młodymi, jest już przygotowywane dla nowych skrzydlatych mieszkańców, którzy pojawią się w  Starym ZOO niebawem.

Co słychać w świecie zwierząt?

Ogród zoologiczny – Stare i Nowe ZOO – jest czynny 365 dni w roku, w każdą sobotę, niedzielę i wszystkie dni świąteczne!

STARE ZOO ul. Zwierzyniecka 19Cennik: wstęp wolnyPawilon zmiennocieplnychnormalny – 8 złulgowy – 6 złGodziny otwarcia:od listopada do lutego w godz. 9:00-16:00 (kasa 9:00-15:00)marzec i  październik w  godz. 9:00-17:00 (kasa 9:00-16:00)od kwietnia do września w godz. 9:00-19:00 (kasa 9:00-17:30)

NOWE ZOO ul. Krańcowa 81Cennik: Od marca do października w dni powszednienormalny – 15 zł, ulgowy – 8 zł, rodzinny – 35 zł bilety wstępu w soboty, niedziele, świętanormalny – 20 zł, ulgowy – 10 zł, rodzinny – 50 złGodziny otwarcia:marzec i październik 9:00 – 17:00 (kasa 9:00-16:00)słoniarnia 10:00 – 16:00od kwietnia do września 9:00 – 19:00 (kasa od 9:00-18:00)słoniarnia 10:00 – 18:00

KOLEJKA NA TERENIE NOWEGO ZOO:Przejazd kolejkami poruszającymi się po terenie Nowego ZOO jest bezpłatny. (nie dotyczy kolejki ,,Maltanka” należącej do MPK)Kolejka kursuje:kwiecień – sierpień, w godz. 10:00 – 18:00wrzesień – październik, w godz. 10:00 – 15:00

Fot.

Mar

ian

Bątk

iew

icz

Fot.

Joan

na P

iech

orow

ska

Fot. Marian Bątkiewicz

PO

ZN

SK

IE Z

OO

PO

ZN

SK

IE Z

OO

34 2/2015 2/2015 35

Jedz, żyj, idź do przodu Piotr Chabzda, autor bloga muffinsrevolution.pl. Dusza towarzystwa, człowiek zakręcony na punkcie muffinów oraz dobrego jedzenia. Kilka lat temu przyjechał z Pomorza do Poznania, by dokończyć studia na wydziale historii oraz politologii. I został. Opowiedział nam, jak zaczęła się jego przygoda z gotowaniem, blogowaniem oraz miastem, w którym postanowił zapuścić korzenie. Siedzi naprzeciwko mnie młody, świetnie ubrany mężczyzna, który nawet na moment nie rozstaje się z elektronicznymi gadżetami. Prawdę powiedziawszy, nie wyglądasz na osobę, której pasją jest gotowanie. (śmiech) Bo też wszystko zaczęło się z  konieczności. Kiedy byłem dzieckiem, moi rodzice dużo pracowali i  część ich obowiązków spadła na starsze siostry. I choć opieka wychodziła im świetnie, to z  gotowaniem już tak nie było. Praktycznie każdy obiad składał się na zmianę z  kisielu i  budyniu, a  to motywuje do samodzielności. Miałem zresztą fantastyczne nauczycielki, moją mamę i chrzestną. Zaraziły mnie miłością do gotowania, szacunkiem do jedzenia, a  przede wszystkim zaszczepiły podstawy goto-wania, które wykorzystuję do dziś. Ich umiejętności szczególnie doceniłem po wyprowadzce z  rodzinnego domu, wówczas na dobre zaczęła się moja przygoda z gotowa-niem. Przyznam jednak szczerze, że nie poznałem jeszcze smaku doskonalszego od domowej kuchni.

Zasłynąłeś jednak przede wszystkim dzięki swoim muffinkom. Wielu czytelników w tym momencie chciałoby zapytać: dlaczego właśnie muffiny? Jestem pasjonatem mediów społecznościowych i  chciałem dać coś od siebie. Wraz z kuzynką wpadliśmy na pomysł założenia bloga tematycz-nego o  czymś smacznym i  na tyle plastycznym, by móc jeszcze długi czas eksplorować temat. Wybór padł na muffiny i  okazał się strzałem w  dziesiątkę. Zaczęliśmy odbierać bardzo pozytywne sygnały od naszych czytelników. Nigdy nie zapomnę, kiedy jeden z  nich poprosił o specjalne muffinki, którymi oświadczył się swojej dziewczynie. Z tego co wiem, oświadczyny zostały przyjęte. To naprawdę genialne uczucie, kiedy widzisz że twoja pasja sprawia radość nie tylko tobie, ale i innym. Z czasem moja kuzynka niestety musiała się wycofać z naszego projektu. Blog zaczął wzbogacać się też o  treści, które zaczęły pochłaniać mnie prywatnie, czyli kuchnię wegańską, design, modę.Tak jak wciągnęło cię miasto?

Zdecydowanie. Zakochałem się w Poznaniu i jego mieszkańcach. Przy-jechałem tu jako student i z tej perspektywy mogę powiedzieć, że

bardzo dużo się dzieje w  mieście. Imprezy typu Endorf!ns oraz te organizowane przez SPOT pozwalają naprawdę

dobrze się bawić. Nie trzeba mieć grubego portfela, żeby miło spędzić czas z  przyjaciółmi. Do tego dochodzą kina typu Muza, czy Rialto. To wszystko miejsca, gdzie można przeżyć coś niezwykłego. Są przecież również imprezy modowe organizowane

przez Grażynę Kulczyk. Podobają mi się możliwości, jakie przed młodymi ludźmi otwiera miasto. Mam tu

chociażby na myśli Akademicki Inkubator Przedsiębior-czości, a także wszelkie inicjatywy typu start-up. Wbrew pozorom nie ma też wielkiego pędu za pieniądzem, za to – przynajmniej dla mnie – jest świadomość, że można

się tu realizować zarówno osobiście, jak i biznesowo. Minusem jest trochę infrastruktura, mam jednak nadzieję, że również i te przeszkody zostaną niebawem zlikwidowane. Nauczyłeś się tutaj czegoś?Oszczędności! I  to tej w pozytywnym sensie. Podziwiam poznaniaków, Wielkopolan za ich dumę. Podoba mi się, że potrafią wykorzystać wszystko to, co ich wyróżnia i przekuć na realne zyski. Przeprowadzka była też dla mnie pierwszym poważnym sprawdzianem z samodzielności. Myślę, że zdałbym go dużo gorzej, gdyby nie mieszkający tu ludzie, którzy naprawdę są bardzo otwarci. Nie zapomnę wsparcia, jakie otrzymałem w pierwszych miesiącach mieszkania tutaj. To były dość prozaiczne sytu-acje, jak na przykład pomoc w odnalezieniu się w środkach komunikacji miejskiej, ale to się bardzo liczy. Oczywiście było też kilka zabawnych momentów wynikających z komunikacji językowej. Teraz już wiem, że kluski to kluski, a makaron to makaron, w moich rodzinnych stronach te nazwy funkcjonują wymiennie. Tu rzeczy nazywa się po imieniu. Ale otwartość poznaniaków to też coś więcej. Ludzie są ciekawi nowych rzeczy. Osoby o  innym światopoglądzie, z  pomysłem na siebie witani są z  otwartymi ramionami i  życzliwą ciekawością. Dzięki temu mogą rodzić się kolejne, nowe projekty. Każdego dnia można spotkać wyjąt-kowych ludzi, którzy mogą stać się inspiracją i motywować do dalszego rozwoju. Mam też na myśli również rzeczy mniej oczywiste. Dzięki goto-waniu wiem, że Wielkopolska to też ogromna liczba doskonałej jakości produktów regionalnych. No i ziemniaki, są genialne pod niezliczonymi postaciami. Właśnie dlatego użyłem ich podczas swojej kolacji w jednym z programów telewizyjnych. Który element kulinarnej tradycji Wielkopolski szczególnie przypadł ci do gustu? Masz jakieś ulubione danie? Plyndze z gzikiem*! Jak już wspomniałem, tutejsze tradycje kulinarne są bardzo bogate i trudno mi wybrać jedną ulubioną potrawę. W wolnych chwilach sięgam po stare książki kucharskie, gdyż uważam, że tam właśnie kryje się tajemnica najlepszych smaków. To nasi przodkowie stworzyli dania, będące inspiracją dla współczesnych kucharzy. Spotykam się więc z opisami tego, jak kiedyś przygotowywane były na przykład powidła – śliwki gotowane kilka dni na wolnym ogniu, aż ślinka cieknie. Ale też

wiem, że podczas bardziej wystawnych przyjęć podawano zupę żółwiową. Chciałbym kiedyś móc odtworzyć jej smak przy pomocy dostępnych na rynku produktów. Z ostatnich odkryć, to chyba bambrzok**. To bardzo proste tradycyjne danie ujęło mnie wieloma możliwościami przygoto-wania. Najbardziej smakuje mi w  wersji wytrawnej, jednak podany na słodko również potrafi uwieść smakiem. Z pasją opowiadasz o potrawach, które sam przygotowujesz. Bywasz czasem w poznańskich restauracjach? Ależ oczywiście, że bywam, bo gotowanie i  jedzenie w domu to cele-bracja pewnego rodzaju intymności i czasu poświęconego najbliższym, natomiast wyjście do restauracji jest przygodą i  odkrywaniem czyjejś wyobraźni kulinarnej. Pamiętajmy, że gotując dla innych, oddajemy im też kawałek swojego serca. Dlatego przyznam szczerze, że unikam tak zwanych sieciówek, wolę miejsca z duszą. Kilka takich udało mi się w mieście znaleźć. Bywanie w poznańskich restauracjach jest naprawdę wspaniałą podróżą kulinarną. Lubię zarówno miejsca, gdzie za niewielkie pieniądze można zjeść solidny posiłek, ale też i takie, gdzie za nieco większą gotówkę mogę rozsmakowywać się w daniach najwyższej jakości, przygotowywanych z produktów specjalnie sprowadzanych do Polski z odległych miejsc.Masz jeszcze czas na bywanie w mieście? Z tym bywa różnie. Uwielbiam chodzić po Poznaniu, kiedy na dworze robi się ciepło, bo to też sygnał, że zaczynają się imprezy. Zarówno te studenckie, jak i  organizowane przez kluby, miasto oraz inne instytucje. Wiele z  tych imprez na stałe wrosło w  miejski klimat. Nie wyobrażam już sobie nie chodzić na Kontenery, Animatora, Transatlantyk. No i  oczywiście moja ukochana Malta. Dużo też się dzieje jeśli chodzi o muzykę. Koncerty takich gwiazd jak Gaba Kulka, Justyna Steczkowska, Maria Peszek. W Poznaniu podoba mi się też to, że nawet nie mając nic w portfelu można nagle znaleźć się w miejscu, gdzie bardzo dużo się dzieje. Mieszkam tu zaledwie od kilku lat i ciągle odkrywam nowe miejsca, mam nadzieję, że jeszcze wiele przede mną. Tak, okres między wiosną a jesienią, to wspaniały moment na pozna-wanie miasta.

rozmawiała Arleta Wojtczak

* placki ziemniaczane z białym serem** placki ziemniaczane z boczkiem

PO

ZN

SK

A B

LO

GO

SF

ER

A

PO

ZN

SK

A B

LO

GO

SF

ER

A

36 2/2015 2/2015 37

Niegdyś były ich tysiące. Dzisiaj pozostało niewiele. Moda na neony powraca, a wystawa NOCNY POZNAŃ W BLASKU NEONÓW w Muzeum Narodowym w Poznaniu wpisuje się w nurt zainteresowań historią neonowej rurki.

Na wystawie zaprezentowana zostanie historia poznańskich neonów – od najstarszych świetlnych napisów, przez pierwsze reklamy świetlne z  początku

XX wieku, neonowy boom lat 60. XX wieku, wielką neonizację miasta w  połowie lat 70., aż po schyłek tej formy dekoracji przestrzeni miejskiej, który nastąpił w latach 80. XX wieku. Pomysł plastyczny Rafała Górczyńskiego pomoże widzowi oderwać się od realiów współczesnego miasta i wprowadzić w atmos-ferę Poznania sprzed lat. W  przestronnym holu muzeum rozbłyśnie kilka neonów, które udało się przywrócić do życia. Największym z  nich jest neon baru Tempo, świecić będą również reklamy familijnej kolejki Maltanka, Rytosztuki, Zakładu Doskonalenia Zawodo-wego. Pięknym, ocalonym od zniszczenia jest neon przedstawiający bicykl – reklamujący sklep z  rowerami na ulicy Głogowskiej. Będą też fragmenty dawnych neonów oraz te, które zachowały jedynie swoją formę.

Poza obiektami historycznymi zobaczyć będzie można projekcje rozświetlonych ulic dawnego Poznania, zdjęcia naszego miasta z lat 60. i 70. ubiegłego stulecia, rysunki i projekty neonów. Ciekawostką będzie warsztat rzemieślnika z  wyposażeniem niezbędnym do produkcji reklam.Wystawę będzie reklamował neon umiejsco-wiony na fasadzie Muzeum, zaprojektowany specjalnie na tę okazję przez Marcina Pała-szyńskiego. Jedną z  wielu przygotowanych przez organizatorów atrakcji będzie możliwość zaprojektowania własnego neonu. Wystawie towarzyszyć będzie książka łącząca cechy historycznego opracowania problemu

z albumem prezentującym ponad 250 ilustracji. Na jej końcu zamieszczony zostanie „Wykaz poznańskich neonów” z ich lokalizacją, autorem i datą powstania.

Ludzi – nie tylko w  Poznaniu, ale i  w  całej Polsce, ogarnęła mania neonowa. Wszyscy prześcigają się w wygrzebywaniu zdjęć miast i starych pocztówek, na których wyraźnie widać blask kolorowych neonów. Publikacjom fotografii i  kartek pocztowych towarzyszą

zazwyczaj opowieści z  czasów dzieciństwa, wspomnienia, zabawne, czasem romantyczne historie sprzed lat związane pośrednio z neonami. W wielu miastach powstają ruchy i  stowarzyszenia, które mają na celu odrestaurowanie poszczególnych – zazwyczaj już zabytkowych – neonów i przywrócenie ich ulicy.Cenimy ludzi z pasją, którzy potrafią nią zarażać innych, inspirować i współ-działać przy tworzeniu interesujących przedsięwzięć. Takim człowiekiem jest Marcin Grześkowiak, znany w Poznaniu pasjonat neonów. Cztery lata temu założył blog o  nazwie Moje Neony (mojeneony.blogspot.com), na którym zamierzał szczegółowo opisywać interesujące go świetlne szyldy. Jak sam pisze o sobie: „Jestem fotografem amatorem, hobbystą i laikiem. Tak się zastanawiam, czy moje umiejętności plus ukończony podstawowy kurs fotograficzny pozwalają mi na to, aby nazywać siebie fotografem.”Marcin Grześkowiak jest także kolekcjonerem. Zbiera pocztówki, albumy, książki dotyczące głównie stolicy Wielkopolski, ale nie tylko. Autor przy-znaje, że jest emocjonalnie związany także z  innymi miastami – Gnie-znem, Gdańskiem i Sopotem. Sympatia do dawnego Poznania znalazła swoje ujście w tematyce neonów, ostatnio coraz częściej podejmowanej i  realizowanej na różne sposoby. W  latach 60. i  70. ubiegłego wieku Poznań nazywany był miastem neonów. Zdaniem Marcina Grześkowiaka mają one w sobie coś magicznego i nostalgicznego. Pierwszy wpis na swoim blogu Grześkowiak poświęcił neonowi „Poznań Główny” i  już od tego momentu można było się zorientować, że Autor podchodzi do tematu bardzo poważnie i niezwykle rzetelnie. Nie ogra-nicza się do współczesnych zdjęć przedstawiających zrujnowane neony,

ale także stara się dowiedzieć jak najwięcej o historii powstania konkret-nego świetlnego napisu. W wielu przypadkach nie jest to łatwe – nie ma dokumentacji, a ludzie, którzy mogliby coś poopowiadać, albo nie żyją, albo są nieuchwytni. Aktualne neonowe zdjęcia Autor zestawia często ze zdjęciami historycznymi, które zazwyczaj pozyskuje z wielu różnych źródeł, dzięki czemu możemy porównać i  ocenić samemu, czy rzeczy-wiście dawne ulice ozdobione neonowymi napisami były piękniejsze od współczesnych. Dziś – patrząc na niektóre pstrokate szyldy z  plastiku, krzyczące kolorami reklamy i niegustowne tablice – można powiedzieć, że neon stał się symbolem elegancji, a nawet dobrego smaku przy kreowaniu przestrzeni miejskiej.Obecnie blog jest rzadziej aktualizowany, a  jego Autor przeniósł się na stworzony przez siebie fanpage (facebook.com/NeonyPoznania), gdzie działa już bardzo aktywnie. Można powiedzieć, że wokół poznańskich neonów utworzyła się całkiem spora społeczność. Ludzie zostawiają nostalgiczne komentarze, podpowiadają nowe lokalizacje starych neonów. Czasami można odnieść wrażenie, że społeczność ta jest istną kopalnią wiedzy i wspomnień o neonach, Autor fanpage’a zdaje się o tym wiedzieć, dlatego często pyta o  różne szczegóły dotyczące konkretnych neonów.Grześkowiak działa społecznie przy organizacji wystawy w  Muzeum Narodowym, zatytułowanej NOCNY POZNAŃ W BLASKU NEONÓW. Zapytany o swój udział w przedsięwzięciu Autor odpowiada: „Wystawie będzie towarzyszyć szereg wykładów i wystąpień okołoneonowych – będę miał przyjemność również je tworzyć. A po wystawie? Będziemy zastana-wiać się, co dalej zrobić z neonami – nasze marzenie to przywrócenie ich na ulice Poznania.”

josaFot. Marcin Grześkowiak

Muzeum Narodowe w Poznaniu27 marca – 7 czerwca 2015kurator: Magdalena Mrugalska – Banaszakaranżacja plastyczna: Rafał Górczyński Wystawa czynna od wtorku do niedzieliwtorek – czwartek 9:00 – 15:00piątek 12:00 – 21:00sobota i niedziela 11:00 – 18:00Dla publiczności wystawa czynna od 28 marca.Bilety wstępu: 12 zł normalny i 8 zł ulgowy

Nocny Poznań w blasku neonów

Neony GrześkowiakaUlica Św. Marcin

Plac Wolności w Poznaniu Ulica Głogowska

PO

ZN

SK

A B

LO

GO

SF

ER

A

NA

SZ

E P

AT

RO

NA

TY

38 2/2015 2/2015 39

Podobno siadając do pracy nad nową książką i zapisując pierwsze zdania, nie wie pan, „kto zabił”.Rzeczywiście tak jest. Na początku mogę się tylko mniej więcej domy-ślać, mam swoje hipotezy, pomysły, ale to wszystko klaruje się podczas procesu tworzenia. Książka jest niczym innym, jak takimi oględzinami z  miejsca zbrodni, uczestniczeniem w  śledztwie, gdzie poznaje się nowe szczegóły przestępstwa. Wraz z moimi bohaterami-milicjantami zauważam kolejne poszlaki, znajduję ślady, dowody. Daję im wolną rękę, żeby mogli poszaleć, a jednocześnie żeby mogli skierować czytel-nika na manowce. Na portalu „Kawiarenka kryminalna” ukazał się artykuł zatytułowany „Poznań tropem Ryszarda Ćwirleja”. Marta Matyszczak, autorka tego wpisu, stworzyła mapę miejsc, które zostały opisane w pańskich powie-ściach. Do każdego punktu był przyporządkowany cytat, wszystko to zilustrowała zdjęciami - jednym słowem, przygotowała świetny materiał. Co czuje pisarz, kiedy otrzymuje wyraz takiego uwielbienia dla jego książek?Do „Kawiarenki kryminalnej” wchodzę od czasu do czasu, żeby zobaczyć, co ciekawego się tam dzieje i nawet rozmawiałem z autorką, która przyjechała do Poznania po to, żeby przejść się tropem moich bohaterów. Pisarz może się tylko cieszyć, że bohaterowie, których stworzył, zaczynają żyć swoim życiem, wyznaczają trasę, po której można się poruszać, a  ich ślady, które powstały gdzieś tam w  mojej głowie, zaznaczyły się dość mocno na niektórych fragmentach poznańskich ulic, parków czy okolic Poznania. Dla każdego pisarza to jest duże wyróżnienie i wielka radość, że ktoś myśli o tych książkach w bardziej namacalny sposób.Nie miał pan obaw, że osadzając swoje powieści w czasach PRL, pewna część czytelników pokolenia lat dziewięćdziesiątych nie wyczuje tego specyficznego klimatu zrozumiałego tylko dla tych, którzy w tych czasach żyli, wychowywali się?Dlatego warto pisać o tamtych czasach, bo rzeczywiście – dla bardzo młodych ludzi jest to wyprawa na inną planetę i  zupełnie inna rzeczywistość. Ale to były czasy, w  których żyli ich rodzice. O  zwykłym życiu w PRL niewiele można się dowiedzieć z podręczników, z lekcji historii czy nawet z opowieści star-szego pokolenia. Możemy więc potraktować moje książki, jako opowieść kogoś, kto chce poopo-wiadać o  tej rzeczywi-stości peerelowskiej i to wcale nie tej drama-tycznej, heroicznej. Nie opowiadam historii o  historii, opowiadam o  zwykłych ludziach, którym przyszło w  tych czasach żyć. Podczas jednego ze spotkań autorskich, pewna pani, która jest nauczycielką licealną, powiedziała mi,

że ona poleca moje książki swoim uczniom z klasy maturalnej, ponieważ z tych powieści można dowiedzieć się więcej o PRL, niż z podręcznika. Od przedstawiania historii są historycy IPN, ja jestem od opisywania losów zwykłych ludzi.Wielokrotnie wspominał pan w wywiadach, że pracując nad nową powieścią, wkłada pan dużo pracy w przygotowanie dokumen-tacji. Czy zdobycie materiałów z lat osiemdziesiątych kosztuje wiele trudu?Może nie wymaga to wiele trudu, co benedyktyńskiej, mozolnej pracy, by przedrzeć się przez sterty gazet z  tamtych czasów. To jest dla mnie przyjemność – czytanie Gazety Poznańskiej, Głosu Wielko-polskiego czy Ekspresu Poznańskiego sprzed lat. Przed napisaniem książki wyznaczam sobie okres, który mnie interesuje i  udaję się do archiwum Głosu Wielkopolskiego, tam znajdują się też archiwalne numery innych poznańskich dzienników. Czytam je, robię zdjęcia niektórych stron i dzięki temu dowiaduję się na przykład, jakie ceny obowiązywały w  roku 1985. Poznań

jest bohaterem moich powieściRyszard Ćwirlej, znany i lubiany twórca powieści kryminalnych, których akcja osadzona jest w Wielkopolsce, w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Jego książki cieszą się ogromną popularnością, a na spotkania autorskie przychodzą tłumy czytelników. Tuż przed jednym z takich spotkań udało nam się porozmawiać o jego twórczości, życiu w Poznaniu i trudnych czasach PRL.

Dlatego warto pisać o tamtych czasach, bo rzeczywiście – dla bardzo młodych ludzi jest to wyprawa na inną planetę i zupełnie inna rzeczywistość.

Fot.

Mar

cin

Nie

słony

Fot. Artur Puk

OS

OB

OW

Ć

OS

OB

OW

Ć

40 2/2015 2/2015 41

Cenników rzecz jasna tam nie ma, ale na przykład istotną informacją jest to, ile dana gazeta w tamtym czasie kosztowała. Prawdziwą kopalnią informacji jest dział kontaktów z czytelnikami, którzy pisali do czaso-pisma z pretensjami. Natknąłem się między innymi na list zbulwerso-wanego czytelnika, który wybrał się z rodziną na niedzielny obiad do restauracji i  w  tejże restauracji piwo Poznańskie kosztowało nie 20 złotych, tak jak w sklepie, ale 40. I pytał, z jakiej racji taki duży narzut. Wszelkie informacje więc znajdują się tak naprawdę na wyciągnięcie ręki, tylko trzeba wiedzieć, jak do nich dotrzeć. Poza tym są jeszcze spotkania autorskie. Każde z nich jest wejściem w historie indywidu-alnych przeżyć czytelników, którzy przychodzą na te spotkania. Ludzie opowiadają mi o  różnych swoich przeżyciach - ja je zapamiętuję lub zapisuję i staram się je wykorzystywać. Poza tym ludzie do mnie piszą, otrzymuję wiele listów, w  których opowiadają mi, jak wyglądało ich zetknięcie się z rzeczywistością stanu wojennego. Szczególnie Facebook jest tutaj przydatnym narzędziem, ponieważ za jego pośrednictwem też mam kontakt z  ludźmi, którzy chcą się podzielić swoimi przeżyciami. Z zamiłowania zaczytuję się w książkach historycznych okresu peere-lowskiego, no a poza tym sam wiele pamiętam.W którymś momencie, mój kolega z radia (Merkury, przyp. redakcji), Sławek Bajew przeczytał moją książkę, przychodzi do mnie i mówi: „Jak ty to robisz, że kiedy wraz z twoimi postaciami wchodzę na przykład do danej restauracji, to widzę znajome zielone ściany, stoliki poustawiane w charakterystyczny sposób?” Odpowiedziałem mu, że sposób jest prosty. Trzeba zamknąć oczy i  w  wyobraźni udać się do jakiegoś dawnego miejsca. Mnóstwo szczegółów i elementów się w ten sposób przypomina. Trzeba wysilić mózg i zmusić pamięć do odkodowania tych informacji z dawnych lat, które cały czas gdzieś tam w naszych głowach tkwią.Zauważył pan zjawisko mody na PRL? Mam na myśli pewien publiczny sentyment do tamtych czasów. Pojawiają się firmy, które produkują przedmioty, wykorzystując design lat siedemdziesiątych i osiemdzie-siątych, kopiują wzornictwo, naśladują styl. Z czego to wynika?Tak naprawdę PRL tkwi w nas wszystkich. I przede wszystkim dla osób z mojego pokolenia jest to pewnego rodzaju nostalgia. Ale nie za PRL jako takim, tylko za latami młodzieńczymi, dzieciństwem, czasami młodości, beztroski. Ale podoba mi się ta moda, ponieważ uważam, że tamte czasy były niezwykle ciekawe. Pomijam oczywiście zbrodniczą część działań polskiego aparatu władzy. Były to jednak czasy na tyle inne, że warto o nich czytać, wracać do nich.Zwłaszcza, że przecież są pewne aspekty, które dzisiaj mają wielką wartość i zaskakują swoją oryginalnością, a nawet zachwycają, inspirują. Mam na myśli sztukę.Pierwszy z brzegu przykład – polska kinematografia z  tamtych czasów. Albo Polska Szkoła Plakatu. To jest coś, o czym w historii sztuki przecież będziemy mówić przez wieki. Tak więc oczywiście, niektóre dziedziny mimo ograniczeń zostawiły po sobie pewien dorobek. Staram się, żeby moje spojrzenie na PRL było wypośrodkowane. To znaczy – nie interesuje mnie polityka, ale zwykli ludzie, którzy musieli się jakoś z tą rzeczywisto-ścią zmagać.Lubi pan Poznań?To jest moje miasto. Z  pochodzenia jestem pilaninem, mieszkałem w  Pile wiele lat, ale to Poznań wybrałem na swoje miejsce do życia.

I  chociaż mieszkam pod miastem, to lubię tu przebywać, pracować. Uznałem, że warto pokazywać Poznań, warto docenić walory tego miasta i wprowadzić go na karty moich książek. Poznań jest bohaterem moich powieści. Z moim pisaniem to jest właśnie tak - zaczęło się od Poznania. Jako miłośnik literatury kryminalnej przez wiele lat czekałem na to, żeby pojawiła się powieść tego gatunku, której akcja dzieje się w  naszym mieście. I  nie mogłem się doczekać. Pojawiały się książki, w których były opisywane wydarzenia z Wrocławia, Lublina, Warszawy, Krakowa. A cholera, żaden poznaniak nie brał się do pisania. Dosze-dłem więc do wniosku, że jeśli sam nie napiszę takiej książki, to się nie doczekam. Staram się też zawsze o to, żeby Poznań na kartach moich książek żył. Nie chciałem, żeby był tylko tłem dla wydarzeń. Miasto jest zawsze równorzędnym bohaterem z postaciami, które stworzyłem.Do tego gwara poznańska.A jak pisać o Poznaniu bez gwary? Zwłaszcza, że pewne zwroty, sformuło-wania charakterystyczne dla poznaniaków były o wiele chętniej używane w latach osiemdziesiątych czy siedemdziesiątych. Są to zwroty, bez których nie wyobrażam sobie rozmów dwóch poznaniaków. Czy wyobraża sobie pani taki dialog, w  którym chociaż raz nie padłoby charakterystyczne tej? Musi być tej, musi być łe, muszą być takie słówka, jak kejter, który zleciał z ryczki. Są to słowa, które charakteryzują nas, Wielkopolan. Gwara poznańska to nie tylko Poznań, to cała Wielkopolska. Moja rodzina wywodzi się z Szamotuł i dziadek, babka – wszyscy posługiwali się gwarą na co dzień. Mieli tę charakterystyczną tonację wielkopolską. Osłuchałem się z tą gwarą właściwie od urodzenia i trudno byłoby mi napisać tekst, w którym poznaniak idzie na targ po kartofle i porzeczki, skoro wiadomo, że idzie po pyry i świętojanki. Poznań się zmienił od czasów, w których osadza pan akcje swoich książek. Czy znajduje pan jeszcze miejsca, które zatrzymały się na latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i wciąż oddają klimat panujący w pana powieściach?Bardzo dużo jest takich miejsc. Całe okolice Łazarza, ulica Kanałowa. Te wszystkie ulice wyglądają dokładnie tak, jak wyglądały 30 lat temu, tyle, że jest tam więcej samochodów. Natomiast te odrapane budynki zostały. Gdy wyjdzie pani na Mostową, to zobaczy pani, że nie ma tam ani jednej odremontowanej kamienicy. Jedyna zmiana to anteny satelitarne.

Rynek i uliczki odchodzące od Rynku mamy piękne, zadbane. Ale kiedy zapuścimy się głębiej, to tam znajdziemy czyste lata pięćdziesiąte XX wieku. Można by tam spokojnie kręcić film, którego akcja osadzona jest w w tych samych czasach, co moje książki.Czyżby w planach miał pan ekranizację którejś ze swoich powieści?Propozycji otrzymuję sporo, wszystkie rozbijają się o pieniądze. Budżet przeznaczony na wyprodukowanie filmu opartego na kanwie którejkol-wiek z moich powieści musiałby być średnio dwa razy wyższy, niż ten, który opowiada o czasach współczesnych. W zasadzie byłby to już film kostiumowy. W naszych szafach nie ma już ubrań z  lat osiemdziesią-tych, wszystko trzeba byłoby uszyć. Do tego dochodzą jeszcze mundury milicjantów i innych służb, samochody – tak więc ten budżet niestety podwaja się w  takich przypadkach. Podczas spotkań słyszę często od

czytelników, że chętnie obejrzeliby film kryminalny na podstawie jednej z moich książek, a w nim Teofila Olkiewicza pijącego piwo w knajpie na Wrocławskiej.Stefan Bratkowski powiedział, że stworzył Pan i wprowadził do literatury nowe pojęcie: powieść neomilicyjna. Jestem już w wymieniany w słownikach gatunku literackiego, uważam to za ogromne osiągnięcie, za 20-30 lat może się okazać, że osób, które piszą powieści neomilicyjne czy postmilicyjne, będzie znacznie więcej. Czego sobie i wszystkim życzę, bo myślę, że warto pisać o PRL i o tym, jakim był on w rzeczywistości.

rozmawiała Joanna Swędrzyńska

Czy wyobraża sobie pani taki dialog, w którym chociaż raz nie padłoby charakterystyczne tej? Musi być tej, musi być łe, muszą być takie słówka, jak kejter, który zleciał z ryczki. Są to słowa, które charakteryzują nas, Wielkopolan.

Fot.

Joan

na S

węd

rzyń

ska

OS

OB

OW

Ć

OS

OB

OW

Ć

42 2/2015 2/2015 43

Kim jest doula?KB: Doula to asystentka kobiety, która opiekuje się nią w  czasie ciąży, wspiera w trakcie porodu i pomaga w połogu. Na Zachodzie, gdzie zawód ten jest znany i  doceniany, doule często wybierają obszar specjalizacji. Jedne prowadzą szkoły rodzenia, zajmują się edukacją okołoporodową. Inne wspierają mamy w  okresie połogu, uczą pielęgnacji noworodka, pomagają nawiązać z nim więź, są doradczyniami laktacyjnymi. Zawód douli narodził się z  potrzeby kobiet, by mieć przy porodzie kogoś, kto zadba, wymasuje, przytuli, wysłucha, kto zapewni poczucie bezpie-czeństwa i  kobiecego zrozumienia. I  to jest nasz główny cel: służyć i „matkować” kobietom rodzącym, edukować i słuchać. AF: Doula wspiera emocjonalnie, fizycznie i informacyjnie w tym wyjąt-kowym okresie, trzeba jednak zaznaczyć, że nie wykonuje ona żadnych czynności medycznych.Czy doula to zawód czy misja?KB: Myślę, że jest to misja, która staje się zawodem. W moim przypadku powołanie wypłynęło z rozczarowania porodem, który trwał długo i było w nim dużo interwencji medycznych. Byłam rozżalona i miałam poczucie, że coś poszło „nie tak”, że mogłam to przeżyć zupełnie inaczej. Ciężko wspominam też okres połogu, niepewność własnych kompetencji jako mamy. Na artykuł o doulach trafiłam przez przypadek i już wiedziałam, że to było to, czego mi zabrakło. Zaczęłam rozmawiać z innymi matkami, czytać blogi i  fora internetowe i okazało się, że kobiet, które mają takie potrzeby, jest więcej. I poczułam, że to jest to, co chcę robić w życiu – być z kobietami, słuchać ich i wspierać je. W 2013 roku odbyłam szkolenie Stowarzyszenia Doula w  Polsce, biorę udział w  konferencjach, śledzę nowości w  położnictwie, czytam fachową literaturę. Marzy mi się kurs masażu Shantala dla niemowląt. Wraz z położną Izabelą Rybacką prowa-dzimy bezpłatne spotkania edukacyjne dla przyszłych rodziców w ramach akcji „Pozytywnie o porodzie”. A jeśli chodzi o sprawy zawodowe – doula jako zawód została w ubiegłym roku oficjalnie uznana przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Coraz więcej mówi się o naszej pracy i to mnie niesamowicie cieszy.

AF: Jestem mamą dwójki dzieci, 11-latki oraz 10-latka. Swoje porody wspominam wspaniale i marzę o tym, żeby inne kobiety też mogły tak powiedzieć. Przez prawie 10 lat pracowałam jako położna i już wtedy, nie wiedząc nic o doulach, wspierałam moje rodzące koleżanki. Po urodzeniu dzieci nie wróciłam do zawodu, choć cały czas o tym marzę, natomiast często byłam proszona przez kobiety do uczestnictwa w  porodach. Wspieram również kobiety po urodzeniu dziecka, pomagam w trudno-ściach laktacyjnych, opiece nad dziećmi, służę pomocą informacyjną. W 2013 roku ukończyłam szkolenie w Stowarzyszeniu Doula w Polsce. Nie każda kobieta może zostać doulą, potrzebne są pewne predyspozycje: empatia, chęć niesienia pomocy, zaangażowanie i dyspozycyjność, mam nadzieję, że posiadam te cechy. Doula ma za zadanie również ustawicznie się kształcić, poszerzać wiedzę z zakresu fizjologii porodu, nowinek położ-niczych i medycznych, niemedycznych sposobów radzenia sobie z bólem. Uczestniczę w  konferencjach i  szkoleniach, czytam dużo literatury z zakresu położnictwa. Dla mnie jest to misja, z zawodu jestem wprawdzie położną, ale od 10 lat związana jestem z branżą motoryzacyjną.Czym umiejętności i funkcja douli różnią się od akuszerki i położnej?AF: Doula nie wykonuje żadnych czynności medycznych, jej zadaniem jest zajęcie się kobietą „od pasa w górę”. Doule nie wchodzą w kompe-tencje położnych, podczas porodu są wsparciem, a nie rywalkami.KB: Doule nie muszą mieć i najczęściej nie mają wykształcenia medycz-nego (a jeśli mają, powinno to być oddzielone od ich roli jako douli) i nie są alternatywą dla położnych. Jesteśmy w pełni dla kobiety i dbamy o jej komfort psychiczny i emocjonalny. Kiedy kobieta potrzebuje pomocy douli?AF: Każda kobieta, która czuje się niepewnie, odczuwa lęk przed porodem lub po prostu intuicyjnie wie, że jest jej to potrzebne. KB: Najczęściej chyba wtedy, kiedy chce mieć pewność, że przy porodzie będzie ktoś, kto ją zrozumie. Warto zaznaczyć, że doula (kiedy asystuje przy porodzie rodzinnym) nie stanowi konkurencji dla partnera rodzącej, może dać mu poczucie bezpieczeństwa i odciążyć go psychicznie.

Jaka kobieta potrzebuje pomocy douli?AF: Najczęściej jest to kobieta, która rodzi swoje pierwsze dziecko, choć zdarzają się takie, które również kolejne dzieci rodzą w towarzystwie douli. Często są to kobiety, których partner nie chce uczestniczyć przy porodzie lub one nie chcą rodzić w jego towarzystwie, często po prostu samotne.KB: Nasza pomoc może mieć również szersze zastosowanie. Są doule, które znają dobrze języki obce i pomagają w porodach parom obcojęzycznym lub znające język migowy i asystujące osobom głuchoniemym.Jak zostać doulą?AF: Doulą można zostać po szkoleniu organizowanym przez Stowarzy-szenie Doula w Polsce lub Fundację „Rodzić po ludzku”.KB: Doule po szkoleniu podstawowym, będące członkiniami stowarzy-szenia, powinny przejść przez proces certyfikacyjny, czyli kilkuletni staż pod opieką doświadczonej instruktorki. Stowarzyszenie kładzie duży nacisk na dokształcanie oraz na wymianę doświadczeń.Jak znaleźć doulę dla siebie?AF: Kiedy się jest zdecydowanym lub dopiero myśli się o  towarzystwie douli, można umówić się na pierwsze spotkanie i wtedy sprawdzić, czy się do siebie pasuje. Doule są różne, mają różne charaktery, temperamenty. Nie każda doula będzie pasowała danej kobiecie.KB: Każda z nas jest inna. Warto spotkać się z kilkoma doulami i prze-konać się, z  którą nadaje się na podobnych falach. Musi to być osoba, która wzbudza nasze zaufanie, bo zaufanie jest podstawą tej relacji.Gdzie szukać kontaktu?AF: Na stronie www.doula.org.pl lub w internecie.KB: Na stronie stowarzyszenia dostępna jest lista doul działających w  poszczególnych województwach. Wiele z  nas ma też własne strony internetowe lub profile ma Facebooku.Jak to wygląda w Poznaniu? Dużo pań działa w naszym mieście?AF: Jest nas około 15 dziewczyn, w miarę możliwości spotykamy się, by dzielić się doświadczeniem i bliżej poznać.KB: Każda z nas działa w swoim stylu, ale są też projekty, które tworzymy wspólnie. Są wśród nas i  doświadczone „weteranki” i  młodsze stażem dziewczyny, ale na pewno łączy nas jedno – wiara w moc porodu!

rozmawiała Marta Sankiewicz

Misja doulaZjawisko douli – czyli dosłownie „kobiety, która służy” – pojawiło się w Polsce na przestrzeni ostatnich 10 lat. Świadomość i wiedza społeczeństwa na ten temat stale rośnie, ale warto uporządkować sobie pewne fakty. Pomoże w tym rozmowa z dwiema poznańskimi doulami: Agnieszką Futro i Klaudyną Bronowską.

Z myślą o kobietach biznesu stworzyłyśmy Klub Kobiet Przedsiębiorczych - platformę wymiany biznesowej i ideowej dla kobiet prowadzących działalność gospo-darczą oraz tych piastujących decyzyjne stanowiska w rozmaitych firmach. Nasze działania służą zarówno wspieraniu postaw przedsiębiorczości wśród kobiet, poszukiwaniu nowych partnerów biznesowych, jak również promocji pozytywnych wzorców na zewnątrz.

Każda Pani uczestnicząca w spotkaniu otrzymuje Kartę KKP ze specjalną ofertą od naszych Partnerów oraz roczny dostęp do portalu Strefa KKP służący komuni-kacji z firmami i zamieszczaniu swoich ogłoszeń.

Od 2008 roku realizujemy swoje działania w formie comiesięcznych spotkań. Na każdym z nich szkolimy się i doskonalimy swoje umiejętności przydatne w prowadzeniu biznesu. Spotykamy się w środy o godz. 18:00 zawsze w wyjątkowych miejscach, z interesującymi gośćmi, ciekawą tematyką i w inspi-rującej atmosferze.

Przyjdź i przekonaj się sama!

Zapraszamy na naszą stronę www.klubkp.pl oraz na nasz profil na Facebooku!

PO

ZN

AN

IAN

KA

Agnieszka Futro (na podłodze) i dwie doule – Alicja Nowaczyk i Marianna Szymarek

Klaudyna Bronowska z synem

Fot.

Agn

iesz

ka M

arci

niak

, aga

mar

cini

ak.p

l

Fot.

Just

yna

Żuko

wsk

a-Zy

gmun

t

44 2/2015 2/2015 45

WIELKODUCHY to program rozwoju wolontariatu w szkołach podstawowych i gimnazjalnych realizowany przez Stowarzyszenie Creo*. Głównym założeniem tego projektu jest zwiększenie aktywności obywatelskiej uczniów szkół podstawowych i gimnazjalnych z Wielkopolski i zaangażowanie ich w pracę wolontariacką. Stowarzyszeniu bardzo zależy, aby kreować współpracę między szkołami a lokalnymi instytucjami społecznymi.

Dwa główne działania Stowarzyszenia to programy edukacyjne: “Wielkoduchy” i “Wolontariat z klasą”. Oba mają na celu przygo-towanie szkół do tego, żeby prowadziły trwałe struktury wolonta-riatu czyli Szkolne Kluby Wielkoducha w szkołach podstawowych

i  Szkolne Kluby Wolontariatu w  szkołach gimnazjalnych. W  ramach przygotowania nauczycieli organizowane są szkolenia, dzięki którym opiekunowie projektu w  poszczególnych placówkach uczą się, jak rozmawiać z uczniami o tematyce wolontariatu, jak zaszczepiać w nich chęć pomagania innym. Stowarzyszenie wraz z przeszkolonymi nauczy-cielami przeprowadza różnego rodzaju akcje społeczne, podczas których uczniowie w praktyce poznają ideę wolontariatu. O  projekcie mówi Ryszard Michalski, prezes Stowarzyszenia Creo. – Objęliśmy programem całe województwo wielkopolskie, po 30 szkół podsta-wowych i  gimnazjalnych. Jest to kilka tysięcy dzieciaków. Naszą rolą jest wspieranie nauczycieli w tym, by tych najbardziej zapalonych w pomaganiu uczniów zebrać w jednym miejscu, aby mogli się wykazać na tym polu. I tu jest pełna dowolność w  jakim kierunku konkretna grupa może podążyć. Uczniowie sami wybierają z  nauczycielami, czy to będzie grupa ekolo-giczna, czy to będzie wspieranie osób niepełnosprawnych czy starszych, czy też pomoc zwierzętom. Najbardziej chodzi nam o to, by pobudzać dzieciaki do inicjatywy, do samodzielnego wyszukiwania płaszczyzny, na poziomie której można spełniać się w realizowaniu idei wolontariatu. Zdaniem Małgorzaty Cieślak, koordynatorki projektu, takie trwałe programy edukacyjne i  wychowawcze mają największe znaczenie dla rodziców, a także dla środowiska społecznego. – Towarzyszymy szkołom w realizacji zadań związanych z naszym projektem. Można powiedzieć, że w zasadzie tylko rozkręcamy te działania, bo najbardziej nam chodzi o to, by szkoły realizowały potem ten program jak najbardziej samodzielnie. Najważniejsze, by idea wolontariatu spodobała się uczniom i nauczycielom i  żeby nie była to jednorazowa akcja, ale stały element w  kształtowaniu wrażliwości uczniów.Koordynatorzy projektu odwiedzają szkoły, rozmawiają z  nauczycie-lami i  uczniami – głównym celem jest przekonanie dzieci, że każde z nich może być Wielkoduchem, bez względu na to, czy jest pozytywnie oceniane w szkole za postępy w nauce. W ramach realizowania programu uczniowie wraz z  nauczycielami odwiedzają domy spokojnej starości, przedszkola dla dzieci niepełnosprawnych, schroniska dla zwierząt. Twórcy programu zauważają ogromne zaangażowanie dzieci, na przykład

Stawiamy na szacunek

podczas przygotowań do przedstawienia teatralnego. Uczniowie czują się odpowiedzialni za swój występ, zależy im, żeby wszystko się udało. Mają poczucie misji, czują się potrzebni. Kładziony jest też nacisk na zacho-wania empatyczne i na to, że one mają ogromne znaczenie w kontaktach z innymi. Działania uczestników nie ograniczają się zatem do konkretnych zadań-czynności, ale dotyczą także zaspokojenia potrzeb emocjonalnych. Czasami przecież wystarczy sama obecność, by poczucie samotności u starszej osoby zniknęło choć na jakiś czas. Podobnie jest w kontaktach ze zwierzętami. To już jest nie tylko zbieranie karmy dla schroniskowych psiaków, ale wyprowadzanie na spacery, zabawa z nimi. – Stawiamy na szacunek – zapewnia Małgorzata Cieślak. Wszystkie działania programowe muszą być dostosowane do wieku uczestników. Nie ma jednego patentu na prowadzenie działań w szkołach, każda placówka wdraża swój sposób na wolontariat. I tak jak każda szkoła się różni, tak różni się wolontariat, dzieci też mają różnorodne treści prze-kazywane. – Nie chcemy poruszać wszystkich aspektów – mówi Ryszard Michalski. – To nie ma być kompleksowy program narzucony szkołom, chodzi o  to, żeby to wypływało z  potrzeb środowiska. Przygotowaliśmy publikację dla nauczycieli, tam są scenariusze bardzo różnych zajęć właśnie związanych z takim uwrażliwianiem najmłodszych uczniów. Okazuje się, że dzieci czerpią dużą satysfakcję z tego, że „mają moc”, bardzo chętnie i skutecznie wciągają w swoje działania rodziców i całe środowisko. Dzieci bardzo szybko też przełamują wszelkie bariery i znajdują wspólny język z  osobami, z  którymi my starsi – radzimy sobie trochę gorzej.

– Współpracują z  nami specjaliści, którzy przy okazji programu i  w  myśl naszej idei, wspomagają rozwój dzieci, np. manualny – opowiada Małgo-rzata Cieślak. – I tak na jednym ze spotkań dzieci uczą się, jak własnoręcznie wykonać kartkę świąteczną dla seniora. Planujemy też zajęcia z  pierwszej pomocy, bo szkoły zgłaszały nam takie zapotrzebowanie i to też ma służyć ich działaniom na zewnątrz. Chodzi o budowanie poczucia pewności siebie, wiary dzieci w to, że mogą pomóc w nagłym wypadku, żeby je oswoić z sytu-acjami, które kiedyś mogą spotkać je w życiu. W jednej ze szkół dzieci zaan-gażowały się w Europejski Dzień Numeru Alarmowego. Dzieci z piątych klasy zrobiły flashmoba – chodziły z tymi cyferkami składającymi się na numer alarmowy do maluchów, wchodziły do klas i nic nie mówiły. Były bardzo przejęte swoją rolą. – Ci młodzi ludzie będą pracowali w  różnych zawodach, z różnymi ludźmi – zauważa Ryszard Michalski. – I to co wyniosą z tego programu, zaniosą dalej w świat i w przyszłość.

Joanna SwędrzyńskaFot. archiwum Stowarzyszenia Creo

*Stowarzyszenie Creo działa od 2004 roku. Jest organizacją pozarządową - non profit, stowarzyszeniem ludzi młodych, twórczych, posiadających doświadczenie w pracy społecznej i aktywnie działających w środowisku lokalnym. Głównym celem Stowarzyszenia jest wspieranie rozwoju społe-czeństwa obywatelskiego, a programy Creo mają na celu między innymi pobudzanie aktywności społecznej i  promowanie idei wolontariatu. Więcej informacji znajdziemy na stronie wielkoduchy.pl

NA

SZ

E P

AT

RO

NA

TY

NA

SZ

E P

AT

RO

NA

TY

46 2/2015 2/2015 47

Jak to się stało, że Nikos Chadzinikolau trafił do Polski? Mój ojciec dorastał w Grecji, w Trifilli, co oznacza „czterolistną koniczynkę”. Pomimo, że było to piękne miejsce, niestety życie nie było w tamtym okresie łatwe. Trwała wojna domowa. Mój dziadek był wysokiej rangi oficerem w wojskach partyzanckich, a najłatwiej było się dostać do oficerów poprzez ich dzieci. Bardzo często zdarzało się tak, że czarni pułkownicy przychodzili do szkół i porywali te dzieci. I tak mój ojciec pewnego dnia musiał uciekać przez okno, razem ze swoim przyjacielem, dzisiejszym popem. Musieli spać na cmentarzach i  żywić się tym, co ludzie tam zostawiali. Gdy mój ojciec skończył 14 lat, rodzina zadecydowała, że wyjadą z  kraju, zresztą tak jak większość Greków. Z  całym dobytkiem, ze swoimi młodszymi braćmi, z jednym na rękach, przeszedł przez góry Macedonii do Ochrydu. Spotkał tam Ivo Andrića, późniejszego noblistę, który studiował w Polsce na Uniwersytecie Jagiellońskim. Mój ojciec też chciał zostać poetą, dlatego po rozmowie z Ivo zadecydował o przyjeździe do Polski. Reszta rodziny poje-chała na Ukrainę i do Taszkentu, gdzie zmarł mój dziadek Iraklis. W Polsce mój ojciec trafił najpierw do Zgorzelca, gdzie w 1950 roku było około 16,5 tysiąca Greków. Niektórych przesiedlono w Bieszczady do Krościenka, gdzie mieściła się grecka wioska, innych natomiast, w tym mojego ojca, skiero-wano do Szczecina. Uczęszczał tam do szkoły muzycznej wraz z Paulosem Raptisem. Kiedy tata już nauczył się polskiego, zdecydował się na studia w Poznaniu, na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Mając lat 15, bo rok trwała ta tułaczka, został w Polsce jako Odys, między dobrymi Polakami. Jak myślisz, dlaczego wybrał Poznań, a nie Kraków czy Warszawę? Myślę, że to uniwersytet zadecydował. Mój ojciec trafił do Poznania już jako student i  zamieszkał w wilgotnej piwnicy. Nie chciał mieszkać

w akademiku, bo tam nie mógł się uczyć, rozwijać się – wiadomo jak to w akademikach trwoni się czas. Potem został nauczycielem i wykładowcą języka polskiego. Tak przepracował ponad 40 lat. Czy miałeś możliwość spotkać się z jego uczniami? Jak go wspominają? Tak, do dzisiaj jego uczniowie piszą i przyjeżdżają do mnie, a kilku z nich jest moimi bliskimi przyjaciółmi. Bardzo dobrze go wspominają i szanują za to, że był bardzo wymagający. Zawsze mówił, że jeśli on nauczył się polskiego, to oni też mogą. Poza tym, był bardzo kreatywnym wykładowcą i pozwalał rozwijać się swoim podopiecznym. Wielu z nich traktowało ojca jako życiowego mentora. Twój ojciec zajmował się też promowaniem artystów i poetów, zarówno polskich jak i greckich. Tak, przetłumaczył na język polski ponad pięciuset poetów greckich od starożytności do współczesności i oczywiście w drugą stronę także: ponad dwustu poetów polskich doczekało się tłumaczenia greckiego, przez to zbudował się pomost kulturowo-literacki między tymi dwoma krajami, które uważał za swoje dwie ojczyzny. Jedną z urodzenia, a drugą z wyboru. Poza tym został prezesem Związku Literatów Polskich i piastował to stano-wisko przez 25 lat bez przerwy. Zainicjował Międzynarodowy Listopad Poetycki, festiwal, na który przyjeżdżało ponad stu poetów rokrocznie z całego świata. Oczywiście co roku przyjeżdżał też ktoś z Grecji. Mieliśmy tutaj wzmożone działania literackie, by promować poetów greckich. Wydali oni w Polsce ponad 50 tomików poezji w przekładzie mojego ojca, który zainicjował również serie wydawniczą „Biała i  Kolorowa Seria Poetycka Poeticon”. Seria ta składa się obecnie z  240 tomów. Dzięki niej mogli debiutować poeci polscy i zagraniczni. Mówią, że mój ojciec rozpoetyzował

Wielkopolskę. Bezprecedensowe były tak zwane lekcje poetyckie, które wprowadził do szkół. Każdy poeta, który przyjeżdżał na festiwal, miał około 5-6 spotkań z młodzieżą polską. Stworzyliśmy taki klub młodych poetów, coś jak Stowarzyszenie Umarłych Poetów. Bardzo wielu młodych ludzi prezentowało swoje wiersze, pokonując wstyd debiutanta. Tata, w którymś momencie zainicjował też serie „Strofy o  Wielkopolsce”. Tych tomów powstało około 20, co determinowało wielu poetów poznańskich i z okolic do pisania o naszej małej ojczyźnie, jaką jest Wielkopolska. Co było jego najczęstszą inspiracją? Poza życiem i  pięknem na pewno kobieta. Mój ojciec w  wierszach postawił jej pomnik, uważał kobietę za absolut. Erotyzm w jego wierszach był bardzo wysublimowany. Czy było takie dzieło, które sprawiło mu naprawdę dużo satysfakcji i radości z tłumaczenia? A może któreś okazało się wręcz przeciwnie - wyzwaniem i obciążeniem dla jego psychiki i zdrowia? Mój ojciec był tytanem pracy i  jak mówił o  nim profesor Oktawiusz Jurewicz, rywalem słowa. Przetłumaczył między innymi „Greka Zorbę”, Nikosa Kazantzakisa, „De profundis” Mirivilisa. Największym jednak dziełem translatorskim była „Iliada” i  „Odyseja” Homera. Pamiętam, że Iliada prawie wykończyła mojego ojca. Było to tak trudne dzieło, że nocami budził się zlany potem. Te sceny batalistyczne były tak obrazowe, że tłuma-cząc je ojciec obalił mit, że Homer był ślepcem i że niby „Iliadę” i „Odyseję” pisało kilku autorów. Jest to niemożliwe, ponieważ są tak precyzyjne od początku do końca, że nie sposób, by kilku ludzi mogło ją stworzyć. „Iliada” była trudnym dziełem, mocował się z nią przez pięć lat. Był bardzo syste-matyczny w swojej pracy, codziennie siadał i robił po pięćdziesiąt wersetów, zachowując przy tym ich heksametryczną budowę. To bardzo trudne dla tłumacza. Natomiast „Odyseja” jakoś tak sama popłynęła. Zrobił ją w ciągu półtora roku. Myślę, że nie przesadzę, kiedy powiem, że mocowanie się z Homerem skróciło jego życie. Największą satysfakcję zaś przyniósł mu przekład Safony. Uwielbiał tłumaczyć dramatopisarzy antycznych. Przetłu-maczył między innymi „Medeę”, „Króla Edypa”, „Antygonę”. Wydał ponad 117 książek. Minister Kultury, Aleksander Krawczuk, filhellenista, pisał, że od pojawienia się Nikosa w Polsce rozpoczęła się Wiosna Grecka. Z kolei Melina Merkuri, grecka minister kultury mówiła, że tata był ambasadorem greckiej kultury w Polsce i polskiej w Grecji. Otrzymał też wiele nagród za swoją pracę. Czy któraś z nich ucieszyła go w szczególności? Bardzo cenił sobie medal Instytutu Kultury Polskiej w  Miami. Został wyróżniony podwójnie – jako Grek i jako Polak. Poza tym w 1997 został

wybrany przez Biographical Center of Cambridge człowiekiem roku. Miał honorowe obywatelstwa wielu miast w Polsce i w Grecji. Śmiał się że dzięki temu będzie miał darmowy pochówek. Najbardziej jednak ucieszył się z Orderu Uśmiechu UNICEF, bo był przyznany przez dzieci. Bardzo się wtedy wzruszył. Była to piękna uroczystość w szkole obok Areny. Odbyło się przedstawienie antyczne, a potem dzieci wraz z licznie zgromadzoną publicznością tańczyły zorbę. Dzieci odgrywały dużą rolę w jego życiu? Pisał dużo dla dzieci. W Grecji zostały wydane bajki polskie jego autor-stwa, a tutaj w Polsce „Bajki greckie” i „Mitologia”. Jeździł także często na spotkania literackie z  młodzieżą gimnazjalną, licealną, do szkół podstawowych po całej Polsce. Co twój tata cenił w Polakach, a przede wszystkim w poznaniakach? Ojciec był wdzięczny Polsce i Polakom za to, że kiedy miał 15 lat, podano mu tutaj rękę i  dano możliwość rozwoju, poza tym rozmiłowany był w literaturze i pięknie naszego kraju. Jakim był ojcem? Dla mnie był momentami bardzo surowy, ale jestem mu za to wdzięczny, bo do dzisiaj słyszę jego głos w  sobie. Zawsze stawiał mi wyższą poprzeczkę. Jak już coś zrobiłem, czegoś dokonałem, nauczyłem się, to zawsze mówił: „Patrz, jeszcze możesz więcej zrobić”. Dzięki temu mam taki motor w sobie, że cały czas tworzę i pcham ten kamień Syzyfa. Pamiętasz z dzieciństwa miejsce w Poznaniu, do którego ojciec cię najczęściej zabierał? Jak tylko nadchodziły wolne dni, to wyjeżdżaliśmy poza Poznań, na łono natury. Jeździliśmy do Rogalina, Kórnika, Gołuchowa, Śmie-łowa. Dużo spacerowaliśmy, urządzaliśmy pikniki, to były bardzo miłe chwile. Poza tym mój ojciec bardzo kochał swój dom. Miał tak ciężkie przeżycia w dzieciństwie, że ten dom był dla niego świątynią. Kiedy byłem mały, mieszkaliśmy niedaleko Warty i tam bardzo często chodziliśmy na wspólne spacery. Oczywiście co roku wyjeżdżaliśmy do Grecji. Kiedy tylko kończyły się zajęcia w szkołach, to jechaliśmy do Delf, z  których pochodził, czy później do Aten gdzie mieszkała moja siostra. Razem tworzyliście muzykę? W pewnym sensie tak. Pamiętam, że siedzieliśmy w jednym pokoju i on stukał godzinami na maszynie, a ja w klawisze. Ojciec tworzył rytm, a ja melodie.

rozmawiała Aleksandra Noszczyńska. Fot: archiwum rodzinne

Mówią, że mój ojciec rozpoetyzował WielkopolskęNikos Chadzinikolau. Wybitny poeta, tłumacz i historyk literatury. Grek, który ukochał Polskę i język polski. Zmarł 6 listopada 2009 roku w Poznaniu. Tutaj mieszka jego syn, Ares. Na rozmowę umawiamy się w jego Ariston RR Studio, znajdują się tam pamiątki z Grecji oraz różne instrumenty. W powietrzu unosi się zapach greckiej kawy.

PA

MIĘ

TA

JM

Y O

PA

MIĘ

TA

JM

Y O

48 2/2015 2/2015 49

Zapewne każdy, kto kiedykolwiek poru-szał się po Poznaniu samochodem, wspomina szukanie miejsca parkingo-wego jako coś uciążliwego. Ścisk, tłok

i  strefy płatnego parkowania – tak można streścić doświadczenia będące codziennością tysięcy uczestników ruchu drogowego. Na szczęście, wszystkich tych niedogodności można uniknąć, zamieniając cztery kółka na dwa. Spróbujmy odpowiedzieć na pytanie, jak i gdzie bezpiecznie zostawić rower w istotnych punktach Poznania?

StojakiNaturalną pierwszą myślą jest przypięcie jednośladu do odpowiedniego stojaka, który bez problemu znajdziemy w  okolicach większości miejsc, do których chcemy doje-chać (pod urzędami, szkołami, na pętlach tramwajowych itd.). Najczęściej spotykane są dwa rodzaje stojaków: mniejsze i  niskie, do których można przypiąć jedynie koło (tzw. wyrwikółka) i  większe, wyższe, umożliwia-jące zapięcie również ramy. Zdecydowanie polecam korzystanie jedynie z tych drugich – w większości rowerów odkręcenie koła zajmuje

dosłownie chwilę i  tak przypięty pojazd jest łatwym łupem dla złodzieja. Jak sobie radzić, jeśli w  okolicy znajdują się wyłącznie wyrwi-kółka, lub – co gorsza – stojaków w ogóle nie ma? Można wtedy przypiąć rower do barierki, znaku, rynny – czegokolwiek, co umożliwia objęcie zabezpieczeniem również ramy. Oczy-wiście, zostawiając rower w  miejscu do tego nieprzeznaczonym, dobrze jest upewnić się, że nie będzie nikomu przeszkadzał, na przykład zastawiając wejście do bramy czy też zajmując przestrzeń, po której poruszają się piesi. Można również próbować lepiej wykorzystać wyrwi-kółka, niż zakładają to ich twórcy – większość rowerów da się do nich przypiąć za ramę, jeśli ustawimy się tylnym kołem do stojaka.

W  wielu miejscach w  mieście stoją kolorowe stojaki postawione przez fundację Allegro All For Planet. Znajdziemy je m.in. pod wydziałem stomatologicznym Uniwersytetu Medycznego, na Ławicy, pod biblioteką Raczyńskich czy budynkiem Concordii. Polecam rozejrzeć się za nimi szczególnie wtedy, kiedy zależy nam na przypięciu ramy roweru, a nie tylko koła – są one wysokie i wygodnie można do nich przy-mocować rower za praktycznie każdą część. Niestety, żaden ze stojaków nie znajduje się na terenie Wildy czy Łazarza. Jednak biorąc pod uwagę to, że część lokalizacji pod stojaki została wybrana na drodze głosowania, można mieć nadzieję, że przy następnej okazji mieszkańcy tych dzielnic wezmą sprawy w swoje ręce.

ParkingiInteresującą opcją jest pozostawienie roweru na parkingach przeznaczonych dla samo-chodów. Pozostawienie naszych dwóch kółek jest możliwe na wszystkich strzeżo-nych parkingach buforowych – chociaż ich rozmieszczenie nie jest najbardziej korzystne. Warto też pytać o  możliwość pozostawienia roweru na mniejszych strzeżonych parkin-gach rozsianych po mieście. Również przy niektórych centrach handlowych powstały specjalnie wydzielone miejsca przezna-czone pod parkingi rowerowe. Można więc zaparkować swoje dwa kółka pod dachem i  przeważnie pod okiem monitoringu. Nie zawsze pozostawienie roweru na parkingu jest

najlepszym rozwiązaniem – w  końcu zdecy-dowanym atutem tego środka lokomocji jest możliwość poruszania się „od drzwi do drzwi”. Sprawdzi się to jednak, gdy chcemy być pewni, że zostawiamy pojazd w bezpiecznym miejscu (parkingi strzeżone), lub gdy obawiamy się załamania pogody (parkingi zadaszone). Jedno z niewielu takich zadaszonych miejsc znajduje się w Starym Browarze. Zostawienie tam roweru jest możliwe na parkingu, który znajduje się pod Pasażem (wjazd od strony ul. Kościuszki). Co ciekawe, jest to darmowe,

podczas gdy za pozostawienie tam samo-chodu pobierana jest opłata – kolejny powód, żeby następnym razem wybrać się do miasta rowerem! Na tych, którzy wybierają się w  okolice Jeziora Maltańskiego, czeka strze-żony i darmowy parking rowerowy znajdujący się przy kładce od strony centrum handlo-wego. Niestety, pod opieką można zostawić rower jedynie w  weekendy, i  to od maja do września. Na parkingu pod Placem Wolności roweru już nie pozostawimy – ze względu na niedostosowany wjazd.

SkrytkiA co w przypadku, jeśli chcemy dojechać na dworzec rowerem i udać się w dalszą podróż pociągiem? W  bliskich okolicach dworca nie ma dużej liczby porządnych stojaków rowerowych w  bezpiecznych, monitorowa-nych miejscach. Zrozumiałe jest, że wizja zostawienia swojego ukochanego jednośladu przypiętego do przypadkowej barierki, zwłaszcza na dłuższy czas, jest niemiła. Taka perspektywa staje się szczególnie dotkliwa, kiedy można się spodziewać opadów czy dużej różnicy temperatur. W  takich warunkach rower wystawiony na działanie czynników atmosferycznych może szybciej się zniszczyć. Chociaż okolice dworca zapeł-nione są tłumem ludzi, długotrwałe pozo-stawienie roweru „na widoku” zachęca też złodziei – nawet jeśli dobre zapięcie uchroni przez kradzieżą ramy, ładne siodełko może stać się już cennym łupem. Rozwiązaniem tych problemów mogą być zamykane skrytki rowerowe. Znajdziemy je pod mostem Dwor-cowym naprzeciwko dworca autobusowego. Można bezpłatnie zostawić w nich rower na czas podróży pociągiem czy autobusem PKS. Skrytki ochronią pojazd przed deszczem i  śniegiem, i  prawdopodobnie zniechęcą złodziei, ale nie są one wyposażone w zamki – aby z  nich skorzystać, należy mieć własną kłódkę. Często są również zaśmiecone lub po prostu zajęte – w  takim wypadku warto skorzystać ze stojaków rowerowych znajdują-cych się tuż obok. Umożliwiają one zapięcie ramy roweru i są osłonięte przez most przed deszczem, a teren, na którym się znajdują, jest monitorowany. Tak naprawdę – rower może bezpiecznie stać dosłownie w  każdym miejscu, o  ile ma się dobre zapięcie, ale osoby pragnące lepszego bezpieczeństwa swoich pojazdów, amatorzy wygody i  rowerzyści obawiający się o  wpływ aury na pozostawiony rower bez problemu znajdą w  Poznaniu opcje dla siebie. Wielkie plusy należą się naszemu miastu za dużą ilość odpowiednich, wysokich stojaków rowe-rowych oraz sporo darmowych parkingów strzeżonych.

Karolina Karpezdjęcia: Karolina Karpe

Rower: klucz do bezstresowego parkowania

RO

WE

RO

WY

PO

ZN

RO

WE

RO

WY

PO

ZN

50 2/2015 2/2015 51

Peter Windsong urodził się we Włocławku, a w Poznaniu mieszka od 10 lat. Pierwszy aparat cyfrowy otrzymany na osiemnaste urodziny umocnił pasję fotografowania, którą Windsong przejawiał od najmłodszych lat. Poznań jest

jednym z  jego ulubionych tematów. Zdaniem artysty stolica Wielkopolski ma do zaoferowania wszystko to, czego może szukać fotografik: magiczne zaułki i uliczki, nowoczesne budynki i  ciekawą architekturę, a  także naturalne pejzaże. Windsong uważa się za fotografika odkrywającego, który wciąż poszukuje swojej drogi i  charakterystycznego stylu. Rosnąca popular-ność artysty świadczy jednak o tym, że dla wielu miłośników Poznania i  fotografii, Windsong już jest twórcą kompletnym. Czarno-biały Poznań to kolekcja zdjęć, których wystawa odbyła się w  lutym tego roku. Wernisaż zgromadził liczne grono wielbicieli talentu Petera Windsonga. Wszystkich zainteresowanych twórczością tego fotografika zapraszamy na oficjalną stronę artysty: windsong.pl oraz na jego fanpage na FB: facebook.com/PeterWindsongPhotography

Czarno-biały Poznań

MIA

ST

O I

ST

YL

MIA

ST

O I

ST

YL

52 2/2015 2/2015 53

„Space Opery”, której scenografem jest Katarzyna Nesteruk, dowiedzieliśmy się więcej o  procesie tworzenia kostiumów teatralnych. Tam praca krawcowych nigdy nie ustaje. Po skończeniu szycia kostiumów do jednego tytułu już poja-wiają się nowe projekty do następnego przed-stawienia, a w przerwach krawcowe naprawiają stroje, które zużywają się w  aktualnie granych spektaklach. Zdarzają się też przypadki zmiany w obsadzie, kiedy trzeba ponownie uszyć dany kostium dla nowego artysty. O swoich obowiąz-kach opowiada kierownik pracowni, Mariola

Czarnecka: – Szycie kostiumów teatralnych jest szczególnym rodzajem krawiectwa. Trzeba być wyjątkowo elastycznym i nieraz uszyć coś wbrew arkanom sztuki, ponieważ strój artysty rządzi się swoimi prawami i  ma niewiele wspólnego z  codziennymi ubraniami schodzącymi z  taśmy w zwykłych zakładach krawieckich. Pani Mariola doskonale zdaje sobie sprawę z roli, jaką pełnią kostiumy sceniczne. To przecież one tworzą klimat i  ilustrują daną sztukę: – Bez uszytych przez nasze pracownie strojów artyści dawaliby koncert, a nie grali w teatrze.

Przygotowanie kostiumów do „Space Opery” wydaje się wyzwaniem: podwójna obsada, każda postać potrzebuje aż pięciu różnych zestawów, a każdy z nich powstaje przez kilka dni. Liczba solistów w tym spektaklu jest akurat niewielka, ale do nich dochodzi jeszcze chór, czyli 25 kostiumów żeńskich i tyle samo dla mężczyzn. Opierając się na szczegółowo omówionych rysunkach projektów, pani Mariola wykrawa wszystkie elementy z  uwzględnieniem wymiarów artysty obsadzonego w  danej roli. Jej zespół zszywa kostiumy, które czekają na manekinach na przymiarki. – Pierwsza musi się odbyć w towarzystwie scenografa – tłumaczy kierowniczka pracowni. – Może się okazać, że na żywym człowieku kostium nie leży tak, jak zakładał projekt i  wymaga on poprawek. Scenograf musi wtedy dopasować kostium do tej konkretnej osoby.Pierwotne idealizowane projekty muszą w  chwili produkcji zmierzyć się z  rzeczywi-stością. Celem nadrzędnym jest osiągnięcie kompromisu między idealnym projektem, a  sylwetką artysty mającego nosić kostium. Zarówno soliści, jak i  chórzyści muszą się czuć w  strojach komfortowo, z  łatwo-ścią poruszać się po scenie, nic nie może przeszkadzać im w  pokazaniu kunsztu artystycznego. Stroje chórzystów na przy-kład nie są identyczne dla całej grupy. –Jednej artystce jest lepiej z głębszym dekoltem, innej z większym rozcięciem spódnicy. Kostiumy są więc do pewnego stopnia indywidualizowane z utrzymaniem założeń projektu scenografa. To one budują magię teatru i muszą spełnić swoje zadanie jak najlepiej – opowiada pan Czesław.Problemy mogą pojawić się na każdym etapie. Obok wykonywania strojów, przygotowuje się nakrycie głowy i  obuwie. – Może się na przykład okazać, że któraś z artystek ma bardzo długie włosy, które nie dają ukryć się pod zaprojektowanym nakryciem głowy – dodaje specjalista. Tu znów muszą nastąpić modyfi-kacje projektu. A przecież kostiumy to dopiero pierwszy z elementów potrzebnych do wysta-wienia spektaklu na deskach sceny. Efekty pracy męskiej pracowni krawiec-kiej podziwiać będzie można już 14 marca o  godzinie 19:00, wtedy to odbędzie się premiera Space Opery.

Marta SankiewiczFot. Magdalena Ośko

Teatr Wielki im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu przygotowuje w sezonie arty-stycznym średnio sześć premier. Każdy może kupić bilet, zagłębić się w teatralnym

fotelu i nacieszyć ucho oraz oko przez dwie, trzy godziny magią teatru. Na scenie podziwia się artystów: solistów, chór, tancerzy oraz muzyków – mało kto jednak zdaje sobie sprawę, ile pracy i zaangażowania rzeszy pracowników technicz-nych wymagają te krótkie godziny spektaklu. W  tajniki produkcji nowego przedstawienia wprowadza Czesław Pietrzak, główny specja-lista do spraw kostiumografii i  chodząca encyklopedia Teatru Wielkiego: – Wszystko rozpoczyna się przeważnie półtora, dwa miesiące przed premierą, a  w  przypadku skomplikowa-nych spektakli są to nawet trzy miesiące. Naradę z  reżyserem i  scenografem inicjuje dyrekcja teatru, która wybiera tytuł do realizacji. Najpierw kompletuje się obsadę i zespół, uzgadnia wspólną wizję przyszłego przedstawienia. Scenograf prezentuje projekty dekoracji i kostiumów stwo-rzone na podstawie pomysłów reżysera. Po otrzy-maniu akceptacji dyrekcji zaczyna się realizacja.Cała ta magia dzieje się nie w głównej siedzibie Opery przy ulicy Fredry, tylko na zapleczu produkcyjnym teatru, którego adres najczę-ściej kojarzy się z  wypożyczalnią strojów. Na początek scenograf omawia swoje projekty kostiumów i  dekoracji z  ich wykonawcami, grupą doświadczonych pracowników technicz-nych. Podczas dyskusji obie strony często muszą iść na kompromis. Pierwotne projekty bywają w  czasie produkcji modyfikowane z  powodu wymiarów sceny, dobranej obsady, dostępności materiałów. – Cel jest wspólny: olśnić widza przez jak najbardziej korzystne dobranie stroju do artysty i najbardziej efektowne użycie elementów dekoracji – tłumaczy pan Czesław. Po akceptacji projektów poszczególne pracownie zaczynają pracę. Pierwszym zadaniem jest złożenie zapo-trzebowania na materiały, które realizuje dział zaopatrzenia. Po otrzymaniu wszystkich wyma-ganych surowców rozpoczyna się realizacja.Odwiedziliśmy pracownię krawiecką męską, gdzie na przykładzie przygotowań do premiery

Projekty Katarzyny Nesteruk czekają na realizację. A czas premiery nieubłaganie się zbliża.

Każdy kostium najpierw jest wykrawany zgodnie z wymiarami odtwórcy danej roli…

Prawie gotowe kostiumy czekają na manekinach na przymiarki…

…które już odbywają się w pracowni krawieckiej damskiej.

…a potem skrupulatnie zszywany przez teatralne krawcowe.

Opera od kuchniZ

A K

UL

ISA

MI

ZA

KU

LIS

AM

I

54 2/2015

Taka pani zamyślona, nic nie widzi, co słychać? – prawie podsko-czyłam, bo głos rozbrzmiał niespodziewanie tuż nad moją głową. To Pan W. jak zwykle bezszelestnie wychynął zza regałów z wózkiem pełnym towaru do wyłożenia. Ninja spożywczaka, nie ma co.

– Dzień jak co dzień. Nic dobrego, szkoda gadać – westchnęłam.– Stało się coś? – A bo widzi pan, mam problem. Tekst do napisania. Temat dowolny, ale najlepiej związany z Poznaniem. I ni w ząb nie wiem, co mam wymyślić.– A  co ma pani do wymyślania? – półka błyskawicznie zapełniała się sokami. – Tematów jest dość, obejrzeć się wystarczy. Sam bym czasem coś napisał, ale czasu nie ma, ani talentu też nie.– Tak? No to dam panu dodatkowe utrudnienie – mruknęłam. – Mam pisać o pozytywach. O tym, co jest dobre, miłe, ładne. Tylko i wyłącznie. Bez narzekania.– I to jest utrudnienie? – pan W. przerwał rozładunek i spojrzał na mnie uważnie. – Ja pani powiem jedną rzecz. Ludzie narzekać lubią, bo to ludzkie jest, a już Polacy szczególnie tak mają. Żeby nie wiem, kiedy pani kogo zapytała, to zawsze coś wymyśli, bo za zimno, za ciepło, za sucho, za mokro, to źle, to też źle, no nie dogodzisz za nic. Nawet pani, jak panią zapytałem, to nos na kwintę. A za oknem słońce, wiosna idzie!– Nie za dużo mi daje to słońce, wiosna tekstu za mnie nie napisze – byłam w nastroju wyjątkowo buntowniczym i nie zamierzałam łatwo odpuścić. – A skoro ludzie narzekają, to widać mają powody, prawda?– Czasem i mają. Ale jak tak ich przycisnąć, to się okazuje, że wcale źle nie jest... o, przepraszam! – zgrabnie przesunął wózek, robiąc miejsce jakiejś starszej pani. – Pani spojrzy na mnie. Zawsze się pani dziwi, że ja ciągle w pracy, że nic z tego życia dla siebie nie mam, ale mi tak dobrze

i wcale mi do wolnego nie tęskno. A nawet jak czasem mam dość, to zaraz pomyślę sobie, że kiedyś całe dnie nic nie robiłem i wcale mi to na dobre nie szło. Może i stale tu siedzę, może czasem nie ma chwili, żeby usiąść, bo roboty dużo, ale kto by te ciężary nosił, jak ze mną są same panie? Ja bym kobietom dźwigać pozwalał? Mnie dobrze. A czasem się jeszcze poroz-mawia, czy z panią, czy z kim innym miłym. I na co ja mam narzekać?Popatrzyłam na niego. Chudy, z  ziemistą cerą, porządnie przeciągnięty przez życie. Ale uśmiechał się szczerze, całym sobą. Odwzajemniłam uśmiech.– To jak? Przekonałem panią?– Niech będzie, że pan przekonał.– A to się jeszcze na coś przydałem w dodatku. Tak więc widzi pani... – prze-rwał na chwilę, zmrużył oczy, spojrzał. – Niech pani powie, równo stoją?– Te tutaj trochę można przesunąć – wspięłam się na palce, bo Pan W. był ode mnie wyższy o dobre pół metra.– Dziękuję pani bardzo za fatygę – poprawił, odsunął się i  spojrzał na swoje dzieło z zadowoleniem. – Od razu lepiej. Pani pamięta, bo to się przydaje w życiu, że czasem jak spojrzeć z innej perspektywy, to wszystko wygląda zupełnie inaczej.

I nie byłam pewna, czy miał na myśli tylko te soki.

Alicja Gołębiewska – księgarka i polonistka w  jednym. Głośna wielbicielka literatury na współtworzonym z  Olgą Geppert blogu blubry-z-ksiegarni.blogspot.com

Wszystko zależy od perspektywyAlicja Gołębiewska

Ilust

racj

a: A

leks

andr

a N

oszc

zyńs

ka a

leks

andr

a.no

szcz

ynsk

a@gm

ail.c

om

XV Festiwal fantastyki Pyrkon

Międzynarodowe Targi Poznańskie • poznań

24 – 26 kwietnia 2015

www.pyrkon.pl • FB.COM/pyrkon

Co?

Gdzie?

Kiedy?

WWW:

Od 15 latjesteśmyfantastyczni!

Największyw PolsceFestiwal Fantastykii Popkultury zaprasza!

Zapraszamy również najmłodszych do Bloku Dziecięcego!

• Ponad 1000 godzin atrakcji• Goście z kraju i ze świata• Spotkania z pisarzami oraz

twórcami gier• Filmy, seriale, komiksy• Gry komputerowe i planszowe• Konkursy, pokazy, warsztaty

FE

LIE

TO

N

56 2/2015 2/2015 57

Obeliski Poznań może poszczycić się co najmniej trzema obeliskami, nie licząc pomników cmentarnych wykonywanych w  formie wysokiego, zwężają-cego się ku górze słupa. Obelisk jest jednym z emblematów architektury Egiptu. Po podbiciu kraju piramid obiekt ten zyskał swoje stałe miejsce w krajobrazie Rzymu czy Konstantynopola. Jeden z poznańskich obelisków jest oryginalny, pochodzi z egipskiego Athribis, a wykonano go w czasach Nowego Państwa. Można go obejrzeć na dziedzińcu Muzeum Archeolo-gicznego. Obok dawnej Akademii Lubrańskiego na Ostrowie Tumskim w 1884 roku wystawiono pomnik w formie przypominającej obelisk Janowi Kochanowskiemu. Pisarz został upamiętniony jako proboszcz tytularny kapituły katedralnej, a nie jako wielki polski poeta. Wybieg ten był jedynym sposobem uczczenia wybitnego literata w ogarniętej germanizacją Wielko-polsce. Wreszcie stojący na Cytadeli Pomnik Bohaterów to wzniesiony we wrześniu 1945 roku obelisk poświęcony poległym w Poznaniu żołnierzom Armii Czerwonej.

Elementy kultur starożytnych w przestrzeni miejskiej Poznania

Posąg Hygiei W  samym sercu miasta, na Placu Wolności, znajduje się monument poświęcony greckiej bogini zdrowia, Hygiei. To jedna z  mało znanych członkiń greckiego panteonu, która od 107 lat zdobi studzienkę związaną z począt-kami sieci wodociągów miejskich.

Pomnik Perseusza Pierwotnie, pod koniec XIX wieku, rzeźba stała na Placu Cyryla Ratajskiego, dziś zdobi Park Wilsona. Monument przypomina mit o  Andromedzie cierpiącej za pychę matki. Przykuta do skały i pozostawiona na pożarcie Ketosowi, potworowi morskiemu, została uratowana przez Perseusza, który najpierw rozprawił się z Gorgoną odcinając jej głowę.

Opera – Teatr Wielki im. Moniuszki Najciekawszym elementem tej budowli jest masywny, sześciokolumnowy joński portyk, dzięki któremu teatr przypomina antyczną świą-tynię. Kolumny, tak jak w starożytności, wyko-nane są z  bębnów i  posiadają inne elementy charakterystyczne dla budowli małoazjatyckich. Obiekt jest dobrze znany kilku rocznikom studentów UAM specjalności „archeologia orientalna i  antyczna” jako miejsce ćwiczeń z zakresu architektury starożytnej.

Ratusz Inspiracją do powstania jednego z najbardziej znanych zabytków Poznania, renesansowego ratusza, miał być amfiteatr Flawiuszów, czyli Koloseum. Jan Babtysta Quadro, projektant ratusza urodzony na pograniczu włosko-szwaj-carskim, doskonale obeznany był z architekturą starożytnego Rzymu, której elementy wplatał w  projektowane przez siebie budowle. Fasada ratusza istotnie przypomina trzy poziomy arkad znanych z Koloseum, jednak w Poznaniu nie zdecydowano się zastosować popularnego w  Rzymie porządku spiętrzonego, wstępuje natomiast porządek toskański.

* * *

Nawiązań do kultury antyku jest w Poznaniu bardzo wiele i  nie sposób wspomnieć o  wszystkich realizacjach, jeśli nie ma się ambicji zredagowania opasłego tomu. Zain-teresowanym tym tematem można polecić wycieczkę do Biblioteki Uniwersyteckiej UAM w  celu odszukania popiersia Ateny, dalej do rektoratu tej uczelni, gdzie na fasa-dzie uważne oko dostrzeże sfinksa, czy na ulicę Niegolewskich z  misją odnalezienia okazałego portyku inspirowanego starożytną architekturą świątynną. Po drodze warto zatrzymać się przy klasycyzujących budow-lach i obejrzeć budowę baz, kolumn, kapiteli, czy belkowania. Porównanie tych elementów z  detalami architektury antyku i  umiejęt-ność wykazania różnic czy podobieństw zapewne będzie bardzo satysfakcjonująca. Dla spragnionych kontaktu z autentycznymi zabytkami, również architektury, szcze-gólnie godna polecenia jest wizyta w Galerii Sztuki Starożytnej Muzeum Narodowego w Poznaniu.

Michał Krueger

CYRYL to wirtualne muzeum historii Poznania, które na portalu www.cyryl.poznan.pl umieszcza najciekawsze materiały archiwalne związane z dziejami miasta. Działa w ramach ministerial-nego programu KULTURA+ w  Wydawnictwie Miejskim Posnania. W  tej chwili na portalu znajduje się już ponad 16 tys. pocztówek, planów miasta, zdjęć, plakatów, projektów, rysunków i dokumentów. Do publikacji przygotowywanych jest kolejnych 40 tys. obiektów.

Pośpiesznie przemykający ulicami Poznania tłum rzadko zadziera głowę ponad uliczne semafory czy kłujące w oczy reklamy. Na nadgryzione zębem czasu elementy niebanalnej architektury śródmieścia Poznania rzadko zwracają uwagę nawet turyści pielgrzymujący wydeptanym szlakiem prowadzącym od Ostrowa Tumskiego do Starego Rynku. W tym odcinku proponuję odkryć reminiscencje świata antycznego, które zachowały się w poznańskiej przestrzeni miejskiej.

fot.

Mar

ta S

anki

ewic

z

fot.

Mar

ta S

anki

ewic

z

Z P

RZ

EW

OD

NIK

IEM

PO

PO

ZN

AN

IU

Perseusz – pocztówka ze zbiorów R. Trojanowicza cyryl.poznan.pl

Hygieia Teatr WIelki

58 2/2015 2/2015 59

F lagowa postna potrawa wielkopolskiej kuchni – pyry z gzikiem – nie jest specjalnie wymyślna, ani wystawna. To bowiem nic innego jak ziemniaki w  mundurkach podawane z  rozdrobnionym twarogiem wymieszanym ze śmietaną. Historia tego dania sięga XVIII wieku,

kiedy to na terenie Wielkopolski rozwój hodowli krów wpłynął na zwięk-szenie wyrobu sera z  mleka krowiego, kosztem popularnych wcześniej w tym regionie wyrobów z mleka owczego.

Ów twaróg ze śmietaną nosi właśnie wdzięczną nazwę „gzik” (lub „gzika”) i występuje zwykle w towarzystwie wspomnianych wyżej ziemniaków lub jako dodatek do pieczywa. Twarogową bazę uzupełniają najczęściej cztery składniki: szczypiorek lub cebula, sól i pieprz. Tak się przyjęło i tak gzik jada się najczęściej, choć czasami można spotkać go także w  wydaniu z rzodkiewką, koperkiem lub olejem lnianym. Co ciekawe, w książkach historycznych przeczytać można także o  niespotykanym już w  dzisiej-szych czasach gziku na słodko, czyli z  dodatkiem cukru, lecz mimo wszystko z solą i pieprzem.

Ja w mojej gzikowej interpretacji postanowiłam pójść o krok dalej i nadać mu zupełnie nowy wizerunek. Pomysł (nieskromnie powiem) okazał się być doskonały i taka wersja gziku zdecydowanie stała się jedną z moich ulubionych. Koniecznie wypróbujcie!

Składniki: Ӏ 200 g twarogu Ӏ 2-3 łyżki kwaśnej śmietany 12% Ӏ skórka z 1 cytryny Ӏ ½ łyżeczki grubo mielonego pieprzu Ӏ ½ łyżeczki grubo mielonej soli Ӏ ¼ łyżeczki kurkumy Ӏ 2 gałązki rozmarynu Ӏ 1 łyżeczka oleju z pestek winogron

Igły rozmarynu drobno siekamy i  przekładamy do moździerza. Doda-jemy skórkę z cytryny, olej oraz przyprawy. Całość dokładnie ucieramy tłuczkiem. Tak przygotowaną pastę mieszamy ze śmietaną, a następnie całość dodajemy do twarogu i  mieszamy do momentu połączenia się składników. Podajemy z ziemniakami w mundurkach lub pieczywem.

SM

AC

ZN

Y P

OZ

NA

Ń

SM

AC

ZN

Y P

OZ

NA

Ń

Gzik z rozmarynem i nutą cytrynyCześć!Mam na imię Marysia. Być może znacie mnie z mojego bloga – www.gruszkazfartuszka.pl - jeśli nie, to koniecznie tam zajrzyjcie! Kocham gotować oraz eksperymentować, dlatego na łamach Pulsu Poznania pokazywać Wam będę moje wariacje na temat kuchni poznańskiej. Czasami bardziej, czasami mniej tradycyjne, ale z całą pewnością zawsze pyszne! Smacznego!

60 2/2015 2/2015 61

Marka L’OCCITANE en Provence została założona przez Oliviera Baussan w  1976 r. w  Górnej Prowansji. Od początku istnienia

była związana z  tradycjami regionu i  jego przyrodą. Do dziś L’OCCITANE czerpie inspirację i  siłę z  wyjątkowych składników naturalnych zawartych w  prowansalskich ziołach, roślinach i kwiatach. Magia tej krainy ukryta jest w produktach do pielęgnacji twarzy i  ciała oraz zapachach stworzonych na bazie naturalnych komponentów z  regionu Morza Śródziemnego. Filozofia L’OCCITANE opiera się na szacunku do planety. Firma wykorzystuje materiały przyjazne środowisku, utylizowane oraz pochodzące z  recyklingu oraz ogranicza emisję CO2 przez preferowanie drogi wodnej dla transportu. Ponadto produkty nie są testowane na zwierzętach. Markę wyróżnia podejście do klientów, na przykład od 1987 r. etykiety kosmetyków opisywane są alfabetem Braille’a. L’OCCITANE dba o  przejrzysty

styl komunikacji i  nie składa przesadzonych obietnic, mając na uwadze zaufanie klientów.L’OCCITANE w Poznań City Center to miejsce, gdzie można poczuć wyjątkową atmosferę i  dokonać udanych zakupów. Profesjonalne konsultantki wprowadzą w  magiczną krainę pełną zapachów i kolorów, w której każdy znaj-dzie coś dla siebie. Salon oferuje szeroką gamę produktów pomagających dbać o cerę, ciało oraz

włosy, których bogate i rozpieszczające receptury zamknięte są w  luksusowych opakowaniach. Wyselekcjonowanie składniki z prowansalskich upraw pozwolą w  zaciszu własnej łazienki poczuć się jak w luksusowym SPA.Wejdź do świata L’OCCITANE i odkryj znie-walające, naturalne kosmetyki do pielęgnacji twarzy i ciała oraz zapachy inspirowane trady-cjami Prowansji.

SK

LE

PY

NO

WE

MIE

JS

CA

L’OCCITANE en Provence

Postawienie wszystkiego na jedną kartę, aby spełnić swoje marzenia, wymaga nie lada odwagi. Tak właśnie zrobiła Gosia – właścicielka nowej klimatycznej restauracji, która od niedawna karmi poznańską Śródkę i okolice.

Znajdująca się na rogu jednej z odrestaurowanych kamienic, przytulna knajpka codziennie przyciąga głodnych mieszkańców Poznania zapachem pysznych pierogów z wody i z pieca, w wielu smakach, które są specjalno-ścią „Na Winklu”. Na wielbicieli tradycyjnych, polskich obiadów czekają również smakowite zupy i solidny schaboszczak z kapuchą i pyrami. Jeśli zostanie Wam jeszcze trochę wolnego miejsca, możecie spróbować ciast i  deserów, które serwowane są z  aromatyczną kawą lub jedną z  wielu doskonałych herbat. Wszystko przygotowywane jest z najlepszych, świe-żych składników.Co odróżnia „Na Winklu” od innych miejsc w  Poznaniu? Najlepiej przekonać się samemu. Usiąść wygodnie w oknie z pięknym widokiem na Śródkę i ponadtysiącletnią katedrę. Porozmawiać z załogą, która całe serce wkłada w to, żeby „Na Winklu” każdy czuł się jak w domu. Wreszcie spróbować pierogów a la capricciosa, które smakują jak pizza, i których nie znajdziecie w żadnej innej restauracji.Jeżeli czytając te słowa zrobiliście się głodni, to nie pozostaje nic innego, jak wybrać się na ulicę Śródka 1 i jeść, jeść, jeść!

Piotr Kobielus

Na Winklu

62 2/2015 2/2015 63

As winter is coming to an end, the whole of Poland echoes a sigh of relief knowing that warmer weather is soon to arrive. Spring, the season that breathes life into everything once again, warming the air and shaking the sleep from the long slumber of the cold and

dark months before it. The season that carries the scent of flowers in the air, the buzz of bees and the arrival of the Storks fresh from migrating back to Poland after wintering in the warm African climate. Spring brings the influx of constant weather changes with it. Turbulent storms that gather quickly and dissipate just as fast as they pass through the day producing marvelous afternoon showers that fill the streets and feed the burgeoning greenery. For me, spring is something of an interesting time of observation. I can tell that spring has arrived simply by looking up and admiring the potted flowers that seem to mysteriously arrive overnight. Decks and window sills teem with color and sometimes a sort of argument begins to ensue among neighbors as they try their hardest to out flower the next balcony. The dull grey of winter is completely shaken off by the bounty of color that seems to override the senses and catapult the season into full swing. There is no time wasted during this time as everyone gets busy appreciating the arrival of spring.

In the markets around town I truly appreciate the arrival of new seasonal fruits and vegetables that the floodgate of spring has to offer. Especially during this season is the arrival of strawberries with a flavor that reminds me of childhood foraging in the forest. Tart, sweet, delicious we buy them in bagfuls and freely enjoy the gluttony knowing that soon they will be gone. Flowers fill every corner of the markets, spilling color with a  vibrancy that encompasses the rainbow and filling the air with a  harmony of fragrances. Inevitably putting smiles on the faces of just about all who pass. Spring begins the crusade of happiness as people have put yet another winter behind them and some time will pass before its arrival yet again.And of course let us not forget ice cream. This is truly a marvel of appre-ciation as citizens flock to their favorite parlor sometimes waiting in line for longer than it takes to finish a cone. Along just about every street you can begin to see people of all ages enjoying a cone of seasonal flavors. Myself included as I too wander to every ice cream dealer to get a taste. With this luxury, spring has truly arrived. Spring is just around the corner. It won’t be long now.

tekst i zdjęcia Erik Witsoe

As winter is coming to an end Spring, the season that breathes life into everything once again, warming the air and shaking the sleep from the long slumber of the cold and dark months before it.

AM

ER

YK

AN

IN W

PO

ZN

AN

IU

AM

ER

YK

AN

IN W

PO

ZN

AN

IU

64 2/2015 2/2015 65

Jedyna i wyjątkowa córka Ferdynanda Feldmana, aktora Teatru Miejskiego we Lwowie, do końca pozostała lwowianką, zakochaną w swoim mieście i ludziach. Z mlekiem matki wyssała tamtą wrażliwość, sposób bycia i charakterystyczny „zaśpiew”.

Pani Krystyna Feldman (1916-2007) urodziła się w  rodzinie aktor-skiej, dlatego – w  przeciwieństwie do starszego brata – nie miała wyboru (na nic zdała się nauka w  szkole handlowej). Szybko też musiała się usamodzielnić. Po egzaminie aktorskim dostała

pierwszy angaż we Lwowie. Nie nagrała się. Wybuchła wojna i trzeba było stanąć do walki. W okupowanym mieście zorganizowała polski teatr, była kurierem poczty Armii Krajowej. Także i później mocno stąpała po ziemi, była twarda, nie odpuszczała. Między innymi podpisała apel w sprawie nienaruszania autonomii UAM i odezwę wzywającą do uczczenia mszą świętą kolejnej rocznicy Czerwca’56 czy przesłuchań. Aktorski losrzucał ją w  różne miejsca – mieszkała i  grała w Opolu, Jeleniej Górze, Szczecinie, Katowicach, Krakowie, Łodzi i  Poznaniu. Kochała Lwów i Kraków. Wypoczywała w Zakopanem. W Jeleniej Górze i Łodzi miała groby bliskich. Dopiero w  Poznaniu dostała pierwsze mieszkanie na osiedlu Manifestu Lipcowego (obecnie os. Armii Krajowej). Wszędzie było jej pełno: w teatrze, w stołówce u Pani Marylki Królskiej w Collegium Historicum, w kościele, tramwaju, na ulicy. Pogodna, nie traciła uśmiechu

nawet w mało komfortowych sytuacjach, na przykład, kiedy pod Kapo-nierą mali fani serialu „Kiepscy” wykrzykiwali za nią: „Ty kreaturo!” Zagrała „tysiące” ról i  epizodów (tych więcej) teatralnych, filmowych (debiut w 1953) i telewizyjnych. Zwieńczeniem był „Mój Nikifor” w reży-serii Krzysztofa Krauzego. Na scenie i w życiu była typem antygwiazdy, ale wielu kolegów po fachu zazdrościło jej niepowtarzalnego luzu. Nie przywiązywała wagi do stroju, tylko po papierosku „poprawiała” usta.

Podziwiała MarszałkaPiłsudskiego i Jana Pawła II, nikogo więcej. Przy różnych okazjach z dumą powtarzała, że jest równolatką naszego Papieża – i niech już tak zostanie. Lubiła młodych, którzy byli dla niej najważniejsi. Niewiele potrzebowała do szczęścia, dzieliła się z potrzebującymi, wspierała różne instytucje.

Miała niespożyte siły i poczucie humoruMawiała: „W  zdrowym ciele zdrowy duch – czasem cielę”. Na scenie wykazywała się świetną kondycją. Na przykład w  „Pięknej Lucyndzie”. Uczniowie Szkoły Podstawowej nr 51 im. Bronisława Szwarca w Poznaniu, z którymi spotkała się kilkakrotnie, pamiętają Panią Krystynę jako wielbi-cielkę sportu, która… zagrała mistrzynię łucznictwa w  jednej z „tysiąca” ról filmowych. Opowiedziała wtedy na lekcjach o treningu u zawodowych

łuczników i  o  „kuchni” filmowej. Na ten jeden doskonały strzał z  filmu złożyły się trzy różne ujęcia kamery: pierwsze filmujące jej złożenie do strzału, drugie – mknącą strzałę i trzecie, w którym strzała idealnie trafia w cel. Otwarcie przyznała, że nie była żadną mistrzynią łuku. To zachwyciło słuchaczy.O jej poczuciu humoru najlepiej świadczy autorskie epitafium: „Nie dziw się wcale, przechodniu kochany,/ że ten mały grobek taki rozko-pany./ Tu leży Feldman, co nawet po śmierci,/ Zamiast w grobie leżeć, to się w grobie wierci”. Więcej pisze o tym Tadeusz Żukowski w świetnej i  jedynej w  swoim rodzaju książce „Krystyna Feldman albo festiwal tysiąca i jednego epizodu” (Poznań 2001).

Miała słabościByła minimalistką, potrafiła przypalić nawet wodę. Miała puściuchną lodówkę i najlepiej smakowały jej podpalane „cudzesy” (papieroski marki każdej!). „Więcej grzechów choć pamiętam, nie powiem…” – powtarzała. Koledzy w  teatrze komplementowali ją, że jest całkiem przystojnym mężczyzną, choć nie w typie amanta.

Order UśmiechuW czerwcu 2006 roku grono pedagogiczne Szkoły Podstawowej nr 51 im. Bronisława Szwarca w Poznaniu rozpoczęło starania o uhonorowanie

Pani Krystyny tym wyjątkowym orderem. Międzynarodową Kapitułę Orderu Uśmiechu przekonały między innymi takie głosy uczniów: „Znana aktorka, jest bardzo miła, przyjazna, radosna i pomocna, a także działa w akcjach charytatywnych”. „Potwierdza to swoim zachowaniem i  kulturalną postawą”. „Mimo, że jest kobietą, to potrafi rozmawiać o piłce nożnej”. Nie zdążyła niestety odebrać jedynego w świecie orderu przyznawanego dorosłym przez dzieci. W  środę 14 lutego 2007 roku odbyła się pierwsza i  bodaj jedyna w historii uroczystość, kiedy podczas wręczania zabrakło Damy Orderu Uśmiechu (zerkała z  dużego portretu, mówiła z  płyty). Wicekanclerz Halina Marszał-Sroczyńska i Irena Conti Di Mauro z Sycylii reprezen-towały Kapitułę, Order Uśmiechu dla Pani Krystyny odebrał Sergiusz Sterna Wachowiak, kierownik literacki Teatru Nowego w  Poznaniu. Odtąd słoneczniej jest przy ulicy Dąbrowskiego, bo teatr był jej drugim domem.Pierwszego marca obchodzilibyśmy 99. urodziny Pani Feldman. Jej mogiła leży w Alei Zasłużonych na Miłostowie. A Pani Krystyna? Pewnie jak to ona, uśmiecha się do nas z góry.

wspominali Lucyna Leśniak i Andrzej Sikorski

Dziękujemy Teatrowi Nowemu za użyczenie zdjęć.

„Faust” J.W. Goethe, reż. Janusz Wiśniewski, rola: Weronika.

„Królowa piękności z Leenane” M. McDonagh, reż. Robert Gliński, rola: Mag Folan „Oświadczyny uwielbienia na Jubileusz Krystyny Feldman” na podstawie jednoaktówek A. Czechowa „Jubileusz” i „Oświadczyny”, reż. Muszpert Gennadij

Dziękujemy, Pani Krystyno!

Fot.

Bogu

sław

Bie

gow

ski

Fot.

Mar

ta S

taw

ska-

Puch

alsk

a

Fot.

Bogu

sław

Bie

gow

ski

PA

MIĘ

TA

JM

Y O

PA

MIĘ

TA

JM

Y O

66 2/2015

Lubię Poznań, bo jest miastem, w którym można realizować swoje pasje.

W poznaniakach cenię zaradność i dobrą organizację, konsekwencję w działaniu.

Nie lubię, kiedy poznaniacy nie doceniają tego, co mają. Nie okazują sobie życzliwości, nie uśmiechają się do siebie na ulicy. Brakuje im polotu i fantazji w działaniu.

Czas wolny w Poznaniu spędzam z rodziną lub w teatrach.

Zmieniłabym w mieście chciałabym, aby poznaniacy częściej uczestniczyli w życiu kulturalnym miasta, by aktywnie poszuki-wali atrakcyjnych dla nich propozycji.

Turyście, który nigdy nie był w Poznaniu, najpierw pokazałabym Jeżyce – bo to dzielnica, która pulsuje dobrą energią, jest zarówno tradycyjna, jak i młoda, rozwijająca się. No i są blisko Teatru Wielkiego!

Ulubione słowo w gwarze poznańskiej w gwarze jest wiele słów, które lubię – na przykład pamperek, kwirlejka i blubry.

Gdyby podano mi wszystkie popularne wielkopolskie dania, najpierw sięgnęłabym po Rogale Marcińskie.

Symbolem Poznania jest dla mnie Teatr Ósmego Dnia i Konkurs Skrzypcowy im. H. Wieniawskiego.

Brakuje mi w mieście reprezentacyjnej ulicy, trasy space-rowej, deptaku w centrum – kulturalnej rewitalizacji tej okolicy.

Poznań w kilku słowach: pracowitość, Opera, zaradność, nowoczesność, ambicje, marzenia.

Renata Borowska-Juszczyńska Dyrektor Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu. Przez wiele lat związana z Fundacją Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Malta jako koordynator i producent, w latach 2006-2009 pełniła funkcję wiceprezesa Fundacji. W ramach założonej przez siebie Fundacji Nova organizowała od 2005 roku Festiwal Wiosny, poświęcony reinterpretacjom „Święta wiosny” Igora Strawiń-skiego, oraz Poznań Live Festiwal (od 2008 roku), pochylający się nad szeroko rozumianą world music.

Z Teatrem Wielkim związała się w 2010 roku, kiedy objęła stanowisko wicedyrektor do spraw artystycznych. Zajmuje się również dydaktyką, prowadząc na różnych uczelniach zajęcia z zakresu zarządzania kulturą (m.in. Uniwersytet Jagielloński i UAM). Poznanianka od czasu studiów.

Kwestionariusz wypełnia Renata Borowska-Juszczyńska

KW

ES

TIO

NA

RIU

SZ

KA

LE

ND

AR

IUM

WY

DA

RZ

68 2/2015