Artur Paruzel

4
„[…] i nic już teraz nie da zastanawianie się…” Z drewnianego baraku wyszedł trzydziestoośmioletni mężczyzna. Miał czarne zaczesane do tyłu włosy i ciemne wiecznie zamyślone oczy poety. Na jego twarzy czaiła się zaduma. Mężczyzna ubrany w mundur podporucznika rezerwy Wojska Polskiego z zarzuconym na ramiona płaszczem rozejrzał się dookoła. Był koniec lutego, ale w obozie w Starobielsku nadal panowała sroga zima. Póki co, nikomu nie udało się jeszcze zaobserwować oznak wiosny, ale myślano, myślano o niej. Tysiące polskich żołnierzy przetrzymywanych przez bolszewików w Starobielsku miało nadzieję, że przyniesie ona działanie, że w końcu coś się zacznie, że skończy się bezczynne siedzenie w okowach z drutu kolczastego, że znów staną oko w oko z wrogiem i będą walczyć o Wolną Polskę. Władysław Sebyła również rozmyślał o wiośnie. On także chciał się wyrwać z obozu. Jednak jego myśli nie zaprzątała nadchodząca walka, Władysław chciał po prostu raz jeszcze przytulić żonę i uścisnąć dłoń dwunastoletniego już synka. Tęsknił za nimi. Na piersi we wewnętrznej kieszeni płaszcza, niczym jakiś najdroższy skarb mężczyzna ukrywał wykonany przez siebie samego rysunek. Przedstawiał on młodą ciemnowłosą kobietę o zatroskanej twarzy i siedzącego na jej kolanach dziesięcioletniego chłopca o promiennym uśmiechu. Oboje wpatrywali się we Władysława. Czasami, w chwilach słabości i zwątpienia mężczyznę ogarniał strach, że gdyby nie ten rysunek, marna namiastka rodziny, już dawno zapomniałby jak wyglądają jego bliscy. Władysław postanowił, że napisze do żony i poprosi żeby przesłała mu jakieś zdjęcia. Ostatni raz widział syna prawie rok temu. Ciekawe czy bardzo się zmienił, co mówił, o czym myślał? Sebyła chciał znów być z bliskimi. Ta wojna męczyła go od samego początku. Mężczyzna otulił się mocniej płaszczem i wolnym krokiem ruszył przed siebie. Słońce wyglądało już spomiędzy drzew rzucając tu i ówdzie długie zatopione we mgle snopy światła. Idąc szeroką pokrytą śniegiem ścieżką mijał kolejnych ludzi, podobnych mu mężów, ojców… niektórych znal jeszcze sprzed wojny, z innymi zapoznał się tu na miejscu. Wszyscy ci ludzie rzuceni przez los na jedna ścieżkę mięli poczucie wspólnoty. Jednak mimo wspólnie znoszonych trudów niewoli, wspólnych rozmów, dyskusji, żartów myśli każdego z nich zaprzątały odrębne dalekie światy, tak nierealne z obozowej perspektywy.

description

laureat II edycji konkursu "Prawda i kłamstwo o Katyniu"

Transcript of Artur Paruzel

Page 1: Artur Paruzel

„[…] i nic już teraz nie da zastanawianie się…”

Z drewnianego baraku wyszedł trzydziestoośmioletni mężczyzna. Miał czarne

zaczesane do tyłu włosy i ciemne wiecznie zamyślone oczy poety. Na jego twarzy czaiła się

zaduma. Mężczyzna ubrany w mundur podporucznika rezerwy Wojska Polskiego z

zarzuconym na ramiona płaszczem rozejrzał się dookoła.

Był koniec lutego, ale w obozie w Starobielsku nadal panowała sroga zima. Póki co,

nikomu nie udało się jeszcze zaobserwować oznak wiosny, ale myślano, myślano o niej.

Tysiące polskich żołnierzy przetrzymywanych przez bolszewików w Starobielsku miało

nadzieję, że przyniesie ona działanie, że w końcu coś się zacznie, że skończy się bezczynne

siedzenie w okowach z drutu kolczastego, że znów staną oko w oko z wrogiem i będą

walczyć o Wolną Polskę.

Władysław Sebyła również rozmyślał o wiośnie. On także chciał się wyrwać z obozu.

Jednak jego myśli nie zaprzątała nadchodząca walka, Władysław chciał po prostu raz jeszcze

przytulić żonę i uścisnąć dłoń dwunastoletniego już synka. Tęsknił za nimi. Na piersi we

wewnętrznej kieszeni płaszcza, niczym jakiś najdroższy skarb mężczyzna ukrywał wykonany

przez siebie samego rysunek. Przedstawiał on młodą ciemnowłosą kobietę o zatroskanej

twarzy i siedzącego na jej kolanach dziesięcioletniego chłopca o promiennym uśmiechu.

Oboje wpatrywali się we Władysława.

Czasami, w chwilach słabości i zwątpienia mężczyznę ogarniał strach, że gdyby nie

ten rysunek, marna namiastka rodziny, już dawno zapomniałby jak wyglądają jego bliscy.

Władysław postanowił, że napisze do żony i poprosi żeby przesłała mu jakieś zdjęcia. Ostatni

raz widział syna prawie rok temu. Ciekawe czy bardzo się zmienił, co mówił, o czym myślał?

Sebyła chciał znów być z bliskimi. Ta wojna męczyła go od samego początku.

Mężczyzna otulił się mocniej płaszczem i wolnym krokiem ruszył przed siebie. Słońce

wyglądało już spomiędzy drzew rzucając tu i ówdzie długie zatopione we mgle snopy światła.

Idąc szeroką pokrytą śniegiem ścieżką mijał kolejnych ludzi, podobnych mu mężów, ojców…

niektórych znal jeszcze sprzed wojny, z innymi zapoznał się tu na miejscu. Wszyscy ci ludzie

rzuceni przez los na jedna ścieżkę mięli poczucie wspólnoty. Jednak mimo wspólnie

znoszonych trudów niewoli, wspólnych rozmów, dyskusji, żartów myśli każdego z nich

zaprzątały odrębne dalekie światy, tak nierealne z obozowej perspektywy.

Page 2: Artur Paruzel

Sebyła minął grupkę dyskutujących głośno polskich lekarzy kłaniając im się nisko i

wszedł do murowanego z cegły baraku. Powietrze wewnątrz budynku było niemal tak samo

mroźne jak na zewnątrz. Jednak tutaj, pomiędzy tłumem ludzi mróz nie dawał się tak we

znaki. Mężczyzna usłyszał gwar rozmów. Jakiś młody oficer poklepał go na powitanie po

ramieniu. Władysław odpowiedział mu wymuszonym uśmiechem i ruszył dalej, coraz

bardziej zatapiając się w morze jasnobrązowych płaszczy.

W końcu na jednej z wielopiętrowych prycz odnalazł grupkę machających do niego

już daleka mężczyzn. Sebyła przywitał się z nimi i rzucił okiem na szachownicę. Na jednym z

białych pól zamiast gońca stała łuska naboju. Gra dopiero się zawiązywała, ale mężczyzna

dostrzegał już przewagę białych figur. Jak gdyby dla własnej satysfakcji Władysław

pomyślał, że jeśli mimo to czarne figury zwyciężą, będzie to oznaczać, że już niedługo

nadejdzie wiosna, a on opuści mury obozu.

Przyjaciele Władysława powrócili do toczonej wcześniej dyskusji. Sebyła nie miał

dziś ochoty na rozmowę. Śledził kolejne ruchy figur na szachownicy. Czarne szachy

utworzyły mur wokół swojego króla i bynajmniej nie zamierzały ustąpić. Zadanie to

wymagało od „czarnych żołnierzy” poświeceń, ale w końcu przyniosło pożądany efekt. Białe

figury rozproszone po całej szachownicy jak gdyby próbując walczyć z kilkoma wrogimi

armiami na raz zapomniały o tej, która zdawała się bronić jedynie własnego skrawka

szachownicy. „Białych żołnierzy” bezustannie ubywało, w końcu król pozostał sam.

Czarni odnieśli zwycięstwo. Sebyła pomyślał, że on również wygrał i, że już niedługo

opuści obóz. Ta myśl napawała go jednak niepokojem. Mężczyzna nie potrafił nazwać źródła

swych obaw….

Był dwudziesty lutego tysiąc dziewięćset czterdziestego roku. Wiosną tego roku poeta,

podporucznik rezerwy Wojska Polskiego Władysław Sebyła opuścił obóz w Starobielsku.

……..

Maciek obudził się nagle oblany zimnym potem. Nie krzyczał. Ludzie krzyczą przez

sen gdy boją się tego, co im się śni, krzyczą, żeby się obudzić. Mimo, że ten sen nawiedzał go

już wielokrotnie, Maciek nie bal się ani trochę. Wiedział, że ci rosyjscy oficerowie których

widywał we śnie nic mu nie zrobią. Zresztą sam sen był bardziej jak film oglądany po raz

kolejny.

Page 3: Artur Paruzel

Bohaterowie filmu nie mogą cię przecież skrzywdzić. Mają do odegrania swoją rolę i

na tym się skupiają. Nikt nie każe im myśleć i zastanawiać się nad tym co robią. Dobry aktor

czyta scenariusz i gra. Tak właśnie było z tymi rosyjskimi oficerami, słuchali poleceń

reżysera.

Na początku Maciek chciał pomóc ojcu. Jednak raz nakręconego filmu nie da się już

zmienić, pozostaje jedynie go oglądać, znów, ponownie i jeszcze raz. Sen Maćka był

odtwórczy, za każdym razem taki sam. Nawiedzał chłopca zawsze, gdy ten zbyt wiele myślał

o ojcu.

Chłopiec upadł na poduszkę. Jego oddech był już spokojny. Maciek zamknął oczy i

zasnął.

……..

Był dzień.

Maciek wyszedł do ogrodu. Jego matka siedziała przy wiklinowym stole i czytała

książkę. Jej postać oświetlały ostre promienie popołudniowego słońca. Gdy Maciek podszedł

do niej, podniosła wzrok znad książki i spojrzała na syna. Chłopiec położył dłoń na jej

ramieniu i powiedział:

-Wiesz, mama, że ja wciąż widzę ojca, któremu strzelają w kark.

Page 4: Artur Paruzel

Nota od Autora

Władysław Sebyła urodził się 6 lutego 1902 roku w Kłobucku jako pierwsze dziecko

Henryki z Radłowskich Sebyłowej i Michała Sebyły.

Podporucznik rezerwy Wojska Polskiego Władysław Sebyła został zmobilizowany 28

sierpnia 1939 roku. Zimą z roku 1939 na rok 1940 był przetrzymywany w obozie w

Starobielsku. Wiosną 1940 został zamordowany strzałem w tył głowy przez rosyjskich

żołnierzy Armii Czerwonej. Maciek, syn Władysława miał wtedy 12 lat.

„[…] Władysław nie powiedział w poezji swojego ostatniego słowa i nic już teraz nie

da zastanawianie się, jaką by obrał dalsza drogę. Szukał. Źle mu było z tradycją i źle z

nowoczesnością.”- pisała żona Władysława Sabina Sebyła.

Bibliografia:

Władysław Sebyła. Życie i Twórczość. Elżbieta Cichla-Czarniawska

Zagłada polskich elit. Akcja AB-Katyń. IPN pod redakcją Anny Piekarskiej