Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

25

description

Bezkompromisowa autobiografia trenera „Złotek”. Twardziel. Kobieciarz. Facet, który zawsze mówi, co myśli. Dobry rozgrywający i jeszcze lepszy trener, za którym siatkarki gotowe były pójść w ogień… Andrzej Niemczyk to żywa legenda polskiego sportu. W tej autobiografii bez ogródek opowiada o tym, co przeżył. I szczerze mówi o ludziach, których spotkał na swojej drodze.

Transcript of Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

Page 1: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break
Page 2: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break
Page 3: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

NIEMCZYKAndrzej

Ż y c i o w y t i e - b r e a k

Page 4: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

NIEMCZYKAndrzej

Ż y c i o w y t i e - b r e a k

Andrzej niemczykmArek BoBAkowski

krAków 2015

Page 5: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

NIEMCZYKAndrzej

Ż y c i o w y t i e - b r e a k

Andrzej niemczykmArek BoBAkowski

krAków 2015

Page 6: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

NASZA KSIĘGARNIA www.labotiga.pl

www.wydawnictwosqn.pl

DYSKUTUJ O KSIĄŻCE /WydawnictwoSQN

/WydawnictwoSQN

/SQNPublishing/

/

/

N

Szukaj naszych książek również w formie

elektronicznej

k eej

Wspieramy środowisko! Książka została wydrukowana na papierze wyprodukowanym zgodnie z zasadami zrównoważonej gospodarki leśnej.

Życiowy tie-break

Copyright © 2015 by Andrzej NiemczykCopyright © 2015 by Marek Bobakowski

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2015

Redakcja – Joanna MikaKorekta – Justyna Żurawicz / Editor.net.pl

Opracowanie typograficzne i skład – Joanna PelcOkładka – Paweł Szczepanik / BookOne.pl

Fotografie na okładce – Marcin Klaban / Studio MMPFotografie na drugiej stronie książki – Nikolai Sorokin / fotolia.com;

Givaga / fotolia.com

All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek

inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach

publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

Wydanie I, Kraków 2015ISBN: 978-83-7924-429-4

Page 7: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

Wstęp 7

WSTĘP

24 września 2005 roku, stolik w barze w hali sportowej w cen-trum stolicy Chorwacji, Zagrzebiu. Z jednej strony siedzi on – człowiek, który przed chwilą po raz drugi z rzędu awansował do finału mistrzostw Europy, z  drugiej ja  – młody dzienni-karz, dla którego to pierwszy tak ważny turniej w zawodowej karierze. Milczymy, nie patrzymy na siebie, nawet nie mam pewności, czy Andrzej Niemczyk w ogóle zdaje sobie sprawę z mojej obecności. Nie mam odwagi przerwać tej – aż huczącej w uszach – ciszy. Zresztą dlaczego miałbym to robić? Mijają kolejne minuty, a ja mam przekonanie, że właśnie przeprowa-dzam najważniejszy wywiad w życiu. Bez pytań, bez odpowie-dzi. One są zbędne, z  twarzy trenera da się wszystko wyczy-tać – jak z otwartej księgi. Emocje, wątpliwości, analizę tego, co wydarzyło się przed chwilą. Mógłbym usiąść do klawiatury komputera i bez żadnych problemów napisać długą i przejmu-jącą rozmowę dla katowickiego „Sportu”, który wysłał mnie na siatkarskie Euro.

Page 8: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

ŻYCIOWY TIE-BREAK8

Trener odpala papierosa od papierosa, patrzy przed siebie, bawi się zapalniczką. W barze pojawia się kilku kibiców, któ-rzy mają ochotę go wyściskać, wycałować, pogratulować. Po-kazuję im, żeby lepiej nie podchodzili. Niech uszanują prawo do samotności. Przecież za chwilę Niemczyk wróci do świata fleszy, telewizji, niekończących się wywiadów. Rzeczywistość brutalnie upomni się o swoje, wybudzi go z  letargu. Chwilo, trwaj! Fani grzecznie się wycofują, uff, zrozumieli moją prośbę. W lampie nad naszym stolikiem spaliła się żarówka, dzięki cze-mu wokół nas panuje mistyczny półmrok. W powietrzu czuć coraz gęstszy dym tytoniowy, który mi jednak, choć sam nie palę, wyjątkowo nie przeszkadza. W końcu Niemczyk wstaje, uśmiecha się do mnie i jak gdyby nigdy nic odchodzi od stoli-ka. No tak, przecież kilka metrów obok, na parkiecie i w szatni, jego zawodniczki świętują jeden z  większych sukcesów w  hi-storii polskiego sportu. Po piekielnie trudnym boju pokonały w półfinale mistrzostw Europy faworyzowane Rosjanki 3:2. Po ostatnim gwizdku sędziego padły sobie w ramiona, a ich guru, przywódca, trener i opiekun wymknął się do baru, gdzie mu-siał poukładać myśli i przeanalizować to, co się właśnie stało. Teraz chce do nich wrócić, podziękować, przybić piątkę, przy-tulić, pośpiewać z radości…

Trener wychodzi, ja zostaję przy stoliku. Moje myśli szaleją jak opętane. Jestem dumny, że urodziłem się i żyję w Polsce, je-stem szczęśliwy, że nasza reprezentacja ma już w kieszeni przy-najmniej srebrny medal (dzień później okazało się, że złoty – Polki pokonały w finale Włoszki).

„Jesteś z  Polski? Gratuluję! Macie najlepszego trenera siat-karskiego na świecie. Niemczyk jest wielki” – barman, który

Page 9: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

Wstęp 9

przyszedł wyczyścić popielniczkę, przywołuje mnie do rzeczy-wistości. Dopiero teraz widzę, ile papierosów wypalił mój „roz-mówca” – w popielniczce jest mnóstwo niedopałków. Uśmie-cham się, nie mogę wydusić nawet jednego prostego słowa

„dziękuję”. Wydaje mi się zbyt banalne, a nie znajduję innego, aby odpowiedzieć Chorwatowi. Właśnie w  tym momencie przychodzi ta myśl: chciałbym napisać z Niemczykiem książ-kę – o siatkówce, o emocjach, o kobietach, o alkoholu. Po pro-stu o życiu.

Mijają lata, a ja często mijam się z trenerem. A to podczas obo-zów w Szczyrku, a to podczas oficjalnych meczów reprezentacji, a to gdy zadzwonię z prośbą o krótką rozmowę. Czasami się zgadzamy, czasami nie. Czasem bywa miło, a czasem się kłó-cimy. To z pewnością nie jest związek idealny. Potrafię zadać niewygodne pytania, a trener potrafi ostro odpowiedzieć. Nie raz i nie dwa któryś z nas rzuca słuchawką, ale szanujemy się i złość nie trwa dłużej niż kilka godzin.

Przez długi okres pracujemy nawet w  jednym wydawnic-twie – trener jako redaktor naczelny (tak, tak, ma i taką pro-fesję w  swoim bogatym CV), ja jako dyrektor wydawniczy. Potem, na kilka lat, kontakt się urywa. Pewnego jesiennego wieczoru, siedząc przy trzaskającym w kominku ogniu, przy-pominam sobie o  sytuacji z  Zagrzebia. Nie zastanawiam się długo, wyciągam telefon, znajduję w kontaktach odpowiedni numer, dzwonię i walę prosto z mostu: „Chciałbym napisać z panem książkę”. Krótka cisza po drugiej stronie wydaje mi się całą epoką. W końcu słyszę stanowcze, pewne, głośne: „Okej. Zgadzam się, zróbmy to”.

Page 10: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

Udało się. Dziesięć lat po pamiętnym wieczorze w Zagrzebiu trzymacie, Drodzy Czytelnicy, książkę, która opisuje życie jednego z najlepszych trenerów siatkarskich. Życie pokręcone, burzliwe, ciężkie, momentami dramatyczne, ale jednocześnie bogate, szalone, piękne. Niemczyk kilka lat temu powiedział jednemu z dziennikarzy, który proponował mu napisanie au-tobiografii: „Możemy to zrobić, ale wydasz ją po mojej śmierci, bo parę małżeństw się rozwiedzie, a ja dostanę nożem w plecy. Za dużo jest intymnych spraw”. Mnie się udało. Namówiłem trenera na zmianę decyzji, napisanie książki i wydanie jej tak szybko, jak to możliwe. Bo po co czekać? Niech każdy z nas pozna Niemczyka, dowie się zarówno o  trudnych, jak i  do-brych wydarzeniach z  jego życia, przekona się, że to czasami trudny człowiek, a w końcu zostanie jego przyjacielem. Bo jest duża szansa, że tak właśnie będziecie się czuć po przeczytaniu tych kilkuset stron: jak przyjaciele Andrzeja Niemczyka.

Marek Bobakowski

Page 11: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

ROZDZIAŁ 1. JESTEM DZIECKIEM WOJNY I… SZCZĘŚCIA

Nie wiń za nic nikogo w swoim życiu. Dobrzy ludzie dają szczęście, źli doświadczenie,

najgorsi dobre lekcje, a najlepsi piękne wspomnienia.

Page 12: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break
Page 13: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

Rozdział 1. Jestem dzieckiem WoJny i… szczęścia 13

RODZINATysiąc razy słyszałem, że mam anioła stróża. Ktoś, gdzieś, w niewytłumaczalny sposób dba, aby nic złego mi się nie stało, abym mógł żyć, jak mi się podoba, abym mógł przekazać swoje doświadczenie. I właśnie tak jest.

Dowody? Będzie ich w tej książce wiele. Zacznę od począt-ku. Wiecie, że w mojej metryce, w rubryce „miejsce urodzenia” można przeczytać: „Lubiszewice, gmina Poddębice”? A  prze-cież przyszedłem na świat w  Łodzi. W  oddalonych o  50  ki-lometrów Lubiszewicach nawet nigdy nie byłem. Pomyłka urzędnika? Przypadek?

Cofnijmy się do II wojny światowej. Moja cudowna kocha-na mama Krystyna na jednej z łódzkich ulic trafiła na łapankę. Niemcy wywieźli ją na roboty do Berlina, gdzie dostała przy-dział w szwalni. Szyła ubrania i mundury dla wojska. W ten sposób miała pomóc (chociaż absolutnie tego nie chciała!) Ad-olfowi Hitlerowi w planach podboju świata. Praktycznie całą dobę ciężko pracowała, żyła w fatalnych warunkach z innymi

Page 14: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

ŻYCIOWY TIE-BREAK14

kobietami, na dodatek okazało się, że jest w ciąży. Nosiła mnie w brzuchu. Gdyby urodziła mnie w Berlinie, Niemcy natych-miast by mnie zabrali, a ona już nigdy w życiu nie zobaczyła-by swojego pierworodnego. Zwłaszcza że miałem mieć typo-wą aryjską urodę – blond włosy i niebieskie oczy. Zostałbym pewnie przekazany jednej z niemieckich rodzin, która w imię ideałów Trzeciej Rzeszy wychowywałaby mnie na przykładne-go obywatela. Właśnie taki scenariusz spotkał tysiące polskich dzieci, które przyszły na świat w Niemczech, w obozach pracy i w więzieniach.

Nie wiem, jak mama to zorganizowała, kto jej pomógł i ja-kim cudem się jej to udało, bo nigdy o  to nie pytałem. Na-tomiast rzeczywiście wyrwała się z Berlina, wróciła do Łodzi i mnie urodziła. Tylko że problem nadal był nierozwiązany – musiała mi wyrobić metrykę, a gdyby odwiedziła łódzki urząd miasta, to po pierwsze zostałaby na miejscu aresztowana, a po drugie Niemcy natychmiast wywieźliby mnie do siebie. I wte-dy mama wpadła na pomysł (pewnie ktoś z konspiracji jej po-mógł) wyrobienia metryki poza oficjalnym obiegiem. Trafiła więc do proboszcza parafii w Lubiszewicach, który wpisał do swoich akt, że przyszedłem na świat 16  stycznia 1944  roku. Właśnie ta metryka dała mi przepustkę do prawdziwego życia.

Wojna zostawiła w  mojej mamie głęboką ranę psychiczną. Kiedy pracowałem już jako trener w Berlinie, to wielokrotnie zapraszałem ją, by mnie odwiedziła. Dzwoniłem, prosiłem, namawiałem. Zawsze odpowiadała: „Tak, tak, Andrzejku, już niebawem przyjadę”. Czułem jednak, że coś jest nie tak, że czegoś się boi. W końcu postanowiłem się dowiedzieć, o  co

Page 15: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

Rozdział 1. Jestem dzieckiem WoJny i… szczęścia 15

chodzi. Przyjechałem do Polski, zabrałem (wręcz porwałem siłą) mamę do auta i zatrzymałem się dopiero w Berlinie. Wy-tłumaczyła mi po drodze, że odwlekała decyzję o tej podróży, bo bała się, że gdy zobaczy miasto, wrócą do niej wspomnie-nia wszystkich bolesnych sytuacji, które przeżyła tam podczas wojny. Bała się też, że nie wróci już do Łodzi. Kiedy pierwszy strach minął, była moim przewodnikiem. Znała każdy zaka-marek Berlina, pokazała mi wiele ciekawych miejsc, odwie-dziliśmy nawet dzielnicę, gdzie pracowała w  szwalni. Mimo wszystko widać było, że nie czuje się tam komfortowo. Z ulgą wróciła do Łodzi. Przełom nastąpił kilka lat później, gdy już pracowałem w Monachium. Zaprosiłem ją na krótkie wakacje, chciałem, żeby zobaczyła jak żyję. I co? Nagle okazało się, że mama czuje się w Bawarii jak u siebie w domu. Słońce, spokój, góry – aż chciało się jej żyć! Czasami śmiałem się, bo przyjeż-dżała do mnie na kilka miesięcy i trudno było ją przekonać do powrotu do Łodzi. I proszę: Berlin – Niemcy, Monachium – też Niemcy. Ludzka psychika jest jednak fascynująca.

Moja mama była mądra, kochana, cudowna. Jako dziecko często tego nie doceniałem (pewnie jak większość z nas), ale z roku na rok dochodziło do mnie, ile zrobiła dla mnie i mo-jego brata Jerzego. Jako dzieci mieszkaliśmy z nią i dziadkami w dość dużym, trzypokojowym mieszkaniu w Łodzi. Mama zawsze pracowała w handlu – najpierw jako ekspedientka, po-tem była kierowniczką delikatesów, na końcu szefowała w Pe-weksie. To było coś. 99  procent polskich rodzin codziennie traciło czas na stanie w kolejkach po ser, wędlinę, nawet chleb. A my? U nas w domu lodówka zawsze była pełna. A na stole

Page 16: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

ŻYCIOWY TIE-BREAK16

ptasie mleczko, które normalnie było nieosiągalne i o którym większość dzieciaków tylko śniła. Po latach okazało się, że to nie tylko praca w sklepie dawała nam takie przywileje. Razem z bratem dowiedzieliśmy się, że mama pracowała na drugim

„etacie”. Kiedy my szliśmy spać, ona wyciągała maszynę i szy-ła płaszcze, spodnie, kurtki. Doświadczenie zdobyte w pracy w  niemieckiej szwalni przynajmniej przy tym się przydało. Dzięki niemu robiła to sprawnie i  zarabiała naprawdę niezłe pieniądze.

ryszard kostrzewski były siatkarz, przyjaciel Andrzeja NiemczykaZnam Andrzeja od dzieciństwa i  znam doskona-le również jego rodzinę. Muszę przyznać, że i  ja, i wszyscy koledzy zazdrościliśmy mu ciepła, które miał w rodzinnym domu. Jak coś przeskrobał, to zawsze mógł tam wrócić i poczuć się bezpiecznie. To nam naprawdę imponowało. Był wielkim szczę-ściarzem, że miał tak cudowną mamę. Ona ogrom-nie go kochała, dla niej nie było ważne, jaki numer wykręcił. Przytuliła, pocałowała, pocieszyła.

Dziadkowie? Babcia pamiętała, abyśmy zawsze mieli ciepły obiad, zajmowała się domem, dbała o porządek – nie tylko taki namacalny, w  mieszkaniu, ale również i  ten w  życiu rodzin-nym. Mimo że ciężko pracowała, z bratem również mieliśmy obowiązki. Jurek był od zmywania naczyń, ja od sprzątania.

Page 17: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

Rozdział 1. Jestem dzieckiem WoJny i… szczęścia 17

Mama wymyśliła nam taki podział pracy, który przyjął się na wiele lat. Chodziło głównie o to, abyśmy poczuli, że życie to nie tylko przyjemności. Przecież mama z babcią spokojnie po-radziłyby sobie z tymi pracami. Dziadek, odkąd pamiętam, był już na emeryturze, ale tu i tam dorabiał, czym jeszcze bardziej wspomagał rodzinny budżet. Sielanka  – tak wyglądało życie z mojej perspektywy. Gdybym napisał, że czegoś mi brakowało, skłamałbym.

Dziadkowie odegrali jeszcze jedną bardzo ważną rolę w moim życiu. Gdy byłem małym szkrabem (ale już na tyle dużym, żeby to pamiętać), mama trafiła do więzienia. Nic nie ukradła, nikogo nie zabiła, nie złamała nawet obowiązującego prawa. Myślę, że jej głównym grzechem było to, że podczas wojny miała kontakt z  ludźmi z polskiego podziemia, a pew-nie i z Armią Krajową. Oczywiście komunistycznym władzom PRL-u  się to nie spodobało. Znalazł się więc paragraf (albo i nie znalazł – nigdy nie widziałem dokumentów, na podsta-wie których ją aresztowano) i mama trafiła do więzienia w Łę-czycy. Mimo ośmioletniego wyroku została wypuszczona już po dwóch latach, w 1953 roku, po śmieci Józefa Stalina. To właśnie wtedy z polskich więzień wyszła spora grupa „politycz-nych”.

Przez kilkanaście miesięcy zajmowali się nami dziadkowie. Dbali o wszystko, przytulali, całowali, ale nie byli w stanie za-pobiec naszej tęsknocie za matką. Dziadek woził mnie raz na jakiś czas do więzienia, gdzie pozwalano nam na krótkie wi-dzenia. Do dzisiaj mam przed oczami podwójną kratę, za którą stała mama. Nie mogłem się do niej przytulić, nie mogłem jej nawet dotknąć. Przeciskałem jedynie moje małe paluszki,

Page 18: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

ŻYCIOWY TIE-BREAK18

a  mama ja całowała. Nie wiem, jak ona to zniosła psychicz-nie. Pewnie po każdej takiej wizycie płakała w celi. Podobnie zresztą jak ja. Długo nie mogłem dojść do siebie. Nie byłem w  stanie zrozumieć, dlaczego nie mogę mieszkać z mamusią. Do dzisiaj nie pojmuję, jak można być tak złym człowiekiem, aby niewinnym ludziom zgotować takie piekło…

SZKOŁAMoje życie jest od zawsze związane z ulicą Północną w Łodzi. Śmieję się często, że właśnie tutaj wszystko się zaczęło. Przy-szedłem na świat w samym sercu miasta, może trzy kilometry w linii prostej od obecnej Atlas Areny, którą zna każdy kibic siatkówki w Polsce. To nie wszystko. Kilkanaście lat później również na tej ulicy, w  hali klubu Społem (Północna 36  – pamiętam, jak by to było dzisiaj), stawiałem pierwsze kroki w  siatkówce. No i  również w  tym miejscu – dosłownie rzut beretem od Społem – przyszła na świat moja pierwsza córka. Gośka urodziła się w szpitalu Ministerstwa Spraw Wewnętrz-nych. Jakby tego było mało, to na ulicy Ogrodowej, która jest przedłużeniem Północnej, odebrałem tytuł Łodzianina Roku. Do dzisiaj, gdy jestem w  pobliżu Północnej, wracają wspo-mnienia, a w oku pojawia się łza wzruszenia.

Od szkraba byłem bardzo aktywny, wszędobylski, dyna-miczny. Dzisiaj psycholodzy na bank zdiagnozowaliby u mnie ADHD, lecz w  tamtych czasach nazywano takie dzieci urwi-sami. Kiedy babcia wysyłała mnie do sklepu mamy po pro-dukty na obiad, to potrafiłem podzielić zakupy na trzy–cztery części, tylko po to, by częściej chodzić po schodach. Biegałem sobie po nich góra-dół-góra i tym samym pracowałem już nad

Page 19: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

Rozdział 1. Jestem dzieckiem WoJny i… szczęścia 19

mięśniami nóg. W szkole nauczyciele mieli ze mną problem. Nie chodzi o naukę, bo byłem bystrym dzieciakiem i dostawa-łem naprawdę niezłe oceny (powyżej średniej), ale o zachowa-nie. A to zbiłem szybę, a to uderzyłem kolegę, a to kopnąłem piłkę, tak że wypadła na ulicę. Nosiło mnie. Uwielbiałem także psikusy. Dopóki nikomu nie szkodziły, było okej. Ale kiedy jedną z koleżanek przywiązałem w szatni do wieszaka (rany bo-skie, co mnie napadło…?), to miarka się przebrała. Dyrektor podstawówki postanowił mnie ukarać i od tego dnia moją szat-nią był jego gabinet. Zostałem odizolowany od reszty uczniów. Mama zastanawiała się bardzo długo, jak mnie sprowadzić na dobrą drogę. Nagle: eureka! Sport.

Zapisałem się więc do sekcji. Ale nie do jednej  – do kil-ku! Treningi siatkarskie były tylko dwa razy w tygodniu, więc postanowiłem jeszcze uczęszczać na piłkę nożną, koszykówkę, a  nawet… boks. Dzięki temu codziennie miałem przynaj-mniej dwugodzinny ciężki trening. Zapytacie: dlaczego boks? Tak, ja co prawda brzydzę i  zawsze brzydziłem się przemocą, ale gdy wracałem późno z  zajęć na osiedlu, zaczepiała mnie grupa chuliganów. Postanowiłem więc ich postraszyć. Po kilku tygodniach treningów zaprezentowałem na jednym z  moich prześladowców kilka ciosów i miałem już święty spokój. Na tym moja kariera pięściarska się zakończyła. Wiedziałem, że Muhammadem Alim nie zostanę. A  ja zawsze chciałem być najlepszy. Pamiętam, jak pojechałem kiedyś na wycieczkę ro-werową – miałem super kolarkę, favoritkę. Jadę sobie ulicami Łodzi, aż tu nagle wyprzedza mnie kilku kolarzy. No to ja za nimi – pędzę, co sił w nogach. Oni widać, że trenują kolar-stwo: odpowiedni strój, umięśnione nogi, sprzęt. Ale co tam,

Page 20: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

ŻYCIOWY TIE-BREAK20

Niemczyk nie da rady? Da! Pędziłem tak za nimi do Stryko-wa. Tam opadłem z sił, wracałem do domu totalnie wypruty, ale za to szczęśliwy, że sprawdziłem się w kolejnej dyscyplinie. Piłka nożna? Oczywiście, jak każdy młody chłopak marzyłem o wielkiej karierze. Chodziłem na zajęcia do Bawełny Łódź, ale gdy złapałem poważną kontuzję, mama kazała mi zrezygnować.

Sport to było moje całe życie. Dla mnie udany dzień koń-czył się późno wieczorem, gdy wracałem z zajęć i czułem takie zmęczenie, że nie byłem w stanie ruszać palcami u nóg. Wtedy wiedziałem: dałem z siebie wszystko. Zrobiłem wszystko, aby być najlepszym.

Mama tak się przejmowała moim zachowaniem w szkole, że wynajęła psychologa. Oczywiście mnie oficjalnie mówiła, że to korepetytorka (przecież na słowo „psycholog” uciekłbym, gdzie pieprz rośnie!), która będzie mi pomagać w odrabianiu lekcji i nauce. Na początku gdy przychodziła do nas do domu, to mnie nigdy nie było. A to musiałem iść do szkoły, a to umó-wiłem się z kolegą, a to miałem coś do załatwienia w klubie, a to spóźnił się autobus i nie byłem w stanie dojechać na czas. Zawsze uciekałem. Wreszcie mama postanowiła zakończyć za-bawę w ciuciubabkę i przed jednym z kolejnych spotkań za-mknęła mnie w pokoju. Nie przewidziała jednak, że to nic nie da. Wziąłem sznurek, spuściłem rower z balkonu, skoczyłem… i tyle mnie widzieli! Kiedy pani psycholog weszła do pokoju, była lekko zaskoczona. Nawet nie próbujcie odgadnąć, jakiego kazania wysłuchałem od mamy, gdy wróciłem do domu. No cóż, należało mi się. Z drugiej strony mama pokazała wielką życiową mądrość i w końcu zrozumiała, że nie mam ochoty na pracę z terapeutką. A nie ma większego błędu jak zmuszanie

Page 21: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

Rozdział 1. Jestem dzieckiem WoJny i… szczęścia 21

kogokolwiek do takich spotkań. Na końcu więc mnie przytuli-ła, pocałowała i obiecała, że nie będzie mnie już więcej męczyć.

Po szkole podstawowej chciałem kontynuować naukę w  li-ceum ogólnokształcącym. Zresztą podobnie jak później mój młodszy brat Jurek. Uczyliśmy się nieźle, mimo to mama się nie zgodziła. „Najpierw zawód, potem wykształcenie”, po-wiedziała. Znając realia PRL-u i będąc doświadczoną kobietą, miała rację. Poszedłem więc do zawodówki i zostałem mecha-nikiem samochodowym. Do dzisiaj lubię pogrzebać w moich dwóch kilkudziesięcioletnich beemkach. Potrafię naprawić każde auto, które nie jest naszpikowane elektroniką. Klocki hamulcowe, świece, alternator – wymienię lub zreperuję bez żadnego problemu. Po zakończeniu zawodówki postanowiłem zdać maturę, wybrałem więc technikum samochodowe. Jedno-cześnie poszedłem do pracy. Co zrobiłem z pierwszą wypłatą?

„Przepił” – pewnie powie większość z was. Oj, nie, Drodzy Czy-telnicy – co do złotówki oddałem grzecznie mamusi. Czułem, że tak właśnie muszę zrobić, że to się jej należy za tyle lat wyrze-czeń. I nie chodzi nawet o finanse, bo moja wypłata zapewne nie była wysoka i nie ratowała domowego budżetu. Liczył się gest. Mama była ogromnie wzruszona.

W  „wieczorówce” trafiłem na wyjątkowego wychowawcę. Zupełnie nie mam pamięci do nazwisk, ale jego doskonale kojarzę. Profesor Czarnecki chciał w nas zaszczepić miłość do muzyki poważnej. Technikum samochodowe i  muzyka po-ważna  – czujecie? Pedagog miał jednak doskonałe podejście. Mówił: „Kto nie chce słuchać, może wyjść z sali, iść na papie-rosa, zrobić sobie przerwę”. I na początku 90 procent uczniów

Page 22: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

ŻYCIOWY TIE-BREAK22

wychodziło, zostawały same kujony. Jednak z lekcji na lekcję grupa słuchających była coraz liczniejsza. Po kilku miesiącach chodziliśmy z  naszym ulubionym nauczycielem na koncerty muzyki poważnej. Jednocześnie profesor kibicował mi w roz-woju mojej kariery sportowej. W czasach technikum grałem już na poważnie w siatkówkę. Treningi w Społem Łódź – ze względu na moją szkołę – rozpoczynały się bardzo późno wie-czorem, a i tak musiałbym opuszczać ostatnie lekcje. Tymcza-sem najczęściej słyszałem od Czarneckiego: „Niemczyk, co ty tutaj jeszcze robisz? Leć na trening!”. Dzięki niemu mogłem łączyć sportową pasję ze szkołą.

adam kurkiewicz były siatkarz, kolega z boiskaW pewnym okresie zaczęliśmy grać w brydża. Ja miałem partnera, z  którym występowałem na-wet w  niektórych lokalnych turniejach. On grał w parze z kolegą z drużyny i tak razem tłukliśmy w karty. Zazwyczaj to my byliśmy górą, ale jak sia-daliśmy do gry, to potrafiliśmy nie odchodzić od stołu przez 24 godziny. Andrzej jest rozrywkowym człowiekiem, bardzo lubił dziewczyny, ale przecież sam tego nigdy nie ukrywał, nawet w wywiadach, gdy był już trenerem siatkarek. Wielu pięknym kobietom zamieszał w głowie, oj, wielu…

Page 23: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

Pierwsza Komunia Święta, z mamą Krystyną, 1954 rok

Jeśli

nie z

azna

czono

inac

zej, z

djęcia

poch

odzą

z pr

ywatn

ego a

rchiw

um An

drze

ja Ni

emcz

yka

Malutki Andrzejek z rodzicami (mamą Krystyną i tatą Zygmuntem) w Sopocie, 1946 rok

Page 24: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

Andrzej Niemczyk podczas zgrupowania reprezentacji Polski

juniorów, Gdańsk-Oliwa, 1962 rok

Zespół juniorów Społem Łódź z kapitanem Andrzejem Niemczykiem, 1965 rok

Page 25: Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break

Koniec fragmentu

Zapraszamy do księgarń i na www.labotiga.pl