Amulet - Leon Brofelt - ebook

34

description

 

Transcript of Amulet - Leon Brofelt - ebook

Page 1: Amulet - Leon Brofelt - ebook
Page 2: Amulet - Leon Brofelt - ebook

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym Bookarnia Online.

Page 3: Amulet - Leon Brofelt - ebook

Leon Brofelt

Amulet

czyli z diabłemprzez stulecie.

Czytadło do samolotu na liniachtransatlantyckich

Page 4: Amulet - Leon Brofelt - ebook

© Copyright by Leon Brofelt & e-bookowo

Projekt okładki i ilustracje: Armand Détraquè

ISBN 978-83-7859-015-6

Wydawca:Wydawnictwo internetowe e-bookowo www.e-bookowo.pl

Kontakt:[email protected]

Patronat medialny

Wszelkie podobieństwo osób i zdarzeń dorzeczywistych nie jest przypadkowe.

Page 5: Amulet - Leon Brofelt - ebook

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, roz-powszechnianie części lub całości bez zgodywydawcy zabronione.

4/32

Page 6: Amulet - Leon Brofelt - ebook

Motto:

Wątpliwość nie jest przyjemnym stanemumysłu,

pewność jest stanem śmiesznym.

F. Voltaire

1.Którejś wiosny, na początku XXI wiekuspotkała mnie niezwykła przygoda. Z konsek-wencjami, jak się wkrótce miało okazać.

Kto dużo podróżuje, wie doskonale, że zna-jomości zawierane w pociągu, samolocie, przyrestauracyjnym stole, mają z reguły krótki ży-wot. Jeśli przetrwają nawet czas podróży, na-jczęściej kończą się po wymianie kilkuzdawkowych pozdrowień na widokówce, lub –

Page 7: Amulet - Leon Brofelt - ebook

dziś częściej – po wymianie paru esemesów czye-maili. Tym razem było inaczej. Z poznanymw samolocie mężczyzną utrzymuję nadal kon-takt (bardzo kłopotliwy), ale co najciekawsze,obarczony zostałem zadaniem – za godziwym,przyznaję, wynagrodzeniem – opracowania iprzygotowania do wydania jego wspomnień, araczej autobiografii.

Pomny na złe doświadczenia, nie podjąłbymsię takiej pracy, gdyby… gdyby nie zafascy-nowały mnie pewne drobiazgi w czasie pier-wszej rozmowy. Pierwszej i przez długi czas je-dynej odbytej oko w oko. Potemrozmawialiśmy kilkakrotnie telefonicznie,odebrałem też parę listów, takich klasycznych,pisanych ręcznie na zdobnym papierze iwysyłanych konwencjonalną pocztą, alespotkać się ponownie, aż do pamiętnego dnia 1listopada 2011, nie było nam dane. O tym jed-nak później.

6/32

Page 8: Amulet - Leon Brofelt - ebook

Leciałem do Londynu z Łodzi korzystając z do-godnego połączenia, jak raz uruchomionegoprzez jednego z tak zwanych tanich prze-woźników. Gdy już się ulokowałem na swymulubionym miejscu, tuż przy okienku bliżejtyłu samolotu (jestem namiętnym obserwator-em chmur z tej drugiej ich strony i w ogóle lub-ię widzieć, co się na zewnątrz dzieje) usłysza-łem wypowiedziane niskim głosem pytanie:

– Czy można koło pana?

Jasne, że wolałbym czuć koło siebie przez teniespełna dwie godziny lotu jakąś atrakcyjnądziewczynę, ale co mi tam.

– Oczywiście. Bardzo proszę.

Nie pofatygowałem się spojrzeć. Dopiero gdypasażer siadał, usłyszałem dziwne skrzypienie.Wydobywało się z nogawki mojego sąsiada.Miał protezę. Jako inwalida powinien skorzys-tać z przywileju i wejść na pokład w pierwszejkolejności. Wtedy wchodziłby z przodu, zająłby

7/32

Page 9: Amulet - Leon Brofelt - ebook

miejsce wedle swobodnego wyboru, niespotkalibyśmy się pewnie wcale. Znaczniepóźniej oświadczył, że nie ma zwyczaju korzys-tać, a tym bardziej nadużywać, swych praw doprzywilejów. A miał ich kilka.

Tymczasem usiadł obok mnie mężczyznapostaci okazałej (dwa metry wzrostu) bynajm-niej nie tęgi, ale – to się czuło – silnie zbudow-any. Miał bujną, siwiuteńką czuprynę i spory,lekko garbaty nos. Emerytowany zapaśnik, takmi się jakoś skojarzyło. Siwa głowa miło kon-trastowała z naturalną czernią krzaczastychbrwi. Starannie wygolony, pachnący umi-arkowanie, ale wyraźnie, kosmetykiem dobrejklasy, ubrany był konwencjonalnie, jak przys-tało wiekowi – ciemne spodnie, jasna maryn-arka, bordowy krawat. W jakim był wieku?Oceniłem go na dobrze zakonserwowanegosiedemdziesięciolatka. Pomyliłem się. Był zn-acznie starszy i o wiele lepiej„zakonserwowany”.

8/32

Page 10: Amulet - Leon Brofelt - ebook

Nic, ani wygląd, ani głos, ani pewność ruchównie zdradzały sędziwego wieku. Nawet na stew-ardesę popatrywał ze zgoła nie starczymbłyskiem dużych, sarnich oczu. Atoli wszystkiete obserwacje poczyniłem nieco później. Zrazuignorowałem jego obecność. Dopiero po starcie– co swoim zwyczajem uważnie obserwowałem– po wzniesieniu się ponad umiarkowaniegęste tego dnia obłoki, zainteresowałem się znależną dyskrecją sąsiadem. Kartkował ko-lorowy, obcojęzyczny magazyn.

Widocznie jakimś ukrytym zmysłem wyczuł, żezwróciłem nań uwagę, może nawet czekał nato, bo spojrzał na mnie z życzliwymuśmiechem.

– Pan pozwoli, że się przedstawię. Nazywamsię Dawid Schatz. Lecę do Londynu, pow-iedzmy, że w celach turystycznych. Proponujędrinka, nie odmówi pan, prawda? To dobrzerobi na tych wysokościach. Pani Gosiu – zwró-cił się do stewardesy akurat pchającej swój

9/32

Page 11: Amulet - Leon Brofelt - ebook

wózek obok nas i mającej przypiętą dofartuszka sporą plakietkę z napisem:Małgorzata Jakaśtam. – Zechce nam panipodać szkocką. Podwójną.

Wzrok też miał zgoła nie starczy.

Sumitowałem się słabo i bez przekonania. Mi-ałem ochotę. Miałem też wieczne kłopoty zgotówką. Wymieniłem swoje nazwisko:

– Leon Brofelt. Ja z przyjacielską wizytą doOxfordu. Trzy godziny autobusem z lotniska.

Uścisnęliśmy sobie dłonie. Jego wielka, sucha imuskularna ręka w żadnym razie nie zdradzaławieku, a siła uścisku bardziej przypominaławymoszczone szlachetną skórą imadło niż star-czą słabość.

Sączyliśmy tedy trunek (była powtórka, ajakże) i gawędziliśmy o wszystkim i o niczym.Ot takie sobie niezobowiązujące pogwarkiprzygodnych pasażerów. Snadź wygadałem się,że mam coś wspólnego z dziennikarstwem (i

10/32

Page 12: Amulet - Leon Brofelt - ebook

pewnie też o tym, że klepię biedę) bo naraz za-gadnął jakby innym tonem. Byliśmy już nadholenderskim wybrzeżem.

– Miałbym dla pana propozycję, chybaintratną.

Nadstawiłem ucha.

– Mam przy sobie brulion notatek. Mam teżsporo lat na karku. Odejdę i nikt się nie dowie,co mnie w życiu spotkało, a myślę, że byłoby toze szkodą. Jednak cuda się zdarzają. Gdybyzechciał pan rzucić na to okiem, up-orządkować, może nawet opublikować. Co?

Przyznaję, że mnie zmroził. Próbowałem nieg-dyś świadczyć tego typu usługi z bardzo złymskutkiem. Mania pisarska ogarniająca pewientyp emerytów nie dość, że daje nudne, banalneopowiadania, to na domiar złego, autorzy tychwynurzeń są tak zakochani w swych tekstach,że za żadne skarby nie chcą się godzić na zmi-any. Nie pomagają perswazje, dowodzenie

11/32

Page 13: Amulet - Leon Brofelt - ebook

słuszności. Nawet do jawnych, gramatycznychbłędów (nie wspominając o stylu) tak bywająprzywiązani, że gotowi się obrazić za każdąingerencję. Kilkakrotnie skończyło się awan-turą i zerwaniem umowy.

– Co innego rzucić okiem, co innego red-agować – zacząłem ostrożnie. Fakt, że za nap-itek wręczył Gosi banknot grubo za wiele wartz takim gestem, że dziewczynie nie pozostałonic innego jak słodko się uśmiechnąć i podz-iękować, co też uczyniła, a co nie uszło mejuwadze i – wstyd się przyznać – osłabiło zn-acznie moją awersję do emeryckiej grafomanii.

– Zjemy kolację na lotnisku. Zechce panpoświęcić mi przy tym godzinkę i wszystkoustalimy. Proszę się nie obawiać, moje notatkito surowy materiał. To tylko spisane fakty. Copan z tego zrobi, to już pańska sprawa i mnienic do tego. Proszę tylko o wierność faktom, cojest zrozumiałe samo przez się.

12/32

Page 14: Amulet - Leon Brofelt - ebook

Wyczuł moje obawy, czy co? Chyba tak. Samo-lot, który wyraźnie już zniżał lot zachwiał sięnagle, zatrząsł. Lampki się zapaliły. Wcisnąłemsię głębiej w fotel i dociągnąłem pas. Czyżbyuznał, że się boję?

– Ze mną nic się złego nie stanie, ani z samo-lotem, ani nikomu w nim. Proszę mi wierzyć.Mam to.

Wyciągnął przy tym spod koszuli okazałynaszyjnik, dotąd zupełnie pod krawatemniewidoczny i przysuwając się do mnie pokazałgo na dłoni. – O tym piszę i o dybuku, który wemnie siedzi.

Mówił to głosem pewnym, poważnie, bezcienia ironii. Schował swój naszyjnik, poprawiłkoszulę i podobnie jak ja, wcisnął się głębiej wfotel. Nie rozmawialiśmy, aż maszynaprzyziemiła. Zresztą, wspomniany wstrząssamolotu już się nie powtórzył, gładko i płyn-nie siedliśmy na betonie lotniska.

13/32

Page 15: Amulet - Leon Brofelt - ebook

Dziarsko kroczył poskrzypując protezą. Utykałwidocznie, ale snadź nie sprawiało mu towielkiej fatygi, bo dorównywał mi w tempiemarszu bez widocznego wysiłku. Z samolotu dohali na lotnisku w Stansted jest dość daleko, anie z każdego stanowiska dowozi pasażerówsłynna, bezzałogowa kolejka. Kontrola doku-mentów przebiegła sprawnie i szybko, bagażunie mieliśmy (Dawid Schatz taszczył tylkoniewielki neseser, a ja mały plecak), więc pochwili znaleźliśmy się przed restauracją.

– Proszę się niczym nie krępować. Całaprzyjemność po mojej stronie.

Co zjedliśmy i jak nam smakowało, to zupełnienieistotne. Po posiłku wydobył ponownie spodkoszuli swój naszyjnik ze słowami:

– To chyba sprawca wszelkich moich przygód.Tych dobrych, jak myślę, bo o tych złychopowiem później. To kamień pochodzący zBhutanu, jak pan widzi noszę go na rzemyku ito już od siedemdziesięciu lat, dokładnie od

14/32

Page 16: Amulet - Leon Brofelt - ebook

1943 roku. Wiosną owego roku wybrałem się zdziadkiem na majówkę w niedzielny, słonecznyranek. A musi pan wiedzieć, że mieszkaliśmywówczas z dziadkami w Katowicach. Po-jechaliśmy rowerem. Ja na ramie, dziadek pos-apując, pracowicie pedałował. Przejechaliśmyprzez Szopienice i tam, za ostatnimi zabudow-aniami, skręciliśmy z drogi nad jedno z kilkujeziorek oddzielających Szopienice od Sosnow-ca. W nadwodnych zaroślach zostawiliśmyrower i rozsiedliśmy się w słońcu. Dziadek byłniespokojny, rozglądał się, wstawał i dreptał napobliski pagórek. Ja bawiłem się patykamipuszczanymi na wodę. Tak bardzo zająłem sięzabawą, że nie zauważyłem zniknięcia dziadka.Kiedy spostrzegłem, że jestem sam, zaniepoko-jony pokuśtykałem ku wzniesieniu. Dlaczegomówię, że pokuśtykałem? Bo nosiłem wtedybut ortopedyczny. – Postukał się przy tym wlewe udo. – Mam mikromelię, albo coś podob-nego, lekarze nigdy nie byli zgodni co to właś-ciwie jest. Ze wzgórka zobaczyłem dziadka w

15/32

Page 17: Amulet - Leon Brofelt - ebook

uścisku z jakimś mężczyzną. Szli objęci wmoim kierunku.

– Wujek Fredek! – wrzasnąłem ucieszony, żewreszcie, choć w części, marzenia moje sięspełniają. Kto wie czy ojciec nie kryje się zakrzakami? Ojca nie wiedziałem już od kilku lat,wuja od wybuchu wojny.

– Nie drzyj się pierunie! – przywołał mnie dzi-adek do porządku. Od razu pojąłem, żespotkanie z wujem będzie naszą tajemnicą. Jakza dawnych lat przylgnąłem do wuja. Lu-biliśmy się. Imponował mi niegdyś mundurem,armatami, którymi podczas wizyt w pułkupozwalał się bawić, całą tajemniczą surowościąkoszar, po których oprowadzał. Zawsze byłwesoły, dowcipkujący, serdeczny. Ubrany wzwykłe, cywilne ciuchy, raczej biedne, wyglądałmniej okazale. Szczupły był zawsze, teraz wręczchudy. Za to ja – w jego oczach – wyrosłem izmężniałem. Przyglądał mi się uważnie.

16/32

Page 18: Amulet - Leon Brofelt - ebook

– Bardzo podobny do ojca – powiedział ztroską.

– Dlaczego z troską? – wtrąciłem się dość ob-cesowo w opowiadanie Schatza spoglądającprzy tym na zegarek. Czekała mnie wszakjeszcze daleka droga do Oxfordu.

– Proszę mi się przyjrzeć. Wyglądam przecieżbardzo semicko. Ojciec był Żydem i przekazałmi urodę.

Byłem tego podobieństwa świadomy i wtedy zniego dumny. Zupełnie nie pojmowałem skądtroska w głosie wuja. Uświadomiono mi toniebawem. W innej wszelako sprawie mojapiętnastoletnia świadomość nadążała. Nauwagę wuja, żeby spotkanie zachować w ścisłejtajemnicy, jedynie wydąłem wargi.

– To oczywiste! – powiedziałem.Przesiedzieliśmy i przegadaliśmy do popołud-nia. Wuj Alfred wypytywał o wszystko, o sobie

17/32

Page 19: Amulet - Leon Brofelt - ebook

mówił niewiele. Uszanowaliśmy koniecznośćdyskrecji.

– Do domu nie przyjadę. Nie wolno. Doku-menty mam dobre, ale bardziej niż dziś doKatowic się nie zbliżę. Spotkamy się tu za dwieniedziele.

Zapamiętałem z rozmowy o rodzinie międzyinnymi to, że wuj Alfred wyrażał się o braciebez szczególnego wstrętu (to drugi z synów dzi-adków Dawida Schatza, o którym przy innejokazji opowiem więcej), aczkolwiek do naszejtajemnicy radził go nie dopuszczać. Zaczyn-aliśmy się zwolna szykować do rozstania. Dzi-adek pompował koło w rowerze, a wuj ob-jąwszy mnie odprowadził na stronę.

– Mam specjalne zadanie dla ciebie – zaczął –Jesteś już prawie mężczyzną i wiele rozumiesz.Póki szkopy tu są, ojciec wrócić nie może. Aniwy do niego wyjechać nie możecie – kluczył. –Chcesz pomagać w wygnaniu szkopów?

18/32

Page 20: Amulet - Leon Brofelt - ebook

– Pewnie! – odpowiedziałem butnie.

– A wiesz, że to nie zabawa? Wiesz co się stan-ie, jeśli ktoś niepowołany dowie się o naszymspotkaniu?

– Aha – odpowiedziałem niepewnie. Z grubszawiedziałem to i owo, bo mój chrzestny ojciec,czyli ten drugi wuj, panie Brofelt, specjalnie sięnie krępował i opowiadał w domu wiele o tym,czego w swej służbie się dowiadywał.

– Uważaj na siebie! Chcę abyś mi pomógł.Będziesz łącznikiem. Rób tylko to, co będzie cizlecone. O nic nie pytaj. Masz tu przesyłkę,schowaj dobrze i oddaj w aptece panuprowizorowi (tu wuj podał nazwisko i adresapteki). Tylko jemu – dodał z naciskiem. –Powiesz tak: ”Ciocia oddaje to lekarstwo, jużjej nie będzie potrzebne, wyzdrowiała. Za tobabcia czeka na swoje”. Zapamiętałeś?

– No pewnie! – powtórzyłem dokładnie adres,nazwisko i hasło.

19/32

Page 21: Amulet - Leon Brofelt - ebook

– Wobec tego schowaj. – Dał mi wreszcie dwaniewielkie pudełka z jakimiś farmaceutykami.Były opakowane, jakby prosto z fabryki.

– Prowizor najpewniej da ci inne i powie komuzanieść. Rozumiesz?

– No pewnie! – powtórzyłem raz jeszcze.

Byłem dumny z wyróżnienia, z zaufania, zewszystkiego.

Zadanie swoje wypełniałem gorliwie unikajączbędnych pytań. Niebawem krąg, po którymsię poruszałem, znacznie się rozszerzył. Wtedy,latem 43 roku sprawiono mi pierwsze kule.Musiałem dużo chodzić. Jakiś czas potemdostałem zadanie – ciągle były to farmaceutyki– o wiele kłopotliwsze. Musiałem jeździć, bomiejsca odwiedzin stawały się od siebie corazbardziej odległe. Zaczynałem w Czeladzi, odKatowic to ledwie kilka kilometrów, ale dlachłopaka o kulach – problem. Wracałem dodomu i dopiero następnego dnia wyprawiałem

20/32

Page 22: Amulet - Leon Brofelt - ebook

się do Chrzanowa (wtedy Krenau). Kawałdrogi. Odbiorcą był lekarz w miejscowymszpitalu. Nosił nazwisko o czysto germańskimbrzmieniu i literkę “P” na kitlu. Ten właśniemłody lekarz, który przeżył okupację i z czasemdorobił się w PRL tytułów i splendorów,pomógł mi w kłopotach, które przyszły wraz zwładzą ludową.

Tymczasem kursowałem na tej trasie co dwatygodnie. Powoli stawało się rutyną, co doniedawna powodowało dreszcz emocji. W cza-sie jednej z wizyt w Chrzanowie – ostatniej, jaksię wkrótce okazało – miałem osobliwą przy-godę, na którą zrazu nie zwróciłem uwagi i za-pomniałem o zdarzeniu. Ślady po niej szybkozostały zatarte przez czas i wymogi konspiracji.Sprawa została tajemnicza. Kto wie, czy wszys-tko nie zaczęło się właśnie w tym dniu?

Lekarz, który przyjmował ode mnie opakow-ania z „lekarstwami” i dawał mi w zamian inne,przywykł już był do mojej osoby. Przyjmował i

21/32

Page 23: Amulet - Leon Brofelt - ebook

odprawiał ze swobodą, zażyłością nawet.Zaprosił mnie na skromny poczęstunek doswojego gabineciku. Było to ryzykowne zdwóch powodów: po pierwsze, gabinecik byłurządzony w samym środku oddziału choróbzakaźnych, po drugie, dokonywał w ten sposóbjawnej dekonspiracji. Bywało bowiem, żeupychał tam niezupełnie legalnych pacjentów.Tabliczka ostrzegająca, że leżą tu zakażenipełniła rolę zapory przed wścibskimi, niemniejlepiej było losu nie kusić. Tego jesiennego dniateż miał tam pacjenta, o którym władze ok-upacyjne w żadnym wypadku nie powinnywiedzieć. Człowiek ten, cały w bandażach zniewielkim tylko otworem na oczy i usta, namój widok przemówił. Wypowiedział głosemcichym i obolałym kilka słów w niezrozumi-ałym dla mnie języku. Mówił to z taką inton-acją, jakby czegoś się przeraził. Rozejrzałem siębezradnie. Chciałem zareagować, ale niczegonie rozumiałem. Byłem sam z obłożnie chorymcudzoziemcem, który czymś przejęty,

22/32

Page 24: Amulet - Leon Brofelt - ebook

wyjękiwał swoje poruszenie w egzotycznym dlamnie języku. Wreszcie, zza prowizorycznegoprzepierzenia wysunął się lekarz. Natychmiastzwróciłem jego uwagę na nieszczęsną kupębandaży leżącą w kącie.

– Panie doktorze, ten chory czegoś potrzebuje.On mnie przywoływał, ale ja niczego nie rozu-miem. Czy on się mnie boi?

Lekarz pochylił się nad cierpiącym. Zagadał poangielsku. Wtedy nie znałem tego języka,mimo to było dla mnie oczywiste, że chory domnie po angielsku nie mówił.

– Biedak majaczy. Stan beznadziejny, to ago-nia. – powiedział lekarz. Chory ponowniewysilił głos. Doktor pochylił się nad nim razjeszcze, tym razem na dłużej.

– Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem? – Dokt-or powiedział to prostując się i bezradnierozkładając ręce. – On kona. Prosi, aby dać cijego amulet. Twierdzi, że to będzie cię chronić

23/32

Page 25: Amulet - Leon Brofelt - ebook

przed demonem, którego w tobie zobaczył.Oczywiście dam ci ten wisiorek. Ostatnia wolaumierającego, nawet niedorzeczna, powinnabyć spełniona. Biedny chłopak. – Powiedziałlekarz i pochylił się nad szufladą niewielkiegobiurka. Za moment wręczył mi ciężki przedmi-ot wykonany z materii przypominającej potrosze metal, po trosze kamień, przytwierdzonydo rzemiennej pętelki służącej do zawieszeniana piersi.. Położył go przede mną.

– To to, to właśnie to! – Dawid Schatz znów,już po raz trzeci tego dnia, podsunął mi podnos swój skarb. Skorzystałem z okazji, żebyprzerwać wartki potok wymowy mego przygod-nego znajomego i dać mu jasno do zrozumi-enia, że na mnie już czas. Autobus do Oxforduodjeżdża za kwadrans.

– Panie Leonie, niechże pan nie żartuje! Zadwie godziny będzie następny. Przecież jeszczenie skończyliśmy. Przyjaciel poczeka, a tu,czuję to, rozstrzygają się ważne rzeczy. Przede

24/32

Page 26: Amulet - Leon Brofelt - ebook

wszystkim całkiem dobre źródło zarobku dlapana, a dla mnie ulga. Poza tym mamy jeszczedo skończenia piwo.

Rzeczywiście. Mocny trunek w samolocie,kolacja i piwo robiły już swoje. Wsiadanie doautobusu teraz właśnie nie było na-jmądrzejszym pomysłem. Trudno. Musiałemustąpić. Schatz tymczasem odnalazł straconyna moment wątek i ciągnął dalej kwestięowego lekarza.

– Dwa dni temu fatalnie skończyła się próbalądowania łącznika. Samolot rozbił się ispłonął. To chłopak z załogi. Jest tak popar-zony, że trudno z całą pewnością stwierdzić,ale to chyba Azjata. – Powiedział doktor lekce-ważąc wszelkie zasady konspiracji. Snadź uznałmnie za całkowicie pewnego partnera. Chory wbandażach tymczasem przestał jęczeć.

Wziąłem amulet i schowałem do kieszeni.Wieszanie go na szyi wydało mi się nazbyt kło-potliwe, choćby z uwagi na ciepłe, zimowe już

25/32

Page 27: Amulet - Leon Brofelt - ebook

ubranie. Na demona w sobie, jako się rzekło,uwagi nie zwróciłem. Byłem ciągle nieo-drodnym dzieckiem swoich rodziców,cudownie wolnych od wszelkich wierzeń.

Wróciłem do domu. Od swego „kontaktu” wKatowicach dowiedziałem się nazajutrz, że tenkierunek moich peregrynacji jest czasowo zaw-ieszony. Z doktorem z Chrzanowa skontak-towałem się dopiero po wojnie.

Tymczasem amulet, obejrzany dokładnie wdomu, spodobał mi się z przyczyn wyłącznieestetycznych. Postanowiłem go nosić. Od tegodnia przy niektórych ruchach coś ciężkiegoobija się o moje piersi. I działa. Przekonałemsię o tym wielokrotnie. Oto tu – Schatz oparłswój neseser o blat stolika, otworzył iwyciągnął zeń spory zeszyt dużego formatu –ma pan wszystko po kolei opisane.

Wziąłem zeszyt i szybko przerzuciłem kartki.Niemal cały był zapisany drobnym, starannympismem z niewielką ilością skreśleń i

26/32

Page 28: Amulet - Leon Brofelt - ebook

poprawek. Oczywiście wtedy nie przeczytałemdokładnie nawet jednego zdania. W autobusieteż nie, bo zapadł już zmierzch. U przyjaciół wOxfordzie nie miałem zupełnie do lekturynastroju, choć powinienem był z uwagi na kon-tekst, jaki towarzyszył wejściu przeze mnie wposiadanie tych notatek. Kontekst był bowiemdla mnie niezwykle przyjemny.

– Panie Leonie, jak znam życie, będzie pandociekać, czy czasem nie łżę. Ta dociekliwośćpogna pana w różne miejsca, a to kosztuje. Niechcę teraz przesądzać, ile to mnie będziekosztować. Po prostu wystawi mi pan rachunekpo skończonej pracy i tyle. A teraz zaliczka.

Mówiąc to sięgnął do kieszeni i wręczył mi ko-pertę. Zerknąłem ciekawie. Nie napiszę, iletego było. W każdym razie sporo, w solidnejamerykańskiej walucie. Miał to jakby przygo-towane. Dziwne.

27/32

Page 29: Amulet - Leon Brofelt - ebook

– Czy pan nie przesadza? – wachlowałem siękopertą w towarzystwie tak zwanych miesza-nych uczuć.

– Będą niższe koszta, to mniej dopłacę później.Mniejsza z tym. Teraz inne ważne sprawy.Gdzie pana szukać?

Podałem swoją wizytówkę. Na niej poza imi-eniem i nazwiskiem był adres e-mail i telefonkomórkowy. Tylko.

– Na jaki adres mam wysyłać korespondencję?

– O, na ten – zatrzymałem paznokieć na znaku@.

– Dobrze, dobrze. To nie dla mnie. Nienauczyłem się korzystać z tych wynalazków inic nie wskazuje na to, żebym się miał nauczyć.Proszę podać prawdziwy adres, miasto, ulica,numer domu i tak dalej.

Wyciągnąłem drugą wizytówkę, i długopisemnapisałem na odwrocie co trzeba.

28/32

Page 30: Amulet - Leon Brofelt - ebook

Przyglądał się chwilę w milczeniu mojemuadresowi.

– Tam pan mieszka?

– Tam. Choć przyznaję, podróżuję wiele. WSzwecji ostatnio bywam nie dłużej niż trzy,cztery miesiące w roku, ale doprawdy innegoadresu podać nie potrafię, nie mam.

– Ha, to tak jak ja. To mój adres. I telefon.

Zamaszyście naskrobał na kartoniku: Łódź,podał nazwę ulicy i numer domu. I numer tele-fonu w Łodzi. Stacjonarnego. W tym mo-mencie w mojej kieszeni zabrzęczał delikatniedzwonek.

– Przepraszam.

Odebrałem. To przyjaciele już się niepokoili,czy szczęśliwie wylądowałem.

Dawid Schatz patrzył z niesmakiem na mojąkomórkę.

29/32

Page 31: Amulet - Leon Brofelt - ebook

– Czy zdarzyło się panu, że toto zadzwoni wodpowiednim momencie? Przez krótki czas teżmiałem. Dałem się namówić na to paskudztwo.Zawsze dzwoni, albo gdy jestem w kąpieli, alboprzy posiłku, albo w toalecie, albo… Nie, nie, tonie dla mnie.

W taki oto sposób korespondencję od DawidaSchatza otrzymywałem ze zrozumiałym, zn-acznym opóźnieniem. Zanim mój współlokatorw Göteborgu skontaktował się ze mną, i albodosyłał na jakiś inny adres, albo zostawiał wspokoju do mojego przyjazdu, mijały tygodnie.Moje nieliczne listy też leżały w Łodzimiesiącami. Łódzki telefon milczał. Schatz, takjak ja, był niepoprawnym powsinogą, tak jak jamiał dwa paszporty. I jest przy tym upartymkonserwatystą jeśli chodzi o Internet. Dlategonapisałem, że kontakt z moim dziwnym praco-dawcą był kłopotliwy. Czasem wykręcał mójnumer i mówił, mówił, mówił, aż ręka mi cier-pła, albo bateria się rozładowywała. Po raz

30/32

Page 32: Amulet - Leon Brofelt - ebook

ostatni zadzwonił wieczorem w dniu Wszys-tkich Świętych 2011 roku z Warszawy.

– Halo, to ja, Dawid Schatz. Właśnie dotarłemdo hotelu. Ale, ale, czy już pan słyszał, co sięstało? Znakomitych mamy w Polsce pilotów,prawda? Nic nie ujmuję kapitanowi Wronie,ale gdyby mnie nie było na pokładzie ciekawyjestem, jak by sobie poradził?

Potem długo, niestety znacznie rozwleklej niżdotąd, opowiadał o swoich losach. Po tej roz-mowie doszedłem do wniosku, że już na-jwyższy czas przedstawić mu skończoną pracę iwystawić rachunek.

Zastał mnie w kraju, więc z podróżą do stolicynie było kłopotów.

31/32

Page 33: Amulet - Leon Brofelt - ebook

@Created by PDF to ePub

Page 34: Amulet - Leon Brofelt - ebook

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym Bookarnia Online.