AMOJSKIEJ ZIEMI WIERSZE ZAMOJSKIEJ LEGENDY · Park Wam polecam przyjaciele. Krystian Walas Jakub...

38
Europejski Fundusz Rolny na rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich Europa inwestująca w obszary wiejskie Publikacja bezpłatna współfinansowana ze środków Unii Europejskiej w ramach osi 4 Leader Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007–2013 w ramach działania 4.31 Funkcjonowanie lokalnej grupy działania, nabywanie umiejętności i aktywizacja. Instytucja Zarządzająca Programem Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007–2013 – Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. W IERSZE I L EGENDY ZIEMI Z AMOJSKIEJ W IERSZE I L EGENDY Z IEMI Z AMOJSKIEJ ISBN 978-83-62668-65-6

Transcript of AMOJSKIEJ ZIEMI WIERSZE ZAMOJSKIEJ LEGENDY · Park Wam polecam przyjaciele. Krystian Walas Jakub...

Europejski Fundusz Rolny na rzecz Rozwoju Obszarów WiejskichEuropa inwestująca w obszary wiejskie

Publikacja bezpłatna współfi nansowana ze środków Unii Europejskiej w ramach osi 4 Leader Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007–2013

w ramach działania 4.31 Funkcjonowanie lokalnej grupy działania, nabywanie umiejętności i aktywizacja.

Instytucja Zarządzająca Programem Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007–2013– Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

WI ER S Z E I LE GE N DY

ZIEMI ZAMOJSKIEJ

WIE

RS

ZE

I L

EG

EN

DY

Z

IEM

I Z

AM

OJS

KIE

J

ISBN 978-83-62668-65-6

WI E R S Z E I L E G E N DY

ZIEMI ZAMOJSKIEJ

WI ER S Z E I LE GE N DY

ZIEMI ZAMOJSKIEJ

Sitno 2013

Publikacja wydana z inicjatywy:Stowarzyszenie Lokalna Grupa Działania „ZIEMIA ZAMOJSKA”

Sitno 73, 22-424 Sitnotel./fax. 84 538 95 25, [email protected]

www.lgdziemiazamojska.pl

Opracowanie: Pracownicy biura LGD Ziemia Zamojska

Zdjęcia nie podpisane pochodzą z archiwum LGD Ziemia Zamojska

Skład i opracowanie graficzne:Jacek Chańko

© 2013 Copyright by Stowarzyszenie LGD Ziemia Zamojska© 2013 Copyright by Wydawnictwo BUK

Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.

ISBN 978-83-62668-65-6

Wydawca:

15-691 Białystok, ul Kleeberga 14Btel. 85 868 40 60

PUBLIKACJA BEZPŁATNA

Nakład: 800 egz.

Druk i oprawa:

Białystok, tel. 85 74 04 704, [email protected]

Europejski Fundusz Rolny na rzecz Rozwoju Obszarów WiejskichEuropa inwestująca w obszary wiejskie

Publikacja bezpłatna współfi nansowana ze środków Unii Europejskiej w ramach osi 4 Leader Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007–2013

w ramach działania 4.31 Funkcjonowanie lokalnej grupy działania, nabywanie umiejętności i aktywizacja.

Instytucja Zarządzająca Programem Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007–2013– Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Spis treści

7 Wstęp

W I E R S Z E

9 Tutaj jest mój dom

10 Zaproszenie do Parku w Łabuniach

12 Gmina Sitno

14 Zaproszenie do Miączyna

16 U nas w Łabuniach

19 Kilijan w Skierbieszowie

20 Karol Namysłowski

22 Kupała – obchody sobótki w Skierbieszowie w 1937 r.

24 Pożegnanie

L E G E N D Y

27 Legenda o tym jak Sitno powstało

35 Jak Gwiazdy Podmitryk tworzyły…

43 Legenda echem szeptana

51 O łzie łabędziej, która początek rzece dała

55 Legenda o Krasnem, zagubionym skarbie i duchach go strzegących

59 Legenda o Udryczach

63 Była księżniczka i były łzy

69 Stara skierbieszowska legenda głosi

Szanowni Państwo,Publikacja, którą oddajemy w Państwa ręce

jest tylko niewielkim zbiorem utworów i fotografii ukazujących dorobek artystyczny ludzi z pasją zainspirowanych tradycjami, historią oraz pięknem otaczającego nas krajobrazu.

Zaprezentowane w publikacji utwory oraz fotografie pochodzą z terenów objętych działaniem Lokalnej Grupy Działania Ziemia Zamojska, w skład której wchodzą następujące gminy: Grabowiec, Miączyn, Sitno, Skierbieszów, Komarów Osada, Stary Zamość oraz Łabunie.

Oddając w Państwa ręce tę publikację, mamy nadzieję że zawarta w nim lektura oraz fotografie zachęcą Państwa do odwiedzenia ciekawych, pięknych miejsc w nim zaprezentowanych i wzbudzą ciekawość do poznawania uroków, historii zaprezentowanych w nim gmin.

Zarząd StowarzyszeniaLGD „Ziemia Zamojska”

Ws t ę p

Julia Hrysiak

- 7 -

Tutaj jest mój dom

Horyszów – piękna wieśWszystkich tu łączy niezwykła więźSą tu bielone domy oraz sklepy,Ale nie ma tu, niestety, Salety.

Kwitną łąki, rodzą polaNad miedzą rozsiadła się topola.Nęci zalew, kusi staw,A wokoło dużo traw.

Pięknie, żyźnie, dużo zbóż,Jakby czuwał przy nich stróż.Jeżdżą pracowite traktory,No, a potem tylko zbiory.

Kołują jaskółki i bociany,Aż na niebie wielkie piany.Przebiegają szybkie sarny,A w powietrzu też kruk czarny.

Do swych norek mkną zające,A nad nimi żółte słońce.Słońce złote tu przygrzewa,Gładzi słodko liście, drzewa.

Mieszkają tu przemili ludzie,Nie spędzisz tu ani chwili w nudzie.Każdy każdemu pomożeJak tylko może.

Kacper Kowalski

W I E R S Z E

- 8 - - 9 -

Zaproszenie do Parku w Łabuniach

Nie tu się urodziłem, alenic mi to nie przeszkadza wcale,by chwalić czar łabuńskiej ziemiwśród obcych albo między swymi.

Niewielu zdoła w słowach sprostać,by oddać urokliwą postaći wyjątkowość tej małej wsi,która ukryta w cieniu Zamościa śpi.

Jeżeli chciałabyś poznać jąto musisz sercem spojrzeć w nią.gdy więc otwarte serce maszzaprosić się do parku dasz.

Tu wśród zabytków, drzew i łąkgdzie bieli kwieciem wiśni pąkwarto zatrzymać się czasamii usiąść gdzieś pod kasztanami,

lub, jeśli ktoś tak umie,oddać chwilowej się zadumie,bo choć w Łabuniach atrakcji wielePark Wam polecam przyjaciele.

Krystian Walas

Jakub Cisek

- 10 - - 11 -

Gmina Sitno

Sitno, wieś uroczo położona,Swymi siostry wokół otoczona,Ona jedna władzy oręż trzyma,Siostry jej słuchają, ona Gminą się nazywa. Przez nią rzeka płynie Potok Czarny,Raz w roku wzburzony i nad podziw hardy.Siostry naszej gminy nie mniej urodziwe,Żyją dosyć składnie i nie są leniwe.Każda jej przynosi różnorakie dary,Tradycji i kultury, niosąc pełne czary.Pisać by tu można naprawdę do rana,Tyle pięknych wiosek jest do opisania.Mamy ich dwadzieścia jeden tak dla przypomnienia,Sióstr naszej wybranki nie do odrzucenia.Ja się szczycę swoją, Sitno się nazywa,Kocham też jej siostry, bo każda w zanadrzuPiękno jakieś skrywa.

Magdalena Jordan

- 12 - - 13 -

Zaproszenie do Miączyna

Na nic bym nie zamieniła gobo tu mieszkam,… dlatego.W centrum, piękny kościół parafialny –historii świadek namacalny.Tu spokojnie… czasamibłękit światy bezkresne roztacza nad nami.Tu nareszcie więź z naturą poczujesz,spróbuj, proszę, nie pożałujesz…

A gdzie wypocząć, pewnie myślisz?Jeziorko „Krynicę” wskażą ci natychmiast turyści.Co podziwiać po przybyciu tu?Cudne susły z Popówki,… rezerwatu.Gdzie pochylić umęczone skronie?Na łąk ukwieconych łonie.Jak przemierzać cywilizacyjny czas?Spacerem darząc nasz las.Co da ci dużo radości i zabawy?Rowerowe po ścieżkach polnych wyprawy.Kiedy spędzić te magiczne chwile?Dziś przyjdź, nie wahaj się już tyle!

Patrycja Loba

Klaudia Hawro

- 14 - - 15 -

U nas w Łabuniach

Tu u nas w Łabuniachpałac piękny stoi.Naszą małą wioskęod trzech wieków stroi.Zacni goście w nim bywają i wytchnienia tam szukają.

Mamy też kościółek z wnętrzem barokowym,co skrywa obrazyi anielskie głowy.

Święty Nepomucenprzed powodzią chroni.„Jeśli cudów szukasz?”– jest święty Antoni.

Są też rezerwaty,a na pięknej łącechroni nam przyrodę NATURA 2000

Słynna nasza gmina w zabytki bogatachcemy ją rozsławić chociaż na pół świata

gdyby nasze planywszystkie się udałymoże nas usłyszy już wkrótce świat cały.

Patrycja KędzioraKatarzyna Branecka

- 16 - - 17 -

Kilijan w Skierbieszowie

W Skierbieszowie niedaleko – Na wzgóreczku, ponad rzeką,

W ciemnym parku gra muzyka, Młodzież tańczy w koło bryka.Hop, hop dana, dana,Bo to dzisiaj Kilijana.

Choć na rynku ludu wiele,Ale tutaj najweselej.

Jarmark wielki, co z jarmarku,Pięknie, hucznie tu jest w parku.Hop, hop dana,Bo to dzisiaj Kilijana.

Bo ten sprzedał, a ten kupił. Tamten głodny, lecz się upił.

I choć kiszki marsza grają,Nogi w krąg się zataczają.Hop, hop dana,Bo to dzisiaj Kilijana.

Poszła matuś z Kasią rano,Krówkę kupić jej na wiano.

Idźże do dom z nią Kasieńko,Wstaniesz popaść raniusieńko.Krówka stała uwiązana,Kasia tańczy aż do rana.

Hop, hop dana,Bo to dzisiaj Kilijana

Leopold JezierskiKacper Wierzchowski

- 18 - - 19 -

Karol Namysłowski

Karol Namysłowski pieśni komponował,Swym rodakom z gminy bardzo imponował.Wszyscy się cieszyli oraz dumni byli,Że chłopi tutejsi orkiestrę stworzyli.

Rzucali oranie, ściskali skrzypeczki,Śpiewali i grali piękne pioseneczki.A Karol wesoło nimi dyrygowałI jeździł po kraju, orkiestrą kierował

Orkiestra Namysłowskiego wszędzie dzisiaj znana,W Stanach, Europie, w Azji, na Bałkanach.Radość nas rozpiera, że nasza szkoła nosi Jego imię,I pamięć o nim nigdy nie zaginie.

Katarzyna Podolak (12 lat)

Anna Bądyra

- 20 - - 21 -

W tę nockę KupałyOkręty zjechały.Z wielkiemi masztamiDo gęsiej przystani.Wolicą płynęły,Sztandary rozpięły,Powiewając szumnie, Płynęły tak dumnie,A szły z Gdyni prosto,Stanęły u mostu,Silnie zbudowanym,Zielenią przybranym.Wśród wieńców i kwieci Sto latarń się świeci.Palą sztuczne ogniei Smolne pochodnie.Z mostu KupalankiPorzucały wianki,Co płyną po wodzie,W kwiecistym pochodzie.

Tuż za rzeką bliskoPłonęło ognisko.Tu na część KupałyDziewczęta skakałyI tańczyły wkoło,Śpiewając wesoło.Płonie ogień, płonie,Płomieniem się złoci.Młodzież klaszcze w dłonie,Niosąc kwiat paproci,Co tam zakwitł w borzeNa czas bardzo krótki,Więc niosąc go w darzeW to święto sobótki,Wśród śpiewów, radości,Uciechy zbiorowej,Życząc pomyślnościdla dziewczyny hożej.Jak nocka minęła,Nikt nie wie o tym,A woda płynęła.

Leopold Jezierski

Kupała – obchody sobótki w Skierbieszowie w 1937 r.

Aleksandra Wyskiel

- 22 - - 23 -

Pożegnanie

Polegli w ciężkim boju.Skończyli swoje życie tułacze.Dziś modlą się za nich Polacy.I niebo za nimi płacze.

Wiatr niesie fontanny deszczu.Ich krople zlewają się z płytą,Na której ostrym narzędziemNazwiska poległych wyryto.

Nie płaczcie nad nimi niebiosa.Wszak oni nie na obczyźnie.Śpią tutaj w mogile zbiorowej,W kochanej, wolnej ojczyźnie.

I polska ich ziemia otulaI trawa im rośnie zielona,Tak bujna i taka dorodna,Bo krwią ich obficie skropiona.

I szumią im kłosy zbożaPachnące wolnością i chlebem.I tulą ich do snu wiecznegoPod wolnym, pod polskim niebem.

Barbara Szewczuk

Żegnały was matki na drodze,Gdy szliście do boju żołnierze.Krzyż święty kreśliły w milczeniu,Ich usta szeptały pacierze

Wznosiły do nieba oczy,Do których łzy się cisnęły.Łzy pełne bólu, rozpaczy,Po ich policzkach płynęły.

Bo czuły matczyne serca,Od środka, gdzieś z głębi duszy,Że żołnierz nie jeden nie wróci,Gdy dzisiaj do boju wyruszy.

Matczyne serca wiedziały.Przeczucie ich nie myliło,Bo z krwawej walki w WolicyWielu nie powróciło.

- 24 - - 25 -

Legenda o tym jak Sitno powstało

Jest to historia, której nie znacie,Którą Wam poznać wypada,Bo o niej cicho szepczą sitowia,I woda w strumieniu gada.

Było to dawno, dawno przed laty,Tak zacznę swoje bajanie,Przeczytaj dalej treść tej legendy, I dowiedz co w niej się stanie.

Było to bardzo, bardzo dawno temu kiedy na tych terenach roz-ciągały się nieprzebyte bagna i wokoło rósł potężny las. Legenda mówi, że w te strony dotarł ze swoimi ludźmi książę o imieniu Sitnosław, który w poszukiwaniu nowego miejsca na założenie grodu wędrował na wschód.

A był to tak: Dzień właśnie chylił się ku zachodowi. Był to kolej-ny dzień bardzo długiej i ciężkiej wędrówki. Zmęczeni drogą wędrowcy postanowili rozbić obóz i odpocząć. Zapadła noc, wszyscy usnęli. Jedynie książę rozmyślał o tym jak daleka jeszcze przed nimi droga, gdzie i kiedy dane im będzie ów wymarzony gród zbudować. Nagle zauważył, że nad powierzchnią mokradeł rozbłysło tysiące małych ogników, które prze-skakiwały w różne strony, jakby bawiły się w chowanego. Wpatrzony w to niecodzienne zjawisko zaczął rozmyślać, czy aby nie jest to jakiś znak dla niego i jego ludzi.

– To nie możliwe – medytował. – Nic przecież tu szczególnego, miejsce jak wiele innych, które napotykał w czasie swej wędrówki. Ale skąd te ogniki i dlaczego tak figlarnie przeskakują po kępach traw, któ-re ledwo co wyłaniają się z bagien? Kiedy tak rozmyślał, nagle usłyszał przepiękny śpiew dziewczyny. Jej głos unosił się nad wodami, odbijał od

L E G E N D Y

Tomasz Bąk

- 27 -- 26 -

korony drzew i znów powracał. Ale był to śpiew smutny i przepełniony tęsknotą. Właśnie wzeszedł księżyc i swym blaskiem oświetlił całą okoli-cę. Z pobliskiej rzeczki wyłaniała się jakaś postać. Lekko unosiła się nad bagnistym terenem i zaczęła przybliżać do obozu. Zaniepokojony książę owym widokiem chciał obudzić swoich współtowarzyszy. Dziewczyna przewidując jego zamiary odezwała się tymi słowy:

– Nie lękaj się książę. Jestem dziewczyną zaklętą przez złego księ-cia, którego miejscowi nazywają Czarnym ze względu na jego charak-ter. To on zamienił mnie w nimfę wodną. Jego czary prysną, gdy rycerz dzielny i o niezwykłej urodzie pokona go w walce i wtrąci do ogromnej otchłani ukrytej w kępie traw, tam za tą gęstwiną. To mówiąc wskazała ręką na pobliskie drzewa. Było tu już wielu śmiałków, ale żadnemu nie udało się pokonać złego czarownika. Twarz dziewczyny jeszcze bardziej posmutniała.

A jak ci na imię piękna dziewczyno? Sowoja – odpowiedziała, mówią, że mój głos przypomina śpiew słowika. Ale słowik jest wolny, cieszy się słońcem i pięknem dnia. Ja zaś muszę mieszkać w wodach lodowatej rzeki, świat oglądać nocą przy blasku księżyca. Zasmucił się książę opowieścią dziewczyny. Jej uroda i mądrość były niezwykłe. Książę zauroczony jej osobą przyrzekł sobie, że musi pokonać czarownika i po-móc dziewczynie.

Nastał dzień. Książę nie zaprzestawał myśleć o Sowojce i jej smut-nej historii.

– Co mam uczynić, aby przemienić jej los. Im dłużej myślał o dziew-czynie, tym z każdą minutą czuł, że nie jest mu obojętną.

– Na pewno muszę wymyśleć jakiś plan, przechytrzę tego czarow-nika. Ale jak?

I znów nastała noc. I znów ogniki radośnie przeskakiwały nad ziemią jakby nie wiedziały nic o tej smutnej historii dziewczyny. Tego wieczoru Sowoji jednak nie było.

– Co się mogło stać? – rozmyślał cały dzień Sitnosław. Nie wiedział bowiem, że znajomość pięknego księcia i pięknej dziewczyny nie podo-bała się złemu czarownikowi.

- 28 - - 29 -

I tym razem książę nie przespał spokojnie nocy, obmyślał bowiem podstępny plan.

Kiedy słońce zaczęło ukazywać się nad horyzontem jak każdego dnia wszyscy dziarsko zabrali się do swoich zajęć. Kobiety piekły tyle co złowione przez swych mężów ryby, dzieci bawiły się beztrosko, jedni naprawiali łuki, drudzy zaś z sitowia, którego tu było pod dostatkiem wyplatali maty i koszyki.

Jedynie książę przechadzał się nerwowo po terenie obozowiska obmyślając szczegóły swojego działania, wiedział bowiem, że każdy nieprzemyślany krok może zakończyć się tragicznie dla niego i całego obozowiska.

Zebrał kilku najodważniejszych mężczyzn i opowiedział im całą historię i tym jak zamierza pokonać złego czarownika.

Nocą kiedy księżyc pojawił się na nieboskłonie i błędne ogniki rozpoczęły swoją zabawę wyruszyli do miejsca, które wskazała księciu dziewczyna. Gdy tam dotarli obleciał ich porażający strach, miejsce bowiem wyglądało groźnie i tajemniczo. Zapalili pochodnie i naśladu-jąc ogniki zaczęli przeskakiwać to w jedną, to w drugą stronę. Czarow-nik zauważył to dziwne zjawisko i postanowił sprawdzić co to takiego i dlaczego te ogniki są takie wielkie. To on władał całą okolicą i wie-dział o niej wszystko, nawet to ile ogników każdego wieczoru wychodzi z ukrycia, a ile pełni podziemną wartę w jego kryjówce. Poznał księcia i jego kompanów. Zaślepiony złością, że został oszukany biegał wokół przepaści. Książę tylko na to czekał. Z ogromną siłą zepchnął złego cza-rownika do otchłani, z której natychmiast wypłynęła woda. Rozlała się wąską stróżką płynąc co raz dalej i dalej.

Kiedy książę powrócił do obozowiska czekała na niego piękna So-woja. Pojął ją za żonę. Żyli długo i szczęśliwie. Miejsce to nazwali Sit-nem od imienia księcia, rzeczkę w której mieszkała dziewczyna Sową. Większą rzekę nazwano Czarnym Potokiem od imienia złego czarowni-ka. Woda w niej jest mętna, bowiem cały czas na dnie otchłani mąci ją czarownik. Po dziś dzień nie może zapomnieć w jaki to sposób został pokonany. Sowa wpada do Czarnego Potoku. Jej spokojny nurt łagodzi

- 30 - - 31 -

złe zamiary czarownika i dzięki temu nigdy wody Potoku nie zalewają okolicznych miejscowości.

Ludzie dawno zapomnieli o złym czarowniku. Pamiętają nato-miast pięknego księcia i Sowiję. Bo to dzięki nim mogli się tu osiedlić, żyć i pracować. Nad łąkami nadal przeskakują swawolne ogniki, które przez miejscowych nazywane są świetlikami bagiennymi lub świczkami. Ale zobaczą je tylko ci, co uwierzą w treść tej legendy.

Danuta Wrotniak

Katarzyna Buczko

- 32 - - 33 -

Jak Gwiazdy Podmitryk tworzyły…

Dawno, dawno temu było pewne królestwo, które cieszyło się po-kojem już od bardzo dawna. Wszyscy jego mieszkańcy żyli spokojnie i w dobrobycie. Król czuł niezwykłą radość, był pewien, że jego dziedzi-nie nie zagraża nic. Pewnego razu po królestwie rozeszła się wieść. Kró-lowa wydała na świat córkę, jedyną następczynię tronu. Dziewczynce nadano imię Mitra, co oznaczało „zaprowadzającą zgodę między ludź-mi”. Królewna była najpiękniejszą ze wszystkich panien w królestwie i uwielbiała jeździć z ojcem na polowania.

Gdy skończyła osiemnaście lat ojciec postanowił zabrać Mitrę na dłuższe polowanie. Ścigając zwierzęta znacznie oddalili się od zamku. Na powrót było już za późno, zaczął zapadać zmierzch. Rozpoczęto po-szukiwania miejsca na postój. Gdy tak jechali napotkali obozowisko myśliwych, a ponieważ było już późno zatrzymali się tam na spoczynek.

Głęboko w nocy, kiedy ciemność była gęsta jak smoła, rozświetla-na jedynie delikatnym jak pajęcza nić światłem księżyca, Królewna wy-brała się na spacer po lesie. Zeszła z wytyczonej ścieżki, w poszukiwaniu srebrzystych leśnych polan. Na jednej z takich polan po raz pierwszy zobaczył ją syn Starego Łowczego – Czabor tzn. „ten, który spodziewa się walki”. Rodzice nadając dziecku takie imię nawet nie myśleli, jak trudną walkę przyjdzie mu toczyć w przyszłości. Dziewczyna tańczyła niczym rusałka, a jej śpiew zdawał się brzmieć szelestem liści na wietrze czy szumem wody w rzece. Zadziwiła go ta postać. Stanął wpatrując się w nią jak w senną marę. Mitra zauważyła młodzieńca, zawstydziła się i chciała uciec, ale zatrzymał ją czarujący jego głos. Teraz to jego pieśń niosła się echem wśród drzew. Tej nocy, na zatopionych w śpiewie mło-dych ludzi opadło przeznaczenie Gwiazd, który szykowały im burzliwe, sobie tylko znane wydarzenia.

Słońce wstawało z mgieł na mokradłach, gdzie zwykło brać poran-ną kąpiel, tworząc na niebie żółto-pomarańczowe smugi. W taki piękny Kinga Pełypyszyn

- 34 - - 35 -

jesienny poranek królewski orszak wyruszał na dalsze polowanie, bo-gatszy o jedną osobę. Przez cały czas trwania wielkich łowów Czabor nie odstępował Księżniczki na krok. Jakaś siła ciągnęła go z powrotem w lasy, ale była zbyt słaba, by przeciwstawić się sile miłość do córki króla.

Po zakończonym polowaniu, król uznał za stosowne zakończyć także spotkanie dziedziczki tronu z młodym myśliwym. Odesłał mło-dzieńca do domu z podziękowaniami dla ojca, który pozwolił synowi wyruszyć z królem na polowanie. Jego obecność okazała się niezwykle pomocna. Kilka razy pomógł polującym odnaleźć zgubioną w lesie drogę prowadzącą do dworu królewskiego. Syn Starego Łowczego nie wyko-nał królewskiego rozkazu. Odprawił swoich kompanów a sam ukrył się w mieście. Rozmyślał nad planem, który pozwoliłby na zawsze już być z królewną.

Księżniczka usłyszawszy o czynie ojca zapadła w głęboki smutek. Za dnia była normalną dziewczyną i posłuszną córką. Tylko w oczach tkwił bezbrzeżny smutek. Wiele nocy płakała gorzko i śpiewała rzewnie o swoim nieszczęściu.

Nad niedolą kochanków ulitowały się Gwiazdy. Zabrały ich mię-dzy siebie, aby będąc razem, świecili przez wieki. Jednak plan Gwiazd był inny, zgodny z przeznaczeniem zapisanym w imionach obojgu. Młodzi, nie mający pojęcia o spisku Gwiazd, trwali w wielkim szczęściu. Mi-tra jednak coraz bardziej tęskniła za ziemią, ale najbardziej za stawem w dworskim ogrodzie. Dlatego też Gwiazdy pozwoliły jej każdego piętna-stego dnia miesiąca schodzić na ziemię, nad ulubione jezioro. Głębokie jak sam Hades, ciemne jak najdalsza otchłań. W jego zastygłej tafli od-bijał się cały wszechświat. W nim to lubiła się z nieba przeglądać i brać kąpiele na ziemi. Ono ją zaczarowało i było też częścią jej przeznaczenia.

Pewnej nocy, gdy przechadzała się spowita w srebrzysty blask, zo-baczyli ją trzej bracia Giganci. Były to stworzenia pierwotne, o przeraża-jącej sile i usposobieniu. Zdolni do największych okrucieństw, nieznają-cy miłości. Targani najdzikszymi instynktami potrafili dręczyć swą ofiarę z uśmiechem na okrutnej twarzy. Potrafili przybierać każdą postać, by tylko cel został osiągnięty i zabawa trwała długo. Często toczyli między

Kinga Pełypyszyn

- 36 - - 37 -

sobą wojny, kosztem wszystkich i wszystkiego wokoło. Kiedy ujrzeli Kró-lewnę każdy zapragnął jej mieć tylko dla siebie. Przybrali więc piękne postacie i podeszli doń, kłaniając się przy tym w pas. Królewna, która z nieba często widziała, do czego zdolni są giganci, wezwała swojego ukochanego, aby ją zabrał. Zszedł on z firmamentu, ale olbrzymi nie mieli ochoty na czwartego konkurenta. W starciu z nimi Myśliwy nie miał szans, stanąwszy w obronie damy swego serca zginął. Ona zaś wy-błagały Gwiazdy, by zabrały jego ciało do siebie i aby tam na nią zaczekał. Zgodziły się, wszak pod warunkiem, że ona zostanie na Ziemi aż los się dopełni. Nie spotka ukochanego ani dnia wcześniej. Została, więc Kró-lewna wśród nieprzejrzanych ciemności całkowicie sama. Miała przed sobą długie lata życia, ale przede wszystkim trzech gigantów. Prędzej czy później, któryś z nich mnie uprowadzi i zada okrutne męczarnie – pomyślała. Wpadła, więc na pomysł, aby urządzić igrzyska o swoją rękę.

Pierwsza konkurencja polegała na zasypywaniu Wielkiego Jeziora. Dziewczyna, bowiem, chciała się pozbyć wszystkiego, co przypominało-by jej szczęśliwe chwile w obecności ukochanego. Który z was zasypię najwięcej, ten wygra – powiedziała.

I tak olbrzymi zasypywali jezioro przez kolejne dni. Pewnego dnia młodsi bracia postanowili zasypać najstarszego z nich, gdy ten będzie spał. Jak postanowili tak zrobili. Zostało dwóch zawodników i ciągle niezasypany staw.

Druga konkurencja polegała na wypiciu pozostałej wody. Piło już dwóch braci: jeden rozważnie, powoli, drugi zaś zachłannie i szybko. Nie ma w tym żadnej tajemnicy, że wygrał ten wolniejszy, choć w efekcie wypił mniej. Drugi, bowiem wypił tyle, że aż pękł. Dziewczyna nie wie-dział, co ma powiedzieć. Właśnie wyłoniła zwycięzcę, którego przecież nie chciała. Zaczęła zastanawiać się, co zrobić. W tym momencie z ziemi wyszedł najstarszy z gigantów i zażądał jeszcze jednej konkurencji.

Królewna ogłosiła, więc trzecią i ostatnią próbę. Kto usypie mi największy pagórek, abym z niego mogła wpatrywać się w Gwiazdy, wy-gra – powiedziała.

Sylwia Urban

- 38 - - 39 -

Kolonię – Podmitryk, co znaczy „pod rządami Mitry”. I pozostało coś jeszcze. Magia życzliwości, spokoju i radości u wszystkich, którzy tutaj mieszkają bądź bodaj na chwilę się zatrzymują. Magia, która każe wra-cać, która nigdy nie przemija, którą tworzą ludzie.

Kinga Pełypyszyn

Olbrzymy zabrały się do pracy. Utrudniając sobie nawzajem, nisz-cząc usypane już wzniesienia przenosiły ziemię i kamienie z północy na południe by wykonać postawione przed nimi zadanie. Powstawały mniejsze i większe usypiska, wąwozy i doliny. Po pewnym czasie okazało się, że młodszy brat zostaje znacznie w tyle i nie ma sił pracować dalej. Poddał się, co było rzeczą niezwykłą i odszedł na mroźną północ do swych pobratymców.

W tym momencie ziemię spowiła mgła, wiatr ucichł, ptaki za-milkły. Wszystko było przytłoczone przerażeniem Królewny. Stała ona wpatrując się niewidzącym wzrokiem w dal. W jej głowie kołatała się tylko jedna myśl: musisz zostać żoną giganta, musisz dotrzymać obiet-nicy. Wtedy poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Znajomy, ciepły, przyjazny dotyk. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Bała się obrócić do tyłu i zobaczyć… właściwie, co zobaczyć? Przecież ten dotyk nie może być rzeczywisty. Wbrew sobie, powoli odwróciła głowę do tyłu. Za nią stał Młody Łowczy Czabor, cały i zdrowy. To Gwiazdy, których moc jest większa niż ktokolwiek myślał, wprowadziły ducha chłopaka w ciało giganta i dały niespotykaną moc, aby wygrał pojedynek ze swoim „bra-tem”. Dziewczyna jednak o tym, nie wiedziała, myślała, że to olbrzym przybrał postać jej ukochanego. Patrzyła na niego z odrazą i strachem. Zdziwiła się, gdy w jego oczach zamiast gniewu zobaczyła miłość, a kiedy zaczął śpiewać zrozumiała, że jest to jej wybranek. Tak śpiewać nie mógł nikt inny. Rzuciła mu się w ramiona i razem dokończyli pieśń.

Na wzgórzu usypanym przez Myśliwego zbudowali swój dom a obok zabudowań rozciągał się mały staw, w którym nigdy, nawet w największe susze, nie brakowało wody. Mitra i Czabor otrzymali, bowiem, od gwiazd jeszcze jeden podarunek: źródła, które zasilały staw i dawały wodę pit-ną ludności, która szybko zasiedliła otoczone lasami wzniesienie. I tak powstał Krzywystok Kolonia. Wieś położona na szczycie pagórka opa-dającego łagodnie ku wschodniej stronie.

Nie ma już Mitry i Czabora. Teraz będąc pośród Gwiazd czuwają nad swoją dziedziną. Pozostał po nich staw i źródło, z którego do dziś można czerpać wodę. Pozostała nazwa, jaką mieszkańcy określają swoją

- 40 - - 41 -

Legenda echem szeptana

Wśród dębowych lasów i łanów pól pachnących, znajdowała się mała osada. Wokół niej rozpościerały się rozległe mokradła a nad nimi widać było ogromne chmary komarów. Brzęczały one tak głośno i do-kuczliwie, że okoliczni mieszkańcy i wędrowcy omijali to miejsce z dale-ka. Wieczorem, kto tylko znalazł się w środku roju wściekłych owadów, nie uchodził zdrów. Wtedy to słychać było jakieś dziwne odgłosy, po-jękiwania, albo krzyki. Ludziom ukazywały się straszne postacie, często wpadali w otumanienie, uważali to miejsce za przeklęte. Wszystkich ogarniała trwoga.

Mieszkająca w osadzie piękna księżniczka o imieniu Juliana mar-twiła się ogromnie, gdyż całkowicie traciła nadzieję na poślubienie ja-kiegoś pięknego wybranka.

Wieść rozeszła się po kraju, ale tylko nieliczni odważyli zmierzyć się z niebezpieczeństwem. Kilku śmiałków próbowało swych sił, jednak daremnie, a byli też tacy, którzy tracili życie. Każdy w miejscu, gdzie były roje owadów, padał wykończony w przepaść bagienną. Dookoła komary zwarły się w wielką całość niczym mury warowne i nie pozwalały przejść dalej. Dokonanie takiego wyczynu przez rycerzy było wciąż nie możliwe, każda następna próba byłaby zwykłym samobójstwem, dla tego dalszych prób zaniechano.

Młoda Juliana wciąż była bardzo rozżalona, że nikt więcej nie chce dla niej życia swego narazić. I tak minęło kilka lat i długich miesięcy.

Pewnego wieczoru z daleka, słychać było jakieś odgłosy, jakby tę-tent konia. Dziewczyna leżała smutna i wciąż płakała. Jej przecudna uroda nikła pod strugami ciężkich łez. Zwykle, na wieść o zbliżającym się wędrowcu, podniosła głowę, ale zaraz potem znów szlochała. Tętent i rżenie konia słychać było już coraz bliżej. Nagle usłyszała głos mężczy-zny: Przybywam konno, by pokonać złe moce, które nad tą krainą się szerzą i tyle istot pochłonęły!Agata Pakuła

- 42 - - 43 -

Zmrok już zapadł, a rycerz odważnie wkroczył w ciemną gęstwinę owadów. Śpiewał pieśń, dzięki której nie czuł lęku, jaki na początku go ogarnął. Rycerz to był nie lada kto, bo sam książę Rosław Sanguszko. Młodzieniec o słowiańskim imieniu, które sławę mu przepowiada. Czło-wiek o niezmierzonej mądrości i równie wielkiej odwadze, urodziwy jak żaden inny dotąd tam przybywający. Długie włosy opadały mu spokojnie na ramiona wystając spod hełmu. A koń piękny i biały jak obłok, widać, że silny i mu posłuszny.

Juliana czekała na spotkanie z księciem. Z oddali słychać było tyl-ko straszne odgłosy, wśród których przenikał śpiew Rosława. Słyszała też rżenie konia, bladła na myśl, że i ten dzielny młodzieniec nie będzie mógł zdobyć jej ręki.

Sanguszko w boju z potworną plagą jadowitych komarów, niczym watahą wilków utracił dużo sił i przestał już śpiewać. Zmęczony i osła-biony krążył w koło i nie mógł znaleźć wyjścia z niebezpieczeństwa. Za-czął się więc modlić, bo nagle ujrzał, że z gęstego roju powstały jakieś straszne postacie. Widział rozszalałego smoka, komary parzyły go ogrom-nie niczym ogień buchający z jego paszczy. Przedstawiały mu się jeszcze inne dziwne stwory, z którymi musiał walczyć. Zrozumiał jak wielki jest rozmiar tego czynu i jak bardzo musieli się zmagać inni rycerze. Wciąż wywijał mieczem. Modlił się coraz bardziej i bardziej. Odzyskał wnet siły i dalej trwał w walce. Rozpędził swego silnego konia i galopem krążył wokół jak oszalały. Robiąc silny podmuch wiatru sprawił, że rozpro-szył ogromne gęstwiny potwornych owadów, które przybierały kształty piekielnych postaci. Nagle rozległy się silne grzmoty i ziemia zadrżała. Nastała ulewa a silny deszcz spowodował, ze wszystko nagle ucichło.

Z nadejściem poranka ukazało mu się słońce, a wśród blasku promieni mała osada. Wiedział już, że nic nie stoi mu na przeszkodzie i może obwieścić mieszkańcom, że już nigdy nie będą musieli obawiać się tych strasznych rzeczy, które tam się działy.

Z podniesioną głową wjechał w głąb zabudowań Mieszkańcy nie mogli wyjść z podziwu dla tak ogromnej odwagi i chwalebnego czynu

Klaudia Hawro

- 44 - - 45 -

księcia. Wiwatowali na jego cześć i cieszyli się, że będą mogli wieść tam już spokojne życie.

Wtedy dzielny Sanguszko przerwał owacje i rzekł: Niektórzy po-wiadali mi już na początku, że powinienem zawrócić, gdyż nie dawali wiary moim zamiarom. Przestrzegali przed niebezpieczeństwem. Jestem dzielnym rycerzem, a prawy rycerz dotrzymuje danego przez siebie rycerskiego słowa. Ja wyjeżdżając ze swego rodzinnego zamku powiedziałem, że jadę na mo-kradła, za dalekie lasy, by osadę obronić od złych mar.

To samo mówiłem, gdy pielgrzymi i wędrowcy pytali mnie o cel mej wędrówki.

Nie mógłbym powrócić w rodzinne strony Utraciłbym swą rycer-ską cześć i tytuł dobrego i szlachetnego rycerza. Wolałbym śmierć zna-leźć na dnie przepaści niż zniesławiony stąd odjechać.

O świcie, gdy słońce ozłociło już dachy osady, Julianę obudził dźwięk trąb, które dały znać, że rycerz nadjeżdża. Księżniczka szybko wstała i podeszła do okna. Ujrzała, że on, w pełnej zbroi, z mieczem przy pasie i tarczą na ramieniu, z podniesioną przyłbicą, jechał wolno, dostojnie, zbliżając się w kierunku posiadłości dziewczyny, przez którą życia o mało nie stracił. Tamtym się nie powiodło w boju, bo byli za słabi, albo nazbyt mało roztropni.

Dumny ze swych czynów książę Sanguszko chciał powiedzieć, że odtąd będzie już bezpieczna. Wtem usłyszał jej głos: Modliłam się całą noc, nasłuchiwałam i drżałam z niepokoju, że za chwilę usłyszę znów krzyk człowieka, rżenie konia, a także jak zbroja tego rycerza będzie dźwięczeć podczas, gdy jego ciało w mokradła osuwać się będzie.

Zasłuchana w głosy ludzi dobiegające zza okna, poczuła nagły ból w sercu. Okrzyki radości dobiegające z zewnątrz przywiodły ją znów do świadomości.

Rycerzu szlachetny! Jestem już twoja i tobie oddam swą dłoń!Spodziewała się, że zejdzie z konia przyjdzie do niej i uklęknie

uszczęśliwiony prosząc ją o rękę. Rycerz jednak pozostał na zewnątrz i wykrzyknął: Nie jechałem tutaj, by zdobyć twoją rękę, ani posiąść twój majątek. Mój koń i ja musieliśmy dokonać tego czynu.

Dominika Czausz

- 46 - - 47 -

Ci, którzy ponieśli śmierć dla twojej ręki, mogliby żyć długo, mogli służyć ojczyźnie dokonać jeszcze innych zacnych czynów, ale oni z wyboru zrobili to idąc w niepewność.

Ja dałem słowo, że uratuję osadę i zrobiłem to.Nagle Juliana wyszła ze swej komnaty i sama ruszyła w kierunku

księcia, nie wierząc w to, co usłyszała. Trąby wiwatujące już ucichły, ludzie przestali rozmawiać, a koń pochylił się i ugiął swe przednie koń-czyny jakby zmęczony. Książę ujrzał przed sobą piękną Julianę i oniemiał z wrażenia. Jej piękne oblicze sprawiło, ze dreszcz przeszył jego całe ciało i nic poza nią nie widział i nie słyszał dookoła. Piękna białogłowa, z dłu-gimi warkoczami, o zielonych jak szmaragdy oczach, w jedwabnej sukni, stała przed nim – milcząc.

Książę podjął próbę, by przemówić już w innym tonie:Dla ciebie o śliczna, wiem teraz, że i ja gotów bym życie swe po-

święcić. Nie świadomy twej urody dokonałem czynu, który stanie się mą chlubą. Nie uczyniłbym tego, gdyż onieśmielony twoją urodą nie podołałbym temu zadaniu. Wybacz mi więc mą nieufność. Wiem też, że ważniejsze jest dla mnie to, by cię teraz nie stracić. Jesteś już moją, a ja twoim ukochanym.

Odtąd Książę Sanguszko pozostał wraz z piękną Julianą w osadzie, którą nazwał Komarów, od wydarzenia, które na zawsze połączyło tych dwoje szlachetnych ludzi. A na dowód tego kazał wymurować na obrze-żach osady trzy kapliczki przydrożne, z figurami świętych, do których modlił się podczas swej trudnej wędrówki.

Urszula Pakuła

Emilia Ostapińska

- 48 - - 49 -

O łzie łabędziej, która początek rzece dała

Mało kto dziś wierzy w zjawiska nadprzyrodzone – bardziej w ho-roskopy. Ludzie raczej do apteki pędzą niż na zbiór ziół o świcie lub przy pełni księżyca. Tym bardziej w duszę drzewa niewielu już wiarę da, bez pukania się w głowę.

Wierzcie jednak, że i współcześnie jeśli ktoś życiem zmęczony po-tężny zastrzyk energii od zwykłego przytulenia do drzewa dostać może. Są i takie drzewa, zwłaszcza te wiekowe, które strzegą tajemnic i jako świadkowie przeróżnych historii czekają, aż ktoś je wysłucha. Trzeba tylko mieć czas… Macie?

Dawno, dawno temu, w czasach kiedy człowiek posiadał więcej cech ludzkich niż obecnie i nie było żadnego supermarketu, działy się rzeczy, o których współcześnie mówi się „bajki”… Rzecz, której ta opo-wieść dotyczy wydarzyć się miała w miejscu zwanym Krynicą lub zwy-czajnie źródełkiem, skąd początek swój bierze Łabuńka.

Poza tym, że ludzie bardziej ludzcy byli, w tych to bajkowych cza-sach świat zwierząt i roślin obdarzony był przymiotami dziś zarezerwo-wanymi wyłącznie dla człowieka. Krótko mówiąc w hierarchii bożych stworzeń staliśmy wtedy wszyscy równo. Czas płynął wolniej – ludzie nie znali jeszcze zegarków. Nikt się nigdzie nie spieszył i było jakoś tak… lepiej. Nie był to jednak świat idealny – taki nie istnieje – już wtedy toczyła się walka dobra ze złem. Której końca po dziś dzień nie widać.

Teren gminy Łabunie porośnięty był gęstym borem. Tu i ówdzie nieśmiało acz radośnie połyskiwały oczka wodne, w których tonęły ko-rony majestatycznych dębów. Taflę tajemniczych źródlisk zdobiły bielą dostojne łabędzie, a błogą ciszę uzupełniał przyjazny szum wiatru i śpiew ptaków. Ludzi było tu niewielu. Mało kto odważyłby się zapuścić w leśne ostępy, a i zdradzieckie mokradła odstraszały śmiałków, głównie myśli-wych szukających dużego zwierza.Jakub Cisek

- 50 - - 51 -

Opowiadają ludzie, że mieszkał w okolicy pewien drwal, Jan mu było na imię, który za nic miał ludzkie przestrogi i śmiało sobie poczy-nał w okolicznych lasach, a że przyrodę szanował nie musiał się niczego obawiać. „Kto z przyrodą w zgodzie żyje, ten wszystkich przeżyje” zwykł mawiać. Lubił sobie siadać nad brzegiem takiego leśnego jeziorka i ob-serwować. Nucił znane melodie i strugał w drewnianych kawałkach fi-gurki zwierząt. Od niego wiadomo, że wśród łabędziego stada był jeden, inny jakiś od reszty. Raz że większy niż pozostałe, to jeszcze ważniejszy, bo inne zdawały się cześć mu oddawać i jakby słuchać się go. Szybko więc wieść się rozeszła o tym, że król łabędzi zamieszkuje okolice. Nieco później okazało się, że nie król to, a królowa.

Był podobno nasz Jan świadkiem niezwykłego wydarzenia – po-dobno, bo ślad wkrótce po nim zaginął. Opowiadał, że widział, jak anioł i diabeł bój toczyli o duszę. Nikt wiary nie chciał mu dać, zwłaszcza, że o duszę łabędziej królowej miało chodzić. Ze szczegółów wynikało, że osłaniając swoje młode przed jakimś wodnym stworem ni to węża ni smoka przypominającym – krzyk dobyła z siebie niemal ludzki, tak że setki ptaków zleciało jej na pomoc tworząc biały mur chroniący niewin-ność przed złem. Stwór zniknął, ale wśród drzew toczył się zacięty i wy-równany bój. Jakaś tajemna i mroczna siła miotała świetlistą postacią. Trwało to chwilę, dwie może. W miejscu zdarzenia powstała pokaźna polana, jako że drzewa zostały wyłamane. Na środku leżała łabędzia królowa ulubienica dzieci oraz tych którzy ją widzieli lub tylko słyszeli o niej. Widział Janek łabędzia i świadkiem był jego zniknięcia. Podobno zanim rozpłynęła się na jego oczach, zapłakała… W tym miejscu dziś bije źródło dając początek rzece – być może na cześć łabędzia – Łabuńką nazwanej…

A ludzie – są tacy, co wspominają i dbają, by przekaz nie został zapomniany. Pozostali gdzieś pędzą i czasu nie mają, więc i Krynica zarośnięta trochę, na razie…

Piotr Piela

Grzegorz Branecki

- 52 - - 53 -

Legenda o Krasnem, zagubionym skarbie i duchach go strzegących

Dzisiaj Zamość jest kolebką wielokulturową tak jak czterysta lat temu, kiedy to powstawały pierwsze plany miasta wychodzące spod ręki Bernardo Morando. Ten włoski architekt sprowadził do Zamościa swoich budowniczych. Początkowo mieszkali oni na terenie budowy miasta, ale jak to Włosi lubili hulaszcze życie, zabawy, wino i kobiety. Morando miał dużo problemów z rodakami, byli niezdyscyplinowani, dużo pili, zabawia-li się z miejscowymi kobietami, a jak wiadomo młodemu i przystojnemu Włochowi trudno się oprzeć. Po nocnych zabawach nie mogli wydajnie pracować. Dlatego architekt wraz z hetmanem Janem Zamoyskim posta-nowili przesiedlić ich w odludniejsze miejsce, gdzie nie było tyle pokus. Idealne okazały się kresy dóbr Ordynacji Zamojskiej – wieś Krasne. Jak postanowiono tak też zrobiono. Budowniczy codziennie rano udawali się wozami do Zamościa, a o zmierzchu wracali na wieś.

Życie w wiosce toczyło się powoli. Włosi w niedziele nie pracowali, dzień ten dłużył im się najbardziej. Nie mogli dogadać się z miejscowy-mi, chociaż polszczyzną dobrze władali, mieli jednak odmienną kulturę. Obawiając się konfliktów schodzili sobie z drogi. Wieśniacy uważali bu-downiczych za chuliganów i lekkoduchów. Ale do czasu. Któregoś dnia Włosi wracając z pracy zauważyli wieśniaka, który pracował w polu, biedny starzec ledwo co pchał pług ciągnięty przez starego woła. Jedne-mu z mężczyzn, Domino zrobiło się żal chłopa, dlatego postanowił mu pomóc. Wieśniak był zdziwiony widząc Włocha, ale czuł się strudzony, przyjął więc pomoc. Spoczął na miedzy pod gruszą, a młody mężczyzna wziął pług i zaczął orać pole. Stary Zaprawa, bo tak nazywano wieś-niaka, opowiedział o tym we wsi. Z czasem nastawienie miejscowych zmieniło się. Rodzina wieśniaka, którejś niedzieli zaprosiła Domino oraz jego przyjaciela Patrono na uroczystą wieczerzę. Wszyscy zasiedli przy stole. Stary Zaprawa, jego syn, synowa, troje wnuków, wnuczka i dwóch Mariola Bądyra

- 54 - - 55 -

Włochów. Miał stary Zaprawa piękną córkę Zosieńkę, na którą nie je-den miał we wsi oko.

Domino gdy tylko ujrzał młodą Zaprawównę, nie mógł przestać o niej myśleć. Coraz częściej, niby przypadkiem bywał w pobliżu jej domu. Z czasem okazało się, że oboje czuli to samo, ale nie wiedzieli o jednym, że męża już jej wybrano. Kiedy młodzi się dowiedzieli, nie mogli się z tym pogodzić. W końcu zakończono budowę Zamościa, Wło-si dostali zapłatę. Młody Domino udał się do ojca swojej ukochanej, pokazał wszystkie dobra jakie otrzymał. Jednak Zaprawa nie chciał się zgodzić, dla niego majętność nie miała wielkiego znaczenia. Liczył się honor i tradycja. Jego córka z Włochem? Nie do pomyślenia. Zakazał młodym spotykać się, ale oni nie mogli się z tym pogodzić.

Młody Włoch ukrył swój majątek w jaskini. Wiele czasu tam spę-dzał na dumaniu. Nie wiedział co zrobić, tak bardzo kochał Zosię. Nie rozmawiali już przez wiele tygodni. Umierał z tęsknoty. Pewnego razu spostrzegł ją, gdy wracała z gaju. Zosia ujrzawszy go rzuciła mu się w ra-miona. Już dłużej nie mogła znieść rozłąki. Długo rozmawiali. Postano-wili, że wezmą ślub w jaskini, zabiorą wszelkie dobra i uciekną. Kochają się, muszą być razem. Następnego dnia zrobili tak jak uzgodnili. Zosia ubrana odświętnie pobiegła w umówione miejsce, Domino już czekał. Złapali się za dłonie, wypowiedzieli przysięgę, przy ostatnich słowach „I nie opuszczę aż do śmierci” jaskinia zawaliła się Oni zostali w środku ze skarbem. Już na zawsze razem. I nic ich nie rozdzieli.

Na miejscu zawalonej jaskini dziś stoi stara szkoła w Krasnem. Skarbu po dziś dzień nie odnaleziono. Co siedem lat o północy w ostat-nią niedzielę czerwca duch Domino i Zofii błąka się po budynku szukając ukojenia i strzegąc skarbu. Szukano złota, ale nie znaleziono, może są wybrani, na których on czeka? Nie wiadomo. Ale czy to prawda? Nikt nie wie. To przecież tylko legenda.

Weronika Kwoka (lat 16)

Erwin Pupiec

- 56 - - 57 -

Legenda o Udryczach

Na lipie sowa siadaDzieje wsi opowiadaJak pośród wsi przed latyStał wielki dwór bogaty,Jakież tu były baleU Państwa w karnawale.Wielkie jechały karety. W nich strojne, piękne kobiety.A latem dwór bogatyCały przebrany był w kwiaty.Oj jak się tu bawili,Polowali, pływali, tańczyli.Lecz służba biedowała,Pod batem rządcy drżała.Jak ciężka była praca,A jaka marna płaca.Pracowali od ranaZa czarny chleb u Pana.Mieszkali w biednych czworakach,Ukrytych za sadem w krzakach.Na lipie starej sowa przysiada,Dzieciom legendy stare opowiada.Wioska ta ludna, wesoła była.Jak się na błoniach młodzież bawiła.Jakie na błoniach huśtawki stały.Jak węże z dziećmi z misy jadały.Jak Ferenc, niegdyś wielka bywała,Nawet kamienie młyńskie ruszała.Praczki na rzece wesołe prały.Wesela we wsi trzy dni bywały.Mariusz Semczuk

- 58 - - 59 -

Jak lny się przędło, olej tłoczono,Jak w każdej chacie chleby pieczono.A jakie tutaj bywały trwogi,Tatarskie najazdy, wielkie pożogi.Ludność tutejsza co wtedy żyłaW wielkich się lochach zamkowych kryła.A ile było tu rzemieślnikówKrawców, kowali, tkaczy, szewczyków.Oj ciężko ludzie tu pracowali.Nikt nie narzekał, wszyscy się śmiali.Jaka piękna, dobra była ta wioska.W niej objawiała się Matka Boska,I jeszcze kiedyś przyjść obiecała,Byle by ludność ją wciąż kochała.Wielkie pielgrzymki stąd wędrowały,Babcie pisanki dzieciom pisały,Dziadkowie stare pieśni śpiewali,By wnuki Polskę swą miłowali.Okrutne wojny nasz kraj grabiły,Młodzież na Sybir stąd wywozili.A potem II wojna nastała,Że cała ludność ze strachu drżała.Ludzi wywieźli, w piecach spalili.A ocaleni do wsi wrócili.Jak się przy krzyżach wszyscy modlili.Jakie tu kiedyś majówki były.Rodziców bardzo tu szanowali.A jak tu pięknie grali, śpiewali.Wiedziała cała w krąg okolica,Gdzie pięknie grają, a to w Udryczach.Lipa to stara nam wyszumiała,A sowa dzieciom opowiedziała.

Longina Mazurek (Udrycze)

Erwin Pupiec

- 60 - - 61 -

Była księżniczka i były łzy

– Nie, Anno! Nigdy nie pozwolę, aby ten wiejski chłopak został mężem mojej jedynej córki! – krzyczał rozwścieczony książę – Masz wyjść za mąż za hrabiego Rudolfa. Pamiętaj, że twoja matka pocho-dziła z jednego z najznakomitszych rodów książęcych, znasz wspaniałą przeszłość mojej rodziny, wiec nie pozwolę ci deptać bezkarnie pamięci swoich przodków. Zresztą, fortuna Rudolfa sprawi, że znacznie wzrośnie ranga naszego księstwa, nasze wpływy. Czy ty to rozumiesz?

– Ojcze, ale pamiętaj, że oprócz nazwiska i rodu mam tez serce, które kocha właśnie Janka. Moim mężem może być tylko on, tylko z nim będę szczęśliwa. Czy to dla ciebie nic nie znaczy?

– Podjąłem już decyzję. Zostaniesz w tej wieży tak długo aż zmienisz zdanie i zgodzisz się poślubić Rudolfa – drzwi głucho trzasnęły i Anna została sama.

Anna, jedyna córka księcia Bolesława była przecudnej urody, a jej dobre serce znali wszyscy okoliczni mieszkańcy. Księżniczka często przebywała wśród nich, uczyła wiejskie dzieci czytać i pisać, a młod-szym opowiadała przepiękne baśnie. Przynosiła leki chorym, najbied-niejszym mieszkańcom przemycała z dworskiej kuchni jedzenie, nikomu nie szczędziła słów życzliwości i otuchy. Wszystko to robiła w tajemnicy przed rodzicami, którzy zabronili jej spotykać się z tym jak mówili wiej-skim plebsem.

Mieszkańcy Grabowca uwielbiali swoją księżniczkę i zawsze z ogromną niecierpliwością czekali na jej odwiedziny.

Podczas jednej z wypraw księżniczka Anna poznała uroczego mło-dzieńca. Janek – bo tak mu było na imię, był synem ubogiej wdowy. Jego ojciec zginął podczas oblężenia Zamku Grabowieckiego przez woj-ska kozackie. Wdowa po poległym żołnierzu podupadła na zdrowiu, ale jej ukochany syn troszczył się o nią całym sercem, ze wszystkich sił.

Góra Grabowiec – malownicza miejscowość położona w woje-wództwie lubelskim, powiecie zamojskim, gminie Grabowiec. U podnó-ża malowniczych, kredowych wzgórz bije tu niewielkie źródełko. Jest to obiekt o szczególnej wartości, toteż nadano mu rangę pomnika przyrody nieożywionej. „Łza Księżniczki” – tak właśnie nazywa się owo źródełko – urzeka pięknem o każdej poprzez roku, a także zachwyca swoją historią. Jak głosi legenda…

- 62 - - 63 -

Twierdził, że matkę trzyma przy życiu woda z tryskającego u podnóża Zamkowej Góry źródełka.

Księżniczka zaprzyjaźniła się z Jankiem, a po pewnym czasie ich przyjaźń przerodziła się w miłość.

Książę Bolesław na wieść, że Anna chce poślubić Janka, zamknął ją w najwyższej wieży zamku. Zabronił służbie podawać jej jakiekolwiek pokarmy. Głodem chciał zmusić ją do posłuszeństwa i poślubienia boga-tego księcia Rudolfa. Anna płakał, płakała, płakała… Jej Łzy spływały do źródełka bijącego u podnóża Zamkowej Góry.

Pewnego dnia Anna wyjrzała przez malutkie okienko wieży za-mkowej i ujrzała dziwny ruch i zamieszanie na dziedzińcu zamku.

– Prędko dawajcie powóz! – krzyczał przerażony książę – Spro-wadźcie najlepszego medyka, który wyleczy moją żonę.

Niestety, lekarz, który przybył z odległego Zamościa stwierdził, że nic zrobić nie może i dla księżnej ratunku już nie ma.

– Ojcze, pozwól mi pożegnać się z mateńką… – błagała Anna zrozpaczonego księcia – Tak bardzo chciałabym przytulić się do niej, popatrzeć, ucałować. Zaklinam cie na wszystko, co najświętsze, nie od-mawiaj mi spojrzeć na nią, być może już ostatni raz. Już nigdy więcej o nic cię nie poproszę. Wysłuchaj mnie proszę.

– Dobrze, ale masz tylko kilka chwil. Chyba, że zmienisz zdanie i zgodzisz się zostać żoną księcia Rudolfa. Jeżeli tak, to nie musisz wracać do wieży.

– Przepraszam ojcze. Nie mogę poślubić księcia Rudolfa. Wolę umrzeć, niż poślubić człowieka, którego nie kocham. Ale dziękuję ci, że pozwoliłeś mi pożegnać mateńkę.

Anna pobiegła jak oszalała do komnaty, w której leżała umiera-jąca matka. Jej serce łkało targane rozpaczą. Księżna leżała blada, bez najmniejszego ruchu. Anna upadła na kolana, przytuliła się do matki i wybuchła płaczem. Wówczas usta księżnej drgnęły i wydobył się z nich szept:

– Pić, córeczko… Daj mi wody…Monika Gałka

- 64 - - 65 -

Anna wybiegła na dziedziniec, szybko zaczęła wyciągać wiadro z głębokiej studni, nie wzywając na pomoc służby, by nie tracić czasu. I wtedy stało się coś strasznego. Lina, do której było przymocowane wia-dro urwała się i wpadła do studni. Serce Anny zamarło. Boże, przecież zostało mi niewiele czasu. Zaraz muszę wracać do wieży. Nagle przypo-mniała sobie o źródełku u podnóża Zamkowej Góry. Szybko chwyciła dzban, przyniosła wody i podała chorej. W tej samej chwili księżna ot-worzyła oczy, uśmiechnęła się, a na jej twarzy pojawiły się rumieńce.

Wzruszony książę z niedowierzaniem patrzył na żonę. W pewnej chwili sięgnął po dzban, w którym była źródlana woda. Napił się jej i poczuł, że dzieje się z nim coś dziwnego.

– Anno, jeżeli chcesz, możesz zostać żoną Janka. Najważniejsze jest twoje szczęście.

Anna nie dowierzała własnym uszom:– Dziękuję ci ojcze! Jesteś cudowny! Kocham cię!To uzdrawiająca moc wody ze źródełka, do którego spływały łzy

uwięzionej w wieży Anny przywróciły zdrowie księżnej i sprawiły, że zmiękło skamieniałe serce księcia Bolesława.

Wkrótce odbył się ślub Anny i Janka oraz huczne wesele, na które zaproszono wszystkich mieszkańców okolicznych wsi. Młoda para żyła długo i szczęśliwie, sprawiedliwie rządząc księstwem

Zaczarowane źródełko nie straciło swej mocy – Po dziś dzień bije u podnóża grabowieckich wzgórz. Mieszkańcy Grabowca – utrudzeni ciężką pracą, przygnębieni codziennymi troskami – czerpią z niego wodę, która leczy im rany, przywraca siły i wiarę w lepsze jutro. Warunek jest tylko jeden. Proszący o pomoc muszą głęboko wierzyć w uzdrawiającą moc wody – wiara czyni cuda.

Ilona Surma

- 66 - - 67 -

Stara skierbieszowska legenda głosi

Dawno, dawno temu, na wzgórzach dzisiejszego zamczyska w Skierbieszowie, wznosił się ogromny zamek tureckiego baszy. W oko-licy krążyły wieści, że w podziemiach zamku basza ukrywa wielki skarb, zrabowany w wojnach na dalekim wschodzie. „SKARB BASZY” – było hasłem, które rozpalało wyobraźnię wszystkich, którzy o tym słyszeli. I właśnie od tych dwóch słów pochodzi według legendy nazwa miejsco-wości Skierbieszów.

Kolejne wojny zniszczyły zamek tureckiego baszy, zaś po nim sa-mym zaginął ślad. A legendarny skarb? No cóż, nasza wyobraźnia każe nam wierzyć w to, iż przynajmniej resztki tego skarbu zachowały się do dnia dzisiejszego i są ukryte w podziemiach skierbieszowskiego zamczy-ska. Chociaż dotąd nie natrafiliśmy na ten legendarny skarb, jednakże spotykamy na co dzień ludzi, którzy mimo, że „skarbu baszy” nie posia-dają, potrafią dzielić się tym, co mają, i to jest właśnie wielki skarb.

Jadwiga Wójcik

Weronika Węcławik

- 68 - - 69 -

Szymon Pakuła

- 70 - - 71 -

Michał Niedzwiedź

- 72 -