Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

download Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

of 250

Transcript of Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    1/250

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    2/250

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    3/250

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    4/250

    Nie dajesz mi spać – 

    pierwsza część przygód Caroline i Simona

     

    „Klasyczny romans z wieloma wywołującymi śmiech scenami i interesującymibohaterami” – Jennifer Probst, autorka bestsellera Searching for Perfect   wydanego

    przez New York Times

     

    „Soczysta, seXXXowna, niesamowita… UWIELBIAMY ją!” – Perez Hilton

     

    „Zabawna, frywolna i sprośna, z głównym bohaterem, który sprawi, że ugną 

    się pod wami kolana. Nie dajesz mi spać   to idealna mieszkanka seksu, romansu

    i smakowitych wypieków” – Ruthie Knox, autorka bestsellera  About Last Night 

     

    „Alice Clayton ponownie zaskakuje, uwodząc prawdziwie kobiecym

    seksapilem, niezrównanym poczuciem humoru i hipnotyzującym sarkazmem;

     wywołuje śmiech i rumieniec na policzkach oraz nieodpartą chęć do zrzucenia

     wszystkich obrazów ze ścian” – bloggerka Brittany Gibbons

     

    „Nareszcie znalazła się kobieta, która wie, jak obchodzić się zarównoz mężczyzną, jak i z robotem Kitchen Aid. Uwiodła nas chlebem cukiniowym!”

    Curvy Girl Guide

     

    „Zabawna, szalona i nowocześnie romantyczna. Szybka akcja i łagodnie

    kreślona historia przyprawią was o dreszcze rozkoszy…” – Smexy Books

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    5/250

     

    Dla Petera

    za to, że był przy mnie przed, w trakcie

    i później – już zawsze.Dziękuję za trzymanie mnie przy zdrowych zmysłach.

    Choć to pojęcie względne.

     XOXO

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    6/250

    T

    PODZIĘKOWANIA 

    a książka w stu pro 

    centach stano 

     wi efekt mo 

    je 

    go pragnie 

    nia, aby dać dziew‐czy 

     

    nom z Banger Nation nie 

    co wię 

    cej chwil z ich Si 

    mo 

    nem i Caro 

    li 

    ne. Zo 

    sta‐

    ła ona wy  

    dana dzię 

    ki wam, moi wspaniali czy  

    tel 

    ni 

    cy. Dzię 

    ku 

    ję za cier 

    pli 

     we ocze 

    ki 

     wanie, za paplanie o niej z przy  

    jaciół 

    kami, za nie 

    zachwianą wiarę w to, że sło 

     wa

    „sek 

    sowna” i „roztar 

    gnio 

    na” idą ze sobą w parze. Banger Nation, urze 

    kły  

    ście

    mnie. Ta książka jest dla was. Dzię 

    ku 

    ję z głę 

    bi mo 

    je 

    go zrzę 

    dli 

     we 

    go ser 

    ca.

    Dzię 

    ku 

    ję mo 

    je 

    mu re 

    dak 

    to 

    ro 

     wi, Mickie 

    mu Nu 

    dingo 

     wi, i całe 

    mu ze 

    spo 

    ło 

     wi Gal 

    le 

    ry Bo 

    oks za kre 

    dyt zaufania, któ 

    rym obdarzy  

    li po 

    cząt 

    ku 

    jącą pi 

    sar 

    kę. Prawie każ‐

    de 

    go dnia szczy  

    pię się w po 

    li 

    czek, aby upewnić się, że nie śnię.Dzię

     

    ku 

    ję mo 

    jej oso 

    bi 

    stej wni 

    kli 

     wej po 

    li 

    cji z San Franci 

    sco/Sau 

    sali 

    to – je 

    dy  

    nej

     w swo 

    im ro 

    dzaju Staci Re 

    il 

    ly. I tak, winda na zbo 

    czu wzgó 

    rza naprawdę ist 

    nie 

    je,

    a Staci mo 

    głaby opo 

     wie 

    dzieć o niej co nie 

    co…

    Dzię 

    ku 

    ję mo 

    jej ro 

    dzi 

    nie za nie 

    samo 

     wi 

    tą cier 

    pli 

     wość do mnie, kie 

    dy wszyst 

    kie 

    go od 

    mawiam, bo zbli 

    ża się ter 

    min od 

    dania książki, i za wiarę w moją pracę,

    mimo że czasem pracu 

    ję w pi 

    żamie.

    Dzię 

    ku 

    ję blo 

    ge 

    rom, któ 

    rzy każde 

    go dnia, trąbiąc gło 

    śno, pro 

    mo 

     wali nas, pi 

    sa‐rzy, i pod 

    su 

     wali wam, czy  

    tel 

    ni 

    kom, nasze książki. W końcu je 

    stem przede wszyst 

    kim czy  

    tel 

    niczką, a do 

    pie 

    ro później pi 

    sar 

    ką. Nawet nie przy  

    puszczacie, jak bar 

    dzo

    do 

    ce 

    niam sym 

    patię, któ 

    rą darzy  

    cie nasze gawę 

    dziar 

    stwo i chęć dzie 

    le 

    nia się nową 

    ulu 

    bio 

    ną lek 

    tu 

    rą.

    Dzię 

    ku 

    ję moim kil 

    ku ulu 

    bio 

    nym pi 

    sar 

    kom tej plane 

    ty za sło 

     wa, któ 

    re uwiel 

    biam, i za to, że są mo 

    imi przy  

    jaciół 

    kami. Kri 

    sten Pro 

    by, Tif  

    fany Re 

    isz, Jenni 

    fer

    Probst, Ru 

    thie Knox, Kre 

    sley Cole, Samantha Young, Sy  

    lvia Day, He 

    le 

    na Hunting,

    De 

    bra Anastasia, Mina Vau 

    ghn, Le 

    isa Ray  

     ven, EL James, Katy Evans, Jasinda Wil 

    ‐der – dzię

     

    ki, dziewczy  

    ny.

    Składam tak 

    że wy  

    razy wdzięczno 

    ści Chri 

    sti 

    nie Ho 

    gre 

    be, mo 

    jej agent 

    ce i przy  

    jaciół 

    ce oraz prze 

     wod 

    niczce po szalo 

    nym świe 

    cie Ali 

    cji na Pół 

    kach Księ 

    gar 

    ni. Je 

    steś od 

     ważną ko 

    bie 

    tą i ogrom 

    nie cię ce 

    nię. Nie mogę do 

    cze 

    kać się nasze 

    go ko 

    lej 

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    7/250

    ne 

    go wspól 

    ne 

    go po 

    sił 

    ku w Mo 

    honk, kie 

    dy po 

    nownie bę 

    dzie 

    my świę 

    to 

     wały coś

     ważne 

    go!

    Dzię 

    ku 

    ję również jed 

    nej z mo 

    ich naj 

     wier 

    niej 

    szych i naj 

    ser 

    deczniej 

    szych przy  

    ja‐

    ció 

    łek Jessi 

    ce Roy  

    er-Ocken, któ 

    ra do 

    słownie prze 

    szła pie 

    kło, aby ta książka mo 

    gła

    się ukazać. Pie 

    kło to wy  

    bru 

    ko 

     wane było moją igno 

    rancją w dzie 

    dzi 

    nie inter 

    punk 

    ‐cji i nie 

     wie 

    dzą w zakre 

    sie for 

    mato 

     waniu tek 

    stu. Nie wspo 

    mi 

    nając o tym, że cho 

    ler 

    nie do 

    bra z niej po 

     wier 

    niczka. I nie 

    zła ku 

    char 

    ka.

    Dzię 

    ku 

    ję Cap 

    tain Ho 

    okers, współ 

    sprawcom zbrod 

    ni, PQ i Lo (znacie ich jako

    Chri 

    sti 

    na Lau 

    ren). Za pod 

    casty, za ese 

    me 

    sy, za Wie 

    żę Strachu. Za mi 

    łość do

    myszki.

    Dzię 

    ku 

    ję Ni 

    nie, to najsmako 

     wit 

    szy kąsek, jaki dziewczy  

    na może do 

    stać. Dzię 

    ku 

    ję za nie 

    ustające mo 

    ty  

     wo 

     wanie mnie, za zdję 

    cia Ro 

    ber 

    ta Pat 

    tinso 

    na i żel 

    ki, któ 

    re mi dajesz, gdy zrzę 

    dzę. Czy  

    li, spójrzmy prawdzie w oczy, prawie zawsze. Cze 

    ‐kam na two

     

    ją książkę!

    I wreszcie dzię 

    ku 

    ję, dzię 

    ku 

    ję i raz jeszcze dzię 

    ku 

    ję moim Fantastycznie Wier 

    nym Czy  

    tel 

    ni 

    kom. Tym, któ 

    rzy są ze mną od po 

    cząt 

    ku, i tym, któ 

    rzy do 

    pie 

    ro co

     wsko 

    czy  

    li do tego zwario 

     wane 

    go po 

    ciągu. Dzię 

    ku 

    ję. To po 

    czątek po 

    dró 

    ży ży  

    cia.

    Trzy  

    maj 

    cie się, moi mili – ru 

    szamy!

     Ali 

    ce

    XOXO

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    8/250

    T

    PROLOG

    o były naj 

     wspanial 

    sze, naj 

    bar 

    dziej rozne 

    gli 

    żo 

     wane chwi 

    le…

    GRUDZIEŃ

    Ni 

    gdy nie spę 

    dzi 

    łam świąt z dale 

    ka od ro 

    dzi 

    ny. Dla mnie Boże Naro 

    dze 

    nie to

    ro 

    dzi 

    na: naj 

    bliższa, po 

     więk 

    szo 

    na, a później stwo 

    rzo 

    na. Spo 

    ty  

    kam się z krewny  

    mi

    i przy  

    jaciół 

    mi, ubie 

    ramy cho 

    inkę, paku 

    je 

    my pre 

    zenty, przy  

    go 

    to 

     wu 

    je 

    my poncz

    i pi 

    je 

    my go. Jak na obrazach Nor 

    mana Rockwel 

    la z pi 

    janym wujkiem. Ni 

    gdy niezre 

    zy  

    gno 

     wałabym z takiej gwiazd 

    ki.

     Wy  

    jątek stano 

     wił ten rok. To Boże Naro 

    dze 

    nie było zu 

    peł 

    nie inne. Po 

    łącze 

    nie

    sty  

    lu Rockwel 

    la i Wal 

    bange 

    ra.

    Si 

    mon jako fo 

    to 

    graf fre 

    elancer miał naprawdę fajną pracę. Objeżdżał świat na

    zle 

    ce 

    nie „Natio 

    nal Geo 

    graphic” i Di 

    sco 

     ve 

    ry Channel oraz każde 

    go, kto po 

    trze 

    bo 

     wał fo 

    to 

    grafa w naj 

    od 

    le 

    glej 

    szych zakąt 

    kach zie 

    mi. W te świę 

    ta ro 

    bił zdję 

    cia w kil 

    ku eu 

    ro 

    pej 

    skich miastach. Miało go nie być przez prawie cały gru 

    dzień.

    Od 

    kąd ofi 

    cjal 

    nie stali 

    śmy się „my”, wy  

    praco 

     wali 

    śmy nasze własne zwy  

    czaje. On w ramach pracy wy 

     

    jeżdżał, re 

    zer 

     wo 

     wał loty we wszyst 

    kie stro 

    ny świata: Peru, Chi 

    le, Anglia, a nawet dłu 

    gi week 

    end w Los Ange 

    les, aby zro 

    bić se 

    sję w po 

    siadło 

    ści

    Hugh Hef  

    ne 

    ra. Ciężka orka.

     Ale kie 

    dy mój obie 

    ży  

    świat wraca, zamie 

    nia się w zwie 

    rzę do 

    mo 

     we. Je 

    ste 

    śmy ze

    sobą w moim albo w jego mieszkaniu. Wy  

    cho 

    dzi 

    my na ko 

    lacje z Jil 

    lian i Benjami 

    nem albo gramy w po 

    ke 

    ra z Mimi, So 

    phią, Ry  

    anem i Ne 

    ilem, któ 

    rzy również są 

    naszy  

    mi naj 

    lep 

    szy  

    mi przy  

    jaciół 

    mi. Jest ze mną w moim lub swo 

    im łóżku, w mo 

    jej

    lub swo 

    jej kuch 

    ni, na moim lub swo 

    im blacie – w naszym domu.

     Wszyst 

    ko wskazu 

    je na to, że Si 

    mon zawsze wy  

    jeżdżał w czasie świąt. Brał zle 

    ce 

    nia w Rzy  

    mie, gdzie ro 

    bił mate 

    riał o paster 

    ce na placu św. Pio 

    tra. Albo na Va‐

    nu 

    atu na po 

    łu 

    dnio 

     wym Pacy  

    fi 

    ku, czy  

    li pierwszej stre 

    fie czaso 

     wej, w któ 

    rej zaczy  

    nają się obcho 

    dy Bo 

    że 

    go Naro 

    dze 

    nia. Kie 

    dyś po 

    je 

    chał nawet na bie 

    gun pół 

    nocny 

    i zro 

    bił anioł 

    ka na śnie 

    gu o pół 

    no 

    cy.

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    9/250

    Dziwne, co? Nie cał 

    kiem. Jego ro 

    dzi 

    ce zgi 

    nę 

    li w wy  

    pad 

    ku samo 

    cho 

    do 

     wym, kie 

    dy był w ostat 

    niej klasie li 

    ceum. Miał osiem 

    naście lat i cały świat wy  

     wró 

    cił mu się

    do góry no 

    gami. Nie miał innej ro 

    dzi 

    ny, więc kie 

    dy kil 

    ka mie 

    się 

    cy później zapi 

    sał

    się na Uni 

     wer 

    sy  

    tet Stanfor 

    da, prze 

    pro 

     wadził się do Fi 

    ladel 

    fii. Ni 

    gdy nie oglądał

    się za sie 

    bie. Więc tak, świę 

    ta to dla nie 

    go trud 

    ny czas. Zaczy  

    nałam co 

    raz le 

    piej ro 

    zu 

    mieć

    mo 

    je 

    go Wal 

    bange 

    ra, obalałam ste 

    reo 

    ty  

    po 

     wy obraz mężczy  

    zny. Okres świąteczny 

    ge 

    ne 

    ral 

    nie prze 

    bie 

    gał pod znakiem ckli 

     wo 

    ści. A spę 

    dze 

    nie Bo 

    że 

    go Naro 

    dze 

    nia

    z mo 

    imi ro 

    dzi 

    cami by  

    ło 

    by Naprawdę Wiel 

    ką Sprawą dla takiej świe 

    żej pary jak

    my. Nawet ich jeszcze nie po 

    znał, więc świę 

    ta u Rey  

    nold 

    sów chy  

    ba nie były naj 

    lep 

    szym mo 

    mentem na ko 

    lej 

    ny krok jako „my”.

    Dlate 

    go nie zasko 

    czy  

    ło mnie, kie 

    dy zaczął ro 

    bić plany wy  

    jazdo 

     we na cały mie 

    siąc. To raczej on się zdzi 

     wił, kie 

    dy bezczel 

    nie wpro 

    si 

    łam się na wspól 

    ną wy  

    ciecz‐kę.

     – Z Pragi jadę do Wied 

    nia. Po 

    tem Sal 

    zburg i tam pewnie zo 

    stanę na świę 

    ta.

    Od 

    by  

     wa się tam fe 

    sti 

     wal, na któ 

    rym…

     – Chcę.

     – Zno 

     wu? Cho 

    le 

    ra, do 

    bry je 

    stem. Go 

    dzi 

    nę temu skończy  

    li 

    śmy… – Po 

    ło 

    żył dłoń

    po 

    mię 

    dzy mo 

    imi no 

    gami. Była noc pod ko 

    niec li 

    sto 

    pada i le 

    że 

    li 

    śmy w łóżku. Kil 

    ka dni temu przy  

    je 

    chał do domu przed ko 

    lej 

    nym wy  

    jazdem, więc ciągle się tu 

    li 

    li 

    śmy.

     – Nie, pro 

    szę pana. Chcę po 

    je 

    chać z tobą do Eu 

    ro 

    py. Chciałabym, że 

    by  

    śmy na‐

    sze pierwsze świę 

    ta spę 

    dzi 

    li razem. Bę 

    dzie su 

    per!

     – A co z two 

    imi ro 

    dzi 

    cami? Nie po 

    czu 

    ją się uraże 

    ni?

     – Pewnie tak, ale szybko im mi 

    nie. Bę 

    dzie tam śnieg?

     – Śnieg? Jasne! Ale je 

    steś tego pewna? Więk 

    szość świąt w ostat 

    nich latach spę 

    dzałem sam. To nic takie 

    go. Nie prze 

    szkadza mi – po 

     wie 

    dział, nie patrząc mi

     w oczy.Uśmiech

     

    nę 

    łam się i po 

    gładzi 

    łam go po twarzy.

     – Ale mi prze 

    szkadza. Zresztą mię 

    dzy świę 

    tami a No 

     wym Ro 

    kiem mam ty  

    dzień wol 

    ne 

    go. Jadę. Po 

    stano 

     wio 

    ne.

     – Caro 

    li 

    ne Rey  

    nolds, jest pani bar 

    dzo wład 

    cza – zauważył i prze 

    su 

    nął dłoń po

    moim bio 

    drze.

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    10/250

     – Owszem, panie Par 

    ker. Nie prze 

    stawaj ro 

    bić tego, co ro 

    bisz tam na dole…

    Mmm…

    I w ten spo 

    sób znalazłam się w baj 

    ce. Po 

    le 

    ciałam do Au 

    strii. Zatrzy  

    mali 

    śmy się

     w uro 

    czym, przy  

    tul 

    nym zajeździe w centrum stare 

    go miasta w Sal 

    zbur 

    gu. Padał

    śnieg, drze 

     wa były oświe 

    tlo 

    ne ty  

    siącami drobnych białych świate 

    łek, a Si 

    mon wy  

    ‐glądał nie 

    do 

    rzecznie cu 

    downie w czap 

    ce nar 

    ciar 

    skiej z pom 

    po 

    nem. Zacho 

     wy  

     wał

    się jak ty  

    po 

     wy tu 

    ry  

    sta. Nawet zor 

    gani 

    zo 

     wał dla nas ku 

    lig z dzwo 

    neczkami. W wi 

    gi 

    lię opatu 

    lo 

    na cie 

    płym ko 

    cem i wtu 

    lo 

    na w Si 

    mo 

    na, wyj 

    rzałam przez okno na

    miasto i rze 

    kę, w któ 

    rej od 

    bi 

    jał się blask księ 

    ży  

    ca.

     – Tak się cie 

    szę, że tu je 

    steś – wy  

    szep 

    tał i lek 

    ko ugryzł mnie w ucho.

     – Wie 

    działam, że tak bę 

    dzie. – Zachi 

    cho 

    tałam, kie 

    dy wsu 

    nął mi rękę pod swe 

    ter.

     – Ko 

    cham cię – szep 

    nął słod 

    ko jak miód. – Ja cie

     

    bie bar 

    dziej – od 

    po 

     wie 

    działam, a w oczach zakrę 

    ci 

    ły mi się łzy. Nowy 

    zwy  

    czaj? Zo 

    baczy  

    my…

    14 LUTE  GO

     Wy  

    miana ese 

    me 

    sów po 

    mię 

    dzy Si 

    mo 

    nem a Caro 

    li 

    ne:

     

    Właśnie zapar  

    kowałem. Gotowa? Prawie. Mu

     

    szę się ubrać. Chodź na górę.

     Jestem na schodach. Spóź nimy się.

    Nie. Pod warunkiem że zo 

    staniesz w spodniach.

    W ży  ciu czegoś takiego nie sły  szałem.

    Prze 

    stań ko 

    pać w drzwi i wchodź!

     

     Wy  

    słałam wiado 

    mość i opar 

    łam się o ku 

    chenny blat. Sły  

    szałam, jak prze 

    krę 

    ca

    klucz w drzwiach, i stłu 

    mi 

    łam sze 

    ro 

    ki uśmiech. Za dwadzie 

    ścia mi 

    nut mie 

    li 

    śmy spo

     

    tkać się z naszy  

    mi znajo 

    my  

    mi na ro 

    mantycznej ko 

    lacji. Przy takim ru 

    chu bę 

    dzie 

    my mieć spo 

    ro szczę 

    ścia, je 

    śli do 

    je 

    dzie 

    my tam za czter 

    dzie 

    ści mi 

    nut. A jak

    do 

    pi 

    sze mi szczę 

    ście, to nie do 

    trze 

    my tam w ogó 

    le.

     – Ko 

    chanie! Co ty ro 

    bisz? Mu 

    si 

    my iść! – zawo 

    łał. Sły  

    szałam, jak rzu 

    cił tor 

    bę na

    pod 

    ło 

    gę w ko 

    ry  

    tarzu.

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    11/250

    Kie 

    dy szedł w stro 

    nę kuch 

    ni, westchnę 

    łam te 

    atral 

    nie i od 

    krzyk 

    nę 

    łam:

     – Po 

    stano 

     wi 

    łam dziś nie wy  

    cho 

    dzić. Nie czu 

    ję się za do 

    brze.

    Stanął jak wry  

    ty i mogę zało 

    żyć się o mój szybko 

     war Le Creu 

    set, że prze 

    cze 

    sał

     wło 

    sy pal 

    cami i wstrzy  

    mał od 

    dech.

    Od ty  

    go 

    dni mę 

    czy  

    łam go o to, aby zabrał mnie gdzieś na walentynki. Nale 

    ga‐łam, aby spę 

    dzić ten wie 

    czór z naszy  

    mi przy  

    jaciół 

    mi. Ale on był w domu do 

    pie 

    ro

    od ty  

    go 

    dnia i wie 

    działam, że ni 

    cze 

    go tak nie pragnął, jak zo 

    stać tu, po 

    le 

    niu 

    cho 

     wać na kanapie i ko 

    chać się ze swo 

    ją dziewczy  

    ną.

    Dziewczy  

    ną.

    Ciągle do 

    staję gę 

    siej skór 

    ki, gdy o tym my  

    ślę. Je 

    stem dziewczy  

    ną Si 

    mo 

    na. Kie 

    dyś był Panem Hare 

    mu, a te 

    raz je 

    stem jego dziewczy  

    ną.

     Więc od po 

    ło 

     wy stycznia rzu 

    całam alu 

    zjami, chcąc upewnić się, że bę 

    dzie

     w domu na walentynki. Później całe go 

    dzi 

    ny wi 

    siałam na te 

    le 

    fo 

    nie z So 

    phią i Mimi, omawiając wspól

     

    ny, ide 

    al 

    nie ro 

    mantyczny wie 

    czór. Pewnie przez to, że

    zmie 

    ni 

    łam zdanie, zastanawia się, czy na pewno chce mieć dziewczy  

    nę.

     – Je 

    steś pewna? My  

    ślałem, że zale 

    ży ci na…

    Zatrzy  

    mał się, kie 

    dy wy  

    szedł z przed 

    po 

    ko 

    ju. Na blacie w ku 

    chennym far 

    tu 

    chu,

    z pro 

    miennym uśmie 

    chem i pięt 

    nasto 

    centy  

    me 

    tro 

     wy  

    mi szpil 

    kami na sto 

    pach sie 

    działam ja. Na ko 

    lanach trzy  

    małam szar 

    lot 

    kę.

     – Moje pragnie 

    nie się zmie 

    ni 

    ło – po 

     wie 

    działam. – I nie obej 

    mu 

    je zatło 

    czo 

    nej

    re 

    stau 

    racji. Chy  

    ba nie mo 

    głabym mieć na so 

    bie tyl 

    ko tego?

    Ze 

    sko 

    czy  

    łam z blatu i od 

     wró 

    ci 

    łam się. O, tak, miałam na so 

    bie far 

    tuch i tyl 

    ko

    far 

    tuch. Ach, i szpil 

    ki, nie zapo 

    mi 

    naj 

    my o szpil 

    kach.

     – Caro 

    li 

    ne. Nie 

    źle – wy  

    do 

    był z sie 

    bie.

    Uśmiech 

    nę 

    łam się jeszcze sze 

    rzej.

     – Mam coś pyszne 

    go.

     – W to nie wąt 

    pię.

     – Głup 

    tasie, upie 

    kłam ci ciasto. Two 

    ja własna go 

    rąca szar 

    lot 

    ka. Wy  

    star 

    czy, żetu po

     

    dej 

    dziesz i ją so 

    bie weźmiesz.

    Odłamałam kawałek kru 

    szonki i zamo 

    czy  

    łam w wy  

    pły  

     wającym soku. Się 

    gnie

    naj 

    pierw po ciasto czy po mnie?

    Okazało się, że chciał oby  

    dwu jed 

    no 

    cze 

    śnie.

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    12/250

    K WIE CIEŃ

     – Wi 

    dzisz, my  

    ślałem, że ro 

    bi 

    my po 

    stę 

    py. Razem oglądamy me 

    cze base 

    bal 

    la, od

    czasu do czasu prze 

    my  

    cam dla cie 

    bie masło orze 

    cho 

     we, a ty wy  

    skaku 

    jesz z czymś

    takim? Cze 

    mu? Cze 

    mu ciągle to ro 

    bisz? A co ważniej 

    sze, cze 

    mu ja ciągle na to się

    go 

    dzę?Pod

     

    słu 

    chałam tę rozmo 

     wę, do 

    bie 

    gającą z mo 

    je 

    go mieszkania, kie 

    dy stanę 

    łam

    pod drzwiami. Si 

    mon był sam w domu – może rozmawiał przez te 

    le 

    fon. Jed 

    nak

    kie 

    dy we 

    szłam do środ 

    ka i dyskret 

    nie wyj 

    rzałam z przed 

    po 

    ko 

    ju, zo 

    baczy  

    łam go

    sie 

    dzące 

    go naprze 

    ciwko mo 

    je 

    go kota, Cli 

     ve’a. Na sto 

    le mię 

    dzy nimi le 

    żała blu 

    za

    z napi 

    sem „Stanford”. Cli 

     ve zaznaczał na niej swój te 

    ren już kil 

    kadzie 

    siąt razy 

     w czasie trwania nasze 

    go związku, ale jakiś czas temu po 

    rzu 

    cił ten zwy  

    czaj przy  

    po 

    mi 

    nania Si 

    mo 

    no 

     wi, kto tak naprawdę jest panem domu. Oby  

    dwo 

    je po 

    my  

    śle 

    li 

    ‐śmy, że skończył z tym drobnym wy  

    bry  

    kiem, ale wy  

    glądało na to, że nie.

    Rozbawi 

    ła mnie po 

     waga, z któ 

    rą Si 

    mon patrzył na kota, i jak bar 

    dzo Cli 

     ve

    miał gdzieś to, co się działo, i beztro 

    sko machał ogo 

    nem, jak 

    by nie nale 

    żał do jego

    ko 

    cie 

    go ciała. Wy  

    co 

    fałam się ci 

    cho w głąb przed 

    po 

    ko 

    ju i naro 

    bi 

    łam hałasu, udając,

    że otwie 

    ram zamek, aby dać panom znać, że je 

    stem w domu.

    Kie 

    dy we 

    szłam do jadal 

    ni, Si 

    mon z nonszalancją czy  

    tał gaze 

    tę. Nawet nie

     wspo 

    mniał o rozmo 

     wie, któ 

    rą od 

    był z ko 

    tem.

    Po 

    zwo 

    li 

    łam mu na zacho 

     wanie tej tajem 

    ni 

    cy i gdy kil 

    ka go 

    dzin później znala‐złam jego blu

     

    zę w ko 

    szu na śmie 

    ci, udałam, że nic nie wi 

    dzę.

    M AJ

    Sy  

    pial 

    nię wy  

    peł 

    niał hałas, rozdzie 

    rając noc i dud 

    niąc mi w uszach. Gło 

    śne pi 

    ło 

     wanie wy  

    do 

    by  

     wające się z nie 

    okre 

    ślo 

    ne 

    go źró 

    dła wy  

    bu 

    dzi 

    ło mnie ze snu o Clo 

    oneyu. Było mi go 

    rąco i duszno. Za mo 

    imi ple 

    cami, wtu 

    lo 

    ny we mnie i nie 

    samo 

     wi 

    cie cie 

    pły, le 

    żał ten, z któ 

    re 

    go ust wy  

    do 

    by  

     wały się prze 

    raźli 

     we dźwię 

    ki, prze 

    szy  

    ‐ wające moją gło 

     wę. Rozpaczli 

     wie szu 

    kałam chłod 

    niej 

    sze 

    go miej 

    sca na po 

    duszce.

    Cie 

    pło jego ciała otaczało mnie falami, a chrapanie – o słod 

    ki Jezu, chrapanie

     wstrząsało całym moim wnę 

    trzem.

    Cli 

     ve scho 

     wał się w bezpiecznym miejscu na ko 

    mo 

    dzie. Wy  

    ko 

    nałam bar 

    dzo

    idio 

    tyczny ruch na po 

    zio 

    mie pod 

    stawówki: pod 

    ciągnę 

    łam ko 

    lana do sie 

    bie, a po 

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    13/250

    tem kop 

    nę 

    łam spo 

    co 

    ne, chrapiące ciel 

    sko chło 

    paka, któ 

    re zaj 

    mo 

     wało moje łóżko

    i wy  

    bi 

    jało mnie ze snu.

     – Auuu! – Obu 

    dził się i od 

    ru 

    cho 

     wo jeszcze mocniej przy  

    ci 

    snął swo 

    je rozgrzane

    ciało do mo 

    je 

    go. Wy  

    grze 

    bałam się z łóżka i stanę 

    łam nad nim. Zamaszy  

    ście zabra‐

    łam po 

    duszkę, któ 

    ra była cała prze 

    po 

    co 

    na. – Kot 

    ku, co ro 

    bisz? Kop 

    nę 

    łaś mnie? – Z po 

     wro 

    tem zwi 

    nął się w kłę 

    bek.

     – Mu 

    sisz z tym skończyć! – wrzasnę 

    łam.

     – Z czym? Wracaj do łóżka – wy  

    mam 

    ro 

    tał, zapadając na nowo w sen, w któ 

    rym

    naj 

     wy  

    raźniej był drwalem.

     – Ani mi się waż zasy  

    piać! Ko 

    niec! Z chrapaniem! – ciągle krzy  

    czałam, ogar 

    nię 

    ta wście 

    kło 

    ścią. Okradzio 

    na ze świę 

    te 

    go snu zacho 

     wy  

     wałam się jak opę 

    tana.

     – Chrapanie? Daj spo 

    kój, nie może być aż tak źle. Co, do diabła?

     Wy  

    rwałam mu po 

    duszkę spod gło 

     wy, tak że opadła na mate 

    rac. – Je

     

    śli ja nie mogę spać, to nikt nie zmru 

    ży oka! Je 

    steś gło 

    śny! I go 

    rący! – kon‐

    ty  

    nu 

    owałam.

     – Cóż, że je 

    stem nie 

    zły, to wie 

    my, co nie?

     – Ani sło 

     wa wię 

    cej!

     – Ej, masz PMS? – spy  

    tał i od razu zdał so 

    bie sprawę, że po 

    peł 

    nił błąd, bo na

    jego twarzy po 

    jawi 

    ło się prze 

    raże 

    nie.

    Resztę nocy Si 

    mon spę 

    dził po dru 

    giej stro 

    nie ko 

    ry  

    tarza, w swo 

    im własnym

    mieszkaniu. Ja po 

    trze 

    bo 

     wałam snu.

    LIPIEC

     – Cho 

    le 

    ra, Caro 

    li 

    ne. To było cu 

    downe.

     – Mhm – mru 

    czałam, pro 

    stu 

    jąc nogi wzdłuż jego ciała i przy  

    ciągając go bli 

    żej.

    Nadal był we mnie. Nasze od 

    de 

    chy się zsynchro 

    ni 

    zo 

     wały. Rozluźnio 

    ny Si 

    mon za‐

    padał się we mnie, kie 

    dy głaskałam go po wło 

    sach i opuszkami pal 

    ców ry  

    so 

     wałam

    de 

    li 

    kat 

    ne wzor 

    ki na ple 

    cach. Po chwi 

    li wsparł się na łok 

    ciu i przy  

    kle 

    pał rozczo 

    ‐chrane wło

     

    sy.

     – Nie do 

    szłaś, prawda?

     – Nie, skar 

    bie, ale i tak było mi fantastycznie.

     – Po 

    zwól, że ci to wy  

    nagro 

    dzę – nale 

    gał, wsu 

     wając dłoń po 

    mię 

    dzy nas. Zdzi 

     wił

    się, gdy go po 

     wstrzy  

    małam. – Kot 

    ku?

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    14/250

     – Nie zawsze cho 

    dzi o to. Nawet tak może być cu 

    downie, ro 

    zu 

    miesz? Są takie

    noce, kie 

    dy two 

    ja bli 

    skość to wszyst 

    ko, cze 

    go mi trze 

    ba – po 

     wie 

    działam, cału 

    jąc

    go po 

    nownie, po 

     wo 

    li i namięt 

    nie. – Tak bar 

    dzo cię ko 

    cham.

     W od 

    po 

     wie 

    dzi na mój szept on uśmiech 

    nął się sze 

    ro 

    ko.

    Czy po Dłu 

    giej Prze 

    rwie Bez Or 

    gazmu, jak we 

    dług mnie ten okres po 

     wi 

    nienbyć ofi 

    cjal 

    nie nazy  

     wany, po 

    jawiał się już zawsze? Oczy  

     wi 

    ście, że nie. Nie za każ‐

    dym razem. Ale w więk 

    szo 

    ści przy  

    pad 

    ków był, i to wie 

    lo 

    krot 

    nie. Czasem nawet

    ocie 

    rał się o punkt G. W takie noce prawie traci 

    łam przy  

    tom 

    ność.

    I o ile uwiel 

    białam zbli 

    że 

    nia na blacie, pod pryszni 

    cem, na pod 

    ło 

    dze w kuch 

    ni

    i na scho 

    dach – tak, zdarzy  

    ła się jed 

    na namięt 

    na przy  

    go 

    da na scho 

    dach – to moim

    ulu 

    bio 

    nym sek 

    sem był ten spo 

    koj 

    ny. Kie 

    dy Si 

    mon le 

    żał na mnie, kie 

    dy mo 

    głam

    czuć jego cię 

    żar i spły  

     wającą na mnie mi 

    łość, wy  

    peł 

    niającą mnie, otaczającą mnie

    całą. A je 

    śli aku 

    rat „O” nie przy  

    szedł, to nie szko 

    dzi. Wie

     

    działam, że wcze 

    śniej czy później zno 

     wu się po 

    jawi.

    Si 

    mon wró 

    cił do łóżka z bu 

    tel 

    ką wody i ko 

    tem, któ 

    ry pałę 

    tał mu się mię 

    dzy 

    no 

    gami. Cli 

     ve do 

    brze wie 

    dział, że w trak 

    cie sto 

    sunków nale 

    ży trzy  

    mać się z dale 

    ka. Raz zaatako 

     wał i o mały włos nie zo 

    stał sko 

    pany. Dlate 

    go te 

    raz uni 

    kał miejsca

    ak 

    cji. Si 

    mon przy  

    no 

    szący wodę był znakiem, że kot może wró 

    cić i wtu 

    lić się

     w nas.

    Si 

    mon po 

    dał mi wodę, a ja włączy  

    łam te 

    le 

     wi 

    zor, aby sprawdzić po 

    go 

    dę na na‐

    stęp 

    ny dzień. Chciałam wie 

    dzieć, czy będę po 

    trze 

    bo 

     wała parasol 

    ki. Każde z nas

    zaję 

    ło swo 

    ją stro 

    nę łóżka, Cli 

     ve wsko 

    czył po 

    mię 

    dzy nas i oglądali 

    śmy pro 

    gno 

    po 

    go 

    dy. Nasze złączo 

    ne dło 

    nie le 

    żały na po 

    duszce mię 

    dzy nami.

    Me 

    gazaje 

    bi 

    ście.

    SIERPIEŃ

     – No dalej, wiem, że chcesz to po 

     wie 

    dzieć.

     – Wy  

    daje mi się, że nie mu 

    szę, Caro 

    li 

    ne. Two 

    je po 

    mru 

    ki mó 

     wią same za sie 

    ‐bie.

     – Nie, nie. Wi 

    dzę, że masz ocho 

    tę. No dawaj.

     – Do 

    bra. A nie mó 

     wi 

    łem.

     – Le 

    piej ci?

     – Tak.

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    15/250

     – To do 

    brze. A te 

    raz zamknij się i daj mi do 

    kończyć makaron.

    Si 

    mon śmiał się, kie 

    dy sior 

    bałam pho, smako 

     wi 

    tą wiet 

    nam 

    ską zupę z makaro 

    nem. Przez lata sądzi 

    łam, że nie lu 

    bię wiet 

    nam 

    skie 

    go je 

    dze 

    nia. Przy  

    puszczam, że

    konsu 

    mo 

     wanie go w Wiet 

    namie ma znacze 

    nie.

    Po raz ko 

    lej 

    ny fakt, że by  

    łam dziewczy  

    ną Si 

    mo 

    na, okazał się mieć nie 

    ocze 

    ki 

     wa‐ne konse 

    kwencje. Zapro 

    sił mnie na wy  

    cieczkę po Azji Po 

    łu 

    dnio 

     wo-Wschod 

    niej:

    Laos, Kam 

    bo 

    dża, a na ko 

    niec Wiet 

    nam. Nie udało mi się to 

     warzy  

    szyć mu w czasie

    całej po 

    dró 

    ży, ale mo 

    głam do 

    łączyć do nie 

    go w Hanoi, gdzie ro 

    bił zdję 

    cia dla „Na‐

    tio 

    nal Geo 

    graphic”, i spę 

    dzić z nim ty  

    dzień. Jeździ 

    li 

    śmy po miastach i wio 

    skach,

    piaszczy  

    stych plażach i ci 

    chych gó 

    rach. Co 

    dziennie je 

    dli 

    śmy nie 

    samo 

     wi 

    te po 

    trawy 

    i ko 

    chali 

    śmy się każdej nocy.

     Ak 

    tu 

    al 

    nie w zachwyt wprawiało nas pły  

     wanie po zato 

    ce He Long i je 

    dze 

    nie

    smako 

     wi 

    te 

    go po 

    sił 

    ku, któ 

    ry zo 

    stał dla nas przy  

    rządzo 

    ny w ło 

    dzi mieszkal 

    nej,gdzie no

     

    co 

     wali 

    śmy. Patrzy  

    łam na małe wy  

    spy wy  

    stające z mo 

    rza ni 

    czym wy  

    łania‐

    jące się z toni grzbie 

    ty smo 

    ków. Słońce zacho 

    dzi 

    ło, a Si 

    mon dla ochło 

    dy po nie 

    zno 

    śnie par 

    nym dniu wy  

    sko 

    czył z ło 

    dzi pro 

    sto do wody. Opły  

     wała jego skó 

    rę,

    szor 

    ty przy  

    le 

    pi 

    ły mu się do ciała, a na wi 

    dok jego nagiej klat 

    ki zaczę 

    łam się śli 

    nić,

    i to bar 

    dziej, niż je 

    dząc zupę. Ży  

    cie było pięk 

    ne.

    Ze wszyst 

    kich wy  

    jazdów, na któ 

    rych by  

    li 

    śmy razem – szybkie wy  

    pady week 

    en‐

    do 

     we albo ty  

    go 

    dnio 

     we wy  

    cieczki do egzo 

    tycznych miejsc – ten zachwy  

    cił mnie po 

    nad miarę. Wiet 

    nam był magiczny, odu 

    rzający i wspaniały. Chciałam tu wró 

    cić.

    Chciałam, aby on po 

    nownie mnie tu zabrał.

    Ciągle chli 

    pałam zupę, a Si 

    mon otwo 

    rzył piwo. Uśmie 

    chali 

    śmy się do sie 

    bie.

     W ciągu tych mie 

    się 

    cy razem nie po 

    trze 

    bo 

     wali 

    śmy słów, aby się po 

    ro 

    zu 

    mie 

     wać.

    Kie 

    dy obró 

    ci 

    łam się, żeby patrzeć na zacho 

    dzące słońce, Si 

    mon wciągnął mnie na

    ko 

    lana. By  

    li 

    śmy rozgrzani, nasze sło 

    ne od wody ciała le 

    pi 

    ły się do sie 

    bie. Od pra‐

     wie dwóch dni cho 

    dzi 

    łam tyl 

    ko w stani 

    ku od zie 

    lo 

    ne 

    go bi 

    ki 

    ni i w sarongu. Si 

    mon

    obej 

    mo 

     wał mnie za bio 

    dra, lek 

    ko wsu 

     wając pal 

    ce pod mate 

    riał okry  

    cia. – Pięk

     

    nie, prawda? – spy  

    tał.

     – Bar 

    dzo. – Patrzy  

    łam, jak słońce nur 

    ku 

    je w wo 

    dach zato 

    ki, a po 

    tem obró 

    ci 

    łam

    się i po 

    cało 

     wałam go. W brzu 

    chu czu 

    łam mo 

    ty  

    le, któ 

    re ni 

    gdy nie znik 

    nę 

    ły. Mam

    nadzie 

    ję, że nie od 

    le 

    cą.

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    16/250

     WRZE  SIEŃ

     – Hej.

     – Cześć.

     – Obu 

    dzi 

    łaś się?

     – Nie cał 

    kiem. Mo 

    ment, co ty tu ro 

    bisz? – Złapałem wcze

     

    śniej 

    szy lot. Stę 

    sk 

    ni 

    łem się.

     – Mmm, ja też.

     – Och, Caro 

    li 

    ne. Co masz na… albo i nie masz?

     – Jest za go 

    rąco na pi 

    żamę.

     – To bar 

    dzo do 

    brze – szep 

    nął.

    Cie 

    szy  

    ło mnie cie 

    pło jego ciała obok mo 

    je 

    go po 

    mi 

    mo panu 

    jące 

    go go 

    rąca. Prze 

    su 

     wał dłońmi po mo 

    jej talii w dół, do bio 

    der. Po 

    ję 

    ku 

    jąc, wy  

    gię 

    łam się w jego stro 

    ‐nę. Moje ciało zawsze re 

    ago 

     wało na jego do 

    tyk. Na chwi 

    lę prze 

    rwał pieszczo 

    ty, aby 

    po 

    to 

     warzy  

    szyć mi w nago 

    ści. Przy  

     war 

    łam do nie 

    go, kie 

    dy po 

    nownie po 

    ło 

    żył się za

    mną, pod 

    nie 

    co 

    ny i go 

    to 

     wy, aby mnie ko 

    chać.

    Pewny  

    mi i po 

    bu 

    dzający  

    mi ru 

    chami gładził moje pier 

    si. Wie 

    dział, jaką re 

    ak 

    cję

     wy  

     wo 

    ła. Lek 

    ko wsu 

    nął rękę mię 

    dzy moje uda i kładąc moją nogę na swo 

    im bio 

    drze, otwo 

    rzył mnie.

     – Tak? – spy  

    tał szep 

    tem. Po 

    czu 

    łam cie 

    pło jego od 

    de 

    chu na skó 

    rze.

     – Tak – po 

    twier 

    dzi 

    łam i wplo 

    tłam dło 

    nie w jego wło 

    sy. Z ję 

    kiem wszedł wemnie. Westchnę

     

    łam, czu 

    jąc, jak twar 

    dy i nie 

    ustę 

    pli 

     wy wdzie 

    rał się tam, gdzie jego

    miej 

    sce.

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    17/250

    O

    ROZDZIAŁ PIERWSZY 

    , tak.

    Łup.

     – O, tak.

    Łup, łup.

     – Caro 

    li 

    ne, nie mów w ten spo 

    sób, kie 

    dy je 

    stem tak dale 

    ko od cie 

    bie – wy  

    du 

    sił

    z sie 

    bie Si 

    mon stłu 

    mio 

    nym gło 

    sem. Brzmiał jak zawsze odu 

    rzająco.

     – Głup 

    tasie, cho 

    dzi mi o wale 

    nie w ścianę po dru 

    giej stro 

    nie.

     – Kto tam jest? – Facet z mło

     

    tem. Szko 

    da, że go nie wi 

    dzisz. Jest wiel 

    ki.

     – Bar 

    dzo cię pro 

    szę, nie mów mi o mło 

    cie inne 

    go face 

    ta.

     – To wracaj do domu i zaskocz mnie swo 

    im – rzu 

    ci 

    łam ze śmie 

    chem, zamy  

    ka‐

    jąc drzwi do gabi 

    ne 

    tu, aby zmi 

    ni 

    mali 

    zo 

     wać hałas. Już nie 

    dłu 

    go to po 

    mieszcze 

    nie

    prze 

    stanie być moim biu 

    rem. Prze 

    no 

    si 

    łam się do inne 

    go świata. A do 

    kład 

    nie na

    dru 

    gi ko 

    niec ko 

    ry  

    tarza. Stąd to wale 

    nie: re 

    mont mo 

    je 

    go no 

     we 

    go miejsca pracy.

     Więk 

    sze po 

    mieszcze 

    nie, biu 

    ro narożne, tuż obok gabi 

    ne 

    tu Jil 

    lian – mo 

    jej sze 

    fo 

     weji właści 

    ciel 

    ki fir 

    my. Dzię 

    ku 

    ję bar 

    dzo. Lep 

    szy wi 

    dok na zato 

    kę i prawie dwa razy 

     wię 

    cej prze 

    strze 

    ni z małym przed 

    po 

    ko 

    jem, któ 

    ry miał być miej 

    scem dla ewentu 

    al 

    ne 

    go przy  

    szłe 

    go staży  

    sty.

    Pewne 

    go dnia mogę do 

    stać staży  

    stę. Czy to naprawdę moje ży  

    cie?

     – Będę w domu ju 

    tro. Dasz radę do tego czasu my  

    śleć o moim mło 

    cie? – spy  

    tał. Po 

    patrzy  

    łam na kalendarz sto 

    jący na biur 

    ku z zakre 

    ślo 

    ną datą po 

     wro 

    tu Si 

    mo 

    na.

     – Zro 

    bię, co w mo 

    jej mocy, ko 

    chany, ale nie masz po 

    ję 

    cia, jak po 

    kaźny ze 

    stawnarzę

     

    dzi ma ten facet. Ni 

    cze 

    go nie obie 

    cu 

    ję. – Si 

    mon jęk 

    nął, a ja się ro 

    ze 

    śmiałam.

    Uwiel 

    biam znę 

    cać się nad nim po 

    przez te wszyst 

    kie stre 

    fy czaso 

     we. – I nie zapo 

    mnij o pre 

    zencie dla mnie.

     – Czy kie 

    dy  

    kol 

     wiek zapo 

    mniałem?

     – Nie, je 

    steś tro 

    skli 

     wy, prawda?

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    18/250

     – Ty tak 

    że nie zapo 

    mnij o moim pre 

    zencie – rzu 

    cił roznamięt 

    nio 

    nym to 

    nem.

     – Ró 

    żo 

     wa ko 

    szul 

    ka nocna jest przy  

    go 

    to 

     wana. Będę ją miała na so 

    bie, kie 

    dy 

     wró 

    cisz.

     – A ja będę w, na, pod… Kur 

    czę, mu 

    szę le 

    cieć. Tak 

    sówka przy  

    je 

    chała.

     – Do 

    kończy  

    my tę fi 

    ne 

    zyj 

    ną konwer 

    sację twarzą w twarz. Ko 

    cham cię – rzu 

    ci 

    ‐łam na po 

    że 

    gnanie.

     – Też cię ko 

    cham, skar 

    bie – po 

     wie 

    dział i rozłączył się.

    Przez chwi 

    lę wpatry  

     wałam się w te 

    le 

    fon i wy  

    obrazi 

    łam so 

    bie Si 

    mo 

    na na dru 

    gim końcu świata w To 

    kio. Tego roku zgro 

    madził wię 

    cej punk 

    tów w pro 

    gramie

    dla czę 

    sto po 

    dró 

    żu 

    jących niż więk 

    szość lu 

    dzi w czasie całe 

    go swo 

    je 

    go ży  

    cia, a miał

    już zare 

    zer 

     wo 

     wane ter 

    mi 

    ny do końca roku.

    Nadal uśmie 

    chałam się do aparatu, kie 

    dy do drzwi zapu 

    kała Jil 

    lian, od razu

     wcho 

    dząc i siadając na rogu biur 

    ka. – Co ci cho

     

    dzi po gło 

     wie? – zapy  

    tałam, od 

    ry  

     wając zwię 

    dły płatek róży z bu 

    kie 

    tu, któ 

    ry stał w wazo 

    nie obok miejsca, gdzie Jil 

    lian po 

    sadzi 

    ła swój odziany 

     w kaszmir ty  

    łek.

     – Wi 

    dzę, że to 

    bie cho 

    dzi coś po gło 

     wie. Czy to Si 

    mon dzwo 

    nił? – spy  

    tała, kie 

    dy uśmiech 

    nę 

    łam się sze 

    ro 

    ko. – Tyl 

    ko on sprawia, że two 

    ja twarz tak pro 

    mie 

    nie 

    je.

     – Po 

     wtó 

    rzę: co ci cho 

    dzi po gło 

     wie, Jil 

    lian? – po 

    no 

     wi 

    łam py  

    tanie, wbi 

    jając

     w nią lek 

    ko ołó 

     wek.

     – Coś, co może rozpro 

    mie 

    nić cię jeszcze bar 

    dziej, cho 

    ciaż już te 

    raz masz cie 

    ka‐

     wy od 

    cień zupy po 

    mi 

    do 

    ro 

     wej – dro 

    czy  

    ła się.

     – Czy twój narze 

    czo 

    ny, tak jak każdy, kto z tobą pracu 

    je, również uważa, że je 

    steś bar 

    dzo iry  

    tu 

    jąca?

     – On ma mnie za znacznie bar 

    dziej wku 

    rzającą. Go 

    to 

     wa na ważne wie 

    ści czy 

     wo 

    lisz nadal się mnie cze 

    piać?

     – Zaskocz mnie – po 

     wie 

    działam z westchnie 

    niem.

    Uwiel 

    biam moją sze 

    fo 

     wą, ale ma skłonność do nie 

    co te 

    atral 

    nych zacho 

     wań. Naprzy 

     

    kład w ze 

    szłym roku, kie 

    dy bawi 

    ła się w swat 

    kę dla mnie i Si 

    mo 

    na, przez cały 

    czas udawała, że o ni 

    czym nie wie. Ale miała do 

    bre ser 

    ce, któ 

    re w stu pro 

    centach

    i bezgranicznie nale 

    żało do Benjami 

    na, spe 

    cjali 

    sty od ventu 

    re capi 

    tal. Byli ze sobą 

    od lat i w końcu za kil 

    ka ty  

    go 

    dni mie 

    li wejść w związek mał 

    żeński, a o ich ślu 

    bie

    mó 

     wi 

    ło całe San Franci 

    sco. Benjamin był nie 

    zaprze 

    czal 

    nie go 

    rącym to 

     warem, przy 

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    19/250

    któ 

    rym razem z przy  

    jaciół 

    kami chi 

    cho 

    tały  

    śmy i zapo 

    mi 

    nały  

    śmy słów. Jil 

    lian wie 

    działa, że wszyst 

    kie pod 

    ko 

    chu 

    je 

    my się w jej mężczyźnie, i dla żar 

    tów wy  

    ko 

    rzy  

    sty  

     wała tę wie 

    dzę prze 

    ciwko nam. Nareszcie miała zo 

    stać żoną face 

    ta naszych ma‐

    rzeń, a po 

    tem wy  

    je 

    chać w wy  

    marzo 

    ną po 

    dróż po 

    ślubną po Eu 

    ro 

    pie.

     – Pamię 

    tasz zle 

    ce 

    nie, któ 

    re ro 

    bi 

    ły  

    śmy ze 

    szłej wio 

    sny dla Mak 

    sa Cam 

    de 

    na? Ten wik 

    to 

    riański dom nad mo 

    rzem, któ 

    re 

    go od 

    no 

     wie 

    nie pro 

    jek 

    to 

     wały  

    śmy przed ślu 

    bem jego cór 

    ki?

     – Tak, dał jej go w pre 

    zencie. Kto robi takie rze 

    czy?

     – Max Cam 

    den, któżby inny. W każdym razie ma również stary ho 

    tel Clare 

    mont w Sau 

    sali 

    to i szu 

    ka fir 

    my pro 

    jek 

    to 

     wej, któ 

    ra go od 

    świe 

    ży i tro 

    chę uno 

     wo 

    cze 

    śni.

     – Su 

    per! Zło 

    ży  

    łaś już ofer 

    tę? – zapy  

    tałam, wy  

    obrażając so 

    bie nie 

    ru 

    cho 

    mość.

    Ho 

    tel od po 

    cząt 

    ku ubie 

    głe 

    go wie 

    ku stoi tuż przy głównej dro 

    dze w Sau 

    sali 

    to i jestjed

     

    nym z nie 

     wie 

    lu, któ 

    re prze 

    trwały wiel 

    kie trzę 

    sie 

    nie zie 

    mi.

     – Nie, bo ty to zro 

    bisz. Bę 

    dziesz głównym pro 

    jek 

    tantem, je 

    śli ofer 

    ta zo 

    stanie

    przy  

    ję 

    ta – wy  

    jaśni 

    ła. – My  

    ślisz, że mo 

    głabym się pod 

    jąć takie 

    go cze 

    goś? Tuż przed

     własnym we 

    se 

    lem? Nie zre 

    zy  

    gnu 

    ję z po 

    dró 

    ży po 

    ślubnej dla pracy, zbyt wie 

    le wa‐

    kacji w ciągu ostat 

    nich lat od 

    puszczałam.

     – Ja? Nie, nie, nie. Nie je 

    stem go 

    to 

     wa. Ty też zresztą nie. Jak mo 

    głaś o tym

     w ogó 

    le po 

    my  

    śleć? – Jąkałam się, a ser 

    ce pod 

    cho 

    dzi 

    ło mi do gar 

    dła. To two 

    ja

    chwi 

    la, ko 

    chana.

     – Pro 

    szę cię, dasz radę. – Jil 

    lian lek 

    ko szturch 

    nę 

    ła mnie sto 

    pą. – Czu 

    jesz? To ja

     wy  

    ko 

    pu 

    jąca cię z gniazda.

     – Hmm, tak. Już dawno z nie 

    go wy  

    fru 

    nę 

    łam, ale to co inne 

    go – bro 

    ni 

    łam się,

    przy  

    gry  

    zając ołó 

     wek, któ 

    ry sze 

    fo 

     wa wy  

    ję 

    ła mi z ust.

     – Sądzisz, że dałabym ci zle 

    ce 

    nie, gdy  

    byś nie była na to go 

    to 

     wa? Przy  

    znaj, że

    cho 

    ciaż tro 

    chę je 

    steś pod 

    ekscy  

    to 

     wana.

    Przy  

    łapała mnie. Zawsze chciałam zre 

    ali 

    zo 

     wać coś am 

    bit 

    ne 

    go, ale zo 

    stać głów‐nym pro

     

    jek 

    tantem przy od 

    nawianiu całe 

    go ho 

    te 

    lu?

     – Wiem, że pro 

    szę o wie 

    le, bo bę 

    dziesz miała też na gło 

     wie całą tę szop 

    kę pod 

    czas mo 

    jej po 

    dró 

    ży. Naprawdę my  

    ślisz, że to za dużo do ogar 

    nię 

    cia?

     – No, ja, no – wy  

    du 

    kałam, bio 

    rąc głę 

    bo 

    ki wdech. Kie 

    dy naj 

    pierw zapro 

    po 

    no 

     wa‐

    ła mi zaję 

    cie się biu 

    rem pod 

    czas jej nie 

    obecno 

    ści, cho 

    dzi 

    ło o sprawy typu do 

    pil 

    no 

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    20/250

     wanie, czy alarm był włączo 

    ny na ko 

    niec dnia i czy Ash 

    ley zamó 

     wi 

    ła mleczko do

    kawy. W miarę napły  

     wania zle 

    ceń li 

    sta obo 

     wiązków się wy  

    dłu 

    żała, ale nadal była

    do okieł 

    znania. A te 

    raz to.

    Po 

    zwo 

    li 

    łam, żeby jej sło 

     wa do mnie do 

    tar 

    ły. Czy po 

    trafi 

    łabym to zro 

    bić? Wy  

    glądało na to, że Jil 

    lian tak uważała. – Hmm.

     Wy  

    obrazi 

    łam so 

    bie ho 

    tel: wspaniałe światło, świet 

    na lo 

    kali 

    zacja, ale wy  

    magał

    ge 

    ne 

    ral 

    ne 

    go re 

    montu. Już zastanawiałam się nad do 

    bo 

    rem ko 

    lo 

    rów. Jil 

    lian dźgnę 

    ła mnie ołówkiem.

     – Dalej, Caro 

    li 

    ne. Halo. – Sze 

    fo 

     wa po 

    machała mi ręką przed oczami.

    Uśmiech 

    nę 

    łam się do niej.

     – Wcho 

    dzę w to. Zgadzam się – po 

     wie 

    działam, a w gło 

     wie miałam już mnó 

    stwo po 

    my  

    słów.Sze

     

    fo 

     wa od 

     wzajem 

    ni 

    ła uśmiech i stuk 

    nę 

    ły  

    śmy się pię 

    ściami.

     – Po 

    infor 

    mu 

    ję ze 

    spół, że bę 

    dziesz nas re 

    pre 

    zento 

     wać.

     – Raczej wy  

    mio 

    to 

     wać – rzu 

    ci 

    łam, tyl 

    ko czę 

    ścio 

     wo żar 

    tu 

    jąc.

     – Do 

    bierz od 

    po 

     wied 

    nie zasło 

    ny, a wszyst 

    ko bę 

    dzie do 

    brze. A te 

    raz uczci 

    my tę

    de 

    cy  

    zję, wy  

    bie 

    rając pio 

    senkę, w rytm któ 

    rej pój 

    dę do oł 

    tarza. – Z kie 

    sze 

    ni wy  

    ję 

    ła

    iPo 

    da i zaczę 

    ła prze 

     wi 

    jać li 

    stę utwo 

    rów.

     – Czy mam to w zakre 

    sie obo 

     wiązków służbo 

     wych?

     – Że speł 

    niasz moje zachcianki? Tak, prze 

    czy  

    taj swo 

    ją umo 

     wę. Więc, kie 

    dy 

    będę szła do oł 

    tarza, w tle po 

     winno brzmieć…

    Gdy zaczy  

    nała gadać o ślu 

    bie, nie można było jej po 

     wstrzy  

    mać. Po 

    mi 

    mo że ko 

    tło 

     wało mi się w my  

    ślach, od 

    prę 

    ży  

    łam się nie 

    co. To two 

    ja wiel 

    ka chwi 

    la, dziewczy  

    no, i dasz so 

    bie radę.

    Prawda?

    ***

    Po 

    po 

    łu 

    dnie spę 

    dzi 

    łam na przy  

    go 

    to 

     waniach do opraco 

     wania chwy  

    tli 

     wej ofer 

    ty 

    dla Mak 

    sa Cam 

    de 

    na. Kie 

    dy prze 

    glądałam ar 

    chi 

     wal 

    ne zdję 

    cia ho 

    te 

    lu i jego oto 

    cze 

    nia, po 

    my  

    sły same przy  

    cho 

    dzi 

    ły mi do gło 

     wy. Jeszcze nie w peł 

    ni ukształ 

    to 

     wane,

    ale ukie 

    runko 

     wu 

    jące mnie w stro 

    nę cie 

    kawych rozwiązań. Wiem, że re 

    pu 

    tacja Jil 

    lian nada im więk 

    szej mocy. Każdy, kto był na tyle do 

    bry, aby dla niej praco 

     wać,

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    21/250

    zazwy  

    czaj do 

    stawał w pakie 

    cie do 

    dat 

    ko 

     we zaufanie. Ale i tak cho 

    dzi o to, czyj po 

    mysł okaże się naj 

    lep 

    szy, i chcę, aby mój był im 

    po 

    nu 

    jący.

    Nadal zamy  

    ślo 

    na nad pro 

    jek 

    tem, prze 

    krę 

    całam klucz w drzwiach do mieszka‐

    nia, kie 

    dy z jego wnę 

    trza do 

    bie 

    gło mnie głu 

    che tąp 

    nię 

    cie i zbli 

    żający się od 

    głos

    stu 

    kających o pod 

    ło 

    gę pazu 

    rów.Cli 

     ve.

    Kie 

    dy we 

    szłam, przy  

     wi 

    tał mnie mój cu 

    downy kot, mój mały kawałek nie 

    ba.

    Mię 

    dzy no 

    gami ko 

    tło 

     wała mi się po 

    mru 

    ku 

    jąca kul 

    ka szare 

    go fu 

    tra.

     – Cześć, sło 

    dziaku. By  

    łeś dziś grzeczny? – spy  

    tałam i schy  

    li 

    łam się, aby po 

    gła‐

    dzić jego mięk 

    kie fu 

    ter 

    ko.

    Zro 

    bił koci grzbiet, pod 

    su 

     wając się pod moją dłoń i po 

    twier 

    dzając, że był

    grzecznym i ko 

    chanym kot 

    kiem. Po 

    mru 

    kami i świer 

    go 

    tami dał mi re 

    pry  

    mendę za

    po 

    zo 

    stawie 

    nie go same 

    go na ty  

    siąc lat i zapro 

     wadził mnie do kuch 

    ni.Rozmawiali

     

    śmy, kie 

    dy przy  

    go 

    to 

     wy  

     wałam mu je 

    dze 

    nie, co oczy  

     wi 

    ście mu 

    siało

    nastąpić natych 

    miast. Konwer 

    sacja do 

    ty  

    czy  

    ła zwy  

    kłych, co 

    dziennych te 

    matów, czy  

    li jakie ptaki dziś wi 

    dział przez okno, czy kłę 

    by ku 

    rzu wy  

    szły spod łóżka i czy zna‐

    lazłam ukry  

    te w panto 

    flach zabawki. Co do ostat 

    nie 

    go te 

    matu okazał się raczej

    mało rozmowny.

    Jak już miał kar 

    mę w mi 

    sce, zaczął mnie zu 

    peł 

    nie igno 

    ro 

     wać, więc skie 

    ro 

     wa‐

    łam się do sy  

    pial 

    ni, żeby prze 

    brać się w coś wy  

    god 

    ne 

    go. Zdej 

    mu 

    jąc golf, po 

    de 

    szłam do ko 

    mo 

    dy z lu 

    strem, aby wy  

    jąć z niej spodnie dre 

    so 

     we. Kie 

    dy wy  

    ciągnę 

    łam ręce z rę 

    kawów bluzki, ser 

    ce zamar 

    ło mi w pier 

    siach, bo w lu 

    strze zo 

    baczy  

    łam od 

    bi 

    cie ko 

    goś, kto sie 

    dział na moim łóżku. Zadziałał instynkt samo 

    zacho 

     waw‐

    czy i obró 

    ci 

    łam się w jego stro 

    nę z zaci 

    śnię 

    ty  

    mi pię 

    ściami, go 

    to 

     wa do pod 

    nie 

    sie 

    nia rabanu.

     Wraz z pierwszym cio 

    sem do 

    tar 

    ło do mnie, że na łóżku sie 

    dzi Si 

    mon.

     – Spo 

    koj 

    nie, Caro 

    li 

    ne. Co to ma być, do diabła?! – wrzasnął, do 

    ty  

    kając swo 

    jej

    szczę 

    ki. – Co to ma być? Do cho

     

    le 

    ry, Si 

    mon! Co ty tu ro 

    bisz?! – również krzy  

    czałam.

    Do 

    brze wie 

    dzieć, że w razie rze 

    czy  

     wi 

    ste 

    go ataku nie sparali 

    żo 

     wało 

    by mnie.

     – Wró 

    ci 

    łem wcze 

    śniej, żeby zro 

    bić ci nie 

    spo 

    dziankę – wy  

    jaśnił, masu 

    jąc twarz

    i krzy  

     wiąc się.

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    22/250

    Ser 

    ce nadal biło mi jak oszalałe. Kie 

    dy pró 

    bo 

     wałam się uspo 

    ko 

    ić, w rogu zo 

    ba‐

    czy  

    łam walizkę, któ 

    rą prze 

    oczy  

    łam, wcho 

    dząc do po 

    ko 

    ju. Po 

    patrzy  

    łam na sie 

    bie

    i zo 

    riento 

     wałam się, że nadal mam na so 

    bie golf, któ 

    ry opatu 

    la moją szy  

    ję jak sza‐

    lik.

     – Mo 

    głabym cię zabić! – po 

    nownie krzyk 

    nę 

    łam, mocno po 

    py  

    chając Si 

    mo 

    na naple 

    cy. – Wy  

    straszy  

    łeś mnie na śmierć, głup 

    ku!

     – Chciałem zawo 

    łać, że 

    byś wie 

    działa, że tu je 

    stem, ale wte 

    dy omi 

    nę 

    łaby mnie

    cała rozmo 

     wa z Cli 

     ve’em. Nie chciałem prze 

    szkadzać. – Uśmie 

    chał się i gładził

    mój brzuch.

     – Zdraj 

    ca! – wrzasnę 

    łam w stro 

    nę kuch 

    ni. – Mo 

    głeś dać mi znać, że ktoś tu

    jest, ty nędzny fu 

    trzany stró 

    żu!

     W od 

    po 

     wie 

    dzi usły  

    szałam beznamięt 

    ne miauk 

    nię 

    cie.

     – Nie je 

    stem zwy  

    kłym kto 

    siem. Wy  

    daje mi się, że jed 

    nak mam nie 

    co więk 

    szy status niż to – po

     

     wie 

    dział, cału 

    jąc de 

    li 

    kat 

    nie moją szy  

    ję. – To jak? Przy  

     wi 

    tasz się

    ze swo 

    im chło 

    pakiem, któ 

    ry prze 

    le 

    ciał pół świata, aby po 

    kazać ci swój mło 

    tek, czy 

    może zno 

     wu mi przy  

    ło 

    żysz?

     – Jeszcze nie wiem. Nie ochło 

    nę 

    łam. Ser 

    ce mi wali, czu 

    jesz? – spy  

    tałam, przy  

    kładając jego dłoń do swo 

    jej pier 

    si.

    Tyl 

    ko po to, aby po 

    czuł bi 

    cie mo 

    je 

    go ser 

    ca. Jasne, że tak. Tyl 

    ko po to. Tak na‐

    prawdę ser 

    ce było prze 

    szczę 

    śli 

     we, że Si 

    mon wró 

    cił wcze 

    śniej. Ono lu 

    bi 

    ło takie ro 

    mantyczne spo 

    tkania. Inne czę 

    ści mo 

    je 

    go ciała również wy  

    dawały się zado 

     wo 

    lo 

    ne.

     – Wi 

    dzisz, a ja my  

    ślałem, że ono tak bije z mo 

    je 

    go po 

     wo 

    du – od 

    parł, tłu 

    miąc

    śmiech, wo 

    dząc no 

    sem po mo 

    jej szyi i ciągle wsłu 

    chu 

    jąc się w moje ser 

    ce.

     – Mo 

    żesz po 

    marzyć, Wal 

    bange 

    rze – od 

    po 

     wie 

    działam, udając obo 

    jęt 

    ność. A se 

    rio? Ser 

    ce we 

    szło w rytm Si 

    mo 

    na i stu 

    kało dla nie 

    go. A sko 

    ro mowa o stu 

    kaniu.

     – Czy  

    li wró 

    ci 

    łeś wcze 

    śniej, aby zo 

    baczyć swo 

    ją starą Caro 

    li 

    ne? – wy  

    szep 

    tałam

    mu do ucha, lu 

    bieżnie go cału 

    jąc. Mocniej złapał mnie za bio 

    dra i po 

    prawił się na

    łóżku. – Tak.

     – Mo 

    żesz po 

    móc mi z tym gol 

    fem?

     – Tak.

     – A po 

    tem po 

    każesz mi swój mło 

    tek? – zapy  

    tałam, wtu 

    lając się w nie 

    go i siada‐

    jąc na nim okrakiem. W od 

    po 

     wie 

    dzi wy  

    piął bio 

    dra w górę, dając mi po 

    czuć to na‐

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    23/250

    rzę 

    dzie. Ro 

    ze 

    śmiałam się. – Mmm, zapo 

     wiedź wale 

    nia?

    Zdjął ze mnie golf i rozpiął stanik, a moje pier 

    si rozlały się przed jego rozpalo 

    nym spoj 

    rze 

    niem.

     – Żad 

    nych py  

    tań wię 

    cej – rozkazał i usiadł pode mną, przy  

    ciągając mnie bli 

    żej.

    Tuż przed tym, jak po 

    ło 

    żył mnie na ple 

    cach, ge 

    stem po 

    kazałam, że zamy  

    kambu 

    zię na kłód 

    kę. Mat 

    ko, ko 

    cham tego face 

    ta.

    Jego usta tańczy  

    ły na mo 

    jej skó 

    rze, od czasu do czasu kąsał mnie, wie 

    dząc, że

     w ten spo 

    sób szybko mnie rozpali. Zro 

    zu 

    miałam. Też się za nim stę 

    sk 

    ni 

    łam. Wy  

    gię 

    łam się pod nim, przy  

     wie 

    rając mocniej do jego ciała. Wier 

    ci 

    łam się i krę 

    ci 

    łam,

    aby wejść z nim w jak najwięk 

    szy kontakt. Chciałam czuć do 

    tyk jego skó 

    ry. Po

    roku nadal po 

    trafił po 

     walić mnie na ko 

    lana jed 

    nym do 

    ty  

    kiem, po 

    całunkiem lub

    spoj 

    rze 

    niem.

    Pchnę 

    łam go, po 

    nownie zmie 

    niając po 

    zy  

    cję i szar 

    piąc za spodnie. – Zdjąć, te

     

    raz – rozkazałam.

    Kie 

    dy od 

    piął zamek i gu 

    zi 

    ki, zdar 

    łam z nie 

    go dżinsy i zo 

    baczy  

    łam, że po 

    now‐

    nie mój mężczy  

    zna przy  

    szedł bez maj 

    tek.

    Od 

    no 

    si 

    łam wraże 

    nie, że uro 

    dził się po to, aby do 

    pro 

     wadzać mnie do białej go 

    rączki.

    Jed 

    ną ręką mocno złapałam jego pe 

    ni 

    sa. By  

    łam go 

    to 

     wa na oso 

    bi 

    stą po 

    dróż do 

    oko 

    ła świata.

     – Cho 

    ler 

    nie się stę 

    sk 

    ni 

    łem – wy  

    szep 

    tał.

    Jak wy  

    głod 

    niała cało 

     wałam i li 

    załam jego szczu 

    płe i sil 

    ne ciało. Gładził mnie po

    po 

    liczkach, aż w końcu od 

    gar 

    nął mi wło 

    sy z twarzy. Chciał mnie wi 

    dzieć.

     Wzię 

    łam go w usta, całe 

    go. Zaci 

    snął wple 

    cio 

    ne w moje wło 

    sy dło 

    nie, zatrzy  

    mu 

    jąc mnie w tej po 

    zy  

    cji, tak jak tego pragnął.

     – Mmm, Caro 

    li 

    ne – ję 

    czał, de 

    li 

    kat 

    nie po 

    ru 

    szając bio 

    drami. De 

    li 

    kat 

    nie, aku 

    rat.

    Nie tak bę 

    dzie prze 

    bie 

    gało to przed 

    stawie 

    nie.

     Wy  

    ję 

    łam go z ust, a po 

    tem mocno wsu 

    nę 

    łam z po 

     wro 

    tem. Pie 

    ści 

    łam Si 

    mo 

    nadłońmi, zmie

     

    niając siłę uści 

    sku, aby nie mógł prze 

     wi 

    dzieć, co go cze 

    ka. Drażni 

    łam

    ję 

    zy  

    kiem i ustami. Uwo 

    dzi 

    łam. Ku 

    si 

    łam, aż z jego nie 

    ziem 

    skich ust zaczę 

    ły wy  

    do 

    by  

     wać się ci 

    che wul 

    gar 

    ne sło 

     wa. Wie 

    działam też, że te same war 

    gi do 

    ko 

    nają słod 

    kiej ero 

    tycznej ze 

    msty na każdym fragmencie mo 

    je 

    go ciała.

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    24/250

    Uwiel 

    białam Si 

    mo 

    na w takim stanie. Uwiel 

    białam to, że po 

    trafi 

    łam go do 

    pro 

     wadzić do szaleństwa. Zanim do 

    szedł, pod 

    ciągnął mnie w górę i zdjął mi majt 

    ki,

    nie cze 

    kając na ewentu 

    al 

    ne pro 

    te 

    sty.

    Po 

    tem zadarł mi do góry spód 

    ni 

    cę i rozwarł moje nogi. Przy  

    glądał mi się

    prze 

    szy  

     wająco tymi swo 

    imi szafi 

    ro 

     wy  

    mi oczami. Pie 

    ścił mnie pal 

    cami, pro 

     wadzącje we mnie, aż zaczę 

    łam ję 

    czeć, dy  

    szeć i cała się trząść z rozko 

    szy.

     – Pięk 

    nie tak wy  

    glądasz – wy  

    szep 

    tał, a ja krzyk 

    nę 

    łam.

     – Chcę cię, Si 

    mon. Pro 

    szę. Chcę! – By  

    łam go 

    to 

     wa wy  

    rwać so 

    bie wło 

    sy z gło 

     wy,

    gdy  

    bym wie 

    działa, że dzię 

    ki temu wej 

    dzie we mnie szybciej.

    Kie 

    dy wsu 

    nął się do środ 

    ka, zu 

    peł 

    nie prze 

    stałam my  

    śleć. Tyl 

    ko czu 

    łam jego

    twar 

    dość i siłę, gdy mocno się we mnie po 

    ru 

    szał.

     – Chry  

    ste, to jest nie 

    samo 

     wi 

    te – po 

    ję 

    ki 

     wałam, po 

    zwalając, aby całą mną za‐

     wład 

    nął.Zmie

     

    nił po 

    zy  

    cję, tak że ja by  

    łam na gó 

    rze, i wbi 

    jał się we mnie mocno, co bar 

    dzo mi się po 

    do 

    bało.

    Później, kie 

    dy le 

    że 

    li 

    śmy spo 

    ce 

    ni, Si 

    mon zapy  

    tał mnie, jak po 

    do 

    bał mi się jego

    mło 

    tek.

    Do 

    sko 

    nałość tego wszyst 

    kie 

    go prze 

    cho 

    dzi 

    ła ludzkie po 

    ję 

    cie.

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    25/250

    R

    ROZDZIAŁ DRUGI

    ano wy  

    do 

    stałam się spod cię 

    żaru ciała śpiące 

    go Si 

    mo 

    na. Wie 

    czo 

    rem po dru 

    ‐giej rundzie z młot

     

    kiem mój mężczy  

    zna opadł na mnie wy  

    czer 

    pany i… Mo 

    ment. Wie 

    cie, jak w ro 

    mansi 

    dłach pi 

    szą, że wy  

    kończo 

    ny facet bez sił opadł na

    dziewczy  

    nę? Do 

    rzućcie do tego wie 

    lo 

    go 

    dzinny lot, a zro 

    zu 

    mie 

    cie, co stało się z Si 

    mo 

    nem. Do 

    słownie padł, zaspo 

    ko 

    jo 

    ny i zmę 

    czo 

    ny zmianą czasu. Le 

     wo udało mi

    się nastawić bu 

    dzik przed tym, jak prawie dzie 

     więćdzie 

    siąt kilo cie 

    płe 

    go ciała

    przy  

    gnio 

    tło mnie do mate 

    raca.

     Ale je 

    śli spę 

    dzacie dłu 

    gie ty  

    go 

    dnie bez tych dzie 

     więćdzie 

    się 

    ciu ki 

    lo 

    gramów

     w łóżku, to prawda jest taka, że spanie pod takim przy  

    kry  

    ciem to miłe uczu 

    cie. A przy 

     

    naj 

    mniej le 

    że 

    nie obok nie 

    go. Uwiel 

    białam Si 

    mo 

    na, ale ko 

    chałam tak 

    że swo 

    je ciało.

    Po nakar 

    mie 

    niu Cli 

     ve’a wzię 

    łam szybki prysznic. Ubrałam się, a on już zdążył

    zająć swo 

    je miejsce w oknie, pil 

    nu 

    jąc oko 

    li 

    cy. Zawiązu 

    jąc wil 

    got 

    ne wło 

    sy w ku 

    cyk,

    po 

    dzi 

     wiałam Si 

    mo 

    na, któ 

    ry pi 

    ło 

     wał drewno w śnie o drwalu. Ciem 

    ne, rozczo 

    chra‐

    ne prze 

    ze mnie wło 

    sy opadały mu na czo 

    ło. Mocno zary  

    so 

     wany nos, nie 

    samo 

     wi 

    cie

    kształt 

    ne po 

    liczki, kil 

    ku 

    dnio 

     wy zarost wart grze 

    chu i peł 

    ne usta, któ 

    re wie 

    lo 

    krot 

    ‐nie wy  

    śpie 

     wy  

     wały moje imię, zanim… mmm.

    Prze 

    ciągnę 

    łam tę chwi 

    lę po 

    dzi 

     wu dla le 

    żącej przede mną mar 

    twej natu 

    ry: wy  

    ciągnię 

    tej, z ramio 

    nami nad gło 

     wą, umię 

    śnio 

    ną klat 

    ką i słod 

    ką obiet 

    ni 

    cą ukry  

    tą 

    pod cienkim nakry  

    ciem.

    Po 

    trząsnę 

    łam gło 

     wą, aby się ogar 

    nąć, i usiadłam na łóżku obok nie 

    go. Coś wy  

    mam 

    ro 

    tał przez sen i się 

    gnął w moją stro 

    nę. Uśmiech 

    nę 

    łam się i dałam się złapać

     w senny uścisk niedźwie 

    dzia. Cało 

     wałam go w czo 

    ło, do 

    pó 

    ki nie otwo 

    rzył swo 

    ich

    pięk 

    nych nie 

    bie 

    skich oczu. – Dzień do

     

    bry, ko 

    chanie – po 

     wie 

    działam z uśmie 

    chem, kie 

    dy przy  

    tu 

    lił się do

    mnie jeszcze mocniej. Znałam tę zagrywkę. Nie miałam te 

    raz czasu na taką zaba‐

     wę. – Nie, nie. Mu 

    szę iść. Dziewczy  

    ny na mnie cze 

    kają.

    Na śniadanie z mo 

    imi dwie 

    ma naj 

    lep 

    szy  

    mi przy  

    jaciół 

    kami, Mimi i So 

    phią, za‐

     wsze znaj 

    dy  

     wałam czas nie 

    zależnie od tego, czy Wal 

    banger był w domu, czy nie.

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    26/250

     – Co? Zamie 

    rzasz wyjść? Do 

    pie 

    ro co wró 

    ci 

    łem – narze 

    kał wciąż zaspany.

     – Umó 

     wi 

    łam się na śniadanie z dziewczy  

    nami. Miałeś wró 

    cić do domu do 

    pie 

    ro ju 

    tro, pamię 

    tasz?

     – Ale je 

    stem tu te 

    raz – mam 

    ro 

    tał, le 

     wie utrzy  

    mu 

    jąc otwar 

    te oczy.

     – Zo 

    stań i wy  

    śpij się. Wiem, że je 

    steś bar 

    dzo zmę 

    czo 

    ny – szep 

    nę 

    łam, po 

    now‐nie cału 

    jąc go w czo 

    ło, i opatu 

    li 

    łam go koł 

    drą. Bez wąt 

    pie 

    nia była to pewna strata,

    bo, sami wie 

    cie, Si 

    mon w łóżku? To grzech zakry  

     wać takie ciało.

     W końcu po 

     wier 

    cił się na po 

    duszkach i wy  

    god 

    nie uło 

    żył.

     – Masz rację – po 

     wie 

    dział, sze 

    ro 

    ko zie 

     wając.

    Uśmiech 

    nę 

    łam się, a on po 

    nownie zapadł w sen.

    Po 

    de 

    szłam do wyj 

    ścia i wkładając kurt 

    kę, ski 

    nę 

    łam gło 

     wą na kota.

     – Wszyst 

    ko w po 

    rząd 

    ku? – Cli 

     ve patrzył przez okno, ale od 

     wró 

    cił się w moją 

    stro 

    nę. Mru 

    gnął i dałabym gło 

     wę, że wzru 

    szył ko 

    ci 

    mi ramio 

    nami.Uśmie

     

    chając się, zo 

    stawi 

    łam mo 

    ich chłop 

    ców i po 

    szłam na śniadanie z przy  

    ja‐

    ciół 

    kami.

    ***

     – Po 

    pro 

    szę o jajeczni 

    cę z dwóch jajek, do 

    brze ścię 

    tą. Tost z chle 

    ba wie 

    lo 

    ziar 

    ni 

    ste 

    go z masłem orze 

    cho 

     wym, ku 

    bek owo 

    ców i kawę.

     – Dla mnie omlet z białek ze szpi 

    nakiem, po 

    mi 

    do 

    rami i se 

    rem feta. Bez chle 

    ba. I jeszcze tru 

    skawko 

     we smo 

    othie.

     – Ja pro 

    szę duży talerz go 

    frów z po 

    le 

     wą jago 

    do 

     wą i bitą śmie 

    taną, plaste 

    rek

    be 

    ko 

    nu, tro 

    chę kieł 

    basy i mle 

    ko cze 

    ko 

    lado 

     we. Czy mogę tak 

    że do 

    stać osobno pud 

    ding ry  

    żo 

     wy?

    Na śniadania z Mimi i So 

    phią spo 

    ty  

    kały  

    śmy się od pierwsze 

    go roku w Ber 

    ke 

    ley. Znały  

    śmy się na wy  

    lot, tak do 

    brze, że na pod 

    stawie zamó 

     wio 

    nych dań po 

    trafi 

    ły  

    śmy okre 

    ślić swo 

    je nastro 

    je.

     Wy  

    mie 

    ni 

    ły  

    śmy z Mimi zdzi 

     wio 

    ne spojrze 

    nia, sły  

    sząc, co zamawia So 

    phia, aleszybko zaję

     

    ły  

    śmy się bu 

    do 

     waniem dom 

    ków z żel 

    ków. Było to skom 

    pli 

    ko 

     wane za‐

    danie, a kil 

    ka bu 

    dowli już stało przed nami. Wzru 

    szy  

    łam ramio 

    nami, kie 

    dy Mimi

    kiwnę 

    ła gło 

     wą w stro 

    nę So 

    phii, pró 

    bu 

    jąc zachę 

    cić mnie do pod 

    ję 

    cia te 

    matu.

     – Skończmy już rozmo 

     wę o mnie i po 

    daj 

    cie mi żel 

    ki ze sto 

    łu za wami – od 

    szcze 

    kała So 

    phia, pod 

    no 

    sząc wzrok znad swo 

    je 

    go żel 

    ko 

     we 

    go miasta. Westchnę 

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    27/250

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    28/250

    Dlate 

    go razem z Mimi po pro 

    stu wspie 

    rały  

    śmy przy  

    jaciół 

    kę, kie 

    dy rozpadł się

    jej świat.

     Wszyst 

    ko zaczę 

    ło się pewnej nocy, kie 

    dy So 

    phia do mnie zadzwo 

    ni 

    ła. Było już

    po pół 

    no 

    cy. Cały czas prze 

    kli 

    nała. Szewcy całe 

    go świata by  

    li 

    by dum 

    ni. Udawało mi

    się wy  

    łapy  

     wać po 

    je 

    dyncze zwro 

    ty w ro 

    dzaju „pie 

    przo 

    ny zdraj 

    ca” i „zadu 

    fany gno 

    ‐jek” oraz „urwę mu jaja”. Kie 

    dy do mnie szła, prze 

    kleństwa nie 

    co słabły, a łzy pły  

    nę 

    ły rzę 

    si 

    ście. Od 

    rzu 

    ci 

    ła moją pro 

    po 

    zy  

    cję zaparze 

    nia her 

    baty, wzię 

    ła łyk szkockiej

    i opo 

     wie 

    działa, co się stało. Zanim do 

    łączy  

    ła do nas Mimi, wszyst 

    ko już wie 

    dzia‐

    łam.

    Neil spo 

    tkał się na ko 

    lacji z dawną dziewczy  

    ną. Po 

    si 

    łek prze 

    szedł w drinki,

    a te prze 

    ro 

    dzi 

    ły się w cało 

     wanie. Albo w po 

    cału 

    nek – w zależno 

    ści od tego, kto

    opo 

     wiadał tę hi 

    sto 

    rię. Nie 

    mniej jed 

    nak to dlate 

    go wrzu 

    ci 

    ła mu klu 

    czy  

    ki od samo 

    cho 

    du do to 

    ale 

    ty i spu 

    ści 

    ła wodę. Wszy 

     

    scy by  

    li 

    śmy bar 

    dzo zasko 

    cze 

    ni. Sprawiali wraże 

    nie takich szczę 

    śli 

     wych,

    do 

    sko 

    nale do 

    branych i po 

    zy  

    tywnie zakrę 

    co 

    nych. Neil był ko 

    mentato 

    rem lo 

    kal 

    nych

     wy  

    darzeń spor 

    to 

     wych dla NBC. Przy  

    stoj 

    ny, słod 

    ki, lu 

    biany, mający sze 

    ro 

    kie zain‐

    te 

    re 

    so 

     wania, wspaniały facet. Któ 

    ry okazał się zdraj 

    cą. Nikt się tego nie spo 

    dzie 

     wał.

     Wście 

    kła So 

    phia ze 

    rwała z nim od razu. Od 

    mawiała spo 

    tkań, nie od 

    bie 

    rała te 

    le 

    fo 

    nów oraz zakazała jakich 

    kol 

     wiek kontak 

    tów przez Si 

    mo 

    na albo Ry  

    ana. Była

     wku 

    rzo 

    na, po 

    tem stała się bar 

    dzo smut 

    na, a te 

    raz…

    Cóż, mi 

    nę 

    ło kil 

    ka ty  

    go 

    dni, a ona sie 

    działa w re 

    stau 

    racji w pi 

    żamie, z rozczo 

    chrany  

    mi wło 

    sami opadający  

    mi na opuch 

    nię 

    tą od płaczu twarz, bez maki 

    jażu

    i z kil 

    ko 

    ma ki 

    lo 

    gramami wię 

    cej, układając miasto z żel 

    ków. Cu 

    downe dziecko sce 

    ny mu 

    zycznej, wio 

    loncze 

    list 

    ka or 

    kie 

    stry sym 

    fo 

    nicznej San Franci 

    sco. Jed 

    na z naj‐

    pięk 

    niej 

    szych i naj 

    bar 

    dziej speł 

    nio 

    nych ko 

    biet w całym stanie właśnie zrzu 

    cała

    śnieg na żel 

    ko 

     we miasto. O rany, nie łu 

    pież, ale cu 

    kier z to 

    re 

    bek.

     – So 

    phia, prze 

    stań. Prze 

    stań. Prze 

    stań! – wrzasnę 

    łam i złapałam ją za dłoń,przez co białe kryształ

     

    ki rozsy  

    pały się do 

    oko 

    ła. – Wy  

    star 

    czy. Ko 

    niec ze skwaszo 

    ną 

    miną. Ko 

    niec z cho 

     waniem się. To że 

    nu 

    jące.

     – Właśnie! – wtrąci 

    ła Mimi.

     – Po 

     ważnie, to trwa zde 

    cy  

    do 

     wanie za dłu 

    go. Nie zamie 

    rzam bawić się w szkol 

    ną hi 

    gie 

    nist 

    kę, ale, ko 

    bie 

    to, umyj wło 

    sy!

  • 8/18/2019 Alice Clayton- Z Tobą Się Nie Nudzę

    29/250

     – Właśnie! – po 

     wtó 

    rzy  

    ła Mimi.

     – Je 

    steś cho 

    ler 

    nie pięk 

    na, wspaniała, zaje 

    bi 

    sty z cie 

    bie kąsek. I je 

    śli pie 

    przo 

    ny 

    Neil nie bę 

    dzie już z tobą, to kogo to obcho 

    dzi! Prze 

    cież i tak je 

    steś nie 

    samo 

     wi 

    ta! – zakończy  

    łam ty  

    radę.

     – Właśnie, cho 

    le 

    ra! – do 

    dała Mimi.Przy sto 

    le zro 

    bi 

    ło się ci 

    cho. So 

    phia bawi 

    ła się ostat 

    nią to 

    rebką cu 

    kru, prze 

    bie 

    gając po niej pal 

    cami. W końcu prze 

    stała i do 

    kład 

    nie przyj 

    rzała się swo 

    im pa‐

    znok 

    ciom – nie 

    równo obgry  

    zio 

    nym, bez lakie 

    ru. Westchnę 

    ła i spoj 

    rzała na nas. Po

    po 

    liczkach spły  

     wały jej dwie duże łzy.

     – Nie 

    nawi 

    dzę go – szep 

    nę 

    ła, bio 

    rąc gło 

    śny wdech. – I tę 

    sk 

    nię za nim.

     – Wie 

    my, ko 

    chana – po 

     wie 

    działa Mimi i złapała ko 

    le 

    żankę za rękę.

    Po 

    dałam So 

    phii ser 

     wet 

    kę, któ 

    rą wy  

    tar 

    ła oczy. Po 

    patrzy  

    ła na swo 

    ją blu 

    zę – po 

    mię 

    tą i po 

    plamio 

    ną. – Chy 

     

    ba śmier 

    dzę – zauważy  

    ła, krzy  

     wiąc się.

     – Wie 

    my, ko 

    chana – po 

     wtó 

    rzy  

    ła Mimi, co wy  

     wo 

    łało pierwszy od ty  

    go 

    d